FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Lemoniada [Z](wyniki) Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Pon 10:23, 23 Sie 2010 Powrót do góry

Image

Jak w temacie, ten wątek służy wklejaniu miniaturek na konkurs (już od dziś), a po moim poście również ocenie.

Do oceny zrobię formularz, ponieważ nasze wybory będzie trzeba króciutko uzasadnić.

Przypominam o terminie: na miniatury czekamy do:

6 września 2010, godzina 23:59



Zapomniałam dodać. Nie można edytować swoich postów!!!
Ponieważ istnieje prawdopodobieństwo, że poprawiacie w editach błędy, dlatego proszę wklejać wersję ostateczną!


Prawdziwa wstawiła tekst, zanim jaśnie Pernix się przypomniało o tej zasadzie dość oczywistej, tak więc w jej wypadku się to nie liczy. Ma 8 zmian, ostatnia z godziny: 12:39! Proszę już więcej nie zmieniać. :)


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Pernix dnia Śro 18:03, 15 Wrz 2010, w całości zmieniany 4 razy
Zobacz profil autora
Prawdziwa
Dobry wampir



Dołączył: 21 Sie 2009
Posty: 573
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 63 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ze sklepu ;p

PostWysłany: Nie 11:22, 29 Sie 2010 Powrót do góry

Dobra, będę pierwsza. To dobrze, bo po zobaczeniu innych prac pewnie bym zrezygnowała. Shocked Mój pierwszy, nieśmiały lemon:P
Opowiadanie kanoniczne
czas akcji: Zaćmienie/Przed świtem
Para: Bella/Edward


Ave gra wstępna!


Spędzanie czasu w jego domu stało się dla mnie chlebem powszednim. Z dnia na dzień czułam się tutaj coraz bardziej komfortowo. Traktowano mnie jak członka rodziny, nie jak gościa.
Wiedziałam, ze to tu przynależę. Do tej wspaniałej, jakże nietypowej rodziny. A osoba, która była mi najbliższa, siedziała tuż obok, leniwie przeglądając gazetę.
W półsiedzącej pozycji, oparta o jego bok, siedziałam już ponad godzinę. Było mi dobrze, szczególnie w momentach takich jak ten, kiedy Edward na chwilę przerywał lekturę, by odsłonić moją szyję i delikatnie całować w kark.
Mimowolnie westchnęłam. Chociaż znałam te pocałunki, chociaż czułam je na sobie każdego wieczora, wywoływały u mnie zawsze ten sam, przyjemny dreszcz.

-Skończyłeś?- zapytałam półprzytomnie, wyrwana ze snu dźwiękiem skrzypiących sprężyn kanapy, kiedy mój towarzysz postanowił zmienić pozycję tak, aby teraz siedzieć naprzeciwko mnie.
-Czytanie skończyłem już wcześniej. Wolałem popatrzeć, jak śpisz.
Skurczybyk. Wiedział, jak wywołać u mnie rumieńce.
Zaśmiał się i przejechał opuszkami palców po zaczerwienionym policzku.
-To lubię...- szepnął. I nie przestając wodzić palcami po mojej twarzy, nachylił się, żeby mnie pocałować. Na początku delikatnie ssał moja dolna wargę i od czasu do czasu badał ją także językiem. Myślałam, ze na tym się skończy, ale Edward postanowił mnie zaskoczyć. Zjechał ręką na moja talię i delikatnie, choć stanowczo, przyciągnął mnie do siebie, tak aby nasze ciała dzieliły tylko centymetry. Językiem rozwarł moje usta szerzej i, biorąc stłumiony jęk za zaproszenie, rozgościł się w nich. Jego druga ręka, dotąd dość powściągliwa, teraz masowała moje udo, to w górę, to w dół. Zmobilizowało mnie to do tego, by nie być już bierną. Objęłam go mocno za szyję, jednocześnie przyciskając się do jego klatki piersiowej. Przyjemny chłód.
Bez zastanowienie włączyłam się w szalone, gorące tango w moich ustach.
Tak bardzo żałowałam teraz, że muszę oddychać. Niesamowitą nowością było to, że to ja musiałam przerwać pocałunek. Oderwałam się od niego i odchyliłam głowę do tyłu, by dać Edwardowi łatwy dostęp do mojej szyi i dekoltu.
Łapiąc głębokie oddechy, rozkoszowałam się tym, w jaki sposób mnie dotykał, jak wędrował tymi silnymi, męskimi dłońmi po moim ciele. Nawet jeżeli dzieliło nas ubranie.
Kiedy już odetchnęłam, o ile spazmatyczne wdychanie i wydychanie powietrza może być odpoczynkiem, postanowiłam wrócić do tańca. Całkowicie zatraciłam się w tym pocałunku, kiedy nagle w mojej głowie zapaliła się czerwona lampka.
-Edward, gdzie są wszyscy? -zapytałam.
-Na polowaniu- odparł krótko, znacząc ustami ścieżkę na moim ciele. To, że jego język wędrował od mojej prawej tętnicy po zagłębienie między piersiami, sprawiało, że myślenie przychodziło mi coraz trudniej.
-A ty?- wyszeptałam na wydechu.
-Ja jestem tutaj- oderwał się ode mnie, spojrzał w oczy i zaśmiał kpiarsko.
-Nie to... uhm... Czy...-Boże, co w niego wstąpiło?- Nie powinieneś zapolować?
-Dzisiaj nie- odrzekł tajemniczo, z ustami przy moim mostku. Zimny oddech przyprawił mnie o gęsią skórkę.
Nie zorientowałam się kiedy twarz Edwarda znowu pojawiła się naprzeciw mojej. Miał tak błyszczące, pięknie bursztynowe oczy. Oddychał tak ciężko jak ja, choć wcale nie było mu to potrzebne. Szczęściarz.
Z ogromną siłą wbił się w moje usta. Naparł na mnie tak mocno, ze nie miałam szans utrzymać się w pozycji siedzącej. Szybko opadłam na plecy, wyciągając w ostatniej chwili ręce od tyłu, bo Edward i tak amortyzował ten upadek. Z cudownego letargu wybił mnie dźwięk tłuczonego szkła.
-Boże, wazon Esme!- krzyknęłam przestraszona.
Od kiedy pamiętam, zawsze będąc w salonie Cullenów, podziwiałam tę ozdobę. Stojący na małym stoliku, po prawej stronie kanapy mały wazonik zwracał na siebie uwagę, niczym największy diament świata. Ręcznie malowane wzory, bogate zdobienia...
-Nic nie szkodzi- odezwał się Edward, podpierając na rękach i patrząc na mnie z góry.
Już chciałam zaprzeczyć,ale zamilkłam, zaskoczona nagłą zmianą otoczenia. Z opóźnieniem uświadomiłam sobie, ze mój chłopak wziął mnie w objęcia i w wampirzym tempie przeniósł do swojego pokoju. Wniósł mnie na łóżko, nadal trzymając na rękach. Sam przedzierał się przez pościel na kolanach. Jakoś udało mi się wydostać z tego silnego uścisku i usiąść naprzeciwko. Byłam już tak rozpalona, że nie zważałam na nic. Uniosłam się tak, żeby dorównać mu wzrostem i zaczęłam gwałtownie całować; absolutnie bez opamiętania. Kiedy głośno jęknął w moje usta, wiedziałam, że wygrałam wojnę, którą prowadziłam od dłuższego czasu. A nawet się nie starałam. Straciłam na to nadzieję, przecież tyle razy już mi odmawiał.
Ciągle było mi mało tego fizycznego kontaktu. Cały czas miałam wrażenie, że dotyka mnie zbyt delikatnie, zbyt uważnie. Przede wszystkim za mało. Ogłupiona podnieceniem wdrapałam się na jego kolana i siadłam na nim okrakiem, ściśle otaczając nogami.
Nie wydawał się ani zły, ani zdezorientowany tym wydarzeniem, więc postanowiłam brnąć w to dalej.
Przerywając na moment pocałunek skierowałam ręce ku dołowi mojej bluzki. Jednak Edward, wyprzedzając mój tok myślenia, ściągnął ją ze mnie jednym ruchem. Przy drugim guziku własnej, ciemnej koszuli stracił cierpliwość, prawie ją z siebie zrywając. Kątem oka zauważyłam, że patrzy na moje piersi, więc bezwstydnie wypięłam się w jego stronę; on zaś, nie czekając ani chwili zaczął je pieścić wargami, kierując ręce do zapięcia stanika. Czemu ukrywał przede mną swoje roznamiętnione alter-ego?
Podczas rozpinania biustonosza oparł się barkami o moje ramiona, toteż, pod ich siłą, ponownie opadłam na plecy jak szmaciana laleczka. Hm... Może to i lepiej...
Edward powoli ułożył się nade mną, cały ciężar ciała opierając na rękach, które nota bene, potrafiły działać cuda.
Nasze usta łączyły się w szaleńczych uściskach, a w momentach kiedy ja potrzebowałam oddechu, jego wargi lądowały tuż przy moim uchu. Cicho mruczał co sprawiło, że zapragnęłam go jeszcze bardziej, niż wydawało mi się, że to możliwe. Instynktownie wypięłam biodra w jego stronę, na co zareagował drapieżnym warknięciem. Za bardzo roztargniona, by się tym przejąć, wzięłam to za dobrą monetę. Zszedł głową na wysokość mojego brzucha, obsypując skórę delikatnymi pocałunkami, które działały na mnie jak kostki lodu. Cholernie gorące kostki lodu.
Ewidentnie droczył się ze mną, kiedy przejechał językiem po moim podbrzuszu, tuż nad linią biodrówek. A ja już zwijałam się z niecierpliwości, w duszy błagając, by zerwał ze mnie spodnie, a w rzeczywistości wydając z siebie, coraz to głośniejsze jęki.
Najwidoczniej Edward, tak samo już rozpalony, zaczął krążyć rękoma po moich udach, pośladkach i biodrach, zatrzymując się co chwilę guzikach i rozporku. Nie przestając obdarowywać brzucha niebiańskimi pocałunkami, delikatnie rozpiął moje spodnie i powoli zsunął je ze mnie.
W podniecającym amoku, w jakim wydaje mi się, ze był, ściągnął też swoje; wraz z bokserkami. Cicho liczyłam na to, że uda mi się zerknąć na jego męskość, jakbym była jakąś zaciekawioną, rozchichotaną dwunastolatką, ale Edward ostrożnie, patrząc mi w oczy, nachylił się nade mną.
Na powrót stał się tym, którego znałam na co dzień. W jego oczach widziałam miłość, troskę, strach i... Prośbę? Dałam mu swoje przyzwolenie, kiedy tylko znalazłam się w jego sypialni. Właściwie sam je wziął, a ja, szczęśliwa, nie oponowałam. Wiedziałam jednak, ze on potrzebuje tej zgody teraz; w tym oto momencie.
Słowa zniszczyły by nastrój i napięcie, jakie udało nam się zbudować. Wyciągnęłam w jego kierunku dłoń i przyłożyłam do jego chłodnego policzka. Patrząc głęboko w oczy i odnajdując w nich jego duszę, z nieśmiałym i lekkim uśmiechem, przytaknęłam.
Pochylił się niżej i pocałował mnie. Powoli, namiętnie, z oddaniem. A potem z wargami przy mojej skórze i cichym mruczeniem skierował się w dół, zahaczając językiem o pępek. Niebieskie majtki, które miałam na sobie zmarszczyły się delikatnie i osunęły ciut niżej. Edward dotknął przezroczystej koronki i westchnął, niemalże z czcią. Całował teraz wewnętrzna stronę moich ud, głaszcząc lubieżnie brzuch i muskając piersi. W przypływie silnych emocji, chwyciłam go za włosy i pociągnęłam do góry. Nie posiadałam dość siły, aby podciągnąć go na wysokość mojej twarzy, ale wiedziałam, że zareaguje na ten gest.
Objęłam go mocno za szyję, tak jak wtedy, w salonie i pocałowałam, chcąc w jakiś sposób podziękować za jego pieszczoty. Powoli, ocierając się o jego sylwetkę, uniosłam nogi do góry i otoczyłam go nimi w pasie, gotowa oddać się całkowicie.
Przerwałam to namiętne tango naszych języków, aby patrzeć w jego błyszczące oczy, a on wszedł we mnie, oddając w to całą swoją delikatność i uwielbienie. Chwilo trwaj...


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Prawdziwa dnia Nie 11:39, 29 Sie 2010, w całości zmieniany 8 razy
Zobacz profil autora
niobe
Zły wampir



Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 481
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 96 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Pon 6:27, 30 Sie 2010 Powrót do góry

Przyznaję, że niecierpliwa ze mnie osóbka ^^ Przedstawiam Wam mój pierwszy ff AH, który nie dość, że jest lemonkiem to jeszcze slashem ^^ Natchnął mnie rysunek, który zobaczyłam jakiś czas temu, a konkurs był tylko pretekstem do napisania mini, która od dawna chodziła mi po głowie. Oto moja para:

[link widoczny dla zalogowanych]



Skradziona chwila


Edward Cullen miał wszystko. Przynajmniej tak sądził. Otaczała go wielka kochająca rodzina, dbało o żonę i córkę, miał pracę, którą lubił, uznanie kolegów i cieszył się wysokim statusem społecznym. Przez to żył w przekonaniu, że niczego więcej mu nie potrzeba. Uważał, iż jest szczęśliwy. Mężczyzna siedział w domowej bibliotece i z uśmiechem na ustach napawał się swoim spełnieniem. Zamknął książkę, po czym oparł się wygodniej na fotelu. Miał trzydzieści osiem lat, umiał się już pogodzić z wszystkim, co się wydarzyło w jego życiu. Z pokorą przyjmował wszystkie sukcesy oraz porażki. Mimo że córka urodziła się, gdy miał zaledwie siedemnaście lat, razem z Bellą i oczywiście przy pomocy rodziców, udało mu się ją dobrze wychować. Pogodził się już nawet z wyborem Nessie, co do męża. Jacob był o piętnaście lat od niej starszy, dodatkowo początkowo wydawał się bardziej zainteresowany Bellą. Jednak zaraz po tym jak jego ukochana zaszła w ciąże i wzięli ślub wyjechał, na prawie osiemnaście lat znikając z ich życia. Edward musiał przyznać, że wtedy odetchnął, gdyż cały czas czuł się zagrożony przez rywala. Jednak jego radość okazała się przedwczesna, bo zaraz po powrocie Blacka Nessie oznajmiła, że go kocha i chce za niego wyjść. Na nic zdały się rozmowy, błagania czy zakazy. Córka odziedziczyła upór po matce, przez co musiała postawić na swoim, a Edward chcąc nie chcąc był zmuszony do pogodzenia się z jej decyzją. Jednak przyszło mu to z ogromnym wysiłkiem. Obecnie ich życie mijało we względnym spokoju, wszyscy wydawali się szczęśliwi. Rozmyślania Edwarda przerwał odgłos otwieranych drzwi. Mężczyzna podniósł wzrok, po czym zobaczył muskularnego Indianina. Jacob zamknął za sobą cicho drzwi. Gdy się odwrócił i zobaczył rudowłosego zatrzymał się w pół kroku.
- Przepraszam, myślałem, że nikogo tu nie ma. Chciałem tylko odłożyć książki.
- W porządku – powiedział Cullen wstając. - I tak miałem już iść.
Mężczyzna przechodząc obok zięcia zerkną z ciekawością na książki, jakie czytał. Uniósł ze zdziwieniem brwi, gdy zobaczył opasłe tomiszcze z wytartym tytułem O rozpuście w dawniejszych czasach.
- Arystyp? – zapytał z ciekawością Edward zatrzymując się.
Jacob spojrzał na niego z wykrzywionym uśmiechem.
- Jedynym dobrem jest przyjemność, a jedynym złem - przykrość* trudno się nie zgodzić.
- Mam nadzieję, że nie postanowiłeś zostać hedonistą. Moja córka na pewno nie zaakceptowałaby takiej zmiany – powiedział z naganą w głosie rudowłosy.
- Jej szczęście jest moim priorytetem. Kocham ją, dlatego możesz mieć pewność, że ochronię ją przed każdym cierpieniem. Nawet, jeśli byłaby to prawda.
Edward wziął głęboki oddech i przymknął powieki, żeby się uspokoić. Jedna sekunda nieuwagi, a rzuciłby się na Blacka. Bella i Nessie pewno nie ucieszyłby się z takiego obrotu spraw. W momencie, gdy się tego najmniej spodziewał poczuł na swoich ustach, pełne wargi. Otworzył szeroko oczy zaszokowany tym, co się dzieje i zobaczył twarz Jacoba tuż przed swoją. Zanim zdążył zareagować w jakikolwiek sposób Indianin odsunął się od niego, sekundę później drzwi otworzyły się, a do pomieszczenia wpadła Nessie.
- Cześć kochanie – powiedziała całując męża w policzek. – Witaj tato.
Kobieta uśmiechnęła się do Edwarda. Rudowłosy zastygł w bezruchu i wpatrywał się w Jacoba, który był wyraźnie z siebie zadowolony.
- Coś się stało? – zapytała po chwili Renesmee marszcząc brwi.
- Nic, słońce. Zanim weszłaś dyskutowaliśmy tylko z Edziem o paru książkach.
Nessie wyszczerzyła się.
- Świetnie, a teraz chodź. Pokaże ci, co dziś kupiłam.
Oboje wyszli zostawiając Edwarda w całkowitym szoku.
Tego samego dnia wieczorem, gdy Cullen kładł się spać pierwszy raz w życiu nie zwracał uwagi na to, co mówiła Bella i tylko automatycznie potakiwał. Gdy brunetka zgasiła światło w sypialni, mężczyzna odwrócił się na bok i zaczął myśleć o Jacobie.
To, co zrobił było bezczelne, obrzydliwe oraz… Rudowłosy zamyślił się. Ze wstydem musiał przyznać, że mu się podobało. Ta adrenalina i szybko bijące serce, gdy pojawiła się Nessie. Znowu poczuł się żywy, dopiero teraz zobaczył, jaka monotonna zdawała się jego egzystencja. Jacob z kolei wyzwolił w nim uczucia, o których nie miał pojęcia. Kierowała nim żądza, chciał zrobić coś brudnego. Uczynić cokolwiek, żeby wyrwać się ze swojego poukładanego życia. Black mógł mu to ofiarować. Nie pamiętał, żeby kiedykolwiek doświadczył czegoś takiego. Zakazany owoc. Przywołał w pamięci smak ust Jacoba. Były lekko słone i nie tak miękkie jak Belli. Edward prychnął. O czym w ogóle on myślał. To niemoralne i odrażające. Pewnie Jacob znalazł nowy sposób żeby go męczyć. Nie powinien sobie nawet zawracać tym głowy. Mężczyzna obrócił się w drugą stronę i przyciągnął do siebie Bellę. Kobieta ufnie wtuliła się w jego ramię. Rudowłosy pocałował ją w czubek głowy, po czym zamknął oczy. Usypiając cały czas sobie powtarzał, że wszystko będzie dobrze i nie ma się, czym przejmować.
Kiedy obudził się następnego ranka zobaczył, że został sam w łóżku. W miejscu gdzie powinna znajdować się jego żona spostrzegł kawałek papieru. Podniósł się na rękach i szybko spojrzał na wiadomość.

Pojechałyśmy na zakupy do Seattle, będziemy z Nessie jutro późnym wieczorem. Mam nadzieję, że nie pozabijacie się z Jacobem. Kocham cię.
Bella


Edward zaklął pod nosem. To był jakiś żart. Miał wrażenie, że wszechświat wystawiał go na próbę. Nie wiedział, czym zasłużył sobie na taki los. Nie chciał nawet patrzeć na tego bezczelnego typa. Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem. On będzie mądrzejszy, wcale nie musi go oglądać - spędzi cały dzień w sypialni. W tym momencie brzuch Edward zaburczał głośno, a szeroki uśmiech na jego twarzy momentalnie opadł. Po dwóch godzinach walki z głodem dał za wygraną. Jak najciszej wyszedł z pokoju. Powoli zaczął schodzić po schodach, gdy był już na parterze rozglądnął się, jednocześnie wsłuchując się w odgłosy domu. Panowała niczym niezmącona cisza, co bardzo zadowoliło rudowłosego. Pewnym siebie krokiem wszedł do kuchni, otworzył lodówkę, po czym zaczął przyrządzać sobie śniadanie. Kiedy wszystko było już gotowe Edward wziął z blatu kuchennego talerz i wyszedł z pomieszczenia z zamiarem powrócenia do sypialni. Przechodził przez korytarz, gdy usłyszał niski głos.
- Ciekawiło mnie, gdzie się ukrywałeś przez cały dzień. - Rudowłosy obrócił się gwałtownie, przez co na sekundę stracił równowagę, żeby nie upaść wsparł się na mały stoliczku. Ten jednak przechylił się, przez co stojący na nim wazon spadł na ziemie roztrzaskując się na tysiące kawałków.
Cullen szybko padł na kolana i zaczął zbierać resztki, po sekundzie Jacob znalazł się obok niego. Jego udo dotykało nogi Edwarda. Rudowłosy zamarł na chwilę.
- Przepraszam, nie chciałem cię wystraszyć – wyszeptał Black z poczuciem winy. Rudowłosy wstrzymał oddech, gdy do jego nosa doszedł intensywny zapach mężczyzny. Mimowolnie nachylił się nieco w kierunku Indianina. Black odwrócił się w jego stronę. Ich oczy spotkały się i przez kilka sekund patrzyli na siebie w pełnej napięcia ciszy. Edward wypuścił powietrze z płuc, w jednej chwili narodziła się w nim potężna ochota, aby dotknąć ciemnego policzka. Czuł mrowienie w opuszkach palców, a serce zaczęło mu szybciej bić. Wyobraźnia cały czas podsuwała mu najróżniejsze fantazje dotyczące Jake. Niemal słyszał urywany oddech i wyobrażał sobie jak może wyglądać podczas osiągania szczytu rozkoszy. Black jakby czytając mu w myślach uśmiechnął się krzywo i zbliżył swoją twarz. Na krótką chwilę zatrzymał się minimetr przed Edwardem. Ten nie mogąc się powstrzymać rzucił się na Jacoba. Ich usta złączyły się w tej samej sekundzie, gdy oboje upadli na podłogę. Ręce Jake sunęły po plecach rudowłosego, wywołując u niego stłumione westchnienia. Cullen nie myślał. Na chwilę wymazał z pamięci swoje życie, liczyło się tylko ciało naciskające na niego, język, który łagodnie pieścił podniebienie oraz dłonie, które rozbudzały pożądanie. Jego ręce powędrowały do spodni Indianina, niemal brutalnie ściągnął je z mężczyzny. Jacob zaśmiał się w szyję kochanka. Szarpnął brzeg koszuli Cullena, materiał rozerwał się ukazując jego szeroką klatkę. Jacob poczuł jak zasycha mu w ustach, spojrzał na przymglone oczy Edwarda i z lekkim uśmiechem powrócił do pieszczot. Ustami zaczął torować sobie drogę poprzez tors kochanka do brzegu spodni. Powoli, ledwo dotykając skóry Cullena rozpiął zamek. Jeszcze wolniej zsunął z jego bioder niebieskie bokserki. Edward czuł coraz większe zniecierpliwienie, pożądanie odbierało mu możliwość trzeźwego myślenia. Chciał więcej, mocniej, szybciej. Rudowłosy wciągnął gwałtownie powietrze, gdy tylko poczuł na sobie usta Jacoba. Nigdy nie doświadczył czegoś się tak wspaniałego, zrobiłby wszystko, żeby to uczucie trwało jak najdłużej. Oddałby duszę diabłu, gdyby ten się teraz tutaj pojawił. Mężczyzna wplątał palce we włosy kochanka i wypchnął biodra do przodu. Nie czuł wstydu, ani ograniczeń. Jego oddech stawał się coraz bardziej nierówny. Mijające sekundy zbliżała go do spełnienia. Każda komórka reagowała na dotyk Jacoba, wołając o więcej. Black przerwał na chwilę i uniósł głowę, aby spojrzeć na Edwarda. Chciał zapamiętać ten widok. Cullen uniósł powieki zaskoczony gwałtownym końcem pieszczot. Nie był w stanie powiedzieć teraz żadnego zdania. Cała jego mądrość i elokwencja zniknęły w jednym momencie.
- Błagam – wychrypiał po sekundzie patrząc głęboko w oczy kochanka. Jacob poczuł ukłucie w sercu, posłał Edwardowi lekki uśmiech, jednak jego oczy pozostały smutne. W normalnych okolicznościach Cullen zacząłby się zastanawiać, co to znaczy jednak, kiedy ponownie poczuł na sobie usta Jacoba wszystkie jego myśli zsunęły się na boczny tor. W chwili, gdy osiągał rozkosz spiął wszystkie mięśnie i wyszeptał imię kochanka. Wycieńczony opadł na podłogę, po czym przymknął oczy. Jego umysł pracował w zwolnionym tempie, dlatego mechanicznie odwzajemnił pocałunek Jake’a. Indianin objął go w tali i przysunął do siebie. Cullen, gdy tylko zamknął oczy odpłynął do krainy Morfeusza. Przez chwilę słyszał jeszcze głos Jacoba, ale nie był pewny czy to była rzeczywistość czy już sen.
- Chodziło o ciebie... Zawsze chodziło o ciebie. Z twojego powodu zaprzyjaźniłem się z Bellą, chciałem się zbliżyć. Wszyscy myśleli, że ją kocham, ale była tylko pretekstem. Gdy nie udało mi się was rozdzielić odszedłem. Nie mogłem patrzeć jak wybierasz ją. Niszczyło mnie oglądanie jak układasz sobie życie… Beze mnie. Gdy wróciłem i związałem się z Nessie to, dlatego, że widzę w niej twoje cechy. Ma twoje rysy twarzy, pachnie podobnie i uśmiecha się tak samo. Kocham ją, dlatego, że jest w połowie tobą. – Indianin przerwał na chwilę, delikatnie pocałował czoło Edwarda i wyszeptał mu do ucha. – Nawet, jeśli miałbyś mnie przez to znienawidzić było warto. Choć przez chwilę pragnąłeś mnie, byłeś mój. Mogłem pokazać, że cię kocham.
Black zamilkł wpatrując się w twarz Edwarda. Zastanawiał się czy ich życie się zmieni. Czy jest jakaś szansa, że to będzie trwać? A może, gdy obudzą się następnego dnia przyznają, że popełnili błąd? Chciałby mieć odwagę powiedzieć mu o swoich uczuciach, kiedy będzie świadomy. Jednak był zbyt wielkim tchórzem.
Odetchnął ciężko. Teraz przynajmniej miał wspomnienie, którym mógł żyć. Skradzioną chwilę, którą wyrwał siłą. Nie mógł liczyć na nic więcej.


*słowa Arystypa, greckiego filozofa, który był uczniem Sokratesa, a zarazem twórca doktryny hedonizmu.


Post został pochwalony 2 razy
Zobacz profil autora
rani
Dobry wampir



Dołączył: 23 Gru 2008
Posty: 2290
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 244 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ze Smoczej Jamy

PostWysłany: Pon 18:36, 30 Sie 2010 Powrót do góry

Ekhm, ekhm. Wyszedł mi z tego harlequin, ale raz się żyje^^

Para: Bella/Jasper
Czas akcji: Dzieje się po Breaking Dawn
Miniaturka nie do końca kanoniczna, ponieważ "moje" wampiry różnią się nieco od Meyerowych. Ale zobaczycie sami Wink



Złota klatka


Forks, 2230 rok

Znowu tu byli. Po raz kolejny odwiedzała to miejsce, z którym wiązało się tyle wspomnień. I tych dobrych i tych złych. W ciągu ponad dwustu lat znaleźli się tu już piętnasty raz. Liczyła wszystkie i wszystkie w jej pamięci zlewały się w jedno.
Wymknęła się na chwilę i siedziała teraz na najwyższej gałęzi wielkiego dębu, obserwując miejsce, gdzie kiedyś był jej dom. Teraz znajdowało się tu wielkie centrum handlowe. Jednak Bella lubiła tu przychodzić. Zamykała oczy i wszystko powracało. Niemal czuła zapach jajecznicy, którą przyrządzał Charlie co niedziele. Wspominała ich pierwsze chwile, gdy tylko tu przyjechała. I te ostatnie, gdy przeżywszy bardzo długie życie, umierał ściskając ją za rękę. Nawet nie mogła wtedy zapłakać. Głaskała go tylko po pomarszczonej twarzy, dziękując w duchu Bogu, że zdążyła w ostatniej chwili.
Wtedy po raz pierwszy pomyślała, czy warto było. Warto było porzucić dotychczasowe życie i wszystko co z nim związane. Czy warto było zostać wampirem. Niepokoiło ją to, ale wkrótce zapomniała o tym, skupiając się na wspólnym życiu z Edwardem. Jednak po kilkudziesięciu latach te myśli powróciły do niej. I już nie chciały opuścić.
Wierzyła, że jej miłość do Edwarda zastąpi jej całe dotychczasowe życie. Była pewna, że nie będzie tęsknić za przyjaciółmi, czy choćby za tak drobnymi rzeczami, jak smak jabłka, które właśnie spadło z drzewa. Jakże się myliła. Z roku na rok było coraz gorzej. Z roku na rok, monotonia ich egzystencji zaczęła ciążyć jej na sercu niczym głaz.
Edward oczywiście niczego nie zauważał. Myślał, że jest szczęśliwa, a ona nie wyprowadzała go z błędu. Bo po co? Co by to zmieniło? Nie mógłby jej pomóc, nie potrafił na powrót zmienić w człowieka. Choć w duszy krzyczała, zewnętrznie była tą samą Bellą co zawsze, z przylepionym uśmiechem do twarzy. Udawała przed wszystkimi.

Był już wieczór, więc postanowiła wrócić do domu. Edward pewnie zaczął się już niepokoić. Jakby miało się jej coś tu stać – pomyślała.
Gdy znalazła się w środku, zorientowała się, że wszyscy gdzieś się wybierają. W kuchni zauważyła ją Alice i podbiegła do niej, mówiąc:
- Ach, tu jesteś. Idziemy wszyscy na polowanie.
- Nie wszyscy – odezwał się Jasper.
- Kochanie, ale...
- Powiedziałem, że nie idę – przerwał jej brutalnie. - Nie zawsze wszystko musimy robić razem, prawda?
Bella zauważyła cień smutku na pięknej twarzy Alice. Ostatnio coraz częściej tam gościł, jednak wolała się nie wtrącać w sprawy małżonków.
Poczuła nagle, że ktoś objął ją w talii. Wiedziała, że to Edward. Z wysiłkiem wydobyła na twarz uśmiech.
- Skarbie, ja też nie idę – powiedziała do niego. - Nie czuję głodu i jakoś nie mam ochoty na wyprawy.
- Coś nie tak? - zmartwił się Edward. - Jak chcesz, to też zostanę.
- Nie, nie. Wszystko jest w porządku, jedź.

Po chwili już ich nie było, a Bella odetchnęła z ulgą. To udawanie było męczące, ale nie miała innego wyjścia. Rozejrzała się dookoła, szukając czegoś, co mogło ją zająć choć na chwilkę. Nie znajdując niczego, usiadła na fotelu i zamknęła oczy.
- Przede mną niczego nie ukryjesz – usłyszała nagle.
Otworzyła oczy i ujrzała stojącego przed nią Jaspera.
- Nie wiem o czym mówisz – powiedziała cicho.
- Przecież zdajesz sobie sprawę, że wyczuwam nastroje. Nawet te ukrywane. Bello wiem, że jesteś nieszczęśliwa, wiem, że się dusisz. Możesz ze mną o tym porozmawiać.
Bella spoglądała na niego, czując narastający w niej gniew i krzyk. Złapała najbliżej stojący wazon i cisnęła nim o ścianę. Jasper wyraźnie zaskoczony, podszedł do niej bliżej. Odepchnęła go mocno od siebie.
- To moja sprawa! Rozumiesz?! - krzyknęła. - Nie masz prawa wtrącać się w moje życie! Czy w tym domu nie może być żadnych tajemnic? Nic się nie ukryje?
- Rozumiem cię – powiedział cicho Jasper.
Bella zaśmiała się smutno i powiedziała:
- Co ty możesz rozumieć? To, że z dnia na dzień czuję, jakby na mojej szyi zaciskała się pętla? Z każdym dniem coraz mocniej, jednak nigdy do końca, torturując mnie? Rozumiesz, że za każdym razem, gdy Edward wyznaje mi miłość, mam ochotę uciec jak najdalej od niego? Jasper, nic nie rozumiesz, tak jak wszyscy.
- Bello przeżywałam dokładnie to samo od kilkuset lat. Znudzenie, monotonnie i bezsens mojego życia. Rozumiem doskonale co czujesz. Ale nic nie możemy na to poradzić.
Bella była zszokowana tym, co usłyszała. W głowie wszystko zaczynało jej się układać w całość. Nieustanne kłótnie jego i Alice, smutek na jej twarzy. Jasper nie potrafił ukrywać tego, tak jak ona. A może nie chciał.
Nagle poczuła, że dłużej tego nie zniesie. Zerwała się z miejsca i ruszyła do drzwi frontowych. Jasper w oka mgnieniu stanął przed nią, tarasując jej przejście.
- Gdzie się wybierasz?
- Odchodzę! - krzyknęła Bella. - Nie wytrzymam w tym domu ani minuty dłużej.
- Nigdzie nie pójdziesz Bello. Co ty sobie myślisz? Masz męża i córka, zostawisz ich tak?
- Nessie ma Jacoba, a Edward sobie poradzi. Puść mnie! - próbowała wyrwać się z jego uścisku.
- Bello uspokój się! - krzyknął, ciągnąc ja w głąb domu.
Oboje dyszeli ciężko ze zdenerwowania, choć oddychać przecież nie musieli. Zaprowadził ją do kuchni i posadził na stołku. Bella zerwała się od razu i walnęła go z całej siły w twarz. Jasper zataczając się, złapał się lodówki, po czym zamachnął się i uderzył ją tak samo.
Patrzyli się na siebie z furią w oczach. Po chwili znowu zerwała się do ucieczki, jednak złapał ją i posadził na blacie kuchennym. Bella ponownie zamachnęła się ręką, jednak Jasper zdążył ją unieruchomić.
Patrzyli sobie w oczy dobrą chwilę, po czym wzrok Jaspera powędrował na jej wargi. Bella mimowolnie zagryzła je, a jad napłynął jej do ust. Nie wiedziała, co się z nią dzieje, ale poczuła nagły przypływ pożądania. Z Edwardem nie robiła tego od dawna, po prostu nie mogła, a on oczywiście nie naciskał.
Próbując się pozbierać, zamknęła na chwilę oczy i po chwili chciała zeskoczyć na podłogę. Jednak nagle Jasper złapał ją za szyje i przywarł brutalnie wargami do jej ust. To było tak nieoczekiwane i zaskakujące, że w pierwszej chwili nie wiedziała jak zareagować. Jednak po sekundzie złapała go mocno za włosy i ścisnęła, niemal boleśnie. Jęknął jej w usta i złapał za udo, przywierając do niej jeszcze mocniej. Bella poruszyła się pod nim, czując rozkoszne tarcie. Przez chwilę poruszali się w jednym rytmie, cicho jęcząc sobie w usta. Zanurzył dłonie w jej włosach. Zauważył, że zamknęła oczy, usłyszał głęboki jęk wydobywający się z jej gardła.
Wsunął język w jej usta, poruszając nim w przód i w tył. Złapał ją i zdjął z blatu, cały czas namiętnie całując. Po drodze Bella rozpięła i zdjęła mu koszule, owinięta nogami w okół niego. Oparł ją o ścianę i zaczął całować w szyję, wgryzając się w nią. Jęknęła głośno, a krew spłynęła z jej szyj w dół ciała. Położył dłonie na jej piersiach. Krzyknęła, wijąc się, podniecona jego dotykiem. Przywarł z powrotem ustami do jej warg, a ona poczuła rozkoszny smak własnej krwi. Niespodziewanie puścił ją i podszedł do blatu, na którym stał szampan w małym wiaderku. Zapewne przygotowanym przez Jacoba. Wrócił z powrotem do niej i nagle poczuła coś zimnego między piersiami. Spojrzała w dół i zobaczyła, jak Jasper wodzi kostkami lodu po jej skórze. Westchnęła i przyglądała się jak idzie w górę do szyj, bardzo powoli, a mokry ślad znaczy ścieżkę na jej ciele. Gdy dotarł do celu, zaczął sunąć z powrotem do piersi, aż z kostki lodu nie zostało nic. Spojrzał na jej mokry dekolt i rozchylił go, uwalniając jej nabrzmiałe piersi. Zaczął je masować i ugniatać, a Bella jak zaczarowana przyglądała się temu, jęcząc głośno. Pochylił się i wziął w usta jeden sutek, zagryzając go mocno. Bella położyła rękę na jego głowie i przyciskała go do swych piersi. Ssał i gryzł najpierw jedną, potem drugą. Bella nie mogąc się już opanować, ocierała się o niego gwałtownie, czując przez jego spodnie twardy penis. Nagle złapał ja za spódnicę, po czym podwinął do góry. Jego oczom ukazały się niebieskie, koronkowe figi , które zerwał z niej jednym ruchem. Znowu zaczął ją całować, jednocześnie wsuwając w jej usta język i palce, tam gdzie najbardziej pragnęła. Zaskomlała od nadmiaru doznań i niecierpliwe zaczęła mu rozpinać spodnie. Gdy uporała się już z zamkiem, zsunęła je z niego i spojrzała na jego członka. Jasper nie mógł już czekać. Złapał ją za pośladki i wszedł w nią mocno i gwałtownie. Sapnęła czując go w środku, po czym oplotła go mocniej nogami.
Jasper przesunął dłońmi wzdłuż wewnętrznej strony jej ramion i odgarnął splątane włosy z czoła i policzków, po czym ponownie przywarł rękami do jej piersi i zaczął je mocno ugniatać, palcami szarpiąc i wykręcając sutki. Bella trzymała ręce na jego plecach i przyciągała go do siebie, a on poruszał się coraz szybciej i gwałtowniej. Objęła go mocno i próbując tłumić krzyki wgryzła się w jego szyję, a krew potoczyła się po jego klatce piersiowej. Bella zlizała ją i złapała go mocno za kark, przyciągając do swoich ust. Złączyli się w brutalnym, namiętnym pocałunku. Kąsali się nawzajem, aż Bella poczuła krew na wardze, która Jasper po chwili zlizał. Wbijała mu paznokcie w plecy. Czuła, jak od ściany odpada tynk i sypie się im na głowę. Wiedziała, że jest już blisko. Każde potężne pchnięcie zdawało się unosić ją wyżej i wyżej, aż w końcu poczuła jak nagle opada. Ledwie odzyskała zdolność widzenia, poczuła, że zaczęły się jego skurcze. Zauważyła, że wygina plecy i napina mięśnie, a jego twarz ściąga się jakby dręczona bólem. Wykonał ostatnie gwałtowne pchnięcie, po czym krzyknął głośno i puścił ją. Stali przez chwilę oparci o siebie czołami, próbując dojść do siebie.

Nagły przypływ pożądania zniknął, jakby go nigdy nie było, a Bella uświadomiła sobie, co właśnie zrobiła. Zdradziła swojego męża. Zdradziła Edwarda z Japerem. Spojrzała na swego szwagra, który też wydawał się zszokowany tym, co zrobili. Przyłożyła dłoń do ust i spojrzała na siebie. Na pomiętą spódnicę i bluzkę rozerwaną w jednym miejscu. Nie mogąc spojrzeć mu w oczy, podbiegła do okna i wyskoczyła przez nie. Nie próbował jej powstrzymać. Zauważyła tylko kątem oka, jak osuwa się na podłogę, chowając twarz w dłoniach.
Biegła przed siebie, mijając las i rezerwat. Nie obchodziło jej, że nie miała do niego wstępu. Mijała wszystko, co było jej znane, nie zwracając nawet na to uwagi. Uciekała jak najdalej. Przed sobą i przed tym, co zrobiła. Wiedziała, że już nigdy nie wróci do Cullenów i zrobi wszystko, by Edward jej nie odnalazł. Ukryje się przed nim, choćby w piekle. Czuła się jednak tak, jakby już się w nim znalazła...


Post został pochwalony 2 razy
Zobacz profil autora
Susan
Administrator



Dołączył: 08 Sty 2009
Posty: 5872
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 732 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 20:42, 30 Sie 2010 Powrót do góry

A ja nic nie powiem Mr. Green



Gorset


Ja, Isabella Swan, biorę sobie ciebie za męża i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że cię nie opuszczę aż do śmierci.


Zadowolona, że wesele nareszcie dobiegło końca, Bella wkroczyła do dużej sypialni piętrowego domku, usytuowanego nad morzem. Włączyła światło i wyregulowała jego intensywność, by stworzyć intymny nastrój. Rozejrzała się wkoło i uśmiechnęła na widok ogromnego łóżka z miękkimi poduszkami. Świadkowie żartowali, że para młoda spędzi w nim co najmniej trzy najbliższe dni. Wspomnieli też o magicznej szafce, która miała im dostarczyć rozrywki, gdyby wyobraźnia ich zawiodła. Dziewczyna z przerażeniem połączonym z ciekawością, podeszła do niej i uklęknęła, przeklinając pod nosem niewygodną suknię. Cieszyła się, że wcześniej zdążyła pozbyć się równie okropnych pod tym względem butów. Drżącą ręką uchyliła drzwiczki i zajrzała ostrożnie do środka, zupełnie jakby obawiała się, że zaraz zaatakuje ją jakieś dzikie zwierzę. I faktycznie, ujrzała tam coś włochatego. Wciągnęła głośno powietrze do płuc, a po chwili jeszcze głośniej je wypuściła, gdy zdała sobie sprawę z tego, że to kajdanki z futerkiem. O dziwo, nie różowym, a niebieskim. Zaraz obok stały dwie tubki z zapachowymi nawilżaczami, olejkiem do masaży, apaszka, korale, duży zapas prezerwatyw, długie, białe piórko oraz coś, co widziała jedynie na filmach. Długi, srebrny przyrząd, przypominający kształtem męskiego penisa. Nie, tego na pewno nie miała zamiaru używać. Przed zatrzaśnięciem drzwiczek, zauważyła małą kartkę obok tych wszystkich rzeczy, więc chwyciła ją i przeczytała.

Bawcie się dobrze, kochani! Korzystajcie śmiało!

Odłożyła papier, wyprostowała się i podeszła do okna. Jej nowoupieczonego męża nie było już przy samochodzie, co oznaczało, że zaraz tu będzie. Wygładziła materiał swojej sukienki, składającej się z gorsetu oraz poszerzanego dołu i oparła się o parapet. Moment później usłyszała skrzypienie schodów i do pokoju wszedł jej ukochany z torbą podróżną w ręce i marynarką przewieszoną przez ramię. Omiótł wzrokiem wnętrze, począwszy od łóżka, przez szafki, komodę i dywan, skończywszy na obrazie, wiszącym niedaleko okna. Spojrzał na Bellę i z uśmiechem rzekł:
- Daj mi minutkę.
Odłożył rzeczy, po czym zniknął za drzwiami łazienki. Dziewczyna szybko wyciągnęła z torby płytę CD, którą nagrała tydzień wcześniej. Włożyła ją do odtwarzacza, stojącego na komodzie i go uruchomiła. Rozpromieniła się, słysząc pierwsze dźwięki piosenki, przy której po raz pierwszy ją pocałował. Pamiętała to jak dziś. Przygotowywała obiad dla Charliego, który lada chwila miał wrócić z pracy. Nuciła pod nosem tę melodię z radia, pomagając lub szkodząc wokaliście, gdy on nagle się podniósł i po prostu ją pocałował. Tak mocno na nią natarł, że nadziała się dolną częścią pleców na kant blatu kuchennego. Siniak po tym powstały znikał bardzo długo. Na szczęście dzięki temu, miała teraz co wspominać.
- O kim tak myślisz, że się tak uśmiechasz?
Zaskoczona niespodziewanym pojawieniem się ukochanego tuż za swoimi plecami, odwróciła się gwałtownie i niechcący popchnęła wazon, stojący obok odtwarzacza. Ten zakołysał się, po czym spadł na ziemię, rozbijając się na kilkanaście kawałków. Młoda para spojrzała na siebie i w tym samym momencie oboje wybuchnęli śmiechem. Jednak to on pozytywnie skomentował ten wypadek.
- To na szczęście.
- Sądziłam, że na szczęście rzuca się za siebie kieliszkami podczas wesela – rzekła.
- Czepiasz się, naprawdę.
Bella zaczęła się schylać, by posprzątać, gdy chwycił jej nadgarstki i przyciągnął do siebie. Przylgnęła do niego z nieukrywaną przyjemnością. Podczas ślubu i późniejszej zabawy marzyła tylko o tym, by znaleźć się z nim sam na sam. Ułożył sobie jej delikatne dłonie na torsie, po czym spytał:
- Chyba możemy się tym zająć dopiero jutro. Prawda, pani Black?
Dziewczyna uśmiechnęła się na dźwięk tych słów. Pani Black. Nazywał ją tak już tego dnia tyle razu, a nadal ją cieszyły, jakby słyszała je po raz pierwszy. Uniosła się na palcach i pocałowała Jacoba, przyciskając się do jego ciała jeszcze mocniej. Nawet przez ubrania czuła, jaki jest gorący. Tak bardzo, że zapewne gdyby przyłożyć do jego ciała kostki lodu, od razu by stopniały. Jej samej często wydawało się, że z nią stanie się to samo. Tak na nią działał. Gdy znajdował się blisko, nogi zdawały się robić jak z waty, przez każdą komórkę organizmu przechodziły dziwne prądy, a mrowienie w dole brzucha stawało się wręcz nie do wytrzymania. A teraz, gdy lekko się od niego odsunęła i ujrzała w jego oczach nieskończone pokłady miłości, dumę i pożądanie większym niż kiedykolwiek, wszystko to się wzmogło. Długo czekali na tę noc. Pierwszą, gdy nie musieli przejmować się nikim poza sobą nawzajem. Pierwszą, gdy nie musieli się martwić, że zaraz ktoś wparuje bez pukania do pokoju i przyłapie na gorącym uczynku. A było to przecież prawdopodobne, gdy ktoś co chwila przewija się przez dom. Jak nie Billy czy Charlie, to chłopaki ze sfory, którzy nie mieli nawet krzty wyczucia. Teraz znajdowali się w tym miejscu całkiem sami i ani trochę nie dziwili się parom, które tak oczekują tego momentu. Pomimo tego, że wcześniej już uprawiali seks, marzyli o tej nocy.
Odeszła od Jake’a w stronę łóżka, po drodze wyjmując z włosów przytrzymujące je spinki. Kasztanowe loki opadły na odkryte ramiona, lekko je łaskocząc. Sięgnęła do tyłu, by rozwiązać gorset, ale znów poczuła jak ukochany chwyta ją za ręce i szepcze wprost do ucha:
- Nie odmówisz mi chyba tej przyjemności?
Pokiwała przecząco głową i cofnęła dłonie. Jake stojąc nadal za nią, zgarnął kosmyki jej lśniących włosów na jedną stronę i zaczął delikatnie muskać opuszkami palców jej szyję i ramiona, obserwując jak pojawia się na nich gęsia skórka. Złożył pocałunek za uchem, potem rozchylonymi wargami przejechał po karku, muskając go też językiem. Oddech Belli przyspieszył, co zachęciło go do dalszych poczynań. Odsunął się nieznacznie, chcąc zabrać za rozebranie ukochanej, gdy jego przerażony wzrok spoczął na gorsecie, a dokładniej na jego wiązaniach. Nigdy wcześniej nie miał z czymś takim do czynienia. Zamki błyskawiczne, guziki i zatrzaski nie miału przed nim tajemnic, ale to? Plątanina sznurków, gumek, czy innego cholerstwa, która mogłaby grać podobną co pas cnoty rolę? Wpatrywał się w to i nie wiedział, z której strony się za to zabrać. Zimny pot oblał mu plecy, więc szybko rozpiął koszulę i zrzucił ją na ziemię. Gdy Bella zaczęła się niecierpliwie poruszać, chwycił za wiązania i rozpoczął z nimi zażartą walkę. Po paru minutach dziewczyna zorientowała się, o co chodzi i zachichotała pod nosem, na co Jake warknął poirytowany.
- Jak chciałaś to sama rozwiązać? – zapytał, wycierając wilgotne czoło.
- To była z mojej strony prowokacja – zaśmiała się. – Chciałeś przyjemności, to ją masz.
- Nie prowokuj mnie, bo w łazience są nożyczki, a jak się wkurzę, to rozetnę tę suknię!
- Nawet o tym nie myśl! – westchnęła. – Wystarczy spokojnie poluzować każde wiązanie, a potem pociągnąć całość ku górze.
Jacob zrobił tak, jak go poinstruowała. Mówiła prawdę. Gorset był coraz luźniejszy, a jego humor z każdą sekundą się poprawiał. Nie przeszkadzały mu nawet śmiechy Belli. Doszedł do wniosku, że jeszcze się jej za to odpłaci, a wtedy nie będzie zmiłuj. Gdy nareszcie górna część sukienki była gotowa do zdjęcia, jego żona ucichła i uniosła ręce, by mógł ją oswobodzić z tej białej pułapki. Tak też zrobił. Przeciągnął ubranie przez ramiona, głowę i resztę ciała żony, po czym sam prawie zgubił się w falach koronki i materiału, gdy znalazły się w jego rękach. Szybko odłożył suknię na fotel, stojący nieopodal, a gdy znów spojrzał na ukochaną, od razu poczuł intensywnie wzbierające się w nim podniecenie. Bella nie miała na sobie nic poza niebieskimi bokserkami, które idealnie przylegał do jej bioder i pupy. Doskonale wiedziała, że najbardziej lubi u niej ten typ majtek, dlatego wybrała je nawet na ślub. Odwróciła się przodem i zaprezentowała niewielkie, lecz kształtne i jędrne piersi, które doskonale mieściły się w jego dłoniach. Jasnoczerwone sutki stały na baczność, zdając się go przywoływać. Dziewczyna opadła na łóżko, spoglądając z zadziornym uśmiechem na wybrzuszenie w spodniach Jake’a. Zagryzła wargę, zgarnęła wszystkie włosy na plecy i wygięła się w lekki łuk. Nie spuszczając z niej wzroku, zdjął buty oraz spodnie i dołączył do żony, Przyciągnął ją do siebie i zaczął obsypywać pocałunkami po całej szyi, obojczykach i mostku, zostawiając ledwo widoczny, mokry ślad. Bella odchyliła się do tyłu, by dać mu więcej swobody, więc przesunął palcami po jej bokach, które z tego co zdążył się nauczyć, były bardzo wrażliwe. Zadrżała, więc nachylił się, by posmakować jej piersi. Wodził po nich językiem, drażniąc ich zakończenia. Bella oddychała coraz głośniej i szybciej. Uwielbiał ten dźwięk. Była dla niego niczym muzyka. Przygryzł delikatnie jeden z nabrzmiałych sutków, gładząc ją po plecach. Stęknęła przeciągle, po czym popchnęła go lekko, by opadł na łóżko, a sama usiadła na nim okrakiem. Przylgnęła do jego umięśnionego ciała, całując go mocno i łapczywie w usta. Zamknął ją w uścisku silnych ramion, napawając się tym, jak Bella mniej czy bardziej świadomie porusza się, ocierając sutkami o jego klatkę piersiową, a rozpalonym łonem o jego podbrzusze. Najchętniej zdarłby ostatnie dzielące ich kawałki materiału i posiadł ją w tym momencie. Wiedział jednak, że nie może tego uczynić. Chciał by zapamiętali dobrze tę noc i że była ona dla Belli najprzyjemniejszą z dotychczasowych. Pragnął, by wręcz kipiała z rozkoszy. W tej chwili z jego warg przeniosła się na szczękę, szyję, klatkę piersiową i brzuch. Badała palcami i ustami każdy mięsień, każdy fragment skóry o cudownym, oliwkowym odcieniu, drapała go paznokciami, niczym kotka szykująca swoje legowisko. Wtem poczuł, jak dziewczyna chwyta za krawędź jego bokserek i zsuwa je z pośladków, a potem całkowicie zdejmuje. Odruchowo przymknął oczy, gdy dotknęła dłonią jego stojącego członka. Zaczęła przesuwać nią delikatnie w górę i w dół, na co Jake nie mógł powstrzymać krótkiego jęknięcia. Obserwowała jak jego pierś unosi się coraz szybkiej, a on ostatkiem silnej woli stara się nie unieść bioder. Przestała pieścić go ręką, ale za to polizała końcówkę jego penisa, po chwili biorąc do całego do ust, ssąc i przejeżdżając po nim językiem. Jacob powoli przestawał tracić kontakt ze światem, skupiając się na dotyku Belli, jej ciepłym oddechu i zwinnym języku, ale musiał to przerwać, bo obiecał sobie, że będzie inaczej. Podniósł się i delikatnie przewrócił ukochaną na plecy. Jej lśniące włosy rozsypały się na poduszkach. Pochylił się nad jej twarzą i popatrzył w zamglone oczy, po czym ją pocałował. Smakowała szampanem, owocami i nim. Podnieciło go to jeszcze bardziej. Dotykał całego jej ciała, nie odrywając ust od Belli. Czuł, jak wije się pod nim w ekstatycznym tańcu. Na samą myśl o tym, co będzie robić, gdy się połączą, robiło mu się jeszcze goręcej. Zostawił wygłodniałe wargi żony i zaczął schodzić w dół, tworząc językiem ścieżkę na jej ciele. Kochał jej miękką, bladą skórę, pachnącą kwiatami i truskawkami. Badał każdy fragment szyi, piersi, brzucha i nóg, począwszy od stóp, przez łydki i kolana, skończywszy na wrażliwych udach. Wtedy Bella uniosła biodra, na co Jake uśmiechnął się pod nosem i tak jak sugerowała, pozbawił ją ostatniej części ubrania. Położyła pupę z powrotem na łóżku i przymknęła powieki, czekając na dalsze poczynania Blacka. Ten rozchylił trochę jej nogi, by mieć lepszy dostęp do najczulszego miejsca. Niewielki paseczek włosów na wzgórku kontrastował z mlecznobiałą karnacją. Łechtaczka nabrzmiała z podniecenie i tak zapragnął ją polizać, że nie mógł się powstrzymać. Przylgnął do niej ustami i zaczął bawić się nią koniuszkiem języka. Bella znów uniosła biodra, tym razem najprawdopodobniej bezwiednie. Zachęcony jej zachowaniem, dotknął palcami jej ciepłego łona, by po chwili wsunąć w nią palec. Najpierw jeden, potem drugi. Poszło bez problemu, gdyż była już naprawdę mocno podniecona i wypływały z niej słodkie soki, które z chęcią zlizywał. Wkładał i wyjmował palce, raz wolno, raz szybko, a ona wiła się, niczym w transie, postękując coraz głośniej. On tak bardzo jej pożądał, że aż go bolało. Pragnął znaleźć się w jej ciepłym wnętrzu, poczuć ją jak najbliżej i jak najmocniej.
- Jake – szepnęła.
Przeniósł na nią wzrok. Spoglądała na niego w sposób, który doskonale znał. Wyciągnął z niej palce i przesunął się w górę. Ułożył się między jej nogami i podparł na rękach, by za bardzo na nią nie napierać. Objęła go i wczepiła palce w jego włosy. Pocałował ją, nakierowując w tym samym czasie członka w odpowiednie miejsce i wszedł w nią. Jęknęła mu w usta, ale on nie przestawał jej całować. Wsuwał się powoli, aż w końcu napotkał opór. Zatrzymał się i poczekał, aż ukochana oplecie go nogami i pogłębi tym samym penetrację. Tak też zrobiła. Chwycił jej dłonie i splótł ich palce. Zaczął się poruszać, czując jak mięśnie Belli zaciskają się na jego penisie. Uwielbiał to. Dreszcz przeszedł przez całe jego ciało, począwszy od stóp, przez plecy, zakończywszy na głowie. Zamknął oczy, odrywając się od ust Belli i wtulając twarz w jej włosy. Słyszał jej pojękiwania i szybki oddech.
Dziewczyna ściskała jego dłonie, unosząc co chwila biodra i chłonąć swojego ukochanego wszystkimi zmysłami. Wdychała jego piżmowy zapach, ciepły oddech, rozkosz jaką jej dawał, bliskość o jakiej marzyła.
Jacob przyspieszył, dając im obojgu jeszcze więcej przyjemności, od której myślała, że lada moment wybuchnie. Zawsze było jej z nim przyjemnie, ale nigdy tak jak teraz. Nie wiedziała, czy to świadomość tego, że są małżeństwem, tego, że nikt im nie przeszkodzi, czy wszystkiego naraz, ale wiedziała, że niedługo osiągnie spełnienie. Czuła, że Jacob również długo się nie powstrzyma, więc wyrzuciła ze swojego umysłu wszystkie myśli i skupiła się na ruchach ukochanego, które stawały się coraz silniejsze i szybsze. Całował jej szyję, ssał skórę, lizał po uchu, a gdy poczuł, że jego ukochana coraz intensywniej zaciska mięśnie, więc przeniósł się do jej ust i wpił się w nie z niezwykłą intensywnością.
Już po chwili usłyszał, jak Bella wciąga głośno powietrze do płuc, powstrzymuje je na dłuższy moment, po czym rozluźnia się i dyszy wprost w jego wargi. Prężyła się pod nim, wyginając we wszystkie strony, a on postanowił teraz do końca zadbać o swoją przyjemność. Wchodził w nią coraz agresywniej, czując jak robi się coraz bardziej przyjemnie, tak że aż nie wytrzymywał, nie panował już nad tym, co robi i w jaki sposób. Parę pchnięć później jęknął i obdarował Bellę sporą dawką spermy, która wylała się z niego z dużym natężeniem. Nie zszedł z niej jednak, tylko opadł na nią, dysząc ciężko. Przytuliła go i pocałowała w policzek, dając mu chwilę wytchnienia.
- Kocham cię, Jake – szepnęła.
Popatrzył na nią i uśmiechnął się na widok jej zarumienionych policzków i spuchniętych warg. Wbijała w niego pełne miłości oczy i wtedy do końca coś do niego dotarło. Coś, co powinien wiedzieć już dawno, lecz dopiero teraz był tego pewien.
Isabella Black była tylko jego i tak pozostanie na zawsze.


Post został pochwalony 4 razy
Zobacz profil autora
thingrodiel
Dobry wampir



Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 1088
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 148 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka

PostWysłany: Pon 21:50, 30 Sie 2010 Powrót do góry

Proporcje lemonowe w poniższym tekście są takie jak w makaronie dwujajecznym - dwa jajka na tonę mąki.
Ale nie przepraszam, bo i tak mam przerąbane.


----

SZUKAJĄC PODNIETY DOSKONAŁEJ


Moja droga. Chciałbym zauważyć, że stanowczo przesadzasz. Zauważ, że jesteśmy ze sobą już naprawdę długo. Gdy się ma ledwie sto lat, to jeszcze jakoś można poszaleć, mam nadzieję, że to rozumiesz. Ale w pewnym wieku wampira zaczynają interesować inne rzeczy.

(Proszę, przestań.)

Sulpicio! Uspokój się! Na litość wszystkich bóstw, którym składaliśmy ofiary, ileż można oddawać się żądzy? Sto, dwieście, trzysta lat... ale trzy tysiące? Że też ci się ciągle chce! Bądźmy przez chwilę poważni. To jest nudne. Nie zamierzam się oddawać tej pospolitej rozrywce. Nie, nie boli mnie głowa. No wiesz? Po tylu latach powinnaś wiedzieć, że my, wampiry, nie miewamy migren. A już szczególnie męskie wampiry. Cóż oznacza ten uśmieszek na twych boskich wargach? Znowu pozowałaś Da Vinciemu? A tak, przecież on już nie żyje... Zapomniałem...

(Pięknie! I kto mi to teraz zaszyje?)

Przypomnij mi, wypiłem Da Vinciego? To wielka szkoda, ładnie pachniał... jak na niego. Nie czepiam się, po prostu uważam, że terpentyna nieco psuje nastrój. Nastrój do malowania! O co ty mnie posądzasz, kobieto! No dobrze, dobrze, przyznaję, że kilka razy mi się zdarzyło to i owo, ale nie ukrywajmy, że ty też szukałaś urozmaicenia... Mam ci przypomnieć tamtą rudowłosą lisiczkę w piętnastym wieku? Miała wszędzie piegi, nawet na pośladkach i między nogami, to fascynujące. Jak to skąd wiem? Przypominam ci, że przyłapałem was obie in flagranti. A, nie, przyłapałem cię dwa wieki wcześniej, z inną rudą... w jej kuchni, na blacie.... Ona nie miała piegów na pośladkach?

(Przy okazji - co twój palec robi między moimi? Powiedziałem, że nic z tego.)

Jesteś rozkoszna, kiedy się tak przy czymś upierasz. Jestem przekonany, że tamta miała piegi na pośladkach, a także na piersiach. Zbiegały się delikatnymi kropkami ku szczytom, ale wokół sutków była tylko jasna skóra. Zadziwiające, jak to się czasem nieśmiertelnemu niektóre rzeczy mylą. Nie, ciebie nie pomyliłbym z nikim innym. Doprawdy, Sulpicio, zadziwiasz mnie. Wciąż pozostaję urzeczony jasnością twych włosów, nie musisz być zazdrosna o tamto... to nic takiego. Ot, chwila zapomnienia. Moment naprawdę szorskiej rozkoszy. Zjadłem ją zresztą po fakcie. I tak się już do niczego nie nadawała.

(Sulpicio, mówię do ciebie. A kiedy mówię, nie mogę mieć ust zajętych twoim językiem, to utrudnia sprawę.)

Choć przyznam, że była niezła. Słodkie usta, buzia aniołka, pełne piersi... kiedy krew spływała z jej gardła piłem spomiędzy nich. Żałuj, że cię przy tym nie było. Nie udawaj zazdrosnej, dobrze wiem, że też chętnie byś się napiła.

(Zostaw moje spodnie w spokoju.)

A nie chciałabyś sobie kogoś wziąć na chwilę? Poobserwowałbym. To naprawdę podniecające. I tego chyba jeszcze nigdy nie zrobiliśmy. Sulpicio, powiedz mi, dlaczego dotąd nie wpadliśmy na taki pomysł?
Nie, Demetri odpada. Akurat z Demetrim bym cię nie chciał oglądać. Marek? Proszę, dlaczego chcesz mnie katować? Marek, zanim zabrałby się do roboty, wyrecytowałby pewnie jakąś sonatę ku czci Didyme. Nawet umrzeć bym z nudów nie mógł. W końcu jestem nieśmiertelny.
Kajusz? To ciekawszy koncept. Wiedziałaś, że jest sadystą? Trzyma pejcz w szafce i myśli, że o tym nie wiem. No naprawdę, ja miałbym czegoś nie wiedzieć? Ubiczował tym Athenodorę. Nie wiem po co, przecież nie czujemy bólu, ale może sprawiało mu to jakąś inną satysfakcję.
Wiesz, że ją jeszcze związał? Nawet się z tym nie krył. Hmm, a gdybyśmy tak... Ale to nie dzisiaj, naprawdę, może za kilkaset lat wróci mi nastrój na takie zabawy. W chwili obecnej obezwładnia mnie coś znacznie innego. Wiesz, władza jest niczym pożądanie... tylko bardziej upaja. Choć zapewne upajałaby mnie bardziej, gdybyśmy sprzątnęli Cullenów. Może poza Carlislem, wciąż mam nadzieję, że jeszcze kiedyś... porozmawiamy...

(Sulpicio, natychmiast przestań mi tak robić!)

Nigdy bym nie pomyślał, że jesteś zdolna do takich brewerii. Czuję się zażenowany moją obecną sytuacją. Przecież wiesz, że mężczyzna może stać całkiem nagi, ale w podartej koszuli i bez spodni czuje się upokorzony. Nie mogę ruszyć nogą, Sulpicio! To bardzo krępujące!
Naprawdę nie wiem, co cię tak bawi, mówię poważnie. To krępu... Ach, ty i te twoje małe żarciki! Uwielbiam, kiedy z twych ust wydobywa się ten lekki śmiech. Czuję wtedy dreszcz, naprawdę...

(Auć! No dobrze, żartowałem, wcale nie uderzyłem głową w ramę!)

Wygląda na to, że się nie wywinę.

(O nie, moja droga! Żadnych kajdanek! Ostatnim razem z kajdankami zwaliłaś włoski wazon z czternastego wieku! To kosztuje!)

Wiesz, kiedy twoje usta tak suną po moim ciele, przypominają mi się czasy, gdy byliśmy jeszcze młodzi. I ludzcy. Byłaś zaiste rozwiązłą kobietą, chciałem cię... uch... oswoić jak dzikie zwierzę. Chyba mi się to nigdy nie udało. Trzy tysiące lat i... aaaa...

(Przynieś mi ręcznik, proszę.)

Nie żebym sam był jakoś szczególnie moralny. Nie mogę do dziś roztrząsnąć, kto tu kogo uwiódł. Wolałbym myśleć, że ja ciebie. Choć przyznaję, że ożeniłem się z cwaną kobietą. Bardzo, bardzo cwaną kobietą. Jesteś wcieleniem... uuuuaa... zła, Sulpicio, wielbię cię właśnie taką.

(Jeszcze jeden ręcznik, moja droga!)

Dobrze. A zatem nie miałem ochoty na wykonywanie takich czynności, a jednak osiągnęłaś sukces. Powinnaś zostać za to surowo ukarana. Jesteśmy w sali tronowej. Wiesz, co by się działo, gdyby ktoś tu wszedł? Nie, nie odpowiadaj. Ani słowa o Kajuszu!
Masz naprawdę brudne myśli, czy wiesz?

(A teraz się nie wyrywaj.)

Inna sprawa, że jak tak sobie słucham czasem twoich myśli, nachodzą mnie dziwne pomysły. I do dziś zastanawia mnie, dlaczego najlepszym przekaźnikiem są ręce. Gdy twoje usta mnie dotykają, nie słyszę aż tak wyraźnie, co sobie myślisz i co ci chodziło po głowie pięć minut temu... wieki temu... lecz gdy tylko dotkniesz mnie rękoma, od razu wiem, że...
Bicz ma Kajusz, już ci mówiłem. I nie widzę sensu w takiej pospolitej rozrywce.

(Leż spokojnie. Ukarzę cię inaczej.)

Tak sobie myślę... kiedyś dotknąłem ręki syna Carlisle'a, wiesz? I nie usłyszałem żadnej nieprzyzwoitej myśli na temat dziewczyny, która stała obok. A był w niej taki zakochany! Jest coś w tej jego niewinności, że aż chciałbym ją zszargać. Jest taki... święty. Idealny materiał do plugawienia, zgodzisz się ze mną?

(Podnieś suknię. Niebieskie desusy? W baroku nie znosiłaś tego koloru, już ci przeszło? Zdejmijmy to.)

Nie, nie chciałbym w żadnym wypadku zaprosić do łoża Edwarda Cullena! On by się prędzej dogadał z Markiem. Obaj mogliby sobie deklamować wiersze, śpiewać piosenki, a ja za ten czas bym chyba osiwiał. Pomijając fakt, że jest to niemożliwe.

(Rozchyl nogi, moja droga. Szerzej.)

Niemniej... gdy przesuwam ręką po twoim brzuchu... i niżej... zaczynam się zastanawiać. I muszę kiedyś znaleźć okazję, by sprawdzić Edwarda. Aż mnie skręca z ciekawości, co robił w noc poślubną. Myślę, że my musielibyśmy spróbować tego samego, to by dopiero była dla nas nowość! Albo może nie, nie czuję się poetą.

(Nie, teraz się nie ruszaj.)

Masz piękne piersi... ciekawe, jakie są Belli. Wygląda na drobnicę, raczej bez fantazji. Rany, nie mogę się uwolnić od wyobrażeń, co i jak robili. Przyznasz, że to naprawdę śmieszne! Moja droga, nie udawaj złości. Etap, w którym nie wypada nam porównywać siebie do kogoś innego już dawno mamy za sobą. Jesteśmy otwarci i taki układ sprawdza się od dwóch tysięcy lat. Poza tym... twoja namiętność a słodycz Belli – bez porównania. Lata praktyki czynią z ciebie moją Sulpicię. Moją, tylko moją Sulpicię.

(Bez żartów, to na pewno nie bolało. Tak też myślałem...)

A teraz już nic nie mów. Sama chciałaś.

...Sulpicio? Jęcz dla mnie. Tak bym wiedział, że jest ci dobrze...


KONIEC


Post został pochwalony 6 razy

Ostatnio zmieniony przez thingrodiel dnia Pon 22:01, 30 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
k8ella
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 729
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 63 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod spojrzenia towarzysza Belikova

PostWysłany: Wto 18:42, 31 Sie 2010 Powrót do góry

Milczę, żeby nie psuć efektu...




Bring me to life



Patrzyłam jak sparaliżowana na to, co ukazało się moim oczom, gdy uchyliłam wieko gustownie zapakowanego pudełka, które właśnie wręczył posłaniec. Spłonęłam rumieńcem, nie czując się komfortowo, mimo że stojący naprzeciw człowiek nie miał pojęcia, co właśnie ujrzałam.
- Panno Swan? – Z wewnętrznej walki toczącej się w głowie wyrwał mnie głos owego mężczyzny, który dostarczył przesyłkę.
Spojrzałam na niego nieprzytomnym wzrokiem, zastanawiając się, czego jeszcze chce.
- Proszę podpisać tutaj – poprosił najwyraźniej zniecierpliwiony, wkładając do ręki żółty długopis i wskazując miejsce, gdzie miałam potwierdzić odbiór. Gdy nieco drżącą dłonią naskrobałam koślawe inicjały, uśmiechnął się uprzejmie, po czym podał błękitną kopertę z pięknego, chropowatego papieru. Faktura drażniła delikatnie opuszki, zwiększając niesamowite uczucie budzące się w środku moich wnętrzności. Niepokój pomieszany z podnieceniem.
- To od nadawcy – poinformował krótko, kiedy uniosłam pytająco brew.
To oczywiste! Warknęłam w myślach na własną głupotę.
- Dziękuję. – Uśmiechnęłam się przepraszająco, w tym samym momencie zatrzaskując mu przed nosem drzwi. Wiedziałam, że muszę usiąść zanim przeczytam liścik, w przeciwnym wypadku nogi mogłyby odmówić mi posłuszeństwa, biorąc pod uwagę fakt, że właśnie otrzymałam parę seksownych jak diabli, błękitnych stringów z satyny wykończonych gustowną koronką.
Usiadłszy wygodnie na swojej przytulnej kanapie, nerwowym szarpnięciem otworzyłam elegancki list. Rozłożyłam powoli kartkę, by odczytać zapisaną starannym pismem informację. Już sam widok kształtnych liter sprawił, że przełknęłam nadmiar śliny. Natomiast piorunująca treść wysłała uderzenie gorąca między moje nogi.

Miej wyłącznie to na sobie. Będę o piętnastej. EC

Musiałam ścisnąć mocno uda, żeby złagodzić w jakikolwiek sposób rodzącą się we mnie niewysłowioną potrzebę.
Edward Cullen. Ten Edward Cullen. Ekscentryczny obieżyświat posiadający imponującą kolekcję, jak to nazywał, drobiazgów, które zbierał w czasie swoich niesamowitych podróży.
Ten, który dokładnie miesiąc wcześniej przybył do rodzinnego Forks nie tylko po to, by wypocząć po wojażach, ale także podzielić się ze społecznością miasteczka wrażeniami ze swoich przygód.
Ten, który pojawił się w szkole, gdzie pracuję, by młodzież mogła spotkać się ze sławnym absolwentem, poznać jego losy, zachwycić niezwykłością dokonań.
Ten, którego hipnotyczne złote oczy, usidliły mnie całkowicie, gdy tylko napotkał mój wzrok, budząc jednocześnie grozę i zachwyt.
Ten, który podszedł zaraz po zakończonym spotkaniu, ignorując stojące dookoła tłumy ludzi, by przedstawić się, ująć szarmancko dłoń, a po chwili złożyć na niej subtelny pocałunek. Wciąż pamiętam jego dotyk, muśnięcie chłodnych, w porównaniu z rozpaloną skórą, warg. Nie istniał nikt poza nami w tym momencie. Nie liczyło się nic. Ani to, że wokół stoją zdumieni uczniowie, ani fakt, że grono nauczycielskie było wybitnie zdegustowane moim ciężkim oddechem. Zatraciłam się w doznaniu błogiego zachwytu oraz budzącego się między nami pożądania.
Gdy przypomniałam sobie, że jestem w pracy, wyrwałam się z delikatnego, aczkolwiek stanowczego uścisku Cullena i czym prędzej opuściłam zatłoczoną aulę, zostawiając go równie oszołomionego jak ja.
Reszta wypadków potoczyła się w zaskakującym tempie. Widziałam go niemal wszędzie, gdy tylko wychodziłam na zewnątrz. Był jak cień podążający za mną do sklepu, baru czy urzędu. Uprzejmie dziwił się z kolejnych spotkań, zabawiał kurtuazyjną rozmową, po czym odchodził nagle, gdy ciemniały mu oczy, zostawiając mnie z głową pełną domysłów, prawie na granicy szaleństwa. Zawsze w jego towarzystwie pojawiało się to niepokojące uczucie niedosytu czy wręcz głodu, by mnie dotknął w ten sam sposób co za pierwszym razem. Czułam się jak ofiara, którą osaczał niebezpieczny drapieżca. A im bardziej się broniłam przed uporczywymi staraniami, tym bardziej on naciskał i wydawałam się być nim coraz mocniej zafascynowana. Moja silna wola powoli legła w gruzach, a on wyczuwał uległość swoim szóstym, niemal zwierzęcym zmysłem.
Dwa tygodnie później zaprosił mnie wreszcie do siebie, by, jak twierdził z całkowicie niewinną miną, pokazać wspaniałą kolekcję, którą nielicznym dane było zobaczyć. Schlebiała mi taka forma wyróżnienia, a poza tym myśl o przebywaniu sam na sam z Edwardem Cullenem powodowała, że rozkoszny dreszcz błądził po plecach, wędrując aż do wnętrza podbrzusza.
Wyobrażenia na temat zbioru kolekcjonera, jakie pojawiały się w głowie, nijak się miały do szokującej wręcz rzeczywistości. Widziałam ręcznie robione bibeloty sprzed tysięcy lat, przepiękne drobiazgi oraz bezcenne trofea, jak porcelanowy, trójkolorowy wazon w kształcie chryzantemy pochodzący z trzynastego wieku, z dynastii Ming. Ich posiadacz wydawał się być niewzruszony wobec moich zachwytów nad każdym zauważonym detalem, aczkolwiek w trakcie opowieści jego emocje dawały o sobie znać. Zaobserwowałam złocisty blask w tęczówkach o barwie miodu i nagle owe okna duszy znalazły się tuż obok, przewiercając mnie na wylot. Wtedy pierwszy raz zostałam pocałowana. Doznanie było tak niesamowite, że nie zdawałam sobie zupełnie sprawy z faktu, że przez cały czas nie oddychałam. Nasze usta połączyły się w powolnym, zmysłowym tańcu, budzącym każdy, najmniejszy nawet fragment ciała do życia. Płonęłam, rozkoszując się miękkością warg oraz niesamowitym zapachem, który unosił się wokół, gdy tylko spoczęłam w silnych ramionach.
Otrząsnęłam się z podniecających wspomnień dopiero, gdy wzrokiem powędrowałam na cyferblat zegarka stojącego na szafce od telewizora. Z przerażeniem zrozumiałam, że zostało zaledwie piętnaście minut do wyznaczonego terminu.
Drżącymi rękami wyjęłam satynową bieliznę z pudełka spoczywającego na kolanach i zapominając o całym świecie, pomknęłam do łazienki. Musiałam przygotować się na przybycie demonicznego Cullena. Postanowiłam wziąć krótki, ale odświeżający prysznic i przyodziać się w nadesłany fatałaszek. Krytycznym wzrokiem obejrzałam się w lustrze, przykrywając prawie nagie ciało włosami sięgającymi do połowy pleców, dziękując sobie w duchu, że nie ścinałam ich od paru lat.
Na samą myśl o tym, co wkrótce będzie się działo, włosy stanęły mi dęba prawie wszędzie, gdzie to było możliwe. Zatrzęsłam się nieco od panującego w mieszkaniu chłodu, ale opanowując niepokój, usiadłam wygodnie w fotelu, oczekując z niecierpliwością na rozwój wydarzeń. Gdy już prawie udało mi się uciszyć nerwy, usłyszałam delikatne pukanie do drzwi. Przełknęłam głośno ślinę, licząc pewnie na to, że ten gest usprawni funkcjonowanie moich szarych komórek oraz uspokoi pracujące na wysokich obrotach ślinianki. Niestety, nie podziałało. Nagle zdjął mnie paniczny lęk przed spotkaniem i nim zdążyłam pomyśleć, znalazłam się w kuchni, dysząc z wrażenia. Stanęłam przed lodówką, by wyjąć kilka kostek lodu do szklanki. Nalałam wody z kranu i wypiłam kilka łyków.
Może sobie pójdzie, jeśli nie otworzę drzwi?
- Bello – szepnął zmysłowy głos tuż obok ucha, a jego słodki zapach omamił zmysły. Szklanka wyśliznęła się z rąk, by, z drażniącym uszy brzękiem, rozprysnąć się o podłogę na tysiąc drobniutkich kawałeczków. Kostki lodu poturlały się po blacie kuchennym, którego chwyciłam się kurczowo, całkowicie przerażona.
Jak on się tu dostał? W ogóle go nie słyszałam.
Edward, zupełnie nie zwracając uwagi na roztłuczone szkło oraz rozlaną dookoła wodę, odsunął włosy z mojej szyi, po czym biorąc głęboki wdech, złożył subtelny pocałunek w zagłębieniu pod uchem. Zadrżałam, a serce dudniło tak mocno, że czułam się wręcz zażenowana własną reakcją. Przecież jeszcze nic nie zrobił, a już miałam puls równy maratończykowi po dotarciu do mety. Poczułam chłodną dłoń przesuwającą się powoli przez ramię, na kark i wzdłuż kręgosłupa aż do krągłości pośladków w delikatnej pieszczocie, wzbudzającej dziki dreszcz. Westchnęłam. Stanowczym ruchem sprawił, że stałam przodem do niego i uniósł brodę do góry tak, że musiałam popatrzeć. To, co zobaczyłam w jego spojrzeniu, kompletnie mną zawładnęło. Przepiękne, złociste oczy były niemal całkowicie przysłonięte czernią rozszerzonych pożądaniem źrenic.
- Nawet nie wiesz, jak długo na ciebie czekałem – wyznał zachrypniętym głosem, a sens tych słów sprawił, że nogi ugięły się pode mną, odmawiając posłuszeństwa. Nie chciałam już zaprzeczać własnym potrzebom. Pragnęłam go i najwyraźniej z wzajemnością.
Nie mogąc dłużej powstrzymywać emocji, które rozpalały mnie do czerwoności, wplotłam palce w jego miękkie włosy, tworząc jeszcze większy nieład na głowie. Stanęłam na palcach by ponownie zasmakować tych kształtnych warg, które rozchylone teraz wręcz zapraszały by ich spróbować. Pocałunek, początkowo spokojny, pełen delikatnych muśnięć i niepewności, z czasem przerodził się w otwartą walkę o dominację. Pochłanialiśmy nawzajem swoje jęki, a nasze języki oplatały się z niecierpliwością, domagając dostępu do wnętrza ust drugiej osoby, eksplorując je z gwałtownością głodnego zwierzęcia. W trakcie dotykania jego podniebienia poczułam niesamowity smak, który przyprawił mnie o kolejną falę gorąca trawiącego co chwilę moje w pełni gotowe ciało. Jęknęłam głośno, przylegając do chłodnej sylwetki całującego mnie namiętnie mężczyzny, pragnąc być jak najbliżej. Nie mogłam się nim nasycić. Ten smak, dotyk, zapach sprawiały, że kręciło mi się w głowie. Pragnęłam więcej i mocniej czuć każdym fragmentem ciała, mieć go w sobie, umierać w jego ramionach z rozkoszy, krzyczeć to słodkie imię.
- Edward - prosiłam o wszystko, co mógł mi ofiarować, oddając w zamian, cokolwiek zechciałby wziąć.
Nasze spojrzenia znów się spotkały. Uniósł mnie w górę, bym udami objęła jego biodra, a wtedy mogłam poczuć niezaprzeczalny dowód podniecenia.
Edward Cullen mnie pragnie…
Wtuliłam twarz w zagłębienie szyi, upajając się niesamowitym zapachem cudownie chłodnej skóry. Byłam tak oszołomiona wrażeniami, że nawet nie zauważyłam, kiedy znaleźliśmy się w moim łóżku. Ułożył mnie ostrożnie na błękitnej, satynowej pościeli, która, o dziwo, pasowała idealnie odcieniem do koloru nowej bielizny. Potem pochylił się wsparty na jednym ramieniu, by centymetr po centymetrze poznawać leżące przed nim ciało, pieszcząc długimi palcami pianisty każdy fragment, śledząc przy tym najmniejszą nawet reakcję z mojej strony; grymas, drgnięcie, westchnienie czy jęk. Mięśnie ramion napięły się, jak gdyby szykował się do skoku. Jego piękna twarz przybrała skupiony wyraz, brwi zmarszczyły się w koncentracji, a czubek języka wędrował po cudownych wargach. Oboje oddychaliśmy coraz płycej i szybciej. Rozpalona wiłam się pomiędzy chłodem pościeli, a budzącym dreszcze dotykiem Cullena. Powoli, z rozmysłem przesuwał dłoń coraz niżej, by wreszcie dotrzeć do brzegów błękitnych stringów. Płonęłam. Płynęłam. Pragnęłam więcej. Palce wsunęły się pod satynę, odnalazły najczulszy punkt, by rozpocząć oszałamiający taniec wokół niego. Każdy kolejny ruch wysyłał dreszcze w głąb podbrzusza, powodował, że zapadałam się coraz głębiej i głębiej. Przymknęłam oczy, nie będąc w stanie jednocześnie patrzeć na niego oraz się skupić. Chciałam tylko czuć. Istniało jedynie ciało i głód, szaleńcza pogoń za spełnieniem.
- Proszę – wydyszałam zdesperowanym głosem, gdy moje mięśnie zaczęły drżeć w oczekiwaniu na eksplozję.
Z jego ust wydobyło się gardłowe warknięcie, a dwa palce wślizgnęły w całkowicie mokre, spragnione wnętrze. Wysunął je, by znów, tym razem mocniej, wbić je do środka. Jęknęłam głośno i instynktownie uniosłam biodra w górę. Powtórzył manewr szybciej, jakby czytając w myślach, po czym zagiął palce. I to wystarczyło, żeby wysłać mnie na granicę przepaści. Umysł ogarnęła nicość, a ciało rozświetliły miliony iskier wybuchających wewnątrz. Wszystko było doznaniem. Mną, we mnie, dla mnie.
Kiedy wróciły zmysły, spojrzałam na Edwarda nieprzytomnym wzrokiem, niemal po omacku odpinając guziki koszuli osłaniającej jego doskonałą klatkę. W międzyczasie z dziką zachłannością zajęłam się pełnymi wargami, na przemian gryząc je, liżąc i ssąc. On oczywiście nie ociągał się w oddawaniu pieszczot, pomagając w zdejmowaniu z siebie odzieży. Ciągle zderzaliśmy się, gdy drżącymi z emocji rękami niecierpliwie pozbywaliśmy się po kolei części garderoby. Usiedliśmy naprzeciwko, w ciszy napawając oczy widokiem drugiej osoby. Słyszałam jedynie przyspieszone oddechy oraz skrzypiące przy każdym ruchu łóżko. Nasze uda były splątane, tułowia prawie się dotykały, a twarze znajdowały milimetry od siebie. Jego bliskość hipnotyzowała me ciało, a mimo że nigdy nie chciałam być zależna od nikogo, nigdy nie czułam się tak wolna. Nie mogłam oprzeć się pokusie dotykania jego ramion, klatki piersiowej czy brzucha. Skóra pod palcami była gładka, sprężysta, gdzieniegdzie pokryta włosami. Kreśliłam na nim nieokreślone wzory, podziwiając niesamowitą sylwetkę tego pięknego mężczyzny, wodząc wzrokiem za swoją dłonią. Kiedy zatrzymałam ją tuż przy sercu, zdziwiłam się, bo, mimo iż Edward wydawał się dyszeć równie głośno jak ja, nie czułam jego bicia. Spostrzegł moje wahanie, a wówczas szybko objął w ten sposób, że klęknęłam, mając go między nogami. Nie czekając dłużej, zerwał satynowe majtki i jednocześnie pozbył się swoich bokserek. Jego gwałtowna niecierpliwość na nowo rozpaliła ogień w moim wnętrzu, wciąż jeszcze rozedrganym po niedawno przeżytej ekstazie. Podparł się lewą ręką, by być bliżej. Drżałam, kiedy chwycił moje biodro i nakierował na oczekującą, w pełni gotową męskość. Opuszczał mnie powoli, milimetr po milimetrze, wypełniając rozkoszą. Jęknęłam głośno, przymykając powieki. Znów liczyło się tylko dążenie do spełnienia. W momencie, kiedy nasze biodra zetknęły się, podniósł się nieco do przodu. Nowy kąt sprawił, że trafił dokładnie we właściwy punkt, głęboko w środku, który przesłał impuls wprost do mózgu. Musiałam gwałtownie zaczerpnąć powietrza, bo nigdy jeszcze nie przeżyłam tak intensywnej przyjemności. Uniosłam się do góry i ponownie opadłam, a Cullen pchnął biodrami tak, że oszałamiające uczucie uderzyło ze zdwojoną siłą. Spiralą rozchodziło się od podbrzusza, przez wszystkie członki, aż po końcówki włosów. Kiedy byłam nad nim, pragnęłam czuć go w sobie. Gdy wypełniał moje wnętrze, bałam się, że to zbyt wiele. Uderzał członkiem z niewiarygodną mocą. Raz za razem podniecenie rosło, potężniało, obezwładniało mnie, aż do granic obłędu. Góra. Dół. Pustka. Jedność. Wreszcie, nie będąc w stanie znieść więcej, pękłam jak kolorowa bańka, rozpadłam się w jego ramionach, spazmatycznie zaciskając wokół niego, wykrzykując to jedyne imię. Wstrząsały mną dreszcze, brakowało mi powietrza, a wszystko wokół i ja sama szalałam. Uczynił mnie swoją. Należałam do niego. Nie miałam wątpliwości, że żaden mężczyzna nie dokona niczego, co choćby w minimalnym stopniu przypominało to kosmiczne wręcz przeżycie. Chciałam, by był ze mną. Potrzebowałam tego jak powietrza. Edward Cullen i Bella Swan. Idealna para.
Po kilku minutach dochodzenia do siebie, byłam wreszcie w stanie spojrzeć na niego. Z pewnością miałam wypisaną na twarzy masę uczuć ogarniających moje kompletnie wyczerpane ciało. Patrzył dziko, a jego czarne jak węgiel oczy wydawały się niebezpiecznie głodne. Widziałam w nich władczość, dumę i coś jeszcze. Radość? Kącik pięknych ust uniósł się w czarującym uśmiechu, powodując skurcz mięśni brzucha. Niezaprzeczalnie miał nade mną władzę i musiałam to przyznać – byłam zachwycona.
Położył nas, a potem zaczął zachłannie całować. Sięgnęłam ręką w dół, chcąc odwdzięczyć się za seks stulecia, ale powstrzymał mnie szybkim ruchem.
- Nie dziś, Bello. Nie dziś – stwierdził tajemniczo. – Potraktuj to jako przedsmak wspólnych rozkoszy w przyszłości, gdy będziesz moja.
Pobudził cię do życia, Swan i chce być z tobą… Uśmiechnęłam się czule, gdy te cudne usta dotykały twarzy w delikatnej pieszczocie.
Ujął dłoń, obrócił nadgarstkiem do góry i zaczął składać na nim drobne pocałunki subtelnie rozbudzające zmysły. Z ustami wciąż przy skórze wyszeptał:
- Będziesz ozdobą mojej kolekcji, Bello. – Nagle zrobiło mi się zimno, bardzo zimno. – Taka jak ja. Ani żywa, ani martwa.
Zatem miałam być jedynie dodatkiem. O czym on w ogóle mówił?
Jego słowa odbijały się echem w głowie. Nim zdążyłam zareagować, poczułam, jak skóra boleśnie pęka pod naciskiem jego olśniewająco białych zębów. Zastygłam w bezruchu, nie rozumiejąc, co tak naprawdę się dzieje. Z rany zaczęła płynąć krew, którą mój demoniczny kochanek z lubością zlizywał językiem.
Nie mam pojęcia, jak długo to trwało, ale gdy podniósł wzrok znad obolałej ręki, patrzyły na mnie, lśniące w półmroku, szkarłatne oczy bestii.
I wówczas chyba zemdlałam. Ocknęłam się w pogrążonej w ciemnościach sypialni.
Rozejrzałam się całkowicie przerażona i zziębnięta. Jednak nikogo tu nie było, tylko ja.
A może wszystko mi się śniło? Tak, to z pewnością jedynie koszmar.
Odetchnęłam z ulgą, starając się odgarnąć z oczu rozmierzwione włosy. A wtedy wzrok spoczął na kolistej ranie na ręce, która nagle zaczęła nieprzyjemnie mrowić. W błyskawicznym tempie drażniące doznanie zastąpił palący ból, który rozprzestrzeniał się w zastraszającym tempie.
Co się dzieje?
Opadłam bezsilnie na poduszki, a me ciało trawił ogień…


Post został pochwalony 7 razy
Zobacz profil autora
zua_15
Wilkołak



Dołączył: 22 Lis 2009
Posty: 151
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 22 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: opolskie

PostWysłany: Wto 21:46, 31 Sie 2010 Powrót do góry

Czytałam teksty poprzedniczek i czuję, że mój tekst tylko obojętnie przeleci przez czyjeś oko. To mój debiut w pojedynkach i to jeszcze lemon... ; o
Dobra, małe info:
po pierwsze - AH; bohaterowie, to Rosalie i Emmett. Reszta należy do Was.



W ramionach Wolności

- Słuchaj, Mike... Naprawdę nie chcę cię urazić; ciebie ani twoich uczuć – zauważyłam, jak w jego błękitnych oczach zaczyna rosnąć strach, nawet gniew – ale... Nie kocham cię, musisz to zrozumieć. Proszę, postaraj się.
Nabrałam w płuca powietrza, po chwili wypuściłam je. Odetchnęłam; cieszyłam się, że mam to już za sobą, jednak mina Mika mówiła, co innego. Nie uważał tej sprawy za zakończonej, wręcz przeciwnie. Jego oczy zaszkliły się. Miałam wrażenie, iż wybuchnie zaraz głośnym płaczem – myliłam się. Chwycił za kryształowy wazon, stojący na sosnowej półce, strącając przy tym książkę. Szybkim ruchem przygarnął ozdobę do swojej piersi, po czym cisnął nią z całej siły w podłoże. Wzdrygnęłam się. Zrobiłam kilka kroków w tył, zmierzając ku łazienkowym drzwiom. Mike od razu zareagował, robiąc trzy wielkie susły. Znajdował się tuż przede mną. Zaczęłam cała drżeć. Strach przepełniał mnie, nie wiedziałam, jak się zachować, bałam się choćby westchnąć. Nie miałam pojęcia, co się z nim działo. Czuł gniew – to na pewno; ale nie wiedzieć czemu, z jego spojrzenia także wyczuwałam niepokój. Wzięłam głęboki wdech i odchrząknęłam. Chłopak zmierzył mnie wzrokiem.
- Mike, uspok... – Przerwał mi natychmiast, wchodząc w słowo.
- Przestań! Na razie widzę, że to ty jesteś niespokojna. – Złapał mnie za nadgarstek. – Wciąż dawałaś mi do zrozumienia, że mnie kochasz. Nie uciekaj teraz od tego! Wiem doskonale, co do mnie czujesz. Nie bój się. Będziesz ze mną bezpieczna i szczęśliwa. Kocham cię równie tak, jak ty mnie. Czyż miłość nie jest piękna? No już, wyzwól swoje emocje, pokaż mi, jaką sympatią mnie obdarzasz! – potrząsnął mną.
Jego słowa wzbudziły we mnie jeszcze większy strach. Wyrwałam się z jego uścisku, biegnąc do kuchni.
- Niegrzeczna jesteś. Tak się nie będziemy bawić, oj nie... – Zamruczał.
Gdy go zobaczyłam, stanęłam po drugiej stronie blatu kuchennego. Zaśmiał się i dynamicznie wskoczył na niego, zmierzając ku mnie. Ruszyłam szybko w prawo, ponieważ miałam mniejszy dystans, by wybiec z kuchni, ale on wyciągnął rękę i szarpnął mnie za włosy. Zeskoczył z blatu, wciąż mnie trzymając. Próbowałam się uwolnić, jednak nic z tego. Przycisnął mnie do ściany i zaczął głaskać po policzku, a następnie opuszkiem palca przejechał po moich wargach. Odwróciłam głowę, starając się hamować łzy. Złapał mnie za biodra i przywarł ciałem do mnie, dziko ocierając się.
- Zostaw mnie, przestań! Proszę! – krzyczałam, próbując odepchnąć go.
- Rose, nie dasz się oprzeć? – złapał mnie za podbródek i musną w wargi.
Zebrałam w sobie wszystkie siły. Starałam się ruszyć nogą. Kiedy tylko poczułam trochę luzu, gwałtownie uniosłam nogę, by kopnąć Mika w krocze. Upadł na podłogę, rozrywając gardło od krzyku. Rozpłakałam się. Roztrzęsiona, nie zauważyłam leżącej na ziemi książki i potknęłam się o nią, lądując na puchowym dywanie, rozłożonym obok; czułam wbijające się we mnie małe kawałki szkła. Zanim się podniosłam on już był przy mnie. Przyklęknął nade mną okrakiem i z trudem obrócił na plecy. Złapał moje ręce i odchylił do tyłu, przyciskając swoimi rozpalonymi i mokrymi dłońmi. Kiedy chciałam krzyknąć, uderzył mnie w twarz. Ponownie zaczął się o mnie ocierać, teraz jedynie kroczem.
Ledwo zauważyłam, kiedy zdjął ze mnie bluzkę, potem spodnie. Z całej siły pociągnął mój biustonosz i rozpinające się z tyłu zapięcie podrażniło moje plecy. Wyrywałam i szarpałam się nadal. Płacz utrudniał mi zadanie, rozmazując obrazy oraz doprowadzając mnie do strasznego bólu głowy. Krzyczałam z całych sił, a nikt się nie pojawiał. Jedną ręką osunął do kolan moją dolną część bielizny. Nie czułam chłodu na nagim ciele, nie czułam wstydu. Czułam rozpalający mnie strach. Zaczął siłować się ze swoimi dżinsami, potem bokserkami... Obezwładnił mnie totalnie, nie mogłam się w ogóle ruszyć. Zerwał z siebie koszulę i przywarł do mnie. Czułam okropny wstręt, uraz. Moje kolejne krzyki musiały doprowadzić go do szału, więc przytknął dłoń do moich ust. Potem wszystko działo się tak szybko...


Siedziałam zapłakana na swoim łóżku. Katar męczył mnie potwornie; brałam chusteczkę za chusteczką. Nie rozumiałam, dlaczego to wspominam, dlaczego przypominam sobie każdy szczegół. Minęły już trzy lata, a ja wciąż nie potrafiłam zapomnieć. Strach przed ludzkim dotykiem nadal mi towarzyszył. Ból z tamtych chwil wciąż czułam. Nie było mi z tym łatwo.
Zawsze marzyłam o swoim pierwszym razie z ukochaną osobą; z kimś, kto będzie przy mnie bardzo długo, z kimś, kto kocha i mnie. Po tamtym wieczorze moje marzenia rozpłynęły się, tak nagle. Nie miały już znaczenia, utraciły swoją ważność. Wiedziałam, że już nigdy się nie spełnią...
Usłyszałam dzwonek do drzwi. Migiem wstałam i otarłam łzy, pudrując się na szybko. Wbiegłam do przedpokoju i chwyciłam za klamkę. Moim oczom ukazał się wysoki, wspaniale zbudowany młody mężczyzna. Na jego przystojnej twarzy malował się wręcz słodki uśmiech, a wywołane przez niego dołeczki urzekły mnie od razu. Niewielkie, niebieskie oczy wpatrywały się we mnie z czułością. W końcu uśmiechnęłam się szeroko i odgarnęłam swoje długie, blond włosy do tyłu, chwytając w obie dłonie twarz chłopaka i całując go łapczywie. Małymi kroczkami weszliśmy do środka, nie odrywając od siebie ust. Emmett kopnął nogą drzwi, by się zamknęły. Przerywając nasz pocałunek, wziął mnie na ręce i okręcił się wokół własnej osi. Pisnęłam przez głośny śmiech.
- Stęskniłem się za tobą, skarbie!
- Ja również. Bardzo cię kocham, wiesz? – popatrzyłam mu w oczy i cmoknęłam w usta. – Nie zostawiaj mnie już nigdy na tak długo. – Powiedziałam płaczliwie.
- Nigdy. – Stanowczo wyszeptał mi to do ucha. – Co powiesz na spacer po plaży? – uśmiechnął się szeroko.

Zanim weszłam na chłodny piach, zdjęłam swoje płaskie, ciemnobrązowe *gladiatorki i chwyciłam je w prawą rękę. Em zrobił to samo. Obejmował mnie w talii, ja go również. Przeszliśmy w ciszy przez plażę, pokonując potem spory dystans brzegiem morza. Malutkie fale przykrywały nasze nogi do kostek, po chwili odkrywając je i powtarzając cały krótki cykl, co kilka sekund.
- Piękna noc... – Westchnął mój towarzysz, muskając wargami me czoło. Przytaknęłam mu.
Lekki wiaterek doprowadzał moje włosy do spokojnego tańca w rytmie szumu fal. Kołysałam się razem z nimi, zachęcając do tego Emmetta. Jedynie się zaśmiał i usiadł na srebrzystym od księżyca piasku i pociągnął mnie na dół za rękę. Przysiadłam obok, opierając głowę o jego ramię.
- I co u niego? Już lepiej? – spojrzałam na profil kochanego.
- U kogo? U ojca? – skinęłam. – Niby lepiej, ale nie wierzę, że długo pociągnie. W ciągu mojego pobytu tam, miał zawał aż trzy razy. To wręcz niemożliwe, że jeszcze żyje. Lekarze nawet nie wiedzą, co może się stać podczas następnego ataku. Po prostu mają mętlik. I dochodzą jeszcze inne rzeczy, ale nie chcę teraz o tym rozmawiać. Wybacz, Rosalie. – Pogłaskałam go po ramieniu i pocałowałam w policzek.
- Miejmy nadzieję, że będzie dobrze.
Rozmawialiśmy o drobnostkach jeszcze przez kilka minut. Uwielbiałam słuchać jego głosu; był gruby, ale tak bardzo koił moje uszy. Gdy nie było mi dane słyszeć go choćby jeden dzień – wariowałam. Dlatego te trzy tygodnie bez niego zmarnowały się, wołając wspomnienia sprzed kilku lat. Emmett nie wiedział o tym wszystkim. Nikomu tego nie mówiłam. Po prostu uciekłam wtedy z Alaski i przeprowadziłam się do Arizony. Tu zaczęłam odżywać. Powoli oswajać się z przeszłością. Już drugiego dnia poznałam Ema, a rok później stworzyliśmy sobie nasze małe niebo. Był i jest moim jedynym przyjacielem – takim prawdziwym, zaufanym. Kocham go szczerze i mam pewność, że on mnie także. Mieliśmy już po dwadzieścia lat, tak więc szczeniackie zachowania zajmowały już mały procent społeczeństwa. Cieszyłam się, że go miałam.
Obrócił się w moją stronę i pocałował namiętnie, i tak błogo. Odwzajemniłam to, przedłużając o kilka sekund. Odgarnął moje włosy na drugie ramię i dotknął policzka lewą dłonią, zaś prawą – głaskał po plecach. Splotłam ręce wokół jego szyi, rysując na niej opuszkami małe kółka. Na chwilę przestał mnie całować, ale wciąż nie tracąc z oczu, ułożył tak, bym siedziała na nim okrakiem. Skrzyżowałam nogi wokół jego pasa i przywarłam czołem do czoła Emmetta. Cmoknął mnie w nos; zachichotałam. Moja głowa spustoszała. Wszystkie myśli odpłynęły na tę chwilę i nie miałam zamiaru ich odzyskiwać.
Uśmiechnął się do mnie, rozkładając dłonie na moich łopatkach i lekko przechylając mnie w tył. On zaś nachylił się tak, by jego głowa spoczęła na kilka sekund na mojej piersi. Wsłuchiwał się w bicie mego serca, łapał kolejne oddechy, jak i ja, gdy całowałam go w czarne, gęste włosy. Pachniały miętą, a ja uwielbiałam ten zapach.
Uniósł lekko głowę i muskał wargami mój dekolt. Zanurzyłam szczupłe, chłodnawe palce w jego włosach i szepnęłam, że go kocham. Zachował się tak, jakby właśnie czekał na te słowa, ponieważ po ich wypowiedzeniu położył mnie delikatnie i ostrożnie na piasku, zaczynając błądzić po mojej czerwonej bluzce ku guzikom. W tej samej chwili spuszczałam z niego powoli nogi, kuląc je i lekko rozszerzając, by mógł być między nimi. Nachylał się, rozpinając już czwarty guzik. Wszystko robił tak delikatnie, jakby bał się mnie w jakikolwiek sposób zranić czy uszkodzić. Niewątpliwie to mi się podobało. Nie spieszyło się mu, mnie również.
Uwolniłam się z rękawów bluzki i uniosłam lekko nad ziemią, by Em mógł ją spode mnie wyciągnąć. Zrobił to, zarazem chwytając zapięcie stanika i rozdzielając jeden kawałek materiału od drugiego. Kremowy biustonosz leżał już za moją głową. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Złapałam za koszulkę kochanego i ściągnęłam ją. Jego idealne mięśnie czułam pod swoimi dłońmi, przemierzającymi nagi tors. Klęcząc, zbliżył – po raz pierwszy w życiu - swoje ciało do mojego. Patrzył mi głęboko w oczy, łapiąc moje piersi w swoje dłonie. Lekko je masował. Wargami znaczył, jakby kontury wokół nich. Językiem zwilżył dołek pomiędzy nimi i zmierzał powoli ku czarnym spodniom. Rozpiął guzik, tuż po nim rozporek, całując mnie po podbrzuszu. Kolejny raz poczułam dreszcz, jak i mrowienie w miejscach, gdzie chodziły jego usta. Powoli zsuwał ze mnie spodnie, uniosłam biodra w górę, by mu to ułatwić. Po sekundzie ściągnął je całkiem. Powrócił wyżej, do mojej twarzy. Cmoknął mnie w usta, nie kryjąc ciepłego uśmiechu. Całowałam go po policzku, zmierzając do ucha. Przygryzłam jego płatek, mrucząc cichutko. Moje ręce zjeżdżając po jego plecach, nagle znalazły się z przodu, odpinając pasek spodni. Poradziłam sobie z tym znakomicie. Pomógł mi ściągnąć spodnie i wsunął gorące dłonie pode mnie, unosząc mnie w górę i całując po szyi, po czym znów opadałam na plażowy pył. Jego dłonie znalazły się pod moimi pośladkami. Stanowczo zaczął ściągać ze mnie koronkowe białe majtki. Zaraz po tym gładził mnie po wewnętrznej stronie ud. Teraz dreszcz nie przeszedł po mym ciele, on trwał. Wyciągnęłam ręce w stronę bioder Ema, szybkim ruchem ściągnęłam z niego niebieskie slipy i wtedy poczułam, że pożądam go tak bardzo, pragnę; byłam rozpalona całkowicie. Mój oddech stawał się coraz to bardziej nierówny. Emmett położył się na mnie, ja przyłożyłam ręce do jego pośladków, rozrywając je, gdy czułam jak przygryza moją wargę, jak pieści me podniebienie swoim językiem. Zdusiłam w jego ustach głośny jęk. Wbijałam paznokcie w jego ciało. Stykaliśmy się całkowicie, od stóp do głów. Naprężałam mięśnie, aby po chwili je rozluźnić. Wspólnie tańczyliśmy po piachu. Mruczałam z zaciśniętymi zębami.
Nasze oddechy spotykały się, rozpalając zmysły. Czułam, jak przepływa przez nas podniecenie. Drżałam. Badał ponownie me piersi, by po chwili złapać mnie za ramiona. Wstrzymał na sekundę oddech. Spojrzał w me oczy. Lekko osunął się w dół by zaraz...
Zamarłam na chwilę. Nagle przed oczami nie widziałam już twarzy Emmetta, a... Mika... Wzdrygnęłam się. Mój ukochany od razu zauważył, że coś jest nie tak. Otwierał usta, by zapytać, o co chodzi, jednak położyłam na nich palec, unosząc kąciki ust. Zamknęłam oczy. Nabrałam kilka wdechów, przebrnęłam przez każdy moment spędzony z moim ukochanym; nawet nie myślałam, by porównywać to do dalekiej przeszłości. Zebrałam w sobie siły, aby przeskoczyć ten jeden etap, który powinnam mieć już dawno za sobą. Moje powieki powędrowały w górę, spłonęłam w spojrzeniu Emmetta, spłonęłam w jego ramionach. Czułam się bezpiecznie. Strach, który panował nade mną przez trzy lata, teraz znalazł ujście. Wypłynął w dalekie morze. Uraz, jaki czułam przez ten czas, nagle zniknął. W tym momencie nie bałam się kolejnego ruchu, w tym momencie nie bałam się dotyku, w tym momencie nie bałam się nabrać powietrza w płuca. Nie miałam zamiaru krzyknąć, topiąc się w płaczu, nie miałam też zamiaru uciec. Chciałam zostać, chciałam, by ból nigdy nie powrócił. Liczyło się teraz tylko to, co jest tutaj, nie to, co było. Byłam wolna. Po skroni spłynęła mi jedna łza. Emmett posłał mi zaniepokojone spojrzenie, ale zignorowałam je, uśmiechając się i posyłając mu całusa. Zaraz po tym, poczułam go w sobie, wydobywając z nim w kanonie głośny jęk. Oddałam się. Oddałam się mu i niezapomnianym, najpiękniejszym chwilom mego życia.



*Gladiatorki - rodzaj sandałów, jakby ktoś nie wiedział.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
BajaBella
Moderator



Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 219 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu

PostWysłany: Nie 19:02, 05 Wrz 2010 Powrót do góry

Było ciężko...

NAMIOT

Bella drzemała spokojnie wtulona w jego ramiona. Ułożył się tak, by było jej najwygodniej. Westchnął cicho i przymknął zmęczone oczy. Przez chwilę walczył z ogarniającą go sennością. Nie chciał tracić ani minuty z tych najwspanialszych chwil w swoim życiu. Trzymał w objęciach dziewczynę dla której gotów był zrobić wszystko. Ogrzewał ją swym nadzwyczajnie ciepłym ciałem i przez jeden krótki moment przestał żałować, że jest zmiennokształtny. Teraz był po prostu szczęśliwy.
Bella sapnęła. Delikatnie, tak aby jej nie przebudzić, musnął dłonią lekko zaróżowiony policzek dziewczyny.
- Cii… śpij, maleńka. Jestem przy tobie – wyszeptał, a ona wtuliła się jeszcze bardziej w jego masywną klatkę piersiową. Usłyszał dochodzące gdzieś z oddali głuche warknięcie Edwarda, ale nie przejął się nim zbytnio. Ona tej nocy należała do niego i wampir musiał się z tym pogodzić.
Na zewnątrz namiotu śnieg dalej padał, a wiatr wygrywał w konarach drzew rzewną, usypiającą melodię, która zlewała się w jedność z nuconą przez Cullena kołysanką.
Kilka godzin odpoczynku przed walką dobrze mu zrobi. Zdążył jeszcze w półśnie spostrzec, że Edward bezszelestnie wymknął się z ich prowizorycznego schronienia, a potem odpłynął w słodki niebyt.
Przebudził się chwilę później, gdy Bella cicho jęknęła przez sen.
- Jake…
- Tak? – Spojrzał na jej przymknięte oczy i najdelikatniej jak tylko potrafił dotknął opuszkiem palca lekko nabrzmiałych ust, z których przed chwilą usłyszał swoje imię. Przyglądał się zachłannie drobnej twarzy dziewczyny, jakby próbował nauczyć się na pamięć tych subtelnych rysów: lekko zaznaczonych kości policzkowych, małego noska, ciemnych, klasycznie wygiętych łuków brwiowych i pełnych, zaróżowionych warg, stworzonych do pocałunków.
Pochylił się nad nimi, drżąc cały. Nie wiedział co się z nim dzieje. To było silniejsze o niego.
- Oh, Bells…- wychrypiał tuż nad jej ustami. Jego gorący oddech owionął jej twarz. Dostrzegł, że powoli otworzyła oczy. Czekoladowe, obiecujące słodycz tęczówki wpatrywały się teraz w niego w oczekiwaniu. Mógłby utonąć w jej spojrzeniu.
- Bells…
- Pocałuj mnie, Jake – szepnęła.
Przez chwilę myślał, że to wszystko jest tylko złudzeniem. Nie wierzył, nie potrafił…
Mocniej, niż by tego chciał ujął jej brodę i zmusił dziewczynę, by spojrzała mu prosto w oczy.
- Nie żartuj tak sobie ze mnie – warknął.
- Proszę, Jacob. Pocałuj
Świat zawirował mu przed oczami. Nie liczyło się już nic. Nie mógł dłużej opierać się spalającej go od środka gorączce. Łapczywie sięgnął do jej rozpalonych warg, rozchylając je w namiętnym, żarliwym tańcu dwóch zespolonych ze sobą języków.

Jego pierwszy pocałunek był nachalny, zaborczy. Gorące, spierzchnięte usta łakomie wpijały się w nieśmiało poddające się im dziewczęce wargi. Wyczuwały lekki opór, co podsycało tylko ich zachłanność.
To było niczym pożar. Palący ogień rozprzestrzeniał się w namiętnym szale, pieszcząc nieznane dotąd obszary. Delikatnie kąsał chłodne, lecz podatne na zmysłowe spalanie, gładkie policzki. Liznął jedwab skóry na szyi schodząc ku pełnemu tajemnic zagłębieniu obojczyka. Walka trwała. Dziewczyna broniła się jeszcze ostatnimi resztkami sił przed tą nieznaną mocą, lecz on nie przestawał. Z uporem burzył mur, wyzwalając drzemiący w niej erotyzm.
Jego usta stawały się coraz bardziej zuchwałe, a ręce łakomie odkrywały nowe rejony jej szczupłego ciała. Kiedy rozpaloną dłonią dotknął płaskiego brzucha i pogładził miękką, aksamitną skórę poczuł, że zadrżała pod wpływem tej pieszczoty.
Jej drobne palce zanurzyły się w jego potarganych włosach, a słodkie, zdeterminowane usta odnalazły gorące wargi i zaczęły łakomie smakować je w kolejnym zmysłowym uniesieniu.

Miał ochotę zawyć przeciągle. Ból pożądania dławił jego gardło, ale był niczym wobec tego, co działo się z jego męskością. Zakleszczył jej drobne ciało w swoich masywnych ramionach, przyciągając brutalnie do siebie. Jeśli zaraz nie przestaną - eksploduje!
- Jake. – Usłyszał jej cichy, zachrypnięty głos. – Chcę tego, Jake. Chcę ciebie…
- Bello…

Odsunął ją delikatnie od siebie. Ułożył się wygodnie, zakładając ręce za głową. Zmrużył oczy. Przyglądał się dziewczynie uważnie, jakby dokładnie analizował jej słowa. Jego przyspieszony oddech powoli się wyrównywał, a narastające napięcie w lędźwiach rozlewało się gorącymi falami po całym ciele. Pragnął jej tak bardzo, że przestraszył się, iż mógłby ją skrzywdzić. To było jednak silniejsze od niego. Świat przestał istnieć. Nie liczyło się nikt i nic. Hordy nowonarodzonych mogły przejść przez Forks, zrównując miasteczko z ziemią - dla niego nie miało to w tej chwili żadnego znaczenia.
- Jak bardzo tego chcesz? – zapytał tylko.

Nie odpowiedziała. Wciąż patrząc mu w oczy zaczęła niezgrabnymi, zziębniętymi palcami rozpinać sobie bluzkę. Jeden guzik, drugi guzik, trzeci… Warknął niecierpliwie. Uśmiechnęła się do niego onieśmielona, ale nie przestała się rozbierać. Zrzuciła ciepłą, flanelową koszulę i zadrżała. Cienka, bawełniana koszulka na ramiączka, którą miała na sobie odsłoniła jej szczupłe, delikatne ramiona. Niebieski kolor podkreślał jasny odcień jedwabistej skóry. Nie potrafił już dłużej panować nad sobą. Przyciągnął ją do siebie, siadając. Jedną ręką objął jej talię, a palce drugiej wplótł we włosy. Usta dziewczyny znów znalazły się niebezpiecznie blisko jego gorących, namiętnych warg. Oddawała mu teraz pocałunki z równą żarliwością.
Krew pulsowała mu w żyłach coraz szybciej, źrenice rozszerzyły się maksymalnie, a przyjemne napięcie w lędźwiach przerodziło się w trawiący zmysły płomień. Stracił już zupełnie nad sobą kontrolę. Zerwał z dziewczyny koszulkę. Przez chwilę przytulił ją mocno do siebie. Bał się, że jak tylko otworzy oczy i zobaczy jej drobne, kształtne piersi zakryte tylko koronkowym staniczkiem, oszaleje.
Słyszał głośne bicie jej serca. A może to było jego serce?

Poczuł jak niepewne dłonie Belli błądzą z ciekawością po jego plecach i karku. Jedna z nich zaczęła powoli przesuwać się w dół, wzdłuż linii kręgosłupa. Jej delikatny dotyk spowodował, że jęknął przeciągle. Mała rączka dziewczyny przesunęła się wzdłuż pasa i nieśmiało, ledwie muskając, dotknęła jego podbrzusza.
Gdyby świat się skończył właśnie w tej chwili, nawet nie miał by mu tego za złe.

Bella odepchnęła go lekko. Położyła się na plecach na grubym, miękkim śpiworze. Na jej zarumienionej twarzy błąkał się nieco speszony uśmiech.
Przez dłuższą chwilę po prostu się przyglądał, zachłannie pieszcząc wzrokiem każdy kawałek odsłoniętego ciała ukochanej. Chłonął zapach splątanych włosów opadających niedbale na ramiona dziewczyny. Powoli ustami smakował skórę na brzuchu, aż dotarł do pępka.

Kiedy jego mocne, ciepłe ręce wsunęły się za pasek jej spodni poczuł, że cała drży. Szybkimi, niecierpliwymi ruchami zdjął z niej dżinsy, a potem posadził sobie na kolanach, chroniąc przed lodowatym powietrzem w swych gorących ramionach. Siedziała teraz oparta plecami o jego nagi tors.
Odgarnął długie, ciemne włosy Belli i zaczął czule całować jej smukłą szyję. Jedną ręką przytrzymywał ją w pasie, a drugą sięgnął do nabrzmiałych piersi dziewczyny i zaczął je pieścić. Na początku delikatnie, łagodnymi ruchami, potem coraz mocniej, prawie brutalnie ściskając sutki.
Usłyszał jak jęknęła cicho.
Krew uderzyła mu do głowy, a ból pożądania napierający na twardego członka stawał się nie do zniesienia. Pragnął ją wypełnić sobą, posiąść jej ciało i scalić ze swoim, lecz na to ona też musiała być gotowa.
Rozchylił jej nogi i wsunął dłoń pod niebieskie, koronkowe figi. Z początku niezdarnie zaczął dotykać słodkiego łona, błądząc rękami również po wewnętrznej stronie ud. Kiedy jednak dziewczyna uniosła nieco biodra, zanurzył palce w jej ciepłej, wilgotnej kobiecości. Odchylił płatki, pieszcząc ją coraz głębiej, upajając się odkrywaniem tej tajemnicy.
Oddychała ciężko poddając się temu dotykowi, jeszcze bardziej niezaspokojona i łaknąca jego bliskości. Złapała go mocno za włosy, wyginając drżące z podniecenia ciało i wyszeptała:
- Kochaj mnie, Jake. Kochaj…

Mały namiot rozbity na wysokiej grani, opierający się z trudem zamieci i burzy śnieżnej, przynoszącej grad wielkości małych kostek lodu, był teraz dla niego najpiękniejszym miejscem na Ziemi. Punktem scalającym całą energię wszechświata. Strefą Słońca, którego żar stapiał ich ciała w miłosnym uniesieniu. Kręgiem naturalnej mocy, jaką mają w sobie kobieta i mężczyzna zespoleni namiętnością.
Położył ją na plecach, jedną ręką przytrzymując za rozkosznie miękkie pośladki. Wiedział, że pierwszy ruch powinien być mocny i szybki, tak aby sprawić jej jak najmniej bólu.

Pochylił się nad nią, przez cały czas patrząc z mieszaniną czułości i pożądania w jej oczy. W czekoladowych tęczówkach Belli dostrzegał bezgraniczną ufność, która dodawała mu odwagi.
Siła ich spleconych spojrzeń, przepełnionych wzajemną miłością i oddaniem, była tak ogromna, że pierwotny lęk, związany z utratą dziewictwa wydawał się dziewczynie tylko mrzonką.
- Zaboli – wyszeptał zachrypniętym głosem.
- To nic…

Pchnął. Raz, drugi, trzeci… Jego nabrzmiały, twardy członek ledwo wchodził w jej nienaruszoną, ścisłą kobiecość. W czarnych, powiększonych źrenicach Belli dojrzał bezmiar wiary w ich miłość. Nie odrywając od niej wzroku, zagryzł niespokojnie wargę.
Czwarty!
Krzyknęła. Zakrył głębokim, gorącym pocałunkiem rozchylone usta, nie przestając zanurzać się w niej coraz mocniej i pewniej. Długo skrywane pożądanie wypełniło doszczętnie jego umysł. Kochał ją gwałtownie, na granicy brutalności, jednocześnie pieszcząc jej ciało czułym dotykiem.
Poczuł jak staje się wilgotna, całkowicie gotowa na przyjęcie jego męskości. Oplotła mu biodra długimi nogami, dostosowując się do miłosnego rytmu. Erotyczny taniec ich rozgrzanych, spoconych ciał nabrał gracji.
Jego ruchy stały się spokojniejsze, głębsze. W silnym uścisku przytrzymywał obie ręce nad głową dziewczyny, rozkoszując się jej bezbronnością i oddaniem. Pieścił gorącym językiem zaczerwienione sutki, z zachwytem dostrzegając jak twardnieją pod wpływem okazywanej im czułości.
Jęknęła cicho, oddając się mu bez reszty. Bliskość ich nagich, splecionych ciał działała jak narkotyk. Zachłannie czerpali z siebie zniewalającą magię pierwotnych instynktów, upajając się wzajemnym ogniem ogarniającym zmysły.
Poczuł rozlewający się żar w lędźwiach. Mocnym, gwałtownym ruchem wszedł w nią po raz ostatni. Narastające napięcie wybuchło falą ekstatycznych skurczy. Na krótką chwilę jego umysł odłączył się od ciała. Szybował wśród gwiazd unosząc ze sobą ukochaną. Był Bogiem. Wszechświatem. Spełnieniem.

Wiatr zawył przeciągle. A może to był Seth? Tuląc w błogim ukojeniu do siebie Bellę nie przejął się tym zbytnio. Zasypiając miał wrażenie, że Edward znów cicho gwiżdże kołysankę.
Warknął.
Odejdź, stary. Ona jest moja. Przykro mi, że wszystko słyszałeś, ale przynajmniej znasz prawdę.
Obudziły go pierwsze, wdzierające się do namiotu promienie słoneczne. Zmrużył oczy. Jak przez mgłę dostrzegł Cullena zastygłego w kącie, przyglądającego mu się z rozbawieniem na nieskazitelnej twarzy. Odruchowo przytulił śpiącą jeszcze Bellę mocniej do siebie.
Co, do cholery, robi tu po tym wszystkim ten wampir?!

- Przykro mi, stary, ale miałeś tylko bardzo kłopotliwy dla mnie sen – mruknął Edward, uśmiechając się do niego z ironią.
Poczuł się tak, jakby ktoś właśnie roztrzaskał na jego głowie ulubiony, kryształowy wazon Sue Clearwater. Gwiazdy rozbłysły na firmamencie i zgasły, spadając w otchłań.
Sen. To był tylko piękny sen.


Post został pochwalony 7 razy
Zobacz profil autora
Cornelie
Dobry wampir



Dołączył: 27 Gru 2008
Posty: 1689
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 297 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z łóżka Erica xD

PostWysłany: Pon 15:22, 06 Wrz 2010 Powrót do góry

Bez tłumaczeń, zbędne są. Forma jest, jaka jest, lemon ociekający żółtym kolorem - mam nadzieję :)

Garstka urywanych oddechów


- Lepiej pozostańmy przy pseudonimach. Wiesz, stresuję się trochę, a to wcale nie sprawia, że jest mi łatwo – zaczęła powoli, nerwowo przeczesując długie włosy. Niesforne kędziory nigdy nie układały się tak, jakby sobie tego życzyła. Jednak nie to było teraz ważne. Chwila, na którą czekała już długo, miała nadejść niebawem. Za parę minut, kilka sekund, jedno czy dwa uderzenia serca, garstka krótkich, urywanych wdechów i wydechów. Niepokoiła się. Nie wiedziała dlaczego. Po prostu. W myślach przywołała słowa Alice :Bells, idź na żywioł. A zobaczysz, że będzie fantastycznie.
Zastanawiała się, od czego zacząć. Jak mu wytłumaczyć to, czego nie potrafiła wytłumaczyć sobie?
- Ja będę Celest. Na dzisiejszy wieczór. A ty? - spytała, uważnie wpatrując się w siedzącego naprzeciwko mężczyznę.
Uśmiechnął się kącikiem ust, jakby skrywał jakąś mroczną tajemnicę. Nie mogła jednak przestać spoglądać w jego kocie oczy. Sprawiały wrażenie głębokiej otchłani, w której na dobre mogłaby utknąć. Pokręciła przecząco głową.
- Mogę być kim zechcesz. Żołnierzem albo cywilem – zaczął, podchodząc do niej niczym lew do ofiary. Stanął tuż za krzesłem kobiety, po czym nachylił się do jej ucha, nie przerywając słodkiego szeptu. - Chyba że wolisz brutalnych wojowników.
Poczuła, jak jego język przesuwa się po płatkach uszu. Zadrżała. Ciepły oddech owionął jej szyję, kiedy jednym, powolnym ruchem uniósł loki w górę.
- Albo starożytnym gladiatorem, który nie boi się wyzwań.
Usilnie próbowała wpatrywać się przed siebie, za cel obierając chiński wazon. Nie mogła jednak skupić uwagi na niczym, prócz jego ust na swoim ciele. To nie tak miało być – pomyślała, w przypływie zdrowego rozsądku.
- Niech będzie Lestat. Zawsze lubiłem Kroniki wampirów – odparł, wplatając dłonie w jej włosy i masując skórę.
Poczuła, jak ciało powoli się odpręża i poddaje temu zmysłowemu dotykowi. Odchrząknęła i nabrała pewności siebie.
- Wiem, że to trochę dziwna sytuacja. Jednakże nie miałam wyjścia. Potraktujmy to wszystko jako eksperyment. Nic ponadto. Ty jesteś doświadczony, a ja chcę z tego doświadczenia czerpać naukę.
- Oczywiście, jestem do twoich usług.
Uniosła się z krzesła i stanęła z nim twarzą w twarz. Miał ostre rysy twarzy, które łagodniały, kiedy się uśmiechał. Był wyższy od niej o co najmniej głowę i odznaczał się nieprzeciętną urodą. Wszystko, co chciała mieć w mężczyźnie, on posiadał. To była wyjątkowo korzystna transakcja. Specjalnie na ten wieczór wynajęła pokój w ekskluzywnym hotelu w Nowym Jorku. Tutaj była całkowicie anonimowa. A przecież o to w tym wszystkim chodziło.
- Dobrze. Więc skoro wszytko mamy ustalone, oddaję się w twoje ręce – powiedziała ciszej, niż zamierzała. Zdziwiło ją to. Sądziła, że całkowicie nad sobą panuje. Minęło sporo czasu od kiedy tak intensywnie czuła bliskość mężczyzny. Niezbyt dobrze pamiętała tamto uczucie. Była wtedy młoda, niedoświadczona i całkowicie zdana na partnera. Chciała spróbować ponownie, chciała poczuć to, co jej przyjaciółki. Pragnęła znaleźć się w opisywanym tak często siódmym niebie.
Mężczyzna nic nie mówiąc wziął ją za rękę i poprowadził do przestronnej sypialni. Iście królewskie łoże nakryte było czerwoną kapą przeplataną złotymi nićmi. W pokoju panował półmrok, rozświetlany jedynie kilkoma palącymi się świeczkami. W tle słychać było refleksyjną muzykę, która powoli ją odprężyła.
Po chwili stanął, puścił jej rękę i niedbale ściągnął marynarkę, po czym rzucił ją na najbliższe krzesło i usiadł na łóżku, patrząc w jej oczy, jakby czegoś oczekiwał. Nie wiedziała, co ma robić. Przez krótką sekundę żałowała, że założyła specjalnie na tę okazję kupioną krótką sukienkę z odsłoniętymi ramionami. Tylko przez sekundę, bo on nagle uśmiechnął się i poprosił, by stanęła do niego tyłem, na lekko rozsuniętych nogach. Zrobiła to, o co poprosił, czując na sobie jego palące spojrzenie.
- Celest... - szepnął gardłowo, stając za nią. Jego dłonie sunęły powoli po smukłej tali. Gorący oddech pieścił jej skórę. - Rozbierz się. Powoli. Zmysłowo. Jakbyś robiła to na oczach ukochanego mężczyzny.
Wrócił na swoje miejsce, a ona odwróciła się w jego stronę. Uświadomiła sobie, że w świetle świec jego twarz jest bardziej zmysłowa, niż mogła przypuszczać. W rytm nastrojowej muzyki uniosła w górę dłonie, po czym powoli zsuwała je po swoim ciele, jakby pieściła ukochanego. Wędrowała wzdłuż odsłoniętej linii szyi, przez obojczyk, do piersi aż po brzuch. W końcu uśmiechając się leciutki, odpięła pierwszy guzik sukienki, za nim drugi, trzeci i czwarty, aż znalazła się na ziemi. Wyeksponowane smukłe ciało odziane było jedynie w niebieskie figi i delikatny koronkowy stanik w tym samym kolorze.
Stała tak, prawie naga, wpatrując się w te hipnotyzujące oczy, bez cienia wstydu i zażenowania, bo widziała w nich żądzę, pragnienie. Widziała, że jest pożądana. Leniwie podeszła do niego, zrzucając po drodze szpilki.
- Co teraz? - szepnęła.
- Oprzyj się o ścianę.
Jego dłonie były wszędzie, w tym samym czasie. Błądził po piersiach i brzuchu, znacząc dotykiem palący ślad na jej ciele. Czuła jak dotyka jej łydek najpierw dłonią, później ustami, sunąc powoli w górę. Zadrżała i cicho jęknęła. Nie zorientowała się, że jego usta na krótką chwilę zaniechały wędrówki, po czym wrócił i odwrócił ją twarzą do siebie.
Szybko zdjął stanik, uwalniając nabrzmiałe od pożądania piersi.
Uśmiechnął się do siebie.
- Pokaż mi się – szepnął cicho, kładąc silną męską dłoń na mlecznobiałą pierś spragnioną dotyku. Masował je, ugniatał i znowu masował, aż poczuła jak gorące usta zamykają się na sutkach.
Krzyknęła cicho, oniemiała falą doznań. Elektryzujące ciarki przeszły po całym ciele, sprawiając cudowne dreszcze.
Po chwili długiej jak wieczność poczuła zimne kostki lodu spływające małym strumykiem po jej szyi wzdłuż piersi i brzucha, a następnie podążające ich śladem wargi.
- Proszę... - wyjęczała, wplatając dłonie w jego blond włosy.
- O co, Celest?
Patrząc w jej oczy, zdjął z siebie spodnie i koszule. Przysunął ją do swojego ciepłego ciała, całując namiętnie. Nie wiedziała kiedy znalazła się na łóżku, a on górował nad nią niczym anioł, który został zesłany na ziemię, by dręczyć jej ciało.
Drżała z pożądania. Nie mogła czekać ani chwili dłużej. Mężczyzna jakby wyczuwając jej napięcie, zsunął figi i położył dłoń na kwintesencji kobiecości. Jęknęła przeciągle, gdy jego palec zagłębił się w jej wnętrzu. Oplotła dłońmi jego szyję i mocno pocałowała, próbując ukryć okrzyki rozkoszy, które wydobywały się z jej gardła. Nie sądziła, że jest do tego zdolna. Bezwstydna, ogarnięta żądzą kobieta, która z niej wychodziła w niczym nie przypominała Belli sprzed godziny.
Pieścił ją, wpatrując się w orzechowe oczy.
- Jesteś piękna – wyszeptał, przyspieszając ruchy. Wiedział, że za chwilę uniesie ją na szczyt. Wiedział, że będzie krzyczeć i błagać o więcej. Wiedział, że jest spragniona równie mocno jak on. Pragnął jej. Cholernie mocno. Gdy do niego przyszła sam nie wiedział, czy dobrze robi. Stanie się jego kobietą. Wiedział o tym. Zakocha się, a on będzie musiał złamać jej serce. Chciał jednak dać jej coś, czego sam nie zaznał – bliskość.
Jej biodra zaczęły się rytmicznie unosić i opadać, jakby próbowała powiedzieć, że chce więcej, mocniej, szybciej.
Dłońmi masowała jego umięśnione plecy. Wpatrując się w te kocie oczy tonęła w bezmiarze rozkoszy, jaką jej dawał.
- Lestacie – prosiła cicho, sunąc palcami po delikatnym meszku na brzuchu. Uśmiechnęła się zalotnie.
- Dotknij mnie – rozkazał gardłowym tonem, a ona usłuchała pieszcząc jego penis, który stawał się twardszy. Na jego twarzy widziała odbicie własnego pożądania.
Nie przerywając, błądziła ustami po jego szyi, smakując jego ciała. Był przepyszny i pachniał czystym seksem.
Przewrócił się na plecy i posadził ją na siebie, zanurzając się w niej mocno i głęboko. Przymknęła powieki i jęknęła przeciągle, czując jak wypełnia ją po brzegi, jakby przeszywał ją całą, jakby zawładnął każdą komórką jej ciała.
Po chwili zaczęła unosić się i opadać w rytm pragnień, które ją obezwładniły. Oparła dłonie na jego klatce piersiowej i wpatrywała się w jego lekko przymknięte oczy, pełna satysfakcji i siły.
- Dobrze, Celest, ujedź mnie.
I tym razem wypełniła słodki rozkaz, który jej wydał z rozkoszą i przyjemnością. Napierała, a on wychodził na jej spotkanie, pieszcząc falujące piersi. Jęczała, a on przytrzymywał jej biodra.
- O tak... - szeptała przy następnych ruchach, czując jak słodka eksplozja zmysłów majaczyła przed jej oczami. Po chwili, która trwała wieczność, krzyknęła przeciągle, gdy jej ciało przeszły prądy, o których nie miała do tej pory pojęcia.
Mężczyzna uśmiechnął się uwodzicielsko i kazał jej klęknąć, po czym zanurzył się w niej znowu, obserwując wdzięczną linie pleców i opadające na nie włosy. Miał ogromną chęć złapać za te kędziory, zamknąć je w dłoni i nie wypuszczać.
Jego ruchy były mocne i głęboki, wolne i szybkie, delikatne i zmysłowe. Przyciągał ją do siebie, napawając się jękami rozkoszy. Była ciepła, wąska i wilgotna. Cudowna i niewinna. Pragnął jej. Pragnął jej ciała. Pragnął jej. Nie wiedział czemu.
Walczył sam ze sobą w z góry przegranej walce. Z jego gardła wydobył się chrapliwy jęk. Przegrał. Złapał za jej włosy i przysunął ją do siebie, nie przerywając mocnych pchnięć. Położył dłonie na jej piersiach, a ustami błądził po szyi.
- Celest, Celest... - szeptał między pocałunkami.
- Bella – odparła szybko, nie zastanawiając się nad tym. Chciała usłyszeć z jego ust własne imię. Nie wymyślony na poczekaniu pseudonim. Swoje imię. W jego ustach będzie brzmiało niczym najsłodsza melodia.
- Bella...
Nie myliła się. Wymawiał je gardłowym szeptem, który przeszywał jej ciało.
- Jestem twoja – odparła, czując, jak zbliża się kolejna eksplozja.
Jego ruchy nagle stały się szybsze i mocniejsze, pchnięcia dosięgały jej jestestwa. Pragnęła tego jak niczego innego na świecie. Pragnęła tej rozkoszy, którą jej dawał.
Po chwili świat stanął, a w pokoju słychać było tylko ich złączone krzyki.
Bella opadła na poduszkę, oddychając ciężko. Obserwowała jego twarz osnutą teraz mgłą zaspokojenia. Uśmiechnął się leniwie i ułożył obok niej. Mimowolnie wyciągnęła dłoń i pogładziła jego klatkę piersiową, po czym przysunęła się i położyła głowę w zgłębieniu jego szyi.
- Jasper – powiedział cicho. - Nazywam się Jasper.
Nie chciała nic mówić, by nie zburzyć tego nastroju. Świeczki już dogasały.
Miała go przy sobie. W końcu. Pragnęła tego od dawna. Dłużej niż była w stanie policzyć. A teraz leżał tuż obok niej, gładził jej plecy i całował włosy. Nagi i umięśniony. Ociekający seksem i zmysłowością.
Pragnęła go od kiedy była mała, a on sprowadził się do domu obok. Pamiętała jego zawadiacki uśmiech. On jednak nigdy jej nie zauważał. Dopiero teraz. Ale to nic. Cieszyła się z tego, co los jej podarował, a dostała najpiękniejszy prezent – niezapomniane chwile z mężczyzną, którego kochała.
Zasnęła wtulona w jego gorące ciało, ale gdy otworzyła oczy, czując pierwsze promienie słońca, jego już nie było. Zostało jedynie wspomnienie wczorajszej nocy i unoszący się w powietrzu zapach rozkoszy. Zamknęła oczy, czując cisnące się łzy. Położyła dłoń na miejscu, które zajmował i znalazła krótki liścik i dołączoną do niego różę.

Przepraszam. Zostawiam cię myśląc, że robię dobrze. Muszę odetchnąć, zastanowić się. Jeśli na mnie poczekasz, to cię odnajdę.
Jasper


Uśmiechnęła się leciutko.
- Będę czekać – szepnęła w przestrzeń.
Może tydzień, dzień, kilka minut, parę sekund albo uderzenie serca, może garstkę urywanych oddechów. Poczekam.


Post został pochwalony 5 razy
Zobacz profil autora
Wiedźma
Gość






PostWysłany: Pon 17:17, 06 Wrz 2010 Powrót do góry

Ostrzegam, ilość lemonu jest znikoma.
Nie przedłużając, chciałam tylko pogratulować poprzedniczkom świetnych tekstów, już mam swoich faworytów. Bez znaczenia kto wygra, zabawę miałam świetną, nie powiem Mr. Green





Nie mam ochoty na żadne miłosne gierki, Biers. Owszem, było nam razem miło, nawet bardzo, ale nic poza tym. Pusta chwila przyjemności, mało znaczący wybuch pożądania, tyle. Może dla ciebie znaczyło to więcej coś, ale moim zdaniem seks nie jest w stanie wyzwolić we mnie jakiegokolwiek uczucia do ciebie. Nie jestem osobą, która jest w stanie kogoś pokochać. Moje serce to nieruchoma kostka lodu, rozumiesz? Nie pojmujesz, że to byłą gra? Jak mogłeś wierzyć w coś takiego? Trzeba być nienormalnym, żeby zakochać się w obcej kobiecie, która tak bardzo cię skrzywdziła. Wybacz, Riley, ale nasz związek nie ma sensu. Chciałabym powiedzieć, że z nami koniec, ale my nawet niczego nie zaczęliśmy. Jesteś jeszcze bardzo młody, na...

- Victorio? - spytał mnie przejmującym głosem.
Cholerny dzieciak, nie można mieć ani krzty spokoju! Powinnam powiedzieć mu w twarz, co o nim sądzę, ale nie mogłam. Był taki zakochany i bezbronny... Nie teraz, nie kiedy musimy stoczyć bitwę.
- Tak, najdroższy? - Udałam zatroskaną.
Byłam ciekawa jak ta brązowowłosa smarkula zwracała się do swojego obślizgłego Edwarda. Zagotowało się we mnie od samej myśli o niej. Musiałam wyżyć się na mojej nowej wampirzej zabawce.
- Kiedy już będzie po wszystkim, uciekniemy, prawda?
- Co masz na myśli, mój drogi? - Przyjęłam smutny ton.
- No wiesz, ty i ja. Tak bardzo boję się, że mnie zostawisz... - Dłonią ścisnął moją talię, przysuwając do siebie. Ta jego dziecinna naiwność pachniała niesamowicie słodko... Uśmiechnęłam się szeroko, chcąc zaimitować czułość. Objęłam dłońmi jego zmartwioną twarz.
- Jak mogłeś tak pomyśleć? Przecież jesteśmy sobie pisani!
Tak łatwo było mi przy nim kłamać. Mogłam wcisnąć mu każdą bzdurę, a on jak posłuszny baranek lgnął do moich łgarstw. No, chociaż określenie "baranek" w jego przypadku to za łagodne.
Zobaczyłam w jego oczach tyle nadziei, że aż mnie od zemdliło. Ach, że musiałam akurat zmienić jego! Starałam się grać dalej, lecz przychodziło mi to z wielkim trudem. Gdyby widział mnie teraz James pewnie śmiałby się w niebo głosy. Zawsze potępiał dobre uczucia, dla niego liczyły się tylko zawiść i cielesna przyjemność.
- Vicky - zagruchotał słodko blondyn. Nienawidziłam tego zdrobnienia i w innych okolicznościach oderwałabym mu ze złości głowę. Nie teraz.
Byliśmy niemalże tego samego wzrostu, więc nie musiałam nawet podnosić głowy, by go pocałować. W odpowiedzi przyciągnął mnie do siebie zachłanniej, wściekle atakując ustami. Na jego języku zachowały się jeszcze ślady niedawno wypitej krwi.
Powiew ekstazy...
Mimo, że nie oszczędzaliśmy sobie ostatnio, nie żałowałam żadnego wyssanego wazonu tego zbawczego płynu. Oderwałam się od niego, lecz wciąż trzymał mnie blisko siebie. Kiedy zanurzył głowę w moich lokach cicho westchnęłam. Bynajmniej ze znudzenia całą sytuacją. Niestety uznał to za przejaw namiętności, ponieważ dłońmi chwycił mocno moje pośladki opięte w skórzane spodnie.
- Niegrzeczny chłopczyk - Zaśmiałam się cicho, błądząc językiem po jego szyi.
- Pragnę cię, Victorio - szepnął mi zmysłowo do ucha. Dość! Skończ to, póki nikomu nie stała się krzywda - krzyczał głos w mojej głowie. Prawda była taka, że nie potrafiłam oprzeć się temu chłopakowi. Szczególnie, kiedy był tak blisko. Odkąd utraciłam Jamesa, prowadzanie małolatów na złą drogę należało do moich ulubionych zajęć. Granie niewinnej również.

klik

O piękna moja! bądź błogosławiona,
Ze od piekielnych wrogów wciąż kuszona,
Wciąż ty deptała po ich kłamstw pokusie!
O piękna moja! bądź błogosławiona,
*

Oddychał ciężko, z trudem kontrolując swoje ruchy. Przeniósł dłonie na moją bluzkę, szybkim szarpnięciem zrywając ze mnie materiał.
- Hej! - Sapnęłam, chcąc wyglądać na skrępowaną. - Co ty wyprawiasz?
- Tylko mi nie mów, że się wstydzisz.
Użył przy tym mych własnych słów wypowiedzianych wczorajszego dnia. Był niesłychanie speszony, gdy naśmiewałam się z jego żółto-niebieskich bokserek w paski.
Ktoś z nowych gwizdnął cicho, lecz tym razem ich zignorowałam. Zabieranie tych prymitywów ze sobą było zdecydowanie złym pomysłem. Z drugiej strony łatwiej było mi w ten sposób kontrolować sytuację. Grzeczne pieski miały czekać na rozkazy pani. Siad, Riley! Jak będziesz grzecznym szczeniaczkiem, dostaniesz od Victorii trochę uciechy.
Chłopak zahaczył o zapięcie moich spodni. Przeciągły jęk wyrwał się z mojego gardła, widocznie sprawiając mu tym przyjemność. Wredny dzieciak. Syknął chicho, pozbawiając mnie ostatnich resztek godności. Niespokojne dłonie tego smarkacza doprowadzały mnie do wrzenia. Chociaż jedno musiałam przyznać - młody znał się na rzeczy. Pocałowałam jego rozchylone wargi, gdy myśli zostawiły mnie na dobre.
- Nie wiem, dlaczego wcześniej mi się opierałaś, przecież widzę, jak na mnie patrzysz - powiedział chrapliwie. Wiedziałam, że specjalnie chciał mnie rozjuszyć. Uważał, że najbardziej pociągałam do podczas ataków złości. Potrafił zmienić się w zaborczą bestię w tak krótkim czasie, że byłam pełna podziwu. Przecież uczył się od najlepszych.
- Przestań pieprzyć i rób, co należy - pisnęłam, nie mogąc kontrolować własnego głosu.
- Jak sobie życzysz... - Uwodzicielski szept wypełnił przestrzeń między nami.
Z żarliwością głodnej lwicy zaatakowałam jego szyję. Zachęcony moimi poczynaniami chwycił mnie za uda, wciągając na swoje biodra.
- Koch... - zaczął, lecz nie dałam mu skończyć.
Jeżeli ten nastolatek nie skończy ze swoimi ckliwymi gadkami, rozszarpię mu gardło już dziś.
- Co ja mówiłam? Mam dosyć twojego gadania, rozumiesz? Przejdź do czynów, Riley. Jak wielu dziś zabiłeś? To chyba twój nowy rekord. Ilu ich tam było, piętnastu? Przyznaj, ludzka krew jest taka kusząca...
Posłusznie milczał, wodząc dłońmi po moich nagich ramionach. Przymknęłam powieki, rozkoszując się ostatnimi chwilami przyjemności. Jutro zginiesz, najdroższy. Twoja będzie musiała poszukać sobie nowego pieska.
- Czuję się przy tobie taka młoda, wiesz, przypominają mi się czasy kiedy sama byłam nowo narodzoną. Z Jamesem to nie to samo, przy tobie naprawdę czuję, że żyję, choć w niepełnym tego słowa znaczeniu. Chciałabym nigdy się z tobą nie rozstawać.
- Chciałbym, aby to nerwowe oczekiwanie się już skończyło - szepnął rozżalony.
- Cii - Przyłożyłam mu kciuk do ust. - Niczym się nie martw, jutro będzie po wszystkim.
Uśmiechnęłam się lubieżnie. Był taki piękny, kiedy w jego oczy płonęły.. Słaby żar powoli przeistaczał się w coś znacznie większego.
Pozbywając się mojego stanika, całował szybko moją szyję, a ja wplotłam dłonie w jego piękne włosy.
- Na co się gapisz?! - wrzasnęłam do grupy szczeniaków, zmuszając ich do odwrócenia wzroku. Riley spojrzał na mnie spłoszony, ale kontynuował.
Uczepiłam się bardziej kurczowo jego bioder, powiększając naszą cielesność. Do diabła z zasadami, mnie też należała się odrobina zapomnienia! Jego usta wyprawiały ze mną cuda. Wargi miał takie zaborcze i spragnione. Postawił mnie na ziemi, prosząc o dostęp do moich jeansów. Ułatwiłam mu to, a ja z kolei zajęłam się jego koszulą. Poradziłam sobie z guzikami w ułamku sekundy i już mogłam krążyć po jego zachwycającym torsie. Jęknął i odrzucił głowę do tyłu. Kiedy myślałam już, że wybuchnę, pocałował mnie w ten sam sposób co za pierwszym razem. Było w tym tyle namiętności i żaru. Gdy chodziło o nas swoje nigdy nie mogłam liczyć się z delikatnością. Oczywiście całkowicie mi to dopowiadało.
- Och, zróbmy już to - sapnął, odrywając się od moich ust - tak bardzo chcę cię mięć!
Przechyliłam się, zarzucając jedną ze swoich nóg na jego kulszę.
- Panno Philips!**
Nagle jęknęłam zaskoczona, bo szybkim ruchem popchnął mnie na chodnik. Upadłam bezsilna, nie mając z nim szans. Pożądanie w jego oczach zostało zastąpiła nagle troska.
- Jezu, kochana, znów wyobrażałaś sobie, że jesteś tą rudą landryną?
Kiedy znów na niego spojrzałam był już zupełnie kim innym, a gdy otworzyłam powieki, znajdowałam się też w zupełnie innym miejscu.
- Co, pomarzyć nie można?! - syknęłam.
Piękną twarz chłopaka zastąpiło chłodne oblicze mojej pielęgniarki.
- Dziecko, te wizje cię wykończą, musisz odpoczywać. Wypadek samochodowy to wcale nie pikuś. Leż i postaraj się myśleć o czymś przyjemnym, ok? Co powiedz na doktora Cullena?
Siostra Izabella spojrzała na mnie z politowaniem.
- Nawet nie żartuj.
Ze złością przekręciłam się na szpitalnym łóżku, wkładając dłonie pod pachy. Och, najdroższy Riley, gdybyś tylko istniał...



* Krasiński - Do Elizy
** Wymyślone nazwisko.
Dzwoneczek
Moderator



Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 231 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pon 19:42, 06 Wrz 2010 Powrót do góry

Postacie kanoniczne, rzecz dzieje się kilka lat po Breaking Dawn, ale bieg wydarzeń jest nieco inny niż u Stefki. Założenie wstępne jest takie, że Bella nie przetrwała porodu, Reneesme jednak przeżyła, choć nie o nich jest ta miniatura...


Dotyk lodu


Stała przed dużym lustrem i patrzyła na odbitą w nim postać ładnej, szczupłej dziewczyny o karmelowej skórze, ubranej jedynie w niebieskie stringi . Miała mocno zarysowane kości policzkowe, krótkie, czarne jak heban włosy i lekko skośne oczy. Długie, delikatnie umięśnione nogi, miękko zarysowane biodra, płaski brzuch i kształtne, choć niezbyt duże piersi tworzyły zgrabną kompozycję kształtów, ale Leah tego nie widziała. Nie potrafiła dostrzec w sobie oczywistego piękna, bo nie czuła się ani atrakcyjna, ani kobieca. Nie akceptowała siebie i nie wierzyła, że jakikolwiek mężczyzna spojrzałby na nią z błyskiem pożądania w oczach; w zasadzie już rozstanie z Samem zasiało w niej ziarno goryczy, przemiana w wilczycę była gwoździem do trumny.
Z westchnieniem dotknęła krótkiej czupryny – tęskniła za długimi włosami, ale tak było po prostu łatwiej. Miała wrażenie, że z biegiem lat coraz bardziej upodabnia się do swoich braci ze sfory, wewnętrznie i zewnętrznie. Zresztą oni często traktowali ją, jakby była mężczyzną. Ale kobieta w niej nie umarła i właśnie głośno dawała o sobie znać. Te sny… Znów dręczyły ją co noc. Gdy tylko kilka dni temu ponownie zagościły w jej podświadomości, wiedziała, że on wrócił. Jeszcze zanim przyszedł sygnał od alfy, że granice znów obowiązują.
Wracał tu co rok i spędzał w dawnym domu około tygodnia. Bez córki, bez towarzystwa kogokolwiek z rodziny. Pozostawało dla niej tajemnicą, dlaczego to robił, być może chciał po prostu pobyć sam na sam ze wspomnieniami, może odwiedzał Charliego, a może załatwiał jakieś inne sprawy. Nie wnikała i nawet nie próbowała pytać o to Setha, który akurat mógł coś wiedzieć, będąc z nim w stałym kontakcie. Wystarczająco dużo energii pochłaniało pilnowanie, by ukryć przed resztą sfory to dziwne pragnienie. Pragnienie, którego nie rozumiała i które wtrącało ją w głębokie poczucie winy. Brzydziła się sobą z jego powodu, lecz jednocześnie kochała te chwile, gdy znów… czuła się kobietą.
Wewnętrzny konflikt przyprawiał ją o cierpienie, tym razem złagodzone niewielkim poczuciem ulgi, że oprócz niej nikogo nie ma w domu. Seth spędzał wakacje, zwiedzając Europę, a Sue przeżywała właśnie drugą młodość w ramionach Charliego, który pięć lat po śmierci córki w końcu się z tego otrząsnął i pozwolił sobie na odrobinę szczęścia w życiu. W każdym razie wyjechali na romantyczny weekend do Seattle i właśnie dzięki temu Leah mogła chodzić swobodnie po domu prawie naga.
Lustro zatrzymało ją w drodze do kuchni. Wyrwana ze snu, w którym dominowały bursztynowe oczy, smukłe, blade palce i usta, których kącik unosił się, tworząc asymetryczny uśmiech, doszła do wniosku, że potrzebuje wina. Może wino ukoi rozbudzone zmysły, stłumi gniew oraz poczucie winy i pozwoli jej zrozumieć, dlaczego pożąda… wroga. Uczucie było bardzo silne i nie ustępowało wcale po przebudzeniu.

Edward…

Pragnęła go całą sobą. Marzyła o jego dotyku, o widoku zimnych, marmurowych warg muskających jej sutki, o tych długich, chłodnych palcach zagłębiających się w jej gorącym wnętrzu… Zachłysnęła się powietrzem. Nie, nie, nie, to do niczego nie prowadzi. Powinna walczyć z tą… obsesją. Przecież to absurd, to chore, jakiś złośliwy wybryk natury, by Indianka z plemienia Quileutów pragnęła wampira.
Pierwszy raz spojrzała na niego inaczej na pogrzebie Belli. Patrząc wtedy na jego smutną twarz, pomyślała, że jest piękny. Wydało jej się to co najmniej niewłaściwe, więc szybko odegnała tę myśl. Dwa lata później zobaczyła go w lesie na okwieconej łące, na którą trafiła przypadkiem. Leżał zatopiony w myślach, wpatrzony niewidzącym wzrokiem w niebo. Pozostaje tajemnicą, czy zauważył jej obecność, czy też nie. Jeśli nawet, żadnym gestem tego nie okazał. Obserwowała go tylko przez chwilę, jednak tego obrazu nie mogła wymazać z umysłu. Potem zaczęły prześladować ją sny, z których budziła się rozpalona i podniecona, marzenia na jawie oraz dziwna, trudna do zdefiniowania tęsknota. Sny były szczególnie częste i intensywne, gdy on wracał do Forks.
Wzdrygnęła się i ruszyła w stronę kuchni. Namierzyła butelkę czerwonego wina i wzięła korkociąg z szuflady. Następnie sprawnie pozbyła się korka, wyjęła z szafki kieliszek i napełniwszy go do połowy, upiła łyk. Wino było mocne, o głębokim, wytrawnym smaku, z wyczuwalną na języku taniną i jeżynowym aromatem. Wspaniałe, jednak trochę za ciepłe. Nie zastanawiając się, otworzyła drzwiczki zamrażarki, by wyjąć lód. Seth lamentowałby, widząc, jakiej zbrodni na czerwonym winie dokonuje jego siostra, ale na szczęście Setha nie było.
Leah wrzuciła do kieliszka cztery kostki lodu, gdy nagle poraziła ją pewna myśl. A może by tak… nie walczyć z tym?
Kątem oka zauważyła stojący na blacie kuchennym szklany, kobaltowy wazon. Chwyciła go pośpiesznie i wsypała do niego wszystkie mrożone kostki, które dźwięcznie zagrzechotały, wypełniając naczynie. Dopiła rubinowy napój i wziąwszy kieliszek w jedną rękę razem z butelką, a w drugą wazon z lodem, udała się z powrotem do swojej sypialni. Tam nalała sobie drugi kieliszek. Wypiła go niemal jednym duszkiem i przygotowała trzeci. A potem wzięła do ręki kilka kostek.
Jakby to było, poczuć na sobie jego dotyk…?
Zbliżyła dłoń do warg i przeciągnęła po nich lodem w jedną i drugą stronę, powoli. Po brodzie spłynęły strużki wody. Niestety, w kontakcie z jej gorącym ciałem lód topniał zbyt szybko. Dotknęła do kostki czubkiem języka i zakreśliła kółko, czując przenikliwe zimno. Czy taki byłby jego język? Zamknęła oczy… Przywołała w myślach jego twarz. Nie przestając wodzić lodowym kryształem wokół ust, sięgnęła drugą ręką do wazonu po kolejną kostkę. Przyłożyła ją do granicy piersi i rysując coraz mniejsze kręgi powoli zbliżała się zimną pieszczotą do centrum. Wyobraziła sobie ruchy jego zgrabnych nadgarstków… Gdy osiągnęła szczyt brodawki, sutek wyprężył się i poczuła dreszcz przyjemności graniczącej z bólem. Przeciągnęła lodem w kierunku drugiej piersi, wstrzymując oddech, a gdy poczuła ukłucie chłodu na sutku, z jej ust wyrwał się jęk.
Usta były mokre, palce prawej dłoni zimne i puste. Chłodne palce… Kolejną kostkę przyłożyła do brzucha tuż poniżej pępka i rozpoczęła powolną podróż w dół… Przeniknął ją dreszcz i bynajmniej nie tylko z zimna. Ominąwszy najwrażliwszy punkt, powiodła lodem po fałdzie skórnym, zawracając drugą stroną. Powtórzyła ruch w dół i tym razem pieszcząca zimnem dłoń wkradła się pomiędzy rozgrzane wargi, docierając do najwrażliwszego punktu. Leah krzyknęła. Zerwała się gwałtownie z łóżka, a wypuszczona z dłoni kostka lodu stuknęła o podłogę z suchym grzechotem, uwalniając drobne odpryski.
Doznanie było tak silne, że ją przeraziło. Próbując uspokoić przyśpieszony, głośny oddech, chwyciła dłonią za kieliszek i dzwoniąc zębami o krawędź szkła, wypiła jego zawartość. Usiłowała zebrać myśli, ale nie potrafiła się skupić. Czuła, że jej ciałem i umysłem owładnęło jedno jedyne przemożne pragnienie.
Musiała go zobaczyć.
Wybiegła na werandę i zeskakując z niej, wylądowała na ziemi już jako szara wilczyca. Oczyściła umysł, starając się nie myśleć o niczym innym poza biegiem, miękkim mchem, szumiącymi drzewami i jasnymi, srebrnymi gwiazdami. Na werandzie pozostał mały, niebieski strzępek materiału…

***
Przemieniła się z dala od domu Cullenów. Jako wilczyca pachniała zbyt intensywnie, zależało jej też na lepszym wzroku niż węchu i przede wszystkim na odcięciu umysłu od sfory. Nie zamierzała podchodzić blisko. Chciała spojrzeć z daleka, mając nadzieję, że może zobaczy zarys sylwetki, płomienne włosy… Właściwie to sama nie wiedziała, czego się spodziewała. Jednak gdy usłyszała z oddali stłumione dźwięki fortepianu, szła dalej jak zahipnotyzowana, naga, wstrzymując oddech, aż stanęła na skraju linii drzew.
Przez ogromne tafle szkła widać było wyraźnie profil mężczyzny przy instrumencie. Drzwi na werandzie były otwarte i dzięki temu z domu niosły się delikatne tony melancholijnej muzyki. Leah patrzyła i słuchała, starając się nie myśleć, jedynie chłonąć dźwięki i widok zgrabnych nadgarstków poruszających płynnie dłońmi, silnych mięśni zarysowujących się pod chabrową koszulą, posągowego, prostego nosa i wydatnych, kształtnych ust. Och, gdyby tylko mogła dotknąć ich swoimi rozpalonymi wargami, przeciągnąć po nich językiem, zanurzyć palce w tych jedwabistych, potarganych włosach…
Muzyka umilkła, wyrywając dziewczynę z wizji, w których nieświadomie się pogrążyła. O cholera. Przy fortepianie nie było nikogo. Nagła cisza pulsowała jej w uszach. Przerażona odwróciła się, gotowa do natychmiastowej ucieczki. Ale było za późno. Stał tuż przed nią. Blady, smukły, piękny mężczyzna, który był jej naturalnym wrogiem i tak samo odpychał ją, jak i przyciągał.
– Leah… – usłyszała wyraźny ton zaskoczenia w tym jednym słowie.
Patrzyła na niego jak sparaliżowana, płonąc wewnętrznie z pożądania i ze wstydu. Czuła się żałosna. Nie dość, że nie dała rady utrzymać na wodzy swoich myśli, to jeszcze do tego była kompletnie naga. Serce łomotało jak szalone i miała wrażenie, że jest to obecnie najgłośniejszy dźwięk w promieniu kilometrów. Policzki paliły ją niemiłosiernie i pragnęła zniknąć, zapaść się pod ziemię. Natychmiast. Zanim ten piękny wampir zacznie z niej szydzić lub wybuchnie śmiechem. On jednak zdjął tylko z siebie chabrową koszulę i okrył nią dziewczynę, jak gdyby chciał jej zapewnić choć odrobinę komfortu.
– Leah… – powtórzył, a jego głos brzmiał niezwykle miękko. – Nie rozumiem… Przecież ty mnie nienawidzisz.
Ja też tego nie rozumiem, pomyślała, bo nie była w stanie wykrztusić słowa. Nie było sensu zresztą niczego tłumaczyć. A teraz proszę, pozwól mi odejść.
Wpatrywał się w nią, a jego spojrzenie, głębokie, przenikliwe, trudne do odczytania, uniemożliwiało jakikolwiek ruch. Stała jak przykuta do podłoża i nie mogła oderwać wzroku od tych magicznych, lekko pociemniałych oczu, które uwodziły ją wbrew jej woli. Ten mężczyzna był tajemnicą. Żałowała, że jego myśli pozostają przed nią ukryte. To niesprawiedliwe.
Edward uśmiechnął się. Zaraz jednak przybrał poważny wyraz twarzy.
– Chciałbym dać ci to, czego pragniesz – powiedział.
– Co? – wyjąkała, zachłystując się niemal tym jednym słowem. Przecież ty mnie nienawidzisz, pomyślała to, co on wypowiedział chwilę wcześniej.
– Nigdy nie czułem do ciebie nienawiści, Leah – szepnął, wyciągając do niej dłoń.
– Masz zamiar zrobić jakiś pieprzony dobry uczynek? Nie potrzebuję twojej litości! – Nagle odzyskała pewność siebie.
– To nie tak… Ja… też tego chcę Może oboje możemy sobie coś dać. Już tak dawno… – Spuścił wzrok, a po jego twarzy przebiegł skurcz bólu.
Czyżby po prostu potrzebował czułości, chwili zapomnienia, zatracenia się w pieszczotach? Mogła mu to ofiarować. Myśl ta była kusząca, ale jej duma buntowała się przeciw takiemu scenariuszowi. Edward podniósł głowę i ponownie spojrzał Indiance w oczy.
– Co masz do stracenia? Bo na pewno nie dziewictwo – dodał sarkastycznie. – Wolisz swoje sny?
Ogarnął ją gniew. Odwróciła się i już była gotowa przemienić się z powrotem, gdy przypomniała sobie, że ciągle ma na sobie jego koszulę. Musnęła dłonią tkaninę i… jeden mały moment wahania wystarczył, by uświadomiła sobie, że nie chce odchodzić. Teraz, albo nigdy. Przecież nie czuła strachu.
– Potrafię być delikatny – usłyszała za sobą głos, który już pieścił jej zmysły. – Jeszcze wtedy, gdy Bella… – urwał. Wzięła głęboki wdech i obróciła się z powrotem twarzą do niego.
– Nie musisz być delikatny – powiedziała, unosząc hardo brodę.
– Nie chciałbym cię skrzywdzić – odparł, mrużąc oczy.
– Nie skrzywdzisz mnie. – Na jego pytające spojrzenie dodała: – Przecież masz dostęp do moich myśli. Przez cały czas będziesz wiedział, co czuję.
Uśmiechnął się i wyciągając dłoń, powiódł kciukiem po jej ustach, z których wyrwał się jęk pełen tęsknoty, pragnienia, żaru. Edward cofnął rękę, jego spojrzenie pociemniało i nagle pocałował ją – zapalczywie, namiętnie, mocno. Poddała się temu, zatracając w chłodnej słodyczy jego warg i języka i tak jak marzyła, zanurzyła palce w aksamitnych włosach, zagarniając je, zaciskając na nich dłoń w pięść. Drugą ręką objęła nagi, zimny tors, rozkoszując się dotykiem gładkiej, alabastrowej skóry. Edward obejmował ją tuż pod łopatkami i na wysokości biodra. W pewnej chwili chwycił dziewczynę za pośladki i uniósł bez wysiłku jej ciało, a ona oplotła nogami jego talię. Poczuła na swej rozpalonej kobiecości jego zimny brzuch i oboje jęknęli pod wpływem kontaktu.
Nawet nie zdążyła zarejestrować, jak znaleźli się wewnątrz, a następnie na dachu domu Cullenów. Edward ułożył ją delikatnie na kocu, nad sobą ujrzała srebrzyście błyszczące gwiazdy. Uniosła się i wsparła na łokciach, patrząc, jak rozpina powoli dżinsy. Gdy stanął przed nią nagi, wyglądał w świetle księżyca jak nierzeczywista istota. Zresztą… taką przecież był. Jego skóra lśniła dziwnym blaskiem. Oczy zasnute pożądaniem błądziły po jej sylwetce wygłodniałym spojrzeniem. Leah zrzuciła pośpiesznie koszulę i rozchyliła nogi. Chciała go w sobie jak najprędzej, nie łaknęła już nawet pieszczot. On jednak pokręcił przecząco głową, kiwając do wtóru palcem i uśmiechając się przekornie. Zanim zdążyła cokolwiek pomyśleć, już klęczał między jej nogami i zanurzał w nią zimny język. Chłodne palce powędrowały do sutków i ścisnęły je do wtóru. Grał na niej jak na instrumencie, pewnie, wprawnie, ze zmienną dynamiką, wydobywając nieziemskie tony w postaci jęków. Język przesuwał się w górę i w dół płynnym glissando i drżącym tremolo finezyjnie wirował w najwrażliwszym punkcie. Palce tańczyły ze zmienną artykulacją wokół nabrzmiałych do niemożliwości brodawek. Leah czuła, że jeszcze moment i eksploduje. I wtedy jej kochanek przerwał, cofnął się nieco i spojrzał jej w oczy. Nie wiedziała, jak długo tak na siebie patrzyli, może upłynęło kilka sekund, a może cała wieczność. Nagle chwycił jej nadgarstki i położył ręce za głową, przycisnąwszy do koca. Przytrzymał je jedną dłonią. Drugą powiódł wzdłuż boku i zawinął wokół biodra, podążając następnie w przeciwnym kierunku, po powierzchni uda. Gdy dotarł do kolana, uniósł nogę dziewczyny i zarzucił ją sobie na ramię. Po czym, nie odrywając wzroku od ciemnobrązowych oczu, które wpatrywały się w niego wyczekująco, wtargnął do jej wnętrza, mocno, brutalnie. Krzyknęła. Bardzo wolno wycofał się, by ponowić gwałtowne, szybkie pchnięcie. Leah zarzuciła drugą nogę na jego ramię i wychodząc mu biodrami na spotkanie pomyślała: więcej. Przyśpieszył. Zatapiał się w niej do samego końca, czuła go całego. I czuła nieuchronnie zbliżający się orgazm. Jeszcze nie, nie chcę, by to się już skończyło…
– Jeszcze. Cała. Noc. Przed. Nami – wykrztusił Edward, cedząc po słowie wraz z kolejnymi pchnięciami. – To nie koniec, Leah. Odpuść, poddaj się temu – wyszeptał z wysiłkiem.
Miała wrażenie, że wzlatuje w nieskończoną czerń kosmosu w jego ramionach…

***
– Dziękuję – szepnął, gdy leżeli upojeni mnóstwem pieszczot, zwróceni do siebie twarzami. Muskał delikatnie jej ciepłą skroń, a ona, trzymając dłoń na jego biodrze, wodziła kciukiem po zimnej skórze podbrzusza.
Nie była pewna, za co jej dziękuje, więc podniosła wzrok w niemym pytaniu. Zachichotał.
– Za to, że pomyślałaś, że jestem lepszy od kostek lodu.


Post został pochwalony 5 razy
Zobacz profil autora
Raven Black
Człowiek



Dołączył: 26 Sie 2009
Posty: 55
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: a stamtąd...

PostWysłany: Pon 20:20, 06 Wrz 2010 Powrót do góry

Nie ma to jak skutki tego, że Marta z opóźnieniem odkrywa różne konkursy xD.
Nie zdradzę żadnych szczegółów.
Mam nadzieję, że choć trochę się Wam spodoba.


Czy to miłość?

Znowu. Siedzę w tej cuchnącej wampirami chacie Cullenów. Sam nie wiem po co. To chyba przyzwyczajenie. Bella, do niedawna , moja miłość, teraz żona pijawki, ma przecież własny dom, w którym mieszka ze swoim mężem (tfu!) i tym wampirzym bękartem. Ha, jestem jednak nieprzewidywalny. Byłem pewien, że gdy serce Belli przestanie bić, moje życie utraci sens. A tu nic. Nic się nie zmieniło. Null. Zero. Może stałem się ciut bardziej ironiczny... Ale jednego nie rozumiem. Dlaczego ja nadal tu przychodzę? Może w pewien sposób polubi... o nie. Co to to nie. To mi nawet przez gardło nie przejdzie.
Rozłożyłem się na kanapie. Przyszedłem jakieś 10 minut temu, ale w domu nie zastałem nikogo, oprócz blondyny. Rosalie, tak? Chyba coś w tym stylu. O dziwo pozwoliła mi wejść. Traktują mnie tu jak członka rodziny. Gdy przychodzę, zawsze porozmawiam z Carlislem i Alice, pośmieję się z Emmettem, Esme ugotuje pyszny obiad. Tylko Blondie i Jasper nie uczestniczą w tym naszym małym rodzinnym spektaklu.
Blondyna siedziała w fotelu i skakała po kanałach.
- Przypomnij mi, gdzie reszta? I kiedy wrócą?
Spojrzała na mnie wrogo.
- Pierwszy raz słyszę o przypadku wilczej sklerozy.
Nie odpowiedziałem. Jakoś nie miałem ochoty na potyczki słowne z Blondie. Spojrzała na mnie zaskoczona, ale od razu zdziwienie zamaskowała zniechęceniem. Ha, udało mi się ją zaskoczyć. Ale o dziwo nie sprawiło mi to takiej satysfakcji jak zwykle.
- Pojechali na polowanie parę dni temu, powinni wrócić dzisiaj, późnym wieczorem. A mamy godzinę 12.36. Zatem nie wiem co ty tu jeszcze robisz.
- Też nie wiem. Może twoje ciepłe słowa są dla mnie zachętą?
- Mogę ci pokazać gdzie są drzwi.
- Nie, dziękuję. Trochę sobie tu jeszcze z tobą posiedzę.
- Jak chcesz.
Nie wyrzuciła mnie za drzwi? Dostała ostatnio mocno w głowę, czy co? Gdy ta odwróciła się z powrotem w stronę telewizora, spojrzałem na nią ukradkiem, szukając śladów niedawnego uderzenia. Nic takiego nie znalazłem. Za to zachwyciłem się jej lśniącymi, jasnymi włosami, nadludzko pięknym profilem, posągową figurą modelki... Co się ze mną dzieje?
Rosi.... Blondyna zauważyła, że się jej przyglądam. Spytała niezbyt grzecznie:
- Czego się na mnie gapisz psie?
Zauroczony jej urodą odpowiedziałem:
- Zastanawiam się, czy mogłabyś dać mi coś do picia.
Tylko to przyszło mi do głowy. Rosalie prychnęła, ale ruszyła w stronę kuchni. Z jaką gracją się poruszała! Byłem jakby w transie. Nie do końca świadomie poszedłem za nią.
- Z lodem?
- Czemu by nie.
Nalała mi soku pomarańczowego, wrzuciła do niego trzy kostki lodu i podała mi szklankę. Wypiłem, nie mogąc oderwać wzroku od tego cudu natury. Stała i czekała, aż oddam jej naczynie. Podałem jej. Odstawiła je do zlewu. Nagle poczułem, że nie mogę się powstrzymać. Podszedłem do niej, odwróciłem ją w swoją stronę i posadziłem na blacie kuchennym. Spojrzałem jej głęboko w oczy. Zauważyłem, że są cudownie złoto-miodowe, zauważyłem w nich szok, oburzenie i zaskoczenie. Zrozumiała chyba, co mam zamiar zrobić, ale nie odepchnęła mnie. Pocałowałem ją prosto w usta. Nawet po zimnym napoju moje wargi nie były tak zimnie, jak jej. Ale to zimno, ta twardość jej ust tylko bardziej mnie podkręciły. Rozchyliłem jej wargi. Włożyła mi język do ust. Possałem go chwilę. Stęknęła mi w usta i objęła mnie w pasie nogami. Po raz pierwszy stwierdziłem, że ładnie pachnie. I jej mój "smród" chyba też nie przeszkadzał. Poczułem, że mój "przyjaciel" staje na baczność. Ciekawe, czy ona wie do czego to zmierza i jak to się skończy....
Wiedziała. Całowaliśmy się jeszcze parę chwil, z każdą sekundą coraz namiętniej. Nagle mnie odepchnęła. Pobiegła szybko po schodach na górę. Po drodze zrzucała z siebie ubrania. Poszedłem za nią tym szlakiem, tez pozbywając się zbędnych części garderoby. Zaprowadziło mnie to do... dawnej sypialni Edwarda. Pewnie nie chciała, aby Emmett wyczuł dziś w nocy mój zapach. Wszedłem do pokoju. Na środku stało wielkie, małżeńskie łoże. A na nim ona. Dech mi zaparło. Leżała w seksownej pozie na łóżku w samej bieliźnie. Miała na sobie niebieski, koronkowy zestaw - figi i biustonosz. Promieniowała jakby srebrzystą poświatą. Zapatrzyłem się, ale po chwili podszedłem do niej, pozbywając się moich bokserek. Spojrzała na mojego penisa i oblizała swoje wargi. Gdy tylko dotarłem do łóżka, złapała mnie i rzuciła mną o łóżko. Siadła na mnie okrakiem i spytała się:
- Mogę z tobą zrobić co tylko zechcę?
- Pewnie - odpowiedziałem z uśmiechem. Zamknąłem oczy, rozkoszując się chwilą. Najpierw mnie pocałowała w usta. Nie zareagowałem. Pociągnęła mnie za włosy i zeszła niżej, na moją szyję i coraz niżej. Całowała, dotykała i pieściła każda część mojego ciała oprócz tej teraz najważniejszej. Miałem wrażenie, że zaraz umrę z rozkoszy. Nie mogłem tego wytrzymać. Było mi duszno, GORĄCO....
Wreszcie złapała mnie tam ręką. Stęknąłem. Zaczęła delikatnie, a zarazem agresywnie jeździć po nim ręką. Po chwili wzięła go do ust. Zacząłem dyszeć. Miałem wrażenie, że zaraz dojdę. Odepchnąłem ją od siebie.
- Koniec tego dobrego - powiedziałem. Odwróciłem się tak, że teraz ona była pode mną. Rozłożyłem jej nogi i wszedłem w nią gwałtownie. Westchnęła. Zacząłem się w niej poruszać, dostosowując mój rytm do jej ruchów. W tym momencie byliśmy jedną osobą. My. Dwa przeciwieństwa. Wampir i wilkołak. Ogień i Lód.
Poczułem, jak zaczyna zaciskać się wokół mnie. Strasznie mnie to podnieciło. Jeszcze kilka mocnych pchnięć i doszedłem. Ona chwilę po mnie. Opadłem na nią zadowolony i wyczerpany.
- Kocham cię, Black.
- Ja ciebie też Blondie.
W tym momencie naprawdę ją kochałem.
Poleżeliśmy jeszcze parę minut w tej pozycji. Potem ona wstała i poszła zebrać swoje i moje ciuchy. I się pozbyć mojego zapachu ze swojego ciała.
Leżąc na łóżku, myślałem. I chyba pierwszy raz w moim życiu doszedłem do wniosku, że między miłością a nienawiścią, między pożądaniem a niechęcią jest naprawdę cienka granica.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dilena
Administrator



Dołączył: 14 Kwi 2009
Posty: 1801
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 158 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 21:36, 06 Wrz 2010 Powrót do góry

A jednak udało się! Zdążyłam :)
AH więcej nie powiem :P


Zapamiętaj ten dzień…

Sięgnęłam ręką na drugi koniec łóżka, ale nie otwierałam jeszcze oczu. Czułam, że on jest blisko i tylko to się liczyło. Pogładziłam ciepłą, dużą dłoń i uśmiechnęłam się do siebie, bo zdałam sobie sprawę, że będzie spał dopóki ja go nie zbudzę, a przecież nie o to chodziło, prawda? Tak cicho, jak tylko potrafiłam wyślizgnęłam się do łazienki. Otwarłam okno i zobaczyłam, że pogoda wreszcie postanowiła nam dopisać. Wybrałam jedyną sukienkę jaką spakowałam na nasz wyczekiwany od roku wyjazd i wyszłam, zamykając za sobą drzwi na klucz. Najbliższy sklep spożywczy znajdował się w nie dalszej niż trzysta metrów odległości, ale wybrałam ten większy, bliżej plaży. Chciałam w ten sposób dać Jasperowi rozkoszować się snem dłużej. Sama pogoda też zachęcała do spacerów. Bez tych wszystkich trosk, zostawionych w domu, czułam się niesamowicie. Tylko on i ja.
Na śniadanie wybrałam nam po dwa rogaliki maślane oraz z białym serem, a mojemu chłopakowi dodatkowo kupiłam zestaw wędlin i białe pieczywo. Miałam wrażenie, że przechodnie uśmiechają się do mnie i patrzą przyjaźnie w moją stronę, tylko czy to jest możliwe? Ludzka uprzejmość? Bezinteresowna? Nie, musiałam mieć jakieś urojenia. Wróciłam do naszego pokoju i nastawiłam wodę na kawę. Zanim zdążyła się zagotować, przygotowałam talerz kanapek dla Jaspera, wiedziałam, że mi wystarczą same rogaliki. Blat kuchenny okazał się świetnym pomysłem w pokoju bez całego aneksu do gotowania. Kwadrans po dziewiątej mój ukochany otworzył oczy.
- Nie śpisz? – spytał sennym głosem. Zaśmiałam się.
- Nie, zrobiłam nam coś do jedzenia – odparłam.
- Jesteś aniołem.
W czasie śniadania obejrzeliśmy lokalne wiadomości, a potem rozegraliśmy partyjkę kanasta. Wpadające przez balkon promienie słoneczne nie pozwoliły nam jednak marnować tak pięknego czasu na grę w karty.
- Co powiesz na spacer brzegiem morza, do sąsiedniego miasteczka?
Zamyśliłam się. Brzmiało to wyśmienicie, choć bałam się odległości, jaką mieliśmy pokonać. Raz się żyje – pomyślałam, po czym pocałowałam Jaspera prosto w usta.
- Zaraz będę gotowa.

***
Dzika plaża, ja i mój książę z bajki. Oboje nie mogliśmy dać wiary temu, że zaledwie kilkaset metrów od centrum miasteczka nie znaleźliśmy żywego ducha. Czy ludzie naprawdę byli tak leniwi, że woleli gnieść się na ciasnym kawałku piasku tylko dlatego, że znajdował się blisko? Jeśli tak, mieli czego żałować. Rano myślałam, że czuję się wyjątkowo, ale patrząc na to piękno przyrody popadłam w prawdziwy zachwyt.

***
- Kochanie, no chodź! – nalegał.
Przewracałam się z jednego boku na drugi. Odkąd przyjechaliśmy nad morze, pogoda średnio nam dopisywała, więc rano nawet nie pomyślałam o użyciu kremu z filtrem.
- Nie widzisz jaka jestem spalona, ruszać się nie mogę!
W normalnych okolicznościach chętnie wybrałabym się na nocny spacer brzegiem morza, ale dlaczego akurat wtedy? Nie rozumiałam Jaspera kompletnie. Przecież widział, że naprawdę źle się czuję, a mimo to marudził jak przedszkolak! Byłam na niego zwyczajnie zła.
- Dobra, idziemy – burknęłam. Zgodziłam się tylko i wyłącznie ze złości.

***
Musiałam mu przyznać, że nie żałowałam. Cichy szum fal, przywodzący na myśl najpiękniejsze wspomnienia, śmiech młodych ludzi pijących piwo z puszki na zimnym piasku i poczucie bezkresu stanowiły komiczny, ale uroczy obrazek. Odprężyłam się i wzięłam głęboki oddech.
- Idziemy do wody? – usłyszałam za sobą pytanie Jaspera. Uśmiechnął się zalotnie i w mgnieniu oka podniósł mnie, zmierzając w stronę morza.
- Przestań! Nie rób! Puść mnie natychmiast, wariacie, słyszysz?!
- Nie krzycz, już spokój. Przecież się wygłupiam.
Postawił mnie na nogi, po czym na chwilę zniknął z mojego pola widzenia, żeby zaraz objąć mnie w pasie i szepnąć do ucha:
- Kochanie, przyjrzyj się dobrze temu, co widzisz, bo to już ostatni raz…
- Jak to? – przerwałam mu. Przecież nie mieliśmy jeszcze wyjeżdżać, przestraszył mnie tym co powiedział, ale ten tylko westchnął i ruchem głowy zachęcił, żebym jednak spojrzała na otaczający nam krajobraz. Po prawej widziałam oświetloną latarnię morską w sąsiednim miasteczku, przed sobą fale aż po horyzont, a po lewej port mienił się zielonym i czerwonym światłem.
- Koniec świata? – wyszeptałam, wygłupiając się.
- Nie. To jest ostatni raz, bo jeśli zechcesz – wyciągnął z kieszeni małe kurtki, czerwone pudełeczko – zostać moją żoną – uklęknął – jutro będę miał przyjemność przyjść tu z moją narzeczoną.

***
Jasper zrobił nam drinki z wódą i sokiem bananowym oraz kostkami lodu]. W tamtej chwili byłam absolutnie najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Siedzieliśmy na kanapie i po prostu patrzyliśmy na siebie. W powietrzu wręcz unosił się zapach seksu. Co chwilę spoglądałam na swój pierścionek zaręczynowy i uśmiechałam się szeroko, co najwyraźniej bawiło mojego narzeczonego. Narzeczonego.
- Bardzo cię kocham, wiesz? – spytałam.
- Wiem – odparł. – Inaczej nie zgodziłabyś się zostać moją żoną –dokończył i nachylił się nade mną. Oboje odstawiliśmy kieliszki. Czułam w ustach jego ciepły język, a na ramionach mocny uścisk. Położyłam dłonie na torsie Jaspera, tylko po to, żeby zacząć rozpinać jego koszulę. Wstając, żeby przenieść się na łóżko zbiliśmy mały, udekorowany bratkiem wazon. Nie dbaliśmy jednak o takie szczegóły. Nasze ciała żyły swoim życiem. Pragnęliśmy siebie bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Łapczywe, ale delikatnie zdjęłam spodnie Jaspera, a on postąpił dokładnie tak samo. Zaśmiałam się na widok niebieskich bokserek z wyrysowanymi pozycjami łóżkowymi. Nie trwało to jednak długo, bo mój narzeczony położył mnie delikatnie, uważając na spaloną słońcem skórę. Z szuflady wyjął erotyczny żel do masażu i posmarował nim ręce, które chwilę po tym znalazły się na moich piersiach, powodując uczucie ciepła na całym ciele. Wygięłam się i odchyliłam głowę do tyłu. Zamknęłam oczy, bo poczułam, że dotyka mnie już nie tylko dłońmi, ale i językiem. Po chwili przysunął się wyżej tak, że mógł się wpić w moje usta. Nasze ciała szalały, chciały być jeszcze bliżej siebie, bliżej niż to możliwe… Jasper splótł swoją dłoń z moją i spojrzał mi w oczy:
- Kocham cię, narzeczona.
Magii tamtej chwili nie dało się opisać. Znaleźliśmy się w zupełnie innym świecie. Nie w utopii, nie w krainie mlekiem i miodem płynącej, nie w planecie wiecznego pokoju, nic z tych rzeczy. Byliśmy po prostu my i ta chwila.
Kochaliśmy się namiętnie i z pasją. Nasze ruchy idealnie się uzupełniały, kołysaliśmy biodrami w rytmie, który sami stworzyliśmy specjalne na tę okazję. Szczytowaliśmy też oboje, równocześnie.
Miałam wrażenie, że to, co się wydarzyło nie mogło być prawdziwe. Przecież poprzedniej nocy na tym samym łóżku robiliśmy te same rzeczy, które jednak były tak inne! Emocje, które kumulowały się w nas przez cały dzień w końcu mogły odpocząć i dać sobie upust. Chciałam…
- Alice – usłyszałam cichy szept.
- Co, skarbie?
- Gnieciesz mi rękę – odparł i oboje wybuchnęliśmy głośnym śmiechem.
Zapamiętałam ten dzień. Wiedziałam, że będę go pamiętać do końca życia.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
AngelsDream
Dobry wampir



Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 591
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 108 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pon 22:11, 06 Wrz 2010 Powrót do góry

CZĄSTKI

Przed świtem obudziłem się by żyć
Wplątany w cudzą pościel, w cudze sny
Pomiędzy pożądaniem a rozkoszą tkwi dolina nocy
Skazany na ponury miejski zgrzyt
Osnuty prześcieradłem brudnej mgły
Chcąc ukryć się przed sobą samym
Chlałem wódę w dusznym barze
*

Leah – suka.
Leah – wredna suka.
Leah – wredna, skrzywdzona suka.

Indianka przeciągnęła się, pomrukując z zadowolenia. Otworzyła oczy i ułożyła bokiem do kochanka, który spał smacznie w jej własnym łóżku. Wiedziała, że pościel jeszcze długo będzie pachnieć tak jak oni. Wiatrem, wolnością, zepsuciem. Mimo wszystko Jacob Black miał w sobie jeszcze tyle chłopięcego uroku, a teraz leżał na wyciągnięcie ręki. Dosłownie. Przesunęła dłonią po jego krótkich włosach, pogłaskała policzek i nos, po czym oparła paznokieć na lekko rozchylonych ustach. Na samo wspomnienie kolejnej upojnej nocy zadrżała. Nie robili niczego złego. Starali się żyć. Mała pijawka wciąż była dzieckiem i jej więź z Indianinem nadal pozostawała platoniczna, a przy tym nieznośnie wręcz idealna. Leah zgięła palce i wsunęła sobie rękę pod głowę, pozwoliwszy uciec myślom daleko poza granice rezerwatu i codziennych problemów. Tym sposobem zapadła w płytką drzemkę, z której została obudzona nagłym ruchem i cicho mamrotanymi przekleństwami.
- Szlag by to – syknął Black, naciągając na siebie spodenki i koszulkę.
- Coś jest nie tak? – zapytała.
- Jeszcze nie, ale mam mało czasu, wybacz. – Podbiegł, cmoknął ją w czoło, po czym wyciągnął swoje trampki spod łóżka. – Jeśli nie wyjdę w tej chwili, spóźnię się na obiad u...
- U Cullenów – skończyła za niego. Zabrzmiała grzecznie, zbyt grzecznie, żeby nie wyczuł wrogiego nastawienia na co dzień dobrze ukrywanego pod maską pozornej obojętności.
- Wiesz, że... – zaczął, ale przerwała mu bezceremonialnie:
- Wiem, idź już – wykrztusiła, po czym owinęła prześcieradło wokół swojego ciała i podeszła do okna. Otworzyła je na oścież i syknęła przez zęby:
- Tędy będzie najszybciej.
Odwróciła się do kochanka plecami, cząstka niej wiedziała, że nie było tutaj miejsca na rozmowy i kompromisy. Wzruszyła ramionami, gdy westchnął, a potem wziął rozbieg i wyskoczył z wysokości pierwszego piętra na mokrą od deszczu trawę. Znów mżyło przez większość nocy i poranka. Cudowna pogoda, zaskakująco stała w świecie pełnym zmian i niesamowitości czekających na ludzi za każdym rogiem.

Odstawiła talerz z niedojedzonym omletem i kubek po kawie na kuchenny blat i uśmiechnęła się krzywo do pomysłu pozmywania nagromadzonych w zlewie naczyń. Seth jakoś sobie z tym poradzi, w końcu też ma dwie ręce. Dziewczyna omiotła krytycznym spojrzeniem wszechobecny nieład. Odkąd zabrakło matki, ich dom popadał w ruinę, a Leah kompletnie nie umiała tego opanować. Potrząsnęła głową i skuliła ramiona – nie jej wina – nie każda kobieta musiała zostać stworzona do dbania o dom. Nie wiedzieć czemu pomyślała o Emily i siostrach Jake'a. Wściekłość zafalowała w zgorzkniałym umyśle tak intensywnie, iż z ledwością powstrzymała przemianę. Niczego im nie zazdrościła, zwłaszcza oszpeconej kuzynce skazanej na długie życie obok Sama Uleya, ale nie potrafiła ich także polubić. Nie darzyła sympatią również Belli i całej tej zgrai krwiopijców, z ledwością tolerowała resztę sfory, nie licząc Jacoba i Setha, choć tych też nie zwykła oszczędzać. Urodziła się, by wzbudzać niechęć, odpychać i stanowić właściwe tło dla uroczych koleżanek. Miała nadzieję umrzeć, wcześniej wdeptując w ziemię całą ich naiwność i przekonanie, że świat ma do zaoferowania cokolwiek dobrego.


Nie mogło stać się inaczej, prawda? Zbyt gorzki do przełknięcia finał wisiał w powietrzu, zanim jeszcze zdążyli pojąć, że ulegają wilczym instynktom. Samiec alfa i jego wilczyca – agresywna beta o nieprzejednanym charakterze. Stereotypy są dla głupców, podobnie jak nadzieja, że los można oszukać.


Leah zaszlochała i opadła na podłogę, pociągnąwszy jednocześnie za uchwyty szuflady. Dziewczyna histerycznie rozgarnęła własną bieliznę – na dnie znalazła niebieskie bokserki, które Jake zostawił u niej kiedyś przez przypadek. Zawsze zapominała, żeby mu je oddać, a on nigdy o nich nie wspominał. Dziś wydawały się niemal bezcenne. Ukradli pięć lat, czy nie powinna tego docenić? Ścisnęła bawełniany materiał w dłoni i przytknęła go do twarzy. Wspomnienia powracały, powodując niedookreślony ból. Upuściła szorty na dywan i na moment zamarła w bezruchu. Potem, popychana przez dziwną potrzebę, zaczęła zdejmować z siebie ubranie, a gdy stała już naga i drżąca, na chwilę wczepiła palce w swoje krótko obcięte włosy i zawyła. Nie było w tym nic z ludzkiego płaczu. Tak od wieków rozpaczały wilki, kiedy rozpadały się ich stada. Zamilkła nagle i założyła bokserki, nie zwracając uwagi na to, że opadły nisko na biodrach. Przecież nie chodziło o to, by pasowały, ale o tę cząstkę Jacoba utraconą na zawsze na rzecz bękarta pijawek. Leah podeszła do łóżka, po czym upadła na nie i zwinęła się w kłębek, uprzednio owinąwszy kocem. W ten sposób chociaż na chwilę mogła udawać, że świat przestał istnieć.

Na pewno jesteś, bo wierzę
Ukrywasz skrzydła wtulone
Zechciej mnie zabrać ze sobą
Jeżeli jesteś
Aniołem

Na pewno tęsknię i czekam
Na pewno nie wiem co dalej
Jeżeli słyszysz nie zwlekaj
Niech wreszcie będzie wspaniale
**

Mgła oblepiła jej kostki i wyciągnęła srebrzyste palce wzdłuż nagich łydek i ud. Wiedziała, że śni, więc parła do przodu bez strachu, mając nadzieję, że znajdzie odpowiedź na swoje pytania. Dlaczego ci, których kochała, musieli zostać przeklęci? Czemu świat napawał ją obrzydzeniem? Kiedy tak bardzo uwierzyła w swoje pozy, że zapomniała, kim jest naprawdę? W otaczającej Leę bieli mignął cień, poruszał się długimi susami, niezwykle szybko i był coraz bliżej. Dziewczyna stanęła i spojrzała w dół. Miała na sobie krótką, ciemnofioletową sukienkę z miękkiego materiału i nic więcej. Żadnych butów, ozdób, broni. Duch ze snu nie zamierzał atakować. Gdy przyjrzała się dokładniej, rozpoznała samą siebie w ciele szarej wilczycy i miała pewność, że chodzi o coś więcej. Jak zawsze przedtem i potem.

Sam patrzył na swoją byłą dziewczynę z troską. Przyszedł do domu Clearwaterów bez zaproszenia i wtargnął do sypialni kierowany wewnętrznym przeczuciem. Taka bezbronna, odsłonięta – kompletnie nieświadoma jego obecności, mimo że zazwyczaj spała bardzo czujnie. Dziś jednak wszystko wyglądało inaczej. Jake odszedł z rodziną Cullenów, Seth mieszkał za daleko (chłopak wybrał studia i własne życie, odrzucając zasady plemienia), a Leah została sama. Nie mógł zaprzeczyć, że wcześniej skrupulatnie zadbała o to, by nikt nigdy się o nią nie martwił, ale tym, którzy raz zobaczyli prawdziwe oblicze 'tej wrednej suki', trudno było je zapomnieć. Uley potrafił już trzymać wpojenie w ryzach, ból ledwie ćmił, a Emily nie chciała przecież, żeby jej kuzynka cierpiała. Mężczyzna postępował więc (prawie) zgodnie z dyktatem wpojenia. Przysiadł na łóżku Indianki, ignorując bałagan i porozrzucane ubrania. Kobieta spała na wpół naga, okryta cienkim kocem. Przesunął opuszkami palców po odsłoniętym ramieniu i obojczyku. Piękna, dzika i nieposkromiona. Wstrzymał oddech, ale po chwili westchnął, gdy dalej spokojnie spała. Pod pledem rysował się kształt drobnych piersi, które nadal uwielbiał. Na moment zatrzymał dłoń, a potem pozwolił sobie na coś, o czym powinien zapomnieć dawno temu. Warknął cicho, czując wybuchające w swoim ciele pożądanie zmieszane z zakazem – tym razem nie miał ochoty ustąpić.

Wilczyca popatrzyła jej prosto w oczy, po czym przemówiła, nie otwierając przy tym pyska. Słowa rozbrzmiewały wyraźnie wewnątrz głowy Lei, co nie zaskakiwało, zważywszy na to, że rozmawiała ze sobą.
- Uważajmy, przyjaciółko – szepnęła. - Nie znamy dnia ani godziny.
- Na co mam uważać? Na wampiry? – zapytała, spinając się instynktownie.
- Pijawki nam nie zagrażają, ukochana. To wśród naszych nie ma dla nas miejsca – odparła.
- Nie odejdę z rezerwatu! – wykrzyknęła. Spróbowała podejść bliżej do ogromnego zwierzęcia, ale bez względu na ilość kroków, suka wciąż pozostawała w pewnym oddaleniu.
- Głupie! – warknęło stworzenie i wyszczerzyło białe kły.
- Nie mam gdzie pójść, nie mam przyszłości – wymieniała.
- Wymówki!
Leah zaczęła się czuć nieswojo, spróbowała zmusić swój umysł do obudzenia, ale nie odniosło to żadnego skutku.
- To absurdalne i bezcelowe – syknęła pod nosem, a następnie usiadła, pozwoliwszy lepkiej mgle osiąść także na swoich plecach, ramionach i włosach. Wilczyca podchodziła powoli, uważnie stawiając łapy na nieistniejącym podłożu. Ułożyła się tuż obok Indianki, ogromny łeb oparła na kobiecych udach.
- Nie musimy rozumieć wszystkiego. Właściwie nie musimy niczego.
Pogłaskała miękką sierść i szepnęła:
- Wystarczałoby mi naprawdę niewiele.
- Nie wierzymy w to – podsumowała bestia. - Im więcej mamy, tym trudniej zaakceptować nam skąpstwo rzeczywistości.
- Ja nie mam nic – wyrzuciła z siebie drżącym od emocji głosem.
- Mamy siebie. – Odpowiedź otuliła ciepłem zwichrowane myśli.

Muskał ustami gładkie, umięśnione łydki, palcami badając krzywizny żeber. Nie rozumiał, czemu się jeszcze nie obudziła. Wziął głęboki wdech przez nos, czułe zmysły zostały zbombardowane przez różnorodne bodźce. Pachniała tak kusząco, wprost marzył o tym, by rozsunąć jej uda i odchyliwszy materiał bokserek, zatopić język w słodkiej wilgoci. Zadrżał, wstrząśnięty własnym zachowaniem. Nie poznawał siebie, jednak nie umiał przerwać, kiedy raz zaczął. Przymknął na chwilę oczy, przecież mógł jeszcze wstać i wyjść. Mógł! Robił coś, co go opętało. Czynił to wbrew własnym zasadom. Łamał reguły i... prawo. Wiedział o tym wszystkim, ale ciało Lei kusiło jak żadne inne. Była idealna od zawsze. Od pierwszej randki, pocałunku i niewprawnej pieszczoty – czas tego nie zmienił. Wciąż pamiętał noce, podczas których szczytowała raz za razem – uwielbiał to, jak jej ciało napinało się w efekcie kolejnych orgazmów. Bez słów czcił ogromną niezależność w poplątanej pościeli. Niekiedy kąsał szczupłe nadgarstki i szarpał włosy, dawkował ból, a Leah dochodziła, tracąc zmysły. Dziś przywłaszczał sobie raptem namiastkę przeszłości. Tęsknił za tym, za każdą cząstką tego, co utracił nie z własnej winy.

Szara sierść wilczycy wyglądała jak pokryta szronem, gdy Leah nagle ocknęła się z dziwnego odrętwienia.
- Zaśpiewajmy razem, moja piękna – zaproponowało zwierzę, a kiedy Indianka zaprzeczyła ruchem głowy, białe kły rozszarpały skórę.
- Śpiewaj, szmato – warknęła samica. – Śpiewaj, już! – rozkazała.
Mleczna mgła spłynęła czerwonymi i fioletowymi smugami.

Leah obudziła się, czując na sobie niechciany, obrzydliwie znajomy dotyk. Natychmiast usiadła, odepchnąwszy intruza od swoich nóg. Odruchowo wyszczerzyła zęby, w brązowych oczach kobiety widoczna była pogarda.
- Sam?! – krzyknęła z niedowierzaniem. Z ledwością powstrzymała odruch wymiotny.
Mężczyzna odchylił się niepewnie, zaniepokojony i zaskoczony zarazem, jakby to on został ofiarą. Wyciągnął rękę w jej stronę, ale umknęła przed jego dłonią, przyjmując jednocześnie dogodną pozycję do walki.
- Ja... – zaczął, ale splunęła mu prosto w twarz.
- Masz trzy pierdolone sekundy na natychmiastowe opuszczenie mojego domu, zanim udowodnię ci, że jesteś tylko zwykłym kundlem, Uley! – wykrzyczała, wbijając palce w pościel. W każdej chwili gotowa do przemiany, kucnęła w taki sposób, by móc wyskoczyć do przodu i zawisnąć zębami na gardle tego czegoś, co kiedyś kochała.
- Ja... – Powtórzył, ale jednocześnie zsunął powoli z łóżka, unosząc dłonie w obronnym geście. Wycofywał się powoli, nie odrywając wzroku od twarzy Lei, nie próbował nawet zetrzeć śliny ze swojego czoła i policzka. Stracił równowagę po zderzeniu z wciąż wysuniętą szufladę z bielizną, ale chwilę później zniknął w korytarzu. Pragnęła, by równie łatwo mogła go wyprzeć ze swojego życia już na zawsze. Kilka oddechów potem rozległ się trzask zamykanych drzwi wejściowych. Gdy dźwięk przebrzmiał, Indianka zaczęła wrzeszczeć i kląć, szarpiąc pościel. Kiedy to nie przyniosło ulgi, złapała wazon stojący na szafce przy łóżku i rozbiła go o podłogę. Jej godność, resztki wiary w ludzi i większość emocji wylądowały na poplamionym dywanie razem z porcelanowymi skorupami.

Mimo że zgubiłem się
Mimo że zabrnąłem w mrok
Wymieszałem z błotem krew
Ocaleję mimo to
Trzeba uprzytomnić sobie że
Nawet kiedy wszystko straci sens
Znajdziesz przestrzeń gdzie
Wielka wiara tłumi lęk

I jeżeli tak ma być, że pomimo wszystko
Ja wydostanę się
To chyba warto
Wierzyć
***

Leah – kobieta.
Leah – człowiek.
Leah – wilczyca.

*, *** - Coma – Pierwsze wyjście z mroku
** - Coma - Anioły


Post został pochwalony 3 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Wto 9:40, 07 Wrz 2010 Powrót do góry

Image

Dziękuję Wszystkim za wielkie zainteresowanie konkursem, a najbardziej tym, którzy napisali i wkleili swoje prace. Czas zacząć głosowanie, ale najpierw jeszcze przypomnienie zasad:

Każda z Pań (teraz już nie muszę grzecznościowo wspominać o Panach, bo żaden się nie stawił) miała napisaś miniaturkę zawierającą lemona, czyli scenę zbliżenia fizycznego/scenę erotyczną.

Prace miały dotyczyć dowolnie sparowanej dwójki bohaterów Sagi. Miniaturka miała ograniczyć się od 2 do 5 stron 12TNR.
Trzeba było użyć trzy z czterech zwrotów (można wszystkie):

- niebieskie majtki (figi, stringi, bokserki ← tu panuje pełna dowolność)
- wazon
- blat kuchenny
- kostka/kostki lodu

Odmiana gramatyczna dowolna, oczywiście.


Oceniamy:

- pomysł, wskazując 3, 2 i 1 miejsce (oryginalność, jak nam się podoba, czy wciąga).
- relacje między partnerami, wskazując 3, 2 i 1 miejsce (tu można ocenić trafność doboru pary oraz ich więź, czy jest przekonująco nakreślona )
- jakość wskazując 3, 2, 1 miejsce (styl, poprawność, wrażenia po czytaniu)

Z powyższych 3 kategorii zostaną zsumowane punkty, ogłoszone zostaną wszystkie miejsca, ale tylko pierwsze otrzyma czasową (miesięczną) rangę specjalną: Królowa Lemoniady

Pozostałe dwie kategorie wskażą nam zwycięzców specjalnych, którzy swoje rangi będą nosić również przez miesiąc. Punkty będą liczone osobno dla tych dwóch kategorii:

- najgorętszy lemon, wskazując 3, 2,1 miejsce (ranga: Gorąca Lemonka)
- najsubtelniejszy lemon, wskazując 3, 2 i 1 miejsce (ranga: Subtelna Lemonka)

Warunkiem otrzymania wyróżnienia jest drugie lub dalsze miejsce w ogólnej klasyfikacji, wszak Królowa jest tylko jedna! :)

_____________________________

LISTA UCZESTNIKÓW (numeryczna w kolejności wstawienia tekstu):

1. Prawdziwa
2. niobe
3. rani
4. Susan
5. thingrodiel
6. k8ella
7. zua_15
8. BajaBella
9. Cornelie
10. Wiedźma
11. Dzwoneczek
12. Raven Black
13. Dilena
14. AngelsDream

Proszę, oceniając wpisywać zarówno numer jak i ksywkę autorą!
Bez tytułów, to znacznie ułatwi liczenie punktów.
Oceniając, korzystajcie tylko i wyłącznie z załączonego formularza:


Kod:
[color=yellowgreen][b]Pomysł:[/b][/color]

3 miejsce:
2 miejsce:
1 miejsce:

[i]Uzasadnienie:[/i]

[color=yellowgreen][b]Relacje między partnerami:[/b][/color]

3 miejsce:
2 miejsce:
1 miejsce:

[i]Uzasadnienie:[/i]

[color=yellowgreen][b]Jakość i styl:[/b][/color]

3 miejsce:
2 miejsce:
1 miejsce:

[i]Uzasadnienie:[/i]

[color=yellowgreen][b]Najgorętszy lemon:[/b][/color]

3 miejsce:
2 miejsce:
1 miejsce:

[i]Uzasadnienie:[/i]

[color=yellowgreen][b]Najsubtelniejszy:[/b][/color]

3 miejsce:
2 miejsce:
1 miejsce:

[i]Uzasadnienie:[/i]


Uzasadniamy w kilku zdaniach swój wybór. Oczywiście, jeśli ktoś chce może na koniec wspomnieć o każdej mianiaturce słowo, ale zapewne będzie też na to miejsce w Kawiarence.

Na koniec chciałam tylko wspomnieć, że thingrodiel nagieła zasadę nieedytowania posta. Zrobiła to, gdyż nie wkleił jej się cały tekst. Zostało jej wybaczone. :)
A ja zaraz na prośbę Dzwoneczka zakoduje jej kilka zdań kursywą, ponieważ zapomniała. Jest to zmiana kosmetyczna, na którą przystałam.

Wszystkim startującym życze powodzenia! Wy również możecie oceniać! Nie można jednak głosować na siebie! Wink

I reklamy zachęcające do głosowania wykonane przez Anyankę!
Dziękuję bardzo!
Chętni uczestnicy i forowicze proszeni są o wklejenie jednego z poniższych kodów do swojego podpisu:

1. Image

Kod do tej reklamy:
Kod:
[url=http://www.twilightseries.fora.pl/wampirze-pojedynki,68/lemoniada-ocenianie,7400.html#815186][img]http://i34.tinypic.com/2j2b7kz.jpg[/img][/url]


2. Image

Kod:
[url=http://www.twilightseries.fora.pl/wampirze-pojedynki,68/lemoniada-ocenianie,7400.html#815186][img]http://i33.tinypic.com/nqabv9.jpg[/img][/url]


3. Image

Kod:
[url=http://www.twilightseries.fora.pl/wampirze-pojedynki,68/lemoniada-ocenianie,7400.html#815186][img]http://i34.tinypic.com/v7wl94.jpg[/img][/url]


Wszelkie pytania, proszę zadawać w drugim temacie do Lemoniady, tu mają pojawić się tylko oceny!

Miłej kąpieli w lemoniadzie! Wink

Głosujemy do 14 września, godzina: 23:59!


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Pernix dnia Wto 11:25, 07 Wrz 2010, w całości zmieniany 5 razy
Zobacz profil autora
Anyanka
VIP Grafik



Dołączył: 22 Lis 2008
Posty: 2873
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 362 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: krypta Spike'a, bo William the Bloody może mi czytać wiersze non stop

PostWysłany: Wto 12:59, 07 Wrz 2010 Powrót do góry

OMG. Przeczytałam wszystkie. Może niektórzy wiedzą dlaczego miałam duże opory, ale przełamałam się i nie żałuję. Spędziłam tutaj dużo czasu i mam nadzieję, że moje uzasadnienia będą się nadawały Wink

Pomysł:

3 miejsce: 14. AngelsDream
2 miejsce: 6. k8bella
1 miejsce: 2. niobe

Uzasadnienie:
O gustach się nie dyskutuje, prawa? Wink Jak na mój gust to to były najlepsze pomysły. Obiecuję, że w innych kategoriach się rozpiszę :)


Relacje między partnerami:

3 miejsce: 3. rani
2 miejsce: 13. Dilena
1 miejsce: 6. k8ella

Uzasadnienie:
rani - Spodobał mi się paring Bella/Jasper, szczególnie w sytuacji kiedy Bella była nieszczęśliwa i mogła z kimś o tym porozmawiać, bo on wiedział. Pomimo paru zwrotów, które psuły mi nastrój w trakcie czytania, uważam, że ta para jest fajnie dobrana.
U Dileny podobała mi się taka beztroskość bohaterów. Opowiadanie miało fajny nastrój.
W opowiadaniu k8elli podobał mi się niesamowity magnetyzm między parą. Myślałam, że nie doczekam się nic fajnego z Edwardem i Bellą, a jednak.


Jakość i styl:

3 miejsce: 9. Cornelie
2 miejsce: 14. AngelsDream
1 miejsce: 5. thingrodiel

Uzasadnienie:
Monolog thingrodiel zdecydowanie zasługuje w tej kategorii na pierwsze miejsce. Mistrzostwo. Na temat, bez jakiś udziwnień. Czytało mi się przyjemnie. Pomimo, że nie było obrazowe, podobało mi się. Świetne wtrącenia na temat Belli, czy innych bohaterów. Brawo!
W lemonie AngelsDream czuło się świetną atmosferę. Opowiadanie świetnie zaplanowane, dobrze wykonane, bardzo poruszające. Gratuluję.
Styl Corny zawsze mi się podobał. Jakoś tak potrafi oczarować czytelnika, że nie przeszkadzają inne rzeczy.


Najgorętszy lemon:

3 miejsce: 6. k8ella
2 miejsce: 9. Cornelie
1 miejsce: 2. niobe

Uzasadnienie:
Może nie powinnam tego mówić, ale niestety żaden lemon nie wywarł na mnie takiego wrażenia, że mogłabym spaść z krzesła...
Przy wyborze sugerowałam się wyłącznie swoimi upodobaniami.Wybór tutaj zajął mi najwięcej czasu i naprawdę nie wiem jak go mam uzasadnić. niobe wpisałam już na samym początku, z dalszymi miejscami miałam problem. U Corny podobał mi się motyw roleplay, a u k8belli oczekiwanie i opisy.


Najsubtelniejszy:

3 miejsce: 5. thingrodiel
2 miejsce: 9. Cornelie
1 miejsce: 2. niobe

Uzasadnienie:
Lemonka niobe urzekła mnie totalnie i nie mogłam ocenić inaczej. Pomimo jedne rzeczy do której mam wątpliwości, było to zdecydowanie najlepsze opowiadanie w tej kategorii. Bez zbędnych słów i zwrotów, działające na wyobraźnię. Zakończenie mogłabym wyobrażać sobie inaczej, ale nie narzekam Wink AH miało być jako All-Human czy Alternate-History? Jeśli all human, a Jacob spotykał się z Nessie, to ile Edward, jako człowiek, musiał mieć lat??? Podobał mi się sposób narracji, świetnie wyraził wszelkie emocje.
Dzieło Cornelie spodobało mi się ponieważ zawarła w nim wszystko co potrzeba. Jej styl idealnie skomponował się z pomysłem i powstała zachwycająca całość.
Opowiadanie thingrodiel musiało się tu znaleźć, bo podobnie jak poprzedniczki nie marnowała słów, tylko zgrabnie ukazała to co chciała.
p.s.Jeśli coś wam to da to wygrana w tej kategorii będzie większym przywilejem niż najgorętsza, bo naprawdę trudno napisać coś subtelnie, aby mnie nie zrazić choć jednym słowem.


Post został pochwalony 3 razy
Zobacz profil autora
Dilena
Administrator



Dołączył: 14 Kwi 2009
Posty: 1801
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 158 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 20:37, 07 Wrz 2010 Powrót do góry

Na początku musze powiedzieć, że cieszę się, iż każda znana mi uczestniczka jest dorosła. To było czuć Laughing Świetnie się bawiłam.


Pomysł:

3 miejsce: 6. k8bella
2 miejsce: 10. wiedźma
1 miejsce: 11. Dzwoneczek

Uzasadnienie:

K8bella bardzo fajnie wymyśliła tę sytuację z Edwardem. Początkowo myślałam, że będzie oklepanie i mdło, ale na szczęście bardzo mile zostałam zaskoczona. Naprawdę z klasą :)
Wiedźma. Tu sprawa ma się dwojako. Czytając cały czas byłam wręcz zachwycona pomysłem na właściwie łatkę (nie czytałam Bree Taner). I wszystko byłoby świetnie i zapewne pierwsze miejsce też, ale czar prysł... kiedy się dowiedziałam, że to sen. Szkoda.
Dzwoneczek napisała jedną z dwóch najlepszych lemonek jak dla mnie. Jest po prostu genialna. Jeśli chodzi o pomysł chylę czoła i u mnie number one :)

Relacje między partnerami:

3 miejsce: 4. Susan
2 miejsce: 9. Cornelie
1 miejsce: 11. Dzwoneczek

Uzasadnienie:

Chciałabym w tej kategorii dać punkty tez innym, ale trzy to trzy, nie poradzę :)
U Susan jest jak zwykle naturalnie. Takich relacji właśnie oczekuję od lemonka!
Corniaczku, zbudowałaś bardzo ładny obrazek. Naprawdę. Nie umiem za bardzo tego wyrazić, ale to coś było między nimi czuć.
Dzwoneczek po raz drugi, no cóż :) W tej kategorii nie mogłam inaczej, bohaterowie byli żywi.

Jakość i styl:

3 miejsce: 8. BajaBella
2 miejsce: 4. Susan
1 miejsce: 9. Cornelie


Uzasadnienie:

Bajka, hym, sen nie do końca mnie przekonuje, ale w tym wypadku wyszło Ci to świetnie. Czytałam z otwartą buzią, a na końcówce wybuchnęłam śmiechem. Generalnie tekst jest napisany profesjonalnie, a jakże Wink
Susan - TAK! Thi is it. Noc poślubna... To muszą być emocje. Aż przeżywałam wszystko z Bellą. Zastanawia mnie skąd u Ciebie taka wyobraźnia, chyba że masz sekretnego męża, o którym nie wiem Laughing
Cornelie - literacko doskonały. Jak zwykle. Połączenie pikanterii z poetyką, subtelności i ostrości. Nic tylko pogratulować.

Najgorętszy lemon:

3 miejsce: 3. k8bella
2 miejsce: 9. Cornelie
1 miejsce: 6. Susan

Uzasadnienie:

Chciałabym powiedzieć, że jeszcze chciałabym chociaż słowem wyróżnić lemonkę rani. Szkoda, że nie można przyznawać równorzędnych miejsc.

K8bella - momentami było dziwnie, ale na pewno było bardziej gorąco :)
Corny już mówiłam, że doskonale, a teraz, że na dodatek seksownie.
U Sus wiadomo - to było epickie, bez kitu.

Najsubtelniejszy:

3 miejsce: Prawdziwa
2 miejsce: BajaBella
1 miejsce: thingrodiel

Uzasadnienie:

Musiałam gdzieś nagrodzić punktami thin. Sama pewnie wiesz, że w tym lemonie lemona jest na lekarstwo, ale czyta się przednio, w zasadzie najpłynniej. Z braku tego ociekającego erotyzmu, nie ma punktów w innych kategoriach, bo uważam, że byłoby to trochę nie w porządku w stosunku do innych, ale idąc tym tokiem myślenia, jesteś kochana moją Królową Subtelnej Lemonki Laughing
Bajka. Zastanawiałam się czy to można uznać za subtelne, ale coś mnie zaczarowało w tej scenie i naprawdę miło mi się ją czytało. Z całą pewnością zasługujesz na punkty w tej kategorii.
Prawdziwa - alternatywne zdarzenie do tego Meyer. Takie kanoniczne, a zarazem ładne i subtelne. Podobało mi się, ode mnie 3 punkty :)


Gratuluję wszystkim i dziękuję za świetną zabawę!


Post został pochwalony 3 razy

Ostatnio zmieniony przez Dilena dnia Wto 21:36, 07 Wrz 2010, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
pampa
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lut 2010
Posty: 1916
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 57 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 20:58, 07 Wrz 2010 Powrót do góry

Pomysł:

3 miejsce: 3.rani
2 miejsce: 14.AngelsDream
1 miejsce: 2.niobe

Uzasadnienie:

lemon niobe tak mnie zaskoczył, że aż prawie oniemiałam. nie wiem, może nie jestem oblatana w ff ale o takim paringu bym nie pomyślała w życiu Laughing

Relacje między partnerami:

3 miejsce: 3.rani
2 miejsce: 4.Susan
1 miejsce: 8.BajaBella

Uzasadnienie:

uwielbiam wszelakie inne połączenia niż klasyczne B/E więc te lemony mi się najbardziej spodobały. a że wśród tych innych B/J zdecydowanie wygrywa to cóż Wink

Jakość i styl:

3 miejsce: 2.niobe
2 miejsce: 6.k8ella
1 miejsce: 11.Dzwoneczek

Uzasadnienie:
te lemony czytało mi się najlepiej, najszybciej i bez odwracania uwagi.

Najgorętszy lemon:

3 miejsce: 4.Susan
2 miejsce: 8.BajaBella
1 miejsce: 6.k8ella

Uzasadnienie:

k8ella - bo chyba nikt nie jest bardziej lemoniasty od niej Laughing
BB - ponieważ to moja ulubiona para i ta para sobie świetnie w tym śnie radziła Wink
Susan - jw

Najsubtelniejszy:

3 miejsce: 5.thingrodiel
2 miejsce: 2.niobe
1 miejsce: 14.AngelsDream

Uzasadnienie:
ciężko mi tu cokolwiek uzasadniać,bo wolę ostrzejsze teksty
ALE
AngelsDream jakoś tak... bez zbędnych słów, bardzo ładnie i tak... kobieco
niobe - za ten smak - jakkolwiek to brzmi Laughing
thingrodiel - bo musi być 3...


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez pampa dnia Wto 21:01, 07 Wrz 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
tenaya
Wilkołak



Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 186
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 21:23, 07 Wrz 2010 Powrót do góry

Pomysł:

3 miejsce: 11. Dzwoneczek
2 miejsce: 5. thingrodiel
1 miejsce: 2. niobe

Uzasadnienie: Tu głównie kierowałam się oryginalnością, a lemonka niobe- no tego się nie spodziewałam:P

Relacje między partnerami:

3 miejsce: 9. Cornelie
2 miejsce: 3. rani
1 miejsce: 6. k8ella


Uzasadnienie: Hmmm... Nie wiem co napisać. Po dłuższym zastanowieniu się, doszłam do wniosku, że te trzy panie stworzyły po prostu (według mnie) najlepsze, najciekawsze relacje międzyludzkie. Podobało mi się napięcie, magnetyzm itd.

Jakość i styl:

3 miejsce: 9. Cornelie
2 miejsce: 6. k8ella
1 miejsce: 8. BajaBella

Uzasadnienie: BajaBella posiada niezwykły dar tworzenia opisów, a styl jej pisania mnie pozytywnie zadziwia, więc nie mogłam jej tu nie uwzględnić. k8ella tworzy barwne opisy;P, a jej styl in my opinion jest bardzo oryginalny. Cornelie jej lemona aż chciało się czytać, był taki przystępny, lekki a zarazem bogaty...

Najgorętszy lemon:

3 miejsce: 3. rani
2 miejsce: 9. Cornelie
1 miejsce: 6. k8ella

Uzasadnienie: to moja opinia i nie wiem jak ja wytłumaczyć- po prostu takie rozmieszczenie miejsc wydawało mi się najsensowniejsze i nie chciałabym się rozwodzić dlaczego. Myślę, że panie na to zasługiwały:P

Najsubtelniejszy:

3 miejsce: 13. Dilena
2 miejsce: 8. BajaBella
1 miejsce: 5. thingrodiel

Uzasadnienie: Kurcze sama nie wiem jak to uzasadnić....
No więc Dilena napisała subtelny, piękny;P lemon, który pokazał piękną, lekką w pozytywnym sensie miłość, duży +!
BajaBella-bardzo mi się podobało, było tak... no po prostu musiałem ją uwzględnić w tej kategorii.
thingrodiel stworzyła coś BARDZO oryginalnego i powiedziałabym... delikatnego, a zarazem bez wątpienia można to nazwać lemonem. Brawo!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez tenaya dnia Śro 21:54, 08 Wrz 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin