FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Dym i mgła / Opowieść o dolinie (Offca i BajaBella) [Z] Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
Dilena
Administrator



Dołączył: 14 Kwi 2009
Posty: 1801
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 158 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 19:57, 03 Maj 2010 Powrót do góry

Pojedynkują się: offca i BajaBella
Forma: miniaturka
Długość: do 7 stron
Tytuł: dowolny
Chcemy: stylizacji (szeroko rozumianej), trumny, nietoperzy, klimatu rodem z powieści gotyckich, kanonicznych cech wampirów meyerowych (dla kontrastu)
Nie chcemy: USA, Vlada Palownika (szerzej znanego jako Dracula), Van Helsinga, kanonicznych scen
Termin: dwa tygodnie (do 02.05.2010)
beta: bez


Oceniamy według schematu:

Pomysł: 5 pkt.
Styl: 7 pkt.
Spełnienie warunków: 3 pkt.
Postacie: 5 pkt.
Ogólne wrażenie: 5 pkt.
Punkty przyznawane w innej punktacji nie będą liczone.

Jeśli nigdy nie oceniałaś/ -eś, zapoznaj się z zasadami. ← klik!

Koniec oceniania: 17.05.2010

Uwaga! Autorka tekstu B zastrzega, że jest on przeznaczony dla czytelników dorosłych!

TEKST A


Dym i mgła



Z ponurą satysfakcją patrzył na płonący stos. Pomarańczowe odblaski pełzały po twarzy, jakby ogniste języki ostrzegawczo liznęły także jego oblicze. Oczy tonęły w głębokim cieniu i tylko czasem w nieruchomych tęczówkach odbijało się rozchwiane światło. W cienkiej kresce ust rysował się zaciekły upór i głębokie przekonanie o słuszności własnego postępowania. Gryzący dym wdzierał się pod powieki i wyciskał łzy, które nie miały nic wspólnego z litością i współczuciem. Pastor nerwowym gestem bawił się wiszącym na piersiach krzyżem i raz po raz krzywił się z niesmakiem, słysząc potępieńcze wrzaski palonej wiedźmy.
Sprawiedliwość się dokonała. To było najważniejsze – szatański pomiot zniknął z powierzchni ziemi.
Odwrócił się i odszedł z miejskiego placu, na którym dokonano egzekucji. Poły sutanny łopotały na wietrze, a jego cień tańczył niespokojnie na bruku, miotany złowieszczym rytmem płomienia.*


Niczym jeden z kamiennych gargulców przycupnął na balustradzie galerii, wysoko nad miastem. Londyn jak zawsze tonął w kłębach dymu, jeden wszakże słup czarnego oparu jawił się inaczej. Widziany ze szczytu wieży rozkwitał szkaradną plamą, a jego pochodzenie nie budziło wątpliwości. Głupie, ludzkie plemię znów paliło stos.
Powiódł wzrokiem po dachach budynków, po wąskich, brukowanych ulicach, rojących się od szczurów, błota i nędzarzy. Z obrzydzeniem myślał o plugawych krwiopijcach lękliwie kulących się w kanałach, pełzających w ciemności jak robactwo. Jednakże równą odrazę wzbudzali w nim polujący na nich śmiertelnicy – nieporadni, słabi, zakłamani. Ślepi w swej naiwnej wierze, błądzący we mgle swych urojeń.
Trzepot małych, błoniastych skrzydeł odwrócił jego uwagę od ponurej panoramy miasta. Dziesiątki nietoperzy oderwało się od belkowania i przez chwilę kłębiło się bezładnie pod stropem, po czym minęło go w popłochu i rozpierzchło się po wieczornym niebie.
Czas było wyruszyć na łowy – skrzydlaci i nieskrzydlaci krwiopijcy podążali w ciemność, by nasycić pragnienie.

Opadł na kolana, pokornie zginając kark przed wielkim, drewnianym krucyfiksem. Na wpół przytomnie mamrotał litanię, myślami błądząc wokół stosu. Wykonał jedno zadanie lecz był świadom czekających go wyzwań – innowierców i demony musiał tępić bez choćby krzty miłosierdzia. Nie mógł pozwolić, by zło panoszyło się w mieście. Pan go wybrał – wierzył w to gorąco, bezsprzecznie.
Skrzypienie podłogi sprawiło, że ocknął się z religijnej zadumy i spojrzał w kierunku drzwi. Na progu stał jego jedyny syn - Carlisle, kilkuletnie, chude dziecko o dużych, wystraszonych oczach. Jasne włosy odziedziczył po matce, nieboszczce – świeć Panie nad jej duszą. Jego samego zaś nie przypominał zupełnie.
- Mówiłem ci chłopcze, żebyś mi nie przeszkadzał, gdy rozmawiam z Panem – mruknął pastor potępiająco.
- Tak, ojcze – odparł potulnie. – Ale klęczysz tu od godziny, a ja jestem głodny – jęknął malec żałośnie.
- Nie teraz. Bóg przede wszystkim, sprawy doczesne potem – odpowiedział i wrócił do modlitwy.
Dziecko wpatrzyło się w misternie rzeźbioną figurę Chrystusa i buntowniczo zacisnęło usta.


Krążył ciasnymi uliczkami, rozchlapując kałuże i płosząc tłuste, szare gryzonie. Drewniane szyldy drobnych rzemieślników miarowo kołysały się nad jego głową - trącane lekkim powiewem wiatru, skrzypiały złowrogo. Cieszył się, że oddychanie nie było dlań koniecznością – fetor spowijający miasto był wprost nie do wytrzymania.
W stojącej w rynsztokach wodzie raz po raz odbijała się jego stapiająca się z cieniami postać oraz osadzone w bladej twarzy, karmazynowe ślepia drapieżcy. Podążał za ofiarą, spragniony nie tyle krwi, co upajającej przyjemności zabijania.
Znów zaczęło padać. Wielkie, ciężkie krople bębniły rytmicznie o dachówki, a potoki zimnej wody spływały na niego ze stromych dachów. Zegar w głębi jednego z mijanych domów wybijał północ – godzinę istot mu podobnych.

Zapach mokrej, błotnistej ziemi i odór rozkładających się, świeżych zwłok unosiły się w powietrzu, a dwaj, odziani na czarno mężczyźni zapamiętale pracowali, rozkopując grób. Trzeci, trzymający w dłoniach srebrny krzyż, zaostrzony kołek oraz drewniany młotek, stał nieco na uboczu i gorączkowym szeptem powtarzał modlitwy. Zaczynał się niecierpliwić.
- Szybciej panowie, niebawem zacznie zmierzchać! – ponaglał swoich towarzyszy, a w jego głosie dało się słyszeć popłoch.
Odburknęli coś z niezadowoleniem, a tymczasem cmentarz zanurzał się w wieczornej szarówce i tylko czarne, jakby wyrysowane węglem, poskręcane sylwetki drzew wyłaniały się z wilgotnej, londyńskiej mgły.
Wreszcie jedna z łopat uderzyła w dębowe wieko trumny. Dźwięk był głuchy, nieprzyjemny i sprawił, że postawni mężczyźni wzdrygnęli się trwożliwie. Duchowny jednak nakazał podważyć wieko i przypadł do krawędzi dołu.
Pochowana dziewczyna była bez wątpienia martwa, nie sposób było temu zaprzeczyć. Jednak jedna z oznak choroby, która ją zabiła, dla pastora była jednoznacznym dowodem jej spoufalenia z siłami nieczystymi. Kąciki ust nieżyjącej splamione były ciemną, zakrzepłą krwią - jej stróżka spływała z jednego z nich, białą, woskową skórę znacząc brunatnym szlakiem.
Kołek miękko wszedł w martwą pierś i tylko głuche uderzenia młotka niosły się echem w cmentarnej ciszy.

Mężczyzna syknął cicho, gdy lodowata dłoń spoczęła na jego ramieniu. Nie dane mu jednak było pojąć, na kogo się natknął. Przerażająco silne dłonie szarpnęły nim jak bezwolną kukłą i zwinnie unieruchomiły. Gdy ostre zęby niczym kord rozdarły jego gardło, krzyknął tylko z cicha, ale po chwili dźwięk ten utonął w powodzi krwi, zalewającej zmiażdżoną krtań. Skonał nim jego ciało osunęło się w błoto cienistego zaułka.
Wampir obrzucił zwłoki beznamiętnym spojrzeniem. Nie było potrzeby dłużej się nimi zajmować. Przeczesał włosy bladymi placami i z nieuchwytną irytacją zauważył, że niebo pojaśniało. Musiał znaleźć schronienie, jeśli nie chciał, by zdradziła go osobliwie połyskująca w słońcu skóra. Lata temu narodził się jako dziecię nocy i tylko w ciemności czuł się zupełnie swobodnie. Ludzie jednakże zawsze tłumaczyli to na swój sposób, a przy tym całkowicie opacznie.

Pastor gniewnie uderzył pięścią w stół. Czuł, że coś mu umyka, że przeoczył jakieś ważne znaki. Czyż mógł się tak haniebnie pomylić?
Z samego rana doniesiono mu o kolejnych okaleczonych zwłokach, noszących jawne ślady działania sił nieczystych. To były już trzecie w ciągu tego tygodnia. Czyżby to nie tamta dziewczyna była odpowiedzialna za dwie poprzednie zbrodnie?
Natychmiast rozpoczął przygotowania do nowego pościgu. Nie mógł pozwolić, by jakieś czarcie nasienie zwyczajnie sobie z niego drwiło!

Obserwował pastora Cullena już od dłuższego czasu – na tle ogólnej londyńskiej szarości i przeciętności zakwitał on niczym przesadnie jaskrawy motyl.
Jakże bawił go ten fanatyczny klecha! Miotał się po tym padole, błądząc we mgle swoich domysłów, opierając się na z gruntu fałszywych przesłankach. Fascynująca zgoła wydała mu się jego ślepa wiara i zaciekłość w tropieniu „pomiotów szatana”. Poczynania pastora stały się nieoczekiwanie jasnym punktem w monotonii jego egzystencji, dostarczając nieustającej rozrywki.
Zapragnął nagle, dla zwykłego kaprysu, zabawić się nieco kosztem duchownego. Zwieść go, wyprowadzić w pole, zaszczuć, a potem…
Wampir uśmiechnął się okrutnie.
…a potem zburzyć tę wiarę, złamać tę zajadłą duszę, odrzeć ze złudzeń. Ukazać mu jego własne bestialstwo, które pozostanie nagie i godne pogardy, gdy tylko pozbawić je ideałów.
Zsunął się miękko z balustrady swojej ulubionej dzwonnicy i podążył w miasto, by szukać kozłów ofiarnych i odpowiedniej przynęty. Jego gra musiała mieć odpowiedni rozmach.


Nie minął tydzień, a miasto spłynęło krwią ofiar i domniemanych morderców.
Pastor wręcz kipiał z wściekłości i z dnia na dzień czuł się coraz bardziej bezsilny. Nie było żadnego klucza. Ginęły młode dziewczyny, dojrzali mężczyźni, stare kobiety, zamożni mieszczanie, biedota. Trzynaście osób z rozszarpanymi gardłami, całkowicie pozbawionych krwi.
Całe mnóstwo tropów. Rozkopane groby, pouchylane wrota krypt, ciemnoczerwone krople, smugi rdzawego podpisu demona.
Ludzie wpadli w panikę. Hordy mieszczan uzbrojonych w widły, pochodnie i zaostrzone kołki ruszyły w miasto. Dokonywali straszliwego samosądu, by choć trochę zdusić lęk. Noc w noc na ulicach Londynu trwały łowy. Noc w noc ginęli ludzie.

Siódmego dnia tej przerażającej masakry pastora zaalarmował dźwięk dobiegający z kościoła. Dochodziła północ lecz on jeszcze nie spał - siedząc w zakrystii drobiazgowo opisywał ostatnie wydarzenia. Płomień świecy chwiał się targany przeciągiem, a Cullen ze zmęczeniem przecierał zaczerwienione oczy. Pióro raz po raz pozostawiało na kartach dziennika nieestetyczne plamy, tekst rozmazywał się i gubił wątek. Duchowny był na skraju wytrzymałości psychicznej. Toteż gdy osobliwy dźwięk, zwielokrotniony echem pustej nawy, rozległ się ponownie, nie potrafił go zignorować. Na wszelki wypadek zdjął ze ściany srebrny krzyż, w drugą dłoń ujął świecznik i poszedł sprawdzić, co też mogło o tej porze dziać się w kościele.
Ku jego najwyższemu zdumieniu wszystkie lichtarze płonęły jasno, a po transepcie snuł się odziany w czerń mężczyzna.
- Przepraszam najmocniej, ale w nocy świątynia jest zamknięta – odezwał się uprzejmie, dziwiąc się jednocześnie temu, jak lękliwie zabrzmiał jego głos. Był przecież w świątyni Pańskiej – żadne zło nie miało prawa go tutaj dosięgnąć.
Osobliwy gość odwrócił się jego stronę i odrzucił skrywający głowę kaptur. Pastor z sykiem wciągnął powietrze, gdy napotkał skupione na sobie, karmazynowe oczy. Zatrzymał się wpół kroku i zamarł przerażony. Wampir uśmiechnął się łagodnie, lecz spojrzenie miał chłodne.
- Witaj, ojcze – rzekł spokojnym tonem. – Nie mogłem sobie odmówić tego spotkania – dodał, a cyniczny uśmieszek wykrzywił jego blade wargi.
Cullen jednak nie odpowiedział na pozdrowienie, wyciągnął tylko rękę uzbrojoną w srebrny artefakt, jakby był tarczą, która osłoni go przed niebezpieczeństwem.
Krwiopijca roześmiał mu się w twarz, prychając na widok kurczowo ściskanego krucyfiksu. Ruchem tak szybkim, że niemal niedostrzegalnym wyrwał go pastorowi z trzęsących się dłoni. Przyjrzał mu się z udawanym zainteresowaniem i odrzucił precz, nie sprawdzając, gdzie upadł. Oczy duchownego rozszerzyły się w szalonym przerażeniu, usta otwarły się do krzyku, lecz nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Wampir śmiał się cicho i karmazynowym spojrzeniem wpijał się w poszarzałą twarz Bożego wojownika.
- Zdziwiony? – zapytał jadowitym tonem. – Powinienem był paść martwy na widok tej taniej ozdóbki? Cóż za rozczarowanie! – wykrzyknął z udawanym ubolewaniem i podszedł o krok bliżej. Cullen cofnął się gwałtownie i zatoczył na ścianę.
- Nnie ośmielisz się… - wyjąkał, lecz nie zabrzmiał w tym nawet cień groźby.
- Doprawdy? Zdziwiłbyś się, tępy klecho, co też ośmieliłbym się zrobić, po to tylko, by zedrzeć ci z oczu te żałosne klapki. Nie wydaje ci się, że poważyłem się na wystarczająco niecne uczynki?
Pastor zacisnął tylko usta, najwyraźniej postanawiając, że nie da się sprowokować znienawidzonej istocie.
Nikt nie zauważył małego chłopca, który skulił się za ołtarzem.
- Milczysz? – spytał wampir drwiąco. – Gdzie się podziały twoje płomienne przemowy, którymi zwykłeś raczyć swych potulnych parafian? Podobała mi się ta ostatnia: „Musimy stawić czoła złu, które panoszy się w naszym mieście, zjednoczyć się w jego obliczu, w imię Pana!” – naśladował pełen patosu ton kazania. - Ileż w tym żaru, ile pasji – szydził, z satysfakcją obserwując jak w śmiertelniku stopniowo gaśnie wola walki. Uświadamiał on sobie właśnie, że krwiopijca przesiadywał na jego mszach, w jego kościele, że być może… ostatniej możliwości wolał nawet nie rozważać, wydała mu się nazbyt wielką profanacją.
- Powiedz mi, zbawco ludzkości, ilu niewinnych zabiłeś ku chwale Bożej? – spytał miękko, przyglądając się uważnie swojej ofierze.
- Nie byli niewinni!- wrzasnął pastor histerycznie, odzywając się po raz pierwszy odkąd ujrzał oczy swego prześladowcy.
- Ależ byli. Musieli być, skoro wszystkie te trupy to moje dzieło – odparł wampir i wyciągnął dłoń, by zerwać wiszący na piersi kapłana krzyżyk. – Nie jesteś bardziej niż ja godzien, by go nosić – warknął i szarpnął, zrywając rzemień. Ściśnięty w jego dłoni drewniany krzyżyk zamienił się w drobne drzazgi.
- A jeśli powiedziałbym ci, że nie mam nic wspólnego z Szatanem, że nic mi nie wiadomo o jego dziełach? Że ci, na których z takim zapałem polujesz, nie są bardziej grzeszni niż przeciętny zjadacz chleba? – wyliczał, pochylając się nad sparaliżowanym strachem pastorem. – Gdzie jest twój Bóg, by ocalić twoją świętą duszę? – spytał, a drżący strzęp człowieka kulący się przed nim, zalał się łzami.
- Odstąp ode mnie demonie! – wymamrotał, walcząc ze spazmatycznym szlochem.
Wampir obrzucił go pogardliwym spojrzeniem i potrząsnął głową.
- Módl się, by Stwórca, jeśli gdzieś tam jest, wybaczył ci twoje grzechy – szepnął i jednym, gwałtownym ruchem rozdarł pulsującą na szyi aortę.

Ciało pastora spoczęło na posadzce, a rozrzucone ramiona, obleczone w czarne rękawy sutanny przypominały ptasie skrzydła, wzniesione, by zbić się w niebiosa. Nad głową stał mszalny kielich pełen jego krwi, a tuż przy bosych stopach czyjaś ręka wypisała czerwienią bluźniercze słowa
Corpus et Sanguis

Nieśpiesznie opuszczał teren świątyni, odchodząc w poczuciu spełnionej misji.
-Stój! – Rozległ się nagle dziecięcy głos, rozdzierając nocną ciszę rozpaczliwym krzykiem.
Wampir obrócił się i dostrzegł drobną sylwetkę rysującą się na tle otwartych na oścież drzwi kościoła. Zawrócił i podszedłszy do dziecka przykląkł, by móc przyjrzeć się jego twarzy.
Patrzył w szare oczy małego, jasnowłosego chłopca, pełne lęku i nienawiści, szklące się od powstrzymywanych łez.
- Kiedyś cię dopadnę! – obiecało dziecko z niepasującą do łagodnej twarzyczki mściwością. – Dopadnę i zabiję. – Wypowiedziana z absolutną powagą groźba zabrzmiała osobliwie złowrogo w ustach tak niewinnej istoty.
Wampir uśmiechnął się drwiąco.
- Spróbuj – odparł. – Kto wie? Może nawet ci na to pozwolę… - szepnął w ucho skamieniałego z przerażenia malca i zniknął, otulony w miękką szarość mgły.







__________________________________________________________________________
* Rzezie jakie katolikom urządzali Henryk VIII lub Cromwell czterdziestokrotnie przewyższają analogiczne dane dla działalności słynnej Inkwizycji Hiszpańskiej. Także ówczesne prawo karne prezentowało się raczej kontrowersyjnie, toteż działania mojego bohatera dość dobrze wpisują się w rys historyczny epoki, choć z początku wydawało mi się to nieco nieprawdopodobne. Należy jednak dodać, że większość wyobrażeń o Inkwizycji jest wyolbrzymiona i zafałszowana, a jej rzeczywisty wymiar był znacznie mniejszy niż się powszechnie uważa.
(Dane zaczerpnięte z artykułu Rafała A. Ziemkiewicza „Stosy kłamstw o Inkwizycji”)



TEKST B



Opowieść o dolinie

Kamienne mury, przesiąknięte zgnilizną i oparami ludzkiego cierpienia wznosiły się w ponurym milczeniu wśród mrocznej gęstwiny nieprzyjaznego lasu. Masywne, ostre szczyty Pirenejów, niczym sztylety przecinały gęste, stalowoszare chmury, nisko zawieszone nad tą zapomnianą przez Boga krainą. Drzewa wzrastające na jałowej ziemi doliny Val de Aran, stanowiły swoiste karykatury ludzkich ułomności. Ich nienaturalnie powykrzywiane konary, drapieżnie wyciągały szpony ku najmniejszej formie życia. Zmurszałe pnie, pełne rakowatych narośli, lubieżnie odsłaniały obślizgłe wargi, pełne jadowitych węży. Nawet liście pochylały swe zgniłozielone głowy w niemym krzyku przerażenia.
Dominująca cisza unosiła się złowrogo nad tym swoistym grobowcem wszelkiej egzystencji. Czasami odbijała się echem udręczonych jęków, przesiąkniętych upiornym cierpieniem, od zastygłych w majestatycznej obojętności skał. Nieraz przerywana okrutnym skowytem, przyprawiającym o szaleństwo zbłąkanych wędrowców. Sporadycznie rozdarta iluzorycznie beznamiętnym łopotem skrzydeł, wprawiających wilgotne powietrze w wibrujące drżenie, zastygała ponownie w makabrycznej pozie śmierci.
Na początku siedemnastego wieku hiszpańscy inkwizytorzy, zwabieni ponurą sławą tego miejsca, przybyli by w majestacie prawa i pod osłoną kościoła wyplenić wszelkie zło i diabelskie nasienie z tych terenów. Krwawe polowanie na czarownice i czarci pomiot zakończyło się dla nich tragiczną w skutkach porażką. Nigdy nie powrócili do swych domów i na łono kościoła. Ich gnijące ciała z bestialsko rozszarpanymi gardłami, roztrzaskanymi kośćmi i bezwstydnie obnażonymi członkami na zawsze pozostały na przełęczy Bonaiqua. Nieruchome, martwe oczy inkwizytorów w niemym cierpieniu wznosiły modlitwy do Stwórcy o godny pochówek, jednak przeklęta ziemia nie chciała im ofiarować swych ramion na miejsce ostatecznego spoczynku. Zwabieni odorem padliny, mroczni słudzy Pana tej krainy, szybko dokończyli dzieło swego Mistrza. Kolejne ludzkie istnienia pozostały tylko legendą tej rządzonej przez piekielne siły doliny Val de Aran.

Ciemny, wąski korytarz rozświetlały jedynie blade języki pochodni. Wysokie, rzeźbione sklepienie na którym załamywało się światło, wyciągało do idącego pospiesznie człowieka groteskowe ramiona w przywołującym geście złudnej rozkoszy. Kamienne ściany, wilgotne od krwawych łez, lśniły grzeszną obietnicą spełnienia. Baskijczyk szedł szybko, ściskając w rękach ozdobny, zwinięty w rulon pergamin z charakterystyczną, czerwoną pieczęcią. Służył swemu Panu już wystarczająco długo, by wiedzieć jak zgubna może być chęć poddania się otaczającej go magii. Nie raz widział szaleństwo w oczach tych pyszałków, którzy zlekceważyli przestrogę i ulegli swojej słabości. Nie chciał pamiętać ich powykrzywianych z bólu twarzy, bladych ust zastygłych w grymasie obłędu, poskręcanych ciał sparaliżowanych w makabrycznym amoku.
Kiedy dotarł do końca korytarza, na jego czole pojawiły się krople zimnego potu, a oczy zdawały się błyszczeć w niemym przerażeniu. Wiedział, że musi opanować narastający w nim strach, który powodował przyśpieszone bicie serca i szybsze krążenie krwi. Nie chciał niepotrzebnie narażać się swemu Panu. I tak, jak mniemał, wieści, które mu przynosił nie były zbyt zadowalające. Wziął jeszcze jeden głęboki oddech i z pochyloną w pokorze głową wszedł do przepełnionej zapachem śmierci komnaty.
Tysiące białych świec oświetlały jej wnętrze, dając zwodnicze ciepło. W rzeczywistości przejmujący chłód mieszał się tu z nienaturalnym, wilgotnym zapachem nieśmiertelności. Na idealnie gładkich, marmurowych ścianach wisiały obrazy przedstawiające żywoty świętych. Wszystkie, utrwalone przez malarzy sceny przedstawiały alegoryczną walkę dobra ze złem.
Strzeliste witraże, w swej magicznej, dotkniętej geniuszem natchnienia postaci, przywodziły na myśl najwybitniejsze dzieła gotyckiej architektury. Miejsce to, choć pełne śladów istnienia Boga, zdawało się być przesiąknięte złą energią.
Na samym środku komnaty stał kamienny katafalk, pokryty białym suknem. Na nim dwie nagie kobiety, których idealnie piękne i zmysłowe ciała, przypominały obrazy Botticielliego, dawały sobie wzajemnie rozkosz, wijąc się w ekstatycznym tańcu szczytowania. Nieco dalej, w półmroku, tkwił w doskonałym bezruchu mężczyzna. Na jego abstrakcyjnie bladej, pozbawionej wyrazu twarzy, na próżno szukać można było jakichkolwiek oznak życia. Nieumarli nie odczuwają emocji. Beznamiętnym, pustym wzrokiem wpatrywał się w wyuzdane, ponętne ciała wampirzyc, całkowicie ignorując ich kuszące gesty, zapraszające go siebie.
- Wejdź.
Baskijczyk, jak tylko usłyszał te słowa, skłonił się raz jeszcze i przekroczył próg komnaty.
- Panie – wyszeptał zeschniętymi ze strachu ustami. Nie śmiał spojrzeć w twarz swojego Mistrza. – Przynoszę odpowiedź od Contessy Carmen de la Bastida D’Armagnac.
Nie drgnął, kiedy lodowaty podmuch wiatru wytrącił mu z rąk pergamin. Jego ludzkie oczy nie były w stanie zarejestrować w jaki sposób zwój znalazł się w dłoniach wampira. Drogocenna pieczęć pękła, roztrzaskując się w drobne kawałki na kamiennej podłodze.

Do Księcia Berga Azazel de Aran
Książe wybaczy, ale jestem zmuszona odrzucić Wasze zaproszenie. Propozycja, którą Książe raczył mi przedstawić jest dla mnie rażącym nietaktem. Nie jestem i nigdy nie będę zainteresowana pozycją metresy u Waszego boku. Impertynencja Księcia staje się dla mnie nie do zniesienia. Proszę zostawić moją osobę w spokoju, w przeciwnym wypadku będę zmuszona powiadomić Rodzinę Królewską we Włoszech.
Podpisano Contessa Carmen de la Bastida D’Armagnac, Barcelona, Anno Domini 1891.


Baskijczyk z narastającym przerażeniem przyglądał się swemu Panu. Idealnie gładka, piękna twarz wykrzywiła się w okrutnym wyrazie nienawiści. Czarne oczy świeciły upiornym blaskiem. Wargi rozchyliły się w bezlitosnym, sadystycznym grymasie, ukazując ostre, drapieżne zęby. Ogłuszający, bestialsko dziki ryk wampira rozległ się w komnacie, roznosząc echem po całym zamku i okolicznych lasach. Baskijczyk, obezwładniony potęgą nieokiełznanej mocy, upadł bezwolnie na kamienną posadzkę. Zdążył jeszcze dostrzec jak piekielny płomień trawi w rękach jego Pana pergamin, a lodowaty powiew wiatru roznosi pył w niebyt. Powietrze zdawało się wirować coraz szybciej, w szaleńczym akompaniamencie budzącego grozę skowytu. Przeraźliwie białe błyskawice rozdarły niebo i z głuchym grzmotem uderzały raz po raz w zamek. W tym samym momencie zgasły wszystkie świece, jakby ktoś z przeszywającym świstem ostrego sztyletu poucinał ich knoty. Majestatyczne witraże zadrżały w złowrogim jęku. Stulecia wynaturzonych cierpień, zdawały się przemawiać z twarzy pokonanych świętych, kiedy z rozpaczliwym łoskotem roztrzaskały się w pył. Wśród tej opętanej kakofonii dźwięków, jeden stawał się coraz bardziej dominujący. Złowieszczy łopot tysięcy skrzydeł, niczym demoniczne werble śmierci, obwieszczał światu potęgę mocy. Nietoperze wdarły się do komnaty i czekając na rozkazy swojego Pana, krążyły nad jego głową. Ich okrutne, żółte ślepia z pionowymi źrenicami, zdawały się świecić chorym, zwierzęcym blaskiem, a rozdziawione pyski, z wysuniętymi, ostrymi kłami, śliniły się wypatrując ofiary. Książe Berga przymknął na chwilę oczy, a kiedy je ponownie otworzył, wyglądały dokładnie tak samo, jak dzikie ślepia nietoperzy, wirujących coraz szybciej ponad nim. Jego słowa zabrzmiały niczym lodowaty powiew śmierci.
- Daję wam swoją moc. Użyjcie jej i sprowadźcie Contessę Carmen de la Bastida D’Armagnac do zamku.

***

Niebo nad Morzem Śródziemnym przybrało już łagodne barwy nadchodzącego zmierzchu, kiedy Eleazar zdecydował się rozpocząć swoje poszukiwania. Szedł rozglądając się uważnie wśród starych, średniowiecznych murów Barrio Gotico*, coraz bardziej oczarowany klasycznym, wzniosłym pięknem barcelońskiej architektury. Odwiedził wiele, imponujących swym artystycznym kunsztem, miejsc na ziemi, ale nigdzie nie dostrzegał takiej ulotnej aury zwycięstwa życia nad śmiercią. Magia wiekowych tradycji splatała się tu z afirmacją hedonistycznych ludzkich potrzeb, tworząc niepowtarzalny nastrój romantycznej lecz spełnionej cieleśnie miłości.
Przybył do Hiszpanii w jednym celu. Do Volterry dotarły pogłoski o zamieszkującym Pireneje wampirze obdarzonym potężną mocą. Zaintrygowany tymi opowieściami Aro, wysłał Eleazara, by ten w rzeczywistości ocenił, jakim darem dysponuje Książe Berga. Volturi nigdy nie podejmowali pochopnych decyzji w sprawach dotyczących swoich pobratymców. Jeśli niezwykłe historie o wampirze władającym prawami natury i potrafiącym kontrolować umysły zwierząt, okazałyby się prawdziwe, Aro najprawdopodobniej zechce go zwerbować w szeregi straży.
Eleazar, przemierzając Carrer del Bisbe**, zastanawiał się ile jeszcze tego typu misji będzie w stanie wykonać. Był już zmęczony setkami lat spędzonymi w służbie Volturi. Szanował zasady i prawa obowiązujące w świecie nieśmiertelnych. Rozumiał, że ktoś musi stać na ich straży, ale czasami przeklinał swój dar instynktownego wyczuwania niezwykłych umiejętności u innych wampirów. Gdyby chciał odejść, czy Aro dałby mu na to zgodę?
Bywały momenty, kiedy czuł się bezwolną marionetką. Pajacykiem, za którego sznurki ktoś rytmicznie pociągał, w takt tej samej, niezmiennej od wieków melodii. Z coraz większą rezerwą przyglądał się poczynaniom Volturi. Obrzydzeniem napawały go orgie krwi urządzane w Volterze. Nawet jeśli polował na ludzi i żywił się nimi, szanował ich życie. Nigdy nie zdarzyło mu się potraktować człowieka z pogardą. Jeśli zabijał, robił to szybko, tak by zminimalizować ból i cierpienie. Nie potrafił zrozumieć okrucieństwa i fanatyzmu cechującego niektóre wampiry. Czuł się wypalony od środka, jakby popadł w stan permanentnego odrętwienia, niezdolny do jakichkolwiek działań. A przecież kiedyś miał marzenia…

Pochłonięty w swych ponurych przemyśleniach, nie zauważył nawet, kiedy łagodny zmierzch przerodził się w rozgwieżdżoną, ciepłą noc. Ludzie wyszli na ulice i przy romantycznych dźwiękach gitar, tańczyli, tworząc barwne korowody. Poczuł rozkoszny zapach krwi, która pobudzona zmysłowością ruchów ciał, intensywnie krążyła w żyłach. Przystanął na chwilę, by delektować się tą cudowną wonią. Wciągnął głęboko rześkie powietrze w płuca i wtedy poczuł ten niezwykle delikatny, aromatycznie słodki zapach. Dostrzegł ją od razu. Jej wyjątkowa uroda oraz gracja, z jaką tańczyła w rytm ognistych dźwięków flamenco, wprawiając w zmysłowy ruch kastaniety, sprawiała, że zafascynowany tłum poruszał się jak w transie, niezdolny oderwać od niej oczu. Kiedy akompaniujący jej gitarzysta uderzył ostatni akord, na moment wszyscy zamarli w niemym zachwycie, a ona podniosła dumnie śliczną głowę i spojrzała prosto w oczy Eleazara.
Świat w tej jednej chwili przestał istnieć, by narodzić się na nowo. Żar i pożądanie, które na nich spłynęło, było nieporównywalne z żadną siłą. Namiętność igrała z ich martwymi ciałami, a cudowny spokój i pewność, poruszył zastygłe dawno temu serca. Przeznaczenie splotło ich dłonie, a los połączył usta w zniewalającym pocałunku. Kiedy wziął ją na ręce i zwinnym ruchem uniósł w bezpieczny mrok małej uliczki, oczarowany ich niezwykłym, rodzącym się uczuciem ludzki tłum, długo jeszcze wiwatował.
Świt zastał ich wciąż nienasyconych sobą. Skryci wśród wysokich, nadmorskich skał napawali się swoim szczęściem. Już wiedzieli, że ich spotkanie nie mogło być przypadkowe. Byli sobie przeznaczeni. On opowiedział jej o smutnych stuleciach spędzonych u Volturi, ona wyznała mu tragiczną historię rodu D’Armagnac. Jako jedyna, ocalała, z rzezi dokonanej na jej bliskich przez Księcia Berga i przeszła przemianę. Eleazar podjął decyzję. Pojadą razem do Volterry. Uwolni ją od prześladowań sadystycznego wampira, a jeśli będą mieli szczęście, Aro pozwoli im odejść.
Pierwsze promienie słońca rozświetliły ich piękne twarze, sprawiając, że zabłysły milionem roziskrzonych diamentów.
- Contesso Carmen de la Bastida D’Armagnac czy zechcesz dzielić ze mną nieśmiertelność? – zapytał, ujmując czule jej dłoń.
- Tak – wyszeptała i poddała się jego zmysłowym pocałunkom.
Kiedy zapadł zmrok opuścili swoją kryjówkę i pośpiesznie udali się do jej domu, by rozpocząć przygotowania do wyjazdu. Gdy tylko przekroczyli próg zdał sobie sprawę, że coś jest nie w porządku, lecz niestety było już za późno na ucieczkę. Dwie, niezwykle silne wampirzyce odciągnęły od niego Carmen i wyskoczyły z nią przez wyjście dla służby na mały placyk za domem. Eleazar rzucił się z wściekłością za nimi, ale w tym momencie zaatakowały go setki małych kłów i przerażająco ostrych skrzydeł. Próbował biec dalej, odganiając się od tych zmutowanych nietoperzy, jednak było ich coraz więcej. Odcięły mu drogę tworząc żywy mur błyszczących złowrogo żółtych ślepi i kłapiących jadem pysków. Kilka godzin usiłował przebić się przez tą przeklętą barierę, aż w końcu zrozumiał, że sam nie da rady.
Wiedział, kto jest odpowiedzialny za porwanie jego ukochanej. Zdawał sobie sprawę, iż ma do czynienia z niewiarygodnie silnym i obdarzonym potężną mocą wampirem, dlatego postanowił wrócić do Volterry i poprosić Aro o pomoc. Bez wsparcia niewiele mógł zdziałać. Potrzebował umiejętności Demetriego, żeby wytropić Księcia Berga Azazel de Aran, daru Jane i Aleca, aby móc go obezwładnić, kilku wojowników, by rozprawić się z tą hordą żółtookich potworów. A potem Aro niech zadecyduje…

***

Od dłuższego czasu wpatrywał się w jej przerażoną i wściekłą twarz. Z lubością przysłuchiwał się niewyszukanym wyzwiskom, wykrzykiwanym przez jej słodkie usta, pod jego adresem. Ogarniało go zwierzęce pożądanie, kiedy widział jak próbuje się wyrwać z żelaznych uścisków jego wiernych sług. Jednym pchnięciem rzucił jej zmysłowe ciało na katafalk, w miażdżącym uścisku przygniatając do gładkiej, marmurowej powierzchni. Próbowała go gryźć i kopać, lecz on tylko śmiał się z tych poczynań, jakby były niewinną grą wstępną. Kiedy zdarł z niej suknię i rozerwał gorset, dostrzegł ból i paniczny strach malujący się na jej ślicznej twarzy. Idealne preludium do wielkiego finału.
- Obiecałem ci, że będziesz należeć do mnie – warknął, a jego oczy zmieniły kształt i nabrały koszmarnej, żółtej barwy. Źrenice zwęziły się, tworząc czarne, pionowe linie. Zaczęła histerycznie krzyczeć lecz on już tego nie słyszał, ogarnięty zwierzęcym szałem, wziął ją siłą, pozbawiając nadziei na jakikolwiek ratunek.

Carmen nie wiedziała jak długo jej oprawca znęcał się nad nią, odbierając godność. Bestialsko wykorzystana, czuła się splugawiona i nieczysta. Pragnęła tylko śmierci lecz zdawała sobie sprawę, że ona nie nadejdzie. Przeklęła Księcia Berga tysiąc razy, ale Bóg nie chciał przyjść z pomocą potępionej. Kiedy po raz kolejny napluła swemu prześladowcy jadem w twarz, roześmiał się tylko szyderczo.
- Przygotowałem dla ciebie specjalną gościnę, moja miła. Myślę, że kilka tygodni spędzonych w tak cudownym miejscu sprawi, że będziesz najbardziej wdzięczną i oddaną kochanką, potulną jak baranek. – Jego głos sprawiał, że niemalże poczuła przenikliwy ból, w miejscu, gdzie kiedyś biło jej serce. Sprowadził ją po krętych, kamiennych schodach do ponurych, starych lochów. Ujrzała przed sobą budzącą grozę kryptę, ozdobioną potwornie zniekształconymi ludzkimi czaszkami. W środku czekała na nią otwarta trumna, wyścielona czarnym aksamitem. Wepchnął ją do środka i zatrzasnął wieko. Słyszała jeszcze stłumiony straszliwy śmiech, kiedy zasłaniał głazem kryptę. Okryła ją wilgotna, przenikliwa ciemność i cisza. Nie próbowała się wydostać. Postanowiła poczekać na śmierć, która w końcu nadejdzie. Wolała umrzeć obłąkana z powodu pragnienia, niż egzystować w letargu poniżana i gwałcona przez tego potwora.

Przybyli przed świtem, spływając z drzew idealnie z sobą zsynchronizowani. Demetri bez wysiłku namierzył stare zamczysko, będące siedzibą Księcia Berga. Poruszali się bezszelestnie, sunąc lekko nad ziemią w zwartej formacji. Kiedy zaatakowały ich nietoperze, zewnętrzni strażnicy tej ponurej twierdzy, Jane i Alecowi wystarczyło kilka sekund, by unieruchomić w niebycie zwierzęta. Płonęły jeszcze w powietrzu, spadając kaskadą ognia na złowrogi las, który tyle lat był dla nich domem. Wojownicy, pod wodzą Feliksa, błyskawicznie uporali się z pozostałą świtą hiszpańskiego wampira. Sam Książe stał teraz obezwładniony darem Aleca, czekając na werdykt. Aro nie spieszył się z podjęciem decyzji. Przechadzał się po zamkowych komnatach z zainteresowaniem oglądając zebrane przez Berga dzieła sztuki. Kiedy znudziło mu się podziwianie bogatej kolekcji renesansowych obrazów, skierował w końcu swoją uwagę na ich właściciela.
- Mój drogi Książe, jestem gotów okazać ci łaskę, zważywszy na twój wielce intrygujący dar, jakim zostałeś obdarzony. – Głos Aro, pozbawiony jakichkolwiek emocji, rozległ się głucho wśród kamiennych ścian.
Mętne oczy Hiszpana na chwilę odzyskały blask, a do jego umysłu powróciła świadomość.
- Śmiesz mi proponować bym został twoim sługą! Ja, najpotężniejszy nieśmiertelny na świecie?!
Perlisty śmiech Aro rozniósł się echem po wszystkich zakamarkach zamku.
- To akurat nazwałbym kwestią sporną.
- Nigdy nie przystanę do was, wy…
- Dość! – Jane zareagowała błyskawicznie na rozkaz swego przywódcy. Książe Berga zwijał się teraz, otępiały z bólu, padając przed Volturi na kolana.
- Cóż, skoro taki jest twój wybór – powiedział Aro lodowatym tonem, wydając tym samym wyrok. Kilka sekund później po okrutnym wampirze z doliny Val de Aran pozostała jedynie garść szarego popiołu.
- Nigdy nie lubiłem zadufanych w sobie pyszałków. – Aro strzepnął niewidzialny pył ze swojej nieskazitelnie czarnej peleryny. – Chodźmy zobaczyć czy Eleazar odnalazł tę swoją Contessę.

W mrocznym lochu Carmen osłabiona, ale szczęśliwa wtuliła się w ramiona ukochanego. Gdyby potrafiła płakać jej czarne, wygłodniałe oczy byłyby pełne łez. Eleazar delikatnie gładził ją po jedwabistych włosach, obiecując sobie, że już nigdy nie wypuści jej ze swych objęć. Kiedy dostrzegł zbliżającego się Aro, w jego pojawił się strach, ale zaraz przerodził się w nieugiętą wiarę w moc ich wiecznego uczucia, które jest w stanie pokonać każdą przeszkodę.
- Miłość, to taki pretensjonalnie ludzki nawyk – powiedział Volturi, uśmiechając się jednak przy tym pobłażliwie. Eleazar wziął Carmen na ręce i tuląc mocno do siebie, ruszył krętymi schodami ku swemu szczęściu.

Barrio Gotico* - Dzielnica Gotycka w Barcelonie
Carrer del Bisbe** - jedna z typowych uliczek w Dzielnicy Gotyckiej


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dilena dnia Nie 18:41, 23 Maj 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
AvATar7SeVen
Człowiek



Dołączył: 27 Mar 2010
Posty: 93
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Own

PostWysłany: Śro 14:05, 05 Maj 2010 Powrót do góry

Cóż, pozwolę sobie zostawić komentarz do tekstów utalentowanych autorek. Na wstępie całkowicie zasłużone owacje.

Pomysł: 5 pkt.
A: 3
B: 2

W tekście A mamy do czynienia z bardzo oryginalną fabułą. Pomysł przypadł mi do gustu, zawiera w sobie dużo świeżości. W tekście B mamy popularny wątek miłosny, ładnie przedstawiony, niemniej nie zadziwił mnie tak bardzo. W pierwszej pracy wszystko zostało ładnie rozwinięte i dopracowane - po przeczytaniu drugiej miałem lekki niedosyt.

Styl: 7 pkt.
A: 3,5
B: 3,5

Punkty byłem zmuszony podzielić po równo. Pierwszy tekst był napisany wręcz doskonale. Powstała sceneria sama pojawiła się w mojej wyobraźni, bez mojego udziału. Tekst drugi za to był przyjemniejszy w czytaniu. Miał w sobie pewną lekkość.

Spełnienie warunków: 3 pkt.
A: 1,5
B: 1,5

Nie dostrzegłem tutaj żadnych problemów.

Postacie: 5 pkt.
A: 3
B: 2

Cóż, tutaj mam duży problem. Nie należę do osób wyspecjalizowanych w analizie kreacji bohaterów; ponadto często wspomagam się wyobraźnią, a to fałszuje obraz. Mimo to uważam, że postaci w pierwszym tekście są lepiej przedstawione. Ksiądz sprawia wrażenie osoby znanej, więc i mogącej istnieć w rzeczywistości. Jego zachowania są całkowicie naturalne. Wampir, który go zabija, jest arogancki, cyniczny, dokładnie taki, jakim go sobie wyobrażałem. Dziecko na początku wydawało się nieco sztuczne, ale skoro nazywa się Carlisle, to nie mam pytań Wink
W tekście drugim posłaniec bardzo przypadł mi do gustu. W wampirze czegoś mi brakuje i przez to traci on nieco na autentyczności. Niemniej ogromne brawa za imiona - nie wiem, czemu mi się tak spodobały, ale świetnie współtworzą klimat.

Ogólne wrażenie: 5 pkt.
A: 3
B: 2

Tekst A ma moim zdaniem lepszy klimat, a bohaterowie doskonale się w niego wpasowują. Historię przedstawiono w ładny sposób, i mimo toporności chce się go czytać. W tekście B kraina, którą przemierza posłaniec, jest idealnie przedstawiona; ma to coś, co sprawia, że nudne opisy stają się ciekawe.

Razem:
A: 14
B: 11


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Rikki
Dobry wampir



Dołączył: 16 Paź 2008
Posty: 547
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 47 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Ezoteryczny Poznań

PostWysłany: Śro 14:46, 05 Maj 2010 Powrót do góry

Nareszcie znalazłam trochę czasu na ocenianie ;d


Pomysł: 5 pkt.

Tekst A: 3
Tekst B: 2

Pomysł na tekst A jest bardzo oryginalny i raczej nie spotykany, fajny świeży, dobrze wykreowany. Natomiast B nie jest już taki oryginalny zawiera w sobie bardzo znany wszystkim wątek miłosny, który również jest fajnie przedstawiony, ale mało oryginalny. Bardziej czarujący jest pomysł A.

Styl: 7 pkt.

Tekst A: 4
Tekst B: 3

Oba teksty były napisane w świetnym stylu, jednak coś ciągnie mnie jednak do tekstu A. Wszystko jest dopracowane, czytelnik może wyobrazić sobie całą scenerię jak to wszystko wygląda, dużo wyrazistych opisów. Tekst B czytało się lekko i szybko, był napisany fajnym stylem, jednak czegoś mi zabrakło.

Spełnienie warunków: 3 pkt.

Tekst A: 1,5
Tekst B: 1,5

Spełnione.

Postacie: 5 pkt.

Tekst A: 3
Tekst B: 2

I znowu skłaniam się do tekstu pierwszego. Postacie opisane są dokładnie i przejrzyście, można sobie wyobrazić jakie są. Każdy jest inny i każdy ma niepowtarzalną osobowość. Podobała mi się bardzo postać księdza jest taki naturalny. W tekście B czegoś brakuje wampirowi nie jest on taki cyniczny i arogancki jak w tekście A jest w sumie taki nijaki. Chociaż rzeczywiście wspaniale dobrane imiona ;d



Ogólne wrażenie: 5 pkt.

Tekst A: 3
Tekst B: 2

Jak widać od początku, bardziej przypadł mi do gustu tekst A. Jest on właśnie napisany w takim stylu, który mnie czaruje. Ma wspaniały klimacik do którego bohaterowie są stworzenia i wszystko idealnie ze sobą współgra. Ciekawie przedstawiona historia, którą chce się poznać do końca.
W tekście B chyba najbardziej podobały mi się opisy krainy przez którą przemierza bohater. Jednak tekst ten jest mniej wyrazisty niż pierwszy. Nie ma już tego charakteru. czytać.

Podsumowanie:

Tekst A: 14,5
Tekst B: 10,5


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
rani
Dobry wampir



Dołączył: 23 Gru 2008
Posty: 2290
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 244 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ze Smoczej Jamy

PostWysłany: Czw 11:08, 06 Maj 2010 Powrót do góry

Na wstępie chciałam powiedzieć, że oba teksty są na najwyższym poziomie i czytało się je z przyjemnością Smile

Pomysł: 5 pkt.

A: 3
B: 2

Tekst A poniekąd był łatką, a ja bardzo lubię łatki. Bardzo oryginalny pomysł, świetnie napisany. Czuło się ten klimat rodem z gotyckich powieści. Do tego bardziej jest to wystylizowane na tamte czasy, niż tekst B.
Tekst B też był świetny, jednak była to tylko klasyczna opowieść miłosna, która jednak była trochę sztywna i naiwna. Miłość od pierwszego wejrzenia? Nie, ja tego nigdy nie kupuje.

Styl: 7 pkt.

A: 4
B: 3

Tekst A jest pięknie napisany. Nie zauważyłam żadnych błędów, są plastyczne opisy, język wystylizowany na tamte czasy i lepiej mi się czytało. Jakbym czytała dobrą książkę.
Tekst B miał kilka błędów, zgubionych wyrazów. Czyta się go tak samo dobrze, naprawdę dobrze napisany tekst, jeśli trudniej mi było przez niego przebrnąć.

Spełnienie warunków: 3 pkt.

A: 1,5
B: 1,5

Są spełnione

Postacie: 5 pkt.

A: 3
B: 2

W tekście A szczególnie spodobała mi się postać Pastora. Tak pasuję do tych okrutnych, przerażających czasów. Ta wylewająca się z niego nienawiść, a jednocześnie fanatyczne zapatrzenie w Boga. Poczucie nieomylności osądu i wiarę, że jako sługa Boży nic mu się nie może stać. Jest przy tym strasznie ograniczonym, malutkim człowiekiem.
Wampir jest przerażający, okrutny. Zabija ludzi tylko po to, żeby zabawić się z pastorem. Niezaprzeczalnie jest też pociągający.
Mały Carlisle jest bardzo autentyczny, jego postać jest tylko delikatnie zarysowana, ale jednak wiemy, że posiada w sobie wielką odwagę.
W tekście B wampir Eleazar jest nudny. Przepraszam, że to mówię, ale nie przypadł mi do gustu. Jęczy, że ma dość służenia u Volturi, ale leci do nich po pomoc. Brakuje mu wampirzych cech. Nie jest przerażający, ani fascynujący. Natomiast ten książę przypominał mi Draculę. I bardzo mi się to podobało. Był takim wampirem z tych wszystkich filmów, w których mieszkają w zamkach, śpią w trumnach a nietoperze to ich sługi. Brakowało mi takich stereotypowych wampirów w pojedynkach.

Ogólne wrażenie: 5 pkt.

A: 3
B: 2

Tekst A ma u mnie największego plusa za to, że akcja dzieje się w moim ukochanym Londynie. Może przez to jestem trochę nieobiektywna Wink
Jednak pierwszy tekst jak dla mnie jest idealny. Lepiej wystylizowany, lepiej napisany. Postacie bardziej mi przypadły do gustu, są ciekawsze. Tak samo historia. Jest niebanalna, bardzo ciekawa i przemyślana.
Tekst B również jest bardzo dobry, jednak wątek miłosny mnie nie przekonał. Wolałabym jakby całość skupiona była na tropieniu księcia i sprawdzeniu go przez Volturi.

Razem:
A: 14,5
B: 10,5

Gratuluję obu autorkom, bo to naprawdę świetnie teksty.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez rani dnia Czw 11:08, 06 Maj 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Rudaa
Dobry wampir



Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 102 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: dzwonnica Notre Dame

PostWysłany: Czw 23:44, 06 Maj 2010 Powrót do góry

POMYSŁ
Kiedy zasiadam do oceny pojedynku, zawsze zaczynam od zastanowienia się, jak ja zrealizowałabym dany temat. Po najmniejszej linii oporu – pierwsza myśl, luźne skojarzenie. I w tym przypadku napatoczył mi się na myśl Carlisle, co oznacza, że jest już z góry spalony. Nie chcę przewidywalności. Od pojedynków oczekuję ogromu kreatywności, która powinna mnie wręcz przytłoczyć i sprawić, że nie mam siły na oddychanie (w pozytywnym znaczeniu tych słów). Samo pokazanie sytuacji z dzieciństwa Carlisle’a jest świetnym materiałem na łatkę i zostałoby przeze mnie przyjęte niezwykle ciepło, jednak nie w tym kontekście i nie z tym, co zrobiła przeciwniczka, która mnie wprost oczarowała. Ale w A została wprowadzona nowa postać, która ma niesamowity potencjał, mało tego(!), co się ostatnio rzadko zdarza, naprawdę wykorzystany.
Wszędzie, gdzie są Volturi, jest i moje serce. Więc jakże mogłabym przejść obojętnie obok Opowieści o dolinie. Mam problem z odpowiednim doborem słów, bo sposób, w jaki autorka ugryzła ten temat zachwycił mnie niesamowicie. Już na wstępie nie będę lukrować – tekst B jest moim zdecydowanym faworytem i nie mam zamiaru szczędzić kisielu, kiedy uznam to za stosowne. Każdy najdrobniejszy szczegół został przemyślany i wprowadzony do tekstu z głębokim rozmysłem. Wprowadzenie Księcia Berga było odważne i, co tu dużo mówić, genialne! Po mistrzowsku zostało wytłumaczone odejście Eleazara od Volturi, chociaż miałabym obiekcje co do postawy Ara (ale to nie ta kategoria).
A/B: 1,5/3,5

STYL
Tutaj nie ma co się zbytnio egzaltować ze swoimi uczuciami, dla mnie sprawa jest prosta. Przez jeden z tekstów po prostu płynęłam, drugi czytało mi się, jakby wisiała nade mną siekiera. Jednak trzeba zaznaczyć, że obie autorki przesadziły z epitetami. Nie wiem, jak to się ma do konwencji powieści gotyckiej, ale czułam się tak przytłoczona epitetozą pań, że momentami miałam ochotę sięgać po butelkę z wodą, żeby ochłonąć.
Autora A przesadziła ze stylizacją. Tak bardzo chciała udowodnić, że ma bogate słownictwo i potrafi zagrać na leksyce, iż zapomniała o sprawieniu wrażenia naturalności tekstu. Nikt nigdy nie powiedział, że proza w założeniu jest naturalna. Przekłamanie pojawia się już, kiedy odezwie się pierwszy bohater – no bo kto formułuje zdania z takim pietyzmem? Ale pani od tekstu A tak bardzo chciała się wykazać, że osiągnęła skutek odwrotny do zamierzonego i wręcz pokazała, że nie ma się czym wykazywać. Dodatkowo raził mnie brak estetyki tekstu. Nieobecność spacji przed niektórymi myślnikami i przypis, który przygwoździł mnie do ziemi. Pozwól, droga autorko, że to czytelnicy zadecydują, czy Twoje postacie są wiarygodne. To do nich należy ów zadanie, Ty jedynie możesz ich na to naprowadzić.
W tekście B było wiele potknięć – siadała interpunkcja, szalały literówki… Ale przez tekst po prostu się płynęło. Naprawdę momentami nie mogłam się oderwać mimo późnej godziny i ogólnego złego samopoczucia. Były chwile, kiedy nawet nie przeszkadzał mi grad przymiotników. Sama fabuła i bohaterowie by nie wystarczyli – styl zdecydowanie lepiej rozwinięty z literackiego punktu widzenia, wykłada się na podstawach gramatycznych. A szkoda, bo naprawdę jest dobry i przez swoje niesamowite ciepło i charyzmę ma siłę przebicia. Ale błędy są niedopuszczalne.
A/B: 2,5/4,5

SPEŁNIANIE WARUNKÓW
Naprawdę wciąż nie wiem, jak się ma sprawa z powieścią gotycką. W tym momencie moja wydumana erudycja, elokwencja i inne trudne określenia na e chowa się pod łóżko. Nie mam zielonego pojęcia o wytycznych tegoż gatunku. Wujek Google mówi, że to się opiera głównie na klimacie grozy, który obie zbudowałyście, ale nie chcę mówić, czy jest on dobry, skoro czuję się niedokształcona ze strony praktycznej.
Przejrzałam tylko pobieżnie oceny poprzedników i nie nazwałabym Księcia Berga Draculą. Mimo wszystko uważam, że ten drugi miał więcej klasy. No… i nie przypominam sobie, żeby odznaczał się oddechem smoka wawelskiego.
A/B: 1,5/1,5

POSTACIE
W tekście A poświęcono im zdecydowanie mniej miejsca. Naprawdę podobał mi się ojciec Carlisle’a, jednak obawiam się, że jest zbyt sztampowy. To tylko stereotypowe wyobrażenie bogobojnego księdza wojującego ze złem z krzyżem na ramieniu, a jak mówiłam, naprawdę potrzebuje zaskoczenia. Samego Carslisle’a w tym tekście praktycznie nie ma, a jedyne co wiemy o jego postaci, to fakt, że ojciec go chyba nie lubił karmić, ale mimo to chłopak o niego walczył. Przesłodko, prawda?
Chociaż, jak wspominałam, autorka naprawdę dobrze wykorzystała potencjał wampira.
Co się zaś tyczy tekstu B, to mamy tu paletę genialnych kreacji. Książę jest tak fantastyczny i jednocześnie groteskowy w swojej pompatyczności, że od razu wzbudził moją sympatię. Jeśli dodamy do tego Eleazara, o którym się na tym forum zasadniczo milczy, to nie mogę powiedzieć nic negatywnego. Sposób, w jaki walczy o Carmen jest iście rycerski i taki słodki, że nawet mnie – zagorzałej nie-romantyczce się do podoba. A moment, kiedy wylicza, kogo musi wezwać, żeby stawić czoła księciu, jest tak… tak… że uśmiech sam wpełza na twarz! (Lubię klimat grozy, ale to trochę dziwne, że wszystko jest dla mnie przesłodkie w tym tekście… Może powinnam pójść już spać?) Martwi mnie tylko postawa Ara. Zawsze wyobrażałam go sobie jako brutalnego i twardego… Wydaje mi się, że zbyt łatwo pozwolił na odejście jednego ze swoich ludzi.
A/B: 1,5/3,5

OGÓLNE WRAŻENIE
Sprawa była jasna od początku – ukochałam tekst B i mogłabym go czytać wiele razy. Coś czuję, że rano, kiedy się wyśpię, rzucę się na niego jeszcze raz. Jestem pod wielkim wrażeniem umiejętności autorki, bo to, jak kreuje bohaterów, powinno zapewnić jej złoty laur – już, teraz, zaraz. Mogę wręczyć? Tekst B mógłby być dobry, bo sam w sobie taki jest, jednak autorka porwała się na ostrą stylizację, o której chyba nie miała zbyt wielkiego pojęcia, bo naprawdę nie wyszło. Do tego potrzeba obycia, czasu, doświadczenia… Może później.
Naprawdę gratuluję autorce B – kupiła mnie całą. Zapakować?
A/B: 1/4

Razem
A: 8
B: 17


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Antonina
Dobry wampir



Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 1127
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 41 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z objęć Jokera

PostWysłany: Sob 16:27, 08 Maj 2010 Powrót do góry

Pomysł: 5 pkt.
Tekst A – 1,5
Tekst B – 3,5
Zdecydowanie bardziej podobał mi się pomysł w tekście B, ponieważ był bardzie oryginalny, przynajmniej w moim przekonaniu. Walka Kościoła z wampirami czy też inną formą sił ciemności wydaje się być dość popularna jako temat, natomiast wampir - sadysta szukający miłosnego spełnienia był bardziej nieprzewidywalny jako pomysł. Dodatkowy plus za dołączenie do całości tekstu intrygi z Volturi.

Styl: 7 pkt.
Tekst A - 4
Tekst B - 3
W tekście A kilka zdań mi zazgrzytało, ponadto całość wydała mi się trochę trudna do przyswojenia, ze względu na brak wyraźniejszego zaznaczenia przerw pomiędzy jednym wątkiem a drugim. Tekst nadrabia na pewno bogatym, ładnym słownictwem.
W tekście B zdania posiadały bardzo bogate, chwilami wręcz wyszukane słownictwo, ponadto były dość długie, co razem wzięte sprawiało, że tekst był ciężki w odbiorze, już lepiej czytało mi się tekst A.

Spełnienie warunków: 3 pkt.
Tekst A – 1,5
Tekst B – 1,5
Spełnione.

Postacie: 5 pkt.
Tekst A – 3
Tekst B – 2
Postać ojca Carlisa w tekście A jest bardzo dobrze przedstawiona, taki oszalały (ale jednocześnie stoicko spokojny) wyznawca swojej wiary, który stawia Boga nawet ponad własnego syna, który ślepa wierzy w moc boskich artefaktów i w to, że w kościele jest absolutnie bezpieczny - bardzo to jest przekonywujące i umiejętnie opisane. Postać wampira jest także ciekawa, ale chyba najbardziej podobał mi się mały Carlise, grożący wampirowi.
W tekście B podobała mi się konstrukcja postaci Eleazara, przedstawienie jego odczuć co do zasad panujących u Volturi. Że o Arze nie wspomnę – jego zachowanie zostało przedstawione zaledwie w kilku zdaniach, ale już można sobie było wyrobić o nim opinię. Przedstawienie pozostałych postaci już nie przypadło mi do gustu tak bardzo jak tych dwóch.

Ogólne wrażenie: 5 pkt.
Tekst A - 3
Tekst B – 2
Pomimo niskiej oceny pomysłu, to biorąc wszystko pod uwagę, bardziej odpowiada mi tekst A, ze względu na sposób napisania i budowę postaci. W tekście B było kilka niedociągnięć i „przeciągnięć”, zarówno jeśli chodzi o postacie, styl jak i fabułę.

Podsumowując:
Tekst A - 13
Tekst B - 12


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dzwoneczek
Moderator



Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 231 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Nie 18:46, 09 Maj 2010 Powrót do góry

Chyba dojrzałam do tego, by w końcu ocenić wasz pojedynek, kochane.

Pomysł:

A: 2
B: 3

Oba mi się podobają, ale jednak ten drugi uważam za nieco bardziej interesujący, głównie przez wprowadzoną postać księcia Berga, wampira obdarzonego nieco podobnym talentem do Benjamina z Sagi, niemniej to zupełnie inna postać. Podoba mi się sceneria Hiszpani, jak i różne drobne pomysły typu: seks uprawiany na katafalku. Podoba mi się łatka dotycząca Carlisle'a i jego ojca, jednak nie jest ona zaskakującym pomysłem, sięgnięcie po okoliczności poznania Eleazara i Carmen są dla mnie nieco bardziej ciekawą łatką. I kocham Hiszpanię.

Styl:

A: 4,5
B: 2,5

Tutaj jest odwrotnie. Styl to niejako realizacja zamierzonego pomysłu, a z tym według mnie lepiej poradziła sobie autorka A. Zdania w tekście A są takie "wypieszczone". Znakomicie wykreowana atmosfera, fantastyczne opisy. Jest to bardzo klimatyczny tekst, konsekwentny w swoim klimacie - mroczny.
Tekst B zawiera dość sporo błędów, a ja nie lubię błędów, przeszkadzają mi w płynięciu przez tekst. Jak dla mnie za dużo też w tekście B patosu, szczególnie na początku. Zmęczył mnie. Dopiero gdy fabuła zaczęła się nieco bardziej rozwijać, czytało mi się lepiej. A przecież ja kocham opisy. Tu mnie znużyły. Za dużo kwiecistych i pompatycznych określeń. W tym tekście wolę dialogi. Autorko B, brawa za znakomite dialogi.

Spełnienie warunków:


A: 1,5
B: 1,5

Spełnione doskonale.

Postacie:

A: 2,5
B: 2,5

Tu daję po równo, bo urzeka mnie zarówno znakomicie wykreowany fanatyczny pastor, jak i zadufany w sobie, potężny książę-wampir. W drugim planie - uroczo przedstawione dziecko - Carlisle,, a w tekście B - świetna Carmen. Mniej podoba mi się Eleazar, nieco tutaj bezbarwny.

Ogólne wrażenie:

A: 3,5
B: 1,5

Głosuję na spójny i klarowny, klimatyczny tekst A, który mnie zauroczył. Choć temat początkowo nie wydał mi się fascynujący i obawiałam się, że będzie "ciężko i nudno", to byłam coraz bardziej "wciągnięta" w miarę czytania. Nie było nudno, nie było ciężko, narracja jest poprowadzona po mistrzowsku, a zdania smakuje się z przyjemnością. Moją ulubioną sceną jest ta, gdy mały Carlisle przychodzi do ojca. Czułam tu opuszczenie tego dziecka, jego potrzebę uwagi, miłości, która przejawia się też w końcówce, gdy Carlisle podejmuje postanowienie. Ten tytuł - Dym i mgła - bardzo mi się podoba, bo mam wrażenie, że nie chodzi tylko o dym i mgłę w powietrzu, ale o swoiste zaćmienie umysłu.
Tekst B jest ciekawy fabularnie, niemniej wątek miłosny Eleazar-Carmen trochę mi się nie podobał przez swą infantylność, chodzi mi o tę "natychmiastową" miłość i choć samo zjawisko miłości do pierwszego wejrzenia bym jeszcze strawiła, to już z natychmiastowymi wyznaniami gorzej. Podobał mi się bardzo motyw gwałtu i nietoperze. Jednak końcówka wydaje mi się również nieco naiwna. Nie chce mi się wierzyć, że książę Bergo nie słyszał o Volturi na tyle, by jednak nie lekceważyć ich potęgi. Wynika to chociażby z groźby, zawartej w liście Carmen. A on zachowuje się, jakby myślał, że ma do czynienia z kimś, kto mu w niczym nie zagraża...
No i taki drobiazg... talent Aleca nie odbierał ofierze świadomości (jeśli już trzymamy się kanonu), a jedynie postrzeganie zmysłowe.

Suma:

A: 14
B: 11

Bardzo udany pojedynek, dziękuję dziewczyny.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Neith
Zły wampir



Dołączył: 27 Kwi 2010
Posty: 397
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pon 17:49, 17 Maj 2010 Powrót do góry

Pozwolę sobie ocenić...

Pomysł:

A: 3
B: 2

Biorąc pod uwagę wampirzą lekturę, niemal wszystko ociera się o miłość miedzy kobietą a mężczyzną. Tu jest inaczej: tekst A również mówi o miłosci ale zupełnie innej. Miłości niespełnionej, odrzuconej a jednak niewątpliwie wielkiej...

Styl

A: 5
B: 2

Tu odwrotnie. Opisy w tekscie B niemal zniechęciły mnie do dalszego czytania (a niewątpliwie straciłabym wiele). Musiałam trochę przebrnąć jak przez Żeromskiego a tego nie lubię

Spełnienie warunków

A: 1,5
B: 1,5

Tu nie mogę inaczej jak równolegle.. warunki spełnione w 100%

Postacie

A: 2
B: 3

Moja ocena jest spowodowana tylko i wyłącznie różnorodnością postaci. Tekst A zarysowuję idealnie zaledwie główne postacie, tekst B ociera się również o te drugoplanowe

Ogólne wrażenie

I tu nie wiem.....naprawdę.... Oba opowiadania mnie zachwyciły, oba wciągnęły w fabułę. Mimo że były tak różne jestem zachwycona jednym i drugim - nie umiem Wam dać inaczej niz:

A: 2,5
B: 2,5

Ogólnie

A: 14
B: 11


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Cornelie
Dobry wampir



Dołączył: 27 Gru 2008
Posty: 1689
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 297 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z łóżka Erica xD

PostWysłany: Pon 18:05, 17 Maj 2010 Powrót do góry

Oj, trudny do zgryzienia orzech, powiem wam szczerze xDD

Pomysł:
Tekst A - 2.5
Tekst B - 2.5

Tutaj nie mogłam oddzielić punktów inaczej. W tekście A zauroczył mnie mały Carlisle, przysięgający zemstę temu, kto zabił jego ojca. Tak samo jak podobało mi się podejście pastora do całej sprawy z krwiopijcami. Autorko - przedstawiłaś go bardzo realistycznie i prawdziwie, przez co mogłam się wczuć w położenie.
W B nie mogłam oprzeć się klimatowi, czułam go, widziałam to zamczysko. Niesamowite przeżycie. Obydwa pomysły były bardzo dobre.

Styl:
Tekst A - 2
Tekst B - 3

Otóż przez tekst B wręcz płynęłam. Autorko - masz świetny styl, operujesz niesamowitymi zwrotami, plastycznie nakreślach czytelnikowi daną sytuację przez co można poczuć się jak jeden z bohaterów opowieści. To bardzo działa na moje zmysły. Zdecydowanie piękny tekst.
A jest równie dobry, jednakże zabrakło mi właśnie tej plastyczności w opisach. Ale style są porównywalne, na wysokim poziomie.

Spełnienie warunków:
Tekst A - 1.5
Tekst B - 1.5

A bo spełnione są xD

Postacie:
Tekst A - 2
Tekst B - 3

Otóż owszem, podobał mi się mały Carlisle w tekście A, którego de facto było bardzo mało, jednakże końcową sceną wywarł na mnie wrażenie swoją determinacją, chęcią zemsty, podobało mi się to, że tak niewinna jeszcze osóbka jest w stanie czuć tak wiele do kogoś, kogo nie zna. Sama postać pastora jest równie ciekawa co odpychająca. Ciekawa, bo wykreowałaś, autorko, postać autentyczną, ale odpychająca, bo w miarę czytania o nim, spotkanie z wampirem, wydał mi się hipokrytą. Co znaczy, że stworzyłaś postać wzbudzającą emocję, to się chwali.
Tekst B jednak zauroczył mnie postacią Księga Berga - zadufanego w sobie wampira, który uważa, że jest pępkiem świata. Podoba mi się jego zachłanność, jego zbyt duża pewność siebie, która ostatecznie doprowadza go do śmierci. Wplecenie w tę historię Eleazara i wątek miłości do Contessy, która w międzyczasie jest też na celowniku księcia Berga dała mi fascynującą przygodę. Nie wiedziałam, czy Eleazar zdąży na czas, czy ją uratuje, czy będą szczęśliwi. Nie wiedziałam. A chciałam tego.
Bardzo podoba mi się wplecenie w to miłości, a ja romantyczką jestem, więc dodatkowo na mnie oddziałałaś xD

Ogólne wrażenie:
Tekst A - 1.5
Tekst B - 3.5

Mimo że oba teksty były na równym poziomie, oba traktowały o czymś zgoła odmiennym, nie mogłabym tutaj rozdzielić punktów inaczej. Mimo że przemawia do mnie mały Carlisle - to Książe Berg i jego ogromne zamczysko są mi bliższe. Bardzo mi się podobał wasz pojedynek i cieszę się, że w końcu go przeczytałam.
Oby więcej było takich tekstów!

Podsumowując:
Tekst A - 11.5
Tekst B - 13.5

Gratuluję obydwu autorkom, w szczególności autorce tekstu B!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Pon 22:53, 17 Maj 2010 Powrót do góry

Pomysł:
No cóż, oba mi się podobały na równi. Trudno mi wybrać. Z jednej strony mały Carlisle (prawda? czy już źle odczytuję?) i mroczny pogromca ksiądza, a z drugiej kolejna, fajna łatka wpisana w pojedynkowe warunki. Nie mogę wybrać lepszej.
A: 2,5
B: 2,5

Styl:
Uwagi:
A: dźwięk ten utonął w powodzi krwi
gwałtownym ruchem rozdarł pulsującą na szyi aortę
B:

Postanowiłam sobie podzielić styl na siedem kategorii (podobnie jak w I edycji TPP), by jakoś rozdzielić punkty wedle mocnych i słabych stron każdego z tekstów. Zobaczymy, co mi z tego wyjdzie. Zastrzegam, że oceniam "na oko". Nie liczyłam poszczególnych błędów czy atutów na palcach. Tak po prostu przekładam na kategorie wrażenia po jednym czytaniu (niestety na drugie nie mam czasu).
A/B
Gramatyka 0,5/0,5 - zdaje mi się, że poprawność jest porównywalna w obu tekstach, a na tle prac pojedynkowych w ogóle wysoka. Po równo. :)

Ortografia 0,5/0,5 - dam po równo - nie dostrzegłam byczków, choć trapi mnie odmiana miasta Volterra - ja nigdy fo tej pory nie usuwałam drugiego r z odmiany i tak też poprawiałam w betowanych tekstach, jednakże coraz częściej spotykam pisownię z jedny "r" w odmianie i zaczęłam wątpić, toteż nie ujęłam mojej wątpliwości w punktacji.

Interpunkcja
0,5/0,5 - W obu tekstach dopatrzyłam się braku podobnej mniej więcej ilości przecinków

Słownictwo 0,5/0,5 - nie może być inaczej. Słownictwo w obu pracach jest ciekawe, bogate, a przy tym zrozumiałe i dobrze "nasadzone".

Opisy 0/1 - w odbu tekstach znajdują się świetne opisy, ale większego kolorytu nabierają w drugim tekście

Dialogi 1/0 - tutaj zadecydowała rozmowa księdza z wampirem. Zarysowanie tych sylwetek było znacznie bardziej wyostrzone w gotyckim stylu niż w drugim tekście i przełożyło się też na lepszy dialog między postaciami. Nie mówię, że w drugim tekście jest źle, ale tu lepiej i należy to docenić przewagą punktową.

Środki stylistyczne 1/0 tu przewrtonie, ponieważ odejmuję za, w moim mniemamniu, przesyt epitetów w drugiej miniaturze. Podniosły one wartość opisów, ale dodawane niemal do każdego opisywanego przedmiotu, zjawiska, osoby etc. dają wrażenie przelewanej misy złota. W pewnej wielkości więcej już się nie zmieści... nie powinno.

A: 4
B: 3

Spełnienie warunków: 3 pkt.
Wydaję mi się, że wszystko jest na miejscu. Ten gotycki motyw powieściowy bardziej odczuwałam co prawda w pierwszej pracy, ale to minimalna lepszość. Wink

A: 1,5
B: 1,5

Postacie:

Tak trudno mi wybierać, a pozostało mi 18 minut do północy. Proszę wybaczcie lakoniczność. Choć dialogi są lepsze moim zdaniem w pierwszej mini i nadają pracy fajny, mroczny klimat, to jednak prym w tej kategorii oddaje pracy B. Dlaczego za mnogość postaci, które miały bardziej lub mniej zarysowane portrety, a jednak nie były bezbarwne. Każda coś w sobie miała. W A podobał mi się najbardziej tajemniczy wampir pogromca, ale karykaturalna konsttrukcja drugiego bohatera - księdza, też jest niczego sobie.

A: 2
B: 3

Ogólne wrażenie: 5 pkt.

Na razie jest remis, więc zgodnie z nowymi zasadami tu muszę zadecydować o zwycięzcy. Myślę, że znów jak w postaciach dam wygrać hiszpańskiemu klimatowi, mrocznemu wampirowi, który za bardzo ufał w swą potęgę i wreszcie miłości. Ten wątek był chyba za bardzo przesłodzony jak na warunkowy klimat gotyckiej powieści, ale nie mogę się oprzeć, żeby za całokształt wyróżnić tę pracę. W miniaturze Dym i mgła podobała mi się scena z nietoperzami i na cmentarzu, a na koniec symboliczne szydzenie sobie z świętości Ciała i krwi. Bardzo fajny i dobrze ukazany motyw. Brawa za pomysły, brawa za miniatury. Drogie Panie, pojedynek świetny, ale dwoma punktami z subietywnego, ogólnego wrażenia zwycięży u mnie tekst B.
Niemniej jedna należą się gratulacje po równo.:)

A: 1,5
B: 3,5

POSUMOWANIE:

A: 11,5
B: 13,5


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dilena
Administrator



Dołączył: 14 Kwi 2009
Posty: 1801
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 158 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 21:19, 18 Maj 2010 Powrót do góry

Mamy 225 punktów do podziału.

Gratuluję autorkom niezwykle wyrównanego pojedynku.
Ogłaszam, że:

Autorką tekst A i zarazem zwyciężczynią zostaje... Hurra offca! Hurra
Zdobywa ona 115 punktów.

BajaBella zgarnia pozostałe 110.


Dziękuję za oddane głosy i zapraszam ponownie Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin