FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Loch Awe/Noc ceilidh (zgredek i rani) [Z] Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Pią 18:56, 05 Mar 2010 Powrót do góry

Pojedynkują się: rani i zgredek


Forma: Miniatura
Tytuł: Dowolny
Długość: 3-5 stron, TNR 12, odstępy standardowe
Chcemy: Edwarda wampira, Belli człowieka, 19 wieku, Szkocji, magii, narracji pierwszoosobowej.
Nie chcemy: Alice(nawet we wzmiankach), sfory, śniegu, śmiesznych sytuacji, nawiązań do kanonu.
Termin: 2 tygodnie , 4.03
Beta: Bez bety

Koniec oceniania: 19.03

Oceniamy według schematu:

Pomysł: 5 pkt.
Styl: 7 pkt.
Spełnienie warunków: 3 pkt.
Postacie: 5 pkt.
Ogólne wrażenie: 5 pkt.
Punkty przyznawane w innej punktacji nie będą liczone.

Jeśli nigdy nie oceniałaś/ -eś, zapoznaj się z zasadami. ← klik!

OGŁOSZENIA PARAFIALNE:


Jedna z autorek spóźniła się o dzień z nadesłaniem tekstu. Jej przeciwniczka nie chciała wygrać walkowerem, toteż doszłyśmy do porozumienia, iż pojedynek odbędzie się. Nikomu nic nie odejmiemy, ale Pani Spóźnialska po zakończeniu walki, będzie miała zawieszenie na 1 miesiąc i trafi na naszą Czarną listę w kolorze pomarańczowym (jako, że był z nią kontakt i o wszystkim wiedziałam wcześniej, no i nie zrobiła tego z powodu "widzimisie")

TEKST A:

Loch Awe

Sny rodzą rzeczywistość.
— Monteskiusz


W ciszy patrzę, jak kładzie swoje długie rzęsy na bladych policzkach. Sine powieki skrywają jego zamglone oczy, kiedy wciąga w nozdrza wilgotne powietrze.
Po tylu latach powinnam nabrać cierpliwości, ale burzę się z niepokoju. Słuchając na okrągło ludzi niewyraźnie mamroczących między sobą, czuję się jak intruz. Chociaż raz chciałabym, żeby ktoś coś do mnie powiedział. Właśnie do mnie.
Zastanawiam się, o czym teraz myśli. Dlaczego kolejny raz tu przyszedł? Może chce przeprosić... Nie, przecież on nie robi takich rzeczy. Jest zbyt dumny. Załatwia każdą sprawę delikatnym uśmiechem, za którym kryje się drwina i jednym spojrzeniem oczu, które nie mówią właściwie nic. I mimo że nawet się z tym nie kryje, wybaczam mu lekkomyślność, której sam w sobie nie dostrzega i jestem gotowa przyjąć na siebie jej konsekwencje.
Bo przecież go kocham.



Pamiętam, że jako dziecko nienawidziłam ubrań. W mojej wyobraźni reprezentowały narzędzia tortur, wymyślone tylko po to, by pozbawiać ludzi swobody. Spódnica, którą miałam wtedy na sobie, była tego najlepszym przykładem. Wyblakła i ciężka utrudniała bieg, a jej rąbek bezładnie miotał się między nogami. Za duże buty spadały ze stóp, gdy wspinałam się na niewielki pagórek, odnosząc nieprzyjemne wrażenie, że wciąż pozwalam czemuś się wyprzedzać. Brakowało mi sił, a wokół nie było niczego, za czym mogłabym się skryć; tylko niewielkie krzaczki i porozrzucane gdzieniegdzie płaskie kamienie, na których utykałam się raz po raz. I wrzosy, cichutkim szemraniem zdradzające moje położenie, tak że przepełniona nienawiścią łamałam stopami ich cienkie łodyżki, nieśmiało wychylające się nad ziemię. Nie miałam nawet czasu na rozkoszowanie się tym niewielkim zwycięstwem. Karciłam się w duchu za lekkomyślność; zamiast schować się w lesie, pobiegłam prosto na łąkę schodzącą falistym stokiem wprost do mojego domu. Nie przewidziałam, że stracę energię tak szybko; wyszłam z naiwnego założenia, że mój przeciwnik, chociaż był nim dorosły mężczyzna, nie zdoła mnie dogonić na tym krótkim odcinku drogi.
Odwróciłam lekko głowę, by sprawdzić, czy już się zbliża i niechcący potknęłam na jakimś kamieniu. W ostatniej chwili wyciągnęłam przed siebie ręce, by ochronić ciało przed bolesnym upadkiem i ostre źdźbło trawy przecięło mój nadgarstek. Mimo że uciskałam dłonią szramę na skórze, krew błyskawicznie znalazła drogę między moimi palcami i padła na fioletowe wrzosy, lśniąc na ich drobnych listkach jak czerwona rosa.
Podniosłam się ostrożnie, sycząc z bólu i przygryzając wargę, by nie wybuchnąć płaczem ruszyłam przed siebie, gdy obok mnie wyrosła jego postać.

***

Mama wysłała mnie do pani Patton po jajka; wiedziałam, że traktowała to tylko jako wymówkę, żeby nie musieć się mną zajmować. Akurat tego dnia nie dostałam żadnego, więc wracałam do domu z pustymi rękoma. Właśnie wtedy zobaczyłam jedną z panien Shannon w objęciach jakiegoś przybysza. Człowiek w angielskim stroju był tutaj rzadkością; lokalni mężczyźni nosili kilty, gardzili za to wszystkimi tymi, którzy poddawali się angielskiej modzie. Pędziłam skrótem przez pola, gdy zauważyłam ich przy ścieżce. Skryli się w cieniu drzew; panna Shannon jęczała cicho z zamkniętymi oczami; jego twarz skryta była gdzieś pod jej uchem, wtulona w brązowe pukle.
Zastygłam zaskoczona. Nie mogłam się na nich napatrzeć; do tej pory nigdy nie widziałam kobiety i mężczyzny w tak intymnej sytuacji. Całkiem zapomniałam o miejscu i czasie; o tym, że znajduję się na środku drogi i że w każdej chwili mogą mnie zauważyć.
Kiedy w końcu się od siebie odsunęli, z jej szyi spływała strużka krwi. Panna Shannon uniosła powieki i spojrzała prosto na mnie. Jej oczy były zamglone a twarz blada i niewyraźna; pierś uniosła się w głębokim oddechu. Przez chwilę wydawało mi się, że mnie zauważyła, ale to tylko błogi uśmiech rozświetlił jej twarz, gdy mężczyzna się z nią żegnał.
Wydawało mi się, że zaraz zostanę przyłapana, dlatego błyskawicznie odwróciłam się i pobiegłam najszybciej jak potrafiłam w kierunku domu.
A potem znalazłam się zupełnie samiutka na środku tej łąki, twarzą w twarz z wampirem.
Minął mnie bez słowa, kierując się w stronę jeziora.


Pamiętam, że nie potrafiłam już później patrzeć na mężczyzn bez mieszaniny obrzydzenia i złości, chociaż niczym nie zawinili; zachowywali się jak zwykle, mieli tylko jeden mankament: żaden z nich nie był nim ani trochę.
Pamiętam, że po jakimś czasie uznałam go za istotę ze świata snów, która przybyła tu tylko na chwilę, by pokazać, jak moje życie jest brzydkie i puste. Miłość do niego, którą sobie wtedy wymyśliłam, była znakomita i bezbłędna. Zrodziła się z resztek wspomnień, z których połowę całkiem zmyśliłam, a kilka podkradłam z przeczytanych książek. Resztę wyśniłam. Tak więc w moich wizjach obiecywał, że znów się tu pojawi, dlatego niecierpliwie czekałam na jego powrót, nie przywiązując zbytniej uwagi do tego, co działo się wokół.
Pamiętam, że codzienność wyglądała wtedy tak prozaicznie, jak to tylko możliwe.
Mój ojciec był Szkotem z krwi i kości, Szkotem, który uwielbiał paradować w kilcie po swoich włościach i jak porządny Szkot od czasu do czasu pijać lokalną whisky. Gdziekolwiek się pojawiał, towarzyszyła mu zwietrzała woń owiec, w których towarzystwie spędzał znaczną część dnia. Nigdy nie zrozumiałam, co go tak fascynowało w tych zwierzętach.
Być może kochał moją matkę, cichą ułożoną kobietę o nieobecnym spojrzeniu, ale ani ja, ani sześć moich sióstr nigdy nie widziałyśmy, żeby okazywał jej jakiekolwiek uczucia. Była dla niego jednym ze stałych akcesoriów domowych, podobnym do stołu czy krzesła. Żałował jedynie, że nie dała mu syna, który mógłby odziedziczyć po nim majątek i którego mógłby nauczyć jedynej pasji, jaką kiedykolwiek odczuwał: miłości do owiec.
Czas upływał mojej mamie na martwieniu się, przy czym nie przejmowała się zbytnio ani swoimi dziećmi, ani mężem. Chodziło jej tylko o pranie. Pranie, które nie mogło nigdy porządnie wyschnąć w miejscu, w którym skłębione chmury wisiały nisko nad ziemią, czasami dotykając wysokich pagórków.
Moje siostry, które jako kilkulatka podziwiałam, z dnia na dzień stały się pospolite i nudne; rozmawiały tylko o ubraniach i o lokalnych chłopcach, co nie było w stanie ani trochę mnie zaciekawić.
Marzyłam o wampirze.



Wyglądał dokładnie tak, jak w moich wizjach, kiedy pojawił się tego dnia nad brzegiem Loch Awe. Miałam rację; nie przypominał tutejszych mężczyzn. Ich skóra była szara i szorstka, pokryta kępkami zarostu. Na jego twarzy nie znalazłam żadnej skazy, nawet podkrążone oczy dodawały mu urody, podkreślając zielony kolor tęczówek. Pachniał też inaczej, łagodnie i świeżo. Tylko buty miał brudne jak wszyscy.
Gdy tylko usłyszałam od naszej służącej o mężczyźnie, który pojawił się w okolicy, nogi same zaniosły mnie nad jezioro. Głęboko wierzyłam, że to tutaj go znajdę. Że tym razem to mnie wybierze. Że pozwoli mi odejść stąd ze sobą.
Usiadłam na brzegu, a po chwili moje nadzieje przybrały realną formę.
Wpatrywał się w mętną toń tak długo, że moje palce zdążyły zesztywnieć z zimna. Ponieważ wciąż mnie nie zauważał, podniosłam się z miejsca i wolno do niego zbliżyłam.
- Mówią – szepnęłam – że w Loch Awe mieszka potwór.
- Naprawdę? - zdziwił się z uprzejmym uśmiechem, od którego zmiękły jego rysy, a moje serce gwałtownie przyspieszyło. Chciałam się jeszcze odezwać, ale powstrzymała mnie obawa, że jakiekolwiek słowo zburzy nastrój tej chwili, że jego postać okaże się tylko sennym omamem, który można zniszczyć, wspominając w najdrobniejszy sposób o rzeczywistości.
Czułam się wyjątkowo. I radośnie. I nie mogłam uwierzyć we własne szczęście.


Tym razem przybywa tu z kobietą o suchej, zmęczonej twarzy; nazywa ją Bellą, chociaż uroda nie nobilituje jej do tego miana. Jej usta nieustannie wykrzywia grymas niezadowolenia; nie rozumie, po co tu przyjechali. Do tej pory odwiedzali miejsca jasne i piękne; tu jest ciemno i mokro. Udaje, że znosi to tylko ze względu na jego uczucia; opowiadał jej, że w tych okolicach urodziła się jego matka i dlatego co roku przyjeżdża nad jezioro. Mimo to nie rozumie go. Wiążąc się z nim odrzuciła wszelkie inne więzy i oczekiwała, że on postąpi tak samo.
Oczy Belli lśnią tylko wtedy, gdy zwraca je w jego stronę; na wszystko inne patrzy znudzona i rozdrażniona. Powinnam się z niej śmiać; przecież wie, jak to wszystko się skończy. Kiedyś on nie wytrzyma i odbierze jej całą siłę do życia. Mimo to chce z nim zostać. Mieć poczucie, że jego wegetacja zależy tylko od niej.
Jest śmieszna w tym swoim przekonaniu. Uważa się za kobietę nowoczesną i wyzwoloną, która robi tylko to, na co ma ochotę, a jednocześnie staje się podobna do kobiet wszystkich innych epok. Przecież kroczy zawsze za jego plecami. To on decyduje, gdzie mają pojechać. Nie czeka, aż ona pójdzie za nim. Bella próbuje się buntować i obrażać, ale i tak pędzi tam gdzie on, bo każdą chwilę pozbawioną jego obecności traktuje jak straconą.
Podróżują razem już od trzech miesięcy. Czy to dużo? Mało? Z mojej perspektywy całe wieki. Ja miałam tylko dwie krótkie chwile. Dwa drobne kleksy w jego liczącym setki lat życiorysie. Przecież nigdy nie zapytał o moje imię. W końcu po co mu wiedza o czymś tak mało istotnym.
Próbuję powstrzymać się od zazdrości, podważyć każdy powodujący ją pretekst, zanim myślenie o niej doprowadzi mnie do szaleństwa. Tłumaczę sobie, że to tylko kolejna z kobiet, które oszukał, a jednak patrzenie, jak dotyka jej dłoni, gdy idą brzegiem jeziora sprawia, że coś się we mnie kotłuje. Czasem posyła jej nawet coś na kształt uśmiechu; być może stara się zmienić, być chociaż trochę ludzki. W jego przypadku nic nie jest pewne.
To właśnie to uczucie przenika mnie od wielu lat. Niepewność. Chciałabym, żeby wytłumaczył mi wszystko jasno i jednoznacznie. Powiedział, dlaczego nie potrafi nigdzie znaleźć sobie miejsca. Dlaczego wciąż ucieka, a potem wraca nad to jezioro, tak podobne do setek innych. Co widzi w mętnej wodzie, czego nikt inny przed nim nie dostrzegł...



- Zabiję go! - krzyczał ojciec, zamykając mnie w pokoju. Krztusząc się łzami uderzałam pięściami w drzwi, wzywając na pomoc najpierw matkę, a później siostry. Zrezygnowana skuliłam się na swoim łóżku, drżącą ręką dotykając miejsca na szyi, gdzie widniały jeszcze ślady skrzepłej krwi i zaciskając mocno oczy przypominałam sobie, jak się czułam, gdy chłodził to miejsce swoim oddechem.
Jego usta wędrowały po mojej twarzy. Myślałam, że zwariuję, jeśli natychmiast nie przestanie; chciałam zapytać, czego tak szuka, ale nagle schylił się do szyi, w którą szybkim ruchem wbił kły. Rzeczywistość straciła kształty, kiedy zaczął pić moją krew. Nie czułam bólu, tylko moje nogi lekko drżały, gdy osuwałam się powoli na ziemię.
- Zabierz mnie stąd – poprosiłam, dysząc ciężko.
- Wyjeżdżam wieczorem – rzucił w moją stronę, odchodząc. Być może tylko mi się wydawało, że to propozycja, ale nie chciałam zmarnować prawdopodobnie jedynej w życiu okazji na ucieczkę.

***
Ojciec domyślił się, co się stało, kiedy tylko zobaczył omijające mnie szerokim łukiem owce, gdy szłam do domu przez pastwisko. Wyczuwały ślady zapachu drapieżnika na moim ciele. Wpadł w szał. Zaczął mówić coś o głupich wiejskich dziewczynach, które dają się otumanić, a potem ich sztywne ciała zostają znalezione w lesie. Krótkimi ostrymi słowami tłumaczył mi mój grzech. Nie rozumiałam, dlaczego tak mu na mnie zależało.
Nie chciałam w to uwierzyć.

***

Dwa tygodnie później ojciec pozwolił mi opuścić pokój. Uznał, że moja gorączka osłabła, a szaleństwo wywietrzało z głowy. Szorstko obiecałam mu, że już nie zrobię nic głupiego. Że to ostatni raz, gdy tak nadużyłam jego zaufania.
Już wtedy wiedziałam, że w życiu, które mnie tu czekało, nie było miejsca na marzenia. Mimo to nie chciałam być jedną z wielu dziewczyn z Highlands, których jedyną ambicją jest znalezienie sobie męża i wychowanie dzieci. Nie mogłam przestać myśleć, że gdyby ojciec nie zamknął mnie wtedy w pokoju, znajdowałabym się już mile stąd. Dławiłam się pełnym wilgoci powietrzem, marząc o miejscach suchych i spokojnych, gdzie spędzałabym czasu u boku jedynej osoby, na której mi kiedykolwiek zależało.
Kiedy tylko spuszczono mnie z oczu popędziłam nad jezioro; wciąż miałam niewielką nadzieję, że jakimś cudem go tutaj spotkam, że jeszcze nie wyjechał. Że czeka na mnie, chociaż to zupełnie nie w jego stylu. Chciałam wierzyć, że jestem dla niego równie wyjątkowa, jak on dla mnie.
Trawa wydawała mi się nienaturalnie zielona, gdy biegłam w kierunku granatowej tafli. Młode pędy pętały mi nogi, a kamieni, na których się potykałam, było chyba więcej niż kiedyś. Drzewa szumiały żwawiej niż zwykle, pochylając się nisko w dół i kłaniając wzburzonej wodzie. Deszcz bił w jej powierzchnię, irytując mieszkające pod nią ryby, budząc śpiącego w głębinach potwora.
Złudzenia rozwiały się w jednej chwili. Jego zapach już dawno stąd wywietrzał; zabrały go niespokojne wiatry. Zaczęłam płakać, nie mając pojęcia, co zrobić. Nie chciałam wracać. Miałam wrażenie, że drzewa cofnęły się nieco do tyłu, gdy podchodziłam niebezpiecznie blisko poszarpanego brzegu, szepcząc niewyraźnie słowa modlitwy, nie wiedząc, czy proszę o ratunek Boga, czy potwora drzemiącego w otchłani.
- Czego chcesz? - zapytało jezioro.
Czego chciałam? Spokoju i ciszy. I wolności.
Odpowiedź przyszła natychmiast. Wiatr pchnął mnie do przodu, wprost w spienione wody. Zanurzyłam się cała, aż po czubek głowy, a potem powoli zaczęłam rozpływać, tracić cielesność, stawać częścią Loch Awe.


Nie czuję bólu, tylko tęsknota unosi mnie łagodnie na powierzchni wody. Obserwując brzuchate chmury, ospale sunące po niebie, wymyślam pytania, które mogłabym mu zadać. Chcę być gotowa, gdybym kiedykolwiek dostała szansę na otrzymanie odpowiedzi.
Jestem wolna. Mogłabym płynąć dalej, zmieszać się z morzem, a potem szukać go po całym świecie, jednak boję się, że jeśli tak zrobię, zgubie się tam i już go więcej nie odnajdę.
Zanurza w moich wodach dłoń, na której przez lata powstawały płytkie szramy. Ze zdziwieniem odkrywam, że nawet jego nie szczędzi czas. Delikatnie gładzę skórę, próbując przywrócić jej poprzednią fakturę. Chciałabym, by pozostał na zawsze taki sam, nieśmiertelny. Mogłabym wtedy udawać, że jednak coś nas łączy.
Wciąż nie wiem, dlaczego to tu zawsze przychodzi. Czy wodna tafla daje mu spokój podobny do mojego? A może zgubił tu coś, czego nie jest w stanie odzyskać?
Ciekawe, czy ma świadomość, że na niego patrzę?
- Mówią – szepczę z wiatrem – że w Loch Awe mieszka potwór.
Edward uśmiecha się, zamykając oczy.


TEKST B:

Noc ceilidh



Ceilidh - zabawa literacka, mająca swoje źródła w Irlandii i Szkocji, podczas której recytowane są opowieści, wiersze i ballady, śpiewane pieśni, zadawane zagadki, cytowane przysłowia, oraz omawiane inne kwestie literackie.


Szkocja, Highlands*, 1815 rok.

Po cichu otworzyłam drewniane drzwi i wśliznęłam się do środka. Wewnątrz było ciepło, gwarnie i bardzo ciasno. W każdym możliwym miejscu siedzieli mężczyźni, kobiety i dzieci.
Dziś było noc ceilidh. Czas wróżek, elfów i magii.
Każdy przyniósł coś do jedzenia i pica i właśnie skończyli wspólny posiłek, na który składało się haggis**.
Mężczyźni dołożyli do pieca torfu, a potem rozmowa stopniowo ucichła.
Nastał czas opowiadania baśni i legend.
Uwielbiałam te wieczory, bo tylko wtedy mogłam czuć się jak zwyczajna wiejska dziewczyna. Tylko wtedy traktowali mnie na równo z nimi.
Usiadłam na snopku siana, przy ścianie i z przyjemnością chłonęłam opowieści.
W pobliżu ulokował się mężczyzna, który słuchając bajania, wyplatał koszyk na żywność, jeszcze inny nabijał fajkę. Niedaleko matka trzymała usypiające dziecko.
Ja nie miałam do kogo się przytulić, kogo potrzymać za rękę. Byłam Isabellą MacKenzie. Wielką dziedziczką. Nie miałam prawa spoufalać się z wieśniakami. Moim obowiązkiem było nimi władać. Miałam być wyniosła i arogancka.
Spojrzałam na siebie. Nawet w tym skromnym odzieniu nie pasowałam tutaj. Wyróżniałam się.
Chcąc przestać o tym rozmyślać, zaczęłam słuchać wiersza, który opowiadał jakiś przejezdny poeta, zmieniając na chwilę bajarza.
Mężczyzna recytował pięknie i z uczuciem:

- Miła ma jak czerwona róża,
Kwitnąca w czerwcu róża - cud!
Miła ma jak melodia tkliwa
Słodko z najczystszych grana nut.
I żeś tak piękna jest, Dziewczyno,
Więc nie zna miary miłość ma;
Póty cię kochać będę, Miła,
Aż wyschną wody mórz do dna.
Aż wyschną wody mórz, Najdroższa,
I aż się w słońcu stopi głaz;
Będę cię kochał wciąż, Najdroższa,
Póki w nurt życia spływa czas.
O, żegnaj, moja Ty jedyna,
Żegnaj na kilka jeno chwil;
Wrócę znów, chociażbym miał przejść, Miła,
Dziesięć tysięcy długich mil!
***

Ludzie zaczęli szaleńczo klaskać. Każdy Szkot kochał Roberta Burnsa****. Czy to dziecko, czy mężczyzna. Mężczyzna kontynuował swój występ jeszcze przez jakiś czas, po czym siadł napić się whisky.
Westchnęłam. Robiło się już bardzo późno. Czas wracać.
Jednak właśnie bajarz miał opowiedzieć następną legendę. Chciałam jeszcze jej wysłuchać. O wiele bardziej lubiłam to, niż słuchanie poematów. Mężczyzna zaczął mówić spokojnym, wyraźnym głosem:
- Niegdyś przed wiekami, żył sobie książę, który miał sforę irlandzkich wilczurów. Pewnego dnia książę wyruszył na polowanie, ale pies nie zjawił się u jego boku. Kiedy książę wrócił, pies przybiegł na jego powitanie, radosny i umazany krwią. – Tu przerwał na chwilę i powiódł po zebranych wzrokiem. Dzieci patrzyły się na niego zafascynowane. - Książę przeraził się i pobiegł do swojego synka. Ujrzał, iż kołyska jest pusta, a podłoga zalana krwią. Krzyknął i przebił psa mieczem, oskarżając go o śmierć dziecka. Umierający pies zawył. W odpowiedzi rozległ się płacz dziecka. Książę schylił się i dostrzegł na podłodze swego syna, całego i zdrowego. Lecz obok leżało ciało potężnego wilka. Pies księcia zagryzł go na śmierć. Wstrząsnęły nim wyrzuty sumienia. Podniósł ciało wiernego psa i pochował w miejscu widocznym i dostępnym, gdzie każdy mógł poznać historię czworonożnego bohatera. Powiadają, iż zrozpaczony książę nigdy więcej się nie uśmiechnął.*****
Westchnęłam. Kochałam tą opowieść, choć była taka tragiczna. Rozejrzałam się dookoła. W oczach dzieci widziałam łzy, niektóre nawet pochlipywały cicho.
Wstałam i rozprostowałam kości. Pożegnałam się ze wszystkimi. Dopiero teraz zaczynała się zabawa. Wyszłam na zewnątrz. Za zamkniętymi drzwiami słyszałam dźwięki dud i śmiechy zebranych ludzi.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Pomiędzy chatą, a miejscem, gdzie stał zamek, górujący nad cieśniną, droga wznosiła się w górę. Krajobraz był surowy i rozległy. Z oddali słychać było potężne grzmoty. Nie bałam się burzy i samotności. Byłam do nich przyzwyczajona. Ale musiałam uważać, by w ciemności nie potknąć się i nie skręcić sobie nogi. Noc była zimna i ciemna. Wiał coraz silniejszy wiatr, więc szczelniej otuliłam się kraciastym tartanem. Z pobliża dobiegał szum fal i zapach morskiej wody. Wciągnęłam głęboko powietrze, czując jak wypełnia mi płuca. Kochałam to miejsce całym sercem. Jego dzikość, surowość i niezwykłe piękno. To był mój dom.
Spojrzałam w niebo, gdzie zza chmur wyłonił się księżyc, oświetlając drogę lepiej, niż setki świec. Ludzie powiadają, że w takie noce zdarzają się dziwne rzeczy. Niezwykłe. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Przypomniałam sobie chwile mojego dzieciństwa, gdy święcie wierzyłam we wróżki z pogórza i bałam się porwania przez legiony złych duchów.****** Wiele starszych ludzi też było przekonanych o ich istnieniu.
Przyspieszyłam kroku, w obawie, że moja mama Renee znowu będzie się martwiła. A ojciec utyskiwał, że znowu przesiadywałam z brudnymi wieśniakami. Zawsze było tak samo, zawsze miał pretensje, że nie zachowuję się, jak przystało na córkę hrabiego. W takich chwilach xdarzało mi się myśleć, że pewnie żałował, iż nie jestem synem. Syn odziedziczył by zamek i ziemie. Często mi o tym przypominał. Westchnęłam. Nie było sensu tego roztrząsać. Objęłam się mocno ramionami i szłam dalej.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Księżyc zasłoniła chmura, ale po chwili znowu pojawił się na niebie. Na drodze, tuż przede mną, z mroku wyłoniło się trzech mężczyzn. Wyglądali jak zjawy, gdyż było widać tylko zarys, wśród nieprzeniknionej ciemności.
Nie mogłam zobaczyć ich na tyle dobrze, by móc zorientować się, kim są, ale z pewnością z zamku nie wyruszyłaby taka grupa. Zwykle na poszukiwanie wysyłano jednego człowieka.
Słyszałam ich krzyki i śmiechy. Z pewnością byli pijani. Ogarnął mnie strach. Miałam pewność, że jeszcze mnie nie zobaczyli. Otuliłam się ciaśniej tartanem i zeszłam z drogi. Niestety nadepnęłam na gałąź, która z głośnym trzaskiem się złamała. Nastała nagle cisza, a po niej ciche kroki. Jeden z mężczyzn stał kilka metrów ode mnie i wpatrywał się intensywnie. Nie wiedziałam co robić.
- Dziewko! Podejdź do nas! Mamy przednią whisky. Zabawimy się.
Zarechotali wszyscy, po czym jeden z nich głośno czknął. To mnie otrzeźwiło.
- Nie jestem dziewką! - powiedziałam, po czym zakasałam spódnice i zaczęłam biec.
Słyszałam za sobą ich głośnie sapanie. Biegli za mną. Wytężyłam wszystkie siły, by przeć naprzód. Zamek był jakieś pół kilometra ode mnie. Nagle potknęłam się o wystający kamień i padłam na mokrą ziemię. Bandyci byli coraz bliżej.
- Bello! Wstawaj szybko!
Usłyszałam głos cichy niczym muśnięcie skrzydeł motyla o siebie. Rozejrzałam się dookoła. Nikogo nie było koło mnie.
- Nie rozglądaj się, tylko biegnij!
Nie trzeba mi było więcej razy powtarzać. Podniosłam się i biegłam, choć w płucach paliło mnie niemiłosiernie. Nagle poczułam jak ktoś mocno łapię mnie za ramie. Krzyknęłam z bólu. Przede mną stał jeden z nich i uśmiechał się lubieżnie. Próbowałam się wyrwać, ale trzymał mnie zbyt mocno. Nieoczekiwanie oprych zaczął krzyczeć i pocierać oczy, tam samym mnie oswobadzając.
- Biegnij! Zaraz skończy mi się pył. I krzycz głośno!
Pomocny głos znowu się odezwał, a przed oczami mignęła mi jakaś maleńka postać. Słyszałam ryki wściekłości z tyłu. Zaczęłam krzyczeć z całych sił.
- Pomocy! Ratunku!
Znowu mnie doganiali, czułam, że są coraz bliżej. Nie mogłam już biec, wszystko mnie bolało. Zauważyłam, że zboczyłam z trasy i jestem teraz na zachód od zamku.
Nagle zderzyłam się z czymś twardym i poczułam silne ręce na ramionach. Przerażona spojrzałam w górę. Przede mną stał bardzo wysoki mężczyzna, który patrzył się na mnie intensywnie.
Przeraziłam się, myśląc, że to jeszcze jeden z rzezimieszków i próbowałam się wyrwać, krzycząc głośno.
- Nie ruszaj. Nie chce zrobić ci krzywdy, chce ci pomóc.
Spojrzałam na niego i w tym samym momencie księżyc znowu wyjrzał zza chmur, oświetlając mi jego twarz. Struchlałam na widok jego oczu. Były ciemnoczerwone, połyskujące brązowymi plamkami. Ze strachu odebrało mi na chwilę mowę, jednak zaraz wciągnęłam głęboko powietrze, żeby krzyknąć z całej siły. Nieznajomy widocznie domyślił się, co zamierzam, bo przyłożył mi dłoń do ust.
- Nie bój się mnie. Przysięgam nie zrobię ci krzywdy.
- Ej, ty! Ona jest nasza! My pierwsi ją zauważyliśmy.
Moim oczom ukazała się cała trójka moich prześladowców, z nożami w dłoniach. Przybliżyłam się odruchowo do mojego wybawcy. On schował mnie za siebie, po czym szepnął:
- Schowaj się za tamtym krzakiem i pod żadnym pozorem nie wyglądaj.
Kiwnęłam głową i pobiegłam we wskazanym kierunku. Jednak nie mogłam się oprzeć i obserwowałam, co się dzieję.
Usłyszałam słowa jednego z bandytów:
- Lepiej odsuń się lalusiu. Mamy ochotę na zabawę z tą ślicznotką.
- Odejdźcie i zapomnimy o wszystkim. Bo nie ręczę za siebie.
Jeden z nich zaśmiał się na słowa tajemniczego mężczyzny i zamachnął się na niego nożem. To co zobaczyłam, sprawiło, że przyłożyłam dłoń do ust. Nieznajomy z niezwykłą prędkością przemieścił się za oprycha, łapiąc go za szyję. Drugi z nich rzucił się na niego, jednak i jego mężczyzna złapał w ten sam sposób. Trzeci patrzył się na niego i nie wiedział co robić. Jeden z ubezwłasnowolnionych nieoczekiwanie wyjął pistolet spod nogawki. Chciałam krzyknąć ostrzegawczo, gdy nagle z daleka błysnęły mi kły, a wokół rozległ się przeraźliwy krzyk. Czerwonooki wbił je w szyję jednego z napastników, ssąc głośno. Wkrótce krzyki ucichły, a ciało osunęło się bezwładnie. Pozostali dwaj, przerażeni, zaczęli biec przed siebie. Potknęli się niemal jednocześnie i zaczęli czołgać, wpatrując się w zabójce ich kompana. Pochylił się nad nimi, oblizując usta.
- Wynoście się. Macie minutę, żeby zejść mi z oczu. Jeśli komuś o tym powiecie, znajdę was i będziecie cierpieć bardziej, niż was kolega.
Nie trzeba im było tego dwa razy powtarzać. Zaczęli biec, jakby ich gonił sam diabeł. Sama nie byłam pewna, czy nie było to prawdą.
Nie wiedziałam co robić. Miałam świadomość, że ucieczka nie miała sensu, bo i tak by mnie dogonił. Nie wiem czemu, ale miałam pewność, że nie zrobi mi krzywdy. Wyszłam zza krzaka.
- Kim jesteś? - zapytałam niemal szeptem, trzymając się od niego w pewnej odległości.
- Jestem Edward. Tyle powinno ci wystarczyć.
Edward. Piękne imię. Podeszłam bliżej i wyciągnęłam rękę.
-Witam. Jestem Isabella MacKenzie. Mieszkam niedaleko, w zamku.
- Wiem kim jesteś.
- Skąd?
- Mam swoich małych informatorów. Choć odprowadzę cię do zamku. Myślę, że oni raczej nie wrócą, ale wolę nie ryzykować.
Spojrzałam się na niego. Powinnam się go bać, w końcu zabił człowieka z zimną krwią. I te kły. Kucharka wiele razy opowiadała o takich stworzeniach. Lubowali się w ludzkiej krwi. Byli czcicielami diabła. Wampiry. Nie wiedziałam, czy ma rację. Odważyłam się zapytać.
- Czy ty jesteś...
- Proszę – przerwał mi. - Nie wystarczy ci, że ocaliłem ci życie? Nie wystarczy, że nie wyrządzę ci krzywdy.
- Wystarczy – powiedziałam cicho. Naprawdę wystarczało. Czy było ważne kim jest? Byłam Szkotką, góralką z pogórza, a my wierzymy w najdziwniejsze rzeczy i nie boimy się ich.
Edward spojrzał na mnie i uśmiechnął się. Odwzajemniłam uśmiech. Nim się obejrzałam, znaleźliśmy się przed zamkiem. Spojrzałam przed siebie. Górował nad całą okolicą, w ciemności sprawiając groźny wygląd.
- Dziękuję ci za pomoc – odezwałam się.
- Nie ma za co. Pamiętaj, że zawsze jestem w pobliżu, by cię chronić. Możesz czuć się bezpieczna.
Byłam zaskoczona jego wyznaniem. Zawsze był w pobliżu? Co to oznaczało?
- Do zobaczenia więc – powiedziałam. - Dalej pójdę już sama.
- Do zobaczenia Isabello – szepnął, po czym pochylił się i delikatnie musnął wargami moje usta.
A potem zniknął, nim mogłam zareagować. Dotknęłam warg palcami i uśmiechnęłam się lekko.
Znowu mignęło mi coś przed oczami, po czym znikło. Zmęczona udałam się do środka.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Leżałam w swoim łożu i powoli odpływałam w objęcia Morfeusza. Jednak cichy szelest sprawił, że otworzyłam oczy.
Przede mną, na kredensie z wirującego obłoczka zaczęła się powoli formować jakaś postać. Gdy w końcu uformowała się w miniaturową kobietkę, poczułam ciarki przechodzące po plecach. Zamknęłam oczy i otworzyłam je ponownie, chcąc się upewnić, czy to nie przewidzenie. Istota ta była obleczona tartanem w kolorach MacKenziech. W lewej dłoni trzymała dziwny przedmiot, jakby patyczek, zakończony białą główką, z której ciągnęła się smuga białego dymu.
Usiadłam i wyszeptałam:
- Kim jesteś?
- Nazywają mnie Fiona. Jestem wróżką z pogórza, twoim stróżem.
- Moim stróżem?
- Tak. Opiekuje się tobą i chronię z oddali. Dbam, żeby nie stała ci się krzywda. Robię to o twojego dzieciństwa, jednak tak, żebyś mnie nigdy nie zobaczyła.
- Dlaczego więc teraz mi się pokazujesz?
- Gdy wyszłaś z chaty po ceilidh myślałaś o swoim dzieciństwie, kiedy wierzyłaś we wróżki, elfy i magię. Chciałam ci pokazać, że magia nadal istnieje i zawsze będzie istnieć. Oprócz tego byłaś dziś w dużym niebezpieczeństwie, więc musiałam ci trochę bardziej pomóc.
- Ten głos, to byłaś ty?!
- Oczywiście, a któż by iny? Będę się tobą opiekować zawsze, pamiętaj o tym moje dziecko.
I tak nagle, jak się pojawiła, tak samo teraz rozmyła się w powietrzu.
Lekko oszołomiona, ale i szczęśliwa, położyłam się z powrotem.
Nim na dobre zapadłam w sen, pomyślałam, że ceilidh to rzeczywiście czas czarów...


__________

* Highlands [link widoczny dla zalogowanych](Szkocja)
** Haggis – specjał szkockiej kuchni narodowej, przyrządzany z owczych podrobów (wątroby, serca i płuc), wymieszanych z cebulą, mąką owsianą, tłuszczem i przyprawami, zaszytych i duszonych w owczym żołądku.
*** Robert Burns - „Miła ma jak czerwona róża”
**** Robert Burns (ur. 25 stycznia 1759 w Alloway − zm. 21 lipca 1796 w Dumfries) – wedle tradycji najwybitniejszy narodowy poeta szkocki, prekursor romantyzmu, którego pamięć Szkoci zwykli czcić narodowym świętem i ceremoniałem wypicia whisky przed pomnikiem poety.
***** Jest to powszechnie znana historia. W północnej Walii istnieje przykryty kamienną tablicą grób. Na tablicy widnieje opis historii o żyjącym w 13 wieku księciu, który uśmiercił swego wiernego psa Gelerta. Miejsce to nazywa się Beodgelert. A wygląda tak: [link widoczny dla zalogowanych] [link widoczny dla zalogowanych](3).jpg
****** Historie o legionach złych duchów, które porywają niemowlęta i mieszają w głowach ludzi, oraz o wróżkach z pogórza, które opiekują się ludźmi, są powszechnie znane w całej Szkocji.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pernix dnia Nie 17:34, 21 Mar 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Dzwoneczek
Moderator



Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 231 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Sob 22:12, 06 Mar 2010 Powrót do góry

Nie mogę uwierzyć, że nikt jeszcze nie ocenił. Jakiś niedobry duch lenistwa panoszy się od pewnego czasu na Forum. Trzeba to przełamać. Do dzieła!

Pomysł:

A: 3
B: 2

Pomysł na tekst A po prostu mnie urzekł. Bardzo romantyczna, tragiczna historia przepięknie podana (ale o tym później), pasująca do klimatu Szkocji.
Tekst B zaczął się nieźle i wyglądało to na niezły pomysł, z tymi legendami i bajaniem oraz arystokratką przystającą z wieśniakami, ale potem zrobiło się strasznie naiwnie...

Styl:
A: 5
B: 2

Gdy tylko zaczęłam czytać tekst A - urzekł mnie początek. Cały ten pierwszy fragment kursywą mógłby być samodzielnym drabblem i jest przepiękny. W ogóle cały tekst jest piękny. Przepięknie podany. Klimatyczny, nieoczywisty, z przeogromnym ładunkiem emocji, malowniczy, poetycki wręcz. Czułam tę tęsknotę i gorycz razem z bohaterką. Jest też interesujący, moje zainteresowanie nie słabło, w miarę czytania czułam się coraz bardziej wciągnięta. I prawie nie ma błędów. Jedna rzecz mnie tylko rozśmieszyła: "płaskie kamienie, na których utykałam się raz po raz." Nie można "się utykać" na kamieniach. Raczej "potykać", autorko. :)
Tekst B zawiera mega ilość błędów. Nie wierze, że autorka przeczytała go po napisaniu, bo chyba zauważyłaby przynajmniej literówki...
Opowiadanie jest zdecydowanie "lżejsze" niż tekst A, bardziej fabularne. To nie jest wada, ale tekst A ze swoimi opisami emocji, pięknymi zdaniami i "malarskościa" po prostu zniewala... Nie mogę inaczej ocenić.

Spełnienie warunków:
A: 1,5
B: 1,5

W zasadzie Bella w tekście A była wprowadzona "na siłę", właściwie nie musiałoby jej być, to główna bohaterka powinna być Bellą. Za to w tekście B było ewidentne nawiązanie do kanonu - sytuacja z napastnikami. Więc, skoro w obu tekstach coś mi nie pasuje pod kątem warunków, to daję po równo.

Postacie:


A: 3
B: 2

Bohaterka tekstu A powala i zniewala. Edward - wspaniały, choć to drugoplanowa postać. W tekście B podoba mi się tylko Edward.

Ogólne wrażenie:

A: 4
B: 1

Lubię konsekwentne teksty, z koncepcją. I ta jest wyraźna w tekście A - zespolenie formy i treści. Wrażenie w tekście B psuje ilość błędów, ale nie tylko - cały motyw z wróżką jest strasznie naiwny, no i nie widzę związku między wróżką, a Edwardem. Czytając tekst A - niemal płakałam na końcu. Jeszcze raz powtórzę - to jest przepiękne. A dzisiaj będzie mi się śniło jezioro. I wrzosy. Jestem o tym przekonana.

Suma:

A: 16,5
B: 8,5


Gratulacje!


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
offca
Zły wampir



Dołączył: 18 Paź 2008
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 54 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: szóste niebo

PostWysłany: Nie 22:24, 07 Mar 2010 Powrót do góry

Jedna uwaga na początek: Co wy z tym potykaniem się o kamień?! Ile razy w życiu przewróciłyście się na prostej drodze, zawadzając o kamień? Korzeń, dziura, trup... ale kamień? Szkoda, że nie kowadło.
Dobra, koniec zażaleń Wink

Pomysł:
najpierw pogadam. W ogóle bardzo mi się podobają warunki więc obie realizacje wypadły fajnie. Pierwsza była zupełnie magiczna, a druga śmiesznie zahaczyła o kanon ( właśnie sobie uświadomiłam, że miało go nie być!). Ta w A była piękna i bardzo spójna, druga już mniej, trochę momentami na siłę wszystko było poupychane. No i to jezioro!! Bajeczny motyw w A. Więc:
A: 3
B: 2

Styl:
No tu muszę wyraźnie zaznaczyć - tekst A mnie uwiódł swoją melodią. Omal mi się dudy nie odezwały w tle, a już wrzosy splamione krwią to będą mnie prześladować teraz jak nic. Pięknie, gładko i przejrzyście jak tafla Loch Awe.
Tekst B: literówki!! No i przypisy mnie irytowały. Poza tym mniej barwnie, czasem trochę sztucznie. Niby nieźle, ale przegrywa z A.
A: 5
B: 2

Warunki:
A: 2
B: 1
Bo miało nie być kanonu, a napastnicy i Edek bohater ratujący dziewicę z opresji - no ewidentnie.

Postacie:
A:3
B:2
Bo jakoś bardziej poczułam te postacie. W B Bella była jakaś sztywna i mało przekonująca. No i ta wróżka na końcu... Witamy w wariatkowie.

Ogólne wrażenie
A: 3,5
B: 1,5
No co ja będę tu dużo mówić, tekst A był tak cudownie klimatyczny, że mnie oczarował. A tekst A mnie nie oczarował. Zainteresował- być może. Ta legenda o psie była poruszająca. Ale jezioro Loch Awe będzie mi się śnić po nocach...

Suma:
A: 16,5
B: 8,5

Gratuluję paniom :)


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
bluelulu
Dobry wampir



Dołączył: 09 Cze 2009
Posty: 974
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 85 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Hueco Mundo

PostWysłany: Pon 21:12, 08 Mar 2010 Powrót do góry

offca rozwaliła mnie komentarzem "Witamy w wariatkowie". Nie no, dobre podsumowanie. Leże i kwiczę ;D

Pomysł: 5 pkt.
A:4
B:1

Pomysły, pomysły. Tekst A jest napisany po prostu przepięknie. Czułam się częścią tego magicznego świata który wykreowała nam autorka. Naprawdę, coś wspaniałego. Przypadł mi do gustu ten pomysł. Zaś tekst B. Zaczęło się ładnie , miałam nadzieje że sprawa potoczy się nieco inaczej ale autorka według mnie.. ewidentnie przeholowała. Rozumiem, miało być magicznie ale było to troszkę przesadzone. Bałam się, że wyskoczy mi wróżka zębuszka. Wyskoczyła... prawie.

Styl: 7 pkt.
A:5
B:2

Nie będę nowoczesna, gdyż powtórzę to co moje poprzedniczki. W pierwszym opowiadaniu uwiodło mnie samo prowadzenie tekstu, konwersacja pomiędzy bohaterką a wampirem. Jej własne relacje z rodziną oraz otoczeniem. Przepięknie zarysowane. Na końcu zaś to "zespolenie" z rzeką oraz prowadzenie tego osobliwego monologu. Przepiękny, nastrojowy i momentami intymny tekst. Czułam się jak w baśni. W tekście B było momentami przekombinowanie, za dużo czarów i magii. Akcja którą jesteśmy w stanie przewidzieć i oczywiście Edward.. dzielny rycerz. Gubiłam się i przynudzało mi momentami.

Spełnienie warunków: 3 pkt.
A:2
B:1

Było nawiązanie do kanonu, ale nie chodzi mi tutaj o to. Po prostu w tekście B były śmieszne sytuacje. Wróżka i pył chociażby. Przepraszam, ale dla mnie to.. komiczne.

Postacie: 5 pkt.
A:3
B:2

Mimo, że pojawił się Edward w bardzo ograniczonych rolach. Ten w pierwszym opowiadaniu mimo, że nie jest ukazany pośród nocy i krzaków z "błyskającymi" zębami i czerwonym wzrokiem , to jest o wiele bardziej tajemniczy i nostalgiczny jak Edward w propozycji numer dwa. Bella blada twarz w pierwszej propozycji i Bella (oraz jej wróżka-anioł stróż). Szlachcianka? Hrabina? Cokolwiek. Nie przypadła mi do gustu i była taka typowo, czyli musiała spowodować hałas wokół siebie chociaż tego nie chciała.

Ogólne wrażenie: 5 pkt.
A:4
B:1

Ogólne wrażenie , jest proste i bolesne. Tekst A jest przepiękne przedstawiony i wyrafinowanie napisany. Czytałam go z ogromną przyjemnością. Ma nastrój i emocje które ukazuje są takie osobliwe. Coś pięknego. Jego przeciwnik nie przypadł mi do gustu. Czegoś zabrakło. Czegoś co zadecydowało o ocenie.

Razem:
A:18
B:7


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
lilly_rose
Nowonarodzony



Dołączył: 07 Lis 2009
Posty: 38
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 14:38, 10 Mar 2010 Powrót do góry

Musze w końcu zacząć oceniać, a nie tylko czytać Wink

Pomysł: 5 pkt.

Tekst A: 2
Tekst B: 3

Dziwię się tym ocenom wyżej, bo mnie bardziej oczarował tekst B. To połączenie miejscowych legend z normalnym światem. Te wróżki i ceilidh, takie to było magiczne.
Tekst A bazuje bardziej na stereotypach jakie wszyscy powielają na temat Szkocji. Chociaż też bardzo mi się podoba.

Styl: 7 pkt.

Tekst A: 2
Tekst B: 5

Zgadzam się, że w tekście B jest dużo literówek, co trochę przeszkadza w czytaniu. W tekście A nie zauważyłam chyba żadnej. Jednak w tekście B bardziej podoba mi się język. Bardziej dopasowany do epoki, jakoś lepiej się wczułam.

Spełnienie warunków:

Tekst A: 1,5
Tekst B; 1,5

Postacie: 5 pkt

Tekst A: 2
Tekst B: 3

W tekście A Bella tylko się snuła i czekała, że a nóż Edward do niej przyjdzie. Była jakaś taka bezwolna, jakby ją coś opętało. Nie spodobało mi się to. A Edward? W sumie nic nie można o nim powiedzieć.
W tekście B Bella jest osobą ważną, jednak lubi przebywać między normalnymi ludźmi, wieśniakami. Wiemy, że jest nieszczęśliwa, ale nie użala się nad sobą. Nie boi się Edwarda. Jest taka bardziej ludzka.
A Edward? Jest bardzo tajemniczy. Nie wiadomo od kiedy ją tak chroni i czemu ją pocałował. Z jednej strony bezwzględny zabójca, z drugiej delikatny mężczyzna.

Ogólne wrażenie: 5 pkt

Tekst A: 1
Tekst B: 4

Tekst A jest dla mnie trochę zbyt nużący, momentami niejasny. Nie podoba mi się główna bohaterka. Jednak przypadł mi do gustu motyw z jeziorem. To było piękne.
Tekst B jest bajkowy, ciekawszy niż tekst A. Więcej w nim akcji i bardzo podobała mi się przytoczona legenda i piękny wiersz. Autorka bardziej wczuła się w 19 wieczną Szkocję.

Razem:
Tekst A: 9,5
Tekst B: 15,5


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez lilly_rose dnia Pią 18:58, 12 Mar 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Prawdziwa
Dobry wampir



Dołączył: 21 Sie 2009
Posty: 573
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 63 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ze sklepu ;p

PostWysłany: Pią 15:20, 12 Mar 2010 Powrót do góry

Pomysł:
Cała ta historia z jeziorem wydała mi się ciekawsza niż świat magii, rodem z baśni. Nie wiem, jak to wyjaśnić inaczej. Jak XIX wiek to od razu myśli się o wróżkach, czarownicach i tego typu rzeczach. A w A było mniej baśniowo, za to bardziej oryginalnie.
A-3
B-2

Styl:
Nie lubię, gdy tekst jest pisany tak, że każde zdanie jest w oddzielnej linijce, a tak wyglądał początek tekstu B. Wydaje się to nieco chaotyczne. I jeszcze doszły literówki. Tekstowi A nie mam nic do zarzucenia. czytało się dobrze.
A-5
B-2

Spełnienie warunków:
A-1,5
B-1,5
No, nie ma co się rozpisywać.

Postacie:
W A bardzo spodobała mi się ta dziewczyna, która już od dziecka marzyła o wampirze. Szukała inspiracji w różnych książkach. Bella była zupełnie inna, niekanoniczna. To też było fajne.
B: Fajny Edward, lubię go takiego. Ale z tym całowaniem to wyszło trochę tandetnie moim zdaniem. I ta wróżka- jakoś mi podpadła.
A-3
B-2

Ogólne wrażenie:
W tekście B niby wszystko nawiązywało do tej nocy Ceilidh, ale nie potrafiłam się w tym odnaleźć. Dla mnie było za bardzo baśniowo i już.
A: Było ciekawie, czułam ten klimat, wszystko mi się podobało. Ciekawe postacie, nowatorskie zakończenie...
A-4
B-1

Razem:
A-16,5
B-8,5


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
BajaBella
Moderator



Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 219 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu

PostWysłany: Pią 18:48, 12 Mar 2010 Powrót do góry

Drogie Autorki, wstąpił we mnie leń i mnie nie było, ale wróciłam. Przeczytałam, więc oceniam, bo jakżeby inaczej. A na sam początek dodam, że macie u mnie fory. Szkocja kojarzy mi się z fantastyczną muzyką Queen z filmu „Nieśmiertelny”.

Pomysł: 5 pkt.
Tekst A: 3
Tekst B: 2

Jak już wspomniałam w swojej „przedmowie” temat inspirujący. Poradziłyście sobie z nim obydwie dobrze. W obu tekstach była magiczna Szkocja, ale… Przyznałam punkty w taki sposób, ponieważ tekst A urzeka swoją magicznością, a tekst B przypomina mi tylko baśń. Miniatura A jest napisana w taki sposób, że czułam się jak na nieco mrocznym wrzosowisku. Klimat tego tekstu jest niesamowity. W B nie miałam takiego wrażenia. Jest to jedynie bardzo dobrze opowiedziana historia, którą się płynnie czytało, ale zbyt dużo istot nadprzyrodzonych w jednym tekście to też przesyt.

Styl: 7 pkt.
Tekst A: 4
Tekst B: 3
Tekst A jest bajeczny. Bardzo dobrze prowadzona narracja, błędów nie wyłapałam. W B było kilka literówek i w porównaniu z A czytało mi się ten tekst odrobinę gorzej.

Spełnienie warunków: 3 pkt.
Tekst A: 1,5
Tekst B: 1,5
Spełnione, nie ma co debatować.

Postacie: 5 pkt.
Tekst A: 3,5
Tekst B: 1,5

Główna bohaterka w tekście A jest przedstawiona w fantastyczny sposób. Jej narracja porywa. Rewelacyjnie przedstawiona postać. Edward też ciekawie, nieco mrocznie – jak na wampira w Szkocji przystało.
W tekście B jedyną postacią na którą zwróciłam uwagę i mi się spodobała był tylko Ed.

Ogólne wrażenie: 5 pkt.
Tekst A: 3,5
Tekst B: 1,5

Tekst A jest sam w sobie piękną opowieścią, przez którą przepłynęłam i zachłysnęłam się prawie na końcu. Wszystko w tym opowiadaniu ma swój początek, koniec, sens. Widać, że autorka konsekwentnie zrealizowała swój świetny pomysł. Dodatkowe punkty za wrzosy, jezioro i cudownie stworzoną główną postać.
Tekst B blaknie przy A, choć sam w sobie jest ciekawy i wciągający. Raził mnie nieco nadmiar postaci nadprzyrodzonych. Do tej pory ta wróżka jakoś mi się nie widzi. Za to brawa za Edwarda, bardzo fajnie opisany.

Podsumowanie:
Tekst A: 15,5
Tekst B: 9,5

Gratuluję


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Antonina
Dobry wampir



Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 1127
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 41 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z objęć Jokera

PostWysłany: Pon 13:05, 15 Mar 2010 Powrót do góry

Pomysł: 5 pkt.
Tekst A - 3
Tekst B - 2
Pomysł w tekście A był mimo wszystko bardziej oryginalny niż w tekście B.

Styl: 7 pkt.
Tekst A - 3
Tekst B - 4
Oba teksty były ładnie napisane i miały bogate słownictwo; tekst B miał trochę błędów typu literówki. Natomiast w tekście A drażniła mnie trochę podwójna narracja. Tekst B lepiej mi się czytało, płynniej, był prostszy w odbiorze, stąd wyższa ocena.

Spełnienie warunków: 3 pkt.
Tekst A - 2
Tekst B - 1
Tekst B nawiązywał dość wyraźnie do kanonu (Edward ratuje Bellę przed ludzkimi napastnikami... Nie ma siły, żeby to zignorować, gdyby to chociaż było jakieś zwierzę... Ale to jest zbyt kanoniczne)

Postacie: 5 pkt.
Tekst A - 1,5
Tekst B - 3,5
O wiele bardziej odpowiadały mi postacie w tekście B, zwłaszcza Bella, która była w nim bardziej zarysowana, więcej o niej wiadomo. Postacie w tekście A nazwywają się co prawda Edward i Bella, ale mógłby nimi być każdy.

Ogólne wrażenie: 5 pkt.
Tekst A - 2
Tekst B - 3
Tekst A był za bardzo zagmatwny, nie czytało mi się go dobrze. W tekście B podobało mi się dużo rzeczy: i legendy (ta z zabitym psem była piękna), i postacie i rola, jaką odegrał Edward; jednakże, były też wątki, które mi nie pasowały, np. ta wróżka - jakoś to mi się wydaje naciągane i niewiarygodne - skoro wróżka ma ocalać Bellę, to co Edward ma mieć do roboty? Na miejsce wróżki bardziej był widziała jakiegoś pomocnego karzełka czy coś... Mimo szystko stawiam na tekst B, bardziej mi przypadł go gustu niż tekst A - jakoś zupełnie mnie nie urzekł.

Podsumowując:
Tekst A - 11,5
Tekst B - 13,5


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Pią 20:04, 19 Mar 2010 Powrót do góry

hehe - rekordowo w ostatnim dniu, ale daje radę :)

pomysł:
A: 3
B: 2
pomysł z dodatkową bohaterką i całkiem innym pojęciem Edwarda i Belli spodobał mi się ciut bardziej, choć nie całkiem ustępuje pola nocy ceilidh...

styl:
A: 5
B: 2

no tak, pomysł pomysłem, ale realizacja to całkiem inna sprawa... tekst A jest przemyślany i bardzo dobrze napisany - czułam sie wspaniale czytając ten tekst... oczarowana i zaczarowana...
B: błędy - które wynikają bardziej z chyba z pisaniem na prędce... część tego wszystkiego wydawało mi się wymuszone i jakby niedopracowane... niby wszystko się klei, ale odnosiłam cały czas takie nieprzyjemne wrażenie i niestety ono zostało...

spelnienie warunków:
A/B: 1,5/1,5

raczej nie będę się rozwodzić...

postacie:
A: 4
B: 1

postacie w miniaturze A są dużo lepiej dopracowane i opracowane... do tego naprawdę są świetnie wykreowane, a duża różnica w punktach wynika głównie z tego, że z miniatury B nie wyciągam nic o postaciach... są dość bezbarwne i nieokreślone...

ogólne wrażenie:
A: 3,5
B: 1,5

B cenię za przygotowanie się i całokształt zarysu, ale oprócz tego autorka poległa na temacie - nie przekonała mnie do swojej wizji i nie utopiła we własnych słowach (a ze mną trzeba brutalnie)... jeśli chodzi o A utonęłam... nie wraz z bohaterką, ale już na początku... coś jest w tej miniaturze, co mnie jednoznacznie przyciaga i to nie tylko fakt, że jestem fanką potwora z Loch Ness :)

ogólnie:
A: 17
B: 8


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Gelida
Zły wampir



Dołączył: 07 Lis 2009
Posty: 407
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 45 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: znienacka

PostWysłany: Pią 21:51, 19 Mar 2010 Powrót do góry

Oj, jak dawno niczego nie oceniałam! No to jedziemy z tym koksem.

1.Pomysł
A: 3
B: 2

Mini A była bardzo romantyczna (a ja mam ostatnio fazę na takie teksty). Urzekł mnie motyw jeziora, beznadziejnie zakochanej Belli - ogólnie warunki pojedynku są takie, że można na ich podstawie napisać coś bardzo przyjemnego. Druga miniaturka wydała mi się... no nie wiem, jaka. Może było mi nadmiar tych baśniowych istot? Tekst ładny, ale trochę przewidywalny (choć to z wróżką zaskoczyło).

2.Styl
A: 5
B: 2

Tekst A mogłabym śmiało określić mianem prozy poetyckiej. A to wszystko dzięki pięknym, melodyjnym opisom, które mogłabym czytać bez końca. Tekst bardzo płynny i bogaty w metafory, piękne słownictwo, w ogóle - ach i och. Rzuciły mi się w oczy chyba tylko dwa błędy. Tekst B, niestety, obficie naszpikowany błędami. I jakoś dziwnie mi się to czytało - nie było tej spójności. Choć muszę przyznać, że autorka ma całkiem przyjemny styl.

3.Spełnienie warunków
A: 2
B: 1

Może tekst A nie był przepełniony magią, ale dostaje dwa punkty. W B było tej magii aż za dużo, co wydało mi się aż trochę śmieszne (a tego nie chcemy). Poza tym akcja ratunkowa była dość kanoniczna (ale mi się dużo rzeczy ze Zmierzchem kojarzy).

4.Postacie
A: 4
B: 1

Bella z A jest moją faworytką - czułam się tak, jakbym weszła do jej głowy. Współczułam jej i wczułam się w jej postać. W tak krótkim tekście ciężko zamieścić barwne opisy uczuć i wartką akcję jednocześnie. Edward... to Edward - w obu tekstach jakoś tak mi mignął przed oczami i zniknął (choć ten z mini A zrobił na mnie ciut większe wrażenie). W drugiej miniaturce mamy Bellę-arystokratkę. A arystokratki to do siebie mają, że albo są aroganckie i zarozumiałe, albo są niezadowolone ze swojego bogatego życia (patrz tekst B). Jakoś się w nią nie wczułam. A wróżka trochę zburzyła nastrój.

5.Ogólne wrażenie
A: 4
B: 1

Tekst A mogłabym czytać, i czytać, i czytać... Kocham tą miniaturkę za piękne opisy, romantyczną konwencję, świeżość, naturalność i lekkość, z jaką została napisana. Och, ach, ech, uch, itp. Jestem jak najbardziej na tak. Drugi tekst mnie nie porwał, jakoś nie lubię, gdy coś jest naszpikowane bajkowymi motywami. I początek mnie znużył - nie mogłam się doczekać właściwej akcji.

Podsumowując
A: 18

B: 7

Gratuluję.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Nie 17:33, 21 Mar 2010 Powrót do góry

Zagłosowało 9 osób, co oznacza, że w sumie rozdano 225punktów. Podział wygląda następująco:

Tekst A otrzymał 139 punkty,
a Tekst B pozostałe 86.

Zwyciężyła druga miniatura, a jej autorką jest:

Hurra zgredek! Hurra

Gratulacje! Była profesjonalność. Cool


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin