FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Nocne igraszki/Pod pokrywą śniegu (Paramox22 i nellas)[Z] Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Czw 16:58, 20 Maj 2010 Powrót do góry

Możecie mnie oficjalnie kopnąć w tyłek! Zapomniałam o wklejeniu pojedynku. Embarassed Jeszcze 18go pamiętałam rano, ale czekałam na tekst, a potem mi z głowy wypadło. Oczywiście dwa tygodnie na ocenianie od momentu wklejenia. :) Powodzenia.

Pojedynkują się: Nellas i Paramox22


Forma: miniatura (może to być dziennik, pamiętnik, opowiadanie, nowela - do woli)
Długość: dowolna, jednak nie spodziewam się czegoś krótszego niż 5 stron Worda
Tytuł: dowolny, jednak owiany tajemnicą
Chcemy: kryminału (można podpierać się scriptem jakiegoś filmu czy odcinka serialu, jak również książką), zagadek, morderstwa, szczęśliwego zakończenia (w sensie złapania mordercy, itp.); można zastosować dowolność realiów (tekst może być łatką lub na przykład być umieszczony w innym miejscu, czasie) i wyboru postaci fikcyjnych czy rzeczywistych
Nie chcemy: wilkołaków, Phoenix, śmierci któregoś z rodziców Belli, Renesmee
Beta: oczywiście bez
termin: 2 tygodnia (dopisuje, bo nie było) do 18 maja

UWAGA! Zgodnie ze zmianami w regulaminie, nie można przyznawać remisów w podsumowaniu oceny. Takie oceny nie będą brane pod uwagę w liczeniu punktów.


Koniec oceniania: 10.06
Uwaga! Brakuje nam trzeciej oceny, żeby pojedynek był uznany za rozstrzygnięty (poza tym do tej pory jest remis).
Głosowanie potrwa jeszcze do 10 czerwca!
Będziemy wdzięczni za oceny właśnie do tego starcia!


Oceniamy według schematu:

Pomysł: 5 pkt.
Styl: 7 pkt.
Spełnienie warunków: 3 pkt.
Postacie: 5 pkt.
Ogólne wrażenie: 5 pkt.
Punkty przyznawane w innej punktacji nie będą liczone.

Jeśli nigdy nie oceniałaś/ -eś, zapoznaj się z zasadami. ← klik!


TEKST A:


Nocne igraszki


Leżysz zabity i jam też zabity,
Ty – strzałą śmierci, ja – strzałą miłości.*


Nowy Jork, 2010

Zachód słońca. Niby to wydarzenie napawa wszystkich optymizmem, radością, jednak agent FBI, Jasper Whitlock, z całego serca nie cierpi tego widoku. Nie lubi patrzeć, jak niebo zmienia swoje barwy, nie lubi oglądać ludzi spacerujących ulicami Nowego Jorku, bo to świadczy o szczęściu, którego on jeszcze nie osiągnął i nie osiągnie. Każdego wieczora siedzi w biurze, nie mogąc cieszyć się dniem z rodziną, przeżywać nawet najmniejszych postępów swoich dzieci, gdyż jego obowiązkiem jest przebywać w biurowcu i dyskutować z najlepszymi ekspertami z dziedziny kryminalistyki na temat kolejnego seryjnego zabójcy i sposobu, aby go złapać.
Praca w agencji państwowej Stanów Zjednoczonych całkowicie zmieniła jego życie – głos żony może słyszeć jedynie w trakcie rozmów telefonicznych, a dzieci, Frances i Patrica, ogląda w nocy, kiedy to jego pociechy oddały już się w błogi stan, jakim jest sen. Jednak czy jest nieszczęśliwy? Nie. Przez bycie agentem odłączył się od społeczności, ale nie żałuje podjętych decyzji. Dzięki wyborom, które podjął, stał się szanowanym człowiekiem, który walczy ze złem na tym świecie. Ta praca daje mu satysfakcję – przez wtrącenie przestępcy do więzienia czuje się potrzebny. Jednak, mimo upływu lat, nigdy nie zniknęła chęć prowadzenia normalnego życia i cieszenia się swoimi sukcesami, porażkami z rodziną.

Whitlock obejmuje spojrzeniem gabinet. W ciągu pięciu lat kariery policjanta zdążył pokochać swoje biuro, nie wyobraża sobie tego, ażeby miał kiedyś rozstać się z nim rozstać. Doskonale pamięta, ile wysiłku włożył w należyte urządzenie miejsca pracy, jak dbał o to, aby stworzyć odpowiednią atmosferę, w której mógłby poczuć się swobodnie. Nadal docenia to, iż szef dał mu możliwość urządzenia gabinetu według własnego gustu.

Jego wzrok przenosi się na zegar wiszący na przeciwległej ścianie. Czarne, grube wskazówki pokazują, iż jest za dziesięć siódma wieczorem. Rozmyślając o sprawie seryjnego zabójcy, którą się teraz zajmuje, kręci się na obrotowym krześle. Ciekawe, czy Szatan z mgły ponownie zaatakuje, minęło już tyle dni od ostatniego zabójstwa…, zastanawia się.

Dźwięk stukania do drzwi wybudza go z rozmyślań.

- Poruczniku? – Jasper przestaje obracać się na krześle i kieruje pełen złości wzrok na swojego gościa.
Jest nim wysoki młodzieniec o brązowej czuprynie i ciemnej karnacji. Whitlock wie, że przybysz niedawno się ożenił, nieraz widział go w godzinach popołudniowych, gdy ten spacerował po parku z wielkim uśmiechem na twarzy.
Nie lubi jednak, gdy ktoś przychodzi do jego biura bez pytania, uważa to za naruszenie prywatności, wchodzenie na jedyny osobisty teren, nad którym sprawuje władzę.
– Znaleziono kolejne ciało, tam, gdzie ostatnio – mówi podwładny zdenerwowanym głosem.

Jasperowi nie trzeba tłumaczyć, o jakie zabójstwo chodzi. Sprawa, którą się zajmuje, zabiera dużo jego czasu, sprawia, że nie śpi w nocy i nie widzi swojej rodziny. Nie myśli o niczym innym niż o mordercy, Szatanie z mgły. Rezun zabił już cztery, niewinne osoby, nie wiadomo z jakiej przyczyny – ofiary nie mają ze sobą nic wspólnego oprócz wyglądu - potężnie zbudowani mężczyźni o krótkich, blond włosach. Whitlock prowadzi śledztwo, jednak nadal jego dochodzenie nie posuwa się do przodu. Mimo wielu godzin spędzonych nad tą sprawą, wie, że nadal daleko mu do rozwiązania zagadki, bo nic nie łączy się w jedną, wielką całość. Ofiarami mordercy są pijani ludzie, jednak nie zawsze przebywają w tym samym klubie, a ciała znajdowane są na obrzeżach miasta w opuszczonej fabryce mebli. Przestań tyle myśleć, upomina się w myślach Jasper.

- Dobrze, Michael, już jadę. Kiedy znaleziono ciało?
- Zwłoki znaleziono około trzydziestu minut temu, specjaliści już są tam na miejscu – odpowiada.
- Przekaż mojej żonie – mówi Whitlock, ubierając czarną, dopasowaną kurtkę – że mogę nie wrócić znowu na noc – krzyczy, wybiegając z pomieszczenia. Szybko znajduje na parkingu swój samochód, odpala silnik i wyjeżdża w kierunku obrzeży Nowego Jorku.

Whitlock próbuje ukryć swoje zdenerwowanie, ale nie potrafi, a ręce, mimo usilnych starań, trzęsą mu się potwornie. Wie, że jego zachowanie jest reakcją na stres, któremu zaraz zostanie poddany. Nikt nie ma wątpliwości, iż Szatan z mgły należy do jednych z najbrutalniejszych zabójców w historii kryminalistyki. Jeśli gdzieś istnieje piekło, to na pewno w opuszczonej fabryce. Jego ofiary umierają w katuszach, a policja nie bez powodu ukrywa szczegóły morderstw przed mediami. Nawet dla doświadczonego policjanta, który jest szanowany, ma reputację, widział wiele okrutnych mordów, widok ofiar tego seryjnego zabójcy napawa obrzydzeniem.

Gdy dojeżdża pod opuszczony magazyn mebli, bierze głęboki wdech i pewnym krokiem wysiada z samochodu. Idzie zmierzyć się z rzeczywistością – kolejną ofiarą seryjnego mordercy. Pokonuje drogę przez zarośnięty, betonowy trawnik w kierunku starej, zniszczonej fabryki, którą pamięta z dzieciństwa, gdy cieszyła się jeszcze dużą popularnością. Kiedy staje przed drzwiami, pewnie łapie za klamkę i wchodzi do środka. Może usłyszeć przyciszone rozmowy i dziwne szelesty. Whitlock idzie za źródłem dźwięku w głąb domu, a gdy zastaje specjalistów na zapleczu, patrzy się chwilę na nich bez życia, po czym cofa się parę kroków do tyłu. Tym razem nie widok go odrzucił, a zapach – zapach zgniłego mięsa. Agent czym prędzej wychodzi z pokoju, bierze głębszy wdech i całkowicie przygotowany na to, co może zobaczyć, ponownie idzie na miejsce zbrodni. W małym pokoju zauważa zarys jakiejś postaci leżącej na betonowej posadzce i dwóch ekspertów – Tylera i Mike’a – pochylających się nad ciałem. Jasper podchodzi do nich i - ignorując zapach - przygląda się ofierze, którą jest mężczyzna ciemnej karnacji o blond włosach i szerszej posturze. Ubranie stanowi zakrwawiony dres, a z jego piersi wystaje długi nóż kuchenny.
- Poruczniku Whitlock – mówi Mike – nie musi pan tu przebywać, my sobie poradzimy, a zapewniam, że raport będzie leżał najpóźniej o dwunastej w pańskim biurze.
Jasper jednak ignoruje jego słowa i nadal przyglądając się ciału, pyta:
- Kiedy ten mężczyzna zginął?
Zainteresowany pytaniem Tyler przenosi wzrok na Whitlocka. Patrzy mu przez chwilę w oczy, jakby czegoś szukając, a po chwili wzdycha i odpowiada:
- Ciężko jest to powiedzieć, poruczniku, ale nie dawniej niż sześć dni temu.
- Czy możecie mi coś już powiedzieć na temat zabójstwa?
- Na pewno ta fabryka nie jest miejscem śmierci ofiary – mówi rzeczowym głosem Mike. – Możliwe, że kiedy zabójca przyniósł tu tego mężczyznę, on już nie żył. Natomiast trudno ocenić przyczynę zgonu, jednak ja stawiam na wykrwawienie, choć wyraźnie można zauważyć, że ten człowiek był torturowany i utrata krwi nie musiała być tym, co doprowadziło do śmierci.
- Dziękuję za informacje. – Jasper nadal stoi nieruchomo i znowu przypatruje się pracy ekspertom. Odór ciała coraz bardziej daje mu się we znaki, najchętniej uciekłby z tego pomieszczenia.
- Niech pan, panie Whitlock, jedzie do domu, my sobie poradzimy – ponownie namawia Mike.
Jasper tym razem nie rezygnuje z propozycji i po kiwnięciu głową w stronę śledczych, wychodzi z pomieszczenia. Szybkim krokiem kieruje się do drzwi wyjściowych, a gdy znajduje się na zewnątrz, kuca i bierze głęboki wdech. W tej chwili docenia to zanieczyszczone powietrze i pragnie napawać się tym zapachem jak najdłużej. Po dziesięciu minutach wstaje z chodnika i kieruje się do swojego samochodu. Siada za kierownicą i dzwoni do Michaela z prośbą, aby przesłał mu akta sprawy faksem. Po zakończeniu rozmowy, przyśpiesza, dopóki nie znajduje się na parkingu pod dużym, białym domem. Podchodzi do budynku, otwiera drzwi kluczem i po cichu przemierza ciemne korytarze mieszkania, aż dochodzi do kuchni, gdzie zatrzymuje się na dłużej, widząc zarys postaci. Lampka stołowa oświetla twarz pięknej kobiety o krótkich, brązowych włosach i wielkich, smutnych oczach. Dziewczyna, widząc Jaspera, widocznie się uśmiecha i podbiega do niego. Whitlock obejmuje brunetkę, rękoma ciasno oplata klatkę piersiową kobiety, a swoją głowę kładzie delikatnie na jej barku, biorąc głębokie wdechy i uśmiechając się promiennie.
- Martwiłam się o ciebie, kochanie – mówi cicho dziewczyna agentowi do ucha. – Michael powiedział, że możesz znowu na dłuższy czas nie wrócić do domu.
- Alice, proszę… nie mówmy o tym teraz. – Whitlock podnosi głowę i obdarowuje pocałunkami twarz kobiety. – Nawet nie wiesz, jak się za tobą stęskniłem. Podnosi kobietę i mocno tuląc ją do piersi, idzie po schodach, dochodzi do sypialni i kładzie ją na łóżku. Zasypia wtulony w ramiona żony i napawając się jej zapachem.

Jego sen był spokojny dopóki nie zadzwonił telefon, który brutalnie sprowadził go do rzeczywistości. Jasper nieprzytomnie wstaje z łóżka i kuśtykając, dochodzi do komody na której stoi telefon.
- Panie Whitlock, przepraszam, że dzwonię o tak niewłaściwej porze – zaczyna rozmówca.
- O co chodzi, Michael? – przerywa nieprzyjemnie Jasper.
- Wysłałem panu faksem dokumenty dotyczące wczorajszego zabójstwa i sądzę, że mogą zawierać istotne fakty. Jutro o godzinie siódmej zostanie zwołane zebranie w sprawie Szatana z mgły.
- Dobrze, już idę sprawdzić – odpowiada Whitlock, rozłączając się i idąc do biura, które znajduje się po przeciwnej stronie korytarza.

Wyjmuje dokumenty wysłane faksem i uważnie je przegląda, jednak nic szczególnego nie zwraca jego uwagi.

Lukas Stadom prawdopodobnie został zamordowany w nocy z dnia 6/7 czerwca, gdy, jak wspomina współlokator, ofiara wyszła z domu i już nie wróciła. Mężczyzna został walnięty w głowę kijem bejsbolowym, a następnie dźgany nożem w klatkę piersiową po to, aby po pewnym czasie zadać ostateczny cios w serce, który doprowadził do śmierci. Utrata krwi nie byłą bezpośrednią przyczyną zgonu, jednak osłabienie znacznie obniżyło możliwość obrony i odpierania ciosów napastnika.

Pewny, że tak naprawdę nic ważnego się tam nie znajduje, idzie do kuchni po poranną dawkę kawy. Pijąc czarny płyn, rozmyśla nad powodem, dla którego Michael zadzwonił do niego w środku nocy. Odrzucając od siebie absurdalne myśli, bierze ponownie dokumenty do ręki i znowu przygląda je uważnie, sącząc kawę. Gdy Jasper jest już pewien, że nic ciekawego tam nie znajdzie, próbuje wyrzucić akta na jadalny stół, jednak w jednej chwili zauważa zdjęcie starej, pożółkłej kartki.

W kieszeni spodni Lukasa Stodoma znaleziono świstek papieru.

To, co ten urywek przedstawia, sprawia, że mężczyzna przypadkiem opuszcza kubek, a kawa wylewa się na jego piżamę.
- Niech to szlag! – krzyczy poirytowanym głosem. Jego oddech przyśpiesza, ale nie z powodu gorącej cieczy, a liściku. Nadal przed oczyma ma ten świstek papieru, nie może wyzbyć się jej z myśli.

90-45-22-10-4-1, już wiesz, Słoneczko, o co chodzi?

Whitlockowi zrobiło się słabo, jakby za chwilę miał zemdleć. Słowa seryjnego zabójcy mogą być skierowane do każdej osoby zajmującej się tą sprawą, jednak Jasper odczuł, że tu chodzi o niego, nikt inny nie jest nazywany Słoneczkiem. To przezwisko zostało nadane mu, gdy wsadził pierwszego zbrodniarza do więzienia, jak widać, mimo upływu lat ktoś o tym nadal pamięta.

Mężczyzna szybko się przebiera, łapie dokumenty, kluczyki do samochodu i wybiega z domu, trzaskając drzwiami. Gdy dojeżdża pod biuro FBI, zastaje tam już parę osób z którymi niezwłocznie zaczyna prowadzić dyskusje. Rozmowy jednak za wiele nie przynoszą, choć jest pewne – ofiary nie są przypadkowe, wszystkie wyglądają podobnie. Psycholog, pani Weber, twierdzi, że Szatan z mgły może się mścić przez wydarzenia z przeszłości, a zabijanie ludzi to samodzielne wymierzanie sprawiedliwości. Każdy się zgodził z jej opinią i zgodnie stwierdził, iż morderca ma problemy z psychiką wywołane pewnego rodzaju traumą, stratą kogoś bliskiego bądź milionem innych powodów.
Prawda jest taka, że wiele czynników mogło wpłynąć na jego zachowanie, nie warto myśleć nad przyczyną jego zachowania, a sposobem na złapanie go. Po ponad czterech godzinach kończy się obrada i wszyscy rozchodzą się do domów. Jednak mimo iż nie przebywają już w pracy, ich myśli nadal krążą wokół Szatana z mgły. W tym wypadku Jasper nie jest wyjątkiem i nadal rozmyśla nad kartką i kolejnością liczb. Nagle uświadamia sobie, że morderca jest sprytny, pragnie pokazać swoją przewagę nad policjantami.
Whitlock idzie do swojego biura, gdyż nie potrafi spoglądać w smutne oczy swojej żony i mówić, że już nigdy jej nie zostawi, gdy wie, że to są tylko złudne kłamstwa. Siada więc przy mahoniowym biurku i ponownie przegląda wszystkie sprawy.
- Ktoś musiał coś przeoczyć – mówi cicho, niepewny swoich słów i zaczyna powoli powtarzać wszystkie znane fakty: - Cztery osoby… nierówne odstępy czasu między zabójstwami… między znalezieniem pierwszej, a drugiej ofiary minęło – przerywa, aby policzyć różnicę czasu, a po chwili znowu kontynuuje: - czterdzieści pięć dni, między drugą, a trzecią ofiarą minęło… - znowu na chwilę ustaje w swoim monologu.
Jasper milczy. Jest tak zszokowany swoim okryciem, iż nie potrafi wydobyć z siebie żadnego słowa, zmusić się na jakikolwiek gest. Jakby w oddali słyszy telefon, który dzwoni uparcie. Mimo upływających minut, dzwonek nie ustępuje dopóki mężczyzna nie odrzuca połączenia.
Po chwili wybiega z biura na parking samochodowy. W pojeździe kaja siebie za to, że nie wpadł wcześniej na rozwiązanie zagadki. Szatan z mgły na kartce napisał dni zabójstwa, a z jego obliczeń wynika, że skoro zabił ostatnią ofiarę sześć dni temu, to dziś kolejna niewinna osoba zostanie pozbawiona życia. Muszę szybko działać – myśli Jasper. Już trzyma telefon w ręku i wykręca numer do współpracowników, aby podzielić się swoim odkryciem, gdy mimowolnie słyszy dzwonek, który sygnalizuje połączenie.
- Jasper? – mówi roztrzęsiony, kobiecy głos. Te słowa działają na niego niczym kubeł zimnej wody.
- Alice, co się stało?
Po drugiej stronie może usłyszeć ciche łkanie.
- Ktoś tu jest, ktoś… - przerywa, a niewinny płacz przeraża się w szlochanie.
- Boże… już tam jadę, kochanie. Zabierz dzieci w bezpieczne miejsce – mówi, dodając gazu, Po chwili rozłącza się i wrzuca telefon do kieszeni.

Siedząc na fotelu kierowcy, krzyczy bezradnie na ludzi, którzy stoją na skrzyżowaniu i nie jadą dalej. Zrozpaczony wysiada z pojazdu, zostawia go na jezdni i biegiem pokonuje odległość do swojego domu. Wie, że liczy się każda minuta, dlatego przyspiesza, mimo iż czuje ogromne zmęczenie, a pot spływa mu po plecach. Wmawia sobie jedno – rodzina najważniejsza. Nie wyobraża sobie tego, iż mógłby stracić swoją żonę bądź dzieci. W tej chwili jest gotowy zrobić wszystko, aby ich uratować. Mija kolejne przecznice, a ludzie z coraz to większym zdziwieniem przyglądają się mężczyźnie w eleganckim garniturze, który biegnie tłocznymi ulicami Nowego Jorku. Gdy w końcu znajduje się przed swoim domem, sprawdza, czy ma broń, a po upewnieniu się, że jest naładowana, wchodzi cicho do budynku. Nie słyszy nic, jakby nikogo nie było w domu, może jednak wyczuć złowrogą atmosferę, taką samą przed momentem w którym miałaby się wydarzyć jakaś straszna tragedia.
Wyjmuje zza marynarki broń i trzymając ją gotową do odstrzału, chodzi po domu i sprawdza, czy nie ma w nim jakiegoś intruza. Serce bije mu jak oszalałe, jednak nic nie wskazuje na to, aby przebywał tu jakiś nieproszony gość. Wchodzi schodami do sypialni i gdy znajduje swoją żonę i dzieci schowane za biurkiem, oddycha z ulgą. Bez słowa porywa w ramiona Patrica i nakazuje Alice wzrokiem, aby wzięła Frances na ręce. Jasper czujnie pilnuje okolice, patrzy, czy nikogo tu nie ma. Gdy znajduje się przy drzwiach wejściowych, przepuszcza pierw swoją żonę i już ma wyjść z domu, gdy słyszy jakąś piosenkę. Szybko opuszcza Patrica, chowa go za siebie i poszukuje źródła dźwięku.
- Cholera – wymyka mu się, gdy widzi wysokiego mężczyznę o blond włosach, ostrych rysach twarzy, licznymi bliznami i szramami. Jego strój stanowi czarna, wytarta i poprzecierana koszulka sportowa i jasne spodnie dresowe. Kimkolwiek jest ten mężczyzna, wzbudza w nim strach pewnością siebie i bronią w ręce.
- No, Jasper, w końcu się spotykamy – mówi szyderczo napastnik. Whitlock obraca głowę i patrzy ze smutkiem na swoją rodzinę.
- Wyjdźcie stąd – krzyczy do Alice, posyłając wrogie spojrzenie w kierunku nieproszonego gościa. – Wyjdźcie – ponawia próbę, jednak żona się go nie słucha.
- Czy ty naprawdę sądzisz, że pozwolę jej wyjść i zadzwonić na policję? – Szyderczy śmiech ponownie wydostaje się z jego gardła.

Jasper wie, że ta chwila może być najważniejszą w jego życiu, od niej zależy to, czy ludzie, których kocha, przeżyją. To może być początek bądź koniec życia. Szatan z mgły przebywa właśnie koło niego, trzyma w ręku pistolet i może w każdej chwili go odpalić. Boże, zaraz zginiemy – mówi w myślach Whitlock.
Uświadamiając sobie, że nadal trzyma pistolet w ręce, podnosi go szybko do wysokości szyi i celuje w nogę mordercy. Zaskoczony mężczyzna krzyczy i upadając, próbuje złapać broń, która wypadła mu z ręki. Jasper szybko podbiega i podnosi pistolet, uniemożliwiając Szatanowi z mgły jakichkolwiek prób zamachu.
- Alice, zadzwoń do szpitala i na policję – krzyczy.
Sam kuca koło mężczyzny i patrzy pogardliwie w jego oczy. Wyobraża sobie, jak bardzo pragnąłby, nie widzieć go, aby po prostu nie żył.

- Czemu to robiłeś – pyta nagle Jasper zdziwiony swoją odwagą.
- Czemu? – odpowiada, śmiejąc się ironicznie. Nic nie wskazuje na to, aby mężczyzna chciał odpowiedzieć na pytanie detektywa. Każdy może w oddali usłyszeć dźwięk syreny policyjnej, później to, jak opony z świstem zatrzymują się na podjeździe i huk otwieranych drzwi.
Funkcjonariusz podnosi brutalnie Szatana z mgły i zakuwa mu ręce w kajdanki, jednak podejrzany się tym nie przejmuje, ostatkami sił odwraca głowę w stronę Jaspera i mówi:
- Wiesz, co każda ofiara słyszała przed śmiercią? Leżysz zabity, i jam też zabity. Ty – strzałą śmierci, ja – strzałą miłości.

Zdumiony Whitlock podchodzi do swojej żony i obejmuje ją ciasno ramionami.
- Kocham cię – szepcze jej do ucha, aby następnie zaczyna obdarowywać pocałunkami twarz kobiety. Po chwili jednak odsuwa od siebie żonę i tuli dzieci. Już wie, jaką decyzję podejmie – czas zakończyć swoją karierę i cieszyć się cudowną rodziną.
Dziś.
Jutro.
Już na zawsze.

* wiersz Jana Andrzeja Morsztyna, „Do trupa. Sonet”


TEKST B:


Pod pokrywą śniegu


Alice wybiegła za siostrą, gdy ta zniknęła za domem. Cynthia miała na sobie kolorowy płaszcz, z którym nie rozstawała się podczas zimy. Nie godziła się na kupno nowego, z czego piętnastolatka się śmiała. Jednak teraz uśmiech nie pojawił się na jej twarzy, miała przeczucie, że zdarzy się coś strasznego. Zatrzymała się na chwilę, jeszcze szczelniej opatulając krótką kurtką i obserwując śnieżnobiały, przeraźliwie pusty ogród. Dziesięcioletnia Cynthia zniknęła tak szybko, jakby przebiegła z jednego do drugiego życia. Wydawało się, że wszystko wstrzymało oddech, czekając na ruch piętnastoletniej dziewczyny. Nawet śnieg zaczął padać wolniej, a białe płatki były większe. Ostre krawędzie pagórków, utworzonych przez śnieg, zdawały się łagodnieć, jakby starając się pokazać odpowiednią drogę, która zaprowadzi do ukochanej siostry. Poza tym nic więcej, ciemne niebo, kontrastujący z nim, pokryty puchem ogród i dom. Mary Alice odwróciła się niepewnie i przetarła dłońmi oczy. Zastanawiała się czy powinna śledzić siostrę, przecież nie wypada tego robić, ale z drugiej strony, waśnie to należało uczynić. Wciąż nie dawało jej spokoju to wcześniejsze uczucie niepokoju i przeczucie, że stanie się coś złego. Głębokie, niewyjaśnione, takie, które ciągnęło za sobą falę strachu i przemknęło przez umysł niczym wielki, czarny rekin. Wiedziała jednak, że jej siostra schowała się w szopie. Zawsze tam chodziła i gdzie indziej mogłaby być teraz? Ale czuła jednocześnie, że Cynthia odeszła, że już więcej jej nie zobaczy. Ruszyła zdecydowanie przed siebie.
- Cynthia, siostrzyczko, gdzie się chowasz? – wykrzyknęła, ale ogród pozostał niemy. Alice zawahała się i znów zatrzymała.
– Gdzie jesteś?! – zawołała ponownie. Żadnej odpowiedzi.
– Cynthia! – krzyknęła po raz ostatni, rozpoczynając poszukiwania. Miała wrażenie, jakby zamykało się nad nią niebo – zabrało już wszystko, co musiało i ponownie zamykało się dla obcych i niechcianych ludzi. Brnęła przez zaspy szła wokół domu. Powoli zapadał już zmierzch, a wszystko wydawało się jeszcze bardziej mroczne i obce niż przedtem. Przez chwilę pomyślała, że to sen, kolejny koszmar, z którego obudzi ją ciepły uścisk mamy.
– Cynti! – Użyła przezwiska, myśląc, że dziesięciolatka zaraz wybiegnie zza jakiegoś krzaka i pouczy ją, żeby jej tak nie nazywała. Rozejrzała się; z dachu zwisały jeden przy drugim liczne sople.
- Siostro, siostrzyczko, siostruniu! – Głos Alice przeszedł w krzyk, który odbił się echem od niewidocznych w śnieżycy gór, a potem wrócił do niej równie mocno, lekko stłumiony przez padający śnieg. Czekała, nasłuchując choćby najcichszych odgłosów. Żadnej odpowiedzi, głucha cisza, przerywana tylko i wyłącznie szelestem białych płatków. Podeszła do szopy, która była mała i ciemna, a jej dach pokrywała wysoka czapa śniegu. Wyglądała jak wieża, obsypana przez kogoś lekkim, miękkim puchem. Nie otaczały jej żadne ślady stóp i Alice z trudem zdołała otworzyć zasypane śniegiem drzwi. Wewnątrz było mrocznie, nie było okien, przez które mógłby wpaść jakiś zbłąkany promyczek światła. Mary Alice zdołała dostrzec zaledwie kontury pustych doniczek, które czekały, aż wiosną wsadzi się w nie pięknie pachnące kwiaty.
- Cynthia, jesteś tutaj? – szepnęła. Uważała za głupie to, że w wieku piętnastu lat nadal boi się potworów, czyhających w groźnych ciemnościach. Nasłuchiwała. Z domu dochodziły niewyraźne dźwięki muzyki. W kuchni paliło się jasne światło; za zasłonami widziała krzątającą się między stołem, piecem i zlewem, piekącą ciastka i babeczki, mamę. Dalej widać było oświetlone znacznie słabiej okna biblioteki. Pomyślała, że powinna powiedzieć rodzicielce, ale bała się tego, że Cynthia po prostu bawi się w chowanego i czeka aż ktoś ją znajdzie. Zasunęła za sobą ciężkie drzwi i poszła dalej, dotarła do północnego skraju posiadłości. Nie było tam nic poza basenem i trawnikiem, za którym ciągnął się las. Dopiero, gdy dotarła do zaśnieżonych stopni basenu, zobaczyła ślady stóp. Dużych, ciężkich butów, których podeszwy musiały mocno wbijać się w śnieg. Obok nich małe, drobne, które z pewnością należały do dziesięciolatki. Cynti musiała ruszyć za nią, gdy zdała sobie sprawę, że starsza siostra jej szuka. Alice przyjrzała się uważnie śladom, by spostrzec, w którym kierunku dokładnie biegną. Zadrżała, zdając sobie sprawę, że okrążają basen tylko po to, żeby znów do niego wrócić i wejść prosto na skutą lodem taflę wody. Ojciec miał zamiar wypompować wodę przed zimą, ale bez przerwy padały deszcze i w końcu po pierwszych przymrozkach było już za późno. Tak przynajmniej powiedział: że jest już za późno – ale pracował wówczas jak szalony. Zabronił im tam wchodzić, bo wiedział jak to się może skończyć, jednak nigdy im tego nie wyjaśnił, nie powiedział, że to zagraża ich życiu. Cynthia najwyraźniej naruszyła ten zakaz. Mary Alice spojrzała na powierzchnię basenu, w pewnym miejscu widać było duża zagłębienie, które przykrywał świeży śnieg. Otworzyła usta w niemym przerażeniu. Zimne płatki śniegu wirowały wokół jej warg i topiły się na języku.

- Tato! Pomocy, tato!- krzyknęła ile sił miała w płucach. W powietrzu wisiała martwa cisza. Miała wrażenie, że jest jedyną żywą istotą na całym świecie. – Proszę Cię, Boże, proszę, Boże, pomóż mi – powiedziała najcichszym i najcieńszym z szeptów, spoglądając z powrotem na niewyraźne zagłębienie w śniegu. Złapała się poręczy metalowej drabinki i ostrożnie opuściła stopę w dół. Podeszwa jej buta zetknęła się z lodem o wiele niżej, niż się spodziewała. Wzięła głęboki oddech i nie puszczając poręczy przeniosła ciężar na tę nogę. Lód był chyba dość gruby; nie załamał się ani nie zatrzeszczał. Postawiła na nim drugą stopę i podskoczyła ostrożnie w miejscu. Lód wydawał się pewny. Spojrzała w stronę domu. Ojciec nadal się nie pojawiał. Musiała odnaleźć Cynthię sama, choć wcale tego nie chciała. Była pewna, że siostra utonęła, i bała się, że lód załamie się pod nią i ona także zginie na długo przedtem, zanim zdoła tu dotrzeć ojciec. Ale wiedziała, że musi spróbować. Cynthi mogła trzymać się skraju lodu, schowana pod śniegiem. Jak ona, Alice, będzie się czuła do końca życia, jeśli nie spróbuje jej teraz ratować? Usłyszała trzask pękającego lodu – dziwny zgrzytliwy odgłos, jakby ktoś pocierał o siebie dwa kawałki stłuczonego szkła. Dotarła prawie do zagłębienia, ale skoro lód już raz pękł w tym miejscu, mógł łatwo załamać się ponownie.
Odsunęła śnieg stopą, a potem przyklękła i zaczęła odgarniać go rękawiczkami.
Tuż pod białymi płatkami zobaczyła lodowatą toń. Ostrożnie uprzątnęła śnieg wokół całej dziury, która nie miała więcej niż pół metra średnicy.
- Mary Alice! Zejdź z basenu! – Usłyszała za sobą krzyk ojca. Nawet się nie obejrzała. Zobaczyła, jak coś porusza się tuż pod powierzchnią lodu. Coś bladego i szarawego. Coś, co drgnęło, zanurzyło się głębiej i powoli odwróciło.
– Alice! – Wołanie ojca dochodziło teraz z bliższej odległości. W jego głosie brzmiały nutki histerii. – Alice, nie ruszaj się!
Ale ona nadal zgarniała śnieg z powierzchni basenu, szorując lód odzianymi w rękawiczki dłońmi. Potem pochyliła się i spojrzała w dół. Zobaczyła swoją utopioną siostrę, jej skórę białą jak mleko, szeroko otwarte oczy i sine wargi. Proste włosy unosiły się w wodzie i tak samo unosił się jej długi płaszcz, powoli i ospale, jak wodorosty. Najwyraźniej widoczne były małe rączki w rękawiczkach, splecione razem przy piersi. Ojciec dobiegł do skraju basenu. Mary Alice słyszała go, ale nie odwróciła się.
– Czy tam jest Cynthia? - Nie wiedziała, co ma odpowiedzieć.
– Tak – odparła, jej głos tłumiły płatki śniegu.
– Chryste –jęknął ojciec. Zszedł do basenu i balansując rękoma ruszył w jej stronę.
– Gdzie ona jest? – krzyknął. – Na litość boską!
Pod lodem Cynthia uśmiechnęła się i wolno odwróciła. Alice wiedziała, że jej siostra nie żyje. Poczuła intensywne ukłucie żalu – tak bolesne, że zgięła się prawie wpół. Cynthi znajdowała się bardzo blisko, zaledwie kilka cali pod taflą lodu, lecz jednocześnie tak daleko. Twarz siostry znajdowała się dokładnie pod nią. Zawahała się i przesunęła palcami po lodzie, a potem pochyliła się i dotknęła go wargami, dokładnie tam, gdzie znajdowały się usta jej siostrzyczki.
– Mary!- Ojciec złapał ją za rękę i obrócił. Poczuła, że wywichnął jej ramię. – Uciekaj z tego basenu!
Wtedy zobaczyła za drzewami jakiś ruch. Podniosła się i pobiegła w to miejsce, tam prowadziły drugie ślady, dużych butów, które zobaczyła wcześniej. Od tamtego momentu wiedziała, że ktoś zabił jej siostrę, utopił, wepchnął pod pokrywę lodu. Obiecała sobie, że cokolwiek się nie stanie, znajdzie go i zrobi z nim to samo.

Pięć lat później, gdy siedziała w swoim pokoju, w mieszkaniu, które wynajmowała z dwiema przyjaciółkami – Rosalie i Bellą, oglądała stare zdjęcia. Jej dzieciństwo było z początku takie radosne! Cynthia, ach Cynthia – westchnęła w myślach, patrząc na fotografię siostrzyczki, gdy ta miała pięć lat. Była rozkosznym dzieckiem, zawsze było jej wszędzie pełno, ale teraz już jej nie ma. Alice czekała na dzień, w którym znajdzie choćby najmniejszy ślad, który pokaże jej mordercę. Zamknęła album, a wyblakłą kartkę włożyła do pierwszej lepszej ramki. Czas odebrać pocztę, ciekawe, co tym razem, rachunki, a może jakaś kartka z okazji świąt Bożego Narodzenia.
- Bello, idę na pocztę, masz coś do wysłania?- zapytała, wychylając się z holu, by odszukać wzrokiem przyjaciółkę. Nie uzyskała odpowiedzi, więc tylko wzruszyła ramionami i opatulając się puchową kurtką, wyszła z domu. Isabellla była wspaniała, to ona jako pierwsza pocieszyła Alice po stracie siostry. Nie mogła liczyć wtedy na rodzinę, ojciec zaczął pić, klnąc na siebie ile tylko się dało. Matka zachowywała się dziwnie, odtrącając od siebie wszystkich bliskich i zamykając się na noc we własnej sypialni. Mary Alice wiedziała, że to ją o wszystko obwinia. O to, że nie znalazła szybciej siostry, że nie uratowała jej, że w ogóle zaczęła szukać i dopuściła do tego, by dziesięciolatka za nią poszła. Nie wiedziała o mordercy, nikt nie wiedział. To było najprostsze rozwiązanie, bo kto uwierzyłby piętnastolatce, która prawdopodobnie była świadkiem śmierci małej dziewczynki, ze tak naprawdę została zamordowana przez całkiem obcego mężczyznę? Alice odgoniła od siebie wszystkie złe myśli i przywitała się z panią w okienku.
- Dzień dobry, nazywam się Brandon, czy są może jakieś nowe listy? – zapytała, miłym głosem. Listonosz już dawno zrezygnował z rozdawania listów i zostawiał tylko krótkie powiadomienia, które zimą i tak tonęły w śniegu.
- Tak, są dwa listy, już przynoszę – odparła z uśmiechem staruszka. Przyjemna kobieta – stwierdziła dwudziestolatka w myślach. Gdy otrzymała już dwie koperty, ruszyła powoli do domu. Na jednej z nich nie było adresu zwrotnego, zaciekawił ją, więc rozerwała papier, by odczytać zawartość. Z przerażeniem patrzyła na to, co wyciągnęła. Zdjęcie Cynthi, gdy była dziesięciolatką, zrobione w dzień jej śmierci, a przecież nikt z rodziny nie robił wtedy zdjęć. Była ubrana z swój długi, kolorowy płaszcz i stała obok basenu. Wyglądała na wystraszoną, ale posłusznie uśmiechała się do aparatu. Alice szybko popatrzyła na drugą kartkę. Mary Alice, Ciebie też znajdę. Siostry Brandon powinny trzymać się razem. D. V Krzyknęła, czuła to kościach i mięśniach, choć nie słyszała. Podbiegli do niej ludzie, widziała ich jak przez mgłę, mówili coś, może nawet wołali? Jakie to ma znaczenie? Odpłynęła, czując, że ktoś ją podnosi.

- All? Kochanie, proszę, obudź się - szeptał męski baryton, niedaleko jej ucha. Bała się poruszyć. A co jeśli mnie znajdzie? – pytała siebie w myślach, nie wiedząc, ze wypowiada to na głos.
- Nie znajdzie cię, Alice, nie znajdzie – powiedział ktoś, kogo głos zidentyfikowała dopiero po chwili.
- Jasper? – wyszeptała, otwierając powoli oczy. Dostrzegła nad sobą sylwetkę mężczyzny, ale nie bała się go. Znała te rysy twarzy, wiedziała, z kim ma do czynienia.
- Alice – westchnął z ulgą. Podniosła się na rękach, pragnąc zobaczyć gdzie jest. Na szczęście nie zabrali jej do szpitala, leżała na swoim łóżku, palcami dotykała wybranej przez siebie pościeli, była w domu.
- Jasper, proszę, znajdźmy go – powiedziała, nadal szepcząc, bała się, ze ją usłyszy, gdziekolwiek jest, wiedział o niej. Blondyn przytaknął, otaczając swoją dziewczynę ramieniem, wiedział, że trzeba o skończyć. Nie mogła dłużej bać się mężczyzny, który zabił jej siostrę, a żeby przestała czuć strach, musiał wylądować za kratkami. Dwa dni później siedzieli na wygodnych, skórzanych fotelach w gabinecie prywatnego detektywa, czekali na nowe wieści. Sprawę zlecili mu dzień po tym, jak Alice doszła do siebie. Edward był wyjątkowo szybki i skuteczny, nigdy nie zawodził i prawie zawsze miał rację. Kochał to, co robił, czym niezmiernie zadziwiał swoich klientów. Tym razem musiał się udać aż do Włoch, by potwierdzić swoją skomplikowaną teorię. Udało się, dlatego właśnie teraz z uśmiechem na ustach objaśniał sprawę pani Brandon i panu Whitlock.
- Jak pan poznał, kto jest mordercą? – zapytała Alice, uśmiechająca się złośliwie, gdy wyobrażała sobie, co zrobi temu komuś, kto zabił jej siostrę.
- Ta pieczęć na liście to znaj rozpoznawszy starej rodziny Volturi, pomógł też ten podpis. D.V. Jestem w dziewięćdziesięciu pięciu procentach pewny, że tym, kto zabił jest Demetri Volturi – odparł, patrząc to na nią, to na papiery, które leżały na biurku.
- Gdzie on aktualnie jest i czy mamy wystarczające dowody, by wsadzić go do więzienia?
- Panie Whitlock, mamy tylko ten list, z którego można wnioskować, ze owy mężczyzna znał panią Brandon i jej siostrę. Jest w nim zatajona groźba śmierci i fakt, ze to on zabił. Jednak jest to zbyt ukryte, by wystarczyło w sądzie. – Jasper zacisnął palce na obiciu fotela, a Mary Alice położyła na nich swą dłoń, by go uspokoić.
- I tak chce mnie znaleźć, to Mozę tam pojedźmy?
- Nie, Al…
- Jasper! Chcesz, żebym do końca życia bała się, że on gdzieś tutaj jest i czeka, by mnie zabić?! – podniosła głos, patrząc na niego ze smutkiem.
- Tego nie powiedziałem, ale kochanie, zrozum, nie możesz wystawiać się mu, jak na talerzu!
- Właśnie, że mogę, proszę, panie Masen, niech pan powie, ze to dobry pomysł – przyjęła błagalny ton, patrząc swoimi dużymi oczami na detektywa. On jednak się tym nie przejął, w końcu był zawodowcem.
- Tak, pani Brandon, musze przyznać, ze to dobry pomysł, ale w tym wypadku musimy powiadomić policję, żeby na panią uważała i śledziła pani każdy ruch- odpowiedział obojętnym tonem, bardziej zainteresowany zegarem na ścianie, niż tą kłótnią pomiędzy parą.
- Alice, nie musisz tego robić, nie wskrzesisz Cynthi. – Mary czuła, ze specjalnie użył tej karty, cios poniżej pasa, tak można ją było nazwać.
- Nie chcę jej wskrzesić, chcę spędzić resztę życia w spokoju, Jasper, proszę. – Po jej policzkach płynęły już krystaliczne łzy.
- Dobrze, ale tylko i wyłącznie z policją i ze mną – powiedział, nie wiedząc wtedy, na co tak naprawdę się pisze.
Wyjechali po trzech dniach, za ich samochodem podążały trzy następne. Wąska droga nie pozwalała na to, by byli otoczeni ochroną. Za parę kilometrów mieli zmienić środek transportu na samolot, ale teraz musieli zadowolić się tym, co mają pod ręką. Z nieba spadały, duże, białe płatki śniegu, ograniczając widoczność. Nie wiedzieli, dlaczego nagle się odłączyli, jak do tego doszło, że zostali tak łatwym celem. Ich śledztwo skończyło się, zanim naprawdę się zaczęło. Słychać było strzały, coraz bliższe i głośniejsze. Alice już miała się odwrócić, ale powstrzymał ją Jasper.
- Nie patrz – syknął. Opony w samochodzie zostały przebite przed dwa pojedyncze strzały. Bardzo precyzyjne, idealnie wyważone i skuteczne. Czym prędzej otworzył drzwi i wydostał z auta siebie i Mary Alice.
- Alice, miej oczy szeroko otwarte i trzymaj się tuż za mną. Głowę pochyl jak najniżej. I biegnij, nie zatrzymuj się ani na chwilę.
- Jasper...
- Cicho. Ruszamy na trzy.
Dwudziestolatka wyczołgała się spod samochodu i ukucnęła obok Jazz’a. Śnieg wzmagał się z każdą chwilą i słychać było cichy szum. Poza tym droga i okolica były dziwnie ciche. Nikt nie krzyczał. Policja nie dawała znaku życia. Rozległ się dzwonek jakiegoś telefonu komórkowego, ale to było wszystko.
- Uwaga - powiedział Jasper. - Trzy!
Złapał dziewczynę za lewe ramię, to samo, które kiedyś zwichnął jej ojciec i pociągnął ją zza samochodu na otwartą przestrzeń. Skuleni przebiegli pod drzewami, zmierzając w kierunku aut ochrony.
- Nie do nich! - krzyknął. - Być może tam ktoś na nas czeka.
Minęli dwa wozy. W pewnej chwili Alice usłyszała suchy, wyraźny trzask i kamień tuż przed nią dosłownie pękł.
- Biegnij! – zawołał Jazz. Przedzierała się przez duże, gęste drzewa, coraz bardziej wchodząc w las. Potknęła się i zgubiła jeden but, jednak Jasper nie pozwolił jej się zatrzymać. Przez chwilę skakała, po czym odrzuciła drugi but. Milczała, nie zadawała żadnych pytań. Wybiegli z lasu nad brzeg rzeki. Wzdłuż rozlewiska wiodła ścieżka prowadząca następnie przez wąski bród ku kilku małym, ciemnym, gęsto zarośniętym wysepkom. Oboje pobiegli tamtędy, nie zatrzymując się; woda pryskała im spod stóp. Wkrótce znaleźli się na pierwszej wyspie. Jazz rozejrzał się dookoła i powiedział:
- Drań. Ściga nas. Nie odpuści.
Alice także chciała się rozejrzeć, jednak szarpnął ją i pociągnął między drzewa. Po chwili zatrzymał się.
- Teraz pójdziesz tędy - wysapał, wskazując na prawo. - Przez cały czas biegnij najszybciej, jak tylko potrafisz.
- A ty, gdzie ty będziesz?
- Przez cały czas będę nad tobą czuwał, obiecuję.
- Ale...
- Biegnij, Mary Alice, nie opuszczę cię. - Pocałował ją szybko w policzek i krzyknął: - Naprzód!
Ruszyła wąską, zygzakowatą ścieżką pomiędzy drzewami. Była kamienista, mokra i pełna splątanych korzeni. Każde uderzenie stopą o ziemię sprawiało ból, jednak pędziła jak ścigana łania. Biegnąc, słyszała własny ciężki oddech, tak głośny, jakby obok niej biegł ktoś jeszcze.
Na krótkim odcinku ścieżka biegła stromo pod górę, a potem znowu w dół. Dostrzegła pomiędzy drzewami lustro wody i zdała sobie sprawę, że za chwilę znajdzie się nad brzegiem. Wybiegła na otwartą, szeroką przestrzeń. Ziemia była pokryta biały puchem, zimnym i nieprzyjemnym. Niosącym mnóstwo wspomnień, głównie nieprzyjemnych. Po drugiej stronie rzeki, był stały ląd, a Alice a ulgą stwierdziła, że niedaleko niej znajduje się mały most, którym przejdzie na drugą stronę. Już miała ruszyć biegiem w tamtym kierunku, gdy nagle usłyszała obcy, nieprzyjemny głos:
- Stój!
Odwróciła się. W jej kierunku szybkim krokiem zmierzał jakiś mężczyzna w maskującym mundurze. Był szczupły, umięśniony, miał czarne włosy, sięgające ramion. W ręce trzymał karabin z bardzo długą lufą.
- Proszę się zatrzymać - powiedział. - Dalsza ucieczka nic nie da. I tak cię złapię.
Alice zamarła w miejscu. Jej serce biło jak oszalałe, a pierś unosiła się i opadała gwałtownie.
- Uklęknij i zamknij oczy - zażądał mężczyzna.
- Ani myślę - odparła drżącym głosem. - Draniu, zabiłeś moją siostrę!
- Uklęknij i zamknij oczy - powtórzył mężczyzna.
- A jeżeli tego nie zrobię?
- Wtedy zginiesz, stojąc, z otwartymi oczami, taka będzie różnica. Lepiej dla ciebie, żebyś jednak uklękła i zamknęła oczy.
- Powiedział ci ktoś kiedyś „pieprz się"?
- Nie chcę, żebyś umierała z przekleństwem na ustach. Powinnaś umierać, modląc się o wybaczenie za wszystkie swoje grzechy.
Mężczyzna podszedł bliżej i podniósł lufę karabinu. Mary Alice zdziwiła się, zobaczywszy, jaki jest młody. Miał nie więcej niż dwadzieścia cztery, dwadzieścia pięć lat.
- Kim jesteś? - zapytała go.
- Twoja siostra nazywała mnie Johnatanem.
Kątem oka dostrzegła, że z drzew po drugiej stronie rzeki, głośno kracząc, zerwało się kilka wron. Alice przypomniała sobie zapewnienie Jaspera: „Przez cały czas będę nad tobą czuwał, obiecuję". Znowu popatrzyła na mężczyznę z karabinem i powiedziała:
- Dobrze. Jeśli ma ci to cokolwiek ułatwić, uklęknę i zamknę oczy.
- Nie czuję do ciebie osobistej nienawiści - odezwał się młody mężczyzna. – Do twojej siostry też nie czuję.
- Dlaczego to zrobiłeś?
- Proszę, uklęknij. - Mężczyzna wykonał ruch karabinem. Dziewczyna powoli uklękła. Ziemia była zima, pełna śniegu.
- Zamknij oczy. - Zamknęła je, ale niemal natychmiast otworzyła ponownie.
- Chcę widzieć twoją twarz, kiedy będziesz mnie zabijał. - Młody mężczyzna wyglądał na zakłopotanego. Przyszło jej do głowy, że zapewne zabił już mnóstwo ludzi z dużej odległości, ale jeszcze nikogo z bliska, stojąc z ofiarą twarzą w twarz.
- Powinnaś jednak zamknąć oczy - nalegał.
- Ani mi się śni. Kiedy przejdę na drugą stronę, zamierzam odszukać twoich przodków i opowiedzieć, jak wyglądałeś, kiedy mordowałeś niewinną kobietę.
- Natychmiast zamknij oczy! - krzyknął i tupnął nogą. Był tak wzburzony, że nie usłyszał Jaspera wyłaniającego się z krzaków. Może zresztą coś usłyszał, jednak nie spodziewał się żadnego zagrożenia. Szelest liści, trzask cienkiego patyka, te wszystkie odgłosy mógł w końcu spowodować jedynie śnieg. Alice patrzyła z fascynacją, jak Jasper skrada się za nim i staje tak blisko, że gdyby chciał, mógłby położyć rękę na jego ramieniu. Nastąpiła długa chwila, kiedy zdawało się, że czas stanął w miejscu. Jazz zarzucił garotę na szyję młodego człowieka. Zrobił to tak szybko, że Mary Alice prawie nie zauważyła jego ruchu. Zaciągnął ją z całej siły, nie zamierzając dać zabójcy żadnej szansy. Oczy mężczyzny niemal wyskoczyły na wierzch. Upuścił karabin i sięgnął obiema rękami do gardła. Jazz jednak zaciskał garotę tak mocno, że młodzieniec nie był już w stanie nawet oddychać. Wreszcie kolana mężczyzny ugięły się, a ramiona opadły luźno wzdłuż tułowia. Jasper mógł rozluźnić garotę i pozwolić mu opaść na ziemię. Z gardła martwego młodzieńca wydobył się jeszcze dziwny świst; to reszta powietrza zdołała wreszcie wydostać się z jego płuc. Whitlock wsadził garotę do kieszeni i podszedł do dwudziestolatki, która wyglądała tak, jakby miała zaraz zemdleć.
- Mój Boże - wyszeptała. - Zabiłeś go. Nie mogę uwierzyć. Dziękuję.
- Nie miałem wielkiego wyboru - zauważył.
- Oczywiście. Oczywiście, że nie miałeś. Popatrz na mnie. Trzęsę się jak liść. – Mężczyzna objął ją ramieniem, a ona bezpiecznie się w niego wtuliła. Nie bała się już.
- Dobrze, ze to zostanie uznane za obronę własną – mruknęła tak cicho, że nikt prócz niej nie mógł tego usłyszeć.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pernix dnia Czw 12:43, 10 Cze 2010, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Prawdziwa
Dobry wampir



Dołączył: 21 Sie 2009
Posty: 573
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 63 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ze sklepu ;p

PostWysłany: Śro 13:42, 26 Maj 2010 Powrót do góry

O proszę, dwa tekst, oba paring Alice- Jasper Cool

Pomysł:
Oba teksty owiane były tajemnicą. A bardziej przypominał typowy kryminał- motyw, wydarzenia. B to raczej thiller. Dlatego wyżej ocenię tekst A.
A-3
B-2

Styl:
Tutaj poruszę sprawę błędó. Nie były to jakieś straszne ortografy, a interpunkcja. W A jedno słowo jest powtórzone dwa razy w jednym zdaniu. Nawet wiem, jak do takiego powtórzenia dochodzi, bo sama często tak mam. Razz
W B są to jakieś literówki. Zastanawiałam się też długo, czy opadający śnieg wydaje z siebie jakieś dźwięki. Znaczy... Czy słychać wtedy szum.
A-4
B-3

Spełnienie warunków:
A-1,5
B-1,5

Postacie:
tak jak wspomniałam na początku, w obu tekstach mamy tę samą parę. Fajnie, będę mogła odnieść się do tego oceniając. W A głównym bohaterem jest Jasper- poważny człowiek, z odpowiedzialną pracą. I spodobał mi się. nie wyróżniał się niczym, a jednak zyskał swoją sympatię. I wydaje mi się, że chodzi tu o jaego stosunek do żony.
W B główną bohaterką jest Alice. Najpierw mała dziewczynka, potem kobieta z żądzą zemsty. Nie czytałam jeszcze o takiej Alice.;p Sympatyczna, oryginalnie przedstawiona.
A-1
B-4

Ogólne wrażenie:
A to był prawdziwy kryminał. Wszystko pasowało, a brnąc w tekst dalej przychodzą do głowy różne rozwiązania tej zagadki. Na początku akcja trochę się wlokła, a potem w punkcie kulminacyjnym ledwo zorientowałam się, a juz było po wszystkim. Trochę szkoda, bo to na prawdę mogło wywołać dreszczyk.
B nie był do końca kryminałem. Za mało rzeczy z tym się kojarzyło. Tak jak w A było dużo pojęć kryminalnych (ale to brzmi), tak tutaj naprawdę jest tego tyle co nic- wątek u detektywa i to wszystko.
I tak szczerze mówiąc to nie wiem jak ocenić. Może remis, bo każdy tekst ma swoje plusy i minusy i nie mogę sie zdecydować.
A-2,5
B-2,5

Razem:
A-11
B-14

Wyciągam ten pojedynek na górę, bo chyba nikt go nie zauważył. Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Antonina
Dobry wampir



Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 1127
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 41 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z objęć Jokera

PostWysłany: Śro 13:50, 26 Maj 2010 Powrót do góry

Pomysł: 5 pkt.
Tekst A – 3
Tekst B – 2
Warunki pojedynku pozostawiały duże pole do popisu, przez co oba teksty diametralnie się od siebie różnią; mi osobiście bardziej intrygujący wydał się pomysł na tekst A, niż ten misz – masz wydarzeń w tekście B.

Styl: 7 pkt.
Tekst A – 2,5
Tekst B – 4,5
Czytając tekst A kilkakrotnie w budowie zdań coś mi nie grało, wkradło się też parę błędów, jak np.
„(...)ażeby miał kiedyś rozstać się z nim rozstać”. Wątpię też, żeby w dokumentach policyjnych znalazł się zwrot: „mężczyzna został walnięty w głowę” - chyba lepiej by było użyć słowa „uderzony”. Zazgrzytał mi także „jadalny stół”.
Jeśli chodzi o styl tekstu B, to wydawał mi się on bardziej płynny, choć też było też sporo błędów i niedociągnięć, typu przecinki czy brak kropek nad „ż” i ogonków. Budowa paru zdań mi nie pasowała. Ale za to przypadły mi do gustu niektóre elementy tekstu B, np. porównanie niepokoju do płynącego rekina.

Spełnienie warunków: 3 pkt.
Tekst A – 1,5
Tekst B – 1,5
Spełnione.

Postacie: 5 pkt.
Tekst A – 3,5
Tekst B – 1,5
Alice z tekstu B jest najłagodniej rzecz ujmując - inteligentna inaczej. Kto to widział stawać na lodzie (zamiast położyć się, rozkładając przez to ciężar ciała na większą powierzchnię lodu) już nie wspominając o skakaniu po nim? Jasper to trochę taki rycerz na białym koniu, który służy tylko do ratowania z opresji, a opis mordercy w ogóle mi nie podszedł. Jakieś nieprawdopodobne i płytkie wydają mi się te postacie. Na tym tle lepiej wygląda mi Jasper z tekstu A, jako taki lekko zblazowany i zagubiony gliniarz, któremu w dość oryginalny sposób udało się dojść do tego, co jest dla niego w życiu ważniejsze.

Ogólne wrażenie: 5 pkt.
Tekst A – 3,5
Tekst B – 1,5
Bardziej przypadł mi do gustu tekst A, pomimo nieco powolnego tempa akcji. W tekście B jak jak dla mnie zbyt wiele się działo, było za dużo zwrotów akcji, postaci i wydarzeń oddalonych na przestrzeni lat powiązanych ze sobą. W tekście A było spokojniej, ale za to głębiej, coś wynikło dla postaci z zakończenia, natomiast w tekście B niby morderca został zabity, ale jakoś się tego nie odczuwa dogłębnie, mam wrażenie, że wszystkie te okropności, które się przydarzają postaciom, spływają po nich jak po kaczkach.

Podsumowując:
Tekst A – 14
Tekst B – 11


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Sob 10:48, 05 Cze 2010 Powrót do góry

Uwaga! Brakuje nam trzeciej oceny, żeby pojedynek był uznany za rozstrzygnięty (poza tym do tej pory jest remis).
Głosowanie potrwa jeszcze do 10 czerwca!
Będziemy wdzięczni za oceny właśnie do tego starcia!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Rikki
Dobry wampir



Dołączył: 16 Paź 2008
Posty: 547
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 47 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Ezoteryczny Poznań

PostWysłany: Nie 11:47, 06 Cze 2010 Powrót do góry

Skometuję, dziwię się, że wczesniej tego nie zrobiłam? Byłam tu tak często, zabierałam się do komentowania i ciągle coś zakłucało moją uwagę, ale teraz jestem i nie odpuszczę xD

Pomysł:

Tekst A:3
Tekst B:2

Oba teksty mi się podobały, w obu była tajemnica i wyczuwalne napięcie, ale jednak to pomysł A bardziej mi się podobał, Jasper szukający tejemniczego mordercy, chwycił mnie za serce, tekst B jak wcześniej zauważyła Prawdziwa przypomina bardziej filmowy thriller niż książkowy kryminał.


Styl:

Tekst A:3
Tekst B: 4

W tekście A był wiele zgrzytów, które aż waliły mnie po oczach np. jak w aktach policyjnych mogło być "walnięty w głowę"?! Jak już powinno być: Został silnie uderzony w głowę lub coś w tym guście, ale walnięty? Było również wiele powtórzeń, które można było zastąpić innym wyrazem bliskoznacznym, szyk zdań również pozostawia wiele do życzenia.
Tekst B był bardziej poprwany, ale trochę mi nie pasowało z tym spadającym śniegiem bo przeciez on nie wydaje żadnych dźwięków, chyba c'nie? Ale ogólnie czytało mi się lepiej niż A.


Spełnienie warunków:

Tekst A:1,5
Tekst B:1,5

Spełnione.

Postacie:

Tkest A: 3,5
Tekst B: 1,5

W obu tekstach jest Jasper i Alice, fajny zbieg okoliczności i lepiej będzie mi porównać wykreowanie postaci.
W tekście A Jasper był trochę takim pracoholikiem, nie wyróżniającym się niczym wśród tłumu ludzi, jednak podobał mi się. Alice również przedstawiona w zupełnie innym świetle również zyskała moją sympatię, była mądra w od różnieniu od Alice z tekstu B, która była hmm no po prostu głupia, kto normalny skacze po lodzie?
Opis mordercy był taki trochę dziwny i ogólnie te postacie takie płytnkie jak woda w brodziku, bez urazy dla autorki.


Ogólne wrażenie:

Tekst A: 3
Tekst B: 2

Mimo, że czepiełam się wielu rzeczy to oba teksty bardzo mi się podobały, naprawdę. Lubię kryminały i naczytałam się ich już ho, ho jak dużo, tutaj mamy kryminał: policjanci, morederca i wszystko owiane taejmnicą. Jednak bardziej mi się podobał tekst A mimo powolnej akcji, ale wszystko było ze sobą zgrane i dopracowane, w tekście B czasem nie łapałam o co chodzi, za dużo tej akcji było.

Podsumowanie:

Tekst A: 14
Tekst B: 11


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
zgredek
Dobry wampir



Dołączył: 21 Sie 2008
Posty: 592
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 51 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Antantanarywa

PostWysłany: Nie 23:54, 06 Cze 2010 Powrót do góry

Pomysł: 5 pkt.
A: Skoro kryminał i niekanoniczny, to musi być zaskakujący, ale... nie zrozumiałam zakończenia. Nic a nic. Strzałą miłości? O co biega?
B: No i tutaj to samo... jest zagadka, a rozwiązanie nie wiadomo skąd. Co zrobił ten Jonathan? Co z Demetrim? Kto jest kim, nic nie skapowałam, może mam dzisiaj zaćmienie umysłowe...
Rozumiem, że kryminał na pięciu stronach zmieścić jest sztuką, ale warto spróbować napisać coś logicznego. W żadnym z tych tworów logiki nie znalazłam. Mimo to B trochę mnie zaskoczyło, po tych zagadkach Miami coś zupełnie innego i ciekawszego, jednakowoż końcówka schrzaniona... a szkoda
A: 2
B: 3



Styl: 7 pkt.
A... Droga pani A... cóż za "policjanci" patriotyzm, tak opisałabym pierwszy fragment. Czułam się jak na kazaniu w kościele... I jakieś takie paradoksalne: z jednej strony nie żałuje podjętych decyzji, a z drugiej chciałby więcej czasu spędzać w domu. I powody tego paradoksu nie zostały wyjaśnione, więc nie jestem przekonana, że autorka pisała to z rozmysłem. Poza tym trochę za dużo wtrąceń, które tylko powtarzają to, co już zostało napisane, np. o tej rodzinie i tym, że nie może spędzać z nimi czasu. Nie wiem kompletnie dlaczego autorka ma skłonność do opisywania każdej rzeczy dwoma przymiotnikami - np. krótkich, blond włosach (tu niepotrzebny przecinek), jedną, wielką całość, czarną, dopasowaną kurtkę, optymizmem, radością, sukcesami, porażkami - jest tego więcej, ale chyba wystarczy tyle przykładów. Niektóre zdania brzmią nieporadnie, np. To przezwisko zostało nadane mu, gdy wsadził pierwszego zbrodniarza do więzienia, jak widać, mimo upływu lat ktoś o tym nadal pamięta. (zmieniłabym kolejność na mu nadane i zamiast przecinka przed jak widać postawiłabym i, kropkę albo średnik), niektóre czasowniki też wydają się nieco "nie na miejscu". Przecinki są w bardzo dziwnych miejscach Rolling Eyes obrada też tam jakby z innej bajki... dobra, już się nie zagłębiam w szczegóły, bo do jutra tego nie przeczytam :D może jeszcze tylko tyle, że skoro wszystko jest w czasie teraźniejszym (oprócz notek) to nie należy tego zmieniać, a tu w "obradowym fragmencie" jest trochę inaczej. Złudne kłamstwa - taki cud jest mi nieznany Laughing broń gotowa do odstrzału Shocked
Nie lubi patrzeć, jak niebo zmienia swoje barwy, nie lubi oglądać ludzi spacerujących ulicami Nowego Jorku, bo to świadczy o szczęściu, którego on jeszcze nie osiągnął i nie osiągnie.
Spacer - największe szczęście, jakie może osiągnąć człowiek Laughing

B: W pierwszym akapicie panuje tak totalny chaos... w następnych też nie jest lepiej, jakby brakowało osobnych akapitów na niektóre myśli. Opisy raczej przypadły mi do gustu, są swobodne, mimo że czasami zawierają powtórzenia. Chociaż z tymi otwartymi ustami i śniegiem topiącym się na języku to już lekka przesada... niech się topi na ciepłych wargach Wink No i z tym całowaniem lodu też tak deczko przesada... Przecinki czasem w nieodpowiednich miejscach. Ten "akt odłączenia" ( Laughing ) ich samochodu od całego korowodu jakoś tak niezbyt wyszedł, ledwo co go zauważyłam. I skąd zaraz te strzały, heee? Wolałabym, żeby autorka została przy Jasperze, a nie skracała do Jazza - jedno słowo psuje cały klimat. I dlaczego Mary Alice, a nie po prostu Alice? Dziwnie się to czyta, kiedy stosuje się dwa imiona.
Porównanie do "ściganej łani" niezbyt trafne... Czasami zdarzały się literówki. Bardziej przypadł mi do gustu ten tekst, więc dam mu ciut więcej.
Krystaliczne łzy... rany julek, kto tak pisze Rolling Eyes to niech wezmą, łapią, zabutelkują i sprzedają, jak takie krystaliczne...

A: 3
B: 4



Spełnienie warunków: 3 pkt.
Muszę tłumaczyć? Po prostu oba teksty spełniły warunki.
A: 1,5
B: 1,5



Postacie: 5 pkt.
A: Tutaj na pierwszy plan wysuwa się Jasper, który jest pełnym poświęcenia policjantem. Został przedstawiony jak typowy glina z amełykańskiego sełjalu, ale nie ma żadnych szczególnych cech, czyli flaki z olejem. Mimo to odniosłam wrażenie, że autorka kreując jego postać starała się go jakoś przedstawić, czego zabrakło mi w tekście B, gdzie główna postać jest bardzo schematyczna i nijaka.
B: Na początku zauważyłam delikatną próbę nadania Alice osobowości, ale autorka szybko z tego zrezygnowała na rzecz krystalicznych łez i łani, które to słowa można było spożytkować nadając Alice coś na kształt charakteru, coś, co nie będzie nam mówiło, jak bardzo kochała siostrę i jak bardzo pragnęła ją pomścić, bo to takie sztampowe.

Chciałabym, żeby więcej uwagi poświęcono osobie mordercy, ale w obu tekstach spotkał się z głównym bohaterem na ostatniej stronie i niewiele powiedział (a w tym tekście zaczął coś bredzić o miłości). Przykro mi ;(
A: 3
B: 2



Ogólne wrażenie: 5 pkt.
Teraz muszę sprzedać duszę diabłu... no cóż, z tych dwojga, które mnie zawiodły, być może przez zaćmienie umysłu, wybieram tekst B, jako napisany płynniej i zgrabniej, mimo pewnych potknięć. Nie zachwycił mnie, ale sądzę, że jak autorka się rozpisze, to z jej stylem będzie całkiem nieźle.
A: 1,5
B: 3,5



Summa summarum:
A: 11
B: 14




Gratuluję obu paniom podjęcia wyzwania :)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez zgredek dnia Nie 23:56, 06 Cze 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Neith
Zły wampir



Dołączył: 27 Kwi 2010
Posty: 397
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Czw 12:25, 10 Cze 2010 Powrót do góry

To i ja pokuszę się o ocenę..

Pomysł
Obie fabuły mi się podobały, obie kryminalne, obie trochę mroczne. Wyżej ocenię tekst B ze względu na zbudowanie historii od podstaw.

A: 2
B: 3

Styl
No tu niestety tekst A mnie zabił lub własciwie zabijał powoli. Mnóstwo błędów interpunkcyjnych i jeszcze więcej językowych typu "cofnął do tyłu", "walnięty w głowę" etc etc.. Szkoda bo narracja w czasie teraźniejszym była ciekawa.

A: 1
B: 6

Spełnienie warunków

Oba teksty spełniły warunki zdecydowanie. Był i kryminał i trup i happy end.

A: 1,5
B: 1,5

Postacie
Bezapelacyjnie dla mnie bardziej zarysowane są postacie tekstu B. Tekst A własciwie skupia się tylko na Jasperze, tekst B zahacza nawet o krótka charakterystykę detektywa Edwarda.

A: 1
B: 4

Ogólne wrażenie
W tym przypadku powiedziałabym, że bardziej porwał mnie tekst A mimo wszystko. Był mroczniejszy, bardziej tajemniczy.

A: 3
B: 2

Ogólnie
A: 8,5
B: 16,5



Dziękuję dziewczyny za możliwość oceniania pojedynku Very Happy i gratuluję


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Czw 12:42, 10 Cze 2010 Powrót do góry

Czas zamknąć pojedynek. W ocenianiu wzięło udział 5 osób (pula: 125 punktów)

Tekst A otrzymał 58,5 pkt.
Tekst B pozostałe 66, 5. pkt.

Zwyciężyła
nellas , która zmieniła chyba ksywkę na Lyphe. Gratulacje!
bravo


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin