FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Innocent, Vigilant, Ordinary. [T] [NZ] (03.11 - R.4) Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Majcia_
Człowiek



Dołączył: 14 Wrz 2009
Posty: 50
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 21:40, 25 Paź 2009 Powrót do góry

kochana Malinooo ;*
rozdział krótki, i taki zmierzchowy. no ale za to świetnie przetłumaczony. Wink czekam na dalszy rozwój akacji ;] i jestem ciekawa jak się potoczą dalsze losy Eda i Belli xD Jake'a nie znoszę, ale o tym wiesz. i mam nadzieje, że Bella szybko go porzuci, biorąc się za Edwarda. hahaha xD

bardzo dziękuje za ten rozdział, w końcu ;*xD


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Malina.
Człowiek



Dołączył: 18 Sty 2009
Posty: 79
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 19:33, 26 Paź 2009 Powrót do góry

kirke czyżby jakiś sentyment do Tarnowa/Tarnowienek/Tarnowian ? :D
Na razie zmierzchowo, ale taki urok tego ff :) Jest bardzo stary i nie jest w typie BadEdward + BadBella = Dużo kiślu.
W każdym razie myślę, że jest godny uwagi, zresztą z czasem sama się przekonasz :)

Ewelcia, Majcia Dziękuję za wsparcie dziewczyny :* I obiecuje, że na następny rozdział nie będziecie musiały aż tak długo czekać :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Pon 19:47, 26 Paź 2009 Powrót do góry

Jestem z Tarnowa :)

mam nadzieję, że się rozwinie w jakimś niespodziewanym kierunku, bo bardzo łądnie piszesz... nie na siłę... tak naturalnie i tworzysz lekkie zdania :) co proste nie jest :)

brak scen dwuznaczno-erotycznych jest dla mnie jak najbardziej plusem, bo ta niewinnośc podobała mi się w ZMIERZCHU SM :) epoka erotyzmu na pokaz mnie trochę mierzi... wszystko dla ludzi, ale z umiarem :)

p.
k.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Malina.
Człowiek



Dołączył: 18 Sty 2009
Posty: 79
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 22:58, 26 Paź 2009 Powrót do góry

Ooo, to witam ziemiankę (?) :D Może jest szansa, że się znamy ? Wink

Ja tego nie piszę, ja to tłumaczę Wink

I naprawdę, ręczę, że opowiadanie powędruje w dobrym kierunku. Jest to jedno z najlepszych opowiadań pod względem stylistycznym jakie czytałam. Także oczekujcie 4 rozdziału :P


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Majcia_
Człowiek



Dołączył: 14 Wrz 2009
Posty: 50
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 14:29, 27 Paź 2009 Powrót do góry

oczekujemy oczekujemy Malina :P

ja po ang się nie zabierałam za czytanie jeszcze.. Wink na razie czekam na Twoje tłumaczenie, bo jest świetne. jednak jak się akacja rozwinie i mnie wciągnie baardzo, to pewnie zajrzę do oryginału. xD


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Malina.
Człowiek



Dołączył: 18 Sty 2009
Posty: 79
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 22:22, 03 Lis 2009 Powrót do góry

No i jest rozdział 4. Pojawił się chyba szybko w porównaniu do poprzedniego, prawda? Cool

Rozdział ze specjalną dedykacją dla Ewelinki. Za te twoje mordercze pierożki, cziłały i całą resztę love

przyjemniejsza dla oka wersja pdf. Wink : [link widoczny dla zalogowanych]


~Rozdział 4 : Bonfire.

tłumaczyła : Malina
beta : Eileen love

Walczyłam z trudem, aby zachować jakiekolwiek opanowanie w trakcie jazdy do La Push, chociaż była to przegrana bitwa. Podczas gdy ja cała kipiałam ze złości, doznałam wrażenia, że przerażająca wilgoć wydostaje się spod moich powiek. Edward Cullen nie zasłużył na moje łzy, a mimo to i tak niekontrolowanie łkałam. „Więc mnie nie cierpi. I co z tego? Może ja także nie pałam do niego pozytywnymi uczuciami...”
Z pewnością nienawidziłam w nim tego, że doprowadził mnie do płaczu.
Uparcie szukałam innego wytłumaczenia dla zachowania Cullena, chociaż wiedziałam, że to ja stanowię tu problem. Prawdą jest, że podczas lunchu Edward spojrzał na mnie dwa razy bez tej odrazy, którą posyłał w moim kierunku na angielskim. Gdy po raz pierwszy weszłam do klasy, chłopak wyglądał perfekcyjnie. Tak było do czasu, kiedy zdał sobie sprawę, że usiadłam obok niego. Wtedy też na jego twarz wstąpił grymas obrzydzenia.
Jedyna teoria, która miała jakikolwiek sens przedstawiała się tak, iż Edward wiedział, że jestem córką komendanta. A to w jakiś sposób znieważało mnie w jego oczach. Mike mówił, że doktor Cullen zapewnia dach nad głową „trudnej młodzieży”. A mimo to wydawało mi się, że jego siostra, Alice, nie chowa do mnie żadnej urazy. Być może ten chłopak różnił się w jakiś sposób od swojego rodzeństwa albo posiadał prywatne powody ku temu, by nienawidzić lokalnych organów ścigania. Ostatecznie jednak pojęłam, że musi w tym być coś jeszcze. Coś związanego ze mną, nie z moim ojcem.
Przyjrzałam się mojej twarzy w bocznym lusterku, aby upewnić się, że nie widać na niej śladów po łzach. Potrzebowałam Jacoba do wymazania wszystkich okropności, które mnie dzisiaj spotkały, ale nie mogłam mu wytłumaczyć, o co dokładnie chodzi. Nie chciałam rozmawiać o Edwardzie Cullenie z nikim, a szczególnie z Jake’m.
− Płakałaś. − Zaskoczył mnie pojawiając się w oknie, od strony kierowcy. Jego twarz uosabiała troskę. − Czy mam obłożyć kogoś pięściami?
− Nie, Jake. Po prostu miałam ciężki dzień. − Wyskoczyłam z furgonetki prosto w jego ramiona. Opierając głowę na jego barku, powiedziałam: − Naprawdę nie chcę o tym rozmawiać.
− Więc nie będziemy. − Jacob głaskał moje włosy.
Staliśmy tak objęci w całkowitej ciszy, nie wiadomo jak długo. Po raz pierwszy od czasu lunchu, moje serce powróciło do równomiernego tempa. Pełnym zaufania głosem spytałam :
− Więc o której jest to ognisko?
Chłopak westchnął, odsuwając się nieznacznie, aby przyjrzeć się mojej twarzy.
− Możemy to olać. Sam organizuje podobne rzeczy za każdym razem, gdy przyjeżdża do domu ze szkoły. Jestem pewien, że wróci znowu w weekend tuż po Labor Day, więc to żadna wielka sprawa. Możemy iść kiedy indziej.
− Nie, chcę iść dzisiaj. − To była prawda. Nagle poczułam potrzebę, aby otoczyć się ludźmi, którzy się mną nie brzydzą. − Serio! − Niemal zachichotałam z powodu jego sceptycznego wyrazu twarzy.
− Mamy około godzinę. – Jacob uśmiechnął się. − Co chcesz zrobić dla zabicia czasu? − Wymownie podniósł jedną brew.
− Naucz mnie zmieniać opony.
Teraz obie brwi podniosły się aż do swojej górnej granicy.
− Co?
− Poważnie. Potrzebuję czegoś, aby oczyścić myśli. Pomaga mi, gdy czegoś się uczę.
Do grona jego zasług doliczyłam to, że nie próbuje „rozpraszać” mnie w inny sposób. Jake po prostu uśmiechnął się szeroko i pochylił się, aby zajrzeć do platformy furgonetki.
− Wow, twój podnośnik ma tysiąc lat. Nie mogę uwierzyć, że nigdy tego nie zauważyłem.
Przed tym jak ojciec kupił mi wóz na szesnaste urodziny, ciężarówka należała do Billy'ego. A jednak to Jacob spędzał najwięcej czasu, utrzymując ją przy życiu u jego schyłku.
− Nie mogę uwierzyć, że Charlie tego nie zauważył. To znaczy wiesz, jak bardzo kontroluje furgonetkę. Ledwo spada drugi płatek śniegu, a on już stoi z łańcuchami na koła w garści... − Uśmiechałam się, gdy to mówiłam.
To, jak tata o mnie dbał, było słodkie. Nawet po upływie dwóch lat naszego wspólnego pożycia, wciąż przyzwyczajałam się do tego, że ktoś dla odmiany troszczył się o mnie.
Jake pracował szybko, pokazując mi, jak podnieść ramę i zdjać sflaczałą oponę. Niedługo potem jego śmiech rogrzewał mnie aż do szpiku kości.
− Nie, Bells. Musisz obrócić piastę koła w inny sposób...
− Ciesz się, że znalazłeś radość w mojej niewiedzy. Choć by być szczerą, powiem ci, że mnie też to bawi. Która godzina? Nie powinniśmy już iść?
− Och! Tak. Co ja bym bez ciebie zrobił? – Jacob wysunął swoje wargi w moim kierunku.
Zachęcało mnie ciepło jego ciała, ale ostatecznie odsunęłam się. Natychmiastowo wstąpiło we mnie poczucie winy, ale wiedziałam, że godzina robi się już późna.
− Musimy iść, Jake.
− Cokolwiek sobie życzysz. − Wyskoczył ze środka wozu. Jego głos dryfował przez otwarte okna. − Chcesz zadzwonić do Charliego?
− Och, nie. Nie obchodziłoby go nawet to, że rabowałabym banki po szkole tak długo, jak jestem z tobą. − Tata uwielbiał Jacoba, a zatem kręcenie się mojego pierwszego chłopaka wokół domu było dla niego łatwiejsze do strawienia. − Mogłam jednak założyć kurtkę.
Jake przebiegł przez drzwi, rzucił mi bluzę z kapturem i wskoczył do Rabbita. Poszłam za jego przykładem. Popędziliśmy w dół plaży, przez cały czas trzymając się za ręce. Paplałam o jakiś bzdurach, starając się trzymać nieprzyjemne wspomnienia dotyczące wcześniejszych wydarzeń dzisiejszego dnia z dala od tego, co działo się tutaj.
Zaczęło zmierzchać, gdy zatrzymaliśmy się wreszcie obok ogniska. Cała zgraja siedziała już tam w starym składzie. Najlepsi przyjaciele Jacoba : Quil i Embry, Sam Uley i jego dziewczyna Leah Clearwater oraz paru innych. Młodszy brat Indianki, Seth, machał do nas entuzjastycznie ze swojego miejsca nieopodal ogniska.
Całując mnie w policzek, Jake poszedł gdzieś, z pewnością czynić zamęt razem z Quilem, a ja usadowiłam się obok Leah. Ona zaś odwróciła oczy od Sama zbierającego drzewo na ognisko i uśmiechnęła się słodko w moim kierunku.
− Co słychać, Bello?
Zawiązałyśmy pewnego rodzaju koleżeństwo jako jedyne dwie dziewczyny biorące udział w tego rodzaju spotkaniach na plaży.
− Dzisiaj zaczęła się szkoła. Myślę, że przetrwałam. − Ledwie. − A jak twoje sprawy? Bardzo ci ciężko z tym, że Sam wraca na uczelnię?
Chłopak Leah był juniorem na Uniwersytecie w Waszyngtonie, gdzie wyrobił już sobie dobrą opinię, wchodząc w skład drużyny pływackiej. Zostali zmuszeni do rozdzielania się każdego lata, gdyż Indianka wciąż uczyła się w szkole średniej, w ostatniej klasie jak ja.
− Właściwie to on nie wraca tam aż do środy. Ale tak, to ciężka sytuacja. Jednak Sam jest tam szczęśliwy i przyjeżdża, kiedy tylko może. − Jej oczy zmrużyły się, gdy to mówiła. – I ja także go odwiedzam, aby oglądać go na zawodach. Powinnaś zobaczyć, jak płynie sto metrów stylem dowolnym, Bello. Jest najszybszy.
− Musisz być z niego dumna. – Wiedziałam, że to tylko kwestia czasu, nim tych swoje się zaręczy.
Oboje byli młodzi, ale dowolna osoba, która ich nie znała, potrzebowała mało czasu, aby dostrzec, że każde z nich czciło ziemię, po której stąpało drugie. On był cichy jednakże poważny, ona energiczna i pełna życia. Kiedy patrzyłam, jak Leah zerka zalotnie na tylną część sylwetki Sama, gdy ten podniecał ogień, nie mogłam nic poradzić na to, że zaczęłam rozmyślać nad tym, co ludzie myślą o Jake’u i o mnie.
Ten zaś musiał czytać w moich myślach, ponieważ natychmiast zjawił się u mego boku.
– Hej. – Uśmiechnęłam się, przysuwając się bliżej i złożyłam przelotny pocałunek na jego ustach.
− Hej tam. Jak leci? − Jego ton sugerował, że nie zapomniał wyrazu mojej twarzy, gdy po raz pierwszy wjechałam na jego podjazd dziś popołudniu.
− W porządku, z minuty na minutę jest coraz lepiej… Ja po prostu… − zrobiłam pauzę, czując, że powinnam powiedzieć mu prawdę dotyczącą przebiegu mojego dzisiejszego dnia. Trzymanie przed nim sekretów było nienaturalne – … miałam strasznie dziwne przeżycia z tym nowym facetem w szkole.
Jake zmarszczył czoło w udawanej wściekłości.
– Facet, hę? Mam się martwić?
− Boże, nie. Przynajmniej nie w ten sposób. Myślę, że on może mnie uderzyć albo coś. – Żywiłam nadzieję, że mój niepokój pozostawał ukryty za dobrym humorem. – Na angielskim piorunował mnie wzrokiem tak, jakbym właśnie zasztyletowała szczenię.
Ku mojej uldze, Jacob roześmiał się.
– Cóż, jesteś cichym zastraszaczem. To znaczy… Czy on widział już, jak grasz w badmingtona? – Bardziej niż ktokolwiek inny mój chłopak cieszył się, słuchając przerażających opowieści o moich doświadczeniach zdobytych na sali gimnastycznej.
− Cha, cha. Nie, ale to akurat było bardzo dziwne. Jeszcze się nawet słowem do niego nie odezwałam, a tu… − Potrząsnęłam głową, wdzięczna, że robiło się ciemno, więc Jake nie mógł dostrzec rumieńca, który wykwitł na mojej twarzy. – Myślę, że on jest po prostu palantem.
− Tak, na to się zanosi. Oferta dotycząca obicia mu mordy wciąż obowiązuje. – Nadeszła moja kolej na śmiech. – Co?! – krzyknął. – Powinnaś wiedzieć, że urosłem jedną i ćwierć cala w te lato!
Przymknęłam oczy i oparłam się o jego ramię.
– Kocham cię, przecież wiesz.
− Och, nie przejmuj się, wiem. – Nie musiałam unosić powiek, by mieć pewność, że Jake szeroko się uśmiecha.
Kontynuowaliśmy wylegiwanie się koło ogniska. Wkrótce wszyscy drażnili się z Leah i Samem, ponieważ ci dwoje próbowali najwyraźniej pobić rekord świata w najdłuższym przyssywaniu się do cudzych twarzy. Uśmiech zstąpił z mego oblicza, gdy zobaczyłam Harry’ego Clearwatera, ojca Leah pokonującego drogę w dół plaży. Jego chód był nieustępliwy i natarczywy.
− Seth! Leah! – W głosie mężczyzny złość mieszała się ze zmartwieniem.
Dziewczyna natychmiast odsunęła się od Sama, ale on owinął swoje ramię wokół niej w opiekuńczym geście.
− Tato! – krzyknął Seth. W jego okrzyku dało się wyczuć cień zakłopotania. – Co ty tu robisz?
Oczy Harry’ego przeniosły się teraz na całą zgraję siedzącą przy ognisku.
– Nie powiedzieliście mi, gdzie wychodzicie wieczorem. Jutro szkoła. I robi się już zbyt ciemno.
− Co? Serio? Tato, to pierwszy dzień nauki. Nie mamy żadnego zadania domowego. – Głos Lei był napięty. Wiedziałam, że niepokoiła ją utrata cennego czasu, który mogłaby spędzić z Samem.
Nigdy nie widziałam tak rozgorączkowanego Harry’ego.
– Idziemy. Natychmiast. Bierzcie swoje rzeczy. – Mężczyzna obrócił się w kierunku całej reszty. – Jacob, twój tata też cię szuka. Chce, żebyś wrócił do domu. Powiedział jednak, że najpierw powinieneś upewnić się, że Bella trafi do domu bezpiecznie. – Zaakcentował ostatnie słowo.
− Uh, okej? – Jake najwyraźniej nie miał pojęcia, o co chodzi.
Seth i Leah narzekali, podążając za swoim ojcem w dół wybrzeża. Nie mogłam zrozumieć, co się dzieje. Każdy wiedział, że ostatni cenny tydzień lata był sezonem na ogniska dla dzieciaków z rezerwatu. Zawsze przychodziłam tu z Jake’iem o tej porze roku, odkąd wprowadziłam się do Forks. Nigdy nie słyszałam, aby jacyś rodzice się z tego powodu skarżyli. Słyszałam za to, jak Billy mówił, że to lubi. Że jego zdaniem takie spotkania utrzymują znaczenie wspólnoty. Chciałabym spytać Charliego, czy ostatnio miały miejsce w La Push jakieś pijackie rozrób…
– Cóż, to było zabawne. – Rozmyślał na głos Jake, gdy wjechaliśmy na jego podjazd. Biorąc pod uwagę zachowanie Harry’ego Clearwatera, nie zaskoczył mnie widok Billy’ego na ganku, oczekującego z troską naszego powrotu. – Świetnie. – Jęknął Jake.
– Tato? Co się tutaj dzieje? – Przeszliśmy przez podjazd.
Ojciec Jacoba pchnął swój wózek w kierunku krawędzi werandy.
– Musisz odprowadzić Bellę do domu, synu. Upewnij się, że dotrze tam cała i zdrowa. Wprowadź ją do środka.
– Dlaczego? Jakiś seryjny morderca grasuje na wolności czy coś? – Mimo wesołego sarkazmu Jake’a wyraz twarzy jego ojca nadal pozostawał zacięty.
Oczy Billy’ego pałały, zwracając się w moją stroną. Wahając się nieznacznie, mężczyzna odpowiedział:
– Na terenach w pobliżu miasta miały miejsce ataki niedźwiedzi. Nie powinniście przebywać sami na zewnątrz, gdy jest ciemno. – Obrócił się wraz ze swoim surowym wyrazem twarzy na mnie. – Bello, bądź ostrożna.
– Um, będę. – Nie wiedziałam, co powiedzieć. Otworzyłam drzwi do mojej furgonetki i wdrapałam się do środka. – Zgaduję, że prześcignę się w drodze do mojego domu, Jacob.
Chłopak zaśmiał się, przyglądając się mojej staruszce.
– Żadnej rywalizacji, Bells.
– Uwijajcie się, synu – zawołał Billy.
– Jasne, jasne. – Jake schylił się, sięgając przez okno, aby pocałować mnie w policzek. – Będę jechał tuż za tobą. – Wymigując się od spojrzenia swego ojca, młody Black kontynuował z uśmiechem: – Po drodze zamknij drzwi. Wiesz, że niedźwiedzie lubią celować w pojazdy.
Bałam się zaśmiać, biorąc pod uwagę fakt, że Billy wciąż znajdował się przy krawędzi ganku. Odpaliłam silnik i odjechałam, nie chcąc patrzeć w tył. Tata Jacoba był zazwyczaj taki dobry…
Trasa wiodąca do domu Charliego minęła spokojnie. Żadnych grizzly w zasięgu wzroku. Zgodnie z obietnicą, Jake podprowadził mnie aż pod same drzwi.
– Zadzwoń do mnie zaraz po tym, jak domyślisz się, o co tu naprawdę chodzi – nalegałam.
– Oczywiście. – Chłopak rozpromienił się na buzi, gdy przyciagnęłam go bliżej, muskając jego usta swoimi.
Zrobiłam to w progu, witając się w nim z ojcem.
– Hej, Bells. Jake przywiózł cię do domu? Coś nie tak z furgonetką? – Wyjrzał przez okno.
– Nie wszystko z nią w porządku, tato. Hej, wiesz coś na temat ataków niedźwiedzi na naszym obszarze?
Charlie zmarszczył brwi.
– Nie, czemu? Widziałaś co?
– Nie, ale różne dziwne rzeczy się dzia...
Naszą rozmowę przerwał przenikliwy dźwięk telefonu. Wiedziałam, że jeszcze za wcześnie na to, by zrobił to Jacob. Nie miałam pojęcia, kto jeszcze mógłby dzwonić przed dziesiątą.
Charlie nie zdążył nawet powiedzieć halo. Ktokolwiek znajdował się po drugiej stronie, mówił przez cały. Słuchałam w skupieniu.
W końcu tata został dopuszczony do głosu. Jego ton zrobił się szorstki, nieco drażniący.
– Ze wszystkich znanych mi ludzi, ty, Billy, powinieneś być trochę bardziej otwarty. Przez tyle czasu nie mieliśmy w mieście lekarza z dobrymi kwalifikacjami –zrobił pauzę. Najwyraźniej jego przyjaciel miał inne zdanie na ten temat niż on. Charlie przybrał surowy wyraz twarzy. – Cóż, wolałbym dawać ludziom kredyt zaufania, niż linczować każdą nową rodzinę, która wprowadzi się do Forks. Dobranoc. – Cisnął telefonem o widełki.
Udawałam zatroskaną, skubiąc rąbek swojej koszulki, gdy ojciec wyłonił się zza rogu.
– Wszystko w porządku, tato?
On tylko westchnął.
– Tak, Bello, wszystko gra. – Wchodziłam już po schodach, aby przygotować się do spania. Obróciłam się jednak, gdy Charlie zawołał: – Następnym razem, gdy będziesz u Jake’a, upewnij się, że Billy dba o siebie, okay? Myślę, że zaczyna wpadać w paranoję z racji swojego wieku.
– Jasne.
Poszłam do łazienki. Gdy myłam zęby, nie mogąc nic na to poradzić, zaczęłam zastanawiać się nad tym, że nie ma mowy, aby dalsza część roku szkolnego spędzonego w ostatniej klasie potoczyła się dziwaczniej niż dzień dzisiejszy.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
chochlica1
Gość






PostWysłany: Wto 22:51, 03 Lis 2009 Powrót do góry

Powiem to, co na chomiku :)

W tym rozdziale Jacob wyjątkowo mnie nie raził, podobnie jak sfora. Cóż, może się z nim w końcu oswoję. Na razie jest ukazany dość przyzwoicie, choć i tak w starciu z Cullenem, które i tak nastąpi (chyba), wypadnie blado i przykro mi, Edward forever ;D

W każdym razie czytało mi się tak dobrze, że nim się zorientowałam, a już skończyłam. Cholernie mnie to wciąga, nie wiem, co mi się takiego w tym ff podoba. I jeszcze tłumaczenie... Fantastyczne. Czyta się naprawdę rewelacyjnie i odwalacie kawał dobrej roboty, pogratulować i pozazdrościć :D

Czekam na więcej wątków z Eddiem i jakieś wykroczenie poza zmierzchopodobną akcję ;D

Dziękuję za rodział, kocham i czekam na nowy ;***
Ewelina
Dobry wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P

PostWysłany: Śro 0:06, 04 Lis 2009 Powrót do góry

Aaaa dostałam dedykacje! Jasny gwint:) Nie no Klaudia, jeśli tak będą działać moje pierożki, to częściej będę Cię nimi..szczuła. Dziękuje za nią z całego serduszka!!!
Co do rozdziału: nie muszę mówić, że Jacob mnie wkurza? Oczywiście już podejrzewam co w trawie piszczy... IVO jest bardzo, ale to bardzo podobne do książki SM. Jednak cieszy mnie to. To jakby alternatywna wersja wydarzeń. Chociaż nie powiem, początek opowiadania nie był ciekawy. Jednak Edward sprawia, że chce się to dalej czytać. A warto bo później... nic nie powiem.

Malinko, cieszę się, że ktoś wziął się za tłumaczenie tego opowiadania. Z jawną niecierpliwością oczekuje kolejnego rozdziału!
Buziaki,
Twoja cziłała.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Majcia_
Człowiek



Dołączył: 14 Wrz 2009
Posty: 50
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 16:45, 04 Lis 2009 Powrót do góry

Klaudio-Malino! ;D
dziękuje za nowy. i faktycznie w porównaniu z poprzednim to ten dodałaś baaardzo szybko. tłumaczenie jak zawsze świetne, i beta rewelacyjna. więc podziękowania dla Ciebie i dla Ewy Wink ;*
cieszę się, że akcja zaczyna się jakoś rozkręcać. już coś się zaczyna dziać. ten ff bardzo przypomina sagę zmierzchu, jednak dla mnie to nie jest wadą, bo sagę mimo wszystko ubóstwiam.
czekam na nowy, i na większy udział Edwarda! Wink

buziaki ;***


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Malina.
Człowiek



Dołączył: 18 Sty 2009
Posty: 79
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 18:30, 04 Lis 2009 Powrót do góry

Ah, dziewczynki, moje kochane :)

Wercia :Cieszę się, że moje tłumaczenie ci się podoba. To jest bardzo, ale to bardzo motywujące :*

Ewelinka :A szczuj mnie ile chcesz, jak chcesz i kiedy chcesz! Efekty są jak najbardziej pozytywne, co chyba widać :) I żadnych spojlerów! :*

Majcia :Cóż mogę powiedzieć? Dziękuję :*

Co do opowiadania... Rzeczywiście, przypomina bardzo Meyerowy Zmierzch, ale w tym tkwi jego urok Wink Poza tym fanfic jest dosyć stary :D Sądzę, że na forum mamy dość tekstów z kiślowaniem. Pora na coś innego :D

Buziaki :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin