FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Innocent, Vigilant, Ordinary. [T] [NZ] (03.11 - R.4) Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Malina.
Człowiek



Dołączył: 18 Sty 2009
Posty: 79
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 14:54, 26 Sie 2009 Powrót do góry

Image

Za śliczne banerki dziękuję chochlicylove

Opis :

Pierwsze dwa lata swojego pobytu w Forks Bella Swan spędziła na rozwijaniu przyjaźni z Jacobem Blackiem, aż wreszcie doprowadza to do czegoś więcej. Gdy rozpoczyna ostatni rok nauki w szkole średniej, w mieście pojawia się nowa rodzina. Bella zaczyna się powoli zastanawiać nad tym, jakby wyglądało jej życie, gdyby poszła inną drogą... Czasami istnieje różnica między tym, co myślisz, a czego potrzebujesz, a także tym o czym nie wiedziałeś, że chcesz. Akcja opowiadania toczy się w czasie fabularnym odpowiadającym Księżycowi w Nowiu i Zaćmieniu.


Mamy zgodę autorki Oxymoronic8

Tłumaczyć i betować będą :

tłumaczki : Malina i Ada.
beta : Eileen.

Link do oryginału : [link widoczny dla zalogowanych]
IVO in German : [link widoczny dla zalogowanych]

Dostępne także w wersji pdf. : [link widoczny dla zalogowanych]


~ Prolog.


tłumaczenie : Malina
beta : Eileen

,,Pasujemy do siebie idealnie. Ten związek nie wymagałby od nas żadnego wysiłku - bycie razem byłoby dla nas równie naturalne, co oddychanie. Gdyby nic nie stanęło ci na przeszkodzie, taką ścieżkę byś właśnie wybrała... Gdyby świat był taki, jaki powinien być, nie byłoby żadnych potworów ani żadnej magii.’’
~ Jacob Black; ,,Zaćmienie”, str. 526


W świecie bez potworów i magii Jacob Black i ja byliśmy na siebie skazani. Wszechświat składa się tylko z nas. On czyni mą egzystencję prostą i chroni mnie przed niewytłumaczalną samotnością, która śledziła mnie do momentu, gdy go spotkałam. Nasza miłość bazuje na zaufaniu i przywiązaniu, które większość ludzi chciałoby znaleźć w trakcie swej ziemskiej wędrówki. Pewnego dnia dorośniemy, aby związać się ze sobą na zawsze i dźwignąć ciężar założenia rodziny. Nasze życie obierze spokojny i wygodny kurs. I w ten właśnie sposób, pewnego dnia opuścimy ziemski padół, dryfując w nieznane i nie chcąc niczego więcej.
W świecie bez potworów i magii, lepiej nie rozwodzić się nad tym, co mogłoby się wydarzyć. Tak czy inaczej, dlaczego mielibyśmy wyciągać rękę po coś więcej, coś, co może nawet nie istnieć? Kiedy tymczasem możemy być bezpieczni, bowiem wszystkie nasze potrzeby się pokrywają? Wolę pracować dla stałej pensji, będąc częścią czegoś rzeczywistego i nieskomplikowanego, niż wyczekiwać wygranej na loterii. Życie ma na celu budzić rozczarowanie. Gdy los staje ci na drodze, daje bezpieczeństwo i wewnętrzny pokój, nie ryzykujesz tego dla szansy poczucia uniesienia, które może nigdy nie nadejść. Budujemy swoje życie w rzeczywistości, wiedząc, że raj istnieje tylko w bajkach o wróżkach.
W świecie bez potworów i magii, Jacob Black i ja jesteśmy szczęśliwi. Ale wciąż żyjemy bez otaczających nas uroków. Dzielimy szczęście, doszukując się przyczyny. Czujemy się nieświadomi w pełnym tego słowa znaczeniu. Nieświadomi tego, czego nam brakuje. To, co mamy, jest wystarczające, ponieważ nie zdajemy sobie sprawy z tego, co przynosi magia. Nasze serca nigdy nie rwały się z piersi w imię czystej namiętności. Nigdy nie będziemy musieli zastanawiać się nad losem naszych dusz, ponieważ w naszej banalnej egzystencji, nie podejmujemy żadnego ryzyka. Kiedy idziesz przez życie przepełnione codziennością, naturalna miłość jest wszystkim, czego potrzebujesz. Tak dzieje się, zanim znajdziesz magię, o której istnieniu nie miałeś pojęcia. Nie wiedziałeś, że jej pragniesz. Nagle codzienność staje się monotonna. Oczekujesz czegoś niezwykłego...


Post został pochwalony 2 razy

Ostatnio zmieniony przez Malina. dnia Wto 23:22, 03 Lis 2009, w całości zmieniany 12 razy
Zobacz profil autora
TempestaRosa
Wilkołak



Dołączył: 18 Sie 2009
Posty: 111
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Cardiff

PostWysłany: Śro 16:20, 26 Sie 2009 Powrót do góry

Cóż, nie jestem pewna, co mam sądzić, bo prolog jest krótki i tak naprawde ukazuje coś, do czego możemy dojść po dziesięciu minutach myślenia o realiach życia.
Nie jestem pewna, czy tam słowo magia jest dosłownie użyte, czy raczej nie - bo nie wiem, czy wszyscy tu są ludźmi.
Ogólnie, narazie wydaje mi się, że to będzie ff który warto przeczytać dla zabicia czasu. Jeśli okaże się, że będą wampiry, to ja odpadam.
Ale kto wie, zaskoczcie mnie.
Tłumaczenie bardzo dobre, ładnie manewrujesz słowami ale zobaczymy, jak ci to wyjdzie z dłuższym tekstem.
Pozdrawiam.
TempestaRosa

Cytat:
Bella Swan spędza pierwsze dwa lata swego życia w Forks, rozwijając w tym czasie przyjaźń z Jacobem Blackiem, aż wreszcie doprowadza to do czegoś więcej.

Wiesz, coś tu jest nie tak. W mojej głowie to brzmi tak, jakby Bella w wieku dwóch lat zakochała się w Jacobie. Nie wiem czy to błąd w tłumaczeniu, czy bład autorki lub mojej własnej wyobraźni, ale nie pasuje mi to zbytnio ;-) Poza tym to brzmi tak, jakby po tych dwóch latach się wyprowadziła.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez TempestaRosa dnia Śro 16:21, 26 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Monrazeta
Nowonarodzony



Dołączył: 14 Lip 2009
Posty: 19
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 17:20, 26 Sie 2009 Powrót do góry

Cóż na razie nie ma czego komentować
Moim zdaniem nie ważne czy tłumaczenie czy nie powinno się poczekać i wstawić pierwszy rozdział.
Faktycznie pierwsze zdanie prologu brzmi dosć dziwnie.
Ja odwrotnie jeśli wampiry bedzie ciekawiej, bo takich ff jest coraz mniej - niestety.
Nie wiem czy tu wrócę, ale i tak życzy powodzenia z tłumaczeniem. :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Malina.
Człowiek



Dołączył: 18 Sty 2009
Posty: 79
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 17:37, 26 Sie 2009 Powrót do góry

TempestaRosa napisał:
Cytat:
Bella Swan spędza pierwsze dwa lata swego życia w Forks, rozwijając w tym czasie przyjaźń z Jacobem Blackiem, aż wreszcie doprowadza to do czegoś więcej.

Wiesz, coś tu jest nie tak. W mojej głowie to brzmi tak, jakby Bella w wieku dwóch lat zakochała się w Jacobie. Nie wiem czy to błąd w tłumaczeniu, czy bład autorki lub mojej własnej wyobraźni, ale nie pasuje mi to zbytnio ;-) Poza tym to brzmi tak, jakby po tych dwóch latach się wyprowadziła.


W oryginale brzmi to tak : Bella Swan spent the first two years of her life in Forks developing a friendship with Jacob Black that finally turned into something more.

Ja rozumiem to tak, jak to przetłumaczyłam :) No ale, rzeczywiście może to się wydawać nie jasne, więc zaraz to zmienię.

Monrazeta napisał:
Cóż na razie nie ma czego komentować
Moim zdaniem nie ważne czy tłumaczenie czy nie powinno się poczekać i wstawić pierwszy rozdział.
Faktycznie pierwsze zdanie prologu brzmi dosć dziwnie.


Hmmm...
1. Rozdział 1 jest już przetłumaczony, ale aktualnie jest u bety. Wstawiłam prolog, ponieważ chciałam dać wam przedsmak opowiadania, wydawało mi się, ze prolog jest naprawdę dobrze napisany. Przepraszam. My fault.
2. Prolog? No normalnie... Moja reakcja : WTF?! Shocked To co jest u góry, to opis a nie prolog...

Nie mniej jednak, dziękuję za wszystkie miłe słowa :D


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
iglak17
Nowonarodzony



Dołączył: 12 Sie 2009
Posty: 37
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Podkarpacie

PostWysłany: Śro 17:40, 26 Sie 2009 Powrót do góry

Hmm. Na początku byłam trochę skołowana. Narracja pierwszoosobowa - punkt widzenia Belli. Ze wstępu wynika, że ich życie jest na razie zwyczajne, bez tej magii, której nie są świadomi. Więc czemu Bella o niej wspomina? No tak, to powinno być oczywiste. Bo prolog, podobnie jak w sadze, wyprzedza fabułę i jest pisany w momencie, kiedy Bella już się czegoś dowiedziała.
Trudno teraz oceniać to opowiadanie, wolę poczekać, aż rozwinie się akcja. Na razie zapowiada się nieźle. Ciekawa jestem, jak to będzie dalej.
Życzę Wam dużo czasu na tłumaczenie ;-).
Pozdrawiam,
i.17


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez iglak17 dnia Śro 17:41, 26 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Śro 17:42, 26 Sie 2009 Powrót do góry

Prolog jest za krótki, bym mogła stwierdzić, czy to opowiadanie przyciągnie mnie na dłużej. Jednak myślę, że tak.
Podoba mi się twoje tłumaczenie. Wszystkie słowa zdają się być na swoim miejscu, a to bardzo duży plus. Naprawdę mi się podoba.
Czekam na rozdział pierwszy, zobaczymy jak to dalej będzie. Wink
Malina.
Człowiek



Dołączył: 18 Sty 2009
Posty: 79
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 12:18, 31 Sie 2009 Powrót do góry

wersja pdf : [link widoczny dla zalogowanych]

~ Rozdział 1 : Sixteen.

tłumaczenie : Ada
beta : Eileen


Jacob skończył w środę szesnaście lat. Gdy wjechałam na jego podjazd, spostrzegłam go siedzącego na przechodzonym stopniu schodów. Uśmiechał się do mnie tym żarliwym, zaraźliwym, szerokim uśmiechem, który tak dobrze znałam. Każdego miesiąca odkrywałam coś innego czającego się pod powierzchnią tego gestu. Coś motywującego, a nie niepewnego. Tę pewność siebie, która przychodziła wraz z dojrzewaniem. Ta świeżość, czyli niewyrażalna zmiana, która zaszła w zachowaniu Jacoba, powiedziała mi, że stanie się szesnastolatkiem dawało mu nadzieje.
Szesnaste urodziny oznaczały co najmniej dojrzałość dla chłopaka, który spędzał dnie, udoskonalając VW Rabbit’ a, którego znalazł na lokalnym złomowisku. W trakcie tych trzech lat poznałam go na wylot. Potrafił mówić nieskończenie wiele o tym, że jazda samochodem oznacza dla niego wolność. Gdy osiągnął to, czego pragnął od tak dawna, jego pewność siebie jeszcze bardziej wzrosła. Po nieśmiałości ósmoklasisty, którą poznałam, gdy w wieku piętnastu lat pierwszy raz przeprowadziłam się do Forks, nie pozostał nawet ślad.
Jacob spędzał teraz każdy moment, który dzieliliśmy na próbach siadania bliżej mnie, zakładania niesfornego kosmyka włosów za ucho i zbliżania się do mnie podczas rozmowy na jak najmniejszą odległość. Chłopak był po prostu nowy w liceum. Nadal liczył sobie wiekiem mniej niż moje niepełne osiemnaście lat, ale w jego mniemaniu dzieliliśmy w końcu ten sam plac zabaw. Ja zaś zwyczajnie nie wiedziałam czy chcę grać w tę grę.
Jacob Black został moim najlepszym przyjacielem, odkąd w lato przez rozpoczęciem dziesiątej klasy przeprowadziłam się do Forks w stanie Washington, by mieszkać z moim ojcem. Jego tato, Billy, i mój, Charlie, byli przyjaciółmi od lat. Oczywiście w momencie, kiedy braliśmy z Jakiem udział we wspólnych obiadach sporządzonych z ryb, które złowili nasi ojcowie podczas swoich cotygodniowych wycieczek, w mgnieniu oka zostaliśmy przyjaciółmi. Wkrótce spędzaliśmy razem każdą wolną chwilę. Duża ilość naszego wolnego od szkoły czasu mijała nam w garażu, czyli miejscu wielu projektów wliczających cennego VW Jacoba, gdzie oboje żartowaliśmy.
Black nie przypominał innych dzieciaków, z którymi chodziłam do szkoły. Jake był interesujący, skromny i pełny życia. Uczynił mój monotonny świat znośnym. Oczywiście oprócz wyrzutów sumienia, które odczuwałam z powodu jego nieszczęśliwego zauroczenia moją osobą. W moich oczach wciąż pozostawał małolatem. To, co w nim uwielbiałam to fakt, iż potrafił odbijać się od barier z nieokiełznanym entuzjazmem pięciolatka uwijającego się w pośpiechu w świąteczny poranek.
Z drugiej strony stałam się w pełni rozwiniętą kobietą uwięzioną w nastoletnim ciele, co wynikało z faktu, iż byłam jedynym dzieckiem mej matki Renee: nastolatki skrytej w obliczu trzydziestoośmiolatki. Do czasu gdy trzy lata temu mama nie poślubiła Phila, opiekowałam się nią, nie zdając sobie sprawy z odpowiedzialności, którą na siebie wzięłam. To jednak sprawiało, że czułam się użyteczna. W Jake’ u polubiłam sposób, w jaki mnie potrzebował. Zajmowanie się nim odbierałam po prostu jako właściwe. Chłopak z kolei zacumował w zatoce samotności, która podążała za mną przez całe moje życie.
Jacob i ja czuliśmy się idealnie w tym naszym obecnym, platonicznym stanie. Nic więcej nie mogło zakłócić sielanki, którą tak pokochałam. On jednak pragnął czegoś więcej. Każdego dnia czekał na stopniu małego domu, który dzielił z ojcem na moje przybycie. Dni mijały, a jego zachowanie przekształciło się w utwierdzanie się w przekonaniu, iż nie będzie już więcej siedział bezczynnie obok mnie i nie pozwoli mi postrzegać się jako dziecko.
Zatrzymałam swoją ciężarówkę i powoli zsunęłam się z fotela kierowcy. Pomimo zaniepokojenia tym specyficznym rodzajem naszej przyjaźni, czułam się w towarzystwie Jacoba odprężona.
– Bella! – wykrzyknął przyjaciel, chwytając mnie w jeden ze swoich łamiących kości uścisków.
Coraz częściej nie śpieszył się z usprawiedliwieniem naszego fizycznego kontaktu. Dziękować Bogu, że był tak chudy i jedynie kilka cali wyższy niż ja. W innym wypadku musiałabym się trudzić nad wyjaśnianiem lekarzom, jak złamałam moje żebra.
Wręczyłam mu małą paczkę, którą owinęłam w gazetę.
– Sto lat!
Jake wpatrywał się we mnie tak, jakby spodziewał się, że przyjadę tu z pustymi rękoma.
– Nie musiałaś mi nic dawać.
– Tak, jasne. Kłamca. Przepraszam za opakowanie, ale Charlie nie miał w domu nic świątecznego.
Chłopak puścił mi w odpowiedzi oczko, po czym przysunął się do mnie nieco bliżej.
– Wybaczę ci tym razem. – Nie marnował czasu na to, aby rozpocząć swój mniej – niż – subtelny flirt.
Obdarzył mnie natomiast wręcz ociekającym w podteksty uśmiechem. Uciekłam wzrokiem, wciąż niepewna, jak powinnam na to odpowiedzieć.
Siedzieliśmy przez chwilę w ciszy. Mogłam poczuć na sobie jego wzrok. Troszeczkę za głośno nalegałam: „Dawaj, otwórz go!”.
Z jakiegoś innego powodu niż niewytłumaczone napięcie pomiędzy mną a Jakiem wypełniał mnie niepokój. Żywiłam nadzieję, że zaraz po zakończeniu szkoły znajdę letnią pracę. Miało to jednak stać się dopiero za miesiąc. Dysponowałam niewielką kwotą pieniędzy przeznaczonych na zakup prezentów świątecznych, a zatem improwizowałam. Teraz ogarniały mnie wątpliwości dotyczące trafności mojego wyboru.
Jego śmiech natychmiast po mnie spłynął.
– Breloczek do kluczy w kształcie stopy królika?
Nagle poczułam sie jak dureń, co w towarzystwie Jacoba należało do rzadkich sytuacji.
– Wiesz, naprawiasz Rabbita…
Owijając swoją rękę wokół mojej talii, odpowiedział:
– Taaa, kumam. O jej, Bella, ty mnie chwalisz!
– Wiesz, że jestem kompletnie spłukana. Albo wkrótce będę. Przynajmniej nie jest różowy.
– Przestań przepraszać! Kocham to!
Wiedziałam, że mówił poważnie. Jacob był takim samym słabym kłamcą jak ja.
– Naprawdę nie musiałaś przynosić mi prezentu. To, że tu jesteś jest wystarczające – urwał. Chrapliwym głosem, który wciąż wydawał mi się nowy, ciągnął: – Wiesz, Bella, myślałem…
Natychmiast zabrałam się do konstruowania własnej riposty, nim przyjaciel zdołałby w ogóle kontynuować swoją wypowiedź:
– Czekaj, jest tego więcej! – wykrzyknęłam, wyciągając z kieszeni kartę.
Można było odnieść wrażenie, jakbym wykonywała magiczną sztuczkę.
Jacob wydawał się moim wybuchem lekko wstrząśnięty, lecz zarazem ciekawy. Ceremonialnie otworzył kopertę.
– Nie wierzę! – Wyglądał tak, jakbym wręczyła mu czek na milion dolarów, a nie własnoręcznie zrobiony kupon na darmową lasagne vel Bella Swan.
– Zrobię sobie kopię i będę mógł wykorzystywać ją co tydzień.
Zanim mój uśmiech stał się jeszcze szerszy, przyjaciel zacieśnił swój uścisk wokół mnie. Przyciągnął mnie tak blisko siebie, że znalazłam się praktycznie na jego kolanach.
– To jest świetne, Bella. Dziękuję. – Głos Jacoba znowu stał się poważny.
Nagle zdałam sobie sprawę, że nasze twarze znajdują się zaledwie cale od siebie, tak blisko że mogłam policzyć wszystkie jego rzęsy. Mój żołądek zacisnął się. Dobrze wiedziałam, co chciał zrobić Jake.
Proszę nie całuj mnie – błagałam cicho, podczas gdy on przysuwał swoją twarz jeszcze bliżej mojej. Wkrótce będę mogła poczuć na sobie jego rzęsy. Nigdy nikogo nie całowałam, a już na pewno nie w romantyczny sposób. Nie miałam pojęcia co do tego, czy chciałam zniszczyć przyjaźń dla udziału w pierwszym pocałunku z osobą, której nie byłam do końca pewna.
Słowa wypłynęły z moich ust, zanim zdałam sobie sprawę, iż należały do mnie.
– Jake, nie uważam, że to dobry pomysł.
Jego powieki pozostawały przymrużone, gdy odpowiadał:
– Zobaczymy.
Zanim mogłam odpowiedzieć, jego usta wpijały się w moje, a ręce chłopaka obejmowały me plecy. W tym momencie wyrazy dzieciak i Jacob przestały należeć do tego samego zdania. Pocałowałam go niepewnie, zdając sobie sprawę, iż żadne z nas nigdy wcześniej tego nie robiło. Obawiałam się, że będę w tym kiepska, chociaż niedoświadczenie Jake’ a wydawało się nie mieć wpływu na jego zaufanie i zdolności.
Mój przyjaciel zachowywał się bezwstydnie, przesuwając ręce z moich pleców na szyję, a następnie na twarz. Jego język wkradał się w moje usta bez słowa przeprosin. Nie miałam pojęcia, jak powinnam się odwdzięczyć. Czułam się dobrze, nawet bardzo dobrze, lecz mój mózg stanowił plątaninę myśli już w chwili, gdy tylko nasze wargi się rozdzieliły.
Włożyłam wysiłek, aby wyciszyć moją wewnętrzną udrękę. Jake był wspaniały. Przebywanie z nim uosabiało najprostszą rzecz, jakiej kiedykolwiek doświadczyłam. Przez lata stanowił pomocne ramię, na którym wypłakiwałam się, gdy wszystko na świecie wydawało się zimne i nieciekawe. Teraz zaś mój przyjaciel pocałował mnie tak, jakby próbował stopić nasze ciała w jedność. Kochał mnie. Musiał.
Jako dziecko rodziców, którzy rozwiedli się zanim mogłam to pamiętać, byłam dobra w poleganiu na samej sobie. Mówiłam, że nikogo nie potrzebuję. Wiedziałem jednak, że się okłamuję. Pojmowałam, że pragnę Jacob’ a. Był dla mnie wszystkim. Całe życie wmawiałam sobie, że nie każda miłość musi rozpaść się tak samo jak związek moich rodziców. Nie każde uczucie musi być niepohamowaną namiętnością bez krzty rozsądku.
Gdy usta Jacoba opadały na moje, zrozumiałam, że to co już mieliśmy, może zmienić się w coś jeszcze. Byłam winna i sobie i jemu próbę przekonania się, czym to coś mogłoby być. Przysunęłam zatem ręce do jego twarzy i dałam mu wszystko. To mój najlepszy przyjaciel, moje światło. Bardzo prawdopodobne, że popełniałam szaleństwo, myśląc, że nie jestem w stanie należeć do nikogo innego poza nim.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Malina. dnia Śro 20:17, 21 Paź 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
iglak17
Nowonarodzony



Dołączył: 12 Sie 2009
Posty: 37
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Podkarpacie

PostWysłany: Pon 18:28, 31 Sie 2009 Powrót do góry

Podoba mi się. Szkoda tylko, że opowiadanie ukazuje się tylko na chomiku. Czyżby rozdziały miały z czasem stać się tak długie, że przestałyby się mieścić w postach?
Zaczyna się ciekawie. Przyjaźń Belli i Jacoba zaczyna przekształcać się w coś więcej. Bella nie jest pewna, czy dobrze robi pozwalając przyjacielowi na pocałunek, ale w końcu decyduje się spróbować. I jak na razie wszystko jest dobrze. Zwykły świat, ze zwykłymi problemami. Związek B&J zupełnie naturalny, niewymuszony i na miejscu. Ciekawe, jak długo trzeba będzie czekać na komplikacje. Czekam na następne części, bo to wciąż za mało, żeby napisać dłuższy komentarz (a może to ja mam jakąś blokadę ostatnio? Sama już nie wiem). W każdym razie będę czytać. Było by miło, gdyby była możliwość czytania na forum.
Pozdrawiam,
i.17


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Swan
Zły wampir



Dołączył: 20 Lut 2009
Posty: 406
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 40 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Forks, Phoenix... ok no... Śląsk :P

PostWysłany: Pon 18:31, 31 Sie 2009 Powrót do góry

Też rozśmieszyło mnie to zdanie:

Bella Swan spędza pierwsze dwa lata swego życia w Forks, rozwijając w tym czasie przyjaźń z Jacobem Blackiem, aż wreszcie doprowadza to do czegoś więcej.


Dwulatka się zakochała? O co chodzi?
No ale przeczytałam. Wydaje się to dziwne. Nie wiem dlaczego, ale wydaje mi się to takie... bez większych emocji. Wiem, że non stop tam o nich piszą, ale do mnie to nie dociera. Nie wiem czemu. Może sama się blokuję, bo nie lubię Jacoba? Dlaczego ona w ogóle z młodszym...? Kilka cali wyższym? Przecież ona ma 160! O matko.
Czekam na cd. Zaciekawiło mnie najbardziej ostatnie zdanie :D Tajemnicze, a zarazem dające nadzieję na szybkie pojawienie się Eda. Jake mnie drażni xD Nie wiem czemu... Może dlatego, że wyobraziłam sobie jakbym miała się całować z dwa lata młodszym facetem i... fuj xD Ale w sumie ma 16... Nie wiem.
Tłumaczenie niezłe, nie wyłapałam błędów.
Czasu, weny i chęci do dalszej pracy :)


Pozdrawiam,
Swan


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Malina.
Człowiek



Dołączył: 18 Sty 2009
Posty: 79
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 21:43, 31 Sie 2009 Powrót do góry

Hmmm... Wszyscy mają jakieś ale do tego zdania, więc może ktoś zarzuci jakimś innym pomysłem, hmm? :)
Naprawdę dużo nad tym myślałyśmy z naszą betą i nie mogłyśmy wymyślić jakiegoś zamiennika, który pokrywałby się mniej więcej z oryginałem...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
pestka
Wilkołak



Dołączył: 24 Gru 2008
Posty: 205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 28 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Royston Vasey

PostWysłany: Pon 22:47, 31 Sie 2009 Powrót do góry

Malina. napisał:
Hmmm... Wszyscy mają jakieś ale do tego zdania, więc może ktoś zarzuci jakimś innym pomysłem, hmm? :)
Naprawdę dużo nad tym myślałyśmy z naszą betą i nie mogłyśmy wymyślić jakiegoś zamiennika, który pokrywałby się mniej więcej z oryginałem...

Ja się akurat tego zdania nie czepiałam, bo sama znam ten ból, ale może spróbuję pomóc...
Tłumaczki przełożyły zgodnie z oryginałem. Tu nie chodzi o życie w sensie "dwa pierwsze lata życia Belli Swan", tylko dwa lata, dokąd przeprowadziła się do Forks. Nie zapominajmy, że w angielskim żyje=mieszka.
Ja bym nie wyrzucała słowa "pierwsze", bo to niewiele da, a poza tym spaczy trochę sens, bo tu chodzi właśnie o dwa pierwsze lata mieszkania Belli w Forks, a nie jakieś tam dwa lata wyrwane z życiorysu. Ciężka sprawa, może zastąpić słowo "życia" "pobytem"? Ja bym na przykład to przetłumaczyła tak:
Pierwsze dwa lata swojego pobytu w Forks Bella Swan spędziła na rozwijaniu przyjaźni z Jacobem Blackiem. W końcu ich uczucie przerodziło się w coś głębszego.
Tylko, kurczę, słowo "pobyt" tu właśnie tak sobie pasuje, ale skoro "życie" tak bardzo razi w oczy... Jest jakiś sensowny synonim?

A jeśli chodzi o samo opowiadanie... Dziewczyny, mam nadzieję, że się nie obrazicie, że się wypowiadam, chociaż z Waszego tłumaczenia przeczytałam tylko prolog. Po prostu nie lubię wracać do ff, które już znam z oryginału. Mimo to po tym, co przeczytałam, o tłumaczenie jestem spokojna. Wink Naprawdę bardzo mi się podoba jak to brzmi po polsku i wiem, że nie każdy tłumacz byłby w stanie tak ładnie przełożyć specyficzny styl tego opowiadania. Długa droga przed Wami z tym ff, bo do najłatwiejszych do tłumaczenia nie należy i krótkie też nie jest, ale trzymam kciuki, bo dobrze wybrałyście.
Ja przeczytałam zaledwie kilka rozdziałów, bo niestety nie miałam czasu dokończyć, ale uważam, że to bardzo dobre opowiadanie. Może pomysł nie zachwyca, początek też, ale przede wszystkim jest ładnie, stylowo napisane. Z dbałością o szczegóły, polotem, po jakimś czasie wciąga. Myślę, że warto dać szansę temu ff, nawet, jeśli teraz jest się nastawionym sceptycznie. Może to kwestia tego, że ja lubię dobrze napisane opowiadanie, które nie musi koniecznie zachwycać fabułą, ale żeby móc cieszyć się ładnymi słowami... Nie wiem, ja to opowiadanie lubię.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez pestka dnia Pon 22:56, 31 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Hazel
Zły wampir



Dołączył: 22 Gru 2008
Posty: 360
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Szczecin

PostWysłany: Wto 10:26, 01 Wrz 2009 Powrót do góry

Ogromnie cieszę się z tego tłumaczenia. Uwielbiam IVO i cieszę się, że ten fick doczekał się tak ładnego tłumaczenia :D. Przekład, póki co, naprawdę mi się podoba. Mogę podpisać się pod tym, co napisała o nim pestka. Zazwyczaj nie czytam tłumaczeń, ale mam nadzieje, że tym razem mi się uda. Czytał IVO już wieki temu i pamiętam stosunkowo mało z pierwszych rozdziałów.

Samo opowiadanie należy do grona moich faworytów. Fick jest raczej stary i przy tym jego fabuła jest bardziej klasyczna, od tego, co produkuje się obecnie. Mam nadzieje, że brak fajerwerków pod postacią wymyślnych wcieleń Bitch Belli i innych Badwardów nie odstraszy :P (boże to chyba potwornie ocieka hipokryzją, bo sama zaczytuję się w takich badwardowskich fantazjach, ale serio cenię sobie ficki, które tego nie potrzebują), bo ff jest naprawdę b. dobrze napisany i uważam, że warto dać mu szansę. Rzadko natykam się na angielskie ff, które zaspokajają mnie w tym stopniu pod względem stylistycznym.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Hazel dnia Wto 21:55, 01 Wrz 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Malina.
Człowiek



Dołączył: 18 Sty 2009
Posty: 79
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 18:24, 01 Wrz 2009 Powrót do góry

Pestko, bardzo dziękuję ci za pomoc. Przyznaję, że wcześniej nie brałam pod uwagę słowa pobyt. Teraz to ma ręce i nogi. Nikt nie powinien już, że tak to brzydko ujmę, się czepiać :)

Hazel, to FF ma coś w sobie... Wciąga, chociaż na pozór wydaje się normalne. Mnie uwiódł styl opowiadania. Cudeńko love

Obu wam dziękuję za miłe słowa odnośnie przekładu IVO na polski. Obie z Adą naprawdę się staramy i mamy nadzieję że nasza praca się spodoba Mr. Green


EDIT :


~ Rozdział 2 : First Day.

tłumaczenie : Malina
beta : Eileen


Tego ranka byłam już oficjalnie uczennicą ostatniej klasy liceum. Obudziłam się późno, aby dostrzec tak typowe dla klimatu Forks pokryte chmurami niebo. Żałowałam po cichu przebywania z Jacobem poza domem niemal do północy. Minęły cztery miesiące od naszego brzemiennego w skutki pocałunku w dniu jego szesnastych urodzin. Moje obawy odnośnie rozstania okazały się bezpodstawne. Zamiast tego zadurzyłam się w młodym Blacku bardziej niż kiedykolwiek. Byłam w nim zakochana, chociaż czułam się inaczej, niż powinnam. To wrażenie nadchodziło powoli, nie przytłaczało, a zatem myślałam, że miłość będzie trwać wiecznie. Moje uczucia do Jake' a wydawały się solidne i stałe. Ufałam mu całkowicie.
Błagał, abym została z nim poprzedniej nocy nieco dłużej, ale wyjaśniłam, że Charlie może się o mnie martwić. Tymczasem jako jedyna tak naprawdę się niepokoiłam. Jak miałam być przez cały czas skoncentrowana na szkolnej pracy, kiedy ze sprawą Jacoba opuszczałam swoją bezpieczną, naukową przystań? Kiedy przekonywał mnie do pływania w ciemnych wodach otaczających rezerwat i przebywania poza domem aż do późnej nocy? Spędzanie z nim czasu było wszystkim, co robiłam przez całe wakacje. Porzuciłam nawet własne plany dotyczące podjęcia się wakacyjnej pracy, aby nie przerywać tych wspólnych chwil. Nie pożałowałam. Czułam się dumna, że mól książkowy, którego bardziej cieszyła zdrowa dawka samotności, nie zasępił się z powodu stałej obecności przy nim drugiego człowieka. I znowu, Jake nie był dla mnie przecież byle kim.
Wzdychając, wygrzebałam się spod przykrycia i pośpiesznie udałam się do łazienki w celu zamaskowania ciemnych okręgów, które bez wątpienia utworzyły się pod moimi oczami. Lustro utwierdziło mnie w przekonaniu, że wyglądam na zmęczoną. Pierwszego dnia szkoły nie miałam zamiaru robić na nikim wrażenia. Na moją korzyść przemawiało to, iż mimo że spędzałam większość letniego okresu na świeżym powietrzu, to i tak mą skórę zdobił najjaśniejszy możliwy odcień opalenizny. Szansa na opalenie się graniczyła z cudem tak w moim przypadku, jak i w przypadku wszystkich mieszkańców Forks będących takimi samymi albinosami jak ja.
Parę minut później kierowałam się już w stronę wyjścia i szybko wślizgnęłam się do swojego starego wozu. O mały włos nie wpadłam przy tym na framugę drzwiczek. Gdy dojeżdżałam do szkoły, nie mogłam nic na to poradzić, ale zawładnęło mną pragnienie, aby Jake towarzyszył mi dziś na zajęciach, a nie spędzał czas w innej placówce dydaktycznej mieszczącej w La Push. Indianin był jedyną osobą, z którą łączyła mnie jakąkolwiek więź, a która umiała dostać się do mego wnętrza i poznać me prawdziwe ja.
Powrót roku szkolnego… Czekał mnie dzień wypełniony emocjonalnym osamotnieniem.
Mój wóz skręcił na parking mijając lśniące, srebrne Volvo, które wprawiłoby w kompleksy każdy inny pojazd w zasięgu wzroku. Usłyszałam głos Lauren, najmniej lubianej przeze mnie znajomej. Jak się okazało, dziewczyna zarabiała w te wakacje pozowaniem i zastanawiała się właśnie, czy otrzymała odpowiednie wynagrodzenie za swoją pracę. Nie, żeby była aż tak atrakcyjna. Mimo to zaparkowałam najdalej, jak tylko się dało.
– Bella! – Głos Mike' a Newtona wystrzelił w moim kierunku niczym strzała przecinająca parking. – Poczekaj!
Gdy chłopak do mnie podszedł, nie mógł złapać tchu. Unikałam go przez większą część lata tak samo jak wszystkiego, w czym nie miał udziału Jacob. Jednak z jego spojrzenia mogłam wywnioskować, że wciąż za bardzo lubił moje towarzystwo. Najwyraźniej, odkąd zostałam jedyną osobą w liceum, która nie była świadkiem popuszczenia przez niego w slipy w czwartej klasie, figurowałam wysoko w jego rankingu.
– Jak tam twoje wakacje, Mike?
– Oh, no wiesz... Dobrze. Razem z Tylerem i Benem graliśmy sporo w piłkę. Pracowałem w sklepie taty. Standard. A jak u ciebie? Prawię cię nie widziałem. – Zmienił ton na oskarżający.
– Dużo czasu spędzałam w La Push, w rezerwacie Quileute. – Myślałam jak stłumić zapał Mike' a, najwcześniej jak się tylko dało, więc dodałam: – Właściwie spotykam się z Jacobem Blackiem.
– Oh. – Tak, jak przewidywałam, twarz kolegi posmutniała. – Pamiętam go. Czy to nie ten, który wygląda jak początkujący uczniak?
Typowy tekst.
– Właściwie to uczeń drugiej klasy. Tak czy inaczej, jest bardzo rozwinięty emocjonalnie jak na swój wiek. – Nie miałam zamiaru klasyfikować Jake' a jako bardziej lub mniej dojrzałego, ale to sprawiło, iż najprawdopodobniej nie musiałam wyjaśniać, że Indianin był dla mnie jak ying względem yang. – Więc, czyje jest to Volvo? Wygląda na strasznie nowe. Jego karoseria świeci się nawet w naszym Forks, krainie bez słońca.
Usilne próby żartowania spełzy na niczym, ponieważ Mike wciąż błądził myślami gdzieś w chmurach.
– Oh. To jakieś nowe dzieciaki. W szpitalu pracuje nowy lekarz, który jak się domyślam, lubi pomagać trudnej młodzieży. Ma z pół tuzina przybranych synów i córek. Myślę, że któreś z nich zaczyna dzisiaj szkołę.
Przypomniałam sobie, jak Charlie mówił coś podobnego podczas obiadu parę miesięcy temu.
– Świeża krew. To dobrze, prawda?
O ile szczęście dopisze, Mike połknie haczyk i zaślepi go miłość do jednego z problematycznych dzieci. Gdy weszliśmy do wnętrza szkolnego budynku, blondyn rzucił okiem ponad moim ramieniem na zupełnie zapomniany, spoczywający w mojej dłoni plan zajęć.
– Wygląda na to, że widzimy się na lunchu – wymamrotał, po czym skierował kroki w kierunku swojej szafki.
– Do zobaczenia, Mike. – Spuściłam wzrok na swój harmonogram, by ponownie sprawdzić, gdzie mam pierwszą lekcję, po czym udałam się na hiszpański.
Rozproszona w nadziei na znalezienie miejsca na tyłach klasy, popchnęłam drzwi i w tym samym momencie zderzyłam się z osobą o drobnej, aczkolwiek solidnej posturze. Dziewczyna liczyła sobie wzrostem dobre pół stopy mniej niż moje pięć stóp i cztery cale, a jej skóra odcieniem przypominała śnieg.
– Wybacz – wyszeptała.
Jej głos brzmiał jak melodia.
– Moja wina – wymamrotałam.
Przebywając z nią w jednym pomieszczeniu, czułam się jaka jakaś maszkara. Jej twarz, podobnie jak sposób, w jaki mi odpowiedziała, były nieziemsko doskonałe. Z gracją usiadła na krześle, stojącym w kącie z przodu klasy. Moje nadzieje, co do znalezienia nowej sympatii dla Mike'a, wzrosłyby zapewne w konfrontacji z tą nieznajomą będącą przypuszczalnie jedną z przybranych córek nowego doktora, gdyby nie jej tak mało serdeczna natura. Wiem, że nie byłam osamotniona w swoich spostrzeżeniach, ponieważ gdy klasa wypełniła się po brzegi, dwa miejsca przylegające do ławki nowej, pięknej uczennicy pozostały wolne. Stanowiło to całkowity kontrast względem mojego pierwszego dnia spędzonego w Forks, kiedy to świeżo poznani, szkolni koledzy ciągle się do mnie przymilali. Znowu czułam się zwyczajna i zdecydowanie nie rzucająca się w oczy. Stanowiłam całkowite przeciwieństwo piękna. Chochlik z widoczną rezerwą wybrał lokalizację niedaleko drzwi.
Pani Goff stanęła na czele klasy. Wskazując na odizolowaną ławkę w kącie na przedzie, powiedziała:
– W tym roku dołączy do nas nowa uczennica. Ale może pozwólmy jej, żeby sama się nam przedstawiła.
Dziwnie było słuchać przemówienia nauczycielki w rodzimym języku. Zwykle popisywała się mistrzowską znajomością hiszpańskiego, przez co poddawała każdego rutynowej torturze. Jej zasada głosiła: zero angielskiego.
Uśmiech dziewczyny nie sięgnął jej oczu.
– Hej. Nazywam się Alice Cullen. Moja rodzina właśnie przeprowadziła się tutaj z Alaski. Jestem bardzo zadowolona, że mogę tu z wami być.
Jej krótkie przemówienie zabrzmiało tak, jakby przygotowano je dawno temu. Zastanawiałam się, ile podobnych pierwszych dni w szkole przeżyła w swoim życiu ta drobna brunetka.
Hiszpański był nie do zniesienia, jak zwykle. Mimo to większość z nas spędziła czas na ignorowaniu wywodów snutych przez panią Goff, a dotyczących koniugacji orzeczeniowej, na rzecz obserwowania tyłu głowy Alice Cullen. Dziewczyna ani razu nie popatrzyła się w innym kierunku niż tablica, która znajdowała się bezpośrednio przed nią. Kiedy lekcja się skończyła, brunetka jako pierwsza podniosła się z ławki. Gdyby tylko ktokolwiek zdobył się na wystarczającą ilość odwagi, aby do niej podejść, to prędkość, z jaką zniknęła, stanowczo by mu to uniemożliwiła.
Dalsza część poranka minęła bez kolejnych incydentów. Nie widziałam jeszcze żadnego z innych, nowych uczniów (podobno Alice miała brata w tym samym wieku co ja), ale za to dużo o nich słyszałam. Razem z siostrą byli głównym tematem szkolnych rozmów. Przed końcem czwartej lekcji wywnioskowałam z szeptów swoich kolegów, iż Cullenowie wyróżniali się urodą i snobizmem. Mimo wszystko odczuwałam zadowolenie na myśl o tym, iż po dwóch latach przestałam być w końcu nowym dzieciakiem w mieście. Kiedy dzwonek zwołał nas wszystkich na lunch, spotkałam się na hali z Angelą, moją jedyną, prawdziwą przyjaciółką w Forks.
– Więc, co o nich myślisz? – zapytałam, gdy szłyśmy w stronę stołówki.
Czułam się jak jakiś leming, ale nie miałam wyboru. Druga opcja zakładała omawianie wydarzeń minionego lata, a to oznaczałoby rozmowę o Jake' u. Mimo iż Angela zachowywała się taktownie, nie miałam zbytniej ochoty uzewnętrzniać się na temat nowoodkrytego życia intymnego w sytuacji, gdy żądni plotek koledzy ze szkoły mogli to usłyszeć.
– Masz na myśli Cullenów? Razem z tym chłopakiem mieliśmy dziś rano wspólną lekcję matmy. Jest wspaniały. Nigdy jeszcze nie widziałam nikogo, kto wyglądał by tak dobrze jak on. – Na wspomnienie nowego ucznia na policzkach przyjaciółki wykwitły delikatne rumieńce. – Wyróżnia się za to małomównością. Jessica próbowała się do niego zbliżyć, a ten koleś, wydaje mi się, że jego imię to Edward, kompletnie ją zignorował. Po prostu obrócił się i odszedł, nie odzywając się do niej choćby słowem. Biedna Jess. Chodzi mi o to, że faceci zwykle lubią Jessicę, nie?
Współczucie dla Jess, największej plotkary w Forks, pozostawiłam Angeli, która jako jedyna wykazywała się skłonnością do unikanie obgadywania i wbijania komuś noża w plecy, czyli tak charakterystycznych dla małych miasteczek zachowań.
– Tak czy inaczej, może on jest po prostu nieśmiały. – Po tonie jej wypowiedzi poznałam, że sama nie wierzy w to, co mówi.
Nagle drzwi stołówki otworzyły się i wtedy ich ujrzałam. Alice, która siedziała sama w ławce i chłopaka, który był odwrócony do mnie plecami. Nawet patrząc na niego od tyłu potrafiłam stwierdzić, że cechowała go prawdopodobnie tak samo zachwycająca uroda jak jego siostry. Ich sylwetki przypominały posturą ciała super modeli, chociaż używanie takiego określenia, aby ich opisać, byłoby niedopowiedzeniem. Emanowały z nich taka doskonałość i pewność siebie, że aż wykraczały poza wszelką ludzką miarę. Chłopak oparł się plecami o swoje krzesło, a ręce splótł za głową. Mimo iż siedział, dało się stwierdzić, że był wysoki. A jego włosy... Miały najbardziej niezwykły odcień brązu, jaki kiedykolwiek z życiu widziałam. Nie odzywał się do nikogo i gdyby nie beztroskie zachowanie jego siostry, a także mowa ciała sugerująca, że mają ze sobą kontakt, Alice Cullen wciąż wydawałaby się wyrwana kontekstem z jakiejś bajki. Natomiast chłopak… Nie mogłam nawet dostrzec jego twarzy, a mimo to zapamiętałam nieznaczny ruch górnej części ciała, kiedy odetchnął.
– Bella. – Usłyszałam łagodny szept Angeli tuż przy moim boku. – Teraz ty. Dalej, weź coś do jedzenia.
Ominęłyśmy grupę stojących w kolejce uczniów i zajęłyśmy miejsce przy tym samym stoliku, co zawsze. Przyłączyłyśmy się do wciąż siedzącego obok mnie Mike' a, jak również Jessici, Lauren, jej byłego chłopaka Tylera, Connora i Bena. Po raz pierwszy, miałam ochotę wysłuchać najnowszych rewelacji Jess.
– Moja mama pracuje w szpitalu razem z doktorem Cullenem. Wpadliśmy na niego, gdy był z żoną i dziećmi w Port Angeles w ten weekend, więc podeszliśmy się przywitać. Ledwie nam cokolwiek odpowiedzieli – zakpiła. – Dowiedziałam się, że trójka najstarszego rodzeństwa została oddelegowana do Darthmouth, aby rozpocząć tam naukę. Słyszałam, jak pan Cope mówił, że są geniuszami albo coś w tym stylu. Osobiście nie uważam, żeby wyglądali na inteligentnych, ale nieważne.
W tym samym momencie, Alice Cullen podniosła głowę, by spojrzeć na Jessicę z drugiego końca pomieszczenia. Jej ciemne oczy wskazywały na delikatną nutkę pogardy. Tyler zaczął się śmiać.
– Lepiej bądź ostrożna, Jess. Ona może i jest mała, ale nie sądzę, byś mogła ją nabrać.
Lauren przewróciła oczami.
– To nie tak, że ona może nas stamtąd usłyszeć, idioto. Prawdopodobnie traktuje wszystkich po prostu jak na totalną sukę przystało.
Poniosłam klęskę, starając się stłumić chichot. Gdyby Lauren posiadała choć odrobinę samoświadomości, odkryłaby w tym stwierdzeniu ironię.
Kiedy uśmiech znikł z moich warg, zdałam sobie sprawę, że pomimo iż przy moim stoliku moja reakcja nie została zauważona, ktoś jeszcze zdawał się być nią zainteresowany. Chociaż znajdował się kilka jardów dalej, miałam wrażenie, iż brązowowłosy chłopiec wychwycił wszystko, począwszy od mojego niestosownego, przytłumionego śmiechu, a skończywszy na podtekście, który go wywołał. Patrzył na mnie uważnie, a jego wyraz twarzy był nie do rozszyfrowania.
Przez ułamek sekundy, nie mogłam odwrócić od niego wzroku. Wtedy pierwszy raz ujrzałam to oblicze. Jego siostra wydawała się doskonała, ale nie dorastała mu do pięt. Miał niemożliwie ciemne tęczówki, a cerę bladą całkiem jak u Alice. Jednak rysy jego twarzy były tak oszałamiające, że poczułam niezrozumiałą potrzebę, aby ich dotknąć. Jego oczy sztyletowały moje. Odkryłam, że moja skóra płonie, gdy krew napłynęła do mojej buzi. Natychmiast wlepiłam spojrzenie w podłogę. Nie miałam pojęcia, co ze mną nie tak. Zwykle nie lubiłam być w centrum zainteresowania, ale teraz odnosiłam wrażenie, że przez tę jedną osobę jestem w stanie zemdleć. Zerknęłam na niego spod rzęs, aby sprawdzić, czy nadal na mnie patrzy. Robił to. Moja twarz musiała zmienić kolor na fioletowy. Płonęłam.
– Boże, Bella, wszystko w porządku? – Mike zauważył zmianę, która zaszła w temperaturze mojego ciała.
Starałam się jak najlepiej zbagatelizować jego troskę.
– Oh, tak. Po prostu zakrztusiłam się kawałkiem kanapki. Już wszystko gra. – Chociaż moje kłamstwa zawsze były widoczne, jednak nikt mi tego nigdy nie wypomniał.
Wszyscy uważali mnie po prostu za dziwoląga.
– Chcesz żebym przyniósł ci wodę?
– Nie Mike, nic mi nie jest. – Wstrzymałam oddech, po czym spojrzałam do tyłu w kierunku Cullenów.
Na szczęście oboje gapili się w różne strony, a żadne z nich nie zahaczało wzrokiem o moją osobę.
Jessica kontynuowała chaotyczną wypowiedź dotyczącą swoich odkryć, więc schyliłam się i uważnie jej słuchałam. Ledwo słyszalnie, szeptem, zapytałam :
– Co wiesz o chłopcu? – Przyciszanie głosu nie miało najmniejszego sensu, ponieważ z tej odległości nie mógł mnie usłyszeć.
Byłam jednak zbyt zszokowana, aby ryzykować dalszym zażenowaniem. Mimo to moja twarz poczerwieniała, gdy o nim mówiłam.
Jessica westchnęła.
– Ma na imię Edward – wypowiedziała jego imię tak, jakby kryło w sobie coś nieprzyzwoitego. – Wydaje się totalnym palantem. Pewnie dlatego jest sam. Nie, żeby reszta z nich sprawiała wrażenie choć odrobinę milszych.
– Sam? Co masz na myśli? – Byłam pewna, że straciłam jakiś wątek z jej raportu, próbując nie zemdleć pod wpływem jego spojrzenia.
– Bożeee, Bella. Czemu nie słuchałaś? Opowiadałam wszystkim najdziwniejsze rzeczy na ich temat. Dwoje najstarszych, ta blond laska i ten naprawdę wielki, wysoki facet są parą. Pomimo tego, że mieszkają razem. – Zrobiła pauzę, by uzyskać dramatyczny efekt. – A co do tamtej dziewczyny. – Wskazała na Alice. – Spotkałam ją i jednego z tych starszych w sobotę. Szli ulicą, trzymając sie za ręce.
Nie wiedziałam jak zareagować.
– Um, więc żadne z nich nie jest tak naprawdę rodzeństwem? – O dziwo mój głos nie wyrażał takiego zdziwienia, na jakie liczyła Jessica.
Pełna rozczarowania odpowiedziała:
– Dwójka z trojga studentów to bliźnięta, ale reszty nie wiąże ze sobą żadne pokrewieństwo.
Przysunęłam się bliżej z krzesłem.
– Ale to dobrze, że rodzice przygarnęli ich wszystkich. Tak sądzę.
Lauren potrząsnęła głową. Najwyraźniej była innego zdania.
– Taaa, a widziałaś dom, który kupili? Ten przy rzece? Ich starzy są dziani. To łatwe być miłym, kiedy ma się wszystko.
– Cóż Lauren, w takim razie tobie zapewne czegoś brakuje – wymsknęło mi się, zanim sama myśl zdążyła przepłynąć przez mózg. Moja ręka natychmiast powędrowała w kierunku ust. Bałam się o siebie, a poza tym czułam się okropnie, dlatego jak najprędzej podjęłam próbę sprostowania swojej wypowiedzi. – Tak mi przykro, Lauren. Nie wiem, co się ze mną dzisiaj dzieje.
Tak naprawdę świetnie wiedziałam. Ta dziewczyna uczyniła z moich dwóch pierwszych lat w Forks istne piekło. Wystarczyło, że przebywałyśmy razem w jednym pomieszczeniu. Rzadko jednak myślałam o kimś w tak okrutny sposób, nawet o niej. Odniosłam wrażenie, że to z Jacoba przeszła na mnie skłonność do mówienia pierwszej rzeczy, która przyszła mi na myśl.
Lauren chwyciła resztę swojego lunchu, po czym wstała. Przed tym jak się odezwała, jej twarz wyraźnie wskazywała na to, że moje przeprosiny niewiele dla niej znaczą.
– Cóż, Bello. Może powinnaś zacząć siadać z Cullenami. Jesteście siebie warci. – Mówiąc to, obróciła się z głośnym hukiem.
Śledziłam ją wzrokiem, nim nie wyszła ze stołówki. Jej nowa, krótko obcięta, blond fryzura podskakiwała przy każdym kroku.
– Jestem taką idiotką – powiedziałam głośno. Każdy z siedzących przy stole, zwłaszcza Tyler, uważał moją sprzeczkę z Lauren za bardzo zabawną. W końcu spróbowałam ich uciszyć. – Przestańcie się śmiać!
Znajomi kontynuowali rozmowę przeplataną chichotami, podczas gdy ja wróciłam myślami do swojego wewnętrznego zamieszania. Co ja takiego wyprawiam? Dlaczego miałabym ich bronić? Nawet nie znam Cullenów.
W tym momencie zadzwonił dzwonek, a zatem uniosłam twarz ze swoich dłoni. Gdy wstawałam, mój dar do przyciągania nieszczęść osiągnął apogeum. Uderzyłam o stół, przewracając otwartą puszkę coli i wylałam jej zawartość na swoje kolana.
– Świetnie. Karma – powiedziałam, próbując wytrzeć plamę serwetką leżącą na blacie.
– Chcesz żebym zajęła ci miejsce na angielskim? – zapytała współczująco Angela. – Powinnaś iść do łazienki zmoczyć to czymś.
Wyjrzałam, aby dostrzec Bena, obiekt westchnień mojej przyjaciółki, czekającego na nią kilka stóp dalej. Potrząsnęłam głową, pytając cicho:
– Czy Ben jest w tej klasie? – Jej wargi drgnęły, ponieważ bezskutecznie próbowała ukryć swój entuzjazm. – Powinnaś z nim usiąść, Angela, tylko we dwoje. Poradzę sobie.
Zanim zaczęła się ze mną sprzeczać, wyprzedziłam ją i udałam się w stronę toalet. Gdy mijałam róg stołówki, serce zaczęło tłuc się w mojej klatce piersiowej jak oszalałe. Odwróciłam się, by zobaczyć Edwarda Cullena stojącego na końcu korytarza tuż przy swojej szafce. Jego podkrążone, czarne oczy skupiły na mnie całą uwagę. Twarz spłonęła mi rumieńcem, nim wreszcie pognałam do łazienki.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Malina. dnia Śro 20:14, 21 Paź 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
chochlica1
Gość






PostWysłany: Pon 15:48, 14 Wrz 2009 Powrót do góry

IVO bardzo mi się podoba, pomimo, iż występują w nim postacie fantastyczne, a ja ostatnio lubuję się w tych całkowicie ludzkich :) Bardzo, ale to bardzo wkurza mnie Jacob! Jeeeeej! Za dużo go, za dużo! Bella powinna puścić go kantem! Ale rozumiem i mam ogromną nadzieję, że Edward namiesza Wink Nie rozmawiali jeszcze nawet ze sobą, ale jestem ciekawa jak to się dalej potoczy. Czy zwyczajowa nienawiść, pragnienie itd., czy może coś innego Wink
Super tłumaczycie dziewczyny! Kocham was za to ;*
Majcia_
Człowiek



Dołączył: 14 Wrz 2009
Posty: 50
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 15:58, 14 Wrz 2009 Powrót do góry

jestem i ja! w końcu :D
IVO jest super, tak samo jak wasze tłumaczenie. Jacoba nie trawie, jak zawsze. już tylko czekam kiedy Bella go zostawi. Wink no i chce więcej Edaaa!
dzięki za tłumaczenie, jesteście kochaneee! ;*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Malina.
Człowiek



Dołączył: 18 Sty 2009
Posty: 79
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 12:27, 25 Paź 2009 Powrót do góry

Bardzo, bardzo przepraszam, że musieliście tak długo czekać na ten rozdział, ale pojawiły się pewne komplikacje niezależne od nas. Po długich przemyśleniach zdecydowałam umieszczać tłumaczenie w całości na forum. Jeżeli ktokolwiek je skopiuje, przywłaszczy sobie itd. po prostu przestaniemy tłumaczyć. Ale miejmy nadzieje, że takie sytuacje nie będą miały miejsca :) Pozdrawiam i czekam na komentarze :P


W wersji pdf. na chomiku : [link widoczny dla zalogowanych]

~ Rozdział 3 : English

tłumaczenie : Ada
beta : Eileen - niezastąpiona, kochana kobieta o złotym sercu love


Weszłam na angielski spóźniona o minutę, chociaż sądząc po tym, jak każdy gapił się na mnie, gdy wkroczyłam do klasy, mogła to być godzina. Próbowałam ukryć mokre ślady pozostałe po szorowaniu plam od coli. Zaprzątnięta tą czynnością, nie zauważyłam, że tylko jedno miejsce zostało wolne. Na końcu pomieszczenia. Edward Cullen usiadł samotnie, w rogu, tuż obok pustego biurka.
Na szczęście chłopak wyglądał na nieświadomego mojej obecności. Ze wzrokiem pana Berty’ego śledzącego moje kroki i połową klasy wpatrującą się we mnie, szłam nerwowo w kierunku ławki stojącej u jego prawego boku. Drzwi zamknęły się za mną, wywołując powiew wiatru, który popchnął mnie w stronę mojego siedzenia. Jedynie w Forks mogłam poczuć chłód pod koniec sierpnia.
− Jestem szczęśliwy, że do nas dołączyłaś, panno Swan − dumał pan Berty.
Musiał istnieć podręcznik, który mówił nauczycielom, co mają powiedzieć do każdego spóźnionego ucznia.
Moje ręce trzęsły się, gdy zdjęłam plecak i usiadłam na niewygodnym, plastikowym krześle. Dla lepszego rozeznania, spojrzałam na Edwarda. Język ciała chłopaka całkowicie się zmienił. Nie było już w nim widać tej obojętności. Usiadł tak daleko ode mnie jak to możliwe, bez spadnięcia z siedzenia. Skóra na jego knykciach wydawała się tak naciągnięta, że niemalże dostrzegałam kości. Jednakże największe obrzydzenie malowało się na jego twarzy. Jego nozdrza były rozszerzone, a oczy zwęziły się, gdy spotkały moje. Edward odwrócił wzrok w mgnieniu oka. Poczułam się tak, jakbym go odpychała.
Zastanawiałam się, czy mój zapach mógłby go w jakiś sposób martwić. Niezauważalnie, mam nadzieję, powąchałam się. Jak zawsze pachniałam jedynie truskawkowym szamponem. Pan Berty ględził coś o programie nauczania, ale nie byłam w stanie zrozumieć ani jednego zdania. Skupiłam się na tworzeniu bariery oddzielającej mnie od Edwarda, przesuwając swoje krzesło jak najdalej od niego i ukrywając się za zasłoną utworzoną z moich włosów. W najmniejszej w całej szkole klasie, poczułam się jak ktoś chory na klaustrofobię. Moja twarz pozostała rozgrzana, a oczy zaczęły mnie szczypać. Dochodziłam bowiem do wniosku, że ten zachwycający nieznajomy z niewytłumaczalnych przyczyn mnie nie cierpi.
Minęła godzina, a Edward nie zmienił swojej pozycji. Ani razu na mnie nie spojrzał. Nie żebym wędrowała spojrzeniem poza mój zeszyt. Rozmyślałam nad tym, czy jest skoncentrowany jedynie na zaciskaniu swoich długich, białych palców na blacie biurka. Gdy zadzwonił dzwonek, obwieszczając przerwę na lunch, Cullen wyskoczył zza swojej ławki i wyszedł, zanim ten wysoki dźwięk do mnie dotarł.
Angela natychmiast zjawiła się przy mnie. Wyglądała na zaniepokojoną.
− O co mu chodziło?
Niepewna mojego głosu, po prostu potrząsnęłam głową.
− Może ma jakieś problemy. − Jej oczy sprawdzały moją reakcję. − Jestem pewna, że to nie miało nic wspólnego z tobą. To znaczy… Nawet go nie znasz.
Zauważyłam, że Mike też był w klasie.
− To moja wina, Bello, naprawdę. Próbowałem zająć ci miejsce, ale Connor nie chciał siedzieć z Edwardem Cullenem, więc zajął twoje w ostatniej chwili.
− Nie martw się. − Mój głos łamał się mimo wszelkich wysiłków ukrycia tego, jak bardzo zachowanie kasztanowłosego chłopaka mnie zaniepokoiło. – Lubię siedzieć z tyłu.
− Ale teraz utknęłaś na końcu, razem z nim, do końca roku. Może mogłabyś poprosić pana Bertego, żeby cię przesadził, bo nic nie widzisz? Może posadzić tam Connora.
− Taaa… Bo Pan Berty jest akurat taki uczynny. – Zmusiłam się do uśmiechu. Gdy straszne pięćdziesiąt minut z Edwardem u mego boku minęło, powstrzymałam się przed ukryciem i ucieczką. Starając się przekonać samą siebie, kontynuowałam: – Mike, przeżyję. Nic mi nie będzie.
− Jeżeli zmienisz zdanie, oferta jest nadal aktualna – powiedział, idąc w kierunku swojej szafki
Angela szła ze mną korytarzem. Zatrzymała mnie parę kroków przed tym, jak rozdzieliłyśmy się, zmierzając na swoją ostatnią lekcje.
− Jesteś pewna, że wszystko w porządku? − zapytała cicho.
Nie mogłam nic na to poradzić, a jednak dotknęła mnie jej konsternacja.
− Nie, nie bardzo… Potrzebuję jednak tylko odrobiny czasu na to, by się uspokoić. Jestem przewrażliwiona. Wszystko będzie ze mną okay.
Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie i powiedziała, że zadzwoni później. Odrzuciłam jej propozycję, wiedząc, że będę wtedy w La Push. Angela i ja nigdy nie byłyśmy ze sobą szczególnie blisko, ale zawarłyśmy niemówiony pakt pomagający nam przetrwać szkołę średnią. Koleżanka sprawiała, że czas który musiałam spędzać w Forks, stawał się znośny.
Weszłam do klasy, w której odbywały się zajęcia z historii Ameryki i zapadłam się w siedzenie tak głęboko, jak było to możliwe, zajmując miejsce przy ścianie. Próbowałam skupić się na epoce lodowcowej w Ameryce Północnej, ale moje ręce wciąż trzęsły się po dziwnym zajściu z Edwardem. Chociaż cierpiałam już koszmar bycia jedną z najbiedniejszych uczennic bogatej szkoły średniej w Arizonie, nie poznałam nikogo, kto miałby względem mnie tak niewytłumaczalne zamiary.
Zrelaksowałam się i moje myśli popłynęły w kierunku Jacoba. Jeżeli nie byłabym w stanie pozbyć się swojego niepokoju, Jake zabrałby mnie tam, gdzie tylko ja i on byśmy się liczyli. Tak było i wtedy, gdy obiecałam pójść na ognisko organizowane na Plaży numer 1 pewnego wieczoru. Mimo że jego przyjaciele wydawali się dość mili, tamto popołudnie zostawiło przemożną potrzebę bycia sam na sam z Blackiem i z nikim więcej poza znajomym zapachem garażu, który dotrzymywałby nam towarzystwa.
Nim wreszcie minęła trzecia popołudniu, doznałam wrażenia, że w tym czasie zdążyły ustąpić lodowce. Poczułam ulgę z racji tego, że mogłam opuścić szkołę na rzecz La Push. Zebrałam szybko swoje rzeczy i wypadłam z klasy. Jak zawsze planowałam zostawić niepotrzebne zeszyty w szafce, ale zatrzymałam sie z poślizgiem, gdy dostrzegłam od - dziś - niesławną brązowowłosą głowę wciągniętą w burzliwą rozmowę ze swoją siostrą. Nogi od razu odwiodły mnie od celu. Cullenowie całą swoją postawą zdawali się wykrzykiwać swoje argumenty, mimo że żadne z nich nic nie mówiło. Nagle jego ciało zesztywniało. Poczułam, jak rośnie we mnie panika.
Mówiłam sobie, że to on, nie ja, zachowywał się śmiesznie. To co powinnam zrobić, to przejść koło niego z uniesioną wysoko głową. Pokazać mu, że nie budzi we mnie lęku. W rzeczywistości obeszłam go szerokim łukiem, o mały włos nie zderzając się z niczego niespodziewającym się pierwszoklasistą i umknęłam w przeciwnym kierunku. Na szczęście dziś trzymałam kluczyki od samochodu w torbie zamiast na górnej półce w szafce. Przeleciałam przez parking w kierunku mojej ciężarówki prawie bez potknięcia i wsadziłam kluczyki do zamka.
Mój bieg ze szkoły do auta nie był tak szybki, jak sądziłam. Nie mogłam nic na to poradzić, a jednak spostrzegłam, że srebrnego Volvo już nie było. Zrugałam samą siebie za podobną obserwację. Nadal stwierdzałam, że jestem zdezorientowana, a moje myśli rozproszone. Nie miałam pojęcia, dlaczego Edward Cullen mną gardził. Dałabym wszystko, by już nigdy więcej nie zobaczyć jego głupiej, idealnej twarzy.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
chochlica1
Gość






PostWysłany: Nie 12:51, 25 Paź 2009 Powrót do góry

Jak już napisałam na chomiku - ten rozdział był tak krótki, że nawet się nie zorientowałam, a już go przeczytałam :)

Zapowiedziałam już, że od tej pory będę was po prostu dręczyć w oczekiwaniu na nowe rozdziału i Malina mi na to pozwoliła! Twisted Evil Strzeżcie się! :D

Co do rozdziału, to przypominał ten zmierzchowy, choć osadzony był w... nieco innych okolicznościach :) Jednak wiadomo - wrogość Edwarda, zdezorientowanie Belli i tajemnice, jakie to za sobą niesie :)
Ciekawe, jak autorka przeprowadzi tą znajomość. Czy pozostawi za sobą więcej pytań, czy może wręcz przeciwnie.
No i jeszcze inna kwestia - Jacob. Jego "związek" czy jak to tam nazwać, z Bellą, mnie intryguje. Nie ogarniam do końca ich relacji. Mimo to zderzenie, fakt bycia między młotem a kowadłem, z pewnością będzie ciekawy i mam nadzieję, że zupełnie inaczej ukazany niż w sadze.
Bella będzie musiała dokonać wyboru?

Pozostaje mi tylko czekać i was ochrzaniać :D Tłumaczenie jak i beta - bajka ;D Proszę mi szybko serwować nowy rozdział! Bo ja tu czekam, proszę ja was :)

Pozdrawiam ;*
Malina.
Człowiek



Dołączył: 18 Sty 2009
Posty: 79
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 14:28, 25 Paź 2009 Powrót do góry

Dziękuję Werciu za miłe słowa :D :*

Powiem tak : Bella będzie w niezbyt komfortowej sytuacji. Na razie to opowiadanie wygląda bardzo zwyczajnie, ale gwarantuje, że już niedługo się to zmieni :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Nie 20:44, 25 Paź 2009 Powrót do góry

jest zmierzchowo... ale tarnowianki wspieram z zasady :P

a poważnie... prócz wstępu o Jake'u wszystko wygląda jak Zmierzch tylko innymi słowami... zobaczymy jak się to rozwinie...

nie gratuluję wyboru tekstu, bo chcę coś więcej :P
gratuluję tłumaczenia, bo płynne :P i przyjemne Wink

zobaczymy na ciąg dalszy, bo na razie trzy rozdziały i brak danych :P

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Ewelina
Dobry wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P

PostWysłany: Nie 21:23, 25 Paź 2009 Powrót do góry

Malinaaaaa :D Witaj dziewczę me. Skomentuje Ci IVO żebyś wiedziała, że czytam to cudo. (chociaż na początku go nienawidziłam) Cóż mogę powiedzieć? Cullenowie są tacy jak w Zmierzchu, nie przeszkadza mi to ani trochę, tylko ten Jacob (wybaczcie fanki Jacoba..o ile takie są). Powiem, że zajrzałam do angielskiej wersji i będzie ciekawie...I gorąco!
Chcę widzieć następny rozdział szybciej, bo będę Cię nękać.
Buziaki.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin