FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Up to speed [T] [NZ] [+18] 09.06.10 | R. 1-8 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Czw 20:35, 11 Mar 2010 Powrót do góry

witam,
chciałabym przedstawić bardzo dobry ff, którego - od razu zaznaczam - nie jestem ani autorem, ani tłumaczem - jedynie zamieszczaczem - nazwijmy to tak :P
mam licencję na umieszczanie ;P

opis:

Edward Cullen jest kierowcą rajdowym. Po wypadku potrzebuje projektanta, którym zostaje Bella Swan. W czasie wspólnej pracy zakochują się w sobie. Niestety Belli zostały tylko dwadzieścia cztery miesiące życia.

autor: ericastwilight
link: [link widoczny dla zalogowanych]
tłumaczenie: koli93 i martynkatynka Wink
beta: Missy88
chomik i tekst w PDFie - [link widoczny dla zalogowanych]

1. Wypadek

EPOV

- Dobra. Edward wciąż jesteś na prowadzeniu, ale Newton szybko się do ciebie zbliża. Obserwuję twoje tyły. Jeszcze jedno okrążenie. – Usłyszałem Jaspera w słuchawce w moim uchu.
Zacisnąłem chwyt na kierownicy, dodając gazu. Chciałem jechać szybciej.
Liczniki wskazywały dwieście pięćdziesiąt kilometrów na godzinę. Słuchałem jak moja dziecinka zawarczała, gdy mocniej docisnąłem pedał.
- Edward, jest zaraz za tobą. Dostosuj się do tego, co mówię. – Mocniej
chwyciłem kierownicę, oczekując instrukcji. – Prawa, lewa, prawa i lewa. Przyspiesz, idzie po zewnętrznej. – Zrobiłem, co powiedział. Nie zamierzałem przepuścić Mike’a.
– Cholera Edward, prawie cię miał. – Jasper warknął w moje ucho. Następną rzeczą, z której zdałem sobie sprawę było to, że mój samochód zaczyna się obracać, a ostatnią rzeczą, jaką zobaczyłem, była cementowa ściana.

***

Usłyszałem w pobliżu ten piekielnie piszczący dźwięk. Próbowałem walczyć z ciężkością moich powiek, ale poniosłem sromotną klęskę. Wyciągnąłem prawą rękę, żeby wyłączyć budzik, ale na nic nie natrafiłem. Zacząłem słyszeć w pobliżu głosy, ale wciąż odległe.
- Carlisle, kochanie, zaczyna się budzić. – Głos mojej matki napłynął do mnie gdzieś z lewej strony.
Ciepła ręka dotknęła mojej twarzy. Zamrugałem oczami na oślepiające, białe światło nade mną. Mój wzrok przyzwyczaił się do otoczenia. Znów byłem w szpitalu. Wszystko, co zdarzyło się wcześniej, odtworzyło się w mojej głowie. Cholera!
Znów rozbiłem samochód. Byłem tak blisko mety. Jasper mnie zabije. Jęknąłem. Stracę sponsorów.

BPOV

Ze zniecierpliwieniem obserwowałam ostatnich kilka okrążeń wyścigu. Szybkości były niesamowite. Miałam wielką ochotę znów usiąść za kółkiem. Wiedziałam, że mogłabym z łatwością wycisnąć z jednego z tych samochodów trzysta siedemdziesiąt na godzinę. Edward Cullen był na prowadzeniu, ten próżny ku*** wygra. Nie zamierzał oddać chwały temu fałszywemu Mike’owi Newtonowi. O nie, stracił panowanie nad kierownicą. Wzdrygnęłam się, kiedy zobaczyłam, że samochód Cullena uderza w ścianę.
Tego dnia godzinami oglądałam wiadomości, żeby usłyszeć cokolwiek o stanie Cullena. Nie stało mu się nic poważnego, tylko wstrząs psychiczny i kilka stłuczeń. Straci większość sponsorów przez rozbicie kolejnego samochodu. Na moich ustach zaczął igrać uśmiech. Mogę wyciągnąć z tego korzyści. Odbudować i zmienić konstrukcję nowego samochodu dla Edwarda Cullena. Teraz wszystko, co muszę zrobić to przekonać go, żeby mi pozwolił.


2. Kierowca

EPOV

- Edwardzie, minęły trzy tygodnie od wypadku; potrzebujemy kogoś, kto
pomoże nam z odbudową i modyfikacją samochodu – zakomunikował Jasper, kiedy się przygotowywałem. – Dzisiaj Pennzoil* i Fham też zrezygnowali. Więc potrzebujemy również pieniędzy – wytłumaczył, gdy rozglądałem się za portfelem i paskiem.
Próbowałem dobrze się ubrać na spotkanie z potencjalnym projektantem samochodu i technikiem.
- Co?! Ich też straciliśmy? – Wyrzuciłem ręce w powietrze z frustracją. – To sześćdziesiąt procent moich funduszy!
- Właściwie podliczając wszystkich, którzy już się wycofali, spadliśmy do
dwudziestu pięciu procent poprzedniej kwoty. Nie sądzę też, żeby pozostali sponsorowali nas jeszcze dużo dłużej – stwierdził Jasper. – Musimy ich czymś przyciągnąć. Dlatego to spotkanie jest takie ważne. Musisz upewnić się, że panna Swan zgodzi się nam pomóc… – westchnął i kontynuował.
- Wszyscy – naprawdę wszyscy – chcą tego, co jest w jej głowie. Wiedziałeś, że to ona skróciła czas najlepszego okrążenia Mike’a o 8.38 sekundy? Jeśli ją zdobędziemy, sponsorzy będą ustawiali się pod naszymi drzwiami, żeby dać nam pieniądze, których potrzebujemy, a nawet więcej.
Spostrzeżenia Jaspera ani trochę nie uspokoiły mojego zaniepokojenia.
- Jeśli jest taka dobra, dlaczego miałaby pracować dla nas? – zapytałem. - Ktoś z takim potencjałem może zarobić znacznie więcej w jakieś firmie z Fortune 500**.
- Jej nie chodzi o pieniądze. Lubi szybkie samochody. Poza tym ta kobieta
posiada tonę wynalazków i jest dobrze ustawiona. Zaufaj mi – odpowiedział Jasper tak, jakby to było oczywiste.
- Dobra, w takim razie dlaczego spotykamy się na torze? – zapytałem i
chwyciłem czarną skórzaną kurtkę i kluczyki, a potem skierowałem się do drzwi mojego mieszkania.
- Panna Swan chciała udowodnić, że potrafi nam pomóc. Isabella pracowała nad samochodem z Rosalie i Emmettem przez ostatnie trzy dni. Wprowadzili jakieś modyfikacje i teraz chce nam zademonstrować poprawę – odpowiedział z szerokim uśmieszkiem na twarzy.
- Dlaczego nie powiedziałeś mi, że naprawiali samochód? – zapytałem i zapłonął we mnie gniew. – Pozwoliłeś kompletnie obcej osobie grzebać w moim aucie – warknąłem.
- Chciałem żeby to była niespodzianka, a ona powiedziała że to będzie swego rodzaju prezent. – Jasper wzruszył ramionami, gdy obydwaj wsiedliśmy do mojego Volvo. – Isabella policzyła Mike’owi i jego zespołowi sto pięćdziesiąt tysięcy za osiem sekund. A oni chętnie zapłacili. Dzięki temu dostał się do eliminacji.
Skierowaliśmy się do lokalnego toru w południowej Kalifornii, gdzie zazwyczaj ćwiczyłem. Był nieco pochmurny dzień; nie za jasno czy gorąco. Idealna pogoda na osiągnięcie dwustu dwudziestu kilometrów na godzinę. Aż mnie świerzbiło, żeby znów siąść za kółkiem po trzytygodniowej przerwie.
Kiedy dotarliśmy na tor, mój brat Emmett, jego dziewczyna Rosalie i moja
siostra, Alice już na nas czekali. Jasper chwycił Alice, swoją żonę, w ramiona i zawirował razem z nią. Alice zaczęła chichotać i figlarnie uderzyła go w ramię. Potrząsnąłem głową i odwróciłem się do Rosalie, mojego głównego mechanika, ale ona całowała się z moim bratem. Normalnie nie tolerowałbym tego publicznego okazywania uczuć, ale byli moją rodziną i stanowili większość mojego zespołu. Jasper był kapitanem, Alice moją asystentką, a Rosalie i Emmett mechanikami.
Odchrząknąłem.
- Gdzie mój samochód? – spytałem Rosalie. Palcem wskazała za mnie. Moje auto jeździło po torze. Alice zaczęła podskakiwać z notatnikiem i stoperem w ręku.
- Kto prowadzi mój samochód? – zapytałem z nutą jadu kryjącą się za moimi słowami. Wiedzieli, że nie lubiłem gdy ktokolwiek jeździł moim wozem.
- Uspokój się Edwardzie, to profesjonalista – odpowiedziała Rose naśladując mój ton. Alice obserwowała kierowcę, a on uniósł kciuk do góry. Rosalie pokiwała głową z innym stoperem w dłoni, a samochód ruszył z oślepiającą szybkością.
Ktokolwiek to był, był dobry… naprawdę dobry. Nie miał problemów z
radzeniem sobie z łukami na torze. Emmett śledził szybkość na laptopie. Zerknąłem na komputer i zobaczyłem, że auto właśnie przekroczyło dwieście pięćdziesiąt kilometrów na godzinę. Kierowca kończył okrążenie, kiedy Alice krzyknęła, że już wystarczy. Zaczęła znów podskakiwać, a samochód zwalniał i jeszcze raz okrążył tor zanim zatrzymał się obok nas.
- Cholera, – Rosalie uśmiechnęła się złośliwie - właśnie pobiła twój rekordowy czas o 10.8 sekundy, Edwardzie – powiedziała Rosalie i szturchnęła mnie w ramię.
- Świetnie – parsknąłem. – Czekaj, pobiła? Ona? Kto prowadzi mój samochód, Rose? – zapytałem zaniepokojony.
- Ona – odrzekła Rosalie, wskazując na osobę wychodzącą z mojego wozu. Z pewnością była to kobieta. Jej ciało było małe i drobne.
Miała na sobie dopasowany, ciemnoniebieski kombinezon i błyszczący czarny kask. Jej strój podkreślał każdy łuk jej sylwetki. Stała do nas tyłem, kiedy zdejmowała kask, uwalniając piękne, mahoniowe włosy, które opadły i sięgały do połowy jej pleców.
Moje serce zaczęło bić szybciej w oczekiwaniu na widok jej twarzy. Zaczęła mierzwić włosy, kiedy się do nas odwróciła. Była piękna. Miała pełne usta, kremową skórę i twarz w kształcie serca z głębokimi, brązowymi oczami.
Położyła kask na dachu samochodu i zaczęła kierować się w naszą stronę.
Powachlowała się ręką, a drugą rozpięła kombinezon, ukazując wystarczająco dużo rowka między piersiami, by sprawić że chciałem zobaczyć więcej. Zdjęła rękawice i przygryzła dolną wargę, co spowodowała, ze wyglądała seksownie i niespokojnie w tym samym czasie.
- Więc jak mi poszło, Rosalie? – nerwowo zapytała tajemnicza kobieta. Podeszła do Emmetta i Rose, i spojrzała na liczby w komputerze.
- Świetnie! – powiedział Emmett i uspokajająco położył dużą rękę na jej
ramieniu.
- Pobiłaś najlepsze okrążenie Edwarda o 10.8 sekundy – odpowiedziała Rosalie, kiedy przekazała laptop kierowcy. Nacisnęła kilka klawiszy i z koncentracją patrzyła na ekran. Odchrząknąłem.
- Och, przepraszam. Dzień dobry, panie Cullen. Jestem Isabella Swan. – Oddała komputer Emmettowi i wystawiła rękę. Uścisnąłem ją i zauważyłem, że była wyjątkowo ciepła, a z jej dłoni do mojej przepłynęła szczypiąca elektryczność.
- Edward Cullen, – odpowiedziałem - ale możesz mówić do mnie Edward. – Byłem lekko zakłopotany przez to, co właśnie poczułem. Wypuściłem jej rękę. Patrzyła na mnie przez kilka chwil zanim skierowała swoją uwagę na Jaspera.
- Więc, może wejdziemy do środka, żeby omówić moje propozycje? – zapytała go.
- Tak, chodźmy. – Jasper zaoferował jej swoje ramię, a ona je przyjęła. Alice znajdowała się po jej drugiej stronie, a idąc rozmawiali cichym szeptem. Potrząsnąłem głową i podążyłem za nimi.
Wszyscy czekaliśmy w sali konferencyjnej na powrót panny Swan. Wyszła, żeby się umyć i przebrać. Kilka minut później, weszła w towarzystwie uśmiechającej się Alice. Panna Swan wyglądała niesamowicie. Miała na sobie krótką, szarą, plisowaną spódniczkę i dopasowaną, ciemnoniebieską bluzkę z dekoltem, która świetnie
komponowała się z jej kremową skórą. Zajęła główne miejsce przy stole i czekała, aż my też usiądziemy. Wybrałem miejsce naprzeciwko niej.
Panna Swan odchrząknęła.
- Przejdę od razu do rzeczy. Chcę zaprojektować nowy typ samochodu
wyścigowego. Jestem pewna, że większość z was słyszała o nowym wyścigu we Francji zaplanowanym na przyszły rok. Chcą tylko wydajne, przyjazne dla środowiska auta. Chcę pokazać światu, że możecie mieć szybki, szykowny i seksowny samochód, który będzie także ekologiczny. Mając to na uwadze, to może zająć trochę czasu. Ale myślę, że dam radę skończyć go w przeciągu dziewięciu miesięcy. To daje nam tylko dwa
miesiące n trening przed wyścigiem. Jak na razie bylibyśmy jedynymi uczestnikami z Ameryki. Krążą także pogłoski, że za kilka lat takie wyścigi pojawią się również tutaj. Takie zawody to duży krok w przyszłość i chcę jechać w czołówce. Musicie mnie tam zabrać. W zamian za to, doprowadzę wasz samochód do normy. Mam mnóstwo pomysłów, które sprawią, że wasze auto będzie jeździło lepiej; bardziej wydajnie, więc będziecie rzadziej tankować w trakcie wyścigów; nowy projekt fotela, dzięki któremu kierowcy będzie wygodniej i nowy model przekładni. Sumując mogę zwiększyć osiągi waszego samochodu o trzydzieści osiem procent – powiedziała z uśmiechem i pozwoliła swoim słowom do nas dotrzeć.
- Trzydzieści osiem procent? – powtórzyła Rosalie, podczas gdy jej umysł krążył wokół nowych możliwości. – To by zwiększyło maksymalną prędkość o jakieś dziewięćdziesiąt kilometrów na godzinę?
- Właściwie około stu; to powód nowego projektu siedzeń. To pomoże kierowcy znieść przyspieszenie – wyjaśniła panna Swan.
- Chce pani wprowadzić kosztowne ulepszenia w naszym samochodzie i
skonstruować nowy? – zapytał Jasper ze zmartwieniem malującym się na twarzy. – To będzie kosztowało miliony. Nie mamy takiej sumy, panno Swan.
- Nie przejmuj się pieniędzmi. Fham chce, żebym wykorzystała do swojego nowego projektu ich filtr oleju. Będą sponsorować wasz zespół przez lata, może życie. GM*** nalegali żebym dla nich pracowała, ale odmówiłam. Chcą moich pomysłów na nowy samochód. Są skłonni całkowicie sfinansować ten projekt, ale mają kilka warunków. – Wyjaśniła panna Swan.
- Jakie są ich warunki, panno Swan? – W końcu postanowiłem włączyć się do rozmowy.
- Proszę, nazywajcie mnie Isabella. Ich warunek to ty, Edwardzie.
- Co masz na myśli mówiąc „Edward”? Co z nim? – zapytała Alice zanim zdążyłem się odezwać.
- Nie podoba im się jego publiczny wizerunek. Imprezy, kobiety i alkohol były komentowane na ET, TMZ i E! – odpowiedziała patrząc prosto na mnie. Jej oczy zdawały się wwiercać w moje.
- Dobra, możemy nad tym popracować – odpowiedział za mnie Jasper.
Przewróciłem oczami. Wiem, że ostatnio byłem dupkiem; dlatego trochę zwolniłem. Nie byłem na imprezie czy w klubie od miesięcy.
- Isabello, dlaczego nasz zespół? Pracowałaś dla Newtona – zapytał Emmett.
Kolejne dobre pytanie.
- Ugh… Mike to menda. Pracowałam z jego zespołem przez tydzień i zdążył mnie pięć razy dotknąć w nieodpowiedni sposób. Sprzeciwiłam się, a potem to rozgłosiłam. – Isabella wzruszyła ramionami. Poczułem, że moja krew wrze na wyobrażenie na niej jego rąk. Co do cholery było ze mną nie tak?
- Dlaczego wybrałaś nasz zespół? Mogłaś pójść do kogokolwiek i od razu by cię przyjęli. – Emmett znów postawił pytanie.
Isabella wzruszyła obojętnie ramionami i uśmiechnęła się złośliwie.
- Uznałam, że Edward jest słodki – stwierdziła spokojnie. Wszyscy przy stole wybuchli śmiechem, a ja zarumieniłem się mocno.
Hmm… uważała, że jestem słodki. To mi pochlebiło.
- Więc mamy umowę? – zapytała, jakby nic wcześniej nie mówiła. Jasper
spojrzał na mnie i uniósł brew.
- Jeśli uda ci się przekonać GM i Fham do sponsorowania nas, mamy umowę Isabello – zgodziłem się.
- Świetnie – powiedziała uśmiechając się do mnie, a potem rozglądając się po twarzach pozostałych. – Fham podpisał dokumenty jakąś godzinę temu. Dyrektor do spraw finansów w GM chce, żebyśmy dzisiaj wieczorem przyszli na przyjęcie Black Tie**** w jego domu. Jeśli spodoba mu się to co usłyszy, w niedzielny poranek będziemy mieć podpisaną umowę. Panowie, zakładam że macie smokingi?
- Dzisiaj w nocy… impreza! – Alice się uśmiechnęła.
- Panie, czy zechciałybyście wybrać się ze mną na zakupy? Nie mam sukienki na przyjęcie tego typu – Isabella zapytała Rosalie i Alice.
- Z przyjemnością z tobą pójdziemy. Możemy przygotować się w domu Alice i wszyscy się tam spotkamy – odpowiedziała Rose, a Alice zdawała się drżeć z ekscytacji.
Isabella wstała i wszyscy pozostali zrobili to samo.
- W takim razie załatwię limuzynę, która przyjedzie po nas do domu Alice i Jaspera o 19. – Spojrzała na Emmetta, Jaspera i mnie. – Panowie, nie spóźnijcie się. Pamiętajcie, czarne krawaty i każdy musi zachowywać się jak najlepiej. Edwardzie, dzisiejszego wieczoru idziemy razem.


____________
* Firma zajmująca się sprzedażą oleju silnikowego i benzyny.
** Lista pięciuset najlepiej prosperujących firm na świecie.
*** General Motors
**** Przyjęcie, na które panowie wkładają smokingi i czarne krawaty, a kobiety suknie wieczorowe.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kirke dnia Śro 17:44, 09 Cze 2010, w całości zmieniany 5 razy
Zobacz profil autora
Trusiaczek
Człowiek



Dołączył: 21 Sty 2009
Posty: 79
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Poznań

PostWysłany: Czw 21:06, 11 Mar 2010 Powrót do góry

Ale fajnie! Czytałam to z chomika i jest to jeden z fajniejszych ff! Fajnie, że i tu się pojawił! A będą nowe rozdziały??


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Paramox22
Zły wampir



Dołączył: 15 Sie 2009
Posty: 281
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 32 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: znad morza... no prawie xD

PostWysłany: Czw 21:31, 11 Mar 2010 Powrót do góry

Naprawdę ciężko jest coś napisać, kiedy masz przeczytanych więcej rozdziałów niż te wstawione na forum.

Cóż ja mogę powiedzieć? Od pierwszych rozdziałów to opowiadanie mnie zaciekawiło. Koncepcja na pomysł jest ciekawa, nie ma zbędnego przedłużania do pierwszego spotkania Belli i Edwarda, a autorka od razu serwuje nam akcję właściwą. Zachowanie mężczyzn jest czasami takie irytujące, on jest w szpitalu, a martwi się wyłącznie o samochód i sponsorów, ech ;p Nie sposób jest nie wspomnieć o Belli - podoba mi się jej wersja, taka inteligentka kobietka, która wie, co chce osiągnąć. Swoją drogą, to czemu główna bohaterka zwykle musi mieć wszystko, co najlepsze? Och, już się nie czepiam ;D Przyznam, że przeraża mnie ilość tego całego lukru, można by nim wszystkie dzieci nakarmić, ale skoro zostały Belli tylko dwadzieścia cztery miesiące życia, to nie może być zawsze cudownie, prawda? Brakuje mi jakiegoś lekkiego dramatu, który będzie potrafił mnie wzruszyć, bądź czasami rozśmieszyć, a jako że książek takich nie czytam,to mam nadzieję, że znajdę ten element dramatu w tym opowiadaniu. Tłumaczenie jest zgrabne, co prawda widziałam gdzieś tam jakieś błędy interpunkcyjne, jednak nie wpływają one na odbiór tekstu. Dzięki za wstawienie na forum tego opowiadania, bo znacznie łatwiej będzie mi czytać tu niźli na chomiku ;]

Pozdrawiam,
paramox


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Lone
Nowonarodzony



Dołączył: 28 Lut 2010
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Pią 14:38, 12 Mar 2010 Powrót do góry

Rzeczywiście wciąga . Od razu widać że zapowiada się świetnie :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
zawasia
Dobry wampir



Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D

PostWysłany: Pią 17:27, 12 Mar 2010 Powrót do góry

zaczyna się ciekawie..
mam nadzieje, że całe opowiadanko bedzie takie same mile i przyjamne.
pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
meadow
Człowiek



Dołączył: 11 Lut 2010
Posty: 64
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Nibylandia

PostWysłany: Pią 22:59, 12 Mar 2010 Powrót do góry

Drogie kirke oraz tłumaczki, napiszę w miarę konstruktywnego, będzie lepiej niż te jednolinijkowce powyżej, obiecuję ;]

Po pierwsze, rozdziały nie są za długie, więc dobrze, że wstawiłaś od razu dwa. Przynajmniej dostaliśmy/(łyśmy) zarys ff oraz możemy wyrazić swoje pierwsze przemyślenia, pierwsze sugestie i wnioski. Po jednym byłoby o wiele gorzej. ;d

Ogólny zarys postaci mi się podoba. Bella - mechanik, nowa twórczość, jeżeli tak to można nazwać, no i wydaje się być niezależną, dosyć władczą kobietą, moja ulubiona odmiana. Temat jest oryginalny, jeszcze nie spotkałam się z taką wersją. No i zaciekawiłyście mnie, co ostatnio zdarza się dość rzadko, bo w takim wyborze ff coraz ciężej znaleźć coś naprawdę interesującego. ;)

Następnym razem napiszę coś więcej, rozumiecie, że dopiero początek i nie da się za wiele wyciągnąć tak, żeby nie pisać o maśle maślanym ;p

Życzę tłumaczkom jak najwięcej czasu na ten ff, a tobie kirke, żebyś jak najszybciej mogła wstawić kolejny rozdział. ;>
pozdrawiam, m;*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Al...ta nieśmiertelna
Nowonarodzony



Dołączył: 08 Gru 2009
Posty: 43
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdzieś w marzeniach

PostWysłany: Sob 19:47, 13 Mar 2010 Powrót do góry

Super moje ukochane UTS jest tutaj.
Hmm... oceniać raczej nie będę, bo rozumiecie czytam już od dawna na chomiku Ewy, ale to dobrze, że i tu się ono pojawiło.
Kirke, mam nadzieje, iż będziesz wstawiać chapiki w nie długich odstępach czasowych.
Sorry, że tak krótko, ale nie mam ostatnio weny na konstruktywne wypowiedzi.
Mogę jedynie obwinić za to ten nawał pracy w mojej ukochanej szkole.

Całuję
Al ;*** xoxo


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Pią 22:10, 19 Mar 2010 Powrót do góry

kolejne dwa rozdziały - tłumaczyła koli93
postaram się zamieszczać rozdziały częściej, ale to też kwestia odpowiedniej liczby komentarzy :)

3. Wychodzimy

BPOV

- Edwardzie, dzisiejszego wieczora idziemy razem.
Szybko wyszłam. Czułam, że Alice i Rosalie są zaraz za mną. Gdy tylko byłam wystarczająco oddalona od sali konferencyjnej, wypuściłam powietrze. Nieco oszołomiona, spojrzałam na dziewczyny. Obydwie miały zadowolony wyraz na ich pięknych twarzach.
Kiedy po raz pierwszy spotkałam te dwie niewiarygodne kobiety kilka dni temu, obie mnie zaskoczyły. Alice była energiczną, niziutką osobą pełną gracji z jasną skórą i czarnymi włosami, które były ułożone w artystyczny nieład na szczycie jej stu pięćdziesięciocentymetrowego ciała. Martha Stewart* nie umywała się do niej, jeśli chodziło o umiejętność organizacji i zarządzania czasem. Gdy poznałam Rosalie, poczułam się zażenowana. Była piękna. Wysoka z jasną skórą i długimi włosami jak złocisty jedwab. Byłam niesamowicie zaskoczona, że była głównym mechanikiem w zespole Edwarda.
- Dlaczego tak na mnie patrzycie?
- Nikt nigdy nie sprawił, żeby Edward był taki oniemiały. Miło wiedzieć, że jest ktoś do tego zdolny – powiedziała Rosalie i mrugnęła do mnie.
- Dokładnie. – Alice patrzyła to na mnie to na Rose. – Widziałaś wyraz jego twarzy przez cały czas, kiedy mówiłaś, Isabello? To było coś pomiędzy frustracją i oczarowaniem. Nie powiedział zbyt wiele. Nie, żebyś dała mu na to dużo szans – zachichotała Alice.
- Och, powinnam się martwić dzisiejszym wieczorem? Mam na myśli randkę i w ogóle – zapytałam zafascynowana. Nagle stałam się tym poruszona; odkryłam, że Edward jest niewiarygodnie przystojny.
- Myślę, że sobie poradzisz. Jeśli będziesz się zachowywała tak jak na spotkaniu, wszystko będzie dobrze. Nie mogę uwierzyć że musi poprawić swój wizerunek. Dla sponsorów – stwierdziła Rosalie.
- Cóż, właściwie to bardziej moje żądanie. Oni chcą tylko, żeby nie pił tak dużo. To ja nie chcę martwić się, że wywołuje skandale prowadząc jeden z moich samochodów. – Wzruszyłam ramionami.
- Nie powiemy Edwardowi. Ten śliczny chłopiec musi w końcu dorosnąć. –
Rosalie uśmiechnęła się złośliwie.
- Nieważne. Więc, która z was chce jechać ze mną? – Podeszłam do mojej
dziecinki; lśniącego, srebrnego Astona Martina DB9. Zauważyłam, że Rosalie utkwiła wzrok w moim samochodzie.
- To twój samochód? Wow! Piękny. Alice, możesz wziąć tym razem pojechać swoim autem? W drodze do twojego domu możesz jechać z Isabellą. – W oczach Rose można było dostrzec błaganie.
- Dobra. – Alice wywróciła na nią oczami. – Chodźmy na zakupy! Jedź za mną, Isabello. – Alice oddaliła się w podskokach, a ja potrząsnęłam głową.
Zanosiło się długie popołudnie.

EPOV

- Edwardzie, dzisiejszego wieczora idziemy razem. – Z otwartą buzią gapiłem się na Isabellę, szybko opuszczającą pokój, a Rosalie i Alice podążały zaraz za nią.
Czekałem kilka minut do momentu kiedy byłem pewny, że znajdowały się poza zasięgiem głosu.
- Urgh! To najbardziej wkurzająca, uparta, wszystkowiedząca kobieta jaką
kiedykolwiek spotkałem! I pomyśleć, ze będę musiał znosić takie nastawienie Bóg wie jak długo. To nie jest tego warte. Nie ma szans Jasper! Nie zamierzam tego zrobić – wrzeszczałem sfrustrowany.
- Nie masz innego wyjścia – sprzeciwił się Jazz. – Jestem szefem i robimy tak jak ja mówię. Stracimy wszystkich naszych sponsorów, jeśli pozwolimy jej odejść. Wytrzymasz z nią czy ci się to podoba czy nie. A poza tym nie jest taka zła. Po prostu nie jesteś przyzwyczajony do takiego zachowania.
- A na dodatek jest gorąca – stwierdził Emmett.
- Co?! – warknąłem.
- Nie udawaj, że tego nie zauważyłeś, Edwardzie. Od chwili kiedy wyszła z
twojego samochodu nie odrywałeś od niej wzroku – powiedział Emmett, wzruszając ramionami.
- Cokolwiek. Muszę spadać. Zajmiecie się moim samochodem? – Jasper
przytaknął w odpowiedzi.
Wyszedłem z sali konferencyjnej, próbując ogarnąć to co stało się tego ranka. Gdy doszedłem do parkingu, z jednego z miejsc odjeżdżał właśnie lśniący i seksowny Aston Martin DBS. Kierowca odwrócił się, puścił mi oczko i pomachał. Gapiłem się za oddalającą Isabellą, a po moim kręgosłupie przechodziły dreszcze.
Dziewczyna moich marzeń w samochodzie moich marzeń. Co? Skąd to się
brało? Teraz potrzebowałem zimnego prysznica.
Dojechałem do dwupiętrowego domu Alice i Jaspera. W garażu samochód
Isabelli znów wysłał dreszcz po moim kręgosłupie. Nie mogę uwierzyć, ze ta kobieta tak na mnie działa. Nigdy nie spotkałem kogoś tak bezczelnego, wymagającego i tak cholernie seksownego jednocześnie. Zanosi się długa noc.
Podszedłem do wejścia i zadzwoniłem do drzwi. Kilka chwil później Jasper je otworzył. Spojrzał na mnie, potrząsnął głową i wpuścił mnie do środka. Uniosłem brew i popatrzyłem na niego pytająco. Emmett siedział na kanapie w salonie, obserwując nas uważnie.
- Stary, masz kłopoty – wyszeptał Jasper, trochę się pochylając.
- Dlaczego? – odszepnąłem kpiąco, nie rozumiejąc co miał na myśli.
- Wygląda niesamowicie, dlatego. Lepiej trzymaj ręce przy sobie, bo inaczej ją stracimy – ostrzegł cicho w odpowiedzi z piorunującym spojrzeniem.
- Spokojnie Jasper, mówiłem ci, że według mnie jest irytująca. A poza tym nie jest w moim typie – powiedziałem rozgoryczony.
- Tak, jasne. Jeśli nie byłbym żonaty, byłaby pierwszą którą bym zaprosił na randkę. Nie rób nic, co mogłoby ją wkurzyć. Potrzebujemy jej – przypomniał mi, a ja przewróciłem oczami. W pobliżu schodów ktoś odchrząknął.
Alice w podskokach pokonała stopnie. Miała na sobie elegancką, krótką
szmaragdową sukienkę z cienkimi ramiączkami i dopasowany przewiewny szal, który miękko okrywał jej ramiona. Za nią zeszła Rosalie w krwistoczerwonej sukni do kostek z ozdobionym koralikami gorsetem. Podeszła do Emmetta, który zerkał na nią pożądliwie.
- Isabello, wszyscy tu są. Zejdź już! – zawołała Alice. Wszyscy skierowali swoją uwagę na schody. Isabella wyszła zza rogu i stanęła na najwyższym stopniu. Myślę, że na kilka chwil przestałem oddychać.
Ona jest boginią, pomyślałem, kiedy pokonywała schody. Jej włosy były upięte, eksponując smukłą szyję, a kilka wolnych loczków opadało po bokach jej twarzy. Miała na sobie ciemnoniebieską sukienkę z dużym dekoltem, który kończył się tuż nad jej wąską talią. W tym miejscu suknia była dobrze dopasowana, a dalej lekko się rozszerzała. Materiał migotał nieznacznie z najmniejszym ruchem. na prawej stronie jej stroju, znajdowało się rozcięcie, ciągnące się aż do połowy uda. Przelotnie zobaczyłem jej kremową nogę i zadrżałem lekko. To zdecydowanie będzie długa noc. Musiałem się na nią gapić, bo Jasper odchrząknął i trącił mnie łokciem.
Ktoś zapukał do drzwi.
- Och, to musi być mój kierowca. – Isabella podeszła do wejścia i przywitała młodego mężczyznę ubranego na czarno. Wziął jej dłoń i pocałował ją miękko.
- Dobry wieczór, panno Swan – powiedział z uśmiechem.
- Dobry wieczór, Tyler. Dzisiaj pojadę swoim samochodem. Zabierzesz czwórkę moich przyjaciół do Posiadłości Blake’ów około 20 i gdziekolwiek jeszcze zechcą.
Dziękuję – powiedziała kierowcy, a ten przytaknął w odpowiedzi. Byłem zdezorientowany; powiedziała, że tylko czwórka jedzie limuzyną. Odwróciłem się do pozostałych, ale oni także wydawali się być zaskoczeni.
- Jasper, Alice, Emmett i Rosalie, to jest Tyler. – Isabella popatrzyła na nich. – Dziś wieczorem będzie waszym szoferem. Już mają wasze imiona na liście zaproszonych. Edward i ja weźmiemy mój samochód i wkrótce się tam spotkamy. – Jasper tylko wzruszył ramionami i podał rękę Alice, kiedy wychodzili przez drzwi. Emmett i Rosalie szybko za nimi podążyli.
Gdy zamknęły się za nimi drzwi, zwróciłem swoją uwagę na Isabellę, ale zaczęła mówić pierwsza.
- Dobrze, Edward będziesz dziś prowadził mój samochód. Są trzy powody:
pierwszy, musisz sprawić dobre wrażenie na panu Blake i drugi, musisz wyglądać na odpowiedzialnego. A co za tym idzie nie będziesz pił, bo musisz wrócić autem do domu.
- A trzeci powód? – zapytałem wciąż lekko oszołomiony.
- Musimy się lepiej poznać Edwardzie. Musimy wyglądać jakbyśmy się spotykali, oczywiście żeby myśleli, że nie wrócisz do starych nawyków – stwierdziła.
Więc chciała udawać, że się spotykamy? Wciąż byłem oszołomiony, ale
oczywiście, spodobał mi się ten pomysł. Isabella chwyciła małą torebkę i klucze ze stolika do kawy. Podszedłem do niej, kiedy podrzuciła kluczyki i pozwoliła im spadać. Złapałem je szybko.
- Zaskakująco dobry refleks, dobrze, bo będziesz go potrzebował. Wiesz jak dojechać do posiadłości Blake’ów? – Przytaknąłem.
Wyszliśmy na zewnątrz, zamykając za sobą drzwi na klucz. Poprowadziłem do drzwi pasażera, kładąc rękę na jej lędźwiach. Otworzyłem jej drzwi, a ona spojrzała na mnie z uniesioną brwią.
- Ćwiczę tylko udawanie, że się spotykamy. – Uśmiechnąłem się złośliwie, gdy wsunęła się do auta. Kiedy usiadała, mogłem zobaczyć prawie całą długość jej nogi przez rozcięcie w sukience. Przygryzłem dolną wargę, żeby zdusić jęk. Zamknąłem drzwi, szybko obszedłem samochód i usiadłem na siedzeniu kierowcy. Po ustawieniu kilku rzeczy, powoli wycofałem. Po wjechaniu na drogę, zerknąłem na Isabellę. Wziąłem głęboki oddech; wpatrywała się we mnie i nawet nie przejęła się by spojrzeć w bok, kiedy ją na tym przyłapałem. Muszę przyznać, że to mnie lekko podnieciło. Była taka pewna siebie. Nie mogłem odwrócić wzroku, nawet jeśli chciałem. Zobaczyłem, ze jej prawa ręka unosi
się i położyła ją na lewej stronie mojej twarzy zanim przekręciła ją tak, żebym mógł patrzeć przed siebie.
- Myślę, że musisz patrzeć na drogę, kiedy prowadzisz, Edwardzie –
odpowiedziała Isabella, śmiejąc się miękko. Też się zaśmiałem i potrząsnąłem nieznacznie głową w zawstydzeniu. – Znam pana Blake’a na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że prawdopodobnie poszukał o tobie trochę informacji. Zapewne będzie nas pytał o siebie nawzajem. Zacznijmy od rodziców.
- Więc, mój ojciec, Carlisle Cullen, jest pediatrą w Chicago w szpitalu St. Johns. Od pięciu lat jest dyrektorem swojego wydziału. Moja matka, Esme Cullen, jest dekoratorką wnętrz; pracowała dla Oprah. Są małżeństwem od dwudziestu pięciu lat. – Uśmiechnąłem się zerkając na nią krótko.
- Moi rodzice rozwiedli się, kiedy byłam bardzo mała. Charlie ponownie się
ożenił jakieś trzy lata temu z Sue. Jest szefem policji w Forks, w stanie Waszyngton. Od rozwodu mieszkałam z matką, Renee, w Malibu, w Kalifornii, dopóki nie poszłam na studia. W zeszłym roku wyszła za Phila Dwyer’a, drugoligowego gracza bejsbolowego. Obecnie mieszkają na Florydzie. Szkoła? – zapytała.
- Wcześnie skończyłem liceum, bo w wieku szesnastu lat, poszedłem do
Stanford i ukończyłem magisterkę na wydziale Literatury Angielskiej. A ty?
- Też wcześnie skończyłam liceum, ale jako czternastolatka. Uczyłam się w MIT** i mam około sześciu magisterek i jeden doktorat, a obecnie pracuję nad kolejnym – odparowała Bella. Gapiłem się na nią; popisywała się i zdawała sobie z tego sprawę.
- Co nakłoniło cię do samochodów, Isabello? – zapytałem, chcąc mieć trochę kontroli nad tym przesłuchaniem.
- Od dziecka spędzałam wakacje z moim ojcem. W Forks nie ma zbyt wiele rzeczy do robienia. Mój dobry przyjaciel, Jacob Black i ja spotykaliśmy się w jego garażu. Pokazywał mi i wyjaśniał jak wszystko działa. Musiałam coś robić, więc zaczęłam badać specyfikacje, mechanizmy i projekty. No i mnie wciągnęło. Nie wracam pamięcią do tego co było wcześniej. – Zauważyłem, że nieznacznie nadęła wargi, kiedy
mówiła o tym Jacobie Blacku. – Wiem jak zacząłeś się ścigać. Trochę poszperałam.
- Tak, wiem, byłem trochę głupi. Zacząłem na wyścigach ulicznych i
wpakowałem się w dużo kłopotów w college’u. W czasie jednego z nich spotkałem Jaspera i zapytał czy nie chciałbym jeździć prawdziwym samochodem na torze. Stwierdził, że miałem wrodzony talent i nie wracam pamięcią do tego co było przed tym. – Wzruszyłem ramionami.
Następnych trzydzieści minut spędziliśmy zadając sobie nawzajem pytania
dotyczące głównie tego co lubimy, a czego nie. Byłem miło zaskoczony; czytaliśmy te same rodzaje książek, nasze ulubione potrawy, kolory i filmy były w większości wspólne. W końcu dojechaliśmy do posiadłości i zatrzymaliśmy się przy parkingowym.
Podałem mu kluczyki i poszedłem otworzyć drzwi Isabelli. Wyciągnąłem do niej rękę, a ona ją wzięła. Pocałowałem jej dłoń lekko, a potem zamknąłem jej drzwi. Położyłem rękę na dole jej pleców i poprowadziłem nas do domu. Moja rodzina i przyjaciele już tam na nas czekali.
- Dobra, pamiętajcie, Edward i ja spotykamy się od kiedy przestał być
playboyem jakieś trzy miesiące temu. Pan Blake ma syna, Daniela, który jest mniej więcej w naszym wieku; powinniśmy próbować z nim rozmawiać. Jasper, kiedy wyślę ci sms’a, podejdziesz do mnie i do Edwarda. Najprawdopodobniej będziemy rozmawiać z panem Blake’iem i chciałabym mu cię przedstawić. Z tego co słyszałam na temat przyjęcia, będzie pięciuset gości, a w tym dużo ważnych i sławnych ludzi. Proszę, nie
pijcie zbyt dużo; to wywrze złe wrażenie na panu Blake – powiedziała im Isabella, jakby mówiła do żołnierzy, dając im instrukcje odnośnie ważnej misji. Czułem, że powinniśmy zakończyć z dłońmi w kole krzycząc „Do dzieła!”. Zamiast tego Isabella rozejrzała się dookoła i przełożyła rękę przez moje ramię.
- Dobrze, zaczynajmy tą imprezę.

4. Bankiet

EPOV

- Dobrze, zaczynajmy tą imprezę. – Podeszliśmy do głównego wejścia dużej rezydencji. Na schodkach stał wysoki, ciemnowłosy mężczyzna, patrzący uważnie w kierunku Isabelli. Otoczyłem ramieniem jej talię i przysunąłem ją do siebie bliżej. Bella, podążając za moimi intencjami, zrobiła to samo.
- Edwardzie, ten mężczyzna przy drzwiach to Daniel Blake – Belly cicho
wyjaśniła mi do ucha. – Jest kompletnym dupkiem; po prostu bądź spokojny i zostań blisko mnie. Proszę. – Poczułem jej ciepły oddech na szyi, który wysłał dreszcze przez moje ciało. Pochyliłem się do niej nieco bardziej i pocałowałem jej policzek. Nie cofnęła się. Obydwoje obserwowaliśmy jak ciało Daniela napina się, gdy się do niego
zbliżyliśmy.
Daniel zrobił krok w naszą stronę z ręką wyciągniętą kierunku Isabelli.
- Panno Swan, cóż za przyjemność panią widzieć. I mogę dodać, że wygląda pani dzisiejszej nocy absolutnie cudownie. – Isabella podała mu swoją dłoń, a on uniósł ją do swoich ust i pocałował ją lekko. Jego oczy zatrzymały się na jej klatce piersiowej.
Isabella delikatnie wyszarpnęła swoją rękę i wskazała na pozostałych i mnie.
- Danielu, to są członkowie Zespołu numer sto osiemdziesiąt sześć: Jasper
Whitlock, Alice Whitlock, Rosalie Hale, Emmett Cullen i kierowca, Edward Cullen. A to Daniel Blake. Jest synem pana Blake’a, a także szef Wydziału Koncepcji Samochodu w GM.
Daniel uścisnął ręce wszystkim pozostałym zanim chwycił moją dłoń. Jego uścisk był mocny.
- Niesławny Edward Cullen. Powiedz, jak udało ci się zdobyć serce tak pięknego stworzenia jak Isabella? – Ścisnąłem mocniej jego rękę zanim ją wypuścił i spojrzał na mnie piorunującym wzrokiem.
- To nie było tak; to ona zdobyła moje serce i moje ciało, panie Blake –
stwierdziłem zwyczajnie. Sapnąłem cicho, bo poczułem jak Isabella mocno uszczypnęła mnie w skórę koło biodra. Oczy Daniela zwęziły się na moją odpowiedź.
- Edward, zachowuj się kochanie. – Isabella zarumieniła się i przez chwilę
zastanawiałem się czy to przez wstyd, czy dlatego, że grała.
- Cóż panno Swan, mój ojciec ma przygotowany stolik dla pani i pani gości. Wkrótce zostanie podany obiad. Zobaczymy się później – powiedział Daniel, a potem odwrócił się pośpiesznie i odszedł.
Starszy pan w szarym garniturze lokaja wskazał nam gestem, abyśmy podążyli za nim do środka. Gdy przekroczyliśmy próg, znaleźliśmy się w wielkim holu. Znajdowały się tam dwie pary krętych schodów prowadzące do wschodniej i zachodniej części domu. Dokładnie pomiędzy nimi były duże przeszklone drzwi wychodzące na oświetlony ogród. Pan przeprowadził nas przez nie na zewnątrz, gdzie ustawione były
migoczące światła, kwiaty i około pięćdziesięciu okrągłych stolików przykrytych białymi obrusami. Wskazał nam nasze miejsca, a ja odsunąłem krzesło dla Isabelli. Wyszeptała ciche „dziękuję” zanim zajęła miejsce. Usiadłem zaraz obok niej.
- Nazywam się Richard; dziś będę państwa obsługiwał. W menu na dzisiejszy wieczór są trzy dania do wyboru: stek New York, kurczak w parmezanie i makaron z krewetkami królewskimi. Wszystkie całkiem pyszne; więc co będzie? – Richard spojrzał na Emmetta.
- Wezmę stek, średni – zamówił Emmett. Rosalie i Alice wybrały kurczaka w parmezanie. Jasper i ja także zamówiliśmy steki, a Isabella makaron. Richard przytaknął i odszedł. Isabella odwróciła się na swoim krześle i popatrzyła na mnie gniewnie.
- Uważasz, że to było słodkie? – zapytała mocnym tonem.
- Nie wiem o czym mówisz – skłamałem.
- Zdobyłam twoje serce i ciało. – Wciąż się we mnie wpatrywała.
- To ty powiedziałaś, że musimy zachowywać się, jakbyśmy się spotykali. Poza tym, sposób w jaki Daniel na ciebie patrzył… Nie zdziwiłbym się, gdyby myślał o tym, żeby zaprowadzić cię do swojej sypialni – odciąłem się.
- Isabello, myślę, że on ma rację. Daniel nie odczepiłby się od ciebie, gdyby nie było tam Edwarda. – Alice się wtrąciła.
- Oh, uwierzcie mi, wiem. Dwa razy, kiedy zetknęłam się z Danielem, były
odrażające. Jest bardzo „kontaktowym” typem faceta. – Isabella przewróciła oczami, a ja zacisnąłem szczęki; myśl o jego łapach na niej, sprawiła, że moja krew zawrzała. –
Jest głównym powodem, dla którego nie chcę pracować bezpośrednio dla GM. To i bałam się, że weźmie na siebie całe uznanie.
- W tym całym zakupowym szaleństwie zapomniałam zapytać z jakiej okazji ta impreza? – Rosalie zapytała Isabelli, biorąc łyka wody.
- Oh, przepraszam. To sześćdziesiąte urodziny pana Blake’a. Nie martwcie się, prezent który wysłałam był od nas wszystkich – wyjaśniła Isabella podekscytowanym tonem.
- Co mu daliśmy? – zapytała Alice, zerkając na stół uginający się pod ciężarem prezentów.
- Mój znajomy zrobił model koncepcyjnego samochodu w skali 1:18. Przyjaciel pomalował go profesjonalnie na klasyczną czerwień. Wiem, że to pokocha. – Bella się uśmiechnęła; to zapierało dech w piersi.
- Wow. To brzmi naprawdę świetnie. Chciałbym to zobaczyć – powiedział
podekscytowany Emmett.
- Jestem pewna, że będziesz miał okazję. Pan Blake powiedział, że wystawi go na pokaz obok swojego tortu urodzinowego. Sprawdzimy po obiedzie – odpowiedziała, uśmiechając się sympatycznie. Z oczami tak pełnymi podekscytowania wyglądała niesamowicie słodko.
O czym ja do cholery myślę?
- O wilku mowa, idzie pan Derek Blake – wyszeptała do nas Isabella. Wysoki mężczyzna z ciemnymi włosami i ostrymi rysami twarzy podszedł do naszego stolika i stanął przed Isabellą.
Dziewczyna zaczęła się podnosić z krzesła, ale pan Blake powstrzymał ją.
- Isabello, proszę nie wstawajcie. Chciałem tylko przywitać ciebie i twoich gości, zanim rozpocznie się obiad.
- Dziękuję, Derek. To jest Alice Whitlock. – Isabella wskazała na Alice.
- Ach, królowa organizacji z tego co słyszałem – powiedział, kiedy uścisnął jej dłoń.
- Jasper Whitlock.
- Jasper, mąż Alice i kapitan Zespołu numer sto osiemdziesiąt sześć.
- Rosalie Hale.
- Ach, piękna główna mechanik.
- Emmett Cullen.
- Jest pan szczęściarzem, panie Cullen, również mechanik.
- I Edward Cullen. – Bella gestem wskazała w moim kierunku.
-Och, wiele o panu słyszałem, panie Cullen. Mój syn nalegał, bym wycofał się od decyzji współpracy z pana zespołem. Rzeczy, które o panu wygrzebał nie są zbyt miłe.
– Zacisnąłem szczękę, kiedy uścisnąłem dłoń pana Blake’a i wziąłem głęboki oddech.
- Zapewniam pana, że moje imprezowe dni dobiegły końca, panie Blake.
- Tak, z powodu cudownej panny Swan. Wiesz, że mój syn zabiegał o nią przez ponad rok. Powiedziałem mu, żeby trzymał się z daleka; bałem się, że ją wystraszy, ale poradziła sobie z nim… bardzo dobrze i powiedziała, żeby spływał – zaśmiał się.
- Nie wydaje mi się, żebym była taka miła, Derek. – Isabella się zaśmiała, a ten piękny dźwięk szarpnął moje serce.
- Cóż, wygląda na to, że za chwilkę podadzą obiad. Edwardzie, Isabello, proszę spotkajcie się ze mną jeszcze tego wieczoru. Życzę wszystkim przyjemnej zabawy – powiedział uprzejmie pan Blake i odszedł do innego stolika.
Richard, nasz kelner, podszedł do stolika z dużym wózkiem. Postawił na stole kosze z chlebem i trzy butelki wina. Położył przed każdym z nas nasze talerze. Wszystko wyglądało przepysznie. Właśnie uświadomiłem sobie, że jeszcze nic dzisiaj nie jadłem i nagle umierałem z głodu. Po odejściu Richarda, wszyscy zaczęli wsuwać.
- Isabello, co miałaś na myśli mówiąc, że nie byłaś bardzo miła dla Daniela? – zapytała Alice z zakłopotaniem.
Isabella zaśmiała się i odrzuciła głowę do tyłu.
- A więc, pracowałam samotnie nad glinianym modelem w moim tymczasowym biurze. Pochylałam się nad nim, mocno skoncentrowana i nagle poczułam parę rąk na moich biodrach. – Wzruszyła nieznacznie ramionami. Zacisnąłem szczękę, a krew znów zaczęła mi wrzeć. – Odwróciłam się, wiedząc że to on, a potem chwyciłam go za jądra
i powiedziałam, że jeśli jeszcze raz mnie dotknie, upewnię się, że będzie śmiesznie chodził do końca swojego życia. W rzeczywistości chodził zabawnie przez jakieś trzy dni. – Wszyscy zaczęli się śmiać.
- Przypomnij mi, żebym nie zadzierał z twoją złą stroną, Isabello – powiedział Emmett, nieco zaskoczony.
- Nazywajcie mnie Bellą, Isabella jest zbyt formalnie. Wolę Bella. – Uśmiechnęła się do mnie, na co odpowiedziałem własnym uśmiechem.
- Dobra Bello. Pan Blake zdaje się bardzo dobrze znosić fakt, że odrzuciłaś jego syna – stwierdziła Alice, wypowiadając to jak pytanie.
- Znam pana Blake’a od kiedy skończyłam czternaście lat. Zapłacił za moją edukację. Zdaje się, że widzi mnie bardziej jako córkę, której nigdy nie miał. Nie żartował, kiedy dał Danielowi jasno do zrozumienia, żeby trzymał się ode mnie z daleka. Gdy usłyszał o tym, co zrobił jego syn, był bardzo zły.
- Bello, ile miałaś lat, kiedy zaczęłaś studia? – zapytała Rosalie.
- Zaczęłam na MIT, kiedy miałam czternaście lat. Zaczęłabym wcześniej, ale moi rodzice nalegali, żebym zwolniła. Musiałam mieszkać z rodziną Dereka w Cambridge przez dwa lata, zanim mogłam przenieść się do akademika, byłam za młoda – wyjaśniła Bella.
- Wiedziałem, że byłaś mądra, ale nie że jesteś geniuszem. Wow – powiedział Emmett w kompletnym zachwycie.
Bella wzruszyła ramionami i kończyliśmy obiad w cichej rozmowie o naszych latach w college’u. Najwyraźniej Bella poszła na swoją pierwszą – i ostatnią – imprezę w bractwie, kiedy miała szesnaście lat i jej się nie podobało. W czasie wszystkich tych rozmów, zauważyłem, że coraz bardziej przybliżam się do Belli. Patrzyłem jak co jakiś czas przysuwa swoje krzesło do mnie coraz bardziej.
Pochyliłem się i szepnąłem jej na ucho:
- Co robisz, Bello? – Zauważyłem że zadrżała nieznacznie.
- Rozejrzyj się; większość par siedzi znacznie bliżej siebie niż my. Po prostu próbowałam odgrywać swoją rolę – wyszeptała.
Uśmiech igrał na moich ustach.
- Jeśli chcesz, żebyśmy wyglądali tak jakbyśmy się spotykali, musisz zgadzać się ze wszystkim co robię i sprawiać wrażenie, że ci się to podoba. W porządku? – Wciągałem zapach jej szyi w czasie kiedy szeptałem; był słodki, kwiatowy i naturalny.
Bella przytaknęła. Ustawiłem swoje krzesło pod kątem do niej, a potem powoli położyłem ręce po obu stronach jej siedzenia i przysunąłem je razem z nią bliżej do siebie. Sapnęła krótko, a mój uśmiech się pogłębił. Otoczyłem ją ramieniem i zacząłem bawić się loczkami jej włosów. Pochyliła się do mojego ucha.
- Dobrze ci idzie, Edwardzie. – Zachichotała. Uśmiechnąłem się w odpowiedzi.
Patrzyliśmy jak zespół ustawia się na dużej scenie przed rozległym parkietem. Daniel z mikrofonem w ręku podniósł się z miejsca obok swojego ojca i wzniósł toast na jego cześć.
- Edward, możesz wypić jedną lampkę, ale tylko tyle, proszę. – Unieśliśmy nasze szkła, ale zauważyłem, że Bella przyłożyła kieliszek do pełnych ust, ale nie napiła się.
- Czy jest powód, dla którego nie pijesz Bello? Nie ufasz mi? – wyszeptałem jej na ucho.
- To nie tak, Edwardzie. Nie mogę pić. Proszę, nie zawracaj sobie tym głowy – wymamrotała. Nie mogłem zrozumieć dlaczego nie może pić. Ten temat zdawał się ją dręczyć. Niedługo po toaście ogłoszono, że zamierzają podać ciasto, podczas gdy pan Blake kroił swój tort. Wszyscy zaczęli gromadzić się wokół stołu przy którym stał solenizant.
Bella podniosła się z krzesła.
- Chodźmy zaśpiewać ”Sto lat”, a Emmett będzie mógł zerknąć na prezent. – Wszyscy wstali od stołu i skierowali się w stronę pana Blake’a. Moje ramię było oplecione wokół talii Belli. Daniel zaczął do nas podchodzić.
- Nie patrz tam Bello, ale Daniel idzie w naszym kierunku – wyszeptałem jej do ucha. Potem zrobiła coś, czego się nie spodziewałem. Odwróciła się do mnie przodem, stanęła na palcach i położyła dłonie na mojej twarzy. Pocałowała mnie w usta.
O mój Boże. Miękkość i smak jej warg przy moich były niewiarygodne.
Zamknąłem oczy i umieściłem rękę na jej plecach, przyciągając ją do siebie bliżej.
- Hmm… poszedł? – wyszeptała przy moich ustach, nieco drżąc. Otworzyłem oczy, ale Daniela nie było nigdzie w pobliżu.
- Tak. – Odsunęła się i spojrzała mi w oczy, przygryzając dolną wargę.
Przesunęła rękę, która wciąż była na moim policzku i powoli potarła moje usta. Mój oddech szarpnął nieznacznie, a ona zaśmiała się miękko.
- Chodź; zobaczmy jak zdmuchiwanych jest sześćdziesiąt świeczek. – Bella chwyciła mnie za rękę i pociągnęła za sobą.
Wszyscy byli już w połowie piosenki, a pan Blake i piękna starsza brunetka stali zaraz za dużym tortem, który wyglądał jakby płonął. Bella cichutko dołączyła do śpiewu i uśmiechnąłem się; jej głos brzmiał jak dzwoneczki. Patrzyliśmy jak pan Blake zdmuchnął świeczki i podziękował wszystkim.
Alice, Jasper, Emmett i Rosalie podeszli do nas, a inni ludzie zaczęli wracać do swoich stolików.
Bella zbliżyła się do tortu. Obok stołu znajdował się model samochodu. Był… świetny. Stałem podziwiając go, zdumiony, że ktoś może w ogóle coś takiego wymyślić. Bella uśmiechnęła się, gdy Emmett przekrzywił głowę w zachwycie. Kobieta która stała przy panu Blake podeszła do Belli.
- Witaj Bello, kochanie. Wyglądasz dziś absolutnie olśniewająco. – Uścisnęła Bellę i pocałowała lekko jej policzek.
- Witaj Margaret. Dziękuję. Pozwól mi przedstawić cię zespołowi, z którym
pracuję.
- To Margaret Blake, żona pana Blake’a. Margaret, to Alice, Jasper, Emmett, Rosalie i Edward. – Bella wskazywała na każde z nas, kiedy wypowiadała nasze imiona.
Usłyszeliśmy, że zespół zaczął grać. Pani Blake zerknęła w stronę parkietu, gdzie pan Blake pokazywał jej, by do niego podeszła.
- Przepraszam, muszę iść. Miło było mi was poznać. Proszę, cieszcie się deserem i tańczcie całą noc – powiedziała pani Blake. Przyciągnęła Bellę bliżej do siebie i szepnęła jej do ucha. Dziewczyna zaśmiała się i przytaknęła. Margaret mrugnęła do niej i odeszła.
- Chodźmy na cisto czekoladowe. – Bella znów wzięła moją rękę i skierowaliśmy się do naszego stolika.
- Co było takie zabawne? – wyszeptałem Belli na ucho, a ona zachichotała.
- Margaret powiedziała, że jesteś cudowny, a ja się zgodziłam. – Uśmiechnąłem się potężnie.
- Och, niech ci to nie uderzy do głowy. To tylko krok do przodu przed słodkim. Ale nie zupełnie doskonałe – powiedziała, figlarnie uderzając mnie w ramię wolna ręką.
Ułożyłem usta w cienką linię, a ona znów zachichotała.
Wróciliśmy do naszego stołu, na którym ustawione było nowe nakrycie.
Znajdowały się na nim obecnie talerze z ciastem i butelki szampana. Znów odsunąłem krzesło dla Belli. Jedliśmy ciasto, rozmawiając cicho ze sobą. Co jakiś czas ktoś się przedstawiał, wliczając prezesa Mac Tools*** Damona Wrighta, Dwayne’a „Skałę”Johnsona****, Boba Vila***** i Jaya Loeno******. Alice i Jasper postanowili zatańczyć, a Rosalie i Emmett dyskutowali z panem Wrightem i jego żoną. Poprosiłem Bellę do tańca i minęło kilka piosenek, zanim wróciliśmy do stołu.
Daniel podszedł do Belli, gdy spokojnie siedzieliśmy na naszych miejscach, a ja bawiłem się kosmykami jej włosów.
- Isabello, mogę cię prosić o ten taniec? – Wyciągnął do niej rękę.
Bella pochyliła się i wyszeptała mi do ucha:
- Proszę, przyjdź i uratuj mnie za kilka minut. – Przytaknąłem, ciskając
wzrokiem pioruny w stronę Daniela. Dziewczyna pocałowała mnie w szyję, wysyłając dreszcze w dół mojego kręgosłupa. Bella chwyciła dłoń młodego pana Blake’a i poprowadził ją na parkiet z ręką na jej lędźwiach. Zacisnąłem szczękę.
- Edward, uspokój się. Ona potrafi sama o siebie zadbać – powiedział Jasper, gdy zajął swoje miejsce.
- Nie wiem co przez to rozumiesz, Jasper – warknąłem.
- To oczywiste dla nas wszystkich, Edwardzie, że jesteś zazdrosny – zaćwierkała Alice.
- Nie, nie jestem. Mówiłem wam wcześniej: ona nie jest w moim typie –
żachnąłem się.
- Taa. Kogo próbujesz przekonać? – zapytał Emmett. Zacisnąłem pięści we frustracji. Wziąłem kilka głębokich oddechów i zdałem sobie sprawę, że mieli rację. Nie lubiłem, kiedy inny mężczyzna zerkał pożądliwie albo dotykał Belli. Jestem zazdrosny. Nigdy wcześniej tak naprawdę tego nie czułem, więc nie rozpoznałem tego uczucia. Siedziałem, grzebiąc widelcem w cieście przez kilka minut i zaznajamiałem się z nowym uczuciem.
- Edward, otrząśnij się. Musisz uratować Bellę. Popatrz co robi Daniel. – Alice wskazała na parkiet.
Ręka Daniela, która znajdowała się na jej talii przesuwała się w dół jej pleców. Zauważyłem, ze Bella chwyciła ją i przeniosła z powrotem na górę. Wstałem i zacząłem się do nich zbliżać. Tym razem jego dłoń powędrowała do jej uda, które było nieco odkryte przed rozcięcie w jej sukience. Bella zatrzymała się i odepchnęła Daniela.
- Bello, wszystko w porządku? – zapytałem Bellę z rękoma wciąż zaciśniętymi w pięści.
- Wszystko dobrze, Ed, Isabella i ja tylko tańczyliśmy – powiedział Daniel znów sięgając po Bellę, a ona zrobiła krok do tyłu.
- Po pierwsze pytałem Isabellę, a ona najwidoczniej nie chce z tobą tańczyć. – Chwyciłem Bellę za talię. – Chodź, weźmy drinki, kochana. – Daniel już miał mnie pchnąć, ale jego ojciec położył mu rękę na ramieniu. Chłopak natychmiast się uspokoił.
- Edwardzie. Isabello. Zobaczę się z wami w swoim biurze, z samego rana w poniedziałek – powiedział pan Blake, a my przytaknęliśmy w odpowiedzi. Razem w Bellą podeszliśmy z powrotem do naszego stołu. Była lekko zielona.
Przeprosiła i poszła do łazienki.
- Wszystko w porządku, Edwardzie? – zapytała Alice, patrząc z zaniepokojeniem na oddalająca się postać, zbliżającą się do domu.
- Tak myślę, ale jest trochę zielona – odpowiedziałem wciąż patrząc na Bellę.
- Zabierz ją do hotelu. Zatrzymała się w Four Seasons – poinformowała Alice.
Obserwowałem Bellę, jak chwyciła się framugi drzwi zanim weszła do środka.
Wyglądała jakby miała zemdleć. Podbiegłem do niej.
- Bella, dobrze się czujesz? – zapytałem otaczając ramieniem jej wąską talię.
- Nie. Czy możesz mnie zabrać do hotelu? – szepnęła dziewczyna. Dostrzegłem niewielki błysk potu na jej czole.
- Tak, oczywiście. Co się dzieje? – Podeszliśmy powoli do głównego wejścia.
- Jestem po prostu trochę słaba i oszołomiona. – Nie naciskałem.
Dałem parkingowemu bilet, który wcześniej otrzymałem. W czasie gdy
czekaliśmy na samochód zauważyłem, że Bella opiera się na mnie ciężej. Wyglądała blado, a jej oddech był nieregularny. Podjechał samochód; delikatnie wziąłem ją w ramiona i posadziłem na miejscu pasażera. Zapiąłem jej pasy i zamknąłem drzwi.
Wsunąłem się do samochodu od strony kierowcy.
- Bella, nie wyglądasz zbyt dobrze. Może powinienem zabrać cię do szpitala? – zapytałem, patrząc na nią. Potrząsnęła głową na nie. Otworzyła schowek i wyjęła z niego butelkę wody i opakowanie z tabletkami. Trzęsła się, gdy wyjęła jedną z nich i popiła wodą.
- Bella, co się z tobą dzieje? – Nie mogłem ukryć desperacji i strachu w swoim głosie.
- Umieram Edwardzie. Umieram.

* [link widoczny dla zalogowanych]
** Massachusetts Institute of Technology
*** Firma zajmująca się produkcją wszelkiego rodzaju narzędzi i nie tylko.
****Supergwiazda amerykańskich zapasów.
***** Aktor
****** Znany komik.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
zawasia
Dobry wampir



Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D

PostWysłany: Pią 22:49, 19 Mar 2010 Powrót do góry

podoba mi się taka Bella, mądra, szczera, walcząca o swoje i umiejąca o to zadbać, ale ostatnie zdania i pokazanie jej słaobości, tzn mam na myśli jej chorobe jest smutne.
z jednej strony możemy zauważyc kobietę pełną życia a z drugiej kobietę, która każdego dnia musi walczyć ze świadomościa (jak napisalaś napoczątku) ze pozostało jej 24miesiące...
świetnie jest to opisane;)
relacje pomiędzy nimi widać, że są rodzinne...
fajnie, że od razu dwa rozdzialiki dodałaś i bardzo mi sie podoba to opowiadanko
pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Girl-vampire
Nowonarodzony



Dołączył: 18 Lut 2010
Posty: 27
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Sob 21:59, 20 Mar 2010 Powrót do góry

Ff Boskie...
Tłumaczenie świetnie ..;]
Ja przeczytałam do 16 rozdziału i dalej tłumaczenia znaleźć nie mogę, więc czekam na kolejne części
Razz


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Bebeeeee
Nowonarodzony



Dołączył: 26 Sty 2010
Posty: 42
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Sob 22:11, 20 Mar 2010 Powrót do góry

Kirke, chwała ci za to, że umieściłaś "Up to Speed" na tym forum. Dzięki tobie przypomniałam sobie o istnieniu tak wspaniałego opowiadania, które czytałam już co prawda jakiś czas temu, jednak jak się okazało, z przyjemnością do niego powróciłam.
Nie będę się wypowiadac na temat samego ff, gdyż chyba każdy wie, że ta historia jest świetna, a sam pomysł na fabułę rewelacyjny. :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
valentin
Zły wampir



Dołączył: 03 Kwi 2010
Posty: 426
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Pią 16:55, 16 Kwi 2010 Powrót do góry

Wielkie dzięki za umieszczenie tego ff!!!!
Fabuła świetna, tłumaczenie także i chwała tym którzy postarali się o tłumaczenie...
Szkoda jednakże że miałam okazje przeczytać po polsku tylko 17 rozdziałów...
Stąd moje pytanie i zarazem gorąca prośba.
Czy jest szans że zostanie przetłumaczona dalsza część, a jeżeli jest już przetłumaczona to gdzie można ją znaleźć???
Z góry dziękuję i nie cierpliwie czekam na informacje. :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Śro 12:13, 28 Kwi 2010 Powrót do góry

Przypominam, że jestem wstawiaczem :P
tłumaczką zaś jest koli93 :)

5. Serce

EPOV

- Umieram Edwardzie. Umieram – wyszeptała Bella, wyglądając przez okno. Te słowa mnie rozdarły, a serce zaczęło mi bić gorączkowo w piersi. Z powrotem przeniosła swój wzrok na mnie. Wzięła moją prawą rękę i położyła ją przy swojej klatce piersiowej. Jej serce biło nieregularnie. Spojrzała mi w oczy, a jej własne błyszczały od wstrzymywanych łez.
- To moje serce, wada. Obecnie niesprawne, więc potrzebuję nowego. Lekarze mówią, że mam od osiemnastu do dwudziestu czterech miesięcy życia. – Puściła moją rękę i zacisnąłem ją na kierownicy.
- Nie możesz po prostu zdobyć nowego? – zapytałem, oddychając głęboko.
- Mam rzadką grupę krwi i nie było jeszcze dawcy. Tylko jeden człowiek na ćwierć miliona może nim być – wymamrotała. – Edward, teraz jest w porządku. Tylko muszę odpocząć. Od kilku nocy nie spałam zbyt wiele. Będzie dobrze. Możesz pomóc mi dostać się do mojego pokoju w hotelu? Nie wydaje mi się, żebym sobie sama poradziła.
- Oczywiście, że ci pomogę.
- Edward, możesz nie mówić o tym swojej rodzinie?
- Dlaczego?
- Nie sądzę, żebym mogła znieść ten wyraz, który jest teraz w twoich oczach, malujący się także w ich. – Nie wiedziałem jak odpowiedzieć. Po prostu przytaknąłem.
- Dziękuję – wyszeptała i znów odwróciła swój wzrok za okno. Przez kilka
minut było cicho. Nie wiedziałem, co powiedzieć. Wirowało mi w głowie. Nie miała wiele z dzieciństwa, a swoje studenckie lata spędziła z nosem w książkach. Nie zaczęła nawet prawdziwego życia, a tak szybko zostanie jej ono odebrane. Westchnąłem. To jest niesprawiedliwe.
Hotel Four Seasons znajdował się bliżej posiadłości Blake’ów niż dom Jaspera, więc jazda nie trwała długo. Zatrzymaliśmy się, a parkingowy wziął kluczyki.
Podszedłem do drzwi Belli i otworzyłem je. Ledwie mogła utrzymać otwarte oczy. Chwyciłem jej nadgarstek i sprawdziłem puls. Jej serce biło bardziej normalnie. Podniosłem ją i ułożyłem w swoich ramionach.
Oplotła moją szyję i położyła mi głowę na ramieniu. Portier nas zauważył i
podbiegł.
- Panno Swan? – powiedział natarczywie.
- W porządku, David. Jestem po prostu naprawdę zmęczona. Możesz proszę wyjąć z mojej torebki klucz? – Bella podała ją Davidowi, a on otworzył ją szybko i znalazł kartę; natychmiast przywołał jednego z chłopców hotelowych.
- To jest klucz panny Swan. Pomóż temu miłemu panu zabrać ją do jej pokoju. Zatrzymała się w apartamencie na poddaszu. – David oddał Belli torebkę. – Życzę powrotu do zdrowia, panno Swan. – Uśmiechnęła się szeroko w odpowiedzi.
Chłopak wszedł do głównego holu, a ja podążyłem za nim. Było tam tylko
kilkoro ludzi. Następnie skierował się do windy i przytrzymał drzwi, kiedy wchodziłem z Bellą. Po krótkiej jeździe w górę, drzwi się otworzyły, a chłopiec hotelowy, który jak zauważyłem miał na imię John, podbiegł do wejścia do jej pokoju i używając karty otworzył drzwi. Szybko wszedłem do apartamentu i położyłem Bellę na sofie.
- Proszę pana, czy z panną Swan wszystko w porządku? Jest taka miła,
nienawidzę myśli, że coś może być nie tak – zapytał John, powoli wycofując się z pokoju.
- Będzie dobrze, jest tylko zmęczona. Dziękuję. – Zaoferowałem mu napiwek, ale potrząsnął głową, podał mi kartę-klucz i odszedł.
Z powrotem skupiłem swoją uwagę na Belli. Miała zamknięte oczy i jedną ręką chwytała się za klatkę piersiową. Klęknąłem koło niej.
- Bello, potrzebujesz czegoś? Wody czy herbaty? – Dotknęła dłonią mojego policzka.
- Nie Edwardzie, czuję się dobrze. Tylko się przebiorę i pójdę spać. Dziękuję, że mi dzisiaj pomogłeś. – Przesunęła się na sofie i usiadła. Wyciągnęła rękę, żeby zdjąć szpilki, ale ją powstrzymałem i zdjąłem je za nią. Patrzyła na mnie przez kilka chwil, a potem wstała. – Dziękuję. Widzimy się w poniedziałek, Edwardzie.
Skierowała się w stronę dwuskrzydłowego wejścia i zachwiała. Podbiegłem do niej i okręciłem ramię wokół jej talii, prowadząc ją do drzwi. Otworzyłem je i wszedłem do pokoju z dużym łóżkiem w intensywnych kolorach natury. Pomogłem jej wejść na łóżko i usiadłem obok niej.
- Jesteś pewna, że nie powinienem po prostu zabrać cię do szpitala?
- Nic nie mogą dla mnie zrobić, Edwardzie. – Jej głos był przepełniony
smutkiem. Wstała powoli i podeszła do komody, a otwierając szufladę wyjęła jakieś ubrania. Wróciła do łóżka i położyła na nim rzeczy. Ręką pociągnęła mnie do góry, dając mi znak, żebym wstał i odwróciła się do mnie plecami. – Możesz mi pomóc? – Mój oddech szarpnął, kiedy zacząłem rozsuwać zamek błyskawiczny w jej sukience. – Odwróć się, proszę. – Podporządkowałem się, a potem usłyszałem szelest materiału. –
W porządku.
Bella miała na sobie długą, czarną koszulę nocną; wzięła moją rękę i wsunęła się pod nakrycia. Poklepała brzeg łóżka, żebym usiadł i uśmiechnęła się, a potem głęboko odetchnęła.
- Edwardzie, zanim wyjdziesz musisz zrozumieć dlaczego.
- Co masz na myśli mówiąc „dlaczego”? – zapytałem, próbując odnaleźć coś w jej pięknych, brązowych oczach.
- Dlaczego tak mocno naciskam na zbudowanie samochodu. Masz rację,
mogłabym robić dosłownie wszystko. Mogłabym pracować dla NASA albo jakiejś firmy z Fortune 500. Z tymi spółkami i programami budowałabym coś, czego oni by chcieli. Nie ja. Muszę zostawić coś za sobą. Dziedzictwo. Będzie tym dla mnie mój nowy silnik i projekt skrzyni biegów; moje piętno na tym świecie. – Łzy spływały po jej policzkach. – Możesz to zrozumieć?
- Tak. Rozumiem. Ale musisz też żyć swoim życiem. Nie możesz spędzić
następnych dwóch lat zamknięta w biurze albo pod maską samochodu. Zawrzyjmy umowę. Nie powiem mojej rodzinie, że jesteś chora, jeśli będziemy razem robić coś fajnego przynajmniej trzy razy w tygodniu. Proszę? – Nadąłem wargi.
- To takie niesprawiedliwe, Edwardzie. To tak, jakbyś nie dawał mi wyboru. – Przerwała rozważając moją ofertę. – Zgodzę się na umowę… jeśli pozwolisz mi poprowadzić swój samochód na torze, kiedy będę musiała wyczuć czy skoczyliśmy robotę. Wiem, że nie podobało ci się, gdy jeździłam nim dzisiaj rano. – Wyciągnęła rękę, a ja ją chwyciłem i nią potrząsnąłem.
- Nie będziemy skakać z samolotu, prawda? – Popatrzyła na mnie zwężonymi oczami.
- Może. – Uśmiechnąłem się zadowolonym z siebie uśmieszkiem.
Wzruszyła ramionami.
- Świetnie, zawsze chciałam tego spróbować. Tylko nie mogłam znaleźć nikogo, kto by chciał zrobić to ze mną.
Potrząsnąłem głową.
- Bella, zaskakujesz mnie za każdym razem, kiedy otwierasz usta. – Zaśmiałem się, a ona do mnie dołączyła.
- Sorry, taka po prostu jestem. Wolę zapominać o złych rzeczach. – Bella
zerknęła na szafkę nocną, na której stał zegarek; było po pierwszej. – Już późno Edwardzie. Może zajmiesz drugi pokój zamiast brać taksówkę? Śmiało bierz wszystko, co jest w lodówce. – Stłumiła ziewnięcie. – Muszę jutro wcześnie wstać. Spotykam się z moim agentem do spraw nieruchomości.
- Dobrze, skorzystam z pokoju. Tylko się trochę prześpij, Bello. – Wstałem, ale chwyciła moją rękę skłaniając mnie, żebym znowu usiadł.
- Poczekaj. Mogę czegoś spróbować?
- Pewnie, tak myślę.
- Zamknij oczy i nie ruszaj się. – Uniosłem brew, a ona wydęła wargi.
Przewracając oczami, zrobiłem o co poprosiła. Po prostu nie mogłem oprzeć się tej kobiecie. Poczułem, że przesuwa się na łóżku, a potem przyłożyła policzek do mojej piersi, słuchając mojego serca. Chciałem otoczyć ją ramionami, ale zamiast tego pocałowałem czubek jej głowy, wdychając zapach jej włosów.
- Więc tak powinno brzmieć. Bije szybciej niż myślałam.
- To dlatego, że słucha go piękna kobieta. – Odsunęła się i spojrzała mi w oczy pozornie czegoś szukając, a potem się uśmiechnęła.
- Dobranoc, Edwardzie.
- Dobranoc, Bello. – Uniosłem jej dłoń i pocałowałem ją lekko.
Wstałem i opuściłem pokój. Zrobiłem kilka kroków w głąb saloniku i padłem na kolana, a łzy które wcześniej powstrzymywałem, spłynęły po mojej twarzy. Walnąłem pięściami w podłogę i cicho krzyknąłem.

6.Sąsiadka

EPOV
Po wzięciu prysznica w drugiej łazience, poszedłem do łóżka. Nie mogłem spać, bo w mojej głowie wirowały wszystkie wydarzenia z ostatnich kilku dni. Leżałem i zastanawiałem się, czy powinienem zajmować się Bellą. Wiedziałem, że chcę, tylko czułem, że ona by mi nie pozwoliła. W końcu zasnąłem, ale zdecydowane zbyt wcześnie ktoś mną potrząsnął.
- Edward? Obudź się. – Jej głos był teraz dla mnie taki znajomy. Otworzyłem oczy, przeczesałem włosy palcami i usiadłem. Nie jestem rannym ptaszkiem.
Usłyszałem miękki chichot.
- Twoje włosy wyglądają zabawnie. – Bella jeszcze raz zachichotała, siedząc na brzegu łóżka. Odwróciłem się do niej i uśmiechnąłem, a potem, kiedy dotknąłem ręką klatki piersiowej, przypomniałem sobie, że nie mam koszulki.
- Co? Teraz będziesz się wstydził? – Uniosła brew. – Jest wciąż wcześnie, ale muszę już iść. Mam spotkanie z moim agentem, żeby obejrzeć mieszkanie, które wybrałam.
- Dobrze. Za kilka minut już mnie tu nie będzie – wymamrotałem. Wciąż
czułem się nieco wstrząśnięty po wczorajszym wieczorze.
- Coś nie tak, Edwardzie? – zapytała przygryzając dolną wargę. Nie mogłem jej powiedzieć tego, co chciałem.
Chcę z nią być.
- Myślałem tylko o tym, co powinniśmy zrobić w czasie naszej pierwszej małej przygody – skłamałem.
- Też się nad tym zastanawiałam. Nie miałabym nic przeciwko wyjściu do
Disneylandu. Nigdy tam nie byłam.
- Nigdy nie byłaś w Disneylandzie? Szkoda. Czekaj… możesz w ogóle jeździć na przejażdżkach w twoim… um, stanie?
- Tak. Wczoraj stało się to tylko dlatego, że zapomniałam wziąć moich leków. Ale już więcej nie zapomnę. Ustawiłam trzy alarmy na moim telefonie, żeby mi przypominały. – Uniosła telefon i nim pomachała.
- Dobrze, chcę być pewny, że będziesz się dobrze bawiła. Więc, kiedy chcesz iść? - Zabrałem telefon z jej małej ręki. Posłałem jej krótki złośliwy uśmieszek, zanim dodałem swój numer do listy kontaktów. Wyszczerzyła się do mnie w odpowiedzi.
Zauważyła moją komórkę na stoliku nocnym i wpisała kilka liczb.
- Nie wiem. Alice podała mi czas wizyty u pana Blake’a. Jest o siódmej rano i będzie trwała tylko trzydzieści minut. Jest dosyć zajęty. Myślę, że jeśli chcesz, możemy pójść po spotkaniu. – Wzruszyła ramionami.
- Dobrze, po spotkaniu. Proponuję, żebyś wzięła ubrania i buty na zmianę, jeśli mamy chodzić cały dzień – stwierdziłem.
- Okay. Oh, robi się późno. Muszę iść. Chcę sprawdzić, czy wszystko jest w porządku, żebym mogła się już wprowadzić. Częstuj się czym chcesz. W saloniku zostawiłam pół dzbanka kawy. Widzimy się jutro rano w dobrym nastroju i punktualnie. – Bella wstała i zaczęła odchodzić, ale zatrzymała się, odwróciła i pocałowała mnie w usta; jeden miękki, niewinny całus. – Dziękuję – wyszeptała, a potem już jej nie było.
Cholera, ta kobieta nigdy nie daje mi dojść do słowa.
Wstałem z łóżka i zacząłem kierować się do łazienki. Usłyszałem, że otwierają się drzwi do sypialni.
- Oh… przepraszam. – Bella zarumieniła się, kiedy zauważyła że jestem tylko w bokserkach i rzuciła mi kluczyki. – Skoro nie masz samochodu, ufam że jutro oddasz mi mój w jednym kawałku. Spotkajmy się na torze około 6:30. Pa.
- Papa, Bello. Śpiesz się, zanim się spóźnisz. – Zachichotałem, kiedy Bella
zamknęła drzwi.
Po kubku kawy wróciłem do swojego mieszkania. Zaparkowałem samochód Belli na swoim miejscu. Cicho modliłem się, żeby się nie zarysował. Skierowałem się do windy i nacisnąłem guzik z siódemką. Chciałem pójść pod prysznic i po prostu się odprężyć, ale myśli o Belli mąciły moją wyobraźnię. Chciałem znów ją zobaczyć. Chciałem bawić się jej włosami, poczuć jej ciepłą rękę w swojej. Chciałem poczuć jej
gładkie, miękkie usta na swoich wargach.
Wszedłem na korytarz. Na tym piętrze znajdowały się tylko dwa duże
mieszkania, z dwoma sypialniami. Drugie przez ostatnich kilka miesięcy było niezamieszkałe, ale kilka tygodni temu skończyli jakieś remonty. Więc sądzę, że ktoś się tu wkrótce wprowadzi. Zauważyłem, że drzwi do sąsiedzkiego apartamentu były nieco uchylone i dochodziły z niego przytłumione glosy. Wzruszyłem obojętnie ramionami. W końcu dotarłem do swojego mieszkania i zdecydowałem się wziąć prysznic. Potem zauważyłem, że miałem kilka nieodebranych rozmów. Byłem trochę
zawiedziony, że wszystkie były od Alice. Oddzwoniłem do niej.
- Cześć Alice.
- Edward, dlaczego nie zadzwoniłeś do mnie wczoraj? Masz pojęcie jak się
martwiłam?
- Spokojnie Alice. Wszystko w porządku.
- Co się wczoraj stało?
- Zabrałem Bellę do jej pokoju. Nie czuła się zbyt dobrze. Było dosyć późno, więc spędziłem noc w drugiej sypialni. Właśnie wróciłem do domu.
- Zostałeś na noc, ale w innym pokoju. Dobrze, bo jeśli zrobiłbyś coś czego nie powinieneś, Jasper by cię zabił.
- Wiem. Jutro Bella i ja mamy spotkanie z panem Blake; chce, żebyśmy spotkali się na torze. Co kombinujecie?
- Rosalie i Emmett zainstalowali nowy system pomp do oleju w twoim
samochodzie. Jasper i ja musimy spotkać się z paroma osobami w związku z nowym tylnym błotnikiem. Po spotkaniu masz dzień wolny dla odmiany.
- Świetnie. Lepiej będę już kończył, muszę jeszcze gdzieś zadzwonić.
- A do kogo?
- Alice, pilnuj swoich spraw. Widzimy się wkrótce. Cześć. – Zsunąłem telefon zanim mogła odpowiedzieć.
Usłyszałem głosy w korytarzu. Jeden z nich brzmiał znajomo. Nie chciałem
sprawiać wrażenia wścibskiego sąsiada, więc spojrzałem tylko przez wizjer.
Rzeczywiście, drzwi do drugiego mieszkania były szeroko otwarte. Uchyliłem swoje i usłyszałem jej głos.
To nie może być ona, prawda? Chwyciłem swój telefon i znalazłem numer Belli. Zadzwonił raz, cholera nie mogłem go usłyszeć. Za drugim razem odebrała.
- Edward? – Usłyszałem swoje imię w słuchawce i z drugiego końca korytarza, a moja twarz rozciągnęła się w uśmiechu. To ona była nowym właścicielem.
- Bella, dzwonię żeby ci przypomnieć, że musisz niedługo wziąć tabletkę.
- Oh, jest prawie południe. Dzięki, że mi przypomniałeś, Edwardzie.
- Nie ma za co. Co robisz?
- Właśnie dostałam swoje nowe mieszkanie i mogę się dzisiaj zacząć
przeprowadzać. Jest idealne, ale jestem trochę zestresowana. Zostało mi dużo do zrobienia.
- Bella, możesz mi coś obiecać?
- Oczywiście, Edwardzie. Słucham?
- Krzycz.
- Co?
- Chcę, żebyś krzyczała. Mówiłaś że jesteś trochę zestresowana, a krzyk cię rozluźni. Więc… krzycz.
- Edward, tu są inni ludzie – wyszeptała.
- Obiecałaś.
- Dobrze… AAAAHHHHH! – Usłyszałem ją z drugiego apartamentu i
rozłączyłem się.
Podszedłem do otwartych drzwi jej nowego mieszkania. Bella wciąż trzymała przy uchu telefon lekko zarumieniona. Wymamrotała „przepraszam” do kobiety stojącej obok niej, która gapiła się na dziewczynę szeroko otwartymi oczami.
- Edward? Edward? – Zerknęła na wyświetlacz komórki.
- Witaj, piękna. – Uśmiechnąłem się złośliwe na jej minę, a potem
zachichotałem.
- Ty… a… co ty tu robisz? – Zrobiła w moją stronę kilka kroków.
- Mieszkam po drugiej stronie korytarza – powiedziałem i wskazałem za siebie.
- Ty mieszkasz tam, a teraz… ja mieszkam tu. – Uśmiech igrał na jej ustach.
Przytaknąłem.
- W takim razie… mogę pożyczyć szklankę cukru? – Zaśmiała się, a ja do niej dołączyłem. Kobieta stojąca niedaleko nas, spojrzała w naszym kierunku z zakłopotaniem malującym się na jej twarzy.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
bugsbany
Wilkołak



Dołączył: 07 Sty 2010
Posty: 101
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 20:45, 28 Kwi 2010 Powrót do góry

Ave Kirke:D
powiem tylko tyle, że jesteś wspaniałą, cudowna, kochana, rewelacyjna ( mogłabym tak wymieniać w nieskończoność) za wstawienie tego tłumaczenia.
Oczywiście pokłony w stronę tłumaczki bo gdyby nie ona to nie byłoby mozliwości czytania tego boskiego ff-a w naszym ojczystym języku:D
jeżeli chodzi o samo opowiadanie to jestem pod wrażeniem, czyta się je lekko i niesamowicie wciąga. Uwielbiam paring Belli i Edka, od samego początku są sobą zauroczeni, a ten czas spędzony wspólnie zbliży ich do siebie. Cos mi się wydaje, że nasz Edek będzie mógł pomóc Belli w znalezieniu serduszka....czyżby jego tatuś nie był lekarzem? Ale to moje domysły, zobaczymy co się wydarzy:D
Walczę ze swoim diabełkiem, który kusi aby zajrzeć do oryginału, ale aniołek mi szepcze...poczekaj na dalsze rozdziały...i chyba tak zrobię, chociaż mam bardzo słabą silną wolę:D
tak więc życzę dużo czasu i chęci w tłumaczeniu i czekam......buziaki Bugsbany


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Pon 11:47, 24 Maj 2010 Powrót do góry

dziękujemy za komentarze :) choć ponarzekam, że jest ich niewiele Wink

uprzedzam, ze jestem wstawiaczem, a tłumaczką jest koli93


7. Disneyland cz.1
EPOV
Po tym jak Bella wytłumaczyła swojej agentce do spraw nieruchomości, że się znamy, kobieta uśmiechnęła się do nas. Dziewczyna przeprosiła ją i poprosiła mnie, żebym wyszedł z nią na korytarz.
- To takie niespodziewane. Jakie są szanse? – odezwała się Bella, z
zaciekawionym wyrazem twarzy.
- Nie jestem pewny. Myślisz, że to coś znaczy? – zapytałem ostrożnie.
Dziewczyna westchnęła i potrząsnęła głową.
- Edwardzie, ja naprawdę… - Jej wypowiedź urwał dzwonek telefonu. Spojrzała na wyświetlacz. – Przepraszam, muszę to odebrać.. – Przytaknąłem, a ona poszła w głąb korytarza. Nie mogłem nic poradzić na to, że podsłuchiwałem.
- Wiem, też się właśnie dowiedziałam. Wiem. Dobrze. Tak. To brzmi świetnie.
Spotkamy się na miejscu. Dzięki, Alice. – Bella rozmawiała z moją siostrą. Weszła z powrotem do środka.
- Przepraszam za to. Poprosiłam Alice, żeby mi pomogła wybrać meble do
nowego mieszkania. Muszę iść dokończyć sprawy z agentem i spotkać się z twoją siostrą w Allen’s* – stwierdziła.
- Nie, rozumiem. Widzimy się jutro na torze, w dobrym nastroju i punktualnie.
– Byłem rozczarowany, że nie skończyła swojej myśli, ale nie wiedziałem jak wznowić ten temat.
- Brzmi dobrze… nie zapomnij mojego samochodu. – Bella uśmiechnęła się i otworzyła drzwi do swojego nowego apartamentu, a potem je za sobą zamknęła.
Wróciłem do swojego mieszkania i usiadłem na czarnej, skórzanej sofie. Nie mogłem zaprzeczyć, że coś do niej czuję. Nieważne, że jej życie może się wkrótce zakończyć; po prostu muszę być z nią przez ten czas, który nam został. Muszę tylko znaleźć sposób, żeby jej to powiedzieć.
Następnego poranka dotarłem na tor w Astonie Belli, a ona czekała na mnie poza parkingiem. Wyglądała oszałamiająco w czarnej marynarce zapinanej na jeden guzik i dopasowanych do niej spodniach, które idealnie podkreślały jej smukłą figurę. Zatrzymałem samochód obok niej i wdrapała się do środka, trzymając czarną torbę i aktówkę.

- Dzień dobry, Edwardzie – powiedziała Bella z uśmiechem, który nie sięgnął jej oczu.
- Dzień dobry. Coś się stało? – Zacząłem się niepokoić.
- Nie. Po prostu twoja siostra jest dosyć męcząca. – Zachichotała.
- Oh nie, co zrobiła? – zapytałem zaciekawiony.
- Nigdy nie sądziłam, że będę wiedziała jak to jest kupować aż padniesz, ale twoja siostra udowodniła, że to możliwe. Do hotelu wróciłam wykończona. – Przewróciła oczami.
- To właśnie Alice. Ma niewyczerpane pokłady energii. Nie wiem skąd ona je bierze. – Wzruszyłem ramionami.
- Wiem co masz na myśli. Jednak, dzięki Alice, będę mogła już dzisiaj spędzić swoją pierwszą noc w nowym mieszkaniu.
- Naprawdę, tak szybko?
- Tak, Alice i Jasper czekają teraz w moim apartamencie na meble. Oh i zabierze twoje Volvo z powrotem do domu. Potem, kiedy wrócimy z parku, będę musiała ich odwieźć.
- Powiedziałaś Alice, że idziemy razem do Disneylandu?
- Nie. Stwierdziłam, że jeśli to zrobię, wywołam pytania, na które nie jestem gotowa odpowiadać. – Popatrzyła przez okno i wydawała się pogrążona w myślach.
- Więc… nie możesz się już doczekać? - zapytałem, sądząc że zmiana tematu ją trochę rozweseli.
- Tak. Wczoraj w nocy poszperałam trochę w Internecie o parku; wygląda na fajne miejsce – stwierdziła Bella, układając swoje pełne usta w uśmiech. Gawędziliśmy swobodnie. Przyznałem się jej, że nie byłem tam od sześciu lat i nie zaliczyłem kilku nowszych atrakcji, a także nie odwiedziłem nowego lunaparku.

Dotarliśmy do GM Inc. na kilka minut przed umówionym spotkaniem.
Zaprowadzono nas do gabinetu pana Blake i poproszono, żebyśmy poczekali. Biuro było duże, ze ścianami pomalowanymi na ciepłe brązy i opalizującymi meblami. Zauważyliśmy, że na jednej ze ścian znajdowały się mahoniowe półki, na których znajdowały się rozmaite nagrody. Oglądając je, dostrzegłem pomiędzy nimi ramki ze zdjęciami pana Blake’a z różnymi ludźmi. Niektóre przedstawiały polityków, gwiazdy, a
inne rodzinę.
Zatrzymałem się przy fotografii z młodą dziewczyną – może trzynastoletnią – z ramionami okręconymi wokół szyi dużo młodszego pana Blake’a, a pani Blake całowała jej policzek. Dziewczyna miała piękne brązowe oczy i zaraźliwy uśmiech. Bella zachichotała koło mnie i podniosła ramkę z półki.
- Wciąż ma to zdjęcie. Powiedzieli mi wtedy, że dostałam się do MIT. Byłam taka szczęśliwa. – Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się, a wtedy uświadomiłem sobie, że dziewczynka na fotografii to Bella.
- Oczywiście, że wciąż mam to zdjęcie. Wiesz jak wiele znaczysz dla mnie i Margaret – powiedział miękko pan Blake, kiedy wszedł do pomieszczenia. Podszedł do Belli i uścisnął ją jednym ramieniem, gdy wziął od niej ramkę. Popatrzył na fotografię i uśmiechnął się zanim odłożył ją na półkę.

- Wiesz, Edwardzie… mam więcej jej zdjęć z lat dziewięćdziesiątych –
zachichotał pan Blake.
- Oh, nie Derek. Nie musi ich widzieć. – Bella spojrzała na niego z pozornym przerażeniem na twarzy.
- Właściwie, nie miałbym nic przeciwko. – Uśmiechnąłem się figlarnie, a ona potrząsnęła głową.
- Zajmijmy się interesami – powiedziała, przerywając nasze żarty. – Wszyscy mamy przed sobą zajęty dzień i nie musimy marnować czasu na oglądaniu jak bardzo się rumienię. – Nie mogłem powstrzymać śmiechu, tak samo jak pan Blake.
- Masz rację, Isabello. Usiądźcie. – Pan Blake wskazał dwa wygodne, skórzane krzesła, a sam obszedł biurko i zajął swoje miejsce.
- Isabello, głównym powodem, dla którego poprosiłem o to spotkanie jest twój stan zdrowotny – powiedział z ostrożnym spojrzeniem, ale z błyskiem smutku w oczach. Nie spodziewałem się tego, ale sądząc po wyrazie twarzy Belli, ona tak.
- Oczywiście – odpowiedziała. – Czuję, że nasze prywatne kontakty będą
dotknięte tym projektem.
- Wiesz, że muszę się ochronić tym projektem. Muszę odłożyć na bok moje osobiste uczucia, by ochraniać tą firmę – wyjaśnił pan Blake, a jego postawa stała się bardziej surowa i zawodowa.
- Wiem. Niech zgadnę, – Bella pochyliła się do przodu i odpowiedziała
rozmyślnie - chcesz jakiegoś zabezpieczenia.
- Tak – przytaknął.
- Czego ode mnie oczekujesz? – zapytała Bella chłodno.
- W razie, gdybyś nie była w stanie skończyć nowego samochodu, wszystkie projekty, specyfikacje i wzory stają się własnością mojej firmy.
- Nie ma problemu, Derek. To logiczne, ale jeśli chcesz to na piśmie, ja także chcę chronić siebie i swój zespół. Jeśli coś mi się stanie, weźmiesz co będziesz chciał, o ile samochód będzie skończony i pozwolisz na wyścig. Umowa będzie obejmowała także, że jeden procent wszystkich zysków z technologii i projektów będzie przekazywany na cele dobroczynne i stypendia – oznajmiła Bella profesjonalnym tonem. Byłem pod wrażeniem.

- Mogę się na to zgodzić. Moi prawnicy jutro z samego rana wyślą papiery do twoich. Teraz kiedy interesy są zakończone, pomówmy o was. – Pan Blake odprężył się i ożywił, gdy rozmowa stała się bardziej osobista.
- Chciałbym was przeprosić za podłe zachowanie mojego syna na przyjęciu. – Uśmiechnął się do mnie i Belli.
- W porządku, nie musisz za niego przepraszać. – Bella wzruszyła obojętnie ramionami.
- Naprawdę, panie Blake. Mam tylko nadzieję, że to się nie powtórzy. Nie
pozwolę, żeby ktoś jeszcze raz okazał Belli taki brak szacunku – stwierdziłem jako przyszłe ostrzeżenie dla jego syna. Przytaknął, patrząc na mnie. Miękkie bzyczenie doszło do mnie gdzieś z biurka pana Blake’a, a on uśmiechnął się i nacisnął guzik na małym panelu, wmontowanym w powierzchnię biurka.
- Panie Blake, osoba umówiona na 7:30 już jest. – Miękki kobiecy głos
rozbrzmiał w pokoju.
- Przyślij go. Pan Cullen i panna Swan wychodzą – stwierdził zwyczajnie.
Podniósł się z miejsca i my zrobiliśmy to samo. Odprowadził nas do drzwi swojego biura i wyciągnął do mnie rękę. Uścisnąłem ją i uśmiechnąłem się. Uścisnął Bellę, szepcząc jej coś do ucha. A ona przytaknęła w odpowiedzi. Gdy się odsunął, oczy Belli błyszczały od łez, ale uśmiechnęła się.
- Wkrótce znów się zobaczymy. Niech się pan nią zaopiekuje, panie Cullen. Nie ma nikogo takiego jak ona. – Przytaknąłem w zgodzie. Uśmiechnął się do mnie, kiedy nieśmiało wyglądająca kobieta otworzyła drzwi. Bella i ja wyszliśmy, kierując się do wyjścia z budynku.

- Więc, zakładam że spotkanie poszło dobrze – wymruczałem, wciąż zaskoczony biznesowymi taktykami Belli.
- Tak, lepiej niż się spodziewałam. Teraz już wszystko dobrze, wszyscy są
zadowoleni. Chodźmy napić się kawy i jedźmy do parku – zażądała.
Opuściliśmy biurowiec, a potem zamówiliśmy kawę w drive-thru w Java Hut**.
Kiedy odstawiliśmy jej samochód na tor, przebraliśmy się, a potem wzięliśmy taksówkę i skierowaliśmy się do „najszczęśliwszego miejsca na ziemi”.
Rozmawialiśmy o tym, do którego parku pójść najpierw i zdecydowaliśmy się na Disney California, ponieważ żadne z nas tam jeszcze nie było. Taksówkarz zatrzymał się niedaleko głównego wejścia obu lunaparków. Gdy po raz pierwszy Bella na nie spojrzała, jej oczy zrobiły się szerokie. Odwróciła się do mnie i wyszczerzyła zęby w wielkim uśmiechu, który sprawił, że moje serce przyspieszyło.
Bella pociągnęła mnie za rękę, żebym się pośpieszył i podeszliśmy do Obsługi Klientów.
- Witam. Bella Swan, moje bilety powinny już być gotowe – poinformowała pracownika za kontuarem, wciąż z wielkim uśmiechem na twarzy. Kobieta zaczęła wpisywać coś do komputera.
- Bella, co to znaczy, że powinny już być gotowe? Już je kupiłaś? – Utkwiłem w niej wzrok.
- Tak, kupiłam je wczoraj przez Internet. Nie patrz tak na mnie. Edwardzie.
Może to i był twój pomysł, ale robimy to przeze mnie. I to ja płacę za nasze małe przygody. Nie przyjmuję „nie” za odpowiedź. Więc, cicho – odpyskowała, przesuwając palcami po moich ustach, jakby je zapinała.
Zaśmiałem się; nic nie mogłem na to poradzić. Jak ktoś może uśmiechać się i jednocześnie pyskować?

- Proszę, pani Swan; dwa roczne bilety do obu parków. Będzie pani musiała odebrać zdjęcia do przepustek pod koniec dnia. Tutaj. – Kobieta wyciągnęła mapę i wskazała Belli miejsce, gdzie będziemy musieli pójść. Dała nam kolejną mapę i bilety.
- Dziękuję – powiedziała Bella z uśmiechem i z powrotem odwróciła się do
mnie. – Chodźmy. – Wzięła moją rękę i podeszliśmy do bramy do Disney California Park, a po okazaniu biletów, weszliśmy do środka. Bella włożyła mapy i bilety do prostej, niebieskiej torby i wyjęła aparat. Pociągnęła mnie do dużej litery L.
- Stań tutaj, żebym mogła zrobić ci zdjęcie. – Puściła moją dłoń i cofnęła się o około dziesięć kroków. Przewróciłem oczami i oparłem się o duże L.
- Więc co oznacza L***? – zapytałem, uśmiechając się do zdjęcia. Lampa błysnęła.
- Nieudacznik – zachichotała, a ja spojrzałem na nią ze złością. Bella podeszła do mnie i podała mi aparat. Usiadła na literze i skrzyżowała nogi; gapiłem się na nią odrobinę za długo. Miała na sobie krótkie dżinsowe spodenki i niebieską koszulkę na ramiączka. Była oszałamiająca.
- Więc, co teraz oznacza L? – zapytała, kiedy odchodziłem do tyłu, żeby zrobić zdjęcie. Odpowiedziałem zgodnie z pierwszą myślą, która wpadła mi do głowy.
- Śliczna. – Jej uśmiech i rumieniec zostały uwiecznione na zdjęciu.
- Dziękuję. – Wstała i wzięła aparat. Zaczęła fotografować każdą literę, a potem przeniosła się na replikę Golden Gate Bridge**** nad nami.
- Co oznacza C? – zapytałem, ciekawy co jeszcze o mnie myśli.
- Słodki – odpowiedziała, wciąż robiąc zdjęcia. – A? Arogancki. I?
Nieodpowiedzialny. F? zabawny. O? – Przerwała i przywołała na swoją twarz psotny uśmieszek. Podeszła do mnie i stanęła na palcach, żeby szepnąć mi do ucha.
- Oh! Edward – wymruczała, wysyłając dreszcz przez moje ciało. Spojrzała na moją twarz i podsumowała to chichotem. Musiałem wyglądać na trochę bardziej niż lekko zaskoczonego, bo minęło kilka chwil zanim się uspokoiła.
Pstryknęła jeszcze jedno zdjęcie.
- Wyraz twojej twarzy jest bezcenny – powiedziała wciąż się śmiejąc.
- Chyba nie chcę wiedzieć, co oznaczają pozostałe litery. – Popatrzyłem na nią gniewnie zanim się uśmiechnąłem, a ona jeszcze raz się zaśmiała.
Ta kobieta jest zdecydowanie jedyna w swoim rodzaju. Włożyła z powrotem aparat do torebki i wyjęła mapę.
- Dobra, cztery największe kolejki to The Tower of Terror, California Screamin’, Soarin’ i Grizzly River Run. Jako, że najprawdopodobniej będą miały najdłuższy czas oczekiwania, powinniśmy zacząć właśnie od nich. Więc, która pierwsza? – Bella
pokazała mi lokacje na mapie.*****

- Skoro California Screamin’ jest na tyłach parku, może tam pójdziemy
najpierw, a potem do Paradise Pier i z powrotem do obszaru Golden State do przejażdżki rzecznej, następnie Soarin’ i na końcu dotrzemy do Hollywood Backlot, gdzie jest Tower of Terror. – Palcem podróżowałem po mapie w rękach Belli, spoglądając jej przez ramię. Wzruszyła ramionami.
- Brzmi świetnie. Ale nie sądzę, żebyśmy dali radę odwiedzić oba parki w ciągu jednego dnia – zagderała.
- Masz rację. Jeśli nie zdążymy zaliczyć czegoś dzisiaj, po prostu będziemy musieli tu wrócić. – Uśmiechnęła się, chwyciła mnie za rękę i pociągnęła wzdłuż ścieżki, którą wskazałem na mapie. Schowała plan z powrotem do torebki. Park nie był przepełniony; właściwie był prawie pusty. W Sunshine Plaza było tylko kilkanaścioro ludzi. Bella patrzyła gdzie tylko mogła, ja z kolei, nie mogłem oderwać wzroku od niej. Kochałem obserwować te wszystkie miny, gdy mijaliśmy górę
w kształcie wilka. Poszliśmy dalej, do małego, sztucznego jeziora naprzeciwko ogromnego, diabelskiego młyna ze śmiesznie wyglądającym słońcem. Dokładnie za nim znajdowała się gigantyczna, biała kolejka górska z kształtem głowy Myszki Mickey jako pętla. Bella zakwiliła.
- Co się stało? – zapytałem.
- To moja pierwsza kolejka od ponad piętnastu lat i od razu takie coś?! –
Wyglądała na zaniepokojoną.
- Idziemy na to razem. Będzie dobrze. Jestem pewny, że jeśli poradzisz sobie z tą, reszta pójdzie łatwo. – Tym razem to ja pociągnąłem ją, mijając dużą, pomarańczową atrakcję nazywaną Mailboomer******. Bella zerknęła na nią i potrząsnęła głową. Nareszcie dotarliśmy do wejścia na California Screamin’ i natychmiast poprowadzono nas do wagonika. Reszta była już zapełniona.
Oczy pracownika, który upewniał się, że jesteśmy zabezpieczeni, pozostały na nogach Belli nieco za długo i posłałem mu piorunujące spojrzenie. Dziewczyna była zbyt zajęta, żeby to zauważyć; próbowała przełożyć ramiączko torebki przez swoje ciało, umieszczając ją pomiędzy swoim prawym biodrem i siedzeniem. Wagonik powoli ustawił się w pozycji. Po kilku chwilach zaczęto odliczać w dół.
- Edward… dlaczego odliczają? – zapytała Bella, a jej twarz zmarszczyła się z niepokoju.
- Nie wiem. Jeszcze nie byłem na tej kolejce. – Przytaknęła i chwyciła moją rękę.
Cztery… trzy… dwa… jeden… i wystartowaliśmy z niesamowitą prędkością. Nie tego się spodziewałem; tak samo Bella. Mocniej ścisnęła moją rękę i z zamkniętymi oczami, położyła drugą dłoń na swoim sercu. Poderwaliśmy się w górę i zaczęliśmy wspinać do jednego z najwyższych punktów.
- Otwórz oczy, Bella. – Potrząsnęła głową. – Otwórz, Bello. – Westchnęła i
otworzyła oczy właśnie wtedy, gdy zaczęliśmy zjeżdżać. Krzyczała i śmiała się jednocześnie. Jej oczy rozszerzyły się, kiedy dotarliśmy do pętli i wrzasnęła na całe gardło, znów zamykając oczy, ale tylko na chwilkę. Resztę kolejki pokonaliśmy śmiejąc się i nawet kiedy już zeszliśmy, Bella nie mogła opanować chichotu.

- To było świetne! Jednak nie spodziewałam się takiego startu. – Zaśmiała się i znów wzięła moją rękę.
- Ja też nie. Trochę mnie przestraszyłaś, kiedy położyłaś rękę na piersi –
powiedziałem poważniej.
- Wszystko w porządku, Edwardzie; to był tylko szok. Wzięłam dzisiaj tabletkę – oznajmiła, patrząc mi w oczy. – Więc teraz diabelski młyn? – Przytaknąłem, a ona pociągnęła mnie w stronę atrakcji. Dotrzymywałem Belli kroku, a kiedy uświadomiłem sobie, że nie puściła mojej ręki, uśmiechnąłem się.
Dotarliśmy do wejścia i mogliśmy szybko zająć miejsca. Gdy tylko nas
zabezpieczono, zaczęliśmy przesuwać się w górę. Bella wyjęła aparat i fotografowała wszystko dookoła.
- Dlaczego robisz tak dużo zdjęć? – zapytałem, czując ciepło jej ciała obok mnie.
- Cóż, jestem tutaj po raz pierwszy… i być może ostatni – stwierdziła, a mój oddech szarpnął.
Mówi o swojej śmierci jakby to nie było nic wielkiego.
- Edwardzie, dlaczego to robisz? – Wyrwała mnie z zamyślenia i spojrzała na mnie, pytając mnie oczami. Zrobiła mi zdjęcie z małej odległości.
- Bo myślę, że powinnaś korzystać z życia zanim… - Westchnąłem, niezdolny, żeby kontynuować.
- … zanim umrę. Możesz to powiedzieć, Edwardzie. Zawsze pod koniec wszystko zaczyna się dobrze układać. – Wzruszyła ramionami i odwróciła się, by znów na mnie spojrzeć. – Ale musi być więcej. Dlaczego chcesz marnować swój czas ze mną?
- To nie jest marnowanie czasu, Bello. Lubię z tobą być. – Odwróciłem wzrok od jej uważnych oczu.
- Edward, to całe gówno z udawaniem zaczyna się robić zbyt zagmatwane.
Czasami wydaje mi się, że nie grasz. Chcesz się naprawdę spotykać?
- Znów przechodzisz od razu do rzeczy, – przeniosłem oczy z powrotem na jej - ale tak, chcę. – Spojrzałem jej prosto w oczy. Uśmiechnęła się, a ja odwzajemniłem to moim sławnym, zawadiackim uśmieszkiem. Westchnęła.
- Dobrze… To całe udawanie zaczynało mnie nudzić i męczyć. – Wtedy pochyliła się i delikatnie pocałowała mnie w usta. Jej wargi były takie miękkie i czułe. Po kilku chwilach odsunęła się i spojrzała na mnie.
- Mnie też – powiedziałem, gdy się uśmiechnęła.



* Sieć sklepów z meblami, wyposażeniem wnętrz itp.
** Chodzi tu o coś w rodzaju McDrive’a w McDonaldzie. Nie ma polskiego odpowiednika.
***Jak nietrudno się domyślić, litery układały się w napis CALIFORNIA. L – lame (nieudacznik); lovely (śliczny,
kochany) C – cute (słodki) I – irresponsible (nieodpowiedzialny) F – funny (zabawny). Disney California
****http://www.destination360.com/north-america/us/california/images/s/california-golden-gate-bridge.jpg
***** Plan parku http://www.themeparkbrochures.net/maps/2006/images/dca2006map.jpg
******http://farm4.static.flickr.com/3128/2572113025_ce2a3e3152.jpg?v=0


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
k8ella
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 729
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 63 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod spojrzenia towarzysza Belikova

PostWysłany: Wto 19:16, 01 Cze 2010 Powrót do góry

O rany!
Ja nie wiedziałam, że to takie ekscytujące opowiadanie. Co prawda myślę, że troszkę naciągane - Cullen od razu ją kocha, a ona chora na serce. Mimo wszystko podoba mi się.
Urocze takie i Edek jest śłitaśny. Nowa odmiana - Sweetward. Mniam.
Wiem mało konstruktywnie, ale nastrój dziś mam mało konstruktywny.
Tłumaczenie bardzo dobre. Weny życzę i skoro już jest więcej, to proszę o szybkie wstawianie.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez k8ella dnia Śro 16:47, 02 Cze 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
bugsbany
Wilkołak



Dołączył: 07 Sty 2010
Posty: 101
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 6:00, 03 Cze 2010 Powrót do góry

Nareszcze koniec udawania Hurra Może i jest to trochę naciągane...Edek zauroczony Bellą od samego początku, ona umierająca, czyli w sumie nic nowego.....ale i tak mi się podoba Kwadratowy Chcę więcej i częściej Uwaga
Chylę czoła przed Koli za tłumaczenie a dla Ciebie Kirke ogromniasty, słodziutki buziak w czółko za wstawianie tego opowiadania Mr. Green
Ten fragment spowodował, że miałąm chyba podobna minę co nasz słodki kierowca:
" Co oznacza C? – zapytałem, ciekawy co jeszcze o mnie myśli.
- Słodki – odpowiedziała, wciąż robiąc zdjęcia. – A? Arogancki. I?
Nieodpowiedzialny. F? zabawny. O? – Przerwała i przywołała na swoją twarz psotny uśmieszek. Podeszła do mnie i stanęła na palcach, żeby szepnąć mi do ucha.
- Oh! Edward – wymruczała, wysyłając dreszcz przez moje ciało. Spojrzała na moją twarz i podsumowała to chichotem. Musiałem wyglądać na trochę bardziej niż lekko zaskoczonego, bo minęło kilka chwil zanim się uspokoiła.

Czy mi się tylko coś uroiło czy Bella pomyślała o tym co ja pomyślałam devil


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Rikki
Dobry wampir



Dołączył: 16 Paź 2008
Posty: 547
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 47 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Ezoteryczny Poznań

PostWysłany: Czw 13:16, 03 Cze 2010 Powrót do góry

No nareszcie coś dla mnie szybkie samochody, miłość idt.
Cieszę się, że trafiłam na to teraz. Hmm naciągane? Nie wydaje mi się, przecież istnieje miłość od pierwszego wejrzenia, poza tym to jak Edward się nią zachwyca jest to tylko opis tego jak on ją postrzega.
Bella jako niezależna, ponętna, seksowna kobieta, która wie czego chce bardzo mnie urzekła, fakt, że jest chora tylko nakręca akcje.
Dobrze, że wreszcie wyznali sobie co naprawdę czują, gdy zaczęłam to czytać dziś rano tylko czekałam na ten moment i pocałunek oczywiście xD
Zaczynając od początku podobał mi się rozdział Bankiet wystawne przyjęcie, fajne opisane, Daniel strasznie irytujący.
Bardzo mi się podoba to opowiadanie jest inne niż wszystkie i szczerze powiem umieszczenie Rose w roli mechanika trochę mnie zaskoczyło. Jestem ciekawa co będzie dalej bo teraz to dopiero zacznie się prawdziwa akcja, czekam na kolejny rozdział.

Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Śro 17:39, 09 Cze 2010 Powrót do góry

dziękuję za komentarze kobiety moje :)

k8ella - ff faktycznie nie jest skomplikowany, ale jest niezwykle słodki i uroczy pod tym względem Wink

bugsbany - koniec udawania, ale Cullen to skomplikowany facet, więc możesz się spokojnie zacząć denerwować, co takiego wymyśli... do tego przecież reszta nic nie wie... oj będzie się działo ;P

Rikki - mnie się dość podobały opisy wyścigów, więc jeszcze trochę emocji przed nami :) miłość o zapachu spalin - będzie fajnie Wink



8. Disneyland cz.2

EPOV

- Dobrze… To całe udawanie zaczynało mnie nudzić i męczyć. – Wtedy pochyliła się i delikatnie pocałowała mnie w usta. Jej wargi były takie miękkie i czułe. Po kilku chwilach odsunęła się i spojrzała na mnie.
- Mnie też – powiedziałem, gdy się uśmiechnęła.
Pochyliła się bliżej mnie i nakierowała na nas aparat.
- Uśmiechnij się. – Pocałowała mnie w policzek, a ja wykonałem jej polecenie, kiedy lampa błysnęła. Przesunęła się na swoim siedzeniu i włożyła aparat z powrotem do torebki. Właśnie osiągnęliśmy najwyższy punkt na diabelskim młynie. Bella wyglądała na zewnątrz, ale wydawała się pogrążona w myślach.
- Bello, proszę powiedz mi o czym myślisz.
- Myślę, że może to nie jest dobry pomysł. Myślę, że może powinnam po prostu odejść. Myślę, że nie powinnam się tak czuć. Myślę, że jeśli ja zakocham się w tobie, a ty we mnie, ból, który nadejdzie, gdy… - Przerwała, zmagając się z tymi słowami.
- Bella, już za późno. – Naprawdę było. Teraz już z pewnością nie pozwoliłbym jej odejść.
- Nie mów tak Edwardzie. Nie chcę cię skrzywdzić, ale jednocześnie, nie sądzę, że mogłabym cię zostawić. Chcę tego zbyt mocno.
- Dobrze. Żyjmy po prostu dzień za dniem… razem – Uśmiechnąłem się, próbując wyrwać Bellę z jej obecnego nastroju. Przejażdżka zatrzymała się i wyszliśmy. Chwyciłem dłoń Belli i delikatnie pocałowałem jej knykcie. Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się.
- Chodźmy zrobić się mokrzy. – Na jej twarz wstąpił złośliwy uśmieszek, kiedy dostrzegła moją wyraźnie zszokowaną minę.
- Przejażdżka po rzece, Edwardzie – powiedziała stanowczo i przewróciła
oczami. Przytaknąłem tylko, wciąż niezdolny do sformułowania słów, i pozwoliłem jej prowadzić. Minęliśmy gigantyczne „coś” wyglądające jak obrana skórka od pomarańczy, nie obdarzając tego specjalnym zainteresowaniem. Po drodze tu i tam natykaliśmy się na stragany, zatrzymując się przy każdym, by pooglądać i ewentualnie kupić jakieś
pamiątki. Przeszliśmy koło ogromnego drewnianego placu zabaw, w którego skład wchodziły linowe mosty i zjeżdżalnie z kłód. Bella odwróciła się, by posłać mi psotny uśmiech i puściła moją rękę.
- Złap mnie jeśli potrafisz, Edwardzie! – Zaczęła biec zgodnie ze znakiem
wskazującym drogę do Redwood Creek Challange. Potrząsnąłem głową, jednocześnie próbując utrzymać ją w linii mojego wzroku. Wow. Potrafi poruszać się całkiem szybko. Straciłem ją z pola widzenia i miałem dwie opcje do wyboru: zjechać po belce uformowanej w zjeżdżalnię albo przejść przez linowy most. Rozejrzałem się w obydwu kierunkach; nie mogłem jej dostrzec. Zdecydowałem się na most i byłem w połowie drogi, kiedy poczułem, że buja się bardziej niż powinien. Obejrzałem się za siebie i zobaczyłem Bellę, trzymającą liny obydwoma rękami i wywołującą nieznaczne kołysanie się kładki. Uniosłem brew i usiłowałem zmniejszyć dzielącą nas odległość. Dziewczyna uśmiechnęła się i mrugając odwróciła się szybko, by zjechać po drewnianej ślizgawce. Pośpiesznie podążyłem za nią, słysząc jak się śmieje przez całą drogę w dół. Znalazłem się na dole w chwili, gdy otrzepywała się z kurzu; musiała upaść. W porę poderwałem się i otoczyłem ją od tyłu ramionami.
- Mam cię. Teraz już nigdy cię nie wypuszczę – wyszeptałem jej do ucha.
Zadrżała nieznacznie i odwróciła się, by mnie pocałować. Pozwoliłem ciepłu jej ust mnie pochłonąć i spróbowałem uzyskać dostęp do jej buzi poprzez muśnięcie językiem jej dolnej wargi. Zaczęła nieco rozchylać wargi.
- Fuuj!! Obrzydliwe! – wykrzyknął mały, około siedmioletni chłopiec, kiedy
zobaczył nas, zeskakując ze zjeżdżalni. Bella zaśmiała się, odsunęła i wzięła moją rękę, prowadząc nas poza plac. Gdy wyszliśmy, zaśmiała się jeszcze głośniej. Kochałem ten dźwięk.
Muszę znaleźć sposób, żeby robiła to częściej.
Wyciągnęła mapę parku i przeszukiwała ją przez kilka chwil.
- Zobaczmy, przejażdżka po rzece jest zaraz za rogiem. Po niej pójdziemy z powrotem do Sunshine Plaza. Jest tam piekarnia, więc będziemy mogli zjeść późną przekąskę i zawrócimy do Soarin’. – Wsadziła plan z powrotem do torebki, popatrzyła na mnie i miękko pocałowała mnie w usta.
Wziąłem ją za rękę i poprowadziłem nas do kolejki na River Run. Czas czekania wynosił dziesięć minut. Kiedy staliśmy w kolejce, ramionami oplatałem wąską talię Belli i kołysaliśmy się lekko w rytm muzyki płynącej z głośników nad naszymi głowami. Nagle odwróciła się w moim uścisku, nieznacznie się rumieniąc. Nie rozumiałem jej reakcji, więc spojrzałem w dół na jej zawstydzoną twarz.
- Co się dzieje Bello? Coś nie tak? – Potrząsnęła głową i szybko skinęła w
kierunku kilku osób stojących przed nami. Nie mogłem znaleźć w nich niczego, co mogłoby ją tak zażenować. Grupę tworzyło około ośmiu facetów, między osiemnastym a dwudziestym piątym rokiem życia. Wszyscy zdawali się nosić takie same koszulki. Jeden z nich odwrócił się i zobaczyłem co znajdowało się z tyłu ich T-shirtów – „.com”. Nie mogłem nic poradzić na histeryczny śmiech, który wyrwał się z moich ust. Lepiej
przyjrzałem się tym chłopakom i mogłem stwierdzić, że wszyscy byli kujonami. Bella uderzyła mnie w ramię i popatrzyła na mnie ze złością.
- Nie sprowadzaj na mnie uwagi. Przestań się śmiać, Edward.
- Wybacz, Isabello – podrażniłem się z nią, podczas gdy jej oczy ciskały we mnie pioruny. Zerknąłem na jej twarz i usłyszałem członków grupy rozmawiających pomiędzy sobą, próbując ustalić czy naprawdę spotkali tę Isabellę Swan. Znów spojrzała na mnie wściekle; jeśli wzrok mógłby zabijać, moje serce przestałoby bić w tym momencie. Uups.
Bella wysunęła się z mojego objęcia i opanowała się. Jej twarz przybrała
dominujący i mocny wyraz determinacji. Jeden z facetów zebrał w sobie odwagę by zbliżyć się do niej i przyjrzał mi się nieufnie. Spojrzałem na niego z wściekłością, mimo że nie miałem do tego powodów; to ja wywołałem tę sytuację. Dziewczyna odwróciła się do niego i uśmiechnęła, a on po prostu stał i się gapił. Przewróciłem oczami.
- Witam. Niech zgadnę, David Miller, prezes. – Bella wyciągnęła rękę. Mężczyzna około dwudziestu dwóch lat z tłustymi czarnymi włosami, uszami zbyt dużymi do jego głowy, okularami z grubymi szkłami w czarnych oprawkach i bladą skórą po prostu przytaknął. Potrząsnął głową i chwycił dłoń Belli.
- Słyszałam o tym waszym małym fanklubie. Pochlebia mi to. – Wciąż się
uśmiechała.
- Skąd o nas wiesz? – zapytał David. Jeszcze nie puścił jej dłoni.
- Oh, wpisałam w Google swoje nazwisko i wyszukało wasz klub. Wtedy miał tysiąc ośmiuset dwudziestu trzech członków.
- Teraz, panno Swan, przekroczyliśmy liczbę trzech tysięcy osób na całym
świecie. Miło mi panią spotkać. – Odwrócił nieco jej rękę i pocałował ją, zanim w końcu ją puścił.
- Cóż, to pierwszy raz, kiedy spotykam moich fanów. Miałbyś cos przeciwko, żebym zrobiła sobie z wami zdjęcie? – Znów przewróciłem oczami.
Daj spokój, ta kolejka musi teraz ruszyć.
- Właśnie miałem o to poprosić. – Uśmiechnął się do Belli i zawołał na resztę grupy, która wciąż tłoczyła się razem. – Hej chłopaki, możemy zrobić sobie z nią zdjęcie. – Rozproszyli się i podeszli do Belli. David przedstawił każdego z członków, a dziewczyna powitała ich wszystkich uśmiechem i uściśnięciem ręki. Pogrzebała w swojej torebce i wyjęła aparat.
Kiedy podchodziła do mnie z powrotem, kołysała biodrami czym zyskała więcej pożądliwych spojrzeń od grupy chłopców.
- Edwardzie, czy możesz zrobić zdjęcie mi i moim fanom? – Zerknąłem na nią wściekle i wziąłem urządzenie. Odeszła z powrotem w stronę grupy i usadowiła się pośrodku nich. Okrążyli ją, zbliżając się nieco zbyt bardzo. Cholera, w mojej klatce piersiowej obudził się ten zielony potwór zazdrości. Pstryknąłem zdjęcie bez ostrzeżenia.
- Jeszcze jedno, Edwardzie. Proszę – Uśmiechnęła się słodko, a ja wykonałem jej polecenie. – Dziękuję.
- Dzięki chłopaki, jutro wstawię kopię na stronę internetową.
- Byłoby świetnie. Możesz mi dać swój autograf? – zapytał David, wyciągając przed siebie długopis i małą czarną książeczkę. Bella uśmiechnęła się, biorąc notatnik i umieszczając w nim swój podpis. Niedługo po tym podpisywała kawałki papieru każdemu z członków grupy.
- Oglądajcie zespół #186 na wyścigach w tym roku. Pracuję nad pracą silnika i kilkoma konstrukcjami w ich samochodzie. Buduję także wydajne auto na nowy wyścig we Francji w przyszłym roku. – Bella z uśmiechem wskazała za grupę. Nareszcie była ich kolej wsiadania na przejażdżkę.
- Jesteśmy następni Edwardzie. – Odwróciła się z powrotem do mnie i
wyciągnęła rękę, a ja popatrzyłem na nią ze złością.
- Masz za swoje! – Uśmiechnęła się do mnie niewinnie. – Mówiłam, żebyś nie sprowadzał na mnie uwagi. – Zająknąłem się; to była moja wina. Chwyciłem jej dłoń, przyciągnąłem ją do siebie i pocałowałem delikatnie jej miękkie usta. Kolejne koło zatrzymało się przed nami i zostaliśmy poprowadzeni do naszych miejsc. Bella wyszczerzyła się do mnie z ekscytacją wypisaną na jej twarzy. Obok niej usiadł dosyć duży mężczyzna, którego mięśnie dorównywały Emmettowi, a jego oczy lustrowały ciało dziewczyny, zatrzymując się na jej nogach. Bella wciąż wiła się w swoim siedzeniu, pocierając o siebie nogi w oczekiwaniu na start. Nie dziwne, że facet się gapił. Położyłem rękę na jej udzie.
- Bella, przestań się wiercić. – Odprężyła się pod moim dotykiem i wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu. Nasze koło zaczęło się poruszać, dziewczyna chwyciła moją rękę i ścisnęła ją.
Śmialiśmy się przez większość przejażdżki i udało nam się wyjść z tego
stosunkowo suchymi, podczas gdy znaczna część pozostałych uczestników nie miała tyle szczęścia. Skierowaliśmy się do piekarni w Sunshine Plaza i zjedliśmy trochę muffinków i napiliśmy się kawy. Wciąż było wcześnie; minęła dopiero dziesiąta rano.
Postanowiliśmy, że wciąż mamy mnóstwo czasu na zaliczenie pozostałych kolejek i kilku przedstawień, a potem skierujemy się do Disneylandu na pokaz fajerwerków i paradę przed zamknięciem o dziewiątej wieczorem. Będziemy tylko musieli znów tu wrócić, żeby przejechać się na jeszcze kilku atrakcjach. Byłem zadowolony, że już zaplanowaliśmy ponowne odwiedzenie parku.
Po przekąsce, udaliśmy się do Soarin’ gdzie nie było kolejki. Bella była w euforii przez cały czas. Uwielbiałem obserwować jej reakcje na wszystko dookoła. Skierowaliśmy się do Hollywood Pictures Backlot. Obejrzeliśmy kilka przedstawień i kilka animacji Disneya. Prowadziliśmy mały samochodzik, a duże animowane potwory wyskakiwały na nas z różnych stron.
Doszliśmy do wejścia do The Tower of Terror. Bella wyjęła aparat i zrobiła
więcej zdjęć wnętrza budynku i nas razem. Znak informował, że czas oczekiwania wynosił zaledwie dziesięć minut. Skrycie życzyłem sobie, żebyśmy uniknęli spotkań z jej innymi fanami. Moje ręce znajdowały się na biodrach Belli, prowadząc ją przed sobą, kiedy kolejka się przesuwała.
Usłyszałem znajome dzwonienie dochodzące z wnętrza jej torebki. Wyciągnęła z niej telefon i zerknęła na ekran… Alice.
- Dzień dobry, Alice. – Słuchałem jednostronnej rozmowy.
- Tak. Brzmi świetnie. Ratujesz mi życie.
- Nie, nie wiem dlaczego Edward ma wyłączoną komórkę. – Bella spojrzała na mnie.
- Nie był w domu cały ranek. Rozumiem. Przyprowadziłaś jego samochód.
- Czy to ważne? Rosalie chce, żeby pojechał na tor wypróbować samochód?
- Przykro mi Alice, ale Edward nie może tam dzisiaj pojechać.
- Tak, wiem gdzie jest. – Bella zdawała się westchnąć w porażce.
- Nie. Jest ze mną. Jesteśmy w Disneylandzie.
- Dobrze. Możesz z nim porozmawiać. – Dziewczyna podała mi telefon i tylko wzruszyła ramionami
- Alice? – powiedziałem lodowato.
- Edward, co ty robisz z Bellą w Disneylandzie?
- Nigdy wcześniej tu nie była, więc zaoferowałem, że ją zabiorę – powiedziałem, co było tylko częściową prawdą.
- Jasper cię zabije kiedy się o tym dowie. Powinieneś być na torze wspierając Rosalie i Emmetta.
- Alice, wiem co robię. Ja… - Bella wyciągnęła rękę po telefon. Oddałem go jej zanim dokończyłem zdanie.
- Alice, tu znowu Bella. Edward i ja będziemy na torze jutro z samego rana.
Powiedz reszcie, że chcę zorganizować spotkanie około dziewiątej. Mamy kilka spraw do omówienia. Dziękuję za pomoc z moim nowym mieszkaniem, ale teraz jest nasza kolej by wsiąść na kolejkę. Zobaczymy się i porozmawiamy jutro. – Zatrząsnęła telefon i wyłączyła go, po czym się do mnie uśmiechnęła.
- Chodź, nasza kolej. – Poprowadzono nas do długich ławek z kilkoma pasami przy kolanach i posadzono na końcu drugiego rzędu. Otoczyłem Bellę ramieniem.
Słyszałem o tej kolejce i wiedziałem, że będzie ją nieco unosiło z siedzenia.
Bella znów zdawała się brzęczeć z oczekiwania. Musiałem przyznać, że ta
atrakcja zaskoczyła nas oboje. Bella mocno uczepiła się mojej koszuli po pierwszym szybkim podjeździe i nie zadręczała się otworzeniem oczu, kiedy drzwi się otworzyły ukazując widok na park z góry. Gdy zsiedliśmy wciąż do mnie przywierała.
- Bella, prowadzisz samochód z oślepiającymi szybkościami wokół toru
wyścigowego i boisz się małej kolejki? – Zdusiłem śmiech.
- Jeśli tego nie zbudowałam, nie ufam temu. - Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się nieśmiało.
- Chodźmy na lunch. – Przytaknęła w zgodzie. Skierowaliśmy się do strefy
restauracji z rożnymi rodzajami jedzenia. Obydwoje chcieliśmy zjeść hamburgery i frytki. Kiedy dostaliśmy swoje zamówienie, usiedliśmy przy pustym stoliku pod dużymi parasolami i potwierdziliśmy nasz plan dotyczący reszty dnia w Disney California.
Zamierzaliśmy zaliczyć jeszcze jeden pokaz w Bugs Land i potem pójść do
Disneylandu. Bella pamiętała, żeby wziąć tabletkę. Czasami zbyt łatwo było zapomnieć jak słabowita tak naprawdę była.
Po lunchu oglądaliśmy dzieci bawiące się na mniejszych atrakcjach w okolicy przepełnionej wysokimi liśćmi i roślinnością. Poszliśmy do małego teatru, gdzie usiedliśmy na ławkach w ciemnym pokoju, by obejrzeć animowany film o robakach. Obydwoje śmialiśmy się z naszych reakcji, kiedy szczypały nas „robaczki” i pod naszymi siedzeniami pełzały „karaluchy”. Bella dosłownie poderwała się ze swojego miejsca w obu przypadkach.
Było krótko po piętnastej i postanowiliśmy skierować się już do Disneylandu. Poszliśmy do Obsługi Klienta blisko wejścia i odebraliśmy nasze zdjęcia do rocznych biletów. Bella wchodziła do każdego sklepiku, który znajdował się na Ulicy Głównej.
Dotarliśmy na miejsce w idealnym czasie, by obejrzeć jeden z pochodów. Twarz Belli była przepełniona zachwytem i fascynacją. Zrobiła chyba ze sześćdziesiąt zdjęć. Gdy parada nas minęła, podeszliśmy do dużego posągu Walta Disneya i Mickey’iego. Potem zwiedziliśmy Zamek Kopciuszka. Jeździliśmy kilkoma małymi przejażdżkami, które wliczały podróż łódką w kształcie żaby, mknącą po wodzie w Dzwoneczkiem i Piotrusiem Panem. Odwiedziliśmy kilka sklepów gdzie Bella nalegała, żeby kupić mi czapkę.
- Proszę Edwardzie. Będzie wyglądała słodko z twoimi włosami. – Bella
przybrała tę słodką minę, wydymając usta i rozszerzając oczy, które zaczynały wilgotnieć. Przewróciłem oczami. Nie mogę jej niczego odmówić. Zobaczyła moja porażkę i nałożyła na moją głowę okropną, wywołująca wymioty, zieloną czapkę Goofy’ego z długimi klapniętymi uszami. Wyszczerzyła się, chwyciła dwie pary uszu Mickey’iego, a potem kazała wyszyć na nich nasze imiona. Zebrała kilka innych pamiątek i podchodząc do kasy, zapłaciła absurdalną sumę. Bella zrobiła kilka zdjęć mojej osobie w czapce. Po kilku minutach dziwnych spojrzeń i chichotów ludzi dookoła mnie, pozwoliła mi zdjąć nakrycie głowy. Ale zmusiła mnie do nałożenia uszu myszki, co sama też uczyniła. Po zaliczeniu wszystkich mniejszych atrakcji w Fantasy Landzie, postanowiliśmy pójść do Matterhorn Bobsleds.
W Matterhorn było dwadzieścia minut kolejki. Ten czas spędziliśmy
rozmawiając o naszym dzieciństwie. Zapytałem Bellę o zwierzęta i dowiedziałem się, ze po uśmierceniu trzeciej z rzędu rybki akwariowej, zrezygnowała z posiadania pupilów. Dziewczyna poinformowała mnie, że w mieście Forks leżącym w Waszyngtonie jest zazwyczaj zimno i deszczowo, nawet w lecie. To wyjaśniało, dlaczego mogła nosić
krótkie spodenki i koszulkę na ramiączka w środku marca. Było tylko trochę ponad siedemnaście stopni; dla niej zapewne ciepło.
Przełknąłem głośno ślinę, kiedy zobaczyłem nasz własny wagonik. Bella musiała siedzieć pomiędzy moimi nogami. Zająłem swoje miejsce, Bella rumieniąc się nieco, usiadła przede mną. Przypięliśmy się pasami na kolanach. Dziewczyna oparła się o moje ciało, a mój oddech szarpnął, gdy poczułem jej ciepło. Westchnęła, kiedy otoczyłem ramionami jej talię, a pochyliwszy się, rozkoszowałem się zapachem jej szyi.
Kolejka ruszyła i zaśmiałem się z Belli. Krzyczała, kiedy śmigaliśmy przez górę. Wychodząc z atrakcji śmialiśmy się i czułem się beztroski.
Do tamtej pory było już po siedemnastej i Bella zaczęła wykazywać oznaki
zmęczenia. Szła wolniej i opierała się o mnie znacznie częściej, kiedy obchodziliśmy dookoła Tomorrowland. Nie byliśmy bardzo głodni, ale kupiliśmy trochę napojów i przekąski, a Bella wzięła kolejną tabletkę.
Po kilku przejażdżkach w Tomorrowlandzie udaliśmy się do zamku, żeby
poszukać dobrych miejsc do obejrzenia parady i pokazu fajerwerków. Park nie był zbyt pełny, ale nie było wolnych ławek. Udało nam się stanąć niedaleko budowli, bez ludzi stojących przed nami. Było już ciemno i Bella zaczynała ziewać.
- Bello, wciąż zostało kilka minut do pokazu, ale możemy już iść jeśli jesteś
zmęczona – stwierdziłem.
- Nie, chcę zobaczyć fajerwerki. Czuję się dobrze. Po prostu wczoraj położyłam się bardzo późno – wyszeptała.
- Dlaczego? – zapytałem, a mój głos ociekał niepokojem.
- Musiałam porozmawiać z kilkoma osobami w Japonii o częściach do nowego samochodu. Musiałam poszperać w projektach do nowego siedzenia i… myślałam o tobie.
- Myślałaś o mnie wczorajszej nocy? Ja też o tobie myślałem.
- Naprawdę? Śniłeś mi się.
- Ty mi też.
Bella spojrzała na mnie i przesunęła wzrok do mich oczu. Popatrzyłem w te
niezgłębione czekoladowe głębie i byłem stracony. Dziewczyna zarzuciła ręce wokół mojej szyi, a jej palce przeczesywały moje włosy. Westchnąłem, otaczając ramionami jej talię i przycisnąłem ją bliżej do siebie. Pochyliłem się i pocałowałem ją czule.
Odpowiedziała na mój pocałunek i pogłębiła go. Fajerwerki zaczęły kolorować niebo, ale były pogrążone w tle najsłodszego pocałunku w moim życiu.
- Chodźmy stąd – wyszeptała Bella w moje usta.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
koli93
Nowonarodzony



Dołączył: 19 Paź 2009
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 19:55, 09 Cze 2010 Powrót do góry

ja się tylko wtrącę, że jeśli ktoś jest zainteresowany dalszymi rozdziałami to zapraszam na mojego chomika ;D obiecuję, że opowiadanie przetłumaczę do końca (czyli 38. rozdziału) :)

może i jest naciągane, ale występują w nim szybkie samochody więc od razu mnie urzekło ;P eh, będzie smutno, będzie radośnie, ale na pewno nie będziecie zawiedzione Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin