FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Ater [Z] 2/2 [04.08.2009] Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
AngelsDream
Dobry wampir



Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 591
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 108 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pon 15:29, 03 Sie 2009 Powrót do góry

Wstęp miniaturowy

Tekst zdecydowanie obyczajowy, znacznie różniący się od tego, co do tej pory można było znaleźć w mojej twórczości radosnej wielce.

Jeśli chodzi o kanon Zmierzchu, to częściowo został zachowany, przy czym fani kanonicznej Belli raczej nie mają tu czego szukać. Wampirów jest niewiele, ale są Meyerowskie - niestety. Bądź stety, jak kto woli. Pojawia się wątek, którego bardzo brakowało mi w powieści. Stąd też nowa postać. Tytuł jak najbardziej zamierzony - wszystko wyjaśni się w swoim czasie.


Polecam fankom i fanom Jacoba.

Ater

Myśliwy jeszcze ma broń i trzyma smycze,
Lecz las jest nasz i łąki też są nasze.
Wilk wolny wyje, na smyczy pies skowycze,
I bać się musi i swoich braci straszyć.
*

***

- Nie powinnaś przychodzić tu sama - powiedział Jacob, kładąc dłonie na drżących ramionach żony. Kobieta wysunęła się delikatnie z jego uścisku i usiadła w korzeniach jednego z otaczających polanę drzew. Splątane pasma brązowych włosów zasłoniły zapłakaną, bladą twarz, ale szept był wyraźny i głos Belli brzmiał pewnie.
- On kochał to miejsce, musiałam tu przyjść.
- Wiem. Martwi mnie tylko, że starasz się uporać z tym wszystkim sama. Zadręczasz się niepotrzebnie - mówił cicho. - Mogę zostać? - zapytał po chwili. Uniosła głowę i, uśmiechając się przez łzy, poklepała trawę obok siebie.
- Myślę, że on też by tego chciał. W końcu był także twoim przyjacielem. - Z westchnieniem ulgi oparła policzek o ramię Jake'a i pozwoliła swoim myślom płynąć swobodnie.

***

Renée trzymała w objęciach czterotygodniowe niemowlę, które zasypiało powoli, dając młodej mamie chwilę wytchnienia. Usiadła w bujanym fotelu i jęknęła, gdy coś w jej plecach strzyknęło. Miała wrażenie, że opuchnięte łydki zaraz eksplodują, a obolałe ręce odpadną. Zaklęła cicho, czując plamiące przód bluzki mleko. To, co miało być spełnieniem marzeń, snów i bajką jej życia, okazało się wycieńczającym koszmarem bez szans na przebudzenie.

Kiedy poznała Charliego, dziewczynie zakręciło się w głowie - jakby Dzwoneczek obsypała cały pokój magicznym pyłkiem - Renée niemal unosiła się w powietrzu, a motyle zaczęły tańczyć walca w jej brzuchu. Młody policjant uwiódł ją swoim spojrzeniem, niedostępnością i tajemniczością. Trzymał się na uboczu i, sącząc piwo, obserwował ludzi. Jak wiele z jego wizerunku wykreowała sama, opierając się na idealnej fabule historycznych romansów, okazało się już po ślubie. Jej milczący, czarny rycerz nie szeptał o pięknej miłości. Nie obsypywał małżeńskiego łoża płatkami kwiatów, nie pisał poematów i nie umiał zaśpiewać czysto nawet dwóch wersów prostej kołysanki. Nie miała wątpliwości, że kocha ją i Bellę, ale dążyła do czegoś innego - rozmijała się z mężem w połowie drogi do swoich marzeń.

Drzwi wejściowe trzasnęły cicho, na szczęście nie budząc dziecka. Słyszała szczęk zamka, kiedy Charlie schował pistolet w szufladzie. Zaszeleściła odwieszana do szafy kurtka, skrzypnęła szafka na buty, a po chwili mężczyzna wszedł do pokoju. Uśmiechnął się nieśmiało i, przeczesując włosy palcami, ucałował Renée w czubek głowy.
- Jak wam minął dzień? - szepnął.
- Dobrze - odpowiedziała, siląc się na łagodny ton i sztuczny uśmiech.
- Co jest na obiad? - zapytał grzecznie.
- Och! Zapomniałam! Przepraszam - załkała, a Bella natychmiast otworzyła oczy i, wykrzywiając drobne usteczka, zaczęła głośno płakać. Mężczyzna zbladł i wycofał się z pomieszczenia - jego również przerastała ta sytuacja. To wszystko, co w charakterze kobiety fascynowało i intrygowało podczas randek, na co dzień tylko przeszkadzało. Co trzy dni wpadała do nich Sue Clearwater i wtedy było odrobinę lepiej, ale proza życia coraz bardziej odsuwała parę od siebie, a niedospanie i przemęczenie zaostrzały napiętą sytuację. Zaciskając usta tak, że utworzyły wąską kreskę, Charlie zaczął przeglądać szafki i spiżarnię. W końcu sięgnął do kartki z telefonami, powieszonej na lodówce i zadzwonił do lokalnej pizzerii – Marie przywitała go uprzejmie i zapytała, czy dostawca ma przywieźć to, co zwykle. Małe rytuały tworzące codzienność rodziny Swanów. Dziecko kwiliło cicho za ścianą, Renée pociągała nosem, chodząc wokół pokoju, a Charlie zastanawiał się, ile jeszcze wytrzyma.

***

Pewnego dnia dom był pusty, a na stoliku w salonie leżała koperta z listem i papierami rozwodowymi. Przez moment czuł strach, żal i ulgę, której się wstydził. Usiadł na kanapie i oparł czoło na drżących od natłoku emocji dłoniach. Walczył ze sobą, by po chwili pozwolić sobie na słabość i ciche, męskie łzy.

Renée nie utrudniała mu kontaktu z córką - nie zdążyli znienawidzić się na tyle, żeby traktować dziecko jak kartę przetargową. Właściwie, dzięki temu, że kobieta odeszła po cichu i bez awantur, stworzyli normalną relację, opartą na sympatii i szacunku ze szczyptą sentymentu. Charlie starał się nie rozmawiać o rozwodzie, żeby uniknąć plotek - nie chciał, by prześladowały go szepty i spojrzenia ludzi. Tylko Billy'emu powiedział prawdę - dla innych przywdział maskę uprzejmej obojętności.

Decyzja o rozstaniu nie była prosta. Kosztowała dwudziestoletnią dziewczynę wiele nieprzespanych nocy - spędzała je, siedząc na bujanym fotelu, przy łóżeczku Belli. Kiedy spoglądała na maleńką twarzyczkę i drobne paluszki zaciśnięte w piąstki, chciała uratować pozory rodzinnej idylli dla córeczki, ale szybko zrozumiała, że utknęła w pułapce. Dziewczynka miała trzy miesiące, gdy zaczęli się sprzeczać o drobiazgi. Renée krzyczała, Charlie mówił spokojnie i cicho, żeby po chwili wyjść z pomieszczenia, a w końcu z domu. Poddawał się, gdy ona oczekiwała, że będzie walczył. Patrzyła na jego łagodną twarz, kiedy kołysał niemowlę do snu i zastanawiała się, czy mała kiedykolwiek jej wybaczy. Czy kiedyś zrozumie, że rozstając się z jej ojcem, ratowała dzieciństwo Isabelli i własne szczęście?

***

- Mamo, czy mogę zadzwonić do tatusia? - spytała sześcioletnia Bella, ściskając w dłoni pluszowego pieska, którego dostała od Charliego na ostatnie urodziny.
- Oczywiście, maleństwo. Już teraz, czy po obiedzie? - Renée właśnie szykowała pieczonego kurczaka z ziołami i zerkała na córeczkę, stojącą w wejściu do kuchni. Dziewczynka przypominała swoją babcię - miała ogromne brązowe oczy i długie rzęsy, delikatny nos i urocze dołeczki w policzkach, gdy się uśmiechała.
- Teraz, mamo - odpowiedziała sześciolatka. - Proszę - dodała po chwili, przypominając sobie to, co matka mówiła jej o manierach odpowiednich dla małych księżniczek.

- Tato, to ja, Bella - mówiła cicho i niepewnie.
- Witaj, rybko. Co u ciebie? - Charlie pocierał dłonią obolały kark.
- Ater pyta, kiedy do nas przyjedziesz. - Ściskała maskotkę coraz mocniej.
- Rybko, rozmawialiśmy już o tym. Przyjedziesz do taty na wakacje. - Musiał być cierpliwy i wyrozumiały, chociaż mała męczyła go tymi samymi pytaniami kolejny raz w tym tygodniu.
- Ale mamy dopiero kwiecień! Ja chcę już! - Dziecięcy głosik zadrżał.
- Bello, nie dam rady. Nie dostanę urlopu, a mama zaczęła nową pracę i nie może cię przywieźć - powiedział spokojnym głosem. W słuchawce usłyszał chlipnięcie, a po chwili słowa, które przyprawiły go o drżenie rąk.
- Nienawidzę cię! Ty już nie chcesz mnie widzieć! - wykrzyczała i odłożyła słuchawkę.

Renée oddzwoniła do Charliego, przepraszając za zachowanie Belli. Domyślała się, jak bardzo mogły go zaboleć oskarżenia córki. Oczywiście udawał, że wszystko jest w porządku i poprosił o przekazanie małej buziaków na dobranoc. Znów zamykał się w swojej skorupie, a bez możliwości popatrzenia mu w oczy, nie miała szans, żeby go z niej wydobyć - westchnęła. Powtórzyła przeprosiny, wymamrotała kilka banałów na pożegnanie i zakończyła rozmowę. Musiała jeszcze przygotować deser i zmierzyć się z dąsami stęsknionej dziewczynki, która, podobnie jak jej tata, uwielbiała chować się w świecie własnych myśli.

***

Dziesięcioletnia Bella nieśmiało podeszła do siedmioletniego Jacoba i wyciągnęła swoją wątłą rękę w jego kierunku. Chłopczyk wyszczerzył się, pokazując światu braki w swoim mlecznym uzębieniu i uścisnął bladą dłoń, jednocześnie potrząsając nią za mocno.
- Jestem Jake, a ty?
- Bella - wyszeptała, a potem spuściła głowę i skrzyżowała nadgarstki za plecami.
- Masz ochotę na zabawę w "chowanego"? - zaproponował, natychmiast przejmując całą inicjatywę. W odpowiedzi mruknęła coś pod nosem i skinęła nieznacznie głową.
- Ponieważ jesteś dziewczyną, zaczynasz, a ja policzę do stu i będę cię szukał. - Zmieszanie Belli nie robiło na nim wrażenia.

- Tato, Rachel i Rebecca pożyczyły mi książkę o wilkach - oznajmiła od progu.
- Świetnie, ale zanim siądziesz do czytania, musisz umyć ręce i zjeść obiad. - Charlie doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nie oderwie Belli od nowej, ciekawej lektury.
- Ale tatoooo! - Zaczęła marudzić w typowy dla niej sposób.
- Bez dyskusji, Isabello. - Uciął rozmowę, zanim jego mała księżniczka zdoła wejść mu na głowę i zacznie wykorzystywać męskie, miękkie serce. Kiedy zerknął na nią przez ramię, pokazała mu język, ale zanim zdążył się odwrócić już pobiegła do łazienki. Na kuchennym stole zostawiła książkę. Jej okładkę zdobił piękny portret wilka. Tytuł przyciągnął wzrok mężczyzny i Charlie mimowolnie przeczytał pierwszą stronę, czując nieprzyjemny dreszcz na plecach.

As the full moon rises in the winter sky, Gray Wolf goes hunting. He is restless. He has lost his mate to a man's steel trap.

Kiedy księżyc w pełni pojawia się na zimowym niebie, Szary Wilk wyrusza na polowanie. Jest niespokojny i podenerwowany. Stracił swoją towarzyszkę we wnykach kłusowników.
**

Odłożył Oczy Szarego Wilka na blat i, starając się zignorować niepokój, zaczął odgrzewać wczorajszą pieczeń.

***

- Leah, zrobisz coś dla mnie? - Bella zbierała się na odwagę przez ostatni tydzień i w końcu zadała pytanie.
- Zależy co. - Oczy Indianki rozbłysły ciekawością.
- Zaniesiesz Jacobowi ciasteczka, które upiekłam? - Policzki dwunastolatki pokryły się rumieńcem. Z ledwością zdołała wykrztusić kolejne słowa. - Proszę, tylko nie mów mu, że to ode mnie. Nie powiesz, prawda?
Leah wykrzywiła się złośliwie, ale kiedy spostrzegła, że przyjaciółka płacze, postanowiła nie żartować sobie z jej uczuć. W końcu sama była kompletnie zakochana w Samie Uleyu i jako rok starsza umiała zrozumieć powagę sytuacji. Położyła rękę na bladym ramieniu Belli i powiedziała:
- Przysięgam na mojego brata, że nikomu nie powiem i oczywiście dostarczę ciasteczka, ale ty zapleciesz mi włosy tak, jak ostatnio, co?
- Jasne! Jeśli chcesz, nauczę cię, jak to się robi i będziesz mogła sama je tak układać. - Uśmiech dziewczynki i dziwny blask w brązowych oczach kontrastowały z łzami zaschniętymi na twarzy.

Jake wyszedł na werandę domu i ze zdziwieniem dostrzegł niewielki woreczek z lnu, leżący na poręczy. Podszedł do niego i otworzył wiszącą na wstążeczce karteczkę - zaskoczył go napis. Ktoś zostawił mu prezent.

Dla Jacoba od Tajemniczej Osoby.

Urodziny miał dopiero jutro, ale i tak uśmiechnął się szeroko. Na wszelki wypadek, postanowił jednak zapytać tatę, czy może przyjąć podarunek. Billy roześmiał się głośno, kiedy zobaczył ciasteczka i płócienne opakowanie. Charlie mówił mu o wypiekach Belli sprzed kilku dni, a Sue pochwaliła zainteresowanie dziewczynki krawiectwem. Postanowił jednak nie zdradzać tajemnicy panny Swan. Zadzwonił do swojego przyjaciela, kiedy ten był w pracy i opowiedział mu o tym, jak Jake od kilku dni usiłuje rozwiązać wielką zagadkę owsianych ciasteczek z czekoladą. Śmiali się obaj, a Black pomyślał, że mała wnosi wiele dobrego w szarą egzystencję zamkniętego w sobie policjanta.

***

Bella czekała na dzień swoich piętnastych urodzin z niecierpliwością. Wierzyła, że tata dotrzyma słowa, a mama da się w końcu przekonać. W domu nie było jednak nikogo, a na kuchennym stole czekały naleśniki z sosem czekoladowym. Normalna sobota, jak każda inna. Dziewczyna westchnęła i zwiesiła głowę. Miała nadzieję, że dobre oceny i porządek w pokoju pomogą przekonać mamę do jej największego marzenia, ale wyglądało na to, że i tym razem się nie udało. Zanim zdążyła usiąść przy stole, zadzwonił telefon. Podniosła słuchawkę i powiedziała:
- Bella Swan, słucham?
- Wszystkiego najlepszego, kochanie. - Renée brzmiała entuzjastycznie. - Ubierz się wygodnie i podejdź na dwunastą do mojej pracy, dobrze?
- Gdzie idziemy, mamo? - dociekała jubilatka.
- Bello, chyba nie myślisz, że ci powiem? To niespodzianka, głuptasku. Tylko się nie spóźnij. - Głos kobiety drżał od powstrzymywanego śmiechu.
- Do zobaczenia, mamo. - Znów wróciła nadzieja, że jednak uda się w tym roku.
- Pa, słońce. - Trzasnęła odkładana słuchawka.

Charlie długo rozmawiał ze swoją byłą żoną na temat prezentu dla Belli z okazji piętnastych urodzin - oboje wiedzieli, o czym marzy ich córka, ale taka decyzja nie mogła zostać podjęta pochopnie. W końcu uznali, że tak rezolutna i odpowiedzialna nastolatka podoła podstawowej opiece nad odpowiednim psem. Korzystając z kontaktów służbowych, komendant Swan wybrał dla niej owczarka belgijskiego odmiany Groenendael, po doskonałych rodzicach, i wysłał szczeniaka na pełne szkolenie z zakresu posłuszeństwa do jednego z najlepszych trenerów układających psy policyjne. Tutaj beztroska, pośpiech i sentymenty mogły, w przyszłości, skończyć się ogromnymi kłopotami, więc na bieżąco informował Renée o postępach Atera. Opisywał komendy, rodzaje nagradzania i karcenia. Omawiał sposób i godziny karmienia. Relacjonował codzienne treningi, podejście psa do innych zwierząt, obcych ludzi, hałasów. I chociaż nigdy nie powiedział tego głośno, miał nadzieję, że obecność psa wzmocni pewność siebie Belli i wyciągnie dziewczynkę ze skorupy, w której, podobnie jak on sam, usiłowała się chować.

***

- Ater, to jednak nie był sen! - wykrztusiła wzruszona, głaszcząc delikatnie kark psa. - Kocham cię - szepnęła, wstając z podłogi. Przeciągnęła się, ziewnęła i zrobiła kilka skłonów. Chociaż była niedziela, wstała przed siódmą, żeby zabrać swojego czworonoga na spacer. Nigdy wcześniej nie czuła się tak szczęśliwa z powodu niewyspania i zakładania na siebie starego dresu.

Renée w pełni rozumiała, czemu Charlie wybrał akurat tego szczeniaka. Mimo młodego wieku, był cierpliwy, łagodny i posłuszny. W jego oczach błyszczała niczym niezmącona radość życia i kobieta nie potrafiła mu się oprzeć. Bella, kiedy zobaczyła ojca z pięknym, czarnym owczarkiem przy nodze, zaczęła piszczeć. Jednocześnie krztusiła się i płakała ze śmiechu. Ater patrzył na te popisy lekko zdziwiony, ale zamerdał delikatnie ogonem i rozluźnił się, gdy jubilatka opanowała emocje i podeszła ostrożnie, wyciągając dłoń przed siebie. Pies ostrożnie polizał drobne palce i zapoznał z ich z zapachem. Wydawało się, że między nastolatką a psem zaiskrzyła jakaś ledwo dostrzegalna magia, która związała ich losy ze sobą.

- Ater, równaj - powiedziała Bella, widząc nadbiegającego sąsiada. Skinęła mężczyźnie głową, a on pomachał jej, patrząc zaciekawiony na czarnego, długowłosego psa, idącego przy nodze dziewczynki. Kiedy minęli pana Moore'a, Bella pochwaliła wylewnie zwierzę i podała mu smakołyk. Cały wczorajszy dzień spędziła, rozmawiając z tatą o swoich nowych obowiązkach i postanowiła wywiązywać się z nich sumiennie już od pierwszego samodzielnego spaceru.

- Mamo, odłożyłam z kieszonkowego dwadzieścia dolarów, zabierzesz mnie do sklepu zoologicznego? - Bella zapytała kilka tygodni po urodzinach.
- Możemy pojechać, ale co chcesz kupić? - dociekała Renée.
- Smakołyki dla Atera, nową piłkę i chciałabym rozejrzeć się za szelkami dla niego. - Wydawała się tak podekscytowana, jakby chodziło o wycieczkę do wesołego miasteczka. Kobieta przewróciła oczami, delikatnie się uśmiechając i poszła po kluczyki do samochodu.

- Leah, nie uwierzysz! Ater nauczył się kłaniać i robi slalom wokół moich nóg! - Bella krzyczała do słuchawki. Dziewczynka zamęczała psimi opowieściami każdego, kto wykazywał choćby cień zainteresowania. Zaprzyjaźniła się też z dwoma chłopcami z sąsiedztwa, którzy mieli golden retrivera i odtąd chodzili na większość spacerów razem. W grudniu poprosiła o wypisanie jej ze szkoły tańca - nigdy nie przepadała za lekcjami, a teraz każdą wolną chwilę chciała poświęcać psu. Mimo upływu czasu, nie malał jej entuzjazm wobec Atera. Nie skarżyła się na wcześniejsze pobudki i dodatkowe odkurzanie dywanów. Kieszonkowego nie wydawała na słodycze ani modne gadżety - zbierała najpierw na piękne skórzane szelki, potem na smycz do kompletu. Na Gwiazdkę poprosiła o sakwy, w których pies sam mógłby nosić swoje rzeczy podczas dłuższych spacerów. Cały wolny od szkoły i nauki czas poświęcała na ćwiczenie nowych komend w ogródku i szukanie kolejnych terenów, idealnych, żeby spuszczać Atera ze smyczy. Renée wplątywała palce w czarną sierść i dziękowała niebiosom za to, że z każdym merdnięciem psiego ogona, oczy Belli błyszczały coraz bardziej. Jakby nastolatka w końcu odnalazła to, co zgubiła dawno temu.

***

- Mamo, tak będzie lepiej. Nie kłóć się ze mną, proszę - powiedziała spokojnie.
- Ale przecież ty jesteś... - Głos kobiety załamał się pod wpływem strachu.
- Nie, mamo. Nie jestem już dzieckiem. Mam siedemnaście lat, a ty powinnaś ułożyć sobie życie - stwierdziła.
- Ale, ale... Ale ty jesteś moim dzieckiem! - wykrzyknęła rozpaczliwie.
- Jestem i zawsze będę twoją córką, ale Charlie nie widzi problemu, żebym spędziła z nim ostatni rok liceum. Poradzimy sobie, a ty będziesz mogła spokojnie podróżować z Philem. - Ostatnie zdanie wyraźnie zaakcentowała.
- Jesteś pewna? - Renée niemal płakała.
- Jak nigdy wcześniej. Niczego. - Bella czuła się dorosła i odpowiedzialna, a jednocześnie pełna obaw przed tym, co przyniesie przyszłość.

- Tato, mama w końcu ustąpiła - szepnęła do słuchawki.
- Jesteś pewna, że tego chcesz? - zapytał Charlie.
- Nie, ale uważam to za jedyne rozsądne wyjście - odpowiedziała szczerze. - Przygotowałeś kojec dla Atera? - upewniła się, gdy zaległa między nimi tak typowa dla komendanta cisza.
- Tak, jutro z Harrym postawimy budę. - Mężczyzna chrząknął cicho.
- Dziękuję, tato. To do zobaczenia - Bella odłożyła słuchawkę, po czym usiadła na łóżku i zaczęła wpatrywać się w okno. Nawet nie zwróciła uwagi, kiedy pies zwinął się w kłębek na jej stopach.

Renée czuła ogromne wyrzuty sumienia, ale musiała przyznać, że coraz gorzej znosiła ciągłą rozłąkę ze swoim mężem. Tym razem dobrze przemyślała sprawę małżeństwa - bogatsza o doświadczenia, weszła w nową relację ostrożnie i z dystansem, starając się zostawić ideały za drzwiami restauracji, kina czy opery. Kiedy pierwszy raz mężczyzna poprosił, by dopingowała go na meczu, nie potrafiła mu odmówić, chociaż nigdy nie interesowała się sportem. W zupełnie naturalny sposób ich różnice uzupełniały się w codziennym życiu, pozwalając parze zaprzyjaźnić się ze sobą, zakochać, a przede wszystkim porozumieć. Ślub był tylko kwestią czasu. Niestety, drużyna bejsbolowa, która zaproponowała Philowi kontrakt, zastrzegła w nim, że zawodnik musi być w pełni dyspozycyjny i mobilny, co wiązało się z wieloma, nierzadko dalekimi, wyjazdami. Renée z początku dzielnie znosiła rozłąkę i tęsknotę, ale z czasem zaczęła gorzej sypiać, mniej jeść i denerwować się każdym drobiazgiem. Bella nie potrafiła na to spokojnie patrzeć i zdecydowała, że ukończy szkołę średnią w Forks, pod czujnym okiem taty - policjanta.

***

Ater dochodził do siebie po podróży samolotem, a Bella rozpakowywała swoje torby. Miała jedną niedzielę na szybką aklimatyzację i oswojenie się z tym, że spędzi w małej, szarej mieścinie trochę więcej czasu, niż pół wakacji. Nie wiedziała, jak dziękować Charliemu za furgonetkę, którą kupił dla niej na urodziny i za ogromny, zadaszony kojec dla psa. Kiedy zobaczyła budę, zapytała, czy to jej nowy pokój. Ojciec roześmiał się nerwowo i zawstydzony potarł ręką kark. Poklepała go po ramieniu i stwierdziła, że nie widziała nigdy, żeby ktoś tak się postarał dla zwierzęcia.
- To członek rodziny - odpowiedział, powodując, że słodkie ciepło rozlało się w okolicach jej serca.

***

- Myślę, że Forks to dobry wybór. - Carlisle popatrzył na swoją rodzinę z wyczekiwaniem. Wszyscy skinęli głowami. - Esme zostanie w domu, ja mam już zagwarantowaną posadę w miejscowym szpitalu, a wy, jeśli chcecie, możecie iść do liceum - kontynuował, patrząc na Emmetta, Rose, Alice, Edwarda i Jaspera. Na tym ostatnim zawiesił spojrzenie na dłużej, bo dla niego była to najtrudniejsza decyzja i największe wyzwanie. Tylu ludzi, stłoczonych na korytarzach i siedzących w klasach - kusząco pachnąca krew na wyciągnięcie ręki.

Społeczność małego miasteczka przyjęła rodzinę Cullenów z uprzejmą rezerwą. Podświadomie każdy mieszkaniec czuł, że powinien trzymać się jak najdalej od chorobliwie bladych, pięknych ludzi o złotych tęczówkach.

Jak długo drapieżnik może walczyć z własną naturą? Jak długo bestia trzymana na uwięzi może być uległa? Jak długo da się oszukiwać głód krwi?

***

Pierwszy dzień w nowej szkole był dla Belli męczący i stresujący. Stanowiła swego rodzaju atrakcję, a przebywanie w centrum uwagi tylu osób doprowadziło ją do migreny. Ledwo zapamiętywała kolejne imiona i twarze. Jednak to, co wydarzyło się na przedostatniej lekcji, wyprowadziło dziewczynę z równowagi. Nie dość, że musiała użerać się z nachalnym nadskakiwaniem Mike'a Newtona, to jeszcze jej sąsiad z ławki sprawiał wrażenie co najmniej niezrównoważonego. Zwróciła uwagę, jak kurczowo zacisnął pięści, kiedy usiadła obok niego - przestraszyła się nie na żarty, widząc ściągniętą twarz chłopaka i żałowała, że nie ma z nią Atera. Przez chwilę myślała, że rudowłosy idol większości uczennic rzuci się jej do gardła, ale gdy profesor rozpoczął lekcję, młody Cullen skupił całą uwagę na temacie. Bella odetchnęła z ulgą i próbowała zignorować to, że usłyszała coś, co brzmiało jak ciche warknięcie.

***

- Edwardzie, co to miało znaczyć? - Alice wyglądała na przerażoną i niepewną. Jasper zerknął w kierunku prowadzącego samochód rozczochranego mężczyzny, ale nie odezwał się ani słowem. Po raz pierwszy tyrada na temat narażania bezpieczeństwa rodziny nie dotyczyła jego i nie umiał się tym nie cieszyć, jednocześnie współczując swojemu bratu.
- Nie wiem. Naprawdę nie wiem. Jej zapach mnie opętał. - W spojrzeniu, jakie posłał blondynowi, nie było wyrzutu, chociaż doskonale słyszał wszystkie jego myśli. - A najgorsze, że nie mogłem przebić się przez mur, którym otoczyła swój umysł. To obudziło we mnie łowcę i drapieżnika.
- Gdyby okazało się, że jest tak samo pusta i głupia jak reszta panienek jej pokroju, byłoby ci łatwiej? - spytał Jasper, a w jego głosie pobrzmiewała czysta ciekawość.
- Myślę, że tak. Ale muszę się uspokoić i koniecznie porozmawiać z Carlisle'em.
- Rozmowa nie zaszkodzi. Polowanie również - stwierdziła sucho Alice, zapatrując się w przestrzeń.

- To wszystko komplikuje, synu. Według pierwotnego planu mieliśmy tu zostać pięć lat. - Edward cenił w swoim stwórcy szczerość - to, co mówił, w pełni odzwierciedlało jego myśli.
- Przepraszam - zaczął niepewnie.
- Nie masz za co. Musimy postanowić, czy warto ryzykować... Zawsze możemy skorzystać z zaproszenia klanu Denali i zniknąć na pokolenie lub dwa. Przyznaję, że nie spodziewałem się takiego obrotu spraw, gdy zamieszkaliśmy w Forks ponad rok temu i to był mój błąd, jako głowy rodziny. - Carlisle skrzyżował ramiona na piersi i zamyślił się na chwilę. Edward nie umiał znaleźć słów na swoje usprawiedliwienie, więc milczał, błagając niebiosa o wybaczenie.

***

W lesie odpoczywała. Otoczona drzewami, odgłosami zwierząt, przytłoczona zapachami czuła wyraźnie, jak odpływają stres i zdenerwowanie. Ater biegł kilka kroków przed Bellą, co chwila upewniając się, że właścicielka nie zniknęła, gdy on zajmował się wąchaniem krzaka czy kępki traw. Powoli zachodziło słońce i cienie wydłużały się złowieszczo, co przywodziło na myśl sceny z horrorów klasy D. Dziewczyna zachichotała cicho na tę myśl. Śmiech uwiązł jej w gardle, gdy między drzewami zamajaczyła nagle ludzka sylwetka. Ater zjeżył sierść i pobiegł do przodu, szczekając głośno i warcząc. W pierwszym momencie była tak przestraszona, a jednocześnie zszokowana zachowaniem psa, że nie mogła wydobyć z siebie głosu. Wszystko trwało ułamki sekund. Automatycznie sięgnęła po wiszący na szyi gwizdek i dmuchnęła w niego trzy razy - nie chciała ryzykować, że pies się nie odwoła i skorzystała z komendy awaryjnej. Ater zastrzygł uszami i zawrócił w stronę Belli. Usiadł przy lewej nodze dziewczyny wyjątkowo niechlujnie, zerkając cały czas w kierunku, skąd nadchodził nieznajomy. Przez moment pomyślała, że to jej wątpliwie uroczy, ale ordynarnie przystojny kolega z lekcji biologii, ale skarciła się w duchu za popadanie w paranoję. Zapięła psu smycz i skręciła na ścieżkę prowadzącą do domu. Zerknęła za siebie kilka razy, ale nikogo nie dostrzegła, a Ater wyglądał na odprężonego i pewnego. Po raz pierwszy ten niemal idealny pies zachował się nieprzewidywalnie - po części usprawiedliwiało go to, że stanął w obronie właścicielki, ale Bella znała przepisy aż za dobrze - gdyby coś takiego wydarzyło się przy świadkach, mogłaby dostać mandat i narobić Charliemu ogromnych kłopotów. Kiedy opadła adrenalina, przypomniała sobie, jak groźnie brzmiało ujadanie Atera. Ze zjeżoną sierścią, napięty, z wyszczerzonymi kłami wyglądał jak potwór, a nie udomowione i oswojone zwierzę. Przez chwilę poczuła się nieswojo, ale gdy pies odwrócił się w jej stronę i popatrzył na nią tym samym mądrym wzrokiem, co zawsze, uznała, że każdemu może zdarzyć się gorszy dzień, a jej owczarek miał za sobą stresującą podróż i pół dnia nic nie robienia, kiedy ona starała się odnaleźć w nowej szkole.

Weszła do domu kuchennymi drzwiami, powiesiła kurtkę i smycz na wieszaku, umyła ręce w kuchni i nalała wody do psiej miski. Charlie krzyknął z salonu:
- Wszystko ok, drużyno?
- Tak, tato - odpowiedziała, uznając, że nie ma potrzeby denerwować ojca urojeniami jej nadwyrężonej wyobraźni. Pogłaskała Atera po karku i skręciła na korytarz.
- Jestem zmęczona. Położę się już. Dobranoc, tato - wyrzuciła z siebie na jednym wydechu, trzymając się ręką futryny. Charlie przyciszył telewizor i odkręcił głowę w stronę córki.
- Dobranoc, śliczna. - Uśmiechnęli się oboje.

Bella zdecydowała, że dziś nie ma siły na więcej, niż szybki gorący prysznic. Pobieżnie umyła zęby, naciągnęła na siebie stary podkoszulek z rysunkiem wilka i czarne szorty, nie kłopocząc się rozczesywaniem mokrych włosów. Przeszła do swojego pokoju, zamknęła cicho drzwi i uchyliła okno. Pewna, że nastawiła budzik w komórce na tryb codziennych pobudek o szóstej, wślizgnęła się pod kołdrę.

Kiedy Charlie szedł do łazienki, zwrócił uwagę na zwiniętego na spoczniku schodów Atera - pies wyglądał jakby spał, ale dla wprawnego oka oczywisty był fakt, że czuwa napięty i niespokojny. Nie było to normalne zachowanie tego nad podziw łagodnego owczarka belgijskiego, ale stres po podróży mógł zachwiać delikatną, wewnętrzną równowagą zwierzęcego świata. Kilka dni i wszystko powinno wrócić do normy.

--------------------
* Jacek Kaczmarski - Obława IV
** Jonathan London - The Eyes of Gray Wolf (1993) Tłumaczenie: ja Wink


[link widoczny dla zalogowanych]

Miniaturowe posłowie

Tekst nie jest długi, ale dzielę go na pół, żeby było łatwiej go ogarnąć. Jest już dokończony, w całości zbetowany przez Pernix. Mam nadzieję, że większych potknięć uniknęłyśmy. Jeśli tekst się przyjmie, dodam drugą część dość szybko, więc liczę na chociaż minimalny odzew.


Post został pochwalony 5 razy

Ostatnio zmieniony przez AngelsDream dnia Czw 18:14, 27 Sie 2009, w całości zmieniany 10 razy
Zobacz profil autora
thingrodiel
Dobry wampir



Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 1088
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 148 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka

PostWysłany: Pon 20:22, 03 Sie 2009 Powrót do góry

*przybywa z minimalnym odzewem*

*KOCHA*

I jak cię tu nie wielbić, Angels? Mogłabym tu długo faflunić o nastroju, napięciu, urokliwych, "wilczych" scenkach z dzieciństwa i o tym, jak bardzo lubię twoje pióro (tudzież klawiaturę). Ale ty to wszystko wiesz.

Nie licz na obiektywizm. Nie przy tekście, który tak mnie wciągnął, zachowując przy tym zgrabność języka polskiego (zabrakło mi chyba dwóch przecinków, ale mam za sobą gigant betę i nie chce mi się w tej chwili szukać).

Ładne opisy ci wyszły. Bella ci wyszła. Jake ci wyszedł, cholera jasna... Urocze były scenki z Jake'iem bawiącym się z Bellą (nie wiem, na ile przytrzymałaś się kanonu, bo w książce było, że Bella bawiła się z jego siostrami, a nie z nim, ale chrzanię to - kogo obchodzi kanon przy tekście, który rozsmarowuje go po ścianach???). Całe to dorastanie Belli bardzo mi się podobało. Opieka nad psem faktycznie potrafi pomóc w nabraniu pewności siebie i zdecydowania (ogólnie opieka nad zwierzęciem tak działa). Lubię takie motywy wplecione w opowiadanie.

Ech, mogłabym tak długo. Cullenowie wgryzają się w tekst jak rozdarcie pewnego świata. W przedmowie odautorskiej napisałaś, że będzie ich mało. Ale mogą narozrabiać i jestem ciekawa, na ile to zrobią. I czy to był naprawdę Edward w tym lesie?! Reakcja psa nie musi być jednoznaczna, w końcu zwierzęta odczuwają wszystko inaczej. Nam się może wydawać, że przed nami stoi świetny facet, a pies od razu czuje złego człowieka i rzuca mu się do gardła. Btw zgrzytnęło mi, że w lesie pies chodzi spuszczony ze smyczy, ale nie mam pewności, czy polskie prawo pokrywa się w tym względzie z amerykańskim, więc się nie czepiam. Nie potrafię tego znaleźć.

Ach, gadam i gadam, a chciałoby się tylko jedno rzec: DAWAJ RESZTĘ!!! Bom okrutnie ciekawa dalszego ciągu. Nie wiem, ile osób ci to skomentuje, Angels. Dobrze wiesz, że by obłowić się w komentarze musiałabyś napisać inną historyjkę, najlepiej z magicznym znaczkiem [+18]. Ten tekst jest pod każdym względem inny. Ma niespieszną narrację, ale wprowadza nastrój. Mam jednak nadzieję, że zajrzą do niego osoby spragnione ambitniejszych opowiadań. Oraz wielbicielki Jacoba. Kurczę, ty wiesz, co ja lubię.

Żałowałam, że nie znalazłam czasu na zbetowanie tego fanfika, ale teraz się cieszę. Choć raz mogę w pełni cieszyć się twoim tekstem i nie musieć go przerabiać, czy skupiać się, czy tam powinien być przecinek, a może jednak nie? Po prostu sobie popłynęłam.

Oby twój wen rósł w siłę, Angels! I pracuj z nim nad kolejnymi opowiadaniami. Czekam na drugą część Atera.

*pada, kocha i wielbi*
A w ogóle specjalne głaskanie należy ci się za Kaczmarskiego. Kiedy słucham jego Obław ciary galopują mi po plecach.

jędza thin


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
AngelsDream
Dobry wampir



Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 591
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 108 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pon 20:34, 03 Sie 2009 Powrót do góry

Thin, co ja bym zrobiła bez ciebie? Embarassed Powiem ci - coś głupiego i niepotrzebnego.

A tak serio, chciałam się odnieść do psa w lesie - tutaj przyznaję, że nie miałam siły grzebać w przepisach, ale założyłam, że jest podobnie jak w Polsce. Nie jest to legalne, ale... No wiadomo. Dlatego napisałam, że gdyby byli świadkowie, ona skończyłaby z mandatem i dodatkowo narobiła Charliemu kłopotów.

Było cholernie trudno napisać coś o psie, nie uczłowieczając go na siłę i nie robiąc z tekstu Disneya dla ubogich. Za przecinki przepraszam. Dobrze, że poza tym jest ok. To z założenia miało być bardzo krótkie. Wyszło trochę więcej, ale to chyba nie szkodzi. Dobry wstęp, żeby rozwinięcie miało sens i niosło za sobą pewien ładunek emocjonalny. Bardzo serdecznie zapraszam wszystkich na drugą część, która pojawi się tak szybko, jak uznam, że powinna.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
thingrodiel
Dobry wampir



Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 1088
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 148 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka

PostWysłany: Pon 20:41, 03 Sie 2009 Powrót do góry

Wiem, że to napisałaś i to wszystko jest ok. Zastanawiałam się tylko, czy córka komendanta, osoba cokolwiek pod obstrzałem, nie powinna bardziej pilnować, czy nie łamie przepisów. Inaczej - czy Charlie nie powinien jej kiedyś powiedzieć: "Tylko jak idziesz do lasu, to nie spuszczaj Atera ze smyczy, Bells!".

EDYCJA: Ponieważ jest to pierdółka niższego rzędu i można założyć, że Charlie jej coś takiego powiedział, ale Bella przymknęła na to oko, bo "pies musi się wybiegać" - niniejszym kończę kłapanie dziobem i czekam na dalszy ciąg. :D

AngelsDream napisał:
Bardzo serdecznie zapraszam wszystkich na drugą część, która pojawi się tak szybko, jak uznam, że powinna.

*przyskrzynia Angels wymownym spojrzeniem* To znaczy kiedy?

PS O, znalazłam jeden przecinek. Drugiego poszukam, jak mi mózg przestanie parować.
Cytat:
- Tato, to ja Bella - mówiła cicho i niepewnie.

Przed "Bella" powinien być.
*zamyka paszczę i spływa* Aż głupio mi się czepiać takich dupereli, naprawdę...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez thingrodiel dnia Pon 21:03, 03 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
dredzio
Wilkołak



Dołączył: 23 Sty 2009
Posty: 140
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 30 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pon 20:58, 03 Sie 2009 Powrót do góry

Twoje dzieła wywołują u mnie specyficzny nastrój. Po prostu kocham Twój styl. Dziwię się, że Ater spotkał się z tak małym odzewem.

Ater kazał mi się na chwilę zatrzymać i przeczytać w skupieniu. Uważnie chłonęłam każde zdanie zastanawiając się kim jest ów tytułowa postać. Czytając drugi akapit byłam niemal pewna, że Edward umarł dawno temu, zrozpaczona Bella zakochała się w swoim najlepszym przyjacielu, i oto właśnie znalazła się tutaj. Czytając relacje z rozmowy sześcioletniej Belli i jej ojca przez myśl przemknęło mi, że „Ater”, to zdrobnienie od „Ateara”. Ale z chwilą pojawienia się tej myśli odrzuciłam ją. Przecież to by było nielogiczne. Bella raczej nie miała kontaktu z tą rodziną, a Ater, to z całą pewnością imię pluszowego psa. Najbardziej podoba mi się to, że opisałaś trochę z życia Belli. Zawsze i wszędzie mi tego brakuje; czegoś co było przed Forks.

Prezent urodzinowy Belli zaskoczył mnie. Nie wiedzieć czemu spodziewałam się wszystkiego, tylko nie psa. Ale ten motyw bardzo mi się spodobał i naraz uświadomiłam sobie kto umarł. To popsuło mi trochę radość czytania, bo bardzo mnie to zasmuciło (choć nadal gdzieś tam, mam nadzieję, że się mylę). Bardzo przeżywałam pierwszy spacer Atera w Forks, bo przewidywałam najgorsze. Umysł podsuwał mi najgorsze scenariusze i bardzo się ucieszyłam, że skończyło się to jednak inaczej, bo naprawdę polubiłam Atera.

No i ta końcówka. Uch, jestem pewna, że Edward kręci się gdzieś przy domu. Tylko co z tego wyniknie? Jak to wszystko się skończy? Jaką rolę w Aterze odegrają Cullenowie? Tyle pytań, a przed nami już tylko jedna część i bardzo nad tym ubolewam.

I choć nie chcę żeby to się skończyło, to z niecierpliwością czekam na następną część.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Aryaa
Wilkołak



Dołączył: 27 Sie 2008
Posty: 103
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Szczecin

PostWysłany: Pon 20:59, 03 Sie 2009 Powrót do góry

To.Jest.Świetne.

Najchętniej pozostawiłabym jedynie taki komentarz, jednak moderacja byłaby niepocieszona Wink

Zacznę od jedynej rzeczy, która mi się nie spodobała - ja wręcz nienawidzę Jacoba, a wizja jego i Belli jako małżeństwa... No, rozumiem, że gdyby uważnie przyjrzeć się tej postaci to można się do niej przekonać.

Pomysł bardzo mi się podoba, chociaż niepocieszający jest fakt, że pozostała jedynie jedna część. Mimo, iż przeskakujesz bardzo szybko od Cullenów do Swanów i innych bohaterów to wszystko ładnie i dokładnie zostało wyjaśnione. W sumie, jak na razie można to uznać jako opowiadanie kanoniczne (poza niektórymi małymi faktami, jak ten Ater) i właśnie z tego powodu boję się, co stanie się dalej.

Mam nadzieję, że kolejną (i już ostatnią ;( ) część dodasz niedługo, bo zacznę obgryzać paznokcie, choć przez całe moje, już nie tak krótkie, życie tego nie robiłam! Życzę weny, czasu, a jeżeli już masz napisaną 2 część - to chęci na wstawienie jej na ts Wink


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Prudence
Wilkołak



Dołączył: 26 Kwi 2009
Posty: 177
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Mrocznego Kąta

PostWysłany: Pon 21:12, 03 Sie 2009 Powrót do góry

osobiście preferuje owczarki ale niemieckie, nie belgijskie :D. Bardzo podoba mi się to opowiadanie. Jest strasznie wciągające, ponadto inaczej mówiąc połyka się je.
teraz wymienie co mi się jeszcze podoba :)
- twój styl pisania : lekki i przyjemny
- fabuła i pomysł
- połykanie opowiadania
Trochę prolog mnie zaskoczył, zwłaszcza wyraz żona... jestem zaskoczona. czyżby Jake i Bella. Czekam z niecierpliwością na dalsze częśći.

Mam nadzieję, że żaden z wampirów nie zje Atera :D, mimo iż tak wychodzi z prologu. To chociaż nie spraw by zginął brutalnie, ratującBelle... Bo takie mam przypuszczenia.

Pozdrawiam gorąco
Prudence


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Prudence dnia Wto 7:35, 04 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Suhak
Zasłużony



Dołączył: 23 Lut 2009
Posty: 951
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 136 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: lubelskie

PostWysłany: Pon 21:54, 03 Sie 2009 Powrót do góry

Ja chciałam zauważyć okrutny paradoks, a mianowicie:
Mój tekst o niezbyt wdzięcznej nazwie ~Online wisi sobie w Kąciku od dzisiaj od 17:46 i ma 17 postów. Jest totalnie odmóżdżający i ma w sobie tyle głębi, co kałuża przed moim blokiem (której w sumie nie ma, bo słoneczko wysuszyło).
Wyżej pokazany Ater wisi od 16:29 tego samego dnia, jest dopracowany (o ile wierzyć moim poprzedniczkom), przyjemny dla duszy i niosący przesłanie i ma całe... 6 postów! Szok. -.-
A najbardziej okrutnym paradoksem jest to, że bardzo chętnie zaszczyciłabym ten tekst komentarzem, ba, przeczytałabym go chociaż dzisiaj, ale cały dzień się pakuję, a to jest za długie.

Ech... Zabijecie mnie kiedyś tymi tekstami...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Wto 0:06, 04 Sie 2009 Powrót do góry

Byłam bardzo ciekawa odbioru Atera. Wiedziałam, że spodoba się wszystkim, którzy dobrną do końca.
I zgadzam się z tym, że mały jest popyt na ambitne opowiadania, jednak Tobie Angels, jak mniemam, nie zależy na komplementach typu: Było pięknie, świetnie piszesz, uwielbiam Twój styl...
Dziesięć takich komenatrzy z ochotą zamieniłabym na konstruktywny mniej lub bardziej krytyczny, mniej lub bardziej chwalący.
Nie mogę za bardzo podzielić się opinią na temat Atera, ponieważ znam dalsze losy i moje wrażenia są całościowe, dlatego powiem tylko, co myślę o zamyśle (ale mi się zrymowało) tego opowiadania. Świetny pomysł, pokazanie przyjaźni człowieka z psem, to coś czego brakowało, nie tylko tu na forum, ale jak sama powiedziałaś również w książce. Interesujące jest również to, że zdecydowałaś się pogłębić przyjaźń Belli i Jacoba.
To bardzo przyjemna lektura, jak zawsze przemyślana od początku do końca.

Coś co mnie rozbawiło, choć pewnie tylko mnie... to, że zrobiłaś z Edzia rudzielca, wszakże rudowłosego idola uczennic, ale nadal jest rudy! :) Nie miedzianowłosy. :D

Cieszę się, że mi zaufałaś. ^^
I przepraszam za przecinki, to moja akurat wina.
Więcej i konstruktywniej napiszę po drugiej części.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
marta_potorsia
Wilkołak



Dołączył: 16 Kwi 2009
Posty: 164
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Ostróda

PostWysłany: Wto 9:19, 04 Sie 2009 Powrót do góry

Twój tekst sam z siebie prosi się o konstruktywny komentarz, a ja mam pustkę w głowie. No dobra, to może zacznę od tego, że tekst rzeczywiście jest dopracowany, ładny zgrabny, treściwy i bez żadnych idiotyzmów. Skąd pomysł z psem? Czyżbyś sama chciała mieć takiego owczarka? :)
Stawiam, że B. miała rację, że to jej niezrównoważony psychicznie (hehe) kolega z ławki był w lesie. Nie byłoby wtedy dziwne, że Ater zachował się, jak się w istocie zachował. Prawdopodobnie Eddie wlazł też przez okno.
Cóż, w związku z tym, że tekst jest bardzo ciekawy, długi i treściwy, mimo że większość opisała tak Meyer, to będę go dalej śledzić. Coś czuję, że pokażesz nam jeszcze szpony swojej weny, czego oczywiście Ci życzę Aniele.

A właśnie, czy 1/2 oznacza, że będą tylko dwie części? W takim razie na bank zaserwujesz nam coś ciekawego. Już się nie mogę doczekać.

Pozdrawiam, Marta.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez marta_potorsia dnia Wto 9:21, 04 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
AngelsDream
Dobry wampir



Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 591
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 108 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Wto 16:24, 04 Sie 2009 Powrót do góry

Myślę, że nie ma sensu trzymać was w niepewności.


Edward czuł się chory. Wspomnienie przypadkowego spotkania w lesie przyprawiało go o dreszcze - prawie rzucił się na jej psa, który, wyczuwając zagrożenie, stanął w obronie swojej właścicielki. Edward wykorzystał moment, kiedy zagwizdała na zwierzę, żeby odwrócić się i popędzić w kierunku domu. Nie mógł się uspokoić. Wszędzie w powietrzu unosił się zapach jej ciała i truskawkowego szamponu do włosów. Ta woń prześladowała go i zniewalała. Szukał najmniejszych wzmianek o Belli w myślach innych osób. Kiedy widział, jak postrzegają dziewczynę szkolni koledzy, miał ochotę na wszystkich nawrzeszczeć. Wzdrygał się na zakłamanie głupkowatej Stanley i wrogość Mallory. Wyglądało na to, że jedyną szczerą osobą z otoczenia córki komendanta okazała się Angela Weber - coś w sposobie bycia cichej i nieśmiałej nastolatki budziło zaufanie i sympatię.

Skrzywił się, przekraczając razem z rodzeństwem próg stołówki - w jego umyśle wybuchły emocje wszystkich zgromadzonych tam osób. Zachwiał się pod naporem zachwytów zmieszanych z sykiem wrogości. Uśmiechnął się, gdy Jasper pomógł mu zwalczyć w sobie nieprzyjemne uczucie osaczenia. Blondyn rozumiał go lepiej, niż ktokolwiek inny. Sam zmagał się codziennie z demonami krwawej, pełnej morderstw przeszłości. Najtrudniej przychodziło mu oparcie się naturalnemu dla wampira instynktowi zabijania ludzi i ssania ich słodkiej, sycącej krwi. Na zwierzęta musiał polować dwukrotnie częściej, niż reszta rodziny i Edward niejednokrotnie widział myśli Jaspera, pełne wstydu i obrzydzenia do samego siebie.

Alice złapała się za skronie, opadając na odsunięte wcześniej krzesło. Musieli udawać, że jedzą, oddychają i nie są niemal nieśmiertelni, zmagając się codziennie z palącym gardło głodem. Wampirzyca dodatkowo walczyła z przychodzącymi nagle wizjami przyszłości. Emmett przestał śmiać się z idiotycznego kawału, który sam opowiedział, Rose zmarszczyła brwi, patrząc na Edwarda z wyczekiwaniem. Jasper położył dłoń na kolanie swojej towarzyszki, próbując wyciszyć jej emocje i ból, który powodowały.
- Będziemy mieli gości - stwierdził, niesłyszalnym dla ludzi szeptem, Edward, sondując dokładnie umysł czarnowłosej wampirzycy. - Tanya ma dla nas jakieś istotne informacje - dodał po chwili, a Alice westchnęła i przestała masować blade czoło.
- To w zasadzie dobra wiadomość - stwierdziła, uśmiechając się z entuzjazmem. Jak nikt inny, potrafiła cieszyć się każdym drobiazgiem i wydarzeniem. Zawsze dostrzegała w szklance choćby kroplę wody. Nawet jeśli w istocie to była czyjaś łza.

***

- Cieszę się, że przyjechałeś, Jake. - Bella nie potrafiła ukryć emocji. - Mam nadzieję, że wasza sympatia nie minęła - dodała nieśmiało. Martwiła się również, że to, jak wiele swojego życia wiąże z psem, odstraszy Jacoba, ale on wydawał się nie widzieć żadnego problemu.
- Czym ty go karmisz? Drożdżami?! - skomentował, gdy brunetka zapięła owczarkowi smycz i wyprowadziła go z kojca.
- To złudzenie. Nabrał futra, odkąd więcej czasu spędza na zewnątrz - wyjaśniła dziewczyna, podchodząc do przyjaciela. - Pamiętasz Jake'a, Ater? - zwróciła się do psa, a ten w odpowiedzi zamerdał i obwąchał wyciągniętą w jego stronę dłoń chłopca.
- Cześć, czarny diable! - Jake zaczął tarmosić kryzę samca, gdy ten merdał, popiskując.
- Widzę, że niepotrzebnie tak się tym przejmowałam. Zachowujecie się obaj, jakbyście mieszkali ze sobą od szczeniaka. - Bella zwróciła uwagę na dziwny błysk w oku Blacka, gdy powiedziała to zdanie, ale uznała, że musiało chodzić o coś mało istotnego, skoro się z nią tym nie podzielił.
- Już wiem, gdzie was zabiorę - wykrzyknął Indianin i chwycił wolną dłoń dziewczyny.

Bella wielokrotnie wracała na polanę, którą pokazał jej Jacob - czuła się tam oderwana od rzeczywistości, zrelaksowana i spokojna. Ater uwielbiał to miejsce - jakby wstępowała w niego szczenięca energia. Mógł godzinami biegać za piłeczką - nie miał dość, póki dziewczyna nie chowała zabawki do plecaka. Kiedy nie aportował, leżał przy niej, uważnie wsłuchując się w odgłosy lasu. Charlie ostrzegał ją, że parę lat temu na tych terenach widziano watahę wilków i kilka niedźwiedzi, ale jedyne, co udało się dziewczynie dostrzec, to młoda łania, która natychmiast uciekła, kilkanaście różnych ptaków i setki najróżniejszych owadów - od pięknych motyli po odrażające, długonogie pająki.

***

Nie mógł się od niej uwolnić - poprosił o zmianę planu zajęć, ale to nie pomogło, ponieważ czuł zapach truskawek na szkolnych korytarzach. Mijał się z Bellą na dziedzińcu i parkingu. Obserwował, jak spławia Mike'a Newtona, Crowleya i kilku innych, przekonanych o swoim niepodważalnym uroku, chłoptasiów. Jako jedna z niewielu nie gapiła się na jego rodzinę cielęcym wzrokiem - wyglądało na to, że Edward zrobił na niej niezbyt korzystne pierwsze wrażenia, a dziewczyna była zbyt inteligentna, żeby patrzeć tylko na powierzchowność Cullena.

Po kilku tygodniach nocami zaczął zakradać się w okolicę domu Swanów - nie mógł podejść zbyt blisko, żeby nie obudzić psa, ale w końcu nawet to nie mogło go powstrzymać. Musiał ją widzieć, wąchać, wsłuchiwać w spokojny oddech i głośne bicie serca. Wiele nocy spędził kucając między gałęziami drzewa, sięgającymi do okna sypialni Belli. Kilkakrotnie Ater przywitał go warczeniem dochodzącym z kojca, ale Edward wyraźnie wyczuwał, że zwierzę się go boi - póki nie przekroczył granicy budynku, pies jedynie ostrzegał i straszył.

***

- Bello, poszłabyś ze mną do kina? - Jacob zapytał cicho pewnego wieczora - dziewczyna nie mogła uwierzyć, że ktoś tak pewny siebie może być jednocześnie nieśmiały.
- To zaproszenie na randkę, czy po prostu przyjacielska propozycja? - odpowiedziała, przechylając przekornie głowę.
- A jakbyś wolała? - Nie dał zbić się z tropu.
- Jeśli to randka, muszę włożyć sukienkę. Jeśli wyjście z kumplem, zaproszę też Lee i Setha i wybierzemy się na kreskówkę, którą ostatnio reklamują - rzuciła jakby od niechcenia.
- W takim razie załóż tę zieloną sukienkę od twojej mamy - szepnął, rumieniąc się wyraźnie. Bella uśmiechnęła się delikatnie. W ciągu ostatnich miesięcy znacznie wydoroślał i wcale nie odczuwała, że jest od niej młodszy o prawie trzy lata. Wolała jednak, żeby chłopak zwrócił uwagę na to, co powiedzą jego rodzina i znajomi.
- A koledzy nie będą się z ciebie śmiać, że umawiasz się ze staruszką? I co na to Billy? - Starała się, żeby nie było słychać, jak sama bardzo przejmuje się tym, co myślą o niej ludzie.
- Tak, jasne. Kupię ci na następne urodziny respirator. A tata cię uwielbia - przypominasz mu Sarę... Znaczy mamę - westchnął, odpędzając od siebie smutne myśli. Bella pogłaskała go po policzku i przytuliła.

***

- Edwardzie, uważamy z Esme, że powinniśmy wyjechać z Forks - oznajmił Carlisle, a jego myśli nie pozostawiały żadnych złudzeń.
- Dam sobie radę - sarknął chłopak, patrząc na pyłki kurzu widoczne na staromodnym biurku.
- Jasper powiedział mi o twojej dzisiejszej wycieczce do lasu. Alice niemal zdarła gardło podczas wizji. Rosalie również uważa, że bezpieczniej będzie przeprowadzić się, chociaż miała nadzieję, że zagrzejemy tu dłużej miejsce. Esme się o ciebie martwi, a ja nie umiem ci pomóc. - Rozsądne, wyważone słowa wbijały się w plecy wampira, niczym zdradzieckie sztylety.
- Nie możecie mnie zmusić - syknął, unosząc górną wargę i odsłaniając zęby.
- Nie mamy zamiaru. Chcemy cię o to prosić. Dla dobra rodziny, ale przede wszystkim twojego. - Carlisle splótł dłonie przed sobą.
- Jeszcze nie... Potrzebuję jeszcze trochę czasu. - Dla niej Edward gotów był błagać.

Kiedy wyszedł z gabinetu ojca, schował się w swoim pokoju, włączył muzykę i zaczął wspominać słońce tańczące w kosmykach brązowych włosów - słońce skrzące się na powierzchni jego bladej skóry. Niewiele brakowało, żeby go zobaczyła. Chciał jej wszystko wyjaśnić - wytłumaczyć Belli siebie. Kiedy zrobił kilka kroków w stronę polany, leżący przy niej czarny owczarek belgijski zerwał się natychmiast i zaczął szczekać. Dziewczyna wyraźnie wystraszona przytrzymała psa za obrożę, a Edward uciekł, przepełniony frustracją i złością.

***

- Co sądzisz o umawianiu się z młodszymi chłopakami? - Bella rzuciła pytanie w przestrzeń, a zaskoczona Angela odłożyła książkę do matematyki na stolik i spojrzała na przyjaciółkę z zaciekawieniem.
- Nie wiem. Chyba nie ma w tym nic złego, a czemu chcesz wiedzieć?
- Jacob Black - szepnęła brunetka, czerwieniąc się jednocześnie. Widząc rumieniec uroczo kontrastujący z brązowymi włosami i oczami dziewczyny, nie mogła powstrzymać cichego śmiechu.
- To już na pewno nie widzę w tym nic złego, ale myślę, że powinnyśmy przenieść się z tą rozmową z biblioteki do kawiarni, co ty na to? - zaproponowała, chowając podręcznik do torby.

***

- Słyszeliście? - Jessica zdawała się niemal podskakiwać w miejscu z podekscytowania.
- Co? - Bella była niemal pewna, że woli nie wiedzieć, ale Stanley trudno było spławić, więc wybrała mniejsze zło.
- Cullenowie wyjeżdżają w przerwie semestralnej. Podobno doktorek dostał propozycję pracy w Waszyngtonie. - Taka informacja dla największej szkolnej plotkary stanowiła smakowity kąsek.
- I co w związku z tym? Oni są trochę dziwni, wszyscy. Jakoś nie jest mi smutno, że wyjadą. - Mike skutecznie zgasił jej entuzjazm. Bella wzruszyła ramionami, a Angela nadal rozmawiała z Benem na temat pracy domowej z historii.
- Ignoranci - syknęła Jess i odwróciła się na pięcie. Kiedy za jej plecami znajomi wybuchnęli śmiechem, uniosła dłoń ponad głowę i pokazała im środkowy palec.

Nie pojmował, jak Carlisle mógł mu zrobić coś takiego. Nie tylko zabronił Edwardowi chodzić do szkoły, ale również poinformował całą rodzinę o natychmiastowej wyprowadzce. Idealny, wyrozumiały ojciec, jakim zawsze był blondyn, zdradził zaufanie swojego wampirzego syna. Bestia, uwięziona na wieczność w ciele siedemnastolatka, wyła z wściekłości, ale nie mogła wygrać z wpływem Whitlocka i zimnymi spojrzeniami Rosalie i Emmetta, którzy siedzieli na kanapie, obserwując każdy najmniejszy ruch Edwarda.

***

- Bello, chciałbym cię poprosić, żebyś przyjechała na sobotnie ognisko w rezerwacie, mogłabyś? - Głos Jake'a brzmiał nienaturalnie spokojnie.
- Oczywiście. Powiadomię tylko tatę, żeby wiedział, gdzie jestem - odpowiedziała. - Atera zostawić w domu, prawda? - zapytała.
- Tak, ale tylko ten jeden raz, obiecuję - szepnął słabo.
- Jacob, stało się coś złego? - Dziewczyna nie mogła udawać, że nie słyszy jak bardzo w ciągu ostatnich trzech tygodni zmieniła się ich relacja.
- Nie, ale... - Zawahał się wyraźnie.
- Ale nie możesz powiedzieć mi przez telefon - dokończyła za niego.
- Tak. Przepraszam. Do zobaczenia. - Wyraźnie akcentował każde słowo.
- Do zobaczenia, Jake - odpowiedziała, odkładając słuchawkę.

***

Nie mogła w to wszystko uwierzyć. Siedziała na łóżku, tuliła do siebie Atera i płakała w psią sierść, szukając ukojenia w jego obecności. Spodziewała się wszystkiego, ale o czymś takim nie pomyślałaby nawet za sto lat. Charlie zapukał do drzwi pokoju, pytając, czy może wejść, ale poprosiła, żeby dał jej trochę czasu dla siebie. Musiała to wszystko jakoś poukładać. Przecież to wciąż był Jacob Black, syn Billy'ego, brat Rachel i Rebecki. Młody, przystojny, zabawny Indianin o długich czarnych włosach i zniewalającym uśmiechu. Inteligentny, uroczy śpioch i żarłok. To, że czasem zmieniał się w ogromnego brązowego wilka, nie miało znaczenia, prawda? I to, że z tego powodu bał się z nią spotkać, również się nie liczyło, tak? Próbowała pojąć wszystko, co usłyszała o wpojeniu, prawach i obowiązkach watahy, walce z wampirami. Przymierze między dwoma gatunkami było wyjątkowo kruche, a Bella ze wszystkich sił starała się nie wpaść w histerię. Przez chwilę pomyślała, że zewsząd otaczają ją potwory z najgorszych koszmarów. Snów, w których Edward Cullen pokazywał swoje prawdziwe oblicze. Odruchowo przytuliła się mocniej do Atera, na myśl o tym z kim chodziła do szkoły.

Charlie zadzwonił do Renée, nie mogąc zrozumieć, co tak znacząco wpłynęło na stan Belli. Przez chwilę pomyślał, że to on zawinił. Zasugerował niepewnie, że nastolatce brak wsparcia matki, ale kobieta uświadomiła mu, że regularnie koresponduje z córką. Z ostatnich maili jasno wynikało, że ich pociecha przeżywała wzloty i upadki w relacji z synem Blacka, co wystarczająco tłumaczyło przepłakanie całego wieczoru, a nawet kilku kolejnych. Komendant zbladł zupełnie zdezorientowany, ale został natychmiast poinstruowany, że powinien przygotować nastolatce duży kubek gorącej czekolady i dać dziewczynie spokój. To nie była sytuacja, gdzie tata mógł zdziałać cokolwiek więcej ponad to bez wyraźnego sygnału z drugiej strony. Mężczyzna boleśnie intensywnie uświadomił sobie, że jego mała córeczka właśnie dorasta i nie jest już słodką pięciolatką. Kiedy odłożył słuchawkę, syknął złowrogo o czekającej Jacoba poważnej rozmowie i udał się do kuchni.

Renée czuła wyrzuty sumienia, że jest z daleka od Isabelli, gdy ta wydaje się tak bardzo potrzebować kobiecego wsparcia. Phil zaproponował nawet, że może zawieźć żonę na lotnisko i przy odrobinie szczęścia, przytuliłaby córkę za kilka godzin. Jednak Bella nie poprosiła o odwiedziny, a Renée znała ją na tyle, że nie miała wątpliwości, iż tak właśnie zrobiłaby, gdyby obecność matki mogła cokolwiek zmienić. Charlie w końcu też troszczył się o ich dziecko i była więcej niż pewna, że nie pozwoli skrzywdzić swojego słoneczka. Może właśnie tego potrzebowali ci dwoje? Szansy na rozmowę?

***

Wymknął się spod ich kontroli i nie zamierzał zmarnować żadnej cennej sekundy. Biegł przed siebie, mijając drzewa o milimetry, przekonany, że musi ją zobaczyć natychmiast. Noc dawała mu szansę, której potrzebował. W oddali zamajaczył niewielki, piętrowy domek - w żadnym z okien nie paliło się światło. Edward pędził przed siebie, gdy nagle usłyszał znajome warczenie, dochodzące z przydomowego kojca. Ater z sierścią zjeżoną na całej długości pleców, z położonymi uszami i uniesionym ogonem warczał na intruza głucho. Wampir doskonale zdawał sobie sprawę, że kiedy pies zacznie szczekać, obudzi komendanta i Bellę. Podjął decyzję w ułamku sekundy. W mroku nocy dało się słyszeć szelest, skrzypnięcie zawiasów, a potem już tylko pisk i trzask łamanych kości.

Jasper i Emmett złapali go za ręce, gdy jeszcze wciąż zaciskał palce na szyi psa - Edward nawet nie zauważył, gdy podporządkowany woli blondyna, został odciągnięty w głąb lasu.
- Coś ty zrobił? - syknął Em, patrząc na Masena z niedowierzaniem.
- Ja? Nie wiem... - Wplótł palce w swoje miedziane, zwichrzone włosy i opuścił głowę.
- Na szczęście oficjalnie wyprowadziliśmy się już kilka dni temu, a ostatnio w okolicy było kilka włamań, ale to i tak... Dziewczyna będzie zdruzgotana. Jak mogłeś? - Jasper bez litości wpędzał go w poczucie winy.
- Ja nie wiem, nie wiem, nie wiem - powtarzał bez przerwy, kiedy prowadzili go w kierunku samochodu.

***

Śmierć Atera spadła na Bellę w sposób, którego nie mogła pojąć. Czuła się jednocześnie zupełnie pusta, pozbawiona emocji i pełna żalu, i pretensji. Wciąż, bez przerwy, wspominała twarz Charliego, kiedy nad ranem wpadł do jej pokoju bez pukania i blady, drżący usiłował powiedzieć, że pies nie żyje. Bez trudu dało się określić, że ktoś skręcił mu kark - na szczęście śmierć nastąpiła szybko i zwierzę nie męczyło się niepotrzebnie. Pamiętała, że zbiegła do ogrodu na bosaka, w piżamie - wpadła do kojca, klękając przy zimnym, sztywnym ciele przyjaciela. Wybuchła płaczem w lśniącą, czarną sierść, nie mogąc znieść pustego, zamglonego spojrzenia kiedyś żywych, ciemnobrązowych ślepi. Krzyczała w niebo, niemal tracąc oddech, nie zwracając uwagi, że ojciec przytula ją do siebie i łka cicho. Przeklinała wszystko i wszystkich, żądając niemożliwego. Nie potrafiła ocenić, czy minęły minuty, czy godziny. Ocknęła się na kanapie w salonie, z kubkiem ciepłej melisy w dłoniach. Na krześle obok siedziała Leah, przyglądając się przyjaciółce ze współczuciem i troską. Milczały razem do popołudnia, kiedy przez drzwi wejściowe wpadła Renée - jej zaczerwienione oczy i rozdygotane ręce wskazywały, że zna już całą historię. Indianka wyszła do kuchni w momencie, w którym matka i córka przytuliły się i zaczęły płakać.

***

Mówi się, że to tylko pies. Zwierzę, które nie czuje i nie myśli. Zwierzę, które głupio merda ogonem i szczeka na spadające z drzew liście. Zwierzę, którego włosy znajdujesz pod poduszką, na znoszonym swetrze lub ulubionej kanapce z sałatą i majonezem. Kiedy odchodzi, zabiera ze sobą kawałek duszy i oddaje ci go dopiero za Tęczowym Mostem, w Krainie Wiecznych Łowów - tam, gdzie kiedyś wszyscy się spotkają.

***

Trzy dni później Bella zadzwoniła do Jacoba i poprosiła o spotkanie. Kiedy przyszedł, nie potrafiła zrobić nic ponad wpadnięcie mu w ramiona i rozpłakanie się - ciepło jego ciała koiło ból. Kołysanie uspokajało zszargane nerwy i urywany oddech. Mimo wszystko nadal był tym samym Jake'em. Chłopakiem, który ani razu nie powiedział, że to tylko pies. Przyjacielem, który rozumiał, że na zaakceptowanie straty trzeba czasu. Wilkiem, który czuł w powietrzu słaby, ale charakterystyczny, mdlący zapach i zastanawiał się, czy warto wyjawiać prawdę.

Charlie nie znalazł żadnych znaczących śladów ani wokół domu, ani w kojcu - nic, co mogłoby pomóc znaleźć sprawcę. Zrezygnował, kiedy córka poprosiła, żeby to zrobił. Mężczyzna czuł wstyd i rozczarowanie, ale Bella uściskała go i szepnęła, że jest najlepszym tatą na świecie.

***

Kiedy zaprosiła go na bal odbywający się z okazji ukończenia liceum, Jacob miał wrażenie, że nie może być szczęśliwszy. Zrozumiał, jak bardzo się myli, gdy na koniec jednej z wolnych piosenek pocałowała go prosto w usta. Znów nauczyła się uśmiechać, choć coś w jej brązowych oczach zmieniło się na zawsze.

Sądził, że odrzuci jego drugą naturę i wpojenie, ale Bella okazała się silną, młodą kobietą. Gdy po raz pierwszy zobaczyła Jacoba jako wielkiego, brązowego wilka, bez wahania wyciągnęła rękę w jego kierunku. Jacob upajał się zapachem truskawek, dziękując Aterowi za przetarcie szlaku dla niego.

Nie wstydził się płakać, kiedy wyjechała na uniwersytet. Żegnali się tak długo, jakby uczelnia była na drugim końcu świata, ale nie umieli inaczej. Ich młodzieńcze, żarliwe zauroczenie przeszło zwycięsko również tę próbę. Widywali się co kilka tygodni i w każde wakacje - wydawało się, że rozłąka tylko podsyca kłębiące się w nich uczucia.

***

Pamiętała miny koleżanek, kiedy pewnego dnia Jacob podjechał pod akademik na swoim motorze - z krótkimi włosami, w skórzanej kurtce i spranych jeansach wyglądał tak, że wszystkim dziewczynom zmiękły kolana, ale ona nie zamierzała się nim dzielić. I podkreśliła to długim, namiętnym pocałunkiem, na chwilę ignorując zasady dobrego wychowania.

A potem dał jej list, w którym wyjaśniał śmierć Atera i znów nie umiała znaleźć sobie miejsca. Przepłakała kilka nocy, zawaliła dwa zaliczenia i opuściła ważne wykłady - musiała wszystko przeżyć od nowa, zaakceptować prawdę i pogodzić się z tym, że nic nie mogła na to poradzić.

Poprosiła, żeby zmienił się w wilka przy niej - zadrżał, wiedząc, że na ułamek sekundy będzie zupełnie nagi, ale Bella zupełnie się tym nie przejmowała. Chłonęła to szczególne wydarzenie wszystkimi zmysłami, pozwalając swoim myślom zaplątać się w wilczej sierści.

***

- Dziś miałby dwanaście lat - szepnęła, odgarniając włosy z twarzy.
- Nie wiem, co mogę ci powiedzieć. - Jake zwykle umiał się odnaleźć w każdej sytuacji, ale ta przerastała go od początku.
- Nic nie musisz mówić. Ważne, że jesteś. - Bella pocałowała męża w policzek i położyła czerwoną piłkę w korzeniach drzewa. - Powinniśmy już iść - dodała po chwili. Jacob wstał powoli i podał żonie rękę. Skorzystała z jego pomocy, uśmiechając się delikatnie.
- Do zobaczenia, Ater - powiedzieli razem, wypełniając rytuał.


----------------------
Kilka słów o okładce:

[link widoczny dla zalogowanych]

Kliknij, żeby zobaczyć obrazek w pełnych wymiarach. Na zdjęciu pies: SAHIB Polaris - za pozwolenie skorzystania z fotografii, dziękuję forum: [link widoczny dla zalogowanych]

Jak widać, zostałam przyjęta ciepło i ze zrozumieniem.

[link widoczny dla zalogowanych] - Tu jakby ktoś chciał wiedzieć, skąd wzięłam las i postać. :)

Kilka słów o samym tekście:

1. Skąd pomysł?
Bo mam psy, kocham psy i uważam, że warto czasem o nich napisać coś więcej, niż to, że są naszymi towarzyszami na co dzień.

2. Czemu ta rasa?
Bo pasowała mi, jak żadna inna. Sama mam wilczaka i kundelka, ale tu musiał być pies o innej psychice. Belg wydawał się pasować.

3. Wpojenie?
Tak, Jake wpoił się w Bellę, ale nie jest to tak obsesyjne zjawisko jak kanoniczne. Bardziej można to porównać z tym, co opisałam w Cynamonowym, czyli po prostu zakochanie.

Mam nadzieję, że nikt się nie rozczaruje zakończeniem. Miłej lektury i dziękuję za komentarze.


Post został pochwalony 8 razy

Ostatnio zmieniony przez AngelsDream dnia Czw 19:32, 27 Sie 2009, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Wto 16:56, 04 Sie 2009 Powrót do góry

Teraz mogę w pełni powiedzieć wszystko, co myślęo Aterze.
Nikt się nie zastanawiał i nie poruszał tematu imienia zwierzęcia, a to ciekawa sprawa.
Zapytałam Angels, dlaczego właśnie Ater.
A ona mi powiedziała, że to z łaciny.
Ja na to: Julia, jak mogłaś nie wiedzieć, nie przypuszczać, wstyd, wracaj do podręczników! Mam nadzieję, że pulchra linqua latina wybaczy mi tą zniewagę, jako że porzuciłam ją już jakiś czas temu Wink
Do rzeczy: Ater to imię mówiące. Oddaje nie tylko kolor zwierzęcia, ale również jego nieokiełznany charakter.
Utarta zwierzęcia jest najgorszym, no prawie, co mnie w życiu spotkało. Nie mogłam się nie wzruszyć, niemo nie protestować, kiedy piękny belg został zgładzony w wampirzym uścisku Edwarda.
Myślę, że bardzo fajnie i pomysłowo poprowadziłaś akcję opowiadania, tak by złączyć Jacoba z Bellą. Jak wcześniej napisałam, pogłębiłaś ich przyjaźń już w dzieciństwie, sprawiłaś, że Bella się zadłużyła w Jake'u już jako mała dziewczynka, co mnie troszkę zdziwiło, skoro był młodszy... ale nie miałam nic przeciwko. A później sprowadziłaś Bellę do Forks ze strażnikiem w postaci psa. Gdyby nie Ater losy Belli potoczyłyby się pewnie kanonicznie.
Gdyby nie Ater, Bella mogłaby nie zaakceptować natury Jake'a, a przynajmniej nie zrobiłaby tego tak szybko. Zdanie, w którym napisałaś, że Jake dziękuję Aterowi za przetarcie szlaku dla niego było wzruszające.
No i Tęczowy Most :)
Za to Ci dziękuję :* Pięknie to napisałaś. Za tym mostem hasa nie tylko wyimaginowany Ater, ale też mój Pongo i Twoje szczurki skrobią gdzieś samkołyki za tym mostem. :)
Podobała mi się również scena, jak Jacob podjeżdża pod akademik Belli. Laski musiały mieć kisiel w gaciach ^^
Heh, no to udało Ci się. Połączyłaś Bellę z Jacobem.
Pisz dalej! Czekam na kolejne Twoje dziełka.
Btw, okładka jest wypasiona, moja droga, czy ja mogę Cię do tego wynająć? Zrobisz mi okładkę do L?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
iga_s
Wilkołak



Dołączył: 29 Kwi 2009
Posty: 115
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 22 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 17:51, 04 Sie 2009 Powrót do góry

Angels, przeczytałam tę historię (a raczej jej pierwszą część) już wczoraj, ale nie zostawiłam żadnego komentarza. Czemu? Bo po prostu kompletnie nie miałam pojęcia, co napisać, a taki tekst wymaga porządnego komentarza. Pewnie i tak nie uda mi się takiego sklecić, ale trudno. Po lekturze drugiej części uznałam jednak, że już nie mogę milczeć i powiem, co o tym sądzę.
Z powodu bardzo małego rozmiaru czcionki miałam pewne trudności z rozszyfrowaniem odautorskiego wstępu, to może na początek. :D Ale to pewnie tylko ja z tą moją przeklętą wadą wzroku... Dobra, to nijak ma się do tematu, więc przechodzę do rzeczy.
Najpierw zaczęłam się zastanawiać, co oznacza tytuł. W pewnym momencie pomyślałam sobie nawet, że tak ma na imię ta maskotka, którą ściskała sześcioletnia Bella i że to może jakoś wpłynąć na całą treść, ale szybko okazało się, że się myliłam. Nie spodziewałam się, że dziewczyna dostanie na urodziny psa, więc to mnie zaskoczyło, ale też już skojarzyłam sobie, o kim w pierwszym akapicie mówili Bella i Jacob. Miałam też takie dziwne przeczucie, że to właśnie jakiś wampir pozbawił go życia. I jak się teraz okazało, w tym przypadku się nie myliłam.
Nie wiem czemu, ale to opowiadanie skojarzyło mi się z książką "O psie, który jeździł koleją" (może dlatego, że Lasso też zginął) i trochę też z Lessie. :D Ale mi to wcale nie przeszkadza, bo uwielbiam psy i lubię też czytać historie, w których ukazane są jako najlepsi przyjaciele człowieka. Szkoda tylko, że Twój Ater zginął... :(
W tekście podobały mi się też te krótkie wstawki o dzieciństwie Belli i osób z rezerwatu, a zwłaszcza historia o tajemniczych ciasteczkach, które dostał Jacob. :D Takie uroczy dodatek :) Ach, no i cieszy mnie również to, że Bellę sparowałaś z Jacobem, a nie z Edwardem, ale to tak na marginesie. :D
Dobra, ględzę i ględzę tak trochę bez sensu, więc może powiem, co myślę o opowiadaniu od strony technicznej. Dopracowane, przemyślane zdania, a jednocześnie lekki tekst, który łatwo się czyta. W paru miejscach coś mi się nie zgadzały przecinki, ale polonistką nie jestem, więc nie będę się tu wymądrzać. Bardzo spodobał mi się Twój styl (dzięki czemu sięgnęłam też po Twoje inne opowiadanie - Cynamonowy wiatr - i jestem po prostu oczarowana, ale tutaj chyba nie powinnam wyrażać swoich zachwytów :D).
Podsumowując ten mój zagmatwany komentarz: "Ater" strasznie mi się spodobał. :)
Pozdrawiam i dziękuję za tak świetny tekst, mając jednocześnie nadzieję, że przeczytam jeszcze niejedno Twoje dzieło. :)

Cytat:
Mówi się, że to tylko pies. Zwierzę, które nie czuje i nie myśli. Zwierzę, które głupio merda ogonem i szczeka na spadające z drzew liście. Zwierzę, którego włosy znajdujesz pod poduszką, na znoszonym swetrze lub ulubionej kanapce z sałatą i majonezem. Kiedy odchodzi, zabiera ze sobą kawałek duszy i oddaje ci go dopiero za Tęczowym Mostem, w Krainie Wiecznych Łowów - tam, gdzie kiedyś wszyscy się spotkają.


PS. I jeszcze jedno - ten akapit po prostu... piękny. I taki... refleksyjny? Tak, chyba tak to mogę nazwać. :) I nawet ta kanapka z sałatą i majonezem tego nie psuje.

PS2. I jeszcze drugie :D - świetna okładka. :)


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez iga_s dnia Wto 18:00, 04 Sie 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
madam butterfly
Dobry wampir



Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 576
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 126 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z piernikowej chatki

PostWysłany: Wto 18:29, 04 Sie 2009 Powrót do góry

Angels, oficjalnie i nieodwołalnie uznaję Cię za mojego mistrza prozy.

To było takie... ciepłe. Niesamowicie elektryzujące i całkowicie prawdziwe. Nie wiem, jak przekupiłaś swojego wena, ale wyszło Ci prawdziwe arcydzieło, szkoda tylko, że dwuczęściowe.

Każdy "przebłysk", każda sytuacja niosła ze sobą coś nowego, ciągle coś się działo, doskonale uchwyciłaś zachowania małego dziecka, jak i dorastającej dziewczyny. Relacja z Blackiem - jakby to powiedziała moja prywatna mamusia - cud, miód i orzeszki ziemne.

No i przede wszystkim Ater. Za niego kocham Cię chyba najmocniej. Jesteś pierwszą znaną mi osobą, która z historii Zmierzchu zrobiła tło dla historii o miłości dziewczyny do psa. Czy może raczej psa do dziewczyny. I niby nic w tym szczególnego, ale pokazuje, jak wielką i wspaniałą masz tą Twoją pokręconą wyobraźnię.

Przez Twoje opisy miękną mi kolana i drżą wargi, takie książki chciałabym czytać cały czas, bo, mówię to z ręką na sercu, to była dla mnie czysta przyjemność.

Jesteś moją wisienką na torcie, czekałam na coś takiego od dawna.


Ściskam i wielbię,
uniżona M.B.


P.S. Zaczęłam lubić tego Twojego Edwarda - psychopatę Wink.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
dredzio
Wilkołak



Dołączył: 23 Sty 2009
Posty: 140
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 30 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Wto 19:01, 04 Sie 2009 Powrót do góry

Nie zaznaczyłaś, że wstawiasz już drugą część i kiedy wdepnęłam tu, żeby zobaczyć co inni sądzą o Aterze, bardzo się zdziwiłam widząc, że koniec już się pojawił. Z mieszanymi uczuciami przystąpiłam do lektury.

Od początku, aż do teraz nie mogę się uspokoić. Oczywiście wiedziałam, że ulubieniec Belli zginie. Przewidywałam, że Cullen może mieć z tym coś wspólnego. I przez to przeżywałam to chyba jeszcze bardziej. Bo ja (nie)stety bardzo wczuwam się w to co czytam. Szczególnie jeśli jest to kawał dobrego opowiadania. Wink Od początku wisiało nade mną widmo śmierci Atera i starałam się czytać jak najwolniej. Czasami chciałam odejść od komputera i zapomnieć o całej sprawie. Bo ja nie lubię smutnych rzeczy, a szczególnie śmierci bliskich.
Jednak zmobilizowałam się i przeczytałam wszystko. I bardzo się cieszę z tego powodu. Nie tylko dlatego, że Ater to coś naprawdę warte przeczytania. Bo dzięki Tobie trochę polubiłam psy. Trochę, bo nadal psy mnie nie przekonują do końca.

Muszę przyznać, że od teraz trochę inaczej będę patrzeć na postać Edwarda. Pokazałaś mi, że Masen nie musi być tylko dobrym wampirkiem, albo Badwardem. Chociaż nie lubię czarnych charakterów, to polubiłam tego złego Edwarda. Bo był taki… prawdziwy. No i wszystko było takie prawdziwe. Oczarowałaś mnie tym. Złapałaś w swoje sidła słów i kazałaś zostać do końca.

W tekście były tylko dwie rzeczy, które wybiły mnie z rytmu czytania.
Cytat:
Jacoba jako wielkiego, brązowego wilka,
bez wahania wyciągnęła rękę w jego kierunku.

Tu się wkradł niepotrzebny enter. Wink
I to:
Cytat:
Mówi się, że to tylko pies. Zwierzę, które nie czuje i nie myśli. Zwierzę, które głupio merda ogonem i szczeka na spadające z drzew liście. Zwierzę, którego włosy znajdujesz pod poduszką, na znoszonym swetrze lub ulubionej kanapce z sałatą i majonezem. Kiedy odchodzi, zabiera ze sobą kawałek duszy i oddaje ci go dopiero za Tęczowym Mostem, w Krainie Wiecznych Łowów - tam, gdzie kiedyś wszyscy się spotkają.

Do pewnego momentu to poruszający opis, który bardzo mi się podoba. Ukoił trochę moje nerwy i złość na Edwarda za ten bezczelny mord na niczego niewinnym zwierzęciu. Ta kanapka z sałatą i majonezem jest dla mnie najprawdziwsza. Ale Tęczowy Most mnie zabił. Aż do niego wszystko było prawdziwe, realne. To było coś, co zna każdy właściciel czworonoga. Ale… Tęczowy Most?! To mnie kompletnie wybiło z transu, w jakim czytałam. Wyobraźnia podsunęła mi wizję Belli, która pobiegła za Aterem za tęczowy most, żeby odzyskać swój kawałek duszy. Ale ludzie nie wędrują za Tęczowe Mosty, prawda? Ocknęłam się i przed oczami stanęły mi psiaki z Disneyowskich bajek, które wędrują do Tęczowego Mostu po śmierci. To mi tutaj kompletnie nie pasuje.
Chociaż… Dopiero po chwili pojęłam to zgrabne zakończenie i uznałam, że koniec końców, ten Tęczowy Most nie jest taki zły. Choć ja i tak go nie lubię.

Związek Jacoba i Belli wyszedł bardzo zgrabnie. Głównie dlatego, że mieli wspólną przeszłość, którą mogliśmy poznać, i chyba właśnie to jest najlepsze w Aterze. Bardzo, ale to bardzo cieszę się z tego, że wpojenie było inne niż to sagowe. Dzięki temu ich związek był tak piękny jak i w dzieciństwie. Bella i Jacob mieli zawsze w sobie oparcie, a to wszystko nie polegało tylko na szaleńczej miłości tylko jednej strony. Chciałam napisać o czymś jeszcze, ale zapomniałam. ^^”

Zdaję sobie sprawę z tego, że moja wypowiedź jest bardzo zagmatwana, ale nie jestem w stanie napisać nic lepszego. Bardzo dziękuję Ci za to, że mogłam poznać Atera i Edwarda – tego trochę innego.


edit:Hm. Wiem, że to nie Twój pomysł, spotkałam się z Tęczowym Mostem wczeniej, ale chciałam napisać tylko, że nie pasuje mi w tym konkretnym miejscu. ^^


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez dredzio dnia Wto 19:56, 04 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
AngelsDream
Dobry wampir



Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 591
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 108 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Wto 19:29, 04 Sie 2009 Powrót do góry

Dziękuję za zwrócenie mi uwagi na ten enter - nie wiem, jak się wślizgnął, ale już go nie ma. :)

No i ważna rzecz - Tęczowy Most nie jest moim pomysłem. Tak mówi się na forach szczurkowych, psich i kocich o miejscu, gdzie odchodzą zwierzęta. Ja wyobrażam sobie wąski, drewniany most z balustradami pokrytymi mchem i mgłą wijącą się do wyskości kolan.

Za to, że Ater pojawił się tak szybko od powstania, podziękujcie Pernix, która odwaliła kawał dobrej roboty. Nad końcówką biedaczka pewnie już usypiała, bo późno było okrutnie, ale podołała i chyba, oprócz kłopotów z przecinkami, jest dobrze, więc ją też trzeba chwalić, a nie tylko mnie.

Dziękuję wszystkim za komentarze. Polecam się i inne swoje teksty. Każdy jest inny, więc nawet wybredna osoba znajdzie coś dla siebie. Dzięki Aterowi mój wen może zagrać całą symfonię. :D


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Caroline Cullen
Dobry wampir



Dołączył: 13 Lip 2008
Posty: 697
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: La Push / jakaś tam dziura na śląsku ;P

PostWysłany: Wto 22:15, 04 Sie 2009 Powrót do góry

To jest coś pięknego. Płaczę jak dziecko. Też kocham zwierzęta, psy w szczególności i po prostu nie wierzę w to, że nie mają duszy.
Nie dość, że pies, to jeszcze kochany Jake. Piękna miłość, dobrze opisana.
Nie zauważyłam żadnych błędów, treść za bardzo mnie wciągnęła. To jest niewątpliwie mój ulubiony tekst na tym forum. Dobrze, że ma tylko dwie części.
Dziękuję Ci pięknie za to, że to napisałaś.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Prudence
Wilkołak



Dołączył: 26 Kwi 2009
Posty: 177
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Mrocznego Kąta

PostWysłany: Śro 8:04, 05 Sie 2009 Powrót do góry

Wiedziałam, że tak się skończy to opowiadanie, które było przepełnione miłością człowieka i zwierzęcia. Żałuje tylko, że to było takie krótkie... Jestem zdziwiona zachowaniem Cullena, sądziłam, że bardziej rozwiniesz ten wątek. dla mnie jest on nadal nie jasny, gdyż zabił jej psa i nic dalej nie było... oprócz listu.

Najbardziej w pamięć wpadł mi cytat:

Mówi się, że to tylko pies. Zwierzę, które nie czuje i nie myśli. Zwierzę, które głupio merda ogonem i szczeka na spadające z drzew liście. Zwierzę, którego włosy znajdujesz pod poduszką, na znoszonym swetrze lub ulubionej kanapce z sałatą i majonezem. Kiedy odchodzi, zabiera ze sobą kawałek duszy i oddaje ci go dopiero za Tęczowym Mostem, w Krainie Wiecznych Łowów - tam, gdzie kiedyś wszyscy się spotkają.

Obudził on we mnie wspomnienia o moim psie - owczarku niemieckim, który został otruty na osiedlu, na którym mieszkam.

Trochę mnie również razi określenie Tęczowy most, burzy powagę tego opowiadania. Drugie określenie Kraina Wiecznych Łowów cudownie ukazuje wszystko.

Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
mizuki
Zły wampir



Dołączył: 03 Gru 2008
Posty: 392
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Śro 13:32, 05 Sie 2009 Powrót do góry

AngelsDream, byłam pewna, że mnie nie zawiedziesz, że Twój tekst mnie opęta, wciągnie, rozerwie na kawałeczki i tak zostawi... Łzy stanęły mi w oczach. A wcale nie tak łatwo wywołać u mnie aż tak ogromne ładunki emocji.

Ogromnym plusem, który mnie osobiście już na wstępie wprawił w odpowiedni nastrój, jest wykorzystanie tekstu Kaczmarskiego. Jego twórczość darzę sentymentem ogromnym, bo od najmłodszych lat towarzyszyła mi na każdym kroku - już jako mały, ledwo urodzony brzdąc zasypiałam przy jego utworach, które grał na gitarze i odpśpiewywał mój tata ;]. Obławy przyprawiają mnie niemal o zawał serca. Chociaż jednak największych dreszczy dostaję przy Obławie I, a ona jest Wysockiego - niemniej jednak Kaczmarski wykonywał ją fenomenalnie. No, ale zboczyłam z tematu...

Opowiadanie ma w sobie ciepło, urok, odrobinę tajemniczości i tragizmu. Jest dopracowane, poprawne - co tu dużo gadać, samym wyglądem sprawia przyjemność ;]

Masz niewiarygodną zdolność do tworzenia Jacoba, którego uwielbiam i który jest o niebo lepszy od Edwarda. Nigdy go w sadze nie lubiłam. ale to chyba kwestia wykorzystania potencjału tej postaci. Tobie wszystko wychodzi dobrze. Bo i Edwarda Twojego uwielbiam - jest dupkiem. I to pełnym zwierzęcych instynktów.

Zabrakło mi słów. Chylę czoła.
m.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Masquerade
Dobry wampir



Dołączył: 13 Lip 2009
Posty: 1880
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 128 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Pokój Życzeń

PostWysłany: Śro 17:35, 05 Sie 2009 Powrót do góry

Pozwól, że na poczatku wytknę to, co mi zazgrzytało.

Cytat:
nie spodziewałam się takiego obrotu spraw

Wszystko byłoby ok, gdyby nie to, że jest to wypowiedź Carlisle'a.

Cytat:
Rebecci

Nie do końca orientuję się czy jest to błąd, ale chyba lepiej byłoby spolszczyć to imię tak samo, jak spolszczamy imię Jessica.

To tyle na temat zgrzytów.

Opowiadanie mnie zachwyciło. Jest bardzo staranne i dopracowane pod względem gramatycznym, ortograficznym, interpunkcyjnym - w każdym. Nareszcie jakaś opowieść dla "Team Jacob" Wink Jestem niemal pewna, że tym tworem skutecznie wyleczysz z obsesyjnej miłości wszystkie nastoletnie fanki Edwarda. Ja wyleczyłam się już na samym początku, na korzyść Jacoba, ale teraz wszelkie pozytywne uczucia, które żywiłam do Edwarda zabiłaś bezpowrotnie. I chyba nawet Ci za to dziękuję Wink Podoba mi się taka alternatywa. W tak krótkim opowiadaniu udało Ci się zawrzeć wiele informacju, chociażby takich, jak charaktery bohaterów, co Meyer nie za bardzo udało się w czterech tomach jej opowieści. Bardzo podobały mi się te wszystkie opisy. Pokusiłaś się nawet o opisywanie detali, co dodatkowo wpływa na wyobraźnie i sprawia, że całość jest bardzo naturalna - nic nie było pisane na siłę.
Popłakałam się, kiedy Edward zabił Atera. Jestem Ci bardzo wdzięczna za zrobienie z tego ubóstwianego przez nastolatki wampira TEGO ZŁEGO. Bo przecież tak na dobrą sprawę, to Edward takim właśnie wampirem był, jednak Bella w sadze zbyt bardzo go sobie wyidealizowała, jako głupiutka nastolatka, podatna na urokliwą powierzchowność Edwarda.
Obiecuję, że sięgnę po to, co już napisałaś, bo widzę, że masz słabość do wilków, jak i ja zresztą. Twoje wilki mają - że tak powiem - jaja, bo te meyerowe były raczej stworzone tylko po to, żeby wampirki nie miały zbyt lekko.

Nie wiem gdzie podziewa się teraz pies moich obecnych sąsiadów, ale, jak się okazuje, jest to pies tej samej rasy, co Ater, tyle że suczka. Nie powiem - nie dość, że pies piekny, to jeszcze mądry.

Nie wiem, co więcej mogłabym napisać o tym opowiadaniu, bo wiele słów ciśnie mi się na usta (palce?), ae obawiam się, że byłyby niespójne i ciężkie do zrozumienia. Wiedz, że jestem fanką tego, co tu stworzyłaś i mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości uraczysz nas jeszcze podobnym tekstem, bo ten jest czymś, co na pewno zapamiętam :)
Życzę więcej weny do pisania tekstów o wilczkach, całuję za to, że wywołałaś we mnie tyle emocji (co rzeczą łatwą raczej nie jest) i pozdrawiam gorąco,
M.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin