FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Carlisle&Esme[Z] [+16]rozdz.XV (22.06) Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Poll :: Kontynuować?

tak
87%
 87%  [ 54 ]
nie
12%
 12%  [ 8 ]
Wszystkich Głosów : 62


Autor Wiadomość
SparkleXD
Człowiek



Dołączył: 06 Mar 2009
Posty: 95
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Wonderland<3

PostWysłany: Sob 0:10, 07 Mar 2009 Powrót do góry

Zamieszczam tutaj moją wizję przeszłości trzech bohaterów Zmierzchu (Carlisle'a, Edwarda i Esme). Edwarda zrobiłam trochę bardziej wyniosłego. To nie jest ten sam bohater, bo akcja mojego opowiadania rozgrywa się 11 lat po jego przemianie.

Chciałabym jeszcze zaznaczyć,że jestem świadoma kilku szczegółów, które są sprzeczne z twórczością S.Meyer jak np. to, że u mnie nawet na ludzkie lata licząc Esme jest starsza od Edwarda, a było odwrotnie. :D

Edit: po raz setny przeliczyłam wiek Esme i wyszło mi, że jednak się zgadza Wink ona ma 26, a Edward 28. :D uff zawsze wiedziałam, że matematyka jest gorsza od czarnej magii :P



Zamieszczam I rozdział
Miłej lektury, liczę na konstruktywną krytykę :)










I Decyzja


- Przykro mi... – wyszeptał jedynie dr. Cullen, używając tego samego kojącego tonu, który usłyszałam już trzy dni temu, gdy mówił mi, że stan mojego synka się pogarsza...
„Nie” krzyczał mój umysł, le sama nie byłam w stanie wydobyć z siebie głosu. Mąż zginął na wojnie jeszcze przed narodzinami naszego dziecka, a teraz także ono zostało mi odebrane. Nie wiedziałam co zrobić, jak się poruszyć, odezwać, przełknąć ślinę, wziąć oddech... Świat zawirował przede mną po czym gwałtownie zatrzymał się w miejscu. Wszystko się dla mnie zmieniło, nic nie miało sensu, ale on nadal tam stał... Oni obaj.
Carlisle Cullen patrzył na mnie swoimi złotymi, pełnymi współczucia oczyma. Nawet nie drgnął kiedy cały mój świat obracał się w ruinę. Położył mi dłoń na ramieniu, otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć... i wtedy ciemność przesłoniła mi wszystko


Kiedy się ocknęłam nie było przy mnie dr. Cullena, ale jego asystent Edward siedział przy biurku na drugim końcu pokoju i coś czytał. Może wczorajszą gazetę... Ten chłopak wyglądał najwyżej na 18lat, być może mój syn byłby właśnie taki... Kolejna fala bólu uderzyła moje serce. Już nigdy nie miałam zobaczyć tych, których kochałam.
Sama nie wiedziałam jak to było możliwe, żeby moje oczy tak nagle wypełniły się łzami. Niewątpliwie rozszlochałabym się gdyby Edward się nie odezwał:
- Pani Northon, dobrze się pani czuje? – zapytał zmieszany. Z pewnością zdawał sobie sprawę z niestosowności zadawania tego pytania właśnie mnie, ale musiał w jakiś sposób przerwać ciszę i byłam mu za to wdzięczna. Wzięłam głęboki wdech upewniając się, że będę w stanie się odezwać. Uderzył we mnie zapach młodzieńca siedzącego 1,5 ode mnie... Był niesamowicie piękny. Nie potrafiłam go opisać ani dopasować do jakiegokolwiek innego jaki czułam wcześniej, ale... nie był najpiękniejszym zapachem jaki kiedykolwiek czułam... Kiedyś dr. Cullen po wizycie u Jeremy’ego został aby porozmawiać o jego stanie...
Moją twarz najwyraźniej wykrzywił grymas, bo Edward drgnął niespokojnie. Zrozumiałam, że zbyt długo zwlekałam z odpowiedzią.
-Nie...Tak. .Poradzę sobie, dziękuję – wyszeptałam jedynie. Nie byłam pewna czy mnie usłyszy, ale jego słuch najwyraźniej działał bez zarzutu, bo chłopak pokiwał głową i powiedział
-Widzę, że nie będę już pani potrzebny. Jeśli jednak pani pozwoli zostanę jeszcze trochę. Carlisle mówił, że może być pani zdezorientowana, odczuwać szok... Nie musimy rozmawiać, po prostu zostanę. Obiecałem, że zostawiając panią upewnię się, że nic pani nie dolega – to była najdłuższa wypowiedź Edwarda jaką do tej pory słyszałam. Jego głos działał nam mnie kojąco, oddech mi się wyrównywał. To było bardzo podobne uczucie do tego, kiedy Carlisle mówił mi , że jeszcze jest nadzieja... Ci dwaj mężczyźni byli do siebie tak bardzo podobni, ale nie w sposób, który wskazywałby, że są spokrewnieni. Tak samo blada cera, cienie pod oczami i niezwykła perfekcja. Żaden nigdy się nie pomylił. Pomimo tego nawet dr. Cullen nie był w stanie uratować mojego Jeremy’ego. W oczach znowu zebrały się łzy. Nie miałam już po co żyć. Najzwyczajniej nie było dla kogo. Czułam, że nie pozostało mi już nic innego, jak tylko dołączyć do mojej zimnej rodziny, której serca już nigdy nie będą bić. Zastanawiałam się już tylko nad sposobem w jaki umrę...
Rozmyślania tak mnie pochłonęły, że zapomniałam o obecności Edwarda, a gdy podniosłam wzrok, chłopak już wyszedł. Mogłam jedynie zobaczyć jak zamykają się za nim drzwi. Czy zirytowało go moje milczenie pomimo wcześniejszych zapewnień? Cierpliwość nigdy nie była jego mocną stroną. Słyszałam, że dr. Cullen często kazał mu wyjść podczas gdy sam zostawał z pacjentami i spokojnie się nimi zajmował. Nie wiedziałam dlaczego, ale kiedy Edward denerwował się, było w nim coś strasznego. Ta różnica temperamentów nieustannie mnie intrygowała, ale nie miałam się już nad tym więcej zastanawiać. Mój umysł zaprzątały rozmaite sposoby pozbawienia siebie życia. Za każdym razem jednak, przypominałam sobie, że ktoś znajdzie moje ciało. Zaczęłam zastanawiać się co zrobić, aby nikt nie miał szans mnie uratować. Nie chciałam pomocy. Chciałam jedynie śmierci. Mój dylemat trwał zaledwie kilkanaście sekund, bo przypomniałam sobie o klifie niedaleko miasteczka. Wyszłam domu nie kłopocząc się nawet zamknięciem drzwi. Byłam oszołomiona. Nawet nie wiedziałam jak odnalazłam właściwą ścieżkę. Powstrzymywane wcześniej łzy płynęły po mojej twarzy. Nie ocierałam ich. Po prostu szłam nieczuła na jakiekolwiek bodźce. Gdzieś w lesie usłyszałam trzask łamanych gałęzi. „ Jakieś zwierze” pomyślałam nie kłopocząc się aby sprawdzić swoje przypuszczenia. Dla mnie równie dobrze mogła być to sarna, puma a nawet wściekły niedźwiedź. Nic nie mogło już zmienić faktu, że szłam na spotkanie ze śmiercią. Pomiędzy drzewami widziałam już skały klifu. Zbliżałam się do nich czując powiew chłodnej bryzy na twarzy. Czułam się nieswojo. Symbolika samobójstwa jakie wybrałam zaczęła mnie przytłaczać. Zostawiałam za sobą ciemny, ponury las, a przede mną rozciągało się puste, niewzruszone morze. Serce zaczęło mi bić coraz szybciej jakby chciało dać mi do zrozumienia, że nie ma zamiaru zakończyć swojej pracy. Oddychałam coraz szybciej, nierówno. Przed oczami pojawiły się ciemne plamki. Czułam, że w każdej chwili mogę znowu zemdleć. Nie mogłam do tego dopuścić. Wtedy ktoś mógłby mnie znaleźć, zanieść do szpitala, a tam zobaczyłabym współczucie w oczach Caralisle’a Cullena. Może nawet czułby się winny... Tak jakby mógł w jakikolwiek sposób temu zapobiec. Był najwspanialszym człowiekiem jakiego kiedykolwiek spotkałam. Spokojny, ciepły, opanowany, po prostu dobry. Wiedziałam, że nie mam prawa nawet w najmniejszym stopniu obarczyć go wyrzutami sumienia za coś czemu nie był w stanie zapobiec. Musiałam skoczyć z tego przeklętego klifu, żeby nikt nigdy nie znalazł mojego ciała, żeby ludzie myśleli, że zrozpaczona wyjechałam nie zostając nawet na pogrzebie własnego dziecka. Zrobiłam niepewny krok do przodu tym samym znalazłam się na otwartej przestrzeni. Czułam każdą komórkę ciała, jakby zbliżająca się śmierć chciała pokazać mi jak wiele tracę. Znowu nieznacznie zbliżyłam się do przepaści. Zaczęłam zastanawiać się jak to będzie? Czy umieranie sprawi mi ból? Zginę szybko czy też będę się męczyć? Czy po śmierci jest drugie życie? A może po prostu zniknę? Przestanę czuć rozpacz i te wszystkie okropne emocje... Nie obchodziło mnie zbytnio czy po śmierci zobaczę światełko na końcu tunelu. Pragnęłam jedynie, aby piekąca mnie rana jaką było moje serce przestała być w jakikolwiek sposób dla mnie odczuwalna.
Kolejny – trzeci krok był już zdecydowanie pewniejszy. Wiedziałam czego chcę. Pragnęłam śmierci jak nigdy wcześniej. Zależało mi tylko na tym, aby odciąć się wszystkiego. Samobójstwo wydawało mi się w tym przypadku najlepszym rozwiązaniem.
Wtedy prze mój umysł przetoczyły się obrazy:
Carlisle Cullen badający Jeremy’ego
Dr. Cullen kładący mi rękę na ramieniu.
Jego delikatny uśmiech kiedy zapewniał mnie, że jest w stanie wyleczyć mojego synka...
Ból w oczach kiedy informował mnie o jego śmierci...
Nagle wizja się zmieniła. Zobaczyłam Carlisle’a Cullena pochylającego się nad moim martwym, bladym jak jego ciałem. Widziałam jak targające nim wyrzuty sumienia nie pozwalają mu wstać. Widziałam jak ciężko pogodzić mu się z moim samobójstwem. Widziałam wściekłego Edwarda mówiącego, że sama tego chciałam...
„Głupia!” krzyknęłam na siebie tym samym przerywając korowó idiotycznych obrazów. „ Carlisle Cullen jest lekarzem, przyszedł do Ciebie tylko dlatego, że leczył Jeremy’ego! Twoje uczucia obchodzą go tyle co zeszłoroczny śnieg!”

Jeszcze zanim zabrzmiało ostanie słowo zaczęłam biec. Zrozumiałam – nikt nie miał po mnie rozpaczać. Nie liczyłam się dla nikogo. Zatrzymałam się nad samą przepaścią. „Dla nikogo”-co to dla mnie oznaczało? Dlaczego pod tym pojęciem obok synka nie znajdował się mój mąż? Dlaczego jego miejsce tak nagle zajął Carlisle Cullen? Znieniawidziłam siebie za to. Samobójstwo miało stać się teraz formą kary, za to, ze zapomniałam o mężczyźnie, który mnie kochał, który oddał mi całe swoje krótkie życie. To, że ja nigdy nie kochałam go tak jak on mnie było bez znaczenia... Nie miałam już wątpliwości co do tego, że jeśli jest jakieś drugie życie to ja trafię prosto do piekła.
Znienawidzona prze samą siebie, zrozpaczona, zrezygnowana – skoczyłam...


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez SparkleXD dnia Pon 7:47, 22 Cze 2009, w całości zmieniany 21 razy
Zobacz profil autora
Mells
Zły wampir



Dołączył: 01 Sie 2008
Posty: 489
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 11:36, 07 Mar 2009 Powrót do góry

Po pierwsze: nie piszemy dr. Cullena tylko doktora Cullena. Sama kiedyś zrobiłam ten błąd i od tamtego czasu już pamiętam Wink
Po drugie: nie wiem, może będę jedyna ale nie sprawiło mi przyjemności czytanie tego tekstu... Mąż Esme ją bił i chciała od niego odejść a Carlisle'a poznała w wieku 16 lat ... To oczywiście Twoja wizja i w ogóle ale nie pasowało mi to, że żałuje swojego męża. Wyłapałam też kilka błędów ale nie wymienię Ci ich bo nie znam się na tym...
Nie zrażaj się to tylko moja opinia Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Nessie
Zły wampir



Dołączył: 06 Sie 2008
Posty: 271
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdynia

PostWysłany: Sob 11:44, 07 Mar 2009 Powrót do góry

nie jest takie złe, choć to owe dr. razi w oczy.
Pisz dalej, ciekawa jestem wytworu twojej wyobraźni.
Pzdr


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
SparkleXD
Człowiek



Dołączył: 06 Mar 2009
Posty: 95
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Wonderland<3

PostWysłany: Sob 11:59, 07 Mar 2009 Powrót do góry

obiecuję już nigdy nie pisać "dr." :D

Bells15 - a skąd wiadomo, że mąż ją bił i o wieku, w którym poznała Carlisle'a? Czyżbym czegoś nie doczytała?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Mells
Zły wampir



Dołączył: 01 Sie 2008
Posty: 489
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 12:01, 07 Mar 2009 Powrót do góry

No musiałaś czegoś niedoczytać Wink Albo ja coś namieszłam xD Jestem na 99% pewna, że gdzieś to czytałam. W wypowiedzi SMeyer ... gdzieś to chyba jest na forum... Wiem, że było też w jakimś FF ...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
SparkleXD
Człowiek



Dołączył: 06 Mar 2009
Posty: 95
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Wonderland<3

PostWysłany: Sob 12:05, 07 Mar 2009 Powrót do góry

kurcze, a czytałam całą sagę żeby się upewnić, że nic poza tym co wiem nie ma na temat historii Esme :P no cóż, ale teraz już pociągnę to tak jak jest, bo mam kilka rozdz do przodu i wizję co ma się wydarzyć dalej;)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Mells
Zły wampir



Dołączył: 01 Sie 2008
Posty: 489
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 12:08, 07 Mar 2009 Powrót do góry

Znalazłam. Było to w FF tłumaczonym przez syntię: http://www.twilightseries.fora.pl/b-biblioteka-b,43/jak-esme-dostala-swoja-wyspe-rozdzial-vi-z,824-25.html
Napisała:
Cytat:
Aby w pełni zrozumieć ten rozdział, należy znać kilka faktów z życia Esme, które - na prośbę anonimowej fanki – Stephenie Meyer pobieżnie opisała w "Prywatnej korespondencji":

1. W 1911 roku Esme spadła z drzewa i odniosła poważne obrażenia; leczył ją doktor Carlisle Cullen, którego młoda dziewczyna nigdy nie zapomniała (Esme miała wtedy szesnaście lat, doktor trzydzieści pięć).

2. Małżeństwo Esme było zaaranżowane przez jej rodziców. Jej mężem został Charles Evenson, po ślubie znęcający się nad nią fizycznie.

3. Ciąża zmusiła Esme do ucieczki od męża. Ukrywała się przed nim i rodzicami, wymyśliwszy sobie uprzednio fałszywą tożsamość.

4. Syn Esme zmarł zaledwie kilka dni po narodzinach w wyniku zapalenia płuc. Nic jej nie zostało. Kiedy skoczyła z klifu, nie miała pojęcia, że Carlisle pracuje jako lekarz w pobliskim szpitalu. Doktor Cullen pamiętał ją jako szczęśliwą, szesnastoletnią dziewczynę i nie chciał, by umarła.

5. Esme nigdy nie żałowała tego, że została wampirem – była po prostu szczęśliwa, będąc z mężczyzną/wampirem swoich marzeń.

Źródło: [link widoczny dla zalogowanych]

Oczywiście, pisz dalej. Ja chciałam Ci tylko pokazać, że nie wzięłam tego z kosmosu Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kataszka
Nowonarodzony



Dołączył: 05 Mar 2009
Posty: 34
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Bydgoszcz

PostWysłany: Sob 12:18, 07 Mar 2009 Powrót do góry

Faktycznie, parę błędów rzuca się w oczy, ale przecież zdarzają się one każdemu. :) Tekst jest ciekawy, wciąga, a twoja wizja przeszłości Esme wydaje się byc interesująca. :) Pisz dalej, zobaczymy co z tego bedzie :) Pozdrawiam i życzę weny :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Melody__
Człowiek



Dołączył: 15 Sty 2009
Posty: 75
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Sob 12:52, 07 Mar 2009 Powrót do góry

Tak ,dokładnie błędy się zdarzają.
W końcu jesteśmy tylko ludźmi. Wink
Tekst fajny ,podoba mi się i czekam na dalsze rozdziały.


I Vena życzę.:*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
SparkleXD
Człowiek



Dołączył: 06 Mar 2009
Posty: 95
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Wonderland<3

PostWysłany: Nie 21:01, 15 Mar 2009 Powrót do góry

zamieszczam część II :D
To jedyny rozdział z punktu widzenia Edwarda jaki przewiduję.

BETA: Marta


i jeszcze podziękowania dla Bells15 za baaardzo konstruktywną krytykę. Wink Dzięki Tobie wprowadziłam kilka zmian i wydaje mi się, że na lepsze.





II Co na to Edward?

Musiałem jak najszybciej wydostać się z tego, pełnego samobójczych myśli, pomieszczenia.
Byłem zbyt wzburzony, aby dostosowywać swoje tempo do ludzkiego.
Zauważyła.
Zauważyła, że praktycznie zniknąłem z fotela.
Zauważyła, że jedyne co był w stanie zarejestrować jej marny, ludzki wzrok, to zamykające się za mną drzwi.
Zauważyła, że poruszam się na tyle cicho, że nie słychać nawet najlżejszego szmeru, kiedy wstaję.
Wreszcie zauważyła, a raczej uświadomiła sobie, że czasem Carlisle kazał mi wyjść, kiedy opiekował się pacjentem. Nie skojarzyła jedynie, że działo się tak w przypadku, gdy w grę wchodziła krew.
Być może zrozumiała coś jeszcze, ale już mnie to nie interesowało. Nigdy nie przywiązywałem specjalnej wagi do ludzi, którzy pojawiali się i znikali w moim życiu. Esme już za kilka godzin miała zniknąć z niego na zawsze. Początkowo nie przejmowałem się tym, nic dla mnie nie znaczyła. Dla mnie... Dla mnie być może nie, ale musiałem ukryć śmierć tej kobiety przed ojcem. Jak na wampira, Carlisle był zdecydowanie zbyt uczuciowy, za bardzo przejmował się śmiercią, którą oglądał przecież już setki tysięcy razy. Zawsze zastanawiałem się, skąd brały się u niego te ludzkie odruchy. Jak to się działo, że pomimo swoich dwustu dziewięćdziesięciu trzech lat potrafił traktować każdego człowieka indywidualnie, poświęcać mu swoją uwagę, zatracać się w ratowaniu każdego ulotnego życia.
I nagle pojawiła się ona.
Podświadomie wiedziałem, że śmierć Esme byłaby dla Carlisle’a ogromnym ciosem. Kiedy umarł jej synek, w myślach mojego ojca dostrzegłem żal, smutek i rozpacz. Tak ogromne, że ludzkie serce mogłoby ich nie wytrzymać. Postanowił powiadomić tę, wyraźnie słabą, psychicznie kobietę o śmierci ostatniej osoby, którą kochała. Twierdził, że da sobie z tym radę. Przeliczył się jednak. Kiedy zemdlała, nagle gdzieś zgubił się jego zapał, wyparowała siła i pewność siebie, które zawsze u niego podziwiałem. Pierwszy raz odkąd go znałem wyznał, że nie jest w stanie czegoś zrobić, że musi odejść. Zgodziłem się z nią zostać i gorzko tego żałowałem. Nienawidziłem mieć wglądu w myśli zrozpaczonych osób. Nigdy nie byłem w stanie... nie próbowałem ich zrozumieć. Za bardzo irytowała mnie ich rezygnacja i to, że były w stanie jedynie użalać się nad sobą.
Idąc ulicą zastanawiałam się, jak przekonać ojca do szybkiego wyjazdu, abyśmy opuścili miasto zanim ktoś znajdzie ciało Esme i zanim Carlisle w ogóle dowie się o jej śmierci. Byłem tak pochłonięty swoimi rozmyślaniami, że nie zauważyłem nawet, iż jakaś nieśmiertelna istota podąża tą samą drogą i nie spuszcza ze mnie wzroku.
Edward – usłyszałem swoje imię i mimowolnie się odwróciłem. Znałem ten mentalny głos i wiedziałem, że ze strony jego właściciela nic mi nie grozi. Może to dlatego początkowo nie zwracałem na niego uwagi. Zatrzymałem się i niecierpliwie czekałem aż Alistar, przyjaciel Carlisle’a, do mnie dołączy. Ach, to nieszczęsne ludzkie tempo – powiedział w myślach. Uśmiechnąłem się z nieskrywaną nutą samozadowolenia. Miałem świadomość tego, że byłem najszybszym wampirem, jakiego spotkał podczas swojego niemal pięćsetletniego życia.
-Idziesz do Carlisle’a? – zapytał na głos.
-Tak, właśnie wracam od jednej z jego pacjentek. Długo u nas zabawisz? – Zmieniłem szybko temat. Nie tylko nie chciałem rozmawiać z nim o Esme, ale zastanawiałem się także jak bardzo Alistar pokrzyżuje moje, nie do końca sprecyzowane, plany.
-Właściwie nie przyjechałem do was. Spotkałem cię przypadkowo. To będzie krótka wizyta. Najwyżej kilka godzin. – Po czym w myślach dodał: Carlisle nie mówił ci jaką wyznaję zasadę? Odwiedziny nie częściej, niż raz na trzy dekady. Obaj zaśmialiśmy się na ten niewypowiedziany żart, przez co dwie mijające nas kobiety spojrzały w naszą stronę z nieukrywanym zdziwieniem.
Resztę drogi pokonaliśmy w milczeniu, gdyż Alistar był niezwykle aspołeczny. Wyczytałem jedynie z jego myśli, że zastanawiał się, czy Carlisle by mu wybaczył gdyby zapolował na któregoś z jego pacjentów.
-Nie sądzę, nawet gdyby ten ktoś był śmiertelnie chory – powiedziałem, zapominając na moment, że nie powinienem odwoływać się do myśli swoich rozmówców. Wtedy jednak nie dbałem o to, jak odbierze moją uwagę ten wampir. Z pewnością był świadom tego, że przez jedenaście lat mojej nowej egzystencji nie do końca przywykłem do daru, jaki posiadałem. Bardziej zaprzątałem sobie myśli Esme. Co, gdyby Alistar znalazł ją tuż przed próbą samobójczą, cokolwiek planowała zrobić? Czy przeszedłby obok obojętnie, tylko dlatego, że znajdował się na terytorium przyjaciela? A może jej pragnienie śmierci stanowiłoby dla niego wystarczającą wymówkę?
Z ponurych rozważań wyrwały mnie myśli Alistara: Czym się tak martwi? Zachowuje się jakby miał trzysta lat, a nie dwadzieścia osiem. Może to ta ich dziwna dieta? A może moja wizyta pokrzyżowała mu jakieś ważne plany?”
-Nie, Alistarze. To nie twoja wina- zapewniłem go, być może nazbyt gorliwie, bo wampir przez chwilę zastanawiał się, czy go nie okłamuję. Na szczęście zaniechał dalszych pytań, bo doszedł do wniosku, że jego najwyżej trzygodzinna wizyta nie może znacząco wpłynąć na plany istoty nieśmiertelnej. Pokiwał tylko głową i obaj powróciliśmy do własnych myśli.
Niedaleko domu wykręciłem się niecierpiącą zwłoki sprawą i obiecałem, że wrócę jeszcze, zanim Alistar opuści mojego ojca. Musiałem w jakiś sposób uporządkować myśli, zastanowić się jaką taktykę obiorę.
Wiedziałem, że nasz niezmienny wiek nie był dobrym argumentem. Wobec tak postawionej sprawy moglibyśmy wyprowadzić się za tydzień, dwa lub nawet miesiąc i nic by to nie zmieniło.
Rozważałem zaproponowanie wspólnej wędrówki z Alistarem, ale szybko odrzuciłem ten pomysł z dwóch powodów.
Po pierwsze – Alistar z całą pewnością nie miał ochoty wypróbować naszej wegetariańskiej diety.
Po drugie – był typem samotnika. Nawet, kiedy odwiedzał Carlisle’a raz na trzydzieści lat, był u niego dwa, góra trzy dni, a po ich upływie uznawał, że powiedział wszystko co miał do powiedzenia i obiecał kolejną wizytę za kilkadziesiąt lat. Mimo wszystko ze wspomnień Carlisle’a wyłapałem, że Alistar był kimś, na kogo można było liczyć.

Szedłem, rozmyślając, a budynki powoli ustępowały miejsca drzewom. Po chwili stałem już w lesie. Kiedy upewniłem się, że nikt mnie nie widzi, zacząłem biec. Przemieszczałem się tak szybko, że po ośmiu sekundach byłem już dwie mile od miasteczka. Jazgot w mojej głowie nareszcie ucichł. Mogłem spokojnie zastanowić się, jakie opcje mi pozostały. Nie zdążyłem jednak tego zrobić, bo usłyszałem szelest. Spojrzałem w stronę, z której dochodził dźwięk i zobaczyłem sarnę. Była jedynym okazem fauny w promieniu kilkuset metrów. Zazwyczaj wszystkie zwierzęta uciekały na mój widok. To było jakieś inne. Może było chore? Zastanawiałem się co zrobić, a ona nieświadoma grożącego jej niebezpieczeństwa, zaczęła się do mnie zbliżać. Przypomniałem sobie wszystkie polowania kiedy zaspokajaliśmy się krwią roślinożerców. Nie było ich znowu tak wiele – w końcu gustowaliśmy w drapieżnikach. Nie wiedziałem dlaczego, ale pragnąłem, aby to zwierze, będące prawdziwą anomalią, przeżyło. Odsłoniłem moje ostre, białe zęby, aby ją przestraszyć. Od razu zrozumiała, że jestem drapieżnikiem i musi ratować się ucieczką.
Właśnie tedy przyszedł mi do głowy genialny pomysł. Mogłem wykorzystać te niewiele szczegółów różniących mnie i Carlisle’a od ludzi, które Esme wyłapała. Nie sądziłem, aby miała kiedykolwiek domyślić się kim jesteśmy, ale to mogłem zataić. Argument był idealny, wiedziałem, że mój przybrany ojciec pod żadnym pozorem nie zaryzykuje kolejnego spotkania.
Dałem ponieść się wspomnieniom.
Carlisle spotkał Eme zaledwie pięć razy, a mimo to żywił do niej o wiele cieplejsze uczucia, niż do któregokolwiek wcześniej spotkanego człowieka. Pierwszy raz zobaczył ją w szpitalu. Trafiła tam po tym jak podobno zasłabła i uderzyła głową w róg komody. Tak, oczywiście. Nie trzeba było czytać w myślach, żeby poznać, że upadek nie był źródłem rany na głowie. Ktoś porządnie ją uderzył. Z resztą, nie tylko w głowę. Dzięki dobremu wzrokowi byłem w stanie dostrzec prawie zagojone siniaki na ramionach. Bije ją. Znowu ją bije - plotkowały pielęgniarki. Wiedziałem, że Esme nie zostawi męża. Była na to zbyt słaba, a poza tym zawsze chciała uszczęśliwić na siłę innych. No tak, rozczarowałaby rodziców. Najgorsze w tym wszystkim było jednak to, że ona kochała swojego męża. W jej myślach nigdy nie doszukałem się nawet cienie niechęci do tego. Tak jakby uważała, że na to zasługiwała. Nonsens. Dobry ludzie nie zasługują na poniżenie.
Kiedy trzy miesiące później usłyszałem w myślach pielęgniarek, że dostał wezwanie do wojska z powodu rozpoczęcia przez USA kolejnej wojny, wydawało mi się, że to dla Esme błogosławieństwo. Wtedy nawet zacząłem pochwalać to, że nasz rząd pakuje się niemal w każdą rozpoczętą wojnę.
Nie byłem w stanie przewidzieć, że ten potwór przed wyjazdem upije się i pobije ją do nieprzytomności. Ponownie trafiła do szpitala. Jakie ogromne było moje zdziwienie, gdy zorientowałem się, że jest w szóstym miesiącu ciąży. Carlisle zaopiekował się nią, a ja słyszałem jak w jego głowie dochodzi do jakiejś rewolucji. Nie wiedziałem, co się z nim dzieje. On najwyraźniej był tak samo zdezorientowany.
Wiadomość o śmierci męża Esme, w tydzień po jego wyjeździe, przyjąłem z pewnego rodzaju satysfakcją. Jednak niebo czuwało nad dobrymi ludźmi.
Za trzecim razem Carlisle poszedł do niej do domu pod pretekstem wizyty kontrolnej, która w moim odczuciu była zupełnie niepotrzebna.
-Przecież nic jej się nie stało – stwierdziłem chłodno.
-Muszę zobaczyć, jak sobie radzi. Z resztą wiesz, że obrażenia głowy nie zawsze dają natychmiastowe objawy – powiedział takim tonem, jakbym przyłapał go co najmniej na kradzieży. Z jego myśli wyczytałem wyraźną irytację, a zaraz po niej, na ułamek sekundy, który mnie wystarczył, wypłynął prawdziwy powód. Muszę ją zobaczyć. Nic nie mówiąc, opuściłem pokój.
Kolejne spotkanie miało miejsce, gdy jej zaledwie czterodniowy synek zachorował na zapalenie płuc. Nie było mnie wtedy z Carlisle’m, ale wiedziałem trzy dni później, że będzie mnie potrzebować. Poznałem jego myśli. Nie rozpaczał nad chłopcem. Owszem, było mu go żal, ale do stanu w jakim się znajdował doprowadziło go to, że Esme cierpiała. Bałem się reakcji mojego przyszywanego ojca na wieść o śmierci jedynej istoty ludzkiej, którą darzył tymi nienazwanymi przeze mnie uczuciami. Mogłem i musiałem mu tego oszczędzić.

Powrót do miasta zajął mi dziesięć sekund. Od dotarcia Alistara do naszego domu mogło minąć piętnaście minut. Postanowiłem – dla zabicia czasu - zrobić zakupy. Musieliśmy zachowywać pozory. Po zakupieniu wszystkich, jak mi się wydawało, niezbędnych do przeżycia dla dwóch dorosłych mężczyzn produktów, poszedłem do domu. Starałem się przybrać tempo swobodnego spaceru, ale strasznie irytowały mnie myśli przechodniów. Wszyscy byli zaabsorbowani jakimiś błahostkami, jakby to były najważniejsze rzeczy w ich życiu. Niedorzeczność. Zwiększyłem prędkość do takiej, która przypominała energiczny, ludzki marsz i postanowiłem po drodze zastanowić się nad sposobem zagłuszania ludzkich myśli.
Kiedy dotarłem do domu, Alistar stał już na progu i żegnał się z Carlislem zapowiadając kolejną wizytę nie prędzej, niż za pół wieku. Cholera! Dlaczego jestem taki aspołeczny?! Może to cecha, którą przeniosłem z ludzkiego życia? W takich momentach było mi go po prostu żal. Jak wytrzymywał te dekady bez towarzystwa?
Rozmowę z Calislem rozpocząłem dopiero wieczorem. Musiałem się do niej przygotować psychicznie. Poza tym nie chciałem, aby Alistar nas usłyszał. Być może moje argumenty byłyby dla niego wystarczające, aby ponowić próbę przekonania nas do koczowniczego trybu życia. Kiedy się odezwałem, byłem w stu procentach pewny, że wybieram słuszne rozwiązanie. Ktoś postronny mógłby zapewne odczytać naszą wymianę zdań jako mój monolog, jednak ja słyszałem każdą myśl Carlisle’a.
-Carlisle, musimy stąd odejść.
Dlaczego? O co chodzi?
-Myślę, że Esme zaczyna domyślać się kim jesteśmy. Dostrzegła już kilka znaczących różnic. Nie powinniśmy ryzykować.
Dlaczego? Kiedy? Jak? –Jego myśli były jednym wielkim znakiem zapytania.
-Kiedy z nią siedziałem, słyszałem jak w jej głowie wszystko zaczyna tworzyć się w całość. Jeszcze nie odkryła, że jesteśmy wampirami, ale to tylko kwestia czasu.
Edward, coś ukrywasz. O co naprawdę chodzi?
-Nic nie ukrywam. I tak planowaliśmy wyjechać za miesiąc. Wyjedźmy teraz.
Hmmm... no dobrze. Muszę tylko zwolnić się ze szpitala i pożegnać z...
-Nie idź do niej! – podniosłem głos, traciłem pewność siebie -I tak już za dużo podejrzewa– dodałem z minimalnym opóźnieniem, które jednak nie umknęło Carlisle’owi.
Chodźmy do szpitala. Ty, jako mój asystent, też musisz się zwolnić.

Gdy szliśmy, żaden z nas się nie odzywał. Carlisle wiedział, że coś przed nim ukrywam, ale nie miał zamiaru tego ode mnie wyciągać. Ja z kolei byłem dręczony ogromnymi wyrzutami sumienia z powodu kłamstwa, do jakiego się posunąłem. Nie dość, że oszukałem ojca, to jeszcze zrzuciłem winę na tamtą kobietę. To dla jego dobra- pocieszałem się w duchu.
Bo czy ktokolwiek mógł przewidzieć to, co stało się w szpitalu?
Kiedy Carlisle załatwił wszystkie formalności, zapadła już noc. Nikogo nie było w pobliżu, a dwóch mężczyzn wiozło ciało Esme do przyszpitalnej kostnicy. To była rzecz, której chciałem uniknąć za wszelką cenę. Los nie był łaskawy.
Więc to jej śmierć chciałeś przede mną ukryć? Dziękuję –wyczytałem z myśli ojca. W tym samym momencie uświadomiłem sobie, że słyszę coś, czego słyszeć nie powinienem.
-Jej serce nadal bije – wyszeptałem zszokowany.
-Zabierzmy ją stamtąd, jak tylko wyjdą – powiedział na głos Carlisle, a ja mogłem niemal zobaczyć, jaki plan kształtuje się w jego umyśle.
Chcił ugryźć Esme! Dlaczego? Przez prawie trzysta lat nawet nie spróbował ludzkiej krwi. Dlaczego miałby tego zapragnąć akurat teraz? Jednak jego plan był o wiele bardziej szokujący, niż mi się to pierwotnie wydawało. Zamierzał uczynić z Esme istotę nieśmiertelną! Przy całej awersji, jaką Carlisle odczuwał do tego czym był, postanowił przemienić Esme.
Stałem jak posąg i starałem się zrozumieć, co nim kierowało. To nie był żal, ani wyrzuty sumienia. Współczucie też nie. On był wściekły, że ta kobieta postanowiła umrzeć. Był zdecydowany temu zapobiec.
Nie chciał jej stracić.
I wtedy do mnie dotarło.
Carlisle po prostu, najzwyczajniej, pokochał tę kruchą, ludzką istotę.
A kiedy u wampira w grę wchodzi miłość, sprawa jest z góry przegrana.
Nie pozostało mi nic innego, jak podążyć za nim i zadbać, aby nikt go nie zobaczył.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez SparkleXD dnia Nie 21:10, 15 Mar 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Zagubiona
Człowiek



Dołączył: 09 Mar 2009
Posty: 93
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Nie 21:42, 15 Mar 2009 Powrót do góry

O M G!!!! To jest naprawdę słodkie, ale może teraz coś by się przydało z punktu widzenia Carliesa. Pewnie przemienienie Esme???? Tak mysle.
Wszystko bardzo mi się podoba, ale odnoszę wrażenie, że edward nie jesr zadowolony z tego, ze Carlise chce zmienic Esme???? Czy dlatego, że chce uchronić jakąkolwiek ludzką isiotę przed staniem się wampirem????
Pozdro i życzę weny...

P.S. Kiedy następny rozdział????

Zagubiona...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
SparkleXD
Człowiek



Dołączył: 06 Mar 2009
Posty: 95
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Wonderland<3

PostWysłany: Pon 15:48, 16 Mar 2009 Powrót do góry

Edward nie chciał powiedzieć Carlisle'owi, że Esme planuje samobójstwo, bo nie wiedział, że jej próba się nie uda. Chciał "chronić" swojego ojca przed cierpieniem jakie czułby na wieść o śmierci Esme. I oczywiście nie chciał, żeby Esme "straciła duszę". Poza tym dość ciężko mu żyć z "obrazkami w głowie", a dopiero się do tego przyzwyczaja:wink:

Nie wiem kiedy zamieszczę następny rozdział, ale jest już napisany, więc mam nadzieję, że to już niedługo


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez SparkleXD dnia Pon 15:50, 16 Mar 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
gerla
Zły wampir



Dołączył: 03 Sie 2008
Posty: 356
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kalisz

PostWysłany: Pon 16:21, 16 Mar 2009 Powrót do góry

Cześć I
Pogubiłam się czytając ją... sama nie wiem czemu?!
Trochę błedów by się zanalazło.
Ale przecież nikt nie jest idealny! i każdemy może się to przytrafić! xD

Część II
Lepsza od pierwszej,
ale ortografia trochę razi w oczy, gdy się czyta tekst...
trudno...xD

Pisz dalej. Druga część była lepsza od Pierwszej, to i następne będą (mam taką nadzieję x]) jeszcze lepsze xDD

Pozdrawiam
i czekam na ciąg dalszy!
g.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Zagubiona
Człowiek



Dołączył: 09 Mar 2009
Posty: 93
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Wto 21:50, 17 Mar 2009 Powrót do góry

Wielkie dzieki za odpowiedzi. Usatysfakcjonowały mnie. Dzieki za fatygę. A może jutro dodasz nowy rozdział.
Wiesz, że uwielbiam twoje opowiadanie. Jest takie naturalne.
MAm nadzieję, że jak naszybciej dodasz nowy rozdział (wiem, ze się powtarzam, ale... tak jakoś wyszło)

Pozdro i życze weny...

Zagubiona twoja wierna czytelniczka (TWCZ)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyjątkowa
Wilkołak



Dołączył: 12 Mar 2009
Posty: 154
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: wiecie, że Święty Mikołaj nie istnieje?

PostWysłany: Śro 11:25, 18 Mar 2009 Powrót do góry

Powiem szczerze, że po mimo tego, ze nie wierzę w takie cuś, to zakochałam się w Twoim opowiadaniu od pierwszego... przeczytania. :P Naprawdę bardzo przypadł mi do gustu. W błędy nawet się nie zagłębiałam, po prostu czytałam i odbierałam są treść. To jest fantastyczne. Już od dawna chciałam przeczytać coś takiego. Właśnie coś takiego, gdzie główni bohaterowie, to nie Edward i Bella, tylko na pierwszy plan wychodzą Carlisle i Esme. Masz fajny styl. To wszystko czyta się bardzo lekko. Jedyne co mi trochę przeszkadza, to tak długie opisy, ale jeżeli po prostu tak piszesz, to spoko. :) Ja z resztą też zawsze długie opisy robię i mało dialogów. Choć u Ciebie przynajmniej tych drugich jest dużo. :D Nie mogę się doczekać następnego, więc dawaj mi go tu natychmiast. Pozdrawiam. :*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
SparkleXD
Człowiek



Dołączył: 06 Mar 2009
Posty: 95
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Wonderland<3

PostWysłany: Śro 14:37, 18 Mar 2009 Powrót do góry

Dzięki a miłe słowa Wink
To mam już dwie wierne czytelniczki^^ (jedną na forum i jedną w realu hihi)
A rozdział pojawi się jak tylko "wróci" z betowania. :P Więc proszę o cierpliwość, bo to już nie zależy ode mnie (a mistrza - tudzież nazwanego potocznie Betą Wink nie mona poganiać)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez SparkleXD dnia Śro 14:37, 18 Mar 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Mells
Zły wampir



Dołączył: 01 Sie 2008
Posty: 489
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 17:48, 18 Mar 2009 Powrót do góry

Tak jak mówiłam - przeczytam i przeczytałam. I to było ... coś.
Podoba mi się, że ze strony Edwarda. Dzięki temu jest takie ... stonowane i ... no nie wiem ale to wpływa dobrze na tą historię.
Miałam taki piękny komentarz i mi w tym momencie skasowało. Grr... I go nie pamiętam!
Dobrze, że Carlisle nie od razu zakochuje się w Esme, a przynajmniej nie przyznaje się sam przed sobą. Dzieki temu nie wydaje się to naciągne.
Podobała mi się też reakcja Edwarda na decyzję o przemianie. Nie była w stylu " Ooo nowy wampir? Czemu nie? Hurra! Super!" Wydaje się, że jest przeciwny ale wie co kieruje ojcem i mu pomaga.
Ogólnie to jestem na tak.
Co do dopisku nad rozdziałem to ciesze się, że mogłam pomóc Wink
p,
B.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
SparkleXD
Człowiek



Dołączył: 06 Mar 2009
Posty: 95
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Wonderland<3

PostWysłany: Śro 18:55, 18 Mar 2009 Powrót do góry

Bells15 napisał:

Miałam taki piękny komentarz i mi w tym momencie skasowało. Grr... I go nie pamiętam!


Gdyby Ci się kiedyś przypomniało.... to wiesz :P


i jeszcze krótkie info: rozdz III -Przemiana wstawię najprawdopodobniej jutro :D


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Zagubiona
Człowiek



Dołączył: 09 Mar 2009
Posty: 93
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Śro 19:24, 18 Mar 2009 Powrót do góry

a nie możesz dzisiaj go wstawić???? Prooooooooszę, błagam CIę. Jutro mam masę testów itp. to wstaw na pocieszenie. Proszę....


Zagubiona TWCZ


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
SparkleXD
Człowiek



Dołączył: 06 Mar 2009
Posty: 95
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Wonderland<3

PostWysłany: Czw 16:29, 19 Mar 2009 Powrót do góry

Zgodnie z obietnicą zamieszczam rozdział 3. Jestem ciekawa waszej reakcji Wink



III Przemiana


BETA: Marta

Najpierw nie czułam nic.
Później wzdłuż kręgosłupa przeszył mnie dreszcz.
Po kolejnej sekundzie silne mrowienie przywróciło czucie w całym ciele.
Od tego momentu był już tylko ból. Wzmagał się stopniowo. Miałam wrażenie, że cała męczarnia trwa tygodnie, ale jakaś część umysłu podpowiadała mi, że to, czego byłam w tej chwili świadoma, można zamknąć w kilkunastu sekundach. „To musi być piekło –pomyślałam – naprawdę jestem potępiona.” Nie zaskoczyło mnie to jednak zbytnio. Już skacząc z klifu byłam pewna, że tak to się skończy. Przez całe życie nikt nawet nie starał się mnie chronić, dlaczego po śmierci miałoby być inaczej? Zapewne nawet mój własny Anioł Stróż się o mnie nie upomniał...
Nagle poczułam, że płonę. W żyłach szalał ogień, a każdy mięsień bolał tak, jakby był nieskończenie wiele razy rozrywany. Uczucie było gorsze niż wszystko, co do tej pory znałam. Bolało mnie całe ciało, nie potrafiłam więc skupić się na źródle bólu.
Doprowadzało mnie to do szału.
Usłyszałam przytłumioną rozmowę z drugiego pokoju:
-Carlisle, nie sądzę, żebyś mógł tam teraz wejść. Naprawdę nie widzę powodu... nie... Jak tylko będzie to możliwe... Przecież dobrze wiesz, że nie mam zamiaru powstrzymywać cię dłużej, niż będzie trzeba. – Zorientowałam się, że to nie był dialog. Edward prowadził niezrozumiały dla mnie monolog. Jeśli mówił do Carlisle’a, to ja nie słyszałam odpowiedzi, które otrzymywał.
W piekle rzeczywiście występują wyrafinowane tortury.
Ból stał się na tyle dotkliwy, że nie byłam w stanie ocenić, czy rozmawiający doszli do porozumienia, ani czy któryś z nich opuścił miejsce, w którym się znajdował.
Nagle potworny ogień rozpalił moje gardło, z większą niż dotychczas częstotliwością. Byłam zdezorientowana. Wydawało mi się, że nie może już bardziej boleć, ale się myliłam. Spróbowałam otworzyć oczy, ale to przyniosło tylko kolejną falę bólu, pod której wpływem z wydobył się okropny krzyk.
-Chyba będzie w stanie cię wysłuchać – powiedział w tym samym momencie Edward Cullen. Zastanawiałam się, jak mogłam to usłyszeć, skoro w tym samym czasie krzyczałam.
-Jest spostrzegawcza, myślę, że szybko uwierzy. Pamiętasz, mówiłem ci jak wiele sama wyłapała.- Mimowolnie przysłuchiwałam się jego wypowiedzi. Bardziej jednak interesowało mnie pomieszczenie, w którym się znajdowałam. Zdołałam zorientować się, że leżę na dużej ciemnozielonej sofie, a po mojej lewej stronie znajduje się okno. Pomimo tego, w pokoju panował półmrok, bo ktoś zaciągnął bordowe zasłony tak, że nie przedostawał się przez nie nawet jeden promień słońca. Po prawej stronie, być może pół metra ode mnie, stała drewniana ława z białym, prostym obrusem. Wszystkie ściany, które byłam w stanie zobaczyć bez poruszania głową, zostały zastawione regałami z niesamowitą ilością książek. Zastanawiałam się gdzie jestem i wtedy otworzyły się drzwi. Stanął w nich Carlisle Cullen.
Przez chwilę wydawało mi się, że pod wpływem jego spojrzenia ból zelżał, ale było to tylko pobożne życzenie. A może to mój umysł uraczył mnie tym ulotnym wrażeniem z powodu radości, jaką poczułam, widząc piękną twarz doktora? Po raz kolejny krzyknęłam, a on jedynie westchnął, nie zbliżając się do mnie nawet o milimetr.
-Co się ze mną dzieje? – zdążyłam jedynie wychrypieć pomiędzy kolejnymi atakami agonii. Nie sądziłam, aby miał mi odpowiedzieć. Jego głos był piękny, a ja znajdowałam się przecież w piekle. Tym większe było moje zdziwienie, kiedy mimo to przemówił:
-Sam nie wiem jak to powiedzieć. – I zamilkł na kilka sekund. – Chyba najlepiej będzie bez dodatkowych metafor. Widzisz Esme… ja i Edward jesteśmy wampirami, a ty już wkrótce będziesz taka jak my. – Urwawszy, zaczął przyglądać się mojej twarzy. Z pewnością wykrzywił ją obrzydliwy grymas, ale poza tym czułam, że wytrzeszczam oczy i patrzę na niego z otwartymi ustami. Szok był na tyle silny, że na ułamek sekundy zapomniałam o bólu. Ten jednak musiał o sobie przypomnieć i uderzył ze zdwojoną siłą. Wygięłam się w łuk i złapałam za głowę, co było marną próbą zapanowania nad ciałem. Czułam, że wariuję. Czy pomieszanie zmysłów było kolejną piekielną karą?
-Rozumiem, że możesz czuć się zdezorientowana, szczególnie, że zapewne do tej pory nie wierzyłaś w istnienie istot takich, jak my. – Głos Carlisle’a ponownie sprawił, że ból zelżał. Zastanawiałam się, czy jest tego świadomy – Po przemianie wiele rzeczy stanie się dla ciebie nowych, innych, ale będziesz mogła zwrócić się do nas po pomoc.- Ponownie przerwał i chyba czekał, aż w jakiś sposób dam mu do zrozumienia, że jego słowa do mnie docierają. Ja jednak byłam w stanie jedynie unieść rękę. Sama nie wiedziałam, czego oczekuję, wykonując ten gest, bo przez ciszę, która zapanowała w pokoju, nie mogłam się na niczym skupić. Moja dłoń zacisnęła się na sofie, a wzrok mimowolnie powędrował w stronę, ciągle stojącego w progu, Carlisle’a. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, przez jego twarz przemknął jakiś grymas. Tak jakby współ odczuwał mój ból, albo miał wyrzuty sumienia, że do niego doprowadził. Wydało mi się to niedorzeczne.
Nie zdążyłam nawet wykonać wdechu, a wampir zajmował już miejsce obok mnie. Ból, którego nieprzerwanie doświadczałam, dawał mi do zrozumienia, że nie dzieje się ze mną nic ludzkiego, tym łatwiej przyszło mi uwierzyć w teorię mojego rozmówcy.
Ponownie, tym razem w pełni świadoma czego oczekuję, wyprostowałam prawą rękę. Carlisle spojrzał na mnie pytająco, po czym bez wahania ujął moją dłoń w swoją. Jego skóra była niewypowiedzianie przyjemnie chłodna. Przez moment w miejscu, gdzie nasze dłonie się dotykały, ból stał się mniejszy. Dzięki temu przypomniała sobie, co ważnego miałam mu do zakomunikowania. Chciałam się odezwać, ale gardło niemiłosiernie zapiekło i wydobył się z niego jedynie krzyk. Po minucie, która mnie wydawała się być wiecznością udało mi się zamknąć usta, a z oczu popłynęły mi łzy. Nienawidziłam się za słabość, jaką okazywałam. Wiedziałam, że muszę to powiedzieć, że mi to pomoże. Po raz kolejny zebrałam wszystkie siły, aby się odezwać, ale tym razem, ku mojemu zaskoczeniu, z gardła wydobyłam wrogie warknięcie.
-Zaczyna się – powiedział cicho. Jego głos pomógł mi odzyskać nad sobą panowanie.
-Proszę – zdążyłam jedynie wyszeptać to słowo, a kolejna fala większego bólu wstrząsnęła całym moim ciałem. Już nie leżałam, ale cała drżałam, jak w przedśmiertnych konwulsjach. „Muszę powiedzieć” pomyślałam, po raz kolejny.
-Ona chce ci powiedzieć, że kiedy mówisz, mniej ją boli. – Edward pojawił się niewiadomo skąd, a mnie wydawało się, że nigdy nie był tak zdenerwowany, jak w tej chwili.
-Chyba najlepiej będzie, jeśli najpierw dowie się o mnie, jak sądzisz? –zapytał, ale w pokoju panowała cisza. Niezrażony tym, zaczął mówić. – Esme, ja, jako wampir, oprócz cech, które za chwilę wyjaśni ci Carlisle, posiadam dar czytania w myślach. Nie wierzysz mi – prychnął. – Pomyśl o czymś, a ja zaraz powiem ci, co to. –Wpatrywał się we mnie złotymi oczami i czekał. Pierwsze, o czym pomyślałam, to śmierć mojego synka, to, że miałam go już więcej nie zobaczyć.
-To zbyt proste, zbyt oczywiste, że w obliczu takiej tragedii myślisz o swoim synku. Spróbuj z czymś trudniejszym, bo mi nie uwierzysz...- Byłam szczerze zszokowana, ale mój umysł nie dopuszczał do siebie możliwości, żeby to, co mówił Edward, było prawdą. Moja kolejna myśl wydawała się niemożliwa do odgadnięcia. Tym bardziej zaskoczyła mnie żywiołowa reakcja chłopaka.
-Jak możesz w takiej chwili o nim myśleć?! – krzyknął – Jak możesz w ogóle o nim myśleć?!– Z każdym słowem podnosił głos, a po chwili przekroczył już granicę ludzkich możliwości. Odnosiłam wrażenie, że czaszka zaraz mi eksploduje, ale on nie przestawał. – Jak możesz go nie nienawidzić?! Czy ty pamiętasz, jak cię traktował?! Naprawdę masz takie niskie poczucie własnej wartości, czy też ktoś wmówił ci, że tak powinno być?! A może cierpisz na zaniki pamięci?! Widzę, że nie… – powoli zaczął się opanowywać – …ja po prostu zobaczyłem to w twojej głowie i nie rozumiem jak tak można. Wybaczcie . – Przeniósł wzrok na Carlisle’a, nieznacznie pokręcił głową, po czym wyszedł.
Po tym, co zobaczyłam, byłam przerażona. Edward znał każdą moją myśl, widział moje wspomnienia. To wszystko było prawdą. Dopiero wtedy w pełni uświadomiłam sobie, że zmieniam się w wampira. W istotę z legend, o której istnieniu nie miałam pojęcia. W czasie ludzkiego życia nie interesowałam się fantastyką nawet w najmniejszym stopniu, więc nie miałam żadnego punktu odniesienia do rewelacji, które przed chwilą zostały mi przedstawione. Nie wiedziałam o co pytać. Nieśmiało zerknęłam na Carlisle’a i przestraszyłam się. Mięśnie szczęki miał napięte, a wzrok nieobecny. Nie odzywał się. Trwało to może niecałą minutę, ale cisza piekielnie mi ciążyła i miałam wrażenie, że jeśli nie usłyszę jego głosu, to ból rozsadzi mnie od środka. Potrzebowałam jakiegoś środka przeciwbólowego. Nie, nie jakiegoś. Potrzebowałam Carlisle’a. Lewą ręką ścisnęłam sobie skroń i skuliłam się na sofie. Skutek był zerowy, a ten, od którego oczekiwałam pomocy, ciągle milczał. Dlaczego pozwalał mi tak cierpieć? Czy za coś mnie karał? Przecież Edward powiedział mu, jak bardzo pomaga mi jego głos. Jeśli jednak zrobiłam coś nie tak, byłam skłonna przepraszać i błagać o wybaczenie przez następną dekadę. Jeśli milczenie jest złotem to, w przypadku Carlisle’a, mowa była milionem diamentów.
-Cholera jasna, odezwij się wreszcie do niej! – Usłyszałam krzyk z pomieszczenia obok. Poczułam niesamowitą wdzięczność względem Edwarda, bo gdy tylko jego słowa rozniosły się w powietrzu, twarz Carlisle’a przestała przypominać rzeźbę. Stopniowo wracało do niej życie. Obserwowałam ten niesamowity proces. Odnosiłam wrażenie, że patrzę na posąg, który za dotykiem magicznej różdżki przemienia się w człowieka. Najbardziej skupiłam się na oczach. Początkowo skierowane były gdzieś ponad mną. Jakby ich celem było wyliczenie wszystkich nici zasłony lub przeanalizowanie jakiegoś niezwykle skomplikowanego równania. Na dźwięk głosu Edwarda złociste tęczówki delikatnie drgnęły i przez moment wydawało się, że ich właściciel mrugnie. Nic takiego się jednak nie stało. Po ułamku sekundy Carlisle znów spoglądał na mnie z niezrozumiałą mieszanką bólu i wyrzutów sumienia. Jeśli kogoś tak wspaniałego dręczyły jakiekolwiek wyrzuty sumienia, co w takim razie powinno dręczyć mnie? Zastanawiałam się, co takiego wydarzyło się od chwili, w której dowiedziałam się, że jestem wampirem, żeby skutecznie zagłuszyć moje wyrzuty sumienia. Dlaczego od dłuższej chwili oczekiwałam końca przemiany nie jako końca bólu, ale początku nowego, lepszego życia? Zawstydzona spuściłam wzrok. Nie, spuszczenie wzroku byłoby w tym przypadku sporym niedomówieniem, ja po prostu przeniosłam go z oczu, na usta Carlisle’a. Byłam nim tak zachwycona, że nie potrafiłam się powstrzymać od wpatrywania w tę nieziemsko piękną twarz. Dzięki temu zauważyłam delikatne drgnięcie jego dolnej wargi świadczące o tym, że zamierza się odezwać. Mimowolnie się uśmiechnęłam, ale on nie odwzajemnił tego gestu. Ciągle coś go gryzło. Słyszałam to nawet w zmienionym tonie głosu, który nie stracił na pięknie, ale jednocześnie powodował, że ścisnęło mi się serce. Co takiego nie dawało mu spokoju?
-Jesteś wampirem. Już nam chyba trochę uwierzyłaś, więc opowiem ci trochę o tym, czym już wkrótce się staniesz.
-Dlaczego? – zapytałam i od razu pożałowałam próby zabrania głosu. Palenie w płucach i gardle przybrało na sile i przez moment nie byłam w stanie oddychać.
-Co „dlaczego”? – odparł zdezorientowany Carlisle.
-Chce wiedzieć jak to się stało, że przemienia się w wampira zamiast, jak to ujęła w myślach, „smażyć się w piekle” – odpowiedział mu Edward, który po raz kolejny pojawił się znikąd. –Chyba zostanę i pobawię się w tłumacza. Już nic nie musisz mówić, wystarczy, że pomyślisz. – Zwrócił się do mnie, a na jego twarzy dostrzegłam uśmiech. „Dziękuję” pomyślałam z wdzięcznością i jednocześnie zastanawiałam się, co sprawiło, że Edward się do mnie uśmiechał. Co takiego wydarzyło się w ciągu ostatnich kilku minut, że jego stosunek do mnie zmienił się tak radykalnie? Co przegapiłam, dręczona falami bólu?
-Czasem po prostu dobrze jest mieć wgląd w cudze myśli – odpowiedział na moje pytania. W tym jednym zdaniu kryło się jednak tyle zagadek, że nie poczułam się lepiej. Które z moich myśli usłyszał? I dlaczego tak bardzo wpłynęły na jego postawę? Przypominałam sobie wszystkie rzeczy, o których rozmyślałam, ale żadna nie wydawała mi się aż tak istotna.
-Myślę…- zabrał głos Carlisle, a ja znowu poczułam się o wiele lepiej – …że tym, skąd biorą się wampiry, zajmiemy się później. Najpierw muszę ci wiele wyjaśnić, żebyś mogła zrozumieć kwestię przemiany. Otóż... – i zaczął swój długi wykład. Opowiadał mi o nowej sile i prędkości, o lepszym węchu i wzroku, o tym, że ciała wampirów się nie starzeją, oraz o tym jak działają na nas promienie słoneczne. Trwało to kilkanaście godzin, a ja słuchałam każdego słowa i starałam się je zapamiętać. Pod wpływem głosu Carlisle’a, ból stopniowo się zmniejszał. A może to ja wmawiałam sobie, że tak właśnie jest? Chyba podświadomie chciałam go potrzebować bardziej, niż było w rzeczywistości.
Kiedy poruszył temat pragnienia, wstrzymałam oddech.
-Esme, oddychaj. – Przerwał mu Edward.
Ale, krew. Jak my, wy, ja… – Moje myśli były zupełnie pozbawione składu, ale mimo to Edward zrozumiał czym się martwię, przy czym najwyraźniej go to bawiło.
-To nie tak. Posłuchaj… –zapewnił mnie, po czym do reszty pochłonęło go stłumienie ataku śmiechu. Ja w tym czasie ponownie skupiłam się na głosie Carlisle’a. Zamknęłam oczy, starając się stłumić ból, i słuchałam. Słuchałam o tym, jak wygląda życie nowonarodzonych, o wegetariańskiej diecie, wreszcie o tym, że wybór należy do mnie – mogłam się do nich przyłączyć, ale nie musiałam. Odniosłam jednak wrażenie, że Carlisle niejako zmusza się do podarowania mi wolności. Może miał zamiar poczekać do końca przemiany i stworzyć ze mnie podwładnego wampira?
-Zdecydowanie nic z tych rzeczy –skwitował moje rozmyślania Edward i zamilkł, pomimo pytającego spojrzenia Carlisle’a, który już po kilku sekundach kontynuował swoją opowieść.
Kiedy wyjawił mi skąd biorą się wampiry, w mojej głowie pojawiło się pytanie „Kto ugryzł mnie?” Powtarzałam je długo i uparcie, bo Edward jedynie skrzywił się, ale nic nie powiedział.
„Muszę wiedzieć! Przekaż to, bo inaczej zacznę krzyczeć.” – Westchnął zrezygnowany. Zaczęłam zastanawiać się, czy chciał kogoś chronić, poprzez ukrywanie przede mną tej informacji. W tym samym momencie wampir nieznacznie skinął głową. Kogo? Zapytałam, a jego oczy powędrowały w stronę Carlisle’a. Nie zdążyłam pomyśleć nic więcej, bo Edward odezwał się nerwowym tonem:
-Chce wiedzieć, kto ją ugryzł.
-Ja. – Carlisle odpowiedział tak, jakby przyznawał się do wymordowania całego miasteczka. Nie wiedziałam dlaczego, ale nie chciałam pytać. Do głowy wkradły się za to myśli o tym, że mogłam, miałam prawo wybrać wieczność z tym, który mnie przemienił. Skoro to zrobił, nie mógł mnie nienawidzić. Wtedy pozwoliłby mi umrzeć. W takim razie mógłby zaakceptować moje towarzystwo. Może kiedyś, z upływem lat, mógłby mnie pokochać. Nie, to było tylko pobożne życzenie. Głupia! Skarciłam siebie w duchu.
-Wcale nie jesteś głupia. – Wyrwało się Edwardowi. – Przepraszam. Carlisle tyle razy mówił mi, że mam nie odwoływać się do myśli, jeśli ktoś nie zwraca się do mnie bezpośrednio. Chyba lepiej będzie, jeśli wyjdę – powiedział, po czym praktycznie zniknął. Byłam tak zawstydzona, że gdyby było to możliwe, z pewnością oblałabym się rumieńcem. Wpatrywałam się w zdezorientowanego Carlisle’a, który szybko wrócił do swojego „wykładu”. Mówił o Volturi, obaleniu Rumunów, tworzeniu się dworu w Voltterze, wyprawach na nieśmiertelne dzieci, wojnach południowców, wreszcie o zasadach, które panują w świecie wampirów.
Kiedy zaczął opowiadać o tym, że nie można się ujawniać, ja ponownie odpłynęłam we własne rozmyślania. Zastanawiałam się, co by się stało, gdyby Carlisle był człowiekiem. Gdybym nie skoczyła z klifu. Czy zaopiekowałby się mną? Czy pomagałby mi w razie problemów? Czy moglibyśmy razem robić tak banalne czynności, jak chodzenie po zakupy? Jak wyglądałyby nasze relacje po kilku latach znajomości? Czy mógłby mnie pokochać? Nie, nie mógłby. Odpowiedziałam sobie od razu. Był zbyt idealny dla emocjonalnego wraku, którym byłam. Stwierdziłam, że najprawdopodobniej dość dobra dla niego kobieta nie istniała. W każdym razie, zdecydowanie nie byłam nią ja. Mogłam jednak się na coś przydać, sprawić, żeby chcieli, abym z nimi została. Przez te kilkanaście godzin zauważyłam, że Edwardowi brakuje matczynej miłości. Nie opieki, ale tego, by ktoś kochał go jak własne dziecko – bez względu na wszystko. W końcu został przemieniony w tak młodym wieku. To mogło być moją szansą na pozostanie z Carlisle’m. Starałam się zwalczyć tę myśl, ale ona uparcie wracała. Nie wykorzystałabym uczuć Edwarda do osiągnięcia własnego celu. Mój instynkt macierzyński kazał mi się nim zaopiekować, ale nie mogłam narzucać się ani jemu, ani Carlisle’owi. Wtedy w mojej głowie zrodziło się niemożliwe do spełnienia marzenie. Zapragnęłam, żebyśmy byli zwyczajnymi ludźmi. Krzyknęłam z bólu i rozpaczy. Jednocześnie pamiętałam wszystko, co powinnam była słyszeć, kiedy marzyłam. Zorientowałam się, że była to wampirza cecha – podzielność uwagi.
-Jak długo jeszcze? – zdołałam wyszeptać, między kolejnymi atakami bólu, i ścisnęłam dłoń Carlisle’a z całej siły. Tym razem to on syknął.
-Nie mogę dokładnie stwierdzić, ale to już kwestia minut – powiedział, patrząc na mnie ze współczuciem. W tym samym momencie poczułam, że ogień powoli opuszcza moje kończyny. Uwierzyłam, że rzeczywiście zbliża się koniec mojej agonii. Rozochocona tym doznaniem, zaczęłam poruszać palcami. Uczucie, jakiego doświadczałam było nieopisanie radosne. Zorientowałam się jednak, że ból wolniej opuszcza lewą stronę mojego ciała.. Chcąc przyśpieszyć to zjawisko, postanowiłam więcej się ruszać. W przypadku palców zadziałało, może z całymi kończynami również miało się udać. Nagle cały proces niemal ustał. Wystraszyłam się, że rzeczywiście cierpienie może nigdy się nie skończyć i uznałam, że muszę coś z tym zrobić. I zrobiłam. Jedną z niewielu rzeczy, której będę żałować do końca swojej egzystencji. Wzięłam potężny zamach nogą, zapominając o siedzącym przy mnie wampirze. Uderzyłam w niego tak mocno, że rozległ się ogromny huk, a wampir wpadł na stojący najbliżej nas regał. Książki spadły na podłogę, a ona stał i patrzył na mnie zszokowany.
Spoglądaliśmy na siebie przez kilka sekund. On na mnie pytająco, ja na niego z mieszanką przerażenia i ekscytacji. Bałam się ruszyć, bo w tym samym momencie poczułam jak cały ogień z ciała zostaje wtłoczony do serca. Wstrząsnął mną dreszcz, a niezależnie od mojej woli z gardła wydobył się charkot. Nie zwracałam już na to uwagi. Czekałam, aż przemiana dobiegnie końca.
Carlisle powoli, jakby się czegoś obawiał, wstał i wyszedł z pokoju.
Kiedy zamknął za sobą drzwi, moje serce przestało bić.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez SparkleXD dnia Czw 17:23, 19 Mar 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin