FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Symbioza [Z] Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
Rudaa
Dobry wampir



Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 102 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: dzwonnica Notre Dame

PostWysłany: Nie 2:40, 10 Sty 2010 Powrót do góry

CAŁOŚĆ DOSTĘPNA W [link widoczny dla zalogowanych]

Ostatnio wena mnie zaskakuje swoją hojnością i w przerwie między obsesyjnym pisaniem pojedynków oraz próbą reanimowania Następnego lobishomena powstał taki oto kwiatek. Jest to swego rodzaju eksperyment, który ma mi pozwolić odciąć się od opisów przyrody, wyglądających jakbym je pisała na haju. Można to trochę podciągnąć pod styl, jakiego używałam w Psychodelicznym raju, a raczej jego o wiele przyjemniejsze i bardziej przemyślane wydanie.
Całość będzie liczyć ledwie dwie (nie więcej niż 3) części, gdyż pierwotnie miała to być miniaturka, ale oczywiście wyszło za długo i moja beta się zbuntowała. Rzecz opowiada o relacji Lei i Setha z czasów, kiedy jeszcze nie stali się członkami sfory. Zbierałam się do napisania tego tekstu od września, bo od dawna brakowało mi normalności w ich stosunkach, tej nieprzesyconej piętnem niechcianego daru. Chcę pokazać, że nie zawsze musi być idealnie, żeby więź przetrwała.


Betował oczywiście najlepszy mój Robaczek, któremu dziękuję za wsparcie i dedykuję postać Sama, którą sobie tak ukochała.





SYMBIOZA

1.





Księżyc przebijał się przez zasłonki w oknie dziecięcego pokoju, padając na twarz dziewczynki i rysując na niej jasną smugę. Dzięki niemu pomieszczenie oddychało w subtelnym półmroku, pozwalając świecić fluorescencyjnym gwiazdkom przyczepionym na szafce nocnej. Koło komody dało się dostrzec równo poustawiane buciki i uchyloną szafę, w której znajdowały się poskładane w kostkę ubrania. Nikt nie mógł uwierzyć w to, że ośmioletnia Leah posprzątała z własnej inicjatywy. Pytana, co ją do tego skłoniło, z szerokim uśmiechem odpowiadała, że spodziewa się gościa. Rzeczywiście, gość wielkimi krokami zbliżał się, żeby zapukać do domu Clearwaterów. Już spoglądał na uchylone drzwi i wyciągał rączki do uśmiechniętej pielęgniarki, która po chwili z dumą oświadczyła, że oto na świat przyszedł chłopiec. Dziewczynka zwinięta w kulkę na tapczanie przykryła się kołdrą tak, że w ciemności błyszczały tylko białka jej ciemnych oczu. Odkąd Harry i Sue zniknęli w samochodzie komendanta Swana, dziecko liczyło szeptem sekundy. Nie miało pewności, czy odstępy czasu między wypowiadanymi cyframi są wystarczająco długie, podobnie nie mogło określić, która jest godzina, ponieważ budzik w kształcie wilka, który dziewczynka dostała na urodziny od taty, zatrzymał się kilka dni wcześniej na godzinie piątej dwadzieścia trzy i nie chciał ruszyć mimo wymieniania baterii.
– Dziewięćset osiemdziesiąt jeden – szepnęła, po raz kolejny zbliżając się do tysiąca. Nie wiedziała, czy nie zgubi się, kiedy zacznie wymieniać czterocyfrowe liczby, więc gdy dochodziła do miejsca, w którym pojawiały się trzy zera, zaczynała od nowa. Wydawało jej się, że powtarzała liczenie już dwanaście razy, ale równie dobrze mogła to robić po raz osiemnasty, bo straciła rachubę.
Momentalnie przestała, kiedy zobaczyła światła samochodu zbliżające się do podjazdu i usłyszała warkot silnika. Spięła wszystkie mięśnie w oczekiwaniu na jakikolwiek sygnał, że ktoś wchodzi do jej pokoju. Czuła w koniuszkach paluszków, że jakaś osoba zbliża się do niego coraz bardziej. Nie potrafiła tego w żaden sposób wyjaśnić, ale denerwowała się tak, że włosy na karku stawały jej dęba. Zacisnęła jedną piąstkę na kołdrze, a drugą na prześcieradle, mimo to czuła, jak paznokcie wbijają się we wnętrze dłoni. Wstrzymała oddech i w tym samym czasie ktoś chwycił za klamkę, otwierając drzwi. Cały czas nie oddychała, chowając się w połach kołdry. Po chwili rozległ się szept Harry’ego:
– Śpi.
Kiedy Leah usłyszała głos ojca, zerwała się na równe nogi i podbiegłszy do niego, uczepiła się nogawki starych dżinsów.
– I co?! I co?! – piszczała, podskakując.
– Dlaczego ty jeszcze nie śpisz? – zapytał, próbując ukryć radość pod tonem surowego rodzica.
– Bo czekam na gościa. – Zrobiła naburmuszoną minę, jakby oświadczała najoczywistszą na świecie rzecz. Dąsała się przez chwilę, czekając na jakąkolwiek reakcję, ale ojciec tylko patrzył na komendanta Swana opierającego się o framugę drzwi kuchennych i mrugał do niego znacząco. W próbie zwrócenia na siebie uwagi dziewczynka zaczęła strzelać słodkimi oczyma i mruczeć, co robiła tylko wtedy, kiedy chciała uniknąć karcącej ręki matki po dającym się rodzicom we znaki wybryku. – Tato! – zapiszczała.
– Myślę, że poczekamy z tym do rana. – Usiłował utrzymać stanowczy ton głosu, ale coraz bardziej przebijała się przez niego nutka powstrzymywanego uśmiechu, co nie umknęło uwadze dziewczynki.
– Tato… – mruknęła, przybierając ten sam poważny ton.
Harry schylił się, odgarnął jej sięgające do połowy szyi włosy i szepnął na ucho:
– Poczekamy do rana, kiedy będzie z nami twój braciszek.
Leah w przypływie entuzjazmu odskoczyła od ojca i podbiegła do Charliego, rzucając się policjantowi na szyję. Ten stał jak zaczarowany, nie bardzo wiedząc, co zrobić. W końcu, zachęcony gestem przyjaciela, wziął dziewczynkę na ręce i zaniósł do łóżka. Ona nawet przez chwilę nie przestawała głośno się śmiać.
– Haha! Przegrał zakład, przegrał! Chłopiec, chłopiec! – Pokazała ojcu język, znikając z Charliem za ścianą pokoju.
Nawet gdy mężczyźni opuścili sypialnię dziewczynki, a niedługo później i dom, Leah nie mogła zasnąć. Od pierwszej chwili, w której dowiedziała się, że Sue jest w ciąży, nieustannie opowiadała o tym, jak cieszy się z przyszłego rodzeństwa. Ku zdziwieniu wszystkich, zaczęła interesować się lalkami i spędzać więcej czasu w towarzystwie dziewczynek, bawiąc się w dom i uparcie twierdząc, że kiedy w rodzinie przybędzie kolejne dziecko, to na jej barki spadnie opieka nad maleństwem. Nie mogła doczekać się, aż zostanie piastunką, taką jak pokazuje się w telewizji. Widziała siebie w białym czepku, pochylającą się nad niemowlakiem, podającą smoczek oraz butelkę z jedzeniem, zmieniającą pieluszki… Uśmiechała się na samą myśl, że stanie się taką ważną i pomocną osobą. W małej główce roił się obraz spokojnego niemowlęcia, wtulonego w jej pierś oraz ich matki podziwiającej scenę z pewnej odległości i uśmiechającej się do męża na znak aprobaty.
Leah wygramoliła się z łóżka, po czym upewniwszy się, że została w domu sama, zapaliła światło. Podeszła do drewnianego kufra, na którym wykleiła razem z mamą kolorowy napis ZABAWKI. Przejechała dłonią po wieku, przekonując się, że zadbała o zniknięcie najdrobniejszego kłębuszka kurzu. Przez chwilę wodziła palcem po barwnych literkach, żeby sprawdzić, czy któraś się przypadkiem nie odkleja i otworzyła skrzynię. W środku znalazła stos pluszowych zabawek, a pod nim schowane przed światem klocki i samochodziki. Była już dużą dziewczynką, więc stwierdziła, że pora porzucić zabawki dla chłopców i zabrać się za bardziej kobiece zajęcia. Zaczęła po kolei wyjmować wszystkie pluszaki, a każdego z nich żegnała w inny sposób – jednego pocałowała w czubek głowy, innemu szepnęła do ucha kilka słów wyjaśnień. Nie miała ich wiele, ale do każdego zdążyła się przywiązać. Następnie, zamknąwszy skrzynię, zebrała zabawki i ruszyła z nimi w stronę pokoju, w którym miał zamieszkać nowy członek rodziny. Wiedziała, że musi znaleźć wszystkim swoim pluszowym przyjaciołom specjalne miejsce, żeby nie było im w nocy zimno i smutno. Niebieski królik z wyrwanym zębem wylądował w dziecięcym łóżeczku, miś bez ucha, który kiedyś należał do Sue, otrzymał honorowe miejsce na parapecie, nowy słoń w stroju baletnicy przysiadł na półce, a reszta przytulała się pod drzwiami, pilnując, żeby nie wszedł nikt, kto mógłby w jakiś sposób zaszkodzić dziecku. Zadowolona z siebie, usiadła w kącie pokoju, przykrywając się kocem zabranym z kołyski i przyglądała się swojemu dziełu. Patrząc na szczęśliwe zabawki, wreszcie pozwoliła powiekom opaść i skulona na dywaniku, zasnęła.

Nazajutrz obudziły ją głosy rodziców, po cichu zmierzających w stronę pokoju, w którym była. Natychmiast zerwała się, czekając, aż wejdą. Kiedy tylko drzwi się otworzyły, Leah zaczęła krzyczeć, chcąc przywitać swojego brata. Ten akurat spał i w reakcji na głośne dźwięki zaniósł się płaczem. Sue zmierzyła córkę karcącym spojrzeniem, a potem pokazała dziewczynce, żeby wyszła. Leah patrzyła na matkę kładącą dziecko do kołyski i próbującą je uspokoić ze łzami w oczach, ale posłusznie wykonała polecenie. Ostatni raz spojrzała na rodziców pochylonych nad jej bratem i opuściła pomieszczenie.
Oparła się o ścianę w korytarzu służącym za łącznik między kuchnią a sypialniami i osunąwszy się po niej, schowała głowę między kolana. Słuchając płaczu chłopca, nie zastanawiała się nad reakcją matki, bardziej przejęła się faktem, jak zareagował na nią gość. Wciąż marzyła, żeby go przytulać i opiekować się nim, ale nie wiedziała, dlaczego nie może zacząć od zaraz. Zastanawiała się, czy to nie ma jakiegoś związku z etykietą, o której mówili ostatnio w szkole – być może nie będą mogli się zaprzyjaźnić, dopóki chłopiec nie dostanie imienia i nie przedstawią się sobie. Leah rozważała to, cały czas trzymając głowę w dole. Poczuła dłonie matki zaciskające się na jej włosach i siłę unoszącą twarz do góry. – Hej, uśmiechnij się – powiedziała Sue. – Już wszystko w porządku. Masz ochotę na płatki? – zapytała córkę, całując ją w czoło. Dziewczynka przytaknęła i uśmiechnęła się smutno.
Kiedy mama zniknęła za ścianą, Leah podniosła się po cichu i poczłapała w kierunku pokoju dziecka. Bezszelestnie pociągnęła za klamkę, po czym weszła do środka, zamykając za sobą drzwi. Zastanawiała się, jak powinna przedstawić się chłopcu, żeby ten nie poczuł się urażony, że wypomina mu brak imienia. Wzięła głęboki oddech, podchodząc do łóżeczka. Ku swojemu zaskoczeniu, zobaczyła, że maluch śpi. Wyciągnęła rękę i pogłaskała go po szczecinie czarnych włosów.
– Seth, zdecydowanie wyglądasz jak Seth – powiedziała na wydechu. – Jestem Leah – szepnęła, po czym złapała chłopca pod boki, próbując go podnieść. Ten zareagował od razu, zanosząc się głośnym płaczem. Przerażona dziewczynka zostawiła go i uciekła do swojego pokoju, żeby schować się po kołdrę.



***



– Oddawaj to w tej chwili, albo… – warknęła Leah, patrząc na brata, który trzymał w ręku jej pamiętnik.
– Albo co mi zrobisz? Powiesz mamie? – Pokazał dziewczynie język i uciekł do swojego pokoju, śmiejąc się.
Leah, niewiele myśląc, pobiegła za nim, ale zdążył już zamknąć drzwi do swojej sypialni. Wzięła kilka głębokich wdechów, próbując się uspokoić, ale wiedziała, że na nic się to zda. Seth doprowadzał ją do granic cierpliwości od dnia, w którym wyrósł wystarczająco, żeby dosięgać do klamki i samemu otwierać drzwi. Wsunęła palce we włosy i zaczęła masować skórę głowy, zamykając oczy.
– Tylko spokojnie, tylko spokojnie… – szeptała pod nosem, ale po chwili nie wytrzymała i uderzyła pięścią we framugę. – Otwieraj w tej chwili, gówniarzu, zaraz porachuję ci wszystkie kości!
– Leah! Jak się odzywasz do brata?! – usłyszała głos matki dochodzący z kuchni. Jego ton wyraźnie zdradzał, że już dawno przestała przejmować się sprzeczkami między swoimi dziećmi. Zwracała im uwagę z przyzwyczajenia, będąc w pełni świadomą, że nie biorą sobie tych słów do serca. I rzeczywiście, po chwili, jakby nie słysząc uwag Sue, Leah krzyknęła:
– Mówię poważnie! Otwieraj! Liczę do trzech! Raz… dwa… – Kiedy miała wypowiedzieć ostatnie słowo, drzwi otworzyły się, uderzając ją w nos. Złapała się za bolącą chrząstkę i mruknęła parę przekleństw, w czasie gdy Seth wybiegał z pokoju, rzucając dziennik na ziemię. Postanowiła policzyć się z bratem później. I tak wiedziała, że na nic się to zda w momencie, w którym ból zamracza jej zdolność racjonalnego myślenia. Podniosła zeszyt z podłogi i poszła do swojego pokoju.
Usiadła na parapecie, przykładając puszkę z zimnym napojem do nosa. Syknęła, kiedy jej skóra zetknęła się z lodowatą powierzchnią, ale po chwili ból zaczął odchodzić, więc zacisnęła zęby i znosiła chłód. Otworzyła pamiętnik na ostatniej zapisanej stronie, gdzie znajdowała się zakładka, którą umieściła tam poprzedniego dnia. Pod datą 15 sierpnia 1999 znajdowało się zdanie napisane koślawym pismem: Seth to czytał. Warknęła zirytowana, wymyślając kilka wyjątkowo bolesnych tortur dla niesfornego brata. Momentami miała wrażenie, że żyją w dwóch zupełnie odmiennych światach, oddalonych od siebie o miliony lat świetlnych. Codziennie szukała w nim chociaż cienia zrozumienia i miłości, ale widziała tylko wyuzdaną złośliwość. Nie było dnia, żeby chłopak nie płatał siostrze figli – tym gorszych, im starszy się stawał. Ona – twarda i bezkompromisowa, on – bezmyślny i wiecznie wesoły; stanowili swoje skrajne przeciwieństwa. Niewiele osób wiedziało, że są rodzeństwem i nikt nigdy nie zastanawiał się, dlaczego tak się dzieje. Nawet ich wygląd był różny – dziewczyna ewidentnie wdała się w ojca, natomiast Seth odziedziczył delikatne rysy twarzy Sue. Lei zdarzało się, gubiąc się w oczach brata w próbie zrozumienia go, wypatrywać charakterystyczne dla Harry’ego i niej dołeczki uwydatniające się podczas uśmiechu czy minimalną różnicę między wielkościami dziurek w nosie, ale nigdy nie dostrzegła między sobą a bratem żadnego podobieństwa.
Wyjrzała przez okno, chcąc oderwać się od ponurych myśli. Uchyliła je lekko, próbując złapać ostatnie promyki letniego słońca. Ojciec już od kilku dni wszystkim powtarzał, żeby się szykowali na pogorszenie pogody, które upodoba sobie La Push na długi czas. Podziwiała ptaki, wyczuwające zbliżający się deszcz, które potwierdzając słowa Harry’ego, odlatywały w stronę majaczących na horyzoncie Gór Olimpic. Marzyła o tym, żeby wyjechać gdzieś daleko od rezerwatu, gdzie nie czułaby się tak spętana. Ze wszystkich stron spoglądały na nią ciekawskie oczy sąsiadów – w takich miejscach nikt nie miał przed sobą tajemnic. Chciała tylko odrobiny prywatności i spokoju, których nie mogła odnaleźć nawet we własnym domu. Pomimo wielu próśb, ojciec nie zgodził się na założenie zamka w łazience, a siedmioletni Seth nie potrafił się nauczyć, że nie wchodzi się do tego pomieszczenia, kiedy jego drzwi są zamknięte. Coraz częściej miała wrażenie, że specjalnie wpadał do środka, kiedy ona tam była, znajdując tym samym kolejny sposób, żeby zrobić siostrze na złość.
Odstawiła puszkę i zaczęła badać palcami zdrętwiały od zimna nos. Wiedziała, że nic poważnego się nie stało, więc upewniwszy się, że zesztywnienie mija, odpuściła sobie.
Na podwórku Seth bawił się z kilkoma chłopcami w większości w swoim wieku. Cała gra przypominała paraolimpiadę, a jej zasady musieli wymyślić sami, bo nie kojarzyła się Lei z żadnym znanym sportem – na zmianę kopali piłkę, chwytali ją w dłonie, biegali z wysłużoną futbolówką pod pachą, żeby po chwili bić się o nią i rzucać na siebie w przypływie ekscytacji. Nie widziała większego sensu ani myśli przewodniej w plątaninie członków, którą obserwowała. Po chwili jeden z chłopców, o wiele większy od jej brata, przewrócił go na plecy i zaczął krzyczeć tak, że połowa rezerwatu mogła to usłyszeć:
– Clearwater kocha Jones!
Chłopiec miotał się i szarpał, próbując uwolnić się z uścisku młodego Indianina.
– Złaź ze mnie! To nieprawda!
– Prawda! Kochasz ją! Będziecie się całować i weźmiecie ślub, i będziecie mieć dzieci! Cmok, cmok, cmok! – Chłopak udawał Setha, świetnie się przy tym bawiąc. W chwili, gdy w kącikach oczu malca pojawiły się łzy złości, osiłek zaczął okładać go pięściami po twarzy. Cały czas śmiejąc się, zadawał dzieciakowi ból, a ten mógł jedynie osłaniać się wątłymi ramionami.
W pewnym momencie ciosy ustały, a urwisa ktoś pociągnął za ucho, zmuszając go do wstania z małego Clearwatera. Odwrócił się i zobaczył, że zatrzymała go wysoka Indianka, na oko piętnastoletnia, ubrana w luźne bojówki i ciężkie martensy. Miała rozwiane włosy i napuchnięty nos, co w połączeniu z piorunującym wzrokiem dawało nieco wybuchową mieszankę. Grymas na jej twarzy dawał jasno do zrozumienia, że jest wściekła i przyszła stanąć w obronie Setha, więc każdy, kto tknął go chociażby czubkiem palca, zadrżał na myśl, że będzie musiał stawić czoła tej strasznej, dwa razy od niego większej dziewczynie.
– Jak się nazywasz? – warknęła, wciąż trzymając siedmiolatka za ucho.
– Uuuuuu…. Uley – wymamrotał. – Jerry Uley. – Na wszelki wypadek chciał dodać proszę pani, jednak przy ogrodzeniu pojawił się wysoki, przystojny Indianin, którego mina wyraźnie zrzedła na widok tego, co dziewczyna robi z dzieckiem.
– Jerry? Co ty znów zrobiłeś, do jasnej cholery?! – rzucił w stronę chłopaka.
Praktycznie niezauważalnie Leah zarumieniła się, jednak nawet na moment nie straciła panowania nad sobą.
– Żaden gnojek nie będzie znęcał się nad moim bratem, czy to jasne? – zapytała z pewnością w głosie.
– To twój brat? – wskazał na leżącego na ziemi Setha. W odpowiedzi otrzymał kiwnięcie głową. Otworzył furtkę i podszedłszy do przerażonego chłopca, chwycił go za drugie ucho, przyciągając do siebie, po czym wyciągnął dłoń w stronę dziewczyny. – Sam Uley. Mam nadzieję, że mój kuzyn nie sprawił zbyt wiele problemów, a jeżeli tak, to bardzo pożałuje, że to zrobił – powiedział niemal mechanicznie, jednak kiedy się odwracał, zdążył uśmiechnąć się do Lei nonszalancko. – Do zobaczenia, mam nadzieję – rzekł, wychodząc.
Clearwaterówna cały czas wpatrywała się w niego i ocknąwszy się w ostatniej chwili, rzuciła tylko: – Tak, jasne… cześć!



***



Powietrze wciąż było gęste po burzy, która dała się we znaki całemu miasteczku. Wyraźnie ucierpiały drzewa w lesie, upadając pod ciężarem wycelowanych w nie kulistych pocisków. Z liści skapywały krople deszczu najwyraźniej wcale nie zamierzające wyparować i zostawić uciekających przed nimi zwierząt. Seth chwycił jedną ze złamanych odnóg i pociągnął za sobą w stronę domu. Przysiadłszy na ławce, owocu pracy młodego Clearwatera i jego przyjaciela – Quila Ateary, wyjął z kieszeni scyzoryk i zaczął zeskrobywać miękką korę z gałęzi. Przywiązywał uwagę do każdego nacięcia – pilnował, żeby nie nacisnąć za mocno, jednocześnie starając się pozbyć otoczki jak najszybciej. Palce poruszały się po pędzie bardzo szybko, prowizorycznie wygładzając go, jakby nigdy nie robiły niczego innego. Kiedy kawałek drewna w pełni zabłysł jasnością brzozy, porzuciwszy biało–czarną skórę, chłopak zaczął się mu przyglądać, jakby szukał jakichś defektów. Jednak po chwili oderwał wzrok od bierwiona i skupił się na parze zbliżającej się do domu.
Leah zmieniła się nie do poznania – przestała obsesyjnie skracać włosy i teraz sięgały do połowy pleców, obszerne bluzy zamieniła na koszulki z dekoltem, a czarne martensy na delikatne obuwie sportowe, tylko nieśmiertelnych bojówek nie chciała się pozbyć. Zazwyczaj smutną twarz rozpromieniał szeroki uśmiech, a wszystko za sprawą rosłego Indianina idącego przy jej boku. Dziewczyna, pomimo tego, że była wysoka, sięgała mu do ramienia. Wsunęła jedną dłoń w jego długie, mocne palce, a drugą przytrzymywała się ciemnego łokcia. Co chwilę stawała na palcach, żeby pocałować mężczyznę w policzek albo nosem odgarnąć czarne włosy w linii prostej opadające na plecy. Stanęli na ganku, żeby się pożegnać. Seth patrzył z boku na całą scenę i widział miłość oraz szczęście promieniujące od tej pary. Sam trzymał dłonie Lei w swoich i składał pocałunki na każdym palcu. Ona wyplątywała ręce z uścisku i zawieszała je na szyi ukochanego, próbując dostać się do jego ust, jednak cały czas się z nią drażnił i szukał sposobu, żeby uniknąć pocałunku. W końcu przytulił dziewczynę i delikatnie skubnąwszy płatek jej ucha, szepnął coś, po czym rozluźnił uścisk i pozwolił Clearwaterównie wejść do środka. Obdarzyła go kolejnym uśmiechem i puściwszy oko, zamknęła za sobą drzwi. Poczekał jeszcze chwilę, upewniając się, że dziewczyna nie zawróci i skierował się w stronę bramy.
Seth opierał się o furtkę i z założonymi rękami spoglądał na zbliżającego się Uleya. Ten tylko uśmiechnął się i rzucił: – Cześć, młody.
Chłopak jednak ani drgnął, przez co Sam nie mógł dostać się do wyjścia.
– Mógłbyś się przesunąć? – zapytał.
– Czego ty chcesz od mojej siostry?
Mężczyzna przyjrzał się dokładnie wątłej posturze chłopca. Gdyby ktoś spoglądał na nich z boku i próbował porównać do tego chudzielca umięśnione ciało Sama, nieźle by się ubawił. Jednak Uley, próbując zachować pozory godności, zdusił śmiech i odparł poważnie:
– Nie widać?
– Zostaw ją w spokoju – rzekł chłopak, próbując sprawić, żeby jego oczy ciskały gromy.
– Myślę, że to od niej zależy, czy chce się ze mną spotykać. A teraz – mógłbyś się opierać kawałek dalej? Czekają na mnie w domu.
Seth odsunął się, zaciskając dłonie w pięści.
– Jeśli ją skrzywdzisz, pożałujesz – powiedział przez zęby.
– Jasne, rozumiem. Powinna się cieszyć, że ma tak świetnego brata. Pa, młody. – Poczochrał włosy jedenastolatka i opuścił podwórko.

Seth nie był ideałem – szczególnie w stosunku do siostry nie zawsze zachowywał się w porządku, jednak czuł, że z młodym Uleyem jest coś nie tak. W jeden chwili odstawił na bok wszystkie uprzedzenia na linii swoich relacji z Leą, chciał tylko, żeby była szczęśliwa. Nie powiedziałby tego dziewczynie prosto w oczy – podświadomość podpowiadała mu, że wzięłaby to za żart i kolejny sposób na sprawienie jej przykrości. Czasami żałował swojego postępowania, tym częściej, im starszy się stawał, ale nie potrafił naprawić własnych błędów. Jedynym wyjściem, jakie wydawało mu się racjonalne, było uparte trwanie w dotychczasowych postawach. Nie rozumiał, że krzywdzi tym nie tylko siostrę, ale i przyglądających się z dystansem rodziców. Bardzo chciał poprawić swoje relacje z rodziną, ale mur, który wokół siebie zbudował, stał się zbyt wysoki, żeby go przeskoczyć. Nieświadomie, starając się uszczęśliwić domowników brakiem swojej obecności, jeszcze bardziej się od nich oddalał.
Czasami Seth zastanawiał się, co Sam zobaczył w jego siostrze. Odznaczała się wyjątkowo trudnym charakterem – począwszy od tego, że nie znosiła najmniejszego sprzeciwu, poprzez swoisty egoizm objawiający się żerowaniem na dobroci innych, skończywszy na permanentnym zgorzknieniu, którym zarażała wszystkich wkoło. Ludzie uciekali, widząc ją idącą z kiepską powieścią fantasy pod ręką i miną mówiącą, że dziewczyna zniszczy każdego, kto odważy się do niej zbliżyć. Godzinami siedziała na parapecie, szukając czegoś nieokreślonego na linii horyzontu i wychodziła z pokoju tylko wtedy, kiedy musiała. Z każdym dniem coraz bardziej się w sobie zamykała i podświadomie czuł, że ma w tym swój udział. A potem pojawił się Uley i przewrócił świat Lei do góry nogami. Seth od dawna podejrzewał, że jego siostra, kryjąca się pod maską suki, rzeczywiście zaczęła wierzyć w swoją zgryźliwość. Wiedział, że tak naprawdę, w najciemniejszych zakamarkach swojego serca, jest po prostu dobra – pełna współczucia, zainteresowana losem innych i skora do pomocy w trudnych sytuacjach. Jednak bardzo starała się, by nie pokazać żadnego z tych walorów.



***



– Tak, słucham? – odezwała się Leah niemrawym głosem. Zegar wskazywał, że jest już dobrze po północy, kiedy dziewczyna została brutalnie wyrwana ze snu.
– Lee, to ty?
– Nie, mój popieprzony brat łachmyta. Seth, gdzie ty, do cholery, jesteś?
– Rodzice śpią?
– Nie wiem, obudziłeś mnie. Jak się kładłam, to mama czekała na ciebie w kuchni, pewnie wciąż tam jest. Gdzie ty się włóczysz po nocy?
– Posłuchaj, mam do ciebie prośbę – powiedział na wydechu i przerwał, jakby czekał na cios w potylicę. Nie słysząc żadnej reakcji, kontynuował: – Tylko spokojnie, nie denerwuj się. Jestem w Seattle.
– Gdzie?!
– Ciszej, bo rodzice cię usłyszą. Uciekł mi ostatni autobus i siedzę od godziny na dworcu. Chciałem się załapać na jakiś transport, ale o tej porze nie ma tu żywego ducha.
Na chwilę zapanowała cisza, w czasie której Leah obiecywała sobie, że któregoś dnia zamorduje brata własnoręcznie, jednocześnie zastanawiając się, jak mu pomóc.
– Jesteś sam?
– Nie, z Quilem.
– Jego rodzice wiedzą?
– Powiedział, że śpi u nas.
– Nie ruszajcie się stamtąd, będę nie później niż za dwie godziny.
Rzuciła słuchawką i wciągnąwszy na siebie pierwsze rzeczy, jakie udało jej się znaleźć, wyszła z pokoju. Starała się zachować względny spokój, żeby matka niczego się nie domyśliła, chociaż w głębi serca czuła, że na nic się to zda – intuicji Sue nie dało się oszukać. Wzięła kilka głęboki wdechów i weszła do kuchni. Jak przypuszczała, jej mama wciąż siedziała przy stole, obracając w dłoniach pusty kubek po herbacie. Kiedy zobaczyła, że dziewczyna kieruje się do drzwi wejściowych, od razu zareagowała.
– Dokąd idziesz?
– Idę do Sama, wrócę rano.
Kobieta spojrzała na córkę, a w brązowych oczach błysnęła ledwo dostrzegalna iskierka. Kiedy drzwi już prawie się zamknęły, powiedziała cicho:
– Powiedz Sethowi, że jak wróci, to skopię mu tyłek.
Podniosła się i ruszyła w stronę swojej sypialni.
Leah jeszcze przez chwilę stała z ręką na klamce i przeklinała w duchu chłopaka. Wiedziała, że w jego głowie roją się tysiące głupich pomysłów, ale miała wrażenie, że ten, który właśnie realizował, był najbardziej bezmyślny i nieodpowiedzialny. Już dawno pogodziła się z faktem, że ich relacje nigdy nie będą dobre – marzyła, żeby zaczęły ograniczać się do względnej tolerancji, zamiast opierać się na stawianiu jej w pozycji ofiary, a Setha w roli kata. Mogłaby poradzić sobie z bratem w kilka minut – górowała nad nim nie tylko fizycznie – ale za bardzo go kochała, żeby to zrobić. Ponadto zajmowała się wzbranianiem przed tą miłością, więc nie znajdowała czasu na stworzenie z nim serdecznej więzi.
Gdy tylko noc przykryła ją wystarczająco, aby pozostawała niewidoczna z okien budynku, puściła się pędem w stronę domu Sama. Od dziecka kochała biegać i kiedy tylko miała możliwość, żeby poczuć na skórze siłę wiatru i usłyszeć jego szelest w uszach, poddawała się temu bez reszty. Jednak w tym momencie nie czerpała z biegu żadnej przyjemności. W jej głowie kołatały się wizje zdenerwowanej Sue pochylonej nad śpiącym, nic nie podejrzewającym ojcem. Wiedziała, że cała sytuacja odbija się najbardziej na zdrowiu matki – przeżywała każde cierpkie słowo, które padało w rozmowach rodzeństwa, gesty pełne złości, niejednokrotnie przemieniające się w pozornie niegroźne rękoczyny, wyrywały serce kobiety, a odgłosy trzaskających drzwi zgniatały je i rozrywały na części. Często puszczały jej nerwy, ale zamiast powiedzieć swoim dzieciom, co naprawdę sądzi o sytuacji, wyładowywała się na Harrym, żaląc się, że ten nie weźmie sprawy w swoje ręce. W ten oto sposób dom Clearwaterów stał się siedliskiem nieustających kłótni, niedomówień i wiszących w powietrzu niewypowiedzianych słów, przykrytym szczelnie całunem miłości.
Kiedy zobaczyła zarys domostwa, zwolniła, chcąc uspokoić oddech. Nie chciała, żeby Sam zobaczył ją w takim stanie, ale starała się odepchnąć te myśli na skraj świadomości i poddać się uczuciu strachu o brata. W oknach wciąż paliło się światło, więc miała przynajmniej pewność, że nikogo nie obudzi. Zadzwoniła dzwonkiem niedawno zamontowanym przez Sama i czekała na otwarcie drzwi. Po chwili w progu pojawił się jej chłopak i widząc trwogę w oczach Lei, natychmiast wciągnął dziewczynę do środka.
– Coś się stało? – zapytał, chociaż z jej wyglądu jasno mógł odczytać odpowiedź.
– Nie miałbyś ochoty zawieźć mnie do Seattle? – zapytała, siląc się na nieśmiały uśmiech.

Odkąd wyjechali z La Push, w samochodzie panowała cisza. Kilka słów wyjaśnień, na które zdobyła się Leah, doprowadziły Sama do szału. Wyszli szybko, żeby jego rodzice nie zadawali zbyt wielu pytań i ruszyli w drogę. Dziewczyna nerwowo stukała palcami o szybę, nie zdając sobie z tego do końca sprawy. Wciąż biła się z myślami, próbując odgadnąć, co jej brat robił tak daleko od domu w środku tygodnia, kiedy nazajutrz powinien udać się do szkoły.
– Czy mogłabyś przestać? – zapytał w końcu, a w jego głosie wciąż było słychać nutkę złości.
– O co ci chodzi? – odparła dziewczyna, również nie siląc się na słodki ton.
– Ten dźwięk jest irytujący.
– A, to…
Na chwilę znów zapanowała cisza, w czasie której Sam próbował podzielić swoją uwagę między prowadzenie samochodu i zdenerwowaną Leę. Kochał ją, mógł to przyznać bez cienia wątpliwości. Bał się przyznać na głos, ale czasami widział ich idących razem przez życie – ciemna skóra dziewczyny otulona białymi koronkami sukni ślubnej, mały domek w górach wypełniony zapachem przypalonej jajecznicy jej autorstwa i kiepskiej wody po goleniu Uleya oraz słodki chłopiec o jego uśmiechu i oczach Lei prześladowały go w snach. Kilkakrotnie udało mu się skarcić samego siebie za sentymentalizm. Jednak zdarzały się chwile, w których miał wrażenie, że nie poznaje tej kobiety. I dziwnym trafem we wszystkich tych momentach na horyzoncie pojawiał się Seth. Niejednokrotnie Indianin miał wrażenie, że chłopak próbuje sabotować ich związek, ale nigdy nie powiedział tego przy Lei na głos. Nigdy – do dnia, w którym pojawiła się na jego progu ze łzami w oczach, prosząc, żeby ją zawiózł do Seattle.
– Jak oni tam wylądowali? – zapytał, próbując przerwać ciążącą obojgu ciszę.
– Nie wiem – odparła krótko, przeczesując dłonią splątane włosy, przez co pozwoliła, żeby na jej mokrą od łez twarz spadł blask księżyca, uwydatniając każde spuchnięcie. Sam poczuł, jak wzbiera w nim wściekłość.
– Głupi, nieodpowiedzialny gówniarz – rzucił.
– Przestań.
– Nie mogę patrzeć, jak ten bachor cię niszczy! Tak się dzieje za każdym razem, kiedy wpada w kłopoty. Biegniesz za nim jak jakaś pieprzona superwoman, nie zważając na to, że po jakimś czasie odstawi ci kolejny numer!
– Przestań – powtórzyła, nie mając siły na odpieranie argumentów.
– Może gdyby się nauczył, że nie będziesz mu wciąż podcierać tyłka, zrozumiałby, że żarty się skończyły i wziąłby się za siebie. Obie z matką tylko na niego chuchacie, a nie zwracacie uwagi na to, że was wykorzystuje!
– Przesadzasz, to tylko dzieciak. – Wytarła wierzchem dłoni zaczerwieniony nos.
– Dokładnie, to dzieciak! Dzieciaki nie urządzają sobie eskapad kilkadziesiąt kilometrów od domu w nudne popołudnia.
Leah znów zamilkła. Zamknęła oczy i oparła głowę o zagłówek, próbując się uspokoić.
– Czy ty mnie w ogóle słuchasz?! – zaczął znów Sam. – Czasami mam wrażenie, że mówię do ściany.
– Zamknij się w końcu! – wybuchła. – Nie możesz po prostu prowadzić tego cholernego samochodu i dać mi świętego spokoju?! Nie oczekuję od ciebie, żebyś zaczął go wychowywać, po prostu poprosiłam cię o przysługę, nie musiałeś się zgadzać, jeżeli to dla ciebie taki problem!
– I może następnym razem się nie zgodzę… – rzucił pod nosem.
Leah była zbyt zmęczona, żeby się kłócić, więc udawała, że nie słyszała ostatnich słów Sama. Chciała po prostu, żeby ta noc się skończyła.

Kiedy dojechali na miejsce, Leah poprosiła Sama, żeby został w samochodzie i wyszła po siedzących na hali Dworca Głównego chłopaków. Quil na jej widok cały się rozpromienił, w przeciwieństwie do Setha, który sprawiał wrażenie, jakby szykował się na bardzo bolesne tortury.
– Chodźcie – warknęła przez zęby, nawet nie obdarzając brata spojrzeniem.
Zatrzymała ich na chwilę, zanim wsiedli i powiedziała, zwracając się głównie do młodego Clearwatera: – Jesteście infantylnymi gnojkami bez krzty rozumu, rano się z wami policzę, a teraz do środka i ani słowa, bo obu zęby powybijam.
Chłopcy wzięli sobie jej groźbę do serca i żadne słowo nie padło w drodze powrotnej do La Push.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Rudaa dnia Śro 19:05, 04 Sie 2010, w całości zmieniany 10 razy
Zobacz profil autora
Aliss.
Wilkołak



Dołączył: 30 Mar 2009
Posty: 237
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Nie 6:56, 10 Sty 2010 Powrót do góry

Nudziło mi się jak wstalam. Więc zajrzałam na TS. A tu miła niespodzianka - moze FF. No i przeczytałam. Podobało mi się. Pierwszy raz, Z własniej, nieprzymuszonej woli, przeczytałam cos o Leah. I nie zawiodłam się. Bardzo mi się podobało. Szkoda jednak, ze nie rozwinęłaś tego bardziej.
Jedyne, co mi sie nie podobało, to przydługie opisy. Ale ja już taka jestem, że wolę dialogi, więc sie nie przejmuj.

Pozdrawiam:)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
wela
Zły wampir



Dołączył: 08 Lut 2009
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 37 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Broadway

PostWysłany: Nie 10:27, 10 Sty 2010 Powrót do góry

Hmm... Musiałam tu przybyć, jak mogłabym odpuścić sobie nowy twór Rudej.
No to tak - brawo, Ruda.
Cieszę się, że wzięłaś się za pewnego rodzaju łatkowy temat, który zdecydowanie jest odskocznią od walających się tutaj Badwardów, BadBellów i innych BadJacobów Bello, wybierz mnie. Podoba mi się temat - może nie jest jakiś najbardziej interesujący, ale zdecydowanie ma potencjał. Dorzucając twój styl, ciągle się rozwijający, ale zdecydowanie w miarę wypracowany, Symbioza może stać się naprawdę świetnym fan fickiem.
Podoba mi się Lea - jak zwykle nie mieliśmy w książce jak za bardzo ją poznać - a już na pewno nie doszliśmy do wątków, w których była nastoletnią siostrą Setha, ratującą mu skórę. Twarda jak skała, która w środku kruszy się od kolejnych wyskoków i złośliwości brata. Nie czytałam dużo opowiadań o Lei, ale najczęściej przedstawiają dziewczynę pozbawioną sensu życia (czyt. emo bitch). Tutaj poznajemy ją od maleńkości - możemy porównać zmiany, jakie po kolei w niej zachodzą. Jest wyraźna i żywa, mogę jej dotknąć (nie do końca, walnęłaby mnie w nos).
Seth też mi się podoba, jest bardzo dorosły i niedojrzały w swojej dziecinności. Chłopak żałuje, że zachowywał się wrednie w stosunku siostry, ale jest Cleawaterem (nie wiem, czy dobrze napisałam, ale nie karać) - członkiem rodziny, gdzie mało kto przyznaje się do błędów. Teraz chciałby bronić dziewczyny przez - jak na jego oko - dziwnym Samem Uleyem. Wie jednak, że nic nie wskóra, bo siostra nie darzy go zbytnim zaufaniem, a tym bardziej zrozumieniem. Nie wysłuchałaby go. Pluje sobie w brodę, że nic nie może zrobić. Do tego jest zdecydowanie prawdziwym nastolatkiem - tak jak każdy chce zbawić świat i nie ma dla niego rzeczy niemożliwych - prawie. Po nieudanych próbach z bronieniem siostry ucieka w coraz to większe wyskoki, bo dzięki temu czuje, że rzeczywiście jest w stanie zrobić wiele rzeczy, które i są niebezpieczne, i ciekawe, i czasem wręcz szpanerskie.
Ogólnie postacie są dobre, ale jeszcze ich nie kocham.
Opisy przyrody ograniczyłaś i bardzo dobrze, powinnaś skupić się na sprawach, które masz mniej opanowane.
Uciekasz w szczegóły i szczególiki, ale czasami mam wrażenie, że tekst jest suchy - jakbyś skupiała się właśnie na błahostkach i zapominała o głównych wątkach, głównych zamierzeniach.
Ale zdecydowanie jestem na tak, ponieważ w odróżnieniu od Następnego Lobishomena (jak źle napisałam, nie katuj) tekst nie należy do najłatwiejszych, ale na pewno więcej ludzi pokusi się o przeczytanie. Temat wszystkim i bliższy, i słowa, związki frazeologiczne, którymi rzucasz, prostsze i łatwiejsze w zrozumieniu.

Także tego - wela kończy i wróci, zwłaszcza, że nie zamierzasz mnie utopić w setce rozdziałów.

Powodzenia Rudziku i weny ci nawet życzę, co mi tam.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez wela dnia Nie 10:30, 10 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Invisse
Zły wampir



Dołączył: 19 Lip 2009
Posty: 355
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 43 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 12:30, 10 Sty 2010 Powrót do góry

Z przyjemnością przeczytałam :)
Bardzo spodobała mi się pierwsza część. To Leah nieznana nam z sagi, wykreowana zupełnie inaczej, ale naturalnie, jakby wyrosła spod pióra Meyer (które Ty przewyższasz). Zaskakujące sytuacje. Bałam się w pewnym momencie, że przesadzisz i zrobisz dorosłą malutką, ale nie! Spodobał mi się fragment o etykiecie i układaniu maskotek. Mała Leah, chcąca zaopiekować się bratem. Ten obraz przemawia do wyobraźni.
Drugi fragment to Leah już nam znana. Ale również zaskakuje, bo za nic bym nie pomyślała, że widząc brata w opałach, pójdzie mu na ratunek. Niemal zobaczyłam tego siedmiolatka stającego twarzą w twarz (a może raczej twarzą w brzuch, bo, patrząc na mojego kuzyna, pewnie gdzieś tam jej dosięgał) z wysoką Leah ubraną w czarne martensy.
Część trzecia część jest trochę jak wspomnienie. Jakby coś majaczyło w pamięci z sagi, lekkie, ulotne wspomnienie, które świetnie rozwinęłaś. Seth jako opiekuńczy brat świetnie się spisał. Chociaż jego podejrzenia wydały mi się... naiwne? Bezpodstawne. Przeczytawszy sagę wiem, że Seth miał rację, ale w tekście nic na to nie wskazuje, albo nie doczytałam tego.
W czwartej części jednak znów wracamy do szablonu Lei opiekującej się młodszym bratem. Nie rozumiem Sama. Tak kochał Leę, a pomimo to jakiś mrukliwy, fochiasty... Nawet jeśli jego intencje są czyste i chce najlepiej dla Leah.
Postacie są wyjątkowe, przemyślane i wprost nie mogę się doczekać, by do nich powrócić.
Tradycyjnie, weny :)
I.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Suhak
Zasłużony



Dołączył: 23 Lut 2009
Posty: 951
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 136 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: lubelskie

PostWysłany: Nie 20:16, 10 Sty 2010 Powrót do góry

Sialalala, Suszak przeczyta...la.
Ciamciaramciam.

Rudku, to Ty? Puk-puk? Kto tam siedzi po drugiej stronie klawiatury? Nie poznaję. Pierwszy Twój tekst, po którym się nie dobiłam i nie doszłam do wniosku, że życie nie ma sensu... Laughing Nie to, żeby takie samopoczucie było Twoją winą, nie, zazwyczaj takie przemyślenia rodzą się tylko i wyłącznie w mojej główce i z mojej przyczyny.
Cóż, muszę przyznać, że z przyjemnością przeczytałam Symbiozę. Bardzo rzadko zdarza się, abym podczas czytania tekstu nie szukała wymówek, by zrobić sobie przerwę (pominę fakt, że tym razem przerywano mi wbrew mojej woli). Teraz do rzeczy. Wątek Leah i Setha był już tyle razy wałkowany... Naprawdę, ostatnio troszki rzygam tym rodzeństwem (Mężczyzna od kuchni thin, Uwikłani Angels, miniaturka Pernix...), dodatkowo się gubię, kto gdzie kiedy jak i po co, który Seth był gejem, która Leah chciała za wszelką cenę uciec od Forks, a która podarła sukienkę. Muszę chyba odpocząć od nich, bo już po prostu mnie od nich głowa boli. Całe szczęście, że przynajmniej jak coś czytuję o Clearwaterach, to porządnego. Bo tak, Twój tekst zdecydowanie można nazwać porządnym, dobrze, topornie napisanym (w pozytywnym sensie). Postaci masz dopracowane, ale ze każdym razem jak coś czytam, mam wrażenie, że już to widziałam, już to czytałam, tylko gdzie?. To oczywiście nie Twoja wina, ale... działa na Twoją niekorzyść. Bynajmniej nie przez niepotrzebne porównania, bo wychodzisz na nich całkiem pozytywnie, ale po prostu przez to, że mię się przejadło.
Ciężko jest mi coś więcej powiedzieć, mimo że to łatka. Nie wiem, dlaczego. Odchodzisz od dennych opisów - super, czyta się lżej. Ale nie mogę się zgodzić z welą, że Symbioza jest cięższa od Lobishomena, moim zdaniem wręcz przeciwnie. Jest lżej, przyjemniej i nie musiałam się zmuszać do czytania, bo styl jest... nie chcę tego samego słowa znowu powtarzać xD... lżejszy. Chciałabym coś jeszcze dodać, bo zasługujesz, ale... Ale nie wiem co. Niestety to wina tego, że relację Leah-Seth już tyle razy zwałkowałam, że nie chce mi się o niej gadać.
Dlatego po prostu skończę i powrócę z nową, ostatnią częścią.
Uściski -
Suszak.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
mTwil
Zły wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 345
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 80 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: O-ka

PostWysłany: Wto 16:06, 26 Sty 2010 Powrót do góry

Smutno się robi, kiedy teksty takie jak ten spoczywają na trzeciej stronie, dołączając do tego wcale niepowalającą liczbę komentarzy. Nie mam pojęcia, skąd się to bierze, że ludzie wolą czytać zwyczajnie płytkie opowiadania – tam można znaleźć grona stałych czytelników. Podczas gdy tu – cisza. Nie lubię komentować, zawsze wszelkie uwagi wolę zostawić dla siebie, ale czytam i kiedy widzę, że nie ma komu docenić porządnej pracy, nawet ja nie umiem wysiedzieć cicho. Mimo że jeden komentarz dużo nie zmieni, to przynajmniej będę miała poczucie, że nie należę ani do grupy pasożytów jedynie obserwujących co się dzieje, ani do tych, którzy wolny czas poświęcają na czytanie tekstów, które najzwyczajniej nie mają w sobie nic poza tą samą fabułą.
Kiedy już jakiś czas temu zajrzałam tu po raz pierwszy, jedyną rzeczą, jaka mnie przyciągnęła, była oczywiście autorka. Teraz to chyba jedyny aspekt, jaki biorę pod uwagę przy wybieraniu nowych tekstów.
Lei, Setha – sfory – nigdy nie lubiłam. Zawsze stałam murem za wampirami, ale teraz, kiedy miłość do Zmierzchu już się wypaliła, patrzę na to kompletnie inaczej. Jak na nową historię, nawet nie próbuję i nie chcę wiązać tego z Sagą. Być może robię błąd, ale całe opowiadanie może doskonale funkcjonować jako coś nowego. Dalej mam w pamięci zdarzenia, które miały miejsce po tej łatce, ale cieszę się, że nie muszę na siłę, w innych miejscach szukać czegoś, co mnie nie będzie nudzić. Główni bohaterowie są tu dla mnie nowymi postaciami.
Cały rozdział mogłabym skomentować, streszczając jego treść, a przy okazji wydłużając swojego posta, ale zrezygnowałam z takiej opcji i postaram się dodać coś od siebie.
Żeby nie opisać relacji pomiędzy Sethem a Leą, a ją jedynie skomentować... Moje spostrzeżenie jest takie, że ich zachowanie się odwróciło. Na początku Leah była zachwycona nową sytuacją, ale z czasem doszło do tego, że będąc jedynie jej obserwatorem, można dojść do wniosku, że stała się oschła. Seth za to, jak młodszy brat, najpierw jej dokuczał, podczas gdy później stał się niesamowicie opiekuńczy – jak w scenie z Samem. Nie można zaprzeczyć temu, że jego siostra jest pod tym względem taka sama, ale u niej ratowanie małego z opresji bierze się bardziej z poczucia obowiązku i dojrzałości niż z serca – jak dzieje w wypadku jej brata. Z pewnością zachowanie ich obojga jest podobne, ale chyba przez sam charakter Seth wydaje się bardziej wrażliwy. Dla Lei wszystko jest obojętne. Nawet jej związek z Samem. Tam z pewnością również jest jakieś uczucie, to podobna sytuacja jak w domu, ale ona nie umie jego ukazać. Troszczy się, kocha obu mężczyzn, dla obu wiele by zrobiła, ale z punktu widzenia osób trzecich jest to ciężkie do dostrzeżenie.
Gdybym dopisała coś więcej, skończyłoby się na streszczeniu, także wydaje mi się, że to wszystko, co mam o powiedzeniu o postaciach.
Został jeszcze mały element, zupełnie drobny, ale dla mnie o wiele ważniejszy od treści. Bo jak napisałam na początku, nie zajrzałam tu, dlatego że lubię te postaci, ale ze względu na to, że chciałam przeczytać coś naprawdę dobrego, co mnie wciągnie, a ja potem nie będę żałować, że zmarnowałam czas. Może to przynudzające, ale tak jest, że czasami styl jest ważniejszy od reszty. Bo nie przeczytałam szybko od góry do dołu całego tekstu, ale powoli skupiałam się na każdym słówku. Nie musiałam się spieszyć, bo nie chciałam kończyć.
Twój styl jest znany ze swoich opisów, suchości, ale to chyba mnie tu przyciąga. Bo muszę się wysilić, skupić i oderwać od innych zajęć, żeby zrozumieć. Nie będę jednym uchem słuchała muzyki, drugim czyichś rozmów, a w dodatku jeszcze czytała. Siadając do tego tekstu, muszę się odciąć. Właśnie to mi się podoba. Coś może wciągnąć mnie na tyle, że nie myślę o niczym innym. Zastanawiam się nad każdym słówkiem, każdym przecinkiem, przy okazji ucząc się, zwracając uwagę na każdy szczegół, co i jak powinno wyglądać.
Długo zajęło mi zebranie się do tego komentarza, bo wiedziałam na czym się skończy, ale dokładnie tak jest – czytam dla stylu, a nie dla treści - ta jest jedynie dodatkiem.

mTwil


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez mTwil dnia Śro 10:11, 07 Kwi 2010, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Anex Swan
Wilkołak



Dołączył: 07 Cze 2009
Posty: 170
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z piwnicy... ech, tam gdzie internet i książki ^^

PostWysłany: Wto 18:34, 26 Sty 2010 Powrót do góry

Przyznam się na wstępie, że nie zauważyłam tego ff aż do teraz. Dziwnie się czuję tak komentując, bo jestem pewna, że nie napiszę zbyt konstruktywnego komentarza, a przy tych długich wypowiedziach po prostu oczy mi na wierzch wychodzą. Opowiadanie na temat Lei i Setha to dość mało znany pomysł. Może przez to, ze postacie te są mniej znane albo po prostu mogą się nam wydawać nieco dziwne przy idealnym Edwardzie. Ja jednak jestem innego zdania, takie właśnie opowiadania są bardziej interesujące a moda na B&E już mija. Czytając, a raczej patrząc na opowiadanie spojrzałam najpierw na autorkę, z prostego względu, wolę wiedzieć kto pisze. I to była taka miła niespodzianka, chciałam się kiedyś zabrać za któreś z Twoich opowiadań, ale jakoś nie potrafiłam. A miło będzie wypowiadać się na bieżąco.
Seth był w tym opowiadaniu pokazany, w moim odczuciu, jako osoba trochę głupia. Może to kwestia wieku, który w tym opowiadaniu jest pokazany, wiek wybryków głupawki. Powiem szczerze, że normalnie trochę by mnie ten aspekt denerwował, ale tutaj widzę, że jest to słuszne. A Leah? Wydawała mi się taka ludzka, nie zimna jakie to miałam odczucie w sadze, tutaj miała też sporo ludzkich emocji. Miłość jaką darzyła Setha jest dla mnie zrozumiała, podoba mi się jak mimo wszystko Lea ratuje, pomaga Sethowi i broni go. Jednak Lea nie do końca się zmieniła, może doczytać o jej zmaganiach z okazywaniem uczuć, stara się je starannie ukryć pod skorupą i pokazać, że jest samodzielna i da sobie radę w życiu. Jak dłużej się nad tym zastanowiłam to pomyślałam, że Leah stara się być autorytetem dla Setha, dlatego właśnie jest taka chłodna. Przy obecności Sama mięknie co pokazuję tą miłość i nie trzeba robić wielkich opisów aby coś już o niej powiedzieć.
A co do Sue, jest ona dla mnie inna osobą. Miałam już o niej wyrobione zdanie tak jak już o innych postaciach, ale cieszę się, że to moje wyobrażenie czasem legnie w gruzach, ponieważ miło mi się czytało o takiej kochającej matce, która potrafi pocieszyć, ale potrafi też nakrzyczeć. Wyobrażam ją sobie jako taką prawdziwą matkę ( polkę, żeby jeszcze dodać, wzór do naśladowania ).
A tak już o samej fabule. Tekst bardzo mi się podobał, nie powiem, że taki lekki choć naprawdę płynnie mi się go czytało. Podobały mi się opisy i cała reszta. Czytając wciągnęłam się, na początku miałam włączoną muzykę, ale nie mogłam przebrnąć przez pierwsze zdanie, nie wiem dlaczego, bo nie musiałam się na początku zbytnio zastanawiać nad treścią. Potrzebowałam wyciszenia aby przeczytać.
Na koniec powiem, że jestem zachwycona, ale nie będę robić och i ach, tylko posiedzę jeszcze chwilkę przed monitorem i popatrzę się na opowiadanie.
Pozdrawiam Anex


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Fresz
Gość






PostWysłany: Śro 22:31, 10 Lut 2010 Powrót do góry

Urzekłaś mnie tym rozdziałem. Od początku czułam, że będzie to tekst na wysokim poziomie. Pomysł masz bardzo oryginalny, jeszcze nie spotkałam się się z tekstem o takiej tematyce... Spodobała mi się początkowa wizja Lei - małej dziewczynki, która panicznie chce poznać nowego członka rodziny. Osobiście tego nie przeżywałam, ale mój starszy brat przez jakiś czas myślał, że jestem lalką i będzie mógł się mną bawić Wink Świetnie ujęłaś ten fakt... Czy to dziwne, że podoba mi się każda wykreowana przez Ciebie postać? Chyba nie... Seth jest wspaniały, taki zdeterminowany, troszczy się o swoją siostrę, choć za dobrze mu się z nią nie układa. Leah natomiast jest pewną siebie babką, która ma swoje zdanie. Sam jest troskliwy Wink
Zauważyłam, że potrafisz zgrabnie przechodzić z opisów myśli jednego bohatera do drugiego. Dzięki temu możemy dogłębnie poznać każdy punkt widzenia... Masz bardzo poczytny styl bez jakichkolwiek zgrzytów. Bardzo mi się podobało Wink

Kończę moją rozchwianą emocjonalnie wypowiedź i życzę weny!
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Pią 13:15, 12 Lut 2010 Powrót do góry

nawet nie wiesz jak długo zbierałam się do skomentowania twojego dzieła... bałam się i boję dalej, że pomimo usilnych starań nic mądrego z tego nie wyniknie, ale jak to mówią - raz kozie śmierć...
podobają mi się twoje opisy... i pewnie po tym doświadczeniu z twoją Symbiozą już nigdy nikomu nie powiem, że plastycznie opisuje cokolwiek... wszystko zależy od punkty odniesienia, a mój obecny skoczył o kilka poziomów za wysoko... nie wiem jak sobie z tym poradzę, ale jakoś będę musiała...
mój świat właśnie nieodwracalnie się zmienił - czasem trzeba, aby tak się stało, bo najwyższa pora dorosnąć...
czytając twoje opowiadanie byłam tak spokojna, że przez chwilę - słysząc własny oddech - myślałam, że śnię... że świat się zatrzymał, nie docierał do mnie żaden dźwięk... obecne stukanie w klawiaturę burzy stan, w który mnie wprowadziłaś... słyszałam o hipnozie poprzez krzyk, poprzez skupienie, poprzez sen... ale nigdy o hipnozie, w którą wprowadza się czytając... może jesteś jedyną, która to potrafi, nie zdziwiłabym się... - do czego zmierzam? właśnie do oczarowania...
bardzo lubię teksty, w których zwykłe czynności i relacje pomiędzy ludźmi urastają nagle do najważniejszych w całym naszym życiu... na codzień tego nie zauważamy, a tak jest w istocie... to piękne, że potrafisz to wydobyć z nas, ze mnie... że potrafisz zwrócić nam na to uwagę... (nie mogę się skupić)
piszesz fenomenalnie... każdy gest twoich bohaterów, każde słowo i każde uczucie odbija się szerokim echem w mojej głowie... jest przetwarzane na obraz i tak właśnie to widzę... jak kadry w filmie... pojedyncze sceny budujące idealną całość...
(wciąż nie mogę się skupić)
kłaniam się w pas, bo chyba tylko tyle mi pozostało...
czekam z utęsknieniem na noc, by na nowo we śnie przeżyć to znów...

pozdrawia
Sabina


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Rudaa
Dobry wampir



Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 102 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: dzwonnica Notre Dame

PostWysłany: Pią 20:44, 12 Lut 2010 Powrót do góry

No i przybywam. Jednak będą 3 części, bo 2 dla odmiany wyszła za długa. Ostatnio nie mam na nic czasu (cóż za niespodzianka!). A szkoda, bo dokończenie tego opowiadania (i Lobishomena zresztą też) jest dla mnie niezwykle ważne. Gwoli jasności - tekst nie przeszedł przez betę, bo Robak chwilowo umiera. Tragedii raczej nie ma, jakby co, to bijcie, proszę.
edit: Zbetowane. Robak żyje.






SYMBIOZA

2.






Kropla deszczu spłynęła po powierzchni zaparowanej szyby, torując sobie drogę między kłębami pary. Leah przyłożyła palec z drugiej strony szkła i wodziła nim, towarzysząc ściekającej po oknie wodzie. Chuchnęła ponownie na powierzchnię, żeby po chwili napisać na niej kilka liter układających się w słowo nie. Wciąż słyszała śmiech Emily i pełen bólu głos Uleya wypowiadający tych kilka słów, które przewróciły życie dziewczyny do góry nogami.

Jak otępiała stała i patrzyła na odchodzącą parę, obserwując dokładnie każdy ich ruch. Emily zaciskała palce na nadgarstku mężczyzny, tak samo jak kiedyś robiła to Leah, i odwracała się co chwilę, żeby spojrzeć na kuzynkę przeszklonymi przez łzy oczami. Natomiast Sam szedł spięty, jakby starał się kontrolować każdy mięsień i utrzymywać go w nieustannym skurczu. Jednak ona nie mogła ruszyć się choćby o krok. Nie wiedziała, ile czasu minęło, odkąd przyszła na spotkanie z tą dwójką, ale słońce powoli wędrowało ku linii horyzontu, udając się na spoczynek i ustępując miejsca zbliżającym się chmurom burzowym. Pierwsze krople deszczu spłynęły po skórze dziewczyny, co pozwoliło jej otrzeźwieć. Otępiała, ruszyła, stawiając niepewne kroki – jej stopy poruszały się w rytm delikatnego wiatru, który w połączeniu z ulewą powodował, że ciało Lei zaczęło drżeć z zimna. Jej zagubiony w przestrzeni wzrok nie zwracał uwagi na kałuże i błoto, w których brodziły stopy, przez co brązowa maź rozbryzgiwała się na wszystkie strony. Nogi myślały same, niosąc Indiankę znajomą trasą. Kiedy znalazła się w okolicy domu, do świadomości zaczęła dobijać się informacja, którą usłyszała kilka godzin wcześniej.
– Sam i Emily – szepnęła.
W jednej chwili odrętwienie odeszło. Leah puściła się pędem między drzewa, nie wiedząc, dokąd biegnie. Ślizgała się na mokrym podłożu, a gałęzie raniły jej skórę. Rękoma starała się osłaniać twarz, ale kilka razy przez nieuwagę wpadła wprost na wysuszone przez jesień pędy. Płoszyła ptaki chowające się w gniazdach i owady wpełzające do ukrytych w korach drzew kryjówek. Nawet nie próbowała się zastanawiać nad celem swojego biegu, chciała tylko uciec w miejsce, gdzie nikt jej nie znajdzie.
W pewnym momencie stanęła i oparła dłonie na kolanach, desperacko próbując złapać oddech. Łzy mieszały się z deszczem i wpływały wprost do rozchylonych w niemym krzyku ust. Chwyciła leżącą na ziemi gałąź i zebrawszy wszystkie siły, rzuciła nią, najmocniej jak potrafiła. Odnoga nie poleciała daleko – odbiła się od konara młodego świerku i spadła, ginąc w gąszczu sobie podobnych. Po chwili to samo spotkało kolejny pęd, i kolejny, i kolejny… I tak do momentu, w którym Leah nie opadła z sił. Krzyknęła w irytacji, nienawidząc w tym momencie swojego słabego ciała. Usiadła na kamieniu i umieściwszy głowę między kolanami, próbowała zebrać myśli. Sam – jej mężczyzna, ten kochający i opiekuńczy, z którym planowała swoje życie i Emily – jej kuzynka, z którą spędziła w dzieciństwie tyle chwil, kiedy Seth skupiał wokół siebie uwagę całej rodziny. Oni. Razem. Indiance zrobiło się niedobrze na samą myśl o tej dwójce obejmującej się i ustalającej kolejny sposób na zniszczenie Lei. Jednak nie miała zbyt wiele czasu na katowanie się tą wizją. W pewnym momencie usłyszała trzask gałęzi dochodzący zza pleców i ciche warknięcie. Najpierw pomyślała, że to zmęczony umysł sili się na żarty, jednak po chwili poczuła na karku powiew ciepłego powietrza. Odwróciła się gwałtownie i znalazła się twarzą w twarz z ogromnym czarnym wilkiem. Zwierzę spoglądało na dziewczynę ciemnymi ślepiami i oddychało spokojnie, zbliżając pysk do jej buzi. Leah zareagowała natychmiast, podnosząc się. Instynkt podpowiadał, że powinna się nie ruszać albo uciekać, ale ciało przestało słuchać rozumu. Cofnęła się o krok i czekała na reakcję. Postawił uszy, po czym mruknął, opuszczając powieki. Obserwowała każdy jego ruch, starając się nie myśleć o ostrych pazurach i ociekających śliną zębiskach. Nie mogła jednak nie zwracać uwagi na posturę stworzenia ginącego w ciemności. Czuła stojącą w suchym gardle ślinę i nie potrafiła znaleźć odwagi, żeby przełknąć wydzielinę. Miała wrażenie, że każdy dźwięk może sprowokować bestię do ataku, jednak wilk tylko z ciekawością przyglądał się Lei. Spojrzał po raz ostatni w smutne oczy i spokojnie odszedł w przeciwną stronę.

Nie wiedziała, w jaki sposób znalazła się pod drzwiami. Kiedy przekręcała klucz w zamku i naciskała na klamkę, wszyscy już spali, więc po cichu weszła na górę i zamknęła się w łazience. Bała się spojrzeć w lustro, ale kiedy po kilku głębokich oddechach w końcu to zrobiła, uświadomiła sobie, że nie spodziewała się, iż jest aż tak źle. Z poczochranych włosów na ubranie skapywały kropelki wody, ale żadna nich nie wsiąkała w materiał, tylko płynęła dalej i lądowała na posadzce. Bawełnianą koszulkę zdobiły plamy błota i trawy, a na rękawie i plecach tkanina była rozerwana, jakby zaatakowało ją stado wściekłych gryzoni. Zdjęła przesiąknięte brudem spodnie i wrzuciła je do miski. Gdy ten sam los spotkał resztę ubrań, Leah usiadła na kafelkach prysznicowych i odkręciła kran. Gorący strumień obmywał jej ciało, zostawiając po sobie czerwone plamki będące efektem zetknięcia ciepłej wody z lodowatą skórą. Znów pozwoliła łzom spływać po policzkach – słone krople znikały w oparach palącej skórę kranówki. Starała się o niczym nie myśleć, ale wątek sam wypływał na wierzch świadomości i nie dawał się zepchnąć z piedestału tak łatwo jak wcześniej. Męczył ją obraz uśmiechniętej twarzy Sama – blizna przecinająca lewą brew w połowie, dwie głębokie zmarszczki mimiczne na czole pokazywane z każdym zdziwieniem, zakole nad wysokim czołem wyznaczające linię niedawno ściętych włosów, prawy górny kieł zachodzący delikatnie na siekacza i mocno przylegające do głowy uszy z niespotykanie płaską małżowiną rysowały się w jej myślach tak wyraźnie, jakby mężczyzna stał przed nią. Znała każdy rys na pamięć i potrafiła dostrzec najmniejszą zmianę w wyglądzie Uleya. Mogła niemal poczuć silne dłonie na swoich ramionach, nieśmiało zsuwające się niżej i szukające przyzwolenia w oczach dziewczyny. Słyszała szept chropowatego głosu mówiący kocham i niemo proszący o rewanż. W okolicy serca wędrowało lekkie mrowienie na wspomnienie przesyconych namiętnością kłótni i rzucanych w przestrzeń ostrych słów, które nigdy nie czekały, żeby przekonać drugą stronę o swoim znaczeniu. A potem pełne obojętności kroki próbujące powiedzieć przepraszam… Żadne z nich nie było dobre w wypowiadaniu tego słowa, pomimo że Leah wiedziała, iż może pokazać całą siebie tylko jemu – nigdy nie odważyłaby się płakać przy kimś innym. Kiedy byli razem, miała świadomość, że w każdej chwili może się oprzeć na Samie i dać upust nagromadzonym we wnętrzu negatywnym emocjom w lepszy sposób niż poprzez krzyk. Szukała w nim pocieszenia i odnajdywała je codziennie, podobnie jak on odnajdywał ukojenie w niej. Oboje pokazywali się światu jako twarde osoby, których nie ruszy najpotężniejsza burza, jednak gdy cudze oczy odwracały się, pozwalali sobie na chwilę zdejmować maski.
Wyszła spod prysznica i otulona jedynie w mały ręcznik położyła się na łóżku, zasypiając.

Kiedy pierwsze promienie porannego słońca wdarły się do sypialni państwa Clearwaterów, Sue otworzyła oczy. Nawet nie wiedziała, kiedy zasnęła – pamiętała tylko, że czekała na Leę po telefonie zdenerwowanego Sama. Pytał, czy dotarła do domu, nie myśląc o tym, że wzbudzi niepokój matki dziewczyny. Przez całą noc chodziła od okna do okna, wypatrując córki, jednak nad ranem, gdy przyszła zobaczyć, czy Harry śpi, położyła się obok niego, nie panując nad opadającymi powiekami.
Skierowała się w stronę pokoju dziewczyny i odetchnęła z ulgą, widząc przez szparę uchylonych drzwi, że śpi. Weszła do środka i chwilowe uczucie spokoju zaczęło w niej walczyć ze strachem. Nie wiedziała, co zaszło między Leą a Samem, ale miała nieprzyjemne wrażenie, że odbije się to nie tylko na tej dwójce. Dziewczyna leżała na łóżku okryta jedynie ręcznikiem, trzęsąc się z zimna, a na śniadych policzkach można było dostrzec ślady zaschniętych łez. Kobieta zdjęła z córki wciąż mokry materiał i przykryła ją kocem. Odgarnęła włosy przesłaniające zamknięte, drżące powieki i usiadła na brzegu łóżka, chcąc być przy dziewczynie, kiedy ta się obudzi.
Sue czuła, że wygrała swoje życie. Nie było ono nigdy idealne, ale najmniejszy uśmiech dzieci wynagradzał jej wszystkie szkody. Kochała całym sercem niepokornego Setha, przez którego nie spała po nocach i izolującą się od wszystkiego, zawsze pomocną Leę. Bała się usłyszeć od córki, co takiego zdarzyło się ostatniego wieczora. Chciała szczęścia dziewczyny i wiedziała, że z nikim nie będzie jej lepiej niż z Samem. Uley był dobry człowiekiem – zdarzały mu się wybuchy, ale nikt nie mógł powiedzieć, że chłopak odznacza się bezmyślnością albo próbuje żerować na Clearwaterównie. Sue wątpiła, czy córka odziedziczyła po niej wystarczająco dużo pokory, żeby wybaczyć przyszłemu mężowi poważny błąd. Gdyby ktoś zobaczył ich razem, powiedziałby, że za bardzo ją kocha, żeby zrobić coś, co mogłoby zaszkodzić temu związkowi, jednak Sue czuła w głębi serca, że to typ mężczyzny, który nie potrafi stać przy jednej kobiecie. Sama odpuszczała kilkakrotnie, a Harry zawsze wracał skruszony, prosząc o jeszcze jedną szansę. Szans dawała wiele i wiedziała, że nigdy nie wyczerpie się ich limit. Nie odważyłaby się zrewanżować, ale zasady, które wyniosła z domu i wyrobiła sobie w czasie wcale nie tak długiego życia, podpowiadały jasno, żeby trzymać się tego, co stałe.
Cichy, ale stanowczy głos Lei wyrwał matkę z zamyślenia:
– Wyjdź.
– Co się stało? – spytała, patrząc na wciąż zamknięte powieki dziewczyny.
– Wyjdź – powtórzyła nieco głośniej.
Kobieta chciała wesprzeć córkę, ale nie wiedziała, jak ma się za to zabrać. Wyszło na to, że niemal dwadzieścia lat macierzyństwa nie jest w stanie przygotować człowieka na radzenie sobie w każdej sytuacji.
– Proszę… – spróbowała po raz ostatni, ale otrzymała taką samą odpowiedź jak wcześniej, więc ze smutkiem opuściła pokój dziewczyny.
Gdy pani Clearwater wyszła, Leah ubrała się i usiadła na parapecie okna. Obserwowała padający deszcz i marzyła tylko o tym, żeby wyparować, tak jak on. Chciała spłukać z siebie uczucia – każde wypowiedziane poprzedniego dnia słowo paliło od środka i świdrowało, próbując wydostać się przez skórę poza ciało dziewczyny. Ale coś trzymało je głęboko i próbowało zmusić do wdrążenia się w serce, tak żeby już nigdy nie mogły go opuścić. Emily i Sam. Sam i Emily. Głęboki wdech pozwolił po raz kolejny przełknąć łzy i zmusić umysł do myślenia. Miała wrażenie, jakby została wypchnięta z ciepłego domu wprost na środek pustyni. Zbliżała się noc, temperatura niebezpiecznie spadała, a wokół nie byłoby nikogo, kto mógłby przyjść Lei z pomocą. Wciąż miała nadzieję, że to tylko żart i wkrótce na horyzoncie pojawi się Uley trzymający w ręku ciepły koc, którym będą się mogli razem przykryć, ale to złudzenie oddalało się z każdą chwilą jak fatamorgana. Oddalało się, pozostawiając po sobie cichy, wymowny chichot.
– Mogę? – Głowa Setha pojawiła się w drzwiach.
– Wynoś się – szepnęła jego siostra bez emocji.
– Aha. Mama dostaje bzika, prosiła, żebym przyniósł śniadanie. – Udawał, że nie usłyszał szorstkiej reakcji i wszedł do pokoju z tacą wypełnioną smakołykami. – Wiesz, czasami się zastanawiam, co jest z tą kobietą nie tak. Rozumiem to całe paplanie o rodzicielskim obowiązku, ale kiedyś to musi się nudzić. Kiedy ja będę miał dzieci, na pewno nie dam sobie zaćmić umysłu.
Leah cały czas wpatrywała się w okno i udawała, że jest sama. Seth jednak kontynuował:
– Wiem, że masz w głębokim poważaniu, co o tym sądzę, ale musisz wiedzieć, że wyglądasz okropnie. Te wory pod oczami zdecydowanie ci nie służą. Kiedyś słyszałem na to świetne określenie, ale oczywiście sobie nie przypomnę, bo gdyby spojrzeć z jakiejś normalnej strony, to pewnie okazałoby się, że nie pamiętam, co wczoraj jadłem na śniadanie. I w sumie to nawet nie potrafię sobie przypomnieć, czy umyłem dzisiaj zęby. Oczywiście mógłbym podejść i chuchnąć ci w twarz, ale obawiam się o los własnej. Pewnie cię to zdziwi, ale przez kilkanaście lat swojego życia zdążyłem się zaprzyjaźnić z własnym nosem. W zasadzie jest bardzo sympatyczny, kiedy już pozwoli mu się tak wisieć między oczami. Kiedyś nawet próbowałem z nim rozmawiać, ale nie miał na to ochoty. Przywaliłbym mu, ale to chyba niekoniecznie na miejscu. Jeszcze by się obraził, a to dopiero byłaby katastrofa. Gdybym nie miał nosa, nie czułbym tych zapachów, które będą się roznosić za jakiś czas w domu. Święta się zbliżają, a ja jeszcze nie wiem, co dam Quilowi. Szczerze mówiąc, nawet zastanawiałem się, czy nie odpiąć swojego nosa i mu nie podarować, ale potem stwierdziłem, że to bez sensu, bo on ma o wiele ciekawszy nos niż mój. Po pierwsze trzeba powiedzieć, że wszyscy w rodzinie Atearów mają proste nosy, ale ja tam sądzę, że wcale się z takimi nie rodzą. Pewnie prostują je w czasie trzecich urodzin. Takie obrzezanie albo coś w ten deseń. Poza tym nie wiem, czy wspominałem, że dwa tygodnie temu wyrosło mi trzecie jądro i…
Leah odwróciła się w stronę brata i obdarzyła go spojrzeniem, w którym litość mieszała się z odrazą i smutkiem.
– O czym ty pieprzysz?
– Leah! Mordo ty moja, ty żyjesz!
Dziewczyna tylko obruszyła się i wróciła do obserwowania szyby. Seth chwycił tabliczkę czekolady położoną przez matkę na brzegu tacy, po czym podszedł do siostry.
– Okej, mam taką propozycję… Ty przez chwilę wyobrazisz sobie, że nie musisz udawać zimnej i złej kobiety, a ja poudaję, że nigdy nie byłem gówniarzem bez mózgu. Normalnie pewnie byś się nie zgodziła, ale jestem w stanie przekupić cię cukrem. Wchodzisz w to?
Spojrzała na niego i po chwili zeszła z parapetu, kierując się w stronę łóżka. Wyrwała bratu z ręki czekoladę, w milczeniu czekając na to, co ma w zanadrzu.
– Zakładam, że jeśli spytam, co się stało, dowiem się, że to nie moja sprawa, mogę się pieprzyć, a w najgorszym przypadku zostanę oszpecony, dlatego nie pytam. Ale…
Leah szybko przełknęła słodycze i przerwała chłopakowi nieśmiałym głosem:
– Dzisiaj nie jestem suką.
Seth przez chwilę zbierał myśli, po czym powiedział:
– Sam tu był. – Spojrzał na siostrę, ale nie zauważył żadnej reakcji, więc kontynuował. – Mama go nie widziała, ale chciał rozmawiać ze mną. Pytał, czy wróciłaś do domu. Nie wiedziałem, o co chodzi, więc nic nie powiedziałem. – Przerwał na chwilę. Wziął głęboki oddech i powiedział na wydechu: – Wspominał coś o Emily…
– Nie chcę o tym mówić – rzuciła, pociągając nosem.
– A o czym chcesz mówić?
– O niemówieniu.
Seth westchnął, po czym objął siostrę. Wtulił twarz w jej wciąż wilgotne włosy i uświadomił sobie, że nie robił tego od wieków. Proste gesty zaginęły w zgiełku niedomówień i rywalizacji między rodzeństwem. Zapomniał, jak bał się ciemności i przychodził do Lei, kiedy rodzice po raz kolejny wygonili go ze swojej sypialni. Zawsze mógł liczyć na trochę miejsca na jej tapczanie. Kiedy zdążyli pobić się o kołdrę, chwytali koce, żeby zrobić z nich namiot. Dziewczynka wyciągała spod łóżka latarkę oraz resztkę chipsów, którą udało się zachomikować i urządzali sobie piknik, udając, że źródło światła to ognisko. Rano matka znajdowała ich śpiących na podłodze. Każde zaciskało piąstki na jedynym rogu koca, jakby bojąc się, że zostanie im odebrany.
– Przepraszam – powiedział, odrywając się od siostry. Ta spojrzała na niego z niedowierzaniem, więc Seth, próbując oczyścić scenę z sentymentalizmu, wyjął z kieszeni lizaka i podsunął go Lei.
– Więcej cukru? – zachrypiała, pociągając nosem.
– Tak naprawdę to planuję cię utuczyć i upiec na obiad. Zostaniesz polana sosem czekoladowym spływającym z naszego dachu, chociaż jeszcze nie zdecydowałem, czy tym białym czy czarnym. Myślisz, że nadzienie – spojrzał na etykietkę lizaka – jabłkowe będzie pasować? Oczywiście jeżeli zdecydujesz, że nie, zawsze mogę próbować włożyć ci do ust kanapki, które przyszykowała mama, ale z dobrych źródeł wiem, że przesadziła z masłem, więc na twoim miejscu wybrałbym lizaka.
– Myślisz, że jesteś zabawny?
Seth uśmiechnął się szeroko, ukazując swoje uzębienie w pełnej krasie.
– Tak – odpowiedział.

Sue kucała, podpierając ścianę. Starała się usłyszeć, o czym rozmawiają, ale zamknięte drzwi skutecznie jej to uniemożliwiały. Nienawidziła tych chwil, w których nie wiedziała, co się dzieje. Zawsze była typem obserwatora, ale nawet kiedy bezpośrednio nie wplątywała się w wydarzenia, musiała kontrolować sytuację. W okresie narzeczeńskim Harry lubił nazywać ją w żartach manipulatorką, jednak nie zdawał sobie sprawy, ile mógłby znaleźć prawdy w tych słowach, gdyby i nim nie kierowała. Miała ogromną świadomość siebie. Najmniejszą wadę potrafiła zmienić w zaletę, mamiąc ludzi fałszywą skromnością. Sprawiała wrażenie stereotypowej, mówiąc nie. Nawet najbliżsi twierdzili, że naprawdę myśli tak. Jej sukces polegał na tym, że Sue mówiła nie i myślała nie, utwierdzając wszystkich w przekonaniu, że to oni mają rację. Potrafiła grać. Potrafiła manipulować. Potrafiła walczyć. I kochać.
Wstała, wziąwszy głęboki oddech. Przeszła się kilka razy po korytarzu, po czym zapukała do drzwi pokoju Lei.
– Mogę wziąć tacę? – zapytała.
Seth siedział na łóżku siostry, obejmując ją. Po pomieszczeniu były porozrzucane kolorowe papierki po słodyczach, a wszystkie talerze, które młody Clearwater przyniósł ze sobą, błyszczały pustką.
– Tak, oczywiście – powiedział Seth.
Zabrała rzeczy i wychodząc, nie domknęła drzwi. Kiedy tylko zadbała o pozory, zanosząc naczynia do kuchni, wróciła na korytarz i zaczęła przysłuchiwać się rozmowie.

– I wtedy powiedział mi, że już nie możemy być razem… – zakończyła Leah, ocierając ostatnią łzę.
– Poczekaj, poczekaj… Podsumujmy w takim razie. Twoja kuzynka, z którą spędziłaś większość dzieciństwa i która przez pewien czas była ci bliższa niż własny brat – oko chłopaka błysnęło – przyjechała w odwiedziny po kilku latach milczenia. Ty okazujesz zajebiście duże serce i chcesz przedstawić ją swojemu chłopakowi, który jest dla ciebie, o zgrozo, całym życiem. Wszystko wydaje się być w porządku, aż pewnego dnia, kiedy wyjazd kuzynki zbliża się wielkimi krokami, dowiadujesz się, że ona nigdzie się nie wybiera. Mało tego, zostaje tu z twoim facetem. – W teatralnym geście podrapał się po głowie. – Czy tylko ja mam wrażenie, że to jest jakieś popieprzone?
Westchnęła tylko i powiedziała: – Chcę lody.
Seth spojrzał na swoją siostrę, jakby zobaczył ją po raz pierwszy w życiu.
– I Casablankę?
– W zasadzie to tak.
– Jakoś nie widzę cię, jak zalewasz się łzami z kubkiem lodów pod pachą i wpatrujesz w Bogarta. To śmieszne.
– Proszę?

Siedział oparty o płot tak, że nie było go widać z okien domu. Kiedy tylko usłyszał skrzypnięcie drzwi, zerwał się na równe nogi, czekając na osobę, która szła ścieżką do furtki. Odetchnął z ulgą, gdy zobaczył czuprynę Setha.
– Cześć, kretynie – rzucił młodszy z nich, przyglądając się Uleyowi. Wyglądał na zdesperowanego.
Sam puścił zniewagę mimo uszu i bez słowa spoglądał na Clearwatera, czekając, aż ten powie mu coś o swojej siostrze.
– Ona nie chce nikogo widzieć, jeśli o to ci chodzi. Poza tym musisz wiedzieć, że gdybym był dwa razy większy, otłukłbym i ryj.
– Powiedziała ci? – zapytał, zaciskając dłonie w pięści.
– Oczywiście, że mi powiedziała. A komu niby miała powiedzieć? Zastanów się choć raz! Ostatnie lata swojego życia spędzała tylko i wyłącznie z tobą. Czasami zastanawiałem się, czy w ogóle pamięta, jak wyglądam.
– Zamknij się – warknął. – Nie masz pojęcia, kim ona jest.
– Jest moją siostrą.
– Nic o niej nie wiesz! W czasie, kiedy, jak to ująłeś, poświęcała mi swoje życie, ty przeżywałeś pieprzoną burzę hormonów, wpędzając ją w nerwicę. Była na każde twoje zawołanie, niewdzięczny gówniarzu.
– Nie mów mi nic o niewdzięczności, Uley. Emily szybko zorientuje się, jaki z ciebie idiota, o to nie musisz się martwić.
Seth odwrócił się, zostawiając mężczyznę samego. Czuł, jak złość pulsuje mu w żyłach i marzył tylko o tym, żeby rzucić się na Sama. Wiedział, że nie miałby najmniejszych szans, dlatego postanowił skazać go na najgorsze cierpienie – na przyglądanie się z daleka smutkowi Lei.

– Puk, puk?
Clearwaterówna wygrzebała się spod koca zawieszonego między krzesłami. W ręku kurczowo ściskała latarkę, jakby bała się, że kiedy ciemność ją zakryje, zniknie.
– Masz lody? – spytała, przeczesując dłonią poplątane włosy.
– Nie, ale kupiłem chipsy. Wyprzedzając pytanie, zamiast Casablanki mam Drakulę.
– Uwielbiam cię, wiesz?
Dziewczyna włączyła film i pociągnęła brata za rękę, żeby mogli schować się w namiocie z koców.

Sam wciąż opierał się o płot Clearwaterów, mając nadzieję, że dziewczyna w końcu wyjdzie z domu. Nie mógł uwierzyć, że wszystko tak się potoczyło. W jednej chwili jego życie legło w gruzach i chociaż zbierał kawałki, które pozostały i próbował je skleić, wszystko rozpadało się coraz bardziej. Myślał, że jeśli zastosuje wystarczająco mocny klej, rzeczy będą z powrotem na swoich miejscach, jednak nie mógł znaleźć dobrego spoiwa. Marzył o tym, żeby wymazać ten feralny dzień ze swoich wspomnień, ale kiedy tylko próbował o nim zapomnieć, zamieniał się w bestię, nad którą nie potrafił zapanować. Tak bardzo starał się znienawidzić Emily, lecz nawet jeżeli przez jakiś czas wydawało mu się, że to osiągnął, nie potrafił znieść rozłąki. Gdyby nie świadomość, że Indianka czeka na niego w domu, jego ciało wraz z sercem zostałoby zniszczone jeszcze szybciej niż nic nieznaczące wspomnienie, które kiedyś nazywał życiem. Był tykającą bombą. Bombą eksplodującą po cichu, ale niezwykle gwałtownie. Czuł, że podlega autodestrukcji i nie znosił siebie jeszcze bardziej, kiedy przychodziła świadomość, że każdy wybuch wysyła w stronę najbliższych mu ludzi tysiące odłamków złej energii, gotowych zranić niespodziewanie.
Nigdy nie wierzył w bajki o miłości. Traktował uczucia jedynie jako mieszanki substancji chemicznych uderzających w mózg z niezwykłą prędkością, jako coś dobrego dla naukowców i poetów. Sądził, że założy rodzinę z rozsądku, jak wszyscy Uleyowie; nie podejrzewał, że niepozorna Leah Clearwater zmiękczy jego serce. A potem to wszystko zniszczył i okazało się, że może powrócić do pierwotnego planu. Nie wierzył, że krzywdzi jedyną osobę, na której kiedykolwiek mu zależało. Czuł się rozdarty między poczuciem winy a pozornym szczęściem, któremu powinien się poddać. Emily była dobrą osobą i nikt nie mógł temu zaprzeczyć. Jednak nawet jeżeli bardzo by się starała, nie mogła stać się swoją kuzynką. Między Samem i Leą stworzyła się niepowtarzalna więź – taka, jakiej doświadcza się tylko raz w życiu. Są sobie przeznaczeni – wszyscy tak twierdzili, jednak nikt nie przewidział, że piętno plemienia Quiletów odciśnie się na nowym pokoleniu. Nikt go nie przygotował. Nikt nie uprzedził. Został sam. Pomimo pozornego wsparcia, które otrzymał od Emily, rodziny i starszyzny, wiedział, że oddałby wszystko, żeby zamienić ich na tę jedną osobę. Rozłąka stawała się bolesna. Kiedy obserwował dom Lei, cierpiał z braku swojej nowej partnerki. Gdy był z drugą, chciał znaleźć się przy pierwszej. I chociaż miłość powinna zwyciężyć, odgórnie narzucone przyzwyczajenie musiało zmusić Uleya do powrotu.
– Przepraszam – szepnął, patrząc na okno Lei i przemieniwszy się w czarnego wilka, uciekł do lasu.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Rudaa dnia Czw 20:28, 13 Maj 2010, w całości zmieniany 6 razy
Zobacz profil autora
maggie_laughter
Nowonarodzony



Dołączył: 12 Lut 2010
Posty: 1
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 21:41, 12 Lut 2010 Powrót do góry

Witam :) Czytam to forum od dość dawna i również przeczytałam już dość sporą ilość ff. Mam nawet ulubione autorki jednak dopiero to opowiadanie sprawiło, że postanowiłam się zarejestrować i wypowiedzieć.

Historia przez Ciebie opowiadana porusza mnie na tyle, że czuję się tak jakbym była przy Lei czy Sethie (eeee.....nie wiem jak to odmienić). Dotąd jeszcze nie udało mi się polubić Lei a Ty sprawiasz, że widzę tą dziewczynę jakby zupełnie na nowo. Sprawiasz, że siedzę i przeżywam z nią jej tragedię i czuję to wszystko co ona czuje. Również Twój Seth sprawia, że zazdroszczę Lei takiego brata - który pomimo iż nie zawsze był w stosunku do nie fair to jednak kiedy zachodzi taka potrzeba stoi przy niej i stara się jej pomóc na tyle na ile potrafi - teraz to on stanowi dla niej oparcie.

Cieszę się, że są osoby, które potrafią tak wspaniale pisać i stworzyć świat, do którego chce się wejść i chce się poznać dalsze losy bohaterów a wszystko poza tym staje się nieważne. Życzę powodzenia w dalszym tworzeniu i oczywiście weny! Czekam na dalszą część z niecierpliwością (bo z tego co zrozumiałam będzie takowa Very Happy)

uf.....mam nadzieję, że komentarz był w miarę konstruktywny i nie naruszył zbytnio regulaminu (którego notabene nie zdąrzyłam jeszcz e przeczytać ale obiecuję to nadrobić!)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Sob 14:27, 13 Lut 2010 Powrót do góry

ośmielona lekko ostatnim spotkaniem, które nie skończyło się katastrofą - piszę i dziś komentarz; bezczelnie nawet czepiam się:
Cytat:
Leah przyłożyła palec z drugiej strony szkła i wodziła nim, towarzysząc kroczącej po oknie wodzie.
kroczącej mi nie pasuje za nic... jakoś tak... na wyrost...

Cytat:
- Okej, mam taką propozycję… Ty przez chwilę wyobrazisz sobie, że nie musisz udawać zimnej i złej kobiety, a ja poudaję, że nigdy nie byłem gówniarzem bez mózgu. Normalnie pewnie byś się nie zgodziła, ale jestem w stanie przekupić cię cukrem. Wchodzisz w to?
... nie wiem czy masz młodsze rodzeństwo, ale ja mam dwóch młodszych braci - takie propozycje są rzadkie, ale jednak niemal kropka w kropkę...

jestem pod wrażeniem kolejnego rozdziału... (przypaliłam obiad)...
z niezwykłą precyzją, a jednak tak niby od niechcenia oddajesz relację pomiędzy Leą i Seth'em... naprawdę nie uwierzę, jeśli powiesz, że jesteś jedynaczką... to więzy zbyt skomplikowane by zgadywać... a bardzo dobrze oddajesz istotę tych relacji polegających głównie na cichym wsparciu... moi bracia choć naprawdę bardzo młodzi potrafią się bardzo dobrze zaopiekować swoją siostrą (jeden mój kolega nawet się skarżył, że mu we dwóch grozili - wcześniej się przy nim pokłóciwszy, który zaczyna tę rozmowę)... ta troska wynika z czegoś nieuchwytnego... nawet ja nie bardzo wiem na czym to polega... a ty to opisujesz od tak - to niesprawiedliwe... ja też tak chce :P
nie wiem dlaczego, ale najbardziej chyba roztkliwiły mnie dwa momenty - gdy Seth wyciąga jabłkowego lizaka i zamiast lodów i Casablanki przynosi chipsy i Draculę - to tak realne, że aż bolesne... to okazywanie uczuć przez proste gesty... opieka pomimo tego, że wciąż nie pozostaje całkiem poważny próbując odwrócić jej uwagę od wszystkiego... i w końcu nawiązują to samo połączenie, które pamiętaj z lat dzieciństwa... nie wiem właściwie dlaczego piszę o czymś, co doskonale wiesz... ale ktoś kiedyś mi powiedział, że słowa wypowiedziane na głos zyskują moc - masz tę moc i ją rozsiewasz (znowu zagarniam kawałek fantastyki, ale niektóre matołki już tak mają - trzeba wybaczyć)
podoba mi się też opis Sue, choć wyczuwam głównie instynktownie tę postać jest bardzo ciepła i mamina - jest mediatorem, matką, stróżem, strażnikiem, jest sobą i przede wszystkim jest szyją, bo jeśli wszystko ma dobrze funkcjonować, to kobieta musi być szyją, żeby wszystkim dobrze sterować i barkami, które wszystko uniosą...

no nic to - czy muszę pisać, że było pięknie?

pozdrawia serdecznie
Sabina


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
wela
Zły wampir



Dołączył: 08 Lut 2009
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 37 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Broadway

PostWysłany: Nie 2:06, 14 Lut 2010 Powrót do góry

Rud się zmienia, unika patosu, zaczyna pisać teksty, które są w stanie zdobyć czytelników. Obrałaś sobie nadal, w pewnym sensie, emo temat, ale – co dziwne! - tekst wcale nie zdołował. Owszem, było smutno, ale więcej w tym nostalgii i ogólnego pocieszenia.
To takie prawdziwe, że rodzeństwo sobie pomaga, chociaż w normalnych chwilach pozbawionych smutku i rozpaczy sobie dogryza. Nagle, kiedy okazuje się, że stało się coś złego, Seth szczerze martwi się o siostrę i ze wszystkich sił stara się jej pomóc. Sprawić, aby poczuła się lepiej. Jest to niezwykły chłopiec, którego w sadze nie poznajemy zbytnio – dowiadujemy się o nim, że jest napalonym na walki z wampirami młodym, nieokrzesanym wilkiem. Zachowujesz kanon i widać to nawet po tym, w jaki sposób chłopak pociesza Leę. Robi z siebie głąba, ale mimo wszystko jest uroczy i uzyskuje uwagę siostry.
Nie chciałam czytać tej części, bo nie uśmiechał mi się emo nastrój. Ostatnio i tak nie jest z nim dobrze, więc nie chciałam się jeszcze dodatkowo dobijać. Ukazałaś emocje bardzo dobrze, było mi naprawdę przykro z powodu tej całej sytuacji, współczułam Lei, ale nie jakoś tak strasznie – chciałam, aby wzięła się w garść. Miałam ochotę tam z nią być i jej pomóc, potrząsnąć ją, przytulić, utulić do snu. Sprawiłaś, że pokochałam bohaterów, Rudzie.
Podobał mi się wątek pocieszania Lei i ten zwrot: Dzisiaj nie jestem suką i późniejsze realizowanie tej załamanej Leah. Seth był jej stróżem, piastunem. Osobą, która pomogła przetrwać jej najgorszy moment. Nagle role się odwróciły – chłopak odwdzięczał się za poświęcony czas i ratowanie go z opresji.
No i na końcu Sam, który też nie ma lekko. Uważam, że tego nie da się porównywać – bólu, który odczuwają. Sam co prawda jest tym, który ma się czuć sukinsynem, co dobija jeszcze bardziej. Mimo wszystko on ma kogoś, kogo w pewnym sensie kocha; na kogo jest skazany. Ma osobę, przy której zapomina o tym, co się stało. Niby Leah ma Setha, ale nie można porównywać wpojenia do braterskiej miłości. W każdym razie Sam ma świadomość, że pomimo uwielbienia i miłości, którymi darzy Leę, nigdy nie będą już normalnie rozmawiać. Ona mu nie wybaczy, bo przecież tego nie zrozumie, a on nie powie jej prawdy, bo tajemnica mu na to nie pozwoli. Beznadziejna sytuacja – czego nie zrobi, będzie źle. Chłopak jest zagubiony i po prostu mi go żal.
Szczerze mówiąc, Leah i Sam to dwójka bohaterów skazana na niepowodzenie. Na czające się gdzieś w pobliżu zło. Meyer musiała skonstruować jakichś niewypałów i wypadło na nich. To oni robią za beznadziejnych bohaterów. Beznadziejności Sama nie widać, ale gdy dłużej zastanowimy się nad tą postacią, dochodzi my do wniosku, że facet musi mieć przeokropnie wielkie wyrzuty sumienia.
Żal mi i jego, i Leah. Ta dziewczyna nigdy nie znajdzie spokoju. Zawsze w środku będzie zgorzkniała i w połowie pusta. Połowę jej serca wyrwał Sam i niestety ta połówka nigdy nie zostanie wypełniona.
Nie wiem, czy zwracasz na to uwagę, ale obydwa rozdziały zaczęłaś opisem przyrody. W pierwszym jest to księżyc, a w drugim kropla deszczu. Piszę to po to, abyś nie zaczęła zieloną trawą bądź innym promieniem słonecznym, ewentualnie różowymi liniami horyzontu... Widzisz, ja tak nie potrafię – nie potrafię wymyślać tych wszystkich pierdółek, a ty, Rudzie, jesteś w tym po prostu mistrzynią.
Robal mówi, że cierpię na epitetozę i widzę, że ty też, Serdelku.
Cytat:
Męczył ją obraz uśmiechniętej twarzy Sama – blizna przecinająca lewą brew w połowie, dwie głębokie zmarszczki mimiczne na czole pokazywane z każdym zdziwieniem, zakole nad wysokim czołem wyznaczające linię niedawno ściętych włosów, prawy górny kieł zachodzący delikatnie na siekacza i mocno przylegające do głowy uszy z niespotykanie płaską małżowiną rysowały się w jej myślach tak wyraźnie, jakby mężczyzna stał przed nią

Niezła. :D
Jeszcze jak tak zaczęłam o tych błędach i błędzikach – gdzieś zauważyłam drobne potknięcie i będę tak zajebista, że je znajdę i pokażę wszem i wobec.
Cytat:
Kiedy znalazła się na w okolicy domu, do świadomości zaczęła dobijać się informacja, którą usłyszała kilka godzin wcześniej.

Powiem ci jeszcze, że nawet zauważyłam jeden niepostawiony przecinek i czuję się z tym tak zajebiście, że nawet nie masz pojęcia. W końcu wytykam przecinek TOBIE.
Cytat:
Poza tym musisz wiedzieć, że gdybym był dwa razy większy otłukłbym ci ryj.

Tyle jeśli chodzi o wytykanie błędów. Więcej nie widziałam.
I wiesz, chyba te zajebiście w tekście to przesada. Tak jakby to mi przeszkodziło. Nie lubię takich zwrotów. Wiem, że chciałaś tutaj zaznaczyć, że to młodzież i że mają swoje powiedzenia, ale jakoś mi to ulęgło w złym znaczeniu.
Komentarza nadbiega koniec. Wiem, że przez ponad stronę pieprzyłam głupoty i przy czytaniu pewnie zanudzisz się na śmierć, ale chciałam być elo i napisać w miarę ogarnięty post. Starałam się, jak mogłam, ale wciąż mi coś umykało. Jest druga pięć, a ja chcę obejrzeć chirurgów. I ogólnie to jest taka akcja, że to ostatnia noc, kiedy się wyśpimy. Więc mam nadzieję, że już śpisz.
Dobra, lecę skadzić.
Bziu :*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Anex Swan
Wilkołak



Dołączył: 07 Cze 2009
Posty: 170
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z piwnicy... ech, tam gdzie internet i książki ^^

PostWysłany: Sob 19:13, 20 Lut 2010 Powrót do góry

Powracam, wygrzebując opowiadanie z drugiej strony. Do komentarza zbieram się już od tygodnia i sama nie wiem co mam napisać. Może po pierwsze, dziwię się, że tak mało osób komentuje tekst, ponieważ ff jest bardzo ciekawy i ładny. A po drugie, podoba mi się Twój styl. Niby ciężki, ale za to nie odrywa od tekstu, wręcz przeciwnie, przyciąga jeszcze bardziej i nie pozwala w żadnym wypadku odejść. Na początku niezbyt lubiłam łatki, odpychały mnie, ponieważ miałam inne wyobrażenie o tym co się działo. Teraz od jakiegoś czasu jest odwrotnie, polubiłam je i lubię czytać wyobrażenia innych o tym co działo się przed zmierzchem. I co jeszcze bardziej mnie tu trzyma, to to, że uwielbiam sforę, Jacoba, Quila i oczywiście Setha. Co do Leah, to nie jest dla mnie szczególnie ważną postacią. W tym ff, właśnie można poznać losy przede wszystkim Leah. Gdybym miała wybierać pomiędzy nią z sagi a z tego ff wybrałabym tą drugą, ponieważ tu jest bardziej wyrazista, a także podobniejsza do człowieka, ma więcej cech ludzkich, a w książce wydawała się zimnym posągiem ( a to przecież nie wampir ). Czy już mówiłam, że kocham Setha? Nie? To mówię, uwielbiam go. Jest taki miły, głupkowaty i przyjacielski, jak tu go nie kochać? A w tej części rozbrajał mnie prawie na każdym kroku. Widać, że dobrze rozumiał swoją siostrę i wiedział jak zwrócić jej uwagę, także ^^.

Rudaa napisał:
- O czym ty pieprzysz?
- Leah! Mordo ty moja, ty żyjesz!

Boskie! A wcześniejszy urywek bezcenny.

Temat niby sam w sobie łzawy i smutny, ale właśnie takimi urywkami rozśmieszałaś, a czytając, w końcu załapałam, że jakby to zerwanie Leah z Samem mogłoby być tylko jakimś tam tłem, a właśnie relacja Setha i Lei, tym głównym wątkiem.
A co już tyczy się Sama, to on miał tu chyba najgorzej. Dziewczyna, którą kochał i miał w niej oparcie, a dziewczyna, w którą się wpoił i też ją kochał, jego rozdarcie jaest jak najbardziej zrozumiałe. Współczuję mu jeszcze bardziej, wiedząc, że są to kuzynki. Myśląc głębiej można też domyślić się, że mogły mieć jakąś wspólną cechę wyglądu czy charakteru, więc gdy Sam był u jednaj ( z Emily, bo przecież później Sam nie spotykał się z Leą ) to odnajdywał fragmenty drugiej, co sprawiało, że cierpiał jeszcze bardziej.
Wracając do fabuły, lubię takie zwykłe opowieści, gdzie dzieje się coś, ale w zasadzie nie ma wielkiej akcji typu wojny. Na pewno Twoja powiększona miniaturka jest o wiele bardziej odprężająca niż ff akcji. Czytając mogłam na chwilę odłączyć się od obowiązków i prac domowych, które nawet w ferie przytłaczają. Dlatego mogę z pewnością stwierdzić, że Twoje opowiadanie czyta się miło. Powiedziałam, że jest to ff o życiu, tylko że ( czego już nie wspomniałam ) posiada coś w sobie, co zachęca do dalszego czytania. Niektóre takie opowiadania można lubić i czytać je wraz z następnym rozdziałem, a Twój dodatkowo przyciąga, ponieważ mam wielką chęć na większą ilość. Może i już wspomniałam o tym w wcześniejszym komentarzu, ale powiem jeszcze raz, kocham opisy, a w Twoim wykonaniu są jeszcze lepsze.
Sue pokazała nową twarz, i znowu mi się to podoba, ujawnia swoje wady, ale i zalety. To podsłuchiwanie nie wiem do czego mogłoby się zaliczyć. Samo w sobie na pewno jest wadą, ale dla dobra rodziny może i mieć trochę zalety.
Nie betowane? Gratuluję, bo świetnie się czytało. Nie wiem, czy to uznasz, ale zgrzytnęło mi powtórzenie "potrafił" tutaj:

Rudaa napisał:
Marzył o tym, żeby wymazać ten feralny dzień ze swoich wspomnień, ale kiedy tylko próbował o nim zapomnieć, zamieniał się w bestię, nad którą nie potrafił zapanować. Tak bardzo starał się znienawidzić Emily, lecz nawet, jeżeli wydawało mu się, że to osiągnął, nie potrafił znieść rozłąki.


Z niecierpliwością będę czekać na kolejny ( szkoda, że ostatni ) rozdział, i na koniec życzę wielkiej weny, dużo czasu i nastroju na pisanie kolejnej części.

Pozdrawiam, Anex


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Anex Swan dnia Sob 21:48, 20 Lut 2010, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
mTwil
Zły wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 345
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 80 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: O-ka

PostWysłany: Śro 16:45, 07 Kwi 2010 Powrót do góry

Nie wiem, co powiedzieć. Przepraszam, że przychodzę dopiero teraz, ale naprawdę niełatwo mi komentować Twoje teksty. Wydrukowałam ten rozdział już jakieś dwa miesiące temu, miałam wtedy coś napisać, ale nie wyszło, nie umiałam. Teraz korzystam z ostatniego wolnego dnia i postanawiam nie zamknąć worda, póki nie skończę (albo póki moja spacja na dobre nie przestanie działać).
Ostatnio bardzo często natykam się na podobne teksty. Dlatego że pary B&E, R&E i A&J u większości czytelników wywołują alergię, autorzy przypominają sobie o sforze czy innych, praktycznie nieistotnych, postaciach. Zmierzam do tego, że wszystko, co teraz przeczytam i gdzie główną bohaterką są Leah i Sam, kojarzy mi się z Symbiozą. To Ty wykreowałaś dla mnie te postaci. Nie przywiązywałam do nich uwagi w Sadze, dopiero teraz stali się mi bliżsi, i to Twoja zasługa. To, co stworzyłaś, jest dla mnie dokładnie tym, czym powinien być fanfic – uzupełnieniem treści książki. Nie poruszasz nowych tematów, treść jest kanoniczna, w żaden sposób nie różni się od oryginału. Łatki niby rzeczywiście powoli wracają, ale ludzi i tak bardziej kręci Bella-gwiazda czy Edward-bogaty biznesmen. Dziękuję Ci za to, że przypomniałaś mi, po co kiedyś, pewnie nawet ponad rok temu, szukałam opowiadań o tematyce Twilight. Nie miały przedstawiać mi innej rzeczywistości, ale wzbogacać nowymi wydarzeniami tę, którą już znam. Ale ja nie o tym.
Muszę oczywiście wspomnieć o postaciach, mam nadzieję, że uda mi się o wszystkich, ale chciałabym zacząć od Setha.
Właśnie on jest tą osobą, która najbardziej mnie intryguje. Myślę, że ubarwia całe opowiadanie, sprawia, że nie mamy do czynienia jedynie ze smutnym romansem, ale też z odpowiednio wyważonym humorem. Zastanowiło mnie jego zachowanie, kiedy wszedł do pokoju Lei. Wraz z zaskoczeniem pojawiła się również sympatia. Z pewnością nie każdego, szczególnie w jego wieku, sytuacji, byłoby stać na coś takiego. Kilkunastoletni chłopcy raczej nie wspierają swoich sióstr, kiedy rzuca je chłopak. Mogę się mylić, bo to zawsze ja byłam najmłodsza, ale sama nie byłabym zdolna do takiego altruizmu. ; ) Nie chodzi tu też o to, że w jakiś sposób wyśmiewam jego zachowanie, wręcz przeciwnie – zazdroszczę Lei takiego brata. Ujmuje jego wytrwałość, nie da wyrzucić się za drzwi. Pieprzy największe głupoty, tylko po to, żeby zirytować swoją siostrę, przyciągnąć jej uwagę i udowodnić tym samym, że zrobi wszystko, żeby na nią zasłużyć. Ciekawy jest też jego stosunek do Sama. Już od najmłodszych lat, jak wspomniałaś w poprzednim rozdziale, nie czuł do niego zbytniej sympatii, i to tylko dlatego, że ten mógł skrzywdzić Leę. W końcu stało się, ale jemu równie dobrze mogłoby to być zupełnie obojętne. Nie w tym przypadku.
Skoro mam myśleć o tym jak o łatce (ostatnio mówiłam o tym, że to dla mnie całkiem nowa historia, ale cóż, chyba mi się odmieniło), przypominam sobie Setha z dwóch ostatnich części Sagi. Doskonale widać nawiązanie, to, że piszesz o tej samej postaci. Tam, podobnie jak tu, poznajemy go jako czułego, sympatycznego i bardzo dojrzałego, jak na swój wiek, chłopaka.
O Lei mam już mniej do powiedzenia. Dalej, również i ją odnajduję jako postać książkową. Ciężko mi powiedzieć, czy wzbudza we mnie żal, jakiekolwiek uczucia. Tak jak myśląc o Sethcie, od razu czuję tę wielką sympatię, uśmiecham się na myśl o nim, to w przypadku Lei nie wydaje mi się, żebym czuła cokolwiek. Świadczy o tym chociażby to, że to on zmusił mnie do większych rozmyślań niż jego siostra. Jest mi oczywiście z jej powodu przykro, współczuję jej, ale nie jest to tak żywe, jak by mogło być. Od zawsze sprawiała wrażenie oziębłej i zamkniętej w sobie osoby, podobnie została przedstawiona. Jeśli postać sama się przed nami nie otworzy, nie mamy szansy jej poznać, a potem polubić. Tyle odnośnie przeżyć związanych z Samem, zostały jeszcze relacje z Sethem. Nie przypuszczałam, że pozwoli mu zostać w pokoju. To, co zrobiła, świadczy jedynie o tym, że nie jest tak nieczułą osobą, na jaką wygląda. Zaufała bratu będącemu w dość zdradliwym wieku, pokazując, że potrzebuje drugiej osoby. Jeśli nie był to Sam, musiała otworzyć się przed bratem. Czyli, poniekąd, też ma serce. Mam nadzieję, że w kolejnej części uda mi się polubić ją jeszcze bardziej, ale póki co moje odczucia w stosunku do niej są neutralne.
Sam jest postacią zdecydowanie dramatyczną, chociaż, czemu sama się dziwię, nie jest to dla mnie negatywną cechą. Wszystko, co wokół niego, dzieje się jakby samoistnie, odnoszę wrażenie, że w tym nie uczestniczy. Nagle znalazł się w trudnej i zwyczajnie niewyobrażalnej sytuacji, tak jak by ktoś przestawił jego pionek, i musi sobie z tym poradzić. Po tym, co sama piszę, zastanawiam się, dlaczego czuję do niego sympatię. Nie przepadam za takimi postaciami, ale on jest inny. Ciekawa jest jego definicja uczucia. Samo to, że przedstawia to w odmienny sposób, dokładnie określa, co ma na myśli, sprawia, że jego postać staje się głębsza – bo to on dopuszcza się przemyśleń.
Na koniec chciałabym jeszcze wspomnieć o Sue. Co do niej mam naprawdę mieszane uczucia, choć powinnam jednak obstawać przy tej pozytywnej stronie. Odpycha oczywiście jej ciekawość, ale wszystko jest chyba spowodowane dobrymi zamiarami. Sama lekko narzuciłaś to, żeby spojrzeć na nią jako postać ze swoją ciemną stroną, wspominając o jej umiejętności manipulowania ludźmi. Ale dokładnie: Potrafiła kochać. To mówi za wszystko. Ważne jest również to, że pojawiło się wspomnienie o stosunkach w jej małżeństwie. Z pewnością wiele zmieniło. Dokładnie pokazało, że Sue mimo kilku złych cech jest wspaniałą osobą, pragnącą dobra dla swojej rodziny. Podkreśliłam dobra, bo nie jestem przekonana co do tego określenia. Rodzina powinna być szczęśliwym, a najważniejsze – zdrowym organem. Ona utrzymuje ją na siłę. Można jedynie pozazdrościć jej dobrego serca.
Wydaje mi się, że w tych osobnych komentarzach do każdej postaci zawarłam już wszystko. To, że mam o czym mówić, nie skupiając się nawet na akcji, świadczy tylko i wyłącznie o Twojej wielkości.
Nie będę przedłużać.
Pozdrawiam,
mTwil.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Suhak
Zasłużony



Dołączył: 23 Lut 2009
Posty: 951
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 136 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: lubelskie

PostWysłany: Czw 12:21, 29 Kwi 2010 Powrót do góry

O matkość, czemu mi nie przypominasz, że miałam już dawno...? Ach, no tak, testy miałam. Ale wstyd mi, że przeczytałam tak dawno i nie skomentowałam! Przez to całe zamieszanie z radioaktywnymi biedronkami i te de po prostu straciłam głowę i mam chwilkę, by pokomentować.
Cóż, Rudziku, będzie krótko, bo przez takie rozwlekanie się robię sobie straszne zaległości. Po pierwsze - to jest po prostu boskie. Moim skromnym zdaniem - lepsze od Lobishomena nawet. Bo o ile Lobishomen może i był nieco... poważniejszy, pod tym względem lepszy, o tyle Symbiozę tak łatwo się czyta, że to sama przyjemność! Jest lekko, przyjemnie, ładnie, estetycznie... Robisz olbrzymie postępy. I znów - nie w samym słownictwie, nie zmieniasz stylu, ale sprawiasz, że jest lżejszy i łatwiejszy. To też jest ważne. Takie połączenie pięknych metafor i prostszego języka daje naprawdę ładny, zrozumiałe dla szerszej publiczności efekt.
Przede wszystkim uwiodła mnie postać Setha. Cały akapit od: Wiem, że masz w głębokim poważaniu [...] do: [...] dwa tygodnie temu wyrosło mi trzecie jądro i… to po prostu epickość, sama esencja jego osobowości, gadatliwości, lekkości ducha. Jest sympatycznym, kochanym, wstrętnym młodszym bratem. Takim, jaki mi się zawsze marzył (niestety, od losu dostałam zamiast tego starszą siostrę). Ciepły rozrabiaka, wnerwiający, czuły chłopak. Postać Lei też wychodzi Ci coraz lepiej. Co prawda w momencie, gdy rozmyślała o Samie, trochę ciężko mi się czytało, takie jakby lanie wody było, ale jestem w stanie Ci to wybaczyć boskimi dialogami i ogólnie całą epicką resztą. Naprawdę, jestem zachwycona. Nie mam się nawet do czego przyczepić, bo ten jeden fragment to wypadek przy pracy i tyle.
Wiele teraz czyta się o Clearwaterach, ale Twoi jakoś tak wpadają do głowy, nie wiem, jak to robisz. Masz chyba po prostu taką magiczną różdżkę, którą za jednym dotknięciem oczarowujesz czytelników. Jak już się wkręciła w rozdział, to ciężko było mi się otrząsnąć...
Cieszę się, że próbujesz sił w czymś nieco lżejszym, chociaż wciąż nie jest to takie opowiadanie ot, tak, na poczytanie o trzeciej w nocy z braku innych zajęć. Trzeba się trochę skupić na bohaterach i ich rozterkach, by zrozumieć, dlaczego zachowują się tak a nie inaczej. I niezwykle cieszę się, że Ci to tak świetnie wychodzi. Czekam na dalej!
Jak już mówiłam - krótko, ale starałam się treściwie. Pisz, pisz. Uściski -
Suszaczek :*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Rudaa
Dobry wampir



Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 102 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: dzwonnica Notre Dame

PostWysłany: Nie 22:41, 09 Maj 2010 Powrót do góry

Nadeszła wiekopomna chwila, w której mogę przekazać Wam ostatni rozdział Symbiozy. Przyznam szczerze, że pisanie tego tekstu sprawiało mi ogromną przyjemność i dzięki niemu mogłam spróbować swoich sił w czymś zupełnie innym oraz sama sobie udowodnić, że mogę kontrolować swój styl.
Chciałam bardzo podziękować Robaczkowi – mojemu mózgowi, mojej wspaniałej becie, dzięki której ten tekst w ogóle ma szansę istnieć. I przy okazji informuję, że część druga też została zbetowana i już pojawiła się poprawiona wersja na forum.
Przy okazji dziękuję za komentarze, które były naprawdę wspaniałe i konstruktywne. Szczególnie dziękuję kirke, która nieświadomie podniosła moją wenę z rynsztoku.
Dla niektórych takie referaty mogą wydawać się śmieszne, zważywszy na długość tekstu, ale stanowi to dla mnie naprawdę ogromny przełom. Może dzięki temu będę mogła wrócić do pisania dłuższych opowiadań (następny rozdział Lobishomena już się piecze), bo miałam okropny kryzys twórczy i dopiero teraz zaczynam się z niego wygrzebywać. Mam nadzieję, że niedługo mój nick będzie pojawiał się częściej w Kąciku niż w Pojedynkach.
Miłego czytania!






SYMBIOZA

3.






– Gdybym mogła zdecydować, jaką drogą się w życiu pokieruję, na pewno nie wybrałabym tej, którą mi zaproponowałeś. Od pierwszej chwili wprowadziłeś zamęt – przewróciłeś wszystko do góry nogami, chociaż nigdy o to nie prosiłam. Zniewalałeś mnie sobą, ale wtedy tego nie widziałam. Chciałam tylko kochać i być kochaną. W każdej minucie błagałam o akceptację i odrobinę uczucia, żeby tylko przez chwilę pozwolić sobie na bycie tą osobą, którą zawsze chowałam za maską obojętności i odstraszającej agresji, maską znienawidzonej pustki i smutku. – Leah wzięła głęboki oddech i popędziła wzdłuż linii lasu. Seth opierał się o drzewo na skraju urwiska, z uśmiechem czekając na zbliżającą się siostrę. Przystanęła i sapiąc, kontynuowała: – Oddałam ci wszystko, chcąc w zamian spokoju i wsparcia. Nie oczekiwałam, że zostaniesz przy mnie na zawsze, ale niemo prosiłam o godne pożegnanie, o trochę czasu na oswojenie się z wewnętrzną równowagą, którą ty tak chytrze mi ukradłeś. – Ruszyła szybciej niż poprzednio. Jej brat obserwował, jak mięśnie kurczyły się i rozkurczały pod opaloną skórą dziewczyny. Ubrana jedynie w top i krótkie spodenki, smagała bosymi stopami twarde skały pokryte warstwą piasku. Wyglądała subtelnie i niepozornie ze swoimi długimi włosami rozwianymi wokół twarzy, tymi samymi, które zapuszczała specjalnie dla Sama. – Ale teraz musisz wiedzieć – kontynuowała, biegnąc – że już cię nie potrzebuję – dokończyła i odbiwszy się od brzegu skarpy, skoczyła w dół klifu. Kiedy tylko Seth usłyszał plusk, dołączył do niej z wesołym okrzykiem.
– Kto ostatni na brzegu, robi dzisiaj kolację! – usłyszał, gdy wystawił głowę na powierzchnię. Od razu zaczął machać rękoma, żeby nie pozwolić siostrze na zwycięstwo. Wiedział, że jest na straconej pozycji, ale z całych sił starał się pokonać prąd ściągający go w drugą stronę. Wciąż zarzucał kończynami jak najmocniej, gdy poczuł piasek pod palcami. Otworzył szeroko oczy i z uśmiechem stwierdził, że Lei wciąż zostało parę metrów do plaży.
– Jajecznicę na bekonie poproszę! – wykrzyknął z entuzjazmem, widząc naburmuszoną siostrę. – Następnym razem dam ci większe fory!

– Kolacja na stole! – krzyk Sue potoczył się po domu, kiedy tylko usłyszała skrzypienie drzwi frontowych.
– Ej! To nie fair! – zaprotestował Seth. – To miała być działka Lei!
– Spokojnie, zrobię ci tę jajecznicę jutro na śniadanie. – Dziewczyna mrugnęła do brata porozumiewawczo. – Bierz kanapki, czekam w pokoju.
Sue z uśmiechem patrzyła na rozpromienioną córkę i syna idącego u jej boku. Myślała, że ich relacje zostały odesłane w niepamięć w momencie, w którym Sam pojawił się na horyzoncie i dopiero gdy zniknął, uświadomiła sobie, ile było w tym racji. Sprawił, że Leah stała się szczęśliwą osobą, ale jej matka nigdy nie zwracała uwagi na to, jak bardzo odciągał ją przez to od rodziny. Bała się sama przed sobą do tego przyznać, ale w głębi serca czuła, że to właśnie rodzina wprawia jej córkę w takie przygnębienie. Wiedziała, że La Push nie stwarza perspektyw młodym ludziom – sama doświadczyła trudu przyswojenia wiadomości, że nigdy nie opuści tego miejsca. Ale znała również pozytywne strony rezerwatu i znalazła sposób na przełożenie ich ponad wszystko, co złe. Nauczyła się żyć u boku niepokornego męża, nauczyła się dbać o dom, w którym wspólnie wychowali dwójkę cudownych dzieci. Dzieci, które właśnie zmierzały w stronę pokoju, gdzie pod łóżkiem znajdowała się schowana przez Leę butelka nalewki wiśniowej. Oddawszy synowi talerze, założyła ręce na piersiach i obserwowała, jak udaje konspiracyjną obojętność na zaproszenie siostry.
– Smacznego – rzuciła z uśmiechem.
– Dzięki – powiedział, idąc w stronę pokoju siostry.
Kiedy tylko zamknął za sobą drzwi, zobaczył nogi Lei wystające spod łóżka. Chwilę później ona sama się spod niego wyczołgała, trzymając w dłoni butelkę alkoholu. Seth uśmiechnął się szeroko i spojrzał na siostrę z aprobatą, pokazując, że nigdy się czegoś takiego po niej nie spodziewał.
– Wyciągnij jeszcze paczkę papierosów, a zadzwonię do Swana i powiem, że moja siostra została uprowadzona, a na jej miejsce przysłano uzurpatorkę.
– Bez przesady, smarkaczu. – Zamachnęła się na niego poduszką, po czym wybuchła śmiechem.
Seth postawił talerze na podłodze i usiadł obok siostry. Rzucał jej ukradkowe spojrzenia – widział zarumienioną od wysiłku ciemną skórę, potargane przez wiatr włosy i kropelki potu na czole dziewczyny. Wszystko sprawiało wrażenie obcego, ale jednocześnie dziwnie znajomego. Jakby zostało zagubione przez lata nieobecności i wzajemnej niechęci między rodzeństwem. Czuł, że tak naprawdę Leah zawsze była obok, ale w międzyczasie pogubili się i odnalezienie drogi, na której mogli się ponownie spotkać, wymagało czasu. Tyle razy chciał jej podziękować tylko za to, że żyje, ale nigdy nie nadarzyła się ku temu okazja. Wieczne wymówki i nieustanny bieg pod prąd nie pozwalały mu na obejrzenie się na uczucia osamotnionej siostry.
– Dziękuję – powiedział.
Uśmiechnęła się, pokazując, że wie, o co mu chodzi. Wciąż pamiętała, że gdzieś za nimi znajdują się czasy, w których potrafili znaleźć wspólny język. Jeszcze tydzień temu chciała, żeby powróciły, ale w tym momencie marzyła jedynie o tym, żeby wskazówki zegara zatrzymały się. Po raz pierwszy od dawna czuła się kompletna… Widziała w lustrze Leę Clearwater, która pokazuje każdemu swoją prawdziwą twarz. Tylko przez te kilka chwil, kiedy Seth był bratem. Tylko przez te kilka godzin, kiedy była siostrą. Tylko przez te kilka dni, kiedy była samotna. Przez wieki, gdy nie było Sama.
– Ja też ci dziękuję – odpowiedziała.
Skrzypnęły drzwi, niszcząc atmosferę. Pojawiła się w nich głowa Sue, która teatralnym szeptem zakomunikowała: – Zapomnieliście o kieliszkach. – Zostawiwszy naczynka na dywanie, zniknęła w korytarzu prowadzącym do kuchni.



* * *



Noce budziły niechciane myśli, żeby ranki je koiły. Promienie słońca smagały delikatnie twarz Lei, obwieszczając, że nadszedł następny dzień. Seth leżał skulony w nogach jej łóżka, chowając twarz w połach kołdry. Wstała powoli, żeby go nie obudzić, po czym przykryła chłopaka kocem i otworzyła okno. Świeże powietrze skropione wonią rosy przynosiło ukojenie i odpędzało nocne koszmary. Ledwo słyszalny szum samochodów z autostrady podpowiadał jej, że decyzja, która podjęła, jest słuszna. Wiedziała, że wiąże się ona z separacją od brata, ale czuła, że pora zacząć żyć własnym życiem, z dala od ciekawskich oczu i głodnych sensacji uszu mieszkańców La Push.
Weszła na parapet i przy pomocy jednego skoku znalazła się na podwórku. Zobaczyła matkę stojącą na ganku, więc pomachała jej, po czym pobiegła w stronę plaży. Znów czuła się wolna. Wiatr wiejący dziewczynie w twarz stawiał opór, ale Leah była wystarczająco silna, żeby wygrać tę walkę. Uderzała bosymi stopami o ziemię i rozkoszowała się promieniami grzejącego coraz mocniej słońca. Znów czuła się jak dziecko. Z uśmiechem wspominała chwile, kiedy skakała u boku Harry’ego zmierzającego w stronę plaży. Uwielbiała patrzeć, jak łowi ryby. Zawsze fascynował ją niedostępny męski świat, w którym w każdy sobotni poranek zamykali się ojcowie z La Push. Siedzieli na piasku, bez słowa obserwując spokojną toń. Ciche westchnięcia i chlupotanie kawy w termosach mieszały się z dźwiękami milczenia rozbrzmiewającymi w rezerwacie. Dziewczynka obserwowała ich, starając się zapamiętać najmniejszy gest sprawiający wrażenie rytuału. Nie czuła się dobrze u boku matki spędzającej czas w kuchni. W głębi serca marzyła o nieprzespanych nocach z zapasem kofeiny w plecaku i muzyką oceanu w tle. Nie zdawała sobie sprawy z tego, czemu te wycieczki służą, ale sądziła, że bierze udział w czymś niezwykle ważnym. Teraz, dwanaście lat później, kiedy znów znajdowała się na plaży w La Push, wiedziała, że nie znalazłaby w tym głębszego sensu. Ale kiedyś potrzebowała mitu do życia.

Kiedy wróciła ze spaceru, zbliżało się południe. Już z daleka mogła wyczuć, że wszyscy domownicy obudzili się. Z kuchni wypływał zapach świeżo mielonej kawy, karmelizowanych jabłek i racuchów. Leah podświadomie uśmiechnęła się na fakt, że znów nie będzie miała okazji na zrobienie jajecznicy. Przyspieszyła, chcąc zobaczyć minę Setha, gdy ten również to zrozumie.
– Dzień dobry! – krzyknęła, kiedy tylko przestąpiła próg. Sue i Harry siedzieli przy stole, jedząc śniadanie, ale nigdzie nie widziała swojego brata. – Gdzie zgubiliście młodego? – spytała, rozglądając się.
– Jeszcze nie zszedł na śniadanie – powiedział Harry.
– Może mogłabyś mu zanieść je do łóżka? Tylko nie zapomnij o czymś do picia – zrobiłam kompot z jabłek i sok pomidorowy. Wszystko już naszykowane. – Sue uśmiechnęła się do córki porozumiewawczo. Leah zrozumiawszy niezbyt subtelną aluzję matki, wzięła śniadanie i poszła w stronę swojego pokoju. Ze zdziwieniem stwierdziła, że Setha w nim nie ma. Usiadła na łóżku i zaczęła skubać racucha. W chwili kiedy wkładała do ust pierwszy kęs, jej młodszy brat pojawił się w drzwiach. Nie wyglądał najlepiej – skórę miał bladą, oczy podkrążone, a zapach, który wydzielał, ewidentnie ogłaszał, że pora na kąpiel.
– Kac gigant, braciszku? Mama się o to zatroszczyła. – Podsunęła mu dwa dzbanki i szklankę.
– Nie mam kaca – zaprotestował.
– Niech zgadnę… Nie masz kaca, tylko jest ci niedobrze, boli cię głowa i niesamowicie chce ci się pić?
– Nie rozumiesz. Mówię poważnie. Nie mam kaca, to coś innego. Przecież nie wypiliśmy wczoraj dużo.
– I tu cię mam! Okazało się, kto ma mocniejszą głowę.
Leah śmiejąc się, wyszła z pokoju i skierowała pod prysznic. Zawsze bawiła ją perspektywa zobaczenia pijanego brata, ale nigdy nie sądziła, że dostąpi zaszczytu oglądania jego syndromu dnia wczorajszego. Jeszcze kilka minut wcześniej nie przypuszczała, że może mieć lepszy humor, ale Seth udowodnił jej, że wszystko się zmienia.
Rozebrała się i spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Wyprostowana, mierzyła się wzrokiem i czuła, że znów jest z siebie zadowolona. Kiedy pojawił się Sam, zaakceptowała swoją męską posturę – szerokie barki i wąskie biodra nie przeszkadzały Uleyowi; kochał ją pomimo wad. Ale dopiero w momencie, kiedy się rozstali, zrozumiała, że każda ta niedoskonałość emanuje wręcz pięknem. Krople wody spływające po jej ciele dawały uczucie oczyszczenia, którego potrzebowała. Szum wody uspokajał, a pieniące się mydło delikatnie łaskotało skórę. Była naprawdę szczęśliwa.

Seth leżał na łóżku siostry, a jego stan się pogarszał. Leah mogła się z niego naśmiewać, ale wiedział, że nie ma to nic wspólnego z kacem. Czuł się tak, jakby ktoś próbował wwiercić się w jego czaszkę, na co ta zaczęła płonąć żywym ogniem. Kropelki potu wstąpiły na czoło chłopaka i zaczęły spływać strumieniami po śniadej twarzy. Zamknął oczy, próbując zasnąć, ale wiedział, że skoro nie udało mu się tego dokonać od kilku godzin, to kolejna próba nic nie zmieni. Słyszał, jak Leah wymykała się rano przez okno, ale nie miał siły, żeby podnieść powieki, więc darował sobie powitania. Chciał tylko odpocząć i przeczekać chwilową niedyspozycję.
– Hej! Stary, co się dzieje?! – powitał go krzyk tuż przy uchu. Od razu otworzył oczy i kiedy tylko zobaczył roześmianą twarz Quila, miał ochotę go uderzyć.
– Zamknij się, okej?
– Przestań! Co się dzieje? Nie wyglądasz zbyt dobrze. Nie było cię widać od kilku dni, ale nie sądziłem, że jesteś taki obłożnie chory – powiedział, ironicznie się uśmiechając.
– Wal się – warknął Seth. – Nie jestem chory. Nie wiem, co się dzieje.
– Jak to? Nie rozumiem.
– Ja też nie. Wczoraj wszystko było w porządku, a dzisiaj budzę się z żołądkiem pod gardłem i gorączką. To pewnie jakaś paskudna grypa i za trzy dni mi przejdzie. Problem polega na tym, że w dupie mam trzydniowe leżenie w łóżku i użalanie się nad sobą.
– Poczekaj… Mówisz, że to wszystko zaczęło się dziś? Dziś rano? A przedtem nie pojawiały się żadne objawy?
– Tak.
Quil zbladł i przełknął głośno ślinę. Sethowi wydawało się, że zobaczył w oczach przyjaciela cień strachu, ale równie dobrze mógł to sobie wyobrazić. W pewnym momencie poderwał się z łóżka i wybiegł z pokoju. Minął Leę na korytarzu i wpadł do łazienki. Po chwili dało się usłyszeć odgłos wymiotowania.
– Wychodzisz już? – zapytała Atearę, kiedy zauważyła, że zmierza w stronę drzwi.
– Tak. Powiedz bratu, że przypomniałem sobie o czymś ważnym i… i… Po prostu go ode mnie przeproś. Pa.
– Mam nadzieję, że nie wystraszył cię swoim porannym oddechem! – krzyknęła, po czym powstrzymując śmiech, zapukała do łazienki. – Młody, żyjesz?



* * *



Harry’ego obudził dzwonek telefonu. Początkowo chciał zignorować irytujący sygnał, ale bał się, że ten mógłby obudzić Sue. Przez tyle nocy leżał sam w łóżku, widząc, jak jego żona siedzi przy stole w kuchni, nasłuchując odgłosów z całego domu. Momentami miał wrażenie, że nic nie ukryje się przez jej wzrokiem. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że widzi więcej, niż pokazuje, ale nie poruszał drażliwych tematów, myśląc, że uchroni swoje małżeństwo od kłótni i niekończących się żali.
– Słucham? – powiedział nieprzytomnie.
– Harry?
– Billy? Co się dzieje? Dlaczego dzwonisz tak późno? Coś z Jake’iem?
– Harry, musimy porozmawiać.
– Może później. To nie jest dobra...
– Nie, teraz. Harry… Chyba pora zebrać radę plemienną. Sądzimy, że Taha Aki idzie po kolejnego dzieciaka.
– No dobrze, ale czy to nie może poczekać do rana?
– Rada tak, ale… Myślimy, że to już dziś.
– Ale kto?
– Harry, nie wiem, jak ci to powiedzieć…
Clearwater odłożył słuchawkę i szybko wstał z łóżka. Rozumiał aż za dobrze, co to oznacza. Wiedział, że i na jego rodzinę przyjdzie czas, ale nigdy nie przypuszczał, że stanie się to tak szybko. Otworzył drzwi pokoju Setha i od razu poczuł odór wymiocin unoszący się w pomieszczeniu. Leah leżała zwinięta na podłodze koło łóżka, na którym leżał jej brat. Na dywanie porozrzucano chusteczki i puste butelki po wodzie mineralnej, tuż koło nogi dziewczyny stała miska, a nad nią zwisała bezwładnie głowa chłopaka. Dało się słyszeć jego przyspieszony oddech i ciche chrząknięcia. Harry podszedł najpierw do córki i wziąwszy ją delikatnie na ręce, przeniósł do drugiego pokoju. Nie mógł pozwolić, żeby oglądała to, co za chwilę miało się stać. Kiedy wrócił, Seth wciąż znajdował się w tej samej pozycji i powoli zaczynał mieć problemy z oddychaniem. Mężczyzna podniósł głowę syna i ułożył ją na łóżku. Jego oczy przeszły mgłą i skapywały z nich wielkie łzy, nad którymi nie mógł zapanować. Po brodzie spływały mu resztki wymiocin i ślina, a usta starały się wypowiadać słowa, lecz nie wydobywał się w nich żaden dźwięk. Zdesperowany chłopak zaczął nerwowo kręcić głową, chcąc przekazać coś ojcu, ale ten nie mógł niczego odczytać z jego gestów. Zamiast tego zauważył, że ciało Setha zaczęło drżeć, a ciepło, które od niego biło, wzmagać się.
– Ciii… – szepnął. – Posłuchaj mnie teraz, Seth. Nie odpowiadaj, pokiwaj tylko głową, jeśli mnie słyszysz. – Chłopak posłusznie wykonał polecenie. – Dobrze. Zaraz stanie się coś dziwnego. Nie potrafię cię w żaden sposób na to przygotować, ale wiedz, że nie dzieje się nic złego. Biegnij prosto do Sama Uleya, on ci pomoże. – Seth zaczął kręcić głową i wić się na łóżku, jakby próbując wyrazić swoją dezaprobatę dla słów ojca. – Proszę, posłuchaj mnie. On ci pomoże. – Chłopak nie przestawał. – Proszę, zrób to dla mnie. – Z oczu Harry’ego popłynęły łzy. W tej samej chwili oddech Setha zatrzymał się, a całe jego ciało zaczęło się trząść jak podczas ataku apopleksji. Pan Clearwater otworzył drzwi na taras i odsunął się od syna, bojąc się tego, co zaraz miało się stać. Przerażony, obserwował, jak ubranie chłopaka rozrywa się, a jego ciało pokrywa się gęstą sierścią. Po chwili w pokoju stał olbrzymi wilk, wpatrujący się żółtymi ślepiami w ojca. Zawył smutno i wyskoczył na taras, po czym zniknął w ciemności.
Seth biegł przez las, co chwila potykając się o własne łapy. Nie potrafił pojąć, jak może poruszać się na czterech kończynach. Dodatkowo co chwila ogon zahaczał o konary drzew. Był zbyt przerażony, żeby zrozumieć, co się dzieje. Wciąż miał wrażenie, że śni mu się koszmar, który zniknie za czekoladowymi ciastkami z mlekiem, kiedy tylko się obudzi. Marzył o ciepłym spojrzeniu matki i ociekających sarkazmem komentarzach Lei – wszystko, żeby tylko ktoś powiedział, iż to, co się dzieje, nie jest prawdą. W pewnym momencie upadł na ziemię i zaplątał się w krzaki dzikiej róży, którymi obsadzony był teren Uleyów. Nie wiedział, dlaczego posłuchał ojca, ale nie miał alternatywy. Sam – ten, który wyrządził Lei i jemu tyle krzywd – miał się stać jedynym ratunkiem dla chłopaka.

Leah zdziwiła się, kiedy otworzyła oczy we własnym pokoju. Była pewna, że zasypiała na podłodze koło Setha. Spojrzawszy na zegarek i zauważywszy, że jest już dobrze po dziesiątej rano, wyszła na korytarz. W domu panowała osobliwa cisza – nawet Sue nie krzątała się w kuchni, co nieco skonfundowało dziewczynę. Łazienkę i salon zastała puste, a matkę znalazła dopiero w sypialni rodziców, zwiniętą na brzegu łóżka. Co dziwniejsze – ojca nie było obok niej. Na końcu zajrzała do pokoju brata i zobaczyła Harry’ego skulonego w kącie. Pustym wzrokiem wpatrywał się we wciąż śmierdzące wymiocinami pomieszczenie. Leah podeszła do niego i spojrzała w ciemne oczy. Mężczyzna wyglądał wręcz żałośnie – na zarośniętych policzkach zastygły łzy, jego włosy były poczochrane, a skóra na rękach rozdrapana do krwi. Podkulił kolana pod brodę i trząsł się, zlany potem.
– Tato? Co tu się stało?
Harry był w szoku i jedyne, co zdołał wydukać, pozostawało dla Lei niezrozumiałe. Przyłożyła głowę ojca do piersi i szeptała kojące słowa. Nie wiedziała, co ma zrobić… Pójść po matkę? Zadzwonić do lekarza? Zacząć szukać Setha? W pewnym momencie pan Clearwater szepnął dwa słowa, które otrzeźwiły dziewczynę: – Sam Uley.
Zamarła.
– Seth jest u Sama?
– Sam Uley – powtórzył.
Leah puściła ojca, który zaczął bez namysłu powtarzać imię i nazwisko jej byłego chłopaka. Rzuciwszy ostatnie spojrzenie na Harry’ego, wybiegła na taras i skierowała się przez otwartą furtkę w stronę domu Uleyów. Pobiegła na skróty, przez las, chcąc jak najszybciej dowiedzieć się, co zaszło. Miała czarne wizje związane ze zniknięciem brata. Wiedziała, że jest wściekły na Sama i przeczuwała, że może zrobić coś głupiego, dlatego też czuła się odpowiedzialna za chłopaka. Kochała swojego małego braciszka, ale obawiała się, że może nie mierzyć sił na zamiary. Od czasu rozstania z Samem wielokrotnie nawiedzały ją wizje drobnego Setha stającego naprzeciw budzących respekt gabarytów Uleya. Nawet jeżeli ta scena wydawała jej się zabawna, nie miała ochoty na oglądanie twarzy młodego Clearwatera po takim spotkaniu. Jednak nie potrafiła połączyć tej groteskowej sytuacji ze stanem ojca i wyglądem pokoju. Ponadto, kiedy usypiała, Seth był ledwo żywy i nie sądziła, żeby poprawiło mu się przez noc. Miała coraz więcej wątpliwości. Coraz więcej pytań. Żadnych odpowiedzi.

Seth wciąż nie mógł wrócić do ludzkiej postaci. Krążył między drzewami, chcąc zachować jak największy dystans. Nie miał ochoty na oglądanie Sama, jednak ten co chwilę przybiegał i szturchał chłopaka swoim wielkim owłosionym pyskiem. Clearwater nie chciał nawet podejmować konwersacji, chociaż siłą rzeczy był skazany na brudne, pełne litości i wyrzutów sumienia myśli Sama. Gdyby tylko choć przez chwilę chciał się w nie wsłuchać, odkryłby, że Uley oddałby wszystko, żeby cofnąć to, co się stało. Jednak Seth obrał sobie za punkt honoru obwinienie go o całą sytuację. Nie czuł się w ten sposób lepiej, ale miał absurdalne wrażenie, że solidaryzuje się z Leą.
Zmęczony, ułożył się na skraju domostwa Uleyów, chcąc choć przez chwilę zostać sam. Nie mógł pozbyć się natarczywych głosów wypowiadających w jego głowie słowa, których znaczenie zupełnie do niego nie docierało. W pewnej chwili poczuł, że czyjeś palce wplątują się w jego sierść i kiedy otworzył oczy, zobaczył uśmiechniętą twarz Emily. Z przerażeniem stwierdził, że jeden z policzków kuzynki został pokiereszowany. Tym bardziej dziwiła go radość i pewność dziewczyny. Nie bała się wielkiego wilka i wydawać by się mogło, że głaskanie przerośniętych basiorów uważała za najzwyklejszą rzecz na świecie. Nachyliła się nad jego uchem i szepnęła: – Masz gościa.
Zobaczył Leę idącą od strony domu. Zmierzała w jego kierunku, stawiając niepewnie swoje cztery łapy. Od razu usłyszał jej myśli: – Jak to się stało?
Też chciałbym wiedzieć – odpowiedział i ułożył głowę na łapach. Po chwili dołączyła do niego siostra i tak zasnęli, stykając się pyskami.

Sue obudziła się wyjątkowo późno. Zdziwiona, stwierdziła, że nie słyszy w domu żadnych odgłosów. Pomyślałaby, że wszyscy jeszcze śpią, jednak Harry’ego nie było obok niej. Wstała i obszedłszy kuchnię, łazienkę oraz salon, nie znalazła nikogo. W końcu pełna obaw skierowała się do pokoju Lei, ale i tam zastała jedynie kurz wirujący w powietrzu. Kiedy dotarła do drzwi Setha, wzięła głęboki oddech, jakby przeczuwała, że stanie się coś złego. Pociągnęła za klamkę, a jej nozdrza zaatakował odór stęchlizny i wymiocin. Stan pokoju i nieobecność dzieci przeraziły kobietę i sprawiły, że nawiedzały ją coraz gorsze wizje. W pierwszym odruchu podeszła do łóżka i zaczęła ściągać brudną pościel, jednak coś ją tknęło i odwróciła się, mierząc pokój wzrokiem. Zamarła, kiedy zobaczyła Harry’ego zwiniętego w kłębek na podłodze. Zawołała go po imieniu, ale ten ani drgnął. Na trzęsących się nogach podeszła do męża. Dotknęła jego dłoni, która wręcz promieniowała chłodem. Złapawszy mężczyznę za nadgarstek, nie wyczuła pulsu.
Z jej gardła wydobył się przerażający krzyk. Wybiegła z pokoju i zaczęła rzucać przedmiotami, które chwytała w szale. Waliła pięściami w ściany i wyrwała sobie włosy. Czuła, jakby jej dwie części – dusza i ciało – zostały permanentnie rozdzielone. Ta pierwsza przyglądała się z boku szaleńczym poczynaniom drugiej i ani myślała, żeby zaoferować pomoc. Jednak równie niespodziewanie, jak wybuchła, ucichła. Wypuściła wszystko z dłoni i spokojnym krokiem wróciła do pokoju Setha. Spojrzawszy na Harry’ego, osunęła się po ścianie i wtuliła w pierś martwego męża, szepcząc kojące słowa.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Rudaa dnia Śro 19:10, 04 Sie 2010, w całości zmieniany 5 razy
Zobacz profil autora
mTwil
Zły wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 345
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 80 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: O-ka

PostWysłany: Nie 11:05, 16 Maj 2010 Powrót do góry

Cześć, Rudzie. Na początku chciałabym wyrazić ubolewanie nad tym, że dziś mija tydzień od dodania ostatniego rozdziału, a dalej nie pojawił się żaden komentarz. Sama się nie rwałam. Wolałabym, jak zawsze, przyjść na koniec, za jakiś czas. Pierwsze komentarze są zbyt widoczne. Ale skoro już tu jestem, a wczoraj obiecałam też, że Symbioza będzie przed Pandemią, to nie będę blokować dwóch opowiadań i wyrwę się przed szereg. Minęło już trochę czasu, odkąd poznałam zakończenie, ciężko mi teraz mówić o pierwszym wrażeniu, ale nie chce też tego pominąć. Z pewnością byłam zaskoczona. Mogę nawet powiedzieć, że do tej pory jestem. Nie spodziewałam się tego, co przeczytałam w kilkunastu ostatnich linijkach. W żaden sposób nie umiałam wymyślić zakończenia tej historii, a raczej - nie wiedziałam czego się spodziewać, w jakim momencie postanowisz urwać. A teraz to, co mi się w związku z tym nasuwa - całe opowiadanie nie było schematyczne. Zaskakiwałaś z każdą częścią i nieważne było, że to kanon, do tego łatka, i o tych najistotniejszych zdarzeniach wiedzieliśmy. Ja w tym fan ficku doszukałam się nieprzewidywalności, która była jeszcze bardziej uwydatniona tym, że znałam główne etapy całej historii. Bo nie umiałam odgadnąć, które z nich wykorzystasz, kiedy i w jaki sposób. Mam nadzieję, że rozumiesz, co mam przez to na myśli, naplątałam. Kolejna rzecz jest trochę sprzeczna, bo z jednej strony czuję niedosyt z powodu, że zakończyłaś tak nagle, bez większych wyjaśnień. Jednak za chwilę sama przychodzę sobie z wytłumaczeniem, że tak rzeczywiście było najlepiej. Dla czytelnika ważne jest to, żeby z treści dowiedzieć się jak najwięcej, przynajmniej też dla mnie – nie musieć uruchamiać wyobraźni. Mimo że tutaj nie trzeba było sobie niczego dośpiewywać, to zmuszona byłam poukładać fakty. Ty zostawiłaś je w nieładzie, a ja miałam je uporządkować. Często zdarza się, że autor, kończąc opowiadanie, robi to za nas, w kilku ostatnich zdaniach podsumowuje treść, nie zostawiając nic czytelnikowi. Wydaje mi się, że czasami to nieposkromienie w słowach, pragnienie pisania więcej i więcej – nawet w końcowych linijkach. Oczywiście dążę to tego, żeby powiedzieć, że u Ciebie było inaczej. Zupełnie odwrotnie. Ty zyskałaś, pisząc, ale ja też - odbierając. Wracając jeszcze do mojego niedosytu – myślę, że jest bardziej pozytywny niż negatywny. Chciałabym móc go zawsze odczuwać i za to bardzo Ci dziękuję, podobało mi się. Pojawiło się też współczucie, ale to dopiero później, już po uporządkowaniu faktów, z początku jego nie było, bo nie do końca zdawałam sobie ze wszystkiego sprawę. Współczułam Lei i Sethowi ich losu, tego, co się stało i jak się stało. Ciężko jest mi mówić o tym, w jaki sposób odnoszę się do rzeczy, które są nierealne, bo z jednej strony sama od siebie wymagam wniknięcia w sytuację i zaangażowania w każdy, obojętnie jaki szczegół, ale z drugiej nie wiem, jak się zachować, kiedy analizuję przeżycia wilkołaka. Byłam też troszeczkę zdezorientowana, kiedy Leah pojawiła się pod postacią wilka. Nie wiedziałam, czy coś pominęłam, jednak czytając test dwa razy, jestem prawie pewna, że tak się nie stało. Tak potoczyła się akcja, ale to dla mnie dalej szczegół, do którego zadaję sobie pytanie, pozostające bez odpowiedzi. Ostatnim uczuciem, o jakim chciałabym powiedzieć, jest sympatia do Sue, która przewijała się już od początku, ale tu nasiliła się jeszcze bardziej. Chodzi o jej relacje z Harrym, które do tej pory wydawały się oschłe, jakby wszystko było jej zupełnie obojętne. W pewnym momencie chciałoby się powiedzieć, że związek utrzymuje z przyzwyczajenia, dla dzieci. Ale dopiero tu, na koniec, wypłynęła z niej prawdziwa miłość do męża. Tego, który ją zdradzał, nie szanował. Może to też nie sama sympatia, ale podziw. Była świetną postacią. Złożoną, przedstawioną z wielu kompletnie odmiennych stron. Skoro przeszłam już do tego tematu, chwilę jeszcze przy nim zostanę, skupiając się tym razem na bohaterach. Po tym, co napisałaś, ciekawa byłam, w jaki sposób ostatecznie odbiorę Leę. Polubiłam ją, i to szczerze polubiłam, a myślę, że miało to związek z dokładniejszym przedstawieniem jej relacji z Sethem a nie Samem. Nie była tragiczną bohaterką romantyczną, za jaką uważałam ją jeszcze rozdział temu, ale sympatyczną dziewczyną bez problemów. Nareszcie. Odnosząc się do całego opowiadania, cieszę się, że nie był to kolejny romans. Sam zniknął, a historia zmieniła tory, przenosząc się na te przyjemniejsze, zwyczajniejsze. Tak, jak wspomniałam, ciekawi mnie to, w jaki sposób doszło do przemiany. Ta u Setha opisana była dość dokładnie, podczas gdy tu została pominięta. Wiemy, że podczas pierwszego spotkania z bratem czuła się zagubiona, ale co było, kiedy to się działo? Została jeszcze jedna rzecz związana z Leą, która mnie męczy, bo nie wiem, czy coś źle odebrałam, ale nie mogę znaleźć jej zakończenia: (...) decyzja, która podjęła, jest słuszna. Wiedziała, że wiąże się ona z separacją od brata, ale czuła, że pora zacząć żyć własnym życiem (...) – i co dalej? O jakiej decyzji mowa? Zazwyczaj staram się nie zadawać pytań, bo nie na tym polega komentowanie, ale tutaj się zgubiłam. Staram się też doszukać, czy oby Leah wcześniej nie przeszła pierwszej przemiany, ale wydaje mi się, że tak nie było, a ja niczego nie pominęłam. Zostawię ten fragment, bo zwyczajnie nie umiem znaleźć dla niego wyjaśnienia, ale jest chyba jedynym, który do tej pory mnie trapi. Seth nie zaskoczył, a jedynie utwierdził w przekonaniu, że chciałabym mieć młodszego brata. Podobnego do niego. Uwielbiam go za jego humor, wrażliwość, wyczucie, upartość, odwagę, zależnie od momentu – dojrzałość i dziecinność, każdą cechę, jaką sobą zaprezentował. Zdziwił mnie za to Harry i jego rola w tym rozdziale. Moment, który zapadł mi w pamięć i jest, wydaje mi się, ważny, to kiedy Leah przykłada głowę do piersi ojca. Nie może to oznaczać, że był złym człowiekiem. Przynajmniej ojcem. Podobne zresztą było z Sue - o czym już mówiłam. Nie mogę pominąć też tego, co nasunęło mi się dopiero dziś. Tytuł. Rzadko kiedy przywiązuję do tego wagę, ale tym razem coś mnie tknęło. I to po kolejnym przeczytaniu ostatniego akapitu. Już od kilku rozdziałów dawało się wyczuć symbiozę Lei i Setha. Przyszła mi tu na myśl zasada „akcji – reakcji”, gdzie kiedy jedno okaże ciepło, dobro, zrozumienie, drugie to odwzajemni. Może nie od razu, ale uczucia te będą się nawarstwiać, żeby w odpowiednim momencie mogły zostać wykorzystane. Tak było z nimi, nawzajem równie dużo z siebie dawali. To nie tylko oni. Myślę, że symbioza jako nieodzowne współżycie jeszcze głębiej dotyczyło Sue i Harrego. Mimo trudności, było widać tę miłość – w jej cierpieniu i jego trosce. Wzajemne uzupełnianie się.
Na koniec chciałabym podziękować Ci za chwile spędzone z Sethem i Leą, ale też za to, że pozwoliłaś mi ich polubić. Jak pisałam na początku, nie przepadałam za tymi postaciami, tu stały się dla mnie równie ciekawe, jak inne. Życzę Ci oczywiście pokładów weny i, w pewnym stopniu też sobie, wielu kolejnych opowiadań. I komentarzy.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Suhak
Zasłużony



Dołączył: 23 Lut 2009
Posty: 951
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 136 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: lubelskie

PostWysłany: Nie 0:05, 23 Maj 2010 Powrót do góry

Oto i jestem. Pomińmy cały wątek mojego lenistwa. Jest smutny.
Wiesz, istnieje wiele rzeczy, które chciałabym Ci napisać i które biją się o pierwszeństwo w napisaniu. Ale w rzeczywistości żadna z nich nie wydaje mi się potrzebna, adekwatna lub chociaż możliwa do obrania w słowa. Wiem, że oczekujesz paru ciepłych słów, mojej opinii, ale bardzo ciężko jest mi się wyrazić. Symbioza jest przede wszystkim spokojna. Mam na myśli kompozycję. Bez żadnego gnania z akcją, pędzenia z przekazaniem tego, co przekazać się chce. Taki trochę balsam dla duszy, bo mimo rozterek głównych bohaterów, mimo ich problemów, czujemy taki spokój i ulgę. Teraz. Nie dlatego, że to już koniec, ale... wprowadziłaś, pomimo dramatycznej końcówki, taką beztroskę. Mogę tak to nazwać? Ale zaraz, przecież Symbioza nie kończy się lekko. Można wręcz powiedzieć, że urywa się nagle i niespodziewanie, jednakże jest to odpowiedni moment. Końcówka wydaje się nie być końcówką, drzwi są otwarte. A za drzwiami... ta część nam znana, tak myślę. Albo i nie. Dopowiedzmy sobie sami, co stało się dalej. Może dlatego ta ostatnia część wpędziła mnie w taką melancholię? Nic nie zostało powiedziane tak naprawdę, nic nowego, i to chyba jest właśnie takie smutne. Kurczę, co za bełkot.
Najpiękniejsze w samej Symbiozie nie jest jednak ani zakończenie, lekkość Twojego pióra czy cokolwiek innego, ale sama symbioza, relacja dwójki głównych bohaterów. To ona ujmuje, zresztą miała ujmować, miała być głównym punktem tego opowiadania. Prowadziłaś nas przez zmiany w ich serduszkach powoli, bez pośpiechu, bez wrzucania nagle na głęboką wodę. Ich stosunki w ostatniej części były wręcz wzruszające... Chciałabym mieć taki kontakt z siostrą, ale wiem, że nigdy nie będę miała, zbyt bardzo się różnimy, znacznie bardziej niż Seth i Leah, chociaż nie przeczę, że i ta para jest naprawdę pokręcona. Najbardziej zabawne jest to, że jedno uważa drugie za nieporadne i potrzebujące ochrony i jedno chroni drugie. To takie delikatne i słodkie. On - dziecinny i zabawny, słodki, niewinny, a jednocześnie wytrwały opiekun, świadomy swoich wad młodszy braciszek bez ustanku droczący się z siostrą. Leah, chłopięca, twarda Leah z wieczną maską na twarzy, a tu okazuje się, że jednak zdejmuje ją czasem właśnie da brata, z którym będzie pić wiśniową nalewkę, aktualnie schowaną pod łóżkiem. Smutne w ich relacji jest to, że właśnie wtedy, kiedy zaczęło się układać, to znów świat zawalił im się na głowę. Właśnie wtedy, kiedy oczekujemy: I żyli długo i szczęśliwie, Leah odnalazła siebie, Seth odnalazł siostrę, zamieszkali we własnoręcznie zbudowanym zamku ze wspomnień, właśnie wtedy wszystko idzie w złą stronę. Może i żyli długo, ale czy tak szczęśliwie? Niby końcówka dosyć ciepła: rodzeństwo przytulone do siebie we śnie - ale w powietrzu wisi niepokój, atmosfera gęstnieje, mamy wrażenie, że ta czułość to tylko początek końca czegoś ważnego. To prawdziwa symbioza. Mogliby bez siebie żyć, ale byłoby im ciężko. Tak czerpią oboje korzyści, oddychają pełną piersią, cieszą się z każdego dnia. Bez drugiego pierwsze nie widziałoby świata tak samo...
Bardzo zasmuciłaś mnie ostatnim akapitem. Nie sądziłam, że to już... To było, szczerze mówiąc, straszne. Nie dość, że Seth, to teraz jeszcze Harry.
Niezwykłe uczucia we mnie budzisz. Niepokój wymieszany ze stoickim spokojem.
Jestem bardzo zmęczona i przepraszam Cię, że tak krótko. Dodam tylko, że w symbiozie wyzbyłaś się tego swojego patosu. To źle? Nie. To dobrze? Też nie. Ale widać, że robisz postępy, że jesteś znacznie bardziej wszechstronna, niż wszyscy sądziliśmy. Że potrafisz wiele, nawet najprościej.
Dziękuję Ci za te chwile z Symbiozą.
Dobranoc.
Suszak


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Cecyli
Wilkołak



Dołączył: 22 Sty 2010
Posty: 100
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: zza twojego okna

PostWysłany: Nie 10:30, 30 Maj 2010 Powrót do góry

Nie jestem dobra w pisaniu konstruktywnych komentarzy, mam nadzieję, że mi to wybaczysz. Pogoda jakaś taka nijaka, tak jak i moja wena jeżeli chodzi o komentowanie prac. Nie tylko twoich, mówię o wszystkim co jest na tym forum - opowieściach, miniaturkach, wierszach. Jakoś nie mogę się dzisiaj wysłowić. Chciałam napisać komentarz do twojego opowiadania już dawno, ale nie miałam kiedy.
Symbioza jest pierwszą z twoich prac, jaką przeczytałam do końca. Zabierałam się za "Drogę zwaną końcem" ale zawsze coś mi przeszkadzało - czasami był to humor, gdyż nie nawykłam do czytania tego typu opowieści, czasami wydarzenia, przez które nie mogłam się skupić. Mam nadzieję, że i to mi wybaczysz. Stworzyłaś piękną historię - z kilkoma (w moim mniemaniu) niedopowiedzeniami, historię o bratersko-siostrzanej miłości, która istnieje przecież między każdym rodzeństwem, ale pojawia się tylko wtedy, kiedy czujemy, że jej potrzebujemy. Dziwnie mi się zrymowało, ale to nic. Podoba mi się zwłaszcza postać Lei w twoim opowiadaniu, pokazałaś ją jako dziewczynę, która mimo przeciwności losu potrafiła iść do przodu, chociaż kilka razy się złamała pod natłokiem wydarzeń, które zraniły ją do głębi. Mimo wszystko parła dalej, zmieniając rozpacz w nadzieję i chcąc odnaleźć to, co zgubiła. Znów wyrażam się jakoś tak poetycko. Nie mogę ułożyć kilku zdań, które oddałyby to, co czuję. Mówiłam - nie umiem pisać konstruktywnych komentarzy.
Całą historię otacza ta, ukochana przeze mnie, chmurka ludzkich przemyśleń i cierpienia. Dziwne - może jestem masochistką? Po prostu w jakiś sposób lubię opowieści, które mówią o tych realnych reakcjach, a nie sztucznym uśmiechu. Ty piszesz realnie - pokazujesz to, co ludzie myślą, pokazujesz ich rozpacz i ból. Nie lubię opowiadań, które nie mówią o smutku, a ukazują świat tylko w czystych, pastelowych barwach, bez wplecionej w nie rozpaczy. Lubie twój styl - jest czysty i dobrze mi się go czyta. Piszesz pięknie i masz wielką smykałkę i talent do tego. Mam nadzieję, że przeczytam jeszcze nie jeden twój tekst i napiszę z (za przeproszeniem) dupy wzięty komentarz. Nie chodzi mi o to, że chce cię w jakiś sposób obrazić, bo tak nie jest. Po prostu nie umiem wyrażać swojej opinii za pomocą słów - one nie zawsze oddają to co czujemy. mam nadzieję, że wyniesiesz coś z mojego bełkotu i pomoże ci to, w pisaniu dalszych prac.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin