FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 The Decline of the Black Moon [Z] (28.09.09) Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Poll :: Czy mam to kontynuować?

Nie
9%
 9%  [ 3 ]
Nie
9%
 9%  [ 3 ]
Tak
81%
 81%  [ 26 ]
Wszystkich Głosów : 32


Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Pon 7:47, 17 Sie 2009 Powrót do góry

Witam was Wszystkich, oto mój pierwszy ff w języku polskim, nie martwcie się, mam świetną betę, mam nadzieję, że się Wam spodoba...

Opowiadanie ma miejsce po „Zmierzchu” więc jest jakby alternatywną wersją „Księżyca w Nowiu”.
Postaci zachowały większość cech swojego charakteru (czytaj: Edward jest romantyczny i zawsze twierdzi, że jest wszystkiemu winien; Bella jest w niego ślepo zapatrzona ];->), wyjątkiem może okazać się nasz kochany Billy a także Rose…
Historia zaczyna się w medias res, więc niektórzy mogą poczuć się trochę zagubieni, ale nie bójcie się później wszystko się wyjaśni.
Życzę miłej lektury!


Całość dostępna na: [link widoczny dla zalogowanych]

beta Joanna940

Rozdział 1
-Candles Light-
Zrozumiałam, że coś jest nie tak, gdy przyjechałam do szkoły, a Edward na mnie nie czekał. Na jego miejscu była jednak Alice, z bardzo dziwnym wyrazem twarzy.
-Alice?- Nie zdążyłam jeszcze poprosić o żadne wyjaśnienia, gdy przysunęła się do mnie kładąc delikatnie rękę na moim ramieniu.
-Bello, musisz ze mną pójść, chodzi o Edwarda…
Popatrzyłam na nią zaskoczona. Poczułam, że mój żołądek zawiązuje się w dziwny supeł.

***

Gdy dojechałam do domu Cullenów, mój stan tylko się pogorszył.
Nigdy nie widziałam ich oczu tak ciemnych, nawet po wielu dniach bez polowania, ale to, co mnie przeraziło najbardziej, to głębokie zmartwienie, które mogłam odczytać z ich twarzy. Nie zachowywali się w ten sposób nawet, gdy ryzykowałam życie spotykając się z Jamesem, prawie rok temu…
Szłam, prawie jak w transie, po schodach prowadzących na piętro, gdzie znajdował się pokój Edwarda. Dotarłszy do drzwi, poczułam, że ktoś głaszcze moje ramie. Nie odwróciłam się. Wiedziałam, że była to Alice.
Wpatrywałam się zmartwiona w drewniane zamknięte drzwi. Wzięłam głęboki oddech, próbując wyrzucić z siebie dziwny ból, który mnie przenikał. Byłam pewna, że nawet interwencja Jaspera nie mogłaby zmienić emocji, które czułam w tym momencie.
Pewnym ruchem ścisnęłam klamkę i popchnęłam drzwi.
Pokój był oświetlony tylko kilkoma świeczkami. Cullenowie zrobili to, bym mogła zobaczyć jego wnętrze.
Moje oczy prawie od razu przyzwyczaiły się do półciemności, pozwalając mi odróżnić figurę Edwarda, leżącą nieruchomo na łóżku, które pojawiło się w miejsce skórzanej sofy.
Niezdecydowana, z sercem na ramieniu, zbliżyłam się do łóżka.
Jego oczy były zamknięte, rysy twarzy zrelaksowane, a usta leciutko otwarte.
Gdybym nie wiedziała, że u wampirów to niemożliwe, pomyślałabym, że chłopak tylko śpi.
-Edward?- Spróbowałam go zawołać.
Po kilku niekończących się chwilach, powoli uniósł powieki.
-Bella?- Szepnął, odwracając powoli twarz w moją stronę i posyłając mi swój markowy, łobuzerski uśmiech.
-Co ci jest?- Zapytałam na granicy paniki.
Zobaczyłam, że jego usta się poruszają, ale nie usłyszałam żadnego dźwięku. Przysunęłam się do jego twarzy, a on spróbował pogłaskać mnie po policzku swoją lodowatą dłonią. Zatrzymał ją jednak w połowie drogi. Jego ramię opadło z powrotem na kołdrę, a oczy niespodziewanie się zamknęły.
Poczułam gorące łzy spływające mi po twarzy i w akcie desperacji, spróbowałam go objąć. Żelazny uścisk Alice mnie przed tym powstrzymał.
-Uspokój się Bello! - Próbowała mnie bezużytecznie uspokoić.
-Co mu się stało?- Zapytałam, szlochając.
-Nie wiemy. - Odpowiedziała spokojnie Alice. - Carlisle próbuje się dowiedzieć, o co chodzi.
-Wyjdzie z tego?- Spytałam, wiedząc, że nie otrzymam odpowiedzi.
-Przykro mi. - Odpowiedziała, wyprowadzając mnie z pokoju. – Tego też nie wiemy.
Bez sprzeciwu, pozwoliłam się wyprowadzić. Czułam się oszołomiona. Cała moja pewność zniknęła w momencie, gdy oczy Edwarda się zamknęły.

***

Poprosiłam Alice, żeby natychmiast odwiozła mnie do domu.
Gdy tylko znalazłam się w na miejscu, natychmiast udałam się do swojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko i zanurzyłam głowę w poduszki.
Potem, przypadkowo, odwróciłam głowę w prawo i zobaczyłam, leżącą na szafce, muszelkę, którą Jacob podarował mi, gdy pojechałam z Mikiem i resztą mojej paczki, do La Push.
Jacob. Natychmiast przypomniałam sobie, że to on opowiedział mi legendę o Zimnych.
Może on będzie coś wiedział? Może będzie mógł mi pomóc zrozumieć, co się dzieje z Edwardem?
Ta myśl wystarczyła, bym wyskoczyła z łóżka i pognała na dół. Złapałam kluczyki do furgonetki i udałam się do indiańskiego rezerwatu.
Podróż wydawała się trwać wieczność, ale w końcu dojechałam do domu Jacoba. Wysiadłam i zaczęłam gwałtownie pukać do drzwi. Po kilu chwilach chłopak otworzył.
-Bella!- Zawołał zdziwiony. - Co ci się stało? – Zapytał, zauważając moje zaczerwienione oczy.
To pytanie przypomniało mi o Edwardzie, leżącym nieruchomo w tamtym pokoju. Nie mogłam powstrzymać się już od szlochu i zalałam się łzami. Chłopak próbował mnie jakoś pocieszyć i zaprowadził do środka.
Próbując się uspokoić (wystarczająco by opowiedzieć o tym, co się stało, bez szlochania po każdym słowie), wytłumaczyłam Jacobowi sytuację i od razu zauważyłam, że on w ogóle nie wydaje się być tym wszystkim zaskoczony! Tak, jakby właśnie czegoś takiego się spodziewał.
Spojrzałam na niego pytająco, a on spuścił wzrok.
-Myślę, że to wina mojego ojca. - powiedział w końcu..
-Co masz na myśli?- Zapytałam go tak spokojnym i opanowanym głosem, że sama się zdziwiłam.
Indianin tylko na mnie zerknął i jego oczy znowu powędrowały w stronę ziemi.
-Wczoraj wieczorem, przyłapałem tatę na przeprowadzaniu pewnego rytuału… - przerwał. Moje serce zaczęło bić nienaturalnie szybko.
-Później sobie przypomniałem, że ten rytuał… to tak naprawdę klątwa na Zimnych. - zakończył patrząc mi w oczy.
-O co w tym chodzi!?! Jak mogę mu pomóc? - próbowałam mówić normalnie, choć tak naprawdę byłam w totalnej panice.
-Nie wiem dobrze… Pamiętam tylko, coś jakby przestrogę, ale… - Tłumaczył Jacob nagle niechętny, by mówić dalej.
-Powiedz mi, Jacob! Proszę. - błagałam go przez łzy.
-No dobrze. - zgodził się.
- Ci, którzy oczu nigdy nie zamykają,
Będą zmuszeni do śnienia
Snem, bez jednego snu.
Z czasem stracą swą siłę,
Sen wieczny ich czeka,
W noc nowego księżyca,
Będziesz miał czas by wybrać:
Krew jest kluczem,
Jedno życie, za jedną śmierć,
Oto wybór,
O zachodzie czarnego księżyca
Czas minie
Nigdy więcej szans
Tylko sen,
Co przez wieczność
Będzie trwać.



Rozdział 2
-Cursed-
Słowa Jacoba wracały echem w mojej głowie.
To nie mogła być prawda! Edward nie mógł zostać przeklęty! Nie, po prostu nie mogło być prawdą, by klątwa sprawiła, że mój najdroższy zaśnie na zawsze… Już nigdy nie otworzy tych swoich przepięknych, topazowych oczu, że już nigdy nie usłyszę jego głosu wypowiadającego moje imię… że już nigdy nie będę miała przy boku mojego anioła!
To wszystko było gorsze od jakiegokolwiek koszmaru. Było zbyt okropne, żeby było prawdziwe!
-P-powiedz mi, że jest jakiś sposób b-by złamać tą k-k-klątwę?- spytałam Jacoba, próbując odzyskać kontrolę nad sobą.
-Przykro mi, nie wiem!- odpowiedział, prawie karcącym głosem.
-Gdzie jest twój ojciec? - spytałam, gwałtownie stając na nogi.
-Bella, nie! Zaczekaj! - zawołał chłopak, zaalarmowany moją reakcją, (która zdziwiła także mnie).
-Słuchaj, zostaw to mnie, dobrze? - zapytał, patrząc mi w oczy. - Idź do domu. Znajdziemy jakieś wyjście. - dodał mi tym odwagi.

***

Kto wie, jak dałam się przekonać Jacobowi, żeby nie szukać Billy’ego. Ufałam mu, więc wsiadłam z powrotem do mojej furgonetki. Nie pojechałam jednak do domu. Pojechałam do Cullenów.
Gdy zajechałam pod ich posiadłość, zaparkowałam samochód i szybko weszłam po schodkach, na werandę. Chciałam zapukać, ale drzwi otworzyły się przede mną zanim zdążyłam to zrobić. Pojawiła się w nich Esme. Widząc ją, znów się rozpłakałam.
-Wejdź kochanie... - otoczyła mnie ramieniem i w ciszy poprowadziła do salonu, gdzie zebrała się cała rodzina. Tak na prawdę nie cała, bo brakowało najważniejszej dla mnie osoby.
W tamtej chwili czas się dla mnie zatrzymał. Wampiry siedziały nieruchomo, nawet nie oddychając, ze spojrzeniami utkwionymi w pustce. Tylko moje szlochy przerywały tę absolutną i przytłaczającą ciszę. Nagle Alice westchnęła i wszyscy odwrócili się w jej stronę.
-Udało ci się coś zobaczyć? - zapytał Jasper. Jego głos był pełen nadziei.
-Zawsze to samo. Ciemny las, niebo bez księżyca... a potem widzę z dala dwie postacie, ale nie mogę ich rozpoznać, bo są zamazane. Próbuję się przybliżyć, ale nie mogę. Tak jakby coś mnie blokowało, nie pozwalając mi zobaczyć przyszłości. - pozostali patrzyli na nią pytająco.
-Nigdy mi się coś takiego nie zdarzyło. - przyznała zmartwiona Alice.
-Może to wina tej klątwy. - słowa wyszły z moich ust bez zastanowienia i wszyscy szybko odwrócili się w moją stronę.
-Co chcesz przez to powiedzieć, Bello?- spytała ostrożnie Esme. Ich ciemne, pełne nadziei spojrzenia, były utkwione we mnie. Szybko opowiedziałam im to, co usłyszałam od Jacoba. Kiedy skończyłam, otoczyła nas nowa cisza, która sprawiła, że mój oddech wydawał się bardzo głośny. W końcu przerwał ją Carlisle.
-Teraz przynajmniej wiemy, od czego zacząć.. Dziękujemy Bello.
-Tak. Teraz wiemy czyja to wina! - wybuchła Rosalie i spróbowała się podnieść, ale przeszkodziła jej ręka Emmetta, którą położył na jej ramieniu
-M-mogę zobaczyć Edwarda? - zapytałam, czując niespodziewaną potrzebę zobaczenia go, nawet przez jedną maleńką chwilę. W odpowiedzi Alice podniosła się tak szybko, że ledwo zdążyłam ją dostrzec.
-Chodź, odwiozę cię do domu. - i bez czekania na moją odpowiedź, po raz kolejny mnie stamtąd wyciągnęła.
-Dlaczego? Dlaczego nie mogę go zobaczyć? - krzyknęłam, w mieszance paniki, złości i rozpaczy, Gdy byłyśmy już na zewnątrz jej oczy zwróciły się z powrotem na mnie, pozwalając mi zobaczyć nieskończony smutek w nich ukryty.
-Tak będzie lepiej. - odpowiedział nieoczekiwanie Carlisle, który wyszedł za nami przed dom.

***

Chociaż byłam z Alice w dobrych stosunkach, w samochodzie nie odezwałam się nawet słowem. Przestałam też szlochać i nie odrywałam wzroku od okna, Tak naprawdę, nie zwracałam w ogóle uwagi na to, co było na zewnątrz. Po tym jak Alice zostawiła mnie przed domem, powoli weszłam do środka i rzuciłam się na kanapę. Czułam się ogłupiona, oszołomiona, z pustą głową oprócz jedynej i ciągłej myśli... jak mogę pomóc Edwardowi? Wciąż siedziałam na sofie, oglądając telewizję, (której nie słyszałam i nie widziałam), gdy usłyszałam ryk silnika samochodu parkującego przed domem. Wybiegłam na zewnątrz. Charlie wrócił dziś wcześniej niż powinien. Nie był jednak sam. Na miejscu pasażera siedział Jacob, którego rozpoznałam od razu, chociaż miał opuszczoną głowę. Rzuciłam się w ich stronę. W tej samej chwili Charlie wysiadł z samochodu. Miał zmęczoną twarz i wilgotne oczy, jakby i on płakał.
-C-co się stało? - zapytałam zaniepokojona, czując motyle w brzuchu. Charlie najpierw spojrzał mi w twarz. Potem spuścił wzrok i właśnie otwierał usta, gdy z samochodu wyszedł Jacob.
-Zabili mojego ojca. - powiedział gwałtownie, patrząc na mnie.
-Co??? - nie mogłam uwierzyć w to, co mi przed chwilą powiedział. Po prostu nie mogłam.
-JEDNA Z ZIMNYCH ZABIŁA MOJEGO OJCA!- Powtórzył ze złością i obrzydzeniem, a ja nie mogłam się już poruszyć, przygnieciona siłą jego spojrzenia. Spojrzenia zranionego, pełnego złości, cierpienia i ... obietnicy zemsty.


Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Pon 8:16, 28 Wrz 2009, w całości zmieniany 12 razy
Gość







PostWysłany: Pon 8:53, 17 Sie 2009 Powrót do góry

No,no... :D Ładnie ci to wyszło. Podoba mi się pomysł na ff i jestem szczerze zaciekawiona. Błędów nie wyłapałam, bo nawet na nie nie zwracałam uwagi. Dla mnie liczy się przede wszystkim treść, chociaż nie śmiem twierdzić, że ortografia się nie liczy. Ogólnie wielki plus. Zamierzam śledzić to opowiadanie, więc staraj się ,staraj :)

Veny życzę
sunshine_95 . Wink
nieznana
Zły wampir



Dołączył: 07 Cze 2009
Posty: 410
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 22 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z cudownego miejsca

PostWysłany: Pon 8:55, 17 Sie 2009 Powrót do góry

Powiem, że nawet mi się spodobało, na razie nic szczególnego, ale zobaczymy jak potoczą się losy bohaterów, co dla nas przygotowałaś. Mam kilka uwag do strony technicznej ;/ Nie jest najlepsza...

Po pierwsze w dialogach po i przed myślnikami zawsze jest spacja! U Ciebie jej niema, najczęściej po myślniku.

Cytat:
-Co???


błąd - wystarczy jeden znak zapytania, kilka to już błąd

Cytat:
klątwę


tę klątwę

Cytat:
absurdalną i przytłaczającą ciszę


tę absurdalną i przytłaczającą ciszę

po drugie dopiski w dialogach niekoniecznie zawsze zaczynają się z wielkiej litery, są czasem z małej

Cytat:
-Nigdy mi się coś takiego nie zdarzyło. - Przyznała zmartwiona Alice.


Po myślniku mamy zdanie dopełniające, więc nie powinno być kropki na końcu i z małej literki, to tylko taki przykład Wink

To tyle ode mnie na błędach nie skupiałam się głównie, to tylko kilka których zauważyłam i chciałam uprzedzić na przyszłość :D

EDIT: Zapomniałaś o oznaczeniach i proponuję przeczytać regulamin, bo złamałaś kilka punktów, więc temat może zostać zamknięty Klik

pozdrawiam
n/z


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez nieznana dnia Pon 8:58, 17 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
shantibella
Wilkołak



Dołączył: 26 Sty 2009
Posty: 215
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Mannatu ;)

PostWysłany: Pon 8:56, 17 Sie 2009 Powrót do góry

O ja cie, dziwne, dziwne...
Nie zaznaczyłaś czy postaci są kanoniczne? Z tego fragmentu trudno wywnisokwać ale jeżeli tak to Bella jest nie teges - w zyciu by nie dała się odciągnąc od Edwarda, nawet na sekunde. No ale to Twój świat.
Wizja Billeg'o Blacka odprawiającego rytuałał przyprawila mnie o dziki kwik, nie wiem czemu :D
No i jeszcze to morderstwo - złamanie paktu. I całej tradycji rodziny Cullneów. No ale jak się komuś zachciało tańcować wokół ogniska w zwierzęcej skórze....
Mam dużo wątpliwości ale zajrzę tu jeszcze, zajrze :)
Niech wena będzie z Tobą :)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez shantibella dnia Pon 8:59, 17 Sie 2009, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
Invisse
Zły wampir



Dołączył: 19 Lip 2009
Posty: 355
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 43 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 8:57, 17 Sie 2009 Powrót do góry

Błędów jest dużo! Przede wszystkim: spację stawia się przed i po myślniku.
W dialogach, jeśli po myślniku jest coś w stylu "powiedział, zawołał, odpowiedział", to bez kropki i z małej litery.
"- Zabili mojego ojca - powiedział." <- Tak jest poprawnie.
Były też powtórzenia, gdzieś tam dwa "odpowiedziała" tuż pod sobą. Znalazło się "na prawdę".
Aha, o ile mi wiadomo, jeśli fanfick nie jest tłumaczeniem, to ma mieć POLSKI tytuł. I tytuły rozdziałów zapewne też.
Poza tym - bardzo duży natłok wydarzeń, jak na dwa rozdziały.
No i świeczki w domu Cullenów... Wiesz, oni bardzo dbali o to, by się nie wyróżniać. Z pewnością nie wprowadzili się do domu bez działającej instalacji elektrycznej, czy jak to tam się zwie...
Na razie niezbyt mi się podoba - pomysł dobry, ale wykonanie kiepskie. Mam nadzieję, że później się poprawisz, bo sam tekst ma potencjał :)

A właśnie. Chyba nie czytałaś regulaminu. Brak oznaczeń w tekście i w tytule.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Invisse dnia Pon 9:14, 17 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Landryna
Zły wampir



Dołączył: 17 Kwi 2009
Posty: 353
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 38 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Zawiercie/Ogrodzieniec / łóżko Pattinsona :D

PostWysłany: Pon 9:20, 17 Sie 2009 Powrót do góry

Cóż, podobało mi się. Ciekawa fabuła i pomysł. Klątwa? Tego jeszcze chyba nie było. Jestem trochę zaniepokojna Edwardem...mam tylko nadzieję, że nie zrobisz mu więcej krzywdy :P.
Błędy wychyciły już inne dziewczyny, ja ze swgo miejsca mogę dodać, abyś znalazła lepszą betę, skoro to twój pierwszy ff w języku polskim.
Czekam na następne rozdziały i życzę dużo weny :)
Pozdrawiam, Landryna.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Allie
Zły wampir



Dołączył: 02 Mar 2009
Posty: 252
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Szczecin

PostWysłany: Pon 9:22, 17 Sie 2009 Powrót do góry

Osobiście fabuła mi się nie podoba, może to przez styl twojego pisania. Wiele rzeczy dzieje się na raz, aż mnie to denerwuje. Dziwny stan Edwarda, klątwa, morderstwo i co jeszcze? W dwóch pierwszych rozdziałach? Żadnego dłuższego wprowadzenia? Aż mnie szlag bierze.

Do tego jeśli się nie myle w tytule, powinien być polski tytuł, ostatnia aktualizacja i ogarniczenie wiekowe. Plus jeśli się nie myle w mowie wstępnej powinnaś określić jakie będą postacie i mniewięcej o czym będzie opowiadanie.

Jeśli ktoś zbulwersuje się moim komentarzem, niech pamięta, iż zdanie na temat opowiadania, nie zawsze musi być pozytywne. Pewnie usłyszę po co to czytałam, z czystej ciekawości, więc proszę bez spamowania, że nie powinnam się wypowiadać etc. (kieruję to najbardziej do młodszej i niezbyt ogarniętej części forum)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
AlicjaC
Wilkołak



Dołączył: 30 Lip 2009
Posty: 150
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z krainy czarów

PostWysłany: Pon 9:37, 17 Sie 2009 Powrót do góry

Nie wiem czemu, ale w chwili obecnej nie mam wyrobionego zdania w stosunku do tego FF.
Rose zabiłaby ojca Jacoba ? Myślę, że pozostali odciągnęliby ją od takiego pomysłu.
W tekście znalazłam parę błędów, ale można je przeżyć Wink
Czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
marta_potorsia
Wilkołak



Dołączył: 16 Kwi 2009
Posty: 164
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Ostróda

PostWysłany: Pon 10:27, 17 Sie 2009 Powrót do góry

Regulamin, moja droga, regulamin!
Skoro to nie jest tłumaczenie, to powinien być polski tytuł. Do tego brak jakichkolwiek oznaczeń. Lepiej to zmień, bo Cię zablokują lub wlepią ostrzeżenie.
http://www.twilightseries.fora.pl/twilight-fanfiction,30/poradnik-dla-bety,4489.html To się przyda Twojej becie (którą, swoją drogą, mogłabyś tu umieścić.)
Strasznie drażni mnie, gdy naokoło myślników nie ma spacji. U Ciebie zdarza się to notorycznie. To się prosi o pomstę do nieba! Błędy z tekstu zostały wypisane wcześniej, więc nie będę powtarzać.
Brakuje mi określenia, kiedy to się dokładnie dzieje - przed KwN, czy może w trakcie Zmierzchu.
Jeśli chodzi o sam tekst, to pomysł nawet ciekawy. Jednak nie jestem przekonana, czy to Rose. Alice była bardziej przywiązana do Edzia. Chociaż to i tak mało prawdopodobne. Oni wszyscy zbyt mocno przestrzegali paktu.
Zobaczymy, jak to rozwiniesz.

Pozdrawiam, Marta.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Anne Cullen
Wilkołak



Dołączył: 18 Maj 2009
Posty: 221
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Blois, Francja

PostWysłany: Pon 10:30, 17 Sie 2009 Powrót do góry

Po pierwsze: Za dużo wątków jak na 2 rozdziały. Rolling Eyes To powoduje mętlik w głowie. Nie lubie opowiadań w których akcja niemiłsiernie się ciągnie, ale bez przesady, choroba, klątwa, wizja, morderstwo, Już chyba więcej wątków nie udałoby ci się zmieścić w takich krótkich fragmentach. :o Sama fabuła nawet mi się spodobała, ale jest tu zdecydowanie za mało opisów, a za dużo akcji. Na pewno zajżę tu jak dodasz kolejne części, i wtedy osądzę twój styl dokładniej. Po dwóch rozdziałach niewiele można stwierdzić na ten temat. Pozdrawiam i weny życzę.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Pon 10:41, 17 Sie 2009 Powrót do góry

Dziewczyny naprawdę wielkie wielkie sorry za te wszystkie błędy! Muszę przyznać, że po tym jak moja beta odesłała mi opowiadanie już go nie sprawdzałam i nie patrzyłam czy po myślnikach są spacje czy ich brakuje!
Postaram się poprawić.
Co do Angielskiego tytułu i tytułów rozdziałów, no cóż według mnie wprowadzają lepszy klimat, więc zamieszczam ich tłumaczenie i mam nadzieję, że wybaczycie mi ten mały kaprys...
The Decline of the Black Moon - Zachód Czarnego Księżyca
Candles Light - Światło Świec
Cursed - Przeklęty
Jak można zauważyć powyżej już zastosowałam się do niektórych z waszych uwag.
Dziękuję za WSZYSTKIE komentarze nie tylko te dobre, nie ma to jak budująca krytyka!
Aha jeszcze jedno, co do wyboru Rosalie jako morderczyni, no cóż ona wydała mi się najbardziej niepokorną z Cullenów, więc najbardziej przychylną do złamania paktu, no i oczywiście wszyscy, którzy przeczytali książki pani Meyer, wiedzą, że ona miała największe problemy z zaakceptowaniem wilkołaków, tudzież jak to się wyraził Aro „zmiennokształtów’
Mam nadzieję, że reszta Wam się spodoba, oto jej dalszy ciąg:


Rozdział 3
-Free Fall-*

Mijały długie, niekończące się chwile, gdy zdziwiona patrzyłam na Charlie’go i Jacoba. Zamknęłam oczy, szukając odpoczynku w tej chwilowej ciemności, łudząc się, że gdy je otworzę wszystko będzie dobrze. Dobrze wiedziałam, że to niemożliwe. Otworzyłam oczy. Jacob wciąż patrzył na mnie tym spojrzeniem pełnym nienawiści, które nie pasowało do jego miłej twarzy. W tym czasie, przybliżył się do mnie Charlie.
- Bella? - szepnął cicho. Przełknęłam ślinę, choć nie było to łatwe, gdyż moje ciało, odmawiało zrobienia jakiegokolwiek ruchu, a umysł próbował zaakceptować fakt, że jedno z Cullenów zabiło Billy’ego. To niemożliwe. To wszystko musi być tylko sen, najpierw Edward, już to wystarczało, bym czuła się okropnie, a teraz jeszcze to. Wzięłam głęboki oddech.
- Wejdźmy do środka. - udało mi się powiedzieć, kontrolując głos. Charlie objął mnie ramieniem.
- Wiem, że to trudne do zaakceptowania. - pocieszał mnie, nie udawało mu się jednak do końca zamaskować łamiącego się od cierpienia głosu. Jacob tylko w ciszy, szedł za nami. Gdy tylko zamknęły się drzwi wejściowe, próbowałam otrząsnąć się z transu, w który wpadłam. Musiałam to zrobić przede wszystkim dla Charliego. Billy był jego przyjacielem, jednym z najlepszych. Musiałam się otrząsnąć także dla Jacoba. W mojej głowie pojawiła się pewność, że gdybym nie powiedziała, kto rzucił klątwę, teraz, prawdopodobnie - na pewno - Billy nie byłby martwy i ani Jacob, ani Charlie by nie cierpiał.
-Jak? - zapytałam Jacoba, patrząc mu w oczy.
-Bella, nie będzie ci przeszkadzać, że zostanie tu z tobą? Muszę wracać na posterunek... żeby... - nie skończył zdania.
- Jasne. Może zostać. - odpowiedziałam spokojnie, próbując używać swojego normalnego głosu.
Po tym, jak Charlie wyszedł, po tym jak rzucił nam ostatnie pełne smutku spojrzenie (i coś jeszcze, czego nie udało mi się zidentyfikować), ja i Jacob zostaliśmy sami. Przez kilka minut staliśmy w ciszy, przerywanej tylko tykaniem zegara wiszącego na ścianie. To ja przerwałam tę napiętą sytuację, siadając na kanapie. W tym czasie Jacob usiadł na jedynym fotelu, nie przestając na mnie patrzeć.
- Przykro mi. - powiedziałam, a chłopak ukrył twarz w dłoniach.
- Dlaczego? - zapytał cienkim głosem. - Dlaczego im powiedziałaś? - zapytał nagle, patrząc na mnie tym swoim gniewnym wzrokiem, pełnym okrucieństwa, tak, że nie potrafiłam już dostrzec w nim chłopaka, którego znałam. Był tak pełen nienawiści, że najchętniej bym uciekła.
- Ja... ja nie myślałam... nie wiem... nawet nie wiesz jak mi przykro... – przestraszona, zaczęłam się jąkać. Tak naprawdę jego słowa potwierdziły tylko to, co sama już wiedziałam… że to była moja wina.
- Tobie jest łatwo mówić! – wyrzucił. - Twój ojciec... Twój ojciec żyje! Mój NIE! Nie, bo go ZABILI! - krzyknął wstając. Te słowa zraniły mnie prosto w serce, sprawiając, że kilka łez pociekło mi po policzku, ale to nie był dobry moment żeby zacząć płakać. Nie. Musiałam dowiedzieć się, co się stało!
- Jak-k... Kto to był...? Jak? - wyszeptałam łamiącym się głosem. Jacob odwrócił się do mnie plecami.
- Nie wiem, kto... ale to byli oni...
- Skąd jesteś taki pewny? - nie udało mi się ukryć szczypty gniewu. Indianin to zauważył, odwrócił się do mnie i gorzko uśmiechnął.
- Bo widziałem to na własne oczy. – odpowiedział, oszałamiając mnie. Zrobił krótką przerwę, a potem kontynuował. - Poszedłem na plażę. Gdy wracałem do domu...- jego głos osłabł - zobaczyłem mojego ojca, który...
- Który? - delikatnie mu podpowiedziałam.
- L-leżał na ziemi. Okno było wybite... Nie zdążyłem do niego dobiec, pomóc mu, bo jakaś smukła postać z blond włosami, zmaterializowała się nad nim. Po kilku sekundach już jej nie było. Złamała kark mojemu ojcu. - zakończył opierając się jedną ręką o ścianę. Nie wiem na jak długo wstrzymałam oddech. Nagle zachowanie Jacoba zupełnie się zmieniło. Odwrócił się do mnie.
- Teraz nie dowiesz się, jak złamać klątwę. I wiesz, co? Jestem szczęśliwy. Jeden z nich za mojego ojca... - powiedział lekceważąco, patrząc mi w twarz by zobaczyć moją reakcję.
- NIE! Edward nie ma nic do tego! - podniosłam głos, popadając w histerię.
- Nie obchodzi mnie to... Ja ci nie pomogę. - chciał wyjść z pokoju.
- Czekaj! - zawołałam go zdesperowana.
- Nie. Zimni złamali pakt. - otworzył drzwi - Żegnaj Bello. - i wyszedł zatrzaskując je za sobą. Zostałam tam, wpatrując się w przestrzeń, lekceważąc łzy, które spływały mi po twarzy. Jedna jedyna egoistyczna myśl chodziła mi po głowie. "Nie mogę, po prostu nie mogę, stracić Edwarda!" Spowodowało to falę bólu, tak mocną, że aż się zachwiałam. "Nie, NIE! Musi być jeszcze jakaś nadzieja..."
- Edward… - szepnęłam w pustkę, która nagle powstała wewnątrz mnie.

*-Spadanie-


Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Pon 8:07, 28 Wrz 2009, w całości zmieniany 5 razy
marta_potorsia
Wilkołak



Dołączył: 16 Kwi 2009
Posty: 164
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Ostróda

PostWysłany: Pon 11:29, 17 Sie 2009 Powrót do góry

No proszę - jak zaczęłam czytać, to przed dialogami nie było spacji po myślniku, po skończeniu rozdziału już wszystkie są. Magia. :)
Rozdział krótki, ale napakowany informacjami - kto, jak, gdzie itd.
Czyli to była Rosalie. A miałam nadzieję, że to jednak ta idealna Alice. A szkoda - ciekawiej by było.
Zobaczymy, jak sobie poradzą z tymi problemami.

Cytat:
Unpredictable - Przeklęty

Do tego się muszę przyczepić. Nie wiem, czy to słowo ma kilka znaczeń, ale ja znam tylko "nieprzewidywalny". Nie jest to synonim przeklętego. "Goddamn" pasowałoby tu dużo bardziej.
Takie uroki angielskich nazw.

Pozdrawiam, Marta.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Invisse
Zły wampir



Dołączył: 19 Lip 2009
Posty: 355
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 43 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 11:30, 17 Sie 2009 Powrót do góry

Nie chce mi się wypisywać wszystkich błędów, ale znów. Tam, gdzie po myślniku są słowa "powiedział, zawołał, szepnął", są one z małej litery. Nawet, jak po wykrzykniku, pytajniku czy wielokropku.

Cytat:
To niemożliwe. To wszystko musi być tylko sen. Najpierw Edward. Już to wystarczało, bym czuła się okropnie, a teraz jeszcze to.


To, to, to, to... to trochę za dużo!

Mściwy, nienawidzący Jacob... Dobrze, przynajmniej nie ma tak dużo akcji, jak pierwszych dwóch rozdziałach. Ale z kolei ten jest strasznie krótki...
Rozmowa trochę "udawana", ale jeśli przymknąć oko na niektóre zdania - podoba mi się. Nareszcie dzielisz się z nami uczuciami w nieco szerszej formie.

Aha, a o ile mi wiadomo, zachód księżyca to wane / moonset. A według słownika "Unpredictable" to nieobliczalny, nieprzewidywalny. :P

Pozdrawiam i życzę weny,
Invisse


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Invisse dnia Pon 11:35, 17 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
nieznana
Zły wampir



Dołączył: 07 Cze 2009
Posty: 410
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 22 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z cudownego miejsca

PostWysłany: Pon 12:11, 17 Sie 2009 Powrót do góry

No już jest coraz lepiej :) Mam jeszcze parę ale, ale jest o dużo lepiej Wink

Zgadzam się z Invisse "powiedział", "zawołał", "rzekł" - z małej litery i bez kropki, co nie tyczy się pytajnika i wykrzyknika Wink

i znowu znalazłam błąd, taki ja poprzednio

Cytat:
tą napiętą sytuację


tę napiętą sytuację

Widzisz jaka jest zależność? Jeśli masz potrzebę użycia "tę" lub "tą", patrz na rzeczownik, który chcesz określić, jeśli końcówka jest "-ę", to użyjemy "tę, a jeśli "-ą" - "tą". Nie wiem, czy mnie zrozumiałaś, ale starałam się, to jasno wyjaśnić :D

Z akcją i nowościami pędzisz jak szalona i trochę mi końcówka wydawała się sztywna, nierealna, dziwna.

pozdrawiam
n/z


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Pon 14:56, 17 Sie 2009 Powrót do góry

No cóż dzięki, że doceniacie moje starania, i ten przeklęty Unpredictable.... muszę Wam powiedzieć, że czuję się usprawiedliwiona bo takie tłumaczenie podała mi moja nauczycielka angielskiego (pierwsze 5 rozdziałów pisałam jeszcze na początku czerwca), no ale widocznie nie można ufać włoskim belfrom... no więc już to poprawiam, a co do tego "tę sytuację" spróbuje wykasować ten natrętny błąd.


Mam nadzieję, że spodobają Wam się te 2 rozdziały. Życzę miłej lektury!

Rozdział 4
-The Dream-*

Nie wiem jak długo stałam tam bez ruchu, patrząc w pustkę. Może kilka minut, może kilka sekund. Wiem tylko, że wróciłam do rzeczywistości, gdy ktoś zapukał do drzwi. Jeszcze wstrząśnięta i chybotliwa, otworzyłam je. I nagle patrzyłam w parę złotych oczu, białą twarz otoczoną czarnymi, krótkimi włosami.
- Alice - bez słowa dałam jej znak, żeby weszła. Jak zwykle poruszała się z gracją, która mogłaby wzbudzić zazdrość u niejednej tancerki.
- Tak mi przykro Bello. - powiedziała, jak tylko zdążyłam zamknąć drzwi. Jej głos był spokojny, ale na samym dnie wyczuwałam emocje, których nie byłam w stanie nazwać.
- Nie musisz mnie przepraszać. – ton mojego głosu był ostrzejszy niż chciałam. Wampirzyca spojrzała na mnie wzrokiem pełnym skruchy - to moja wina. Gdybym tylko zobaczyła, że Rose... – nie była w stanie dokończyć zdania
- Teraz i tak nie możemy już nic zrobić. - oparłam się o twarde, drewniane drzwi. Pustka we mnie została zastąpiona nienaturalnym spokojem i jeszcze bardziej nienaturalnym zimnem, które powoli wtargnęło w okolice mojego serca. Wampirzyca spojrzała na mnie uważnie i odetchnęła.
- Znaleźliście jakiś sposób, żeby złamać tą klątwę? - zadałam pytanie, które najbardziej mnie smuciło, a Alice dała mi odpowiedź, której najbardziej się bałam.
- Nie - zbliżyła się do mnie i położyła swoją granitową, zimną rękę na moim ramieniu. - Bello, przysięgam, że znajdziemy sposób. - zapewniła mnie, patrząc mi intensywnie w oczy.
- Musimy znaleźć. - wyszeptałam słabo, ale wiedziałam, że mnie słyszała i rzeczywiście skinęła lekko głową.
- I dzięki tobie mamy coś, od czego możemy zacząć.
"I dzięki mnie Billy nie żyje" pomyślałam, ale nic nie powiedziałam.
- Czy coś jest nie tak? - spytała Alice. Moja twarz najprawdopodobniej coś zdradzała.
- Nie, nic. – skłamałam. Inaczej musiałabym powiedzieć, że wszystko jest nie tak - Jacob powiedział, że Rosalie złamała pakt. - szybko zmieniłam temat, ale ten też nie był za dobry. - O co chodzi? - Na pierwszy rzut oka Alice zdawała się oceniać moje pytanie, potem jej oczy zapadły się w pustkę i powiedziała:
- Chodzi o pewną umowę, którą Carlisle zawiązał ze starszyzną Quileute bardzo dawno temu... Nie możemy zabić żadnego ludzkiego stworzenia, wejść do ich rezerwatu, ani zmienić kogoś w wampira, a oni pozwalają nam tu żyć w spokoju.
- C-co to znaczy? Że musicie wyjechać? – zapytałam, a mój spokój ustępował miejsca panice.
- Tak... Zanim oni... Bella to ciebie nie dotyczy, nie musisz się martwić. - nagle zmieniła temat.
- A-ale to nie jest fair! To Billy zaczął. – wyjąkałam.
- Tak... To prawda, to oni zaczęli. - Alice przerwała na chwilę i zamyśliła się nad czymś. Musiało być to coś przyjemnego, bo jej usta wygięły się w lekkim uśmiechu. - Dlatego Carlisle zorganizował nowe spotkanie ze starszyzną.... z nowa starszyzną. To da nam więcej czasu. –zakończyła, a jej rysy znowu zrobiły się poważne. Jej pewność oddała mi trochę utraconej odwagi.
- Dlaczego nie pozwoliliście mi go zobaczyć? - spytałam nagle. Nie zdążyłam jednak otrzymać odpowiedzi.
- Muszę iść. – wykrzyknęła Alice. - Porozmawiamy o tym jutro rano. - i znikła w tej samej chwili, w której samochód Charlie’go zaparkował przed domem.
Reszta dnia minęła dziwnie szybko. Ja i Charlie nie rozmawialiśmy dużo. Przeciwnie, wymieniliśmy tylko kilka zdań. Tata cierpiał jeszcze po stracie Billy’ego, a ja, nie żeby nie było mi przykro, ale mój mózg dawał z siebie wszystko, żeby znaleźć jakieś rozwiązanie, albo, chociaż sens przestrogi, którą dał mi Jacob. Przygotowałam kolację, bez zwykłego hałasu telewizora i jak tylko skończyłam jeść, szybko pozmywałam naczynia.
- Bella, jadę do rezerwatu... a ty? - zapytał niepewnie Charlie, obserwując uważnie wyraz mojej twarzy. Szybko spuściłam oczy na ziemię. - Ja... wolę zostać tutaj... nie czuję się... myślę, że pójdę szybciej spać. - wydukałam kilka słów, ale nie było to potrzebne, bo Charlie od razu zrozumiał, że nie miałam ochoty jechać do rezerwatu po tym, co wydarzyło się po południu. Nie chciałam widzieć Jacoba. Pożegnałam ojca i pognałam na piętro. Poszłam do łazienki, gdy wróciłam do pokoju, wzięłam z szuflady kartkę papieru i długopis i nagryzmoliłam na niej jedyną podpowiedź, jaką miałam, by uratować Edwarda.
Ci, którzy oczu nigdy nie zamykają,
Będą zmuszeni do śnienia
Snem, bez jednego snu.,
Z czasem stracą swą siłę,
Sen wieczny ich czeka.
W noc nowego księżyca,
Będziesz miał czas by wybrać:
Krew jest kluczem,
Jedno życie, za jedną śmierć.
Oto wybór,
O zachodzie czarnego księżyca
Czas minie.
Nigdy więcej szans.
Tylko sen,
Co przez wieczność
Będzie trwać.
Nowy księżyc.... Alice widziała, że ktoś pojawi się w nieoświetlonym przez księżyc lesie. Więc było pewne, że cokolwiek miałoby się wydarzyć, wydarzy się w noc, gdy księżyc będzie w nowiu... A do tej nocy, brakowało jeszcze tylko trzech dni.
"Krew jest kluczem"
No dobra, była kluczem... ale czyja krew?
"Oto wybór... Jedno życie, za jedną śmierć"
Kto będzie musiał wybrać? I o co dokładnie w tym chodzi? Z tymi pytaniami w głowie, nawet nie zauważyłam, kiedy zasnęłam.
Byłam na środku łąki zanurzonej w ciemności, ale wiedziałam, że to nie ta łąka, którą znałam. Nie ta, na której Edward po raz pierwszy pokazał mi, jaki efekt powoduje słońce, gdy pada na jego skórę. Ta łąka była mi obca, a cienie drzew, które ją otaczały wydawały się gęste i groźne. Potem mój wzrok padł na kształt opierający się o pień drzewa na przeciw mnie. Jego biała skóra wydawała się błyszczeć w całej tej ciemności. Moje serce przyśpieszyło, jak za każdym razem, gdy go widziałam. Edward. Niespodziewanie sen się zmienił. Nagłe światło oślepiło mnie i kiedy otworzyłam oczy znajdowałam się na łące w środku dnia. Nie było słońca, a niebo było przykryte typowymi dla Forks chmurami. Edward był wciąż tam, w cieniu tego drzewa, które wydawało się wybijać ponad pozostałe. Oczy miał zamknięte. Otworzył je powoli i nasze spojrzenia się spotkały. Jego tęczówki nie miały tego pięknego, złotego koloru, były całkiem czarne, tak ciemne, że przypominały mi Jamesa, w momencie, w którym chciał mnie zabić. Przez chwilę zablokowałam się w miejscu, a on, bez odrywania ode mnie wzroku choćby na sekundę, zbliżał się do mnie wolnymi krokami. Odwróciłam głowę, żeby wyrzucić z myśli Jamesa i jego oczy. "To Edward. I na pewno nie chce zrobić mi krzywdy." Przypomniałam samej sobie. Ale... ten Edward był inny niż zazwyczaj... jego spojrzenie wywołało u mnie dziwny strach, strach, który wydobywał się z głębi mojego istnienia...
- Edward? - spytałam niepewnie. Zatrzymał się nagle kilka kroków ode mnie. Przypatrywał mi się, nieruchomy jak posąg. Posąg tak piękny, że zapierało dech w piersiach. Przez chwilę po prostu wpatrywałam się jak wiatr targa jego rudą czuprynę. W pewnej chwili wykrzywił usta w złośliwym uśmiechu, ukazując perfekcyjne białe i proste zęby. Ale to nie był ten łobuzerski uśmiech, który tak kochałam... to był uśmiech myśliwego... tej części niego, która pragnęła mojej krwi.
- Bella. - jego głos był aksamitny, a za razem ostry jak żyletka. Nagle, w mniej niż sekundę, zostałam przygnieciona do ziemi. On, nade mną, blokował każdy mój ruch swym żelaznym uściskiem. Znów zaczęła mnie otaczać ciemność, jeszcze gęstsza niż przedtem. Nie widziałam nic, tylko nieprzenikniony mrok. Nie zdążyłam powiedzieć nawet słowa, czy otrząsnąć się z szoku, gdy poczułam jego lodowaty oddech na mojej szyi, a potem... coś ostrego naparło na nią, a mną zawładnął ból.
Krzyknęłam budząc się i wyskakując z łóżka. Przeszedł mnie dreszcz i potrząsnęłam głową żeby wyrzucić z niej obrazy tego snu. Widok tych ciemnych i głodnych oczu... tego "innego" Edwarda. Popatrzyłam za okno, gdzie słabe światło zaczynało się rozszerzać między warstwami chmur.
- To był tylko sen. - zanuciłam samej sobie, próbując się uspokoić. Mimo moich starań, nie udało mi się z powrotem zasnąć.

*Sen


Rozdział 5
-The Lost Curse-*

- Bella? Wszystko w porządku? - drzwi otworzyły się na tyle, by Charlie mógł zajrzeć do pokoju.
- Miałam tylko zły sen. Nie martw się. - zapewniłam go, próbując przybrać spokojny wyraz twarzy. Charlie skinął głową i zamknął drzwi. Widać moje tłumaczenie mu wystarczało. Nie mogłam zasnąć, ale i nie chciałam schodzić na dół, wiec pogrzebałam w szufladzie, w poszukiwaniu mojego odtwarzacza CD i starej pary słuchawek. Gdy tylko znalazłam to, czego szukałam, wzięłam płytę, którą Phil podarował mi na urodziny i włożyłam ją do odtwarzacza. Po wszystkim wróciłam pod kołdrę i zaczęłam wpatrywać się w sufit, próbując skoncentrować się na słuchaniu muzyki i trzymaniu myśli na wodzy. To jednak nie zdało egzaminu, bo nawet z otwartymi oczyma widziałam ten sen, w najdrobniejszych szczegółach. Zdjęłam, więc szybko słuchawki, po raz drugi wyszłam z łóżka, złapałam z moją kosmetyczkę i poszłam się do łazienki. Żeby spędzić tam więcej czasu wzięłam nawet prysznic. Robiłam wszystko najwolniej jak się dało, zwracając uwagę na każdy swój ruch. Wszystko to, żeby nie myśleć. Jednak były to czynności, które za mało zajmowały moje myśli, więc i tak nie udało mi się nie myśleć o śnie. Kiedy zeszłam na dół Charlie’go już nie było. Przygotowałam sobie miseczkę płatków, po ich zjedzeniu i umyciu naczynia, złapałam za klucze do furgonetki.
Tego ranka w Forks o dziwo nie padało, albo jeszcze nie padało. Słabe światło, któremu najpierw udało się przebić przez warstwę chmur, teraz, szybko znikało, a niebo robiło się coraz ciemniejsze. Gdy dojechałam do szkoły, od razu zauważyłam, że Alice czeka na mnie na parkingu. Zaparkowałam na pierwszym wolnym miejscu i od razu rzuciłam się w jej kierunku.
- Alice! – krzyknęłam ze strachem. Na jej widok mnie zalała fala pytań, które oczekiwały na odpowiedź.
- Bella... uspokój się! - powiedziała swoim aksamitnym głosem. Wydawała się być zmartwiona moją reakcją.
- Więc? - spytałam podniecona. Ona wiedziała, o co mi chodzi.
- Po szkole... – odparła.
- Ale... – wyjąkałam. Czekałam na odpowiedź, a nie kolejne opóźnienie.
Wydawało się, że zrozumiała stan mojego ducha, bo wyraz jej twarzy zmiękł.
- Będzie lepiej jak porozmawiamy o tym spokojnie i sam na sam... do zobaczenia po lekcjach! - pomachała mi na odchodnym.
Ranek minął bardzo powoli. Nie zwracałam uwagi na lekcje, byłam zajęta czymś innym... próbowałam - bez powodzenia - odpowiedzieć na pytania wczorajszego wieczoru.
W końcu dzwonek oznajmił koniec lekcji angielskiego. Pozbierałam swoje rzeczy i bez czekania na Jessicę ruszyłam w stronę stołówki.
- Bella zaczekaj! - zawołała Jess doganiając mnie. - Co ci jest? Ostatnio jesteś jakaś dziwna. To przez Cullena? Jak się czuje? Powiedzieli mi, że jest chory czy coś w tym stylu. - zasypała mnie pytaniami, na większość, których nie znałam odpowiedzi. Szczerze mówiąc, nawet gdybym znała, nie odpowiedziałabym jej.
"Jak się czuje?" No właśnie, jak się czuł? Dlaczego nie pozwalają mi go zobaczyć?
Moja wyobraźnia ukazała mi obraz Edwarda, w tym pokoju, na łóżku i od razu w gardle poczułam wielką gulę, a żołądek mi się ścisnął. Zaczęłam mieć problemy z oddychaniem, a łzy groźnie próbowały wypłynąć z oczu.
- Bella? - zapytała Jessica, przypatrując mi się.
-T-to nic... tylko, że... - na szczęście doszłyśmy do stołówki, więc nie musiałam odpowiadać.
Przy stole Cullenów nikogo nie było. Widok pustego stolika sprawił, że jeszcze bardziej odczułam Jego brak. Bez zwracania uwagi na to, co wkładam na tace, przysiadłam się do stolika Mika i zajęłam miejsce koło Angeli. Byłam pewna, że przynajmniej ona nie zasypie mnie pytaniami, jak, na pewno, zrobiłaby Jessica. Nawet przez sekundę nie słuchałam ich rozmowy, a moje oczy były zwrócone w jedno jedyne miejsce, pusty stolik...
Kiedy zadzwonił dzwonek na koniec przerwy obiadowej, nawet nie zwróciłam na niego uwagi. Zauważyłam tylko, że Mike i reszta się podnieśli, więc i ja tak zrobiłam. Wymruczałam jakieś pożegnanie i powlokłam się na lekcję biologii, wiedząc, że mojego kolegi z ławki nie będzie.
Zaczęło mnie opanowywać nowe uczucie... samotność. Ten typ samotności, który sprawia, że czujesz się daleki od reszty świata. Samotność, która nawet, jeśli idziesz w tłumie, sprawia, że czujesz jakby obok nie było nikogo... samotność spowodowana brakiem, u twojego boku, osoby, którą kochasz najbardziej na świecie.
Biologia była prawdziwą torturą. Co minutę patrzyłam na zegarek, z próżną nadzieją, że czas idzie do przodu, choć trochę szybciej. Tak bardzo chciałam otrzymać tak wyczekiwane odpowiedzi.
Dzięki Bogu, po tym, co wydawało się wiecznością, lekcja się skończyła, a ja rzuciłam się na zewnątrz. Znalazłam Alice znów czekającą na mnie na parkingu.
- Odwiozłam do domu twoją furgonetkę. - powiedziała z lekkim wykrzywieniem warg. Dopiero wtedy, rzuciłam okiem na parking i zobaczyłam, że rzeczywiście nie było jej na miejscu.
- Chodź, jedziemy... - Alice wzięła mnie za rękę i poprowadziła do swojego samochodu.

***

- Więc jak dojedziemy, mogę dostać odpowiedzi na moje pytania? - spytałam, próbując nie brzmieć na podnieconą, czy histeryczną.
- Tak. - odpowiedziała bez odwracania się żeby na mnie spojrzeć.
- I... będę mogła go też zobaczyć? - zapytałam pełna nadziei i pewna, że znajdę jakiś sposób by to osiągnąć.
- Tak. - odpowiedziała znowu sucho.
- Co jest Alice? - zaczynałam coś podejrzewać. To nie było jej normalne zachowanie... coś musiało się stać!
- Zobaczysz. - to były jej ostatnie słowa aż do dojazdu do domu. Gdy wysiadłam z samochodu, na chwilę stanęłam nieruchomo, przed drzwiami. Drzwiami, które, jak już przez nie przejdę, poprowadzą mnie do Niego, poprowadzą mnie do odpowiedzi.
Alice otworzyła je zdecydowanym ruchem. W środku wszystko było ciche i przytłaczająco puste, prawie opuszczone, co sprawiło, że bicie mojego serca przyspieszyło, a w żołądku poczułam motylki. Mój oddech robił się coraz bardziej nieregularny. Ogarniał mnie strach. Ruszyłam w stronę piętra, ale Alice delikatnie mnie powstrzymała. Trzymała mnie za ramię, z niewyjaśnionym wyrazem twarzy.
- Bella... – westchnęła. - najpierw muszę ci coś pokazać. - spojrzałam na nią zaciekawiona, a ona skinęła na mnie, bym poszła za nią do salonu. Na stoliku leżała zużyta i zniszczona przez czas książka. Wampirzyca wzięła ją do ręki i delikatnie zaczęła przewracać strony. Zaciekawiona przysunęłam się bliżej niej.
- Nie znaleźliśmy jeszcze wyjścia... ale Carlisle znalazł to. - podała mi książkę otwartą na pogiętej i pożółkłej stronie. Drżącymi rękoma - bałam się, że ją zniszczę, biorąc pod uwagę moją niezdarność - wzięłam ją do rąk.
Oczywiście było to pisane ręcznie, czarnym wyblakłym już atramentem, i choć pismo było drobne, tekst był łatwy do odczytania.
Ci, którzy oczu nigdy nie zamykają,
Będą zmuszeni do śnienia
Snem, bez jednego snu,
Z czasem stracą swą siłę,
Sen wieczny ich czeka.
Krew jest środkiem,
Najcenniejsza rzecz jest kluczem,
Jedno życie, za jedną śmierć,
Oto wybór,
Nie zwlekaj,
Jeśli życie za śmierć chcesz dać.
Jeśli to Twój wybór, uważaj,
Bo coś cennego przyjdzie Ci stracić.
I wybór i możliwość
Dajemy Tobie
Jeżeli jednego z zimnych ludzi
Chcesz ocalić.
Ale uważaj, czas biegnie,
W noc nowego księżyca
Będziesz miał czas by wybrać.
O zachodzie czarnego księżyca
Czas minie.
Nigdy więcej szans
Tylko sen,
Co przez wieczność
Będzie trwać.

*Zaginiona Klątwa


Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Wto 14:07, 18 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
iglak17
Nowonarodzony



Dołączył: 12 Sie 2009
Posty: 37
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Podkarpacie

PostWysłany: Śro 23:11, 19 Sie 2009 Powrót do góry

I co? Zero reakcji pod rozdziałem? Aż mi się wierzyć nie chce :). Opowiadanie nietypowe. Ciekawe na swój sposób. Trochę w klimatach Harry'ego Pottera, głównie przez przepowiednię. Oczywiście można się wykazać, próbując zinterpretować te kilka wersów. Mam nawet swoją małą teorię. Czas pokaże, czy się sprawdzi.
Jak chyba widać po komentarzu, spodobało mi się. I chociaż już ewidentnie brakuje mi wena na napisanie konstruktywnego komentarza, trzymam kciuki za ciąg dalszy. Będę czytać, będę komentować, na ile tylko pozwolą mi możliwości (ach, te wakacje... Jak zwykle kończą się o wiele za szybko).
No nic, pozostaje mi życzyć jak najciekawszych pomysłów na ciąg dalszy.
Pozdrawiam,
i.17


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Czw 7:53, 20 Sie 2009 Powrót do góry

Wow! No to chyba naprawdę się poprawiłam, bo ani słowem nie wspomniałaś o "brakujących spacjach po myślnikach" Wink nie dziewczyny to tylko żart. Jeśli mam być szczera to... jestem naprawdę wielką fanką HP ale na pewno nie stąd wziął się mój pomysł z przepowiednią. Jeśli mam być szczera to zainspirowały mnie klimaty Ludzi Lodu Margrit Sandemo, no ale to forum o Zmierzchu więc nie będę tu robić reklamy...
Dzięki wielkie za komentarz!
A teraz, specjalnie dla Was, kolejny rozdział, który, jeśli mogę wyrazić mą skromną opinię, jest moim ulubionym, ze względu na swój tytuł a także ze względu na swój romantyzm, w pewnych chwilach sięgający już kiczu i przesadzenia tak znanego nam z sagi pani Meyer ];-> , mam nadzieję, że uzyska też i Wasze uznanie…
Rozdział 6
-An Angel’s Sleeping-*

Nie potrafię opisać emocji, jakie odczuwałam, gdy skończyłam czytać ostatni wers... może zagubienie, może szok, ale nie strach. Spojrzałam na książkę, na Alice, a potem znów na stronę.
Nie, nie strach...
Jeżeli przestroga była skierowana do mnie - a tego byłam już pewna - nie obchodziła mnie strata czegoś cennego, bo gdybym nie uratowała Edwarda i tak straciłabym najważniejszą i najcenniejszą rzecz mojego życia. Ważniejszą i cenniejszą od mojego własnego życia.
Znów spojrzałam na Alice, a ona wymieniła moje spojrzenie pełna cierpienia.
- To o mnie chodzi? To ja muszę wybrać? - zapytałam z nienaturalnym spokojem. Tak naprawdę już podjęłam decyzję. Podjęłam ją, zanim przeczytałam to, co odkrył Carlisle. Wampirzyca mi nie odpowiedziała. Unikała mojego wzroku.
- Tak myślimy, ale nie jesteśmy pewni Bello, bo jeżeli ty miałabyś ryzykować życie... - zrobiła długą przerwę - znajdziemy jakiś inny sposób. – zamilkła. Wiedziałam, czego nie powiedziała "Jeżeli miałabyś ryzykować życie, dla niego, dla Edwarda, on nigdy sobie tego nie wybaczy".
Westchnęłam.
- Teraz mogę do niego iść? – spytałam, znowu spokojna. Już pogodziłam się z tym, co niosła za sobą przepowiednia, więc czym miałam się denerwować? Dziewczyna spojrzała na mnie zaskoczona. Chyba spodziewała się innej reakcji. Porem skinęła głową i zaprowadziła mnie do pokoju chorego.
Kiedy wchodziłam po schodach, moje serce znowu zaczęło walić jak młotem. Każda cząsteczka mojego ciała chciała go zobaczyć. Pewnie otworzyłam drzwi i weszłam do środka.
Świece były zgaszone, a za oknem mogłam zobaczyć gęsty deszcz. Pokój oświetlało słabe światło dnia. Moje spojrzenie szubko odszukało jego kształt. Wspaniały i nieruchomy anioł o miedzianych włosach, spał na łóżku. Był tak piękny, że przewyższał każde wyobrażenie. Bez uprzedzenia moje oczy wypełniły się łzami. Łzami radości, że go zobaczyłam i łzami cierpienia na myśl, że ten anioł może już nigdy więcej nie otworzyć oczu. Moje serce groziło eksplozją, gdy zbliżałam się do łóżka i siadałam na jego krawędzi.
- Edward? - szepnęłam. Nie odpowiedział. Zbliżyłam się do jego twarzy. Drżącym palcem pogłaskałam go po gładkim i zimnym policzku. - zimniejszym niż pamiętałam - potem kontynuowałam, obrysowując jego szczękę, ale zatrzymałam się, kiedy łza spadła na tę białą skórę, a para intensywnie złotych oczu spojrzała w moje. Poczułam, że usta wykrzywiają mi się w uśmiechu i szybko otarłam dłonią łzy, które zamazywały mi widok. Chłopak podniósł się szybko - za szybko żebym mogła to zauważyć – i gdy usiadł jego ręka trzymała już moją.
- Bella... - szepnął swoim aksamitnym głosem.
- Jak się czujesz? - nie zdążyłam go zapytać - już byłam w jego ramionach, z głową opartą o ramię twarde jak marmur. Twarz zanurzył w moich włosach.
- Teraz, już dobrze... gdy cię widzę, zawsze jest dobrze. - wyszeptał wdychając mój zapach. - Ale... nie wiem ile mam czasu... zanim... - poczułam, że jego uścisk słabnie i zawładnęła mną panika.
- Edward?
- Obiecaj mi, że nie będziesz dla mnie ryzykować życia...- już prawie wpadał w objęcia Morfeusza. Odsunęłam się od niego, by móc spojrzeć mu w twarz.
- Obiecaj mi. - powtórzył ocierając łzy na moim policzku swoją bladą i lodowatą ręką. Nie odpowiedziałam. Byłam przerażona tą sceną. Jego oczy już się zamknęły.
- Kocham cię. - udało mu się powiedzieć zanim znów zapadł w sen. Ukryłam twarz w dłoniach, próbując powstrzymać łzy. Myślałam, że rozpadnę się na kawałki. Odetchnęłam głęboko.
- Nie mogę Ci tego obiecać Edwardzie. Nie mogę! - wyszeptałam i przytknęłam swe wargi do jego ust. Powoli wstałam i podeszłam do drzwi. Z ręką na klamce rzuciłam ostatnie spojrzenie na anioła, który groził odejściem z mojego życia już na zawsze. W końcu wyszłam z pokoju, z przyrzeczeniem, że zrobię wszystko, co w mojej mocy, by złamać tą klątwę. Wszystko. Nawet, jeśli będzie mnie to kosztowało życie. Tak naprawdę, bez niego... Co to by było za życie?

*Pewien Anioł Śpi


Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Czw 7:54, 20 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
iglak17
Nowonarodzony



Dołączył: 12 Sie 2009
Posty: 37
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Podkarpacie

PostWysłany: Czw 9:52, 20 Sie 2009 Powrót do góry

Mhm... Rozdział bardzo krótki, ciężko będzie się do niego odnieść. Faktycznie jest tu trochę słodko. Może nawet za bardzo (poszukam sobie jakiegoś bardzo zUego i mhrocznego opowiadania, żeby to zrównoważyć ;-)).
Edward oczywiście nie chciałby, żeby Bella się poświęcała dla niego. Z kolei Bella nie wyobraża sobie życia bez Edwarda, który dla niej na pewno zrobiłby wszystko. Błędne koło.
Stwierdzam, że po tym rozdziale moja teoria odnośnie przepowiedni pozostaje taka sama. Nie mogę się doczekać, żeby sprawdzić, czy miałam rację.
A co do błędów, żeby nie było zbyt różowo...
Cytat:
Porem skinęła głową i zaprowadziła mnie do pokoju chorego.

Chyba "potem"?
Cytat:
Moje spojrzenie szubko odszukało jego kształt.

Szybko.
Cytat:
Nie mogę Ci tego obiecać Edwardzie.

Zaimek z małej litery. Przecinek przed "Edwardzie".
No to na dziś tyle. Czekam na kolejne części.
Pozdrawiam,
i.17


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Anne Cullen
Wilkołak



Dołączył: 18 Maj 2009
Posty: 221
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Blois, Francja

PostWysłany: Czw 10:15, 20 Sie 2009 Powrót do góry

Świetmie. Widać dużą poprawę. Masz ciekawy styl pisania, spodobał mi się. Akcja także odrobinę zwolniła i za to kolejny plus. Ciekawi mnie jak rozwiniesz wątek klątwy. Mi też zaleciało trohę Potterem, ale nieznacznie, więc nie przeszkadza mi to. Tekst czyta się teraz dużo przyjemniej, w tym rozdziale wyłapałam tylko jedną literówkę, która była dość widoczna, ale nie pamietam teraz w który momencie. A w poprzednim źle zdrobniłaś imię Jacoba. To koniecznie musisz poprawić. Dałaś "Jak". Jeśli już to Jack, ale proponowałabym Jake, Bella często się tak do niego zwracała. Co do tytułów rozdziałów- Dla mnie angielskie, to nic nowego, ale wydaje mi się, że jeżeli już, to powinnaś dodawać tłumaczenia po myślniku obok oryginału. Toprzenoszenie na koniec tekstu trochę rozprasza. Tak na przykład "An Angel’s Sleeping" - Pewien Anioł Śpi
Ale to tylko propozycja. Twoje opowiadanie jest oryginalne i tego się trzymaj.
Pozdrawiam.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Shili
Człowiek



Dołączył: 20 Lut 2009
Posty: 85
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 14:53, 20 Sie 2009 Powrót do góry

Przeczytałam całość i muszę przyznać, że bardzo mi się spodobało. Na początku wszystko działo się bardzo szybko, ale widzę, że zwolniłaś trochę tempo i teraz jest świetnie. Miałaś bardzo oryginalny pomysł co do klątwy i ciekawi mnie bardzo jak rozwiniesz ten wątek, no i oczywiście co ze złamanym paktem? Potrafisz zaintrygować czytelnika i za to wielki plus. Nie mogę się doczekać więcej i szkoda, że ostatni rozdział był taki króciutki. Chyba mam pomysł co może stać się dalej i jestem bardzo ciekawa czy to się sprawdzi, zobaczymy jak pokierujesz ich losami, a co do ostatniego rozdziału, to rzeczywiście było słodko, ale nie było źle. Ogólnie twoje opowiadanie mnie zainteresowało i z chęcią przeczytam dalsze rozdziały.

pozdrawiam :)
Shili


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin