FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Słodko-gorzka symfonia [NZ] Rozdział XIV.II/XV (9 II) [Z] Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
Suhak
Zasłużony



Dołączył: 23 Lut 2009
Posty: 951
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 136 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: lubelskie

PostWysłany: Sob 22:17, 04 Kwi 2009 Powrót do góry

Słodko-gorzka symfonia

Informacje:
Rodzaj: AH/AU (w niektórych przypadkach OOC)
Miejsce akcji: Nowy Jork/Seattle
Gatunek: epika
Typ: Romans/Dramat/Kryminał
Ograniczenie wiekowe: 16+. Powód: przekleństwa, przemoc, poruszany jest temat homoseksualizmu w więzieniach
Narracja: przeplatana. W większości trzecio-, momentami pierwszoosobowa.
Geneza tytułu: cały FF jest w takim słodko-gorzkim klimacie. Niby wesołe, śmieszne i luźne, a z drugiej strony trochę tragiczne i smutne. Dodatkowo, inspirowałam się piosenką zespołu The Verve - Bittersweet Symphony, co oznacza dokładnie Gorzko-słodką symfonię, ale brzmi niegramatycznie, więc zamieniłam kolejność przymiotników.
Bety: Prolog, rozdział VI: ScaryMary; rozdziały I-V, VII: Cornelie; rozdział VII, VIII: Rudaa.

Krótkie streszczenie, czyli o co chodzi?
Uwaga! Ta rubryka służy tylko i wyłącznie do celów zapoznawczych dla ludzi, którzy chcieliby się po krótce dowiedzieć, o co chodzi, w krótkim czasie. Radzę nie czytać ;P
Młody, nowoodkryty poeta, Edward Cullen, popełnia morderstwo na słynnym w stanie Waszyngton mecenasie sztuki, Michaelu Newtonie. Cullen jednak jest bardzo zgorzkniały i nieprzyjemny oraz za nic nie chce nikomu wyjawiać motywu przestępstwa. Razem z nim postanawia się skonsultować policyjna psycholog, Angela Weber. Mimo wszystko Edward nadal pozostaje zamknięty w sobie i nie chce z nią rozmawiać o swojej przeszłości. Ta jednak nie poddaje się i postanawia dowiedzieć się prawdy.



Konstruktywne komentarze jak najbardziej mile widziane! A wrecz wskazane i wymagane. Dyskusje na temat FF dozwolone. Jeżeli zaś zauważysz jakiś błąd w Fan Ficku, lub błąd natury technicznej w pliku .pdf, byłabym wdzięczna za poinformowanie mnie o tym.



Do ściągnięcia rozdziały I-XII + prolog na [link widoczny dla zalogowanych] w folderze "Słodko-gorzka symfonia". Dostępny w pliku .pdf.



Spis rozdziałów:




Tracklista:



***


Beta: ScaryMary
(klik, jakby ktoś był zainteresowany muzyką, do której to pisałam... Nie wiem, czy pasuje do nastroju prologu - chyba nie - ale napięcie w melodii dobrze komponuje się wraz z tekstem. Tytuł: Requiem for a dream Clinta Mansella)

PROLOG
Był czerwiec, bardzo zimny czerwiec. Na dworze siąpił deszcz, a termometry wskazywały raptem kilka stopni na plusie. Małe dzieci skakały po kałużach, rozlewając ich zawartość wokoło i rozchlapując wodę na przechodniów. Modnie ubrane panie z kolorowymi parasolkami w ręku patrzyły na nie z dezaprobatą, gdy próbowały uchronić swoje bezcenne płaszczyki przed brudną, mętną breją. Zapadł już zmrok, a latarnie oświetlały twarze spieszących się ludzi bladym światłem.
Jakiś mężczyzna spacerował właśnie główną ulicą. Był wysoki i szczupły. Miał na sobie szary płaszcz, a jego jasne, przemoknięte włosy przykleiły mu się do czoła. Szedł powolnym, spokojnym krokiem, zaciskając rękę w kieszeni. Kropelki deszczu spływały po jego twarzy powoli, w świetle latarni przypominając ruchome brylanciki. Wyglądał na góra dwadzieścia pięć lat, a jego uroda przyciągała wzrok wszystkich mijających go kobiet.
Mężczyzna skręcił w jedną z uliczek i zatrzymał się przed wejściem jakiegoś obskurnego hotelu. Spojrzał w górę, na okno na ostatnim piętrze, gdzie paliło się światło. Otworzywszy drzwi jednym ruchem, wszedł do środka i stanął przy recepcji.
- Witamy - przywitała go ciepło jakaś ładna recepcjonistka. - W czym mogę panu pomóc?
Zmarszczył brwi, rzucając szybkie spojrzenie na plakietkę na jej piersi, na której widniał napis: Maria Gonzalez, recepcja. Uśmiechnął się.
- Mario... Mogę tak do ciebie mówić, prawda? - zapytał, uśmiechając się jeszcze szerzej, gdy kiwnęła głową z iskierkami w oczach. - Więc, Mario, mogłabyś mi powiedzieć, gdzie znajdę mężczyznę o takim nazwisku? - Podał jej jakiś świstek papieru. - Na pewno jest tu zakwaterowany.
Kobieta zmierzyła go spojrzeniem, marszcząc brwi, lecz po chwili przysunęła się do komputera, wystukała coś na klawiaturze i poczekała chwilę.
- Pięć osiemnaście - wymamrotała, przyglądając się mężczyźnie uważnie.
- Dzięki, Mario - odparł, machając do niej i puszczając oko.
Ruszył szybkim krokiem w stronę wind i wcisnął guzik. Przyglądał się, jak kropelki wody z jego włosów skapywały na ziemię. W końcu drzwi windy otworzyły się, a on wszedł do środka i nacisnął guzik z numerem pięć. Jadąc na górę, zauważył, że był lekko zdenerwowany. Nie powinien.
Kiedy drzwi wreszcie się otworzyły na piątym piętrze, mężczyzna wyszedł szybkim krokiem na korytarz. Dwa, cztery, sześć, osiem, dziesięć... czternaście... osiemnaście - wyliczał. Stanął przed drzwiami z numerkiem, którego szukał i nacisnął na klamkę. Cóż za głupota - były otwarte! Zaśmiał się w duchu na myśl o braku rozwagi tego kretyna. Cichutko przekroczył próg pokoju i znalazł się w jakimś ciemnym, brzydkim pomieszczeniu. Ale to nie to go wtedy obchodziło.
- Kto tam? - usłyszał głos. Uśmiechnął się pod nosem, bo oto w jego kierunku szedł ten blond skurwiel. - Co ty tu...
Ale nowoprzybyły gość nie czekał na cokolwiek lub kogokolwiek. Wyjął z kieszeni rękę zaciśniętą na czarnym pistolecie i pociągnął za spust.
Huk.
Krzyk.
Śmiech.
Blondyn upadł na ziemię, rozbryzgując wokół siebie czerwoną substancję. Charczał coś, krztusząc się własną krwią i próbując coś powiedzieć. Złapał się za ranę w brzuchu, kaszląc i chrapliwie łapiąc powietrze. Druga kulka. Drugi strzał. Prosto w głowę. Facet przestał się wić i jego głowa opadła na zimną, zakrwawioną podłogę.
A potem wszystko potoczyło się tak szybko - gdy mężczyzna stał nad swoją ofiarą nadal z wyciągniętą bronią, usłyszał kolejny krzyk. Syreny policyjne. Ktoś wyważył drzwi. Czyjeś dłonie zacisnęły się na jego nadgarstkach. Wołania. Ktoś powalił go na ziemię, kto inny wyrwał mu broń. Poczuł zimny metal kajdanek. Barki go bolały... Jego ramiona zostały boleśnie wykręcone. Wyczuł coś ciepłego na policzku - to krew jego ofiary dopłynęła aż tutaj...

Następny rozdział


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Suhak dnia Sob 16:33, 15 Maj 2010, w całości zmieniany 37 razy
Zobacz profil autora
love_jasper
Wilkołak



Dołączył: 21 Lut 2009
Posty: 105
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 22:56, 04 Kwi 2009 Powrót do góry

Dziecko cudowne. Udane jak najbardziej;)
*słodzi* Bo co tu można zrobić po tymże co przeczytałam??
Spodobało mi się ostatnie zdanie. Bardzo. Dlaczego? Bo ja wiem... (?)
Edward zabija. I tu pojawia się standardowe pytanie sześcioletniego dziecka: why?
I już by się chciało wiedzieć... Agh! a tu poślad. Nie słynę Ci ja z cierpliwości...
Piszajty dalej, bo ja tu kwitnę, no!
I tego, no, niech wszystkie pokemony będą z tobą.
pamiętaj, szanuj Badwarda swego jak siebie samego (samą?-.-), bo Ci zje wena...i będzie buba;(
Dżózef.
Ps. Chrzanie od rzeczy, jak zawsze;/ Wybacz;).


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Suhak
Zasłużony



Dołączył: 23 Lut 2009
Posty: 951
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 136 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: lubelskie

PostWysłany: Nie 14:33, 05 Kwi 2009 Powrót do góry

Ech, no i straciłam betę... Rozdział pierwszy raczej się dzisiaj nie pojawi. Czekam na odpowiedź Cornelie, a czy i ona znajdzie czas, to nie wiem... Zrobię, co w mojej mocy :P Także jeżeli rozdziału nie będzie dzisiaj, to raczej jutro. Oby. Pozdrawiam i liczę na opinie mniej lub bardziej pozytywne (mam nadzieję, że więcej będzie tych drugich :D)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Vampire__
Wilkołak



Dołączył: 05 Lut 2009
Posty: 129
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 14:52, 05 Kwi 2009 Powrót do góry

Bardzo mi się podoba...
Edward zabijający Jaspera?! Mam nadzieję, że coś źle zrozumiałam. xdd
Tak, dziecko przecudowne. *także słodzi*
Życzę ogromniastego wena i (nie) cierpliwie czekam na kolejny rozdział.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
vampire
Wilkołak



Dołączył: 04 Gru 2008
Posty: 168
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: gdansk

PostWysłany: Nie 15:59, 05 Kwi 2009 Powrót do góry

Dziecko jak najbardziej udane. :)
Prolog wyszedł ci swietny: bardzo interesujący.
Jednym słowem zaintrygowałaś mnie :D
Więcej o stylu, na razie jest doskonały, będzie można[mam nadzieję] powiedzieć po kilku rozdzialach.
No to pozostaje mi życzyć weny.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
mloda1337
Zły wampir



Dołączył: 04 Sty 2009
Posty: 288
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Wspaniałe miasteczko pod Poznaniem

PostWysłany: Nie 16:12, 05 Kwi 2009 Powrót do góry

Wchodzę sobie na pewne wspaniałe forum literackie Twojego twurstwa (brak adresu - lęk przed modem) i patrzę sobie, co wspaniałego powypisywałyście na SB i oczom nie wierzę. Suhak napisał nowe opowiadanie, a ja o tym nie wiem. Oczywiście pierwsze co robię to czytam. Później się zastanawiam, co ty masz do czekolady (rozumiesz - gorzka mi się z czekoladą skojarzyło).
Czyta się bardzo płynnie. Kocham Twój styl i to, że robisz to wszystko tak tajemniczo, bo tak naprawdę to się nic nie dowiedziałam z prologu, a to jest fajne, bo widać, że masz jakiś pomysł, a realizujesz go nie zdradzając szczegółów, co wg mnie nie jest wcale takie proste. A sam styl w jakim to piszesz... wprost brak mi słów. Czyta się to prosto i jak to, kiedyś przeczytałam "płynie się z tekstem". Ani się obejrzałam i już się skończyło.
Co do samej treści: błagam, niech to nie będzie Edward BB, który dla Belli zabił Mike Newtona i teraz poszedł do więzienia!!!

Raz mi tu coś nie stykało:

Cytat:
Kiedy drzwi wreszcie się otworzyły na piątym piętrze, mężczyzna wyszedł szybkim krokiem na korytarz. Dwa, cztery, sześć, osiem, dziesięć... czternaście... osiemnaście - wyliczał. Stanął przed drzwiami z numerkiem, którego szukał i nacisnął na klamkę.


Nie pasuje mi tu to, że wyliczasz co dwa a potem nagle cztery później. Może lepiej: Kiedy drzwi wreszcie otworzyły się na piątym piętrze, mężczyzna wyszedł szybkim krokiem na korytarz. Dwa, cztery, sześć, osiem, dziesięć, dwanaście, czternaście, szesnaście - wyliczał. Stanął przed drzwiami z numerkiem osiemnaście i nacisnął ich klamkę.

Potem jeszcze piszesz, że ktoś powalił go a ziemie kto inny wyrwał mu broń.
Zastanawiam się, czy nie lepiej by było jakby było KTOŚ. Ale nie wiem. Tylko się zastanawiam.

Ogólnie jestem baaaardzo na tak.

p,
NJF mloda


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez mloda1337 dnia Nie 16:20, 05 Kwi 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Algia_N
Nowonarodzony



Dołączył: 28 Mar 2009
Posty: 44
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 18:17, 05 Kwi 2009 Powrót do góry

Bardzo mi się podoba. Wyszło bardzo tajemniczo, zaintrygowałaś mnie. Mam nadzieję że to nie Edward, a jak się mylę... to też fajnie.
Szkoda że nie dodasz dzisiaj nowego rozdziału ale nic.
Życzę veny i czekam niecierpliwie na następny rozdział.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Suhak
Zasłużony



Dołączył: 23 Lut 2009
Posty: 951
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 136 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: lubelskie

PostWysłany: Pon 8:28, 06 Kwi 2009 Powrót do góry

Prolog

Beta: Cornelie
No i kilka słów ode mnie: Tak, oto mamy odpowiedź - Edward zabił, ofiarą jest Mike. Dam sobie poucinać wszystkie paluszki, że każdemu z Was chociaż przeszło przez myśl "Newton zabił Bellę". Nie chcę zdradzać końcówki, ale błagam, nie szufladkujcie tego Fan Ficka. Nie zawiedziecie się (mam nadzieję...).
Dodatkowo, to nie jest do końca historia miłości Edwarda i Belli. To jest historia jego życia w ciągu czterech lat. W tym FF jest tyle wątków głównych i pobocznych, że głowę urywa... Mam tylko nadzieję, że doprowadzę to do końca ;P
No i jeszcze kilka słów ode mnie na temat byków. Nie wiedzieć czemu, w pliku .doc usunęły mi się zmiany z pierwszego rozdziału, które przeprowadziłam kilka dni temu, a pozostałe napisane rozdziały są niewzruszone... Nie wiedziałam, że coś mi się usunęło i do bety wysłałam wersję słabszą i mniej dopracowaną. Teraz nie pamiętam wszystkiego, co zmieniłam, ale trochę poprawiłam, jednak momentami stylistyka może leżeć i kwiczeć, jeżeli coś przeoczyłam. Sorry ;P



ROZDZIAŁ I
Angela Weber kochała swoją pracę.
Była bardzo ciepłą, empatyczną osobą. Lubiła ludzi. Lubiła z nimi rozmawiać i próbować ich zrozumieć. Dlatego została policyjnym psychologiem. Teoretycznie, ta praca nie należała do najprzyjemniejszych. Nie jeden raz słyszała wyzwiska padające pod jej adresem albo sprośne propozycje od starych, śmierdzących więźniów. Ale ona uwielbiała to zajęcie. Kochała każdy przypadek, w którym wzbudziła skruchę w bezlitosnym mordercy, albo, gdy pomogła potencjalnemu samobójcy wyjść z dołka. Była szczęśliwa, jako psycholog. Cieszyła się, że może poświęcić swoje życie dla innych.
Oczywiście, nie zawsze osiągała pozytywny skutek.
- Cześć, Angelo - usłyszała, mijając jednego z ochroniarzy, Bena. Był bardzo sympatycznym mężczyzną w jej wieku, z którym zawsze można było zamienić kilka słów.
- Cześć, Ben. Co u twojej mamy?
- Nic, postanowiła założyć hodowlę kaktusów. Ten klimat Arizony zdecydowanie źle działa na jej rozumowanie...
Angela zaśmiała się i pomachała do kolegi, idąc dalej. Uśmiechnęła się do mijanej Lauren Mallory, mimo że w rzeczywistości jej nie znosiła.
- Angelo? - To Eric Yorkie, szef Departamentu, podszedł do niej z jakimiś papierami. - Angelo, mamy problem. A właściwie przypadek...
- Nie lubię, jak określasz moich pacjentów „przypadkami” - wymamrotała, biorąc od niego papiery.
- Niech ci będzie. Pacjent. Cullen Edward, lat dwadzieścia czte...
- Cullen? Ten Cullen?
- Tak, ten - odparł Eric niecierpliwie, kręcąc głową.
- Co on tu robi? - zapytała Angela, głęboko poruszona. Widziała Cullena kilka razy w telewizji albo w Internecie. Młody, przystojny i inteligentny pisarz... Oto, kim był. Co w takim razie robił w departamencie?
- No właśnie próbuję ci powiedzieć. Morderstwo.
Kobieta wytrzeszczyła oczy.
- Że niby go zabili?
- Że niby go nie zabili. Gdyby tak się stało, nie zgłosiłbym się do ciebie, a do Lauren - mruknął zniecierpliwiony Eric. Lauren zajmowała się tutaj sekcją zwłok. I to był powód, dla którego Angela akceptowała jej oschłość. Sama nie potrafiłaby normalnie funkcjonować, grzebiąc trupom we wnętrznościach. - To on zabił. Jeszcze nie zostało to nagłośnione przez media, zadbaliśmy o to, ale, niestety, pierwsze przecieki już się pojawiły...
- Kogo?
- Newton Mike, trzydzieści dwa, słynny mecenas sztuki. Znany głównie na zachodzie, urodził się w stanie Waszyngton, w Seattle.
- W takim razie, co ta sprawa robi w wydziale NY?
- Znaleziono go właśnie w nowojorskim hotelu West Side. Razem z Cullenem, który wyglądał, jakby zwariował.
Angela zmarszczyła brwi, podziękowała Ericowi i ruszyła do swojego biura, przeglądając uważnie akta młodego poety. To właśnie było straszne - młodzi, zdolni ludzie z przyszłością, z szansą na rozwój, karierę i szczęście tak często kończyli za kratkami czy w psychiatrykach. Zaczęła się zastanawiać, jak mogło dojść do tak wielkiego nieporozumienia, że ten wspaniały człowiek jest podejrzewany o morderstwo...
Gdy zamknęła drzwi do swojego gabinetu, usiadła za biurkiem i otworzyła szufladę. Westchnęła głęboko i spojrzała na kartkę papieru z wydrukowanym czarną czcionką wierszem. Ten chłopak miał ewidentny talent. Jeżeli faktycznie był mordercą, co skłoniło go do popełnienia tak obrzydliwego czynu na niewinnym człowieku? Czy poszło o pieniądze, miłość, zemstę?...

- Cullen, ruszaj dupę i idziemy!
Edward zacisnął powieki. Nie zamierzał nigdzie się ruszać. Jego żywot dobiegł końca wraz z chwilą, w której pociągnął za spust. I tak nie widział już sensu istnienia. Nie obchodziło go, co z nim zrobią, chyba, że zamierzają wrzucić go w stado napalonych więźniów. Podejrzewał, że wtedy jego instynkt samozachowawczy na pewno zrobiłby swoje.
- Słyszysz mnie?
Usłyszał czyjeś kroki, a potem ktoś się pochylił i nim potrząsnął.
- Nie, nie ruszę dupy i nie idziemy - wycedził, otwierając oczy.
- Masz rozmowę z policyjnym psychologiem - wymamrotał jakiś goryl. Plakietka na jego piersi mówiła, że nazywa się Ben.
- Nie jestem psycholem - odwarknął.
- Chciałbyś być. Wstawaj, to ci nie zaszkodzi.
Edward uniósł brew i zaśmiał się.
- Psychol - wymamrotał, wstając i uśmiechając się do siebie. - Pewnie, że wolałbym.
Pięknie. Tego mu jeszcze brakowało - czterogodzinnej gadki z jakimś walniętym psychiatrą, który będzie się doszukiwał traumy w jego dzieciństwie albo skrzywień w psychice. Jakby to mu miało pomóc. Jakby to miało przynieść jakieś skutki. Jakby mu zależało...
Klawisz wyprowadził go z aresztu i poprowadził korytarzami. Szli powolnym krokiem, a ochroniarz ściskał jego przedramię z nadludzką siłą. Edward skrzywił się. Czuł na sobie wzrok mijanych ludzi. Nie chciał na nich patrzeć, więc spuścił głowę, klnąc pod nosem jak szewc. Wolałby być niewidzialny.
- To tu - usłyszał niski, tubalny głos strażnika. Podniósł wzrok i zobaczył, że ten otwiera drzwi do jakiegoś niezbyt przytulnego pomieszczenia ze stołem i dwoma krzesłami po obu jego stronach naprzeciwko siebie. Z sufitu zwieszała się stara lampa, oświetlając cały pokój niemrawym światłem. Ben wepchnął go do środka, zdjął kajdanki z jego nadgarstków, by lewą rękę zakuć w te drugie przyczepione do poręczy krzesła. - Dla bezpieczeństwa.
- Dla psycholi - poprawił go Edward, siadając grzecznie. Ochroniarz spojrzał z powątpieniem na skórzane pasy, zwisające bez życia z oparcia krzesła. Chłopak rzucił im szybkie spojrzenie. - Jak na psycholi przystało.
Ben tylko pokręcił głową z uśmiechem na ustach i wyszedł z pomieszczenia, na odchodnym rzucając tylko jakąś uwagę o zakazie ruszania się z miejsca.

- Eric, prosiłam, żebyś wreszcie załatwił mi jakieś normalne miejsce na rozmowę z więźniami... Pokój dwieście dwa nie sprzyja przyjaznej atmosferze.
Eric Yorkie pokręcił głową.
- Angelo - wymamrotał spokojnie, prowadząc ją powoli wzdłuż korytarza. - Departament nie ma pieniędzy...
Skręcili w korytarz, a Eric otworzył przed nią drzwi.
- Rozmowa skończona - powiedział stanowczo, gdy otworzyła usta. - Przyp... Pacjent czeka.
Angela rzuciła mu mordercze spojrzenie i weszła do pomieszczenia, zamykając drzwi.
Rozejrzała się wokoło i od razu zmarszczyła brwi. Pokój był tak odpychająco brzydki i szary, że jej samej odechciało się jakiejkolwiek rozmowy. Szare, zimne ściany, zmatowiała, brunatna podłoga, do tego srebrny metalowy stół i takie same krzesła. W rogu dwie kamerki, na środku stara lampa ledwo co trzymająca się na cienkim kablu przyczepionym do sufitu. No i jej pacjent - słynny nowoodkryty poeta, Edward Cullen w całej okazałości.
Pamiętała jego zdjęcia z Internetu i gazet. Był nieziemsko przystojny - miał kasztanowe, błyszczące włosy, wydatną szczękę, zielone oczy okalane ciemnymi rzęsami, wąskie, ale bardzo zachęcające usta, wspaniałą sylwetkę - po prostu mężczyzna idealny.
Teraz jednak wyglądał inaczej. Oczy miał podkrążone i przekrwione, szczękę pokrył kilkudniowy zarost, był przygarbiony i smutny. Jego włosy były brudne i w nieładzie, usta poranione, a twarz przybrała barwę kredy. Przeniósł wzrok na Angelę, gdy usiadła naprzeciw niego.
- Cześć - powitała go ciepło, uśmiechając się. W jego oczach zobaczyła iskierkę kpiny. – Nazywam się Angela. - Milczał. - Nie przedstawisz się?
- Przecież wiesz, jak się nazywam, ile mam lat, znasz imiona moich rodziców, miejsce mojego urodzenia, ulubiony kolor oraz fakturę papieru toaletowego, którego używam najczęściej, więc, po co odstawiać tę całą szopkę?
Pokręciła głową, wyciągając z teczki notatnik i ołówek. Edward zaśmiał się ochryple.
- Będziesz notować moje oznaki zdenerwowania i te inne kurewskie psychologiczne pierdoły, tak? - zapytał, nadal chichocząc.
- Słyszałam, że nie chcesz nikomu powiedzieć motywu morderstwa. - Angela spojrzała na niego uważnie, wypatrując w jego oczach jakiejś reakcji. One jednak pozostały niewzruszone.
- Mam prawo zachować milczenie - odparł urzędowym tonem.
- Tak, ale ja nie jestem tu, aby ci zaszkodzić. Chcę ci pomóc.
- Wszystko, co powiesz, może zostać obrócone przeciwko tobie - zaskrzeczał w ten sam sposób.
- Nie chcę niczego przeciwko tobie obracać, a już na pewno nie tego, co pozostanie między nami - powiedziała ciepło. Edward milczał. - Edwardzie? Powiesz mi motyw czy nie?
- Nie - odpowiedział bez chwili wahania. - Nie twój zasrany interes.
- Ale twój - odparła Angela. - A ja ci w tym...
- Nie potrzebuję żadnej kurewskiej pomocy - przerwał jej stanowczo. - Żadnego kurewskiego profilu psychologicznego, retrospekcji, doszukiwania się traumy z dzieciństwa ani innego gówna, które tu odstawiacie.
Angela uśmiechnęła się w duchu. Przestał być spokojny - to już coś.
- W takim razie umówmy się. Nie sporządzę profilu psychologicznego, nie będziemy prowadzić retrospekcji, jeżeli sam nie poczujesz takiej potrzeby, nie wspomnę słówka o traumach ani o innych gównach, które odstawiam - zaproponowała.
Edward uniósł brew.
- Nie idę na ugody z psychologami - skwitował.
- Czyli wolisz profile psychologiczne?
Zmarszczył brwi.
- Dobra, wygrałaś - wymamrotał. - Ale jeżeli to umowa, to pewnie chcesz coś w zamian, tak?
- Owszem - powiedziała Angela, bawiąc się ołówkiem. - Narysuj mi powód, dla którego zabiłeś. To może być słowo, symbol, rzecz albo cała sytuacja. Cokolwiek. - Przysunęła do niego notatnik z ołówkiem. - A w zamian żadnych psychologicznych gówien.
Edward zmrużył oczy, przenosząc wzrok z jej twarzy do kartek papieru. W końcu wyciągnął otwartą prawą rękę w kierunku kobiety.
- Umowa?
- Umowa - mruknęła z satysfakcją, ściskając ją. Edward złapał za notatnik oraz ołówek i kilkoma ruchami naszkicował jakiś przedmiot. W końcu zakończył pracę i podsunął skończoną robotę w kierunku Angeli. Zmarszczyła brwi. - Papieros? - zapytała z niedowierzaniem. - Zabiłeś dla papierosa?
- Nie. - Zaśmiał się. - Nie. To kolejna umowa. Powiem cokolwiek, jeżeli dostanę fajkę.
- Ja nie palę - odparła szybko.
- Skoro ty nie palisz, to ja nie gadam - skwitował. - Rozmowa skończona.

Następny rozdział


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Suhak dnia Pią 21:14, 10 Kwi 2009, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
Dahrti
Zły wampir



Dołączył: 21 Lis 2008
Posty: 328
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 23 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Pon 11:13, 06 Kwi 2009 Powrót do góry

Wow. Pomysł bardzo mi się podoba. Czekam na kolejne potyczki na linii psycholog/morderca. Zadatki opowiadanie ma świetne. Błagam, nie zniszcz tego (przepraszam za ostatnie zdanie, ale tak właśnie czuję).


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Rudaa
Dobry wampir



Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 102 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: dzwonnica Notre Dame

PostWysłany: Pon 13:01, 06 Kwi 2009 Powrót do góry

Cytat:
- Angelo? - To Eric Yorkie, jej szef, podszedł do niej z jakimiś papierami.


Zdanie może swobodnie funkcjonować bez pierwszego zaimka, a i powtórzenia unikniesz.

Cytat:
- Cullen, ruszaj dupę i idziemy!
Edward Cullen zacisnął powieki.


We wcześniejszym akapicie przedstawiasz nam postać Edwarda, w związku z powyższym powtarzanie jego nazwiska na każdym kroku mija się z celem.
Drugi do wyrzucenia.

Cytat:
Tego mu jeszcze brakowało - czterogodzinnej gadki z jakimś walniętym psychiatrą, który będzie się doszukiwał traumy w jego dzieciństwie albo skrzywień w psychice.


Rozwaliłaś mnie tą T&TP. Wiesz, że ja to kocham, ale nie zrobisz tego…? Nie. Prawda…? A tak swoją drogą to myślę, że pora wspomnieć o moim pierwszym skojarzeniu. Czy pamiętasz może jeden z pomysłów na telenowelę? E – niewydarzony poeta i B – ćpunka. Jak zobaczyłam, że zrobiłaś z niego literata to padłam na twarz. W pozytywnym tego słowa znaczeniu. I wiesz, co jest najlepsze (piszę na bieżąco – jeszcze nie skończyłam rozdziału)? Nawet, jak zrobiłabyś z Belli narkomankę i rozkochałabyś ich w sobie, to wierzę, że w Twoim wykonaniu mogłoby to mieć ręce i nogi.

Cytat:
Klawisz wyprowadził go z aresztu i poprowadził korytarzami. Szli powolnym krokiem, a ochroniarz ściskał jego przedramię z nadludzką siłą. Edward skrzywił się. Czuł na sobie wzrok mijanych ludzi. Nie chciał na nich patrzeć, więc spuścił głowę, klnąc pod nosem jak szewc. Wolałby być niewidzialny.
- To tu - usłyszał niski, tubalny głos klawisza.


Raz – ok. Ale na dłuższą metę nie ma, co popisywać się żargonem takim i owakim. Wystarczyłoby strażnik.

Cytat:
Teraz jednak wyglądał inaczej. Jego oczy były podkrążone i przekrwione, szczękę pokrył kilkudniowy zarost, był przygarbiony i smutny. Jego włosy były brudne i w nieładzie, usta poranione, a jego twarz przybrała barwę kredy.


Słynne robalowe bycia i miecia xD No cóż…
Oczy miał podkrążone i przekrwione (…)
A tak swoją drogą to Ci powiem, że wreszcie widzę złego Cullena, który nie jest nieziemsko przystojny ze swoim badpotem. Przyjemny widok xD

Cytat:
- Nie potrzebuję żadnej kurewskiej pomocy - przerwał jej stanowczo. - Żadnego kurewskiego profilu psychologicznego, retrospekcji, doszukiwania się traumy z dzieciństwa ani innego gówna, które tu odstawiacie.


Badwardzie najdroższy, i Ty Badpocie! Pobłogosławcie Suhaka najdroższego!



Suhak wraca do formy! Yeah! Będzie cud, miód i pot! O Badwardzie najpotniejszy! ^^
Tak, właśnie tak czuję. Przypomnijmy, że w razie, jakbyś kiedyś coś tu schrzaniła (czego w ogóle nie przywiduje, bo na razie idzie Ci prześwietnie) – mam nie mordować Twojego wena. Pod żadnym pozorem. Możesz mnie zakłóć w kajdanki (najlepiej te, co Badward w nich rączki miał), zabrać badpot, a nawet odciąć Internet (albo nie – jak będę czytać?), ale ja tego nie zrobię, przysięgam.
Mam ochotę Cię ucałować, wyściskać i w ogóle ukochać, za to, co napisałaś. Właśnie takiego Badwarda (jeżeli już – maden faken sziten) chcę oglądać. Nie ma żadnych wyuzdanych opisów rodem z kiepskiego tasiemca. Zgrabnie, prosto i wyraziście.
Ciszę się, że w pierwszym odcinku nie wprowadziłaś nam Belli (czy ona naprawdę musi się pojawiać? xD). Nigdy nie miałaś tendencji do pędzenia i za to polubiłam Twój styl. Idealnie wczułaś się w klimat i wprowadziłaś mnie w niego. Początkowo miałam kilka zastrzeżeń, co do logiki, ale po głębszym zastanowieniu, tudzież dobrnięciu do końca rozdziału wszystko się rozwiało i uciekło – daleko.
W ogóle rozpantałykowałaś mnie i wbiłaś w ziemię. Już chciałam Ci powiedzieć, że po Zemście i Szukając… mam dosyć wątków kryminalnych i mam ochotę na coś lżejszego, ale w ogóle załóżmy, że żartowałam. Coś czuję, że w Twoim wykonaniu będzie do całkiem do zjedzenia.
Dobra, kończę biadolenie, bo Ty byłaś grzeczna, a ja ewidentnie wodę leję.

Rozkochany Rud.

PS - Dodatkowy plus za narrację trzecioosobową, do której ostatnio poczułam ogromną sympatię.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
B.CULLEN
Nowonarodzony



Dołączył: 12 Lut 2009
Posty: 23
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: okolice Częstochowy

PostWysłany: Pon 13:18, 06 Kwi 2009 Powrót do góry

WoW!
Zabił Mike'a.... Super! Kocham wszystkie fanficki, w których Ktoś Go zabja
- nieważne z jakiego powodu...
Czyta się lekko, troszkę literówek i kilka powtórzeń.
Tekst jest bardzo ciekawy. Może jakiś spoiler? Wink
Czekam na nowy rozdział.
Ave Vena, B.CULLEN


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Vampire__
Wilkołak



Dołączył: 05 Lut 2009
Posty: 129
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 13:56, 06 Kwi 2009 Powrót do góry

Suhak, rozwaliłaś mnie.
Nie mam pojęcia skąd ty bierzesz pomysły...
Edward poeta zabijający, chcący papierosa za gadanie...
No tego to bym się nie spodziewała! Uwielbiam Twój styl pisania.
Dobra, kończę Cię zasładzać.
Zauważyłam (nie bijcie, błagam!), że często używasz słowa "wymamrotał".
Nie, żeby było źle, ale jakoś tak mi się rzuciło w oczy.
Życzę weny i (nie) cierpliwie czekam na kolejny rozdział.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Pon 14:20, 06 Kwi 2009 Powrót do góry

Bardzo ładne, ciekawe. Pomysł dość nowatorski.
Nie podobało mi się sformułowanie : "Powiesz mi motyw?" Ja napisałabym raczej "Wyjawisz mi motyw?".
Zaskoczyłaś mnie wyobrażnią, kiedy Edward prosi o papierosa Wink
Czekam na kontynuację i życzę weny Wink
Suhak
Zasłużony



Dołączył: 23 Lut 2009
Posty: 951
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 136 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: lubelskie

PostWysłany: Pon 18:11, 06 Kwi 2009 Powrót do góry

Błędy poprawione, Rudzielcu ;P
I hmm... Żadnego T&TP. Przysięgam. No a co do skojarzenia... Wiesz, że dopiero po napisaniu pierwszego rozdział€ mi się skojarzyło? A w ogóle, na pomysł wpadłam ok. pierwszej w nocy. Nie mogłam spa, więc nagle zerwałam się z łóżka i postanowiłam zacząć jakiś FF. Nie mogłam znaleźć po ciemku kartki i długopisu, no a jak już znalazłam, to mi Wena uciekła... Tak się ściekłam, że od razu pomyślałam, że to dobry początek na FF (ale i tak w końcu ten fragment wywaliłam). Kubek też zaczęłam po północy, wiesz? :P Wniosek? Najlepsze FF wpadają do głowy w nocy... ;D
A czy Belcia będzie - no oczywiście, że będzie. Ale nie za wiele. Bardziej niż na Belci skupię się na wszystkich Cullenach oraz na tym, co dzieje się w więzieniu i w Departamencie (a takie mam plany. Zobaczymy, co z nich wyniknie...)

W II rozdziale... hm, a co mi, walnę spoilera.
- Trochę o Lauren;
- Gruby Al & Stara Mary Laughing ;
- Rozmowa A&E.

Czekajcie cierpliwie ;P

I dziękuję za pozytywne opinie. :)


PS: Boru, sorry za literówki ale dzisiaj palca sobie prawie wybiłam, miałam nastawianego no i trohe za lekko naciskam no i takie pierdoy wychodzą jak "ścieklam"... -,-


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Suhak dnia Pon 18:19, 06 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Agnes_scorpio
Zły wampir



Dołączył: 20 Gru 2008
Posty: 276
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 88 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Pon 18:27, 06 Kwi 2009 Powrót do góry

Ostatnio strasznie zaganiana i w dodatku chora jestem, ale zaglądam na forum i staram się być na bieżąco, z lawinowo narastającą ilością nowych ff. No, ale zawsze patrzę też na autora. No i Suhaka dzieło musiałam przeczytać.
Pomysł oryginalny, może dlatego, że na razie nie ma Belli (piszę na razie, bo nie wiem, co będzie dalej). Ale wcale, za nią nie tęsknię, więc jeśli będzie układ E&A to też very nice:)
Poza tym, ulubiona i stosowana przeze mnie ostatnio, narracja 3-osobowa. Szacun! Wiem, że po narracji w pierwszej osobie, jest trochę ciężko się przestawić, ale u ciebie przeszło to całkiem zgrabnie, może będzie trudniej, kiedy będziesz musiała się skupić na przeżyciach i odczuciach bohaterów, ale wierzę, że sobie poradzisz. Generalnie, zainteresowałaś mnie, mam nadzieję na iście Hitchcockowski suspense, bardzo lubię opowiadania, z historią kryminalną w tle.
Tradycyjnie życzę pomysłów i czasu na ich realizację.
Pozdrówka
A.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
niobe
Zły wampir



Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 481
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 96 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Pon 18:46, 06 Kwi 2009 Powrót do góry

Bardzo wciągające i zaskakujące;]
Takiego rozwiązania jeszcze nie widziałam, ale nie powiem poczułam małą satysfakcję, gdy okazało się, że Edward zabił Mike, hmm^^'
Styl bardzo dobry, czyta się bardzo łatwo i przyjemnie. Błędów się nie dopatrzyłam.
Teraz się tak zastanawiam, jak bardzo związana jest zbrodnia Edwarda z Bellą? Czyżby zemsta? Mam nadzieję, że wkrótce wyjaśnisz bo jestem bardzo ciekawa;]
Pozdrawiam i z niecierpliwścią czekam na ciąg dlaszy;)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Suhak
Zasłużony



Dołączył: 23 Lut 2009
Posty: 951
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 136 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: lubelskie

PostWysłany: Wto 19:56, 07 Kwi 2009 Powrót do góry

Poprzedni rozdział

Beta: Cornelie
Tym razem rozdział dłuższy. Pierwszy raz wprowadzona narracja I osobowa. Mam nadzieję, że z takiej plątaniny narracji wyszłam obronną ręką :P Osobiście kocham-ubóstwiam-uwielmiam Edwarda-poetę w jego narracji i wprost nie mogłam się powstrzymać. No i liczę na opinie :)

ROZDZIAŁ II
Lauren Mallory była specyficzna.
Ta dwudziestodziewięciolatka nie należała do najsympatyczniejszych osób. Na jej twarzy widniał zawsze skwaszony, ironiczny lub złośliwy uśmieszek, jednak oczy pozostawały niewzruszone i smutne. Dogryzała koleżankom i kolegom z pracy - która, notabene, była jej całym życiem. Miała fach w ręku. Dostała tę pracę mimo młodego - aż za młodego – wieku, dzięki swojemu wujowi. Wiedziała doskonale, że to właśnie przez to wszyscy tak na nią krzywo patrzą, jednak nie obchodziło ją to. Niech sobie myślą, co chcą. Wyjątkiem była ta irytująca Angela Weber, która uparła się chyba, że będzie udawać, że ją lubi. Lauren zbierało się na wymioty za każdym razem, gdy na ustach tej stukniętej psycholog pojawiał się doklejany uśmiech, który zapewne miał wyglądać na szczery.
Przeglądała właśnie akta z ostatniej sekcji zwłok, gdy usłyszała czyjeś kroki. Odwróciła szybko głowę.
- Cześć, Lauren - usłyszała głos tej przebrzydłej hipokrytki, Angeli. - Jak się masz?
Lauren uniosła brwi i zmierzyła ja wzrokiem.
- Czego chcesz? - warknęła, nawet nie starając się być miłą. Dziewczyna oklapła nieco, widząc brak uprzejmości z jej strony.
- No dobrze - wymamrotała, opierając się o blat biurka. - Mam do ciebie sprawę. - Lauren zaśmiała się. No tak, nikt nie przychodziłby tutaj, jakby nie miał w tym swojego interesu. - Chodzi o... o sekcję zwłok, którą ostatnio robiłaś. Newton Mike.
Mallory zmarszczyła brwi.
- Co z nim?
- Mogłabym... przeczytać akta sekcji?
- Po co?
Angela westchnęła.
- Edward Cullen. Słyszałaś? - Lauren kiwnęła głową. - No właśnie. Nawet adwokata nie chciał. Nawet z urzędu. Przyznał się do wszystkiego, a jeszcze pogorszył sprawę, jak powiedział, że wcale nie żałuje. Ja nie wierzę - W oczach Angeli pojawił się podejrzany błysk - po prostu nie wierzę, że zrobił to od tak. Jestem przekonana, że to Mike zaatakował. Że Edward się bronił. I zrobię wszystko, dosłownie wszystko, żeby mu pomóc... No co? - zapytała, widząc, że Lauren zanosi się ze śmiechu. - Powiedziałam coś śmiesznego?
- Tak - odparła, uśmiechając się jadowicie. - Ty i ta twoja wiara w ludzi... Gość nie potrzebuje niańki, Angelo. Nie pomagaj mu na siłę. Poza tym... Pod paznokciami Newtona nie znalazłam naskórka, żadnych siniaków na ciele, nic. Cullen zaatakował z zaskoczenia. Tyle. No i teraz za to zapłaci... A ty zajmij się czymś bardziej wartościowym.
- Nie rozumiesz mnie - wymamrotała Angela. - Nie rozmawiałaś z nim. Może i zabił, ale... ale nie zrobił tego bez powodu. - Na jej policzkach wykwitły rumieńce.
- Taak, nikt cię nie rozumie - wymamrotała z sarkazmem Lauren, uśmiechając się ironicznie. - Nie mogę ci pomóc. Do widzenia.
To chore - pomyślała. Jak można litować się nad mordercą?...

Skrzypienie. Obleśne skrzypienie. Takie, po którym, bolą uszy. Takie, po którym boli serce, bo oznaczają, że krata się otwiera.
- Na spacerniak! - ryknął jakiś strażnik, który właśnie przechadzał się wzdłuż celi, przejeżdżając pałą policyjną po kratach. Po korytarzu rozniosło się echo przekleństw, wyzwisk i jęków wszystkich więźniów. - Natychmiast!
- Pierdol się - wymamrotał pod nosem Edward Cullen i podniósł się z koi. Sprężyny ze środka jęknęły żałośnie.
Edward nienawidził tych trzydziestu minut, które codziennie musiał spędzać na spacerniaku. Nienawidził tego, że wszyscy więźniowie patrzyli się na niego jak na jakieś ciastko, nienawidził, że rzucali mu obrzydliwe, zboczone teksty no i przede wszystkim nienawidził siebie za swój wygląd. Kiedyś cieszył się, że był przystojny. Teraz chciało mu się rzygać za każdym razem, jak patrzył w lustro. Dodatkowo codziennie obawiał się, że niedługo jakiemuś oblechowi puszczą nerwy i na którejś przerwie zawita do jego pojedynczej celi z jednoznaczną propozycją. Wiedział, że tak będzie, ale mimo wszystko przerażało go to. Znajdował się w więzieniu o średniozaostrzonym rygorze i bardzo tego żałował. Nie był taki, jak oni. I tęsknił za poezją. Ale za każdym razem, jak łapał za ołówek i notatnik, wyobrażał sobie, co by było, jakby dostało się to w ręce Grubego Ala albo Starego Marlona*.
Wyszedł z celi, włócząc nogami. Słyszał nerwowe gwizdy i szepty za i przed sobą, jednak starał się udawać, że to do niego nie dotarło. Spuścił głowę i podążył za tłumem więźniów.
- Te, poeciku, jak tam twoja wena? Napiszesz coś dla mnie?
- Niekoniecznie - odwarknął, kątem oka zauważając Grubego Ala.
- Szkoda... Ale wiesz, jakbyś miał ochotę się zainspirować, to wbij do mojej celi, tam zawsze jest, co porobić...
Edward zamknął oczy, modląc się o cierpliwość. Przez jego ciało przeszły ciarki, a w wyobraźni stanęły mu obrzydliwe sceny z Grubym Alem w roli głównej. Zebrało mu się na wymioty. Rzeczywistość amerykańskiego więzienia.
Usiadł na ławce na spacerniaku, włożył ręce do kieszeni i zanurzył się we własnym świecie. Brakowało mu wszystkiego - rodziny, przyjaciół, domu, dobrego jedzenia, spokojnego snu, poezji, zaufania, nadziei i chęci życia. Był pustą skorupą. Nie miał szans na odkupienie czy zmianę na lepsze. Po prostu żył - a przynajmniej fizycznie. Budził się rano, patrzył przed siebie i chciał odpłynąć. Gdziekolwiek. Potem musiał ubierać te obrzydliwe więzienne ciuchy, jeść jeszcze gorsze jedzenie i spędzać czas z więziennymi kolegami. Następnie prysznic - który Edward omijał szerokim łukiem ze względu na Grubego Ala i Starego Marlona, którzy byli osobnikami bardzo niebezpiecznymi i żądnymi przygód pod gorącym strumieniem wody. Przez to nie pachniał najlepiej, ale to działało tylko na jego korzyść - chociaż w małym stopniu odpychało zainteresowanych jego osobą.
Zamknął oczy i wsłuchał się w to, co działo się wokół niego. Krzyki, gwizdy, jęki, przekleństwa i rozmowy. Tak bardzo chciałby się wyłączyć. I pójść na papierosa.
Papieros.
Angela Weber.
Jak mogła litować się nad mordercą?
Zabił i chciał zabić. Cieszyło go patrzenie, jak ten skurwiel krztusił się własną krwią, jak wił się i niemo modlił o przetrwanie. Dlaczego miałby skłamać? Był dumny z siebie. Był dumny, że odważył się nacisnąć na spust pistoletu. Że odpłacił Newtonowi pięknym za nadobne.
No, nie do końca...
- Cullen Edward, masz wizytę. Powtarzam: Cullen Edward, masz wizytę. Prosimy, abyś stawił się w korytarzu wizyt.
Edward otworzył oczy a jego serce zabiło szybciej. Któż to mógł być?...

Angela Weber patrzyła na zegarek ze zniecierpliwieniem.
- Proszę się nie obawiać - wymamrotał jakiś strażnik. - Nie przekroczyła pani godziny wizyt.
Kobieta pokiwała głową w zamyśleniu. Zastanawiała się, jak zareaguje Edward. Ucieszy się, czy wścieknie i odejdzie? Jak się ma? Czy dobrze mu tutaj? Czy nadal pozostał takim Edwardem Cullenem, jakim był przed morderstwem?
Jej wszelkie wątpliwości rozwiały się, gdy zobaczyła go w pokoju wizyt.
Włosy miał jeszcze bardziej poplątane i brudne, szczękę zarośniętą, a oczy podkrążone i czerwone. Na całym jego ciele widniały siniaki i zadrapania, na koszuli znajdowały się plamy we wszystkich odcieniach tęczy, bardziej lub mniej zaschnięte. Jednak najgorsze było jego spojrzenie - wrogie, smutne i podejrzliwe.
Strażnik zaprowadził Angelę do jednego ze stolików i zostawił ją sam na sam z Edwardem.
- Czego? - warknął, nie owijając w bawełnę.
- Cześć - powiedziała nieśmiało, patrząc na niego ze współczuciem. Musiał mieć za sobą naprawdę ciężkie przeżycia. - Jak się trzymasz, Edwardzie?
- Cudownie, jak widać - wymamrotał z sarkazmem.
Angela spuściła wzrok i otworzyła torebkę, grzebiąc w niej zawzięcie. W końcu znalazła to, co chciała - mały, podłużny i lekki przedmiot - i pokazała go Edwardowi.
- Umowa? - zapytała, podsuwając papierosa w jego kierunku. Edward zmarszczył brwi, patrząc raz na nią, a raz na jej rękę. Był chyba lekko zdziwiony.
- Umowa - wymamrotał i sięgnął po niego. Angela wyciągnęła z kieszeni zapalniczkę i podała mu ją. Mężczyzna włożył sobie papierosa do ust, rzucając szybkie spojrzenie strażnikowi, i zapalił go. Wyraz jego twarzy złagodniał, gdy się zaciągnął. - Więc... od czego chcesz zacząć?
- Od początku - powiedziała szybko, sadowiąc się wygodniej w siedzeniu.
- Niech ci, ku***, będzie... I nie obchodzi mnie, po co ci to. Jeżeli jednak piśniesz komuś słówko - wymamrotał, wskazując na nią palcem - wiedz, że ja wychodzę za dwadzieścia cztery lata i jedenaście miesięcy.
Angela przewróciła oczami na dźwięk tej groźby.
- Ani słowa. Nikomu - przyrzekła z ręką na sercu. Edward cofnął się trochę do tyłu i spojrzał na nią przenikliwie.
- Historia zaczyna się w momencie, gdy miałem dwadzieścia lat i byłem nikim. Dosłownie nikim...

***

Szanowny Panie Cullen,
Mamy nieprzyjemność poinformowania Pana, że niestety Pańskie teksty nie spełniają już wymogów Towarzystwa Młodych Poetów. Mamy mnóstwo kandydatów do naszego stypendium, a znacznie mniej miejsc na liście. Obawiamy się, że nie możemy już więcej wysyłać Panu naszych stypendialnych pieniędzy na Pański dalszy rozwój. Mamy nadzieję, że poziom Pańskich tekstów się podniesie i niedługo znów zagości Pan na liście naszych najlepszych poetów.
Póki, co pozdrawiamy i życzymy powodzenia na dalszej drodze do osiągnięcia pisarskich szczytów.
Z poważaniem,
Towarzystwo Młodych Poetów, Rada Nadzorcza. Członkowie: Harry i Sue Clearwater. Podpis czytelny...


Patrzyłem się głupio na list, który trzymałem w dłoni. Nie docierało do mnie ani jedno słowo. Czytałem to po raz trzeci, a i tak zawartość tej wiadomości wlatywała mi jednym uchem i wylatywała drugim.
Nie spełniają już wymogów... Nie możemy wysyłać stypendialnych pieniędzy... Co to ma znaczyć?! No dobra - może ostatnio trochę gorzej mi się pisało, ale to dosłownie kilka dni. Tygodni. Znaczy miesięcy. Dlaczego oni wymagają od człowieka płynnej inspiracji? Czy ja naprawdę pisałem ostatnio aż tak źle?...
- Emmett... - wyjąkałem do mojego brata, który siedział w swoim pokoju. - Obawiam się, że mamy problem.
- Co tam, brachu? - wymamrotał niewyraźnie. Zmarszczyłem brwi.
- Kacyk?
- Nie wspominajmy o tym - odparł słabo. - O co chodzi?
- Chodź tutaj - powiedziałem nieprzytomnie. Przyglądałem się przez jakiś czas czarnym literom wydrukowanym na białym papierze. Przejechałem opuszkiem palca po miejscu pieczątki urzędowej, patrząc tępo w ów punkt. Ten list był ciosem prosto we wrażliwe serce młodego poety.
Zastanawiałem się, jak mogło dojść do tak wielkiego nieporozumienia, jakim było niedocenienie mojego jeszcze nieokazanego do końca geniuszu. Iście literacka głębia mego umysłu dopiero rozwijała swoje eleganckie i olśniewające skrzydła... Ona tylko potrzebuje czasu i wyrozumiałości. A to Towarzystwo chyba stawiało na ilość, niestety... Taka dola niedoszłego poety.
- Ed, znowu odpłynąłeś?
Zamrugałem i zauważyłem, że Emmett stoi nade mną ze zbolałą miną.
- Nie. Stary, mamy problem - wymamrotałem, składając list na połowę i kładąc go na biurku obok rozerwanej w pośpiechu koperty. - Chyba się wyprowadzam.
Na twarzy mojego brata automatycznie zagościło zdziwienie.
- Gdzie? Jedziesz do tej Akademii?
Zaśmiałem się gorzko w duchu. Teraz wizja pobytu w Bostońskiej Akademii Kultury wydawała się jeszcze dalsza, niż rok temu, gdy wprowadzałem się tu, na stancję Emmetta. Dostał ją od naszych rodziców trzy lata temu, jak tylko skończył osiemnaście lat. Ja z okazji osiągnięcia pełnoletniości dostałem suszarkę do włosów i kombinerki. Kochany Wielki Em był od zawsze faworyzowany przez rodzicieli - być może, dlatego, że poszedł na studia, czego ja zrobić nie chciałem ze względu na swój wielki geniusz, który na uczelni zmarnowałby się i nasiąkł studenckim żargonem i sposobem bycia. Czasami czułem się przez to jak jakiś wyrzutek, ale zazwyczaj nie żałowałem - a już w szczególności wtedy, gdy patrzyłem, jak ciocia Irina próbuje pocałować Emmetta w usta za każdym razem, gdy przyjeżdżała. Wzdrygnąłem się na wspomnienie o jej wielkiej brodawce tuż nad górną wargą. Brr.
- Nie - powiedziałem powoli. - Nie, po prostu... Dostałem list z Towarzystwa. - Mój brat rzucił szybkie spojrzenie na kopertę na biurku. - No i nie będą mi już więcej wysyłać stypendium. Obawiam się, że jeżeli chodzi o płacenie rachunków z mojej strony, to raczej nici, mój portfel jest już bezpłodny, że się tak wyrażę... - wymamrotałem ponuro. - Więc nie pozostaje mi nic innego jak nie obarczać cię swoją osobą i spakować manatki.
Jako dobry braciszek Emmett w tym momencie powinien rzucić się na kolana i błagać mnie, żebym został, tłumacząc się, że koszty nie mają znaczenia, gdy mowa o braterskiej miłości. I tego się właśnie po nim spodziewałem. No i się zawiodłem.
- Okej - powiedział. Rzuciłem mu mordercze spojrzenie. - Ej, stary, mnie też hajs się kończy...
- Jak się go wydaje na jakieś luksusowe gówna w butelkach, to się kończy - warknąłem. - To raczej naturalne i logiczne.
- Ej, ty, nie wymądrzaj się tak - mruknął. - Sam wydajesz te swoje zasrane stypendialne pieniądze na jakieś tomiki pieprzonych wierszy i te wszystkie... literatury.
Uniosłem brew na dźwięk tak długich i skomplikowanych słów, jakim były „literatura” i „stypendialne”. Nigdy jeszcze nie słyszałem w jego ustach takich trudnych terminów. Może i chłopak poszedł na studia, ale bynajmniej nie po to, by uczęszczać na zajęcia. Należał do sportowego bractwa Alfa, w którym głównie wciągał kokę i wyrywał panienki. Nie to żebym go nie lubił, był naprawdę fajnym starszym bratem.
- To przynajmniej ma jakąś wartość duchową - odparłem z dumą w głosie. - Ale powróćmy do tematu. Nie przygarniesz biedaka?
- Nie - powiedział krótko Emmett. - Nie mam, za co. Sorry, Gregory.
Zakląłem pod nosem.
- Gdzie ja się, ku***, podzieję, co? - jęknąłem ze zrezygnowaniem w głosie. - Przecież do rodziców nie pójdę, bo mnie i tak wywalą. Pierdolę! - wrzasnąłem, uderzając się pięścią w czoło.
- I git, stary! - Emmett poklepał mnie po ramieniu. - Grunt to dobre podejście! Dobra, brachu, spadam, bo Amanda na mnie czeka. Trzymaj się - rzucił na pożegnanie i zostawił mnie sam na sam z problemem natury... bardzo problematycznej.

***

Edward zamilkł. Angela przyglądała mu się, zaaferowana całkowicie jego opowieścią. Po chwili oprzytomniała i zmarszczyła brwi.
- No i co dalej? - zapytała niecierpliwie.
- Papieros mi się skończył - wyjaśnił spokojnie Edward.
- Jak...? Aaa - wymamrotała niezbyt inteligentnie. Cóż, jedno musiała draniowi przyznać - potrafił bardzo dobrze opowiadać. Kiedy mówił, jego opowieść wchłonęła ją całą i trzymała do teraz. - Ale zaraz. Nie rozumiem.
- No... Wypalił się - odpowiedział, gasząc niedopałek o blat metalowego stołu. - To raczej naturalne.
- No, ale w umowie była mowa o jednym papierosie.
- No i on się skończył - powiedział niecierpliwym tonem.
- Nie grasz fair - zauważyła Angela z rozczarowaniem. - Szkoda, brałam cię za kogoś bardziej godnego zaufania.
- To się przeliczyłaś. - Edward zrzucił peta na podłogę. - Tutaj nie spotkasz nikogo godnego zaufania.
Angela wstała z krzesła i wyszła z sali wizyt.



*Stary Marlon zmieniony na prośbę Mary. :P
PS: Przekleśntwa forum zacenzurowało automatycznie -,-



Następny rozdział


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Suhak dnia Pią 21:15, 10 Kwi 2009, w całości zmieniany 6 razy
Zobacz profil autora
Agnes_scorpio
Zły wampir



Dołączył: 20 Gru 2008
Posty: 276
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 88 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Wto 20:11, 07 Kwi 2009 Powrót do góry

No cóż mogę napisać.
To jest świetne, wiem, odkrywcza nie jestem. Super poradziłaś sobie z narracją w trzeciej osobie, gdy opisywałaś odczucia Edwarda w celi i na spacerniaku, jego obawy, jego strach przed więźniami i przed tym, co mogą mu zrobić...Naprawdę, aż coś mi w serduchu drgnęło, nie wiem, nie było tam żadnych rzewnych opisów, a poruszyło to mną...serio, serio...
Potem świetne przejście do narracji pierwszoosobowej, bardzo fajnie to wyszło. Lubię Angelę, co pewnie dziwne nie jest, bo Bella już mi się znudziła. A Edek to chyba nigdy... Zresztą tak, jak Ty go przedstawiasz, czułam nawet jego więzienny smrodzik Wink Bardzo podoba mi się to opowiadanie, piszesz bardzo ładnie, czytałam i żałowałam, że to już koniec. Nie mam teraz za bardzo czasu na bytność na forum, ale będę tu zaglądać na pewno po to, aby przeczytać o dalszych losach nieszczęsnego poety.
A Newton to szuja i na pewno zrobił VBT Edkowi.

Jak zawsze, pomysłów i czasu na pisanie dalszych rozdziałów :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
niobe
Zły wampir



Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 481
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 96 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Wto 20:11, 07 Kwi 2009 Powrót do góry

Podobało mi się ^^
Taki Edward jest wspaniały;] Bardzo jestem ciekawa jego historii. I przede wszystkim odpowiedzi na pytanie czemu zabił Mike'a.
Styl baaardzo dobry. Nie można sie oderwać od czytania rozczarowanie porzychodzi tylko z koncem tekstu - że nie ma już nic więcej ^^
Z niecierpliwoscią czekam na ciąg dalszy
Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
mloda1337
Zły wampir



Dołączył: 04 Sty 2009
Posty: 288
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Wspaniałe miasteczko pod Poznaniem

PostWysłany: Wto 21:04, 07 Kwi 2009 Powrót do góry

Z tą narracją to wszystko jest jasne. Nie wiem czego się bałaś. Jak Ed opowiada to jest 1-osobowo, jak jest czas bardziej teraźniejszy to jest 3-osobowo. Pas de probleme?
Tam jest na początku zaraz "jednak nie obchodziło ją to" Wg mnie lepiej by brzmiało "jej" zamiast "ją".
Bardzo się wciągnęłam. Czytam tym razem będzie dłuższe i mówię, że dobrze i patrze a tu już koniec. I co ja mam z tobą począć?
Rozwalił mnie tekst "kacyk?" Taki życiowy i śmieszny. Realistyczny, a nie parodiowy, a i tak chcesz się śmiać.
Jeszcze mnie rozwalił tekst o tym co się w więzieniu dzieje. Znowu bardzo realistyczne i śmieszne. i trochę obrzydliwe, ale taka jest prawda... co zrobić?
W ogóle odpowiedzi Ema były takie parodiowe (nie wiem co ja mam do tego słowa). Zaczynam się z nim utożsamiać. Może nie miałam jeszcze akcji z mieszkaniem, ale często jak moje koleżanki mówią coś, żebym miała wyrzuty sumienia w stylu "jak tam idziecie to ja idę do domu" to na mnie nie działa i mówię, że ma se iść. Tę historyjkę napisałam żeby znowu pokazać realizm. To się zaczyna robić nudne.
Jednym zdaniem, podsumowując:
Umiesz ładnie wpleść do opowiadania prawdziwe, życiowe teksty.

p,
mloda


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin