FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Słodko-gorzka symfonia [NZ] Rozdział XIV.II/XV (9 II) [Z] Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
love_jasper
Wilkołak



Dołączył: 21 Lut 2009
Posty: 105
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 19:54, 22 Paź 2009 Powrót do góry

Łaa, spcio! (Tu miałam skończyć koment, żeby Cię wkurzyć;d)
Podoba mi się jak to piszesz, wszystko trzyma się kupy a w czasami łezka sie gdzieś tam zakręca w oku normalnie(moment kiedy Edward dowiaduje się o śmierci brata, a bella go przytula).
Musze Ci przyznać, że masz świetne pomysły (niepowtarzalne, rozbudowane, nie-romansowe), które jak nikt inny przenosisz w rzeczywistość, a klimat tajemnicy odczuwa się przez każdy kolejny rozdział. Dawno nie miałam przed oczami czegoś, co mnie nie denerwuje (ojj) i cieszę się, że w końcu ruszyłaś dupsko i wrzuciłaś rozdział.
Nie mam za co cie osrać, może, tyle że za sam, prawie sam, początek. Nie wiedziałam dlaczego Ed chce sie widzieć z Angie (ale osochozi?) Nic się nie wydarzyło, a on chce się z nią widzieć(?). Ok, wiem że to jest jakaś lipaa ale czymś muszę wypełnić komentarz, no:)

No dobra, wypociłam się porządnie, jak na mnie - uff. Czuj się wyjątkowa. Tak, możesz się już cieszyć:D
Weny, życzę madziu i chęci do pisu-pisu:)
Agatka:D
Ps. Horacy - balsam na me serce dzisiaj:)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
niobe
Zły wampir



Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 481
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 96 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Pią 20:47, 23 Paź 2009 Powrót do góry

Po pierwsze bardzo dziękuję za dedykację ;* Jest mi niezwykle miło, i tak czuję się zaszczycona ^^
Moja droga Suhak muszę się do czegoś przyznać. Zawsze bardzo mi się podobała Symfonia, ale moje serce zdobył Kubek.... I tak trwałam z tym przekonaniem przez... długo. W każdym razie, jak napisałaś informację o zawieszeniu tego opowiadania poczułam niesamowity smutek. Tyle pytań zadawałam, tak wiele rzeczy wymagało wyjaśnienia, a tutaj dostałam informację, że odpowiedzi nigdy nie otrzymam. I wtedy doszłam do wniosku, że to wcale nie Kubek jest moim ulubionym ff, które wyszło spod Twojej klawiatury. I tak sobie plułam w brodę, że dopiero teraz do tego doszłam. A jednak pojawiła się nadzieja. Zechciałaś dokończyć. I w tamtej chwili pytania zaczęły rodzić w mojej głowie jeszcze intensywniej. Jednak jakieś siły nade mną czuwają i zdecydowałaś zapytać mnie o zdanie i miałam własną przedpremierę. W związku z tym jest mi niezwykle miło, że zechciałaś zapytać mnie o zdanie. Jednak ja Ci już pisałam wielokrotnie, ja nie umiem być obiektywna jeśli chodzi o Twoją twórczość, Ty mnie czarujesz swoim stylem, swoją kreacja postaci i samymi pomysłami. Jednak przechodząc, wreszcie, do samej treści to jestem całkowicie zaskoczona. Ten rozdział rozwiał moje wszystkie wątpliwości i sprawił, że na ich miejsce weszły dziesiątki innych. Ujął mnie już sam początek. Nie wiem czemu, ale zawsze najbardziej mnie smucił fakt, że człowiek zapomina. Jednak świadomość, że zapomina się ukochaną osobę, musi być okropna. Przedstawiłaś to w bardzo ujmujący sposób. Czułam ból Edwarda. Chciałam, żeby ktoś mu pomógł. Żeby pojawił się ktoś kto go uratuje, a może ktoś to pomoże pogodzić się ze stratą?
Dalej Jacob jako policjant :D :D To było zabawne, ale zaczynam darzyć tą postać sympatią, więcej - jest mi go żal. Po tym czego doświadczył. W ogóle Twoje rekonstrukcje były niesamowite. Użyłaś tak niesamowitego kontrastu. Najpierw wieczór kawalerski, śpiewy, śmiech nagle, i to niezwykle brutalnie, przerwane śmiercią. Potem jeszcze gorzej. Pokazujesz nam scenkę z życia wręcz kochającej rodziny. Przygotowywanie posiłku, wspólne oglądanie telewizji i nagle wiadomość o śmierci brata. Dzięki zastosowaniu takiego zabiegu informacje, które nam przekazałaś jeszcze bardziej przeraziły czytelnika, zmartwiły go - no przynajmniej mnie :D
Co do osoby za lustrem to jestem niemal pewna, że to Angela, każde inne rozwiązanie mnie zaskoczy.
Na sam koniec muszę poruszyć kwestię Twojego stylu. Gdy byłam w Twoim wieku - wiem, że to brzmi tragicznie, ale o ile się dobrze orientuję to jest między nami jakieś 5-6 lat różnicy, to moje pisarskie próby były dość żałosne. Pewnie ktoś może pomyśleć, że przesadzam, ale tak nie jest. Niecodzienne rozwiązania i ciekawe pomysły zawsze mi łatwo przychodziły, ale styl to coś co wypracowywałam latami. Pisałam niewyobrażalnie dużo, aby uzyskać efekt taki jak teraz można zastać w moich ff. Mówię o tym ponieważ jestem pod ogromnym wrażeniem Twoich umiejętności. Jestem oczarowana, zachwycona i całkowicie zakochana w Twojej twórczości. Zastanawiam się teraz jak będzie wyglądać Twoja twórczość za kilka lat. Jaki będzie poziom Twojego pisania. Przyznam, że umieram z ciekawości, żeby się dowiedzieć. Suhak jestem ogromnie zadowolona, że chcesz zakończyć to ff, masz rację opowiadania są jak dzieci i nie należy ich porzucać. Czekam z ogromną niecierpliwością na to jak zakończysz Symfonię. Mam nadzieję, że Twoja wena jeszcze się odrodzi i zaczniesz pisać coś nowego, jeśli nie to możesz być pewna, że będę śledzić Twoją twórczość na chomiku :)
Pozdrawiam
niobe


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Suhak
Zasłużony



Dołączył: 23 Lut 2009
Posty: 951
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 136 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: lubelskie

PostWysłany: Czw 22:52, 17 Gru 2009 Powrót do góry

Witam Was po dłuuuuuugiej nieobecności. Na swoje usprawiedliwienie mam jedynie chandrę jesienną. Nie miałam na nic ani ochoty, ani czasu i w ogóle wolałam nie pisać w ogóle niż zaserwować Wam jakieś gówienko. No i oto jest. Rozdział ten będzie miał chyba 3 części, bo jest dosyć długi, a nie chciałam go dzielić na rozdziały, bo... nie. Mam nadzieję, że zrozumiecie. Liczę także, że nie wypadłam z wprawy, a ten rozdział Wam się spodoba.

Beta: Rudzik vel Rudaa
Dedykowane: Dominice, chociaż ona nigdy się o tym nie dowie. Za ślizganie się po ubitym śniegu, co przywróciło mi Wenę :)




ROZDZIAŁ XIV
Część I


Yesterday all my troubles seemed so far away.
Now it looks as though they're here to stay.
Oh, I believe in yesterday.

Suddenly, I'm not half to man I used to be.
Tere's a shadow hanging over me.
Oh, yesterday came suddenly.

Why she had to go, I don't know she woldn't say.
I said something wrong, now I long for yesterday.
Yesterday, love was such an easy game to play.
Now I need a place to hide away.
Oh, I believe in yesterday.

(The Beatles)



Angela obserwowała całą scenę zza weneckiego lustra ze zmarszczonymi brwiami. Obiecała sobie, że będzie notować, ale już po kilku minutach rzuciła notatnik i długopis na stół, przybierając zrezygnowany wyraz twarzy. Edward Cullen należał do niezwykle nieokrzesanych osobników.
Nosem prawie dotykała szyby, mrużąc oczy. Wściekłość rozpierała ją od środka, miała ochotę odwrócić się na pięcie i wyjść jak najszybciej, mimo to chęć zemsty na Ericu Yorkie zwyciężyła. Jednak im dłużej słuchała słów Edwarda, tym bardziej wątpiła, czy chce znów zatopić się w bagnie jego rozterek, wątpliwości i wspomnień. Nie była pewna, czy sobie z nim poradzi.
- Angie, on coś kręci – zauważył trafnie naczelnik więzienia, Jason MacLewitt, który siedział na krześle pod ścianą z założonymi rękami. – A już na pewno coś ukrywa.
- To wszystko go po prostu przytłacza – odparła, nie spuszczając wzroku z Cullena. – Spójrz, przyszli jacyś goście i bez słowa zabierają go na przesłuchanie, oskarżając o zabójstwa najbliższych. To moim zdaniem błąd. Swan przyjął złą taktykę.
- No tak, ale mamy przecież jeszcze… eee… wyjście awaryjne, nie? – wymamrotał MacLewitt.
Angela odwróciła się i spojrzała na zdenerwowaną kobietę, która usadowiwszy się na krześle, podsunęła nogi pod brodę, patrząc pusto w przestrzeń. Mimo to jej zdenerwowanie było widoczne jak na tacy; skubała rękaw swetra i lekko się pociła. Pani psycholog westchnęła i zerknęła na Jacoba Blacka, który pytał spokojnie Edwarda, kto zamordował Cullenów.
To wszystko spadło na nią jak grom z jasnego nieba. Jeszcze parę dni temu prowadziła spokojne życie jako asystentka doktora Johnsona, który miał swój własny gabinet kilka przecznic od jej domu; jeszcze parę dni temu mogła sobie wmawiać, że zapomniała o Edwardzie Cullenie i jego historii; jeszcze kilka dni temu zasypiała i budziła się bez tego cholernego rudzielca w głowie. A potem do jej drzwi zapukał komendant Swan.
- Angela Weber?
Zerknęła na mężczyznę przez szparę w drzwiach.
- Tak, to ja.
- Mam do pani ważną sprawę. Mogę wejść?
Bez słowa wpuściła go do środka, wskazała ręką wieszak na ubrania i zaprowadziła do salonu. dy oboje usiedli, on na sofie, a ona na fotelu. Mężczyzna bez chwili wahania przeszedł do rzeczy.
- Niewątpliwie pamięta pani sprawę Edwarda Cullena.
Zdenerwowała się.
- Nie chcę mieć z nim nic wspólnego! Jeżeli właśnie on jest powodem pańskiej wizyty, nie pozostaje mi nic innego jak wskazać panu drzwi.
Swan zmrużył oczy i zamilkł na chwilę, najwyraźniej zastanawiając się, co powiedzieć. Angela, wciąż wzburzona, zaciskała mocno usta, czekając cierpliwie.
- Mam jeszcze jedną sprawę do pani. Niezwiązaną z Edwardem Cullenem.
- Więc słucham.
- Eric Yorkie. Zanim – podniósł rękę na znak, by mu nie przerywała – zanim pani powie, że z nim także nie chce mieć do czynienia, niech pani pozwoli, bym dokończył.

Jak się okazało, komendanta Swana bardzo zainteresowały tajemnicze przekręty, które ostatnio miały miejsce w Nowojorskim Departamencie Policji. Twierdził, że słowo łapówka pada tam częściej niż Dzień dobry, pracownicy są zastraszani i harują za grosze. Angela nie była zaskoczona. Z tych paru maili, które wymieniła z Benem, wynikało, że z Departamencie dzieje się coś złego.
A Swan obiecał go udupić za drobną, według niego, przysługę.
- Hej, Ang, chyba Jacob coś od ciebie chce. – Głos naczelnika wyrwał ją z zamyślenia. Zamrugała parę razy i zerknęła przez szybę. Ujrzała Blacka, który wykonywał gest, jakby zapraszał kogoś do środka. Zmarszczyła brwi jeszcze mocniej - o ile to było możliwe – i usiadła na krześle, zastanawiając się.
- Nie pójdę – stwierdziła w końcu na głos, zaciskając usta.
- Co?
- Nie mam na to siły.
- Słyszałaś, co powiedział Cullen. Bez ciebie nie powie słowa.
- Ale… - zawahała się. – Ale ja nie wiem, czy mam w ogóle ocho…
W tym momencie drzwi otworzyły się i pojawił się w nich jeden z tęgich strażników.
- Pani Weber, jest pani proszona do środka.
Westchnęła i spojrzała na ludzi za szybą. Black z niecierpliwością stukał palcami w blat stołu, komendant Swan patrzył w sufit, a Edward ukrywał twarz w dłoniach. Angela wstała, wzięła swoją teczkę i poszła za strażnikiem.
Kiedy wpuścił ją do pokoju, w którym znajdowała się cała trójka, Cullen opuścił ręce i odwrócił się. Na jej widok na Edwardowych ustach wykwitło coś na kształt uśmiechu. Mimo to wciąż miała wątpliwości, czy dobrze robi.
- Angelo – wychrypiał mężczyzna. Posłała mu chłodny uśmiech.
- Wyjdźcie, proszę – poleciła Blackowi i komendantowi.
- Po co? I tak będziemy słyszeć, co mówicie – zauważył Swan.
- Chcę uniknąć waszych zbędnych pytań – ucięła, wskazując im drzwi. Z niechęcią ruszyli się z miejsc i wyszli. Stała przez chwilę nieruchomo, po czym podeszła do stołu i zajęła krzesło naprzeciw Cullena.
- Dziękuję – powiedział cicho, wlepiając wzrok w swoje dłonie. Odchrząknąwszy, położyła teczkę na stole i otworzyła ją.
- Zaczniemy od przygotowania zarysu profilu psychologicznego, panie Cullen – wyrecytowała beznamiętnie, przeglądając kartki z różnymi testami. Mężczyzna zmarszczył brwi.
- Nie potrzebuję testów, Angelo.
- Pani Weber. I owszem, potrzebny mi profil psychologiczny, zanim zacznę współpracę z pacjentem.
Edward osłupiał, patrząc jej w oczy.
- Ale… Przecież mnie znasz – wymamrotał. – Posłuchaj, ja nie chcę…
- Żadnego kurewskiego profilu psychologicznego, retrospekcji, doszukiwania się traumy z dzieciństwa ani innego gówna, które tu odstawiam?
Oboje uśmiechnęli się mimowolnie na wspomnienie jego słów. Angela mogłaby przysiąc, że padły zaledwie parę dni, a nie ponad pół roku wcześniej.
- Myślę, że retrospekcje to nie taki zły pomysł – powiedział w końcu Edward, nieśmiało patrząc jej w oczy. – Angelo, proszę cię. Ja sobie wszystko przemyślałem. Ja już wiem. Ja muszę to z siebie wyrzucić, ja…
- Edwardzie, za pierwszym razem zabrałam się za ciebie od dupy strony. Tym razem nie popełnię takiego błędu – wyjaśniła, wyciągając plik dokumentów z teczki. – Zaczniemy od skojarzeń.
Mężczyzna jęknął i spojrzał w sufit ze zrezygnowaniem. Angela podniosła wzrok znad kartek.
- Potem będzie zabawa z kleksami. Skojarzenia polegają na tym, że ja mówię jakieś słowo, a ty mówisz drugie, które Ci się z nim kojarzy, byle pierwsze, które przyjdzie ci na myśl.
Zamilkła na chwilę, oczekując jakiejś reakcji. Edward siedział, wciąż wpatrzony w sufit, bez cienia emocji na twarzy.
- Dobrze, więc zaczynamy. Muzyka.
Milczał. Westchnęła głęboko i przewróciła oczami.
- Edward, przestań. Zachowuj się jak dorosły człowiek.
- Nie, dopóki ty nie przestaniesz traktować mnie jak przedszkolaka – odparł do sufitu.
Jęknęła. W tym momencie uświadomiła sobie, że wiele tygodni szkoleń, nauk i praktyk poszło na marne. Czuła, że w końcu się podda i będzie tak, jak on chciał. Westchnęła głęboko i rzuciła zmartwione spojrzenie w kierunku lustra weneckiego. Za jego taflą pewnie stoi Black lub Swan i chcą, by ustąpiła. Nie była jednak pewna, czy to dobre rozwiązanie. Bała się, że się zgodzi, a potem okaże się, że mimo iż wszystko jej opowiedział, Edward nie poczuje się lepiej.
I znów z nim przegra.
Wodziła wzrokiem od jego brudnych, chociaż nieco dłuższych niż ostatnio włosów, czerwonych żyłkach błyszczących jak pajęczynki w żółtych białkach oczu, podpuchniętych powiekach aż do cieni pod oczami. Jego skóra przybrała szarawy odcień, na całym ciele widniały blizny, świeże zadrapania i siniaki. Wyglądał jeszcze gorzej niż poprzednio.
Spuściła wzrok i poczuła, całkowicie szczerze i bez cienia złośliwości, że jest jej żal tego człowieka. Zastanowiła się, jak w takim razie będzie wyglądać za dwadzieścia lat, może więcej, może mniej, kiedy już wyjdzie w więzienia. Skoro sześć miesięcy wystarczyło, by z przystojnego, zadbanego mężczyzny stał się kimś takim…?
A może to nie więzienne warunki to z niego zrobiły? Może to nie przez twarde koje, niesmaczne jedzenie, unikanie prysznica i wieczne przepychanki z innymi recydywistami? Może to nie przez otoczenie wygląda tak, jak wygląda?
Może sam siebie wyniszcza? Może wyniszczają go jego myśli, jego wspomnienia? Widma z przeszłości, które nie dają mu spać i normalnie żyć?
Westchnęła głęboko i znów spojrzała mu w oczy. Sięgnęła do teczki i próbując powstrzymać szeroki uśmiech, wyciągnęła paczkę LM-ów.
- Na czym skończyliśmy?


- Cullenowie mieszkali w szóstkę – wyjaśnił Edward, kiedy już rozsiadł się wygodnie z zapalonym papierosem. – Esme, bardzo serdeczna, delikatna osóbka, niższa ode mnie o głowę. Miała piękny, operowy głos i cudownie tańczyła. Niezwykle przyjemna kobieta.
I Rosalie. Stanowcza, twardo stąpająca po ziemi, przeciwieństwo Esme. Znały się od bardzo dawna i praktycznie wszystko robiły razem: tańczyły, występowały, śmiały się i płakały. Należała do niezwykle pięknych kobiet. Nigdy za nią nie przepadałem, ale jak się potem okazało, zmuszono mnie, bym zaczął ją tolerować.
Jasper, nasz prywatny wyciskacz łez. Typ romantyka. Grywał na gitarze i to właśnie robił w Domu Granicznym, gdzie wszyscy mieszkaliśmy. Wiecznie sam, chociaż myślę, że za tym coś się kryło. Czasami zachowywał się, jakby był po jakichś poważnych przejściach. Facet z przeszłością.
Carlisle. Nasz… Nasz opiekun, tak chyba można go nazwać. Był też jednocześnie menedżerem każdego z nas: aranżował spotkania, zapisywał na kursy, znajdował konkursy. Zawsze można było na niego liczyć, chociaż nigdy nie działało to w druga stronę – raczej stronił od zwierzeń. Nikt nie wyciągnął od niego nic poza tym, co chce zjeść na kolację.
I… - Edward zawahał się. – I Alice. – Zamilkł.
- Co z nią? – zagadnęła cierpliwie Angela, chociaż znała odpowiedź.
- Alice była… chora – powiedział powoli, ważąc słowa. Zaciągnął się papierosem i spojrzał w przestrzeń. – Nigdy z nią nie rozmawiałem. Była bardzo zamknięta w sobie, podczas całego mojego pobytu w Domu Granicznym słyszałem raptem dwa razy, żeby mówiła.
- Och. – Kobieta zawahała się, ale jednak postanowiła, że nie odezwie się w tym temacie.
- Grała na skrzypcach. Bardzo pięknie. To chyba była jej taka ucieczka od świata, nie wiem zresztą, to nie moja działka, by analizować czyjąś psychikę.
- Na co była chora?
- Wierz mi lub nie, ale nie mam pojęcia. Nazywaliśmy to po prostu chorobą Alice. Znaczy nie mówię, że to była zmyślona czy nowa choroba. Nie wiem, może schizofrenia, depresja z powikłaniami czy co tam… Po prostu Carlisle powiedział mi już na wstępie: tego tematu nie ma. I nie było. Do czasu, oczywiście.
- A co się stało?
- Wszystko po kolei, wszystko po kolei… - wymamrotał, depcząc niedopałek.
- No dobrze, ale co to wszystko ma wspólnego z Mike’iem Newtonem?
Twarz Edwarda skamieniała. W końcu przełknął ślinę i zaczął opowiadać.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
love_jasper
Wilkołak



Dołączył: 21 Lut 2009
Posty: 105
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 17:15, 18 Gru 2009 Powrót do góry

Zginąć chcesz, chyba za tą końcówkę, i umrzesz jeżeli w najbliższym czasie nie napiszesz.

Btw. Rozdział bardzo mi się podobał, kurczę, świetnie to piszesz. *tu jest miejsce na wchodzenie ci w tyłek, ale ja tego nie zrobię dopóki nie skończysz rozdziału*

Dziwne było dla mnie że komendant Swan interesował się tym co dzieje się w NY. Wierzę, że wyjaśnisz to w jakiś realistyczny sposób w toku akcji, bo na razie to zaliczyłam "łot de FOK!?".

I Literówki:
*Bez słowa wpuściła go do środka, wskazała ręką wieszak na ubrania i zaprowadziła do salonu. dy oboje usiedli, on na sofie, a ona na fotelu*
Kiedy?
i Jeszcze coś ale zgubiłam;p
Loffciam cię i w ogóle, po prostu napisz mi ten rozdział szybko *robi oczy jak kot ze shreka*
pozdro,
Ja;p


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez love_jasper dnia Pią 17:16, 18 Gru 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Marsi
Zły wampir



Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 410
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 40 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Konin

PostWysłany: Sob 0:26, 19 Gru 2009 Powrót do góry

Oh, Suhaczku mój… Nagrabiłaś sobie, oj nagrabiłaś…

Wierz mi lub nie, ale nienawidzę Cię całym moim marsiastym serduchem. I mam kilka niepodważalnych powodów, żeby to robić.
Po pierwsze (kurczę, czuje się, jakbym pisała rozprawkę) jesteś okropna, kończąc w takim momencie. I siłą albo perswazją wyciągnę od Ciebie zaraz dalszą część, bo nie pójdę spać, dopóki nie doczytam tego rozdziału do końca. No jak mogłaś w takim momencie, hm? Wiesz przecież, że uwielbiam Twojego dzieciaczka, a kończenie już na początku tego wątku jest strasznym czynem wymierzonym w moje biedne serducho. Już dawno żaden rozdział - nie ważne, jakich ff’ów, czy książek - nie przyniósł mi tylu emocji. Odnoszę się tu do poprzedniego rozdziału, bo to on mną tak wstrząsnął. Zawsze było – okej, ta nie żyje, trudno się mówi. Ale teraz? To wprowadzanie, to przesłuchanie…

Druga sprawa. Wiesz, że nawet za dziesięć lat nie przebiję Twojego kryminału moimi wypocinami? Naprawdę, przy Tobie można się nabawić kompleksów. I naprawdę żałuję, że tak mało rozdziałów zostało przed nami. Ale obiecaj mi, że napiszesz jeszcze jakiś kryminał. *prosi?*
Im dalej w las z Symfonią, tym bardziej utwierdzam się w fakcie, że to właśnie thrillerów brakuje mi na forum. I coś mi się wydaje, że nie tylko mi. Znalazłoby się jeszcze kilku śmiałków, którzy z chęcią podniosą łapkę i powiedzą, tfu, napiszą, klękając na jedno kolanko, że chcą więcej Twoich Suszastych tworów o podobnej tematyce.

Wiesz, co jest smutne? I to mój trzeci argument. Smutne jest to, że pisanie komentarzów pod Twoimi utworami przychodzi mi łatwiej niż pisanie własnego opowiadania. Naprawdę, to jest straszne.

Więcej grzechów nie pamiętam. No, może tylko to, że nadal czekam na obiecaną dedykację. xD



*a teraz Marsiak idzie zmusić Suszaczka, żeby podesłał jej kolejne części.* Trzymajcie kciuki! xD


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Marsi dnia Sob 0:26, 19 Gru 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
wela
Zły wampir



Dołączył: 08 Lut 2009
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 37 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Broadway

PostWysłany: Sob 20:42, 19 Gru 2009 Powrót do góry

Ty wiesz, co sądzę o tym tekście. Doskonale też orientujesz się, jak mocno kocham ten tekst - pomimo że jest to twoje dziecko, czuję się jego matką chrzestną. Tak po troszku - nie dlatego, że jakoś ci szczególnie pomagam, bo tak nie jest, ale jestem z nią ściśle związana i już. Dlatego też w miarę swoich możliwości to właśnie w tym temacie staram się pisać wenokarmiące, złożone i przede wszystkim spójne komentarze. Mam więc nadzieję, że ten krótki wstęp ułatwi mi przejście do sedna przez obiektywne ocenienie rozdziału.
Cóż... przyznam szczerze, że pomimo tego okropnego wyglądu Edwarda, zniszczonej cery, przegranego spojrzenia, pokonanej postawy, nadal uwielbiam tego gościa. Chłopak zaczyna się łamać - opowiada wszystko bez zbędnych ceregieli. Tak szczerze to ja nie wiem co mam napisać, gubię się w tym wszystkim, więc jak uwierzyłaś początku tej opinii to porzuć nadzieje na uporządkowany komentarz.
Może zacznę pastwić się nad bohaterami? No cóż - Angela i Edward to cudowna para. Uwielbiam te postaci, ponieważ ich dziwna zażyłość, którą można nazwać przyjaźnią nie ma żadnych, nieuzasadnionych głębi, ujawniających się jako romans. I tutaj trzeba zwrócić uwagę na to, że jesteś bardzo kreatywna i wymyślasz scenariusze z dużą ilością wątków, nieprzewidzianych sytuacji, zakręconych wydarzeń. I teraz pytanie się nasuwa - jaki związek z całą sytuacją ma rozdział, w którym opowiedziałaś historyjkę o nieszczęśliwej miłości tamtej dwójki? Kim była mała dziewczynka, słuchaczka? No po prostu nie mogę doczekać się, jak to wszystko rozegrasz. Kolejne pytanie - czy Bella żyje? Co tam robi Jacob? Właśnie, Jacob. To jest postać, którą ewoluowała tak troszeczkę - gdy zaczynałaś pisać symfonię, nie przepadałaś za tym bohaterem. Dopiero gdzieś w połowie wędrówki napisałaś: Kurde, żałuję, że zrobiłam z Jake'a takiego chama. Muszę to odkręcić. Zdecydowanie to odkręciłaś - pokazałaś nam feralne wydarzenie, przez które chłopak stał się zgorzkniałym, cedzącym słowa ignorantem, zamkniętym w szczelnej skorupie. Uproszczając wszystko, odwołuję się tak właściwie to nie do jednego, acz kilku rozdziałów. Tak więc kocham tego strusia Edwarda, który zaczyna głowę z piasku wypuszczać, Jacoba, który utknął gdzieś w połowie życiowej tułaczki i Angelę, dziewczynę rzuconą na głęboką wodę, trochę zmęczoną całą tą sytuacją.

Tak więc rozwiąż to wszystko - nie wiem, jak to zrobisz, ale sądzę, że masz dokładny plan, gdzie, co i jak. Tak więc powodzenia, bo ja tu jeszcze wrócę, nie. :D

:*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Cornelie
Dobry wampir



Dołączył: 27 Gru 2008
Posty: 1689
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 297 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z łóżka Erica xD

PostWysłany: Nie 14:44, 20 Gru 2009 Powrót do góry

Mam zaległości jak jasny bicz, jeśli idzie o Symfonie, ale Suszaczku mój kochany, dzisiaj się to zmieni. Nastrój mi sprzyja, muzyka w tle gra, a ja czytam sobie twoje dziecko :)

Ed, stary, one są zaje***te... Ja pierdolę, ale się Mary ucieszy! Wiesz, chyba mnie polubiła... „Kaskada platyny”... Co to jest „kaskada”?

To mnie rozwaliło, słońce, rozwaliło. Ale co się dziwię, że Gruby Al nie wiem co to kaskada?
W każdym razie już myślałam, że na prawdę pozwolisz by Marlon bez mydła Edwarda wziął i się przeraziłam. Naprawdę. Bo ja mam sentyment do Eda, mimo że Szmeyer zrobiła z niego ciotę to ja i tak go uwielbiam i nie przeżyłabym takiego ciosu. Ale wybrnęłaś. Na moje szczęście :)

I kurczę, musze ci powiedzieć, że bardzo mi szkoda, iż uśmierciłaś biednego Ala. Naprawdę. On jakoś tak nadawał temu ff jaśniejszej strony. Taki promyczek w więzieniu :)
Nie dziwię się wcale, że Ed chce się zemścić. Sama zatłukłabym skurczybyka żelazkiem. Brrr jak sobie pomyślę o takim człowieku jak Stary Marlon to aż mnie ciary przechodzą. A brutalna rzeczywistość jest taka, że to jest rzeczywistość.
W każdym razie nie podobało mi się jak go potraktowała. Ja rozumiem jej oburzenie, sama bym się wściekła jak cholera, gdyby facet mnie tak wystawił, ale nie ma co przesadzać i dramatyzować. Ważne, że w ogóle się pojawił, nie? xD
No i spotkanie z Cullenami. Czyli Ed naprawdę jest taki znany? Aż tak znany, że tyle osób o nim słyszało? Cóż, ciekawe, prezent dla Mike'a. Widze, że to wszystko zaczęło się od Belli. Wiesz, żałuję, że porzuciłam Symfonię. Kurna, bo zrobiłaś z tego kawał dobrej roboty!
No i Jake. Kurdę, podoba mi się to. Rozmowa dwóch starych przyjaciół, którzy teraz się nienawidzą, niewiadomo oczywiście dlaczego, ale tak jest. Troszkę mi się smutno zrobiło przy tej scenie.Twój Jake - zresztą mogłam się tego spodziewać znająć twoje uwielbienia dla niego - jest niesamowity. Taki szorstki i chamski ale gdzieś głęboko tlą się w nim przyjacielskie odczucia. Jego rozmowa z Angelą była dziwna, ale wcale się nie dziwię, że tak zrobił. W końcu on lepiej rozumie Edwarda niż ona.
Gabriel okazał się dość ciekawą postacią. Miałam nadzieję, że może trochę pomoże Edkowie, otworzy go, jednak jak doszłam do XIII rozdziału stwierdziłam, że nie. Ttutaj musi zadziałać Angela. Ciesze się też, że Ed w końcu zaczyna przeglądać na oczy i zaczyna wiedzieć, że bez pomocy nic mu się nie uda.
I powiem tyle : jedno wielkie Kutwa! Jeszcze podejrzewają go o zabójstwo Cullenów? Noż fuck this! Jak oni mogą? I jake na to przystał? Nie wierzę. Znaczy może trochę go rozumiem, bo w końcu Nessoe miała zostać jego żoną, tak? I też nie żyje. Ale przecież byli przyjaciółmi a tu taka szopka. No trochę mnie to zabolało, szczerze muszę ci powiedzieć.I dobrze, że Angie w końcu zgodziła się z nim porozmawiać. jestem bardzo ciekawa jak będziesz to ciągnąć dalej.

Tak podsumowując to muszę ci powiedzieć, że cholernie się zmieniłaś. Wcześniejsze rozdziały były pisane jakby inną ręką. Wydoroślałaś. Zdecydowanie bardziej skupiasz się na postaciach. Opisach. Twoje niektóre opisy były naprawdę rewelacyjne. I zaczynam skłaniać się do zdania Rudzielca - powinnaś porzucić fandom i zacząć pisać autorskie, naprawdę. Tutaj możesz się zmarnować.
A pamiętasz jak rozmawiałyśmy na gadu, że będziemy się pławić w luksusach? xD No musisz zacząć na ten luksus zarabiać xD

W każdym razie dziękuję ci za Symfonie - i ja nadal kupuję tego Eda z całym bagażem doświadczeń. Ubóstwiam go - stworzyłaś mi małego, cudownego poetę. A ja go rozumiem, bo ... no właśnie, on wie, dlaczego :))

Buźka Susz :*
Weny


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
thingrodiel
Dobry wampir



Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 1088
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 148 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka

PostWysłany: Czw 20:13, 24 Gru 2009 Powrót do góry

Suhak napisał:
Twarz Edwarda skamieniała. W końcu przełknął ślinę i zaczął opowiadać.

No i gdzie jest ciąg dalszy, droga pani, co??? Wracaj natentychmiast i dawaj, co było dalej!

A poważnie. Literówki ci wytknęły moje przedpiszczynie, nie będę po nich powtarzała. Tylko się uprę, byś je poprawiła.

Coraz mniej mnie zadziwia, że taka młoda osóbka jak Suszul tak pisze. Za kilka lat, za kilka dopracowań... ho ho ho! To dopiero będzie Merry Christmas! Ciocia thin ci to przepowiada.
A czemu coraz mniej mnie to zadziwia? Bo się przyzwyczaiłam, że Susz potrafi. I coraz bardziej mnie się to opowiadanie podoba. Jest po prostu ciekawe. A że lenistwo mnie dopadło, to nie analizuję każdego słowa, jakie w nim padło i po prostu pozwolę sobie poczekać na rozwiązanie i nie szukać go samodzielnie.

Cieszę się, że wróciłaś do tego opowiadania. I że dopracowywujesz Angelę, nie sprawia już wrażenia takiej słodkiej, naiwnej dziewczyny z niezłomną wiarą w wielką siłę psychologii. Choć zawodowo mam teraz wrażenie, że ciut się cofnęła - portret psychologiczny znanej sobie osoby próbuje sklecić na podstawie kleksów i gry w skojarzenia? Susz... Po co? Taki portret można stworzyć bez rozmowy z danym osobnikiem, na podstawie informacji, które już mamy.

Tia, konkretów ci prawie żadnych nie napisałam. Mogę cię tylko poprosić o w miarę szybką aktualizację, bo chcę wiedzieć, co dalej. Wtedy cię dalej będę głaskała po łebku. :chytry:

Tymczasem życzę ci wesołych świąt i płodnej, upartej weny. Daj nam więcej Cullena!
jędza thin


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Suhak
Zasłużony



Dołączył: 23 Lut 2009
Posty: 951
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 136 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: lubelskie

PostWysłany: Czw 21:47, 24 Gru 2009 Powrót do góry

Przybyłam odpowiedzieć na Wasze posty, kochani! (czyt. podbić prawie umarły temat)

thingrodiel napisał:
Suhak napisał:
Twarz Edwarda skamieniała. W końcu przełknął ślinę i zaczął opowiadać.

No i gdzie jest ciąg dalszy, droga pani, co??? Wracaj natentychmiast i dawaj, co było dalej!

Nie zapowiada się :roll: Próbowałam i próbowałam, ale Wena padła i udaje martwą, a nie mam niestety zbyt wielu argumentów, które by sprawiły, że uwierzyłaby, że jest po co pracować w pocie czoła :roll: (tak, to jest tani chwyt psychologiczny)

Cytat:
Choć zawodowo mam teraz wrażenie, że ciut się cofnęła - portret psychologiczny znanej sobie osoby próbuje sklecić na podstawie kleksów i gry w skojarzenia? Susz... Po co? Taki portret można stworzyć bez rozmowy z danym osobnikiem, na podstawie informacji, które już mamy.

Nie bez powodu zwróciła się do niego "Panie Cullen" i kazała mu mówić "Pani Weber". Próbowała być twarda, próbowała sobie wmówić, że jest dla niej obcym człowiekiem i że to tylko - i nic więcej - klient. Angie jest dziwna. Lubi sobie wmawiać wiele rzeczy. Widzi tylko to, co chce, dlatego tak często musi być sprowadzana na ziemię.

Ogóras vel Korniszon napisał:
I zaczynam skłaniać się do zdania Rudzielca - powinnaś porzucić fandom i zacząć pisać autorskie, naprawdę. Tutaj możesz się zmarnować.
A pamiętasz jak rozmawiałyśmy na gadu, że będziemy się pławić w luksusach? xD No musisz zacząć na ten luksus zarabiać xD

1. Jak dobrze pójdzie i złapię Wena w żagle, to za niedługo zobaczycie mnie w nowym, swoim opowiadaniu. Tobie mówiłam, jaki mam zamysł i nie zapowiada się, bym go prędko porzuciła. :roll:
2. Ależ luksusy to pewniak. Kiedyś razem będziemy się pławić w swojej zajebistości. ;P

welcia napisał:
No cóż - Angela i Edward to cudowna para. Uwielbiam te postaci, ponieważ ich dziwna zażyłość, którą można nazwać przyjaźnią nie ma żadnych, nieuzasadnionych głębi, ujawniających się jako romans.

Cieszę się, że ktoś zauważył tę ich dziwną relację. Ktoś na samym początku napisał, że pewnie będzie między nimi romans i cholernie się bałam, że tak będziecie odczytywać ich zażyłość. Ale oni są tylko przyjaciółmi, chociaż to nawet nieodpowiednie słowo, bo w końcu za sobą nie przepadają, czyż nie? Edward na początku denerwował się, że Ang go męczy, a teraz jedyne, co od niej chce, to zrzucić także na jej barki ciężar swoich przeżyć. Angela na początku przychodziła tylko z ciekawości, tylko dlatego, że chciała wiedzieć, jak to z nim było, teraz jest za to niechętna, mimo wszystko. No i wciąż przemawia przez nią ciekawość. To dziwna relacja, ale myślę, że dosyć ciekawa.
weluchna napisał:
I teraz pytanie się nasuwa - jaki związek z całą sytuacją ma rozdział, w którym opowiedziałaś historyjkę o nieszczęśliwej miłości tamtej dwójki? Kim była mała dziewczynka, słuchaczka?

Z tego całego zamieszania związanego z porzucaniem i kontynuowaniem Symfonii zapomniałam się wytłumaczyć. Otóż jeszcze za czasów, gdy Symfonia miała mieć ok 30 rozdziałów, może dwadzieścia parę, planowałam rozwinąć wątek Charliego i chciałam jakoś wprowadzić Was w jego osobę. Teraz Charlie został zepchnięty na drugi plan i nie będę ciągnąć historii Swanów/Clearwaterów. Wybaczcie mi i potraktujcie rozdział 13 jako bonusową miniaturkę. Albo coś.
welucha z pornucha napisał:
Kolejne pytanie - czy Bella żyje?

Dowiecie się w następnej części. Myślę, że Symfonia jest tak zakręcona, że możecie spodziewać się obydwu opcji.
wel napisał:
Co tam robi Jacob?

Słucha.
kończą mi się ksywki dla welci napisał:
To jest postać, którą ewoluowała tak troszeczkę - gdy zaczynałaś pisać symfonię, nie przepadałaś za tym bohaterem. Dopiero gdzieś w połowie wędrówki napisałaś: Kurde, żałuję, że zrobiłam z Jake'a takiego chama. Muszę to odkręcić. Zdecydowanie to odkręciłaś - pokazałaś nam feralne wydarzenie, przez które chłopak stał się zgorzkniałym, cedzącym słowa ignorantem, zamkniętym w szczelnej skorupie.

To nie było do końca tak. Jake początkowo miał... nie być. Ale go wcisnęłam, bo mi pasował. I miał być tylko przez chwilę, chciałam jego prawdziwą... nie, nie mogę powiedzieć, że to jego prawdziwa twarz. W każdym razie - na pocątku nie chciałam Wam pokazywać jego przyjemniejszej strony, ale zdecydowałam się dodać parę wydarzeń. Jacob JEST chamem. Naprawdę.

Marsiak napisał:
Ale obiecaj mi, że napiszesz jeszcze jakiś kryminał.

Obiecuję. ;]

Pozdrawiam i liczę, że ktoś jeszcze sobie przypomni o biednym Suszastym wenie... :lol:


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Marsi
Zły wampir



Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 410
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 40 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Konin

PostWysłany: Sob 12:02, 16 Sty 2010 Powrót do góry

Drogi Suszaczku!

Wiem, że mnie słyszysz, dlatego piszę do Ciebie ten elowaty list. (xD) Siedzisz sobie gdzieś w gąszczu zeszytów oraz pośród tysięcy jednolinijkowców, które dane Ci sprzątać i już nawet nie masz dla nas czasu. :( Jest mi niezmiernie smutno, a to dlatego, że pewna osoba – na pozór bardzo kochana i miła – zostawiła mnie w czarnej dupci pośród tysięcy myśli. Moje szare komórki nie wytrzymują już tego natężenia, więc postanowiłam podzielić się z Tobą poniższymi przemyśleniami.
Jakiś czas temu usłyszałam na forum – nie, żebym podsłuchiwała! broń Boże! tak jakoś wyszło… - że w kąciku pisarza znajduje się świetny tekst, który pozwala naprawdę zatrzymać się i pomyśleć – Symfonia, czy jakoś tak… No i stało się. Weszłam tam i… Ahhh, co to było! Delicious! Postać Edwarda, która przebija dwieście opowiastek na forum. Wiesz, że nawet ostatnio stwierdziłam, że wolę go od pierwowzoru? Te jego potargane włosy, fajki za prawdę i tajemnice skrywane głęboko, głęboko, głęboko… Niestety nie jest mi dane ich poznać, chociaż bardzo bym chciała.
Autorka nadała każdemu bohaterowi nowej barwy. Może faktycznie – z białych postaci stali się czarni. Nu, nu, nie marszcz brwi, tylko słuchaj dalej! W kanonie mamy wszystko czarno na białym (cóż za dobór metafor, phi), a tutaj każdy ma tajemnicę, nowy, LEPSZY charakter i osobowość. Żadnych ciap jak w kanonie. Czytelnik musi naprawdę się wysilić, żeby dokopać się do nich. I w tym momencie opowiadanie ma takiego plusa, bo wiesz, jak kocham tajemnice, kryminały i zagadki z dobrze wykreowanym Edwardem w roli głównej.
Niestety, autorka ciągle mi mówi, że jej wena umarła śmiercią tragiczną i skupiła się na innych przebłyskach weny. :( Ale ja chcę Symfonię! Nie, ja żądam Symfonii jako prawowita i dobra czytelniczka! :D I mam do tego taaakie prawo!




A teraz koniec kiczu i tandety w postacie marnego listu, który, notabene, nie wyszedł (xD) i mam Ci coś do zakomunikowania. :D Razem z Welą postanowiłyśmy dać Ci solidnego kopa do pracy, bo wiesz, że uwielbiamy Twoje dziecko. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, ile osób czeka na kontynuację i zastanawia się, co zrobisz z Edwardem, kto siedzi za lustrem weneckich, itd. Oczywiście nie chcemy, żebyś pisała na siłę, tylko może dzięki tym wypocinom Twoja wena wróci do nas, a Ty spłodzisz ostatnie części Symfonii.  Także trzymamy kciuki i czekamy grzecznie, bo może jednak, jednak wen zrobi nam figla :D

Peace & love
Marsiak :*


PS Twoje domysły, że Wela napisała pierwszy rozdział, a ja jej betuję <- mwahahaha :D

PS 2 Mam nadzieję, że niespodzianka się udała :D


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
wela
Zły wampir



Dołączył: 08 Lut 2009
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 37 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Broadway

PostWysłany: Sob 12:03, 16 Sty 2010 Powrót do góry

AKCJA POD TYTUŁEM: REANIMUJEMY SYMFONICZNE SERDUSZKO SUSZA


To nie jest podbijanie tematu, lecz próba wsparcia symfonicznego wena, który wyleguje się właśnie w jakimś ciepłym, sympatycznym kraju, popijając drinki z palemką. Symfoniczny wenie, musisz powrócić – proszę ja, prosi Marsi,(na pomysł wpadłyśmy właściwie razem) proszą wszyscy, którzy niegdyś zaczytywali się w Słodko-gorzkiej symfonii i podziwiali autorkę, która – jak sama mówiła – kochała opowiadanie jak własne dziecko. Właśnie dlatego piszę. Nie chcę, abyś straciła swojego maluszka; przestała go dopieszczać. On potrzebuje ciebie, a ty jego. I teraz, Madziu moja droga, przeczytasz coś, co zdecydowanie będzie pomieszaniem listu, rozprawki i prośby.

Poznałyśmy się właściwie dzięki Symfonii – tam znalazłaś jedne z pierwszych komentarzy weli, a tamta została stałą czytelniczką opowiadania opisującego nierozumianego poetę Edwarda, któremu los złożył wyzwanie i, rzecz jasna, postanowił wygrać. Lubiłaś swoje postaci – niektóre bardziej, inne mniej. Mimo wszystko każdą stworzyłaś i wykreowałaś z pomyślunkiem i tylko dzięki temu, że włożyłaś w pracę serce, bohaterowie ożyli, wyróżniając się z tłumu.

Zauważyłam zagubionego Edwarda, którego od środka rozrywał gniew i żal, a także Angelę Weber – czasem naiwną psycholog, starającą się pomóc więźniom niezależnie od tego, czy tej pomocy oczekiwali. Te dwie postacie – Masena o wiele mocniej – darzyłam sympatią i zawsze zastanawiałam się, jak można wpaść na coś tak interesującego. Odpowiedź jest prosta – wystarczy być Suszakiem, który pomimo że zaczynał z ogromnymi brakami, kochał to, co robił i nie poddawał się, kiedy na pierwszy plan wskakiwały jeżdżące komentarze. Zbierałaś przysłowiowe cztery litery w garść i chociaż serduszko w głębi podpowiadało, aby zacząć się usprawiedliwiać, chowałaś głowę niżej i z przejęciem słuchałaś uwag, które motywowały do działania.
Cóż, dzięki Symfonii dojrzałaś psychicznie - zrozumiałaś wartość zdrowej krytyki i to właśnie tutaj doznałaś jej w najwyższym stopniu. Ponadto literackie dojrzewanie także Cię (napomknęłam o tym, że to trochę list, prawda?) nie ominęło – twoje zdania zaczęły nabierać na słownictwie, a rozdziały powoli obfitowały w coraz to wyrazistsze, mocniej przemyślane, posiadające nieprzeciętne porównania, dłuższe teksty.

Pamiętam, jak bardzo dumna byłaś z Symfonii – w końcu pisałaś coś kryminalnego, mającego wiele zagadkowych, ciągle nierozwiązujących – a silniej zagmatwanych - wątków; pisałaś narracją trzecioosobową, która odpowiadała ci w każdym calu. Do tego był Edward, a Bella pomimo swojego istnienia nie obejmowała pierwszego planu, właściwie tej znienawidzonej przez większość czytelników postaci w ogóle nie było.

Prócz Edwarda i Angeli oraz łączącej ich więzi, która swoją specyficznością zachęcała do zagłębiania się w tekście i kolejnego analizowania, Słodko-gorzka symfonia zwabiła mnie, a potem zatrzymała zagadkami i tajemnicami, których nie rozwinęłaś aż do dzisiaj. Kryminał, jaki stworzyłaś, jest naprawdę skomplikowanie skonstruowany – a ja uwielbiam książki (owszem, mówimy o opowiadaniu, ale gdybyś się postarała, to wiesz, co by było?) z dziwnymi tajemnicami, których nie da się rozgryźć. Kocham, kiedy autor rozdaje karty i wszystko ma pod kontrolą; kiedy żaden z czytelników nie potrafi odnaleźć się w tłoku dziwnych i nieprzewidzianych zdarzeń. Uwielbiam, kiedy w ostatnim rozdziale nagle wszystko staje się jasne i takie... proste. Wtedy napawam się spokojem i długo rozmyślam o danej książce/danym opowiadaniu. Nawiązując do Symfonii – brakuje mi w kryminalnych książkach uczuć, często charakteryzują się ich brakiem, autorzy kryminałów nie skupiają się zbytnio na tym, co bohaterowie czują. Tutaj tak nie jest – piedestałem są postacie, o których nie zapominasz. Nie ingerujesz w decyzje bohaterów, chociaż układanka liczy naprawdę kilkaset kawałeczków puzzli, ale jak na razie każdy umieszczony jest we właściwym miejscu.

Symfonia ma wszystko, czego potrzebuje prawdziwy kryminalny klimat, ale ponadto można w niej spotkać przyjacielską, choć nie zawsze stabilną więź. Spotykamy się tam z ludzkimi dramatami, może o nich nie pamiętamy, ale zdecydowanie wydarzenia, przez które Masen znalazł się w więzieniu są okrutne dla niego samego jak i dla Mike'a Newtona, którym też nie zaprzątamy sobie głowy..

Czy Mike Newton zasłużył na to, co go spotkało? Czy Edward jest nadpobudliwy (ta, równie dobrze mogłabym napisać niedobry diabeł, przepraszam, ale słownictwo moczyć się mi zaczyna) i nie potrafi zapanować nad emocjami? Czy jego szybka (szybka? A może nie?) reakcja była przemyślana, a teraz rzeczywiście nie można jej usprawiedliwić? Czy w ogóle można usprawiedliwić zabicie człowieka? Do tego czy można usprawiedliwić zamierzone zabicie człowieka? Jak wielka jest pustka, jaką Bella Swan zostawiła po sobie w sercu Edwarda? Mężczyzna zaczyna się łamać, a więź pomiędzy nim, a Angelą nabiera na sile. Jednak czy przyjaciel wystarczy, aby załatać to, co zostało nagle odebrane? Tego nie wiemy, a twoim zadaniem jest to wszystko przedstawić. Wiesz dokładnie o tym, że ja na Ciebie liczę, że w Ciebie wierzę i naprawdę trzymam mocno kciuki. Popieram każdy prawidłowy ruch i delikatnie – a naprawdę rzadko kiedy zdarzało się, że to robiłam – krytykowałam jakieś drobnostki? Wiem, że to wiesz i wiem też, że wiesz, że wiem – musiałam. Laughing

Chciałabym powrócić jeszcze do Mike i do twojej pewnej cechy, którą poznałam właśnie dzięki temu opowiadaniu. W każdym razie zastanawiam się, co facet zrobił, że taki wrażliwy człowiek, jak artysta, tym bardziej poeta, poczynił takie a nie inne wnioski i gościa zabił. Znając ciebie, każdego usprawiedliwisz i to też jest pewnego rodzaju Suszastość, którą w Symfonii zauważyć można. Zaznaczyłaś sama, że masz serducho typu Przebaczam, idź i nie kadź(musiałam, nie mogłam się powstrzymać) więcej. Jesteś miłym, szybko przebaczającym Suszem, toteż zastanawiam się, czy będziesz usprawiedliwiać Newtona, bo Edwarda na pewno. Widzisz, nawet nie wiesz, co czuję, kiedy o tym wszystkim myślę. Tak jak powiedziałam wcześniej – sama rozdajesz karty, a ja nie jestem samodzielnie odkryć nawet jednej. Mogę snuć domysły, które i tak okażą się błędnym kołem.

Tak więc wracaj do nas, Suszaku. Ta prośba, która wypływa ode mnie, od Marsiaka i jestem pewna, że od wielu, wielu innych użytkowników, powinna uświadomić Ci, ile ten fan fick dla mnie (teraz za siebie mówię) znaczy. Bo to jest takie dziecko, które ukochałam serdecznie, któremu troszeczkę pomagałam się rozwijać i przede wszystkim dziecko, dzięki któremu spotkałam wspaniałą osobę, którą darzę ogromną miłością – tak, Madziu, mówię o Tobie.

P.S. Jak jeszcze nie masz pewności, czy to ta niespodzianka to tak, to ta. Możemy o niej porozmawiać... ;> (nie damy ci spokoju, ten kisiel ma spowodować, że w amoku przed nami będziesz pisała rozdział, ha ha, no żartuję, jezu... :*)

Buziaki, welson i Marsiakon stronkę wcześniej :)


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez wela dnia Sob 12:10, 16 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Suhak
Zasłużony



Dołączył: 23 Lut 2009
Posty: 951
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 136 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: lubelskie

PostWysłany: Wto 14:49, 09 Lut 2010 Powrót do góry

No dobrze. Oto jestem.
Cóż, przyznam szczerze, że popłakałam się podczas czytania postów Marsi i weli, to było po prostu cudowne. Zreanimowałyście mi symfoniowego wena do tego stopnia, że dwa dni później rozdział był gotowy, ale niestety miałam problem z autobetą, a następnie moja beta wyjechała, więc trzeba było troszkę poczekać - mam nadzieję, że uznacie, że warto. A jeśli nie... Cóż, nie pozostanie mi nic innego, jak spuścić pokornie główkę i obiecać poprawę.


Beta: Rudaa. Jeżeli dojrzycie jakieś byki czy byczki, to prawdopodobnie moja wina, bo zdarzały się wypadki, gdzie zdecydowałam się postawić na swoim. Także - zażalenia proszę kierować do mnie ;)
    dedykowane welci i Marsi

      Rozdział XIV
      część II

– To wszystko było bardzo dziwne. Dziewczyna, z którą się spotkałem, początkowo wściekła, nagle zaprasza mnie do domu. Nie wprost, oczywiście. – Edward wbił spojrzenie w przestrzeń. – Ale nie martwiło mnie to za bardzo. Byłem zbyt zafascynowany nagłym zainteresowaniem wokół siebie, by zwrócić uwagę na absurdalność sytuacji. By zastanowić się, gdy Mike Newton zaproponował mi pieniądze praktycznie za nic.
– Co masz na myśli? – zapytała Angela, usadowiwszy się możliwie najwygodniej na twardym krześle.
– Umowa była taka: miałem podpisać parę papierów, zamieszkać w Domu Granicznym, być choć trochę przydatnym i za to właśnie będzie mi płacił.
Zmarszczyła brwi.
– Brzmi podejrzanie.
Na wargach Edwarda zabłąkał się uśmiech.
– Owszem, ale nie dla mnie. Przynajmniej wtedy, gdy o tym mówił.

***

– Tak właściwie – zagadnąłem Jaspera – to gdzie Ty mnie prowadzisz?
– Do Carlisle’a – wyjaśnił, wchodząc po schodach i omijając co drugi stopień. Nie odpowiedziałem. Czułem, że wreszcie znalazłem ludzi, których nie zaślepia zazdrość, a ich umysły potrafią docenić świeżą, niekonwencjonalną twórczość.
Mijałem piękne, zadbane wykładziny, wypolerowane panele i kafelki. Co chwilę przechodziliśmy przez kolejne drzwi, zazwyczaj mahoniowe i masywne, o złotych, połyskujących klamkach. W całym domu nie brakowało światła; okna niekiedy zajmowały całą wysokość ścian. Meble wyglądały jak sprzed stu lat, a drobne wykończenia przy rogach i krawędziach zdawały się być niezwykle misterną robotą. Musiałem przyznać, że całe mieszkanie po prostu zachwyca.
Jasper zatrzymał się przed jakimiś drzwiami, westchnął i otworzył je. Wszedł do środka, a ja za nim. Znajdowaliśmy się w całkiem sporym, zagraconym pomieszczeniu przypominającym pracownię. Na podłodze leżały stosy książek, notatek i segregatorów, tak jak i na biurku, sofie i na każdej możliwej wolnej przestrzeni. Wodziłem wzrokiem po pokoju, podziwiając ilość woluminów, ksiąg i tomiszczy, dopiero po chwili zauważywszy mężczyznę siedzącego przy stole i obserwującego nas uważnie. Miał jasne włosy, na nosie okulary, a jedna z jego brwi uniosła się nieznacznie.
– Kto to jest, Jasper? – zapytał spokojnie, mierząc mnie wzrokiem.
– No właśnie… To do Mike’a. Gdzie on jest?
Mężczyzna przenikał mnie spojrzeniem, a między jego brwiami pojawiła się drobna zmarszczka. W pewnym momencie wstał, podszedł i podał mi rękę. Uścisnąłem ją.
– Witam cię – powiedział powoli, patrząc mi w oczy. – Ty jesteś zapewne tym dziwakiem od Belli, Edwardem. – Kiwnąłem głową. Być może dziwak nie było adekwatnym określeniem na moją osobę, jednakże przypadł mi do gustu ton wypowiadanych słów. – Miło mi cię poznać. Nazywam się Carlisle Cullen.
– Mnie także miło – odparłem.
Jasper chrząknął. Nie spodobało mi się, że nas popędza.
– Wiesz doskonale, Jazz, że nie popieram tych waszych… rywalizacji – wymamrotał mężczyzna, nie odwracając wzroku. Ostatnie słowo powiedział z obrzydzeniem. – To do niczego nie prowadzi.
– Gdzie jest Mike? – powtórzył z niecierpliwością ten drugi.
– Po minie Edwarda widzę, że on nawet nie wie, o co tu chodzi – brnął dalej Carlisle z kamienną twarzą. – Może mu wytłumaczysz?
– O co ci chodzi? – warknął Jasper. – Nie mogę cię zrozumieć. Nie chcesz, żeby do Towarzystwa napływali nowi ludzie?
Przysłuchiwałem się konwersacji ze zmarszczonymi brwiami. Cała rozmowa brzmiała dziwnie i nie podobało mi się, że nie chodzi o moją twórczość.
– Oczywiście, że chcę – odpowiedział mężczyzna, wreszcie odwracając wzrok i zerkając na mojego towarzysza. – A z resztą… Róbcie, co chcecie, ale nie oczekujcie, że będę pochwalał takie wyścigi. – Kręcąc głową, podszedł do biurka, złapał za słuchawkę telefonu i wykręcił jakiś numer. Przyłożył ją do ucha i odczekał chwilę, po czym odłożył i odwrócił się.
– Nie odbiera. Nie ma go w pokoju.
Jasper przewrócił oczami.
– To akurat wiem! Po prostu zadzwoń do… ech, nieważne – warknął i ze złością otworzył drzwi, po czym wyszedł.
– Edwardzie? – usłyszałem, gdy chciałem pójść w ślady Jaspera. – Uważaj na to, co ci powiedzą. Pamiętaj, że nie zawsze wszystko jest takie, jakie się wydaje.

***

Edward zamilkł; westchnął i założył ręce na piersi.
– To zdanie siedziało mi w głowie do końca – zaczął powoli. – Nie mówię tu tylko o tym, że Newton nawciskał kitów, jak proste będzie moje życie w Towarzystwie. Po prostu biorąc pod uwagę późniejsze wydarzenia…
Przerwał ponownie, wbijając wzrok w lustro weneckie.
– Każdy z nas nosi jakąś maskę – wymamrotał – by ukryć to, czego się wstydzimy lub co nie chcemy, by wyszło na jaw.
Przytaknęła, nie chcąc ponaglać; to on rozdawał karty i wolała go nie peszyć. W tamtej chwili przypominał nawet tego chłopca ze zdjęć i telewizji, tego sprzed roku czy półtora, który uśmiechał się do kamery z iskierkami w oczach i nadzieją na lepsze jutro. Coś pojawiło się w jego spojrzeniu ponownie; jakby na nowo uwierzył w… Jednak Angela nie miała odwagi, by choćby dokończyć tę myśl. Bała się wyciągać pochopnie wnioski, bała się, że znów nadinterpretuje.
– Wyszedłem bez słowa z biura Carlisle’a i podążyłem za Jasperem. Wiele myśli kołatało mi się w głowie – wyznał, wracając na ziemię. – Odniosłem wtedy wrażenie, że mówią o jakiejś sekcie. Oczywiście, myliłem się – chodziło jedynie o coś w stylu odnajdywania nowych źródeł zarobku dla Newtona. Jasper miał szczęście – ledwo wyszliśmy od Carlisle’a, Mike zawitał do Domu. – Zamilkł na chwilę, po czym zapalił kolejnego papierosa. – Szybko dowiedział się, o co chodzi – a raczej domyślił. Jasper nie powiedział niczego wprost, poza „Chciałem ci przedstawić tego słynnego poetę, Edwarda Cullena”. – Edward prychnął z pogardą. – Mi to pochlebiało i całkowicie zamknęło oczy. Zignorowałem słowa profesora. To znaczy, Carlisle’a – poprawił się. – Potem zaprowadził mnie do siebie, popytał o osiągnięcia, rodzinę, utrzymanie, a na końcu opowiedział o tym, czym się zajmuje. Jak to nazwał – wykrywaniem talentów. Sprawianiem, by ich życie nabrało perspektyw. By mieli szansę zaistnieć. To oczywiście były bardzo piękne słowa i niezwykle zaimponowały takiemu kretynowi, jak ja, ale rzeczywistość okazała się nieco inna.
– Tak czy inaczej – moja sytuacja przedstawiała się następująco: mieszkałem pod jednym, chociaż niezwykle pojemnym dachem z piękną, chytrą cwaniarą, chorą psychicznie skrzypaczką, neurotyczną posiadaczką sopranu, zdecydowanie zbyt wrażliwą właścicielką altu z pokładami miłości wystarczającymi dla całej galaktyki, szarmanckim i przystojnym romantykiem z talentem do gitary, wiecznie milczącym profesorem historii sztuki o kamiennej twarzy, a temu wszystkiemu przewodził wciąż nieobecny Michael Newton. No, wypadałoby też wspomnieć o dorastającej Nessie z buzującymi i hulającymi po organizmie hormonami, huśtawką nastrojów i wiecznym PMS-em.
Angela parsknęła śmiechem.
– Tak, to był prawdziwy dom wariatów. – W oczach Edwarda pojawiło się coś na kształt przerażenia. – Wszyscy robili to, co im się podoba, i nikt nad tym nie panował. Newton miał w nosie każdego z osobna, pomijając oczywiście momenty, gdy któreś z nas stawało się potencjalną maszynką do robienia pieniędzy. Czasami też poza biurem pojawiał się Carlisle. Jego interwencje były rzadkie, aczkolwiek skuteczne. Nie musiał krzyczeć, by zapanował spokój. Zawsze też przełamywał barierę sceptycyzmu i milczenia, kiedy któreś przychodziło z problemem. Ale – jak już mówiłem – żadne z nas nigdy nie usłyszało słówka żalów lub zwierzeń z jego strony. Poza jedną osobą.

***

Całkiem szybko zaaklimatyzowałem się wśród nich. Byliśmy podobni: pełni nadziei na lepszą przyszłość, rozgłos i spełnienie marzeń oraz pewni swoich talentów. Ciężko się żyje, kiedy każdy uważa się za najlepszego. Jednak nikt nie przysparzał mi tylu kłopotów, co Bella.
– Cześć, Bells – powiedziałem wesoło, wchodząc któregoś ranka do jej pokoju. Usiadłem na brzegu łóżka i pogłaskałem szczupłą rękę. – Wstawaj – wyszeptałem do ucha, całując dziewczynę w policzek. Skrzywiła się i otwierając jedno oko, odepchnęła mnie.
– Spadaj – warknęła, odwracając się plecami – i daj ludziom spać.
Lekko zmieszany wpatrywałem się w Bellę, zastanawiając się, dlaczego jest zła. Nigdy jeszcze nie gniewała się na mnie aż tak tylko dlatego, że ją budziłem.
– Co się stało?
– Po prostu wyjdź – odparła, zakładając kołdrę na głowę.
– Nie musisz mnie traktować w ten sposób za każdym razem, jak masz takie pierdolone widzimisię – warknąłem, wychodząc i trzaskając drzwiami. Ze złością wszedłem do kuchni i otworzyłem lodówkę, mamrocząc przekleństwa pod nosem.
– Jajecznica jest, jak chcesz – usłyszałem głos Esme za plecami. Siedziała przy stole z książką w jednej ręce i widelcem w drugiej, przeżuwając.
– Chętnie – wymamrotałem.
– Tu, na stole.
Podszedłem tam z talerzem i widelcem w ręku, po czym nałożyłem sobie porządną porcję. Klapnąłem na jedno z krzeseł i czując, jak złość powoli odchodzi, zacząłem pochłaniać śniadanie. Po chwili napotkałem spojrzenie Esme znad lektury.
– Co się stało? – zagadnęła ciepło, odkładając pozycję.
Pokręciłem tylko głową.
– A więc Bella – mruknęła. – Nie przejmuj się.
– Traktuje mnie jak jakiegoś… jakiegoś… - Urwałem.
– Wiem, tak czasem ma.
– Nawet nie wiem, kim dla niej jestem.
– Nikt nie wie, kim dla nie jest. – Esme wzruszyła ramionami. – Jest dziwna i nie potrafi ludziom okazywać tego, co do nich czuje. Ale ma też wiele zalet, bądź więc wyrozumiały.
– Ja po prostu… – Ukryłem twarz w dłoniach. – Nie wiem nic.
– Nikt z nas nie wie. – Dziewczyna wyciągnęła rękę i pogłaskała mnie po głowie. – Hej, przejdzie jej. Może ma po prostu jakieś problemy i tyle.
– Powiedziałaby mi.
– Może się wstydzi?
Opuściłem ręce i spojrzałem na nią, marszcząc brwi.
– Ty coś wiesz w tej sprawie – mruknąłem. Odwróciła wzrok, zmieszawszy się.
– Nie, po prostu…
– Nieważne – warknąłem, wstając i wyrzucając resztki jajecznicy do śmieci. – Wszyscy wszystko wiedzą, tylko nie ja! – zawołałem ze złością, stawiając talerz w zlewie.
– Ja nic nie wiem – upierała się, wbijając wzrok w książkę.
– To żałosne. – Szybkim krokiem wyszedłem z kuchni, nawet nie dziękując za jajecznicę.
Przez parę tygodni od mojej przeprowadzki do Domu Granicznego czułem się, jakbym stąpał po cienkim lodzie. Wyszliśmy parę razy na randkę, pozwalała mi się głaskać, przytulać, komplementować i flirtować – ale na tym raczej kończyła się nasza fizyczna zażyłość. Także od jej humoru zależało, czy mogłem podejść czy też nie. Oczywiście, nie podobała mi się ta sytuacja, nie mogłem jednak nic na to poradzić. Za bardzo ją kochałem. Uznała to wyznanie za bzdury, co raz na zawsze pozostawiło głęboką rysę na moim sercu. I w ten sposób przez kilkanaście dni od tamtego wydarzenia chodziłem bez przerwy wściekły jak osa.
Kilka godzin później przyszła do mnie i się przytuliła, więc serce mi zmiękło. Odwzajemniłem pieszczotę bez słowa. Po minie widziałem, że się smuciła, więc pocałowałem ją w czubek głowy i wszystko było dobrze.

Ten schemat powtarzał się wielokrotnie. Nie potrafiłem nic na to poradzić, ponieważ wpadłem po uszy i za każdym razem, gdy patrzyłem na Bellę, po prostu traciłem głowę. Zastanawiało mnie, kiedy wreszcie określi, czego ode mnie chce, nie miałem jednak ochoty na kłótnie i spory, które wybuchały za każdym razem podczas poruszania drażliwego tematu.
Tymczasem różowa rzeczywistość wymalowana przez Mike’a zaczynała mieć coraz mniej wspólnego z tą, w której się znajdowałem. Jak się okazało, poza utrzymaniem, wiecznym, beznamiętnym ponaglaniem do roboty oraz ciągłym niezadowoleniem, bez względu na nasze osiągnięcia, Newton nie potrafił nic więcej zaoferować. Wciąż pozostawałem na bezweniu. Kilka razy kontaktowałem się z Emmettem, ten jednak nie wykazywał się jakąś szczególną wylewnością w rozmowach. Właściwie, to u niego nie działo się kompletnie nic, więc nie musiałem się martwić o braciszka. Na pytanie, gdzie się wyprowadziłem, zbyłem go jakimś słabym kłamstwem, jednak nie pociągnął tematu, za co mu w duchu dziękowałem. Gdyby się dowiedział, że mieszkam z grupką wariatów na utrzymaniu jakiegoś dziada-krytyka sztuki, tak naprawdę wciąż bez swojego grosza przy duszy i na dodatek jeszcze nawet nie pocałowałem Belli, to nie dałby mi spokoju do końca życia. Nie mogłem na to pozwolić.
Nie tylko ja miałem problemy z inspiracją. Rosalie i Esme musiały przygotować jakiś – jak to mawiały – performance na XIV Wielki Konkurs Śpiewu i Tańca organizowany co roku w Seattle, a póki co ich występ przypominał taki rodem ze szkolnego apelu. Kompletnie się na tym nie znałem, nie potrafiłem więc im pomóc w jakikolwiek sposób, przez co obie dziewczyny zaczynały wyglądać niczym zombie, z czego Rose bez przerwy się wściekała, a Essy – jak ją pieszczotliwie nazywałem – chodziła ze łzami w oczach.
Któregoś razu siedzieliśmy oboje w salonie. Ja czytałem jakiś magazyn popularnonaukowy, a Esme oglądała telewizję.
– Edward… - zagadnęła cicho drżącym głosem. Zerknąłem na nią znad gazety i ujrzałem jej szkliste spojrzenie.
– Co się stało?
– Mam problem.
I opowiedziała mi o jakimś Johnie, w którym się chyba podkochuje, to znaczy nie jest pewna, ale to chyba to i który jest taki chłodny, chociaż czasami odnosi wrażenie, że coś do niej czuje, bo jest względem niej taki inny, ale z drugiej strony ma wielkie opory, aby się przed nią otworzyć, chociaż ona daje mu całą siebie. Całość była dosyć zawiła i pod koniec warga Essy niebezpiecznie drżała, więc przytuliłem ją i pogłaskałem po długich włosach, powtarzając, że będzie dobrze. Już myślałem, że się uspokoiła, kiedy spotkała mnie niemiła niespodzianka.
– NA DODATEK SKOMPROMITUJEMY SIĘ NA TYM KONKUUUUUURSIEEEEEEE… - zawyła, rozkleiwszy się na dobre.
Nie chciała przestać płakać. Stało się to dopiero wtedy, kiedy obiecałem, że pomogę im coś wymyślić. Nie miałem pojęcia, jak to zrobię, jednak obietnica uszczęśliwiła biedną Esme, więc nie miałem wyjścia.

Pewnego wieczoru siedziałem sam w pokoju, wpatrując się w sufit, z nogami założonymi na biurko, pustą kartką papieru oraz długopisem w ręku, niemalże zasypiając. Nagle usłyszałem ciche pukanie, delikatne skrzypienie zawiasów i czyjeś kroki. Przeniosłem wzrok na drzwi i zobaczyłem Bellę.
– Cześć, mała – zagadnąłem, uśmiechając się zaczepnie. Przysunęła jedno z krzeseł tak, aby stało tuż obok mnie, i usiadła na nim.
– Cześć – powiedziała powoli, robiąc minę, jakby biła się z myślami. Odłożyłem kartkę i długopis, po czym spojrzałem na nią uważnie.
– Stało się coś?
– Tak właściwie to… - Zawahała się. – Chciałabym porozmawiać.
Kiwnąłem głową, zaczynając się martwić. Jeszcze nigdy nie widziałem, aby miała aż tak poważną minę.
– A na jaki temat?
– Naszego związku – wypaliła szybko. Uniosłem brew na dźwięk słowa związek. Pierwszy raz usłyszałem z jej ust jakąkolwiek deklarację.
– A dokładniej?
Ale zamiast uzyskać odpowiedź, otrzymałem coś, czego jeszcze mi nie dała: pocałunek. Wstała z krzesła i wdrapała się na moje kolana, po czym objąwszy mnie za szyję, pocałowała. Czułem się jak dziecko; rozpierała mnie niesamowita energia, której nawet nie dało się opisać, a temu dziwnemu uczuciu towarzyszyły motylki w brzuchu i ciarki za każdym razem, gdy nasze pieszczoty stawały się przyjemniejsze. Nie wiem, ile czasu minęło, zanim nieco się uspokoiliśmy i nasyciliśmy. Chyba dużo, bo jak pocałunki ustały i wtuleni wsłuchiwaliśmy się w swoje oddechy, w domu panowała całkowita cisza. Wszyscy poszli spać. Obejmowałem ją mocno, nie mogąc powstrzymać uśmiechu. Ona także się uśmiechała, leżąc na mojej piersi z uchem przy sercu.
– Przepraszam, że jestem taką suką – wyszeptała w końcu po długiej ciszy.
– Wybaczam – powiedziałem z żartobliwą powagą.
I zaczęliśmy rozmowę. Rozmawialiśmy o wszystkim: o nas, o natchnieniu lub jego braku, o poezji, malarstwie, Towarzystwie. O naszych lokatorach, życiu, przyszłości, przeszłości. O ulubionym daniu, piosence, filmie, smaku, kolorze, zapachu. O ostatnich wydarzeniach, pogodzie, ciszy panującej w domu. Pierwszy raz byliśmy względem siebie całkowicie szczerzy.
A pod koniec… pod koniec podniosła się, dała mi kolejnego buziaka, a drobne dłonie powędrowały do guzików mojej koszuli. Wiem jedynie, że jak jej spodnie wylądowały na podłodze, niebo zaczynało się rozjaśniać i świat budził się do życia.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Cornelie
Dobry wampir



Dołączył: 27 Gru 2008
Posty: 1689
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 297 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z łóżka Erica xD

PostWysłany: Wto 20:42, 09 Lut 2010 Powrót do góry

Kochany Suhaczku, ty dobrze wiesz, że Symfonia jest u mnie na pierwszym miejscu w rankingu twoich dzieł, prawda? Jak nie wiesz, to właśnie Ci to mówię. A mówię to po to, byś wiedziała, że stawiam ci wysoko poprzeczkę.
Wiem, że moje komentarze czasami to shit, bo długością grzeszą na całej linii, a autor potrzebuje potnego komenta, by wena wróciła, rozprostowała skrzydła i całkowicie pozbawiła cię tchu. Znam to, kochanie, dlatego ze wszystkich sił postaram ci się dać nowe skrzydła, cholernie duże i rozłożyste na cały globus.

Symfonia to naprawdę najlepsze twoje dziecko. Jak na razie. Nie wiem, jak wyjdzie ci Pandemia, bo zapowiada się dobrze, jednakże po pierwszym rozdziale nie mogę ci powiedzieć, czy pokocham ją całym sercem, tak jak to twoje dzieło.
Bo Symfonia... Hm, nie wiem, jak to dobrze nazwać. Symfonia jest czymś, co zapada w pamięć. Naprawdę. Nie chcę ci kadzić, bo jeszcze ci się w główce poprzewraca, ale właśnie taka jest. Zapadająca w pamięć, po każdym rozdziale czytelnik czuje niedosyt, jest mu wiecznie mało, chciałby znać ciąg dalszy, ale jest zdany na łaskę autorki.
Symfonia właściwie pokazuje twój kunszt. A widać, że się rozwijasz. Pisałam ci to już w jakimś komentarzu. Twoje wcześniejsze rozdziały były inne niż te teraz. Rozwijasz się, a Symfonia razem z tobą i to widać, i ja się z tego cieszę, bo wiem, że z rozdziału na rozdział mnie czymś zaskoczysz.
Postać Edwarda, którą tworzysz, jest bardzo psychologiczna. Musisz się zastanowić nad jego postępowaniem, nad tym, co mówi, bo nie wszystko jest czarne i białe, lub też szare. Dodajesz mu kolorów, różnorakich, przez co bohater staje się trójwymiarowy. U ciebie nie ma dobrych i złych, u ciebie jest wielobarwność postaci. Każdy ma wady i zalety, bo są ludźmi. Nie robisz z nich ideałów, bohaterów bez skazy, których pokochujesz od razu, bo są tacy czyści. Nie. Ty każesz czytelnikowi zgłębić się w psychikę, by poznał dokładnie twojego bohatera, by zastanowił się, czy ma go pokochać, czy nie. Czy ma mu bić brawo, czy skopać po tyłku. To jest wspaniałe.
Co do samego rozdziału. Po pierwsze rzuciła mi się w oczy postać Carlisle. Cichego, spokojnego, który na dobrą sprawę nie zwraca na siebie uwagi. Takiego, który nie wtrąca się niepotrzebnie do spraw, które go nie dotyczą. Jednakże mam takie wrażenie, że odegra jakąś rolę w twoim ff. Nie wiem czy będzie na tyle ważna, by go zapamiętać, czy też nie.
Esme - kojarzy mi się z ciepełkiem, takim letnim wiaterkiem. Jest dziwna, jednak w tej jej dziwności jest jakieś uczucie. Bardzo podobało mi się, jak broniła Belli przy śniadaniu, oraz jak opowiadała Edwardowi o Tonnym.Pokazałaś tutaj, że wcale nie jest tak prostą postacią, jak można by po niej sądzić.
Co do samego Edwarda - dalej nie rozwikłałam jego postaci do samego końca. Dalej pozostaje dla mnie jedną wielką zagadką.Widzę w nim potencjał, widzę, że zrobisz z niego postać, która na długo zapadnie w umysłach, i ja to wiem. Bo Edward ma w tym ff duszę. I ja go naprawdę za to kocham. To najlepszy Edward w polskich ff, jakiego widziałam. Naprawdę. (Tylko niech sodówka do głowy nie uderzaxD). I utożsamiam się troszkę z nim, a raczej z jego poetycką naturą. I znam z autopsji brakowenie. I kocham go za to jeszcze bardziej.
A Bella... Bella jest zimną suką, naprawdę. Bo to od niej bije, wyziera z każdego napisanego o niej zdania, jednak... Właśnie, tak jak mówiłam, nie jest do końca zła, nie jest do końca skazana na porażkę. Bo czuje. To też widać. I ja poczułam to, jak poszła do Edwarda, jak go pocałowała, jak ściągnęła w końcu te spodnie i dała i sobie, i jemu chwile, na które długo czekali. Ja to poczułam, i ja to kupuję. To była scena miłosna, której tak naprawdę nie wyczytałeś, ale wiesz, że była i wiesz, że dała bohaterom naprawdę wiele. Bo ty nie musisz pisać o seksie, ty nie musisz dawać czytelnikowi zbędnych słów, bo on wie, co się wydarzyło. On wie.
Cały rozdział był utrzymany w nastroju lekkiego niepokoju. Czegoś bliżej nieokreślonego, jednakże czułam w powietrzu, czułam, że to się tak skończy. Kiedyś musiało. I cieszy mnie to. Choć wydaję mi się, że koniec końców ten związek okaże się tragiczny w skutkach, dla obydwojga.
I naprawdę, ale to naprawdę jestem z ciebie dumna. Jestem dumna z tego, że piszesz tak, jak piszesz, jestem dumna, że dałaś nam takiego Edwarda, że dałaś nam kawał dobrego pisarstwa.
Brakuje na forum czegoś, mocnego, czegoś, przy czym usiądziesz, przeczytasz i będziesz musiał się zastanowić nad tym, co przeczytałeś. Będziesz musiał odnaleźć w tym zagadkę, a odpowiedzi brak. Dobry kryminał.
Kupuję całą Symfonie, z wadami i zaletami, z końcem i początkiem. Kupuję całość, bo wiem, że to jest dobre, bo wiem, że ty potrafisz. Bo wiem, że dajesz z siebie wszystko i wkładasz w ten tekst siebie, a to jest najważniejsze.
Tyle jeśli chodzi o dokarmianie wena Wink

Buźka i widzimy się przy następnym rozdziale :*


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Cornelie dnia Wto 20:45, 09 Lut 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
wela
Zły wampir



Dołączył: 08 Lut 2009
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 37 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Broadway

PostWysłany: Śro 13:37, 10 Lut 2010 Powrót do góry

Jak wiesz, miałam dosyć sporą część napisaną, jednak coś się z nią stało i musiałam napisać komentarz od nowa. Miałam to zrobić w nocy, ale podczas siedzenia na skype corny zachęciła mnie do Grey's Anatomy i oglądam kolejny serial. Koniec tłumaczeń, przechodzimy do ocenienia rozdziału.
Nie potrafię ocenić rozdziału jako jednego, oddzielnego tekstu. Zawsze biorę pod uwagę wszystko. Dzisiaj nie będę pisać, jak kocham Edwarda, bo doskonale o tym wiesz; jak bardzo fascynuje mnie nić więzi między nim a Angelą. Nie dzisiaj, to nie to. Skupię się na Towarzystwie.
Towarzystwo zamieszkujące ładny Dom Graniczny, który ma klimat i atmosferę. Pokręceni ludzie. W tym rozdziale prócz Belli przedstawiłaś troszeczkę nam Carlisle'a i Esme. Doktorek – obecnie przerzucił się na humanistyczne nauki – mimo wszystko nadal jest kanoniczny. Dodałaś od siebie sceptyczne nastawienie na nowych członków Towarzystwa i ogólną ostrożność. Jednak za tymi lekkimi osłonami nadal widać tamtego doktorka. Esme jest inna. Taka jakaś nieogarnięta, na mój mózg przekładając. Piszczy jak Alice, jest niedokładna, a przedstawienie, w którym gra, jest do kitu. Nadal jednak zauważa się kanoniczne ciepło, jakie z niej emanuje. Pomocna dłoń pocieszająca Edwarda – właściwie wzajemnie się pocieszali. Dziwi mnie ta postać. Po co ją przedstawiałaś także. Najprawdopodobniej masz w tym jakiś ukryty cel – dasz się jej wykazać i rozkażesz czytelnikom ją polubić? Co zrobi Esme?
Przejdźmy do Belli. Bella jest dziwna, myśli, że jest ostrożna, ale niestety nie ta droga. Próbuje odepchnąć Edwarda. Na początku jest to tylko jakaś rywalizacja – po prostu chce zdobyć go do Towarzystwa (o rywalizacji później) – ale potem, po jego wielu staraniach, spędzonych nocach, licznych pocałunkach... No co tu dużo gadać, dziewczyna psychicznie nie wyrabia i chociaż nie chce z nim być – podejrzewam, że uważa go za idiotę, a to dlatego że:
a) Kocha ją
b) Dał się złapać do tego całego Towarzystwa
c) Jest poetą, a zdecydowanie ona ma takie sztuczki w poważaniu.
W końcu wykazuje się wobec niego uczuciem, a Edward jest w niebie. I teraz przejdziemy do chorych związków, w których pełno w ff'ach, a i ten do takowych należy. Bardzo często spotykamy się w opowiadaniach, książkach, filmach – najczęściej komediach romantycznych – z dziwnymi związkami. Kochają się, uwielbiają, potem nagle jest policzek i wynocha. Taki związek przedstawia B&E. Śmieszą mnie takie związki, bo to nie związki. No i oczywiście – kolejna zasada takich związków – kiedy ten nachalny i wciąż powracający (mężczyzna) w końcu postanowi nie wracać i zechce znowu być człowiekiem, to (kobieta) rozumie swój błąd, przeprasza go, on oczywiście się waha, ale koniec końców jest pocałunek i kochany happy end. No i teraz – dzięki mojej analizie – można stwierdzić, że tu też tak było – aczkolwiek nie będzie happy endu, bo Suszak lubi bawić się z czytelnikami i swoimi historiami, dodatkowo nienawidzi Belli i nie zostawi jej w pościeli czystego Edwarda.
Kolejna sprawa, którą chcę poruszyć, dotyczy tego zawiłego związku krwi między Towarzystwem. Orangutanem sprawującym nad wszystkimi władzę jest Mike Newton – jakiś cwany oszust i łgarz. Wydaje mi się, że kombinowali z Bellą jakiś większy underground, ale koleś ją wystawił, ocyganił i olał. Możliwe, że sypiali ze sobą, widać, ze dziewczyna ma do siebie wstręt. Wątpię jednak, aby całość była taka łatwa – nie wierzę w to, że Edward zabił Mike'a tylko dlatego, że zrobił coś Belli. Wydaje mi się, że po prostu jej wyrządził najwięcej krzywd, ale zemsta rozgrywała się pomiędzy Mike'm, a całym Towarzystwem. Wracając mimo wszystko do tych więzi – wydaje mi się, że te nazwisko Cullen to jakaś przykrywka. Możliwe, że grali za jakąś rodzinę w podziemnych aspołecznych, większych ugrupowaniach. Może Mike przemycał ludzi? Robił jakieś dziwne, okropne rzeczy? Na pewno wykorzystywał czyjąś pracę i niezbyt przejmował się niskimi płacami. Sądzę, że taki idiota – przecież to idiota – pracowałby na własną rękę i nie był przez nikogo zarządzany. Hm... Może tu się pojawi słynna trójka James, Victoria i Laurent? A może imiona ktoś zmieni czy co?
Wróćmy do Jacoba. Kolejna zawiłość, której nie rozumiem. Facet był z Ness, która została przejechana samochodem. Wielki lament i płacz. On nie należał do Towarzystwa, jednak miał coś z nim wspólnego – wykonywał przekręty z Mikiem Newtonem? Kto to wie.
Boże, Susz. Napisałam jedną całą stronę dotyczącą bohaterów. Jest to dowód na to, że dobrze ich przedstawiasz i jest o czym gadać. Są dziwni, ale ich charaktery przedstawiasz bardzo dobrze... WRÓĆ! Jeszcze Jasper!
No tak, teraz zamierzam podyskutować o rywalizacji. Na pewno chodzi o kasę. Wydaje mi się, że Newton to lewa – no jak można go czyjąś prawą ręką nazwać – jakiegoś podejrzanego typka z oczami dookoła głowy. Załatwia podstawowe sprawy, ale nie dowodzi wszystkim. Ma nad sobą jeszcze kogoś. No tak mi się wydaje. W każdym razie on też ma swoich podwładnych i zdecydowanie do tego wyścigu szczurów Towarzystwo nie chce przykładać ręki. Prócz Belli i Jaspera, którzy wciąż rywalizują o coraz większe pobory, a te większe pobory zapewnia im znajdowanie nowych środków pieniężnych, jakimi są kolejny nierozumiani artyści. Właściwie Jaspera nam nie przedstawiłaś, po prostu troszeczkę się dowiedzieliśmy o tej grze. Ale jest koleś pusty, nie włożyłaś w niego cech charakteru. Jedynie wiemy o chorych ambicjach i podobieństwach między nim a Bellą.
No już możemy przejść do ogółu. Jak widzisz, zajęło mi powyżej strony przemyślenia dotyczące bohaterów i ich zachowania. Oznacza to, że jest to twoje osiągnięcie. Powkładałaś im cech do środka, stworzyłaś prawdziwych ludzi, ludzi, którzy gdzieś istnieją. W naszych głowach, jednak są prawdziwi, czujesz wszystko, co ich dotyczy. Nie mówię teraz o Edwardzie i Angeli, bo to oni przewijają się przez większość rozdziałów, ale mam na myśli postaci, które poznaliśmy dzisiaj.
Teraz odnośnie stylu.
Symfonia złożona jest z dialogów i naprawdę nieczęsto popisujesz się w niej opisami. A powinnaś. Mam nadzieję, że w następnym rozdziale – nie mówię, że opisy mają przeważać – troszeczkę wrzucisz do symfonicznego worka nostalgii. Obecnie twoje opisy stoją na bardzo dobrym poziomie, poprawiłaś się i oczywiście ci tego zazdrosczę (to dzięki nim wygrałaś pojedynek, zerknij na moje i przestań gadać, że wygrałaś niezasłużenie, pipo), ale jednocześnie jest mi miło czytać twoje zabawy z klawiaturą.
Lecę, Susz. Trudno mi było napisać ten komentarz, ponieważ raz mi przeszkodzono, a poza tym tam wyżej wisi liścik, w którym uchwyciłam większość walorów twojego opowiadania. Bez sensu pisać to po raz kolejny. I właśnie – jak znowu zabraknie Ci weny, lektura idealna. Kilka stron wcześniej jest kilometr Robaczka, więc też sobie nie żałuj.
Masz oparcie wśród Badwardystek i zawsze możesz z nami pokadzić.
Miziańsko, papatki.

:*


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Marsi
Zły wampir



Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 410
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 40 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Konin

PostWysłany: Śro 17:55, 10 Lut 2010 Powrót do góry

Kochanie!

Od czasu ostatnich, kilku rozdziałów tyle się działo, że musiałam jeszcze raz przeczytać całą Symfonię. Od nowa poznawałam tajemnice Edwarda. Od nowa przypominałam sobie upór i świetną kreację Angeli – chyba najlepszą wśród fanficków. Od nowa również głowiłam się nad wydarzeniami, portretami psychologicznymi i innymi ważnymi rzeczami, które ujęłaś tutaj. I wiesz co Ci powiem? Żałuję, naprawdę żałuję, że niedługo nadejdzie ten okropny czas, kiedy pożegnamy się z tym tekstem. Co mi zastąpi tygodnie oczekiwań na kolejne, nowe rozdziały? Który autor stworzy tak wyraziste i trudne do rozgryzienia postacie?

Najgorsze w tym wszystkim jest to, że im bliżej brzegu, tym dalej od prawdy. xD Mam masę pytań i ktoś musi mi na nie odpowiedzieć, bo w końcu oszaleję. :D Czym dokładnie zajmuje się towarzystwo? W czym rywalizują Mike i Jasper? Kto siedzi w sali obok pokoju przesłuchań? (a może mignęło mi i nawet tego nie zauważyłam, wybacz)

A teraz odniosę się do tego rozdziału. Od drugiej połowy był dla mnie taki… „niesymfoniczny”. I martwi mnie, że to może przez mnie i Wels. Przez to, że Cię ponaglałyśmy i być może wen się odrodził, ale nie w całości. ; ( prze-pra-szam.

Mignęła mi jedna literówka :
– Nikt nie wie, kim dla niej jest.

Strasznie mnie zmyliła narracja w czwartej części tego rozdziału. Osochosi? Z jednej strony Edward opowiada o sobie, o czynnościach , które wykonywał i to wszystko mówi Angeli, right? Natomiast przypisy są w realiach przeszłości. Rozumiesz mnie? :P
Poza tym, podobały mi się opisy i długie zdania. Mniami.
A Bella… hmmm, jest jakaś… dziwna. Przechodzi taką diametralną zmianę, że aż mnie zszokowałaś. :P Po cichu marzyłam o choćby małym zalążku ich rozmowy. Niestety, sama sobie co nieco dopowiem. xD


Wiesz, że z niecierpliwością czekam na nowy rozdział, więc nie będę Ci już truła. :P


Buziaki :*
Marsiak


PS Dziękuję za długo oczekiwaną dedykację! :D


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Suhak
Zasłużony



Dołączył: 23 Lut 2009
Posty: 951
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 136 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: lubelskie

PostWysłany: Sob 16:33, 15 Maj 2010 Powrót do góry

Oficjalnie, nieodwołanie zawieszam Symfonię. Kontynuować teoretycznie jej nie będę, więc chyba można wstawić ją do zakończonych...? Decyzję pozostawiam moderującym.
Wydaje mi się, że winnam Wam parę słów wyjaśnienia. Może dlatego, że przetrwaliście (?) ze mną tak długo, może dlatego, że wiele razy zaczynałam i ustawałam w pisaniu, może dlatego, że się po prostu przywiązałam... Chciałabym podziękować weli za wspieranie mnie najwięksiejsze na świecie. Marsi, za budzenie mojego wena. Rudzikowi, która jest najrzetelniejszą betą na świecie. Corniaczkowi za całokształt, wierne komentowanie. thin, która także nie stroniła od karmienia mojego wena. Oraz wszystkim, którzy kiedykolwiek przewinęli się tutaj, w komentarzach. Nie będę ukrywać - troszkę mi smutno, że z moich czytelników została maleńka garstka. Oczywiście nadrobili jakością, ale mimo wszystko... chociaż kto wie, znając moją trudną symfoniczną wenę, bez względu na popularność i tak bym nawaliła. Wiec może nawet lepiej.
Symfonię zaczęłam dokładnie 13 miesięcy i dwa tygodnie temu. Pomysł napadł mnie w środku nocy i pewnie gdyby nie to, nigdy nie podszkoliłabym warsztatu. Jestem wiele winna mojemu najdojrzalszemu dziecku, a przede wszystkim - jestem mu winna końcówkę. Poprawki kosmetyczne. Odfandomienie, bo na co komu tu Zmierzch. Dużo pracy. Dodanie opisów. Usunięcie niepotrzebnych potknięć. To wszystko zrobię, zabieram się za to już dzisiaj albo jutro, ale efekt zobaczycie dopiero później...
Dziękuję Wam wszystkim i sobie. Bo i mnie samej jestem winna podziękowanie ^^.
Jeśli ktokolwiek chciałby mi pomóc wymyślić nowe imiona, nazwy miejsc, może nawet tytuł, wygląd bohaterów... Zapraszam na PW lub GG.
Jeżeli będziecie bardzo tęsknić za Symfonią, napiszcie, spróbuję Wam podesłać to, co już mam.
Jeżeli będziecie chcieli poczytać inne moje teksty, zapraszam:
# Pandemia
# zbiór miniatur
# Kubek gorącej czekolady
# Roberta z szamponami problemy nieosobiste
Tymczasem się żegnam, w tym temacie na zawsze.
autorka


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin