FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Słodko-gorzka symfonia [NZ] Rozdział XIV.II/XV (9 II) [Z] Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
love_jasper
Wilkołak



Dołączył: 21 Lut 2009
Posty: 105
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 21:14, 25 Kwi 2009 Powrót do góry

Przerażenie malujące się w mich oczach nie odda w pełnie tego co teraz odczuwam... lol
Czuje sie tak, jak wtedy gdy umarła tylor... Tego się nie da opisać...
No ok tak na serio;) Czesze się, z że nawet suczowata lauren kogoś znalazłaWink tak, pozytywny akcent;p Ale sympatyczny Gruby Al, i jego śmierć są smutne. Tak po prostu. Bo to jakoś tak nieprzyjrmnie;/ Nie wczytywałam sie w walke Edek-Marlon, ale wydaje mi się ze było spoko;) W każdym razie na pewno plynnie napisane;p
Szkoda tego Ala...;(
I chciałam zauważyć, że już od dłuższego czasu nie ciągniesz wątku Edwarda/Belli/Newtona. Teraźniejszość swoją drogą ale retrospekcje też od czasu do czasu przydałoby się pociągnąć...
to tyle;p
Piszajty w pokoju;)
Czekam,
Dżózef.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Mercy.
Wilkołak



Dołączył: 03 Sty 2009
Posty: 198
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Sob 21:21, 25 Kwi 2009 Powrót do góry

No dobra, jest to kolejne opowiadanie do którego się zbieram by je skomentować, i zbieram... i za cholerę nie mogę. Z góry ostrzegam, że nie będzie to żaden konstruktywny komentarz, pozachwycam się trochę, po rozpływam i tyle xD Bardzo podoba mi się twój styl pisania, bardzo przyjemnie się czyta, do trzeciej osoby już się chyba przyzwyczaiłam bo coraz więcej tekstów pisanych w tej osobie mi się podoba, więc też narzekać nie będę Wink Podoba mi sie to jak rozbudowujesz wątki przyboczne - sprawę Angeli, jej stosunki z Benem, Lauren i jej stosunek do pracy oraz ogólny charakter. Polubiłam w tym FF Taylora, jest bardzo fajnie przedstawiony. Gruby Ala też uwielbiam xD Jest zabawny, tak więc mam szczerą nadzieje, że go nie zabijesz tym atakiem Starego Marlona.
Ogólnie rozdział szósty zwalił mnie z nóg. To całe przekupstwo, to, że strażnicy zezwalają na takie coś napawa mnie obrzydzeniem. Ja bym tak nie mogła. Moim zdaniem bardzo ładnie przedstawiłaś walkę Edwarda z Marlonem, mogłam ją dosłownie zobaczyć oczami wyobraźni. Wielki plus dla Ciebie.

[quote]Miał właśnie bardzo przyjemny sen, w którym palił nigdy niekończącego się papierosa.[quote]
To zdanie mnie rozbroiło xD Rzeczywiście, wyjątkowo przyjemny sen Laughing

Tak więc, (wiem, wiem nie zaczyna się tak zdania xD ) cholernie mnie zaciekawiłaś tym FF, czekam więc na kolejne rozdziały i życzę dużo weny.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
wela
Zły wampir



Dołączył: 08 Lut 2009
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 37 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Broadway

PostWysłany: Sob 21:22, 25 Kwi 2009 Powrót do góry

Cytat:
Rozdział dedykuję weli, ponieważ ona myśli, że jak jej pospolierowałam, to wie więcej od innych i jest fajna. A nie jest, bo jej sporo kitów nawciskałam Very Happy


Oczywiście mimo że od dedykacji bije wyższością i ironią to i tak dziękuję. No - nawciskałaś. Ale za to dostałam lekki bonus więc - jestem usatysfakcjonowana. :D
A tak może skomentuje rozdział, bo przecież to jest zdaniem moim.
No więc - chciałabym najpierw pogratulować umiejętności i daru, który posiadasz - jest to dar, z którym twórca się rodzi, a potem musi o niego dbać. Chyba o niego dbasz, bo w tym rozdziale widocznie się ujawnił. Oczywiście mówię tutaj o darze nieprzewidywalności. Bo gdy dotarłam do wątku z wierszami - kiedy to Grubasek Al komplementował tfurczość Edwarda myślałam, że rozdział skończy się już bez żadnych emocjonujących przeszkód. No, ale oczywiście zaserwowałaś nam zdziwienie, zmartwienie i inne tego typu sprawy. Ogólnie rzecz biorąc twoja nieprzewidywalność większość czytelników zapewne będzie umierać ze strachu za Edka. Cóż, ja może nie umieram, ale ukłucie w sercu czuję, bo co ty tam wymyślisz... naprawdę, nie jestem w stanie już nic spekulować.

Dlatego też z wypiekami na twarzy czekam na kolejny rozdział!
Oczywiście liczę na to, że będzie tak samo nieprzewidywalny jak ten dzisiejszy.

pozdrafffionka, a i ja nadal myśśślę, że jestem ffajna, okeeej? xD :D

welusia :):):) xd


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Masquerade
Gość






PostWysłany: Sob 22:41, 25 Kwi 2009 Powrót do góry

Jak już Ci wspominałam na gg, miałam ochotę Cię skrzywdzić za Inwokację. Ale się powstrzymam. Chcę wiedzieć jak to się skończy :P

kolejna rzecz:
Cytat:
Przyglądał się przez kilka dobrych minut na plamę znajdującą się na suficie

Czy on przypadkiem nie przyglądął się plamie?

Cytat:
zawyć z wściekłości

to jest to, co nie podobało mi się w Sadze... nie 'z wściekłości', tylko ze wściekłości'. W takim przypadku, gdy spółgłoska występuje zaraz po spółgłosce, ciężko się czyta. Nie mówiąc już o wymówieniu tego.

Co do tej 'brutalnej' części, to po takiej zapowiedzi, spodziewałam się czegoś gorszego :P No ale jak się oglądało 'Nieodwracalne', to nic już człowieka nie zdziwi, jeśli chodzi o takie zabawy.

Ogółem, podobało mi się. Jak zwykle zresztą :) Czekam tylko co stanie się dalej, bo zatrzymałaś się w takim momencie, że... ugh!
Jak zwykle, życzę Ci wena, Suszaczku:)


Ostatnio zmieniony przez Masquerade dnia Sob 22:41, 25 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
Suhak
Zasłużony



Dołączył: 23 Lut 2009
Posty: 951
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 136 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: lubelskie

PostWysłany: Sob 23:32, 25 Kwi 2009 Powrót do góry

No cóż, czytam, że część z Was spodziewała się większego hardcore'u po ostrzeżeniu... cóż, jak dla mnie nawet same intencje Marlona nie są przeznaczone dla osób nazbyt wrażliwych. No hmm, jest różnica pomiędzy gwałtem a zgwałceniem ; ]
Bonusik pod względem stylistycznym jest fatalny i waham się pomiędzy wstawieniem go tak, jak go wen stworzył (do bety na bank nie pójdzie, nie będę jej nerwów dodatkowo psuć), a poprawieniu go ręcznie, ale chyba wstawię go bez niczego. Dodam tylko, że jest to rozmowa Edwarda z Jacobem z punktu widzenia tego pierwszego. Nie jest długi, więc nie ma co się podniecać, nie wnosi też nic nowego, poza samą osobą Jacoba, ale... co się będzie marnował xD

Pozdrawiam :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Rudaa
Dobry wampir



Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 102 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: dzwonnica Notre Dame

PostWysłany: Sob 23:35, 25 Kwi 2009 Powrót do góry

Cytat:
Miała siedem minut do rozpoczęcia „Informacji Dnia” w Radiu Adonis.


Suhar, kocham Cię! ^^ Mówię to oficjalnie!

Cytat:
Poczuła się, jakby ktoś rozlał coś ciepłego w jej piersiach. Nikt jeszcze nigdy nie patrzył na nią w ten sposób. Przez tyle lat jej serce było twarde jak kamień...


Lalalala… Love is in the air… Lalala…
Nie jestem w tej chwili skarbnicą pomysłów. Chciałam Ci zaproponować Przez tyle lat miała serce twarde jak kamień., ale masz mieć dwa zdania wcześniej, więc bez sensu.
Lalalala…

Cytat:
A potem wszystko wydarzyło się tak szybko - jakaś kropelka spłynęła po jej policzku - cichy szloch wydobył się z jej gardła - czyjaś dłoń pogładziła po włosach - a następnie uświadomiła sobie, że wypłakuje oczy na ramieniu Tylera Crowleya.


A potem wszystko wydarzyło się tak szybko – jakaś kropelka spłynęła po policzku – cichy szloch wydobył się z gardła – czyjaś dłoń pogładziła ją po włosach (…)

Cytat:
Kurz zalegający w powietrzu leniwie lewitował na kilka centymetrów nad jego nosem, tańcząc i kręcąc się ponad jego głową.


(…) tańcząc i kręcąc się pod sufitem.

Cytat:
Przyglądał się przez kilka dobrych minut na plamę znajdującą się na suficie (…)


Przyglądał się plamie albo patrzył na plamę.

Cytat:
(…) wsłuchując w poranne dźwięki – ziewanie (…)


To brzmi jakby ziewanie było wsłuchiwaniem. Zaimek zwrotny tu poproszę.

Przeginasz z tym wplataniem palców we włosy. Ja rozumiem, że sugerujesz się fotkami pewnego pana i jego fuckin’ crazy fingers, ale wiesz… xD

Cytat:
Podejrzewał, że muszą się oni znajdować piętro nad nim.


No i po co? Do wyrzucenia.

Cytat:
(…) oddając go w ręce łaskawego Morfeusza.


Lubię odwołania do mitologii i, dlatego obiecuję, że kiedyś zamorduję Urban za to, że muszę to powiedzieć – pantałyk -_-.

Cytat:
(…) nigdy nie był dobry w jakimkolwiek wysiłku fizycznym.


Ten wysiłek fizyczny mi nie leży… Może po prostu – sport?

Cytat:
Coś wielkiego uderzyło go po twarzy.


W twarz, a nie po twarzy.

Cytat:
Tamten cofnął się kilka kroków do tyłu (…)


Czy Ty napisałaś, że on cofnął się do tyłu? Ała!


Ja się powtórzę, ale muszę – kocham Cię Suhar i Symfonię też i Eda Twojego również. Uwielbiam tę dawką ironii, którą zapodajesz z rozdziału na rozdział w coraz większych ilościach. Pal licho błędy. Mam to gdzieś. Będę się bić o to opowiadanie jak będzie trzeba.
No dobra – do jednej rzeczy muszę się przyczepić, a mianowicie do opisu walki Edwarda. Sprowadziłaś to do równoważników zdań, a tymczasem ja chciałabym przeczytać piękny opis, który kontrastowałby z wcześniejszą piosenką i w ogóle tym humorem. Potrafisz, tak, potrafisz. Powtarzaj to sobie wieczorami jak mantrę. Ok., miałam Cię opieprzać. Eeeee… Straciłam wenę.
Chcę takiego Edwarda na urodziny.

P,
R.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
vampir
Wilkołak



Dołączył: 07 Lut 2009
Posty: 124
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Nie 10:03, 26 Kwi 2009 Powrót do góry

Jeju! Głupi Stary Marlon! Jak on mógł próbować zgwałcić Edwarda! Dobrze, że Al mu pomógł. Zastanawiam się kto potem walnął Marlona skoro Al leżał na ziemi. Cała drżałam z przerażenie, kiedy to czytałam. "Ratujcie Edzia" powtarzałam w myślach. A potem przyszedł Al i odetchnęłam.
Cieszę się, że skorupa Lauren pękła. Lubię ją. W tym ff przynajmniej.
Dodaj bonus, jak chcesz
pozdrawiam
vampir


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Miss Juliet
Wilkołak



Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 214
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 15:57, 26 Kwi 2009 Powrót do góry

Wszyscy jęczą, że trzeba pisać konstruktywne komentarze, ale JAK ja mam taki napisać skoro cały czas będę ci słodzić?! No to krótko:
-świetny pomysł
-bardzo dobry styl
-boski Badward Wink
W ogóle nie mam się do czego przyczepić. Załamię się chyba... W depresje wpadnę....
Co do tego rozdzialiku to:
-Lauren zaskakująca, ale w bardzo pozytywnym sensie
-Marlon zaskakujący, w złym znaczeniu tego słowa
-Al po prostu boski;)
To na tyle. Koniecznie dodaj bonus. Już się boją, co z tego Blacka zrobiłaś...
pzdr
MS


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
siwo278
Nowonarodzony



Dołączył: 18 Kwi 2009
Posty: 29
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 16:46, 26 Kwi 2009 Powrót do góry

Świetne ff :)
W tym rozdziale podobała mi sie Lauren i jej "wyrzuty sumienia".

Cytat:
Aha... Ładnie... Motyla noga, masz talent, chłopie... Ja bym nie potra...
Nagle Edward usłyszał jakiś dziwny, głuchy dźwięk. Otworzył oczy i wydał z siebie zduszony krzyk - Gruby Al osunął się na kolana z wbitym w plecy ostrym kawałkiem szkła, a za nim stał rozwścieczony Stary Marlon. Gruby upadł na podłogę, zacharczał coś, krztusząc się krwią i zanim Edward zdążył choćby się ruszyć, padł bez ruchu.

:o o matko czy on zabił grubego.... tylko nie to już myślałam, że go po lubię za to, że uratował "tyłek" Edzia ;] on nie może umrzeć! A co z Mary... załamie sie...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Maila
Nowonarodzony



Dołączył: 29 Mar 2009
Posty: 25
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Poznań

PostWysłany: Nie 21:52, 26 Kwi 2009 Powrót do góry

Co z Grubym Al'em?! Co z tym dupkiem - Marlonem?! Co z Edziem?! A Lauren?
Argh, ten FF jest boski :D Wciąga niesamowicie, świetnie jest napisany!
Pozdrawiam i życzę weny! :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Suhak
Zasłużony



Dołączył: 23 Lut 2009
Posty: 951
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 136 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: lubelskie

PostWysłany: Pon 22:43, 27 Kwi 2009 Powrót do góry

Uwaga!
Na [link widoczny dla zalogowanych] w folderze "Słodko-gorzka symfonia" można znaleźć już VI (czyli ten powyżej Wink już opublikowany na forum) rozdział. W najbliższym czasie dodam także bonusik.

Dodatkowo prawdopodobnie od następnego rozdziału części będę dodawać już nie tu, na forum, a od razu na chomika. Jak sobie pomyślę, jak łatwo to ukraść i podać za swoje, to mnie ciarki przechodzą... Dlatego od teraz będą tylko informaje o pojawieniu się pliku .pdf na chomiku.

Pozdrawiam i dziękuję za pozytywne opinie :)


PS: Rozdział VII już w budowie. Wink


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Suhak dnia Pon 22:44, 27 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
AngelsDream
Dobry wampir



Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 591
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 108 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pon 10:31, 04 Maj 2009 Powrót do góry

Przeczytałam jednym tchem.

No i cóż - tekst jest świeży, oryginalny, dobrze napisany. Widać, że masz pomysł, a nie tylko lecisz po łebkach, byle szybciej, byle skończyć. Edward przypomina tego kanonicznego - jest w końcu wrażliwy, trochę nie z tej epoki, rozdarty. Bardzo ciekawi mnie postać Belli, co raczej rzadkie i niespotykane. No i Angela - taka moglaby być, gdyby Meyer choć trochę wysiliła się rozwijając postacie, a nie tylko ckliwe wyznania i opisy wilkołaków z gołymi klatami. Jake jest... intrygujący i na razie nic więcej o nim wymyśleć nie potrafię, ale mam wrażenie, że co by nie zrobił, polubię go.

Sytuacja więzienna nie jest ciekawa. Teraz dojdzie E. sprawa o próbę morderstwa - przecież strażnik nie przyzna się, że wpuścił do jego celi Marlona, eh... A te wiersze i sprawa z rymami tak uroczo rozładowaly sytuację. Cholery! Mam jednak szczerą nadzieję, że nie rozwleczesz dramatu ponad jakiś sensowny poziom - przesycony jedną emocją tekst, tylko traci, a to opowiadanie ma wielki potencjał i szczerze życzę ci, żebyś go nie zmarnowała.

I tu kolejny fenomen - świetny ff, a komentarzy jak na lekarstwo, chociaż już sześć części. Czy ktoś mi może wyjaśnić od czego to zależy?

Jeśli miałabym się czegoś czepiać, to jedynie tego, co leciało w radio. Trzymaj się tego, co amerykańskie. Moim zdaniem będzie lepiej. Prison Break nie oglądałam, a widzę, że może powinnam... Kto wie - może się skuszę.

Językowo i stylistycznie jest dobrze, a miejscami nawet bardzo dobrze - potknięcia zdarzają się najlepszym, ale na szczęście tu już czuwa Rudaa. :)

Pozdrawiam, życzę weny.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Cornelie
Dobry wampir



Dołączył: 27 Gru 2008
Posty: 1689
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 297 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z łóżka Erica xD

PostWysłany: Pon 22:01, 04 Maj 2009 Powrót do góry

Już ci dawno mówiłam, że tyś jeden talencior jesteś xD Z odcinka na odcinek rozwijasz akcję, widać, że wiesz o czym piszesz. Twoi bohaterzy są bardzo realni. Tacy, jacy powinni być. Dobrze wiesz, że uwielbiam cię czytać i wykorzystujesz to torturując mnie xDD
Jesteś nie dobra, ale ci wybaczam. Dobrze mi się to czyta, wręcz bardzo dobrze. Najbardziej podoba mi się to wpasowanie w życie więzienne. Opisałaś to niebanalnie i prawdziwie, jakbyś tam była xD Skrywasz coś Suharku? xD
A tak serio, chcę więcej takich ff. Bo to jest to, co tygryski lubią najbardziej.
Pomysł, dobre wykonanie. A to się liczy. Tak więc ja chcę się dowiedzieć więcej.
More, more - woła Corny.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Suhak
Zasłużony



Dołączył: 23 Lut 2009
Posty: 951
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 136 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: lubelskie

PostWysłany: Czw 22:21, 07 Maj 2009 Powrót do góry

Uwaga!
Na [link widoczny dla zalogowanych] w folderze "Słodko-gorzka symfonia" można znaleźć już OBIECANY BONUS.
Więcej informacji w pliku.


PS: Wiem, wiem, to było wiele zachodu o nic... Nie chciałam, żeby tak wyszło, poważnie.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Masquerade
Gość






PostWysłany: Sob 17:22, 09 Maj 2009 Powrót do góry

Suszu, bardzo podoba mi się ta rozmowa :D bardzo sympatycznie wpleciona. Twój styl kocham, ale to już wiesz Wink Czekam na kolejny rozdział Symfonii z utęsknieniem.
Całuję i pozdrawiam,
M.


Ostatnio zmieniony przez Masquerade dnia Sob 17:22, 09 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zagubiona
Człowiek



Dołączył: 09 Mar 2009
Posty: 93
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Sob 19:41, 09 Maj 2009 Powrót do góry

Przed chwilą przeczytałam wszytskie napisane rozdziały.
Powiem jedno. Boskie, boskie i jeszcze raz boskie.
Z niecierpliwością czekam na 7 rozdział.

Pozdro i życzę weny...

Zagubiona


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Robaczek
Moderator



Dołączył: 03 Sty 2009
Posty: 1430
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 227 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 17:39, 16 Maj 2009 Powrót do góry

Trudno było zabrać mi się za ten komentarz, nie wiedziałam, z której strony do niego podejść. I na pewno nie obejdzie się z mojej strony bez subiektywnych wtrętów – nie jestem w stanie zdjąć tego osobistego filtru i nie patrzeć na tekst pod kątem tego, co wiem o Tobie jako o osobie i jakie są moje relacje z Tobą. Ale, nie martw się, jak znajdę jakiś powód, by Cię ochrzanić, nie omieszkam tego zrobić.

Co rzuca mi się w oczy najbardziej, to styl. To, jak ewoluował w porównaniu do innych tekstów i zresztą jak ewoluuje z rozdziału na rozdział. A musisz wiedzieć, że Twój styl zawsze uważałam za dobry, tylko wymagający dopracowania i wyćwiczenia. I podziwiam lekkość, z jaką operujesz piórem, to, jak je prowadzisz, nie pozwalając, by wymknęło Ci się spod kontroli. Podziwiam też, że tyle różnych pomysłów osadzonych w tak różnych konwencjach, może pomieścić jedna głowa. Chapeau bas, mademoiselle, naprawdę, chylę czoła.
Miałam takie momenty zawahania, przy pierwszym podejściu do tekstu, gdy myślałam, że forma powinna jakoś bardziej łączyć się z tytułem, z, jak sądziłam, zamysłem. Wydawało mi się, że może styl winien być bardziej chropowaty, nasączać tekst większą goryczą, że powinno być w nim więcej tytułowej gorzkości. Ale gdy już przeczytałam całość i ogarnęłam to wszystko raz jeszcze, doszłam do wniosku, że jest dobrze tak, jak jest. Że nie mogę poczytywać tekstowi za wadę tego, że się przez niego płynie, pochłania jednym tchem.
Czyta się bardzo lekko, co nie znaczy, że nie ma momentów, w których się nie zatrzymywałam i nie pochylałam nad poszczególnymi fragmentami, które skłaniały mnie do refleksji i nakazywały, by zwolnić. Te fragmenty zresztą dotyczyły zazwyczaj postaci Edwarda, którego uważam za spoiwo całego tekstu, utrzymującego pozostałe elementy razem, stanowiącego fundament tej konstrukcji. I, faktycznie, adekwatnie do tytułu jest to słodko-gorzkie, tym wyraźniej zauważa się te momenty goryczy, że odcinają się od nie tyle słodkości, a płynności, spokoju reszty. Jest to praca wyważona i przemyślana, widać, że wiesz, co robisz. Chociaż nie jest wolna od niedociągnięć, udało Ci się w niej osiągnąć coś, do czego, jak sądzę, dąży każdy autor, początkujący czy doświadczony – tworzysz słowami nowe przestrzenie, budujesz inną rzeczywistość i zabierasz do niej czytelnika, nie wskazując wcale drogi, nie musisz podawać ręki, bo on sam w końcu udaje się za Tobą, Twoim tekstem, chłonąc go. Ale pomimo tego, że stworzyłaś tą historią, składającymi się na nią zdaniami, myślami, nową przestrzeń, pozostawiłaś w niej również puste miejsca – nie mówię o niedociągnięciach, ale o przestrzeniach dla czytelnika, w które może wejść, zabierając ze sobą z tekstu to, co chce. To, co opisujesz, nie jest tematem łatwym, ale robisz to z pewną przewrotnością, uciekając od popadania w schematy – robisz to lekko. Malujesz słowami coś na kształt deszczowej piosenki, która powinna pewnie być smutna i przygnębiająca, ale jest w niej również coś ożywczego, jakaś beztroska, słoneczność, zapach mokrej trawy. Tylko że gdy lepiej wsłuchasz się w tekst, zauważysz, że piosenka nasączona jest tak naprawdę melancholią, deszcz jest zimny i chłodny, niesie za sobą przygnębienie, a między wersami kryje się niepokój. Przemijanie. Strach. Niepewność. Ulotność. Gorycz. I słodycz. To wszystko pląta się ze sobą, ale nie tak, że trudno się w tym odnaleźć. Bo, jak mówiłam, zatopienie się w Twój tekst nie jest czymś trudnym, wręcz przeciwnie – przyjemnym, sprawiającym, że chce się brnąć coraz dalej.
Udało Ci się zachować złoty środek, znaleźć równowagę między poszczególnymi emocjami, wartościami, znowu nawiązując do tytułu – między słodyczą a gorzkością. Nie starasz się umoralniać czytelnika, nie przemycasz między wersami Wielkich Prawd, nie przyznajesz sobie monopolu na bycie dla kogokolwiek drogowskazem. Nie walisz nikogo między oczy. Tworzysz lekki tekst, nie kreujesz rzeczywistości w jakiś nachalny sposób i przez to tym bardziej wyczuwa się ten delikatny posmak smutku. Biorąc dla siebie to, co się chce i przyglądając się temu pod takim kątem, pod jakim się ma ochotę.
Ładnie rozwinęłaś swój styl, jeśli chodzi o zasób słownictwa – jest bogatsze, umiejętnie dobrane do tekstu, nie powtarza się. Również składnia, jaką się posługujesz, rozwija się, chociaż nadal mam zastrzeżenia – w zasadzie wciąż do tego samego. Opis postaci. Cieszę się, że darowałaś sobie opisywanie wyglądu każdego bohatera, jakiego wprowadzasz, bo niezwykle mnie to drażniło, a każdy zgrzyt mniej to błogosławieństwo dla tekstu. Jednak irytuje mnie pewna maniera w samym przedstawianiu postaci, jeśli jest to celowe, to dla mnie i tak sytuacji nie ratuje. Wprowadzając Angelę, Lauren czy Bena, zaczynałaś w ten sam sposób – była/był różowym słoniem, kochał żółte słoneczniki i skakanie na skakance, mów do mnie jeszcze. Nie zapominając o tym, że wszyscy bez wyjątku uwielbiają swoją pracę, ponieważ, jak powszechnie wiadomo, spędzanie całych dni w więzieniu napawa ludzi niezmiernym optymizmem. To jest właśnie ten moment, w którym lekkość staje się dla mnie wadą i zaczynam oczekiwać większego kunsztu – nie mówię, że go nie masz – ale chciałabym zobaczyć w końcu coś innego, nie za każdym razem to samo branie bohatera za łapkę, wyciąganie go na środek i przedstawianie na tę samą modłę. Nie bawi mnie to.

Znowu dałam się zaskoczyć tym, że podoba mi się i czytam z niezwykłą przyjemnością tekst z wątkiem kryminalnym, chociaż żyłam w przeświadczeniu, że ich nie lubię. A tu niespodzianka.
Mam problem, jeśli chodzi o Twoją kreację rzeczywistości. Czasem, jako czytelniczka, mam wrażenie, że w jakiś sposób jestem oszukiwana – jesteśmy w więzieniu, a czuję się momentami tak, jakbyś opisywała przedszkole o zaostrzonym rygorze. Dla mnie Twoja praca nie jest odzwierciedleniem rzeczywistości i to biorę za plus, mówiłam o tej analogii do deszczowej piosenki. Bardzo podobał mi się fragment w chyba trzecim rozdziale, gdy narrator stał obok Bena – wszystko było takie słoneczne, radosne, chwilami wręcz nierzeczywiste. I ja tę nierzeczywistość kupuję, jednak tylko do pewnego momentu. Bo mówiąc o tej deszczowej piosence, miałam na myśli przede wszystkim sferę emocjonalną, relację z innymi, a są i inne aspekty, które już nie bardzo mi odpowiadają. Chociażby moment, w którym Al bije się ze Starym wtedy, gdy ten dowiaduje się, że pierwszy podkochuje się w pielęgniarce. Bójka godna rozsierdzonych przedszkolaków. I tutaj dochodzę do punktu, który napawa mnie największą irytacją – postać Angeli. Mówiłam Ci wcześniej, jak kształtuje się mój stosunek do niej – co chwilę zapalana w głowie lampka z neonem uwaga, kretynka. Widzisz, o ile przedstawianie rzeczywistości w krzywym zwierciadle, nakładanie na nią filtru, w pewnych momentach jest dobre, o tyle przy postaci więziennego psychologa – nie do przyjęcia. Przynajmniej dla mnie.
Kreując postać nie można sobie pozwolić na takie same zabiegi, jak w innych przypadkach. Chodziłaś kiedyś do psychologa? Ja chodziłam. Gdyby moja psycholog zachowywała się w ten sposób, co Twoja Angela, to równie dobrze mogłabym chodzić zwierzać się jakiejś dobrej cioci. Nie tego oczekuję od specjalisty, mam gdzieś to, że ta osoba jest ciepła, sympatyczna, a empatia i zrozumienie dla świata przelewa się przez nią hektolitrami. Nie wiem, jak taka osoba w ogóle mogłaby przejść przez studia psychologiczne, a co dopiero współpracować z więźniami. Więzienie nie jest czymś łatwym, lekkim i przyjemnym, choćbyś usiłowała wmówić czytelnikowi, że jest inaczej. Pokazujesz takie aspekty więziennej rzeczywistości, jak gwałt, napastowanie przez innych, co odbija się na samych więźniach. Ale nie pokazujesz tego, jak codzienna praca w takim środowisku wpływa na osoby tam pracujące, przynajmniej ja tego nie widzę, a już na pewno nie w przypadku Angeli. Z jej wypowiedzi mogłabym stworzyć całą kronikę dokumentującą naiwność i momentami wręcz głupotę tej postaci. Osoba słodka i serdeczna do przesady. W późniejszych rozdziałach mój stosunek do niej nieco się zmienia i dziewczyna trochę zyskuje w moich oczach, ale i tak – gdy tylko dajesz jej dojść do głosu na dłuższą chwilę, mam ochotę jej podziękować. Irytująca. Nierzeczywista. Wymiotnie ciepła. Zamknięta w kokonie własnych przekonań młoda idealistka o zawężonych horyzontach myślowych, która ma problemy z patrzeniem na rzeczywistość w sposób realny, widzi ją raczej tak, jak jej nakazuje imaginacja. A psycholog, która fałszywie odbiera ludzkie postawy i zachowanie, nie bardzo się na psychologa nadaje. Jeszcze jedna uwaga – pensjonarka. To akurat niech będzie, nikt nie zabroni psycholog być pensjonarką; raczej słówko o postaci jako takiej. Ja jej nie kupuję, z zachowaniami pensjonarki czy bez nich.
Przy okazji zdarzyło Ci się też pojechać w ten sam sposób po Lauren. A przecież sobie na to nie zasłużyła.

Postać Edwarda mnie urzekła, ale nie tylko dlatego, że – sama będąc pensjonarką – po prostu poddałam się jego urokowi. Podoba mi się jako postać, już w tej chwili jest dobrze wykreowany, a liczę na to, że będzie jeszcze lepiej, że będziesz konsekwentna i z rozdziału na rozdział ukażesz nam więcej jego wnętrza, charakteru. Nie jest płaski i nie pozwala się zhomogenizować, zlać z innymi bohaterami czy tłem. Podoba mi się jego charakter, sposób wysławiania się, stosunek do otoczenia. A retrospekcje wręcz uwielbiam – za jego młodzieńczą głupotę, nadmuchane ego, górnolotność myśli, tego, w jaki sposób relacjonuje te wydarzenia, a przy tym ironię i sarkazm. To wszystko razem się uzupełnia i tworzy naprawdę wiarygodne fundamenty postaci. Poza tym poprzez to cofanie się w głąb jego przeszłości jeszcze bardziej doceniam Twój styl; to, jak opisujesz, przerysowujesz jego zachowania, rozważania, dla mnie zasługuje na podziw. I gdybyś przesadziła w jedną lub drugą stronę, wyszłoby nieudolnie czy groteskowo, tymczasem Ty robisz to w sposób wyważony. I dzięki temu jest naprawdę dobre.

Wszystkie postacie zasługują na to, by się nad nimi pochylić, a Ty im tę rację oddajesz. Zatrzymujesz się przy każdym bohaterze, pozwalasz mu dojść do głosu, nie dopuszczasz do tego, by ktokolwiek, czy to inne postacie, czy to czytelnik, oceniał kogoś z Twojej galerii bohaterów po pozorach. I dzięki temu świat przedstawiony Twojego opowiadania podnosi się w moich oczach po tym, jaki cios mu zadałaś wcześniej. Ulga.
Postacie są różne i widać to poprzez dialogi, sposób zachowywania się; nawet jeśli tylko lekko kreślisz jakiegoś bohatera, tyle – przynajmniej na razie – wystarcza. Wywołują w czytelniku emocje, chociaż nie ukrywam, że mogłyby robić to w większym stopniu. Postać Lauren wydaje mi się trochę blada, nie do końca wiarygodna. Ale już na przykład Eric jest dla mnie lepiej, prawdziwiej wykreowany.

Po stronie minusów muszę postawić Angelę i przekłamanie w kwestii przedstawienia więziennej rzeczywistości. Za każdym razem, gdy czytałam, że któraś z Twoich postaci kocha swoją pracę, wbijało mnie to w co najmniej zdziwienie, nie mówiąc o lekkiej irytacji. Nie ta bajka.
Ale jeśli chodzi o styl, jestem jednym wielkim TAK. Po części wynika to z porównania z innymi Twoimi pracami, ale w dużej mierze ten tekst po prostu pracuje na siebie sam, więc robi to razem ze stylem. Jest lekki, ale nie brakuje mu kunsztu, pozornie przewrotnie dopasowany do tematu, a po zastanowieniu się, przetrawieniu tego – stwierdza się, że pasuje do niego idealnie. Wspaniale oddaje emocje, nie zwala ich na czytelnika, po prostu je podaje – zdecydujesz się nad nimi pochylić lub nie, to już indywidualna sprawa. Postać Edwarda, jak mówiłam, także się chwali. Jego refleksje, retrospekcje, profil psychologiczny, różne szczegóły składają się na dobrze wykreowaną, wiarygodną postać.
Sama akcja, elementy fabularne są przemyślane i interesujące, tworzą razem wciągającą, pasjonującą całość, pełną zagadek, które, mam nadzieję, rozwiążesz i wątków, co do których wierzę, że je rozwiniesz. Grzechem byłoby tak je pozostawić czy o którymś z nich zapomnieć.

Cieszę się, że mogłam spędzić czas z tym tekstem i dziękuję Ci za to. Poza tym, nie wiem, czy wiesz, jaką przyjemnością jest obserwowanie tego, jak – jako autorka – dojrzewasz, ewoluujesz, wraz ze swoimi tekstami. Raz jeszcze powtórzę - chapeau bas.

Pozdrawiam,
robak


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Robaczek dnia Sob 17:50, 16 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
steffi
Człowiek



Dołączył: 10 Sty 2009
Posty: 95
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Sob 18:44, 16 Maj 2009 Powrót do góry

szczerze myślałam że to kolejny rozdział ale to tylko Robaczek zachwala to ff :) :P
muszę powiedzieć że się nieźle rozpisałaś
i to się nazywa konstruktywny komentarz :P
przy okazji jak już coś pisze to wypowiem się na temat bonusu który ostatnio napisałaś a ja go przeczytałam i uważam jest oki ale właściwie chyba wolę tekst bez niego jest taki bardziej tajemniczy jestem ciekawa jak historia się dalej potoczy
czekam na kolejny rozdział
właśnie jakieś propozycje co do terminu pojawienia się go tutaj przydały by się
weny życzę !!!!!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Suhak
Zasłużony



Dołączył: 23 Lut 2009
Posty: 951
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 136 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: lubelskie

PostWysłany: Nie 21:35, 24 Maj 2009 Powrót do góry

Poprzedni rozdział

Beta: Rudaa; Cornelie
Czy Wy wiecie, że na ten rozdział musieliście czekać miesiąc? Ja to sobie uświadomiłam dziesięć minut temu. Wybaczcie mi. Co mam na swoje usprawiedliwienie? Koniec roku, naukę, poprawki, brak czasu, Weny, chęci, bety, wieczne poprawki tekstu... Oj, nazbierało się, nazbierało. Rozdział pod względem stylistycznym leży i kwiczy. Bezczelne powtórzenia, pomyłki czasowe, ciężkość stylu. Mdłość i sztuczność akcji... Przynajmniej dla mnie. Ech, nie powinnam tego pisać. Ale co mi tam, jestem i tak i tak zbyt leniwa, by to poprawić...
Mam nadzieję, że radość z okazji łaskawego pojawienia się rozdziału przyćmi Wam wszelakie potknięcia. Oby. Obiecuję, że z następnym rozdziałem bardziej się pospieszę...
Smacznego. Na chomiku jeszcze nie ma.
Z dedykacją dla Robala. Wbrew pozorom jej post w Ogółem o FF bardzo mnie zmotywował. Ale trochę zajęło, zanim to sobie uświadomiłam ;P
No i ten jej kilometrowy post pod VI rozdziałem... :*



ROZDZIAŁ VII
Każdego dnia umierają ludzie. Z różnych powodów: rak płuc, samobójstwo czy wypadek samochodowy. Każdy zmarły zasługuje na szacunek, tak samo jak i na to, by umierać z godnością i w odpowiednich warunkach. Wyjątkiem jest więzienie.
Gruby Al, zmarły dwudziestego czwartego września dwutysięcznego dziewiątego roku, nie miał szczęścia. Zginął bez szans na napiętnowanie swojego oprawcy czy odpowiednie potraktowanie. Strażnicy, przybywszy na miejsce i zastawszy dwóch walczących ze sobą więźniów - z czego jeden miał krew na rękach, a drugi był bliski obłędu - oraz jednego martwego, zawarli między sobą nieoficjalną i nigdzie niezapisaną zmowę milczenia. Chcąc kryć swojego kolegę po fachu, Louisa, uznali, że zmienią trochę wersję wydarzeń. I tak oto okazało się, że trzej więźniowie: Marlon Bricks, pseudonim „Stary Marlon”, Alexander Twinx, pseudonim „Gruby Al” oraz Edward Cullen uciekli spod ostrego nadzoru władz więzienia, korzystając z pomocy kogoś z zewnątrz, po czym pokłócili się - najprawdopodobniej o pieniądze. Doszło do bójki. Jednemu z nich puściły nerwy i zamordował Grubego Ala. Obydwaj milczą. Za nieposłuszeństwo względem władz więzienia trafili do izolatki, gdzie mają nauczyć się pokory, przez dwadzieścia jeden dni żyjąc w samotności i ciemności, o chlebie i wodzie.
Po ciało Alexandra Twinxa nie zgłosił się żaden członek rodziny. Został pochowany w murach stanowego więzienia w Nowym Jorku.
Pielęgniarka Mary Staton twierdzi, że denat potajemnie się w niej podkochiwał. Zaprzeczyła pogłoskom, jakoby miała przyjąć jego zaloty.

Po dwudziestu jeden dniach karnej diety - z czego przez trzy ostatnie w jadłospisie nie znajdowało się dosłownie nic poza szklanką mętnej wody - Edward, słaniając się na nogach i rzucając nerwowe spojrzenia mijanym więźniom, wlókł się wzdłuż więziennego korytarza. Czując nieprzyjemne ssanie w żołądku, szedł spokojnym krokiem, ledwo trzymając się w pionie. Prawie nie zauważał strażnika prowadzącego go wzdłuż skrzydła A i ściskającego boleśnie jego ramię. Był tak wycieńczony, głodny i spragniony, że nie miał pewności, czy dotrze do celi żywy.
Chwilę później znalazł się na twardej koi. Wtulił twarz w wymienioną pościel, próbując nie myśleć o dokuczliwym uczuciu przepełniającym brzuch i gardło. Słuchał bicia swojego serca, błagając czas, by przyspieszył swój bieg. Nie mógł się doczekać lunchu. Kiedy wreszcie strażnik poinformował wszystkich o zbliżającym się posiłku, Edward zerwał się na równe nogi. Poczuł, że kręci mu się w głowie z głodu, a skronie pulsują boleśnie. Ruszył na stołówkę razem z tłumem więźniów, nie zauważając - lub nie chcąc zauważać - spojrzeń swoich kolegów po „fachu”. Na obiad dostał dwa małe ziemniaczki i coś, co miało imitować średnio wypieczony stek. Zanim zdążył się nacieszyć jego smakiem, wszystko zniknęło z talerza, a mimo to nadal był głodny, chociaż mógł już trzeźwo myśleć.
Gdy wrócił do celi, zdjął buty i wsunął nogi pod kołdrę. Było mu lepiej. Nie odczuwał już nieprzyjemnego pieczenia w gardle, przestał mieć zawroty głowy, a po jego ciele rozlała się fala ciepła. Zmrużył oczy, wzdychając w pościel, jednak nie pozwolił sobie na sen w ciągu dnia. Nie, póki Stary Marlon oddycha, chodzi, myśli i mówi - czyli na potrzebę sytuacji można by określić to życiem.

Półtorej godziny później wypuszczono go na spacerniak. Wszyscy więźniowie trzymali się od niego z daleka, rzucając podejrzliwe, pełne podziwu lub ciekawości spojrzenia i plotkując między sobą jak pensjonarki. Edward nie miał wystarczająco dużo siły lub ochoty, by się tym przejąć. Miał na głowie inne sprawy. Zastanawiało go, co się dzieje z Angelą Weber. Czy wyrzucili ją z pracy? A może uznała, że w ramach ratowania własnej kariery po prostu przestanie go odwiedzać? Tak - pomyślał. To możliwe, a wręcz pewne. Poczuł ogromny żal. Była mu najżyczliwszą osobą w ciągu ostatnich kilku miesięcy, a teraz po prostu zniknęła z jego życia.
Angela nie pojawiła się jednak przez kolejne dwa tygodnie. Przez ten czas organizm Edwarda wrócił do normy, a spojrzenia rzucane przez więźniów stały się znacznie mniej podejrzliwe. Nie był w stanie myśleć o niczym poza zemstą na Marlonie. Każdej nocy miewał koszmary, w których realizowały się najróżniejsze scenariusze - od ponownego przeżywania morderstwa na Alu, poprzez scenę, w której Gruby nie ratuje Edwarda z opresji, aż do powrotu do tych dwudziestu jeden dni, które spędził w ciszy, ciemności, samotności i zimnie. Budził się wtedy zlany potem, z przyspieszonym oddechem i biciem serca, nawet nie próbując zasnąć więcej tego dnia.
Mijały dni, nadszedł listopad. Cullen nie miał ani okazji, ani pomysłu do zemsty na Marlonie. Obaj unikali swojego towarzystwa czy choćby spojrzenia, chociaż Edd podejrzewał, że Stary razem z kolegami coś na niego szykuje. Edward siedział właśnie w swojej celi, podziwiając - standardowo - tłustą plamę na suficie, gdy po więzieniu poniósł się echem donośny głos.
- Cullen Edward, masz wizytę. Powtarzam: Cullen Edward, masz wizytę...
Zerwał się z koi w ułamku sekundy i poczekał, aż pojawi się przy kratach strażnik, który odprowadzi go do sali wizyt. Sprężystym krokiem szedł wzdłuż korytarzy, a jego serce odrobinę przyspieszyło. Cieszył się, że wreszcie będzie miał z kim pogadać - i nie ważne było, z kim. Gdy wszedł do pokoju, w którym przyjmowano gości, zastał zniecierpliwioną Angelę. Patrzyła na niego z radosnymi iskierkami w oczach.
- Edwardzie - powiedziała i usiadła na krześle - już myślałam, że się nie doczekam.
- A dlaczego miałabyś się nie doczekać? Żyję i mam się... dobrze. - Skrzywił się i zajął miejsce naprzeciw.
- Jak to „dlaczego”? Czy ty wiesz, że byłeś codziennie w każdym dzienniku? Minęło już półtora miesiąca od tego... tego... wydarzenia - Angie rzuciła mu znaczące spojrzenie - a dopiero teraz pozwolono mi wejść na wizytę do ciebie. Edwardzie - zapytała uważnie po chwili ciszy - co się stało?
- Nie chce mi się o tym gadać.
- Rozumiem - mruknęła. - Ale jakbyś potrzebował...
- Jasne - przerwał jej.
Angela odchrząknęła, wyciągnęła paczkę L&M-ów z torebki i w końcu wydusiła:
- Będziesz kontynuował swoją historię?
- No, przecież po to tu jesteś - zauważył kwaśno. Sięgnął po papierosa, zapalił go i zaciągnął się głęboko. - Na czym stanęliśmy?
- Randka.
- Randka, tak?... - Westchnął. - No, to randka...

***

Cały dzień chodziłem jak na szpilkach. Próbowałem sobie wyobrazić, jak może wyglądać nasze spotkanie, co powinienem na siebie założyć, jak zachowywać, co mówić...
Umówiłem się z nią w eleganckiej restauracji Victoria’s Food o punkt siedemnasta. To był błąd. Ze względu na swój prestiż, do środka wpuszczano tylko elegancko ubranych mężczyzn i kobiety, co oznaczało, że będę musiał mieć na sobie garnitur. Nie miałem garnituru. Nie miałem nawet ciemnych jeansów, a co dopiero marynarki... Jako humanista i niedoceniony poeta-geniusz nie przywiązywałem zbyt wielkiej wagi do wierzchniej powłoki. U siebie, naturalnie.
Tak czy inaczej, byłem w głębokiej, ciasnej dupie. Nie miałem nawet numeru do boskiej Afrodyty, by do niej zadzwonić i poinformować o zmianie lokacji. Zatelefonowałem za to do Emmetta. Nie odbierał. Przy dziewiątym podejściu zacząłem przeklinać na głos i wręcz pożerać własne paznokcie z nerwów. Dochodziła piętnasta, a ja wciąż byłem w dupie. Przy czternastym podejściu Em łaskawie odebrał. Na moje szczęście, garnitur posiadał i mogłem go sobie pożyczyć.
Wsiadłem do autobus i z obrzeży Seattle dostałem się do centrum. Oglądałem po drodze reklamy i billboardy, prawie słysząc swoje głośno bijące serce. Za półtorej godziny stanę przed Bellą-boginią piękności, która przez ten jeden wieczór będzie moja, moja, moja... Westchnąłem i miarowo uderzałem głową w drążek, ignorując zgorszone spojrzenie siwowłosej staruszki mamroczącej coś o „tej dzisiejszej młodzieży, która wariuje już od tych komputerów”. W końcu ów gruchot - potocznie zwany autobusem - zatrzymał się, a ja prawie wybiegłem na chodnik, szukając wzrokiem bloku Emmetta.
Dzwonkiem domofonu próbowałem wystukać cały rytm Ody do radości, ale w połowie usłyszałem rozwścieczony głos brata i drzwi się otworzyły. Wbiegłem po schodach w ekspresowym tempie. Gdy zostały mi zaledwie cztery schodki do piętra Ema, poczułem szarpnięcie w okolicach lewej stopy i chwilę później leżałem na wpół na schodach, na wpół na podłodze czwartego piętra. Zawyłem z bólu i poczułem krew cieknącą z nosa. Nagle uświadomiłem sobie, że zsuwam się w dół, uderzając brodą o każdy schodek. Ugryzłem się w język. Zanim przestało kręcić mi się w głowie i mogłem się wreszcie podnieść, zjechałem na brzuchu przez całe dziesięć stopni. Zakląłem i rękawem wytarłem krew ściekającą po brodzie.
- Edd, k u r w a, co to było za... Stary, co ty masz z twarzą?
- Ała, k u r w a - zawyłem, próbując zatamować krwotok. Uświadomiłem sobie, że mam guza na czole, poobijany brzuch i kolana i rozcięcie na brodzie. - Boli.
Po zatamowaniu krwi cieknącej z nosa, opatrzeniu przez Amandę ran, posmarowaniu guza jakąś maścią i całkiem przyjemnym masażu obolałych miejsc Emmett przyniósł mi czarną marynarkę ze spodniami do kompletu. Wytrzeszczyłem oczy. Obydwie części stroju były na mnie na pewno za duże o jakieś trzy rozmiary. Zawyłem z bezradności, a brat rzucił mi pytające spojrzenie.
- Co jest?
- To jest za duże. O dużo za duże.
- Coś z tym zrobimy - zapewniła Amanda, masując mnie po karku. Nie powiem, przyjemne. Zamruczała mi do ucha, a Emmett rzucił jej mordercze spojrzenie. - Nie martw się.
Po pół godziny wróciłem kompletnie zrezygnowany do swojego wynajmowanego pokoju. Miałem plasterki i plastry w mniej lub bardziej intymnych miejscach. Próbując nie myśleć o tym, jak bardzo beznadziejny jestem ja, moje życie oraz jak fatalnie skończy się ta randka, obejrzałem się po raz ostatni w lustrze, modląc się, aby Bella nie zauważyła o sześć centymetrów za długich nogawek i podwiniętych rękawów. Wyszedłem z domu za piętnaście piąta, stawiając, że dojdę na miejsce w dziesięć minut. Na niebie zaczęły pojawiać się ciemne chmury. Pięknie, k u r w a - pomyślałem. Cały świat przeciwko mnie...
Tak więc dotarłem na miejsce poobijany, wyplastrowany, w za dużym ubraniu i nieciekawym humorze. Bella czekała na mnie przed restauracją z rękami założonymi na piersiach i wyglądała na wściekłą.
- Witaj, Be...
- Przykro mi, Edwardzie - przerwała mi ze wściekłością - że potrafisz postąpić do tego stopnia bezczelnie.
- Co? - zapytałem, myśląc o moim przydużym garniturze i czując, że pocą mi się ręce.
- Już myślałam, że mnie wystawiłeś! - zawołała, a za jej plecami błysnął piorun. To dało dość upiorny efekt.
- Ale o czym ty mówisz?...
- Okej, mogłeś się pomylić z tą restauracją...
- Pomylić? - Zmarszczyłem brwi. - Pomyliłem coś?
- Jest nieczynna - wycedziła, mrużąc oczy. - Od dwóch tygodni.
Spojrzałem na budynek po naszej lewej. Faktycznie, neony były zgaszone, pomieszczenie puste i opuszczone, a sama restauracja zdawała się być rozbierana na części pierwsze. Uświadomiłem sobie, że zimny pot spływa po moim czole...
- Rozumiem, o tym mogłeś zapomnieć, ale żeby spóźnić się aż godzinę?!
- Co? - Wytrzeszczyłem oczy. - Przecież jestem na czas.
- Byliśmy umówieni na szesnastą, młotku - wycedziła, a kolejna błyskawica rozświetliła niebo za jej plecami. - Czekam tu godzinę, zaraz się rozpada, restauracja jest zamknięta, a ty przychodzisz jak po bójce... I co to za moda na za długie ubrania, co?! - Skuliłem się w sobie. Bella podnosiła głos coraz bardziej, a ja miałem ochotę zapaść się pod ziemię. Jak mogłem pomylić godziny...
- Przep...
- Nie rozumiem, jak mogłam tak po prostu się z tobą umówić, nawet cię nie znam...
- Tak mi przyk...
- To głupota z mojej strony, zachowałeś się jak nieodpowiedzialny gamoń, mam nadzieję, że nigdy więcej cię nie spotkam...
Spanikowałem. Moja bogini, moja jedyna, moja cudowna chciała właśnie odejść. Zostawić mnie w otchłani samotności, uciec z krzykiem z mojego życia, zapomnieć o moim istnieniu... Opanowałem drżenie rąk, przełknąłem ślinę i postanowiłem spróbować jeszcze raz.
- Bello, wybacz mi...
Przewróciła oczami i pokręciła głową.
- Mam tego dosyć! - warknęła. - Skąd ty się urwałeś, co? Bo chyba nie pochodzimy z tej samej planety - wymamrotała, a w jej oczach zauważyłem kpinę.
- Przykro mi, że cię zawiodłem - powiedziałem, modląc się, by mój urok osobisty zadziałał. - Błagam cię, pozwól mi się zabrać w inne miejsce...
- Chyba nie mam ochoty. - Bella założyła na ramię torebkę, którą trzymała w dłoniach i odwróciła się na pięcie.
- Bello! - zawyłem, łapiąc ją za nadgarstek, gdy się odwróciła, by odejść. - Bello!
Nie mogłem tak po prostu odpuścić. Wiedziałem, że była moim przeznaczeniem, moją przyszłością, natchnieniem, matką nienarodzonych jeszcze dzieci, moim drugim ja, drugą połówką, nadzieją, przyspieszonym biciem serca, chęcią życia, snem i marzeniem. Jak mogłem zwyczajnie pozwolić jej odejść? Dlaczego Bóg ukarał mnie w tak okrutny sposób, obdarzając zaawansowaną sklerozą, niezdarnością i głupotą?
- Bello!
Ale ta nawet się nie obejrzała, szła za to dalej, kołysząc biodrami i stukając wysokimi obcasami. Byłem zrozpaczony. Czułem się żałośnie i byłem żałosny. W pełni zasługiwałem na to, by być pozostawionym samemu na tym złym świecie, bez nadziei w postaci kobiety-anioła nadającej mojej egzystencji smaku.
- Bello, bogini ma, błagam, nie odchodź! - zawyłem bardziej do siebie, niż do mojej ukochanej. - Poprawię się, jakem Edward Masen...
Nagle Bella zatrzymała się i odwróciła. Z daleka widziałem, jak wytrzeszczyła oczy, a jej usta rozchyliły się w niemym zdumieniu. Nie wiedząc, co dokładnie tak ją zdziwiło, liczyłem po cichu, że moja litania zmieni jej podejście. Przenosiła nieobecny wzrok z jednego miejsca na drugie, jakby się nad czymś zastanawiała. Podeszła powoli, mrużąc oczy. Patrzyłem błagalnie w jej piękne czekoladowe tęczówki, czując, jak drżą mi ręce.
- Co powiedziałeś? - zapytała, gdy znalazła się na dwa metry ode mnie.
- Błagam, nie odchodź - powtórzyłem, układając ręce jak do modlitwy.
- Potem! - Machnęła ręką. - Co powiedziałeś potem?
- Eee... - Zmarszczyłem brwi. - Że się poprawię...
- Tak, co dalej?
- Nic. - Wzruszyłem ramionami. - Potem zdębiałaś.
- Powiedziałeś: „Jakem Edward Masen”?
- Tak.
- Masen?
- Tak - powtórzyłem dobitnie, zastanawiając się, o co chodzi. W końcu odchrząknęła, zamrugała kilka razy i uśmiechnęła się.
- W porządku, możemy gdzieś pójść. Skoro tak bardzo ci zależy...
Ujęła moją dłoń i posłała mi czułe spojrzenie.

Następny rozdział


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Suhak dnia Pon 17:11, 15 Cze 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
niesmaczne.
Nowonarodzony



Dołączył: 24 Kwi 2009
Posty: 42
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 21:51, 24 Maj 2009 Powrót do góry

Trochę dziwi mnie dwulicowość Belli.
-'Masen?'
-'Tak'

Czyli kobita rwie się na jego kasę, nazwisko, czy cokolwiek tam innego.
Ależ jędza. Twisted Evil

A co do rozdziału - jak zwykle super. Nie wiem, czy komentowałam to już wcześniej, ale powiem ci, że to bardzo oryginalny pomysł, który bardzo mi się podoba.

Tak więc veny życzę, tylko, proszę - nie dodawaj rozdziałów co miesiąc. Wink

pozdrawiam, niesmaczne, osz ty w mordę.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin