FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Słodko-gorzka symfonia [NZ] Rozdział XIV.II/XV (9 II) [Z] Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
Rudaa
Dobry wampir



Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 102 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: dzwonnica Notre Dame

PostWysłany: Śro 6:22, 08 Kwi 2009 Powrót do góry

W pierwszym akapicie brakuje mi obiektywizmu narratora. Zaznacz, że to są odczucia Lauren, bo nagle wychodzi, że Angela to ta zła, a jak dobrze wiemy ona chce tylko pomóc naszemu tacie^^.

Cytat:
Na spacerniak! - ryknął jakiś klawisz


Znów klawisz -_- Bo stworzysz nowego pantałka, a tego bardzo nie chcemy, prawda?

Cytat:
(…)co by było, jakby dostało się to w ręce Grubego Ala albo Starej Mary.


Czy Mary to już widziała? xD Bo w sumie my tak gadu - gadu, a ona chyba nie jest świadoma swojego nowego przydomka. Hahaha. Czy Bezzębny Rudy też będzie? :D

Mogłaś sobie już darować Harrego i Sue xD No, ale ok. – Twoja wizja, nie czepiam się, bo obiecałam nie jeździć po symfonii. Przydałby się jakiś odstęp między listem a tekstem ciągłym – tak na marginesie.

Cytat:
Iście literacka głębia mego umysłu dopiero rozwijała swoje eleganckie i olśniewające skrzydła...


Nie, no błagam. I teraz zastanawiam się, czy pochwalić Cię za prawdziwość tej wypowiedzi – bo przecież każdy w głębi serca, nawet jak odstawia kokieterię pt. „nie idzie mi”, uważa, że jest przeboski i w ogóle ą, ę. Czy ochrzanić za robienie z Edwarda lalusia. Powinnam wybrać drugą opcję, ale ten facet coraz bardziej mi się podoba, więc kupuję go razem z tym tekstem! ^^


Naprawdę uwielbiam tego Edwarda. To on dyktuje warunki, pomimo tego, że może sobie na to pozwolić tylko w jednej sytuacji – podczas rozmowy z Angelą. Ten taki olewczy, ale jednocześnie w pełni opanowany stosunek porywa moje serduszko, które ma ochotę wybić symfonię na część jego badpotu badwardowego.
To dziwne, ale nawet spodobał mi się opis stosunków między więźniami. Poruszasz delikatną kwestię, jaką jest homoseksualizm i to w dodatku w takich skrajnie beznadziejnych realiach, czyli w amerykańskim więzieniu. Cieszę się, że pomimo, iż stosujesz narrację trzecio osobową (za, co dalej Cię uwielbiam, więc liczę, że nie za często będziesz uciekać w ukochanego przez siebie poetę) skupiasz się na uczuciach bohaterów – w tym przypadku napastowanego, prawie pięknego, spoconego i nieogolonego Cullena.
Napisałabym coś jeszcze, ale ogólnie wszystko byłoby na plus, więc powiedzmy, że podaruję sobie kisiel i w ramach tego może nie spóźnię się do szkoły.

Rozkochany Rud2.

Edit: A jednak się spóźniłam -_-


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Rudaa dnia Śro 12:00, 08 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Suhak
Zasłużony



Dołączył: 23 Lut 2009
Posty: 951
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 136 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: lubelskie

PostWysłany: Śro 14:10, 08 Kwi 2009 Powrót do góry

Okej. Klawisz wkradał się zbyt często, bo mi z głowy wyleciało słowo "strażnik", jak Boga kocham, że nie mogłam sobie przypomnieć tego określenia oO'

Stara Mary... Stara Mary będzie bardzo denerwującą i sepleniącą postacią, której osobiście nie znoszę (w przeciwieństwie do naszej Skery Mary! :* <beto>), ale jest doskonałym przeciwieństwem zabawnego Grubego Ala, hihi. I nie, Scary nie wie nic o swojej obecności w symfonii. ;P Kiedyś się dowie.

Jeżeli chodzi o zmieną "punktu widzenia" - oj, będzie tego jeszcze dużo, oj, dużo. Narrator będzie bardzo stronniczy w zależności od opisywanej postaci. W planach mam jeszcze Bena, Erica, Tylera a może nawer Ala... który odegra całkiem sporą rolę w Symfonii ;P

Co tam jeszcze... Hm. Jeżeli chodzi o Edwarda, to cóż, była jaki był. Niespełniony romantyk, pewny siebie i niepokorny poeta, ale za to jaki uroczy i zabawny... Zawsze mam mnóśtwo zabawy, gdy piszę w jego narracji. Znaczy w narracji tego Eda "sprzed". Ten "po" to już inna bajka...

Co do Clearwaterów - wątek ich rodziny jeszcze przewinie się przez FF, więc takie nazwiska szły mi hak najbardziej na rękę, w szczególności biorąc pod uwagę ich dzieci.

III rozdział mam zbetowany, ale troszkę poczekam.

Bezzębny Rudzielec... Mogę zrobić, hihi. Wielu węźniów przewinie się w Symfonii, a ksywki to ja chyba zapożyczę od nicków na forum... :D Mam nadzieję, że nikt nie poczuje się urażony.

Pozdrawiam i dziękuję za przychylne opinie :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
ScaryMary
Dobry wampir



Dołączył: 23 Lis 2008
Posty: 583
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Zza ściany.

PostWysłany: Śro 20:22, 08 Kwi 2009 Powrót do góry

Okej.
Uhm.
Noo.

Zacznijmy.
Po pierwsze - jak ,do jasnej cholery, mogłaś uczynić mnie jakąś Starą Mary!? Jakim prawem! Jestem księżniczką więzienia, i tak ma pozostać! Zmień to na Marlona Laughing Zresztą, już się ugadałyśmy, so... Wiesz co masz robić, ja nie będę spojlerować =P
Po drugie - no pomysł genialnicho! Jestem już stałą czytelniczką, bo to jest mega - lekkie, szybko się czyta, napisane językiem, który trafia do wszystkich ; )
Nie lubię fanficków, które gadają przez pół strony o uczuciach, bla, bla, bla, nie oszukujmy się - nie będę mówić, że lubię tylko te dobrze opisane, bo żadnych nie lubię, ale nie do tego zmierzam ; )
Chodzi mi o to, że u Ciebie... Hm. Treść sama przyciąga =D I to lubię. A teraz dodawaj trzeci rozdział, bo Stara Mary ma zniknąć!

Mary : *
Księżniczka Mary :D


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ScaryMary dnia Śro 20:22, 08 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Bellafryga
Wilkołak



Dołączył: 22 Sty 2009
Posty: 198
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 20:58, 08 Kwi 2009 Powrót do góry

Bardzo mi się podoba. Czyta się jednym tchem. Twój styl, jak dla mnie, zawsze był na bardzo wysokim poziomie. Można by powiedzieć, że zapewne jesteś jedną z najulubieńszych podopiecznych Badwarda. To on udziela Ci swej pachy...
Okej, odbija mi dzisiaj trochę. Postram się jednak skrobnąć coś sensownego.
Styl genialny, błędów nie ma. ScaryMary to świetna beta, zapewne ma kolejki na pół roku :)
Podoba mi się narracja trzecioosobowa. Tak dawno nie miałam z nią styczności, że niemal zapomniałam jak fajnie się ją czyta. Dzięki Tobie następne moje tfory będą właśnie w takiej narracji.
*Znowu zjechałam z tematu.*
*Wjeżdam na nowo*
Fajnie, że nie ma Belli. Jak na moje to możesz jej wogóle nie wsadzać i będzie bardzo fajnie. Angela jest bardzo fajnie przedstwiona, tak samo zresztą jak Lauren. Pasują do swoich zawodów. Lauren Krojąca Trupy - jak to pięknie brzmi...
Edward zabił Mike'a. To też mi się podoba. Oby tylko nie za Bellę, bo dla niej nie warto.
Atmosfera więzienna - bezcenne. Osobistości, które się tam znajdują, brzmią bardzo sympatycznie. Coś czuję, że bardzo je polubię. Bez względu czy będą próbowały zgwałcić Edwarda czy nie. Swoją drogą to jeszcze nie widziałam ff ze zgwałconym Edem. Byłabyś prekursorką nowego nurtu! Albo lepiej: niech Bella go uratuje przed złymi panami!
Już wiem, że będę tu często zaglądać i śledzić. Powiem szczerze, że nie mogę się doczekac zakończenia, bo wiem, że dopiero ono da odpowiedzi na wszystkie pytania. Nie należysz do osób, które powiedzą za dużo :) I to mi się zawsze podoba w Twoich opowiadanich.
A tak przy okazji: Czy masz zamiar dokończyć Pozory?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
moonynight
Wilkołak



Dołączył: 26 Gru 2008
Posty: 135
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: okolice Torunia

PostWysłany: Śro 21:57, 08 Kwi 2009 Powrót do góry

Świetne jest! Uwielbiam takie teksty.
No. Masz bardzo ładny styl i dobry pomysł. I betę z dobrym z okiem.
Zapowiada się ciekawa historia żywota Edka.
Naprawdę mi się podoba.
m.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
wela
Zły wampir



Dołączył: 08 Lut 2009
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 37 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Broadway

PostWysłany: Czw 7:49, 09 Kwi 2009 Powrót do góry

Wcześniej zauważyłam ten tytuł i autora, jednak nie miałam czasu przeczytać. Na szczęście teraz jest tydzień wolnego, cudowny poranek, a co za tym idzie - jest to cudowny i wspaniały czas na czytanie opowiadań z rąk dobrych twórców, do których na pewno należysz.

Nie zwracałam uwagi na błędy, możliwe, że były jakieś błahostki, jednakże nigdy tych pierdołek nie mogę zauważyć. Zdania, które składasz są bardzo dobre - Twoja składnia zamiast leżeć i kwiczeć jest w stanie łaski uświęcającej. I bardzo dobrze, bo święta idą. Oczywiście mam na myśli to, że umiesz pisać: opisy, porównania, pomysły w Twoim wykonaniu - wszystko jest na doskonałym poziomie. Dzięki temu nie zatracisz się w jakichś pantałykach i innych perskich okach, co mogłoby odstraszyć czytelników.

TREŚĆ! Podoba mi się. Ostatnio gardzę miłostkami Bell i Ed, wiem, że pojawi się ten wątek, lecz już wyraźnie jest podkreślone, że głównym to on nie będzie. Nawet, jeżeli takowa sytuacja zajdzie, obiecałaś nam wiele wątków pobocznych, więc na pewno opowiadanie nie będzie czymś w rodzaju historii miłości tej idealnej pary.

Urzekłaś mnie prologiem, pierwszym rozdziałem i drugim także. Angela jest taka jak zawsze - miła, urocza, sympatyczna, może trochę mniej nieśmiała niż zazwyczaj. Według mnie to nawet lepiej - inaczej nie nadawałaby się na psychologa.
Tylko proszę Cię o jedno - nie rób scenek miłosnych Edzia i Ang, mam nadzieję, że nawet jeszcze o tym nie pomyślałaś.

Nie będę Ci się tu rozpisywać, bo jeszcze się przestraszysz i nie przeczytasz tego komentarza. Dodam tylko, że podoba mi się Edward. Jego charakter. Pasuje do niego oschłość, surowość, smutek w tym momencie także. Bardzo dobrze wyobrażam go sobie w tej roli, a to dzięki temu, iż bardzo dobrze wykreowałaś jego postać.

PS. Liczę na wątki z Grubym Alem i Starym Marlonem. Wydają się być ciekawymi charakterami. ha ^,

Pozdrawiam. Liczę na następny, jednakowo długi, może nawet trochę dłuższy, jak wen nie opuści(życzę, aby nie opuścił) oraz jednakowo interesujący i intrygujący rozdział.

welaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa. Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Anna_Rose
Wilkołak



Dołączył: 23 Sie 2008
Posty: 248
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Tam, gdzie Diabeł mówi dobranoc

PostWysłany: Czw 9:58, 09 Kwi 2009 Powrót do góry

Łaaąłąłaąłaaaa!
AAAHAHAHAHHA!
Dobra, dość. Postanowiłam dzisiaj przeczytać i skomentować.
Dlaczego mi to zajeżdza Prisonem?! No dlaczego?! xD
Uwielbiam Prison Break, jasne, że tak. Nie mam nic przeciwko temu, ale jedna rzecz mi się straszliwie nie podoba. W Prisonie lubię Scofield'a, a tutaj przypomina mi go Edward. Nienawidzę Edwarda! Jak mogłaś?!
Nie wybaczę ci tego, nigdy! xD
Dokładnie, nie waż się robić sceny miłosnej Edwarda i Angeli! Jezu, Edzio mi już bokiem wyłazi. Ale masz fajny styl pisania, więc z trudem wybaczę i będę czytać dalej.
Chaotyczna wypowiedź, ale niezmiernie cieszę się z wyjścia do kina xD
Pozdrawiam i weny życzę. Albo od razu ja życzę sobie kolejnego rozdziału xDD
Niech cię BADpot obmyje!

A.Rose ;*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Vampire__
Wilkołak



Dołączył: 05 Lut 2009
Posty: 129
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 15:06, 09 Kwi 2009 Powrót do góry

Świetne. Historia Edwarda Cullena, poety jest bardzo ciekawa.
Dlaczego Angela wyszła?
I czy Gruby Al zrobi coś Badwardowi?
Nie dajesz mi zasnąć Suhak, naprawdę nie dajesz...
Uwielbiam Twój styl pisania.
Ale zakończenie w takim momencie jest niewybaczalne!!! Jak mogłaś?
Życzę weny i (nie) cierpliwie czekam na kolejny odcinek.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Suhak
Zasłużony



Dołączył: 23 Lut 2009
Posty: 951
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 136 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: lubelskie

PostWysłany: Pią 11:57, 10 Kwi 2009 Powrót do góry

Poprzedni rozdział

Beta: Cornelie ;*
Hm, bardzo podoba mi się ten rozdział. Teoretycznie to wprowadzone są tu narracje z punktów widzenia trzech osób (ale nadal trzecioosobowe), ale myślę, że nie jest zbyt namotane :) Dodatkowo, w tym momencie mój lepszy Wen utknął. IV rozdział jest totalnie do dupy, muszę wyciąć połowę i napisać od nowa, więc pojawi się dopiero po świętach najprawdopodobniej, tj. we wtorek (ewentualnie w poniedziałek). Cieszę się bardzo, że ten Fan Fiction przyjął się z taką aprobatą :)
I nie będzie żadnego wątku A&E, nie bójta. To byłoby największe głupstwo, jakie mogłabym popełnić... No i nie rozumiem, dlaczego tak dużo osób kojarzy Michaela Scofielda z Edwardem. Oni są przecież tak zupełnie różni... oO'
Dobra, już nie biadolę. Smacznego! :D



ROZDZIAŁ III
Ben Cheney uwielbiał swoją pracę.
Właściwie to w Głównym Departamencie Policji w Nowym Jorku spędzał cały czas. Miał tam przyjaciół, znajomych, zajęcie. Kojarzył już, na którą do pracy spieszy się ten zabawny pan w dziwnym meloniku, znał na pamięć rejestrację żółtego garbuska, który należał do właścicielki sklepu ze sprzętem turystycznym, codziennie obserwował młodego grajka ulicznego, który całe dnie spędzał na placu przed Departamentem i umilał życie przechodniom.
- I could stay awake, just to hear you breathin’... - Nucił wesoło Ben w akompaniamencie melodii granej przez gitarzystę. Wdychał właśnie świeże lipcowe powietrze ze zmrużonymi oczami. Odznaka na jego mundurze odbijała światło słoneczne, puszczając zajączki na twarze ludzi, którzy go mijali. Przenosił ciężar ciała z pięt na palce, ściskając ręce za plecami. Nagle krótkofalówka znajdująca się w okolicach jego lewej piersi odezwała się złowieszczo.
- Benny, zobacz, kto idzie... - usłyszał zniekształcony przez urządzenie głos swojego kolegi po fachu, Tylera Crowdera. - Twoja Aniela.
- Śmieszne - skwitował Ben. - Poważnie, Tyler, miszczu ciętej riposty. Bez odbioru.
- A co, może kłamię?
Mężczyzna nachmurzył się, jednak zły humor opuścił go, gdy zauważył, że w jego stronę zbliża się Angela. Jak zawsze elegancka, jak zawsze skromna, jak zawsze piękna... Poczuł, że jego serce przyspiesza, a motylki w brzuchu dają o sobie znać.
- Cześć, Ben - usłyszał. Odważył się podnieść na nią wzrok i spojrzeć jej w oczy. - Jak tam kaktusy?
Miał mieszane uczucia. Z jednej strony cieszył się, że Angela zapamiętała tak mało ważny szczegół z jego życia, a z drugiej żałował, że nie mogli porozmawiać o czymś ważniejszym... Na przykład o randce, na którą mogliby pójść w sobotę.
- Niektóre zgniły - powiedział smutno. - Mamusia chyba zapomniała, że te roślinki wolą, gdy im sucho.
- Ojej - mruknęła Angie z udawanym przejęciem. - Nie może być! - zaśmiała się.
- Angelo... - zaczął nieśmiało, w sumie nie wiedząc, co miałby jej powiedzieć. Dzień dobry, kocham cię, Och, jak pięknie dziś wyglądasz! czy może Chodźmy razem na randkę, co ty na to?
- Przykro mi, Ben, spieszę się - przerwała mu z nieprzytomną miną. - Pamiętasz tą sprawę z morderstwem Cullena? Coś mi tu śmierdzi... - trajkotała. - Muszę się temu przyjrzeć, bo myślę, że... A zresztą - co ja ci będę biadolić. Pa! - krzyknęła i prawie biegiem weszła do Departamentu, zostawiając go sam na sam z niewidzialnym Tylerem.
- No i co, dała ci kosza?
Skrzywił się i nacisnął przycisk z boku krótkofalówki.
- Pierdol się. Bez odbioru.
Grajek na placu przed Departamentem zaśmiał się głośno.

- Lauren... Lauren, poczekaj, do jasnej...!
Lauren Mallory pruła właśnie przez korytarz NY PD* w przerażająco szybkim tempie. Jej włosy były rozwiane i poczochrane, a oczy ciskały pioruny.
- WEBER ANGELA! - wrzasnęła w akompaniamencie stukania jej obcasów. - DO MNIE!
- Lauren, czego chcesz od Angeli?
- Eric, nie teraz - warknęła do swojego szefa, niższego od niej o głowę. - Idę właśnie popełnić morderstwo.
Yorkie przestał ją gonić, zadyszawszy się w nadmiarze. Stanął, opierając się jedną ręką o ścianę, a drugą łapiąc za serce.
- Morderstwo w Departamencie Policji to nienajlepsze rozwiązanie! - wycharczał.
Lauren wpadła jak burza do gabinetu swojej koleżanki z pracy, stając na środku pokoju z rozwianym włosem i patrząc na nią ze wściekłością. Ta właśnie siedziała spokojnie, czytając jakąś książkę i słuchając muzyki klasycznej.
- Lauren, co się stało? - zapytała z przerażeniem w oczach.
- Co się stało?! - krzyknęła ze złością. - Zniknęły akta z sekcji zwłok Mike’a Newtona!
Oczy Angeli zrobiły się wielkie jak spodki.
- Kto?
- Jak to, kto? A kto się nimi ostatnio interesował?!
- Że... Że niby podejrzewasz mnie?
Lauren zaśmiała się złowieszczo.
- Angelo... Nawet sam Cullen nie interesuje się tę sprawą tak jak ty.
Angela spokojnie zamknęła książkę, zostawiając zakładkę, odłożyła ją na biurko, podniosła się z fotela i spojrzała Lauren prosto w oczy.
- Wybacz mi, kochana, ale nie mam w zwyczaju okradać własnego Departamentu. Przestań się na mnie wydzierać bez powodu i zamiast rzucać bezpodstawne oskarżenia, zgłoś to do Erica i zacznij zastanawiać się, kto mógł zajrzeć ci do biurka.
- Ty - odparła bez wahania.
- Przestań, to dziecinada - warknęła Angela.
- Dziecinada?! Ktoś wkradł się do mojego biura, ukradł mi moje akta i to jest dziecinada?!
Angela nabrała powietrza w płuca.
- Miałam na myśli twoje zachowanie.
Lauren poczuła, że do oczu napływają jej łzy. Bezczelność - pomyślała. Po prostu bezczelność... Odwróciła się na pięcie i wyszła z gabinetu, klnąc pod nosem. Nikt nie potrafił zrozumieć, jak wielką tragedią było dla niej to wydarzenie. Jej gabinet, jej prosektorium było dla niej wszystkim. Czuła się, jakby świat zawalił jej się na głowę, a grunt uciekł spod nóg. Ktoś zły, ktoś z zewnątrz wtargnął do jej sacrum, do jej świętości. Ktoś był na tyle bezczelny, by wejść tam, mając w zamiarze ukraść dokumenty. Wzdrygnęła się na myśl, że jakieś brudne, tłuste łapska dotykały akt, które trzymała w biurze, szperały w jej prywatnych szufladach, przeglądały osobiste rzeczy. I ona wiedziała, kto to był. Bo któż inny wiedziałby, gdzie to wszystko się znajduje, jak nie ktoś z Departamentu? I komu innemu zależało najbardziej, by dostać i... sfingować akta? „Zrobię wszystko, dosłownie wszystko, żeby mu pomóc”. Słowa Angeli zadźwięczały Lauren w głowie. Trzasnęła drzwiami do swojego biura i jeszcze raz przejrzała wszystkie szuflady, podłogę i kąty, przez cały czas mając to zdanie w głowie.
Teraz istniały trzy rzeczy, których Lauren była stuprocentowo pewna. Pierwsza - akta zaginęły. Druga - Lauren Mallory nie gubi ważnych dokumentów. Trzecia - Angela Weber maczała w tym swoje obleśne, długie paluchy.

Na tym świecie istniała przynajmniej jeszcze jedna osoba, która także czuła się, jakby ktoś wtargnął na jej prywatny teren.
Edward Cullen leżał w koi, gapiąc się na sufit i wsłuchując się w dźwięki naokoło. Minęły już dwa tygodnie od wizyty Angeli Weber, a on nadal miał mieszane uczucia. Z jednej strony żałował, że opowiedział jej tyle - w końcu to spory kawałek jego duszy, dostępu, do której bronią psy uzbrojone w ostre kły. Z drugiej - czuł się w tym gównie cholernie samotny, było mu odrobinę nudno, no i tęsknił za rozmówcą na poziomie...
- Hejo, Eddy. - Gruby Al - pomyślał.
- Witam, Aleksandrze - wymamrotał Edward smętnie, nadal podziwiając tłuste plamy na suficie. - Jak żywot mija?
- Całkiem-całkiem, brachu - burknął Al. Cullen przeniósł na niego wzrok i zauważył, że ten stoi przy wejściu do celi. - A tobie?
- Zadziwiająco dobrze. Ale potem przyszedłeś - westchnął, siadając na łóżku i rzucając Grubemu krytyczne spojrzenie. Stary, wyglądasz, jakby cię ktoś wyciągnął z dupy - pomyślał. Al zmarszczył brwi, zastanawiając się chyba, czy to, co Edward powiedział było komplementem czy niekoniecznie.
Ów osobnik należał do niezbyt sprytnych ludzi. Jego wygląd mówił sam za siebie - nawet pomijając tuszę, od której powstała jego ksywka, wyglądał jak prosiaczek. Krótkie nóżki i krótkie rączki, zdecydowanie za bardzo zadarty nos i wiecznie trzydniowy zarost (jak on to robił - nikt nie miał pojęcia). Poplamiona, podarta i śmierdząca na kilometr koszulka uwieńczała to dzieło natury, powstałe chyba w wyniku wyjątkowo pokaźnej nudy Matki Ziemi.
- Eddy - wyszeptał nagle Al, rozglądając się wokoło. - Możesz coś dla mnie zrobić?
- Niekoniecznie - mruknął Edward, unosząc brew. - A o co chodzi?
- No, bo... ten... - wyjąkał cicho, wykręcając sobie palce. - Napisałbyś coś dla mnie?
Cullen wytrzeszczył oczy.
- Dla ciebie? Nie, raczej nie... - Zaśmiał się. Gruby Al posmutniał i poczerwieniał jednocześnie. Podreptał do jego koi i nachylił się.
- To nie do końca dla mnie... Jest taka pewna... rzecz - powiedział cichutko, rozglądając się wokoło.
- Rzecz?
- Taa... No i ten... Ta rzecz pracuje, jako pomocnica pielęgniarki w sektorze A.
Gruby wyglądał na niezwykle zdenerwowanego. Patrzył ukradkiem na wejście do celi, pocąc się i czerwieniąc jeszcze bardziej.
- Al... No nie - jęknął Edward. - Zakochałeś się? Mam ci napisać miłosny wierszyk?
Grubasek patrzył na niego błagalnie.
- Tylko nikomu nie mów, błagam... Ma na imię Mary. Napisz coś o jej... platynowych włosach i niebieskich oczach, czy coś... proszę - dodał szybko.
- Okej - westchnął. Nagle zza rogu wyskoczył chudy, wysoki więzień, na którym wisiały wszystkie ciuchy i zaśmiał się skrzekliwie.
- Wiedziałem! - ryknął, pokazując Ala palcem. - Ja wiedziałem, że Gruby Al zakochał się w tej ładniutkiej pielęgniareczce...
- Marlon! - warknął Aleks, podchodząc do niego. - Zamknij chudego ryja!
Edward klapnął na łóżko, przykrywając twarz poduszką i jęcząc ze zrezygnowaniem. Przed celą rozgorzała bójka, ponaglana i dopingowana przez innych więźniów.
- Cullen Edward, masz wizytę. Powtarzam: Cullen Edward, masz wizytę...

*New York Police Departament (ang.) - Nowojorski Departament Policji

PS: Jeżeli gdzieś pojawi się narracja pierwszoosobowa, błagam o wybaczenie. w przerwach na pisanie czytam Fan ficki, a tam wszędzie pierwszoosobówka, no i się myli... :<
Dodatkowo, jeżeli czasem zamiast "Starego Marlona" pojawi się "Stara Mary", nie linczujcie mnie i nie biczujcie pejczykami. To wszystko wina ScaryMary, która zarządała być księżniczką więzienia zamiast jego królem! No i musiałam zmieniać.



Ano Wesołych! :D


Następny rozdział


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Suhak dnia Pon 16:30, 13 Kwi 2009, w całości zmieniany 7 razy
Zobacz profil autora
ScaryMary
Dobry wampir



Dołączył: 23 Lis 2008
Posty: 583
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Zza ściany.

PostWysłany: Pią 13:38, 10 Kwi 2009 Powrót do góry

Susz, jesteś przegenialna. Fabuła mnie powaliła, niektórzy będą się pewnie czepiać, ale mimo że tekst nie jest aż tak bardzo śmieszny, to jest mega lekki, przez co czytam go z niesamowitą łatwością.
Suszu, wiesz co Ci powiem? : )
Powiem Ci, że masz pisać tak dalej. Ten tekst jest uroczy. Doprawdy, uroczy :D
Kocham go już i w ogóle nie wiedziałam, że jestem pomocnicą pielęgniarki Laughing
No to się postarałaś :D
Wiesz, już lubię Starego Marlona, srsly :D

Powodzenia życzę w dalszym pisaniu,
Mary :D


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
moonynight
Wilkołak



Dołączył: 26 Gru 2008
Posty: 135
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: okolice Torunia

PostWysłany: Pią 14:00, 10 Kwi 2009 Powrót do góry

Cytat:
Jego wygląd mówił sam za siebie - nawet pomijając tuszę, od której powstała jego ksywka, wyglądał jak prosiaczek.

Tym zaplusowałaś. Prosiaczek :D Uwielbiam, gdy nazwy są zdrabniane.
Mi ten rozdział też bardzo się podobał. No, no, no Edziaczek wiersze miłosne dla Alexandra będzie pisał.
Weny! I wesołych świąt!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez moonynight dnia Pią 14:01, 10 Kwi 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Suhak
Zasłużony



Dołączył: 23 Lut 2009
Posty: 951
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 136 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: lubelskie

PostWysłany: Pią 20:31, 10 Kwi 2009 Powrót do góry

Rozdział IV mam napisany. Zbetowany będzie do poniedziałku, wtedy też pojawi się na forum :)

No i bynajmniej nie jest to zabawna historia... Tragiczna też nie. Słodko-gorzka, od co. Niby zabawnie z tym dialogiem Ben-Tyler, niby śmieszna ta miłostka Ala, ale jest tyle wątków naprawdę tragicznych... no, BĘDZIE tyle wątków. I jest. No :P

Dlatego właśnie tak idealnie wpasował mi się tytuł - ni to śmieszne i luźne, ni to całkowicie smutne.

Pozdrawiam :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Masquerade
Gość






PostWysłany: Pią 23:30, 10 Kwi 2009 Powrót do góry

Suhar, jak ja mam Cię konstruktywnie skomentować? Czy Tobie to w ogóle potrzebne? :D

Wiesz, że wielbię pod niebiosa Ciebie i Twoją twórczość :D

Cóż, mogę Ci tylko życzyć by Badpot spłynął na Ciebie wraz z większym wenem Wink

May the Badward be with you :D
wela
Zły wampir



Dołączył: 08 Lut 2009
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 37 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Broadway

PostWysłany: Pią 23:40, 10 Kwi 2009 Powrót do góry

Oczywiście nie mogłaś odpuścić, aby jakaś Mary nie pojawiła się w opowiadaniu, haha. No cóż.. Al się zakochał. Zabawne. Zauważyłam, że Edward jest jak zgorzkniały, stary dupolec, który wszystko ma gdzieś. No, ale to oznacza, że dobrze go opisujesz. Bo właśnie tak powinna czuć się osoba, która dobrowolnie zamknęła bramę dopuszczającą ją do świata normalnych ludzi. Do tego nie chce jej otworzyć. Mam nadzieję, że Ang go do tego w końcu zmusi. xD

Podoba mi się wszystko w tym opowiadaniu - fabuła, główny, opisywany przez Ciebie bohater, Angela Weber - ten wątek z Lauren był bardzo dobry. Taki rzeczywisty. Nie śmierdziało od niego naciąganiem ani innymi tego typu sprawami. Wszystko było jak najbardziej prawdziwe.

Było jedno, dziwne zdanie, którego nie zacytuję - nie potrafię ostatnio szukać zdań, wymykają mi się.
Wiem, że chodziło o to, iż było napisane w dziwaczny sposób, tak, że z początku nie mogłam się połapać o co chodzi, a w dodatku wyraz 'się' powtórzył się - tak, wiem, że to normalne, ale to było zbyt blisko. Czytając w myślach po raz drugi dane 'się' czułam jeszcze smak poprzedniego 'się'. Tak czy siak, było to jedyne zgrzytnięcie.

Jestem jak najbardziej za, już teraz mogę powiedzieć, że te opowiadanie jest ciekawe, interesujące i warte poświęcenia uwagi i napisania kk. Oczywiście, że tak. Wink

Wyrazy szacunku, wena, wesołych świąt.

wela Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Peepsyble
Nowonarodzony



Dołączył: 11 Lis 2008
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 12:18, 11 Kwi 2009 Powrót do góry

Suszaczku!
Nareszcie, jestem i mogę komentować.
Co ja ci będę... owijać. Cudowne, śliczne, piękne, zajefajne, kryminalne i najukochańsze! Nareszcie coś co mi całkowicie odpowiada, uwielbiam takie FF. ; D

Cytat:
jeżeli czasem zamiast "Starego Marlona" pojawi się "Stara Mary

To mnie postrzeliło ^^
Stara Mary? Ta prześliczna pielęgniarka? ^^'

No to czekam z niecierpliwością.
Peep. ; *

Pees. Wesołych, wesołych! ; >

Pees2. A! W nastepnym moim komentarzu napisze więcej nie same "Cuda i śliczności" co nie znaczy, że mi się nie podoba, wręcz przeciwnie ; D Tylko chcę się jako lepiej że tak powiem wyrazić, bo to z mojej strony musi być nudne słuchać takiej wazeliny ^^'

Edit2:

Cytat:
Było jedno, dziwne zdanie, którego nie zacytuję - nie potrafię ostatnio szukać zdań, wymykają mi się.
Wiem, że chodziło o to, iż było napisane w dziwaczny sposób, tak, że z początku nie mogłam się połapać o co chodzi, a w dodatku wyraz 'się' powtórzył się - tak, wiem, że to normalne, ale to było zbyt blisko.


Chyba chodzi o to:

Cytat:
Czuła się, jakby świat zawalił jej się na głowę, a grunt uciekł spod nóg.


; ) Chyba to.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Peepsyble dnia Sob 18:30, 11 Kwi 2009, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
Suhak
Zasłużony



Dołączył: 23 Lut 2009
Posty: 951
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 136 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: lubelskie

PostWysłany: Pon 16:26, 13 Kwi 2009 Powrót do góry

Poprzedni rozdział

Beta: Cornelie
Hm. Przekleństwa pisane ze spacjami, żeby forum nie cenzurowało, bo głupio wygląda. Rozdział V w budowie. Muzyka (Joe Purdy - The lovers side of town) po kilknięciu na "***" na początku narracji Edwarda. Plik .doc (i .pdf, jak Cornelie odeśle) będzie do ściągnięcia w pierwszym poście. Tyle ode mnie.


ROZDZIAŁ IV
Angela patrzyła tępo w przestrzeń, jadąc autobusem. Zastanawiała się, jak można było zarzucić jej taki obrzydliwy czyn... Czy naprawdę zasłużyła sobie na takie oskarżenia? Przez sześć lat, odkąd pracowała w Departamencie, oraz przez dwa, kiedy była policyjnym psychologiem harowała jak wół. Wypełniała każde zadanie, które zlecił jej Eric Yorkie i nigdy go nie zawiodła. Rzadko się zdarzało, aby jakiś pacjent wrócił po sesjach z nią jako ten sam człowiek. Kochała swoją pracę i poświęciła się jej w całości. A teraz szef zarzuca jej kradzież ważnych dokumentów, ot tak, bo nie ma innego kozła ofiarnego...
Media huczały. „Słynna psycholog Angela Weber jest podejrzewana o kradzież ważnych akt Michaela Newtona, mecenasa sztuki zamordowanego ostatnio przez nowoodkrytego poetę Edwarda Cullena” głosił nagłówek dzisiejszej gazety. Ludzie w autobusie patrzyli na nią jak na jakiegoś przestępcę. Nigdy, przenigdy w życiu nie czuła się aż tak oszukana... Tak, „oszukana” to dobre słowo. Eric Yorkie był oszustem. Lauren Mallory także. Wszyscy w pracy też, ponieważ wierzyli, że ona faktycznie posunęła się do czegoś takiego...
Tylko Ben Cheney trzymał się z daleka.
- W czym mogę służyć? - zapytał ją tęgi strażnik, gdy stanęła przy okienku.
- Przyszłam na wizytę do Edwarda Cullena.
- Przykro mi, ale teraz ma innego gościa. Mogłaby pani tutaj poczekać?
- Pewnie - odpowiedziała, siadając na krześle wskazanym przez mężczyznę.
Hmm, czyli Edward jednak ma kogoś, kto by go od czasu do czasu odwiedził - pomyślała. Cieszyła się, że nie był pozostawiony sam sobie. Zastanawiało ją tylko, czy to może jego rodzina, przyjaciel, a może ukochana? Było jej żal tego biednego, nieszczęśliwego chłopaka... a raczej mężczyzny, który tyle wycierpiał. Wiedziała, że musiał cierpieć – biło to z jego oczu, które zdawały się wiecznie smutne i puste. Angela bardzo chciała się dowiedzieć, co stało się w jego życiu i czym Mike Newton zasłużył sobie na śmierć z jego rąk.
Wstała z krzesła i zaczęła krążyć. Czy Edward miał coś wspólnego z kradzieżą akt? - zastanawiała się. Przez głowę przeleciało jej mnóstwo najróżniejszych obrazków, od Edwarda dającego łapówki jakiemuś rabusiowi, poprzez Edwarda palącego akta, aż do Edwarda kopiącego łyżeczką tunel pod swoją celą. Zachichotała, wyobrażając go sobie wygrzebującego ziemię tym małym, metalowym narzędziem niczym postać z kreskówek.
Ale po chwili przestała się uśmiechać. Czy mogła go podejrzewać o próbę sfingowania lub zniszczenia akt autopsji? Czy ten mężczyzna byłby do tego zdolny? Nie, chyba nie... - stwierdziła. Uznała, że to by do niego nie pasowało. On był dumny ze swojej zbrodni, nie chciałby jej teraz tuszować czy odejmować sobie bohaterstwa - a przynajmniej tego bohaterstwa w jego mniemaniu.
Zatrzymała się przy lekko uchylonych drzwiach do sali wizyt. Rzuciła szybkie spojrzenie na strażnika, który był zajęty czytaniem jakiegoś pisemka i zajadaniem się pączkiem. Uśmiechnęła się do siebie i zajrzała w szparę między drewnem a futryną. Rozejrzała się po pokoju. W środku znajdowało się kilka rozmawiających ze sobą par - jakaś starsza pani grająca w karty z trzydziestokilkuletnim więźniem, zapłakana młoda kobieta trzymająca za rękę mężczyznę w jej wieku oraz Edward w obecności jakiegoś Indianina, na oko w jego wieku. Oboje byli nachyleni w swoim kierunku i szeptali o czymś zawzięcie - Edward zdawał się być odrobinę rozzłoszczony oraz znudzony, a drugi mężczyzna odwrócony był do Angeli tyłem. Nie słyszała, o czym rozmawiali, ale nagle Edward krzyknął.
- Pojebało cię?!
Angela cofnęła się od drzwi, obawiając się, że strażnik może zauważyć, że zagląda do pokoju, a nie była pewna, czy to było do końca pożądane. Ten jednak dalej objadał się pączkiem, przewracając strony magazynu. Wróciła po cichu na miejsce i zauważyła, że Edward jest na wpół wściekły, na wpół zaciekawiony. Indianin szeptał coś szybko, nachylając się jeszcze bardziej. Po chwili twarz byłego poety nabrała lekko czerwonawego koloru. Zerwał się momentalnie z krzesła.
- JAKE!
Strażnik z pączkiem oblizał palce, przenosząc wzrok na ekrany przed sobą.
- Proszę pani - wymamrotał, gdy zauważył Angelę. - Proszę odejść od drzwi, to prywatne wizyty.
Cofnęła się i usiadła na krześle, kręcąc głową. Nie rozumiała, jak można to było uznać za „prywatną” wizytę, skoro wszyscy, którzy siedzieli w środku, mogli podsłuchać, o czym rozmawiali...
Po chwili drzwi otworzyły się, a z nich wyszedł szczupły Indianin, mrucząc coś pod nosem.
- Proszę się wpisać - powiedział strażnik znudzonym głosem, wyjmując kolejnego pączka. Angela podeszła do okienka, napisała w rubryce swoje imię i nazwisko oraz w odpowiednim miejscu imię Edwarda. Spojrzała na linijkę wyżej. Mężczyzna, który go odwiedził, nazywał się Jacob Black. Ciekawe, o co się pokłócili... - zastanawiała się.
Oddała strażnikowi listę i długopis, a on włączył mikrofon i przemówił znudzonym głosem:
- Cullen Edward, masz wizytę. Powtarzam: Cullen Edward, masz...
- Znowu, k u r w a?! - usłyszeli wściekły głos Edwarda. Strażnik uniósł brwi i kiwnięciem głowy pozwolił jej wejść do środka.
Na krześle, rozsierdzony i wściekły, siedział Edward, mamrocząc coś pod nosem i patrząc na nią ze złością.
- Czego znowu? - warknął, gdy usiadła naprzeciw. Angela bez słowa otworzyła torebkę i wyciągnęła z niej małe, kartonowe pudełeczko i zapalniczkę. Edward uniósł brew. - Przeszłaś samą siebie - zaśmiał się. - Wiesz, ile warta jest tu paczka papierosów?
- Zapewne dużo - wymamrotała, zakładając ręce na piersi. - Myślę, że mniej-więcej tyle, ile dwie godziny długiej historii.
Edward skrzywił się. Otworzył pudełko, wyjął papierosa i zapalił go, zaciągając się. Patrzył na nią jakiś czas, delektując się nikotyną, po czym przemówił.
- To nie jest dobre miejsce na zwierzenia - zauważył. - Nieodpowiedni ludzie mogą usłyszeć nieodpowiednie rzeczy.
- W Departamencie nie chciałeś gadać - mruknęła Angela, patrząc na niego wyczekująco. - Jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma.
- A tobie co? - zapytał, unosząc brew. - Facet cię rzucił, że taka ostra?
- Nie mam faceta - odparła spokojnie. - Ale psycholog też ma prawo do odrobiny emocji, czyż nie?
- Nie - odpowiedział Edward, wzruszając ramionami. - Psycholog to psycholog. Co się stało?
- Po prostu... Skradziono coś. No i jestem główną podejrzaną. Nawet szef mnie podejrzewa - westchnęła, wykręcając sobie palce. Edward skrzywił się i pokręcił głową. - Ale opowiadaj.
- To nie jest odpowiednie miejsce - warknął.
- No dobrze, dobrze, jak mnie z pracy nie wyrzucą, to może uda mi się załatwić spotkania w Departamencie! - powiedziała Angela zdecydowanie za głośno. - A teraz albo oddajesz fajki, albo gadasz - dodała ze złością.
Edward wzruszył ramionami, wyjął sobie papierosa z ust, zgasił go i włożył z powrotem do paczki, po czym pudełeczko przysunął w stronę pani psycholog. Uniosła brew.
- Nie będziesz mi łaski robić - powiedział spokojnie.
- Ja ci łaskę robię? - zapytała, a jej pierś zaczęła podnosić się i opadać odrobinę za szybko. - Przychodzę tutaj, daję ci fajki, poświęcam swój czas, by cię jakoś wyciągnąć z tego gówna...
- K U R W A! - ryknął, podnosząc się. Strażnik przy drzwiach zmrużył oczy, a jego ręka powędrowała do kajdanek. - Już w porządku - mruknął Cullen, siadając na miejsce. - Posłuchaj mnie, Angelo - warknął, nachylając się. - Mam tego, k u r w a, dość. Wszyscy chcą mnie stąd za wszelką cenę zabrać, kiedy ja nie chcę! Czy wy tego, k u r w a, pojąć nie możecie?
- Jacy „wszyscy”? - zapytała Angela, marszcząc brwi. Edward westchnął.
- Adwokat, sąd, teraz ty... Czy wy nie rozumiecie, że nie ma po co?
- Dlaczego tak uważasz? - zapytała. - Zawsze jest po co.
- Bo jestem przestępcą - skwitował, odchylając się. - I basta. Chcesz posłuchać, co było dalej?
Angela przyglądała się jego smutnej i zniszczonej twarzy. To był cień człowieka sprzed zaledwie kilku miesięcy... Zgolono mu piękne, błyszczące włosy, a na całym ciele widniały siniaki i zadrapania. Miał już nawet kilka blizn... Drobnych, ale jednak. Skóra na jego dłoniach była zdarta i zrogowaciała, a paznokcie połamane w połowie. W jego zżółkłych odrobinę białkach oczu, niczym czerwone pajęczynki, pobłyskiwały pęknięte naczynka, a samo spojrzenie straciło blask. Powieki opadały i podnosiły się wolniej, niż powinny, jakby był zmęczony życiem. Brwi miał prawie cały czas zmarszczone, a przez jedną z nich na wskroś biegło długie zadrapanie. Usta wykrzywił w smutnym i odrobinę wściekłym grymasie, który w tamtym momencie i tak był łagodniejszy niż zazwyczaj. Garbił się. Gdy oddychał, chrapliwie wypuszczał powietrze z cichym świstem, jakby jego płuca - mimo młodego wieku - już wyniszczył nikotynowy potwór.
Jeszcze bardziej zmarszczył brwi, pogłębiając dosyć głębokie bruzdy na czole.
- Chcesz, czy nie? - powtórzył, patrząc na Angelę uważnie.
- Tak - odparła, opierając się wygodnie o siedzenie. - Oczywiście.
Edward sięgnął po paczkę papierosów i jeszcze raz zapalił zgaszonego wcześniej niedopałka.
- Na czym to... Ach, no właśnie. No więc, na chwilę po tym, jak Emmett wyszedł, spakowałem się - a zmieściłem swoje rzeczy w jednym plecaku! - i wyszedłem. Zabrałem ze sobą wszystkie oszczędności, jakie miałem, i tymczasowo zakwaterowałem się w jakimś tanim hotelu w Seattle, klnąc na rozrzutność Emmetta... No i jak już się rozpakowałem, postanowiłem pójść na miasto. I wtedy ją zobaczyłem.
- Kogo? - ponagliła Angela, ponieważ Edward zamilkł.
- Kobietę - wyjaśnił, wzruszając ramionami. - Siedziała na jakimś murku, malując akwarelami, a obok niej stały wystawione na sprzedaż obrazy. Bardzo piękne obrazy, nawiasem mówiąc.

***

Przyglądałem się zgrabnym ruchom jej dłoni operującymi dwoma pędzlami na zmianę. Ciemne, długie fale upięte miała w luźny kucyk, a kilka upartych kosmyków oswobodziło się z uścisku czarnej frotki, opadając jej nonszalancko na ramiona. Marszczyła brwi, porównując widok miasta z tym z obrazu. Co jakiś czas rzucała krótkie spojrzenia mijającym ją przechodniom, mając nadzieję, że zainteresują się jej dziełami. Oni jednak tylko co jakiś czas zatrzymywali się, by popatrzeć, udając, że nie widzą prawie pustego pudełka z oszczędnościami obok niej. Jej koralowe usteczka wykrzywione były w lekkim grymasie smutku, gdy odchodzili bez słowa.
Poczułem, że moje młode serce przepełnione miłością do poezji i literatury zaczyna szybciej bić. Przyglądałem się jej ruchom, spojrzeniom czekoladowych oczu, zgrabnej sylwetce... Była niczym spełnienie moich marzeń. Minąłem ją po cichu, raz, drugi i - niby przypadkiem - trzeci, rzucając jej ukradkowe spojrzenia. Jednak ona przez cały czas była zajęta malowaniem i zachęcaniem potencjalnych klientów do kupna jej arcydzieł. Podniosłem wzrok ku niebu na myśl o miłości mej nieszczęśliwej i niespełnionej, czując się odepchnięty przez świat i ową kobietę, która nigdy przenigdy mnie nie zauważy. W końcu odezwała się do mnie, gdy mijałem ją po raz piąty.
- Przepraszam, masz może rozmienić dychę? - zapytała, przeglądając zawartość swojego portfela.
Moje serce zabiło jeszcze szybciej.
- Mam - wyjąkałem, sięgając do kieszeni. Pustka. - Nie mam - wymamrotałem, klnąc w duchu.
- Och. Szkoda - mruknęła, zamykając chudą portmonetkę. Powróciła do malowania, nucąc coś pod nosem swoim anielskim głosem.
- Lubisz malować? - zapytałem głupio. To było pierwsze, co mi przyszło na myśl. Zaśmiała się perliście.
- Kocham - wyjaśniła, przenosząc wzrok na mnie. - Jak widzisz, z tego żyję...
Westchnęła cicho, powracając do pracy. Stałem tak jakiś czas, całkowicie oczarowany. Była tak cudownie naturalna i tak stuprocentowo piękna... Przenosiłem spojrzenie z jej oczu do ust, noska, policzków, dekoltu, dłoni, brzucha, ud i łydek, przyglądałem się, jak refleksy w jej włosach pobłyskują zachęcająco, aż prosząc się, by zanurzyć w nich palce i nos. Rzęsy rzucały długie cienie na jej policzki, które były tak blade jak i reszta jej słodkiego ciałka.
W końcu odważyłem się i zapytałem:
- Co byś powiedziała na randkę?

***

- Naprawdę byłeś aż tak próżny, by założyć z góry, że się jej podobasz? - zaśmiała się Angela.
- Naprawdę - odpowiedział Edward, chichocząc. - I naprawdę byłem taki głupi, uważając to za nieszczęśliwą i niespełnioną miłość. Cóż, uwielbiałem dramatyzować - wyjaśnił. - Byłem skończonym kretynem i chciałem się poczuć niczym niespełniony poeta w kurewskim okresie romantyzmu.
Angela uśmiechnęła się pod nosem.
- Co było dalej?
- Zauważyła, że nawet nie znałem jej imienia. - Edward uśmiechnął się jeszcze szerzej. - Więc się zapytałem. Miała na imię Bella.
Angela spojrzała na niego uważnie. Gdy się uśmiechał, w jego oczach pojawiło się coś zupełnie innego, coś, czego Angela jeszcze nigdy w życiu w nich nie widziała - jakieś radosne iskierki, które dodały jego twarzy młodości, świeżości i ciepła. Uśmiechał się szeroko, a kilka zadrapań na jego policzkach rozciągnęło się niebezpiecznie. Gorycz i żal całkowicie zniknęły.
- I co było dalej?
- Zgodziła się.
- Tak po prostu?
- Tak po prostu. Cóż, potrafiłem być czarujący - Edward zachichotał - no i byłem bardzo przystojny...
- I skromny - zauważyła Angela. Radość spłynęła z twarzy Cullena w ciągu sekundy.
- Pokory nabywa się z czasem - wymamrotał i już więcej się nie uśmiechnął.
Angie przyglądała mu się ze smutkiem. Wiedziała, że nie powinna go popędzać, ale bardzo chciała usłyszeć resztę historii. Nagle telefon w jej torebce zawibrował. Otworzyła ją i wyciągnęła dzwoniącą komórkę. Nacisnęła zielony przycisk.
- Momencik - powiedziała do Edwarda i przyłożyła sobie słuchawkę do ucha.
- Hej, Angelo - usłyszała głos Erica. - Gdzie jesteś?
Skrzywiła się.
- A dlaczego pytasz?
- Rozmawiasz teraz z Cullenem?
- Tak - odpowiedziała, świadoma, że lepiej byłoby, gdyby jej szef nie dowiedział się, że wciąż go odwiedza.
- W takim razie jestem zmuszony cię poinformować, że nie możesz przebywać w jego towarzystwie - wyjaśnił spokojnie. - Wracaj do biura.
- Dlaczego? - zapytała ze złością. - Zabronisz mi?
- Tak, zabronię.
- Na jakiej podstawie? - warknęła.
- Na takiej, że... Cóż, wolałem ci tego nie mówić przez telefon, ale chyba muszę... Jesteś oficjalnie podejrzana o pomoc w kradzieży ważnych dokumentów dotyczących sprawy sądowej Edwarda Cullena, zarzucono ci próbę zatuszowania dowodów w sprawie tego morderstwa i masz zakaz kontaktowania się z nim do wyjaśnienia.
- Co?
- No cóż, Angelo. Byłaś ostatnią osobą, która wychodziła z biura Lauren w dniu kradzieży.

Następny rozdział


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Suhak dnia Nie 13:21, 19 Kwi 2009, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
tymtym
Nowonarodzony



Dołączył: 16 Gru 2008
Posty: 24
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z lasu.

PostWysłany: Pon 16:46, 13 Kwi 2009 Powrót do góry

Ahh... droga Malago! Dziękuję Ci za to, że 864354657436643 razy kazałaś mi to przeczytać i przepraszam, że nie zabrałam się za to od razu!
Jak ja uwielbiam tego typu opowiadania... już nie mówiąc o moim zamiłowaniu do kryminałów. Genialne i momentami rozbrajająco śmieszne - Gdzie ja się, ku***, podzieję, co? - jęknąłem ze zrezygnowaniem w głosie. - Przecież do rodziców nie pójdę, bo mnie i tak wywalą. Pierdolę! - wrzasnąłem, uderzając się pięścią w czoło.
- I git, stary! - Emmett poklepał mnie po ramieniu. - Grunt to dobre podejście! Dobra, brachu, spadam, bo Amanda na mnie czeka. Trzymaj się - rzucił na pożegnanie i zostawił mnie sam na sam z problemem natury... bardzo problematycznej.
,
-Eric, nie teraz - warknęła do swojego szefa, niższego od niej o głowę. - Idę właśnie popełnić morderstwo.,
Jej gabinet, jej prosektorium było dla niej wszystkim..

Kocham Ci za to i liczę, że będziesz często wstawiać rozdziały i w razie potrzeby kopniesz mnie w dupę, gdy nie będzie mi się chciało przeczytać! : D


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez tymtym dnia Pon 16:47, 13 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Masquerade
Gość






PostWysłany: Pon 18:13, 13 Kwi 2009 Powrót do góry

Dobre, jak zwykle :D ale znów króóótkie... Wszystkie błędy, które wyłapałam, zgłosiłam Ci na gg, więc nie będę się powtarzać. Wiesz Suharku, że kocham Twój styl. Ale zanim zdążę się rozkręcić, to rozdział się kończy i jestem wielce niepocieszona. O! To by było na tyle Wink
wela
Zły wampir



Dołączył: 08 Lut 2009
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 37 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Broadway

PostWysłany: Pon 19:02, 13 Kwi 2009 Powrót do góry

Bardzo dobry rozdział, oczywiście nie wspominając nic o błędach, gdyż pod tym względem także jest idealnie.

Szkoda, że teraz przetrzymywać nas będziesz w niepewności, z całą tą historią niespełnionej miłości Edzia i Bell. Jednakże, ostatnio zauważyłam, że niektórzy, którzy mają choć trochę poukładane w głowie, piszący o tej zakochanej po uszy w sobie parze, mają dużo pomysłów, które pomagają utrzymać całą opowieść w napięciu, a także sprawić, żeby nie była taka jak wszystkie inne. Rzeczywiście Twoja historia jest inna. Jeszcze takiej wersji nie widziałam. W pełni ją kupuję, właśnie po tym rozdziale. Bardzo mi się podobał, zaczytałam się w nim, że nawet zdziwiłam się, gdy był już koniec.

Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że uwielbiam te opowiadanie.
Życzę utrzymania FanFicka na tak dobrym poziomie, jak jest dzisiaj. Mam nadzieję, że wena omijać Cię nie będzie, a kolejny rozdział pojawi się niebawem.

Pozdrawiam, Wela Wink


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez wela dnia Pon 19:02, 13 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Swan
Zły wampir



Dołączył: 20 Lut 2009
Posty: 406
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 40 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Forks, Phoenix... ok no... Śląsk :P

PostWysłany: Pon 19:34, 13 Kwi 2009 Powrót do góry

Od niedawna czytam ten ff i muszę przyznać, że jest niesamowity :) Masz talent! Ogólnie ubóstwiam kryminalne opowiadania, więc jak dla mnie połączenie elementów Zmierzchu z kryminałem to idealna mieszanka :P
Jedynym fragmentem ( w ostatnim rozdziale), który mi nie do końca spasował był ten:
"Ciemne, długie fale upięte miała w luźny kucyk, a kilka upartych kosmyków oswobodziło się z uścisku czarnej frotki, opadając jej nonszalancko na ramiona."
Oczywiście, wiadomo o co chodzi, ale lepiej czasem sprecyzować :P
Podsumowując, Twój ff wprost mnie oczarował i z utęsknieniem czekam na ciąg dalszy :P
Weny życzę :P


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin