FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Słodko-gorzka symfonia [NZ] Rozdział XIV.II/XV (9 II) [Z] Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
Zagubiona
Człowiek



Dołączył: 09 Mar 2009
Posty: 93
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Sob 19:41, 09 Maj 2009 Powrót do góry

Przed chwilą przeczytałam wszytskie napisane rozdziały.
Powiem jedno. Boskie, boskie i jeszcze raz boskie.
Z niecierpliwością czekam na 7 rozdział.

Pozdro i życzę weny...

Zagubiona


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Robaczek
Moderator



Dołączył: 03 Sty 2009
Posty: 1430
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 227 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 17:39, 16 Maj 2009 Powrót do góry

Trudno było zabrać mi się za ten komentarz, nie wiedziałam, z której strony do niego podejść. I na pewno nie obejdzie się z mojej strony bez subiektywnych wtrętów – nie jestem w stanie zdjąć tego osobistego filtru i nie patrzeć na tekst pod kątem tego, co wiem o Tobie jako o osobie i jakie są moje relacje z Tobą. Ale, nie martw się, jak znajdę jakiś powód, by Cię ochrzanić, nie omieszkam tego zrobić.

Co rzuca mi się w oczy najbardziej, to styl. To, jak ewoluował w porównaniu do innych tekstów i zresztą jak ewoluuje z rozdziału na rozdział. A musisz wiedzieć, że Twój styl zawsze uważałam za dobry, tylko wymagający dopracowania i wyćwiczenia. I podziwiam lekkość, z jaką operujesz piórem, to, jak je prowadzisz, nie pozwalając, by wymknęło Ci się spod kontroli. Podziwiam też, że tyle różnych pomysłów osadzonych w tak różnych konwencjach, może pomieścić jedna głowa. Chapeau bas, mademoiselle, naprawdę, chylę czoła.
Miałam takie momenty zawahania, przy pierwszym podejściu do tekstu, gdy myślałam, że forma powinna jakoś bardziej łączyć się z tytułem, z, jak sądziłam, zamysłem. Wydawało mi się, że może styl winien być bardziej chropowaty, nasączać tekst większą goryczą, że powinno być w nim więcej tytułowej gorzkości. Ale gdy już przeczytałam całość i ogarnęłam to wszystko raz jeszcze, doszłam do wniosku, że jest dobrze tak, jak jest. Że nie mogę poczytywać tekstowi za wadę tego, że się przez niego płynie, pochłania jednym tchem.
Czyta się bardzo lekko, co nie znaczy, że nie ma momentów, w których się nie zatrzymywałam i nie pochylałam nad poszczególnymi fragmentami, które skłaniały mnie do refleksji i nakazywały, by zwolnić. Te fragmenty zresztą dotyczyły zazwyczaj postaci Edwarda, którego uważam za spoiwo całego tekstu, utrzymującego pozostałe elementy razem, stanowiącego fundament tej konstrukcji. I, faktycznie, adekwatnie do tytułu jest to słodko-gorzkie, tym wyraźniej zauważa się te momenty goryczy, że odcinają się od nie tyle słodkości, a płynności, spokoju reszty. Jest to praca wyważona i przemyślana, widać, że wiesz, co robisz. Chociaż nie jest wolna od niedociągnięć, udało Ci się w niej osiągnąć coś, do czego, jak sądzę, dąży każdy autor, początkujący czy doświadczony – tworzysz słowami nowe przestrzenie, budujesz inną rzeczywistość i zabierasz do niej czytelnika, nie wskazując wcale drogi, nie musisz podawać ręki, bo on sam w końcu udaje się za Tobą, Twoim tekstem, chłonąc go. Ale pomimo tego, że stworzyłaś tą historią, składającymi się na nią zdaniami, myślami, nową przestrzeń, pozostawiłaś w niej również puste miejsca – nie mówię o niedociągnięciach, ale o przestrzeniach dla czytelnika, w które może wejść, zabierając ze sobą z tekstu to, co chce. To, co opisujesz, nie jest tematem łatwym, ale robisz to z pewną przewrotnością, uciekając od popadania w schematy – robisz to lekko. Malujesz słowami coś na kształt deszczowej piosenki, która powinna pewnie być smutna i przygnębiająca, ale jest w niej również coś ożywczego, jakaś beztroska, słoneczność, zapach mokrej trawy. Tylko że gdy lepiej wsłuchasz się w tekst, zauważysz, że piosenka nasączona jest tak naprawdę melancholią, deszcz jest zimny i chłodny, niesie za sobą przygnębienie, a między wersami kryje się niepokój. Przemijanie. Strach. Niepewność. Ulotność. Gorycz. I słodycz. To wszystko pląta się ze sobą, ale nie tak, że trudno się w tym odnaleźć. Bo, jak mówiłam, zatopienie się w Twój tekst nie jest czymś trudnym, wręcz przeciwnie – przyjemnym, sprawiającym, że chce się brnąć coraz dalej.
Udało Ci się zachować złoty środek, znaleźć równowagę między poszczególnymi emocjami, wartościami, znowu nawiązując do tytułu – między słodyczą a gorzkością. Nie starasz się umoralniać czytelnika, nie przemycasz między wersami Wielkich Prawd, nie przyznajesz sobie monopolu na bycie dla kogokolwiek drogowskazem. Nie walisz nikogo między oczy. Tworzysz lekki tekst, nie kreujesz rzeczywistości w jakiś nachalny sposób i przez to tym bardziej wyczuwa się ten delikatny posmak smutku. Biorąc dla siebie to, co się chce i przyglądając się temu pod takim kątem, pod jakim się ma ochotę.
Ładnie rozwinęłaś swój styl, jeśli chodzi o zasób słownictwa – jest bogatsze, umiejętnie dobrane do tekstu, nie powtarza się. Również składnia, jaką się posługujesz, rozwija się, chociaż nadal mam zastrzeżenia – w zasadzie wciąż do tego samego. Opis postaci. Cieszę się, że darowałaś sobie opisywanie wyglądu każdego bohatera, jakiego wprowadzasz, bo niezwykle mnie to drażniło, a każdy zgrzyt mniej to błogosławieństwo dla tekstu. Jednak irytuje mnie pewna maniera w samym przedstawianiu postaci, jeśli jest to celowe, to dla mnie i tak sytuacji nie ratuje. Wprowadzając Angelę, Lauren czy Bena, zaczynałaś w ten sam sposób – była/był różowym słoniem, kochał żółte słoneczniki i skakanie na skakance, mów do mnie jeszcze. Nie zapominając o tym, że wszyscy bez wyjątku uwielbiają swoją pracę, ponieważ, jak powszechnie wiadomo, spędzanie całych dni w więzieniu napawa ludzi niezmiernym optymizmem. To jest właśnie ten moment, w którym lekkość staje się dla mnie wadą i zaczynam oczekiwać większego kunsztu – nie mówię, że go nie masz – ale chciałabym zobaczyć w końcu coś innego, nie za każdym razem to samo branie bohatera za łapkę, wyciąganie go na środek i przedstawianie na tę samą modłę. Nie bawi mnie to.

Znowu dałam się zaskoczyć tym, że podoba mi się i czytam z niezwykłą przyjemnością tekst z wątkiem kryminalnym, chociaż żyłam w przeświadczeniu, że ich nie lubię. A tu niespodzianka.
Mam problem, jeśli chodzi o Twoją kreację rzeczywistości. Czasem, jako czytelniczka, mam wrażenie, że w jakiś sposób jestem oszukiwana – jesteśmy w więzieniu, a czuję się momentami tak, jakbyś opisywała przedszkole o zaostrzonym rygorze. Dla mnie Twoja praca nie jest odzwierciedleniem rzeczywistości i to biorę za plus, mówiłam o tej analogii do deszczowej piosenki. Bardzo podobał mi się fragment w chyba trzecim rozdziale, gdy narrator stał obok Bena – wszystko było takie słoneczne, radosne, chwilami wręcz nierzeczywiste. I ja tę nierzeczywistość kupuję, jednak tylko do pewnego momentu. Bo mówiąc o tej deszczowej piosence, miałam na myśli przede wszystkim sferę emocjonalną, relację z innymi, a są i inne aspekty, które już nie bardzo mi odpowiadają. Chociażby moment, w którym Al bije się ze Starym wtedy, gdy ten dowiaduje się, że pierwszy podkochuje się w pielęgniarce. Bójka godna rozsierdzonych przedszkolaków. I tutaj dochodzę do punktu, który napawa mnie największą irytacją – postać Angeli. Mówiłam Ci wcześniej, jak kształtuje się mój stosunek do niej – co chwilę zapalana w głowie lampka z neonem uwaga, kretynka. Widzisz, o ile przedstawianie rzeczywistości w krzywym zwierciadle, nakładanie na nią filtru, w pewnych momentach jest dobre, o tyle przy postaci więziennego psychologa – nie do przyjęcia. Przynajmniej dla mnie.
Kreując postać nie można sobie pozwolić na takie same zabiegi, jak w innych przypadkach. Chodziłaś kiedyś do psychologa? Ja chodziłam. Gdyby moja psycholog zachowywała się w ten sposób, co Twoja Angela, to równie dobrze mogłabym chodzić zwierzać się jakiejś dobrej cioci. Nie tego oczekuję od specjalisty, mam gdzieś to, że ta osoba jest ciepła, sympatyczna, a empatia i zrozumienie dla świata przelewa się przez nią hektolitrami. Nie wiem, jak taka osoba w ogóle mogłaby przejść przez studia psychologiczne, a co dopiero współpracować z więźniami. Więzienie nie jest czymś łatwym, lekkim i przyjemnym, choćbyś usiłowała wmówić czytelnikowi, że jest inaczej. Pokazujesz takie aspekty więziennej rzeczywistości, jak gwałt, napastowanie przez innych, co odbija się na samych więźniach. Ale nie pokazujesz tego, jak codzienna praca w takim środowisku wpływa na osoby tam pracujące, przynajmniej ja tego nie widzę, a już na pewno nie w przypadku Angeli. Z jej wypowiedzi mogłabym stworzyć całą kronikę dokumentującą naiwność i momentami wręcz głupotę tej postaci. Osoba słodka i serdeczna do przesady. W późniejszych rozdziałach mój stosunek do niej nieco się zmienia i dziewczyna trochę zyskuje w moich oczach, ale i tak – gdy tylko dajesz jej dojść do głosu na dłuższą chwilę, mam ochotę jej podziękować. Irytująca. Nierzeczywista. Wymiotnie ciepła. Zamknięta w kokonie własnych przekonań młoda idealistka o zawężonych horyzontach myślowych, która ma problemy z patrzeniem na rzeczywistość w sposób realny, widzi ją raczej tak, jak jej nakazuje imaginacja. A psycholog, która fałszywie odbiera ludzkie postawy i zachowanie, nie bardzo się na psychologa nadaje. Jeszcze jedna uwaga – pensjonarka. To akurat niech będzie, nikt nie zabroni psycholog być pensjonarką; raczej słówko o postaci jako takiej. Ja jej nie kupuję, z zachowaniami pensjonarki czy bez nich.
Przy okazji zdarzyło Ci się też pojechać w ten sam sposób po Lauren. A przecież sobie na to nie zasłużyła.

Postać Edwarda mnie urzekła, ale nie tylko dlatego, że – sama będąc pensjonarką – po prostu poddałam się jego urokowi. Podoba mi się jako postać, już w tej chwili jest dobrze wykreowany, a liczę na to, że będzie jeszcze lepiej, że będziesz konsekwentna i z rozdziału na rozdział ukażesz nam więcej jego wnętrza, charakteru. Nie jest płaski i nie pozwala się zhomogenizować, zlać z innymi bohaterami czy tłem. Podoba mi się jego charakter, sposób wysławiania się, stosunek do otoczenia. A retrospekcje wręcz uwielbiam – za jego młodzieńczą głupotę, nadmuchane ego, górnolotność myśli, tego, w jaki sposób relacjonuje te wydarzenia, a przy tym ironię i sarkazm. To wszystko razem się uzupełnia i tworzy naprawdę wiarygodne fundamenty postaci. Poza tym poprzez to cofanie się w głąb jego przeszłości jeszcze bardziej doceniam Twój styl; to, jak opisujesz, przerysowujesz jego zachowania, rozważania, dla mnie zasługuje na podziw. I gdybyś przesadziła w jedną lub drugą stronę, wyszłoby nieudolnie czy groteskowo, tymczasem Ty robisz to w sposób wyważony. I dzięki temu jest naprawdę dobre.

Wszystkie postacie zasługują na to, by się nad nimi pochylić, a Ty im tę rację oddajesz. Zatrzymujesz się przy każdym bohaterze, pozwalasz mu dojść do głosu, nie dopuszczasz do tego, by ktokolwiek, czy to inne postacie, czy to czytelnik, oceniał kogoś z Twojej galerii bohaterów po pozorach. I dzięki temu świat przedstawiony Twojego opowiadania podnosi się w moich oczach po tym, jaki cios mu zadałaś wcześniej. Ulga.
Postacie są różne i widać to poprzez dialogi, sposób zachowywania się; nawet jeśli tylko lekko kreślisz jakiegoś bohatera, tyle – przynajmniej na razie – wystarcza. Wywołują w czytelniku emocje, chociaż nie ukrywam, że mogłyby robić to w większym stopniu. Postać Lauren wydaje mi się trochę blada, nie do końca wiarygodna. Ale już na przykład Eric jest dla mnie lepiej, prawdziwiej wykreowany.

Po stronie minusów muszę postawić Angelę i przekłamanie w kwestii przedstawienia więziennej rzeczywistości. Za każdym razem, gdy czytałam, że któraś z Twoich postaci kocha swoją pracę, wbijało mnie to w co najmniej zdziwienie, nie mówiąc o lekkiej irytacji. Nie ta bajka.
Ale jeśli chodzi o styl, jestem jednym wielkim TAK. Po części wynika to z porównania z innymi Twoimi pracami, ale w dużej mierze ten tekst po prostu pracuje na siebie sam, więc robi to razem ze stylem. Jest lekki, ale nie brakuje mu kunsztu, pozornie przewrotnie dopasowany do tematu, a po zastanowieniu się, przetrawieniu tego – stwierdza się, że pasuje do niego idealnie. Wspaniale oddaje emocje, nie zwala ich na czytelnika, po prostu je podaje – zdecydujesz się nad nimi pochylić lub nie, to już indywidualna sprawa. Postać Edwarda, jak mówiłam, także się chwali. Jego refleksje, retrospekcje, profil psychologiczny, różne szczegóły składają się na dobrze wykreowaną, wiarygodną postać.
Sama akcja, elementy fabularne są przemyślane i interesujące, tworzą razem wciągającą, pasjonującą całość, pełną zagadek, które, mam nadzieję, rozwiążesz i wątków, co do których wierzę, że je rozwiniesz. Grzechem byłoby tak je pozostawić czy o którymś z nich zapomnieć.

Cieszę się, że mogłam spędzić czas z tym tekstem i dziękuję Ci za to. Poza tym, nie wiem, czy wiesz, jaką przyjemnością jest obserwowanie tego, jak – jako autorka – dojrzewasz, ewoluujesz, wraz ze swoimi tekstami. Raz jeszcze powtórzę - chapeau bas.

Pozdrawiam,
robak


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Robaczek dnia Sob 17:50, 16 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
steffi
Człowiek



Dołączył: 10 Sty 2009
Posty: 95
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Sob 18:44, 16 Maj 2009 Powrót do góry

szczerze myślałam że to kolejny rozdział ale to tylko Robaczek zachwala to ff :) :P
muszę powiedzieć że się nieźle rozpisałaś
i to się nazywa konstruktywny komentarz :P
przy okazji jak już coś pisze to wypowiem się na temat bonusu który ostatnio napisałaś a ja go przeczytałam i uważam jest oki ale właściwie chyba wolę tekst bez niego jest taki bardziej tajemniczy jestem ciekawa jak historia się dalej potoczy
czekam na kolejny rozdział
właśnie jakieś propozycje co do terminu pojawienia się go tutaj przydały by się
weny życzę !!!!!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Suhak
Zasłużony



Dołączył: 23 Lut 2009
Posty: 951
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 136 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: lubelskie

PostWysłany: Nie 21:35, 24 Maj 2009 Powrót do góry

Poprzedni rozdział

Beta: Rudaa; Cornelie
Czy Wy wiecie, że na ten rozdział musieliście czekać miesiąc? Ja to sobie uświadomiłam dziesięć minut temu. Wybaczcie mi. Co mam na swoje usprawiedliwienie? Koniec roku, naukę, poprawki, brak czasu, Weny, chęci, bety, wieczne poprawki tekstu... Oj, nazbierało się, nazbierało. Rozdział pod względem stylistycznym leży i kwiczy. Bezczelne powtórzenia, pomyłki czasowe, ciężkość stylu. Mdłość i sztuczność akcji... Przynajmniej dla mnie. Ech, nie powinnam tego pisać. Ale co mi tam, jestem i tak i tak zbyt leniwa, by to poprawić...
Mam nadzieję, że radość z okazji łaskawego pojawienia się rozdziału przyćmi Wam wszelakie potknięcia. Oby. Obiecuję, że z następnym rozdziałem bardziej się pospieszę...
Smacznego. Na chomiku jeszcze nie ma.
Z dedykacją dla Robala. Wbrew pozorom jej post w Ogółem o FF bardzo mnie zmotywował. Ale trochę zajęło, zanim to sobie uświadomiłam ;P
No i ten jej kilometrowy post pod VI rozdziałem... :*



ROZDZIAŁ VII
Każdego dnia umierają ludzie. Z różnych powodów: rak płuc, samobójstwo czy wypadek samochodowy. Każdy zmarły zasługuje na szacunek, tak samo jak i na to, by umierać z godnością i w odpowiednich warunkach. Wyjątkiem jest więzienie.
Gruby Al, zmarły dwudziestego czwartego września dwutysięcznego dziewiątego roku, nie miał szczęścia. Zginął bez szans na napiętnowanie swojego oprawcy czy odpowiednie potraktowanie. Strażnicy, przybywszy na miejsce i zastawszy dwóch walczących ze sobą więźniów - z czego jeden miał krew na rękach, a drugi był bliski obłędu - oraz jednego martwego, zawarli między sobą nieoficjalną i nigdzie niezapisaną zmowę milczenia. Chcąc kryć swojego kolegę po fachu, Louisa, uznali, że zmienią trochę wersję wydarzeń. I tak oto okazało się, że trzej więźniowie: Marlon Bricks, pseudonim „Stary Marlon”, Alexander Twinx, pseudonim „Gruby Al” oraz Edward Cullen uciekli spod ostrego nadzoru władz więzienia, korzystając z pomocy kogoś z zewnątrz, po czym pokłócili się - najprawdopodobniej o pieniądze. Doszło do bójki. Jednemu z nich puściły nerwy i zamordował Grubego Ala. Obydwaj milczą. Za nieposłuszeństwo względem władz więzienia trafili do izolatki, gdzie mają nauczyć się pokory, przez dwadzieścia jeden dni żyjąc w samotności i ciemności, o chlebie i wodzie.
Po ciało Alexandra Twinxa nie zgłosił się żaden członek rodziny. Został pochowany w murach stanowego więzienia w Nowym Jorku.
Pielęgniarka Mary Staton twierdzi, że denat potajemnie się w niej podkochiwał. Zaprzeczyła pogłoskom, jakoby miała przyjąć jego zaloty.

Po dwudziestu jeden dniach karnej diety - z czego przez trzy ostatnie w jadłospisie nie znajdowało się dosłownie nic poza szklanką mętnej wody - Edward, słaniając się na nogach i rzucając nerwowe spojrzenia mijanym więźniom, wlókł się wzdłuż więziennego korytarza. Czując nieprzyjemne ssanie w żołądku, szedł spokojnym krokiem, ledwo trzymając się w pionie. Prawie nie zauważał strażnika prowadzącego go wzdłuż skrzydła A i ściskającego boleśnie jego ramię. Był tak wycieńczony, głodny i spragniony, że nie miał pewności, czy dotrze do celi żywy.
Chwilę później znalazł się na twardej koi. Wtulił twarz w wymienioną pościel, próbując nie myśleć o dokuczliwym uczuciu przepełniającym brzuch i gardło. Słuchał bicia swojego serca, błagając czas, by przyspieszył swój bieg. Nie mógł się doczekać lunchu. Kiedy wreszcie strażnik poinformował wszystkich o zbliżającym się posiłku, Edward zerwał się na równe nogi. Poczuł, że kręci mu się w głowie z głodu, a skronie pulsują boleśnie. Ruszył na stołówkę razem z tłumem więźniów, nie zauważając - lub nie chcąc zauważać - spojrzeń swoich kolegów po „fachu”. Na obiad dostał dwa małe ziemniaczki i coś, co miało imitować średnio wypieczony stek. Zanim zdążył się nacieszyć jego smakiem, wszystko zniknęło z talerza, a mimo to nadal był głodny, chociaż mógł już trzeźwo myśleć.
Gdy wrócił do celi, zdjął buty i wsunął nogi pod kołdrę. Było mu lepiej. Nie odczuwał już nieprzyjemnego pieczenia w gardle, przestał mieć zawroty głowy, a po jego ciele rozlała się fala ciepła. Zmrużył oczy, wzdychając w pościel, jednak nie pozwolił sobie na sen w ciągu dnia. Nie, póki Stary Marlon oddycha, chodzi, myśli i mówi - czyli na potrzebę sytuacji można by określić to życiem.

Półtorej godziny później wypuszczono go na spacerniak. Wszyscy więźniowie trzymali się od niego z daleka, rzucając podejrzliwe, pełne podziwu lub ciekawości spojrzenia i plotkując między sobą jak pensjonarki. Edward nie miał wystarczająco dużo siły lub ochoty, by się tym przejąć. Miał na głowie inne sprawy. Zastanawiało go, co się dzieje z Angelą Weber. Czy wyrzucili ją z pracy? A może uznała, że w ramach ratowania własnej kariery po prostu przestanie go odwiedzać? Tak - pomyślał. To możliwe, a wręcz pewne. Poczuł ogromny żal. Była mu najżyczliwszą osobą w ciągu ostatnich kilku miesięcy, a teraz po prostu zniknęła z jego życia.
Angela nie pojawiła się jednak przez kolejne dwa tygodnie. Przez ten czas organizm Edwarda wrócił do normy, a spojrzenia rzucane przez więźniów stały się znacznie mniej podejrzliwe. Nie był w stanie myśleć o niczym poza zemstą na Marlonie. Każdej nocy miewał koszmary, w których realizowały się najróżniejsze scenariusze - od ponownego przeżywania morderstwa na Alu, poprzez scenę, w której Gruby nie ratuje Edwarda z opresji, aż do powrotu do tych dwudziestu jeden dni, które spędził w ciszy, ciemności, samotności i zimnie. Budził się wtedy zlany potem, z przyspieszonym oddechem i biciem serca, nawet nie próbując zasnąć więcej tego dnia.
Mijały dni, nadszedł listopad. Cullen nie miał ani okazji, ani pomysłu do zemsty na Marlonie. Obaj unikali swojego towarzystwa czy choćby spojrzenia, chociaż Edd podejrzewał, że Stary razem z kolegami coś na niego szykuje. Edward siedział właśnie w swojej celi, podziwiając - standardowo - tłustą plamę na suficie, gdy po więzieniu poniósł się echem donośny głos.
- Cullen Edward, masz wizytę. Powtarzam: Cullen Edward, masz wizytę...
Zerwał się z koi w ułamku sekundy i poczekał, aż pojawi się przy kratach strażnik, który odprowadzi go do sali wizyt. Sprężystym krokiem szedł wzdłuż korytarzy, a jego serce odrobinę przyspieszyło. Cieszył się, że wreszcie będzie miał z kim pogadać - i nie ważne było, z kim. Gdy wszedł do pokoju, w którym przyjmowano gości, zastał zniecierpliwioną Angelę. Patrzyła na niego z radosnymi iskierkami w oczach.
- Edwardzie - powiedziała i usiadła na krześle - już myślałam, że się nie doczekam.
- A dlaczego miałabyś się nie doczekać? Żyję i mam się... dobrze. - Skrzywił się i zajął miejsce naprzeciw.
- Jak to „dlaczego”? Czy ty wiesz, że byłeś codziennie w każdym dzienniku? Minęło już półtora miesiąca od tego... tego... wydarzenia - Angie rzuciła mu znaczące spojrzenie - a dopiero teraz pozwolono mi wejść na wizytę do ciebie. Edwardzie - zapytała uważnie po chwili ciszy - co się stało?
- Nie chce mi się o tym gadać.
- Rozumiem - mruknęła. - Ale jakbyś potrzebował...
- Jasne - przerwał jej.
Angela odchrząknęła, wyciągnęła paczkę L&M-ów z torebki i w końcu wydusiła:
- Będziesz kontynuował swoją historię?
- No, przecież po to tu jesteś - zauważył kwaśno. Sięgnął po papierosa, zapalił go i zaciągnął się głęboko. - Na czym stanęliśmy?
- Randka.
- Randka, tak?... - Westchnął. - No, to randka...

***

Cały dzień chodziłem jak na szpilkach. Próbowałem sobie wyobrazić, jak może wyglądać nasze spotkanie, co powinienem na siebie założyć, jak zachowywać, co mówić...
Umówiłem się z nią w eleganckiej restauracji Victoria’s Food o punkt siedemnasta. To był błąd. Ze względu na swój prestiż, do środka wpuszczano tylko elegancko ubranych mężczyzn i kobiety, co oznaczało, że będę musiał mieć na sobie garnitur. Nie miałem garnituru. Nie miałem nawet ciemnych jeansów, a co dopiero marynarki... Jako humanista i niedoceniony poeta-geniusz nie przywiązywałem zbyt wielkiej wagi do wierzchniej powłoki. U siebie, naturalnie.
Tak czy inaczej, byłem w głębokiej, ciasnej dupie. Nie miałem nawet numeru do boskiej Afrodyty, by do niej zadzwonić i poinformować o zmianie lokacji. Zatelefonowałem za to do Emmetta. Nie odbierał. Przy dziewiątym podejściu zacząłem przeklinać na głos i wręcz pożerać własne paznokcie z nerwów. Dochodziła piętnasta, a ja wciąż byłem w dupie. Przy czternastym podejściu Em łaskawie odebrał. Na moje szczęście, garnitur posiadał i mogłem go sobie pożyczyć.
Wsiadłem do autobus i z obrzeży Seattle dostałem się do centrum. Oglądałem po drodze reklamy i billboardy, prawie słysząc swoje głośno bijące serce. Za półtorej godziny stanę przed Bellą-boginią piękności, która przez ten jeden wieczór będzie moja, moja, moja... Westchnąłem i miarowo uderzałem głową w drążek, ignorując zgorszone spojrzenie siwowłosej staruszki mamroczącej coś o „tej dzisiejszej młodzieży, która wariuje już od tych komputerów”. W końcu ów gruchot - potocznie zwany autobusem - zatrzymał się, a ja prawie wybiegłem na chodnik, szukając wzrokiem bloku Emmetta.
Dzwonkiem domofonu próbowałem wystukać cały rytm Ody do radości, ale w połowie usłyszałem rozwścieczony głos brata i drzwi się otworzyły. Wbiegłem po schodach w ekspresowym tempie. Gdy zostały mi zaledwie cztery schodki do piętra Ema, poczułem szarpnięcie w okolicach lewej stopy i chwilę później leżałem na wpół na schodach, na wpół na podłodze czwartego piętra. Zawyłem z bólu i poczułem krew cieknącą z nosa. Nagle uświadomiłem sobie, że zsuwam się w dół, uderzając brodą o każdy schodek. Ugryzłem się w język. Zanim przestało kręcić mi się w głowie i mogłem się wreszcie podnieść, zjechałem na brzuchu przez całe dziesięć stopni. Zakląłem i rękawem wytarłem krew ściekającą po brodzie.
- Edd, k u r w a, co to było za... Stary, co ty masz z twarzą?
- Ała, k u r w a - zawyłem, próbując zatamować krwotok. Uświadomiłem sobie, że mam guza na czole, poobijany brzuch i kolana i rozcięcie na brodzie. - Boli.
Po zatamowaniu krwi cieknącej z nosa, opatrzeniu przez Amandę ran, posmarowaniu guza jakąś maścią i całkiem przyjemnym masażu obolałych miejsc Emmett przyniósł mi czarną marynarkę ze spodniami do kompletu. Wytrzeszczyłem oczy. Obydwie części stroju były na mnie na pewno za duże o jakieś trzy rozmiary. Zawyłem z bezradności, a brat rzucił mi pytające spojrzenie.
- Co jest?
- To jest za duże. O dużo za duże.
- Coś z tym zrobimy - zapewniła Amanda, masując mnie po karku. Nie powiem, przyjemne. Zamruczała mi do ucha, a Emmett rzucił jej mordercze spojrzenie. - Nie martw się.
Po pół godziny wróciłem kompletnie zrezygnowany do swojego wynajmowanego pokoju. Miałem plasterki i plastry w mniej lub bardziej intymnych miejscach. Próbując nie myśleć o tym, jak bardzo beznadziejny jestem ja, moje życie oraz jak fatalnie skończy się ta randka, obejrzałem się po raz ostatni w lustrze, modląc się, aby Bella nie zauważyła o sześć centymetrów za długich nogawek i podwiniętych rękawów. Wyszedłem z domu za piętnaście piąta, stawiając, że dojdę na miejsce w dziesięć minut. Na niebie zaczęły pojawiać się ciemne chmury. Pięknie, k u r w a - pomyślałem. Cały świat przeciwko mnie...
Tak więc dotarłem na miejsce poobijany, wyplastrowany, w za dużym ubraniu i nieciekawym humorze. Bella czekała na mnie przed restauracją z rękami założonymi na piersiach i wyglądała na wściekłą.
- Witaj, Be...
- Przykro mi, Edwardzie - przerwała mi ze wściekłością - że potrafisz postąpić do tego stopnia bezczelnie.
- Co? - zapytałem, myśląc o moim przydużym garniturze i czując, że pocą mi się ręce.
- Już myślałam, że mnie wystawiłeś! - zawołała, a za jej plecami błysnął piorun. To dało dość upiorny efekt.
- Ale o czym ty mówisz?...
- Okej, mogłeś się pomylić z tą restauracją...
- Pomylić? - Zmarszczyłem brwi. - Pomyliłem coś?
- Jest nieczynna - wycedziła, mrużąc oczy. - Od dwóch tygodni.
Spojrzałem na budynek po naszej lewej. Faktycznie, neony były zgaszone, pomieszczenie puste i opuszczone, a sama restauracja zdawała się być rozbierana na części pierwsze. Uświadomiłem sobie, że zimny pot spływa po moim czole...
- Rozumiem, o tym mogłeś zapomnieć, ale żeby spóźnić się aż godzinę?!
- Co? - Wytrzeszczyłem oczy. - Przecież jestem na czas.
- Byliśmy umówieni na szesnastą, młotku - wycedziła, a kolejna błyskawica rozświetliła niebo za jej plecami. - Czekam tu godzinę, zaraz się rozpada, restauracja jest zamknięta, a ty przychodzisz jak po bójce... I co to za moda na za długie ubrania, co?! - Skuliłem się w sobie. Bella podnosiła głos coraz bardziej, a ja miałem ochotę zapaść się pod ziemię. Jak mogłem pomylić godziny...
- Przep...
- Nie rozumiem, jak mogłam tak po prostu się z tobą umówić, nawet cię nie znam...
- Tak mi przyk...
- To głupota z mojej strony, zachowałeś się jak nieodpowiedzialny gamoń, mam nadzieję, że nigdy więcej cię nie spotkam...
Spanikowałem. Moja bogini, moja jedyna, moja cudowna chciała właśnie odejść. Zostawić mnie w otchłani samotności, uciec z krzykiem z mojego życia, zapomnieć o moim istnieniu... Opanowałem drżenie rąk, przełknąłem ślinę i postanowiłem spróbować jeszcze raz.
- Bello, wybacz mi...
Przewróciła oczami i pokręciła głową.
- Mam tego dosyć! - warknęła. - Skąd ty się urwałeś, co? Bo chyba nie pochodzimy z tej samej planety - wymamrotała, a w jej oczach zauważyłem kpinę.
- Przykro mi, że cię zawiodłem - powiedziałem, modląc się, by mój urok osobisty zadziałał. - Błagam cię, pozwól mi się zabrać w inne miejsce...
- Chyba nie mam ochoty. - Bella założyła na ramię torebkę, którą trzymała w dłoniach i odwróciła się na pięcie.
- Bello! - zawyłem, łapiąc ją za nadgarstek, gdy się odwróciła, by odejść. - Bello!
Nie mogłem tak po prostu odpuścić. Wiedziałem, że była moim przeznaczeniem, moją przyszłością, natchnieniem, matką nienarodzonych jeszcze dzieci, moim drugim ja, drugą połówką, nadzieją, przyspieszonym biciem serca, chęcią życia, snem i marzeniem. Jak mogłem zwyczajnie pozwolić jej odejść? Dlaczego Bóg ukarał mnie w tak okrutny sposób, obdarzając zaawansowaną sklerozą, niezdarnością i głupotą?
- Bello!
Ale ta nawet się nie obejrzała, szła za to dalej, kołysząc biodrami i stukając wysokimi obcasami. Byłem zrozpaczony. Czułem się żałośnie i byłem żałosny. W pełni zasługiwałem na to, by być pozostawionym samemu na tym złym świecie, bez nadziei w postaci kobiety-anioła nadającej mojej egzystencji smaku.
- Bello, bogini ma, błagam, nie odchodź! - zawyłem bardziej do siebie, niż do mojej ukochanej. - Poprawię się, jakem Edward Masen...
Nagle Bella zatrzymała się i odwróciła. Z daleka widziałem, jak wytrzeszczyła oczy, a jej usta rozchyliły się w niemym zdumieniu. Nie wiedząc, co dokładnie tak ją zdziwiło, liczyłem po cichu, że moja litania zmieni jej podejście. Przenosiła nieobecny wzrok z jednego miejsca na drugie, jakby się nad czymś zastanawiała. Podeszła powoli, mrużąc oczy. Patrzyłem błagalnie w jej piękne czekoladowe tęczówki, czując, jak drżą mi ręce.
- Co powiedziałeś? - zapytała, gdy znalazła się na dwa metry ode mnie.
- Błagam, nie odchodź - powtórzyłem, układając ręce jak do modlitwy.
- Potem! - Machnęła ręką. - Co powiedziałeś potem?
- Eee... - Zmarszczyłem brwi. - Że się poprawię...
- Tak, co dalej?
- Nic. - Wzruszyłem ramionami. - Potem zdębiałaś.
- Powiedziałeś: „Jakem Edward Masen”?
- Tak.
- Masen?
- Tak - powtórzyłem dobitnie, zastanawiając się, o co chodzi. W końcu odchrząknęła, zamrugała kilka razy i uśmiechnęła się.
- W porządku, możemy gdzieś pójść. Skoro tak bardzo ci zależy...
Ujęła moją dłoń i posłała mi czułe spojrzenie.

Następny rozdział


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Suhak dnia Pon 17:11, 15 Cze 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
niesmaczne.
Nowonarodzony



Dołączył: 24 Kwi 2009
Posty: 42
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 21:51, 24 Maj 2009 Powrót do góry

Trochę dziwi mnie dwulicowość Belli.
-'Masen?'
-'Tak'

Czyli kobita rwie się na jego kasę, nazwisko, czy cokolwiek tam innego.
Ależ jędza. Twisted Evil

A co do rozdziału - jak zwykle super. Nie wiem, czy komentowałam to już wcześniej, ale powiem ci, że to bardzo oryginalny pomysł, który bardzo mi się podoba.

Tak więc veny życzę, tylko, proszę - nie dodawaj rozdziałów co miesiąc. Wink

pozdrawiam, niesmaczne, osz ty w mordę.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
wela
Zły wampir



Dołączył: 08 Lut 2009
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 37 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Broadway

PostWysłany: Nie 21:59, 24 Maj 2009 Powrót do góry

Cóż, ja to i tak dobrze miałam, bo w sumie rozdział czytałam w kawałkach i ostatni kawałek to czytałam stosunkowo niedawno... No, a teraz mam się spocić, komentując rozdzialik. Chciałabym zaznaczyć, że robię to tylko jedynie po znajomości. Jestem ostatnio strasznie leniwa, i nawet nie chce mi się nic mądrego nigdy pisać. Ale do rzeczy.

Oj warto było czekać, warto. Pamiętam, jak czytałam pierwszy akapit - nie mogę powiedzieć, że mną to nie ruszyło. Naprawdę, miałam prawdziwą rozkminę na temat Grubego Ala, który był w pewnym sensie pozytywnym bohaterem - cóż, może nie do końca, ale na pewno, gdyby żył, jego stosunki z Edwardem stałyby się zażyłe, patrząc pod okiem charakterystycznym dla więźniów, bo zażyłych stosunków, takich prawdziwych, to raczej nikt tam nie ma. W każdym razie, zawiodłam się, że Gruby nie żyje. Oj tak, to był dla mnie cios, zwłaszcza, że ja w pewnych chwilach, to żyję tym opowiadaniem. Czy było mi żal Edwarda? Bardzo, bardzo, bardzo. Jednak najbardziej skupiłam się na tej zemście i aż zaciskałam knykcie z wściekłości. Głupi, napalony, Stary Marlon.

Ty wiesz, pisałam ci o tym na gadu, że podobał mi się fakt, że w swoim opowiadaniu, wątki rozwijasz po kolei, ale też nie do końca. Mam na myśli to, że na przykład ja, Symfonię zwaliłabym pewnie zaraz na początku. Ty zaś, jesteś naprawdę bardzo pomysłową osobą. Podziw w tym momencie, naprawdę. Ja wszystko bym spłaszczyła, ale ty, Suszareczko, po kryminalnemu rozwijasz wątki i trzymasz się ściśle charakteru Edwarda - nie wymyślasz sytuacji, w których czytelnik nie mógłby przepotnego Edzia zrozumieć. Wszystkie wątki są zgodne z jego charakterem - piszesz realistycznie po prostu.

Sytuacja z Bellą. Tak, rzeczywiście. Nie mogłam załapać o co chodziło, ale teraz jest już git majonez i cały rozdział podoba mi się wściekle. Ogólnie to mnie zastanawia te całe jej zdziwienie z tym nazwiskiem. Coś musi być tam dalej powiązane, ale nie chcę zgadywać, bo ty na łatwiznę nigdy nie idziesz, więc na pewno nie zgadnę. Normalnie kocham sposób, jakim posługujesz się, przy opisywaniu akcji. No i głównego bohatera kocham, ale o tym to już wiesz.

A teraz idę spać, sapać i wzdychać do symfonicznego Edwarda.
Dobranoc, weny, Siusiaro ;*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dahrti
Zły wampir



Dołączył: 21 Lis 2008
Posty: 328
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 23 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Pon 10:16, 25 Maj 2009 Powrót do góry

Nie na kasę (przecież biedny jak mysz kościelna) i nie na "nazwisko" - po prostu to artystka. Pewnie zna jego poezję i ją docenia;] Leci na umysł, talent, czułą duszę...

Ale muszę przyznać, ze "więzienny" Edward podoba mi się dużo bardziej. Te jego niby romantyczne odzywki do Belli jakoś nie współgrają mi z obrazem jego osoby, jaki powstał w moim umyśle po poprzednich rozdziałach. Owszem, musiał się bardzo zmienić po tym wszystkim, co się stało (choć jeszcze nie wiem, co to było), ale mimo wszystko... może po prostu inaczej wyobrażam sobie poetę.

Strasznie mi żal Ala, mam nadzieję, że wykończysz Marlona w wielkim stylu. Zasłużył, bydlak jeden...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Masquerade
Gość






PostWysłany: Pon 15:39, 25 Maj 2009 Powrót do góry

Cytat:
Faktycznie, neony były zgaszone

Nie wiem jak to jest w dzisiejszych czasach, ale te neony jakoś nie pasują mi do eleganckiej restauracji.

Co do Belli... Czyżbyś próbowała nam przedstawić ją jako przebrzydłą materialistkę, a Edwarda, jako zaślepionego miłością młodzieńca? To mogłoby być niezłe devil

Co do całości, to było - jak zwykle - cholernie dobrze. Ty zawsze denerwujesz mnie takimi rzeczami, jak za krótkie rozdziały, albo kończenie ich nie w tym miejscu, co potrzeba :P za to kop, za resztę duży buziol.

Mam nadzieję, że nie będziesz kazała mi czekać na kolejny odcinek tak długo Wink

Weny duuuużo, pozdrawiam,
M. :)
thingrodiel
Dobry wampir



Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 1088
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 148 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka

PostWysłany: Pon 21:50, 25 Maj 2009 Powrót do góry

Suharku mój drogi, zabrałam się za twoje opowiadanie. Czas sprawdzić, co nasz kochany Susz tworzy.

Rzecz jasna thin się będzie czepiała, bo inaczej nie będzie sobą, ale thin jest jędzą z powołania. Zaznaczę też od razu, byś sobie nie myślała Eru jeden wie czego - tekst mi się spodobał od pierwszego wejrzenia. Zapoznałam się ze streszczeniem przed prologiem, by wiedzieć, czego się spodziewać. Zainteresowałam się, zaczęłam czytać. Muszę cię od razu pogłaskać po łebku za trzecioosobową narrację. Od razu masz u mnie za to plusa. Wprawdzie potem wprowadziłaś pierwszoosobową, co nie było konieczne, ale rozumiem, dlaczego ją zastosowałaś. Pasuje, choć mnie się lepiej czyta w trzecio-. *marudzi*
Tekst ma w sobie coś interesującego, doceniam staranność bety (choć to i owo zostawiła, ale przecież beta też człowiek, może jakiś drobiazg przeoczyć), czyta się to lekko. Uważam jednak, że jest niedopracowane. Znaczy się - ogół historii z pewnością masz zaplanowany (co widać między innymi w tym, że nie gnasz z akcją, bo nie pędzi cię przymus "Jezu, szybko, bo zapomnę, co ma być dalej!!!"), ale kapkę wykładasz się na szczegółach.
Komentarz pisałam sobie na bieżąco, dlatego jest ciut długi i zawiera moje dywagacje nad tym, co może być dalej, na które, rzecz jasna, nie musisz odpowiadać. Mogłam je w sumie wywalić, ale stwierdziłam, że jednak to wszystko zostawię tak, jak jest. Będziesz miała jakiś wgląd w to, jak mi się całość czytało.

PROLOG
Czytam i mam wrażenie, że sama do końca nie wiesz, jak to wszystko ma wyglądać. Ani gdzie dokładnie jest twój bohater. Wniosek ten wysunęłam na podstawie nadużywania słowa "jakiś" - jakiś mężczyzna, jakiś hotel, jakaś recepcjonistka, jakiś świstek papieru, jakieś ciemne pomieszczenie etc. To wszystko sprawia wrażenie, że nie widzisz w swej głowie dokładniejszego obrazu, a mnie zaczynał drażnić brak konkretów. Wystarczy jednak, że wywalisz wszystkie te "jakieś" i wszystko nabiera solidności. Nie wierzysz? A udowodnię ci.
Twoje:
- Witamy - przywitała go ciepło jakaś ładna recepcjonistka.
Moja wersja:
- Witamy - przywitała go ciepło ładna recepcjonistka.
Jest hotel. Wiadomo, że w recepcji ktoś będzie siedział. Nie jakiśtam człowiek, ale z pewnością recepcjonista (lub recepcjonistka). Wystarczy, że określisz, że recepcjonistka była ładna. To nie jest główna postać, nie muszę wiedzieć, jaki ma kolor oczu. Ale określenie "jakaś" znika i od razu czyta się lepiej.
Druga sprawa, która zwróciła moją uwagę, to szybkość, z jakąś nadjeżdża policja. No dobra, obrazowo - słychać strzał. Zakładamy, że z piątego piętra przerażona recepcjonistka (nie jakaś Wink) to usłyszy (czy w pokoju będzie kamera? Do rozważenia), dzwoni po policję. Gdzie jest posterunek? Czy policjanci znajdą się na miejscu teleportując się? Bo morderca, upewniwszy się, że zabił, powinien spierdzielać z miejsca zbrodni, aż się powinno za nim kurzyć. Okej, widziała go recepcjonistka, poda jego rysopis, w końcu go znajdą. Ale głęboko wątpliwe, by capnęli go na miejscu zbrodni.
Btw Edward ma jasne włosy???
Aczkolwiek opowiadanie zaczęło się interesująco. Wedle zasady Hitchcocka - najpierw wybuch, a potem napięcie stale rośnie? Objęłaś interesującą taktykę. Wrzucasz morderstwo i biedny czytelnik siedzi sobie przed kompem i myśli "Ale jak to?!", okazjonalnie zarzuca nonszalanckim "WTF?!". Biedak, nie wie, co się stało i dlaczego. Znaczy się - wie, co się stało, ale do końca tego nie pojmuje. Brakuje mu motywu. I żeby się czegoś dowiedzieć, musi przeczytać dalej. Co niniejszym czynię...

ROZDZIAŁ PIERWSZY
Cytat:
Kochała każdy przypadek, w którym wzbudziła skruchę w bezlitosnym mordercy, albo, gdy pomogła potencjalnemu samobójcy wyjść z dołka. Była szczęśliwa, jako psycholog.

"w którym wzbudziła skruchę w bezlitosnym mordercy" nie jest wtrąceniem. Przecinek przed "w którym" jest konieczny, wiadomo, zasady, ale już przed "albo" nie (przed pierwszym "albo" w zdaniu nie stawia się przecinka, podobnie jest "ani"). Przed "gdy" także nie powinno go być.
Przecinek przed "jako psycholog" także jest niepotrzebny.
Cytat:
młodzi, zdolni ludzie z przyszłością, z szansą na rozwój, karierę i szczęście tak często kończyli za kratkami czy w psychiatrykach

Tu aż uniosłam brwi ze zdziwienia - często kończą za kratkami lub w psychiatrykach? o_O
Btw w następnym zdaniu jest określenie na Edwarda jako "wspaniały". Pasowałoby to do człowieka, który np. udziela się charytatywnie, walczy o pokój, ratuje świat i takie tam. Względem poety widzę tu raczej określenie "utalentowany".
Angela powinna się przywitać "dzień dobry", nie "cześć". I przedstawić się imieniem i nazwiskiem oraz powiedzieć, kim jest, bo równie dobrze mogła być obrońcą z urzędu.
Ale żeby nie było, że cię nie kocham...
Cytat:
Pięknie. Tego mu jeszcze brakowało - czterogodzinnej gadki z jakimś walniętym psychiatrą, który będzie się doszukiwał traumy w jego dzieciństwie albo skrzywień w psychice.

Przypomnij mi, bym cię kiedyś wyściskała za to zdanie. Nie wiem, czy taki był twój zamiar, ale wygląda mi to na mrugnięcie okiem do tych, którzy siedzą w sama wiesz, którym temacie i poruszały tę kwestię. Bardzo mi się to spodobało.

ROZDZIAŁ DRUGI
Wiara Angeli w ludzi jest niemal patologiczna. Zastanawiam się, ile osób pracujących w tym zawodzie, wciąż jeszcze wierzyłoby tak w morderców, jak ona. Trochę szkoda, że nie ma dystansu do swojej pracy. Z takim nastawieniem ilość rozczarowań, które ją spotkają, szybko ją przytłoczy i sama wyląduje w szpitalu. Dziwię jej się. I nie mogę w nią uwierzyć. Aczkolwiek być może są tacy ludzie, którzy bez względu na wszystko zachowują optymizm i wiarę w ludzkość. I którzy za wszelką cenę będą chcieli wszystkim pomóc.
Cytat:
rzucali mu obrzydliwe, zboczone teksty no i przede wszystkim nienawidził siebie za swój wygląd.

Przecinek przed "no i" (chociaż ja bym w ogóle dała "a przede wszystkim").
Zastanawiam się, co to jest "więzienie o średniozaostrzonym rygorze". Coś takiego istnieje? Jest więzienie i więzienie o zaostrzonym rygorze, co nie znaczy, że zwykła paka jest jakaś, przepraszam, lightowa, wszyscy wcinają żelki, piją colę i całymi dniami oglądają pornosy. Zaostrzony rygor to coś cięższego, więcej strażników, może kamery, surowszy regulamin, ciężka robota w ramach resocjalizacji. Ale ten "średniozaostrzony" to mi tak brzmi ni przypiął, ni wypiął.
Przez megafon poszła informacja o wizycie. Hmm. No niech będzie, że przez megafon, to w sumie chyba jest do zrobienia. Natomiast "Prosimy, byś się stawił..." Err. Raczej "Cullen, Edward. Ma się stawić tu i tu."
Cytat:
Zastanawiałem się, jak mogło dojść do tak wielkiego nieporozumienia, jakim było niedocenienie mojego jeszcze nieokazanego do końca geniuszu. Iście literacka głębia mego umysłu dopiero rozwijała swoje eleganckie i olśniewające skrzydła...

Suszak, a teraz poważne pytanie - czytałaś kiedyś Moje sekretne życie bądź Dziennik geniusza Salvadora Dali? Bo to mi zapachniało jego stylem i, że tak powiem, tym, co on mógłby powiedzieć. Czyli mamy Edwarda - poetę, który uważa się za geniusza, choć wciąż nieodkrytego. Ciekawe, czy później będzie takim samym megalomanem, jakim był Dali.
Swoją szosą, gdy skończyłam ten rozdział zapachniało mi Wywiadem z wampirem Anne Rice. Amanda jako Daniel wciągnięta kompletnie w opowieść Edwarda jako Louisa. Właśnie ten papieros sprawił, że pojawiło się to skojarzenie. Rzecz jasna - z filmem. Tam w pewnym momencie Louis naciska "stop" na magnetofonie i oznajmia, że skończyła się taśma. Daniel był tak zasłuchany, że by tego nie zauważył, gdyby nie ingerencja wampira.
Widzę, że im dalej, tym więcej skojarzeń. Nie wiem, czy to zabieg celowy, czy po prostu tak wyszło, ale, kurczę, coraz bardziej mnie się ten tekst podoba!

ROZDZIAŁ TRZECI
Zaczęło się od tego, że Ben kocha swoją pracę. Widzę, że lubisz pasjonatów swoich zawodów, bo to już kolejna postać z powołaniem. Tym razem powołaniem do drogówki. Może być. Za to uważam, że Ben jest tu całkiem uroczy. Ach, no i wprowadziłaś kolejny wątek. Świetne! Jednym jest historia Edwarda, drugim Angela i jej pacjent, trzecim - Ben i...? Zobaczymy.
Cytat:
Pamiętasz tą sprawę

tę sprawę
Cytat:
Cullen nie interesuje się tę sprawą

tą sprawą (zwracaj uwagę na końcówki)
Nie wiem, jak się odnieść do romantyzmu Grubego Ala. Z jednej strony wiem, że jest Prison Break i tam w pierwszym sezonie Sucre pisał bardzo uczuciowe listy do Maricruz, ale z drugiej... wielki, spasiony, obleśny, śmierdzący facet, wydawać by się mogło, że najchętniej by Edwarda... khm, tego. I taki materiał na mordercę prosi o napisanie wierszydła o pielęgniarce? Hmm. No dobra. Niech będzie.

ROZDZIAŁ CZWARTY
Eeeejże! Hold on your horses!!! Czy szanowny Eric z tą zołzą Lauren coś Angeli udowodnili? Bo dla mnie to nie były nawet poszlaki, tylko domysły i zgadywania. I na tej podstawie podejrzenia i huk? Pardon, ale jeśli chcieli narobić huku w mediach, to powinni mieć jakieś dowody na to, a nie tylko zgadywanki.
Zdenerwowałam się. Rzecz jasna wrzeszczałam sobie na bohaterów, ale o tym też powinnaś pomyśleć. Nikogo nie można o nic oskarżyć i podejrzewać (szczególnie publicznie), jeśli nie ma się ku temu podstaw. A za podstawę ja tu widzę tylko Laurenową złośliwość i słabe domysły. To trochę za mało.
No chyyyyyba że to jest ukartowane, ale to by było trochę za proste... A może? Kurczę, sama nie wiem.

ROZDZIAŁ PIĄTY
A jednak. No dobra, Erica podejrzewałam (tylko mu motywu nie wymyśliłam), ale Jake to mi do łebka nie przyszedł. *gładzi długą siwą brodę Gandalfa* Przyznaję – udało ci się mnie zaskoczyć.
Ubawił mnie setnie wiersz, który klecił Edward. Ciekawie otoczył moment ze wspomnień o Belli. Kiedy wspomnienie się kończy, Edward otwiera oczy... i lecą rymy. Śmieję się, choć jest mi smutno.
Cytat:
Świat nie jest czarnobiały

czarno - biały
Cytat:
Yorkie uświadomił sobie, że zakrztusił się własną śliną.

Uświadomił sobie? Kiedy się krztusisz, to sobie tego nie uświadamiasz, po prostu się zachłystujesz.
Cytat:
domaga się sprawiedliwości, lub pójdzie na rękę

Przed „lub” nie stawia się przecinka.
Określenie na więźniów „biedacy” mi zgrzytnęło. Biedacy? Z jakiegoś powodu trafili za kratki. Kogoś okradli, może zamordowali, może trudnili się handlem żywym towarem? Nie, dla mnie to nie są „biedacy”.
Cytat:
interesowała się sprawą i sekcją

Cytat:
miedzy nimi jest

między
Cytat:
- Jesteś pewna, że to nie Yorkie ukradł tych dokumentów?

te dokumenty

ROZDZIAŁ SZÓSTY
I kolejny wątek – Lauren. Suhak, muszę ci przyznać, że naprawdę fajnie rozbudowujesz to opowiadanie i poświęcasz czas postaciom. Idzie ci to całkiem dobrze i się w tym wszystkim nie gubisz. Bardzo mi się to podoba.
A już samym miodem są niektóre przemyślenia Edwarda.
Cytat:
Nie można było powiedzieć, aby należał do ludzi specjalnie
religijnych - właściwie to miał swoje własne pojęcie Boga - ale doskonale wiedział, że w żadnym Raju,
ani katolickim, ani muzułmańskim, ani żadnym innym, nie przyjmą mordercy z otwartymi ramionami.

Świetne. Chociaż kolejny akapit o Bogu etc. to już było ciut za dużo. Gdyby się skończyło na tym akapicie, który zacytowałam powyżej – byłoby akurat.
Więzienna rzeczywistość wygląda jak z filmu. Naprawdę, nie pasuje mi tu Gruby Al, który najpierw chce zaliczyć Eda, a potem z nim kumplować, ale korupcja ze strażnikami – czemu nie? Nie wiem, na ile to wszystko wiarygodne. Nigdy (na szczęście!) nie siedziałam za kratkami, to nie mogę tego zrównać z rzeczywistością. Podejrzewam też, że system amerykański wygląda inaczej niż polski (zupełnie, zupełnie inaczej). Muszę zatem zaakceptować ten wątek takim, jakim jest. Ale mi nie przeszkadza. Zawsze lubiłam filmy, których akcja działa się w więzieniu i łykałam w nich wszystko jak leci. Po prostu lubiłam takie klimaty. Zatem twoją wizję też przyjmuję. Żałuję, że nie mogę tego z niczym porównać, ale nie będę się tym dręczyć. Bez przesady. :)

ROZDZIAŁ SIÓDMY
Aczkolwiek izolatka izolatką, ale ciekawi mnie, czy w dzisiejszych czasach (albo przyszłych – w końcu mamy wrzesień 2009) wciąż jeszcze stosuje się karę chleba i wody. Już od samych przymusowych ciemności sam na sam można sfiksować.
Randka z Bellą – zabawna sytuacja, taka do wspominania. Aczkolwiek zastanowiła mnie końcówka. Czyżby Bella czytała wcześniej poezje Edwarda i znała jego nazwisko? I tylko dlatego mu wybaczyła i zaczęła się uśmiechać? Bo był zdolnym poetą? Oj...

Suhak, wybacz trucie rozdział po rozdziale. Opowiadanie bardzo mi się podoba. Styl masz dobry, nie spieszysz się, opisy mnie zadowalają i piszesz dobre dialogi. Czyta się to świetnie, wciągnęło mnie jak bagno i mam ochotę na jeszcze. Tak więc, odpowiadając na twoje pytanie z „Ogółem o FF” - jak to co masz robić dalej z Symfonią?! Pisać! Bo ja chcę dalszy ciąg!

Niech ci wen sprzyja,
jędza thin


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez thingrodiel dnia Wto 22:13, 26 Maj 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
steffi
Człowiek



Dołączył: 10 Sty 2009
Posty: 95
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Pon 21:53, 25 Maj 2009 Powrót do góry

ej o co chodzi???
czemu Bella zgodziła się jak usłyszała nazwisko Edwarda??
ja chce nastepny rozdział i mam nadzieje że bedzie szybciej niż poprzedni
poza tym ta część oczywiście świetna
masz talent dziewczyno
weny życzę


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Suhak
Zasłużony



Dołączył: 23 Lut 2009
Posty: 951
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 136 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: lubelskie

PostWysłany: Pon 22:40, 25 Maj 2009 Powrót do góry

Cytat:
Druga sprawa, która zwróciła moją uwagę, to szybkość, z jakąś nadjeżdża policja.

Policja nie przyjechała tak szybko. Nie każdy to wyłapał, ale to Edwardowi wydawało się, że minął moment. Być może ciężko to zrozumieć, ale dla niego wszystko działo się tak szybko... jak już było kilka zdań potem :)

Cytat:
Wiara Angeli w ludzi jest niemal patologiczna. Zastanawiam się, ile osób pracujących w tym zawodzie, wciąż jeszcze wierzyłoby tak w morderców, co ona. Trochę szkoda, że nie ma dystansu do swojej pracy. Z takim nastawieniem ilość rozczarowań, które ją spotkają, szybko ją przytłoczy i sama wyląduje w szpitalu. Dziwię jej się. I nie mogę w nią uwierzyć. Aczkolwiek być może są tacy ludzie, którzy bez względu na wszystko zachowują optymizm i wiarę w ludzkość. I którzy za wszelką cenę będą chcieli wszystkim pomóc.

thin, niech Ci Bóg w dzieciach wynagrodzi za to... Teraz już wiem, dlaczego Angie jest tak naiwna - ja się chyba z nią po prostu zidentyfikowałam. Bosko... No tak, idealnie pasuje: patologiczna wiara w ludzi, wieczne rozczarowania, głupi wręcz optymizm... itede. No dobra, popracuję nad tą Angelą, dodam jej troche realizmu... I tak po wypowiedzi Robala planowałam to zrobić, z teraz Ty tylko utwierdziłaś mnie w przekonaniu, że to konieczne Wink

Cytat:
Zastanawiam się, co to jest "więzienie o średniozaostrzonym rygorze". Coś takiego istnieje?

A, toś mnie zbiła z pantałyku. Od zawsze byłam przekonana, że coś takiego istnieje, ale teraz, jakby się nad tym zastanowić... Hm, czy ja wiem?... Cóż, po prostu uniknę podkreślania, jakiż to rygor jest ;P

Cytat:
Suszak, a teraz poważne pytanie - czytałaś kiedyś Moje sekretne życie bądź Dziennik geniusza Salvadora Dali?

Mów do mnie jeszcze. Nie czytuję takich rzeczy, niestety - czasu brak :(

Dodatkowo, kochana thin, uprzedzałam, że lepiej czytać wersję .pdf'ową, bo jest poprawiona. Tamte błędy są poprawione w tymże pliku... a może i nie... A, nie, no tak, nie uaktualniałam jeszcze go. W każdym razie obydwie "tą" są poprawione :)


Dziękuję za miłe słowa, ja co prawda mam znacznie więcej zastrzeżeń do tego tekstu, ale kij z tym. Ludziom się podoba, a jak mnie niekoniecznie - wmawiam sobie, że się staram, jak mogę, i wystaczy. Cieszę się, że w gąszczu wydarzeń, afer, romansów i przemyśleń nie ginie to, co kocham tu najbardziej - narcyzm retrospekcyjnego Edwarda, jego zamiłowanie do samego siebie i swojej poezji. Zawsze się świetnie bawię, jak to piszę Wink Podobno zawarłam tam też nutkę siebie, ale to w sumie dobrze... A może i nie? Kto wie.
Boję się, że w połowie znudzi mi się fandom. No ale staram się o tym nie myśleć, po prostu chyba powycinam parę wątków i tyle, na wszelki wypadek. Lepiej skończyć wcześniej niż nie skończyć w ogóle Rolling Eyes

Dziękuję bardzo za chęci, miłe/mniej miłe słowa oraz poświęcony czas... Do zobaczenia pod Synem marnotrawnym za niedługi czas Twisted Evil


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Zagubiona
Człowiek



Dołączył: 09 Mar 2009
Posty: 93
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Wto 16:35, 26 Maj 2009 Powrót do góry

Hej!
Bella zgodziła sie z nim póść tylko wtedy gdy usłyszała nazwisko Edwarda.
MOże zgodziła się tylko ze wzgeldu na nazwisko?
Chociaż wątpie/ Przeciez Edward kochał/kocha Bellę.
Ogólnie rozdział znakomity.

Pozdro i życzę weny...

Zagubiona...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
thingrodiel
Dobry wampir



Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 1088
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 148 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka

PostWysłany: Wto 20:46, 26 Maj 2009 Powrót do góry

Suhak napisał:
Dziękuję bardzo za chęci, miłe/mniej miłe słowa oraz poświęcony czas... Do zobaczenia pod Synem marnotrawnym za niedługi czas Twisted Evil

Tak, żaluzju poniali... Rolling Eyes

Jeśli chodzi o Dziennik geniusza - polecam. Dali nie tylko był utalentowanym malarzem, ale i dobrze pisał. I tam właśnie były teksty typu "jestem geniuszem". Tylko u niego nie pojawiało się określenie "nieodkrytym". On był już sławny i z tej pozycji pisał. A poza tym był mitomanem, ale to insza inszość.

Wracając do tematu - ja się w ogóle powinnam wstydzić swojego komentarza. Nie zakończyłam go ładnym podsumowaniem, które mi się kroiło, ale mnie już matuś goniła sprzed kompa. No i mi się zapomniało. Tak więc wstydam się i niniejszym dokładam to, co miało być na końcu.

Ogólnie uważam, że opowiadanie jest dobre. Wciąga jak bagno, piszesz je z wdziękiem. Dodam tylko, że wystarczy pozmieniać imiona bohaterów, nieco jeszcze popracować, dopieścić i... dośpiewaj sobie resztę. Twisted Evil Może warto to przemyśleć?

W kwestii wyłapanych błędów - czytałam w pdfie i były tam. Ale skoro piszesz, że ma być update, to już nie marudzę.

Oby ci wen nie padł i fandom się nie znudził. Jeśli się znudzi - patrz: dodatek do komentarza. Mr. Green Serio, uważam, że opowiadanie mogłoby funkcjonować jako samodzielny tekst, a nie ff.

Dobra, kończę trucie. Życzę wena i chęci do dalszej pracy.
Buźka!
jędza thin


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Suhak
Zasłużony



Dołączył: 23 Lut 2009
Posty: 951
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 136 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: lubelskie

PostWysłany: Śro 20:57, 27 Maj 2009 Powrót do góry

thingrodiel napisał:
Ogólnie uważam, że opowiadanie jest dobre. Wciąga jak bagno, piszesz je z wdziękiem. Dodam tylko, że wystarczy pozmieniać imiona bohaterów, nieco jeszcze popracować, dopieścić i... dośpiewaj sobie resztę. Twisted Evil Może warto to przemyśleć?

Wiesz, kusząca propozycja, ale ja prawie nigdy nie zaczynam tego, co kończę, chyba że nie mam innego wyjścia... Miło mi, że tak uważasz, ale to by się raczej nie sprawdziło :D


***


Rozdział VIII mam już w jakichś 50%. Więc czekać tak długo nie będziecie musieli Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
vampir
Wilkołak



Dołączył: 07 Lut 2009
Posty: 124
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Nie 12:57, 31 Maj 2009 Powrót do góry

Kolejny rozdział już od dawna ty być, a ja go jeszcze nie skomentowałam, czy przeczytałam.
Podoba mi się randka. Edward był przezabawny. Biedak wszystko pomylił. Nie dość, że godzina nie ta, to jeszcze lokal zamknięty.
Zastanawiam się, czego ona nagle tak zmieniła zdanie, bo tym jak usłyszała, że to Edward Masen. Zna jego poezje i się nią zachwyca? Pewnie tak.
Zastanawiające jest również to, dlaczego tu akurat piszesz Masen, a przez cały utwór ma nazwisko Cullen. Czyżby mi coś umknęło? No cóż...
Czekam na kolejny rozdział i życzę dużej weny oraz żeby Ci się temat nie znudził, skoro piszesz, że to jest możliwe.
Pozdrawiam
Vampir


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
love_jasper
Wilkołak



Dołączył: 21 Lut 2009
Posty: 105
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 16:53, 31 Maj 2009 Powrót do góry

Nareszcie historia Edwarda, już dawno nie było nic o nim. Ach, Edek jest świetny. Nadęty, tfórczy, "romantyczny". No po prostu komicznie - boski. Afrodyta wymiata - zjechało Adonisem :D. Zgrabnie to wszystko opisujesz, czyta się świetnie i oby tak dalej!
a jakże pozdrawiam Cię:
<pozdrawia> Niech słońce zawsze świeci pionowo nad twoim kapeluszem, tak, by twoja głowa pozostawała w cieniu!</pozdrawia>


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez love_jasper dnia Nie 16:55, 31 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Miss NY
Nowonarodzony



Dołączył: 25 Maj 2009
Posty: 13
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 18:24, 31 Maj 2009 Powrót do góry

Ciekawy, oryginalny, emocjonujący, nieprzewidywalny – to tylko , niektóre słowa opisujące ten ff. On jest niesamowity taki świeży naprawdę uwielbiam go :D . Umiejętnie prowadzisz wątki kryminalne ,a to nie jest łatwe. Czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam Uwaga


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Suhak
Zasłużony



Dołączył: 23 Lut 2009
Posty: 951
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 136 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: lubelskie

PostWysłany: Sob 10:05, 06 Cze 2009 Powrót do góry

Witajcie, moi mili.
Otóż wystąpil problem. Problem natury technicznej. Bardzo technicznej. Ów problem polega na tym, że miaam przeinstalowanego kompa no i teraz... nie mam Office'a, a nie mogę go wgrać, bo schrzanil mi się laserek w czytniku plyt CD. Na domiar zlego - nie dziala mi literka "l" z kreseczką -.-
Chyba będę zmuszona pisać w Open Offisie, co jest dla mnie istną katorgą, ale póki co nie mam wyjścia. Powiem tylko, że rozdzial VIII jest prawie gotowy :)

Pozdrawiam.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Robaczek
Moderator



Dołączył: 03 Sty 2009
Posty: 1430
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 227 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 13:58, 13 Cze 2009 Powrót do góry

Po zatamowaniu krwi cieknącej z nosa, opatrzeniu przez Amandę ran, posmarowaniu guza jakąś maścią i całkiem przyjemnym masażu obolałych miejsc, Emmett przyniósł mi czarną marynarkę ze spodniami do kompletu.
Przecinek umknął.

Robal to ja, robal to ja! Mnie wybrała! ^,^ Dziękuję za dedykację i cieszę się, jeśli mogłam zmotywować, jakkolwiek.

Tobie tylko dać pióro do ręki i patrzeć, co z nim zrobisz. Wspaniale odnajdujesz się zarówno w trzecio, jak i pierwszoosobowej narracji. Dajesz niesamowity pokaz swoich umiejętności, zmieniając narratora, różnicując natężenie emocjonalne, język. Płynnie przeszłaś od wstępu, w którym nie uświadczy się ani jednej kwestii dialogowej i który jest niemal formalnym opisem, sprawozdaniem - do retrospekcji Edwarda, gdzie jak zwykle ukazujesz jego charakter przez niejaki komizm językowy, komizm charakterologiczny. Nadajesz zwyczajnej, banalnej pierwszoosobówce nowy wymiar, łączysz ironię z humorem i robisz to naprawdę umiejętnie, zgrabnie. Uwielbiam te retrospekcje, uwielbiam tamtejszy język, emocjonalność Edwarda. Dzięki temu Twój fanfick jest, na dzień dzisiejszy, jedynym z tego fandomu, który mnie bawi. Bardzo cenię sobie tę słodko-gorzkość. I ukazujesz charakter głównego bohatera nie tylko przez jego wspomnienia, ale przede wszystkim przez zestawienie ich z teraźniejszością, z tym, jak zmieniło go więzienie, jak zmienił go także czas, który upłynął między morderstwem a tymi wspomnieniami. Z jednej strony obserwujemy zamkniętego w sobie mężczyznę, co do którego nie wiemy, co pchnęło go do popełnienia zbrodni, którą splamił sobie ręce, widzimy cynicznego introwertyka, który zbudował wokół siebie potężny mur - nie do przeskoczenia dla otaczających go ludzi oraz dla czytelników. Z drugiej strony pokazujesz nam młodego chłopaka, przed którym - mimo tego, co już przeżył - rozciąga się cała przyszłość, ogromne spektrum możliwości, który jest zadufany w sobie, nie do końca doświadczony. Uwielbiam, uwielbiam język, jakim operujesz w jego narracji pierwszoosobowej. Powtarzam się? Trudno.
Postać Edwarda stwarza Ci niesamowitą szansę, jako autorce, z której - mam nadzieję - skorzystasz. Z każdym rozdziałem coraz dalej posuwasz się w jego kreacji, coraz więcej odsłaniasz, pozwalasz go coraz lepiej poznać i ufam, że tego nie zaprzestaniesz. Tyle możesz zrobić - to niezwykłe, jak gęstą sieć tekstu pleciesz, a jednocześnie nic w niej nie gubisz. Możesz rozwinąć się tu na wielu płaszczyznach i to wyłącznie dzięki sobie. Bardzo dobrze radzisz sobie, jeśli chodzi o fabułę i jeśli chodzi o kreację poszczególnych postaci. Nie można zapomnieć o rozwiązaniach językowych, do jakich się uciekasz - stylistycznie także radzisz sobie więc na piątkę z plusem. Jestem pod wrażeniem. Mam nadzieję, że w rozdziale ósmym dasz znowu dojść do głosu Angeli Naszej Kochanej, i że nie będzie dłużej aż tak kochana. Wink
Aby wen Cię nie opuszczał, bo udusiłabym paskuda gołymi rękoma. Nie pozwolę odebrać sobie radości, jaką daje mi czytanie Twojego tekstu.

Pozdrawiam,
robak


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Robaczek dnia Sob 14:01, 13 Cze 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Suhak
Zasłużony



Dołączył: 23 Lut 2009
Posty: 951
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 136 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: lubelskie

PostWysłany: Pon 17:09, 15 Cze 2009 Powrót do góry

Poprzedni rozdział

Beta: Rudaa
Wybaczcie mi długą przerwę (3 tygodnie!). Miałam problem z betowaniem, nawał nauki i te sprawy... No, w każdym razie - ten oto rozdział jest już przed Waszymi kochanymi oczkami gotowy do lotu i mam nadzieję, moje kochane istotki, że się Wam spodoba. Jeśli chodzi o IX - mam już cały... jeden akapit (!), poza tym niewiele siedzę w domu ostatnimi czasy, a jak już siedzę, to wykończona, więc nie mam zielonego pojęcia, kiedy się pojawi.
Dedykowane thingrodiel, bo jej post dał mi takiego pozytywnego kopa w dupę, że aż miło :D



ROZDZIAŁ VIII
To wszystko: jej zachowanie, zmiana sposobu mówienia, słowa, gesty, ton głosu, spojrzenie… To wszystko było tak kurewsko dezorientujące. Złapała mnie tak po prostu za rękę, zaszczyciła zachwyconym spojrzeniem, a w jej oczach pojawiły się dziwne iskierki. Przez chwilę stałem jak słup soli, myśląc gorączkowo i zastanawiając się, cóż takiego powiedziałem.
Definitywnie chodziło o nazwisko. Ale co z tym nazwiskiem? Może słyszała o mnie i o mojej niedocenionej poezji? Może przeczytała ją – jako kobieta światła i inteligentna – w najnowszym Kąciku poezji cichej i uznała, że ktoś taki jak ja musi być wspaniałym człowiekiem? Być może zabrzmiało to nieskromnie – ale przecież nie można być pokornym całe życie, prawda? Raz na jakiś czas trzeba pozwolić sobie na odrobinę… nieskromności. Tak, z pewnością chodzi tu o mój niedoceniony geniusz.
- A więc słyszałaś o mojej poezji? – zapytałem, gdy siedzieliśmy w jakiejś przytulnej kawiarni.
- Tak, oczywiście – odpowiedziała, patrząc na mnie z zachwytem. – Żałuję, że tak mało o tobie słychać, jesteś naprawdę utalentowany.
- Eee, tam. – Machnąłem ręką. – Nie przesadzaj.
- Nie przesadzam. Edwardzie, gdzie chciałbyś się wybrać? – zapytała nagle, rzucając mi szybkie spojrzenie.
- Ja? Wybór pozostawiam damom – odparłem i posłałem jej ciepły uśmiech.
- No, to mam propozycję – wymamrotała Bella, przyglądając mi się uważnie. – Co byś powiedział na spacer po… na przykład… lesie?
- Czy ja wiem? – Spojrzałem przez okno. – Deszcz pada.
- Zaraz przestanie, tak mówili w prognozie – zapewniła mnie szybko. – O, zobacz, słońce zza chmur się przedziera! - Wyjrzałem przez szybę. Na niebie błysnął piorun. – Och, znikło, zanim spojrzałeś. No, w każdym razie – Dziwnym trafem zrobiła się podejrzanie nerwowa – pójdźmy do lasu na spacer.
- Ale…
- Proszę. – Nachyliła się odrobinę, ukazując dosyć pokaźny dekolt, co było bardzo niegrzeczne z jej strony, zważywszy na moją podatność na takie rzeczy jako samca. Wyciągnęła rękę i pogładziła wierzch mojej dłoni, trzepocząc rzęsami. – Bardzo, bardzo proszę.
- To przekupstwo – wymamrotałem sam do siebie po cichu.
- Słucham?
- Nic. Okej, niech ci będzie. – Wzruszyłem ramionami. – Jak las, to las.
- Cudownie. – Bella wycofała rękę, a w jej oczach zobaczyłem dziwne iskierki. – Jest tylko jeden problem. – Spojrzałem na nią pytająco. – Obawiam się, że muszę się przebrać. Skoczyłbyś ze mną do domu?
Wytrzeszczyłem oczy ze zdumienia. To było bardzo podejrzane. Zdecydowanie zbyt podejrzane. Nie to, żeby mi się nie podobało, ale jeszcze dwadzieścia minut temu słyszałem coś o nieodpowiedzialnym gamoniu, teraz zaś moja Afrodyta zaprasza mnie do domu... Uznałbym, że leci na moją kasę, ale to raczej wątpliwe. Niestety, niedocenieni geniusze często żyją w biedzie, o chlebie i wodzie – podobnie jak ja – a po śmierci, gdy szybują w Wielkim Błękicie, są obsypywani nagrodami, wyróżnieniami i orderami. Poświęciłbym z pewnością kilka minut ciszy za moją biedną, niedocenioną głowę, jednak przypomniałem sobie, że ona ma teraz inne zajęcia niż szlochanie nad swoim losem. Bella, młotku – pomyślała owa głowa. Skupmy się na Belli.
Co w takim razie zachwyciło mojego Anioła do tego stopnia, by ze wstępu zapraszać mnie na namiętną noc do siebie? Może po prostu moje nazwisko jest bardziej znane, niż myślałem? Zamrugałem kilka razy i spojrzałem na boginię. Nie, to niemożliwe, by ta istotka była pazerna czy choćby w małym stopniu chciała wykorzystać mój talent. Z jej oczu biła niewinność godna świętej Magdaleny… Hmm, to zdecydowanie złe porównanie.
Jednak – jak to mawiają – kobiecie należy wierzyć, ale też ją kontrolować.
- Edwardzie? Jesteś tam?
- Mogłabyś podać tytuł mojego wiersza, który najbardziej ci się spodobał? – zapytałem, marszcząc brwi.
- Wszystkie – wypaliła bez mrugnięcia okiem.
- A może jakiś konkretny szczególnie zapadł ci w pamięć?
- Sprawdzasz mnie, Edwardzie?
- To przecież nie jest trudne pytanie.
- Pójdziesz ze mną do domu, czy nie?
- Odpowiedz, proszę. – Co jak co, może i kusząca propozycja, ale poezja stała na mojej liście znacznie wyżej od upojnych nocy z aniołami.
- Skoro mi nie ufasz – odparła hardo – to możemy zakończyć tę randkę.
- Czekaj, czekaj, Bello – powiedziałem szybko, czując ukłucie paniki w sercu. – Po prostu chciałbym się dowiedzieć, który z moich wierszy ci się spodobał…
- Niech ci będzie – warknęła, a potem zmarszczyła brwi. – Nie jestem pewna, ale to było coś jak… Jak… Eee… Okrąg ognisty, albo… Albo coś…
- Kula ognista! – zawołałem z entuzjazmem. – Tak, to jeden z moich…
- Pójdziesz ze mną do tego domu, czy urządzimy sobie jeszcze mały wieczór poetycki, co?!
- Jasne, że pójdę – odpowiedziałem niezrażony i szczęśliwy z pochwały moich genialnych wypocin. – Las, krzaki, dom, cokolwiek, o nadobna.

Miałem wrażenie, że Bella była zdenerwowana. Nie mogłem tego zrozumieć. Gdy czekaliśmy na przystanku na autobus, którym mieliśmy dojechać do jej mieszkania, zachowywała się dziwnie – rzucała mi wściekłe spojrzenia i co chwilę przewracała oczami. Ale w tamtej chwili mnie to nie interesowało. Wreszcie znalazłem prawdziwego fana mojej niedocenionej przez krytyków, aczkolwiek wielkiej poezji. Wyrecytowałem inny wiersz, a mianowicie Adonisie marmurowy i próbowałem podpytać o wrażenia, odczucia i refleksje, ale w momencie, gdy doszedłem do trzeciego dna mojego genialnego tworu, z jej ust wydobyło się niebezpieczne warknięcie. Postanowiłem dać dziewczynie chwilę wytchnienia od mojego talentu, pozostawiając trochę czasu na przemyślenia związane z przesłaniem wiersza, a w między czasie zapytałem o miejsce zamieszkania.
- Topazowa siedemnaście – wyjaśniła. – Wiesz, musisz coś wiedzieć.
- Hm? – wymamrotałem, przyglądając się niebu. Nie zanosiło się na słońce, a Bella miała nagie ramiona. Musiało jej być zimno.
- Nie mieszkam sama – powiedziała szybko, rzucając mi nerwowe spojrzenie.
- Koleżanka, rodzice, siostra…? – podpytałem, przenosząc wzrok z powrotem na piękną Afrodytę.
- Właściwie to… To mieszkam z kilkoma znajomymi – wypaliła, odwracając wzrok.
- Aha.
- No, chciałam, żebyś wiedział.
Dlaczego chciała, żebym wiedział? Czyżby uważała, obecność innych w domu mogłaby nam przeszkadzać? A co, jeżeli planowała zrezygnować z upojnej nocy ze mną w roli głównej?! Może właśnie próbowała mi to zakomunikować?! Co zrobiłem źle? Co, ku***, zrobiłem źle?! Dlaczego mi to powiedziała?! Chciała mnie spławić?! Nie spodobało jej się Adonisie marmurowy?! Powiedziałem coś nie tak? Zimno jej?! Znowu ją zawiodłem?! Chodzi o siniaki? Garnitur? Wygląd? Sposób mówienia? Ton głosu? Kolor włosów? Matko Boska, jestem rudy… Może ona nie lubi rudych?! A może to oczy? Sposób bycia? Słownictwo? Gesty? Skrzywdziłem ją? Jestem dla niej za głupi? Uznała mnie za płytkiego? Może mam za duże stopy?! DLACZEGO ONA REZYGNUJE?!
- Mam nadzieję, że to ci nie będzie przeszkadzać – powiedziała, uśmiechając się ciepło.
- Nie, jasne, nie ma sprawy – odparłem. Kamień, głaz wręcz, spadł mi z serca. Postanowiłem zapisać się na jakiś kurs medytacji.
- Jak chcesz, to cię z nimi zapoznam.
Zmarszczyłem brwi. Pomyślałem, że to chyba dobry moment na podejrzliwość, ale uznałem, że nie czas na takie ceregiele. Pokiwałem tylko głową i zacząłem się zastanawiać, czy aby przypadkiem ta cała randka nie skończy się źle. Przynajmniej dla mnie. Przypomniałem sobie historię Emmetta, który uwiódłszy jakąś Jessicę, na następny dzień zastał świt bez kluczy do pokoju hotelowego, w którym zasnął. Co dziwniejsze, obudził się na ławce w parku. Spojrzałem na Bellę. Ciekawe, czy miałaby wystarczająco dużo siły, by przytachać mnie aż do pobliskiego parku, nie budząc mnie i nie wzbudzając niczyich podejrzeń. Nie, miała zdecydowanie zbyt wiotkie ramiona i za bardzo zwracający na siebie uwagę biust.
W tym momencie moich rozważań przyjechał autobus. Bella pociągnęła mnie za nadgarstek i oboje wsiedliśmy do środka.
Przez większość drogi milczeliśmy. Zagadnąłem ją tylko, czy nie jest jej zimno, zwróciłem jej uwagę na ciemne chmury i na tym się skończyło. Najwidoczniej nie była zbyt skora do rozmowy. Gdy w końcu dotarliśmy na miejsce, wysiedliśmy z ulgą z zatłoczonego autobusu i Bella zaprowadziła mnie do swojego domu.
Okazało się, że mieszka w całkiem sporym budynku z czerwonej cegły, otoczonym zielonkawym żywopłotem. Na ścianach wił się gęsty bluszcz, sięgający aż do okna drugiego piętra. Trawnik przed domem był mocno zapuszczony, chwasty i pokrzywy wyrastały z różnych dziwnych lub podejrzanych miejsc, a jedyne kwiatki, jakie przebijały się przez grube ździebła trawy, to mlecze i drobne fiołki. Drzwi do mieszkania były za to eleganckie, z wpół przezroczystą, matową szybką, okna duże i błyszczące, dach czarny i zadbany. Cały dom składał się z dwóch pięter plus parteru i robił – mimo zapuszczonego ogrodu – bardzo dobre wrażenie. Przeniosłem wzrok na Bellę, która przyglądała się uważnie mojej reakcji. Czyżby spodziewała się jakiegoś komentarza?
- Zajebisty dom – powiedziałem, uśmiechając się szeroko.
- Podoba ci się? – zapytała, idąc w stronę drzwi.
- Pewnie. Ja tam nie mam aż tak wspaniałego... zakwaterowania. Pozazdrościć – podsumowałem, widząc, że jej to schlebia. Posłała mi ciepłe spojrzenie i nacisnęła na klamkę. Zamknięte.
- Poczekaj, nie mam kluczy – wyjaśniła, naciskając na guzik domofonu. Po kilkunastu sekundach w głośniku usłyszałem męski zniekształcony głos.
- Belluś? Co, randka nie wypaliła?
- Zamknij się, Jazz – warknęła Bella, ciągnąc za klamkę – i otwórz.
Zaniepokoiłem się. „Belluś”? Jakiś facet w jej domu? Nie spodobało mi się to.
- Co dostanę w zamian?
- Przestań się droczyć i otwórz. Mam tu coś dla Mike’a.
Mężczyzna w słuchawce zamilkł na chwilę, po czym coś w okolicach zamka zaczęło brzęczeć i Bella otworzyła drzwi. U progu stał szczupły, wysoki mężczyzna, na oko w moim wieku, o wielu bliznach na twarzy i ramionach, jasnych włosach i świdrującym spojrzeniu.
- Kto to? – zapytał podejrzliwie, wpuszczając nas do środka.
- To ja was może zapoznam? – zaproponowała, zamykając drzwi. – Edwardzie, to Jasper Whitlock, albo, jak wolisz, Cullen… Jazz, to Edward Masen, ten, z którym byłam umówiona na spotkanie.
- Masen? – jęknął Jasper. Poczułem się ewidentnie urażony i odrobinę zagubiony. Czyżbym był tym „czymś dla Mike’a”? – TEN Masen?
- Tak, TEN – powiedziała dobitnie Bella, a ja poczułem dumę w sercu. A nuż, widelec kolejny fan mojej poezji?
- I znowu byłaś lepsza – warknął mężczyzna, kręcąc głową. – Miło mi cię poznać, Edwardzie – zwrócił się do mnie, podając mi rękę. – Czuj się jak u siebie w domu.
- Chciałbyś może poznać resztę? – zapytała Bella, patrząc na mnie uważnie.
- Zaraz, zaraz, a czy ty przypadkiem nie miałaś się przebrać? – zapytałem lekko podejrzliwie.
- No, a jakże. Mam propozycję. Ja pójdę na górę się przebrać, a Jasper… Jasper ci pokaże dom i moich znajomych, co ty na to?
- Dlaczego? – zapytałem. To wszystko przestało mi się podobać. Blondyn rzucił Belli szybkie spojrzenie.
- Co „dlaczego”? – Bella chyba próbowała zyskać na czasie.
- Dlaczego tak bardzo ci zależy na tym, bym poznał resztę?
Bella milczała przez chwilę, a w końcu wydusiła:
- Och, no, daj spokój, Edwardzie, przecież to takie oczywiste! Wszyscy cię tu znamy, czytaliśmy twoje dzieła i… no, wiesz, chcieliby cię tu poznać – wypaliła, rumieniąc się. Serce zabiło mi szybciej. Czyli jednak ci ze Stowarzyszenia się mylili – moja poezja ma przyszłość!
- To jak? – zapytał Jasper, nadal łypiąc z zazdrością na Bellę. – Chcesz poznać resztę?
- Jasne! – zawołałem i ruszyłem za nim. Usłyszałem jakieś mamrotanie, ale w tamtej chwili niewiele mnie to interesowało. Jasper poprowadził mnie krętymi schodkami w dół, tłumacząc:
- Teraz zapoznam cię z Esme i Rosalie – wyjaśnił. – Myślę, że je polubisz.
Otworzył jakieś drzwi i wpuścił mnie do środka.
Moim oczom ukazała się niewielkich rozmiarów scena z kilkunastoma krzesłami na widowni, jednak nie to przyciągało wzrok. Na samej scenie stały dwie piękne dziewczyny – kobiety – w moim wieku, jedna blondynka o postawie modelki, druga drobniejsza, o ciemnych włosach i ciepłych iskierkach w oczach.
Śpiewały i tańczyły. Śpiewały jakieś stare, popowe piosenki ABBY, tańcząc przy tym jak Roszpunka w bajce animowanej, co dawało tak przerażająco kiczowaty efekt, że mało co nie uciekłem z krzykiem.
- You are a dancing queen, young and sweet, only seventeen – śpiewała ta mniejsza niezwykle wysokim, czystym głosem, kręcąc się wokół własnej osi.
- Dancing queen, feel the beat from the tambourine – zawtórowała jej blondi, kreśląc stopą kółko w powietrzu niczym baletnica.
- You can dance, you can jump, having the time of your life!
- Ooh, see that girl, watch that scene, dig in the dancing queeeeeeeen!
Stałem tak przez kilkanaście dobrych sekund i przyglądałem się, jak obie dziewczyny kończą swój występ wymyślnymi piruetami. Posłałem przerażone spojrzenie Jasperowi, który jednak zdawał się być zachwycony.
- Co to, ku***, ma być? – zapytałem odrobinę głośniej niż zamierzałem. – High School Musical?!
Nie zaskoczyła mnie reakcja mojego towarzysza, na twarzy którego momentalnie zagościła złość. Przycisnął mnie do ściany i wycedził:
- Zamknij się!
Ale chyba było już za późno, bo ułamek sekundy później usłyszałem dźwięk tłuczonego szkła, kobiecy płacz i szybkie kroki. Jasper przestał na mnie napierać i zauważyłem, jak ta niższa dziewczyna, zasłaniając sobie twarz rękoma, wybiegła z sali, szlochając głośno. Przeniosłem wzrok na scenę, gdzie stała rozwścieczona blondynka, która posyłała mi gromy spojrzeniem.
- I co żeś narobił?! – wrzasnęła, zaciskając pięści. – Kim jesteś, do kurwy nędzy?!
- Eee – wyjąkałem, nie mogąc odlepić wzroku od pokaźnego biustu dziewczyny. – Właściwie to… Moją domeną są eukarionty, królestwem zwierzęta, typem strunowce, gromadą ssaki, szczepem łożyskowce, rządem ssaki naczelne, rodziną człowiekowate, rodzajem homo, a gatunkiem człowiek rozumny, więc tak, można mnie określić jako człowieka – wypaliłem, marszcząc brwi. Nie podobał mi się ton, jakim się do mnie zwróciła. Wytrzeszczyła oczy i otworzyła usta.
- Co? – zapytała trochę głupkowato.
- Wikipedia się kłania! – skarciłem ją, kręcąc głową.
- Kto to? – zapytała Jaspera. – To ten nowy?
- Bella go tu przytachała – poinformował ją blondyn, wzdychając. – Znowu wygrała.
- Skubaniec jest dobry – mruknęła dziewczyna, schodząc ze sceny ze zgrabnością modelki i zbliżając się w moim kierunku. – Kto to?
- Masen Edward – wyjaśnił mężczyzna. Poczułem się zignorowany. Naprawdę.
- Ten?
- Ten.
- Ech – wymruczała blondynka, a gdy znalazła się na pół metra ode mnie, wyciągnęła rękę i powiedziała: - Rosalie Hale, lub, jak wolisz, Cullen.
- Siemanko – odparłem, ujmując jej dłoń i muskając wargami. – Co to za kicz? – zapytałem, wskazując brodą na scenę. Rosalie rzuciła mi groźne spojrzenie, a jej usta zacisnęły się w wąską linię.
- To nie jest żaden kicz! – zawołała. – To nasz występ.
- No, jeżeli występ, to daleko nie zajdziecie – wzruszyłem ramionami. – Sama Britney by się lepiej spisała.
- To nie moja wina – wyjaśniła mi Rose, patrząc na zegarek. – Ale nie o tym teraz mowa. Pokazałeś go Carlisle’owi? Skubaniec ma potencjał.
- Ano ma – westchnął Jasper. – Nie, Carlisle nic nie wie. Dopiero co go tu Bells przyprowadziła.
- Trzeba go zawołać – uznała blondynka. – A ty – Wskazała na mnie palcem – pójdziesz i przeprosisz biedną Esme. TERAZ.
Wypchnęła mnie za drzwi i wskazała kierunek.

***

- I... Tak właśnie poznałem Cullenów – zakończył Edward, uśmiechając się szeroko. - Potem dali mi nieźle popalić...
- Zaraz, zaraz. – Angela zmarszczyła brwi. - Cullenów? A jak TY masz na nazwisko w końcu? Masen czy Cullen?
Edward westchnął.
- To... w pewnym sensie... część historii – wyjaśnił. - Zresztą, słonko, zaglądasz ty czasem na Wikipedię? - zachichotał, nawiązując do swojej wypowiedzi z retrospekcji.
- Obawiam się, że nie – odparła Angela, kręcąc głową. - Nie sądzę, aby tam były jakiekolwiek wartościowe informacje.
Nagle Edward spoważniał. Zmarszczył brwi i zaczął się nad czymś zastanawiać. W końcu podniósł wzrok na swoją rozmówczynię i wymamrotał:
- Więc chcesz mi powiedzieć, że w aktach nic nie ma?
- O czym ty mówisz?
- Tym lepiej dla mnie – odpowiedział, splatając ręce na piersiach. - I dla mojej historii. Zmieńmy temat – zaproponował. - Co u ciebie? Co w Departamencie?
- Już tam nie pracuję – odparła Angela bez cienia żalu. - Wywalili mnie.
- Co? - Edward wytrzeszczył oczy. - Dlaczego?
- Oskarżyli mnie o kradzież akt – wyjaśniła, wzruszając ramionami. - Których, oczywiście, nie ukradłam, ale chyba wiem, kto to zrobił.
Cullen nagle zrobił się bardzo nerwowy. Rozplótł ręce i zaczął wykręcać sobie palce.
- Wyrzucili cię za kradzież akt? To znaczy... Oskarżyli cię o to?
- Obawiam się, że tak.
- I wiesz, kto to zrobił?
Angela zamilkła na chwilę, kalkulując. Zastanawiała się, czy opłaca się jej wyznać Edwardowi prawdę, czy udawać, że nie wie nic o kłótni z Blackiem...
- Podejrzewam.
- Kogo?
Spojrzała mu w oczy. Jego intensywnie zielone tęczówki wyrażały na wpół przerażenie, a na wpół złość. Nie była pewna, czy prawda była dobrym rozwiązaniem, z drugiej zaś strony wiedziała, że ten człowiek zasługuje na zaufanie. Czuła mimo to, że i tak, i tak nie wyniknie z tego nic dobrego.
- Erica Yorkie – odparła. - Szefa Departamentu.
- Aha – odpowiedział, rozluźniając się. - Aha.
- Edwardzie – zaczęła powoli, patrząc mu w oczy – co się stało? No, wiesz... Dwa miesiące temu.
- Nie chcę o tym mówić – odpowiedział bez wahania.
- Ktoś ci coś zrobił?
- Nie chcę o tym mówić – powtórzył.
- Znałeś tego mężczyznę?
- Angelo, działasz mi na nerwy. To bardzo nie po psycholodzku. - Próbował robić dobrą minę do złej gry, jednak wyraźnie był rozwścieczony. Zaciskał pięści do tego stopnia, że widać było ścięgna, a szczęka zadrżała mu ze złości.
- Edwardzie... Będziesz się mścił?
Milczał. Jego pierś podnosiła się i opadała spokojnie, acz nierówno, a w oczach pojawiły się dziwne błyski.
- Wiesz dobrze, że to nie ma sensu... Zrozum, stracisz swoją szansę na wcześniejsze wyjście za dobre sprawowanie!
- Już straciłem – odparł, wzruszając ramionami. - Będą mnie tu trzymać do usranej śmierci, zobaczysz.
- Oczywiście. Jeżeli będziesz próbował się mścić. - Angela nachyliła się w jego stronę.
- Wiesz dobrze, że nie zależy mi na wolności.
- Wiem o tym doskonale – odparła, krzywiąc się. - Ale wiem także, że źle ci z krwią Michaela Newtona na rękach.
Angela nie wiedziała, że to w ogóle możliwe, ale pięści Edwarda zacisnęły się jeszcze mocniej, a jego spojrzenie zyskało na zwierzęcości.
- I co z tego?
- Jesteś pewien, że chcesz mieć jeszcze jedną duszę na sumieniu?
- Przestań – wycedził. - I tak mnie nie przekonasz...
- To także człowiek, Edwardzie. Wiesz dobrze, że nie ma znaczenia czy dobry, czy zły.
- Przestań!
- Ja tylko mówię, że to nie najlepsze rozwiązanie... Powtarzam: już masz na rękach krew jednego człowieka.
W tym momencie Edward pękł. Zerwał się z siedzenia i rzucił nienawistne spojrzenie Angeli. Jego oddech stał się nierówny i chrapliwy, a w oczach błysnęło szaleństwo.
- Wyjdź – wycedził, wskazując na drzwi. - Natychmiast! I módl się, żebym cię więcej nie zobaczył!
- Nie zemścisz się – odparła, także wstając. - Nie jesteś przestępcą.
- Wyjdź!
- Przemyśl to sobie.
- Nie wracaj tu – zawarczał z wściekłością. - Nie masz po co. Żałuję, że opowiedziałem ci tak wiele.
- W takim razie żegnaj. A ja tymczasem poszperam w policyjnych aktach.
Wyszła bez słowa, a jej krokom towarzyszył głośny jęk i przekleństwa.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin