FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Tracąc niewinność (kontynuacja Otchłani) [T] [Z] Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
anja
Zły wampir



Dołączył: 18 Gru 2008
Posty: 316
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: ze skórzanej kanapy

PostWysłany: Czw 14:41, 02 Lip 2009 Powrót do góry

Oto i długo oczekiwany, kolejny rozdział tłumaczenia. Tym razem dodaję go ja, ponieważ Robaś postanowiła stworzyć do tego przekładu duet (jak już wcześniej informowała) i sprawnie wciągnęła mnie do tej roboty, za co uprzejmie się jej kłaniam Wink

Z powodu długości rozdziału postanowiłyśmy go podzielić na dwie części.

Życzę miłej lektury,
tłumaczka nr 2 -
anja


*******


beta: Robaczek, iskra


Rozdział czwarty
- Pokusa -


CZĘŚĆ I


Następnego ranka pojechaliśmy do szkoły przez Manhattan, Edward i ja. Wybraliśmy się jego samochodem, bo reszta rodzeństwa zawarła z - w dalszym ciągu naburmuszoną - Rosalie umowę dotyczącą jazdy.
Włączyłam radio, żeby zająć się czymś innym poza bezsensownym gapieniem przez szybę. Ale nawet muzyka się powtarzała. Chwilami zapowiadali zespoły, które kiedyś należały do prywatnej czołówki Phila i na punkcie których szalały później dzieciaki. W końcu nie wytrzymałam i zdenerwowana wyłączyłam radio. Edward wziął moją dłoń, kładąc ją sobie na kolanie.
- Nie mam zamiaru pytać cię kolejny raz, czy naprawdę chcesz to zrobić. I tak wiem, że dostanę taką samą odpowiedź, jak jakieś dwadzieścia pięć razy wcześniej.
- I dobrze.
- Ale czuję się w obowiązku wspomnieć, że my też moglibyśmy się gdzieś wymknąć. Nie na długo. Może na rok. Tylko we dwoje. Moglibyśmy żyć w Europie, w Anglii! Przecież zawsze chciałaś tam pojechać, w końcu to miejsce akcji twoich ulubionych powieści...
Wiedziałam, że chce tylko odwrócić moją uwagę od nieprzyjemnego tematu i odstresować. I udało mu się to – przez sekundę miałam przed oczami Opactwo Westminsterskie. Ogarnęła mnie nagle niewytłumaczalna, całkiem bezpodstawna tęsknota.
- Kuszące... Ale nie pójdę na to.
Odetchnął ciężko i zamilknął na moment.
- Wolno mi coś zasugerować?
- Proszę bardzo.
- Domyślam się, że współczujesz Davidowi, dlatego powinnaś pomyśleć o tym, jak bardzo mogłabyś go skrzywdzić i…
- David - powtórzyłam głucho.
Edward zupełnie zapomniał o tym, że prowadzi i rzucił mi wnikliwe spojrzenie.
- Bello, przepraszam! Nie chciałem…
- Już w porządku! Tak czy siak, sama bym się niedługo czegoś o nim dowiedziała.
Milczał jeszcze przez chwilę, po czym znowu skierował wzrok na przednią szybę.
- Powinnaś rozpatrzyć wszystkie możliwości. Jeśli tobie... przytrafi się jakieś potknięcie... W co nie wierzę! - dodał prędko, gdy drgnęłam. – Ale jeśli coś się stanie i ugryziesz go, sprawisz mu straszliwy ból. Pamiętaj o tym, kiedy pokusa będzie zbyt duża.

To właśnie cierpienie w czasie przemiany stanowi najbardziej wyraziste wspomnienie z mojego ludzkiego życia. Mam tych wspomnień o wiele więcej, zarówno pięknych, jak i straszliwych, ale w porównaniu z tym najważniejszym są zamglone, wręcz oniryczne.
Pamiętam żywo ten koszmarny ból, ogień płonący w moim ciele, ale nie zapominam również, że już wcześniej miewałam tak wiele nieznośnych dolegliwości. Bóle głowy wywołane przez guza mózgu były niczym zanurzenie w lodowatych wodach Lete* w mitologicznych podziemiach Hadesu. Natomiast przemiana przywodziła na myśl raczej powtórne narodziny Feniksa… I tym też była.
Wiem, że Edward ani razu nie odstąpił od mojego boku. Przez trzy dni trzymał mnie za rękę i modlił się. W niektóre noce w moich uszach nadal dźwięczy cichy szept jego słów, niczym kołysanka: "Panie, błagam, zlituj się nad duszą twojego wyjątkowego dziecka… Nie mogę jej stracić… kocham ją… In nomine Patris, et Filii, et Spiritus Sancti… Przebacz mi, Ojcze...". To był pierwszy i ostatni raz, kiedy słyszałam, jak Edward prosi o litość.
Siedział przy mnie, gdy obudziłam się pierwszego ranka mojego nowego życia. Oczy miał zupełnie czarne i w nieznany mi sposób zmęczone. Nie mogłam dłużej wytrzymać tego spojrzenia, więc zaczęłam wpatrywać się w jego usta. Pamiętam jeszcze, jak pomyślałam: „Nigdy więcej beznamiętnych pocałunków”, po czym – dużo szybciej niż zwykle – usiadłam na jego kolanach i pocałowałam go. Pocałowałam tak, jak zawsze tego pragnęłam. Później stwierdził, że jeszcze nigdy go tak nie przestraszyłam... To jednak wcale nie powstrzymało go przed oddaniem mi pocałunku w ten sam sposób.
To wspomnienie sprawiło, że kąciki moich ust drgnęły ku górze.

- Co? - spytał zbity z tropu. Znów nie zwracał uwagi na drogę, lecz dokładnie badał wzrokiem moją twarz.
Takie zachowanie zawsze rzucało mi się w oczy, chociaż nie musiałam już martwić się swoim zdrowiem.
- Nic. - Odpowiedź była ledwie zrozumiała, ponieważ próbowałam stłumić chichot.
Edward westchnął i odgarnął mi z twarzy kosmyk włosów, swoją silną, ale przy tym delikatną, dłonią.
Przebiegł mnie dobrze znajomy dreszcz.
- Czasem tak bardzo bym chciał, żeby twoje czoło było oknem, przez które mógłbym przyjrzeć się twoim myślom.
Nie mogłam już dłużej powstrzymywać śmiechu.
- Czy nie wyglądałoby to dziwacznie? – parsknęłam, krztusząc się.
- To by się okazało!
Śmiech ugrzązł mi w gardle, gdy samochód skręcił za rogiem. Za nim ukazała się szklana fasada, wysokie, druciane ogrodzenie, a dalej w zasięgu mojego wzroku - szara elewacja z matowymi szybami w oknach.
Szkoła.
David.
- Oddychaj, Bello. – Polecenie nie wydawało mi się nawet w przybliżeniu tak naglące, jak za czasów mojego ludzkiego życia. Przeciwnie, głos Edwarda był spokojny i opanowany. Biłam się przez chwilę z myślami, wciąż nie oddychając, a kiedy upewniłam się już, że znajduję się w bezpiecznej odległości, zaczerpnęłam gwałtownie powietrza.
Edward zaparkował obok kabrioletu Rose. Opierając się o skrzynię biegów, wziął moją twarz w dłonie.
- Naprawdę chcesz to zrobić?
- Już pytałeś.
- Do diabła! - Puścił mnie i chwycił kierownicę, a jego długie palce zostawiły na niej głębokie wgniecenia. - To jest przecież...
Przywarłam plecami do drzwi. Przestraszył mnie, jednak znowu się nad nim pochyliłam.
- Co? O co chodzi?
Gdy patrzył na mnie, wziął szybki wdech, a oczy pociemniały mu na chwilę. Jego tęczówki natychmiast na powrót pokryły się płynnym złotem, jednak tamten moment wystarczył, bym znowu przykleiła się do drzwiczek.
Edward wyciągnął ku mnie rękę. Sprawiał wrażenie przestraszonego, a jego twarz odzwierciedlała w jakiś sposób moją własną... nie wiem dlaczego. Palce zatrzymały się zaledwie centymetr od mojego policzka, zastygając, po czym znowu je cofnął.
- Nic – odpowiedział i wysiadł z auta.
Musiałam ponownie wziąć głęboki wdech. Z początku nie mogłam się ruszyć. To nie był mój…
Obszedł volvo i zawahał się tylko przez ułamek sekundy, zanim otworzył mi drzwi. Dżentelmen mimo wszystko. Jak zawsze. I przecież... był moim mężem! Jak mogłam choćby przez sekundę w to zwątpić?
Pomógł mi wysiąść i już chciał puścić moją rękę, gdy z całej siły zacisnęłam ją na jego dłoni. Nie bronił się, gdy przyciągnęłam go do swojej piersi.
- Nie teraz, proszę. Potrzebuję cię, musisz mnie wspierać – wyszeptałam, wtulona w jego szyję.
- Wiem, wybacz. - W jego słowach przebrzmiewała kapitulacja. Nie podobało mi się to.

Czułam zwrócone na nas niezliczone pary oczu, gdy przechodziliśmy przez wykrywacze metalu w budynku szkoły, jednak nie zwracałam na to uwagi. Skoncentrowałam się na spokojnym oddechu oraz na naszych splecionych dłoniach.
Alice czekała na nas w jednym z korytarzy – wydawało się niemożliwe, by mógł być jeszcze brudniejszy niż pozostałe, ale mimo wszystko taki był. Rzuciła Edwardowi zakłopotane spojrzenie i pokręciła głową.
- Czy mogłabym się dowiedzieć, o co chodzi? - Nerwy miałam napięte do granic możliwości, więc rozdrażnienie było dobrze słyszalne w moim pytaniu. Zignorowali to jednak.
- Wszystko dobrze? Wszystko pod kontrolą? - spytała moja ukochana siostra... chociaż w tej chwili spadła w mojej własnej skali. Zdecydowałam, że w tej sytuacji jeszcze jedna kłótnia w niczym nie pomoże.
- Jestem trochę zdenerwowana, ale wszystko w porządku... Widzisz coś?
Potrząsnęła zawiedziona głową. Alice nienawidzi, kiedy jest ślepa.
- Nie, przykro mi, Bello.
- Nie szkodzi.
- Przez kilka godzin będziesz z nim sama... Pomijając innych uczniów i nauczyciela – oznajmił Edward obojętnym tonem. - Co zrobimy jeśli to... będzie zbyt silne?
- Myślę, że będę wiedzieć, kiedy Bella straci kontrolę – odpowiedziała Alice w moim imieniu. - Pewnie nic nie widzę, bo nie ma nic do zobaczenia.
- Tego nie możemy być pewni.
- Ja... - jęknęłam - ...opuszczę klasę, jeżeli mnie to przerośnie. Mam w sobie dużo siły. - Na te słowa Edward potrząsnął nerwowo głową.
- Bagatelizujesz...
- Ja mam do siebie zaufanie, mój drogi! I czy ci się to podoba, Edwardzie, czy nie, ty też powinieneś mi zaufać! - Nie przypominam sobie, czy kiedykolwiek wcześniej w czasie trwania naszego małżeństwa powiedziałam do niego coś tak ostrym tonem.
- Skoro tak mówisz, kochanie... - powiedział chłodno. Jego oczy nie były jeszcze czarne, ale niewiele im do tego brakowało. Odniosłam wrażenie, że jego skóra zrobiła się bielsza niż przedtem, a on sam przypominał kamień. Uścisnął mocno moją dłoń i zacisnął - jak zwykle, kiedy się wściekał. Mimo wszystko ciągle był zbyt piękny, wywoływało to u mnie panikę.
Nie miałam pojęcia, jak doszło do tej sytuacji. Prześledziłam ostatnie dziesięć godzin, ale nie dostrzegłam żadnego punktu zwrotnego. Po prostu wszystko się nagle zepsuło.
Alice spojrzała gniewnie na mojego męża, po czym obróciła się elegancko i podskakując, udała się na pierwszą lekcję. Ze strony grupki, która nas obserwowała, zaczęły rozbrzmiewać pełne podziwu ochy i achy.
- Powinniśmy pójść na lekcję. - Edward pociągnął mnie za rękę, a ja poszłam za nim. Nie miałam już nawet siły, by powiedzieć, że to boli.

Zapach Davida doszedł mnie na długo przed tym, nim znaleźliśmy się w klasie. Wbrew własnej woli zesztywniałam. Czułam, jak przesycone jego wonią powietrze drapie mnie w gardle, czułam wzbierające w piersi pragnienie.

David usiadł w pierwszym rzędzie, jak poprzedniego dnia. Wspierał głowę na rękach. Zasłaniające mu twarz pojedyncze kosmyki w kolorze hebanu co jakiś czas powiewały pod wpływem oddechu, a szerokie plecy podnosiły się i opadały rytmicznie.

Mój mąż pociągnął mnie gwałtownie za przegub, tak że musiałam odwrócić wzrok od chłopaka. Jak tylko zajęliśmy miejsca w ostatnim rzędzie, Edward zabrał swoją pomocną dłoń.

Na temat tej lekcji angielskiego nie ma chyba nic więcej do powiedzenia, oprócz tego, że nauczycielka pytała mnie o samopoczucie. Edward skutecznie unikał mojego widoku, a ja nie mogłam oderwać wzroku od tyłu głowy Davida. Nie wiem, jakie wiersze czytała na głos pani Stark. Jedynie gdzieś z oddali docierał do mnie jej monotonny głos… niczym niekończący się szum. Zapomniałam tylko policzyć, jak często Edward ściągał brwi z poirytowania.
Pod koniec lekcji mój mąż zostawił mnie, pytając krótko i bez większego zainteresowania, czy wszystko w porządku. Przemogłam się i kiwnęłam twierdząco głową.
Ale nic nie było w porządku.
Moje ciało płonęło i to David był wodą, która mogła je ugasić, za to mój ukochany z nieznanego mi powodu coraz bardziej się ode mnie oddalał.
I wtedy przyszedł czas na lekcję polityki…

Usiadłam w ławce w prawym tylnym kącie pomieszczenia. Specjalnie wybrałam to miejsce, chcąc znaleźć się jak najdalej od grupy chłopaków, którzy na krótko przedtem próbowali się do mnie zbliżyć. Naiwne dzieciaki!
- Mogę się przysiąść? - spytał głos, którego nie znałam, chociaż od razu wiedziałam, do kogo należy.
- Nie! - odpowiedziałam nie odwracając się do Davida, chociaż muszę przyznać, że niepotrzebnie odmówiłam tak opryskliwie. Ale najwidoczniej niewystarczająco opryskliwie, skoro i tak postanowił się przysiąść. Wściekła obróciłam się w jego kierunku. Przyglądał mi się.
Nagle w moich uszach pojawiły się naciskające na mnie głosy. Był więc Jasper, który przekonywał: „Zabij go, zabij go, zabij go...” oraz wtórujący mu z entuzjazmem Emmett. Alice powtarzała cicho, że nic nie może zobaczyć, a Rosalie jak zwykle syczała: „Wiedziałam, że tylko narobisz kłopotów”. „Nie zawiedź mnie” - usłyszałam Carlisle’a, jednak Esme nic nie mówiła. Jej niespokojne milczenie wydawało mi się oczywiste. Brakowało jeszcze jednego, dobrze znanego mi głosu. Nawet teraz Edward nie miał dostępu do moich myśli.
- Znikaj stąd! - syknęłam do Davida. Już po wypowiedzeniu tych słów uświadomiłam sobie, że na chwilę straciłam panowanie nad swoim głosem.
- Obraziłem cię jakoś, czy co?
Jego czarne włosy zalśniły w cudowny sposób, kiedy przechylił głowę. Tak samo opadły kosmyki, odkrywając szyję. Mogłam niemal zobaczyć tętnicę pulsującą pod bladą skórą, a jabłko Adama przesuwało się delikatnie z każdym aromatycznym oddechem. Uniósł brwi i zmierzył mnie swoimi intensywnie niebieskimi oczami w – jak mi się zdawało – dyskretny, schlebiający mi sposób. Miał długie, kruczoczarne, elegancko podkręcone rzęsy, za które każda dziewczyna w tej szkole oddałaby duszę. Jego usta były lekko rozchylone. Wyobraziłam sobie, jak miękkie i smakowite byłyby te wargi, w pewnym sensie słone, ale z drugiej strony niesamowicie słodkie… Kanciasta twarz, wystający, ostro zarysowany podbródek – był czarujący! Zdawało się, że gdyby chciał, mógłby zdobyć każdą dziewczynę. Tylko jego cera... miała taki szary odcień. Niezdrowa przejrzystość skóry i cienie pod oczami powodowały, że wyglądał na zmęczonego, a nawet chorego.
Usiadł za blisko, uderzył mnie jego oddech, mimo że ciągle wstrzymywał powietrze. Ciepło ciała drugiej osoby, gdy mnie przypadkiem dotknął, sprawiło, że wszystko stawało się dla mnie jeszcze trudniejsze. Pragnienie paliło moje gardło, a ręce drżały niekontrolowanie.
W jednej chwili stał się oazą na pustyni. Ratunkiem pośrodku oceanu. Spadochronem podczas spadania. Moim bijącym sercem. Zbawieniem dla mojej duszy, o które się modliłam. Miłością mojego życia...
I nagle wolałam raczej na niego nawrzeszczeć, niż go zabić. Co on sobie wyobrażał, zbliżając się tak do obcej dziewczyny? Powinien trzymać się ode mnie z daleka, przestać oddychać w moją twarz i nie patrzeć na mnie… w ten sposób!
- Nie – wymamrotałam w odpowiedzi na pytanie, uważając przy tym, by powietrze nie dostało mi się do ust. Uparcie wpatrywałam się przed siebie, gdzie leciwy nauczyciel wciąż nie dawał sobie rady z tym, by zacząć wreszcie omawiać lekturę.
- Okej. - Poczułam nawet, jak wzruszył obok mnie ramionami.
Byłam z siebie tak dumna, że uśmiech przemknął błyskawicznie przez moją twarz. Znajdował się tak blisko, zabicie go byłoby dziecinnie proste - a mimo to zdołałam się oprzeć. Pragnienie skosztowania jego krwi nadal istniało, silne i trudne do zlekceważenia, jednak możliwe do opanowania. Najgorsze miałam już za sobą, więc powinno być o wiele prościej, choć nie sądzę, bym kiedykolwiek mogła stwierdzić, że przebywanie w jego obecności nie stanowi dla mnie żadnego problemu. Doświadczałam pokusy, ale ją odparłam. Byłam silna! Edward się ucieszy, Rosalie nigdy więcej nie ujrzy moich wyrzutów sumienia i nie zawiodę już Carlisle’a. Moje ręce nie były zbrukane jego krwią.
- Tak w ogóle, David Candor, jeśli cię to interesuje.
- Bella. – Przełknęłam nazwisko „Cullen”, które zazwyczaj wymieniałam po imieniu. Zaśmiał się cicho, co zabrzmiało dość... miło.
- Cała przyjemność... po mojej stronie!
Zastanawiałam się przez chwilę, czy mogłabym jeszcze raz na niego spojrzeć. W końcu stwierdziłam, że skoro poradziłam sobie z tym za pierwszym razem, za drugim też powinno mi się udać. Przechyliłam głowę w jego kierunku, by móc mu się przyjrzeć. Patrzył na mnie uważnie i uśmiechał się, a robił to w tak uroczy sposób, że musiałam odwrócić od niego wzrok, by nie pozwolić sobie na przysunięcie się bliżej. Ponad jego ramieniem zauważyłam śliczną dziewczynę z okrągłymi policzkami, wlepiającą we mnie oczy. Chociaż sama była piękna, nie dostrzegłam piękna w jej spojrzeniu. Nie potrzebowałam zdolności Edwarda, żeby wiedzieć, jakie myśli zaprzątały jej głowę: zazdrość!
- Mnie również miło cię poznać – odparłam i wyszczerzyłam się w kierunku dziewczyny. Obróciła gwałtownie głowę, a falujące blond włosy zasłoniły jej twarz. Kątem oka dostrzegłam, jak David uśmiecha się w reakcji na moją błędnie zinterpretowaną, drwiącą minę.
- Pani Masen? – Nauczyciel kiwnął w moją stronę.
- Wydaje mi się, że powinnaś przedstawić się klasie – podpowiedział mi David szeptem.
Zadrżałam. Znowu to zrobił – znowu mylnie odebrał moje zachowanie, a w dodatku przysunął się do mnie jeszcze bliżej. W mgnieniu oka wstałam i pomknęłam do tablicy. Znalazłam się przy niej, dysząc cicho. Co za niezręczna sytuacja! Na pewno się zarumieniłam.
- Na... nazywam się Bella... Masen. Przyjechałam z Polson w Montanie.
Nauczyciel kiwnął z roztargnieniem, nie przerywając wertowania książki. Odebrałam to jako sygnał, bym mogła z powrotem usiąść.
Ten profesor był zwolennikiem starego typu nauczania, a to oznacza, że wiernie trzymał się przedpotopowej, przestarzałej i zupełnie niepoważnej książki „Jak nauczać i wychowywać? Nowoczesna szkoła roku 2010”**. Wynikało to z głupiego przekonania, że tworzenie dynamicznych i kreatywnych planów zajęć nie przynosiło dobrych rezultatów, a przez ręczne pisanie młodzież mogłaby się – na dłuższą metę – więcej nauczyć. Innymi słowy - nauczyciel danego przedmiotu, który dostawał za to całkiem przyzwoite pieniądze, po prostu dyktował z podręcznika rozdział za rozdziałem, a klasa nie robiła nic więcej, poza notowaniem. Idąc tym tropem, każdy belfer mógł wykładać dowolny przedmiot, dopóki potrafił wystarczająco dobrze czytać - minimalizowano w ten sposób marnotrawstwo podatków na wykwalifikowaną kadrę. W czasach, gdy sama byłam nauczycielką, stawałam w szeregu ambitnych rewolucjonistów, wierzących, że mogą coś zmienić, próbując przedstawić uczniom lekcję w sposób, który by ich nie znudził ani nie doprowadził do zdrętwienia dłoni od ciągłego pisania. Z żalem musiałam przyznać, że nasza rewolucja została krwawo stłumiona, a ocalałych, mających odwagę do dalszej walki, została ledwie garstka. Tak było także w tym przypadku.
W chwili, gdy usiadłam - odsunęłam się nieco od Davida – nauczyciel monotonnym głosem zaczął omawiać koncepcję Rousseau. Kątem oka dojrzałam, jak mój sąsiad pochyla się nad zeszytem i z zapałem notuje, przy czym jego charakter pisma wydawał się sto razy bardziej niedbały, niż mój. Pilny uczeń! Urocze!
Próbowałam stłumić tę nagłą falę sympatii.
Uśmiechałam się szeroko, idąc korytarzem. Przyczyniła się do tego wybitnie nudna i spokojna lekcja polityki, którą miałam wreszcie za sobą.


*Lete – mit. gr. rzeka zapomnienia w świecie zmarłych – Hadesie. Wypicie wody z niej miało powodować całkowitą utratę pamięci. Niektóre greckie wierzenia mówiły o tym, że dusze musiały to czynić przed reinkarnacją, aby nie pamiętać swoich przeszłych żywotów. (przyp.tłum.)

**Przypominam, że akcja opowiadania rozgrywa się w roku 2025. (przyp.tłum.)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez anja dnia Czw 18:31, 02 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Nati0902
Człowiek



Dołączył: 30 Mar 2009
Posty: 66
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Czw 23:17, 02 Lip 2009 Powrót do góry

No w końcu jakaś część ciesze się że jednak postanowił ktoś to dalej tłumaczyć bo jestem ciekawa czy Bella się zakocha w nim bo już coś tam wspomniała o "miłości mojego życia" ?? Chyba nie zostawi biednego Edwarda?? Jestem strasznie ciekawa:D Nie mogę nic powiedzieć o tłumaczeniu ponieważ nie znam za dobrze niemieckiego Wink Tak po za tym to rozdział fajny ale nic takiego nie wnosi do całej historii mam nadzieje że szybko się pojawi kolejny rozdział!!

Życzę dużo WENY!!!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
ajaczek
Zły wampir



Dołączył: 05 Lut 2009
Posty: 477
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Pią 11:52, 03 Lip 2009 Powrót do góry

Bardzo się cieszę z zamieszczenia kolejnego tłumaczenia rozdziału, czekałam na nie Wink Jestem zaszokowania postepowaniem Belli, ona wyznała że David został miłością jej życia???!!!! A co z Edwardem? Coraz bardziej intrygująco się robi. Mam nadzieję że teraz częściej będą się pojawiać tłumaczenia rozdziałów :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Robaczek
Moderator



Dołączył: 03 Sty 2009
Posty: 1430
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 227 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 19:59, 05 Lip 2009 Powrót do góry

Cytat:
No w końcu jakaś część ciesze się że jednak postanowił ktoś to dalej tłumaczyć

Hola, hola. :D Fakt, że teraz tłumaczy również Anja, nie znaczy, że mnie tu już nie ma. Tak łatwo się mnie nie pozbędziecie. ^,^

Druga część tego rozdziału w tej chwili się betuje. Czy też ja ją betuję, hm.
Także - do następnego.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
wampirek
Dobry wampir



Dołączył: 01 Sie 2008
Posty: 1124
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 16:01, 07 Lip 2009 Powrót do góry

Wielkie dzięki dziewczyny za przetłumaczenie kolejnego chapika, zostało już nie wiele FF które czytam na forum, ale temu oprzeć się nie mogę.
Dzięki jeszcze raz odwaliłyście jak zwykle kawał dobrej roboty.
Pozdrawiam.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
anja
Zły wampir



Dołączył: 18 Gru 2008
Posty: 316
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: ze skórzanej kanapy

PostWysłany: Czw 21:12, 16 Lip 2009 Powrót do góry

Rozdział czwarty
- Pokusa -

CZĘŚĆ II

W chwili, gdy usiadłam - odsunęłam się nieco od Davida – nauczyciel monotonnym głosem zaczął omawiać koncepcję Rousseau. Kątem oka dojrzałam, jak mój sąsiad pochyla się nad zeszytem i z zapałem notuje, przy czym jego charakter pisma wydawał się sto razy bardziej niedbały, niż mój. Pilny uczeń! Urocze!
Próbowałam stłumić tę nagłą falę sympatii.
Uśmiechałam się szeroko, idąc korytarzem. Przyczyniła się do tego wybitnie nudna i spokojna lekcja polityki, którą miałam wreszcie za sobą.


Reszta dnia w szkole przebiegła jeszcze spokojniej i nie działo się nic ważnego.
Kiedy zobaczyłam na rogu czekającego na mnie Edwarda, myślałam, że policzki pękną mi od rozciągającego je uśmiechu. Musiałam uważać na odpowiednie tempo, by nie znaleźć się przy nim za szybko. Mimo to rzuciłam mu się w ramiona nieco zbyt energicznie.
- I co? Jesteś ze mnie dumny? – wydyszałam rozradowana i przytuliłam policzek do twardej piersi.
- Tak, jestem. - Jednak ton aksamitnego głosu był wymijający, zupełnie inny, niż sobie to wyobrażałam. Uniosłam głowę.
W jego spojrzeniu znalazłam jedynie zdystansowanie i ledwo zauważalne iskierki złości, których obecności za nic nie mogłam zrozumieć. Próbował to ukryć – przed sobą albo przede mną - jednak przez wszystkie wspólne lata poznałam tę twarz wystarczająco dobrze.
- O co chodzi? - wyszeptałam najciszej jak potrafiłam, lecz on tylko westchnął i kładąc swoje długie ręce na moich ramionach, odsunął mnie od siebie. Miałam ochotę uczepić się jego koszuli, ale powstrzymałam się.
- Alice jest tobą zachwycona – oznajmił sztywnym głosem, ruszając w kierunku parkingu. Ściągnął moją torbę z ramienia i założył na swoje. Tak troskliwy i dobrze znany gest... ale teraz torba wisząca między nami uniemożliwiała mi sięgnięcie po dłoń Edwarda. Zignorowałam to jakoś i spytałam:
- A gdzie ona jest?
- Musiała odwieźć Jaspera do domu. Znalazł się za blisko jakiegoś dzieciaka. Niewiele brakowało.
Otworzył drzwi od strony pasażera, pomógł mi wsiąść do środka, po czym powoli i z gracją obszedł samochód. Nie uszło mojej uwadze, że unikał jakiegokolwiek dotyku. Obserwowałam każdy jego ruch, niegdyś tak bliski, teraz zupełnie inny.
Traciłam go i co do tego nie miałam żadnych wątpliwości. Z każdym krokiem, z każdą sekundą oddalał się ode mnie. Nie wiedziałam, co mogło się do tego przyczynić; nieważne, jak mocno bym się go chwytała, on i tak by się ode mnie odsuwał. Być może moja rozpacz była egoistyczna, ale nie mogłam jej powstrzymać. Potrzebowałam go! A on… przynajmniej kiedyś potrzebował mnie.
Usadowił się na swoim siedzeniu, udając, że nie widzi, jak się w niego wpatruję. Przy nieustającym brzęczeniu silnika głos Edwarda był trudny do wychwycenia.
- Nie jesteśmy tak silni, jak ty, Bello.

Edward zaparkował gwałtownie na szkolnym podwórku przy naszym domu. Mój mąż kocha szybkość i nie mógłby żyć z jakimikolwiek jej ograniczeniami. To odciąga jego uwagę od wieczności, jaką przyszło mu dźwigać na swoich barkach. Od wieczności, z którą nie jest w stanie się pogodzić.
Jak zwykle pomógł mi wysiąść z auta, jednak tym razem nie odebrałam tego jako wyraz szacunku i miłości do mnie, lecz jako przyzwyczajenie. Jeszcze raz zarzucił torbę na plecy i wykonał duży krok do przodu, zanim obrócił się w moją stronę. Opierając się o drzwi jego ukochanego samochodu, skrzyżowałam ręce na piersiach. Nie zamierzałam się stąd ruszyć, dopóki nie dostanę tego, czego pragnę i potrzebuję!
- Co się stało? - spytał znużony. Dokładnie wiedział, co się stało, stary oszust!
- Powiesz mi, dlaczego jesteś na mnie zły?
Westchnął ciężko, jak wiele razy tego dnia: - Nie gniewam się na ciebie, Bello.
- Oczywiście! Przecież...
- I nie, nie chcę teraz o tym mówić.
Odchyliłam się tak gwałtownie, że karoseria zatrzeszczała pod naporem mojego ciała, a ja sama prawie się przewróciłam. Nie ruszył się nawet o milimetr, ale ileż sił go kosztowało, żeby stłumić w sobie rycerski odruch.
- Edwardzie, ja...
Odwrócił się i postąpił kolejny krok, a następnie położył moją torbę na brukowanym podjeździe.
- Idę polować – oznajmił sucho.
- Czekaj! - krzyknęłam, jednak już go nie było. Mogłam spokojnie pójść za nim, ale nie potrafiłam. Stałam tak, jak mnie zostawił, godzinę, może dłużej. Wiem tylko, że gdy w końcu poruszyłam się zaledwie o krok, potknęłam się i upadłam. Nie zabolało mnie to i nie skaleczyłam się - jestem wampirem, do cholery! Nie mam więc pojęcia, dlaczego wciąż liczę się z bólem i zadraśnięciami.
Zaczęłam się trząść i pomyślałam o Alice. Wiedziałam, że ona wie, dlatego też skierowałam swoje kroki do jej pokoju. Zapukałam do drzwi.
- Wejdź, Bello.
Siedziała sama na swojej przymocowanej do sufitu huśtawce i kołysała się delikatnie do przodu i do tyłu. Spojrzała na mnie pełnym opanowania wzrokiem.
- Gdzie jest Jasper? - Mój głos był prawie tak niezachwiany, jak nogi. Właściwie to, gdzie teraz się podziewał, wcale mnie nie interesowało i sądzę, że Alice o tym wiedziała. Czułam się jednak zobowiązana zapytać.
- Posłałam go za Edwardem.
Zadrżałam. Alice wstała, zgrabnie niczym tancerka, i chwyciła moją dłoń. Pociągnęła w stronę łóżka, a gdy na nim usiadłyśmy, objęła ramieniem. Głaskała mnie czule po plecach, tam i z powrotem, bez ustanku.
- Alice, co widziałaś? Proszę, musisz mi powiedzieć! Czy to było coś związanego z Edwardem? Z nami...?
- Nie.
Wczepiłam swoje krótkie paznokcie w jej bluzkę, ale ona ani na chwilę nie przestała gładzić moich pleców w uspokajającym rytmie.
- Czy coś nas rozdzieli? Czy on mnie zostawi? Alice?! - szlochałam, choć nie mogłam przecież uronić ani jednej łzy. Byłam już bliska obłędu.
- Nie, Bello! Przestań tak myśleć!
- No to co to w takim razie było? - Trzęsłam się teraz tak bardzo, że całe łóżko zaczęło podskakiwać.
Alice oparła swój policzek o moje czoło, huśtając nas rytmicznie.
- To tylko taki etap. Mój głupi brat dążył do tego punktu całe pięćdziesiąt lat. To minie.
Na tę krótką chwilę wieczności zapadła cisza. Łkałam, a Alice kołysała nas w przód i w tył, w przód i w tył, w przód i w tył...
- Kłamiesz – stwierdziłam zdecydowanie szorstkim i zmęczonym głosem.
Nie odpowiedziała, nie wiedziałam więc, w jakim stopniu Alice mnie okłamywała ani dlaczego to robiła.

Tej nocy stałam przed komodą, na której leżały nasze obrączki. Dotykając dwóch chłodnych, platynowych krążków, przypomniałam sobie, jak Edward jeden z nich wkładał mi na palec. Uśmiechał się tak radośnie i wyglądał tak pięknie – jego uroda niemal mnie oślepiała. To wszystko było takie surrealistyczne, bajkowe. Jak przyjemny sen, który rankiem wyczarował na mojej twarzy kolejny uśmiech. Doskonałość w niedoskonałym świecie. Ksiądz udzielił nam ślubu, po czym błogosławił starszej kobiecie, która miała mieć operowaną wątrobę, a krótko przed tym został jeszcze poproszony o odprawienie pogrzebu. Alice nadała tyle wdzięku i elegancji małej szpitalnej kaplicy, że nawet zapach środków dezynfekujących i choroby przedostawał się tylko przez wąskie szparki w zardzewiałych dwuskrzydłowych drzwiach. Moją druhną została Angela. Pamiętam tę wysoką postać w ślicznej sukience, specjalnie dla niej dobranej, a także to, jak swoją ciepłą dłonią dotknęła mojej, podając mi pierścionek Edwarda. Jednak zapomniałam już wyraz jej twarzy i brzmienie głosu, bo tak to już jest z moimi wspomnieniami: więdną, jak młode kwiaty. Dopóki są żywe, są doglądane przez człowieka. Ale kiedy się umiera, one także giną, jedno za drugim. Zresztą, na co martwemu wspomnienia?
Na nasz ślub przybyli też moi rodzice i rodzina Edwarda, nasi przyjaciele i moi lekarze. Jeszcze dziś dźwięczy mi w uszach pytanie księdza, czy chcę wziąć za męża Edwarda Cullena. Jeszcze dziś śmieję się z czystej naiwności tego pytania. Jeszcze dziś słyszę swoją cichą i nieśmiałą odpowiedź: „Oczywiście, to wszystko, czego pragnę!”, a następnie jego cichy, miękki chichot.
Po chwili zadumy odłożyłam mój pierścionek zaręczynowy, którego, odkąd Edward wsunął mi go na palec, nigdy nie zdejmowałam.

Wrócił dopiero wczesnym rankiem. Ja nie spałam wcale; siedziałam na łóżku, kiedy wszedł.
- Dzień dobry, moje serce – powiedział cicho. Od nocy poślubnej witał mnie tymi słowami każdego ranka. Wpatrywałam się w niego, bo nie mogłam inaczej, mimo że sam nie raczył mi spojrzeć w oczy.
- Całą noc wypłakiwałam za tobą oczy, jakbyś chciał wiedzieć. - Z satysfakcją stwierdziłam, że głos załamał mi się w idealnym momencie.
Z początku wyglądał na zszokowanego, w jego złotych oczach pojawił się błysk. W końcu zmarszczył czoło i znów obrócił się do mnie plecami.
- Przecież ty nie możesz płakać, Bello.
Tego już było za wiele. Zerwałam się na równe nogi, podbiegłam do komody, przebiegłam przez pokój do okna i wyrzuciłam przez nie nasze obrączki i mój pierścionek zaręczynowy. Nie poleciały za daleko, bo rzuciłam nimi zbyt pionowo. Uderzając o twardą nawierzchnię podwórka, rozbiły się na tysiąc kawałeczków z przeraźliwym odgłosem.
Natychmiast dotarło do mnie, co właśnie zrobiłam. Żałowałam tego. Drobne odłamki platyny połyskiwały w porannym świetle niczym łzy... Łzy, których nie byłam w stanie uronić.
- Dlaczego to zrobiłaś?! - wrzasnął. Wychylił się przez okno, by przyjrzeć się dziełu mojej furii.
- Właściwie to ciebie wolałabym roztrzaskać - syknęłam gniewnie.
Edward uniósł brew i przyjrzał mi się uważnie. Nieświadomie powieliłam jego ruchy. Na to on rozciągnął ręce niczym skazaniec przed plutonem egzekucyjnym i cofnął się o krok.
- No już! Zniszcz mnie! Nie powstrzymuj się!
Wpatrując się w niego, przestałam oddychać. Jego propozycja wydawała się brzmieć poważnie, karmelowe oczy przeszywały czarne błyski, całe ciało zdawało się wręcz krzyczeć: zrób to!
Zamieniłam się w posąg – nie ruszałam się ani nie oddychałam, także wtedy, gdy stracił cierpliwość i rzucił się na mnie. Nawet z doskonałym wzrokiem nie zdołałam wychwycić tego momentu, rozpłynął mi się przed oczyma w gwałtownym skoku.

Ale nic na tym świecie nie jest szybsze od paniki. Do dziś nienawidzę siebie za to, że przez ułamek sekundy naprawdę spodziewałam się, że to on unicestwi mnie. Zamiast tego chwycił mnie za biodra i przyciągnął z całej siły do siebie. Jego wargi napierały mocno na moje, tak że wyraźnie czułam ostre zęby. Zacisnął szczękę i całował tak agresywnie, że zaczynałam się bać.
Zachowywał się jak drapieżnik, uwalniając całe swoje dzikie usposobienie. Doskonale wiem, że go na to stać. Widzę go podczas polowania i zdaję sobie sprawę, jakim potrafi być pozbawionym skrupułów drapieżcą. To leży w naszej naturze. Jesteśmy tymi silniejszymi i tak też musimy się zachowywać. Ja również daję się czasem ponieść emocjom, bawiąc się swoją ofiarą, pozwalając sobie na zbędne okrucieństwo. Edward mówi, że zachowuję się jak kot i chyba ma co do tego rację.
I chociaż jestem wampirem, chociaż, nawet jeśli moje zdolności różnią się od zdolności innych wampirów, przyjęłam to miano w „pierwszym roku życia”, jak wszyscy inni członkowie rodziny Cullenów, to teraz on - pełen świeżej krwi przepływającej mu przez żyły – był dla mnie zbyt silny. Nie potrafiłam wydostać się z jego objęć, nieważne, jak bardzo się starałam. Złapał mnie za pośladki i przycisnął całą do siebie, a za każdym razem, gdy waliłam w niego pięściami, obejmował jeszcze mocniej. Przywlókł mnie do łóżka i położył się, ani na chwilę nie zwalniając uścisku.
- Zostaw mnie! - krzyknęłam w jego usta, ale zignorował ten protest. Prawą ręką porwał na strzępy t-shirt, który miałam na sobie, podczas gdy drugą i całym swoim ciałem przyciskał mnie do poduszek. Wtedy poddałam się, nie wyrywałam się już, oderwałam swoje dłonie od jego piersi i przestałam wrzeszczeć. Leżałam tak, uległszy dzikim, gwałtownym pocałunkom. Nie powstrzymywałam go, kiedy kontynuował zrywanie ze mnie ubrania, z którego zostawały kolejne strzępki.

Wówczas jego wargi zwolniły, całował mnie czulej i delikatniej. Ręce zatrzymały się na staniku i nie wędrowały dalej. Oparł się na łokciach i spojrzał na mnie. Ciemne oczy płonęły, zagniewany zacisnął mocno zęby, szczęka niemal niewidocznie drgała w napięciu. Nie oddychał.
- Co? Wolałabyś, żeby na moim miejscu znalazł się ktoś inny?
I w tym momencie, kiedy zarzucił mi coś takiego i popatrzył na mnie w taki sposób, zupełnie się załamałam.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez anja dnia Czw 21:30, 16 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Nati0902
Człowiek



Dołączył: 30 Mar 2009
Posty: 66
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Pią 8:58, 17 Lip 2009 Powrót do góry

WOOOOOOOOOWWW!!!
No końcówka powala na kolana... aż zaniemówiłam!! Czy Edward myśli że ona się w nim zakochała (chodzi mi o Davida)?? I dlatego tak się dziwnie zachowuje?? Ojjj to zaczyna robić się coraz ciekawsze hehe tylko czemu skończyłaś w takim momencie?? Ja chcę wiedzieć co będzie dalej!!

Pozdrawiam i życzę dużo WENY!!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Lennie Cullen
Wilkołak



Dołączył: 09 Kwi 2009
Posty: 111
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Aberdeen. Nasze europejskie Forks. :) / Kwatera Linkin Parku.

PostWysłany: Pią 11:15, 17 Lip 2009 Powrót do góry

Woooooooow!
Siedze właśnie z rozdziawioną paszczą i nie wiem co powiedzieć.
Dajcie mi pięć minut....
............................................................................................

Dobra wziełam się w garść. Cholera jasna Edward, no Uwaga
Jak ty możesz ? Mówić Belli takie rzeczy, co ?
Wolałaby kogo innego. Phi Uwaga
Chyba pierwszy raz widze żeby Belle i Edward się tak mocna pokłócili. Aż mi się tak dziwnie zrobiło. o0
Dawajcie mi tu szybko kolejny rozdział Uwaga Ja chce wiedzieć czy się pogodzą czy nie. Nosz cholera akcja niezła.
Czekam...czekam...
Pozdrawiam
Lennie Cullen


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
ajaczek
Zły wampir



Dołączył: 05 Lut 2009
Posty: 477
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Pią 11:25, 17 Lip 2009 Powrót do góry

OMG! Tłumaczenie pierwsza klasa, opisy akcji i emocji bardzo rzeczywiste. Bardzo mi się to podobało. Mało, wręcz mnie powaliło jak przeczytałam do końca rozdziału. Bardzo dobrze została oddana atmosfera tego ff. Zaskoczył mnie Edward swoim zachowaniem, nie sądziłam że będzie się odsuwał od Belli, chociaż może ma deja ve?? Przecież on też to przechodził z Bellą, też potrafiłzwalczyć tą chęć zabicia jej ale żeby odrazu ją tak traktować??? Hmmm Czekam na kolejny rozdzialik zaintrygowana!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
AngelsDream
Dobry wampir



Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 591
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 108 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pią 12:06, 17 Lip 2009 Powrót do góry

Przez chwilę zdziwiłam się tym, że Bella "nie spała", ale potem przypomniałam sobie, że w tym ff-ie ona nie była zwykłym wampirem i wszystko ułożyło się w całość. Rozdział bardzo emocjonalny. Widać wyraźnie, jak Edward męczy się z zazdrością i strachem - boi się, że straci swoją ukochaną żonę i wyżywa swój ból na niej, powodując jedynie gorsze konsekwencje. Odruch zniszczenia obrączek wskazuje na to, jak bardzo dana sytuacja męczy również Bellę. Myślę, że przydałaby się im poważna rozmowa i wyjazd z Forks, ale to pewnie byłoby za proste, więc nie pozostaje nic innego, jak tylko czekać na dalszy ciąg.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
AnaBella
Człowiek



Dołączył: 24 Paź 2008
Posty: 92
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: wrock

PostWysłany: Pią 15:30, 17 Lip 2009 Powrót do góry

strasznie sie ciesze ze wznowienia tlumaczenia! Oba kawałki dobre, miło, że się dogadałyście, bo ta historia jest ciekawa i styl pisania autorki, wplatania emocji i wyzwalanie ich u czytelników- ostatnio rzadko się to zdarza. Mam nadzięję, że ten fic nie będzie tak rpzewidywalny i moje koncepcje na temat przyszlości B i E i Davida zostaną obalone, w rpzeciwnym razie, sie troche rozczaruję naszą Enovie...
Powodzenia w dalszym tłumaczeniu!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Marcelinka Wampirka
Nowonarodzony



Dołączył: 11 Maj 2009
Posty: 34
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 20:38, 17 Lip 2009 Powrót do góry

Tłumaczenie Swietne. Jak zwykle zresztą. Jestem bardzo zaskoczona zakończeniem tego rozdziału. W tej części Edward był taki zwierzęcy, a Bella straciła nad sobą panowanie, to coś nowego. Z niecierpliwością czekam na następny rozdział. Życzę miłego tłumaczenia ; )
Pozdrawiam M.W


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Robaczek
Moderator



Dołączył: 03 Sty 2009
Posty: 1430
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 227 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 22:10, 23 Lip 2009 Powrót do góry

Betowały iskra i anja. Dzięki.

* * *

Rozdział piąty
- Inaczej -


Leżałam na łóżku. Głowę ukryłam w poduszkach i pościeli – nie chciałam go już więcej widzieć. Nie byłam w stanie wytrzymać jego spojrzenia, nie radziłam sobie z uczuciami, których doświadczałam; w tej chwili w równej mierze naprawdę go nienawidziłam, co beznadziejnie kochałam.
Twarz Edwarda miała w moich oczach dwa oblicza: obydwa nieskończenie piękne, ale lewa połowa zdawała się być okrutna, bezlitosna i zimna, zaś prawa – urzekająca, jasna i niewinna.
Za każdym razem, gdy słyszałam, że się zbliża, prychałam niczym rozwścieczona kotka:
- Nie podchodź do mnie!
Nie mogłam już nawet płakać, buntowało się przeciwko temu zarówno moje ciało, jak i rozum.
Edward usiadł na łóżku, zachowując między nami sporą odległość. Wiedziałam, że mi się przygląda, ale nie chciałam… nie potrafiłam odwzajemnić spojrzenia. Za bardzo bałam się, że znowu zobaczę w jego oczach tę obcą, niezrozumiałą dla mnie wściekłość – po obu stronach podzielonej twarzy. Wolałam nie wyściubiać nosa ze stosu poduszek.
Wtedy rozległo się ciche pukanie do drzwi.
- Edward? Bello! Wszystko u ciebie w porządku? – Z korytarza dało się słyszeć niezwykle spokojny głos Jaspera. Nie musiałam długo czekać na efekty jego obecności; gula, którą czułam w gardle, przestała mi tak bardzo ciążyć. Mimowolnie – może dlatego, że nagle wszystko wydało mi się łatwiejsze – wygrzebałam twarz spomiędzy fałd prześcieradła i zaczęłam wpatrywać się w zamknięte drzwi, za którymi czekał Jasper. Nie umknęło mi, że wyraźnie sformułował pytanie tak, jakbym tylko ja go martwiła. Targające nami emocje i wydobywające się z moich ust wrzaski musiały być najwyraźniej na tyle głośne, że oczuwał je nawet na drugim końcu olbrzymiego domu. Wyczuwał nienawiść Edwarda, jego gniew, który jeszcze go nie opuścił, wyczuwał obezwładniającą mnie rozpacz.
Kątem oka zobaczyłam, jak Edward podnosi się, chcąc rozwiać podejrzenia Jaspera – znał je przecież z jego myśli – jednak go uprzedziłam. I jak z ulgą zauważyłam, przynajmniej głosem nie zdradzałam swojego stanu.
- Sami sobie z tym poradzimy, naprawdę. Dzięki, bracie!
Byłam mu bardzo wdzięczna, że tak się o mnie troszczył. Nie znałam go z tej strony – zazwyczaj trzymał się z dala od wszystkiego, koncentrując się wyłącznie na swoim związku z Alice. Ale tym razem kotłujące się w jego głowie cudze emocje wydały mu się najprawdopodobniej tak silne i wzburzone, że musiał zainterweniować, mając na uwadze własne sumienie. Pewnie wyczułabym spokój, który, fala za falą, wysyłał w naszym kierunku, ale tak naprawdę nie mógł mnie dosięgnąć. Cała zamieniłam się w marmurową skałę – fale rozbijały się o nią.
Dzięki wyczulonym zmysłom przysłuchiwałam się jego krokom jeszcze długo po tym, gdy człowiek dałby już sobie spokój. Było mi przykro z powodu tego, jak zachowałam się w stosunku do brata, który okazał mi tyle empatii, ale z każdym krokiem, z którym się od nas oddalał, z każdą mijającą sekundą, bezradność przechodziła we mnie we wzbierającą, żarliwą wściekłość na męża. Czułam się tak, jakby przepływająca przez moje żyły krew jelenia gotowała się, mając zaraz wykipieć. Zaczęły świerzbić mnie palce, mięśnie napięły się niespodziewanie.
I gdy wtedy spojrzałam na ukochanego, jakby tego było mało, wpatrywał się we mnie z całkowitym spokojem, żadna emocja nie wykrzywiała jego twarzy. Żadna, poza dystansem.
Kto mógłby winić mnie za to, że się na niego rzuciłam?

Zderzyliśmy się ze sobą z odgłosem przypominającym burzowy grzmot i siła tego zderzenia zwaliłaby mnie z nóg, gdybym nie wczepiła się w niego mocno. W jednej chwili pragnęłam go jednocześnie rozszarpać i przytulić, roztrzaskać na kawałki i pocałować. Skończyło się na tym, że szarpnęłam nim niezdecydowanie i w ten sposób sama mu wszystko ułatwiłam. Przyciągnął mnie do swojej piersi, ręce zaciskając wokół moich nadgarstków jak imadło, i gwałtownie pocałował. Zacisnęłam szczękę, usiłując zaprotestować, ale w rzeczywistości cała płonęłam. Po raz pierwszy tak się ze sobą kochaliśmy.
To, co się stało, było wszystkim, czego potrzebowałam w tamtej chwili. Możliwością, by jednocześnie go zranić, zadać ból i okazać swoją miłość. Graliśmy w grę, w której spotykały się pożądanie i przemoc. Nigdy wcześniej nie doszło między nami do czegoś takiego.
Edward, jakiego znałam, nigdy nie odważyłby się posiąść mnie w ten sposób. Jednak tego Edwarda – brutalnego i szorstkiego – nie obchodziło, czy podoba mi się to, co ze mną robi.
A ja odpłacałam się tym samym. Dzisiaj zastanawiam się, jak coś takiego mogła zrobić osoba, która gardzi przemocą. Drapałam go, z całej siły wbijałam paznokcie w to kamienne ciało, jednocześnie z pasją całując usta. Miałam wrażenie, jakbym nie była sobą, jakby zagnieździła się we mnie cząstka jego wściekłości.
Wtedy na moment poczułam się lepiej. Prawie tak, jak gdyby wszystko znowu wróciło do normy, choć wiedziałam, że to nieprawda. Musiałam wiedzieć.

Leżeliśmy obok siebie na materacu, ale nie dotykaliśmy się w żaden sposób. Jedyne, co nas łączyło, to fakt, że oboje, nadzy, z rękoma rozciągniętymi wzdłuż tułowia, wpatrywaliśmy się w sufit. Ja oddychałam ciężko, Edward – w ogóle.
Trwało chwilę, zanim odzyskałam głos. Zdarłam sobie gardło, wykrzykując jego imię.
- Nigdy nie brałeś mnie w ten sposób. Zawsze byłeś wobec mnie taki ostrożny.
- Zrobiłem ci krzywdę?
- Nie, oczywiście, że nie… W żadnym wypadku. Ale… co to było?
- Namiętność, Bello. To była namiętność.

Odwróciłam głowę w jego stronę, jednak on na mnie nie patrzył. Na szyi miał jasnofioletowe zadrapanie, wyraźnie rysujące się na tle śnieżnobiałej skóry. Automatycznie wyciągnęłam dłoń, chcąc – tym razem delikatnie – dotknąć tego miejsca. Nie odrywając wzroku od sufitu, wymamrotał:
- Kocham cię.
Powiedział to tak niespodziewanie, że zamarłam z ręką na jego gardle. Usłyszeć „kocham cię” od Edwarda Cullena jest czymś najniezwyklejszym na tym świecie. Jego wyznania miłosne nigdy mi się nie znudzą – najchętniej nagrałabym wypowiadane przez niego „Kocham Cię, Bello!” i odtwarzała je wciąż na nowo, chociaż to oczywiście nie byłoby to samo. Nie mogłoby się równać z efektem, jaki wywołuje jego oddech na mojej szyi, gdy niespodziewanie szepcze mi te słowa do ucha.
Ale w tej sytuacji były po prostu nie na miejscu i nie wiedziałam, jak miałabym na nie odpowiedzieć. Milczałam.
Nawet się na mnie nie obejrzał, gdy wstał i zaczął się ubierać.
- Powinnaś się ubrać. Jeszcze spóźnimy się do szkoły – powiedział poza zasięgiem mojego wzroku.
Krótkotrwałe uczucie triumfu ostatecznie we mnie umarło i nie chciałam już tego wszystkiego. Czemu nie mogło być tak, jak przedtem, gdy leżałam w jego chłodnych ramionach tak długo, aż nie zasnęłam?
Zerwałam się nieco za szybko, zaplątując stopę w prześcieradło i wpadłam prosto w objęcia Edwarda. Przylgnęłam do niego z całej siły. Całowałam każdy centymetr odsłoniętej skóry, a za każdym razem, gdy na chwilę przestawałam, błagałam:
- Odpuśćmy sobie dziś szkołę, kochanie. Proszę! Możemy tu zostać, cały dzień. W ogóle nie musimy wracać do szkoły. Jeśli nadal tego chcesz, możemy polecieć do Anglii. Albo gdziekolwiek indziej, gdzie tylko byś chciał. Powiedz słowo, a to zrobimy!
On tylko zaśmiał się cicho. Był to gardłowy, nienaturalny dźwięk, tak niepodobny do jego śmiechu. Pocałował mnie przelotnie w czoło i zdecydowanie odsunął od siebie.
- Ubierz się, Bello – nakazał ze śmiechem i wyszedł z pokoju.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
ajaczek
Zły wampir



Dołączył: 05 Lut 2009
Posty: 477
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Pią 10:30, 24 Lip 2009 Powrót do góry

Dziewny ter rozdział... coraz mniej rozumiem postępowanie Edwarda... chociaż sama nie wiem co tam się dzieje. Z jednej strony emocje, tak silne, tak mocne że Jasper musi interweniować potem dziki seks, pełen brutalności i namiętności, wyznanie miłości przez Edwarda i cisze ze strony Belli... Może gdyby potwierdziła mu że go kocha to wróciłoby wszysko do normy a tak śmiem twierdzić że teraz Edward będzie chciał doprowadzić do konfrontacji Belli z przedmiotem jej pożądania... Ciekawe co będzie dalej.
Ten ff jest taki intrygujący, opisuje uczucia, pięknie to opisuje. Bardzo mi się podoba. Ciekawi mnie jak to się zdalej rozegra. Bardzo dobre tłumaczenie, któe świetnie oddaje nastrój panujący w tym ff. Dobra robota bety. Oby tak dalej i częściej :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Swan
Zły wampir



Dołączył: 20 Lut 2009
Posty: 406
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 40 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Forks, Phoenix... ok no... Śląsk :P

PostWysłany: Pią 21:55, 24 Lip 2009 Powrót do góry

Ja już... naprawdę nie mam pojęcia o co chodzi. To jest takie pogmatwane... Dlaczego Edward się tak zachowuje? O co mu chodzi? Co widziała Alice? Dlaczego nie powie o tym Belli?!
Tysiąc pytań ciśnie mi się na .. ee... palce? xD Ale będę cierpliwa. Wytrwale będę czekać na kolejny przetłumaczony przez Ciebie rozdział. Poza tym bardzo się cieszę, że podjęłaś się tego tłumaczenia :)
Dobrze robisz to co robisz, więc rób to dalej :P Dobra- wiem, że bredzę :P Ale każdy tak czasem ma, prawda?
Czekam! Życzę dużo weny, czasu i chęci :)


Pozdrawiam,
Swan


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Frantic Bella
Nowonarodzony



Dołączył: 04 Maj 2009
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: lol

PostWysłany: Sob 20:39, 25 Lip 2009 Powrót do góry

Pokrecone to wszystko. Opowiadanie oczywiscie świetnie napisane i przetłumaczone ale ciagle męczy mnie ta wizja Alice. A na dodatek po co Bella zniszczyła te pierściaonki ?! Coś tu nie tak i jeszcze pewnie coś teraz bedzie z tym Davidem... mam nadzieję ,ze będzie bardzo Happy End bo innego zakończenia chyba bym nie zniosła. Tłumacz dalej bo świetnie ci to wychodzi! :)
Pozdrawiam, FB


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Annabell
Wilkołak



Dołączył: 25 Lut 2009
Posty: 107
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Daleko stąd. ..

PostWysłany: Pon 13:26, 03 Sie 2009 Powrót do góry

Łał nie było mnie zaledwie dwa tygodnie a tu tyle rozdziałów.
Kocham to opowiadanie przemawia do mnie każda literka.
Jest świetne, takie prawdziwe.
Barzdzo mi sie podoba fabuła.
Czekam na nastepne rozdziay i życze weny.1

Annabell love


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
nieznana
Zły wampir



Dołączył: 07 Cze 2009
Posty: 410
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 22 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z cudownego miejsca

PostWysłany: Wto 11:48, 04 Sie 2009 Powrót do góry

Świetne tłumaczenie, nic dodać nic ująć. Przeczytałam wczoraj Otchłań a dzisiaj zaczęłam te kontynuację i WOW! Nie wiem co powiedzieć. To jest świetne, naprawdę. Denerwuje mnie zachowanie Edwarda! O co mu chodzi?? Nie rozumiem faceta! Mam nadzieję, że niedługo to się wyjaśni, bo zwariuje. Jak o tak może, nie widzi tego, że Bella go kocha? Czy naprawdę tak się zmienił, odkochał się w niej?? Nienawidzi jej?? Jest zły na nią?? Czy co?? Nie rozumiem go!

pozdrawiam
n/z


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
BaaaSsia
Wilkołak



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 116
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Sob 20:22, 29 Sie 2009 Powrót do góry

Oh przeglądałam jeszcze raz ten post.
Przeczytałam wszystkie rozdziały[znowu]
Wrażenie takie same-duuuży plus GRATULACJE.
Jak na początku...
Kiedy możemy się spodziewać nowego rozdziału?;**


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Robaczek
Moderator



Dołączył: 03 Sty 2009
Posty: 1430
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 227 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 16:49, 20 Wrz 2009 Powrót do góry

Jeśli ktoś sądził, że tekst został zawieszony, spieszę z wyprowadzeniem go z błędu - Tracąc niewinność powoli podnosi się na nogi, bo w mojej skrzynce czeka na zbetowanie szósty rozdział (z polskiego na nasze - pewnie poczekacie na niego jeszcze długie tygodnie). Wprawdzie nie wiem, kiedy z kolei ja zabiorę się za rozdział siódmy, bo tkwię w czarnej d... otchłani, ujmijmy to aluzyjnie i forum raczej nie jest mi w głowie, ale możecie wierzyć, że nawet jeśli będę miała dodawać rozdział raz na rok, ukończę to tłumaczenie. Nawet jeśli skończy się na tym, że w ten sposób będę tłumaczyć już dla siebie samej... Eee, nie, wtedy przestanę, pardon.
Z tym radosnym pozdrowieniem na klawiaturze -
do następnego!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin