FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Pandemia [Z] cz. XIV + epilog Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
Suhak
Zasłużony



Dołączył: 23 Lut 2009
Posty: 951
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 136 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: lubelskie

PostWysłany: Śro 22:14, 06 Sty 2010 Powrót do góry

Dostępne pod [link widoczny dla zalogowanych] linkiem. Zapraszam do ściągania! :)

    WSTĘP
(kilka słów od autorki, serdecznie proszę o przeczytanie przynajmniej tego, co innym kolorkiem)

Oto macie przed swoimi szanownymi nosami moje nowe dziecko. W bólach przeze mnie rodzone, w pocie czoła przez tatusia - Rudzielca - dopieszczone, ale miejmy nadzieję, że bachorkiem będzie wdzięcznym i nieproblemowym (co - jeśli chodzi o moje maluchy - jest dosyć nierealistyczne). Spłodzone przez Rudego na jej własną prośbę (błaganie?). Pod szyldem Fabryki Fan Ficków na Życzenie prezentuję... łatkę!
Tak, tak, Suszul łatkuje. I - co jeszcze dziwniejsze! - łatkuje o Edwardzie! I - o matko!!! - cofa się w czasie!!! Dla każdego, co co nieco o Suszaku wie, jasnym jest, jak wielkim katuszem było dla niego sięganie do zacnej dziedziny humanistycznej zwanej *krzywi się nieznacznie* historią. Ale oto jest, wymuskany, wyściskany i wypieszczony maluch zwany PANDEMIĄ.
Z pozoru lekki, bardzo romantyczny tekst o wydarzeniach w 1918 roku. Dajcie mi jednak szansę - postaram się Was zaskoczyć, a nawet, jeśli nie, to przynajmniej wzruszyć, poruszyć lub zmusić do refleksji. W końcu wszyscy wiemy, jak historia się kończy, czyż nie?

Jestem także świadoma, że PANDEMIA będzie porównywana do łatek takich jak Wrzesień 1918 czy Syn marnotrawny thingrodiel (ze względu na tematykę, bo jeśli chodzi o poziom, to jeszcze mi "troszeczkę" brakuje, naturalnie) i nie uniknę tego, jednak byłabym wdzięczna, gdybyście nie opierali na tym porównaniu całej swojej opinii.
    Dedykowane: Rudemu (w końcu ojciec, nie?), weli, Agatce (a konkretniej - Joseph), sobie oraz wszystkim, którzy przy lekturze Zmierzchu po raz pierwszy zakochali się w szarmanckim, czarującym Edwardzie z - bądź co bądź - łobuzerskim uśmiechem, ale w swej miłości nie wytrwali. I tym, którzy są stale w Team Edward.

Beta: Rudaa.

    W PIGUŁCE:
Oznaczenie: Pre-Twilight (łatka); bohaterowie kanoniczni
Ograniczenie wiekowe: brak
Miejsce akcji: Chicago i okolice
Czas akcji: rok 1918
Typ: Dramat/Romans

                  ***

    PANDEMIA

Pandemia (gr. pan = 'wszyscy' + gr. demos = 'lud') – epidemia obejmująca rozległe obszary, np. cały kontynent lub nawet świat; epidemia danej choroby zakaźnej, występująca w tym samym czasie w różnych krajach i na różnych kontynentach.

    PROLOG

Jesień 1918

Edwardzie,
Piszę do Ciebie, choć jestem świadoma, że nie uzyskam żadnej odpowiedzi. Nigdy Cię nie zapomnę. Wciąż żyję głupią nadzieją, że pewnego dnia zapukasz do moich drzwi, uśmiechniesz się tak, jak masz w zwyczaju, i zaproponujesz spacer. Ciągle karmię swoje serce naiwnymi wizjami naszych wspólnych wieczorów, chociaż czuję, że to żałosne.
Wiedz – nie mam Ci nic za złe.
Kocham Cię –
Chloe.


Przełknęła łzy i zgięła kartkę na pół. Powstrzymując szloch, włożyła ją do koperty i zaadresowała. Coś pociekło po bladym policzku i skapnęło na wypisane drżącą ręką nazwisko Edwarda. Poczekała, aż wsiąknie, by nie rozmazać atramentu jeszcze bardziej, jednak mokrych kropek na papierze przybywało. Przygryzając wargę, dokończyła pisać i położyła list na komodzie, by w najbliższym czasie zanieść go na pocztę i wysłać do kogoś, kto nigdy nie przeczyta tych kilku zdań.


    ROZDZIAŁ I

Wiosna 1918

Po mroźnej zimie przyszedł czas na wiosnę. Przyroda zaczynała odżywać, tak samo jak mieszkańcy stanu Illinois. Razem ze śniegiem obciążającym gałęzie drzew i krzewów oraz lodem pokrywającym drogi topniały ludzkie serca. W powietrzu unosił się słodki zapach kwitnących jabłoni, a delikatny wietrzyk pieścił twarze tych, którzy wyszli na spacer wzdłuż Missisipi. Chloe kochała obserwować zmiany w pogodzie – zawsze utożsamiała się z naturą, która ją otaczała. Smutniała na widok pierwszych płatków śniegu, odżywała na dźwięk śpiewających ptaków na wiosnę, szalała w upalnym letnim słońcu i uspokajała się, gdy żółkły listki na drzewach. Także wtedy czuła, jakby coś narodziło się w niej na nowo. I to nie tylko z powodu rozkwitających pąków - przeprowadziła się na przedmieścia Chicago, na zawsze pożegnawszy smutny obraz uprzemysłowionego miasta. Od tamtej pory mogła żyć w cyklach, jakie wyznaczała przyroda, i czuła się z tym wspaniale - jakby coś rozkwitało także w jej sercu.
Chloe Harris mieszkała z ojcem i małym braciszkiem, natomiast matkę pożegnała, gdy ta rodziła drugie dziecko. Cała trójka zdążyła się już pogodzić z nieobecnością pięknej Margaret, chociaż każde z nich przeżywało tę śmierć na swój sposób. Ojciec momentami załamywał się i dziewczyna nie raz przyłapywała go na płaczu nad suknią czy biżuterią martwej żony. Czuła żal i chciała w jakiś sposób okazać ojcu litość, jednak odchodziła bez słowa, by nie wprawić taty w zakłopotanie. Jej braciszek, David, jeszcze nie do końca rozumiał całą sytuację – miał niecałe siedem lat – ale i tak Chloe widziała w jego oczach swego rodzaju smutek na wspomnienie matki. Ona sama myślała o niej tylko i wyłącznie z uśmiechem, chociaż czasami był on wymuszony, przywdziewany po to, by nie wybuchnąć płaczem. Nie chciała sprawiać nieżyjącej matce przykrości.
W kwietniu robotnicy zakończyli prace wykończeniowe, więc Harrisowie mogli bez problemu przeprowadzić się do jednorodzinnego domku pod Chicago, zamykając poprzedni rozdział swojego życia. Gdy odjeżdżali razem z ostatnimi pudłami, Chloe rzuciła jeszcze raz spojrzenie na budynek, który nosił w sobie widmo matki, z myślą, że nigdy więcej tego nie zrobi.
Nowe miejsce zamieszkania było cudowne. W okolicy znajdowało się raptem kilka domków i jeden sklep, a oprócz tego same pola, łąki i lasy. Dziewczyna wpadła w zachwyt. Jej romantyczna dusza zakochała się od pierwszego wejrzenia w pagórkach i zagajnikach – wreszcie mogła z bliska obserwować bogactwo fauny i flory.


Edward nie cierpiał zmian pór roku. Nie dlatego, że przeszkadzał mu widok maluchów tarzających się w śniegu, starszych małżeństw spacerujących jesienią po parkach czy młodych kobiet przyodziewających letnie sukienki w okolicach lipca – po prostu nie lubił, gdy coś się zmieniało. Gdyby mógł, sprawiłby, żeby czas zatrzymał się w miejscu, ponieważ nigdy nie potrafił przystosować się do nowych dla siebie sytuacji. Zazwyczaj wtedy zachowywał się irracjonalnie i niestosownie lub wprawiał ludzi w zakłopotanie. Nie przepadał więc za chlapą oznaczającą początek przyjemniejszej pogody ani myślą, że będzie musiał się odzwyczaić od zakładania płaszczy lub cieplejszych butów. Jednak potem nadchodził moment, gdy wiosna stawała się ukochaną codziennością, stałością, której pragnął, jednolitością, jakiej pożądał, i spokój na powrót gościł w jego sercu. Nie był zgorzkniały czy nieszczęśliwy, wręcz przeciwnie – czerpał z życia pełnymi garściami, ale w zupełnie inny sposób niż jego rówieśnicy. Miał niecałe siedemnaście lat, jednak nie do końca odnajdywał się w towarzystwie innych nastolatków. Czasami czuł się, jakby pochodził z innego świata, ale radził sobie z tym.
Mimo że wyobcowanie nie sprawiało problemu młodemu Masenowi, przydawało to zmartwień jego matce - Elizabeth. Pragnęła mieć więcej dzieci, lecz nie mogła i sam Edward okazał się cudem. Kochała swojego synka ponad własne życie, był dla niej sensem istnienia, pociechą. Należał do niezwykle przystojnych chłopców i pani Masen miała tę świadomość. Nie potrafiła ukryć uśmiechu za każdym razem, gdy widziała miny zapatrzonych w niego dziewcząt. A on wciąż i wciąż pozostawał sam.
– Mamo, zaraz umrę z głodu – usłyszała jego głos, a następnie trzaśnięcie drzwi. Uśmiechnęła się pod nosem, nie odpowiadając ani nawet nie podnosząc wzroku. Szorowała dokładnie garnki i inne naczynia, czekając na moment, w którym chłopak wejdzie do kuchni i ujrzawszy przyszykowane jedzenie, zacznie się zajadać. Zanuciła wesoło jakąś melodię i opłukała mały półmisek, gdy poczuła pocałunek na prawym policzku, a jej uszu chwilę potem dobiegł dźwięk odsuwanego krzesła.
– Jak ci minął dzień? – zagadnęła po chwili, wycierając ręce o ścierkę kuchenną i odwracając się do siedemnastolatka. Na wargach młodzieńca zabłąkał się uśmiech, a w oczach błysnęły iskierki.
– Joseph pokazał mi świetne miejsce. Całkowite odludzie - cisza, spokój… – wymamrotał pomiędzy kolejnymi łyżkami pomidorówki.
– Joseph? Ten Żyd?
– Przestań, mamo – wymamrotał, wbijając wzrok w zupę. Kiwnęła głową i usiadła na krześle obok.
– A co tam u tej dziewczyny, którą poznałeś u Stephena?
– Nic – uciął, przechylając talerz, by łatwiej mu było opróżnić jego zawartość.
– Nie spotkałeś się z nią od tamtego czasu?
– Nie.
Westchnęła i oparła głowę na ręce podpartej na łokciu, obserwując, jak syn kończy posiłek.
– Dziurę zaraz wyskrobiesz na dnie. Coś ty taki głodny?
– Och, mamo… - jęknął, zamieniając puste naczynie na drugie danie, po czym zaczął jeść. Obserwowała z czułością każdy jego ruch, a on, tak jak zawsze, przewracał oczami, gdy to zauważał, chociaż kąciki ust drżały mu lekko. Sięgnęła ręką do miedzianych włosów syna i zanurzyła w nich palce, czochrając je i chichocząc.
– Mój łobuziak – zaśmiała się, gdy odsunął głowę z zasięgu dłoni matki z niezadowoloną miną. – Jesteś cały spocony. Jak zjesz, zmykaj na górę i się umyj.
– Mamo!!! – zawołał z oburzeniem. – Mam siedemnaście lat, a nie…
– Szesnaście i – zastanowiła się – i dziesięć miesięcy.
– No, to prawie siedemnaście. Nie jestem już małym dzieckiem, nie musisz mi mówić, co powinienem zrobić.
– Oczywiście – przyznała, zaciskając mocno usta, by nie wybuchnąć śmiechem.
Westchnęła głęboko i poczuła, że uśmiech spełza jej z warg. Przypomniała sobie o wiszącym nad synem widmie i żal ścisnął serce kobiety. Był zbyt dobry, zbyt niewinny, nieskalany, by mordować. Zbyt młody i piękny, by cierpieć. Zbyt ważny, by ginąć. Od początku wojny codziennie myślała o wyroku, jaki spadł na jej pierworodnego, i za każdym razem przerażenie zapierało Elizabeth dech w piersiach. Przygryzła wargę, pozwalając oczom błądzić po delikatnych, wciąż chłopięcych rysach, zmierzwionych włosach, silnych ramionach…
– Mamo – wyrwał ją z zamyślenia zmartwiony szept Edwarda. Patrzył na rodzicielkę ze smutkiem, opuściwszy widelec. – Znowu niepotrzebnie się zamartwiasz.
– Nie zamartwiam się – odparła, czując, jak załamuje się jej głos. Sięgnął ręką przez stół i jednym ruchem otarł matczyne policzki z łez. Nawet nie miała pojęcia o tym, że płakała.


Tej nocy Chloe wpadła w histerię. Minął tydzień odkąd spała w nowym domu po raz pierwszy i znów przyśniła się jej matka. Do czasu przeprowadzki nigdy wcześniej coś takiego nie miało miejsca, toteż dziewczynę ogarnęło przerażenie, ale nie chciała z nikim dzielić swoich smutków i strachów. Ojciec był zbyt rzeczowy i zamknięty w swojej skorupie, by poczuć chociaż odrobinę zainteresowania cierpieniem córki, a David za mały, żeby jakkolwiek pomóc. Więc pozwoliła emocjom wziąć górę i szlochała do poduszki, drżąc na całym ciele.
Gdy się nieco uspokoiła, wstała, poszła do kuchni i zaparzyła sobie mocną herbatę. Zegarek wskazywał czwartą nad ranem, więc chodziła na paluszkach, nie chcąc pobudzić domowników. Zamknęła oczy, wyczekując dźwięku bulgoczącej wody i wsłuchując się w ciszę ciążącą w powietrzu. Czuła zapach nowości przesiąkający cały dom – drewno, lakier i rabatki na oknie, które obiecała pielęgnować, wydzielały charakterystyczną dla siebie woń. Otworzyła oczy i pociągnęła parę razy nosem, spoglądając na krajobraz malujący się za szybą. Niebo było ciemne i bezchmurne, gwiazdy niczym drobne punkciki migotały z góry, przypominając miniaturowe diamenty. Sierpowaty księżyc oświetlał pola i łąki widniejące na horyzoncie, rzucając na nie delikatną, srebrną poświatę. I wtedy zobaczyła majaczącą w ciemności postać.
Najpierw się przestraszyła, przypominając sobie opowieści o duchach, czarownicach, wilkołakach i wampirach, jednak po chwili skarciła się za zabobonność. Podeszła do okiennic i zmrużyła oczy, próbując dojrzeć jakieś szczegóły. Człowiek, najprawdopodobniej mężczyzna, siedział sam na skupisku skał i spoglądał w niebo, trzymając coś w ręku. Przez chwilę zastanawiała się, co za szaleniec szedłby o czwartej rano na spacer, po czym wyłączyła kuchenkę, zarzuciła cienki płaszcz na ramiona i wyszła.
Cel jej wyprawy okazał się bardziej oddalony, niż początkowo mogłoby się wydawać. Szła dobre kilkanaście minut, co jakiś czas upewniając się, że nieznajomy wciąż siedzi na skałach i odganiając od siebie karcące myśli. Wędrowała w kierunku obcego, czując podniecenie narastające w sercu. Zupełnie jakby była małą dziewczynką, która przeżywa swoją małą wielką przygodę. Gdy wdrapała się na wzgórze i od człowieka dzieliło ją zaledwie parę metrów, odwrócił głowę i zauważył dziewczynę.
Najpierw się przestraszyła i cofnęła o dwa kroki, jednocześnie martwiąc się, że spłoszy nieznajomego, jednak on prześwidrował ją spojrzeniem i odezwał się.
– Ktoś ty?
Odchrząknęła, prostując się i nieśmiało odpowiedziała.
– Jestem Chloe. – Nabrała pewności siebie; po głosie poznała, że jej rozmówca nie mógł mieć więcej niż dziewiętnaście lat. – A ty?
Chłopak przyglądał się dziewczynie badawczo, po czym wstał i podszedł kilka kroków.
– Na imię mi Joseph – powiedział dziarsko, kłaniając się nieco. – Co o tej porze taka młoda dama robi sama w kniejach?
Rozbawiła ją przerysowana maniera w głosie nieznajomego. Gdy się wyprostował, światło księżyca padło na jego twarz i wreszcie mogła zobaczyć, jak wygląda. Miał mniej-więcej osiemnaście lat, ciemne włosy i ostre rysy. Orzechowe oczy jakby prześwietlały Chloe na wylot, a pomiędzy brwiami pojawiła się drobna zmarszczka.
– Jesteś w piżamie – zauważył, parsknąwszy śmiechem. Chloe dopiero wtedy to sobie uświadomiła, opatuliła się więc mocniej płaszczem, czując rumieńce pojawiające się na policzkach. Joseph milczał przez chwilę, patrząc jej w oczy. Dziewczyna stała jeszcze chwilę, chcąc zapaść się pod ziemię, po czym odwróciła się na pięcie i zrobiła to, co powinna uczynić wcześniej: wróciła do domu.


Joseph Hingerstein uchodził za dziwaka i dobrze się z tym czuł. Od małego miał w zwyczaju zachowywać się inaczej, niż się spodziewano, wpadać na niespotykane pomysły czy mówić od rzeczy. Wychował się w rodzinie judaistycznej, jego dziadek był ortodoksyjnym Żydem i patrzył na swojego wnuka bardzo nieprzychylnym wzrokiem. Jednak chłopak mimo przeciwności losu pozostał sobą i przypłacił to samotnością.
Chociaż wyśmiewano jego dziwny sposób mówienia, ubrania, przyzwyczajenia, przywary, nocne spacery i czytanie gazet po ciemku – nigdy nie zobaczył kogoś tak dziwacznego, jak ta dziewczyna. Kiedy spojrzał na nią pierwszy raz, przeraził się nie na żarty. Wyglądała upiornie: długie, proste włosy sterczały we wszystkie strony, ślady łez na policzkach błyszczały w świetle księżyca, oczy miała wytrzeszczone i przepełnione strachem. Stała jedynie w krótkiej do kolan koszuli nocnej, na którą zarzuciła męski, sporo za duży płaszcz, a na dźwięk jej głosu na skórze Josepha pojawiła się gęsia skórka. Kiedy próbował przezwyciężyć strach i nawiązać rozmowę, odeszła bez słowa i zostawiła go samego.
Chłopak westchnął i otworzył gazetę, której lekturę przerwała mu nieznajoma. Odrzucił od siebie myśli o duchach, czarownicach, wilkołakach oraz wampirach i zaczął przeglądać nagłówki. Nowa epidemia atakuje, głosił jeden z nich. Zmarszczył brwi. Pod spodem napisano mniejszym drukiem: Europę zaatakował nowy wirus nieznanej dotąd choroby. W Hiszpanii wybuchła pierwsza epidemia, rozprzestrzeniając się po Starym Kontynencie w zatrważającym tempie. Lekarze unikają wypowiedzi na temat nieznanego schorzenia, jednakże nie wygląda ono na groźne. Na pewno nie jest śmiertelne – poinformował nas doktor Henry Fieldson z Londynu. Najczęściej, co dziwne, zapadają na nie osoby pomiędzy piętnastym a czterdziestym rokiem życia. Niewiele ofiar umiera, nie należy więc panikować. Jestem pewien, że to po prostu nowy typ grypy sezonowej – uspokaja. Miejmy nadzieję, że ma rację. Obyśmy już nigdy nie musieli się zmagać z epidemią równą dżumie.
Joseph zmarszczył brwi i zamknął gazetę. Spojrzał przed siebie, na dom, który został tu niedawno wybudowany. Tam musi mieszkać Chloe – uznał, obserwując światło na poddaszu. Skrzywił się nieco; miał żal, że to miejsce, które tyle czasu pozostawało tylko jego i od niedawna jeszcze Edwarda i Stephena, będzie codziennym obrazkiem widocznym z okna przedziwnej dziewczyny.


 Skomentuj
 Następny rozdział »


Post został pochwalony 3 razy

Ostatnio zmieniony przez Suhak dnia Nie 23:35, 07 Lis 2010, w całości zmieniany 30 razy
Zobacz profil autora
Cornelie
Dobry wampir



Dołączył: 27 Gru 2008
Posty: 1689
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 297 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z łóżka Erica xD

PostWysłany: Śro 22:32, 06 Sty 2010 Powrót do góry

Jak tylko powiedziałaś mi o nowym dziecku stwierdziłam, że jak tylko wrzucisz pierwszy rozdział, to zajrzę. I patrz, jestem :) Najpierw coś, co rzuciło mi się w oczka.

W kwietniu robotnicy zakończyli roboty - takie jakby masło maślane? xD

A co do sedna sprawy - cieszę się, że wzięłaś się z Edwarda. I to nie tego Edwarda, którego znamy na wylot - szarmanckiego, opiekuńczego, nadwyraz idealnego i czystego jak łza. Nie, ten Edward się przejadł, ten jest na straconej pozycji, bo nie ma już nic do powiedzenia.
A większość z nas zapomniała, że kiedyś był człowiekiem. Cieszył się słońcem, spacerem z przyjaciółmi, podglądaniem młodych dziewczyn. Zapomnieliśmy, że mógł sam napisać swoją historię - historię człowieka, nie wampira. Szmeyer chciała inaczej.
A więc powiem ci, że cieszy mnie podejście Twoje do sprawy. Jak na pierwszy rzut oka, po przeczytaniu, mam trochę dziwne odczucie. Nie chodzi mi o twój styl - bo dobrze wiesz, że piszesz świetnie, nie muszę ci kadzić xD Chodzi mi o fabułę. Chloe jest przedziwną postacią i jak sądzę będzie też postacią kluczową, tuż obok Edwarda. Bo mam nadzieję, że nie porzuci jej już w drugim rozdziale i zostawi na wieczne męki z powodu zranionego serca. Za to podoba mi się Joseph. Niby dużo o nim nie powiedziałaś, jedynie garstka małych informacji, strzępki, ale czuję, że będzie pozytywnym bohaterem.
Co do matki Edwarda - przesadnie martwiąca się, troskliwa mama, która kocha swojego syna nad życie, bo tylko on jeden jej na świecie pozostał. W dzisiejszych czasach rzadko się coś takiego zdarza. Nie mówię tu o tym, że matki nie kochają swoich dzieci - chodzi o to, że miłość Elizabeth jest przesadna :) Ale rozumiem ją, bo to były takie czasy a nie inne, sama martwiłabym się o swojego pierworodnego, który całkiem niedługo może pójść na wojnę i nie wrócić. Strach jest uzasadniony.
Powiem ci tak - na razie, jest ok, chcę tego Edwarda - czarującego, uśmiechniętego Edwarda, który cieszy się swoją pomidorówką. Kupuję to w całości, w pakiecie z Tobą i betą Rudą Wink)

Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
skate
Nowonarodzony



Dołączył: 20 Wrz 2009
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: się biorą trolle internetowe?

PostWysłany: Śro 22:48, 06 Sty 2010 Powrót do góry

O matko xD Nie wiem co powiedzieć. Oczywiście podoba mi się jak na razie i zapowiada się świetny ff. Ale nie umiem jakoś opisać tego rozdziału. Spodobała mi się postać Edwarda w tym opowiadaniu. Miło jest sobie wyobrazić jaki on był przed przemianą. Jest…….. taki ludzki, zachowuję się jak prawdziwy nastolatek.A to świetna odmiana od wszystkich Edwardów jakich spotkałam w ff. Świetnie go przedstawiłaś. Hmm a ta Chloe? Mam nadzieję na jakiś romans między nią, a Edwardem xD. Naprawdę zapowiada się świetnie.
Pozdrawiam. :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Rudaa
Dobry wampir



Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 102 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: dzwonnica Notre Dame

PostWysłany: Śro 22:57, 06 Sty 2010 Powrót do góry

Na wstępie – AaaAaAaAAaAAAAAAaAaaA, Suszu! *ociera łezkę jedwabną chusteczką* Jestem tak strasznie wzruszona faktem, iż postanowiłaś spełnić moje skryte marzenie, że aż Cię wyściskam! Nie wiem, czy jestem w stanie wypowiedzieć się jakkolwiek konstruktywnie w stosunku do tego tekstu, biorąc pod uwagę, że jestem jego ojcem i zasądzono mi bulenie becikowego.

Pragnę Ci, gwoli ścisłości, przypomnieć moje oczekiwania co do tego tekstu (tak pro forma): chcę Edwarda romantycznego dżentelmena z szelmowskim uśmiechem (oczywiście nie dosłownie), tego, w którym wszystkie się zakochałyśmy czytając Zmierzch i domalowując do kreacji Stefy całą jego osobowość. Dziękuję za uwagę.
A teraz do rzeczy (zacznę od tych złych, żeby skończyć na dobrych, których będzie więcej):
Martwi mnie kontrast, na którego zasadzie przedstawiłaś Chloe i Edwarda. Ale! Nie sam fakt, że postanowiłaś to zrobić, a jedynie sposób, w jaki chcesz to osiągnąć. Najpierw piszesz, że Chloe kocha zmiany pogody, po czym twierdzisz, że Edward neguje jakiekolwiek ruchy, które zaburzają jego spokojną egzystencję. Samo przesłanie tych kawałków bardzo trafia w moje czytelnicze gusta, jednak nie mogę tego przecierpieć, biorąc pod uwagę, że tak się uczepiłaś tej pogody. Jednak jeśli już jesteśmy przy otoczeniu, to muszę Cię pochwalić, bo… (o borze zielony, to mi nie przejdzie przez klawiaturę bez entuzjazmu) zaczęłaś bawić się w opisy natury! AaaAaaA! To wszystko, co do tej pory starałaś się załatwić dialogami i przesłonić emocjami, teraz zaczyna wypływać wręcz, wabiąc oko czytelnika. Ponadto i Twoje słownictwo się zmienia (nie ma tu żadnych powtórzeń, prawda? i trzymajmy się wersji, że nie było xD). Z każdym dniem z uśmiechem na ustach witam każdy Twój najmniejszy postęp. Pamiętam, kiedy czytałam Kubek i zachodziłam w głowę, co do znaczenia najmniejszej kropki. Pamiętam, jak ganiłam Cię za Pozory i w końcu – pamiętam, jak ukochałam Cię za Symfonię, żeby teraz rozpływać się pod TYM tekstem. Niezmiernie się cieszę, że przez tak długi czas trwam obok Twojego pisarskiego boku i mogę cieszyć oko progresją, jaką obserwuję.
Chloe jest póki co zabawna w swoim zagubieniu. Jeszcze raz do tego wrócę, ale zaczarowałaś mnie tym, jak poddaje się naturalnemu cyklowi świata, wpasowując się w tło i czerpiąc z otoczenia (i to wcale nie z ludzi, a z przyrody). Przepełnia ją smutek, który jest uzasadniony i subtelny. Nie epatuje swoim cierpieniem i pomimo tego, że chowa je w sobie i stwarza pozory osoby szczęśliwej, ma takie wewnętrzne ciepło. Na razie zarysowałaś ją pobieżnie, ale to dopiero pierwszy rozdział, więc już ostrzę pazurki na następne części, w których otworzysz ją przede mną. (I wciąż błagam, żebyś mimo wszystko nie robiła z niej Belli – wizualnie również.)
Edwarda w tym Edwardowym tekście jeszcze brakuje, ale dałaś mu miejsce podobnie jak innym postaciom, więc widać, że każdemu poświęcisz trochę czasu i pozwolisz mi nacieszyć się nim. Jednak pamiętaj! Ja tu dla Masena duszę diabłu zaprzedaję! O nim nie będę mówić, bo pomówię przy okazji kolejnych rozdziałów i wtedy to się tak rozgadam, że będziesz miała dosyć. Tylko jedno: cieszę się, że jest to Edward sprzed przemiany, jeszcze nieprzesiąknięty goryczą wampiryzmu i smutkiem po stracie ludzkiego życia.
Całkowicie zaczarował mnie Joseph. Wiesz, że mam słabość do zakręconych, nieszablonowych postaci i tę rolę w tym tekście bez wątpienia będzie pełnił on. Uśmiechnęłam się na wzmiankę o czytaniu po ciemku, bo właśnie w ten sposób popsułam sobie wzrok. I do tego stopnia zaabrakadabrowałaś sytuację, że chciałam podać mu rękę, żeby oderwał się od lektury i podarować trochę światła bijącego prosto z serca, ale… potem sobie przypomniałam, że on nie istnieje i już nie było tak elo. :( Dodatkowo jeżeli on będzie mówił z tą manierą przez cały czas, to ja go kupuję w całości, pakuję w różową wstążeczkę i stawiam u siebie w pokoju, o! Lubię dziwaków, czy to grzech?
Jako osoba świeżo po lekturze Dżumy z zaciekawieniem i niecierpliwością czekam na rozwinięcie tła, które chcesz nam zaprezentować i pragnę się w nim zanurzyć calutka. Jak chcesz, możesz wskakiwać ze mną, chociaż sądząc po tym, jak się napaliłaś na pisanie tego tekstu, to już siedzisz w tym po uszy.
Pomimo tego, że jestem ojcem, ten tekst będzie dla mnie jedną wielką niespodzianką, więc zacieram ręce i czekam na kolejne losy Edwarda Masena – tego wspaniałego.

Ściskacze,
Rud.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Rudaa dnia Czw 10:31, 07 Sty 2010, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
love_jasper
Wilkołak



Dołączył: 21 Lut 2009
Posty: 105
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 0:38, 07 Sty 2010 Powrót do góry

Haha! Tak to JA;d;d

Ekhm. Do rzeczy.
Wiesz, gdyby nie ten pleonazm to w sumie dałoby rade... ale tak...

...
...
...

Nie bój ty się, tym razem nie będę sobie robić jaj z ludzi. Postaram się.
Ponieważ jestem nie wychowana łatwiej będzie mi od myślników powiedzieć co/kogo kocham w tym opowiadaniu. Tak żebyś wiedziała jak się tu poczuwam;p So:
Kocham:
- Józka!!! Tak, tak Józek nie daruje ci tej nocy! Ładny grunt pod uprawę mu przyszykowałaś, my love, bo już wiemy, że mama Edwarda ma do niego afront. Poza tym, Jest przystojny, ma na imię Józef, jest wyjątkowy (ale nie tak jak zUo twoje), chociażby te jego dziwne przyzwyczajenia, krejzolowe życie(o ile dobrze zrozumiałam:
Cytat:
miał w zwyczaju zachowywać się inaczej, niż się spodziewano, wpadać na niespotykane pomysły czy mówić od rzeczy.
Mam też słabość do dziwaków, którzy są nie-do-końca-akceptowani przez otoczenie - sama jestem niezrozumianym artystą, so u know... . No i jest to ziomek Edwarda, czyli idąc dalej jest, jak to mówią, elo-ziomem. No i oczywiści przynależy do jego timu tak, jak wszyscy porządni ludzie, którzy mają trochę wstydu;d
Bedzie tego.
- Za to, że jest to łatka o Edwardzie, który nie staje się nagle badwardem, lovelasem od siedmiu boleści, czy też chodzącym ideałem. Po prostu jest człowiekiem. A lot. Myślę, że będzie to jedna z tych nielicznych historii Edwardowych, które uznam za niezapisany element kanionu (bez obrazy, słońce:)).
- Za brak Jacoba!!! A co!
- Plastyczne opisy. Bo ja to widzę. Ty to piszesz a ja to widzę. Słyszę. Czuję. Wdycham.
No to tyle z tych jasnych postaci/rzeczy, przechodzimy do tych-których-nie-jestem-przekonana:
- Chloe (btw, czy to się czyta [czlu] , czy może [kloi]? tak przy okazji), pachnie mi rudą Anką, z cudownie zielonego wzgórza. I nie jest to złe, bo nie powiem, wzruszyłam się, jej wieczornym płaczem, ale szit, właśnie nie wiem dlaczemu mnie sie nie uśmiecha. Musze o niej więcej poczytać (aluzja: kolejny rozdział. Now.) Wink
- Elizabeth. O ile jej kontakt z synem bardzo mi się podoba, to ma chamka siedmiomilowego minusa za
Cytat:
– Joseph? Ten Żyd?
. Kill her.

Resumując. Chce więcej. Bo ta łatka jest just great. Jak w każdej powieści są postacie które już na wstępie mnie ujęły. Są też i takie na których zachowanie kręcę nosem. Bo tak powinno być. Są cukierasy ale muszą być i kartofle, nie?
Dziękuje za poświęcony mi attention.
Lovam U.
Twoja na zawsze,
Agatka;d;d

Ps. Musiałam zabłysnąć elokwencją, musiałam po prostu;d Kochaj mnie jeszcze trochę, co?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Viv
Dobry wampir



Dołączył: 27 Sie 2009
Posty: 1120
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 103 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z 44 wysp

PostWysłany: Czw 12:12, 07 Sty 2010 Powrót do góry

Przeczytałam "słowo od autora " i wychodzi na to że chyba nie skupiłam się na tym za bardzo bo byłam przekonana że to jest tłumaczenie . Dopiero komentarz Rudej mi uświadomił , że to jest twoje dzieło .
No jestem pod wrażeniem .
Faktycznie wiekszość z nas zapomniała , że Edward był kiedyś człowiekiem , miał swoje nawyki , przyjaciół , może dziewczyne .
Fajnie to opisałas i super że nie skupiłaś sie tylko na nim , ale serwujesz nam też inne postaci .Podejrzewam, że yjdzie z tego całkiem fajne opowiadanie .
Będe je śledzić z racji tego że jest inne ( w dobrym tego słowa znaczeniu)
Pozdrawiam Viviaan


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Ezri
Nowonarodzony



Dołączył: 06 Sty 2010
Posty: 31
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Czw 18:05, 07 Sty 2010 Powrót do góry

Dla mnie to jest taka grecka tragedia. My wiemy jak to się skończy (a może zacznie), ale sam Edward i cały tamten świat nie jest świadomy tego, że co by nie zrobił i tak znajdzie się wraz ze swoimi przyjaciółmi i rodziną w centrum koszmaru. Spodobało mi się to jak opisałaś Edwarda. Jest tu bardzo ludzki, ale jednocześnie można zauważyć pewne cechy charakterystyczne dla niego. O Chloe trudno jest mi narazie napisać cokolwiek ponad to co było w opowiadaniu: jest dziwna. A ja lubię nietypowe postacie. Na pewno tu będę zaglądać. Pozdrawiam i życzę szybkiego dojścia do siebie po porodzie:)

Ezri


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
bluelulu
Dobry wampir



Dołączył: 09 Cze 2009
Posty: 974
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 85 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Hueco Mundo

PostWysłany: Czw 18:31, 07 Sty 2010 Powrót do góry

Lubię łatki , coraz bardziej się przekonuje do tego typu ff. Ostatnio czytałam Alicje o ile można powiedzieć , że była typem łatki i jestem zachwycona. Nie wspominając już świetnych miniaturek. Nareszcie pada jakieś światło na życiorys tego lwa masochisty. Zastanawia mnie czy zatrzymasz pisanie w czasie gdy Edward poznaje Carlisle`a , czasy kiedy ucieka od niego , nie rozumiejąc jego wegetarianizmu bądź okres w którym wraca w domowe pielesze. Wiem , za co przepraszam - uwielbiam wybiegać w przyszłość. Chloe i dziwak Joseph , zrugałabym matkę Edwarda za reakcje "ten żyd". Właściwie Edward nabierze kolorków ( i nie myślę tutaj o jasnej skórze , chociaż nie powiem - liczę na opisy jego oczu ;p ) , jego życie z perspektywy nastoletniej. Chciałabym powiedzieć więcej ale dziś nie leję wody i nie naciągam , aczkolwiek powrócę wraz z nowym rozdziałem : )

pozdrawiam serdecznie, Uskrzydlona.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Suhak
Zasłużony



Dołączył: 23 Lut 2009
Posty: 951
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 136 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: lubelskie

PostWysłany: Pią 19:32, 08 Sty 2010 Powrót do góry

Tadam! Przybywam z odzewem! :D

Cornelie napisał:
Bo mam nadzieję, że nie porzuci jej już w drugim rozdziale i zostawi na wieczne męki z powodu zranionego serca.

Cóż, na wstępie zaznaczyłam, że wszystko będzie kanonicznie, a oprócz tego określiłam to jako romans, więc można się czegoś tam spodziewać. Poza tym owszem, Chloe i Edward to główne postaci, ale nie tylko, swoje 5 minut będą także mieli Joseph, Steven czy Elizabeth (żeby nie przynudzać).

Ogóras napisał:
Za to podoba mi się Joseph. Niby dużo o nim nie powiedziałaś, jedynie garstka małych informacji, strzępki, ale czuję, że będzie pozytywnym bohaterem.

Och, tak, Josepha też polubiłam :D Wiem, że to brzmi głupio, w końcu to ja go kreuję, ale nawet podczas pisania, choćbym nie wiem jak się starała, to przy kreowaniu bohaterów zdarza mi się ich nie polubić czy coś. Ale postaram się, by Josepha było dużo, nie martwujta się Rolling Eyes

Rudaa napisał:
chcę Edwarda romantycznego dżentelmena z szelmowskim uśmiechem (oczywiście nie dosłownie), tego, w którym wszystkie się zakochałyśmy czytając Zmierzch i domalowując do kreacji Stefy całą jego osobowość. Dziękuję za uwagę.

Tak, oczywiście Edward miał być głównym boheterem Pandemii, ale chyba skończy się na tym, że będzie jednym z głównych... mwahahha Laughing

ojciec napisał:
I wciąż błagam, żebyś mimo wszystko nie robiła z niej Belli – wizualnie również.

Nie martw się, zrobię co w mojej mocy, ale z tą Bellą jest taki problem, że ona do tego stopnia jest bezpłciowa i przezroczysta, że jej częsta siedzi w każdej postaci. ;P

(A Rudowi dziękuję za kisiel pod każdym względem i gdzie się tylko da)

love_jasper napisał:
Mam też słabość do dziwaków, którzy są nie-do-końca-akceptowani przez otoczenie - sama jestem niezrozumianym artystą, so u know... .

Nie martw się, niezrozumiany artysto, jak będę musiała zagłębić się w smutek Józka spowodowany brakiem akceptacji, przeprowadzę wywiad z Tobą. *lol2*

Agatka napisał:
Są cukierasy ale muszą być i kartofle, nie?

No jasne, bez kartofli nie ma zabawy!!!

Uskrzydlona napisał:
Zastanawia mnie czy zatrzymasz pisanie w czasie gdy Edward poznaje Carlisle`a , czasy kiedy ucieka od niego , nie rozumiejąc jego wegetarianizmu bądź okres w którym wraca w domowe pielesze.

Nie, zdecydowanie nie będę sięgać do okresu 1929-1932. Musiałabym powtórzyć to, co napisała thin, bo dla mnie to już kanon, a kserować nie będę :D

Ezri napisał:
ale sam Edward i cały tamten świat nie jest świadomy tego, że co by nie zrobił i tak znajdzie się wraz ze swoimi przyjaciółmi i rodziną w centrum koszmaru.

No właśnie i postaram się to jakoś ironicznie wykorzystać. Rolling Eyes


Dziękuję za ciepłe słowa, przychylne opinie i duuuuużo kiślu, liczę, na to, że Was nie zawiodę :)

Uściski -
Suszak.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
wela
Zły wampir



Dołączył: 08 Lut 2009
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 37 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Broadway

PostWysłany: Sob 23:13, 09 Sty 2010 Powrót do góry

Ja tam jestem na tak, chociaż narzekałam i dopiero dzisiaj przybyłam.
Otóż odrzucił mnie twój zwrot na gadu określający te opowiadanie romantycznym - wiem, że nie miałaś na myśli jarzących się iskierek w oczach napalonych kochanków czy ogólnym wzdychaniem za siebie wzajemnie. Ratują cię opisy, które z pod twojego pióra ostatnio wychodzą bardzo dobrze.
Sama przyznałaś, że dawniej ich unikałaś, ale nawet na początkach symfonii nie dało rady ich unikać... Może warto tam zajrzeć i porównać początek tego tekstu z tamtym już troszeczkę zaniedbanym (tak, to jest perfidne walenie po łokciach za zaniedbanie tego fan ficka i nieurzeczenie mnie żadnych bonusem). W każdym razie - cieszę się, że teraz opisy to twój żywioł, który pomimo tego, że cięższy do napisania, dający większą satysfakcję i wielu, prawdziwych czytelników. Nie znajdziesz pod łatką, tekstem biało-czarnym - zwróćmy uwagę na rok, do jakiego nas zaprowadzasz - masy komentarzy, jednakże większość będzie coś wnosić i zachęcać wena, aby sobie do ciebie przydreptał.
Podoba mi się ten żyd, Joseph. Nie wiem, co tam Agatka na niego wymyśliła, ale uważam, że ta postać ze swoją innością przyniesie dla tego opowiadania wiele wątków, które zdecydowanie sprawią, że tekstowi przybędzie na fabule.
W twoich opowiadaniach uwielbiam postaci - lubisz się nad nimi pastwić, dokładnie analizując ich profile psychologiczne, przez co są wyraźne, właściwie można dotknąć ich twarzy, a nawet z nimi porozmawiać. Są żywe, potencjalny czytelnik wierzy, że istnieją naprawdę - wyobraża to sobie. Chloe, Edward, jego matka Elizabeth, Joseph - to ich przedstawiłaś w rozdziale pierwszym - ukazałaś ich rodzinne tragedie, odmienność, przez którą ginęli gdzieś w samotności, na uboczu społeczeństwa, a także sprawy, którymi na co dzień zawracali sobie głowy. Wszystko powolutku, lecz ze smakiem i kunsztem literackim.
Oczywiście Ruda coś wspomniała o opisach przyrody - nie zwróciłabym na to uwagi, gdyby tego nie wspomniała, ale rzeczywiście bardzo dobrze, że zaczęłaś rozbudowywać ten aspekt twórczości. Powinnaś w tym momencie zacząć zwracać uwagę na szczegóły - ogólne otoczenie, w którym obecnie znajdują się bohaterowie. Dzięki dokładnemu zarysowaniu realiów wszystko nabierze wyrazistych kształtów i nasyconych kolorów. Właśnie poprzez opisy przyrody do tego dojdziesz, chociaż nie tylko - nawet zwykłe jednozdaniowe napomknięcie o jakimś nieistotnym szczególe sprawi, że rozbudowujesz i rozwiniesz ff jeszcze mocniej. Uważam, że na poziomie, który obecnie zajmujesz, możesz zacząć bawić się w takie szczególiki, ale pamiętaj, aby skupiać się na najważniejszym - opisach uczuć i postaciach, które zdecydowanie są twoim pozytywami. O dialogach nie wspominam, bo jak zawsze wszystko z nimi w porządku, są jak najbardziej wiarygodne i sprawiają, że czuję, że matka Edwarda w mojej kuchni chlipie, zmywając naczynia po synu.
Te dialogi wychodzą ci lepiej niż w książce Joy Fielding "Julio, gdzie jesteś?". W ogóle to chciałam właśnie napisać, że jest beznadziejna i żeby żaden z moli książkowych się za nią nie brał, bo przez 300 str nie dzieje się nic prócz biadolenia matki o tym, że Julia zaginęła.

Przepraszam za tę dygresję(o ile można to pod dygresję podpiąć) i kończę już. Zdecydowanie ostatnie zdanie bardzo mną poruszyło i sprawiło, że z utęsknieniem zamierzam czekać na ciąg dalszy. Lubię takie zakończenia niby definitywne, ale nie do końca.

Bziu, wela Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
niobe
Zły wampir



Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 481
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 96 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Nie 0:42, 10 Sty 2010 Powrót do góry

Och, mój drogi Szuszaczku. Pierwszy raz zakochałam się w Twojej twórczości po Kubku. Uczucie to zrodziło się od pierwszych słów prologu, a potem przybierało na sile. Potem następiła Symfonia, którą mnie oczarowałaś, ale całkiem w inny sposób. Pokazałaś mi w swoich miniaturkach, że wiele tematów łatwo Ci przychodzi, że potrafisz stworzyć bardzo wyraziste postacie i w dłguich i w ktorkich utowrach. Jestem wierną fanką Twojej twórczości i należysz do niewielu osób na forum, przy których wystarczy jak zobaczę autorka ff to od razu na niego wchodzę. I pewnego dnia dostrzegłam Pandemię. Zmarszczyłam nieco brwi zastanwiając się co znowu wymyśliłaś. Przeczytałam najpierw Twój wstęp i już mnie miałaś. Wiedziałam, że nie ważne co się stanie to i tak będę czytać to opowiadanie. Gdy zagłębiłam się w lekturze to muszę to przyznać, że mnie zakoczyłaś. To nie jest Szusz, którą znam z Kubka ani Symfoni. To co stworzyłaś jest cudne i odnoszę wrażenie, że wszystko inne prowadziło Cię właśnie do tego ff. Pokazałaś mi Edwarda, którego pokochałam w Zmierzchu. Tę odsłonę, której zawsze szukam w ff, nie tego Edwarda ciepłe kluchy, który nawet nie wkurzy się na Bellę. Nie, Ty dałaś mi kogoś lepszego. Zaczarował mnie już od momentu rozmowy z matką, zauroczył w chwili gdy się skrzywił. Nie mam pojęcia jak udało Ci się to osiągnąć, ale rozkochałaś mnie w swoim opowiadaniu od pierwszego rozdziału. W tej jednej części skumulowało się wszystko czego mi gdzie indziej brakowało. Pokazałaś mi odpowiedzi na pytania, na które szukłam odpowiedzi. Już od jakiegoś czasu, myślałam jak wyglądało życie uczuciowe Edwarda sprzed przemiany. Oczywiście Meyer pominęła ten fakt i wspomniała tylko o tym, że chciał iść do wojska, dość mało jak na siedemnaśćie lat życia :P Chwilowo odpuszczę już Edwardowi i przyglądnę się pani Mansen. Ta postać to już w ogóle została zepchnięta w czarną otchłań, o której niemalże nikt nie pisze, a ma przecież taki potencjał! Jaka musiała być kobieta, która tak bardzo kochała swojego syna, jaki musiała mieć do niego stosunek za życia? Przestawiłaś mi śliczną kreację tego bohatera. Zdobyła mnie w momencie, w którym zaczęła myśleć o Edwardzie idącym na wojnę. Dalej jest Chloe, we mnie ta postać wzbudza sympatię, ale jak na razie głównie dzięki prologowi, w zasadzie to jest mi jej ogromnie żal, ale zobaczymy co dla niej jeszcze przygotujesz, jednak też dołączam się do prośby, błagam nie rób z niej Swan! Jak na razie jesteś od tego daleka, ale proszę od razu ^^ Joseph to bardzo sympatyczny dziwak, ta postać też wzbudza u mnie ciepłe uczucia. Osobiście odnoszę wrażenie, że Twój styl z każdą kolejną pracą jest coraz lepszy. Jako czytelnik mogę się tylko cieszyć z takiego obrotu sprawy i życzyć utrzymania takiej tendencji ^^ Wspominałaś też na początku o Synie thin. Cóż na pewno przyznam, że jej łatka o Edwardzie jest genialna, cudna, boska i na pewno jak na razie stanowi najlepszą jaką spotkałam, ale muszę również przyznać, że póki co to Twoja praca ma ogromny potencjał. Nie odważę się porównywać tych tekstów do siebie. Piszesz o innym okresie życia Edwarda, a tym samym i o innym Edwardzie, musisz skupić się na całkiem różnych rzeczach i ja nie widzę na razie powodu, żeby porównywać te łatki do siebie. Mam nadzieję, ze poradzisz sobie z tą łatką tak świetnie jak thin poradziła sobie ze swoją. Cóż muszę Cię zmartwić, ale po takim pierwszym rozdziale mam duże wymagania i mam nadzieję, że mnie nie zawiedziesz^^. I na koniec muszę przyznać, że zazdroszczę Rudej takiego dziecka *chlip*, też bym takie chciała ^^
Pozdrawiam
niobe


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
lilczur
Wilkołak



Dołączył: 14 Maj 2009
Posty: 141
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 14 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z daleka

PostWysłany: Nie 13:33, 10 Sty 2010 Powrót do góry

Ostatnio mam niewiele czasu, a jak mam, to coraz rzadziej zaglądam na forum. A jak zaglądam, to czytam tylko kontynuacje już rozpoczętych tekstów. Ale po przeczytaniu Twojego cudownego literacko komentarza pod Uwikłanymi stwierdziłam, że Pandemii nie odpuszczę. Tym bardziej, że onegdaj Twój Kubek umieściłam na liście moich ulubionych FF.
No i cieszę się bardzo, że się skusiłam. Niezbyt lubię łatki, bo - cholera - wiem, jak się skończą, ale Twoja mnie urzekła. Nie zamierzam porównywać jej do żadnej innej - każdy ma prawo do własnej wizji i własnego sposobu jej przedstawienia.
Wyjątkowo nie "odmóżdżyłam się" na opisach przyrody, zazwyczaj wysiadam tuż przy końcówce i przestaję się skupiać na nich, bo mnie nudzą. Twoje są bardzo plastyczne, opisane subtelnie, zjawiskowo, dopełniają całości obrazu.
Edward u Ciebie jest taki... ludzki (haha, ale strzeliłam), NORMALNY. Nie lulusiowaty, super idealny, ot po prostu fajny nastolatek.
Coś czuję, że Joseph będzie dla mnie postacią nr 1. Świetnie wykreowana postać, bardzo wyrazista i oryginalna.
Chloe troszkę bezbarwna, pewnie chwilowo, bo to początek. Taka zagubiona niunia. Mam nadzieję, że sensem jej życia nie będzie wzdychanie do Edwarda.
Twój styl pisarski mnie zauroczył. Nie ma w nim ani odrobinki sztuczności, wszystko jest takie naturalne. Pięknie dobierasz słowa, tworzysz rzeczywistość tak realistyczną, że aż dziw bierze, że się to czyta, a nie jest się tam. Czy ja piszę zrozumiale?
I w ogóle nie rozumiem, dlaczego miałabyś mieć kompleksy w stosunku do innych twórców FF - moim zdaniem jesteś w ścisłej czołówce tych najlepszych.
Jeśli chodzi o błędy, to... błędy? Jakie błędy? Nie ma ŻADNYCH, zatem brawa również dla bety.
Jedna rzecz na minusie (mini, ale jednak):
Cytat:
Gdy się nieco uspokoiła, wstała, poszła do kuchni i zaparzyła sobie mocną herbatę. [...] Przez chwilę zastanawiała się, co za szaleniec szedłby o czwartej rano na spacer, po czym wyłączyła kuchenkę [...]


Pierwszą kuchenkę węglowo-gazową wyprodukowano w 1957 r. Początek produkcji kuchni gazowych przypadł na rok 1961 r.

Chloe w 1918 roku grzała sobie herbatę na piecu.

Niestety tworzenie tekstów odnoszących się do przeszłości niesie za sobą konieczność sprawdzania takich szczególików. Ale myślę, że to jednorazowa wpadka. Smile

EDIT: love_jasper - dzięki za sprawdzenie i poprawienie mnie. Smile W takim razie nie pozostaje mi nic innego, jak dodatkowo, poza wcześniejszymi pochwałami, pogratulować autorce wiedzy. Laughing


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez lilczur dnia Nie 20:27, 10 Sty 2010, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
love_jasper
Wilkołak



Dołączył: 21 Lut 2009
Posty: 105
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 19:20, 10 Sty 2010 Powrót do góry

Pochwalę się, że sama swojego czasu zwróciłam na to uwagę. Madzia jednak jak zwykle mnie zawstydziła, bo sprawdziła to wcześniej *zawstydzony*
A na dowód:
"Nowoczesny typ kuchenki gazowej, złożonej z oddzielnego piekarnika z półkami i z wierzchniej płyty do gotowania, zapoczątkował w 1852 roku patentowany piekarnik gazowy Bowera." Więcej [link widoczny dla zalogowanych]:)
Pozdrawiam!


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
losamiiya
Dobry wampir



Dołączył: 27 Lis 2009
Posty: 1767
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 212 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Mexico City.

PostWysłany: Nie 21:04, 10 Sty 2010 Powrót do góry

No więc zacznę od tego, że bardzo podoba mi się spoób, w jaki przedstawiłaś Edwarda. Edwarda człowieka, o którym tak mało wiemy, nie myślimy o tym, że i on kiedyś miał swoje normalne ludzkie życie i ze smakiem zajadał zupę pomidorową Wink - co swoją drogą było urocze.
Postać matki - troskliwej, opiekuńczej, kochającej, to mnie chwyciło za serce.
Relacje między Edwardem, a matką, przedstawione tak może i trochę przesadnie, ale biorę pod uwagę inne czasy i te wszystkie okoliczności, które miały miejsce.

Bardzo zaintrygowała mnie postać Chloe, wydaje mi się, że będzie ona kluczem do wszystkiego i że będzie miała dużo wspólnego z Edwardem.
Postać Josepha wydaje mi się pozytywna, trochę zabawna, ale jednak poważna,
powiem szczerze, że to właśnie jego osoba zainteresowała mnie najbardziej.

Ogólnie bardzo mi się podobało, były emocje, uczucia, opisy, jak dla mnie wszystko, co być powinno.
Gratuluję tekstu.
Pozdrawiam, los.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
thingrodiel
Dobry wampir



Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 1088
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 148 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka

PostWysłany: Pon 10:23, 11 Sty 2010 Powrót do góry

Ja może zacznę od tego, że u mnie pani Masen nie ma przerąbane tylko dlatego, że nazwała kogoś Żydem. W tamtych czasach normalką było (niestety, ale to fakt) oddzielanie się od innych religii i nacji. Segregacja już wtedy była i to silna. Rozbawiła mnie więc nieco reakcja niektórych na ten tekst. Cóż, ja lubię, jak się autor trzyma realiów, nawet (a może zwłaszcza) wtedy, kiedy są one nieprzyjemne.

Pomysł mi się podoba. Ach, tamte czasy! No, Suhak, ja cię ślicznie proszę, pisz to opowiadanie, bo jak zawiesisz je na wieszaku, to będziesz miała ze mną do czynienia.

Spodobało mi się, że starasz się używać nieco starszych, pasujących do tamtej epoki określeń. I sama pani Masen - nieco egzaltowana w momencie, kiedy myśli o tym, że jej syn jest zbyt dobry, piękny etc. by mordować, ale z drugiej strony - dlaczego nie? Upragnione i jedyne dziecko, które może stracić przez wojnę, a które musi ganiać z karabinem w ręku, czy tego chce, czy też nie.

No i opisujesz pierwszą falę pandemii. Czekam na to szaleństwo b. niecierpliwie.

Jedno mi nie pasuje. O ile pamiętam rodzina Edwarda była całkiem nieźle sytuowana. Wobec tego pani Masen nie szorowałaby sama garów, to strasznie niszczyło ręce, jeszcze bardziej, niż w dzisiejszych czasach.
Ach, i jeszcze jedno - czy wyszłabyś o czwartej nad ranem z domu, by się przywitać z kimś obcym, siedzącym na skałach? Nie sądzę. I dziewczyna w tamtych czasach też raczej tego nie zrobi, szczególnie typ słodki. Chyba że jedna z tych, które są tzw. "wyzwolone" i mają gdzieś tzw. obyczajność, ale nie zrobiłaś z Chloe kogoś takiego, więc zgrzyta.
I kuchenka też mi zgrzytnęła, ale o tym wspomniała już lilczur.

Duperele, które zauważyłam:
Cytat:
przyodziewany

"przywdziewany", wierz mi, lepiej "przywdziewany"
Cytat:
Należał do niezwykle przystojnych chłopców

To brzmi, jakby przystojni chłopcy byli jakimś elitarnym klubem
Cytat:
Jednak chłopak mimo przeciwności losu pozostał sobą i przypłacił to samotnością.

Brakuje przecinków przed "mimo" i "pozostał" (wtrącenie).
Cytat:
zarzuciła męski sporo za duży płaszcz

Przecinek po "męski".

Tyle. Powodzenia, Susz!
jędza thin


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Suhak
Zasłużony



Dołączył: 23 Lut 2009
Posty: 951
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 136 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: lubelskie

PostWysłany: Pon 12:50, 11 Sty 2010 Powrót do góry

wela napisał:
Otóż odrzucił mnie twój zwrot na gadu określający te opowiadanie romantycznym - wiem, że nie miałaś na myśli jarzących się iskierek w oczach napalonych kochanków czy ogólnym wzdychaniem za siebie wzajemnie.

Cóż, dla mnie "romantyczny" znaczy "o miłości". :D Jednak nie myśl sobie, ze zrobię z postaci Edwardy, Izabelle, Jakuby, Alicje i Kacperki. Kallen. Albo co.

niobe, dziękuję bardzo za obszerny kisiel. Truskawkowy, mniam-mniam, mój wen kocha takie. Rolling Eyes

thingrodiel napisał:
Spodobało mi się, że starasz się używać nieco starszych, pasujących do tamtej epoki określeń.

Och, ale coś czuję, że będzie z tym dosyć ciężko. Nie potrafiłabym przystosować języka do początków XX wieku, więc nie chcę udawać, że mi to wychodzi i staram się pisać po prostu, unikając jednak utartych powiedzeń i slangu z dzisiejszych czasów.

Cytat:
Jedno mi nie pasuje. O ile pamiętam rodzina Edwarda była całkiem nieźle sytuowana. Wobec tego pani Masen nie szorowałaby sama garów, to strasznie niszczyło ręce, jeszcze bardziej, niż w dzisiejszych czasach.

No dobrze, przyznaję, nie pomyślałam o tym. Powiedzmy... hmmm... że jako troskliwa mama... Nie lubiła zostawiać swojej kuchni w łapkach kogoś innego. Laughing

Cytat:
Ach, i jeszcze jedno - czy wyszłabyś o czwartej nad ranem z domu, by się przywitać z kimś obcym, siedzącym na skałach? Nie sądzę. I dziewczyna w tamtych czasach też raczej tego nie zrobi, szczególnie typ słodki. Chyba że jedna z tych, które są tzw. "wyzwolone" i mają gdzieś tzw. obyczajność, ale nie zrobiłaś z Chloe kogoś takiego, więc zgrzyta.

Cóż, Chloe i Joseph mają ze sobą dużo wspólnego, chociaż w rzeczywistości są bardzo różni. O ile Joseph wyrywa się z szablonu z własnego wyboru i bardziej dlatego, by być innym niż wszyscy, o tyle Chloe nieświadoma jest swojego dziwnego poglądu na świat oraz tworzenia własnej rzeczywistości, jednak do tego powrócę w następnych częściach.

Cytat:
I kuchenka też mi zgrzytnęła, ale o tym wspomniała już lilczur.

Na problem z kuchenką odpowiedziała love_jasper. Rolling Eyes


Cytat:
Cytat:
Jednak chłopak mimo przeciwności losu pozostał sobą i przypłacił to samotnością.

Brakuje przecinków przed "mimo" i "pozostał" (wtrącenie).

Niekoniecznie.
Pozostał sobą mimo przeciwności losu.
Nie ma drugiego orzeczenia, a w polskim przecinki są dosyć ruchome, więc nie jest to obowiązkowe. Tak przynajmniej mnie w szkole uczą. Rolling Eyes

Cytat:
Cytat:
zarzuciła męski sporo za duży płaszcz

Przecinek po "męski".

Wiesz, jak to pisałam, to zastanawiałam się nad tym przecinkiem i koniec końców go wywaliłam, nawet mając całkiem logiczne wytłumaczenie na to (coś tam o równości przymiotników), jednak w tej chwili wyleciało mi z głowy, więc nie pozostaje mi nic innego, jak uznać Twoją rację.

No cóż, thinny, przyznam szczerze, że czekałam na Twój komentarz z niecierpliwością. Cieszę się, że w końcu zajrzałaś do Pandemii i liczę, że nie zawiodę Cię wraz z drugim rozdziałem.




Dziękuję Wam wszystkim za ciepłe słowa i duuużo komentarzy, naprawdę, bałam się, że łatkowatość tego tekstu odepchnie czytelników, a tu taka bardzo przyjemna niespodzianka. Mam nadzieję, że taka ilość postów pod rozdziałami utrzyma się do końca Pandemii :)
Dla zainteresowanych: rozdział już zaczęłam pocić, mam ponad jedną stronę. Powinien pojawić się w tym tygodniu :)

Uściski -
Suszak.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
thingrodiel
Dobry wampir



Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 1088
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 148 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka

PostWysłany: Pon 21:55, 11 Sty 2010 Powrót do góry

Suhak napisał:
Cytat:
Cytat:
Jednak chłopak mimo przeciwności losu pozostał sobą i przypłacił to samotnością.

Brakuje przecinków przed "mimo" i "pozostał" (wtrącenie).

Niekoniecznie.
Pozostał sobą mimo przeciwności losu.
Nie ma drugiego orzeczenia, a w polskim przecinki są dosyć ruchome, więc nie jest to obowiązkowe. Tak przynajmniej mnie w szkole uczą. Rolling Eyes

Dobrze cię uczą, jednakowoż wtrącenie czy dopowiedzenie oddzielane przecinkami nie wiąże się zawsze z dodatkowym orzeczeniem. Tutaj, tak przynajmniej ja to widzę, to dopowiedzenie jest całkiem wyraźne, dlatego mnie przecinków tam brakuje.

Zapomniałam o jednym wspomnieć o komentarzu - twój Edward nie lubi zmian i chciałby, by zawsze wszystko było takie samo. To będzie piękne, kiedy przestanie się zmieniać i jego życie stanie się jednym długim pasmem niezmienności.

W kwestii kuchenki - zwracam honor. Moja książka o tym nie wspomina (albo ja źle poszukałam).

Buźka!
jędza thin


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Pią 10:31, 15 Sty 2010 Powrót do góry

Cytat:
Chloe dopiero wtedy to sobie uświadomiła,
- specjalistką nie jestem, ale lepiej mi brzmi sobie to...
czytałam tę część chyba z siedem razy - dlaczego? - nie bardzo wiedziałam, co mam napisać, a szkoda zbywać zdolnego autora krótkim bezsensownym komentarzem w stylu
piszesz dobrze, czekam na następnym rozdział
podziwiać mogłam twoją parodię i miniatury, wiedziałam więc nie liczyć nie mogę na proste podejście do tematu... opisujesz nam ludzkie lata Edwarda - właściwie najpewniej kilka ostatnich tygodni jego życia, bo wiek 16 lat i 9 miesięcy nie przynosi mi optymistycznych wizji (w końcu to wieczny siedemnastolatek)...
zawsze lubiłam wprowadzenia typu listy, wycinki z gazet... z dwóch różnych powodów; listy są bardzo osobistą formą, która oddaje stosunek nadawcy do adresata, wiele mówią też o samej osobie, która takowy list napisała... w liście, który jest nader krótkim, acz treściwym prologiem zamieściłaś zapowiedź uczucia (mam podejrzenie co do czasu, w którym Chloe pisze te pare słów), którego teraz wyglądać będę za każdym nowym akapitem...
chcę, abyś wiedziała, że listowy prolog bardzo mi się podoba...
jeśli jednak chodzi o wycinki prasowe; są one znakomitym miernikiem czasu, wydarzenia, które są w nich opisane pomagają nam określić w przybliżeniu przynajmniej czas, w którym powieść się rozgrywa...
samo stwierdzenie, że 'schorzenie nie wygląda na groźne' przywiodło mi na myśl naszego, zdaje się - Ministra Zdrowia, twierdzącego, że Ptasia Grypa to problem ptaków - nie ludzi...

spodobało mi się też, że do historii Edwarda wtrąciłaś całkiem nowe osoby... dwójkę przyjaciół, a niedługo zapewne i Chloe... nie poznaliśmy jeszcze Stephena, ale pewnie będzie on podobnym oryginałem jak pozostała dwójka...
Chloe straciła matkę... Joseph jest odmieńcem - nie bójmy się go tak nazwać... nie zdziwię się nawet, jeśli się okaże prekursorem czegoś większego - może jakiegoś ruchu kulturowego... no, ale dość gdybań...

czytając całość odnosiłam wrażenie, że to okolice przełomu wieków... nie wiem dlaczego... w jakiś sposób zachowałaś konwenanse... niby nie odnalazłam typowych elementów określania czasu, a jednak nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że szacunek syna do matki i zawstydzenie dziewczyny spacerem w pidżamie jest naturalny dla okresu młodości Edwarda...

dziękuję za ucztę - uwielbiam połykać takie opowiadania, no i mam pewność, że nie dostanę po nim niestrawności... :)

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
behappy
Wilkołak



Dołączył: 25 Lis 2009
Posty: 159
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 16:33, 15 Sty 2010 Powrót do góry

Dopiero czytając komentarze zauważyłam, że prolog jest pisany w czasie przyszłym do całego tekstu. Jakoś nie zauważyłam czytając pierwszy raz Embarassed Bardzo podoba mi się koncepcja młodości Edwarda w czasach tak odległych nam (1918).
Gdy to czytałam wczułam się w początki XX wieku.
Życzę dużo weny i czekam na następne rozdziały, bo kroi się jakiś romans. Nikt normalny nie pisze:
Cytat:
Edwardzie,
Piszę do Ciebie, choć jestem świadoma, że nie uzyskam żadnej odpowiedzi. Nigdy Cię nie zapomnę. Kocham Cię –


Te słowa świadczą o jakieś więzi między Edwardem a Chloe.
Pozdrawiam B Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
asia7
Nowonarodzony



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 40
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 12:53, 06 Lut 2010 Powrót do góry

Po pierwsze chciałam napisać, że bardzo mi się twój ff podoba. Zaciekawił mnie twój pomysł, a poza tym uwielbiam opowiadania o tym co się działo z Cullenami przed "Zmierzchem".
Zastanawia mnie bardzo postać Chloe, jestem ciekawa co takiego wydarzy się między nią, a Edwardem, że się w nim zakochała... I oczywiście interesuje mnie, co na to Edward ;P
Mam nadzieję, że opiszesz też chociaż początek życia Edwarda już po przemianie w wampira.
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Kiedy wreszcie się pojawi?
Życzę weny i jeszcze raz weny.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin