FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 W labiryncie uczuć [NZ] [+18] Rozdział 29 ostatni / 27.06 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
Nina=)
Wilkołak



Dołączył: 25 Wrz 2009
Posty: 204
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 20:24, 17 Sty 2010 Powrót do góry

Ode mnie też miłe słowa Wink

Fajnie, że nie zrobiłaś z Tanyi takiej zimnej suki, która była z Edwardem tylko dla jego kasy, popularności czy czegoś podobnego. Jej zachowanie jest nawet zrozumiałe... Czuje się zagrożona, wróciła była dziewczyna Edwarda, próbuje o niego walczyć, fakt troche jej to nie wychodzi. Ale nie jest aż taka zła.

No ale koniec o Tanyi Wink
Fajnie to wszystko piszesz. Budujesz napięcie... nie robisz z nich pary tak od razu ale też czytając nie irytuje się, że akcja się wlecze;)

Mam nadzieje, że rozdziały będziesz wstawiać reguralnie bo cierpliwość nie jest moją najmocniejszą stroną Wink

Pozdrawiam

Nina=)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
BajaBella
Moderator



Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 219 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu

PostWysłany: Nie 21:22, 17 Sty 2010 Powrót do góry

Oj, ale mi umiliłaś niedzielny wieczór. Dzięki.
Rozdział ciekawy, kilka spraw się wyjaśniło, inne nieco zagmatwały. Podoba mi się postać Owena. Prawdziwy manager zespołu, a przy tym pokazany przez ciebie w sposób przesympatyczny. Porównanie go do troskliwej kwoki – bezbłędne. Te chłopaki mają z nim naprawdę dobrze.
Poruszyła mnie Tanya. Jak w poprzednim rozdziale sama chętnie bym jej „dokopała”, to teraz zrobiło mi się jej szkoda. Cóż, to tylko zraniona, zakochana kobieta. Zachowała się na wystawie głupio i bezwzględnie wobec Belli, ale jestem w stanie zrozumieć jej postępowanie. Zazdrość jest bardzo niebezpiecznym doradcą. Potrafi omamić i wywołać w ludziach tak skrajne emocje, że postępuje się wówczas w sposób beznadziejny. Czego się później najczęściej żałuje. A zazdrość z nadmiarem szampana bywa mieszanką wybuchową.
Edward. Hmm… Sama nie wiem, co mam o nim myśleć. Potraktował Tanyę bardzo obcesowo. Sam dobrze siebie ocenił Dobrze, że ma świadomość, że sam do końca nie jest taki kryształowy. Zastanawia mnie jego brak zdecydowania i konsekwencji. Niby jest oczarowany Bellą, myśli o niej, ale wszystko to takie letnie. Jeśli nadal ją kocha, to co do cholery nie pozwala mu zawalczyć o nią? Strach? Ok., mężczyźni to istoty tchórzliwe, ale niechby choć spróbował. Wybacz, ale jak na razie ten facet nie wzbudza we mnie ciepłych uczuć, choć jako postać opisujesz go bardzo fajnie.
Ponadto podoba mi się jak pokazujesz relacje między swoimi bohaterami. Przyjaźń Rosie i Belli to majstersztyk. W tym rozdziale dodałaś postać Carlisla. Świetnie opisane oddalanie się wzajemne ojca i syna, zbudowali emocjonalny mur i żaden z nich nie potrafi go i chyba nie chce tak do końca w tej chwili go zburzyć.
Baaaardzo jestem ciekawa co nastąpi dalej i czym nas jeszcze zaskoczysz.
Pozdrawiam, BB.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
0704magda
Człowiek



Dołączył: 17 Sty 2010
Posty: 55
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 10:42, 18 Sty 2010 Powrót do góry

niesamowite
gratuluję pomysłu,weny,juz czekam z niecierpliwoscia na nex rozdział
masz talent.czego ci przeogromnie gratuluje

Za kolejny post takiej treści dostaniesz ostrzeżenie.
Nie powiedziałaś NIC o rozdziale - takie bez sensu kilka linijek można kopiować przy każdym utworze.
Dilena


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Pon 10:44, 18 Sty 2010 Powrót do góry

Cytat:
Nie czekając na potok złorzeczy pod jej adresem, po prostu się rozłączyła…
złorzeczeń chyba... :P

zabijasz mnie, po raz kolejny zabijasz... zaczynam czuć dość nieprzyjemne napięcie sytuacji... i coś mi się wydaje, że Bella mu nie powie... usłyszy pewnie biedactwo przez przypadek albo Emmettowi uda się coś podsłuchać w rozmowie z Rose...
to jest tak zawikłana sytuacja, że nie widzę z niej dobrego wyjścia, które nikogo nie zrani... boże... dlaczego nie napiszesz, ze już wszystko sobie wyjaśnili i na zawsze będą razem? to oczekiwania dostarcza taką dawkę adrenaliny do mojej krwi, że po nocach nie sypiam...

czekam kolejnych rozdziałów
pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Viv
Dobry wampir



Dołączył: 27 Sie 2009
Posty: 1120
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 103 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z 44 wysp

PostWysłany: Pon 11:22, 18 Sty 2010 Powrót do góry

Ach , czemu oni wszyscy są tacy niedomyślni ? Nie mają żadnych podejrzeń, że to może być córka Edwarda ? Chociażby po wieku mogliby coś kojarzyć .
No wiem , w tym cały sens opowiadania , jakby odrazu wiedział , to byś nie miała co pisać .
Z Tanyą ostro się rozprawił , chyba zasłużyła , ale to było lekko chamskie.
Szkoda mi jej trochę , ale tylko trochę .
Ciekawa jestem jak z tego wybrniesz i w jaki sposób Edward sie dowie , że jest tatusiem ? Będzie szczęśliwy ? Myślę , że napewno , ale nie odrazu .
Czekam na ciąg dalszy i pozdrawiam !


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Rainwoman
Człowiek



Dołączył: 29 Lis 2009
Posty: 85
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 19 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: południe Polski

PostWysłany: Nie 14:47, 24 Sty 2010 Powrót do góry

Śpieszę wyjaśnić co nieco :)
Droga Kirke - z pewnością najlepiej byłoby, żeby Edward już się dowiedział, ale uwierz mi, że to dość istotne w jaki sposób do tego dojdzie i jak to przebiegnie, dlatego proszę o cierpliwość. Masz rację w kwestii tego, że takie wyznanie nie może obyć się bez bólu którejś ze stron, albo co gorsza obu. To po prostu nie możliwe... Staram się najlepiej jak potrafię oddać wszelkie ich wątpliwości i wewnętrzną walkę. W końcu to w jakich rodzinach się wychowali i czego w nich doświadczyli, stanowi ich nieodłączny bagaż i nie łatwo się go pozbyć...
Droga BajaBello - słusznie zauważyłaś, że Edward jest na razie letni, ale to wypadkowa jego wahania, niepewności i zagubienia. Mężczyźni po prostu potrzebują trochę czasu, żeby pewne rzeczy sobie uświadomić :))) Mam nadzieję, że z czasem będzie lepiej. Dziękuję za docenienie tego, co wniosła postać Carlisle'a - na takie zrozumienie właśnie liczyłam. Coś tam jeszcze trzymam w zanadrzu i mam nadzieję, że jeszcze kilka razy uda mi się zaskoczyć was ciekawym rozwiązaniem.Pozdrawiam gorąco i dziękuję za szczere komentarze.



Wklejam rozdział 8 i jak zawsze zapraszam do czytania. Mam nadzieję, że miło spędzicie czas. Dzięki Tooffi za świetną robotę :) Pozdrawiam i czekam na opinie

ROZDZIAŁ ÓSMY



Przez kilka ostatnich dni Bella zupełnie wyłączyła się ze wszystkich zajęć i zaszyła w domu z Renesmee, chcąc wynagrodzić córeczce swój ostatni brak czasu. Przygotowania do wystawy, jak i sama wystawa spowodowały, że dziewczyna całkowicie się w tym zatraciła i teraz narastało w niej poczucie winy spowodowane odsunięciem Nessie na dalszy plan. Potrzebowała czasu i spokoju, żeby nabrać dystansu do minionych zdarzeń i uporządkować kilka swoich spraw. Ostatecznie po rozmowie z Owenem zdecydowała się nie zrywać kontraktu i współpracy z zespołem. Zbliżająca się nieuchronnie promocyjna trasa koncertowa znowu otwierała przed nią nowe możliwości i musiała przyznać się sama przed sobą, że narastało w niej podekscytowanie…
Autorska wystawa fotografii spotkała się z ciepłym przyjęciem i kilka zamieszczonych w prasie recenzji mile połechtało jej ego. Wiele zdjęć znalazło nabywców i Claire już podszeptywała jej ostrożnie, żeby zaczęła zbierać materiał do kolejnej wystawy. Powoli wszystko wracało na właściwe tory, prawie wszystko... Nie widziała Edwarda od dnia wystawy i sama nie była pewna, czy to ją bardziej martwi czy cieszy. Tanya nie była głupia i najwyraźniej czuła, że Swan jest jak uśpiony wulkan. Tak ostre i bezwzględne słowa dziewczyny, były przecież prawdziwe i Bella musiała po części przyznać jej rację. Być może on też to w końcu dojrzał i… wolał się usunąć, nie prowokując sytuacji, w których pamięć o tym, jak było między nimi kiedyś, odżywała na nowo… Czyżby oboje bali się utraty kontroli nad sobą?...

***

Zatrzymał samochód na wąskim podjeździe, tuż za srebrnym landrover’em Belli
i powoli zbliżył się do drzwi. Zastukał kilka razy kołatką, zanim usłyszał w holu kroki.
- Edward? – Była tak zaskoczona jego wizytą, że dobrą chwilę stała zupełnie bez ruchu z otwartymi szeroko ustami. Mężczyzna odchrząknął kilkakrotnie i nerwowo uśmiechnął, czując się niezręcznie.
- Witaj… Mogę na chwilę wejść? – odezwał się wreszcie, głośno przełykając ślinę.
– Tak, proszę. – Oprzytomniała w końcu i poczuła jak purpurowieje na twarzy. Szybko ustąpiła mu miejsca w drzwiach. Przekroczył próg z dużym pudłem w rękach. Spojrzała na niego pytająco.
- To prezent, dla twojej córeczki – wytłumaczył się natychmiast. – Mam nadzieję, że jej się spodoba.
- Renesmee jest teraz na spacerze. – Starała się nie wpadać w panikę, ale umilkła nagle, widząc, że mężczyzna wyciąga z torby drewnianą huśtawkę na plecionych sznurkach.
- Pogoda coraz rzadziej sprzyja spacerom, więc pomyślałem, że... huśtawka w domu to dobry pomysł – uśmiechnął się lekko.
Natychmiast przytaknęła mu ruchem głowy.
- Dziękuję. To… bardzo miłe z twojej strony – dodała. Na chwilę postawił pudełko na podłodze i odwiesił ciemną skórzaną kurtkę na wieszak.
- Jeśli pokażesz mi miejsce, gdzie mogę ją zamontować, od razu ją zawieszę. Wyciągnął z pudełka niezbędny sprzęt i czekał na jej decyzję. Z zakłopotaniem rozglądała się po mieszkaniu, ale w końcu wskazała boczne wejście do kuchni.
Pokiwał głową i zabrał się do razu do pracy. Młoda mama stanęła niedaleko i obserwowała go bez słowa. Miał na sobie ciemne, niebieskie jeansy i beżowy ciepły golf w grube sploty, który prawie zapraszał, żeby się do niego przytulić. Zapewne mężczyzna nie był nawet świadomy tego, jak dziewczyna bacznie obserwuje jego każdy, najmniejszy ruch. Kiedy nagle w zamyśleniu oblizał czubkiem języka swoją dolną wargę, niemal jęknęła zaczarowana tym widokiem.
- Chciałem cię przeprosić… - wymówił wreszcie cicho.
- Ty? Za co? – Bella wyrwana z zamyślenia, nie kryła zaskoczenia. Była tu ciałem, ale jej myśli krążyły zdecydowanie gdzie indziej.
- Za zachowanie Tanyi. Było skandaliczne - przerwał na chwilę i wstał, patrząc jej w oczy. Nie odpowiedziała uciekając przed nim wzrokiem z nadzieją, że zrozumie i nie wróci do tego więcej.
- To nie powinno mieć w ogóle miejsca – dodał pospiesznie i wrócił do montażu huśtawki. Dostrzegł jej przerażenie i pożałował, że w ogóle zaczął ten temat. Musiał to jednak zrobić. Tylko w ten sposób mógł jej przekazać, że podzielał jej ból, że go rozumiał.
Zupełnie nie wiedziała, co odpowiedzieć i wybawieniem okazał się dzwonek do drzwi. Tak jak przypuszczała, Nessie wróciła właśnie ze spaceru z nianią. Cullen kończył już montaż huśtawki, kiedy dziewczynka wbiegła do salonu. Szeroko otworzyła buzię gdy dostrzegła wiszący prezent i natychmiast się do niego zbliżyła. Zaszczebiotała radośnie w zupełnie niezrozumiałym dla nich języku…
- Wiesz, to na pewno podziękowania. – Bella odzyskała już trochę pewności siebie i patrząc na córeczkę sama też się w końcu uśmiechnęła.
- Mam nadzieję, nie brzmi złowrogo – dodał miękko, a potem zbliżył się do dziewczynki i delikatnie podniósł ją do góry, by umieścić na huśtawce. Renesmee popisywała się teraz całą gamą głosek, który wyrzucała z siebie z niesłabnącym entuzjazmem. Powoli zaczął ją kołysać, to do przodu to do tyłu, patrząc, z jakim oczarowaniem się do niego uśmiecha. Co rusz zerkała do góry na błyszczące metalowe haki, by zaraz potem spojrzeć na Edwarda, który także wpatrywał się w nią ze skupieniem. Nie rozumiał dlaczego, ale nie mógł oderwać od niej wzroku. Ta mała, jasnowłosa istotka o wyglądzie aniołka, wzbudzała w nim czułość i spokój zarazem, od pierwszej chwili, gdy zobaczył ją w parku. Wiele razy łapał się na myśli, że właściwie mogłaby być jego dzieckiem, ale przecież jego była nie ukryłaby przed nim tego faktu… Dlatego czym prędzej oddalał te myśli od siebie, bo to sprawiało ból… Ta na oko dwuletnia dziewczynka była po prostu uroczym dzieckiem, do tego córką ukochanej kobiety, jej nieodłączną cząstką.
Zerknął za siebie. Bella rozmawiała w holu z młodą kobietą, a potem zamknęła za nią drzwi i zostali sami… we trójkę. Ta świadomość sprawiła, że uśmiechnął się do siebie…

Weszła do kuchni od strony salonu i zajęła się przygotowywaniem kolacji. Edward rozhuśtał małą trochę mocniej, a kiedy upewnił się, że nic jej nie grozi i nie ma ryzyka, że mogłaby zrobić sobie krzywdę, także wszedł do kuchni. Dziewczyna krzątała się przy lodówce. Zajęta krojeniem mięsa nawet nie spostrzegła jego pojawienia się.
- Pomóc ci w czymś? – drgnęła na dźwięk jego głosu, niemal tuż nad uchem.
Spojrzała na niego trochę nieprzytomnie.
- Jeśli chcesz, to przemieszaj warzywa – wskazała dłonią patelnię na kuchence. Uśmiechnął się niemal niedostrzegalnie. Wrzuciła mięso do naczynia i umyła ręce, tymczasem mężczyzna starannie wymieszał wszystkie składniki.
- Bardzo apetycznie pachnie – odezwał się miękko, zaciągając aromatem przygotowywanej potrawy. Młoda kobieta sięgnęła o szafki po koszyk z przyprawami i chwilę wpatrywała się w niego zbierając myśli.
- Miałbyś ochotę zostać na kolacji? – Jej głos nie brzmiał zbyt pewnie, ale nie zwracała teraz na to uwagi. – Ale uprzedzam, że to nic specjalnego. Szybka i prosta potrawka z kurczaka – dodała zaraz.
- Super. Nigdy nie lubiłem długo czekać na jedzenie – uśmiechnął się i głośno przełknął ślinę. Stanęła przy kuchence i dosypała do głośno skwierczącego dania kilka przypraw, po czym dolała trochę wody i przemieszała zawartość patelni. Edward ustąpił jej miejsca przy piecyku i oparł się plecami o następną szafkę. Mając niemal idealny widok na dziecko w huśtawce, po prostu przyglądał mu się z lekkim uśmiechem w kącikach ust. Renesmee kołysała się lekko, ale dotleniona długim spacerem, powoli zaczynała przymykać oczka. Młoda matka dostrzegła to w końcu i poprosiła, aby wyjął ją już huśtawki.
- Mam pilnować jedzenia, czy zająć się dzieckiem? – zapytał tak lekko, jakby nic innego nie robił przez cały czas. Głośno przełknęła ślinę na te słowa. Z pozoru proste i nic nieznaczące, dla niej brzmiały niemal bezcennie. Po chwili namysłu wzruszyła tylko ramionami.
- A co wolisz? – zapytała w końcu bezradnie. Mężczyzna popatrzył na usypiające już dziecko i wygodniej ułożył je w swoich ramionach.
- Skoro i tak ją trzymam, to może lepiej zajmę się nią – dodał miękko i nie czekając na reakcję dziewczyny, wyszedł do salonu. Usiadł na narożnej kanapie i zaczął nucić coś cichutko, spokojnie czekając aż mała mocno zaśnie…
- Zanieść ją do łóżeczka? – zapytał cicho dobrą chwilę potem, stając w drzwiach kuchni z wtulonym w jego ramiona, spokojnie śpiącym dzieckiem. Kobieta była prawie blada jak ściana z wrażenia.
- Tak. Jej pokój jest po lewej stronie schodów – pokonała suchość gardła i wymówiła najspokojniej jak tylko była w stanie. Skinął głową i poszedł na górę, zupełnie jakby było to jedno z jego codziennych zajęć, zwyczajny wieczorny rytuał. Położył dziecko w łóżeczku, a potem nakrył delikatnie kocykiem. Spało słodko, nieświadome i bezbronne.
Kiedy wrócił, Bella ustawiała już na stole talerze z parującym daniem.
- Coś do picia? – Znowu jak duch stanął za jej plecami.
- Białe wino. Jest w tej szafce nad… - odwróciła głowę, żeby wskazać mu właściwy mebel, ale gdy na niego spojrzała – on trzymał już butelkę w dłoni.
- Przepraszam, to kwestia… przyzwyczajenia – zorientował się , że sam wkroczył na niebezpieczny grunt, bo choć oboje starali się unikać przeszłości, było to nieuniknione. Znał w tym domu każdy kąt. Nie potrafił udawać, że o wszystkim zapomniał…

Po kolacji Bella zajrzała do śpiącej córeczki, a Edward zaoferował się, jako pomoc do zmywania naczyń. Nie miał jeszcze ochoty na opuszczenie tego miejsca...
Ten dom wciąż był mu bliski, naznaczony wspomnieniami wzmagał jedynie tęsknotę za przeszłością. Zachłannie przechylił kieliszek z winem. Całe popołudnie trapiły go wątpliwości. Praca z nią groziła otwarciem jego prywatnej puszki Pandory… Jej z pewnością też nie było łatwo, widział jak spinała się sobie, kiedy tylko zbliżał się do niej niespodziewanie. Odłożył ostatni talerz na stojącą na zlewie suszarkę i wytarł dłonie. Wolnym krokiem przemierzył salon i zatrzymał się przed drzwiami do jej pracowni. Pchnął je lekko i postąpił w ciemność…

***

Niepewnie stawiała kroki na tonących w półmroku schodach.
- Czyżby znowu wyszedł bez słowa? – Przemknęło jej przez myśl. Wtedy dotarły do niej ciche dźwięki muzyki. Usiłowała zlokalizować ich źródło. W końcu westchnęła ciężko. Dźwięki dochodziły z jej pracowni. Ktoś grał na fortepianie.
- Nie, nie ktoś – poprawiła się w myślach - Edward.
Już sama świadomość tego wprawiła jej ciało w drżenie. Ostrożnie pchnęła drzwi i przestąpiła próg pokoju, by zaraz po wejściu przymknąć je znowu. Nie chciała, by muzyka obudziła Nessie…
Mężczyzna siedział przy fortepianie, zwrócony do niej plecami. Była pewna, że ma przymknięte oczy – robił tak, kiedy po prostu grał z potrzeby duszy… Niemal bezgłośnie zbliżyła się do niego – nie chciała przerwać tej magii. Uwielbiała, kiedy grał i zatracał się w tym. Uwielbiała, kiedy grał dla niej… Jeszcze przez chwilę chciała pobyć w świecie, który utraciła. Dzisiaj, dzięki niemu ten świat znowu ożył, wydał się jeszcze piękniejszy i budził jeszcze większą tęsknotę. Wiedziała, że za chwilę znowu poczuje bolesne ukłucie w okolicy serca. Dzisiaj było dokładnie tak, jak w jej marzeniach. Zwykły dzień, pełna rodzina, tak zwyczajne i jednocześnie jedyne w sobie poczucie bliskości. Jeśli powie mu prawdę, być może już nigdy się to nie powtórzy. Misterna konstrukcja z łoskotem runie w dół, grzebiąc jej małe i wielkie nadzieje. A co jeśli się myli? Jeśli on zrozumie? Nadal toczyła wewnętrzną, wyniszczającą walkę a Edward po prostu grał. Smutne dźwięki wymykały się spod jego palców. Kiedy poczuł na ramionach ciepło drobnych dłoni – był pewien, że wyobraźnia płata mu figle. Przestał grać, a potem ostrożnie odchylił głowę do tyłu i poruszył nią, w taki sposób by jego włosy delikatnie pogłaskały jej dłonie. Przymknęła oczy i zacisnęła usta, czując rodzące się wewnątrz ciepło…
- Może jednak nie powinniśmy razem pracować? – Jej głos sprowadził go na ziemię.
Zamknął instrument niemal ze złością, wypełniając pokój głośnym trzaskiem. Cofnęła dłonie z jego ramion i z przerażeniem odsunęła się kilka kroków do tyłu, czekając w napięciu na jego słowa. Chciała coś powiedzieć, chciała wyrzucić z siebie te wszystkie męczące słowa, wyzbyć się obaw, a zamiast tego sama, nie rozumiejąc, dlaczego, palnęła ten idiotyczny tekst o pracy…
- Za dużo wspomnień, prawda? – zakpił boleśnie. - To przecież tylko praca – dodał z cynizmem. – Myślę, że oboje potrafimy być profesjonalistami. - Jego ironiczny ton zapiekł niemal jak policzek. Zamrugała tylko powiekami kryjąc poruszenie i stanęła przy oknie próbując opanować nerwowe drżenie ciała. Zwrócił się do niej twarzą i wpatrywał w nią wytrwale. Czuła na sobie ciężar tego spojrzenia.
- Masz rację – przyznała w końcu z trudem.
Mocno przygryzł wargi, aż przeszył go ból. Cały wieczór był taki cudowny, wszystko było jak z innego świata, w którym czuł się błogo i szczęśliwie. A teraz po prostu strzaskał szklaną bańkę, w której przez chwilę trwali… Z pewnością jego ból i tak był mniejszy od tego, jaki sam zadał jej przed chwilą. Już chciał do niej podejść, przesunąć dłonią po jej policzku, ale zamiast tego, mógł jedynie spuścić głowę.
- Idioto! – krzyczał na siebie w duszy – Skończony idioto.
- Pójdę już – zerwał się nagle i wyszedł z pracowni jak burza.
Zastała go w holu, gdzie walczył z suwakiem skórzanej kurtki. Unikała jego wzroku, składając w milczeniu potłuczone serce.
- Dziękuję za kolację. – Jego głos brzmiał teraz dużo łagodniej. Bezskutecznie usiłował złowić jej spojrzenie. Przytaknęła tylko głową, rozglądając się po holu.
Otworzył już drzwi, gotowy do wyjścia a ona podeszła, chcąc zamknąć je za nim. Nagle zmienił zdanie i cofnął się ku niej w porywie. Zagrodził jej drogę, zmuszając do zrobienia kroku w tył. Przywarła plecami do ściany, a on wykorzystał to i opierając dłonie na ścianie, po obu stronach jej ciała, tuż przy głowie, świdrował ją spojrzeniem swoich intensywnie zielonych oczu.
- Przepraszam - wyszeptał niespodziewanie. Podniosła na niego zlękniony wzrok. To dopełniło wszystkiego… Pochylił nad nią twarz i najdelikatniej jak zdołał musnął wargami jej usta. Zadrżały zachęcająco. Przylgnął do nich, tym razem na dłużej, obejmując je czule. Odwzajemniła pieszczotę rozchylając usta, by mógł wsunąć swój ciepły, wilgotny język i pocierać nim o podniebienie. Ten czuły dotyk pozbawiał ją świadomości a ciepły oddech sprawiał, że słabła z wrażenia. Wreszcie zamknął ją w ramionach i tulił kurczowo, ciężko oddychając. Kiedy ponownie zdołali spojrzeć sobie w oczy – ona nadal zaskoczona – pytająco świdrowała go wzrokiem, podczas gdy jego oczy wyrażały radość i ból jednocześnie…
- Obudziłeś uśpione demony – wyszeptała nagle miękko. Przymknął oczy chwilę zbierając myśli.
- Szczęściara z ciebie… Moje nigdy nie zdołały zasnąć – wyznał jeszcze, po czym pocałował ją w skroń i wyszedł…

***
Emmett po raz kolejny siarczyście zaklął na złośliwość przedmiotów martwych, tym razem skupiając się na śrubokręcie. Przy trzecim podejściu udało mu się w końcu dopasować odpowiedni kołek. Wkręcając śrubę solidnie w ścianę na chwilę zamyślił się, co przy tej banalnie prostej i niewymagającej myślenia czynności, nie wydawało się niczym groźnym, a jednak. Siła jego mięśni dotkliwie zadziałała przeciwko niemu i za mocno naciskany śrubokręt zjechał z łebka wkręcanej śruby by boleśnie zharatać opuszkę kciuka mężczyzny. Syknął z bólu i w naturalnym odruchu zassał kciuk, oczyszczając niewielką ranę. Kiedy spojrzał w stronę stojącej na podłodze i opartej o ścianę dużej antyramy, z czarno-białą fotografią formatu A3 w środku, przedstawiającą ułożoną na boku nagą kobietę z przyciągniętymi do piersi kolanami, uśmiechnął się i zapomniał o doznanej przed chwilą kontuzji. Patrząc na czarny tatuaż w kształcie głowy kobry, idealnie widoczny na nagim biodrze kobiety, wiedział, że warto było pomęczyć się trochę, aby nagroda mogła zawisnąć wreszcie na ścianie jego sypialni. Ostrożnie ujął dość ciężką taflę szkła i chwilę mocował się z trafieniem zawieszką na kołek, by wreszcie odnieść zwycięstwo. Jeszcze raz sprawdził, czy fotografia wisi solidnie i zadowolony z osiągniętego efektu odszedł kilka kroków do tyłu, by móc nabrać odpowiedniego dystansu. W końcu zadowolony usiadł na swoim wielkim łóżku i nie odrywając wzroku od powieszonej dokładnie na wprost niego fotografii, uśmiechał się rozmarzony…

***

Kiedy do drzwi rozległo się pukanie, Rosalie siedziała właśnie w swoim gabinecie stukając w klawiaturę.
- Proszę – zawołała wychylając się zza ekranu komputera.
W drzwiach stała Kimberly, jej asystentka, z pokaźnym bukietem białych storczyków w rękach. Kobieta westchnęła z zachwytu, bo kwiaty wyglądały jak stado białych motyli zastygłych na nagich zielonych łodygach…
- Dla kogo to? – nie mogła oderwać oczu od storczyków.
- Dla Pani – odparła dziewczyna – Przed chwilą je dostarczono. W środku jest liścik.- dodała tylko a Rose już po niego sięgała: „Odrobina magii z deszczowego Londyn – Emmett”
Uśmiechnęła się do siebie z rozmarzeniem, które nie umknęło uwadze postawnego mężczyzny w nienagannie skrojonym garniturze, który zatrzymał się w drzwiach do pokoju Rosalie i zupełnie przez nią niezauważony patrzył, z jakim podziwem i czułością wpatruje się raz w imponujący bukiet storczyków a raz w liścik trzymany w dłoniach. Kiedy kobieta odwróciła wzrok na otwarte drzwi, nikogo już w nich nie było, choć miała dziwne wrażenie, że jeszcze przed chwilą ktoś ją stamtąd obserwował…

***

Kończyła pić kawę, kiedy w holu usłyszała głos dziecka i drugi, kobiecy. Wyjrzała zaciekawiona.
- Ze spaceru nici, właśnie lunęło. – Opiekunka wzruszyła ramionami, wyjmując z wózka małą Nessie. Dziecko od razu przybiegło do matki i wtuliło się w jej kolana. Bella odstawiła filiżankę na półkę nad kominkiem i podniosła córeczkę na ręce.
- Moje mokre szczęście. – Ucałowała dziecko w mokry nosek. Dziewczynka od razu śmiesznie zmarszczyła go i otwarła wesoło buźkę.
- Może jeszcze się przejaśni… - Trish, jedna z dwóch opiekunek Renesmee, które zatrudniła panna Swan, uśmiechała się, spoglądając na dziewczynkę.
- W razie czego mamy własną huśtawkę. Będziemy się bujać - zwróciła się miękko do małej, imitując dziecięcy głos. Dziewczynka pokazała jej w uśmiechu drobne ząbki i wesoło pokiwała rączkami.
- Na mnie pora Trish, ale pamiętaj, że jakby coś… jestem pod telefonem. Numer jak zawsze na lodówce - westchnęła młoda mama i jeszcze raz ucałowała córeczkę, przekazując ją w ramiona opiekunki. Ta od razu zajęła dziewczynkę zabawą i odwróciła uwagę dziecka od wychodzącej matki.

***
Zaparkowała samochód tuż przy chodniku. Biuro Owena mieściło się na pierwszym piętrze pięknej kamienicy w wiktoriańskim stylu. Emmett i Jasper rozprawiali o czymś z menadżerem. Pomachała im na powitanie i zajęła miejsce na jednej z dwóch kanap stojących naprzeciwko siebie, oddzielonych niskim, kwadratowym stolikiem z ciemnego drewna.
- Gdzie reszta? – zainteresował się Owen.
Jasper zaczął mu coś wyjaśniać, po czym w drzwiach ukazał się Seth.
- No kolego, karny wyskok do sklepu - roześmiał się menadżer, widząc niepewną minę chłopaka.
- Żartuję, ale byłoby miło, gdyby ktoś wyskoczył jednak po jakieś napoje. Nie miałem czasu się tym zająć, a lodówka świeci pustkami – dodał. Seth tylko przytaknął i już go nie było.
Jasper wykorzystał chwilę i dosiadł się do Belli.
- Jak krajobraz po bitwie? – zaśmiał się cicho.
- Że co? – nie miała pojęcia, do czego zmierza.
- Oj, to taka przenośnia. Miałem na myśli wystawę – dodał z rozbawieniem. – Nie byłem, co prawda od początku, ale mam nadzieję, że niczego nie straciłem. Ten wieczór wyjątkowo obfitował w ważne, kulturalne wydarzenia – uśmiechnął się na wspomnienie występu grupy tanecznej o tajemniczo brzmiącej nazwie „Torakoga”, a zwłaszcza na wspomnienie uśmiechu ślicznej drobnej brunetki, kiedy wręczał jej pokaźny bukiet kwiatów po burzy oklasków wieńczących występ jej zespołu.
Dziewczyna złowiła jego nieobecne spojrzenie i delikatny uśmiech błądzący w kącikach ust.
- Wnioskując po twoim uśmiechu, to musiał być faktycznie niesamowity wieczór – roześmiała się.
Jasper przyłapany na swojej ucieczce we wspomnienia, tylko zabawnie wywrócił oczami.
- Był, zapewniam cię, tak jak kilka ostatnich – dodał tajemniczo i uśmiechnął się rozbrajająco.
W drzwiach mignęła jej sylwetka wysokiego mężczyzny w miodowym płaszczu, a zaraz potem stanął w nich Seth z foliową siatką w rękach.
- Dobra panowie. – Owen ogarnął towarzystwo. – I panie – dodał przepraszająco, spoglądając na Bellę. Uśmiechnęła się lekko.
Edward odwiesił swój płaszcz i podszedł do menadżera, mówiąc mu coś na ucho. Ubrany w jasne jeansy i niebieską, lekko rozpiętą na piersi koszulę, spod której wystawał biały T-shirt, wydawał się zrelaksowany i wypoczęty. Rozejrzał się uważnie i złowił spojrzenie dziewczyny. Jego zielone oczy zdawały się prawie uśmiechać. Przełknęła głośno ślinę widząc, że ruszył w jej kierunku.
- Mogę się dosiąść? - zajrzał jej w oczy z ciekawością dziecka.
- Jasne – wyprostowała się, a Jasper, który siedział po jej drugiej stronie wstał i bez słowa przeniósł się na drugą kanapę, na której siedział już Emmett.
- Co się pchasz? – Emm szturchnął go łokciem.
- Ja? Suń się a nie gadaj. – Jasper syknął niewzruszony, poprawiając się na swoim miejscu.
Próbowała się rozluźnić, ale jego obecność napinała każdy jej mięsień.
- Słuchajcie, za tydzień wylatujemy do Marsylii i gracie tam swój pierwszy koncert otwierający trasę promocyjną. Potem kolejno, koncertujecie w Toulouse, Bordeaux i Nantes. - Owen posiłkował się ściągą. – Objazdówkę po Francji kończymy oczywiście w Paryżu, gdzie z uwagi na duże zapotrzebowanie gracie koncerty dwa dni z rzędu – uśmiechnął się znacząco, mrużąc przy tym lekko oczy.
- Ok, a co poza tym? - Jasper zabrzmiał jak stary wyjadacz.
- Jak to co, całe mnóstwo wywiadów w radio i telewizji. Głównie lokalne stacje, ale to zawsze darmowa promocja, więc nie ma, co wybrzydzać. Dopiero w Paryżu poza planowym koncertem w hali, wystąpicie jeszcze w stacji telewizyjnej M6. – Menadżer posłał mu znaczący uśmieszek.
- Zabierasz Niesie ze sobą? – Była tak skupiona na tym, co mówi Owen, że ledwie dosłyszała pytanie Edwarda. Spojrzała na niego trochę zdezorientowana.
- Co mówiłeś? – chciała się upewnić, czy dobrze zrozumiała jego treść.
- Pytałem czy zabierasz małą? – Wygodnie rozparty na kanapie, patrzył na nią z taką szczerością, że zupełnie ją tym obezwładnił. Przełknęła głośno ślinę.
- Tak – odparła w napięciu – Uzgodniłam to już z Wilsonem.
Czekała na jego reakcję, a on tylko uśmiechnął się lekko a potem pochylił trochę do przodu i oparł łokcie na kolanach. Widziała teraz tylko jego plecy. Szerokie, męskie, silne plecy, do których tyle razy tuliła się w nocy.
Przestała już rozumieć sens tego, co mówił ciemnoskóry mężczyzna. Nie słyszała już niczego, poza biciem własnego serca. Edward był tak blisko, czuła ciepło bijące od jego ciała a ich uda niemal się dotykały. Widziała jak głęboko nabiera powietrze w płuca. Po chwili wyprostował się jednak i przylgnął do oparcia kanapy, układając swoje zgięte ramię tuż za głową Belli. Czuła to ramię niemal całą sobą, jakby przyciągało ją do siebie niczym magnez. Kiedy poczuła delikatny ruch w swoich rozpuszczonych, kasztanowych włosach, pomyślała, że umysł płata jej figle, ale po chwili była już pewna, że to jego palce prześlizgują się po nich. Czuła wyraźnie, jak przesuwają się po cienkich kosmykach, delikatnie owijając je wokół siebie. Serce biło jej jak oszalałe, a pierś niespokojnie unosiła się coraz szybszym i płytszym oddechem…
- Weź to kolano. – Emmett syknął na Jazza, obracając do tyłu głowę. Przyjaciel ostentacyjnie westchnął i poprawił nogę. Mężczyzna już miał się odwrócić, gdy jego wzrok przykuł Cullen. Wygodnie rozparty na kanapie kuzyn, lekko wycofany za jego przyjaciółkę, mrużąc oczy wpatrywał się w jej profil, całkowicie na niej skupiony.
Dziewczyna całym ciałem czuła te niewinne pieszczoty. W końcu westchnęła cicho i poprawiła się niespokojnie, ale bała się na niego spojrzeć. Bała się w ogóle poruszyć. Zaraz potem poczuła jednak, jak dłoń za jej plecami powoli rozgarnia jej włosy i czule zaczyna pieścić dotykiem skórę jej karku. Ten dotyk sprawił, że poczuła się błogo i przeszył ją dreszcz.
- No… to czeka nas porządny wycisk – Emm odezwał się rozbawiony, przeciągając głośno. Tym razem spojrzał na przyjaciółkę. Ona także wyglądała na nieobecną, a jego kuzyn siedzący tuż za nią, niemal z uwielbieniem wpatrywał się w jej szyję i profil. Blondyn odwrócił szybko głowę, nie potrafiąc ukryć zaskoczenia. Kiedy już ochłonął trochę, po prostu uśmiechnął się do siebie. Szeroko się uśmiechnął, bezmyślnie patrząc Owenowi prosto w twarz.
- Co cię tak bawi Emmett? - Owen wyczekująco się w niego wpatrywał.
- Jak to co, lubię kiedy coś zaczyna się dziać. – Nie przestawał się uśmiechać i choć miał świadomość, że musi wyglądać idiotycznie, zupełnie nie umiał tego uśmiechu opanować…

***

Wyszedł z biura pierwszy i pociągnął za sobą Jaspera, który nie bardzo miał na to ochotę.
- Nie mam czasu Emm. Jestem umówiony – bąknął niezadowolony.
- Oj chodź. To tylko chwila. – Potężnie zbudowany blondyn konspiracyjnie szepnął mu do ucha i uparcie pociągnął za sobą po schodach. Jazz zrobił wymowną minę, ale ostatecznie podążył za przyjacielem. Kiedy tyko wyszli z bramy, Emmett szybko schował się w swoim samochodzie.
- Wsiadaj – wysyczał do zaskoczonego przyjaciela, który patrzył na niego totalnie zdezorientowanym wzrokiem. Wyginał ramiona w pytającym geście.
- Mam cię zdzielić w łeb na zachętę? – ryknął do niego przez uchyloną szybę. Poskutkowało. Jasper mrucząc pod nosem, zapewne obelgi pod adresem blond osiłka, wsiadł wreszcie do samochodu, ale nie krył swojego niezadowolenia.
- Mówię ci, że jestem umówiony – dalej powtarzał swoje. – Nie mam czasu na twoje żarty.
- Zamknij się. – Emmett nie przebierał w słowach. - Zamknij się wreszcie i patrz – wrzasnął na przyjaciela i wskazał mu dłonią coś za oknem. Jasper z wymowną miną przystawił twarz do szyby. W samą porę, bo z bramy wychodzili właśnie Edward i Bella. Zatrzymali się na skraju chodnika i stojąc bardzo blisko siebie po prostu rozmawiali. Jazz mrużył oczy, szukając jakiejś sensacji, ale nie dostrzegał niczego, co mogłoby na taką wyglądać. Już zamierzał zmieszać przyjaciela z błotem, kiedy dostrzegł nagle, jak szatyn ujmuje w dłonie twarz dziewczyny i całuje ją… Usta Jaspera mimowolnie otwarły się ze zdziwienia. Przysunął twarz jeszcze bliżej. Zachlapane deszczem szyby zniekształcały obraz, ale wiedział, że to, co przed chwilą zobaczył, działo się naprawdę. Cullen pocałował Bellę, a potem mocno do siebie przytulił. Po chwili dziewczyna odjeżdżała już swoim srebrnym landroverem, a on wsiadał do czarnego volvo zaparkowanego obok. Ku zaskoczeniu obserwujących go przyjaciół, odjeżdżał jednak w przeciwnym kierunku niż fotografka.
Obaj mężczyźni, z szeroko otwartymi ustami, spojrzeli na siebie porozumiewawczo.
- No… i to by było na tyle. – Blondyn odezwał się pierwszy.
- Skąd wiedziałeś? – Jasper nie mógł się otrząsnąć.
- Co wiedziałem? Nic nie wiedziałem. Zobaczyłem tylko jak się na nią patrzył. – Emmett także nie krył poruszenia. - Facet, jeśli jego spojrzenie byłoby płomieniem, to Bella wyglądałaby teraz jak żywa pochodnia – uśmiechnął się z całkiem udanej metafory.
- Myślisz, że oni… - Jasper nie dokończył i z powagą spojrzał na przyjaciela.
Blondyn wzruszył ramionami.
- Nie wiem Jazz. Mam nadzieję…
Mężczyzna przytaknął ruchem głowy…
- Dobra. Ja spadam, jestem…
- Wiem, wiem. Jesteś umówiony – Przyjaciel wszedł mu w słowa, przedrzeźniając jego głos…
Szatyn spojrzał na niego ze zgrozą.
- Weź się ugryź. – Palnął tylko i wysiadł z samochodu, głośno trzaskając drzwiami.
Blondyn wygodnie rozsiadł się na fotelu kierowcy i zupełnie zatracił poczucie czasu i miejsca. Miał znowu przed oczami spojrzenie piwnych oczu Rosalie, widział jej lekki uśmiech…
- Boże jak ona pachniała… - Zadrżał na wspomnienie zapachu jej perfum…

***

Bella nie zdążyła daleko odjechać. Skręciła w pierwszą napotkaną uliczkę i po prostu zatrzymała samochód. Jej rozszalałe serce wybijało coraz szybszy rytm, jakby brało udział w wyścigu, a płuca nie nadążały wypełniać się tlenem. Przymknęła oczy i próbowała opanować drżenie całego ciała.
- Co to było? – Głos w jej głowie silił się na rozsądek, ale tu nie było o nim mowy. Jej policzki nadal płonęły żywym ogniem, a usta paliło ciepło niedawnej pieszczoty, zupełnie, jakby jego wargi nadal tam były i pieściły jej czułym dotykiem.
- Jeśli jeszcze raz to zrobi, to… - jęknęła na wspomnienie ciepła jego palców na swojej szyi.
- Czy on nie widzi, co ze mną robi? – westchnęła, zerkając badawczo do lusterka. Jej oczy błyszczały nieprzytomnie, a policzki nadal odbijały się czerwienią na tle jej bladej skóry.
Przeraźliwy sygnał klaksonu sprawił, że prawie podskoczyła na fotelu. Zerknęła w boczne lusterko. Jakiś samochód za nią kilkakrotnie błysnął światłami. Mamrocząc coś pod nosem, przekręciła kluczyk i uruchomiła silnik. Ruszyła gwałtownie, ustępując miejsca natrętowi…

***

Nie przestawał się do siebie uśmiechać.
- Dzień dobry panie Cullen. - Portier skinął głową i obrzucił go badawczym spojrzeniem. Czy naprawdę tak rzadko się uśmiechał, że jego dobry humor postrzegany był, jako coś nienaturalnego?
Wjechał windą na drugie piętro i przekręcił klucz w zamku, lekko popychając drzwi. Przelotnie spojrzał do lustra. Twarz mężczyzny, którego tam zobaczył, była radosna i promienna.
- Tak niewiele trzeba… - roześmiał się na głos i wszedł do salonu. Sięgnął po pilota od sprzętu hi-fi i włączył muzykę. Skrzywił się, kiedy do jego uszu dotarły dźwięki jakiejś rzewnej piosenki. Chwilę przeszukiwał stacje radiowe, aż w końcu trafił na coś, co współgrało z jego nastrojem. Bez trudu rozpoznał grany we wszystkich stacjach radiowych ostatni hit znanej wokalistki i nogi same zaczęły wystukiwać szybki rytm piosenki. Normalnie nie zwróciłby na nią uwagi, ale teraz była wprost idealna dla tej chwili i jego nastroju.
Kiedy obudził się dzisiaj rano z przekonaniem, że już nie musi się dłużej wzbraniać przed tym, co nadal pchało go ku Belli, roześmiał się jak dziecko. To było takie oczywiste i proste, a tyle czasu zajęło mu dotarcie do tej prawdy. Przez trzy lata próbował o niej zapomnieć i na nowo ułożyć sobie życie. Udawało mu się to z lepszym lub gorszym skutkiem, ale dał radę. Jej zupełnie nieoczekiwany powrót znowu wywrócił wszystko do góry nogami. Nadal nie wiedział, co takiego stanęło między nimi wtedy, że wyrzuciła go ze swojego życia i wyjechała, ale czuł, że prędzej czy później dojdzie prawdy. Niezaprzeczalnym było to, że mimo początkowej złości i gniewu, nie potrafił przejść obok niej obojętnie. Próbował walczyć z tą słabością, ale w efekcie myślał o niej coraz częściej, a wspólna praca stwarzała coraz więcej możliwości, by przebywać w jej pobliżu. Pragnął jej nadal tak mocno, jak żadnej innej kobiety po niej i z pewnością żadnej przed nią. Zamykał jej obraz pod powiekami, kiedy odpływał w niebyt i była pierwszą myślą po obudzeniu. Nie miał siły dłużej się z tym zmagać. Rozwiązanie układu z Tanyą dawało nowe możliwości, a chęć bycia bliżej ukochanej i jej rozbrajającej córeczki, pchała go do zupełnie niezrozumiałych zachowań. Jednak, najważniejsze było to, że ona także reagowała na niego podobnie. Widział w jej oczach tęsknotę, czułość i gdy ją całował, jej ciało odpowiadało z takim samym żarem. To nie mogło być złudzeniem ani żadną pomyłką. Musiał podjąć próbę, by przekonać się, czy to ich druga szansa… Nie miał znaczenia fakt, że miała dziecko. Gdzieś zapewne był ojciec tego maleństwa, ale to nie było teraz dla niego aż tak istotne. To była jej córka, wyłącznie jej córka i to wystarczyło. Oczywiście idealnie byłoby, gdyby była też jego dzieckiem, ale podobno w życiu nie można mieć wszystkiego… Uśmiechnął się do siebie, na wizję wspólnego wyjazdu w trasę. Być może to będzie idealna okazja, żeby mogli zbliżyć się do siebie jeszcze bardziej. Jednego był pewien, że będzie się o to bardzo starał…

***


Drobna brunetka niespokojnie chodziła wzdłuż długiej ławki, na której siedziały już dziewczyny z jej grupy tanecznej. Wszystkie poza Marie, która na własną rękę miała dojechać na lotnisko. Jak Alice przeczuwała, dziewczyna spóźniała się i zostawało coraz mniej czasu do odprawy. Wiedziała, że jeśli nie zdąży, będą musiały przebukować bilety na pierwszy wolny lot a była świadoma, że nie będzie to takie proste. Loty do Amsterdamu były oblegane. Zagryzała więc bezsilnie usta i złorzeczyła w myślach na swoją tancerkę. Zamierzała właśnie siarczyście zakląć pod nosem, kiedy ku swojemu ogromnemu zdziwieniu, dostrzegła jak w jej kierunku zmierza Jasper, a zaraz za nim nikt inny tylko Marie…
- Cześć Jazz. Ty tutaj? – Alice nie umiała ukryć zaskoczenia – Rany dziewczyno, zegarka nie masz? – od razu skrytykowała tancerkę. Winowajczyni przepraszająco na nią spojrzała, po czym od razu powędrowała wzrokiem w stronę mężczyzny.
- Alice przepraszam, to moja wina… - Jasper uśmiechnął się, próbując wzbudzić jej litość. Dziewczyna zmarszczyła czoło ze zdziwienia.
- Poprosiłem Marie o przysługę… ale straciłem poczucie czasu… - tłumaczył się cicho. Brunetka nadal zachodziła w głowę, o co w tym wszystkim chodzi. Dopiero wtedy zobaczyła, że mężczyzna wyciąga coś z kieszeni czarnej puchowej kurtki. Małe pudełeczko misternie przewiązane niebieską wstążeczką…
- Chciałem ci coś podarować… Wczoraj, po występie wszystko tak szybko się potoczyło, nie miałem do tego głowy - powiedział miękko i z rozbrajającą czułością wpatrywał się w jej duże niebieskie oczy. Teraz na skutek jej zaskoczenia zrobiły się jeszcze większe i jeszcze bardziej okrągłe.
- Mnie? Ale dlaczego? – Zupełnie nie umiała odnaleźć się w sytuacji.
- Tak po prostu… – Uśmiechnął się nieśmiało. Widział jak Alice waha się, jak spina się w sobie niczym kot przed skokiem na ofiarę, po czym zupełnie nieoczekiwanie uśmiecha bardzo delikatnie i wzdycha bezsilna.
- To... bardzo miłe z twojej strony… ja… widzisz – nie starała się nawet ukryć zmieszania. – Trochę mi głupio, bo ja …
- Potraktuj to w kategoriach pamiątki z podróży - zaproponował cicho, wchodząc jej w słowa. – Ale obiecaj, że otworzysz dopiero w samolocie dobrze? - nie spuszczał z niej wzroku. Zmrużyła oczy i chwilę trzymała go tym spojrzeniem jak na muszce, po czym przytaknęła z uśmiechem.
- Mam tylko nadzieję, że przejdzie przez odprawę a ja nie wyląduję w areszcie, jako podejrzana o terroryzm – dodała z żartem.
- Możesz być spokojna… i posłuchaj tego w wolnej chwili – podał jej jeszcze etui z płytą CD. Chwilę wpatrywała się w nią, ale w końcu przytaknęła ruchem głowy.
Z megafonu wywołali bodaj kolejny raz informację o trwającej odprawie samolotu do Amsterdamu, którym Alice i jej zespół Torakoga wracały do domu. Kobieta drgnęła niespokojnie na ten dźwięk.
- Musimy już iść… - westchnęła cicho. Jasper tylko porozumiewawczo skinął głową. Nie chciał przedłużać tej chwili, widząc jej podenerwowanie. Najchętniej w ogóle by jej nie puścił, ale niestety nie miał na to żadnego wpływu…
- Dziękuję Jazz… za wszystko… za to również – powiedziała miękko i jeszcze raz spojrzała na trzymane w dłoni niebieskie pudełeczko.
- To ja dziękuję… i… pamiętaj – dodał ciszej. – ja tu czekam. Pomyśl nad moją propozycją.
Głośno nabrała w usta powietrze.
- Ratunku… co ja mam zrobić? – myślała w popłochu
Mężczyzna jakby wyczuł jej nastrój. Uśmiechnął się delikatnie i zrobił kilka kroków do tyłu wykorzystując zamieszanie zbierających się do odejścia dziewczyn. Pomachał jej zabawnie dłonią i chwilę przytrzymał spojrzeniem. Odpowiedziała mu uśmiechem i odmachała. Nic ponad to… Szły już grupą w kierunku swojego wejścia, gdy nagle Alice zatrzymała się i jeszcze raz spojrzała w stronę Jaspera. Zamachała do niego i dołączyła do grupy, ściskając w dłoni prezent-niespodziankę…


***

Samolot kołował na płycie lotniska a w głośnikach rozbrzmiewał głos stewardessy. Alice była jednak zupełnie wyłączona z tego rzeczywistego świata. Obracała w dłoniach nieduże pudełko i nieobecnym wzrokiem wpatrywała się gdzieś przed siebie…
- Nie otworzysz? – Jak przez szybę dotarł do niej głos Marie. Spojrzała na nią trochę nieprzytomnie.
- Pytam, czemu nie otwierasz prezentu? – Marie spojrzała na pudełeczko w jej dłoniach. Alice sama na nie spojrzała nadal obracając je w dłoniach.
- Na razie nie – odparła tylko i spojrzała w okienko samolotu. Nawet nie zauważyła, kiedy wznieśli się już w powietrze. Londyn z góry przypominał kolorową mozaikę.
- Przecież wiesz, co jest w środku – odezwała się przytomnie za chwilę. Marie uśmiechnęła się lekko jakby z rozbawieniem, po czym przecząco pokiwała głową.
- Nie mam pojęcia. Jasper sam wybierał ten prezent - dodała cicho, po czym przymknęła lekko oczy zostawiając Alice z własnymi myślami. Miała na to dobrą godzinę lotu…
***

Jesienny Amsterdam przywitał dziewczyny deszczem i chłodem.
- Zupełnie jak w Londynie – Alice uśmiechnęła się, wychodząc przed budynek lotniska.
- Słuchajcie, widzimy się jutro – odezwała się do koleżanek z zespołu. - Występ za cztery dni a czeka nas jeszcze trochę pracy, moje miłe – dodała łagodniej. Dziewczyny pozdrowiły ją i każda z nich ruszyła w swoim kierunku.
Alice zapakowała się do wolnej taksówki i odjechała, jako jedna z pierwszych.
W domu, po odprężającej kąpieli i lampce cierpkiego, czerwonego wina rozłożyła się wygodnie w przestronnej sypialni, na swoim wielkim pustym łóżku i sięgnęła po niebieskie pudełeczko czekające na stoliku nocnym. Teraz dojrzała do tego, żeby poznać jego zawartość. Powoli i wręcz leniwie rozwiązała małą wstążeczkę i odkryła niebieskie wieczko. Jej oczom ukazał się nieduży kamień w odcieniu spokojnej, ciepłej zieleni opleciony bardzo misternym srebrnym drucikiem, który sprawiał, że kamień zdawał się być uwieziony w jego wnętrzu niczym w ciasnej klatce. Całość przewleczona była cienkim, złożonym z maleńkich kuleczek, srebrnym łańcuszkiem. Wyjęła naszyjnik z pudełka i położyła przed sobą na pościeli. Wpatrywała się w niego jak urzeczona. Lubiła zielony, nawet bardzo a odcień tego kamienia uspokajał i dawał poczucie ciepła. Zerknęła do pudełeczka i znalazła karteczkę z jego nazwą
i krótkim opisem. Czytała z zaciekawieniem a przy słowach „wspaniale uzdrawia nasze emocjonalne rany” niemal zamarła. Jasper nie mógł wiedzieć… Czytała dalej:
”awenturyn pomaga spojrzeć naszym strachom w twarz i daje siłę, by je przezwyciężyć. Od lat przypisuje mu się dar odpędzania zmęczenia i poprawiania nastroju.” Jeszcze raz spojrzała na kamień i uśmiechnęła się pod nosem. Ten przystojny szatyn naprawdę sprawił jej wspaniałą niespodziankę. Podarował jej coś, czego naprawdę bardzo potrzebowała. Świadomość tego, że jest dla kogoś ważna. Przyłożyła głowę obok naszyjnika i zamknęła oczy. Podróż i emocje całego dnia, zrobiły swoje. Sen przyszedł szybciej niż sądziła…


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Rainwoman dnia Nie 16:37, 24 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Aurora Rosa
Dobry wampir



Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 695
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 54 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z własnej bajki

PostWysłany: Nie 16:19, 24 Sty 2010 Powrót do góry

"Już zamierzał zrównać przyjaciela z błotem, kiedy..." - wydaje mi się, że lepiej zabrzmi zmieszać z błotem lub zrównać z ziemią.
To jedyne do czego mam zastrzeżenie w tym tekście. Bo poza tym drobnym przejęzyczeniem tekst jest rewelacyjny. Masz u mnie sporo plusów Very Happy za długość rozdziałów, bo uwielbiam zaczytać sie w tekście. Za chemię jaką stworzyłaś między Bellą I Edwardem. Za odkrywnie powoli wielu faktow z ich przeszłości a jednoczesnie pozwalasz akcji toczyć się dalej. Nie rozpamiętują na siłę tego co było ale starają się o swoja lepszą przyszłość.
Kolejny plus za subtelność. Mam czasami wrażenie, że większość autorek na siłę stara się przyspieszyć akcję, by Bella z Edem jak najszybciej wylądowali w łóżku. Czasami historia tego potrzebuje ale nic na siłę i nie za szybko. U ciebie całe ich przyciąganie jest tak subtelne, urocze, naturalne, romantyczne.
Następny plus za to, że mimo iż B&E są na pierwszym planie nie pomijasz innych bohaterów. Ciekawi mnie scena, kiedy Emmett przekona sie, że kobieta na zdjęciu które tak go fascynuje to Rose Very Happy I jak się dalej rozegra relacja Alice i Jasper. Mam nadzieję, że pojawią się Mike i Jessica. Wykreowalas ich tak, że automatycznie poczułam do nich sympatię. To chyba nie zdarzyło mi sie nigdy wcześniej. Ani przy czytaniu Sagi ani innych FF. Poprostu zaskakujesz.
Bardzo sie cieszę, ze rozdziały będą się ukazywac co tydzień. Czekam z niecierpliwością Very Happy
weny
Aurora


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Sarabi
Człowiek



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 79
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Nie 19:45, 24 Sty 2010 Powrót do góry

Od początku czytam ten ff z wypiekami na twarzy. Podoba mi sie, że akcja toczy sie wolno, ale za to dajesz co jakiś czas porządnego "kopa" i zostawiasz czytelnika z niedosytem. Poświęcasz dużo uwagi każdej parze, a bohaterowie są nietuzinkowi. Są przede wszystkim bardzo ludzccy, targaja nimi prawdziwe emocje, ich zachowania, odczucia są realne. Żadne z nich nie jest idealne, tak jak w życiu.
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Nie 20:16, 24 Sty 2010 Powrót do góry

od kilku chwil leżę i nie mogę się podnieść - to chyba normalny stan po przeczytaniu każdego rozdziału twojego opowiadania...
ja wiem, że powinnam poczekać, ale nie potrafię... znowu robi mi się mokro w oczy - bynajmniej nie przez alergię czy ukośny deszcz... i jakoś nie jest mi źle z tego powodu, ze wyciskasz ze mnie tyle uczuć... powinnam być ci chyba wdzięczna nawet...
wszyscy czytamy o duecie Edwarda i Belli - bardzo mi się podoba jego stosunek do Ness... choć wydaje mi się, że dwuletnie dzieci zaczynają tworzyć zaczątki zdań - choć nie dam sobie ręki uciąć...
bardzo obrazowo i plastycznie odmalowałaś nam wieszanie aktu przez Emmetta i przyznam, że sama lubię tego typu sztukę... mam nadzieje, że opiszesz jakoś humorystycznie wizytę Rose w jego sypialni i jego odkrycie, bo to będzie przekomiczne (przynajmniej ja się już uśmiecham na samą myśl o tym)... podoba mi się też, że w tym opowiadaniu Emmett nie jest tylko żartownisiem, ale też po części spełnia rolę wszystkowiedzącej Alice i świetnego przyjaciela/kuzyna... pokazałaś, że też posiada zmysł spostrzegania niedostrzeganego :P
w końcu na sam deser Alice i Jasper - kolejna para, którą dzielą kilometry i tajemnice kobiety... mam nadzieje, że Jazz faktycznie zaleczy jej serce... a ona pozwoli mu zszyć rany...
no i mam nadzieje, że w Paryżu nie spotkają Jake'a, który tak fatalnie potraktował Bellę... Jake'a, który zapewne wie, kto jest ojcem Ness...

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
BajaBella
Moderator



Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 219 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu

PostWysłany: Nie 20:50, 24 Sty 2010 Powrót do góry

Kolejny niedzielny wieczór z opowiadaniem „W labiryncie uczuć”. To zaczyna wyglądać na nałóg.
Będę się zapewne powtarzać, ale Twój Emmett bije wszystkich. Ten fragment, jak dostrzegł fascynację Edwarda Bellą i ten szeroki uśmiech, po prostu mnie rozbroił. Ale to nie koniec. Zaciągnął prawie siłą biednego, nieświadomego Jazz’a do samochodu i dumny jak paw, pochwalił się swoim „odkryciem”. Facet normalnie zawładnął moim sercem.
Zrobiło mi się też cieplej na duszy, jak przeczytałam o odradzającym się uczuciu Ed’a i Belli. Świetnie opisałaś takie pierwsze, nieśmiałe „podchody”. Budzącą się namiętność. Masz rację, Edward w końcu zasługuje na zainteresowanie. Podjął pewne decyzje, nie boi się zaangażować, chce zawalczyć o swoją miłość. Taki facet mi się podoba. Rozczuliło mnie jego podejście do Renesmee. Nie wie, że to jego dziecko, a opiekuje się nim bardzo troskliwie. Dobry materiał na tatusia…
Podobają mi się też opisane przez Ciebie relacje pomiędzy Alice a Jasperem. Tworzą naprawdę fajną parę w Twoim opowiadaniu.
Ale zaniepokoiła mnie jedna postać – co to był za mężczyzna przyglądający się Rosalie w momencie kiedy dostała kwiaty od Emmetta? Wietrzę jakieś kłopoty, albo Emcio będzie miał rywala.
Czytało mi się jak zawsze bardzo przyjemnie. Czekam zatem na trasę koncertową, pewnie nas zaskoczysz czymś intrygującym.
Życząc ogromniastej weny, pozdrawiam. BB.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
tooffi
Nowonarodzony



Dołączył: 08 Sty 2010
Posty: 6
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 21:32, 24 Sty 2010 Powrót do góry

Oj to przepraszam i autorke i dziewczyny umknęło mi to mieszanie i zrownywanie z blotem... zwracajcie dziewczyny uwage jesli cos wylapiecie bo obie sie uczymy :) i jestesmy otwarte na krytyke i komentarze. przepraszam Reniu ze tak pisze w liczbie mnogiej na forum publicznym, ale wiem, ze tez tak czujesz :) bo nieraz o tym rozmawiamy i wiem, ze naprawdę, jak malo kto, jestes otwarta na sugestie :)
kirke rożnie z tym mówieniem bywa. moja córcia zaczęła dopiero mówić jak miała 2,5 roku a wcześniej właśnie takie pojedyncze słowa, za to fizycznie była dużo sprawniejsza od rówieśników.
chciałam jeszcze dodać ze tytuł pięknie odzwierciedla treść :) naprawdę to co jest tam opisane jest istnym labiryntem, szukaniem i dążeniem do celu :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
bugsbany
Wilkołak



Dołączył: 07 Sty 2010
Posty: 101
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 14:32, 25 Sty 2010 Powrót do góry

ŁŁŁŁŁŁŁAAAAAAAAAAAŁŁŁŁŁŁŁŁŁ:) w tej chwili mogę tylko tyle wydusić z siebie. Jestem pod wrażeniem postawą Edwarda, podoba mi się fakt, że postanowił zawalczyć o Bellę, że nie liczy się dla niego to, że ma dziecko i nie jest ojcem dla małej. Poza tym Emmet jak zawsze rewelacyjny. Potrafisz tak realnie pokazać odczucia bohaterów tego ff, co powoduje u mnie usmiech, a nie raz mała łezka zakręci się w oku:) Mam ochotę Cię ucałowac za to opowiadanie, nalezy do moich ulubionych. Życzę weny i z niecierpliwością czekam na następny rozdział.

P.S. Zastanawiam się czy Jackob nie pojawi się ponownie w Belli zyciu.....ale poczekamy, zobaczymy:)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Viv
Dobry wampir



Dołączył: 27 Sie 2009
Posty: 1120
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 103 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z 44 wysp

PostWysłany: Pon 15:40, 25 Sty 2010 Powrót do góry

Byłam prawie pewna , że Bella powie juz Edwardowi , że to jego córka . Z każdą chwilą to się robi coraz trudniejsze , takie zwlekanie na dobre nie wyjdzie . Zaczęli , tzn. on zaczął snuć plany powrotu do siebie , jak im się zacznie układać to taka wiadomość może zwalić z nóg i jak nic pogorszyć to co udało sie odbudować . Wiadomo , że ciężko się jej przełamać , ale mimo wszystko powinna spróbować .
Bardzo podobała mi się scena jak ją odwiedził , a raczej jak ją żegnał w dzwiach .Widać , że mu na niej bardzo zależy i ciężko przeżył jak go opuściła . Nessi też już pokochał , chociaż nie wie , że jest jego .
Świetnie przechodzisz z wątku na wątek , subtelnie , nic na siłę . Umiejętnie zmieniasz temat , zostawiasz coś niedopowiedziane , tajemnicze .
Reszta postaci jest super tłem dla romansu B&E , ale nie są nic nie znaczącymi osobami . Tajemnica Alice , zafascynowany Rose Emmet , świetnie rozwijasz pozostałe wątki , super że nie skupiasz się tylko na głównych postaciach .
Oczywiście długość rozdziałów jest twoim wielkim atutem , uwielbiam cię za to . Bardzo wciągająco piszesz i bardzo czekam na ciąg dalszy .
Pozdrawiam Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Rainwoman
Człowiek



Dołączył: 29 Lis 2009
Posty: 85
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 19 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: południe Polski

PostWysłany: Pon 19:43, 25 Sty 2010 Powrót do góry

Rozumiem, że się niecierpliwicie tym, że On nadal nie wie, ale przez nią przemawia strach i rozumiem go. Czasami zwlekamy z czymś ze strachu, a ona ma świadomość, że kiedy mu powie, to co się zaczyna może się skończyć... Zwłoka nie jest dobra, ale każdy z nas liczy na cud. W końcu nie czuje się w porządku wobec niego. Nie usprawiedliwiam jej, bo mam nadzieję, że sama się obroni. Moi bohaterowi to zwykli ludzie, którzy błądzą, kłamią, ranią, kochają i liczą na przebaczenie.... W labiryncie każdy może zabłądzić, ale ważne, czy nie spanikuje i w końcu dotrze do wyjścia... Nie staram się tego przeciągać, ale zawsze staram się żeby oddać to co czują i myślą, żebyście mogli pójść tym tokiem i poznać ich powody... Natura ludzka jest w końcu bardzo skomplikowana... Pozdrawiam i serdecznie dziękuję za takie głębokie, pełne komentarze. Wasze opinie są dla mnie naprawdę ważne :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
0704magda
Człowiek



Dołączył: 17 Sty 2010
Posty: 55
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 15:13, 26 Sty 2010 Powrót do góry

przeczytałam z wypiekami,jednym tchem
cudownie,że w końcu pojawiają się gesty,które zwiastują odrodzenie się ich miłości.Jestem bardzo ciekawa kiedy i jak nastapi uświadomienie Edwarda,że jest ojcem...ale poczekam na to cierpliwie.Ktos tu pisał o Jacobie-też jestem ciekawa czy się pojawi? Rozdział długi,płynny,akcja rozwija się i wciaga na całego.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Rainwoman
Człowiek



Dołączył: 29 Lis 2009
Posty: 85
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 19 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: południe Polski

PostWysłany: Czw 12:57, 28 Sty 2010 Powrót do góry

Wcześniej niż zamierzałam, ale to tylko dzięki mojej kochanej becie Tooffi, która zakasała rękawy i zdwoiła siły :) za co serdecznie jej dziękuję. Zapraszam na dalszy ciąg opowiadania... Mam nadzieję, że nie zawiedziecie się czytając i co nieco się rozjaśni :) a może jeszcze bardziej zagmatwa :D... Nie mniej czekam z niecierpliwością na Wasze opinie i komentarze. Pozdrawiam serdecznie

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY


Zebranie w firmie fonograficznej wyraźnie się przeciągało. Zarówno muzycy jak i sam Owen, zaczynali być coraz bardziej zniecierpliwieni.
- Słuchajcie, nie marnujmy swojego czasu. Mówimy ciągle o jednym i tym samym, a to już chyba jest ostatecznie uzgodnione. - Menadżer zabrał w końcu głos. Tanya spojrzała na niego z dezaprobatą.
- To duże przedsięwzięcie i lepiej, jeśli każdy wie, co ma robić. Zostało naprawdę niewiele czasu. Wylatujemy pojutrze i wolę być pewna, że wszystko jest zapięte na ostatni guzik – Dziewczyna snuła dalej.
- Tego nigdy nie będziesz pewna – zupełnie nieoczekiwanie przerwał jej Edward. Spojrzała na niego, nie kryjąc zaskoczenia.
- Mogę coś wtrącić? – nagle odezwała się Bella. Wzrok blondynki był porażający, ale dziewczyna nic sobie z tego nie robiła.
- Jeśli musisz… - Tanya nawet nie starała się ukryć swojego braku sympatii.
- Mam we Francji kilka kontaktów, które naprawdę mogą się przydać - dodała miękko panna Swan, rozglądając się po zebranych. Emmett uśmiechnął się z zaciekawieniem, Owen lekko zmrużył oczy, a Edward… uważnie się w nią wpatrywał.
- Posłuchaj Bello.– Urażona blondynka prawie wysyczała. - Chcę, żeby wszystko było jasne. Od kontaktów z mediami jestem wyłącznie ja. Twoją działką jest…
- Wiem lepiej od ciebie, co mam robić – fotografka zawiesiła nagle głos. – Po prostu chcę jak najwięcej zrobić dla zespołu i jeśli mogę w tym celu wykorzystać swoje znajomości, to z pewnością to zrobię. – Tutaj przeniosła wzrok na Owena i wyczekująco się w niego wpatrywała.
- Co konkretnie możesz nam załatwić? – Ciemnoskóry mężczyzna poprawił się na krześle i oparł łokcie na stole.
- Wywiad na żywo w NRJ. Jak zapewne wiecie, to ich największa, ogólnokrajowa stacja radiowa. – Dziewczyna starała się być konkretna i rzeczowa. – I nie mówię tu o kilkunastominutowej rozmowie o bzdetach, tylko o godzinnym programie na żywo – dodała z przekonaniem.
- Poza tym przyszedł mi do głowy pomysł, żeby nakręcić coś w rodzaju reportażu z pobytu we Francji. Materiał z wcześniejszych koncertów mogę zebrać sama, a pobyt w Paryżu może kręcić ekipa M6, jeśli tylko ich to zainteresuje. Jak się na to zapatrujecie? – patrzyła na menadżera, lekko mrużąc oczy. Nawet Tanya nie umiała ukryć swojego zaskoczenia, co bardziej ją rozbawiło niż ucieszyło. Była naprawdę dumna, że znajomości, które zawarła w ciągu tych trzech lat pracy we Francji, teraz mogły zaowocować. Obawiała się tylko, że odnowienie starych kontaktów ściągnie jej na głowę Jacoba, ale teraz nie zamierzała o tym myśleć.
- Naprawdę możesz to wszystko dograć? – Owen nie krył zdziwienia.
- Muszę wykonać kilka telefonów, ale naprawdę sądzę, że to jest wykonalne. Kwestię wywiadu już wstępnie poruszyłam, ale nie chciałam niczego ustalać bez porozumienia z wami - szatynka uśmiechnęła się rozbawiona. Denali prawie hipnotyzowała ją spojrzeniem.
- Dlaczego nie powiedziałaś mi o tym wcześniej? – odezwała się wreszcie.
- Z jednego, prostego powodu - nie chciałabyś mnie w ogóle słuchać, a poza tym akurat ciebie nie muszę o niczym informować. – Z nieukrywaną niechęcią odparła Bella. Nie zamierzała dłużej znosić panoszenia się tej blondwłosej złośnicy.
- Hola, hola drogie panie. Nie musicie za sobą przepadać, ale pracujemy w jednej drużynie i jakaś współpraca powinna być. – Ciemnoskóry mężczyzna zabrał głos, czując nadchodzącą burzę.
- To prawda, ale nie zamierzam dłużej znosić takiego traktowania. Doskonale wiem, na czym polega moja praca i nie muszę nikomu niczego udowadniać. Najwidoczniej to ona ma z tym problem – Fotografka odparła z powalającą szczerością.
Blondynka nie odezwała się słowem, ale dziewczyna widziała jak mocno zaciska szczęki.
- Proponuję rozejm – odezwał się Patric, kolega Tanyi z wytwórni. Owen głośno się roześmiał, nie kryjąc ulgi.
- Muszę zadzwonić. Wtedy będę w stanie powiedzieć coś więcej. – Zgrabnie wybrnęła panna Swan i z telefonem w ręku wyszła do holu. Nie widziała jak Edward podszedł do byłej kochanki i chwilę z nią rozmawiał. Nie wyglądało to na miłą rozmowę, bo blondynka była wyraźnie poruszona. Kiedy wróciła do sali, prawie zderzyły się w drzwiach, kiedy tamta wybiegała. Bella poczuła się nieswojo, kiedy uświadomiła sobie, że mijająca ją dziewczyna miała w oczach łzy.
- Jeśli to moja wina, to naprawdę mi przykro - odezwała się do Wilsona. Wyglądał na kompletnie niezorientowanego w sytuacji.
- To moja wina – odparł Cullen i wyszedł z sali. Fotografka powiodła po wszystkich zdziwionym spojrzeniem. Zdawała sobie sprawę z tego, że coś ważnego umknęło jej uwadze.
- Tak jak mówiłam, w NRJ mają dla was pełną godzinę na żywo. Jest jednak jeden warunek, trzeba się zmieścić między piętnastą a siedemnastą. – Dziewczyna była konkretna.
- Świetnie – odparł niespodziewanie Patric, uważnie studiując czasowy rozkład trasy. – Idealnie zgramy się w czasie. Naprawdę świetna robota Bello. – Z uznaniem pokiwał głową.
- Muszę jeszcze zadzwonić w jedno miejsce, ale to chwilę potrwa - odparła i właśnie wtedy odezwał się jej telefon. Imię na wyświetlaczu telefonu sprawiło, że mimowolnie uśmiechnęła się, przykładając aparat do ucha.
- Bonjour Jean Philipe – odezwała się po francusku, budząc tym zainteresowanie wśród zebranych, po czym wyszła znowu do holu, żeby móc swobodnie prowadzić rozmowę…
Kiedy już skończyła, uśmiech nie schodził z jej ust. Miała właśnie zamiar wrócić do sali, kiedy zobaczyła na końcu holu Edwarda i Tanyę. Wyglądało na to, że się kłócą. Nie umiała oderwać od nich wzroku, choć nie planowała ich obserwować. Zgrabna blondynka wyraźnie coś krzyczała a on tylko przecząco kręcił głową. Nie wiedząc, czemu, Bella poczuła przyjemną ulgę. Wróciła do sali z dobrą wiadomością. Stacja M6 zgłosiła swoje zainteresowanie udziałem przy reportażu, na pomysł, którego wpadła kilka dni temu…

***

W Los Angeles świeciło jak zawsze słońce i Rosalie coraz częściej przenosiła wzrok z ekranu komputera na okno, z którego widok rozciągał się na południową część miasta aniołów… Miała za sobą ciężki dzień i pragnęła znaleźć się już we własnym domu, ale musiała przejrzeć jeszcze kontrakt dla nowego klienta. Bardzo starała się skupić na jego treści, ale znużenie i stojący na stoliku bukiet białych storczyków, coraz bardziej ją dekoncentrowały. Wreszcie dała za wygraną i podeszła do okna. Przymknęła oczy i trwała tak chwilę.
- Zmęczona? - Ciepły męski głos przerwał jej relaks. Spojrzała w stronę, z której dobiegał. W drzwiach stał pogodnie uśmiechnięty mężczyzna o szpakowatych nienagannie ułożonych włosach w grafitowym dopasowanym garniturze i wrzosowej koszuli. Przyglądała mu się chwilę zupełnie bezmyślnie.
- Tak, czuję się dzisiaj zmęczona Dean – odezwała się wreszcie i usiadła na oparciu skórzanej kanapy, stojącej przy oknie. Mężczyzna wszedł do środka i zbliżył się do niej. Z zainteresowaniem obserwował ją, lustrując całą jej sylwetkę.
- Odwieźć cię do domu? – zaproponował cicho. Rosalie nawet nie drgnęła, ale po chwili popatrzyła na niego i ich spojrzenia się spotkały. Mężczyzna uśmiechnął się prawie niedostrzegalnie.
- Dziękuję, ale nie – odpowiedziała stanowczym, ale ciepłym głosem. Dean przytaknął tylko ruchem głowy.
- Wiesz, kiedyś walczyłbym o ciebie jak lew. – Mężczyzna także zbliżył się do okna, ale od drugiej strony kanapy, zachowując dystans. Na dźwięk jego słów drgnęła zaskoczona.
- Ale teraz, dojrzałem do tego, by pozwolić ci iść swoją drogą - Dean spojrzał na kobietę z czułością. – Dałaś mi więcej, niż mogłem marzyć…
- Rozklejasz się staruszku - blondynka starała się zażartować dla rozładowania atmosfery.
- To prawda, ale chciałem, żebyś wiedziała, że…
- Daj spokój Dean. To stare dzieje. Dzisiaj każde z nas jest już innym człowiekiem. – Rose poprawiła się na oparciu kanapy.
- Nie chciałabyś wrócić do Europy? – zapytał niespodziewanie. Kobieta zupełnie nie spodziewała się takiego pytania.
- Jestem pewien, że jako szefowa naszej nowej filii… w Londynie, bardziej byś się realizowała niż tutaj. - Propozycja Dean’a wprawiła kobietę w osłupienie. Jej i tak duże brązowe oczy zrobiły się jeszcze większe z zaskoczenia.
- Jesteś pewien, że…
- Tak – nie dał jej skończyć. – Jesteś świetną negocjatorską, jeśli chodzi o Europę. Doskonale znasz tamten rynek i jego potrzeby. Naprawdę nie widzę nikogo bardziej odpowiedniego na to miejsce… Oczywiście decyzja należy do ciebie. Jesteś w końcu współwłaścicielką firmy i zawsze możesz tu wrócić… jeśli Londyn cię rozczaruje – dodał, mocniej akcentując nazwę miasta, co Rosalie doskonale odczytała. Uśmiechnęła się tylko delikatnie pod nosem i podeszła do niego. Podniosła dłoń do jego twarzy i delikatnie przesunęła palcami po jego policzku.
- Jesteś niezwykle mądrym mężczyzną Dean – wyszeptała prawie. – I bardzo cenię to, że mam w Tobie przyjaciela…
Mężczyzna ujął jej dłoń i delikatnie pocałował jej wierzch.
- Kiedyś tworzyliśmy kawałek pięknej historii Rose. - Westchnął cicho. - Ale lubię patrzeć, kiedy się uśmiechasz ze szczęścia, a nie z tęsknoty…
Przytuliła się do niego jak do ojca. Właściwie mógłby nim być, starszy od niej o dobre dwadzieścia lat. Kiedy los postawił ich na swojej drodze, nawet nie śmiała myśleć, jaką napisze im historię. Teraz z dystansu pięciu wspólnie spędzonych lat była mu jednak wdzięczna za tą dojrzałą miłość i mądrość, jaką jej podarował, kiedy byli razem. Niestety jak wielu mężczyzn miał słabość do kobiet, a tego nie była mu w stanie wybaczyć. Mimo rozstania pozostali wspólnikami i przede wszystkim przyjaciółmi, co było dla niej najważniejsze.
- Przemyślę to Dean – powiedziała cicho, spoglądając mu w oczy. – Jeszcze sama nie wiem, czy chcę tam pojechać – dodała miękko i pogładziła go po ramieniu. Ze zrozumieniem przytaknął głową.
- Na razie jedź do domu – powiedział tylko, wychodząc z jej biura. Posłała mu jeszcze uśmiech nim zniknął za drzwiami.

***


Jacob Black przez całą noc pracował nad doszlifowaniem tekstu. Rano musiał dostarczyć gotowy artykuł do redakcji. Stos niedopałków w popielniczce i kilka pustych kubków po kawie mówiło samo za siebie. Za oknem było już jasno, kiedy zdecydował, że to ostateczna wersja tekstu i kliknął „zapisz”. Mógł go po prostu wysłać mailem, ale za dobrze znał swojego szefa, żeby uznać, że przyjmie artykuł w takiej wersji. Był pewien, że przyczepi się do kilku ostrych zwrotów, których użył i z pewnością będzie chciał postawić przysłowiową kropkę nad „i”. Odchylił się na krześle do tyłu i przeciągnął, szeroko rozkładając ramiona. Skopiował tekst na przenośny dysk i wyłączył laptopa, po czym wstał i podszedł do przeszklonych drzwi prowadzących na taras. Bez zastanowienia otworzył je i wyszedł na zewnątrz. Zimne, niemal mroźne powietrze przepędziło resztki zmęczenia i przyjemnie go orzeźwiło. Oparł ręce na zimnej i wilgotnej barierce, przyglądając się tętniącemu już życiem miastu. Głęboko wciągał w płuca ostre powietrze, oczyszczając swój umysł z natłoku myśli. Niski dzwonek komórki zmusił go do powrotu do mieszkania. Zostawił jednak drzwi na taras szeroko otwarte. Zadymiony pokój potrzebował wymiany powietrza. Zbliżył się do biurka i sięgnął po dzwoniący telefon. Na wyświetlaczu dostrzegł imię przyjaciela. Delikatny uśmiech zagościł w kącikach ust.
- Witaj Jean, masz coś dla mnie?
W skupieniu słuchał słów przyjaciela, mrużąc ciemnobrązowe oczy.
- To potwierdzone informacje? – Jego głos zdradzał narastające podekscytowanie.
- Kiedy? – skupił się na tym, co było najważniejsze.
- Jesteś pewien, że ona też przyleci? – oblizał językiem spierzchnięte wargi, na których zebrał się brązowy szlaczek z kawy. – Wielkie dzięki stary. Jestem twoim dłużnikiem – dodał tylko i zakończył połączenie.
Długą chwilę wpatrywał się przed siebie nieobecnym wzrokiem. W końcu uruchomił komputer. Wpisał w wyszukiwarkę hasło, które go interesowało i podkreślił odpowiedni odnośnik. Śledził wzrokiem wyświetlony tekst.
The Breakwater – brytyjski zespół piano rockowy, który 8 lat temu założyli dwaj kuzyni: Edward Cullen – pianino i vocal oraz Emmett Masen – bębny i perkusja. Wkrótce dołączyło do nich dwóch szkolnych kolegów: Jasper Whitlock i Eric Stratton – obaj gitara i vocal. Ten ostatni dwa lata temu opuścił grupę a obecnie jego miejsce zajął Seth Clerwater – gitara.
Mężczyzna poprawił niedbale dłonią swoje czarne, krótko przystrzyżone włosy, po czym sięgnął po paczkę papierosów i wyciągnął jednego. Chwilę obracał go w dłoniach, z uwagą studiując tekst przed oczami. W końcu odpalił go i mocno zaciągnął się dymem. Zimne, rześkie powietrze wypełniło już niemal cały pokój i teraz owiało chłodem ramiona mężczyzny. Zreflektował się natychmiast i wstał zamknąć szklane drzwi, a potem narzucił na ramiona sportową bluzę, leżącą na oparciu niewielkiej sofy. Wypuszczając kłęby dymu, ponownie zasiadł przed ekranem komputera, który zdążył się już wygasić. Jeden ruch myszki przywrócił obraz. Jake odszukał na pulpicie folder ze zdjęciami i kliknięciem myszki uruchomił pokaz slajdów. Na monitorze, jak na filmie w zwolnionym tempie, zaczęły kolejno pojawiać się i znikać zdjęcia młodej, uśmiechniętej kobiety. Jej długie kasztanowe włosy łagodnie okalały twarz, a szaro-niebieskie oczy intensywnie wpatrywały się w bruneta o śniadej cerze, siedzącego przed komputerem.
- Moja Isabell – wyszeptał tylko z czułością i dotknął palcami ekranu komputera, zupełnie jakby twarz dziewczyny była żywa i wystarczyło po prostu dotknąć jej by móc poczuć ciepło jej skóry…
***

Po raz kolejny sprawdzała sprzęt fotograficzny ustawiony na środku swojej niewielkiej pracowni. Wolała mieć pewność, że zabrała wszystko, co niezbędne, by mieć odpowiedni komfort pracy.
- Mama… mama. – Głos Nessie przywrócił ją do rzeczywistości. Dziewczynka z impetem wbiegła do pokoju i przylgnęła do jej kolan. Natychmiast podniosła córeczkę na ręce i wyszła do salonu, zamykając drzwi do pracowni.
- Jakiś duży samochód zaparkował przed domem – usłyszała głos Louise, opiekunki Renesmee, która razem z nią i z małą wylatywała dzisiaj do Francji. Kobieta stała przy oknie i bacznie obserwowała podjazd. Za moment usłyszały dzwonek do drzwi.
- Cześć Bello. – W drzwiach stał Jasper. – Przyjechaliśmy pomóc ci się zapakować – oznajmił radośnie i wkroczył do środka, a zaraz za nim pojawili się Seth i Owen.
- Więcej was mama nie miała? – roześmiała się na ich widok. – Tego naprawdę nie ma tak dużo.
- I tak nosi nas od rana, więc przynajmniej spożytkujemy jakoś tą nagromadzoną energię – skwitował Seth z uśmiechem.
- Tylko żebyście z tego nadmiaru energii, nie uszkodzili moich narzędzi pracy – odparła, prowadząc ich do pracowni.
Zabierali kolejno zabezpieczony w szczelnych skrzyniach sprzęt i wynosili pojedynczo do samochodu. Kiedy zabrali już ostatnią skrzynkę, kobieta ogarnęła jeszcze spojrzeniem pracownię i upewniwszy się, że zabrała naprawdę wszystko, co potrzeba, zamknęła pokój i wróciła do salonu. Tam, ku swojemu zaskoczeniu zobaczyła Edwarda, który jakby nigdy nic po prostu kołysał Nessie, kucając przy huśtawce. Mała szczerzyła do niego drobne ząbki w radosnym uśmiechu i szczebiotała wniebowzięta. Dziewczyna głośno przełknęła ślinę na ten widok i podeszła do nich. Mężczyzna natychmiast wstał i skupił na niej swoje spojrzenie. Ich oczy spotkały się a ona kolejny raz poczuła, jak jej serce przyspiesza rytm.
- Nie wiedziałam, że też tu jesteś. – Nic bardziej sensownego nie przyszło jej do głowy.
- Ciągle jestem… gdzieś w pobliżu – uśmiechnął się lekko.
- Cullen, gdzie się podziewasz? – Menadżer wrócił do salonu w poszukiwaniu zguby.- Zbieramy się – rzucił tylko krótko i posłał obojgu porozumiewawcze spojrzenie.
- Jasne, jasne – mruknął niechętnie szatyn. Owen pogroził mu palcem, po czym wskazał drzwi.
- Widzimy się na lotnisku? – Ciemnoskóry mężczyzna pytająco spojrzał na Bellę.
- Oczywiście, też zaraz wyjeżdżamy. Do zobaczenia na miejscu i dzięki za pomoc – odparła ciepło.
- Daj spokój, nie popisaliśmy się – parsknął śmiechem i wyszedł.
Edward jeszcze chwilę ociągał się z wyjściem, ale w końcu ruszył w kierunku drzwi. Podążyła tuż za nim, więc kiedy niespodziewanie się zatrzymał, prawie na niego wpadła. Znowu trzymał ją w ramionach.
Nie odezwał się słowem, ale wykorzystał ten moment by przelotnie cmoknąć ją w usta i… już go nie było. Dziewczyna stała oniemiała tempem całego zdarzenia i trochę odurzona ciepłem jego ust. W końcu westchnęła cicho i sięgnęła na wieszak po kurtkę.
- Na nas też już czas Louise. Zbierajmy się – odezwała się do opiekunki, słysząc jak bawi się z Nessie w salonie.

***

Wiedziała, że Francja totalnie oszalała na punkcie The Breakwater. Jeszcze w czasie, kiedy mieszkała w Paryżu, niemal na każdym rogu powiewały plakaty informujące, że brytyjski zespół przyjeżdża wkrótce na koncerty. Teraz miała świadomość, że jego członkowie postrzegani są tam jak wielkie międzynarodowe gwiazdy sceny muzycznej. Jednak to, co zobaczyła przed halą przylotów w Marsylii, przeszło jej najśmielsze oczekiwania. Gdyby nie ochrona lotniska i francuska policja, fani a głównie nastolatki, chyba wdeptałyby ich w posadzkę - z taką siłą napierały na barierki specjalnie na tą okoliczność rozstawione na płycie lotniska. Na szczęście udało się jej przemknąć do wyjścia dla VIP-ów i odjechała z lotniska w drugim samochodzie, podstawionym na potrzeby zespołu. Razem z nią jechała Renesmee i Louise, które odtransportowano bezpiecznie do hotelu a ona z resztą ekipy technicznej pojechała prosto do hali, w której zespół miał wieczorem rozpocząć swój pierwszy promocyjny koncert.
Na miejscu panował niesamowity ruch i zamieszanie, ale akurat do tego zdążyła przywyknąć w trakcie pracy przy pokazach mody i innych tego typu imprezach. W tym tłumie rozkładających sprzęt ludzi odszukała Owena i po uzgodnieniu z nim szczegółów zaczęła szykować sprzęt do pracy. W czasie koncertu na wielkim telebimie za plecami zespołu miały być wyświetlane ich niepublikowane zdjęcia głównie z jej zbiorów. Całość miała tworzyć swoisty collage. Czasu było coraz mniej a przed wejściem do hali i w ogóle dookoła całego obiektu, tłoczyli się już fani zniecierpliwieni każdą minutą oczekiwania na koncert. Menadżer nadzorował wszystko i przez krótkofalówkę porozumiewał się z szefami ekip technicznych oraz Tanyą, która przyleciała do Marsylii dzień wcześniej i oczekiwała na zespół już na lotnisku. Panna Swan nie zamierzała się do niej zbliżać, spodziewając jeszcze większej wrogości niż do tej pory. Była świadoma faktu, że najwyraźniej Edward i blondynka rozstali się i ta z pewnością upatrywała przyczyny tego w jej osobie.
Wilson odnalazł dziewczynę, gdy ta obchodziła scenę z każdej strony, szukając najlepszych miejsc do zdjęć.
- Słuchaj musisz to mieć, bo inaczej stracimy z tobą kontakt w czasie koncertu – powiedział, wręczając jej krótkofalówkę i zestaw słuchawkowy.
- Ok. Już teraz nie łatwo zapanować nad tym wszystkim, aż strach pomyśleć, co będzie później. – uśmiechnęła się niepewnie.
- Nie martw się. Damy radę – ciemnoskóry mężczyzna roześmiał się rozbawiony i pogładził ją o ramieniu.
- W to nie wątpię, w końcu po to tu jesteśmy – zawtórowała mu i odmachała, patrząc jak odchodzi.
Przystawiła aparat do oka i ustawiała odległość na obiektywie, kiedy dostrzegła w pobliżu sceny Seth’a. Młody mężczyzna wyglądał na totalnie zdezorientowanego. Wsadziła jedną z maleńkich słuchawek do ucha i niemal cofnęła się, słysząc głośne męskie głosy. Nie rozumiała dokładnie, o co chodzi, ale po często wymienianym imieniu muzyka domyśliła się, że Seth jest pilnie poszukiwany i postanowiła zareagować. Wcisnęła zielony przycisk krótkofalówki.
- Czy ktoś mnie słyszy? – odezwała się niepewnie
- Kto mówi? Moment, Bella? – rozpoznała głos Owena. – Coś się stało?
- Jeśli szukacie Seth’a, to namierzyłam obiekt – roześmiała się rozbawiona własnymi słowami. – Znajduje się z lewej strony sceny, tuż przy kulisach – dodała, nie przestając się uśmiechać.
- Świetnie się spisałaś. Zaraz łeb mu urwę… Gdzie on się włóczy? – Owen nie przebierał w słowach.
Kiedy ponownie spojrzała przez obiektyw, dostrzegła jak menadżer dochodzi do chłopaka i wciąga go za kulisy. Roześmiała się z jego totalnie zaskoczonej miny. Odetchnęła głęboko i jeszcze raz przeszła powoli wokół sceny, opracowując w myślach plan pracy.

***

Rosalie od dobrej godziny próbowała dodzwonić się do swojej najlepszej przyjaciółki, ale ciągle bez powodzenia. Abonent był niedostępny i nic na to nie mogła poradzić. Chciała podzielić się z nią pomysłem Dean’a i zasięgnąć jej opinii na ten temat. Sama nie umiała się zdecydować, chociaż sama myśl o błękitnych oczach Emmetta i jego uśmiechu nie dawały jej spokoju. Powrót do Europy kusił… a wspomnienie tego potężnego blondyna, dodatkowo budziło apetyt. Wiedziała jednak, że piękne oczy i uśmiech to wciąż za mało, by ot tak postawić wszystko na jedną kartę. Potrzebowała czegoś więcej… znacznie więcej, ale to wymagało czasu…

***

Już dawno nie czuła takiego przypływu adrenaliny. W trakcie koncertu wykonała całą masę zdjęć i wieczorem w hotelu czekało ją sporo pracy przy selekcji najlepszych. Dodatkowo rejestrowała na kamerze obszerne fragmenty niezbędne do wykorzystania przy filmie na potrzeby programu w stacji M6. Teraz, kiedy muzycy schodzili ze sceny po podwójnych bisach, nadal żegnani falą okrzyków i pisków, mogła wreszcie odetchnąć. Poczuła się jak po chrzcie bojowym, którego efekty mogła ocenić dopiero po przejrzeniu materiału w hotelu.
- Bella, ewakuuj się za kulisy. Kompletujemy ekipę i robimy zjazd do hotelu – usłyszała w słuchawce głos Owena.
- Ok. Powinnam dotrzeć do was za moment – odparła i zaczęła przedzierać się przez plątaninę kabli i kolumn ustawionych przed sceną. Zajęło jej to trochę czasu, ale kiedy wreszcie dotarła na zaplecze sceny odetchnęła z ulgą. Koledzy z zespołu porozbierani do pasa, mokrzy od potu i wody, na gorąco komentowali koncert. Prawie instynktownie sięgnęła po kamerę i zaczęła nagrywać te świeże emocje i wrażenia. Kiedy zobaczyli kamerę pomachali radośnie do obiektywu świadomi tego, że tutaj kończy się ich prywatność a zaczyna praca. Jasper nawet pozdrowił przyszłych widzów po francusku i przesłał całusy a Edward oczywiście posłał serię głupkowatych, pełnych humoru min, w robieniu, których nie miał sobie równych. Jak zawsze podczas koncertu to on nawiązał najlepszy kontakt z publicznością i cały czas podnosił temperaturę zabawnymi tekstami, kierowanymi do reszty zespołu.
- Ok. To tyle – odwołała stan podwyższonej gotowości, wyłączając sprzęt. Emmett odetchnął z ulgą i pokazał jej język.
Zrewanżowała się wystawiając swój.
- No jak dzieci, jak dzieci – skwitował Jasper z godną politowania miną.
- Isabell Swan? – usłyszała za sobą swoje imię i nazwisko mówione z charakterystycznym francuskim akcentem i odwróciła się oniemiała. Tylko jedna osoba nazywała ją „Isabell” i na samą myśl o tym, nogi ugięły się jej w kolanach. Za jej plecami stał jednak zupełnie obcy mężczyzna z identyfikatorem francuskiej obsługi technicznej, który ku jej zdumieniu trzymał w rękach pokaźnych rozmiarów bukiet ciemnoczerwonych róż. Oczy dziewczyny zrobiły się ogromne i okrągłe ze zdziwienia.
- Isabella Swan to ja. O co chodzi?
Mężczyzna wręczył jej bukiet.
- Pewien mężczyzna prosił, żeby je pani przekazać – wymamrotał niepewnie. a ona poczuła jak krew odpływa jej z twarzy.
- Jaki mężczyzna? Gdzie on jest? – była wyraźnie zaniepokojona.
- Taki wysoki, postawny brunet – odezwał się nieznajomy. - Przed chwilą stał, o tam – wskazał dłonią miejsce w pobliżu wyjścia na scenę, ale nikogo tam już nie było. Szatynka poczuła, jak niepokój narasta. Uświadomiła sobie, że Jake już wie o jej przyjeździe i spotkanie z nim było zapewne tylko kwestią czasu. Ktoś z jego przyjaciół, z którymi poruszała tematy związane z wywiadami The Breakwater , musiał szepnąć mu kilka słów i w efekcie zjawił się tutaj. Z racji posiadanej przepustki prasowej, miał dość nieograniczony dostęp za kulisy, ale najwidoczniej chciał pozostać jeszcze w ukryciu i to zaniepokoiło ją jeszcze bardziej.
- Proszę wyrzucić te kwiaty – zadecydowała w przypływie chwili, a mężczyzna wybałuszył oczy ze zdziwienia.
- Jak to wyrzucić? Takie piękne kwiaty? – nie mógł uwierzyć w słowa dziewczyny.
- To proszę je sobie zabrać! – prawie zagrzmiała. - Dać żonie, kochance, matce, komu pan chce – mówiła zdenerwowanym głosem. – Ja ich nie wezmę – odparła i wcisnęła mu w ręce bukiet, po czym wyminęła go, prawie wybiegając z garderoby zespołu i zostawiając wszystkich świadków tego zdarzenia z wielkim zaskoczeniem wymalowanym na twarzach. Emmett tylko kątem oka spojrzał na Edwarda. Mężczyzna starał się nie pokazać po sobie jak bardzo jest poruszony, ale kuzyn znał go dobrze i domyślał się, że w jego głowie toczy się teraz walka myśli.
- Widzicie chłopaki, tak to jest. My dajemy z siebie wszystko a kobieta zbiera laury –blondyn zażartował, próbując rozładować atmosferę.
- Ja dostałem miśkiem w twarz – zawtórował mu Jazz – To się nie liczy? – roześmiał się.
- A mnie przeleciał nad głową damski stanik. – Seth przemówił nagle i zwrócił na siebie uwagę wszystkich, po czym jak na komendę rozległ się gromki męski śmiech.
- Wiesz, jak żyję nie słyszałem o męskim staniku – dołożył do tego Emm i znowu wszyscy parsknęli zdrowo śmiechem.
- No panowie. Zbierać się. Samochody czekają. – W drzwiach do garderoby pokazała się twarz menadżera i od razu została zbombardowana różnymi częściami garderoby.
- Zemszczę się - zagrzmiał rozbawiony Owen i szybko zamknął drzwi.

***

W drodze do hotelu Bella po wielu nieudanych próbach dodzwoniła się wreszcie do Louise i nakazała jej, aby do czasu jej powrotu, nie wpuszczała nikogo do pokoju. Starała się opanować narastające zdenerwowanie, ale przychodziło jej to z wielkim trudem. Na szczęście wracała z szefami ekipy technicznej, którzy dyskutowali między sobą o sprawach zawodowych i nie zwracali na nią zbytniej uwagi. Obracając telefon w dłoniach zobaczyła, że na jej skrzynce głosowej znajduje się kilka wiadomości do odsłuchania. Odetchnęła z ulgą, kiedy po odsłuchaniu pierwszej zorientowała się, że to Rosalie próbowała się do niej dodzwonić. Postanowiła jednak skontaktować się z przyjaciółką na miejscu w hotelu i kiedy wreszcie auta podjechały od zaplecza, szybko przedostała się do wejścia a potem obsługa odprowadziła ją do windy. Jej pokój mieścił się piętro niżej niż pokoje członków zespołu, więc nie obawiała się, że wpadnie na któregoś z chłopaków i będzie musiała unikać ich pytającego spojrzenia. Była świadoma tego, że Edward z pewnością zachodził teraz w głowę, o co chodziło z tym bukietem i dlaczego nie chciała go przyjąć. Teraz była zdolna myśleć tylko o jednym… o Renesmee.
Przed drzwiami pokoju wyciągnęła telefon i zadzwoniła do Louise, żeby ta otworzyła drzwi. Chwilę potem była już w środku, przy łóżku, na którym smacznie spała jej kochana córeczka. Pogłaskała małą i ucałowała w skroń. Skóra dziecka cudownie pachniała kremem do pielęgnacji.

***

Drgnęła niespokojnie, kiedy rozległo się pukanie do drzwi. Odstawiła laptopa na łóżko i cicho zbliżyła się do drzwi. Nasłuchiwała. Delikatne pukanie powtórzyło się.
- Kto tam? – odezwała się cicho. Oddychała głośno wciągając powietrze nosem.
- Bella? To ja, Owen, możesz otworzyć? – bez trudu rozpoznała głos menadżera zespołu. Powoli przekręciła zamek w drzwiach i wpuściła go do pokoju.
- Wszystko w porządku? Po koncercie gdzieś wybiegłaś. Co się stało? – Mężczyzna nie spuszczał z niej wzroku. Przecząco pokiwała głową.
- Wszystko ok. Po prostu… odszukał mnie ktoś, kogo wolałabym nie spotkać – dodała rzeczowo. Wilson usiadł w fotelu i przyglądał się jej z uwagą.
- Masz powody żeby się go obawiać? – Był konkretny i to w nim ceniła.
- Powiem tak, to dość nieobliczalny mężczyzna. Nie wiem, czego mogę się spodziewać z jego strony – powiedziała tylko tyle, ile uznała za niezbędne. Ze zrozumieniem przytaknął głową.
- Dopilnuję, żeby wzmocniono ochronę w trakcie koncertów - dodał z powagą - Chcesz zmienić pokój?
Bezradnie wzruszyła ramionami.
- Chodź, pomogę ci przenieść rzeczy. Pod naszym okiem nic złego nie może ci się stać - dodał rzeczowo. – Edward zrobił już dla was miejsce w swoim apartamencie.
Dziewczyna zamarła zaskoczona słowami menadżera.
- To nie wyszło ode mnie. Sam to zaproponował, ale jeśli nie chcesz…
- W porządku Owen. Przenoszę się – odparła. - Ale mam prośbę. Zachowaj dla siebie to, co powiedziałam. – Przytrzymała ciemnoskórego mężczyznę spojrzeniem. Przytaknął ruchem głowy. Dopiero wtedy zaczęła zbierać swoje rzeczy, a potem zniknęła w drugiej części pokoju, gdzie opiekunka czuwała przy Renesmee.

***

Unikała jego wzroku jak ognia. Nie umiała spojrzeć mu w twarz. Z pewnością czegoś musiał się domyślać, ale nawet słowem nie nawiązał do zdarzenia w garderobie. Jego apartament był znacznie większy i przedzielony rozsuwanymi drzwiami na dwie części: sypialną i dzienną. Kiedy Nessie i Louise znalazły się już w części sypialnej, dziewczyna zasunęła za nimi drzwi i usiadła w fotelu. Czuła suchość w gardle i miała wrażenie, że ręce drżą jej z napięcia. Nie chciała jednak pokazać tego po sobie. Rozejrzała się po pokoju. Nieduża sofa nie nadawała się do spania dla mężczyzny, a Edward musiał wypocząć. Jutro czekała ich podróż i kolejny koncert. Szatyn powędrował za jej wzrokiem i odgadł myśli.
- Będę spał u Emmetta – odezwał się cicho. Pokiwała tylko głową.
- Dziękuję. – Nic innego nie przyszło jej do głowy.
- Czy… - zaczął cicho i urwał. Podniosła na niego wzrok. Serce biło jej jak oszalałe.
- Czy coś ci grozi? Słyszałem, jak Owen rozmawiał z kimś przez telefon i wspominał o zaostrzeniu ochrony podczas koncertów – dokończył, nie spuszczając z niej wzroku. Milczała chwilę.
- Mam nadzieję, że nie, ale… mam powody, żeby czuć się zaniepokojona - dodała cicho.
Nie zapytał o nic więcej i była mu za to wdzięczna. Nie chciała teraz rozmawiać o Jake’u. I bez tego była podenerwowana. Może jej niepokój był zupełnie bezpodstawny. Może Jacob nie miał złych zamiarów i po prostu chciał ją tylko zobaczyć. Miała chaos w głowie. Na wszelki wypadek musiała być czujna. Pamiętała, jaki potrafił być porywczy. Gdyby nie wyjechała w czasie jego nieobecności, pewnie nie pozwoliłby jej tak łatwo odejść. Być może znowu użył by siły… Ale teraz nie myślała już tylko o sobie. Drżała też o Nessie. Fakt, że Black tak bardzo się do niej przywiązał i traktował niemal jak własną córkę, niepokoił ją jeszcze bardziej. Zaczęła snuć irracjonalne myśli, że Jake może chcieć odebrać jej dziecko.
- Dobranoc. – Głos Edwarda dotarł do niej z opóźnieniem. Nawet nie zauważyła, kiedy pozbierał resztę swoich rzeczy i stanął przy drzwiach. Wstała z fotela i zbliżyła się do niego…
- Dobranoc – odpowiedziała cicho, ale wystarczyło jedno spojrzenie w jego zielone oczy. Kiedy odwrócił się do niej tyłem gotowy do wyjścia, przylgnęła do jego pleców całą sobą, oplatając ramionami jego brzuch i tors. Upuścił rzeczy na podłogę i nakrył jej dłonie swoimi. Chwilę trwali tak, do momentu, kiedy zluzowała uścisk i pozwoliła mu odwrócić się do siebie twarzą. Ujął jej ręce i powoli splótł palce z jej palcami, a w przypływie czułości przesunął ich dłonie za swoje plecy i przyciągnął ją mocno do siebie. Zupełnie się temu poddała. Przyspieszony oddech kusząco unosił do góry krągłości jej piersi, wyraźnie zarysowane pod opiętą bluzką. Ustami dotknął najpierw jej czoła, a potem wypuścił z rąk jej dłonie. Swoje podniósł do jej twarzy i objął ją nimi delikatnie, cały czas zaglądając w oczy. Niemal instynktownie oplotła go ramionami w pasie, gdy tymczasem on całował jej powieki, które zamknęła w nieskrywanym wzruszeniu. Drżała teraz na całym ciele. Wreszcie zamknął pocałunkiem jej rozchylone wargi. Delikatnie wsunął swój język do jej przyjemnie ciepłych ust, by następnie zachłannie muskać nim podniebienie.Kobieta wyszła mu na spotkanie, delikatnie napierając swoim językiem na jego i wpuszczając go jeszcze głębiej. Czuł jak jej ciało delikatnie poddaje się pieszczotom a to sprawiło, że on też coraz mniej się kontrolował. Bliskość jej ciała, jego ciepło i zapach wręcz odurzały. Przesunął delikatnie opuszkami po jej szyi, budząc kolejny jęk i drżenie. Tymczasem jej dłonie powoli wyciągnęły jego koszulkę ze spodni i ostrożnie wsunęły się pod nią. Spotkanie z jego skórą sprawiło, że oboje jęknęli. Niespodziewany dźwięk, który dotarł do nich z drugiej części pokoju, sprawił, że Edward zdołał jednak przerwać te pieszczoty i odsunąć twarz. Niepewnie zerkał w stronę rozsuwanych drzwi, by wreszcie przenieść rozpalony wzrok na Bellę. Dostrzegł w jej oczach rodzącą się namiętność i miał ochotę dać sobie w twarz za takie znęcanie się nad nią. Już sama myśl o powrocie w nią, paraliżowała pożądaniem całe jego ciało, podobnie jak spotkanie z jej skórą. Wiedział, że powinien zadowolić się wszystkim, co mu dawała, ale za dobrze pamiętał ten cudowny smak, by pozbawić się przyjemności delektowania się nią. Chciał mieć dużo czasu na ponowne odkrywanie jej ciała, które teraz tak znajomo drżało w jego ramionach i tak cudownie wypełniało powietrze zapachem ulubionych perfum. Wdychał go powoli sycąc wygłodniałe zmysły.
- Edward – zaczęła z wahaniem i westchnęła ciężko. – Teraz albo nigdy – pomyślała jeszcze, zbierając w sobie odwagę. Spojrzał na nią lekko nieprzytomnym wzrokiem, nadal trzymając w ramionach.
- Muszę ci coś powiedzieć. – Bijące w niebezpiecznym tempie serce, prawie rozrywało jej pierś. Patrzył na nią z czułością, kładąc palec na jej ustach.
- Nie musisz mi się tłumaczyć – odparł miękko, przyciskając ją do siebie.
- Nie rozumiesz, to ważne. Musisz… - Nakrył jej usta pocałunkiem i nie dał szansy wyjawić tej ciążącej tak bardzo prawdy.
- Niczego nie musisz. Powiesz mi, kiedy sama będziesz na to gotowa, a nie ze względu na mnie - westchnął ciężko, opierając brodę na czubku jej głowy i przyciągając ją do siebie tak mocno, że czuł jak napiera na niego całym ciałem. To sprawiło, że sam teraz zadrżał. Tyle razy marzył o tym, by znowu ją poczuć, tak, blisko, że bliżej nie sposób, a teraz mając ją obok, pozbawiał się tej przyjemności. To nie było właściwe miejsce ani czas, ale jego ciało było innego zdania. Zapewne ona też już o tym wiedziała, czując nabrzmiały dowód jego podniecenia na swoim brzuchu. Westchnął ciężko i pocałował ją w czoło.
- Powinniśmy odpocząć. To był bardzo męczący dzień – wyszeptał tylko. – Jutro czeka nas dużo pracy - dokończył jakby na usprawiedliwienie.- Ale pamiętaj… ciągle jestem, gdzieś obok – dodał miękko.
Dostrzegł w jej oczach coś, jakiś żal, ale zaraz jakby na zaprzeczenie tego, uśmiechnęła się delikatnie. Pogładził dłonią jej długie kasztanowe włosy, a potem zwolnił uścisk i zebrał z podłogi swoje rzeczy. Westchnęła cicho. W holu zatrzymał się jeszcze i odwrócił w jej kierunku. Uśmiechnął się lekko. Patrzyła za nim zbolałym wzrokiem, ale miała nadzieję, że nie dostrzegł już tego, znikając za drzwiami na końcu korytarza. Cofnęła się do wnętrza apartamentu i dokładnie przekręciła zamek w drzwiach, a potem przywarła do nich plecami i ciężko osunęła po ich gładkiej powierzchni. Nakryła dłońmi twarz i rozpłakała jak dziecko, prawie krztusząc się łzami. Była tak blisko. Gdyby tylko pozwolił jej dokończyć, znałby jej straszną tajemnicę. Najbardziej bolała świadomość, że zaufał jej, a ona… tylko przeciągała moment, aby boleśnie go zranić…


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Sarabi
Człowiek



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 79
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Czw 13:45, 28 Sty 2010 Powrót do góry

Wow. Brakuje mi słów. Może najpierw napiszę, że to jeden z moich ulubionych ff. Podziwiam Cię za styl, narrację, opisy postaci i sytuacji. To wszystko jest takie bardzo realne. Twoja Bella to bardzo silna, niezależna kobieta, z "jajami", która wie czego chce od życia. Edward też jest wyrazisty. ukłony również za pozostałych bohaterów.
Jak zawsze naplątałaś pod koniec rozdziału: po pierwsze pojawił się Jake, a po drugie Bella już, już miała wyjawić swój sekret i znów nic z tego.
Pozdrawiam mayah


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
yeans-girl
Wilkołak



Dołączył: 09 Maj 2009
Posty: 239
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 14 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z objęć Edwarda / Królewskie Wolne Miasto Sanok

PostWysłany: Czw 14:49, 28 Sty 2010 Powrót do góry

Czytam twój ff praktycznie od początku, ale zazwyczaj robię to na chomiku, ale teraz, że tak powiem, zmusiłaś mnie do przeczytania go tutaj.
Kurde, ciesze się, że to zrobiłam, bo rozdział był super.
Powoli zaczynają mnie denerwowac to co jest mięzy Bellą, a Edwardą. Raz się całuja, a później zachowują się jak gdyby nigdy nic. Mam nadzieję, ze tym razem będzie inaczej. Myślałam, ze panna Swan powie Edwardowi o Nessy. Cóż, widocznie chcesz jeszcze chłopaka pomęczyc... Wydaje mi się, że ta wiadomośc go ucieszy i nawet jeśli poczuje się zraniony, to szybko Belli wybaczy.
Życzę weny, czasu i chęci.

Pozdrawiam,
Dżii


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
maraa17
Nowonarodzony



Dołączył: 28 Lis 2009
Posty: 44
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Czw 15:56, 28 Sty 2010 Powrót do góry

Bardzo mi się podoba twój ff. Tekst płynnie się czyta.
Widać, że kosztuje on cie duzo pracy. Jednak widać rezultaty...
Trzymaj tak dalej!!!

Czekam na kolejny rozddział Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Emisia
Nowonarodzony



Dołączył: 29 Gru 2009
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sosnowiec

PostWysłany: Czw 20:09, 28 Sty 2010 Powrót do góry

Baaardzo podobał mi się ten rozdział
wgl ten ff jest taki...realistyczny i miło się go czyta...
Już myślałam, że Bella powie Edwardowi całą prawdę, a tu nic.
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział i mam nadzieje, że będzie tak samo fajny jak ten, a nawet lepszy. :-)

Pozdrawiam E.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin