FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Zagubione serce [Z] Epilog 17.10 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
bella100011
Nowonarodzony



Dołączył: 21 Sie 2009
Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 9:57, 20 Wrz 2009 Powrót do góry

Opowiadanko cud miód i orzeszki. Z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały. Życzę weny i niech miłość Edwarda i Belli się rozwija! Pozdrowienia


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
mary _mm
Nowonarodzony



Dołączył: 18 Maj 2009
Posty: 24
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 12:58, 20 Wrz 2009 Powrót do góry

Rozdział XIV

Wspomnienia

PWE

Wyskoczyłem. Każda komórka mojego ciała lgnęła do niej jak magnes. Nie mogłem się opanować. W innym przypadku rzucił bym się na nią. Tak było lepiej. Wróciłem do swojego pokoju i przyglądałem się, jak Bella kładzie się spać. Chwilę później sam poległem w boju z sennością.
Obudziły mnie dziwne wstrząsy.
- Edward! Obudź się!- To Jasper stał nad moim łóżkiem i potrząsał mną.
- Co się dzieje?
- Zaspałeś. Wszyscy już pojechali do szkoły.
- Z kim?
- Rosalie wzięła swoje BMW. - Spojrzałem na zegarek. Powinienem być już w szkole pół godziny temu.
- Nie ma czasu. Zbierajmy się.
Wstałem z łóżka i pobiegłem do łazienki. Przed zamknięciem drzwi krzyknąłem:
- Czekaj na mnie w garażu. Będę z pięć minut.
Jak powiedziałem, tak zrobiłem. Po upływie umówionego czasu stanąłem przed swoim srebrnym volvo.
Wsiedliśmy do środka i pognaliśmy do szkoły. Pierwsza lekcja prawie się skończyła. Nie było sensu wchodzić do klasy na dziesięć minut. Spędziliśmy z Jasperem ten czas na miłej rozmowie. Już dawno z nim tak nie rozmawiałem. Niepostrzeżenie zadzwonił dzwonek i tłumy wylęgły na korytarz. Nagle obok nas zmaterializowała się Alice.
- Widzę, że śpiąca królewna w końcu wstała.
- Znowu zaczynasz. Tobie się nigdy nie zdarzyło zaspać?
- Oczywiście, że tak, ale nie w ważnych dniach.
- Niby lekcje są ważne?
- Kto tu mówi o szkole? Raczej chodziło mi o pewną osobę.
- A ty znowu o jednym. Zamieniasz się w Emmetta.
- O kim gadacie? - Usłyszałem cichy głos tuż za sobą. Bella pojawiła się obok mnie. Tłum na korytarzu zelżał trochę, więc udaliśmy się do swoich klas. Poszedłem z Bellą do pracowni biologicznej. Gdy weszliśmy do środka, zaskoczył mnie pewien widok. Na naszej ławce leżał wielki bukiet czerwonych róż. Nie trzeba było nic mówić. Jacob. Popatrzyliśmy po sobie. Że też on jeszcze nie odpuścił. To zaczęło się robić wkurzające. Powoli podeszliśmy do ławki zaścielonej szkarłatnymi kwiatami. Oczywiście przywiązany był do nich liścik. Bella odwiązała go i przeczytała. Potem rzuciła w moje ręce.

Moje serce więdnie bez ciebie,
jesteś jedyną gwiazdą na mym niebie,
moje życie bez ciebie nie jest nic warte,
nie pozwól by me serce wciąż było rozdarte.
Wybacz te zagrania, bezmyślne czyny,
to był błąd, wszystko bez przyczyny.
Ból zaciera słowa przeze mnie pisane,
nie dowiesz się tego co nieznane,
dlatego proszę poznaj mnie,
a ja dam tobie poznać się.
Jake

PWB

Co on znowu wymyślił? Czy po prostu nie może zostawić mnie w spokoju? Rzuciłam kartkę do Edwarda. Niech to przeczyta. Złapałam bukiet i wyrzuciłam go do kosza. Zrobiłam to bardzo powoli, żeby każdy włącznie z Jacobem zobaczył co o nim sądzę. Wróciłam do ławki.
Usiadłam spokojnie. Edward co chwilę przenosił swój wzrok z kartki na mnie. Też chyba go to zdziwiło.
- Widzę, że mamy tu poetę. - Odezwał się po chwili milczenia.
- Już tego nie wytrzymam. Nie mam pojęcia co tak na niego podziałało. Przecież my się tylko pocałowaliśmy.
- To akurat wiem. Może trzeba było nad tym wcześniej pomyśleć.
- Znowu radzisz mi po pojawieniu się problemu. Też już mnie zaczynasz wkurzać.
- W takim razie już mnie nie usłyszysz.
- Hej. Tylko żartowałam. Niby z kim będę obgadywać Jacoba?
- ...
- Jak chcesz. To były ostatnie moje słowa skierowane do twojej osoby. - Odwróciłam się do niego plecami. Resztę lekcji nie odzywaliśmy się do siebie. Mimo to nie krążyły między nami jakiekolwiek negatywne uczucia. Dobrze było mi z tą ciszą. Jednak nadal czułam na sobie świdrujący wzrok Jacoba. Tylko to psuło mi humor. Rozmyślałam tak przez całą godzinę.* Dzwonek. Angielski. Dzwonek. Lunch. Wszystko to minęło w bardzo szybkim tempie. Nawet nie spostrzegłam, kiedy znalazłam się pomiędzy moimi przyjaciółmi na stołówce. Śmiali się z czegoś. Tylko ja siedziałam smutna, rozmyślając o moim życiu. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że pogubiłam się w swoich myślach. Przyłapałam się na obserwowaniu Edwarda. Poczułam się, jakbym siedziała z boku. Nie słyszałam co mówią i z czego się śmieją. Nikt na mnie nie patrzył. Byłam niewidoczna - bezbarwna. Nie pasowałam tutaj. Gdy widziałam ich uśmiechnięte twarze, przypomniałam sobie jak moja mama się kiedyś śmiała. Myślałam o niej przez cały czas, ale teraz ta myśl się nasiliła. Momentalnie łzy pociekły mi po policzku. Nie szlochałam. Po prostu słone krople spływały po mojej twarzy. Powoli wstałam i ruszyłam do wyjścia. Omijałam kolejne stoliki. Nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Nagle pojawiła się obok mnie Jessica.
- Widzę, że się załamałaś po tym incydencie z Jacobem.- Ryknęła na cały głos. Jej „świta” w postaci Lauren, Victorii i Angeli ryknęła śmiechem. No, nie całkiem, Angela uśmiechnęła się do mnie przepraszająco. Lubiłam tą dziewczynę. Nie powinna się zadawać z Jessicą i resztą. Z kamienną twarzą ruszyłam dalej. Królowa Jessie trochę się zdziwiła, kiedy nic sobie nie robiłam z jej obelg. Już byłam przy drzwiach. Łzy nadal toczyły się po mojej twarzy. Nie było we mnie nawet krzty uczuć. Byłam pusta. To był mój sposób na ból. Poszłam prosto przed siebie. Oparłam się o jedną ze ścian budynku i osunęłam się na ziemię. Spoglądałam na ludzi przechodzących przez dziedziniec. Wszyscy byli tacy zadowoleni i uśmiechnięci. Nie widziałam żadnej smutnej osoby. No tak, przecież ich nic złego nigdy nie spotkało. Uważają, że życie jest takie łatwe, proste i przyjemne. Sami nie wiedzą jak się mylą. Nagle ktoś usiadł obok mnie i objął ramieniem. Byłam pewna, że to Edward lub Alice. Zaciągnęłam się powietrzem, próbując bez odwracania głowy poznać tę osobę. Ten zapach nie przypominał żadnego z rodziny Cullenów...

* http://www.youtube.com/watch?v=jIan7XFr3lQ – muzyka do tej sceny


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Yvette89
Zły wampir



Dołączył: 06 Kwi 2009
Posty: 258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 37 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z piekiełka :P

PostWysłany: Wto 19:10, 22 Wrz 2009 Powrót do góry

dziękuję Ci za dodawanie tak szybko rozdziałów Wink

Pomiędzy B&E zaczyna się wszystko układać. Ciągnie ich do siebie i zaczynają już zdawać sobie z tego sprawę, że zależy im na tej drugiej osobie w pewien silniejszy sposób.
Ciekawi mnie strasznie kim jest ta osoba. Jake? Mike? Nie mam pojęcia w tym momencie kto to może być.

Pozostaje mi życzyć weny i czasu :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
mary _mm
Nowonarodzony



Dołączył: 18 Maj 2009
Posty: 24
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 21:21, 22 Wrz 2009 Powrót do góry

Rozdział XV

Zdziwienie

PWE

Siedzieliśmy w szóstkę na stołówce. Śmialiśmy się z kawału opowiedzianego przez Emmetta. Spojrzałem na Bellę. Siedziała smutna, pogrążona w myślach. Jej twarz była nad wyraz spokojna, nieodgadniona, jednak jej oczy mówiły wszystko. Strach. Żal. Złość. Nienawiść. Nie wiedziałem co się stało. Może znowu ten kundel ją zaczepił. Nie wiedziałem tego, a nie chciałem zgadywać. Niechętnie wróciłem do rozmowy jaką toczyli pozostali. Nie wytrzymałem jednak długo. Znowu spojrzałem w jej stronę. Miałem nadzieję, że już wróciła do siebie. Niezmiernie się myliłem. Było jeszcze gorzej. Po jej policzkach spływały łzy. Nie kryła twarzy w dłoniach. Nie wstydziła się płaczu. To w niej kochałem. Nagle wstała i podążyła do wyjścia. Wszystkie pary oczu przy naszym stoliku zwróciły się w moją stronę.
- Co jej zrobiłeś? - Zapytał Emmett. Trochę mnie to zdziwiło. Byłem przekonany, że pierwsza naskoczy na mnie Alice.
- Nic. Przez cały dzień zamieniliśmy ze sobą najwyżej kilka zdań.
- To niby dlaczego tak się zachowuje?
- Skąd mam wiedzieć. Może Jacob ją wkurzył.
- Leć za nią i się dowiedz.
- Może chce zostać sama?
- Nikt nie chce być sam! - Dołączyła do nas Alice.
Wstałem powoli i ruszyłem do wyjścia. Nie mogłem jej znaleźć. Musiała gdzieś usiąść. Jest! W końcu ją znalazłem. Siedziała pod ścianą budynku szkoły. Nagle usiadł obok niej pseudo kochający pan Jacob „list miłosny” Black. Zerwała się na równe nogi i zaczęła krzyczeć:
- Zostaw mnie w spokoju. Nie rozumiesz, jak się do ciebie mówi?
- Ale kwiaty, list...
- Nic mnie one nie obchodzą. Nie potrzebuję kwiatków, które i tak zwiędną, ani listu, który nie pokrywa się z uczuciami! - Zamarłem. Stanąłem w pół drogi. Nieźle go najechała. Koleś się speszył. Wysyczał dławiąc się:
- Jak możesz zarzucać mi kłamstwo? To wszystko było szczere. Robiłem to dla ciebie.
- Gdyby zależało ci na mnie i moim szczęściu, to dałbyś mi wolną rękę, co do podjęcia decyzji. Prawda jest taka, że jesteś egoistą. Myślisz tylko o sobie. Nie patrzysz na to czy mi się to podoba czy nie, po prostu bierzesz swoje!
- Jak możesz...
- Mogę! - W tym momencie znalazłem się obok niej.
-Czy coś się stało?- Zapytałem, choć doskonale znałem odpowiedź.
- Nic. Tylko rozmawialiśmy. Jacob obiecał mi właśnie że taka sytuacja się już nigdy nie powtórzy. - Zbliżyła się do mnie i objęła w pasie. Od razu zrozumiałem o co chodzi i delikatnie objąłem ją ramieniem. Udaliśmy się tak w stronę sali gimnastycznej.
Gdy zniknęliśmy za rogiem, Bella odsunęła się ode mnie.
- Nie masz mi tego za złe?
- Tego, że wykorzystałaś mnie do pogrążenia Jacoba? Nie, nie mam. On też mi się nie podoba. Wiesz, nie jest w moim typie.
- Bardzo śmieszne.
- No nie wiem. Nikt się przecież nie śmieje.- Oboje wybuchnęliśmy, zwijając się ze śmiechu.
Spojrzałem w jej oczy. Nie było już w nich łez.
- Dlaczego płakałaś?
- Przypomniałam sobie moją mamę.
- Lubię patrzeć jak płaczesz, ale kocham tylko twój śmiech.
Spojrzała na mnie niepewnie. Przybliżyłem się do niej, nie odrywając od niej wzroku. Skupiłem się tylko na jej oczach. Ona też przysunęła się do mnie. Zbliżyliśmy się na odległość kilkunastu centymetrów...
- Tu jesteście! - Zza rogu wybiegła Alice. - Świetna akcja z tym Jacobem. Idziemy na salę?
Niechętnie podążyliśmy za przodująca Alice. Weszliśmy na salę. Od razu do Belli podeszła Jessica „pępek świata” Stanley.
- Niezły popis. Trzeba było go jeszcze bardziej poniżyć. Ja na twoim miejscu zrównałabym go z ziemią. Przyjęłabym cię do siebie, ale bezguścia na wstępie odrzucam.
- Kto powiedział, że chciałabym dołączyć do twoich niewolników. - Prychnęła tylko oburzona, odwróciła się na pięcie i udała się w stronę szatni.
- Zuch dziewczynka. - Szepnąłem Belli do ucha.
- Wbrew pozorom nie jestem już taka mała. - Uśmiechnęła się do mnie zalotnie i podążyła do damskiej szatni.

PWB

WF. Tym razem graliśmy w popularną ostatnio piłkę ręczną. Po ustaleniu zespołów okazało się, że byłam w przeciwnej drużynie względem Edwarda. Gra zaczęła moja drużyna.
Gdy tylko zbliżyliśmy się do bramki obrona przeciwników wyszła nam na powitanie. Oczywiście mnie krył Edward. Nagle piłka dostała się do moich rąk. Skorzystałam z okazji i przeszłam do ataku. W momencie kiedy wyskoczyłam w górę mój napastnik złapał mnie, ciągnąc w dół. Zdążyłam jednak wykonać rzut. Bramka. Upadliśmy oboje na parkiet. Spojrzałam na niego. Zaśmiałam się widząc jego zdeterminowaną minę. Podniosłam się szybko i wróciłam do obrony.
Reszta meczu wyglądała podobnie. Ostateczny wynik zdziwił każdego. Remis.
Gdy tylko lekcja się skończyła, udaliśmy się do szatni. Po przebraniu się wyszłam z Alice z budynku. Poszłyśmy na parking.
- Przyjdziesz dzisiaj do nas?
- Dzięki za zaproszenie, ale chcę nadrobić zaległości. Nie ma dzisiaj Charliego, więc będę miała do tego sposobność.
- Tylko nauka, a gdzie czas na zabawę?
- Jeszcze nadejdzie. Nie mam w końcu osiemdziesiątki na karku. Do zobaczenia jutro. - Mrugnęłam do Edwarda porozumiewawczo i wsiadłam do samochodu. Uważałam, że w tym dniu zakończą się już dziwne zdarzenia. Jakże się myliłam...

Rozdział XVI

Ratunek

PWB

Wróciłam do domu. Miałam cały dzień na naukę. Postanowiłam, że na początek zorganizuję jakieś jedzenie, żeby potem nie przerywać sobie uczenia. Wszystko zaniosłam do swojego pokoju i razem z książkami rozłożyłam na podłodze. Lubiłam uczyć się w taki sposób. Uchyliłam okno, żeby wpuścić nieco świeżego powietrza. Wszystko dla lepszego myślenia. Włączyłam wieżę stereo. Usłyszałam pierwsze nuty piosenki Last Night*.
Zaczęłam robić zadania z znienawidzonej przeze mnie matematyki. Poszła mi nawet dość szybko. Potem przeszłam do angielskiego. Musiałam napisać zaległe wypracowanie. Temat: „Czemu warto pamiętać historię swojego kraju?” W ogóle mi nie pasował. Niestety nie ja wybieram tematy wypracowań. Wzięłam się do roboty. Na tym zeszło mi najwięcej czasu. Złapałam się na tym, że myślałam całkiem o czym innym. Krążyłam myślami wokół Edwarda i dzisiejszego zaproszenia od Alice. Postanowiłam, że jednak wpadnę do nich. Jak tylko skończę to przeklęte wypracowanie oczywiście.
Podczas żmudnej pracy zjadłam całe przyszykowane jedzenie. Niedobrze. W takim tempie przytyję dziesięć kilo. Po dłużącej się w nieskończoność godzinie w końcu napisałam tą pracę. Pozbierałam książki, puste szklanki i talerze. Książki schowałam do szafki. Naczynia umyłam. Przebrałam się** i pomalowałam. Standardowy, delikatny makijaż. Miałam już po dziurki w nosie tej ciszy. Brakowało mi ciągłej paplaniny Alice i dzikich żartów Emmetta. Za bardzo się przywiązałam do rodziny Cullenów. No właśnie! Muszę z Emmettem ustalić dokładny plan działania dotyczący kolacji dla Rosalie. Jestem pewna, że będzie zachwycona. Mamy mało czasu. W końcu został nam tylko tydzień. O kurczę! Za dwa tygodnie jest już bal wiosenny i nikt mnie jeszcze nie zaprosił. Pomijając oczywiście Jacoba. W takim razie chyba w ogóle nie pójdę. Musiałabym jechać na zakupy. Z Alice. Dziękuję bardzo. Raz już byłam i to mi wystarczy. Weszłam do przedpokoju. Właśnie sięgałam po swoje klucze, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi...

*( http://www.youtube.com/watch?v=IlcbrUSnSnk&feature=related – nie mogłam znaleźć oryginału, ale remix też nie jest zły)
** [link widoczny dla zalogowanych]

PWE

Siedziałem w swoim pokoju i słuchałem muzyki. Przyznam się, że to moje drugie uzależnienie, pierwszym jest oczywiście Bella. Spoglądałem co chwilę w jej okno. Leżała na podłodze z nosem w książkach. Jednak nie zgrywała się mówiąc, że będzie nadrabiać zaległości. Podczas nauki podjadała sobie, przygotowane wcześniej przekąski. Po chwili jednak pozbierała książki i sprzątnęła brudne talerze. Zniknęła chyba w łazience. Chwilę później weszła do pokoju. Przebrała się. Ciekawe gdzie się wybierała. Pożyjemy, zobaczymy. Wróciłem do słuchania muzyki. Ostatnio przerzuciłem się na rock. Moim ulubionym zespołem stał się The Offspring. Jednak dosyć często zmieniałem swoje preferencje muzyczne. Pewnie w następnym miesiącu przerzucę się na klasykę. Kto wie? Ciekawe czego słucha Bella? Już wiem, że lubi Alexz Johnson, ale czy to ona wykonuje jej ulubioną piosenkę? Nie wiedziałem. Przyrzekłem sobie, że zapytam ją o to przy naszym najbliższym spotkaniu.
Tyle rzeczy chciałbym się dowiedzieć. Mamy przed sobą jeszcze bardzo dużo czasu.

PWB
http://www.youtube.com/watch?v=Hxye7OiL6Gs

Podeszłam do drzwi i lekko je uchyliłam. Byłam przekonana, że to Alice. Byłam w wielkim błędzie. Przed moimi drzwiami zobaczyłam bardzo dobrze znaną mi twarz. Wysoki chłopak, o kruczoczarnych włosach i ciemnej cerze. Ostatnimi razy bardzo mi podpadł. Jednym słowem Jacob.
- Co tu robisz? - Zapytałam nie puszczając drzwi.
- Przyszedłem przekonać cię, że na mnie zasługujesz.
- Co jeśli to ty nie zasługujesz na mnie?
- Pozwól mi o tym zadecydować.
- To jest bez sensu. Jacob! Przykro mi to mówić, ale ja nic do ciebie nie czuję!
- A ten pocałunek? Nic dla ciebie nie znaczył?
- Nie. Kompletnie nic.
- Kłamiesz. Nie wierzę ci! - Pchnął mocno drzwi. Przewróciłam się od jego siły. Wtargnął do mojego domu. Przeczołgałam się do kuchni. Ruszył za mną.
- Jacob, proszę uspokój się.
- Mam już dosyć twoich gierek! Robisz ze mną co chcesz! Wykorzystujesz, żeby mścić się na innych! Nie pozwolę na to! - Złapał za nóż leżący na stole. Podniosłam się szybko i stanęłam za stołem.
- Porozmawiajmy!
- Nie mamy o czym! - Rzucił się na mnie. Jednak zdążyłam schować się pod stół. Przeczołgałam się pod nim i rzuciłam w stronę schodów. Pobiegł za mną. Potykałam się co chwilę o jakiś stopień. Skorzystał z tego i złapał mnie za kostkę. Kopnęłam go w ramię. Nic sobie z tego nie zrobił. Spróbowałam jeszcze raz. Skrzywił się i zwolnił uścisk. Pognałam do swojego pokoju. Zatrzasnęłam drzwi.
- Otwieraj, suko! - Krzyczał. Czemu akurat dzisiaj Charlie miał nocną zmianę? To tylko pech, czy przeznaczenie?
Ręce mi drżały. Zero koncentracji. Nie wiedziałam co mam zrobić. Jestem w pułapce. Czemu nie pomyślałam o tym wcześniej. Przecież mogłam wybiec na pole, a nie do tego przeklętego pokoju.
- I tak mi nie uciekniesz, zdziro!- Uderzył w drzwi. Zamek nie wytrzymał. Otworzył je. Stanęłam oszołomiona nie wiedząc co zrobić. Pchnął mnie na podłogę. Trzymał w ręce ten sam nóż.
Dzisiaj pożegnam się z tym światem, pomyślałam. Już zamknęłam oczy, pogodzona z nadchodzącą śmiercią, gdy nagle usłyszałam syk Jacoba...

PWE
http://www.youtube.com/watch?v=k4hFb2A2ICc

Dalej słuchałem muzyki. Byłem ciekawy gdzie wybrała się Bella. Właśnie w tym momencie zobaczyłem, że wbiega do swojego pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi. Po chwili ktoś je wyważył. To Jacob. Pchnął ją na ziemię. W ręce miał nóż!
Już nie było mnie w pokoju. Zbiegłem po schodach jak torpeda. Po sekundzie już biegłem przez trawnik. Drzwi do jej domu były otwarte. Wbiegłem na górę i rzuciłem się na tego sukinsyna. Usłyszałem tylko jego syk. Spojrzałem przelotnie na Bellę. Była niesamowicie zdziwiona. Dostrzegłem w jej spojrzeniu iskierkę nadziei. Uderzyłem kundlem o jedną ze ścian. Odbił się od niej i stoczył po schodach. Zbiegłem za nim. Byłem nieziemsko wkurzony. Złapałem go i uderzyłem jego głową o podłogę. Nagle podciął mnie i runąłem na ziemię. Gorąca ciecz spływała z mojego czoła. Chytry był. Jednak to nie wystarczyło. Tłukłem pięściami na oślep, zaślepiony złością. Zwinął się z bólu. Wstał szybko i rzucił się do wyjścia, gdy tylko przestałem mojego ostrzału.
Z progu krzyknął tylko:
- Jeszcze mnie popamiętasz, Cullen! - I już go nie było. Biegł tak szybko jakby goniło go stado rozwścieczonych byków.

PWB

http://www.youtube.com/watch?v=5JwXhSdph5Q

Nie mogłam się pozbierać. Skąd Edward wiedział, że Jacob tu był? Powoli wstałam. Zeszłam po schodach zataczając się. Oboje byli w przedpokoju. Wili się po ziemi i okładali pięściami. Jednak to Edward wygrał pojedynek. Jacob zwlekł się z ziemi i pognał do drzwi. Krzyknął jeszcze tylko coś w stylu jeszcze zobaczysz, czy popamiętasz. Nie zwróciłam na to uwagi. Spojrzałam na Edwarda. Jego spojrzenie emanowało złością.
- Nic ci się nie stało? - Zapytał z troską w głosie.
- Mi nie, ale tobie chyba tak. - Dotknął krwawiącego czoła.
- To nic. - Pobiegłam do kuchni. Wzięłam czystą materiałową chusteczkę i zamoczyłam ją w wodzie. Wróciłam do przedpokoju. Nie było tam nikogo. Drzwi już były zamknięte. Pewnie Edward to zrobił. W salonie również go nie było. Ruszyłam po schodach na górę. Siedział na ostatnim z nich. Usiadłam obok niego. Złapałam jego twarz w dłonie i starłam stróżkę krwi ściekającą po jego twarzy.
- Dziękuję. - Wyszeptałam. Spojrzałam w jego oczy. Delikatnie odsunął moje ręce z jego twarzy i przyciągnął mnie bliżej.
- Nawet nie wiesz jak bardzo cię kocham. - Wyszeptał i zatopił się w moich ustach. Ogarnęło mnie szaleństwo. Chciałam się znaleźć jeszcze bliżej niego. Mój język wdarł się do jego ust. Nie miał nic przeciwko. Całowaliśmy się jeszcze bardziej żarliwie. Zatopił swoje ręce w moich włosach. Ja uczyniłam podobnie. Nie chciałam oderwać się od niego ani na moment, ale potrzebowaliśmy odrobiny tlenu. Niechętnie rozdzieliliśmy się.
- Jeszcze raz dziękuję. - Wyszeptałam.
- To ja powinienem dziękować światu, że ciebie spotkałem. - Wstałam i udałam się do łazienki po apteczkę.
- Trzeba ci zrobić opatrunek. - Wyjaśniłam. Usiadł na łóżku w moim pokoju.
- Tylko proszę, bez żadnych plastrów z wizerunkami księżniczek.
- Bez żadnych księżniczek. Może być z Kubusiem Puchatkiem?
- Bardzo śmieszne. - Usiadłam obok niego. Odwrócił się do mnie twarzą. Zdezynfekowałam ranę i zakleiłam niewidocznym plastrem. Stanął przed lustrem oglądając moje dzieło.
- Sam Carlisle nie zrobiłby tego lepiej.
- Zostaniesz ze mną? - Spytałam. - Charlie wróci dopiero rano, a ja nie chcę być sama.
- Oczywiście. - Spojrzał na mnie z troską w oczach i uśmiechem na twarzy.
- Pozwolisz, że się przebiorę?
- Pewnie. Jestem ciekaw jak byś wyglądała w piżamie z osobliwym wizerunkiem myszki miki.
- Marzenia.
- Zawsze można pobujać w obłokach. - Udałam się do łazienki. Po chwili już wróciłam do pokoju. Edward rozłożył się na łóżku i włączył wierzę.
- Fajna muza. Masz tu dużo niezłych kawałków. - Położyłam się obok niego. Przygarnął mnie do siebie swoim ramieniem.
- Czekałem na ten dzień całe życie. - Powiedział i delikatnie mnie pocałował. Pragnęłam by ta chwila trwała wiecznie. Póki co, ta noc musi mi wystarczyć...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez mary _mm dnia Pią 19:30, 25 Wrz 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Edward Cullen vampire
Nowonarodzony



Dołączył: 04 Paź 2009
Posty: 40
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Deszczowe Forks..

PostWysłany: Nie 20:16, 04 Paź 2009 Powrót do góry

fajnie piszesz :)

łatwo się czyta..

lubię to opowiadanie.. bardzo


:D


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
mary _mm
Nowonarodzony



Dołączył: 18 Maj 2009
Posty: 24
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 8:12, 05 Paź 2009 Powrót do góry

Rozdział XVII

Przygotowania

PWB

Czułam się niesamowicie szczęśliwa. Sama nie wiedziałam dlaczego. Zaraz. Zaraz. Już sobie przypominam. Wczorajszy dzień. Szkoła. Jacob w moim domu. Ratunek Edwarda.
Przewróciłam się na bok. Ktoś leżał obok mnie. Leniwie otworzyłam oczy. To Edward. Skarciłam się w myślach. Przecież nie Jacob. Czy my wczoraj...
Nie. Na pewno nie. Przecież mam na sobie ubranie. Po chwili poczułam jak gładzi moje włosy. Już nie spał.
- Dzień dobry. Jak głowa? Już lepiej?
- Jedno twoje spojrzenie i jestem uleczony.
- Nie żartuj.
- Jestem stuprocentowo poważny. - Nie odpowiedziałam mu nic, tylko wtuliłam się w jego klatkę piersiową. Nagle usłyszeliśmy jakieś hałasy dochodzące z kuchni.
Spojrzałam na zegarek. Była dopiero szósta. To pewnie Charlie wrócił z pracy. Spojrzałam w oczy Edwarda.
- Musimy zbierać się do szkoły.
- Niestety. - Zebrałam się powoli z łóżka. Wyciągnęłam z szafy ubranie na dziś.*
W końcu jest wiosna. Nawet w Forks świeci słońce. Edward również już wstał. Przeczesał palcami swoje rozczochrane włosy, poprawił ubranie i zbliżył się do okna.
- Co ty robisz?
- Idę przygotować się do szkoły.
- Nie możesz wyjść normalnie?
- Niby jak to sobie wyobrażasz? Dzień dobry panie Swan, jak minęła noc? Dzięki bardzo.
- Faktycznie. Całkiem zapomniałam. Uważaj na siebie i powiedz Emmettowi, że czeka nas pracowity dzień. - Podeszłam do niego i pocałowałam go w policzek.
- Na tylko tyle mogę liczyć po uratowaniu cię z łap Jacoba? - Złapał mnie za biodra i przyciągnął do siebie. Pocałował mnie mocno i intensywnie. Znowu odleciałam w kosmos. Nigdy nie znudzi mi się to uczucie. Powoli oderwaliśmy się od siebie.
- Do zobaczenia w szkole. - Uśmiechnęłam się do niego po raz ostatni. Po chwili już był u siebie w pokoju. Wszystko zaczynało się układać...

* [link widoczny dla zalogowanych]

PWE

Wpadłem do swojego pokoju. Nie mogłem przestać się uśmiechać.
- Gdzie się zmył nasz Casanova? - Usłyszałem Emmetta, siedzącego w fotelu.
- Mam ci przekazać, że czeka cię pracowity dzień.
- Kto tak powiedział?
- Bella.
- Nie czaję.
- Kolacja dla Rosalie.
- Czekaj, skąd ty to wiesz?
- Przecież sam mi to powiedziałeś.
- Kiedy?
- Widzę, że wczesne wstawanie ci nie służy. Lepiej wytrzeźwiej i przygotuj się do szkoły.
- Ale ja nie jestem pijany! - Złapałem się za głowę. Jak można być tak niekumatym.
- Chodziło mi o to, żebyś się porządnie wybudził.
- Aha... Uno momento. Gdzie byłeś?
- Porozmawiamy jak doprowadzisz się do porządku. Nie da się z tobą gadać, gdy przed oczami latają ci skrzydlate krowy z twoich snów.
- Wcale nie śnią mi się żadne latające zwierzęta. Najczęściej to Rosalie w bikini.
- Oszczędź mi tego. Nie chcę wiedzieć o niczym z waszego życia erotycznego.
- Zaraz tam życie erotyczne...
- Może byś tak już poszedł?
- Idę, już idę. - Uff, nareszcie.
Gdy tylko Emmett opuścił mój pokój, przebrałem się i przygotowałem do szkoły. Czekałem przy samochodzie na resztę kilka minut przed umówionym czasem. Gdy w końcu wszyscy załadowali się do mojego volvo, pomknąłem w stronę szkoły. Jeszcze nigdy tak mi się do niej nie spieszyło. Wydawało mi się, że jedziemy bardzo powoli. Mijaliśmy po drodze te same miejsca, a jednak wyglądały całkiem inaczej. Miałem wrażenie, że ich kolory są żywsze, bardziej rzucały się w oczy. A może tak działa miłość? Jeszcze tego nie wiem. Główna ulica Forks. Sklep Newtonów. Las. Las. Las. Szkoła. W końcu. Zaparkowałem na tym samym miejscu co zawsze. Obok mnie już stało czerwone audi. Uśmiechnąłem się na samą myśl, że znowu zobaczę te piękne oczy, koloru płynnej czekolady.
- Co tak szczerzysz te kły? - Odezwał się Jasper. Emmett natomiast spojrzał tylko na stojący obok samochód, na mnie i przewrócił oczami. Jego mina mówiła „ Ach ci zakochani...”
Pierwsza lekcja. Matematyka. Prawie pobiegłem do sali. Moja niepewność stopiła się, gdy tylko zobaczyłem te piękne brązowe fale loków Belli. Nerwowo spojrzałem na miejsce obok niej. Uff. Było puste. Jacob się już raczej nie pojawi w tym tygodniu. Mam nadzieję, że już w ogóle się nie zjawi.
Miałem zamiar usiąść obok niej, ale bezczelnie mój kochany braciszek „duże EM” wyminął mnie i zajął miejsce obok niej. Zająłem powoli swoje miejsce. Lekcja się rozpoczęła. Emmett i Bella rozmawiali zażarcie przez całą godzinę. Nie podobało mi się to. Czyżby nie przesadzali? Matematyka minęła bardzo powoli. Skręcało mnie w żołądku, gdy wyobrażałem sobie nasze ostatnie spotkanie bliższego stopnia. Dzwonek. Nareszcie. Teraz sobie w końcu odbiję. Udaliśmy się powoli na biologię. Zajęliśmy swoje miejsca.
- O czym tak zawzięcie dyskutowaliście?
- Nie twoja sprawa. - Spotkałem się z chłodną odmową.
Nauczyciel wszedł do klasy i rozpoczął jak zawsze swoje nudne powitanie. Nagle drzwi otworzyły się z hukiem. Do klasy wpadł Emmett i podał nauczycielowi jakąś kartkę.
- Okej. Panno Swan, proszę udać się z panem Cullenem. - Odparł swoim nużąco obojętnym głosem.
Dostrzegłem przelotnie uśmiech na twarzy mojego brata, chwilę potem już zniknęli oboje. Jakby nie mogli omówić tego po lekcjach. To nie jest fair...

PWB

Przyjechałam dzisiaj do szkoły wcześniej, żeby nie tracić ani jednej cennej minuty. Już na pierwszej lekcji Emmett usiadł ze mną i omawialiśmy wszystkie szczegóły dotyczące naszego „tajnego planu”. Nikt oprócz Edwarda nie wiedział co robimy. Gdyby dowiedziała się o tym Alice, od razu narzuciłaby nam swoją pomoc i nic by z tego nie wyszło. Zorganizowałaby wielgachne przyjęcie na setkę osób, których nikt z nas nie zna. Na matematyce zdążyliśmy omówić tylko jedną setną całego wieczoru. Przyniosłam ze sobą katalogi, żeby bardziej zobrazować Emmettowi jak to sobie wyobrażam. Byłam przekonana, że będzie marudził i ociągał się, ale on podobnie jak ja zatracił się w tych przygotowaniach.
Na biologii wpadł do mojej klasy i za pomocą lewego zwolnienia wyciągnął mnie z lekcji. Schowaliśmy się za jednym ze szkolnych budynków. Nawet nie spostrzegłam, kiedy nadszedł czas na lunch.
- Nie traćmy czasu. Mamy tylko kilka dni na zorganizowanie wszystkiego. Co ty na to, żeby jutro po lekcjach wybrać się na zakupy. Byłby akurat piątek. W sobotę byśmy wszystko przyszykowali, a niedziela to będzie finish z happy endem?
- Tak chyba będzie najlepiej. Jedziemy od razu po szkole?
- Pewnie. Nie ma na co czekać. A propos mówiłaś coś Edwardowi?
- Nic, a nic. Ale z tego co wiem, to ty mu się wygadałeś.
- Tylko tak ogólnikowo. Był o ciebie zazdrosny. To on nas widział w lesie.
- Już wtedy był zazdrosny? Jak to?
- Podobałaś mu się od samego początku.
- Niemożliwe. Przecież on był tak chamski w stosunku do mnie.
- Tak właśnie radził sobie z nieokazywaniem tobie uczuć. Prawda była taka, że non stop siedział w swoim pokoju i przyglądał się tobie. W szkole było to samo.
Martwił się za każdym razem kiedy wychodziłaś gdzieś.
- Właśnie tak sobie kiedyś myślałam, skąd on się znalazł w tym zaułku, kiedy Mike Newton... no wiesz.
- Kiedy wyszłaś z Jacobem czatował przy oknie, czekał na twój powrót. Ty nie wracałaś i nie wracałaś. Spytał się Alice, czy dzwoniła do ciebie. Jak mu odpowiedziała, że nie odbierasz, wybiegł z domu, tak jak stał i pobiegł na oślep. Nie wiedziałem co nim kierowało, ale cię znalazł. Ja i Jasper pobiegliśmy za nim.
- Skąd mogłam przypuszczać, że tak mu na mnie zależy?
- To co robił jak byłaś w śpiączce, przeszedł samego siebie. Siedział przy tobie dzień i noc. Zastępował Charliego, gdy tylko się dało. Ze szkoły jechał prosto do ciebie, siedział do późna w nocy. Wracał nad ranem, spał może godzinę i zbierał się do szkoły. Alice starała się go zastępować, ale on jej nie pozwalał na to. Carlisle się domyślił wszystkiego, rozmawiał o tym ze mną. Nic nie powiedzieliśmy Edwardowi. On nadal myśli, że tylko ja znam jego tajemnicę, a tak naprawdę cała nasza rodzina ją zna.
- Czemu tego nie zobaczyłam? Czemu nie zrozumiałam jego zachowania?
- Nie przejmuj się, Edward jest świetnym aktorem. Maskuje swoje uczucia bardzo dobrze. Jednak jestem jego bratem. Znam go całe życie. Nic przede mną nie ukryje. Na przykład wiem, że gryzie się od miesiąca jak zaprosić cię na bal wiosenny...

PWE

Lunch. Emmett i Bella przepadli gdzieś. Chyba muszę się pogodzić z faktem, że już dzisiaj jej nie zobaczę. Rosalie też jest zaniepokojona. Emmett nigdy nie znikał na tak długo. Chciałbym jej wyjaśnić o co biega, ale sam też niewiele wiem. Na szczęście zostaje jeszcze tylko wf. Powinien szybko zlecieć.
Nie myliłem się. WF zleciał piorunująco. Zauważyłem, że Alcie również szuka wzrokiem Belli. Czyżby o niczym nie wiedziała? Wychodzi no to, że nikt jej nic nie powiedział. Znając ją, sama chciałaby urządzić tą kolację. Zaprosiłaby pewnie całe Forks. W tej kwestii akurat rozumiem Emmetta. Udałem się na parking. Samochodu Belli nie było. Czemu mnie to nie dziwi? Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w stronę domu. Kilka minut i jesteśmy na miejscu. Udałem się do swojego pokoju. Automatycznie spojrzałem w okno. Pokój Belli był pusty. Nagle do mojego pokoju wbił uchachany Emmett.
- Z czego się tak cieszysz?- Zapytałem go z wyrzutem w głosie.
- Bo życie jest zarąbiste.
- Zależy dla kogo.
- Coś ty taki nie w sosie dzisiaj?
- Gdy w końcu zbliżyłem się do Belli na tyle ile pragnąłem, wcinasz mi się i tym swoim tłustym dupskiem zajmujesz moje miejsce!
- Wyluzuj stary! Przecież my tylko ustalaliśmy szczegóły.
- Cały pieprzony dzień?
- No w sumie tak. Tego jest masakrycznie dużo.
- Wiesz co, nie mam ochoty z tobą rozmawiać. Wyjdź.
- Jak chcesz.
Zatrzasnąłem za nim drzwi. Wkurzył mnie na maksa. Walnąłem się na łóżko i zakryłem głowę poduszką. Niech wszyscy się ode mnie odpieprzą. Nagle poczułem jak telefon wibruje mi w kieszeni. Powoli sięgnąłem po niego i odczytałem odebraną wiadomość.

Spotkajmy się na polanie w lesie. Przyjdź. Czekam.
Julia

Kto to może być? Nie znam tego numeru. A z resztą. Co mam robić? Pójdę. Zbiegłem po schodach i krzyknąłem do Esme siedzącej w kuchni „wychodzę, nie wiem kiedy wrócę” i wyszedłem z domu. Szybkim krokiem udałem się na pobliską polanę. Była dosyć niedaleko od drogi głównej. Mimo to drzewa tłumiły wszystkie odgłosy dochodzące zza linii drzew. Jednym słowem azyl. Po chwili szybkiego marszu byłem na miejscu. Jakaś dziewczyna siedziała na kocu pośrodku polany. Była odwrócona do mnie tyłem. Przez korony drzew prześwitywały promienie słoneczne, okalając ją złocistą poświatą. Ta dziewczyna miała długie do połowy pleców, brązowe włosy, które układały się w delikatne fale.
Gdy usłyszała moje kroki odwróciła się w moją stronę. Jak mogłem nie zauważyć? To przecież była Bella. Podszedłem do niej zdumiony. Położyła się na kocu i niewinnie uśmiechnęła.
- Nie mieliśmy dzisiaj czasu dla siebie. Chciałam nadrobić te braki. - Zadziwiała mnie na każdym kroku. Nigdy nie mogłem rozszyfrować jej do końca, a jednak była moją Utopią, moim marzeniem, snem. Usiadłem obok niej. Cała złość nagromadzona dzisiejszego dnia ulotniła się ze mnie w tej sekundzie.
- Bardzo za tobą tęskniłem. - Nawet nie wiem dlaczego to powiedziałem. Może w końcu serce wzięło górę nad rozumem.
- Mówisz to, jakbyśmy się nie widzieli dobrych kilka lat.
- Dla mnie tyle właśnie minęło. - Lubiłem to uczucie władzy serca, pragnąłem aby już nigdy mnie nie opuściła. Położyłem się obok niej. Po chwili jednak zmieniłem pozycję. Ułożyłem głowę na jej piersiach.
- Kocham słuchać bicia twojego serca, kocham twój uśmiech, kocham twoje czekoladowe oczy, kocham ciebie całą...
- Ja też cię kocham, Edwardzie Cullenie. - Nasze usta złączyły się w namiętnym pocałunku. Poczułem, że tworzymy razem jedność. Nierozerwalną, prawdziwą, wieczną jedność.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Edward Cullen vampire
Nowonarodzony



Dołączył: 04 Paź 2009
Posty: 40
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Deszczowe Forks..

PostWysłany: Pon 10:15, 05 Paź 2009 Powrót do góry

Aaaa

uwielbiam to !. :***

pisz pisz i pisz !.

i nie kończ jeszcze ;p

PLIS .. chodźby tylko dla mnie.. Wink

heh.. :D


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
mary _mm
Nowonarodzony



Dołączył: 18 Maj 2009
Posty: 24
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 8:00, 06 Paź 2009 Powrót do góry

Rozdział XVIII

Gdy słońce zachodzi

PWB

Siedzieliśmy w swoich objęciach nie zwracając uwagi na upływający czas. Teraz nic się nie liczyło. Byliśmy tylko my. Gdy obudziliśmy się z transu jaki nas ogarnął, słońce już dawno zniknęło zza linią drzew. Zrobiło się zimno.
- Musimy już iść. W przeciwnym razie nie znajdziemy drogi powrotnej. - Niechętnie wstałam z koca.
- Znowu będę usychał z tęsknoty przez cały dzień. Nie przetrwam, gdy Emmett znowu mi ciebie porwie.
- Przeżyjesz. Po za tym, obiecuję ci, że jeszcze się dzisiaj zobaczymy. - Ruszyliśmy w drogę powrotną. Po chwili stanęliśmy przed drzwiami mojego domu.
- Czekam na spełnienie obietnicy. - Szepnął mi do ucha i pocałował mnie lekko w czoło. Weszłam powoli do domu. Charliego znowu nie było. Ach ta praca. Usłyszałam jakiś szum za oknem. To Carlisle i Esme gdzieś wyjeżdżali. Po chwili zauważyłam, że do samochodu wsiadają również pozostali członkowie ich rodziny. Nie, nie do końca wszyscy. Nie było wśród nich Edwarda. Udałam się do swojego pokoju. Mój ukochany stał na balkonie i spoglądał w moje okno.
- Ładnie to tak podglądać innych?
- Ja nie podglądam, tylko obserwuję.
- Dla mnie to żadna różnica. Gdzie pojechała cała twoja zwariowana rodzinka?
- Pojechali do rodziny do Seattle. Wrócą dopiero jutro wieczorem.
- Dlaczego ty się z nimi nie zabrałeś?
- Nic o tym nie wiedziałem, a miałem za mało czasu, żeby się spakować. Właśnie miałem ci przekazać, że Emmett przekłada wasze zakupy na sobotę.
- Jakoś to przeżyję. Czyli jesteś sam w domu?
- Zupełnie, całkowicie i nieodwołalnie sam...
- Poczekasz chwilkę?
- Pewnie.
Pobiegłam szybko do łazienki. W ekspresowym tempie przebrałam się* i pomalowałam. Kilka minut później już stałam przed drzwiami domu Edwarda, naciskając przycisk dzwonka.
Gdy drzwi się otworzyły, zobaczyłam zdziwioną twarz mojego lubego.
- Witaj kochanie. - Uśmiechnęłam się do niego i pocałowałam w policzek.
- Charlie wie, że przyszłaś?
- A czy on musi wiedzieć wszystko? Po za tym jest teraz w pracy.

* [link widoczny dla zalogowanych]

PWE

Byłem zszokowany. Znowu mnie zadziwiła. Podczas gdy ja stałem osłupiały w przedpokoju, Bella już udała się w stronę kuchni.
- Co robimy na kolację?- Zapytała niewinnym tonem.
- Co tylko zechcesz moja pani. Wykonam każdy twój rozkaz.
Poszperała w szafkach, wyciągnęła jakieś przyprawy i warzywa. Usiadłem przy stole i przyglądałem się jej poczynaniom. W kuchni czuła się jak ryba w wodzie. Dopiero teraz zauważyłem, że była niesamowicie ubrana. Zielona bluzka współgrała z jej rozpuszczonymi włosami. Nie mogłem oderwać od niej oczu. Nie mogłem uwierzyć, że była moja. Moja Bella. Czas leciał bardzo szybko. Nawet nie spostrzegłem kiedy potrawa, którą gotowała była już zrobiona. Postawiła przede mną talerz.
- Smacznego, kochanie. - Usiadła naprzeciwko mnie zabierając się do jedzenia. Powoli podniosłem widelec do ust. Nie, żebym obawiał się, że to danie będzie niesmaczne. Po prostu napawałem się jego nieziemskim zapachem. Skosztowałem. Odpłynąłem.
- Jeszcze nigdy nie jadłem czegoś tak pysznego. - Spojrzałem w jej oczy. Dostrzegłem w nich coś strasznego, a jednocześnie pociągającego.
- Cieszę się, że ci smakuje. - Dokończyliśmy jeść w zupełnej ciszy, nie odrywając od siebie wzroku.
- Pozwolisz, że posprzątam? - Nie czekając na moją odpowiedź, zebrała naczynia i włożyła je do zmywarki.
- Proszę, zostaw. Jesteś moim gościem. - Usiadła na krawędzi stołu tuż obok mnie, odsłaniając swoje doskonałe uda. Byłem przekonany, że zrobiła to celowo. Gdy już miałem się na nią rzucić, wstała i bez słowa wyszła z kuchni. Ruszyłem za nią. Usiadła na kanapie w salonie. Podszedłem do wieży stereo i włączyłem ostatni utwór jaki słuchała Esme* i wyciągnąłem dłoń w geście zaproszenia do tańca. Po chwili już wirowaliśmy w rytm muzyki. Znowu doznałem tego cudownego uczucia. Bella wypełniała całą pustkę w moim sercu. Piosenka się skończyła.
- Gdybym mógł, to złożyłbym cały świat u twych stóp, byleby tylko zobaczyć uśmiech na twej twarzy. Kocham cię najbardziej szaloną i nieobliczalną miłością jaką świat doświadczył.
- Wystarczyło powiedzieć Kocham cię... - Żadne słowa już nie wyszły z jej ust, bo znowu zatopiliśmy się w namiętnym pocałunku. Jednak różnił się od tych poprzednich. Był przesycony namiętnością i pożądaniem. Bella błądziła dłońmi po moich plecach. Ja natomiast zatopiłem swoje palce w jej włosach. Nagle poczułem, że ściąga ze mnie podkoszulek. Wziąłem ja na ręce i zaniosłem do mojego pokoju. Położyłem delikatnie na łóżku. Nadal zawzięcie się całowaliśmy. Ściągnąłem z niej bluzkę i spódnicę. Butów pozbyła się już wcześniej. Wzrokiem pożerałem jej ciało. Była idealna. Kształtne biodra, cudownie płaski brzuch i idealne piersi, które okrywał czarny, koronkowy biustonosz. Spojrzałem jej głęboko w oczy. Chciałem ją spytać, czy naprawdę tego chce, ale ona ściągnęła ze mnie spodnie.

* http://www.youtube.com/watch?v=T36OXtw4NaM


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Edward Cullen vampire
Nowonarodzony



Dołączył: 04 Paź 2009
Posty: 40
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Deszczowe Forks..

PostWysłany: Wto 9:11, 06 Paź 2009 Powrót do góry

jak można skończyc w takim momencie??

niedopuszczalne poprostu.. Wink

rozdzialik fajny ale stanowczo za krótki.. :)

hem.. błędów nie zauważyłam.. nie jestem zresztą jakaś dobra w tych sprawach.. pewnie sama bym nawaliła ich sporo.. więc

Weny życzę .. :D

Edward Cullen vampire


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Yvette89
Zły wampir



Dołączył: 06 Kwi 2009
Posty: 258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 37 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z piekiełka :P

PostWysłany: Wto 11:36, 06 Paź 2009 Powrót do góry

Wow!

Dziękuję za ten rozdział, ale zgadzam się z poprzedniczką, że nie można kończyć w takich momentach :P

Niemniej jednak czekam na dalsze rozwinięcie akcji :D:D

Pozdrawiam Yve Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
mary _mm
Nowonarodzony



Dołączył: 18 Maj 2009
Posty: 24
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 7:55, 07 Paź 2009 Powrót do góry

Rozdział XIX

Utopia

PWB

Obudziłam się. Miałam taki piękny sen... Tylko czy on na pewno był wytworem mojego umysłu? Obok mnie leżał Edward. Byliśmy nadzy. Teraz wiedziałam, że to nie był sen. Wstałam po cichu, żeby go nie obudzić. Ubrałam się. Znalazłam jakąś czystą kartkę i napisałam starannie:

Dzień dobry, kochanie. Chciałabym być teraz przy tobie, ale co by Charlie powiedział, gdyby zobaczył, że nie spałam w domu... Jakoś ci to wynagrodzę. Zobaczymy się w szkole.
Odpowiedź na twoje nieme pytanie: Z chęcią pójdę z tobą na bal wiosenny, tylko nie każ mi iść na zakupy z Alice.

Złożyłam ją na pół i zapieczętowałam odbitym śladem moich ust pomalowanych ciemną szminką. Wiedziałam, że codziennie rano włącza swoją ulubioną płytę, więc włożyłam liścik w miejsce gdzie powinna znajdować się płyta, chcąc ją odtworzyć przez wieżę stereo. Spojrzałam jeszcze tylko na zegarek. Było kilkanaście minut przed szóstą. Charlie kończył zmianę o szóstej. Na palcach udałam się do drzwi. Po drodze minęłam części naszej porzuconej garderoby. Odnalazłam buty i wyszłam. Zakrztusiłam się rześkim, wilgotnym powietrzem. Otaczający mnie świat wyglądał jakoś inaczej. Zastanawiałam się przez chwilę, co się do tego przyczyniło. Po chwili namysłu stwierdziłam, że to nie świat się zmienił, a ja. Moja żałoba została zepchnięta na drugi plan. Pierwsze miejsce zajmował teraz Edward. Wolnym tempem przeszłam odległość dzielącą mnie od drzwi swojego domu. Powoli nacisnęłam klamkę. O dziwo drzwi nie stawiły mi oporu. Uchyliły się nieznacznie. Coś było nie tak. Przecież zamykałam je przed wyjściem. To mogło oznaczać tylko jedno: Charlie jest już w domu. Spojrzałam na podjazd. No tak. W miejscu, które powinno być puste stał radiowóz. Zmroziło mnie. Co robić? Może szybko pobiegnę do siebie do pokoju i nic nie zauważy? Lepszy taki plan niż żaden. Zakradłam się po cichu. Na szczęście Charlie niedawno naoliwił drzwi. Dziękowałam Bogu, że to zrobił. Inaczej już byłabym uziemiona. Zamknęłam powoli drzwi i na palcach ruszyłam w kierunku klatki schodowej. Wyjrzałam przezornie zza ściany w kierunku kuchni. Akurat Charlie robił sobie kawę. Stanął przy tym tyłem do drzwi. Rzuciłam się pędem na górę.
- Gdzie byłaś? - Jednak mnie usłyszał. No to po mnie... Nagle wpadł mi do głowy świetny pomysł.
- Biegałam.
- Zejdziesz na dół? Może zjemy razem śniadanie. - Wpadłam momentalnie do pokoju. W ekspresowym tempie zrzuciłam z siebie ubranie i założyłam to, co pierwsze wpadło mi w ręce. Zbiegłam po schodach i wpadłam do kuchni.
- Musiałam się przebrać. - Usiadłam na krześle i spojrzałam na Charliego.
- Liczyłem na to, że ty zrobisz jedzenie.
- Wiedziałam. Coś mi tu nie pasowało. Ty i robienie jakiegokolwiek posiłku. No dobra, ale będę musiała cię poduczyć trochę w inżynierii kuchennej.
- Tak fachowo to nazwałaś. Jednak trochę mnie to przeraża. Nie chcę nikogo otruć.
- Trochę poćwiczysz, a będzie z ciebie zawodowy kucharz.
- Widzę, że tryska z ciebie energia. Co cię skłoniło do wcześniejszego wstania? - Wyciągnęłam z lodówki potrzebne rzeczy i zabrałam się do robienia prowizorycznej jajecznicy. Na nic lepszego nie było czasu.
- Sama nie wiem. Może to zasługa pory roku. Od razu chce się żyć. Obudziłam się dzisiaj wcześniej i wpadłam na pomysł, żeby pozbyć się nagromadzonych podskórnych zapasów w ciągu zimy. - Na szczęście stałam do niego tyłem, krzątając się i co chwilę sięgając po kolejne produkty. Inaczej nie potrafiłabym skłamać. Dobrze wiedziałam, że wszystko jest wypisane na mojej twarzy.
- Co tam w szkole? Już cię ktoś zaprosił na bal wiosenny?
- W sumie to tak.
- Kto to taki? Znam go? Może Jacob?
- Nie, to nie Jake. Nie było go przez ostatni tydzień w szkole.
- W takim razie kto?
- Edward Cullen.
- Zgodziłaś się?
- Pewnie.
- Dobrze zrobiłaś. Jest dobrze wychowany. No i w końcu bardzo mu na tobie zależy. Mam oczywiście na myśli twój wypadek.
- Wiem, wiem. Nie dziwi mnie jego wychowanie, w końcu to syn Carlisle’a.
- Masz już sukienkę?
- Jeszcze nie, ale jutro wybieram się na zakupy.
- Trochę późno na kupowanie sukienek, możliwe, że wszystkie ładne już sprzątnęli ci z przed nosa. Masz już tylko tydzień. W następną sobotę jest bal.
- Nawet sobie z tego sprawy nie zdawałam. Faktycznie... Nie chcę kupować niczego na ostatnią chwilę. Nie chcę należeć do tych, którzy obudzą się za pięć dwunasta.
- Moja krew. - Przy ciągu dalszym naszej rozmowy zjedliśmy jajecznicę i wypiliśmy herbatę. Potem rozpoczęłam przygotowywanie się do szkoły. Przebrałam się* i zmyłam makijaż z poprzedniego dnia. Odetchnęłam z ulgą. Udało mi się wybrnąć z trudnej sytuacji. Nie chciałam nawet myśleć o tym, co by się stało, gdyby cała ta sytuacja wyszła na jaw. Jednak mimo wszystko, to był najwspanialszy dzień w moim nędznym życiu.

* [link widoczny dla zalogowanych]

PWE

Miałem niesamowity sen. Kiedy dochodził do kulminacyjnego momentu obudziłem się. Wszystko przez promienie słoneczne, które wpadały przez okno. Zamknąłem powieki i uporczywie wmawiałem sobie, że sen wróci. Jednak on odszedł bezpowrotnie.
Wstałem powoli z łóżka i jak zawsze rano nastawiłem swoją ulubioną płytę. Coś mi nie pasowało. Byłem nagi. Wcisnąłem przycisk PLAY, a tu nic. Czyżby wieża się zepsuła? Wyciągnąłem płytę i dopiero wtedy dostrzegłem, że ktoś włożył tam jakąś kartkę. Wyciągnąłem ją. Była równo złożona i zapieczętowana znakiem ust. Przejechałem po nim palcami. Koniuszki moich palców zabarwiły się na ten sam kolor. To była szminka. Otworzyłem kartkę i przeczytałem jej treść.

Dzień dobry, kochanie. Chciałabym być teraz przy tobie, ale co by Charlie powiedział, gdyby zobaczył, że nie spałam w domu... Jakoś ci to wynagrodzę. Zobaczymy się w szkole.
Odpowiedź na twoje nieme pytanie: Z chęcią pójdę z tobą na bal wiosenny, tylko nie każ mi iść na zakupy z Alice.

Przeczytałem liścik jeszcze kilkakrotnie, nie mogąc zrozumieć o co chodzi. Wtem wszystko mi się przypomniało. Cały wczorajszy dzień. Jednak to nie był sen. Uradowany jak nigdy, zarzuciłem na siebie jakieś ciuchy i pobiegłem do kuchni. Byłem nieziemsko głodny. Po drodze zebrałem jeszcze porozrzucane wczoraj fragmenty odzieży. Gdy byłem w kuchni, spojrzałem na zegarek. No nie... Muszę być za pół godziny w szkole. Otworzyłem lodówkę i złapałem to co wpadło mi w ręce. Pognałem się ubrać. Kilka minut później już znalazłem się w garażu. Wsiadłem do mojego volvo i pognałem do szkoły. Ponownie droga mi się dłużyła. Parking. Nareszcie. Od razu zobaczyłem czerwone audi. Zaparkowałem obok niego i pobiegłem na pierwszą lekcję. Zrobiło mi się cieplej na duchu, gdy dostrzegłem roześmianą twarz Belli. Rozmawiała w najlepsze z Angelą. Spojrzałem przelotnie w stronę miejsca, gdzie powinien siedzieć kundel Black. Zdziwiłem się, widząc, że w końcu przytargał swoje zapchlone dupsko do szkoły. Nagle zdałem sobie sprawę z tego, że Bella będzie musiała dzielić z nim ławkę. Jednak w momencie gdy doszedłem do swojej ławki, uświadomiłem sobie, że nie ma Emmetta i będzie mogła usiąść ze mną. Nawet nie zdążyłem zapytać jej o zdanie, bo usiadła obok mnie.
- Cześć kochanie.- Ucałowała mnie w policzek. Wiedziałem, że zrobiła to na pokaz. Jacob przysłuchiwał się naszej rozmowie. Nie miałem jej tego za złe. Sam chciałem mu dokopać.
- Jak się spało? - Dolałem oliwy do ognia. Wiedziałem jaka będzie odpowiedź.
- Masz bardzo wygodne łóżko.- Miałem wrażenie, że za chwilę pęknę ze śmiechu, gdy zobaczyłem jaki Jacob zrobił się czerwony. Przypominał wielkiego, dojrzałego pomidora. Odwrócił twarz w geście porażki.
- Szkoda, że tak wcześnie wyszłaś. - Szepnąłem jej do ucha.
- Nie dostatecznie wcześnie. Gdy wchodziłam do domu, Charlie już wrócił z pracy.
- I co powiedział?
- Powiedziałam mu, że biegałam.
- A on ci uwierzył, widząc cię w króciutkiej, seksownej spódniczce i bluzce bez ramion?
- Nie widział jak byłam ubrana. W przeciwnym wypadku uziemił by mnie do końca życia.
- To nie byłaby przeszkoda. Zawsze mógłbym skorzystać z okna, a nie drzwi. A właśnie dziękuję, za liścik. Skąd wiedziałaś, że chciałem cię zaprosić na bal?
- Jedno słowo: EMMETT
- Ten to zawsze wpycha nos w nieswoje sprawy.
- Po prostu powiedział mi prawdę.
Reszta dnia zleciała nam na niekończących się rozmowach. Tak miało już być na zawsze...

PWB
http://www.youtube.com/watch?v=Q_t_TemmDOc

Piątek zleciał w ekspresowym tempie. Nawet nie spostrzegłam kiedy nastał sobotni ranek. Charlie stał nade mną i próbował mnie wybudzić. Mówił coś o tym, że Emmett czeka na dole. ZARAZ! Jak to czeka na dole?! Całkowicie zapominałam, że mieliśmy iść na zakupy. Wrzuciłam na siebie byle co*, pomalowałam się i pognałam na dół.
- Strasznie cię przepraszam. Całkowicie zapomniałam nastawić sobie budzik.
- Nic się nie stało. Mamy cały dzień na skompletowanie naszej listy.
Wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do mojego samochodu. Pojechaliśmy do najbliższego centrum handlowego, które wcale nie było tak blisko. Z wybiciem godziny dziesiątej rozpoczęliśmy naszą misję. Musieliśmy kupić kilkaset świeczek, produkty spożywcze, serpentyny, kwiaty i wiele więcej. Wszystkie potrzebne nam artykuły udało się zgromadzić do godziny trzynastej.
- Nadal nie rozumiem czemu nie możemy zamówić cateringu. Kto to wszystko ugotuje?
- Ty się o nic nie martw. Ja się wszystkim zajmę. Mam tylko jedną prośbę. Muszę sobie kupić sukienkę na bal, a teraz nadarzyła się okazja...
- Nie ma sprawy. Zostawimy rzeczy w samochodzie i pójdziemy...
- Nie musisz iść ze mną. Wiem jak nie lubicie robić zakupów odzieżowych.
- Przestań już tak paplać, idę z tobą. Doradzę ci. Wiem co się będzie Edowi podobać.
- Od kiedy tak do niego mówisz?
- Tak mi się jakoś skróciło.
Ruszyliśmy do pierwszego napotkanego sklepu odzieżowego. Od razu rzuciła mi się w oczy prześliczna sukienka. Wiedziałam od samego początku, że ją właśnie kupię. Aż wołała do mnie: JESTEM TWOJA!
Emmett wybrał jeszcze kilka innych. Posłusznie przymierzyłam wszystkie. Oboje się zgodziliśmy, że mój wybór był najlepszy. Wybór sukienki nie zajął nam nawet godziny. Uszczęśliwieni, że wszystko mamy wróciliśmy do Forks.

* [link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Edward Cullen vampire
Nowonarodzony



Dołączył: 04 Paź 2009
Posty: 40
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Deszczowe Forks..

PostWysłany: Śro 15:48, 07 Paź 2009 Powrót do góry

JESTEŚ BOSKA !!!..

NORMALNIE CIĘ KOCHAM Wink

ale teraz jeszcze bardziej nie mogę się doczekać dalszej części :(

dodaj szybko :D

prosze.. bo normalnie oszaleje :) :D


a tak w ogóle to powiedz że jeszcze nie masz zamiaru kończyc :)

:D

bardzo Cię o to prosze ;p

i dodaj szybko nowy rozdział :)

będe w niebie ;p

napewno inne twoje czytelniczki teź :) :D


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Edward Cullen vampire dnia Śro 15:50, 07 Paź 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
mary _mm
Nowonarodzony



Dołączył: 18 Maj 2009
Posty: 24
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 18:46, 08 Paź 2009 Powrót do góry

Rozdział XX

Kolacja


PWE

Sobotni ranek. Emmett oficjalnie mnie uprzedził, że cały dzień spędzi z Bellą na zakupach. Mieli kupić wszystkie rzeczy do kolacji dla Rosalie. Wypytywałem ich o szczegóły, ale żadne z nich nie chciało zdradzić mi co planują. Wstałem dosyć wcześnie z zamiarem odwiedzenia Belli przed wyjazdem. Byłem pewien, że Emmett nie wstanie przed jedenastą. Standardowo spojrzałem w okno naprzeciwko. Bella biegała po pokoju w samej bieliźnie i w pośpiechu wyrzucała fragmenty odzieży z szafy na podłogę. Chwyciła zieloną bluzkę i krótkie, czarne spodnie. Wciągnęła je na swoją smukłą sylwetkę i wybiegła z pokoju. Ciekawe co się stało? Po chwili uzyskałem odpowiedź na moje nieme pytanie. Wyszła z Emmettem z domu. Wsiedli do samochodu i odjechali. A to szwab jeden! Że też wstał tak wcześnie... Jak na czymś mu zależy, to potrafi! Opadłem z powrotem na łóżko. Pewnie już dzisiaj jej nie zobaczę. Choć jest jeden plus zaistniałej sytuacji. Dzisiaj już się wszystko skończy i w końcu będę miał całą Bellę dla siebie...

PWB

Jakby tu to wszystko schować, tak by Charlie tego nie znalazł? Na szczęście będę musiała to przechować na niecałe cztery godziny. Później trzeba będzie to porozkładać i ugotować coś specjalnego. Wszystko co do minuty miałam zaplanowane. To nie mogło się nie udać.
O umówionej godzinie wyszłam z domu na spotkanie z Emmettem. Ciągnęłam ze sobą wszystko, co było nam potrzebne. Trochę się tego nazbierało.
- No wreszcie jesteś! Już myślałem, że zapomniałaś!
- Jak mogłam zapomnieć, jeśli przez ostatni tydzień nie myślę o niczym innym. Nawet gdybyś mnie wyrwał ze snu o drugiej nad ranem i zapytał o plan, wyrecytowałabym go nawet się nie budząc. Poza tym nie łatwo taszczyć ze sobą tonę siatek i toreb wszelakiego typu. W końcu to ty tu jesteś mężczyzną! - Wszystko co miałam w rękach przekazałam w jego silne dłonie.
- Faktycznie, kobieto, musisz mieć niezłą krzepę, jeśli to udźwignęłaś... jak na dziewczynę, oczywiście. - Roześmiałam się serdecznie, ruszając w kierunku leśnej polany. Stamtąd mieliśmy zacząć rozmieszczaniem ozdób. Emmett zajął się rozwieszaniem serpentyn na drzewach i ustawianiem w ich koronach wielkich lampionów. Doszliśmy do wniosku, że przy samych świecach byłoby zbyt ciemno. Ja natomiast ustawiałam na ziemi coś w rodzaju zniczy. Gdy Emmett zakończył swoje zadanie, pomógł mi. Zajęło to nam najwięcej czasu. Zostały nam już tylko dwie godziny, więc od razu zapaliliśmy wszystkie świece. Powoli zmierzchało. Przebiegłam wzrokiem dookoła upewniając się, czy o niczym nie zapomnieliśmy. Wykonaliśmy kawał dobrej roboty. Końcowy efekt przebił nasze oczekiwania. Cała polana pokryła się milionami złocistych płomyków. Na ich tle wyróżniało się tylko serce ułożone z czerwonych zniczy oraz napis „KOCHAM CIĘ, ROSE” w tym samym kolorze. Jedynym miejscem, w którym nie tliły się znicze była ścieżka i drewniany podest. Na nim stał stół i dwa krzesła. Dookoła były porozstawiane wazony z kwiatami podświetlone od spodu delikatną łuną bijącą od świec. Wśród nich ukryty był odtwarzacz CD ze specjalnie nagraną płytą. Zgrałam na nią, w odpowiedniej kolejności, piosenki do podtrzymania nastroju. Na podeście została wydzielona specjalna przestrzeń przeznaczona do zatracenia się w zmysłowym tańcu. Stół zasłany był obrusem w kolorze świeżo spadłego śniegu. Na nim stały świece, talerze, sztućce, kieliszki, i cholernie drogie wino. Podobno takie, które Rosalie ubóstwia.
Rozstawiliśmy jeszcze znicze znaczące drogę do tego cudownego miejsca. Emmett poszedł się przebrać, a ja pognałam do kuchni. Już od samego początku wiedziałam, co przygotuję. Danie na tak piękną i uroczystą okazję. Jagnięcina duszona na czerwonym winie. To danie moi rodzice jedli w wieczór, kiedy Charlie oświadczył się mojej mamie. Po rozwodzie, co niedzielę mama zabierała mnie do tej restauracji, aby zjeść to magiczną potrawę. Stało się to naszą małą tradycją.
Nie dość, że było dla mnie sentymentalne, to jak żadne inne pasowało do miłości Rosalie i Emmetta. Co chwilę zerkałam na zegarek. Czas płynął zdecydowanie za szybko. Obym tylko zdążyła.

PW Emmeta
Przez cały tydzień rosło we mnie napięcie związane z kulminacyjnym punktem, czyli kolacją dla Rose. Bella była nieoceniona. Wymyśliła wszystko i w dodatku pomogła mi to zorganizować. Byłem jej niezmiernie wdzięczny. Dostrzegłem w niej to, co widział w niej Edward. Była niesamowitą dziewczyną i najlepszą przyjaciółką, jaką można sobie wymarzyć. Gdy już wszystko przygotowaliśmy, pobiegłem się przebrać. Wyciągnąłem najlepszą koszulę jaką miałem, którą uprzednio wyprasowałem. Zostawiłem jeszcze liścik i bukiet kwiatów na łóżku Rosie i pognałem na polanę.
Oby tylko się udało.

PW Rosalie

http://www.youtube.com/watch?v=TQnwQ6JtySc

Cały tydzień nie widziałam Emmetta. W ogóle zapominałam jak wygląda. W dodatku nie pamiętał o naszej rocznicy. Całe dnie spędzał z Bellą, a do mnie nawet jednego słowa nie raczył powiedzieć. Unikał mnie na pewno. Może już mu się znudziłam... Nie chciałam w to wierzyć. W końcu nieustannie mnie zapewniał o stałości swoich uczuć. Na, ale mamy po siedemnaście lat. Kto w tym wieku myśli poważnie o uczuciach? Chyba tylko ja. Wpadłam do pokoju jak burza. Padłam na łóżko jak zestrzelony ptak. Właśnie miałam zacząć płakać, gdy poczułam, że na czymś się położyłam. Wstałam, aby przyjrzeć się tej rzeczy. Niewiadomy obiekt okazał się bukietem kwiatów. Obok niego leżał liścik.

Przepraszam Cię skarbie za cały ten tydzień. Szykowałem z Bellą dla ciebie niespodziankę. Proszę przebierz się szybko w coś olśniewającego i wyjdź do ogrodu. Potem idź za światłem. Tylko nie do tunelu, wiesz w przeciwną stronę.
Emmett

A jednak pamiętał! Pognałam do szafy. Wyciągnęłam jedną z ładniejszych sukienek. Jednym ruchem ściągnęłam z siebie ubranie i założyłam ją.* Poprawiłam makijaż i pobiegłam na dół. Wyszłam do ogrodu. Gdzie jest to cholerne światło?! Przyjrzałam się drzewom. W oddali dostrzegłam jakiś błysk. Od razu podążyłam w tamtym kierunku. Zdziwiłam się, gdy zobaczyłam ścieżkę oznaczoną palącymi się zniczami. Podążyłam za światłem. Po chwili dostrzegłam jakąś postać. To Emmett czekał na mnie. Ujął moją dłoń i poprowadził dalej świetlistą drogą. Usłyszałam pierwsze nuty jednej z moich ulubionych piosenek**. Nagle wyszliśmy na otwartą przestrzeń. Leśna polana. Jednak nie wyglądała ona na polanę. Była przyozdobiona w miliony tlących się zniczy, a na środku znajdował się napis...
- Kocham Cię. - Emmett szepnął mi do ucha. Poprowadził mnie do stolika w takt muzyki. Kulturalnie odsunął przede mną krzesło. Byłam zdziwiona. Nigdy nie przestrzegał zasad dobrego wychowania. Usiedliśmy. Dopiero teraz dostrzegłam, że na stole leży wielka taca - taka jak w restauracjach. Podniósł metalową pokrywę. Do moich nozdrzy dostał się zniewalający zapach. Ciekawe czy Bella to ugotowała? Gdy nakładałam sobie porcję, Emmett nalał wina do kieliszków. Przyłożyłam go do ust i skosztowałam.
- Moje ulubione.
- Dlatego wziąłem właśnie to.
Zjedliśmy w ciszy, patrząc sobie głęboko w oczy. Gdy kolejny raz zmieniła się piosenka, wstał i wyciągnął rękę w moim kierunku.
- Zatańczymy?
- Z chęcią.***
Pomyślałam jeszcze tylko „To najcudowniejszy wieczór w moim życiu” i oddałam się przyjemności...

* [link widoczny dla zalogowanych]
** http://www.youtube.com/watch?v=IHw7PB_q8J0
*** http://www.youtube.com/watch?v=u8XgBb_nFSY

PWB

Stałam pomiędzy drzewami i przyglądałam się tej romantycznej chwili. Nagle poczułam się bardzo samotna. Wróciłam do domu, wsiadłam w samochód i pojechałam na plażę. Mimo zapanowania nieprzeniknionej ciemności, Księżyc rozjaśniał niebo, a jego odbicie w wodzie rozświetlało taflę morza. Usiadłam na piasku i patrzyłam na gwiazdy. Przypominałam sobie wszystkie chwile spędzone z mamą. Nagle ktoś usiadł obok mnie i objął ramieniem. Edward. Jak mnie tu znalazł? Odrzuciłam zbędne myśli w głąb mojego umysłu i oparłam głowę o jego ramię. Byłam mu wdzięczna, że nie próbował nawiązać rozmowy. Potrzebowałam czasu, żeby przemyśleć całe moje życie. Objął mnie mocniej. Pomyślałam jeszcze o mamie i o mężczyźnie, siedzącym koło mnie.
Nie można mieć w końcu wszystkiego...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Edward Cullen vampire
Nowonarodzony



Dołączył: 04 Paź 2009
Posty: 40
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Deszczowe Forks..

PostWysłany: Pią 17:32, 09 Paź 2009 Powrót do góry

normalnie mogę powiedzieć tylko tyle :

JESTES BOSKA !.


zadziwiasz mnie :)

jestem Ci wdzięczna za tak szybkie dodawanie nowych rozdziałów !. :) :D




twoja wierna fanka :) :D :***



Edward Cullen vampire :):D:)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Edward Cullen vampire dnia Pią 17:33, 09 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Madness
Wilkołak



Dołączył: 12 Lip 2009
Posty: 228
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 21 razy
Ostrzeżeń: 3/3
Skąd: Z Klausem :-)

PostWysłany: Pią 19:38, 09 Paź 2009 Powrót do góry

Jezu,ale jestem głupia.Dopiero teraz zaczełam czytać twój ff i musze powiedzieć.Cholera dziewczyno ty masz talent,że ja Cię kręce.Nie moge się doczekać dalszych rozdziałów.

Pozdrawiam i życzę veny oraz rychłej publikacji

i-s-c


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
`Wapmirzyca` ; ****
Człowiek



Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 83
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Sparkle London <3

PostWysłany: Pią 20:34, 09 Paź 2009 Powrót do góry

Popieram i-s-c. masz całkowitą rację.
Cieszę się że dałaś mi szanse przeczytań to wspaniałe opowiadanie.
Niektórzy uważają że Bella przyjeżdża do Forks, mieszkająca z Charliem i kochająca na zabój Edwarda (z wzajemnością) oraz pałętający się Jacob jest trochę oklepana.
Nie zgadzam się z nimi. Każda historia jest pisana inaczej, ma inny klimat i to coś.
Twoja ma tego dużo! Kochana Mary podoba mi się sposób twojego pisania.
Niektóre momenty są bardzo zabawne, aż chce się alej czytać.
Kocham cię i twoją twórczość!!!
Bardzo zadowala mnie fakt, że rozdziały pojawiają się często i są w miarę długie.
Lekko się czyta. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.
Życzę dużo, dużo, dużo weny, chęci, czasu i posłusznej klawiatury.

Pozdrawiam, Wink
`W` ; ***


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
mary _mm
Nowonarodzony



Dołączył: 18 Maj 2009
Posty: 24
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 15:16, 11 Paź 2009 Powrót do góry

Rozdział XXI

Bal

CZĘŚĆ I

PWB

Niepostrzeżenie minął cały tydzień. Nawet nie zauważyłam, kiedy nadszedł piątek. Nie zdawałam sobie sprawy, że już jutro jest bal wiosenny. Może ten czas zleciał tak szybko ze względu na Edwarda? To z nim spędzałam całe dnie. Nie mogłam się nim nacieszyć. Miałam wrażenie, że za chwilę ktoś mi go ukradnie. Korzystałam z tego co dawał mi los i nie żałowałam tego. Całkowicie zapomniałam o problemach. Nie, raczej ujęłabym to inaczej. Moje problemy zniknęły. Czułam się jak w bajce. Jednak ciągle wydawało mi się, że zjawi się jakaś czarownica i zamieni mnie w łabędzia. To nie mogło trwać wiecznie. Czułam, że to jeszcze nie koniec. Może to tylko moje błędne wyobrażenie, ale nie dawało mi to spokoju. To było zbyt piękne, żeby mogło być prawdziwe.
Piątkowy wieczór również spędziliśmy razem. Kolejny wieczór. Oglądaliśmy jakiś film. Nie pamiętałam jego tytułu. Obecność Edwarda za bardzo mnie rozpraszała. Głaskał moje włosy wpatrzony w ekran. Mnie nie za bardzo interesował telewizor. Wdychałam łapczywie zapach mojego księcia z bajki. Po chwili zauważyłam, że on też nie skupia się na fabule. Udałam, że film mnie zaciekawił. Patrzyłam na ekran, nie wiedząc o co w ogóle chodzi. Nagle poczułam drobny pocałunek na czubku mojej głowy. Jego ręka przyciągnęła mnie bliżej niego. Gładził mnie po plecach. Po chwili jego dłoń zawędrowała pod moją bluzkę. Powoli wyciągnęłam ją, żeby się z nim podroczyć. Dalej udawałam, że zawzięcie interesuję się filmem. Po kilku minutach podwinął mi bluzkę, odsłaniając mój brzuch. Ponowiłam mój gest. Znowu złożył pocałunek na czubku mojej głowy. Lecz nie poprzestał na jednym. Znaczył drogę swoimi pocałunkami wzdłuż mojego ramienia, potem szyi. Nie wytrzymałam. Odwróciłam się gwałtownie i wpiłam się w jego usta. Wiedziałam, że on tylko na to czeka. Zatraciliśmy się w doznaniach. Jego dłonie zjechały na moje biodra. Położył mnie na kanapie i już zabierał się do ściągnięcia ze mnie bluzki, kiedy usłyszeliśmy jak ktoś otwiera drzwi. Edward zrobił zawiedzioną minę i odsunął się ode mnie. Usiadłam z powrotem i udałam, że oglądamy film.
- O cześć Edward. - Charlie wszedł do pokoju ściągając w pośpiechu kurtkę z napisem POLICJA. - Cały przemokłem. Mam nadzieję, że pogoda wam się polepszy na jutrzejszy bal.
- Dzień dobry, panie Swan. Jednak uważam, że pogoda nie będzie niezbędna do szczęścia. Bal i tak odbywać się będzie pod zadaszeniem.
- Już nie chodzi o to, że zmokniecie, ale o przygnębiającą aurę.
- Nie ma się czemu dziwić. W końcu Forks to najbardziej deszczowe miejsce na ziemi.
- Nie przesadzajmy. Nie jest aż tak źle.
- Już was zostawiam. Widzę, że oglądacie jakiś film. O czym jest? - Oboje popatrzyliśmy się po sobie. Zatkało mnie. Przecież oboje byliśmy zajęci czymś innym.
- O miłości. - Wybawił nas z opresji Edward.
- To nie dla mnie. Nie przeszkadzajcie sobie. Idę coś zjeść. - Podążył w kierunku kuchni. Zapewne żeby odgrzać sobie kolację. Uśmiechnęłam się do Edwarda. jego usta wykrzywiły się w niewielkim uśmieszku, który tak bardzo uwielbiałam. Znowu miałam ochotę rzucić się na niego i całować go w nieskończoność. Moje marzenia ograniczałoby szybkie wyczerpanie tlenu w moich płucach. Czemu nie można żyć bez powietrza?? Życie byłoby wtedy o wiele łatwiejsze.
Dokończyliśmy oglądać film, nie wiedząc w ogóle o czym jest. Potem pożegnaliśmy się soczystym pocałunkiem, który i tak wydawał mi się za krótki. Niechętnie powlokłam się do swojego pokoju. Musiałam przygotować sobie wszystko na jutrzejszy bal. Spojrzałam na sukienkę od Betsey Johnson wiszącą w mojej szafie i mimowolnie przypominałam sobie wydarzenia z wtorkowego lunchu.

***
- Dobra, dobra. Nasze papużki nierozłączki, czas was rozdzielić! Isabello Swan mamy do pogadania, a tobie nic do tego Ed! - Wrzasnęła Rosalie piorunując mnie i Edwarda swoim wzrokiem. Przez chwilę poczułam się jakbym leżała na łóżku ze sztyletów, które przebijają każdy fragment mojego ciała. Pociągnęła mnie za sobą, po drodze łapiąc za rękę Alice.
- Moja droga panno, kiedy zamierzałaś nam powiedzieć, że wybierasz się na bal?! - Zaczęła. Zdziwiło mnie to. W końcu to Alice zazwyczaj pełniła funkcję mojej nieżyjącej matki.
- No. słuchamy! - Zawtórowała jej Alice.
- Ten fakt wydał mi się mało znaczący... - zaczęłam niepewnie.
- Co?! Myślałaś, że pozwolimy ci samej się przygotować? Co z fryzurą, makijażem, sukienką? - Uniosła się Alice.
- Tym ostatnim nie musicie się martwić.
- Zaraz zemdleję! Kupiłaś sukienkę bez nas? Zaraz po szkole musisz wysłać ją do zakładu sprawdzającego o nazwie Alice & Rosalie.
- Nie pochlebiajcie sobie. Nic takiego nie zrobię. Zobaczycie ją dopiero na balu.
- Co za tupet! W takim razie my jesteśmy odpowiedzialne za twoją fryzurę i make-up.
- Nie ma mowy...
- Ty tu nie masz nic do gadania. To fakt dokonany. Do zobaczenia w sobotę rano. - Cały tydzień nie rozmawiały ze mną. To chyba miał być akt przedstawiający ich negatywny stosunek do sprawy. Jednym słowem, obraziły się.

***

Nawet nie zauważyłam, kiedy usiadłam na parapecie. Cała ta rozmowa przeplatała się z moimi myślami. Otworzyłam szeroko okno. Lubiłam siedzieć na parapecie i wsłuchiwać się w dźwięk spadających kropel deszczu. Oparłam głowę o ścianę i zamknęłam oczy. Ten wszechobecny szum uspokajał mnie. Poczułam, że odpływam, oddalam się. Wszystkie doznania stawały się mgliste. W końcu odpłynęłam. Znalazłam się na plaży. Siedziałam na mokrym piasku. Po chwili wstałam i podążyłam brzegiem morza w stronę bliżej nieokreślonego przedmiotu. Wydawało mi się, że to plaża w Forks, ale nie rozpoznawałam żadnych szczegółów. Piasek przyjemnie chrzęścił pod moimi stopami. Poczułam na sobie chłodne krople deszczu. Nagle rozpętała się niesamowita burza. Biegłam przed siebie omijając miejsca, w które uderzały pioruny. Za każdym razem były bliżej. W powietrzu roznosiły się potężne grzmoty, które huczały mi w głowie. Drobny deszczyk zamienił się w niesamowitą ulewę. Byłam doszczętnie przemoczona. Potykałam się o kamienie i gałęzie, które materializowały się pod moimi nogami. Nie miałam się gdzie schować. Wiedziałam, że w końcu piorun nie chybi i spalę się w złocistym ogniu. Przewróciłam się. Zobaczyłam wielką błyskawicę, która zbliżała się do mnie w zawrotnym tempie. Czas jakby zwolnił, lecz nie byłam w stanie wstać i uciec. Czekałam na śmierć. Poddałam się. Nagle usłyszałam:
- Bella! Bella!
Cały obraz rozmazał się przed moimi oczyma. Ogarnęła mnie ciemność. Po chwili zrozumiałam, że mam zamknięte oczy. Otworzyłam je niepewnie czekając na nadejście błyskawicy. Nic takiego nie nastąpiło. Zobaczyłam tylko Edwarda stojącego na swoim balkonie. Gdzie ja jestem? Ach, przecież zasnęłam. To był tylko sen. Odetchnęłam z ulgą.
- Bella! No nareszcie się obudziłaś. W pewnym momencie myślałem, że spadniesz w dół, tak niebezpiecznie się wychyliłaś. Nie wiesz, że do spania służy łóżko?
- Bardzo śmieszne. Nawet nie wiedziałam kiedy usnęłam. W każdym razie, dzięki, że mnie obudziłeś.
- Czyżby nawiedził cię koszmar?
- Żebyś wiedział. Akurat przerwałeś go w najgorszym momencie.
- Ja to mam wyczucie. Mógłbym się dowiedzieć o czym był?
- Wiesz, jakoś nie chcę do niego wracać.
- Okej. Nie chcesz to nie mów. Tylko radzę, następnym razem śpij na łóżku. W końcu nie możesz mieć jutro worów pod oczami.
- Ty się tym nie martw. To będzie główny problem Alice.
- Dlaczego akurat jej?
- Postawiły mnie przez faktem dokonanym: jutro nałożą na mnie tonę tapety i hektolitry lakieru do włosów.
- W takim razie pewnie zmusiły cię do wspólnego doboru kreacji.
- I tu się mylisz. Skorzystałam z niezawodnego doradcy. Kto będzie wiedział co się podoba facetom, jak nie facet.
- Charlie?
- Żartujesz? On nigdy nie kupił mi żadnych ciuchów! No może oprócz podkoszulka z Kubusiem Puchatkiem na piętnaste urodziny. - Edward zrobił wielkie oczy i ryknął donośnym śmiechem.
- To w takim razie kto?- Już przestał się tarzać ze śmiechu, tylko uśmiechał się od ucha do ucha.
- Twój nieoceniony brat, zwany również Wielkim EM. - Nastąpiła niezręczna cisza, po chwili przerwana słowami Edwarda.
- Znając go, pewnie kupiliście coś, co ledwo zakrywa twoje pośladki i biust... - Popatrzyłam na niego krzywo - Nie żebyś mi się taka nie podobała. Najchętniej zobaczyłbym cię w skromnym stroju Ewy, ale na tym balu będzie trochę więcej osób niż ja sam.
- Nie kupiłam niczego, co w nadmiarze ukazywałoby moje atuty. A teraz przepraszam, ale chyba czas się położyć. Muszę w końcu jakoś zaprezentować się na jutrzejszym balu.
- Dobranoc, kochana. - Posłałam mu jeszcze jeden olśniewający uśmiech i zamknęłam okno. Zamknęłam szafę zawierającą moją kreację i udałam się do łazienki. Gdy tylko wróciłam do pokoju ległam na łóżku.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Madness
Wilkołak



Dołączył: 12 Lip 2009
Posty: 228
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 21 razy
Ostrzeżeń: 3/3
Skąd: Z Klausem :-)

PostWysłany: Nie 16:02, 11 Paź 2009 Powrót do góry

Pisz.Pisz dalej.Nie mogę się doczekać dalszych rozdziałów. Coś mi w głowie mówi,że coś się zdarzy na tym balu. No, ale może się mylę.
Mam nadzieję,że następny rodział pojawi sie równie szybko jak pozostałe

Veny źyczy twoja ogromna fanka
isabella_swan-cullen


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Madlen
Nowonarodzony



Dołączył: 27 Sie 2009
Posty: 46
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 17:31, 12 Paź 2009 Powrót do góry

Jesteś Boska przez duże B. Kwadratowy
Świetnie piszesz.
Nie mogę doczekać się balu.
Weny i pomysłów
pozdr. Madlen:)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
mary _mm
Nowonarodzony



Dołączył: 18 Maj 2009
Posty: 24
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 8:04, 13 Paź 2009 Powrót do góry

Rozdział XXI

CZĘŚĆ II

http://www.youtube.com/watch?v=Hcmp0y282lA

Wraz z przyłożeniem głowy do poduszki cały koszmar wrócił. Leżałam pól nocy, przewracając się z boku na bok. Przy każdym zamknięciu powiek do oczu cisnęły mi się te same obrazy. W końcu postanowiłam wziąć tabletki nasenne. Nawet one nie pomogły. Wpatrywałam się w sufit i myślałam tylko o tym, żeby nie usnąć. Gdy na zegarku wybiła trzecia nad ranem poddałam się.
Przecież to tylko sen. Nic nie może mi zrobić. Może gdy w końcu dojdzie do sedna przestanie się powtarzać. Co mi szkodzi? Może jest na tyle ważny, bym doczekała jego końca. Może muszę się mu poddać.
Zrobiłam jak myślałam. Zamknęłam oczy i poddałam się przemożnemu uczuciu senności. Momentalnie obrazy wróciły. Jednak tym razem byłam obserwatorem. Stałam z boku. Bezpieczna. Wpatrywałam się w drugą mnie, która zmagała się z goniącymi ją piorunami. Gdy przewróciła się i legła na piasku bezbronna uderzył ostateczny piorun. Jednak nie uderzył w nią. W ostatniej chwili osłonił ją Edward. Przyjął uderzenie na siebie. O dziwo, zachowałam spokój. W swoim ciele czułam falę przerażenia, ale umysł pozostawał spokojny. Czy możliwe jest odczuwać tak skrajne uczucia w jednym momencie? Widocznie tak.
Widziałam jak upada. Jednak stałam daleko, nieobecna. Chciałam podbiec do niego i do drugiej mnie, która klęczała nad nim. Jednak dzieliła nas niewidzialna granica nie do przebycia. Moje ciało krzyczało, a umysł mówił głupia, nic nie zrobisz. On i tak umrze.
Widziałam jak łzy torują sobie drogę po policzkach moich, jak i drugiej mnie. Nagle granica dzieląca nas zniknęła wraz z drugą mną. Zostaliśmy tylko prawdziwa ja i Edward. Pobiegłam jak najszybciej w jego stronę. Chciałam paść na ziemię i mu pomóc. Jednak znowu przedzieliła nas niewidziana ściana. Nie mogłam się poddać. Zalałam się ponownie łzami. Biłam pięściami w niewidzialny mur i patrzyłam jak umiera. Nie mogłam go tak zostawić. Nie samego. Krzyk i szloch wydobywał się z moich ust. Bezsilna opadłam na piasek. Łkałam, nie mogąc się opanować. Oparłam dłonie na niewidzialnej przeszkodzie. Fakturą przypominała szkło. Patrzyłam w jego zielone oczy. Emanowały spokojem. Jak on mógł być taki opanowany wiedząc, że umrze. Czułam, że mój umysł rozdziela się z ciałem. Nadal słyszałam w mojej głowie słowa: to nic nie da, nie pomożesz mu już. Podniósł swoją dłoń i przyłożył do szyby w miejscu gdzie była moja dłoń. Wyszeptał kocham cię. Uśmiechnął się do mnie ostatni raz i odszedł. Spazmy bólu przechodziły przez moje ciało. Umysł zamarzł. Waliłam pięściami w niewidzialną ścianę na oślep i krzyczałam przez łzy. Nagle mur runął. Posypały się na mnie miliony szklanych odłamków raniąc moje ręce. To nie miało znaczenia. Padłam obok ciała Edwarda i błagałam „ Nie umieraj! Nie zostawiaj mnie samej! Proszę, wróć do żywych!” Jednak to nic nie dawało. Jeśli już do mnie nie wrócisz. to ja podążę za tobą. Rozum krzyczał: co ty robisz, idiotko?! Odłóż to!
Jednak ja od dawna przestałam słuchać rozumu. Zawładnęła mną miłość. Złapałam odłamek szkła i wbiłam go sobie głęboko w serce. Umysł się poddał. Wyszeptał tylko: serce i tak już by ci nie było potrzebne. Zamknęłam oczy i z uśmiechem na ustach podążyłam za Edwardem.

Obudziłam się cała zlana potem. Po policzkach ciekły najprawdziwsze łzy. Ręce trzęsły mi się z przerażenia. Siedziałam na łóżku przez kilka minut, nie mogąc dojść do siebie.
Przecież to tylko sen. Nikomu się nic nie stało. Dopiero po pewnym czasie zauważyłam, że już dawno wstał dzień. Spojrzałam na zegarek. Było po dwunastej. Niemożliwe, żebym tak długo spała. Czułam się potwornie zmęczona. Jednak nie byłam w stanie nawet położyć się w łóżku. Do przyjścia Alice i Rosalie zostały trzy godziny. Postanowiłam zorganizować sobie jakoś czas. Wysprzątałam cały dom. Nie chciałam myśleć. Jedynym moim pragnieniem w tej chwili było zapomnienie tego koszmaru. Pracowałam bez wytchnienia aż do przyjścia Alice i Rosalie. Czułam się niezmiernie zmęczona, lecz ostatnią rzeczą o jakiej myślałam było łóżko.
- Witamy. Dziś nasz wielki... dzień. Co ci się stało? - Już od progu Alice zauważyła, że coś jest nie tak.
- Powiedzmy, że nie mogłam spać w nocy.
- Po co ci te rękawice? - Zapytała Rose. - Chyba nie sprzątałaś dzisiaj?
- Właśnie, że sprzątałam.
- Chyba ci odbiło. Wyglądasz jakbyś nie spała co najmniej przez tydzień. Zostaw już tą szmatę. Od razu przechodzimy do sedna.
Dziewczyny posadziły mnie na krześle w kuchni i zabrały się do wyciągania wszelakich kosmetyków z toreb, które ze sobą przytaszczyły. Po chwili cały stół był zawalony różnorodnymi specyfikami.
- No to do roboty. Rosalie zajmiesz się jej włosami, a ja wezmę się za jej przemęczoną twarz, może na początek maseczka niwelująca oznaki zmęczenia. Tak, ta będzie dobra. - Alice rozmawiała sama ze sobą. Wyglądało to co najmniej dziwnie. Nieustannie przez dwie godziny nakładały na mnie różne kosmetyki i wpinały we włosy mnóstwo spinek. Gdy w końcu skończyły, usłyszałam tylko jedno zdanie z ich ust:
- Ładniej będziemy wyglądać już tylko my. - W tym momencie zaśmiały się ciepło. Niepewnie spojrzałam w lustro w przedpokoju. Wyglądałam cudownie. W ogóle nie było widać jaki ciężki dzień miałam za sobą.
- Skąd wiedziałyście, że akurat ten odcień cienia do powiek będzie pasował do mojej sukienki? - Spytałam.
- Po prostu zapytałyśmy Emmetta. Nie powiedział jak wygląda twoja kreacja, ale przynajmniej kolor nam wyjawił.
- Teraz pozostaje ci już tylko założenie sukienki i czekanie na przyjście Edwarda. Czyżby nie było Charliego?
- Właśnie wysiada z samochodu. - Usłyszałam znajomy ryk silnika. Po chwili drzwi otworzyły się, a w nich stanął Charlie uśmiechnięty od ucha do ucha.
- Ślicznie wyglądasz Bello. - Zawołał już od progu.
- Nasze zadanie zostało pomyślnie zakończone. My się już będziemy zbierać. - Zebrały wszystko ze stołu i ruszyły do wyjścia. Ja natomiast stałam przed lustrem i nie mogłam się nadziwić wyczynom moich najlepszych przyjaciółek. Krzyknęłam za nimi jeszcze tylko:
- Dzięki za wszystko.
Poszłam do kuchni i opadłam na krzesło. Mimo świetnego makijażu nadal czułam się okropnie zmęczona.
- Co się dzieje, kochanie? - Zapytał Charlie. O ile pamiętam, nigdy tak do mnie nie mówił. Może za bardzo kojarzyło mu się to z mamą.
- Po prostu jestem trochę zdenerwowana. - Nikt nie musiał wiedzieć o moich nocnych przeżyciach.
- Jeszcze niedawno byłaś malutką dziewczynką, która biegała po całym domu pełna energii, a teraz już jesteś dorosła. Jak ten czas szybko leci. Dla mnie za szybko. - Podszedł do mnie i mocno mnie przytulił. Przez chwilę poczułam się jak dwulatka. Spodobało mi się to uczucie. - Idź się już przebrać. Chyba nie zamierzasz iść na bal w dresie. - Spojrzałam przelotnie na zegarek. Miałam jeszcze trochę czasu. Posłałam tacie szczery uśmiech i pobiegłam na górę. Kiedy zakładałam sukienkę coś mnie zdziwiło. Spontanicznie użyłam słowa tata. Zawsze mówiłam Charlie. Chyba już się oswoiłam z moją sytuacją. Połączyła nas silna wieź. Mam nadzieję, że nigdy się już nie zerwie. Stałam tak przed lustrem i spoglądałam w odbicie. Sama bym się nierozpoznała, gdybym nie wiedziała, że stoję przed lustrem. Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. To Edward.
- Czy jest Bella? - Usłyszałam głosy dochodzące z dołu. Ruszyłam powoli po schodach w dół.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin