FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Hiding in Plain Sight [T] [NZ] Rozdział 4 - 27.08 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
Kristenhn
Wilkołak



Dołączył: 25 Sty 2009
Posty: 206
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 30 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Pią 21:35, 13 Sie 2010 Powrót do góry

Chcemy bardzo zaprosić wszystkich do czytania naszego - mojego i Marty - najnowszego tłumaczenia. Tym razem z pośród wielu wspaniałych ffów wybrałyśmy jeden, który naprawdę warto znać. Mamy nadzieję, że wciągniecie się we wspaniałą historię, która znalazła sobie drogę do naszych - a w moim zagrzała dla siebie nawet specjalne miejsce Laughing - serc.

Zapraszamy do czytania Hiding in Plain Sight!

Image

Bella jest świadkiem w niebezpieczeństwie. Emmett to agent federalny U.S. Marshal pracujący w WitSec, któremu przydzielono ochronę Belli. Kiedy Program Ochrony Świadków nie jest dłużej bezpieczny, prosi ją, aby udawała narzeczoną jego brata Edwarda.

TEN FF NIE JEST NASZEGO AUTORSTWA. JEGO AUTORKĄ JEST LIMONA.
Link do oryginału: [link widoczny dla zalogowanych]
Link do profilu limony: [link widoczny dla zalogowanych]

TŁUMACZKI:
Karolina (Kristenhn)
Marta (marcia993)

BETY:
Ewelina
Zuzanna (Susan)
Nina (Nina Spektor)

~*~

Autorka: limona
Tłumaczka: Kristenhn
Beta: Ewelina

PROLOG

Powiedzmy, że załatwiałeś interesy, wykonywałeś swoją robotę i dowiedziałeś się czegoś okropnego o swoim pracodawcy.
Odkryłeś, że twój szef zabił ludzi. Więcej niż tysiąc w przeciągu ostatnich piętnastu lat.
Znalazłeś nawet dowody, które mógłbyś dostarczyć władzom, ale nie byłyby niezbite bez twoich zeznań. Jeżeli zgodziłbyś się poświadczyć przeciwko swojemu przełożonemu, byłoby pewne, że próbowałby cię zamordować.
Zrobiłbyś to? Zeznawałbyś?
Oczywiście, że tak.
W innym wypadku nie byłbyś zdolny usnąć.
A gdyby mieli cię zabić przed rozstrzygnięciem sprawy, ostatecznie zmarłbyś, wiedząc, że starałeś się postąpić słusznie.
Są gorsze sposoby na śmierć.

***

ROZDZIAŁ I
Piątek, 29 lutego 2008
Edward

Sączyłem w kuchni kawę, czekając, aż Jessica się obudzi. Nie chciałem odbywać rozmowy, którą musiałem zainicjować, jednak tego popołudnia wylatywałem do Ekwadoru. Zdecydowanie nie chciałem mieć tej konwersacji po powrocie do domu.
Po tym jak przeczytałem niemal całe weekendowe wydanie Wall Street Journal*, zaspana Jessica weszła do pomieszczenia. Jej włosy były potargane, a ona była ubrana w mój szlafrok. Naprawdę, ten widok rozczulał mnie w zeszłym tygodniu, ale wtedy nie znałem jej zbyt dobrze, aby zorientować się, że nie będę mógł jej znieść.
- Dzień dobry – powiedziałem, unosząc filiżankę kawy w jej stronę.
Rozejrzała się po kuchni, zmieszana.
- Gdzie śniadanie?
- Usiądź, Jess.
Coś w moim tonie musiało ją zaalarmować, bo nie wzięła ani kawy, ani nie spoczęła. Zamiast tego zmrużyła na mnie oczy.
- Coś kombinujesz.
Przygotowałem się na słowa, które miałem wypowiedzieć. Wiedziałem, że to nie będzie miłe. Odstawiłem jej kubek, ciesząc się, że go nie przyjęła. Kawa była bardzo gorąca, a ja nie podarowałbym jej, gdyby ją na mnie wylała.
- Między nami się nie układa i myślę, że powinniśmy się rozstać. – Mój głos był spokojny, a twarz obojętna. Przez te wszystkie lata nauczyłem się, że – w takich sytuacjach – im mniej emocji, tym lepiej.
Jessica tupnęła nogą.
- Nie mogłeś mi tego, ku***, powiedzieć zeszłej nocy, zanim połknęłam?!
- Zeszłej nocy wciąż uważałem, że możemy to jakoś naprawić.
- Więc przeleciałeś mnie ostatni raz, aby upewnić się, że mnie nie chcesz? Nie jestem wystarczająco dobra dla ciebie i twojej snobistycznej rodzinki?
Westchnąłem.
- To nie chodzi o ciebie, tylko o mnie. – To w większości prawda. Gdybym nie był tak wyczulony na jej sposoby wspinania się po drabinie społecznej oraz całkowity i zupełny brak wartości życiowych, może moglibyśmy odnieść sukces. Nie lubiłem też zbytnio jej sztucznych cycków.
- To gówno prawda i dobrze o tym wiesz. – Spojrzała na mnie. – Zgoda. Ale zapamiętaj moje słowa, Edwardzie Cullenie, nadejdzie dzień, kiedy będzie ci przykro, że mnie odrzuciłeś!
Pobiegła na górę, chwyciła swoje ubrania i natychmiast wyszła, nadal mając na sobie mój szlafrok i będąc bez butów. Trzasnęła za sobą drzwiami.
Krzyżyk na drogę, pomyślałem, wchodząc po schodach, aby się spakować.

***

Czwartek & Piątek, 13 marca 2008 – 14 marca 2008
Emmett

- Tak bardzo, jak chciałbym tu zostać, spóźnię się do pracy. – Wyplątałem się z ramion mojej seksownej żony i próbowałem sturlać się z łóżka.
- Pieprzyć pracę. – Rosalie, aby mnie zatrzymać, rzuciła się i położyła na moim ciele. Usiadła na mnie okrakiem, a jej włosy łaskotały moją szyję, kiedy się schyliła, żeby mnie pocałować. – No dalej, skarbie, co powiesz na poranny seks?
- Wiesz, że zajmuję się ważną sprawą, Rose. – Kontynuowałbym, ale jej usta pozostawiały ścieżkę usłaną pocałunkami wzdłuż mojej klatki piersiowej i wciąż schodziły niżej. Nie mogłem odwrócić wzroku od jej pięknej blond główki. Byłem szalenie szczęśliwym facetem.
- Wiem. Przez ostatni miesiąc pracujesz w każdy weekend. I naprawdę uważam, że potrzebujemy trochę czasu tylko dla siebie. – Wysunęła język, przesuwając nim po całej długości mojego penisa. Kiedy wzięła go do ust, poddałem się. Rozpalone do czerwoności meteoryty mogłyby spadać dookoła nas, a ja bym ich nie zauważył tak długo, dopóki pozostałbym w jej utalentowanej, małej buzi.
I wtedy usłyszałem dźwięk, którego nie mogłem zignorować, chociaż bardzo chciałem. Był to tupot małych stópek w przedpokoju.
- Drzwi są zamknięte?
Rosalie natychmiast się odsunęła i rzuciła na mnie pościel. Jeżeli to nie była odpowiedź na moje pytanie, otrzymałem ją w chwili, gdy drzwi się otworzyły.
- Mamusiu, Emma bawi się moimi lalkami Barbie. Psuje im włosy, każ jej przestać!
W niecałe dziesięć sekund Rosalie zeszła z łóżka i nałożyła szlafrok.
- Libby, te lalki należą także do Emmy. Dlaczego nie pójdziemy zrobić śniadania? – Wyszła z nią z pokoju i zamknęła za nimi drzwi. Słyszałem, jak Libby dalej narzekała na siostrę, kiedy szły korytarzem.
Moja żona jest święta. Gdybym ja musiał zmagać się z takim gównem przez cały dzień, skoczyłbym z klifu. Wziąłem głęboki oddech. Zdaje się, że jakby nie patrzeć, i tak szedłem do pracy; żadnego porannego seksu. Mimo to, Rose miała rację, potrzebowaliśmy trochę czasu sam na sam. Tak szybko, jak upewnię się, że mój świadek jest bezpieczny, zabiorę ją gdzieś na miłe, długie wakacje. Może na Wyspę Esme. Rodzice ucieszą się, że będą mogli zaopiekować się dziewczynkami przez parę tygodni.
Wziąłem prysznic i szybko się ubrałem. Gdy wszedłem do kuchni, naprzeciwko mojego krzesła stał talerz z jajkami, bekonem i tostami. Libby i Emma siedziały w swoich fotelikach, a Rose nalewała soku pomarańczowego.
- Czy wspominałem już, jak bardzo cię kocham?
- Jedz jajka, Emmett.
- Tak jest, proszę pani.
- Zachowaj swój humor na wieczór. – Jej lodowo-niebieskie oczy zaiskrzyły, kiedy na mnie spojrzała. Znałem to spojrzenie. Zdecydowanie wrócę do domu na czas.
Spałaszowałem śniadanie, pocałowałem moje dziewczynki i ruszyłem do roboty. Do biura przybyłem około dziewiątej. W żadnym razie nie było to późno, jednak zazwyczaj przybywałem wcześniej, szczególnie ze względu na ostatnie wydarzenia.
Włączyłem komputer i sprawdziłem pocztę. Tego ranka nie miałem żadnego krytycznego e-maila.
- Dobry, Cullen.
- Cześć, Banner – odparłem, nie podnosząc wzroku. Byłem zajęty przeglądaniem najnowszej dokumentacji Marie Swan.
Marie to powód, dla którego zamykałem się w firmie przez ostatnie dwa miesiące. Byłem agentem federalnym U.S. Marshal**, który specjalizował się w ochronie świadków zwanej także WitSec***. Marie była świadkiem dekady, jeśli nie ostatnim świadkiem dekady. Miała brać udział w sprawie zamknięcia Volturich, ojców chrzestnych współczesnej mafii, o ile uda nam się utrzymać ją żywą do czasu zeznań.
Volturi zabili ludzi niemal w każdym stanie w USA, więc wszędzie mieli władzę. Proces miał odbyć się w Północnej Karolinie, stanie z długą i wybitną historią przeprowadzania kary śmierci. Nie mieszkam w Północnej Karolinie, jednak wyznaczono mi tę sprawę, ponieważ jestem najlepszy ze wszystkich. Nigdy nie straciłem świadka i nie zamierzam zacząć teraz.
Na początku nie zdawałem sobie sprawy, jak ciężko będzie ją ochronić do czasu procesu. Do tej pory moja praca nie była aż tak trudna, ale ludzie już próbowali ją zabić.
Odkąd stała się moją podopieczną, była magnesem na kłopoty. Załatwiłem jej nową tożsamość oraz standardową procedurę działania, a dwa dni później dostałem od niej zdesperowany telefon, oznajmiający, iż ją śledzono. Byliśmy zdolni do uratowania jej. Po tym wydarzeniu obserwowaliśmy ją dzień i noc w kryjówce, podczas ustalania nowej tożsamości. Dwa tygodnie później kula niemal trafiła w jej głowę, kiedy wyszła z budynku mieszkalnego. Znowu udało nam się ją uratować, ale to przyprawiło mnie o mdłości. Nie tak miało być. Moi świadkowie mieli znikać. Cholera, moi świadkowie znikali. Nigdy wcześniej nie widziałem czegoś podobnego.
Marie miała teraz trzecią tożsamość. Do trzech razy sztuka, racja? Osobiście oczyściłem wszystkie kontakty, aby mieć pewność, że byli czyści. Zachowałem wszystkie możliwe środki ostrożności. Wysłałem ją nawet do innego miejsca – jakiegoś małego miasteczka w Nevadzie. Jeżeli Marie mogłaby wytrzymać tam dłużej niż dwa tygodnie, może wszystko uspokoiłoby się na tyle, bym mógł wyjechać gdzieś z Rose.
- Hej, Banner, sprawdziłeś, co dzieje się u Marie w Nevadzie?
Jego głowa pokazała się w moim gabinecie.
- Nie piłeś jeszcze kawy, prawda? Pamiętasz, że zeszłej nocy podpisałeś papiery pozwalające Marie wyjechać do Kalifornii?
- Kto dokończył dokumentację? – spytałem z wymuszoną naturalnością. Nie podpisywałem żadnego gówna pozwalającego jej wyjechać do Kalifornii.
- James. Powiedział, że trzeba to zmienić tak szybko, jak to możliwe. Zrobił to zaraz po tym, jak wyszedłeś.
ku***. Musiało się to zdarzyć akurat wtedy, gdy przyszedłem później. Moja własna, pieprzona firma miała szpicla. Albo wielu szpiclów. Nie dziwne, że poprzednie dwie kryjówki okazały się niewypałem.
Powiedziałem Bannerowi, że idę po kawę. Kiedy tylko wyszedłem z budynku, zadzwoniłem do Marie. Na szczęście odebrała natychmiast. Kazałem jej porzucić wszelkie kontakty i udać się do miejsca publicznego. Nie dzwoniłem na policję, zbyt ryzykowne. Nie było pewne, że kalifornijscy policjanci byli czyści. Nie poinformowałem nikogo, co zamierzałem; po prostu wskoczyłem do samolotu.
Gdy siedziałem w samolocie zmierzającym do Kalifornii, zdałem sobie sprawę, że musiałem zadzwonić do Rosalie. Wiedziałem, że nie wrócę do domu na obiad.
Trzydzieści dziwacznych godzin i jeden pościg jeżący włosy na głowie później byłem z powrotem w mieście. Na przekór wszystkim, Marie była na ten czas bezpiecznie ukryta. Próbowałem zdecydować, czy byłem gotowy, aby zmierzyć się z gniewem Rosalie.
Nie, nie byłem.
Nie spałem w nocy i cholernie martwiłem się o Marie. Tego ranka, kiedy wracaliśmy do Waszyngtonu, błagałem ją, aby nie zeznawała. Nigdy wcześniej nie miałem pod opieką świadka, którego nie mógłbym ochronić. Gdyby umarła… Cóż, naprawdę nie chciałem mieć jej na sumieniu.
Nie czułem się na siłach, aby wrócić do firmy. Potrzebowałem trochę czasu, aby pomyśleć o Jamesie. Był nieuczciwy czy pracował jako czyjaś wtyczka? A kiedy dowiedziałbym się, że jest nieuczciwy, co miałbym zrobić? Musiałem się napić piwa. Albo paru.
Jeżeli nie wracałem ani do pracy, ani do domu, gdzie zmierzałem? Zastanowiłem się, czy nie zadzwonić do mojej małej siostry, ale w szóstym miesiącu ciąży raczej nie chciałaby patrzeć jak piję. Zamiast tego postanowiłem złożyć wizytę młodszemu bratu. Był trochę zaabsorbowany swoją osobą, ale ostatecznie jego lodówka była dobrze zaopatrzona w piwa. I spójrzmy prawdzie w oczy: to, czego naprawdę potrzebowałem, było miejsce, gdzie mógłbym na parę godzin uciec od wszystkiego, co działo się dookoła mnie.

*

Edward

Podróż z Ekwadoru była wyczerpująca. Złapaliśmy turbulencje w drodze powrotnej do lotniska i nawet teraz, dwie godziny po wylądowaniu, wciąż czułem się niedobrze.
Komórka zawibrowała w mojej kieszeni i niemal ją zignorowałem. Nie miałem ochoty rozmawiać z kimkolwiek. Wszystko, czego chciałem, to trochę spokoju, ciszy i piwo, ale ciekawość wzięła nade mną górę i postanowiłem chociaż sprawdzić, kto dzwonił.
Brat. Dziwne. Zazwyczaj nie dzwonił podczas godzin pracy. Otworzyłem klapkę i usłyszałem, jak Emmett pyta, czy jestem w domu. Byłem. Nie ma mowy, abym wrócił do pracy po tym locie. Zapytał, czy miałem piwa. Miałem. Odparł, że będzie tu za dwadzieścia minut.
Huh. Emmett wydawał się zestresowany, ale byłem zbyt zmęczony, aby się nad tym zastanawiać.
Miał klucz, więc gdy zapukał, nie zamierzałem otwierać mu drzwi. Chwilę później wszedł i siadł po drugiej stronie salonu. Przez pewien czas trwaliśmy w ciszy, każdy zagubiony we własnych myślach.
- Widziałem w tym tygodniu Jessicę – powiedział Emmett przybitym głosem. – Zgaduję, że zerwaliście?
Wzruszyłem ramionami.
- Zorientowałem się, że jest płytka.
- Mama będzie zawiedziona.
Zacząłem wyjaśniać, dlaczego Jessica byłaby katastrofą jako część naszej rodziny, jednak on nie słuchał.
- Emmett?
- Co?
- Usłyszałeś chociaż słowo z tego, co właśnie powiedziałem?
Nie zawracał sobie głowy spojrzeniem na mnie, nim odpowiedział.
- Mama chce tylko, żebyś był szczęśliwy.
- Nie, chce więcej wnuków.
- Cóż, spóźniłeś się – odparł nieobecnie. – Rosie i ja jesteśmy małżeństwem już sześć lat i mamy dwójkę dzieci. Alice rodzi za trzy miesiące.
- Obsesja mamy i Alice w związku z moim życiem osobistym jest nienormalna. – Siedzenie na kanapie i wpatrywanie się w apatyczną twarz brata sprawiało, że stawałem się bardziej poruszony. Wstałem i podszedłem do okna, i skoncentrowałem się na drzewach, które rosły wzdłuż podjazdu.
Emmett wzruszył ramionami.
- Nieważne.
- Co cię dręczy? – spytałem, stojąc do niego plecami i wciąż wpatrując się na zewnątrz.
- Robota – wymamrotał.
Oderwałem wzrok od liści powiewających na wietrze, aby mu się przyjrzeć.
- Musisz znaleźć nową, mniej stresującą pracę. To zajęcie zawsze cię dobija. Co tym razem? – Wszedłem do kuchni i otworzyłem lodówkę. Wyjąłem butelkę piwa i rzuciłem ją przez pokój do Emmetta.
Chwycił ją w powietrzu i otworzył jednym, płynnym ruchem. Dobrze było zobaczyć, że jego depresja nie spowolniła jego refleksu. Wziął szybko łyk.
- Wiesz, że to poufne.
- Wiem. – Chwyciłem z lodówki piwo dla siebie, inne, do którego potrzeba otwieracza. – Ale z pewnością możesz coś wyjawić.
Potrząsnął na mnie głową, jakbym był szalony, chcąc, żeby się podzielił.
- W porządku, ale jeśli ci powiem, też się załamiesz.
- Myślę, że dam radę.
Emmett wziął kolejny łyk alkoholu i położył nogi na stoliku do kawy.
- Słyszałeś o Volturich, tych obłąkańcach z Włoch?
- Kto nie słyszał? Są bogatsi niż Krezus****, a ich rodzina powoli wykupuje zachodnią cywilizację przez ostatnie kilkaset lat. – Z powrotem usadowiłem się w skórzanym fotelu naprzeciwko brata, który się trochę ożywił i był o wiele bardziej zainteresowany teraz, kiedy zamierzał powiedzieć, co go dręczy.
- Słyszałeś także plotki o wszystkich ludziach, którzy niby przypadkiem zniknęły?
- Jasne, ale nie ma żadnych dowodów.
- Poprawka, nie było żadnych dowodów.
Żarówka zaświeciła się w mojej głowie.
- Cholera. Masz świadka do ochronienia, prawda?
Emmett pokiwał głową ponuro.
Skrzywiłem się.
- Powodzenia.
Emmett pracował dla WitSec, Programu Ochrony Świadków. Większość ludzi, których ochronił, była kryminalistami, ale nawet oni nie zasługiwali, aby zginąć za zeznawanie. A zeznawanie przeciwko Volturim oznaczało niemal pewną śmierć.
- Dziewczyna.
- Co? – Moje poprzednie myśli zaczęły krzyczeć, kiedy jego słowa powoli do mnie dotarły.
- Świadkiem jest dziewczyna – powiedział. – Ma dwadzieścia cztery lata i jest całkowicie niewinna. – Wypił ostatni duży łyk piwa, po czym postawił butelkę na stoliku. – Masz więcej?
Zamknąłem oczy.
- Powiedz, że ktoś próbuje ją przekonać, aby się wycofała.
Mężczyzna zdjął nogi ze stołu i wstał. Podszedł do lodówki i przejrzał jej zawartość.
- Dlaczego nie masz więcej amerykańskiego, zimnego piwa? Wszystko w twojej lodówce to zagraniczne gówno.
- Belgijskie piwo z pewnością nie jest gównem – odpowiedziałem automatycznie. To sprawa, o którą często się sprzeczaliśmy.
Emmett wymamrotał coś o snobistycznym piwie i chwycił dwie butelki. Trzymając po jednej w ręce, stuknął nimi o granitowy blat, przez co obie jednocześnie się otworzyły. Był takim szpanerem.
- Porysujesz brzegi.
- Jaki jest sens w posiadaniu granitowego blatu, jeśli nie możesz w niego uderzać?
- Wiesz, mam otwieracz.
Nagle ponownie spoważniał.
- Mówiłem jej, żeby nie zeznawała. Nawet błagałem.
- Nie powinieneś namawiać ludzi do zeznawania?
- Edward – powiedział, jakby rozmawiał z małym dzieckiem. – Mówię to ludziom, jeśli wiem, że mogę ich obronić. Obiecuję zrobić wszystko, co w mojej mocy, by ich ochronić. Nie mam pojęcia, jak ustrzec tę dziewczynę, więc nie chcę, żeby zeznawała. Nie mogę mieć na sumieniu jej śmierci.
- Poprosiłeś ją, aby sobie odpuściła, a mimo wszystko dalej chce zeznawać? – Pochyliłem się, siadając na brzegu krzesła, szczerze zainteresowany.
- Powiedziała, że jej dni i tak były policzone. – Twarz brata wykrzywiła się w żalu. – Powiedziała, że chciała ich udupić, żeby nie mogli już nikogo skrzywdzić.
- Świat potrzebuje takich ludzie. Szkoda, że wszyscy są martwi. – Wziąłem łyk Stelli Artois*****.
- Nie wszyscy są martwi – sapnął. – Wierz albo nie, bracie, nigdy nie straciłem świadka.
- Gdzie zamierzasz ją ukryć?
- Nie mógłbym ci powiedzieć, nawet gdybym wiedział.
Byłem przerażony.
- Mówisz, że nawet nie wiesz?
- Nie śmiej się, ale teraz wsadziłem ją do więzienia. – Emmett odwrócił ode mnie wzrok.
- Nie śmieję się, bo to nie jest zabawne. – Zorientowałem się, że nie mogłem dłużej siedzieć. Wstałem, krążąc po pomieszczeniu.
Oczy Emmetta podążały za mną, jednak on został na kanapie.
- Zrozum, nigdzie nie jest bezpiecznie. Mam powody, aby wierzyć, że w firmie są przecieki. W zeszłym miesiącu mieliśmy zamieszanie. I wczoraj. Będzie w niebezpieczeństwie, gdziekolwiek jej nie wyślę.
- Co zrobisz?
- Cóż – zaczął – nie jest zainteresowana więzieniem. Myślę, że wypróbujemy szpital psychiatryczny.
- Kiedy proces? – Zatrzymałem się, spoglądając na Emmetta.
- Och, przynajmniej za jakiś rok. – Odstawił kolejną pustą butelkę na stolik do kawy i zaczął trzecią. – Wiesz, jak to działa.
- Zamierzasz targać dwudziestoczteroletnią kobietę, osobę, która nie zrobiła nic złego i stara się tylko pomóc ludziom, pomiędzy więzieniami i szpitalami psychiatrycznymi przez rok? Żartujesz sobie?
- Nie rozumiesz. To jedyna rzecz, jaka przychodzi mi do głowy. Jak dotąd była niedorzecznie obojętna w stosunku do niebezpieczeństwa. Ale wczoraj spojrzała na mnie tymi wielkimi oczami i poprosiła, żebym utrzymał ją bezpieczną do procesu, aby to wszystko nie poszło na marne.
- Czy ona rozumie, że nawet gdy ich skażą, będą się odwoływali, a koszmary mogą dręczyć ją przez lata?
- Powiedziałem jej to – odparł mój brat ze smutnym wyrazem twarzy.
- Wyjaśnij mi jeszcze raz, dlaczego nasz system sądowniczy nalega na prześladowanie niewinnych?
- Edwardzie, przechodziliśmy już przez to.
- Przepraszam. – Westchnąłem. – Wiem, że nie możesz nic z tym zrobić.
- Mówiłem, że się załamiesz. Mnie to tak dobiło, że rozważałem nawet, aby się do mnie wprowadziła, ale nie mogę ryzykować bezpieczeństwa Rosie i dziewczynek.
Zmrużyłem oczy.
- To dozwolone?
- Jej przypadek jest specjalny. To tak poważne, że mogę zrobić wszystko, aby utrzymać ją żywą. Myślisz, że w innym wypadku pozwoliliby mi ukryć kogoś w więzieniu?
Znowu wstałem, podchodząc do wielkiego okna, które wychodziło na ogród z tyłu domu. Wpatrywałem się w nie przez kilka długich chwil, zastanawiając się.
- Jak wygląda?
- Dlaczego pytasz? – odezwał się. – Uważasz, że pozwalam u siebie spać tylko ładnym dziewczynom? Naprawdę czuję się tym urażony, Edwardzie.
- Nie to miałem na myśli. Wspomniałeś, że ma dwadzieścia cztery lata. Zastanawiałem się tylko, czy jest atrakcyjna.
- Nie jest Rosalie, ale jest ładna. Nikt nie wyrzuciłby jej z łóżka. Jest przyzwoita.
- Przyzwoita jak hippiska czy przyzwoita jak dziewczyna z sąsiedztwa?
- Dziewczyna z sąsiedztwa, zdecydowanie. – Emmett odstawił trzecią butelkę na stolik.
Rozważałem plan, który wydawał się absurdalny. Nawet nie znałem tej dziewczyny, ale martwiłem się o jej dobro. Jeżeli pałętałaby się między szpitalami psychiatrycznymi przez rok, prawdopodobnie zwariowałaby do czasu zeznań. Nikt nie powinien przechodzić przez coś takiego. – Wiesz – zacząłem powoli, dobierając słowa – mogłaby zostać u mnie.
- Co?
Odwróciłem się w stronę Emmetta, aby mógł zobaczyć, że naprawdę miałem to na myśli.
- Nie mam żony, nie martwię się o nikogo innego poza sobą. Po tym jak szalona Lauren zaczęła mnie śledzić, zainstalowałem świetne zabezpieczenia. To nie szpital psychiatryczny, ale...
Emmett spojrzał na mnie.
- Mówisz poważnie?
- Dlaczego nie?
- Co byś zrobił, ukrył ją tu?
- Dom jest wystarczająco duży, ale nie. Wymyślilibyśmy jakąś historię, powiedzieli ludziom, że jest moją narzeczoną albo coś takiego.
- To ty potrzebujesz pójść do psychiatryka. Mama nigdy by w to nie uwierzyła.
Prychnąłem.
- Nie bądź niedorzeczny. Mama czekała na to przez ostatnie pięć lat.
- Czekaj, nie powiedziałbyś mamie prawdy?
- Mama nie może kłamać w celu ochrony swojego życia. Poza tym, to powinno zostać zachowane w tajemnicy. Nie byłoby to wbrew prawu? – Kolejna myśl mnie uderzyła i naprawdę zacząłem wierzyć w mój plan. – Poza tym, gdybym miał narzeczoną, mama i Alice przestałyby się wtrącać w moje sprawy.
- Jest wiele niedopatrzeń w tym pomyśle. Jednym z nich jest to, że będą chciały planować wesele. – Emmett potrząsnął głową.
- Mimo wszystko mogę powiedzieć, że jesteś zaintrygowany. – Zawsze byłem dobry w odczytywaniu myśli ludzi i widziałem, że brat rozważał moją propozycję. Wiedział, iż naprawdę obchodził mnie los tej dziewczyny.
- Naprawdę byś ją przyjął? Do czasu procesu? Bez wcześniejszego poznania? – Spojrzał na mnie intensywnie. – Co jeśli ją znienawidzisz?
- Jak mógłbym ją znienawidzić? Powiedziałeś, że jest przyzwoita i lubisz ją wystarczająco, aby ją błagać, żeby nie zeznawała. – Nie zastanawiałem się nad tym, że jej towarzystwo mogłoby być nieprzyjemne. Nawet jeśli tak by się stało, dom był wystarczająco duży, aby zminimalizować nasze kontakty.
- No nie wiem, Edwardzie – odparł niezdecydowanie. – Ona może nie chcieć…
- Poważnie? Myślisz, że ktokolwiek wolałby zostać w psychiatryku niż mieszkać w moim domu wartym sześć milionów dolarów? – To było dla mnie nie do opisania.
- Co z twoim życiem towarzyskim?
- Rozstałem się z Jessicą. Nikt nie poczuje się urażony.
- Rozumiesz, że proces odbędzie się za jakiś rok, prawda? Chcesz, żebym uwierzył, że nie zbliżysz się do innych kobiet przez cały ten czas, tylko po to, by udawać, że jesteś zaręczony?
Wzruszyłem ramionami. Nie mogłem obiecać, że nie będę uprawiał seksu przez cały rok i on o tym wiedział.
- Jeśli spotkam kogoś innego, będę dyskretny.
Brat zmarszczył brwi i zakładam, że moja obietnica o dyskrecji wystarczyła.
- To zajmie trochę czasu.
- Wiem, że jesteś zdolny. – Klepnąłem go po ramieniu.
- Zobaczę, co mogę zrobić. Zadzwonię do ciebie, kiedy wszystko będzie gotowe. Jesteś pewny, że tego chcesz? – Posłał mi przenikliwe spojrzenie.
Rozważyłem to ostrożnie. Rok to długi okres czasu, w trakcie którego miałbym mieszkać z nieznajomą, jednak myśl o dziewczynie muszącej siedzieć w więzieniu i czekać na szansę wpakowania złego kolesia do paki była dla mnie wystarczająca.
- Nie skaczę na samą myśl o tym, ale teraz to prawdopodobnie najlepsze rozwiązanie dla twojego świadka.
- W porządku, Edwardzie – rzekł Emmett, spoglądając na mnie. – Wierzę, że się nią zajmiesz. Nie spieprz tego.

*Wall Street Journa - w Nowym Yorku jedna z najbardziej znanych gazet o tematyce gospodarczej
**policjant federalny w Stanach Zjednoczonych
*** WitSec – skrót od Witness Security – Ochrona Świadków
****Krezus - ostatni król Lidii
*****Stella Artois – belgijskie piwo


Post został pochwalony 2 razy

Ostatnio zmieniony przez Kristenhn dnia Pią 11:18, 27 Sie 2010, w całości zmieniany 4 razy
Zobacz profil autora
EsteBella;*
Człowiek



Dołączył: 22 Gru 2009
Posty: 81
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Hmm.. A już wiem... Wampirowo;]

PostWysłany: Pią 22:05, 13 Sie 2010 Powrót do góry

A więc to pomysł Edwarda hę?!
No to z innej beczki. Wasze tłumaczenie bardzo mnie zaintrygowało. Co i kto zrobili? Może było napisane, ale jakoś tak nie zauważyłam. Edward. No cóż pomysł miał dobry. Nawet świetny, a Emmett ma to załatwić. Takie kryminalne FF to coś dla mnie. To pochwała dla autorki. Dla was jest taką, że to kawał dobrej roboty! Czyta się prosto i szybko. Wręcz jak ojczysty FF. Muszę was bardzo pochwalić. No to na początek tyle;)
Zyczę Weny przez duże W w dalszym tłumaczeniu;*

Este;*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
valentin
Zły wampir



Dołączył: 03 Kwi 2010
Posty: 426
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Pią 22:38, 13 Sie 2010 Powrót do góry

Przeczytałam pierwszą cześć na chomiku, ale i tu komentarz nie zaszkodzi. Fajny i ciekawy temat na ff. Edek... jaki z niego altruista ;P
Dobra czytaj karkołomna postawa Belli i w końcu raz to Emmett jest mającym łep na karku gliną :)
Zapowiada się ciekawie. Czekam na koleiny rozdział :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Yvette89
Zły wampir



Dołączył: 06 Kwi 2009
Posty: 258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 37 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z piekiełka :P

PostWysłany: Sob 14:26, 14 Sie 2010 Powrót do góry

Hej, Laski :)

Prolog i pierwszy rozdział przeczytałam na chomiku i przyznaję, że ff zaintrygował mnie strasznie! Emmtt w roli niezawodnego policjanta to jedna z rzadszych kreacji tej postaci, które tym samym przyciąga do tego ffa. Edward, człowiek sukcesu, który wpada na tak nietypowy i niebezpieczny pomysł jest początkiem zawiązania akcji i powodem, dla którego jego brat chociaż na trochę odetchnie z ulgą. Sama Bella pozostaje tajemniczą postacią, która pewnie nie mało namiesza w życiu pana Cullena :P
Ten ff to strzał w dziesiątkę i nie mogę doczekać się kolejnych rozdziałów :D
Tłumaczenie świetnie oddające klimat Wink
Tylko czytać/

Pozdrawiam i życzę weny, i czasu Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Ewelina
Dobry wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P

PostWysłany: Sob 14:27, 14 Sie 2010 Powrót do góry

Ha! To ja się wypowiem, ponieważ wypada. Zarówno Marta jak i Karolina mają niesamowity dar w wyszukiwaniu opowiadań, które stają się hitem (przykładowo u Marty Klepsydra, u Karoli Across, a także ich wspólne tłumaczenie Stay). I pojawiło się kolejne, które na bank stanie się hitem. Dlaczego? Bo jest świetnie napisane (zasługa autorki) i genialnie przetłumaczone (zasługa dziewczyn). To nie jest jakiś tam tandetny kryminał, który składa się z przykładowo dwustu stron, napisany czcionką 15. To jest coś stworzonego z rozmysłem, żonglujący emocjami i wydarzeniami. Nie ma miłości od pierwszego wejrzenia, jest za to onieśmielenie, niezrozumienie i chłód ze strony Edwarda. Bella nie jest kolejną panienką do zaliczenia, co Cullen już zauważył. Nie jest pustą lalą tylko kimś, kto za wszelką cenę chce pomóc władzy w ujęciu szefów mafii, nawet jeśli może przypłacić za to życiem. I tutaj chyba wybiegłam spoilerem (przepraszam! innocent) w przyszłość, jednak chciałam wszystkim uświadomić, że ff napisano w sposób szczególny i mam nadzieję, że bardzo dużo ludzi pokocha go tak, jak ja po pierwszym rozdziale.
Dziękuje za możliwość jego przeczytania!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
bina
Nowonarodzony



Dołączył: 16 Mar 2010
Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 16:14, 14 Sie 2010 Powrót do góry

Z jednej strony niesamowicie się cieszę na tłumaczenie tego ff - uwielbiam go, przeczytałam już wszystkie dostępne rozdziały i jest na prawdę napisany w sposób szczególny, tak jak to ujęła Ewelina.
Z drugiej strony ostatnio dodano rozdział 18.02.2010, co było cholernie dawno temu, w nim do rozprawy jest jeszcze kupa czasu, więc całkiem sporego kawałka opowiadania jeszcze nie ma i chodzi o to, że nie wiadomo kiedy będzie następny rozdział. A może raczej pytanie powinno brzmieć czy wogóle będzie.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
marcia993
Dobry wampir



Dołączył: 27 Sty 2009
Posty: 997
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 104 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: who cares?

PostWysłany: Sob 19:20, 14 Sie 2010 Powrót do góry

bina napisał:
Z drugiej strony ostatnio dodano rozdział 18.02.2010, co było cholernie dawno temu, w nim do rozprawy jest jeszcze kupa czasu, więc całkiem sporego kawałka opowiadania jeszcze nie ma i chodzi o to, że nie wiadomo kiedy będzie następny rozdział. A może raczej pytanie powinno brzmieć czy wogóle będzie.


Kilka dni temu limona napisała na twitterze, że zaczęła pracować nad kolejnym rozdziałem, ale - jak sama przyznała - jak zwykle wolno jej to idzie, więc według niej pojawienie się nowego chapu to kwestia miesiąca. Wink Czyli będzie na 100%, tylko nie wiadomo kiedy. Razz


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
bina
Nowonarodzony



Dołączył: 16 Mar 2010
Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 19:33, 14 Sie 2010 Powrót do góry

marcia993 napisał:
Kilka dni temu limona napisała na twitterze, że zaczęła pracować nad kolejnym rozdziałem, ale - jak sama przyznała - jak zwykle wolno jej to idzie, więc według niej pojawienie się nowego chapu to kwestia miesiąca. Wink Czyli będzie na 100%, tylko nie wiadomo kiedy. Razz


Nawet nie wiesz jak się cieszę na tą wiadomość Very Happy limona przerwała pisanie w takim momencie, że mnie skręcało z ciekawości co będzie dalej... cóż nie będę bardziej rozwijała wypowiedzi i nie będę pisała swoich domysłów, które cały czas miałam, bo zepsuję wszystkim zabawę zapewne gdzieś ujawniając co się dzieje w dalszych rozdziałach Wink
Cóż, w takim wypadku nie marudzę i czekam na następne przetłumaczone rozdziały jak i owy wolno pisany przez limonę 23 rozdział Very Happy


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez bina dnia Sob 20:29, 14 Sie 2010, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Phebe
Wilkołak



Dołączył: 17 Kwi 2010
Posty: 140
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sleepy Hollow

PostWysłany: Sob 21:11, 14 Sie 2010 Powrót do góry

No, no, no...
Szczerze mówiąc, wlazłam na temat nieprzypadkowo- wystarczyło rzucić okiem na autora i już zrobiło mi się gorąco...
Ach, dziewczyny, mam nadzieję, że mnie nie rozczarujecie- Wasze dotychczasowe wybory utworów do tłumaczenia mówią same za siebie- są bardzo trafione! Cool
Osobiście, jestem wielką fanką "Klepsydry"...
Mmm, tematyka niczego sobie- powiało świeżością. Ciężko mi napisać coś konkretnego, bo to dopiero początek. W każdym razie, z pewnością będę tu zaglądać i śledzić wątek.
Tymczasem, mogę tylko powiedzieć, że autorka fajnie i naturalnie opisuje wydarzenia i emocje z męskiego punktu widzenia- jak widać, nie zawsze trzeba szastać inwektywami i przekleństwami, by uzyskać pożądany efekt...
Całość czytało mi się miło i gładko, bez większych zgrzytów.
Weny!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
zawasia
Dobry wampir



Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D

PostWysłany: Nie 12:58, 15 Sie 2010 Powrót do góry

coz mogę powiedziec, chyba tylko jedno: boskie!!!
zaczyna się świetnie i mam nadzieję, że każdy następny rozdział będzie równie cudowny:)
Emmet agentem, już go sobie wyobrażam w mundurze, ale i w samym garniturze wygląda pewnie bosko,
Edzio bogaty łamiący serca dziewczyn, ale się ździwiłam, że sam ten pomysl był jego, na początku myślałam, że to Emmet będzie błagac a tu niespodzianka:)
Rose również kochająca matka aż taka nie podobna, ale to dobrze
mam nadzieję, że pojawienie się Belli będzie pozytywem
pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
marcia993
Dobry wampir



Dołączył: 27 Sty 2009
Posty: 997
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 104 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: who cares?

PostWysłany: Nie 19:43, 15 Sie 2010 Powrót do góry

Dziękujemy za komentarze, mamy nadzieję, że drugi chap też się Wam spodoba. Smile

***

Autorka: limona
Tłumaczka: marcia993
Beta: Susan

Rozdział II
Czwartek, 20 marca 2008
Bella

Kiedy samochód eksplodował, dostałam gęsiej skórki. Nie wiem, czy spowodowała ją wibracja, jaką wywołał wybuch, czy też może ciepło lub jeszcze coś innego. Jedyne, czego byłam pewna, to fakt, że żyłam, a to cudowne uczucie. Może jednak skomplikowany plan Emmetta mógłby się powieść.
Osoba, z którą miałam się spotkać, Jack, i ja wędrowaliśmy po lesie przez, wydawałoby się, godziny. Gdy znaleźliśmy się po drugiej stronie, rozdzieliliśmy się. Ja miałam udać się spacerem na obiad do La Push, a on wdrożyć w program ochrony świadków i spotkać się z własnym „kontaktem”. Czułam się przez to naprawdę winna. Aby plan Emmetta zadziałał, dwójka znajdujących się w samochodzie ludzi miała być oficjalnie martwa. Jack udał się do kompletnie innego miejsca, żeby otrzymać nową tożsamość, a to wszystko przeze mnie. Oby nikt inny oprócz Emmetta i D.A nie wiedział, że wciąż jestem żywa, bo to miało mnie chronić do czasu, aż proces się zakończy. Bycie w tym czasie bezpieczną tworzyło całkiem inną historię, ale Emmett powiedział mi, bym się tym nie przejmowała.
Przez większość drogi przedzierałam się przez drzewa. Miałam się z kimś spotkać, z mężczyzną o imieniu Jacob. Pracował jako ogrodnik u człowieka, u którego miałam się zatrzymać, a ponadto miał rodzinę w La Push.
Tak, dobrze usłyszeliście: zostałam przydzielona mężczyźnie, który jest tak bogaty, że ma własnego ogrodnika. Nawet, gdy stało się jasne, że wiem o Volturich zbyt wiele, przebywałam w różnych miejscach, niektórych przyjemniejszych, niektórych nie. Więzienie było najgorsze. Ale Emmett doszedł do wniosku, że teraz będę bezpieczniejsza, jeśli zostanę w prywatnej rezydencji jakiegoś bogatego gościa, udając jego narzeczoną. Nazywał to „ukrywaniem w zwykłym środowisku”. To pokręcone, jednak co mogłam powiedzieć? „Nie, proszę, wolę szpital psychiatryczny”?
Weszłam do jadalni i podeszłam do lady. Zamówiłam kawę i kanapkę, po czym usiadłam, aby na nie poczekać. Ogrodnik miał odebrać mnie o pierwszej, więc miałam dla siebie jeszcze ponad dwadzieścia minut.
Dziobiąc jedzenie, rozmyślałam i wpatrywałam się w przestrzeń. Cieszyłam się, że przebywałam poza więzieniem, lecz byłam też trochę smutna. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, nie zobaczę Emmetta aż do procesu. Głupio to brzmi, ale naprawdę będę za nim tęsknić. Przez ostatnie dwa miesiące był jedynym stałym punktem w moim życiu. I… możliwe, że trochę się w nim podkochiwałam.
Okej, przyznaję, to było coś więcej niż tylko zauroczenie. Ale kto mógł mieć do mnie o to pretensje? Emmett uratował mnie już trzy razy, a to, że jest zbudowany niczym współczesny Herkules i ma loki, za jakie można zginąć, wcale nie jest wadą. Poza tym jest też mądry. Zawsze był krok do przodu przed moimi zabójcami. Czasami miałam wrażenie, że występowaliśmy w letnim, hitowym filmie akcji. Jednak wiedziałam, że gdyby był to tylko film, Emmett nie nosiłby obrączki, a ja byłabym oszałamiająco piękna. Warto też zauważyć, że w filmie żyłabym długo i szczęśliwie.
Kiedy wchodzisz w program ochrony świadków, dostajesz nową tożsamość. Miałam ich już kilka, ponieważ wyglądało na to, że nie jest on odporny na szpiegów Volturi. Możesz wybrać sobie dowolne dane, ale zazwyczaj zachowujesz to samo imię. Jak dotąd byłam Marie Wilson, Marie Canton i Marie Smithson. Kiedy nadawano mi ostatnią tożsamość, Emmett, deputowany Stanów Zjednoczonych, jaki został mi przypisany, poprosił, abym dla dodatkowego bezpieczeństwa wybrała coś innego. Zdecydowałam się na Isabellę – od zawsze tak planowałam nazwać swoją córkę, gdybym ją miała. Ponieważ posiadanie przeze mnie jakichkolwiek dzieci wydawało się nieprawdopodobne, zdecydowałam się użyć tego imienia.
Nieustannie próbowałam żyć tak, aby niczego nie żałować, i teraz się z tego cieszyłam. Nie cofnęłabym decyzji o podjęciu pracy u Volturich. Skoro udało mi się zeznawać przeciw im, stanę w obronie czegoś, co ma znaczenie. W życiu nie można prosić o wiele więcej. Przynajmniej tak sobie powtarzałam.
Jedyny żal, jaki do siebie miałam, został spowodowany faktem, że byłam zbyt głupia, żeby mówić o tym na głos. Wcześniej, zanim skończyłam dwadzieścia cztery lata, wymigałam się od małżeństwa. Teraz w pewnym sensie marzyłam o tym, żeby pójść na całości z Mikiem Newtonem na zapleczu ich sklepu sportowego, kiedy miałam ku temu okazję. W najdzikszych marzeniach Emmettowi udałoby się odkryć mój sekret i przed procesem spędzić ze mną noc wartą zapamiętania. Ale tak się nie stanie. Nawet gdyby był ku temu chętny, wątpię, by jego żona to doceniła.
Pukanie w moje ramię wyciągnęło mnie z zadumy.
- Isabella?
Obróciłam się i spojrzałam w parę przyjemnych, ciemnych oczu oraz brązowawą twarz. Instynktownie się uśmiechnęłam. – Musisz być Jacobem. – I jesteś o wiele seksowniejszym ogrodnikiem, ni ż oczekiwałam.
- Wow.
- Co? – Wow nie było pierwszym słowem, jakie ludzie wypowiadali na mój widok.
- Po prostu wow – powtórzył. – Nie jesteś taka, jak sobie ciebie wyobrażałem.
- Co to ma znaczyć?
- Nie wiedziałem, że mój szef ma taki dobry gust. Bałem się tego zadania. Myślałem, że będziesz plastikową, materialistyczną suką – zaśmiał się.
- Skąd wiesz, że nie jestem? Na razie powiedziałam do ciebie ledwie dwa słowa. – Jacob też nie był taki, jak go sobie wyobrażałam, chociaż nie znałam żadnych ogrodników. Był wysoki i dobrze zbudowany, pewnie od spędzania wielu godzin na pracy poza domem. Chyba był w moim wieku, może troszkę młodszy. Był atrakcyjny i pociągający, i nie podobało mi się to, że razem spędzimy w samochodzie trzy i pół godziny.
- Ludzie, którzy mówią, że nie można oceniać książki po okładce, kłamią. – Spojrzał na moją na wpół zjedzoną kanapkę. – Gotowa? Nie chcę cię pospieszać, ale jeśli się spóźnimy, szef mnie zabije.
Zostawiłam kanapkę i uznałam, że i tak nie byłam głodna. Ostatnimi dniami rzadko mi się to zdarzało. Położyłam pieniądze na ladzie i wstałam. – Chodźmy.
Jacob wyprowadził mnie z jadalni i poprowadził do starego Volkswagena Rabbita. Jechaliśmy w przyjemnej ciszy, nim zaczął zadawać mi drobne, nieistotne pytania. Pytał o mój ulubiony kolor, gatunek muzyki. Uprzejmie rozmawialiśmy w ten sposób przez pierwszą godzinę, a potem Jacob zamilkł na kilka minut. Mogłam stwierdzić, że bardzo chciał coś powiedzieć.
- Śmiało, powiedz to.
Wziął głęboki oddech i później wypowiedział w pośpiechu: - Jak taka miła dziewczyna jak ty skończyła u boku Edwarda Cullena?
Nie miałam pojęcia, jak na to odpowiedzieć. Do tej pory nawet nie wiedziałam, jak ten człowiek się nazywa. A potem uderzyła we mnie pewna myśl… Cullen? To dziwne, że ma takie samo nazwisko jak Emmett.
- Co masz na myśli? – Próbowałam brzmieć na zaskoczoną, ponieważ to wydawało się być odpowiednią reakcją przyszłej narzeczonej. Ton jego głosu sprawił, że się denerwowałam. W istocie miałam zamieszkać z kompletnie obcą osobą, o której Jacob najwyraźniej nie miał najlepszego mniemania, choć sam wyglądał na miłego faceta. W co ja się wpakowałam?
- Co w nim widzisz?
- Ma wiele zalet - odparłam górnolotnie, mając nadzieję, że to prawda. On nigdy mnie nie spotkał, lecz zgodził się mnie przyjąć, chociaż wiedział, że przyciągam niebezpieczeństwo niczym magnes. To musiało świadczyć o jego charakterze, prawda?
- Chyba po prostu tego nie rozumiem. Jest taki chłodny, a ty, no cóż, nie.
Ta rozmowa szybko toczyła się w złym kierunku, więc musiałam pospiesznie zmienić temat. Musieliśmy rozmawiać o czymkolwiek, byle bym nie była to ja. Nie dość, że nie znałam jego szefa, to sama ledwie znałam swoją nową tożsamość. Spytałam Jacoba o samochód, ponieważ to jakie pierwsze przyszło mi do głowy i podziałało. Wkrótce rozmawialiśmy jak starzy przyjaciele.
Reszta jazdy minęła gładko, a ja uśmiechałam się i śmiałam po raz pierwszy od tygodni. Jacob był zabawny i szybko załapaliśmy dobry kontakt. Kiedy dojechaliśmy na miejsce, prawie zrobiło mi się przykro.
Gdy zatrzymaliśmy się koło bramy z kutego żelaza, Jacob zerknął na mnie. – Wiem, że nie jestem bogaty, ani nic z tych rzeczy, ale jeśli kiedykolwiek zaczniesz się zastanawiać, dlaczego z nim jesteś… Jestem przeciwieństwem chłodu.
- Zapamiętam. – Na moich ustach zagościł uśmiech, a ja nie potrafiłam temu zapobiec. Flirtowanie z Jacobem wydawało się takie normalne, a ja już dawno nie czułam się w ten sposób.
Brama się otworzyła, a my podjechaliśmy pod wielki, biały dom. Nad werandą był duży balkon, który otaczały białe filary. Obok znajdował się chodnik prowadzący od domu do dużego, podwójnego garażu. Widziałam takie budynki w telewizji, ale nigdy w żadnym nie byłam. Czułam się onieśmielona, chociaż pewnie komuś bogatemu ten dom nie wydawał się taki wielki. Co ja wiedziałam o posiadłościach bogaczy, kiedy wychowałam się w ceglanym domku z dwoma sypialniami?
Jacob pomógł mi wysiąść z samochodu, a jego dłoń utrzymała się na mojej dłużej, niż było to konieczne. Uśmiechnął się do mnie, a ja nie mogłam zaradzić temu, że odwzajemniłam ten gest, gdy prowadził mnie do ogromnych drzwi wejściowych.
One otworzyły się, nim zdążyłam do nich sięgnąć, i zorientowałam się, że ktoś na nas czekał.
Kiedy do nich dotarliśmy, zamurowało mnie na widok znajomej twarzy.
- Emmett!
- Hej, ty – odpowiedział, szeroko się uśmiechając. – Dobrze cię widzieć, Isabello.
- Bello – poprawiłam go.
- Jak minęła ci podróż?
- Dobrze – odparłam. Spojrzałam na Jacoba, jednak jego wzrok był skupiony za ramieniem Emmetta. Zauważyłam, że trzymał dłoń na mojej ręce. Strąciłam ją, nagle odzyskując świadomość.
- Muszę wracać do pracy – powiedział szorstko Jacob, dosyć szybko ode mnie odchodząc.
Właśnie wtedy go ujrzałam. Stał kilka stóp za Emmettem, obserwując mnie.
Edward Cullen.
Nawet z drugiego końca pokoju jego przenikliwe, zielone oczy zamurowały mnie swoją intensywnością. Był blady, a potargane, rude włosy mieniły się w słabym świetle. Miał na sobie ciemny, prążkowany garnitur, jednak nie założył do niego krawatu. Pierwsze kilka guzików jego białej koszuli, którą ubrał pod marynarkę, było rozpiętych. Oddech uwiązł mi w gardle. Nigdy wcześniej nie widziałam na żywo tak idealnego mężczyzny.
Podszedł do nas i wpatrując się we mnie, stanął koło Emmetta.
- Bello, jak miło cię widzieć. – Pochylił głowę w moją stronę, a ja zrozumiałam, że to jego sposób przedstawienia się, na wypadek, gdyby ktoś mógł nas słyszeć. Nie mógł po prostu potrząsnąć mojej ręki, ponieważ przypuszczalnie chodziliśmy ze sobą lub też byliśmy zaręczeni, czy co tam ludzie o nas mówili. Jacob mógł się przysłuchiwać całej tej wymianie zdań.
Wypuściłam z płuc oddech, który nie wiedziałam, że wstrzymywałam. – Cześć.
Tak, brzmiałam jak upośledzona umysłowo, ale założę się, że żadna inna dziewczyna na moim miejscu nie zachowałaby się inaczej. Emmett powiedział mi, że będę udawała narzeczoną bogatego mężczyzny, więc zakładałam, że miał na myśli starego, bogatego mężczyznę. A on nie wydawał się mieć więcej niż trzydzieści lat. A co gorsze, znajdował się kompletnie poza moją ligą. Nic dziwnego, że Jacob nie mógł zrozumieć, co on we mnie widział.
Oderwałam do niego wzrok i spojrzałam na Emmetta. – Nie wiedziałam, że tu będziesz.
Zachichotał. – Nie mogłem przegapić powitania cię w domu mojego młodszego braciszka.
Emmett wyciągnął rękę i potargał włosy Edwarda, on zaś zacieśnił szczękę i był widocznie podirytowany.
Moje oczy poszerzały. Oni byli braćmi? Wcale nie wyglądali podobnie. Emmett był umięśniony i mocno zbudowany, a Edward wysoki i szczupły. Mieli całkiem inną karnację, ale jeśli by się im bliżej przypatrzeć, można by znaleźć pewne podobieństwo wokół szczęki i na czole.
- Jestem pewny, że chcesz się zadomowić – oznajmił Edward, efektywnie przerywając moją cichą ocenę. – Twój pokój jest na górze, drugie drzwi po lewej.
Przytaknęłam. Mam się oddalić? Na to wyglądało. Przeszłam obok Edwarda, omijając go z daleka, i ruszyłam w stronę schodów. Były one płytkie, a moje nogi wyczerpane z powodu wędrówki po lesie. Próbowałam stawiać kroki co dwa schodki, ale potknęłam się i uderzyłam w kolano. Przeszył je ból, a ja nie ruszałam się przez kilka sekund, czekając, aż się zmniejszy.
Wtedy usłyszałam, jak rozmawiali. O mnie.
- Nie warto go przez to wyrzucać – słyszałam głos Emmetta. – Ona nie jest twoją prawdziwą narzeczoną.
- On o tym nie wie – warknął Edward. – Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebuję, jest artykuł w prasie o tym, że moja narzeczona zdradza mnie z ogrodnikiem.
- Daj spokój, ponosi cię.
- Zachęcała go.
- Nieprawda. Po prostu nie miała ostatnio zbyt wielu powodów, żeby się uśmiechać.
Nagle zamilkli, a ja zastanawiałam się, czy czegoś nie przegapiłam. Wtedy zobaczyłam, że Edward się odwrócił i na mnie patrzył.
- Potrzebujesz pomocy, Isabello? – Jego głos był chłodny, a moje policzki zapłonęły, gdy zdałam sobie sprawę, że podsłuchiwałam.
- Nie, dziękuję – odrzekłam. Podniosłam się z taką godnością, na jaką było mnie stać, i ruszyłam po schodach. Drugie drzwi po lewej były otwarte, więc weszłam do środka. Ten pokój był większy niż całe moje mieszkanie. Znajdowały się w nim dwa duże okna, które zajmowały prawie całą przeciwległą ścianę, wpuszczając do środa popołudniowe słońce. Po lewej stronie stało łoże z baldachimem, okryte miękkimi, białymi poduszkami i bladoniebieską kołdrą. Na prawo były drzwi – jedne prowadziły do garderoby wielkości mojego pokoju z dzieciństwa, gdzie znajdowało się kilka zestawów ubrań i piżamy, a drugie do wielkiej łazienki z jacuzzi i kabiną prysznicową. Była wykafelkowana na różne odcienie niebieskiego i na biało, a przy wannie i prysznicu wisiały ogromne, miękkie ręczniki.
A więc tak żyje druga połówka.
Łóżko wyglądało zapraszająco, jednak było na nim tak wiele białych rzeczy, że bałam się na nie wejść w swoich brudnych ciuchach. Zamiast tego zdecydowałam się na prysznic.
Był to wymyślny prysznic z natryskami wbudowanymi na ścianach. Nigdy nie doświadczyłam czegoś tak dekadenckiego. Spędziłam tam co najmniej półtora godziny, pozwalając natryskom na rozluźnienie moich mięśni. Nieustannie zastanawiałam się, kiedy skończy mi się ciepła woda, jednak to nie nastąpiło.
Edward Cullen może i nie jest najprzyjemniejszym człowiekiem na świecie, ale z całą pewnością mogłabym przyzwyczaić się do mieszkania w tym domu.

*

Edward

Emmett powinien zostać na kolacji, ale Libby, moja pięcioletnia bratanica, skaleczyła się, a jej rana wymagała szwów. Rosalie potrzebowała go w szpitalu, aby sama mogła pozostać w domu z ich młodszą córką, Emmą.
Bella była na górze, w swoim pokoju. Rozpakowywała się, spała, albo była przerażona perspektywą wyjścia. Kucharz przygotował kolację kilka godzin temu. Zazwyczaj nie jadałem tak wcześnie, ale ona z pewnością była głodna.
Westchnąłem. Nasze spotkanie tego popołudnia nie przebiegło dokładnie tak, jak przewidywałem. Nie przyszło mi do głowy, że wysłanie po nią ogrodnika może okazać się złym pomysłem. To dziecko, ma zaledwie dwadzieścia dwa lata, ale za późno zorientowałem się, że Bella była od niego tylko dwa lata starsza. On zauważył to pierwszy, przez co od razu nie spodobał mi się sposób, w jaki na nią patrzył. A to, jak ona uśmiechała się do niego, wychodząc z samochodu, sprawiało, że się denerwowałem. Nie byłem zazdrosny, bo mimo wszystko nie należała do mnie. Jednak przypuszczałem, że będzie wdzięczna za to, że pozwalam jej zostać w ładnym miejscu, i że nie przyjdzie jej do głowy pomysł zrobienia czegoś, co mogłoby postawić mnie w złym świetle. A flirtowanie z moim ogrodnikiem z całą pewnością by do tego doprowadziło, gdyby ktoś ją zobaczył. W myślach przeleciałem przez listę pracowników, zastanawiając się, ilu z nich jest w podobnym wieku co ona. Chłopak od basenu, który miał dziewiętnaście lat, stanowił problem. Będziemy musieli odbyć nieprzyjemną rozmowę.
Poszedłem na górę i zatrzymałem się przy zamkniętych drzwiach do jej sypialni. Zawahałem się przed zapukaniem, ale nie usłyszałem nikogo po drugiej stronie. Zapukałem cicho, nie chcąc jej spłoszyć na wypadek, gdyby spała.
Nie otrzymałem żadnej odpowiedzi.
Zegar dziadka, który wisiał na szczycie schodów pokazywał, że już prawie szósta. Rozważałem, czy pozwolić jej spać. Pewnie była wykończona, ale nie wiedziałem, czy w ogóle miała czas, by zjeść coś w La Push. Postanowiłem więc ją obudzić. Nie miała pojęcia, gdzie jest co w kuchni, a jeśli obudziłaby się głodna w środku nocy, nie wiedziałaby, co zrobić.
Zapukałem ponownie, tym razem wołając ją i otwierając drzwi.
Łóżko było puste.
Gdy zauważyłem, że nie śpi, zobaczyłem, że drzwi do łazienki były otwarte. Wyszła zza nich Bella owinięta jedynie ręcznikiem. Myślę, że oboje byliśmy równie zaskoczeni. Pospiesznie ją przeprosiłem i wyszedłem z pokoju najszybciej, jak się dało.
Wsadziłem lasagnę do piekarnika, żeby ją podgrzać, i nakryłem do stołu. Usiadłem przy nim i nalałem wina do kieliszka. Popijając łagodną mieszankę Bordeaux, starałem się zapomnieć o jej kremowych, smukłych nogach, które wyglądały na nagie. Nie mogłem myśleć o niej w ten sposób, mieliśmy mieszkać ze sobą przez przynajmniej kilka miesięcy. Poza tym byłem niemal pewny, że Emmett zabiłby mnie, gdybym, położył na niej swoje łapy.
Bella właśnie zeszła ze schodów ubrana w ciuchy, jakie Emmett pozyskał dla niej w trakcie oczekiwania na jej przybycie. Nie były zbyt dobrze dopasowane, ale nie miałem jej nic lepszego do zaoferowania. Te ubrania wystarczą jej do czasu, nim zacznie się weekend, a wtedy może udać się z moją siostrą na zakupy.
Bella ostrożnie rozejrzała się dookoła, po czym zauważyła, że jestem w jadalni.
- Kolacja będzie za kilka minut – krzyknąłem. – Chciałabyś wina?
- Nie, dziękuję. Nie piję wina. Wodę poproszę.
Nie pije wina? To nieco niepokojące i znacznie mogłoby ograniczyć jej opcje towarzyskie w kręgu mojej rodziny.
- Na kranie jest filtr. Naciśnij go, żeby się odblokował. Szklanki są w szafce obok zlewu.
Bella położyła swoją szklankę z wodą na stole i usiadła naprzeciw mnie.
- Przepraszam, że wszedłem do twojej sypialni nieproszony. Chciałem obudzić cię na kolację.
- Nic się nie stało – powiedziała. Rozejrzała się dookoła. – Jesteśmy sami?
Przytaknąłem. – Służba opuszcza dom o piątej, a Emmett musiał wyjść. Możesz swobodnie mówić.
- Przepraszam, że wcześniej cię zdenerwowałam. Nie chciałam zrujnować twojego wizerunku. – Oczy Belli napotkały moje, były duże i szczerze.
Westchnąłem. Początek naszej znajomości nie był idealny, ale przecież mieliśmy masę czasu, żeby razem nad wszystkim popracować. – Byłbym wdzięczny, gdybyś w przyszłości powstrzymywała się od przyciągania uwagi każdego, kto tu jest, w szczególności moich pracowników.
Nie potrafiłem stwierdzić, jak odebrała moje słowa, ponieważ nagle spuściła wzrok.
Timer zapiszczał, więc poszedłem po lasagnę. Przyniosłem ją do stołu w jednej ręce, a w drugiej trzymałem sałatkę. Chleb został już ustawiony.
Zaczęliśmy jeść w milczeniu. Nie byłem pewny, o co mogłem ją zapytać, a o co nie. Teraz miała całkowicie nową przeszłość. Czy powinniśmy o niej rozmawiać? Czy rozmowa o jej prawdziwej przeszłości nie byłaby dla niej zbyt bolesna? Czy stanowiła ona sekret?
Bella przerwała ciszę. – Ta lasagna jest dobra. Sam ją zrobiłeś?
- Została zamówiona.
- Zamówiłeś dla mnie kolację? – Nie mogła w to uwierzyć.
Wyjaśniłem: - Ja nie gotuję, a z oczywistych powodów nie mogliśmy zjeść poza domem.
- Przepraszam za niedogodności – odparła łagodnie, skupiając wzrok na talerzu.
- To żaden kłopot – odpowiedziałem szybko. To nie był kłopot. Czasami jadałem w domu, ale zazwyczaj i tak kupowałem jedzenie.
- Dlaczego to dla mnie robisz? – Spojrzała na mnie swoimi brązowymi oczami, przez co na kilka sekund straciłem myśli.
- Bo to coś prawego. – Zmusiłem się, żeby oderwać od niej wzrok, ponieważ gdybym tego nie zrobił, wpatrywał bym się w nią bez ustanku, przez co czułaby się jeszcze bardziej niezręcznie. Emmett powiedział, że jest normalna i ładna. Może w porównaniu do Rosalie, ale Rosalie stanowiła jej całkowite przeciwieństwo. Bella była urocza. Miała długie, proste, brązowe, lśniące włosy i bladą, niemal przezroczystą, podatną na rumieńce, karnację. Jej oczy były brązowe i głęboko osadzone, a twarz miała kształt serca.
- Ale narzeczona? – spytała, rozbijając moje marzenia. – to wydaje się strasznie skomplikowane. Nie mogłam być po prostu dawnozagubioną kuzynką lub kimś takim?
Uśmiechnąłem się słabo. – Niestety nie mam żadnych dawnozagubionych kuzynek, o których istnieniu nie wiedziałaby reszta rodziny. A ponieważ nie mam zamiaru żyć przez rok, nie mogąc się z nią kontaktować, pomyślałem, że narzeczona byłaby najbardziej przekonująca.
- Więc zamiast tego będziesz się widywać z bliskimi i pozwalać im wierzyć, że masz zamiar mnie poślubić?
- Jasne. – Wzruszyłem ramionami. – Przywykli do tego, że nie mówię im o sprawach osobistych. A my po prostu nie ustaliliśmy jeszcze daty ślubu. Wiele par ciągle to robi.
- Więc jesteś blisko ze swoją rodziną? – Bella wzięła kolejny kęs lasagni, a ja zauważyłem, że obserwuję, jak jej usta zamykają się wokół widelca
Oderwałem od niej wzrok i skupiłem go na jedzeniu. – Tak. Jest dla mnie najważniejsza na świecie.
Powoli pokręciła głową. – Nie ma mowy, żeby uwierzyli, że jesteśmy zaręczeni.
- Uwierzą – zapewniłem ją. Ludzie wierzą w to, co chcą, a moja matka i siostra nie marzą o niczym innym, niż żebym znalazł sobie kogoś, z kim spędzę resztę życia.
A kiedy Bella uda się na proces i nasza „umowa” dobiegnie końca, spędzę kolejny rok na unikaniu ich wykładów o znalezieniu sobie żony, mówiąc, że potrzebuję trochę czasu, aby otrząsnąć się po Belli. Ta część mojego planu była genialna.
Bella zbierała na talerzu sałatkę, unikając ze mną kontaktu wzrokowego. – Nie tylko jestem okropną kłamczuchą, ale oni będą zadawać nam różnego rodzaju pytania. Na przykład jak się poznaliśmy, jak się oświadczyłeś…
- Myślałem o tym – zapewniłem ją. – Stworzyłem dokument z naszą historię. Zapisałem plik na laptopie, który jest w twoim pokoju. Oczywiście napisałem ją, zanim się spotkaliśmy, więc niektóre fakty mogą się ze sobą gryźć.
- Dałeś mi laptopa?
- Miałem jednego w zapasie. W każdym razie, jeśli chcesz coś zmienić, daj mi znać, a ja to przeczytam.
- Okej – powiedziała Bella. – To brzmi dosyć sensownie.
Teraz nadchodzi ta niezręczna część. – Mam też pierścionek dla ciebie. – Wyciągnąłem pudełko z kieszeni i je jej wręczyłem.
Jej oczy poszerzały, nim je otworzyła. – Kupiłeś mi pierścionek?
- Ludzie powinni wierzyć, że jesteśmy zaręczeni. – Emmett powiedział mi, że jej rodzina pochodziła z klasy średniej, a ten pierścionek, prawdopodobnie kosztował więcej niż wszystkie rzeczy, jakie posiadała, a przez to czułem się nieswojo.
Ostrożnie otworzyła pudełko, jakby mogło ją ugryźć. – To nie pierścionek, to kamień.
- Podoba ci się? Nie spędziłem zbyt wiele czasu na wybieraniu go, ale starałem się wziąć coś modnego i gustownego.
- Nie mogę go nosić. Jest ogromny.
- Jest mniejszy niż pierścionek mojej siostry i bratowej. – Nie dodałem, że to najmniejszy, najtańszy pierścionek, jaki mogłem kupić, żeby moja mama się nie krzywiła
- Mogłabym kogoś tym zranić. – Bella posłała mi zdenerwowane spojrzenie. – I jeszcze o tym nie wiesz, ale nie do końca posiadam grację. Pewnie wyrządzę tym komuś krzywdę.
- Gdybyśmy naprawdę byli zaręczeni, moja narzeczona otrzymałaby ładny pierścionek. Przepraszam, że ci się nie podoba.
- Nie chodzi o to, że mi się nie podoba, po prostu… Ile ma, cztery karaty?
- Masz dobre oko. Trzy i osiem dziesiątych, wycięta poduszka, kolor klasy F, jasność VSI, osadzony w białym złocie. – Tak, to definitywnie było niezręczne. Patrząc na wyraz jej twarzy, miałem pewność, że uważała ten pierścionek za nieprzyzwoicie drogi.
- To twoje dwie pensje?
Nie, kosztował mnie mniej, gdyby liczyć to, co otrzymałem z funduszu powierniczego. Czy powinienem jej o tym powiedzieć? Nie chciałem afiszować się pieniędzmi. W rzeczywistości moje milczenie wystarczyło.
- Bez słowa wsunęła pierścionek na trzeci palec. Błyszczał ostro w świetle kandelabrów.
- Mogę zadać ci parę pytań? Dzisiaj, kiedy byłam w samochodzie z Jacobem, zauważyłam, że wie on o tobie więcej niż ja. To było dziwne.
Poczułem ukłucie irytacji na wspomnienie imienia ogrodnika, a moja odpowiedź była bardziej szorstka, niż zamierzałem. – Śmiało. Chociaż dobrze by było, gdybyś przeczytała dokument, który wcześniej napisałem na twój użytek.
Mimo mojego tonu Bella była niezłomna. – Czym się zajmujesz?
- Radzę sobie z codziennymi operacjami w drugiej co do wielkości prywatnej fundacji w Stanach Zjednoczonych.
- Ile masz lat?
- Dwadzieścia dziewięć. – Nagle zacząłem się zastanawiać, czy nie wydawałem się jej stary. Zbliżałem się do trzydziestki, a ona zajmowała się flirtowaniem z moim ogrodnikiem.
- Ile masz rodzeństwa?
- Dwoje: Emmett jest starszy, a Alice młodsza.
- Ile masz wzrostu?
- Sto osiemdziesiąt dziewięć centymetrów. Wszystko jest w dokumencie, który zapisałem na laptopie. – Mój ton ponownie był szorstki, ale skoro oboje mamy brać udział w tym oszustwie, musimy zadać sobie trochę więcej niż zaledwie kilka pytań podczas kolacji.
- Och, przeczytam go dzisiaj wieczorem, tak sądzę. – Bella znów spuściła wzrok na talerz. Przez kilka sekund ruszała widelcem, ale w końcu go odłożyła.
- Jutro cały dzień spędzę w pracy. Będzie się tu kręcić kilka pracowników, a pokojówka przyjdzie po obiedzie. Ogrodnik, którego już poznałaś, pojawi się nad ranem, tak samo jak chłopak zajmujący się basenem. Możesz wybrać sobie dowolny pokój. Twój komputer jest podłączony do domowej sieci, więc masz połączenie z Internetem.
- Okej. – Wyglądała na trochę zszokowaną. Podałem jej zbyt wiele informacji jak na raz?
Kontynuowałem, ignorując jej dyskomfort. – Będziesz potrzebowała nowych ciuchów i prawdopodobnie będziesz musiała zmienić wygląd, żeby być bezpieczną. Już poprosiłem młodszą siostrę, Alice, żeby mogła ci w sobotę w zakupach.
- Um, a nie wyda jej się dziwne, że nie mam żadnych ciuchów i potrzebuję nowego wyglądu?
Zawahałem się. – Powiedziałem jej, że śledził cię były chłopak I musiałaś nagle wyjechać, bo martwiłaś się, że mógłby cię znaleźć, gdyby ktoś z prasy zrobił nam zdjęcie.
Zamrugała. – Z prasy?
- Jak możesz sobie wyobrazić, moja rodzina jest dosyć rozpoznawalna w społeczeństwie.
- Ludzie będą nam robić zdjęcia? – Wyglądała na przerażoną. Zabawne, myślałam, że częścią, która ją przestraszy, jest ta o niezrównoważonym chłopaku.
Wyprostowałem się. Większość kobiet chciałaby zostać ze mną sfotografowana, ale większość kobiet nie żyła w obawie przed utratą życia. Próbowałem zachować neutralny ton głosu. – Oczywiście zrobię, co mogę, żeby nikt cię nie sfotografował.
Przytaknęła i spojrzała na swoje jedzenie. To podsumowało naszą rozmowę podczas kolacji. Jadła bardzo mało i głównie dziobała w potrawie. Pomogła mi pozbierać naczynia ze stołu i wsadziła je do zmywarki.
Powiedziała, że jest zmęczona i po kolacji od razu udała się do swojej sypialni. Ja nie zasnąłem do późna, ponieważ przeglądałem wnioski o dotację, starając się nie myśleć o młodej kobiecie, która spała na górze.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez marcia993 dnia Nie 19:47, 15 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Phebe
Wilkołak



Dołączył: 17 Kwi 2010
Posty: 140
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sleepy Hollow

PostWysłany: Pon 12:59, 16 Sie 2010 Powrót do góry

Miałam nadzieję na troszkę bardziej szczegółowy opis emocji, jakie wzbudziło w Edwardzie pojawienie się Belli...
Ale, wszystko w swoim czasie.
Na pewno to dopiero początek tej zagmatwanej historii.
Miło jest zobaczyć kolejną aktualizację w tak krótkim przeciągu czasu. Wink
Weny!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
zawasia
Dobry wampir



Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D

PostWysłany: Pon 17:55, 16 Sie 2010 Powrót do góry

szybko dodane, więc juz plus jest, mam nadzieję, że kolejne również bedą się dosyc często pojawiac:)
uważam, że sam pomysł jest swietny i fabula będzie na tyle ciekawa, że będziesz miec dużo czytelników:)
rozdział ciekawy, mamy całą plejadę zmierzchowych gwiazdek, w tym ogrodnik i kolega od basenów ciekawe kim on będzie...
ten rozdział troszkę tai wprowadzający bardziej w życie u Cullena więc mam nadzieję, że w następnym będzie może nie tyle co ciekawiej, ale zobaczymy chociaż Alice w akcji
rozumiem, że dwoma kobietami chcącymi szczęścia Eda to Esme i Alice,
do następnego
pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Kristenhn
Wilkołak



Dołączył: 25 Sty 2009
Posty: 206
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 30 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Śro 9:03, 18 Sie 2010 Powrót do góry

Serdecznie zapraszamy wszystkich na kolejny rozdział. Mamy nadzieję, że się wam spodoba i nie zawiedziecie się Wink Jest nieco krótszy, ale jestem pewna, że to tylko ten jeden.

Chap można znaleźć także na naszym chomiku: [link widoczny dla zalogowanych]

~*~

Autorka: limona
Tłumaczka: Kristenhn
Beta: Nina Spektor

Rozdział III
Sobota, 22 marca 2008
Bella

- W porządku, Edwardzie, możesz nas zostawić – powiedziała Alice. – Nie zamierzam jej wystraszyć.
Edward posłał mi niepewne spojrzenie. Starałam zachowywać się pewnie, ale jestem przekonana, że mi nie wyszło. Była sobota. Nie chciał zostawić mnie z jego siostrą, a ja nie chciałam być z nią zostawiona, więc się ze sobą zgadzaliśmy. Niestety, Alice widziała rzeczy całkiem inaczej. Szybko nauczyłam się, że w rodzinie Edwarda nie było demokracji. Głosy jego siostry i matki liczyły się bardziej niż kogokolwiek innego.
- Sioo, powiedziałam! Bella i ja potrzebujemy czasu dla siebie, jeżeli mam zdziałać cuda. – Mała, ale brzemienna Alice próbowała siłą wyrzucić Edwarda z pomieszczenia. Byłoby to zabawne, gdybym nie liczyła na to, że Edward powstrzyma Alice przed zadawaniem zbyt osobistych pytań. Przeczytałam wszystko o jego życiu, jak obiecałam, ale w żaden sposób nie czułam się pewnie.
- No – odezwała się, kiedy Edward wyszedł, a drzwi się zamknęły. Potarła dłońmi o siebie w oczekiwaniu, a po moim ciele przeszedł dreszcz. – Zaczynamy.
- Okej – powiedziałam. Usiadłam na brzegu sofy z dłońmi na kolanach, aby niczym się nie bawić. – Jaki jest plan?
- Zanim zrobimy coś drastycznego, powiedz, czy dobrze rozumiem. Edward wspomniał, że twój były cię prześladuje i boisz się, że cię rozpozna, jeżeli paparazzie złapie cię z nim.
- Racja – potwierdziłam.
- Powiedział także, że czułabyś się bezpieczniej, gdyby twój wygląd drastycznie się zmienił. Czy naprawdę tego chcesz? – Alice posłała mi uważne spojrzenie. – Mogę sprawić, że będziesz wyglądała całkiem inaczej, ale nie chcę, żebyś spojrzała w lustro i płakała, kiedy nie poznasz samej siebie. Rozumiesz?
- Chciałabym zmienić wygląd tak bardzo jak to możliwe, bez wprowadzania radykalnych zmian.
Alice wywróciła oczami.
- Ty i Edward jesteście dla siebie stworzeni. Oboje jesteście uparci.
- Nie staram się być uparta – odparłam trochę zbyt obronnie. – Po prostu nie chcę obudzić się jutro rano i zorientować, że jestem blondynką.
- Dobra wiadomość jest taka, że, w pewnym sensie, i tak wyglądasz nijako.
Próbowałam utrzymać neutralny wyraz twarzy. Nazwanie mnie nijaką to jak powiedzenie, że jestem całkowicie przeciętna. Alice nie zwiększała mojego ego. I kiedy nie obchodziło mnie, jak wyglądałam, to trochę irytujące było nazwanie mnie w ten sposób, gdy przechodnie mogliby pomyśleć, że jestem zaręczona z mężczyzną wyglądającym, jakby wyszedł prosto z okładki GQ.
Alice chyba zauważyła moją niepewność, bo szybko się poprawiła.
- Poprzez nijaka miałam po prostu na myśli, że wielu ludzi posiada brązowe włosy i brązowe oczy. Nie ma znaczenia, czy pofarbujemy twoje włosy, bo nie ma takiej potrzeby.
Jej słowa nie sprawiły, że poczułam się trochę lepiej w stosunku do mojego wyglądu, ale ostatecznie nie miała na myśli nic złego. Posłałam jej wymuszony uśmiech, mimo tego, że obserwowała mnie tak uważnie, że czułam się, jakby włączyła reflektory i skierowała je na mnie.
- Oto plan: po pierwsze, kupimy kosmetyki, kiedy twoja cera jest świeża, a następnie zajmiemy się twoimi włosami. Po drugie, kupimy ubrania. Po trzecie, wybierzemy się do spa, aby wypocząć i przygotować się na ponowne spotkanie z naszymi mężczyznami.
Jej ambitny plan powinien zasiać spustoszenie w mojej głowie, zamiast tego moje myśli skupiły się na jej ostatnim zdaniu. Nasi mężczyźni. Myślała o Edwardzie jako o moim mężczyźnie, podczas gdy on całkowicie nim nie był. Nie zniechęcało mnie to, że będę musiała udawać przed całym światem, że kocham Edwarda. Byłam mu dłużna tak wiele, że nigdy bym go nie spłaciła, więc udawanie, że go kocham, było czymś niewielkim. Poza tym, nie przeszkadzał fakt, że był tak przystojny, iż moje serce na chwilę się zatrzymywało. Przez moją głowę przemknęła trudniejsza część tego planu. Nie musiałam tylko udawać, że go kocham. Musiałam udawać, że on kocha mnie. Nagle poczułam się przytłoczona przez ogrom tej sytuacji. On ledwo chciał ze mną rozmawiać.
- Bella, wszystko w porządku? – Alice spoglądała na mnie z zaciekawieniem. – Tego chcesz, prawda?
- Tak. Chodźmy.
Kilka minut później jechałyśmy wzdłuż autostrady w żółtym Porsche 911. Świat zlewał się przez alarmującą prędkość. Starałam się ciągle spoglądać przed siebie, nie pozwalając sobie rzucić okiem na prędkościomierz. Próbowałam nie oceniać Alice na podstawie faktu, że była w szóstym miesiącu ciąży i jeździła jak wariatka. Nie wszyscy dorastali, mając szeryfa policji za ojca.
Kupowanie kosmetyków poszło lepiej, niż sądziłam. Wyobrażałam sobie, że zakupimy je w jakimś małym kiosku, ale Alice zabrała mnie do salonu, gdzie ludzie nazywali ją po imieniu. Ona, ja i konsultantka o imieniu Eileen byłyśmy w prywatnym pokoju pełnym luster. Spędziłyśmy tam godzinę, kreując mój nowy „look”. Nim wyszłyśmy, wiedziałam, że będę musiała spędzić dziesięć minut każdego ranka, by stworzyć ten „look” od nowa. Tak długo jak myślałam tylko o dziesięciu minutach i odmawiałam sobie chęci policzenia, ile czasu zmarnuje na makijaż w ciągu miesiąca albo nawet roku, nie brzmiało to tak źle.
Do obcięcia włosów byłam mniej przekonana. Lubiłam je takie, jakie były: długie. Wiedziałam, że to jedna z rzeczy, która musiała się zmienić, aby nikt mnie nie rozpoznał, ale nie wydawało się to ani trochę łatwiejsze. Miałam długie włosy odkąd skończyłam sześć lat. Stylista był bezlitosny i ściął je na krótkiego, asymetrycznego boba. Kiedy skończył, boki sięgały mojej brody, a tył był nawet krótszy. Alice miała rację - wyglądałam jak kompletnie inna osoba.
Zakupy ubrań obejmowały odwiedzenie kilku staranie wybranych butików. Alice i ja weszłyśmy do luksusowej przymierzalni, która była rozmiarów mojej sypialni w moim starym mieszkaniu, podczas gdy czekałyśmy, aż sprzedawczynie przyniosą nam stos ubrań. Mierzyłam je, a Alice krytykowała. Większość ubrań nie miała nawet ceny. Niektóre z nich były dostępne w jednym rozmiarze, a gdybyśmy je chciały, musiałybyśmy zamówić je u projektanta. Ozdobne cięcia i miłe drapowania materiałów przekonały mnie, że dzisiejszy rachunek z łatwością przekroczyłby sumę pieniędzy, które zarobiłam w zeszłym roku.
Gdy pozwoliłam sobie myśleć o tym zbyt długo, robiło mi się niedobrze, więc próbowałam udawać, że ubrania były prezentem za zgodzenie się na zeznawanie. I w pewnym sensie były. Gdybym się na to nie zgodziła, nie mieszkałabym z Edwardem. A gdybym nie mieszkała z Edwardem, nie płaciłby za te zakupy. Edward próbował udawać, że Wuj Sam deptał rachunek za tę odnowę, ale wiedziałam, że moje stypendium od rządu to tylko sześćdziesiąt tysięcy za cały rok. Gdybym Wuj Sam deptał rachunek za zakupy, Edward musiałby płacić za wszystko, co kupię przez kolejny rok. Myśl o tym, że miałby wydać na mnie tyle pieniędzy, sprawiła, że poczułam się niekomfortowo, jednak starałam się o tym nie myśleć. Bądź co bądź, miałam alternatywę: albo Edward wydawał na mnie pieniądze, albo spędzałam ten czas w szpitalu psychiatrycznym. Hmm, szpital psychiatryczny czy życie w willi? Większość ludzi nie wahałaby się, gdyby miała taką możliwość.
Po tym jak wybrałyśmy ubrania, poszłyśmy do centrum handlowego. Byłam nieco zdziwiona, bo sądziłam, że zmierzałyśmy do spa.
- Mam już dużo ubrań, Alice – powiedziałam, gdy zaparkowała na tyle daleko od centrum, że dookoła nas nie było żadnego samochodu. Najwyraźniej bardzo troszczyła się o swój samochód.
- Nie jesteśmy tu po ciuchy, głupia. Kupimy okulary przeciwsłoneczne.
- Okulary?
- Twoje nowe ulubione akcesoria, które możesz nosić, jak gdzieś wychodzisz. – Gdy nadal wyglądałam na zdziwioną, dodała: - W razie, gdybyś została sfotografowana.
- Och. – Zdecydowanie znalazłam się w jakimś innym świecie – ja, zwykła Bella, miałam nosić okulary przeciwsłoneczne, kiedy będę wychodziła na zewnątrz, aby unikać paparazzie, jakbym była jakąś sławną aktorką. Może byłam w szpitalu psychiatrycznym i wszystkie leki, które mi dawali sprawiały, że miałam szalone sny. Uszczypnęłam się, tak na wszelki wypadek. Ałć. Nie, nie śnię.
Alice była świadoma mojego zmieszania. Edward opisał ją jako tornado energii i zaczynałam rozumieć, że ani trochę nie przesadzał. Nawet w szóstym miesiącu ciąży Alice była pełna sił, kiedy ciągnęła mnie wzdłuż parkingu do centrum handlowego i prosto do sklepu z okularami przeciwsłonecznymi.
Kupiłyśmy dwanaście par. Alice chciała kupić dwadzieścia, ale pozwoliłam jej tylko na dwanaście. Starałam się przekonać ją, żebyśmy kupiły dwie pary, ale powiedziała, że gdybym miała tylko dwie pary, zgubiłabym je. Nigdy w życiu nie zgubiłam ani jednej pary okularów, ale łatwiej było się nie kłócić.
Do spa jechałyśmy w ciszy. Alice była szczęśliwa i niemal nuciła z podekscytowania spowodowanego naszymi zakupami. Ja siedziałam cicho, ponieważ czułam się tym przeciążona. W sklepie z okularami przyglądałam się swojemu odbiciu. Nie wyglądałam jak ja i bardzo mnie to niepokoiło. W przeciągu ostatnich kilku miesięcy zrezygnowałam z mojego domu, rodziny, przyjaciół i większości moich przynależności, a nawet mojego miasta rodzinnego. Mój wygląd był wszystkim, co mi zostało, a teraz i to odeszło.
Ludzie w spa przywitali Alice, jakby była ich najlepszą przyjaciółką. Najwyraźniej przychodziła tu często. Gdy usiałyśmy na krzesłach, pozwalając zrobić nam pedikiur, zorientowałam się, że nie miałam jak uciec przez rozmową z nią.
- Jak poznałaś Edwarda?
Rozważyłam to szybko. Wczorajszy dzień spędziłam czytając całą historię naszego poznania, którą napisał Edward, a ja jej nienawidziłam. Według niej spotkaliśmy się na balu charytatywnym. Ułożył historię, zanim nawet mnie spotkał, więc nie było w niej ani trochę mnie. A teraz byłam zdesperowana, aby utrzymać w tej historii tak wiele mnie jak tylko możliwe. Edward także podał mi listę jego zainteresowań, publicznych i prywatnych, abym nie palnęła głupstwa, gdyby ktoś zadał mi pytanie. Skupiłam się, próbując przypomnieć sobie jego zainteresowania i dopasować je do sposobu naszego pierwszego spotkania.
- Poznaliśmy się w filharmonii. – Krótko i na temat, Bello.
- Och, naprawdę? Edward ma bilet sezonowy. – Przerwała. – Ale zgaduję, że już to wiesz.
Nie wiedziałam, ale to sprawiło, że moja opowieść stała się bardziej przekonywująca.
- Tak, kupowałam bilet w ostatniej chwili i wylądowałam obok Edwarda.
- Nie siedział w naszym pomieszczeniu?
Ja i moja paplająca buzia. Oczywiście, że Edward miał prywatny pokój. Pragnąc zmienić temat, spytałam:
- Zdecydowałaś już, jakie imię wybierzesz?
Alice posłała mi ten specjalny, promieniujący uśmiech, który wszystkie kobiety wydawały się mieć, kiedy myślały o swoich dzieciach.
- Joshua Carlisle, po moim tacie.
- Jestem pewna, że będzie mu bardzo miło.
Niezrażona jej pragnieniem do przepytania mnie, zapytała:
- Jak długo jesteście razem?
- Około trzech miesięcy.
Jej twarz zaczerwieniła się.
- Edward naprawdę powinien poznać nas wcześniej.
- Jest skrytą osobą.
- Mógł chociaż powiedzieć, że się z tobą spotyka! – Chwyciła moją dłoń i spojrzała na mnie. – Myślałam, że dalej widuje sukę Jessicę, więc próbowałam umawiać go na randki. Proszę, nie bądź zła. Naprawdę nie wiedziałam, że jest z tobą, inaczej przestałabym rzucać na niego te wszystkie dziewczyny.
- Nie jestem zła.
- Och, dobrze. – Alice wyglądała tak, jakby odczuła ulgę, przez co poczułam się winna. Kłamanie obcym nie było niczym wielkim, ale Alice i ja nie byłyśmy już obcymi osobami. I wtedy poczułam się jeszcze bardziej winna, bo dodała: - Mam przeczucie, że będziemy świetnymi przyjaciółkami.
- Więc twój mąż nazywa się Jasper? – Znowu spróbowałam zmienić bieg konwersacji.
- Tak. Poznasz go dzisiaj wieczorem. – Przez moment nic nie powiedziała. – Wiem, że nie powinnyśmy o tym rozmawiać, ale widzę, jak Edward ratuje cię z poprzedniego związku, w którym byłaś.
- Och?
- Edward to brat, o którym myślę jak o dzielnym rycerzu. Cieszę się, że w końcu odnalazł swoją damę.
Zanim pomyślałam, co mówiłam, wypaliłam:
- Według mnie Emmett bardziej pasuje na dzielnego rycerza.
Alice zmrużyła oczy i posłała mi ostre spojrzenie.
- Dlaczego?
- Cóż. – Zastanowiłam się, co mogłam powiedzieć. – Ciągle ratuje ludzi; ludzi, których naprawdę ciężko ocalić. – Jak mnie, dodałam w myślach.
- Emmett powiedział ci, że pracuje w WitSec? – Spojrzała na mnie penetrująco i nagle zaczęłam myśleć, czy był to sekret. – Cóż, chyba rozumiem twój punkt widzenia, ale Emmett jest bardziej bohaterem. Pomaga wielu ludziom i jest większy niż życie. Ale wciąż uważam, że Edward jest rycerzem. Jest mroczny i poważny, ale ma szczere serce. Także pomaga ludziom, jest po prostu bardziej uważny co do tego, komu pomaga.
- Rozumiem – zgodziłam się. Zgoda wydawała się najlepszą rzeczą. Rozważyłabym to później.
- Nie wiedziałam, że Edward przedstawił cię Emmettowi.
- Cóż – zaczęłam, nie wiedząc, co powiedzieć. Za każdym razem, jak coś mówiłam, pogrążałam się jeszcze bardziej.
- Nieważne. Nie wiedziałaś, że Edward zachował się niegrzecznie, przedstawiając cię najpierw Emmettowi. Później z nim o tym pogadam.
- Jeżeli Emmett jest bohaterem, a Edward rycerzem, kim jest Jasper? – Musiałyśmy przestać rozmawiać o Emmettcie i Edwardzie, zanim znowu otworzyłabym buzię.
- Jasper jest generałem. Zawsze myśli i zawsze planuje, zawsze oczekując najlepszego.
- A jeżeli nazwałaś mnie damą, kim jesteś ty?
- Ja? – zachichotała. – Jestem plotkarą, tak mi się wydaje. Nic nie poradzę na to, że jestem hałaśliwa. A Rosalie, cóż, Rosalie jest królową.
- Emmett i Rosalie mają dwie córki?
- Tak. Są małymi księżniczkami. Są rozpieszczone, ale i tak wszyscy je kochają. – Alice uśmiechnęła się do mnie ciepło. – Tak bardzo się cieszę, że wszystkich dzisiaj poznasz.
- Wszystkich? Myślałam, że spotkam tylko Jaspera i Rosalie. To znaczy, już znam Edwarda i Emmetta…
- Musiałam zapomnieć powiedzieć o tym Edwardowi. Przez tą ciążę jestem taka zapominalska, przysięgam.
- Co dokładnie zapomniałaś mu wspomnieć?
- To nic wielkiego. Po prostu wspomniałam mamie, że idziemy do Emmetta na obiad i chciała, aby mogli razem z tatą do nas dołączyć. Więc ich także dzisiaj poznasz.
Zbladłam.
- Nie denerwuj się, Bello. Pokochają cię, jestem tego pewna. Edward mógłby przyprowadzić do domu kogoś z płetwiastymi stopami, a mamę by to nie obchodziło tak długo, jak on byłby szczęśliwy.
Zaraz po pedikiurze zrobiłyśmy manikiur i maseczki. A potem, ku mojemu przerażeniu, Alice poszła na depilację. Była w szóstym miesiącu ciąży i wciąż się depilowała? Wielkim zdziwieniem było to, że Alice sądziła, że ja też będę chciała pójść.
- Bella, zaoszczędzisz czasu. Niemal dostałaś ataku, kiedy powiedzieli ci, że makijaż zajmie dziesięć minut dziennie. Jeżeli się wydepilujesz, nie będziesz musiała się golić. To o wiele skuteczniejsze…
Nie wspomniałam, że i tak nie goliłam się tak często. Dlaczego miałabym? Nie miałam dla kogo. Ale Alice myśli, że powinnam dla Edwarda.
CZNE to moje nowe motto: Co Zrobiłaby Narzeczona Edwarda?
Ugh. Narzeczona Edwarda prawdopodobnie poszłaby na depilację.
Więc to zrobiłam. I to bolało. Moja skóra była cała czerwona i podrażniona, ale obiecali, że niedługo to minie.
Pojechałyśmy do domu Emmetta, gdzie miałyśmy spotkać Edwarda. Przybyłyśmy zaraz po tym, jak Edward zaparkował na podjeździe. Wysiadł z Volvo i podszedł do samochodu Alice, aby pomóc mi wysiąść.
- Hej, tu ciężarna kobieta! – krzyknęła Alice z drugiej strony, najwyraźniej zdenerwowana, że nie pomagał jej wyjść.
- Alice, spędziłaś całą ciążę, mówiąc, abym ci nie pomagał tylko dlatego, że jesteś w ciąży. Zmieniasz zdanie? – Kiedy to mówił, obszedł Porsche dookoła i pomógł Alice.
- Powinieneś mi pomóc dlatego, że jestem twoją siostrą, a nie dlatego, że jestem w ciąży – sapnęła.
- W porządku.
- Więc? Co sądzisz o nowej Belli? – spytała go, gdy posłała mi znaczące spojrzenie.
Edward zlustrował mnie od stóp do głów i poczułam, jak moje policzki nabierają rumieńców. Zmiana miała sprawić, że będę bezpieczniejsza; nie miało to nic wspólnego z moim wyglądem. Mimo tego, gdy na mnie patrzył, czułam się niczym mała, przebierająca się w sukienki dziewczynka, żyjąca w świecie, do którego nie należała. Tylko że ja nie mogłam powrócić do poprzedniego wyglądu przez bardzo długi czas.
- Alice – odezwał się w końcu. – Przeszłaś samą siebie. Bella wygląda tak pięknie, jak wyglądała, kiedy zabrałaś ją tego ranka. Dziękuję.
Zaczerwieniłam się jeszcze bardziej, chociaż nie myślałam, że to możliwe. Zeszłej nocy Edward wydawał się zimny i zdystansowany, ale teraz mówił mi dokładnie to, czego potrzebowałam usłyszeć. Poczułam do niego nagły przypływ wdzięczności. Może nie był tak zdystansowany, jak sądziłam.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kristenhn dnia Śro 9:09, 18 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
zawasia
Dobry wampir



Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D

PostWysłany: Śro 10:25, 18 Sie 2010 Powrót do góry

świetny...
fajnie opisane jest cały dzień z ALice, troszkę się bałam, że zakupy i wybieramnie ubrań to będzie bardziej pokazanie, czy tez opisanie ciuchów po kolei jakie marki i ile czego dokładnie i tego nie było i za to dziękuje...
zmiana Belli też jest dobra, bo nie zmienilaś jej koloru włosow i innych jakiś tam zmian tylko fryzura odpowiedni make up oraz nowe ciuchy no i 12 par okularow:) te okulary to chyba najlepsze są
myślałam, że będzie więcej rozmowy o Edzie, jakieś długie przesluchanie, ale naszczęście i tu się nie zawiodłam
to teraz czekam już na kolację rodzinną i niech Bella przestanie z tym zauroczeniem do Emmeta:D
pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Lady Vampire
Wilkołak



Dołączył: 10 Kwi 2009
Posty: 197
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ni stąd, ni zowąd

PostWysłany: Pon 11:50, 23 Sie 2010 Powrót do góry

To chyba jedno z tych opowiadań, którymi jest się zafascynowanym od początku. HIPS jest absolutnie niesamowite.
Zgrabnie przetłumaczone, wątek kryminalny (!) i ciekawa fabuła. Czego chcieć więcej?
Strasznie mnie zaintrygowało i z niecierpliwością czekam na Wasze tłumaczenie, choć korci mnie żeby zajrzeć do oryginału, żeby się wreszcie dowiedzieć o co w tym wszystkim chodzi. Spróbuję się powstrzymać, bo warto czekać.
Chęci na tłumaczenie;)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
belongs_to_cullens
Wilkołak



Dołączył: 27 Sty 2010
Posty: 126
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 12:49, 23 Sie 2010 Powrót do góry

I juz koniec? Znalazłam to opowiadanie dziś i właśnie je przeczytałam i czuję niedosyt.

Muszę zaraz odejść od komputera, więc nic konstruktywnego tym razem nie napiszę, chciałam tylko dać Wam znać, że macie nowego wiernego czytelnika:)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wampirzyca1990
Nowonarodzony



Dołączył: 25 Sie 2010
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Śro 13:22, 25 Sie 2010 Powrót do góry

Przeczytałam wszystkie 3 rozdziały i czuję niedosyt Smile
FF świetnie napisany i świetnie przetłumaczony. Czytelnika lektura wciąga już od pierwszych słów i nie może się oderwać od niej, ciekawy co nastąpi dalej.
Mam nadzieję, że kolejne rozdziały będą równie świetne, jeśli nie jeszcze lepsze Wink
Życzę Weny! :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
marcia993
Dobry wampir



Dołączył: 27 Sty 2009
Posty: 997
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 104 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: who cares?

PostWysłany: Pią 11:10, 27 Sie 2010 Powrót do góry

Autorka: limona
Tłumaczka: marcia993
Beta: Ewelina

Rozdział IV
Sobota, 22 marca 2008
Emmett


Popołudnie spędziłem na graniu z młodszą córką, Libby, w mini-golfa. Siedziała na tylnym siedzeniu i wesoło ze mną gawędziła. Właśnie wracaliśmy do domu, żeby spotkać się z rodziną na obiedzie, a ja wydawałem różne odgłosy, aby nie przestawała mówić, jednak mój umysł znajdował się gdzieś indziej.
Cieszyłem się, że Libby była przy mnie szczęśliwa, ponieważ moja żona zdecydowanie nie.
Dla córek zachowywałem dobrą twarz, ale Rosalie kłóciła się ze mną od czasu klęski w Kalifornii. Nie byłem pewny, która część tego zadania różniła się od pozostałych, lecz moja praca nigdy jej tak nie złościła. Może to z powodu wielu godzin, jakie ostatnimi miesiącami spędzałem poza domem. Może z powodu niebezpieczeństwa. Może dlatego, że ten świadek był młodą kobietą. Albo może miała okres. Bez względu na przyczynę musiałem dokonać zamiany z Edwardem, żeby móc odnaleźć jakiś sposób, by ją uspokoić.
Gdy Rose dowiedziała się, że byłem w Kalifornii tego wieczoru, kiedy ona przygotowała kolację i wysłała dzieci na noc do dziadków, jej wściekłość nie znała granic. Wtedy dowiedziała się, że ruszyłem sam, bez żadnej pomocy. Od sprania mi tyłka ocaliło mnie tylko to, że byłem w innym stanie.
Spytała, czy próbowałem uczynić ją wdową.
To zabolało.
Oczywiście moje trzy dziewczynki były dla mnie najważniejsze, ale praca także była ważna. Życiu ludzi zagrażało niebezpieczeństwo. Nie potrafiłbym żyć z myślą, że nie obroniłem Marie Swan. Miałem na myśli Belli. Belli, Belli, Belli. Teraz musiałem tak o niej myśleć. Nie potrafiłem sobie nawet wyobrazić, co by było, gdyby Rosalie jakimś cudem odkryła, że świadek, którego - jak sądziła - miałem już z głowy, jadł obiad w naszym domu. Nienawidziłem okłamywać swojej żony, ale w tym przypadku było to koniecznie.
Jedyną rzeczą, która obecnie trzymała mnie w ryzach, była moja obietnica, że świadek został osadzony po raz ostatni do przyszłego roku, kiedy to zostanie rozstrzygnięty proces. Cóż, ta obietnica i kolejna, mówiąca o wspólnych wakacjach. Nawet nie mogę wam powiedzieć, jakie rzeczy obiecałem dla niej i jej zrobić, gdy w końcu gdzieś wyjedziemy.
Niestety nie zapowiadało się na to, by doszło do tego przed pierwszą połową kwietnia. Powiedziałem Rose, że opuścimy miasto, kiedy świadek spędzi dwa tygodnie w nowym miejscu, a ponieważ umiała liczyć, sądziła, że nastąpi to trzeciego kwietnia.
To zbyt szybko, by zostawić Bellę z Edwardem. Po pierwsze - trzydziestego marca miał pojechać na dwutygodniową wycieczkę na Haiti, z której powróciłby trzynastego kwietnia, a ja źle bym się czuł, zostawiając ją bez ochrony. Poza tym - choć chciał dobrze, Edward nie był panem agentem. Pięćdziesiąt procent mnie oczekiwało, że zadzwoni do mnie zalana łzami Bella i będzie domagała się powrotu do więzienia, byleby tylko znaleźć się z dala od niego. Zresztą - przed wyjazdem chciałem się upewnić, że Volturi wierzą, że Marie Swan jest martwa. Teraz, kiedy Bella mieszkała w domu mojego brata, oboje byliby w niebezpieczeństwie, gdyby Volturi odkryli, że żyje. Jeśli coś stałoby się Edwardowi, Rosalie naprawdę skończyłaby jako wdowa.
Ponownie skupiłem uwagę na Libby, która siedziała z tyłu. Uśmiechnąłem się do niej we wstecznym lusterku. Nadal mówiła o tym, jak podczas gry w golfa trafiła do dołka za pierwszym uderzeniem. Miałem wrażenie, że dzisiejszej nocy usłyszę tę historię jeszcze wiele razy.
Kiedy wjechaliśmy na podjazd, zauważyłem Volvo Edwarda i Porshe Alice. Wziąłem kilka głębokich wdechów, próbując się uspokoić. To pierwszy duży test na to, czy Edward i Bella będą przekonujący jako para. Dziś musiałem być czujny, ponieważ gdyby nie udało im się oszukać rodziny, zapowiadałby się cholernie długi rok.
Mama i tato przyjechali tuż po mnie. Kto ich zaprosił? Edward i ja rozmawialiśmy o tym, żeby najpierw sprowadzić Jaspera i Alice, a potem przedstawić Bellę rodzicom. Ten plan już i tak się pogarszał. Przeszukałem schowek w poszukiwaniu butelki ekstra-mocnego Tylenolu, po czym wziąłem dwie pastylki.
- Tatusiu, czemu bierzesz tabletki? Dobrze się czujesz?
- Tak, księżniczko. To tylko ból głowy. Babcia i dziadek za nami parkują.
Rodzice już wyszli z samochodu i skierowali się w naszą stronę. Mała energicznie machała im przez okno.
Otworzyłem drzwi, a mama wypuściła Libby z samochodu. Pozwoliłem jej zaprowadzić dziadków do drzwi. Zobaczyłem, jak Jasper parkował swój samochód i czekałem, aż do mnie podejdzie.
- Możesz uwierzyć, że Edward się zaręczył? – wymamrotał, gdy wchodziliśmy do środka.
Niezobowiązująco odchrząknąłem. Nie byłem pewny, kiedy powinienem się dowiedzieć o jego zaręczynach, więc zamierzałem odzywać się jak najmniej.
Weszliśmy do domu. Cieszyłem się, że niczego nie trzymałem, bo prawdopodobnie upuściłbym to na widok Belli.
Prawie jej nie rozpoznałem. Widywałem ją tylko w niebieskich dżinsach i tenisówkach. Wydawało mi się, iż można było twierdzić, że wyglądała ładnie, ale użycie tego przymiotnika teraz byłoby niemal obraźliwe. Była cholernie seksowna. Nie mogłem uwierzyć, że to ta sama dziewczyna, którą kilka tygodni temu nazwałem ładną i zwyczajną. Teraz już nigdy więcej nie pomylę Belli z Marie.
Widok tak uroczo wyglądającej panny otworzył całkiem nowe opcje w mojej głowie. Oczywiście, kiedy wyglądała jak lisica, łatwiej było każdemu uwierzyć, że przykuła uwagę Edwarda. Ale co, jeśli naprawdę tak się stało? Trochę liczyłem na to, że ciągle będzie wyglądać jak dziewczyna z sąsiedztwa, żeby Edward nie ważył się jej tknąć. Bella była taka młoda i naiwna, i trzymała się z dala od każdego, kogo znała. Naprawdę, naprawdę myślałem, że mogę zaufać Edwardowi, który miał zachowywać się jak dżentelmen. Jego koncentracja na kobietach nie trwała długo, więc kto później pomógłby Belli, jeśli mieliby romans
Rosalie stała tuż za nią, zabijając mnie wzrokiem. W rzeczywistości patrzyłem na Bellę trochę dłużej, niż powinienem. Gdybym nie wiedział o tym wcześniej, w życiu nie miałbym pojęcia, że jest świadkiem. Jak na kogoś tak pięknego, Rosalie czasami czuła się irracjonalnie niepewnie.
Chociaż patrząc na to z drugiej strony, jej niepewność doprowadziła do tego, że podeszła do mnie i złożyła przyjemny, mokry pocałunek na moich ustach. Namiętnie go odwzajemniłem, bez słowa przekazując jej, że jest jedyną osobą, jakiej pragnę. Pocałowała mnie w odpowiedzi, a ja nie byłem pewny, czy nie odstawia scenki, czy to po prosty oznaczało, że już nie była na mnie taka zła. Miałem nadzieję, że to drugie, bo jedyną rzeczą, jaka mogłaby sprawić, że przestanie mnie boleć głowa, był seks na pogodzenie. Jeśli kochalibyśmy się dziś wieczorem, wszystko wydawałoby się jutro bardziej prawdopodobne. Kiedy zaczęła się wycofywać, posłałem jej mój najseksowniejszy pół-uśmiech, upewniając się, że dołeczki w moich policzkach były całkowicie widoczne.
Rosalie uśmiechała się, chociaż widziałem, że jej usta drgały.
Tak, panie i panowie, z całą pewnością będziemy dzisiaj uprawiać seks.
Gdy żona wróciła do kuchni, zauważyłem, że Edward stał koło Belli. Jego ręka wokół jej talii wyglądała trochę zbyt przyjaźnie i władczo. Może tylko udawał, a ja nie musiałem się martwić, że zacznie ją podrywać.
Ta, jasne. Mówiliśmy przecież o moim młodszym braciszku. Od Belli aż krzyczało, że jest „zakazanym owocem”.
Potrzebowałem planu B na wypadek, gdy Edward nie będzie w stanie utrzymać z nią platonicznego związku, a ten plan nie mógł mieć nic wspólnego z więzieniem lub ośrodkiem dla obłąkanych. Nie byłem ani trochę bliżej złapania szpicla w pracy, ale jeśli bym mógł, może przed rozprawą udałoby mi się osadzić Bellę gdzieś indziej. Bym nie musiał okłamywać Rose i martwić się o krótkie zainteresowanie brata wobec płci przeciwnej. Tak byłoby lepiej dla mnie i dla Rose, i definitywnie lepiej dla Belli. Edward może być nią zainteresowany, ale na pewno mu to przejdzie.


Bella

Edward, Alice i ja podeszliśmy do frontowych drzwi i zadzwoniliśmy.
Kiedy zostały otworzone, nie byłam w stanie robić nic innego oprócz patrzenia. Kobieta, która się w nich pojawiła, wyglądała cudownie. Była wysoka i szczupła, miała na sobie szorty, które pokazywały, że jej nogi sięgają nieba. Błyszczące, miodowe włosy opadały w luźnych falach wokół twarzy. Miała przejrzyste, niebieskie oczy, której dopełniały wysoko-osadzone kości policzkowe i kwadratowa szczęka.
Głos Edwarda wyrwał mnie z myśli. – Rosalie, proszę, poznaj Bellę, moją narzeczoną. – Ręka Edwarda znajdowała się na moich plecach, a ja przez koszulkę mogłam poczuć promieniujące od niej ciepło.
To żona Emmetta? Jeśli wcześniej moje zauroczenie nim było śmiechu warte, teraz było rozbrajająco niedorzeczne. Jednak mi wcale nie było do śmiechu.
Kobieta zmierzyła mnie wzrokiem.
Nawet po sesji zmienienia wyglądu prowadzonej z Alice, oceniający mnie rzut oka Rosalie sprawił, że poczułam się jak zwitek gumy do żucia, przyklejony do podeszwy buta. Przez ten cały czas myślałam o Emmecie i jego szczęśliwej żonie oraz tym, że nigdy nie mogłabym marzyć o byciu tak idealną.
- Bello, chciałabym, żeby Edward wszystko nam o tobie opowiedział – oznajmiła kobieta z przesłodzonym uśmiechem – ale był dosyć małomówny. Proszę, wejdź do środka.
Alice posłała Rose znaczące spojrzenie. – Wiesz, był taki małomówny tylko w stosunku do nas. Przedstawił ją Emmettowi już jakiś czas temu.
Ups. Może powinnam udawać, że nie znam Emmetta. Zauważyłam, że Alice i Rosalie rzucały Edwardowi oskarżycielskie spojrzenia. Tak, zdecydowanie powinnam udawać, że nie znam Emmetta. Ręka Cullena zsunęła się z moich pleców i objęła mnie w talii. Przycisnął mnie do siebie zbyt mocno, jakby przez język ciała mógł wymieniać się ze mną myślami.
- To nic osobistego – powiedział dobitnie. – Emmett zajmuje się ochroną ludzi. Myślałem, że mógłby udzielić mi paru rad w związku z sytuacją Belli.
- Och! – krzyknęła Alice, a jej złość znikła. Posłała mi wiedzące o wszystkim spojrzenie. – Naprawdę jest rycerzem w zbroi, co nie?
Przetworzenie tej wymiany zdań zajęło mi chwilkę, ale gdy tylko to zrobiłam, oparłam głowę na torsie Edwarda i uśmiechnęłam się do Alice. – To prawda. – Mężczyzna wyjaśnił, że powiedział Emmettowi o mnie, by lepiej chronić mnie przed nieistniejącym, byłym chłopakiem. Jeśli nie stąpało się twardo po ziemi, można by było pogubić się w jego kłamstwach. A gdybym szybko zabrała głowę z klatki piersiowej Edwarda, moje nogi na drewnianej podłodze byłyby jak z galarety, ponieważ pachniał nieziemsko.
Alice objęła Rosalie ramieniem, po czym wszyscy weszliśmy do domu. Gdy tylko usiedliśmy w salonie, usłyszałam tupot małych stóp.
Do pokoju wbiegła mała dziewczynka, mająca nie więcej niż trzy lata. Posiadała dzikie blond włosy i jasne oczy. Spojrzała na nas, a potem pobiegła prosto do Edwarda.
To mnie zaskoczyło, ponieważ do tej pory nie wiedziałam, że Edward okazywał w stronę dzieci jakiekolwiek zainteresowanie. Ale wtedy usłyszałam jego śmiech. Zdumiona patrzyłam, jak podrzucał dziewczynkę i kręcił ją dookoła. Piszczała z radości. Zerknęłam na Alice, aby zobaczyć, że to jego nietypowe zachowanie, jednak ona nawet nie poświęcała temu uwagi, ponieważ rozmawiała z Rosalie. Widocznie jego zachowanie było normalne i nieznaczące.
Kiedy postawił dziecko na podłodze, przyklęknął obok niego, aby być na tej samej wysokości. – Emma, poznaj kogoś wyjątkowego. To panna Bella.
- Cześć, Emma – powiedziałam, kucając. – Masz uroczą sukienkę.
Dziewczynka posłała mi nieśmiały uśmiech i odbiegła ode mnie, skrywając się za Edwardem.
Zadzwonił dzwonek, a Alice podskoczyła, żeby otworzyć.
Rosalie także wstała. – Edwardzie, Bello, chcielibyście coś do picia?
- Jakie są szanse, że masz jakieś przyzwoite piwo? – Towarzysz wstał, biorąc Emmę na plecy, po czym ułożył ją w swoich ramionach. Ona złapała go za włosy i zachichotała.
Na twarzy Rosalie pojawił się uśmiech, gdy obserwowała swoją córkę. – Jeśli przez przyzwoite masz na myśli zagraniczne to zerowe. Wiesz, że Emmett jest patriotą, jeśli chodzi o piwo.
- No to w takim razie dla mnie tylko wodę.
- Bella? – Rosalie spojrzała na mnie, a uśmiech zniknął z jej twarzy. Jakby wiedziała, że pożądałam jej męża, za co mnie teraz karała. Lecz nie mogła wiedzieć. Dlaczego więc mnie nie lubiła?
- Wodę poproszę.
Kobieta przyniosła mi i Edwardowi szklanki z napojem, a następnie nastąpił chaos. Alice przyszła do salonu z tłumem nowych osób. Edward postawił Emmę, a ona pobiegła do ludzi. Emmett też tam był, tak samo jak mała dziewczynka, która musiała być jego starszą córką. Ręka Alice była splątana z dłonią wysokiego blondyna, który – jak przypuszczałam – był Jasperem. Znajdowała się też tu inna para atrakcyjnych, starszych ludzi, a do mnie dotarło, że to rodzice Edwarda.
On objął mnie w talii, a ja spięłam się na moment, nim przypomniałam sobie, że odstawia dla nich szopkę. Byłam pewna, że ludzie znajdujący się w tym pokoju, włączając w to Emmetta, wierzyli, że dotykaliśmy się także w inny sposób niż ten, więc pozwoliłam sobie oprzeć się na Edwardzie, ale tylko troszkę. Mogłabym przestać, kiedy nikt by nie patrzył.
Wszyscy się przedstawili, a potem Rosalie zawołała nas do jadalni. Nigdy wcześniej nie siedziałam przy tak dużym stole, by pomieścił dziesięć osób, ale temu się to udawało. Zostałam usadzona obok Edwarda i milczałam, obserwując wszystko, co się działo dookoła.
Wszyscy uważali wspólny obiad za coś ważnego i ciągle komplementowali Rosalie, ponieważ sama go przyrządziła. Zanim rozpętało się to zamieszanie związane z Volturi, gotowałam sama prawie każdego wieczoru. To nic wielkiego, lecz ja nie byłam bogata.
W połowie obiadu sprawy się pogorszyły. Esme, matka Edwarda, chciała zobaczyć mój pierścionek zaręczynowy. Siedziała naprzeciw mnie, więc nerwowo pokazałam jej rękę, by mogła zacząć go podziwiać.
- Bardzo ładny, Edwardzie – powiedziała i spojrzała na mnie. – Powiedzcie mi, jak się poznaliście.
Myślałam, że mówiła do mnie, więc odpowiedziałam. Niestety Edward myślał, że mówiła do niego, więc także odpowiedział. Ja odparłam, że na koncercie symfonicznym, on, że na gali charytatywnej.
Zapadła cisza. Nie odważyłam się spojrzeć mu w oczy. Powinnam uprzedzić go, że oderwałam się od skryptu, kiedy przebywałam z Alice, ale byłam nim taka oczarowana, gdy wcześniej na podjeździe powiedział, że jestem piękna, że o tym zapomniałam. Właściwie w ogóle nie spędzałam z nim czasu na osobności, z dala od Alice, bym mogła się mu do tego przyznać.
Brwi Esme uniosły się tak wysoko, że znikły pod delikatną grzywką. – Więc gdzie?
Rosalie prychnęła. – O co chodzi, Edward? Poderwałeś ją w barze topless czy co?
- Co to bar topless? – zapytała Libby, starsza córka Emmetta.
Edward kompletnie je zignorował i odezwał się bezpośrednio do matki. W jakiś sposób udało mu się zmieszać nasze historie w sposób, który brzmiał wiarygodnie. Nieznacznie się rozluźniłam.
Zadawano nam kolejne pytania o naszych zaręczynach i przebiegu związku, a ja starałam się jak mogłam, żeby Edward odpowiadał na nie wszystkie, chyba, że jakieś było skierowane prosto do mnie.
Wszyscy chcieli rozmawiać o ślubie, nie wiedząc, że do niego nigdy nie dojdzie, a Edward odpowiadał jak profesjonalista. Może miał rację. Może ludzie naprawdę uwierzą, że jesteśmy zaręczeni. Wszystko, co mówił, brzmiało wiarygodnie i sensownie. Zaczęłam wierzyć, że mógłby nawet sprzedać Egiptowi piasek.
Nagle Esme posłała naszej dwójce promienny uśmiech i powiedziała: - Edwardzie, Bello, zamówiłam na jutrzejsze popołudnie fotografa, żeby mógł zrobić wam kilka zaręczynowych zdjęć. Wiem, że to niedługo, ale jeśli zapozujecie jutro do zdjęć, będziemy mogli ogłosić wasze zaręczyny w niedzielnej gazecie.
Cullen zmarszczył brwi. – Nie.
Od razu poczułam ulgę. „Nie” Edwarda było tak stanowcze, że miałam pewność, iż nie zostaniemy zmuszeni, by przez to przejść. Nawet w normalnych warunkach nie lubiłam, kiedy mnie fotografowano, a myśl o robieniu mi zdjęć do gazety, gdy niektórzy chcieli mnie zabić, wydawała się szczególnie odrażająca.
- Edwardzie, bądź rozsądny. Jesteś dosyć znany w społeczeństwie, więc ludzie chcieliby ci pogratulować. – Esme spoglądała to na syna, to na mnie. – Poza tym jestem pewna, że Bella chciałaby, aby wszyscy wiedzieli, że jesteś zajęty.
- Nie będziemy robić żadnych zdjęć. I niczego nie ogłosimy.
- Dlaczego?
- Bo nie.
- Bello? – Esme zwróciła się do mnie.
- Um – odpowiedziałam, nie chcąc denerwować mojej nie-tak-przyszłej teściowej.
Alice zauważyła mój dyskomfort i wkroczyła do akcji. – Oni nie potrzebują oświadczenia, mamo.
- Nie to mówiłaś, kiedy sama byłaś zaręczona, Alice.
- Mamo – zaczęła, a w jej głosie słychać było ostrzeżenie. – Edward i Bella nie chcą ogłaszać swoich zaręczyn światu i mają ku temu swoje powody.
- Może Bella jest przestępczynią – wtrąciła Rosalie.
Edward, Alice i Emmett posłali jej zabójcze spojrzenia.
- No co? – spytała niewinnie. – Niby czemu nie chce zostać sfotografowana?
- Bello, musisz wybaczyć Rosalie. Czasem jest trochę nieczuła. – Alice popatrzyła na nią złowrogo. – Dla twojej informacji, Rose, nie żeby to w ogóle była twoja sprawa, Edward chroni Bellę przed jej byłym, prześladującym ją chłopakiem.
Esme natychmiast chwyciła moją dłoń i ją ścisnęła. – Mój Boże, przepraszam, skarbie. Nie miałam pojęcia. Oczywiście nie potrzebujemy fotografii czy ogłoszenia. Nic dziwnego, że Edward nic nie wspominał o waszych zaręczynach.
Emmett odsunął krzesło od stołu, wstał i postawił na nogi Rosalie. – Wybaczcie nam na moment.
Wszyscy patrzyli na nich przez kilka sekund, ale potem wznowili rozmowę. Po kilku minutach oboje wrócili. Ona wyglądała na nieco zmartwioną i posłała mi przepraszające spojrzenie. Miałam wyraźne przeczucie, że cokolwiek Emmett jej powiedział, dotyczyło mnie. Świetnie, jestem pewna, że teraz polubi mnie jeszcze bardziej.
Reszta obiadu była lekko zawstydzająca. Wszyscy starali się nie mówić o tym, że jestem prześladowana, ale nikt nie potrafił rozprawiać o niczym innym. Nienawidziłam znajdować się w centrum uwagi, zwłaszcza, że w rzeczywistości nie śledził mnie żaden były chłopak. Gdy obiad nareszcie dobiegł końca i nadszedł czas, by wychodzić, ulżyło mi, chociaż to oznaczało, że musiałam wytłumaczyć Edwardowi, jak się niemal wygadałam.
Powrót samochodem do domu Edwarda minął nam w niekomfortowej ciszy, jednak to nadal było lepsze niż wspólny posiłek. Widziałam, że był na mnie zły. Strasznie poważnie traktował tę głupią historię, którą dla nas stworzył, a teraz wyglądało to tak, jakbym jej nie przeczytała.
Kiedy dotarliśmy do domu, otworzył dla mnie drzwi samochodu i zaoferował swoją rękę. Ostrożnie ją chwyciłam, lecz on nie odezwał się ani słowem, dopóki nie znaleźliśmy się w domu.
Obserwowałam, jak wyłącza alarm, a potem ustawia go na noc. Gdy skończył, bez patrzenia na mnie spytał: - Mogę zaproponować ci lampkę wina?
- Nie piję wina, pamiętasz? – Byłam na niego trochę zła. Naprawdę myślał, że zapamiętam każdy szczegół z naszej historii, kiedy on sam nie pamiętał, że nie lubię wina?
- Nie pijesz, bo nie pijesz alkoholu czy po prostu dlatego, że go nie lubisz?
- Nie lubię.
- W takim razie nigdy nie piłaś dobrego. Usiądź w salonie, przyniosę ci kieliszek.
Wchodząc do pokoju, prychnęłam w irytacji. Oczywiście chciał mnie ukarać za odbiegnięcie od jego skryptu. Usiadłam na krańcu kanapy. Ciemny salon był oświetlany jedynie przez światło padające z kuchni. Nie kłopotałam się tym, aby je włączyć, ponieważ nie zapowiadało się na to, żebym została tu na długo. Miałam skosztować jego głupiego wina, żeby go uszczęśliwić, powiedzieć, że mi nie smakuje, a potem pójść do sypialni. Zerknęłam do kuchni, jednak nigdzie go nie widziałam. Dokąd poszedł? Kilka minut później usłyszałam go w kuchni, a po chwili pojawił się naprzeciw mnie z dwoma cienkimi kieliszkami i butelką.
- Zabawne kieliszki jak do wina. – Dokładnie je oglądnęłam, kiedy postawił je na stoiku i wypełnił napojem.
Edward usiadł obok mnie i wręczył mi jeden z nich. – To dlatego, że są do szampana.
- Pijemy szampana? – Mój głos przeistoczył się w pisk, gdy zauważyłam, jak blisko Edwarda się znajdowałam. Byłam przygotowana na jego złość, a nie bliskość i osobistość.
- Tak jakby. To na wpół musujące wino, które kupiłem w winiarni we Francji, gdy byłem tam ostatni raz. Jest delikatne i słodkie, i zawiera niewielką ilość alkoholu. Sądzę, że je polubisz.
Miałam wziąć łyczek, ale się zawahałam. – Dziwnie pić z takich kieliszków bez wniesienia toastu.
Edward zaśmiał się, a delikatny, melodyczny dźwięk rozbrzmiał w pokoju. – Za co chciałabyś wznieść toast, Bello?
- Cóż, przegapiliśmy Dzień Świętego Patryka, więc może powinniśmy wznieść toast za szczęście? Wiem, że na pewno by mi się ono przydało.
- W porządku. Za szczęście – powiedział Edward, uderzając swoim kieliszkiem o mój.
Przechyliłam go i skosztowałam napoju. Mężczyzna zrobił to samo i ani razu nie spuścił ze mnie wzroku.
- I jak?
- Nie jest zły.
- Nie jest zły, bo się nim nie zakrztusiłaś? Czy nie jest zły i chciałabyś wypić jeszcze jedną lampkę, kiedy skończysz tę?
Oddech uwiązł mi w gardle. Światło z kuchni padało na jego profil, a reszta jego ciała była okryta ciemnością. Wyglądał porażająco pięknie. Odruchowo wzięłam kolejny łyk.
- Bello?
Racja. Czekał, aż coś powiem. Ale o co pytał? – Och, um, wydaje mi się, że następny kieliszek byłby w porządku.
- Czytałaś dokument, który dla nas napisałem?
Przytaknęłam, sącząc wino. Wcale nie było złe i nigdy nie kosztowałam czegoś podobnego.
- Czemu zmieniłaś to, jak się poznaliśmy?
- To nie miało ze mną niczego wspólnego, a teraz staram się chwytać wszystkich skrawków mojej tożsamości, jakich mogę.
Edward spojrzał na mnie, a jego oczy były czarne w blasku światła. – Jesteś szczera.
- Próbuję być. Jestem okropną kłamczuchą. – Potarłam swój kieliszek, biorąc kolejny, długi łyk. To smakowało lepiej z każdym przełknięciem.
Cullen zachichotał. – Zauważyłem. A mimo tego musisz kłamać cały czas.
- Życie jest do kitu, co nie?
- Nie, nie jest. Więcej wina?
- Poproszę. – Patrzyłam, jak uzupełniał mój kieliszek. Małe bąbelki tańczyły na bursztynowym płynie, jakby łapały światło.
- W tym tygodniu będę w mieście, ale później wyjeżdżam na dwa tygodnie na Haiti. Kiedy mnie nie będzie, może skupisz się na przepisywaniu naszej „historii”, żebyś nie musiała czuć się przymuszona do improwizowania?
- Okej – wymamrotałam, nadal olśniona konturami jego twarzy. Powiedział, że to wino miało małą zawartość alkoholu, ale zaczynało mi się robić rozkosznie ciepło i stawałam się spokojna. Może powinnam zjeść więcej podczas obiadu.
- A gdy wrócę, przeczytam twoje zmiany i będziemy mogli je przedyskutować.
Przytaknęłam. – Brzmi w porządku. – Teraz chyba zgodziłabym się na wszystko. Barwa jego głosu była hipnotyzująca, a ja nie pragnęłam niczego więcej niż słuchania, jak mówi. – Dlaczego wybierasz się na Haiti?
- Prowadzę fundację charytatywną mojej rodziny. Lubię jeździć w miejsca, gdzie dajemy znaczący kapitał, żebym mógł się upewnić, że pieniądze trafiają do odpowiednich ludzi. – Edward skończył swój kieliszek wina i nalał sobie następny.
- Dwa tygodnie to długo – powiedziałam, licząc na to, że przymusi go to do powiedzenia czegoś więcej, abym mogła go słuchać.
- To prawda. Łatwo kogoś oszukać w ciągu kilku dni. Przez dwa tygodnie jest ciężej, dlatego będę tam tak długo.
Z moich ust wyrwał się śmiech, a ja próbowałam go ukryć, upijając szybki łyk.
Edward nie dał się zwieść. – Co w tym śmiesznego?
- To nie jest śmieszne, bardziej pokręcone. Myślisz, że ciężko oszukać kogoś przez dwa tygodnie, a my musimy utrzymywać nasze oszustwo przez rok.
Towarzysz uśmiechnął się szyderczo. - No to musimy być inteligentni, co nie?
- Racja, inteligentni. Zapamiętam.
- Opowiedz mi o sobie, Bello. – Oparł się i położył nogi na stoliku.
- O której wersji?
- Tej prawdziwej.
- Nie ma zbyt wiele do opowiadania. Moi rodzice rozwiedli się, kiedy byłam mała. Wychowywałam się z mamą, ale w liceum przeprowadziłam się do taty. Chodziłam do college’u, a potem Volturi zatrudnili mnie od uczelni. Wtedy to wydawało się dobrą pracą.
- To nie jest prawdziwa wersja, tylko okrojona. Powiedz mi coś prawdziwego.
- Boję się gdzieś z tobą wychodzić, ponieważ nikt nie uwierzy, że mógłbyś na mnie spojrzeć dwa razy – wyrzuciłam z siebie. W zażenowaniu przyłożyłam rękę do ust.
Edward zawahał się przez chwilę, a ja bałam się, że mógłby się ze mną zgodzić. Zamiast tego pochylił się i dotknął mojego policzka. Ten kontakt był elektryzujący i w miły sposób poraził zakończenia moich nerwów. – Patrzyłaś ostatnio w lustro? Jesteś piękna, Isabello.
Patrzyłam, jak jego usta poruszały się, kiedy wypowiadał te słowa i nigdy wcześniej nie pragnęłam pocałować kogoś tak bardzo, jak chciałam pocałować Edwarda w tym momencie. Nasze głowy były tak blisko, że mogłam poczuć na twarzy jego oddech, więc zrobiłam jedyną rzecz, o jakiej mogłam pomyśleć w tej sytuacji. Uciekłam.
Gdy znalazłam się w swoim pokoju, mogłam ponownie odetchnąć. Oczywiście nie byłam zauroczona Edwardem Cullenem.
To zostało spowodowane jedynie winem.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
zawasia
Dobry wampir



Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D

PostWysłany: Pią 19:48, 27 Sie 2010 Powrót do góry

no ciekawy rozdzialik, nie powiem
i troszkę zagmatwane, albo to ja już nie daje rady czytac dokładnie:)
fajnie pokazana jest Rose no i Emmet co sądzi o Belli i o swojej rodzinie...
co do Belli i Eda, czy on musi byc aż taki władczy (chociaż nie, to jest zaleta), ale mógłby nie wyjeżdżac i zapanowac nad swoimi hormonami:D
mam nadzieję, że następny będzie równie szybko
pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin