FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Korzystna miłość [NZ] [+18] 26 Rozdział 06.02 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
marisa:*
Człowiek



Dołączył: 25 Lut 2009
Posty: 97
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 21 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 17:41, 26 Lis 2009 Powrót do góry

RazDwaTrzyMamCię![b/] Jest mi bardzo miło z tego powodu, że wpadałaś tu codziennie i mam nadzieje, że opłacało Ci się wpadać tu codziennie:) Zapraszam do czytania:)
[b]Pech[b] Nie obrażam się w żadnym wypadku, bardzo dziękuję za wskazanie błędu i zaraz go poprawię. Jestem tu nie po to aby zbierać tylko laury, ale również i szczerą krytykę:Bardzo wszystkich przepraszam, że dopiero teraz dodaję rozdział, ale niestety przyczyniły się do tego różne problemy, które wykwitły mi po drodze:P Mam nadzieję, że na następny nie będziecie musieli tak długo czekać...

Rozdział chciałabym zadedykować [b]Yvette89[b] i pewnie wszystkie następne już nawet nie chcę wymieniać za co, bo za długo by zeszło:P Dziękuję Kochana:*
Chciałabym również serdecznie podziękować mojej becie [b]chochlicy1[b], który poprawiła rozdział szybciej niż jej go wysłałam(tak w przenośnixD)

Zapraszam wszystkich do czytania i szczerego oraz wyczerpującego komentowania:)
Marisa:*

BETA: [B]chochlica1
Weru Moja cudowna:*:*
Rozdział 25


[link widoczny dla zalogowanych]

„Są ludzie, którym szczęście mignie tylko na moment, na moment się ukaże po to tylko, by uczynić życie tym smutniejsze i okrutniejsze”
Stanisław Dygat

Czasami wydaje mi się, że ludzie, z którymi przyszło mi się zmierzyć, realia, w których mnie postawiono, życie, w którym obecnie się znajduję, nie jest moje. Jakby ktoś wyrwał mnie z mojego świata bez pytania, czy mi się to podoba czy nie i chamsko wcisnął mnie w czyjąś skórę, w czyjś świat. Na siłę pociągnął za ramię z żadną łagodnością czy delikatnością a wręcz brutalnie i szorstko, zakazując w dodatku odzywania się.
Przecież dwadzieścia cztery godziny temu wszystko było inne! Moje życie miało sens, cel, wiedziałam, czego chcę i co jest moje, orientowałam się w tym wszystkim. Było coraz lepiej. Ba! Było wręcz cudownie, prawie idealnie! A teraz? Teraz nie mam nic i nikogo! Nie no, może przesadzam, mam dużo, ale nie to, co jest dla mnie najważniejsze. Czuję się zagubiona, bo nie wiem, czy poradzę sobie z taką zmianą. Moje wręcz idealne życie zmieniło się z kolorowego, a dokładniej różowego, w szare i wyblakłe, które z dnia na dzień staje się coraz ciemniejsze i smutniejsze.

Czy może mi ktoś wyjaśnić, jak to się stało? Dlaczego wszystko obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni i nikt nie raczył mnie o tym nawet poinformować? Uprzedzić chociaż. Dać szansę na jakiekolwiek przygotowanie się, na podniesienie chociażby tarczy, aby odeprzeć atak, bo o obronie nie ma co nawet marzyć. Czemu tak jest, że o szczęście trzeba walczyć, starać się, wypruwać żyły, a zło, nieszczęścia i konflikty przybywają niespodziewanie, bez zaproszenia jak grom wprawiający w drżenie uśpioną przyrodę?
Dobry Boże, jeśli istniejesz, proszę, oddaj mi moje szczęście albo chociaż wytłumacz, dlaczego mi je zabrałeś! Boże, jeśli jesteś taki dobry, to czemu mnie krzywdzisz? Co ja Ci takiego zrobiłam? A może po prostu nie masz się na kim wyżyć, nudzi Ci się i postanowiłeś spieprzyć mi życie? Bawi Cię to? Bo mnie nie bardzo! A może Ty jednak nie istniejesz? No bo gdybyś dbał o swoje dzieci, to byś ich nie krzywdził i nie zabierał czegoś, co dopiero im dałeś, bo po co? Nawet odpowiedzieć mi nie potrafisz, a może Ci się nie chce? To skoro spieprzyłeś mi życie, pofatyguj się jeszcze, aby chociaż popatrzeć na mnie z wyższością!

No i wychodzi na to, że gadam sama do siebie. Przez Ciebie jeszcze zwariowałam! Mam ochotę powyrywać sobie włosy z głowy, skoro Tobie nie mogę. Chcę walnąć pięścią w ścianę, bo Ciebie tu nie ma. Chcę wrzeszczeć na wszystkich dookoła, bo Ty sobie siedzisz tam na górze. Chce mi się płakać, ponieważ masz mnie i moje prośby daleko. Boże, błagam! Oddaj mi go, a przestanę bluźnić. Albo spraw, żebym o nim zapomniała, o tym, że on nie jest przy mnie, że ktoś inny może go dotykać. Błagam, zabierz to uczucie ode mnie, bo ja już nie mogę! Poddaję się, mam dość! Już tak dłużej nie potrafię. Nie umiem kochać go i żyć bez niego, po prostu nie umiem.
Tak, Edward był moim szczęściem, moją radością i dobrą nowiną. On rozpogadzał mi dzień, odpędzał ciemne chmury, wskazywał drogę. Kiedy był, to nawet gwiazdy mocniej świeciły, a teraz? Teraz go nie ma! Nie ma dnia, nie ma słońca, gwiazd, nie ma, ku***, nic! Mignął jak scenka w filmie, przeglądana fotografia w albumie na jednej ze stron, jak ulotna chwila. Bo wszystko to, co najlepsze, najszybciej znika i albo ci to ktoś zabierze, albo samo od ciebie ucieknie. Podarowany prezent zepsuje się, bądź zginie. I zaczynam dochodzić do wniosku, że pojawił się tylko po to, aby podsycić cię i rozochocić, a za chwilę zniknie i pogrąży cię w rozpaczy i smutku jeszcze większym niż wcześniej, ciemniejszym i głębszym. To tak, jakby dać dziecku zabawkę, na którą tak długo czekało, oglądało ją codziennie na wystawie i kiedy w końcu dostało ją w dłonie, zaczęło się nią bawić, to wtedy zabrano mu ją i powiedziano, że na nią nie zasłużył. Bo nie mieć nic jest lepiej, niż dostać coś, a potem to stracić i cierpieć z powodu utraty tego. Kiedy nie masz nic, to nie wiesz, jak to jest cieszyć się z posiadania czegoś. Wtedy jest łatwiej, bo nie doznasz później bólu. Z dłoni, z której zabrałeś swoją, uchodzi ciepło i znów ona marznie. Usta, od których odsunąłeś swoje, teraz drżą z pragnienia posmakowania twoich po raz kolejny. Serce, w którym tli się rozbudzona miłość, teraz piecze i boli. A za to wszystko nie mogę obwiniać ani siebie, ani Edwarda, ani Tanyi, nawet jej ojca nie mogę obwiniać o to, że umarł! Skoro wszystkich już wyeliminowałam, to kto mi pozostał? Racja, nikt. Nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć, nie wiem już nawet, o czym mam myśleć. Przez tą całą sytuację mój umysł wygląda jak papka ohydnego jedzenia podawana w więzieniu.
Ktoś kiedyś powiedział, że utrata drogi w czasie podróży jest nieszczęściem, ale utrata sensu podróży to już prawdziwa tragedia. Ja właśnie przeżywam swoją własną tragedię. Bo wcześniej miałam obrany cel, miałam kogoś, dla kogo się starałam, sens, dla którego żyłam, a teraz już tego nie mam i nie wiem, co zrobić. Stoję w martwym punkcie i nie mogę się z niego wydostać. Nie wiadomo, w którą stronę iść, gdyż wszystkie drzwi są zamknięte, a ja nie posiadam klucza do żadnych. Jedyny, który miałam, musiałam oddać. Co ja mówię? Mi go po prostu zabrano.
Na zewnątrz spokojna, trzymająca dystans, czuwająca i czekająca na kolejny cios.
Oniemiała, wypłowiała, taka jakby bezbarwna i nie okazująca żadnych uczyć poza smutkiem. A w środku buntowniczka, krzycząca wniebogłosy, zaciskająca pięści i zgrzytająca zębami. Nie wiem, co się ze mną stało? Postępujące rozdwojenie jaźni nie daje mi spokoju i to nie jest tak, że to, co mam robić, dyktuje mi raz jedna Bella raz ta druga, ale naraz obie chcą mną zawładnąć. Jedna rozniosłaby w pył wszystko, co ją otacza, pozostawiłaby za sobą same zgliszcza. A ta druga rozmazywałaby się w powietrzu, stawała coraz bardziej bezbarwną, aż rozpłynęłaby się, zniknęła i nikt nie zauważyłby tego, że jej już nie ma. To nie do wiary, że miłość potrafi tak człowieka wyniszczyć, rozwalić mu psychikę w drobny mak, a najśmieszniejsze w tym jest to, iż sam się o to prosił. Sam domagał się tego uczucia bez względu na destrukcyjne skutki, jakie za sobą niesie. A wszystko to zmieniło się od momentu, w którym wróciliśmy z tego krótkiego wypoczynku. Tam był jakby inny świat, wszystko wydawało się proste, my wydawaliśmy się prości i jakże realni, a teraz? Kiedy wróciliśmy do miasta, wszystko się posypało. Miało być tak pięknie, mieliśmy być w końcu razem szczęśliwi, pomimo wszystkiego i wszystkich. Na przekór, na złość, ale okazało się to za trudne. Po raz kolejny przegrałam z dziewczyną, która… Boże, ja jej nawet nie znam, a mam ochotę wyzwać ją od najgorszych! Jak bardzo zła się stałam, jak mogłam się tak upodlić? Denerwuje mnie w tym wszystkim to, że nawet nie potrafię znienawidzić dziewczyny, która odebrała mi miłość. Nie potrafię znienawidzić nawet Edwarda, który po raz kolejny mnie zostawił. Owszem, jestem wkurzona na nich oboje, ale daleko temu do nienawiści, a i moje pobudki są różne. Tanyi współczuje, bo straciła jedynego rodzica, który się nią interesował. Nie wiem, jakie były relacje między nimi, ale jeśli kochała go tak, jak ja kocham swoich, to podejrzewam, że jest zdruzgotana. A Edwarda podziwiam, ja nie potrafiłabym się podjąć takiego wyzwania. Nie umiałabym zrezygnować z własnego szczęścia i poświęcić się dla dobra innego człowieka. Kiedy dowiedziałam się o śmierci ojca dziewczyny, obawiałam się, że Edward ją zostawi, że zostanie z tym wszystkim sama. Utraci jedynego powiernika, przyjaciela, który jej pozostał, który był wtedy, kiedy nie było już nikogo. Bałam się, że wbije jej nóż w plecy, a tego przynajmniej ja na jej miejscu bym nie zniosła. Nawet z mojego miejsca byłoby mi źle, obwiniałabym się o to, że odebrałam jej jedyną podporę i oparcie w tych trudnych chwilach. To chore, ale jestem też na niego na niego zła za to, że wybrał ją po raz kolejny. To nienormalne i egoistyczne, ale nie potrafię nic z tym zrobić, bo ja też cierpię i czuję się źle. Smutek, który mnie opanował, jest jak ocean: głęboki, ciemny i większy od nas wszystkich, a ból, który odczuwam, jest jak złodziej w nocy: cichy, nieustępliwy i niesprawiedliwy.
Boję się wracać chociażby myślami do pogrzebu. Nie mogłam siedzieć w domu, chciałam być przy nim, wspierać go choćby duchowo, nawet z odległości, ale żeby wiedział, że może na mnie liczyć i dlatego również, aby go zobaczyć. I kiedy to się stało, pożałowałam, że w ogóle tam poszłam. Serce mi się krajało, gdy widziałam jego smutek, jego cierpienie. Mimo tego, że stał niewzruszony, wiedziałam, że w środku się rozpada. I gdyby nie było ze mną Jacoba, to nie wiem, czy bym to wytrzymała. Pewnie nawet bym stamtąd nie uciekła, bo nie miałabym siły. Czułam takie bolesne przyciąganie do Edwarda, a brak możliwości dotknięcia jego skóry dobijał mnie jeszcze bardziej. W tamtym momencie zazdrościłam Tanyi, bo mogła się na nim wspierać, trzymała go pod rękę i wtulała w niego, a on niczym ochroniarz strzegł jej. Stał jak posąg, nawet nie drgnął, kiedy kolejny szloch wyrwał się z jej ust. Poważny i opanowany z zewnątrz, ale widziałam zaciśnięte szczęki, miażdżone w pięści palce. Potem widziałam już coraz mniej, bo załzawione oczy mi to uniemożliwiały A stałam tylko dzięki temu, że trzymał mnie na nogach mój przyjaciel. I nawet wtedy, kiedy nad grobem stali już jedynie oni, to tylko dzięki temu, że Jacob wciągnął mnie siłą do samochodu, nie stałam dalej w oddali i nie przyglądałam się tej scenie. I kiedy już wróciłam do domu, zignorowałam Alice, która zagadywała do mnie z Jazzem, i położyłam się na łóżku. Patrzyłam godzinami w sufit i czekałam na jakąś wiadomość od niego, na telefon, jakikolwiek znak, że wszystko jest ok. Niestety się nie doczekałam. I sama dokładnie nie wiem, czemu nie zadzwoniłam. Może nie chciałam, aby ona to zobaczyła i jeszcze bardziej się zasmuciła, albo zrobiła mu awanturę, bądź po prostu bałam się, że ona odbierze, a to by mnie zabolało. I też nie wiem dlaczego. Przecież to oczywiste, że teraz z nią jest, że musi z nią przebywać, ale nie wiedząc tego, na sto procent łudzę się. Wmawiam sobie, że może jednak jest u siebie. Ale gdyby tak właśnie było, to mogłabym przecież do niego iść, ale czemu tego nie zrobię? To proste, nie chcę się rozczarować. Swoją drogą to on też mógłby odwiedzić swoją „Ukochaną”, jak to wczesnej mawiał, lecz tak również się nie stało. Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko czekać. Powoli zaczynam się już do tego przyzwyczajać, opanowywać to tzw. „czekanie” do perfekcji i to zaczyna mnie powoli martwić…

Nie wiem, ile minęło już czasu od tamtego wydarzenia, nie liczę dób. Żyję od jednej rozmowy z Edwardem do drugiej, zaznaczając, że są to krótkie rozmowy, bo chłopak obawia się, jakby zareagowała Tanya na wieść, że ze mną rozmawia. I to daje mi do zrozumienia, iż prawdopodobnie nie powiedział jej o nas, o tym, co nas łączy i o tym, że jej nie kocha, albo czy w ogóle coś chociaż wspomniał. Bo za każdym razem, kiedy dzwonił, mówił, że mnie kocha, że tęskni za mną. Chciałby móc mnie dotknąć, poczuć, a przynajmniej zobaczyć. Te słowa wwiercały się we mnie i raniąc mnie jeszcze bardziej, dawały jednocześnie nadzieję na to, że będzie lepiej, że kiedy to wszystko się skończy, będziemy razem. A ja w to wierzyłam. Nie dawałam tego po sobie poznać, ale gdzieś w środku liczyłam na to, że w końcu nam się uda.
Od tego całego przygnębienia starały się mnie oderwać Alice i Rose. Zabierały mnie na zakupy, z których i tak nic nie wiedziałam. Tylko się za nimi wlokłam i obdarowywałam je sztucznymi uśmiechami. Unikały pewnych tematów, aby czasem nie wywołać we mnie jakiegoś napadu nerwicy czy stanu pozawałowego. Udawałam przed nimi, że wszystko jest w porządku i nawet nie było mi z tego powodu przykro. Siedziałam na kanapie przed przymierzalnią i kiedy obie z niej wychodziły, kiwałam tylko głową, bo nie chciało mi się powtarzać słowa „świetnie”. A pewnego wieczora, kiedy siedziałam sama w domu, a Rose poszła do Emmetta, drzwi otworzyła Alice z butelką wina i powiedziała:
– Co powiesz na wspólne zatapianie smutków? – I pomachała mi przed nosem butelką z czerwonym płynem.
– Alice, co się stało? – zapytałam zaskoczona i poszłam za nią do kuchni.
– Pokłóciłam się z Jazzem. – Wyciągnęła z torby z zakupami, którą ze sobą przyniosła, zestaw zdesperowano-zdołowanej kobiety tzn. chipsy, ciastka, kolejną butelkę wina i dużo czekolady.
– O co? Co się stało? – wyrzucałam z siebie pytania kompletnie zszokowana.
Zmartwiła mnie tą wiadomością. To niepodobne do takiej idealnej pary, za jaką uchodzili.
– Nie, to nic poważnego. Normalna sprzeczka, znaczy taka troszkę większa i dlatego musi się to przeczekać. – Uśmiechnęła się do mnie, ale widząc moje niedowierzanie, dodała: – Nie przejmuj się tym, jutro będzie po sprawie. – I poklepała mnie po plecach. Mimo to i tak nie bardzo jej w to uwierzyłam, ale to nie moja sprawa.
– Mam taką nadzieję. – Odwzajemniłam uśmiech i pomogłam jej zanieść to wszystko do naszego pokoju.
– Jesteśmy ze sobą wystarczająco długo i zdążyliśmy się nauczyć, że w podobnych sytuacjach lepiej nie zbliżać się do siebie na bliskie odległości – zaśmiała się dziewczyna i usiadła na swoim łóżku z alkoholem.
Przysiadłam się do niej z prowiantem i zaczęłyśmy zabawę. Sama nie wiem, kiedy zaczęło nam odbijać, ale nawet wtedy, gdy się zorientowałyśmy, nie przestałyśmy pić. Jedyne, co pamiętam z tego, co później robiłyśmy to to, że obie zwierzałyśmy się sobie, strasznie przy tym bełkocząc. I to jak mówiłam bez ładu i składu, że strasznie tęsknię za Edwardem i że chciałabym go chociaż usłyszeć. I w tym momencie wzięła swój telefon i powiedziała:
– No to zadzwońmy do niego. Chyba jesteś ciekawa, co robi, prawda? – Popatrzyła na mnie zadziornie i już chciała nacisnąć zielony przycisk, ale ją powstrzymałam.
– Alice, ale on będzie wiedział, że to my, a nie chcę, żeby pomyślał sobie coś głupiego – starałam się ją przekonać. Nie chciałam się narzucać, chciałam dać mu swobodę i możliwość wykazania się. Może w najbliższym czasie znowu zadzwoni…
– Spokojnie, ukryjemy numer, okay? – zapytała z maślanymi oczętami i słodziutkim uśmiechem.
Nie wiedziałam, co zrobić, ale czy miałam tu coś do gadania? To w końcu Alice.
– Dobra, ale daj mi go posłuchać do ucha. – Pomachałam jej ręką przed nosem, bo chciałam wziąć od niej telefon, ale ona uniosła tylko brew i popatrzyła na mnie jak na idiotkę.
– Oszalałaś? Też chcę usłyszeć mojego zaspanego braciszka, więc siedź cicho! – Przyłożyła palec wskazujący do ust i przycisnęła zielony guzik.
Moje serce zaczęło bić jak oszalałe, brakowało mi powietrza. Byłam strasznie zestresowana, oddychałam bardzo płytko i szybko. Serce waliło mi tak mocno, że czułam je w gardle, słyszałam w uszach, ale przytłumił go dźwięk sygnału. Pip… Pip… Pip…
Po trzecim sygnale usłyszałam zaspany kobiecy głos:
– Słucham? – Wstrzymałam oddech i patrzyłam na opadającą w dół szczękę Alice, a jej właścicielka zszokowana patrzyła na mnie. Nie wiedziałam, co mam zrobić! Chciałam wyrwać jej ten telefon i albo wyzwać tą dziewczynę, albo rozłączyć się, byle nie trwać w tej ciszy.
– Halo! Jest tam ktoś? – Dziewczyna się nie poddawała, nie chciała ustąpić, a ja nie potrafiłam tego zatrzymać. Może i chciałam, ale nie potrafiłam sięgnąć po ten cholerny telefon i uciszyć ten znienawidzony, piszczący głos. Alice obserwowała mnie chyba trochę przestraszona, ale nią się już nie przejmowałam, bo wtedy usłyszałam jego:
– Tanya, kto to dzwoni? I czego chce o tej godzinie? – Kiedy usłyszałam jego ochrypły głos, przeszedł mnie dreszcz. Ten głos rozweseliłby mnie i uszczęśliwił, gdybym nie uzmysłowiła sobie, o co tu chodzi.
Nie mogłam przełknąć śliny, bo w gardle miałam gulę wielkości piłki palantowej. Nie chciałam dopuścić do siebie myśli, że śpią ze sobą razem, to by mnie dobiło. Podważyło jego zdanie, jego zapewnienia o miłości do mnie. Ale nic nie mogłam z tym zrobić, bo ta myśl i tak przebiła się przez powłokę jego obietnic prosto do mojej głowy, a następnie impulsem wbijającym się prosto w moje serce.
– Nie wiem, kto to. – Znowu usłyszałam ten pisk. Czułam, jak drga mi podbródek, ale zacisnęłam szczękę. Nie pozwolę, aby ktoś widział mój ból. Nie przy ludziach.
– Połóż się spać, jak coś to rano zad… – Nie mogłam usłyszeć do końca tej wypowiedzi, bo Alice się rozłączyła. Prawdopodobnie uznała, że ja nie byłabym w stanie i postanowiła mi tego wszystkiego oszczędzić. Szkoda, że nie pomyślała o tym, zanim zadzwoniła.
Odsunęła torujące jej do mnie papierki i chciała mnie przytulić, ale odruchowo się odsunęłam. Wstałam i powiedziałam:
– Przepraszam, ale wtedy prędzej bym się poddała, a muszę być silna. – Podciągnęłam nosem i wymusiłam lekki uśmiech.
– Kochanie, może to tak tylko wyglądało. Przecież chyba nie sadzisz, że oni…– Popatrzyła na mnie, jakby chciała wyczytać odpowiedź z moich oczu, a ja przecież jej nie znałam.
– Nie wiem, Alice. Naprawdę nie wiem już, w co mam wierzyć. – Pokręciłam głową i poszłam odświeżyć się do łazienki przed snem, zostawiając ją tam zaskoczoną, z szeroko otwartymi oczami i zajebiście zagubioną. Szkoda, że jej zagubienie nawet w połowie nie równa się z wielkością mojego…

Następnego dnia nie było go na zajęciach, dlatego po francuskim zerwałam się ze szkoły, gdyż nie chciałam dłużej tam siedzieć. Jechałam taksówką i wpatrzona w boczną szybę kierowałam się do mieszkania Jacoba. Chciałam z nim pobyć, bo on nie patrzy na mnie ze współczuciem jak Alice. W drodze zastanawiałam się nad tym, co teraz robię, że czekam, tym, że przechodzę drugi raz to samo, a raczej, że dopiero to będę przechodzić. Otępienie i pustka, z tym, że teraz to o wiele gorsze, bo tym razem wiem, co czuję. Powiedziałam to na głos. Przedtem odpychałam to od siebie, ale teraz sama się do tego przyznałam. Wiem również, co czuje on, a przynajmniej to, co mówił.
Podałam kierowcy należną kwotę, który na odchodne uśmiechnął się do mnie szczerze. Jedna z nielicznych miłych chwil dzisiejszego dnia. Weszłam do środka wieżowca i minęłam znanego mi już dobrze portiera kłaniającego mi się pas.
Czyżbym trafiła do innego świata? Nie sądzę.

Udałam się na najwyższe piętro, gdzie urzędował Jacob Black oczekujący w tej chwili swojej przyjaciółki. Stojąc w windzie, tupałam nerwowo nogą, przeklinając w duchu ludzi konstruujących mechanizm tej windy za jej ślimacze tępo. Kiedy tylko dźwięk otwieranych drzwi wyrwał mnie z tupoczącego transu, wyszłam z windy i już po chwili pukałam do drzwi przyjaciela. Otworzył mi ubrany bardzo formalnie, z tym, że miał poluzowany krawat i rozpięty górny guzik od koszuli. Uniosłam jedną brew na ten widok i zakrztusiłam się śliną. Gdyby to nie był Jake, to prawdopodobnie owinęłabym sobie ten krawat wokół dłoni i pomogła mu pozbyć się zbędnych ubrań, ale to niestety był on.
– Co jest? – Popatrzył na mnie zaskoczony i zaprosił gestem dłoni do środka.
– Nie, nic. Nieważne. – Odchrząknęłam i kiwając głową weszłam do środka.
Co ten facet robi, że im starszy, tym coraz lepiej wygląda? Czemu nie mogłam się w nim zakochać? Wszystko byłoby łatwiejsze. Do tego czasu pozostaje mi tylko jego ramię, w które mogę się wypłakać. Żałosne.
– Dopiero co wróciłem z pracy, dasz mi chwilę? Chciałbym się odświeżyć. – Uśmiechnął się do mnie i zaczął rozpinać koszulę.
– Śmiało, nie krępuj się – zaśmiałam się i rozłożyłam wygodnie na kanapie w salonie.

Kiedy go nie było, to aby nie uciekać myślami do Edwarda i do tego, czego się wczoraj przez przypadek dowiedziałam, postanowiłam zrobić dla swojego przyjaciela dobry uczynek i ugotować mu obiad. Niestety brak większości produktów, jakie powinny znajdować się w każdej szanującej się lodówce, zmusił mnie do przygotowania spaghetti. Jacob przyszedł do kuchni po pewnym czasie, zaciągnął się głęboko i powiedział:
– Mmm, jak tu ładnie pachnie. Bells, nie musiałaś, mogłem zamówić coś na wynos. – Pokręcił głową i miał już wyciągać talerze, ale coś go chyba olśniło. – Czekaj, czekaj, co chcesz? – Zmrużył oczy i założył ręce na piersi. Czy on zawsze musi doszukiwać się jakichś ukrytych pobudek? Czy on musi mnie tak dobrze znać?
– A nie mogę bez powodu odwiedzić swojego przyjaciela? – Postanowiłam iść tym torem, może uwierzy w moją miłość do niego.
– I ugotować mu obiad? – Popatrzył na mnie jak na umysłowo chorą. No tak, w końcu to mój przyjaciel, a on mnie zna na wylot. – Nie. – Uśmiechnął się i ze zmrużonymi oczami. Czekał na moje wytłumaczenie. No co, może szkoda mi go i jako jedyna osoba, która o niego dba, pragnę ugotować mu chociaż obiad? Tak ostatnio przysechł…
I co ja mam mu teraz powiedzieć? Że mi go brakuje? Potrzebuję jego wsparcia? Chcę szczerze pogadać i to właśnie dlatego do niego przyszłam. Bo on potrafi powiedzieć mi prawdę, doradzić, pomóc, a przynajmniej powiedzieć, co o tym wszystkim myśli. Potrafi trzeźwo patrzeć na sprawę. Ale również potrafi mnie dobić, czego się nie spodziewałam. A szkoda.
– Jake, bo nie wiem już, co mam ze sobą zrobić! – Rzuciłam ścierką o ladę, aby podkreślić swoje wzburzenie.
– Aha. A tak dokładniej, to o co ci chodzi? – Wydawał się rozbawiony moim zachowaniem, a mi przecież wcale do śmiechu nie było.
– Po co się głupio pytasz? Przecież dobrze wiesz, o co mi może chodzić! – Trochę mnie wkurzył swoim zachowaniem. Przychodzę do niego w potrzebie, liczę na to, że jakoś mnie zrozumie, a jego to wszystko bawi. Zajebiście.
– No, ale w czym masz problem i czemu masz o to do mnie pretensje? – Zdezorientowany rozłożył ręce i pochylił się nad stołem, nasłuchując, co mam mu do powiedzenia.
– Bo nie wiem, co mam zrobić. Nie radzę sobie z tym wszystkim. – Złapałam się za nasadę nosa, bo poczułam nasilający się ból głowy. Bello, tylko spokojnie.
– Ale z jakim wszystkim? – drążył nadal i nie wiem, czy naprawdę nie wiedział, o co chodzi, czy tylko udawał głupiego.
– No, o Edwarda i tą całą sprawę z nim. – Chyba chciał mi przerwać, ale kontynuowałam: – Bo chodzi o to, że ja naprawdę go kocham i rozumiem to, co zrobił i podziwiam go za to. Obiecałam mu, że poczekam, aż to piekło się w końcu skończy. Ale Jake, mi już brakuje sił. – Powróciłam z powrotem do mieszania sosu, aby zająć czymś ręce. – Przyszłam tu i mówię ci to teraz, bo jesteś moim przyjacielem. – Popatrzyłam na niego z dołu z nadzieją na usłyszenie czegoś, co mnie podniesie na duchu, rozjaśni ciemność, cokolwiek pozytywnego.
– Bells, chcesz, abym powiedział ci, co o tym… o nim myślę? – Podszedł do mnie i złapał mnie za ramiona. – Tak? Tego chcesz?
Nieświadoma tego, co chce mi powiedzieć, przytaknęłam, kiwając głową.
– Bella, skoro mogę być z tobą szczery, to chcę ci powiedzieć, że wcale mi się to nie podoba. Nie akceptuję tego, że dałaś mu kolejną szansę i nawet jeśli kiedyś do ciebie wróci, tego też nie zaakceptuję. – Nakręcał się coraz bardziej i coraz głośniej. – Nie podoba mi się to, że ty jak wierna, poczciwa żona czekasz na to, kiedy do ciebie wróci, a przecież on nie poszedł na żadną, pieprzoną wojnę, tylko do innej. – Potrząsnął mną lekko, bo mi aż szczęka opadła. Tak byłam zszokowana. Postanowiłam poczekać, aż skończy i wtedy mu to wytłumaczyć.
– Nawet jeśli coś co ciebie czuje, to ile chcesz na niego czekać? Pytam się, ile? Ludzie latami nie wychodzą z depresji, tyle zamierzasz czekać? Nie łatwiej byłoby znaleźć sobie jakiegoś normalnego faceta, bez manii pomagania innym i robienia z siebie dobrego samarytanina? Bella, czemu on dla ciebie nie był nigdy taki dobry? To on cię zawsze ranił! – Chciałam mu przerwać, nie mogłam słuchać tych głupot, ale kiedy wzięłam oddech, powstrzymał mnie gestem dłoni na znak tego, że jeszcze nie skończył.
– A nie zastanawiałaś się nad tym, że może on do niej coś czuje, skoro wrócił do niej po raz kolejny, a ciebie zostawił? – O nie, teraz to już lekka przesada, co to, to nie. Już niech z takimi wnioskami nie wyskakuje.
– Jacob, ale teraz to co innego! Jej ojciec zmarł i nie mógł jej tak samej z tym wszystkim zostawić! – Musiałam wziąć głęboki oddech, bo robiło mi się coraz bardziej duszno. – Przynajmniej pokazał, że ma dobre serce i za to bardzo go cenię! – Oddychałam coraz bardziej płytko, bo niesamowicie podniósł mi ciśnienie.
– Nie bądź głupia! Kiedy w końcu zrozumiesz, że temu całemu Edwardowi zależy tylko na tym, aby cię przelecieć, a po wszystkim i tak wróci do tamtej z podkulonym ogonem?! – parsknął i popatrzył na mnie zniesmaczony.
Odsunęłam się od niego gwałtownie, kipiąc w środku. Oddychałam tak głośno, jakbym miała problem z podstawowymi funkcjami życiowymi.
– To nieprawda! Nie znasz go i nie wiesz, jaki jest! Nie możesz osądzać go na podstawie tego, co kiedyś zrobił, bo on się zmienił. Naprawdę. – Teraz ja złapałam go za ramiona i chciałam odbudować dobre zdanie na temat Edwarda. Co nie zmienia faktu, że byłam zła za to, że ocenia go tak powierzchownie.
– Nie oszukuj się i otwórz w końcu oczy! – Mówił głośno, akcentując każdy wyraz, jakbym nie rozumiała tego, co mi przekazuje. – Bells, kocham cię jak siostrę i nie pozwolę, byś zniszczyła sobie życie jakimś chorym, toksycznym związkiem. Nie dopuszczę do tego, abyś znów cierpiała! – Co on sobie wyobraża? Że jestem jakimś dzieckiem i potrzebuję niańki? Nie potrzebuję obrońcy, porad miłosnych, chciałam tylko, aby był ze mną i mnie wspierał. A jeśli popełnię już błąd, to jest on mój i na nim będę się uczyć.
– Po pierwsze, nie krzycz! Po drugie, przyszłam tu po to, abyś mnie wsparł, pocieszył, a ty tylko mnie krytykujesz i osądzasz. A po trzecie, to nie znasz Edwarda, więc nie możesz wiedzieć, jakie są jego prawdziwe pobudki. – Zacisnęłam ręce w pięści przy boku i odsunęłam się od niego. Zacisnęłam szczęki, bo czułam, jak zaczynają drgać. Boże, ale ze mnie beksa! Zmrużyłam oczy i patrzyłam na niego morderczym wzrokiem.
– Widzisz? Nie wolno ci nic powiedzieć, bo zaraz się wkurzasz, obrażasz i wszystkiemu zaprzeczasz. Nie zawsze masz rację i czasami prawda może okazać się nie do końca dla nas dobra. – Podążył za mną i starał się ponownie nawiązać kontakt wzrokowy, który urwałam.
– Wiesz co, Jake? Coraz bardziej uświadamiam sobie, że miedzy nami nie jest już tak jak kiedyś. – Popatrzyłam mu w oczy i postanowiłam wygarnąć to, co krążyło po ściankach mojej podświadomości, ale nigdy nie ukazywało się światłu dziennemu. – Przedtem rozumieliśmy się bez słów, jedno znało drugiego na wylot. A teraz? Teraz nie mogę nawet na ciebie liczyć w potrzebie, bo potrafisz mnie tylko krytykować! Odsunęliśmy się od siebie, a to nie prowadzi do niczego dobrego. – Przeszłam do salonu zabrać swoją torbę, a on znowu podążał za mną. Jak cień, niczym umartwiony duch szukający pomocy w drodze do odkupienia.
– Wiesz co, Bella, już nie przesadzaj! – Pokręcił głową i stanął w przejściu między dwoma pomieszczeniami i oparł się o ścianę z założonymi na piersi dłońmi.
– Nie przesadzam, tylko mówię, jaka jest prawda. – Przeszłam do korytarza i ściągnęłam z wieszaka swój płaszcz. – Muszę odpocząć od wszystkich, od ciebie też. – Popatrzyłam na niego z wyrzutem i otworzyłam drzwi.
– Co masz na myśli, mówiąc „odpocząć”? – zapytał z obawą.
No główkuj wszystko-lepiej-wiedzący.
– Wyślę ci pocztówkę. – Uśmiechnęłam się sztucznie i przeszłam przez próg. Rzuciłam na odchodne „do zobaczenia” i usłyszałam coś w rodzaju, że „zawsze uciekam od problemów, zamiast się z nimi zmierzyć”. Podniosłam na to tylko rękę do góry i pomachałam.
Kiedy doszłam do windy, puściły wszystkie hamulce. Czułam, że się zapadam i rozsypuję na drobne kawałeczki. Ba, w drobny maczek! Dłonie trzęsły mi się niemiłosiernie, a o szczęce nawet nie wspomnę. Byłam kompletnie sama, przez nikogo niezrozumiana, nawet przez mojego prawdziwego przyjaciela. Zdradzona przez miłość mojego życia i zdeptana przez wroga. Wiem, że ta dziewczyna cierpi, ale ja też przeżywam swoją własną tragedię i jestem z nią sama. Nie wiem, czy jest jeszcze jakiś sens w tym oczekiwaniu, bo mogę tego nie doczekać. Już raz przez to przechodziłam, z tym, że przedtem moje uczucia nie były takie intensywne i dałoby się je zagłuszyć. A teraz? Teraz to mnie wyniszcza od środka. Powoli, ale bardzo skutecznie wypala moje wnętrzności, sprawiając przy tym niemiłosierny ból. I kiedyś mnie to złamie.
Może i Jake miał rację, że uciekam od problemów, ale co innego mam zrobić? Kiedy nie daję sobie z nimi rady, po prostu się poddaję. Uchylam się od problemu, bo nie mam wystarczająco sił, aby go przezwyciężyć, aby pokonać przeciwności losu. No, niestety ktoś w tej bajce musi okazać się słaby i chyba ta rola należy do mnie.
Wyjęłam z torebki telefon i drżącymi palcami wybrałam numer do tzw. ostatniej deski ratunku jak dla mnie. Po paru sygnałach odebrała wesoła i rozentuzjazmowana kobieta:
– Słucham cię, córeczko. Co tam u ciebie słychać? – zapytała. A mój podbródek, jak i cała szczęka, zaczął drżeć. Obraz mi się zamazał i w tym momencie z moich oczu wypłynęła łza przecinająca rozpalony policzek. Podciągając nosem, zapytałam:
– Mamo, mogę przyjechać do domu?


Post został pochwalony 2 razy

Ostatnio zmieniony przez marisa:* dnia Pią 22:24, 27 Lis 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
sysiam1983
Nowonarodzony



Dołączył: 11 Sie 2009
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 18:37, 26 Lis 2009 Powrót do góry

No w końcu się doczekaliśmy. Rozdział świetny, choć jednak trochę mi tu brakuje Edzia.

Serdecznie pozdrawiam i życzę weny :*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Yvette89
Zły wampir



Dołączył: 06 Kwi 2009
Posty: 258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 37 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z piekiełka :P

PostWysłany: Czw 18:37, 26 Lis 2009 Powrót do góry

Łaaaaaaaał!!!

Mari, Maleńka, pojechałaś z tym koksem:D:D

No to tak :D Na dzień dobry albo dobry wieczór ;p Chcę Ci gorąco podziękować! Za dedykację i za rozdział, że jednak go dodałaś dzisiaj :***

Rozdział świetny! Jak zawsze, Mari :D Na początku drama w sumie... zastanawianie się na sensem wszystkiego, a to bardzo ładnie wprowadziło Nas w cały rozdział, cała treść. Następnie retrospekcja do czas pogrzebu... W końcu jak Bells zdecydowała się na rozmowę z Jackobem to zastanowiłam się, czy może on faktycznie nie ma racji... Da osoby postronnej tak to wygląda... I tak bardzo jak Edwarda lubię, w takim samym stopniu wkurzyło mnie to, że telefon odebrała Tanya... Bells nie powiedziała o tym przyjacielowi... ale czy mógł on mieć jednak rację? I dlaczego to Tanya odebrała komórkę Edwarda? Cóż... Jace ma sporo racji... w tym wszystkim... sposób pojmowania wszystkiego przez Cullena czasami jest dziwny, ale dzięki temu Twoje opo zawiera pikanterię i tak dobrze się je czyta. Świetnie opisałaś przeżycia wewnętrzne naszej szatynki :) i chwała Ci za to Wink A Werze, za dobrą betę Wink No a teraz do akcji wkracza mama naszej bohaterki Wink Bomba Wink
Na do widzenia, napiszę, że czekam z utęsknieniem na dalszy rozwój wypadków :D

Dziewczyny, oby tak dalej Wink

Weny, czasu i ściskam :**


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Ewelina
Dobry wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P

PostWysłany: Czw 19:13, 26 Lis 2009 Powrót do góry

Maris... no to szoook. Ale jak miło że wróciłaś z nowym, niesamowitym rozdziałem. Nie wiem kogo bardziej żałować: Edwarda czy Belli... Powiedzmy, że jestem bezstronna...na razie. Zgadzam się z tym wszystkim , co napisała Yve (zresztą, zawsze się z nią zgadzam).
Nie rób nam więcej tak długiej przerwy! Czekam na kolejny rozdzialik.
Buziaki i oby wena Cię nie opuszczała.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Aja
Wilkołak



Dołączył: 06 Lip 2009
Posty: 231
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z brzucha. . . mamusi(;

PostWysłany: Czw 21:58, 26 Lis 2009 Powrót do góry

Umiesz robić dobre baa świetne, genialne wejście po dłuższej przerwie(:
To chyba jeden z lepszych rozdziałów. Po prostu brakuje słów nie wiem co mogę powiedzieć na jego temat bo wydaje mi się, że cokolwiek powiem tzn. napiszę będzie banalne, proste i zapewne nie w pełni oddające mojej opinii. Bo siedzę teraz przed swoim komputerem jak zaczarowana? w tle leci proponowana przez Ciebie piosenka do owego rozdziału i po prostu ręce mi opadają. Boże dziewczyno, masz TALENT i to taki jak stąd do Paryża. Muszę powiedzieć, że to chyba najlepszy polski ff jaki czytałam. Gratuluję i dziękuje za możliwość jego czytania(: Wprowadzenie było nie do opisania, przemyślane, mądre, życiowe i dojrzałe. To jak opisałaś, porównałaś uczucia Belli sprawiło, że poczułam się jak ona, poczułam tą bezsilność i pustkę.
To i tak w pełni nie oddaje tego co czuję, bo po prostu nadal jestem w szoku? i nie wiem co napisać.

Bella jest mądra i bardzo ją lubię u Ciebie, rozumie postępowanie Edwarda i docenia jego poświęcenie. Za to Edward postępuje wobec niej niesprawiedliwie bo kazał jej czekać, ale jakoś tak nic nie robi w związku z zakończeniem tej całej szopki. I tylko rozmawiają czasem, krótko przez tel.? W tym momencie już przegiął, jej przecież też jest potrzebne wsparcie w tej całej chorej sytuacji.

Masakra właśnie moja nauka z fizyki poszła się gonić, przez Ciebie się nie nauczę;P Jak weźmie mnie jutro Pani Ania do odpowiedzi to streszczę jej ten rozdział, jest bardzo w porządku (Anka) więc nie powinno być źle, co prawda do dyfrakcji i interferencji fal trochę mu brakuje, ale cóż począć(: jak coś mam Twoją zgodę?(:

Dziękuję kłaniając Ci się nisko w pas za możliwość czytania tego opowiadania (co już nawet nie można nazwać opowiadaniem, bo w ten sposób może być obrażone i zbezczeszczone). Warto było czekać(:
Tak więc Droga Mariso (mogę tak?) życzę Ci CZASU, chęci, weny, wytrwałości w tworzeniu oraz rozwiązania pomyślnie wszystkich problemów(:
Nie ważne jak długo wiedz (ale wiadomo,że lepiej krócej jak dłużej), iż czekam na następny rozdział i masz we mnie swoją wierną fankę(:

Pozdrawiam Aja


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Aja dnia Czw 22:11, 26 Lis 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Lady_MasenCullen
Nowonarodzony



Dołączył: 15 Sie 2009
Posty: 12
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 22:19, 26 Lis 2009 Powrót do góry

JEST!!!JEST!!!JEST!!!NOWY ROZDZIALIK!!!MADRE MIJA!!! Laughing
A więc...po pierwsze dzięki ci za to cudo (teraz wiem, że warto było czekać:)), po drugie to cudo jest po prostu CUDOWNE Laughing, po trzecie CZEKAM na więcej!!!:)
Rozdzialik niesamowity, wzruszający i zaskakujący.
Poprostu wmurowało mnie w siedzenie kiedy Tanya odebrała telefon...:(:( i Ed pytający co się dzieje...smutne i to bardzo.
Do tego Bella broniąca głupiego Eda...pfy ja bym go od razu powyzywała na jej miejscu:):)Ale nic...Teraz treba czekać na ciąg dalszy, a z tego co pisałaś w spoilerku to będzie się działo. Niech się dzieje, ale niech skończy się hapi endem:):)
Tak więc niechaj bogowie ci sprzyją i obdarzą cię weną, co by czytelnicy mieli wielką uciechę:):)
Pozdrowienia LMC Razz


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Mirell.
Wilkołak



Dołączył: 12 Kwi 2009
Posty: 148
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: wROCK | Tam gdzie szczęście wchłania się z powietrzem.

PostWysłany: Pią 15:45, 27 Lis 2009 Powrót do góry

AAA nowy rozdział! Widzę, że to jeszcze nie koniec komplikacji a dopiero początek... ach namęczy się ta Bella, namęczy. W ogóle to nie rozumiem tak do końca Edwarda. No bo niby Tanya jest w potrzebie i w ogóle, ale powinien jej mimo wszystko powiedzieć, że kocha Bellę. Jeśli ją kocha? Wszystko się pokomplikowało, a najgorzej wyszła na tym właśnie Bella. Jeszcze do tego ta kłótnia z Jacobem. Tak na prawdę to zgadzam się z nim, Edward wykorzystuje Belle, a przynajmniej tak to wygląda. Znowu traci swoją szansę. Mam nadzieję, że się opamięta! I wybierze właściwe rozwiązanie, tak by nikogo nie zranić. Albo inaczej. Aby w tylko malutkim i minimalnym stopniu zranić Tanyę (haha!)
Jestem ciekawa co tam u Alice i Jazza. Bo mimo zapewnień Alice, wydaje mi się, że tak kłótnia była jedną z większych i to mnie chyba najbardziej zaintrygowało w tym rozdziale.
Co do błędów to nic nie wyłapałam, ale jak dla mnie troszkę, ociupinkę za dużo było tu przemyśleń Belli. Troszkę się to ciągnęło Wink A ja tak średnio lubię te wszystkie przemyślenia postaci w ff-ach, wolę jak coś się dzieje.Tak poza tym to wszystko okej.
Czekam niecierpliwie na dalsze rozdziały i venyy życzę!
p,Mirell.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Aurora Rosa
Dobry wampir



Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 695
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 54 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z własnej bajki

PostWysłany: Pią 20:30, 27 Lis 2009 Powrót do góry

No nareszcie, że tak powiem Smile Mariso nie wiesz jak się cieszę czytając kolejny rozdział, mimo że do radosnych on nie należał. Doskonała robota. Bardzo emocjonaly tekst. Świetnie przedstawiłaś rozdarcie Belli. Szkoda mi dziewczyny. Wpakowała się w związek, w którym nie jest najważniejsza dla ukochanego człowieka. I to ją niszczy. Jacob jest wspaniały. Aż zazdrość serce ściska, że tak rzadko można spotkać takich ludzi w realnym świecie. Mam nadzieję, że można bo jednak moja wiara w ludzkie dobro jeszcze nie umarła.
Za to nienawidzę Edawrda!!! Egoistyczny dupek!!! Mam nadzieję, że długo to juz nie potrwa i jednak się zmieni na plus. Nie potrafię zrozumiec jego zachowania. Kocha Bellę, chce z nią być ale nie potrafi zostawić swojej byłej, z którą był interesownie. Rozumiem - przeżyła tragedię. Ale można ludzi wspierac nie koniecznie z nimi sypiając. Przepraszam zjechałam stworzoną przez ciebie postać w lubianym przeze mnie opowiadaniu. Ale mam wrażenie, że to wszystko zmierza w niewłaściwym kierunku. Czytając ostatni rozdział mialam wrażenie, że moze coś się wydarzy między Bella i Jackobem ale on tu z tą siostrą wyskoczył i jedna platonicznie się rozegrało. Może matka Belli pozytywnie tu namiesza? Może ona pomoże?
Życze ci naprawdę ciekawego pomysłu na wyprowadzenie bohaterów z tego galimatiasu. Bo się narobiło...
A ja mimo, że nie zawsze komentuję wrócę tu, gdy tylko pojawi się nowy rozdział


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
marisa:*
Człowiek



Dołączył: 25 Lut 2009
Posty: 97
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 21 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 22:12, 27 Lis 2009 Powrót do góry

sysiam1983, mam nadzieje, że po następnym rozdziale zmienisz zdanie, bo będziesz tego Edzia, aż przesyt. W końcu to będzie jego rozdział:) Też się ciesze, że w końcu zamieściłam rozdział, bo aż mi źle na serduszku było z tego powodu.

Yvette89, nie masz za co dziękować, bo Ci się to należało. W sumie to ja powinnam Ci dziękować, za to że jednak mnie nie wyklęłaś:P Co do "zastanawiania się nam sensem istnienia" to ja tak często mam, dlatego postanowiłam, ze i Belli się to udzielixD No aj też się zastanawiam czy ten Jacob ma rację... a jeśli już chociaż przynajmniej odrobinkę jej ma, to czego one dotyczą? Heh sama nie wiem:P No ktoś w opowiadaniu musi musi być dziwny i akurat w moim padło na Cullena, ale cieszy mnie to, że według Ciebie w KM jest trochę pikanterii, chociaż troszeczkę:) No właśnie chochlicy1 należą się ogromne podziękowania, dziękuję Weru:*:* i Tobie Ive również:*

Ewelina, mi też było miło wstawiać rozdział, a jeszcze milej jak zobaczyłam Twój komentarz:) Mam wielką nadzieję, że następnym razem wstawię rozdział wcześniej niż teraz, bo sama jestem wściekła na niektórych autorów opowiadań, którzy tak jak ja zwlekają z dodawaniem nowych rozdziałów.... Przepraszam i postaram się to naprawić:):*

Aja, po przeczytaniu Twojego komentarza miałam świeczki w oczach, naprawdę! Już wczoraj chciałam coś na niego odpisać, ale ja też byłam w wielkim szoku.... Otóż mylisz się Moja Droga, bo na pewno nic przez Ciebie napisane nie jest ani banalne, ani proste. Dla mnie liczy się taki zakazany tzw. jednolinijkowiec, a co dopiero taki wyczerpujący komentarz jak Twój. DZIĘKUJĘ:* Miałam dodać inną piosenkę, ale zostawiłam ją dla Edwarda w następnym rozdziale, a dodając właśnie tę piosenkę myślałam właśnie o tym, że będziesz jej słuchać. Moja muzyka to taki mój pamiętnik, bo każdy kawałek towarzyszył mi podczas różnych sytuacji z mojego życia i tylko w ten sposób mogę się tym z wami podzielić:) Talent jak stad to Paryża? No wątpię żeby on miał długość chociaż paru metrów, ale bardzo dziękuję, miło mi to słyszeć:* najlepszy polski FF?? O Matko Moja!! Kopara mi opadła, a wszystkie żeby powypadały xD takich słów się nie spodziewałam:*:*:* To ja dziękuję za to, że czytasz to opowiadanie i je jeszcze komentujesz i to w dodatku tak:D:D Moim marzeniem jest, aby czytelnik wczuł się w rolę, a widząc, że w twoim przypadku mi się to udało ja sama nie wiem co powiedzieć....
Heh przepraszam, że przeze mnie nie mogłaś się skupić na fizyce, ale mam nadzieje, ze Pani Ani wystarczyło streszczenie mojego opowiadania, aby wstawić chociaż 2:P Ja nie wiem jak Ty chcesz nazwać KM jak nie opowiadaniem eee marnym opowiadaniem, bo w innych kryteriach ja go nie widzę:P Oczywiście możesz do mnie mówić Marisa, a ja mam nadzieję, że nie obrazisz się Aju, ze tak do Ciebie mówię?
Dziękuje Ci serdecznie za Twój komentarz, naprawdę nie wiem co mogę jeszcze powiedzieć. Takich fanów to jak ze świecą szukać:*:*

Lady_MasenCullendziękuję za komentarz. Moje serduszko raduje się niesamowicie, ze zrobiłam Ci taką przyjemność nowym rozdzialikiemxD Ja na miejscu Belli tez bym go zwyzywała, no ale nie jestem na jej miejscu:P W następnym rozdziale powinno się dziać więcej zwłaszcza w jego końcowej fazie, ale o tym w następnym rozdziale:P Ohh gdybym otrzymała taki dar to nawet do tych bogów bym się modlić o więcej zaczęła:P Dziękuję jeszcze raz i pozdrawiam:*

Mirell.tak samo zareagowałam jak dostałam rozdział od bety:P Komplikacji będzie jeszcze wiele i na tym się jeszcze nie skończy, no ale mam nadzieję, ze ucieszysz się, ze jeszcze chwilę pomęczę Cie tym opowiadaniem:P Wspominałam już kiedyś, że uwielbiam znęcać się nad moją Bellą i Edwardem? To pewien rodzaj sadyzmuxD Zgadzam się z tym, że Edward traci swoją szansę, ale czy jego czyn nie jest godny pochwały? Jeśli wybrałby Bellę to chyba bardziej zostałby potępiony( w sumie dla mnie to mógłby ją wybrać, w końcu to ona gra tu główną rolę, a to Tanya jest zła) Co do tej Alice nie wiem nie wiem.... wcześniej nie zwracałam na to najmniejszej uwagi, ale teraz kiełkuje mi się coś w łebku:P Co do tych przemyśleń też tak uważam, ale nie usuwałam ich, bo za długo nad nimi siedziałam, męczyłam się i było mi ich po prostu szkoda. I niestety przez to ucierpieć mógł na tym rozdział;/ Dziękuję jeszcze raz za komentarz i również pozdrawiam:*

Aurora Rosa, obawiałam się, ze ten rozdział wyszedł kiepskawo, w sumie alej się obawiam, bo ciężko mi się go pisało. Jednak muszę przyznać, ze pisanie erotyków idzie mi łatwiutko w porównaniu z takimi smętami, opisami wewnętrznych uczuć, rozważaniami. Ale nie ważne jak mi się pisze, bo ważne że Ci się podoba:)
Spotkałam się kiedyś z takim związkiem, że wybierano nie te rzeczy, które byśmy chcieli, a to bardzo trudne. Zobaczymy w następnym rozdziale jak radzi sobie z tym EdwardxD heh cieszę się, że chociaż w moim ffie Jacob jest uważany za złotego człowieka, bo takie było moje zamierzenie i chyba mi się to udało, a jeśli jeszcze tego nie pokazałam, to może w następnym rozdziale się przekonasz:) Co do Edwarda dupka, to jest on właśnie taki, bo ogólnie ja lubię złych facetów, bo Meyerowa zrobiła z Edzia taką ciamciaramcie:P Póki co nie planuję sfatać Belli z Jacobem, może jak wyeliminuję Edwarda to o tym pomyślę, ale na razie za bardzo go lubię:D:D Ee no mamusia chyba nie będzie miała okazji namieszać, bo..... Ja też sobie życzę takich pomysłów, bo ciężko ostatnio z moją wyobraźnią;/ I właśnie dlatego, że nie zawsze komentujesz dziękuję Ci, że teraz to zrobiłaś:* To bardzo dużo dla mnie znaczy:):*:*:*

Dziękuję wszystkim jeszcze raz bardzo serdecznie, mam nadzieję, że się podobało oraz że wrócę tu niedługo z nowym rozdziałem... Jesteście najlepszymi fanami jakich mogłam sobie wymarzyć. Dziękuję:*


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez marisa:* dnia Pią 22:13, 27 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Aja
Wilkołak



Dołączył: 06 Lip 2009
Posty: 231
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z brzucha. . . mamusi(;

PostWysłany: Sob 12:35, 28 Lis 2009 Powrót do góry

Oczywiście, że się nie obrażę(: nawet w domu tak do mnie mówią, a wszystko zaczęło się od mojej małej kuzynki, która nie potrafiła wypowiedzieć mojego imienia, ale ja nie o tym.
Po pierwsze nie musisz dziękować za mój komentarz i słowa w nim zawarte, bo napisałam to co myślałam i wręcz po przeczytaniu miałam odczucie obowiązku skomentowania. No i trochę więcej wiary w siebie Mariso, co prawda ja też mam z tym problem, no ale ja ci mówię, że masz talent i to duży. I z tym najlepszym ff nie żartowałam, a jak już Ci zęby powypadały to ja znam świetnego dentystę mogę dać namiary, jeżeli potrzebaxD
I przede wszystkim nie nazywaj tego (świetnego, genialnego) opowiadania marnym, bo obrażasz i Siebie i mnie że niby czytam badziew;p
Co do piosenek to wiedz, że są one perełką tej historii, ja mam jakąś chyba manie na punkcie podkładów muzycznych do ff, więc me serce za każdym razem się raduje. Już mówiłam Ci chyba, że bardzo lubię smutne, smętne piosenki a tu jest ich pod dostatkiem(: o i jak mi się miło zrobiło że dodając tą pomyślałaś o mnie(: dziękuje:*
Tam zaraz 2, 4 dostałam(: chociaż Anka powiedziała, że jak na mnie to słabo, ale no w mojej głowie nie było tego dnia miejsca na fizykę, a że nie mam zamiaru jej zdawać na maturze to. . .żyję od spr do spr(:

Trochę się rozpisałam, ale musiałam odpowiedzieć, moje wewnętrzne sumienie nie dałoby mi się uczyć, a biologia czeka. To ja dziękuję i życzę Ci wszystkiego czego potrzebujesz do stworzenia następnego rozdziału(:


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
maraa17
Nowonarodzony



Dołączył: 28 Lis 2009
Posty: 44
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Sob 15:52, 28 Lis 2009 Powrót do góry

Hej.Pisze pierwszy raz , bo tak naprawde dopiero dziś się zarejestrowałam. Byłam takim biernym czytelnikiem .Musze przyznać że MARISA twoja opowieść jest niezwykle interesująca i wciągająca.Jednego dnia przeczytałam wszystkie napisane przez Ciebie rodziały Very Happy Naprawde kawał dobrej roboty. Nie mogę się doczekać następnego rodzialiku , ciekawość mnie zżera co się dalej stanie .Więc szybko wrzucaj go na forum bo my tu czekamy !!!! Smile


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez maraa17 dnia Sob 16:18, 28 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Aja
Wilkołak



Dołączył: 06 Lip 2009
Posty: 231
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z brzucha. . . mamusi(;

PostWysłany: Czw 11:23, 24 Gru 2009 Powrót do góry

Czy będę bardzo upierdliwa jeśli zapytam się kiedy można spodziewać się następnego rozdziału?(: Czekam cały czas cierpliwie no ale chciałabym wiedzieć. Wiesz, że uwielbiam Twój ff i zżera mnie ciekawość co do postępowania bohaterów.

A skoro już piszę to Wesołych Świąt, bogatego mikołaja i spełnienia marzeń(:


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Sweet*Rose
Nowonarodzony



Dołączył: 31 Gru 2009
Posty: 20
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Mirosławiec

PostWysłany: Czw 23:31, 31 Gru 2009 Powrót do góry

Kurde i jak Ty chcesz mieć fanów??!! Ty chyba sobie kpisz ze mnie. Ja pokochałam Twój ff, a ty tak bezczelnie depczesz sobie moje zmizerowane serducho. Błagam (klękam właśnie przed moim ciekłokrystalicznym monitorem) dodaj nowy rozdział. Zrób to dla tych niewidzialnych fanów jakim do tej chwili byłam:) Już nie wytrzymuje więc chociaż podaj datę dodania nowego rozdzialiku. Może jeszcze zdołasz zostać moim prywatnym Jezusem i zbawić moje serce.

Pozdr. Sweet*Rose (już dziś widoczna)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
RazDwaTrzyMamCię!
Nowonarodzony



Dołączył: 12 Paź 2009
Posty: 6
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 0:26, 02 Sty 2010 Powrót do góry

Zgadzam się z postem powyżej :D
Już nie mogę się doczekać następnego rozdziału ;)
Podaj chociaż datę jego dodania ;p


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
marisa:*
Człowiek



Dołączył: 25 Lut 2009
Posty: 97
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 21 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 19:26, 06 Sty 2010 Powrót do góry

Matko Boska i 100 milicjantów xD przepraszam Was wszystkich, ze tak długo czekanie, ale ja nie mam czasu nawet podrapać się po tyłku;/ Dołożę wszelkich starań żeby naskrobać coś na tym weekendzie, bo rozdział już zaczęłam i wiem wszystko co w nim będzie. Nie potrafię podać dokładnej daty pojawienia się nowego rozdziału, ale jeśli tylko będę się zbliżać do końca to dam znać obiecuję:*:* Kochane moje nie miałam nawet czasu żeby zaglądnąć na forum, ale jak zobaczyłam te komentarze.... to aż się sama podgonię. I nie wiem czy nie bluźnię w tej chwili, ale zrobię wszystko żeby zasłużyć na miano Twojego prywatnego Jezusa Sweet*Rose Dziękuję Wam wszystkim jeszcze arz z całego teraz rozweselonego serduszka:*:*:*:*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Vicki
Nowonarodzony



Dołączył: 20 Sty 2010
Posty: 24
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Czw 8:41, 28 Sty 2010 Powrót do góry

No no bardzo fajne to ff szkoda tylko że tak późno je znalazłam . Jestem już ciekawa dalszego ciągu więc proszę wstawiaj kochana szybciutko ;] No bo już naprawdę nie mogę się doczekać !!!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
bugsbany
Wilkołak



Dołączył: 07 Sty 2010
Posty: 101
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 0:04, 29 Sty 2010 Powrót do góry

WItaj Mariso:) chcę żebyś wiedziała, że siedzę jak zaczarowana z laptopem na kolanach i próbuję dojść do siebie po tym rozdziale. Przez mój mózg przewija się miliom myśli, a to, że muszę wstać o 5 rano do pracy i wypadałoby się położyć spać, jest tą ostatnią, milionową. opis uczuć Belli i to jak broni Edwarda ścisneło mi serduszko......sprawiłaś, że polały się łzy. Tak bardzo chce wierzyć w jego miłość...zastanawiam się czy przejrzy na oczy. Z własnego doświadczenia wiem, że taki układ w jakim znalazłą się ta trójka, jest najgorszym z możliwych. Czasami widzimy i wierzymy w to co chcemy, nie zdając sobie sprawy z tego, jak niszczymy się psychicznie, zamykamy w sobie i żyjemy w wymyślonym przez siebie świecie. Odsuwając się od ludzi, którzy chcą nam pomóc...Powiem jedno, jesteś WIELKA. Nie przestawaj pisać, masz talent dziewczyno. I pamiętaj, że masz wiernych fanów, którzy czekają z niecierpliwością na następny rozdział.

Nie trzymaj nas dłużej w napięciu....i mam nadzieję, że niektórzy z bohaterów, dojdą w końcu do tego, co jest dla nich najważniejsze...i nie zniszczą tego po raz trzeci. WENY życzę i czekam.....


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Sweet*Rose
Nowonarodzony



Dołączył: 31 Gru 2009
Posty: 20
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Mirosławiec

PostWysłany: Pią 14:00, 29 Sty 2010 Powrót do góry

Grrrrrr!!! Ja wiem, że masz mało czasu i wgl. ,ale ile można?? Ja tu nadal czekam!! W takim tempie to ty byś nawet pchły nie zbawiła<foch> Jak znalazłaś już czas żeby się podrapać to teraz zajmij się ff!!!
Okay... już ochłonęłam, a teraz poważnie kiedy będzie nowy chap??

Tyra i Pzdr. Sweet*Rose (zła)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
marisa:*
Człowiek



Dołączył: 25 Lut 2009
Posty: 97
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 21 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 11:36, 06 Lut 2010 Powrót do góry

Vicky, to może dobrze, że tak późno je znalazłaś, bo miałaś więcej rozdziałów do nadrobienia:) Starałam się jak mogłam, mam nadzieję, że nie zawiodłam:*:*

bugsbany, nawet nie wiesz jak Twój komentarz ścisnął moje serducho:* Przepraszam, że przeze mnie się nie wyspałaś i polały sie łzy:) Tak, taki układ jest najgorszy i pewnie dlatego wykorzystałam to w tym ff, jak wspominałam uwielbiam się znęcać nad moimi postaciami xD Jeszcze raz dziękuje Ci za piękny komentarz i czekam na następny:*

Sweet*Rose, słońce nie złość się bo naprawdę sie Ciebie obawiam:P Nie byłam w stanie stwierdzić kiedy pojawi się rozdział,b o u mnie wena pojawia się niespodziewanie no i akurat była u mnie wczoraj:P Mam nadzieję, że Ci się spodoba:*

Nie owijając dłużej w bawełnę zapraszam do czytania kolejnego rozdziału i przepraszam, że musieliście czekać tak strasznie długo;/ Mam za tydzień ferie więc może coś się w tym czasie wykluje? Mam taką nadzieję:*:* Chciałabym serdecznie podziękować yvette89 oraz Ewelci[b/] za to, że są. Również Wam dziekuję, że tyle czekacie i komentujecie, bo mi nie zależy aby miec mnóstwo postów tylko, abyście się wypowiedzieli na temat tego co anpisałam, mojej pracy i w ogóle to naprawdę dużo dla mnie znaczy, wiele daje i dokarmia wena. Dziękuję:*

BETA: [b]chochlica1
, dziękuję kochana:*

Rozdział 26

http://www.youtube.com/watch?v=mVq-MU7ojVY

E:

Chyba każdy tak ma, że kiedy chce uciec od rzeczywistości, zapomnieć na chwilę o codziennych problemach, przygnębiającej rutynie i ciągłym strachu o jutro. O to, że z dnia na dzień zamiast polepszać się, dzieje się coraz gorzej. W takich chwilach człowiek udaje się do tak zwanego „własnego świata”, gdzie on sam jest jego jedynym władcą. Gdzie nikt nie będzie dyktować mu, co i jak ma zrobić, albo obawiał się o swoją pozycję, którą może zająć ktoś lepszy czy mądrzejszy od niego. To jego własny wyimaginowany świat, w którym spełniają się wszystkie marzenia. Najskrytsze fantazje wychodzą na światło dzienne, sny są w końcu takie, jakie byśmy chcieli, a wszystkie zachcianki są spełniane jak za dotknięciem czarodziejskiej różyczki.
Sztab komórek naszego umysłu pracuje nad tym, aby zrobić ci dobrze chociażby na jawie, w snach, w trakcie doskonale wszystkim znanego zawiasu, po to tylko, aby zrobiło ci się milej na duchu. Byś nie zatrzymał się w miejscu, tylko szedł dalej, nawet małymi kroczkami. Byś nie taplał się błocie, a podniósł się i otrzepał.
To taki sposób na odsapnięcie, zrobienie sobie przerwy na drzemkę, potrzebny do normalnego funkcjonowania oddech na wszystko, co przynosi ci rozumiane inaczej przez każdego człowieka ukojenie. Może nawet to pewnego rodzaju system obronny chroniący przed bezkresnym cierpieniem, pogrążaniem się w rozpaczy czy potocznym przegrzaniem obwodów twojego umysłu.
Niewiarygodne jest to, jak natura radzi sobie z problemami. Naprawdę, godne pozazdroszczenia. Ale bardziej interesujące jest to, o czym ludzie wtedy myślą, co sobie wyobrażają i czego pragną. Dlaczego chcą np. pieniędzy i sławy zamiast domu i rodziny; nowego samochodu zamiast niepowtarzalnej miłości. Ja na przykład do szczęścia potrzebuję bardzo mało, nawet nie wybiegam w przyszłość, nie marzę o złotych górach. Ograniczam się zaledwie do tego, co działo się w przeszłości, do jednego istnienia. Takiej małej, drobnej, normalnej, niezauważalnej w tłumie jak miliony takich na świecie. A jakże niezbędnej, koniecznej mi do życia.
Przypominam sobie to, jak położyłem…. Poprawka, „zderzyłem” się z jej mokrym ciałem, opiętym przez materiał biustem, upadając na mokrą i chłodną trawę, podczas najcudowniejszego i najbardziej ukartowanego przez moją siostrę-intrygantkę wypadu. W głowie mam widok płatków śniadaniowych uderzających o ziemię cudownie wkomponowanych w obrazek, którego główny plan zajmuje pochylona nad nimi, zakłopotana, słodka Bella. Na samo wspomnienie o jej słodkich ustach delikatnie zagryzanych przez śliczne ząbki, miękkiej i gładkiej niczym jedwab skórze, którą mógłbym się zaciągać przez najbliższą dekadę. Seksownych kształtach, po których mógłbym wodzić palcami, językiem do końca życia, na samo wspomnienie tego robi mi się gorąco. Kiedy pomyślę o tych jej jękach, wzdychaniach, kręci mi się w głowie. Tylko tyle chcę, tylko tyle. Dla mojego mózgu to najprawdopodobniej i tak za dużo, skoro nie potrafię skupić się na niczym innym niż myśleniu o tym, jakie to moje życie jest do dupy.
I zamiast śnić na jawie o moim słodkim przeznaczeniu, jedynej jasnej iskierce tlącej się w mrokach mojego życia, nadziei, dla której zabiłby się każdy głupi, to ja idiota kiszę się w miejscu. Nawet zadzwonić do niej nie mogę, bo gdyby zobaczyła to Tanya, prawdopodobnie wpadłaby w szał. Ostatnio nie chodzę na coraz więcej zajęć, bo boję się zostawić ją samą. Nawet nie śmiem wyobrazić sobie, co by zrobiła, gdyby się dowiedziała, że zostałem z nią z litości, a w środku telepie moim ciałem przez brak dotyku ukochanej. Tak jak u alkoholika, która nie może przestać myśleć o niczym innym, jak wlaniu w siebie kolejnej dawki alkoholu, albo jak narkomanowi, który przeżywa istne katusze, bo pragnie wstrzyknąć sobie kolejną działkę.
Od dłuższego czasu śpię u Tanyi na kanapie, bo błagała mnie o to, abym chociaż w razie jej krzyków mógł ją w nocy uspokoić. Nawet moja szczoteczka została na stałe w jej łazience, a to mnie coraz bardziej przerażało. Boję się również, że Bella może pomyśleć, iż zostawiłem ją, a tak przecież nie jest!
Usycham bez niej, umieram!
Lękam się tego, że czekając na mnie, znajdzie sobie jakiegoś pocieszyciela, ku***! Zachowuję się jak psychopata, ona stała się moją prywatną obsesją!
A przez to, że nie mogę się nawet skontaktować z moją miłością, zaczynam coraz bardziej nie trawić Tanyi, bo to przez nią jestem w takiej sytuacji.
Nie dość, że jestem psychopatą, to jeszcze obwiniam niewinnych ludzi!
W sumie to moja jeszcze nieoficjalna eks-dziewczyna przecież nie chciała tego. To ona jest tutaj najbardziej pokrzywdzona, a ja zwalam winę na nią. Ona jest taka bezbronna…

Dobra, koniec użalania się nad własną niedołężnością i porażkami życiowymi. Pora stawić im czoła, Edwardzie! – powiedział do mnie ten kretyn, Edward, którego niekoniecznie należy słuchać.
Podniosłem się z pozycji leżącej trochę zaspany, bo chwilę miałem zamknięte oczy i odpływałem. Rozglądnąłem się dookoła, przeciągając się i rozprostowując kości. Byłem zmuszony przymrużyć oczy, bo zachodzące słońce wysyłało swoje żółte promienie wprost na nie, przy okazji łaskocząc moje jasne policzki. Ujrzałem dachy wieżowców nowojorskich zbudowanych w pocie czoła przez rzesze ludzi. Zadziwiające jest to, że kiedy tobie wszystko sypie się dookoła, cała reszta jest niezmienna. Budynki stoją na swoim miejscu, ludzie jak zwykle wszędzie się spieszą, dzień zaczyna się i kończy tak samo, jak wczoraj i aż do znudzenia. Przeczesałem swoje i tak już zmierzwione włosy i wróciłem do mego świata, problemów, kłopotów, zostawiając moją idyllę za plecami.
W drodze to mieszkania Tanyi wyciągnąłem telefon i wyszukałem numer mojej Belli. Już wciskałem tę głupią zieloną słuchawkę, ale sam nie wiem, czemu się powstrzymałem. Przecież marzę o tym, aby z nią porozmawiać, usłyszeć jej głos, nacieszyć się jej śmiechem, a jednak nie wykorzystałem nadarzającej się okazji. W sumie po co mam teraz dzwonić? Po to, żeby za parę minut przeprosić ją, że muszę kończyć, bo wchodzę do mieszkania tej drugiej? Lepiej nie dzwonić, jutro w szkole z nią porozmawiać. Dotknę, poczuję. Mam przynajmniej taką nadzieję.
Zatrzymałem samochód na parkingu, zgasiłem silnik i przeczesałem włosy palcami, pomagając w ten sposób swojemu mózgowi wymyślić jakieś rozsądne wyjście. Niestety po raz kolejny na nic się to zdało. Denerwowała mnie cisza w samochodzie, przez nią nie mogłem skupić się nawet nad tym, aby pomyśleć o czymś przyjemnym. Mętlik w mojej głowie sprawiał, ze stawałem się coraz bardziej rozdrażniony, a wdające się we znaki uzależnienie, a raczej jego głód, powodował drganie palców. Ścisnąłem nimi nasadę nosa, aby uśmierzyć nasilający się ból głowy. Wziąłem kilka głębokich oddechów, by się opanować i iść w końcu do tego cholernego mieszkania.
Gdy otworzyłem drzwi, nie stała w nich Tania, jak to miała w zwyczaju. Nie wychodziła z domu, dlatego postanowiłem jej poszukać i znalazłem ją śpiącą słodko na kanapie, na której sam spędzałem noce. Podszedłem do niej, starając się nie zrobić zbytniego hałasu, ponieważ dziewczyna już od dłuższego czasu miała problem z zasypaniem. Nie chciałem jej budzić. Zrobiło mi się szkoda jej dlatego, że ta kanapa była bardzo niewygodna i prawdopodobnie obudziłaby się z bólem pleców. W związku z tym delikatnie podniosłem ją na rękach i zaniosłem do jej pokoju. Położyłem ją na łóżku, a ona otworzyła swoje zmęczone oczy i popatrzyła na mnie z uśmiechem. Przykryłem ją kocem i chciałem już odejść, ale mnie zawołała:
–Edward? – Jej cichutki, zmęczony głos krajał na cienkie plastry nawet skamieniałe serca.
–Tak? – Odwróciłem się i popatrzyłem z uśmiechem.
– Gdzie idziesz? – zapytała i założyła za ucho opadający na jej twarz pukiel włosów.
– Wziąć prysznic i spać. Śpij dobrze. – Podszedłem do niej z powrotem i usiadłem na brzegu łóżka.
Tanya pokiwała tylko głową i zamknęła oczy, a ja pogładziłem ją dłonią po policzku. Nie mogąc dłużej patrzeć na wrak, jakim się stała w porównaniu do tego, kim była, wyszedłem z pokoju, zamykając za sobą drzwi.
Od razu poszedłem do łazienki, aby wziąć prysznic i to najlepiej zimny, bo tylko w ten sposób trochę się otrzeźwię. Stałem w tej kabinie tak długo, aż zrobiło mi się zimno. Kiedy wyszedłem, owinąłem się w pasie ręcznikiem i postanowiłem ogolić, bo przecież następnego dnia miała mnie zobaczyć Bella. Gdy opłukiwałem twarz, usłyszałem, jak drzwi się otwierają. Podniosłem głowę do lusterka, zobaczyłem tuż za mną Tanyę, która uśmiechała się zalotnie.
Nie wiedziałem, jak się zachować. Patrzyłem w lustro i obserwowałem, jak podchodzi coraz bliżej. Kiedy oplotła mnie w pasie, zaczęła gładzić po brzuchu i złapała za rąbek ręcznika, chcąc go ściągnąć.
– Co ty robisz? – zapytałem i w ostatniej chwili złapałem ręcznik.
Jeździła palcami po moim brzuchu i klatce, na co napinałem mięśnie, bo jej dotyk wywoływał dreszcze.
– W końcu jesteśmy razem, a to jest chyba normalne w związku. – Mówiąc te słowa, całowała mnie po łopatce.
Trochę mnie zaskoczyła swoim zachowaniem, taka cierpiąca, zmęczona życiem, a na miłości się jej zebrało. Zresztą nie miałem na to ochoty, czułbym się źle wobec Belli i wobec samego siebie.
– Tanya, nasz związek nie jest normalny. Od dawna do niczego między nami nie zaszło i ja nie chcę, aby się to zmieniło – powiedziałam, wycierając twarz ręcznikiem.
Jej dłoń zamarła na moim brzuchu. Spojrzałem na nią w lustrze i była zszokowana. Nie wiedziała, co powiedzieć, co teraz zrobić. Prawdopodobnie nie umiałaby się przedstawić. Może trochę przesadziłem, ale myśl o tym, że dziewczyna, której pragnę, nie może mnie w ten sposób dotykać, a robi to ta, do której czuję coraz większą niechęć, sprawia, że zaczyna mi być niedobrze.
Tanya zabrała rękę z mojego brzucha i wyszła pośpiesznie z łazienki, a ja nie zaszczyciłem jej ani jednym spojrzeniem. Spuściłem głowę, bo było mi głupio, że aż tak ją potraktowałem. Oparłem dłonie po obu stronach umywalki i spojrzałem na swoje odbicie. I nie zobaczyłem tam siebie, kogoś, kim chciałem być. Tylko słabego, zrezygnowanego kretyna, który nie potrafi zawalczyć o swoje szczęście, burząc przy okazji spokojne życie kilku osobom.
Nie miałem ochoty na nic do jedzenia. Nic nie przeszłoby mi przez gardło. Dlatego położyłem się czym prędzej na moją już kanapę, przykryłem kocem i starałem się zasnąć. Trochę denerwowałem się jutrzejszym spotkaniem z Bellą i jednocześnie byłem niesamowicie podekscytowany. Marzyłem, aby wtuliła się we mnie, a moje nozdrza otulił delikatny zapach jej włosów. I modliłem się, by nie zachowywała się tak, jakbym nie istniał, nie patrzyła tak, jakbym zranił ją po raz drugi. Boże, jeśli istniejesz, dopomóż mi…

Delikatnie promienie słońce przebiły się przez zasłonięte rolety w oknach, a ja patrzyłem w sufit. Robiłem tak od dłuższej chwili. Mało spałem tej nocy. Chciałem śnić, widzieć tam ją albo cokolwiek z nią związane, ale się nie pojawiła. Dlatego obudziłem się podenerwowany, nie mogąc doczekać się zajęć. Całkowicie pojebało mi się w głowie. Jaki normalny, cywilizowany student chce iść na zajęcia i nawet w nocy nie śpi, nie potrafiąc się ich doczekać? Kto jest w stanie poświęcić swoje zdrowie psychiczne, by przysłuchiwać się paplaninom zadufanych w sobie profesorków? No tak, tylko, ku***, ja.
No, to patrzyłem w ten głupi sufit, aż nie przerwał mi dźwięk mojego telefonu. Kto śmie przerywać myśli błądzące wokół centrum mego świata? Popatrzyłem na wyświetlacz i myślałem, że uduszę się własną, ku***, śliną! Tak, Boże, też bym mnie zabił na twoim miejscu za takie bluźnierstwo. Trzymałem wibrujący telefon, patrzyłem na ekran i migający na nim wyraz. Bella.
Odbierz, idioto, bo drugi raz prawdopodobnie nie zadzwoni! – skarciłem się w myślach, uprzedzając tego drugiego mnie, i odebrałem:
– Słucham? – Podniosłem się gwałtownie z łóżka i chyba powiedziałem to odrobinę za głośno. Przynajmniej mam pewność, że usłyszała mnie wyraźnie.
– Edward… – Usłyszałem swoje imię, wypowiadane, jakby osoba po drugiej stronie mówiła to ostatnim tchnieniem, słabym, cichym, pokonanym.
– Halo? Bella? – zapytałem zmartwiony, czy wszystko z nią w porządku.
– Tak, to ja. – Zamilkłem i słyszałem, jak wzięła oddech. ku***, jupi, jednak nie umarła sekundę temu.
– Będziesz dzisiaj w szkole? – spytała po chwili zastanowienia. Prawdopodobnie nie wiedziała, co powiedzieć, o co zapytać. Jezu, skarbie, mów, co chcesz, bredź, możesz nawet nie mówić, ale chce chociaż słyszeć twój oddech.
– Tak, będę – odpowiedziałem uradowany i czekałem. W końcu dodałem: – Czemu pytasz? – Teraz usłyszałem, jak wypuściła powietrze. Przełknęła ślinę i powiedziała zbawcze słowa:
– Bo… tęsknię… – Moje serce się zatrzymało. Przysięgam, dostałem sekundowego zawału serca, po czym zagalopowało jeszcze szybciej i je słyszałem. Serce dudniło mi w uszach.
– Boże, ja też. – Chyba to wydyszałem. Zachowuję się jak jakaś nastolatka, wzdycham do telefonu. Zresztą, nieważne, bo nastąpiła cisza. Czekałem, ona chyba też. To nie było niezręczne, tylko, ku***, boskie! Mogłem nie mówić nic i ona też, wiedząc tylko, że tam jest. Że trzyma tę pieprzoną słuchawkę przy uchu dla mnie!
– To ja kończę… Nie chcę, żebyś miał problemy – powiedziała zrezygnowana i smutna. Chciałem krzyczeć, obudzić całe miasto swoim przeraźliwym i przenikającym mury wyciem. Wściekły na wszystko dookoła za to, że ona cierpi. ku***!
– Ok. – Całkowicie mnie pojebało! Jestem taką dupą, że aż mnie to zaskoczyło. Niby taki odważny, „walczący o swoje”, a nawet zatrzymać dziewczyny nie potrafi. Czy ja naprawdę strąciłem zmysł do podtrzymywania rozmowy? Bo coś mi się wydaje, że nawet odrzuca ludzi rozmowa ze mną. Weź się zamknij i coś w końcu powiedz, bo ona jeszcze się nie rozłączyła! Co ja takiego wyprawiam? Co się ze mną dzieję? Boże, muszę się leczyć!
– Bella? – zapytałem z nadzieją, że jeszcze tam jest, bo w końcu nie usłyszałem, żeby odłożyła słuchawkę.
– Tak? – odpowiedziała takim słabym i cieniutkim głosem… Jezu, co ja z nią zrobiłem..
– Cieszę się, że zadzwoniłaś… – przerwałem i przełknąłem ślinę, brakowało mi również tchu. – Kocham cię. – Chciałem jej przypomnieć. Obawiałem się, że mogła w to wątpić, dlatego to powiedziałem. Oddałbym wszystkie świętości świata za to, aby zobaczyć, jak się w tej chwili uśmiecha, a wiedziałem, że to robi. Byłem pieprzonym wszystkowiedzącym.
– Ja ciebie też, kochanie – odpowiedziała rozweselona i rozłączyła się.
Promyczek nadziei wkradł się do mojej szarej duszyczki na dźwięk jej słodkiego głosu. Jej telefon sprawił, że chciałem zmierzyć się z tym dniem i z jego przeciwnościami, które okazały się niewyobrażalnie trudne do zwyciężenia, ale tego wtedy nie wiedziałem…

Po tym, jak ogarnąłem się możliwie jak najciszej, aby nie zbudzić Tanyi, wyszedłem z mieszkania i udałem się na uniwerek. Pierwszych zajęć nie pamiętam, ponieważ albo przysypiałem, albo myślami byłem już na francuskim. Dzięki ci, Boże, za pomieszanie ludziom języków, aby mogli się ich potem grzecznie uczyć i z przyjemnością chodzili na zajęcia, aby móc spotkać się z… oczywiście nauczycielami. Jako pierwszy wyparowałem z sali, by poczekać na nią przed salą od francuskiego. Byłem zdenerwowany, ręce miałem mokre i strasznie zimne, ale jednocześnie nie mogłem się doczekać. I w końcu się pojawiła. Wyglądała normalnie, trochę zmęczona, ale dla mnie była cudowna. Niekontrolowany uśmiech wykwitł na mojej twarzy i chciałem do niej podbiec. Moje ciało rwało się do niej, a jej przyciągało jak magnez. Oderwałem się od ściany i ruszyłem w jej kierunku. Kiedy mnie ujrzała, leki uśmiech wkradł się na jej twarzyczkę, a oczy się rozpromieniły. Na taką Bellę czekałem, przez taką w nocy nie spałem, dla takiej jeszcze się nie poddałem. I teraz, widząc ją, tym bardziej nie mam zamiaru odpuścić. Przyspieszyła tempa i kiedy stanęliśmy ze sobą twarzą w twarz, patrzyłem w jej oczy. Chciałem zobaczyć, jakie emocje kryją się w jej wnętrzu. Ludzie często pokazują coś innego, niż naprawdę odczuwają. Dziwny, niezrozumiany przeze mnie błysk pojawił się w jej oczach. Niewiele się nad nim zastanawiając, przytuliłem ją. Moje dłonie powędrowały w kierunku jej włosów, razem z twarzą. Jej zapach mnie uspokajał, koił nerwy. Mej głębokie oddechy pozwolą mi spać spokojnie przez najbliższe dni do kolejnego spotkania. Przymknąłem oczy i przejechałem nosem wzdłuż jej szyi ku policzkom, zatrzymując się przy ustach. Delikatnie dotknąłem jej lekko rozwartych warg swoimi i niemiłosiernie powoli pocałowałem je. Jęk, jaki z siebie wydobyła, spowodował, że jeden kącik ust uniósł mi się do góry.
–Mmm, na to czekałem – wymruczałem jej do ucha, aż delikatnie się zatrzęsła. Ze śmiechem odsunęła ode mnie wrażliwe miejsce.
– Ja też, ale musimy już iść. – Pocałowała mnie jeszcze raz i dodała:
– Nie chcemy się spóźnić na zajęcia. – Uśmiechnęła się słodko i nie mogłem powstrzymać się, aby nie pocałować jej jeszcze raz.
– Nie chcemy, kujonico – powiedziałem, po czym weszliśmy do środka.
Przez cały ten czas patrzyłem na nią i analizowałem każdy fragment jej ciała, aby później w nocy móc wszystko sobie przypomnieć. Jezu, świrowałem na jej punkcie, byłem od niej uzależniony, od jej widoku, zapachu, obecności, od posiadania jej. Chciałem wziąć ją po zajęciach na jakiś obiad, dowiedzieć się, co u niej, porozmawiać, dotknąć ją, ale kiedy to zaproponowałem, odmówiła i bardzo się gdzieś spieszyła. Trochę mnie zabolało, że mi odmówiła, ale może miała coś ważnego do zrobienia? Nieważne, poszedłem na kolejne zajęcia i nie mogłem się skupić, zresztą jak zawsze ostatnimi czasy. Jedyne, co pamiętam, to to, że powołano nowego profesora na stanowisko ojca Tanyi. Młody facet, dla którego liczą się wiedza i umiejętności, a nie znajomości - dobre dla mnie. Koledzy z roku zapraszali mnie na wspólną imprezę, ale odmówiłem. W końcu trudnię się teraz w zawodzie niańki.
Nie miałem najmniejszej ochoty na powrót do Tanyi. Tam jest tak nudno i dołująco. A sama Tanya jest męcząca i na jej widok serce się kraje, co jest okropnie smutne. Przekręcając klucz w drzwiach, nie spodziewałem się ujrzeć takiego obrazka…

Otworzyłem drzwi, a w progu nikt nie czekał na mnie jak zwykle. Ściągnąłem kurtkę i przeszedłem przez mieszkanie, a kiedy wszedłem do kuchni, zobaczyłem ją trzymającą w trzęsącej się ręce buteleczkę z jakimiś tabletkami, a w drugiej szklankę wody. Podbiegłem do niej i wyrwałem jej to z rąk, widząc przy okazji, że jest zapłakana.
– Co ty robisz? – krzyknąłem zszokowany jej głupim postępowaniem. Jak może targać na swoje życie?
– Ja… ja nie wiem – dukała, patrząc się na mnie z przerażeniem. – Byłam sama i…. nie wiem….
– Nigdy więcej tego nie rób! – Złapałem ją za ramiona i delikatnie potrząsnąłem. – Rozumiesz? Nawet nie waż się o tym myśleć! – A ona stała naprzeciw taka smutna. Jej oczy zaczęły łzawić.
– Edward, boję się, nie zostawiaj mnie samej. – Zaczęła płakać i przytuliła się do mojej klatki. Stałem tam oszołomiony i nie wiedziałem, jak się zachować. Po chwili objąłem ją i powiedziałem:
– Nie zostawię. – Przytuliłem ją mocniej i zacisnąłem powieki, karcąc się w myślach za obietnice, które jej składam, a których nienawidzę spełniać i przez które jestem nieszczęśliwy.

Zaczynałem wpadać w taką jakby rutynę od momentu, kiedy całe dnie spędzałem u Tanyi. Ciągle te same odruchowo wykonywane czynności świadczące o moim człowieczeństwie. A kiedy w końcu przychodził czas na sen na tej strasznie niewygodnej kanapie, czułem się szczęśliwy, że kolejny dzień dobiegł końca. Gdy odpływałem w niebyt, nie śniąc kompletnie o niczym, regenerowałam swój umysł na spotkanie z kolejnym dniem. I gdybym wiedział wcześniej, jaki ten następny będzie trudny, to spałbym już od paru dni. Lecz niestety nawet tej jednej nocy nie mogłem spędzić sam w spokoju.

Byłem tak skonany, że gdy padłem na tę kanapę, zasnąłem od razu. Niestety mój błogi sen przerwał ktoś, kto bawił się moimi włosami. Obudziłem się lekko zaskoczony i przytępiony po śnie. Zamrugałem kilkakrotnie i wyostrzyłem wzrok, aby dostrzec w ciemnościach osobę, która mnie obudziła. Ujrzałem Tanyię klęczącą przy mnie. Uśmiechała się do mnie niewinnie i z powrotem włożyła dłoń w moje włosy. Gdy po chwili oprzytomniałem, odsunąłem się od niej nieznacznie i zapytałem:
– Co ty tu robisz? – Mój głos zabrzmiał trochę za ostro, w końcu nic takiego złego nie zrobiła.
Delikatnie się spięła i ze spuszczonym wzrokiem powiedziała:
– Boję się spać sama. – Podniosła na mnie wzrok i popatrzyła głęboko w moje oczy, jakby chciała nadać mocy wypowiadanym przez siebie słowom. – Lubię na ciebie patrzeć, to mnie... uspokaja.
Zszokowany i zdziwiony jej wyznaniem przejechałem w zagubieniu dłonią po włosach, masując z tyłu skórę głowy, odpowiadając jej tylko zdawkowo:
– Aha. – Nie wiedziałem, jak się teraz zachować. Czułem się dziwnie w towarzystwie tej dziewczyny, jakby oczekiwała czegoś ode mnie, a ja nie mogłem jej tego dać. Ba, ona na pewno czegoś ode mnie oczekiwała, ale ja nie miałem najmniejszej ochoty jej tego dawać. Po dłuższym milczeniu znów się odezwała:
– Czy mogłabym tutaj spać? – Popatrzyła na mnie maślanym wzrokiem i położyła dłoń na moim udzie.
– Jasne. – Niewiele myśląc, wstałem, przeczesałem palcami włosy, zastanawiając się, gdzie w takim razie ja się położę. Już miałem iść na fotel, kiedy złapała mnie za rękę.
– Ale ja chciałam z tobą… – Prawie udławiłem się językiem, a moje oczy wypadły z oczodołów. – Przy tobie czuję się bezpiecznie. – I co ja mam teraz, ku***, zrobić? Nie ucieknę z płaczem do mamusi, bo jakaś dziewczynka chce ze mną spać, a ja się jej boję.
Wziąłem głęboki oddech i pomyślałem sobie, że nastała pora uszczęśliwiania innych. Podniosłem koc, usiadłem na kanapie, kładąc przy tych stopy na oparciu fotela, a Tanya położyła głowę na moich nogach. I kiedy już odchyliłem głowę do tyłu i zapadałem w sen, poczułem łaskotanie na mojej klatce piersiowej i brzuchu. Zaalarmowany otworzyłem oczy i podniosłem głowę, widząc, jak dziewczyna dotyka mojej skóry, głaszcze ją i delikatnie drażni.
– Co ty robisz? – zapytałem kompletnie zaskoczony jej zachowaniem, które z każdą godziną było coraz bardziej niezrozumiałe.
– Yy... nie chcesz? Myślałam, że… – Przerwałem jej, bo niewyspany Edward, to zły Edward:
– To nie myśl! Nie – odpowiedziałem na dwa nie do końca wypowiedziane i sformułowane pytania, ale łatwo było się domyśleć, czego dotyczyły. Dodałem tylko:
– Jestem zmęczony. Idź spać. – Zrezygnowana położyła się grzecznie, a ja mogłem w końcu spokojnie zasnąć, do czasu….

Po jakiejś godzinie czy dwóch usłyszałem we śnie jakieś przytłumione brzęczenie. Co, do kurwy? Po chwili usłyszałem głos Tanyi:
– Słucham. – Może mówiła przez sen? Nie wiem, byłem zaabsorbowany brakiem czucia w moich nogach. Nigdy więcej nie zgodzę się na to ponownie.
– Halo, jest tam ktoś? – Z kim ona rozmawia o tej, ku***, godzinie? Otworzyłem oczy po raz kolejny tej nocy i dostrzegłem ją rozmawiającą z kimś przez mój telefon!
– Tania, kto to dzwoni? I co chce o tej godzinie? – Chciałem odebrać jej mój telefon, ale się odsunęła. Czy aby nie pozwala sobie na za dużo? Nie chciałem się sprzeczać, w ogóle nie chciało mi się z nią rozmawiać.
– Nie wiem, kto to. – Ale trzymała ten telefon przy uchu tak zawzięcie, jakby to nie wiadomo kto dzwonił. Jezu, chce mi się spać! Nie chciałem zabrać jej go siłą, bo nie byłem takim skończonym chamem. Jak ma jej się zrobić przez to miło, to niech sobie potrzyma ten telefon.
– Połóż się spać, jak coś to rano zadzwoni jeszcze raz. – Położyłem dłonie na twarzy, zatrzymując zbliżające się rozstrojenie nerwowe albo wybuch emocjonalny czy coś w tym stylu. Przez chwilę przeleciała przeze mnie myśl, że to mogła być Bella, ale szybko odpędziłem ją od siebie. Świat nie mógł być aż tak brutalny w stosunku do mnie.

Nie obudził mnie żaden budzik, a oślepiające promienie słońca wpadające przez okno do pokoju. Sięgnąłem po telefon i zakląłem pod nosem, kiedy zobaczyłem, która jest już godzina. Mój francuski właśnie trwa… Rzuciłem telefon gdzieś w kąt, który prawdopodobnie rozleciał się na kawałki, po czym wstałem z impetem i poszedłem jej szukać. Znalazłem ją w kuchni robiącą śniadanie i pośpiewującą sobie pod nosem. Oo, czyżby jej się polepszyło?
Oparłem się o masywny stół i zapytałem:
– Dlaczego mnie nie obudziłaś? – Zacisnąłem szczękę, aby nie powiedzieć jej czegoś, co mogłoby ją zranić. Czekałem, aż odwróciła się z uśmieszkiem na twarzy i powiedziała:
– Nie budziłam cię, bo tak słodko spałeś. – Uśmiechnęła się, podając mi talerz z jajecznicą. – Zresztą nie chciałam, żebyś mnie zostawił samą. – Popatrzyłem na nią, nie dowierzając temu, co przed chwilą powiedziała. ku***, czuję się jak niewolnik.
– Tanya! Nie wiem, czy wiesz, ale mam szkołę, do której muszę chodzić. – Spuściła wzrok niczym skarcona pięciolatka, która zabrała komuś zabawkę i teraz musi ją oddać.
– Ale obiecałeś, że mnie nie zostawisz! – powiedziała stanowczo, ale mimo to nie podniosła wzroku, tylko wykręcała sobie palce.
– A nie wiedziałaś o tym, że mi się nie wierzy? – wysyczałem, odwróciłem się na pięcie i wyszedłem z kuchni.
Wziąłem prysznic, ubrałem się i nie wiedziałem, co mam z sobą zrobić. Byłem zły na siebie, że, ku***, zaspałem, na Tanyę, że mnie, ku***, nie obudziła i przez nią nie zobaczę się z moja Bellą i jeszcze raz na siebie, że na nią nakrzyczałem. Zrobiłem się strasznie nerwowy ostatnimi czasy. Włączyłem telewizor, aby zabić jakoś czas, aż skończą się zajęcia. Chciałem zadzwonić do Belli, ale po pierwsze w domu była Tanya, a po drugie Bella jest jeszcze na zajęciach. W sumie mało to dało, bo przerzuciłem kilkakrotnie wszystkie kanały, a muszę zaznaczyć, że było ich multum. Te cztery ściany mnie dobijały, musiałem stamtąd wyjść, bo w przeciwnym razie chyba bym coś rozbił, potłukł, zniszczył. Niewiele myśląc, zarzuciłem na siebie kurtkę i krzyknąłem:
– Wychodzę! – Trzymałem już klamkę od drzwi.
– Gdzie idziesz? – zapytała, wyłaniając się z łazienki.
– Przejść si. – odpowiedziałem, nie patrząc już na nią i zamykając za sobą drzwi.
Wypadłem z budynku w kierunku mojego samochodu. Wsiadłem do środka i włączyłem muzykę. Poklepując swoje kieszenie, wyciągnąłem telefon, dziękując w duchu, że jednak się nie zepsuł i nie zginął, kiedy rano nim rzuciłem. Wybrałem numer do Belli. Po czwartej próbie dodzwonienia się do niej postawiłem wszystko na jedną kartę. Odpaliłem samochód i ruszyłem w kierunku jej mieszkania. Cieszyłem się ze swojego planu. Zamierzałem spędzić z nią popołudnie, a jeśli by chciała, to całe, ku***, życie, bo naprawdę mi na niej zależało i miałem już serdecznie dość uszczęśliwiania kogoś na siłę. Goniłem przez miasto jak oszalały i byłem dumny z siebie, że zaryzykowałem. Wybrałem odpowiednią kartę. Nawet jeśli to przyniesie zgubę, z uniesionym czołem i wypiętą do przodu piersią powiem śmiało, iż jestem szczęśliwy. Jak tylko przekroczę próg jej mieszkania, wezmę ją na ręce niczym największy skarb, bo przecież nim jest. Gdy dotarłem na miejsce, prawie wybiegłem z tego samochodu. Chciałem jak najszybciej ją ujrzeć. Wpadłem do windy, żałując, że nie wybrałem schodów, bo strasznie się wlekła. Zapukałem do mieszkania, i kiedy otworzyła je Alice, wszedłem do środka bez pytania.
– Gdzie jest Bella? – zapytałem z uśmiechem na twarzy, szukając jej wzrokiem.
– Nie ma. Zabrała swoje rzeczy i zostawiła kartkę. – Podała mi kawałek papieru. Początkowo nie zrozumiałem, o co jej chodzi, miała taką smutną twarz, ale po chwili ogarnęło mnie przerażenie. Szarpnąłem zwitkiem papieru i szybko przeczytałem jego treść:
Wyjechałam. Mam dość. Jak będę gotowa, to zadzwonię.
Wasza Bella
– Ona wyjechała! I to przez ciebie, dupku! – Alice wykrzyczała mi w twarz i odepchnęła mnie. Zmarszczyłem brwi, pokręciłem głową i powiedziałem:
– Co ty pieprzysz? – Złapałem ja za ramiona i potrząsnąłem.
– Nie, to ty nie pieprz! I nie dotykaj mnie, świnio! – Odepchnęła mnie jeszcze raz i ruszyła w kierunku kuchni. Podążyłem za nią i zapytałem:
– O co ci chodzi? Co ci zrobiłem? – Zaczęła się ironicznie śmiać i powiedziała:
– Nie mi idioto, tylko Belli! – wysyczała mi w twarz. – Jak mogłeś, chamie, spać z tą kretynką, obiecując przy tym Belli nie wiadomo co? – Patrzyła na mnie przymrużonymi oczami, a jej wzrok zabijał.
– Co? Kto ci naopowiadał takich głupot? – Pochyliłem się nad nią zajebiście zaskoczony.
– Nie ośmieszaj się! Dzwoniła do ciebie w nocy, a telefon odebrała ta idiotka! – Poczułem dreszcze na całym ciele i dostałem takiej jebanej nerwicy, że myślałem, iż krew wytryśnie mi uszami.
– ku***! – Uderzyłem dłonią o szafkę, której jeden zawias automatycznie puścił pod wpływem mojej siły i teraz zwisała niebezpiecznie.
Popatrzyłem w sufit i krzyknąłem:
– Nienawidzę cię!
Prawie wyrwałem sobie garść z włosów i trzęsąc się, powiedziałem:
– Z nikim, ku***, nie spałem! To nieporozumienie! – Alice najwidoczniej przestraszyła się mnie, ponieważ odsunęła się ode mnie i pokiwała głową.
– Gdzie ona teraz jest? – rzekłem, akcentując każde słowo, skupiając się na tym, aby niczego więcej nie zniszczyć.
– Nie mam pojęcia, ale wiem, kto może wiedzieć. – Odwróciła się i zaczęła szperać po szufladach, wyciągając po chwili jakiś w notes, w którym zaczęła czegoś szukać. Po chwili wydarła z niego kartkę i podała mi ją.
– To adres Jacoba, on powinien wiedzieć. – Popatrzyłem na tę kartkę, w myślach zlokalizowałem, gdzie mniej więcej znajduje się jego miejsce zamieszkania. Potem popatrzyłem na nią i chyba mi wierzyła. Zawsze mogłem na nią liczyć. Wybiegłem z mieszkania, przeskakując co kilka schodów. Nie było czasu na windę, zdechłbym tam z nerwów. Z piskiem opon odjechałem stamtąd i po drodze próbowałem jeszcze kilka razy się do niej dodzwonić. Po usłyszeniu po raz kolejny „Abonent jest tymczasowo niedostępny, proszę zadzwonić później” miałem ochotę jebnąć głową w kierownicę. Nie zrobiłem tego tylko dlatego, że gdybym zalał się krwią albo stracił przytomność, straciłbym tę i tak nikłą szansę na odzyskanie jej, a tego bym sobie, ku***, nie wybaczył. Zatrzymałem się pod apartamentem tego spaczonego boksera i wbiegłem do środka, zatrzymując się przy recepcji.
– W czym mogę pomóc? – zapytał straszy pan recepcjonista.
– Czy mógłby pan poinformować pana Blacka, że Edward Cullen chciałby się z nim spotkać? – Uśmiechnąłem się do niego, może dzięki temu się pośpieszy. Czekałem, aż się z nim połączy.
– Dzień dobry, panie Black, jest tutaj pan Edward… – przerwał i zwrócił się do mnie: – Przepraszam, jakie było pana nazwisko?
– Cullen – odpowiedziałem stukając palcami o ladę.
– Pan Edward Cullen i chciałby się z panem spotkać… – Zaczął kiwać głową, prawdopodobnie słuchał, co do niego mówi Jake. – Dobrze, dowidzenia – zakończył połączenie i zwrócił się do mnie.
– Przykro mi, ale pan Black nie życzy sobie spotkania z panem. – Prawie dostałem wylewu krwi do mózgu, tak szybko serce zaczęło mi ją pompować.
– Dziękuję panu. – Uśmiechnąłem się i w duchu podziękowałem Belli, że napisała w tym notesie numer apartamentu, w którym ten dupek mieszkał. To sobie, ku***, jednak zażyczysz! Pobiegłem do windy, ignorując wołanie starszego pana i wcisnąłem odpowiedni przycisk. Starałem się w tym czasie uspokoić, bo w przeciwnym wypadku to nie dość, że nie powie mi, gdzie jest Bella, to jeszcze rodzona matka mnie nie pozna, jak ze mną skończy. Kiedy byłem już pod jego drzwiami, wziąłem głęboki oddech i miałem ochotę się przeżegnać, ale przypominałem sobie, że chwilę wcześniej wyzywałem Boga, więc może będzie lepiej na razie go o nic nie prosić? Otworzył drzwi i uśmiechnął się szyderczo, kiedy mnie ujrzał. Chciał je z powrotem zamknąć, ale zablokowałem je ręką i powiedziałem:
– To zajmie tylko chwilę. – Odpuścił i machnął ręką, abym wszedł do środka.
– Powiedz mi tylko, gdzie ona jest? – Zaczął się śmiać, po czym odwrócił się na pięcie i odparł:
– Ją możesz sobie nabierać, ale nie mnie. – Podszedł bliżej, a ja nie odsunąłem się, jakby to zrobił każdy inny rozsądny człowiek. – Nie wierzę w twoją jebaną szlachetność i w to, że nie traktujesz Belli przedmiotowo. – Uśmiechnął się sztucznie, a moje oczy zaszły mgłą wściekłości. Złapałem go za koszulę, przysuwając się do niego.
– Nigdy nawet nie pomyślałem o niej w ten sposób – wysyczałem mu w twarz. A on odepchnął mnie od siebie, poprawił koszulkę i rzekł:
– Nie uderzą cię tylko dlatego, że B. by mi tego nie wybaczyła. – Gość mnie nienawidził, to było widać w jego oczach. Zaśmiałem się i dodałem:
– Jeśli mi nie powiesz, gdzie ona jest, to sam cię, ku***, uderzę! – Odwzajemniłem spojrzenie, ale doszedłem do wniosku, że w ten sposób niczego się od niego nie dowiem. Sukinsyn się mnie nie bał. Złapałem go za ramiona i starałem się podejść do tego dyplomatycznie:
– Wiem, że mnie nie trawisz, ale ja ją naprawdę kocham i MUSZĘ wiedzieć, gdzie ona jest. – Położyłem nacisk na słowo „muszę”, i starając się opanować, dodałem:
– Kolejny raz NIE MOGĘ jej stracić. – Chyba zmiękł, złapał się za głowę i odsunął. A taki był twardy… Popatrzył na zegarek zaśmiał się pod nosem i powiedział:
– JFK* Jeśli będziesz miał szczęście, a samolot w kierunku Seattle będzie opóźniony, to może zdążysz. – Odwróciłem się i już byłem za drzwiami, ale wróciłem się i rzuciłem:
– Dzięki. – Machnął na mnie ręką, a mnie już nie było. Kto by pomyślał, że Jacob Black pomoże mi, Edwardowi Cullenowi?
Pędząc niczym wariat w kierunku tego lotniska, starałem nie dopuszczać do siebie myśli, że może wyjechać, zniknąć z mojego świata tak po prostu się poddać, zostawić mnie. Samo myślenie o tym powodowało ból w klatce piersiowej. A jeszcze chwilę temu jechałem do niej cały w skowronkach z nadzieją nie wiadomo na co. ku***, Cullen! Jakbyś, do cholery, nie wiedział, że szczęście opuściło cię w chwili urodzenia! Szybciej, szybciej! Nie byłem w stanie nawet słuchać muzyki, jakby moja dusza już rozpoczęła żałobę. je***e korki! Spokojnie, musisz dożyć, zanim dojedziesz na lotnisko, później możesz już skonać. W końcu dotarłem na miejsce, przepychając po drodze kilku ludzi. Jeden z nich wylał kawę, drugiemu wypadły bagaże, jedna kobieta krzyczała za mną, inny mężczyzna pociągnął mnie za kurtkę. To było, ku***, nieważne! I tak wszystko widziałem trochę przytępionym wzrokiem. To śmieszne, bo teraz kiedy powinienem być najbardziej czujny, spostrzegawczy, szybki. Czułem się zmęczony, dołek emocjonalny coraz bardziej dawał się we znaki, a na oczy weszła mgła. Ale miałem w dupie tych wszystkich potrąconych przeze mnie ludzi, liczyło się tylko jedno. Dotarłem pod tę pieprzoną tablicę i ujrzałem największą porażkę w moim życiu. Kiedy zobaczyłem, że opóźniony samolot do Seattle właśnie odleciał, złapałem dłońmi włosy i prawie je wszystkie wyrwałem. Byłem…. W sumie to dziwnie się czułem, bo nie czułem nic. Świat dookoła się zamazywał, a moje członki jakby straciły energię. Już się nawet nie trząsłem. Jakby pozbawić roślin wody, a one omdleją i więdną. Tak właśnie było ze mną. Odwróciłem się i nie wiedziałem, co z sobą zrobić. I kiedy zaczynałem tracić grunt pod nogami, ostatnią nadzieję, jaka mi pozostała, jedyne, co mi w życiu zostało, dla którego żyłem z dnia na dzień z szansą na lepsze jutro. Mój świat zaczął powoli upadać, życie straciło sens, rodzina, przyjaciele, ja sam nie znaczyłem już kompletnie nic. Traciłem wiarę w ogólne dobro, które niby istnieje. Szczęście, które nie mija i nie pokazuje się tylko po to, abyś nabrał na nie ochoty. Marzenia są miażdżone w drobny pył, a smutek ogarnia nie tylko twoją duszę, ale również ciało. Złość, którą żywiłem w głębi, uleciała niczym zdmuchiwany pył. Współczucie, którym darzyłem innych, odeszło w zapomnienie jak nieistotny fakt. I gdy nie miałem już nic, cele, ku którym chciałem dążyć, rozsypały się jak domek z kart, moje istnienie wydawało się bezsensowne, a wszystko, co mnie otaczało, mogło w każdej chwili legnąć w gruzach, gdy zapadałem w ciemność, która mnie pochłaniała, wtedy… wtedy ją zobaczyłem…


*Port lotniczy Nowy Jork-JFK lub port lotniczy im. Johna F. Kennedy'ego - międzynarodowe lotnisko znajdujące się w dzielnicy Queens, w południowo-wschodniej części Nowego Jorku


Post został pochwalony 2 razy

Ostatnio zmieniony przez marisa:* dnia Sob 15:24, 06 Lut 2010, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Ewelina
Dobry wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P

PostWysłany: Sob 12:31, 06 Lut 2010 Powrót do góry

Maris!

Długi rozdział Ci wyszedł. Pełen emocji, nieporozumień i na końcu sceny, którą zawsze uważałam za romantycznie smutną. Ale dlaczego mam wrażenie, że Bella nie odleciała? Żal mi Edwarda, że po raz kolejny stracił szansę na szczęście. Jednak mam nadzieję, że zrobisz z tego HE, co? Bo inaczej Yve i ja nie damy Ci spokoju, a wiesz, że jesteśmy do tego zdolne Twisted Evil

Mam nadzieję, że znajdziesz czas na pisanie kolejnej części, oby wyszła tak wspaniale jak ta. Weny, kochana i czasu!

Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin