FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Odnaleźć siebie [NZ] [+18] rozdział III (10.12.10r.) Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Poll :: Podoba Ci się to opowiadanie?

Tak, lubię go i czekam na kolejne części
57%
 57%  [ 4 ]
Nie, przeczytałam ale nie spodobało mi się
42%
 42%  [ 3 ]
Wszystkich Głosów : 7


Autor Wiadomość
Madie0810
Nowonarodzony



Dołączył: 14 Sie 2010
Posty: 8
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: tam gdzie wzrok nie sięga ;D

PostWysłany: Nie 14:42, 10 Paź 2010 Powrót do góry

Beta: tAnya dziękuję ;*
Mam nadzieję, że się Wam spodoba Wink
Co do oznaczeń to ciężko powiedzieć Wink Wszystko jest tak jak w Twilight, ale postaci mają charaktery tak jak ja ich postrzegam.

Główna bohaterka to Madeline Brandon - wampirzyca, która ma wiele wspólnego z pewnym członkiem rodziny Cullenów. Więcej nie zdradzę.
Miłej lektury.



Prolog

Miliony obrazów, tysiące głosów, setki ludzkich przeżyć - wszystko zmieniało się z prędkością światła. To tak jakby oglądać życiowy dorobek filmowy Mela Gibsona w godzinę. Istny zawrót głowy. Już wiem: to tak jakby jechać TGV* i próbować wypatrzyć coś za oknem.
Po chwili „pociąg” zaczął zwalniać, dojeżdżać do stacji, którą moje zdolności starały mi się przekazać. Nadszedł przystanek pod wdzięczną nazwą „Ważne!”.
Wielki dom, wielka rodzina. Wszyscy jak wyjęci z antycznych podobizn greckich bogów. Blondwłosa Afrodyta, rudawy Apollo, uśmiechnięty Achilles, ciepła Demeter, silna Atena, Kora z rozbieganym, dziecięcym spojrzeniem, nimfa leśna i blondwłosy Syzyf z cierpiącym wyrazem oczu. A na ich czele Zeus. Nie... Zeus do niego nie pasował. Groźny, władczy i surowy, ale jednocześnie delikatny, uśmiechnięty i ciepły...


*TGV- niezwykle szybki francuski pociąg

I

– Posejdon! – wykrzyknęłam, budząc się z tych głupiutkich wizji, które mnie nawiedzały. – Tak, teraz Posejdon i greccy bogowie, a następnym razem co? Sfinks albo Cezar z Kleopatrą? – prychnęłam na samą myśl. Podniosłam się powoli, otrzepałam z trawy, biedronek i kolorowych jesiennych liści, których na gałęziach zostało bardzo niewiele.
„Czy ja nie mogę, cholera, wpadać w te głupie wizje w jakimś hotelu?” – zirytowałam się. Rozejrzałam się wokoło i dostrzegłam dwie pary złotych oczu między drzewami. Zgodnie z moją naturą przyjęłam bojową pozę, przykucając na trawie jak kot i czekałam na ruch z ich strony. Jedna ze złotookich osób zaczęła się wynurzać z ciemności. Gdy wyczułam słodkawą wampirzą woń, odruchowo warknęłam gardłowo. Męska – jak dostrzegłam – postać wyciągnęła ręce w górę w geście pokojowym.
– Spokojnie, nie mamy złych zamiarów – oznajmił cicho, ale słyszalnie dla moich wyczulonych uszu. Wypowiedział te słowa z powagą, odwagą i ważąc rozważnie każde słowo. Jego głos przypominał głos zatroskanego ojca. Podchodził do mnie powoli, gdy nagle koło niego pojawiła się druga z postaci. Gdy zauważyła, że moja prawa noga powędrowała do tyłu w celu ucieczki, przemówiła:
– Przepraszam, nie uciekaj, słoneczko.
Głos był zdecydowanie kobiecy, jak i jej kształty wyłaniające się z ciemności. „Mama” to pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy.
Postacie wynurzyły się całkowicie z cienia, a ja nie dowierzałam własnym oczom.
– Posejdon i Demeter – powiedziałam cicho, zapominając, że oni również są wampirami. „Posejdon” roześmiał się.
– Nie do końca. Jestem Carlisle, a to moja małżonka Esme Cullen. – Uśmiechnął się przyjaźnie.
– Przepraszam. – Było mi strasznie głupio za tych greckich bogów. – Madeline Brandon. – Odwzajemniłam uśmiech, zauważając ich wymianę spojrzeń w chwili, gdy się przedstawiłam. Carlisle był naprawdę przystojnym, blondwłosym, wysokim wampirem. Modnym, choć dostrzegłam w nim rysy dawnych epok: opanowanie, gracja, szarmancja i dobre maniery, czyli wszystko, czego teraz brakowało wielu mężczyznom. Esme przypominała bohaterkę czarno-białych filmów: hollywoodzkie loki, ciepłe spojrzenie i bijąca od niej szczerość.
– Kochanie, co tutaj robisz? – zapytała mnie.
– Byłam właśnie w trakcie polowania, gdy dopadły mnie wizje – odparłam zakłopotana. – A was co tutaj sprowadza, bo chyba nie ja?
– My właśnie wracaliśmy z gór, z polowania – odparł Carlisle.
Zapadła między nami niezręczna cisza, w trakcie której zaczęłam się zastanawiać, czy czas nie czmychnąć stamtąd. Nie dałabym rady w razie czego dwóm dorosłym wampirom.
– Ja już się będę zbierać – powiedziałam, odwracając się.
– Myślałam, że wpadniesz na herbatę – powiedziała lekko urażona Esme.
Byłam tak zaskoczona jej propozycją, że nawet nie protestowałam. Gdy biegłam za nimi przez las, zastanawiałam się, jaka para wampirów zaprasza wampirzycę, której nie zna ?
Na herbatę? I dokąd? Przecież chyba nie do kawiarni?
Moje wątpliwości częściowo się rozwiały w chwili, gdy ujrzałam wyłaniający się zza drzew ogromny, przeszklony dom - o ile można go nazwać domem. Wyglądał bardziej jak willa rosyjskiego potentata ropy, tylko że bez złotych dodatków. W wielkich drzwiach werandy zobaczyłam dziewczynę, którą w mojej wizji nazwałam nimfą leśną, chociaż teraz użyłabym raczej sformułowania chochlik. Czarne, zadarte ku górze włosy, drobna budowa ciała i gracja baletnicy zauważalna nawet wtedy, gdy stała. Niestety spostrzegłam, że nie była do mnie zbyt przyjaźnie nastawiona. Jej małe, szczere, wręcz dziecięce oczy wpatrywały się we mnie z ciekawością, wściekłością, zadumaniem i nutą sarkazmu. W momencie, gdy przeskakiwałam niewielki strumyk, zauważyłam, jak podchodzi do niej chłopak, ten z cierpiącym spojrzeniem Syzyfa. Przyglądałam się mimowolnie jego wyrzeźbionym pod koszulką mięśniom i niezdarnie zmierzwionym blond lokom. Objął dziewczynę w talii i wyglądał, jakby próbował ją uspokoić. Gdy dotarłam do domu, moje myśli skupiły się na czymś innym. „Czy w takim razie ta wielka rodzina ze snu mieszka tutaj? Wszyscy razem?” Było ich już czworo, a ja wyczuwałam więcej. Zaczęły opanowywać mnie strach i panika. Gdy weszliśmy do środka przez werandę, okazało się, że miałam rację. Wszyscy razem, nikogo nie zabrakło.
– A oto i nasz dom. – Esme uśmiechnęła się.
– Madie, poznaj naszą rodzinę. – Carlisle wskazał gestem na zebranych.
„Rodzinę?”– pomyślałam. – „No ładnie, piękne sformułowanie jak dla tak wielkiej grupy wampirów.”
Carlisle zaczął zapoznawać mnie z poszczególnymi osobami.
– Alice. – Wskazał dłonią na dziewczynę przy drzwiach werandy, która nawet się nie odezwała.
– Jasper. – Chłopak uśmiechnął się naprawdę szarmancko i ujmująco. Na ten widok aż zamruczałam w myślach, po czym usłyszałam dochodzący z kanapy zduszony śmiech, który zignorowałam.
– Rosalie i Emmett. – Wskazał na parę stojącą przy kuchennym stole. Ona - dostojna dama nie zwracająca uwagi na nic poza swoim odbiciem w lustrze i poprawiająca pukle blond włosów. On z kolei wielki, roześmiany, umięśniony „chłop jak dąb”.
„Fochaczus pospolitus i śmiechus maksimus. Prawie jak Flip i Flap”. – Roześmiałam się w duchu, po czym znowu usłyszałam chichot za sobą, tym razem głośniejszy.
– Edwardzie! – Carlisle spojrzał karcąco na rudowłosego Apolla o miedzianych, zmierzwionych włosach. Ten podniósł się z kanapy i uśmiechnął do mnie.
– Wiesz, już cię lubię – zaśmiał się.
Nie miałam zielonego pojęcia, o co mu chodzi, no ale cóż.
– A tam na kanapie to Bella i Nessie. – Spojrzałam na silną Atenę i rozbawioną Korę.
– Miło mi was wszystkich poznać. – Uśmiechnęłam się do nich. Kora i Atena odróżniały się od reszty oczami. Pierwsza miała czekoladowe spojrzenie, zaś druga krwiste, lecz nie tak bardzo jak moje. Poza tym były do siebie podobne. Bardzo podobne.
Wyczuwałam coś dziwnego w powietrzu.
„Człowiek między wampirami?” – pomyślałam, patrząc na Nessie.
– Ness jest pół człowiekiem, pół wampirem – odpowiedział Edward z dumą w głosie.
Popatrzyłam na niego zdumiona. – Jest moją i Belli córką. Bella ją urodziła, nim została wampirem – odpowiedział na wszystkie dręczące mnie pytania, nim je zadałam.
– Ale skąd ty...? – Moje oczy pewnie wyglądały jak dwa księżyce w pełni.
– Edward czyta w myślach – poinformował mnie Carlisle.
„No ładnie” – pomyślałam, a gdy zdałam sobie sprawę tego, że on i tak to słyszy, dodałam tylko „Kurde”.
– Nie martw się, idzie się przyzwyczaić do tego prania mózgu – zaśmiał się Emmett.
– To może opowiesz nam coś o sobie? – Esme uśmiechnęła się, prowadząc mnie do fotela niedaleko telewizora i kanapy. Wszyscy rozsiadli się wokół oprócz Alice i Jaspera.
– Alice, chodź. – Bella wskazała miejsce koło siebie.
– Postoję tutaj – odpowiedziała obojętnie dziewczyna. Zapadła chwilowa cisza, którą przerwał Emmett.
– Zaczynamy nowy odcinek „Opowiadań z doliny Muminków” – roześmiał się.
Opanowując z trudem śmiech, zaczęłam więc:
– Nazywam się Madeline Brandon, ale i tak większość się do mnie zwraca Madie lub Mad. Urodziłam się ósmego października 1933 roku, tak więc mam siedemdziesiąt siedem lat, ale utknęłam w ciele szesnastolatki. – Wzięłam głęboki wdech. – Mieszkałam z moją matką Cynthią Brandon w Biloxi w stanie Missisipi. Ojca nigdy nie poznałam, jakiś burzliwy romans w trakcie wojny – zaśmiałam się zdenerwowana. – Niedługo po tym, jak skończyłam osiem lat, moja matka zmarła na hiszpankę, a ja trafiłam do domu dziecka.
– Biedactwo – powiedziała przyjaźnie Esme.
– Mnie choroba nie dotknęła. – Uśmiechnęłam się. – Nie posiadając rodziny zdolnej do wychowania mnie, byłam w domu dziecka do szesnastego roku życia, kiedy to pewien wampir mnie przemienił. Szczerze mówiąc, z okresu tuż przed i po przemianie nic nie pamiętam. Od tamtej pory tułam się to tu, to tam.
Rozejrzałam się po słuchaczach, którzy nie odrywali ode mnie wzroku. Czułam się trochę jak czytając bajkę w przedszkolu.
– A czy posiadasz jakieś nadprzyrodzone moce? – spytał Carlisle. – Wiesz, takie poza słuchem, siłą i szybkością?
Popatrzyłam na niego, nie wiedząc, jak ująć moje zdolności.
– Hmmm... no tak. Moja ciotka Mary trafiła na oddział zamknięty za przepowiadanie przyszłości. Jej siostra była młodsza i widząc, co się stało z ciocią, nie mówiła nikomu, że widzi przeszłość. Ja odziedziczyłam po nich oba te dary. Przychodzą one do mnie w czymś na wzór transu, snu po poznaniu większej ilości osób.
Nie dało się nie zauważyć, że podeszła do mnie Alice z Jasperem.
– Więc jak miała na imię twoja ciotka? I czy widziałaś ją kiedykolwiek? – Jej mina wyrażała zaskoczenie jak u wszystkich tu obecnych.
– Nie, nigdy jej nie widziałam. Ślad po niej zaginął, nim się urodziłam. Znam ją tylko z opowiadań matki, a nazywała się Mary Alice Brandon. – Patrzyłam zaskoczona na dziewczynę, jak ta biegnie na górę. Jasper został przy mnie.
– Co ja takiego powiedziałam? – Zerwałam się z miejsca, chcąc pobiec za Alice, ale Jasper mnie złapał.
– Alice Cullen, a właściwie Hale, to tak naprawdę Mary Alice Brandon za życia...


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Madie0810 dnia Pią 21:03, 10 Gru 2010, w całości zmieniany 7 razy
Zobacz profil autora
zawasia
Dobry wampir



Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D

PostWysłany: Nie 15:33, 10 Paź 2010 Powrót do góry

opowiadanie może byc ciekawe, ale trzeba poczekac na ciąg dalszy
po pierwszym rozdziale podobało mi się
i mam nadzieję, że każdy kolejny miły do czytania
chociaż troszkę za szybko poznaliśmy historię, spotkanie rodziny to jest moje jedyne ale

pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
plamka14
Nowonarodzony



Dołączył: 24 Sie 2009
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Wto 17:16, 26 Paź 2010 Powrót do góry

Ej, ja chcę więcej! To jest bardzo, bardzo ciekawe.
Masz niezły styl, czyta się przyjemnie i wszystko jest klarowne, jasne.
Mary Alice Brandon.... ;>

Pisz, pisz.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Allie
Zły wampir



Dołączył: 02 Mar 2009
Posty: 252
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Szczecin

PostWysłany: Śro 14:11, 27 Paź 2010 Powrót do góry

Zaciekawiłaś mnie od co :) Historia dzieje się po całej sadze, a opisy są bajeczne. Najbardziej spodobało mi się przyrównanie rodziny Cullenów do greckich bóstw. Jestem na tak, jak to mówią w mam talent Wink Ale miałabym jedno ale, jak jedna z moich poprzedniczek, wszystko za szybko się dzieje. Tu poznajemy główną postać, a zaraz okazuje się, że ma coś wspólnego z naszymi, kochanymi wampirkami :) Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału! Powodzenia!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Madie0810
Nowonarodzony



Dołączył: 14 Sie 2010
Posty: 8
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: tam gdzie wzrok nie sięga ;D

PostWysłany: Sob 10:11, 30 Paź 2010 Powrót do góry

Czas najwyższy się do tego ustosunkować.
Po pierwsze: Jej ktoś to przeczytał i mu się podoba. Jesteście niesamowite ;*
Po drugie: Już się zabieram do przepisywania następnych części.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Vena
Wilkołak



Dołączył: 28 Lut 2009
Posty: 117
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Lubań

PostWysłany: Wto 16:40, 02 Lis 2010 Powrót do góry

Madie!
Odnalazłam ten FF, tak jak mówiłam. Cóż, jako, że nie jestem ciocią samo dobro, nie będę też przesadnie miła, tak więc szykuj się na co nieco, a ostrzegam, potrafię być gorsza niż RR gdy nie umiesz zadania!

Nie no, żartuję. Wcale nie miałam zamiaru pisać niczego niemiłego, ponieważ jestem bardzo pozytywnie nastawiona do Twojego opowiadania. Zaplusowałaś u mnie ciekawymi porównaniami i obrazowymi opisami, chociaż w moim odczuciu jest ich trochę za mało. Na Twoim miejscu zwolniłabym trochę z fabułą, szczególnie przedstawienie Madeline wydało mi się lekko sztuczne, jakby pisane według podręcznikowego schematu. Poza tym, jestem zaciekawiona dalszym ciągiem, ponieważ końcówka mnie zaskoczyła. Co prawda po nazwisku Madeline spodziewałam się jakiegoś pokrewieństwa z Alice, ale Twoja wersja jest sto razy ciekawsza niż w moich wyobrażeniach :D

Pisz, pisz, z chęcią poczytam dalej!
Niech Pazdro będzie z Tobą,
Vena.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Madie0810
Nowonarodzony



Dołączył: 14 Sie 2010
Posty: 8
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: tam gdzie wzrok nie sięga ;D

PostWysłany: Pon 18:22, 08 Lis 2010 Powrót do góry

Tak więc powracam z II rozdziałem Wink Beta oczywiście tAnya ;**

Życzę miłej lektury i czekam na konstruktywne komentarze Wink



II

Wielki, zielony i bezkresny las z delikatnym, błękitnym strumykiem wijącym się przez sam środek puszczy. W potoku wiele pstrągów, a obok mały niedźwiedź próbujący złowić choć jednego z nich. W tle zarys ogromnych gór Olimpic, który rozpościerał się przed moimi oczami, a ja nie potrafiłam myśleć o niczym innym jak o wielkiej rodzinie Cullenów i ich propozycji.
Po tym jak Carlisle wraz z Esme wytłumaczyli mi zachowanie Alice, reszta rodziny rozeszła się do swoich zajęć. Bella, Edward i Nessie poszli do swojego domu, Jasper na górę do Alice, a Rose z Emmettem do garażu. Ja zostałam sam na sam z głową i szyją Cullenów.
– Kochanie, jak dasz Alice trochę czasu, na pewno ochłonie i porozmawiacie sobie. – Carlisle uśmiechnął się.
– Słoneczko, ona zawsze wiedziała, że ma siostrę, ale nigdy nie zdawała sobie sprawy z twojego istnienia, więc jest na pewno zaskoczona i zdezorientowana, że ani razu nie pojawiłaś się w jej wizjach. – Esme przytuliła mnie.
– Na pewno trochę jej zajmie oswojenie się z tym, ale ja jestem dobrej myśli. – Doktor nie krył entuzjazmu.
– To może, Madie, zamieszkasz u nas do tego czasu? – Esme uśmiechnęła się z nadzieją. – Mamy wolny pokój, bo Edward się wyprowadził. Rodzina Alice jest naszą rodziną.
Między nami zapadła niezręczna cisza.
– A czy mogę to przemyśleć?
– Ależ oczywiście – oznajmili jednogłośnie.
Wstałam więc z zamiarem spędzenia czasu w samotności i skierowałam się do drzwi werandy.
– Ale wrócisz tu jeszcze, żeby powiedzieć nam, co postanowiłaś?
– Oczywiście – odrzekłam szybko i wyszłam.
Dopiero po zamknięciu drzwi zdałam sobie sprawę, jak bardzo chcę należeć do tej rodziny, bez względu na wszystko, bez względu na zasady w niej panujące i decyzję Alice, choć to ona była tu kluczowa. Gdybym tylko potrafiła płakać, na pewno łzy by mi teraz ciekły po policzkach. Potarłam oczy dłońmi i pobiegłam przez zieloną polankę wokół domu. Mocny rozbieg i skok na pierwsze drzewo nad strumieniem. Odwróciłam się, spoglądając smutno na dom, do którego już pewnie nie wrócę. W wielkim oknie na pierwszym piętrze zauważyłam stojącą Alice i przytulającego ją Jaspera. Dziewczyna przyglądała mi się z niezdecydowaniem na twarzy, a Jazz uśmiechnął się szeroko.
– Nawet nie wiesz, jakie masz szczęście – powiedziałam cicho do Alice, która na pewno mnie usłyszała, odwróciłam się i pobiegłam w głąb lasu. Mijałam drzewa, ścieżki, potoki, powalone pnie, aż znalazłam się na polanie, na której wszystko się zaczęło. Zatrzymałam się i usiadłam na trawie. Zaczęłam płakać, ale przypominało to bardziej kwilenie.
„Nie chce mnie to nie, jej mina gdy stała w oknie, co prawda była niezdecydowana, ale czuję, że nie lubi zmian, tak więc nie będzie chciała mnie tam. Cholera”.
Wstałam i zdenerwowana kopnęłam w drzewo obok mnie, przez co połamało się w pół.
„Nie wracam tam, mam ją w nosie, jeśli ona też mnie ma”. Odwróciłam się i ujrzałam widok gór Olimpic. Były tak piękne, że ponownie usiadłam.
Siedziałam przyglądając się wzniesieniom, strumykowi i słodkiemu niedźwiadkowi; rozmyślałam. Po chwili wstałam i westchnęłam.
„Edward! Edward! Przekaż Esme, że bardzo mi przykro, ale nie wracam. Do widzenia”.
Jeszcze jedno westchnięcie i pognałam w kierunku gór. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, a ja zaczynałam tracić chęć na dalsze bieganie po szczytach. Zauważyłam między drzewami maleńką leśniczówkę, do której się udałam. Gdy wchodziłam, z futryn niemal wypadły stare drewniane drzwi. Udałam się do środka i oparłam je tak, że wyglądały prawie normalnie. Wnętrze domku było bardzo proste i małe: jednoosobowy tapczan, stoliczek, krzesło i szafka z kawą, kubkiem i talerzykiem oraz kominek. Usiadłam przed nim, a ponieważ obok leżał chrust, użyłam go do rozpalenia ognia.
„No i co ja mam dalej począć? Nie wrócę do Biloxi, zbyt wiele złych wspomnień. Wszystkie słoneczne miejsca też odpadają, tu nie zostanę, bo mnie nie chcą. Pozostaje mi Antarktyda, Arktyka i Grenlandia. Zamieszkam sobie w igloo i będę wcinać wieloryby. Powaliło mnie do reszty”.
Zamknęłam oczy i zaczęłam zastanawiać się, jakby to było. Nagle wyczułam słodkawą woń wampirzego ciała. Powoli odwróciłam się i zauważyłam, że w drzwiach stoi Jasper i mi się przygląda.
– Wiesz, że głowa mnie boli od twojego nastroju? – Uśmiechnął się i wszedł do środka.
– A skąd ty możesz wiedzieć, jaki ja mam nastrój? – zakpiłam.
– Wyczuwam uczucia innych, moja mała – zaśmiał się i usiadł koło mnie.
– No tak, mogłam się spodziewać. – Uśmiechnęłam się. – Nie ucieknę przed wami, no nie? I tak w ogóle, to po co tu przyszedłeś?
– Po pierwsze, masz rację, nie uciekniesz – zaśmiał się. – A po drugie, ktoś chciał z tobą pogadać. Alice? – Wstał i wyszedł na chwilę. – Chodź tu, cholero mała.
Do domku weszła Alice z miną, która kryła chyba zakłopotanie. Usiadła obok mnie i milczała, a ja też nie zamierzałam się odzywać. Mijały sekundy, minuty, aż usłyszałyśmy głos Jaspera z daleka:
– Mam wam pomóc?
– Nie podsłuchuj – odezwała się Alice, westchnęła głęboko i popatrzyła na mnie. – Przepraszam. Zachowałam się jak ostatnia wiedźma, nie powinnam reagować tak... tak...
– Tak egoistycznie, wrednie, samolubnie, pochopnie, emocjonalnie... – uzupełnił Jasper.
– Jazz, cholera, nie podsłuchuj. Chociaż – Popatrzyła na mnie z powrotem – on ma rację, Madie. Tak się właśnie zachowałam. Nawet cię nie znam, a już oceniłam, nie dając nawet szansy żebyś mi wszystko wytłumaczyła. Co ze mnie za ciotka.
– Alice, ale ja cię rozumiem, nagle zjawiam się i wchodzę z buciorami w twoje życie. Co prawda bezwiednie, ale jednak. Ja nie chcę ci się narzucać. Biegam sama po tym świecie od prawie siedemdziesięciu lat, więc mogę biegać dłużej. – W końcu popatrzyłam na nią.
– Nawet mnie nie denerwuj, wracasz do Forks. Będziesz z nami mieszkała, chodziła do szkoły i ścigała się autami – zaśmiała się. – Ja naprawdę chcę, żebyś była koło mnie.
Gdy to mówiła, położyła mi rękę na ramieniu. Alice naprawdę promieniała z radości. Po chwili, nic nie mówiąc, po prostu ją przytuliłam. Niby byłyśmy w tym samym wieku fizycznym, ale ja i tak czułam się przy niej jak dziecko.
– Ooo... Jaka piękna scena. – W drzwiach stał Jasper. – Ale musimy uciekać, bo ktoś tu idzie. Więc, Mad, zamieszkasz z nami? – Ja patrzyłam to na niego, to na nią, nie wiedząc co odpowiedzieć.
– Madie? – Alice spoglądała na mnie wyczekująco.
– Zamieszkam. – Uśmiechnęłam się.
Wybiegliśmy z leśniczówki i skierowaliśmy się do domu. Gdy byliśmy już na polanie, zauważyłam Carlisle'a wraz z całą rodzinką stojących na tarasie. Zatrzymałam się przy nich, a Esme mnie objęła.
– Tak się cieszę. – Uśmiechała się, a ja popatrzyłam na innych, zastanawiając się nad ich zdaniem.
– Oni też się cieszą, mała – zapewnił mnie Edward.
Carlisle podszedł do mnie z radością wypisaną na twarzy:
– Tylko jest jedno, moja droga. Musisz przejść na wegetarianizm, to znaczy pić tylko i wyłącznie krew zwierzęcą, nie ludzką, zrozumiano?
Kiwnęłam głową na znak, że się zgadzam. Słyszałam o tym już wcześniej. „To może być ciekawe doświadczenie”, pomyślałam. Uśmiechnęłam się i weszłam do domu.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Madie0810 dnia Pon 18:25, 08 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
natzal
Człowiek



Dołączył: 20 Sty 2010
Posty: 93
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 20:33, 28 Lis 2010 Powrót do góry

A mi się podoba. Zachwyt <lol> Ciekawe porównania... Każdego z Cullenów porównałaś do bogów greckich. Dobry wybór. Córka Cynthii... Hm... Pomysł niegłupi. Zastanawiam się oczywiście kto będzie jej przyszłym chłopakiem. Romans obowiązkowy ;D Ja osobiście mam nadzieję na wilczka ^-^ Ale zobaczymy co wymyślisz. Zastanawia mnie tylko czemu wszyscy podeszli tak obojętnie do tego, że Alice ma siostrzenicę. Porozchodzili się Wink I brakowało mi w tym rozdziale optymizmu Alice i złośliwych komentarzy Rosalie odnoszących się do Edzia ;P Ale jesteś oryginalna ;] ;p


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Madie0810
Nowonarodzony



Dołączył: 14 Sie 2010
Posty: 8
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: tam gdzie wzrok nie sięga ;D

PostWysłany: Pon 18:56, 29 Lis 2010 Powrót do góry

Moi drodzy kolejny rozdział już w ten weekend Wink

No chyba, że wystąpią sprawy ode mnie niezależne.

A tutaj niespodzianka dla tych którzy zostawiają swoje opinie ;***
W woli ścisłości jest to część III rozdziału Wink


- Carlisle jest bardzo wściekły?
- A tu Cię boli – uśmiechnął się – Nie on po prostu jest trochę zawiedziony twoją głupotą, choć czuję, że jest trochę dumny z twojej determinacji. Tak, więc bilans wyszedł na zero.
- A co zresztą osób? - popatrzyłam na niego niepewnie.
- Oni rozumieją, sami przez to przeszli. Tylko Edward się trochę wystraszył o Ness, ale ona potrafi o siebie zadbać, więc dał spokój. - zamilkł na chwilę i się we mnie wpatrywał – Wiesz aż za dobrze wiem przez co przechodzisz. To ja tu byłem największym mordercą ze wszystkich i dalej jestem, bo ty nie zabijałaś armiami. - zaśmiał się, a ja znów podniosłam wzrok na niego.
- Czyli nie przebiłam Cię? Szkoda.... - zaśmiałam się cicho.



Bardzo proszę o komentarze Wink

III

Najgorszy tydzień w moim życiu. Tak to mogę określić. Odtrutka, jaką zafundował mi Carlisle, w ciągu tego tygodnia, była typowa dla lekarza – zrównoważona, przemyślana i zbilansowana.
- Tak więc, Madie. Przez cały ten tydzień będziemy powoli zmniejszać dawkę krwi ludzkiej a zwiększać zwierzęcą. Pewnie będziesz czuła się przejedzona, ospała, ale to po to, żebyś panowała nad sobą przy Nessie. Dobrze?
- Tak jest, panie kapitanie- zaśmiałam się siedząc w jego gabinecie, w wielkim skórzanym fotelu. Rzecz jasna, stosowałam się do jego zaleceń, ale tylko przez dwa dni. Na moją zgubę, Jasper, Alice i Edward wyjechali na wycieczkę w góry, a dokładniej na polowanie, więc nie miał mi kto grzebać w myślach, uczuciach i pomysłach. Tak, więc niewiele myśląc, odrzuciłam całkowicie picie krwi ludzkiej i piłam tylko i wyłącznie zwierzęcą, czekając na jak najszybsze efekty. Od dziecka byłam niecierpliwa: uczenie się pisania, tresura pieska z dzieciństwa, szycie ciuszków lalce, odchudzanie w wieku nastoletnim- to wszystko zawsze musiało być już, teraz, na cito. Nie ułatwiał również mi zadania kontrast, między jedną a drugą krwią. To tak, jakby ktoś dał ci do zjedzenia surową, dojrzałą, mięsistą sałatę i zwiędłą, bez smaku, gumowatą wręcz.
Na mojej wersji detoksu, przeżyłam trzy dni, do czasu przyjazdu Alice, Jaspera oraz Edwarda. Gdy Alice tylko weszła do domu, od razu skierowała się do „mojego”, byłego Edwarda, pokoju, gdzie siedziałam w kącie słuchając głośno muzyki, żeby zagłuszyć głód. Wchodząc, trzasnęła drzwiami i patrzyła na mnie wzrokiem mordercy.
- Co Ty sobie myślałaś, odstawiając całkowicie krew ludzką, po dwóch dniach?! Inne wampiry uczą się tego wiekami, a ty chciałaś to zrobić w tydzień? Czy Ciebie, po prostu, pogrzało?! - Krzycząc ciągle gestykulowała, a ja tylko słyszałam, jak Edward z Jasperem opowiadają wszystko Carlisle'owi. – Carlisle chciał dla Ciebie jak najlepiej! Zrobił taki plan, bo miał nadzieję, że na jesień pójdziesz do szkoły, którą ja wtedy już skończę i kto Cię, cholera, będzie tam pilnował, no kto?! - Alice odwróciła się na pięcie i wyszła trzaskając drzwiami.
A ja nawet się nie poruszyłam. Siedziałam dalej w kącie, starając się z całych sił zniknąć, tak po prostu, zapaść się pod ziemię. Po chwili usłyszałam ciche pukanie do drzwi, lecz nie powiedziałam nic, na znak przyzwolenia. Był to Jasper, który wcisnął się do pokoju. Podszedł do mnie i usiadł naprzeciw po turecku.
- Oj mała, nagrabiłaś sobie. Alice tak wściekłej chyba nie widziałem. No, ale bywa. Ochłonie i będzie dobrze. - Westchnął.
- Carlisle jest bardzo wściekły?
- A tu Cię boli. – Uśmiechnął się – Nie, on po prostu jest trochę zawiedziony twoją głupotą, choć czuję, że jest trochę dumny z twojej determinacji. Tak więc, bilans wyszedł na zero.
- A co z resztą osób? - Popatrzyłam na niego niepewnie.
- Oni rozumieją, sami przez to przeszli. Tylko Edward się trochę wystraszył o Ness, ale ona potrafi o siebie zadbać, więc dał spokój. - Zamilkł na chwilę, po czym zaczął się we mnie wpatrywać. – Wiesz, aż za dobrze wiem, przez co przechodzisz. To ja tu byłem największym mordercą, ze wszystkich i dalej jestem, bo ty nie zabijałaś armiami. - Zaśmiał się, a ja znów podniosłam wzrok na niego.
- Czyli nie przebiłam Cię? Szkoda.... - Zachichotałam cicho.
- Jakby się coś działo, chciałabyś kiedyś pogadać, to jestem do twojej dyspozycji. - Z szybkością wampira przysunął się do mnie i delikatnie mnie przytulił. – O, mogę cię jeszcze uspokajać, albo coś w tym stylu. – Uśmiechnął się.
- Dzięki, Jasper. Miło mieć przy sobie, takiego fajnego brata. W dodatku z takimi zdolnościami.
- I wzajemnie, siostrzyczko. Pamiętaj tylko jedną rzecz, a mianowicie: nie będę się bawić żadnymi lalkami, ani nie będziesz mnie czesać.
- A już miałam cichą nadzieję. Może, chociaż na jakiś czas Kucyczek, jak u Yorka? - Roześmiałam się. On tylko odpowiedział mi karcącym wzrokiem.
Po chwili zebrałam się na odwagę, zeszłam na dół, przeprosiłam wszystkich i przyrzekłam Carlisle’owi nigdy więcej takich wybryków. Następnie, swoje kroki skierowałam do paszczy lwa, czyli sypialni Alice. Na szczęście Jasper obiecał mi małą pomoc. Tak więc, nim się jeszcze zebrałam w sobie, żeby zapukać, usłyszałam zza drzwi:
- Nawet nie wchodź, jeśli nie masz dobrego wytłumaczenia swojej bezmyślności!
Pomimo wszystkich ostrzeżeń w mojej głowie, weszłam i usiadłam na nowoczesnym krześle w rogu pokoju.
- Alice, przepraszam. Głupio się zachowałam lekceważąc zalecenia Carlisle’a. On pomógł wam wszystkim wyjść z tego, zmienić się, a ja, tak po prostu, musiałam wiedzieć lepiej.
Alice wstała i zaczęła się przechadzać po pokoju.
- Jak można być tak bardzo uparta, nierozsądna, wręcz napalona na coś, lekceważąc słowa innych. Nie rozumiem tego! – Mówiła, jakby do siebie
- Jesteś identyczna, Alice. - Dobiegł nas głos Jaspera z łazienki.
Alice tylko fuknęła w tamtym kierunku. Odwróciła się w moją stronę i westchnęła.
- Jazz ma rację. Jestem identyczna, w końcu jesteśmy rodziną prawda? - zaśmiała się i podeszła do mnie. – Ale nigdy więcej takich wybryków, dobrze? Albo, chociaż nie pod moją nieobecność.
Uśmiechnęła się do mnie, po czym grzecznie wyprosiła mnie z pokoju, gestem ręki pokazując, że idzie udusić Jaspera, za wtrącanie się. Gdy byłam już na dole, usłyszałam tylko: „Siostra, jeszcze pogadamy”.
Po całym moim głupim wybryku, Carlisle, zarządził dodatkowy tydzień nauki, tak w razie czego. Tak też cały tydzień piłam krew zwierzęcą i powoli zaczęto mnie wysyłać na polowania z Edwardem i Alice. Łapanie pumy, sarny, albo walka z niedźwiedziem, okazywała się nawet fajną zabawą. Mijał dzień za dniem, aż nadszedł koniec miesiąca i egzamin wymyślony przez doktora, aby sprawdzić mnie. Zawołano mnie do salonu na kanapę i podano mi szklankę z czerwonym napojem. Podniosłam pokrywkę i zaczęłam się bić z myślami, bo była to krew ludzka.
„A dodatnie”- pomyślałam - „Moje ulubione. Kurde, nawet ciepłe”.
Moje gardło paliło na ten zapach, rządne ludzkiej krwi, ale i rozum, i serce, krzyczało ciągle: „Wybieraj. Wypijesz i będziesz egoistką, zaprzepaścisz starania wszystkich, ale szczególnie swoje marzenia.’’
Wstałam z krzesła i z trzęsącą się ręką, podeszłam do zlewu w kuchni, po czym wylałam zawartość kubka.
Odwróciłam się do zgromadzenia w salonie, które stało i patrzyło na mnie. Esme podeszła jako pierwsza, przytuliła mnie. Za nią stała już Alice.
- Nie masz nic przeciwko, zamienieniu łoża Belli i Edwarda, na leżankę, nie? Bo masz strasznie zagracony pokój.- Uśmiechnęła się, a ja w odpowiedzi tylko kiwnęłam głową.
Nagle coś zaczęło się ze mną dziać. Znajome „coś”. Zaczęłam ziewać, oczy zaczęły mi się same zamykać i zaczęłam tracić panowanie nad ciałem.
- Cholera. - Tyle mogłam tylko wydusić, bo było już za późno, na jakiekolwiek wyjaśnienia.
Moje ciało zaczęło się osuwać powoli na ziemię. Poczułam jednak, że ktoś mnie złapał nim całkiem upadłam na kuchenną posadzkę, i wziął na ręce. Słyszałam spanikowaną Alice, która krzyczała i próbowała mnie ocucić oraz Carlisle’a, który przytykał mi do nosa sole trzeźwiące.
Jak ja mam im powiedzieć, żeby się uspokoili?
,,Edward! Edward!’’- Zaczęłam powtarzać w myślach.-Kurde, nie reaguje.
Mam!: ,,Edward z gołą klatą, Edward bez bielizny” - moja wyobraźnia, chociaż raz się na coś przydała.
- Młoda, przestań! - Usłyszałam głos Edwarda, poza jego głosem było cicho, jakby wszyscy zamarli.
„ Powiedz Alice i reszcie, żeby się nie martwili, bo tak u mnie wyglądają wizje. Niech położą mnie gdzieś i dadzą leżeć. Obudzę się za kilka godzin”
- Madie mówi, że macie się nie martwić.
„ Edward, jeszcze jedno: Dobrze wyglądasz nago.” - Pomyślałam i roześmiałam się w duchu.
- Dziękuje – odpowiedział z przekąsem, a ja już całkowicie odpłynęłam do mojego świata. Świata wspomnień, marzeń. Wsiadłam do mojego pociągu obrazów, głosów, przeżyć.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Madie0810 dnia Pią 21:00, 10 Gru 2010, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin