FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Oko Proroka [NZ] Rozdział trzeci 27.11 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
pilkaa.
Nowonarodzony



Dołączył: 18 Paź 2010
Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 16:58, 22 Lis 2010 Powrót do góry

No więc... Postanowiłam dodać tutaj swoje opowiadanie. Jest to mój pierwszy tekst, także proszę o komentarze. :)
- [OOC] – postacie odbiegają charakterem od swoich pierwowzorów
- [AU/AH] – wszyscy bohaterowie są ludźmi

beta: Dżejn_


PROLOG

Dlaczego życie nigdy nie układa się po mojej myśli? Dlaczego ciągle coś musi się komplikować? Tysiące pytań i chaos w głowie. Tyle sprawił jeden tydzień. Najwspanialszy tydzień w moim życiu. Tydzień, który zapamiętam na zawsze. W tym czasie poznałam wspaniałych ludzi, których już nigdy nie spotkam. Prawdopodobnie nigdy. Doznałam, czym jest prawdziwa przyjaźń, serdeczność, a nawet miłość... Nigdy nie zapomnę tego, co się zdarzyło, ile mi to dało. Lecz trzeba otrząsnąć się i wrócić do rzeczywistości. Patrzyłam na uśmiechnięte twarze moich rówieśników. Wszyscy gotowi, aby rozpocząć nowy rok w szkole, z wyjątkiem mnie. Nie mam siły, aby się z tym wszystkim zmierzyć, ale muszę być wytrwała, muszę przeczekać rok szkolny, aby potem dostać to, czego pragnę najbardziej na świecie. Jedyne co mi teraz pozostało to nadzieja, ona zawsze będzie ze mną i nigdy mnie nie opuści. Nie może. Zawszę będę pamiętać. Muszę. Bo on na pewno nie zapomni.
Zrobiłam kolejny krok w stronę drzwi do sali. Gdy przekroczę ten próg, zakończy się to, co niedawno się zaczęło. Ale muszę to zrobić. Dla niego. On nie chciałby, abym cierpiała.
No dalej, dasz radę. Kolejny, jakże długi krok. Z zamkniętymi oczami przeszłam przez barierę, ściskając mocno w ręce jedyną pamiątkę po nim. Bransoletkę.

ROZDZIAŁ PIERWSZY.

- Bello! Tutaj!
Stałam właśnie na malutkim parkingu i byłam odprowadzana przez tatę na lotnisko. Ostatni tydzień wakacji i niespodziewany rozwój wypadków - wylatywałam razem z przyjaciółką i jej rodzicami do Anatyli w Turcji. Z początku nie chciałam lecieć, nie wiem dlaczego, może czułam się trochę niezręcznie, lecąc razem z nimi? To w końcu rodzina wylatująca na wczasy, chcąca razem odpocząć w gorącym klimacie Turcji i koleżanka ich córki na dodatek. Jednak Alice bardzo chciała, żebym poleciała razem z nią. Jej rodzice nie zgłaszali sprzeciwu, wręcz przeciwnie, byli tym pomysłem zachwyceni, jednak nigdy nie wiadomo, co sobie ta druga osoba myśli. Może nie mieli jak powiedzieć mi, że wolą być sami. Przestań, Bello, skarciłam się w myślach. Wszyscy są do ciebie pozytywnie nastawieni, chcą, aby i ich córka była zadowolona z wyjazdu.
- Bello!
Spojrzałam wreszcie w stronę, z którego dochodziło źródło dźwięku i spostrzegłam Alice, machającą mi sprzed budynku. Była ona niską brunetką o czekoladowych oczach, dosyć ładną i bardzo zgrabną. Nawet ubrana w spodnie od dresu i niebieski podkoszulek wyglądała świetnie.
Jest moją najlepszą przyjaciółką od zawsze. Poznałyśmy się już w podstawówce i od razu przypadłyśmy sobie do gustu. Teraz chodzimy razem do szkoły średniej. Przed nami ostatnia klasa. Cieszę się z tego powodu. Odkąd zaczęłam szkołę, marzyłam, żeby być w tym wieku, co teraz. Mama Alice, Esme, była blondynką, co prawda farbowaną. Myślę, że bardzo ładnie jej w tym kolorze. Wprawdzie nie widziałam jej jako brunetki, ale jednak... Nie należała ona do osób szczupłych, jednak nie była bardzo tęga. Powiedziałabym, że przeciętna. Ubrana w jeansy i brązową, elegancką bluzkę zapinaną na guziki, wyglądała pięknie. Mama Alice była bardzo sympatyczną i ciepłą osobą. Lubiłam często pożartować sobie z nią na wszelkie tematy. W sumie nie było problemu, o którym bym jej nie powiedziała. Była trochę jak moja druga mama.
Podeszłam w końcu do nich. Nie było tam ojca Alice, pewnie zapomniał czegoś z samochodu. On zawsze czegoś zapomina. Był po prostu troszeczkę roztrzepany.
- Charlie. Dzień dobry – odezwała się Esme, gdy nas spostrzegła
- Och. Witaj Esme. Jak ci minął dzień? Ja już od rana pomagam Isabelli w pakowaniu. Tu masz paszport, a tu...
Przestałam słuchać i zwróciłam się do przyjaciółki
- Hejka - powiedziałam i pocałowałam ją w policzek.
- Cześć - odpowiedziała jakby z ulgą
- Co się stało? Bałaś się, że nie przyjadę?
- Nie no, bilety są już kupione, więc pewnie nawet jakbyś chciała, to się nie wymigasz.- zaśmiała się. – Naprawdę, nie wiem, dlaczego nie chciałaś lecieć na początku. Bo teraz już chcesz, prawda?
- No jasne. Już nie mogę się doczekać.
- Czy ja zauważyłam sarkazm w twoim głosie?
- Niee. Skądże.
- Tak myślałam. Czytałam ostatnio…
- Ty ostatnio cały czas czytasz o tym hotelu, więc to nie nowość - przerwałam jej.
- Nie wiesz, co chciałam powiedzieć- odpowiedziała urażona.
- A więc to, o czym czytałaś nie było związane z Turcją?- zapytałam z udawanym zdziwieniem.
- Tego nie powiedziałam.
-Haha, wiedziałam – zaczęłam się śmiać.
- Przestań mi w końcu przerywać i posłuchaj – Uciszyłam się na chwilę. – Wiedziałaś, że…
- Wiedziałam.
- Co? - zapytała ze zdziwieniem.
- Już mi chyba o tym mówiłaś.
Alice pokazała mi język.
- Lepiej już chodźmy.
I poszliśmy. Pożegnałam się z Charlim i ruszyłam na lotnisko z nowymi rodzicami na następny tydzień.
Lot minął szybko. Wszyscy lecieli samolotem po raz pierwszy i zachwycali się po drodze pięknymi widokami. Na niebie było pełno chmur. Były takie piękne, aż chciało się wyskoczyć z samolotu i usiąść na jednej z nich, lub chociaż zrobić zdjęcie. Zanim się obejrzałam, już wylądowaliśmy. Podczas krótkiej przejażdżki autobusem, ku mojemu zdziwieniu klimatyzowanym, przewodnik zaznajomił nas ze zwyczajami panującymi w Turcji. Dowiedziałam się, że nie ma tutaj stałych cen produktów. To dziwne. Trudno będzie się przyzwyczaić do tego. Ale cóż… damy radę. Godzina jazdy i dotarliśmy do celu. A celem było miasto Kiris i znajdujący się tam hotel - Sailor’s Beach Club.
Weszliśmy do środka. Recepcja była wielka. Po lewej stronie znajdowały się sklepy z pamiątkami, całe mnóstwo. Był dział z biżuterią, na którą Alice spoglądała z upragnieniem. Uwielbiała wszystko, co się świeci. Był sklep spożywczy, a właściwie to chyba cukiernia, w której sprzedawali typowe przysmaki tureckie (tak twierdzi Alice). Dalej był sklep odzieżowy z futrami. Wejście do tego sklepu robiło wrażenie. Na pewno rzeczy tam znajdujące się są bardzo cenne. Na środku znajdował się wielki statek podtrzymywany na sznurkach. Był niebieski, a na czele widniał napis hotelu. Z tyłu znajdowały się obszerne, brązowe, skórzane fotele, na których siedziało kilka osób rozmawiających ze sobą, popijając kawę. Byli tacy beztroscy i zaabsorbowani rozmową. Jakby nie mieli żadnych problemów, jakby nie musieli się niczym przejmować. Ja dawno nie byłam w takim stanie, ciągle jakieś bezsensowne kłopoty. Lecz ten tydzień będzie inny. Ten tydzień będzie tylko i wyłącznie odpoczynkiem. Wszystkie problemy odstawiam na później. Będę jak ci ludzie na fotelu. To będzie tylko mój tydzień.
Po prawej było biurko i ładna pani recepcjonistka, do której właśnie zmierzaliśmy.
Wypełniliśmy wszystkie formularze i pani o imieniu Fatma, jeśli wierzyć plakietce z jej imieniem przyczepionej do białej koszuli z jednym ozdobnym paskiem, pokazała na pana opierającego się o wózek na bagaże.
- Mój przyjaciel pokaże wam, gdzie jest wasz pokój
I ruszyliśmy za tęgim panem w ciemną noc do pokoju.


ROZDZIAŁ DRUGI

Rano obudziłam się niewyspana. To pewnie nie sprawa łóżka, chociaż i ono było niespecjalnie wygodne, lecz tego, że zawsze pierwszej nocy w nowym miejscu budziłam się nadal zmęczona. Zeszłam z łóżka i spostrzegłam, że nie było już nikogo w pokoju. Pewnie poszli na śniadanie. Ciekawe, która godzina. Nie posiadałam zegarka, a telefon znajdował się gdzieś na dnie walizki. Nie chce mi się teraz szukać.
Poszłam więc do łazienki i spojrzałam na wielkie lustro znajdujące się tam. Moje włosy, które jeszcze niedawno wyglądały na podniszczone i niezadbane, teraz układały się w śliczne loczki. To pewnie sprawa niedawnej wizyty u fryzjera. Przed wakacjami miałam długie aż po pas, brązowe włosy. Ścięłam je pod koniec roku szkolnego na prosto, do ramion, jednak ostatnio stwierdziłam, że to nie to, dlatego też przedwczoraj odwiedziłam fryzjera i wycieniowałam je. Przefarbowałam na czarno i teraz wyglądają idealnie. Nałożyłam na moją bladą i jeszcze nieopaloną twarz troszeczkę pudru, lecz zaraz potem zmyłam go, postanawiając, że nie będę malować się na wakacjach. Nałożyłam na siebie strój kąpielowy w kratkę, a na to moją ulubioną sukienkę przed kolano. Kupiłam ją niedawno. Była cała biała i miała trzy falbanki u dołu. Do tego czarne japonki i gotowe. Wróciłam z powrotem do pokoju i właśnie wkładałam pidżamę składającą się z bluzki i legginsów do torby, gdy usłyszałam za sobą głos Alice.
- Aha. Byłaś w łazience. Tak się właśnie się zastanawiałam, gdzie poszłaś.
- A ty gdzie byłaś?
- Pokazywałam rodzicom, gdzie jest jadalnia.
- Skąd wiedziałaś, gdzie ona jest?- zapytałam zdezorientowana.
- Wczoraj przecież tamtędy przechodziłyśmy.
- Wczoraj…
Zaczęły dochodzić do mnie wydarzenia wczorajszego wieczoru.
*retrospekcja
- Ja zajmuję miejsce na dole! – krzyknęła Alice zaraz po tym, jak zobaczyła piętrowe łóżko.
- To nie fair.
- Dlaczego? Ja sobie zajęłam – powiedziała, po czym pokazała mi język.
- No bo ty pierwsza zobaczyłaś to łóżko. Jakbyś się tak nie śmiała przy wejściu, to…
- Ja się wcale nie śmiałam! Kulturalnie weszłam do pokoju- powiedziała urażona.
- Nie! Wcale! – powiedziałam z sarkazmem – Zresztą nie zbaczaj z tematu. Będziemy spać na zmianę.
-Hmm… No dobra. Ale ja zaczynam – powiedziała, po czym położyła na nim bagaż.
Pokręciłam głową i uśmiechnęłam się.
- No dobra. Idziemy na kolacje?
- Idziemy! – wzięłam ją pod rękę i ruszyłyśmy.
*koniec retrospekcji
- Co wczoraj?- zapytała zdezorientowana.
- Nie, nic. – uśmiechnęłam się.
- Aha, zapomniałabym. Chciałam ci coś opowiedzieć.
- Co takiego?
- Chodź na śniadanie, powiem ci po drodze.
- Okej – powiedziałam, zamykając jednocześnie drzwi do pokoju – No więc…?
- No więc – odchrząknęła – Wczoraj, jak poszłaś już do pokoju, postanowiłam pójść poskakać z molo. Widziałaś je w ogóle? Jest zaraz przy plaży.
- No, widziałam. Ale kontynuuj. Ty zawsze zbaczasz niepotrzebnie z tematu.
- Wcale nie. No, ale wracając do tego, co chciałam Ci powiedzieć: wyobraź sobie, że wchodziłam właśnie na molo, żeby skoczyć, a tam ktoś stoi. I to nie byle kto. Mówię Ci! Takie ciacho.
- Skąd wiesz, czy on w ogóle mówi po angielsku? – zapytałam.
- Jakbyś mi ciągle nie przerywała, to byś wiedziała.
- No dobra. Mów dalej.
- On stał na molo i nie wiedziałam, czy chce skakać, czy nie, no to się go zapytałam. A on powiedział, że tak. I skoczył.
Nastała chwila ciszy
- No i on skoczył. I co dalej?
- I tyle.
- Jak to tyle? Chciałaś powiedzieć mi tylko, że jakiś chłopak skakał sobie z molo? O mój Boże! Naprawdę?
- No ale on był taki przystojny. Patrz, stoi tam!
Spojrzałam w miejsce, na które patrzyła Alice i spostrzegłam wysokiego chłopaka nabierającego sobie gofra. Miał piękny wyraz twarzy, a jego włosy były lekko przydługie. Popatrzył się w moją stronę, więc nie mogłam dłużej na niego spoglądać. Zobaczyłam wtedy Alice, która nabierała sobie już naleśnika i dopiero teraz przyłapałam się, że stoję na środku jadalni i bezczelnie się gapię. Zarumieniłam się lekko i dołączyłam do przyjaciółki, która właśnie konsumowała swoje śniadanie.
- A ty nie jesz? – zapytała, gdy usiadłam przy stoliku z pustym talerzem.
- Nie. Jakoś nie mam ochoty – Spojrzałam z obrzydzeniem na jej posiłek – Naleśniki i parówka?
- No. A dlaczego nie?
- Fuj. Ohyda. Uważam, że te dwie rzeczy jakoś niespecjalnie do siebie pasują.
- Wszystkiego trzeba w życiu spróbować – No tak, ostatnio Alice cały czas to sobie powtarza - I co? Ładny, no nie?
- Kto? – zapytałam, chociaż doskonale wiedziałam, o kogo chodzi.
- No wiesz… Ten chłopak z molo.
- Taki… w sumie… to… No, ładny.
- Wiedziałam, że ci się spodoba.
- Hej, powiedziałam tylko, że jest ładny, a ty od razu - że mi się podoba .
- A co? Nie podoba ci się?
- No w sumie… to podoba. Widzę, że skończyłaś już jeść. Możemy iść na basen?
- Na basen? Chodźmy lepiej na plażę – powiedziała ,jednocześnie wstając z krzesła.
- Na plażę? Chodźmy na basen.
- Co będziesz robić na basenie?
- A co na plaży?
- To samo co na basenie.
- Chodźmy najpierw na plażę, a potem pójdziemy do basenu. Może będzie tam ten chłopak…
- Równie dobrze może być na basenie. Zresztą nie wiemy nawet, jak się nazywa.
- Możemy nazwać go… - zastanawiała się, ciągnąc mnie w stronę plaży.
- Wiem! Bezimienny!
- Bezimienny? Że co? – zapytała, śmiejąc się – No dobra. Niech będzie Bezimienny.

*

- Ojejciu. Ale tu jest pięknie. Tak romantycznie... – powiedziała Alice
- No – przytaknęłam jej.
Siedziałyśmy właśnie na molo. Mimo, że był wieczór to i tak nie było gwiazd. To znaczy były, ale bardzo mało. Można było je policzyć. Jedna, druga, trzecia, czwarta, piąta…
- I taki przyjemny wiatr.
- Nom – szósta, siódma, ósma, dziewiąta…
- I ten księżyc.
- Nom – dziesiąta, jedenasta, dwunasta...
- Słuchasz mnie w ogóle?
- Nom – trzynasta, czternasta...
- Mogłabyś powiedzieć coś innego niż nom?
- Nom – piętnasta...
- Bella!
- Co?
- Nie słuchasz mnie – powiedziała oburzona
- Przepraszam. Liczyłam gwiazdy. W Polsce jest ich tak wiele, a tutaj tak mało.
- Nom.
Wybuchnęłyśmy śmiechem.
- Chodź już. Możesz podziwiać swoje gwiazdy z baru.
Zaśmiałam się ponownie.
- No dobrze.
Gdy schodziłyśmy z molo, usłyszałyśmy jakiś głos za nami.
-Cześć!
Odwróciłyśmy się i spostrzegłyśmy dwóch chłopaków. Byli nawet przystojni. Tak mi się wydaje. Nie widziałam ich zbyt dobrze, z racji tego, że było już dosyć ciemno.
-Skąd jesteście? – zapytał jeden z nich
-Ze Stanów. A wy?
-My też.
- O, jak miło. Drugi dzień i już są nowe znajomości.
Roześmiali się.
Potem my skręciłyśmy do baru, a oni zostali i nie poszli za nami.
- Kurczę, oni byli ładni, no nie? – powiedziała Alice, stając jednocześnie w kolejce po napoje.
- No. Pewnie już sobie poszli. Mogli pójść za nami – powiedziałam i dodałam po chwili – Po co w ogóle tutaj przyszłyśmy? Chce ci się pić?
- Nie. W sumie to nie. Ale jest cola za darmo. Zresztą miałyśmy tutaj sobie posiedzieć.
- W sumie… Jednak zmieniam zdanie. Chodźmy. Może jeszcze ich znajdziemy.
- Dobra! Ale na colę zaczekamy.
Gdy doczekałyśmy wreszcie swojej kolejki, Alice zamówiła nasze napoje. Za barem stał młody pan, był nawet przystojny. Zaczął żonglować kostkami lodu, które następnie wpadły do kubka. Nie ma co… robiło wrażenie.
- To co, idziemy? – zapytała Alice, sącząc swój napój.
- Idziemy.
Zaraz przy wyjściu czekała na nas miła niespodzianka.
- No nareszcie jesteście.
- Wybacz. Kolejka była długa. Zresztą nie wiedziałyśmy, że na nas czekacie.
- No tak. Gdzie się podziały moje maniery? Jestem Mike, a to Emmett.
Wyciągnął rękę, którą chętnie uścisnęłam.
- Bella.
- I….
- Alice – odpowiedziała po chwili.
Chyba znowu się zamyśliła. Coraz częściej jej się to zdarza.
– No to miło mi was poznać – Uśmiechnął się przelotnie.
Alice zawstydziła się.
- Oczywiście wzajemnie – powiedziała.
- Przejdziemy się gdzieś – zaproponował Mike.
- Jasne.
- To może w kierunku recepcji?
- Uwielbiam tamtędy chodzić. Ta roślinność jest niesamowita.
- Zgadzam się. A może potem wybrałybyście się z nami na dyskotekę?
- Z nami?- pierwszy raz odezwał się Emmett. - Ja nigdzie nie idę. Teraz będziesz próbował wkręcić dziewczyny?
- Spokojnie. Tylko się zapytałem. To jak? – odwrócił się w naszym kierunku.
- To tutaj są takie?- zapytała Alice.
- W lobby.
- Nie wiedziałam. No to fajnie. Może się wybierzemy, co nie, Bello?
Zrobiłam kwaśną minę. Alice uwielbia chodzić na dyskoteki. Ja mam w tym temacie dosyć odmienne zdanie. Nie lubię tańczyć. To znaczy, uwielbiam tańczyć. Kocham to. Taniec jest moją pasją. Chodzę na zajęcia z hip-hopu i myślę, że idzie mi to nawet nieźle, nie lubię jednak improwizować. Po prostu mi to nie wychodzi. Zraziłam się na dyskotekach szkolnych. Wiem, że te są prawdopodobnie inne, fajniejsze, jednak jak ktoś ma uraz, to trudno go potem przekonać, że coś jest inne niż on przypuszczał. Tak jest i ze mną. Po prostu nie lubię dyskotek, a Alice tego nie rozumie i chyba nie zrozumie w najbliższym czasie, gdyż ciągle próbuje mnie do nich przekonać. Niedoczekanie.
- Oj, Bello, no… będzie fajnie.
- Wiem.
- To idziesz?
- Nie. Temat zakończony.
Alice się poddała. Wiedziała chyba, że już więcej nic nie wskóra. I ma rację.
- No to trudno. Rozumiem, że sama nie pójdziesz? – zapytał Mike.
Alice zaprzeczyła ruchem głowy.
- No trudno. Chyba znowu jestem skazany na samotność – zażartował.
- Przykro mi – odpowiedziała Alice.
- Wcale nie, inaczej byś ze mną poszła.
- Rodzice mnie nie puszczą samej.
- Będziesz ze mną.
- Faktycznie pocieszające. To dużo daje – powiedziała z sarkazmem.
- No dobra. Nie namawiam cię więcej.
- My już chyba musimy iść.
- Już? Tak wcześnie?
- Niestety. Taki urok bycia niepełnoletnim.
Zaśmiał się.
- To może jutro gdzieś pójdziemy?
- Ja chciałabym na kajaki – powiedziałam.
- No to o jedenastej pod wypożyczalnią?
- O wpół do jedenastej – powiedziałam, po czym odeszłyśmy.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez pilkaa. dnia Sob 13:05, 27 Lis 2010, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
emily522
Nowonarodzony



Dołączył: 17 Paź 2010
Posty: 24
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 16:22, 23 Lis 2010 Powrót do góry

Mmm... fajne się zaczyna, naprawdę nieźle. Podoba mi się, tylko szkoda, że rozdziały są takie krótkie...
Ale oprócz tego wszystko jest super. Fajny pomysł na opowiadanie.
Tylko: jest Alice, jest Emmett, jest Bella i inni, to dlaczego do jasnej ciasnej jest Rzeszów??? Lepiej brzmiałoby jakieś amerykańskie miasto.

I moje małe spekulacje:
Czy ta osoba w prologu to ta osoba, o której myślę? Very Happy Jeśli rozumiesz moje pokręcone zdanie to jestem ciekawa czy mam rację... Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Bloody Night
Człowiek



Dołączył: 23 Paź 2010
Posty: 66
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 17:34, 23 Lis 2010 Powrót do góry

Okej, przyznaje się bez bicia, że ja już tutaj jestem czwarty raz i jeszcze nie skomentowałam.No więc tak z rozdziałem pierwszym i prologiem już się zapoznałam w... kiedyś tam.
W prologu wydaje mi się, że autorka wybiegła ze wszystkim trochę w przód i to jest już chyba po nieszczęśliwym zakończeniu miłości Belli i Edzia czy kogo tam.Nie spodobało mi się to, że Bella mieszka w Rzeszowie.Po kiej licho mogło być: Forks, Port Angeles, Phoenix czy Olimpia , znacznie lepiej by to pasowało do tekstu.Ogólnie wszystko mi się podoba tekst czytelny, fajny styl pisania i wszystko okej.
Czekam niecierpliwie na kolejne rozdziały, które mam nadzieje będą lepsze niż te które nam zaserwowałaś na kolacje(przynajmniej mi na kolacje).
Życzę dużo, dużo i jeszcze więcej weny w pisaniu tego cudnego opowiadania i wszystkiego naj naj lepszego.
Pozdrawiam
BN

PSss...Przepraszam, że komentarz taki krótki lecz po prostu nie mam dzisiaj siły, weny i chęci do napisania czegoś mądrego.Nadrobię to kiedy indziej.
BN


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
pilkaa.
Nowonarodzony



Dołączył: 18 Paź 2010
Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 13:02, 27 Lis 2010 Powrót do góry

No wiec... Dziękuję za komentarze. Postanowiłam przenieść miejsce akcji do USA. :) Z początku miał być to Rzeszów i nie bez powodu. Miał on związek z kolejnymi rozdziałami, ale cóż... można je zmienić :)
emily - nie wiem o kim myślisz, ale chodzi o Bellę Wink I tak, prolog wybiega w przyszłość. :)

A oto rozdział trzeci :)
beta: Dżejn_

Następnego dnia po śniadaniu zostało nam trochę czasu do umówionego spotkania z Emmettem i Mikiem na kajakach.
- To co robimy?- zapytałam Alice.
- Na razie się poopalajmy, a tak za pół godziny pójdziemy - odpowiedziała i zaczęła smarować się kremem do opalania.
- Przecież umówiłyśmy się na dziesiątą, czyli zostało nam jeszcze jakieś dwadzieścia minut.
- Musimy się spóźnić, żeby nie było, że nam za bardzo zależy.
- Ale chyba nie aż dziesięć minut. Zobaczą, że nas nie ma i sobie pójdą. Proponuję pięć minut.
- No co ty, nie pójdą. No to pośrodku, pójdziemy za siedem.
- Pośrodku to będzie pięć minut, Alice. Ja uważam, że nie powinnyśmy się w ogóle spóźniać.
- Niech będzie pięć. Ale od teraz – powiedziała, po czym położyła się na leżaku.
Ja zrobiłam to samo, lecz postanowiłam opalać się w słońcu. Zarzuciłam bluzeczkę na głowę, aby nie raziły mnie promienie słoneczne i zaczęłam zastanawiać się, o czym można by było z nimi rozmawiać. Przeważnie nie spotykałam się z osobami płci męskiej. Nie wzbudzam w nich chyba większego zainteresowania. Co innego Alice, ona ciągle dostaje prośby spotkań, jednak w większości przypadków odmawia. Czuję się wtedy trochę źle, gdyż to wszystko przeze mnie. Nie chce z nikim wychodzić ze względu na mnie. Nigdy mi tego nie powiedziała. Twierdzi, że po prostu nie spotkała jeszcze tego jedynego, ale niezbyt jej wierzę. Ale wracając do czasu teraźniejszego… Boję się, że zrobi się niezręcznie. Temat. Temat. No dalej Bello, to nie takie trudne. Może… zainteresowania? Ale co mnie obchodzą ich zainteresowania? Co innego z Bezimiennym. O jego hobby mogłabym słuchać wiecznie. Nie znam go nawet, ale wyobrażam sobie, jak mógłby brzmieć jego głos… Stop! Ja tu myślę teraz o tematach. Na czym skończyłam? Aaa… Zainteresowania. Może warto zapytać… Zawsze to chociaż jedno z pytań, w razie gdyby była niezręczna cisza. Nienawidzę jej. Inny temat… Dziewczyna? Nie no, nie będę się pytała, czy z kimś chodzą, przy pierwszym spotkaniu. Trochę by głupio wyszło.
- Ciekawe, która godzina – powiedziała Alice.
- Co? – zapytałam, gdyż nie usłyszałam pytania. Ściągnęłam bluzkę z głowy.
- No nie wiemy, ile jeszcze czasu zostało. Zastanawiam się, która jest godzina.
- Nie wiem, nie mam przecież zegarka. Zapytajmy się kogoś.
- Tam siedzą jacyś Niemcy. Ich spytaj.
- Czemu ja? Ty też możesz.
- Ja nie umiem niemieckiego – uśmiechnęła się.
- No dobra.
Już miałam zwrócić się do nich, ale nie mogłam za nic przypomnieć sobie jak się pyta o godzinę po niemiecku. Na pewno na końcu musi być Uhr. A wcześniej? Chyba zaczynało się jakoś na W…
- O mój Boże. Zanim ty się do tego zabierzesz, to wieki miną- powiedziała do mnie Alice i zwróciła się tym razem do Niemców - Przepraszam, która godzina?
- Dwie po dziesiątej – odpowiedział grubszy pan z zegarkiem na ręku.
- Dziękuję.
- Już możemy się ubierać. O! Patrz, tam jest!
- Jest? A nie są?
- Nie. Jest tylko Mike.
Spojrzałam w tą samą stronę co Alice i zobaczyłam go. Faktycznie, był sam. Ciekawe dlaczego?
Patrzyłam ciągle w tamtą stronę. Dopiero teraz zauważyłam jak wygląda. Wczoraj było dosyć ciemno. Mike był blondynem. Miał mocno zarysowaną dolną szczękę i lekki zarost. Przeciętnej budowy. Był dosyć blady. To dziwne w gorącym klimacie Turcji. Może po prostu dopiero co przyjechał i nie zdążył się jeszcze opalić.
- Idziemy już? – zapytała Alice.
- Idziemy – odpowiedziałam i wzięłam ją pod rękę.

*

- Może usiądziemy tutaj?
- No, może być – opowiedziałam i usiadłyśmy razem na murku.
Nie pływałyśmy na kajakach. Dzisiaj były za duże fale. No trudno, a miałam taką ochotę. Od pierwszego dnia, wieczorem, czaiłam się na nie. Poszłyśmy potem do morza, ustąpiłam Alice, ponieważ obiecała potem pójść do basenu. Zauważyłyśmy, że na molo siedział Mike i nas obserwował. Zaraz potem wyszłyśmy. Nie lubię być obserwowana, tym bardziej tak natrętnie. Mógłby to robić bardziej dyskretnie, a on po prostu usiadł sobie na molo i bezczelnie się gapił. Potem poszłyśmy zrobić sobie zdjęcia w ogrodzie. Znajdują się tam przeróżne rośliny. Wszystkie są przepiękne.
- To jest ładne – powiedziałam.
Na aparacie widniało właśnie zdjęcie ze mną. Było widać samą uśmiechniętą twarz, a w tle wielkie liście jakiegoś drzewa.
- O! Dziewczynki, jakie młodziutkie. Ciekawa jestem, do której klasy chodzicie? - zapytała starsza pani. Wychodziła właśnie z ubikacji i szła w stronę plaży, gdy pewnie usłyszała, jak mówię do Alice.
- Teraz idziemy do klasy maturalnej – odpowiedziałam.
- Jak fajnie. Ja mam dwóch synów w waszym wieku. To ja zaraz ich tutaj przyprowadzę. Zaczekajcie – powiedziała i poszła.
- O jejciu, nie ma to jak mama znajdująca koleżanki dla swojego syna – powiedziała Alice i wybuchnęła śmiechem
- No. Ciekawe, jaki on jest. Pewnie nieśmiały i brzydki.
- Fuj – powiedziałyśmy jednocześnie.
- Chodźmy stąd – zaproponowała Alice.
- No co ty! Zwariowałaś? Nie możemy teraz sobie pójść.
- Dlaczego?
- Nie mogę z ciebie czasami. Siadaj!
- No dobra. Oglądajmy dalej zdjęcia.
Doszłyśmy do około dwudziestego, gdy przed nami staną wysoki i umięśniony chłopak. Miał trochę nadmiaru tłuszczu, lecz nie było tego tak bardzo widać. Ścięty był na krótko, a jego włosy były brązowe, tak samo zresztą jak oczy. Nie był brzydki, ale nie nazwałabym go także nie wiadomo jaką pięknością. Twarzą przypominał mi rekina.
- Cześć – odezwał się.
Zaraz. To był Emmett!
- O! Cześć.
Emmett uśmiechnął się.
- Miło mi znów was widzieć, dziewczyny – powiedział, po czym rozejrzał się dookoła. – Może przeszlibyśmy w jakieś inne miejsce? Na przykład do baru?
No tak. Nie ma to jak spotkać się przed wejściem do damskiej ubikacji. Brawo.
- Jasne. Chodźmy.
- Nie gorąco ci w tym? – zapytał Emmett i wskazał głową na ręcznik, którym byłam opatulona.
- Nie – ucięłam krótko. Chciałam jak najszybciej skończyć ten temat, zanim Alice się wypowie.
- Jej nigdy nie jest gorąco – Wiedziałam! Musiała to powiedzieć.
Błagam, skończ na tym i nie mów już nic. Błagam!
- Zawsze chodzi latem tak ubrana – kontynuowała. – Chodzi w spodniach w taki upał i tak dalej.
- Spodnie akurat są lepsze w upalne dni od spódnicy czy spodenek. To znaczy zależy jeszcze jakie, ale te z dobrej firmy mają świetną wentylację. Nie jest w nich gorąco, a na przykład nogi się nie kleją.
-Mi i tak nigdy się nie kleją – powiedział Emmett.
- A ten ręcznik też ma wentylację?
Pokazałam jej język. Nie wiedziałam w sumie, dlaczego chodzę w tym ręczniku. Po prostu nie lubiłam chodzić w samym stroju kąpielowym, a był on jeszcze zbyt mokry, aby założyć ubrania. Wyszłyśmy przecież z wody. Przestałyśmy się kłócić, ponieważ doszłyśmy właśnie do baru, którego wcześniej nie widziałyśmy, znajdował się on zaraz przy plaży, ale na dole. Było kilkanaście plastikowych stolików i krzesełek.
- To może ja przyniosę coś do picia? Co chcecie? – zapytał Emmett.
- Dla mnie cola z lodem.
- Dla mnie też.
- Musiałaś zaczynać z tym ręcznikiem? – zapytałam, gdy Emmett znalazł się w bezpiecznej odległości, tak, że nie mógł nas słyszeć.
- No co? Nie było o czym gadać. Musiałam zacząć o czymś mówić, bo inaczej nastałaby taka niezręczna cisza - powiedziała, naśladując przy końcu zdania osła ze „Shreka”.
Zaczęłam się śmiać. Zawsze jak ona to mówiła, wychodziło tak… tak… tak śmiesznie. Alice też do mnie dołączyła i śmiałyśmy się we dwie na całego.
- Co wam tak wesoło? – zapytał Emmett stawiając przed nami cole, ale bez lodu. Bez lodu? Odczytał chyba z mojego wzroku, o co chciałam zapytać, więc odpowiedział. – Nie radziłbym brać tego lodu do napoi. Robią go z kranówy.
- Skąd wiesz?
- Jak weźmiesz go do dłoni i ściśniesz, i on zacznie się rozpuszczać, to…
O mój Boże! Po co ja się pytałam? I pewnie teraz będzie zanudzał jakimiś tekstami o fizyce. Zresztą, sama sobie jestem winna. Przecież go zapytałam.
- Wow. Mądry jesteś. Do której właściwie klasy chodzisz? – zapytała Alice.
- Skończyłem właśnie edukację obowiązkową. Teraz studia.
- Studia? Czyli masz … moment… dziewiętnaście lat? – pokiwał głową. – Wyglądasz na starszego.
Zaśmiał się.
- A wy?
- A my, ostatnia klasa liceum.
- Aha.
Tak siedzieliśmy chwilkę, rozmawiając trochę o szkole, dopóki nie powiedziałam:
- Może nie będziemy rozmawiać już o szkole w wakacje?
- To o czym chcesz rozmawiać. Bello?
- Nie wiem – powiedziałam i wzruszyłam ramionami.
- Nie huśtaj się – powiedział jakiś chłopak, który przechodził właśnie za krzesłem Emmetta.
Zaraz za nim szedł Mike, który zaczął się śmiać. Poszli do baru po to, aby zaraz usiąść przy stoliku obok nas z frytkami i hamburgerem. Nawet nie wiedziałam, że to można tutaj zamówić. Ale fajnie.
-Oj, Emmett. Jakie masz towarzystwo? – zapytał się ten sam co wcześniej, po czym puścił do mnie oczko.
-To są Bella i Alice – powiedział do chłopaków i zwrócił się do nas. – A to Edward, mój brat i Mike, którego już wczoraj poznaliście.
- To Mike’a też tutaj poznaliście?
- Nie. On przyjechał z nami z Phoenix.
- O! Jesteście z Phoenix?
- Tak.
- Gdzie to jest? – wtrąciła się Alice.
- Nie wiesz, gdzie jest Phoenix? – zapytał ze zdziwieniem.
- Tak mniej więcej. A ty wiesz, gdzie Seattle?
- No jasne – pokazał jej język.
- Czekaj. Jak tu jest Seattle i tutaj Los Angeles, to tu gdzieś musi być Phoenix...- Alice pokazywała niewidoczne punkty na plastikowym stoliku.
- Zaraz… A gdzie było Los Angeles?
- Tu – pokazała jeszcze raz.
- No to mniej więcej tak.
- Haha, brawo dla mnie.
W tym samym momencie Alice spadł aparat. Podniosła go szybko.
- Nic się nie stało. Ten aparat może spaść nawet z dwóch metrów – powiedziała.
- Aha. Pokaż, moja koleżanka chyba taki miała.
I tak zaczęła się pogawędka o aparatach, telefonach, a potem jeszcze o laptopach. Boże, ratuj mnie…
- To może chodźmy na lunch?
- Możemy iść.
Poszliśmy więc w nowe miejsce, do jadalni. Wybrałyśmy sobie po kilka kawałków ciast i cafe latté. O nie. Znowu będzie przynudzał.
- No to o czym gadamy? Może zagramy w dziesięć pytań? – zapytał Emmett.
- Okej, ty zaczynasz.
- No dobra, to… Ilu miałyście chłopaków?
O kurczę. Nie miałam nigdy chłopaka. Alice zresztą też. I co teraz. A tam, ona będzie odpowiadać pierwsza, haha.
- Hmm… Muszę się zastanowić – nad czym tu się niby zastanawiać? – A te jednodniowe też się liczą?
- Nie, no co ty.
- No to nie miałam chłopaka.
Pokiwał głową.
- A ty? – zwrócił się do mnie.
- Też.
- No to teraz wy zadajcie pytanie.
- Nie wiem, jakie…
- No to ty, Alice.
- Ja też nie wiem.
- Więc to samo – powiedziałam.
- Ale od której klasy mam wam powiedzieć?
- Może… od szkoły średniej. Ale tylko te na serio.
- Muszę się zastanowić.
I tak czekałyśmy chyba z minutę.
- Tak dużo? – zapytałam. – Pewnie nie pamiętasz wszystkich?
- Po prostu zastanawiam się, które były tak na serio – zacytował mnie - Dwie. No to teraz znowu ja. Ile razy się całowałyście?
No i znowu głupie pytanie. Nie powiem mu przecież, że się nigdy nie całowałam. Alice zaśmiała się.
- No nie wiem… Muszę pomyśleć – znowu będzie udawała, że się zastanawia. – Nie wiem.
- Ej, nie no, dziewczyny! A ty, Bello?
- Nie odpowiem na to pytanie, poproszę o inne.
- Nie no. Z wami się nie da grać.
- Z tobą też nie – powiedziałam.
- Jak to nie? Odpowiedziałem na pytanie.
- To nic.
- No dobra… O czym by tu z wami jeszcze porozmawiać… A wiecie, na czym polega reguła prawej ręki? – zapytał.
O jejciu, czy on nie miał innych tematów prócz nauki? Oparłam ręce o brzeg basenu i udawałam, że go słucham. Wiem tylko, że opowiadał coś o fizyce. Alice była bardziej wiarygodna, bo nawet przytakiwała w niektórych miejscach i mówiła coś czasem. Tak sobie siedziałam na plastikowym krzesełku i nie myślałam o niczym.
- A ty co taka zamyślona? – odezwał się Emmett w moją stronę.
- Nie jestem zamyślona. Słuchałam was po prostu.
Zmieniłam pozycję, a Emmett zaczął mnie naśladować. To było zabawne, jak pokazywał kolejne moje niby-pozy. Zaczęłyśmy się z Alice śmiać.
- Hmm… no to teraz może…- zaczął się zastanawiać.
O nie. Boję się, co on znowu wymyśli. Trzeba coś szybko zrobić.
- No to teraz może my pójdziemy powiedzieć rodzicom, gdzie jesteśmy. Pewnie się martwią. Są przewrażliwieni – powiedziała Alice. Wybawczyni.
- No dobra. Spotkamy się później.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez pilkaa. dnia Sob 13:11, 27 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin