FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Skrzypaczka [OOC/AH/+18/EPOV][NZ] Na rozdział zapraszam 1.08 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
Juliette22
Człowiek



Dołączył: 15 Paź 2009
Posty: 62
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 14 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Pią 22:06, 04 Gru 2009 Powrót do góry

[OOC/AH/+18/EPOV]
Image

beta: Cornelie - DZIĘKUJĘ

***I***

*Wena*



Naciskałem ten sam klawisz na pianinie już od godziny. Moja wena mnie opuściła. Ja, zdolny dwudziestopięcioletni kompozytor i dyrygent, nie potrafiłem się skupić na pracy. Usiadłem dla odmiany przy biurku. Patrzyłem przez okno i stwierdziłem, że byłem idiotą, stawiając je właśnie tutaj. Światła miasta skutecznie niwelowały próby skoncentrowania uwagi. Dźwięki toczącego się na zewnątrz życia brzęczały w uszach jak uporczywy komar. Nuty wirowały w oparach mocnej kawy, a rzędy pustych pięciolinii na białych kartkach zdawały się oplatać mnie niczym liany.

Zacisnąłem pięści na kartach przede mną. Z pomrukiem gniewu wstałem i zgarnąłem je do kominka w głupiej zemście za bezowocną pracę. Udając przed samym sobą, że wcale nie miałem zamiaru niszczyć nic więcej, przeczesałem palcami włosy. W pokoju panowała cisza. Nikogo oprócz mnie tam nie było, zegar tykał jakby ciszej. Gdy wydzwaniał osiemnastą, jego ton brzmiał przepraszająco.

Nerwowo zacząłem chodzić po pokoju. Stopy zapadały mi się w zielony, futrzany dywan. Był wzorcowym przykładem kosztownego bezguścia. Kupiła go moja była żona, Victoria. Od rozwodu, rok temu, jakoś nie znalazłem czasu, aby się go pozbyć. W tej chwili nienawidziłem go bardziej niż zwykle.

Tak, byłem porywczy i nerwowy, ale kto by mnie za to winił? Wymagano ode mnie więcej niż od tych wszystkich pseudo artystów. Skomponowanie jednego utworu na miesiąc było nie lada wyczynem. Kiedy zegar zaczął wybijać osiemnastą trzydzieści, miałem ochotę go rozwalić, ale nagle mnie olśniło.

Cholera, jest środa! O dziewiętnastej mam spotkanie z nowym składem orkiestry.

Wybiegłem z mieszkania, chwytając po drodze płaszcz. Pędziłem chodnikami w szarym zmierzchu, ocierając co chwila twarz. Nieprzyjemnie cięły ją zimne igiełki jesiennej mżawki. Nie chciałem brać samochodu, stojąc w korkach spóźniłbym się jeszcze bardziej. Mój umysł mógł być ostatnio nie w formie, ale nogi miałem całkiem zdrowe. Do filharmonii zostało jeszcze kilka przecznic. Spóźnię się, jak zwykle. Na szczęście ja mogłem się spóźniać. Orkiestra musiała być na miejscu i czekać na mnie.

Przypomniała mi się Alice, drobna brunetka, na którą wydarłem się ostatnio za przyjście po mnie. Grała na flecie. Kiedy mieliśmy krótką przerwę, zaproponowała mi dyskretnie, że zamieni tymczasowo flet poprzeczny na prosty, najchętniej u mnie w mieszkaniu. Z natury nie jestem pobłażliwy i mruknąłem w odpowiedzi, że się zastanowię. Wyobraziłem sobie jej partię solową i uśmiechnąłem się do własnych myśli. Kto wie, może dzisiaj poprawi mi nastrój?

Wreszcie filharmonia. Budynek wyglądał posępnie w szarej mgle. Był odpychający. Teraz jednak jego widok sprawił mi ulgę. Moje znerwicowane serce zaczęło już miotać się z wysiłku.

Nie miałem wielu przyjaciół. Nie dążyłem do tego. Z ludźmi zadawałem się z konieczności, bądź też dla własnych korzyści. Więc ograniczyłem je do minimum. Może to wygląda nieco cynicznie, ale ludzie za bardzo obciążają mój umysł. Te ich przyziemne problemy. Większości nie mogłem nawet zaufać, gdy chodziło o ocenę nowej kompozycji – nie znali się na sztuce. Na szczęście uznawali, że artyście do tworzenia potrzebny jest święty spokój. Na korytarzach był tłok - zbliżał się koncert świąteczny – ale przeszedłem nie niepokojony.

W sali ćwiczeniowej czekała już na mnie orkiestra. Gdy wszedłem, wszyscy podnieśli się i przywitali mnie krótkim ukłonem. Tylko sopranistka, Rosalie, z którą sypiałem od czasu do czasu, była na tyle śmiała, że przywitała mnie z uśmiechem:
- Dobry wieczór, maestro!
Nawet ją lubiłem, miała ogromne piersi i hojnie obdzielała wdziękami znajomych mężczyzn. Ale była dość wygadana. Nie siliłem się na odpowiedź, tym bardziej na uśmiech. Od razu znalazłem wzrokiem nowych członków grupy. Basista, skrzypek i skrzypaczka.

Wybrałem ich osobiście na castingu tydzień temu. Chłopcy byli młodzi i grali przeciętnie, ale zapowiadali się nieźle. Uznałem, że wyrobią się z czasem. Dziewczyna za to grała świetnie. Z jakąś niesamowitą pasją. Na castingu grała Vivaldiego, nie odrywając ode mnie dzikiego wzroku. Była fascynująca ze smyczkiem w dłoni. Orzechowe oczy współgrały świetnie z długimi i lśniącymi brązowymi włosami. Smukłe palce bielały, uciskając struny, a szczupła sylwetka kołysała się do rytmu. Byłaby idealna, gdyby nie ten jej głos. Unikała też mojego wzroku jak nastolatka, a przecież była już kobietą.

Jednak przez jedną z moich wad – słabość do pięknych istot – przyjąłem ją. W końcu mogłem jej zakazać się odzywać. Miała może ze dwadzieścia lat, idealna do tresury.

Pewnie już słyszała od pozostałych, że bezczynność nie jest mile widziana na próbach, bo czyściła skrzypce.
-Rozgrzewać się! - rzuciłem oschle. - Na początek „Adagio” z zeszłego tygodnia.
Członkowie grupy chwycili za instrumenty. Nowi naśladowali resztę. Tylko właścicielka jasnych skrzypiec pozostała nieruchoma, ze wzrokiem wbitym w podłogę. Minąłem wyraźnie zawiedzioną sopranistkę.
- Dlaczego jeszcze nie ćwiczysz? – zapytałem zimno.
- Ja... ja nie mam nut, mistrzu – wyjąkała, zbladłszy.
- Powinnaś je skopiować już tydzień temu! – wrzasnąłem, wyprowadzała mnie z równowagi. – Pożycz, jeśli nie masz własnych. W sobotę masz się zjawić z pełnym segregatorem i przećwiczonymi partiami na skrzypce ze wszystkich trzynastu koncertów! – odwróciłem się i ruszyłem w stronę mojego pulpitu.
- Ale mistrzu! – rzuciła za mną z rozpaczą. – Ja nie zdążę!
Zacisnąłem zęby, wszyscy w tej sali wiedzieli, że z ich słownika znika słowo „nie”, gdy jestem w pobliżu. Ona miała się tego dopiero nauczyć. Odwróciłem się powoli i wycedziłem:
- Nie znam tego słowa. Żeby ci się nie nudziło, nauczysz się jeszcze dwóch moich nowych sonat. Na pamięć.

Rzuciwszy wyrok, udałem się spokojnym krokiem do swoich papierów. Reszta zespołu udawała, że nic się nie stało. Wiedziałem jednak, że przekażą jej po próbie to, co powinna usłyszeć - niewykonanie polecenia oznacza pożegnanie z orkiestrą. A z pewnością dla tak ambitnej dziewczyny nie jest to alternatywą. W końcu moja orkiestra była jedną z najlepszych w kraju.

Dni mijały na bezowocnej pracy, próbowałem skupić się, chociaż na chwilę. Ale gdy tylko jakaś melodia wkradała się do mojego umysłu, natychmiast ulatywała jak wietrzyk. Nie zostało mi dużo czasu. Zazwyczaj miałem już połowę skomponowaną. Tym razem leżały przede mną puste kartki.

Czas do soboty zleciał szybko. Nie miałem nastroju na próbę, ale moja orkiestra się przyłożyła. Kiedy pod koniec sprawdzałem przygotowanie panny Swan, drżała ze strachu. Wygrywała właśnie moje sonaty, kiedy nonszalancko rozparty na krześle podziwiałem bez cienia skrępowania jej sylwetkę. Pod czarną bluzką kołysały się w rytm muzyki nieopięte stanikiem pełne piersi. Sutki prężyły się pod materiałem – ze strachu, a może z zimna? Dopasowane spodnie okrywały jej zgrabne uda.

Rumieniła się, kiedy na nią patrzyłem, ale nie pomyliła ani jednej nuty. Doceniłem profesjonalizm. Teraz miałem pewność, że będzie najlepszymi skrzypcami w orkiestrze. Tak miękki materiał w moich zręcznych rękach będzie plastyczny, niczym glina. Zatrzymując spojrzenie w rowku między piersiami, pomyślałem nieco abstrakcyjnie, że formowanie tej gliny warto zacząć od ugniatania. Przed oczami stanęła mi wizja jej nagiego ciała i mój mały przyjaciel w spodniach drgnął, kiedy przeciągnęła ostatni raz smyczkiem.

Spuściła głowę i ukryła twarz we włosach. Irytowała mnie ta jej „niewinność”. Miałem ochotę zedrzeć z niej te ubranie i wziąć ją tutaj, na scenie.
-Maestro, możemy porozmawiać? - usłyszałem głos Rosalie. Oho, zaczyna się, pewnie znów nie ma jej kto przelecieć i postanowiła mi się przypodobać.
-Nie, jestem zajęty. Musimy z panną Swan omówić parę błędów. Prawda? - zapytałem z nutką irytacji. Dziewczyna tylko przytaknęła i solistka opuściła salę. - Cóż muszę powiedzieć, że jestem – zrobiłem pauzę, a jej oczy popatrzyły na mnie z bólem – zadowolony z pani gry – uśmiechnąłem się, nie chciałem jej wystraszyć.

Było w niej coś, co mnie przyciągało. Po kilku minutach niezręcznej ciszy, jaka zapanowała po mojej pochwale, Swan pakowała się. Przytłoczył mnie spokój dookoła nas. Gdybym ją tak tutaj teraz wziął? Nikt by nas nie słyszał, jest już późno. Wstałem i podszedłem do niej, ale zanim się zbliżyłem, ona zdążyła się ubrać.
-Dobranoc, Maestro – i zeszła ze sceny. Zostawiła mnie tam samego.

Pomimo rozczarowania znakomite prognozy na przyszłość dodały skrzydeł mej obumierającej wenie twórczej. Zdobędę ją.

Więcej pięciolinii trafiało teraz do teczki niż do kominka. Zegar wesoło akompaniował stalówce szeleszczącej po papierze. Nawet zielony dywan nie był w stanie zepsuć mi humoru – chociaż biegałem po nim co chwila, by sięgnąć klawiszy pianina i odegrać pojedyncze akordy, bądź całe fragmenty koncertu.

Nadchodziła zima i trwał tymczasowy zastój w muzycznym interesie. Świąteczne koncerty dopiero się zaczynały, więc mieliśmy czas na próby. Nowi członkowie grupy aklimatyzowali się szybko. Tym razem nie musiałem nawet udawać srogiego. Reszta orkiestry natychmiast przekazała im podstawowe przykazania i, jak przypuszczam, także sporo plotek o mnie. Mało mnie to obchodziło. Liczył się posłuch i jakość muzyki - nie sympatia.

Co do skrzypaczki – w końcu poznałem jej imię: Isabella. Isabella – samo imię brzmiało jak muzyka.

Nigdy nie interesowałem się zapamiętywaniem imion członków orkiestry, znałem ich z nazwiska i to wystarczało. Grała świetnie, ogromny talent sprawiał, że byłem w stanie wybaczyć jej zachowanie przerażonego dziecka. Chęć zdobycia jej ciała zawładnęła mną całym. Postanowiłem działać ostrożnie.

Niezmiernie przydatną okazała się w tej sytuacji moja sopranistka. Lubiła dużo mówić. Któregoś chłodnego wieczoru, gdy leżeliśmy znużeni ostrym seksem, przejechała mi czerwonymi paznokciami po piersiach i rzekła z uśmiechem:
- Ja to mam szczęście, niektóre dziewczyny z orkiestry dałyby się pokroić za noc z tobą, maestro...
- Na przykład, które? – spytałem, siląc się na obojętność. Czyżby?
- Och, nie udawaj, że nie zauważyłeś – była zachwycona, mogąc podzielić się ze mną plotkami. - Ta mała, puszczalska flecistka. Albo nowa skrzypaczka, patrzy na ciebie niczym pies na kość!
- Tak myślisz? – W nagrodę za wieści pogładziłem ją po głowie. Była uradowana jak małe dziecko.
- To oczywiste! – uśmiechnęła się filuternie.
- Teraz mam ochotę tylko na jedno – mruknąłem to, co chciała usłyszeć i przewróciłem ją na wznak.
- Maestro... – szepnęła rozanielona, a jej oczy zamgliły się w poczuciu nadchodzącej rozkoszy.

Na następnej próbie oznajmiłem, że Isabella dostanie partię solową w moim nowym koncercie, a w związku z tym ma zostać po ćwiczeniach na konsultację. W grupie rozległ się szmer, nikt nie grał jeszcze tak szybko po wcieleniu do orkiestry solowego występu. Jednak nie byli bardzo zdziwieni – mieli świadomość, że jest dobra. Tylko parę osób odgadło mój prawdziwy cel. Sopranistka, do tej pory cała w uśmiechach, spojrzała na mnie oburzona. Była nadęta do końca próby i wyszła bez słowa. Nie było mi specjalnie żal.

Czekałem, aż wszyscy wyjdą, ze wzrokiem utkwionym w partyturach. Nie czytałem jednak, nasłuchiwałem. Drzwi trzasnęły ostatni raz i po chwili do mych uszu dobiegły dźwięki kroków z ulubionego miejsca dziewczyny.

Uniosłem głowę. Z trudem przyszła mi zmiana zimnego, surowego spojrzenia używanego na próbach, na życzliwy i łaskawy wzrok mistrza chwalącego ucznia.
- Tak, maestro?
- Będziesz grała istotną partię w drugiej i trzeciej części koncertu. Pierwsza część będzie w stylu klasycznym, ale w pozostałych chcę wprowadzić nieco awangardy. Wiem, że pisałaś kiedyś utwory. Chcę, abyś wspólnie ze mną napisała coś, co będzie idealnie współgrało z tobą samą – pochłonęła mnie na chwilę wspaniała myśl. – Chcę, żebyś zawarła siebie w nutach, zamknęła w pięciolinii i wlała to w uszy widowni. Nie napiszę tego sam. Dlatego potrzebuję twojej pomocy.

Patrzyła na mnie okrągłymi oczami. Nie mogła uwierzyć. W jej spojrzeniu walczyły: wstyd i radość, wahanie i pragnienie. Doszedłem do wniosku, że Rosalie miała rację – tutaj faktycznie było coś na rzeczy. W myślach poklepałem siebie po plecach. To był dobry ruch. Zaciągnięcie jej do łóżka będzie łatwiejsze niż myślałem. Oczami wyobraźni widziałem dwie głowy pochylone nad partyturą, moją dłoń na jej udzie i... „Nie wolno ci się zagalopować Cullen” – upomniałem się. Milczenie trwało trochę za długo.

- Więc, jak będzie, zgadasz się? – przywołałem i ją i siebie do rzeczywistości.
- Ja... nie wiem czy dam radę – szepnęła, ale dodała natychmiast, widząc moje zniecierpliwienie – ale spróbuję! Chcę, bardzo chcę!
Gorący ton wywołał lekki uśmiech na mojej twarzy. Drobne dłonie zacisnęła w piąstki z emocji. Piersi drżały w rytm szybkiego oddechu. Wyglądała tak dziecięco, że przez chwilę pomyślałem o prokuraturze. Ale przecież w papierach stało jak byk: dwadzieścia dwa. Więc 1:0 dla mnie. Ustaliliśmy datę: po sobotniej próbie mieliśmy razem udać się do mnie. Potem uciekła, by, jak sądzę, w samotności rozkoszować się perspektywą wspólnych godzin ze mną. To dziewczę samo właziło mi w łapy...


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Juliette22 dnia Pon 19:13, 05 Lip 2010, w całości zmieniany 13 razy
Zobacz profil autora
Wyjątkowa
Wilkołak



Dołączył: 12 Mar 2009
Posty: 154
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: wiecie, że Święty Mikołaj nie istnieje?

PostWysłany: Pią 22:22, 04 Gru 2009 Powrót do góry

Tak, więc może zacznę od pomysłu. Tytuł dośc przewidywalny, a mimo wszystko weszłam i postanowiłam przeczytać. Co prawda nie mam skłonności do dokładnego czytania, jednak zawsze staram się orientować w tekście, tak więc wiem, o co chodzi w Twojej historii. :) Poproszę tylko, jeśli możesz, usuń pogrubienie, nie wiem czemu, jednak to troszeczkę, tyci tyci, irytujące. :P Oprócz tego, jak dla mnie trochę za szybko. Nie sztuką jest opisać na jedną stronę cały tydzień, a na kilka jeden dzień, zapamiętaj. :) Reszta ok. Niegrzeczna Rose i Alice? To lubię, mam nadzieję, że w kolejnych rozdziałach pojawi się również Jasper. (: Znalazłam kilka błędów interpunkcyjnych, ale pomińmy je na razie. Trening czyni mistrza, myślę, że kiedyś nim zostaniesz, bo już jest naprawdę nieźle. Masz fajny styl, bez zgrzytów, błędów logicznych i "szyku". Tak trzymaj, tylko wolniej i jeszcze więcej przeżyć. Jestem ciekawa, jak to rozwiniesz dalej, więc mam zamiar czytać tę Twoją twórczość. :)
Pozdrawiam, weny.
Wyjątkowa'


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
villemo
Wilkołak



Dołączył: 29 Sie 2009
Posty: 114
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: wzgórze czarownic

PostWysłany: Sob 9:44, 05 Gru 2009 Powrót do góry

Przeczytałam nie jeden a dwa razy. Dlaczego? Bo jest to wspaniały ff. Świetny pomysł, który wnosi dużo świeżości, ciekawe charaktery bohaterów. Edward puszczalski, ale takim go lubię, Bella nieśmiała (gorzej) ale idealnie tu pasuje. Zaskoczyła mnie propozycja Alice, ale czego się nie robi dla kariery, Rose suka jak zawsze. Mam nadzieję, że Ed tak łatwo nie dostanie Belli w swoje zgrabne rączki. Z przyjemnością poznam dalsze losy bohaterów tego ff.
Pozdrawiam i weny życzę, Villemo.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Aurora Rosa
Dobry wampir



Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 695
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 54 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z własnej bajki

PostWysłany: Sob 14:39, 05 Gru 2009 Powrót do góry

Juliette22 muszę przyznać, że doskonale oddajesz świat muzyki, kariery w orkiestrze. Wyrażałaś się dość precyzyjnie więc chylę czoła za szczegółowość pewnych fragmentów.
Może faktycznie zbyt pędzisz z akcją, brakło mi tu pewnego rytmu pisania (skoro już jesteśmy przy temacie muzyki:-)). Zwolnij trochę, skup sie na opisach, piszesz o bardzo specyficznym świecie jakim jest życie muzyków. Masz tu ogromne pole do popisu. I fantastyczny pomysł na opowiadanie. Popracuj nad nim, bo masz potencjał na rewelacyjny FF.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Fresz
Gość






PostWysłany: Sob 17:57, 05 Gru 2009 Powrót do góry

Tekst przypadł mi do gustu. Piszesz bardzo "przyjemnie" i lekko. Tematyka też mi się podoba. Wybrałaś muzykę, ale nie taniec albo śpiew (pośrednio). Filharmonia to dość oryginalny pomysł. Tak jak Aurora, też zauważyłam, że akcja szybko leci. Nie bój się opisów, bo naprawdę Ci wychodzą. Tyle szczegółów, nazwy, o których nawet nie słyszałam. To ma swój urok, pozwala czytelnikowi na swego rodzaju zaciekawienie i refleksje nad tekstem.

To może wypiszę błędy... I pamiętaj, że nie chcę dobić, a jedynie pomóc ;] (Jeśli ja się w którymś błędzie pomyliłam, to przepraszam.)

Cytat:
W tej chwili nienawidziłem go bardziej, niż zwykle.

Cytat:
Więcej pięciolinii trafiało teraz do teczki, niż do kominka.

Cytat:
Zaciągnięcie jej do łóżka będzie łatwiejsze, niż myślałem.

Te przecinki przed "niż" chyba niepotrzebne...

Cytat:
Kiedy mieliśmy krótką przerwę zaproponowała mi dyskretnie, że zamieni tymczasowo flet poprzeczny na prosty, najchętniej u mnie w mieszkaniu.

Przed "zaproponowała" - przecinek.

Cytat:
Tylko sopranistka Rosalie, z którą sypiałem od czasu do czasu, była na tyle śmiała, że przywitała mnie z uśmiechem:

Przecinek przed "Rosalie".

Cytat:
-Rozgrzewać się! - rzuciłem oschle.

Cytat:
-Maestro, możemy porozmawiać?

Cytat:
-Nie, jestem zajęty.

Cytat:
-Dobranoc Maestro

Umknęły Ci spacje po myślnikach.

Cytat:
- Ja... ja nie mam nut, mistrzu. – wyjąkała, zbladłszy.

Ta kropka po "mistrzu" niepotrzebna.

Cytat:
Dni mijały na bezowocnej pracy, próbowałem skupić się, chociaż na chwilę.

Tutaj chyba przecinek przed "chociaż" jest zbędny.

Cytat:
Oho zaczyna się, pewnie znów nie ma jej, kto przelecieć i postanowiła mi się przypodobać.

Przecinek po "oho" i niepotrzebny przecinek przed "kto".

Cytat:
Cóż muszę powiedzieć, że jestem

Przecinek przed "cóż".

Cytat:
ale za nim się zbliżyłem

Chyba powinno być "zanim". W sensie, że wcześniej. "Za nim" jako za kimś.

Cytat:
-Dobranoc Maestro – i zeszła ze sceny.

Po "Dobranoc" przecinek.

Cytat:
Z trudem przyszła mi zmiana zimnego, surowego spojrzenia, używanego na próbach, na życzliwy i łaskawy wzrok mistrza chwalącego ucznia.

Przed "używanego" raczej nie powinno być przecinka.


Pozdrawiam i czekam na następny rozdział, B.
Juliette22
Człowiek



Dołączył: 15 Paź 2009
Posty: 62
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 14 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Sob 19:48, 05 Gru 2009 Powrót do góry

Zacznę od podziękowania za zainteresowanie moim opowiadaniem, pochwały i przede wszystkim krytykę :)
Jest mi miło, że czytacie i mam nadzieję będziecie czytać dalej...

Co do akcji, w mojej głowie zrodził się taki pomysł więc puki co tak będzie. Nie mam na celu napisania książki, to jest opowiadanie Wink
Ten ff zaskoczy was nie raz :)

Co do następnego rozdziału … u bety :D

Edit:

Co do spacji po myślnikach ...
Wybaczcie, ale wiecie jak to jest z wordami i innymi programami. Mianowice automatyczne myślniki nie wklejają się (niestety) na forum, więc nie robię spacji z przyczyn praktycznych.

Podziękowania za wiadomości na PRV :*


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Juliette22 dnia Nie 18:25, 06 Gru 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Czw 21:45, 10 Gru 2009 Powrót do góry

przepraszam za takie grzebanie się z czytaniem, ale chyba kazdy na tym forum liczy na komentarze, a ja czasem po prostu już nie wyrabiam...

może to co napisze będzie chore, ale kompletnie rozbawił mnie ten ff... świetnie piszesz, bardzo obrazowe, plastyczne opisy... świeżość, którą ze sobą niesiesz... nawet nie wiem jak zawrzeć to w zdaniach...

ktoś wczesniej napisał coś o przewidywalności... ja tak całkiem nie wiem... to Badward jest... całkiem Bad... a taki jest nieprzewidywalny...

rozbroiło mnie:
Cytat:
Kiedy mieliśmy krótką przerwę, zaproponowała mi dyskretnie, że zamieni tymczasowo flet poprzeczny na prosty, najchętniej u mnie w mieszkaniu

przy tym poprzecznym flecie to normalnie monitor splułam... Edward jest taki uroczo cyniczny...

Cytat:
Wyglądała tak dziecięco, że przez chwilę pomyślałem o prokuraturze. Ale przecież w papierach stało jak byk: dwadzieścia dwa. Więc 1:0 dla mnie.

coś co dręczy mężczyzn... i dręczyć będzie no i dobrze... Smile

do następnego, oby prędko...

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
sandwich
Nowonarodzony



Dołączył: 15 Kwi 2009
Posty: 28
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 0:03, 11 Gru 2009 Powrót do góry

Kompletnie nie mam weny na komentowanie, ale chcę dać znać, że przeczytałam i że jestem zachwycona!
Ktoś wyżej napisał, że pomysł jest przewidywalny, a ja nie mam żadnej wizji. Opowiadanie jest dla mnie niebywale intrygujące. Być może mało czytam, ale nie spotkałam się z takim pomysłem, więc gratuluję oryginalnej fabuły.
Oczywiście, głosowałam na "zdecydowanie tak".
Brawo Juliette! Pisz szybciutko dalszy ciąg, bo paznokcie do krwi obgryzę z niecierpliwości.
Pozdrawiam ciepło i BIG wena życzę.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Ewelina
Dobry wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P

PostWysłany: Pią 11:57, 11 Gru 2009 Powrót do góry

Słuchajcie, nie piszcie że opo jest przewidywalne. Kto wie co autorka nam zafunduje :) Może to będzie historia o Edwardzie, który z zimnego drania zmienia się w cudowną owieczkę? Lub o Belli która z nieśmiałej dziewczynki zamieni się w sexi wampa? Jest bardzo dużo możliwości i nie jesteśmy w stanie przewidzieć, co będzie dalej.

Czekamy na kolejny rozdział, jestem pewna że nas zaskoczysz.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Juliette22
Człowiek



Dołączył: 15 Paź 2009
Posty: 62
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 14 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Pią 14:24, 11 Gru 2009 Powrót do góry

Image

No więc...
*wdech i wydech*
Świeżo od bety Cornelie(dzięki!!)

Enjoy Smile

***II***

*Solo*


Wieczorami pisanie szło mi jak z płatka. Mając w głowie obraz jej smukłego ciała, które obnażałem wyobraźnią, układając w wyzywające pozy, przelewałem na papier moje pragnienie. Jej sylwetka zamieniała się czasem w miękkie kontury skrzypiec i wtedy rzucałem w ogrodzenie z pięciolinii czarne owieczki nut do jej solo. Czas do soboty ciągnął mi się straszliwie.

Victoria wydzwaniała jak najęta z wymówkami. Nie miałem zamiaru odbierać. Miała dla siebie całą skrzynkę automatycznej poczty. Wystarczy. Cóż, jeżeli chodzi o nasze byłe „stosunki” nie miałem ochoty do nich wracać. Ta kobieta działała na mnie jak płachta na byka.

Gosposia sprzątnęła w piątek mieszkanie. Śledziłem jej ruchy obłąkańczym spojrzeniem – miało być idealnie. Mój gość wyglądał na perfekcjonistkę w każdym calu. Przećwiczyłem też swoje najlepsze drinki. W mieszaniu trunków byłem równie dobry, jak w muzyce. W końcu to jedno i to samo, wszystko polega na odpowiednim dobraniu proporcji. Czy materiałem był alkohol, czy dźwięki, byłem nie do pobicia.

Nie mogłem zasnąć w nocy. Nigdy jeszcze nie zdarzyło mi się nie spać przez kobietę, w dodatku nieobecną przy moim boku. W końcu nadszedł upragniony dzień. Spodziewałem się zwycięstwa. Uwodzicielem jestem niezłym, ale tym razem miałem do czynienia z nieśmiałym dziewczęciem. Trzeba było wytoczyć najcięższy arsenał. Ubrałem się gustownie, ale włosy pozostawiłem w nieładzie. Drogie perfumy uzupełniły obraz ekscentrycznego, cynicznego artysty, trochę próżnego kobieciarza, być może ukrytego romantyka? Zadziwiające, ile może mówić wygląd. I jak bardzo może zwodzić.

Na próbie byłem równie surowy jak zawsze. To, że czekał mnie upojny wieczór z młodym ciałem, nie usprawiedliwiał pobłażania. Ćwiczyli już pierwszą część koncertu. Grali poprawnie, tylko jedna osoba nie mogła się skupić, ale dzisiaj mogłem jej jednak wybaczyć.

Na koniec wszyscy się ociągali z wyjściem, najwyraźniej domagając się mojego popisowego numeru. Cierpliwie czekałem, nawet nie rzuciwszy okiem w kierunku, w którym najbardziej mnie ciągnęło. Wreszcie wyszli. Spojrzałem na moją powabną skrzypaczkę. Z futerałem w dłoni podeszła do pulpitu.

- Idziemy? – szepnęła. Głęboki rumieniec wykwitł na jej policzkach. To, że odezwała się niepytana, było u niej niezwykłą śmiałością.
- Proszę ze mną – powiedziałem, szarmancko podając jej ramię. Zawahała się przez chwilę, ale posłusznie ujęła moją rękę. Poczułem przy tym, jak przeszył ją dreszcz emocji. Byłem przyzwyczajony do stad wielbicielek. Cóż, mówią, że kobiety kochają zimnych drani. Byłem tego najlepszym dowodem.

Otworzyłem jej drzwi mojego volvo. Po kilku minutach byliśmy już na miejscu. Pomogłem jej wysiąść, ale nie omieszkałem zerknąć na jej zgrabny tyłeczek. W milczeniu i w chłodzie grudniowego wieczoru weszliśmy do mojej kamienicy. Otworzyłem drzwi mieszkania i, zapalając światła, puściłem ją przodem, pozwalając podziwiać stylowe wnętrze. Rozglądała się, ściągając kurtkę, wyraźnie zafascynowana. Wydałem fortunę na ciężkie, ciemne meble, regały biblioteczne na zamówienie, ciągnące się aż po sufit i wiekowe pianino.

Oprowadziłem ją po mieszkaniu. Podobało jej się absolutnie wszystko, wypiliśmy po jednym drinku, niemal bez słów. Z drugim w ręku zaprowadziłem ją do gabinetu, gdzie przy masywnym biurku stały już dwa krzesła i czyste kilometry pięciolinii. Zaczęliśmy pracę.

- Chcę, żeby to było twoje. Żeby tam były twoje marzenia, obawy, radości, smutki, twoje pragnienia – mówiłem przyciszonym tonem, jednym z zestawu moich najbardziej zmysłowych. Chciałem ją mieć. – Chcę, żeby twoje skrzypce się śmiały, a smyczek płakał krwawymi łzami. Żeby melodia drżała ze wzruszenia i gięła się od żądzy. Z moją pomocą przelejesz siebie na papier. – Byłem władczy. Moje słowa były rozkazem. Ona miała go wypełnić. Nauczyła się już, jak to robić w muzyce, a dzisiaj nauczę ją robić to też w łóżku.

Nie odrywała ode mnie wzroku. Drżała lekko. Miałem wrażenie, że sama moja bliskość, to, że nasze kolana się stykały, wytrącało ją kompletnie z równowagi. Odsunąłem się lekko, mój główny cel nie mógł zupełnie odciągać mnie od pracy. Dałem jej do ręki pióro i siadłem przy pianinie, grając partie kolejnych instrumentów i przerywając, by wyjaśnić jej tempo i charakter.

Orkiestra miała być tylko tłem dla jej talentu. Chwytała w lot i zachwycała się każdym akordem. Prosiłem ją, by pisała – teraz, już. Żeby chwytała to, co słyszy. Dla większości ludzi było to niewykonalne. Wiedziałem, że ona umie. Że wie. Ignoranci nazywają to słuchem absolutnym. To nie jest słuch absolutny. To są wszystkie zmysły, połączone sercem i duszą. Zamieniasz ciało w melodię. To nie jest słuch.

I ona faktycznie wiedziała. Pisała. Siadłem obok, zadawałem pytania. Poprawiałem. Znowu pisała. Już nie była nieśmiała ani cicha. Bił od niej entuzjazm i na przemian wszystkie uczucia, jakie zawierała w nutach. Patrzyłem z podziwem. Nigdy nie wydawała mi się taka piękna. Nie wiedziałem też, że potrafi tak pisać.

Silniejsze od podziwu były jednak moje żądze. Pochylałem się nad kartką coraz bliżej jej głowy, mój oddech pieścił jej szyję, ucho. Próbowała nie zwracać uwagi, ale pióro raz i drugi zadrżało jej w dłoni, zalewając nutę kleksem.

- Wiesz, o czym myślę, patrząc na twoje nuty? – szepnąłem.
- Jak daleko mi do ciebie, mistrzu? – Usiłowała zażartować.
- Jak daleko im do twojego piękna – już nie było odwrotu. Już wiedziała, że nie jest mi obojętna. Jak zareaguje? Czekałem w napięciu. Z kobietami nigdy nic nie wiadomo. Usta jej zadrżały.
- Na pewno spotkałeś już wiele piękniejszych kobiet. – Czy słyszałem delikatną wymówkę w jej głosie? No tak, dotarły do niej plotki o podbojach.
- Nic mi o tym nie wiadomo. – Uśmiechnąłem się. Powoli, nic na siłę. – Wiem jedno. Żadna z nich nie sprawiła, że tak oszalałem – taaak, teraz trochę tego, co tygryski lubią najbardziej. Lep na kobiety.
Myślałem, że to niemożliwe, ale zarumieniła się jeszcze bardziej.
- Ten koncert jest pisany dla ciebie. Tylko dla ciebie – powtórzyłem z naciskiem.
- Mistrzu, ja... – Jej głos był tak cichy i drżący, że w rozpaczy przycisnąłem usta do jej ust. Jeszcze parę słów tym głosikiem, a zacznę krzyczeć.

Dziewczyna zesztywniała. Miękko poruszyłem ustami, delikatnie otaczając ją ramieniem. Po chwili jakby osłabła, osuwając się w moje objęcia. Poddała się, rozchylając wargi. Pieściłem je powoli, nie chcąc jej płoszyć. Stopniowo rozluźniała się, oddając pocałunki. Jej usta były tak cudownie miękkie. Zanurzyłem dłoń w jej włosach. Drżała niczym struna skrzypiec, a moje dłonie były smyczkiem. Rozpalała się powoli. Całowałem ją coraz bardziej namiętnie. Wsunąłem język między rozchylone wargi, przejechałem nim po drobnych ząbkach, by po chwili spleść go z jej językiem w wirującym tańcu.

Objąłem ją mocniej, przysuwając się blisko. Chyba nie miała siły protestować. Była moja. Czułem to. Przesunąłem dłonią wzdłuż jej kręgosłupa, wzbudzając kolejny dreszcz. Westchnęła, gdy oderwałem od niej usta, by nabrać tchu. Po chwili znów, spragniony, przywarłem do jej warg. Jej ciało stało się gorące, oddech przyspieszył, czułem gwałtowne bicie jej serca. Moje dłonie tańczyły wolno po jej ciele.

Przesunąłem wargi w dół po jej szyi, czułem galopujące tętno. Potem na płatek ucha. Przygryzłem go lekko, a ona jęknęła cicho. Nieporadnie gładziła mnie po karku, wplatała palce we włosy. Gładziłem jej biodro, udo. Mój język zostawiał ślady na gładkiej skórze. Czułem rosnącą sztywność w spodniach, emocje nie były tylko jej udziałem.

Znów zamknąłem jej usta swoimi, nie dając szans na sprzeciw i objąłem dłonią jej pierś. Nie poczułem stanika. Serce podskoczyło mi radośnie. Chóry gregoriańskie w mojej głowie wyśpiewywały triumfalny hymn. Przerwała pocałunek i jęknęła, odrzucając w tył głowę. Pieściłem miękką półkulę, potem sutek. Był drobny i twardy, niemal tak twardy, jak mój mały. Nie była w stanie przez chwilę mnie całować, zaciskając ręce na moich włosach tylko chłonęła pieszczotę, oddychając ciężko. Moje wargi znów znalazły się na jej szyi. Żadnego protestu, wzdychała jedynie z zamkniętymi powiekami.

Byłem cholernie podniecony i zniecierpliwiony. Długo na to czekałem. Opuściłem dłoń na jej udo i masowałem, coraz bliżej i bliżej miejsca, które interesowało mnie najbardziej. Jej ciężki oddech brzmiał w moich uszach jak najpiękniejsza muzyka. W końcu dosięgłem dłonią jej łona. Położyłem rękę na jej wzgórku. Była taka gorąca! Jęknęła cicho, odruchowo podając biodra do przodu. Skorzystałem z tego, zanurzając dłoń głębiej i masując jej kobiecość przez materiał. Drugą ręką rozchyliłem jej uda, ułatwiając sobie dostęp.

Przywarłem do jej ust. Wsunąłem język głęboko, intensyfikując pieszczoty. Jęknęła mi prosto w usta, wtłaczając w płuca falę gorącego oddechu. Po chwili jednak oderwała się ode mnie i szepnęła cicho:
- Nie... – Nie zważałem na to. One już tak mają, muszą trochę się bronić, żeby nie wyglądać na łatwe. Ale ona powtórzyła - proszę, nie, nie mogę... – I zaczęła mnie odpychać, łagodnie, ale stanowczo.

To już była przesada. Próbując ukryć irytację i erekcję jednocześnie, spytałem:
- Co się stało? Robię coś nie tak? – Okazując troskę o jej delikatność i cnotę (bla, bla...).
- Nie, ja po prostu nie mogę. – Poczerwieniała jak burak i ciasno zsunęła uda, próbując udawać, że nic się nie stało.
- Nie chcę cię skrzywdzić... – szepnąłem, dotykając jej policzka. Może uda mi się ją przekonać.
- Wiem, ale ja nie... przepraszam... – mówiła pospiesznie, zrywając się z miejsca. Pobiegła do holu. Zastygłem na chwilę, ale poszedłem w końcu za nią.

Z zawstydzeniem i błędnym wzrokiem próbowała zapiąć na sobie kurtkę. Chwyciła futerał ze skrzypcami i otworzyła drzwi. W progu obróciła się i spojrzeniem błagając o przebaczenie, powiedziała:
- Ja... przepraszam. Chcę tego, ale nie mogę... Nie mogę! – Ostatnie zdanie prawie wykrzyknęła. Odwróciła się i uciekła. Pozostał po niej jedynie słodki zapach perfum, wspomnienie dotyku warg.

Zamknąłem drzwi. Byłem wściekły. Choć nie wiedziałem, czy jestem bardziej wkurzony, czy zaskoczony. Nigdy nie zdarzyło mi się jeszcze, by kobieta wycofała się na tym etapie. „Może jestem zbyt pewny siebie?” – zastanawiałem się, dopijając drinka. Najpierw swojego, potem jej. Potem jeszcze inne. Byłem niemal pewien, że trafiłem na lilijkę cnoty. W moim umyśle pojawił się zarys jej warg i piersi. Westchnąłem niczym stary romantyk do księżyca. Trudno, będą inne szanse. Nie zamierzałem się poddać. Nie wiem, czy chodziło mi bardziej o to, by posiąść ją, udowodnić sobie, że potrafię, a może o coś innego? Nieważne.

Kolejne próby orkiestry były udręką. Nie byłem jednak w tym osamotniony. Isabella też nie mogła skupić się na grze i pisaniu. Uleciała z niej cała melodia. Żałowałem, że nie udało mi się jej zdobyć, ale większy żal wzbudzał we mnie fakt, że zgasła jak motyl po pierwszych chłodach. Czy ja to sprawiłem?

Moja złość i poczucie winy trwały zadziwiająco krótko, ich miejsce zastąpiła nutka melancholii. Nadal przychodziła do mnie po próbach, ale już nie szło nam tak dobrze. Ja pisać nie mogłem wcale, ona – co budziło we mnie największy podziw – choć z bladą twarzą, wciąż znaczyła pięciolinie nutami.

To nie była ta sama dziewczyna, co wcześniej. Z melodii sączył się ławicą mgieł smutek i chyba odrobina zawodu, nutki łkały wraz z chmurami za oknem. Jej nastrój idealnie komponował się z pogodą, oddalając jednocześnie ode mnie, a każdy wypływający spod stalówki klucz wiolinowy zamykał mi drogę do niej.

Nie próbowałem znów jej uwieść. Byłem wstrząśnięty zmianą, jaka się w niej dokonała po tym, co się wydarzyło. Nie sądziłem, że tak zareaguje. Spodziewałem się chłodu, gniewu, wyrzutu, może wzgardy. Mógłbym to zignorować lub odpowiedzieć tym samym, ale ten cichy smutek. Miałem związane ręce. Traktowałem ją z dystansem, ale troskliwie. Nie łajałem jej na próbach, choć myliła się teraz częściej niż inni. Smyczek buntował się w jej dłoni i znienacka przejeżdżał piskliwie po strunach, wywołując dreszcz u całej grupy. Melodia załamywała się, fałszywe, połamane nuty wysnuwały się spod palców mojej genialnej skrzypaczki.

Wyrok był prosty: winny próbie uwiedzenia dorosłej kobiety! Myślałem o tym i kręciłem głową z niedowierzaniem.

Kiedy wychodziła z mojego mieszkania, patrzyłem długo na nuty spisane jej ręką. Tak bardzo się zmieniła. Już nie drżała w mojej obecności. Strach i nieśmiałość zastąpił w jej zachowaniu absolutny dystans i smutek. Jej mistrz okazał się tylko płytkim samcem. Żądnym tylko jej ciała. Tak łatwo mnie przejrzała.

O dziwo, nie szukałem ukojenia w cieple innych. Zresztą lubieżna sopranistka ani myślała się do mnie zbliżać. Pojęła, co się stało i często patrzyła na mnie z szyderczym uśmiechem. Kobiety! Jak jesteś na szczycie, dadzą kompletnie wszystko - o wdziękach nawet nie wspominam – by uszczknąć, choć trochę z twojej glorii i pieniędzy. Kiedy spadasz na dno, z miną niewiniątka przydepczą cię jeszcze obcasikiem i pójdą dalej, szukać innych naiwnych.

Wyznam szczerze, że miałem do nich określony stosunek – a może raczej stosunki. Wiele stosunków. Niegdyś kobietę ogólnie mogłem mglisto zdefiniować, jako kawał mięsa. Z kolei w ich stosunku do mnie dominowały dwie tendencje: żądzy lub gniewu. Czasem nawet obie na raz. Nie miałem potrzeby zastanawiać się nad resztą.

A tu?! Jakim sposobem ta mała tak wytrąciła mnie z równowagi? I ta jej depresja. Przecież nawet nie zdążyłem jej wykorzystać! Nie to, że nie chciałem. Pierwszy raz w życiu nie wiedziałem, co zrobić z kobietą.

Doszedłem wreszcie do wniosku, że trzeba spróbować grać czysto. Inaczej stracę świetną skrzypaczkę. Strata potencjalnej kochanki mniej by mnie zabolała – kobiet miałem na pęczki - ale taki talent.

Na sobotniej próbie zjawiłem się z niezłomną decyzją okazania skruchy. Jak zwykle czekałem na nią. Ubierała się, nie patrząc na mnie. Zauważyłem jej podkrążone oczy i bladą skórę. Szczupłe dłonie stały się niemal przezroczyste. Stałem bez ruchu.

Nagle zabrakło mi słów. Mnie, cholera! Podenerwowany przeczesałem niezręcznie ręką włosy. Ten uwodzicielski gest zwykle dodawał mi odwagi i działał na kobiety. Czułem jednak, że teraz wypadłem jak uczeń wezwany pod tablicę. Więc tak bardzo ją zraniłem? Jestem aż tak ślepy?

Poczułem nagle, że tyle chcę jej powiedzieć i milczałem. Dziewczyna wolno owijała szyję czarnym szalem niczym żałobnym kirem. Zacisnąłem pięści w bezsilnym gniewie na samego siebie. Odwróciłem się gwałtownie, myśląc, że będzie mi łatwiej bez patrzenia na nią. Miałem ochotę jednocześnie ją całować i krzyczeć. Wściekły, spojrzeniem wodziłem po sali.

Mój wzrok padł na pianino. „Nie mogę mówić, to zagram” – zakołatała mi w głowie nieco rozpaczliwa myśl. Ręce mi się trzęsły, gdy ostrożnie uchylałem klapę klawiatury. Wszelkie instrumenty były dla mnie cudami inżynierii i, niezależnie od stopnia mojego zidiocenia, miałem dla nich najwyższy szacunek. Usłyszałem, jak obraca się. Czułem jej wzrok na plecach.

Już kładłem dłonie na klawiaturze. Pierwsze akordy spłynęły z moich palców. Trudno mi powiedzieć, co grałem. Myślę, że sam tego nie wiedziałem. Czasem zdarzało mi się tak tworzyć. Takie dni były rzadkie i uważałem je za szczyt szczęścia dla kompozytora.

To nie była żadna ze znanych mi form muzycznych. Improwizowałem. Chciałem opisać dziewczynie, stojącej bez ruchu za moimi plecami, co czuję, ale musiałem zacząć od początku.

Zimnymi i ostrymi dźwiękami opisałem zgorzkniałego, pewnego siebie cynika. Nakrapiałem go kropelkami złocistych, miękkich nutek symbolizujących te jasne dni i uśmiechy kobiet w moim życiu. Zmysłowe akordy oddały ich słodkie jęki. Głuche i twarde szramy basów cięły te obrazy pustką, jaka mnie wypełniała.

I potem pojawiła się ona. Znów ta sama historia? Nie.

Spróbowałem nieudolnie oddać melodię jej ciała i słodycz warg. Ukazać jej nieśmiałość i obawę. Jej niewinność. Nie umiałem. Tak samo jak nie umiałem ukazać moich ubłoconych butów, z jakimi śmiało wtargnąłem w jej kwiecisty, naiwny świat. Usłyszała za to dobrze skrzypiącą gorycz mojej porażki. Mój gniew i palący wstyd.

Chciałem się usprawiedliwić. Moje dłonie zaczęły tłumaczyć się długą, smętną falą tonów. Przekopywałem się przez stosy połamanych nut, potykając się o wklęsłe brzuszki i urwane chorągiewki. Pokazałem jej, jak płacze mi deszcz za oknem i zawodzi wiatr. Jak rozpaczliwie piszczą polana w moim kominku, dręczone żarem – jak moje serce. Starałem się powiedzieć jej każdą nutą, jaką pokutę odbyłem.

Nagle moje serce zbuntowało się od nadmiaru emocji. Silne ukłucie w okolicy mostka ucięło mi melodię gwałtownym zgrzytem. Wybuchło we mnie cierpienie. Zesztywniałem na chwilę - tyle jeszcze chcę i muszę jej powiedzieć. Serce zdało się być posłuszne desperackim myślom. Ucichło. Ból odszedł, pozostawiając po sobie ledwie echa upiornego zgiełku. Moje palce same spadły na klawisze i pięły się po nich jak po szczeblach, opisując tę chwilę bólu i lęku.

Dolewałem składniki do melodii, jak do drinków. Bo przecież to to samo. Trochę goryczy samotnych nocy, słone krople łez, kwaskowaty gniew i szczypta słodyczy nadziei.

Skończyłem niemal niesłyszalnymi nutami, ogarnięty nagłym wstydem. Powiedziałem jej melodią więcej, niż chciałem. Mało tego - więcej, niż sam wiedziałem. Już dawno nie czułem takiego zdumienia własnymi reakcjami. Kiedy ta dziewczyna tak mi zawróciła w głowie?

Siedziałem zgarbiony na okrągłym stołku, patrząc bezmyślnie w klawisze. Na chwilę straciłem poczucie rzeczywistości. Wylałem całe wnętrze na lśniący lakier pianina i nie miałem już nic do oddania.

Czy ona teraz odejdzie?

_____________________________________________________________________________________

pdf [link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 2 razy

Ostatnio zmieniony przez Juliette22 dnia Sob 9:06, 19 Gru 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Pią 14:43, 11 Gru 2009 Powrót do góry

to był bardzo emocjonalny rozdział... niesamowicie emocjonalny...
w ff'ach uwielbiam wprost to, że ludzie przelewają na papier nie tylko swoje pomysły, ale przede wszystkim okraszają te wizje wszystkim co znają - zdaje się, że niesiesz ze sobą wielkie zainteresowanie muzyką, za które już cię uwielbiam...
miałam zjeść obiad, ale nie mogłam się oderwać... czytam i czytałam... słysząc jednocześnie pojedyncze dźwięki bólu... skrzypce, fortepian i wiolonczela to trzy moje ulubione instrumenty w dokładnie odwrotnej kolejności, ale każdy wzbudza we mnie zawsze wiele emocji...
ty sprawiłaś, że pomimo kompletnego braku foni usłyszałam... pokochałam i pocierpiałam... teraz ta niepewność dalszego ciągu będzie mnie zabijać...

nie obchodzi mnie, że wiem co pewnie będzie dalej...
sposób w jaki to opisujesz daje radość... smutek, żal... wstyd... to jest niemal namacalne...

do następnego

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
OkoWampira
Nowonarodzony



Dołączył: 14 Cze 2009
Posty: 6
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 17:21, 11 Gru 2009 Powrót do góry

Nawet nie waż się nie pisać dalej. Bardzo mi się podoba twój ff. Nie przeczytałam może bardzo wielu historii o Belli i Edwardzie są ludzie którzy przeczytali 3 razy więcej i 3 razy więcej się tym interesują ale trochę zwiedziłam forów i blogów i nie zauważyłam dotąd podobnego opowiadania. Bardzo oryginalne.
Życzę weny :D :*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Juliette22
Człowiek



Dołączył: 15 Paź 2009
Posty: 62
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 14 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Pią 19:37, 11 Gru 2009 Powrót do góry

Embarassed Shocked Embarassed

Ok no więc, skoro już ochłonęłam, a rozdział nie piecze jak świeża bułeczka, to skrobnę konstruktywnego - chyba - komentarza.

Droga kirke, mam nadzieję, że nie wiesz co będzie dalej :P Wolałabym żebyś była zaskoczona, mile mam nadzieję :)
Normalnie kiedyś dostanę zawału... OkoWampira musiałam 3 razy przeczytać pierwsze zdanie, żeby wyłapać, że jednak mam pisać dalej :P Miałam chwilowy zawias :)
Do tych osób, które swój ślad pozostawiają u góry i do „wyświetlających” - odwiedzających - temat. Dodajecie mi takie mini skrzydełka i kopniaki. Dobrze wiedzieć, że jest dla kogo pisać :)
Dziękowanie mi się przejadło, więc będzie oryginalnie...
Mahalo Wink love


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Taka_Ja
Człowiek



Dołączył: 29 Cze 2009
Posty: 87
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 20:02, 11 Gru 2009 Powrót do góry

Ach, przeczytałam pierwszy rozdział, nie pozostawiając komentarza i czekając, jak rozwnie się sytuacja w kolejnej części.
I to, co dziś widzę utwierdziło mnie w przekonaniu, że jednak warto było kliknąć w Skrzypaczkę Wink
Temat przewodni i ogólnie konwencja są oryginalne. I między innymi to mnie w tym opowiadaniu ujęło już od pierwszego fragmentu.
Konstrukcja bohaterów i ich szczególne połączenie z muzyką pozwala na tworzenie przepięknych emocjolanlnych pejzaży i to doskonale pokazałaś nam w ostatnim rozdziale Very Happy Czuję się tym zabiegiem oczarowana i tym samym od tego momentu dopisuję się do grona stałych czytelniczek tego ff.
W tej części opowiadania słyszałam, czułam, chłonęłam emocje bohatera. Ogromny plus za świetny sposób na ich ukazywanie i uwypuklanie.
Tekst jest napisany poprawną polszczyzną Rozbudowane i dobrze skonstruowane wypowiedzi w narracji. Nie wyłapałam żadnych zgrzytów, żadnych też się specjalnie nie doszukiwałam. Sama przyjemność Smile
Autorko, kopniaków Ci oszczędzę, ale chętnie doczepię parę piórek do skrzydełek, żeby rosły i pozwoliły Tobie jak najwięcej i z satysfakcją pisać Smile
Będę zaglądać, czekam na kolejne części niecierpliwie Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
villemo
Wilkołak



Dołączył: 29 Sie 2009
Posty: 114
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: wzgórze czarownic

PostWysłany: Nie 14:14, 13 Gru 2009 Powrót do góry

Dziękuję za powiadomienie o nowym rozdziale, to bardzo miłe z Twojej strony. Ten ff zauroczył mnie dzięki swojemu klimatowi. Bardzo, ale to bardzo jestem ciekawa co z Bella. Edward och... wkurzył mnie, ale i tak jest wspaniały. Wzruszyłam się jego postępowaniem i grą. Jak zareaguje Bella?
Dziękuję, pozdrawiam i weny życzę:D
Villemo.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
sandwich
Nowonarodzony



Dołączył: 15 Kwi 2009
Posty: 28
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 16:10, 13 Gru 2009 Powrót do góry

Dziękuję za powiadomienie :)
Po pobieżnym przejrzeniu powyższych komentarzy, stwierdziłam, iż nic oryginalnego niestety nie napiszę.
Poziom tekstu nadal wysoki, a klimat jeszcze bardziej urokliwy. Wprawdzie na niczym nie gram, ale lubię słuchać wszelakiej muzyki i opis gry Edwarda bardzo mnie poruszył. Mimo, że grał całym sobą, to coś mi mówi, że Bella nie zostanie. Nie mogę wymyślić nic rozsądnego, by wytłumaczyć sobie jej postępowanie, więc niecierpliwi czekam na ciąg dalszy.
Podsumowując: wspaniały rozdział - BRAWO!
Pozdrawiam gorąco.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Juliette22
Człowiek



Dołączył: 15 Paź 2009
Posty: 62
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 14 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Nie 21:56, 13 Gru 2009 Powrót do góry

Taka_Ja cieszę się, że Ci się spodobało. Dzięki za piórka, przydają się :)
villemo i sandwich nie ma za co :) Co do reakcji Belli, no więc … - nie powiem :P

Mój prywatny diabełek spojleruje, że w następnym odcinku będzie zdecydowanie +18.
Lojalnie ostrzegam iż dwa następne rozdziały nie będą sielanką typowo muzyczną - choć to ona jest tematem przewodnim. Mam nadzieję, że za kolejne „zabiegi” mnie nie zlinczujecie …
Co do trzeciego rozdziału, pewnie ukaże się za tydzień, ale już kolejne będą rzadziej z racji świątecznych prac, w ogóle świąt i 31 grudnia. Sami wiecie jak to jest …

P.S.
Jeśli ktoś wyraża chęć bycia powiadomionym o kolejnym rozdziale proszę o wiadomość na PRV :)

Zapraszam do komentowania
Aloha


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
magdalina
Dobry wampir



Dołączył: 25 Wrz 2009
Posty: 786
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 35 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Łódź

PostWysłany: Pon 15:11, 14 Gru 2009 Powrót do góry

Tak bardzo chciałabym móc napisać konstruktywny komentarz ale wydaje mi się, powtórzyłabym się – czy nie same wspaniałości zostały już napisane na temat tego ff?
Cóż mogę dodać od siebie? Może, że opisujesz muzykę niesamowicie plastycznie? Twoje opisy są niesamowite, powiedziałabym soczyste. Laughing
Bardzo jestem ciekawa czemu Bella uciekła i czy zostanie po prywatnym koncercie Edwarda.
Napisałaś nam, że w następnym odcinku będzie +18 ale nie pędź proszę, niech pewny siebie, cyniczny Edward będzie troszkę niepewny swoich i Belli uczuć…
Brawa !! i cóż dodać? Czekam na kolejny rozdział
Laughing


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
xKikax
Nowonarodzony



Dołączył: 08 Maj 2009
Posty: 42
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Miasto cudów :)

PostWysłany: Wto 21:50, 15 Gru 2009 Powrót do góry

Przeczytałam te rozdziały chyba już z cztery razy, ale nic na to nie poradze, że ten FF jest świetny i nie moge się od niego oderwać:)
Dla mnie ważne jest to, żeby sie lekko czytało, nie było przynudzane i żebym poprostu mogła się wczuć w opowiadanie. Tak było w przypadku tego FF-a.
Edward taki niepewny swoich uczuć...mmm...super!
Ogólnie to ciekawy i oryginalny pomysł, jakby nie było:)
Czekam na kolejny rozdział:)
Pozdrawiam,
K.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Juliette22
Człowiek



Dołączył: 15 Paź 2009
Posty: 62
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 14 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Sob 20:49, 19 Gru 2009 Powrót do góry

Image


Przypominam +18
Jeżeli ktoś ma ochotę na pdf to zapraszam [link widoczny dla zalogowanych]


Beta: Cornelie – niezawodna, szybka i w ogóle naj :)


***III***

*Miłość*



Poczułem jej dłoń na ramieniu. Drgnąłem. Nawet nie słyszałem, kiedy podeszła tak blisko. Zesztywniałem. Długą chwilę ciszy przerwał jej głos.
- Chodźmy już, maestro.
Te słowa sprowadziły mnie do realnego świata. Czy się myliłem, czy w jej tonie zabrzmiała dawna słodycz? Jej głos był muzyką dla mych uszu.

Powstrzymując westchnienie, wstałem. Czułem przemożny wstyd. Żaden facet nie lubi się przyznawać do słabości. Unikałem jej wzroku, idąc po płaszcz. Gdy się ubierałem, czekała przy drzwiach. Nie zamieniliśmy ani jednego słowa, ani jednego spojrzenia. Gdy wyszliśmy z budynku, ujęła nieśmiało moje ramię. Po raz pierwszy od feralnego wieczoru.

Aż zatrzymałem się z wrażenia. Spojrzałem na drobne palce niemal świecące w półmroku na tle czarnego materiału rękawa. Nie miałem śmiałości niczego powiedzieć. Ale moje głupie serce przypomniało sobie jakąś radosną melodię i śpiewało fałszywie całą drogę do domu. Milczeliśmy.

Następne spędzone z nią godziny były kojącym okładem na moją skołataną głowę. Powoli sącząc mlecznego drinka z amaretto, przypominaliśmy sobie, jak się tworzy Muzykę. Ale nie muzykę. Muzykę – przez duże „M”. Ona pisała, ja wciąż byłem pusty. Chciałem ją poprosić, żeby wlała we mnie trochę swojej melodii, ale nie miałem odwagi.

Chłonąłem za to jej obecność każdą komórką ciała. Każdy jej półuśmiech łykałem jak pigułkę, każdy wdzięczny ruch głowy śledziłem wzrokiem. Mój zegar dosłownie tykał tak radośnie, że momentami gubił rytm. Kominek entuzjastycznie strzelał iskrami, powodując, że podskakiwała ze strachu na krześle i rumieniła się za każdym razem.

Nawet pianino grało piękniej. I jak tu ufać martwym przedmiotom? Wystarczy, że mnie odepchnęła, a całe moje mieszkanie łasiło się do niej jak kot. Może ktoś gdzieś uznał, że zasłużyłem na nauczkę? Mój bunt topniał jak kostka lodu w ciepłym drinku za każdym razem, gdy patrzyłem na jej twarz.

Chciałem jej coś powiedzieć i wreszcie mogłem. Wyciągnąłem rękę i szybko nakryłem jej leżącą na blacie dłoń własną, w obawie, że zabierze mi ją, jak zabrała mi muzykę duszy. Zdrętwiała cała. Popatrzyliśmy sobie w oczy – znów, po długiej przerwie.
- Przepraszam – powiedziałem nieco chrapliwym głosem.
Jedyną odpowiedzią był nieśmiały uśmiech. Chwilę potem znów skłoniła głowę ku partyturze. Ten uśmiech oblany był miodem i orzechami, a mnie zakręciło się w głowie od ulgi i nadziei. Skrzypaczki nie straciłem na pewno. Czy zyskałem kobietę? Wybaczyła mi wszystko?

Od tamtego dnia spędzaliśmy razem wiele czasu. Pisałem razem z nią, jak dawniej. Zapraszałem ją do siebie niemal codziennie. Kiedy nie mieliśmy weny twórczej, czytaliśmy książki, robiliśmy drinki, oglądaliśmy kolekcję moich filmów, graliśmy nasze ulubione utwory.

Rozmawialiśmy o błahostkach. Z miłym zaskoczeniem odkryłem, że jej wiedza nie kończyła się na świetnej muzycznej edukacji. Lubiłem prowokować ją do dyskusji politycznej. Jakakolwiek uwaga o korupcji, aferach i złodziejstwie rozpalała płomień buntu w jej duszy. Zaciskała dłonie na poręczach fotela i potrząsała z oburzeniem głową. Z rozkoszą chłonąłem obraz jej zarumienionych policzków, pociemniałych z gniewu oczu. Niestety, zawsze z daleka.

Ona nie okazywała w stosunku do mnie żadnej chęci do innego zbliżenia niż umysłowe. Więc trzymałem łapy przy sobie. W chwilach zamyślenia w jej oczach pojawiał się dziwny wyraz, ale, nauczony doświadczeniem, nie próbowałem pochopnie oceniać jej uczuć. Zrozumiałem po latach kariery playboya, że nie mam pojęcia o kobietach.

Nie miałem śmiałości jej znów dotknąć. Pragnąłem tego, czego nie mogłem mieć, czego nie będę mieć. Byłem żałosny.

Nocami marzyłem o jej ciele. I nie, nie miałem ochoty jej wziąć na pianinie. Wiem, kompozytor i skrzypaczka. Nie jestem romantykiem. Cenię sobie entuzjazm w seksie, ale bez przesady. Umiem trzymać na smyczy swojego małego. Można to uznać za rutyniarstwo lovelasa, ale prawdą jest, że nic tak nie cieszy jak piękne, spragnione ciało w rozgrzanej, satynowej pościeli. I nie mówię tu o tym ohydnym, śliskim i zimnym atłasie, tylko o lśniących, delikatnie gładzonych włóknach bawełny.

Wyimaginowane ciało Isabelli, rozkoszne jęki, gdy w snach zanurzałem się w jej gorącu sprawiały, że nie raz budziłem się w nocy zlany potem, z pulsującą sztywnością pod kołdrą. Mój penis przestał być przyjacielem i dobrym kompanem zabawy. Stał się wrogiem, uciążliwym i bolesnym obiektem, którego tęsknoty desperacko zagłaskiwałem w samotności, zalewając prześcieradła potokami swojego pragnienia.

Nie okazywałem mojej żądzy, a ona trzymała się z dala, starając się mnie nie prowokować jak gdyby ją czuła.

A ja, patrząc dzień w dzień na jej łagodną twarz, wymowne usta, na smukłą sylwetkę o kształtach skrzypiec, a giętkości ich strun, czułem coraz bardziej, że nie tylko moja męskość oszalała na punkcie tej dziewczyny. Ciągnęły mnie do niej coraz bardziej i serce, i głowa.

Tak idealnie pasowała do miejsca w fotelu w bibliotece, do mnie. Gdy wychodziła, zostawiała po sobie pustkę i za każdym razem bałem się, że już nie wróci - że zostanę sam.

Jak nigdy, czułem swoją samotność.

Nie wiedziałem, jak dać jej do zrozumienia, jak mi na niej zależy. Jak zaczęło zależeć.

Myślałem nad tym kilka dni i doszedłem do wniosku, że bezpowrotnie skretyniałem. W końcu, od czego były te najbanalniejsze, najprostsze wyrazy uczuć? Będzie umiała je pojąć, tak jak pojęła o wiele trudniejszy – moją muzykę.

Uświadomiłem sobie, że marnowałem czas spędzany z nią. Nasze wszystkie rozmowy na tematy neutralne odebrały mi czas na poznanie jej. Kochała muzykę w każdym wydaniu, miała sprecyzowane poglądy na każdy temat i to by było na tyle. Ale co lubiła? Czego nie? Jakie były jej marzenia? Kim była?

Kolejne noce były dziwne. Śniłem o przeszłości. Te same sceny, kolacje, bankiety i koncerty, na które chodziłem z Victorią. Nasz pierwszy, jedyny, szczęśliwy rok razem. Wszystko takie wyraźne jak gdybym przeżywał to jeszcze raz. Była jedna różnica, coś się zmieniło. Zamiast mojej byłej żony w każdym śnie była ona.

Jej szczęśliwe oczy patrzące na mój solowy występ w Sydney. Jej uśmiech, kiedy rano budziła się moich ramionach. Jej zaskoczenie, kiedy otwierała drzwi, a ja stałem z bukietem róż, zasłaniając twarz. Wspólne picie wina. Uprawianie z nią miłości. Budziłem się szczęśliwy, ale po euforii przychodziło rozczarowanie, że to był tylko sen.

Zacząłem kupować jej róże, szykowałem kolacje i drinki. Wyszukiwałem znakomite wina. Wiem, było to zbyt banalne, nawet jak na mnie. Zadawałem od czasu do czasu z pozoru proste pytania. Dzięki nim poznawałem ją bardziej. Po raz pierwszy uczyłem się budzić prawdziwe uczucia.

Nawet muzyka nie wzbudzała we mnie już takiej radości, jak jej zachwyt, gdy brała z moich rąk każdy dar miłości – tak miłości. Byłem w niej zakochany.

Miłość.

Uświadomiłem to sobie któregoś wieczoru, gdy patrzyłem na nią. Śmiała się głośno z historii, które opowiadałem, obdarzając mnie każdym uśmiechem jak diamentem - poczułem się szczęśliwy. Miałem ją tutaj, teraz, tylko dla siebie. Zapomniałem, że jestem dla niej jedynie mentorem. Poczułem, że ją kocham. Po prostu.

Po tym, jak wyszła, siadłem do pianina z kartką na kolanie i napisałem piosenkę. O niej. O miłości, którą obudziła. Bez słów. To był utwór tylko dla niej. Bo tylko ona mogła usłyszeć słowa w tej muzyce.

Tej nocy śniłem już tylko o niej. Twarzy, głosie, każdym słowie, uśmiechu. O tym jak delikatnie, zmysłowo nasze ciała stają się jednością.

Chciałem jej zagrać na przywitanie, gdy przyszła następnego dnia. Spanikowałem. Jak dzieciak na pierwszej randce. Gdy w końcu udało mi się z trudem w rozmowie wtrącić prośbę, by usiadła i posłuchała, była zaskoczona. Trudno jej się dziwić – nikt jeszcze nie widział jak się jąkam, bo nigdy tego nie robiłem.

Zagrałem. Chciałbym to opisać, ale nie umiem. To było o wiele większe ode mnie. Kiedy skończyłem, dłuższą chwilę trwała cisza. Bałem się odwrócić i spojrzeć w jej twarz, by nie ujrzeć przepraszającego spojrzenia i litości. Serce waliło mi znowu jak młotem. Zignorowałem to.

Zdawało mi się, że ta cisza trwa wiecznie. W końcu, po latach, usłyszałem odgłos bosych stóp na tym wstrętnym zielonym dywanie. Tym razem Isabella położyła dłoń na mojej twarzy i obróciła ją ku sobie. Popatrzyła mi głęboko w oczy.

Wstrząsnęło mną lekko. To nie był wzrok przerażonego dziecka, tylko spojrzenie dojrzałej kobiety. Kobiety świadomej swoich decyzji, stęsknionej i czułej. Pochyliła się i pocałowała mnie delikatnie w usta.

Poczułem się jak w niebie. W moim niebie była tylko ona. Całe nią było.

Przez chwilę tkwiłem na stołku zbaraniały, niemogący uwierzyć we własne szczęście.
- Czekałam, aż to powiesz – szepnęła.

Dobrze, że wzruszenie odebrało mi głos i nie wykrztusiłem idiotycznego, „co?”. Potem porwałem ją w ramiona. Pisnęła ze śmiechem, że ją uduszę, ale nie zważałem na to.

Moje niemrawe serce zaczęło tańczyć szalenie. Moja dusza śpiewała. Czułem w sobie setki nut, pchających się jedna na drugą, domagających uwolnienia. „ Nie teraz!” – ochrzaniłem się w myśli. Zbyt byłem zajęty całowaniem każdego centymetra twarzy, włosów i szyi mojego szczęścia. Śmiała się.

- Kocham cię, kocham – szeptałem. Chyba wypadłem histerycznie, bo śmiała się w dalszym ciągu. Ale w jej oczach widziałem łezki. Ochłonąłem z pierwszego szału. Rozluźniłem uścisk i pogłaskałem ją po policzku. Obróciła delikatnie twarz i ucałowała zagłębienie mojej dłoni. Nie odrywała ode mnie gorącego spojrzenia orzechowych oczu. Prawie nie oddychałem.

Pochyliłem głowę i przywarłem do jej warg. Oddała pocałunek mocno, namiętnie, rozpaczliwie. Szukając ciepła, opieki i miłości. Mojej miłości. To był obłęd. Czułem wilgoć na jej policzkach. Mnie też mało brakowało do płaczu. Całowałem namiętnie moje kochanie, gładząc uspokajająco jej plecy. Obejmowała mnie ciasno, a ja całowałem, całowałem, przerywając co jakiś czas dla nabrania tchu. Dłońmi błądziłem po jej ciele, rysując na nim plątaną pięciolinię palcami.

Nasze pospieszne oddechy mieszały się. Czułem jak uginają się pod nią nogi. Trzymając ją pewnie, opuściłem się powoli na mój obrzydliwy, zielony dywan. Pomyślałem, że po raz pierwszy spotkał go zaszczyt tak wielki, jak dotykanie ciała mojej cudownej skrzypaczki.

Całowaliśmy się namiętnie, półsiedząc, półklęcząc na jego absurdalnie futrzanej powierzchni. Pieszcząc dłońmi jej ciało, dotarłem do piersi. Zdawały się parzyć przez materiał bluzki. Na dotyk zareagowała cichutkim jękiem.

Cholera, byłem już bardzo podniecony. Przerwałem na chwilę pieszczoty, by zsunąć z niej bluzkę. Potargane włosy rozsypały się po nagich ramionach. Zawstydzona skuliła się, próbując ukryć swoje skarby przed moim zachłannym wzrokiem. Jak zwykle nie miała stanika. Objąłem ją. Nie bardzo wiedziałem, jak postępować z tak nieśmiałą i podatną na zranienia istotą.

Wtuliła się we mnie ufnie. Delikatnie odsunąłem ją, zatapiając język w jej ustach, by odwrócić jej uwagę. Prawą dłonią sięgnąłem piersi. Gdy ją objąłem, z płuc nas obojga wydarło się głębokie westchnienie rozkoszy. Ileż czasu o tym śniłem?

Jędrna, niewielka półkula idealnie pasowała do mojej dłoni. Oderwałem usta od warg Isabelli i spojrzałem w dół. Podążyła wzrokiem na swoją pierś, zamkniętą w moich palcach.
- Widzisz – szepnąłem z uśmiechem. – Jesteś dla mnie stworzona.
Zarumieniła się i sięgnęła do guzików mojej koszuli. Wspólnie ją zdarliśmy.

Delikatnie popchnąłem moją piękność na futro dywanu. Jej uroda była na tym tle jeszcze bardziej widoczna i pełna. Wyciągnięta smukła szyja, łabędzie ramiona, drobne, stwardniałe na kamień sutki, wieńczące słodkie kopułki piersi. Była najpiękniejsza – idealna w każdym calu. Pierwszy raz w życiu byłem wdzięczny Bogu. Wychwalałem niebiosa za stworzenie właśnie jej.

Oparłem się na łokciu, podziwiając jej piękno i całując. Na zmianę usta, płatki uszu, szyję, piersi, brzuch. Odkrywałem w niej pokłady nieznanej namiętności, gdy zaciskała z jękiem palce na moich włosach, a nawet lubieżności, gdy wsunęła udo między moje i z błyskiem w oku doprowadzała do szaleństwa narząd rozrywający mi spodnie.

Sen właśnie miał się ziścić.

Chciałem się nią cieszyć jak najdłużej, ale nie mogłem już czekać. Zsunąłem z niej spodnie. Moim oczom ukazały się czarne, połyskujące figi. Zwarła wstydliwie uda. Położyłem się obok niej i przytuliłem jej drobne ciało. Była taka ciepła, gładka. Czułem jej piersi na swoich i mocno bijące serce. Szybki oddech przerywały westchnienia, gdy pieściłem cudowne pośladki.

Do granic spragniony, zsuwałem dłoń coraz niżej i niżej w dół jej brzucha. Wszystko było w niej napięte. Gdy wsunąłem dłoń pomiędzy uda, załkała z rozkoszy i wpiła palce w moje ramiona. Wstydząc się swojej reakcji, wtuliła głowę w moją szyję. Czułem parzący oddech na skórze. Pieściłem ją powoli przez cienki materiał bielizny. Drżała. Wsuwałem palce coraz głębiej między jej nogi. Rozchyliła uda, ułatwiając mi pieszczoty. Poddawała się. Jęczała cichutko urywanym głosem.

- Kochana – szeptałem bez sensu, zalewany falami czułości dla tej niewinnej istoty, która dawała mi najcudowniejszy dar, jaki miała. Czułem, jak jest wilgotna i rozpalona. Wsunąłem palce pod brzeg majteczek i wtedy uniosła głowę. Znieruchomiałem w nagłym strachu, że znowu mnie odepchnie. Że nie chce mnie.

Ale ona ucałowała mnie i wyszeptała najciszej jak mogła, zawstydzona:
- Wiesz, ja jeszcze nigdy... – nie umiała skończyć.
Popatrzyłem jej w oczy poważnie. Tym razem nie mogło być, jak poprzednio.
- Czy jesteś pewna, że naprawdę tego chcesz? – zapytałem i zesztywniałem cały, czekając na odpowiedź.

Ta pojawiła się w postaci namiętnego pocałunku na mych wargach. Bez wahania już powoli ściągnąłem jej bieliznę. Ona zaś nieporadnie manipulowała przy moim rozporku. Pomogłem jej. Widziałem, jak wpatruje się zafascynowana w namiot w moich spodniach i było mi trochę głupio. Ale myślałem już tylko o tym, że za moment wtulę się w jej ciało i będę słuchał głośnych jęków. Dając jej rozkosz.

Spodnie i bieliznę zsunąłem z trudem. Żadna z tych części garderoby nie była przystosowana do takiego wzwodu, jaki stał się moim udziałem. Czułem tę nieco głupawą męską dumę, gdy moje szczęście badało wzrokiem uwolnionego penisa.

Teraz, gdy już oboje byliśmy nadzy, mogłem zająć się najwrażliwszymi punktami. Zsunąłem się w dół wzdłuż jej ciała obsypując pocałunkami piersi, brzuch i łono. Włoski miała delikatnie wydepilowane, wzgórek okrywała kołderka krótkiego puchu. Dmuchnąłem weń. Roześmiała się, zakrywając dłońmi kobiecość. Zdecydowanym ruchem ująłem jej nogi w kolanach i rozsunąłem powoli. Wciąż z purpurowym rumieńcem na twarzy chowała przede mną łono.

Zacząłem delikatnie całować stopę, przejeżdżać językiem po paluszkach. Z jej rozchylonych warg wyrwał się jęk. „Tu cię mam” – pomyślałem i zacząłem intensywniej pobudzać ustami nowo odkryte źródełko rozkoszy mojej słodkiej skrzypaczki. Jęczała cicho, drżała i wiła się, usiłując delikatnie wyjąć stópkę z mojego uścisku. Na próżno. Całowałem i pieściłem do upadłego.

Dopiero po dłuższej chwili ruszyłem dalej, w górę. Przejechałem językiem i ustami po smukłych łydkach i gorących udach. Czułem, jak pulsują z pragnienia. Moje szczęście wstrzymało oddech, gdy przesunąłem ustami po dłoniach skrywających jej cud. Zacząłem pieścić językiem smukłe palce, wsuwałem go w szczeliny między nimi. Lizałem i całowałem każdy odkryty centymetr.

Boże, jak ona pachniała! Uniosłem się ponad nią i pocałowałem jej gorące usta.
- Pokaż mi siebie, kochanie – szepnąłem błagalnie.
Ciężko oddychając, odsunęła ręce od swojego łona. Powróciłem tam z radością. Teraz mogłem cieszyć się nią do woli.

Chłonąłem wzrokiem cudny obraz. Otwierała się przede mną jak róża o poranku. Lśniła od wilgoci. Wtuliłem w nią twarz bez wahania. Najpierw całowałem ją wokół, powoli, doprowadzając niemal do takiego stanu szaleństwa, jak ona mnie. Dopiero, gdy z jękiem poprosiła o jeszcze, zanurzyłem język między płatki tego niebiańskiego kwiatu.

Smakowała lepiej niż to sobie wyobraziłem, ogarnął mnie szał. Mój język wirował, na przemian pieściłem płatki i jej malutki punkcik rozkoszy, wsuwałem w nią język, ssałem i całowałem.

Miałem bogaty repertuar, ale żadnej kobiety nie pieściłem jeszcze z takim żarem i czułością, zapomniawszy zupełnie o moim osamotnionym przyjacielu. Ale ona pamiętała. W pewnym momencie pociągnęła mnie na dywan obok siebie i nieśmiało sięgnęła do mojego nabrzmiałego penisa.

Nie mogłem powstrzymać westchnienia, gdy znalazł się w jej ciepłej dłoni. Gdy mnie dotknęła, poczułem jej wahanie. Spojrzała na mnie ze zdumieniem i lekkim strachem. Pewnie przeraziła ją myśl, że spróbuję w nią zmieścić coś takiego. Pieściła mnie wstydliwie i nieporadnie, ale z taką czułością, że moja rozkosz sięgała zenitu. Musiałem z żalem przerwać tę chwilę.

Rozbawiła mnie minką dziecka, któremu zabrano lizaka.
- Nie mogę tak długo, kochanie, za bardzo mnie podniecasz – wyjaśniłem, całując jej usteczka.

Kiwnęła głową i widziałem, jak przełyka ślinę. Oboje wiedzieliśmy, że nadchodzi moment, kiedy w nią wejdę. Bała się bólu. Sięgnąłem do szuflady kredensu za moimi plecami po prezerwatywę. Dobrze, że był tak blisko, inaczej mógłbym się nie przemóc, by się oderwać od mojej bogini.

Pod jej czujnym okiem wsunąłem gumkę na właściwe miejsce. Objąłem moje kochanie uspokajająco. Widać było jej przestrach.
- Będę delikatny – szepnąłem. – Jeśli będzie cię bolało, przestaniemy – nie chciałem jej do niczego zmuszać.
Po raz drugi przytaknęła bez słowa. Nie chciałem jej sprawić bólu, ale każdy wie, że dla kobiet pierwszy raz jest bolesny.

Położyłem Isabellę na wznak i wsunąłem na jej gorące ciało. Drgnęła, gdy poczuła główkę mojego penisa na swojej gorącej kobiecości. Zwlekałem. Całowałem jej twarz, szyję, piersi. Równocześnie delikatnie ocierałem członka o wejście do jej wnętrza. Chciałem ją przygotować na to, co miało nastąpić.

-Isabella – szepnąłem jej w ucho. Westchnęła.

Podniecona wysunęła delikatnie biodra do przodu, wychodząc mi na spotkanie. Powoli zanurzyłem w niej główkę. Nie mogłem powstrzymać jęku rozkoszy. Uniosłem głowę i zamknąłem oczy.
- Chodź... – szepnęła. Głos jej się łamał.
Powoli, patrząc jej w oczy, pchnąłem. Penis zagłębiał się stopniowo w słodkim wnętrzu Isabelli. Była tak mokra, że wchodził bez problemu. Poczułem jej zaporę. Przycisnąłem biodra mocniej i zanurzyłem się w niej. Świat zawirował mi w oczach. W jej głośnym jęku usłyszałem ból.

Znieruchomiałem w niej.
- Boli cię? – drgnąłem, gdy w otwartych oczach zobaczyłem łzy. Skrzywdziłem ją? Po sekundzie trwającej całą wieczność uśmiechnęła się.
- To nic – szepnęła – już dobrze. - Objęła mnie ramionami i przyciągnęła do siebie. – Kochaj mnie, mój mistrzu.

Więc kochałem. Kochałem ją tak, jak nigdy jeszcze żadnej. Dawałem i brałem. Brałem i dawałem. Jakąż cudowną melodią były jej westchnienia i okrzyki rozkoszy. Żadne nuty nie oddadzą tego piękna.

Objęła mnie ciasno, odpowiadała ruchami bioder na moje pchnięcia. Drżała z przyjemności i słabła w moim uścisku. Chłonąłem jej rozkosz. Szeptaliśmy nawzajem swoje imiona. Naiwne wyznania miłości przeplatały się z okrzykami rozkoszy. Nie obchodziło nas, co świat o tym sądzi. Istnieliśmy teraz tylko my i, co muszę z żalem stwierdzić, pewien cholerny, zielony dywan.

Nie wiem, jakim sposobem przy tym stanie podniecenia udało mi się kochać z nią całymi kwadransami. Jej ciało wybuchło orgazmem tuż przed moim, krzyknęła ogłuszająco i wygięła się pode mną jak szarpnięta struna, zaciskając dłonie tak mocno na moich ramionach, że aż bolało. Jej wnętrze zaczęło kurczyć się spazmatycznie, ściskając mnie tak, że zaniemówiłem z rozkoszy i nie mogłem się w niej ruszyć.

Wtedy i ja doszedłem. Z chrapliwymi okrzykami wylewałem w nią swoje pragnienie, swoją skruchę, swoją miłość. Opadłem na jej omdlałe ciało. Uśmiechnęła się do mnie z wysiłkiem. Wargi jej drżały po przebytej rozkoszy. Ucałowałem ją delikatnie, ledwie muskając usta.

Uśmiechnęła się filuternym uśmiechem i powiedziała:
- Wiesz co? Marzyłam o tym, od kiedy pierwszy raz usłyszałam twoją muzykę.
Zmrużyłem podejrzliwie oczy.
- Czyli kiedy?
- Jak miałam 15 lat – rozciągnęła wargi w uśmiechu.
Roześmiała się, a ja pomyślałem wtedy, że nigdy nie stworzę tak pięknej muzyki, jak jej śmiech.

Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do łóżka. Jej nagie ciało było piękne jak skrzypce, a ja jak smyczek wygrałem na nim tej nocy uczucia kłębiące się we mnie.

Dając ujście swojemu nagłemu natchnieniu, usiadłem przed pianinem. Grałem jak nigdy, najweselszą pieśń, jaką kiedykolwiek udało mi się skomponować. Klawisze z kości słoniowej wprawiały wesoło w ruch młoteczki, a te uderzając w struny wydawały z siebie dźwięki miłości. Każdy dzień, który z nią spędziłem, te chwile z nią, były najlepszym, co mnie w życiu spotkało.

Myślałem kilka minut wcześniej, że nie mogę osiągnąć stanu większego szczęścia. Objęła mnie od tyłu i szepnęła:
-Kocham cię Edwardzie...


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Juliette22 dnia Sob 23:16, 19 Gru 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin