FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Jacob i Bella. Wyrównana... [NZ][+16] c32, 16.08 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
variety
Wilkołak



Dołączył: 21 Lip 2010
Posty: 143
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 32 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Tarnów

PostWysłany: Pon 10:05, 20 Wrz 2010 Powrót do góry

Opowiadanie powstało jako protest wobec związku Belli z Edwardem i słabości autorki do Watahy;) Fabuła zaczyna się od sceny namiotowej(czyli trzeciego tomu sagi) i przedstawia szereg wydarzeń kompletnie zmieniających życie bohaterów. Tym razem Jacob nie pozwoli wyrzucić się z życia Belli...
Historia jest moim pierwszym tekstem i stąd posiada pewne niedociągnięcia, niemniej jednak oddaje pierwszą częśc do oceny, licząc na szczere komentarze. Wyjątkowo,tylko ten fragment, litościwie zbetowała Pernix i za to chwała jej i pokłony!!!!






Nie umiejąc odczytać przyszłości, dokonujemy wyborów, które później wydają nam się niepojęte. Cały nasz los wydaje się być wynikiem zbiegów okoliczności, lub inaczej na to patrząc: przeznaczenia. Są jednak ludzie, którzy mają w sobie tyle siły, żeby coś, co wydaje się być oczywistą koleją rzeczy, zmienić, odwrócić, ułożyć na nowo. Taki właśnie jest Jacob, bo czym wytłumaczyć wszystkie te wydarzenia, które zainicjował?
W dniu walki z nowonarodzonymi byłam zmuszona spędzić noc w namiocie na szczycie góry, tak żeby być z dala od potencjalnego zagrożenia. Dlaczego Edward mi nie towarzyszył? Dlaczego to Jacob mnie pilnował? Teraz myślę, że tak MUSIAŁO być, ale wtedy, świeżo po przełomie, który miał miejsce w moim życiu, myślałam, że Edward po prostu popełnił błąd. Lepiej: Że jego błędem było to, iż mi zaufał ... i nie docenił Jacoba.


Pozwól się ogrzać...
Lodowaty wiatr raz po razie przenikał przez materiał namiotu. Byłam sama, zdana na własne krążenie i ciepłe ubrania.
- Nie wygłupiaj się wiem, że ci zimno - usłyszałam jego głos.
- Nic się nie martw, dam radę - odparłam trochę z przekory , a trochę w nadziei, że faktycznie zdołam się sama rozgrzać.
Stanowczo nie chciałam go tutaj wpuścić. Nie mogłam znieść myśli, że napotkam jego rozbawiony wzrok, mówiący: ”a nie mówiłem”. Mój pobyt tam - podczas śnieżycy był faktycznie nie tylko idiotyczny, dodatkowo jeszcze wyjątkowo ryzykowny. Jednak musiałam tam być…
Szczękałam zębami, trzęsłam się cała, powoli tracąc czucie w kończynach, ale nadal nie byłam w stanie zdobyć się na poproszenie go, żeby przyszedł i mnie rozgrzał. Wiedziałam, że siedzi spokojnie przed tym namiotem, półnagi i wściekle zadowolony, że ponoszę karę za swój dziecinny upór. Jemu oczywiście było gorąco… Zawsze się tym chwalił, chodząc bez koszulki i boso podczas najgorszych deszczy.
- Bella… słyszę jak szczękasz zębami! Wpuść mnie, to może ocalę twoje palce u nóg, mogą ci się jeszcze przydać…
Zazgrzytałam zębami, ale faktycznie nie czułam już kończyn, więc podjęłam decyzję o zawieszeniu broni… Tak po prostu dla dobra własnego zdrowia.
- Okej, Jake, nie mam wyjścia, więc proszę, pomóż mi.”
Ułamek sekundy zajęło mu wejście do środka. W ciepłym świetle lampki widziałam jego szelmowski uśmiech pełen triumfu. Zacisnęłam pięści, ale zmęczenie tą kilkugodzinną walką z zimnem było tak wielkie, że mimo całej złości na tę idiotycznie krępującą sytuację, bez słowa, zapraszającym gestem, rozsunęłam śpiwór. Promieniał z zadowolenia. Oto ja, Bella Swan , z uporem odrzucająca choćby myśl o jakimkolwiek fizycznym kontakcie (ani kiedyś, kiedy łączyła nas przyjaźń, ani teraz, kiedy od miesiąca nie przestawaliśmy się kłócić), miałam za moment wtulić się w pierś mężczyzny, który drażnił mnie, będąc nawet w kilkukilometrowym oddaleniu. Jake…Jake…Jacob…
Drażnił wytrącaniem mnie z mojej własnej orbity. Uporczywymi próbami ”otwierania mi oczu”, tą nieuzasadnioną pewnością, że będę jego, bo on według własnej opinii jest dla mnie stworzony. On, nikt inny. Przyjaźń zawisła na włosku, kiedy podjęłam ostateczną decyzję o własnej przemianie i związaniu się z Edwardem. Przestał być przyjacielem, a może to ja odeszłam… Było mi go brak, co powodowało niepokojącą mieszankę tęsknoty i żalu, że tak to się skończyło, bo przecież była w tym tylko wina jego braku tolerancji i uszanowania moich wyborów. Mniej lub bardziej otwarcie próbował o mnie walczyć. Ale przyjaźń mu nie wystarczała, walczył o miłość, której nie zamierzałam mu ofiarować. Jake… A jednak kiedy patrzyłam w jego czarne oczy, zwykle lekko zmrużone, kiedy wściekły na mój upór próbował mnie „oświecać” lub kiedy widziałam jego promienny uśmiech w rzadkich momentach zgody i jak za dawnych czasów udawało nam się żartować… wtedy zdawałam sobie sprawę, że świat , mój świat, nie mógłby istnieć bez niego. Że w jakiś przewrotny sposób uzależnił mnie od siebie, a może moja próżność to sprawiła, bo cząstka mojego ego (niechętnie to przyznaję) uwielbiała czuć jego przywiązanie, zadurzenie (chociaż on nazywał to miłością).
Czułam się przy nim wręcz absurdalnie mała i krucha, był naprawdę bardzo wysoki i muskularny. Pewnie podbiłby serce każdej kobiety, ale moje serce, byłam tego pewna, należało w pełni do kogoś innego. Do Edwarda! Nie mogłam jednak mieć ich obu.
Kiedy tylko się pojawił, poczułam znajomy zapach żywicy i wiatru. Pachniał lasem… Bez słowa wsunął się do śpiwora koło mnie i bezceremonialnie przytulił, choć mając tak duże dłonie i tyle siły, której nie był do końca świadom, lepiej byłoby rzec „przygwoździł” mnie całą do siebie. Oniemiałam, a on uśmiechnął się promiennie i szepnął mi do ucha:
- Wyskakuj z ubrań. - Zamarłam, po pierwsze jego oddech na mojej lodowatej skórze wydawał się gorący, a po drugie nie wiedziałam, czy żartuje sobie ze mnie, czy po prostu mu się w głowie pomieszało.
- Zdurniałeś? - wysyczałam, usiłując się wyswobodzić. A on, z tym swoim zabójczym, pewnym siebie uśmiechem, po prostu powiedział:
- Oooo…Bella się wstydzi? A może boi? Mnie czy raczej siebie samej…? - (Uśmiech, zmrużone oczy…) Nie zdążyłam się odciąć, a on podparł się na jednym ramieniu. Leżąc na boku, przysunął mnie przodem do siebie, a dłoń błyskawicznym ruchem wsunął pod moje ubranie, prosto na lodowate plecy. Położył ją dokładnie nad paskiem moich spodni, była tak duża, że wypełniała całą przestrzeń aż do krawędzi mojego biustonosza. Po mojej skórze rozlało się ciepło. Aż podskoczyłam, a on zachichotał. Warknęłam (chyba mało pewnie, bo zaschło mi w gardle).
- Jake, co ty wyprawiasz? - A on popatrzył mi w oczy, chwilę milczał i później z całą powagą powiedział:
- Miałem sporo czasu, żeby przemyśleć dzisiejszą okazję. Ciii…nic nie mów, chodzi mi o okazję, żeby o czymś ważnym z tobą porozmawiać. - Połączenie tej zapowiedzi oraz powolnych ruchów jego dłoni na moich nagich plecach powodowało, że stopniowo zapominałam o zimnie.
- Bello, ja rozumiem, że podjęłaś już pewne decyzje, ale nie spocznę, póki nie zrozumiesz, że nic jeszcze w życiu nie przeżyłaś, że nie pozwoliłaś sobie na poznanie innych możliwości, że nie miałaś szansy na popatrzenie na wszystko z innej perspektywy…
- Ale..
- Ciii…daj mi skończyć… - Zrobił pauzę… - Jesteś moim życiem, jesteś tak jak ja człowiekiem i tak jak ja nie… hmmm …zdążyłaś jeszcze poznać wszystkich oznak człowieczeństwa. A po przemianie nie będzie to już to samo. - Skąd do cholery wiedział, że Edward nie zgodził się na seks przed przemianą???
- Jake! O czym ty mówisz??
- Bella… pozwól mi, daj mi szansę, zaglądnij w głąb własnej duszy i powiedz mi, że nie chcesz, że szczerze odmawiasz spróbowania tej bliskości, że odmawiasz mojemu dotykowi, moim ustom, mojemu ciału, ale Bello… błagam cię, daj mi szansę przekonać cię, daj mi pięć minut.
Oniemiałam, nie byłam w stanie słowa wykrztusić, a Jacob, chyba przekonany, że milczenie jest przyzwoleniem, usiadł, unosząc mnie i sadzając na sobie twarzą w twarz. Był tak wielki, że nawet w tej pozycji miałam usta na wysokości jego podbródka, więc ujął mnie pod brodę, a sam nieco się schylił… i przez sekundę poczułam jego gorący oddech zbliżający się do moich ust, nie zdążyłam ocknąć się z szoku, kiedy poczułam jego pełne, miękkie wargi na swoich. Zrobiło mi się gorąco, kiedy delikatnie rozchylił moje usta językiem. Nie, nie protestowałam, wszystko działo się tak szybko i było takie… inne. Jego pocałunki były czymś tak odmiennym od tego, co do tej pory przeżyłam. Był delikatny, a jednak bardzo namiętny… nie było trudno zgadnąć, że jest to zaledwie wstęp do tego, co miałby ochotę mi pokazać. Bawił się moim językiem, delikatnie przygryzał moje wargi, drażnił mnie, sugerując co może się zdarzyć tej nocy i powodował, że zatraciłam się zupełnie. Włożyłam dłoń w jego kruczoczarne włosy, przycisnęłam go do siebie jeszcze bliżej i z zamkniętymi powiekami oddawałam się przyjemności. Nagle przestał, kiedy otworzyłam oczy zobaczyłam znowu ten figlarny uśmiech. Przekrzywił głowę i przyglądał mi się najwyraźniej bardzo z siebie zadowolony, a kiedy poczułam, jak mnie to peszy i że może zaraz mnie wyśmieje, że tak łatwo dałam się ponieść namiętności, szepnął bardzo zmysłowym tonem:
- Nie wiedziałem, że można tak pragnąć kobiety.
Zarumieniłam się.
- Minęło pięć minut… Nie chcesz poznać reszty? Dowiedzieć się, z czego rezygnujesz? Nie podoba ci się to, co teraz czujesz? Słyszę, jak bije ci serce…
Nie byłam w stanie nic odpowiedzieć, kołatały mi się w głowie różne myśli, główną z nich było, ku mojemu zaskoczeniu, że… on jest już prawdziwym mężczyzną, z podkochującego się we mnie szczeniaka wyrósł na bardzo pociągającego faceta. Siedząc na jego kolanach, czując gorąco jego nagiej skóry na swoich piersiach, jego silne dłonie na moich biodrach, ze wstydem obserwowałam własne rosnące podniecenie. Tak, chciałam tego. Nie chodziło tu o seks, chociaż nie mogłam się pogodzić z decyzją Edwarda. Chodziło tu o niego, o Jacoba… Milczeliśmy, patrząc sobie w oczy. Najwyraźniej chciał usłyszeć moją decyzję, a ja nic nie mówiąc, lekko popchnęłam go do tyłu, tak że położył się, ciągle mając mnie na sobie, a sama sięgnęłam nieśmiało do guzików mojej bluzki. Oniemiał! Chyba nie był gotowy na to, że nie zechcę nawet dyskutować i poddam się bez walki. Zrozumiałam z rozczuleniem, że wcale nie był tak pewny siebie, że to był taki przekorny sposób żartowania sobie ze mnie, że tak naprawdę nie wierzy, że jego sen się spełnia. Mój Jake… Pozwoliłam mu triumfować, miałam przedziwną radość z tego, że on czuje się wreszcie zauważony, doceniony, nagrodzony za swoje tkwienie przy mnie, za swoje starania.. Płonęłam z pożądania i również z ciekawości, pierwszy raz byłam tak blisko Jacoba, a w pewnym sensie mężczyzny w ogóle. Zanim rozpięłam pierwszy guzik, on zajął się kolejnymi. Bez wstydu zrzuciłam koszulkę, patrząc w jego twarz, kiedy błądził wzrokiem po moich pełnych piersiach okrytych purpurowym stanikiem. Nie spieszył się, zamruczał cicho, przeciągnął dłonią po moim dekolcie, delikatnie wodząc palcem po brzegu bielizny. Nagle przyciągnął mnie do siebie i położył obok, podparł się na ramieniu, drugą dłonią zaczął szukać zapięcia moich jeansów. Górował nade mną swoją mocną sylwetką, promieniował ciepłem, a blask w jego oczach topił resztki mojego rozsądku. Nigdy dotąd nie widziałam, jaka słodka jest kombinacja zwierzęcej siły i chłopięcej wrażliwości. Teraz szczególnie widać było, jak mocno zasłuchany jest w moje ciało, jak bada moje reakcje, jak zależy mu, żeby nie zrobić czegoś źle, być może robiąc większość tych rzeczy po raz pierwszy. Nigdy wcześniej nie czułam, jak gładką ma skórę, jak twarde mięśnie, zastanawiałam się, czy zdołałabym wytrzymać jego ciężar, jeśli… Odkąd zaczął mnie dotykać, grawitacja mnie nie dotyczyła. To on i tylko on trzymał mnie w tym miejscu. Pragnęłam go i uwielbiałam go tak pragnąć. Miał rację, istniała taka strona człowieczeństwa, o której nie miałam dotąd pojęcia.
Istnieje tylko ta chwila, tu i teraz...
Coś we mnie pękło, wszystko inne zeszło na dalszy plan. Rozgrzana skóra zaczęła mnie palić, szukałam dłońmi więcej jego. Zdjął ze mnie spodnie, sam rozebrał siebie patrzył mi przy tym w oczy, jakby sprawdzając, czy przez ten moment, kiedy dłonie ma zajęte czymś innym niż pieszczeniem mnie, nie zmienię zdania…) Westchnęłam cicho, obserwując jego piękne ciało. Nie mogłam oderwać wzroku od jego ramion, brzucha, ud…, lekko zarumienionej od podniecenia twarzy… Wyglądał wręcz nierealnie, był zbyt doskonały, a moje spojrzenie nie potrafiło ukryć zachwytu. Delikatnie rozpiął mój stanik, zsunął majteczki i dopiero wtedy ogarnął mnie wzrokiem i westchnął. Spodziewałam się komplementu, to fakt, wiedziałam od zawsze, jak bardzo mu się podobam, ale on zdołał mnie zaskoczyć: po prostu się zawstydził, spuścił wzrok i lekko drżącym głosem wymruczał:
- Bello, jesteś piękna. Jeśli nie chcesz mnie całego, to ostatnia chwila żeby się wycofać… Za moment mogę nie być w stanie się powstrzymać.
Odpowiedziałam gestem, wyciągnęłam się na śpiworze jak kotka, rozchylając uda i wyciągając ku niemu dłonie. Sama zadziwiona byłam sobą, jakbym oglądała tę scenę z boku, oto za chwilę miałam poczuć w sobie mężczyznę, do którego niby nic nie czułam.
Nie wiedziałam jeszcze wtedy, jak wiele ta noc zmieni.
Położył się na mnie, podpierając na przedramionach. Był tak ciężki, że z trudem mogłam oddychać. Ku mojemu zaskoczeniu okazywało się, że on ma więcej cierpliwości niż ja, zasypywał moje piersi pocałunkami, drażnił sutki, językiem wodził po mojej skórze, sprawiał, że myślałam już tylko o tym żeby jak najszybciej wszedł we mnie, teraz, natychmiast. Uniosłam pośladki lekko do góry, żeby nie musieć tak dosłownie go ponaglać, a on z uśmiechem, który tak zawsze mnie rozbrajał, popatrzył mi w oczy i wyszeptał przekornie:
- Warto byłoby umrzeć, żeby skłonić cię do takiej manifestacji uczuć…
Delikatnie musnął językiem moje wargi i równocześnie wtargnął do moich ust i we mnie.
Obydwoje wydaliśmy z siebie stłumiony jęk. Trzymałam dłonie na jego plecach, czułam każdy mięsień pod jego gorąca skórą. Żar wlewał się we mnie wraz z każdym jego pchnięciem. Nie czułam bólu, byłam tak podniecona, że ból został uśpiony przez adrenalinę i rozkosz. Przez moment zabrakło mi oddechu i pociemniało w oczach. Serce zgubiło kilka uderzeń… Jacob pokazał mi gwiazdy, w jego ramionach doznałam największej rozkoszy, jaką byłam w stanie przeżyć, kochał mnie z taką pasją, zachłannie, jakby za minutę świat miał się rozpaść na milion kawałków. Było w nim tyle żarliwości wymieszanej z czułością, jakby swoim ciałem chciał wykrzyczeć miłość… Żal było tej nocy na sen. I też nie popełniliśmy grzechu marnotrawstwa. Każda minuta na trwałe zapisywała się w mojej pamięci. Sekunda bez jego dotyku wydawała się godziną, już bolał mnie brak jego dłoni, chociaż jeszcze nie oderwał ich ode mnie. Miałam zaledwie kilka godzin do powrotu Edwarda.



Świt
Bałam się nawet myśleć, co ta noc zmieniła we mnie. Nie chciałam odpowiadać na nie zadane jeszcze pytania. Czułam, że muszę uciec od siebie samej (jakby było to] możliwe...) i uporządkować, nazwać to, co zrobiłam. Cząstka mnie szukała usprawiedliwienia: ot, młoda kobieta, młody mężczyzna, bliskość, okazja....stało się, ale to nie byle przystojny chłopak, to Jake, którego tak długo odrzucałam. Teraz wiem, że ze strachu przed zmienianiem czegokolwiek w swoim życiu. Jacob..., pachniałam teraz jak on - żywicznym lasem, piżmem, miłością. Nie czułam już zimna, przy nim zimno nie istniało, wtulona w jego pierś słyszałam, jak miarowo oddycha, jak mocno bije jego serce, mimo że uspokojone snem. Czułam się na właściwym miejscu przez tę chwilę, chociaż wiedziałam, że ta pewność zniknie wraz z jego odejściem. A przecież musiał odejść i w walce dołączyć do watahy.
Edward, moja przyszłość, moja wieczność, moja miłość... Musiałam zmierzyć się z nim, bo o zatajeniu prawdy nawet nie myślałam. Jacob nie ukryłby swoich myśli, a w tej sytuacji wątpię, żeby nawet się starał. Brałam pod uwagę możliwość, że Edward odejdzie, kiedy tylko pozna prawdę. Albo zechce zabić Jacoba. Jakkolwiek mogłam na to patrzeć, nadal nie umiałam wytłumaczyć sobie, co tak właściwie się stało. Czym wyjaśnić moją namiętność zeszłej nocy? Próby wybicia sobie z głowy Jacoba były skazane na fiasko, właściwie od wczoraj myślałam tylko o nim i o swoim ogromnym, obezwładniającym poczuciu winy. Jak mogłam to zrobić Edwardowi, jak mogłam zaprzeczyć temu, w co wierzyłam i chciałam, żeby uwierzył w to Jacob. Kilkanaście godzin temu byłam narzeczoną wampira, teraz byłam kochanką wilkołaka. Te dwie role zawsze powinny się wykluczać, a w tym konkretnym przypadku były dosłownie nie do wyobrażenia.
Jacob kochał mnie jak szaleniec, choć w jego wieku można szaleć wielokrotnie, za każdym razem za kim innym. Oddałby za mnie życie. Ja swojego życia też nie wyobrażałam sobie bez niego. Do wczoraj wyobraźnia podsuwała mi obrazy, w których mój największy przyjaciel jest przy mnie, choć nie ze mną. Wierzyłam, że kiedyś ktoś mu mnie zastąpi, a wtedy nasze relacje pozostaną jasne i dla każdego z nas bezbolesne. Chciałam delikatnie wyjść z jego serca, sprawić, że pogodzi się z myślą, że to Edward jest dla mnie sensem istnienia i być może (chociaż to akurat dosyć śmiała idea) Edward i Jacob zaczną się tolerować, kiedy tylko stosunek Jacoba do mnie stanie się neutralny... Ale dziś jest już inny dzień, inna rzeczywistość, a życie, los, my sami, dopisaliśmy kolejny rozdział. Połączyło nas wspólne poznanie rozkoszy, kiedy oddaliśmy się sobie bez reszty. W głowie nadal słyszałam słodkie pomrukiwania, jęki i westchnienia, będące naszym udziałem zaledwie kilkadziesiąt minut temu.
Istniała konieczność wyboru...
Kiedy oddawałam się tym masochistycznym próbom uporządkowania własnych uczuć, siedząc już kompletnie ubrana, obejmując ramionami kolana jakby w geście wycofania, Jake poruszył się delikatnie, a chwilę później otworzył oczy. Wyglądał jak ktoś, kto nie bardzo wie, gdzie się znajduje, a kiedy nasze oczy się spotkały, uśmiechnął się. Chyba pierwszy raz odkąd zrozumiał podczas naszej rozmowy w La Push, że wkrótce czeka mnie przemiana, znowu zobaczyłam w nim moje słońce. Nie powiedział ani słowa, nie poruszył się nawet, prześliznął wzrokiem po mojej twarzy, patrzył przez moment na usta, szyję, piersi, jakby starając się odtworzyć sobie wczorajszy widok. Zarumieniłam się.
- Bello, ja... - zaczął, próbując wziąć moją dłoń w swoje, na co ja zareagowałam zupełnie odruchowo, lekko się cofając, a on zamilkł, jakby zmienił zdanie, co chce powiedzieć.
- Muszę iść - usłyszałam.
- Coś się stało? - zapytałam. Tak bardzo jego słowa nie pasowały do moich oczekiwań.
- Bitwa się skończyła, Edward wraca po ciebie, chyba pora się obudzić - powiedział, patrząc mi w oczy pytającym wzrokiem. Milczałam, a on nie usłyszawszy ode mnie ani słowa, wstał, ubrał się i nie odwracając się, wyszedł.
Czuł się odtrącony. Ale na Boga jak miałabym go zatrzymać? Wiem, co chciał usłyszeć, ale nie byłoby to w moich ustach szczere. Ja jeszcze nie wybrałam i naprawdę nie chciałam musieć dokonywać wyboru. Wolałabym, żeby życie wybrało za mnie.
Czyściec.
Poznałam niebo, kiedy Edward wyznał mi miłość, poznałam piekło, kiedy, chroniąc mnie, wyjechał, teraz byłam w czyśćcu targana przez konające marzenia i nowonarodzone wątpliwości. Bałam się, że te katusze przeciągnę w nieskończoność. Dosłownie. Przez moment widziałam siebie przy boku Edwarda, będącą jak on wampirem, nie potrafiącą nadal wyrzucić Jacoba z mojego serca. Po koniec świata. Czułam go pod skórą, rozrósł się tam, zakorzenił w mojej duszy, stając się jej integralną częścią, jakby nigdy nie należała tylko do mnie samej. Był dla mnie odruchem, zupełnie bezwarunkowym, jak oddech człowieka pogrążonego w głębokim śnie. Wszystko musiało się zmienić, a ja musiałam skonfrontować potrzeby mojego serca, duszy i ciała. Umiałam tylko ranić, nie szczędząc cierpień nawet samej sobie.
Siedziałam jeszcze chwilkę w namiocie, zanim zadzwoniła Alice. Chłodnym tonem poinformowała mnie, że bitwa zakończyła się i mogę bezpiecznie wracać. Zapewne widziała w swoich wizjach szczegóły mojej nocy. Pewnie wataha też poznała już wszystkie detale. Nie mogłam sobie wyobrazić, jak komukolwiek spojrzę teraz w oczy. A spotkanie z Edwardem było tylko kwestią czasu...
Dotarłam do domu, na szczęście Charliego nie było. Ciekawe, jak dałabym sobie radę z udawaniem przed własnym ojcem, że "babski wieczór u Alice się udał". Jego córeczka, całą noc kochała się z Jacobem, który nie tylko był synem jego przyjaciela, ale do tego nie osiągnął nawet pełnoletniości. Mój ojciec policjant mógłby to podciągnąć pod jeden z paragrafów...ta myśl, chociaż cała sytuacja nie była wesoła, wywołała uśmiech na mojej twarzy.
Pierwsze co zrobiłam, to długa kąpiel. Chciałam zmyć z siebie zapach tej nocy. Później cały dzień usiłowałam zająć się gotowaniem i sprzątaniem, wszystko, żeby choćby na moment przestać myśleć o Jake`u (nie dzwonił, nie przyszedł, nie wiem, co robił i gdzie był) i o zbliżającej się wizycie Edwarda.
Nadszedł wieczór.
Rozmowa.
Przez okno widziałam samochód Edwarda, z bijącym sercem obserwowałam, jak wysiada i podchodzi do drzwi. Zapukał, a ja otworzyłam.
- Bella... - wyszeptał, całując mnie na powitanie.
- Edward...ja.
- Wiem o wszystkim - przerwał mi spokojnie. Łzy zaczęły napływać mi do oczu, czułam, że zaraz wybuchnę płaczem. Nic, co mogłam w tej sytuacji powiedzieć lub zrobić, mnie nie usprawiedliwiało. Byłam żałosna. Edward wszedł do środka, poszliśmy porozmawiać do mojego pokoju. Milcząc, usiedliśmy, on wziął moją dłoń, otworzył ją, pieszczotliwie zaczął wodzić po jej wnętrzu opuszkami palców i zaczął mówić.
- Bello, za to co się stało, jesteśmy wszyscy odpowiedzialni. Głupotą z mojej strony było zostawiać cię samą z tym Kundlem. Tym bardziej, że wiedziałem, iż będzie walczył, bo nigdy tego przede mną nie ukrywał. Nienawidzę go i pozwalam mu żyć tylko dlatego, że nie chcę mieć świadomości, że jesteś moja, bo już nie istnieje żaden wybór. Że ON już nie istnieje. Wiem, że źle czujesz się z tym, co się stało, jednak popatrz na to z szerokiej perspektywy, z perspektywy wieczności. Odmówiłem ci ludzkich doświadczeń w tej materii, skazując cię na poznanie ze mną tylko jednej opcji. Wampiry czerpią fizyczną satysfakcję nieco inaczej niż ludzie i trochę ciężej im się nauczyć zaspokajać swoje żądze, szczególnie, że fizyczność to bynajmniej nie jedyna z nich. Jacob to wykorzystał, co być może nie było nawet takie trudne, biorąc pod uwagę okoliczności oraz to, że już od dawna nie jest ci obojętny. - Popatrzył mi w oczy i na chwilę zamilkł.
Boże...chciałam umrzeć. Jego spokojny ton i czuły dotyk dosłownie ćwiartowały mi serce. W innym świecie, w świecie bez magii, słyszałabym teraz krzyk, trzaśnięcie drzwiami i za moment zostałabym sama, z rozdartym sercem. Edward każdym swoim czynem, każdym słowem przybliżał się do mnie, okazywał miłość w sposób wręcz odrealniony.
- Bello... - powiedział po chwili. - Nie przestałem cię kochać, i nie traktuj tego jako rodzaj kary...ale... - Serce zatłukło mi się w piersiach, już czułam, co zaraz usłyszę - Na pewien czas wyjadę.
- Nie! - krzyknęłam.
- Bello, zrozum, MUSISZ wiedzieć, jaka ma być twoja przyszłość, póki masz na nią wpływ. Jeśli czeka cię przemiana, cała wieczność będzie przed nami, jeśli jednak... To lepiej żebyś nie patrzyła, jak on umiera ze starości, a wieczność będzie jednym wielkim jego brakiem. Wystarczy, że ja będę musiał to przeżyć.
Łzy płynęły mi po policzkach, nie mogłam opanować szlochu. W tej chwili oddałabym życie,[żeby cofnąć zegar o trzydzieści godzin.
- Bello, będąc przy tobie ZAWSZE będę wpływał na twoje decyzje. Jednak nie mogę tego robić, bo to nie decyzja o wyborze szkoły czy kariery, to decyzja mająca cię uszczęśliwić lub skazać na katusze po kres wieczności. Zrozum to.
- Edward, jesteś moim życiem, moją miłością, moim sensem, błagam, nie zostawiaj mnie...
- Bello, nie zostawiam cię. Nie traktuj tego jako odejścia, ja nadal czekam na ciebie, czekałem już sto lat, czym będzie rok lub dwa dłużej.
Siedziałam skulona i otępiała z bólu. Sama zadałam sobie ten ból swoim czynem. W tej chwili osobiście miałam ochotę zabić Jacoba. Szybko podjęłam decyzję, że za wszelką cenę będę unikać z nim kontaktu, a wtedy Edward wróci szybciej. Och, jaka byłam naiwna, myśląc, że to takie proste...
Sama.
Nie wiem, jak długo leżałam na łóżku po odejściu Edwarda. Wiedziałam już, jak działa ten mechanizm, ile wysiłku muszę ponownie włożyć w pozbieranie się. Tym razem jednak nie czułam się skrzywdzona, to raczej ja skrzywdziłam i właściwie powinnam się cieszyć, że mimo wszystko Edward mnie nie skreślał. Powiedział, że wróci, że to JA potrzebuję czasu, potrzebuję PEWNOŚCI, że to on jest moim przeznaczeniem.
Charlie wrócił do domu, ja nie zeszłam nawet na dół, powiedziałam mu tylko, żeby odgrzał sobie obiad, bo ja mam dużo nauki. Pogrążyłam się w smutku, na nowo analizując ostatnie wydarzenia, własną głupotę, przebiegłość Jake`a i dobroć Edwarda. Można było tak bez końca...
Normalność? Coś nowego!
Inaczej niż poprzednio, postanowiłam mimo wszystko posłuchać rady Edwarda i spróbować żyć normalnie, żeby chociaż wiedzieć, co stracę w momencie przemiany. Wydaje mi się, że cała magia odeszła z Forks wraz z odejściem Cullenów (Alice, wciąż na mnie zła, zadzwoniła z wiadomością, że jadą wszyscy razem, ponieważ i tak przyszła już pora na zmianę miejsca zamieszkania, i ponowne rozpoczęcie innej szkoły (jako że nie zmieniali się fizycznie, raz na kilka lat musieli przeprowadzić się do innego Stanu). Co dziwne, wraz z odejściem wampirów w lesie przestały wyć wilki, a lokalni myśliwi odetchnęli z ulgą. Starałam się nie myśleć o tym, co dzieje się w rezerwacie. Mój ojciec natomiast nie pozwalał mi na to, sukcesywnie przynosząc do domu wieści dotyczące Billy'ego i jego rodziny. Tylko o Jacobie niewiele mówił, może wyczuł, że znowu nasze kontakty się ochłodziły (dobrze, że nie wiedział, jaką temperaturę osiągnęły w pamiętną noc....)
Złość już mi przeszła, jakby pogodziłam się z tym, co się stało. Może tak po prostu musiało być, może faktycznie przed przemianą powinnam przejść prawdziwą szkołę życia, wraz z rozterkami, jakie niesie ze sobą dojrzewanie.
Codziennie myślałam o Edwardzie, byłam nawet z nim w mailowym kontakcie (niestety sporadycznym, bo jak sam twierdził, nie chciał w żaden sposób ingerować w moje poznawanie dorosłości). Trochę gnębiła mnie cisza ze strony Jacoba, a z drugiej strony rozumiałam, że on tak samo jak i ja nie wie, co powiedzieć. Minął miesiąc od pamiętnej nocy i nie zamieniliśmy ze sobą ani słowa, a co dziwniejsze nie spotkaliśmy się ani razu, choćby przypadkiem. Czasem zastanawiałam się, czy on też nie wyjechał. Cóż, przychodziło mi też do głowy coś z goła odmiennego, a mianowicie, że on się mógł mną ...rozczarować. Miał prawo, ostatecznie nie byłam nikim specjalnym, a do tego przez cały okres trwania tej naszej dziwnej przyjaźni cały czas go odrzucałam. Tak, pewnie uznał, że nie było warto...
Oj, gorzkie były dla mnie te wnioski. Musiałam je jednak przyjąć z pokorą, bo przecież ja uczyniłam to wszystko swoim zachowaniem. Starałam nie przypominać sobie ostatniej chwili, kiedy widziałam Jacoba, dlaczego go nie zatrzymałam? Musiał poczuć się jak zabawka w moich rękach, wiedział, że jeśli nie dotarł do mojego serca tej nocy, to nie zdoła już tego zrobić w żaden inny sposób. Miałam już dosyć rozmyślania na ten temat, szczególnie, że w żaden sposób nie byłam w stanie już nic naprawić.

Na wieczór miałam zaplanowane wyjście z przyjaciółmi ze szkoły. Zbliżało się zakończenie roku i Angela namówiła nas na wspólną imprezę w Port Angeles. Średnio czułam się w temacie nocnych rozrywek, właściwie nigdy nie czułam klimatu takich miejsc, Angie jednak była uparta i na siłę postanowiła mnie rozerwać. Ubrałam jeansy, czarny top (w moim repertuarze był to szczyt wyrafinowanej elegancji), wytuszowałam rzęsy, wilgotnym włosom pozwoliłam samym ułożyć się w fale i byłam gotowa. Pojechaliśmy wszyscy dwoma samochodami, mieliśmy iść do jednego z klubów, w którym, jak obiecywała Angie, nie TRZEBA tańczyć, bo jest wiele miejsc do posiedzenia i pogadania przy piwie. Okej, na to mogłam się zgodzić. Weszliśmy do środka i pierwszą osobą, którą zobaczyłam, był Jacob. Zresztą ciężko było go nie widzieć, górował wzrostem nad większością gości, sylwetką też zresztą znacznie się wyróżniał. Kolana się pode mną ugięły, miałam odruchową chęć ucieczki i pewnie by mi się to udało, gdyby nie to, że za mną wchodziła do środka reszta paczki i automatycznie wepchnięto mnie dalej.
- Bells, idźże do baru a nie korkuj przejścia - wesoło zawołał Mike, a na dźwięk mojego imienia Jacob odwrócił się w naszym kierunku, zanim zdążyłam się schować...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez variety dnia Wto 14:38, 16 Sie 2011, w całości zmieniany 34 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Pon 10:34, 20 Wrz 2010 Powrót do góry

To ja może skomentuję.
Przyznaję się do bety tego opowiadania, acz muszę podkreślić, że zajęłam się literówkami, niektórymi drażniącymi powtórzeniami, przecinkami i dialogami. Nie ingerowałam w styl autorki, co pewnie bym czyniła, zostawiając jej komentarze, propozycje, gdybym była betą na stałe.

Opowiadanie szybko mnie wciągnęło! Jest to świetnie wymyślona alternatywna wersja wydarzeń i zaczyna się w idealnym miejscu. Być może trudno jest uwierzyć, że Bella tak szybko poddała się pożądaniu, ale z drugiej strony... kto by nie uległ takiemu gorącemu mężczyźnie? Wink
Jestem już do przodu z kolejnymi rozdziałami i podoba mi się rozwój wypadków. W świecie fanficków czytałam już wiele różnych opowieści, paringów, wersji, ale ta historia powiała jakąś świeżością, mimo że z pewnymi motywami już się wcześniej spotkałam.
Praca nad korektą tego opowiadania na pewno je ulepszy, więc mam nadzieję, że znajdzie się rzetelna beta u nas i pomoże variety w doskonaleniu tego nieoszlifowanego kamienia, który ma szansę stać się diamencikiem. Wink


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
rita
Człowiek



Dołączył: 25 Mar 2010
Posty: 51
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Pon 12:54, 20 Wrz 2010 Powrót do góry

hmm... sama nie wiem co o tym myśleć ;P Nie przepadam za postacią Jacoba. W książce jest zbyt dziecinny, więc mam nadzieję, że ty go odrobinę zmienisz Wink
Piszesz przejrzyście, wszystko jest jasne i klarowne....tylko ten Jacob i Bella Wink No nie wiem. Chyba będę musiała przeczytać kolejne rozdziały żeby się przekonać do wielkiej miłości tej pary.
Jeszcze jedno: nie pasuje mi trochę, że Edward tak szybko zrezygnował z Belli. Tzn., nie zrezygnował ale odjechał. Obiecywał jej, że nigdy tego nie zrobi, więc mam nadzieję, że lepiej to wyjaśnisz Wink
Tak czy owak czekam na c.d.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
variety
Wilkołak



Dołączył: 21 Lip 2010
Posty: 143
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 32 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Tarnów

PostWysłany: Pon 13:05, 20 Wrz 2010 Powrót do góry

Edward nawet w oryginale zachowywał się trochę dziwnie, zawsze miłościwie zezwalając na mniej lub bardziej otwarte czułostki naszej pary. (Jego reakcja na pocałunek była dla mnie druzgocząca...a raczej brak reakcji). Wiem wiem...jest dojrzały...Jacoba można kochać lub nienawidzić(ja mam to pierwsze), bo chociaż dziecinny, narwany i manipulant to ZAKOCHANY i (w mojej wersji) mający odwagę walczyć do końca. Edward wróci, to pewne, być może za późno? Na tą chwilę wie, że jeśli Bella SAMA nie podejmie decyzji, przyjdzie moment w którym pożałuje swojej przemiany. A to, w przeciwieństwie do spraw sercowych decyzja nieodwracalna. Może w tym jego mądrość i miłość? Kto wie... ps. Ciąg dalszy nastąpi, jak pojawi się beta;))


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
esterwafel
Wilkołak



Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 181
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 13:28, 20 Wrz 2010 Powrót do góry

Opowiadanie jest świetne. Już czytałam całość i to całkiem niedawno. Bardzo mi się spodobało, bo w końcu Jacob jest w pełni taki jak powinien być. No i Bella też jest inna. Zachęcam do kontynuowania czytania, naprawdę warto :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
variety
Wilkołak



Dołączył: 21 Lip 2010
Posty: 143
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 32 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Tarnów

PostWysłany: Pon 14:17, 20 Wrz 2010 Powrót do góry

Tekst nadal się tworzy, bo wątków przybywa;) Blog jednak jest tylko w ćwierci zbetowany i dlatego zdecydowałam się publikować tutaj wersję wygładzoną. Czekam na betę, zna ktoś wolną i chętną?(brzmi dwuznacznie;))))


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
JazzCull
Nowonarodzony



Dołączył: 24 Kwi 2010
Posty: 20
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 19:11, 20 Wrz 2010 Powrót do góry

Droga Variety, właśnie przeczytałam pierwszą część Twojego opowiadania i przyznam, że mam bardzo mieszane uczucia.

Tekst jest dość dobrze napisany, styl mi się podoba, choć jest tam parę niedociągnieć i strasznie denerwowały mnie informacje napisane w nawiasie. Według mnie było ich za dużo i trochę odrywały czytelnika od danego tematu, przy jakim była Bella. Owszem, wiem, że wielu z nas wypowiadając się robi wiele dygresji, sama je robię, ale jakoś w tekście pisanym nie bardzo mi pasują. Ale myślę, że jak będziesz miała betę, to ona na pewno Ci z tym pomoże :) (Teraz mi się tak przypomniało, że chyba w jednym momencie nawet nie musiało być nawiasu) Jednak jak na tekst osoby początkującej, to jest bardzo dobrze Wink Wiele osób, które piszą swoje pierwsze FF-y lub nawet drugie, czy trzecie, nie mają takiego stylu jak Twój, gdzie tekst jest ogólnie przemyślany, są emocje (nad którymi jeszcze trzeba wg. mnie popracować, ale tego się na tym etapie jakoś tak bardzo przyczepiać nie będę), przemyślenia, a tekst nie składa się z dialogów i jednego opisu drzewka, które tak naprawdę nic nie wnosi do opowiadania. Więc styl na tym etapie jak najbardziej na plus :)

Teraz przejdę do fabuły. Za Jacobem nigdy nie przepadałam i raczej przepadać nie będę. Owszem, w Sadze był zabawny, ale nie będę się wypowiadała o Sadze, bo w końcu komentuje Twoje opowiadanie, a nie książkę pani Meyer. 'Twój Jacob', który jak na razie niewiele się różni od pierwowzoru, nie znięchęcił mnie, ale także nie sprawił, że go polubiłam. Na razie jest on dla mnie neutralny, ale myślę, że jeśli będę czytała dalej Twoje opowiadanie i mnie zainteresujesz, to jeszcze nie raz albo nie dwa będę marudziła lub kibicowała Jake'owi.

Za to Bella... hmm.. Bella trochę mnie zirytowała. I nie dlatego, że zdradziła Edwarda, czy tak łatwo dała się ponieść pożądaniu, ale dlatego, że całkowicie zdając sobie sprawę z tego, że jest egoistką, dalej rani ludzi. Niby kocha Edwarda, niby jest on jej miłością, przyszłością i w ogóle całym życiem, a mimo to potrafi go zdradzić z osobą, którą też rani i manipuluje od samego początku ich znajomości. W końcu Jake był dla Belli przede wszystkim pocieszeniem, przyjacielem, który ma za zadanie ją rozbawić i spróbować jej zapomnieć o Edwardzie. A teraz rani ich obu, bo nie umie z żadnego zrezygnować. To mi się nie podoba, ale jest to jedna z cech Belli, więc cóż, jeśli się nie zmieni, to pewnie nie będzie moją ulubienicą, ale wątpie, aby to mnie zniechęciło do czytania Twojego opowiadania. W końcu jacyś negatywni bohaterzy też są potrzebni Wink

No i Edward. Edward zbyt łatwo się poddał, ale całkowicie oddałaś Edzia z Sagi. Wielki cierpiętnik, który opuszczając Bellę, a później do niej powracając ma takie wyrzuty sumienia, że wybaczy jej każdy, nawet najgorszy czyn. A zdrada jest takim czynem, jednak jak widać Edward ma zbyt wielkie wyrzuty sumienia, które 'przebaczają' wszystko Belli. I nie uważam tego za dobre zachowanie. Ja bym trochę zmieniła na Twoim miejscu Edwarda, ale cóż... zobaczymy jak to jeszcze rozegrasz.

Teraz mi się przypomniało: Czy ja nie miałam komentować fabuły, a nie bohaterów? :P No cóż to teraz przejdę do fabuły. Na razie niewiele mogę o niej powiedzieć, ale masz ciekawy pomysł. Bells zdradza Edwarda i to jeszcze z Jacobem. Mam nadzieję, że tylko nie zrobisz z tego Big Love, które niszczy sie, gdy przyjeżdża Edzio albo Edzio kompletnie poddaje się bez walki i odchodzi. Możesz to na wiele sposobów rozegrać i mam nadzieję, że wymyślisz coś niebanalnego, a nawet jeśli to będzie trochę banalne, to opiszesz to tak, że każdy czytelnik wybaczy Ci jedną wpadkę Wink

To tyle, co mam na razie do powiedzenia. Nie powiem, trochę się rozpisałam :D Życzę weny, czasu, chęci i znalezienia dobrej bety. Pozdrawiam, JazzCull.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
mermon
Wampir weteran



Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 3653
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 177 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Pon 20:05, 20 Wrz 2010 Powrót do góry

Hej! Ja uwielbiam Jacoba, więc to opowiadanie jest dla mnie. Very Happy Piszesz to, co chciałam przeczytać w oryginale, czyli o Belli przekonującej się jak cudowny jest Jacob. W twoim dziełku jest on taki jak u Stephanie, ten sam charakter, tylko okoliczności stworzyłaś mu lepsze. (brak Edwarda w namiocie). Jestem pewna, że ten z oryginału też chciałby wykorzystać ten moment, choć może byłby bardziej niezdarny, bo ten twój coś zbyt dużą wiedzę erotyczną miał.
Jacob był trochę bezczelny, w pozytywnym znaczeniu tego słowa i to udało ci się oddać. Mam nadzieję, że go nie zmienisz, by bardziej spodobał się tym, które książkowego nie lubiły. Ich strata. Jacob to musi być Jacob. Czytając twoje opowiadanie zdałam sobie sprawę, co mi zgrzytało w filmowym Jacobie - Taylorze, którego zresztą bardzo lubię. Brakowało mu właśnie bezczelności. Nie wiem, czy to wina Taylora, jego młodości ( w nim nie buzowały przecież hormony wilkołacze i nadmierna ilość testosteronu), czy też Kristen go onieśmielała swoim charakterkiem, czy wina leży w scenariuszu, czy złym prowadzeniu przez reżysera, ale czegoś mi w nim brakowało. U ciebie jak na razie Jacob jest po prostu fajny. Trochę mnie tylko dziwi, że miesiąc bez Belli wytrzymuje. Wg mnie zakochany chłopak po seksie z ukochaną ( za jej przyzwoleniem i ochotą) dostaje wiatru w żagle, kuje póki gorące, jest podekscytowany i dąży do spotkania, do potwierdzenia jej uczuć. Takie rozterki wewnętrzne, czekanie na gest ze strony Belli, nie za bardzo mi do sytuacji pasuje. Choć jak wiemy Jake miał w sobie godność wodza. Ale po prostu by bez niej nie wytrzymał, no i miał o nią walczyć, tym bardziej, że dostał dowód miłości. Very Happy
Edwarda zachowanie rozumiem, sam miał wiele wątpliwości, był na tyle dojrzały, by dać Belli czas na przekonanie się co do swych uczuć.
Belli uczucia też dobrze opisałaś, w końcu ta prawdziwa też Jake'a kochała, co uświadomił jej gorący pocałunek. Tu sceneria śnieżycy, nadciągającej bitwy, szczękania zębami dala jej mieszankę wybuchową, a bliskość gorącego Jacoba rozładowała jej napięcie, rozgrzała ją, rozluźniła i sprawiła, że zdecydowała się na to, co od dawna chciała zrobić z Edwardem. Dość. Rozpisałam się. Czekam na ciąg dalszy. Pozdrawiam


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez mermon dnia Pon 20:09, 20 Wrz 2010, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
variety
Wilkołak



Dołączył: 21 Lip 2010
Posty: 143
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 32 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Tarnów

PostWysłany: Pon 20:07, 20 Wrz 2010 Powrót do góry

Bella dojrzeje, dajmy jej czas. Na początku opowiadania mamy do czynienia z niedojrzałą, niezdecydowaną, lub za mało pewną własnych uczuć dziewczynką, która będzie musiała stać się kobietą i to szybciej niż jej się wydaje. Jacob jest jeszcze chłopcem, ale kocha i doskonale wie czego chce. On też zmieni się, dorośnie i jeszcze nas bardzo zaskoczy;) Edward? Jak już pisałam, jest skłonny do poświęceń, wszystko po to, żeby nie żałować kiedyś przemiany Belli. Może to jego wyraz miłości, może głupoty. Czas pokażeWink Historia nie tylko opiewa miłosne uniesienia, ale też prowadzi do dramatycznych wydarzeń, pewnych trudnych wyborów i ich konsekwencji. Tekst jest bardzo długi i nadal rośnie ( w formie pisanego codziennie bloga na stronie onetu 'jacob i bella'), z czasem na pierwszy plan wychodzą też inni bohaterowie, jak na przykład Leah, Seth i Paul. Mój styl też się zmienia, pierwsze partie tekstu to, tak jak pisałam pierwsze próby pisania czegokolwiek powstałe jako impuls po przeczytaniu trzeciego tomu Sagi i oglądnięcia z obrzydzeniem sceny pamiętnego pocałunku Belli i Jacoba (już Pani Ziuteczka z rybnego i nasz listonosz w wieku emerytalnym lepiej by wyrazili namiętność). Scena namiotowa miałabyć jedyną przeze mnie napisaną, ale ciąg dalszy nie dawał mi spokoju i powstało 300 stron...Mam nadzieję że frajda nie będzie tylko po stronie autorki;) Pozdrawiam.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez variety dnia Pon 20:17, 20 Wrz 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
sheila
Zły wampir



Dołączył: 12 Lis 2008
Posty: 428
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Hogwart w La-Push, na Upper East Side.

PostWysłany: Śro 14:38, 22 Wrz 2010 Powrót do góry

no i jestem :)
Wprawdzie rozdział przeczytałam juz wczoraj, ale byłam zbyt spiaca, zeby jakos sensownie skomentowac.
Zazcne może od tego co mnie przyciągnęło. Własciwie zagladam do kazdego nowego ff, ale przez wiekszosc nie moge przebrnąc a tu, po przeczytaniu chciałam więcej! Ale to za chwilke. Wink
Tytuł: Bella i Jacob- jestem na tak! Generalnie kocham Eda i Jacoba, ale wolę werjsę weselszą, cieplejszą, lepiej zbudowaną :) Jacob jest świetnym gościem! Bardzo się cieszę, że postanowiłaś napisac wlaśnie o tej parze. Co prawda moment w którym zaczęłaś pisac- nienawidzę tego momentu w książce. I dnt knw why. Poprostu. Ale wybrałaś moment świetny, właściwie chyba najlepszy do połączenia B & J.
Treść: Czy to jest Twój pierwszy ff? Nie-wie-rzę! Wg mnie, jest świetnie napisany! Ta płynność, świetny dobór słownictwa, wlaściwie mała ilośc dialogów, ale w tym rozdziale ważne było to co się dzieje, poznanie odczuć, myśli itp. No ja jestem zachwycona! Jest kilka zdań, które mi się szczególnie spodobały:
Cytat:
Jake… A jednak kiedy patrzyłam w jego czarne oczy, zwykle lekko zmrużone, kiedy wściekły na mój upór próbował mnie „oświecać” lub kiedy widziałam jego promienny uśmiech w rzadkich momentach zgody i jak za dawnych czasów udawało nam się żartować… wtedy zdawałam sobie sprawę, że świat , mój świat, nie mógłby istnieć bez niego. Że w jakiś przewrotny sposób uzależnił mnie od siebie, a może moja próżność to sprawiła, bo cząstka mojego ego (niechętnie to przyznaję) uwielbiała czuć jego przywiązanie, zadurzenie (chociaż on nazywał to miłością).

No to jest takie... ciepłe? :)

Cytat:
Sekunda bez jego dotyku wydawała się godziną, już bolał mnie brak jego dłoni, chociaż jeszcze nie oderwał ich ode mnie.

Naj!

Cytat:
Kilkanaście godzin temu byłam narzeczoną wampira, teraz byłam kochanką wilkołaka.

trafne! :D

Takich zdań jest jeszcze kilka, ale wybacz, nie mam zbyt wiele czasu, ale wetrować jeszcze raz txt.

O J. juz mówiłam, może teraz o B. Hmm... Szczerze mówiąc, Bella sagowa, nie urzekła mnie za bardzo. Własciewie to lubię ją, ale wnerwia mnie jej takie... ślimactwo? ;p Przepraszam, nie wiem jak to nazwać. Tu B. nie odbiega od swego pierwotnego, sagowego zachowania, ale samo to, że wybrała J. i to ONA, ona BELLA! Oddała mu się. No, w sadze poprostu chciała zajeździć Eda ( po raz kolejny prosze o wybaczenie, cóż moje słownictwo nie jest cudowne Wink )ale tu jest coś innego.

Właśnie! Edward, Edułardo, Ed, Edzio, Edziulek, sam lukierek. Bo taka prawda- jest traaagicznie mocno zakochany w Belli. Po raz kolejny posłużę się treścią książki: wybaczył jej zdradę- to całkiem w jego stylu. Wyjechał- owszem, to też w jego stylu. Czyż to nie jest wielka miłość? Ale nie nie, kwestię miłości Eda i Belli pozostawiam Tobie, a w to się już nie mieszam, bo sama się plączę w swych odczuciach.

Błędów pare znalazłam, tzn nie widziałam ortograficznych, bo sama je popełniam, ale takie jak przecinki, literówki znalazłam.
Np tu:
Cytat:
(jakby było to] możliwe...)

wmieszał się tu nawias nie potrzebnie.
Przepraszam, że przytocze ich tu więcej, ale czas nagli.

Podsumowując: jestem wdzięczna Ci za tego ff, a Twoja wypowiedź:

Cytat:
Tekst jest bardzo długi i nadal rośnie [...] Scena namiotowa miałabyć jedyną przeze mnie napisaną, ale ciąg dalszy nie dawał mi spokoju i powstało 300 stron

bardzo mnie cieszy! Nie bede wchodzic na Twojego bloga, poniewaz nie chcę psuć sobie smaczku i czekać tu na kolejne rozdziały ( a mam nadzieje, że kolejny niedługo sie pojawi :) )i bedę tu Ci je komentowac, bo wiem, że dla autora wiele to znaczy. Także ja czekam na więcej! Juz masz we mnie czytelnika, obiecuję, że sie od Ciebie nie odwróce :) Dzieki Ci, za tego naszego kochanego, słodkiego, niezmienionego Dżejkoba!

ave! :)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez sheila dnia Śro 14:44, 22 Wrz 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
variety
Wilkołak



Dołączył: 21 Lip 2010
Posty: 143
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 32 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Tarnów

PostWysłany: Śro 15:15, 22 Wrz 2010 Powrót do góry

Cudny komentarz, nawet opierdziel napisany tym potoczystym stylem doprowadziłby mnie do ekstazy! A nazwanie Eda Eduardem zaowocowało opluciem kawą monitora. Zakochałam się!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Ilonaaa
Człowiek



Dołączył: 27 Wrz 2009
Posty: 73
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Toruń

PostWysłany: Śro 17:51, 22 Wrz 2010 Powrót do góry

O droga Varienty pojawiła się tutaj. Very Happy
Ja na bieżąco czytam opowiadanie na twoim blogu - jest po prostu super. Brak słów. Shocked Wink

Tu ~Nienasycona Very Happy Wiem głupi nick, ale taki mi pierwszy wpadł do głowy. Laughing Laughing


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
sheila
Zły wampir



Dołączył: 12 Lis 2008
Posty: 428
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Hogwart w La-Push, na Upper East Side.

PostWysłany: Śro 17:56, 22 Wrz 2010 Powrót do góry

a teraz ja sie przywstydziłam :)
komentarz cudny? o kurcze, chyba przesadziłas ;p
Edułardo- pasuje prawda ? :D
i mam nadzieje, że Cie kiedys doprowadzę do estazy ale nie przez opierdziel. Wink

a żeby za bardzo nie offtopowac- variety, mam nadzieje, że beta się znajdzie, trzeba tylko dać małe ogloszonko w specjalnym temacie i myślę, że jakas dobra dusza się znajdzie. Myślę, że powinnas dodać nastepny rpozdział, aby bardziej zachęcic, bedzie wiecej koemntarzy i mejby ktos sie zgłosi :)
powodzenia!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
variety
Wilkołak



Dołączył: 21 Lip 2010
Posty: 143
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 32 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Tarnów

PostWysłany: Wto 11:24, 05 Paź 2010
PRZENIESIONY
Wto 12:32, 05 Paź 2010
Powrót do góry

Zbetowała, po sporej dawce molestowania z mojej stronie, Pernix. Dziękuję!

Ciąg dalszy pojawi się ma forum(jest XXXV części, wiec to potrwa), a niecierpliwych odsyłam na bloga(niestety tam tekst jest jeszcze nie zbetowany).

Uzgodnienia

Pewnie stałabym z tak ogłupiałą miną do końca świata albo i dłużej, na szczęście ocknęłam się, kiedy Angela klepnęła mnie w ramię i szepnęła do ucha:
- Bells, czy zamierzasz tak się gapić, czy może podejdziesz do nich. Przecież nikt się nie obrazi, jeśli na moment opuścisz nasze towarzystwo.
Widocznie członkowie watahy myśleli tak samo, bo nie musiałam nigdzie iść. To Jake zdecydował się podejść do nas, ku ogólnej uciesze dziewczyn...
- Bella...dawno się... nie widzieliśmy. - powiedział, mrużąc oczy. Czy specjalnie zrobił tę pauzę?
- Hmmm...no fakt, chyba oboje mieliśmy dużo nauki przed końcem roku... - Jezu, brak mojej elokwencji był niemal namacalny.
- Angie, pozwolisz mi na moment porwać Bellę? Chciałem z nią porozmawiać na osobności.
Mina Angie mówiła: „ Bells, tego przystojniaka też nam zwiniesz sprzed nosa?". Cóż, jak na razie on zwinął mnie na bok. W ciemnej sali poszukał miejsca, w którym byliśmy w stanie usłyszeć cokolwiek oprócz głośnej muzyki. Zwróciłam uwagę, że był to jakiś pulsujący emocjami kawałek, w grunge'owym stylu. Garbage "You look so fine".
Oparłam się plecami o ścianę, Jake stanął przede mną, czułam się jak mała dziewczynka, którą czeka dyscyplinarne wydalenie ze szkoły. Jacob był skupiony i poważny.
- Bello, chyba powinienem cię za wszystko przeprosić... - zaczął. - Niepotrzebnie posunąłem się tak daleko, co gorsza nie zyskałem nic, oprócz tego, że Edward wyjechał. Pewnie powinienem się cieszyć z takiego obrotu sprawy, ale wiem, ile znaczył dla ciebie. Hmmm... No może trochę jednak się cieszę, może też przepraszanie nie jest do końca na miejscu, bo ciężko mi udawać prawdziwą skruchę... Tak naprawdę nie sposób o tej nocy zapomnieć... No ale, nie to miałem powiedzieć, Bells... Mam nadzieję, że zrozumiałaś, dlaczego tak długo się nie odzywałem. I pewnie milczałbym jeszcze dłużej, gdyby nie to przypadkowe spotkanie.
Tak długo obawiałam się konfrontacji, snując przedziwne wizje, w których Jake zarzuca mi mój egoizm, moje bawienie się jego osobą, moje milczenie, brak prób powstrzymania go przed odejściem, że teraz, usłyszawszy jego krótki monolog, poczułam ulgę...niemal radość. Uśmiechnęłam się czule:
- Człowieku, to ja chciałam przeprosić... Milczałam, bo nie wiedziałam, co powiedzieć, zresztą teraz też nie wiem. Edward mnie nie zostawił, po prostu dał mi czas na przemyślenia.
Lekko się skrzywił.
Kontynuowałam:
- Myślę, że powinniśmy zachowywać się wobec siebie normalnie.
- To znaczy jak? Co rozumiesz przez normalność?
- Hmmm, wiesz , tak jak wcześniej, dwoje przyjaciół, wspólne żarty, spacery, tak jak inni ludzie.
- Bells, szczerze powiem, że niezupełnie odpowiada mi rola adoratora, bez ciągle zabiegającego o twoje względy, a na tym właśnie polegała ta poprzednia NORMALNOŚĆ.
Zmieszałam się... Miał rację.
- Jake, myślę, że ty też powinieneś się rozejrzeć, patrz, ile jest ludzi, konkretnie dziewczyn, wokół. Wiesz myślę, że powinniśmy oboje nabrać do wszystkiego dystansu, tak po prostu. - Przybliżył się do mnie, czułam, że puls wymyka mi się spod kontroli, nie wiedziałam, czy wpadł na kolejny szalony pomysł, żeby mnie pocałować, czy....? Słyszałam refren piosenki, będący jakby komentarzem do naszej rozmowy

You're taking me over
Drown in me one more time
Hide inside me tonight
Do what you want to do
Just pretend happy end

Widziałam w jego twarzy złość, oczy miały najgłębszy odcień czerni, uśmiechnął się ironicznie i wyszeptał mi prosto do ucha:
- Dystansu? - Był tak blisko, że czułam bijące od niego gorąco, czułam też zapach żywicznego lasu. Miał twarz tuż przy mojej skroni, łaskotał mnie włosami. Nagle w mojej głowie rozbłysnął kolejny obrazek...Jego ramiona, moje dłonie na jego barkach, przesuwające się niżej, wzdłuż pleców, na pośladki. Moje niecierpliwe ponaglanie go, żeby jak najszybciej, jak najgłębiej... Czułam, że nie kontroluję swojego oddechu. Musiał to zauważyć, bo tym razem z diabelskim uśmiechem wyszeptał swoje pytanie ponownie:
- Dystansu...? - Nagle odsunął się ode mnie, wyprostował i powiedział: - Jak sobie życzysz - Po czym wziął mnie za rękę i spokojnie odprowadził do paczki moich znajomych. Nie mieliśmy już teraz warunków do rozmowy, więc dręczył mnie milion nie zadanych pytań i chęć usłyszenia wyjaśnień, dlaczego tak się był zirytowany moją propozycją. Ale Jacob zachowywał się zupełnie naturalnie, rozmawiał z moimi przyjaciółmi, żartował... Może to moje przewrażliwienie, ale z bijącym sercem czekałam na jakieś wydarzenie. I faktycznie, wkrótce miał zacząć małe show...

Dystans....?

Całe towarzystwo zaczęło się nieco integrować. Najpierw chłopcy z rezerwatu podeszli do nas, niby pożartować z Jacobem, że ich namówił na wypad, a później zostawił na pastwę lokalnych dziewczyn - faktycznie wzbudzali duże zainteresowanie swoją oryginalną urodą. Później dziewczyny z mojej paczki zaproponowały, żebyśmy usiedli razem i tak cześć towarzystwa odłączyła się, żeby poszukać jakiegoś miejsca. Lokal był wielopoziomowy, jeden z tych, gdzie w każdej sali gra inna muzyka. W naszej, jak już zauważyłam wcześniej, słychać było lekko mroczne, zmysłowe kawałki, świetne jako tło do flirtów i na tyle głośne, że wręcz zmuszały do kontaktu fizycznego, jeśli ktoś miał komuś coś do powiedzenia, a nie chciał się wydzierać.

Jacob nie usiadł z nami, poszedł do baru z Embrym, żeby zamówić coś do picia dla wszystkich. Boże, mój chłopczyk z dzieciństwa kupował alkohol, chodził na imprezy i... jak widziałam, w przeciwieństwie do mnie, czuł się w tym klimacie świetnie.
Starałam się nie wodzić za nim wzrokiem, co jednak nie było łatwe, bo generalnie tak wybijał się swoją sylwetką z tłumu, że miałam wrażenie, iż połowa kobiet nie spuszcza go z oka. To dziwne, przez cały czas trwania naszej znajomości ani razu nie miałam okazji zauważyć, jak działa na kobiety. Bo żadnej wokół nie było!
Nagle wzrok wszystkich padł na wejście do sali. Leah... Ona też przyszła, jak widać znacznie spóźniona. Leah Clearwater była pięknością, a jej urodzie dorównywał tylko jej cięty język. Słynęła z nieprzystępności, nawet wśród watahy nie miała bratniej duszy. Rozglądnęła się wokół, z niesmakiem popatrzyła na zażyłość naszych dwóch grup i nie witając się z nikim, podeszła prosto do Jacoba. Nie zauważyłam, żeby zamienili choć jedno słowo, pewnie wystarczyła im telepatia. Zaciekawiło mnie jednak to, że uśmiechnęła się do niego, jakby wyrażając zgodę na jakąś propozycję. Było to intrygujące, bo generalnie Leah i Jacob bezustannie się kłócili. Wiedziałam, że ja jestem głównym powodem tych kłótni, ponieważ Leah, chyba postawiła sobie za punkt honoru osobiste wybicie mnie z głowy Jake`owi.

Patrzyłam na nich, usiłując rozmawiać z Jessiką - po dziś dzień nie wiem o czym. I z jakimś trudnym do uchwycenia żalem widziałam, jak do siebie pasują. Tak, kwestia rasy, cynamonowego odcienia skóry, czarnych włosów... i urody. Leah miała nie tylko nieskazitelną twarz, czarne jak węgiel oczy i pełne jak Jacob usta, miała też ciało, z którego biła niesamowita siła. Bardziej przypominała pumę niż wilka, wiem też, że była z nich najszybsza i najsprytniejsza. Miała na sobie króciutką spódniczkę eksponującą długie, pięknie wyrzeźbione nogi i biały tank top idealnie podkreślający krągłe piersi i lekko umięśnione ramiona. Przy niej wyglądałam jak brzydkie, nieopierzone kaczątko. Poczułam ukłucie zazdrości, sama nie wiem czy bardziej o urodę, czy może o to, jak z tą urodą dobrze przy nim wygląda. Na domiar złego Jess, jakby wyczuwając, o czym myślę, powiedziała, patrząc w ich kierunku:
- Ci dwoje wyglądają jak stworzeni dla siebie na miarę.
- Nawet się nie lubią - odparłam, starając się sama w to wierzyć.
- No nie wiem, Bells, popatrz. - Odwróciłam głowę w ich kierunku i oniemiałam.

Leah i Jake odeszli od baru, zostawiając tam śmiejącego się Embry'ego, a sami dołączyli do tańczącej grupy na środku parkietu. Patrzyłam jak zahipnotyzowana...
Ktoś z watahy śmiejąc się, krzyknął do pozostałych:
- Patrzcie, Fred Astaire i Ginger Rogers.

Oczy wszystkich zwróciły się w ich stronę. Nie dotykali się niemal, choć ich ciała dzieliły milimetry. Leciał właśnie kawałek Kosheen "Hide you", w jakiejś wolniejszej, jeszcze bardziej zmysłowej wersji. Wyglądało na to, że Jacob i Leah mogliby w ogóle na siebie nie patrzeć, a i tak w tym tańcu ich ciała byłyby idealnie zsynchronizowane. Jakby nic innego nie robili w tym rezerwacie... Nie wiedziałam czy to talent, czy może zwierzęcy instynkt, czy też wilcza telepatia. Pewnie po trochu to wszystko. Pamiętałam, kiedyś Edward mówił mi, że wilki potrafią przesyłać sobie nie tylko słowa, ale i mentalne obrazy, a nawet doznania zmysłowe. Byli jak jeden organizm, jeden rytm, jak ta muzyka. Spójni, choć nie do końca przewidywalni. Leah odwróciła się do Jacoba plecami. Czułam, że się rumienię z emocji, patrząc, jak porusza biodrami, niemal wtulając się pośladkami w jego podbrzusze. Jej zwinna sylwetka wyglądała jak stworzona do tańca, pod lekko lśniącą od potu skórą widoczny był każdy ruch mięśni. A jednak nadal dzieliły ich milimetry wolnej przestrzeni. Skąd wobec tego wiedział, jaki ruch ona wykona, żeby doskonale stopić się z nią? Widziałam, a może tylko mi się tak wydawało, że plecy Leah dotykają już w tej chwili klatki piersiowej Jake`a. Była wyższa ode mnie, czubek jej głowy znajdował się na wysokości jego nosa. Widziałam dokładnie, jak odchyla zmysłowo ramię za siebie, obejmuje od tyłu jego szyję i lekkim gestem przybliża jego twarz do swoich włosów. Jake uśmiechnął się i bardzo erotycznie musnął ustami jej włosy. Nie wiem, czy czuła jego gest, ale uśmiechnęła się, przymykając oczy. Obydwoje zdawali się prowadzić tym tańcem dialog... Ona raz przybliżała się do niego, raz oddalała, on płynnie przyjmował jej ruch, jego dłonie już czekały tam, gdzie za sekundę miało znaleźć się jej ciało. Idealna harmonia zjawiskowo pięknych postaci, emanujących siłą, tajemnicą. Zdawali się oboje wsłuchiwać w słowa refrenu, a po pierwszej jego linijce:

If you were in my heart
I'd surely not break you
If you were beside me
Then my love would take you
I'll keep you in safety
Forever protect you(...)


Jake odwrócił głowę i popatrzył mi prosto w oczy. Wytrzymałam to spojrzenie pięć sekund, później wstałam i wyszłam. Gdybym mogła, poszłabym na piechotę do Forks, jednak najbliższym azylem była toaleta...

Stałam oparta plecami o ścianę korytarza wiodącego z powrotem na sale i rozpaczliwie starałam się uspokoić. Miałam siebie za wcielenie dojrzałości, a on wywoływał u mnie histeryczne zachowania godne piętnastolatki. Było mi wstyd. Rozum podpowiadał, że tak naprawdę nie mam powodu się wściekać, ale to tylko nieznacznie studziło moją furię. W obecnym stanie ducha, mój umysł zajęty był projektowaniem scen, w których wypróbowuje prawy sierpowy - albo lepiej lewy, bo prawa ręka bolała jeszcze po ostatnim razie - na zadowolonej z siebie gębie Jake`a. Przymknęłam oczy, wzięłam głęboki oddech i postanowiłam policzyć do stu, kiedy usłyszałam znajome kroki , a zaraz potem jego zatroskany głos:
- Bells, czemu tak długo cię nie ma? Źle się czujesz? Przecież wypiłaś tylko jednego drinka! Podszedł do mnie, pogłaskał mój policzek dłonią, trochę mnie wytracając ze złowrogiego nastroju tą czułością, nie na tyle jednak, żebym powstrzymała się od komentarza:
- Taaak...? A nie byłeś zbyt zajęty, żeby kontrolować, ile i co piję? - Jake parsknął śmiechem. Wyglądał na szczerze rozbawionego. Miał ten swój psotny wyraz oczu, który tak lubiłam z czasów, kiedy oboje potrafiliśmy zachowywać się przy sobie normalnie i powiedział:
- Bells, kocham, po prostu kocham, jak jesteś taka zazdrosna!. - Nie dałam sobie czasu na wymyślenie stosownej riposty i zadziałałam instynktownie. Walnęłam go pięścią w brzuch. W dłoni nie gruchnęło, ale zabolało... Oczywiście tylko mnie, bo on stał i śmiał się głośno. Zbliżył się do mnie jeszcze raz - widać nie wzbudzałam za grosz respektu. Popchnął mnie lekko do ściany i kiedy był tak blisko, że czułam gorąco jego klatki piersiowej na swoim ciele, ujął mnie delikatnie pod brodę, zbliżył swoją twarz jeszcze odrobinę i w momencie kiedy już myślałam, że postanowił podjąć kolejną próbę pocałunku, szepnął, mrużąc oczy:
- Dystans, Bells...pamiętasz?
- Ty.... - wysyczałam, nie zdążyłam jednak dokończyć, bo pociągnął mnie zdecydowanie za sobą do baru, gdzie nasza paczka znowu, raz po raz wybuchała śmiechem. Widać impreza rozkręciła się na całego.

Straciłam rachubę czasu. Jake zachowywał się poprawnie, jakby starając się mnie więcej nie prowokować. Był taki, jakiego lubiłam, roześmiany, spontaniczny, otwarty dla wszystkich. Chłopcy swoim przekomarzaniem bawili całe towarzystwo, nawet Leah roześmiała się raz czy dwa. Starałam się jej nie obserwować, ale wielokrotnie tej nocy czułam jej spojrzenie na swoich plecach.

Zaczęło świtać. Nie mogliśmy uwierzyć, że czas płynął tak szybko, chociaż, szczerze mówiąc, chyba każdy z nas padał ze zmęczenia. Ja na pewno. Sam i Emily przyjechali po nas - miałam wracać z watahą, bo w drodze do La Push i tak mijaliśmy mój dom. Zmieściliśmy się wszyscy na pakę furgonetki i po kilku minutach słychać już było chrapanie Quila i Embrego. Jacob zachichotał, że tak słodko razem wyglądają, oparci we śnie o siebie, że ani chybi dojdzie wkrótce do wpojenia. Wszyscy wybuchnęli śmiechem, tylko Leah zmarszczyła czoło i odwróciła głowę, niby patrząc na mijane przez nas drzewa. Siedziałam koło Jacoba i ze zdziwieniem zauważyłam że pierwszy raz trochę szumi mi w głowie. Czułam, jak oczy same mi się zamykają, a ciało robi się ciepłe i wiotkie, nie miałam już siły walczyć ze snem. Oparłam głowę o jego pierś, on objął mnie ramieniem i grzana jego ciepłem, wsłuchana w bicie serca odpłynęłam...

Obudziłam się, leżąc na własnym łóżku, kiedy Jake właśnie ściągał mi buty.
- Ależ byłaś zmęczona...Nie obudziłaś się nawet, kiedy brałem cię na ręce, żeby dostarczyć cię śpiącą Charliemu. Nawiasem mówiąc, nie wiem, czy uwierzył, że padłaś tak tylko ze zmęczenia, bo wyglądał, jakby chciał nas wszystkich sprawdzić alkomatem - zachichotał. - Ubrać ci piżamkę....?
- Kretyn
- No dobra, tylko pytałem - zaśmiał się znowu.
- Fajnie było, nie? - zapytał retorycznie, bo zanim odpowiedziałam, szepnął: - Śpij już. I zamiast pofatygować się do drzwi, z właściwą sobie gracją, wyskoczył przez okno. Ech... Jake.

Sen

Stałam na rozświetlonej przez pierwsze promienie słońca polanie. Las wydawał się martwy, jakby coś wyssało z niego duszę. Była absolutna, nienaturalna cisza. Znałam to, w takim skupieniu przyroda czeka na atak drapieżnika. Nagle mój wzrok przyciągnęła szkarłatna plama u moich stóp. Kap, kap, kap... Krew płynęła z mojej poszarpanej szyi, z przedramion, z dłoni... Nie mogłam wykonać żadnego ruchu, jakbym została przykuta do tego miejsca. Na wprost mnie poruszyła się gałązka, za nią błyszczały wpatrzone we mnie oczy. Kiedy postać wyszła z cienia, od razu poznałam jej twarz. Leah... Wyszczerzyła zęby w okrutnym grymasie, a z jej piersi wydobył się przerażający warkot. Jej gibkie ciało sprężyło się do skoku. Wiedziałam, co teraz nastąpi, wiedziałam, że patrzę w oczy śmierci. Obudził mnie własny krzyk...
Wyskoczyłam z łóżka, bo o dalszym spaniu nie było mowy. Akurat w tej chwili do pokoju wpadł Charlie, przestraszony moim krzykiem.
- Tato, to tylko zły sen. Przepraszam, że cię obudziłam.
- Bells...nie spałem, jest jedenasta rano! Fakt, ze wróciliście około piątej, wiec dla ciebie to jakby świt - zaśmiał się pod nosem. - Dzieciaki... A tak w ogóle, to gdzie się wybierasz? - zapytał widząc, jak wkładam buty.
- Do La Push, wrócę później.
- La Push? Mało ci towarzystwa po wczorajszym wieczorze?
- Tato, to pilne, muszę porozmawiać z Jacobem.
- Hmmm - uśmiechnął się tata, lecz powstrzymał od komentarzy. Jego zadowolona mina krzyczała głośniej niż słowa... Nie wiedział jednak, że się myli, ja też... Chyba już nic nie wiedziałam.

Pobudka!

Dojechałam do La Push i wyskoczyłam z samochodu, jakby pode mną paliło się siedzenie. Drzwi do domu Blacków były otwarte na oścież, więc wpadłam do środka, przywitałam się z osłupiałym Billy'm i nawet nie pytając, czy Jake jest u siebie, wpadłam do jego do pokoju. Spał... Nie wiem, czego się spodziewałam o tej porze. Najnormalniej na świecie spał. Usiadłam ostrożnie na brzegu łóżka, gorączkowo zastanawiając się, co mu powiem, kiedy go obudzę. Każde hasło, na czele z prawdą, wydawało się idiotyczne. Patrzyłam na jego spokojną twarz. Czarne brwi, czarne długie rzęsy, zmysłowe usta... ciemny odcień skóry. Kontemplowałam zarys jego szczęki, szyję, widoczne pod gładką skórą mięśnie, drgającą miarowo tętnicę... Leżał na boku, najwidoczniej był nagi, ale na szczęście biodra i podbrzusze okrywało prześcieradło. Nic dziwnego, że nie ubierał się do snu, było lato, a temperatura jego ciała niezmiennie utrzymywała się w górnej granicy. Oddychał miarowo. Postanowiłam pozwolić mu pospać jeszcze chwilę i usadowiłam się głębiej w nogach łóżka, biorąc do ręki pierwszą lepszą książkę leżącą na półce nad łóżkiem. "Legendy Quileutów" - znałam tę książkę doskonale, to z niej dowiedziałam się o istnieniu zmiennokształtnych. Sięgnęłam głębiej, żeby wybrać coś innego, ale oczywiście wrodzona gracja spowodowała, że zrzuciłam na łóżko cały stos płyt CD i dwie gazety, czyli większą część zawartości półki. No cóż, nie musiałam już nikogo budzić. Jake, usiadł gwałtownie na łóżku - chwała Bogu, że nie wstał, zważywszy na brak ubrania - i powiedział:
- Cholera, Bells, jakbym wiedział, że nie wytrzymasz beze mnie nawet kilku godzin, to bym wczoraj nie wychodził. - Zignorowałam ten komentarz. Widząc moją minę, zapytał już poważnie: - Co się stało?
- Jake, błagam cię , nie myśl, że zwariowałam, ale miałam jeden z tych swoich snów...
- Niech zgadnę, rycerz okazał się stary i łysy..., albo wiem, śniło ci się coś innego i natychmiast chcesz to ze mną wypróbować...? - Uśmiechnął się niewinnie.
- A wiesz, że jesteś idiotą?
- Okej, Bells, zamieniam się w słuch. Co takiego kazało ci zrezygnować ze spania?
- Jake, pamiętasz moje wcześniejsze sny? Pamiętasz, jak później każdy z nich miał potwierdzenie w rzeczywistości?
- No, fakt, bywały prorocze.
- Jake, posłuchaj tego... - Powiedziałam mu dokładnie, co zobaczyłam w tym koszmarze, a Jake słuchał bardzo uważnie. Na końcu uśmiechnął się lekko i zanucił znajomy fragment wczorajszej piosenki

If you were beside me
Then my love would take you
I'll keep you in safety
Forever protect you(...).


Nagle spoważniał i powiedział spokojnie:
- W porządku, Bells, nie była to może wymarzona tematyka na nocny relaks, ale, uwierz mi, jestem zupełnie pewien, że Leah nigdy by cię nie skrzywdziła
- Skąd ta pewność?
- Bello, Leah jest może skryta i ciężko do niej dotrzeć, - Komu jak komu – pomyślałam - ale nie żywi wobec ciebie wrogich uczuć... A przynajmniej nie bardziej wrogich niż do reszty świata", dodał z uśmiechem. - Ona - kontynuował - została bardzo zraniona przez miłość swojego życia. Najgorsze jest to, że będąc częścią watahy, nie jest w stanie uciec od tego tematu. Przeżywa wszystko na nowo, codziennie widząc tu Sama, Emily i słysząc mimowolnie jego myśli. My cierpimy wraz z nimi wszystkimi, więc wiemy doskonale, co nią powoduje, kiedy jest taka... hmm... nieprzyjazna – Hmmm... nazwałabym to inaczej. - Możesz być spokojna, nic ci nie grozi z jej strony... Możemy porozmawiać o czymś przyjemniejszym
- Ale.. - zaczęłam temat na nowo.
- Rozumiem, mam ci osobiście zamknąć usta? A może zamknąć usta i równocześnie odwrócić twoją uwagę od tego tematu? - powiedział, powoli podnosząc się z łóżka, tak że tkanina okrywająca jego ciało zaczęła się niebezpiecznie zsuwać...
- Ani się waż! Czekam aż się ubierzesz – powiedziałam, stojąc już w drzwiach. - Będę w kuchni i zrobię ci kawę.

Billy siedział na werandzie, więc bez skrępowania obecnością w obcym domu mogłam udać się do kuchni. Po drodze, mój wzrok padł na wiszące w przedpokoju lustro... Matko, przecież wyglądałam jak gwiazdy zdjęć policyjnych. Potargane włosy, wczorajsze ubranie, podkrążone oczy i resztki tuszu do rzęs skutecznie podkreślające moje zmęczenie. Wypadałoby się wymknąć z powrotem do domu, doprowadzić do ładu i dopiero wtedy pokazywać ludziom, a szczególnie Jacobowi. Hm... A tak w sumie to, co mi zależy na tym, czy mu się podobam? Tak sobie myślałam o własnej wątpliwej prezencji, stojąc przy blacie kuchennym i słodząc dla siebie kawę, bo Jake pił gorzką, mocną, bez mleka, kiedy nagle poczułam, jak czyjaś dłoń dotyka moich włosów. Tak gwałtownie się obróciłam, że ręką strąciłam swój kubek i cała kawa wylądowała na mojej bluzce.
- Ałłłł!!!!" - Jake stał przede mną, ubrany tylko w czarne, luźne spodnie od dresu, rozczochrany jak i ja - choć tyle - i patrzył z politowaniem na moje występy.
- Ściągaj to, dam ci podkoszulek. I idź pod prysznic, przestaniesz lepić się od kawy i cukru. Aha, majtek ci nie dam, koronek nie noszę - zażartował. Rozkazy zostały wydane. Dostałam ręcznik, podkoszulek, który pewnie będzie sięgał mi do połowy uda i grzecznie pomaszerowałam do łazienki.
- Zadzwonię do Emily, żeby podrzuciła jakieś szorty, jak będzie jechać na zakupy - krzyknął Jacob przez drzwi. Sytuacja była opanowana i stałam pod prysznicem, pozwalając gorącej wodzie zmyć ze mnie zmęczenie i kawowe zacieki. - Bells, umyć ci plecki? - znowu się odezwał.
- Zawsze jesteś taki gościnny?
- A może w ramach oszczędzania wody, załatwilibyśmy ten prysznic wspólnie...? - zaśmiał się spod drzwi.
- Ekolog się znalazł! - Też się roześmiałam, kątem oka jednak sprawdzając, czy na pewno zamknęłam się od środka.
Strumień gorącej wody rozluźniał moje ciało. Nie spieszyłam się. Czułam, że muszę się skupić, znaleźć czas na przemyślenie tej całej sytuacji. Dwa dni temu wszechogarniający marazm doprowadzał mnie do szaleństwa. Na siłę zajmowałam się bzdurnymi sprawami, żeby tylko odwrócić swoją uwagę od własnej pustki, a dziś? Jak normalna nastolatka, usiłowałam orzeźwić się po imprezie. Miałam spędzić dzień, paradując w podkoszulku najlepszego przyjaciela, a co dziwne, cieszyło mnie to. Czułam się jak chory na pierwszym spacerze, po miesiącu leżenia w gipsie.Myślałam też o Edwardzie, chociaż postanowiłam dać sobie jeszcze ten dzisiejszy dzień na beztroskę, bo rozpamiętywanie o nim sprawiało mi ból. W moim umyśle panował bałagan, jakby miliony elektrycznych ładunków obijało się o siebie bezładnie. Czułam, że chcą uformować jakąś ważną myśl, ale instynktownie odwlekałam ten moment olśnienia.
Rozczochrana, bez makijażu, zaróżowiona od szorowania, ubrana w luźny, biały podkoszulek, majtki i pożyczone od Jake`a skarpetki wyszłam w końcu z łazienki. Cóż, nie czułam się specjalnie sexy, ale za to miałam dokonały humor i autentycznie cieszyła mnie perspektywa spędzenia całego dnia w La Push.
- Jaaakeee! - zawołałam. - Masz wolną łazienkę!
-Bells, jak wyjdę to zjemy coś, dobrze? Nie wiem jak ty, ale ja umieram z głodu!.

Nie czekając na Jake`a, postanowiłam dokonać przeglądu lodówki. Cóż, widać było, że jedzenie stanowi istotna rolę w życiu watahy, bo lodówka była wypełniona nim w ilościach niemal fabrycznych. Mieli chłopcy apetyt, mieli... Podobno mieli też w zwyczaju odwiedzać się znienacka i przy okazji pustoszyć wszystkie te zapasy. Zaczęłam piec stos naleśników, bo zauważyłam w kuchni miskę ze świeżymi malinami i nabrałam apetytu na coś słodkiego. Dla Jacoba pewnie najlepszym śniadaniem byłyby jajka na boczku albo coś w tym stylu. Dużo i pożywnie... Pomyślałam - okej, będą też jajka. Wyszłam na werandę zapytać, czy Billy też zje z nami. Uśmiechnął się do mnie wdzięczny za propozycję. Widać, że brakowało im trochę kobiecej ręki w kuchni. Kiedy w drzwiach pojawił się Jake, wszystko było gotowe. Chyba spieszył się z tą poranną toaletą, bo z włosów jeszcze kapały mu kropelki wody i skórę na ciele miał nadal wilgotną. Pachniał świeżością, czymś żywicznym. Ten zapach kojarzył mi się z naszą nocą..Nadal miał na sobie tylko spodnie i nadal był boso.

Apetyt...

Na widok jedzenia emanował czystym entuzjazmem głodnego faceta. Popatrzył na mnie z uznaniem i powiedział:
- Zamieszkaj ze mną! - Roześmiałam się i odpowiedziałam:
- Aha, wiec chodzi o gotowanie!?
- No i jeszcze o.... - dodał zmysłowym głosem a później sam się roześmiał.
- Okej, romanse później, teraz do stołu! - odparłam i sama zasiadłam do swoich naleśników. Jedząc nie mogłam oderwać wzroku od pałaszującego posiłek Jacoba. Czerpał z tego widoczną przyjemność, zjadł pięć jajek, trzydzieści deko boczku, osiem kromek chleba i pięć moich naleśników z malinami. Pewnie jadł tyle codziennie, a nie było na jego ciele ani grama tłuszczu - same, pięknie wyrzeźbione mięśnie. Widocznie wszystkie istoty z pogranicza baśni charakteryzowały się też baśniową fizycznością. A ja w swoich opadających skarpetkach i fryzurze a`la dzika tygrysica musiałam wyglądać nader zabawnie.
Jake podziękował za śniadanie i wstał dorobić kawy, a ja dojadłam ostatni kęs i zaczęłam zbierać naczynia. Nagle Jake ze śmiejącymi się oczami powiedział
- Bells, ubrudziłaś sobie tę swoją śliczną buzię... O tu... - Ujął mnie pod brodę i kciukiem delikatnie dotknął brudne od soku z malin miejsce, a później, korzystając z mojego zmieszania, zanim zdążyłam zareagować, delikatnie pocałował czerwoną plamkę na moich ustach. Nieśmiało, sam chyba zaskoczony własnym pomysłem. Nie zareagowałam, ponieważ ten drobny gest obudził w moim brzuchu motylka! Szalał jak wariat, ścigając się widocznie z moim pulsem, bo serce waliło mi jak szalone. Jacob wyczuwając, co się ze mną dzieję, zajrzał mi pytająco w oczy, a ja zawstydzona jeszcze bardziej, miałam ogromną ochotę uciec, świadoma sprzeczności własnych postulatów z reakcjami mojego ciała.
- Bells, ja NAPRAWDĘ ci się podobam... - wymruczał mi do ucha słodkim tonem uszczęśliwionego chłopca, prawą dłonią bezczelnie wędrując pod podkoszulek, prosto na moją pupę. Boże, zamiast się bronić, ratować resztki pozorów, przywarłam do niego całym ciałem - zachował równowagę tylko dlatego, że mógł oprzeć się o blat kuchenny - i zaczęłam go namiętnie całować. Wirowało mi w głowie, brakowało tchu, gdy czułam jego język w swoich ustach, a motylek w brzuchu rozmnożył się już do setki pijanych z pożądania osobników. Kiedy poczułam przez materiał naszych ubrań, jaki jest podniecony, momentalnie przypomniałam sobie, jaką rozkosz mi ofiarował, kiedy mogliśmy siebie spróbować ten jeden, jedyny raz...
Boże, jak ja go pragnęłam. Obejmowałam go za szyję, ciągle nie odrywając się od jego miękkich ust. Miał przymknięte powieki, przyspieszony oddech, jedną dłonią nadal pieścił moje pośladki, przyciskając mnie mocno do siebie, drugą natomiast trzymał na mojej talii, nieco z przodu, na brzuchu, później delikatnie skierował ją w kierunku piersi. Mruknął z zadowolenia, odkrywając, że nie mam na sobie biustonosza. Pieścił mnie, doprowadzając do szaleństwa. Głaskał mój biust delikatnymi, okrężnymi ruchami, jakby z zachwytem przypominając sobie ich kształt i sprężystość. W pewnym momencie na chwilę przerwał całowanie, popatrzył mi głęboko w oczy i zapytał z nieśmiałym uśmiechem :
- Jaka jest szansa, że pójdziesz teraz ze mną do pokoju...?
- Żadna! Ha, ha ha ha - usłyszałam głos, ale nie należał on do mnie. W drzwiach ukazały się trzy roześmiane twarze: Quil, Embry i Seth.
- Debile! - Rozpoznałam głos Leah, która pojawiła się o sekundę później. Patrząc na nich z politowaniem, dodała: - Jak widać idiotyzm niejedną ma twarz... A trzy, konkretnie! Zwróciła się do mnie udając, że nie widzi, jaka jestem zawstydzona ich nagłym wtargnięciem. Co za głupota obściskiwać się przy otwartych na oścież drzwiach...: - Łap szorty, chociaż w tej sytuacji przydałby się tytanowy pas cnoty. - I rzuciła w moją stronę szare, krótkie spodenki.
- Dzięki...myślałam, że Emily mi je podrzuci... - Oczy Leah pociemniały i rzuciła:
- Romeo i Julia wyjechali za rezerwat, doprowadzając do mdłości swoimi czułościami mieszkańców Seattle.
- To skąd...? - zapytałam.
Niespodziewanie wtrącił się Seth, młodszy brat Leah, krztusząc się ze śmiechu:
-Jake miał natręctwa dotyczące twojego nie do końca ubranego tyłka. Nadawał jak miejska rozgłośnia, hahaha. - Wszyscy się roześmiali, tylko Leah mruknęła, idąc na werandę do Billy'ego:
- Szczeniak! -
On natomiast syknął cichutko w odpowiedzi, chyba licząc na to, że zainteresowana nie usłyszy:
- Suka. - Ku mojemu zaskoczeniu Leah parsknęła pod nosem śmiechem, nie odwracając się nawet w kierunku brata.
- Hmmm... Scenki z życia codziennego, ignoruj ich, Bells - podsumował całość Jake.

Chłopcy się już rozgościli i wymiatali resztę naleśników, a myślałam, że ta ilość wystarczyłaby dla kolonii dzieciaków na tydzień. Zagryzali je kiełbaskami znalezionymi w lodówce i wczorajszymi bułkami drożdżowymi. Podobał mi się ten widok. Zrozumiałam nawet dlaczego... W każdym z nich było życie! Niemal słyszało się mocne bicie ich serc, czuło wyjątkowe ciepło i zazdrościło wyczulonych zmysłów. Nie, nie jedno życie, w każdym z nich były zamknięte dwa istnienia. Wilk i Człowiek. Ludzka wrażliwość, czyste, wyraziste uczucia plus wilczy apetyt i temperament oraz pierwotna radość, odczuwana całym jestestwem. Do przedwczoraj czułam się w połowie po drugiej stronie. Oswoiłam się z myślą, że śmierć jest moim losem, chciałam wyjść jej na przeciw, powitać ją jak dobrodziejkę. Miała połączyć mnie na zawsze z ukochanym, pozwolić mi trwać wiecznie. A jednak teraz, od zimna, które było do niedawna tak bliskie, wolałam ciepło... Czy Edward był dla mnie ważniejszy niż chęć życia?

Uparcie odsuwałam myślenie o nim do jutra. Obiecałam sobie, że nie popsuję nam tej niedzieli.

Ubrałam się do końca, związałam w kitkę wyschnięte już włosy i wyszłam przed dom zobaczyć, z czego znowu wszyscy się tak śmieją. Jacob, Embry, Seth, Paul, Jared i Quil grali w piłkę. Postanowiłam położyć się w półcieniu na leżaku, który złożony stał oparty o drzewo. Ułożyłam się wygodnie i z rozbawieniem przyglądałam poczynaniom chłopców. Miałam ze swojego miejsca doskonały punkt obserwacyjny. Byli zaangażowani w tę grę jak zawodnicy reprezentacji kraju. Widać było, jak cieszy ich rywalizacja, jacy są ambitni. Skupiłam swój wzrok na Jacobie. Biegał bez najmniejszego wysiłku. Był w ruchu zwinny jak tancerz, zupełnie inaczej niż inni mężczyźni o muskularnej budowie. Wszędzie było go pełno. Patrzyłam spod półprzymkniętych powiek na jego umięśnione plecy wilgotne od potu, na kark, który z taką gorliwością obejmowałam rano, na jego śnieżnobiały uśmiech, kiedy żartował z piłkarskich umiejętności Setha. Kim był?


Wyobrażałam sobie, co przeżył, przechodząc przemianę. Wszystko skupiło się w jednym czasie. Z chłopca stawał się mężczyzną, beztroskę zastąpiła powinność wobec Watahy, a do tego kobieta, którą kochał, z uporem odmawiała mu swoich uczuć. W dodatku chciała jak najszybciej umrzeć, żeby odrodzić się jako wampirzyca, wszystko dla osoby, należącej do gatunku, którego tak nienawidził. A mimo to, nawet wobec tych wszystkich emocji, które nim targały, zachował godność i odwagę, żeby się nie zmieniać, żeby pozostać sobą i żarliwie kochać, śmiało tę miłość okazując. Miał w sobie młodzieńczy upór i nieodpartą chęć łamania zasad, dzięki której siedziałam teraz na leżaku przed jego domem i patrzyłam na niego, snując te rozważania. Imponował mi i doskonale go rozumiałam, sama dla miłości potrafiłabym zrobić wszystko… Kilkadziesiąt godzin temu byłam prawie gotowa natychmiast przyjąć śmierć, by tylko na zawsze połączyć się z Edwardem, teraz jednak potrzebowałam czasu, żeby na nowo zdefiniować swoje uczucia. Dużo czasu, nagle przestałam się spieszy… Pewnie więcej jest na świecie ludzi, którzy nigdy nie będą musieli wybierać, ale przypuszczam, że są też tacy jak ja, niosący na swoich barkach ciężar odpowiedzialności za swoją przyszłość. A nie tylko moje życie zależało od tej decyzji.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez variety dnia Wto 11:29, 05 Paź 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
mermon
Wampir weteran



Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 3653
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 177 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Wto 23:23, 05 Paź 2010 Powrót do góry

WOW! Świetne. Przeczytałam jednym tchem. Taki Jacob mi się podoba. Grający na zwłokę, wykorzystujący swoje atuty, męski. Bella ma okazje się przekonać, jaki jest ważny dla niej, jak go pragnie. Jacob jest taki, jakiego lubię, natomiast Bella u ciebie jest mniej wkurzająca niż w oryginale. Docenia Jake'a i zaczyna doceniać życie, co mi się podoba.
Ładnie piszesz, wciąga bez reszty, powietrze jest naelektryzowane, czekam na ciąg dalszy. I pomyśleć, że masz już to napisane. Powodzenia z betą.
Kopiuję sobie to do foldera, by mieć w całości. Very Happy
Ciekawe, czy miałaś od razu w głowie zamysł całej historii, czy rozwijała się w miarę pisania?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez mermon dnia Wto 23:29, 05 Paź 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
be_a88
Nowonarodzony



Dołączył: 25 Sie 2009
Posty: 16
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Forks

PostWysłany: Śro 0:25, 06 Paź 2010 Powrót do góry

To opowiadanie to istna perełka!!!
Rewelacja.

Wciągające do granic możliwości! Masz niewyobrażalny talent, w oryginale nie byłam w stanie ścierpieć Jacoba i jak najszybciej chciałam, żeby odczepił się od Bells, i ta wreszcie miała swojego wampira i żyli happly ever after... ale twoje opowiadanie - nowa perspektywa - przede wszystkim zrewolucjonizowało moje spojrzenie na watahę i Jacoba i z każdym rozdziałem (tak, przyznaję się nie mogłam wytrzymać i dorwałam bloga) mam coraz większą radochę, czytam dosłownie połykając słowa, siedzę przed monitorem jak na szpilkach ciekawa - co dalej, co dalej... jak postąpi Jacob, co powie Bella, jak zareaguje Charlie, czy Leah się przełamię, jaki kolejny tekst doprowadzi do oplucia monitora albo zlecenia z fotela w przypływie głupawki!! :-P Wink... Jestem zauroczona opowiadaniem bez dwóch zdań. Na razie jestem w połowie, ale prawdopodobnie jutro "pożrę" resztę i jeszcze coś skrobnę Very Happy Oczywiście na forum będę również wyczekiwać na kolejne rozdziały bo tu jest beta, choć wcale ten fakt nie umniejsza jego świetności. Smile Pomysł był strzałem w dziesiątkę!

Dziękuje serdecznie z całego serducha za opowiadanie, które dosłownie pożarło mnie a ja nie pozostałam dłużna Very Happy
Oczywiście życzę czasu, cierpliwości i nieustającej weny, jak najwięcej takich pomysłów.

Pozdrawiam.
Wielka Fanka
be_a88


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez be_a88 dnia Śro 0:31, 06 Paź 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
variety
Wilkołak



Dołączył: 21 Lip 2010
Posty: 143
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 32 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Tarnów

PostWysłany: Śro 10:53, 06 Paź 2010 Powrót do góry

Cóż może być piękniejszego niż takie komentarze? Uśmiecham się szeroko i stwierdzam, że mimo ciągłej walki z brakiem czasu, rozdarciem miedzy La Push a realnym, drażniąco odmienym światem, WARTO pisać, jeśli są ludzie, do których to przemawia! W odpowiedzi na pytanie: Opowiadanie powstaje nadal, w ten sam specyficzny sposób, tzn. za każdym razem kiedy siadam do klawiatury akcja zaczyna dziać się na nowo-bez planu, spontanicznie...mam nadzieję że nie za bardzo chaotycznie. W przeciwieństwie do historii, które najpierw przemyślane, później spisane i milion razy przerabiane, ta, mając blogowy charakter(a notki były i są doklejane dwa razy dziennie) nie daje możliwości zmian i ulepszeń( z wyjątkiem zmian kosmetycznych), a zatem jest w niej czysty żywioł opętanego tematem umysłu Waszej oddanej autorki. I tęsknota za klimatem La Push!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
sheila
Zły wampir



Dołączył: 12 Lis 2008
Posty: 428
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Hogwart w La-Push, na Upper East Side.

PostWysłany: Śro 20:32, 06 Paź 2010 Powrót do góry

variety! wybacz, że wczoraj nie skomentowałam rozdzialu, ale oczywiscie jak zwykle nie miałam czasu, teraz tez ledwo go znalazłam, wygrzebując klawiaturę z pod zeszytu z polaka, ksiązki z wosu i słownika z niemca. masakra.
rozdział drugi- nadal nei wierze, że to Twoje początki, piszesz tak płynnie... no ale pisałam o tym juz w moim pierwszym komentarzu Wink

może na poczatek moje ulubione cytaty:
Cytat:
Widziałam w jego twarzy złość, oczy miały najgłębszy odcień czerni, uśmiechnął się ironicznie i wyszeptał mi prosto do ucha:
- Dystansu? - Był tak blisko, że czułam bijące od niego gorąco, czułam też zapach żywicznego lasu. Miał twarz tuż przy mojej skroni, łaskotał mnie włosami.

uhh! czy tylko mi się zrobiło gorąco i poczulam przy uchu oddech Dżejkusia??

Cytat:
Patrzyłam na jego spokojną twarz. Czarne brwi, czarne długie rzęsy, zmysłowe usta... ciemny odcień skóry. Kontemplowałam zarys jego szczęki, szyję, widoczne pod gładką skórą mięśnie, drgającą miarowo tętnicę... Leżał na boku, najwidoczniej był nagi, ale na szczęście biodra i podbrzusze okrywało prześcieradło.

wierzcie mi, mój chłopak chyba by mnie zarąbał za moje mysli, czytając to.

Cytat:
Jake stał przede mną, ubrany tylko w czarne, luźne spodnie od dresu, rozczochrany.

Wyboraziłam to sobie, o Boże drogi., czy On musi być tak cholernie seksowny?!

Cytat:
[...]pałaszującego posiłek Jacoba. Czerpał z tego widoczną przyjemność, zjadł pięć jajek, trzydzieści deko boczku, osiem kromek chleba i pięć moich naleśników z malinami. Pewnie jadł tyle codziennie, a nie było na jego ciele ani grama tłuszczu - same, pięknie wyrzeźbione mięśnie. Widocznie wszystkie istoty z pogranicza baśni charakteryzowały się też baśniową fizycznością.

Je tyle co mój chłopak! :):) i tez uwielbiam sie na niego patrzeć, ma wtedy minke jak beagle i w dodatku, te jego mięsnie, świetnie wyrzeźbiona klatka i brzuch... Dzieki variety, własnie niesamowicie zatęskniłam za moim boskim chłopakiem :( ;p

Dalej.
Bello! Nie mysl narazie o Edwardzie, czerp radośc z ciepła!
Podoba mi się to, że jest dosyć porywcza, to na plus, poddaje sie emocjom, choc Ed cały czas jest w jej głowie, no cóż nie dziwie się. Tak wgl, to gratulacje, że Ona powstrzymała się, że nie położyla sie do niego kiedy spał i nie wtuliła się ciało tego Apolla.
Dziękuje Ci równiej za tego Jakoba. On tańczący- jak dla mnie, był to bardziej erotyczny moment w opowiadaniu niż seks w namiocie. Naprawdę! To było naprawdę gorące. Chciałabym kiedys coś takiego zobaczyc :) i ten jego biały usmiech :D
Wataha! Jeah, lubię ich! I co ważne, w tym opowiadaniu polubiłam Leah, a w sadze jej nie nawidziłam. Jest naprawdę, do wytrzymania i spodobało mi sie, że to Ona tanczyla z Jakobem, że poszła na to :)
Moment wyrzycenia płyt i gazet, plus wylana kawa- standart musi jednak być, żeby było czuć Bellę :)
Akcja: śniadanie- bomba. Kocham gotowac mojemu chłopakowi, całkowicie rozumiem Bellę :)

Najlepszy moment rozdziale: taniec J & L.
To było coś niesamowitego, miałam każdy ich ruch przed oczami. Widziałam ich krple potu na ciele, usta J przy włosach L, ich usmiechy i grę ciał. Variety- to było genialne. Zdecydowanie świetne.

Nie wiem, być może cos pominęłam ale już pędzę dalej do nauki.
Przepraszam, za błędy w komentarzu, napewno ich nie mało- ale jestem błędzirz i pisze na szybkiego. Ale pisze! :P
Chciałabym równiez podziękować Pernix, za to, że zbetowała. Bardzo bardzo dziekuje!
I afkors, Tobie droga variety, że nie odpusciłaś Pernix i dodałas rozdział :)
Codziennie czekalam na nowy!
Także czekam na cz3. Juz nie wytrzymuje! :P

xoxo!

ps: Kosheen- Hide U- strzał w dziesiątkę. Kocham ten utwór. <3


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez sheila dnia Śro 20:33, 06 Paź 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
variety
Wilkołak



Dołączył: 21 Lip 2010
Posty: 143
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 32 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Tarnów

PostWysłany: Śro 21:17, 06 Paź 2010 Powrót do góry

Rozdział zbetowała kam4aWink, za co bardzo dziękuję. Reszta (300 stron maszynopisu)czeka na swoją kolej;)
b]Spacer. [/b]
- Bells, idziemy na piechotę do Emily i Sama? Już wrócili z Seattle. Żal nam wszystkim pogody na lenistwo, postanowiliśmy zrobić wieczorem ognisko. Co ty na to?
Dobrze mi było w ich towarzystwie i ten pomysł bardzo mi się spodobał, zadzwoniłam więc do Charliego, że wrócę późno, i byłam gotowa na spacer.
- A gdzie wszyscy? Nie idą z nami?
- Bells, nie znasz jeszcze naszego apetytu? Embry z chłopakami pojechali do sklepu. Lodówka Emily nawet nie zdołałaby zmieścić potrzebnej ilości kiełbasek. Pójdziemy sami. Obiecuję być grzeczny – dodał z uśmiechem.
- Ja nic nie obiecuję, Jake – puściłam do niego oko.
Chłopcy już pakowali się do samochodu, kiedy Paul wystawił głowę przez okno i krzyknął za nami:
- Bells, tylko żadnych jagód! Jak się poplamisz, wódz „Gorące Usta” nie da ci spokoju.
Odjeżdżali zaśmiewając się z dowcipu. My ruszyliśmy przez las w przeciwnym kierunku.
Było późne popołudnie i zmęczeni całodziennym słońcem z ulgą przyjęliśmy chłód, który panował wśród gęstych drzew. Nigdy wcześniej nie byłam w tej części lasu. W rezerwacie roślinność była jakby bujniejsza niż w lasach Forks. Korony wysokich drzew prawdopodobnie dawały tyle cienia, że ściółkę stanowił głównie miękki mech. Słyszeliśmy delikatny szelest liści poruszanych wieczornym wiatrem i świergot ptaków żegnających kończący się dzień.
- Bells... – przerwał ciszę Jake. – O czym tak rozmyślałaś oglądając nasze piłkarskie wygłupy?
- O tobie! – odpowiedziałam z prostotą.
- To były takie klasyczne kosmate myśli, mam nadzieję? – zażartował.
- Jacob, szczerze mówiąc, to były myśli w pewien sposób podsumowujące ostatnie kilka miesięcy mojego, a właściwie naszego, życia.
- Nie wiem, czy chcę je poznać...
Nic nie powiedziałam, ale przyznałam mu w duchu rację. Znałam go już na tyle, żeby wiedzieć, że cierpliwość nie jest jego mocną stroną, a ja niestety nadal nie umiałam w żaden sposób się zdeklarować.
Zatrzymał się.
- Bells... przyjmijmy, że potrzebujesz jeszcze trochę czasu... Ja mogę czekać. To znaczy... hmm... to nie jest w mojej naturze i przesadnie mnie nie cieszy, ale jeśli właśnie taki jest twój warunek, to ok, ja się zgadzam. Tylko że... chciałbym wiedzieć, czy mam jakiekolwiek szanse. To znaczy, w normalnych okolicznościach dawno bym pomyślał, że mam, ale nasza historia nie do końca realizuje powszechnie znane scenariusze. Mianowicie, wiesz, zwykle rywalem nie jest zniewieściały wampir i zazwyczaj zażyłość nie zaczyna się od jęków rozkoszy, no i przeważnie jak ktoś mówi „nie”, to nie wkłada później tej drugiej osobie języka do ust i...
- Jake, zamknij się!
Normalnie zbił mnie z nóg swoją nieskładną przemową. Rozczulił mnie! Miał w oczach chłopięcą niepewność, jak dojrzewający młokos przed pierwszą randką. Uśmiechał się nieśmiało, zaglądając mi w oczy, i paplał jak najęty o rzeczach, które powodowały, że się rumieniłam. Zalała mnie niespodziewana fala ciepłych uczuć.
- Chodź no tu, wodzu „Gorące Usta”, i zamiast wpadać w słowotok użyj swoich naj... silniejszych argumentów.
Patrzenie na jego głupawo-szczęśliwą minę było bezcenne. Obydwoje wybuchliśmy śmiechem.
- Ok, Bells, ja tu na poważnie, a ty tylko o seksie. A tak całkiem serio to... zaczynam się gubić. Nigdy nie wiem, kiedy dostanę w gębę, a kiedy buziaka.
Zamilkłam, bo cóż powiedzieć, skoro miał rację. Mogłam oczywiście próbować mu to wytłumaczyć, szczerze mówiąc o własnych rozterkach, o wewnętrznej walce między moim sercem, duszą i ciałem, ale wiedziałam, że tylko go tym krzywdzę. Musiałam milczeć, za to Jacob najwyraźniej miał jeszcze coś do powiedzenia. Wziął mnie za rękę i usiedliśmy na pniu przewróconego przez wichurę drzewa. Nadal trzymając moją dłoń, popatrzył mi poważnie w oczy i powiedział:
- Bello, ja jestem tylko człowiekiem, nie umiem błyskawicznie przestawiać się z klimatu pocałunków na klimat niezobowiązującej przyjaźni. Jesteś dla mnie jak szafran, wiesz? Najdroższa z przypraw, zamieniasz zwykły dzień w najwykwintniejszą feerię smaku. Tylko że... nie lubię myśleć, że nie dla mnie taka finezja.
Dosłownie zatkało mnie, kiedy usłyszałam to porównanie. Nie zasługiwałam na żadnego z nich, a tymczasem obaj widzieli we mnie swoją przyszłość.
- Jake, jeśli ja jestem jak szafran, to ty jesteś jak krystalicznie czysta, źródlana woda. Bez wody nie ma smaków, nie ma mchów, paproci, nie ma śpiewu ptaków, bo nie ma... życia.
- Tylko że ty, Bells, nie o życiu marzysz, prawda?
Spoglądając jego smutne oczy, dźwigając ponownie cały ten ciężar wynikający z nieumiejętności podjęcia właściwiej decyzji, poczułam się nagle jeszcze bardziej zagubiona niż dwa dni temu. Jacob, widząc szkliste spojrzenie, ujął moją twarz w dłonie i z lekkim uśmiechem powiedział:
- Serce nie sługa... wiem coś o tym, ale przysięgam, że nie odpuszczę.
Wtuliłam się w jego ramiona. Tak bardzo chciałam przedłużać w nieskończoność ten beztroski stan, który towarzyszył mi przez cały weekend. Nie miałam jednak żalu do Jacoba, że zaczął ten trudny dla mnie temat. Miał prawo wiedzieć w jakim miejscu się znajduje. A ja bałam się dawać mu nadzieję, bo nie mogłam ranić go w nieskończoność. Normalnie przyjacielowi zwierza się z najintymniejszych uczuć... jednak co wtedy, jeśli te uczucia właśnie jego dotyczą? Jeśli byłaby to grecka tragedia, za moment powinnam przeżyć katharsis. Zamiast tego czułam, jak moja łza spływa na jego szyję.
- Bells... nie płacz, na razie nikt nie umarł – szepnął mi do ucha.
Odsunęłam się od niego i powiedziałam:
- Jeśli ktoś miałby siłę wyrwać mnie śmierci, to ty.
- Bells... czyli dostałem zielone światło?
- Jake, zawsze je miałeś, tylko że nie jesteś zwykłym chłopcem, któremu się podobam. Jesteś dla mnie najbliższym przyjacielem, a w tym rzadkim wypadku to wcale nie pomaga. Chciałabym czasem móc tak po prostu egoistycznie brać to, co mi dajesz. Tymczasem nie mogę, bo boję się później cię zranić, ty z kolei moje zahamowania odbierasz jak odrzucenie. Jake, ja po prostu nie umiem w tej chwili wziąć odpowiedzialność za własne "tak" lub "nie", chociaż, uwierz mi, bardzo bym chciała.
- Przyjmijmy, że ryzyko cierpienia po odrzuceniu biorę na siebie. Czy wtedy też będziesz robić uniki kiedy zacznę się do ciebie dobierać? Hmm... zakładam, że to mój atut – uśmiechnął się promiennie – i nie zawaham się go użyć.
Cóż, nawet gdybym chciała, to nie potrafiłam zaprzeczyć. Miałam już zbyt wiele dowodów, że tęsknota mojego cała za jego dotykiem potrafi zagłuszyć resztki zdrowego rozsądku. Odpowiedziałam:
- Weźmy pod uwagę, czysto teoretycznie, że dobieramy się do siebie z podobną częstotliwością. Za którym razem wyślesz mnie na psychoterapię? To znaczy, czy każdy dotyk będzie dla ciebie sygnałem, że jestem twoja na wieki?
- Załóżmy, że poddam się dobrowolnie wszelkim tym testom sprawnościowym. Ile razy zechcesz wykrzyczeć "Taaak... Jeszcze, Jake!" zanim przyznasz, że JESTEŚ moja na wieki?
- Black, jesteś nieznośny!
- Tak sobie tylko teoretyzujemy, a może by zająć się praktyką? – podsumował z szelmowskim uśmiechem.
- Robi się ciemno, powinniśmy już dawno być u Emily.
- Ze mną nie zabłądzisz, bez obaw – powiedział i uśmiechnął się kusząco. Nie prosił mnie dłużej, tylko delikatnie pocałował w usta. Byłam zaskoczona, bo pocałunek był lekki jak muśnięcie, zupełnie nie w jego stylu. Przyglądnął się mojej twarzy mrużąc oczy, jakby oglądał nowy nabytek do swojej kolekcji dzieł sztuki, skupił wzrok na moich ustach i pocałował mnie po raz drugi. W ogóle się nie spiesząc, wyraźnie się delektując, delikatnie dotykał swoimi wargami moich, jakby chciał ocenić ich smak, kształt, miękkość. Następnie koniuszkiem języka przesunął między moimi ustami, kończąc tę pieszczotę ponownym, bardzo delikatnym pocałunkiem. Miałam ochotę na więcej, ale on przerwał, przymknął na moment powieki i powiedział:
- Miałem rację... nadajesz smak każdej chwili. Wiesz, znacznie lepiej jest ciebie całować nie bojąc się, że zaraz uciekniesz, usiłując krzykiem wzywać księdza egzorcystę.
A później wstał i ku mojemu rozczarowaniu zaproponował, żebyśmy poszli dalej. Zgrzytałam zębami ze złości, a on mówił coś o wyjedzonych przez chłopców kiełbaskach. Diabeł jeden... Byłam absolutnie pewna, że robi to celowo, ale cóż, jeden raz dziennie molestowania z mojej strony wystarczał. Aż nadto!
Po piętnastu minutach dotarliśmy do Emily i Sama. Prawie wszystko było już gotowe i ognisko zaczynało się palić, rzucając migotliwe światło na twarze zgromadzonych wokoło członków watahy. Emily na nasz widok wstała, ucałowała mnie na powitanie i powiedziała, że porywa mnie na moment do kuchni, żebym jej pomogła przygotować jedzenie. Jake usiadł obok Sama, a my poszłyśmy w kierunku domu.

Czułam jak jej obecność działa na mnie kojąco. Było to coś na kształt siostrzanej miłości, po części za sprawą pewnej zbieżności losów. Zapytałam ją wprost o jej związek z Samem, mając nadzieję, że nie uzna tego za zbyt wścibskie. Chwilkę się zastanowiła i patrząc na mnie z uśmiechem powiedziała:
- Bello, ja też o tę miłość nie prosiłam, została mi ona podarowana tak jak tobie. Często niełatwo przyjąć taki prezent, szczególnie, kiedy na początku nie wydaje nam się czymś cennym, a raczej obciążeniem. Przyjmując do swojego serca Sama skrzywdziłam Leah, która była dla mnie jak siostra, ale teraz wiem, że mimo, iż powinnam za to smażyć się w piekle, nawet krótkie życie z nim jest warte wiecznej męki. Przy Samie poczułam, jak moja dusza wypełnia się kolorami, jakbym wcześniej była szkicem, zaledwie zarysem człowieka, a przy nim stała się dziełem mistrza. Wyzwolił we mnie wszystko, co dobrego mogłam zaoferować światu.
- Emy, dlaczego Sam wpoił się w ciebie, a nie w Leah? Przecież to ją znał najpierw. Czy to nie okrutne, że kiedyś, gdy pokochasz, instynkt każe ci porzucić tę osobę dla kogoś lepszego genetycznie?
- Bello, wpojenie służy przedłużaniu gatunku, to natura popycha wilki w kierunku osoby, która da mu w przyszłości dzieci o wilczych cechach. Leah… jest bezpłodna. Gdyby mogła mieć dzieci, pewnie to ona byłaby przy boku Sama.
Boże, zrobiło mi się jej żal.
- Sam zakochał się we mnie i zdobył moją miłość, mimo że było to początkowo wbrew niemu. Wiedział, jak ją krzywdzi, ale wpojenie to rodzaj okrutnego żartu natury. Nie da się z tym walczyć, zresztą ja nie mam wilczej krwi w sobie i nie wiem, czy jestem w stanie wytłumaczyć tobie, co to za uczucie. Wiem jednak, że od tej chwili człowiek wyrzeka się samego siebie i zrobi wszystko, aby zdobyć tę miłość. Choćby miał odejść od zmysłów i pozostawić za sobą zgliszcza.
- Emy, a co, jeśli osoba, w którą ktoś się wpoi, umrze?
- Podobno dochodzi do wpojenia jeszcze raz. Natura okazała się łaskawa w tej kwestii – uśmiechnęła się.
- To, co czuje do mnie Jake, nie jest wpojeniem… prawda? – zapytałam nieśmiało.
- Nie, Bells… Ale pewnie tylko dlatego, że Jake jest samcem alfa, a przywódca stada nie przeżywa wpojenia.
- Dlaczego?
- Musi przez całe swoje życie umieć zachować jasność myślenia, co przy takiej sile uczucia do innego człowieka nie byłoby do końca możliwe. Wiesz, chodzi o odpowiedzialność za grupę.
Nie wiem dlaczego, ale trochę mi ulżyło.
- Wiesz, Bello, tak sobie myślę, że te historie wielkich spełnionych lub tragicznych miłości są w pewien sposób powtarzalne. Pod każdą szerokością geograficzną znajdzie się jakiś Sam, jakaś skrzywdzona przez życie Leah, ktoś taki jak ty i ja, obdarzony gorącym uczuciem, i ktoś taki jak Jacob, walczący o sens własnego istnienia. Jednak w tym naszym magicznym świecie wszystko jest zwielokrotnione. Kocha się tu na zabój, wrogów rozszarpuje, a za przyjaciół oddaje życie. W naszym świecie nie tylko krew jest gorętsza…
Po chwili milczenia Emily spojrzała na zegarek i z uśmiechem powiedziała: - Pora zanieść głodomorom te kiełbaski.
- Emy… dziękuję, że tyle mi opowiedziałaś.
- Cieszę się, że mogłam pomóc ci ich zrozumieć - powiedziała i poszła szybkim krokiem w kierunku kuchni. Zamyśliłam się. Przypominałam sobie słowa Emily dotyczące jej uczucia do Sama. Jake też dawał mi życie, dosłownie, kiedy wyciągnął mnie z wody po nieszczęsnym skoku z klifu, i emocjonalnie, gdy Edward odszedł po raz pierwszy, a ja chciałam się unicestwić. Był zawsze przy mnie, nawet kiedy go odrzucałam, powracał lub sam czekał cierpliwie, aż ja powrócę. A do tego... wstyd się przyznać, fizycznie ciągle było mi go mało.

Wróciłyśmy do towarzystwa. Chłopcy rozmawiali właśnie o swoich planach na następny weekend, później wspominali sobotnią imprezę i szczegółowo komentowali każdą z dziewczyn z mojej paczki. Chyba za dużo czasu z nimi spędzałam, bo nawet nie zauważali mojej obecności. Jake, nie pytając o zgodę, ułożył głowę na moich kolanach, i rozleniwiony patrzył w gwiazdy, nie omijając jednak ani jednej okazji, żeby podogryzać kolegom. Czas jednak płynął nieubłaganie, a ja zaczęłam myśleć o Charliem, jutrzejszej pobudce do szkoły, stercie nieuprasowanych rzeczy i zadaniu z literatury. Zbliżała się pora by wracać do domu. Poprosiłam Jake’a o podwiezienie mnie wozem Emily do niego, żebym mogła wziąć swoje brudne ubranie i przesiąść się do własnego samochodu. Oczywiście się zgodził i wstał, żeby wziąć od Emy kluczyki.
Nagle w mroku mignęła mi postać Leah, dołączyła do nas bez słowa i usiadła obok Setha. Nie zauważyłam jej od razu, bo ubrana była w czarne szorty i brązowy top na ramiączkach, więc w ciemności wyglądała jak cień. Nie miała butów, a we włosach widać było pojedyncze igiełki z rosnących w lesie drzew. Biła od niej nieprzystępność i duma. Nie odzywała się do nikogo ani słowem, patrząc w ogień z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Ubolewanie, które poczułam słuchając opowieści Emily, gdzieś zniknęło. Nie sposób było darzyć ją współczuciem, szczęśliwa czy nie, w pełni władała swoim życiem. Kiedy żegnałam się ze wszystkimi i wsiadałam już do samochodu Jake’a , Leah nagle wstała i podeszła do mnie. Popatrzyła mi surowo w oczy i powiedziała na tyle cicho, żebym tylko ja usłyszała:
- Nie radzę ci chodzić SAMEJ po lasach La Push. Chyba, że nie możesz się już doczekać śmierci.
Obróciła się na pięcie i spokojnie odeszła w kierunku ciemnej ściany drzew. Stałam osłupiała, patrząc na wyprostowaną sylwetkę, i zastanawiałam się czy dołączyła do nas tylko po to, żeby mnie ostrzec. Przestrzec przed kim? Przed sobą?


Wsiadłam do samochodu. Nie przyznałam się Jacobowi co powiedziała mi Leah i miałam nadzieję, że nie będzie o to wypytywał. Faktycznie, zaczęliśmy rozmawiać o planach na następny tydzień. W środę kończyła się szkoła, więc od czwartku zaczynało się beztroskie lenistwo. Niestety nie dla nas, bo my akurat oboje dorabialiśmy sobie dorywczo pracując: Jake planował posiedzieć trochę w warsztacie, a ja tradycyjnie miałam dyżury w sklepie rodziców Mike’a.
- Bells, mam nadzieję, że będziesz częstym gościem w La Push, wszyscy cię tutaj uwielbiają.
- Jasne! Wiesz, u was czuję się naprawdę mile widzianym gościem (może z małym wyjątkiem, pomyślałam).
- Na pewno nie chcesz, żebym cię podwiózł do domu? Furgonetkę możesz zostawić, Charlie podrzuci cię po nią jutro.
Zastanowiłam się chwilkę. Nie bałam się jeździć nocą, ale trochę nie miałam ochoty jeszcze się z nim żegnać.
- Ok, Jake, wstąpmy tylko po moje ciuchy. Nie co dzień wracam do domu w męskim podkoszulku i pożyczonych gatkach.
Złożyłam u Jake’a swoje rzeczy w kostkę i wrzuciłam je do papierowej torby po zakupach, obrzuciłam wzrokiem kuchnię sprawdzając, czy nic nie zostało, pożegnałam się z Billym i pojechaliśmy dalej. W samochodzie mój wzrok padł na stertę płyt leżących na podłodze pod moimi nogami. Cóż, Emily miała najwidoczniej takie poszanowanie dla porządku w samochodzie, jak ja. Wpadła mi rękę płyta Kosheen.
- Jake, wy wszyscy lubicie taką muzykę?
- To płyta, którą Sam dostał niedawno od Leah. Włóż ją, posłuchaj kawałka „Cruelty”, zrozumiesz, skąd taki wybór – zaśmiał się cicho.
Włączyłam ten kawałek i wsłuchałam się w melodię, była mocna, mroczna, lecz nie przyćmiewała tekstu:
Sweet untouchable you
You gave me the runaround
All you say and what you do
picks me up and leaves me hanging
(...)
Sweet unstoppable you
Send my system crashing
All you say is not what you do
You just keep on pickin' me up and leaving me
(...)
Do you call, do you call that loving me?

Pomyślałam, że są w moim życiu osoby, które mogłyby tę piosenkę zadedykować właśnie mnie...
Drugi kawałek to ten, przy którym Jacob doprowadzał mnie do szału, tańcząc zmysłowo z Leah na wczorajszej imprezie: „Hide you”.
Jacob patrzył na drogę, ale widziałam, jak się diabelsko uśmiecha. Łajdak!
- Co, na wspominki cię wzięło?
- Przez grzeczność nie zaprzeczę - mruknął wyraźnie rozbawiony.
- Lepiej skoncentruj się na kierownicy.
- Osa!
- Dureń.
- Kobieto, jak ty się cudnie złościsz – wymruczał lubieżnie i, niby dla żartów, położył dłoń na moim nagim udzie.
- Obiecałam, że więcej nie dojdzie do rękoczynów, więc uważaj, co robisz.
- Znam fajny sposób na rozładowanie napięcia - skwitował tym samym tonem.
- To wracaj rozładować Leah, tej to się na pewno przyda!
- Podnieca mnie ta twoja zazdrość, chyba zrobimy sobie postój, co ty na to?
- Idiota!
- Ok, nie musimy się zatrzymywać, odrobina ryzyka podniesie temperaturę jeszcze o kilka stopni - podsumował i wolną ręką odpiął najpierw swój pas, później mój.
- Jacob, przestań się wygłupiać, jeszcze mi życie miłe.
Popatrzył na mnie i powiedział z uśmiechem: - Taaaak? To postęp! - Nadal nie planował się zatrzymać, nie zamierzał też przestać mnie dotykać.
- Jake, stój, ja wysiadam! Resztę drogi wolę iść na piechotę niż jechać ze zboczonym samobójcą.
Roześmiał się i wreszcie znalazł zatoczkę przy drodze, gdzie mogliśmy zaparkować.
- Bells, zanim wysiądziesz, oddaj mi podkoszulek – powiedział, zanim sięgnęłam do klamki.
- W życiu nie namówisz mnie do rozbierania!
- Próbować zawsze warto - odpowiedział z łobuzerskim uśmiechem. – No dobra, idziemy na kompromis, zaraz odwiozę cię grzecznie do domu, ale podkoszulek sam sobie wezmę!
Nie zdążyłam zaprotestować, bo był już przy mnie i wsunął obie dłonie pod materiał bluzki, żeby ją ze mnie ściągnąć. Od rana nie miałam na sobie biustonosza, o czym on oczywiście wiedział, więc broniłam się jak mogłam przed tą napaścią. Ciężko mi było zachować powagę, kiedy Jacob dosłownie zaśmiewał się z moich prób odklejenia od siebie jego gorących rąk. Ten śmiech był zaraźliwy i po chwili sama zaczęłam chichotać. Boże... uwielbiałam widzieć go takiego rozbawionego.
Samochód Emily miał trzy połączone ze sobą miejsca z przodu i Jacob jedną dłoń podsunął pod moje pośladki i przyciągnął mnie do siebie, jak się dało najbliżej, a że nadal usiłowałam się wyswobodzić, to obydwoje straciliśmy równowagę i w efekcie całej tej akcji Jacob wylądował na mnie, odbierając mi na moment możliwość oddychania.
- Trzeba było od razu mówić, że chcesz być na dole - szepnął mi do ucha rozbawionym tonem.
- Obawiam się, że chwilowo musisz się poddać. Czuję, że mam poczucie misji...
Podniósł się na przedramionach, żebym mogła oddychać, i szeptał do ucha powodując, że całe ciało pokrywała mi gęsia skórka.
- Bells, zmieniłem zdanie, bardziej niż podkoszulek interesują mnie szorty. Uważam, że muszę, po prostu muszę, zwrócić je Leah… Wiesz, ja odczuwam to, co ona czuje, telepatia, pamiętasz? Więc zrozum, że sprawa odzyskania tych gatek jest niemal priorytetowa - paplał do mojego ucha jak najęty, próbując jedną ręką rozpiąć guziki od moich spodenek.
- Jezuuu, szkoda że nie ma ich więcej - westchnął. - No cóż, poddam to zapięcie wnikliwszej analizie z bliska.
Podniósł się i pochylił nad moim brzuchem. Pocałował mnie w okolicy pępka, później nieco niżej… i niżej.
- Jake, co ty…?
- Ciiiii...
Powoli rozpinał guziki spodenek, zsunął je z moich bioder i popatrzył zadowolony na efekt swojej pracy. Wyzwolenie mojego ciała z jednej warstwy ubrania jednak mu nie wystarczyło i delikatnie pocałował mnie w miejsce, gdzie zaczynała się koronka majteczek. Serce waliło mi jak szalone i nauczona już doświadczeniem wiedziałam, że on doskonale wie, jak na mnie działają te pieszczoty. Nie czułam wstydu, chociaż dwa dni temu taka scena nie przyszłaby mi nawet do głowy. Czułam, że płonę między udami. Gotowa byłam prosić, błagać o dotyk. Jake czytał w moich myślach i nie pozwolił mi czekać. Nie miałam ochoty się kontrolować, chciałam mu pozwolić na wszystko, doprowadzał mnie do szaleństwa delikatnymi ruchami swojego języka. Podobało mi się to, że sam czerpał z tego zadowolenie, patrzył czasem w moje oczy, szukając potwierdzenia przyjemności. Miałam przyspieszony oddech, jedną dłoń wplotłam w jego gęste włosy, drugą trzymałam w jego dłoni. Przez te kilkanaście minut był moim jedynym łącznikiem z rzeczywistością. Istniało tylko moje ciało, jego usta i rozkosz. Tak, nie ukrywam… usłyszał tam znowu – Jake... jeszcze... - A później, po wszystkim, długo leżałam w jego ramionach. Byłam w stanie tylko wyszeptać:
- Jesteś dla mnie końcem świata i jego początkiem. Uderzasz we mnie, rozbijając na miliardy molekuł, a później łączysz na nowo, za każdym razem inaczej.
Jake uśmiechnął się i powiedział tylko: - Jest północ, Bello.
Już naprawdę musieliśmy wracać.
Charlie czekał na mnie przed domem.
- Isabello! Czy ty wiesz, która jest godzina? Jutro idziesz do szkoły, tak? - Isabello? Oj, był wściekły jak diabli.
- To moja wina, Panie Swan, uparłem się, żeby odwieźć Bellę do domu, a później straciliśmy poczucie czasu wypróbowując nowy sprzęt grający w samochodzie Emily - dodał Jacob z niewinną miną. No w istocie - SPRZĘT sprawował się znakomicie.
Charlie uśmiechnął się lekko, jak zawsze kiedy wspominał własne młodzieńcze wybryki i łagodnym już tonem dodał:
- Dziękuję, że byłeś tak miły. Martwiłem się, że Bella będzie sama wracać samochodem w nocy. A teraz pora spać, dzieciaki. Wakacje dopiero za trzy dni!
- Dobranoc, Panie Swan. Dobranoc, Bells.
- Cześć, Jake. Dzięki za… podwiezienie. - Gryzłam się w język, żeby nie parsknąć śmiechem.
- Cała przyjemność po mojej stronie.
Jak Boga kocham, robił wszystko, żeby wsypać mnie przed ojcem.
Odwróciłam się i poszłam potulnie za tatą, który z zadowoleniem stwierdził:
- Jaki to miły młody człowiek. Dobrze go Billy wychował, taki uczynny!
- Tak… prawdziwy altruista – mruknęłam cichutko pod nosem, idąc pokornie za Charliem w kierunku wejścia. Mogłabym jednak przysiąc, że słyszałam, jak Jake parsknął śmiechem wsiadając do samochodu. Więc słuch też miał dobry.
Poniedziałek.
Nic mi się nie śniło. Chyba tak wymęczyły mnie te różnorodne wrażenia poprzednich dwóch dni, że umysł miłosiernie odpuścił mi senne majaki.
Wstałam wcześniej niż musiałam, przygotowałam Charliemu śniadanie, staranniej niż zwykle uczesałam się, zrobiłam lekki makijaż, ubrałam krótką, białą sukienkę, jedną z dwóch, jakie w ogóle posiadam, i w doskonałym humorze zadzwoniłam do Jessiki, żeby wstąpiła po mnie, jadąc do szkoły. Energia wręcz mnie roznosiła, co nie uszło uwadze przyjaciółki, bo przecież w poprzednim miesiącu miałam dokładnie odwrotny humor.
- No i jak, Bells, minęła ci niedziela? Ja spałam do południa, aż rodzice się zaczęli martwić, ale mówię ci, warto, sobotnia impreza była super, nie sądzisz? A towarzystwo z rezerwatu, bomba! Oczywiście ten Black bije wszystkich na głowę, zgodzisz się chyba? Jezu, jaki on przystojny, a tyłeczkiem mógłby reklamować jeansy Guessa, nie? Zresztą cały nadaje się do schrupania, chociaż powiem ci, że Embry też niczego sobie, a widziałaś klatę Jareda? Super są te chłopaki, kurczę, chyba się zgubię w tych ich lasach, może któryś mnie znajdzie... Bells, co się nic nie odzywasz?
- Jess, a dajesz mi szansę? - roześmiałam się głośno.
- Ok, jak zwykle, ja to jednak ja... No dobra, to co robiłaś wczoraj?
- Spędziłam cały dzień z paczką Jacoba.
- Ty diablico! Nie marnujesz ani minuty! Jeden ledwo wyjechał, a ty już ograbiasz Forks z następnego słodziaka!
- Jess, to nie takie proste. Jake nie jest moim chłopakiem, a Edward nie wyjechał na zawsze.
- Dobra, dobra, nie umniejszysz tym mojej zazdrości o widoki, które miałaś wczoraj tylko dla siebie. Szczęściara!
Chciało mi się śmiać z uniesień Jessiki, choć z drugiej strony poczułam niemiłe ukłucie w sercu na myśl, że prawdopodobnie ten diabeł na wszystkie kobiety działa tak samo. Edward też przyciągał damskie spojrzenia, jednak był nieprzystępny i każda ewentualna rywalka została spłoszona jego chłodem. Jake był jego przeciwieństwem, przyciągał jak magnes, radość życia udzielała się każdemu, kto przebywał w jego towarzystwie, a zwykłe, kurtuazyjne zainteresowanie rozmówcą, mogło być łatwo pomylone z ciekawością innego typu. Jestem zazdrosna?
Przerwałam te niemiłe przemyślenia, kiedy zaczęły się zajęcia, i z ulgą przyjmowałam słowotok moich kumpli dotyczący zbliżającego się końca semestru. Dobry humor powrócił. Nie na długo...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez variety dnia Śro 21:29, 06 Paź 2010, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
be_a88
Nowonarodzony



Dołączył: 25 Sie 2009
Posty: 16
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Forks

PostWysłany: Czw 13:51, 07 Paź 2010 Powrót do góry

Nie umiem, szerze powiedziawszy pisać konstruktywnych komentarzy ale postaram się by przynajmniej wyszło ładnie i z sensem :)

Dobra, więc poddając analizie - nie wnikliwiej a raczej bardziej skłaniającej się ku ogółowi , ponieważ zdaje sobie sprawę, że są tacy którzy jeszcze nie czytali i nie będę psuła frajdy - resztę opowiadania, jestem w stanie powiedzieć, że masz genialne podejście jeśli chodzi o muzykę (najbardziej chyba cieszy mnie LightHouse, OR i KofL - kocham te zespoły i ciebie, za ich zastosowanie ...), dzięki niej opowiadanie i tak gorące podnosi temperaturę równą słońcu, ponadto jeśli już miałabym napomknąć o moich perełkowych fragmentach zabrakłoby miejsca na wpis.
Ale w skrócie - pomysł na to opowiadanie to istne mistrzostwo. Powalający na łopatki humor, knowań, intryg bez liku, problemy, radości etc, etc. Można wymieniać i wymieniać. A właśnie, odnośnie humoru...:
O matko przenajświętsza!!! (...i to mówi bierna katoliczka...!) ;-)*oddycha* - taa raczej *hiperwentyluje* Very Happy Teksty chłopców i Leah po prostu mnie wykończą!! Dawno tak nie płakałam... ze śmiechu - oczywiście nie chwaląc się, dosłownie w kilku kluczowych momentach zabrakło mi tchu i o mało nie oplułam monitora!!! Very Happy
Reeeewelacja!!! Z tak fantastycznymi i mega pokręconymi i tragicznie komicznymi tekstami - przez, które notabene, śmieje się przez cały dzień, nie miałam do czynienia od dłuższego czasu!!
Dzięki magii jaka bije z tego opowiadania ma się zupełne wrażenie, jakby uczestniczyło się we wszystkim co dzieje się w twoim świecie, twoim La Push! Po prostu uwielbiam te wszystkie ich potyczki słowne! Ale nie tylko na to składa się to genialne opowiadanie... Oczywiście są momenty krytyczne gdzie serducho podchodzi do gardła, ale cała reszta !! Po prostu WOW. Nie jedna pisarka pozazdrościłaby wyobraźni i wrażenia jakie pozostawia po sobie przeczytanie tej historii.
Dzięki tej innej wizji jestem wstanie nawet zrezygnować na krótką chwile z oryginału i trwać w nie małym zauroczeniu La Push, chłopcami i całą resztą. Very Happy

Mam nadzieje że nie narobiłam spojlerów i nie zostanę zlinczowana a tylko zachęcę jeszcze większe grono do zapoznania się z tym opowiadaniem. Oczywiście z wielką niecierpliwością czekam na ciąg dalszy.

Ps. Mam również nadzieję, że nie przesadziłam z tym cukrem bo wysypałam prawdopodobnie jakieś 10 kg na ten wpis ...

Zauroczona do szaleństwa "Dżejkusiem" i resztą watahy 'Twisted Evil'
Wielka Fanka
be_a88


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez be_a88 dnia Czw 13:52, 07 Paź 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin