FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Jacob i Bella. Wyrównana... [NZ][+16] c32, 16.08 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
plamka14
Nowonarodzony



Dołączył: 24 Sie 2009
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Nie 21:56, 31 Paź 2010 Powrót do góry

Jej, uwielbiam to.
Najbardziej cięte riposty Lei w stosunku do ... wszystkich właściwie i Jake'a do siostry <3
Podniosłaś mi ciśnienie tą walką... myślałam o stratach w ludziach, ale jestem zaskoczona... chyba pozytywnie ;p
Leah wpojona w Bellę? Oryginalne, nie powiem, że nie. I to jak się owo wpojenie objawia.

Pisz dalej, w swoim cudownym stylu
(i nie, nie podlizuję się, wbrew pozorom xd)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez plamka14 dnia Nie 22:00, 31 Paź 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
mermon
Wampir weteran



Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 3653
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 177 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Pon 9:41, 01 Lis 2010 Powrót do góry

Och, Variety! Cudne. Uwielbiam Bellę i Jacoba w twoim wydaniu. Twój opis ich związku o wiele bardziej mnie elektryzuje niż związek Belli i Edwarda. Oni są po prostu kochani razem. Czuć ich miłość, pożądanie i przyciąganie. Moment wejścia mamy - bezcenny. Piszesz tak pięknie i naturalnie, że to wszystko żyje.
Do następnego razu. Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Aurora Rosa
Dobry wampir



Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 695
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 54 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z własnej bajki

PostWysłany: Pon 12:19, 01 Lis 2010 Powrót do góry

Zachwycac nad historią się nie będę, bo jeszcze ci sodówka uderzy i co my zrobimy?? Very Happy więc powiem, że jest nieźle i masz pisac dalej ku ogólnej uciesze czytających Very Happy
zanoszę się od śmiechu czytając rozmówki między siostrą oddziałową a Jackobem Very Happy no majstersztyki poprostu. Uwielbiam ten typ żartów podszyty delikatnie skojarzeniami a jednak takie niewinne. Takie z wyczuciem.
Pojawilo sie juz po raz kolejny stwierdzenie, że Jackob i wataha maja w sobie tyle życia. Wiem że to w odniesieniu do umarlaków ale ja bym ich inaczej okreslila. Oni mają w sobie radość z życia, energię która z nich poprostu kipi. Czytając o ich zagrywkach, odzywkach i zachowaniach sama mam lepszy humor.
Więc pisz Variety dalej bo czekam z niecierpliwością.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
sheila
Zły wampir



Dołączył: 12 Lis 2008
Posty: 428
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Hogwart w La-Push, na Upper East Side.

PostWysłany: Pon 22:12, 01 Lis 2010 Powrót do góry

Nieśmiało zaglądam tu, z małym strachem, że pani variety mnei skrzyczy za to, że nie byłam systematyczna w komentowaniu, ale juz na pw sie wytłumaczyłam. Na przeprosiny mam:
Image
Niestety w piżamce opierającego sie o futrynę w szpitalu nie szło znaleźć, ale lypszy rydz niż nic ( i to jaki rydz ) :D

rozdz. VI
Tak jak mowiłaś, rozdział genialny! No czytałąm z otwartą szczeną i długo jej nie mogłam zmaknąć. Wgl jak Ty wpadłaś na taki fantastyczny pomysł kochana, co??
Totalnie mnie zaskoczyłas i to oczywiscie pozytywanie, całkowicie świetna rozkmina, z tą Leą i tym nowym życiem. Dziwne, że Jacob nic nie robi z tym, bo przeciez jasne jest to, że jezeli L. jest wpojona w B. to On nie moze.
Chłopaki na oddziale niemożliwie kochani, Jacob drażniący sie z oddziałową- miodzio :)
Cytat:
- Jake?
- Jake!
- Bells?
Słyszał!
- Bells? Jakim cudem...
- Sorry - dołączył trzeci głos.
- Leah?! - krzyknęliśmy w myślach obydwoje.

Ania w śmiech :D
Cytat:
- Jeszcze, jeszcze - usłyszeliśmy entuzjastyczne głosy krztuszących się ze śmiechu Paula, Quila i Embry’ego.

[pwtórka z rozrywki- Ania w śmiech!

rozdz. VII
Co chwila się smiałam, rozdz. z duża dawką humoru, tak wgł to chciałam się zapytac skąd Ty bierzesz te cięte txt Leah i droczenie sie Jacoba z oddziałową - czyżby z własnych przeżyć? ^^
Jezeli to jest poczatek dopiero, teglo dlugiego ff, to ja juz sie nie moge doczekac dalszych częsci. To jest dopeiro 7rozdział, a tak wiele sie dzieje i to dzieje sie tak fajnie :)
Cytat:
- Marzyłem, żeby poznać anioła, któremu zawdzięczam Bellę.

Mwhaha!
Cytat:
- Jakby tak siostra dała mi ją najpierw zmęczyć...
- Won!

ostra siostrzyczka :D poza tym, Jacob jest jeszcze bardziej sympatyczny niz w sadze i szczerze nie wiem, jak to zrobiłaś, że tak cuudownie go wykreowałaś :)

Varietko, przepraszam, że tak skromnie komentuje ostatnio, ale naprawde postaram się tp nadrobić wraz z pojawieniem się nowych rozdziałów.

ps: jak miło, że tęsknisz za moimi komentarzami ^^ :*

xoxo


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
variety
Wilkołak



Dołączył: 21 Lip 2010
Posty: 143
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 32 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Tarnów

PostWysłany: Pon 22:44, 01 Lis 2010 Powrót do góry

A cóż by mnie tak motywowało do działania jak nie komentarze?:) Już nie chodzi o miodek, który leje się na moje serce, ale o to ŻE KTOŚ CZYTA!!! By the way, z czasem się rozkręcam, więc tekstów w zaprezentowanym stylu będzie więcej, poza tym dojdzie nam duża dawka Setha, który rozbucha się jako postać do potęgi i będzie jednym z jaśniejszych akcentów w świadku La Push! (Zresztą nie tylko on, bo generalnie wzięłam pod lupę prawie każdego z Watahy, tudzież dodałam kilka nowych osób. Cóż, blog istnieje, tekst teraz liczy 450 stron i nadal rośnie, więc jeszcze sporo przed nami;))) A beta już majstruje przy następnym kawałku. Co do dialogów-tak to zdecydowanie mój idiolekt, są osoby, które twierdzą że mam dar do "odbijania piłeczki"Wink A teraz please, niech ktoś skomentuje po mnie, bo nie będe mogła dotać tekstu:( Dzięki za każde słowo!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
mermon
Wampir weteran



Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 3653
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 177 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Wto 1:08, 02 Lis 2010 Powrót do góry

Ależ proszę bardzo, Variety, wklejaj dalej ku naszej uciesze. Laughing
Jak ty juz napisałaś 450 stron i piszesz dalej, to mamy zapewnioną lekturę na długi czas. Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
variety
Wilkołak



Dołączył: 21 Lip 2010
Posty: 143
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 32 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Tarnów

PostWysłany: Śro 12:00, 03 Lis 2010 Powrót do góry

Oto następna dawka, kam4a się uwinęłaWink By the way, cieszą mnie wasze komentarze(to chyba oczywiste) i mam nadzieję, że znajdziecie czas żeby znowu się odezwać. A może dojdą nam na forum nowe twarze?:) Pozdrawiam!



Parsknęłam śmiechem, a siostra wzniosła oczy do nieba i wyszła za nim, chcąc chyba dopilnować, żeby trafił do swojej sali.

Reszta dnia zapowiadała się spokojnie. Musiałam tylko poczekać na możliwość rozmowy z lekarzem i poprosić go o wypis do domu. Chciałam być jak najbliżej Jake’a. Kiedy nie było go przy mnie wszystko miało mniejszą intensywność. Jakby świat pogrążał sie we mgle. Niewiarygodne, ile ten chłopak miał w sobie słońca.
Lekarz prowadzący zawitał do mnie dopiero podczas wieczornego obchodu i zakomunikował wesołym głosem, że faktycznie wyjdę do domu.
- Pani stan jest zaskakująco dobry. Nie umiemy tego wytłumaczyć inaczej niż w kategoriach cudu. Cała państwa grupa brawurowo wymknęła się szponom śmierci. Życzyłbym sobie więcej takich przypadków.
Tatę powiadomiłam telefonicznie, że już jutro będę w domu i żeby przywiózł mi ubrania, bo te, w których mnie przywieziono, nadają się tylko do wyrzucenia. Poczytałam jakiś kobiecy magazyn, poleżałam, usiłując się zdrzemnąć, a później postanowiłam iść do Leah. Nie liczyłam na przyjacielskie pogawędki, ale Jacob się spóźniał, więc wiedząc, że w jej sali trwa codzienne zgromadzenie odwiedzających, poszłam tam w ramach rozrywki. Już na korytarzu słyszałam jej podniesiony głos, więc zamiast wejść do pokoju stałam przy drzwiach. Nie ukrywam, podsłuchiwałam.
- Co? Jak to nie było? - Leah mierzyła wściekłym wzrokiem Setha, który jak zawsze dostawał najbardziej po głowie, Embry’ego i Quila. - Nie było czekoladowych muffinek? A co to za brązowy okruszek masz na podkoszulku, Embry? Hę? Pożarliście te muffinki, zanim opuściliście piekarnię! Ćwoki! Tyle potraficie: jeść i obracać głowami za pielęgniarkami. Co, myślicie, że nie wiem, po co tak często mnie odwiedzacie? Raz, jeden jedyny raz miałam prośbę. O czekoladowe muffinki! I co? Zeżarte!
Zwabiony krzykami lekarz wszedł do sali, żeby sprawdzić, co za awanturę robi jego ulubiona pacjentka, na co Leah, nie odwracając wzroku od winowajców, wysyczała:
- A proszę, proszę, panie doktorze, niech się pan czuje zaproszony na pokaz. Mamy tu istną komedię. W 3D! To najmłodsze "D" to niestety mój brat, a dwa pozostałe to jego przyjaciele.
- Ależ pani się pięknie złości - powiedział lekarz z łagodnym uśmiechem, co wytrąciło ją nieco z walecznego nastroju.
- Panie doktorze, złościć to ja się zacznę jak nie wypuści mnie pan do domu. Mam dość bycia na łasce szpitala i mojej cudownej rodzinki.
- Przeszła pani szereg poważnych operacji. Nie sądzę...
- Jestem dorosła.
- Od bardzo dawna - wtrącił Seth.
Cisnęła spojrzeniem gromy w jego kierunku i wróciła do tematu.
- Jestem osobą dorosłą i chcę wypisać się na własne życzenie.
- To nie jest najlepszy pomysł.
- Właśnie - znowu odezwał się Seth.
- Milcz, spadkobierco wszystkich recesywnych genów rodziny!
Podsłuchiwanie próśb Leah o wypis przerwał mój tata, który wszedł właśnie na oddział niosąc torbę z ubraniami.
- Bells, zanim pójdziemy do ciebie chciałem wstąpić do Leah. Ja sam nie zdążyłem jej podziękować. To tutaj?
Zapukał grzecznie w otwarte skrzydło szklanych szpitalnych drzwi.
- Proszę! O! Pan Swan. Witam.
- Nie zajmę długo. Chciałem tylko podziękować za ocalenie mojej córki. Bez pani straciłbym mój najdroższy skarb.
- To był impuls, proszę mi nie dziękować, każdy by tak zrobił. - Ojciec uśmiechnął się i mając już wychodzić jakby zmienił zdanie. Lustrując wszystkich zebranych w stali zapytał:
- A tak przy okazji, czy ktoś z państwa wie, kto namówił moją córkę na tatuaż?
- Leah! - wykrzyknęli chórem chłopcy, zanim ona zdążyła otworzyć buzię.
Tata pokręcił tylko w milczeniu głową, machnął ręką, jakby mówiąc "dzisiejsza młodzież", i wyszedł.
Za nim w pośpiechu wybiegli też chłopcy, na ich twarzach malowało się zadowolenia żołnierza, który wygrał bitwę. Choćby wojna miała być przegrana...
Wychodząc, tata niemal minął się z Jake’em. Nie było go tylko kilka godzin, a ja cieszyłam się, jakbym nie widziała go całe wieki.
- Cześć, kochanie. – Podszedł i pocałował mnie tak jak lubię: nieco dłużej niż zwykłe cmoknięcie, ale zbyt krótko, żeby nacieszyć się drażniącą miękkością jego ust. - Tęskniłaś?
- Nie, nic a nic - skłamałam przekornie. – Wiesz, byłam zajęta. Ci stażyści... Ech, niewiarygodnie się starali... Jak mężczyzna się stara, to potrafi być taki delikatny.
- Milcz, kobieto - rzucił lekko zirytowany, czując, że jednak żartuję. - A wiesz, że zalecono mi rehabilitacje? Nawet byłem się zapytać o szczegóły. Pani rehabilitantka wyraźnie ucieszyła sie możliwością współpracy. Widać moja sława mnie wyprzedza - zaśmiał się, mając chyba na myśli siostrę przełożoną. - Bardzo miłe dziewczątko - kontynuował, żeby odbić piłeczkę w kwestii stażystów. - Taka urocza blondyneczka o kręconych włosach. W typie Scarlett Johansson. Nie wiem, jak taka kruszynka dałaby sobie ze mną radę... Ale cóż, nawet w FBI mówią, że największe bomby przychodzą w najmniejszych listach. Chyba się zdecyduję na te zabiegi, intryguje mnie, ile siły jest w tym dziewczęciu...
- Dobra już, przestań, bo ci osobiście zamknę buzię.
- To w takim razie jeszcze dodam parę słów - powiedział uśmiechając się i przymykając powieki, jakby gotowy do obiecanego kneblowania.
Pochyliłam się w jego kierunku, ujęłam go lekko pod brodę i wbrew tego, czego prawdopodobnie się spodziewał, bez żadnych wstępów włożyłam mu język w usta. Hmm... tyle był zdolny wymruczeć, a ja przez moment poczułam, że mój zdecydowany wybuch namiętności go rozbroił. Zupełnie mi się poddał, nadal nie otwierał oczu, a ja pieszczotami ust i języka chciałam mu przekazać, jak bardzo go pragnę.
-Isabello Swan! - usłyszałam za plecami głos mojego ojca. - Chyba jednak niewiele wiem o swojej córce! - dodał po chwili krępującego milczenia Charlie, patrząc na nas ze zdumioną miną, w której niestety zauważyłam też rozczarowanie tym co zobaczył, wchodząc do sali. - Wróciłem, żeby uzgodnić z tobą, o której mam odebrać cię ze szpitala, i co widzę? Mam rozumieć, że...
- Nie - powiedziałam.
- Tak - rzekł równocześnie półprzytomny Jacob.
- Tato... - w końcu wydobyłam z siebie głos. - Jake i ja... jesteśmy... jakby razem.
- No JAKBY na to wygląda - powiedział ojciec z nachmurzoną miną. - Mam nadzieję, że nie tak wyglądają twoje serdeczne relacje ze wszystkimi PRZYJACIÓŁMI, jak ich ostatnio nazwałaś. Jake, wybacz bezpośredniość, ale muszę porozmawiać z moją córką na osobności. I nie ciesz się przedwcześnie, z tobą też zamienię parę słów.
Jacob wstał, popatrzył na mojego ojca jakby chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował i po prostu wyszedł.
Zostałam sama z rozjuszonym Charliem, który na domiar złego zamknął za Jake’em drzwi. Szykowała sie burza z gradobiciem.
- Mam rozumieć, że to właśnie ON tak cię ciągnął do rezerwatu? I to jemu zawdzięczam twoje nagłe zainteresowanie życiem niedźwiedzi? I ten wypadek? I wcześniejszą jazdę na motorze? Bo, o ile wiem, hobby Jake’a to właśnie motoryzacja, tak? Czy ty w ogóle potrafisz wchodzić w relacje z chłopcami bez szpitalnych konsekwencji?!
Charlie był naprawdę zły.
- Najpierw Edward, który postanowił odejść, wpędzając cię w depresję, a teraz Jacob? Ok, Bells, nie lubiłem Edwarda, wydawał mi się taki... zbyt dorosły jak dla ciebie, ale Jake? Z jego ojcem się przyjaźnie i znam dzieciaka od dzieciństwa, nie kwestionuję, że jest to dobry chłopak, ale jeśli liczysz na moje przyzwolenie w kwestii jego seksualnej edukacji, to się grubo mylisz. Zanim zaczniesz się obściskiwać z napalonym młokosem, a wierz mi co mówię, bo też byłem młody, naucz się odpowiedzialności! Weto, Bells! Jedziesz niedługo na studia i mam nadzieję, że zajmiesz sie tam czym innym niż miłostkami. A o rezerwacie zapomnij! - I wyszedł wściekły na korytarz.
I tak samodzielnie zrujnowałam własne marzenia dotyczące spędzenia reszty lata w męskich ramionach pewnego gorącego bruneta.

W obecnej sytuacji wypadałoby usiąść dostatecznie blisko ściany, żeby móc swobodnie walić czołem w mur nad ogromem własnej głupoty. Z drugiej strony, skąd mogłam wiedzieć, że Charlie się wróci?
Rozumiałam doskonale mojego ojca. Jake był synem jego przyjaciela i kimś w rodzaju mojego młodszego braciszka, fajnego kumpla do wyciągania z psychicznych dołków w jakie wpadałam za sprawą Edwarda (według mojego taty), i generalnie widok półprzytomnego Jacoba, którego usta jego córusia penetruje z wypisaną na twarzy przyjemnością, nie mógł przejść bez echa. Miałam tylko nadzieję, że nie poleci ze swoimi wnioskami do Billy’ego. Podejście ojca Jacoba do całej tej sytuacji było ciężkie do określenia. Raz tylko widział jak się całujemy, ale przy całym zamieszaniu z Sarah Lee mógł dojść do wniosku, że to tylko takie żarty. Co czuje do mnie jego syn mogło być mu wiadome, ale na pewno pojęcia nie miał, co do niego czuję ja. I być może nawet nie wiedział, że chłopak ostatnio trochę wydoroślał... a ja mu w tym pomogłam. Nie chciałam o tym wszystkim rozmyślać. Czułam się źle. Byłam sama i tęskniłam za Jake’em, a najgorsze w tym wszystkim zdawało się być to, że nie wiedziałam, ile będę musiała tak żyć, bo nie bardzo wyobrażałam sobie teraz odwiedziny u niego w rezerwacie, a tym bardziej jego obecność u mnie. Charlie nie miał wyjścia, wcześniej czy później musiał się pogodzić, że znowu się z kimś spotykam. Lepiej jednak, żeby oswajał się z tym powoli. Inaczej będę w La Push... prosić o azyl.

Kiepsko spałam tej nocy. Właściwie nie wiedziałam czy śpię, czy tylko czuwam. Desperacko chciałam nawiązać z Jacobem jakiś telepatyczny kontakt, ale albo on spał, albo faktycznie wraz z brakiem obecności wampirów wilcze cechy zanikały.
Nad ranem przyszedł sen.
Jak kadr z filmu puszczony w zwolnionym tempie. Wyrwałam się Jake’owi, który trzymał mnie mocno za rękę, i, gotowa do skoku, w powietrzu przemieniłam się w wilka. Puściłam się pędem za ciemną sylwetką znikającą wśród leśnej gęstwiny. Przez moment mignęła mi twarz tej osoby... Edward. Obudziłam się płacząc.
Żeby nie zwariować odłożyłam analizę tego na później. Musiałam się jednak z tym tematem zmierzyć, zbyt często moje sny okazywały sie prorocze.
Rano Charlie przyjechał po mnie na oddział, podziękował za opiekę nade mną lekarzom i pielęgniarkom, pomógł mi się spakować i ubrać, poczekał, aż dostanę kartę z wypisem i recepty na leki do stosowania w domu, zaglądnęliśmy na moment do Leah, ale nie była zbyt chętna na czułe pożegnania (widocznie źle znosiła to, że jako jedyna została jeszcze na oddziale) i skierowaliśmy się ku wyjściu ze szpitala. Na korytarzu spotkaliśmy się z Samem, Emily i... Jacobem.
- Dzień dobry, panie Swan. Cześć, kochanie! – wesoło, jak gdyby nigdy nic, przywitał sie z nami. Na szczęście nie zamierzał mnie całować na powitanie.
Charlie zmierzył go chłodnym spojrzeniem i odpowiedział:
- Dzień dobry. - A do mnie rzucił: - Bello, masz tu kluczyki, poczekaj chwilkę na mnie w samochodzie, muszę zamienić z Jake’em kilka słów na osobności.
Sam i Emily poszli do Leah, Jake został z moim ojcem w hallu, a ja, jak grzeczna córeczka, nie chcąc drażnić ojca, poszłam do samochodu. Cóż, w miejscu publicznym pałką go nie zdzieli.
Ojciec wrócił po dziesięciu minutach, spokojny i podejrzanie nieprzenikniony.
Całą drogę milczał. Ja też.
W końcu, będąc już w domu, powiedział:
- Jedno smarkaczowi trzeba przyznać, po ojcu odziedziczył determinację.
I tyle tylko dowiedziałam się o przebiegu ich rozmowy. Postanowiłam dać Charliemu czas na przegryzienie tematu do wieczora, a wtedy ponownie zaatakować.
Zajęłam się praniem i sprzątaniem, bo ostatni raz byłam w domu tej nocy, kiedy musiałam się błyskawicznie spakować i jechać z Jake’em do rezerwatu. Około ósmej wieczorem zeszłam na dół przygotować Charliemu kolację, i z całym talerzem jego ulubionej zapiekanki zasiadłam wymownie naprzeciwko niego.
Jadł, wyraźnie zadowolony.
- Tato - odważyłam sie zacząć - w tym naprawdę nie ma nic złego. Po prostu tak wyszło, wiesz, że zawsze byliśmy pokrewnymi duszami. Już dawno wpadłam mu w oko i... i... bardzo się starał. - Niestety przed oczami stanęły mi jego starania w namiocie i moja twarz o mały włos nabrałaby koloru dobrego rocznika burgunda. - I... no wiesz...
- Yhy... pokrewnymi duszami? - parsknął Charlie z pełną buzią. – Wybacz, Bells – przełknął - ale ledwo otarłaś łzy po niejakim Cullenie, tak? Co do pokrewieństwa dusz nie mam obiekcji, natomiast pocałunek, który niestety zobaczyłem, z duszą akurat miał niewiele wspólnego!
- Tato... jestem dorosła.
- A on nie!
- Ale za kilka tygodni będzie!
- Więc za kilka tygodni wrócimy do tej rozmowy! Akurat nabierzesz większej perspektywy poznając studentów na uniwersytecie.
Ręce mi opadły.
- Tato. Kocham go. Dał mi tyle, ile tylko byłam w stanie przyjąć. Był zawsze przy mnie, dawał mi radość, nadzieję, słońce...
- Bells, powiem tak: wolę nie wiedzieć, co on tobie, a tym bardziej co ty jemu dałaś, a na razie nie chcę słyszeć o żadnych relacjach damsko-męskich pod moim dachem.
Grochem o ścianę.
Nie odezwałam się więcej i powlekłam zrezygnowana do swojego pokoju. Posiedziałam chwilkę na łóżku starając się uspokoić, później poszłam do łazienki wziąć długą kąpiel. Była dziesiąta, nie chciało mi się spać, ale na oglądaniu telewizji czy czytaniu nie byłam w stanie się skupić. Zgasiłam światło.

Szczerze liczyłam na to, że Jake przyjdzie. Było to cholernie ryzykowne, bo Charlie był właśnie w swojej szczytowej fazie alergii na jego osobę, lecz z drugiej strony ryzyko działało na Jacoba bardziej mobilizująco niż zniechęcająco. Około północy malutki kamyczek uderzył w moje okno. Wstałam, zobaczyłam go na trawniku i wpuściłam do środka. Znalezienie się w pokoju zajęło mu jak zwykle kilka sekund. Był ubrany w ciemne jeansy i czarny podkoszulek, chyba żeby nie wyróżniać się na tle pogrążonych w ciemnościach krzewów przed moim domem.
Miałam gotowe przemówienie na temat bezpieczeństwa, komplikacji, strategii obłaskawiania Charliego, ale Jake, bez słowa powitania, wziął mnie w ramiona i zabrał mi możliwość nie tylko mówienia, ale i oddychania. Całował mnie tak, jakby pierwszy raz miał okazję poznać smak moich ust, dłońmi błądził pod malutką koszulką do spania, czym spowodował, że znajomy motylek w brzuchu przybrał rozmiary pokaźnego wróbelka.
- Jake - próbowałam odkleić sie od jego ust. - Jake!
- Wiem, też cię kocham!
- Na litość boską, jak nas Charlie nakryje to jeszcze dziś będziemy musieli opuścić stan, a może i kontynent.
- Razem? Nie kuś - ściągał niecierpliwie ramiączko mojej koszulki.
- Jake, czy ty w ogóle wiesz, o czym ja mówię? - usiłowałam je z powrotem ubrać.
- Wybacz małą gotowość do czynnej dyskusji, ale hormony mi zalewają szare komórki - odpowiedział z prostotą i słodkim uśmiechem.
- Jake! Ja nie żartuję! – Walczyłam, żeby ubrać drugie ściągnięte przez niego ramiączko i jedną ręką naciągnąć z powrotem majteczki, które pod jego sprawnymi palcami zsuwały się na dół.
- Ciii... Jutro mi wszystko opowiesz. - Widać było, że w ogóle nie słyszał o czym staram się z nim rozmawiać.
Na moment mnie uwolnił ze swoich objęć i błyskawicznym ruchem ściągnął podkoszulek. Nie zrobiłam nic sensownego z tą chwilową wolnością, bo tak na mnie działał widok jego ciała, że aby oprzeć się chęci dotykania skóry musiałabym zamknąć oczy i doznać nagłej amnezji.
Półnagi na nowo wrócił do prób rozebrania mnie z tej odrobiny jedwabiu jaka dzieliła jego wzrok od upragnionego widoku.
- Jake, zaraz wpadnie tu Charlie... – wyszeptałam, zaskoczona, że w ogóle jestem jeszcze w stanie mówić.
- Charlie śpi.
- Obudzimy go!
- A będziesz krzyczeć? - zmysłowo wymruczał mi do ucha, sprawiając, że resztki mojego rozsądku znowu przerzedziły szeregi.
Na moment oderwał ode mnie swoje dłonie i szybko lustrując pokój jednym ruchem zdarł pościel z łóżka i rzucił ją na podłogę.
- Co ty wyprawiasz?
- Jeśli twój krzyk nie obudzi Charliego, to skrzypienie łóżka na pewno. Ja nie ważę tak mało, jak ty. - I jedną ręką odpiął guziki swoich spodni, które sekundę później wylądowały w kącie razem z podkoszulkiem.
- Już zawsze tak to będzie się odbywało? Wpadasz w nocy oknem i pół minuty później jedyną ubraną osobą w domu jest mój ojciec? - zaśmiałam się. - Zmieniłeś się, chłopczyku. Wcześniej taki nie byłeś - dodałam.
Popatrzył na mnie roześmianym spojrzeniem i powiedział:
- Nie byłem i żałuję każdej zmarnowanej minuty.
- Kocham cię.
- To przestań walczyć z moją dłonią - roześmiał się cicho, odsuwając moją wciąż asekurującą majteczki rękę.
Nagi jak go Pan Bóg stworzył, przywodził na myśl atletycznych modeli starożytnych rzeźbiarzy. W idealnej harmonii jego ciała było wręcz coś bezwstydnego.
Pociągnął mnie niecierpliwie na podłogę. Położyłam sie pierwsza, a on, żeby mnie nie zgnieść, ułożył się miedzy moimi udami, podpierając na przedramionach.
- Bells - szeptał co kilka słów, całując moją szyję. - Wybacz, tak bardzo cię pragnę... Miało być romantycznie i bez pośpiechu, ale...
I wszedł we mnie.
Pociemniało mi w oczach z rozkoszy.
Wtuliłam usta w jego szyję, żeby nie krzyknąć.
Starał się być delikatny, wsłuchiwał się w reakcje mojego ciała, tak długo i gorliwie mnie kochał, że w końcu z zadowoleniem ujrzał, jak oczy zachodzą mi łzami i tracę nad sobą kontrolę. Odszukałam jego usta, żeby po raz drugi jękiem nie obudzić Charliego. W samą porę, bo inaczej spowodowałby to Jake.
Rozsądek nakazywał, by rozstać się szybko ciesząc się, że szaleństwo uszło nam na sucho. Jednak ostatnio nie miałam w zwyczaju słuchać rozumu, co wcześniej udowodniłam sceną szpitalną, a teraz wpuszczając Jacoba do pokoju.
Leżeliśmy na rozrzuconej na podłodze pościeli, oboje spoceni i zmęczeni.
- Jake...
- Chcesz jeszcze?
- Ha, ha, ty tylko o jednym. Jakich argumentów mam użyć, żeby przekonać Charliego?
- Nie wiem, odniosłem wrażenie, że nie ja jestem największym problemem, ale fakt, że córeczka dorosła i... sama rozumiesz. Dobrze, że nie do końca wie jaki dynamit ma w domu.
- Dynamit? Hmm.... Miałam rację mówiąc, że to TY jesteś iskrą.
- Bells, kocham cię. Tylko to się liczy.
- Jake, chciałabym żyć normalnie. Nie jestem już dzieckiem.
- Charlie myśli, że to ja nim jestem.
- O czym rozmawialiście gdy siedziałam w samochodzie?
- O odpowiedzialności, wadze uczuć, i różnych takich.
- I...
- Powiedziałem mu, że... Zresztą nieważne, Bells, takie tam męskie pogaduszki, no wiesz, jak to napalony młokos i tatuś wybranki...
- Jake! Co powiedziałeś?
- Prawdę.
- Czyli?
- Że kocham cię od zawsze, jestem niekompletny bez ciebie i wszelkie jego próby pozbycia się mnie z twojego życia są skazane na porażkę, bo ja WIEM, i jestem tego absolutnie pewien, że nie istnieje przeszkoda, której bym nie ominął. I czy tego chce, czy nie, kiedyś będzie moim teściem!
- Nie powiedziałeś tego - roześmiałam się.
- No... hasło „teść” nie padło, ale tylko dlatego, że Charlie zostawił mnie w połowie zdania. Nie przejmuj się, Bells. Przy Edwardzie i Volturich twój ojciec to czysta przyjemność.
Zamyśliłam się. Jake miał zupełnie inne spojrzenie na tą całą sytuację. Gotów walczyć i ukrywać się nie wiadomo jak długo, żeby tylko w końcu dopiąć swego. Ostatecznie dzięki temu uporowi był ze mną. Ja jednak byłam niecierpliwa, chciałam oficjalnie się z nim pokazywać i nie czuć na plecach podejrzliwych spojrzeń mojego taty. W jednym Edward i Jake byli podobni, dla nich czas znaczył coś innego niż dla mnie.
- Bells, chyba pora uciekać, tak?
- Kiedy cię zobaczę?
- Za parę godzin, przyjadę po ciebie i pojedziemy do Leah.
- Ale nie możesz...
- E tam, trzeba być konsekwentnym. Charlie zrozumie, że nie wygra.
- No nie wiem...
- Bells, kto jest samcem alfa? No kto? - zaśmiał się.
- No dobra, wodzu, ty wiesz lepiej.
Ubrał się, przytulił mnie mocno do siebie i jak zwykle zgrabnie wyskoczył.
Mój Jake.
Zaraz później padłam zmęczona na łóżko i natychmiast zasnęłam.
Rano postanowiłam obrać taktykę Jake’a i niereformowalnym uporem zmusić Charliego do pogodzenia się z faktami.
Uczesana i ubrana w jeansową spódniczkę i dopasowaną niebieską, kraciastą koszulę z podwiniętym rękawami zeszłam na dół przygotować nam śniadanie. Charlie siedział już przy kuchennym stole i, pijąc kawę, czytał gazetę.
- Cześć, tato. Wyspałeś się?
- Tak, a ty?
- Też - skłamałam. - Tato, jadę za chwilę z Jacobem do Leah do szpitala, podobno po południu wychodzi i chcemy jej pomóc się spakować.
- Myślałem, że wyraziłem się jasno, ROBISZ SOBIE PRZERWĘ OD REZERWATU!
- Tato, zrozum, to moi przyjaciele. Są jak rodzina.
- Nie spieszy ci się za bardzo, żeby wchodzić do czyjejś rodziny?
- Tato, chcę tylko jechać do szpitala. Co w tym złego?
- Towarzystwo!
- Przecież z Jake’em włóczyłam się odkąd pamiętam jeszcze jako dziecko, i nie miałeś z tym żadnego problemu!
- Tyle że Jake ostatnio nieco awansował w twoich oczach, mylę się?
- Tato... Błagam, to tylko przejażdżka do szpitala, jakie znaczenie ma tu obecny status Jacoba? - starałam się przymilić.
- Bells, temat uważam za zamknięty!
Ok, wobec tego będę musiała kłamać i konspirować.
Zaraz po tym, jak Charlie wyszedł do pracy, zadzwoniłam do Jake’a, żeby po mnie przyjechał.
Czekał oparty w nonszalanckiej pozie o maskę samochodu. Całym ciałem mówił "weź mnie do domu", a ja zastanawiałam się, czy wzrost temperatury mojego ciała to działanie krwi Leah, czy może brak opanowania własnej żądzy. Zmierzyłam wzrokiem mojego młodego boga, który, mimo że kompletnie ubrany, bo było zimno i pewnie nie chciał wzbudzać sensacji, robił większe wrażenie niż niejeden celebryta na rozkładówce poczytnego magazynu. Miał na sobie klasyczne jeansy w szarym, lekko wyblakłym kolorze, i biały podkoszulek idealnie eksponujący jego ciało. Niby nic, a jednak przemawiało do wyobraźni.
- Jak to robisz?
- Co takiego, kochanie?
- Spełniając zostawiasz niespełnienie?
- Przestań, bo nie dojedziemy dzisiaj na miejsce - uśmiechnął się niewinnie.
Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy do szpitala, całą drogą omawiając możliwe scenariusze naszej batalii z Charliem.
Leah siedziała na łóżku czekając na lekarza i swój wypis, wystrojona w luźne lniane spodnie i obcisły top, podkreślający jej zgrabne ciało oraz ukazujący tatuaż, kopię którego ja też nosiłam na ramieniu. Oczywiście nie była sama. Chwilę przed nami przyjechali Jared, Paul i młody Seth.
- Hej!- przywitaliśmy się z nią oboje.
- Hej – odparła, patrząc na nas podejrzliwie. - I co, Bells, pierwsza noc w domu przebiegła bez obrażeń? Zwozili w nocy kilku rannych, bałam się nawet, że to ty - dodała kwaśno. Jake się zaśmiał, a Leah z uroczym uśmiechem zwróciła do niego: - A ty, zamiast się śmiać, ubierz golf. Masz malinkę na szyi, bałwanie!
Wszyscy wybuchnęli śmiechem.
Zielonooki lekarz prowadzący nie kazał długo na siebie czekać. Przyszedł, niosąc plik recept i wyczekiwany przez Leah wypis.
- Wciąż nie jestem przekonany - zwrócił się do niej.
- Bez obaw, panie doktorze, w domu na pewno będą o mnie dbać – powiedziała, patrząc wymownie na swojego brata.
- O tak, nawet zbudowaliśmy dla niej nowy wybieg - cicho, żeby nie zostać usłyszanym, skwitował Seth.
Leah zdusiła w sobie palącą chęć walnięcia go w głowę i z miną niewinnego dziewczęcia słodkim głosem zapytała:
- To jak, mogę już iść?
- Pani Clearwater, uprzedzam, że osobiście pofatyguję się sprawdzić, czy dba pani o siebie jak na rekonwalescentkę przystało.
- Hmm... Obawiam się, że rezerwat to nie najlepsze miejsce dla pana... To znaczy, trochę niebezpieczne.
- Pełne złych wilczyc - dodał zauroczony wpraszaniem się lekarza Seth.
- I trujących padalców. Ścierwem, którym mogłoby się zainteresować National Geographic - wysyczała Leah, patrząc na niego morderczym spojrzeniem.
- Państwa adres jest w szpitalnych aktach, proszę się mnie spodziewać pod koniec tygodnia. - Lekarz z uśmiechem zignorował ostrzeżenia, uśmiechnął się do Leah i wyszedł z sali.

Jacob wziął torbę z jej rzeczami i całą szóstką ruszyliśmy w kierunku wyjścia. Obie równocześnie obejrzałyśmy się za siebie, patrząc, być może ostatni raz, na to miejsce. To tu narodziłam się po raz drugi, Leah poniekąd została matką, zielonooki lekarz zadurzył się w swojej pacjentce, doprowadziłam do konfliktu z Charliem, siostra oddziałowa zaczęła pierwszy raz myśleć o emeryturze... Chyba wszyscy wyglądaliśmy nieco osobliwie niespiesznie, w milczeniu idąc do samochodu, bo chyba nie było nikogo, kto by się za nami nie obejrzał. Piątka Indian i jasnoskóra dziewczyna, którą z resztą łączył ukryty pod bluzką tatuaż. I krew, o czym wiedzieli nieliczni.
Ten pobyt w szpitalu uleczył nie tylko fizyczne rany. Dla Leah był to pierwszy moment przyznania się do swojego wpojenia i odejścia od bólu po stracie Sama, dla mnie chwila odgrodzenia od wcześniejszego życia, choćby przez zmiany, jakie spowodowała jej krew, dla Jake’a pierwszy od dawna okres chłopięcej beztroski. Każde z nas czuło, że zatęskni jeszcze za tym miejscem.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
sheila
Zły wampir



Dołączył: 12 Lis 2008
Posty: 428
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Hogwart w La-Push, na Upper East Side.

PostWysłany: Czw 18:02, 04 Lis 2010 Powrót do góry

Ze co? Wczoraj dodany rozdział i ani jednego komentarza? NO NIE! Tak być nie moze!
Kochana, przeczytałam rozdzial wczoraj, ale dosyc póxno, wiec zostawilam komentarz na dzis, takze juz biore sie do pracy.
W pierwszym momencie jak zobaczyłam rozdział pomyslałam " o kurna długi dosyc" ale oczywiscie jak skonczyłam doszłam do wniosku, że za krótki jeszcze :P
Leah jest mocna, naprawde i nie potrzafie jej nie lubić kurcze! Ma naprawde swietne txt najbardziej chyba spodobało mi się:
- Milcz, spadkobierco wszystkich recesywnych genów rodziny!
Nic dodac nic ująć. Zainteresowala mnie sprawa zadurzenia się doktorka w L., ciekawe, czy jakas moła wzmianka o nim wyjrzy do nas w przyszłości ;>
I oczywiscie mega scena- Charlie przyłapuje młodych świntuszków! O to Bella nieczysta, jakże Ona inna niz przy Edku :) Tu sie własnie tez zdziwiłam- Charlie zabronił sie spotykać B. z J. Ale proszę ja Was, to jasne, że nic tego nie wyjdzie bo Jake'uś sie tak łatwo nie podda :) Na szczęście!
Sen Belli równiez mnie zaintruygował, nibt tylko taka mała zmianka, ale czy wiąże sie ona jakos z przyszlościa?
Cytat:
. Nie zrobiłam nic sensownego z tą chwilową wolnością, bo tak na mnie działał widok jego ciała, że aby oprzeć się chęci dotykania skóry musiałabym zamknąć oczy i doznać nagłej amnezji.

Oh ile ja bym dała, żeby Go chociaż i w tej koszulce zobaczyc! ^^
Szybka sprawa, biedny, młody Jacob, nie wytrzymal napięcie, musial sie jakos wyładowac, aż dziw, że Bella nadawała się po tym do zycia... Chociaz wygląda na to, że z niej też dobra kotka :D
Cytat:
Mój Jake.

Kurczęęęe, to takie praste, ale buziak taaaaak mi się zacieszył, bo to takie słodziutke kurcze!
No i odejscie L. ze szpitala i podsumowanie tamtego czasu, czyli ostatni akapit w tym chapie. Napisany super, chyba najbardziej spodobała mi sie ta część. Tak wszystko ogarnia i podsumowuje, jakbys zrobiła jakies oddzielająca linie pomiędzy dotychczasowymy rozdziałami a przyszłym.

Rozdział świetny! ( hmmm czy ja się nie powtarzam?? )
variety, dziekuje za powiadomienia o rozdziałac ;*
kam4a, dziękuje za to, że betujesz opowiadanie. ;*

Czekam na nowy!
xoxo


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Mirona
Wilkołak



Dołączył: 04 Lut 2010
Posty: 155
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Żory

PostWysłany: Czw 19:09, 04 Lis 2010 Powrót do góry

Ja też się rehabilituję! Wczoraj za bardzo nie miałam czasu, aby coś naskrobać, ale już to nadrabiam!
Hmm... Cóż mam powiedzieć. Kolejny świetny rozdział, nic dodać, nic ująć. XD
Cieszę się, że tak szybko wstawiasz kolejne party. Zawsze to jest jakieś pocieszenie, że mogę sobie coś fajnego poczytać po skopanym dniu.
Dobra, dobra, teraz do rzeczy.
Rozwalają mnie hasełka Lei. Dziewczyno, skąd ty bierzesz te teksty?! Normalnie chyba sama się zabiję przez śmiech ;]
Kolejna sprawa: Jacob & Bella. Normalnie cieszę się, że są ze sobą. W dodatku sceny ich "bujnej" miłości - "bravissimo"! Wink A moment, gdy wchodzi do sali Belli jej ojciec... Jego reakcja była do przewidzenia ;P
A sen naszej głównej bohaterki wprowadza kolejną nutkę zaciekawienia i tajemniczości. Cieszy mnie to ;] Wiadomo, że nie będzie nudno Wink
Tak samo, jak anka_y0 uważam, że ostatni fragment jest wyśmienicie napisany. Robi wrażenie oddzielenia i rozpoczęcia kolejnej części. Aż chce się czytać!

W sumie mogłabym to wszystko ująć jednym słowem: SUPER, ale jak nam wiadomo, jednolinijkowców nie można pisać ;P

Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział!
M. Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
variety
Wilkołak



Dołączył: 21 Lip 2010
Posty: 143
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 32 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Tarnów

PostWysłany: Czw 21:47, 04 Lis 2010 Powrót do góry

A już miałam strzelić focha i zamilknąć na wieki!:) Swoją drogą, macie moje drogie rację, nic w tekście nie pojawia się na darmo, więc to co wykukałyście, będzie miało swoje ogroooomne rozwinięcie;) I jeszcze jedno, dopiero teraz to zauważyłam-faktycznie tu zakończyła się pierwsza część historii(i oryginalnie tu miał zakończyć się blog i moja przygoda z pisaniem), można powiedzieć ze takich części przed nami jeszcze trzy, każda z nich z udziałęm naszych ulubieńców, ale w różnych proporcjach. Cóż, zobaczycie;) Cieszę się, że ktoś czyta, byłabym jednak wdzięczna za literackie pomachanie do mnie łapką, bo to czytelnik aktywny na forum sprawia, że publikacja przestaje być wirtualnym kazaniem, a zaczyna być dialogiem.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
mermon
Wampir weteran



Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 3653
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 177 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Pią 6:42, 05 Lis 2010 Powrót do góry

Hej! I ja już przeczytałam. Very Happy Buzia mi się cały czas śmieje, takie to ciepłe i fajne. Lubię wszystkie relacje miedzy bohaterami, są takie żywe i prawdziwe. Nawet zielonooki doktor wzbudza zaciekawienie. Charlie - zaborczy tatuś. Lepiej niech się cieszy, że Bella ma Jacoba, mogła gorzej trafić. Wink
Scena w pokoju Belli nareszcie taka jak powinna być. Namiętna. Jacob jest wymarzony do takich akcji i ty to świetnie oddajesz.
Bardzo lubię twój bogaty i lekki styl.
Do następnego razu.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
variety
Wilkołak



Dołączył: 21 Lip 2010
Posty: 143
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 32 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Tarnów

PostWysłany: Pon 9:29, 08 Lis 2010 Powrót do góry

Mieliśmy jechać prosto do La Push. Lada moment spodziewałam się telefonu od Charliego. Wiedziałam, że będzie chciał kontrolować to, gdzie się znajduję i co robię. Nie zamierzałam się jednak poddać, tylko, nie ukrywając prawdy, spokojnie go informować, że jestem z Jacobem, dając tym do zrozumienia, iż nie zamierzam pozwolić się podporządkować.
Leah pojechała z chłopcami, a my we dwójkę postanowiliśmy zrobić jej niespodziankę i wstąpić po upragnione muffinki.
Gdy wysiedliśmy z samochodu Jake wziął mnie za rękę, zupełnie nie przejmując się ewentualnym spotkaniem z moim tatą, który z racji swojego zawodu teoretycznie mógł się pojawić wszędzie o dosłownie każdej porze, i weszliśmy razem do piekarni. Znając apetyt Leah i ilość chętnych osób, żeby jej te ciastka podjadać, poprosiliśmy całe pudło czekoladowych muffinek, i mieliśmy wychodzić, kiedy do sklepu weszły Jessica a Angela. Rzuciły mi się na szyję, ciesząc się, że już zostałam wypisana ze szpitala. Oczywiście one też były przekonane, że w dzikich lasach La Push przeżyliśmy spotkanie z niedźwiedziami.
Jake, który widać miał straszną ochotę ogłosić, że jesteśmy parą, najlepiej przez megafon w centrum miasta, stanął za mną, objął w pasie i zupełnie naturalnie przytulił swoją twarz do moich włosów. Koleżanki starały się nadal okazywać zainteresowanie moim sprawozdaniem z pobytu w szpitalu, jednak widziałam, że kosztowało je dużo wysiłku, żeby nie zapytać wprost, jakie są nasze relacje. Poza tym miałam wrażenie, że sama osoba Jake’a je rozpraszała.
- Słuchajcie, to może zrobimy jakąś imprezę jak tylko wszyscy poczują sie na siłach? Co wy na to? - zapytała podniecona wizją balowania Angie.
- Ja już czuję się na siłach - odpowiedział zmysłowym głosem Jake. - A ty, Bells, jak tam twoja energia?
Doskonale wiedziałam, że chce mnie speszyć, ale ugryzłam się w język, żeby nie parsknąć śmiechem, i odpowiedziałam:
- W ciągu dnia różnie, ale w nocy mam ochotę zaszaleć.
Tym razem on się ugotował i ukrył swój diabelski uśmiech w moich włosach.
- To super! Za tydzień?
- Ok, wstępnie jesteśmy umówieni.
- Doskonale! Tylko pamiętajcie, żeby zgarnąć całe towarzystwo!
- Jasne!
Rozstaliśmy się na parkingu.
- Żałuję teraz, że nie wziąłem dla siebie jakiegoś ptysia z kremem.
- Ptysia?
- Hmm... Mam ochotę na coś delikatnego, kryjącego w sobie jeszcze delikatniejsze wnętrze...
- Jake! Za niedługo nie otworzę nawet lodówki bez odpowiednich skojarzeń.
- Albo rurki z kremem... Lubię sięgnąć językiem w głąb, tak daleko, jak się da, żeby wybrać jak najwięcej śmietankowego kremu...
- Hmm... a ja lubię babeczki z wisienką. Jak się ją przyciśnie językiem, to ze środka tryska słodki sok.
- I bułeczki drożdżowe z rodzynkami, kształtne, mięciutkie, odpowiedniej wielkości, aby się delektować, ale nie za duże, żeby się przejeść.
- Rożki z czekoladą! Niby zwykły kawałek francuskiego ciasta, a w środku tyle słodkiej rozkoszy!
Wybuchliśmy śmiechem. Do La Push dojechaliśmy w doskonałych humorach.
Leah wraz z mamą i całym towarzystwem siedziała przed domem. Pierwszy raz widziałam ją taką odprężoną. Opuszczała rezerwat ze złamanym sercem, niepewna o moje życie, niepogodzona z wpojeniem, wracała jednak spokojna i dojrzalsza. Biła od niej siła, tym razem jednak bez obecnego wcześniej chłodu.
Posiedzieliśmy chwilkę ze wszystkimi i Jake powiedział:
- Bells, chodźmy na spacer. Tęsknię za lasem.
- Ostatni raz widziałam go w specyficznych okolicznościach...
- Pora się przemóc!
Trzymając się za ręce poszliśmy w kierunku boru.
Wyczuwałam zapach lasu tak wyraźnie jak nigdy dotąd. Szliśmy powoli, a mnie zastanawiało to, że pierwszy raz nie czułam się zagubiona wśród tych wysokich drzew, bujnych krzewów i paproci. Jakbym znała to miejsce od zawsze. Wiedziałam dokładnie gdzie idziemy; nie wiem skąd, ale sama mogłabym go tam bezpiecznie zaprowadzić. Leah mieszkała po drugiej stronie polany, na której siedziałam z Jake’em, robiąc sobie postój w drodze na ognisko u Emily. Było to tego samego lata, a jednak miałam wrażenie, że minęły wieki od tamtego wieczoru.
Dziwne, mimo że zawsze słynęłam ze słabej koordynacji ruchowej, teraz w ogóle się nie potykałam. Można by powiedzieć, że zyskałam jakąś nieznaną wcześniej zwinność. Jake się nie odzywał, ale od czasu do czasu patrzył na mnie i jakby czytał w moich myślach.
- Zmieniłaś się, bo zaczęła się twoja przemiana. Bello, nie wiemy, czy ona się zakończy, czy zostanie wstrzymana. Wiedz jednak, że Volturi i Cullenowie to nie jedyne wampiry, z jakimi raz na jakiś czas przychodzi nam się zmierzyć. W naszym świecie w każdej chwili może oblać cię fala gorąca znamionująca pojawienie się w okolicy drapieżnika. Poczujesz to, Bells.
Ciężko mi było przywyknąć do tej myśli.
- Ale... - dodał - wilcze cechy mają swoje plusy.
- Jakie?
- Siła, wytrwałość, wrażliwsze zmysły... Chcesz zobaczyć?
Dotarliśmy właśnie do pnia, na którym siedzieliśmy poprzednio.
- Usiądź i zamknij oczy. Co słyszysz?
- Szelest... wiatr, skrzypienie drzew, świergot ptaków...
- I co jeszcze?
Skupiłam się.
- Słyszę szum wody...
- Brawo, w głębi rezerwatu jest wodospad. Coś jeszcze?
- Słyszę... bicie twojego serca.
- Bells, tak samo jest z węchem, wzrokiem, nawet dotykiem i smakiem.
- Chcę spróbować.
- Czego, kochanie?
- Twojego zmysłu dotyku i mojego zmysłu smaku.
- Bells, robisz się niebezpieczna - powiedział z zachwytem.
- Teraz ty zamknij oczy, Jake - wyszeptałam mu do ucha.
Posłusznie przymknął powieki. Starałam się bezgłośnie zbliżyć do niego i zaskoczyć dotykiem. Jednak kiedy moje usta były milimetr od jego karku zauważyłam, że się uśmiechnął, jakby doskonale przewidując, gdzie trafi pocałunek. Zmieniłam zdanie i pocałowałam go poniżej ucha.
- Czekaj, czekaj, już ja cię zdekoncentruję.
- Nie obiecuj - parsknął śmiechem.
- Dobra, Jake, jest umowa taka: nie możesz mi przerwać!
- Brzmi kusząco.
- Czyli tak?
- Tak...
Usiadłam mu na kolanach, twarzą do niego. Przejechałam powoli palcem po jego ustach. Zaraz po tym ruchu nastąpił identyczny, ale tym razem językiem. Zamruczał. Bawiłam się jego wargami, a on oddawał się tym pieszczotom całym sobą, prosząc o jeszcze. Podobało mi się, że to ja dominuję.
Zeszłam z jego kolan i popchnęłam go lekko, żeby oparł plecy o drzewo, które miał za sobą. Wsunęłam dłonie pod jego podkoszulek. Czułam, jak w miejscu serca rytmicznie drga jego skóra. Był gorący, chyba nawet bardziej niż zwykle.
- Pomóż mi to ściągnąć.
Posłuchał.
Całowałam jego piersi, barki, ramiona, brzuch. Zbliżając się do okolic pępka zaczęłam powoli rozpinać jego spodnie.
Już wtedy wiedział, do czego zmierzam.
- Bells...
- Ciii... miałeś być grzeczny...
- Ale ja nie mogę... być grzeczny...
- Jake, chyba się nie poddasz?
Zsunęłam z jego bioder wszystko, co odgradzało mnie od części ciała, której zamierzałam poświęcić największą część swojej uwagi, i dokładnie w tym momencie przestałam z nim igrać. Dałam mu to, o co nie zdążył prosić. Jęknął i wsunął dłoń w moje włosy.
Jeśli kiedyś czułam, że władam człowiekiem, to właśnie wtedy, patrząc na jego twarz, na której malowała się niczym niezmącona, pierwotna rozkosz. Podniecała mnie jego niecierpliwość i nie oparłam się przyjemności patrzenia mu w oczy, kiedy widać w nich było, że jest bliżej nieba niż ziemi.
- Bells... – wyszeptał, tracąc na moment kontakt z rzeczywistością.
Cudownie było słyszeć swoje imię wypowiedziane w ten sposób.


Ciężko nam było oderwać się od siebie i wracać. Czuliśmy się pijani miłością, nasyceni leśnym powietrzem i niezdolni do myślenia o czymkolwiek z wyjątkiem intensywności swoich uczuć. Nie wierzyłam, że kiedyś mogłam chcieć wyzbyć się życia, ze swoimi fizycznymi przejawami, z apetytem, jaki czułam, z kamiennym snem, w jaki zapadałam zmęczona rozkoszą, z gorącem naszych ciał, odgłosem bicia serc, z witalnością, której symbolem była krew szybko krążąca w żyłach. Od przebudzenia w szpitalu ani razu nie poruszyliśmy tematu przeszłości. Było nam ze sobą dobrze i nie chcieliśmy tego psuć, a oboje mieliśmy przeczucie, że rozmowa na ten temat nie będzie dla nas komfortowa. Zdawałam sobie sprawę, że Cullenowie wrócą do Forks. Nie sprzedali jeszcze domu i pewnie mieli powody, żeby go zostawić. Wiedziałam też, że Edward, tak jak obiecał, jest gdzieś obok. Na tyle blisko, żeby mnie chronić, lecz w odpowiedniej odległości, żeby nie drażnić wilczych zmysłów. Wracaliśmy powoli w kierunku domku Leah. Obejmowaliśmy się, całowaliśmy, nasze ciała lgnęły do siebie jakby związane niewidzialną nicią.
Pierwszą rzeczą, jaką zauważyłam wychodząc na polanę, był samochód mojego ojca.
- Cóż, wiedzieliśmy, że trzeba stoczyć kilka bitew zanim wygra sie wojnę, tak? – z uśmiechem powiedział Jake.
Nie podzielałam jego entuzjazmu.
Charlie siedział razem z Sue Clearwater i zamyślony słuchał tego, co do niego mówiła.
Kiedy podeszliśmy wstał, westchnął i powiedział z powagą:
- Isabello Swan, więc postanowiłaś zupełnie zignorować życzenie swojego ojca.
- Tato, przepraszam, jeśli czujesz się urażony, ale nie pozwoliłeś mi nawet wytłumaczyć tego, co czuję. Od razu zakończyłeś temat.
- Wsiadaj do samochodu, porozmawiamy o tym w domu - powiedział zrezygnowanym tonem.
Proszenie Charliego, żebym mogła zostać, w chwili obecnej nie mało najmniejszego sensu. Wiedziałam, że ojciec jest wściekły i rozczarowany moim zachowaniem. Miałam nadzieję, że być może kiedyś zrozumie, że złamałam jego zakazy, bo nie potrafiłam zrobić inaczej.
Pożegnałam się z Leah i Sue, podeszłam do Jake’a i bez słowa pocałowałam go w usta. Postanowiłam, że nie będę kryć się ze swoimi uczuciami.
Pojechałam z ojcem do domu.
- Bello - zaczął niespodziewanie łagodnie. - Co się z tobą dzieje?
- Jestem zakochana. I wierz mi, nie planowałam tego wszystkiego. Pokochałam wbrew sobie, sama nie wiem kiedy.
- Chciałbym, żeby moja córka była szczęśliwa. Wiesz, Sue przypomniała mi o pewnych rzeczach. Jej zmarły mąż, a mój przyjaciel, Harry, też zaczął o nią walczyć jak byli jeszcze dzieciakami. Ja rozumiem, a przynajmniej się staram, że miłość jest najpotężniejszym z żywiołów. Sam tak właśnie kochałem twoją matkę. Ale, Bells, miłość może człowieka spopielić - zrobiło mi się go żal, bo miałam wrażenie, że mówi teraz o sobie - i zostawić po sobie niezabliźnioną ranę. Boję się, że jesteś zbyt podatna na nagłe wybuchy uczuć. Dobrze pamiętam co się z tobą działo, kiedy Edward wyjechał. A Jake... to jeszcze dziecko. Jaką masz gwarancję, że cię nie zrani? Chłopcy w jego wieku kochają wiele razy i zawsze wydaje im się, że równie mocno. Jeśli można by było wybrać z miłości tylko to, co dobre, a to co rani odrzucać...
- Tato, jeśli to uczucie przetrwa tylko miesiąc, to będę wspominać te trzydzieści dni jak najcudowniejszy czas w życiu.
- Rozmawiałem z Renee.
- Kiedy?
- Dzisiaj. Wiesz, kobiety chyba inaczej pojmują uczucia. Twoja matka i Sue są zdania, iż dla miłości warto podjąć ryzyko. I że są momenty w życiu dziecka, kiedy ono samo musi się przekonać, co dla niego jest najlepsze. A nawet wskoczyć w ogień, żeby sprawdzić na sobie, jak piecze oparzona skóra. Bells, jest mi ciężko.
- Wiem, tato, ale uwierz mi. Jacob mnie nie skrzywdzi.
Ojciec nic więcej nie odpowiedział. Był smutny i zamyślony. Dziwnie się czuł wiedząc, że jego córeczka jest już kobietą. Zdawał sobie sprawę, że żywię do kogoś uczucie, przez które on sam kiedyś cierpiał. Cieszyłam się jednak, że nie wracał już do tematu fizycznych aspektów miłości. W pamięci miałam zbyt świeże obrazy nagiego ciała Jake’a.

Zbliżał się wieczór. Leżałam na łóżku usiłując czytać, ale nie mogłam skupić się na żadnej linijce tekstu. Moje myśli krążyły wokół tematów, o których chciałam zapomnieć. Myślałam o Edwardzie, o słowach Charliego, o zdradzonych uczuciach, o przysięgach bez pokrycia, o wieczności, która dla jednych była miłością, a dla innych cierpieniem, o Leah, o tym, że koniec często daje początek. Myślałam o Volturich. Włączyłam muzykę. Cichutkie brzmienie delikatnej, nieco melancholijnej piosenki Sarah Fimm „Paradise” wypełniło pogrążający się powoli w półmroku pokój. Podeszłam do lustra, rozpięłam koszulę, zrzuciłam ją na ziemię i delikatnie przesunęłam opuszkami palców po tatuażu, który zakrywał dużą część mojego ramienia. Widziałam, jak zmieniam się fizycznie. Pod skórą widać już było delikatny zarys mięśni, moja sylwetka zaczynała przypominać ciało Leah: było mocniejsze, jakby gotowe do walki. Przybliżyłam twarz jeszcze bardziej i przyjrzałam dokładnie swoim oczom. Był w nich smutek. A może dorosłość? Jeśli ta jest świadomością, że własne szczęście niekiedy kiełkuje z krzywdy innych, a życie bywa wielką niewiadomą. W krótkim czasie wielokrotnie stawałam się przedmiotem walki życia ze śmiercią. Rezultat tej potyczki był przewidywalny. Jedyne, na co miałam wpływ, to odroczenie wyroku. Życie było wartością samą w sobie. Zrozumiałam nareszcie, o czym starał się przekonać mnie Edward. Czas zaczyna mieć znaczenie, kiedy nie dotyczy nas wieczność. Miłość zyskuje na sile, jeśli ogranicza ją czas.
Nigdy wcześniej nie ceniłam tak wysoko upływających minut.
Zasypiając, nadal myślałam o przeszłości, o zmianach, o tym, co zaszło w ciągu ostatnich tygodni. Nie chciałam się w nieskończoność obwiniać, nie pragnęłam piastować w pamięci mojej minionej miłości do Edwarda, ale podświadomie czułam, że ta historia jeszcze się nie zakończyła, i że jest wiele supełków na mojej linii życia. Najbardziej bałam się tego, że wraz z powrotem Cullenów moja przemiana dokona się do końca. Czy jeśli stanę się wilkiem moją jedyną obsesją będzie mordowanie wampirów? Czy pod wpływem impulsu, nowej, dzikiej natury, byłabym w stanie zagryźć Edwarda? Alice? Esme? Nie byłam w stanie nienawidzić całego ich gatunku. Czułam jednak piekącą rządzę mordu na Volturich. Gdyby nie oni, Leah nie musiałaby oddawać mi swojej krwi. Nie zmieniłabym się i nie byłabym zmuszona obawiać się, do czego te metamorfozy doprowadzą. Nie wiedziałam jeszcze wtedy, że szlachecka rodzina wampirów da mi więcej powodów do zemsty.
Tej nocy Jacob też przyszedł. Widział, że jestem smutna. Nie chciałam mu tłumaczyć powodów, musiałam sama przetrawić swoje lęki i wspomnienia. Położył się na łóżku, wyciągając do mnie ręce w zapraszającym geście. Wtuliłam się w szerokie ramiona, przytulając twarz do jego piersi, żeby dobrze słyszeć kojący rytm serca. Głaskał mnie delikatnie po włosach. Spędziliśmy pół nocy słuchając cichej muzyki i drzemiąc w swoich objęciach. Potrzebowałam jego dotyku, pewności, że cokolwiek los dla nas szykuje, on będzie trwał przy mnie. Dopóki bije moje serce, jak sam kiedyś powiedział. Przed świtem wyszedł, a ja złapałam kilka godzin głębokiego snu.

Sny. Lustro duszy, koktajl przeżytych scen, ekran dla niewysłowionych pragnień, żart podświadomości. Bałam się ich. Miałam ku temu powody, jak już wcześniej pokazywało moje życie. Tej nocy znów śnił mi się Edward... i zimne oblicze Jane. Jej oczy w odcieniu tężejącej krwi... Patrzyła, jak ciało Edwarda wykrzywiają spazmy bólu. Obudziłam się zlana potem. Byłam rozpalona. Czułam jednak, że nie jest to zwykła gorączka...


Kiedy ja śniłam o okrucieństwie Jane, na dworze Volturi trwała narada.
- Doszło do złamania kodeksu - odezwał się Aro.
- Straciliśmy najlepszych gwardzistów - dodał Kajusz.
- Dwoje z nich zginęło z ręki naszego pobratymcy - znów zabrał głos Aro. - Doprawy nie rozumiem... Co rządzi tym chłopakiem? - dodał.
- Miłość - ironicznie uśmiechnął sie Alec.
- Miłość to zbiór ludzkich fantazji i pragnień, lekko tylko okraszony iluzją szczęścia - prychnęła z pogardą Jane.
- Jane, mówisz tak, jakbyś nie wiedziała, że jeszcze niższe pobudki powodują ludźmi- przerwał jej Alec.
- Żądza i chciwość - dodał Aro.
- Te akurat nie są mi obce, tylko ich przedmiot jest zgoła inny - zaśmiała sie Jane, mając na myśli swój apetyt na krew. Po chwili dodała: -Ta ich pogoń za ułudą barw... kiedy wokół tyle szlachetnej czerni. Doprawdy nie pojmuję ich hierarchii wartości.
- Edward kolejny raz złamał prawo dla ochrony życia dziewczyny, która odrzuciła jego uczucie i nie wywiązała się ze swych obietnic. Wobec niego i nas. Nie można zapomnieć, że od naszej rasy wymaga się więcej niż od śmiertelników, więc winię go bardziej niż ją, chociaż sprawiedliwość dotknie oboje - wtrącił się Kajusz, na co Aro, skinąwszy głową, dorzucił:
- Wyjawienie naszego istnienia człowiekowi, targnięcie się na życie żołnierza armii Volturich i uniemożliwienie pojmania nowej adeptki podlega najwyższej karze.
- Śmierć - zaproponował Alec.
- Poprzedzona torturami - uśmiechnęła się Jane.
- Czy nie większą torturą dla niego byłoby MUSIEĆ przystąpić do nas i patrzeć, jak ukochana umiera? - nagle odezwał się Marek.
W sali zapanowała cisza. Jego żona zginęła, i jako jedyny z nich nie odnosił się z pogardą do tematu miłości. Sam doświadczył bólu, którego nie mogła skrócić śmierć. Właśnie takiej kary żądał dla swojego wroga. Milczenie reszty Volturich oznaczało zgodę.



Wstałam w jeszcze gorszym nastroju niż wieczorem. Niedawno martwiłam się, że wyjadę na studia, a to będzie oznaczało tęsknotę za Jacobem. Teraz bałam się zemsty Volturich i drżałam o Edwarda. A najbardziej przerażało mnie to, że prawdopodobnie nie będę miała żadnej szansy brać udziału w tym, co miało się ponownie rozegrać w Forks. Miałam być wiele kilometrów stąd. Dwoistość własnych uczuć doprowadzała mnie do szału. Część mnie nie mogła doczekać się spotkania z Jane. Niemal fizycznie podniecała mnie myśl, że być może, jeśli przemiana dokona się do końca, będzie mi dane zatopić wilcze kły w jej śnieżnobiałej szyi. Jednak na razie nie stałam się wilkiem i nie obcy mi był strach oraz obawa o życie wampira. Czy można z nienawiści do gatunku wyłączyć jedną, konkretną osobę?
Z perspektywy człowieka odnalezienie się w świecie magii, gdzie wilkołaki i wampiry toczyły ze sobą odwieczną walkę, było trudne. Z perspektywy pół wilka, pół człowieka, który, chcąc nie chcąc, stawał się w tym konflikcie stroną... jeszcze trudniejsze.

Chciałam jak najszybciej znaleźć się w rezerwacie.
Bez śniadania, o samej kawie, pośpiesznie czesząc się i ubierając, wybiegłam z domu i wsiadłam do samochodu. Charlie był już w pracy, więc przynajmniej nie był wstanie komentować mojego pośpiechu. Kiedy dojechałam na miejsce, Jacob jeszcze spał.
Leżał na brzuchu z jedną ręką pod głową, a drugą w poprzek łóżka, skutecznie uniemożliwiając mi zajęcie miejsca koło siebie. Chciałam go obudzić, mimo że wiedziałam, iż pewnie przydałoby mu się trochę więcej snu. Usiadłam na malutkim skrawku wolnej przestrzeni obok jego biodra, podparłam się ręką i delikatnie musnęłam ustami jego kark. Nawet nie drgnął. Kilkakrotnie przeczesałam palcami włosy, znowu go pocałowałam, tym razem w ramię, tuż nad tatuażem. Nic.
- Jake - wyszeptałam mu do ucha. - Obudź się.
Nic. Zaczęłam go odkrywać, powolutku zsuwałam z niego prześcieradło. Nie spał pod kołdrą ani kocem, bo jak zawsze było mu zbyt gorąco. Odkryłam jego plecy, patrzyłam na złocistą gładką skórę i widoczne pod nią mięśnie. Musnęłam ustami jego bark, później łopatkę, szepcząc jednocześnie:
- Wstawaj, kochanie.
Otworzył oczy i z uśmiechem powiedział:
- Udawałbym dłużej, że śpię, ale mam zbyt wielką ochotę całować się ze swoją dziewczyną!
- Jake, naprawdę mnie nabrałeś.
- Jaki byłby ze mnie wilk, gdybym nie był czujny? - powiedział siadając na łóżku i przyciągając mnie do siebie. - Mówiłem już, że jesteś piękna? - Nie czekając na odpowiedź zaczął mnie całować. Delikatnie, pieszczotliwie, czule... Nie wiem, skąd wiedział, że dokładnie tego potrzebuję. Przymknęłam oczy i objęłam go za szyję, czułam się idealnie, na swoim miejscu. Wtulałam się w niego jak szukające czułości dziecko.
- Bells? - odezwał się po chwili - Czym się martwisz?
Bałam się, że mówiąc prawdę zranię go.
- Myślę o studiach.
- Jeszcze kilka tygodni, pomartwimy się później, ok? - zaproponował wesoło.
A zaraz po tym dodał poważnie:
- Ja wiem, że nie o to chodzi. Dlaczego nie jesteś szczera?
- Jake, wróciły moje sny. Śnię o Edwardzie.
- Nie - jęknął. A później żartobliwym tonem dodał: - Jakbym miał takie sny to też bym się załamał.
- Jake, to nie o to chodzi... Mówiąc w skrócie, śni mi się Edward torturowany przez Jane - streściłam mu jeden ze snów.
- A to akurat dosyć fajne - odparł z przekąsem.
- Jake, ja doskonale zdaję sobie sprawę, że nie lubisz Edwarda, ja jednak...
- Nie lubię?
- No... nienawidzisz.
- Nie, Bells, to, co czuję do niego, jest czymś więcej. To koncentrat nienawiści. Nie dość, że jest wampirem, więc niechęć do niego mam dosłownie we krwi, to jeszcze świeżo mam w pamięci cały ten okres, kiedy codziennie budziłem się zastanawiając, czy już cię przemienił, zanim zdążyłem... Zresztą wolę do tego nie wracać.
- Ale nie wiem, czy wiesz, pomógł nam z gwardią Volturi podczas walki.
- Jak to pomógł?
Opowiedziałam mu o dochodzeniu Charliego i swojej rekonstrukcji zdarzeń.
- To dziwne, bo według praw tych ich arystokratycznych dupków wampir nie może przeszkodzić ich gwardii w wykonywaniu rozkazów.
- Jake, on znowu ryzykował dla mnie życie.
- A najpierw cię na to wszystko naraził, nie umiejąc wycofać się jak była na to pora.
Jakob nie mógł mu wybaczyć, że wrócił właśnie wtedy, kiedy zaczęłam już przyzwyczajać się od myśli, że go nie ma, za to jest on.
- Bells, jego obecność, zresztą nie tylko jego, ale całej rodzinki Cullenów, jest odpowiedzialna za nasze przemiany, w tym twoją, nie zapominaj o tym. Gdyby ich nie było, mielibyśmy normalne życie. A tak? Czy zastanawiałaś się nad konsekwencjami? Twoją przemianę NARAZIE możemy traktować w kategorii ciekawostki przyrodniczej, bo masz tatuaż i gorączkę. Jesteś sprawniejsza fizycznie i czujesz wobec swojego ukochanego wręcz zwierzęce pożądanie - popatrzył na mnie filuternie.
- Skromny!
- Ale... - kontynuował – pomyśl, jak wszystko może wyglądać, jeśli przemienisz się pierwszy raz w wilka. Czy jesteś w stanie kontrolować GDZIE to nastąpi? I kiedy? Wampiry są wszędzie, co będzie, gdy poczujesz ich obecność na kampusie i w przerwie między zajęciami zechcesz jakiegoś rozszarpać? A co jeśli wpoisz się w kogoś? Życzyłbym sobie, żebym to był ja, ale po przypadku Sama i Leah życzenia nie mają tu wielkiego znaczenia.
Jego dobry humor pękł jak bańka mydlana.
Milczałam i myślałam o jego słowach. Czułam strach. Nie byłam gotowa na zmiany, a już na pewno nie miałam ochoty zostać sprawcą szoku psychicznego jakiś przypadkowych obserwatorów mojej transformacji w wilka. O wpojeniu nie wspomnę...
Jacob miał dużo racji. Edward wpłynął na życie nas wszystkich. A jednak ja nie czułam do niego niechęci. Bez dwuznacznych uczuć bardzo chciałam, żeby żył. Niestety nie mogłam liczyć na sprzymierzeńców.
Nasze ponure milczenie przerwał odgłos nadjeżdżającego samochodu. Jake ubrał luźne dresowe spodnie i powlókł się do łazienki, a ja wyszłam przed dom sprawdzić, kto nas odwiedza.
W drzwiach zderzyłam się z Leah i młodym Sethem, który jak zawsze wiernie towarzyszył siostrze.
- Bells, spałaś tu, czy co? - przywitał mnie Seth.
- A co cię to obchodzi, gówniarzu? - warknęła na niego Leah, a do mnie uśmiechnęła się i zapytała: - Chcesz coś z miasta? Jedziemy na zakupy.
- Siorze skończył się krem na kurze łapki.
- A propos kur, chcesz, żeby ktoś urwał ci ja...
- Hej - przerwał im Jacob. - My pojedziemy z wami. Mam w szafie tylko dwie pary spodenek i trzy podkoszulki.
- W tym tempie niszczenia ubrań sklepy odzieżowe zbiją na nas pokaźny kapitał - zapomniała o dokończeniu groźby Leah.
- Siora, kup sobie jakąś kieckę, bo jutro przyjeżdża doktorek - roztropnie przypomniał Seth. Leah wzniosła oczy do nieba i pominęła tą uwagę milczeniem.
- Ok, jedziemy razem, ale ja muszę coś zjeść. A Wy? Jestem bez śniadania - powiedziałam.
- Ja też - krzyknął Seth.
- Łgarz! Wchłonął rano pięć bułek - wyjaśniła Leah.
Poszliśmy do kuchni sprawdzić co jadalnego znajduje sie w lodówce Blacków.
Nastawiłam wodę na kawę i herbatę, znalazłam w kuchni chleb, szynkę i ser, i zrobiłam dla wszystkich w piekarniku tosty. Nie wiadomo kiedy zjedliśmy trzy bochenki... W życiu nie miałam takiego apetytu. Zaczynałam się przyzwyczajać do mojego zmienionego metabolizmu, podobało mi się to, szczególnie, że energia wprost ze mnie kipiała. Najedzeni wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy do Port Angeles na zakupy. Fajnie się czułam w ich towarzystwie. Leah i Seth nieustannie sobie dogryzali, więc po godzinie bolały nas brzuchy od śmiechu. Jake był traktowany jak gwiazda rocka przez wszystkie ekspedientki, co mogłam jedynie znosić z pobłażaniem, trudno się przecież dziwić, skoro znacznie wybijał się wyglądem na tle innych. Prawdę mówiąc, nawet bez tego tła się przebijał. Leah kupiła dwie pary szortów, czarne i białe, trzy topy, kremowy, czarny i czerwony, i śliczną króciutką sukienkę w drobniutkie niebieskie kwiatuszki, w której, ku własnemu zaskoczeniu, wyglądała jak drobna, słodka kobietka, a do tego, zgodnie z obecną modą, skórzaną kurtkę ramoneskę. Seth uporczywie namawiał mnie do mierzenia wszystkich mini spódniczek, bo, jak sam twierdził, bardzo chciał mi doradzać, aż w końcu ja pomagałam jemu i wyszedł ze sklepu ze sporym naręczem sportowych ciuchów godnych wyrośniętego 15-latka. Całe to zamieszanie z zakupami bardzo poprawiło mi nastrój. Jedyne co mnie niepokoiło, to ciągle rosnąca temperatura mojego ciała.

Wróciliśmy po południu i pojechaliśmy prosto do Sama i Emily. Leah może nie pałała wielkim entuzjazmem, aby tam przesiadywać, ale ostatnio jej dawną wrogość zastąpiła łagodna obojętność. Emily ucieszyła się z tego niespodziewanego najazdu, szczególnie, że był już u niej Paul i Quil. Zastanawiałam się, czy poruszać dzisiaj temat Volturi i moich snów. Ostatecznie, torturowany Edward i ewentualna eksterminacja Cullenów nie musiała nikogo interesować. Mimo że czułam się z nimi jak z rodziną, ukłuło mnie nagle przenikliwe uczucie samotności. Wtedy podjęłam decyzję.
Skontaktuję się z Edwardem, choćby przez Alice. Czasem wysyłałyśmy do siebie maile, więc mogę spróbować i teraz. Osobiste spotkanie nie wchodziło w rachubę, bo bałam się swojej reakcji. Obawiałam się dopełnienia przemiany. Oczywiście, jeśli Jacob dowiedziałby się o moim planie byłby wściekły, tak samo reszta z nich, więc nie mogę się przyznać. Czułam, że w tej jednej sferze życia wolno mi teraz mieć tajemnice. Szczególnie, że jeśli Volturi powrócą, wilcza gorączka ogarnie każdego z nas... I znowu zacznie działać telepatia. Chciałam ostrzec Edwarda, chociaż Alice mogła już to zrobić, jeśli miewała dotyczące ich wizje. Brałam pod uwagę również to, że Volturi, wiedząc o zdolnościach Alice, nauczyli się już unikać jej wglądu w przyszłość, tak jak wcześniej Victoria. Musiałam sprawdzić, czy wie.

Tak bardzo pochłonęły mnie te rozmyślania, że w ogóle nie słyszałam, o czym rozmawia reszta. Nagle usłyszałam swoje imię.
- Tak? - zapytałam, starając się przybrać w miarę przytomny wyraz twarzy.
- Pytałam, czy Angie potwierdziła imprezę w sobotę? - powtórzyła Leah.
- Nie, ale ja sama do niej zadzwonię. Ciągle nie ma mnie w domu, więc pewnie nie była w stanie mnie złapać.
Paul i Quil promienieli radością, widać było, że wizja powtórki imprezy z czerwca bardzo im odpowiada. Seth natomiast siedział naburmuszony wiedząc, że z racji wieku zostanie w domu.
Wstałam od stołu, żeby rozprostować kości i wyszłam przed dom. Jake dołączył do mnie w chwilę potem.
- Bello, czuję, że jesteś jakby nieobecna. Rozmyślasz o czymś, a przeczucie mi mówi, że trochę mnie to dotyczy.
- Jake, myślę o swoich snach.
- Bells, nie wolno nam spędzać czasu w strachu przed tym, co przyniesie przyszłość. Życie jest ryzykiem od momentu narodzin, a przebywanie na granicy dwóch światów tym bardziej. Przestań się zamartwiać. Jeśli Volturi tu powrócą to stawimy im czoła, a może w inny sposób dobiorą się do Edwarda, niekoniecznie tutaj.
- A to, w jaki sposób i czy w ogóle już cię nie interesuję - dodałam smutno.
- Bells, jeśli twój humor ma zawsze zależeć od bezpieczeństwa byłej miłości to przyznam, że nie cieszy mnie ta perspektywa. Hmm... Zakładam, że miłość jest była?
Nie odpowiedziałam, bo tak zezłościła mnie jego obojętność i to głupie pytanie, że brakło mi słów.
- Aha...
- Jake, pewnie, że BYŁA! Kocham ciebie, a to, że wstrząsnął mną sen nie oznacza, że do Edwarda czuję to samo.
- Bells, mnie martwi to, że w ogóle coś do niego czujesz. Wygląda na to, że bądź co bądź wyrwałem mu ciebie z objęć, nie bez walki, pragnę przypomnieć, to nadal sama podajesz mu rękę.
- Jake, a ty nie umiesz na wszystko popatrzeć bez tego twojego samczego stylu myślenia?
- To nie był komplement.
- Bo zachowujesz się tak, jakbyś chciał mnie MIEĆ. Razem z moją przeszłością i przyszłością... i tym, co mam w duszy.
- Tak, jestem zaborczy.
- Nie będę niczyją własnością.
- Chcesz być panią samej siebie i obdarowywać swoją łaską, kogo zechcesz - uśmiechnął się z przekąsem.
- Jake, ta dyskusja nigdzie nie prowadzi.
- No to sobie pomilczymy.
Skrzyżował ramiona na piersiach i usiadł na schodkach domu z posępną miną.

Miałam ochotę go przytulić i udobruchać, bałam się jednak, że tym sposobem przyznam się do niestosowności swoich trosk i Jacob odbierze to jako przyzwolenie na brak akceptacji tych lęków. A ja naprawdę uważałam, że ta troska należy się Edwardowi. Usiadłam obok Jake’a. Równie pochmurna.



Równocześnie w pałacu w Volterze rodził się pewien plan.
- Nie widzę powodu, żeby się spieszyć - zaczął Kajusz.
- Tak, lepiej szczegółowo zaplanować tą rozgrywkę - zabrał głos Aro. - Chelsea, ty , z racji swojego talentu do osłabiania więzi, będziesz brała w tym wszystkim kluczowy udział - dodał.
- Doskonale.
- Nie sposób manipulować Bellą, na tym polega jej siła, Edward jednak nie jest odporny na nasze wpływy - zaśmiała się ponuro Jane. - Żeby skłonić go do tego wszystkiego trzeba zmodyfikować trochę jego pamięć... i uczucia. A później, w kluczowym momencie, mu je przywrócić. Będzie naszą marionetką. Kocham tortury psychiczne, nawet nie wiem, czy nie bardziej niż fizyczne.
- Siostro, jest okazja na jedne i drugie - uśmiechnął się do niej Alec.
- Co wiemy o rezerwacie? Nie mamy wglądu. Żołnierze zostali zaatakowani przez wilki. Wygląda na to, że jest strzeżony - zamyślił się Aro.
- Wilki?
- Wilki-mutanty. Nic więcej nie wiadomo.
- Spokojnie, mamy czas - niespodziewanie wtrącił się Marek.







Wiem że dyskusja na temat ogólnej niechęci do pisania komentarzy trwa i że ja ze swoją zachętą do odzywania się nie będe oryginalna. Niemniej jednak proszę o głos. Tekst w całości, coraz to dłuższy jest na blogu, a żeby dręczyć kogoś o korektę (biedna ta moja beta) trzeba pewnej motywacji... ps. Ciąg dalszy niebawem, już prawie poprawiony.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Mirona
Wilkołak



Dołączył: 04 Lut 2010
Posty: 155
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Żory

PostWysłany: Pon 14:37, 08 Lis 2010 Powrót do góry

Hah, to ja będę pierwsza Very Happy
No więc, długość tekstu mnie zaskoczyła, fajnie się czytało i aż chce się chłonąć więcej ;]
Leah i Seth: ach, te jej odzywki... Zawsze poprawiają humor :)
Bella i Jacob: młodzi, gniewni, zakochani i w dodatku ta pierwsza już jest prawie wilkiem xD Ciekaw jestem, czy dojdzie do końca jej przemiany. A co do jej kontaktu z Edwardem, w tej kwestii nie mam zdania. Może to dobrze, że chce się z nim skontaktować, w końcu to była jej pierwsza miłość i martwi się o niego. Jake jak zwykle w tej sprawie nie ufa Belli. Też bym zachowała się podobnie.
Volturi: Fajnie, że napisałaś co oni planują. Taki mały wgląd w to, co będzie.
Ogółem podobało mi się (Jak zawsze z resztą) Wink

PS. Co do komentarzy, to zazwyczaj staram się pisać regularnie ;]
A i taka luźna propozycja, co ty na to, żeby zamieścić już to, co wstawiłaś na jakimś chomiku w pliku .txt lub .pdf? Wiem, że masz to na blogu, ale wydaje mi się, że w takiej formie byłoby ciut wygodniej :)

Czekam na kolejne chaptery Very Happy
Pozdrawiam, M.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
variety
Wilkołak



Dołączył: 21 Lip 2010
Posty: 143
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 32 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Tarnów

PostWysłany: Wto 16:23, 09 Lis 2010 Powrót do góry

- Hej! Co to za miny? - zawołał Seth, wychodząc z domku Emily. - Zamiast marudzić, może lepiej zastanówmy się nad planem rozrywek dla naszego doktorka. Jutro wielki dzień, co nie, siostra? - odwrócił się w stronę idącej za nim Leah.
- Rozrywkę ja mogę ci dostarczyć nawet zaraz. - Zamachnęła się, żeby walnąć go w głowę.
- E tam, nie mów, że nieładny. Zielone oczy, blond włosy, taki męski i mądry, czuły i opiekuńczy... - Seth dzięki dobremu refleksowi zdołał się uchylić.
- Ale jesteś dzieciuch!
- Jak ci się podoba to kuj żelazo póki gorące, tak? Wiem, że tak jest, znam cię 15 lat! Patrz na Jake’a, zawziął się i teraz ma swoją Bellę. Nie?
Jake warknął i wstał. Seth nie mógł wiedzieć, że akurat wycelował w czuły punkt.
Ja też wstałam i poszłam za nim.
- Hej... Jake, zaczekaj! - Podbiegłam do niego i złapałam za ramię. - Sprawy są skomplikowane, ale są też pewne jasne i klarowne kwestie, tak?
Odwrócił się w moim kierunku i popatrzył mi w oczy.
- Tak?
- Że cię kocham, a ty mnie.
Coś jakby iskierka ciepła mignęła w jego spojrzeniu.
- Przepraszam, czasem po prostu nie potrafię pojąć, dlaczego wszystko nie może być prostsze.
- Gdyby było to pewnie moich chłopakiem zostałby Mike - zaśmiałam się. – Jake, chodzi o to, żeby nie dać się spopielić - przypomniały mi się słowa ojca. - I po prostu być razem.
- Czasem myślę, że było łatwiej cię kochać mogąc tylko marzyć, że kiedyś będziesz moja, niż faktycznie mieć. Bo teraz wiem, że już nie zniosę żadnej zmiany, Bells.
- Wzruszasz mnie i wkurzasz, wiesz? Naprzemiennie.
- Ty mnie też - uśmiechnął się.
- Dalej bardzo się gniewasz?
- Chwilowo jakby ciut mniej, ale jakieś przeprosiny i rekompensata...
Ujęłam jego twarz w obie dłonie i zamknęłam mu buzie delikatnym pocałunkiem.
- Lepiej, ale wciąż mam odrobinę żalu - wymruczał spod moich ust i nadstawiał dalej do całowania. Odchyliłam się na kilka sekund i popatrzyłam na jego przymknięte powieki, długie czarne rzęsy i uśmiech dziecka, które wie, że zaraz dostanie coś słodkiego, i poczułam znajome trzepnięcie skrzydełek w brzuchu. Podobał mi się. Był w niezwykły sposób apetyczny. Obrażał się jak dzieciak, kochał jak chłopiec i walczył o mnie jak mężczyzna. Znowu delikatnie musnęłam jego wargi. Rozchylił je lekko, jakby czekając na więcej. Cierpliwość została nagrodzona. Całowałam go namiętnie, pieściłam językiem wnętrze jego ust, a on otulił mnie ramionami tak, że przez tą chwilę należałam tylko do niego. Było mi gorąco, a motylek w podbrzuszu szalał i szalał.
Kilka metrów dalej Seth komentował ten widok do starszej siostry.
- Siora, chciałabyś tak, nie?
- Skończ ten temat, człowieku, bo stanie ci się krzywda.
- Oj, nie irytuj się tak, myślę tylko, że to byłaby miła odmiana widzieć cię z facetem.
- Już byłam z facetem.
- I co, zaraz zaczniesz gadki o tym, że jeszcze się nie otrząsnęłaś i takie tam? W szpitalu patrzyłaś na tego doktorka jakoś tak... przychylnie.
- Wydawało ci się, bo porównywałeś do mojego patrzenia na ciebie.
- E tam, dziwna jesteś - zakończył zrezygnowanym głosem i wrócił do Emily wyżebrać bułkę z szynką. W jego młodym umyśle nie mieściło się, że człowiek, będąc tak blisko szczęścia, nie łapie go, ale spokojnie obserwuje, jak ulatuje w przestrzeń. Kłócił się z Leah, znosił jej dogryzanie, a z czasem też nauczył się odpłacać tym samym, ale kochał ją z całego serca, a jej twardy charakter bardzo mu imponował.


- Przeprosiny przyjęte?- zapytałam, odrywając się od ust Jacoba.
- Jeszcze rekompensata - uśmiechnął się dwuznacznie.
- Chyba dla mnie, ty też umiesz mi ciśnienie podnieść!
- A proszę bardzo, powiedz tylko gdzie i kiedy - roześmiał się.
- Na pewno nie dzisiaj, kochanie – powiedziałam, ubiegając jego pomysł. - Muszę wracać do domu, bo cierpliwość Charliego wkrótce się skończy.
- A...
- A w nocy będę grzeczną dziewczynką i się wyśpię.
- Już mnie nie chcesz? – zapytał, dąsając się teatralnie.
- Chcę.
- Ale nie na tyle, żeby mnie zaprosić?
- Nie na tyle, żeby ryzykować dekapitacje przez własnego ojca. Tak serio, Jake, to sąsiedzi mają imprezę, znając ich zwyczaje będą szwendać się po ogrodzie pół nocy. Nie chcę, żebyś wskakując do mojego pokoju przypadkowo został główną sensacją wieczoru.
Poza tym, chociaż o tym już mu nie powiedziałam, chciałam w spokoju napisać list do Alice.
Wkrótce pożegnaliśmy się z Emily i chłopcami, i Leah odwiozła nas do Jake’a. Po drodze Seth znowu zaczął temat jutrzejszej wizyty jakby co najmniej sam miał gościć lekarza.
- Chłopaku, wyluzuj. Doktorek, który swoją drogą ma na imię Roy, przyjedzie tylko zobaczyć czy żyję, i czy nie trzeba mnie z powrotem przyjąć do szpitala. Obejrzy szwy, zbada puls i do domu. Nie wiem, co ty sobie w tej swojej kapuścianej główce roisz, ale lepiej przestań, bo się rozczarujesz. Poza tym nie wiadomo, czy się w ogóle pojawi.
- Dzwonił wczoraj, sam odebrałem. Będzie na pewno! Zapomniałem ci powiedzieć, sorry...
- Leah, nie sądzę, żeby fatygował się do rezerwatu tylko na pięć minut. Seth ma rację, przygotuj się do roli przewodnika, bo pewnie będzie chciał zobaczyć okolicę - powiedziałam.
- Doły, wąwozy... norki - uśmiechnął się znacząco Seth.
- I brata-kretyna, głupszego od rosomaka w ciąży!
Seth zamilkł, chcąc chyba pojąć ogrom obelgi, a my parsknęliśmy śmiechem.
- To co mam zrobić, wyskoczyć zza domu z transparentem "Welcome, welcome"?
- Owinięta transparentem... - zażartował Jake.
- Leah, ubierz tą swoją sukienkę - powiedziałam.
- Setha zamknij w piwnicy - dorzucił Jake.
- Zrób kawę i staraj się z nim porozmawiać, tak najzwyczajniej.
- Ona nie potrafi - włączył się Seth.
- Ten pomysł z piwnicą jest dobry. - Leah popatrzyła na Setha mrużąc oczy.
- I zaproś go na imprezę w sobotę - dorzucił pomysł.
- Jak wspomnisz przy nim o imprezie, to od razu zacznij szukać trumny.
- No dobra, dobra... Będę grzeczny.
Leah wydawała się niezbyt uradowana perspektywą jutrzejszego spotkania. Robiła ogromne wrażenie na mężczyznach, nawet gdy kipiał z niej sarkazm, a mina zwiastowała bliską erupcję bulgoczącego jadu, ale była tego zupełnie nieświadoma. Wszyscy chłopcy z jej otoczenia służyli za worki treningowe i zdołała im już wybić z głowy ewentualne próby zalotów. Z lekarzem sytuacja wydawała się jednak inna. Po pierwsze nie wiedziała, co myśli, po drugie imponował jej wiedzą medyczną, po trzecie piękny kolor oczu i obłędny uśmiech robiły swoje. I jeszcze po czwarte lekarz, wbrew jej szorstkiemu zachowaniu, widział w niej kruchą istotę. A Leah trochę czuła się kobietką i bardzo chciała sobie o tym przypomnieć.

Droga Alice!
Wiem, że rozczarowałam Was wszystkich. Ciężko jest mi tłumaczyć się ze swoich wyborów. Wszystko przypomina system naczyń połączonych: jeden czyn uruchamia lawinę konsekwencji, a serce reaguje czasem w nieprzewidywalny sposób.
Jacob jest już częścią mnie. Zrozumiałam to nagle, czasem mam wrażenie, że później, niż Edward.
Często myślę o Tobie, o Was wszystkich. O Edwardzie...
Alice, pamiętasz moje sny? Powróciły. Widzę w nich Jane i Edwarda, jak ona go torturuje. Czy Ty też miewasz takie wizje? Ta dotycząca armii Volturi zawierała błędy. Napastników było więcej i dlatego martwię się, czy też nie nauczyli się chronić przed Twoim umysłem. Boję się o Edwarda. Kiedy widzieliśmy się ostatni raz przyrzekł, że będzie mnie strzegł. Teraz okazuje się, że być może to ja powinnam chronić jego...

Bella

Nie przyznałam się do tego co w moim organizmie zapoczątkowała krew Leah. Być może Alice już o tym wiedziała, chociaż do tej pory jej wizje nie dotyczyły wilkołaków. Cóż, mój los wciąż się ważył, nie chciałam uprzedzać faktów.


Stremowana Leah od rana miotała się po kuchni układając ciasteczka na półmisku, przygotowując malowniczą miskę z owocami i wyciągając różne rodzaje herbat i kawy. Obecność brata i mamy wcale jej nie pomagała. W tym rzadkim przypadku samotność byłaby na wagę złota. Z jednej strony faktycznie lubiła Roy’a. Był mężczyzną, przy którym czuła się swobodnie. Z drugiej jednak tym razem to on miał być na jej terytorium, a zważywszy na ilość kręcących się tu członków watahy, z bratem na czele, mogła spodziewać się komplikacji i, ciężkich do przewidzenia, krępujących scen. Westchnęła, patrząc w zamyśleniu przez kuchenne okno.
- Leah, czy mi się wydaje, czy ty się denerwujesz? - zapytała łagodnie mama.
- Absolutne zero stresu. - Leah aż podskoczyła na głos matki i pobiegła do pokoju się ubrać. Sue i Seth popatrzyli na siebie wymownie.
Uważnie oglądnęła swoje ciało w dużym lustrze, które zajmowało większą część frontu jej szafy.
Blizny na brzuchu były niemal niewidoczne, ciężko było nawet wytłumaczyć kiedy zdążyły się wygoić. Miała szczupłe, silne ciało i gładką skórę o miodowej barwie, pod którą rysowała się linia mięśni. Przeczesała palcami swoje włosy. Czarne i lśniące, kończyły się na wysokości ramion. Dotknęła dłońmi swoich piersi. Duże i pełne, jakby nie licujące z jej walecznym charakterem, były krzyczącym głośno symbolem kobiecości. Zupełnie tak jak twarz, którą potrafił, choć działo się to niezwykle rzadko, rozświetlić perłowo-biały uśmiech. Była piękna.
Ubrała kupioną wczoraj sukienkę. Ta eksponowała jej nogi, ponieważ nie sięgała nawet do połowy uda. Leah uśmiechnęła sie do swojego odbicia. Jakikolwiek kataklizm miałby nastąpić była pewna, że wygląda dobrze. Kobieco! Teraz mogła zrobić minimalny makijaż, uczesać włosy... i zająć się czymkolwiek do jego przyjazdu.
Wytuszowała rzęsy i pociągnęła usta malinowym błyszczykiem. Jedyne, czego się obawiała, to reakcja chłopców. Jeśli człowiek mógł umrzeć ze śmiechu, to dziś mogły być ofiary.


Spełniłam swoją zapowiedź i wyspałam się za wszystkie czasy. Rano sprawdziłam pocztę mailową i z rozczarowaniem odkryłam, że Alice jeszcze nie odpisała.

Zeszłam na dół, przywitałam się z Charliem i zaproponowałam mu śniadanie.
Miał wyjątkowo dobry humor. Nie wiem, czy to za sprawą mojego wcześniejszego niż zwykle powrotu do domu, czy tego, że zbliżało się południe, a ja nadal nie biegłam do samochodu, żeby jechać do La Push. Zjadł jajecznicę, wypił drugą kawę i wybrał się do pracy.
- Bells, jakie masz plany na dzisiaj?
- Jadę do Leah. Przyjeżdża doktor Roy i pewnie będzie chciał mnie też zbadać - skłamałam.
- A jutro?
- Angie i Jessica zaplanowały imprezę w mieście.
- Hmm... - westchnął bez entuzjazmu.
- Są jeszcze wakacje!
- Ok, Bells, przecież nic nie mówię.

Charlie pojechał do pracy, a ja przygotowałam się do wyjścia. Był piękny, słoneczny dzień, więc postanowiłam sama się nieco wystroić. Ubrałam się w króciutkie jeansowe szorty i bluzkę, którą podarowała mi mama. Do tej pory nie miałam okazji jej założyć. Była to kremowa, szyfonowa, półprzeźroczysta, lekko otulająca ciało tunika. Przy każdym ruchu powietrza poruszała się i podkreślała kobiece kształty. Pod spód, zamiast biustonosza, włożyłam wiązaną na karku górę od bikini. Tunika więcej odkrywała niż przykrywała, więc koronki uznałam za zbyt kontrowersyjne.
Ledwo skończyłam się czesać i malować, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi.
Wychyliłam sie przez okno i na podjeździe zobaczyłam samochód Jake’a.
- Hej, Bells, pięknie wyglądasz - przywitał wesoło mnie i pocałował w usta. - Wpadłem po ciebie, bo i tak odwoziłem Billy’ego do Forks. Jak się spało beze mnie? - Nie omieszkał mi wypomnieć wczorajszego braku gościnności.
- Doskonale! Nikt nie chrapał i nie spychał mnie z łóżka.
- Nikt też nie pieścił i nikomu nie szeptałaś do ucha „Cudooooownie...”
- Jake...
- Jesteś sama?
- Jake!
- Ok, przecież wiem, minąłem komisariat. Charlie już dawno zaczął pracę.
Oparł się w kuszącej pozie o kuchenny blat. Niewiarygodne, jak niewiele było trzeba, żeby pobudzić moją wyobraźnię. Miałam przed oczami młodego mężczyznę obdarzonego urodą w niesprawiedliwych dla większości ludzi proporcjach, kuszącego każdym skrawkiem swojego ciała, i mogącego swoim talentem do miłości wprowadzić w zakłopotanie najwybitniejszych kochanków, opiewanych przez historyków i literaturę. I był mój!
- To jak, ochrzcimy te kuchenne sprzęty?
- Jake... Swoim autorytetem w dziedzinie kuszenia mógłbyś wpędzić w kompleksy biblijnego węża.
- Czyli tak?
- Czyli jedźmy już do Leah, bo Charlie ma zwyczaj wpadania po zapomniane drobiazgi o przedziwnych porach, a widok jego córusi wystającej spod twojego ciała na kuchennej podłodze nie wpłynąłby dobrze na nasz image.
- Myślałem raczej o stole...
- Jake!
- No dobra, dobra, będziesz jeszcze prosić!
Roześmiałam się i poszłam ubrać buty.
W samochodzie Jacob uśmiechnął się i zapytał:
- A na postój pod lasem mam szansę?
- Jake, co ci się stało?
- O czy coś musi się dziać facetowi, który jest po uszy zakochany w swojej pięknej dziewczynie, a ona na dodatek nosi półprzeźroczyste bluzeczki, chyba tylko po to, żeby go drażnić? Ale cóż - dodał smutnym głosem - nikt mnie tu nie rozumie, zero kobiecej czułości i chęci niesienia pomocy...
- Pomocy?
- No... w sensie ukojenia psychicznego. Wiesz, że życie w takim... hmm... napięciu jest niezdrowe.
- Jake, faktycznie, zauważyłam, że zaczynasz mieć problemy z jakimś niedotlenieniem mózgu, bo bredzisz - zaśmiałam się.
- Sama widzisz. Co zrobić, skoro krew spływa mi niżej...
Sposób, w jaki mnie pożądał, oraz jego upór i pomysłowość, żeby skłonić do przyznania tego, że sama mam na niego ochotę, zupełnie mnie rozbrajały. Z drugiej strony jednak bardzo mi się podobała ta gra w kotka i myszkę. Postanowiłam poigrać z nim jak długo się da.
- Jake, myślę, że rodzaj abstynencji jest doskonałym sposobem na trening charakteru. Wiesz, jesteś przyszłym wodzem, nie mogą tobą rządzić jakieś tam zwierzęce żądze.
Parsknął śmiechem rozumiejąc doskonale, że droczenie się z nim bardzo mnie bawi, i podjął pałeczkę.
- Jako przyszły wódź muszę trenować własną siłę perswazji. I nie wahać się użyć wszelkich argumentów, a tak się składa, że całkiem spory argument mam...
- Nie kończ!
- To jak, Bells, mogę liczyć na odrobinę wsparcia?
- To znaczy, kto będzie się wspierał i o co? - wybuchłam śmiechem.
Byliśmy już na trasie prowadzącej przez lasy do rezerwatu. Jake uśmiechnął się figlarnie i zahamował.
- Na przykład ty, o maskę samochodu...
- Jake...
- Ok, o drzewo?
- Mam rozumieć, że liczysz na dziki seks na masce samochodu, właśnie tu, na poboczu głównej drogi z Forks?
- Dokładnie tak, ale mogę w drodze wyjątku wjechać głębiej w las.
- Co za poświecenie...
- To jak?
- Szukaj zjazdu - powiedziałam cicho, kryjąc uśmiech.
- Widzisz, nadaję sie na wodza - powiedział zadowolony sam do siebie.

W jego ramionach było mi wszystko jedno czy ktoś nas zobaczy lub może usłyszy. Po prostu chciałam się z nim kochać, sama traktując ten szybki seks jako rodzaj rozluźniającej terapii. Nie opierałam się jednak ani o maskę, ani o drzewo, ale zostałam na przednich fotelach jego samochodu. Położyłam się na brzuchu, czerpiąc perwersyjną przyjemność ze świadomości, że patrzy na moje pośladki i wprost nie może się doczekać.
- Bells, jeśli zależy ci, żeby dojechać w CAŁYCH szortach, to lepiej odepnij guziczek.
- No nie wiem...
- Ok, sama chciałaś! - Położył się na mnie, przygniatając swoim ciężarem, wsunął dłoń pod mój brzuch i jedną dłonią rozpiął guzik i zamek w spodenkach. Wstał na moment, ściągnął szorty razem z majteczkami, westchnął głęboko i powiedział: - Nie ukrywam, że bardzo podoba mi się ten widok. Masz śliczny tyłeczek. Chciałbym go natychmiast...
- To na co czekasz?
Nie trzeba mu było tego dwa razy powtarzać. Podłożył mi z powrotem dłoń pod brzuch i lekko uniósł, żeby mieć lepszy dostęp do obiektu swoich marzeń. Kochaliśmy się szybko i ostro. Jake wsunął rękę między moje uda i pieścił równocześnie palcami. Byłam tak podniecona, bo fantazjowałam o nim odkąd zobaczyłam go u siebie w domu, że osiągnęłam szczyt po dosłownie trzech minutach namiętności. Jake też nie miał powodu, aby przedłużać swoje starania...
Wtulił twarz w moje włosy i opadł na mnie.
- Bells... twoja bluzka...
- Jest mokra. Czuję! Możesz mi, kochanie, wytłumaczyć te manewry, jakie robiłeś w kluczowym momencie? I dlaczego twoje DNA jest teraz na moich plecach? - wydyszałam, parskając śmiechem.
- No... miałem zamiar się bardziej kontrolować... i ten... no... wiesz, ta ciąża i w ogóle...
- Już w szpitalu zaczęłam brać pigułki. Nie pytałeś, więc nic nie ogłaszałam.
- Zrujnowałem ci bluzkę.
- Mam na sobie górę od bikini. Mogę udawać, że jest mi bardzo gorąco, a u Leah ją sobie wypiorę. To szyfon, błyskawicznie wyschnie. Mój ty...
- Idioto?
- Roznamiętniony idioto, jak mówiła Leah.
Roześmiał się i zaczęliśmy się ubierać.


Podejrzewam, że wysiadając pod domem Leah oboje mieliśmy nieco nieobecny uśmiech na twarzy, lekko potargane włosy i miękkie kolana.
Dziewczyna zlustrowała nas od stóp do głów znaczącym spojrzeniem i powiedziała:
- Ileż można jechać tu z Forks?
- Mieliśmy pewne kwestie do przedyskutowania.
- Niech zgadnę... NABRZMIAŁE kwestie?
Jake odwrócił się, żeby ukryć głupkowaty uśmiech, a ja zarumieniłam po czubek głowy.
- No dobra, ogarnijcie się, bo samym swoim wyglądem gorszycie młodzież - popatrzyła wymownie na przyglądających się nam Setha i Embry’ego.
Ledwo wyszliśmy z łazienki Leah, gdy pod jej domem zahamowało duże, terenowe, czarne Volvo. Przyznam, że samochód lekarza robił piorunujące wrażenie, szczególnie, że pojazdy parkujące tu do tej pory były głównie podrasowanymi z grubsza furgonetkami. Z auta zgrabnie wyskoczył doktor Roy Stone we własnej, przystojnej osobie. Bez białego fartucha i stetoskopu wyglądał dużo młodziej i bardziej na luzie. Ubrany był w długie, czarne, lniane spodnie i biały, dopasowany podkoszulek. Swoje półdługie, złociste włosy miał zaczesane za uszy. Doktor Stone, wysoki i szczupły, o pięknie wyrzeźbionych plecach i ramionach zapalonego pływaka, wprost kipiał energią. Zdecydowanie musiał się podobać kobietom.
Z bagażnika wyciągnął ogromny kosz z owocami i poszedł w kierunku wejścia do domu.
Leah wyszła mu na przeciw, zadowolona, że Seth i całe towarzystwo gdzieś chwilowo zniknęło, i przywitała się z gościem.
- Pomyślałem, że witaminy dobrze pani zrobią, ale teraz, kiedy widzę, w jak doskonałej jest pani kondycji żałuję, że nie wziąłem po prostu kwiatów.
- Panie doktorze, zrobił mi pan grzeczność fatygując się aż do La Push. Przywożenie prezentów naprawdę było niepotrzebne. Proszę usiąść tutaj - pokazała na stojące w ogrodzie krzesła i stół. - Już przynoszę coś do picia. Co pan sobie życzy?
- Tylko pani towarzystwa.
- Wobec tego przyniosę kawę - powiedziała Leah czując, że zaraz się zarumieni, i poszła do kuchni, w duchu przeklinając własne zamroczenie umysłu i nieumiejętność prowadzenia błyskotliwej rozmowy.
Zanim wróciła, my ruszyliśmy z odsieczą. Kolejne powitania i uwagi o naszym niespodziewanie szybkim powrocie do zdrowia przerwało pojawienie się Setha, Quila i Embry’ego, którzy wybiegli właśnie zza domu kopiąc piłkę.
Wychodząc z kawą i ciasteczkami Leah pierwszy raz w życiu błogosławiła w duchu tłumek oblegający jej gościa. Nawet gdyby odebrało jej rozum, zawsze znalazł się ktoś chętny do zabawiania go rozmową. Przyszło jej nawet do głowy, że mieszanie mężczyzn z błotem to dziecinna igraszka w porównaniu z tworzeniem ciepłych, serdecznych więzi.
Towarzystwo zajęło sie piciem, jedzeniem i paplaniem o wspaniałej przyrodzie wokół, cudownej opiece personelu szpitalnego, ślicznych fartuszkach stażystek, tęsknocie za siostrą przełożoną, niesamowicie silnych organizmach Indian i tatuażach plemiennych. Wkrótce biedny Lekarz zaczął żałować, że nie wezwał Leah na oględziny do szpitala, bo tam, w swoim gabinecie, mógłby pobyć z nią sam. I lepiej ją poznać. Na razie była dla niego coraz bardziej kuszącą zagadką, bo do tej pory nie zwykł otaczać się kobietami trudnymi do rozgryzienia. Może to kwestia pecha, stanowiska, urody lub charyzmy, ale panie nader licznie trenowały na nim wszystkie swoje kobiece chwyty w celu usidlenia jego kawalerskiego życia i zaciągnięcia przed ołtarz, aby w niedługim czasie zostać panią Stone. Nasz lekarz jednak gustował tylko w skomplikowanych przypadkach, i mimo że specjalizację miał chirurgiczną, jego prawdziwą pasją była psychologia. W Leah widział nie tylko piękne ciało, ale też nieprzeniknioną duszę, rzadką kombinację siły i wrażliwości. Zastanawiał się często co to za duch tkwił w tej kobiecie, który pomógł jej przeżyć. Jakie rozczarowanie zakuło jej wrażliwe serce w grubą skorupę lodu? Leah była zagadką. Nawet dla samej siebie.


Kiedy już wszelkie towarzyskie tematy zostały gruntownie obgadane, do grupy dołączył Jared i, ku przerażeniu Leah, chłopców wzięło na wspominki. Tego się właśnie obawiała. Mieli teraz okazję odgryźć się za kilka lat jej słownych zaczepek i wygranych bitew.
- A pamiętacie, jak Leah podbiła oko Embry’emu? Miałaś wtedy tyle lat co Seth.
- Taa... i to niby ja jestem zakałą rodziny - ucieszył się młody.
- Embry dostał w twarz, bo podglądał, jak biorę prysznic!
- Było warto - rozmarzył się chłopak.
- No - dodał Jared.
- Nie... Ty też? - warknęła Leah.
- Właściwie to... hmm... my wszyscy - odezwał się Quil.
- Pozostawiam to bez komentarza, bo cóż tu komentować. Zbiorowo wszyscy macie IQ jak jedna rozwielitka. A odkąd się znamy tylko jedno wam w głowie - prychnęła Leah.
- E tam, jesteś najładniejszą dziewczyną w rezerwacie. Traktuj to jako komplement - Jared chciał być miły.
- Masz w sobie finezję goryla. I to też komplement!
- Dobrze, że pan doktor się pojawił, przydadzą się posiłki - dorzucił Jake.
- Tak, z naszą złośnicą nawet piękny wódz Gorące Usta nie da rady! - podchwycił temat Quil.
- Gorące Usta? A tak, na oddziale po twoim wypisie nastąpiła żałoba wśród personelu - włączył sie lekarz.
Quil złapał się na serce i dodał:
- Można by niemal rzec, że wszelki seksapil ustąpił z tej dzielnicy miasta.
- Wódz Delikatne Dłonie to nasza chluba i towar eksportowy - parsknął śmiechem Jared.
- Jakby nie miał Belli to błagalibyśmy go, żeby swoją klatą zwabiał nam tutaj dziewczynki.
- Dosyć - zezłościł się Jake, a Leah odetchnęła, przyjmując z ulgą, że chwilowo zeszli z jej tematu.
- Bello, powiedz, dobrze całuje?
- Taaaaakkkkk soczyście? - Quil zrobił adekwatną do opisu minę.
- Tak mooookro?
- A propos mokrego... Chciałbyś zamienić sie w mokrą plamę? - odparował Jake.
Leah zamyśliła się teatralnie i powiedziała:
- Wiecie, czasem warto zainspirować się naturą. Na przykład lemingi... Jak jest ich za dużo to biegną na nadmorskie klify i chlup... A teraz dziękujemy za wasze urocze towarzystwo, ale zamierzam pokazać naszemu gościowi okolicę - mrugnęła porozumiewawczo do lekarza i oboje wstali, oddalając się w kierunku lasu.
- Lemingi?! Im starsza tym gorsza! - szepnął Quil.
- Ale nogi to ma piękne! - dodał obserwując oddalającą się Leah Embry.
- Cycki też - powiedział nagle Seth.
- Podglądałeś ją? Bez nas?!
- No co wy! - A później dodał: - Tylko raz!
Wszyscy wybuchliśmy śmiechem.

Rola przewodniczki widocznie odpowiadała Leah, bo dzielnie oprowadzała gościa po okolicy przez dwie godziny. Kiedy wrócili ze spaceru obydwoje byli uśmiechnięci i odprężeni. Nawet Leah nie okazywała już ani cienia stresu.

- I jak, podobały się panu nasze dzikie tereny? - znaczącym tonem zapytał Jared.
- Niesamowicie - popatrzył na Leah głodnym wzrokiem.
- Roy, zamierzaliśmy wieczorem rozpalić ognisko i spędzić czas piekąc kiełbaski. Może zostaniesz? - powiedziała Leah, wprawiając wszystkich w osłupienie: po pierwsze za sprawą odezwania się do lekarza po imieniu, a po drugie z powodu treści komunikatu.
- Mam dyżur w nocy, powinienem już wracać.
- Jutro idziemy na imprezę do Port Angeles. Może... - nie pohamował się Seth.
Leah zmuszona była dokończyć zaczęty przez brata temat i zaprosić swojego gościa na imprezę. Kiedy lekarz, zgodziwszy się na jutrzejszy plan, wsiadał do samochodu, Leah zgromiła Setha wzrokiem i wysyczała: - Jesion czy dąb?
- Jesion z atłasowym wyściełaniem - powiedział ze spuszczonym wzrokiem winowajcy i poczłapał powoli do domu, gotowy na gniew sądu ostatecznego.
- No i co się tak gapicie? - zapytała Leah chłopców, którzy patrzyli na nią pytającym wzrokiem. - Mieliśmy gości, i już nie mamy. Wielkie mecyje.
- Nie o to chodzi - powiedział Embry.
- Tylko?
- Niby przyjechał sprawdzić, jak się czujesz, a nawet cię nie zbadał - wyjaśnił Quil.
Leah uśmiechnęła się pod nosem i poszła z powrotem do lasu, aby pobyć w samotności. Musiała przemyśleć kilka palących kwestii.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez variety dnia Śro 21:30, 10 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Mirona
Wilkołak



Dołączył: 04 Lut 2010
Posty: 155
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Żory

PostWysłany: Wto 18:56, 09 Lis 2010 Powrót do góry

Ah, dziewczyno, przesadzasz tym, że się nikt nie odzywa... A ja to co? (foch) ;-D
Dobra, dobra koniec tych żartów...
No więc... Powiem, że już wczoraj nie potrafiłam wytrzymać i przeczytałam cześć zamieszczonego rozdziału na twoim blogu. A przed chwilą doczytałam resztę.
Cóż. Ja twierdzę zawsze to samo: super! Tylko czekam na jakiś rozwój zdarzeń... Jakaś kolejna bitewka czy coś?
Relacje Jake&Bella: cud, miód i orzeszki ;]
Teksty Lei: jak zawsze rozwalające Wink
Pozostała, męska część sfory: także powalający... tym to zawsze jedno w głowie xD
Nowy gość, a dokładnie nasz doktorek. Jak wcześniej pisałaś, że ma urodę Chase'a z dr. House'a, to nie dziwię się Lei, że przy nim mięknie... Coś wydaje mi się, że mają się ku sobie...

W ogóle, uwielbiam twojego ffa! Oczarowałaś mnie nim, ale...
żeby nie było tak słodko... Twisted Evil
Powiem ci, że brakuje mi trochę opisów przy dialogach... Wiem, każdy ma wyobraźnię i może sobie trochę wyimaginować to, jak czują się w danym momencie rozmówcy, ale małe nakierowanie na to nie gryzie (mam nadzieję, że napisałam to trochę jasno, bo jak to czytam to sama się gubię ;])

Jak zawsze czekam na kolejne części.
Cieszę się, że dodałaś to tak szybko ;P
Dobra spadam, bo biologia mnie woła, a dokładnie wirusy i bakterie (jutro mam zaliczenie jakby co) <- koniec offtopicu Luka sobie

Duże, wielkie PozdrO,
M. Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
mermon
Wampir weteran



Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 3653
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 177 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Wto 19:51, 09 Lis 2010 Powrót do góry

Hej, ledwo przeczytałam poprzedni wpis, a tu już następny i to taki długi. Very Happy
Skomentuję pokrótce ten, by oddać się czytaniu następnego. Potem tu wrócę z editem.
Jestem twoją wierną czytelniczką, więc nie czuj się nie czytana. Zawsze będę komentować, bo wiem jakie to ważne dla piszącej, choćby po to, by wkleić kolejną część. Wink Poza tym sama to piszesz, jesteś twórcą, więc chcesz wiedzieć, czy się podoba. Oj podoba się, podoba! Nie chcę się powtarzać, bo to mogę w każdym poście pisać, jak świetnie oddajesz związek Belli i Jacoba. Podobają mi się dialogi, to że jest ich dużo, mnie opisów nie brakuje.
Ciekawa jestem reakcji Belli-wilkołaka na Edwarda-wampira.
Podobają mi się twoje sceny z Volturii, bo nie są za długie, takie wtręty, dodają smaczku, a nie odrywają mnie zanadto od Belli i Jacoba. Ja miłośniczką Volturii nie jestem, w twoim wydaniu te fragmenty mi się podobają. Czekam na przyjazd doktorka, wietrzę jego zauroczenie Leah, na pewno fajnie to opiszesz. Very Happy Już go lubię za te zielone oczy i zainteresowanie całkiem sympatyczną już Leą. Ciekawa jestem, czy będąc wpojoną w Bellę, może być w związku z normalnym śmiertelnikiem. Lubię jej przekomarzania z Sethem.
Jedno mnie uderzyło in minus. Skąd nasze wilczki mają nagle tyle pieniędzy na zakupy, że jednym cięgiem kupują co im się podoba, łącznie z kurtką skórzaną ramoneską, która pewnie tania nie jest? Chyba, że w twojej historii powodzi im się dobrze, w przeciwieństwie do oryginału książki. Uderzyło mnie to, bo Stephenie zawsze podkreślała, jakim problemem dla Jacoba, była utrata ciuchów i butów podczas przemiany. To na razie tyle.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
variety
Wilkołak



Dołączył: 21 Lip 2010
Posty: 143
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 32 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Tarnów

PostWysłany: Wto 21:41, 09 Lis 2010 Powrót do góry

Prawdą jest, że Wataha z głodu nie przymiera, ale jak się później przekonamy, wypady takie na zakupy zdarzają im się raz na rok. Za to mało który ma swój środek transportu;) Generalnie średnio, bez szału ale i bez dramatycznej biedy;) Co do opisów do dialogów-cóż w niektórych momentach są, w innych ich brak, widocznie uznawałam że stany emocjonale wynikają z treści (wiem wiem, mogłam się mylić). A co do fabuły-tu też wychodzi ten blogowy charakter-a mianowicie akcja się toczy raz wolniej, raz szybciej i nigdy nie była przemyślana więcej niż dwie sceny do przodu(wbrew wszelkiej logice i zasadom pisania-wiem!!!), a co za tym idzie na tym etapie ja sama nie wiedziałam co tak naprawdę się stanie. A teraz, mając już to dawno za sobą, moge powiedzieć jedynie, że bedzie się działo, chociaż niekiedy akcja nie będzie dotyczyła tylko potyczek z wampirami, ale też osobistych problemów bohaterówWink Ciekawostką jest, że niektórych bohaterów rozwinęłam na życzenie blogowych czytelników, i dzięki temu oprócz wątku Leah mamy przed sobą jeszcze...ciiii...nie powinna mówićWink Cóż, kocham La Push i dlatego mimo wielu komplikacji związanych z brakiem czasu na to hobby nadal piszę. Codziennie;) Matko, chyba zmęczona jestem...ta odpowiedź o tym świadczy. Wyrozumiałości Ladies! Laughing


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Bloody Night
Człowiek



Dołączył: 23 Paź 2010
Posty: 66
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 19:28, 10 Lis 2010 Powrót do góry

No dobra to teraz chyba moja kolej na dodanie komentarza.
Opowiadanie jest fajowskie czyta się jedwabiście i aż żałuje, że wcześniej tu nie zaglądnęłam.Czekam niecierpliwie na rozwój wydarzeń Może jakaś bitwa w której Bella przeżuję i sama wygra walkę z jakimś wampirkiem.
Dobra ale teraz przejdżmy do oceniania tego opowiadania.
Leah jest mocna, naprawdę i nie potrafię jej nie lubić kurcze!Żałuję, że wcześniej jej nienawidziłam.Rozwalił mnie ten jej tekst:
- Milcz, spadkobierco wszystkich recesywnych genów rodziny!
To mnie rozwaliło na łopatki (oczywiście ze śmiechu)
- Jake?
- Jake!
- Bells?
Słyszał!
- Bells? Jakim cudem...
- Sorry - dołączył trzeci głos.
- Leah?! - krzyknęliśmy w myślach obydwoje.
I Daria w jeszcze większy śmiech

I tak na przeprosiny, że wcześniej nie wstawiłam komentarza to daje zdjęcie .
Image


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
sheila
Zły wampir



Dołączył: 12 Lis 2008
Posty: 428
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Hogwart w La-Push, na Upper East Side.

PostWysłany: Śro 20:30, 10 Lis 2010 Powrót do góry

Awrr! Miałam juz mega długi komentarz, gdy padł mi komp! Cudoawnie!
variety, przepraszam, ze nie pisąlam na bieżąco, ale przeciez wiesz, że i tak w koncu bym napisała :) Miałam totalnie zasrane 3dni, padam z nóg i marze tylko o moim łózeczku. Ale bez zamulania, przechodze do rozdziałów.

ix.
Leah, co raz bardziej dociera do mojego serduszka, naprawde coraz bardziej ją lubie. A te wspólny wyjazd na zakupy, pobyt u Emily i wylczy apetyt Belli- brzmiu smakowicie. W dodtaku jestem zachwycona powrotem doktora, moze cos z tego wyjdzie? :) Afkors, rozmowy pomiędzy Seth'em a Leah genialne, moment z jajami najlepszy Laughing
Jakubek jak zawsze kochany, dziewczyno pobudzasz moje zmysły i fantazje Laughing gdyby mój chłopak wiedział, jak reaguje na Twojego Jacoba, uuu ^^ nei moge wymazać z pamięci takiego obrazu: Jacob ubrany w jasne dresy oo [link widoczny dla zalogowanych] lekko opuszczone na biodra. Oooo mój Kiślu!
Bella przemienia się cały czas, spodobały mi sie Twoje określenia dotyczące snów. Genialna sprawa. Fajnei wpleciona sprawa z Ed'em i oczywiscie wybrnięcie z sytuacji zaproponowane przez Marka. Tak bay the way- jakos dziwie mi sie wydaje Jane napalone na torturowanie Edwarda, jakby jej sie podobał, ale dal jej kosza, u know ^^ ( jestem chora )
Cahrlie! Biedaczku kochany, z czym przyszło Ci się zmierzyć, z takim sexownym wilkiem? Wybacz, ale przegrasz :) Wilk jest z byt hot, nikomu tu nic nie zabronisz, ale to miło, że jesteś taki kochany i sie taaaaak troszczysz o córkę.
Ah przyuważyłam jedną literówkę, zamiast Jacob, było Jakob.
Kochana zaraz przeczytam x chap zedytuje i skomentuję :)

edit: przeczytany! variuś, wstawiłas 2x ten sam rozdzial Wink
Tak na początek chcałabym Ci podziękować za ten rodział bo jest wysmiety, nichże Jacob Cie przytuli
Image
chyba, że wolisz na gołą klatę:
Image
Laughing
Rozdział mnie rozczulił: genialnie genialny! Wszystko mi w nim odpowiadało.
I tak wgl to jeszcze nie pisalam, co sadze o sposobie w jaki opisujesz sceny intymne. A powiem, ze podobaja mi się :) Nie rozpisujesz sie w tym, w kilku zdaniach, bez zbędnego opisywania, wczuwania sie w to, pozwalasz nam zrozumieć, czego doświadczają pod tym względem bohaterowie. Poprostu aki napalony Jacob, matko kochana. Nawet nei wiesz, jak bardzo to czuje :D Sceny są delikatne i przyjemnie się je czyta. Ale ta scena w samochodzie, o loooosie drogi. :D
Więcej Leah w tym rozdziale- jestem na tak! Pus Roy, który wygląda jak Chace z House- dodatkowy plus.
Fajnie, że Leah, zaczyna dostrzegac swoje inne strony, ze widzi w soibe kobiete i dochodzi do wniosku, ze chyba zaczyna potrzebować mężczyzny.
Generalnie kszystkie dialogi, prawie doprowadzały mnei do lez. Co chwila, prychałam, frykałam, dławiłam się i kszytusiłam. No perła!
Nie wyrabiam z niepochamowanej żady Jacoba, jaki on jest nie dopieszczony^^ nie dziwie się, weź dopieszcz tyle ciala :D Laughing
Kurcze i lubie Belle dzięki Tobie, jakos wczesniej wydawała mi się ślimakiem. Tutaj, znoszę ją. Jest taka sympatycznie wesoła :)
Sprawa z podglądanie Leah podczas kąpieli- ok, ja rozumiem, ze jest mega zajebista laską, z niesamowitym ciałem, i jakby nie było pociągającym charakterem, ale, że Seth ją podglądał? BRAT?!
oh my Jacob. Nie mo żli we :D

Za rozdzial zaraz klikam pochwałę, ponieważ, zdecydowanie należy do jednego z moim ulubionych, które się dodtychczas tu ukazaly.

Przepraszam, ze skomentowalam to niesamowicie niechlujnie, ale te łózko tak się na mnie patrzy... ^^

Niech moc Jacoba będzie z Tobą!
xoxo


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez sheila dnia Śro 21:30, 10 Lis 2010, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
Aurora Rosa
Dobry wampir



Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 695
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 54 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z własnej bajki

PostWysłany: Śro 20:37, 10 Lis 2010 Powrót do góry

"- Jesion z atłasowym wyściełaniem - powiedział ze spuszczonym wzrokiem winowajcy i poczłapał powoli do domu, gotowy na gniew sądu ostatecznego." popłakałam się ze śmiechu ;-) naprawde nie mam pojęcia skąd u ciebie wena na takie boskie teksty ale wszystkie rozmowy Leah i Setha sa poprostu mistrzostwem świata i pobliskich galaktyk Very Happy
Variety masz talent do komediowego rozegrania sytuacji. Uwielbiam bohaterów, których wykreowałaś. Bardzo się cieszę, że Leah nie jest zgorzkniałą wiedźmą, którą stworzyła Meyer. Jest wspaniała.
Mam nadzieję, że utrzymasz superszybkie tempo wstawiania kolejnych rozdziałów
Weny, wracaj szybko
Aurora


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin