FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Jacob i Bella. Wyrównana... [NZ][+16] c32, 16.08 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
variety
Wilkołak



Dołączył: 21 Lip 2010
Posty: 143
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 32 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Tarnów

PostWysłany: Nie 12:09, 27 Mar 2011 Powrót do góry

Kochana kam wróciła z nowym rozdziałem (po awarii kompa). Narazie alarm betowy odwołany;)
Annie zaskoczyła temperatura wody. Doskonale wiedziała, że ocean zawsze jest zimny, ale prąd, który obmywał klif, był dosłownie lodowaty. Odebrało jej oddech, walczyła z napadem paniki. Paul miał rację - największą sztuką było wydostać się na powierzchnię i zdołać dopłynąć do brzegu. Brakowało jej sił. Źle oceniła swoje możliwości, patrząc z góry na łatwość, z jaką pływał Paul. Widocznie był niesamowicie sprawny fizycznie, nawet bardziej niż ona... Poczuła jego dłoń na swoim nadgarstku. Złapał ją mocno i pociągnął za sobą. Poczuła się nieco bezpieczniej wypływając na spokojniejszą wodę. Wynurzyli się i wreszcie mogła oddychać. Objął ją mocno w talii i przyciągnął do siebie.
- Wystraszyłaś się - powiedział zaskoczony, przeklinając samego siebie w myślach, bo przecież Annie to drobna kobieta a nie silny facet i powinien przewidzieć, jak to się skończy.
Nie była w stanie wykrztusić słowa. Bolało ją z zimna całe ciało, miała wrażenie, że w żyłach krąży ciekły azot. Jedyny wyraźny bodziec jaki do niej docierał to ciepło jego rąk, które jakimś cudem nie traciły swojej temperatury w lodowatej wodzie. Dopłynęli do brzegu. Annie się trzęsła. Przytulił ją. Cała mieściła się w jego ramionach.
- Annie, jestem idiotą, zamiast ci odradzać te nasze durne rozrywki, jeszcze cię podpuszczałem...
Annie nadal się trzęsła, ale drżącym głosem odpowiedziała:
- Skok był super, tylko woda...
- Wiem... zimno ci.
Nie pytając ją o zdanie złapał dół jej mokrego topu i pociągnął w górę. Nie broniła się. Nie pozwoliła tylko, żeby oglądał jej nagie piersi i po prostu się do niego przytuliła. Było jej lepiej bez mokrej warstwy na skórze.
- Szczerze mówiąc coś takiego mogło mi się tylko przyśnić - wymruczał jej prosto do ucha.
- Chyba urodziłam się, żeby przeżywać co krok krępujące sytuacje. Jak nie upadek z baru to... Błagam, nic już nie mów...
Robiło jej się coraz cieplej, bo czuła rosnące podniecenie, zupełnie nie miała nad tym kontroli, był to odruch bezwarunkowy, jakby adrenalina po skoku docierała nie do mózgu tylko dużo, dużo niżej. Jego bliskość ją rozpraszała. W całej tej sytuacji było coś tak oczywistego i pierwotnego, że właściwie nie przychodził jej do głowy inny pomysł, niż żeby go sprowokować, spróbować i dać się ponieść. Zrozumiała, że gra wstępna zaczęła się między nimi już dawno temu... ale on nadal był opanowany i w dziwny sposób spokojny. Albo chemia nie działała w obydwie strony, albo świetnie to ukrywał. Annie była przyzwyczajona do czegoś zupełnie odwrotnego i ta inna sytuacja zupełnie wytrącała ją z równowagi. Pierwszy raz w życiu miała wrażenie, że pragnie faceta bardziej niż on jej. Ale już za chwilę miała zmienić zdanie...

Paul nie miał już sił na poskramianie swoich żądzy. Trzymał w ramionach prawie nagą kobietę. Byli na plaży sami - wszyscy, którzy mogliby ewentualnie zapuścić się w te tereny, zaczynali właśnie imprezę pod domem Setha i Leah. Wiedział, że będąc tak blisko ona i tak zaraz poczuje, co się z nim dzieje, więc w tej sytuacji można zrobić tylko dwie rzeczy: uciec albo przejść do rzeczy...

Paul przycisnął ją mocniej do siebie, drugą dłoń wplatając w jej mokre włosy. Nie wiedział do końca co robi, ale też nie umiał zrobić nic innego. Chciał dostać się do jej ust, ryzykując nawet podbite oko, lecz ku jego zaskoczeniu to ona pierwsza go pocałowała. Nie chciała dłużej walczyć ze sobą mając pełną świadomość, że hasło o łączącej ich przyjaźni może stracić poparcie w rzeczywistości, a o związku, szczerze mówiąc, nie zaczęła jeszcze myśleć. Teraz pragnęła jego ciała i nie umiała tego kontrolować...
Pierwsze pocałunki to nauka siebie, miękkości swoich warg, smaku ust, sprawdzenie, jaka intensywność pocałunku jest dla partnera najmilsza. Paul i Annie oboje lubili to samo - kochali całować tak, żeby brakowało im tchu, dawać w pocałunku przedsmak i wyobrażenie tego, w co pieszczoty mogłyby się rozwinąć. Była w nich pasja, było im siebie mało i choćby najmocniej, najgłębiej... brakowało im już środków, żeby wyrazić swoją namiętność. Annie czuła, że Paul jest bardzo podniecony, sama miała przyspieszony oddech i kręciło jej się w głowie. Czuła, że ten jeden jedyny raz nie tylko stanęła na rozdrożu, ale też zrobiła krok w jedną z dróg. Chciała iść dalej tą ścieżką... Położyła dłoń na jego klatce piersiowej, drugą dłonią objęła go za szyję, wpiła się jeszcze mocniej w jego usta, pieściła wnętrze ich wnętrze językiem, czuła, że płonie, marzyła o tym, żeby jej dotykał, żeby ściągnął z niej szorty, żeby się z nią kochał... Ale nie... Paul przystopował i szepnął, patrząc w jej oczy z czułością:
- Dzisiaj jest magia, a jutro zwykłe życie?
- Nie wiem - powiedziała szczerze.
Paul jakby odrobinę posmutniał.
- Annie... czekają na nas... powinniśmy wracać...
Tego się nie spodziewała. Po raz drugi zaskoczył ją swoją powściągliwością. Poczuła się trochę niepewnie, ale po chwili usłyszała:
- Chcę, żebyś pamiętała, że o niczym bardziej teraz nie marzę, niż o tym, żeby cię mieć, choćby tu, na tym mokrym, zimnym piasku, ale... seks czasem bywa końcem a nie początkiem.
Miał rację. Seks kończył przyjaźń, a nie zawsze był początkiem związku. Annie rozumiała, co miał na myśli. Założyła nieco przeschnięty top i poszła za nim na klif, gdzie zostawili suche ubrania.

Siedząc obok Leah i Roy’a dotknęła swoich lekko opuchniętych od pocałunku warg. Nie potrafiła się uspokoić. Kilkanaście minut temu, w jego ramionach, zupełnie straciła głowę. Chciała, żeby jego język nigdy nie opuszczał jej ust... Gdyby tylko zechciał, kochaliby się na piasku, nie myśląc czym jest dla nich ten seks. Magnetyzm, którego była podmiotem, nie znał zasad, nie zważał na krótkość znajomości, był ogniem do czerwoności rozpalającym jej podbrzusze i spopielającym bezlitośnie resztki jej zdrowego rozsądku. Paul gdzieś zniknął, a ona wtopiła się w tłumek imprezowiczów, usiłując rozmawiać z ludźmi i uczestniczyć w imprezie nie tylko ciałem, ale i duchem. Jednak nie umiała się opanować, nie wiedziała, co się z nią działo, a nawet gorsze było to, że nie miała pojęcia, czy to samo dzieje się z nim...

Paul pojawił się w kuchni Setha, gdzie chłopcy przebierali się już do występu w czarne jeasny i obcisłe, białe bokserskie podkoszulki. Zamknął drzwi, oparł się o nie i ciężko westchnął.
Koledzy zamarli i spojrzeli na niego pytającym wzrokiem.
Paul milczał, więc pierwszy odezwał się Seth.
- Domyślam się po minie, że nie spacerowałeś po łące plotąc wianki z polnych kwiatów?
- Stoczyłem walkę, żeby nie uprawiać seksu na plaży z prawie nagą, całującą mnie namiętnie dziewczyną, w której jestem zakochany do szaleństwa!
- Ok, uznajemy spóźnienie za uzasadnione - pokiwał głową Embry.
- Włóż głowę pod zimną wodę, widać, że ci mózg zaraz odparuje - dorzucił Jared.
- Wierz mi, że to nie temperatura GŁOWY mnie najbardziej dobija!
- Lód jest w zamrażalniku.
- A tak w ogóle, masz takie parcie na występ, że specjalnie odpuściłeś ten seks? - zapytał Seth.
- Nie...
- Nie poznaję cię!
- Śmiejcie się... ale ja... chcę, żeby wiedziała chociaż trochę co do niej czuję, a przecież nie wyznam jej prawdy po kilku dniach znajomości. Tak to już jest, że ludzie czasem chodzą ze sobą do łóżka po pięciu minutach od wymiany zdawkowego „hej, jak sie masz”, a później równie szybko o tym zapominają, a ja nie chcę być przelotnym dzikim seksem na plaży. My się prawie w ogóle nie znamy! Rozumiecie? Jestem wpojony, a ona nie. Jeśli pójdę na skróty i będzie banalnie to ją szybko stracę! Chcę, żeby się zakochała, a budowanie napięcia może tu mieć znaczenie... przynajmniej tak mi się wydaje.
- Ej, stary, widać, że sporo czasu poświęciłeś obmyślaniu strategii - z uznaniem powiedział Seth.
- Odkąd ją zobaczyłem nie myślę o niczym innym!
- Masz w sumie rację, nie do końca określone relacje z „przyjaciółką”, z którą łączy cię ogromna sympatia i porozumienie dusz, a chciałbyś, żeby łączyła cię też fizyczna pasja, to świetny początek - roześmiał sie Jacob, wspominając swoje relacje z Bellą.
- A teraz przebieraj się! Masz okazję zaśpiewać jej o tym, o czym fantazjujesz po nocach -powiedział Embry, wręczając mu podkoszulek.
- I za dnia - parsknął Quil.
Paul roześmiał się. Faktycznie tekst ich piosenki był adekwatny do sytuacji.

- Ok, chłopcy, mamy swoje plusy... nawet jeśli do wokalu można sie przyczepić - powiedział zadowolony Seth.
- Mamy? - powątpiewał stremowany Embry.
- Nie rosną nam brzuchy, ale mięśnie. - Seth pogłaskał swoje ciało pod podkoszulkiem.
- Co fakt, to fakt - uśmiechnął się Jacob.
- Mam nadzieje, że nam się linijki nie popieprzą, tyle zmian było w czasie prób - marudził Jared.
Seth, Embry i Jared przerobili pierwotny pomysł na bardziej zbliżony do oryginału, w którym poszczególne linijki, a nie zwrotki, były śpiewane przez różne osoby. Quil i Jacob zostali wyłączeni z solówek; Quil - bo fałszował, a Jacob - bo do końca upierał się, że on w rozmowie z Leah w ogóle nie zaliczył siebie do zespołu i właściwie nie musi występować. Trudność polegała w zapamiętaniu, kto kiedy śpiewa.

Leah zaszokowana patrzyła, ilu gości zgromadziło się na trawie przed jej domem. Nie wiedziała, że Seth zaprosił znajomych Belli, każdego po kolei namawiając, żeby wziął ze sobą jeszcze kilka osób. Przyszło około pięćdziesięciu imprezowiczów. Chłopcy gdzieś zniknęli, ale w ogólnym, radosnym chaosie nikomu to nie przeszkadzało. Nagle głośno zabrzmiał pierwszy takt dobrze znanej jej piosenki. „Freak me” Another Level - kawałek, przy którym pierwszy raz była z Roy’em nieco bliżej niż zwykle, muzyka, przy której tańczyli...
Zobaczyła słup światła padający na pogrążone do tej pory w całkowitych ciemnościach schody... nomen omen pochodzący z zainstalowanego na samochodzie Roy’a ogromnego reflektora i oniemiała. Chłopcy nie żartowali z tym występem. Wiedziała, że mają niezbędne do tego poczucie humoru i determinację w wywiązywaniu się z obietnic, ale czegoś takiego się nie spodziewała. Inni goście też nie, co było widać, a raczej słychać, bo kilka młodziutkich dziewczyn, chyba kuzynek któregoś z zaproszonych chłopców z paczki Belli, zapiszczały z uciechy patrząc... na jej brata. Fakt faktem rozbawiona reakcją zgromadzonych grupka wychodząca z domku i ustawiająca się na schodkach wyglądała nader okazale. Chłopcy, w tej chwili też najmłodszy Seth, byli generalnie bardzo dobrze zbudowani, a teraz ubrani podobnie, chociaż nie identycznie, świetnie prezentowali się w bieli i czerni, które podkreślały śniadość ich skóry. Emanowali humorem, pozytywną energią i wcale nie dziwił jej fakt, że samym swoim pojawieniem się wkupili się w łaski widowni z Forks. Jak miało się za moment okazać o dziwo potrafili też śpiewać! Leah podeszła bliżej i stanęła zaraz za zachwyconą grupką dziewczyn, które szeptały między sobą o ładnych „indiańskich ciachach”. Chłopcy, zgodnie z ustalonym przez Setha scenariuszem, zaśpiewali piosenkę po przynależnym sobie kawałku. Najlepsze głosy miał Jared i Seth, którzy też, o czym goście nie wiedzieli, w wolnym czasie robili sobie dodatkowe próby bo odkryli, że śpiewanie strasznie ich bawi i cieszy.
Paul miał ochotę wyparować, ale kiedy zobaczył wyraz oczu Annie patrzył na nią i zaśpiewał swój fragment tak, żeby zrozumiała, że tekst jest jego przekazem dla niej. I owszem, zrozumiała, czerwieniąc się po czubki uszu i ciesząc się, że jest na tyle ciemno, że nikt tego nie widzi. Leah była w szoku, nie myślała nigdy, że grupka, znanych jej od dzieciństwa przygłupków tak się przyłoży do całości, a szczególnie do ruchu scenicznego. Mieli wszyscy w genach niewiarygodne wyczucie rytmu, a prosty, chociaż efektowny układ, opanowali do perfekcji. Zajmowali trzy środkowe schodki, taniec polegał na kaskadowym wykonywaniu tych samych, zmysłowych gestów co śpiewający solista, czyli przykładowo kiedy Seth (ku zgrozie siostry) przesunął dłonią po szczupłym, umięśnionym brzuchu, podwijając niby przypadkiem dół podkoszulka i odsłaniając spory fragment idealnie gładkiej skóry (dziewczyny na moment przestały szeptać), a drugą dłonią przejechał wzdłuż swojej szyi, reszta domorosłych „artystów” robiła dokładnie to samo, ale zaczynając trzy sekundy później. Pomysł był doskonały i precyzyjnie zsynchronizowany.
Nowy, bliski oryginałowi podział tekstu wyglądał następująco:
Jared: Freak me baby (kładąc rękę na piersi, przesuwając ją powoli aż po brzeg spodni - chórek chwilkę później powtarza ten gest)
Chórek: ah yeah
Jared: Freak me baby
Paul: yeah just like that
Freak me baby
Embry: come on, come on
Chórek: Freak me baby
Chórek: Let me lick you up and down
Til' you say stop
Let me play with your body baby
Make you real hot (odchyla górę podkoszulków, jakby było im za gorąco)
Let me do all the things you want me to do
Paul: Cuz tonight baby I wanna get freaky with you (uśmiecha się zmysłowo i pokazuje palcem prosto na... Annie, która ma ochotę zapaść się pod ziemię)
Embry: (lekko obraca się bokiem, bardzo powoli przejeżdża ręką wzdłuż brzucha, w kierunku biodra i uda, wraca do punktu wyjścia i przy haśle „nasty man” zaciska dłoń w pięść w geście symbolizującym siłę) Baby don't you understand
I wanna be your nasty man
I wanna make your body scream
then you will know just what I mean
Seth: (z rozkosznym uśmiechem satysfakcji po wyłowieniu z tłumu kilku par patrzących tylko na niego oczu)
then you know what I mean
Embry: 24 carat gold
Don't want the night to grow cold
I wanna lick you up and down
And then I wanna lay you down
C'mon sexy
Chórek: Let me lick you up and down
Seth: lick you up and down
Til' you say stop
Embry: Everytime I think about You'r Love I want to lick You down
Chórek:Let me play with your body baby
Make you real hot
Embry: And when You get so freaky girl You know I want to love you now
Chórek: Let me do all the things you want me to do
Seth: Cuz tonight baby I wanna get freaky with you

Paul: I love the taste of whipped cream (dotykając palcem wskazującym ust)
Chórek: Hey
Paul: Spread it on top of me (wodząc dłonią wzdłuż klaki piersiowej)
You know I can't resist you girl
I'll fly you all around the world
Chórek: all around the world
Paul: I wanna see your body drip (patrząc na Annie)
Chórek: oh baby
Paul: C'mon let me take a sip
Take off what you cherish most
Cuz when I like to brag or boast
Chórek: Let me lick you up and down
Til' you say stop
Jared: Everytime I think about You're Love I want to lick You down
Chórek: Let me play with your body baby
Make you real hot
Jared: And when You get so freaky girl You know I want I want to love you now
Chórek: Let me do all the things you want me to do
Seth: Cuz tonight baby I wanna get freaky with you
Jared: Let me lick you up and down to make Youre bounted body wanna scream
Seth: Everytime I think about your Love I want to lick you down
Jared: Let me freak you all night long and girl, then you will know just what
I mean
Seth: And when You get so freaky girl You know I want to love you now
Jared: Let me lick you up and down to make Youre bounted body wanna scream
Seth: Cuz tonight baby I wanna get freaky with you
Chórek: Let me lick you up and down
Til' you say stop
Embry: Everytime I think about You're Love I want to lick You down
Chórek: Let me play with your body baby
Make you real hot
Embry: And when You get so freaky girl You know I want to love you now
Chórek: Let me do all the things you want me to do
Seth: Cuz tonight baby I wanna get freaky with you.
I kiedy Seth śpiewał ostatnie słowo chłopcy jednym ruchem rąk zdarli z siebie podkoszulki i rzucili w piszczące dziewczyny dokładnie tak, jak w jednej z rozmów sobie wymarzyli. A bis śpiewali już półnago...
Do kuchni wrócili z poczuciem totalnego sukcesu!

Oświetlone migotliwym światłem lampionów otoczenie miało zupełnie bajkowy wygląd. Kuzyn Embry’ego, który specjalnie na imprezę przyjechał z Seattle, gdzie mieszkał z rodzicami, zajął się muzyką i szybko wprowadził gości w odpowiedni nastrój, więc w obecnej chwili większość towarzystwa odpuściła sobie jedzenie na poczet tańca. Impreza się rozkręcała po części za sprawą podgrzanej do czerwoności atmosfery przez występ chłopców. Leah weszła do kuchni, w której Seth, Quil i Jared przesypywali lód do stalowych wiaderek.
- No, no, no... jestem pod wrażeniem.
- Z twoich skłonnych do wredoty ust to podwójny komplement - odpowiedział Jared.
- A ty... młodociany lubieżniku stanowczo za dużo przebywasz z Jacobem i Paulem. Widzę ich wpływ - powiedziała Leah, patrząc na Setha, który stał jeszcze nie zdążywszy się przebrać, bez podkoszulka, który podarł.
- Siostra... nie zdziwiaj. Byłem grzeczny!
Leah pomyślała o zachwyconych nim małolatach i westchnęła, wzięła dwie szklanki z szafki, nalała do nich whisky, dodała lodu i wyszła. Po sekundzie wróciła i ogłosiła:
- A tak w ogóle to zostajemy tu na noc. I chyba Paul i Annie też.
- To dopiero będzie gniazdo rozpusty! Opieka społeczna mną się zainteresuje - odciął się Seth.


Paul odnalazł Annie siedzącą pod drzewem trochę oddalonym od centrum imprezy i z uśmiechem obserwującą bawiącą się grupkę. Podszedł do niej, podał jej butelkę zimnego piwa i usiadł obok.
- Nie powinnam pić, jeśli mam wracać do domu.
- Pracujesz rano?
- Nie, dyżur mam dopiero od późnego wieczora.
- Zostaniesz u Setha, jak pewnie większość ludzi. Ja też nie będę już wracał do domu.
Objął ją ramieniem.
- Rozgrzałaś się już?
- Teraz jest idealnie.. tylko wiesz, musiałam ściągnąć top, bo był cały z soli i jestem w samym sweterku. Czy Leah pożyczyłaby mi jakiś podkoszulek?
- Już idę, przyniosę ci coś.
Paul dopilnował, żeby Annie szybko się ubrała i nie zmarzła. Siedzieli razem, on obejmował ją ramieniem, popijali piwo, słuchali muzyki i było im po prostu dobrze. Oboje, niezależnie od siebie, odpędzali chęć, żeby znowu zacząć się całować. Paul wolał się nie spieszyć i nie poganiać, Annie natomiast nie wiedziała, co czuje i dlatego doskonale rozumiała Paula. Zdawała sobie sprawę, że jeśli to tylko fizyczne zauroczenie to minie równie szybko jak się pojawiło, a tego nie chciała. Strasznie ją korciło zapytać go wprost co on o tym myśli. Znali się za krótko, żeby mówić o zakochaniu, więc słowo fascynacja byłoby bardziej na miejscu, bardzo ciągnęło ich do siebie fizycznie i oboje mieli jakieś oczekiwania. Jakie miał Paul Annie nie miała pojęcia, nadal był dla niej zagadką, teraz może nawet większą, bo każdy inny facet skorzystałby z jej przyzwolenia na milion różnych sposobów, a on w niczym się nie spieszył i Annie nie wiedziała, czy to wyraz szacunku, samokontroli czy może jakichś wątpliwości. Paul natomiast był dosłownie wykończony swoją walką z własnym libido i skupiał się obecnie na rzeczach typu kształt cienia rzucanego przez najbliższą gałąź podświetloną kulistym lampionem. Chciał ją posiąść, najlepiej wielokrotnie. Tu, teraz, przy wszystkich tych ludziach... bez znaczenia. Ale był twardy! Wiedział, że nastąpi „pay-day” i że odbije sobie te męki z nawiązką.
Wypili dwa piwa, było im błogo, kac z wczorajszej orgii alkoholowej już minął, pozostało po nim tylko fizyczne znużenie.
Anie wstała.
- Chodź potańczyć!
Paul się podniósł. Zgodziłby się na wszystko, co dawało kontakt z jej ciałem.
Dzisiaj jednak nie pozwalał jej się tak łatwo wymknąć z jego ramion. Mieli z tego świetną zabawę. Annie wpadła w swój zwykły imprezowy nastrój i kusiła go ruchami bioder, obejmowała jego udo swoimi udami, czuł jej gorący brzuch na swoim podbrzuszu, a chwilę później obracała się tak, że na moment tracił z nią zupełnie kontakt. Złapał ją mocno w talii i z uśmiechem przyciągnął do siebie z powrotem.
- Chcesz uciec?
- Chcę, żebyś mi nie pozwolił...
- Lubisz igrać, tak?
- Ja myślę, że to TY lubisz igrać...
- Wolałabyś, żebym usiadł i z poważną miną powiedział ci co i jak?
- Zależy, co chciałbyś mi powiedzieć...
Przytulił ją mocno do siebie, zjechał dłonią na jej pupę a drugą trzymał na jej talii.
- Że cię pragnę... i...
- I?
- I że niecierpliwa jesteś!
- I?
Paul nachylił się i pocałował ją lekko w usta. Nie przestawali tańczyć. Annie poczuła łaskotanie w brzuchu promieniujące aż w kierunku kręgosłupa. Przesunęła koniuszkiem języka po jego wargach. Chciwie wpuścił jej język do swoich ust. Całowali się namiętnie, nie dbając na to, czy ktoś patrzy, zresztą panujący wokół półmrok skłaniał chyba do okazywania sobie czułości, bo Bella i Jacob robili dokładnie to samo, a Leah siedziała na kolanach Roy’a i czule szeptała mu do ucha.
Paul uniknął opowieści o swoich uczuciach, ale Annie wcale nie zapomniała o niezaspokojonej ciekawości, chociaż w tym konkretnym momencie przedkładała przyjemność nad zadawanie trudnych pytań.
- Chodź! - Pociągnęła go za rękę.
- Gdzie mnie ciągniesz, diablico?
- Tam, gdzie jest ciemno.



Paul wiedział, że kolejny raz się już nie powstrzyma, ale poszedł za nią.
Wybrała ustronne, ciemne miejsce pod jednym z oddalonych drzew. Z bezpiecznej odległości dobiegały śmiechy gości i dźwięki muzyki. Annie uklękła przy nim. Równocześnie, gorączkowo rozpinali guziki swoich ubrań... Paul stracił głowę. Był ubezwłasnowolniony jej ciałem, zapachem, ciepłem, pieszczotami. Oszalał, złamał się... Siedział, mając na sobie same jeansy, opierając się plecami o drzewo, całował jej szyję, piersi i czuł, jak jego spodnie robią się niemożliwie ciasne.
- Pytałeś, czy dzisiaj jest magia, a jutro będzie zwykły dzień... Nie będzie. Tak czuję - szepnęła mu do ucha.
- Annie... ty musisz być tego pewna.
- Oboje dajemy sobie sprzeczne sygnały... Wiem, że ci sie podobam, nawet jeśli dzieliłabym włos na czworo i analizowała każde niedokończone zdanie, trudne do określenia spojrzenie i obezwładniający mnie gest... fizjologii nie da się oszukać. Ale... są rzeczy, których nie rozumiem.
- Annie, nie da się w kilka dni streścić duszy człowieka - mówił z trudem, odrywając się od jej ciała. - Jesteśmy zbiorem przeżyć, własnych marzeń, określaliśmy swoje ja na długo, zanim pierwszy raz się spotkaliśmy. Na dzień dzisiejszy nie umiem tak po prostu wyspowiadać się z własnych uczuć. Ale wierz mi, że sposób, w jaki cię pragnę, jest dokładnie proporcjonalny do...
Annie odchyliła się do tyłu, wyprężyła lekko tak, że miał usta na wysokości jej pięknych piersi.
- Boże - wymruczał, bo zupełnie wybiła go z równowagi.
Wstała, ściągnęła buty i zsuwała z siebie spodnie, patrząc mu wyzywająco w oczy.
Paul się poddał.
- Sama chciałaś - powiedział z jednoznacznym uśmiechem.
Pięć sekund później leżała pod nim na trawie i tłumiła swój jęk w jego ramieniu...
Chciał być delikatny, ale Annie była tak niecierpliwa, że przyciągnęła go do siebie kładąc dłonie na jego plecach i unosząc biodra w górę. Poczuł miękkość i gorąco jej wnętrza, i pchnął jeszcze mocniej. Annie jęknęła mu do ucha. Boże, jak go to podniecało! Kochał się z nią ostro, niemal brutalnie, uznając, że dopóki słyszy jęki rozkoszy, to wszystko jest w porządku. Chyba mieli te same potrzeby, bo ani razu nie usłyszał „stop”. Annie, mimo że balansowała na granicy bólu, robiła wszystko, żeby mieć go więcej i głębiej. Kiedy zmęczony opadł na jej piersi wyszeptał tylko:
- Traktuj to jako grę wstępną...
Za drugim razem to ona wcześniej osiągnęła rozkosz. Siedziała na nim i szczytując odchyliła głowę. Gwiazdy widoczne na niebie nad La Push zwielokrotniły swoją ilość, kiedy patrzyła na nie załzawionymi z rozkoszy oczyma.
Towarzystwo z Forks nie było do tej pory na równie udanej imprezie.
Tańczyli do rana, szaleli, zadowoleni z wolności, jaką dawał brak bezpośrednich sąsiadów. Seth był oblegany przez młodociane groupies i nie wiedział co zrobić, żeby starczyło go dla każdej chętnej do tańca dziewczyny. Kiedy szedł do domu, one szły mu pomagać, kiedy siedział, one siedziały z nim, a jak było ciasno, to trzymał dwie na kolanach (bo miał tylko dwa kolana, ale gdyby miał więcej, każde byłoby zajęte), kiedy tańczył, przestrzeń wokół niego dziwnie się kurczyła i wypełniała jędrnymi, młodziutkimi ciałami. Pomyślał sobie nawet, że tak chyba musi wyglądać klęska urodzaju! Leah tylko pokiwała nad nim głową, nie radząc sobie z nowo odkrytą prawdą, że na wiosnę kłóciła się w domu ze szczeniakiem, a jesień przywita z młodym, najwyraźniej świadomym co służy do czego, facetem. Pozostali chłopcy też zbierali plony swoich przygotowań do imprezy. Quil wpadł w oko sąsiadce Jess, Embry tańczył z Angie, a Jared nieomal został rozdrapany przez dwie rok od niego młodsze bliźniaczki (dwujajowe), które przyprowadził Mike. Ciemności wokół domu, rozświetlone tylko z grubsza przez świece, sprzyjały flirtom i niezupełnie niewinnym tańcom. La Push posiadało atmosferę, w której każdy przejaw życia miał nieco wyraźniejszy smak. Apetyt, chęć poruszania się, kochania, całowania, oddychania pełną piersią dotyczył tu wszystkich, a szczególnie mocno oddziaływał na tych, którzy byli tu tylko gośćmi. Kiedy świtało towarzystwo zaczęło się rozjeżdżać, wymieniwszy się wcześniej numerami telefonów z niektórymi z imprezowiczów...

Annie i Paul spali w samochodzie Belli, byli wykończeni seksem i nieprzespaną poprzednią dobą... Annie zamknęła oczy nad ranem i błyskawicznie, wtulona w głaskającego ją delikatnie po plecach Paula, zasnęła. Obudzili się dopiero około południa, kiedy usłyszeli śmiech Setha, który wychodząc przed dom ogarnął wzrokiem poimprezowy pejzaż i krzyknął:
- Widać, że fajnie było! - A później dodał: - Matko Boska! Jutro wraca mama! Tu potrzebna jest firma od rekultywacji terenu!
Leah krzątała się w kuchni robiąc śniadanie i przygotowując kubki na kawę.
- Hej, co to za czerwony nos? - zapytała Belli, która z ponurą miną siadła przy stole.
- Jutro wyjeżdżam.
- Wyjeżdżamy, chciałaś powiedzieć.
- Słucham?
- Jadę z tobą, jak upewnię się, że wszystko jest ok, to wrócę, beze mnie nigdzie się nie ruszysz, myślałam już, że to wiesz - wytłumaczyła Leah, trochę wkurzona ignorancją Belli.
- On zostaje - pokazała palcem na Jacoba.
- I tak nie mogłem jechać, bo Billy musi stawić się na badania w szpitalu w Port Angeles i obiecałem, że będę tam z nim.
- No! I z głowy, łzawych pożegnań nie zniosę. Jak zjesz to jedź się spakuj. Zaczniesz studiować tą swoją farmację, ale dopiero jak twoja najlepsza przyjaciółka Leah zbada, czy jesteś tam bezpieczna!
Leah obróciła się na pięcie, wzięła świeżo zaparzoną kawę dla siebie i Roy’a i wyszła przed dom, by wypić ją z ukochanym na schodkach tak jak zawsze miała w zwyczaju. Pozbawiona samochodu musiała go namówić, żeby udostępnił im jego terenówkę. Jedynym plusem tej całej smutnej eskapady będzie możliwość przejechania się fajnym autem! Kilka godzin do Montany na kampus uniwersytecki spędzone w towarzystwie udręczonej Belli, ale za to w TYM SAMOCHODZIE, mogło być do zniesienia...

Bella zjadła śniadanie, umówiła się z Jake’em na noc, usiłując nie chlipać wyściskała się z Sethem, Roy’em, Paulem oraz Annie i pojechała do domu. Czuła się fatalnie. Żałowała nawet, że została wczoraj na tej imprezie, bo było jej tak dobrze, że porzucanie tego, co tak kochała, bolało ją teraz podwójnie. Spędziła w La Push najlepsze, choć momentami też najtrudniejsze, momenty, i mimo że, jak wszyscy jej powtarzali, nikt nie umarł i La Push będzie na nią czekało, nie mogła się pogodzić z tym, że zdoła, jak do tej pory, być stałą częścią ich życia. Nie będzie mogła być świadkiem dojrzewania Setha, rozwoju sytuacji między Annie a Paulem, wpojenia chłopców... Prawdopodobnie ominie ją wszystko i o La Push będzie dowiadywać się głównie z maili, rozmów telefonicznych oraz raz na czas od Jacoba, jeśli tylko zdoła do niej przyjechać. Czekało ją dużo nauki i będąc realistką wiedziała, że aby skończyć te studia będzie musiała maksimum czasu poświecić na książki, a nie na podróże do domu. Dom... Nie chciała zostawiać Charliego samego. Faktem było to, że bez niej przeżył wiele lat i doskonale dawał sobie radę w swoim kawalerskim stanie, jednak ostatnio zauważyła, że jest jakiś inny, smutny, jest w nim mniej wigoru niż wcześniej i zdecydowanie bardziej interesuje go sen, niż aktywność z przyjaciółmi. Było jej go żal... Płakała całą drogę do domu, płakała też pakując się. Cokolwiek nowego zacznie się jutro będzie niosło ze sobą tęsknotę nie do wytrzymania.


Annie, całowana i pieszczona przez Paula, czuła dokładnie to, co każdy musi czuć w La Push. Otaczającą ją zewsząd miłość. Nie umiała jeszcze miłością nazwać swoich uczuć, Paul też nigdy nie użył tego słowa, wiedziała natomiast, że jest jej dobrze w jego ramionach i że chyba nie do końca jest taką niezależną, twardą osobą, skoro tak bardzo nie ma ochoty rezygnować z bezpieczeństwa i ciepła, które daje jej Paul. Fizycznie czuła się dziwnie. Była słaba, być może za sprawą nie do końca odespanej poprzedniej nocy, bolał ją brzuch, prawdopodobnie za bardzo ich wczoraj poniosło... Postanowiła pojechać do domu i odpocząć. Umówiła się z Paulem, że zadzwoni przed dyżurem, a zobaczą się jutro wieczorem. Miała przed sobą oficjalne zerwanie z Ericiem i dwanaście godzin pracy. Musiała się do tego przygotować psychicznie.

Dotarła do domu około drugiej, brzuch bolał ją coraz bardziej. Zażyła najsilniejszy środek przeciwbólowy, jaki był w apteczce, nalała gorącej wody do wanny i położyła się w niej, żeby się rozgrzać. Zasnęła...
Godzinę później otworzyła oczy i z przerażeniem zobaczyła, że woda ma kolor ostrej czerwieni. Krwotok...
Zanim zemdlała, zdołała wyjść z wanny i zadzwonić po pogotowie.

_________________


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
mermon
Wampir weteran



Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 3653
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 177 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Nie 14:22, 27 Mar 2011 Powrót do góry

No. no, ale mnie zaskoczyłaś, zwłaszcza po wczorajszym poście, nie spodziewałam się tak szybko nowego rozdziału. Super! Very Happy

Ładnie się zaczął. Pięknie opisałaś narastające pożądanie Anny, aż można było to poczuć. To pierwotne przyciąganie, zew natury skierowany do tej jednej konkretnej osoby, gdy nie ma mowy o rozsądku i logice, są tylko zmysły prowadzące do jednego - brawo.
A to niespodzianka! Paul jednak trochę się kontrolował. Igrasz z nami, Variety. Wink
"Domyślam się po minie, że nie spacerowałeś po łące plotąc wianki z polnych kwiatów?" prześmieszne. Laughing

Piosenka zmysłowa, posłuchałam jej sobie czytając tekst rozpisany na głosy chłopców - fajnie.
"To dopiero będzie gniazdo rozpusty! Opieka społeczna mną się zainteresuje - odciął się Seth." - Laughing

Niezła impreza. Atmosfera w La Push nasączona miłością. No i Paul i Anna się nie oparli. Very Happy
Końcówka zaskakująca.
Pięknie to wszystko napisałaś. Dzięki.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez mermon dnia Nie 14:22, 27 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
bella.
Nowonarodzony



Dołączył: 13 Lut 2011
Posty: 13
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 15:14, 27 Mar 2011 Powrót do góry

och, var. nie wiem od czego zacząć. może od tego, że cieszę się z tego, iż znowu się zaczęło. Very Happy

po tak długim oczekiwaniu tylko..hmm...wzmógł się mój apetyt, a dzięki annie i paulowi prawie go zaspokoiłaś. prawie.. Twisted Evil Very Happy Very Happy

nie mogę się doczekać rozwoju sytuacji między bellą i jacobem, ale też martwi mnie stan charlie'go..

cóż się dzieje z annie.? czyżby paul aż tak bardzo stracił nad sobą kontrolę.? Shocked Laughing

czekam z niecierpliwością na dalszy ciąg i pozdrawiam całą naszą rodzinkę : Ciebie, sheilę i mermonka. Razz Razz

no i oczywiście buziaki dla kam, za to, że zbetowała rozdział. Very Happy Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
mermon
Wampir weteran



Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 3653
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 177 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Nie 16:00, 27 Mar 2011 Powrót do góry

Dziękuję za pozdrowienia, bella. Pozdrawiam wzajemnie.
Również dziękuję kam za zbetowanie i dużo czasu życzę na następne rozdziały. Very Happy

Zapomniałam wspomnieć o Belli i Jacobie. Tez ciekawa jestem jak to się potoczy. Mam swoje domysły, ale mogą być mylne. Nie wyobrażam sobie tej rozłąki wpojonej Belli. Czuję, że Charlie się rozchoruje i Bella zostanie. Jeśli jednak wyjedzie, to czuję, że Edward się przy niej pojawi i namiesza trochę. Ale nie chcę nic wiedzieć wcześniej. Powolutku i po kolei.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
variety
Wilkołak



Dołączył: 21 Lip 2010
Posty: 143
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 32 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Tarnów

PostWysłany: Pon 9:42, 28 Mar 2011 Powrót do góry

Niespodzianka od kam;)

- I naprawdę MUSISZ jechać tam z Bellą? – dopytywał Roy.
- Widziałeś, w jakim jest stanie! Muszę! Bez dwóch zdań! Jak nie pojadę to będę się zadręczać. Co innego być kilka kilometrów od niej, co innego kilkaset.
- Samochód wam dam, nie ma problemu... tylko, że wiesz...
- Tak, kochanie?
Roy wziął ją za rękę, patrzył czule w oczy i powiedział z troską:
- Dwie piękne kobiety... same...
Leah parsknęła śmiechem.
- Aha. I stado potencjalnych gwałcicieli, tak?
- Coś w tym stylu...
- Słońce, pragnę ci przypomnieć, że zagryzamy wampiry, a ty myślisz, że ktoś może nam zrobić krzywdę? Jak jednak usłyszysz w telewizji, że na kampusie pojawiły się wilki...
Roy długo nie mógł otrząsnąć się z tej wizji i patrząc na pakującą się Leah walczył ze złym przeczuciem, które jak mgła spowijało jego umysł.


Annie leżała na oddziale ginekologicznym. Pielęgniarka siedziała przy jej łóżku i robiła wywiad konieczny do wypełnienia karty.
- Kiedy ostatni raz miała pani okres?
- Biorę pigułkę, krwawienie wystąpiło planowo, dwa tygodnie temu.
- Czy przeszła pani ostatnio jakieś stresy?
Annie pomyślała o Ericu.
- Tak.
- Forsowała się pani fizycznie?
- Tak.
- Pali pani, pije?
- Nie palę, piję na imprezach.
- Hmm... musimy zrobić badania, krwotok został zahamowany, ale dopiero teraz można zrobić USG i dowiedzieć się, co pani dolega.
Pielęgniarka wyszła, a Annie starała się pocieszyć, że być może stresy, treningi, niewyspanie, seks... przyczyniły się do krwawienia.
Leżała w szpitalnym łóżku i żałowała, że nie ma przy sobie telefonu. Pewnie zostawią ją na obserwację i Paul będzie się o nią martwił. Może nawet pomyśli, że celowo nie dzwoni. Miała coraz gorszy nastrój...



- Bells. - Charlie stanął w drzwiach mojego pokoju. - Myślałem, że choć trochę się cieszysz z wyjazdu na uczelnię.
- Tato... chyba nie umiem się odnaleźć w tej sytuacji - powiedziałam pociągając nosem.
- Przez NIEGO?
- Nie do końca. Pokochałam Forks i La Push. Trochę mi to zajęło, wiem... ale teraz myślę, że tu właśnie jest moje miejsce na ziemi i wcale nie mam ochoty zwiedzać innych stanów, a tym bardziej mieszkać tam i tęsknić za domem. A Jacob? On na mnie poczeka, wiem to. Pewnie myślisz, że chciałby, żebym nie wyjeżdżała, ale wcale tak nie jest. Czasem wydaje mi się, że on lepiej rozumie konieczność studiowania niż ja.
- Bells, przyzwyczaisz się, poznasz nowych ludzi, na pewno wśród nich znajdziesz też takich, którzy choć trochę zastąpią ci przyjaciół z La Push. Na początku nie byłem zachwycony twoją fascynacją rezerwatem, ale długo się nad tym zastanawiałem... i wiesz, chyba cię rozumiem. Jednak musisz wiedzieć, że prawdziwi przyjaciele są razem mimo nieobecności. Jeśli faktycznie czujesz się jednością z tą gromadką, odległość was nie rozdzieli, tylko wzmocni - pogłaskał mnie pieszczotliwie po głowie. - A Jacob... Nadal uważam, że jest trochę dla ciebie za młody, chociaż czas pędzi i podobno za tydzień skończy osiemnaście lat... Na swój sposób lubię szczeniaka - roześmiał się. - Odwiezie cię na kampus?
- Jadę z Leah, Jake musi załatwić coś z Billym.
- Ty i Leah? No nie wiem... trochę jak Thelma i Luise - westchnął ciężko Charlie i podreptał do kuchni zrobić nam kawę.


Paul pomagał koledze doprowadzać otoczenie domu do względnego ładu. Seth nie zamierzał ukrywać przed mamą, że zrobili imprezę, jednak ilość śmieci, butelek po piwie i przedziwnym zbiegiem okoliczności zgubionych niewiadomo przez kogo części garderoby mogło każdą matkę przyprawić o atak apopleksji. Leah pakowała swoje rzeczy u siebie w pokoju, a Roy i Jacob sprawdzali, czy samochód nie musi mieć zmienionego oleju, czy ciśnienie w kołach jest idealne i czy ich kobiety nie będą miały przykrej niespodzianki za kierownicą. Oboje czuli dziwny niepokój i w ogóle nie podobał im się pomysł ich wspólnej wyprawy na kampus. Leah jednak była tak uparta, że nie było mowy o jakiejkolwiek dyskusji na temat ewentualnej, choćby delikatnej, zmiany planów i wysłania z nimi dodatkowo na przykład Embry’ego albo Quila. Roy nie mógł jechać, bo miał jutro zebranie stażystów i musiał stawić się w pracy, Jacob, jak było wiadomo, też, ze względu na ojca, a słysząc o obstawie chłopców Leah parsknęła śmiechem i powiedziała, że nie będzie nikogo dodatkowo niańczyć, bo wystarcza jej Bella. I temat został zamknięty. Postanowiły wyjechać bardzo wcześnie rano.

Bella przepłakała pół nocy w ramionach Jacoba, a drugie pół kochała się z nim. Jacob znał tylko taki sposób, żeby hamować jej łzy - pieścił, całował, wyrażał miłość całym sobą, ale niestety to lekarstwo na smutek przestawało szybko działać i miało skutki uboczne - jeszcze większy żal.

Paul bał się. Bał się, że obudzi się z pięknego snu, w którym był od trzech dni. Cały ten weekend, włączając w to piątek, był zupełnie nierealny. Sytuacja tak szybko się rozwijała, że wypadało albo tańczyć i śpiewać, albo usiąść i zastanowić się poważnie, czy to w ogóle możliwe, żeby było aż tak dobrze. Wczoraj kochając się z nią przeżył coś, o czym mógł tylko marzyć - absolutną, nieporównywalną z niczym rozkosz, będącą dowodem na to, że byli dla siebie stworzeni, a ich ciała miały te same, trzeba przyznać... dosyć spore, potrzeby. Annie co prawda się jeszcze nie odzywała, ale uznał, że pewnie odsypia. Wieczorem też nie był zdziwiony, bo myślał, że ma ciężką zmianę... ale rano zaczął się martwić. Zadzwonił. Włączyła się poczta. Sprawdzał telefon co pięć minut. Nic.
Pożyczył motor Jacoba i pojechał do niej, ale nie było jej w domu. Podjechał pod szpital, na parkingu nie było motoru, więc nawet nie wchodził, bo już dawno powinna skończyć pracę. Wrócił do La Push. Pół godziny później ze szpitala zadzwonił Roy.
- Annie tu jest.
- Wzięła za kogoś dyżur?
- Nie, leży na oddziale ginekologicznym.
- Co?!
- Chłopie... to nie na telefon...
- Zaraz będę.
Pożyczył od Jacoba motor i popędził z powrotem do szpitala ją zobaczyć.



- To znaczy... co usiłuje mi pani powiedzieć? - Annie z szeroko otwartymi ze zdumienia oczyma słuchała lekarki, która przyszła z nią porozmawiać.
- Że odkleja się łożysko. Musi być pani gotowa na...
- Jestem w ciąży?
- Tak... rozumiem, że pani nie wiedziała?
- Ale to niemożliwe! Biorę pigułki! Miałam okres!
- Nie ma metody pewnej w stu procentach. Jest pani ratowniczką, przeszła pani szkolenie medyczne... Na pewno zdaje sobie pani z tego sprawę. Krwawienie, przypominające miesiączkę, występuje w wielu ciążach, często jako pierwszy objaw zagnieżdżania się jajeczka w ścianie macicy, czasem z innych powodów... a pigułka, jak pani wie, może być źle dobrana albo może nie wchłonąć się do organizmu. Czy wymiotowała pani w ciągu ostatnich dwóch miesięcy?
- Miałam grypę żołądkową...
- I pewnie to spowodowało nieprzyjęcie potrzebnej dawki hormonów i w efekcie tego owulację. Pani Mitchell, to dla pani ciężki moment. Badanie USG wskazuje na piąty tydzień ciąży. Badania hormonalne niestety nie są dobre... Poczekamy jeszcze siedem dni i powtórzymy USG. Jeśli nie będzie widoczna praca serca...
Annie przestała słuchać. Nie umiała się skupić na słowach lekarki. Odwróciła głowę i patrzyła w okno. Łzy zupełnie rozmazywały jej obraz...
Kiedy została w sali sama powoli zaczęło do niej docierać, co tak naprawdę się dzieje. Zaszła w ciążę. Eric był ojcem... i być może jeszcze tydzień temu uznałaby to za przyspieszenie ich wspólnych planów. Albo raczej jego planów niż jej, bo ona już od pewnego czasu coraz rzadziej myślała o ich WSPÓLNEJ przyszłości. Ale tydzień temu mogłaby taki scenariusz zaakceptować i, mimo że nie myślała jeszcze o byciu mamą, wiedziała, że jakoś się w tej roli odnajdzie, bo jest przecież dorosłą, normalną kobietą. I ma dziewięć miesięcy, żeby oswoić się z sytuacją. Ale pojawił się Paul. Uderzył w nią jak pocisk. Wszystko zmienił. A może nie zmienił nic? Może był tylko snem, ostatnią przygodą? Alternatywną przyszłością, której nigdy nie będzie? Może karą doczesną, niespełnieniem, przyszłą tęsknotą?
Czuła się podle. Nie mogła się obwiniać o to, że nie wiedziała... nie miała przesłanek, żeby myśleć, że jest w ciąży. Tylko jedna myśl nie dawała jej spokoju: czy, jeśli nie poszłaby na piątkową imprezę, nie upiła do nieprzytomności, nie skoczyła w sobotę z klifu, narażając się na szok termiczny, i nie kochała brutalnie prawie całą noc... doszłoby do krwotoku? Nie mogła się uspokoić, nie umiała uszeregować swoich myśli. Tak wiele pytań kołatało się w jej głowie, że miała ochotę krzyczeć, płakać, rwać włosy z głowy. Tak bardzo nie chciała być w tym momencie życia, w którym się właśnie znalazła, tak bardzo obca wydawała jej się ta historia, że wolałaby już w ogóle nie istnieć. A jednak była, a w niej walczyła o przyjście na świat maleńka dusza.

Paul wbiegł na korytarz oddziału położniczego, zapytał jednej z sióstr gdzie leży Annie i poszedł prosto do jej sali. Leżała na boku. Słysząc kroki otworzyła oczy i z niedowierzaniem zapytała:
- Jak mnie znalazłeś?
- Roy zadzwonił. Co się stało?
Annie była bardzo blada, miała podkrążone oczy.
- Paul... ja... - Łzy same popłynęły jej po policzkach.
- Annie, jesteś chora? Zrobiłem ci wczoraj krzywdę?
- Paul... - Nie była w stanie przestać płakać. Chłopak usiadł na jej łóżku, wziął ją za rękę, a drugą dłonią wytarł jej mokrą twarz.
- Co się stało? - zapytał ponownie, tym razem już bardzo spokojnie.
- Piąty tydzień... ciąży. – Dopiero teraz wybuchła prawdziwym płaczem.
Paul przez moment nie rozumiał słów, które usłyszał, a jak dotarł do niego ich sens dosłownie pociemniało mu w oczach. Błyskawicznie ogarnął całą sytuację: Eric, dziecko, ICH dziecko... i on. Jako kto? Nie był w stanie powiedzieć ani słowa, tylko delikatnie przytulił ją do siebie i głaskał trzęsące się od płaczu plecy.
Annie uspokoiła się w jego ramionach, czuła się emocjonalnie wyczerpana, wiedziała jednak, że musi z nim porozmawiać, nie może go tak po prostu zostawić z taką informacją.
- Ja wczoraj myślałam, że moje życie wywróciło się do góry nogami. Przez ciebie, a może raczej dzięki tobie... Boże, pewnie w innych okolicznościach zbierałabym się dłużej z takimi wyznaniami... A teraz? W domu dostałam krwotoku, gdybym wiedziała, że jestem w ciąży, bardziej bym o siebie dbała... pewnie w ogóle... zresztą, za późno na snucie domysłów co by bo, gdyby... Ciąża jest zagrożona, lekarze dają mi do zrozumienia, że w ciągu następnych dni rozstrzygnie się, czy zostanę mamą, czy nie... Paul, ja nie wiem, co mam myśleć, a co dopiero robić!
- Annie, czy Eric wie?
- Nie wie... i nie powiem mu... na razie.
Paul odetchnął z ulgą. Dawało mu to trochę czasu, żeby mieć ją jeszcze tylko dla siebie.
- Annie, powiedz mi co teraz czujesz. Wiem, że ci trudno... ale muszę wiedzieć.
- Czuję się winna, niedojrzała, niegotowa... A z drugiej strony nie mogę pogodzić się z myślą, że być może właśnie ta możliwość przygotowania się do macierzyństwa będzie mi odebrana, bo tego dziecka może w ogóle nie być. Rozumiesz? Pewnie nie, bo ja sama mam problem, żeby pojąć własne emocje. To tak, jakby spotkało cię coś niespodziewanego, trudnego, może najtrudniejszego w życiu, jakiś przełom, i, mimo że się go boisz i nie umiesz zaakceptować, gdzieś w środku czujesz, że w końcu jednak nadszedłby moment pogodzenia, a później szczęścia i satysfakcji... Nie planowałam tego, więc jestem przerażona, ale z drugiej strony to i tak się stało, więc cokolwiek się teraz wydarzy i tak będzie bolało.
Paul zamyślił się. Po chwili powiedział:
- Annie, nie chciałabyś powiedzieć Ericowi, więc mam rozumieć, że nie chcesz z nim być... tak?
- Eric nie odpuści, jeśli dowie się, że jestem z nim w ciąży, a dowie się na pewno i liczyć potrafi!
- Ale ty jesteś dorosła i nic nie musisz, w takich sytuacjach kobieta ma przewagę, tak? Ok, to wyznanie jest trochę... może zbyt śmiałe, ale... posłuchaj, możesz mnie uznać za wariata, możesz wysłać za drzwi, jeśli zechcesz zmagać sie z tym wszystkim sama, możesz spróbować z Ericem tworzyć rodzinę... ale, Annie, ja nie odpuszczę! Cokolwiek się będzie działo!
- Chcesz mi powiedzieć, że znając mnie niespełna dwa tygodnie wiesz, że chcesz być ze mną? Nawet w tej sytuacji?
- W każdej, Annie.
- Myślę, że nie wiesz o czym mówisz.
- Ok, musisz ochłonąć. Intensywny... cudowny weekend... to trochę mało, żeby stwierdzić, że jednak mam po kolei w głowie, ale nigdzie się nie spieszymy, tak? Jutro, pojutrze, najbliższe osiem miesięcy i dziesięć lat nic tu nie zmieni. Ty jeszcze o tym nie wiesz, ale ja wierzę, że przyjdzie chwila, kiedy to potwierdzisz. A... jeśli mnie nie odtrącisz, wierz mi, że przyjdzie na pewno moment, w którym ty sama będziesz musiała zaakceptować jakąś część mnie, o której jeszcze nie wiesz, a która być może cię nie zachwyci... Bycie z człowiekiem czasem bywa trudne.

Do sali weszła pielęgniarka trzymając w dłoni plik jej wyników badań.
- Pan jest ojcem?
Zanim Annie odpowiedziała, Paul skinął twierdząco głową.
- Nie mam dla państwa dobrych wiadomości. Wyniki się pogarszają...



Bella i Leah nie stanowiły zgranego duetu. Pierwsza doprowadzała drugą do najwyższego stopnia irytacji swoją obojętną, zrezygnowaną postawą i ustawicznym pochlipywaniem, Bella natomiast miała serdecznie powyżej uszu, gdy Leah usiłowała poprawić jej humor i tłumaczyła, że to nie koniec świata. W końcu się pokłóciły, później jeszcze bardziej, następnie jedna drugiej zrobiła dziką awanturę na jednej ze stacji benzynowych (pracownicy patrzyli zauroczeni przekonani, że oto są świadkami prawdziwej kłótni kochanek) i dopiero jak Leah zagroziła Belli, że ją zostawi na środku szosy, dziewczyna zdecydowała się przestać płakać i czymś się zająć... na przykład zmienić Leah za kierownicą.
I wtedy, a był to środek nocy, coś przebiegło jej przed maską samochodu i zanim zdążyła nacisnąć hamulec z impetem uderzyła w ciemny, twardy kształt leżący na jezdni.




Odkąd Roy skończył zebranie w szpitalu jeździł z Jacobem, który wrócił z już z badań Billy’ego, szukając dla Leah nowego samochodu. Zdecydował się kupić jej ładnego Forda. Van był w dobrym stanie, o niebo lepszym niż spalony dodge i właściwie nie wymagał żadnego remontu. Obaj byli zadowoleni, że mają zajęcie, bo każdy z nich miał serdecznie dosyć sprawdzania co chwilę zasięgu telefonu. Bali się, że coś im się stanie... albo że same komuś coś zrobią.


Paul został wyproszony na korytarz, ponieważ lekarka prowadząca przyszła zbadać kolejny raz Annie. Siedział vis-a-vis jej sali i przetrawiał sytuację. Z dzieckiem czy bez - nie robiło mu to różnicy. Myślał perspektywicznie, a wizja życia bez niej najbliższego dnia, miesiąca czy lat nie wchodziła w rachubę. Był zakochany, wpojony... odurzony. Budziła w nim instynkt opiekuńczy i paradoksalnie właśnie teraz, kiedy była bezbronna i smutna, kochał ją jeszcze bardziej. Szalał za nią! Gdyby tylko mógł przekonać ją, że wie, co robi, że jego słowa mają poparcie, że są poważne, pewne, stałe...



Plotki rozprzestrzeniały się po szpitalu z zawrotną prędkością. Tajemnica lekarska zdawała się obowiązywać tylko lekarzy, lecz chyba jednak nie dotyczyła pozostałego personelu ze szczególnym uwzględnieniem pielęgniarek i pracownic laboratorium. Każdy znał Annie Mitchell, choćby z widzenia, znano też jej chłopaka, bo przez dwa ostatnie lata wielokrotnie widziano ich razem, toteż Eric nie musiał długo czekać, żeby dowiedzieć się o pobycie swojej dziewczyny w charakterze pacjentki na specjalistycznym oddziale. Zebrał się szybko i postanowił osobiście zbadać sprawę.

Oczywiście pierwszą osobą, którą zobaczył wysiadając z windy był Paul. Żałował teraz, że nie posiada broni, bo mając okazję poznać próbkę refleksu i siły rywala nie chciał pogruchotać sobie drugiej pięści, a nienawiść, którą czuł, potrzebowała ujścia w przemocy. Rozum mu jednak podpowiadał, żeby dopiec mu w inny sposób.
- Jesteś, żeby nam pogratulować? Piąty tydzień, słyszałeś?
Paul długo ważył w głowie każde następne słowo. Popatrzył na Erica z obrzydzeniem i powiedział:
- Nawet jeśli Annie pozwoli ci być ojcem pamiętaj, żebyś piastował w pamięci każdą słodką chwilę jak najdłużej, bo będzie to tymczasowe i bardzo krótkie. Zabiorę ci wszystko. A właściwie sam mi wszystko oddasz przez swoją głupotę. A teraz zostawię cię z nią samego, nie powinna się denerwować, że znowu dojdzie do rękoczynów. Bo doszłoby, prawda?
Paul wyszedł czując, że zaraz nie wytrzyma i użyje siły. Wiedział, że skoro Eric wie, wszystko zależy teraz od Annie. Ufał, że cierpliwością w końcu odniesie sukces i udowodni jej, jak bardzo mu na niej zależy. Jedynym problemem było to, że z cierpliwością jako taką miał niewiele wspólnego i dopiero się jej uczył. Na razie zaczął zdawać sobie sprawę, że aby z nią być musi mieć gdzie mieszkać i temu właśnie postanowił poświecić najbliższe dni.

Annie na widok Erica westchnęła ciężko. On natomiast, mając świeżo w pamięci przestrogę Paula, starał się być dla niej jak najczulszy. Trzymał ją za rękę mówiąc, jak bardzo ją kocha, że żałuje swoich słów kiedy się kłócili i że ma nadzieję, że podejmie jak najszybciej decyzję o tym, aby z nim zamieszkać i zostać jego żoną.



- Co to, do cholery, było?!
- Skąd mam wiedzieć - Bella trzęsła się ze zdenerwowania.
- Jezu, czekaj, wysiądę i sprawdzę. Ty się nie ruszaj póki ci wyraźnie nie powiem, że możesz wysiąść. I zanim po raz kolejny zignorujesz moją grzeczną prośbę pięć razy się zastanów!
Leah zatrzasnęła za sobą drzwi a Bella zaświeciła wszystkie światła w samochodzie. Widziała, jak dziewczyna się nad czymś pochyla a później macha do niej ręką, żeby wysiadła.
- Patrz!
- Jezu, zabiłam człowieka - zaczęła krzyczeć Bella.
- Nie ty zabiłaś, ale faktycznie nie żyje. Tyle, że to już nie człowiek, a ciało zainfekowane przez wampirzy jad. Za chwilę zacznie się budzić jako nowonarodzony. Wiesz, co to oznacza?
- Trzeba z nim jak najszybciej skończyć.
Leah w ułamku sekundy przybrała wilczą postać i z łatwością rozszarpała zwłoki. Spaliły je w pobliskim rowie ciesząc się, że droga jest zupełnie nieuczęszczana. Bella dopiero teraz, patrząc na ciało zamieniające się w popiół, zdała sobie sprawę z tego kim tak naprawdę jest. Tylko jeden raz w życiu przeobraziła się w wilka, ale od tamtej chwili, będąc zmiennokształtną, powinna być zawsze na to gotowa. Nagle zrozumiała, jak wiele zmienia w jej życiu przynależność do watahy. Brzydziła się odbieraniem życia, ale instynkt nakazywał jej eliminować swoich naturalnych wrogów. Czując bardzo delikatny w tej chwili, słodkawy zapach wampira odczuwała przenikające ją dreszcze i z przerażeniem odkryła, że nie umie jeszcze, tak jak pozostali, kontrolować swojej przemiany i może ona mieć miejsce w każdej chwili. A co, jeśli stanie się tak na kampusie? Wśród ludzi? Na imprezie? Na zajęciach? Na zakupach? W La Push otaczali ją ludzie tacy jak ona, mogący na nią wpływać, nauczyć ją panować nad tym trudnym do zaakceptowania „darem”. Ale sama w obcym mieście? Z tych myśli wyrwała ją Leah.
- Słuchaj, to, co przebiegło ci drogę, musiało być wampirem, który usiłował przemienić tego biedaka. Ktoś rozpoczął produkcję kolejnej gromadki krwiopijców? Jak myślisz?
Bella z półprzytomnym wyrazem twarzy odpowiedziała:
- Nie wiem... Ten człowiek był młodszy niż Seth. Jeśli ktoś przemienia dzieci w wampiry łamie kodeks Volturi.
- Volturi? Hmm... chętnie zweryfikowałabym liczebność tej rodzinki.
- Leah...
- Ok, nie bój się, same nie zrobimy tej krucjaty.
- Powinnyśmy wrócić i powiedzieć wszystko Samowi.
- Chyba oszalałaś! Wracać? Jedziemy na twoją uczelnię!
- Leah, ja...
- Wiem, wiem, teraz ty boisz się studiować. A dlaczego, jak myślisz, my trzymamy się La Push? Ale ty skończysz tą farmację! Zaocznie, co prawda, ale skończysz.
- Skąd?
- Sprawdzałam wszystkie możliwości, możemy przekwalifikować cię na inny tryb nauki. Mamy czas do końca tygodnia. Coś ty myślała? Że zostawię cię samą na uniwersytecie? Musiałabym tam z tobą siedzieć! A teraz lepiej zastanówmy się, jak dobrać się do skóry pijawce, co grasuje w tym stanie.



Eric wyszedł od Annie nie do końca zadowolony z rezultatów ich rozmowy. Dziewczyna zamknęła się w sobie. Była nieodgadniona. Eric czuł, że Paul ma na nią wpływ i jego pojawienie się coś między nimi zakończyło. I nienawidził go za to jeszcze bardziej.

Kilka godzin później Annie odwiedził Roy. Zerknął na jej kartę i usiadł obok łóżka na krześle.
- Roy... mam prośbę do ciebie.
- Tak? Coś ci przynieść?
Annie podała mu klucze do domu.
- Telefon, błagam! Leży gdzieś w przedpokoju. Chcę mieć kontakt.
- Z Paulem?
- Tak.
- Annie...
- Wiem, nic nie mów. Powinnam być fair i nie usiłować grać na dwa fronty. Słuchaj, Eric ma prawo do dziecka, więc czy tak czy owak będzie obecny w moim życiu, a dziecko wydzierane sobie przez rodziców nie będzie miało normalnego dzieciństwa. Jestem pewna, że jeśli go zostawię i zdecyduję się spróbować z Paulem, Eric dostanie szału i zrobi wszystko, żeby mnie gnębić. Dlaczego ktoś musi płacić za moje błędy? Znam Erica i wiem, czego się po nim spodziewać. Było nam kiedyś razem dobrze. Gdyby nie wypadek Paula nigdy pewnie bym go nie spotkała i teraz też pewnie by mnie tu nie było, bo być może nie doszłoby do odklejania łożyska gdybym przez ostatnie trzy dni nie zachowywała się jak nieodpowiedzialna smarkula. Roy, ja wiem, co powinnam zrobić. Dać Ericowi szansę, dać szansę dziecku i zapomnieć o Paulu.
- I po to ci ten telefon? - zapytał łagodnie Roy.
Annie się zmieszała.
- Roy, czy ja mogę być taką idiotką, żeby w dwa tygodnie zakochać się w chłopaku, o którym prawie nic nie wiem?
Roy wiedział, czym jest uczucie Paula i mimo że nie znał Annie aż tak dobrze, żeby móc jej doradzać, tym razem złamał swoje zasady i powiedział:
- Na twoim miejscu słuchałbym serca. Bo tylko dziecko wychowywane wśród kochających się ludzi jest szczęśliwe. A coś mi mówi, że skończył się już czas twojego związku z Ericem. I masz rację - gdyby nie Paul wszystko wyglądałoby inaczej. Ale czy lepiej? Tego nie wiemy. A jeśli chodzi o ciążę to znasz opinie lekarzy, prawda? Nie obwiniaj się, miliony ciąż nie kończą się rozwiązaniem. Czasem dusza zmienia zdanie i postanawia przyjść na świat później. W to wierzę. Cokolwiek się stanie pamiętaj o tym.
Roy wziął od niej klucze i obiecał, że przywiezie jej telefon jak tylko zdoła wyrwać się ze szpitala. Mimo że oficjalnie nie wrócił jeszcze do pracy ilość piętrzących się na jego biurku papierów mówiła sama za siebie.

Paul wiedział, że jedyną SZYBKĄ drogą eliminacji Erica byłoby zabicie go (najlepiej własnymi zębami), ale nie miał prawa tego zrobić, więc musiał uzbroić się w cierpliwość. I koniecznie zacząć realizować swój plan! Zaczął od telefonicznego ustalenia z kuzynem Quila warunków wynajmu domku. Uzgodnili, że jeśli Paul wyremontuje dom uznają czynsz przez kilka miesięcy za uregulowany. Właściciel nie wiedział, czy przypadkiem nie będzie musiał sprzedać domu, ale jego obecny stan techniczny bardzo negatywnie wpływał na ewentualną cenę.

Leah i Bella spędziły trzy godziny dokładnie patrolując las, ale nie trafiły na żaden nowy ślad wampirzej obecności. Postanowiły jechać prosto na kampus, przespać się w jakimś motelu i z samego rana załatwić wszystkie formalności, a resztę dnia zwiedzić dokładnie miasto, sprawdzając przy okazji, czy nie ma tam dla nich jakiegoś zadania. O dziwo od momentu zderzenia z ofiarą wampira zaczęły się świetnie dogadywać.


Seth, wyściskany i wycałowany przez stęsknioną mamę, długo powracał do równowagi psychicznej i poczucia własnej męskości. Dla Sue, mimo że w tej chwili wyższy już od niej o głowę, nadal był słodkim dzieciaczkiem, ukochanym malutkim syneczkiem i najdroższą przytulanką. Tęsknił za mamą, to prawda, ale wraz z jej powrotem zaczął też z melancholią wspominać błogie chwile, kiedy był jedynym gospodarzem w ich domu. Nie przyznał się oczywiście, że tak długo mieszkał sam, nie powiedział jej też, że Leah sypiała u nowego chłopaka - skądinąd jej byłego lekarza, ani że wysadził w powietrze samochód odwiedzając Paula znajdującego się w szpitalu po porażeniu prądem podczas prac naprawczych rozwalonej przez Jacoba i Bellę ścianki... Przez dwie godziny pogaduszek z mamą zużył dostępny ludzkości limit łgarstw i przemilczeń. Był wykończony i z ulgą odebrał telefon od Paula z prośbą o drabinę. Umówili się pod domkiem, który miał być nowym domem Paula. Seth wziął co obiecał i poszedł na piechotę zadowolony, że Paul będzie teraz jego sąsiadem. Dom znajdował się faktycznie bardzo blisko.

Paul czekał na niego, opierając się o poręcz schodów.

- Ok, wejdźmy i zobaczymy, czy da się coś z tym zrobić.
Drewniany domek był malutki. Z miniaturowego przedpokoju na lewo wchodziło się do pokoju, na wprost była łazienka, a po prawej stronie dosyć duża kuchnia i mała sypialnia. Do drzwi wejściowych prowadziły trzy schodki i niewielki, drewniany taras. Całość sprawiała bardzo przytulne wrażenie, ale niestety wymagała remontu - dokładnie tak, jak uprzedzał właściciel.
- Trochę wysiłku i może być fajnie, nie? - pierwszy odezwał się Paul.
- Jak dla mnie super, tydzień remontu i z chłopakami zrobimy tu słodkie gniazdko dla zakochanych. No... jeśli Quil i Jared zaczną pomagać to dwa tygodnie... A propos, co z tą twoją kobietą? - zaczął drażliwy temat Seth.
- Stary... nawet nie chce mi się o tym gadać.
- Mi nie powiesz?
- Ok, w skrócie: jest w ciąży, zagrożonej, ze swoim byłym... a może jeszcze obecnym chłopakiem.
Seth patrzył na niego nie kryjąc zaskoczenia.
- No? I co? Nawet TY nie masz komentarza? - Paul zapytał go z przekąsem.
- Mam... ale niecenzuralny!
- Tak myślałem.
- I co ty na to?
- A co ja MOGĘ na to?
- W sumie... możesz przeczekać cierpliwie, a wiemy już, że ten dupek długo nie wytrzyma bez zachowywania się jak cham, albo...
- Nie, też już o tym myślałem, ale zabijamy tylko wampiry...
- A wampiry emocjonalne się zaliczają?
- Obawiam się, że nie.
- To przynajmniej na tyle uszkodzić, żeby... Wiesz, zaatakować, spuścić łomot, a później wgnieść w ziemię butem...
- Leżącego się nie kopie.
- Mogę go dla ciebie z tyłu podtrzymywać - uśmiechnął sie zachęcająco Seth.
Paul roześmiał się rozbawiony tą kuszącą wizją.


Roy odzwyczaił się od samotności. Zawiózł Annie telefon, załatwił sprawy służbowe i jedyne, co przyszło mu do głowy, to jechać wieczorem do La Push. Tęsknił za Leah, a tam czuł się bliżej niej.
Zaparkował u Jacoba i poszli razem oglądnąć dom do remontu. Na miejscu byli już wszyscy chłopcy oraz Emily.
- Annie o ciebie pytała, zawiozłem jej telefon, więc nie jest już odcięta od świata - zwrócił się do Paula.
Paul był smutny i małomówny.
- Hej, nie łam się, to musi się dobrze skończyć - powiedział Jared, patrząc na ponurą minę przyjaciela.
Paul nadal milczał.
Roy dodał:
- Mam powody sądzić, że ona... chciałaby z tobą być, ale...
Paul nie wytrzymał.
- Ale to nie takie proste. Ok, widzę, że każdy chciałby usłyszeć moje oficjalne stanowisko. Nie ma sprawy. Wpoiłem się w najcudowniejszą dziewczynę na świecie i trudno było się dziwić, że właśnie była... albo jest... w związku. Przełknąłem, chociaż chyba wiecie, ile mnie to kosztowało. Za sprawą... nie wiem... chyba magii udało mi się ją zainteresować moją osobą, sprowadzić tu, spędzić cudowny weekend, ale właśnie kiedy byłem już tak blisko, żeby doprowadzić do jej ostatecznego pożegnania z tym dupkiem, z którym się spotyka, okazało się, że ten sukinsyn ma nade mną przewagę, bo zostanie ojcem jej dziecka. I co? Znacie mnie i wiecie, że stać mnie na wiele i że jestem w stanie wziąć los w swoje ręce. Jestem... i dlatego wezmę, wyremontuję dom, bo chcę być gotowy, kiedy JEMU podwinie się noga. A wiem, że tak się stanie. Najbardziej boli mnie to, że nie mogę nic więcej zrobić. Annie nie traktuje mnie do końca poważnie, chyba za krótko się znamy, żeby mogła wierzyć w choćby ułamek tego, co usiłuję jej powiedzieć. A ja chcę, żeby ona nigdy nie czuła, że trafiła od jednego faceta, który usiłuje nią manipulować i układać za nią życie, na drugiego. To cholernie nie w moim stylu, bo tak naprawdę chciałbym ją wziąć z tego szpitala i mieć tutaj, obok, na zawsze, żeby ją chronić, kochać i rozpieszczać. A tak? Muszę poczekać, aż sama tak zdecyduje. A dziecko? Jeśli ma się narodzić to tak się stanie. I nie obchodzi mnie, czyje geny w nim będą. Ważne, że będzie częścią Annie. To mi wystarcza, żeby czuć się ojcem.
Nikt nie powiedział ani słowa. W końcu odezwał się Seth.
- A wiesz przynajmniej jakie kolory lubi?
Paul uśmiechnął się, cenił w przyjacielu jego zgrabne, rozładowujące atmosferę podsumowania.


Jacob odebrał telefon od Belli.
- Dlaczego dopiero teraz? - zapytał.
- Yyy... ten... no byłyśmy w trasie, momentami nie było zasięgu i wiesz, jak się rozmawia za kierownicą.
- Bells, wszystko jest ok?
- Cudownie! To znaczy... jedzie nam się cudownie. Piękna okolica... tyle... yyy... lasów... Auto spisuje się na medal.
Słuchawkę przejęła Leah pokazując Belli gesty sugerujące, że bredzi i Jacob musiałby być chyba pijany, żeby nie zorientować się, że coś jest nie tak.
- Cześć, Jake. Bella jest zmęczona, jechała parę godzin, bo ja odsypiałam. A poza tym wszystko ok, nawet nie kłócimy się już tak często. A u was?
Jacob streścił jej ostatnie burzliwe wydarzenia i oddał słuchawkę Roy’owi zastrzegając, że chce jeszcze zamienić słowo z Bellą. Po kilku minutach ich rozmowy znowu usłyszał głos dziewczyny, tym razem brzmiała już normalnie.
- Kocham cię , wiesz?
- Wiem! Chciałbym być bliżej.
- Kto wie, może...
- Może co?
- A nic - roześmiała się. - Bądź cierpliwy.
- A ty bądź tam grzeczna. I zapamiętaj pierwszy sen na nowym miejscu.
- Pa, kochanie. Odezwę sie jutro.
- Pa.


Kiedy towarzystwo już się rozeszło zrobiwszy wcześniej szczegółową listę zakupów niezbędnych do rozpoczęcia renowacji chatki Paul napisał do Annie:
ŚPISZ?
NIE MOGĘ ZASNĄĆ.
TĘSKNIĘ ZA TOBĄ.
JA ZA TOBĄ TEŻ.
NIE MUSIAŁABYŚ NIGDY TĘSKNIĆ, WIESZ?
MYŚLĘ, ŻE NIE JESTEŚ GOTOWY NA TAKIE ŻYCIE.
MYŚLĘ, ŻE BOISZ SIĘ WALCZYĆ O SIEBIE.
A CO, JEŚLI CODZIENNOŚĆ SZYBKO ZABIERZE NAM MAGIĘ?
A CO, JEŚLI BEZ CIEBIE DLA MNIE MAGIA W OGÓLE NIE ISTNIEJE?
Annie nie odpisała. Usnęła zmęczona płaczem. Śniło jej się La Push. Niemal czuła żywiczny zapach tego miejsca. Było jej dobrze, ciepło, beztrosko.


W tym samym czasie Eric w swojej sali też śnił. Patrzył w oczy wielkiemu szaro-białemu wilkowi o stalowych ślepiach...


- Hej, co z tobą? Coś ci się śniło! - Leah klęczała obok Belli, starając się ją dobudzić.
- Krzyczałam?
- Recepcjonista hotelu pewnie za chwile tu wpadnie przekonany, że doszło w pokoju do krwawej rzezi!
- W mojej głowie była krwawa rzeź!
- Znowu te twoje sny? Co tym razem?
- Śniła mi się Jane...




Dzień zapowiadał się pracowicie. Chłopcy pojechali do marketu budowlanego po potrzebne kleje, farby, cement, gips i masę innych rzeczy. Jacob i Seth zostali w domku, wynosząc z niego i od razu segregując wszelkie meble znajdujące się w środku.
- To jest fajne!
- Ten stół?
- Patrz, wytrzymały, szeroki... stabilny... w sam raz do...
- Lepienia pierogów.
- To właśnie miałem na myśli - uśmiechnął się pod nosem Seth.
- Co robimy z łóżkiem?
- Za małe, wywalamy!
- No nie wiem... lepiej ustawić na przykład na werandzie, domek jest mały, nigdy nie wiadomo, czy ktoś kogoś z sypialni nie wyrzuci. Wiesz, kobiety miewają swoje nastroje - snuł wizję Jacob i po chwili zapytał: - A szafa?
- Jak dla mnie obleci, tylko trzeba ją odmalować na jakiś fajny kolor.
- Widzę, że ty tu masz już wizję wystroju.
- No głównie wystroju, bo o samym remoncie wolę nie myśleć.
- Więcej wiary w nas, Seth!
- Moja wiara w nas uleciała wraz z resztą dymu po wybuchu Dodge’a.
- E tam... co tu można zepsuć?
- To się okaże...

Eric odbywał poufną rozmowę z ordynatorem.
- Musi pan o nią bardzo dbać. Najmniejszy stres może przyczynić się do poronienia. Poza tym absolutnie nie mogą państwo współżyć. Prawdopodobnie właśnie seks miał wpływ na...
- Seks?
Czuł narastającą w nim furię. Nie uprawiał z Annie seksu od parunastu dni. Po bójce z Paulem dziewczyna zaklinała się, że absolutnie do niczego między nimi nie doszło... ale później. Zdzira! Zazgrzytał zębami i słuchał kolejnych rewelacji.
- Seks, szczególnie tak... intensywny, jest wykluczony. Poza tym pacjentka musi leżeć. Skoro pan dzisiaj wraca do domu mam rozumieć, że stworzy pan Annie odpowiednie warunki do wypoczynku. Możemy ją wypisać pod koniec tygodnia, oczywiście zakładając, że jej stan się nie pogorszy.
- Oczywiście. Myślę, że potrafię o nią zadbać - powiedział Eric myśląc, że jak tylko Annie zamieszka u niego to weźmie się za jej wychowanie.


Annie obudziła się późno. Czuła się źle. Znowu bolał ją brzuch. Była słaba i bardzo przygnębiona. Tęskniła za przestrzenią, powietrzem... Paulem. Wzięła telefon. Chwilkę się wahała, jednak wysłała wiadomość.
CO ROBISZ?
CZYTAM SKŁAD FARBY.
KSIĄŻKA NIE LEPSZA? ;-)
LUBISZ CZEKOLADOWY BRĄZ? MYŚLE O PODŁODZE ;-)
LUBIĘ, CO TAK WŁAŚCIWIE ROBISZ?
AKTYWNIE WALCZĘ Z TESKNOTĄ.

Do sali wszedł Eric. Był wściekły, ale za wszelką cenę starał się mieć opanowany wyraz twarzy.
- Jak się czujesz? - zapytał ją, stojąc w drzwiach.
- Średnio.
- Wychodzę ze szpitala. Przygotuję wszystko dla ciebie w domu. Zostaniesz u mnie, nie możesz mieszkać sama.
- Nie.
- Co nie? - lekko podniósł głos.
- Nie potrzebuje niańki!
- Tak? Może po prostu ktoś inny byłby dla ciebie atrakcyjniejszą niańką?! - Miał trudność z opanowaniem gniewu i zazdrości.
- Daj mi spokój. Czego chciałeś? Zamknąć mnie w domu i traktować jak inkubator?
- Pilnować, żebyś się nie puszczała, ryzykując utratę dziecka!
Annie oniemiała.
W tej samej chwili przyszedł SMS. Eric wyrwał jej telefon z dłoni i na głos odczytał wiadomość.
- SMS-Y NIE POMAGAJĄ. MUSZĘ CIĘ NATYCHMIAST ZOBACZYĆ, KOCHANIE!
Dostał szału. Zaczął na nią wrzeszczeć.
- Wybiję ci ten cały romans z głowy, ty kretynko! Udowodnię w sądzie, że nie nadajesz się na matkę, że jesteś nieodpowiedzialną, wiecznie pijaną dziwką! Masz wybór: albo zmądrzejesz, albo stracisz wszystko!

Paul, wysiadając z windy, usłyszał podniesiony głos Erica. Podciągnął rękawy koszuli i powiedział do Embry’ego, który był przy nim.
- Zacznijcie beze mnie. Dzisiejszą noc spędzę w areszcie!


Paul, wpadając do sali, otworzył drzwi z takim impetem, że pękła w nich szyba. Eric nie nadążył nawet wzrokiem za trajektorią jego pięści, a już sekundę później krew z pękniętego łuku brwiowego zalała mu oczy. Leżał na podłodze, zmiażdżonym przez dłoń Paula gardłem walcząc o oddech. Miał wrażenie, że się topi - na moment wypływa na powierzchnię, łapiąc w płuca odrobinę powietrza, by później znowu tracić kontakt z rzeczywistością. Paul zwolnił nieco uścisk. Chciał, żeby Eric dobrze zapamiętał jego słowa.
- Jedna jej łza będzie jednym złamaniem w twoim nędznym ścierwie. Zacznij się modlić już od dziś, żebym nie miał szczęścia spotkać cię więcej. Życie to przywilej. Dla kogoś takiego jak ty zupełnie nie zasłużony. Może wszechmocna Matka Natura zechce pewnego dnia skorygować ten drobny błąd? Może ja będę jej prawą ręką?

Eric patrzył w jego dzikie oczy. Była w nich nieludzka furia. Wiedział, że Paul nie żartuje. Wiedział, że jest ZDOLNY, żeby zabić. Nagle jego wzrok padł na zawieszoną na jego szyi srebrną podobiznę wilka. Stracił przytomność.

Paul zostawił leżącego na ziemi Erica. Całe ich starcie trwało zaledwie kilkadziesiąt sekund, ale to wystarczało, żeby któraś z pielęgniarek zaalarmowała ochroniarzy. Miał niewiele czasu, żeby uspokoić Annie. Była przerażona.
- Tym razem nie będę przepraszał. Nie żałuję... No, może tylko trochę tego, że od razu zemdlał. Chciałem mu jeszcze bardziej malowniczo nakreślić wizję przyszłości, jeśli się od ciebie nie odczepi.
- Paul, on i tak nie da za wygraną. Sam zniknie, ale jego miejsce zajmie sztab prawników...
Annie jęknęła z bólu.
- Co się dzieje? Boże – szepnął, patrząc z przerażeniem na rozlewającą się na szpitalnym łóżku plamę krwi.






Następny rozdział w ciągu 7 dni (to słowa kam4-y)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
mermon
Wampir weteran



Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 3653
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 177 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Wto 16:34, 29 Mar 2011 Powrót do góry

Dzięki ci Variety i tobie Kam za tak szybki następny rozdział.
Ależ on dramatyczny, ile tu się dzieje! Wszystkie rozdziały były świetne, ale dzięki temu czekam na następny jak na szpilkach. Z jednej strony wątek Belli i Leah wzbudził moje ogromne zaciekawienie, zanosi się na spore kłopoty. A z drugiej strony sprawa Annie i Paula stała się niezwykle trudna, choć wiedząc, że Paul jest wpojony, mogę sobie wyobrazić, że nie ma dla niego przeszkód, których nie pokona dla miłości.
Podoba mi się wątek remontu domku - wicie gniazdka miłości i pomoc chłopców.
Fajna scena z Sue i Sethem, prześmiesznie opisana. Seth rzeczywiście jest lekiem na całe zło, rozładowuje doskonale napięte sytuacje.
Podoba mi się, że Roy po wyjeździe Leah znajduje przyjemność w towarzystwie sfory. Fajnie też, że wspiera Paula, udzielając Annie dobre rady.

Podziwiam szczerze twój talent pisarski. Masz niesamowitą wyobraźnię i lekkie pióro. Czekam na jeszcze. Very Happy Pozdrawiam.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
bella.
Nowonarodzony



Dołączył: 13 Lut 2011
Posty: 13
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 19:51, 29 Mar 2011 Powrót do góry

o kurde.. Very Happy

to pierwsze co mi przyszło na myśl. Laughing

teraz już bardziej się wysilę. Wink

najpierw: kam, you're my heroine. Very Happy dziękuję Ci za to że betujesz. Very Happy

var...te rozdziały są po prostu niesamowite.. nie mogę przestać czytać..

chociaż teraz, w tym momencie jestem zła. Very Happy jak można kończyć rozdział w takim momencie.! to nieludzkie.! Very Happy Very Happy

a więc : kam, nie znęcaj się tak nad nami. Laughing
variety, nie znam słów, które mogłyby opisać to co się czuje czytając Twoje opowiadanie. Smile Razz

nie mogę się doczekać dalszego ciągu. Cool


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
BajaBella
Moderator



Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 219 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu

PostWysłany: Śro 18:22, 30 Mar 2011 Powrót do góry

Cześć, Varie
Z dużą przyjemnością przeczytałam na forum rozdziały, które co prawda już raz czytałam na blogu, ale zawsze z chęcią tutaj, na forum, poczytam raz jeszcze, delektując się powoli Twoim opowiadaniem.
Cóż, nie będę ukrywać, że pisujesz postać Paula w taki sposób, że nie byłam w stanie się powstrzymać i zacząć czytać części dalsze na blogu. Ba! Nawet Jacob i Bella nie mieli dla mnie takiej mocy rażenia, co ten przystojny wilczek. Ale do rzeczy…
Teraz nastąpi pean na cześć Paula, którego po prostu pokochałam miłością iście szczeniacką w Twoim opowiadaniu. Jest po prostu boski. Ja chcę takiego Paula dla siebie!! Tak, jak widać zaczynam się zachowywać jak zadurzona nastolatka i dobrze mi z tym.
Historia jego i Anny jest bardzo zagmatwana, miejscami dramatyczna i aż po prostu ma się wypieki, kiedy czyta się co tej dwójce się przytrafia. Ciąża Anny to będzie niezły sprawdzian dla Paula, jak na razie zachowuje się tak, że w życiu bym go o to nie podejrzewała, ale co znaczy wpojony facet!!
Skok z klifu i późniejsze jego zachowanie, jak się ostatkiem sił powstrzymywał na plaży – cudo. No a potem na imprezie, już biedaczek nie miał tyle determinacji, w zasadzie w ogóle mu się nie dziwię.
Występ chłopaków opisałaś świetnie. Oczyma wyobraźni zobaczyłam ten ich pokaz i normalnie śmiałam się do łez, jak sobie wyobraziłam jakby to świetnie na filmie np. mogło wyglądać. Scena kapitalna.
Kochana, pisz jak najwięcej. Będę czytać na blogu, ale na forum też chętnie poprzypominam sobie poszczególne rozdziały.
Ściskam, Baja


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
variety
Wilkołak



Dołączył: 21 Lip 2010
Posty: 143
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 32 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Tarnów

PostWysłany: Pią 12:05, 01 Kwi 2011 Powrót do góry

Kochane, dziękuję za każdy komentarz. To dla mnie cudowna nagroda za czas poświęcony kolorowaniu La Push.

Kolejny rozdział, dzięki pracowitości kam:




Leah i Bella bardzo szybko opuściły motel i pojechały prosto na uczelnię. Okazało się, że bez problemu można przekwalifikować Bellę na studia zaoczne i że ich koszt nie jest wcale wyższy niż w poprzedniej wersji.
- Możemy wieczorem wracać - powiedziała z ulgą Bella.
- Żartujesz?! A gdzie próbka studenckiego życia? Noc spędzimy wnikliwie badając teren, kochanie!


Zanim Annie trafiła na salę operacyjną Paul został odprowadzony przez szpitalnych ochroniarzy prosto do czekającego przed budynkiem radiowozu. Szpital wrzał od plotek!


Charlie uśmiechał się, z politowaniem patrząc na Paula, który leżał na pryczy gapiąc się w sufit.
- Kogo my tu mamy... Przedstawiciel La Push?
- A, dzień dobry, szeryfie!
Charlie westchnął kręcąc głową.
- Chłopcze, powinieneś popracować nad tłumieniem agresji.
- Czy zachowawcze przyzwolenie na dręczenie ukochanej kobiety można przedłożyć nad wielką, chociaż karalną, radość z obicia pyska gnojkowi, który podnosi na nią głos? - zapytał filozoficznie Paul.
Charlie nic nie odpowiedział, bo niewychowawczo musiałby zaprzeczyć.
- Synu, doszły mnie słuchy, że niejaki Eric nie pierwszy raz musiał być gościem w pokoju zabiegowym po wymianie uprzejmości z tobą.
- Widocznie działamy na siebie jak magnes.
- To pora się przepolaryzować! Wniósł oskarżenie przeciwko tobie. Jego wpływowa rodzina zatrudniła dobrego prawnika. Masz szczęście, że świadkowie mówią, że broniłeś pacjentkę Annie Mitchell przed słowną zniewagą poszkodowanego. Chyba personel szpitala ma do ciebie słabość. Hmm... cóż, ochrona bezbronnej, ciężarnej kobiety jest okolicznością łagodzącą, nie mniej jednak w areszcie pozostaniesz 24 godziny.
- Czy mogę zadzwonić?
- Tak.

Charlie pozwolił Paulowi na jeden telefon myśląc, że zadzwoni do domu powiadomić rodziców, gdzie przebywa. Mylił się jednak, bo Paul zadzwonił do Roy’a.
- Hej, pewnie już wiesz.
- No wiem, jesteś sławny, a Eric ma kilka szwów i sine gardło. Sam mu te szwy zakładałem. Bez znieczulenia.
Paul uśmiechnął się.
- Dzięki! Nie wiedziałem, że już jesteś w pracy!
- Kiedy wyjdziesz?
- Jutro o tej porze. Dzwonię, żeby zapytać co z Annie.
- Straciła dziecko... przykro mi.
Paul spodziewał się tego.
- To przez tą bójkę? Miała się nie denerwować...
- Nie sądzę, bóle zaczęły się już rano, pewnie wizyta Erica nie pomogła, ale chyba też nie była bezpośrednią przyczyną. Teraz śpi, za kilka dni wyjdzie ze szpitala.
- Roy, dzięki za wszystko.
- Nie ma sprawy, do zobaczenia jutro.


Seth leżał na wyniesionym przed dom stole przygotowanym do matowienia papierem ściernym i powtórnego malowania.
- Cuuuudooooownie, prawie cały się mieszczę!
- A co? Chcesz robić za karkówkę czy zadnią część wołu? - zapytał Jacob, zakładając nowy wkład do pistoletu od pianki rozporowej używanej przy montowaniu okien.
- Za szprycę do nadziewania pączków!
- Ale cię wzięło - mruknął Quil, niosąc do domu kolejny worek z gładzią.
- A wy niby spędzacie czas rozmyślając o prozie wiktoriańskiej?
- Jesteśmy przynajmniej starsi - z dumą odpowiedział Embry, który mieszał klej do glazury w zużytym wiaderku po farbach.
- Starsi, a nadal nie zamortyzowani! Ja bym się tak nie chwalił. W waszym wieku będę już ekspertem. A tu, jak na razie, normę wyrabia tylko Jake! I on jest moim guru!
- Dzięki - parsknął śmiechem Jacob.
- Nie doceniasz nas! Nie wiesz o nas wszystkiego - powiedział Quil.
- Jeśli macie WSPÓLNE sekrety to może nawet wolę nie wiedzieć.
- Aleś ty durny! O imprezie mówię!
- O tak?
- No co, zajęty byłeś tymi swoimi lolitkami. A my w tym czasie...
- Nie... te różowe stringi to ty?! Pół dnia kłóciłem się z Leah, że to nie moja sprawka!
- Stringi to nie ja, a ta śliczna brunetka z kręconymi włosami.
- Nie...
- Tak!
- Gdzie?
- W jej samochodzie!
- Ale tak... całkiem? - Seth aż wstał.
- To znaczy... hmm... całkiem i nie całkiem, to znaczy całkiem miło, ale nie całkiem... ten...
- O Jezu, przestań grypsować. Pieściliście się, tak? - śmiał się Jacob.
- Oj BARDZO tak!
- A ty, Jared? Zdrajco? Nie mów, że ty też! - Seth dostał piany z zazdrości.
- Co zdrajco, co zdrajco, miałem cię wołać?
- Miałeś tam dwie laseczki! Widziałem!
- No... ale jednej zachciało się siku... i druga to wykorzystała. Strasznie się później kłóciły. Wiesz, to siostry są...
- Nie dziwota, jak zniknąłeś z nią na godzinę - wtrącił się Jacob.
- AAAAAA! - Seth złapał się za głowę i słabym głosem zapytał Embry’ego: - A ty?
- A ja jestem gentelmanem i słowa nie powiem o ślicznych cycuszkach Angie.
Seth oniemiał.
- No i co tam o amortyzacji mówiłeś? Szukaj pączka lepiej! Bo jak na razie to możesz się sam nadziać... na nasz drwiący wzrok, szczeniaku - roześmiał się Quil.



- To jest miasto! Tu wampiry mają raj! Mroczne kluby, otumanieni używkami imprezowicze... Pomyśl tylko! Przejdziemy się, rozglądniemy, zobaczymy, jak tutaj sprawy wyglądają. Tak czysto poglądowo!
- Sam się wścieknie!
- Kochana... co najwyżej Jacob się wścieknie. W dniu jego urodzin Sam zostaje samcem betą... a alfą sama wiesz kto. Przestań marudzić. Mam pewien plan.
- I tego się właśnie obawiam.
- Kochana, jakby to był TWÓJ plan to pewnie skończyłybyśmy w trumnie, ja to co innego. Mam walkę we krwi.
- Myślałam, że z ulgą przyjęłaś stabilizację u boku Roy’a!
- No coś ty! Brakuje mi adrenaliny. Roy jest cudownym facetem, ale nie wilkiem. A ja potrzebuję gryźć!
- Leah... szczerze mówiąc doprowadzasz mnie do szału!
- Ubieraj się!


Dom w chwili obecnej składał się głównie z nowego drewnianego szkieletu, podłogi, instalacji elektrycznej oraz rur kanalizacyjnych, których wymiana była najwyraźniej jedyną inwestycją właściciela. Chłopcy właściwie na nowo stawiali ściany, bo okazało się, że poprzednia konstrukcja jest przegniła. Szło im sprawnie, bo mieli praktykę pomagając w remoncie każdego chyba domu w La Push. Wstawili dwa nowe okna, wymienili niektóre deski w podłodze, zbili kafelki w łazience, wywalili umywalkę i lustro, zostawili sedes, stylową żeliwną wannę (Jared uznał, że taka sama była w magazynie wnętrzarskim jego siostry) i przygotowali ściany pod nowe kafelki.
Jared klęczał w łazience nad płachtą papieru i rysował pozostałym swoją wizję projektu.
- Beżowe wszędzie, z wyjątkiem tego pasa - wskazał na fragment za ubikacją - i tego - pokazał na środek podłogi. - Tu mają być te zielone.
- A tam? - zapytał Jacob o część nad nową umywalką.
- A tam będzie mój autorski pomysł. Dajcie mi godzinę. - Wstał, wziął wielkie wiadro przygotowane do rozrabiania gipsu, wyszedł z domu i pobiegł w sobie tylko znanym kierunku.
- Ok, co z kuchnią? - zainteresował się Embry.
- Dzisiaj zrobimy ściany, a jutro w nocy je pomalujemy. Mamy jakiś ustalony kolor? Meble są ok, trzeba tylko fronty odnowić. Seth, odkręcisz i przemalujesz? - zapytał Jacob.
Seth zamierzał okazywać przyjaciołom chłód i obojętność, bo źle znosił swój brak dobrej riposty na dogryzanie Quila, ale żywiołowy temperament i chęć uczestnictwa we wszystkim wzięły na szczęście górę.
- Jasne, odcień tylko wybierzmy! Podłoga miała być zabejcowana na czekoladowy brąz, tak mówił Paul? Wobec tego stawiam na złotawy beż. Nie może być za ciemno. Ściany zrobimy śmietankowe, a jedną, tą za stołem, pomalujemy na malinową czerwień.
- Matko - skrzywił się Embry.
- Co, matko? Kobieta ma tu mieszkać. Nie powiesimy przecież wielkiej skóry dzika i rogów łosia. Przecież nie mówię, że mają być freski przedstawiające różowe słonie, chodzi tylko o akcent kolorystyczny!
- Może pomarańcz? - zapytał nieśmiało Embry.
- Na czerwień mówisz „matko”, a proponujesz pomarańcz! No faktycznie złagodziłeś efekt!
- No to... zieleń?
- Zieleń jest w łazience. Będzie nuda - wtrącił się Quil, wstając i idąc przynieść z samochodu katalog farb.
- Ale czerwień?
- O Jezu... Maliny, jabłka, pomidory, poziomki... - wyliczał skojarzenia Seth.
- Krew Erica... - włączył się Jacob.
- Ok, czerwień jest idealna - Embry zmienił zdanie.
- No, to plan na jutro jest - ucieszył się Seth.
W tym momencie usłyszeli trzask i kilkanaście przekleństw.
- Na pojutrze też - powiedział Jacob, wychylając się z łazienki i patrząc na górną część Quila wystającego z zawalonej części tarasu.
- Przysięgam, to nie ja, to termity! - krzyczał Quil.
- Ok, czy ktoś coś mówi? W sumie lepiej, że ty to odkryłeś, a nie Paul, niosąc przez próg w romantycznym uniesieniu swoją ślicznotkę - roześmiał się Jacob.
- Ok, wobec tego mam kłopotliwe pytanie. Kto sprawdzi strop? - powiedział Seth.

Annie powoli wracała do siebie. Straciła dużo krwi i była bardzo słaba. Najgorzej jednak czuła się psychicznie. Po początkowym zaskoczeniu, później strachu, a następnie nieśmiało kiełkującej radości z życia, które w sobie nosiła, pozostała pustka... i ból. Mimo że wszyscy, z wyjątkiem Erica, tłumaczyli jej, że poronienie często jest procesem niemożliwym do przewidzenia ani do zahamowania, ona czuła się winna. Jego słowa zapadły jej głęboko w pamięci. Puszczalska, zapijaczona smarkula... Nie miała już siły płakać, pragnęła tylko snu, bo tylko to jej pomagało przejść przez to wszystko. Nie chciała być sama... Tęskniła za Paulem. Do tej pory broniła się przed myśleniem o nim w charakterze partnera, wolała użyte przez Erica słowo „romans”. Była przekonana, że Paul odpuści, przemyśli wszystko jeszcze raz i sam stwierdzi, że nie potrafi być ojcem nie swojego dziecka - dziecka kobiety, o której tak mało wie. Ale myliła się, Paul nie wahał sie ani sekundy, żeby wkroczyć między nią a Erica. Widziała w jego oczach determinację i siłę. Chciał ją chronić. Chyba to, co mówił, było prawdą... ale jak to możliwe?

Zapadał zmrok. Leah udało się namówić Bellę na włożenie seksownych, wysokich butów, bardzo dopasowanych jeansów i szyfonowego topu w czarnym kolorze. Sama ubrała czarną króciutką, kopertową sukienkę, idealnie podkreślającą jej figurę, oraz nowe czerwone szpilki. Tak... zdecydowanie wyglądały, jakby szły na imprezę. Leah popatrzyła na swoje odbicie w lustrze, pomalowała usta i powiedziała:
- Tylko dla seksu albo krwawej jatki mogę się tak stroić. Jeśli jest tak jak myślę, to używają swoich cech fizycznych, wabią ofiary, wychodzą z nimi... i mają kolacyjkę.
- Ale wilki dla wampirów śmierdzą!
- Wilki tak. Tylko samce!
- Jesteś pewna?
- Tak.
- I chcesz zrobić rundę po klubach w centrum i osobiście zawrzeć kilka znajomości?
- Bliskich znajomości... najlepiej na tyłach lokalu!
- Jesteś stuknięta!
Leah uśmiechnęła się dziko. Była tak piękna i kusząca, że Bella przez moment pomyślała, że to właśnie ona powinna być tajną bronią watahy. Do działań w terenie!

Leah doradziła mi wziąć ze sobą letni płaszcz, bo nie wiadomo było, czy będziemy miały w czym wracać. W dwóch pierwszych klubach spędziłyśmy niewiele czasu szybko orientując się, że nie ma w nim wampirów, w następnym uchwyciłyśmy charakterystyczny zapach, ale nie odnalazłyśmy jego źródła, w czwartym natomiast woń była bardzo mocna i tam właśnie postanowiłyśmy zostać.
Będąc bez męskiego towarzystwa wzbudzałyśmy chyba ogromne zainteresowanie, ponieważ wkrótce byłyśmy oblegane przez mężczyzn skorych do kupowania nam drinków i rozmowy. Leah jednak nie chciała tracić koncentracji, więc w pewnym momencie bezceremonialnie położyła dłoń na mojej pupie i władczym gestem przyciągnęła mnie do siebie. Na oczach facetów pocałowała mnie zmysłowo, następnie z czułym wyrazem twarzy szepnęła mi do ucha:
- Wybacz...
Zostawiłyśmy grono liczących na drugi pokaz wielbicieli i poszłyśmy potańczyć, a przy okazji rozejrzeć się po sali. Zobaczyłyśmy ich siedzących w obitej purpurowym aksamitem loży. Dwie kobiety i czterech mężczyzn. Mieli bardzo jasną skórę i czarne oczy. Pięknymi, szlachetnymi rysami twarzy i uważnym wzrokiem drapieżników wyróżniali się z tłumu.
Zaczęłyśmy tańczyć blisko nich, udawałyśmy chętne do podrywu panienki. Dwóch z nich po chwili wstało i przyłączyło się do tańca.
Przeszedł mnie dreszcz pod dotykiem chłodnej dłoni jasnowłosego wampira. Czułam, że podnosi się temperatura mojego ciała, chyba właśnie wtedy zaczęłam doskonale rozumieć Leah i jej przemożną żądzę zabijania. Uśmiechał się. Wiedziałam, że nie może się wprost doczekać, kiedy skosztuje mojej krwi, ja natomiast czułam dokładnie to samo, chociaż on o tym nie miał pojęcia.

Na niewielkiej powierzchni przy bocznym wyjściu z lokalu, kiedy nie mieli gdzie uciec, doskoczenie do ich gardeł i wyrwanie im głów z tułowia zajęło nam ułamki sekund. Zanim kogokolwiek zainteresował płomień palący się obok śmietników nas już nie było.

Leah żałowała, że nie mogłyśmy wrócić po resztę. Ja żałowałam, że w ogóle to zrobiłyśmy. Nie dlatego, że było to ryzykowne ani że nie uzgodniłyśmy tego z watahą... tylko z tego względu, że dało mi to niemal euforyczną radość. Będąc wilkiem po raz pierwszy byłam zbyt zaszokowana by wiedzieć, co robię i odczuwać cokolwiek z wyjątkiem oszołomienia. Teraz jednak czułam coś odmiennego. Oto znalazłam swoje powołanie, sens, nadrzędny cel... I już wiedziałam, że ciężko będzie mi przestać o tym myśleć. Miałam w sobie krew Leah, która coraz mocniej dawała o sobie znać. Byłam wojowniczką tak jak ona. Chciałam więcej!



- Zawsze to coś - powiedziała Leah pakując swoje rzeczy. Chciałyśmy natychmiast wrócić do domu.
- Satysfakcja z własnoręcznej eliminacji zła jest...
- Uzależniająca!
- Leah... myślisz, że pozostali skojarzą nas z zabiciem swoich współbratymców?
- W lokalu było ciemno, a oni wypatrywali ofiar dla siebie, więc wątpię, żebyśmy zapadły im w pamięć. A dlaczego pytasz? Następny raz pojawisz się tu dopiero na egzaminy!
- Myślę o tym, że... do tej pory wampiry ginęły tylko w La Push... i tak do końca nikt nie wiedział, kto zabił. A teraz? Boję się trochę, że informacja o ataku dotrze do Volturi... a oni...
- Powiążą fakty?
- Mój sen...
- Bells, nasze życie to walka dobra ze złem. Nie wolno nam się bać. Każda bitwa prowadzi do następnej. Tak właśnie musi być!



Tej samej nocy Charlie, dyżurując na komisariacie, oglądał wiadomości. Media podały informację o próbie podpalenia klubu studenckiego przez nieznanych sprawców. Na miejscu zdarzenia znaleziono jedynie malutką, drewnianą zawieszkę przedstawiającą wilka. Charlie otworzył szeroko oczy, patrząc na pokazywane w programie zdjęcie. Poznał wilka z bransoletki córki. Brakowało mu tchu... złapał się za serce... Tracąc przytomność słyszał w tle słowa prezentera.
- Miasteczko akademickie przeżywa prawdziwą eskalację przemocy. Kilku zaginionych młodych ludzi, podpalenie...


Charlie został odwieziony do szpitala przez ambulans. Miał dużo szczęścia, że pełnił dyżur z dwoma innymi funkcjonariuszami, bo w przeciwnym wypadku nie byłoby osoby mogącej wezwać pomoc. Na miejscu okazało się, że przeszedł zawał - na szczęście nie rozległy i nie będący bezpośrednim zagrożeniem życia. Leżał w szpitalnej sali martwiąc się o Bellę i żałując własnego namawiania jej na podjęcie studiów. Żałował, że zapomniał o jej rzadkim talencie do pakowania się w kłopoty i pozwolił na ten wyjazd.

Zadzwoniłam do Jacoba. Było już późno, ale wiedziałam, że na pewno jest z chłopcami, a ci mieli w zwyczaju przesiadywać do późna w nocy.
- Cześć, kochanie, mam nadzieję, że cię nie obudziłam - powiedziałam wesołym głosem.
- O! Cały dzień czekałem, aż się odezwiesz. - Chyba był na mnie trochę zły.
- Miałyśmy strasznie dużo spraw do załatwienia...
- I brakło ci czasu na telefon?
- Kochanie, nie gniewaj się. Kocham cię... i tęsknię.
- Ja ciebie też ko...
Usłyszałam charakterystyczne dzwonienie i wyładowała mi się bateria telefonu.
- Cholera jasna!
- Co? - zapytała Leah.
- Telefon padł.
- Nie martw się, za kilkanaście godzin się zobaczycie. Będzie miał niespodziankę. W ramach prezentu urodzinowego.


Chwilę później do Jacoba zadzwonił Charlie. Udostępniono mu telefon tylko dlatego, że jego stan był stabilny i upierał się, że bez kontaktu z córką za chwilę mu się pogorszy.
- Jake, mam nadzieję, że nie śpisz.
- Dobry wieczór, panie Swan, co się stało? Coś z Paulem?
- Miałeś kontakt z Bellą? Nie mogę się do niej dodzwonić.
- Przed chwilą z nią rozmawiałem, chyba rozładował się jej telefon.
Charlie westchnął z ulgą.
- Jest cała i zdrowa?
- Jasne, dlaczego pan pyta?
- Nie oglądałeś wiadomości?
- Nie...
Charlie opowiedział Jacobowi szczegółowo o czym mówił prezenter telewizyjny, przy okazji przyznał się też, skąd dzwoni.
Jacob odłożył słuchawkę i zaklął siarczyście.
- Leć po Sama - powiedział do Embry’ego.


Annie słyszała już od pielęgniarek, że Paul jest w areszcie. Z przyjemnością wracała we wspomnieniach do momentu, kiedy mówił Ericowi, co go czeka, jeśli się od niej nie odczepi. Imponował jej determinacją i nie zważaniem na konsekwencje. Dawał jej poczucie bezpieczeństwa i pojawił się w jej życiu akurat wtedy, kiedy je straciła. Nie wiedziała jeszcze, czy byłaby w stanie z nim być. Chciała jednak spróbować. Uciekała myślami do La Push, i mimo że właśnie jej wizyta tam zapoczątkowała lawinę zdarzeń prowadzących do poronienia, nie umiała zapomnieć o tym dniu. O klifie, cieple jego ciała, ustach, o tym, że po prostu BYŁ dla niej, taki spokojny, jakby pewny przeznaczenia. Wtedy go uwiodła. Być może nie było to takie trudne, bo wiedziała, że mu się podoba, jednak nie on zainicjował ten cudowny seks na trawie, tylko ona. Boże, jak za nim tęskniła.

Nocna narada przeciągnęła się do rana. Sam potwierdził stanowisko Jacoba. Obaj wiedzieli już, co zaszło w miasteczku akademickim. Jacob z dniem jutrzejszym, w dniu swoich urodzin, przejmował rolę Sama i stawał się samcem alfa. Niefortunnie jego pierwszym zadaniem musiało być poskromienie ukochanej kobiety i wpojonej w nią Leah. Szykowała się wojna domowa...


Chłopcy nie mieli humorów, raz za sprawą totalnego niewyspania, a dwa wszyscy czuli, że niebawem sielankowa atmosfera w La Push zostanie mocno zmącona. Siedzieli od wczoraj przed domem Paula i błogosławili teraz Emily za przyniesione przez nią termosy z kawą i koszyk wypełniony kanapkami.
- Jared, do tej pory nie wiem, co to ma być. - Seth wskazał palcem na wiadro pełne jasnoszarych, gładkich kamieni.
- Za umywalką zrobimy duży pas aż po sufit wyłożony, zamiast kafelek, tymi otoczakami.
- Ty, to może nawet nieźle wyglądać, dawaj. - Quil i Embry wzięli kilka kamieni i pobiegli do łazienki przymierzyć do ściany.
- Jared, jesteś genialny - wołali ze środka. - Z tą zielenią i beżem wygląda super. Do tego drewniana, pokryta tylko bejcą szafka pod umywalkę, druga na ręczniki i będzie jak z katalogu!
- Potrzebujemy tylko kupić inny klej. Mocniejszy! Kto jedzie? - zapytał Quil.
Zgłosił się Jared i Embry. Reszta chłopców kończyła wymienianie desek na tarasie i schodach.


Paul prosto z aresztu pojechał do Roy’a, żeby się wykąpać i dyskretnie wypytać, czy miał kontakt z Leah. On też już słyszał wiadomości i poznał wilczka z bransoletki.
Roy powiedział, że rozmawiali w nocy i że wygląda na to, że za niedługo wybiera się do domu. Pożyczył mu czyste ubrania i razem pojechali do szpitala.

Annie przeglądała w łóżku gazetę. Wyglądała ciut lepiej i tak też się czuła.
Paul patrzył na nią chwilę, stojąc w drzwiach. Była tak zaczytana, że nawet go nie zauważyła.
- Annie - powiedział cicho.
- Nareszcie!
Usiadł na jej łóżku, zamknął jej drobną rączkę w swoich dłoniach.
- Jak się czujesz?
- Chyba lepiej.
- Chcę cię zabrać do La Push.
- Paul...
- Wiem, że nie lubisz, jak ktoś narzuca ci swoje zdanie. To tylko propozycja. Myślę, że tam dojdziesz do siebie. Jeśli chcesz, dam ci dużo czasu, żebyś pobyła tam sama, a jeśli będziesz chciała towarzystwa to tym bardziej można na nas liczyć.
- Lubię mieszkać sama.
- I codzienne dojeżdżanie do La Push nie będzie cię męczyć? - uśmiechnął się Paul.
- Codzienne?
- Przynajmniej zanim wrócisz do pracy.
- I chciałbyś widzieć mnie... codziennie?
- W nocy też.
Rozbrajał ją.
- Ok, spróbujemy, masz rację z zamieszkaniem w La Push. To cudowne miejsce, pomoże mi się pozbierać.
- Annie... wiem, że bardzo boli cię strata dziecka. Ale ono i tak przyjdzie na świat... pewnego dnia. Będzie miało inny kolor oczu i włosów, ale tą samą przypisaną tobie... może nam... duszę.
- Nam?
- Posuwam się za daleko w gdybaniu...
- Paul, nie wiem, czy za daleko... jesteś po prostu inny. Widzisz we mnie swoją przyszłość? Masz odwagę już teraz powiedzieć, że w twoim życiu jest dla mnie stałe miejsce? Znamy się tak krótko...
- Annie, - Paul popatrzył jej w oczy, uśmiechnął się tajemniczo i powiedział - pewnie nie będziesz wiedziała, jak zinterpretować te słowa, ale... JA ZALEŻĘ OD CIEBIĘ.
Annie czuła, jak jej puls przyspiesza. Słowa ze snu... już drugi raz.


Chłopcy wysiedli z samochodu taszcząc worki kleju, szpachelki i czerwoną farbę do kuchni, następnie wrócili i wyciągnęli z niego jeszcze dwa wielkie fikusy.
- Co to jest? - podejrzliwie zapytał Jacob.
- Roślinki!
- Widzę, że nie kiełbasa! Po cholerę to tutaj?
- Dla ozdoby - bronił się Jared.
- Ozdoby czego? Jak na razie nawet milion fikusów nie zasłoni tego pobojowiska, o ozdabianiu nie wspominając - zaśmiał się Seth.
- Malkontenci! Później się przyda - uciął dyskusję Embry i ustawił dwie doniczki z drzewkami w bezpiecznym miejscu obok krzewów okalających wschodnią część domu.
Chłopcy zabrali się za przynależną sobie pracę. Planowali skończyć taras, schody i łazienkę, a wieczorem zabrać się za ściany w kuchni. Fronty mebli i stół były już prawie gotowe do przykręcenia.
- Mam pomysł na sypialnię - krzyknął Seth, odkładając pędzel z bejcą.
- Yhy, nie dziwota, że akurat tam krążą twoje myśli - śmiał się Quil.
- Śmiejcie się, ale to będzie genialne! Mam w domu taką starą szafę. Nadaje się już tylko na opał, ale z przodu ma genialne wielkie lustro, które powiesimy im nad...
- A w ramię lustra kamerę - ucieszył się Jared.
- Zboczeniec - mruknął Quil, wychylając głowę przez okno kuchenne, gdzie kończył malowanie podłogi.
- No nie mów, że nie pooglądałbyś sobie Annie w akcji.
- Musiałbym mieć gwarancję, że nie uchwycę zadniej części Paula w akcji, bo inaczej czekałaby mnie długa terapia u seksuologa i żmudne odblokowywanie zahamowań.
Chłopcy rechotali, ciesząc się ostatnimi momentami względnego spokoju.
Po południu okazało się, że brakło beżowej fugi, więc Jared i Embry znowu zgłosili się na ochotników, żeby jechać na zakupy.
Wrócili po godzinie z fugą, zapasowym papierem ściernym, pudłem gwoździ i pokaźną draceną.
- No co? - zapytał Embry chłopców, którzy patrzyli na niego z pytającym wyrazem twarzy.
- Terrarium dla siebie szykujesz, czy już ci całkiem szajba odbiła? - powiedział Jacob, wskazując na kwiatka.
- Raczej palma, sądząc po dominującym natręctwie - dodał Seth.
- To zamiłowanie do botaniki jest chorobowym objawem? Od kiedy? - powiedział Embry z urażoną miną i położył kwiatka obok pozostałych.
- Ok, ja się tam nie wtrącam, co kogo kręci, chociaż mnie osobiście pociągałoby coś bardziej ciepłego i miękkiego niż zielone badyle w ziemi - powiedział Seth.
- Akurat czasem jedno z drugim się łączy - powiedział Jared, na co Embry błyskawicznie kopnął go w kostkę.
- Ooo... ktoś tu ma tajemnice - roześmiał się Jake.
- Skąd! Najnormalniej lubimy kwiaty - szybko powiedział Jared, kuśtykając do kuchni, żeby zająć się malowaniem czerwonej ściany.


Paul wrócił do La Push po południu. Widząc postęp w remoncie oniemiał.
- Kiedy zdążyliście to zrobić? – zapytał, rozdając głodnym chłopcom pudełka z pizzą.
- Ty sobie odpoczywałeś w celi, a my tu tyraliśmy całą noc - powiedział Jared.
- Nic się nie martw, on też będzie całe noce tyrał... a jakby nie mógł to ja go zastąpię - parsknął śmiechem Seth.
- Chyba w zmywaniu naczyń - odpowiedział Quil.
- Dobra, dobra, jeszcze wybije godzina prawdy i La Push pozna godnego zastępcę Jacoba - odciął się Seth.
- Weź się zareklamuj w necie, może ktoś zechce cię czegoś nauczyć - dodał Jared.
- Pedofil na przykład - parsknął Jake.
- Normalnie bym się obraził za wasze komentarze, jednak wrodzone poczucie humoru pozwala mi OLAĆ te prostackie teksty - teatralnie nadąsał się Seth.
- Oj, przestań, sam prowokujesz! Trochę nas śmieszy to twoje nagłe zainteresowanie dupeczkami! Parę miesięcy temu głównie byś kopał piłkę, a teraz? - włączył się rozbawiony całą dyskusją Paul.
- A teraz jestem gotowy oddać to boskie ciało w dobre ręce - krzyknął uśmiechnięty od ucha do ucha Seth.


Chłopcy do wieczora zdążyli skończyć kuchnię i zaczęli malowanie sypialni. Za sprawą oślego uporu Jareda dwie ściany pomalowali na ciemny wrzosowy kolor, resztę na biało i ostatecznie orzekli, że wygląda to nieźle, bo wrzos promieniuje na biel i całość jest ciepła i kojąca. Myśleli o Annie, bo dla Paula najbardziej kojące byłoby kolejne dorwanie Erica... Kupno ramy łóżka zostawili sobie na następny dzień, a szafki nocne i szafę na ubrania postanowili odnowić i pomalować na kolor podobny do tego na podłodze. Przed nimi był już tylko salon i zabawa z kominkiem, który wyglądał nieźle, ale kilka lat był nieużywany i wymagał gruntownego przeglądu.

Jacob nie wiedział, jak przeprowadzić rozmowę z Bellą. Nadal nie mógł się do niej dodzwonić, więc prawdopodobnie nie naładowała telefonu. Leah nie odbierała, pewnie była już w trasie i nawet nie słyszała dzwonka. Chciał dowiedzieć się, co tak naprawdę wydarzyło się w tym klubie. Musiał powiedzieć Belli, na czym polega przynależność do watahy i posłuszeństwo. Nigdy wcześniej o tym nie rozmawiali, bo nie sądził, że Bella zechce sama uczestniczyć w jakimkolwiek starciu z wampirami. Zawsze miał ją obok siebie. Teraz musiał być surowym przywódcą i miał nadzieję, że Bella to zrozumie.

Charlie wysłuchał od lekarza milion zakazów i nakazów dotyczących dbania o swoje zdrowie. Żałował, że nie wybrał się na badania wtedy, kiedy pierwszy raz poczuł się słabo, bo być może mógłby uniknąć zawału. Nie wiedział, co sądzić o Belli, nie miał też możliwości porozmawiania z nią. Liczył na to, że całe zajście wcale jej nie dotyczyło i że zawieszka znalazła się tam za sprawą jakiegoś zbiegu okoliczności.

- Cholera, chciałbym już ją tu mieć - powiedział Paul, siedząc na schodkach domu i pisząc na kartce listę kolejnych zakupów w markecie budowlanym.
- My też - chórkiem odpowiedzieli chłopcy.
- A wy niby po co?
- Ze względów wizualnych!
- Jak zobaczę choćby jedno pożądliwe spojrzenie...
- Ok, wiemy... Potrzeba nam kilka par okularów przeciwsłonecznych!
Paul sie roześmiał.
- Dobra, jedziemy po tą ramę, farby do salonu i jakieś lampy!
- I paprotkę! - wykrzyknął Embry błyskawicznie zgromiony wzrokiem przez Jareda.
- Dobra... co wy macie z tymi roślinami? - podejrzliwie zapytał Seth.
- Późno się robi - powiedział wymijająco Jared i zaciągnął Paula oraz Embry’ego do samochodu.
Seth został przed domem nabierając przekonania, że coś go omija! A tego znieść nie mógł!

Dwie godziny później, słysząc nadjeżdżający samochód, wychylił głowę przez okno w salonie, gdzie malował jedną ze ścian na beżowo i przyglądał się, jak Jared upycha dwie paprocie za fikusami myśląc chyba, że nikt go nie widzi. Musiał się dowiedzieć, co jest grane!

_________________
Jeśli ktoś czyta, to proszę o słówko dla autora;)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
mermon
Wampir weteran



Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 3653
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 177 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Pią 14:31, 01 Kwi 2011 Powrót do góry

No to słówko ode mnie do autora. Very Happy

Dziękuję za szybkie wstawienie kolejnego super rozdziału.

Ekipa remontowa z La Push jest bardzo profesjonalna, sama skorzystałabym z jej usług. Wydają się znać na wszystkim i są wspaniałymi kumplami, szykującymi dom dla przyjaciela.
Stosunki w sforze są magiczne uwielbiam je. A sposób w jaki opisujesz ich rozmowy jest taki jakbyś była facetem. Laughing Tak czujesz męski świat, że dialogi są jak prawdziwe.
Nie wiem, czy już tego nie pisałam, ale naprawdę, byłby z tego świetny scenariusz. Może by tak polską wersję nakręcić. Very Happy

Podoba mi się jak rozwiązała się sprawa Annie i Erica. Mimo wszystko cieszę się, że tak się to potoczyło, nie będzie mógł jej grozić.

Wygląda na to, że sprawa studiów Belli też się bezboleśnie rozwikłała. Dobry, prosty sposób, na który nie wpadłam. Very Happy
Bella nieźle sobie poczyna. To wszystko jest tak wiarygodnie opisane, że kupuję bez wątpliwości. Szkoda mi tego wilczka. Mam nadzieję, że wróci do Belli.
Długo nie ma Edwarda i przyznaję, że zupełnie za nim nie tęsknię, choć go lubię. Ale nie chcę, by namieszał w życiu Belli i Jacoba.
Jacob jako alfa? No, no. Very Happy


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
bella.
Nowonarodzony



Dołączył: 13 Lut 2011
Posty: 13
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 19:42, 01 Kwi 2011 Powrót do góry

nie no - po prostu świetne. Very Happy to takie ciepłe, miłe.. aż się od razu robi lżej na sercu.

kam. - dziękuję Ci bardzo.! var. - dziękuję Ci jeszcze bardziej.!! Razz Razz Razz

wybaczcie, że dziś tak mało, ale ledwo udało mi się usiąść na kompa i przeczytać to cudeńko. Very Happy Very Happy

całuski. Laughing Very Happy


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
variety
Wilkołak



Dołączył: 21 Lip 2010
Posty: 143
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 32 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Tarnów

PostWysłany: Czw 14:34, 07 Kwi 2011 Powrót do góry

Do wieczora chłopcy skończyli wszystko oprócz salonu. Siedzieli zmęczeni przed domem i kłócili się kto przewróci kiełbaski na przyniesionym przez Sama przenośnym grillu. Impreza urodzinowa Jacoba została przesunięta na weekend, bo nie mieli siły balować. Nagle zobaczyli światła samochodu.

Pod domem z samochodu Roy’a wyskoczyła Leah i Bella, rzucając się prosto w ramiona Jacoba. Był tak zaskoczony, że nie wiedział co powiedzieć.
- Wszystkiego najlepszego, wodzu - klepnęła go w ramię Leah.
Jacob uśmiechnął się zza ramienia wtulonej w niego Belli.
- Najlepszy prezent - szepnął jej do ucha.
Sam chrząknął wymownie.
Jacob spochmurniał, lekko odsunął od siebie Bellę i powiedział:
- A teraz musimy porozmawiać...



Boże, jak dobrze było w jego ciepłych ramionach. Jak mogłam w ogóle kiedyś myśleć, że dam radę wyjechać od niego. Moje miejsce było w La Push... z watahą. Cieszyłam się z powrotu, chociaż czułam, że Jacob jest jakiś inny. Może się mnie nie spodziewał? Może aż tak był zaszokowany moim powrotem... Sam też zachowywał się inaczej. Chłopcy wstali, w milczeniu wzięli z grilla jedzenie i przenieśli się do kuchni. Nagle zostałyśmy same z Jacobem i Samem. Czułam już, co się święci...
Patrzyli na nas surowo. Leah westchnęła ciężko, chyba dobrze znając ten wzrok.
- Co robiłyście w miasteczku akademickim? - zapytał Sam.
- Załatwiałyśmy przeniesienie Beli na studia zaoczne - powiedziała Leah spokojnie.
- Po tym, jak spaliłyście zwłoki wampirów obok klubu nocnego? - zapytał ze złością Jacob i zwrócił się do mnie. - Twój ojciec przeszedł zawał. Żyje i dochodzi do siebie w szpitalu. Jak myślisz, co tak nim wstrząsnęło?
Kolana się pode mną ugięły.
- Gdzie masz wilczka? - wskazał na mój nadgarstek.
Dopiero teraz zauważyłam jego brak. Zaczynałam wszystko rozumieć.
- O co chodzi? Nikt nie ucierpiał, dwóch wampirów mniej... robicie aferę - Leah była zła.
Jacob zmrużył oczy i wysyczał wściekły.
- Jeszcze tego brakowało, żeby pół świata dowiedziało się o naszym istnieniu. Tego jeszcze nie było! Tournee po Stanach!? Jesteśmy watahą, do cholery, a nie grupą rozhisteryzowanych solistów. Każdy atak ma być uzgodniony z alfą. Mówisz tak, jakbyś o tym nie wiedziała!
Wtrącił się Sam.
- Zdajesz sobie sprawę, że nieprzestrzeganie zasad ostatecznie jest karane eliminacją!
- Co? - krzyknęłam.
- Takie durnowate samcze metody, wiesz? - powiedziała Leah, wznosząc lekceważąco oczy do nieba.
- Nie drażnij mnie! - wrzasnął Jacob.
- Bo co mi zrobisz? Wampiry kręciły nam się pod samym nosem, miałyśmy z nimi wypić drinka i wymienić się telefonami? - Leah zgrabnie przemilczała połowę prawdy.
- Co tam w ogóle robiłyście?!
- Sprawdzałyśmy spektrum uciech studenckich, tego też nie wolno bez zgody wodza?
Nie wierzyłam własnym oczom, widząc ich oboje błyskawicznie przybierających wilczą postać. Jacob i Leah zderzyli się w powietrzu, skacząc sobie do gardeł. Sam odciągnął mnie na bok. Olbrzymia futrzana kula toczyła się przez podwórko w stronę lasu. Słychać było przenikliwy warkot. Chłopcy wyszli przed dom, patrząc w milczeniu na całe zajście. Pierwszy odezwał się Jared.
- Nigdy tak ostro się nie pożarli...
- To nie pierwszy raz? - zwróciłam się do Sama.
- Bello, STARAMY się być spokojni, ale sama widzisz, czasem... Musisz jedno zrozumieć. Jacob jest alfą. To trudna rola, bo ciężko być równocześnie kumplem i przywódcą stada. Jeszcze gorzej musieć strofować ukochaną osobę, nie tracąc jej miłości, ale też respektu innych członków watahy. Jacob zaczął swoje rządy od awantury... i nikt z nas mu nie zazdrości. A Leah? Znasz ją na tyle, żeby wiedzieć, że chętniej odrzuca wszytko, co związane ze zmiennokształtnością, niż to akceptuje. Od początku były z nią problemy, a teraz dodatkowo wciągnęła w to ciebie. Jacob nie może pozwolić na nieposłuszeństwo. Mam nadzieję, że masz na tyle rozsądku, by się dobrowolnie podporządkować.
Milczałam. Było mi wstyd. Tym bardziej, że całą drogę do domu zajęta byłam planowaniem kolejnej wyprawy z Leah...

Prawdopodobnie sama bójka między Jacobem i Leah trwała bardzo krótko, bo wyszli z lasu już w nowych ubraniach po dwudziestu minutach. Jacob miał czerwoną szramę na przedramieniu, a Leah rozerwany płatek ucha i krwawe ślady na szyi. Z zaskoczeniem patrzyłam, jak idą w naszym kierunku ramię w ramię. Wściekli na siebie czy nie, należeli do watahy i łączyła ich nierozerwalna więź, którą było teraz wyraźnie widać.
- Bells, jest późno. Leah wraca do Roy’a, a ja odwiozę cię do Charliego. Powinnaś się z nim zobaczyć.
Milczał całą drogę. Był smutny i zły. Chciałam go przeprosić i powiedzieć mu, że to wszystko nie było moim pomysłem, ale pamiętałam doskonale, co Leah zrobiła dla mnie w sprawie studiów i nie chciałam wszystkiego zwalać na nią, szczególnie, że sama zaczęłam niedawno rozumieć, czym jest wilczy instynkt i jak trudno go pohamować. Jacob na moją prośbę wszedł ze mną do szpitala. Tata nie mógł uwierzyć, że wróciłam. Siedziałam na jego łóżku, trzymając go za rękę. Jacob opierał się o parapet.
- Bells, tak się bałem.
- Tato, nic się nie stało. Jacob opowiadał mi, że w telewizji mówiono o jakimś podpaleniu i widziałeś moją zawieszkę... zgubiłam ją zaraz po przyjeździe na kampus, pewnie na jakiejś stacji benzynowej. Nie wiem, skąd się tam wzięła. Później rozładował mi się telefon... byłyśmy w trasie, nie oglądałyśmy telewizji... nie miałam pojęcia... przepraszam.
Czułam, że za moment zacznę płakać. Jacob popatrzył na mnie z wyrzutem. Nie wiedziałam czy dlatego, że naraziłam ojca na taki stres, czy że tak sprawnie szło mi wymyślanie kolejnych kłamstw.
Charlie prawdopodobnie mi uwierzył, widziałam też, jak bardzo ucieszyła go zmiana trybu studiów na zaoczny. Nie pytał nawet, czemu tak postanowiłam, przyjął tą decyzję bezkrytycznie z widoczną ulgą. Chyba dokładnie tak jak Jacob nie wierzył w jakąkolwiek możliwość, że będę trzymała się z dala od kłopotów.
Pielęgniarka mająca wieczorny dyżur pozwoliła nam być z Charliem do dziesiątej wieczorem, później jednak delikatnie dała nam do zrozumienia, że pacjent musi odpoczywać i wyprosiła nas z sali. Jacob odwiózł mnie do domu, całą drogę nie odzywając się ani słowem. W końcu sama zebrałam się na odwagę i zaczęłam mówić.
- Jake, to było głupie i nieodpowiedzialne... Poczułyśmy się zbyt pewnie, przepraszam...
- Bells... nie zmuszaj mnie do wglądu w twoje myśli za każdym razem, gdy nie będę miał cię blisko! Jako samiec alfa mógłbym to robić, ale tylko od ciebie zależy, czy tak się stanie! Jesteś moją kobietą, ale jesteś też częścią watahy, a u nas nie ma miejsca na indywidualne akcje, rozumiesz to? Czy ty w ogóle wiesz, co mogło się stać?
- Jake... naprawdę... ja nie sądzę, żeby...
- I błagam, nie próbuj nawet na ten temat dyskutować! Ryzykowałaś swoje życie! Ryzykowałaś naszą tajemnicę! Czy naprawdę myślisz, że wielki wilk w centrum miasta, choćby na tyłach jakiegoś budynku, ma gwarancję bycia niedostrzeżonym? A w dodatku mordowanie wampirów zawsze wzbudzało zainteresowanie Volturi, tak? Pomyślałaś o tym? Dwa wampiry giną, a na miejscu zdarzenia ktoś odnajduje symbol plemienia z La Push – miejsca, w którym kończyły wszystkie wampiry wysłane przez Volturi. Widzisz powiązanie? Oni je znajdą, to pewne! Idiotami nie są i informatorów też mają. Do tej pory widzieli, że w La Push są wilki, teraz też dowiedzą się, że wilki bywają ludźmi, a konkretnie dwiema atrakcyjnymi kobietami. Bello, zawiodłaś mnie.
- Jake... proszę...
- Nie wyobrażam sobie drugiej rozmowy tego typu. Uznaję temat za zamknięty. Chociaż nie, mam jeszcze jedno do powiedzenia. Wiem, że kłamiesz. Musiałbym cię nie znać, żeby myśleć, że znalazłaś się w tym klubie dla przyjemności. Poszłaś tam polować! I nie próbuj wciskać mi bajek, tak jak ojcu. Dobranoc, Bells. Zobaczymy się jutro.
Wysiadłam. Wyjeżdżając płakałam, wracając też ścierałam łzy z mokrych policzków... Wisiały nade mną czarne, gradowe chmury. Najgorsze, że Jacob był wodzem i taka była jego rola - pilnować porządku w stadzie. Mogłam mieć tylko pretensje do siebie i Leah.

Jacob przejechał połowę drogi do rezerwatu, zatrzymał się i zgasił silnik. Musiał chwilę pomyśleć. Czuł się rozdarty. Bał się, że Leah, wpojona w Bellę, będzie chciała mieć na nią wpływ i że nie zdoła kontrolować ich obu bez ciągłych kłótni. Dlatego uznał, że lepiej porozmawiać z Bellą ostro i stanowczo, od razu jasno określić swoje stanowisko licząc na to, że będzie to dla niej kara odstraszająca od ponownych pomysłów tego typu. Tylko dlaczego nadal miał przed oczyma jej łzy? Kochał ją do szaleństwa. Chciał wrócić i przeprosić za sposób, w jaki z nią rozmawiał... a jednak tego nie zrobił. Wbrew sobie wrócił do La Push. Będąc wodzem nie mógł jej faworyzować, skoro postąpiła tak lekkomyślnie. Od dzisiaj musiał zachowywać inną hierarchię priorytetów. Wszystkie jego obawy były uzasadnione. Pożegnał swoje dzieciństwo.

Weszłam do domu. Czułam się podle. Wiedziałam, że Jacob mnie kocha, że stara się mnie chronić, jest odpowiedzialny za watahę i dlatego wymaga tej cechy od nas wszystkich. Rozumiałam go, ale nie mogłam się oswoić z myślą, że mój kochany, pełen ciepła Jake nagle stał się stanowczym wodzem, sprawiedliwym aż do bólu. Podłączyłam telefon do ładowarki. Kiedy go włączyłam, przyszedł SMS od Leah.
MAM NADZIEJĘ, ŻE JUŻ ZAŁAGODZIŁAŚ SPRAWĘ. NIE POZWÓL SOBIE WEJŚĆ NA GŁOWĘ. JAKBYM NIE ŁAMAŁA NAKAZÓW SAMA JUŻ BYŚ NIE ŻYŁA, PAMIĘTASZ?
Miała rację... Pamiętałam pierwszy atak Volturi. Złamała rozkazy i dzięki temu, kiedy ja bezmyślnie pobiegłam do lasu, ona była na tyle blisko, żeby zdążyć w porę i zaatakować napastników. Miała swoje powody, żeby powątpiewać w konieczność bezgranicznego posłuszeństwa.
Zastanawiałam się, czy zadzwonić do Jake... ale co mogłam mu powiedzieć? Znowu przepraszam... że będę już zawsze grzeczna?
Kładąc się spać napisałam:
BĘDĘ RANO W LA PUSH.
Odpisał tylko:
CZEKAM.


Obudziłam się bardzo wcześnie, zjadłam skromne śniadanie, ubrałam jeansy, zwykły szary podkoszulek i długi rozpinany sweter i wsiadłam do samochodu. Pojechałam prosto do Blacków. Spodziewałam się, że go obudzę, ale nie było go w domu, kiedy dotarłam na miejsce.

Znalazłam go na plaży. Siedział na piasku i patrzył na ocean. Musiał słyszeć moje kroki, bo zanim obrócił głowę w moim kierunku, cicho powiedział:
- Cześć, Bells.
Usiadłam obok niego. Nie interesowało mnie teraz, jaki ma humor i czy nadal jest na mnie zły, ujęłam jego twarz delikatnie pod brodą, odwróciłam w swoim kierunku i pocałowałam w usta. Nie byłam pewna, czy nie odsunie się i mnie nie odtrąci, dlatego pocałunek był bardzo delikatny, badawczy, pozostawiający po sobie niedosyt smaku. A on, ku mojemu zaskoczeniu, przyciągnął mnie całą do siebie i szepnął:
- Kocham cię. - Zaczął mnie całować z właściwym sobie żarem i uczuciem. W moich ramionach był znowu sobą, kipiącym pożądaniem młodym mężczyzną, którego namiętność doprowadzała mnie do szaleństwa. Popchnęłam go lekko na piasek. Pociągnął mnie za sobą. Boże, jak ja tęskniłam za gorącem jego ciała, zapachem, bezpiecznymi ramionami. Był dla mnie wszystkim - był magią, dzięki której moje serce biło. Dla niego.
Patrzył na mnie spojrzeniem, które tak kochałam. Błądził gorącymi dłońmi pod moim ubraniem, przymykając powieki, pieścił moje ciało, jego dotyk sprawiał, że zapominałam o tym, gdzie jestem. Chciałam się z nim kochać. Na tym piasku... w pierwszych promieniach słońca.




Półprzytomny z niewyspania Seth, dojadając porwaną z talerza mamy kanapkę, szedł wzdłuż klifu do domku Paula. Czekało ich dużo pracy, bo dzisiaj planowali zająć się nieszczęsnym kominkiem i ponownym malowaniem podłogi w salonie i przedpokoju. Jego wzrok padł na plaże, na której Bella, siedząc okrakiem na Jake’u, rozpinała właśnie ostatni guzik swojego swetra.
Uśmiechnął sie pod nosem, westchnął i wymruczał sam do siebie:
- Jak TAK nowy wódź będzie nas uczył dyscypliny to ja wymiękam. - I poszedł dalej.




- Bells...
- Ciiii... nic nie mów. Leż tak, jak leżysz. - Odrzuciłam podkoszulek na bok.
- Kochanie, plaża nie jest zbyt intymnym miejscem.
Odebrałam mu możliwość wytaczania kolejnych argumentów rozpinając biustonosz i zamykając jego usta kolejnym pocałunkiem.
- Tylko taki krótki, ostry seks... delektować będziemy się później - wymruczałam mu do ucha, pieszcząc koniuszkiem języka płatek jego ucha.
Uśmiechnął się i słodko westchnął, sięgając do guzików moich spodni.
Chwilę później obydwoje nadzy leżeliśmy na piasku. Rozbierając się znaleźliśmy się na granicy wody i lądu i teraz przed wzrokiem ewentualnych ciekawskich chroniły nas fale, obmywające nasze ciała. Nie czułam zimna. Widocznie po polowaniu z Leah temperatura mojego ciała jeszcze się nie ustabilizowała.
Jacob znalazł się na mnie, jego umięśnione ramiona lśniły w słońcu od wody. Podniecała mnie jego męskość, fizycznie już od dawna w pełni dojrzały, jednak teraz zauważyłam też zmianę w jego spojrzeniu. Coś trudnego do uchwycenia i zidentyfikowania, była w nim ta sama co zawsze miłość, ale dodatkowo widziałam w jego oczach powagę, godność, odpowiedzialność. Nie był już chłopcem i, mimo że bycie alfą nie odebrało mu młodzieńczego emanowania cudowną energią, wiedziałam, że dojrzałość, której wymaga należne mu stanowisko, już nigdy go nie opuści. Jak się czuł będąc zaledwie osiemnastolatkiem i musząc sprawować kontrolę nad watahą zmiennokształtnych, których szczerze kochał i traktował jak rodzinę?
Łagodny szum dobijających do brzegu fal tłumił nasze jęki rozkoszy. Ten seks był odbiciem tęsknoty, strachu przed rozłąką, kłótni i słodkiego pojednania. Czuły, a jednak chwilami gwałtowny, delikatny, chociaż momentami brutalny i niecierpliwy, zakończył się dla nas cudowną chwilą bezwładności. Należeliśmy do siebie, stanowiliśmy w tym momencie osobny wszechświat, w którym on był moim słońcem.


Eric oglądał w lustrze świeżą bliznę na łuku brwiowym i zgrzytając zębami wspominał swoje ostatnie spotkanie z Paulem. Poniósł druzgocącą porażkę. Dał sobie odebrać kobietę przez jakiegoś faceta z nikąd. Wiedział już, że Annie straciła ciąże i że w obecnej sytuacji nic jej przy nim nie zatrzyma. Winił o wszytko Paula, bo do siebie nie miał żadnych pretensji. Obiecał sobie, że nie odpuści tego tematu tak łatwo. Upomni się o swoje i nawet jeśli nie odzyska Annie, poczuje się lepiej, ratując resztki własnej godności. Chciał się zemścić!


Chłopcy z ulgą przyjęli informację o tym, że Bella i Jacob już na siebie nie wrzeszczą. Seth oszczędził im szczegółów widoku, który podziwiał, idąc do Paula, ale tak pobudziło to jego rozochoconą ostatnimi czasy wyobraźnię, że nie mógł przestać się uśmiechać, wyobrażając sobie, co on by robił, będąc na miejscu Jacoba. Konkretnie pod Bellą. Czuł, że albo znajdzie sobie dziewczynę, albo za niedługo zrobi się niezdolny do myślenia o czymkolwiek innym niż kobiece ciało.


Pod dom podjechała Leah. Wyskoczyła zgrabnie z wozu i rzuciła chłopcom kluczyki do bagażnika, w którym leżały zakupione przez nią zgrzewki zimnego piwa i olbrzymi kosz z jedzeniem. Miała na sobie modne sportowe ciuchy i wyglądała jak żywa reklama dużego koncernu produkującego odzież do fitnessu.
- Hej, głupio ci po wczorajszym? - zapytał Paul.
- Głupio mi, że dałam się ugryźć! A jestem tu, bo się nudzę. Roy jest w pracy.
- O buuu! Nie ma kto pieścić i kochać? - zapytał Embry.
- A co, zgłaszasz się na ochotnika? - zapytała Leah mrużąc oczy i mimo że Embry nie był nieśmiałym chłopcem, w tej chwili pokornie spuścił wzrok pod spojrzeniem jej pięknych oczu.
- Nudzisz się, a poza tym ci głupio - dodał Quil.
- Żeby było jasne: wkurza mnie ten wasz zakichany patriarchat pochodzący z czasów średniowiecza. To raz, a dwa nie uważam, żeby jedna osoba mogła decydować o wszystkim.
- No, o tobie powinien decydować cały sztab - powiedział Paul, otwierając jedną z puszek.
- Psychiatrów - dodał Seth.
- Braciszek fika? - zwróciła się do niego Leah.
- Siostrzyczka świruje?
- Zabiła jednego wampira bez naszej obstawy i już ją brawura ponosi - włączył się Jared.
- Dwóch - pochwaliła się .
- Dwóch? - zapytał Jake, wychodząc z Bellą zza domu.
- Ups - powiedział Seth patrząc z ironią na głupią minę siostry.
Bella, która obiecała sobie, że nie będzie kłamać, zdecydowała się zabrać głos.
- To był właściwie pierwszy... i ja go zabiłam. Samochodem.
- To tyle ich tam jest, że gonią po szosie jak jelenie w La Push? - zapytał wyraźnie podekscytowany Jared.
- Sam jesteś jeleń - powiedziała Leah i dodała: - Ktoś tworzy nowonarodzonych. Ten był w trakcie przemiany. Leżał na jezdni, była noc, Bella go potrąciła, a ja rozszarpałam, i to też zbrodnia? -zapytała Jacoba, tym razem jednak zwykłym, poważnym tonem.
- Leah, co ja ci mogę więcej powiedzieć? Doskonale wiesz, że chodzi o prawdę i jej zatajenie.
- Wczoraj nie było nastroju na klimatyczne opowieści.
Jacob pokręcił nad nią głową i nic nie odpowiedział, za to Paul wręczył jej mokrą szmatę i rzekł:
- W tej sytuacji głosuję za tym, żebyś przemyślała swoje postępowanie myjąc z pełnym zaangażowaniem kuchnię po remoncie. Jest cała w pyle!
Leah zazgrzytała zębami, ale nie pytała, czy reszta też jest za, bo odpowiedź chłopców była oczywista. Wzruszyła zrezygnowana ramionami i powlekła się do domku. Zanim weszła, Jacob powiedział:
- Wiesz, że czeka nas druga rozmowa?
Wiedziała.

Chłopcy przegrzebywali zawartość kosza przywiezionego przez Leah, a Seth w dalszym ciągu głupkowato się uśmiechał.
- Czemu tak na mnie patrzysz, co? - zapytała Bella.
- Piasek ciepły czy zimny? - zapytał, puszczając do niej oko.
- Ile konkretnie widziałeś? - spytała zarumieniona.
- Za mało, żebym się zawstydził, za dużo, żeby mu nie zazdrościć - odpowiedział z uśmiechem, patrząc na Jake’a.
- Mówiłem - powiedział cicho Jacob.
Wszyscy troje wybuchli śmiechem.


Solidarnie dołączyłam do Leah i w dwie godziny doprowadziłyśmy kuchnie do katalogowego wyglądu. Fronty były przykręcone, szafki umyte, ściany pomalowane, podłoga gotowa i brakowało tylko stołu, który dosychał po malowaniu na tarasie, oraz krzeseł, których niestety w ogóle nie było, bo z dwóch, które w ogóle się do czegokolwiek nadawały jedno rozwalił Paul stojąc na nim i wkręcając do nowej lampy żarówki, a drugie Seth wkurzony brakiem jakiegokolwiek miejsca do odpoczynku, siadając na kolanach Jaredowi, który z kolei siedział już na Quilu.

Umówiliśmy się, że po południu pojedziemy razem do szpitala: ja do taty, Paul do Annie, Leah zabrać Roy’a do domu, a reszta w ramach rozrywki odwiedzić siostrę oddziałową. Seth pojechał z siostrą, ja zabrałam Jacoba i Paula. Jared, Quil i Embry uparli się, że pożyczą samochód od Emily i dojadą do nas później.


Seth z nieukrywanym zainteresowaniem przechadzał się po skrzydle oddziału ginekologicznego i studiował tablice informujące o anatomicznych szczegółach kobiecego układu rozrodczego, budowy gruczołów piersiowych i rozwoju płodu. Chciał dać Paulowi i Annie chwile intymności, poza tym gdzie, jeśli nie na tym oddziale, były najładniejsze pielęgniarki? Po kilkunastu minutach znudziło go spacerowanie, więc zabrał się za lekturę magazynów kobiecych, z których „Cosmopolitan” stanowiło znakomitą większość.

Chłopcy pojawili się w szpitalu pół godziny później. Jeden dzierżył w dłoni pokaźnych rozmiarów fiołka alpejskiego, drugi piękny bukiet herbacianych róż, trzeci natomiast białego storczyka. Na ich widok Seth walnął trzymaną w dłoni gazetą w stolik i wrzasnął:
- Specjalnie mnie wyrolowaliście, tak? Żeby te cholerne kwiatki kupić! Niech zgadnę! Jakaś cud urody dupeczka sprzedaje te roślinki? Czyli boicie się, że wam ją zwinę sprzed nosa... To mi akurat pochlebia, nie przeczę, ale i tak uważam, że jesteście podłe świnie! Chcę ją zobaczyć! Natychmiast!
- Przestań się ciskać, nic nie ukrywamy, wstąpiliśmy po kwiatki, bo chorym należy coś przynieść, nie?
- Jakoś nie przypominam sobie was wcześniej z jakąkolwiek zieleniną w dłoni, może z wyjątkiem liścia sałaty przemyconego przez wasze matki w kanapce z szynką! Co wy myślicie, że ja ułomny jestem?! Mówić mi tu o co chodzi!
- O nic!
Kłótnie chłopców przerwała pielęgniarka, która wyszła z dyżurki zwabiona podniesionymi głosami na korytarzu.
- Panowie, co się tu dzieje?
- Przepraszamy... kolegę poniosło - ze słodkim uśmiechem powiedział Jared.
- Właśnie dowiedział się skąd się biorą dzieci - dodał Quil z troską patrząc na Setha.
- Za dużo wrażeń dla tak młodego umysłu - zakończył Embry.
Seth aż kipiał ze złości!
- Siostra wybaczy, ale dowcip moich kolegów... a właściwie dalszych znajomych, jest naprawdę niskich lotów. Przepraszamy za zamieszanie, będziemy grzeczni.
Siostra pokręciła z politowaniem głową nad młodzieżą i wróciła do swoich obowiązków. Seth bębnił wymownie palcami w blat stołu z gazetami i czekał na wyjaśnienia. Chłopcy natomiast nie mieli najmniejszej ochoty z nim dyskutować i popędzili wszyscy w trójkę zanieść kwiatki Annie. Kiedy wrócili po piętnastu minutach zastali Setha tak pochłoniętego lekturą jakiegoś artykułu w gazecie, że nawet nie uraczył ich spojrzeniem. W końcu się odezwał:
- Wiecie co to jest mały, gąbczasty twór, który pozornie nie ma żadnego zastosowania, ale może doprowadzić do...
- Twój mózg? - zapytali chórem.
- Punkt G! Debile!
Brzmiało znajomo, ale żaden z nich nie posiadał większej wiedzy na temat tego mitycznego niemal elementu kobiecej anatomii. Pochylili się nad magazynem i wyszarpując sobie gazetę zajęli się dokształcaniem. Oddział zamierzali opuścić bogatsi o pewną wiedzę i osiem archiwalnych egzemplarzy „Cosmo” upchanych pod podkoszulkami.


Annie wynegocjowała z lekarzami wcześniejsze wyjście do domu. Posiadała na tyle wiedzy medycznej, żeby umieć samej zdiagnozować ewentualne komplikacje i w razie problemów od razu zgłosić się do szpitala. Paul był przeszczęśliwy, chociaż martwiło go, że domek nie jest jeszcze w pełni gotowy i podwórko przypomina klimatem splądrowaną wioskę po przejściu oddziału Wikingów.
- Paul, naprawdę uważasz, że mój pobyt w La Push to dobry pomysł?
- Tak jak mówiłem możesz tam robić to, na co masz ochotę, jeśli przywykłaś do niezależności to nawet lepiej, bo w La Push jest mnóstwo pięknych miejsc, w których można posiedzieć w samotności.
- Wiem. Dużo ostatnio przeszłam, nie wiem, czy jestem idealnym kompanem do towarzystwa. Trochę boję się, że czego innego się spodziewasz.
Paul popatrzył na nią z czułością.
- Annie, ja niczego się nie spodziewam. Chcę, żebyś po prostu BYŁA, smutna czy wesoła, milcząca czy gadatliwa... nie ważne. Chcę czuć w domu zapach twoich perfum, dziwić się nad ilością słoiczków z kremami w łazience i mobilizować się do sprzątania porozwalanych przez siebie ubrań. Chcę, żebyś była...
- Nie wiem, co powiedzieć. Nie umiem cię rozgryźć. Masz w sobie jakąś dzikość, gwałtowność, nieprzewidywalność, a jednocześnie miękkość i czułość... Jaki jesteś naprawdę, Paul?
- Szczery. I...
- I?
- Zakochany.
Annie nie spodziewała się tak prostej odpowiedzi. Uśmiechnęła się lekko speszona.
- Czy mężczyzna taki jak ty potrafi zakochać się tak szybko?
- Annie, nie umiem o tym mówić. Nie mam na to słów. Chyba zdarzają się w życiu momenty olśnienia... Możemy to wielorako nazywać: fascynacją, zauroczeniem, gromem z jasnego nieba... Może wielu ludzi odczuwa coś takiego, ale szybko strząsają z siebie to uczucie bojąc się zmian. Ja wierzę w swój instynkt. On mi mówi „warto”.
- Dajesz mi poczucie bezpieczeństwa tą swoją wiarą w spełnianie się marzeń.
- Po to jestem.
- A co, jeśli się rozczarujesz, jeśli cię zawiodę, jeśli twój instynkt też cię zawiedzie?
Paul nie miał szansy odpowiedzieć. Może nawet i lepiej, bo ciężko mu było mówić o swoich uczuciach pomijając skrupulatnie kwestie wpojenia. Do sali wpadli chłopcy, niosąc kwiatki dla Annie.
- Piękne! Ale niespodzianka!
- Kiedy będziesz w La Push? - zapytał Embry.
- Jutro. Mam miesiąc zwolnienia. Później zobaczymy.
Każdy z chłopców szybko zobrazował sobie stan domku i otoczenia, ale nie dał nic po sobie poznać.
- Weź ze sobą paralizator - dodał Quil.
- Seth przeżywa niekontrolowaną fascynację kobietami - wyjaśnił Jared.
- To fakt - potwierdził Paul i wszyscy zaczęli się śmiać.
Pożartowali chwilę z nieobecnego Setha i Quil, trzeźwo myśląc o ilości pracy do wykonania, zaproponował:
- Paul, to my zgarniemy Setha i pojedziemy dokończyć... sprzątanie, ok?


Seth przypomniał sobie, że miał się obrazić na kolegów i powiedział im, że ich chrzani i do La Push wróci na własną rękę. Postanowił odwiedzić szwagierka w pracy i wprosić się siostrze na obiad. Miał też nadzieję, że nadarzy się okazja, żeby podpytać obeznanego z anatomią Roy’a o to i owo...

Charlie czuł się już całkiem dobrze i szykował do wyjścia do domu, mimo że lekarz kategorycznie zabronił mu opuszczać w tym tygodniu szpital. Wiadomo też było, że przez pewien czas będzie pozostawał na zwolnieniu i czeka go powolny okres rekonwalescencji w domowym zaciszu. Nie martwił się tym specjalnie, bo jego koledzy, głównie Billy, już zaplanowali program odnowy biologicznej składający się gównie z łowienia ryb, co było jak najbardziej zgodne z jego zainteresowaniami. Cieszył się mając Bellę przy sobie. Jego stosunek do Jacoba też uległ kolejnej transformacji. Widział w chłopaku zmianę - mimo że młodszy od Belli, był nad wyraz odpowiedzialny i opiekuńczy. Charlie do tej pory chronił swój umysł przed myśleniem na temat ich związku i wszelkich jego aspektów, jednak teraz, widząc jak oboje na siebie patrzą, w głębi ducha cieszył się, że gdyby coś mu się stało, Bella będzie miała w Jake’u oparcie.

Leah na widok Setha ukrywającego za plecami kobiece magazyny pokiwała z politowaniem głową. Siedzieli w gabinecie Roy’a i czekali, aż skończy swój dyżur.
- Czyli ci się pogarsza. Co ty myślisz, że z gazety się czegoś nauczysz?
- A co mi zostaje jak nie gazeta?
- Podręczniki szkolne! Nie powinieneś ty o czym innym myśleć, gówniarzu?
- Mam szesnaście lat. Zakładając, że młodzież teraz tak szybko dojrzewa, a Jacob na przykład... będąc niespełna rok ode mnie starszy...
- Tak, nie dziwota, że ci odbiło, jakżeś się zapatrzył na Jake’a. Coś mi się wydaje, braciszku, że będziesz pierwszym z watahy, który w niekontrolowany sposób puści swoje geny w świat!
- Życzyłbym sobie mieć ku temu okazję... a tu nic!
- Zamknę w piwnicy, jeśli dowiem się, że uprawiasz seks!
- Zdefiniujmy to słowo...
- Tu nie ma co definiować!
- Oj, siostra, nie mówię, że muszę natychmiast wskoczyć na jakąś panienkę... chociaż z drugiej strony...
- Przestań!
- Dobra, od bycia chłopcem do bycia mężczyzną jest dużo przyjemności do poznania, tak?
- Jest też dużo możliwości, że w amoku pozna się wszystkie przyjemności na raz i spłodzi przy okazji jakiejś słodkiej, Bogu ducha winnej dziewczynie małego wilczka! Masz się wpoić!
- Wiem, ale...
- Tu nie ma ale! O to chodzi we wpojeniu, od strony techniczno-biologicznej. Co by było, jakbyśmy się rozmnażali w niekontrolowany sposób? Wataha ma być razem, a nie rozsiana po świecie, mając różnych tatusiów i różne mamusie! Zobacz coś więcej, niż tylko czubek swojego...
- Czubek jest tak spory, że...
- Seth! Zaknebluję cię!


Chłopcy wpadli na moment do Charliego przywitać się i wyrazić radość z jego planów częstego odwiedzania Billy’ego Blacka, a co za tym idzie spędzania dużej ilości czasu w rezerwacie. W La Push wiadomości rozchodziły się błyskawicznie. Następnie całe towarzystwo zapakowało się do samochodu Emily i pojechało dopieszczać domek przed jutrem. Paul chciał jeszcze chwilę zostać z Annie i wracać dopiero z Jacobem i Bellą, natomiast Roy, Seth i Leah pojechali do domu zjeść obiad.


Roy siedział na sofie, na kolanach trzymał laptopa i pisał ocenę każdego ze stażystów. Nienawidził roboty papierkowej, ale jako ich opiekun nie mógł tego zaniedbywać, szczególnie że miał bardzo dobry i zgrany zespół, zasługujący na najwyższe pochwały. Kątem oka obserwował rodzeństwo toczące burzliwą dyskusję w kuchni. Leah rzuciła Sethowi stylowy, pasujący do wystroju kuchni czarny fartuch, nóż i marchewkę do pokrojenia, a sama zajęła się podsmażaniem mielonej wołowiny na chilli.

- I nie mów, że mnie nie rozumiesz. Już ja dobrze pamiętam, jak zachowywałaś się będąc z Samem na tej imprezie, co rodziców nie było i musiałaś mnie zabrać ze sobą!
- Byłam pełnoletnia.
- Pełnoletnia, ale od roku już nie dziewica, czyli zgodnie z moim założeniem rok mi został na dokształcanie w kwestiach teoretycznych, chyba że Bóg się nade mną ulituje...
- I trafisz w łapy jakiejś zboczonej wielbicielki młodzieży!
- Od razu młodzieży. Jestem mężczyzną... młodym, fakt, ale mężczyzną!
- Mężczyzną się jest, jak ma się po kolei w głowie i u niektórych ten moment nigdy nie następuje!
- Wypraszam sobie, a kto wam wszystkim pomaga, z troską pochyla się nad waszymi kłopotami, ratuje serca, mądrze, dojrzale doradza? No kto? Kto jest najcudowniejszym bratem wrednej siostry? Kto jest najwierniejszym przyjacielem dla... no dobra, ex-przyjacielem po tym, jak mnie dzisiaj znowu wyrolowali... ale kto jest?
- Seth, niezaprzeczalnie masz swoje plusy... swoją drogą najwyraźniej je widzę, jak milczysz, ale pamiętaj, że z moich ust nie usłyszysz hasła: „idź i korzystaj z życia” bo uważam, że jesteś jeszcze dzieckiem. Może zaczynasz wyglądać jak facet, wcale mnie to zresztą nie cieszy, bo za dobrze cię znam, żeby nie wiedzieć, że to wykorzystasz, ale tak naprawdę jesteś szczeniakiem.
- Do kontemplowania kobiecych piersi nie muszę być odpowiedzialnym mężczyzną z piętnastoletnim stażem małżeńskim!
Leah westchnęła i powiedziała:
- Krój tą marchew, bo za moment z noża zrobię inny użytek!

Roy ukrył się za ekranem laptopa, żeby ukryć swój uśmiech. Uwielbiał na nich patrzeć.

Seth jakimś cudem umiał zjeść cztery pełne michy chilli, na moment nawet nie przestając wygłaszać argumentów popierających ideę posiadania dziewczyny i rozpoczęcia miłosnych manewrów. Roy nawet nie udawał powagi, a Leah wodziła wzrokiem po kuchni w poszukiwaniu ścierki pozwalającej zatkać bratu buzię.
- Roy, a ty kiedy pierwszy raz... ten?
- Jak był dorosły - odpowiedziała za Roy’a Leah.
- Taaaa... jasne, pewnie dopiero, jak ciebie poznał.
Roy parsknął śmiechem.
- Widzisz! Śmieje się, więc nie jest tak, jakbyś chciała, żeby było. No mów, kiedy?
- Wcześnie... Na wakacjach. Ona była starsza, miała kręcone blond włosy i używała truskawkowego balsamu do ciała. Nie pamiętam nawet, gdzie spędziłem te dwa tygodnie, ale doskonale pamiętam jej zapach.
- Dzięki za pedagogiczne podejście - wysyczała Leah. - Wszyscy jesteście tacy sami. Nic tylko dupy i dupy!
- A ty jesteś inna? No powiedz, Roy, inna jest?
Roy przemilczał pytanie, chowając się za dzbankiem z wodą.
- Seth! Nakazuję ci milczeć do odwołania!
- Ha! Czyli mamy to w genach!
- Seth!
- Ok, ostatnia kwestia. W jakiej pozycji członek najskuteczniej pobudza punkt G?
Roy zakrztusił się wodą, a Leah zdzieliła brata zdjętą ze stołu serwetą.
Seth schował się pod stołem i zawołał:
- Podwieziecie mnie później do marketu budowlanego?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
mermon
Wampir weteran



Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 3653
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 177 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Czw 16:27, 07 Kwi 2011 Powrót do góry

Oj, jak fajnie! Kolejny rozdział!

Bardzo mi się podoba Jacob - alfa. Tak, jak go opisałaś w tym rozdziale. Dojrzały, a jednak nic nie stracił ze swego uroku. Jacob w oryginalnej Sadze nie chciał zostać alfą i jak widać z twojej historii, niełatwe ma zadanie, zwłaszcza dla tak młodego faceta, zwłaszcza jak trzeba zrugać ukochaną. Swoją drogą, po Leah spodziewałam się więcej rozsądku i odpowiedzialności, a ona wciągnęła początkującą Bellę w niebezpieczną aferę. Wg mnie nie miała przesłanek by wierzyć, że Bella poradzi sobie z wampirami (w przedostatnim rozdziale), narażając siebie, sforę i nawet La Push na to wszystko, co im Jacob zarzucił.

Hormony wyraźnie uderzają Sethowi do głowy, jest przy tym uroczy. Zaproponowałabym mu dużo sportu albo jakiegoś fizycznego wycisku.Very Happy
Fajnie opisujesz potrzeby budzące się w młodym męskim ciele. Chyba wszystkie dziewczyny powinny to przeczytać, by wiedzieć co im chodzi po głowie.Laughing
Dialogi sfory jak zwykle świetne.
Cytat:
- Braciszek fika? - zwróciła się do niego Leah.
- Siostrzyczka świruje?


Cytat:
Do Annie -
- Weź ze sobą paralizator - dodał Quil.
- Seth przeżywa niekontrolowaną fascynację kobietami - wyjaśnił Jared.



I wiele innych. Seth zafascynowany punktem G - rewelacja. Seth jest jak perełka w tym towarzystwie. Coś czuję, że ta kwiaciarka, której istnienia się domyślam - będzie mu bliska. Very Happy
Dzięki za ten fajny rozdział tobie Variety i becie. Czekam na następny.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
nicole369
Zły wampir



Dołączył: 29 Mar 2010
Posty: 254
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: N. Tomyśl /Poznań

PostWysłany: Pią 14:40, 08 Kwi 2011 Powrót do góry

Super! Tak dużo czytania nie miałam już dawno - tyle rozdziałów na raz....Oczywiście uśmiałam się jak norka, szczególnie z rozkręcającego się hormonalnie Setha, ma ambicje chłopak - nie powiem, co niektórzy mężczyźni nawet nie wiedzą o istnieniu punktu G.

Poprzednie rozdziały też pełne emocji...Nie do końca rozumiem motywów Leah i Belli, żeby atakować wampiry na obcej ziemi, w środku miasta - dla zabawy i adrenaliny, a może Leah jako wpojona w Bellę, chce ją trochę nauczyć bycia wilkiem? Jakby nie było zasłużyły sobie na opieprz Jacoba - alfy.

Historia Annie, poważna, ale przewidywalna dla szczęśliwego rozwoju uczuć między nią i Paulem....zgrzytały mi tylko medyczne aspekty (moje zboczenie zawodowe) i te pielęgniarki na położnictwie Rolling Eyes (zgroza!). Wybacz marudzenie położnej... Wink

Podsumowując - jak zawsze jestem zachwycona, zauroczona i usatysfakcjonowana twoim opowiadaniem, cud - miód -malinki! Czekam na następne czapy z niecierpliwością. Gratulacje dla Ciebie Varietko i twojej nowej bety..


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
variety
Wilkołak



Dołączył: 21 Lip 2010
Posty: 143
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 32 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Tarnów

PostWysłany: Pią 18:27, 08 Kwi 2011 Powrót do góry

Dziękuję kochane! Już zczęłąm się zastanawiać czy tylko moja kochana i wierna mermon poświęci mi minutę na komentarz-pomachanie łapką.
Nicole - wybacz brak researchu w kwestiach medycznych. A położnictwo? Niby dziecko rodziłam, ale odddział wspominam jak przez mgłę(bo miałam kilukudniową głupawkę ze szczęścia). Przepraszam, dupa ze mnie nie źródło wiedzy;) Co do tekstu-cieszę się, że daje powód do uśmiechu!
ps. Zobaczymy się w Poznaniu, tak?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
bella.
Nowonarodzony



Dołączył: 13 Lut 2011
Posty: 13
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 18:51, 08 Kwi 2011 Powrót do góry

ooch.. Laughing Laughing cudownie.! po prostu świetnie jest przyjść w piątek do domu i przeczytać takie opowiadanie. Smile
chyba już to gdzieś pisałam, ale var, Twój talent zwala z nóg. Very Happy
to z jaką lekkością dobierasz słowa jest super. Very Happy Very Happy

i wreszcie...jacob..bella.. Wink Wink Twisted Evil

tak, tak, nazywajcie mnie zboczeńcem, proszę bardzo.! Laughing Laughing

nie zaprzeczę.! to prawda.! Laughing uwielbiam. Very Happy Very Happy Cool

seth jest niesamowity. Rolling Eyes teoria poszukiwań punktu G. Laughing

nie mogę się doczekać tego, jak annie przyjedzie do la push i zobaczy ten domek..

wiesz, var, dzięki Twoim cudownym opisom, jestem w stanie widzieć to wszystko.. Very Happy i nie tylko ja. Very Happy Very Happy

nie mogę się doczekać dalszego ciągu. Razz Razz


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
variety
Wilkołak



Dołączył: 21 Lip 2010
Posty: 143
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 32 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Tarnów

PostWysłany: Czw 21:37, 14 Kwi 2011 Powrót do góry

Seth wrócił do La Push dopiero wieczorem. Był w doskonałym humorze. Miał gdzieś wymądrzanie się siostry, bo i tak wiedział swoje. Chciał zająć czymś ręce i najchętniej też resztę ciała, a obecny brak kłopotliwej otoczki wpojenia wcale mu w tym nie przeszkadzał. Uznał po prostu, że zanim się wpoi zostanie ekspertem, a że może to nadejść w każdej chwili on swój proces edukacyjny również musi zacząć od zaraz.
- No i co tak sobie pogwizdujesz? - zapytał Quil cały biały od pyłu i zły na Setha, że cały dzień się obijał zamiast im pomagać.
- Bo życie jest piękne!
- Gdzieś był?
- Tu i tam.
- O! Dalej strzela focha o te kwiatki - włączył się Embry.
- Boże broń... po prostu uważam, że skoro wy nie spowiadacie mi się ze wszystkiego to ja też nie muszę. - Z trudem powstrzymywał się od powiedzenia im co dokładnie robił. Wolał jednak poczekać na lepszy moment. Zobaczenie ich min w godzinie zero było absolutnie bezcenne! Postanowił milczeć jak zaklęty i trochę ich podrażnić.
- Pewnie siedziałeś z Roy’em i Leah i pustoszyłeś ich lodówkę, już ja cię znam - dodał Jared.
- Pewien procent czasu faktycznie tak spędziłem, później jednak byłem na wycieczce.
- Gdzie? - podejrzliwie zapytał Embry.
- Nie wasz interes - uśmiechnął się Seth i poszedł zapytać Paula w czym może pomóc.
Dom był prawie gotowy. Łazienka wyglądała prześlicznie - była jasna, a kolorystyką nawiązywała do otoczenia domu. Szarość kamieni, drewno szafek oraz beż i zieleń płytek stanowiły piękną kompozycję. Kuchnia natomiast była ciepła i energetyczna, kolorystyką kojarzyła się z kubkiem gorącej czekolady i malinową konfiturą. Sypialnia wymagała jeszcze montażu świateł, ale zakładając, że pierwszą noc można spędzić przy świetle świec, też już wszystko było gotowe. Salon z kominkiem, udrożnionym, oczyszczonym i wstępnie wypróbowanym, był minimalistycznie urządzony, raz za sprawą ograniczonych funduszy, dwa dlatego, że Paul spodziewał się, że ciągle będzie miał w domku gości i nie chciał zawalać pomieszczenia meblami, skoro musiał zostawić na podłodze mnóstwo miejsca na ewentualne poduchy do siedzenia. Dlatego też na tą chwilę znajdowała się w nim sofa i fotel oraz szafka pod telewizor. No i dywan. Dwie ściany zostawili białe, jednej w ogóle nie gipsowali i zostawili na wierzchu drewno, a czwartą pomalowali na energetyczny pomarańczowy kolor. Nadawało to wnętrzu fajną, pozytywną energię.

Seth przeszedł wszystkie pomieszczenia domku i orzekł:
- Marnujemy się! Powinniśmy to robić zawodowo. Jak dla mnie domek wyszedł świetnie!
- Tak, super ekipę byśmy stanowili: czterech pracujących - Ja, Paul, Quil i Embry - i jeden wizjoner-dozorca czyli ty. Nie, dzięki - powiedział Jared.
- Oj, chwilę, nadrabiam zaległości rodzinne z siostrą i szwagrem, a już wychodzę na nieroba!
- Jutro jadę po te krzesła. Potrzebuje ktoś coś z marketu? - przerwał im Paul.
- Pojedziemy z tobą - szybko zgłosił się Quil.
- Pomożemy wybrać - uzasadnił Jared.
- I pewnie kwiatka kupić - parsknął Seth.
- Chcesz jechać? - zwrócił się do niego Paul.
- Nie, łaski bez, jak im do szczęścia potrzebne posiadanie przede mną tajemnicy to niech tak pozostanie. Poza tym na rano mam inne plany...



Charlie miał jutro wrócić do domu. Cieszyłam się, że czuje się coraz lepiej. Cały wieczór sprzątałam w domu i gotowałam jego ulubione potrawy, bo wiedziałam, jak jest spragniony normalnego jedzenia po szpitalnej diecie.

Wieczorem przyjechał Jake. Byliśmy sami, więc bez jakiejkolwiek konspiracji zaparkował przed domem i zadzwonił do drzwi. Czułam, że złość na mnie i Leah już mu przeszła, ale za każdym razem, jak wspominałam o przyszłym zjeździe na studiach, tracił humor. Wiedziałam, że chciałby mnie chronić, ale będąc alfą powinien być tam, gdzie wataha, więc musiałby dokonywać za każdym razem wyboru i wcześniej czy później podkopać tym własny autorytet. Układy w grupie były dosyć skomplikowane. Sam był w tej chwili betą i teoretycznie o każdej porze mógł zastąpić Jacoba. Sprawdził się jako wódz, wszyscy go szanowali i pewnie też dlatego Jacob wcale nie był taki skory, żeby dawać przywództwo z powrotem w jego ręce, bo teraz była pora, żeby samemu zdobyć zaufanie watahy. Chłopcy byli jednością, ale jednak każdy z nich był trochę inny i niektórych pochłaniały zgoła odmienne sprawy niż pogoń za wampirami. Zresztą zasada była taka, że zabijamy na swoim terenie, więc póki nie mamy gości żyjemy normalnie, jak inni ludzie.
Leah, przez wszystkich uznawana za krnąbrną duszę, była trochę rozdarta między Roy’em, który ją uszczęśliwiał i rozpieszczał, a swoją dziką naturą, drapieżnością i wilczym powołaniem.
Paul, świeżo wpojony w Annie, przeżywał podobny okres jak niedawno ja i każdy rozumiał, że jeszcze chwilę potrwa zanim wróci całkowicie do siebie.
Z Sethem działo się coś dziwnego. Zawsze był dojrzały na swój wiek, czasem drażnił swoim przemądrzalstwem, szczególnie wtedy, kiedy miał rację. Jego fascynacja seksualnością nie była niczym nadzwyczajnym, bo będąc wilkiem popęd seksualny dziedziczyło się jakby w pakiecie, jednak zadziwiające było tempo jego dojrzewania. Z każdym dniem stawał się większy, bardziej męski i wszyscy wiedzieliśmy, że jeśli spuścimy go z oka to zdrowo nabroi. Rządy Jacoba przypadły na burzliwy okres w grupie, w której wszyscy po kolei miewaliśmy problemy z pogodzeniem ze sobą naszych podwójnych żywotów.

Jake pachniał wiatrem.
- Czuję się jak zwykły mąż wracający do domu po pracy - powiedział na powitanie. Chyba nas oboje śmieszyły te normalne odwiedziny bez wchodzenia oknem.
- To opowiesz żoneczce jak ci minął dzień?
- Dużą jego część spędziliśmy razem... a te kilka pozostałych godzin rozmawiałem z Samem na temat watahy. Obaj mamy przeczucie, że szykuje się nam robota do wykonania.
Poszliśmy do kuchni. Parzyłam dla nas herbatę.
- Przeze mnie?
- Być może, ale nie myśl o tym w kategoriach winy. Jeśli będzie tak, jak nam się wydaje, jak zwykle wypełnimy swój obowiązek i postaramy się, żeby nikt z naszych nie zginął. Martwię się tylko jednym - że w La Push będzie Annie... i twój ojciec.
- Jake, błagam, chyba nie myślisz...
- Że Volturi powrócą? Nie mam pewności. Nie wszystko zależy od nas.
Chwilę milczeliśmy.
- Bells, tylko nie martw się na zapas...
- Jak mam się nie martwić? Teraz nie chodzi tu o moje życie, bo ja w ostatecznym momencie prawdopodobnie zdołam się obronić sama, ale o Charliego i Annie. Nie chcę nawet myśleć, co byłoby gdyby... Boże, przecież oni nawet nie wiedzą, że...
- Bells, ciiii... nie mówmy teraz o tym. - Wstał i przytulił mnie mocno.
Po chwili coś sobie przypomniał i roześmiał się na głos.
- Bells, ty wiesz, że Seth chce zrobić Paulowi niespodziankę i zamontować mu nad łóżkiem w sypialni wielkie lustro?
- Jemu to już kompletnie odbiło.
- Eee tam, normalny nastolatek.
- Może byś jednak z nim jakoś pogadał, co? Zanim narobi sobie i nam problemów?
- Ja mam z nim pogadać? I co JA mu powiem? - Uśmiechnął się znacząco. - Że kobiece ciało jest przereklamowane? Że te wszystkie miękkie i gładkie zakamarki wcale nie są takie fajne i nie smakują tak wybornie? Że słuchanie słodkich pomruków, cichych jęków i głośnych krzyków to żadna frajda?
- Jake... tak... hmm... na pedagoga to ty się średnio nadajesz. – Czułam, że się rumienię.
Jake zbliżył się do mnie, rozpiął zamek mojej bluzy, położył dłonie na mojej talii, delikatnie mnie do siebie przyciągnął i powiedział mi prosto do ucha, łaskocząc swoim oddechem:
- I że moment, w którym rozpalona kobieta unosi biodra i sama prosi o jeszcze... jest zupełnie, ale to zupełnie nieciekawy...
- Jake. - Czułam, że sama za moment o coś poproszę.
- Co byśmy do tego dodali, Bells? Że ciepło i wilgoć kobiecego wnętrza jest porównywalne tylko z wnętrzem jej ust i że czasem ciężko się zdecydować, gdzie jest lepiej, bo chciałoby się być w obu miejscach równocześnie... i właśnie żeby uniknąć tych ciężkich wyborów lepiej zrezygnować z seksu, tak?
- Ty... diable jeden – wyszeptałam przymykając powieki i pozwalając mu błądzić dłońmi pod moim podkoszulkiem.
Jake na sekundę się odsunął, spuścił rolety w kuchni, błyskawicznym ruchem posadził mnie na stole kuchennym i zrzucił z siebie podkoszulek. Jak zawsze nie mogłam przestać patrzeć na jego ciało. Chyba się do tej mojej fascynacji przyzwyczaił, bo już dobrze wiedząc, jak bardzo mi się podoba, bez najmniejszego skrępowania, patrząc mi prosto w oczy z wyzywającym uśmiechem, zaczął odpinać guziki swoich spodni. Podjęłam tą grę. Sama rzuciłam podkoszulek na ziemię. Pod nim byłam naga.
- Jake - powiedziałam uwodzicielskim tonem, dotykając zmysłowo swoich piersi. - Musisz też wytłumaczyć mu, że dotyk gorącej skóry gotowej na wszystko kobiety...
- Wcale, ale to wcale nie podnieca - dokończył za mnie.
- I że drażniący, rozedrgany ucisk w podbrzuszu, kiedy ma się świadomość, że za moment... mężczyzna będzie ją miał tylko dla siebie... – mówiłam, zsuwając z siebie spodnie i majteczki.
- W ogóle na nią nie działa? O tak... właśnie to mu powiem - wymruczał kładąc się na mnie i podkładając dłonie pod moje pośladki. Chwilę później straciłam ochotę na konwersację.
Mój Jake. Ogień zaklęty w człowieku.



Zapowiadał się piękny, słoneczny dzień. Charlie z niecierpliwością oczekiwał na swój wypis, Annie pakowała szpitalne rzeczy, a Paul z wstał z samego rana, wziął od Emily samochód i pojechał zgarnąć chłopców i kupić brakujące krzesła. Po południu miał przywieźć swój skarb do domu... ich domu! Jacob odsypiał bardzo aktywną noc. Nic nie relaksowało go bardziej niż gorący seks, jednak nie miał czasu tej nocy odpocząć, bo już o czwartej nad ranem przyszedł do niego Seth i pół godziny nudził, żeby poszli montować lustro w sypialni Paula. Zgodził się, chociaż nie mógł pojąć, dlaczego muszą to robić o świcie. Seth jednak był uparty jak osioł twierdząc, że rano ma co innego do roboty i teraz albo nigdy. Skończyli o siódmej.


Chłopcy błąkali się po sklepie w poszukiwaniu odpowiednich i w miarę niedrogich krzeseł. W końcu zdecydowali się kupić stabilny, solidy model z ciemnego drewna, idealnie pasujący do podłogi i koloru stołu. Im dłużej przebywali w sklepie, tym bardziej robili się niespokojni. Wyraźnie ciągnęło ich gdzie indziej! Paul popatrzył w kierunku, gdzie podejrzanie często wędrował wzrok chłopów i nagle wszytko zrozumiał. Obok marketu w całkiem nowym budynku mieścił się sklep ogrodniczy i kwiaciarnia „Passion Flower”, a przed nim rozkładała doniczki z sadzonkami prześliczna młodziutka dziewczyna o kręconych blond włosach. Wszystko stało się jasne!
- Dobry gust macie - parsknął śmiechem, patrząc wymownie na chłopców.
- Bogini!
- Wenus!
- Afrodyta!
- Patrz na to ciało. Jaka ona delikatna, miękka, apetyczna... Jak pięknie wyglądają jej piersi w tej kwiecistej sukience - zachwycał się Jared.
- Te krągłe bioderka - dodał Quil.
- Te delikatne dłonie...
- Te włosy, jak pięknie zwijają się w pierścionki wokół tej ślicznej, okraszonej delikatnym rumieńcem twarzy - wyszeptał z natchnionym wyrazem twarzy Embry.
- Te oczy...
- Oczu stąd nie widać - zwrócił uwagę Paul.
- Toteż wydajemy sporo kasy, mogąc tonąć w ich głębi, kiedy kupujemy coraz to nowsze roślinki.
- Idealny odcień błękitu.
- Jak bezchmurne niebo w zimowy poranek.
- Jak bławatki...
- Ok, jak musicie, to poczekam.
- Musimy!


Chłopcy pobiegli do swojej kwiaciarki, która, jak zdążyli się od niej dowiedzieć, pracowała tam tylko trzy godziny dziennie pomagając prowadzić mamie świeżo otwarty sklepik. Miała na imię Chloe, osiemnaście lat i była niewinna jedynie z wyglądu... ale o tym chłopcy nie mieli pojęcia.


Kiedy pojawili się chłopcy dosypywała akurat ziemi do doniczek. Przywitała się z nimi wesoło, bo byli już stałymi klientami i powiedziała, że już do nich podejdzie, tylko musi umyć dłonie z ziemi. Nie zdążyła jednak nawet podnieść się z kolan, kiedy z zaplecza wyłonił się promieniejący doskonałym humorem Seth we własnej, ubranej w firmową koszulkę, osobie.

- Skur... - szepnął Embry, bo tylko on był w stanie w chwili obecnej wydać z siebie jakikolwiek dźwięk.
- Może ja klientów obsłużę, Chloe, w końcu mam się przyuczać, tak? Co panom podać?
- Yyy... - nie błysnął elokwencją Embry.
- Nawozik? – zapytał, trzepocząc rzęsami, Seth.
- A siekiery są? - wysyczał przez zęby Quil.
- A co pan chcę wyciąć?
- Duży chwast!
- Samosiejkę?
- Hmm... ten konkretny to akurat sam sie nie zasiał – powiedział, łypiąc na niego wściekle, Embry.
- Hmm... niech no ja się zastanowię. Tak, taką siekierą wytnie pan nawet drzewo!
- Szesnastoletnie?
Seth był tak ubawiony całą sytuacją, że z trudem pohamował wybuch śmiechu i zapytał tylko:
- Zapakować?
Quil sięgnął do portfela i odbierając zakupiony towar szepnął:
- Do zobaczenia w La Push, gadzie!
Seth równie cicho mu odpowiedział:
- Gratulacje odbiorę wieczorem.



Paul czekał na chłopców w samochodzie.
- O, siekiera! Super, to akurat się przyda, nie mam czym rąbać drewna do kominka! A coście tacy nie w humorach?
- Ten mały, pokrętny gnojek tam jest!
- Eric?
- Nie! Seth!
Paul zaczął się głośno śmiać. Wiedział, że jego przyjaciel jest wyjątkowo inteligentnym skubańcem, ale ten wyczyn zasługiwał na oklaski!
- I co rechoczesz? - pieklił się Jared.
Paul z trudem prowadził samochód, bo dosłownie płakał ze śmiechu. Chłopcy milczeli całą drogę. Może i lepiej, bo jedyny komentarz, jaki przychodził im do głowy, składał się z samych przekleństw.



Annie musiała wstąpić do domu i się spakować. Nie wiedziała, jak długo będzie w La Push, ale nawet jeśli miałoby to być krótko potrzebowała ubrań, kosmetyków, komputera i ulubionych płyt. Paul poszedł z nią do mieszkania, żeby pomóc jej zanieść rzeczy do samochodu. Uśmiechnął sie do samego siebie siadając przy stole, przy którym ostatnim razem czekał, aż Anie się obudzi. Sytuacja po pamiętnej imprezie rozwinęła się błyskawicznie i teraz wprost nie wierzył w swoje szczęście. Były momenty, kiedy wydawało mu się, że to wpojenie jest chyba przekleństwem, karą doczesną za popełnione grzechy, ale los okazał się łaskawy i dał mu szansę. Nie miał pewności, czy ich historia skończy się spokojnym, wspólnym życiem - dokładnie tak, jak nikt z ludzi nie mógł być pewny jutra - ale wierzył, że jeśli otoczy Annie miłością, ona wcześniej czy później odpowie tym samym. Do tej pory wiedział tylko, że lubi z nim być, czuje rodzaj zauroczenia, lubi, jak ją chroni i że się jej fizycznie podoba. Postanowił nie martwić się na zapas i zostawić sprawy w rękach przeznaczenia. Jedyną rzeczą, której się szczerze bał, było wyznanie Annie, kim naprawdę jest... on i cała wataha...


Annie pakowała ubrania i bieliznę. Uśmiechnęła się, wkładając do dużej torby podróżnej ulubioną czarną koronkową koszulkę nocną. Cóż, na razie, z powodów medycznych, seks był wykluczony... ale sama nie umiała sobie wyobrazić siebie grzecznie całującej Paula na dobranoc i zasypiającej niewinnie przy jego boku. Tak ją pociągał, że gdyby nie ostrzeżenia lekarza, jeszcze tu, w jej mieszkaniu, doszłoby do oficjalnego pożegnania łóżka... a później podłogi... a może też stołu w kuchni. Szczerze mówiąc jej fascynacja Paulem przybrała tak mocno sensualny wyraz też dlatego, że zainteresowanie fizyczną przyjemnością było dla niej ucieczką od przykrych wspomnień i niekończącego obwiniania się o to, co się stało. Nie umiała sobie jasno odpowiedzieć co do niego czuje. Była zakochana w taki lekki, trochę niedojrzały i nieodpowiedzialny sposób. Stanowiło to taki rodzaj uczucia, jaki budzi się w kobiecie lgnącej fizycznie do prawie obcego mężczyzny, gdzie instynkt góruje nad rozsądkiem. Chciała sobie na to pozwolić i dowiedzieć się jakich innych barw nabiorą jej emocje. Miała pewność, że uczucia Paula są takie same... a właściwie dużo silniejsze.


- Gotowa? - Paul stanął w drzwiach jej sypialni. - Pluszowego misia nie bierz, ja będę cię przytulał.
- Paul...
- Tak?
- To wszystko jest takie dziwne.
Paul doskonale wiedział o czym mówi. Byłoby mu łatwiej na ten temat rozmawiać, gdyby rozumiała sedno wpojenia.
- Annie, nie zastanawiaj się nad tym, proszę... Boję się, że za niedługo, siedząc ze mną na tarasie i patrząc na żółciejące lasy La Push, nagle wstaniesz i odjedziesz mówiąc, że to stało się za szybko i wydaje ci się jakieś takie mało realne. Że brak stereotypowego rozwoju sytuacji cię przeraża. Jak chcesz, możemy zacząć od początku... chociaż wolałbym nie grzebać już w żadnym kontakcie. Ale czy jeśli zaczniemy od uściśnięcia dłoni nie będziesz czuła, że to jakieś takie... nieprawdziwie poprawne? Bo ja będę... Czuję się jakbym znał cię od zawsze. Jakbym rósł i dojrzewał mając twój obraz pod powiekami. I nagle marzenie przybrało realną postać. Ale to o TWOICH oczach śniłem, o ustach, dłoniach, włosach, zapachu... To zawsze byłaś TY. Utkana ze snów, a teraz będąca żywą materią, jeszcze bardziej fascynującą, niż to sobie wyobrażałem.
Paul na moment zamilkł, a po chwili uśmiechnął się i dodał:
- Masz rację, to jakieś dziwne...
Nikt nigdy tak do niej nie mówił. Nigdy nie spotkała mężczyzny umiejącego w taki sposób nazywać swoje uczucia. Kiedy patrzyła na niego pierwszy raz widziała atrakcyjnego ryzykanta, który szybko okazał się być zagadkowym, skomplikowanym facetem. Można się było w nim zatracić. Odpowiedziała tylko:
- Nie odjadę tylko dlatego, że nasza znajomość jest inna. Chcę być z tobą w La Push. I niech będzie nadal... jakoś tak dziwnie - uśmiechnęła się i podała Paulowi torbę.



Nadchodził wieczór. Chłopcy pojawili się pod domem Paula mniej więcej równocześnie. Paul i Annie jeszcze nie nadjechali, ale towarzystwu przyzwyczajonemu do czucia się swobodnie niemal w każdym domu brak gospodarza w ogóle nie przeszkadzał. Zadowolony z siebie Seth został powitany wymownym milczeniem, ponurymi minami i skrzyżowanymi na piersiach ramionami wyrażającymi oburzenie i wrogi dystans.
- Cóż mogę powiedzieć... HA-HA-HA - powiedział na powitanie.
- Gnojek!
- Zdrajca.
- Żmija!
- Doprawdy nie rozumiem, ile w dzisiejszych czasach zawiści w młodych ludziach - powiedział patetycznie i usiadł na krześle ogrodowym z miną generała, który właśnie rozgromił liczebniejszą od swojej armię wroga.
- Dobra, ty złośliwy karaluchu. Mów, jakżeś to zrobił - nie wytrzymał Quil.
- Od momentu, w którym udałem się na zwiady w celu poznania obiektu waszej fascynacji? Bo że kogoś wypatrzyliście nie trudno było zgadnąć.
- Od momentu, jak ją zobaczyłeś - powiedział wściekły Embry.
- Leah podwiozła mnie do sklepu, bo postanowiłem sobie, że wreszcie dowiem się, co was tak na te roślinki wzięło. Wysiadam, rozglądam się czujnie, wypatrując pięknych kobiet, a tu nic. To znaczy są jakieś młode dupeczki na zakupach z mamusiami, ale żadna stacjonarna, a domyśliłem się, że o taką właśnie chodzi. Nagle widzę sklep ogrodniczy! Już wiedziałem, gdzie mam się udać. Wchodzę, oglądam paprotki, gładzę dłonią liść stojącego przy wejściu aloesu... podchodzi do mnie właścicielka i pyta, co podać. Trochę się zmartwiłem widząc w sklepie tylko ją, bo nie wyglądało na to, żebyście zaczęli gustować w czterdziestolatkach, chociaż szczerze mówiąc ta była prawie tak ładna, jak moja mama... ale do rzeczy. Rozmawiamy sobie o odkurzaniu roślinek, o preparatach do nabłyszczania liści... aż tu nagle słyszę z zaplecza słodki dziewczęcy głosik: „Mamuś, ziemię przywieźli, musimy złożyć worki w magazynie”. Wytężyłem zmysły niczym najlepszy myśliwy i zacząłem przegrzebywać rozum w poszukiwaniu błyskotliwego konceptu, a jako że jestem szalenie inteligentny, czego zresztą chwilę później dowiodłem, robiąc minę, którą Leah określa jako „jelonek Bambi” zapytałem: „Mam rozumieć, że taka delikatna kobieta chce sama dźwigać worki z ziemią? Może pomogę?” Trochę się kokieteryjnie broniła, ale ja nalegałem. W końcu uległa. Poszedłem z nią do magazynu, a tam... Matko kochana! Piękna Helena... przyczyna wojny trojańskiej. Stała do mnie tyłem, śliczny krągły tyłeczek miała ubrany w jeansowe spodenki, a resztę powabnego ciała w top na ramiączkach w kolorze bzu. Patrzę jak zaklęty na tą jedwabiście gładką skórę, barwy wielokwiatowego miodu, na te złociste włosy, które tego dnia miała przewiązane kolorową chusteczką, spod której wymykały się niesforne loczki, i walczę z gorącem oblewającym moje ciało. Odwróciła się... Zamarłem. Zakłopotanie jej urodą zatuszowałem uroczym uśmiechem. Jej poziomkowej barwy wilgotne usteczka rozchyliły się oddając mój uśmiech. Serce zabiło mi mocniej, zapatrzyłem się w błękit jej oczu i czułem, że miękną mi kolana. A ja tu mam worki z ziemią nosić! Otrząsnąłem sie, przedstawiłem i wziąłem do roboty. Ucieszyłem się, że tyle tego jest, bo każda minuta obcowania z absolutem, tym koncentratem piękna, była na wagę złota. Wiecie, że niektóre laski lubią patrzeć na facetów, którzy wykonują pracę fizyczną. Wysiłek pewnie kojarzy im się z innym zastosowaniem tkwiącej w nas energii... cóż, dałem z siebie wszystko, ściągnąłem nawet podkoszulek, niby żeby ziemią się nie ubrudzić, paplałem jak to ja, uwijałem się z gracją i bez wysiłku. Było przerozkosznie, chociaż, Bóg mi świadkiem, wolałbym taki sam trud włożyć w zgłębianie tajemnic ciała bogini. Ale ufam, że i do tego dojdzie... tyle tam intymnych zakamarków w tym magazynie. A później, chwała Panie za natchnienie, zapytałem, czy nie potrzebowałyby stałej pomocy, bo szukam dorywczej pracy. I oto jestem! Proste, nieprawdaż?
- Proste, a przez to jeszcze bardziej irytujące - przyznał mu racje nachmurzony Embry.
- A tak w ogóle skąd taki durny pomysł, żeby trzymać mnie od tematu z daleka?
- Jakby to powiedzieć... zobaczyliśmy ją przypadkiem... żaden się nie wpoił, więc bezkonfliktowo każdy z nas mógł wzdychać do niej, a ty? Masz ostatnio taki popęd, że baliśmy się, że właśnie ty się wpoisz i... wtedy... no sam wiesz.
- Nie wpoiłem się! Chociaż żeby powstrzymać moją siostrę od komentarzy chyba będę udawał, że jest inaczej. Hmm... mam rozumieć, że chcieliście w nieskończoność odwlec moment mojego ewentualnego wpojenia tylko po to, żeby ślinić się do niej bezkarnie? I mnie skazywać na męki? Zostawić tak bez miłości i szans na przyjemność? Nędznicy!
- Seth, ona jest jak rzadki obraz, jak obiekt dla kolekcjonera... konesera, jak diament, Mauritius... Stworzono ją po to, żeby sycić tym widokiem zmysły, ale nie dotykać, niszczyć tej świeżej, nieskalanej stokrotki - Jared miał minę obłąkanego profety.
- Mauritius?
- Znaczek - unikat, wart krocie...
- Tak, no i wszystko jasne! To mnie od was różni! Wy umieścilibyście znaczek w klaserze albo w przeszklonej gablocie... a ja? Ja bym go polizał!
- Ty uważasz, że akurat ona, najbardziej boska z boskich, pozwoli ci się do siebie zbliżyć?
- Nie wiem... to nie będzie łatwe. Cóż, praca i tak mi się przyda, bo kasa jest mi potrzebna, ale po weekendzie wracamy do szkoły, więc pierwszą trudnością będzie to pogodzić, ale warto! Dla tych cycuszków!
- Obyś sczezł w piekle - wysyczał Quil.
- Dzięki za wsparcie!

Nie było możliwości zgody w tym temacie. Chłopcy atakowani wizją Setha kładącego łapy na ich ideale czuli taki opór wobec tego scenariusza, że w ogóle nie brali pod uwagę jego ewentualnego sukcesu. Nie znieśliby tego. Seth natomiast, nie czując wpojenia, byłby skłonny nawet odpuścić dla zgody w grupie, ale tak go bawiło rozgoryczenie starszych kolegów i tak czuł się tym dowartościowany, że postanowił ich jeszcze troszkę podrażnić. W głębi duszy jednak, sam doszedł do wniosku, że szansa na sukces w tej dziedzinie jest znikoma... chociaż... kto wie, kto wie...


- No dobra, dosyć nerwów i animozji, coś wam pokażę - powiedział Seth biorąc klucz do domu ze schowka pod schodami.
- Coś tam znowu wymyślił?
- Niespodziankę dla gospodarza tak jak zapowiedziałem wcześniej.


Annie i Paul wysiedli przed domem. Dziewczyna odetchnęła głęboko, doceniając krystaliczne powietrze La Push.
- Malutki, ale nasz - powiedział Paul na temat domku.
- Nie sądziłam, że tak szybko zdołasz to zorganizować.
- Bez chłopców nie byłoby szans - uśmiechnął się Paul.
Ze środka dochodziły śmiechy i wrzask Quila.
- Złaźcie ze mnie, debile!
Zwabiona odgłosami para udała się prosto do sypialni, w której na łóżku leżał Quil, a na nim Jared i Embry. Obok stał Seth i z zachwytem patrzył w sufit.
- Genialne, chociaż ciało nie to - powiedział do siebie nie widząc stojących w progu gospodarzy.
Annie roześmiała się głośno i klasnęła w dłonie.
- Lustro na suficie? Cudo!
Paul westchnął z ulgą, widząc jej rozbawienie, bo już zamierzał dokonać zbiorowego mordu. Zakłopotani chłopcy zbierali się z materaca.
Embry wydusił z siebie tylko:
- Sprawdzaliśmy, czy pod dobrym kątem wisi.
Seth natomiast uśmiechnął się uroczo i powiedział, wprawiając Annie w zakłopotanie:
- Takiej urody kobieta pod każdym kątem wygląda równie kusząco.
- Ok, chłopaki, a teraz sio z sypialni, Annie musi się rozpakować - wygonił ich Paul.




Jak zwykle namawiam do komentowania. I ślę buziaki ze zlotu z Poznania;)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
bella.
Nowonarodzony



Dołączył: 13 Lut 2011
Posty: 13
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 16:04, 15 Kwi 2011 Powrót do góry

kuszący rozdział var.. Cool Very Happy Very Happy

baaardzo kuszący. Laughing

nie mogę się doczekać tego, jak paul i annie zostaną sami w domku.. Twisted Evil Laughing Laughing

podobnie nie mogę się doczekać rozwoju sytuacji między sethem a chloe. Smile

tak właśnie przypuszczałam, że chłopaki pędzą do ogrodniczego nie dla kwiatków, tylko dla jakiejś fajnej laski. Very Happy Very Happy

to fajnie, że charlie wraca już do domu..oby mu zdrowie dopisywało. Smile

no i oczywiście jacob i bella.. Twisted Evil Cool Cool tak bardzo stęskniłam się za nimi. Laughing


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
mermon
Wampir weteran



Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 3653
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 177 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Nie 10:18, 17 Kwi 2011 Powrót do góry

Domek coraz bardziej mi się podoba, kolorystyka oryginalna. "Kuchnia natomiast była ciepła i energetyczna, kolorystyką kojarzyła się z kubkiem gorącej czekolady i malinową konfiturą" - nieźle to wymyśliłaś.
Pomysł z lustrem też dobry. Mam nadzieję, że im nie spadnie z sufitu. Very Happy

Mniej teraz Belli i Jacoba razem, ale za to ich wspólne chwile są tak świetnie opisane, że mi to wszystko rekompensuje. Lubię ich miłość w twoim wydaniu. Takie wpojenie mi się podoba. Daje spokój i poczucie bezpieczeństwa, że tak już zawsze. A przy tym nie ma miejsca na nudę, jest wciąż gorąco.
Podobnie jak u Paula i Annie. Ciekawie opisujesz złożoność ich uczuć. Jego głęboką miłość i jej gorące zauroczenie. Skąd tak to wszystko wiesz? Wink

Wątek Setha i Chloe - tak jak się domyśliłam. Najsprytniejszy ze wszystkich, przechytrzył chłopaków. Ciekawe jak to się potoczy, skoro się nie wpoił, no i kto w końcu będzie jego wybranką. Podoba mi się jego opis dziewczyny - dowcipny i gorący. Dialogi chłopców, jak zwykle są genialne.
Dzięki, mam nadzieję, że dobrze bawisz się na zlocie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez mermon dnia Nie 10:32, 17 Kwi 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
sheila
Zły wampir



Dołączył: 12 Lis 2008
Posty: 428
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Hogwart w La-Push, na Upper East Side.

PostWysłany: Śro 10:31, 11 Maj 2011 Powrót do góry

Hej varie!
Przybywam, wyciągając swoj wielki tyłek z amoku lenistwa ( dwa dni po jednej maturze, za dwa dni następna. sweet <3 ) i skomentuje rozdziały.
Wczesniejsze tak po łebkach, bo czytałam je jakiś czas temu, tylko nie wiem why, nie skomentowałam.
Annie, ciąza, poronienie, to się narobiło.
Strasznie mi sie podoba to, ze to ona jest wybranką Setha i to, ze tak dobrze się dogadują. Pomimo tego, ze troche sie obawia tego zwiazku, to nie rezygnuje z tego. Lubie ją. ;D Cała ta akcja z odnawianiem domku- jak tam musi być swietnie! Very Happy Zazdroszczę jej Wink Nie wiem o co chodzilo z tymi paprotkami, kwiatkami, ale i tak sie uśmiałam Smile
Cytat:
- Co to jest? - podejrzliwie zapytał Jacob.
- Roślinki!


Występ sfory, przyprawił mnie o przyśpieszone bicie serca. Jak tylko wyobraziłam sobie Jacoba, takiego pięknego, cudownie zbudowanego... oh, chyba nie musze konczyć Laughing love to było piękne!
A co do wyjazdu Belli i Leah i i ich polowania na wampiry się nie wypowiem. Dżizes, jakie one są głupie Rolling Eyes nie wiem co one sobie wyobrażają. Leah chyba za bardzo świruje. Zachowały się jak szczeniaki. ( Laughing )
Szkoda mi Charliego, który przez Belle musiał wylądowac w szpitalu. Jak dobrze, że mu sie polepsza.
no i teraz przed ostatnia czesc.
i sex na plaży ;D
ouuał, nie no oni są genialni. miejsce jest nie wazne, wazne, że się chce Laughing I ta ognistość połączona z powagą u dorosłego Jacoba... i znowu bardziej go kocham. ( ale, czy to możliwe? czy dam rade bardziej? Wink ) A jak ja go sobie wyobraziłam, takiego mokrego, obsypanego piaskiem i jego mięsnie napręzone, mieniące się w słoncu... ( variety, pobudzasz tym opowiadaniem za bardzo moja wyobraźnie :D )
Jestem ciekawa co wymyśli Eric. Niech on lepiej nie startuje do Paula, bo on go może rozszarpać, biedny nie wie gdzie sie pcha.

No i perełki rozdziału:
Cytat:
- Ile konkretnie widziałeś? - spytała zarumieniona.
- Za mało, żebym się zawstydził, za dużo, żeby mu nie zazdrościć - odpowiedział z uśmiechem, patrząc na Jake’a.

Laughing Laughing Laughing

Cytat:
Oddział zamierzali opuścić bogatsi o pewną wiedzę i osiem archiwalnych egzemplarzy „Cosmo” upchanych pod podkoszulkami.

Cytat:
- Zamknę w piwnicy, jeśli dowiem się, że uprawiasz seks!
- Zdefiniujmy to słowo...
- Tu nie ma co definiować!

Cytat:
- A ty jesteś inna? No powiedz, Roy, inna jest?

Cytat:
- Ok, ostatnia kwestia. W jakiej pozycji członek najskuteczniej pobudza punkt G? ...
Seth schował się pod stołem i zawołał:
- Podwieziecie mnie później do marketu budowlanego?

Epickość niektórych fragmentów,poważnie mnie przerasta Very Happy

Seth, jest genialny, ja poprostu nie moge, jak on się napalił Laughing Dialogi z jego udziałem sa zdecydowanie najlepsze.
Nie dziwie się Royowi, że uwielbia się im przyglądac, bo ja uwielbiam o nich czytać :)

Słonko, zmierzam teraz do następnego rozdziału, wiec zedytuje i dokomentuje.
Buziaki!


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin