FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Wypaleni [NZ][+18] Nowy - 07. 08! Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
Annie_lullabell
Zły wampir



Dołączył: 07 Sty 2009
Posty: 292
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Śro 19:36, 02 Wrz 2009 Powrót do góry

O! No to na pewno będzie ciekawie. I skoro mówisz, że nie przewidywalnie, to na bank zajrze tu jeszcze nie raz, nie dwa, ale za każdym razem, gdy bedzie nowy rozdział :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyjątkowa
Wilkołak



Dołączył: 12 Mar 2009
Posty: 154
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: wiecie, że Święty Mikołaj nie istnieje?

PostWysłany: Śro 19:39, 02 Wrz 2009 Powrót do góry

Ja też nie. Nie chciałam, żebyś tak to odebrała. :) Jestem po prostu chamska. ^^ Czasami... I trochę mi przykro z powodu ZF. Ale reszta ok. :P Mylić się jest rzeczą ludzką, powodzenia przy sprawdzaniu. :)
Buziaki dla Wszytkich. :*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
AlicjaC
Wilkołak



Dołączył: 30 Lip 2009
Posty: 150
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z krainy czarów

PostWysłany: Śro 20:23, 02 Wrz 2009 Powrót do góry

Bardzo ciekawy ten FF.
Szczerze ta fobia społeczna przypomina mi trochę WA, gdzie Bella również nie lubi być dotykana, jednak myślę, że to tylko zbieg okoliczności :)
Hm.. Edward ma w sobie chyba wiele entuzjazmu :D Albo Bella wpadła mu w oko i się podlizuje.
Historia Belli jest interesująca, więc jestem ciekawa co się wydarzy dalej i jeżeli Bella wygra główną rolę w przedstawieniu, to jak ją odegra będąc w szponach choroby ?
Czekam na kolejny rozdział.
Życzę weny.
Pozdrawiam :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Zmierzchowa fanka
Wilkołak



Dołączył: 15 Maj 2009
Posty: 103
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 41 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Spod pióra S. Kinga

PostWysłany: Czw 19:58, 03 Wrz 2009 Powrót do góry

Dziękuję za komentarze, to daje mi ogromną mobilizację.

W ff bardzo skupiam się na opisach uczuć i myśli Belli. Czasami mogę 'przedobrzyć' dajcie znać jak tak się stanie. Od czwartego rozdziału wiele rzeczy zacznie się wyjaśniać i zmieniać...

Chcę ukazać Bellę jako cierpiącą w ciszy, wyniszczoną duszę, która rozpaczliwie chce wtopić się w tło, być niezauważalna.
Czwarty rozdział wysłałam już do bety, powinien być jutro albo w sobotę. Piąty skończyłam dzisiaj, więc też powinien się niedługo pojawić. Co będzie później jeszcze nie wiem. Na pewno trzeba będzie czekać dłużej na kolejne rozdziały (na razie muszę obdarować weną wypracowania z polskiego). Jutro mam zamiar zacząć pisać 'szóstkę' i nie mam bladego pojęcia ile czasu mi to zajmie (jednak zazwyczaj uwijam się dość szybko, za dużo wymyślać nie muszę).

Mogę wam oznajmić, że czeka was zaskoczenie jeżeli chodzi o Jacoba. :wink:

Jeszcze raz dziękuję za miłe opinie (chociaż, szczerze, spodziewałam się więcej krytyki, ale dobrze, że jest inaczej)

Pozdrawiam,
ZF


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Softly
Człowiek



Dołączył: 08 Maj 2009
Posty: 87
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 19:22, 04 Wrz 2009 Powrót do góry

Okey... Po pierwsze muszę powiedzieć, że z powodu braku nowych opowiadań przestałam odwiedzać forum... I tu zrobiłam gigantyczny błąd! Na szczęście przypadkowo trafiłam na to opowiadanie. I muszę powiedzieć: Chwała Ci Boże za przypadki! Ten ff jest niesamowity... Świetnie opisujesz odczucia... Moją ulubioną postacią jest Jasper- charakter, który ma w Twoim ff jest... No po prostu brak słów... Obłędny! Ta fobia społeczna, którą ma Bella... Ten pomysł jest cudowny! Można się idealnie wczuć w postać Swan dzięki Twoim opisom. Edward kujonem? Jacob macho? Pomysł godny pokłonów! Masz lekki i przyjemny styl pisania przez co łatwo i szybko się czyta. Fabuła jest bardzo orginalne przyznaje to ff zajmuje u mnie od dziś pierwsze miejsce. Jeśli chodzi o to co będzię dalej: Nie mogę się już doczekać! Hmm zdecydowanie bardzo ciekawy pomysł... Yym jeśli mogę mieć prośę to proszę o Jaspera. Zastrzeżeń nie mam. Szczerze podziwiam i czekam na ciąg dalszy z niecierpliwością.
Pozdrawiam ;*
I Weny Życzę <3
Softly ^^


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Zmierzchowa fanka
Wilkołak



Dołączył: 15 Maj 2009
Posty: 103
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 41 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Spod pióra S. Kinga

PostWysłany: Pią 19:48, 04 Wrz 2009 Powrót do góry

Rozdział czwarty jest krótki, ale obiecuję, że piąty będzie dłuuuugi.

Beta: Fresh


Piosenka do rozdziału: Elisa - Dancing

Czekam na wasze komentarze.

ROZDZIAŁ CZWARTY
Dyrektor wie najlepiej.

"Lepiej mieć koszmarny koniec niż koszmary bez końca"

Kate:

Kate stukała długim paznokciem o czarną podkładkę do pisania. Przekręcała metalowy długopis między palcami.
Kate, mój nowy psycholog, w ogóle nie przypomina Tibby.
Ona jeździła starym, głośnym samochodem, ponieważ uważała, że zarobione pieniądze lepiej wydać na żelki i akcje charytatywne. Miała czarne włosy i fioletową grzywkę. W jednym uchu po pięć kolczyków. Każdy paznokieć malowała innym lakierem. Była typowym psychologiem nastolatków. Dzięki pracy nie zmieniała się w nadętą, elegancką babę. Była sobą, śmieszną Tibby.
Kate nosi białą bluzkę z kołnierzykiem i beżową, dopasowaną spódnicę za kolana. Proste włosy ma ścięte równiutko, żadnych szaleństw. Paznokciami z idealnym francuskim manicure drapie się po wypudrowanym policzku.
Chrząknęła. Leniwie wyciągnęłam nogi przed siebie i usadowiłam się wygodniej w fotelu, zaczęłam bawić się końcami rękawów mojej bluzy.
- Więc – zaczęła, zakładając nogę na nogę. Miała na nich beżowe pantofelki. - Mówisz, że ten tydzień był...
- Do dupy, tak – kończę za nią, żeby nie musiała się męczyć.
- Acha. - Zapisała coś w swoim notatniku i ponownie na mnie spojrzała.
- Czy sądzisz, że... - Zastanowiła się. - Sytuacja się... - Ponownie odchrząknęła. - Poprawi?
- Wątpię – rzuciłam krótko.
- Dlaczego? - pyta.
Unoszę brwi.
- Bo nie. Jedyną dobrą rzeczą w tej szkole jest Jasper. Wczoraj dowiedziałam się, że jego matka to June Whitlock z sekretariatu. Dziwaczne. Wiem też o nim to, że jest utalentowanym malarzem oraz, że jego matka jest wredną zołzą, bo nie chce załatwić mu miejsca w szkole, chociaż ma możliwości. Przez nią jej syn jest zmuszony nosić bagaże bogatych, nadętych uczniów. Zarabia na studia, chce być reżyserem. Ma wielki talent, a marnuje się jako tragarz. To wredne.
Przez cały mój wywód Kate coś notowała.
- Acha – powiedziała, podsumowując moją wypowiedź.
- Myślałaś kiedyś nad tym, żeby to wyjąć? - Wskazała na białego diamencika, który wystawał z mojego nosa.
- Nie.
- Acha.

To, co zawsze:

- Powiedz mi coś o niej – zagadał mnie entuzjastycznie Jasper.
- Rosalie jest... - Pokręciłam głową.
Co miałam mu powiedzieć? „Jazz, dziewczyna twoich marzeń jest... głupia”? O tym mu nie wspomnę. To byłoby niesprawiedliwe względem niego. Sądzi, że Rose jest idealna.
- Ona jessst... zawsze rozentuzjazmowana i wiecznie szczęśliwa. Ta dziewczyna chyba nigdy nie traci dobrego humoru – wyrokowałam.
- Fajnie – podsumował.
Pokiwałam głową. „Nie byłoby tak fajnie, gdybyś musiał z nią mieszkać w jednym pokoju” - pomyślałam. Wyciągnęłam z kieszeni paczkę wiśniowych gum. Wzięłam jedną.
- A jak Kate?
Spojrzałam na niego.
- Ta baba jest naprawdę nudna i sztywna – powiedziałam żując wiśniową gumę.
Siedzieliśmy z Jazzem na ławce w parku obok „New York Academy of Art”. Przez ostatni tydzień, wieczorami, codziennie tutaj przychodziliśmy.
- Może cierpi na syndrom ściśniętej dupy? - zapytał.
Zaśmiałam się.
- Chcesz? - Podsunął mi pod nos paczkę żelek.
Zanurzyłam rękę w torebce i wsadziłam sobie do ust jabłkowego. Guma oblepiła cukierka tworząc w mojej buzi jabłkowo - wiśniowy posmak.
- Możliwe – szepnęłam.
- A jak tam w szkole? - zapytał. - Jak ci idzie z Bezimiennym Królem ku***ów?
- Bez zmian. - Zaczęłam merdać nogami w tę i z powrotem. Dla ludzi mojego wzrostu te ławki są za wysokie. - Nie rozumiem, jak można być takim... - Nie mogłam znaleźć właściwego słowa.
- Chamem? - próbował zgadnąć Jasper.
- Chujem, to dobre określenie.
Zachichotał.
- To byłby prawdziwy cud, gdyby się zmienił.
- Wiem. Dalej nie kumam tych morderczych spojrzeń i w ogóle. - Wzruszyłam ramionami.
- Tego psychola nigdy nie zrozumiesz. - Wpakował sobie do ust garść żelek. - Jacob jest wiecznie wściekły, najprawdopodobniej nigdy nie dowiemy się dlaczego.
Zacisnęłam usta i kiwnęłam głową. Jeżeli mam być ze sobą szczera, to ten chłopak mnie fascynował. Niesamowita uroda tak dziwnie kontrastowała z wrednym usposobieniem. Mimo wszystko, czułam, że gdyby spróbować wejrzeć w jego wnętrze, przypatrzeć się duszy, to można by było dopatrzeć się kogoś naprawdę interesującego.
- Co z lekcjami aktorstwa? - Zmiął pustą torebkę i wrzucił ją do kosza.
No nie, tylko nie to.
- Są w porządku – skłamałam gładko.
- A Edward? - Poruszał znacząco brwiami.
Wiedziałam, że się ze mnie nabija. Odkąd poznałam Edwarda Cullena, ten obdarza mnie dziwnym uznaniem. Cały czas liczy się z moim zdaniem, co w moim przypadku zdarza się nieczęsto. Bez przerwy powtarza, że ma nadzieję, iż dostaniemy główne role w przedstawieniu. Ani razu nie wspomniał o incydencie sprzed pięciu dni, zupełnie jakby nic się nie stało. Rosalie za to prała mi przez to mózg, sprzedałam jej jakieś kłamstwo o tym, że zrobiło mi się niedobrze. Chyba to kupiła. Alice, z którą ostatnio stałam się bliższa, twierdzi, że jej brat się we mnie podkochuje. Taa akurat, tylko że ja jestem zainteresowana kimś innym. Chociaż trudno mi się do tego przyznać, to im Jacob jest dla mnie wredniejszy, tym bardziej mnie interesuje. I tym bardziej go nienawidzę.
- A Rose? – odgryzłam się Jazzowi.
Przełknął ślinę i popatrzył na mnie.
- No właśnie, Rosalie... - Poczochrał nerwowo włosy.
- Co? - zapytałam wyciągając z torby słonecznik.
Otwieram paczuszkę i czekam.
- Słuchaj, mieszkasz z nią... - Biorę garść ziarenek i zaczynam je skubać. Przez zagryzanie warg mam tam rany, sól na słoneczniku sprawia, że pieką.
- Rozmawiacie ze sobą, plotkujecie i...
- Ja tego nie robię, nie jestem taka – przerwałam mu.
Jasper wzdycha.
- No dobrze, ty nie, ale...
- Wyduś to z siebie. - Już zaczęły mnie drażnić te podchody.
- Dobra. - Klasnął w dłonie, jakby chciał dodać sobie otuchy. - Czy możesz z nią o mnie porozmawiać? No wiesz, szepnąć dobra słówko? - Popatrzył na mnie błagalnym wzrokiem.
- Mogę... - Skubię kolejne ziarenko. - Tylko musisz mi coś obiecać.
- Okej – zgodził się.
- W naszych rozmowach zero Edwarda. Chyba, że sama zacznę ten temat.
Przyłożył prawą dłoń do serca.
- Słowo harcerza.
- Byłeś nim? - zapytałam podejrzliwie.
- W dzieciństwie miałem wiele zainteresowań. - Mrugnął.
Zachichotałam.
- Wiesz, Bells. - Popatrzyłam nań. - Jesteś zupełnie inna niż wszyscy tutaj.
No co ty?
- Mówiłam ci, że jestem inna, ale ty nie chcesz mnie słuchać.
- Nie, nie o to mi chodzi. - Zaśmiał się. - Jesteś inna... pozytywnie.
- Acha. To dziwaczne określenie, nie sądzisz?
- Lubię cię i już. - Wzruszył ramionami.
- Ja ciebie też, Jazz – szepnęłam.
- Ale z nas popaprańcy – prychnął.
Wiem, ale i tak chcę poznać jego zdanie.
- Dlaczego? - pytam.
Zsuwa się ławki i kładzie głowę na oparcie, zamyka oczy. Ręce krzyżuje na piersiach.
- Jest sobota wieczór – mruknął.
- No i? - O co mu chodzi?
- Jest sobota wieczór, a my siedzimy w parku, zamiast być na którejś z dzikich imprez.
Cóż za głupota.
- A wiesz, że twoja Rose chciała mnie na jedną zabrać?
Jasper uchylił oko.
- Dlaczego nie poszłaś? - Zmarszczył brwi.
Spuściłam zakapturzoną głowę.
- Nie lubię... - Jak mu to powiedzieć? Już wiem. - Tłumy. - Jedno krótkie słowo, a załatwiło wszystko.
Jazz powrócił do poprzedniej pozycji.
- No tak, przepraszam.
- Nic się nie stało. - Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się, żeby wiedział, że nie jest mi smutno.
Wyciągnęłam pudełko papierosów i zapaliłam jednego.
Jasper już tego nie komentował. Na początku mu to przeszkadzało, ale teraz milczy.
Często w trakcie naszych spotkań nadchodził moment, kiedy każde z nas błądziło myślami gdzie indziej. Właśnie nastał ten czas.
Moje rozmyślania zatrzymały się na jednej osobie. Kimś, kogo z wzajemnością nie cierpię. Hmm... Można się zakochać od pierwszego wejrzenia, ale także się znienawidzić. Tak właśnie było ze mną i Jacobem. Nie rozumiejąc jego zachowania, byłam dla niego tak samo chamska jak on dla mnie. Codzienne złowrogie spojrzenia, zmrużone oczy, zaciśnięte usta i pięści.
Miał nade mną przewagę psychiczną. Mianowicie obezwładniał mnie swoim wyglądem. Ilekroć na niego patrzyłam, moje serce miękło, ale musiałam być twarda. Czasami przypominał mi Josha. Ale tylko czasami.
- Bella...? - zaczął Jasper.
- No? - Wyplułam wy żutą gumę.
- Edward jest w porządku. - Odchrząknął. - Zastanów się nad tym.
- Wiem. - Spojrzałam na niego. - Co z tego, skoro i tak nie mogę go dotknąć? – zastanowiłam się. - Ani on mnie.
Jasper umilkł.

Sen:

Od spotkania z Jasperem minęło kilka godzin. Siedziałam w pidżamie na moim łóżku z denną książką Rosalie, otworzoną na stronie czternastej, właścicielki nadal nie było. Spojrzałam na zegarek, wskazywał osiem minut po północy. Chyba położę się spać.
Odłożyłam beznadziejną lekturę na miejsce i poczłapałam do nocnego stolika. Kiedy sięgnęłam do kosmetyczki po opakowanie tabletek nasennych, zawahałam się. A gdyby tak spróbować zasnąć o własnych siłach? Gdybym zaryzykowała i pierwszy raz od dwóch lat nie zażyła leku? Zyskać mogę dużo, ale jeszcze więcej mogę stracić. Co by było, gdybym zaczęła śnić?
Ciekawość zwyciężyła, nie wzięłam pastylek.

Na początku był letarg. Dziwaczny stan między jawą, a snem. Przyjemne uczucie.
Później nastała ciemność.
I wtedy ujrzałam swoje blade ręce błyszczące w pustce. Moje białe stopy chodzące po omacku w niekończącej się czerni. Zadyszany oddech, ciche łkanie wydobywające się z moich ust. Nie ma nic. Nic, zupełnie.
Tylko ja i ciemność.
Skomlenie przeradza się w histeryczny szloch. W oddali widzę twarze znajomych. Moich zmarłych przyjaciół. Próbuję krzyczeć, błagać, żeby wrócili albo wzięli mnie ze sobą. Jednak mój głos jedynie charczy i piszczy, jest niezrozumiały. Nigdy nie usłyszą tego bełkotu. Muszę się postarać. Próbuję, próbuję, próbuję coraz mocniej. Jeszcze!
W końcu udaje mi się krzyknąć. Przeraźliwy wrzask wydobywa się z mojej krtani, odbijając się echem od ścian. Jednak jest już za późno. Nie ma ich.
Nie przestaję krzyczeć. Staję. Rozkładam ręce, czekając, aż ktoś mnie usłyszy. Ktokolwiek. Mój zrozpaczony głos przedziera mrok niczym błyskawica.
Nagle wszystko się zmienia. Stoję u podnóża urwiska. Słyszę czyjś znajomy wrzask. Patrzę w górę i widzę bladą postać. To ja. Patrzę na siebie. Wiem, że moje krzyczące JA zaraz spadnie. Jeden kroczek. Chcę SIEBIE zatrzymać. Ale niestety.
Już słyszę przeszywający pisk i patrzę jak moje własne ciało roztrzaskuje się o ziemię...

- Bella!
Coś uderzyło mnie w twarz. Czyjaś ręka w zetknięciu z moim policzkiem wydała charakterystyczny dźwięk.
- Bella! - Przerażony głos Rosalie zadudnił mi w uszach.
Otworzyłam oczy. Byłam w swoim pokoju, w szkole artystycznej w Nowym Jorku. Na dworze już świtało.
Odetchnęłam głęboko. Zorientowałam się, że cała się trzęsę, a z moich oczu wciąż płyną łzy.
Spojrzałam na przestraszoną współlokatorkę. Miała szeroko otwarte usta i oczy.
- Prze... Przepraszam – wyszeptałam, jąkając się.
Rose złapała się za serce.
- O Boże. Co to było?
Ześlizgnęła się z łóżka, usiadła na podłodze i oparła głowę o materac.
- Weszłam do pokoju, a ty... a... a... - Popatrzyła się na mnie. - Myślałam, że to jakaś padaczka, czy coś. Rzucałaś się po łóżku, krzyczałaś, kwiliłaś. - W jej oczach błysnęły łzy. - Przestraszyłam się, nie wiedziałam, co robić.
- Miałam koszmar.
- Co?
Wstałam na równe nogi.
- Bella, to nie wyglądało na zwykły koszmar.
- Ale było nim. - Spojrzałam na nią błagalnie. - Rose, proszę nie mów o tym nikomu.
- Jasne. Obiecuję. Powiesz mi...
- Nie powiem ci na razie, ale obiecuję, że kiedyś na pewno się dowiesz.
Kiwnęła z powagą głową.
- Nie rozmawiajmy o tym.
Znowu kiwnięcie.
Wyciągnęłam z kosmetyczki tabletki i rzuciłam się pędem do łazienki. Na Rosalie już nie popatrzyłam. Nie chciałam znowu widzieć tego strachu i zdziwienia, które malowało się na jej pięknej twarzy.

Wyrok:

Rose nie zadawała pytań. Kolejny tydzień w „New Jork Academy of Art” minął tak samo nudno jak poprzedni. Lekcje, spotkania klasy teatralnej, wizyty u Kate, Jasper. Nieprzerywany ciąg monotonnych wydarzeń.
Mój grafik wypełniała jeszcze jedna rzecz – próby ignorowania docinek Jacoba Blacka. To pomysł Jaspera. Jednak ja tego nie potrafiłam. Kiedy on po mnie jedzie, muszę odpłacić mu tym samym. To jakiś porąbany system obronny. Jesteśmy teraz wrogami publicznymi numer jeden. Łatwiej byłoby mi go zlewać, gdybym spotykała go tylko na angielskim i w porze lunchu. Jednak podły los chciał, żebyśmy zabijali się spojrzeniami także w innych miejscach. Więc chodzę z nim jeszcze na lekcje aktorstwa.
Mina mi zrzedła, kiedy dwa tygodnie temu weszłam na ogromną scenę, a on siedział sobie na jednym z krzesełek. Gdy mnie ujrzał, zwęził groźnie oczy - ja, siadając naprzeciw niego, odpłaciłam się tym samym.
Minął kolejny weekend żelek, słonecznika, parku i Jaspera. Nadszedł poniedziałek, a wraz z nim zajęcia artystyczne.
Lekcje były prowadzone na szkolnej scenie przez panią Cope. Siadaliśmy w kręgu, zupełnie jak na spotkaniach anonimowych alkoholików albo narkomanów. Miejsce po mojej prawej stronie zawsze zajmował Edward, a po lewej Alice.
- Sztuka jest pasją – trajkotała pani Cope. - Jest nam bardzo potrzebna. Dzięki niej życie staje się piękniejsze.
Ciekawe. Bo moje życie wciąż jest gówniane, a przecież siedzę tutaj i słucham o tym bajzlu. Ta cała paplanina o odnajdywaniu piękna na świecie to jedna wielka ściema. Zwykłe kłamstwo.
- Czym jest sztuka? - Ona chyba nigdy się nie podda. - Panie Black?
Jacob, który śmiał się głupio z Emmettem, spojrzał na nią nieprzytomnie. Zastanawiałam się, czy przypadkiem nie przyćpali przed zajęciami.
Jacob zachichotał i wypalił, udając powagę:
- Sztuką jest viagra. - Po czym wybuchnął gromkim śmiechem, większość klasy mu zawtórowała.
Prychnęłam głośno. Jacob spojrzał na mnie, jego oczy ciskały błyskawice.
- Coś ci nie pasuje? - wycedził przez zęby.
- Tak, ty i twoja głupota. - Zadarłam głowę. Nagle wszyscy umilkli, ich oczy zaczęły chodzić od mojej twarzy do jego i tak w kółko.
- Lepiej uważaj, Swan. - Pogroził mi palcem.
- Na co? Na ciebie? - Znowu prychnęłam i postukałam się palcem po głowie. - Chyba sobie jaja ze mnie robisz.
Pani Cope odchrząknęła, dając znak, żebyśmy przestali.
Ale nam wciąż nie było dość.
- Wredna z ciebie suka i...
- Wystarczy! - krzyknęła, wstając, oburzona nauczycielka.
- Nie wiem, jak można mieć takie wysokie mniemanie o sobie, skoro jest się takim... - udałam, że się zastanawiam. - Dupkiem.
Wszyscy wstrzymali oddech i popatrzyli na mojego rozmówcę. Oczy zwęził jeszcze bardziej, wydając z siebie cichy warkot.
- Przestańcie natychmiast!
- Głupia ku*** – syknął.
Pani Cope gwałtownie wciągnęła powietrze.
- Skurwiel – powiedziałam jadowicie.
- Dość tego! - wydarła się pani Cope donośnie. Wszyscy się wzdrygnęli. Oprócz naszej dwójki. Cały czas miażdżyliśmy się spojrzeniami. - Macie iść do dyrektora! - Usiadła oddychając ciężko i złapała się za serce. - Marsz!
Wstałam, dumnie uniosłam głowę i ruszyłam w stronę zejścia ze sceny.
- Panie Black, pana też się to tyczy.
Usłyszałam jak Goryl przewraca krzesło i tupie buciorami. Wtedy przypomniałam sobie, jaki jest wielki i jak łatwo może mnie zgnieść. Przestraszyłam się. Nauczycielka chyba też o tym pomyślała, bo za chwilę usłyszałam jej głos.
- Panie Cullen, proszę ich odprowadzić, żeby się nie pozabijali.
- Dobrze. - Usłyszałam jak Edward wstaje. Po chwili mnie dogonił.
Wyszliśmy z szkolnego teatru i zaczęliśmy iść korytarzem.
- To było niezłe – powiedział Edward, jakby w ogóle nie przejmował się tym, że Jacob depcze nam po piętach.
- Dzięki.
- Wiesz, że te określenia były naprawdę trafne? - zachichotał.
- Cullen, gdybyśmy nie byli w szkole, już dawno miałbyś podbite oko – warknął Jacob, aż zadrżałam.
Edward jednak wciąż się do mnie szczerzył i jak gdyby nigdy nic podniósł rękę do góry, wystawiając mu środkowego palca.
- Masz przejebane – syknął Black.
Zaczęłam się modlić o to, żeby dojść jak najszybciej do gabinetu dyrektora.

Zegar tyka. Denerwuje mnie. Patrzę w pooraną zmarszczkami, zmęczoną, szarą twarz dyrektora naszej szkoły. Siedzi za ogromnym, mahoniowym biurkiem, opierając się wygodnie w skórzanym fotelu. Łokcie wspiera na oparciach, zetknął ze sobą końcówki palców obu dłoni. Jego małe, świńskie oczka biegają od mojej twarzy do twarzy Jacoba.
- Wiecie, że w naszej szkole nie tolerujemy takich zachowań? - Mruży oczy. - Zwłaszcza na lekcji.
- To ona zaczęła – burknął Patafian obok mnie.
- JA?! - wybuchnęłam.
- Panno Swan, spokojnie. - Nachyla się nad biurkiem i bierze z niego jakąś kartkę, wraca do poprzedniej pozycji.
- Używają wulgarnych słów...- Zaczyna czytanie. - Suk... - Otwiera oczy w oburzeniu.
Ponownie patrzy na nas przenikliwie. Tym razem wygląda strasznie.
- Wiecie, co? - Co? - Pani Cope powiedziała mi, że każdy uczeń tej szkoły ma się przyczynić do tego, żeby tegoroczne przedstawienie było... - Chrząka. - Genialne.
Co do cholery ma to z nami wspólnego? O co temu facetowi chodzi?
- Wyznaczyła grupy po dwie, cztery osoby, oczywiście tylko spośród uczniów, których uczy, żeby pomagały w przygotowaniach. Tak, żeby każdy, nawet jeżeli nie dostanie roli, miał wkład w tę działalność.
Moja twarz wyglądała pewnie teraz jak jeden wielki znak zapytania.
- Panna Swan miała wycinać kwiaty razem z panną Weber, a pan Black sprzątać salę z panem Newtonem.
Jacob jęknął głośno.
- Ale! - Dyrektor podniósł palec wskazujący do góry. - Ponieważ wy. - Wskazał na naszą dwójkę. - Jesteście na tyle nie dojrzali, że... Zresztą sami wiecie. - Machnął ręką. - Przydzielam was obojga do sprzątania sceny.
- CO?! - wrzasnęłam.
- Panna Hale natomiast będzie czyścić toalety z panem Lutzem – kontynuował, zupełnie mnie ignorując. - Gdyż panna Stanley, z którą miał to robić, skręciła kostkę i krótko mówiąc, nie nadaje się do niczego.
Jake wstał, czekałam tylko aż z jego nozdrzy zacznie lecieć para i rzuci się na dyrektora.
- Proszę usiąść, panie Black. - Chłopak ani drgnął. - Bo pana zawieszę. Znowu.
Dupek zawahał się, ale w końcu, po serii morderczych spojrzeń rzucanych wprost na kata za biurkiem, grzecznie usiadł.
- Nie zgadzam się – wydukałam.
- Ja tym bardziej! - krzyknął Jacob, waląc pięścią w biurko.
Dyrektor zachichotał.
- Szczerze powiedziawszy, wy nie macie w tej sprawie nic do gadania. Ja tu rządzę. - Wciąż się uśmiechając, rozłożył ręce jakby chciał powiedzieć: „Nic na to nie poradzę”.
Cham. Jak on może? Przecież my się pozabijamy. Jesteśmy jak dwa rozjuszone lwy, których nie wolno spuszczać z oczu, bo inaczej rzucą się sobie do gardeł.
- Możecie odejść.
- Proszę pana... - zaczęłam błagać. – Nie może pan zmienić decyzji? My...
- Właśnie! - przerwał mi Pacan.
- Przestań – wycedziłam w jego stronę.
- O co ci chodzi, Swan?! - krzyknął.
Gdybym była czajnikiem, pewnie teraz już bym piszczała. Zupełnie jak na wszystkich kreskówkach, które często oglądam.
- Czy możesz spróbować chociaż raz nie załatwiać wszystkiego krzykiem?! - wrzasnęłam.
- Właśnie o to mi chodzi – przerwał nam dyrektor.
Znowu się zagalopowaliśmy.
- Ale...
- Wyjdźcie.
Jacob wstał i, niczym wkurzony na maksa wilk, ruszył do wyjścia.
- W piątek o siedemnastej, na scenie! - krzyknął za nim mężczyzna zza biurka zanim chłopak zatrzasnął drzwi.
Ja ze łzami w oczach patrzyłam wciąż na dyrektora, nie ruszyłam się z fotela.
Westchnął.
- To najlepsze wyjście, panno Swan. Gdyby ci bardzo wadził, proszę do mnie przyjść. Porozmawiam z nim.
Zrezygnowana pokiwałam głową. Wiedziałam, że już go nie przekonam. Musiałam jakoś przeboleć Jacoba Blacka.
Boże, sam na sam z tym boskim, wrednym ku***em. Niebo w piekle. Z miną „na podkówkę”, opuściłam gabinet.
Straszne. Ciekawe, czy wyjdę cało z tego starcia?

„Nie wywołuj wilka, kiedy w lesie
śpi,
nie zapraszaj nigdy nocą w swoje sny”.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Zmierzchowa fanka dnia Nie 15:03, 17 Sty 2010, w całości zmieniany 4 razy
Zobacz profil autora
Annie_lullabell
Zły wampir



Dołączył: 07 Sty 2009
Posty: 292
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Sob 13:46, 05 Wrz 2009 Powrót do góry

Wcale nie taki krótki.
Jest świetny. Ten sen... normalnie taki realny.
W dodatku ostatnia częśc tego rozdziału mnie rozwaliła. Jacob i Bella pracujący razem? xd no to sie będzie działo. Mam nadzieję, że dużo i ładnie to opiszesz..
Pozdrawiam, Annie


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Vena
Wilkołak



Dołączył: 28 Lut 2009
Posty: 117
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Lubań

PostWysłany: Sob 14:54, 05 Wrz 2009 Powrót do góry

Moja kochana ^^ Chciałaś, żebym napisała Ci coś o Wypalonych, więc oto piszę. Na wstępie zaznaczam, że dla mnie nie jest to zwykłe opowiadanie. Dzięki temu, co opisujesz mogę poznać Twoją historię (przynajmniej częściowo) i zrozumieć co czujesz. Wiem, że część tego to fikcja, ale i tak z każdym rozdziałem dowiaduję się czegoś o Tobie. Jestem Ci bardzo wdzięczna za Wypalonych, bo wiem, że w rozmowie nie byłoby Ci tak łatwo to wszystko opisać. Moim zdaniem piszesz z własnym, niepowtarzalnym charakterem, nie zmieniasz ludzi z rozdziału na rozdział i nie słodzisz niepotrzebnie. Przedstawiasz ciężki problem w sposób, w jaki powinien być przedstawiony. Wiem, że niektórzy uważają to cudo za zbyt trudne i smutne, ale ja powiem Ci, że tak ma być. Nie wolno spłycać i owijać w bawełnę, bo nie temu ma służyć to FF. Jesteś w nim bardzo szczera. Co mi nie pasuje, to Edward. Może dlatego, że myślę bardziej kanonicznie, ale wydaje mi się zbyt "nachalny" i taki szczeniacki. Bardzo za to podoba mi się Jacob. W końcu ktoś przedstawił nam Badcoba ^^ Dobrze, że używa wulgaryzmów, bo to podkreśla jego charakter. Również Bella jest dla mnie miłym zaskoczeniem. O wiele ostrzejsza niż w książce, mająca swoje poglądy, nie zawsze pochlebne lub przychylne.

Na zakończenie dodam, że nie wiedziałam, że masz taki ładny styl pisania. Bogate słownictwo, brak problemu z powtórzeniami, po prostu świetnie.

Życzę Ci duuużo weny i chęci, ponieważ robisz to w dobrej sprawie i warto kontynuować.

Pozdrawiam, Twoja wierna czytelniczka, Vena ;**


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Zmierzchowa fanka
Wilkołak



Dołączył: 15 Maj 2009
Posty: 103
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 41 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Spod pióra S. Kinga

PostWysłany: Nie 17:25, 06 Wrz 2009 Powrót do góry

Cześć, piszę w imieniu autorki, której chwilowo nie ma i nie będzie Crying or Very sad
Nie zbyt potrafię połapać się na tym forum, więc gdybym zrobiła coś źle proszę dać mi znać. ZF kazała przekazać, że jeżeli komuś łatwiej jest czytać u siebie na kompie, ściągnięty plik to proszę dać znać wtedy wrzucę to na chomika i podam adres. Pisać na PW lub w komentarzach. Na razie ja zarządzam tym kontem i wstawię piąty rozdział. Prawowita właścicielka powinna wrócić... niedługo i wtedy poda wam informacje na temat rozdziału szóstego, który, jak mniemam, jeszcze się pisze.

W imieniu autorki wstawiam rozdział piąty, która jutro wpadnie zobaczyć jak jej poszło.

Czekam na opinie.

Piosenka do rozdziału: Flyleaf - Amy says


ROZDZIAŁ PIĄTY
Znasz Jaspera?

"Wszystko robił szybko i dobrze, a to zawsze wielkie nieszczęście; taki ktoś jest wiecznie rozczarowany, że nikt nie może za nim nadążyć."

Rose mówi, co jej leży na wątrobie:

- Mam sprzątać kible! - Oburzona Rosalie chodziła wte i wewte po pokoju, wymachując rękoma.- Sprzątać kible! I do tego z Emmettem! Lutz i ja w.... w... W kiblu! - Spojrzała na mnie. - Wyobrażasz to sobie?!
- Tak. - Siedziałam na swoim łóżku skubiąc słonecznik, od półgodziny słuchałam jej skarg.
Wcale nie miałam na to ochoty. Każdy inny człowiek by się zorientował i dał mi święty spokój, ale nie Rose.
- Ja tego nie rozumiem – powiedziała płaczliwym głosem. - Dyrektor doskonale wie, że to palant...
W końcu usiadła na podłodze i oparła głowę o mój materac.
- Mówiłam ci już, nic na to nie poradzisz. - Wzruszyłam ramionami. - To moja wina, przepraszam.
Spojrzała na mnie i pokiwała przecząco głową.
- Nie, to nie jest twoja wina. - Wzięła garść słonecznika. - Gadałam z Alice, wiem, że to Jacob zaczął. - Pogroziła mi palcem. - I więcej nie przepraszaj.
Skubnęła pierwsze ziarenko.
- Niech będzie – wyszeptałam.
Nastała cisza. Uznałam to za dobry moment, żeby pomóc pewnemu blondynowi.
- Znasz Jaspera? - wypaliłam.
Rose popatrzyła się na mnie zdziwiona, unosząc brwi. Kurdę, Bella, mogłaś załatwić to delikatniej. Trochę poowijać w bawełnę.
Dziewczyna zastanowiła się przez chwilę.
- Emm, to ten od bagaży? - zapytała i wróciła do słonecznika.
Ten od bagaży? No nie, to było chamskie.
- Ta – mruknęłam.
- A co? - zapytała podejrzliwie.
- Uważasz, że jest przystojny albo coś? - Sama nie wiem, dlaczego dalej w to brnęłam. Powinnam powiedzieć Jasperowi, żeby dał sobie z nią spokój. Jest wart kogoś więcej niż pustej, bogatej blondynki.
Wzruszyła ramionami.
- Nie wiem. - Wrzuciła łupki do zrywki, która spoczywała przy moich stopach. - Możliwe, że jest, ale on tylko nosi bagaże. O co ci chodzi, Bella?
Zaczęła świdrować mnie wzrokiem.
- O nic. - Nie wiedziałam, że Rose szufladkuje ludzi. To podłe. Ciekawe, w której grupie ja jestem. Gdybym była wredna, wypomniałabym jej to.
Usiadła tak, że teraz była zwrócona twarzą w moją stronę.
- Czy tobie podoba się nasz szkolny tragarz? - Zmrużyła oczy tak, jakby chciała wyczytać mi odpowiedź z wnętrza głowy.
- Nie – burknęłam.
Szybko zmieniłam temat, na przedstawienie. Rosalie od razu się ożywiła. Dowiedziałam się, że zamierza przygotować specjalny układ na przesłuchanie, tak żeby zaskoczyć jury.
Muszę porozmawiać z Jasperem.

Człowiek palony na stosie:

- Dzisiaj dużo się wydarzyło, co? - pyta Jazz odchylając głowę do tyłu. Patrzy w gwiazdy.
- No. - Podciągam kolana pod brodę.
- Opowiesz mi o tym?
- No.
Cisza.
- Mam sprzątać z Jacobem scenę – zaczynam.
Brak odezwu.
- Powyzywaliśmy się na lekcji aktorstwa.
Cisza.
- Pozabijamy się. Wiem o tym.
Popatrzyłam na niego. Wciąż miał odchyloną głowę i przymknięte powieki.
- Rozmawiałam z Rosalie.
Przełknął głośno ślinę, ale dalej nie zmienił pozycji.
Nie wiedziałam jak zacząć, żeby go nie skrzywdzić. Stwierdziłam, że walnę prosto z mostu. Zero ściemy.
- Daj sobie z nią spokój, Jazz.
Popatrzył na mnie i zagryzł wargę. Kiwnął głową.
Wyglądał jak człowiek palony na stosie.


Kiedyś też taka byłam:


Rosalie poszła na randkę. Nazywa się Jackson i jest studentem inżynierii. Poznała go w barze, czy na dyskotece. Nie wiem, ale w każdym bądź razie w jednej z tych wylęgarni ćpunów, alkoholików i młodocianych, dwunastoletnich dziwek. Odstawiła się w czarną, obcisłą sukienkę – tubę, rajtuzy ze wzorkiem z boku i czarne, wysokie szpilki. Włosy zakręciła i zostawiła rozpuszczone. Oczy wymalowała czarną kredką i tuszem pogrubiającym rzęsy, a usta truskawkowym błyszczykiem.
Kiedy wychodziła cała wypachniona i szczęśliwa, pozazdrościłam jej. Chociaż to mało powiedziane. Zazdrość zżera mnie od środka niczym pasożyt. Wije się pomiędzy moimi żebrami i zaciska na żołądku. Czuję jak żółć podchodzi mi do gardła. Zaraz zwymiotuję.
Piękna dziewczyna na randce to nie ja. Ja, Bella Swan, leżę w łóżku w pokoju numer 545 z brudnymi włosami i w dresie. Jestem cała przykryta pierzastą pościelą, wystaje mi tylko nos i oczy. Mogę tak leżeć godzinami. Nic nie robić, jedynie oddychać. Biorę jeden głęboki wdech. Czuję jak czyste powietrze wypełnia moje zepsute wnętrze, wdziera się do płuc.
Kiedyś, miliony lat temu, też taka byłam. Kręciłam włosy, malowałam się błyszczykiem, cała w skowronkach wybiegałam na randki. Byłam normalna. Już nie pamiętam, jak to jest.
W innym świecie byłam małą, wesołą dziewczynką z czerwoną wstążką we włosach. Nosiłam białe, falbaniaste spódniczki i różowe bluzeczki, które zawsze były, uroczo, umazane szminką mamy, którą używałam do zabaw. Dziewczynka z moich wspomnień miała czterokołowy, błękitny rowerek z odblaskową chorągiewką przyczepioną do bagażnika. Bawiła się lalkami w piaskownicy na placu zabaw. Miała rudowłosą przyjaciółkę, bez której nie ruszała się ani na krok. Razem jadły cytrynowe lody i chodziły na kryty basen.
Później się zmieniłam. Dorosłam. Nadszedł styczeń. Miesiąc, w którym moje życie straciło kolory, cytrynowe lody i zabawy. Zaczął się koszmar z którego nie mogę się wybudzić. Wiem, że to mnie kiedyś zabije. Może nie dziś, ani nie jutro, ale na pewno. Śmierć stoi za mną i chucha mi w kark. Szepcze. Popycha do czynów, których wesoła dziewczynka i szczęśliwa nastolatka by nie zrobiły. Uwiązuję ją psychologiem i tabletkami, ale i tak wiem, że w końcu wyjdzie.
Zleciałam w dół, aż w końcu pogrążyła mnie otchłań rozpaczy i smutku. Próbując się wydostać zadawałam sobie krwawe rany.
Gwałtownie siadam i opieram się plecami o ścianę. Podciągam kolana pod brodę i wgryzam się w bladą skórę dłoni. Zaciskając boleśnie oczy, zaczynam kwilić i płakać jak małe dziecko, które zgubiło się w supermarkecie. Ciemny pokój, pustka wokół mnie - to cały mój świat.
Piekąca prawda przecina mnie niczym siekiera. Wdziera się we mnie brutalnie. Wiem, że tam nic na mnie nie czeka. Starej Belli już nie ma. Jestem tylko wypalona JA.
Głośny, niekontrolowany, tłumiony dźwięk wydobywa się z mojego gardła i rozchodzi po pokoju, w którym nie ma NIC.
Cała twarz tonie we łzach. Mam nadzieję, że ta powódź mnie zabije.

Pójdę na randkę:

- To wredne. Naprawdę nie powinien tego robić. Wie, jak bardzo się nienawidzicie – Edward trajkotał mi nad uchem.
We wtorek odprowadzał mnie na biologię i ciągle nie przestawał gadać. Ja serią kiwnięć głową oraz takimi wyrazami jak: „No”, „Taa” i „Nie”, dawałam mu fałszywą nadzieję, że słucham uważnie. Jemu to zresztą w zupełności wystarczało.
Postanowiłam wyłączyć się na chwilę.
Wyobraziłam sobie, że wszyscy nagle znikają. Zostaję sama w tej szkole. Takie coś by mi pasowało. Mogłabym swobodnie podkradać jedzenie ze stołówki i spróbować tego wielkiego cheeseburgera, którego dostaje tylko nasza drużyna sportowa. Zaglądnęła bym też do pokoju nauczycielskiego. Ciekawe, czy naprawdę mają tam osobną łazienkę, i czy kucharki robią im jedzenie na zamówienie.
Poszłabym do pokoju, gdzie trzymają kartoteki uczniów. Szczególnie interesowałaby mnie jedna. Ta, na której pisałoby: „Jacob Black”. Chętnie bym się czegoś o nim dowiedziała. Na przykład zagłębiła się w jego mroczne sekrety. Może był kiedyś w poprawczaku albo ukradł nauczycielowi kanapkę z biurka, albo zepsuł szkolną toaletę, podmienił sprawdziany. Detektyw Bella Swan. To brzmi dziwnie.
- Może pójść tam z tobą? - pyta Edward.
Bum! Znów w ich świecie. Uczniowie krzyczą i piszczą aż bolą uszy. Słychać trzaskanie drzwiami. Musiałam się powstrzymać, żeby nie jęknąć.
- Co? - mrugam oczami.
- Bella, jesteś jakaś nieobecna. Czy coś się stało?- Mruży oczy.
Nieobecna? Owszem. Przez cały czas. A co? Nie pasuje?
Czy coś się stało? Tak. Jestem świruską zamkniętą w szkole ludzi z ambicjami. To się stało.
Zapragnęłam, żeby przyleciała wróżka i mnie zaczarowała. Czary – mary i znikam. Nie ma mnie. Tak naprawdę.
- Nie, wszystko w porządku. - Uśmiecham się sztucznie. - Jest okej – kłamię.
Kiwa głową.
- Pytałem, czy iść z tobą w piątek. Jacob to psychol.
Sorry Edward, nie mam pięciu lat. Potrafię o siebie zadbać.
Może i nie potrafię, ale i tak nie przyjmuję pomocy.
- Nie – bąknęłam. Może trochę milej, świrusko? - Nie, dziękuję. Poradzę sobie. - Kolejny wymuszony uśmiech.
Doszliśmy do klasy. Już miałam wchodzić...
- Zaczekaj - zatrzymuje mnie.
Odwracam się w jego stronę. Unoszę brwi.
- Słuchaj – zaczyna. – Niedaleko szkoły jest taka naprawdę... - Drapie się po głowie. Spuszcza wzrok. - Przyjemna cukiernia. Czy chciałabyś...? No wiesz.
Patrzy na mnie niepewnie.
Czy on właśnie zaprasza mnie na randkę?
- Czy ty właśnie zapraszasz mnie na randkę? - pytam.
Chichocze.
- W pewnym sensie tak – mówi. - To jak? Pójdziesz ze mną? - Rzuca mi błagalne spojrzenie.
Czy pójdę na randkę z Edwardem Cullenem? Czy mogę z nim iść? Czy CHCĘ z nim iść? Mam szansę na sprawianie wrażenia normalnej nastolatki. Z normalnymi nastoletnimi problemami typu: „chcę wyglądać ładnie, a tu wyskakuje mi cholerny pryszcz”.
Czy Edward mi się podoba? Jeśli tak, to co teraz? Z pewnością nie jestem normalna, ale chyba mogę stwarzać pozory. Nie ma czegoś takiego jak kodeks zachowania czubków i byłych samobójców.
Potwór „Nie-dotykaj-mnie” wciąż we mnie jest i zbiera siły. Nie! Stawię mu czoło! Pójdę na randkę z Edwardem!
Uśmiecham się.
- Jasne.
- Super! - prawie krzyczy.
Ludzie zwracają się w naszą stronę. Mam ochotę wystawić im język, jak rozwydrzony dzieciak. Dzwonek na lekcję daje o sobie znać.
- Wpadnę po ciebie w sobotę o 15. Pasuje? - pyta się.
- Idealnie – odpowiadam.
Kiwa głową, odwraca się i odchodzi.
Czy powinnam go ostrzec, że nie będzie trzymania za rękę ani całusów, romantycznego jedzenia z jednej łyżeczki? Powinnam mu powiedzieć, że trzeba mnie prowadzić na smyczy jak dzikie zwierzę, którym jestem? Tak żebym się nie zerwała i nie skryła przed wszystkimi w swojej norze.
Wchodzę do klasy. Nawet Edwardowi nie podziękowałam za odprowadzenie na biologię. Nie było mu po drodze.

Biologia:

Lubię historię, wolałabym siedzieć na niej niż tutaj, na biologii. Historia jest jedynym przedmiotem, na którym nie trzeba myśleć. Wszystko jest postawione jasno. Uczymy się czegoś, co już się zdarzyło. Poznajemy stare dzieje, dowiadujemy się, jak nasze prababcie radziły sobie bez mikrofalówek i lodówek. Prawdę mówiąc, chciałabym żyć w takich czasach, gdzie bez zbędnych komplikacji wiodłabym proste życie.
Historia kraju, miasta lub, no nie wiem, chociażby ziemi jest o wiele łatwiejsza i bardziej zrozumiała niż historia jednego człowieka. Tak małej jednostki. W podręcznikach jest wiele na temat tego, jak rozwijała się Ameryka, ale nikt nigdy nie opisałby życia jednego słabego człowieczka jakim jestem JA. Bo tak naprawdę liczymy się jako kraj, a nie ludzie. Gdyby jednak ktoś ciekawski podjął się zadania i postanowił opisać życie Belli Swan, jestem ciekawa, jaki tytuł nosiłby ten rozdział. Może: „Poznaj historię wyrzutka Swan” albo „Jak rozwijają się Świrusy”? Żadnej z tych opcji nie wykluczam.
Więc historia jest prosta. Nauczyciel zadaje ci regułkę, uczysz się jej i już. Koniec. Zero filozofii. Robimy wszystko bez zadawania zbędnych pytań.
Nie ma liczenia ani przekładania na współczesny język jazgotów jakiś porąbanych pisarzy, którzy są chyba za głupi, żeby pisać wprost o co im chodzi. Zawsze utrudniają nam życie.
Biologii nie cierpię. Jest nudna. Mąci mi w głowie. Rozdziela wszystko na malutkie części. Nauczyciele tego brutalnego przedmiotu każą nam kroić zdechłe zwierzęta i grzebać w ich wnętrznościach. To chore. Czysty sadyzm.
Ciekawi mnie, co by było gdyby rozkroili mój mózg? Co by znaleźli? Czy stałabym się nowym okazem w jakimś zoo, dlatego, że środek mojej głowy jest całkiem wyniszczony? Chciałabym, żeby mogli odczytać moje myśli. Czy są wyryte w czaszce? Gdyby tak było, chciałabym, żeby mi je odczytali, sama bym się podłożyła. Może gdyby mnie zrozumieli, tak naprawdę, a nie tylko z książkowych filozofii, wyleczyliby mnie? Znaleźliby jakieś lekarstwo i wymazali mi chorobę ze świadomości. Może wtedy byłabym normalna.
Nienawidzę biologii i wszystkich naukowców.

Czy Alice polubi Jaspera?

Po lekcjach wybrałam się z Alice na lody. Bardzo lubię tę dziewczynę. Potrafi mnie rozbawić jak nikt inny. Tylko przy niej i przy Jasperze mój uśmiech jest naprawdę szczery. Sama mnie zaprosiła, mówiąc, że to jej ulubiona lodziarnia.
Chociaż jest maleńka, bardzo w niej jasno i przytulnie. Niewielkie, okrągłe stoliki poustawiane są wokół kolistej lady, za którą stoi pyzata, wesoła kobieta i pryszczaty młodzieniec o blond czuprynie.
Zamówiłam deser z dwóch cytrynowych i trzech arbuzowych gałek, do tego bita śmietana, polewa czekoladowa i rodzynki w czekoladzie. Deser godny pulchnej małolaty. Alice wzięła trzy miętowe gałki ze świeżymi owocami i orzechami. Bardzo dorośle i zdrowo. Położono jej nawet na wierzch świeżą miętę.
Nasza rozmowa zeszła właśnie na temat filmów.
- Naprawdę lubisz „Władcę Pierścieni”? - pytam zdziwiona i wkładam sobie do ust ogromną łychę lodów.
Alice śmiejąc się odpowiada:
- Tak, uwielbiam. - Rozpina swoją bluzę i ukazuje granatową koszulkę z napisem „Władca Pierścieni” i wielką, złotą obrączką pod spodem.
Co jak co, ale Alice na pewno nie wygląda na fana trylogii. Ona lubi modę, chodzi na siłownię, zdrowo się odżywia, jeździ czerwonym kabrioletem i ma wystrzałową fryzurę. Dlaczego chce się ze mną kolegować?
Gdybym mogła, w ogóle nie ruszyłabym się z łóżka.
- Godne podziwu – mówię. Nagle coś sobie przypomniałam. - Znam kogoś, z kim na pewno byś się dogadała.
Dokładnie tydzień temu Jazz zdradził mi swoją mroczną tajemnicę. Od lat jest fanem tego filmu i książki. Kolekcjonuje nawet figurki Gandalfa, Froda, Bena i takie tam. Zupełnie jak mały chłopczyk.
- Naprawdę? - Unosi jedną brew. - Kogo?
- Jaspera. - Pakuję do buzi kolejną porcję lodów.
Alice marszczy czoło.
- Jakiego Jaspera?
Czy powinnam jej mówić? Jasper chciałby, żeby Alice Cullen wiedziała, że jest on szkolnym tragarzem?
- Jasper... Pracuje w naszej szkole... - zawahałam się. – Nosi bagaże.
Dziewczyna uśmiecha się, prawie widzę jak nad jej głową pojawia się zapalona lampka.
- Ahh... Wiem, przystojny tragarz. - Przystojny? - Widziałam was kiedyś razem, szliście gdzieś. – Nachyla się w moją stronę. - To twój chłopak? - pyta.
Co???
- Nie! - Potrząsam energicznie głową. - Skąd Ci to przyszło do głowy?
Wróciła do poprzedniej pozycji i wzruszyła ramionami.
- No nie wiem. Spędzacie ze sobą dużo czasu i w ogóle. - Wzięła łyżkę lodów i zjadła ją.
Chrząknęłam zażenowana.
- Nie, to nie jest mój chłopak. - Nagle w gardle zrobiło mi się sucho. Napiłam się stojącej przede mną wody. - Nie mam chłopaka - powiedziałam szeptem.
- Co? - zapytała.
- Nic, nic.
Spojrzała na mnie, marszcząc brwi. W końcu się otrząsnęła. Przybrała poważną minę.
- Bella?
- Słucham? - Oho, coś nie tak.
- Wiesz, nie przyprowadziłam cię tutaj bez powodu.
A jakże... Jak mogłam kiedykolwiek myśleć, że ta dziewczyna naprawdę mnie lubi? Halo, halo, Bella! Jestem uzależniona od papierosów, mam fatalną fryzurę i zniszczone trampki. Choruję na depresję i codziennie zastanawiam się nad tym, jak skutecznie się zabić i, co najważniejsze, jak zebrać w sobie odwagę żeby to zrobić.
Miałam ochotę wstać i dać sobie w twarz.
- Słucham cię – zachęciłam ją do kontynuowania.
- Okej... - Chrząknęła. - Może powiem od razu, o co mi chodzi...
Pokiwałam głową.
- Rozmawiałam z Edwardem... - zaczęła.
- Zaraz, zaraz co... - przerwałam jej.
Dała mi znak, żebym się zamknęła. No tak, teraz ona mówi. Bells stula pysk, jak zawsze. W sumie ma rację, ja wcale nie chcę się odzywać. Nigdy, do nikogo.
- Daj mi skończyć. - Spojrzała na mnie surowo.
Zamilkłam.
- Rozmawiałam z Edwardem i sądzę, że ty naprawdę mu się podobasz.
Och, super! On mi nie. Może ja wcale nie chcę, żeby on coś do mnie czuł? Szkoda, że facetów nie można przeprogramować. Jak maszyny.
Zapragnęłam wystawić Alice środkowego palca, ale jako dobrze wytresowany piesek nie mogłam tego zrobić.
Tak w ogóle, dlaczego musimy rozmawiać o jej bracie? Wcale nie mam na to ochoty. Chcę iść do swojego pokoju i oglądnąć „Małą Syrenkę”.
- Czy mogę być szczera? - zapytała.
- Tak – wyszeptałam.
Nienawidzę szczerych ludzi. Są kompletnie do dupy.
- Trochę mi... dziwnie. – Zaśmiała się, jakby chciała dodać sobie otuchy. - Podobasz mu się, a ja nie wiem dlaczego.
Wow, cios poniżej pasa. Musiała wyczytać uczucia z mojej twarzy, bo za chwilę się sprostowała.
- Nie chodzi mi o to, że jesteś brzydka. - Potrząsnęła przecząco głową. - Jesteś ładna....
Chciałam wybuchnąć jej śmiechem w twarz.
- Tylko że Edward do tej pory leciał na... blondyny. Wiesz, takie z małym IQ i długimi nogami. - Popatrzyła się na mnie znacząco.
Zacisnęłam wargi.
- On po prostu lubił, jeżeli dziewczyna jest głupsza od niego i trochę tak – urwała szukając właściwego słowa. – Sztuczna.
Hmm, typowy samiec. Zwykły dupek.
Lepiej nie wyrażać swojego zdania.
- Nie wykorzystywał ich – ciągnęła. – Same pchały mu się do łóżka. Bo wiesz, Edward jest dość atrakcyjny.
Potaknęłam głową.
- No właśnie. Ja nie chcę – westchnęła ciężko, przymykając oczy. - Ja nie chcę, żeby którekolwiek z was cierpiało. - Zakończyła nie uchylając powiek.
Coś jest nie tak, jak miało być.
- Czy chcesz powiedzieć, że twój brat... - przełknęłam głośno ślinę. – On może chcieć... Będzie próbował....
Alice gwałtownie otworzyła oczy.
- Nie! - krzyknęła.
Ludzie dookoła nas podnieśli głowy. „W porządku” - szepnęła bezgłośnie, widać było, że jest zakłopotana. Wszyscy wrócili do rozmów.
- Nie, nie o to mi chodzi – powiedziała ciszej. – Nie zrobi nic wbrew twojej woli. Tylko chcę wiedzieć, czy ty nie zranisz jego...?
Kurczę, ta randka to czysty egoizm. Traktuję Edwarda jak królika doświadczalnego. Jeżeli wszystko pójdzie tak jak należy, Edward mnie nie dotknie, powinno być całkiem przyjemnie. Jednak jeśli chociażby muśnie moją skórę to rozpęta się piekło. Co mnie tknęło, żeby się zgodzić?
Przez trzy tygodnie, spędzone tutaj, starałam się jak najlepiej maskować ze swoim problemem. Kiedy dzwonił dzwonek na przerwę, zbierałam wszystkie moje rzeczy, wrzucałam je do torby i prędko wybiegałam z klasy. Szybkim krokiem szłam w stronę łazienki, zamykałam się w kabinie i czekałam na początek lekcji. Gdy padały pytania, najczęściej słyszane z ust Edwarda, gdzie też podziewam się zawsze na przerwach, wymyślam długie historyjki o tym jak źle się poczułam lub rozmawiałam z rodzicami na dworze. Zawsze mi wierzą. Może tylko udają? Nie obchodzi mnie to. Najgorszy zawsze jest lunch, tyle tam ludzi. Wiem, że inni mnie obgadują. Zawsze widzę ich wymowne spojrzenia. Ciekawe, czy Rose powiedziała im o tym jak wybudziła mnie z koszmaru? Na pewno, przecież to plotkara. Sama nie zadawała pytań na ten temat.
Tylko czekam aż ktoś obcy podejdzie i zapyta się mnie, czy nie jestem uciekinierką z zakładu psychiatrycznego. Jeżeli tak się stanie, odpowiem, że tak, owszem. Nie wyprowadzę ich z błędu. Skłamię. Może mnie tam wywiozą i podłączą do elektrowstrząsów. Wymarzą mi pamięć i tym sposobem wyciągną z koszmaru. Taka opcja mi się podoba.
Czy jak dam Edwardowi kosza to go zranię?
Po zastanowieniu się, wreszcie wyszeptałam:
- Wiesz Alice, ja chyba zrezygnuję z wyjścia z twoim bratem.
Oczy dziewczyny rozszerzyły się gwałtownie.
- Nie możesz tego zrobić – wysyczała.
- Dlaczegóż to?
Kogo ja chciałam oszukać? Randka z Edwardem nie rozwiąże moich problemów. Do tego potrzebny jest specjalista.
- Bello, błagam cię. - Spojrzała mi prosto w oczy.
- Dlaczego tak ci na tym zależy? - Zrobiłam się podejrzliwa. - Masz w tym jakiś interes?
Zaśmiała się gorzko, kręcąc głową.
- Nie mam. Po prostu chcę, żeby mój braciszek zmienił upodobania co do dziewczyn. Myślę, że ty jesteś najlepszą osobą, która może tego dokonać.
Oj, jak ona mało wie...
- Nie jestem odpowiednia, Alice – zaprzeczyłam.
- Wręcz przeciwnie. Jesteś inteligentna, bystra, szczera i prawdziwa.
A co ty możesz wiedzieć o tym, jaka jestem naprawdę?! - chciałam wykrzyczeć jej w twarz. Nie masz pojęcia!
- Skąd to możesz wiedzieć?
Westchnęła ciężko. Wyglądała na zmęczoną tą rozmową.
- Możesz to zrobić? - Wyprostowała się. - Proszę?
Nie ma sensu walczyć. Spróbuję dać sobie radę.
- No dobrze – powiedziałam zrezygnowana.
- Świetnie. - Prawie pisnęła.
Zgodziłam się na randkę z Edwardem. Próbuję wrócić do normalności. Tibby byłaby dumna. Od przyjazdu do tej szkoły rozmawiałam z nią tylko raz, później jeszcze dzwoniłam, ale chyba nie miała czasu odebrać telefonu. Rodzice wydzwaniają prawie codziennie, a żeby utrzymywać ze mną kontakt, kupili mi komórkę. Stary, zniszczony telefon z drugiej ręki spoczywa codziennie w kieszeni moich dżinsów.
- Wiesz, gdzie cię zabierze? - zapytała Alice.
Czy to takie ważne?
- Ymm, do cukierni.
- Och, jak uroczo – powiedziała sarkastycznie.
- Mi tam pasuje. - Wzruszam ramionami. - Lubię słodycze.
- Jak każdy – mruknęła i zachichotała. - Czy nie wolałabyś iść gdzie indziej?
Dlaczego nikt nie pyta się mnie, czy nie wolę zostać w pokoju i spędzić czas na oglądaniu telewizji? To zajęcie jest bardzo pożyteczne. Może powiedzieliby, kiedy skończy się świat, lub że kraj opanowała niebezpieczna zaraza? Może w czasie, kiedy będę jadła z Edwardem pączki, w szkołę walnie ogromny meteoryt i gdy wrócimy zastaniemy tam tyko wielką, czarną, wypaloną dziurę? Czy tylko ja myślę o takich ważnych rzeczach? Tylko ja zdaję sobie sprawę z tego, jaki pożytek dla społeczeństwa zrobiłabym, gdybym siedziała w budynku? Przecież mogłabym ostrzec innych o niebezpieczeństwie.
Zapragnęło mi się zdrowieć i zgadzać na randkę. Bella Swan nie chodzi na takie spotkania. Mogę wszystko odwołać, ale Alice i Edward bardzo by się zawiedli. Chcę przynajmniej grać normalną.
- Może i bym chciała, ale...
- Gdzie? - naciskała Alice.
Cmoknęłam.
- Wiesz jak ja lubię horrory? - Uniosła brwi. - Lubię... Jeżeli miałabym wybierać, pewnie poszlibyśmy do kina na krwawy horror. Gdzie obleśne potwory podrzynałyby gardła przerażonych ludzi. - Alice otworzyła szeroko oczy, patrzyła na mnie, jakbym dopiero przyfrunęła z innej planety. Uniosłam kącik ust w kpiącym uśmiechu. - Ich twarze zastygałaby w strachu i męce. - Oparłam się plecami o krzesła. - Bardzo romantyczne – ironicznie zakończyłam swoją wypowiedź.
Potrząsnęła głową, jakby nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała. W końcu szepnęła:
- Acha...
- Belli?
Czyjś znajomy, miły głos zabrzmiał mi w uszach. Spojrzałam w stronę źródła dźwięku. Uśmiechnięty Jasper stał nade mną z rękami w kieszeniach.
- Hej! Co tu robisz?
- Myślę, że przyszedłem w tym samym celu, co ty. - Wskazał brodą na stolik. - Zjeść lody. - Mrugnął.
Teatralnie puknęłam się palcem w czoło.
- Głupia ja. Jesteś tutaj sam? - zapytałam zaciekawiona.
- Nie, z przyjaciółmi. - Obrócił głowę do tyłu. - Z przyjaciółmi, którzy gdzieś zniknęli. - Zaczął rozglądać się dookoła.
Usłyszałam ciche chrząknięcie, pochodzące od czarnowłosej dziewczyny, która zajmowała krzesło naprzeciwko mnie. Spojrzałam na nią. Alice miała ręce złączone na brzuchu i chodziła wzrokiem ode mnie do Jaspera.
O co jej chodzi?
Jeszcze bardziej rozszerzyła oczy i ponownie chrząknęła.
Teraz zamiast oczu miałam dwa znaki zapytania.
Dziewczyna szarpnęła głową w stronę blondyna, podniosła do góry dłoń i potrząsnęła nią jakby się z kimś witała.
- A! - prawie krzyknęłam. Zrobiłam to na tyle głośno, że Jazz zaprzestał poszukiwań przyjaciół i popatrzył się na mnie ze zmarszczonymi brwiami.
Zerwałam się z krzesła co jeszcze bardziej go zaskoczyło.
- Jazz, to jest Alice. - Wskazałam na, uśmiechniętą już, dziewczynę.
Wstała z gracją i, mrugając zalotnie oczami, podała Jasperowi rękę.
- Cześć.
Chłopak ujął jej małą dłoń w swoją.
- Jasper.
- Wiem, Bella mi mówiła.
- Ach tak? - Popatrzył na mnie podejrzliwie.
Podniosłam ręce w obronnym geście.
- Same dobra rzeczy.
- Owszem – zaświergotała Alice.
Jasper ponownie na nią spojrzał i uśmiechnął się promiennie.
- Hej, może byście się już puścili. - Wskazałam na ich złączona dłonie.
Zawstydzeni opuścili ramiona wzdłuż tułowia.
Zakłopotanie biło od nich na kilometr...

Alice i Jasper:


Bajka „Tom and Jerry” jest nieskomplikowana – tylko to stwierdzenie przyszło mi do głowy, kiedy oglądałam ową kreskówkę na maleńkim telewizorku, który znajdował się w moim pokoju. Bo cóż zawiłego jest w kocie, który goni mysz? Za każdym razem to samo, ten sam kłopot i te same postacie. Jednak dzieci to uwielbiają. Oglądają poszczególne odcinki z wypiekami na twarzy. Ja jestem jednym z nich.
Jestem smarkulą śledzącą losy zwierzaków spod ołówka, kiedy większość ludzi jest teraz w pobliskiej pizzerii lub salonie gier. Rosalie proponowała mi, żebym wybrała się z nimi, mówiła, że będzie fajnie. Odmówiłam.
Wolę siedzieć tutaj w żółtych bamboszach, brudząc sobie palce chrupkami serowymi. Przygotowywać się psychicznie do randki z Edwardem. Wolę rozmyślać o dziwnym wydarzeniu, które zaszło w lodziarni. Alice i Jasper. Ukradkowe spojrzenia, czerwone policzki i drżące ręce – tyle zdołałam zauważyć. Chociaż nie wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia, między nimi z pewnością zaszła reakcja chemiczna opisywana przez naukowców...

Mucha:

Środa. Siedzę na mało interesującej fizyce. Nauczycielka coś mówi, ale nie słucham. Naostrzony, czerwony ołówek, trzymam przyłożony rysikiem do niedokończonego okręgu. To na tym etapie skończyła się moja uwaga, jeżeli chodzi o te zajęcia. Minęło dwadzieścia minut lekcji i mój wzrok stał się nieprzytomny, a skórka od paznokcia wylądowała między zębami.
Dopiero teraz zorientowałam się, że świat składa się z tak wielu dźwięków. Odgłos jaki wydaje kreda w zetknięciu z tablicą jest czymś, co zawsze przyprawiało mnie o ciarki. Nieprzerwana muzyka przewracanych kartek oraz ciąg skrobiących po papierze długopisów. Brzęczenie muchy, która lata przy zamkniętym oknie. To właśnie na owadzie skupiłam się najbardziej. Ciekawe jak świat wygląda z jej perspektywy? Może ludzie są dla niej niebezpiecznymi olbrzymami, którzy mogą ją zmiażdżyć, kiedy tylko najdzie ich ochota. Jeżeli tak, to jest nas dwie.
Postanowiłam, że już nigdy nie zabiję żadnej muchy. Stała się dla mnie bratnią duszą.

Moja tajemnica:

Dzisiaj postanowiłam przyjść na biologię trochę wcześniej. Wyszłam z bezpiecznej łazienki i, wciskając się w ścianę, owinięta ciasno bluzą, ruszyłam w stronę klasy. W końcu zdołałam wślizgnąć się do sali.
- Cześć, Bells. - Alice siedziała na ławce jakiejś pulchnej blond dziewczyny. Kiedy weszłam, uśmiechnęła się do mnie szeroko.
- Hej – szepnęłam nieśmiało i poszłam zająć swoje miejsce.
Zabrałam się do wypakowywania swoich rzeczy z torby. Gdy kładłam zeszyt na ławkę, poczułam, że ktoś nade mną stoi. Podniosłam wzrok.
- Jak tam? - zapytała się Alice, która nachylała się teraz do mnie, opierając dłonie na blacie ławki.
Wzruszyłam ramionami.
- W porządku – skłamałam.
- A jak... - zaczęła, ale za chwilę urwała. - Co to? - wyszeptała pytanie grobowym tonem.
Jej oczy skierowały się w dół. Patrzyła prosto na odsłonięty skrawek mojego ciała, skrawek, który do tej pory tak dobrze ukrywałam...

"Bądź moim przyjacielem
Trzymaj mnie, okryj mnie ciepło
Obejmij mnie
Jestem mała
Jestem w potrzebie
Rozgrzej mnie
I oddychaj mną"


Post został pochwalony 3 razy
Zobacz profil autora
Annie_lullabell
Zły wampir



Dołączył: 07 Sty 2009
Posty: 292
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Nie 18:55, 06 Wrz 2009 Powrót do góry

No cóz ten rozdział był taaaki tajemniczy. Pomysł ze swataniem Alice i Jaspera, oryginalny.
Ponadto jestem ciekawa cóż takiego zobaczyła nasza kochana Alice.
Oczywiście, mam nadzieję, że szybko to wyjaśnisz.
Pozdrawiam, Annie


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Agness91
Nowonarodzony



Dołączył: 18 Cze 2009
Posty: 39
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Turów

PostWysłany: Pon 13:12, 07 Wrz 2009 Powrót do góry

To opowiadanie coraz bardziej mnie wciąga...
Edward zaczyna mnie irytować, zachowuje się bardzo podobnie do Mike'a z sagi ;/
wkurzający typ faceta, który robi wszytko żeby się przypodobać, a wychodzi odwrotnie...
Coś mi się zdaję że to nie on jest Belli pisany w tym opowiadaniu i to nie o nim była mowa w prologu, wiem już nawet o kim, ale nie zdradzę ;D cicho szaa xD
Co do samego opowiadania, widzę ogromną poprawę, albo nie ma już błędów, albo ich nie widzę, bo jestem tak zajęta fabułą, a może i to i to xD
Życzę Weny i czasu, pozdrawiam Agness.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Zmierzchowa fanka
Wilkołak



Dołączył: 15 Maj 2009
Posty: 103
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 41 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Spod pióra S. Kinga

PostWysłany: Wto 14:58, 08 Wrz 2009 Powrót do góry

Zajrzałam tutaj na szybkiego, żeby sprawdzić jak podobał się rozdział. Niestety spotkało mnie rozczarowanie. Widocznie nikt nie czyta "Wypalonych". Cóż za satysfakcja jest z pisania dla czterech osób. Wiem, że powinnam dziękować za przynajmniej tyle. Niestety nie potrafię... Chciałam tym opowiadaniem coś wam przekazać i przy okazji udowodnić sobie, że coś umiem.

Czekałam na wasze komentarze, chciałam żebyście wyrazili swoją opinię na ten temat, bo nie wiedziałam czy jest sens kontynuować. Teraz wiem, że nie ma. Dziękuję osobom, które czytają i zostawiają po sobie jakiś znak, cenię wasze zdanie.

Wiem, że teraz mogę być wzięta za egoistkę lub... no nie wiem, ale bądźmy szczerzy, jeżeli prawie nikt tego nie czyta to po co mam pisać. To nie jest typowe opowiadanie 'Zmierzchowe', dość ciężkie i smutne, ale naprawdę chciałam żebyście dowiedzieli się czegoś o depresji, z którą zmaga się naprawdę wielu ludzi...

Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że ilość komentarzy nie jest ważna, ale postawcie się na moim miejscu. Wchodzę z nadzieją a tutaj widnieją dwa komentarze i raczej nie mogę spodziewać się więcej.

Chętnie przyjęłabym też krytykę. Jeżeli coś wam się nie podoba napiszcie co mam zmienić lub dlaczego jest beznadziejnie.

Mam nadzieję, że zrozumieliście moją chaotyczną wypowiedź. Bardzo przepraszam czytających, ale na razie muszę zawiesić to ff. Będę kontynuować jak będzie większe grono zainteresowanych, jak nie to trudno...

Pozdrawiam,
ZF


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
bezsenna
Wilkołak



Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 102
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: tam gdzie fikcja łączy się z rzeczywistością...

PostWysłany: Wto 15:15, 08 Wrz 2009 Powrót do góry

Naprawdę szkoda, że zawieszasz.
Czytam wiele fanficków, ale rzadko komentuję.
A tu zrobię wyjątek.
Może tylko wydaje Ci się, że mało osób czyta to ff. Może mało kto wie, co napisac?
Czasem trudno sklecic konstruktywny komentarz do opowiadania takiego jak Twoje.

Osobiście zaglądałam tu bardzo często, czekając na nowy rozdział. Mimo to dopiero po raz pierwszy skomentuje.
Jakoś preferuję ff o tematyce poważniejszej, niż takie kisielowo-budyniowe słit opowiadania o szczęściu Belli i Edwarda. Mam nadzieję, że szybko tu wrócisz.
Osobiście uważam, że bardzo, hmm... zgrabnie wychodzi Ci pisanie o trudniejszych tematach, takich jak depresja. Podobają mi się również twoje postacie, wszystkie są takie wyraziste, a to, co dzieję się z Bellą opisujesz tak, jakbyś to Ty była Bellą.
Odwieś.
Następnym razem bedę komentowała więcej.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
marta_potorsia
Wilkołak



Dołączył: 16 Kwi 2009
Posty: 164
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Ostróda

PostWysłany: Wto 15:28, 08 Wrz 2009 Powrót do góry

Wielka szkoda. Póki co nie przeczytałam ostatniego rozdziału - do Twojego opowiadania musi być nastrój - nie potrafiłabym go kontynuować, mając np. głupawkę czy jakąś radochę.
Rzeczywiście przykre, że mało osób komentuje, jednak spora część na pewno po prostu ma problemy ze skleceniem czegoś sensownego, a - przynajmniej wg mnie - lepiej nie pisać nic, niż jedno niekonstruktywne zdanie.
Zobacz jednak, że masz ponad 2100 wejść, a to nie jest aż tak źle. Masz stałych czytelników. Rozumiem, że to przykre, ale wychodzi Ci, to co robisz i szkoda by była, byś przestała pisać. Nawet jeśli już nie odwiesisz, chcę, żebyś wiedziała, że są osoby, które uważają, że odwalasz kawał dobrej roboty, pisząc na tak trudny temat. Podziwiam Cię za to.

Pozdrawiam, Marta.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Rathole
Dobry wampir



Dołączył: 08 Kwi 2009
Posty: 1076
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 146 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Reszty nie trzeba, sama trafię.

PostWysłany: Wto 15:40, 08 Wrz 2009 Powrót do góry

Szkoda, że chcesz zawiesić. Ja czytam ten FF, ale nie potrafię nigdy skleić nic sensownego. Zazwyczaj nie mam z tym problemu, ale tutaj jakoś nie potrafię. Może następnym razem, który, mam nadzieję, nastąpi po prostu pochwalę Ci posta? Wiesz co? Jest wiele wspaniałych, niedocenionych FF. Ja swój też zawiesiłam, ale jak zobaczyłam, że jednak był odezw, że ludziom się podobało, opublikowałam kolejny rozdział i wiesz co? Znowu odezw był mały. Oczywiście dalej miałam stałych czytelników, kilku, ale to zawsze coś - przede wszystkim moja beta, która przeczytała każdy z moich rozdziałów nawet kilka razy, i pewna inna osoba, która nawet poleciła mój FF. Komentowały mi osoby, z których opinią się liczę - widzę ich KK przy innych FF, ale też przestały to robić. Szkoda. Ale ja skończę swój FF, tym bardziej, że zostało już niewiele rozdziałów, i mam nadzieję, że Ty także.

Do tego Twoje opowiadanie porusza naprawdę ciekawy temat. Trudno jest pisać o czymś takim, a jednak Tobie się to udaje. Okej, może czasami wydaje mi się, że Twój styl jest trochę za trudny, a rozdziały faktycznie długie, ale wynagradza mi to sama treść, którą chcesz przekazać.

Pozdrawiam, życzę weny,
Rathole.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Fresz
Gość






PostWysłany: Wto 15:53, 08 Wrz 2009 Powrót do góry

Szkoda, że zawieszasz... Masz czytelników. Parę osób przede mną się nawet wyraziło na ten temat. Prawie wszystko, co chciałabym napisać, jest zawarte w postach dziewczyn nade mną.

Mam taki pomysł... Niech każda osoba, która czyta to opowiadanie, napisze jakiś komentarz. O tekście, o stylu, o fabule, a przede wszystkim o tym, żeby Zmierzchowa Fanka do nas wróciła i kontynuowała ff.
izka89
Człowiek



Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 82
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 16:43, 08 Wrz 2009 Powrót do góry

po części może i rozumiem ale po części i nie i trochę nie lubię jak ktoś zaczyna opowiadanie a go nie kończy... sama wstawiałam tłumaczenmie i tak jak ty miałam tylko po 1 - 3 komentarzy po kazdym rozdziale przez cały czas ale nie rezygnowalam... Widzialam ile bylo na to wejsc i choc pewnie nie wszyscy czytali to jednak ktos był i komuś się podobało.

Rzeczywiscie twoje opowiadanie nie jest typowe ale przeciez to dobrze... ja je czytalam a osobiscie nie wstawiałam komentarzy bo trzeba wstawiać jakieś konstrukywne a nie umialam nic sklecic... A za jedno zdanie w komentarzu dostalabym ostrzezenie albo zostaloby skasowane dlatego fajnie by bylo jakbys pomyslala chocby o tej niewielkiej liczbie czytelnikow a szczerze watpie by czytelnikow bylo malo bo opowiadanie jest swietne choc dopiero się rozkręca, niewazne ile jest komentarzy... wazne ze jakies sa... a gdyby byly bledy albo by sie nie podobalo miałabys tu samą krytyke...

Jednak to twoja decyzja i zycze powodzenia :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
amika
Nowonarodzony



Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 27
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: myślenice

PostWysłany: Wto 16:56, 08 Wrz 2009 Powrót do góry

Wielka szkoda. Rozczarowanie? Raczej tak! Ale mimo wszystko trochę cię
rozumiem. Opowiadanie było bardzo fajne. Styl jak najbardziej mi odpowiadał.
Mam też nadzieję, że może kiedyś wrócisz.

Teraz zależy wszystko od ciebie!
Pozdrawiam i jeszcze raz proszę WRÓĆ!
amika


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Annie_lullabell
Zły wampir



Dołączył: 07 Sty 2009
Posty: 292
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Wto 17:28, 08 Wrz 2009 Powrót do góry

Nie zawieszaj! Prosze. Akurat jeśli chodzi o mnie, to potrafię doskonale odnaleźć sie w sytuacji bohaterki i czytam każdy rozdział w miarę jak sie ukazuja. Dopiero od niedawna zaczęłam komentować. Podejrzewam, ze tak jest z wieloma osobami. rzadko kto potrafi ubrać w słowa emocje, jakie tą osobą kieruja po przeczytaniu tak poruszającego tekstu, jak ten twój.
Mam nadzieję, że to przemyślisz i wznowisz.
Pozdrawiam, Annie


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
katttte
Nowonarodzony



Dołączył: 11 Sie 2009
Posty: 6
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Wto 20:30, 08 Wrz 2009 Powrót do góry

Naprawdę szkoda, że postanowiłaś zawiesić pisanie. Mimo trudnego ujęcia tematu dajesz sobie z tym radę. Zdaję sobie sprawę, że temat jest niezbyt przyjemny - zwłaszcza opierany na własnych doświadczeniach. Nie jest to lekkie opowiadanie do poduszki, łatwe, czyste i przyjemne. Ale dzięki temu wciąga, pokazuje świat który nie jest wcale różowy a wszyscy dookoła wcale nie są tacy zajebiści. Czyta się ciężko - przyznaję, choć sama uwielbiam taki styl, tylko kilku moich znajomych którym poleciłam Twój FF dobrnęło do końca. Ale dla mnie to oznacza, coś naprawdę wartego do pisania - bo to nie jest temat dla każdego, powinnaś być tego świadoma i nie liczyć na rzesze fanów i setki komentarzy. Ciężko się komentuje, ze świadomością, że to naprawdę oparte na rzeczywistości.

Dla mnie opowiadanie wciągające - ciekawie napisane, kocham zagmatwane charaktery, outsiderów, świat pełen zakłamania, podłych ludzi, kujonów, ku***ów i cheerleaderek. To takie prawdziwe życie, które zazwyczaj szczelnie ukrywamy pod różnymi maskami, pilnując się aby nie pokazać tego ani trochę.

Cieszę się, że zdecydowałaś się przelać na papier swoją koncepcję, jeszcze bardziej się ucieszę jeśli postanowisz kontynuować.
Czasem warto napisać coś dla kilu bądź kilkunastu osób, które poczują opowiadanie, pochłonie ich jego klimat i bohaterowie, nigdy nie wiadomo czy kolejne części, przysporzą ci kolejnych kilku wiernych fanów. Ale pisać powinnaś dalej, bo warto. Szkoda zawieszać pracę nad czymś, czego już masz wyklarowaną koncepcję (a tak mi się przynajmniej wydaje, po tych opublikowanych częściach). Wiem jak takie niedokończone pomysły plączą się po głowie, nie dają spać i przenikają do myśli w najbardziej nieodpowiednich momentach - piszę wprawdzie artykuły a nie opowiadania, ale zapewne styl pisania mam dość podobny.

czekam ze zniecierpliwieniem na decyzję co do kontynuacji,
życzę weny i cierpliwości :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin