FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Wypaleni [NZ][+18] Nowy - 07. 08! Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
Haunted
Dobry wampir



Dołączył: 07 Sty 2010
Posty: 894
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 43 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: New Jersey.;D

PostWysłany: Śro 21:01, 28 Kwi 2010 Powrót do góry

O boziu..
A tak się napaliłam. Codziennie sprawdzałam czy coś nowego jest.
Cóż, poczekam nawet i rok.Wink
Życzę Ci weny i co najważniejsze powrotu do zdrowia.
Jestem Ci w ogóle wdzięczna, że zajęłaś się takim opowiadaniem.
Jestem Twoją fanką.xd
No to zaczynam czytać od początku 'Wypalonych'.Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Misty butterfly
Wilkołak



Dołączył: 07 Lis 2009
Posty: 228
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 13:57, 30 Kwi 2010 Powrót do góry

Kiedy zobaczylam napis ZAWIESZONE to tak mi sie smutno zrobilo Crying or Very sad Twoje opowiadanie jest nr.1 na mojej liscie i zawsze jak widze, ze wstawilas nowy rozdzial to humorek mi sie poprawia Smile
Ale oczywiscie zdrowie jest najwazniesze i my tu wszystkie jestesmy z toba Very Happy Mam nadzieje ze szybciutko tu do nas wrocisz z nowymi pomyslami Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Zmierzchowa fanka
Wilkołak



Dołączył: 15 Maj 2009
Posty: 103
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 41 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Spod pióra S. Kinga

PostWysłany: Sob 22:19, 05 Cze 2010 Powrót do góry

Dobra, Kobiety, wracam. Nie będę się rozpisywać, wiem, że długo mnie nie było i przepraszam. Mam nadzieję, że czekałyście, a jeśli nie, to modlę się, żebyście przeczytały. Oczywiście czekam na Wasze komentarze, a obiecuję, że następnym razem nie będzie tak długiej zwłoki(i tak nie będzie, ale szantaż emocjonalny czasami się przydaje Laughing )

Beta: Fresh

[link widoczny dla zalogowanych]

Rozdział 22

"Nie ma czegoś takiego jak przypadek. Cóż to bowiem jest przypadek? To tylko usprawiedliwienie tego, czego nie jesteśmy w stanie zrozumieć".


Nie jestem pewna, czy dokładnie znamy swoje imiona. Nie jestem pewna, czy to wszystko nie jest grą. Bo tak naprawdę mi nie zdarzają się dobre rzeczy, a Jacob jest cholernie dobrą rzeczą, cholernie dobrym człowiekiem. I boję się, że wszystko to, co teraz nam wychodzi, jutro będzie zupełnie bezsensowną bujdą.
Ja zwyczajnie chciałabym mieć pewność, że wszystko będzie dobrze, tak po prostu. Bez wymuszenia wstać i uświadomić sobie, że to już koniec tamtego i początek tego. Ale cały czas się waham. Jestem tchórzem bojącym się podjąć wyzwanie.
Ale mam do tego prawo. Do tej pory życie zwyczajnie mieszało mnie z błotem, a ja stałam naga i przerażona, próbując uciekać. A czy Jacob mi pomoże? Nigdy nie będę tego pewna.
Pamiętam pewną sytuację z dzieciństwa. To było przed moimi urodzinami. Błagałam rodziców o kota. Małego, rudego dachowca z czarną łatką na główce. Zgodzili się, jednak mama mówiła mi, że muszę wytrzymać tydzień i być grzeczna, jeden jedyny tydzień, a dostanę zwierzątko. Przez pierwsze trzy dni wszystko szło gładko – pozostawałam przykładnym dzieckiem. Ale później stwierdziłam, że takie jednolite życie jest zupełnie nudne. Niewygodnie było być na każde skinienie rodziców, żadne dziecko nie zachwycałoby się tym. Dlatego zrezygnowałam z tego i zaczęłam pyskować, pewna, że rodzice mi nie odmówią. Przecież byłam idealna przez trzy dni. Owszem, byłam, ale zwierzaka nigdy nie zobaczyłam, nawet nie pamiętam, jak miał się nazywać. Byłam zrozpaczona.
Boję się, że tym razem będzie tak samo, że się wystraszę. Boję się, że przerazi mnie ciągłość i jednolitość życia szczęśliwego, że przeciągnę strunę i ponownie się pogrążę. Jestem starsza i wybór jest poważniejszy, ale żal będzie ten sam. I to mnie najbardziej denerwuje – ta jedna rzecz się nie zmienia, żal, złość i smutek będą nieodłączną częścią naszego życia. I to nie zależy od jego długości.
Staramy się być silniejsi. Z dnia na dzień coraz lepsi. A prawda jest taka, że wciąż toniemy w swoich dziecięcych marzeniach. Tak bardzo naiwnych i bezsensownych. Śnimy o rzeczach niemożliwych, jesteśmy ubodzy w rozsądek. Wyobrażamy sobie inny świat, całkowicie lepszy, bardziej wyrazisty i charyzmatyczny. I ślepi, rozmazujemy rzeczywistość. Zatracamy się w niemożliwym i zapominamy o tym, co jest teraz. O tym, co już mamy, o rzeczach, których dokonaliśmy, o ludziach, którzy nas pokochali. O ludziach, których pokochaliśmy my.
Zagapieni w fantazje, przekreślamy dni, o które kiedyś walczyliśmy. I nadal próbujemy walczyć, chociaż o tym nie wiemy. Każdy oddech, każde mrugnięcie okiem jest wyszarpane z zaświatów, robimy to nieświadomie. Od zawsze nauczeni walki.
Nieustannie pragniemy czegoś innego, poszukujemy właściwych momentów, które wyryją się w naszej psychice. To jest ten moment, w którym chciałabym mieć nową twarz. Jednak nigdy nie dostajemy tego, o co prosimy w danej chwili, dlatego nawet nie próbuję.

Odwróciłam głową i wydałam z siebie sfrustrowane sapnięcie, ludzie nie mają godności.
Trzydzieści trzy...
Trzydzieści pięć...
Trzydzieści siedem...
Mogę obstawiać kolejne liczby, czy spuścić wzrok? To dosyć ordynarne zachowanie z ich strony. Nie, jeszcze tylko w prawo.
Trzydzieści osiem...
Ugh, to irytujące.
Trzydzieści dziewięć...
No nie, nie mogę uwierzyć. Może wreszcie wybiją się z rytmu. Czterdzieści...
Pieprzona pełna liczba.
Czterdzieści jeden... zaraz... czterdzieści dwa.
- Mam kogoś walnąć? Tak dla zasady? - usłyszałam, z jakiegoś powodu rozbawiony, głos Jacoba.
Przekrzywiłam głowę, pewnie przypominałam ciekawego świata szczeniaka.
- Dlaczego? - zapytałam zdziwiona.
Prychnął, wpychając sobie do ust kawałek pieczonego ziemniaka.
- Cały czas się rozglądasz, a może sprawdź, czy masz gdzieś pluskwę. - Zrobił fałszywie przestraszoną minę.
- Śmieszne – sarknęłam, nachylając się w stronę swojego talerza. - Wszyscy się gapią – szepnęłam.
Wzruszył ramionami.
- Ciesz się sławą.
Obdarzył mnie tym swoim uśmiechem, takim, przez który chce się go przytulić. Był całkowicie uroczy.
Zdałam sobie sprawę, że wzbudzając sensację, trzeba zachować zimną krew. Wszędzie tylko te wścibskie oczy, świdrujące mnie i jego. Każdy nasz gest i mrugnięcie okiem było poddawane dokładnej analizie.
Kiedy weszliśmy do stołówki, staliśmy się głównym obiektem obserwacji. I nie dlatego, że mieliśmy dziwne ubrania lub byliśmy nadzy. Nie, żadne z nas nie odbiegało wyglądem od innych szaraków. Powód był całkiem inny. My po prostu przyszliśmy tam r a z e m. A to całkowicie zmieniało postać rzeczy, byliśmy czymś całkowicie nowym, praktycznie - świetną rozrywką. Będziemy obserwowani, dopóki nie znajdą sobie nowych wrażeń, a ta szkoła jest wyjątkowo nudna, więc czeka nas długa droga przez mękę.
- Rozluźnij się, Bello – powiedział, patrząc to na moją twarz, to na moje zaciśnięte pięści.
Spróbowałam się odprężyć, ale tylko przymknęłam powieki i zapytałam głosem pełnym podziwu:
- Jak ty to robisz?
Uniósł brwi, ale po chwili zaśmiał się, kiedy dotarło do niego to, o co mi chodzi.
- Zwyczajnie nie zwracam na nich uwagi. - Oparł się o stolik w lekceważący sposób. - To ludzie, są chamscy, ty też powinnaś sobie to uświadomić i... - przerwał, żeby pstryknąć mi palcami przed oczami – obudź się, księżniczko, to tylko ludzie – powtórzył.
Spojrzałam ponownie w jego stronę i z przerażeniem odkryłam, że bardzo lubię na niego patrzeć. To trochę tak, jakbym dopiero zorientowała się o jego obecności, jakby był kimś wyjątkowym. Z dnia na dzień stawał się coraz bardziej wyrazisty i prawdziwy. Codziennie inny. Cały czas odkrywałam w nim coś nowego. I codziennie uświadamiałam sobie, że ja go nie znam, że nie widzę go dokładnie. To przyjdzie z czasem i w dzień, w którym zobaczę go w całej okazałości, będę zachwycona. Bo był niesamowity.
- Więc, Isabello Swan, wyjdziemy dzisiaj gdzieś? - zapytał, przeżuwając frytkę
- Przecież idziemy do Kate.
Zagryzł wargę, a do mnie dotarło, że przegapiłam jakiś ważny szczegół. Coś znaczącego mignęło mi przed oczami. W tym przekonaniu utwierdzała mnie jego zakłopotana twarz.
- Chodzi mi o inne wyjście - Ścisnął wargi i po chwili dodał – mniej sztywne, rozumiesz.
Nie mogłam uwarzyć w to, co powiedział, byłam pewna, że się przesłyszałam, że źle zrozumiałam. Tak, to na pewno to.
- Masz na myśli randkę? - zapytałam wprost.
Był wyraźnie zaskoczony moją bezpośredniością, to zbiło go z pantałyku. Przysunął się bliżej stolika i przekrzywił głowę, patrząc mi w oczy, których w tym momencie, nawet gdybym chciała, nie mogłam spuścić.
- Mmm – potarł oczy i westchnął głęboko.
Ręce zaczęły mi się pocić, bałam się, że wszystko zepsułam, że palnęłam jakieś głupstwo, że mnie mnie wyśmieje.
Że zostanę wymieszana z błotem.
Że będzie wściekły, że w ogóle o tym pomyślałam.
Że powie, że jestem maszkarą i żałuje, że mnie poznał, że chciał tylko poznać moją opinię na temat jakiejś płyty, a ja robię sobie bezsensowne nadzieje.
Każda z wizji była prawdopodobna i mroczna i wiedziałam, że gdyby któraś się sprawdziła, byłabym zrozpaczona i zdenerwowana. Oczywiście, nie zależało mi bardzo na randce z nim i... okłamuję samą siebie, bo bardzo mi zależało. Jednak siedziałam i modliłam się, żeby tylko nie był zły. Żeby tylko ze mną został.
Później zorientowałam, jaką jestem cholerną idiotką. Bello, skarbie, on nie może z tobą zostać, jeżeli z tobą nie jest – mój głos w głowie stał się ostatnio wyjątkowo opryskliwy, bardzo stracił w moich oczach.
- Szczerze nie lubię tego określenia, ale tak, można to tak nazwać – Poczochrał swoje czarne włosy – to jak? Jeżeli boisz się... no wiesz, to może to być zwykły przyjacielski wypad.
Byliśmy przyjaciółmi. To najpiękniejsza rzecz, jaka do mnie tego dnia dotarła. Przyjaciele. Bella Swan i Jacob Black – przyjaciele. I to nie jakiś suchy przykład – on powiedział to z uczuciem. Z prawdą. Zwyczajna prawda, zero fałszu. I to było takie cudowne.
Miałam już dwójkę przyjaciół. Jasper i Jacob – moi przyjaciele. Odzyskałam ich. Znowu ich mam! Czułam, jak robi mi się gorąco i do oczu napływają łzy szczęścia. To było takie idealne uniesienie. Nawet nie wiedząc kiedy, słone kropelki zaczęły spływać mi po policzkach i wpadały do ust, mocząc je i wyginając w uśmiech.
- Bello, czy wszystko dobrze? Powiedziałem coś złego?
Spojrzałam na niego, lekko przekrzywiając głowę. Nie zrobiłeś niczego złego, jesteś moim przyjacielem. Tak bardzo go potrzebowałam, od tak dawna.
- Nie, wszystko jest wspaniale. Możemy gdzieś razem iść, jasne.
Chciałabym go przytulić, ale to jeszcze nie pora. Nie potrafiłabym się na to zdobyć. Jestem wstrętna, bo on jest dobry, naprawdę dobry, ale ja jestem idiotką. I szczerze siebie za to nienawidzę. Jestem wielkim tchórzem.
- Cieszę się – wyszczerzył się w uśmiechu.
Mówił to szczerze, a to było dla mnie niepojęte. Dlaczego on tak się zachowywał? Co takiego się wydarzyło, że był dla mnie miły? Że darzył mnie sympatią? To była cholerna zagadka, bo bardzo chciałam poznać jego system myślenia. Dla mnie liczyła się każda sekunda spędzona w jego towarzystwie i dziękowałam Bogu, że mam Jacoba. Bo on był niesamowity i cudowny, a ja pozostawałam tylko chorą idiotką bez perspektyw. Dlatego cholernie dziękowałam Bogu.
Położył rękę na stoliku i sięgnął po napój, wziął łyk, a ja, prowadząc wewnętrzną walkę, wyciągnęłam swoją dłoń. Przesunęłam ją powoli. Bardzo powoli. Uważając na każdy ruch, nawet najmniejszy. Nie byłam pewna, dlaczego byłam taka ostrożna, czy ze względu na siebie, czy na Jacoba. A może przez naszą dwójkę.
Mój towarzysz zorientował się, co zamierzam zrobić i odstawił puszkę, wlepiając wzrok w moje sunące palce. A przemieszczały się bardzo leniwie. Jakby to one były niezdecydowane. Ja byłam – tak sądzę. I miałam parszywą nadzieję, że nie wpadnę w histerię, ale z drugiej strony, dlaczego miałabym wpaść? Już to robiłam, a uczucie było bardzo kojące. Miałam wrażenie, że wszystko staje się ciche. Że rozmowy w stołówce z półkrzyku zamieniają się w szept. Że nawet kucharki przestały przygotowywać niezdrową żywność i wyszły zobaczyć, co się dzieje. To było zupełnie chore wyobrażenie, ale moje.
Wtedy nie liczyło się to, że mam blizny na rękach i otwartą ranę w sercu, zapomniałam, że on też ma problem z samym sobą. W tamtym momencie byliśmy ludźmi z krwi i kości. Prawdziwymi, nie zranionymi duchami, które tylko przelatują przez życie.
Wreszcie dotknęłam jego dłoni i podałam mu swoją. I świat wstrzymał oddech. Nie, w ogóle przestał istnieć. Nie było nikogo i niczego, tylko nasze złączone palce.
A wyobrażenie było tak silne, ponieważ dokonałam tego sama, tylko ja, z własnej woli. Nie było Kate ani nikogo więcej. Odwaliłam całą ciężką robotę i byłam z tego niesamowicie dumna.

I mam prostą nadzieję, żeby nie upadać.

Bo upadki bolą.

"Niczego nie należy pozostawiać przypadkowi. Niczego nie pomijać. Należy uwzględniać sprzeczne informacje. Nie spieszyć się z wyciąganiem wniosków."


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Paramox22
Zły wampir



Dołączył: 15 Sie 2009
Posty: 281
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 32 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: znad morza... no prawie xD

PostWysłany: Nie 19:40, 06 Cze 2010 Powrót do góry

Wróciłaś! Wróciłaś! Hurra Jakoś wiedziałam dziś, że powinnam wejść na to forum i zajrzeć do kącika pisarza, zrobiłam to i taką niespodziankę nam zrobiłaś. Naprawdę zdążyłam się stęsknić za tym opowiadaniem, inne z czasem mi się nudzą, a Wypaleni jeszcze nie i chwała za to! Dobra, zacznę lepiej mówić o rozdziale. Laughing

I w tym momencie mam ochotę wstawić milion uśmiechniętym buziek, ale chyba nie wypada tak robić, więc tak nie zrobię. Tak dawno nie pisałam żadnych komentarzy, że mam ochotę tylko pisać, jak się cieszę i w ogóle. Dobra, ten rozdział z pozoru wydaje się taki normalny, zwyczajny, ale tak nie jest i każda scena, każde zdanie przepełnione jest emocjami, których oddanie tak apropo świetnie Ci wychodzi. Ja naprawdę cenię w Wypalonych relacje między bohaterami, taką lekkość w ich opisywaniu, a to nie jest łatwe i nie każemu autorowi udaje się je tak ładnie przedstawić. Dodatkowo w tym rozdziale jest jescze jedna ważna rzecz, którą ukazałaś, a mianowicie upór Belli. Wiadome jest to, że gdyby się poddała, nie doszłaby do tego, co już osiągnęła. Bez tej cechy byłaby po prostu słaba, a teraz mimo wydarzeń z przeszłości ma chęć walki, nie poddała się i dlatego dotknęła ręki Jacoba. Kolejną sprawą jest to, jak bardzo ten gest mnie ucieszył, bo przecież w tym opowiadaniu oni są normalnie dla siebie stworzeni i powinni, wróc, muszą być razem. Boże, naprawdę nie powinnam wchodzić na forum, ta pusta walizka, która stoi obok mnie, powinna zostać szybko zapełniona. Dobra, wspomnę tylko jeszcze o zachowaniu Belli na słowa Jake'a. Naprawdę spodobał mi się ten fragment, tak realistycznie opisany, znowu świetnie oddane jej emocje i ten wybuch płaczu jest teraz taki realny. Całość została dobrze "zamknięta" ładnymi cytatami i odpowiednią muzyką, która ułatwia, a raczej umila czytanie.

Teraz wypadałoby chyba poznęcać się trochę nad stylem. Równie dobrze mogłabym skopiować parę fragmentów i wstawić je do tego komentarza, bo będę się znowu powtarzać, inaczej nie potrafię i już. Pomysły to nie od razu sukcess, ty swoim stylem naprawdę sprawiasz, że to opowiadanie jest genialne. Tak, z ręką na sercu mogę przyznać, że to według mnie najlepsze opowiadanie na forum. Twój styl jest niesamowity, bardzo mi się podoba, sprawia, że wciąga, że to opowiadanie jest takie realistyczne, a dodatkowo posiada taką "lekkość". Oczywiście należą się także oklaski w stronę Fresh, bo, co tu kłamać, odwalacie kawał dobrej roboty.

Pozdrawiam,
paramox


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
esterwafel
Wilkołak



Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 181
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 19:42, 06 Cze 2010 Powrót do góry

Rozdział mi się bardzo podobał. Chyba dosyć długo na niego czekałam. Uczucia między Jacobem, a Bellą rozwijają się i to najważniejsze. :) Zbliżają się do siebie, a ona staje się bardziej odważna. Jacob jest taki kochany i w ogóle. Czekam na ich "randkę"


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Aurora Rosa
Dobry wampir



Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 695
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 54 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z własnej bajki

PostWysłany: Nie 20:23, 06 Cze 2010 Powrót do góry

Witamy z powrotem Smile i jak zawsze warto było czekać. Scena w której Bella próbuje sie przełamać i tak zwyczajnie dotknąć dłoni Jackoba, ojjjj... Rozczulająca, wzruszająca, budująca. Zbiera sie dziewczyna w sobie bo wie, że warto wreszcie swoje demony pokonać. I ma też ogromne wsparcie wspaniałego człowieka. Pisałam ci, że twój Jackob nalezy do moich ulubionych??
Czekam (nie)cierpliwie na ciąg dalszy
Aurora


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
ninja ^^
Nowonarodzony



Dołączył: 11 Cze 2010
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 20:08, 15 Cze 2010 Powrót do góry

kiedy będzie następny rozdiał bo już się nie moge doczekać ?
mam ptanie skąd ci sie to bierze ? ja po pierwszzym rozdziale nie wiedziala bbym co napisac Razz

zycze duzo wen Smile


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Annie_lullabell
Zły wampir



Dołączył: 07 Sty 2009
Posty: 292
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Czw 21:00, 17 Cze 2010 Powrót do góry

Dawno mnie nie było. Ale widzę, że przez ten czas pojawiło się coś nowego ;D
Ten rozdział był troszkę za krótki, ale sama długich nie piszę, więc wybaczam ;]
Bardzo mi się podobało. Kilka cytatów bym wycięła i wstawiła w swoje własne pokręcone życie.
Kawał dobrej roboty, czekam na więcej
Pozdrawiam, Annie ;*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Zmierzchowa fanka
Wilkołak



Dołączył: 15 Maj 2009
Posty: 103
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 41 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Spod pióra S. Kinga

PostWysłany: Nie 18:56, 20 Cze 2010 Powrót do góry

Cześć, dziewczyny. Zostało nam naprawdę niewiele rozdziałów do końca, dlatego potrzebuję Waszej pomocy w "przygotowaniach". Zawsze pomaga mi Fresh, ale doszłam do wniosku, że ona odwala i tak wystarczająco ciężką robotę, męcząc się nad moimi tekstami.

Potrzebuję osób - ochotników, które dysponują wolnym czasem. Na początek jedna dziewczyna ( znająca dobrze angielski) do przetłumaczenia kilku piosenek.
Jedna osoba, która skopiuje rozdziały do PDF i wrzuci je na mojego chomika (podam login i hasło).
Jeżeli możecie wysyłajcie mi też tytuły piosenek, pasujących do całego opowiadania.


Nie prosiłabym Was o to, gdybym miała czas. Po prostu nie chcę, żeby wszystko ciągnęło się niemiłosiernie długo, skoro wiem, że mogę liczyć na Waszą pomocną dłoń.
Osoby chętne niech piszą na PW.
__________
Jeszcze jedna informacja:
kolejny rozdział najprawdopodobniej doda Fresh, więc czekajcie na jej nick i datę dodania.


Na koniec chcę podziękować wszystkim razem i każdej z osobna za komentarze i wsparcie.
Kolejna część ukaże się na dniach.

Uwielbiam Was,
ZF


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Fresz
Gość






PostWysłany: Śro 16:02, 23 Cze 2010 Powrót do góry

Rozdział przybywa. Jako że nigdy tego nie robię, teraz mogę przeprosić z góry za pozostawione błędy. Zachęcam do przeczytania rozdziału, bo... no, jest ciekawie :)
Liczę, że będzie dużo komentarzy. Mój pojawi się później, bo teraz byłby to jeden wielki spoiler

[link widoczny dla zalogowanych]

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY TRZECI:

"Jeżeli miłość twoja nie ma żadnych szans, powinieneś zamilknąć... Bo nie należy mieszać miłości z niewolnictwem serca. Miłość, która prosi, jest piękna, ale ta, która błaga, jest uczuciem lokajskim".

Są takie piękne dni, kiedy naprawdę mam nadzieję na rzeczy wielkie i niedokonane. Są też takie, o których wolałabym zapomnieć. Nie pamiętać nawet sekundy i wymazać wszystkie chwile, po których jestem smutna. Nie chcę zatapiać się w żalu i tęsknocie.
Prawie nie pamiętam tamtych dni. Tych złych i tragicznych - prawie nie pamiętam. Od czasu, kiedy wszystko zaczyna się układać, zalewają mnie fale uczuć. Pozytywnych uczuć.
Kiedyś czasami miałam nadzieję na to, że wszystko się ułoży, ale teraz po prostu to wiem. Jestem w pełni świadoma dobroci, na którą czekałam tak długo.
Z całego serca liczę na normalne, szczęśliwe życie. I już nigdy nie chcę tracić kontroli.

- Ty go naprawdę lubisz, tak, nie mylę się? - Jazz odbił kauczukową piłeczką od podłogi i złapał ją ponownie w dłoń.
Robił tak przez dwadzieścia minut, kręcąc się przy okazji po pokoju. Łaził w tę i z powrotem, mącąc mi w głowie i mieszając przed oczami. Zupełnie jakby nie wiedział, co ze sobą zrobić lub był nadpobudliwy.
- Tak, nie mylisz się. - Przewróciłam się na brzuch i obserwowałam, jak maleńka piłeczka lata kolejno od jego ręki do ściany.
Mój przyjaciel wydawał się czymś zmęczony, sfrustrowany i przestraszony jednocześnie. A najgorsze było to, że kiedy spytałam go, o co chodzi, tylko wzruszył ramionami, coś tam mruknął i od tamtej pory nie patrzył mi w oczy. Nie miałam zamiaru go przyciskać, nie chciał mówić, to i tak by nie powiedział, a mój wysiłek poszedłby na marne.
Jednak nie dawała mi spokoju ta smutna mina i ciągła chęć bezwartościowej rozmowy – do tej pory milczenie zupełnie mu nie przeszkadzało. Nie miałam zamiaru dociekać i nie chciałam, żeby widział, że się martwię, nie lubił, kiedy to robiłam, dlatego udawałam, że nic nie widzę. Chociaż równie dobrze mogłam założyć sobie torbę na głowę, takich rzeczy nie da się ot tak nie zauważyć, chyba że jest się ślepym.
Nagle blondyn złapał piłeczkę i już jej nie wypuścił, wydawało mi się, że na siłę przybrał obojętny wyraz twarzy.
- To będzie randka? - zapytał, unosząc lekko brwi.
Przełknęłam głośno ślinę, bo, o Boże!, jak bardzo bym tego chciała. Tak bardzo pragnęłam randki z Jacobem, takiej prawdziwej.
- Chyba coś na jej wzór – wyznałam.
Odwrócił głowę i zassał policzek, wyglądając przy tym bardzo uroczo. Po chwili chrząknął i z zakłopotaniem wydukał:
- Więc to już? - I przeniósł wzrok na mnie.
Minę miał zatroskaną, był taki kochany, kiedy się o mnie martwił.
- Co już? - zdziwiłam się.
- Dorastasz? - zapytał zupełnie poważnie, a ja wybuchnęłam śmiechem.
- Co? - zachichotałam.
Zerwał się z fotela i przydreptał w moją stronę, kucnął przy łóżku i oparł łokcie o materac tak, że oczy miał na wysokości moich.
- No wiesz, wyfruwasz z gniazda, wyrywasz się spod skrzydeł opiekuna – mówił te dziwne rzeczy, jakby były czymś oczywistym i naturalnym.
Nie wiedziałam, o co mu chodzi. Przecież to nie miało sensu.
- Co masz na myśli? - Ściągnęłam brwi.
Prychnął głośno i pokręcił z niedowierzaniem głową.
- Mam na myśli siebie, głupolu. - I wstał, żeby ponownie zacząć rzucać piłeczką.
I wtedy do mnie dotarło – on był zwyczajnie zazdrosny. Miał wrażenie, że przez Jacoba przestanę się z nim spotykać, że przestanie być moim przyjacielem. Boże! Skąd takie bzdury przyszły mu do głowy? Wytłumaczenie jego beznadziejnego zachowania spłynęło na mnie jak grom z jasnego nieba. Wszystko stało się takie oczywiste. Musiałam coś zrobić, żeby takie myśli nie przychodziły mu więcej do głowy. To głupie!
Spojrzałam na zegarek – no świetnie – teraz nie miałam czasu, żeby to naprawiać, niedługo miał przyjść po mnie Jake.
- Zrobisz dziurę – powiedziałam, chcąc ściągnąć na siebie jego uwagę.
Odpowiedziało mi milczenie. Kompletna cisza była przepełniona emocjami płynącymi z jego strony.
Wstałam, robiąc przy tym jak najwięcej hałasu. Nadal nic – tylko ten wkurzający dźwięk odbijanej piłeczki.
- Muszę już iść – oznajmiłam dostatecznie głośno.
- Mhm – mruknął, nadal ciskając kauczukiem.
A ja, zamiast wyjść, stałam jak wryta i gapiłam się w jego plecy. Nie odwrócił się. Sama nie wiedziałam, na co czekam. Może aż wreszcie spojrzy mi w oczy, uśmiechnie się i powie „powodzenia”? Pieprzona hipokrytka. Sama miałam ochotę czymś w niego rzucić, pytając dlaczego był taki dziwny.
Zacisnęłam z dumą usta i ruszyłam przez pokój. Odwróciłam się przy drzwiach, ostatni raz patrząc na jego profil, gdyby nie ruchy ręką, pomyślałabym, że jest z wosku. Był strasznie nieobecny i oziębły. Wydawałoby się, że jest kimś nieznajomym, ale to był ten sam słodki blondyn o niebieskich oczach, którego kochałam. Po prostu miał zły dzień.
Przejdzie mu – pomyślałam, naciskając klamkę i wychodząc.
Dzisiejszy dzień miał być wyjątkowy – czułam to. Chciałam dobrej zabawy.
Z uśmiechem przeszłam przez korytarz i wyszłam na zimny dwór, lekceważąc mżawkę, przebiegłam przez trawnik i wpadłam do holu. Wchodząc do windy, nacisnęłam guzik z piętrem i zamknęłam oczy – byłam w pełni szczęśliwa.
Pierwszy raz od... dawna... czułam się zwyczajnie, naturalnie szczęśliwa.
Wreszcie winda stanęła, a ja z uśmiechem wyszłam i ruszyłam do mojego pokoju. Kiedy zatrzasnęłam drzwi, zauważyłam Rose siedzącą na swoim łóżku i przeglądającą jakiś magazyn. Byłam pewna, że poszukuje nowych trendów – to było jednym z jej ulubionych zajęć. Blondynka rzuciła mi tylko przelotne spojrzenie i wróciła do pisemka.
Od kiedy wygarnęłam jej, o co chodzi w życiu – zwyczajnie mnie ignorowała. Zachowywała się tak, jakby mnie nie znała. A ja nie miałam zamiaru wyciągać do niej ręki.

Mam już dość ludzi, którzy myślą, że świat składa się tylko z rzeczy całkowicie czystych i z dnia na dzień nabiera nowych kolorów. Niewygodnym zdaje się udawanie, że wszystko w porządku, a ja sama jestem zupełnie normalna. Bo przecież nie jestem i nigdy nie będę. Przybieranie całkiem nowej, sztucznej twarzy za każdym razem, kiedy rozmawiam z kimś pokroju Rosalie, czyli z zaślepionymi kretynami, jest męcząca. A ja sama wiem już na pewno, że po prostu nie chcę tego robić. Nigdy więcej.

Podeszłam do swojej szafy i zaczęłam przeglądać ubrania. Wszystko wydawało mi się nieodpowiednie. Zupełnie nie miałam pojęcia, co na siebie włożyć. Po dwudziestu minutach i stercie niepasujących ubrań, zorientowałam się, że ja się tym wszystkim przejmuję - cała sytuacja napawa mnie szczęściem i pewnego rodzaju dumą. Chciałam to robić i niczego nie żałować.
Wreszcie wybrałam, w moim mniemaniu, najodpowiedniejsze ubranie. Poszłam przygotować się do łazienki, lekceważąc Rosalie i to dziwaczne uczucie w mojej klatce piersiowe. Zamykając drzwi, zastanawiałam się, co to może być.
Aż wreszcie, odwracając się do lustra, zorientowałam się, że tak czuje się normalna nastolatka przed randką.

I w tej chwili, dzisiaj, tutaj – byłam normalną nastolatką od tamtego czasu. Chociaż ten jeden dzień.


***

Jacob:

Miałem dość tego wszystkiego. Przymknąłem lekko oczy i westchnąłem ciężko. Przyjaźń z Bellą nie należała do prostych spraw. To nie tak, jak w przypadku zwyczajnej dwójki nastolatków. Bo my nie byliśmy normalni pod żadnym względem. Zostaliśmy zatopieni w smutku. Zachłysnęliśmy się żalem. Umarliśmy z tęsknoty, a teraz wstajemy z grobu.
Nie miałem zamiaru przekonywać innych ludzi do tego, że wystarczy wysilić się na zrozumienie. My zwyczajnie siebie potrzebowaliśmy. I właśnie przez to traktowano nas jak trędowatych. Możliwe, że liczyliśmy na siebie nawzajem zbyt zachłannie i ślepo.
Miałem dosyć tego, że wszyscy naokoło oceniali nas i zmieniali w swoich wyobrażeniach, bo zmiany nie były niezbędne. W swoich wzajemnych oczach byliśmy idealni.
Szczerze nie bałem się o siebie, tylko o Bellę. Presja otoczenia i nacisk wścibskich spojrzeń mógłby ją przerazić.

Nie mam pojęcia, czy wystarczą tylko dobre chęci, czy muszę zrobić coś więcej, żeby być obudzony. Spróbuję zacząć żyć z sadami, bo jakieś na pewno się przydadzą.
Pierwszą na pewno będzie to, że muszę przestać narzucać się Belli, dla niej wszystko prowadzę za szybko. Ona musi się oswoić.

Miałem wrażenie, że dziwne rzeczy zaczynają zastępować moje dotychczasowe życie. Zdawałem sobie sprawę, że pewne sprawy nabierają nowych barw, a ja... no cóż – nie jestem wyjątkowy. Już nie. Nie ten sam dzieciak po przejściach. Nie miałem zamiaru wymazywać wspomnień z mojej głowy, bo to zupełnie nie o to chodziło.

Postaram się, żeby wszystko zgrało się ze sobą. Mam wyjście i mogę poczuć intensywną woń całego życia, którego pragnąłem. I pragnę nadal.
Nie wiem, czy jestem gotowy do przyznania się przed samym sobą do tego, że... jestem zakochany. Kompletnie i po uszy. Chcę jej szczęścia, strasznie chcę, żeby była bardziej otwarta i samolubnie liczę na to, że czuje do mnie... cokolwiek.

Przebiegłem opuszkami po gładkiej powierzchni odtwarzacza MP3, zaciskając oczy i zastanawiając się, co strzeliło mi do głowy. Nie byłem na to gotowy, ale to jakaś nieznana siła pchała mnie w jej kierunku. Nie potrafiłem skończyć myśleć o czarnych scenariuszach.
Rzeczy, które nawet się nie wydarzyły, już zaczęły mnie przytłaczać. Zagubiłem się w tej próżni i nie mogłem znaleźć właściwego wyjścia.
Westchnąłem ciężko i przewróciłem się na bok. Usłyszałem odgłos otwieranych drzwi i uniosłem powieki. Sam wszedł w towarzystwie dwóch typów, których widziałem pierwszy raz w życiu, i Quila.
- Siema – rzucił w moją stronę współlokator.
Skinąłem w jego stronę i usiadłem, wyciągając z uszu słuchawki i odkładając odtwarzacz na podłogę. Popatrzyłem po twarzach nowo przybyłych i zauważyłem, że są podenerwowani. Mieli lekko zmarszczone brwi i zaciśnięte usta, zupełnie jakby się czegoś obawiali.
- Co jest? - zapytałem spokojnie, oceniając reakcję każdego z osobna.
Zauważyłem, że wymienili szybkie spojrzenia i spuścili oczy. Miałem pewność, że coś nie tak. Byli zdecydowanie zbyt nerwowi.
Sam poczochrał swoje przydługie włosy, dawno powinien odwiedzić fryzjera. Szatyn wskazał ręką na swoich znajomych.
- To Chuck.
Chuck był wysokim, grubym rudzielcem z mocno zadartym nosem. Mimo tylu śmiesznych cech wyglądu, budził respekt. Przybrał naburmuszoną minę i patrzył groźnie spod krzaczastych brwi. Cała jego postawa mnie niepokoiła – był lekko zgarbiony i sprawiał wrażenie takiego, który może ci przywalić zupełnie bez powodu. Uścisnął mi mocno dłoń, a kiedy usłyszał moje imię, kiwnął krótko i zaraz klapnął na najbliższym fotelu.
Drugi, Billy, był blondynem mojego wzrostu i miał zdecydowanie milsze podejście do mnie niż Chuck, ale też trzymał się na dystans.
Sam usiadł na swoim łóżku, kilka razy rozglądając się wokoło, jakby chciał sprawdzić, czy w pomieszczeniu nie ma kogoś jeszcze.
- Co jest? - powtórzyłem pytanie, a mój głos zadrżał ze zirytowania.
Sam rzucił szybkie spojrzenie na Quila i wydawało mi się, że tamten lekko skinął głową.
- Słuchajcie, jesteśmy przyjaciółmi – Uniosłem brwi – podobno – dodałem ciszej.
Sam wstał i zaczął przechadzać się w tę i z powrotem, a nieodparte wrażenie, że definitywnie stało się coś złego, nie dawało mi spokoju.
Sam Uley nie był aniołem. Podobnie jak ja, może właśnie dlatego tak dobrze się dogadywaliśmy. Czas przeszły okazał się jak najbardziej właściwy, ponieważ ktoś wprowadził niezły zamęt w moim życiu i właśnie to zmieniało mnie nie do poznania. Od jakiegoś czasu nie potrafiłem porozmawiać z nim do końca szczerze i swobodnie.
- Chuck i Billy są... - przerwał i ponownie usiadł, a ze zdenerwowania zaczął wykręcać dłonie.
Spojrzał na mnie, był skrzywiony i czymś zastraszony, postanowiłem milczeć i dać mu się wypowiedzieć.
- Mówiłeś, że może nam pomóc i że masz do niego zaufanie – odezwał się rudzielec ze wściekłą miną, rzucając mi szybkie spojrzenie i ponownie przenosząc pełen pretensji wzrok na Sama.
- Bo taka jest prawda – wtrącił Quil.
- Więc powiedzcie mu wreszcie – Chuck podniósł głos.
Sapnąłem sfrustrowany i wstałem, zakładając ręce na piersi.
- Macie mi powiedzieć, o co chodzi – syknąłem, obserwując twarze znajomych, próbowałem nie patrzeć na nowo poznanych – nie obchodzi mnie to, co mają do powiedzenia.
Jednak nikt nic nie powiedział – milczeli, a to doprowadzało mnie do szału. Cisza napierała na moje uszy tak bardzo, że aż rozbolała mnie głowa. Wiedziałem, że to, co mają mi do przekazania, nie będzie niczym miłym i bałem się prawdy... ale chciałem ją poznać. Nienawidziłem trwać w czymś nieuświadomiony.
Ale kiedy wreszcie Sam wyciągnął z kieszeni odpowiedź na moje nieme pytanie, wiedziałem, że kłopoty będą nieuniknione.
Szkoda, że wtedy się nad tym nie zastanowiłem – byłem beznadziejny. Najgorsze jest to, że nikt mnie do niczego nie zmuszał, sam podjąłem złą decyzję. Kolejną złą decyzję.

"Nie myśl o tym, czego nie masz, tak jakbyś to już miał. Ale z tego, co masz, wybierz to, co najbardziej jest cenne, i pomyśl, z jakim byś trudem się o to starał, gdyby tego nie było. A uważaj, byś wskutek upodobania w tej rzeczy nie przyzwyczaił się jej tak wysoko cenić, iżbyś miał doznać niepokoju duszy, gdyby ci jej zabrakło".
esterwafel
Wilkołak



Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 181
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 21:54, 23 Cze 2010 Powrót do góry

Podoba mi się ten rozdział. Bella faktycznie stała się weselsza. Jacob też odnalazł sens, ale mam wrażenie, że boi się bliższych relacji z Bellą. Jestem ciekawa w co ciekawego się wpakuje, mam nadzieję, że nic się im nie stanie. Jasper jest ewidentcie zazdrosny, a ona tego nie dostrzegła. Może nie całkiem zrozumiała powód jego zachowania. Bo przecież on jest w niej zakochany.
Jestem ciekawa, co jeszcze wymyślisz. Będę czekać na kolejny rozdział


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
ninja ^^
Nowonarodzony



Dołączył: 11 Cze 2010
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 21:59, 27 Cze 2010 Powrót do góry

Fajny jest ten rozdział Razz bardzo mi się podoba i juz nie moge doczekać się nastepnego bo w tym duzo sie dzieje i jestem ciekawa o co chodziło z Jackobem czy cos się stało czy co ? Smile nie mogłybyscie troszke zdradziec ? prosze :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Zmierzchowa fanka
Wilkołak



Dołączył: 15 Maj 2009
Posty: 103
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 41 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Spod pióra S. Kinga

PostWysłany: Sob 15:02, 03 Lip 2010 Powrót do góry

Ninja, musisz przeczytać rozdział, żeby się dowiedzieć. Oczywiście liczę na wasze komentarze i zapraszam Wink

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY CZWARTY:

[link widoczny dla zalogowanych]

"Nie można wylądować na stałe w jednym punkcie o nazwie „szczęście”. Człowiek nie potrafi bowiem skupić uwagi dłużej niż mucha domowa. Czy znacie wiele much, które osiągnęły wieczne szczęście i siedzą wieczorami w domu?"

Życie przeciętnego człowieka składa się z zastanowienia i działania. Moje życie toczyło się w zupełnie innym kierunku.
- Popierdoliło cię, człowieku? - wrzasnąłem, kiedy Sam powiedział mi, co trzyma w dłoni.
Odsunąłem się, zatykając usta.
- Spokojnie – wydukał Quil, podchodząc do mnie i klepiąc po ramieniu.
Prychnąłem, byłem wkurwiony.

Jestem lekkoduchem i dupkiem, ale nawet ja znam granice. Prawda wygląda jasno – powinienem to wziąć i wyrzucić. Jednak fakt, że tego nie robię, jest kolejnym dowodem na to, że nie jestem normalny. Jestem popieprzony i ludzie, z którymi przebywam też tacy są. Możliwe, że sam siebie zaciągnąłem do takich progów, a jeżeli nawet zrobił to ktoś inny – ja się nie opierałem. Byłem skazańcem samego siebie. I nic ani nikt tego nie zmieni, bo najpierw ja muszę dokonać przemiany.

- Pójdziecie siedzieć – stwierdziłem, zrzucając na nich zasłonę milczenia.
Byli zdenerwowani, a to udzielało się także mi, bo przecież również stałem się w to zamieszany.
Niewiedza byłaby lepsza od prawdy. O wiele bezpieczniejsza i wygodniejsza. Wkopałem się.
- Nikt nie pójdzie siedzieć – powiedział Sam, łapiąc mnie za rękę i wciskając mi w dłoń woreczek.
Uniosłem brwi i nie miałem pojęcia, co zrobić. Cisza napierała na uszy, stawała się bardzo niewygodna. Cała sytuacja emanowała ryzykiem. Nie byłem w stanie wykonać żadnego ruchu i wydawało mi się, że już czekam na policję.
Sam spojrzał po twarzach każdego z zebranych i wreszcie jego wzrok zatrzymał się na moich oczach. Przemówił opanowanym głosem:
- Nikt nie pójdzie siedzieć, jeżeli schowam to gdzieś tutaj. - Pokazał gestem cały pokój.
- Nie pozwolę schować tutaj metaamfetaminy – syknąłem i ścisnąłem woreczek z białym proszkiem. - Wypierdolę to gdzieś.
- Nie zrobisz tego – mruknął Chuck, wstając.
Przygotowałem się na cios. Sam widząc to, stanął między nas i rozłożył ręce.
- Uspokójcie się.
Sam westchnął i zaczął uciskać sobie skrzydełka nosa.
- Posłuchaj mnie, Jake.
Założyłem ręce na piersi, wyczekując tego, co ma mi do powiedzenia. Miałem spore wątpliwości co do tego, czy naprawdę chcę to usłyszeć.
- Ktoś poszedł na policję...
- Zajebiście – sarknąłem, przerywając jego tłumaczenia.
- Poczekaj – syknął, zaciskając szczękę – chodzi o to, że to tylko Quil, Chuck i Billy będą mieli kłopoty. Ktoś doniósł tylko na nich.
Przerwał, żeby spojrzeć na mnie, unosząc brwi. Nie miałem pojęcia, jak zareagować. Przymknąłem powieki i nabrałem haust powietrza. Zupełnie jakbym próbował oczyścić myśli. Po głowie kołatały mi się różne rozwiązania.
Wreszcie otworzyłem oczy, żeby spojrzeć na czarnowłosego, spokojnego mężczyznę. Wykonałem gest, który pokazywał moją bezradność, wyciągnąłem rękę z narkotykiem i wręczyłem to chujostwo Samowi. Przejął to z ulgą.
- Nie chcę być w to zamieszany – zakomunikowałem zebranym.
- Poleży u was kilka dni i więcej tego nie zobaczycie – oznajmił Quil głównie mi. - Obiecuję – dodał po chwili.
Skinąłem głową, nie zastanawiając się wtedy, gdzie podziałem mózg. A był mi potrzebny. Bo nieświadomie traciłem właśnie coś bardzo ważnego.

***

[link widoczny dla zalogowanych]

"Gdy szukam wspomnień, które trwały ślad pozostawiły we mnie, kiedy podsumowuję godziny, które miały dla mnie znaczenie, odnajduję nieomylnie to, czego żadne bogactwo nie zdołałoby mi zapewnić: nie można kupić przyjaźni człowieka związanego z nami na zawsze doświadczeniami życia".

Niektórzy są dentystami, niektórzy prawnikami, jeszcze inni budowlańcami. Dlatego nie rozumiem, skąd wzięło się powiedzenie, że wszyscy jesteśmy tacy sami. Przecież nie jesteśmy. Ja nie jestem taka sama jak Rosalie albo Edward. Jednak są wyjątki. Poważne wyjątki. Rodzą sie ludzie, których przeznaczeniem jest, żeby się spotkać. I być może ich droga ku sobie nawzajem jest długa i męcząca, pełna ryzyka i płaczu. Jednak kiedy wreszcie znajduje się tę osobę, z którą chce się żyć, bo jest taka sama – no cóż, po prostu się z nią żyje. I ja znalazłam Jacoba. Nasze wzajemne relacje nie polegają tylko na wspólnym chodzeniu do psychologa. To coś o wiele bardziej wzniosłego. Łączy nas coś bardzo silnego i niezwykłego.
Wiedziona przez zagubienie doszłam w końcu do sedna sprawy. Im bardziej zaczynam na nowo życie, tym bardziej mój stary świat daje o sobie znać. Bardzo go potrzebuję, ale teraz potrzeba rozłożyła się równomiernie po całej mojej egzystencji.
Tęsknota jest dobra, ponieważ pokazuje nam, jak poważne straty odnieśliśmy. Ja odniosłam wielką porażkę. I wolę o tym więcej nie myśleć.

Wyszłam z łazienki i nie patrząc na Rosalie, podeszłam do swojego łóżka, wyciągnęłam z szafki papierosy i zapalniczkę.
- Wybierasz się gdzieś? - usłyszałam głos Rose, z łatwością można było się zorientować, że sili się na obojętność. Nie wyszło jej.
- Tak – rzuciłam krótko i podeszłam do drzwi, przed wyjściem jeszcze tylko się odwróciłam i uśmiechnęłam. Nie czekając na jej reakcję, wyszłam.

***
Jasper:

"Kogo wolno nam kochać? [...] Prawdę, że znam, sądziłem. Choć z żalu już umarłem, o mojej śmierci nie wie jeszcze nikt".

Sądzę, że najwyższy czas otworzyć oczy - sobie i Belli. Ja ją kocham. I mam wątpliwą nadzieję, że to się zmieni i odejdzie, ponieważ ona jest niesamowita.
Jestem strasznie słaby i niezdecydowany. Podejmowanie decyzji mnie dezorientuje. A najgorsze wydaje się to, że ona niczego się nie spodziewa. I była taka szczęśliwa, że umówiła się z Jacobem… Czuję się zupełnie jakbym postradał wszystkie zmysły. Opętany i zaślepiony rozpierającym uczuciem. Nie daję sobie nawet szansy. Jestem przerażony, bo utrata kogoś takiego byłaby straszną stratą. Nie mógłbym znieść ani chwili.

Bella Swan wypełniła moje życie. Wniosła do niego nieład i zdradliwą prawdę o życiu. Pokazała mi bardzo dużo. Jak porządnie zabrać się do tego, aby przetrwać dzień. Wyrysowała mi swoimi paluszkami, jak wygląda zaufanie ze szczyptą uroczej naiwności. Dzięki niej przekonałem się, że mogę mieć marzenia i nie bać się porażki.
Ona odniosła wiele bolesnych upadków. Jednak wszystkie tragedie stoczyły się w kulę dobroci i czystej chęci do walki. Chociaż ona uparcie twierdzi, że nie ma już na nic siły, ja jestem skłonny przyznać, że ma w sobie o wiele więcej silnej woli niż ktokolwiek inny. Została stworzona do tego, aby zwyczajnie być i oddychać.
Nie jestem egoistą. Nie jestem. Na pewno nie egoistą – wmawiałem sobie te bzdury, wiedząc, że to nie prawda. Jestem egoistą.
Żałowałem, że puściłem Bellę z Jacobem do psychologa. To ja chciałem tam z nią siedzieć. To niesprawiedliwe. Dlaczego on dostaje to, do czego ja tak usilnie dążę? Chciałem porwać moją księżniczkę i uciec z nią.
Nie miało nawet sensu wpajanie sobie, że nie jestem zazdrosny. Byłem jak cholera. Skończyłem rysować usta. Nie wyszły mi tak idealnie, jak wyglądały w rzeczywistości. Wiele im brakowało, ale wyszły lepiej od wszystkich poprzednich. Przyciemniłem trochę oczy, aż zdawały mi się bardziej naturalnie. Zmieniłem ołówek i zabrałem się za włosy. Musiały być takie... niezwykłe. Pierwsza kreska, druga i kolejna. Spojrzałem świeższym okiem na całą owalną buźkę. Rzuciłem ołówkiem. To nie to. Westchnąłem głośno i przetarłem oczy. Nawet gdybym stanął na uszach, nie uwieczniłbym piękna mojej przyjaciółki. To niewykonalne.
A może byłem wściekły, że ona mogła być w tej samej chwili szczęśliwa z tym palantem? Omotał ją, a ja pozostałem ze związanymi rękoma. Nie miałem prawa zabraniać jej czegokolwiek, ale bałem się, że może być z nią gorzej. Niesamowitą i zadziwiającą rzeczą jest to, jak ona zamotała moim życiem.
Sapnąłem i sfrustrowany zgniotłem rysunek, rzucając bezkształtną kulką w stertę papieru przy śmietniku. Rozłożyłem się wygodniej na fotelu, wiedziałem, że trudno będzie mi sobie wybaczyć to, jak potraktowałem Bellę, ona nie zasłużyła na żadną z tych rzeczy. Nienawidziłem topić się w poczuciu winy, a wtedy ewidentnie się nim zachłysnąłem. Wyglądało na to, że musiałem czekać aż Maleństwo wróci i da mi szansę na rewanż.

***

[link widoczny dla zalogowanych]

"Kiedy ktoś ci ocali życie [...] nie dziękuj nigdy. Nie wyolbrzymiaj wdzięczności. [...] On podziękowanie znajdzie we własnym trudzie, którym cię ocalił".

Wracaliśmy właśnie do szkoły. Chciałem ją objąć, dotknąć, zrobić cokolwiek. Cokolwiek, żeby pokonać tę nieznośną potrzebę poczucia jej delikatnej skóry. Ale nie chciałem naciskać. Nigdy nie miałem zamiaru wywierać na niej żadnej presji, to ona musiałaby dać mi znak, że mogę... zrobić cokolwiek. Przejęła kontrolę nad moim życiem. Wytrąciła mi z rąk okazję do przejęcia kontroli nad jej własnym. A ja chciałem to przeżywać. Chciałem czuć, że ona tam była.
To niesamowite.
To, jak ona wyglądała i jak się uśmiechała. Jak ze mną rozmawiała. Najlepszym okazało się, że to nie były rozmowy poważne i statyczne. Nie przebiegały w sposób sztywny i psychologiczny. Nie, to zupełnie coś innego.
To było naturalne i w pewnym sensie urocze. Dziecinne. Poznawaliśmy się, ale w zupełnie inny sposób. To tak, jakbyśmy byli normalni i po prostu wyszli na randkę.
- A co na to twoi rodzice?
Usłyszałem jej cichy chichot.
- Jak to ‘co’? Wróciłyśmy całe mokre i zziębnięte, byli wkurwieni. - Wyszczerzyła się w moją stronę.
Prychnąłem.
- Ale co im powiedziałyście? Że wskoczyłyście do jeziora po paczkę fajek? - zapytałem sarkastycznie, unosząc brew.
Wzruszyła ramionami, zakładając ręce na piersi i budząc we mnie ciekawość.
- No mów – błagałem.
Zaśmiała się na moje zniecierpliwienie.
- Wcisnęłyśmy im klasyczny kit – stwierdziła.
Zmarszczyłem brwi, wysyłając jej sygnał, że nie wiem, o co jej chodzi.
- Potknęłyśmy się – uśmiechnęła się, po czy zagryzła wargę.
Kiwnąłem głową, śmiejąc się razem z nią. Widok jej zadowolonej twarzy działał na mnie dziwnie kojąco. To było pocieszające i pełne nadziei.
Dzięki niej stawałem się autentycznie silniejszy. Dawała mi tak wiele nie dając mi nic. Po prostu istniała. Tak po prostu była. I to było wystarczające do tego, żebym ja też zwyczajnie był.
To może wydawać się ckliwe i banalne, ale miłość przychodzi obrzydliwie szybko. Nawet nie wiadomo kiedy. Jednego dnia jej nie ma, a już drugiego... bum, jestem zakochany. Westchnąłem głęboko.
To niemożliwe. Dlaczego byłem zwykłym frajerem?
- Jak długo nie jesz mięsa? - zapytałem.
Zastanowiła się.
- Cztery lata. Ale niedawno, z Jasperem, jadłam kurczaka. – Zaśmiała się. - Praktycznie mnie do tego zmusił.
Widziałem po niej, że te wspomnienia są szczęśliwe. U Belli sprawa była prosta, łatwo mogłem zgadnąć, kiedy myślała o czymś przyjemnym, a kiedy o rzeczach przykrych. Dla mnie to była bułka z masłem. W ciągu minuty potrafiłem dostrzec u niej miliony uczuć. Jej miny mówiły mi wszystko.
Jednak w tamtej chwili coś we mnie pękło. Coś sprawiło, że nie wytrzymałem. To było silniejsze ode mnie. Jasper – kiedy to imię padało z jej ust, czułem się dziwnie... pusty. Krzywdziło mnie to.
- Ty naprawdę tego nie widzisz? - zapytałem.
- Czego? - zdziwiła się.
Warknąłem i zatrzymałem się gwałtownie, poszła w moje ślady.
- Bello – szepnąłem, zbliżając się do niej.
Zamarła. Dosłownie stanęła jak wryta i patrzyła na mnie z przerażeniem. Zaczęła szybciej oddychać...
Zbliżyłem się jeszcze bardziej i jeszcze trochę. Czułem jej zapach i wiedziałem, że pewnie zastanawia się, co zamierzam zrobić. Ja sam dokładnie tego nie wiedziałem. Zwyczajnie próbowałem się nie trząść. Miałem mieszane myśli, bałem się swojego kolejnego kroku, bo nie miałem pojęcia, co ona może zrobić, a nie chciałem wracać do punktu wyjścia, bo to byłoby głupie z mojej strony. Nie miałem zamiaru wypadać w jej oczach jak napalony szczeniak, bo przecież nim nie byłem. Byłem zakochanym szczeniakiem. A to całkiem co innego.
- On cię, ku***, bardzo kocha - powiedziałem bardzo cichutko.
- Kto? - Zmarszczyła brwi i zagryzła wargę.
Wyglądała na szczerze zdziwioną, naprawdę nie wiedziała, o kogo mi chodzi. Zachichotałem.
- Jasper, oczywiście.
Ona tylko patrzyła się w moje oczy, a jej mózg ciężko pracował, siląc się nad moimi słowami. To było przecież tak cholernie oczywiste, że aż śmieszne, a ona tego nie widziała. Nie docierało do niej żadne zachowanie, żadna wypowiedź i żadne gesty tego idioty. Zacząłem się nawet zastanawiać, jak to możliwe. Przecież on mówił to praktycznie w każdej wypowiedzi kierowanej w jej stronę.
I wtedy Bella zrobiła coś nieoczekiwanego – prychnęła. Spodziewałem się wszystkiego – od nerwowego chichotu do potwierdzenia.
- Tak, na pewno - sarkazm w jej głosie był tak wyraźny, że aż zrobiło mi się głupio.
Poczułem się zupełnie jakbym właśnie wtargnął na czyjś prywatny teren – w tym przypadku to była głowa Jaspera.
- Przecież on się z tym praktycznie obnosi – wmawiałem jej.
Pokiwała przecząco głową, rozrzucając wszędzie te swoje zaje***te, pachnące włosy. I wtedy spojrzała na mnie brązowymi oczyma, a to działało na mnie w sposób okrutny.
- Szkoda, że mi nie wierzysz, bo to szczera prawda – powiedziałem cicho, ponownie zbliżając do niej twarz.
Jak to możliwe, że była taka śliczna?
- To nieprawda – z niewiadomych powodów ona tez ściszyła głos, przez co nabrał uroczej chrypki.
Patrząc na Bellę, widziałem coś pięknego i kruchego. Niesamowicie delikatnego i naturalnego. Nie potrafiłem oprzeć się jej urokowi. To było nie do zniesienia. Miała moc przyciągania, a ja byłem zwykłym balonikiem, z którym robiła co chciała. I w pewnym sensie było to straszne, bo nawet nie wiedziałem, kiedy zamieniłem się w jej marionetkę. Nieświadomie.
Zbliżałem się do niej coraz bardziej. Nie pragnąłem jej pocałować, jeszcze nie, po prostu potrzeba dotknięcia jej stawała się coraz silniejsza. Praktycznie nie mogłem nic zrobić. Byłem niecierpliwy, nie chciałem czekać na jej ruch – teraz moja kolej.
- Mogę teraz ja cię dotknąć? - wyszeptałem, patrząc jej w oczy.
A ona bardzo niepewnie kiwnęła głową. To przełamało wszystkie lody.
Podniosłem dłoń i zatopiłem ją w cudownych, brązowych lokach, obserwując, jak zamyka oczy. Była spokojna.
Jej pukle były tak wspaniale miękkie, że nieświadomie je powąchałem.
Wtedy już wiedziałem, że to najpiękniejszy zapach na świecie.

"Miłość nie powinna prosić [...] ani żądać. Miłość musi posiadać siłę, dzięki której dojdzie sama w sobie do pewności. I wtedy nie ją cokolwiek ciągnąć będzie, lecz ona zacznie przyciągać".


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
esterwafel
Wilkołak



Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 181
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 20:41, 03 Lip 2010 Powrót do góry

Piękny rozdział. Jestem bardzo ciekawa, jak rozwiążesz ten trójkąt.
Lubię myśli Jacoba, są głębokie i jednocześnie takie bezpośrednie. Mam nadzieję, że nie wpakuje się w jakieś kłopoty, chociaż czuję, że coś się stanie. On i Bella są tacy niezwykli. Razem stanowią niesamowitą siłę i potrafią zdziałać wiele.
Czekam na kolejne części.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
volturiana
Dobry wampir



Dołączył: 10 Gru 2008
Posty: 624
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 36 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Volterra

PostWysłany: Sob 22:24, 03 Lip 2010 Powrót do góry

Pięknie piszesz wiesz? nawet nie wiem kiedy skończyłam... w sumie dawno tu nie pisałam, ale relacja B/J jest naprawdę cudowna - potrzebują się nawzajem i jakby nie patrzeć Jacob zaczyna inaczej na nią patrzeć, przez co sam się otwiera no i oczywiście uzależnia^^
Wątpię żeby Bella tak łatwo zapomniała o tym co powiedział jej J. o Jasperze.. gdzieś to pewnie się jej przypomni... z kolei boję się że w Jacobie ujawni się ta zaborcza strona, nie odpuści jej sobie tak łatwo i coś się stanie ..


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Aurora Rosa
Dobry wampir



Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 695
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 54 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z własnej bajki

PostWysłany: Nie 14:57, 04 Lip 2010 Powrót do góry

Musialo się trochę skomplikować, prawda? Nigdy nie może być poprostu lepiej i już. Mam nadzieję, że Jackob nie narobi sobie zbyt dużych kłopotów z powodu Sama. Ale chyba będą.
Jasper jest trochę na spalonej pozycji jeśli chodzi o Bellę. Był jej wsparciem i takim promyczkiem nadziei na normalność. Ale to Jackob jest tym, który pozwala jej iść dalej. Nie ogladać się zbytnio na przeszłość. Poprostu ruszyć z życiem dalej.
Bardzo lubię perspektywę Jake'a. Ma fantastyczne przemyślenia, jest wspaniały.
Nie wiem jakie masz plany względem swoich bohaterów, czy będzie happy end czy nie. Ale gdyby wyszli na prostą, ułożyli się jakoś we własnej rzeczywistości było by w tym sporo nadzieii dla tych, którzy sami ze sobą staraja sie poukładać.
Weny i czekam na kolejna część.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Aurora Rosa dnia Nie 14:59, 04 Lip 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Doris89
Nowonarodzony



Dołączył: 20 Paź 2009
Posty: 45
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Grudziądz

PostWysłany: Nie 15:41, 04 Lip 2010 Powrót do góry

Przegapiłam dwa nowe rozdziały, ale swój błąd już naprawiłam:D:D
Nie spodziewałam się takiego trójkąta, sądziłam, że Jasper jest zapatrzony w Alice, a tu taka niespodzianka xD
Mam nadziaje, ze Jacob nie wpadnie w jakieś poważnwe tarapaty i że Bella się przez to od niego nie odsunie i nie poleci w ramiona Jaspera...

Uwielbiam czytać tekst w paru perspektyw, wtedy wszystkich uczucia są względem siebie są takie klarowne. Dlatego też tak wielbie Ciebie za pisanie Wypalonych :D

Czekam na ciąg dalszy. Pozdrawiam Dorota :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
ninja ^^
Nowonarodzony



Dołączył: 11 Cze 2010
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 14:39, 23 Lip 2010 Powrót do góry

fajny rozdział naprawde fajny :)

pozdrowienia z Pragi dla wszystkich odwiedzających :)jest naprawde piekna :))

czekam niecierpliwie na nastepny rozdiał :P


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Zmierzchowa fanka
Wilkołak



Dołączył: 15 Maj 2009
Posty: 103
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 41 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Spod pióra S. Kinga

PostWysłany: Sob 10:08, 07 Sie 2010 Powrót do góry

Beta: Fresh

Rozdział dwudziesty piąty:

Kate:

Piosenka: [link widoczny dla zalogowanych]

"Miłość jest czymś najmocniejszym na świecie, a jednak nie można wyobrazić sobie nic bardziej skromnego".

Patrząc na dwójkę nastolatków przede mną, doskonale wiedziałam, że właśnie wstąpili na bardzo dobrą drogę. Niepewność w ich oczach zastąpiło pełne zrozumienie. A to było całkowicie właściwą reakcją. Jednak pierwszy raz od dawna poczułam się tak strasznie bezużyteczna.
Bo tak naprawdę, Kate, co ty zrobiłaś w tej sprawie? To oni doszli do sedna, tylko oni wiedzą, co siedzi w głowach drugiej osoby.
Od naszego pierwszego spotkania Jacob Black był nastawiony w sposób bojowy. Już na początku sesji oznajmił, że to nie jego pomysł, a chęć zdrowego życia wymarła w nim bardzo dawno temu i bez sensu jest próbować. Okazał się trudnym orzechem do zgryzienia. Nie miałam pojęcia, z której strony mam się za niego zabrać, żeby jednocześnie nie urazić jego dumy i go nie wystraszyć. Bo mimo wszystko, mimo tej grubej skorupy oddzielającej go od reszty świata, Jacob był niesamowicie wrażliwym, inteligentnym człowiek, który, mimo swojego młodego wieku, przeszedł niesamowicie dużo. Byłam jednak nieugięta i właśnie to sprawiało, że powoli się otwierał. Może nie z dnia na dzień, tak jak bym tego chciała, ale postępy były coraz bardziej widoczne.
Prawdę mówiąc, chłopak stał się dla mnie wyzwaniem, a ja zazwyczaj podejmuję wyzwania. Zanim go poznałam, zajrzałam w kartę, która spoczywała na moim biurku i przyznaję, że ucieszyłam się. To nie świadczy jednak o tym, że jestem okrutna, ale widziałam w tym niesamowitą szansę spełnienia zawodowego. Jeżeli udałoby mi się go wyleczyć, byłabym niesamowicie szczęśliwa.
Z Bellą Swan sprawa wyglądała zupełnie inaczej. Naprawdę chciałam wierzyć, że ta dziewczyna ma jakąkolwiek szansę na zdrowe życie. Była całkowicie skryta i uciekała przede mną. Dla niej okazałam się kolejnym człowieczkiem, który zmusza ją do tego, czego się tak panicznie boi. Nie chciałam, żeby tak mnie widziała, pragnęłam jej zaufania. Chciałam pokazać, że nikt jej nie skrzywdzi. Widziałam w niej potencjał i prawdziwą, szczerą chęć, ona chciała być zdrowa. I wydaje mi się, że właśnie ta chęć była tak strasznie wszechogarniająca, że napędzała ją do tego, żeby tutaj poprzychodzić, bo wiem , że nie lubiła tego miejsca – już w moim gabinecie widziała szpital dla obłąkanych. A to bardzo niedobrze.
Każde z nich miało swój własny, wyodrębniony świat, do którego ja próbowałam się wkupić. Czasami widziałam w ich oczach strach i nie byłam pewna przed czym, możliwe, że bali się wyjścia z ukrycia, ponieważ zapomnieli już jak żyć. Musiałam ich tego na nowo nauczyć.
Jednak później rozpoczęły się wspólne sesje i zaczęłam dostrzegać w ich wzroku coś całkiem innego. Jakby mieszanka różnych nadziei. Zupełnie jakby znali się w poprzednim życiu. Polubiłam to spojrzenie, było pełne... normalności. Po pewnym czasie zaczęłam zauważać, że robi się coraz bardziej intensywne. Nawet rozmawiali ze sobą inaczej. Patrzyłam, jak ta dwójka rozwija się. Otwierali dla siebie swoje umysły. Jacob sprawiał wrażenie człowieka, który po długim pobycie na odludziu, wreszcie dotarł do cywilizacji. A Bella, no cóż, ona odnalazła wodę na pustyni.
Takie było moje odczucie i tak też napisałam do ich rodziców, oczywiście użyłam innych słów, żeby brzmieć bardziej profesjonalnie, ale sens był ten sam.
Miałam szczerą nadzieją, że ich stosunek wobec siebie się nie zmieni, wiedziałam, że oboje byli niezdecydowani i porywczy, a jeden nawet najmniejszy błąd wobec nich mógł wywołać katastrofę. Czasami w nocy ślęczałam nad ich przypadkami, bo chociaż były różne, to tak samo interesujące i niezwykłe. Zagłębiałam się w historię ich choroby, która miała różne odmiany. Pisałam sprawozdania i spisywałam ich postępy, opracowywałam plan kolejnej sesji w taki sposób, żeby ich nie przerazić, ale też wyciągnąć bardziej na wierzch.
Niekiedy czułam się jak matka czuwająca nad potomstwem. Bo oboje byli tak strasznie niewinni.
Z czasem ich zgryźliwość zaczęła zamieniać się w fascynację. Zmienili nawet swój stosunek do mnie, co mnie bardzo cieszyło. Zaczęli siadać bliżej siebie, ich ruchy stały się swobodniejsze.
Jednak dzisiaj było całkiem inaczej. Znikła fascynacja, ciekawość i ostrożność. Dzisiaj oni się po prostu znali. Znali doskonale. Wiedzieli o sobie wszystko, dzisiaj przestali mnie potrzebować. Sami przeprowadzali sobie sesje.
Oczy Jacoba zmieniły barwę na jaśniejszą i zdawały się płonąć dziwnym blaskiem. To były oczy człowieka szczęśliwego. Boże! Nigdy nie zapomnę tego, jak on na nią patrzył. To było takie intensywne. Zupełnie, jakby zobaczył ją po raz pierwszy w życiu i co najważniejsze, jakby była naprawdę cennym skarbem. Mało się odzywał, co ostatnimi czasy było naprawdę rzadkie, zwykle gadał jak najęty, a to jego towarzyszka milczała, dzisiaj było na odwrót.
Bella bardzo szczegółowo opowiedziała mi swój dzień. Dowiedziałam się, co zdarzyło się w szkole, jak bardzo nienawidzi dziewczyny o imieniu Rosalie i co dobrego dawali na stołówce. Była pełna życia i entuzjazmu, czasami zerkała na Jacoba, uśmiechała się do niego serdecznie i kontynuowała swoje zawiłe wywody, żywo gestykulując.
On odwzajemniał uśmiech, jednak nie odrywał od niej oczu nawet na sekundę i ten uśmiech zastygł na jego twarzy na dłużej, niż bym się tego spodziewała. Właściwie w ogóle nie przestawał się uśmiechać, był zahipnotyzowany. Śledził z zapałem każdy jej ruch. Czasami widziałam, jak drga mu ręka, jakby powstrzymywał się przed dotknięciem jej.
Belli w ogóle to nie przeszkadzało. Siedziała tylko taka szczęśliwa. Zadawałam jej pytania, których odpowiedzi mnie interesowały, i zapisywałam wszystko. Wreszcie, kiedy skończyła opowiadać o tym, jak się dzisiaj czuje, dostrzegłam w jej oczach to samo, co u Jacoba. Te cudowne iskierki.
I właśnie wtedy do mnie dotarło. Kate, ty głupia babo, pomyślałam. Przecież to takie oczywiste, a jak na kogoś, kto pół życia grzebie w ludzkich głowach, powinnam domyślić się na samym początku. Oni się w sobie zakochiwali.
I chyba to był ten przełom, kiedy stwierdziłam, że są całkowicie wyleczeni. Od tej chwili przestali być dwójką chorych dzieci, które potrzebują pomocy. Od teraz byli dwójką zakochanych, szczęśliwych, normalnych nastolatków.
Moim zadaniem było przekonać ich do tej normalności i dowiedzieć się, jak to się stało. I wiedziałam, że czeka mnie długa przeprawa.
- Mam do was prośbę – powiedziałam, uśmiechając się.
Odłożyłam notatnik. Czekali.
- Czy mogłabym porozmawiać z każdym z osobna?
Spojrzeli po sobie. Nie wiedzieli, co odpowiedzieć. Przecież tak dobrze było im ze sobą, więc dlaczego mieliby z tego rezygnować. Doskonale wiedzieli, że jeżeli się nie zgodzą, ja im nie będę niczego narzucać.
- Tylko na chwilę – dodałam szybko, ponieważ ta niepewność stawała się coraz bardziej wyraźna.
Bella spojrzała na Jacoba i wydawało mi się, że tamten kiwnął lekko głową.
- Dobrze – powiedział chłopak.
- Świetnie.
Byłam zadowolona. Zajrzałam do swojego planu, a po chwili odłożyłam go, ponieważ na żadnej stronie nie miałam wyszczególnione, o czym będę z nimi rozmawiać.
- Bello, czy możesz wyjść? Chciałabym najpierw porozmawiać z Jacobem.
Dziewczyna zawahała się, nie chciała czekać za drzwiami. Wyraźnie czuła się powiązana z chłopakiem i pragnęła być przy tej rozmowie. Nie dziwiłam jej się, przywiązała się do tego ciągu wydarzeń, jaki następował przez ostatnie tygodnie. Zamrugała kilka razy oczami, aż wreszcie, mrucząc coś pod nosem (wydaje mi się, że było to niewyraźne „jasne”), wstała. Podeszła do drzwi i zamknęła je lekko za sobą, wychodząc na korytarz.
Właśnie wtedy nastała okropna cisza. Jake patrzył na mnie takim wzrokiem, jakbym zabrała i wyrzuciła jakąś potrzebną część jego ciała. Sądzę, że robił to bezwiednie, nie miał pojęcia, że ma właśnie taki wyraz twarzy. Wydaje mi się, że ostatnimi czasy prawie w ogóle nie miał pojęcia, co się z nim dzieje. Miał wrażenie, że wszystko jest po staremu, a zwyczajnie nie było. Był teraz odrobinę autystycznym dzieckiem, miał swój świat i nie docierały do niego sygnały z tego prawdziwego. Oczywiście, to ukazywało mu się całkiem inne niż jego depresja, ponieważ widział już wszystko w weselszych barwach i wiedziałam, że należy do ludzkości, a nie do jakiegoś wyodrębnionego gatunku.
- Co ostatnio robiłeś? - zapytałam, patrząc mu w oczy.
Spuścił wzrok i już wiedziałam, że będzie unikał odpowiedzi. Rzeczywiście, wzruszył ramionami i mruknął tylko „nic ciekawego”. I znowu umilkł, to było do niego zupełnie nie podobne.
- Jake, stałeś się bardzo milczący, czy coś się stało?
Podniósł głowę i pokręcił nią w zaprzeczeniu.
Postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce. Zadaniem psychologa było rozpoznanie choroby, rozmowa i dążenie do prawdy. Musiałam skupić się na tym ostatnim. Jeżeli nie chciał mówić, ja musiałam to z niego wyciągnąć.
- Twoje stosunki z Bellą bardzo się poprawiły, prawda?
Skinął tylko głową.
- Czy zaczynasz coś do niej czuć? - zapytałam wprost, bez sensu było drążyć, skoro on nie miał zamiaru nic mi powiedzieć.
A teraz wyglądał na zakłopotanego. Najprawdopodobniej na twarzy miałam coś wypisane, ponieważ on doskonale widział, że pytam się tylko po to, żeby zobaczyć jego reakcję, która tylko utwierdzałaby mnie w tym przekonaniu.
Mimo wszystko podjął starania, żeby nie dać niczego po sobie poznać i właśnie to ucementowało moje słuszne podejrzenia. Czułam się właśnie jak policjant, który znalazł dawno szukanego zabójcę. Tyle że ja byłam zwykłym psychologiem wykonującym to, co do mnie należy, a on zakochanym nastolatkiem starającym się ukryć swoje uczucia.
Nic nie mówił, dlatego stwierdziłam, że najlepiej będzie, jeżeli go oswoję z tym, co się dzieje w jego głowie.
- Jake, to nic wstydliwego - mój głos był spokojny.
Chłopak ściągnął brwi, coś mu nie pasowało.
- Nie jesteś wściekła? - zapytał, jakby to było coś oczywistego.
Jakby właśnie tylko tego oczekiwał po mojej reakcji. Wściekłości.
- Wściekła? - zdziwiłam się. - Dlaczego miałbym być wściekła?
- No nie wiem – mruknął.
- Jake, dopóki wasze stosunki wobec siebie są zdrowe – Rozłożyłam ręce – to jak najbardziej właściwe.
Zaśmiałam się, myśląc, że mógł sądzić inaczej.
- Bardzo się cieszę – oznajmiłam.
On jednak nie zaśmiał się ani razu, patrzył tylko na mnie bardzo podejrzliwie.
- A jeżeli nie? - zapytał tajemniczo.
- Co „nie”? - Tym razem to ja byłam w kropce.
Nachylił się do mnie, jakby chciał powierzyć mi jakąś swoją dobrze skrywaną tajemnicę.
- Jeżeli nie są zdrowe, Kate? - wyszeptał i wrócił do swojej poprzedniej pozycji.
- A nie są? - zapytałam.
- Nie wiem – zaczął, zastanawiając się nad czymś jednocześnie - właściwie to mnie tak obrzydliwie do niej ciągnie. Nie wiem, czy to jest zdrowe, czy nie. Czasami ledwo powstrzymuję się przed tym, żeby jej nie dotknąć. I widzę, zawsze jak na nią patrzę, że jest taka śliczna i delikatna, i w ogóle. Nie wiem, czy to jest zdrowe. Często o niej myślę, za często – urwał i zmrużył oczy, ale po chwili ponownie podjął wątek, choć jego umysł zdawał się być gdzie indziej – praktycznie cały czas. I tracę znajomych właśnie przez to, że cały czas myślami błądzę po tej cholernie bladej twarzy – podniósł głos i wykonał w powietrzu ruch, jakby kogoś zgniatał – i widzę te cholernie brązowe oczy i przypominam sobie ten cholernie – spauzował na kilka sekund – ładny uśmiech.
Skończył i wydawało mi się, że opadł z sił. Oparł głowę o poduszki i potarł otwartymi dłońmi twarz, wzdychając głośno. Wyrzucił z siebie wszystko, co dusił przez dłuższy czas, mogłam się tylko domyślać, że to było trudne i męczące. Kiedy położył dłonie na brzuchu, zobaczyłam na jego twarzy ulgę i strach jednocześnie. Nie spojrzał na mnie, patrzył w sufit i to właśnie do niego skierował swoje kolejne pytanie:
- Czy to jest niezdrowe? Kate?
Pokręciłam głową, chociaż wiedziałam, że tego nie widzi.
- Jake, jesteś zwyczajnie zakochany. Miliony ludzi na świecie czują to samo.
Jęknął cicho i zamknął oczy.
- Ale ze mnie frajer.
Zachichotałam.
- Takich frajerów jak ty jest od groma – przekonywałam go. - I sądzę, że powinieneś poważnie zastanowić się nad tym, kto jest twoim przyjacielem.
I znowu nastała cisza, tylko tym razem nie była przepełniona męczącą niewiedzą i brakiem odpowiedzi. Tylko przytłaczała prawdą, a ja cieszyłam się, że ta wygląda jak wygląda.
- Kate? - odezwał się wreszcie Jacob, przenosząc spojrzenie na mnie.
- Tak?
- To w takim razie, czy całowanie jest w porządku?
Zupełnie jak pięciolatek. Bardzo uroczy pięciolatek. Ale ucieszyłam się, że mnie o to zapytał. Bella była dla niego bardzo ważna i nie chciał jej stracić.
Widziałam w nich wielkie nadzieje. Na lepsze życie, na dom, samochód i psa. Po tej rozmowie z Jacobem dostrzegłam w nich to, na co czekałam tak długo. Byli zdrowi. Całkiem zdrowi. Mieli pragnienia takie, jakie miewa każdy normalny człowiek. I przestali bać się życia, brali to, co dostawali, ale najważniejszą rzeczą było to, że mieli siebie.
- Tak, całowanie jest bardzo w porządku.

"Kto ucieka w przyszłość, jest tchórzem, kto w przeszłość - hedonistą, a tylko ten, kto trwa przy teraźniejszości, kto chce ją powtarzać, ten jest prawdziwym człowiekiem".


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Aurora Rosa
Dobry wampir



Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 695
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 54 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z własnej bajki

PostWysłany: Sob 17:14, 07 Sie 2010 Powrót do góry

Tu się wam wkradł przecinek i brakło kilku liter "... Jacob był niesamowicie wrażliwym, inteligentnym człowiek, który, mimo ..." Chyba chodziło o "człowiekiem".
A tu się zwyczajnie pobeczałam ;-) "Od teraz byli dwójką zakochanych, szczęśliwych, normalnych nastolatków."
Doskonały pomysł z narracją Kate. Taki inny punkt widzenia wnosi pewną świeżość do opowiadania. Fajnie przekonać się jak to "wygląda z boku". A te wątpliwości Jackoba mnie rozbroiły. Bardzo uroczy pieciolate ;-)
Wiesz, że ten rozdział wniósł bardzo dużo nadziei? Ma w sobie bardzo pozytywną energię.
Czekam na dalszy ciąg
Aurora


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin