FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Zapomniany Świt (NZ) ll zawieszone Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
Mercy.
Wilkołak



Dołączył: 03 Sty 2009
Posty: 198
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Sob 13:40, 24 Paź 2009 Powrót do góry

No dobra ludzie, wróciłam. Nie wiem na jak długo - zależy od ilości testów i kartkówek w tygodniu oraz kaprysów moich nauczycieli. Przepraszam, że tak długo musieliście czekać, ale naprawdę nie miałam jak wcześniej coś tu wstawić - całe wakacje spędziłam nie mając dostępu do komputera a potem szkoła dała o sobie znać. Nie chcę was zanudzić moim paplaniem więc po prostu jeszcze raz przeproszę.
Beta: Vicki. I chwała Ci za to, nie wiem co bym bez ciebie zrobiła.


Rozdział czwarty

Zrobiłam to! Wreszcie to zrobiłam!- Pomyślałam, uśmiechając się niedowierzająco. Zapomniane przez tyle lat poczucie wolności sprawiło, że kąciki moich ust uniosły się jeszcze wyżej.

Nareszcie byłam wolna.

Niemal zachłysnęłam się tą myślą. Czułam się dziwnie lekka ze świadomością, iż Aro nie śledzi już każdego mojego kroku. Uwolniłam się od misternie tkanej pajęczyny jego tajemnic i kłamstw, którą plótł naokoło mnie. Od ciągłych ataków innych strażników i słownych potyczek z Jane... Po raz pierwszy od dłuższego czasu chciałam zaśmiać się wesoło. Nacisnęłam mocniej pedał gazu, sprawiając, że mój ulubiony mercedes zamruczał słodko, wyrywając się do przodu. Miałam straszną ochotę otworzyć okno i poczuć wiatr we włosach, jednak powstrzymałam swoją dziecinną zachciankę z westchnięciem pełnym rozczarowania. Było południe. Promienie słońca, które teraz oddzielały ode mnie przyciemniane szyby, a konkretniej od ich kontaktu z moją skórą, był idealnym sposobem, bym w ekspresowym tempie ponownie stanęła u wrót Volterry.



Wiedziałam, iż w przeciągu kilku nadchodzących minut Aro powinien dowiedzieć się o mojej ucieczce, o ile już o niej nie wie. Nie łudziłam się, że nie będzie mnie szukał - ochrona, jaką dawał Volterze mój dar, choć na co dzień wydawała się zbyt daleko idącą zachowawczością, mogłaby okazać się decydującą siłą w wypadku wybuchu walk pomiędzy wampirami . A to, w świetle ostatnich pogłosek o zbuntowanych klanach, chcących połączyć swoje siły, by odebrać władzę Wielkiej Trójce, nie wydawało się już takie niedorzeczne. Również moja wiedza na temat słabości Volterry była zbyt rozległa, by najzwyczajniej w świecie pozwolić mi odejść. Jeśli więc chciałam pozostać wolna, musiałam się ukryć.



Zamyśliłam się nad miejscem, gdzie powinnam się teraz udać. Oczywistą dla mnie była kwestia jak najszybszego opuszczenia Włoch, a mimo iż ciekawość pchała mnie do Montany, wiedziałam, iż jest to jedno z ostatnich miejsc, w jakich powinnam się teraz znaleźć. Jane, Feliks i Alec nadal tam byli i, znając Aro, zostaną jeszcze długo licząc, że dam się skusić i przyjadę poznać Cullenów. Chciałam tego. Nawet bardzo.

Jasne było jednak, że nie mogę tego zrobić. Zmarszczyłam brwi, a moje myśli znów mimowolnie powędrowały do Carlisle i jego rodziny. Nie wiedziałam nawet, gdzie dokładnie mieszkają Cullenowie. Montana była dużym stanem, a zanim udałoby mi się znaleźć chociaż ślad ich bytności, oni , spłoszeni, zapewne byliby już w zupełnie innym miejscu.


Nie mogłam się jednak powstrzymać, by nie pojechać do zachodniego USA. Zastanowiłam się nad stanami, w których byłam podczas moich wypraw dla Volturri.

Ostatnio byłam w Chicago, w Illinois. Wystarczająco daleko od Włoch i Montany, zawahałam się jednak, zastanawiając nad klimatem. Musiałabym podróżować głównie nocą, a Chicago było naprawdę dużym miastem. Pokusa zaatakowania kogoś mogłaby być zbyt wielka, a konsekwencje wyjątkowo niebezpieczne.

Byłam również w Kansas, Kolorado i Utah, każde z tych miejsc miało jednak niewłaściwy klimat, a miasta, w których mieściły się lotniska były zbyt zaludnione. Mimowolnie skupiłam myśli na stanach w pobliżu Montany, w myślach błagając, by tamtejsze miasta nie rozrosły się za bardzo od kiedy pamiętałam.

Wyoming.

Wygrzebałam ze schowka mapę, którą nabyłam około pięć lat temu, podczas pobytu tam i przejrzałam ją w skupieniu. Miałam nadzieje, że od tamtej pory Wyoming nie zmieniło się zbytnio. Ostatnio lądowałam w mieście o nazwie Sheridan, było jednak ono zbyt blisko granicy. Ogarnęłam wzrokiem resztę mapy. Greybull nie, Buffalo nie, Worland nie, Thermopolis... Thermopolis. Doskonale. Wyciągnęłam z kieszeni telefon by zarezerwować bilet lotniczy.

***

Ciasna przestrzeń samolotu przytłaczała mnie. Słyszałam oddech każdego człowieka będącego na pokładzie, czułam ciepło ich ciał, a w myślach widziałam już miliony sposobów jak zabić.

Faceta, który siedział obok, wlepiając pożądliwy wzrok w moje piersi.

Kobietę siedzącą przede mną i rzucającą mi co chwilę zazdrosne spojrzenia, albo jej sąsiadkę uśmiechającą się do mnie kokieteryjnie.

Nastolatka, po przekątnej, patrzącego na mnie, jak na jakieś bóstwo i rumieniącego się, gdy tylko mój wzrok spoczął na nim.

Nie miałabym żadnego problemu, by zamordować któregokolwiek z nich. Ugryźć, wysysając do cna słodką krew krążącą w ich żyłach...


DOŚĆ! - pomyślałam wściekle, próbując skupić myśli na czymś innym. Mimowolnie ponownie przebiegłam spojrzeniem po całej kabinie, napotykając parę wielkich, niewinnych, błękitnych, jak niebo tęczówek. Zatrzymałam na dłużej wzrok na ich właścicielu, a raczej właścicielce. Dziewczynka, nie mogła mieć więcej niż dziesięć lat. Okrągłą twarz otaczały platynowe loczki, a pełne różowe usteczka układały się w wielkim uśmiechu. Jej twarz usiana złotawymi piegami, ledwie widocznymi na bladej skórze. Nie myśląc o tym, odwzajemniłam uśmiech. Wydała mi się taka delikatna i niewinna. Tak łatwa do zranienia, wyssania, naiwna...


Poczułam, jak szerzej otwieram oczy, a jad wypełnia moje usta. Przełknęłam go z trudem, odwracając wzrok do okna. Jeszcze nigdy nie czułam się tak... bezwzględna. Chciałam zabić dziecko. Zacisnęłam mocno zęby i bezwiednie wzięłam wdech, chcąc się uspokoić, lecz zamarłam jedną ósmą sekundy później. Fala wielu cudownie słodkich woni dotarła do moich nozdrzy, a kilkanaście sekund później poczułam dotyk małej, ciepłej rączki na swoim kolanie. Wszystkie moje mięśnie mocno się napięły, jakbym szykowała się do ataku. Pragnienie by chwycić nadgarstek osoby, która mnie w tej chwili dotykała i ugryźć była niemal niemożliwa do powstrzymania. Niemal.

- Proszę pani? - cichutki, delikatny i w dziwny sposób kojący zmysły głos dotarł do mnie w chwili, gdy chciałam się już poddać, skutecznie otrzeźwiając. - Proszę pani, dwaj chłopcy, którzy siedzą za mną i moją mamą, mówią o pani bardzo nieładne rzeczy. - Dziewczynka, której przyglądałam się przed chwilą skrzywiła się w komiczny sposób, marszcząc drobny nosek. - Moja mama mówi, że to normalne w ich wieku, ale myślę, że powinna pani o tym wiedzieć. - Powiedziała, wykrzywiając usta w wesołym uśmiechu. Błyskawicznie odwróciłam głowę w jej stronę, a dziecko cofnęło się z przestrachem. - Obudziłam panią? Przepraszam, nie chciałam, myślałam, że pani już nie śpi... - cofała się coraz bardziej, a w jej spojrzeniu malowało się przerażenie. Spróbowałam rozluźnić napięte mięśnie i oparłam się ciężko o siedzenie.

- Nie martw się, to nie twoja wina. - Uśmiechnęłam się słabo. - Miałam po prostu koszmar. - W pewnym sensie było to prawdą, przeżywanie czegoś takiego było koszmarem. - Tak właściwie to powinnam ci podziękować. - Czułam, że mam coraz mniej powietrza. Jeszcze chwila, a żeby móc mówić, bedę musiała wziąć wdech. Wiedziałam jednak, że tym razem nie zdołam się już powstrzymać. Zamknęłam oczy, delikatnie kręcąc głową. - Nie słuchaj tych chłopców, twoja mama mówiła prawdę. To normalne w tym wieku. - Dziewczynka ponownie uśmiechnęła się promienie.

- Jest pani bardzo ładna. Jak ma pani na imię? - Zapytała.

- Bella. - Uśmiechnęłam się, próbując ukryć panikę; powietrza zostało mi na nie więcej niż dwa krótkie zdania.

- A ja jestem Moondance. - Wyciągnęła w moją stronę małą rączkę, którą z pewnym wahaniem ujęłam, martwiąc się by nie zrobić jej krzywdy.

- To bardzo ładne imię. - Wygięłam kąciki ust w delikatnym uśmiechu.

- Naprawdę? Nikt tak mi nigdy nie powiedział. No chyba, że mama. - Wywróciła zabawnie oczami.

- Naprawdę. A teraz lepiej wracaj do mamy. – Dziewczynka, jak na zawołanie odwróciła się, wpatrując pełnym miłości spojrzeniem w kobietę siedzącą w fotelu obok tego, w którym wcześniej siedziała Moondance i obejmującą czule misia, którego dziewczynka położyła tam, aby jej matka się nie obudziła. Stłumiłam mimowolną chęć skrzywienia się, widząc szczere i niczym niezmącone uczucie w jej oczach. Dziecko odwróciło się w moją stronę, machając energicznie rączką i wróciło na miejsce. Oparłam głowę o zagłówek, przymykając oczy i starając się skupić uwagę na czymś innym niż pysznie zachęcające odgłosy, wydawane przez ludzkie serca pompujące krew.


Reszta podróży minęła bez żadnych niespodzianek. Wyszłam z budynku lotniska, rozglądając się wkoło. Zaczynało powoli świtać, zaspani ludzie przecierali oczy, kierując się w stronę swoich samochodów. Przeszłam pieszo spory kawałek, ukryta pod ciemnoszarą peleryną, którą nosiłam będąc w Volterze i rozglądałam się w poszukiwaniu samochodu. Potrzebowałam czegoś naprawdę szybkiego. Nie zaplanowałam jeszcze reszty mojej podróży, wyjęłam jednak wszelkie mapy z mojego schowka i upchnęłam w mojej torbie. Zatrzymałam na dłużej spojrzenie na starym, srebrnym BMW, by potem przenieść je na bordową Toyotę i nowe, czarne Mitsubishi.

Chyba mamy zwycięzcę. - pomyślałam z krzywym uśmiechem.


Rozdział piąty


Dwa miesiące później


Ze znudzeniem przypatrywałam się przepływającym za moim oknem krajobrazom. Minęły całe dwa miesiące od czasu, kiedy wylądowałam w Thermopolis i odtąd stale zmieniałam miejsce pobytu, bojąc się, że dostrzeże mnie ktoś, kto mógłby mnie rozpoznać i zdradzić Volturri, gdzie jestem. Poruszałam się mało uczęszczanymi lub zupełnie zapomnianymi drogami, w myślach błagając, by nie napotkać żadnego człowieka. Liczbę polowań ograniczyłam do minimum - doprowadzałam się powoli do szaleństwa, momentu w którym już nie panowałam nad własnym ciałem, a ogień palący moje gardło zaczynał się rozprzestrzeniać po całym ciele, płonąc w żyłach.

Mimo wszystko byłam jednak szczęśliwa. Cieszyłam się wolnością, możliwością swobodnego biegania po lasach, nie musząc myśleć o tym, że pora wrócić do Volterry. Cieszyłam się tym, że nikt mi nie rozkazywał, nikt nie atakował z zaskoczenia, nie szydził i nie nazywał odmieńcem. Nie musiałam patrzeć na wykrzywione w grymasie nienawiści twarze moich kompanów podczas misji, nie było żadnych ironicznych uśmieszków i ukradkiem wymienianych porozumiewawczych spojrzeń. Byłam sama. Całkowicie sama.

I naprawdę samotna.

Zjechałam na pobocze, zastanawiając się, gdzie tak właściwie teraz jestem. Na początku niemal codziennie korzystałam z map, dokładnie planując podróż. Jednak teraz zupełnie przestałam się tym interesować. Zerkałam tylko co jakiś czas, sprawdzając czy aby nie za bardzo zbliżam się do jakiegoś miasta. O upływającym czasie przypominały mi tylko wschody i zachody słońca, które zwykłam oglądać na jakiejś leśnej polanie, gdzie zatrzymywałam się, by nikt przypadkiem nie dostrzegł mnie w słońcu. Znacznie ograniczyłam kontakty z ludźmi. Tylko gdy w zbiorniku brakowało paliwa, zatrzymywałam się na stacjach benzynowych lub po prostu wymieniałam dotychczasowy środek transportu na inny .Sporadycznie też, i tylko jeśli wcześniej polowałam, w wypadku gdy zdecydowałam się gdzieś polecieć.

Do tej pory nie spotkałam żadnego innego wampira.

Napawało mnie to zarówno spokojem i nieznanym, jak dotąd, poczuciem bezpieczeństwa, ale i też dziwną tęsknotą za rozmową z kimś, nawet za słownymi potyczkami z Demetrim lub Jane. Samotność naprawdę działała niekorzystnie na umysł wampirów. Wygrzebałam mapę ze schowka, zdecydowawszy, że już najwyższy czas sprawdzić swoje położenie. Do tej pory byłam w Nebrasce, Dakocie Północnej i Południowej, gdzie zdecydowałam, że powinnam oddalić się od Montany. I tak wybrałam podróż na Alaskę. Wylądowałam w mieście o nazwie Fairbanks i skierowałam się w stronę Parku Narodowego Denali. Biorąc pod uwagę czas, jaki spędziłam na jeździe, powinnam była już być na miejscu.

Rozglądając się uważnie wokół , przez moment uchwyciłam w lusterku powoli ciemniejące tęczówki. Westchnęłam cicho otwierając drzwiczki i wyszłam na zewnątrz. Gruba warstwa śniegu pokrywająca drzewa sprawiła, że gałęzie uginały się pod jego ciężarem. Uśmiechnęłam się pod nosem, biegnąc przez zaśnieżony las. Wszystkie zwierzęta schroniły się przede mną w swoich norkach, jak najlepiej ukrywając krnąbrne potomstwo. Mroźny wiatr muskał moją skórę, wzbudzając fale wspomnień. Doskonale pamiętałam, jak bardzo nie cierpiałam zimna i wilgoci kiedy jeszcze byłam człowiekiem. Z ust wyrwał mi się pozbawiony radości chichot. Teraz temperatura nie miała znaczenia, a ja, zamiast się z tego cieszyć, marzyłam by jeszcze chociaż raz móc poczuć gęsią skórkę na ciele. Rozejrzałam się dookoła i wytężyłam słuch. Potrzebowałam miejsca, by pozbierać myśli. Niedaleko usłyszałam szum strumyka. Poprawiłam torbę przewieszoną przez ramię i przyśpieszyłam.

Po zaledwie kilkuset metrach zauważyłam prześwit pomiędzy drzewami. Zwolniłam, a po chwili zatrzymałam się, z ciekawością rozglądając po niewielkiej polance, na której się znalazłam. Gruba warstwa białego puchu pokrywała ziemię, a niewielki strumyk zachwycał krystalicznie czystą wodą. Zsunęłam torbę z ramienia i usiadłam ostrożnie nad wodą, biorąc duży łyk świeżego powietrza, przesyconego zapachem drzew, żywicy, śniegu i delikatnej nuty krwi zwierząt znajdujących się w pobliżu. Wzdrygnęłam się, czując minimalne pieczenie i zamknęłam oczy klnąc siarczyście pod nosem. Moja natura nie pozwalała o sobie zapomnieć nawet na chwilę. Nie mając żadnego kontaktu z ludźmi, może dałabym radę wytrzymać jeszcze tydzień bez polowań.

Zmrużyłam oczy i skierowałam wzrok na bezchmurne niebo. W Denali, na szczęście, marne były szanse na spotkanie jakiegokolwiek człowieka. Znajdowałam się na tyle daleko od ścieżek, by być pewną, że nikogo nie spotkam. Nikt przy zdrowych zmysłach nie zapuszczałby się tak głęboko w las.

Nabrałam powietrza w płuca, by już po chwili zerwać się do pozycji bojowej. Słodka woń, choć jeszcze tak daleka, że trudna do wyczucia, wypełniała powietrze wokół. Zlustrowałam uważnie otoczenie, skupiając wzrok by dostrzec chociaż fragment ludzkiej sylwetki, jednocześnie sprawdzając stan mojej bariery umysłowej. Była nienaruszona.

Od dawana nie miałam już kontaktu z żadnym wampirem, a, mimo że spragniona czyjejś obecności, czułam ukłucie paniki na myśl o innym przedstawicielu mojego gatunku. Gdyby w tej chwili moja głupia ciekawość nie pchała mnie na spotkanie z nim, pewnie już byłabym co najmniej kilometr stąd. Powinnam tam być.

Ale nie mogłam.

To było takie głupie dobrowolnie skazywać się na śmierć, bo tym mogła skończyć się moja idiotyczna decyzja. Do tej pory nie sądziłam, że jestem na tyle ciekawska, by narażać życie dla kaprysu. Gdzie do cholery moja ostrożność i czujność? Czemu nagle poczułam potrzebę bycia towarzyską? Czy te parę samotnych miesięcy aż tak bardzo podziałało na moją psychikę?

Jezu! Mogłabym przypuszczać, że po 80-tce nie będę już zachowywać się jak dziecko.

Odgłos kroków natychmiast przerwał potok myśli. Odwróciłam się, by stanąć twarzą w twarz z przeciwnikiem. Powoli dostrzegłam zarys, potem całą sylwetkę nieznajomego. A raczej nieznajomej.

Wampirzyca powoli wyszła z zarośli, ukazując swą szczupłą, idealną sylwetkę, jednocześnie ze zdziwieniem i czujnością mierząc mnie wzrokiem. Była wysoka i smukła, o truskawkowo blond włosach i pełnych ustach, wygiętych w grymasie zniesmaczenia. Wbiłam wzrok w jej ciemnobrązowe oczy, kalkulując jakie może stanowić zagrożenie.

-Kim jesteś? - jej głos, choć delikatny, zabrzmiał groźnie.

-A ty? - Uśmiechnęłam się wyzywająco, obserwując jej reakcje. Zacisnęła usta w cienką linię, lecz już po chwili odezwała się ponownie.

-Ja pierwsza zadałam pytanie… - Stłumiłam chicho,t słysząc jej dziecinną wymówkę. Zmarszczyła brwi. - … wypadałoby więc, abyś ty pierwsza odpowiedziała. Ale jak widać nomadzi nie grzeszą dobrymi manierami. - Wygięła usta w drwiącym uśmiechu. - Jestem Tanya, a ty znajdujesz się teraz na moim terytorium, więc jeżeli nie chcesz zakończyć swojego nędznego życia tu i teraz, radziłabym Ci oddalić się stąd szybciutko.
No cóż, muszę przyznać, że tu mnie zaskoczyła. W Volterze rzadko spotykałam ludzi, którym udało się tego dokonać.

-Jestem Isabella Swan i niestety nie mogę posłuchać twojej rady, a przynajmniej nie przez najbliższy miesiąc, kotku. - Słysząc moje imię, Tanya w zdziwieniu uniosła brew. Skrzywiłam się, w myślach klnąc na swoją głupotę. Nie znałam jej, równie dobrze mogła pracować dla Volturri, nawet jeżeli nie znała mojego wyglądu, podając jej swoje prawdziwe imię mogłam wpakować się w niezłe tarapaty.

Lecz zanim zdążyłam jakkolwiek zareagować, poczułam ucisk silnych rąk na mojej szyi i uderzyłam plecami w drzewo. W oczach wampirzycy widać było wściekłość. Złapałam ją za ręce i z trudem odciągnęłam od mojej szyi, wykręcając i odrzuciłam ją na drugi koniec polanki. Wzięłam głęboki wdech, patrząc na nią spod przymrużonych powiek.

-Nie wiem czego ode mnie chcesz, ty cholerna wariatko, ale gdybyś wiedziała, jak walczyć, być może uznałabym cię za niebezpieczeństwo i na tym skończył, by się twój żywot. – Warknęłam, czując zdezorientowanie i wściekłość. – Następnym razem pomyśl, zanim coś zrobisz, dobra?! - Dodałam po chwili, zaskoczona, że nie zabiłam wampirzycy od razu. Co więcej, zdziwiona, że nie chciałam tego zrobić.

- Zabiłaś mi matkę. - Wycedziła z wściekłością. - A teraz śmiesz przychodzić na moje ziemie, by ukryć się przed Volturri, bo znudziła ci się służba. - Przez jeden, krótki moment skamieniałam, patrząc na nią z zaskoczeniem.

- Twoją matkę?

- Tak. Miała na imię Sasha. Czyżbyś już nie pamiętała własnych morderstw? Tak wiele ich było? - Zadrwiła chłodno, powoli wstając z ziemi. Poczułam, jakby uderzyła mnie w twarz i było to o wiele bardziej raniące, niż jakiekolwiek słowo, które padło z ust Jane i Demetriego razem wziętych. - Zresztą nie ważne. Wy zawsze myśleliście tylko o sobie. Zostań tu, jak długo chcesz, ale póki jesteś na moim terenie, nie możesz tknąć żadnego człowieka. I nie zbliżaj się do mnie i mojej rodziny. - Przerwała na chwilę, by spojrzeć mi w oczy. – Nigdy więcej. - Odwróciła się, by odejść.

- Czekaj! – Zawołałam, zanim zdążyłam się powstrzymać. Zwróciła na mnie wzrok, w którym nadal wyczytać można było wściekłość, ale i przygnębienie. - Na co więc mogę polować? - Zapytałam cicho. Uniosła brew i po chwili wybuchnęła gorzkim śmiechem.

- Możesz ze mnie nie kpić, złotko? - Lecz widząc moje zagubione spojrzenie, spoważniała i na chwilę w jej oczach pojawiło się wahanie. - Ty naprawdę nic nie wiesz. - To nie było pytanie.
Pokręciłam głową, czując mimowolnie kiełkującą w moim sercu nadzieje. Tanya odwróciła się całkowicie w moją stronę. - I to cię boli. - Dodała zaskoczona. - Nie chcesz zabijać. - Jej głos był teraz pewny, jednak nuta rozbawienia, która się w nim pojawiła, zaniepokoiła mnie.
- Cierpisz. - Zadowolenie, które było widoczne w jej glosie sprawiło, że miałam ochotę warknąć. Zamyśliła się na chwilę. - Nie wiem, czy mam w sobie na tyle litości, by zdradzić ci tą... - zaśmiała się. - … tajemnice. - Spojrzała na mnie wyniośle. - Nie wiem, czy na to zasługujesz. - Uniosłam dumnie podbródek, wiedząc, że chce abym ją prosiła. Mimo iż bardzo zależało mi na tej informacji, nie potrafiłam zmusić się do wypowiedzenia słów. Tanya czekała, aż po chwili westchnęła, zawiedziona i uniosła jedną brew. - Dlaczego niby miałabym ci to powiedzieć? Podaj mi chociaż jeden powód.

- Volturri zabili też moją matkę. – Wbiłam wzrok w ziemię zaskoczona, że to powiedziałam. Te słowa mogły być zarówno moim ocaleniem, jak i zgubą. Gdy po dłuższej chwili nadal odpowiadała mi cisza, uniosłam wzrok, by zobaczyć wahanie w oczach wampirzycy.

- To nie Volturri zabili moją matkę, to byłaś ty. - Powiedziała cicho.

- Ja tylko wykonywałam rozkazy. Kiedy w wieku siedemnastu lat ktoś zamienia cię w wampira i zabija twoją matkę, nie masz co zrobić. Nie wiesz, co jest słuszne a co nie. - Wyznałam cicho. - Nie mogłam wrócić do domu, byłam też za młoda by wiedzieć, że śmierć jest lepszym wyjściem. A potem... potem za bardzo się tego bałam. - Patrzyłam w oczy Tanyi, licząc, że wyczyta z moich szczerość. Skupiła na mnie spojrzenie przez moment.

- Chodź za mną. - Odezwała się, po chwili z westchnięciem. - Idziemy coś zjeść. Potem zaprowadzę cię do mnie, muszę mieć cię na oku. Ostrzegam, że są tam moje dwie siostry. Nie wiedzą, jak wyglądał zabójca naszej matki, ale wiedzą, jak miała na imię. - Odwróciła się, by popatrzyć na mnie jeszcze raz. - Musimy ci je zmienić. Jakieś propozycje?

- Tak, mogę być Marie. To moje drugie imię.

Wykrzywiła delikatnie usta w dziwnym grymasie, by szybko odwrócić głowę.

- Dobrze więc, będziesz Marie. - Odezwała się cicho. - Za jakiś czas powiem siostrom kim jesteś. A ty… - urwała na chwilę - … po polowaniu opowiesz mi swoją historię. Całą.

Westchnęłam cicho i z rezygnacją pokiwałam głową. Mogłam ją wreszcie komuś opowiedzieć.

___________

No cóż mam wrażenie, że rozdział mi nie wyszedł więc będę bardzo wdzięczna jeśli ktoś mnie objedzie od góry do dołu i powie co poprawić.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Mercy. dnia Nie 18:03, 25 Paź 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Noth.
Wilkołak



Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 114
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 19:06, 24 Paź 2009 Powrót do góry

Och Marcy., Marcy., Marcy.
Cudnie.
I mi tu nie płacz, że nikt nie komentuje, bo po prostu zatkało wszystkich z zachwytu. Bądź po prostu nie ruszyli jeszcze swoich leniwych tyłeczków, aby to przeczytać- z resztą co się dziwić, w końcu jest sobota, czyli idealny czas na rodzinne imprezy, wyjścia z przyjaciółmi, wyjazdy, czy zwykłe opuszczenie domu/internetu oznaczającej szarą rzeczywistość.
Z resztą- myślisz, że to tak łatwo wypowiedzieć się przy takim dziele bez większego ośmieszenia? Uwierz mi, że nie. Tak dla przykładu ja i to co teraz piszę:D.
W skrócie- nie przejmuj się, niedługo będą tu tłumy wbijające drzwiami i oknami, rozpychające się łokciami by zaistnieć i choć w części opisać swój podziw.

Dobra, trochę na słodziłam na dobry początek. Nie zostanie mi nic na później i następne posty i co będzie? Będę musiała dokupić dalsze słodkościxD
Ok, więc jak już wiesz masz piękny styl, te opisywanie otoczenia, uczuć, po prostu cud, miód i czekolada^^(jeśli ktoś lubi oczywiście). Oprócz tego nieźle się rozpisujesz- i dobrze, bo widzisz, ja np jak już znajdę czas na pisanie, to rozdziały nie zajmują mi zbyt wiele miejsca, co czasami mnie lekko denerwuje- ale tak to już jest. No i... szczerze mówiąc nie wiem co mogę jeszcze napisać, gdyż czytałam to wcześniej, a ja niestety muszę na bieżąco, bo inaczej mi nie wychodzi... Przeczytałabym jeszcze raz, ale to w moim wypadku nic nie da- taka moja wada (właściwie jedna z wielu).

Mam nadzieję, że wybaczysz mi ten brak konkretów, brak sugestii (gdyż już kilka podałam wcześniej, 'osobiście') i ogólnie podanie samych oczywistych rzeczy. Jak już wspominałam tak to już jest, jak nie piszę czegoś od razu po przeczytaniu. Weź tez pod uwagę, że to mój pierwszy komentarz od bardzo dawna, więc trochę wyszłam już z wprawy. Dlatego musi wystarczyć tyle- taki słodki deserek. Obiecuję, że następnym razem postaram się wiele bardziej;)


P.S. Przepraszam, za lekkie odejście od tematu i pisanie o sobie;)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Noth. dnia Sob 19:08, 24 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Paramox22
Zły wampir



Dołączył: 15 Sie 2009
Posty: 281
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 32 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: znad morza... no prawie xD

PostWysłany: Sob 20:22, 24 Paź 2009 Powrót do góry

Przeczytalam to opowiadanie popoludniu, ale dopiero teraz mam czas napisac komentarz, wiec sprobuje cos naskorbac.

Kocham Belle jako wampira, a jeszcze bardziej jako sluzaca Volturi. Moim zdaniem dodaje to agresywnosci opowiadaniu, co bardzo lubie. Te wszystkie walki, docinki z Felixem to najlepsze chyba rzeczy w tym ff. Nie mowie, ze inne mi sie nie podobaja, ale to moje perelki. Aro nie chce wyjawic jej tajemnicy, co jeszcze bardziej wciaga. Czy Tanya wyjawi jej jak ma zyc? Mam nadzieje, ze tak. Swoja droga, rzadko kiedy Tanya jest w opowiadaniach nastawiona pokojowo (przynajmniej pozniej) do Belli. :D Dziekuje Ci za to przelamanie stereotypow. Podoba mi sie rowniez charakter glownej bohateki: wojownicza, sarkastyczna i co najwazniejsze bez samokontroli. Ciesze sie, ze od razu nie chce rzucic sie na czlowieka, a nawet mysli jak to bedzie wyssac krew czlowieka. :)

Calosc mi sie podoba, mam nadzieje ze spotka Cullenow i akcja sie rozkreci.
Pozdrawiam i zycze weny,
Paramox22


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Alice_94
Nowonarodzony



Dołączył: 31 Mar 2009
Posty: 39
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Milicz

PostWysłany: Wto 21:25, 27 Paź 2009 Powrót do góry

Po pierwsze, późno się obudziłam, że wstawiłaś nowe rozdziały. Po drugie, wydaje mi się że nic szczególnego teraz się nie wydarzyło. Może tak trochę dłużej i więcej akcji? Bardzo by mi na tym zależał. Przyjemnie się czyta. Jak na razie nie widziałam żadnych błędów ortograficznych- nie żebym była jakąś polonistką:) Nie mogę sie doczekać spotkania Edwarda i Belli, a może B. zakocha się w Emmecie? Było by to naprawdę ciekawe. Ale nic. Czekam z niecierpliwością na następny rozdział. Nie pogardzę dwoma^^
Życzę weny
All.
xoxo


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Alice_94 dnia Czw 16:22, 24 Gru 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
dodus27
Nowonarodzony



Dołączył: 02 Kwi 2010
Posty: 1
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 12:17, 06 Wrz 2010 Powrót do góry

Dopiero niedawno trafiłam na twoje opowiadanie i muszę przyznać szczerze, że jestem nim zachwycona.
Podoba mi się taka postać Belli. Jest ona bardzo intrygująca. Sprawia wrażenie odizolowanej ale jednocześnie potrzebującej miłości (przynajmniej ja tak to odbieram). Ciekawi mnie jak dalej potoczą się jej losy.
Mam nadzieję, że wrócisz to pisania tego ff. Pozdrawiam Smile


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin