FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Zmierzch w narracji Edwarda [NZ] [rozdz. 23 część I] 30.07 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
kasiek303
Wilkołak



Dołączył: 10 Lut 2009
Posty: 199
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: CK<3

PostWysłany: Pią 7:44, 17 Kwi 2009 Powrót do góry

Dzięki za miłe komentarze. Staram się.
Ewelina --> mam ogromną nadzieję, że się nie zawiedziesz. :P
Zapraszam.

Beta: okrutna, bezwzględna i niezastąpiona aramgad <3


Wjechałem na górski szlak, nadal bijąc się z myślami. Jednak po jakimś czasie rozchmurzyłem się. Taka jazda po wertepach zawsze sprawiała mi frajdę. Teraz nie było inaczej, tym bardziej, że obok mnie siedziała moja ukochana. Ponure rozmyślania rozpłynęły się w oceanie szczęścia, którym byłem przepełniony. Dojechaliśmy do końca drogi.


Rozdział 17 część III

Mecz


Stanęliśmy, gdy szlak się skończył. Zaczęło się rozpogadzać.
- Przykro mi, Bello, ale od tego miejsca trzeba już iść pieszo.
- Wiesz co? Chyba sobie tu poczekam.
- Gdzie się podziała twoja odwaga? Rano byłaś gotowa na wszystko. - Postanowiłem się z nią podroczyć, bo jej humor się poprawił.
- Nie zapomniałam jeszcze, jak to było ostatnim razem. - Od tego wydarzenia minął zaledwie jeden dzień. Z cienia samotności wyszedłem na zalaną słońcem polanę miłości. Jeden dzień, który zmienił całe moje życie.
Wysiadłem z jeepa i chwilę później pomagałem Belli wypiąć się z szelek.
- Sama sobie poradzę. Idź już, idź.
- Hm - zamyśliłem się. Nagle do głowy przyszedł mi nieco ryzykowny, ale potencjalnie genialny plan. - Coś mi się wydaje, że będę musiał popracować nad twoimi wspomnieniami.
Wyciągnąłem ją z auta i postawiłem na ziemi, upewniając się w międzyczasie, że nie zrobię jej krzywdy.
- Alice miała rację – powiedziała, patrząc w niebo. - Popracować nad moimi wspomnieniami? - dodała nieufnie. Nadal się wahałem. A co, jeśli nie dam rady? Co, jeśli ją skrzywdzę?
- Zaraz zobaczysz. - Mimo dużej ilości kontrargumentów, nie mogłem się powstrzymać. Powtarzałem sobie w myślach, że to niemoralne, niemożliwe. Ale, czy po ostatnich godzinach, miałem prawo sądzić, że coś jest niemożliwe? Delikatnie oparłem dłonie o karoserię samochodu, pochyliłem się nad nią, przyglądając się uważnie. Nie miałem pojęcia, o czym myślała, ale coś mi podpowiadało, że jej się to podoba. Wiara w to, że Bella czuje do mnie to samo, co ja do niej, dodawała mi odwagi. Nic już nie mogło mnie powstrzymać, podjąłem decyzję. Śmiało pochyliłem się bardziej, tak, że nasze twarze dzieliło tylko kilka centymetrów. Potwór w moich wnętrznościach uniósł głowę węsząc.
- Powiedz, czego dokładnie się boisz? - zapytałem, już bez wahania.
- Tego, że uderzę o drzewo - powiedziała i przełknęła głośno ślinę. Jej słodka woń wywołała palący żar w gardle, ale zignorowałem go. - I zginę na miejscu. I że jeszcze potem zwymiotuję.
Starałem się nie roześmiać, tylko zbliżyłem się i pocałowałem we wgłębienie między obojczykami. Jej skóra była tak miękka i gładka.
- Nadal się boisz? - spytałem cicho, rozkoszując się tym zapachem i dotykiem.
- Tak - powiedziała niepewnie. - Że uderzę w drzewo. I, że zrobi mi się niedobrze. - Była bardzo uparta, ale jeżeli zacząłem tę grę, musiałem ją dokończyć. Choć ryzykowałem wiele. Stawką był moja miłość i sens życia.
Przejechałem powolutku nosem po jej szyi, wstrzymując na chwilę oddech. Potwór zawarczał głośno, ale nie zwróciłem na niego uwagi. Zagłuszała go piękna melodia. Przyspieszone bicie serca mojej ukochanej.
- A teraz? - szepnąłem, przytulając się do jej kruchego policzka.
- Bez zmian - wymamrotała. - Drzewa. Wymioty. - Złożyłem delikatne pocałunki na jej powiekach. Delektowałem się tą chwilą.
- Bello, chyba nie myślisz, że mógłbym uderzyć w drzewo? - spytałem. Kwestia, o której rozmawialiśmy wydawała mi się tak trywialna, w porównaniu do tego, nad czym rozważałem i co czułem.
- Ty nie, ale ja tak - odowiedziała nieprzekonana.
Udało mi się. Mogłem właściwie już przestać, ale ta chwila była zbyt piękna, zbyt idealna. Przy mojej naturze potwora, nic nie było pewne. Nie było pewne, czy dane mi będzie przeżyć jeszcze kiedyś taką sytuację. W związku z tym, chciałem ją wykorzystać do końca. Przejechałem delikatnie ustami po krzywiźnie jej szczęki i zatrzymałem się przy kąciku ust.
- Sądzisz, że pozwoliłbym na to, żebyś się przy mnie zraniła? - Czy ja pytałem się jej? Czy też upewniałem się, że dam radę? Musiałem wiedzieć, że tego momentu niewyobrażalnej euforii nie przypłacę stratą najważniejszej osoby na świecie.
- Nie. - To było nienaturalne. Nawet ja tego nie wiedziałem. Cieszyłem się, że mi ufa, ale z drugiej strony bałem się o nią.
- Sama widzisz. - Musnąłem jej usta wargami. Potwór zaskomlał w agonii. - Nie ma się czego bać, prawda?
Poddała się.
- Nie, nie ma.
"Nie powinienem tego robić" zganiłem się w myślach.
Ująłem jej kruchą twarz w dłonie i pocałowałem. Ogień znów pojawił się w moim gardle, ale to nie on się teraz liczył. Liczyła się tylko ta mała istotka, która nadawała sens mojej egzystencji.
Bella znów zareagowała zaskakująco. Zamiast stać grzecznie, nieruchomo, przylgnęła do mnie całym ciałem. Poczułem to niesamowite ciepło bijące od niej, tę miękką skórę. Podekscytowany tą bliskością, nie dostrzegłem budzącego się potwora. Pragnienie znów upomniało się o krew. Krew Belli. Znieruchomiałem. Nie mogłem narazić jej na takie niebezpieczeństwo. Musiałem przystopować. Delikatnie, aczkolwiek stanowczo odsunąłem się od niej, starając się dojść do siebie, zanim spojrzę jej w oczy. Zdawałem sobie sprawę, jak muszę wyglądać. Mięśnie napięte, w oczach głód i pragnienie, zaciśnięta szczęka. Nie mogłem doprowadzić, by zobaczyła mnie w takim stanie. Już nie chciałem, żeby się mnie bała.
- A niech cię, dziewczyno! Wpędzisz mnie do grobu. - Zdołałem wykrztusić, nabierając świeżego powietrza do płuc. Poczułem ulgę.
- Jesteś niezniszczalny - wydusiła, starając się złapać oddech.
- Może i w to nawet wierzyłem, ale później poznałem ciebie! - rzuciłem ostro. Mój organizm jeszcze nie do końca się przestawił. - Ruszmy się stąd lepiej, zanim zrobimy coś naprawdę głupiego. - "Albo raczej zanim ja zrobię coś głupiego" dodałem w myślach, biorąc ją na plecy. Złapała się kurczowo mojej szyi. Znów poczułem przypływ radości, spowodowany jej bliskością. Niewątpliwie byłem masochistą. Ból pragnienia, którego doświadczałem w kontakcie z Bellą, sprawiał, że czułem ulgę.
- I nie zapomnij zamknąć oczu! - przypomniałem, jeszcze lekko srogim tonem.
Pobiegłem. Nie rozwinąłem maksymalnie prędkości, ponieważ nie chciałem doprowadzić do stanu z dnia poprzedniego. Mimo, iż to były tylko zawroty głowy, przyrzekłem sobie, że nie będzie więcej przeze mnie cierpiała.
Z wolna dochodziłem do siebie. Świeże powietrze mnie otrzeźwiło i pozwoliło racjonalnie myśleć. Z jednej strony potępiałem się, za to, że naraziłem ją na takie ryzyko. Z drugiej jednak, emocje, które mi towarzyszyły były tak ekscytujące, że gdybym miał okazję to powtórzyć, zgodziłbym się bez wahania. Dobiegliśmy, ale ona przez chwilę nie schodziła z moich pleców. Pogłaskałem ją po głowie.
- Jesteśmy na miejscu, Bello.
Zaczęła się niezdarnie ześlizgiwać, aż w końcu upadła z cichym jękiem na pobliską kępę paproci. Chciałem się z nią podroczyć, więc postanowiłem to zignorować. Jednak nie na długo, bo jej zdezorientowana mina i komiczna pozycja, sprawiła, że wybuchłem głośnym śmiechem.
Podniosła się powoli i z obrażoną miną, zaczęła strzepywać z kurtki listki i błoto. Rozśmieszyło mnie to jeszcze bardziej. Nagle odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę lasu.
- Dokąd to? - spytałem, łapiąc ją w talii.
- Na mecz baseballu. Ty, jak widzę, znalazłeś sobie inne zajęcie, ale jestem pewna, że inni zdołają się bez ciebie świetnie bawić - odpowiedziała urażona.
- Idziesz w złą stronę.
Zawróciła, nie patrząc w moją stronę. Zrobiło mi się głupio.
- Nie wściekaj się, nie mogłem się opanować. Żałuj, że nie widziałaś swojej zdezorientowanej miny. - Mimowolnie się uśmiechnąłem.
- Ach tak? - spytała, unosząc brew. - To tylko tobie wolno się wściekać?
- Wcale nie byłem na ciebie zły. - Czegoś tu nie rozumiałem... Jak ona mogła tak w ogóle myśleć?
- "Do grobu mnie wpędzisz"? - zacytowała oschle.
- To było tylko stwierdzenie faktu.
Próbowała się odwrócić i odejść, ale trzymałem ją mocno. Musiałem najpierw wyjaśnić sprawę.
- Byłeś wściekły.
- Byłem. - To prawda. Byłem zły na siebie, że narażam ją na takie niebezpieczeństwo, że tyle ryzykuje w kontakcie ze mną.
- A dopiero co powiedziałeś...
- Że nie byłem zły na ciebie. Nie widzisz tego, Bello? - Zrozumiałem, co miała na myśli. Ona naprawdę sądziła, że ja się złoszczę na nią! - Naprawdę nie rozumiesz?
- Czego znowu nie rozumiem? - zapytała zaskoczona. Nie spodziewałem się tego.
- Że nigdy nie jestem zły na ciebie. Jakże bym mógł? Jesteś taka dzielna, ufna... taka ciepła. - Mogłem tak wymieniać bez końca: dobra, odważna, szlachetna, życzliwa, wyrozumiała...
- To dlaczego tak się zachowujesz? - wyszeptała.
Położyłem jej dłonie na policzkach.
- Wpadam w straszliwy gniew - wyżaliłem się. Miałem nadzieję, że mnie zrozumie i już nigdy nie będzie brała odpowiedzialności za moje karygodne zachowanie - bo nie potrafię cię należycie chronić. Sama moja obecność jest dla ciebie ryzykowna. Czasami czuję do siebie wstręt. Powinienem być silniejszy, powinienem móc...
Zakryła mi usta dłonią.
- Przestań.
Znów jej wspaniałe cechy dały o sobie znać. Tym razem była to wyrozumiałość. Spełniła moją cichą prośbę.
Odsunąłem jej dłoń, ale przytrzymałem ją na policzku. Poczułem, że jestem gotowy, żeby powiedzieć wprost, co do niej czuję. Przez myśl przelały mi się całe tabuny pięknych słów. Miałem już w głowie ułożoną wcześniej formułkę, ale teraz, patrząc w jej oczy, dostrzegłem, że zabrzmiałoby to nieprawdziwie i nienaturalnie. Tyle czasu czekałem na ten moment.
- Kocham cię. - Wybrałem te dwa najprostsze, których wcześniej nie brałem nawet pod uwagę, ale w tej chwili poczułem, że odzwierciedlają wszystko. - To marna wymówka, ale i szczera prawda. - A teraz, proszę, zachowuj się jak należy - upomniałem cicho i pocałowałem ją w same usta. Gdy poczułem ich słodki smak, na moment zakręciło mi się w głowie, a ogień zapłonął w moim gardle. Nie czułem go teraz. Liczyła się tylko moja piękna.
- Przyrzekłeś komendantowi Swanowi odstawić mnie o przyzwoitej porze, pamiętasz? Lepiej już chodźmy - powiedziała, gdy oderwaliśmy się od siebie.
- Tak jest.
Idąc koło niej w stronę boiska, rozpamiętywałem wydarzenia ostatnich dni. Nadal z pragnienia paliło mnie gardło, ale było to tłumione przez inny ogień. Ogień miłości.
_________________
Przepraszam, że krótko, ale tak mi się łatwiej pisze.

Twisted Evil


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kasiek303 dnia Pią 7:48, 17 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Ewelina
Dobry wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P

PostWysłany: Pią 9:02, 17 Kwi 2009 Powrót do góry

No absolutnie się nie zawiodłam Uwaga Uwaga
To było perfekcyjne, naprawdę.
Czekałam na ten rozdzialik baaaaardzo długo i jestem w pełni usatysfakcjonowana.

kasiek303 - dziękuję.
Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Pią 9:03, 17 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
ajaczek
Zły wampir



Dołączył: 05 Lut 2009
Posty: 477
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Pią 12:54, 17 Kwi 2009 Powrót do góry

Jestem pod wrażeniem. Super opisujesz uczucia Edzia, tak jakbym czytała MS ciag dalszy.. :) Pisz jak najwięcej i najszybciej, bo o Edzia uczuciach mogę czytać non stop!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Nati0902
Człowiek



Dołączył: 30 Mar 2009
Posty: 66
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Sob 13:00, 18 Kwi 2009 Powrót do góry

Strasznie mi się podoba piszesz tak niesamowicie! A opis uczuć Edwarda godne podziwu. Jest to chyba jedno z lepszych opowiadań jakie czytałam. Mam nadzieje że wena cie nie opuści u już niedługo będę miała okazje przeczytać następną część i trochę lepiej wyrazić się na temat twojego stylu pisania.

WENY


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
angie1985
Wilkołak



Dołączył: 17 Kwi 2009
Posty: 124
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 16:42, 18 Kwi 2009 Powrót do góry

To jest naprawdę zgrabnie napisane. Gratuluje!! Bardzo dobrze sie czyta,ładne i bogate słownictwo.Ja poprostu uwielbiam te spekulacje dotyczace MS i już nie moge doczekać się orginału (choć oczywiście jego termin jest odległy).Będę tu często zaglądać i czekać na jeszcze. Najbardziej jestem ciekawa sali baletowej i mam nadzieję że rozegrasz to mistrzowsku! Weny życzę :D


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
NaNo__lAdy_bY_...
Człowiek



Dołączył: 06 Mar 2009
Posty: 64
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Sob 16:58, 18 Kwi 2009 Powrót do góry

Czytałam twoję ff od pierwszego odcinka, ale dopiero teraz pokusiłam się o skometowanie.
Słowo 'dziewczyna' kojaży mi się z czymś prostym, błachym, skoro Edward ma na myśli miłość swojego zycia. Równie dobrze możesz zastąpić je zwrotem 'ukochana' lub po prostu Bella.
Wprost miłuję cię za napisanie tych rozdziałów z punktu widzienia Edwarda.
Wg mnie doskonale przedstawiłaś jego emocje, co wydaję się dość tródnym zadaniem, jak dla mnie. Czasami tylko za dóżo dialogów, a za moało opisów i odczuć, ale tylko czasami tak się zdarza.
Z niecierpliwością czekam na kontynuację. Oby wena Cię nie opuściła.
Pozdrawiam N.:D


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez NaNo__lAdy_bY_... dnia Sob 17:00, 18 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Kame
Wilkołak



Dołączył: 27 Lut 2009
Posty: 144
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Kluczbork

PostWysłany: Nie 20:47, 19 Kwi 2009 Powrót do góry

HaHaaa! Dawaj goo!

Już się uspokajam ;P

Wdech... wydech...

No, nareszcie. Również czułam niedosyt po tych 15 rozdziałach, ale sama nie odważyłabym się pisać dalszego ciągu. (po Lunar Eclipse zapewne zdążyłaś zauważyć moją niechęć do tkliwych dialogów i przemyśleń Edka xD ) Gratuluję Ci więc i życzę Weny przez duże "W" Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kasiek303
Wilkołak



Dołączył: 10 Lut 2009
Posty: 199
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: CK<3

PostWysłany: Wto 6:54, 21 Kwi 2009 Powrót do góry

Ja Cię Kame nie rozumiem i nigdy nie zrozumiem.
Dzięki za komentarze, naprawdę miło mi, że ktoś wgl. chce to czytać.
Rozdział będzie dziś, najpóźniej jutro rano. No chyba, że beta nie będzie miała czasu.
Pozdrawiam.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
s.mapet
Zły wampir



Dołączył: 03 Sie 2008
Posty: 476
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kielce.

PostWysłany: Wto 14:58, 21 Kwi 2009 Powrót do góry

Przeczytałam wszystkie części, które się dotychczas ukazały i jest oczarowana. Masz świetny styl i bardzo lekkie pióro (jak to zwykła mówić moja polonistka) ^^.
Czytając twoje ff ma się wrażenie jakby to wciąż było Midnight Sun, którego tak wszystkim zapewne brakuje. Nawet jeśli są błędy to ja jestem na nie zupełnie ślepa xD

Z niecierpliwością czekam na kolejne części.
WENY!

p,
s.mapet


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kasiek303
Wilkołak



Dołączył: 10 Lut 2009
Posty: 199
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: CK<3

PostWysłany: Śro 7:08, 22 Kwi 2009 Powrót do góry

Już jest. Moja wspaniałomyślna beta aramgad znalazła wczoraj minutkę, żeby przejrzeć moje wypociny, za co jestem jej niezwykle wdzięczna. :)
Jeszcze jedno. Ten rozdział dedykuję siostrze, która ma dziś egzaminy i mimo dużej ilości nauki pomagała mi łapać Wena.
Powodzenia dla wszystkich, którzy piszą egzaminy!

Enjoy!

- Przyrzekłeś komendantowi Swanowi odstawić mnie o przyzwoitej porze, pamiętasz? Lepiej już chodźmy - powiedziała, gdy oderwaliśmy się od siebie.
- Tak jest.
Idąc koło niej w stronę boiska, rozpamiętywałem wydarzenia ostatnich dni. Nadal z pragnienia paliło mnie gardło, ale było to tłumione przez inny ogień. Ogień miłości.


Rozdział 17 część IV

Mecz


Powoli, w ludzkim tempie dotarliśmy na boisko. Targały mną różne emocje. Miłość, pożądanie, troska i... głód. Wbrew wielu obietnicom i przyrzeczeniom nie mogłem zaprzeczyć, że jej krew mnie przyciągała. Zbliżaliśmy się do mojej rodziny. W oddali widziałem Esme, Emmetta i Rosalie, rozmawiających o pakcie z wilkołakami. Z ich myśli wyczytałem, że byli bardzo ciekawi, czy Billy wygadał się Charliemu. Poczułem ulgę, gdy przypomniałem sobie, że nic podobnego się nie wydarzyło. Frustrowało mnie to, że psy znały naszą tajemnicę i byliśmy, w pewnym stopniu, od nich zależni.
Nieopodal Jasper i Alice przerzucali między sobą piłkę. Dziewczyna nadal martwiła się nieprzejrzystością swojej wizji, a Jasper dzielił obecnych na drużyny. Wszystko było jednak bardzo dziwne. Jakby umyślnie próbowali blokować mi dostęp do ich świadomości.
Ujrzawszy nas, Esme podniosła się i zaczęła iść w naszą stronę. Rosalie odeszła z dumnie podniesioną głową. "Po co ją tu przyprowadziłeś? To jest mecz w gronie rodziny" przekazała mi w myślach, nie patrząc w naszym kierunku. Emmett spojrzał na nią, zawahał się, ale w końcu zdecydował się przywitać z Bellą.
"Czy Black zdradził nasz sekret?" zapytała bezgłośnie Esme. Pokręciłem nieznacznie głową w geście zaprzeczenia. Matka natychmiast się rozpogodziła.
- Czy to ciebie słyszeliśmy przed chwilą, Edwardzie? - spytała już na głos.
- Myśleliśmy już, że to jakiś niedźwiedź się krztusi - dodał Emmett.
- Tak, to on - powiedziała Bella z nieśmiałym uśmiechem.
- Belli udało się mnie przypadkowo rozbawić - wyjaśniłem, wyrównując między nami rachunki.
Chwilę później podeszła do nas Alice. Była bardzo podekscytowana. Rozpamiętywała wizję jej i mojej ukochanej jako serdecznych przyjaciółek.
- Już czas - ogłosiła i chwilę potem zagrzmiało. Można było rozpoczynać grę.
- Aż ciarki przebiegają po plecach, prawda? - zapytał uprzejmie Emmett Bellę. Skinęła lekko głową. W jej zachowaniu było coś, co mnie zastanowiło. Zupełnie jakby się bała. Reagowała tak delikatnie, prawie nic nie mówiła. Nieśmiałość czy strach?
- Chodźmy. - Alice złapała go za rękę i pobiegli razem na boisko.
- Gotowa na mecz? - spytałem. Byłem niesamowicie podekscytowany, że mogę spędzać z nią czas, nawet grając w baseball. Chciałem dodać jej otuchy, chciałem, żeby poczuła się pewniej.
- Do dzieła, drużyno! - zawołała z większym entuzjazmem. Uśmiechnąłem się wesoło i pobiegłem za rodzeństwem.
Kochałem ten pęd z dwóch powodów. Po pierwsze, to było coś, co pomagało mi pozbyć się dręczących mnie wyrzutów sumienia. O tak, dręczyły mnie wyrzuty sumienia. Potworne. Wyrzucałem sobie, że jestem egoistą, potworem. Czułem do siebie wstręt, bo Bella, zadając się ze mną, ryzykowała życie. To było najgorsze. Nigdy w życiu nie bałem się śmierci, bólu, czy poniżenia. Bałem się cierpienia. Cierpienia psychicznego. A rozstanie z tą kruchą, delikatną dziewczyną do takich właśnie by należało. Myślałem tylko o sobie, chciałem ją tylko dla siebie. Darzyłem miłością. Jednak czy to mnie usprawiedliwiało?
Drugim powodem, dla którego uwielbiałem bieg, była możliwość uwolnienia się od napierających na mój umysł, cudzych myśli. Tylko wtedy potrafiłem się całkowicie wyłączyć, zapewnić bliskim prywatność. Upodobałem sobie to uczucie, choć kiedyś nie umiałem go nazwać. Teraz wiedziałem. To była cisza.
Z rozmyślań wyrwał mnie głos Alice.
- Zaczynamy - szepnęła do siebie i pobiegła na stanowisko miotacza. Stanąłem na swojej pozycji w odległym krańcu boiska.
Dochodziły do mnie jeszcze, przytłumione przez wiatr, strzępki rozmowy Esme z Bellą. Jednak nie chciałem podsłuchiwać. Była bezpieczna. To mi wystarczało.
Alice drażniła się z Emmettem, który, już wyraźnie zniecierpliwiony, czekał na piłkę z kijem w ręku. Nagle dziewczyna zdecydowała się rzucić. Wyłapałem to w jej myślach, ułamek sekundy wcześniej, ale to wystarczyłoby mi do uzyskania przewagi, gdybym odbijał.
Ale Emmettowi nie mógł pomóc żaden dar. Refleks tym bardziej odmówił mu pomocy. Piłkę złapał Jasper i natychmiast odrzucił do Alice.
"No dałaby mu fory" pomyślał i zerknął z uśmiechem w moją stronę. Zaraz potem jego dalsze myśli zagłuszyła melodia, którą nucił. Zaczynało mnie to drażnić.
Alice nie wstrzymywała już gry, tylko szybko i mocno rzuciła piłeczką do ostatniej bazy.
Tym razem Emmett ją odbił, a ja pędem ruszyłem w stronę, w którą poleciała. Widziałem ją wyraźnie, leżącą między drzewami. Zerknąłem przelotnie na Bellę i pobiegłem. Nie chciałem jej zostawiać samej, choćby na chwilkę. Wiedziałem, że mój lęk był irracjonalny, została przy niej cała moja rodzina, ale czułem się nieswojo. Alice najwidoczniej też.
"Dzieje się coś niedobrego" przekazała mi telepatycznie. Zamarłem w oczekiwaniu na wgląd w jej wizję, ale nic mi nie pokazała. "To tylko przeczucie". Nie uspokoiłem się. Alice miała genialną intuicję. "Nie przejmuj się" dodała jeszcze i zajęła się grą. Na odnalezienie piłki potrzebowałem niewiele czasu, po chwili byłem znów na polanie. Zauważyłem, że Alice i Carlisle wymieniają znaczące spojrzenia. To z pewnością nie było normalne.
- Złapana! - obwieściła Esme. Uśmiechnąłem się do mojej drużyny i wypędziłem lęk z mojego zatwardziałego serca. Jasper poczułby każdą, nawet niewielką zmianę w moim nastroju.
Z udawanym entuzjazmem wróciłem do gry. Nie byłem nią tak zaabsorbowany, co zwykle. Zamyślony, biegnąc za piłką, nie zauważyłem zbliżającego się Carlisle'a. Wpadłem na niego z impetem, co mnie trochę rozbawiło. Postanowiłem zignorować przeczucia. Mieliśmy Alice. Gdyby coś się miało stać, wiedziałbym o tym pierwszy.
Kiedy po raz trzeci złapałem piłkę, zarządzono przerwę.
Podszedłem do Belli.
- I jak ci się podoba? - spytałem.
- Jedno wiem na pewno. Już nigdy nie będę w stanie obejrzeć w całości zwykłego meczu ligowego. Umarłabym z nudów. - Chyba zapomniała, że widziałem jej lekcję w-f.
- Akurat uwierzę, że cię wcześniej ekscytowały.
- Muszę jednak przyznać, że jestem odrobinę rozczarowana - powiedziała. Zdziwiłem się. Co miała na myśli? Musiałem grzecznie czekać, aż zechce mi powiedzieć. Nie mogłem się przyzwyczaić.
- Co cię rozczarowało?
- Cóż, miło by było się dowiedzieć, że istnieje, choć jedna dzie­dzina, w której nie jesteś najlepszy na świecie. - Znów zalała mnie fala ciepła. Cieszyłem się jej każdym gestem, każdym słowem.
- Czas na mnie - rzuciłem tylko i wróciłem do gry. Stanąłem na pozycji odbijającego.
"No nie..." usłyszałem niemą skargę Emmetta i uśmiechnąłem się do siebie.
I faktycznie, zdobyliśmy punkt. Po kilku minutach dalszej gry, Alice głośno krzyknęła. Chwilę później zobaczyłem jej wizje. Trójka wampirów. Nomadzi. Dwóch mężczyzn i jedna kobieta. Mieli czerwone oczy, teraz widziałem to dokładnie. Szli w naszym kierunku. Zamarłem.
- Alice? - zapytała przerażona Esme.
- A myślałam... Jak mogłam... Nie, nie byłam w stanie… - jąkała spanikowana. Podbiegliśmy do niej.
- O co chodzi, Alice? - spytał Cariisle.
- Przemieszczają się znacznie szybciej, niż myślałam - wyszeptała. - Teraz wiem, że źle to sobie obliczyłam.
- Co się jeszcze zmieniło? - Wszystko zrozumiałem. To dlatego ukrywali przed mną swoje myśli. Alice miała już wcześniej podobną wizję. Poczułem niewyobrażalny gniew. Jak mogli coś takiego przede mną zataić? Gdybym wiedział o zagrożeniu, nigdy w życiu nie przyprowadziłbym Belli.
- Usłyszeli, że gramy, i zmienili kurs - wyznała, nie patrząc na mnie.
"Wybacz, Edward" dodała telepatycznie. "Nie gniewaj się". Ale ja już nie byłem zły. Byłem przerażony. Zastanawiałem się, ile razy można popełnić błąd. Narazie myliłem się w wielu sprawach, ale bez konsekwencji. Czy teraz właśnie przyszedł czas na otrzymanie kary? Czy karą miałaby być strata ukochanej? Czy odtąd miałem jak ślepiec, błąkać się po świecie, nieudolnie szukając wybranki, jak przed poznaniem Belli? Zdałem sobie sprawę, że to niemożliwe. Nic już nie byłoby takie jak wcześniej. Miłość do tej kruchej, ludzkiej dziewczyny tak mnie oślepiła, że miałem zostać ociemniały już na zawsze. Nie godziłem się z tym, choć taka była cena skradzionych dni normalnego życia.
Wszyscy spojrzeli na Bellę. Prawie każdy się o nią bał. W ciągu jednego dnia wszyscy się do niej przywiązali. Wszyscy, z wyjątkiem Rosalie. "Znów stwarza problemy. A nie mówiłam?" usłyszałem i rzuciłem jej wściekłe spojrzenie.
- Ile mamy czasu? - spytał mnie Carlisle.
Byli niedaleko i najwyraźniej im się spieszyło.
- Mniej niż pięć minut. - Twarz wykrzywił mi grymas strachu, który próbowałem maskować przed Bellą. - Biegną. Nie mogą się doczekać. Chcą się włączyć do gry.
- Wyrobisz się? - zapytał ponownie.
- Nie, nie z obciążeniem - powiedziałem. - Poza tym, ostatnia rzecz, której nam trzeba, to to, żeby coś wywęszyli i po­stanowili zapolować.
- Ilu ich jest? - spytał Emmett Alice.
- Troje - odpowiedziała, nadal męczona wyrzutami sumienia.
- Troje! - krzyknął. - To niech sobie przychodzą. "Już ja im pokażę" dodał w myślach.
Carlisle popadł w zadumę. Rozważał wszystkie za i przeciw. Po chwili się odezwał.
- Po prostu grajmy dalej. Alice mówiła, że są tylko nas ciekawi.
"Są głodni?" usłyszałem w głowie pytanie Esme. Tego obawiałem się najbardziej. Musiałem skłamać. Pokręciłem przecząco głową, choć przed oczami stanęły mi ich szkarłatne tęczówki.
- Zastąp mnie, dobrze? - zwróciłem się do niej. - Niech ja teraz trochę posędziuję.
- Rozpuść włosy - rozkazałem Belli, nie patrząc w jej stronę. Nie chciałem, żeby zobaczyła mój strach.
- Obcy są coraz bliżej - powiedziała spokojnie. Podziwiałem ją za to. Każdy normalny człowiek wpadłby w panikę na wieść, że stanie oko w oko z trzema obcymi wampirami.
- Tak, więc bardzo cię proszę, stój spokojnie, nie odzywaj się, nie hałasuj i trzymaj się blisko mnie. - Zacząłem nerwowo przerzucać kosmyki jej włosów. Innym razem czułbym niesamowitą radość, ale teraz to było to tylko przerażenie . Przy tej ludzkiej dziewczynie po raz pierwszy poczułem, jak to jest naprawdę się bać.
- To nic nie da - zawołała Alice. - Czułam ją nawet z drugie­go końca boiska.
- Wiem - rzuciłem lekko spanikowanym tonem. Nie umiałem dostatecznie ukrywać uczuć, kłębiących się we mnie. Moje życie przypominało teraz wielką wagę. Na jednej szali miłość, sens istnienia, moja ukochana, rodzina, przyjaciele. Na drugiej wielka niewiadoma jutra.
- Co chciała wiedzieć Esme? - spytała szeptem Bella. Zawahałem się.
- Czy są głodni - wymamrotałem.
"Edward, przepraszam" usłyszałem myśli Jaspera, tak podobne do myśli Alice. I zaraz potem Esme.
"Będziemy jej chronić. Nic się nie stanie" zapewniła. Emmett rwał się do walki, a Carlisle się martwił. Rosalie jak zwykle myślała o sobie.
Grali dalej, chcąc zachować przed Bellą pozory normalności, ale sądziłem, że ona wie, co się dzieje. Rozumiałem, że stracę ją na zawsze, że ona już nigdy mi nie zaufa. I dobrze. Kochałem ją, ale nie zasługiwałem na zaufanie. Zdałem sobie sprawę, jaką krzywdę mogłem wyrządzić jej przez tę miłość. Co zrobiłem, rozpaczliwie chcąc zatrzymać ją przy sobie. Zawierzyła mi, a ja zawiodłem. Ale czy warto dawać takiemu potworowi jak ja jeszcze jedną szansę? Przyrzekłem sobie cicho, że uratuję Bellę. To był mój najwyższy cel. Nawet jeśli miałaby mnie odrzucić, czego się spodziewałem. Takie były skutki zadawania się z wampirem. Kogo okłamywałem, myśląc, że ją to ominie? Naraziłem ją na okrutną śmierć.
"Jesteś egoistą. Potwornym egoistą" te słowa pojawiały się w moich myślach co kilka sekund, jak jakieś cholerne echo.
Byłem w rozterce.
- Tak mi przykro, Bello - szepnąłem. Czułem, jakbym zaraz miał zacząć się trząść. Ze strachu i bólu. - Tak cię narażam. Zachowałem się bezmyślnie, nieodpowiedzialnie. Mogę tylko przepraszać.
Zamarłem i mimowolnie przybrałem pozycję obronną, słysząc myśli przybyszów. Byli bardzo blisko.
Czyli to było nie do uniknięcia. Bella miała wkrótce poznać inną stronę naszej natury.

______________________
Także tyle. Nie wiem, kiedy będzie kolejny rozdział, ale powinien pojawić się w przeciągu 4 dni. No góra tygodnia.

Jeszcze raz dzięki za komentarze.
To one dają mi kopa do pisania.
Pozdrawiam.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Querida
Nowonarodzony



Dołączył: 05 Mar 2009
Posty: 35
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Śro 9:50, 22 Kwi 2009 Powrót do góry

Dobrze,że ktoś pomyślał o tym,żeby napisać dalszy ciąg MS.Naprawde podoba mi się Twoje opowiadanie.Masz ładny styl pisania,piszesz dużo o uczuciach Edwarda i jego problemach.Nie znalazłam żadnych błędów(chyba za bardzo mnie wciągnęło:))
Życze weny i czekam na kolejny rozdział!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Ewelina
Dobry wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P

PostWysłany: Śro 10:37, 22 Kwi 2009 Powrót do góry

"Będziemy jej chronić.
Lepiej brzmiałoby to tak:
"Będziemy ją chronić"

Naprawdę mogę powiedzieć, że to było świetne. Wczułaś się w rolę Edwarda idealnie. I te jego wyrzuty sumienia.

Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
aramgad
Wilkołak



Dołączył: 10 Mar 2009
Posty: 197
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 10:56, 22 Kwi 2009 Powrót do góry

Ewelina napisał:
"Będziemy jej chronić.
Lepiej brzmiałoby to tak:
"Będziemy ją chronić"



A moim skromnym zdaniem jedno i drugie dobrze brzmi Wink
Kasiek moje zdanie znasz - bardzo mi się podoba. No i wyrabiasz się - błędów coraz mniej :D


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kasiek303
Wilkołak



Dołączył: 10 Lut 2009
Posty: 199
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: CK<3

PostWysłany: Pią 14:25, 24 Kwi 2009 Powrót do góry

Przepraszam wszystkich za to, że tak krótko, ale cóż, co tu dużo mówić. Pisanie sprawia mi niemałą trudność, potrzeba opisów, uczuć. Trzeba włożyć całe serce, uwierzcie.
Nie sądzę, żeby ta część była jakąś rewelacją, ale sami oceńcie. Bardzo ciężko się ją pisało.
Jeżeli mi się uda, części będzie trzy. Cierpię na dość poważny brak czasu, więc zobaczymy.
Następna część może po weekendzie.
Zwykle nie wstawiam linków z piosenkami, ale tym razem gorąco polecam do czytania muzykę, która mnie inspirowała:
[link widoczny dla zalogowanych]
Nawet tytuł pasuje :P
Jak będziecie chciały linki do części to mówcie. :P

beta: aramgad

Zapraszam.

Rozdział 18 część I

Polowanie


Nadchodzili. Wyraźnie było słychać cichy szelest gałęzi i liści. A jeszcze wyraźniej ich myśli.
"Tak!" Usłyszałem triumfalny okrzyk w głowie blondyna, który chwilę później wyszedł na polanę. On i jego towarzysze nie mogli się wprost doczekać spotkania z naszą rodziną. Bez wzajemności. W powietrzu wisiała atmosfera napięcia i grozy. Na twarzach moich bliskich widać był towarzyszące im emocje: przerażenie Esme, podenerwowanie Alice, troska Carlisle'a. W takich chwilach współczułem Jasperowi, choć sam nie byłem w lepszej sytuacji. Słysząc myśli pozostałych, moje obawy potęgowały się. Czułem, jakbym stał nad Bellą, próbując zasłonić ją przed spadającym głazem, który sam na nią zepchnąłem. To odzwierciedlało wszystkie moje lęki. Frustrującą niewiedzę Kiedy to się stanie?, przerażenie Czy uda mi się ją obronić?, troskę Czy nie zrobię jej przy tym krzywdy? i poczucie winy Czy to wszystko przez mnie?.
Nomadzi wyszli na polanę. Ich myśli były bez zarzutu, więc nie przywiązałem do nich zbyt dużej wagi. Zdziwił ich nasz ubiór, zajęcie, liczba, ale nie było w tym nic niespotykanego. Wszyscy tak reagowali.
Jednak nie uspokoiłem się. Nie byli bardzo głodni, ale czerwień w ich oczach miała ciemny odcień. Najprawdopodobniej nie wyczuli jeszcze zapachu Belli. Nie można było przewidzieć ich reakcji na niego.
"Ja podejdę z Emmettem i Jasperem. Twoim zadaniem jest pilnowanie Belli" usłyszałem myśli Carlisle. "Najlepiej żeby się nie dowiedzieli. Zadbaj o to."
Paraliżujący strach uległ napływającej fali otępienia. Nie tylko u mnie. Pod wpływem mocy Jaspera, wszyscy się rozluźnili.
Brunet, o imieniu Laurent zbliżył się do naszej rodziny, zabierając głos.
- Wydawało nam się, że gra tu ktoś z naszych - powiedział z udawanym spokojem. - Jestem Laurent, a to Victoria i James. - Wskazał na swoich towarzyszy.
- Mam na imię Carlisle, a to moi najbliżsi: Emmett i Jasper, a tam dalej Rosalie, Alice i Esme, i Edward z Bellą. - Bella zadrżała na dźwięk swojego imienia. Teraz wiedziałem, że bardzo się bała, choć starała się to za wszelką cenę ukryć. Teraz byłem pewny, że popełniłem błąd. Czy przyszedł czas by za niego odpowiedzieć? Chciałem zginąć. Spalał mnie ból konsekwencji, mój własny egoizm. To nie ja musiałem za to zapłacić. Ja miałem palić się tym ogniem do końca wieczności.
- Znajdzie się miejsce dla kilku nowych zawodników? - spytał Laurent, choć zachowywał się sztucznie. W jego myślach nie było nic niepokojącego, jednak nienaturalna wydała mi się postawa całej trójki nomadów. Stali na baczność i pilnowali się.
"Żadnych trupów? Może oni naprawdę tylko grali w baseball" pomyślał blondyn, rozglądając się w poszukiwaniu zmasakrowanych ciał.
- Właściwie już kończyliśmy - odparł Carlisle, starając się zabrzmieć przyjaźnie. On jedyny umiał ukryć zdenerwowanie. - Ale możemy umówić się na później. Planujecie na dłużej zatrzymać się w okolicy?
- Po prawdzie kierujemy się na północ, byliśmy tylko ciekawi, kto tu jeszcze przebywa. Od bardzo dawna nikogo nie spotkaliśmy - odpowiedział szybko, a ja zrozumiałem ich dziwne zachowanie. Oni się nas po prostu bali. "Wampiry grające w baseball. Potwory o złotych oczach." Wiele podobnych sformułowań pojawiło się w głowach przybyszów. Poczułem ogromną ulgę. Może wszystko miało skończyć się dobrze. Może tak się przestraszyli, że nie będą polować tu na ludzi. Nie będą polować na Bellę... Odejdą i wszystko będzie tak, jak wcześniej. Dla mojej ukochanej będzie tak, jak wcześniej. Zapomni o mnie, znajdzie sobie kogoś normalnego. Będzie szczęśliwa. Przeszył mnie ostry sztylet zazdrości, ale opanowałem się. Moje uczucia się nie liczyły. Uratuję ją, bo ją kocham. Zostawię ją, bo ją kocham.
Wyobraziłem sobie, co by było gdybym nie zabrał jej na tą przeklętą polanę. Czy bylibyśmy razem? Czy i tak by odeszła, widząc, jakim jestem potworem?
- W tej części stanu jesteśmy tylko my, no i czasami trafiają się przypadkowi wędrowcy, tacy jak wasza trójka. - Głos Carlisle'a sprowadził mnie na ziemię.
Przywołał wspomnienia tych wszystkich wizyt nomadów. I nie były to miłe wspomnienia. Czerwonoocy nie potrafili się kontrolować i ginęli ludzie. Nieraz musieliśmy nadużywać siły.
- Jak daleko zapuszczacie się na polowania? - zapytał Lau­rent.
- Trzymamy się gór Olympic, tylko czasami odwiedzamy Nad­brzeżne. Osiedliliśmy się na stałe, tu niedaleko. Znamy jeszcze jed­ną rodzinę, mieszkają na północ stąd, koło Denali.
"Na stałe?" Pomyślał zszokowany.
- Na stałe? - spytał już na głos. - Jak wam się to udało?
"Pewnie przywożą im ofiary spoza stanu" pomyślał James. Zaczynał mnie już drażnić tą swoją obsesją na punkcie ofiar. Klasyczni nomadowie. Polowanie, wędrówka, polowanie, wędrówka... Ich całe życie.
- To długa historia - odparł Carlisle. - Zapraszam do nas, do domu, tam będziemy mogli rozsiąść się wygodnie i porozmawiać.
"Dom?!" Wspólne i tak podobne myśli Jamesa i Victorii w innej sytuacji pewnie spowodowałyby u mnie rozbawienie, ale tym razem stało się inaczej. Nie bałem się już tak panicznie, jak wcześniej, ale nie byłem też całkiem spokojny. Mimo kurczowego trzymania się resztek nadziei, nie czułem ulgi. To było skrajne otępienie, czujność i niezrozumiały lęk. Ingerencja Jaspera w moje emocje nic tu nie dała. To było w mojej świadomości. Ciało nie zdradzało stanu uczuć.
- Brzmi to zachęcająco. - rzekł Laurent, równie zaskoczony co pozostali, jednak lepiej się kontrolował. - Pięknie dziękujemy za zaproszenie. Polowaliśmy całą drogę z Ontario i od dłuższego czasu nic mieliśmy okazji doprowadzić się do porządku.
- Mam nadzieję, że się nie obruszycie, jeśli poprosimy was, abyście powstrzymali się od polowań w najbliższej okolicy. Sami rozu­miecie, nie możemy manifestować swej obecności. - Podziwiałem Carlisle'a za jego opanowanie. Życie Belli było w jego rękach, wszystko zależało od niego. Ja nie wytrzymałbym tak długo. Stałem na krawędzi i jeden fałszywy ruch mógł sprawić, że runąłbym w przepaść. Bez wyjścia.
- Nie ma sprawy. - Wampir skinął głową. - Nie mamy zamiaru naruszać waszego terytorium. Poza tym najedliśmy się do syta pod Seattle.
Myśli Jamesa zajęły wspomnienia z polowań. Przypominał sobie ze szczegółami każdą, poszczególną ofiarę i... sposoby pożywiania się nią. Wzdrygnąłem się mimowolnie. Odżyły wspomnienia. Mój bunt. Ucieczka. Polowania. Nie byłem tak okrutny, jak ta trójka, ale... zabijałem. Znów przed oczami stanęły mi twarze tych wszystkich ludzi...
Jesienny, deszczowy wieczór. Ulice puste, większość mieszkańców została w swoich domach. Jest zimno, nikt nie ma ochoty na spacer po mieście. Jest cisza.
Chodnikiem idzie dziewczyna. Młoda, szczupła, ze stosem książek w rękach. Wraca z biblioteki.
Nagle zza rogu wychodzi mężczyzna. Niechlujnie ubrany, pod wpływem alkoholu. Zatacza się, idąc w tym samym kierunku co dziewczyna. Zauważa ją.
- Hej, maleńka poczekaj! - woła.
Dziewczyna przyspiesza. Boi się.
- Chodź, zabawimy się - rzuca mężczyzna bełkotliwym głosem i dogania ją. Łapie za włosy.
- Błagam - jęczy dziewczyna z płaczem.
- O co mnie błagasz? - dopytuję się, podekscytowany jej strachem i łzami. Jednym gwałtownym ruchem pozbawia ją płaszczyka.
Całej scenie przypatruje się oparty o mur chłopak. Z zimnym opanowaniem patrzy, jak mężczyzna robi krzywdę dziewczynie. Postanawia wkroczyć do akcji. Z pozoru nic nie może zrobić. Bezszelestnie zbliża się do nich. Z niezwykłą łatwością odciąga mężczyznę i unosi go w powietrzu. Podnosi dłoń, tak jakby chciał go uderzyć, ale skręca mu kark. Dostrzega strach, zaskoczenie, zdezorientowanie i ból na jego twarzy. On już nie żyje.
Dziewczyna jest nieprzytomna, nic nie widzi.
Chłopak przegryza brudną skórę na szyi mężczyzny. Wyraźnie się brzydzi, ale przykłada wargi do rany. Po minucie podpala ciało i pospiesznie odchodzi.
Dziewczyna jest nieprzytomna, nic nie widzi.
Miedzianowłosy, czerwonooki bóg - to ostatnie jej wspomnienie...
Z zamyślenie wyrwał mnie głos Carlisle'a.
- Jeśli chcecie podbiec z nami, wskażemy wam drogę...
"Edward!" Niemy krzyk Alice zagłuszył dalsze słowa ojca. Odwróciłem ku niej głowę.
Przez ułamek sekundy widziałem wszystko:
James, przestraszona Bellą, ucieczka, polowanie... Wiele obrazów przemknęły po mojej głowie. Zatrzymałem się na jednym. Nieruchome, pogruchotane, blade i zimne ciało Belli. Nie śniłem od dawna, a koszmar powracał.
Nie zdążyłem zareagować.
Silny podmuch wiatru rozwiał jej włosy.

______________________________

Znów żebram o opinie.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez kasiek303 dnia Pią 20:24, 24 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Lady Vampire
Wilkołak



Dołączył: 10 Kwi 2009
Posty: 197
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ni stąd, ni zowąd

PostWysłany: Pią 14:42, 24 Kwi 2009 Powrót do góry

Mnie się podoba, ale... dlaczego tak krótko? Znamy dalszy ciąg, ale miło czyta się to z punktu widzenia Edwarda.
Błędy:
Cytat:
Wiele obrazów przemknęły po mojej głowie.

Wiele obrazów przemknęło po mojej głowie.
Cytat:
O co mnie błagasz? - dopytuję się, podekscytowany jej strachem i łzami.

dopytuje się
Gdzieniegdzie wydawało mi się, że coś nie tak jest z szykiem zdań, albo powtarzają się zaimki. Ale mogę się mylic.
W każdym razie, czyta się dobrze, bez zwracania uwagi na dobne niedociągnięcia, które w ogóle nie przeszkadzają w czytaniu. Masz własny styl, wczuwasz się w uczucia Edwarda i...
... z niecierpliwością czekam na dalszy ciąg.
WENY!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Lady Vampire dnia Pią 14:43, 24 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
ECteam
Wilkołak



Dołączył: 28 Sty 2009
Posty: 102
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kluczewska Sopka

PostWysłany: Pią 20:00, 24 Kwi 2009 Powrót do góry

Czytam już od jakiegoś czasu Twoją wersję Midnight Sun i... jestem pod wrażeniem. Opisujesz wszystko z taką lekkością, kiedy trzeba, dajesz się Edwardowi ponieść emocjom, kiedy jest ackja - rzeczywiście ją tworzysz. Najbardziej jednak cenię to, że jest realistycznie. Tzn, chodzi mi o to, że to co opisujesz, Edward naprawdę mógł czuć, to co myślą ludzie, tudzież wampiry wokół niego, naprawdę mogli tak myśleć. Nie ma w tym przesady, ani wymuszenia. Jeśli chodzi o dzisiejszy rozdział? Podobała mi się retrospekcja Edwarda, gdy ratuje tę dziewczynę. Fajnie by było poczytać o tym trochę więcej. Brakowało mi trochę myśli Jamesa, ale mam nadzieję, że to nadrobisz w następnym fragmencie^.^ No nic, życzę powodzenia i pozdrawiam:D


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
aramgad
Wilkołak



Dołączył: 10 Mar 2009
Posty: 197
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 20:11, 24 Kwi 2009 Powrót do góry

Zdecydowanie zgadzam się z przedmówczynią. Bardzo wczuwasz się w to co piszesz, przez co faktycznie ma się wrażenie jakby czytało się dalszą część pisaną przez SM. Mam nadzieję, że nie pominęłam zbyt wielu błędów. Uwielbiam czytać rozdziały, które mi podsyłasz :) Najciekawsze jest to, że najczęściej zgrzyta mi szyk w zdaniach oryginalnych - tych książkowych. W pierwszym betowanym przeze mnie rozdziale non stop mi coś nie grało i kasiek ciągle mi pisała, że nie może tego zmieniać bo to z książki :) Jedyne co mi się nie podoba to, że dzielisz tu rozdział na części - ja wolę czytać w całości. Jednak to moje zdanie, inni pewnie się cieszą, bo mają co poczytać, ja natomiast czuję niedosyt Wink
Weny!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
asia7
Nowonarodzony



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 40
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 11:50, 26 Kwi 2009 Powrót do góry

Cieszę się, że postanowiłaś napisać dalszy ciąg MS. Ja po przeczytaniu 12 rozdziałów czułam wyraźny niedosyt. Nie przeszkadza mi długość rozdziałów. Sama wiem jak trudno jest pisać długie Wink Podoba mi się twój styl - lekko się czyta. W odpowiednich momentach są wtrącone myśli Edwarda. Fajnie, że tekst nie jest "żywcem z książki" tj. dodajesz dużo od siebie. Ogólnie bardzo mi się podoba i czekam na kolejne rozdziały :)
WENY!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Vivienne Grace
Człowiek



Dołączył: 26 Kwi 2009
Posty: 78
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 17:47, 26 Kwi 2009 Powrót do góry

Niesamowite! Myślałam, że to niemożliwe, ale dzięki tobie jeszcze bardziej uwielbiam Edwarda:D Potrafisz wspaniale wczuć się w jego sytuacje, jego punkt widzenia. Wyraziście a zarazem delikatnie(czy to wogóle ma sens? xd) opisujesz jego uczucia. Tak a propos słuchasz świetnej muzyki Wink Czekam na next. Ave wena!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Vivienne Grace dnia Nie 17:48, 26 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
kasiek303
Wilkołak



Dołączył: 10 Lut 2009
Posty: 199
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: CK<3

PostWysłany: Śro 13:04, 29 Kwi 2009 Powrót do góry

Przepraszam, że tak późno, ale miałam mało czasu.
Znów jestem średnio zadowolona, może dlatego, że cieżko mi się pisało.
Doceńcie.
:D
Długo namyślałam się, czy dać piosenkę i jak tak, to jaką i natrafiłam na tę.
[link widoczny dla zalogowanych]
Dawać linki, czy nie?

beta aramgad <3<3

Miłego czytania!

James, przestraszona Bellą, ucieczka, polowanie... Wiele obrazów przemknęły po mojej głowie. Zatrzymałem się na jednym. Nieruchome, pogruchotane, blade i zimne ciało Belli. Nie śniłem od dawna, a koszmar powracał.
Nie zdążyłem zareagować.
Silny podmuch wiatru rozwiał jej włosy.




Rozdział 18 część II

Polowanie




Jeden wgląd w myśli Jamesa i moje obawy się pogłębiły. Efekt deja vu. Tak, jakbym słyszał samego siebie, jeszcze kilka miesięcy temu, na tej przeklętej lekcji biologii. Chaotyczne koncepcje, różnorodne emocje, szok - to wszystko wirowało w jego głowie przez ułamek sekundy. Potem było tylko pragnienie. Nic więcej nie miało znaczenia. Musiałem się skupić, przedrzeć przez te prymitywne odczucia. Potrzebowałem wiedzy na jego temat.
W jego głowie ujrzałem złożone wspomnienie.
Kuszący zapach.
Twarz dziewczyny.
Ucieczka.
Pogoń.
Znów jej twarz.
Niepowodzenie.

Postać we wspomnieniu wydała mi dziwnie znajoma, ale nie zastanawiałem się nad tym dłużej. Wiedziałem, co to było. Nieudane polowanie tropiciela.
"Gdybym tylko wiedział jak..." pomyślałem, ale zaraz odgoniłem te myśli. Nie musiałem wiedzieć. I bez tego uratuję Bellę. To był mój cel. Jedyny cel w nędznym, nic nie wartym istnieniu. Ta dziewczyna nadawała mu sens. Bez niej, stanę się rośliną. Z kolcami. Raniącą innych.
Pospiesznie zlustrowałem myśli pozostałych. Alice pokazała mi kolejną wizję. Pościg. Ucieczka. Cel. Całe mnóstwo obrazów przelewało się przez jej umysł. Natychmiast zrozumiałem, co miały mi przekazać. James poznał zapach Belli. Teraz już nic nie mogło go powstrzymać. Zdrętwiały mi wszystkie mięśnie. Mimowolnie z mojego gardła wydobył się charkot. Nie oddam jej.
- A to, co ma być? - zapytał zdziwiony Laurent. "Człowiek?!" dodał w myślach.
Poczułem napływającą na moje ciało falę otępienia. Jasper znów działał swoim darem. Cholera! Czy on musiał tak mi utrudniać sprawę? Mógł wszystko zepsuć w jednej chwili. Nie mogłem odpuścić. Trzymałem się kurczowo resztek nadziei. Walczyłem z własnym ciałem, nie poddając się złudzeniu ulgi i rozluźnienia. Nie teraz.
Sprawa była przesądzona. Ułamek sekundy i James wszystko pojął. Bella była ze mną, ale reszta rodziny również była gotowa jej chronić. Musiał dorwać ją sam. Chciał sprawdzić jeszcze jedną rzecz. Zamarkował atak z lewej, a ja, widząc zamiar w jego myślach, chwilę wcześniej przesunąłem się, ochraniając ukochaną. Dostrzegł, że jestem dobry w walce. Wyczuł też dar Jaspera. Wiedział stanowczo za dużo. Nie miałem wtedy pojęcia, co to mogło oznaczać, ale James już opracowywał plan. Było mi to bardzo nie na rękę. Nie potrafiłem przekazać tej wiadomości reszcie rodziny dostatecznie szybko. Mogli się zdradzić.
- Ona jest z nami - oświadczył Carlisle, patrząc na tropiciela. Ten nie zwrócił na niego uwagi. Miałem coraz większe problemy z przejrzeniem jego myśli. Szok i pokusa, jakie wywołał zapach Belli, tworzył mętlik w jego głowie. Sytuacja była bardzo podobna, do tej, w której o mało co, sam nie rzuciłem się na Bellę. Moje myśli niemal identyczne. A poza tym, to ja naraziłem ją na takie doświadczenia. Byłem cholernym egoistą! Myślałem, że kochając ją, oddaję jej całego siebie. Okazało się, że prawda jest inna. Brałem garściami z niej, wszystko co się dało, nie dając nic w zamian. Powinna mnie znienawidzić.
- Przynieśliście przekąskę? - spytał Laurent, mimowolnie przysuwając się w stronę Belli. Cofnął się jednak, widząc moją minę. Złożyłem cichą obietnicę. "Więcej jej nie narażę!"
- Powiedziałem już, ona jest z nami - powtórzył Carlisle. "Edward!" dodał w myślach. "Jeżeli uda mi się odwrócić ich uwagę, masz zabrać stąd Bellę. Nic poza tym!" Skinąłem głową. Polegałem na nim, ufałem mu, zawierzyłem się jego opanowaniu. Jednak gdyby nie Bella, zostałbym na polanie i stoczyłbym walkę z Jamesem. On chciał zabić moją ukochaną! Kolejne przyrzeczenie. "Dni Jamesa są policzone!"
- Ależ to człowiek! - zaprotestował Laurent.
- Zgadza się - powiedział wpatrzony w Jamesa Emmett. "Edward, wyluzuj" dodał, choć sam nieco się denerwował. "Nie oddamy jej tak łatwo. Teraz jest, jakby członkiem naszej rodziny". Zalała mnie fala nadziei. Może jest szansa? Może jeszcze wszystko się ułoży? Może nie będę działał w pojedynkę? Może reszta rodziny...?
"Ty kretynie!" pomyślałem. "Chcesz narazić całą rodzinę? Oni nic nie zawinili. To twoja wina! To ich nie dotyczy" dodałem, brzydząc się samego siebie. Ostatnie zdanie rozbrzmiewało w mojej głowie jeszcze jakiś czas. "To ich nie dotyczy.", To ich nie...". Wtedy zdałem sobie sprawę, że jestem sam. Byłem sam. I będę sam. Przez skradzione dni, dwa dni miałem kogoś. To wszystko.
- Cóż, widzę, że nie wiemy o sobie paru rzeczy - stwierdził Laurent.
"Czy ja byłem normalny?" Użalałem się nad sobą, a trzeba było walczyć. Z chłodną precyzją powróciłem do przesłuchiwania myśli Jamesa. Musiałem wiedzieć o nim jak najwięcej. To mogło przeważyć szalę.
Jego rozmyślania nie zaskoczyły mnie. Szok, głód, rozczarowanie - te uczucia górowały nad nim. Imponowało mi nieco to, że zachował trzeźwość umysłu. Oczywiście jego niewielka część zamroczona była zapachem Belli, jednak odbierał bodźce, przysłuchiwał się rozmowie Carlisle'a i Laurenta i obserwował pozostałych. Kolejna, niezwykła cecha tropiciela.
- W rzeczy samej - przyznał Carlisle chłodno. Przy moim wewnętrznym pojedynku, ta wymiana zdań była tak nierealna, że nie potrafiłem się na niej skupić. To było ciekawe doświadczenie. Bałem się o Bellę, czułem dziwną ulgę, miłość, słyszałem myśli wszystkich obecnych, kontrolowałem zmysły, odruchy i odczuwałem... głód. Na myśl przychodził mi tylko jeden wniosek. Byłem żałosny.
- Ale nadal jesteśmy gotowi przyjąć wasze zaproszenie. - Laurent znów spojrzał na Bellę. - Rzecz jasna, waszej ludzkiej dziewczynie włos z głowy nie spadnie. Jak już mówiłem, nie mamy zamiaru polować na waszym terytorium. "Przynajmniej nie ja" dodał w myślach, nieświadomy, że go słyszę.
"Co?" usłyszałem krótki okrzyk w głowie Jamesa. Zaraz potem dodał "I tak ją dorwę. Nie ważne ilu będzie miała ochroniarzy i tak będzie moja." Zerknął przelotnie na Victorię. Ona zachowała spokój, nie bała się o niego. Nie mogłem pojąć, jak to robi, skoro byli razem. Jednak ucieszyłem się. Jeden przeciwnik mniej.
"Zgodzić się? To chyba nie jest najlepszy pomysł..." myślał gorączkowo Carlisle. "Masz pilnować Belli" przypomniał, wiedząc, że go słyszę.
- Wskażemy wam drogę - powiedział w końcu. - Jasper, Rosalie, Esme? - Celowo ich wybrał. Jaspera, bo ktoś musiał mieć oko na Jamesa, Rosalie, bo i tak nie poszłaby z Bellą, Esme, żeby przestała się martwić.
Razem z Alice i Emmettem ruszyliśmy w stronę lasu.
- Chodźmy, Bello - powiedziałem cicho, żeby nie pokazać swojego gniewu.
Ani drgnęła. Rozumiałem, bała się. Poznała naturę wampirów, przed którą tak ją strzegłem. Przywdziałem kamienną maskę. Albo przynajmniej tak mi się zdawało.
Najdelikatniej, jak tylko potrafiłem, złapałem ją za łokieć i pociągnąłem w stronę jeepa. Miałem niejasne wrażenie, że bluźnię. Czy miałem jakiekolwiek prawo, by po tym wszystkim, co jej zrobiłem, dotykać ją?
Gdy opuściliśmy polanę, wziąłem ją na plecy i pobiegłem. Czułem biegnących za mną Emmetta i Alice, ale nie przywiązywałem do tego dużej wagi. Musiałem coś postanowić. Miałem wiele celów. Uratować Bellę. Unicestwić Jamesa. Oddalić niebezpieczeństwo od rodziny. Czy dam radę wypełnić choć jeden?
"Muszę ją stąd zabrać". Wiedziałem tylko tyle.
Dobiegliśmy do auta. Podsadziłem Bellę i usiadłem za kierownicą.
- Przypnij ją - powiedziałem do Emmetta. W tym czasie Alice pokazała mi kolejną wizję. Zmierzający za nami James. Wstrzymałem oddech, zalany falą niepokoju.
"W porządku" niewerbalnie uspokoiła mnie Alice. "Jest teraz z Carlislem, ale wątpię, żeby on coś tu zaradził. Wizję są zbyt wyraźne, nic już się nie zmieni". Gdy to mówiła, mimowolnie przypomniała sobie obraz martwej Belli.
Warknąłem cicho.
"Przepraszam. Na to akurat masz wpływ."
Cholera! A może właśnie nie!
Gdy wyjechaliśmy na główną drogę, Bella wreszcie się odezwała. Głos miała lekko zachrypnięty.
- Dokąd jedziemy?
Nic nie odpowiedziałem. Nikt nic nie odpowiedział.
Obiecałem sobie, ze nie zobaczy nawet cienia bólu na mojej twarzy. Wróciła maska.
- Edward, do cholery! Dokąd mnie wywozicie? - Chyba jednak należały się jej wyjaśnienia.
- Nie możesz tu zostać. Musimy cię odstawić jak najdalej stąd. Jak najprędzej. - Chciałem jej wszystko wytłumaczyć. Ja tylko realizowałem swój cel. Ratowałem życie. O nie... nie własne życie. Życie mojej miłości. Jednak nie powiedziałem nic. Byłem tchórzem. Przygniótł mnie strach, pragnienie, wyrzuty sumienia, chęć zemsty i... miłość. Nierealna miłość. To nie działo się naprawdę. Czy w normalnym świecie drapieżnik mógł darzyć miłością ofiarę? Gdzie jest ten 'normalny świat'?
- Zawracaj, kretynie! Odwieź mnie do domu! - Próbowała wyrwać się z pasów.
- Emmett - rzuciłem tylko. Wiedział, o co mi chodzi. Unieruchomił ręce Belli. I dobrze. Najlepiej, żeby mi nie utrudniała zadania. Nic już nie miało znaczenia. Zmieniałem się w zimnego, wyrachowanego potwora. Liczył się już tylko ogień. Znów się paliłem. Wręcz pozwoliłem mu sobą zawładnąć. Podążałem drogą, którą mi wskazał. Tym razem jednak, nie był to płomień miłości ani pragnienia. To był żar gniewu. Nie wiedziałem, na kogo jestem wściekły. Na siebie? Na Jamesa? Na Laurenta? To również nie było ważne.
Chciałem, żeby to się skończyło. Żebym się spalił.
_________________________
Proszę o opinie na temat moich wypocin Wink


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kasiek303 dnia Śro 13:11, 29 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin