FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 BREAKING DAWN -moja wersja [NZ] +16 Zawieszone Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Poll :: Czy mam pisać dalej?

TAK
95%
 95%  [ 128 ]
NIE
4%
 4%  [ 6 ]
Wszystkich Głosów : 134


Autor Wiadomość
Swan
Zły wampir



Dołączył: 20 Lut 2009
Posty: 406
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 40 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Forks, Phoenix... ok no... Śląsk :P

PostWysłany: Wto 19:56, 10 Mar 2009 Powrót do góry

Rozdział 5


-Czego ona od ciebie chce?- spytała Alice, z nutką zdenerwowania w głosie
-Niczego.
Spojrzała na mnie jak na idiotkę. W sumie też bym tak o sobie pomyślała.
-Naprawdę nic.- starałam się być przekonywująca.
Chyba mi nie wyszło.
-Bello, ty naprawdę nie potrafisz kłamać. Czego ona chce?
Dobra, dobra… już dłużej nie pociągnę z moim brakiem talentu aktorskiego.
-Ona chce sfory, nie mnie! Chce się zemścić za Laurenta.
Spojrzała na mnie podejrzliwie.
-To dlaczego nie chcesz powiedzieć o tym Edwardowi?
Myśl, myśl! Czemu... No szybko! Jakiś racjonalny powód… Bo…
-On jest nadopiekuńczy. Na pewno wywnioskowałby swoją genialną teorię i znowu by się martwił.
Chyba mi uwierzyła. Jej mina wyrażała kolejno zdziwienie, zastanowienie a na koniec ogromną ulgę.
Brawo Bella!- pogratulowałam sobie
-No… Skoro porywa się sama na sforę to chyba jednak przeceniłam jej inteligencję.- powiedziała i nagle uśmiechnęła się- Ty teraz idź i zajmijcie się czymś z Edwardem a ja zajmę się twoją szafą.- zaczęła podskakiwać.
Jej dobry humor był zaraźliwy. Wyszłam na zewnątrz sprężystym, jak na mnie, krokiem. Moje zdziwienie było ogromne, gdy za drzwiami zamiast pustej przestrzeni pojawił się mój ukochany. No tak, ale ja, jak to ja, nie zdążyłam wyhamować. No i kolejny siniak do kolekcji. Boże! Kiedy to się skończy? Oby to przeszło po przemianie… Błagam!
-Idziemy stąd?- mruknął mi do ucha
-Byle dalej od niej.- powiedziałam cicho
-Słyszałam!- powiedziała ze śmiechem
Mój ukochany wziął mnie na plecy. Po chwili biegł już przez las. Nie trwało to długo. Gdy się zatrzymał, rozejrzałam się dookoła. Staliśmy na naszej polanie. Słońce dzisiaj wyjrzało zza chmur (o, cudzie!) i naprawdę mocno grzało w tym miejscu. Na środku polany leżał koc, a obok niego stał koszyk piknikowy? No nieźle… Kiedy on się zdążył tak przygotować? Wyszedł na słońce, a mnie zaparło dech w piersiach. Czy on musi doprowadzać mnie do takiego stanu? Przede mną stoi MÓJ młody bóg! (ugh! gdyby mnie Emmett słyszał!) Edward pociągnął mnie za sobą a potem było tylko lepiej…

Około 22 wróciliśmy do mojego domu. Cicho stąpałam przez korytarz. Zerknęłam do salonu, gdzie Charlie spał na kanapie. Okryłam go kocem i podreptałam do siebie. Nie wiedziałam czego się mam spodziewać po dzisiejszym spotkaniu z Alice i jej obietnicach co do mojej szafy. Oby jej nie poniosło, proszę! Pełna najgorszych wizji, otworzyłam drzwi mojego pokoju. Pierwsze co ujrzałam, to biurko. Moje! Na nim laptop, ten, nie był już moja własnością, jednak to i tak nic, w porównaniu z tym, co zobaczyłam później. Moim oczom ukazała się szafa. Co prawda, widziałam już ją w domu Cullenów, jednak tam nie ukazywała tak swoich gabarytów. Przypominała wielkie monstrum. Była w stanie pomieścić 3 razy więcej ubrań, niż moja stara szafa. Dlaczego oni ciągle muszą mi cos kupować? Moja przyjaciółka miała u mnie naprawdę p r z e r ą b a n e! Nawet nie chciałam myśleć, co ten mały chochlik nagadał Charliemu podczas wnoszenia tego wielkiego czegoś do mojego pokoju.
Przeniosłam wzrok na moje łóżko. Oh, ujrzałam ukojenie moich nerwów. Edward leżał rozwalony na całym łóżku i udawał, że śpi. Zaśmiałam się w duchu z jego ironii. Korzystając z okazji, wyszłam do łazienki, wziąć gorącą kąpiel. Nie wiem ile tam siedziałam. Gdy wyszłam, uświadomiłam sobie, że nie wzięłam piżamy. Owinęłam się ciasno w ręcznik i wparadowałam do pokoju. Miałam dziką satysfakcję, patrząc na jego zszokowaną minę. Ale wydaje mi się, że kryło się tam też pożądanie…
Uspokój się! Znowu sobie coś wymyślasz!- zganiłam siebie
Podeszłam do szafy, wzięłam głęboki wdech i zajrzałam do wnętrza potwora. Wszystko było poukładane, nawet posegregowane! Ubrania na dzień, na wieczór no i piżamy. Gdzie podziały się moje ubrania? Ona chyba ich nie… Zabiję ją! Obiecuję!!! W panice przejrzałam piżamy. No, cudownie. Sam jedwab, koronki etc. Zerknęłam na Edwarda. Na jego twarzy malował się już spokój. Leżał wygodnie wyciągnięty na łóżku i przyglądał mi się z uśmiechem. Ciekawe jak zareaguje na…- Wsadziłam rękę pomiędzy piżamy i wyciągnęłam coś na chybił trafił. W moich dłoniach spoczywała delikatna, jedwabna, czarna koszulka i do tego majtki. Świetnie. Niech się chłopak też troszkę speszy. Złapałam zdobycz i poszłam się przebrać do łazienki. Gdy weszłam do pokoju na twarzy Edwarda najpierw odmalował się szok a następnie zadowolenie. W sekundę zmaterializował się przy mnie, złapał w pasie i pociągnął w stronę łóżka. Gdy tylko się położyliśmy, wykorzystałam okazję i go pocałowałam. Po chwili oboje oddychaliśmy nierównomiernie.
-Poddajesz moją wytrzymałość ogromnej próbie. -westchnął- I jak ja mam się tobie oprzeć gdy jesteś tak ubrana?
Oblałam się rumieńcem. Zachichotał.
-Ale teraz ty ułatwisz mi sprawę i pójdziesz grzecznie spać.
Wygięłam usta w podkówkę.
-Ale ja nie chcę.- jęknęłam i przysunęłam się bliżej niego
-Chcesz powitać swoją mamę jutro z podpuchniętymi oczami?
Spojrzałam na niego spode łba. Uśmiechnął się i jeszcze raz pocałował. Następnie opatulił mnie kołdrą i przytulił. Po chwili zaczął nucić moją kołysankę. Nawet nie zorientowałam się kiedy odpłynęłam.

Rano obudziły mnie krople deszczu bębniące o dach. No, przynajmniej Edward będzie mógł zobaczyć się z moją mamą. Swoją drogą, chciałabym zobaczyć jej reakcję na widok mojego ukochanego w świetle słonecznym. Otworzyłam leniwie oczy. Na łóżku było pusto. Usłyszałam jakiś dziwny dźwięk i szybko się odwróciłam. To Alice postukiwała nogą. Gdy zorientowała się, że otworzyłam oczy, szeroko się uśmiechnęła i zaczęła wyciągać z łóżka.
-Bello, wstawaj! Muszę przygotować cię do przyjazdu twojej mamy!
-Alice! Daj mi żyć!- jęknęłam przykrywając się uparcie kołdrą.
Mimo głośnych protestów wywlokła mnie z łóżka i zaciągnęła do łazienki. Z przerażeniem stwierdziłam, że przyniosła tam chyba połowę salonu kosmetycznego.
-Alice! Co to ma być?!- krzyknęłam.
-Och, Bello nie marudź! Musisz wyglądać olśniewająco! Twoja mama przyjeżdża za 5 godzin! To znaczy, że za 4 musimy wyjeżdżać! Mamy bardzo mało czasu!
Spojrzałam na nią przerażona. 4 godziny? Tutaj? Z nią?!
-Mama widziała mnie już w dużo gorszym stanie.- powiedziałam spokojnie
-Ale teraz musi widzieć, że przy Edwardzie kwitniesz i że ten związek dobrze na ciebie wpływa. A teraz usiądź i się nie ruszaj.
Posłusznie usiadłam na stołku. Kolejne godziny były męczarnią! Polokowała mi włosy, wcisnęła w niebieską sukienkę, która nie powiem leżała na mnie naprawdę dobrze. Potem mnie pomalowała. Spojrzałam w lustro. Nie… To na pewno nie jestem ja.
Wzięłam kilka głębokich oddechów i zeszłam na dół, gdzie czekali na mnie Edward i Alice. Charlie musiał być na komisariacie.
Na miejsce dojechaliśmy w pół godziny. Jazda Alice, bo to ona prowadziła- ja siedziałam z Edwardem z tyłu, przyprawiła mnie o palpitacje serca. Dobrze, że przy Renee nie będzie mogła tak szaleć. Wyskoczyłam szybko z auta, nie mogąc się doczekać spotkania z mamą. Pospiesznie weszliśmy do budynku i skierowaliśmy się w odpowiednim kierunku. Odszukawszy odpowiedniego wejścia, okazało się, że samolot już wylądował. Wśród tłumów starałam się odszukać moją rodzicielkę. Na nic się to zdało, ponieważ byłam zbyt podekscytowana i niedokładna w poszukiwaniach. I właśnie w takich sytuacjach przydają się wampiry. Edward szybko wytropił Renee, a ja rzuciłam się biegiem w jej kierunku. Oj! Jak dobrze znowu mieć ja przy sobie! Wpadłyśmy sobie w ramiona.
-Nareszcie jesteś! Tęskniłam! -przytuliłam ją mocno.
-Ja też tęskniłam kochanie. Pięknie wyglądasz!- powiedziała z uśmiechem.
-Cześć Renee! grzecznie przywitał się mój ukochany. Moja mama natomiast wyszczerzyła białe ząbki i uściskała mojego narzeczonego. - Chodźmy do auta. Bagażem zajęła się Alice.
Mama spojrzała na niego z wdzięcznością i uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Ruszyliśmy w stronę parkingu.
-Bello, naprawdę nie wiem skąd go wytrzasnęłaś.-szepnęła- Tacy przystojni chłopcy nie rosną na drzewach wiesz?- westchnęła. Zerknęłam na Edwarda. Starał się opanować chichot.- Przynajmniej wiem, że oddaję cię w dobre ręce, kochanie. On się wydaje bardzo odpowiedzialny, no i najważniejsze- kocha cię! Widzę to.
Uśmiechnęłam się szeroko i ujęłam jej ramię. Jedno tylko nie dawało mi spokoju. Wydawała się jakaś inna, przygaszona. Nie pałała takim entuzjazmem, jak wtedy, kiedy widziałam ja po raz ostatni. Pewnie to tylko moja wyobraźnia. Zapytam się Edwarda, czy coś jest nie tak, gdy tylko będziemy chwilę sami.
Rozmawiałyśmy całą drogę do domu. Wypytywała mnie o przygotowania do ślubu, o Edwarda, jak nam się układa. Nie zdawała sobie sprawy z tego, że on wszystko słyszy z przedniego siedzenia.
Po godzinie byłyśmy w domu Charliego. Edward i Alice pojechali do siebie. Mój ukochany szepnął mi tylko na odchodnym, że przyjdzie dopiero koło 22, bo muszę o czymś ważnym porozmawiać z mamą. Teraz byłam już pewna, że coś jest nie tak.
Zrobiłam herbaty i usiadłyśmy z Renee w salonie.
-Co u ciebie mamo?
Zaczęłam wymijająco. Już dobrze wiedziałam, że coś nie gra.
-W porządku.- mruknęła. Ta… mnie nie oszukasz! Brak talentu aktorskiego mam po niej.
-Mamo, za dobrze cię znam. Co się dzieje? Coś z pracą?
-Ja… Odeszłam od Phila.- powstrzymywała się od płaczu. Phil? Ten czuły, kochający Phil? Ten sam? Przecież wyglądali na takich szczęśliwych. Zapatrzeni w siebie, zakochani po uszy.
Przytuliłam ją.
-Czemu?
-Nie ważne.
-Mamo!
Popatrzyła na mnie. W jej oczach widziałam ból i cierpienie. Dobrze ją rozumiałam. Przeżywałam dokładnie to samo parę miesięcy temu. Przytuliłam ją mocniej.
-Zdradził mnie. -powiedziała cicho.
Rozpłakała się. Minęło sporo czasu, zanim się trochę ogarnęła. Pogadałyśmy jeszcze chwilkę. Mama opowiadała mi co się stało. Widziałam w jej oczach duże rozczarowanie i ogromny smutek i żal, ale jednocześnie tęsknotę.
W końcu zasnęła. Opatuliłam ją kocem i wykończona powlokłam się do góry. Weszłam do łazienki, wzięłam szybki prysznic. Kiedy szłam do pokoju widziałam Charliego, który przed chwilą wrócił, podkładającego mamie poduszkę pod głowę. On wciąż ją kocha… Czemu musiała go zostawić? Nie cierpiałaby teraz z powodu Phila.

Poszłam do pokoju. Był pusty. Wskoczyłam do łóżka i nawet nie zorientowałam się kiedy zasnęłam. Przez sen wyłapałam coś na kształt mojej kołysanki.

Te kilka dni minęło bardzo szybko. Dużo czasu spędzałam z mamą, próbowałyśmy nadrobić te 2 lata, w których widziałam ją bardzo krótko i rzadko. Z radością stwierdziłam, że mama szybko zbiera się po utracie Phila. Zawsze taka była. Jak dziecko - radosna, łatwo było odwrócić jej uwagę. Była też bardzo przenikliwa. Dostrzegała rzeczy, o których inni nie mieli pojęcia. Miała swój własny świat… Szczęśliwy świat. Często bardzo jej tego zazdrościłam. Dzisiaj też miałyśmy spędzić razem popołudnie. Alice dała mamie wolne od przygotowań. W związku z tym, Renee uparła się, żeby coś ugotować. Dotrzymywałam jej towarzystwa w kuchni i obserwowałam jej poczynania. Naprawdę bałam się co z tego wyjdzie. Ona zawsze lubiła eksperymentować w kuchni, nie koniecznie z pozytywnym skutkiem.
-Co to będzie?- zapytałam, zaglądając zaciekawiona do garnków
-Canneloni ze szpinakiem.- uśmiechnęła się szeroko- A na deser moja specjalność!- spojrzałam na nią pytająco. Nie miałam pojęcia co jest jej specjalnością, bo te zmieniają się średnio co tydzień, a ja nie mieszkałam z nią od dwóch lat!- Makagigi*!
Boże! Nie miałam jej tu wpuszczać! Chociaż… W sumie może nie będzie tak źle…
Po półgodzinie wrócił Charlie z uśmiechem na twarzy. Odkąd dowiedział się, że rozstała się z Philem, przez cały czas chodzi zadowolony. Mina mu trochę zrzedła, gdy zobaczył, kto serwuje obiad. Opanował się jednak i z powrotem na jego twarzy widniał uśmiech. Okazało się, że jej wytwór był całkiem niezły. Gdy zaczęłyśmy z mamą myć naczynia, usłyszałam dzwonek do drzwi. Pobiegłam otworzyć. Za nimi stał nie kto inny, jak mój Edward. Sterczał tam z uśmiechem na ustach. Złapałam go za rękę i wciągnęłam do środka. Charlie łypnął na niego spode łba i wymruczał jakieś powitanie - dalej nie przebaczył mu tego, że mnie zostawił. Renee natomiast, wyszła z kuchni i mocno go uściskała. Nie wiem jak to się działo, że ona nie zwracała uwagi na zimno bijące od skóry Cullenów. Nie zauważała w nich nic dziwnego, albo to ignorowała. W końcu po kimś musiałam odziedziczyć ten brak instynktu samozachowawczego.
-Przyszedł mój przyszły zięć!- zaszczebiotała
-Dobry wieczór, Renee.- uśmiechnął się łobuzersko - Porwę na chwilkę Bellę.
-Dobrze.- pokiwała palcem- Ale ma wrócić przed północą, zrozumiano?
Oboje zaśmiali się z jej nie do końca udanego żartu.
Wyciągnął mnie przed dom i wsadził do swojego volvo.
-O co chodzi? Nie mogłeś się doczekać aż wejdę do pokoju?
-Za 4 dni nasz ślub.- oznajmił
-Wiem.- uśmiechnęłam się pod nosem
Milczał.
-I co? Tylko tyle chciałeś mi powiedzieć?- spojrzałam na niego z rozbawieniem
Obserwował drogę w skupieniu. Nie patrzył na mnie.
-Edward! Co się dzieje?
-Muszę wyjechać. Znowu.
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
-Polowanie? Znowu? Czemu?
-Na ślubie będzie dużo ludzi…
-W szkole też było dużo i jakoś jeździliście rzadziej -mruknęłam
-To co innego. Gdy wpływają na ciebie silne emocje, reagujesz inaczej. Zrozum, wolę być pewny, że nic się nie stanie. Jasper zostanie z tobą na tą jedną noc.

Jasper? No tak, Edward nic nie wie o tym, co stało się ostatnio. Po pewnym incydencie starał się omijać swoją rodzinę, a dokładniej braci, szerokim łukiem. Zachichotałam na wspomnienie tego dnia.
Przyszliśmy z Edwardem do jego domu. Alice zamęczała moją mamę przygotowaniami do ślubu. Carlisle i Esme gdzieś zniknęli. Rose pomagała Alice i Renee. Emmet i Jasper siedzieli na kanapie przed telewizorem. Mieli bardzo skupione miny. Na twarzy Emmeta pojawiła się zmarszczka. Domyśliłam się, że starali się nie dopuścić Edwarda do myśli o Tanyi. Z rozbawieniem obserwowałam ich miny. Gdy na twarzy chłopaków pojawiły się szerokie uśmiechy, Edward skrzywił się i wybiegł, w ludzkim tempie, z domu, ciągnąc mnie za sobą. Mruczał coś pod nosem. Ja wyłapałam tylko: Cholerne zboki…
Patrzył na mnie pytająco.
-Co?
-Nie ważne. Coś sobie przypomniałam. A co do polowania, no dobrze, jedźcie. A Jasper nie musi polować?
-On pojechał już dziś.
-A kiedy wy jedziecie?
-Jutro wieczorem.- odparł
I znowu miałam zostać sama. No dobra, może niezupełnie. Ale zawsze. Opowiedział mi, że będą blisko i w razie czego w ciągu 5 minut są w stanie wrócić. Nie wiem, dlaczego mnie o tym zapewniał - przecież nie bałam się o siebie. Powiedział, że właśnie dlatego musi zostać ze mną Jasper. Przy innym wampirze zwariowałabym z nerwów. Nie wiem, czemu się o nich boję. W końcu są niezwyciężeni i w ogóle. We mnie jednak pozostaje ten irracjonalny lęk.
-Wrócę jak najszybciej się da.- mruknął i pocałował mnie
Było mi smutno. Znowu cała rodzina odjeżdżała. Nie miałam nikogo oprócz Jaspera i rodziców. Nie, rodziców nie miałam. Kazali mi powtórzyć bajeczkę, że śpię u Cullenów, żeby Jasper mógł mnie bez przeszkód pilnować. Cudownie. Sama z małomównym wampirem w ogromnym domu, w środku lasu.
Później patrzyłam tylko, jak znikają w głuszy. 6 plam mignęło i wpadło w zarośla. Odwróciłam się do Jaspera. Uśmiechnął się pokrzepiająco. Przeszłam przez salon i usiadłam na kanapie.
-Szachy? -spytał
Roześmiałam się.
-Jasne, chociaż i tak nie mam z tobą żadnych szans.
Przybiegł z planszą i pionkami. Za kanapą schował jakieś kolorowe pudełko. Czyżby więcej gier? No, to szykuje się ciekawa noc…

24:1. Świetnie. Niezły wynik prawda? Powoli miałam już dość przegrywania a mój mózg przestawał poprawnie pracować. Wygrałam jeden jedyny raz. I to tylko dlatego, że Jasper dał mi fory. Nie chciał się do tego przyznać, ale ja i tak wiedziałam, że to prawda. Nagle, chłopak poruszył się nerwowo. Nasłuchiwał czegoś. Tylko czego? Przyglądnęłam mu się uważniej. Patrzył na drzwi. Miał zdezorientowany wzrok. Odwróciłam się. W drzwiach stała piękna, wysoka, opalona dziewczyna. Urodą pobijała nawet Rosalie. Miała długie, ciemne nogi, idealną figurę… Wszystko na swoim miejscu i w odpowiednim rozmiarze. Jej twarz była piękna. Bystre oczy… Kolorowe oczy! Musiałabym jednak podejść bliżej, żeby ocenić kryjące się w nich barwy. Zgrabny nos, powabne usta. O Boże... Ile dziewczyn zabiłoby, żeby tak wyglądać? No cóż, każda.
-Cześć, jestem Carrie.- powiedziała pięknym, melodyjnym głosem

*Przysięgam! Takie coś istnieje! Możecie znaleźć przepis na Internecie ;P Nawet nie jest trudny do przygotowania Razz

Nawiązując do komentarzy: Nie... Nie zamęczam Was Razz Po prostu chwilowo cierpiałam na brak weny, więc nie pisałam... Każdemu się zdarza prawda? Dziękuję za pozytywne opinie! W końcu notki częściowo świadczą o autorze prawda? Ten odcinek nie jest porywający... Ale musiałam wprowadzić do akcji, która będzie toczyła się dalej! Liczę na wasze szczere komentarze:P


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Swan dnia Pią 20:41, 27 Mar 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Zagubiona
Człowiek



Dołączył: 09 Mar 2009
Posty: 93
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Wto 21:10, 10 Mar 2009 Powrót do góry

WoW super. A cóż to za tajemnicza carrie????? NO, cóż. TEraz pozostaje nma się tylko niecierpliwić.
Pozdro i życzę weny


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
ajaczek
Zły wampir



Dołączył: 05 Lut 2009
Posty: 477
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Czw 12:28, 12 Mar 2009 Powrót do góry

Bardzo fajny rozdział, zapowiadasz akcję?! Hm... Już nie mogę się doczekać! Ciekawi mnie co wydarzy się przed albo na slubie? Bo napewno coś się wydarzy!!! I co to u licha za postać ta Carrie??? Życzę weny i czekam na kolejny rozdział :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Swan
Zły wampir



Dołączył: 20 Lut 2009
Posty: 406
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 40 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Forks, Phoenix... ok no... Śląsk :P

PostWysłany: Wto 18:54, 17 Mar 2009 Powrót do góry

Rozdział 6


Oparła się nonszalancko o ścianę. Jasper przyjął pozycję pomiędzy mną a nią. Dziewczyna zrobiła krok w kierunku drzwi. Chłopak jednak musiał wyczytać coś takiego w jej uczuciach, że się uspokoił. Stanął normalnie i wyciągnął do niej rękę.
-Jasper. A to –skinął na mnie głową- jest Bella.
Uścisnęła mu rękę i spojrzała na mnie z zaciekawieniem, po chwili znów odwróciła głowę w jego kierunku.
-Jesteś wampirem.- to nie było pytanie
Przytaknął.
-Jak wytrzymujesz z człowiekiem? Jej krew pachnie wyjątkowo kusząco…
Spojrzałam na nią z przestrachem. Nie, na pewno nie była wampirem. Nie była blada… Była opalona! A jej oczy? Nie były ani całkiem złote, ani czerwone, ani nawet czarne! Tylko kolorowe. Udało mi się tam spostrzec niebieski, zielony, brązowy i przebłyski złotego- widziałam to, ponieważ przybliżyła się do mnie. Jedyną cechą łączącą ją z wampirem były te sińce pod oczami… Może temperatura skóry też… Nie wiem, nie mogłam przecież podejść i tak po prostu jej dotknąć! Nie patrzyła na mnie z nawet odrobiną pragnienia, nie chciała mojej krwi. Dziwne… Skąd mogła wiedzieć, że zapach mojej krwi jest „kuszący”, mimo że nie była wampirem? Kim, a raczej czym ona była?
-A ty kim jesteś?- zapytał Jasper, jakby czytając moje myśli
Zaśmiała się.
-Czemu zawsze najpierw to słyszę?- zapytała z nutką ironii w głosie- Nie: Usiądź. Albo: Może kawy? Ale: kim jesteś. Naprawdę zaczyna być to męczące.
Patrzył na nią czujnie.
-Naprawdę chcesz wiedzieć? Tak cię to interesuje? Proszę bardzo. Jestem pół wampirem, pół wilkołakiem. Mieszańcem! Wyrzutkiem… Nazywaj to jak chcesz…
Spojrzała na jego zszokowaną twarz. Roześmiała się.
-Mieszanka wybuchowa, co?
-Jak to jest możliwe?- teraz ja zabrałam głos- Przecież wampiry nie mogą mieć dzieci.
-Kobiety-wampiry nie, natomiast mężczyźni tak.- tłumaczyła- Musi się tylko… pomieszać z innym… gatunkiem. Tak, chyba tak to można nazwać. Dziecko musi mieć skąd czerpać siły, tak więc ciało matki musi być żywe. U wampirów niestety tak nie jest.
Zastanowiłam się nad tym. Podsumowując, jeśli chciałabym mieć dziecko z Edwardem… To mogłoby być możliwe! Nie wiem dlaczego, ale ta wiadomość mnie ucieszyła. Boję się ślubu, ale na wieść, że mogę mieć dziecko z ukochanym się cieszę… Ze mną naprawdę jest coś nie tak!
-Kim jest twój ojciec? –Jasper znów przejął pałeczkę
-Boże, czuję się jak na przesłuchaniu.- uśmiechnęła się smutno- Pytanie brzmi kim był mój ojciec.- wzięła głęboki wdech- Zginął… Jakieś nowonarodzone wampiry wyczuły zapach ludzi. Tak, mój ojciec nie żywił się ludzką krwią. No więc, wyczuły ten zapach i przybiegły. Były bardzo spragnione. Tata zginął w obronie mamy, którą zaatakowali, gdy broniła ludzi… Skomplikowane, no nie?
-A twoja mama jest…- Jasper przerwał
Drzwi wejściowe otworzyły się. Za Carrie pojawił się jakiś chłopak. Piękny, wysoki brunet, umięśniony… Blady… Z czerwonymi tęczówkami. No to pięknie. Jak to mówił Emmet: To już koniec mojego marnego żywota. Jasper znów przyjął pozycję obronną, ale tamten jakby go nie zauważał. Patrzył się na mnie. Nagle rozmył się w powietrzu. Biała plama mignęła mi koło gardła. Jasper mnie odepchnął. Walnęłam o wazon, który spadł na ziemię, na którą później spadłam ja. No oczywiście, nie ma to jak moje szczęście. Nieznajomy ponowił atak dużo mocniej. Cieknąca krew tylko go zachęcała. Jasper popatrzył na mnie z lękiem w oczach. Następnie rzucił się na przybysza i wypadli przez… ścianę. Esme się wkurzy. Carrie podbiegła do mnie.
-Trzeba zatamować krwawienie, zanim wrócą.
Zaniosła mnie do kuchni.
-Gdzie tu są bandaże? –spytała
-Druga półka po prawej. –powiedziałam automatycznie. W końcu nie pierwszy raz mi się zdarza wypadek w tym domu. Carlisle stwierdził, że lepiej będzie znieść je do kuchni, żeby były pod ręką.
Szybko powyjmowała nieliczne szkła z mojej ręki. Patrzyłam na nią zdumiona.
-Na ciebie to nie działa?- zapytałam
Uśmiechnęła się pod nosem, zawiązując bandaże.
-Nie. To znaczy, odczuwam pragnienie, jednak umiem je kontrolować. Poza tym… Nie potrafiłabym zabić człowieka. Wśród nich się wychowałam. No i zwierzęcia też nie… Ja jestem w połowie wilkiem… To się wyklucza. Czułabym się, jakbym zabijała braci.
Zamyśliłam się.
-Co więc jesz?
-To co ty… Przynajmniej tak myślę. Chyba nie jesteś jedną z tych ześwirowanych osób, które żywią się krwią dla przyjemności prawda?
-Nie… ale jak możesz jeść normalne pożywienie? Dla Cullenów jest ono obrzydliwe…
Zaśmiała się.
-Ale dla wilkołaków nie.
-Nie… Wilkołaki pochłaniają jedzenie tonami…- mruknęłam pod nosem
Spojrzała na mnie zdumiona.
-Znasz jakiegoś?
Zakłopotałam się. Czy mogę jej tak dużo powiedzieć? Nie wiem… Czułam jednak, że mogę jej zaufać… Przecież przed chwilą uratowała mi życie!
-Całą sforę…
Jej oczy rozszerzyły się jeszcze bardziej. Teraz byłam pewna, że wcześniej dobrze odgadłam kryjące się w nich barwy.
-Całą… Jakim cudem? Musisz być naprawdę wyjątkowa, skoro zadajesz się jednocześnie z wilkołakami i wampirami… Oni się nienawidzą!
-Coś o tym wiem.- uśmiechnęłam się słabo- Mój narzeczony nienawidzi mojego najlepszego przyjaciela. No po prostu cudowna kombinacja… A ja pośrodku tego wszystkiego. A tak w ogóle to skąd wiedziałaś, że Jasper nie chce mnie zabić?
-Chronił cię.
-A może po prostu chciał zatrzymać jedzenie dla siebie?- podsunęłam
-Nie… Nie wiedział czym jestem. Widziałam w jego oczach, że wie, że ryzykuje życie. Mimo to chciał cię bronić. –ryzykuje życie? Ona była silniejsza od wampirów? Ale jak to możliwe?-Tego nie robi się dla jakiegoś nic nieznaczącego człowieczka.- uśmiechnęła się- Narzeczony mówisz? Ten blondyn?
-Nie… Inny. Brat Jaspera. –uśmiechnęłam się, wolałam nie zrażać do siebie tak silnej istoty
Z zewnątrz słychać było jęk. Carrie zesztywniała. Pobiegła szybko (czyt. zmaterializowała się) przy otworze w ścianie. Jej mina wyrażała przerażenie i wściekłość jednocześnie. Podbiegłam do niej. To co zobaczyłam mnie zaskoczyło i to bardzo… Jasper leżał na ziemi i wyginał ręce pod dziwnym kątem. Nieznajomy stał nad nim ze skupioną miną… Czyżby on… No pięknie. Rządny krwi wampir z darem…
-Jaki on ma dar?
Wnioskując z jej miny, znowu ją zaskoczyłam.
-Potrafi manipulować ciałem innych. Bardzo przydatne przy walce. Chyba muszę pomóc twojemu przyjacielowi, bo inaczej sam się zaraz porozrywa… Uwierz mi. Nie jest to przyjemne.
Nagle jej mina wyrażała furię. Nie wiedziałam dlaczego. Powiodłam wzrokiem tam, gdzie ona patrzyła. Chłopak wciąż unieszkodliwiał Jaspera, ale skupiał się wzrokiem na nas…
-Luke! Ile razy mam ci powtarzać, że jestem na to odporna ty nowonarodzony imbecylu! –ryknęła
Spojrzała na mnie. Wyraz jej twarzy znowu się zmienił! Czemu wampirom tak często odmieniają się nastroje?
-Dlaczego… Jak? Czemu to na ciebie nie działa?- zapytała
Usłyszałyśmy jęk Jaspera. Spojrzała jeszcze raz na mnie z zastanowieniem, a następnie pomknęła w stronę Luke’a, obalając go na ziemię.
Coś odciągnęło mnie od bitwy. Usłyszałam dzwonek telefonu. Odwróciłam się. Spostrzegłam telefon Jaspera na stole w kuchni. Podeszłam do niego niepewnie.

Alice dzwoni!

No… Od kogo jak od kogo, ale od własnej druhny telefon odebrać mogę. Podniosłam klapkę.
-Halo?
-Bella? No dłużej się nie dało?
-Alice, chyba zapominasz, że nie jestem wampirem! Nie umiem się ruszać tak szybko, jak ty!
Mruknęła coś niezrozumiałego.
-Nieważne. Mam sprawę do Jaspera. Daj mi go. Tak w ogóle czemu on nie odebrał? Zostawił cię samą? O co chodzi?- nadawała z prędkością karabinu maszynowego
-Jasper jest…- zawahałam się- zajęty. Nie może teraz rozmawiać.
Czy ona go nie widziała? Dlaczego? A może to przez Carrie… W końcu ma geny wilka. Spojrzałam przez otwór. 3 postacie znikły. No tak… Walka musiała trochę potrwać. W końcu Luke miał dużo siły… Jak każdy nowonarodzony. Ale Jasper… Kto jak kto, ale on powinien sobie poradzić.
-Poczekaj. –jej głos wyrwał mnie z zamyślenia
Usłyszałam szum wiatru w komórce. Alice biegła.
-No, już. Edward nie ma szans mnie tu usłyszeć.- powiedziała- A teraz sprawa. Skup się!- przerwała- Jasper, czemu cię nie widzę?- mruknęła cicho
-No, Alice mów!
-Chodzi o twoich rodziców.- powiedziała zmartwionym głosem- Oni… Irina…
Więcej nie musiała mówić.
-Są u Charliego? –zapytałam
-Tak… Ale… Bello! Nie rób nic sama! Nie pozwalam ci! Tylko sobie zaszkodzisz! Zaczekaj na Jaspera!- odłożyłam telefon na stolik- Bo powiem Edwardowi!!- usłyszałam jeszcze
Wybiegłam na podwórko. Nie widziałam nigdzie Jaspera. Szybko skierowałam się więc w kierunku garażu. W środku stało tylko żółte porshe Alice.
-Raz się żyje- mruknęłam i zasiadłam za kierownicą
Wiedziałam, że kluczyki będą w stacyjce.

Mknęłam przez ulice Forks. Jeszcze nigdy nie prowadziłam auta, poruszającego się z taką prędkością. Zerknęłam przelotnie na licznik. 140 km/h. O Boże, jeśli to przeżyję, zacznę chodzić do Kościoła, obiecuję! Po chwili spostrzegłam dom Charliego. Wypadłam z auta jak strzała. Nie wiem co chcę zrobić. W końcu w starciu z wampirem nie mam żadnych szans. Liczyłam na cud. Ale nie mogłam przecież zostawić rodziców na pastwę losu! Wbiegłam do domu. Siedzieli na kanapie i oglądali telewizję. Odetchnęłam z ulgą.
-Bella? A co ty tu robisz kochanie?- zapytała Renee
-Ja tylko… Musiałam coś sprawdzić.- odpowiedziałam szybko
To wyjaśnienie jej nie usatysfakcjonowało. Po chwili jednak na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech. Podeszła do mnie i uściskała.
-Chodź, usiądziesz z nami i pooglądamy razem! Teraz leci dokument, który dowodzi, że wampiry istnieją. Wyobrażasz sobie? –zaśmiała się
Gdyby wiedziała, że jej córka ma z nimi do czynienia codziennie… W sumie, ona też. W pewnym momencie zauważyłam, że oczy Renee powędrowały gdzieś za moją osobę. Usłyszałam dochodzący zza moich pleców perlisty śmiech.
-Chyba nigdy nie uda im się tego udowodnić. Wampiry są zbyt mądre.- powiedziała nowoprzybyła
Zmroziło mi krew w żyłach. Bałam się… Ba! Byłam przerażona! Odwróciłam się szybko. Za mną stała blada dziewczyna o idealnych rysach, ciemnobrązowych włosach i złotych oczach. Irina. Co jeśli zaatakuje rodziców? Nie zasługują na taką śmierć. Czemu nie zaczekałam na Jaspera? Jak mogłam być taka głupia? Przecież Alice mówiła mi, że…
-Bello, nie przedstawisz mnie?- uśmiechnęła się złośliwie- Jestem pewna, że wiesz, kim jestem.
Zmierzyłam ją wściekłym spojrzeniem.
-Ich w to nie mieszaj. –syknęłam- Volturi chyba nie byliby zadowoleni. -powiedziałam już ciszej, jednak wiedziałam, że mnie usłyszy
Mama spojrzała na mnie zdumiona. Nie dziwię się, sama nigdy nie słyszałam u siebie takiej wrogości w głosie.
-Och, nie miałam zamiaru. To sprawa między tobą a mną prawda?- zrobiła krok w moją stronę
-Mamo idź do Charliego. -rozkazałam
-Nie zostawię cię tutaj.- odparła zdecydowanym tonem
Czyżby wiedziała, że coś mi grozi? Może podświadomie to wyczuwała… Instynkt macierzyński? No bo czemu chciałaby ze mną zostać? Przede mną stoi szczupła, drobna dziewczyna, wyglądająca na „słodką idiotkę”. Co miałoby mi grozić? Ale ona wiedziała…
-Idź! –popatrzyłam na nią błagalnie
-No… Dobrze, jakby co to wołaj.- zniknęła w salonie, uprzednio jeszcze raz spoglądając na mnie niepewnie
-No to pozbyliśmy się świadków.- mruknęła Irina, robiąc kolejny krok w moją stronę
-Czego ode mnie chcesz? –spytałam, udając głupią
Znów zaśmiała się perliście.
-Ty dobrze wiesz czego.
Miałam już tego dość. Ilekroć wszystko układa się tak jak powinno, ktoś przychodzi i to psuje. Czy mi naprawdę nie jest dane być szczęśliwą?
-Pomścić Laurenta. –stwierdziłam krótko
Potaknęła ze złością i bólem w oczach.
-Wiesz, że ci to nie pomoże? Nie ulży ci w żaden sposób. Pomszczenie takiego ignoranta… Ba! Idioty, który zapuszcza się na tereny wilkołaków i poluje na dziewczynę innego wampira… Naprawdę uważasz, że coś ci to da? –sama byłam zdziwiona pewnością, z jaką wypowiedziałam te zdania
-Nie mów tak o nim!- ryknęła i nie myśląc wiele, rzuciła mi się do gardła
Wszystko działo się tak szybko, że nie zdążyłam zareagować. W sumie, nie mogłam nic zrobić. Podobno przed śmiercią, wszystkie sceny z życia stają Ci przed oczami. Ze mną tak właśnie było. Mignęły mi najważniejsze momenty mojego życia. Większość była związana z Edwardem. Poczułam promieniujący ból od szyi. Spostrzegłam jeszcze rodziców wybiegających z salonu, patrzących ze zdziwieniem i przerażeniem na akcję dziejącą się przy drzwiach. Potem zrobiło mi się ciemno przed oczami, usłyszałam huk. Już nic mnie nie trzymało. Upadłam bezwładnie na podłogę. Teraz istotny był tylko palący ból, rozchodzący się po całym moim ciele.

Jasper:
Nieznajomy rzucił się w kierunku Belli. Nie mogłem pozwolić, żeby się do niej zbliżył. Odepchnąłem ją. Niestety, spadła w kierunku wazonu i poleciała krew. Przestałem oddychać. Jeszcze raz zablokowałem atak nowonarodzonego. Musiałem się wydostać z tego pokoju, żeby samemu jej nie zaatakować. Uderzyłem w wampira i wypadliśmy przez ścianę. Skutecznie blokowałem wszystkie jego ataki. Dotarliśmy do granicy lasu. Nagle straciłem panowanie nad własnym ciałem. Moje ręce zaczęły się wyginać pod dziwnymi kątami, a ja nie miałem na to wpływu. Miałem wrażenie, że zaraz same się oderwą. Spojrzałem na chłopaka. Miał bardzo skupioną minę. Był zdeterminowany. Jęknąłem głośno. Czemu akurat on musiał mieć dar? I to w dodatku taki dar? Ból był zbyt duży. Próbowałem wszystkiego, żeby się wydostać spod jego mocy. Znowu jęknąłem, tym razem z bezradności. Nagle usłyszałem ryk:
-Luke! Ile razy mam ci powtarzać, że jestem na to odporna ty nowonarodzony imbecylu!
Uśmiechnąłem się pod nosem. Carrie obaliła chłopaka na ziemię, jednocześnie uwalniając mnie spod jego dziwnego daru. Luke miał jednak dużo siły, więc musiałem jej szybko pomóc. Wpadliśmy do lasu, łamiąc po drodze parę drzew. Na szczęście miałem doświadczenie z nowonarodzonymi, wiedziałem jak z nimi walczyć. Po jakiś 5 minutach walka się skończyła. Swoją drogą dziwne, że trwała tak długo. Teraz musiałem wrócić do Belli. Wbiegłem do domu przez drzwi, woląc nie patrzeć na otwór wytworzony, w trakcie walki. Esme mnie zabije! Dziwne, nie wyczuwałem uczuć Belli. Rozejrzałem się. Nigdzie jej nie było. Słychać było tylko Alice drącą się z mojego telefonu. Podniosłem go do ucha.
-Halo?
-Jasper! Co się z tobą działo? Belli grozi niebezpieczeństwo! Leć szybko do domu Charliego!
-Ale co…- nie dane mi było dokończyć
-Nie pytaj, tylko biegnij! Nie ma chwili do stracenia! Ja powiem Edwardowi i będziemy za 5 minut!
Rozłączyłem się i rzuciłem we wskazanym kierunku. Carrie obiecała pilnować Luke’a. W okolicy domu Belli wyłapałem znajomy zapach. Irina? Co ona tu może robić? Zacząłem wyczuwać emocje: wściekłość, ból i strach… Tak, te były dominujące. Gdyby moje serce biło, z pewnością waliłoby jak młot. Napełniał mnie paraliżujący lęk. Opanowałem się jednak w porę i wpadłem do domu. zobaczyłem Irinę gryzącą szyję Belli. Musiałem działać szybko. Wiedziałem, że każda sekunda jest na wagę złota. Nie myśląc wiele, uderzyłem w nią i obaliłem na podłogę, odrywając jednocześnie od dziewczyny, która bezwładnie opadła na podłogę. Spostrzegłem rodziców Isabelli stojących przy salonie. Patrzyli z przerażeniem na córkę. Musiałem stąd zabrać Irinę. Ale ona nie chciała poddać się łatwo, chciała dokończyć to, co zaczęła. Nie mogłem na to pozwolić, nie mogłem też ukręcić jej głowy przy ludziach. Po chwili do domu wpadli kolejno: Edward, Emmet, Carlisle, Alice, Rosalie i Esme. Edward rzucił się zaraz w kierunku ukochanej. Był zrozpaczony. Obok niego klęknął ojciec. Alice stała i z niedowierzaniem obserwowała akcję dziejącą się w pokoju. Rosalie i Emmet wyprowadzili Irinę. Esme poszła do rodziców Belli, którzy stali i nie wiedzieli co mają zrobić. Charlie wyciągał z kieszeni telefon, pewnie chcąc zadzwonić na policję, jednak nasza przybrana matka, go powstrzymała. Tak, to jest chyba najbardziej odpowiednia osoba, do wyjaśnienia im całego tego zamieszania. W końcu zobaczyli moc wampirów, poruszających się po ich domu z zawrotną szybkością i swoją córkę, która właśnie umierała. Ja natomiast musiałem wyjść razem z Emmetem i Rosalie. Nie umiałem wytrzymać tych wszystkich okropnych emocji. Rozpacz, lęk, niedowierzanie, zdezorientowanie, troska. Za dużo tego jak na jednego wampira. Co gorsza, to wszystko była moja wina…




Mam nadzieję, że Wam się podoba :) Już spotkałam się z... no cóż dość ostrą krytyką tego rozdziału. Mimo wszystko liczę, że Wam przypadnie on do gustu.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Swan dnia Pią 20:41, 27 Mar 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Wilga
Nowonarodzony



Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 12
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Wielkopolska

PostWysłany: Wto 19:52, 17 Mar 2009 Powrót do góry

Cóż, podoba mi się fabuła. Akcja jest szybka, postać Carrie interesująca i inna, a to oczywiście jest in plus. Cieszę się, że ktoś wreszcie w jakimś ff oświecił rodziców Belli what's going on :D To też nowość, na którą szczerze mówiąc, czekałam.
Styl nie jest może przepiękny, książkowy, jednak piszesz płynnie, lekko się czyta.
Czekam na to, co będzie dalej, bo jak już wspomniałam, fabuła mnie zainteresowała :D


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Wilga dnia Wto 19:53, 17 Mar 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
latomeri
Dobry wampir



Dołączył: 17 Gru 2008
Posty: 630
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 85 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z domu. ;]

PostWysłany: Wto 20:05, 17 Mar 2009 Powrót do góry

Oznaczenia!

http://www.twilightseries.fora.pl/b-kacik-pisarza-b,47/regulamin-dzialu-ff-uwaga-istotne-zmiany,3088.html


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez latomeri dnia Śro 22:29, 25 Mar 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
P1L34T
Nowonarodzony



Dołączył: 24 Lut 2009
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Wto 22:36, 17 Mar 2009 Powrót do góry

Fabuła bardzo oryginalna i chwała ci za to. Piszesz nieszablonowo, trudno przewidzieć co się będzie dalej działo. Naprawdę masz ogromny talent.
A Jasper rządzi i wymiata.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez P1L34T dnia Wto 22:37, 17 Mar 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Swan
Zły wampir



Dołączył: 20 Lut 2009
Posty: 406
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 40 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Forks, Phoenix... ok no... Śląsk :P

PostWysłany: Czw 21:06, 19 Mar 2009 Powrót do góry

P1L34T napisał:
Fabuła bardzo oryginalna i chwała ci za to. Piszesz nieszablonowo, trudno przewidzieć co się będzie dalej działo. Naprawdę masz ogromny talent.
A Jasper rządzi i wymiata.


Uwielbiam Cię za ten komentarz :) To mnie naprawdę podbudowało! Szczerze mówiąc nikt jeszcze NIGDY nie powiedział mi, że mam talent, więc naprawdę Cię za to kocham :P
To, że nie da się przewidzieć tego co się będzie zaraz działo jest dobre. Cieszę się, że tak to odbierasz, bo dokładnie o to mi chodziło! :P Sama nie lubię przewidywalnych opowiadań... Traci się wtedy ochotę do dalszego czytania :)
A co do Jaspera to też go kocham i dlatego go wciskam do tych opowiadań :P (Tak samo zresztą jak Emmeta :P Oni są po prostu wspaniali :D)


Wilga napisał:
Cieszę się, że ktoś wreszcie w jakimś ff oświecił rodziców Belli what's going on Very Happy To też nowość, na którą szczerze mówiąc, czekałam.


Też mnie to denerwowało, że wszędzie Ci rodzice są niedoinformowani i cierpią gdy ich córka "umiera", więc postanowiłam, że u mnie będzie inaczej :)


Wilga napisał:
Styl nie jest może przepiękny, książkowy, jednak piszesz płynnie, lekko się czyta.


I o to chodzi :P Wiem, że nie mam takiego talentu jak na przykład Stephanie Meyer, więc nawet nie próbuję jej naśladować, bo zdaję sobie sprawę, że by mi to nie wyszło. Wole pisać swoim stylem, który nie jest męczący, no i co najważniejsze: jest mój :)



Właśnie dzięki takim komentarzom mam motywację, żeby pracować nad kolejnymi odcinkami. Dziękuję Wam za nie :P
Za niedługo kolejna część :)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Swan dnia Czw 21:23, 19 Mar 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Swan2
Nowonarodzony



Dołączył: 22 Lut 2009
Posty: 35
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 19:04, 24 Mar 2009 Powrót do góry

Swan napisał:
P1L34T napisał:
Fabuła bardzo oryginalna i chwała ci za to. Piszesz nieszablonowo, trudno przewidzieć co się będzie dalej działo. Naprawdę masz ogromny talent.
A Jasper rządzi i wymiata.


Uwielbiam Cię za ten komentarz :) To mnie naprawdę podbudowało! Szczerze mówiąc nikt jeszcze NIGDY nie powiedział mi, że mam talent, więc naprawdę Cię za to kocham :P
To, że nie da się przewidzieć tego co się będzie zaraz działo jest dobre. Cieszę się, że tak to odbierasz, bo dokładnie o to mi chodziło! :P Sama nie lubię przewidywalnych opowiadań... Traci się wtedy ochotę do dalszego czytania :)
A co do Jaspera to też go kocham i dlatego go wciskam do tych opowiadań :P (Tak samo zresztą jak Emmeta :P Oni są po prostu wspaniali :D)




Coś dużo tych osób kochasz! Laughing

Notka - jak dobrze pójdzie - dziś sie pojawi. Rolling Eyes :D


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Swan
Zły wampir



Dołączył: 20 Lut 2009
Posty: 406
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 40 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Forks, Phoenix... ok no... Śląsk :P

PostWysłany: Pią 20:44, 27 Mar 2009 Powrót do góry

No więc kolejna część się pojawia :D Z lekkim opóźnieniem... Ale to moja beta się obijała,a nie chciałam oddać niepoprawionego tekstu :) Miłego czytania życzę :D

Beta: Swan2


Rozdział 7


Edward:
Alice zniknęła. Gdzie ona jest? Przechadzałem się po lesie. Ja już byłem wręcz przesycony, więc gdzie była ona? Zawsze uwijała się z polowaniem szybciej niż ja, tym razem jednak nie było jej na umówionym miejscu. Nie umiałem też wyczuć jej myśli. Cała rodzina czekała tylko na nią… Wszyscy byli podenerwowani. Nagle, jej myśli dopłynęły do mnie - głośno krzyczące myśli:
„Edward! Biegiem do Forks! Bella jest w niebezpieczeństwie! Szybko!”
Zobaczyłem obrazy nawiedzające umysł Alice - Irina rzucająca się na Bellę. Ale co ona tu robiła? Czemu Alice nie widziała jej wcześniej? Nie miałem czasu, żeby się nad tym zastanawiać.
Pomknąłem do Forks, po drodze mijając jeszcze zdezorientowaną rodzinę. Wszyscy pognali za mną. Zorientowali, że jestem zdenerwowany… a raczej przerażony. Każdy z nich próbował dowiedzieć się, co takiego mogło się stać. Nikt jednak nie zapytał. Nie mogłem na nich czekać. Moje ciało rwało się w kierunku mieszkania mojej ukochanej. Gdy poczułem, że Alice dołączyła do nas, wyrwałem do przodu i tyle mnie widzieli. Po chwili wpadłem do domu Belli.
Jasper siłował się z Iriną. Już miałem odetchnąć z ulgą, ale wyczułem coś jeszcze - krew. Dobrze znany mi zapach krwi. Rozejrzałem się po pokoju. Bella leżała na podłodze w kałuży czerwonego płynu. Na jej szyi widoczny był ślad zębów. Rzuciłem się w jej kierunku. Po chwili pojawił się przy mnie Carlisle.
- Musimy jej pomóc!- szepnąłem z rozpaczą.
Już schylałem się, żeby wyssać jad z mojej ukochanej, gdy coś mnie powstrzymało. Ręka mojego ojca.
- Carlisle? Przecież wiesz, że jestem w stanie to zrobić. - powiedziałem cicho, tak, żeby rodzice Belli, którzy, jak zaobserwowałem byli w pokoju, mnie nie usłyszeli.
Odpowiedział mi w myślach:
Już za późno. Straciła za dużo krwi, jad za bardzo się rozprzestrzenił. Jeśli byś go wyssał, nie miałaby tyle krwi, żeby żyć jako człowiek. To by ją zabiło. Musisz dopuścić do przemiany. Wiem, że wyobrażałeś to sobie inaczej. No i w dodatku ten ślub… Ale nie ma innego sposobu.
Patrzyłem na Bellę. Nie mogłem uwierzyć, że nic nie mogę zrobić. Odrzuciłem zupełnie myśli innych. Pochłonęła mnie moja własna rozpacz. Miała przemienić się dopiero za kilka dni. Czemu to musiało się stać dziś? I to na oczach jej rodziców? Dlaczego w taki sposób? Emmet wyrwał mnie z zamyślenia:
-Chłopie, chyba trzeba ją przenieść. Ty to zrobisz, czy może ja mógłbym…
Nie czekając na ciąg dalszy jego wypowiedzi wziąłem Bellę na ręce i pobiegłem w kierunku naszego domu.


Bella:
Pochłaniał mnie wewnętrzny ból. Niewidzialny ogień rozchodził się po wszystkich częściach mojego ciała. Nie chciałam krzyczeć. To by nic nie dało. W dodatku Edward by cierpiał… Wiedziałam, że był przy mnie. Słyszałam jego głos, mówiący bez większego przekonania, że wszystko będzie dobrze. Ten głos wydobywał się jednak, zdawałoby się, zza ściany. W mojej głowie toczyła się wojna. To, że nie krzyczałam normalnie, nie znaczyło, że mój umysł nie wydzierał się wewnątrz mnie. Miałam już dość. Chciałam umrzeć. Ból był zbyt wielki. Jak inne wampiry wytrzymywały te okropne katusze? Prawie nie słyszałam własnego serca, miałam bardzo słaby puls, o oddechu nie mówiąc…
-Ile to jeszcze potrwa?- usłyszałam zmartwiony głos Edwarda
Nie doczekałam się odpowiedzi. Ogień ogarnął całe moje ciało ze zdwojoną siłą. Serce zaczęło mi trzepotać jak oszalałe. Nie wiem jak długo pochłaniał mnie ten żar. Jak dla mnie zdecydowanie za długo. Nawet zaczęłam zastanawiać się czy naprawdę warto tak się poświęcać.
Myślałam, że serce wyskoczy mi z piersi, gdy ono nagle zamarło. I nie ruszyło się więcej. Ogień zaczął znikać. Bardzo powoli wycofywał się z mojego organizmu. Na jego miejscu pojawiała się błoga ulga. Po jakimś czasie po ogniu nie został nawet najmniejszy ślad. Jeszcze tylko gardło paliło mnie jak oszalałe… To jednak było coś innego. Nie wiedziałam co.
Zaczęłam wyczuwać bardzo dużo zapachów. Mój umysł był ogłupiały, nie wiedział na czym się skupić. Nagle doszły do tego wrażenia słuchowe. Ciche szuranie butów w pomieszczeniu poniżej. Obstawiałam, że był to Jasper. Szepty z podwórka… Bicie serc? Kogo mogli tu przyprowadzić? Aż wreszcie oddech blisko mnie. Edward. Bałam się ruszyć. Obwiałam się, że ból wróci. Nagle usłyszałam jak ktoś wbiega do domu z ogromną prędkością. Bieg ustał, zaczęły się skoki.
-To już! To już!- piszczała Alice, wbiegając po schodach
Jakaś ręka zacisnęła się na mojej. Dziwne… Nie była zimna. Czyżby Jake? Nie… Nie ryzykowałby tak. Poza tym, to był zapach wampira? Tak przynajmniej mi się zdawało.
Uchyliłam powieki. Za dużo upiorów. Zdecydowanie za dużo! Z przerażenia szybko stanęłam pod ścianą. Nie wiem dlaczego to zrobiłam. To był po prostu, jak mi się zdawało, normalny odruch! Obejrzałam dokładnie pomieszczenie. Teraz zrozumiałam, jak bardzo moje zmysły były przytłumione, gdy byłam człowiekiem. Ludzie nie zdają sobie sprawy z ilości tylu barw!
Pokój wyglądał jak normalny pokój gościnny. Na środku była kanapa, na której chyba przed chwilą leżałam. W powietrzu unosił się zapach, dziwny, odrzucający zapach. Rdza, metal… O Boże! Krew! Ale kto by przyprowadzał jakiegoś człowieka do miejsca, gdzie jest nowonarodzony? I czy ja, jako wampir nie powinnam pożądać tego, co tak pachniało? O co chodzi? Spojrzałam na moją rodzinę. Tak, teraz to była MOJA rodzina! Wszyscy stali, czujnie się we mnie wpatrując. Z przodu wystawali Emmett i Jasper. Na ich widok zrobiłam krok do tyłu. W mojej głowie zaświeciła się lampka: NIEBEZPIECZNI! Zachowaj spokój! -nakazałam sobie- Przecież go znasz! Zza chłopców dało się ujrzeć głowę Carlisle’a i podskakującej Alice. Esme stała z tyłu ciepło się uśmiechając. Rose sterczała koło niej z pokrzepiającym uśmiechem na twarzy. Nie mogłam w to uwierzyć! Ona się uśmiechała do mnie! Nagle Alice minęła Emmetta, podbiegła do mnie i przytuliła. Uścisnęłam ją mocno. Za mocno. Jęknęła.
- Ups, przepraszam. - bąknęłam cicho, dopiero teraz zdając sobie sprawę z mojej siły.
- Nic się nie stało. – uśmiechnęła się i wycofała w kierunku drzwi.
Jasper patrzył na mnie zdumiony. Musiał wyczuwać moje emocje, a ja byłam w pełni opanowana. Miałam tylko lekki zamęt w głowie…Samą mnie to dziwiło. Spodziewałam się czegoś całkowicie innego! Nagle zdenerwowało mnie to, że ktoś ma wstęp w moje uczucia. Nie chciałam, żeby mógł przeżywać to co ja… To w pewnym sensie naruszanie prywatności. Spojrzałam na niego z wyrzutem. Ciekawe co by było, gdybym ja potrafiła czytać jego emocje… Nagle ja poczułam zdziwienie, troskę, strach, radość… Czemu wyczuwałam te emocje? Na pewno nie były one moje. Co się stało? Hale spojrzał na mnie zszokowany.
Rozejrzałam się po pokoju. Edward też przyglądał mi się w osłupieniu. Był zdezorientowany, jednocześnie bardzo mnie kochał. i… bał się mnie? O co chodzi? Skąd ja to wiem? Nie chcę tego wiedzieć! Nie umiem sobie poradzić z własnymi uczuciami a co dopiero z czyimiś! Nie chcę tego daru!
- Bello, Ty to zrobiłaś? – zapytał Edward.
- Co? – zapytałam mało domyślnie, mój głos brzmiał dziwnie - dźwięcznie, melodyjnie… pięknie!
Był zirytowany.
- Zabrałaś dar Jasperowi.
Byłam w szoku. Jak mogłam zabrać mu dar? Przecież takie rzeczy się nie zdarzają… Nawet w świecie wampirów.
- Ja… Co? - ryknęłam
Usłyszałam na dole przyspieszone oddechy.
- Co się tam dzieje? - usłyszałam szept
Renee! Co ona tu robi? Jak mogli ją tu przyprowadzić?! Charlie też tu jest? Dlaczego narażali ich na takie niebezpieczeństwo?
- Spokojnie… Musicie uzbroić się w cierpliwość. – ten kobiecy głos skądś kojarzyłam. Esme?
Teraz głównym celem był mój niedoszły dar… Nie chcę wyczuwać uczuć innych. Może umiałabym go oddać… Popatrzyłam na Jaspera. Skupiłam się, w kółko powtarzając: „Nie chcę tego daru.” – Jak mała dziewczynka, której znudziła się lalka.
Chwila koncentracji i po chwili nie czułam już uczuć innych. Czyżbym właśnie opanowała moją moc?
- Bello… To ty to robisz? – Edward miał zdenerwowany głos.
- Ja… Chyba tak. Ale to nie było specjalnie. - jęknęłam.
Popatrzyłam po pokoju. Cała rodzina była zdezorientowana. Nie wiedzieli co się dzieje. Widać było, że na usta cisną im się miliony pytań. Przyglądnęłam się Edwardowi. Był jeszcze piękniejszy niż zapamiętałam. Nie spodziewałam się, że to w ogóle jest możliwe, a jednak…. Podszedł do mnie. Przytulił. Byłam w szoku. Jemu też zmienił się nastrój? Tak szybko?
- Nie mogłem się powstrzymać. – mruknął bardzo szybko i cicho. – Wyglądasz cudownie.
Nie byłam pewna czy reszta rodziny to słyszała. Z chęcią bym go teraz pocałowała. A w końcu, czemu nie? Uniosłam głowę. Chyba też wpadł na ten pomysł. Przycisnął mnie mocno do siebie i zaczął całować żarliwie, namiętnie. Tak jak nigdy. W końcu nie musiał się przy mnie pilnować. Teraz role się odwróciły. To ja musiałam nad sobą panować, aby nie zgnieść ukochanego. Usłyszałam ciche jęki i chichoty. Podniosłam lekko jedną powiekę. Spostrzegłam resztę rodziny ulatniającą się z pokoju. Carlisle jeszcze popatrzył się w naszą stronę niespokojnie, jednak Jasper go udobruchał:
- Nie wiem jak to możliwe, ale ona panuje nad sobą całkowicie. Bez problemu możemy ich zostawić. – szepnął tak cicho, że ja ledwo to wyłapałam. - Tylko trzeba będzie ją zabrać na polowanie.
Hm… Moje pierwsze polowanie. Ciekawe jak to będzie. Co będzie moim ulubionym zwierzęciem? Oby krew zwierząt pachniała lepiej od ludzkiej…
- To jest dobry pomysł. – mruknął mi Edward do ucha.
- Co? – myślałam, że przegapiłam jakąś jego wypowiedź.
- Polowanie. Ze mną. Teraz? Pewnie jesteś głodna…
Zastanowiłam się. Nie… Nie byłam głodna. Nie czułam normalnego ssania w żołądku… A może u wampirów się to inaczej objawia? Czyżby chodziło o to palące gardło?
- Jestem za. Wszystko byleby ugasić ten ogień w gardle… - powiedziała szybko, modląc się, żebym dobrze odgadła objaw „głodu”.
Zachichotał.
- No to chodź.
Pociągnął mnie za rękę w stronę okna. Zaparłam się i wyrwałam swoją dłoń z jego.
- Co ty robisz? – zapytałam go.
- Wychodzę. – stwierdził krótko i zwinnie wyskoczył przez okno.
- No dalej Bello, nic ci się nie stanie. - powiedział, gdy był już na dole.
No tak, on nie był najbardziej gapowatą i kaleczną osobą, jaka chodziła po planecie. Skąd mam wiedzieć, czy mi to nie zostało? A co, jeśli zostało, a ja wyskoczę przez okno? No dobra… Nie zabiję się. Natomiast Emmett będzie miał świetną rozrywkę. Nie da mi spokoju przez resztę życia! Teraz dopiero zauważyłam, że ktoś przebrał mnie podczas przemiany. Pewnie Alice. W końcu wcześniej byłam cała ubrudzona krwią, ona nie mogła zostawić mnie w takim stanie. Mianowicie miałam na sobie: zwiewną błękitna bluzka, czarne rybaczki… Nawet nieźle jak na polowanie. Spojrzałam ze strachem w dół, spodziewając się mojego koszmaru, czyli szpilek. Wcześniej nie zwracałam na to uwagi. Wszystko było dla mnie nowe i nie zawracałam sobie głowy takimi rzeczami jak buty. Z zadowoleniem stwierdziłam, że mam na sobie wygodne, sportowe obuwie.
Stanęłam przed oknem, zamknęłam oczy i wyskoczyłam. Wylądowałam miękko na ziemi. Nie spodziewałam się, że pójdzie tak łatwo. Chociaż po drodze zgubiłam jeszcze but... Świetnie! Po prostu cudownie! Wiedziałam, że to mi nie minie... Teraz wywnioskowałam nową teorię, może to nie niezdarność a normalny pech?
Edward przyglądał mi się z uśmiechem. Podał mi zaginioną część mojej garderoby. Następnie złapał moją rękę i pociągnął w las. Nie wiedziałam co mam robić.
- Zdaj się na swój instynkt. – poradził Edward.
- Mój co? – jęknęłam.
Zachichotał.
- Zaufaj mi. – mruknął. - Skup się nad tym, co wyczuwasz. A potem podążaj za tym zapachem, który wyda ci się najbardziej pociągający…
Posłuchałam go. Skupiłam się na zapachach dookoła. Drzewa, kwitnące kwiaty… No i zwierzęta. Ptaki i… Mmm… Tak to jest zapach za którym powinnam podążać. Puściłam się biegiem w kierunku, z którego dochodził. Wybiegłam na polanę. Było tam całe stado jeleni i saren. Poczułam, że moje gardło płonie. Bez większego zastanowienia rzuciłam się na największego jelenia i wgryzłam się w szyję. Gdy pozbawiłam zwierzę już całej krwi, odrzuciłam go z obrzydzeniem patrząc na moje dzieło. Jednak wciąż byłam nienasycona. Rzuciłam się w poszukiwaniu kolejnych ofiar. Szybko namierzyłam jeszcze jednego dużego osobnika, który uciekł przed chwilą z polany. Uznałam, że mi wystarczy, jak na pierwszy raz. Tylko się w tym upewniłam, gdy spostrzegłam stan mojego stroju. Buty ubłocone, bluzka rozerwana… W sumie nie można było już nazwać jej bluzką… To był tylko strzęp materiału ledwo zakrywający te części ciała, które nie powinny być widoczne dla świata. Tylko spodnie były w dobrym stanie - nie licząc malutkiej plamki krwi. Nagle koło mnie mignął Edward, potem zawrócił i obalił mnie na ziemię.
- Podobają mi się ulepszenia w twoim stroju. – mruknął i pocałował mnie w obojczyk.
Jak widać, naprawdę bardzo podobałam mu się po przemianie… No i chyba cieszyło go to, że nie musi się pilnować… No cóż, mnie też!
- Jesteś jeszcze głodna? – zapytał cicho, muskając jednocześnie płatek mojego ucha. Doprowadzało mnie to do szaleństwa!
Myślałam, że jestem najedzona. Teraz jednak znów moje gardło zapiekło…
- Już nie byłam, ale mi przypomniałeś i jestem! – burknęłam.
Zachichotał.
- Poczekam tutaj. Leć.
Udałam się wolno w kierunku drzew. Poczułam znajomy rdzawo-metalowy zapach, który czułam już wcześniej. Człowiek. Pobiegłam w tamtym kierunku. Nie z powodu pragnienia. Ten zapach nie był w żadne n sposób kuszący dla mnie. Po prostu byłam ciekawa kto to. Edward widocznie też poczuł tą woń. Spanikowany moim zachowaniem, ruszył za mną. Przystanęłam z uśmiechem na ustach. Popatrzyłam na niego i przekrzywiłam głowę z rozbawieniem.
- Miałeś zostać tam. - wskazałam ręką kierunek, z którego przybiegliśmy.
- Ale… Ty… - mieszał się
- Chciałam po prostu zobaczyć, czy właściciel tego okropnego zapachu to jakiś mój znajomy.
Zszokowałam go jeszcze bardziej.
- Okropnego zapachu? –spytał z powątpiewaniem.
- Wciąż jest dla mnie odrzucający… Co innego krew jeleni…
- Nie mogę… Jak… - mruczał do siebie.
- Na prawdę nie mam zamiaru zabić żadnego człowieka w najbliższym czasie, uwierz! Nie mam na to najmniejszej ochoty. A teraz może dasz mi spokojnie zapolować? Zaraz wypali mi się gardło! – jęczałam.
- Jesteś pewna? Może pójdę z Tobą?
- Edward!
-No… Dobrze. Ja wrócę tam, gdzie miałem czekać. – powiedział niepewnie i ucałował mnie w policzek. I tak wiedziałam, że pójdzie za mną. - Jak to możliwe, że ją odrzuca? – mruczał cicho.
Postanowiłam zignorować jego zachowanie. Ruszyłam w las. Niestety, wszystkie jelenie w pobliżu… Ba! Wszystkie zwierzęta w pobliżu pouciekały. Pobiegłam na północ.
Nagle, poczułam znajomy zapach. Nie umiałam jednak skojarzyć do kogo należy. Rzuciłam się w kierunku, z którego dochodził. Przede mną pojawił się rdzawo-brązowy wilk.
-Jake. -szepnęłam


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Swan dnia Pią 23:03, 27 Mar 2009, w całości zmieniany 4 razy
Zobacz profil autora
Zagubiona
Człowiek



Dołączył: 09 Mar 2009
Posty: 93
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Pią 21:48, 27 Mar 2009 Powrót do góry

Uuuu!!!
Wszytsko super.
Z tym przejęciem mocy JAsper mnie powaliłaś.
Biedny Jazz.
A co z Jake'm. Wkurzy się?
Ona nie czuła pragnienia i ją krew odrzucała, bo to był JAcob?

Pozdro i życzę weny...

Zagubiona


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Verderben
Wilkołak



Dołączył: 21 Sty 2009
Posty: 187
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pią 22:04, 27 Mar 2009 Powrót do góry

Podoba mi się ta wersja BD, chodź te niektóre momenty, dosłownie zerżnięte z Meyer'owej wersji troszeczkę mnie przytłaczają.
Co do rozdziału 7, to właśnie napomniany wcześniej błąd najbardziej mi się gryzie. Jakoś tak... po prostu, troszeczkę wkurzające, że zamiast własnego zdania pojawia się takie przepisane.
No i można było rozciągnąć jakieś wątki, np: przemiana. Gdyby troszeczkę rozpisać, może akcent tego bólu, rzekomego ognia, który trawił Bellę, byłby bardziej odczuwalny.

Cóż, jestem ciekawa jak zareaguje Jake. Znając wybuchowy charakter tego oto wilkołaczka, może być ciekawie.

Pozdrawiam. :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Swan
Zły wampir



Dołączył: 20 Lut 2009
Posty: 406
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 40 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Forks, Phoenix... ok no... Śląsk :P

PostWysłany: Nie 17:13, 05 Kwi 2009 Powrót do góry

Co do poprzedniego rozdziału: Staram się jak pisać wg siebie, ale jednocześnie nie odejść od "prototypu" natury wampirów S. Meyer. Przy przemianie jest to trudne, bo ona się opiera głównie na tej naturze. Nie chciałam wpisać czegoś typu: zamiast ognia rozchodzącego się po organizmie to żyletki które cięły jej ciało od wewnątrz. Po prostu chciałam, żeby wszystko pasowało.


A teraz nowy rozdział, mam nadzieję, że nie ma dużo błędów i że Wam się spodoba :) Czekam na Wasze opinie :D

Beta: Swan2


Rozdział 8



Wilk najeżył się. Jego oczy ciskały błyskawice. O co mu chodziło?

- Jake to ja! Co ty wyprawiasz? - zapytałam zdumiona.

Z jego wzroku można było wyczytać mnóstwo uczuć. Od bólu, przez zdradę, aż po strach. Nigdy nie widziałam go w takim stanie. Czyżby znienawidził mnie tylko dlatego, że stałam się wampirem? Mój przyjaciel mógłby to zrobić? Przecież dalej jestem sobą! Mimo zmiany wyglądu, w środku wciąż jestem taka sama, więc czemu on tego nie widzi?

- Może tak byś się przemienił, żebyśmy mogli porozmawiać? - zapytałam, mając nadzieję, że mnie posłucha

Zwierzę pokręciło przecząco głową.

- Nie ufasz mi? - prawie pisnęłam.

Prawda, nie za dobrze pamiętałam moje ludzkie życie. Czułam się, jakby to był tylko film, który obejrzałam i utożsamiałam się z główną bohaterką. Swoją drogą, ciekawe jak to możliwe. Mój umysł jakby się zresetował, a moje ludzkie życie zapisał w jakimś mało rzucającym się w oczy pliku na twardym dysku. Teraz, gdy zobaczyłam tego wilka "dane" powróciły, poczułam się jakbym dostała biczem w twarz. On, mój najbliższy przyjaciel, nie chciał ze mną nawet porozmawiać! Chciało mi się płakać, jednak nie mogłam. Z mojego gardła wydobyła się słaba imitacja szlochu.

Jake chyba zrozumiał co robiłam i popatrzył na mnie z bólem. Boże! Jak ja chciałabym mieć teraz dar Edwarda! Przecież nie będę tutaj stała i gadała do psa, który w dodatku mi nie odpowiada! Stoop! - rozkazałam sobie - Nie chcesz daru Edwarda! Uważaj co myślisz! Przecież wiesz, co potrafisz zrobić. Po prostu przydałby mi się tu Edward.

- Edward? - powiedziałam półgłosem. Wiedziałam, że i tak mnie usłyszy.

Może będzie robił za tłumacza? Przekaźnik? Cokolwiek, byle tyko porozumieć się z Jacobem. Słyszał pewnie wszystko od początku tej rozmowy, a raczej monologu, ale nie chciał się wtrącać.
Wilk znów spojrzał mi w oczy. Tym razem z wyrzutem, po czym zniknął w zaroślach.

Stałam zszokowana pośrodku lasu. Czemu mnie zostawił? I to bez słowa? Nigdy tak nie robił! Nigdy, gdy byłam człowiekiem. Ale czy to, że jestem wampirem naprawdę tak dużo zmienia? Jak dla mnie - nic. Wciąż pachniał dla mnie przyjemnie, wręcz pociągająco. Miał w swojej krwi coś ze zwierzęcia, więc moje gardło płonęło, jednak potrafiłam nad sobą panować! No i był jedynym osobnikiem, poza Edwardem oczywiście, do którego wiedziałam co czuję. Pamiętałam to! Jeżeli chodzi o innych, były to tylko wyblakłe wspomnienia. Nic nie znaczące, jak wątek z kiepskiego filmu. Lubiłam ich, a raczej myślałam, że lubię, ale nic więcej. Może z czasem uczucia wrócą? Nie wiem. Ale wiedziałam teraz jedno - właśnie utraciłam jedną z najważniejszych osób w moim życiu! Nie mogłam na to pozwolić! Rzuciłam się biegiem w krzaki, w których zniknął Jacob. Pędziłam za jego zapachem. Jakim cudem zdążył się aż tak oddalić? Wilkołaki naprawdę musiały być dużo szybsze od wampirów.

Usłyszałam, że Edward biegnie za mną. Teraz był, a jak go potrzebowałam to nie! Chciałam zostać sama. Porozmawiam z Jacobem bez jego pomocy!

W pewnym momencie zatrzymał się. Nie wiedziałam dlaczego, ale nie interesowało mnie to.

- Bello! Minęłaś granicę! Wróć! Cullenowie nie mogą jej przekraczać bez pozwolenia! -Edward był zdenerwowany.

Znowu wspomnienia powróciły. Przygotowania do ślubu, szczęśliwa twarz mamy. Sukienka! Kalendarz, na którym był zaznaczony TEN dzień. Zostały do niego tylko dwa dni! Irina w domu rodziców, a potem ciemność, ból, ogień… I wszystkie plany na nic. Nie wiedziałam jak długo trwała moja przemiana, ale najprawdopodobniej było już za późno, żeby zdążyć na ślub. Wciąż byłam panną... Byłam wolna.

Przystanęłam i odwróciłam się do Edwarda. Stał jakieś 300 merów ode mnie.

- Ja nie jestem Cullenem. - stwierdziłam krótko, zabolało go to, mnie też. Nie chciałam, żeby to zobaczył. Odwróciłam się i znów pobiegłam za tropem wilkołaka. Edward nie ruszył się z miejsca.

Coraz bardziej zagłębiałam się w rezerwat. Trop Jacoba mieszał się z innymi, bardzo podobnymi. Te zapachy były wszędzie! Przystanęłam i rozejrzałam się dookoła. Nic. Tylko drzewa i krzaki. Usiadłam na ziemi. Nie ruszę się stąd, póki on się nie pojawi! Siedziałam tak chyba z pół godziny. Wiedziałam, że on wie, że ja tu jestem. Nie odczuwałam zimna, chłodu, ani nic w tym stylu, więc nie sprawiało mi problemu siedzenie po ciemku, bo jak zaobserwowałam była noc, na zimnym, mokrym błocie. Alice zabije mnie jak zobaczy stan mojego ubrania.

Analizowałam wszystko, co działo się od momentu mojej przemiany. To prawda, że byłam opanowana - na początku. Potem zaczęłam reagować pod wpływem emocji lub wspomnień. Byłam zbyt impulsywna, a moje nastroje zmieniały się jak błyskawica! Zraniłam Edwarda i to dlaczego? Bo byłam zła na Irinę, Jacoba? No bo na pewno nie na mojego narzeczonego! Wiedziałam, jak musi mu być ciężko, że ktoś inny mnie przemienił i zostawiłam go tak bez słowa! I po co? Żeby gonić wilkołaka?
Musiało mi się poprzewracać w głowie! Zamknęłam oczy i położyłam się na ziemi. Przeklinałam samą siebie za swoje postępowanie. Mogłam zostać z Edwardem. Kto wie co byśmy teraz robili... Rozmarzyłam się. Głupia! A teraz może nie będzie chciał cię nawet widzieć.

Usłyszałam ciche kroki, oddechy, bicia serc. Były blisko. Szybko otworzyłam oczy. Dookoła mnie stało 7 wilków i Sam, on był w postaci człowieka. Zerwałam się na równe nogi i przybrałam pozycję obronną.

- Bello, wiesz, że to nasz teren. Teraz jesteś wampirem, więc nie powinnaś tu przebywać. -powiedział spokojnie.

Wyprostowałam się i odparłam spokojnie:

- Zawarliście pakt z Cullenami, nie ze mną. - Znów klapnęłam na ziemię. Wiedziałam, że mnie nie skrzywdzą - Ja się stąd nie ruszę, póki nie porozmawiam z Jacobem - powiedziałam zdecydowanym tonem.

Sam westchnął.

- Więc będziesz musiała długo czekać.

- Co? Boi się mnie? - zapytałam z sarkazmem. Jeden wilk, chyba Leah, warknął - Brzydzi?

- Nie - odparł Sam.

- Więc dlaczego nie chce ze mną porozmawiać? - dopytywałam się.

- On uciekł. Znowu.

- On.. co? - głos mi się załamał. Nie wierzę, że to zrobił. Nie znowu! Co za tchórz. Unikał problemu? O to mu chodziło? Miałam ochotę rzucić się na ziemie i zacząć płakać. Zamiast tego, zadałam jedyne w tej sytuacji sensowne pytanie.
- Wiecie gdzie on jest?

Sam skrzywił się lekko.

- Nie wiemy, przemienił się chwilę po opuszczeniu Forks. Chyba myślał coś o Seattle, ale mógł oczywiście do tej pory zmienić zdanie.

- Dlaczego uciekł? - zapytałam w końcu.

- Sądzę, że powinien ci o tym powiedzieć Jake, a nie ja.

Zniecierpliwiłam się. Ta rozmowa do niczego nie prowadziła, więc postanowiłam działać.

- Seattle mówisz? - zapytałam.

- Tak, ale Bello. - nie doczekałam dalszego ciągu jego wypowiedzi, bo pognałam w kierunku, gdzie według mnie było to miasto.

Mknęłam pośród drzew, które instynktownie wymijałam. Myślałam o tym, jakim cudem odnajdę Jake'a w tak ogromnym mieście i to w dodatku w postaci człowieka! Na pewno inaczej pachnie. Biegłam dalej, chociaż coraz bardziej wątpiłam w szanse odnalezienia przyjaciela. Zbliżałam się do końca rezerwatu. A może by tak zawrócić i poprosić o pomoc rodzinę? Albo chociaż się przebrać… Jak ja w takim stroju wyjdę między ludzi? No dobra, była noc, ale takie duże miasta żyją cały czas! Spostrzegłam strumyk. Postanowiłam się chociaż obmyć. Uklękłam nad wodą i zastygłam. To nie byłam ja! Idealne rysy, gęste czekoladowe włosy, kredowoblada skóra, delikatne sińce pod oczami. Oczy! Krwistoczerwone! Odskoczyłam od źródła dysząc ciężko. Wiedziałam, że będę tak wyglądać. Mówili mi to, ale jest duża różnica pomiędzy teorią a praktyką. Byłam idealna, ale to mi akurat nie przeszkadzało. Jedynym mankamentem mojej urody były przerażające oczy. Puściłam się sprintem. Chciałam uciec od tego obrazu, wyrzucić go z głowy. Wybiegłam z rezerwatu. Trafiłam na jakąś drogę. Zwolniłam tempo. Szłam spacerkiem wzdłuż szosy. Musiałam sobie wszystko przemyśleć. Mijało mnie mnóstwo aut. Kilka o mało nie wypadło z drogi, ale rozumiałam to, w końcu teraz moją urodę można było porównywać nawet do Rosalie, a ja paradowałam w potarganej bluzce. Przestałam zwracać uwagę na samochody. Szłam przed siebie zanurzona w rozmyślaniach. Koło mnie zatrzymało się żółte auto. Spojrzałam na nie, przecież to porsche Alice! Szyba się opuściła, a zza niej wyglądał Emmet.

- Kobieto, czy ty zdajesz sobie sprawę, że w takim stroju możesz spowodować wypadek? -próbował udawać poważny ton.

Roześmiałam się.

- Wsiadaj. - powiedział miękko. - Zabierzemy cię do domu.

- Ja. Ja nie mogę - wydukałam.

Alice wcisnęła głowę koło Emmeta.

- Nie dasz rady go sama znaleźć!

Spojrzałam na nią zszokowana.

- Sam nam powiedział - odpowiedziała na moje nieme pytanie - On wróci. Zawsze Wraca, po prostu daj mu czas. On musi się ze wszystkim pogodzić, a dla ciebie będzie lepiej jeśli pojedziesz z nami do domu. Edward się martwi.

Serce mnie zakłuło. Jak mogłam mu to zrobić? Zostawiłam go bez słowa. Zraniłam i odeszłam. Dziwię się, że jeszcze chciał mnie oglądać. Ostatnie zdanie wypowiedziałam na głos.

- On rozumie, że teraz nie panujesz nad sobą całkowicie. Radzisz sobie nawet lepiej niż którekolwiek z nas. Zmiana nastrojów i porywczość są normalne - uśmiechnęła się. - Wsiadaj.

Przyjrzałam się autu. Przecież tu były tylko dwa siedzenia! Gdzie ja mam usiąść?

- Mam wleźć do bagażnika? - spytałam z powątpiewaniem.

- Ach, te kobiety. - mruknął Emmett i wygramolił się z auta.

Przytrzymał nonszalancko drzwi, gdy wsiadałam, a potem zamknął je za mną.

- Ja się przespaceruję - powiedział z uśmiechem. - Co Alice? Ścigamy się?

I rozmył się w powietrzu.

- Temu tylko hazard w głowie - mruknęła wampirzyca, ale docisnęła pedał gazu.

Po 5 minutach szaleńczej jazdy podjechałyśmy pod dom Cullenów. Emmet stał nonszalancko oparty o drzwi i teatralnie spoglądał na nadgarstek, na którym normalni ludzie noszą zegarek.

- Co tak długo? - zapytał.

Alice zgromiła go wzrokiem. Ja zaczęłam panikować.

- Ja. Ja tam nie wejdę! Nie dam rady! - marudziłam cicho.

- Chodź. Wszystko będzie dobrze - powiedziała i wyciągnęła mnie z auta.

Szłyśmy w kierunku drzwi i Emmetta, który wciąż nie zmienił pozycji, gdy te nagle się otwarły. Wampir stracił równowagę i poleciał w tył. Parsknęłam śmiechem. Zdezorientowana mina Emmetta była naprawdę bezcenna. Za nim stanął Edward, był lekko zaniepokojony. Czyżby bał się mojej reakcji? Z domu wyszli jeszcze Esme i Carlisle. Edward wpatrywał się w Alice, która najwyraźniej coś mu przekazywała, następnie podszedł do mnie i przytulił.

- To nie była twoja wina - szepnął. - Naprawdę radzisz sobie wyjątkowo dobrze.

Uśmiechnęłam się do niego. Nie wierzyłam w jego słowa, ale nie chciałam ranić go jeszcze bardziej. Carlisle chrząknął a my spojrzeliśmy na niego. Edward miał zaskoczoną minę. Alice zmaterializowała się koło lekarza i prawie podskakiwała ze szczęścia. O co jej chodziło?

- Mamy dla was prezent - zaczął wolno Carlisle. - Miał być to prezent ślubny, jednak wątpię, żeby Bella była w stanie jutro stanąć przy ołtarzu…

- Zaraz, zaraz. - przerwałam mu. - Jutro? Przemieniałam się tylko jeden dzień?

Lekarz popatrzył na mnie z uśmiechem.

- Tak. Naprawdę nie wiem jak to możliwe. To najszybsza przemiana z jaką się do tej pory spotkałem trwała 3 dni.

- Ona zawsze była dziwna - mruknął Emmett ze śmiechem, za co został zdzielony po głowie przez Rosalie, która przed chwilą pojawiła się u jego boku.

Wszyscy się zaśmiali. Nagle Alice skupiła się na czymś, chyba znowu spoglądała w przyszłość. Po chwili podbiegła do mnie i uściskała. Kątem oka widziałam uśmiechnięta twarz Edwarda. Reszta rodziny spoglądała na to zdezorientowana, ja też nie wiedziałam o co chodzi.

- Ty wcale nie masz zamiaru odwoływać ślubu! - pisnęła mi do ucha.

- To jest niemożliwe. – stwierdził stanowczo Jasper. - Przecież ona jest nowonarodzoną! Nie można tak po prostu postawić jej w sali pełnej ludzi!

- Jasper, ona mówi, że zapach ludzi ją odrzuca - zaoponował Edward.

- A ja ci mówię, że wszystko będzie dobrze - mruknęła Alice.

- Bo ona tak myśli! - Jasper wskazał na mnie. - Twoje wizje są zależne od decyzji. A jeśli postanowi zabić któregoś ze znajomych, będzie już za późno!

- Proponowałabym zrobić test - bąknęła nieśmiało Rosalie.

Wszyscy skierowali swoje spojrzenia na niej, nikt nie wiedział, co ma na myśli.

- Dobry pomysł - powiedział Edward.

Chwilę panowała cisza, potem znów odezwał się mój ukochany.

- Nie wiem czy się zgodzi.

Emmett jęknął.

- Naprawdę tak trudno jest rozmawiać na głos?

Dwa wampiry zignorowały go, wciąż wymieniając się uwagami. Denerwowało mnie to. W głowie zaświtał mi pewien pomysł. A może by tak… Skupiłam uwagę na Edwardzie.

-Boże! Nienawidzę być ignorowany! Czy oni nie mogliby zachować chociaż podstaw kultury? - Emmett.

- Nie wierzę, że mogą narazić wszystkich na takie niebezpieczeństwo, a co jeśli… - Jasper.

- Edward! Mów natychmiast o co chodzi! Nie ignoruj mnie! - Alice.

Rozejrzałam się dookoła. Okazało się, że nikt nic nie mówił. Udało się! Słyszałam ich myśli! Teraz miałam inny problem. Myśli wszystkich napływały do mnie jednocześnie, a ja nie umiałam nad tym zapanować! Wzięłam kilka głębokich oddechów i spojrzałam na Edwarda. Teraz dużo wyraźniej go słyszałam.

- Teraz już wiesz jak jest mi ciężko. Skup się na jednej osobie, lub na
własnym umyśle. Będzie łatwiej - Tylko tyle od niego usłyszałam. Skutecznie blokował inne informacje przede mną. Za dobrze znał ten dar… A już miałam nadzieję, że choć raz będę znała jego myśli.

Zapomniałam o rozczarowaniu i posłuchałam jego rady. Skupiłam się na Rosalie, chciałam wiedzieć o czym rozmawiali. Szybko dotarły do mnie jej myśli, jednak nie umiałam się wśród nich poruszać.

- Jaki test? - zapytałam głośno.

Dziewczyna spojrzała na Edwarda niepewnie, jednak jej myśli powiedziały mi już wszystko.

- Och.. - mruknęłam.

Spojrzała na mnie zszokowana. Wszyscy na mnie patrzyli!

- Rosalie chciała zaproponować, aby wpuścić mnie do środka, gdzie są moi rodzice i sprawdzić jak się zachowam - wytłumaczyłam krótko.

W mojej głowie znów pojawił się szum. Nie umiałam rozróżnić poszczególnych myśli, było ich za dużo! Myślałam, że wampirowi nie może się zakręcić w głowie. Ale gdyby Edward mnie nie przytrzymał, to na pewno bym zemdlała, albo coś w tym stylu.

- Oddaj mi to - szepnął. - Nie dasz sobie rady, to zbyt trudne.

Zgromiłam go wzrokiem. Uważał, że jestem za słaba?

- Ja sam potrzebowałem na to kilku lat - wytłumaczył. Nagle spanikował.- Umiesz to oddać prawda? Z Jasperem to nie był wypadek?

- Jasne, że to nie był wypadek - warknęłam. - "Tak myślę."- dodałam niewerbalnie.

Skupiłam wzrok na oczach Edwarda. Nie było to trudne. Zatonęłam w tym złocie. Nie musiałam się za bardzo wysilać. Miałam wrażenie, że wykonał całą pracę za mnie. Chwilę później w mojej głowie znów panowała błoga cisza.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Swan dnia Wto 12:27, 07 Kwi 2009, w całości zmieniany 6 razy
Zobacz profil autora
moonynight
Wilkołak



Dołączył: 26 Gru 2008
Posty: 135
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: okolice Torunia

PostWysłany: Nie 22:42, 05 Kwi 2009 Powrót do góry

Bardzo mi się to opowiadanie podoba. Masz bardzo ładny styl pisania.
Musisz nam w najbliższych rozdziałach wytłumaczyć czemu ludzka krew ją odrzuca.
Stwierdzenie Emmeta było bardzo trafne ;D "Ona zawsze była dziwna."
Jestem na wielkie, wielkie TAK!
Pozdrawiam i życzę wielkiej weny.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Swan
Zły wampir



Dołączył: 20 Lut 2009
Posty: 406
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 40 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Forks, Phoenix... ok no... Śląsk :P

PostWysłany: Pon 19:03, 06 Kwi 2009 Powrót do góry

Cieszę się, że się podoba :P A czemu ludzka krew ją odrzuca... Postaram się to jakoś racjonalnie wytłumaczyć xD Myślę, że już w kolejnym rozdziale... Ale głowy za to nie dam :P


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Swan dnia Pon 19:03, 06 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Zagubiona
Człowiek



Dołączył: 09 Mar 2009
Posty: 93
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Pon 20:11, 06 Kwi 2009 Powrót do góry

Podoba mi się.
Fajnie, by było gdybyś to właśnie wytłumaczyłam.
Mion zdaniem lekko przesadziłaś z tymi darami Belli. Wychodzi na to, że ona ma jakis super dar :). To chyba przesada.
I z tym odrzucaniem to nie możliwe, ale Bella nigdy nie była normalna.

Pozdro i życzę weny...

Zagubiona


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Donna
Dobry wampir



Dołączył: 02 Mar 2009
Posty: 664
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 77 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: from Six Feet Under

PostWysłany: Pon 22:22, 06 Kwi 2009 Powrót do góry

Hej, Swan. Ten ff bardzo mnie wciągnął. Bardzo fajnie wszystko wymyśliłaś. Ten talent, doskonały pomysł! No i wogóle masz dużo pomysłów. Irina...ślub...Jake...właśnie, a co z pół wilkiem pół wampirem? I tym nowonarodzonym?
Oczywiście nie piszesz książki, ale i tak się rozczarowałam na polowaniu xd Tak mało tam napisałaś =p I pisałaś, że poczuła zapach krwi. Ten ohydny. I poleciała zobaczyć, kto to. A potem spotkała Jake'a. Ale on pachniał fajnie. Hm...? Ominęłaś ludzika czy o nim zapomniałaś? :D Ciekawe czy przejmie dar Alice xddd
Mówie ci, bardzo spodobał mi się jej dar:DDDD W odpowiedzi na twój PM:
To ff jest zdecydowanie lepsze i bardzo, bardzo mi się spodobało =) Myślałam, że będzie coś nudniejszego, a tu zaskok:D
Zdziwił mnie jeden fakt... że wywaliła do niego, że nie jest Cullenem. Mam nadzieje że to przemyślałaś sama, zanim napisałaś? Że główkowałaś godzinami czy to dodać? Czy każdy domyśli się że to tylko dlatego, że jest nowonarodzona? Że tak po prostu czuła się taka wolna? A może nie?! xDDD
Ciekawe, dlaczego ludzki zapach ją odrzuca. Opisywałaś zapach podobnie jak w książce, ale przed przemianą. Może to stąd, że Bella za życia była taka 'uczulona' na zapach? Mam nadzieję, że nie spoileruje, ale napisałaś, że postarasz się, a to brzmi, jakbyś nie miała pomysłu xD
Wszystko mi się podoba, ale ja bardzo lubie czytać książki. Więc w 80% ff moge schrzanić za to że wszystko dzieje się za szybko. Tu też, ale nie tak, jak w większości ff, więc czyta się fajnie. Ogólnie dobrze Ci idzie. Gdyby ff były pisane jak książki, to pewnie miałabym już zepsuty wzrok, ale co tam :D Ciekawe, co zrobią Irinie? O tym wszyscy zapomnieli! Co z Iriną,hm?
Piszesz ładnie. Styl masz fajny. W pierwszych rozdziałach mignęło mi powtórzenie Alice, a aż do trzeciego na okrągło pisałaś ' Carlise' zamiast 'Carlisle' :D A potem wszystko dobrze. Gdzieś w tym rozdziale powyżej albo tym jeszcze wyżej(xD) Napisałas dwa słowa z rzędu z dużej litery. A tak nie ma się do czego przyczepić. Naprawde spodobało mi się ff. Weny życzę. Ile zajmuje ci pisanie jednego rozdziału? Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Swan
Zły wampir



Dołączył: 20 Lut 2009
Posty: 406
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 40 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Forks, Phoenix... ok no... Śląsk :P

PostWysłany: Wto 11:42, 07 Kwi 2009 Powrót do góry

Alicee napisał:
właśnie, a co z pół wilkiem pół wampirem? I tym nowonarodzonym?
Oczywiście nie piszesz książki, ale i tak się rozczarowałam na polowaniu xd Tak mało tam napisałaś =p I pisałaś, że poczuła zapach krwi. Ten ohydny. I poleciała zobaczyć, kto to. A potem spotkała Jake'a. Ale on pachniał fajnie. Hm...? Ominęłaś ludzika czy o nim zapomniałaś? :D Ciekawe czy przejmie dar Alice xddd

Wszystko po kolei: pół wilk pół wampir jeszcze się pojawi i odegra (przynajmniej według mnie) bardzo ważną rolę... Co do polowania- przepraszam, że tak krótko! Wiem, że mogłam się rozwinąć, ale tak jakoś wyszło, że chciałam szybko opisać kolejne wydarzenia, więc skróciłam ten fragment... Co do ludzika :P Nie zapomniałam o nim :) To Bella nie chciała denerwować Edzia lecąc znów w tamtą stronę :D A potem spotkała Jake'a, który pochłonął całą jej uwagę :D
Alicee napisał:
Zdziwił mnie jeden fakt... że wywaliła do niego, że nie jest Cullenem. Mam nadzieje że to przemyślałaś sama, zanim napisałaś? Że główkowałaś godzinami czy to dodać? Czy każdy domyśli się że to tylko dlatego, że jest nowonarodzona? Że tak po prostu czuła się taka wolna? A może nie?! xDDD

Szczerze? Tu jest tyle pytań, że aż się pogubiłam :P Ale dobrze odgadłaś, chodziło o to, że jest nowonarodzoną i poczuła się wolna, nie chciała towarzystwa Edwarda, gdy już go nie potrzebowała. A to zdanie, że ona nie jest Cullenem powiedziała zanim zastanowiła się nad sensem własnych słów, no i jak już mówiłam działała pod wpływem impulsu :P A co do pierwszych pytań: Uwierz, zastanawiałam się i to dłuuuuuuugo. :P
Alicee napisał:
Ciekawe, dlaczego ludzki zapach ją odrzuca. Opisywałaś zapach podobnie jak w książce, ale przed przemianą. Może to stąd, że Bella za życia była taka 'uczulona' na zapach? Mam nadzieję, że nie spoileruje, ale napisałaś, że postarasz się, a to brzmi, jakbyś nie miała pomysłu xD

Przejrzałaś mnie :P Gdy pisałam poprzednią odpowiedź jeszcze nie wiedziałam dokładnie jak to wytłumaczyć, ale już wymyśliłam w miarę racjonalne (przynajmniej mam nadzieję, że takie jest) wytłumaczenie i pojawi się ono już w kolejnym rozdziale :)
Alicee napisał:
Ciekawe, co zrobią Irinie? O tym wszyscy zapomnieli! Co z Iriną,hm?

Irina... No cóż przyznaję się bez bicia, że pochłonęły mnie teraz inne wydarzenia, ale już wiem co z nią zrobić :P Akcja się nieco skomplikuje :)
Moją głowę po prostu rozsadzają już pomysły!!! Ale to też nie za dobrze, bo ciężko jest się zdecydować o czym pisać najpierw... Rozdział za niedługo :) Myślę, że zajmie mi to góra 3 dni :D


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Anna Scott
Zły wampir



Dołączył: 11 Lis 2008
Posty: 335
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 14 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: New York- Kerry -Londyn- Trondhaim ... Tam gdzie Diabeł mówi "Dobranoc"...

PostWysłany: Wto 11:44, 07 Kwi 2009 Powrót do góry

Bardzo mi imponuje historia jaką sobie wymyśliłaś. Jest bardzo realistyczna i paskuje odrobinę bardziej niż ta napisana przez Meyer. Masz bardzo ciekawe pomysły. Fakt, że Bella przeszła przemianę w jedną dobę, jest odrobinę nie realny, a już samo to, iż odbiera 'dary' jakie posiadają inne wampiry jest też naciągany. No, ale to w końcu Bella Swan. Jej się tylko dziwne rzeczy przytrafiają Wink
Teraz coś o budowie tekstu. Stosujesz zbyt dużo pytań retorycznych, czasami od natłoku, to czytelnik aż się gubi. Zauważyłam kilka literówek i parę zdań <ale dosłownie kilka>, w których stylistyka mi nie zgrzyta Confused
Są jeszcze liczne powtórzenia, i błagam Cię, popraw to!!!

"- Jasper, ona mówi, że zapach ludzi ją odrzuca - powiedział Edward.
- A ja ci mówię, że wszystko będzie dobrze - powiedziała Alice.
- Bo ona tak myśli! - Jasper wskazał na mnie. - Twoje wizje są zależne od decyzji. A jeśli postanowi zabić któregoś ze znajomych, będzie już za późno!
- Proponowałabym zrobić test - powiedziała nieśmiało Rosalie.
Wszyscy skierowali swoje spojrzenia na niej, nikt nie wiedział, co ma na myśli.
- Dobry pomysł - powiedział Edward. "
Bez obrazy, ale to aż mnie poraziło i z lekka odrzuciło Confused
Jest przecież taki szeroki dobór słów, np. wtrącił, pocieszyła, zaproponowała, zgodził się...

Mam nadzieję, że weźmiesz sobie szczególnie TĄ uwagę do serca Wink
Vena Wink


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Anna Scott dnia Wto 11:46, 07 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
ajaczek
Zły wampir



Dołączył: 05 Lut 2009
Posty: 477
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Wto 13:17, 07 Kwi 2009 Powrót do góry

Trochę mnie nie było i dwa nowiutkie rozdzialiki tu widzę! Przeczytałam je odrazu. I jak zwykle jestem pod wrażeniem:
stylu pisania, fabuły, i akcji!!!
Zaskoczyłaś mnie tą niespodziewana przemianą Belli! A tak z inej beczki to pokiego groma ona goni za tym Jacobem??? PRzecież jest teraz wampirem i moze wkońcu sobie pozwolić na mizu-miziu z Edziem??!! a może sparujesz Jacoba z pół-wampirem i pół-wilkołakiem?!
Czekam na kolejne odcinki i życzę weny!! ;>


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin