FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 BREAKING DAWN -moja wersja [NZ] +16 Zawieszone Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Poll :: Czy mam pisać dalej?

TAK
95%
 95%  [ 128 ]
NIE
4%
 4%  [ 6 ]
Wszystkich Głosów : 134


Autor Wiadomość
Donna
Dobry wampir



Dołączył: 02 Mar 2009
Posty: 664
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 77 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: from Six Feet Under

PostWysłany: Wto 17:57, 12 Maj 2009 Powrót do góry

Cytat:
Nagle drzwi się otwarły

Nie wiem czy to błąd...ale otwarły...eee...otworzyły, proszę cię:D
Rozdział fajny, ale dziwne - bo wiecie jaki jest Edward. Że zaraz bby sie chciał żenić itp, a tu po ślubie zamiast się cieszyć, strzela focha. No nie wiem... Bardzo ładny ten 'Debiut' :) Weny, pozdrawiam
Alicee.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
malin
Człowiek



Dołączył: 02 Maj 2009
Posty: 87
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Częstochowa

PostWysłany: Nie 10:42, 17 Maj 2009 Powrót do góry

Świetne! :D
Czekam na dalsze części, zostałam twoją wierną czytelniczką :D
Weny!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Swan
Zły wampir



Dołączył: 20 Lut 2009
Posty: 406
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 40 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Forks, Phoenix... ok no... Śląsk :P

PostWysłany: Pią 21:16, 22 Maj 2009 Powrót do góry

Trochę to trwało, ale w końcu jest! Oto nowy rozdział :P Miłego czytania :)

Rozdział 11

beta: Morphi

Na zegarze wybiła trzecia. Ostatni goście opuszczali posiadłość Cullenów.
- Nareszcie – mruknęłam cicho do Jaspera, który siedział obok mnie.
Blondyn zachichotał.
- Widzę, że mamy podobne upodobania – odparł.
No tak… Od dawna zastanawiało mnie to, dlaczego Alice nie odprawiła sobie jeszcze setnego ślubu. W końcu Emmett i Rose przeżyli to już nie raz, natomiast nigdy nie słyszałam o tym, żeby ten mały chochlik szukał sobie sukni ślubnej. Żyłam w przekonaniu, że ona po prostu nie chce robić szumu wokół siebie… Że woli męczyć innych. Coś w stylu „szewc bez butów chodzi”. Dopiero teraz dotarło do mnie, że to sprawka Jaspera. Nie wiem dlaczego, ale wcześniej takie rozwiązanie nie przyszło mi do głowy.
Oparłam głowę o ramię blondyna i przymknęłam oczy. Chciałam uniknąć pożegnania z pijaną Jessicą, która właśnie zmierzała w moją stronę. Nie wiem, kto dopuścił ją do alkoholu, w końcu to nielegalne, ale obiecuję, że jak dopadnę tę osobę, to żywa mi nie umknie. Przez cały wieczór Jessica nie chciała mi dać spokoju. Gadała jak zwykle, bez przerwy i z prędkością karabinu maszynowego, tyle, że tym razem jej wypowiedzi nijak nie trzymały się kupy. Jestem dozgonnie wdzięczna każdej osobie, która tego wieczora odciągnęła mnie od panny Stanley. Odkryłam, że tańczenie nie sprawia mi już trudności. W końcu byłam pewna, że nie nadepnę komuś stopy.
- Już wyszła – szepnął Jasper.
- Wiem – burknęłam i podniosłam głowę.
- Chodź, mam niespodziankę. – Nagle koło mojej głowy pojawił się Edward.
Spojrzałam na niego z lękiem.
- Jaką… - zaczęłam.
- Bello, gdybym ci powiedział, to nie byłaby to niespodzianka. Zrób mi tę przyjemność, i po prostu chodź ze mną.
Jęknęłam cicho.
- Dobra – powiedziałam. Złapał mnie za rękę,
Rzuciłam jeszcze szybkie spojrzenie Jasperowi, który uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco i ruszyłam za Edwardem. Szliśmy wolno przez pokój w kierunku drzwi. Pod oknem stał Emmett i coś do siebie mruczał. Zaciekawiona nadstawiłam ucha, gdy go mijaliśmy.
- A myślałem, że ludzie mają mocniejsze głowy… Ciekawe czy jakbym założył się z nią o dwadzieścia…
Zastanowiłam się nad sensem jego słów. O co mogło chodzić? W tym momencie usłyszałam pijacki chichot Jess, i odgłos zamykania drzwi w samochodzie. Dobrze, że Mike zachował zdrowy rozsądek i niczego nie pił… No i miał auto.
Nagle, mój mózg połączył wszystkie fakty. Jessicę wiszącą na moim boku, koszmarny wieczór i Emmetta… Zabije drania! Moje ciało przeszyła fala wściekłości, a zza mych zębów wydobył się głośny charkot. Przygotowywałam się do skoku na chłopaka, który wciąż stał pod oknem. Patrzył na mnie nic nierozumiejącym wzrokiem. Wtem, poczułam na sobie czyjeś ręce. Edward próbował mnie powstrzymać. Tak… Próbował. Wyrwałam się gwałtownie z jego uścisku. Nagle poczułam ogarniającą mnie falę spokoju. Edward widząc zmianę w mojej postawie, znów mocno uchwycił mnie w talii.
-Bello, to nasz dzień. Hmm.. Noc. Naprawdę chcesz to zepsuć? – zapytał tak cicho, że byłam przekonana, że nikt oprócz mnie tego nie dosłyszał.
Spojrzałam na Alice, która, widząc, co się święci, stanęła pomiędzy mną a Emmettem, oraz na Jaspera, który stał obok niej. On nigdy nie pozwoliłby na to, aby temu małemu, wiecznie szczęśliwemu chochlikowi coś się stało. Teraz znowu, ta mała kulka energii uśmiechała się serdecznie, ale jakoś inaczej… Znacząco? O matko… Nie przypuszczałam, że TO też będzie widziała!
Szybko odwróciłam wzrok. Oczekiwałam nagłego wybuchu ciepła na twarzy. Dopiero po chwili zorientowałam się, że on nie nastąpi. Ta myśl bardzo poprawiła mi humor, więc na moim obliczu zakwitł szeroki uśmiech. Złapałam Edwarda za rękę i zapytałam cicho:
- No, to gdzie ta moja niespodzianka?
Uśmiechnął się delikatnie i pociągnął mnie za sobą. Po chwili staliśmy już na skraju lasu.
- Musimy chwilę pobiec – oznajmił.
W odpowiedzi posłałam mu jedynie niepewny uśmiech. Ujął mocniej moją dłoń i ruszyliśmy. Pokochałam ten pęd towarzyszący mi w biegu, wiatr otulający moją twarz, tę szybkość… Uczucia idące w parze z tym zjawiskiem, są po prostu nie do opisania.
- Gdzie biegniemy? – zapytałam w końcu.
- Nie mogę ci powiedzieć. Wytrzymaj jeszcze trochę – odparł.
Po paru minutach zaczął zwalniać, aż w końcu zatrzymał się zupełnie. Zaciekawiona zaczęłam rozglądać się dookoła, jednak wciąż niczego nie dostrzegałam.
- Wciąż nie rozumiem, co to może być za niespodzianka… - zaczęłam.
Nagle mój mąż przytulił mnie i szepnął:
- Popatrz uważniej.
Znów przebiegłam wzrokiem po lesie. Nic. Po prostu drzewa, i co w tym niezwykłego?
Westchnął zrezygnowany. Znów ujął moją dłoń i pociągnął za sobą. Dopiero po chwili, moim oczom ukazało się COŚ. To coś, ukryte było za gęstą ścianą krzaków.
- I jak ja mam się tam dostać w tym? – wskazałam na czerwoną sukienkę, w którą przebrałam się po ceremonii. „Przecież panna młoda nie może wystąpić tylko w jednej sukience!” – Wciąż słyszałam w głowie oburzony głos Alice.
Znów westchnął i wskazał ręką coś, na wschód od obiektu, do którego próbowaliśmy się dostać. Przyjrzałam się temu uważniej. Okazało się, że to była ścieżka. Edward pociągnął mnie w jej stronę. Szedł wolno, jakby specjalnie chcąc zwiększyć moją, i tak już ogromną, ciekawość.
Weszliśmy między zarośla, a ja znów wytężyłam wzrok. Ciemność nie utrudniała mi dostrzegania przedmiotów. Problem stanowiły krzaki. Po chwili coś zaczęło prześwitywać przez gęstwinę.
Zrobiłam parę kroków, aż w końcu to „coś” stało się dla mnie zupełnie widoczne. Aż sapnęłam z wrażenia. Przede mną znajdował się… dom. Nie tego spodziewałam się, po spacerze do lasu. Jak to możliwe, że był aż tak dobrze ukryty?
- Co to… Skąd… - nie potrafiłam sklecić sensownej wypowiedzi.
- Wiesz, gdy mieszkaliśmy tu ostatnio…
- Mówiąc ostatnio, masz na myśli kilkadziesiąt lat temu? – wtrąciłam.
Uśmiechnął się lekko.
- Tak, więc wtedy w rodzinie byłem tylko ja, Rose, no i Carlisle z Esme. Wiesz, że Rosalie potrafi być męcząca… Postanowiłem stworzyć sobie miejsce, w którym mógłbym od niej odpocząć.
- Jakoś nie widać, żeby był aż tak stary – powiedziałam zerkając na dom.
- Gdy ustaliliśmy datę ślubu, stwierdziłem, że potrzebny nam będzie własny kąt – powiedział przybliżając się do mnie. – Zrobiłem ogólny remont.
Jego twarz znajdowała się kilkanaście centymetrów od mojej. Nie potrafiłam się na niczym skupić. Postanowiłam jednak trochę się z nim podroczyć.
- Sam?
- Emmett mi pomagał, Jasper czasem też – mruknął cicho.
Podszedł już na tyle blisko, że nasze twarze dzielił dosłownie centymetr.
- Może obejrzymy wnętrze? – zapytał cicho.
Nie czekając na odpowiedź, wziął mnie na ręce i ruszył w kierunku domu. Nie mam pojęcia, kiedy otworzył drzwi.
W końcu mój ukochany postawił mnie na ziemi.
Rozejrzałam się dookoła. Po lewej był salon- przynajmniej tak to wyglądało. Było tu bardzo przytulnie, wszędzie ciepłe kolory, wszystko idealnie dobrane, dębowe meble… Perfekcyjny dom… dla mnie? Edward gustował przecież w czymś ździebko innym…
Niedane było mi dokończyć tych rozważań, bo mój mąż złapał mnie za rękę i pociągnął wzdłuż korytarza. Minęliśmy jeszcze dwie pary drzwi. Zastanawiałam się, co może się za nimi kryć… W końcu Edward wprowadził mnie do pomieszczenia na końcu korytarza. Nie zauważyłam nic, poza płatkami róż na podłodze i łóżku. Tak właściwie, ogromnym łożu (chyba też dębowym), na którym leżała złota pościel… Satynowa?
Edward zbliżył się do mnie i pocałował. Sprawił, że z mojej koncentracji nic już nie zostało. Próbował całować mnie delikatnie, czułam to, ale ja byłam niecierpliwa. Chciwie wpiłam się w jego usta. Chyba go zaskoczyłam, ale od razu się opanował i oddał pocałunek. Jego dotyk wywoływał w moim ciele dziwne reakcje, jakby wybuchy ognia, lawy. Ciągle chciałam więcej! Przycisnął mnie do ściany i zaczął całować moją szyję. Westchnęłam cicho. Znów przyciągnęłam jego twarz do swojej. Wiedział, czego chcę. Pocałował mnie namiętnie i mocniej naparł na moje ciało. Zastanawiałam się, ile jeszcze wytrzyma ściana za mną... Zarzuciłam mu ramiona na szyję, a nogi oplotłam wokół jego bioder. Zaniósł mnie w stronę łóżka, i delikatnie na nim położył. Szybkim, zwinnym ruchem, ściągnął ze mnie sukienkę, a ja już wiedziałam, że to będzie najlepsza noc w moim życiu.


- Chyba ktoś chce z tobą porozmawiać – powiedział Edward.
Spojrzałam na niego zaskoczona. Kto by chciał tu przychodzić? Cullenowie, wiedząc, co to za noc, woleli się do nas nie zbliżać. Musiałoby wydarzyć się coś bardzo ważnego… Może niebezpiecznego… Volturi?! Moje gardło ścisnęło się ze strachu. Przecież mięli przybyć dopiero pojutrze! Albo jutro? Straciłam rachubę...
Mój ukochany musiał odczytać emocje z mojej twarzy, bo szybko dodał:
- To nic takiego. Nie przejmuj się. Ale lepiej, żebyś wyszła… - Skrzywił się. - Gość się niecierpliwi.
Spojrzałam na niego niepewnie, po czym zaczęłam zastanawiać się, co mam włożyć. Nigdzie nie umiałam wypatrzyć mojej sukienki!
- Tamte drzwi – znów jakby czytając moje myśli, skinął głową w kierunku ogromnych wrót, tak… dla mnie wyglądały one jak wrota – są twoje.
- Drzwi… Eee… Dzięki – mruknęłam.
Spojrzał na mnie jak na chorą umysłowo.
- Alice dobudowała garderobę dla ciebie – powiedział.
Zagadka tajemniczych drzwi wyjaśniona. Naprawdę poczułam się jak nienormalna… Jak mogłam się nie domyślić, że za drzwiami coś jest? To wszystko jego wina! Nie powinien mnie tak rozpraszać! Sama jego obecność, szczególnie po ostatniej nocy, działała na mnie upajająco. Nie potrafiłam jasno myśleć!
Uh, skoro to była moja garderoba, to by znaczyło, że mielibyśmy tu zamieszkać? Nigdy się nad tym nie zastanawiałam… Ale przecież sam mówił, że to jego miejsce do odpoczynku, odizolowania się… Spojrzałam na niego zdziwiona.
- A myślałam, że to twoja oaza…
- Teraz już nasza – odparł i przytulił mnie do siebie.
- Czyli, że Alice zbudowała to coś, co jest za drzwiami, tak? – dopytywałam się.
- Właściwie to Jasper… Alice go kontrolowała. Chociaż myślę, że i tak bardzo ci pomógł. Ona chciała dobudować pomieszczenie, wielkie jak cały dom razem wzięty – skrzywił się.
Wzięłam głęboki oddech i podniosłam się. Od razu dziękowałam losowi za to, że nie mogę się zarumienić. No bo, na miłość boską! Ja nie miałam na sobie NIC. Prędko złapałam kołdrę i szczelnie się nią owinęłam. Ze strachem, ruszyłam w kierunku garderoby. Przystanęłam przed drzwiami, wzięłam głęboki oddech i odważnie wmaszerowałam do środka. Aż mnie zatkało. Jeśli to miała być poskromiona wizja Alice, to ja naprawdę nie chciałam sobie nawet wyobrażać pierwotnej. Ten pokój miał wielkość normalnego, ludzkiego salonu. Jedyną różnicą była (nie, nie brak kanapy. Ona była… Razem ze stolikiem i fotelami. I po co? Przecież wampirom nie jest to potrzebne!) ilość szaf. W salonie zazwyczaj, stoi regał z książkami, albo coś w tym guście. Tu natomiast było dokładnie siedem szaf, w których można było powiesić ubrania, cztery komody, a do tego półki z butami. A na ścianach… Skąd ona miała moje zdjęcia? Wolałam się nad tym nie zastanawiać. Muszę po prostu znaleźć jakieś przyzwoite ubranie. Coś, w czym będę czuła się komfortowo. Ale jak to znaleźć? Rozejrzałam się uważnie. Znając Alice, dokładnie uzupełniła moją garderobę… Nie będę podchodziła do wielkich szaf, tam pewnie będą same sukienki. Pozostają mi komody. Podeszłam do tej, która była najbliżej mnie. Otwarłam szufladę i… JEST! Znalazłam w niej normalną, fioletową bluzkę. Leżała na samym wierzchu, dalej wolałam nie patrzeć. Ale w samej bluzce przecież nie pójdę, szukałam, więc dalej. W kolejnej komodzie była bielizna. Szybko zabrałam to, co było mi potrzebne. Nie miałam pojęcia, po co, aż tak dużo mi jej załadowała, no, ale cóż… Z Alice się nie dyskutuje.
Kolejna szafka - spódniczki. Westchnęłam głośno, ale nie chcąc, aby tajemniczy gość długo czekał, złapałam pierwszą z brzegu i w mig się przebrałam.
Gdy weszłam do pokoju Edward, już ubrany, siedział na łóżku i patrzył w moją stronę.
- Ślicznie wyglądasz – powiedział z uśmiechem.
- Dzięki – odparłam niepewnie.
Ruszyłam w kierunku drzwi i po chwili się odwróciłam.
- Ty nie idziesz? – zapytałam go.
Na jego twarzy pojawił się grymas.
- Nie… Lepiej będzie, jeśli załatwisz to sama.
Zdziwiło mnie to. Kto mógł na mnie czekać? Do kogo Edward nie mógł, lub nie chciał, się zbliżać? Do kogo puściłby mnie samą? Nikt nie przychodził mi do głowy. Sprintem puściłam się w kierunku drzwi wejściowych. Otworzyłam je i zamarłam.
- Cześć Bello – mruknął cicho.
- Jake! Co ty tu… Wróciłeś!
Podbiegłam do niego i przytuliłam. Zauważyłam, że lekko zmarszczył nos, ale się nie odsunął. Po chwili sama to zrobiłam.
- Czemu… Gdzie… - znowu nie potrafiłam sklecić sensownego zdania. Za dużo pytań chciało jednocześnie przedostać się przez moje usta.
Zrozumiał, o co mi chodzi.
- Musiałem wszystko przemyśleć – powiedział.
- I to ma wytłumaczyć twoją ucieczkę? Przecież wiedziałeś, że to prędzej, czy później się stanie – odparłam.
- Ale nie, tak szybko! Nie, bez uprzedzenia!
- Wybacz, że nie powiedziałam niezrównoważonej wampirzycy, żeby poczekała, aż do ciebie zadzwonię! – teraz ja też krzyczałam.
Zbiłam go z pantałyku.
- Czyli, to nie Edward…
- Nie! Czy naprawdę myślałeś, że mogłabym ci coś takiego zrobić? Nie… pożegnać się? Jeśli tak, to naprawdę mnie nie znasz.
- Ja…
- Bello! – Edward pojawił się w drzwiach.
Spojrzałam na niego pytająco.
- Co się stało? – zapytałam.
- Dzwoniła Alice. Musimy do nich dołączyć. Pojawiły się nowe… - spojrzał niepewnie na Jake’a – problemy.
Popatrzyłam na wilkołaka. Na jego twarzy znów pojawiła się ta znienawidzona przeze mnie maska.
- Nie zauważyłeś, że rozmawialiśmy? – warknął.
- Przykro mi, że przeszkodziłem, ale wydaje mi się, że mamy ważniejsze problemy – odparł Edward takim samym, złowrogim tonem.
- Ciekawe…
- Jake! Przestań. To naprawdę ważne… Pogadamy innym razem.
Spojrzał na mnie wściekłym wzrokiem, ale po chwili odwrócił się i pospiesznie odszedł w stronę lasu. Usłyszałam jeszcze głośny trzask i dźwięk rozdziewających się ubrań.
Edward złapał moją dłoń i pociągnął w stronę rezydencji Cullenów. Biegliśmy, najszybciej jak się dało i po chwili już wchodziliśmy do salonu pełnego wampirów.
- Powiecie mi, co się dzieje? – zapytałam.
Alice zgromiła mojego męża wzrokiem, po czym spojrzała na mnie.
- Jak zwykle nic ci nie powiedział – mruknęła.
- Były problemy z wilkołakiem… - burknął.
- A więc dlatego… Nieważne – znów skupiła na mnie swój wzrok. – Bello, Volturi tu będą.
Popatrzyłam na nią zdziwiona.
- No przecież wiem. Dlatego ściągałaś nas tu tak nagle?
Westchnęła.
- Nie rozumiesz. Oni tu będą za… - jej oczy się zaszkliły, po chwili jednak znów były normalne – sześć godzin. Mniej więcej. Musimy się przygotować.




Wiem, wiem... Wciąż to nie jest walka na pół stanu... No ale co ja mogę? :D Jak już się pewnie domyśliłyście (lub też domyśliliście, jakby jakimś cudem znalazł się tu jakiś chłopak...) walka będzie w kolejnym rozdziale (tym razem na 100% :D).
Piszcie co sądzicie na temat tego rozdziału :)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Swan dnia Sob 11:49, 23 Maj 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Nati0902
Człowiek



Dołączył: 30 Mar 2009
Posty: 66
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Pią 22:44, 22 Maj 2009 Powrót do góry

Mnie się podoba czyta się lekko i przyjemnie. No ale oczywiście brak tu jakieś głębszej akcji no nie wiem coś powinno się dziać a nie taka telenowela przykro mi tak to odczułam lubię happy endy ale ten rozdział to taka typowa sielanka.... No mam nadzieje że ta walka jednak będzie w następnym rozdziale i postarasz się żeby było w niej dużo emocji bo na to liczę bardzo:) Czekam na kolejny rozdział:)

Pozdrawiam i życzę dużo WENY!!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Swan2
Nowonarodzony



Dołączył: 22 Lut 2009
Posty: 35
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 22:48, 22 Maj 2009 Powrót do góry

Nati0902 napisał:
Mnie się podoba czyta się lekko i przyjemnie. No ale oczywiście brak tu jakieś głębszej akcji no nie wiem coś powinno się dziać a nie taka telenowela przykro mi tak to odczułam lubię happy endy ale ten rozdział to taka typowa sielanka.... No mam nadzieje że ta walka jednak będzie w następnym rozdziale i postarasz się żeby było w niej dużo emocji bo na to liczę bardzo:) Czekam na kolejny rozdział:)

Pozdrawiam i życzę dużo WENY!!


Te rozdaiły są na razie wprowadzeniem do całej akcji, więc wszystko przed nami :) - Tak jak pisałyśmy wcześnije, proszę czytaj uważniej :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
P1L34T
Nowonarodzony



Dołączył: 24 Lut 2009
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Sob 10:34, 23 Maj 2009 Powrót do góry

Nieee! Jak mogłyście wprowadzić to ograniczenie wiekowe? Nie róbcie mi tego! Ja mam jutro imieniny!

Wracając do rozdziału: czy ten tekst był betowany? Bo znalazłam kilka błędów/dziwnych zdań. Co do akcji - Jasper we love you. Pijana Jessica strasznie mnie rozśmieszyła - ciekawe ile wypiła. Zdanie o kanapie wyszło po prostu pięknie. Teraz śmieję się na sam widok jakiejkolwiek kanapy. Powrót Jake'a był doskonałym elementem zaskoczenia. Może się wreszcie chłopak na coś przyda. W większości opowiadań tylko stoi i się obraża na cały świat. Fragment z drzwiami(wrotami) przypominał mi Księżyc w Nowiu i pudełko po radiu samochodowym, ale i tak był śmieszny.
Całościowo rozdział był bardzo dobry, ale ja i tak czakam tylko na jedno.
Znaczy się na bitwę oczywiście.
Pozdrawiam P1L34T


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez P1L34T dnia Sob 10:36, 23 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Zagubiona
Człowiek



Dołączył: 09 Mar 2009
Posty: 93
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Sob 11:51, 23 Maj 2009 Powrót do góry

Hmmm...
Rozdział fajny...
Ale jedno mnie zastanawia...
Rodzice Belli przecież wiedza o istnieniu wampirów, więc czy Volturi ich zabije...
Ja na ich miejscu tak właśnie bym zrobiła...
A wydaje mi się, że Bella wogóle nie bierze takiej możliwości pod uwage...

Pozdro i życze weny...

Zagubiona...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Swan
Zły wampir



Dołączył: 20 Lut 2009
Posty: 406
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 40 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Forks, Phoenix... ok no... Śląsk :P

PostWysłany: Wto 18:11, 26 Maj 2009 Powrót do góry

Zagubiona - Spokojnie! O wszystkim pomyślimy :P Nie niecierpliw się, będzie o tym w kolejnym rozdziale :) Ale masz rację, Bella o tym nie pomyślała... :D

P1L34T - Ograniczenie wiekowe to niestety zło konieczne xD Ale wg mnie i tak się do tego nikt nie stosuje :P
No i taak tekst był betowany :)

Nati0902 - Można nazwać tą "sielankę" ciszą przed burzą :P
Postaram się aby w kolejnej części było wiele emocji, ale nie mam pojęcia jak to wyjdzie xD

Pozdrawiam,
Swan


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
yeans-girl
Wilkołak



Dołączył: 09 Maj 2009
Posty: 239
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 14 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z objęć Edwarda / Królewskie Wolne Miasto Sanok

PostWysłany: Śro 20:40, 10 Cze 2009 Powrót do góry

Ty dałaś komentarz u mnie więc ja muszę się odwdzięczyć :)
Weszłam, bo zaciekawił mnie tytuł pomyślałam sobie "To musi być coś interesującego" i się nie pomyliłam.
Uwilbiam twój styl pisania. BD pisane z perspektywy wielu osób... podoba mi się!
Trochę zdziwiło mnie to, że Jacob pocałował Bellę, w końcu z Zacminiu sobie wszystkko wyjaśnili... ale nie będę się czepiać, to twój ff.
Pochłonęłam go za jednym zamachem, czekam na następne rozdizały i weny życzę.

pozdrawiam,
yeans-girl


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
PaCiik
Człowiek



Dołączył: 03 Maj 2009
Posty: 63
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wall Street.

PostWysłany: Pon 15:09, 22 Cze 2009 Powrót do góry

ja również czekam na kolejne rozdziały...
uwielbiam czytać WSZYSTKO co jest związane z BD

Pozdrawiam i życzę BARDZO DUŻO WENY ;**


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Swan
Zły wampir



Dołączył: 20 Lut 2009
Posty: 406
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 40 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Forks, Phoenix... ok no... Śląsk :P

PostWysłany: Pon 23:07, 22 Cze 2009 Powrót do góry

Hm.. Póki co mam napisane 2 strony A4. Nie wiem czy uda mi się napisać resztę zanim wyjadę na kolonie Zostały mi tylko 2 dni! Ale postaram się :)

EditL właśnie skończyłam... jest 2:15 xD Musi to teraz trafić do bety i się pojawi :)
Mam nadzieję, że Was nie zawiedzie :) Wyszło coś ponad 6 stron w wordzie :P


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Swan dnia Wto 1:16, 23 Cze 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Donna
Dobry wampir



Dołączył: 02 Mar 2009
Posty: 664
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 77 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: from Six Feet Under

PostWysłany: Wto 6:34, 23 Cze 2009 Powrót do góry

Cytat:
- Wybacz, że nie powiedziałam niezrównoważonej wampirzycy, żeby poczekała, aż do ciebie zadzwonię! – teraz ja też krzyczałam

OWN tygodnia(masz pecha, tydzień się zaczął ;D Ale może nic tego tekstu nie przebije...)
Kilka błędów było, drobniusich, jak pamiętam jedna literówka i myślnik bez spacji.
Rozdział miły, scena ominięta, miej miło, ogólnie jest okej. Ale ja naprawdę oczekiwalam 10stron worda i wojny na pół stanu już teraz:P Ale okej xD
Czekam na nowy rozdział bo jak widzę, niedługo będzie :D
Co tu więcej powiedzieć? Lekko się czytało, dobrze piszesz - tak ogólniej.
Pozdrawiam, tego pół zniszczonego stanu i obydwie Swan
~Alicee


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Swan
Zły wampir



Dołączył: 20 Lut 2009
Posty: 406
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 40 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Forks, Phoenix... ok no... Śląsk :P

PostWysłany: Wto 20:37, 07 Lip 2009 Powrót do góry

Wojne na 10 stron w Wordzie chciałam napisać - naprawdę. Ale za 2 dni wyjeżdzam... i jeszcze wtedy zaczyna się remont... Więc muszę popakować wszystkie swoje rzeczy do pudeł i toreb.
Znalazłam jedynie chwilę na napisanie - siedziałam do 3 xD
Mam nadzieję, że mimo wszystko będzie Wam odpowiadać przebieg akcji :D

Edit: Wróciłam. Padam na pysk po 30-godzinnej podróży, ale stwierdziłam, że należy Wam się nowa część. No i tak jak pisałam wcześniej- mam nadzieję, że Wan się spodoba :)


Rozdział 12


Beta: Caroline Cullen & Swan2 :) Dziękuje Wam!

Przez następne pięć godzin Jasper usiłował wytłumaczyć nam, jak walczyć. Okazało się, że byłam tak dobra, jak Edward. Cała rodzina, oczywiście oprócz Alice, była w szoku. Ja również. Blondyn tłumaczył nam jak poradzić sobie, gdy przeciwnik ma przewagę…
Dziwiło mnie, że przy przewidywaniu wyników walki nikt nie brał pod uwagę mojego daru. Dlaczego w ogóle przewidywali walkę? Przecież to my, a dokładniej ja, byliśmy poszkodowanymi. Gdy wypowiedziałam to głośno, tylko popatrzyli na mnie z politowaniem.
-To Volturi ustalają prawo. Naprawdę wierzysz, że nie wykorzystają sytuacji, żeby móc się nas pozbyć? Nikt się im nie sprzeciwi – powiedziała Rose.
Dopiero te słowa sprawiły, że zaczęłam rozumieć powagę sytuacji. Jak mogłam być taka.. naiwna i wierzyć, że oni po prostu przyjdą, porozmawiają z Iriną (bo miałam nadzieję, że na rozmowie się skończy…) i pójdą? Przecież po coś tak błahego nie fatygowaliby się aż z Volterry.
-Alice… Ilu ich będzie? – zapytałam cicho.
Skrzywiła się.
-Około dwudziestu.
Gdyby moje serce wciąż biło, teraz zapewne szarżowałoby w zawrotnym tempie. Dwudziestu?! A nas… Dziesięciu, licząc Kate, która dotarła do nas wczoraj, aby wesprzeć siostry.
Rozejrzałam się po minach innych Cullenów. Nikt nie wydawał się być zszokowany. Zauważyłam nawet cień ulgi przemykający się przez twarz Jaspera.
Świat oszalał…
Usłyszałam ciche skrzypienie za sobą. Szybko odwróciłam się w stronę, z której dochodził hałas. Stały tam trzy wampirzyce. Tanya, Kate i Irina, której twarzpamiętałam aż za dobrze. Patrzyły na mnie niepewnie. Odetchnęłam głęboko. No bo przecież nie mogłam dać się ponieść emocjom, prawda? Muszę pokazać, że nad sobą panuję. Wdech, wydech, wdech…
-Usiądźcie. – Carlisle przerwał ciszę, która zapanowała w pomieszczeniu. Siostry skierowały się do jednej z kanap w salonie. Reszta domowników poszła za ich przykładem. Zajęłam miejsce naprzeciwko gości. Irina wpatrywała się we mnie intensywnie. W jej spojrzeniu nie mogłam jednak dostrzec nawet krzty wrogości. Tylko ból, żal, smutek…
-Chyba powinnyśmy porozmawiać – stwierdziła cicho.
Kiwnęłam głową, patrząc na nią wyczekująco. Cała rodzina wlepiała teraz w nią swój wzrok. Chyba się speszyła.
-Możemy na osobności? – Edward warknął cicho.
-Przecież nic jej nie zrobię… - Dostrzegła mój ironiczny wzrok. – Już nie.
Mój mąż chciał coś odpowiedzieć, ale ja podniosłam się szybko i wyszłam, kiwając głową na znak, że ma pójść za mną. Ruszyła bez wahania, nie zwracając uwagi na mordercze spojrzenia Cullenów, posyłane w jej kierunku. Gdy znalazłyśmy się na skraju lasu, zaczęłyśmy biec. Ona wyraźnie nie chciała, aby inni słyszeli tą rozmowę. A może po prostu krępowała ją ich ciekawość…
Po chwili przystanęłyśmy. Delikatnie oparłam się o pień sosny, znajdującej się za moimi plecami i spojrzałam na nią spokojnie. Już nie patrzyła mi w oczy. Miałam wrażenie, że jest bardzo zdenerwowana.
W końcu podniosła twarz. Miałam ochotę parsknąć śmiechem, gdy zobaczyłam jej minę. Wyglądała jak dziecko, które rozbiło ukochany wazon mamy i właśnie miało się do tego przyznać.
Wzięła głęboki oddech i wyrzuciła z siebie:
-Przepraszam. – Znów opuściła wzrok.
Spojrzałam na nią zdziwiona. Czy to po to ciągnęła mnie do środka lasu? No dobra… Ja ciągnęłam. Ale ona tego chciała!
Postanowiłam wypowiedzieć moje myśli na głos.
-Po to chciałaś ze mną rozmawiać? Żeby powiedzieć „przepraszam”? – zapytałam. W moim głosie nie było ironii, tylko czysta, niczym niezmącona ciekawość.
Zmieszała się lekko.
-Nie. – Odetchnęła głęboko. – Chciałam ci wytłumaczyć dlaczego… Dlaczego zrobiłam to, co zrobiłam.
Spojrzałam na nią wyczekująco.
-Zrozum – ciągnęła - Laurent był dla mnie ważny…
Westchnęłam zniecierpliwiona. Powiedziałam jej co o tym myślę już przy naszym ostatnim spotkaniu i nie miałam zamiaru tego powtarzać. Chyba zrozumiała mój przekaz.
-Poza tym byłaś zagrożeniem…
-Czym? – Musiałam nad sobą panować, żeby nie wybuchnąć śmiechem.
Przypomniałam sobie siebie jako człowieka. Słaba, wolna… No i oczywiście wiecznie się potykająca. Jak mogłam być jakimkolwiek zagrożeniem? I to jeszcze dla wampira!
-Stanowiłaś niebezpieczeństwo. Naprawdę nie zdawałaś sobie z tego sprawy? – Nie czekając na odpowiedź kontynuowała. – Żaden człowiek nie powinien znać naszej tajemnicy. Tym bardziej nie powinien zbliżać się do nas… Wiesz, że Edward by cię bronił. Reszta Cullenów również. Tanya i Kate też by im pomogły. Nie rozumiesz? Wszyscy moi bliscy byli zagrożeni. Wszyscy! I to przez jednego, małego, marnego człowieczka. Nie mogłam na to pozwolić…
Zapanowała niezręczna cisza. Irina powoli odwróciła się i ruszyła w kierunku domu Cullenów. Chwilę myślałam nad tym co mi powiedziała. Teraz rozumiałam jej zachowanie. Nie byłam w stanie zagwarantować, że gdybym była w takiej sytuacji, nie zachowałabym się tak samo. Nie będę jej tego wypominać, nie będę się jej bać. Ona była taka jak ja. Zaryzykowała wyrokiem Volturich, bo wiedziała, że im na mnie zależy, żeby uratować bliskich.
Ruszyłam za nią.


Ostatnia godzina minęła bardzo szybko. W domu panowała napięta atmosfera. Tylko Emmett uśmiechał się szeroko na samą myśl o walce. Stwierdził, że „w końcu będzie miał godnego przeciwnika”. Tak jakbym ja nie pokonywała go za każdym razem. Powiedziałabym mu to, jednak nie mogłam się zdobyć na chociażby tak małe przekomarzanie z tym wielkim miśkiem. Nie potrafiłam się uśmiechnąć. Strach zaczynał mnie powoli paraliżować. Bałam się, ale nie o siebie. Obawiałam się, że z mojego powodu zginą moi bliscy. To będzie tylko i wyłącznie moja wina. Jak zawsze zresztą. Od początku to ja sprowadzałam pecha na tę rodzinę. Dla nich lepiej byłoby, gdybym ich nigdy nie spotkała. Ale co to byłoby dla mnie za życie?
Z zamyślenia wyrwał mnie głos Alice.
-Już czas – powiedziała cicho i podniosła się z kanapy, ciągnąc za sobą Jaspera.
Wszyscy udali się ku wyjściu. Wiedziałam, że byli przerażeni tak, jak ja. Oczywiście z pewnym wyjątkiem. Emmett wciąż rechotał. Tym razem jednak w żaden sposób nie rozluźniało to atmosfery. Irytowało.
Przebiegliśmy przez las i ustawiliśmy się na polanie. Doskonale ją pamiętałam. To tu Edward przywiózł mnie na pamiętny mecz baseball’a.
Odetchnęłam głęboko. Dlaczego czułam, że to ja będę musiała odegrać w tym najważniejszą rolę? A może to tylko moje chore myśli, jak zawsze dają mi się we znaki.. Przecież nic nie powinno się stać!
Nagle Edward ujął mocniej moją dłoń. Spojrzałam na niego lekko przestraszona. Następnie przejechałam wzrokiem po polanie. Z przeciwległej ściany lasu wyłaniały się właśnie jakieś postacie. Napięłam wszystkie mięśnie – wiedziałam co to znaczy. Gdy ukazało się ich już dwudziestu, powoli zaczęliśmy iść w ich stronę. Moim zdaniem, było to nierozważne. Co by było, gdyby ktoś jeszcze stał gdzieś ukryty, czekając na nasze wysunięcie się? Może byli osłonięci nawet przed darem Edwarda? Wszystko było możliwe… A Cullenowie ruszyli prosto w paszczę lwa. Razem ze mną.
Nowoprzybyli zdjęli kaptury. Teraz mogłam uważnie przyjrzeć się ich twarzom. Poznałam dwóch. To byli Demetri i Felix… Zaraz, zaraz… Co to za małe postacie z tyłu? Wyostrzyłam wzrok. Dwa wampiry były nieco niższe od pozostałych. Trzymały się za ręce.
Nagle mnie oświeciło. Gdy dotarła do mnie ta nowina, kompletnie przestałam udawać, że oddycham. Przerażenie spowodowało, że nie potrafiłam zdobyć się choćby na ten mały, ludzki odruch! Jane i Alec. Ulubieńcy Ara – jedni z najgroźniejszych wampirów mieszkających w Volterzrze…
Jasnym było, że nie uda nam się tego wygrać. Jeśli przeżyjemy – to już będzie cud.
I znów aż ścisnęło mnie w żołądku. To była moja wina! Tylko i wyłącznie…
Usłyszałam szmer za sobą. Wiedziałam, że to nie Cullenowie – ja stałam jako ostatnia. Podskoczyłam jak oparzona i odwróciłam gwałtownie. Przez głowę przemknęło mi, że moje obawy się sprawdzają. Było ich więcej a teraz…
Zaraz! Ja znam tę dziewczynę! Opalona skóra… kolorowe oczy!
-Carrie – szepnęłam równo z Jasperem.
Podeszła do mnie, uraczając blondyna uśmiechem.
-Co. Ty. Tu. Robisz?! – zapytałam trochę gwałtowniej, niż planowałam.
-Pomagam – odburknęła cicho.
-Nie pozwolę, żeby jeszcze więcej osób było zagrożonych przeze mnie! Idź stąd! – mówiłam szybko.
Spojrzała na mnie dziwnie. Zauważyłam, że wszyscy Cullenowie na mnie patrzyli. Zbulwersowani?
Wysłannicy Volturi też byli zainteresowani, jednak nie mogli nic dosłyszeć. Ciekawa jestem, czemu jeszcze nie zareagowali…
-To nie jest twoja wina! – warknął Edward.
Popatrzyłam na niego z ironią, ale nie odezwałam się. Wiedziałam, że dyskusja nie ma sensu. Posłałam jedynie Carrie wymowne spojrzenie, mówiące jasno: „Znikaj stąd, jeśli ci życie miłe!”.
Ta uśmiechnęła się jedynie. Wszyscy znów odwrócili się w kierunku zagrożenia, o którym, zdaje mi się, chwilowo zapomnieli.
-Skoro tak to widzisz, to ja ci powiem inaczej – usłyszałam bardzo cichy głos półwampirzycy, zaraz przy moim uchu. – Gdybyśmy się wtedy nie zjawili z Lukiem – nic by się nie stało. A więc to też jest moja wina… A w sumie nasza.
Spojrzałam na nią zdenerwowana. Jak mogła brać to na siebie? Przecież ona nawet nie wiedziała co mi grozi.
-Luke! – syknęła w stronę lasu.
Spojrzałam w tamtym kierunku. Właśnie wyłaniał się stamtąd wampir. Ten sam, który próbował mnie pożreć tej pamiętnej nocy… Nie! Nie może ich tu być!
Warknęłam cicho w kierunku Carrie, ale ta nic sobie z tego nie zrobiła.
-Im więcej nas, tym lepiej – wyjaśnił mi cicho Edward.
Spojrzałam na czerwonookich. Ich twarze były jak maski – nie przedstawiały żadnych uczuć. Przypominali mi twarz Edwarda, wtedy w lesie, gdy… Szybko odgoniłam nieprzyjemne wspomnienia.
-Witajcie! – zaczął Carlisle.
Ten to zawsze gościnny… Nawet jak chcą go zabić.
Demetri – myślę, że to był on… Moje ludzkie wspomnienia nie są zbyt dokładne. – uśmiechnął się drwiąco.
-Witajcie – odparł.
-Czemu zawdzięczamy waszą wizytę? – ciągnął Carlisle.
Jak on mógł zachowywać taki spokój? W jego głosie nie było słychać nawet krzty zdenerwowania, czy troski.
-Jak wiecie, Aro polubił tę waszą ludzką maskotkę – zaczął Demetri. Edward warknął głośno. Wampir nie przejął się tym i ciągnął dalej: Nie był zadowolony, gdy dowiedział się, że ktoś – Spojrzał znacząco na Irinę. – targnął się na jej życie. Kazał nam ukarać tę osobę. Jednocześnie miałem przywitać Bellę w gronie nieśmiertelnych. Muszę zadać ci jedno pytanie Isabello. – Teraz ja warknęłam.
Spojrzał na mnie pytająco, ale kontynuował:
-Czy chciałabyś służyć Volturi? Aro stwierdził, że byłabyś perełką na naszym zamku. – Uśmiechnął się.
Tego się nie spodziewałam. Czy on właśnie zaproponował mi służbę u tych parszywców, którzy wciąż dybią na życie mojej rodziny? Moich przyjaciół? Nie wspominając już o tysiącach zabitych przez nich ludzi!
-Dziękuję za propozycję… - Cullenowie wpatrywali się we mnie ze zdenerwowaniem połączonym ze strachem. Czyżby naprawdę obawiali się, że odejdę? Tylko Alice uśmiechnęła się do mnie. Był to jednak uśmiech nie sięgający oczu. Dlaczego? Czy nie chciała mnie w tej rodzinie? – jednak muszę odmówić.
Moja rodzina odetchnęła głęboko. Demetri skrzywił się lekko.
-Przykro mi to słyszeć. Nie możemy jednak cię zmusić, prawda? – W jego oczach pojawił się jakiś niebezpieczny błysk. – Pozostaje jednak wciąż zamach na twoje życie. Nie możemy puścić tego płazem. Irino, podejdź tu.
Wszyscy po naszej stronie polany skamienieli. Nie potrafiliśmy się ruszyć, mimo że powinniśmy powstrzymać wampirzycę. Powinniśmy nie pozwolić jej pójść! To była pewna śmierć!
Irina szła wolnym krokiem, nie patrząc na nas. Przeszła przez polanę i zatrzymała się przed Demetrim.
-Wiesz, że musisz ponieść karę?
Kiwnęła głową, patrząc mu odważnie w oczy.
-Jane – oznajmił cicho.
Dziewczynka wyszła naprzód. Po chwili słychać było jedynie wrzaski Iriny. Leżała u stóp tamtych wampirów. A my nie mogliśmy nic zrobić!
Nagle jakiś wampir poruszył szybko ręką, uderzając Jane w twarz. Wszyscy wstrzymali powietrze. Irina leżała bez ruchu. Wyraźnie było widać, że jej męki się skończyły. Tanya i Kate pobiegły, aby wziąć ją spowrotem.
Nie wiedzieliśmy co się stało. Dlaczego on spoliczkował Jane? Zastanawiałam się, czy ten osobnik był tak głupi, czy tak odważny… No cóż, teraz mogłam stwierdzić, że głupi. Darł się w niebogłosy, gdy ta mała brunetka wyżywała się na nim.
Nagle usłyszałam za sobą chichot. Spojrzałam w kierunku, z którego pochodził. Carrie.
-Lu-uk-ke… Nie rób tego więcej. Przecież mogli cię złapać! – W normalnych okolicznościach może i zabrzmiałoby to ostrzegawczo, ale przerywane przez śmiech, nie dawało już takiego efektu.
Uśmiechnęłam się do siebie. No tak, zapomniałam o darze tego chłopaka. Miał naprawdę duże szczęście, że się nie zorientowali!
-Jane! – warknął Demetri. – Uspokój się! Mamy inne sprawy do zrobienia!
Dziewczyna odwróciła się od swej ofiary z wściekłym wyrazem twarzy, ale skinęła głową.
-Skoro już ukaraliście Irinę, myślę, że powinniście odejść – stwierdził Carlisle.
-Mamy jeszcze jedną sprawę – oznajmiła zimno Jane.
Spojrzałam na nich zestresowana. Co jeszcze mogli wymyślić?
-Przyprowadźcie ich! – zarządził Felix, który odezwał się pierwszy raz odkąd się tu zjawił.
Za nimi pojawiły się cztery postacie w płaszczach. Niepewnie po raz kolejny przeliczyłam oddział wrogich wampirów. Dlaczego nie zauważyłam, że dwójka z nich się oddaliła? No tak., ale skoro odeszło dwóch, to zagadką było: kim jest pozostała dwójka.
Wyprowadzili ich na środek i wycofali się.
-Jak wiecie, – Demetri znów zabrał głos – śmiertelnicy nie mogą poznać naszej tajemnicy. To jest jedyna zasada, jaka panuje w naszym świecie: nie ujawniać się. Myślałem, że zdajecie sobie sprawę z zagrożenia. Widzę, że jednak nie. Pozbyliście się problemu, tworząc Bellę nieśmiertelną. Tu Irina raczej wam pomogła. – Mój mózg pracował na najwyższych obrotach. O co mogło mu chodzić? Przecież nie ujawniliśmy się przed nikim poza… O nie. – Ale dlaczego nie uczycie się na własnych błędach?
Zdjęto kaptury z tych dwóch tajemniczych postaci. Osób, od których było wyraźnie słychać bicie serca. W powietrzu unosił się zapach ich krwi. Mogłam wcześniej zrozumieć, pomyśleć o tym!
Renee popatrzyła na mnie z ogromnym lękiem w oczach. Charlie miał wymalowaną na twarzy odwagę. Nie chciał się poddawać, w końcu był policjantem.
-Będziemy musieli się pozbyć tych śmiertelników – powiedział Felix ze złośliwym uśmieszkiem. – Nie chcieliśmy jednak robić tego bez waszej wiedzy. A teraz korzystając z waszej obecności…
Zanim ktokolwiek zdążył zareagować, wraz z Demetrim wbili swe kły w szyje moich rodziców. Jak na komendę wszyscy ruszyli ku sobie. Ja nie widziałam nic poza moimi rodzicami. Nie mogłam ich stracić. W sekundę dobiegłam do miejsca, w którym się znajdowali. Gwałtownie oderwałam Felixa od szyi Renee i odepchnęłam go na kilka metrów. Wiedziałam, że Edward zaraz zrobi to samo z Demetrim. Spojrzałam na nich kątem oka. Dlaczego on nic nie robił? Rozejrzałam się. Wszyscy Cullenowie byli zwinięci na ziemi i, tak jakby, wili się w agonii. Na nogach była jedynie Carrie, i to ona rzuciła się na Demetriego, aby uwolnić mojego ojca. Teraz byłyśmy tylko dwie. Dwie przeciwko dwudziestu. Jakieś szanse?
Musiałabym obezwładnić Jane, wtedy może udałoby się… Wtedy zaatakowałby Alec. To było nie do wygrania. Wpatrywałam się drapieżnym wzrokiem w Felixa, który próbował za wszelką cenę dorwać Renee. Odparowywałam każdy jego atak, dziękując w duchu Jasperowi za wskazówki udzielone przed walką. Obserwowałam jednocześnie poczynania Carrie, którą zaczynała atakować coraz większa liczba wampirów. Cztery zaczęły zbliżać się w moją stronę. Nie było szans. Czułam jednak, że jest szansa. Istniał jakiś sposób. Nie umiałam sobie go jednak przypomnieć.
Aby wygrać, musiałabym uwolnić Cullenów. Aby to zrobić musiałabym obezwładnić Jane, ale jej broni pięć innych wampirów! Co robić?
Mój dar! Jasne! Czemu na to nie wpadłam wcześniej?
Skoncentrowałam się na Jane tak mocno, na ile pozwalała mi walka. To nie wystarczało. Nagle ktoś szarpnął mnie mocno i poleciałam w tył, całkowicie tracąc z wzroku moich sprzymierzeńców. Ogarnął mnie szał. Jak oni mogli krzywdzić moją rodzinę? Nie pozwolę na to! Znów zebrałam siły i skupiłam się na Jane. Nie miałam problemów z opanowaniem tego daru. Czułam, że jest on napędzany złością, a jej mi dziś nie brakowało. Skierowałam fale bólu na wszystkich w zasięgu mojego wzroku (stałam tyłem do Cullenów). Musiałam włożyć w to całą moją energię. Po chwili dyszałam już z wysiłku, ale wszyscy wysłannicy Volturi leżeli na ziemi.
Usłyszałam jak moja rodzina podnosi się z ziemi w tym momencie, w którym z wysiłku utraciłam dar Jane. Widziałam jednak, że ona będzie tak samo zmęczona, jak ja.
Rozejrzałam się. Czerwonoocy szybko podnosili się z ziemi i ze złością kierowali w naszym kierunku. Atakowali każdego po kolei. Chociaż najwięcej ataków było planowanych na mnie, prawie żaden się nie udał. Edward z Emmettem bronili mnie zawzięcie. Miałam chwilę na zregenerowanie sił. Gdy byłam gotowa, wyszłam na spotkanie jednemu z napastników. Ruszył na mnie, wkładając całą siłę w uderzenie. Zastanawiałam się, czy naprawdę nikt w Volterzrze nie mógł nauczyć go porządnie walczyć? Wykorzystałam jego nieprzygotowanie. Uskoczyłam delikatnie, chwilę przed tym, jak uderzyłby mnie w żołądek, po czym złapałam go za włosy i wskoczyłam na niego od tyłu. Mocno oplotłam go nogami w pasie i szarpnęłam za głowę. Po chwili znajdowała się luzem w mojej ręce, mimo że reszta ciała wciąż niebezpiecznie mocno próbowała mnie zrzucić. Zaskoczyłam szybko i przemieściłam w inne miejsce, odrzucając jednocześnie głowę wampira.
Widziałam jak reszta Cullenów walczy, widziałam poległych – na szczęście samych czerwonookich.
Nagle moja rodzina przestała walczyć. Po prostu zatrzymali się, nie zważając na to, że byli w połowie walki. Szybko zorientowałam się, że to sprawa Aleca. Niewiele myśląc spróbowałam skupić na nim swoją uwagę. Nie wyszło mi to, ponieważ obok tego małego wampira leżało coś innego. Coś połamanego, zniszczonego, zmaltretowanego. Człowiek… Tata.
Szybko otrząsnęłam się z szoku. Opanowała mnie furia. Rzuciłam się w jego kierunku, zapominając o używaniu jakichkolwiek darów. Wiedziałam, że siłowo szybciej go unieszkodliwię. Na drodze stanęło mi trzech wampirów. Porozrywałam ich w mgnieniu oka. Gdybym miała opowiedzieć co dokładnie robiłam – nie potrafiłabym. Działałam czysto instynktownie. Wiedziałam, że teraz byłam sama. Alec działał też na Carrie. Nie przejęło mnie to, że rzucam się samotnie na pięć starszych, bardziej doświadczonych wampirów. Miałam to gdzieś. Właśnie zginął mój ojciec i to oni go zabili.
Wgryzłam się mocno w szyję Aleca i oderwałam kawałek jego ciała. To wystarczyło, aby reszta Cullenów wróciła do normy i od nowa zaczęła walkę z czerwonookimi.
Chłopak próbował się bronić. Próbował. Nie wyszło. Chwilę później był w strzępkach – dosłownie – na całej polanie. Ktoś rzucił się na mnie od tyłu i wgryzł w ramię. Aż syknęłam z bólu, jednak natychmiast się opanowałam i wykorzystując swoją przewagę siłową szybko pokonałam napastnika, którym okazała się być Jane. Działałam jak w amoku. Chciałam więcej śmierci, więcej zagłady. Chciałam poczuć swoją przewagę nad nimi. Wiedziałam, że byłam silniejsza. Zapomniałam o powodach, które spowodowały rozpoczęcie takiego stanu. Nie potrafiłam skupić uwagi na jednej osobie, przestałam jasno myśleć. Najważniejsze było teraz zabicie wrogów. Nic więcej nie wiedziałam. Nic więcej nie pamiętałam. Ich liczba gwałtownie się zmniejszała. Aż nagle poczułam bardzo słodki, kuszący zapach. Moje gardło zapłonęło żywym ogniem i kompletnie zapomniałam o walce. Rzuciłam się w kierunku zapachu.
Zobaczyłam małą postać leżącą na skraju lasu. Z jej, bo to była ona, rany wyciekała czerwona substancja. To ona mnie wołała. Ta substancja. Krew. Byłam już prawie na miejscu, gdy coś mnie powstrzymało. Dwie pary silnych ramion ujęły mnie w pasie, a przede mnie wskoczył ogromny wilk. Zawarczałam głośno i zaczęłam się wyrywać, ale ramiona nie ustępowały. Wilk również nie zmienił swojej pozycji. Zauważyłam, że jakiś wampir, blondyn, zabiera źródło krwi. Mojej krwi!
Znów zaczęłam się mocniej wyrywać. Znów bez skutku.
Po chwili zapach się oddalił, a do mnie zaczęły dopływać słowa.
-Bello! Bello, słyszysz mnie?
Odetchnęłam głęboko. Teraz to do mnie dotarło. Przed chwilą próbowałam zabić… własną matkę. Ale co się stało? Nigdy nie działał na mnie zapach jej krwi. Co się zmieniło?!
-Myślę, że teoria Carlisle’a się sprawdziła. Teraz zobaczyła śmierć swojego ojca – silny stres, rozumiecie? – mówił jakiś kobiecy głos. Rosalie?
Zaczęłam nasłuchiwać uważniej. Teoria Carlisle’a. Carlisle – lekarz. Wszystko zaczynało do mnie wracać.
-Czyli właśnie rozpoczął się u niej okres nowonarodzonego – stwierdził z rezygnacją któryś z trzymających mnie osobników. Ktoś bardzo znany, bliski. – I tak będę przy tobie – szepnął do mnie, nie zdając sobie sprawy z tego, że go słyszę.
-Edward – mruknęłam.


Piszcie co myślicie Wink Zaskoczyłam Was? Choć troszkę? Zawiodłam? Eh.. Dajcie znać co sądzicie :)

Edit: Zmieniłam wersjęna niezbetowaną. Odniosłam wrażenie, że jednak jest lepsza...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Swan dnia Sob 20:03, 11 Lip 2009, w całości zmieniany 6 razy
Zobacz profil autora
Donna
Dobry wampir



Dołączył: 02 Mar 2009
Posty: 664
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 77 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: from Six Feet Under

PostWysłany: Śro 9:07, 08 Lip 2009 Powrót do góry

Po pierwsze
Cytat:
Tanya, Kate i Irina, której twarz, aż za dobrze pamiętałam.
Albo KTÓRYCH TWARZE albo tak: Tanya, Kate oraz Irina, której twarz pamiętałam aż za dobrze. Tam jest źle przecinek i w ogóle nie rozumiem zdania xD
Cytat:
„Spier**** stąd, jeśli ci życie miłe!”.
Taki miły klimat opowiadania, a tu taki fragment. To aż razi. Proszę, zmień to, bo nie pasuje w ogóle;]
Cytat:
Ten to zawsze uprzejmy… Nawet jak chcą go zabić.
No tak szczere, zaśmiałam się, ale to nie w stylu Belli gadka, a zwłaszcza nie, jeśli mówi o Carlisle'u. Jak się nie mylę ona ma do niego szacunek, więc 'Ten' trochę nie pasuje w tej wypowiedzi. Nie wiem jak bym to zmieniła, ale jakoś tak... nie pasuje mi.

Kilka fragmentów nie jest hm.. płynnych. Gdy Bella stwierdziła, że rozumie Irinę. To było takie... hop siup. A gdy była w amoku zabijania... nie mogłam czuć się w jej sytuację. Jakby zdania nie były spójne... nie wiem, po prostu nie mogłam. Czytało mi się te dwa fragmenty średnio dobrze.

Ogólnie rozdział bardzo ciekawy. Charlie umarł w końcu czy nie? Cullenowie zabili wszystkich? W końcu gadają sobie na skraju polany. I co teraz będzie z Renee?!
I przede wszystkim popieram akcję "Nowonarodzony aka Bella"! Niech się troche wyszaleje dziewczyna:D

Tak właściwie to ta wojna tak rzyszła z rozdziału na rozdział, a teraz jestem ciekawa wszystkiego. Czy wygrali czy przegrali. Czy mają rannych. Co z Charliem. Co z Bellą(jest nowonarodzona, co z nią?:D), co z Renee, skoro żyje i ma się dobrze, i czy aby napewno ma się dobrze? Czy ta wojna na pół stanu skończy się na tej wojnie czy przyślą kogoś jeszcze? Czy Alice będzie miała jakieś wizje?

Ok, pytań mam dużo. Może powiem tylko do następnego, równie ciekawego rozdziału Kwadratowy Pozdrawiam

~Alicee


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Underworld
Nowonarodzony



Dołączył: 28 Mar 2009
Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Śro 9:25, 08 Lip 2009 Powrót do góry

Ten rozdział by super zresztą tak jak całe to opowiadanie.Ciesze się, że je piszesz i mam wielką nadzieje, że będziesz je kontynuować. Powiem szczerze, że mnie akurat zaskoczyłaś, a nie zawiodłaś. Bardzo mi się podobało. Nie spodziewałam się, że Bella tak zareaguje, ale to akurat było w tym najcikawsze

Życzę dużo, dożo Weny


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Nati0902
Człowiek



Dołączył: 30 Mar 2009
Posty: 66
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Śro 20:19, 08 Lip 2009 Powrót do góry

Zawiodłaś na pewno nie, w żadnym wypadku jestem po prostu zaszokowana rozwojem akcji nie spodziewałam się takiego przebiegu jestem mile zaskoczona!! Podoba mi się nawet bardzo:) Nic więcej nie potrafię dodać niż tylko to że twoje opowiadanie jest świetne!! Czekam na kolejny rozdział:)

Pozdrawiam i życzę dużo WENY!!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
P1L34T
Nowonarodzony



Dołączył: 24 Lut 2009
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Pią 14:12, 10 Lip 2009 Powrót do góry

No nareszcie! Myślałam, że nie dożyję tej bitwy, ale czekanie się opłaciło. Kocham takie rozwały. Mam nadzieję, że to nie będzie koniec wojny. Volturi muszą zginąć! Może nie wszyscy, ale zdecydowana większość. Niech zatem to będzie początek pięknej, długiej, krwawej wojny. Trochę przesadzam, ale jeszcze ze dwa rozdzialiki mogliby powalczyć.
Co do samej treści było wspaniale. Rozbroiły mnie śmiech Emmett'a i uprzejmość Carlisle'a. Opisy walk są świetne. Przykrótkie, ale świetne. Poza tym jestem ciekawa co się stanie z Charlie'm i Reene. Jak ich już ugryźli to chyba zostaną wampirami? O ile nie umarli.
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział (mam nadzieję, że ukaże się szsybciej).
Pozdrawiam P1L34T


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez P1L34T dnia Śro 16:34, 07 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Swan
Zły wampir



Dołączył: 20 Lut 2009
Posty: 406
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 40 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Forks, Phoenix... ok no... Śląsk :P

PostWysłany: Pon 19:34, 07 Wrz 2009 Powrót do góry

Powracam :D
Przez całe wakacje jakoś nie umiałam zebrać się w sobie. Napisałam w początek i... zacięłam się.

Dla przypomnienia:
Cullenów odwiedzili wysłannicy Volturi. Rozpętała się walka, w wyniku której zginęły wszystkie wampiry z Volterry. Niestety zginął również Charlie, natomiast Renee została ukąszona. Bella przeżywa swój własny etap nowonarodzonego.

To tak w skrócie xD
Beta: Swan2

Enjoy :D

Rozdział 13


Przód. Tył. Przód. Tył. Przód…
Od kilku godzin nie miałam pojęcia co dzieje się z moją matką. Byłam zbyt daleko, żeby słyszeć rytm jej serca, jednak na tyle blisko, aby słyszeć krzyki. Siedziałam skulona przy ścianie lasu i kołysałam się w przód i w tył, i w przód… Ten ruch mnie uspakajał. Nie pozwolono mi wejść do środka. Carlisle twierdził, że znów mogłabym wpaść w szał. Wolałam nie ryzykować. Z początku siedzieli tu ze mną. Carie, Alice, Edward, nawet Emmett, który był bardzo.. Podekscytowany moją walką z wysłannikami z Volterry.
-Rozgromiłaś ich, siostro! – mówił rozentuzjazmowanym głosem, po czym starał się streścić mi dokładnie każdy mój ruch. W jego tonie było słychać podziw.
Ja jednak nie mogłam się zdobyć nawet na najmniejszy uśmiech. Nie zareagowałam na to, że, prawdopodobnie pierwszy raz, nazwał mnie siostrą. Tępo wpatrywałam się w przestrzeń, kołysząc przy okazji. W końcu Emmett zrezygnował z prób nawiązania ze mną jakiegokolwiek kontaktu i ze smutną miną powędrował w stronę domu. Tak samo było z pozostałymi. Zrozumieli, że nic nie zdziałają, i odeszli. Najdłużej trwał przy mnie Edward, jednak zorientował się, że chcę być sama i ruszył w kierunku rezydencji, jedynie spoglądając na mnie co chwilę.
Po dwóch dniach podeszła do mnie Alice, wyrywając z zamyślenia. Spojrzałam na nią pytająco.
-Bello, wszystko będzie dobrze. Ona będzie pięknym wampirem – powiedziała, a na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech.
Spojrzałam na nią krzywo.
-A czy jakiś wampir kiedykolwiek nie był piękny?
Zrobiła naburmuszoną minę.
-Czepiasz się. Mówię poważnie. Będzie wyjątkowa… - przerwała na chwilę - i szczęśliwa. Widzę to – dodała z przekonaniem.
Uśmiechnęłam się do niej słabo.
-Carlisle powiedział, że możesz już wejść.
-A co jeśli…
-Wyczyścili krew. Teraz już nie będzie cię tak kusić. Poza tym, będziesz po drugiej stronie domu w towarzystwie innych wampirów. Uwierz, tym razem zdołamy cię powstrzymać, jeśliby miało się coś stać.
Ruszyłam za nią do domu. Wciąż nie byłam siebie pewna. Jedyne co mi pozostało to zaufać Cullenom.
Weszłyśmy do środka, a spojrzenia wszystkich powędrowały w moją stronę. Zapanowała niezręczna cisza. Po raz kolejny dziękowałam w duchu za to, że nie mogę się zarumienić. Edward zmaterializował się obok mnie i mocno przytulił. Pomimo tego uspokajającego ruchu, stres wręcz paraliżował moje ciało. Ruszyliśmy w kierunku kanapy. Szłam ledwo powłócząc nogami, aż w pewnym momencie potknęłam się o pudełko stojące koło fotela. Momentalnie odzyskałam równowagę, ale i tak już wszyscy to zauważyli. Mieli zmieszane miny. Wszyscy, poza Emmettem, który chwilę później wybuchł tubalnym śmiechem.
-Przepraszam Bello, naprawdę… ja… - mówił w przerwach – próbowałem się powstrz… O Boże – Ponownie zarechotał. – Kto by pomyślał, że ci to zostanie?
Rzuciłam mu ostre spojrzenie. To wywołało u wszystkich atak śmiechu. Widać nawet jako wampir nie wyglądałam groźnie.
W pewnym momencie Alice zesztywniała, jej oczy stały się szkliste, a twarz przybrała poważny wyraz. Wszyscy poza mną, Edwardem i Jasperem zdawali się tego nie zauważać. Po chwili „wróciła do nas”, jednak wciąż się nie rozluźniała.
-Co widziałaś? – zapytałam cicho.
-Nic takiego – odparła szybko.
-Alice mnie nie…
-Naprawdę Bello, to nic takiego – powiedziała zdecydowanym tonem.
-Edward?
-Naprawdę kochanie, to nic – odparł beznamiętnym tonem. Na jego twarz znów wystąpiła ta znienawidzona przeze mnie maska. Tylko jego oczy zdradzały jakieś uczucia. A właściwie jedno. Strach? Niemożliwe. Musiałam się pomylić. Co mogę zrobić, aby się upewnić? Dar Jaspera! Jasne! On nigdy mi nie powie przy wszystkich co czuje Edward, ale przecież sama mogę się przekonać. Wzięłam głęboki oddech i skupiłam się na Jazzie. Spojrzał na mnie zdezorientowany. Uśmiechnęłam się przepraszająco.
Nagle poczułam emocje wszystkich, przebywających w tym pokoju. Strach, ból, miłość, współczucie, zmieszanie, oddanie, radość, entuzjazm… podniecenie? To wszystko mnie przytłoczyło. Przypomniałam sobie, że powinnam skupić się na jednej osobie. Edward. Spojrzałam w te jego zmartwione oczy. Wszystko inne odpłynęło. Teraz zostały tylko miłość, pożądanie, troska i… przerażenie. Głęboko ukryte, ale jednak było. Zdecydowanie nie chciałam już tego czuć. Jak najszybciej wyrzuciłam dar Jaspera z siebie. Nie miałam pojęcia co mogło tak wystraszyć Edwarda. I dlaczego nikt nie chciał powiedzieć mi o co chodzi? Musiałam się dowiedzieć. Pozostaje pytanie: jak. Te wszechobecne, przeróżne emocje, które jeszcze niedawno gościły w moim umyśle, wyczerpały mnie. Nie mam najmniejszego pojęcia jak Jazz sobie z tym radzi. Najprościej byłoby zabrać dar Edwardowi, jednak wiedziałam, że teraz sobie z nim nie poradzę. Mogłam to zrobić od razu. Czemu zamiast tego wybrałam Jaspera? Teraz będę musiała czekać, a nawet wtedy Edward pewnie ukryje swoje myśli przede mną. W takim wypadku pozostałby mi tylko umysł… Alice! Oczywiście! Jej dar nie może być aż tak skomplikowany. Może, gdy ja go będę miała, zobaczę to, co ona. Warto spróbować. Zebrałam resztki mojej siły, patrząc na Alice. Wiedziałam, że mi się udało. Wywnioskowałam to, po jej minie. Wyglądała jak dziecko, któremu zabrano cukierka. Tylko czemu ja nic nie czułam? Może popełniłam błąd. Nie, to nie możliwe. Nie, proszę… Alice mnie zabije! Jak mogłam tak bezmyślnie zabrać jej… Nie powiedzieć… O Boże! Poczułam obezwładniającą mnie falę otępienia. Spojrzałam przerażona na Jaspera. Patrzył na mnie zmartwiony.
-Bello! – Oczy Alice rzucały we mnie gromami. – Jak mogłaś?
-Ja… - zakłopotałam się. Co miałam powiedzieć? Byłam ciekawa? No bo cóżby innego? Matko, ale się wpakowałam.
-Budzi się! – zawołał Carlisle z góry.
Kiedy on w ogóle wyszedł? Nie ważne. Budzi się? Kto się ma…
-Mama!
Zerwałam się z kanapy i pomknęłam w kierunku, z którego dochodził głos doktora. W sekundę znalazłam się przy nim. Zaraz za mną podążała reszta rodziny. Zatrzymałam się w drzwiach. Renee była już na nogach. Stała wyprostowana, patrząc na nas czujnie. Dziwiłam się, że nie uciekła w kąt. Widocznie Cullenowie musieli jej wszystko wytłumaczyć wcześniej… W trakcie samej przemiany. Uśmiechnęłam się do niej ciepło i zrobiłam krok w jej stronę. Wciąż pachniała kusząco, ale już nie na tyle, abym straciła kontrolę. Wiedziałam to. Nagle rzuciła się w moją stronę i, zanim zdążyłam zareagować, przytuliła mocno. Miałam wrażenie, że zaraz mnie zmiażdży. Mogłam ją odsunąć, w końcu sama byłam nowonarodzoną, jednak nie chciałam używać wobec niej siły.
-Mamo, też cię.. aua!
Momentalnie poluźniła uścisk.
-Przepraszam – mruknęła i odsunęła się ode mnie.
Teraz mogłam jej się przyjrzeć. Zniknęły wszystkie zmarszczki. Rysy się wygładziły, cera stała się idealna. Wyglądała co najmniej dziesięć lat młodziej! Tylko te oczy. Krwisto czerwone! Nagle przeniosłam się gdzie indziej.

Znów byliśmy na tej polanie. Całą rodziną. Z krzaków wychodziły wilkołaki, jednak nie chciały walczyć przeciwko nam. One były po naszej stronie. Rozejrzałam się zaskoczona. Co mogło spowodować połączenie się wilków z wampirami? Nagle spomiędzy drzew po drugiej stronie polany zaczęły wychodzić postacie w pelerynach. Czułam się, jakbym miała de ja vu! Domyśliłam się, że tak właśnie Alice przewiduje przyszłość. Ale dlaczego ja widziałam to, co już było? Tylko, że inne. Przecież nie… Pierwsza postać zdjęła kaptur. Aż sapnęłam z wrażenia. Aro! Co on tu robił?
Wszystko wokół mnie zawirowało. Teraz znajdowałam się w środku walki. Ja jednak nie mogłam nic zrobić. Byłam jedynie obserwatorem. Rozjerzałam się. Dlaczego wśród Cullenów walczyli jedynie Jasper, Alice, Esme i ja? Gdzie reszta?!
Jakby w odpowiedzi na moje pytanie spostrzegłam przed sobą ogromne ognisko. Przed nim stał Aro.
-Jaka szkoda, że nie chcieliście się do mnie przyłączyć. Teraz już za późno – szepnął z boleścią w głosie.
O Boże! Edward! Próbowałam się ruszyć, biec w stronę ogniska. Chciałam ich uratować! To nie możliwe! Oni muszą żyć!
Jednak nie mogłam nawet drgnąć. Spojrzałam raz jeszcze na walczących. Dlaczego nie uratowałam Edwarda? Dziwnie było patrzeć na siebie, będąc jednocześnie poza ciałem. Byłam tak jakby ogarnięta amokiem. Zabijałam każdego na mojej drodze. W pewnym momencie nie zauważyłam wampira zmierzającego w moją stronę. Tylko patrzyłam z obłędem w oczach w stronę ogniska, w stronę Ara.
-Uważaj! – krzyknęłam do siebie, choć wiedziałam, ze to pewnie nic nie da.
Walcząca ja odsunęła się, tak jakby mnie słysząc. Nie zdążyła jednak zareagować w porę, bo wampir uderzył w Esme, od razu odrywając jej głowę.
Teraz nas było trzech, nie widziałam już wilków, ich było szesnastu. Nie mieliśmy szans.
-A mogłaś temu zapobiec – szepnął głos obok mnie.
Odwróciłam się gwałtownie. Kajusz. Przecież ja, jako ja nie istniałam tam! Jak on mógł do mnie mówić. Nie powinien mnie nawet widzieć.
On jednak, jak się okazało, mówił do pustki, do walki roztaczającej się przed nim.
- Słodka Bello, a wystarczyło, żebyś się poddała. A teraz straciłaś wszystkich swoich bliskich. Warto było? – uśmiechnął się złośliwie.

Całą siłą woli wyrwałam się z tej wizji i runęłam, wyczerpana, na podłogę.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Swan dnia Nie 11:13, 27 Wrz 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Zagubiona
Człowiek



Dołączył: 09 Mar 2009
Posty: 93
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Sob 13:09, 26 Wrz 2009 Powrót do góry

Wow!
Mega zaskoczenia. Jak mogłaś skończyć w takim momencie.
To istna zbrodnia.
Świetnie piszesz. NAprawdę bomba.

Życzę mega weny...

Zagubiona...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
P1L34T
Nowonarodzony



Dołączył: 24 Lut 2009
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Śro 16:44, 07 Paź 2009 Powrót do góry

Nie mam słów. Jeszcze z początku planowałam coś napisać na temat, dlaczego piszę tak późno, ale teraz wydaje mi się to mniej istotne.
To było niesamowite, nieprawdopodobne i niebywałe. Najpierw się śmiałam, gdy Bella się potknęła, ale kiedy doszłam do opisu wizji... Jest zwyczajnie genialny. Nie jestem w stanie napisać nic więcej.
P1L34T


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin