FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Central Park [NZ] Rozdział 10. Zawieszone. Ogłoszenie Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
AmeliaRussel
Człowiek



Dołączył: 08 Lut 2009
Posty: 57
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sosnowiec

PostWysłany: Czw 11:05, 09 Kwi 2009 Powrót do góry

Pomysł napisania FF zrodził się w mojej głowie dosyć dawno. Pisałam dla siebie, nie myślałam o tym, aby go dodawać. Ale zrobiłam to, ponieważ jestem ciekawa reakcji, na to co piszę, czy jest sens, aby rozwijać fabułę dalej.
Jak tytuł wskazuje, akcja mojego FF dzieje się w Nowym Jorku. Wszystkie postacie są ludźmi, narracja jest pierwszoosobowa. Główną bohaterką jest Bella, co chyba nie jest zaskoczeniem. Ale to nie będzie takie typowe opowiadanie. Może nie będzie bardzo psychologiczne, raczej lekkie, przyjemne, ale to Wy będziecie to oceniać.
Na razie dodaję prolog, w najbliższym czasie dodam rozdział pierwszy, a raczej jego pierwszą część. Wiem, że po prologu nie można do końca się wypowiedzieć, ale proszę o jakieś KK i o wytykanie błędów stylistycznych lub ortograficznych.
Mam nadzieję, że się spodoba.
Tekst bez bety.

Prolog
Spojrzałam wokoło. Białe płatki śniegu spadały na ziemię, aby na niej roztopić się i zniknąć. Ich życie było tak szybkie, ale czy było ekscytujące? Czy w czasie lotu przeżywały miłość, przyjaźń, życie na krawędzi, a może spadały tylko po to, aby się roztopić? Każda z nich jest inna, przedstawia inną historię, tak samo jak my, ludzie.
Zimne powietrze owiało moją twarz, tworząc na niej rumieniec. Pojedyncza łza spłynęła po policzku, po czym opadła wprost do stawu. Ile osób przelało na tym mostku łez? Jak dużo cierpienia widziały te drzewa? Jak dużo usłyszały zwierzęta? Jednak po nich nie było tego w ogóle widać.
Życie w tutaj, w Central Parku, zatrzymywało się, a różne rzeczy traciły znaczenie. Atmosfera w tym miejscu zmuszała do myślenia, co było katuszą, a z drugiej strony błogosławieństwem. Mogłam spojrzeć na różne sprawy z innej perspektywy. Ale co ja mogłam zrobić? Przecież wszystko toczy się idealnie. Mam przyjaciół, miłość…
- Kogo ja oszukuję? – szepnęłam pod nosem, ścierając przy tym łzę z policzka.
Harmider wdarł się w moje życie jednym, szybkim krokiem. Niepewność wzięła górę, a wszystko inne zeszło na drugi plan.
Poczułam obok siebie dziwne ciepło. Odgłos kroków nagle ucichł, a postać stanęła obok mnie.
- Jesteś taka przewidywalna, Bells – Alice zaśmiała się serdecznie, przytulając mnie do siebie.
- Szkoda, że życie takie nie jest – załkałam, wycierając przy tym kolejną łzę.

Po komentarzu niobe dodaję Rozdział Pierwszy, który jest dość długi, dlatego też chciałam dodać jego część.

Rozdział I
- Cholera – mruknęłam cicho pod nosem, gdy kubek ze smakowitą kawą wylądował na wykładzinie, pod biurkiem. Całe szczęście nic, oprócz wykładziny, nie ucierpiało. Nie miałam już ochoty kserować na nowo tych papierów, które spokojnie leżały na biurku.
Miałam za to wielką ochotę rzucić się z dachu tego pieprzonego budynku. Na szczyt wcale nie miałam daleko. Rzuciłabym się w dół, w stronę śpieszących się ludzi i trąbiących samochodów. Leciałabym chwilę, a potem koniec. Przynajmniej nie chodziłabym zirytowana i zmęczona.
Wyobrażam już sobie nagłówki jutrzejszych gazet, „Sfrustrowana pracownica, córka nowojorskiego dewelopera, popełniła samobójstwo, rzucając się z dachu wieżowca. Rodzina zmarłej prosi o uszanowanie prywatności.”
Dlaczego ja się zgodziłam na staż u mojego ojca w firmie? Nie, ja się nie zgodziłam… Ja sama mu to zaproponowałam! Zamiast męczyć się z tym stosem papierów, mogłabym leżeć na plaży w East Hampton lub w Marsylii. Nawet Central Park by mi wystarczył.
Nie… Chyba miałam przez chwilę mózg wyłączony, kiedy przyszła mi ochota, aby zdobyć jakieś pojęcie o pracy w firmie deweloperskiej. Charlie od razu się zgodził, twierdząc, że to będzie cudowne doświadczenie. Od kiedy przyjaźń z ksero i drukarką jest cudownym doświadczeniem?!
Nie pracowałam z klientem, nie szukałam żadnych nieruchomości, po prostu siedziałam przy biurku, stukając w laptopie jakieś cyferki lub biegałam, jak głupia, do ksera. Miałam wielką ochotę, wziąć swoje cudne cztery litery i uciec z tego biura. Choć, byłoby to trudne w szpilkach. Przy mojej słabej koordynacji nawet wykładzina w biurze była śmiertelną bronią. Wszędzie czyhały na mnie niebezpieczeństwa.
Chwyciłam ręcznik papierowy i zaczęłam wycierać brązowy napój. Podniosłam kubek i położyłam na biurku, dalej wycierając wykładzinę. Jak w transie, szorowałam podłogę, kiedy usłyszałam chrząknięcie. Lekko podskoczyłam na ten dźwięk i uderzyłam głową o kant blatu.
Cichy syk bólu wydobył się z moich ust, a do moich uszu doszedł stłumiony chichot. Niezgrabnie wstałam, masując dłonią głowę.
- Przepraszam bardzo, ja… Zresztą, nieważne. – Machnęłam ręka i usiadłam na krześle. – Co Pana tutaj sprowadza? – spytałam grzecznie i spojrzałam na mojego rozmówcę. Stał tam w idealnie skrojonym garniturze, (choć na zewnątrz było około 25 stopni) z lekkim, kasztanowym nieładem na głowie i z rozbawieniem w zielonych oczach. Jego kości policzkowe stały się bardziej wyraziste, kiedy na jego twarzy gościł rozbawiony uśmieszek.
- Jestem umówiony z Panem Charliem Swan – odpowiedział aksamitnym barytonem i spojrzał na zegarek.
Zerknęłam na terminarz mojego ojca, chowając włosy na ucho.
- Mogę poznać pańskie nazwisko?
- Edward Cullen – spojrzałam na zapisane nazwisko i chwyciłam za słuchawkę od telefonu.
- Pan Cullen już się zjawił. Zaprowadzić go do twojego biura? – szepnęłam do ojca.
- Bardzo proszę, Isabello – odpowiedział tym swoim biznesowym tonem.
Wstałam z krzesła, przytrzymując się lekko biurka. Przyjrzałam się nieznajomemu. Był młody, około 23 lat i wyglądał nieziemsko. Mimo, że jego twarz nie przedstawiała żadnych emocji, jego wygląd przyprawiał każdego o zachwyt.
- Pan Swan już Pana oczekuje. Proszę za mną – wydusiłam z siebie i pewnym krokiem ruszyłam w stronę gabinetu. Ołówkowa spódnica lekko ograniczała ruchy, ale jednak udało mi się utrzymać równowagę.
- Ma Pan już coś konkretnego, co chciałby Pan kupić? – spytałam, wyrównując swoje tempo do jego.
- Nie sądziłem, że sekretarki zajmują się takimi sprawami. – Co za gbur! Kolejny nowobogacki, który uważa się za nie wiadomo kogo. Przyśpieszyłam kroku, a wszystko się we mnie gotowało. A poza tym, nie byłam sekretarką, tylko asystentką, ale to była tylko nazwa. Brudną robotę i tak wykonywałam ja.
Otworzyłam szybko drzwi gabinetu, mając nadzieję, że ten buc dostanie nimi w ramię. Ten jednak zrobił szybki unik i rzucił mi gniewne spojrzenie. Odpłaciłam mu tym samym i weszłam za nim do biura. Poczułam się, jakbym wróciła do liceum.
On i Charlie przywitali się z uśmiechami na twarzy.
- Zgłosiłem się znów do Pana, ponieważ ostatnia współpraca była bardzo satysfakcjonująca.
- Bardzo miło mi to słyszeć – odparł mój ojciec z miłym wyrazem twarzy.
Czyli nie jest jakimś nowobogackim gościem, choć jest trochę młody. Nie zmienia to jednak faktu, że jest dupkiem.
- Podać coś Panom? Kawę, herbatę, szkocką… - powiedziałam, stojąc przy drzwiach i przyglądając się, jak siadają na swoich miejscach. Przypomniałam sobie, co stało się ostatnim razem, kiedy podałam szkocką. Facet był „lekko” wstawiony i jakikolwiek kontakt z nim był trudny.
- Ja poproszę kawę. Wiesz, jaką. A dla Pana?
- Ja dziękuje. Zależy mi na czasie – zwrócił się poważnym tonem do Charliego. Ten tylko przytaknął głową, a ja cicho wymknęłam się z pomieszczenia.
Ruszyłam w stronę ekspresu do kawy, włączyłam odpowiednie guziki i oparłam się o blat. Stałam tam, patrząc się na panoramę Nowego Jorku, która wystawała zza okna. Z zamyślenia wyciągnął mnie dźwięk, który wskazywał na to, że kawa jest już zrobiona. Chwyciłam za filiżankę i zaniosłam ją do gabinetu. Zapukałam leciutko i szybkim krokiem ruszyłam w stronę biurka. Położyłam na nim napój i wyszłam. Nie miałam ochoty słuchać tego, o czym rozmawiali. Wróciłam do swojego miejsca pracy i zajęłam się innymi sprawami.
Siedząc przy Excelu i wypełniając sprawozdanie, usłyszałam, jak ktoś wychodzi z biura mojego ojca. Był to nikt inny, tylko Edward.
- Do widzenia – rzuciłam w jego stronę, ale ten nawet się nie spojrzał i ruszył przed siebie. Mógłby odpowiedzieć, choćby z kultury.
Wzruszyłam ramionami i zaczęłam wpisywać kolejne liczby do tabelek. Po krótkiej chwili, zadzwonił telefon na biurku.
- Czy mogłabyś przyjść na chwilę do mojego gabinetu? – zapytał Charlie, a ja tylko mruknęłam potwierdzająco.
Gdy weszłam do jego biura, siedział, bawiąc się piłeczką od tenisa ziemnego.
- Coś się stało? – spytałam, ale on wskazał na fotel przed jego biurkiem. Usiadłam, poprawiając przy tym spódnice. Spojrzałam na niego wyczekująco.
- Pracujesz już tu trzy tygodnie, więc znasz tą pracę z lekko gorszej strony. – Uśmiechnął się do mnie pobłażliwie, a na mojej twarzy pojawił się lekki grymas. – Każdy musi się napracować. Aby być na szczycie, trzeba się wspinać po każdym stopniu. Zawsze miałaś lekko, więc musiałem Cię trochę zahartować.
- Jaka jest pointa twojego przemówienia? – westchnęłam, dalej przyglądając się ojcu.
- Pointa… Widziałaś dzisiaj tego młodego chłopaka, z którym miałem spotkanie? – Potrząsnęłam twierdząco głową. – Myślę, że jesteś już gotowa na pracę z klientem. Jego wymaganie nie były zbyt duże, więc stwierdziłem, że możesz go przejąć. Bardzo uprzejmy, młody człowiek. Umówiłem się z nim jutro na spotkanie, a tu zaczyna się twoja działka. Przeprowadzisz z nim wywiad, dowiesz się, czego poszukuje i znajdziesz lokale, które odpowiadają jego wymaganiom. Spis wszystkich lokali znajdziesz w naszym katalogu. Wierzę w ciebie i sądzę, że podołasz temu zadaniu. Sama chciałaś zdobyć doświadczenie.
Gdybym mogła, skakałabym teraz po gabinecie. Wreszcie dostałam własnego klienta. Może nie zrobił na mnie dobrego wrażenia, ale przynajmniej był MÓJ. W duchu wykonywałam nieokiełznany taniec, a na twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Dziękuje, naprawdę dziękuje. Nie zawiedziesz się na mnie, postaram się wykonać swoją pracę jak najlepiej – powiedziałam w miarę spokojnie, aby nie wziął mnie za jakąś podniecającą się nastolatkę, choć ten okres już się skończył.
- Mam taką nadzieję, córeczko. – Podeszłam do niego i serdecznie uściskałam. – A teraz możesz już jechać do swojego mieszkania. Nie mam już żadnych spotkań, a twoją pracę oddam Melody. Zresztą, to była jej działka. Twoim zadaniem teraz będzie znaleźć lokal i zadowolić klienta. – Uśmiechnął się, a zmarszczki na jego twarzy stały się bardziej wyraziste.
- Pa, tato. Przekaż mamie, że zjawię się u niej w sobotę. – Szczęśliwa ruszyłam po swoją torebkę i laptopa. Po kliku próbach udało mi się wyciągnąć iPoda, a po chwili zatonęłam w dźwiękach jakiejś ballady.
Jak najszybciej chciałam wyjść z tego biura i zatopić się w promieniach popołudniowego słońca. Byłam taka uradowana, szczęśliwa, miałam ochotę zarazić wszystkich dobrym humorem. Z szerokim uśmiechem na twarzy, wślizgnęłam się do taksówki. Podałam adres swojego „raju na ziemi” i oparłam się wygodnie o siedzenie.

SoHo jednak miało ten artystyczny klimat. Stare pomieszczenia fabryk zmienione na mieszkania i pracownie artystyczne były tą bohemą, którą uwielbiałam. Otwarłam drzwi od mojego gniazdka i uśmiechnęłam się jeszcze szerzej. Cały salon oraz kuchnia skąpane były w promieniach słonecznych. Beżowe ściany stały się bardziej bledsze, a kremowa kanapa iskrzyła się lekko. Na niewielkim stoliczku, przed kanapą, porozwalane były różnorakie papiery i kilka pędzli, należących do Alice, mojej współlokatorki i najlepszej przyjaciółki. Z wieży leciała cichutko muzyka, a poduszki, leżące na fotelach, były ubrudzone farbami.
Zrzuciłam buty, odwieszając torbę na wieszak i ubrałam mięciutkie papucie. Spojrzałam przelotnie na lustro. Brązowe, długie włosy upięłam w kok, ale po dniu w pracy, kilka, a raczej kilkanaście kosmyków odstawało bez ładu składu. Chwyciłam za szczotkę, rozplątałam włosy i zaczęłam szybko je czesać. W czekoladowych oczach było widać zmęczenie, ale również ekscytację. Mimo, że było lato, słońce nie pozostawiło żadnych oznak na mlecznobiałej skórze.
- Jestem! – krzyknęłam i wyciągnęłam laptopa z torby, kładąc go na kuchennym blacie, który robił za stół, przy którym jadłyśmy i pracowałyśmy. Wyglądał jak barowa lada i oddzielał kuchnię od salonu. Włączyłam komputer i usiadłam na wysokim, barowym krześle.
Nagle ze swojego pokoju wyskoczyła Alice, która wyglądem przypominała chochlika. Spojrzałam na nią uważnie i zachichotałam. Jej biały podkoszulek był upaprany farbami, a pod nim nie miała stanika.
- Cześć Jasper! – Rozbawiona przywitałam mojego kolejnego „współlokatora”. W odpowiedzi usłyszałam niepohamowany śmiech. Uśmiechnęłam się pod nosem, nadal patrząc na Alice. Ta rzuciłam mi groźne spojrzenie swoimi niebieskimi oczami, które było bardziej zabawne, niż straszne, ponieważ z kruczoczarnym nieładem na głowie i napuchniętymi ustami nie wyglądała groźnie. Włosy, które były naturalnie nastroszone, odstawały we wszystkie strony.
- Trafiłam „po” czy „przed”? Bo jeśli „przed” to mogę iść na spacer. – Na mojej twarzy zagościł szyderczy uśmieszek.
- Skąd wiedziałaś? Przecież wyglądam normalnie. – Podeszła bliżej do mnie.
- Od kiedy „normalnie” nosi się podkoszulek tył na przód? Wiem, że nie jestem z trendami tak zaprzyjaźniona jak ty, ale ta moda wydaje się być dziwna.– odeszłam od laptopa i udałam się do lodówki, aby napić się czegoś zimnego. Przy okazji, włączyłam kolejny wiatraczek.
- Grr… Czy ty zawsze musisz być tak spostrzegawcza i sarkastyczna? – Przytupnęła nogą jak pięciolatka. Jakoś przestawiła koszulkę i wyglądała w miarę „normalnie”.
- Nie, nie muszę. I tak Jasper musiałby kiedyś wyjść. Nie wiem, czy jest tak bardzo wygimnastykowany, aby uciec przez okno, ale wątpię.
- Proszę, bez obgadywania. – Jasper wszedł do pomieszczenia, ze szklanką przy ustach, a ja zdążyłam wrócić do laptopa. Miał na sobie tylko nisko opuszczone spodnie. Jego umięśniony tors był zupełnie nagi, ale zdążyłam się przyzwyczaić do tego. Nie grzechem było popatrzeć sobie na dobrze zbudowanego mężczyznę. Blond włosy były potargane, a usta tak samo spierzchnięte, jak u Ally. – Może jakoś bardzo wysportowany nie jestem, ale ranisz mojego ego, Bello – zachichotał, a ja razem z nim.
Alice stała po drugiej stronie blatu, nadal patrząc na mnie z wyrzutem.
- Nie sądziłam, że jesteś, aż tak zmierzła. Znowu coś nie tak w pracy? – Spojrzała na mnie pytająco. – A poza tym, jesteś wcześniej, niż powinnaś. Wiedziałam, że długo nie wytrzymasz. Rzuciłaś pracę, prawda? – Zrobiła minę pt. „a nie mówiłam” i wtuliła się w bok Jaspera, który podszedł do nas.
- Mylisz się, Alice. Miałam lekkie myśli samobójcze, ale moje modlitwy zostały wysłuchane – zrobiłam krótką pauzę. – DOSTAŁAM WŁASNEGO KLIENTA! – zapiszczałam, a Alice rzuciła mi się na szyje. O mało nie spadłam z krzesła, ale ona usilnie mnie trzymała. – Spokojnie, spokojnie. Udusisz mnie za chwilę.
- To cudownie! To kiedyś musiało nastąpić. Jestem z ciebie cholernie dumna. Kto by pomyślał, że po trzech tygodniach będziesz mogła już pracować z klientem?
- Musisz być dobra. Gratuluję. – Jasper przybił ze mną piątkę. Zalogowałam się na poczcie i spojrzałam na listę e-maili. Zaskoczona, po pewnej chwili włączyłam list, który dostałam od Charliego.
- Dostałam e-maila od ojca. Napisał, że umówił mnie z tym Edwardem Cullenem na lunch do jakiejś francuskiej knajpki. Podał adres oraz napisał, że muszę stawić się tam o dwunastej – powiedziałam z lekką ekscytacją w głosie. – I, oczywiście, mam się nie spóźnić, aby nie zhańbić prestiżu firmy – mruknęłam z przekąsem i spojrzałam na śmiejącą się zakochaną parkę. Jasper delikatnie kąsał wargę Alice, a ta chichotała się lekko.
- Ja jednak pójdę na ten spacer. Proszę, wróćcie do pokoju albo wynajmijcie sobie apartament w hotelu. Oszczędźcie mi tego widoku – zwróciłam się do nich na wpół błagalny, a na wpół rozbawionym tonem.
- Potrzebujesz faceta – zarządziła Alice, mając na ustach swój chochlikowy uśmiech.
- Ja mam takiego fajnego kolegę… - rozpoczął Jasper, a ja wydałam z siebie zirytowany warkot.
- Przestańcie bawić się w swatki. Dobrze mi tak, jak jest. Jeśli tak lubicie parować ludzi to otwórzcie biuro matrymonialne. – Wyłączyłam komputer i chwyciłam torebkę. – A teraz idę do sklepu. W lodówce nie ma nic, oprócz soku pomarańczowego. Nie wiem, kiedy wrócę – oznajmiłam, uchylając drzwi. Zsunęłam z nóg papucie i ubrałam czarne balerinki.
- A mogę otworzyć je tutaj?
- Zgodziłam się już na twoje fantazje malarskie. Nie wymagaj ode mnie za dużo. Idę.
- Nie przebierzesz się, chociaż… Kupiłam coś dla ciebie.
- Nie mam ochoty, Alice. Wychodzę, a wy wracajcie do tego, co robiliście, zanim przyszłam. Gdy przyjdę, nie chcę widzieć was roznegliżowanych. Gdybym wiedziała, że tak będzie wyglądać dzielenie z tobą mieszkania, Alice, to bym się na to nie zgodziła.
- I tak mnie kochasz – usłyszałam zza zamkniętych drzwi i ruszyłam do wielkiej, starej, towarowej windy. Kiszki mi marsza grały, a w lodówce nie było nic, co nadawałoby się do jedzenia. Będę musiała wstąpić do tej włoskiej knajpki na rogu. Uśmiechnęłam się i ruszyłam do najbliższego sklepu spożywczego.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez AmeliaRussel dnia Pią 16:12, 12 Mar 2010, w całości zmieniany 13 razy
Zobacz profil autora
niobe
Zły wampir



Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 481
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 96 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Czw 11:12, 09 Kwi 2009 Powrót do góry

Radzę przeczytać regulamin to po pierwsze.
O takim krótkim fragmencie nie da się nic powiedzieć. Czy nie lepiej dac od razu pierwszy rozdział, a nie tylko prolog? Skoro chcesz poznać opinię czytelników to postaraj się wrzucić coś o czym można mieć zdanie a nie tekst mieszczący się zapewne na połowie strony w wordzie. Tym bardziej, że Twoje wprowadzenie jest równe długości prologu ^^'
Taki któtki tekst ani mnie nie wciągną ani specjalnie nie zaskoczył, może coś jeszcze wymyslisz coś ciekawego, ale jak już piszesz pierwszy rozdział to daj od razu jego całość a nie część. Ja naprawdę nie rozumiem po co autorom się tak śpieszy:|
Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyjątkowa
Wilkołak



Dołączył: 12 Mar 2009
Posty: 154
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: wiecie, że Święty Mikołaj nie istnieje?

PostWysłany: Czw 11:13, 09 Kwi 2009 Powrót do góry

Podoba mi się błędów nie wyłapałam, a w niektórych miejscach mogą, ale nie muszą być przecinki. :D Zaciekawiłaś mnie. Że ma miłość i przyjaźń, ale takie przemyślenia i smutek. Intrygujące. Prolog jest dość krótki, ale bardzo mi się podoba. Masz lekki i ciekawy styl. Jestem pozytywnie zaskoczone i z niecierpliwością czekam na kolejną część. :)
Życzę weny i pozdrawiam. :*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Mylover
Nowonarodzony



Dołączył: 03 Lut 2009
Posty: 15
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 13:01, 09 Kwi 2009 Powrót do góry

Lekki styl, więc czyta się naprawdę przyjemnie. Do tego wypływający z tekstu optymizm oraz duża dawka nadziei i radości. Dodatkowo gratuluję, że udało się stworzyć zgrabny i poprwany tekst bez literackiej interwencji bety. Pozostaje tylko czekać na dalsze części i rozwój wydarzeń.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Kithira
Wilkołak



Dołączył: 20 Lut 2009
Posty: 167
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Any Other World

PostWysłany: Czw 13:45, 09 Kwi 2009 Powrót do góry

Spodobało mi się :) Takie lekkie i przyjemne. Bardzo płynnie się czytało, to dobrze, bo czasami czytając meczę się tym. Dobry tekst na koniec wydłużającego się dnia.
Przedstawiłaś taką normalną życiową sytuację :) Półnagi Jasper mm... :P no dobra nie będę się rozwodzić nad nim :)
Z chęcią zaglądnę tutaj jeszcze nie raz, aby zobaczyć jak rozwinęłaś akcję i wątek B&E.
Na razie nic więcej nie mogę napisać, ale zaintrygowałaś mnie troszkę prologiem :)
Pozdrawiam^^


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Caroline.
Nowonarodzony



Dołączył: 13 Mar 2009
Posty: 42
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z bębna Kings of Leon.

PostWysłany: Czw 14:22, 09 Kwi 2009 Powrót do góry

Masz u mnie plusa,bo uwielbiam Nowy Jork.

Tekst lekki,łatwy i przyjemny, nie zmusza czytelnika do jakichś refleksji,taki typowy odmóżdżacz,ale ja takie lubię Wink

Podoba mi się jak piszesz i radzisz sobie bez bety.

Czekam z niecierpliwością na więcej.

Pozdrawiam,
Caroline.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Glamooorous
Wilkołak



Dołączył: 15 Gru 2008
Posty: 153
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Planet Earth

PostWysłany: Czw 15:13, 09 Kwi 2009 Powrót do góry

Pomysł bardzo ciekawy i wykonanie dobre :D
Mam nadzieję, że poradzisz sobie z umiejscowieniem akcji w Nowym Jorku.
Tekst nie jest ciężkiego kalibru i dzięki temu mogę się zrelaksować czytając go.
Nie mam nic więcej do napisania.
Oby tak dalej :D
Oczywiście czekam na dalsze części, będę niedługo, prawda ? :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
AmeliaRussel
Człowiek



Dołączył: 08 Lut 2009
Posty: 57
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sosnowiec

PostWysłany: Czw 15:21, 09 Kwi 2009 Powrót do góry

Dziękuje za komentarze. Są naprawdę miłe i napawają weną do pisania. Nie sądziłam, że spodoba się to, co napisałam.
Mam napisane 3 rozdziały, a piszę na bieżąco.
Co do następnego rozdziału, to najprawdopodobniej dodam w czasie świąt, więc długo nie będzie trzeba czekać.
Jeszcze raz dziękuje za komentarze ;*
Pozdrawiam,
Amelia


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Weronika Cullen
Nowonarodzony



Dołączył: 12 Mar 2009
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Czw 15:23, 09 Kwi 2009 Powrót do góry

WIĘCEJ, WIĘCEJ.!!!
Jeżeli miałaś wątpliwości co do tego FF to niepotrzebnie. Lekko i przyjemnie się czyta.^^ Naprawdę fajne. Jak następne rozdziały będą tak fajne to ten ff automatycznie znajdzie się na liście moich ulubionych opowiadań. :D

DUŻO WENY ŻYCZĘ.!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Weronika Cullen dnia Czw 15:29, 09 Kwi 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
zakrecona01
Człowiek



Dołączył: 04 Sty 2009
Posty: 64
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Czw 15:39, 09 Kwi 2009 Powrót do góry

Naprawdę fajne opowiadanie:) Nie wiem czy zauważyłaś ale w większości ff Bella zazwyczaj gra totalną ciamajdę, która wcale nie umie sobie poradzić. U Ciebie tak nie jest i chwała Ci za to :D Z niecierpliwością czekam na więcej

Weny!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
xxkasia29xx
Wilkołak



Dołączył: 21 Mar 2009
Posty: 141
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Białystok

PostWysłany: Czw 15:52, 09 Kwi 2009 Powrót do góry

Cieszę się, że zmieniłaś nieco postać Belli. Na szczęście nie jest ani totalną ofiarą losu, ani narkomanką itp. co ostatnio można spotkać w wielu ff
Fajnie, że tak szybko dodałaś 1 rozdział i mam nadzieję, że równie szybko dodasz 2... Wink
Powodzenia


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
moonynight
Wilkołak



Dołączył: 26 Gru 2008
Posty: 135
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: okolice Torunia

PostWysłany: Czw 16:02, 09 Kwi 2009 Powrót do góry

To jest świetne! Ja chcę więcej, więcej, więcej!
Będzie romansik Bella & Edward? Mam nadzieję!
Cytat:
Nie sądziłam, że spodoba się to, co napisałam.

Nie wierzę! Trzeba w siebie wierzyć! Spodobało nam się, i to bardzo!
Weny! I wesołych świąt.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kamosoka
Człowiek



Dołączył: 27 Lut 2009
Posty: 93
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Czw 17:05, 09 Kwi 2009 Powrót do góry

Bardzo ciekawy pomysł i niezłe wykonanie, mam nadzieję, że dalej będzie jeszcze lepiej i nie spieprzysz tego:) Podoba mi się też lekceważące zachowanie Edwarda, bardzo fajnie to wymyśliłaś, czekam na rozwój wydarzeń, mam jeszcze pytanko: czy będzie to też pisane z perspektywy Edwarda?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
wela
Zły wampir



Dołączył: 08 Lut 2009
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 37 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Broadway

PostWysłany: Czw 17:29, 09 Kwi 2009 Powrót do góry

Beta się na pewno przyda, zawsze takie osóbki się przydają, potem wiele się im zawdzięcza. Mam nadzieję, że ty także takową znajdziesz. Co nie oznacza, że błędy nie pozwalały na zapadnięciu się w tekst. Jeżeli chodzi o Twój styl - na razie mnie nie uwiódł, ale czuję, że jest to możliwe. W miarę możliwości budowane przez Ciebie zdania są dobrze formułowane. To duży plus. A tak na marginesie - błędów ortograficznych i interpunkcyjnych nie wyłapałam. Nic, do czego mogłabym się przyczepić się nie pojawiło.

Uch, co do treści - ujdzie. Nie jestem zachwycona, być może dlatego, że zaczyna się bardzo przewidywalnie - już w pierwszym rozdziale dochodzi do spotkania Edwarda i Belli, oczywiście, w ogóle za sobą nie przepadają. Nuda. Dodatkowo ta sytuacja z Alice i Jasperem - była taka.. hmmm. Nie wiem jak to określić. Dziwnie naciągana ? Mniej więcej o to mi chodzi. Właściwie cała ta scena nie była nudna, ale te zdanie, wypowiedziane przez Alice mnie dobiło: - Grr… Czy ty zawsze musisz być tak spostrzegawcza i sarkastyczna? – Przytupnęła nogą jak pięciolatka. Jakoś przestawiła koszulkę i wyglądała w miarę „normalnie”.
Takie zbyt dziecinne z jej strony, jak na mój gust.

Jednak mam nadzieję na polepszenie się scenariusza w Twoim opowiadaniu. Czuję, że jeżeli nie zabraknie Ci pomysłów oraz dobrej bety, która pomoże utrzymać Ci poziom, może z tego wyjdzie coś naprawdę dobrego?
Tak więc jestem pełna nadziei i mam nadzieję, że nie zawiedziesz.

Pozdrawiam, wela. Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Ewelina
Dobry wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P

PostWysłany: Czw 17:31, 09 Kwi 2009 Powrót do góry

Kiedy przeczytałam pierwsze dziesięć linijek już wiedziałam, że to będzie jedno z moich ulubionych fanficków!
Już samo miejsce, w którym rozgrywa się akcja opowiadania sprawia, że chce się więcej i więcej.
Piszesz ładnie i wszystko przyjemnie się czyta. Z niecierpliwością czekam na dalsze części
Życzę czasu i weny :)
Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Anabells
Zły wampir



Dołączył: 29 Gru 2008
Posty: 332
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: ni stąd ni zowąd

PostWysłany: Czw 18:19, 09 Kwi 2009 Powrót do góry

Przeczytałam pierwszy rozdział i mam nadzieję, że kolejne będą równie dobre, a nawet lepsze!
Przede wszystkim masz dobry, oryginalny pomysł i naprawdę dobrze piszesz.
Jestem ciekawa, jak zareaguje Ed, kiedy na spotkanie przyjdzie "sekretarka"...
Na razie życzę ci duuużo WENA i wielu dobrych pomysłów!!!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Lennie Cullen
Wilkołak



Dołączył: 09 Kwi 2009
Posty: 111
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Aberdeen. Nasze europejskie Forks. :) / Kwatera Linkin Parku.

PostWysłany: Pią 11:24, 10 Kwi 2009 Powrót do góry

Super!!Jasper biuro matrymonialne z przenośnym biurkiem??Niezły pomysł:)
ten fragment mnie rozwalił:
"- Proszę, bez obgadywania. – Jasper wszedł do pomieszczenia, ze szklanką przy ustach, a ja zdążyłam wrócić do laptopa. Miał na sobie tylko nisko opuszczone spodnie. Jego umięśniony tors był zupełnie nagi, ale zdążyłam się przyzwyczaić do tego. Nie grzechem było popatrzeć sobie na dobrze zbudowanego mężczyznę. Blond włosy były potargane, a usta tak samo spierzchnięte, jak u Ally. – Może jakoś bardzo wysportowany nie jestem, ale ranisz mojego ego, Bello – zachichotał, a ja razem z nim."

Błędów sie nie doszukałam, moze dlatego ze zajęta bardziej byłam treścią.



AVE VENA


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Sunrisempire
Człowiek



Dołączył: 25 Lut 2009
Posty: 62
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pią 11:30, 10 Kwi 2009 Powrót do góry

Potwornie mi się to spodobało, chociaż na początku mnie nie wciągnęło. Tekst sam w sobie oryginalny i bardzo podoba mi się miejsce akcji, w którym to wszystko się rozgrywa. :) Po prostu uwielbiam NY, więc za to masz już u mnie wielgachnego plusa.
Podoba mi się też Twoje przedstawienie bohaterów i ten pomysł z Jasperem. :)
Co do Twojego stylu, to mi się podoba. Przyjemnie się czyta, ale jak już mówiłam, na początku mnie nie wciągnęło.
Beta by Ci się przydała, bo kilka błędów się znalazło.

Pozdrawiam i życzę weny,
Sunrisempire. :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
xcullenowax
Wilkołak



Dołączył: 24 Lut 2009
Posty: 112
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław.

PostWysłany: Pią 13:53, 10 Kwi 2009 Powrót do góry

Miałam szczęście, że trafiłam na twojego ffa, akurat wtedy, kiedy jest już dodany pierwszy rozdział. Po samym prologu czułabym niedosyt, a teraz jest troszkę mniejszy. Wink Ale i tak proszę o kolejny rozdział, który - mam nadzieję - pojawi się szybko.
Podoba mi się to, że z Charliego zrobiłaś kogoś innego niż komendanta policji. W każdym, no prawie każdym, ffie jest policjantem, co robi się powoli nudne.
Błędów nie wyłapałam, co jest fajne jak na tekst bez bety. Bardzo przyjemnie się czyta. Masz lekki styl pisania. :)

No i talent do robienia sobie krzywdy Bella ma, no i jest Edward.
A wszystko dzieje się w Nowym Jorku, co dodało jeszcze świetności opowiadaniu. (;
No i są Alice i Jazz, moi najulubieńsi.

Cytat:

Stał tam w idealnie skrojonym garniturze, (choć na zewnątrz było około 25 stopni) z lekkim, kasztanowym nieładem na głowie i z rozbawieniem w zielonych oczach. Jego kości policzkowe stały się bardziej wyraziste, kiedy na jego twarzy gościł rozbawiony uśmieszek.

Edward w garniturze ze swoim uśmiechem, niech pojawia się częściej.

Mam nadzieję, że szybko pojawi się kolejny rozdział. (;
Veny.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez xcullenowax dnia Pią 13:54, 10 Kwi 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
AmeliaRussel
Człowiek



Dołączył: 08 Lut 2009
Posty: 57
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sosnowiec

PostWysłany: Nie 17:06, 12 Kwi 2009 Powrót do góry

Oto drugi rozdział mojej historii.
Co do pytanie, czy będzie napisany jakiś rozdział z punktu widzenia Edwarda to raczej nie, ponieważ on wie za dużo :D
Wiem, że to głupia odpowiedź, ale tajemnice Edwarda są takim lekkim punktem zapalnym w opowiadaniu.
So enjoy :D

Rozdział 2
Beta: wela, której dziękuję jeszcze raz bardzo, bardzo, bardzo :D

Wczorajszy wieczór minął w miarę spokojnie. Rozmyślając o jutrzejszym dniu, chodziłam między sklepowymi półkami, kupując bardziej lub mniej potrzebne artykuły spożywcze. Byłam niezwykle ciekawa, jak potoczy się współpraca z jakże uprzejmym, młodym mężczyzną. Tyle pytań krążyło w mojej głowie, lecz na większość z nich niemożliwym było uzyskanie odpowiedzi. Gdy wróciłam, zastałam współlokatorkę samą, więc podzieliłyśmy się jedzeniem, które kupiłam dla jej chłopaka we włoskiej knajpce.

Zmęczona dniem, bardzo szybko odpłynęłam, wpadając w głęboki sen. Nie musiałam wcześnie wstawać, ponieważ teraz za obowiązek uważałam jedynie chodzenie na umówione spotkania z klientem. Jakiekolwiek sprawozdania z odbywanych dyskusji, zobowiązana byłam wysyłać drogą mailową, a wszystkie potrzebne mi materiały znajdowały się na dysku komputera, który zajmował niewielką część mojego biurka.

Rano sprawdziłam jeszcze, gdzie znajduje się restauracja, w której zamierzaliśmy się spotkać. Nigdy wcześniej nie miałam z nią styczności, więc zmuszona byłam do oszacowania, ile czasu potrzebuję, aby dostać się do upragnionego celu. Ubrałam się w przewiewną koszulę, koloru bladoróżowego. Do tego dopasowałam szarą spódnicę i buty na niewysokim obcasie. Chwyciłam torbę, do której włożyłam kilka niezbędnych rzeczy i niewiele myśląc zadzwoniłam po transport.

Gdy podjeżdżałam taksówką w umówione miejsce, spojrzałam przelotnie na zegarek. Okazało się, że zostało pięć minut do spotkania. Bardzo zależało mi na tej sprawie, dlatego szybkim ruchem podałam kierowcy odpowiedni banknot pieniężny, nie czekając na resztę. Okolica nie należała mi do znajomych, podobnie jak restauracja – nigdy o niej nie słyszałam. Mimo, że Nowy York zamieszkuję od dwudziestu jeden lat, to nadal znajdą się miejsca, o których istnieniu, nie miałam zielonego pojęcia.

Niepewnym krokiem weszłam do lokalu, szukając wzrokiem rudowłosego mężczyzny. Nietrudno było go odnaleźć. Odcień jego czupryny był bardzo niespotykany, coś w deseń kasztanu. Podeszłam, delikatnie speszona, do stolika, przy którym siedział. Gdy mnie zauważył, z jego twarzy można było odczytać zażenowanie i nieukrywany grymas.
- Sądziłem, że mam spotkać się z Panem Charliem, a nie z sekretarką, która u niego pracuje – powiedział z przekąsem, dobitnie akcentując słowo sekretarka.
- Nie z sekretarką, a asystentką. Zresztą, nieważne. Teraz to ja zajmuję się Pańską sprawą. Charlie nic Panu nie mówił? – Spojrzałam na niego zdziwiona i usiadłam na krześle, które znajdowało się naprzeciwko tej, lekko zbulwersowanej osoby.
- Nic mi o tym niewiadomo. Miałem nadzieję, że zajmie się mną profesjonalista, a nie amator. - Resztkami samokontroli i godności zacisnęłam pięści, ale wyraz mojej twarzy nie uległ żadnej zmianie. Nie daj się sprowokować. Powtarzałam w myślach.
- Bardzo przykro mi z tego powodu – powiedziałam słodkim głosikiem. – Jest Pan moim pierwszym klientem, więc proszę o lekką wyrozumiałość.
- Czy to są jakieś żarty, żeby nie powiedzieć jaja? Wyrozumiałość?!
- Tak. Będę starała się, jak najlepiej, spełnić wszystkie Pańskie oczekiwania. Jednakże muszę dowiedzieć się najpierw, czego Pan oczekuje.
- Dzień dobry, co podać? – Kelner podszedł do nas, z notatnikiem i długopisem w rękach.
- Ja poproszę tylko kawę – powiedziałam, zerkając w stronę obsługującego.
- Dla mnie omlet z szynką oraz sok pomarańczowy – rzekł obojętnie, nie racząc nawet spojrzeć w stronę, właśnie coś zapisującego kelnera.
- Nic więcej Pani nie potrzebuje?
- Dziękuję, nie jestem głodna – odpowiedziałam. Młody chłopak, wykonawszy swą pracę, uśmiechnął się do nas grzecznie, po czym odszedł w kierunku kuchni.
- Coś się stało? – Mimowolnie podniosłam jedną brew do góry.
- Jestem ciekaw, jak nazywa się osoba, z którą mam do czynienia.
- Przepraszam, przez to miłe przywitanie, zapomniałam się przedstawić. Nazywam się Dwyer. Isabella Dwyer. – Z premedytacją użyłam nazwiska mamy, aby nie spostrzegł spokrewnienia pomiędzy mną a Charliem.
- Ja jestem Edward Cullen, ale to powinna Pani już wiedzieć. – Zdecydowanym ruchem uścisnął mą dłoń, a ja poczułam lekki prąd, przeszywający ciało.
- Rzeczywiście, ma Pan rację, jednak powróćmy do spraw, od których zależne jest nasze spotkanie. Czego dokładnie Pan poszukuje?
- Chcę znaleźć lokal, który znajdowałby się na Manhattanie.
- Do czego miałby być on przeznaczony?
- Właściwie, to szukam budynku, w którym można byłoby zjeść coś ekstrawaganckiego, lecz także inne, zwykłe dania.
- Jest Pan kucharzem? – Spytałam, nieco zbita z tropu.
- Nie. – Pokręcił przecząco głową. – Ja i kuchnia nie jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi. Po prostu, chcę zainwestować w restaurację i zatrudnić sztab ludzi, znających się na gotowaniu.
- Ach tak, rozumiem. W takim razie, jak powinno wyglądać wnętrze?
- Bardzo podoba mi się tutaj. Poszukuję czegoś podobnego – powiedział i przeczesał włosy palcami, jednocześnie tworząc zgrabny nieład na swej czuprynie. Jego zielone oczy błyszczały delikatnie w lipcowym słońcu.

Rozejrzałam się. Dopiero teraz zauważyłam, jak tu przytulnie. Promienie słoneczne wpadały do pomieszczenia przez wielkie okiennice, usytuowane przy wejściu. Drobinki kurzu były dzięki temu bardziej widoczne i kontrastowały z ciemną, drewnianą boazerią. Na ścianach królował delikatny beż, a także wisiały przeróżnej wielkości obrazy. Stoły i krzesła swoim dębowym odcieniem nie odróżniały się od podłogi. Kelnerzy wychodzi i wchodzili drzwiami, umieszczonymi niedaleko baru, który stał naprzeciwko głównego wejścia. W rogach sali spostrzec można było drogocenne wazony, w których zagnieździły się śliczne bukiety kwiatów. Uroku dodawała ledwo słyszalna, francuska muzyka.

- Rzeczywiście, przyjemnie tutaj. – Napiłam się kawy. – To dlatego wybrał Pan na spotkanie te miejsce?
- Właściwie to tak. Zgadzam się, a poza tym, jedzenie tutaj jest smaczne. – Powiedział, jednocześnie jedząc zamówiony wcześniej omlet. Szybko odwróciłam od niego wzrok i zaczęłam zapisywać informacje w organizatorze, przeznaczonym do tego typu działań.
- Przejdźmy do konkretów. Ile jest Pan w stanie poświęcić na to pieniędzy? – Rzekłam rzeczowym tonem, przygryzając odruchowo końcówkę długopisu.
- Pieniądze nie grają roli – oznajmił poważnie.
- A metraż?
- Mało mnie to interesuje. Załóżmy, że metrażowo, budynek, którego poszukuję, podobny ma być do tego.
- Czyli podstawowe informacje już mamy. – Uśmiechnęłam się mimowolnie, po czym wzięłam łyk kawy. – Ma się znajdować na Manhattanie, o ile dobrze zapamiętałam.
- Dokładnie. – Uśmiechnął się krzywo, patrząc się mi prosto w oczy. – Dobrze Pani idzie, jak na pierwszy raz. – Moje policzki stopniowo zaczęły zmieniać barwę, ale nie mogłam oderwać spojrzenia od osoby siedzącej naprzeciw mnie.
- Czy to ma być jakaś dokładna dzielnica? Tribeca, Upper East Side, West Side, SoHo, Chinatown, Harlem, Central Park…
- Nie musi Pani udowadniać, że zna wszystkie części wyspy. Nie ma znaczenia, gdzie będzie się znajdować. Musi mieć to „coś”. – Spojrzał na mnie z błyskiem w oku, aż zjeżyły mi się włosy na karku. Szybko zanotowałam najważniejsze fakty z wypowiedzi, którą usłyszałam.
- Czy mogę dostać Pański numer? To ułatwi nam współpracę.
- Niech tak będzie. Cóż, wcale mnie to nie dziwi – kobiety zabijają się o niego. – Wyjął z kieszeni wizytówkę, na której wydrukowany był numer telefonu i adres e-mailowy.
- Pańska samoocena, jak na mój gust jest nazbyt wysoka – zwróciłam się do niego podirytowana. – Poza tym, chociaż mało to ważne, mam kogoś – skłamałam z szyderczym uśmiechem na twarzy.
- Dziwię się, że ktoś wytrzymuje z takim denerwującym babskiem, jak Pani.
- Dlatego ja, nie dziwię się, że taki narcyz jak Pan, nie ma nikogo. – Kąciki ust wygięły mi się w jeszcze bardziej drwiącym uśmieszku. Zwłaszcza, że „Pan Wszystkie Laski Na Mnie Lecą” nic mi już nie odpowiedział, jedynie patrzał na mnie morderczym wzrokiem. Jak gdyby nigdy nic, kontynuowałam. – Dzisiaj jest czwartek, więc chciałabym, abyśmy od poniedziałku zaczęli oglądać lokale. Zadzwonię do Pana i poinformuję, gdzie i kiedy odbędzie się następne spotkanie. Mam nadzieję, że nasza współpraca będzie krótka i owocna.
- Bardzo. Krótka. I. Bardzo. Owocna. – Powiedział, akcentując każde słowo.
- Miło było poznać – podałam mu dłoń i położyłam na stół banknot. – Powinien wystarczyć. Do widzenia.
- Do zobaczenia – pożegnał się, a ja pewnym krokiem ruszyłam w stronę wyjścia. Potknęłam się o własną nogę, ale cudem, udało mi się utrzymać równowagę. Edward skwitował to rechotem. Rzuciłam mu przez ramię krótkie, groźne spojrzenie i popchnęłam mocno drzwi. Nienawidzę Cię, Cullen!

Cały piątek oraz weekend spędziłam szukając lokali, które odpowiadałyby temu zuchwalcowi. Odwołałam spotkanie z Renee, ale ta nie miała mi tego za złe, ponieważ wiedziała, iż praca agenta nieruchomości jest czasochłonna i wyczerpująca. Zakupy w jej towarzystwie były idealnym sposobem na stracenie kilku godzin, lecz mimo to, nigdy nie narzekałam – bardzo lubiłam całe to zamieszanie. Nie posiadałam jednak dzisiaj odpowiedniego humoru, aby oddać się szałowi kupowania. Ekscytacja pracą ogarniała mój umysł i ciało, i nie nadawałam się na zakupowego towarzysza.

Gdy nie siedziałam przy laptopie, przechadzałam się po Manhattanie, szukając kolejnych miejsc. Nie musiałam się ograniczać, jedynie do siedzib z katalogu. Sama mogłam znaleźć różne budynki, które odpowiadałyby wyznaczonym standardom. Zwiedzałam najbardziej modne, klimatyczne dzielnice i zachwycałam się na nowo żywotnością i różnorodnością miasta. Wychowałam się w nim, zaś moim domem było Upper East Side, a podwórkiem Central Park. Zajmowała się mną mama, co bez zastanowienia można nazwać luksusem, którego wiele dzieci w przedszkolu i w szkole nie zaznało w tak dużym stopniu, jak ja. Ich rodzicielki miały na głowie inne, „ważniejsze” zajęcia. Renee uwielbiała spędzać czas ze swoją córeczką, oczywiście z wzajemnością. Kontakt z ojcem miałam nieco gorszy, ale to ze względu na zapracowanie Charliego. Firma, którą kierował, była znana na rynku, a z dnia na dzień stawała się jeszcze bardziej sławniejsza. Założył ją Jeremy Swan, tata Charliego. Gdy zmarł, prezesurę przejął mój ojciec. Nie pamiętam za dobrze dziadka, między innymi z powodu jego śmierci, kiedy byłam jeszcze małym brzdącem. Jednak wnioskować mogłam na podstawie, małej liczby wyblakłych wspomnień, że Jeremy Swan był uśmiechniętym, pełnym życia człowiekiem. Zostawił dla mnie fundusz powierniczy, dzięki któremu mogłam opuścić Upper East Side i uwolnić się od świata, zepsutego pieniędzmi, którymi szczycili się prawie wszyscy, zamieszkujący ową dzielnicę.

Rozpieszczone dzieciaki, również moi rówieśnicy, widzieli tylko czubki swoich nosów i ciuchy od najpopularniejszych projektantów. Ja i Alice miałyśmy serdecznie dość tych wszystkich lalusiów w różowych polo od Lacoste i wypucowanych panienek z torbami od Hermes’a. Gdy dostałam się na studia, jak najszybciej wyprowadziłam się z rodzinnego gniazdka, ale nie mogłam pożegnać się z Nowym Yorkiem. Dlatego też studiowałam na Uniwersytecie Columbia. Po kilku dniach poszukiwań znalazłyśmy mieszkanie, które odzwierciedlało nasze oczekiwania. Ally również kochała NY, poza tym nie potrafiła rozstać się ze mną. Byłyśmy przyjaciółkami odkąd pamiętam, więc nic dziwnego, że przez tyle lat zrodziła się między nami prawdziwa, siostrzana więź. Dopełniałyśmy siebie nawzajem – Ja, głos rozsądku i opanowania, Alice, nieokiełznana, artystyczna dusza, od której emanowały ciepło i miłość.

W niedzielny wieczór, z cyklu: „Wyciskacze Łez Na Dobranoc" po raz, co najmniej setny, oglądałyśmy „Pamiętnik”. Siedziałam na kanapie, a głowa Alice spoczywała na moich udach. Miałam wilgotne spodnie – zapewne od łkania przyjaciółki. Także nie należałam do wytrwałych – oczy zaszkliły mi się lekko, a po chwili na policzkach poczułam słony smak, spływających łez.
- Dlaczego ja nie mogę znaleźć sobie kogoś takiego? – szepnęłam drżącym głosem, pełnym tęsknoty zmieszanej z bólem.
- Jesteś niepoprawną romantyczką. Miłość sama Cię znajdzie. Nie możesz cały czas się zadręczać.
- Łatwo Ci mówić, kiedy u swego boku masz Jaspera…
- Nadopiekuńczego, zmierzłego, irytującego Jaspera. Czasami zastanawiam się, czy to on przypadkiem, nie ma miesiączki – przerwała mi brutalnie, wyłączając telewizor.
- Jak zwykle, przesadzasz. Co z tego, że jestem romantyczką?! To nie moja wina, że pragnę wreszcie kogoś spotkać. Ty i Jazz jesteście parą ludzi, dobranych idealnie.
- To dlaczego jesteś zła, gdy chcę Cię z kimś umówić?
- Ally, to nie to samo. Mam dość tych obleśnych kolesi, z którymi, co chwila serwujesz mi spotkania. Masz jakąś traumę z dzieciństwa, czy inny zespół niosący udrękę ludziom?
- Ale co w tym złego? Przecież nie każe Ci się wiązać z nimi do końca życia.
- Może i nie, lecz po tych wszystkich spotkaniach łapie mnie zły humor, gdyż żaden z nich nie jest właściwym chłopakiem dla mnie. Pamiętasz tego Slavomira? Mistrz surrealizmu. – Zaczęłam się niepohamowanie śmiać. – Nie dość, że upił się lampką wina, to jeszcze, gdy poszedł do ubikacji, wyszedł z niej z facetem. Trzymali się za ręce. O mało brakowało, a Slavomir wsadziłby język do ucha temu gościowi. Oczywiście tamten także nie miał żadnych pohamowań.
- Skąd miałam wiedzieć, że jest gejem? Zgodził się na randkę z tobą i w dodatku wydawał się sympatyczny.
- Sądzę, że był biseksualistą. Dobrze, że sobie poszedł, bo był okropnie denny. Ale nie jest na pierwszym miejscu długiej top listy mężczyzn, z którymi miałam ogromną przyjemność się spotkać. Był jeszcze taki jeden… Mike? Matt?
- Michael – zgadła, wchodząc mi w słowo. – Doskonale znam tą historię. Nie mam ochoty słuchać jej jeszcze raz.
- Na twoim miejscu też bym nie chciała. Ile znałaś tego człowieka?
- Może miesiąc.
- Właśnie. Nie wiem co Tobą kierowało, gdy umawiałaś mnie z nim na randkę, ale, doprawdy – chyba jeszcze niżej, to nigdy nie upadłaś.
- Nie unoś się, Bella.
- Ja się nie unoszę. Po prostu nadal nie jestem w stanie tego wszystkiego pojąć.
- Bells, już Cię przepraszałam. Proszę, przestań.
- Nie, kochana, nie przestanę. Będę to pamiętać do końca życia. Nie dość, że zostałam upokorzona, to jeszcze zniszczył moją ukochaną torebkę.
- Teraz masz taką samą. Identyczna seria, identyczna partia, więc nie jest to dobry argument.
- Masz szczęście, że udało Ci się ją zdobyć – fuknęłam. – A buty? Moje piękne buty…
- Skończ! Zachowujesz się jak Lauren. – Wstała gwałtownie z kanapy i ruszyła w stronę lodówki.
- Dziwne, bo mówisz to ty - maniaczka zakupów i modowych trendów. Hipokrytka. – Skwitowałam, jednocześnie rozkładając się na kanapie i przeciągle ziewając.
- Przestańmy rozmawiać o tej feralnej randce.
- To o czym mamy rozmawiać?
- Nie wiem. Może o koledze Jaspera?
- ALICE!
- Dobrze, już dobrze – zaśmiała się pod nosem. – Żartowałam. Poza tym, Jazz nie ma fajnych znajomych. Informatycy są nudnymi gburami.
- Jasper jest nudnym gburem? – Przekręciłam się na brzuch i spojrzałam w stronę Ally.
- Nigdy w życiu, on jest jak ogień! Niczym seksowny bóg zesłany prosto z niebios, uwielbiam gdy…
- Nie chcę tego słyszeć! Nie chcę znać ciekawostek z twojego życia seksualnego!
- Jesteś pruderyjna. – Chwyciła za szklanki z pomarańczową zawartością i ruszyła w stronę kanapy.
- Czyżby? Wystarczy, że czasami usłyszę odgłosy dochodzące z twojego pokoju, naprawdę, nie muszę znać szczegółów. Dziwne, że w ogóle zgodziłam się na mieszkanie z tobą, zapewne dopadło mnie w tamtejszej chwili jakieś zaćmienie lub inne zjawisko, negatywnie oddziaływające na jasność umysłu. – Skończywszy krótką pogadankę usiadłam, przyciągając nogi do piersi.
- Nie miałaś wyboru. – Podała mi napój i usiadła na fotelu, znajdującym się kilka kroków od sofy. – Chyba, że wolałabyś Jessicę?
- Taa, jasne. Jeszcze tej mi do szczęścia brakuje. Zapomniałaś o głównych powodach naszej przeprowadzki?
- Nie martw się, doskonale pamiętam - „Żeby uwolnić się od świata nowojorskiej elity”. Bla, bla, bla. Pamiętam, jak przedstawiałam argumenty rodzicom, które zmusiły mnie do zmiany mieszkania.
- Dałabym miliony, żeby ujrzeć ich miny na wieść, o przeprowadzce córeczki z wygodnego, rodzinnego penthouse’a. Jednak nie wiem czy zobaczenie ich reakcji było tego warte – zapewne teraz żałujesz swojej decyzji.
- Absolutnie nie! Bądź, co bądź trochę brakuje tu pokojówek, kucharzy i całej tej świty…
- Rozpieszczona lalunia - skwitowałam. - I tak nie robisz tu praktycznie nic. Gdyby nie ja, to już dawno zostały byśmy przygniecione stosem śmieci i tonami kurzu.
- Teraz to ty przesadzasz. Nie jestem aż tak straszliwie, okropną bałaganiarą.
- Ciekawa teoria... Nie byłabym tego taka pewna. Kiedy ostatni raz wzięłaś do rąk odkurzacz?
- Koniec rozmowy o sprzątaniu naszego, miłego gniazdka. Wznieśmy lepiej toast.
- Niby za co?
- Za nasze sanktuarium z dala od Upper East Side! - Podniosła w górę szklankę, zbliżając się do mnie.
- Za nasze sanktuarium! – Odpowiedziałam, stukając się naczyniem z Alice. Wzięłam malutki łyk napoju i poczułam smak alkoholu. – Martini z sokiem pomarańczowym?
- Twoje ulubione. – Zaczęła łapczywie pić, a ja poszłam za jej przykładem. Nie ma to jak Martini z przyjaciółką.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez AmeliaRussel dnia Nie 18:36, 12 Kwi 2009, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin