FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Krwią zapisane, deszczem zatarte[NZ] R3(6.05.10) Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
windy dreams
Wilkołak



Dołączył: 24 Sie 2009
Posty: 129
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 14:17, 31 Mar 2010 Powrót do góry

Więc mój szalony umysł rozwiną w jakiś bliżej nieokreślony sposób myśl z pojedynkowej miniaturki: klik i tak powstał cały ff (no może nie cały...jeszcze). Przede wszystkim to na początek należą się ogromne brawa dla marci993, że w ogóle zechciała się ze mną pojedynkować( napisała bardzo dobrą miniaturkę). Chciałabym również podziękować lilczurowi, która zbetowała mi dotychczasowy tekst Wink.
I kurcze byłabym zapomniała, dziękuje wszystkim, którzy oddali głosy w pojedynku;)
Oznaczenia: [AU] no i może lekkie [OOC] momentami przy postaci Edwarda( tylko ze względu na moje szalone pomysłyWink ).

Tematyka:
Na razie nie wiem jak to określić. Na pewno cały ff będzie okryty tajemnicą i może niektóre/rzy z was domyślą się o co tak naprawdę chodzi. Akcja jest przesunięta w czasie.

[link widoczny dla zalogowanych]

Prolog to miniaturka z pojedynku. Wstawiam również rozdział pierwszy, żeby wnieść coś nowego. Tytuł opowiadania jest taki sam jak tytuł miniaturki.

Liczę na konstruktywne komentarze i opinię. Enjoy!

Image

piosenka do 1 rozdziału

Prolog

Ostry deszcz smagał mocno jej porcelanową twarz, a długie, brązowe włosy przylepiały się niemiłosiernie do czoła. Nie widziała nic, poza własnymi kończynami. Wokół panował absolutny mrok, a wszechobecną ciszę przerywały od czasu do czasu drobne popluskiwania wody. Jej klacz padała już z wyczerpania i obie trzęsły się z zimna. Z każdym zagłębieniem kopyta w błocie poruszały się coraz wolniej, mimo to nadal brnęły przez ciemny las, patrząc z utęsknieniem za wyjściem. Cienie potężnych konarów sosen przyprawiały o palpitacje serca i miała dziwne wrażenie, że ktoś ją obserwuje. Mogła poczuć na sobie zimny oddech obcej istoty i z jakiegoś powodu chciała się już poddać. Słodki zapach wypełniał powoli jej nozdrza i chłonęła go całą sobą, niczym narkomanka. Miał tak silną woń, że przyćmiewał swoją nieskazitelnością tutejsze aromaty boru. Wodziła wzrokiem po każdym z pojedynczych drzew i poczęła szukać tego, co znaleźć jej nie było dane.
Nagle ciemny nieboskłon przeszyła potężna błyskawica, a głuchą ciszę przerwał głośny trzask grzmotu. Gdzieś w oddali waliły się drzewa. Czarny koń zarżał głośno, poderwał przednie kończyny do góry i ruszył pędem przed siebie, zrzucając dziewczynę gwałtownie z siodła. Ból przeniknął z wolna jej ciało. Zacisnęła mocno powieki, próbując wyizolować silne kłucie w piersi. Łapała szybko krótkie oddechy, kiedy uroniła pierwsze łzy zmęczenia.
- Bello… - rozkoszny głos odbił się echem po lesie.
Uchyliła powoli powieki. Nic, zupełnie nic. Sama ciemność. Czuła się taka bezsilna i słaba. Bała się wszechogarniającej pustki. Po chwili usłyszała gdzieś demoniczny śmiech.
- Jesteś sama. Nareszcie. Tyle na to czekałem – znów się odezwał.
Przeszył ją lekki dreszcz ekscytacji, który przyćmił strach. W powietrzu wisiała dziwna, elektryczna aura, ale była czymś zupełnie innym niż wszechobecna burza. Ogarnął ją niezwykły stan i próbowała pohamować niepokojące pożądanie, jakie do niej wołało. Dusiło od środka i błagało o wolność zza dziewiczych krat. Ale kto był adresatem? Do kogo kierowała swoje żarliwe uczucie?
Wyprostowała się nagle i zaraz syknęła, łapiąc rękoma za obolałe żebra.
- Spokojnie skarbie, nie chciałbym, żebyś zrobiła sobie krzywdę – zakomunikował nieznajomy.
- Kim jesteś? – zapytała dziewczyna łamiącym głosem.
Na środku drogi pojawiła się czarna sylwetka o męskich kształtach.
- Mogę być kim tylko zechcesz, najdroższa - przemówił.
Ponowiła swoje usilne próby powstania i trzęsąc się, na kolanach zrobiła jeden chwiejny krok do przodu. Szybko straciła równowagę i przygotowała się na upadek. Byłaby przysięgła, że zemdlała, ale wciąż mogła poczuć dreszcze, które wędrowały po jej ramionach. Z półprzymkniętymi powiekami zerknęła ku górze, by ujrzeć nieprzeniknione, głębokie złoto pięknych oczu.
- Panicz Cullen?! – wykrzyknęła, prostując się. Poprawiła szybko brudną halkę i przerażona wlepiła wzrok w ziemię. Znała tego mężczyznę aż za dobrze. Był niezwykle porywczą osobą, a gdy tracił panowanie nad swoim zachowaniem, po pomieszczeniach latały przedmioty. Nieraz to już zbił butelkę stuletniej szkockiej, czasami też whiskey, które ona musiała potem sprzątać. Dlatego teraz oczekiwała najgorszego.
- Trzęsiesz się. Jest ci zimno? – zapytał, chwytając ją za policzek.
Potrząsnęła energicznie głową na znak niezgody. Pomimo mokrych ubrań i chłodu lasu czuła się w podejrzany sposób rozpalona.
Nagle mężczyzna odwrócił się do niej plecami.
- A więc boisz się mnie! – krzyknął rozgoryczony. – Przerażam cię, nieprawdaż? – zapytał, posyłając jej szyderczy wzrok.
Chciała mu odpowiedzieć, ale głos uwiązł jej w gardle. Przytłoczyły ją własne myśli i czuła się rozdarta. Z jednej strony faktycznie panicz ją niepokoił, ale z drugiej coś ją do niego przyciągało. Niczym dwa magnesy o tych samych biegunach przełamywali teraz prawa fizyki.
Odważyła się i musnęła jego ramię palcami.
– Mylisz się – szepnęła.
Mężczyzna z niespotykaną siłą odskoczył do tyłu na jedną z wyższych gałęzi drzew. Bella rozszerzyła oczy ze zdziwienia.
- A teraz co myślisz? – zapytał, śmiejąc się ironicznie. – Czujesz do mnie obrzydzenie, wstręt, a może jednak lękasz się mnie choć odrobinę? – ciągnął swój monolog.
Nic nie powiedziała, spuszczając jedynie wzrok. Po chwili ciszy dygnęła i ruszyła poprzednią ścieżką.
- Nie będę panicza dłużej irytować swoją prostacką osobą, dlatego proszę mi wybaczyć, bo takie sytuacje nie będą miały już więcej miejsca – powiedziała w ciemną przestrzeń, licząc, iż usłyszy jej szczere słowa. Czuła się upokorzona i odrzucona.
Pokonała zaledwie kilka metrów, kiedy coś z dużą siłą odrzuciło ją na bok i przyparło do pobliskiego konaru. Poczuła znajomy uścisk dłoni i wiedziała już, że Edward ją dopadł.
- Nie, moja Bello! Nie będziesz już dłużej odwracać się do mnie plecami! – syknął jej w ucho. – Słyszysz? – zapytał, przykładając dwa palce do jej pulsujących tętnic. Kropelki potu spłynęły powoli po jej twarzy i znów poczuła znajome ciepło. Jego zimne palce kontrastowały niesamowicie z rozpaloną skórą i przez swój dotyk przywoływały nową falę dreszczy. – Twoja ofiara jest zapisana dla mnie w tej krwi – mówił, sunąc dłonią po jej szyi.
Odskoczył od niej raptownie, chwytając się za głowę. Szarpał ze zdenerwowania za włosy.
– Dlaczego?! – krzyknął. – Dlaczego mi to robisz? – spytał, kierując wzrok w jej stronę. Miał na twarzy wypisany żal i coś jeszcze. Coś, co wydawało się być jakby pragnieniem, głodem nie do zaspokojenia. Złapała się za miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą długie palce Edwarda znaczyły gorący szlak. Co zrobiła nie tak?
Jego miodowe oczy pociemniały gwałtownie, tak jakby zawisła nad nim chmura.
- Niczego nie rozumiesz, prawda? Bo jakże byś mogła. Dla ciebie mogę być tylko potworem, a i tak nie poznałabyś prawdy – powiedział głosem cierpiętnika. – Ale to nic – dodał nagle, zmierzając w jej kierunku. Przybliżyła się z przestrachem do drzewa. Na jego ustach zagościł uśmiech szaleńca. – Skoro jestem taki zły, to czemu by ci tego nie okazać – zaśmiał się gorzko. – Zasmakuj tego, co ci ofiaruję, nim ucichnie twój syreni śpiew, la mia cantante.
Objął ją mocno w tali i przyciągnął do swojej twardej piersi. Pod wpływem jego dotyku ugięły się jej kolana, jakby ciężar tego wszystkiego był za duży. Sytuacja zdecydowanie ją przerosła, a jego zmienne nastroje dawały jej w kość. Nie miała wątpliwości, że za osobą Edwarda kryła się jakaś straszliwa prawda. Próbowała się doszukać w jego oczach cienia wyjaśnienia, ale ciemne tęczówki unikały wyznania. Miał rację, ona nigdy się nie dowie.
W jednej chwili jego wargi pochwyciły jej usta i poczęły swoją wędrówkę. Badały każde uwypuklenie, zagłębienie bądź też najmniejszą ryskę, pozostawiając mokre ślady zbrodni. Kosztował zakazanego owocu, jakim ona go częstowała, bez najmniejszych oporów.
Bella nie wiedziała, co się dzieje. Znalazła za to magiczną woń, która wcześniej do niej wołała. Miód, piżmo i pomarańcze osaczyły ją ze wszystkich stron. To był Edward. Kręciło jej się w głowie i myślała, że albo zaraz umrze, lub też rozpłynie się z przyjemności. Wydawało jej się, że to co robi teraz z Edwardem, powinno być niewłaściwe i surowo zakazane, choć nadal czuła, że w jakiś sposób dobrze się stało. Od samego początku, kiedy panicz zjawił się w rezydencji, jego tajemnica spędzała jej sen z powiek. Pomimo swych zdolności do rozpoznawania prawdziwego charakteru ludzi, mężczyzna nadal pozostawał dla niej enigmą. Próbowała go rozszyfrować, ale każde podejście kończyło się fiaskiem. Nawet stara plotkara Jessica nic o nim nie wiedziała. Zaintrygował ją do tego stopnia, że szperała w jego rzeczach. Isabella nigdy nie była i prawdopodobnie nie będzie osobą świętą, ale szanowała cudzą prywatność. Zaczęła oszukiwać samą siebie, a jego oczy ją prześladowały. Dręczyły swoimi bursztynowymi refleksami i głębią koloru. Śniły jej się po nocy. Zauważyła, że coraz częściej ich barwa przybiera ciemniejszy odcień, prawie tak czarny jak węgiel. Nie tylko we snach, również podczas tych niewielu spotkań na korytarzach bądź w jadalni podczas posiłku. I to właśnie tę barwę lubowała. Ten drobny narząd krył wtedy za sobą tyle nienawiści, bólu i zła, a mimo to nadal znajdowała w swoim sercu dla niego garstkę współczucia. Nie rozumiała, dlaczego Edward zachowuje się w taki nienawistny sposób, ale po dłuższym czasie uznała, że po prostu tępi ludzi jej poziomu. Dla kogoś, kto posiada potężny posag i dany jest mu pomyślny ożenek, nie liczy się ktoś pokroju Isabelli. Do takiego kogoś można czuć jedynie odrazę. A mimo to Edward Cullen był właśnie tu i teraz z nią. Kreślił na jej licach gorące pocałunki. Myślała, że ją nienawidzi, a w tej sytuacji nie wiedziała już, co o tym wszystkim myśleć.
Oderwał od niej na chwilę usta i przeszedł w stronę obojczyków.
- Edward – jęknęła.
Panicz uśmiechnął się do jej skóry.
– Nawet nie wiesz, jak długo czekałem, by usłyszeć moje imię ulatujące z twoich pięknych ust w ten sposób – wyszeptał.
- Ty najdroższa – powiedział, całując ją po szyi – będziesz moją Heleną i zgubisz mnie, podobnie jak ona zgubiła Troję. – I wpił się w jej wargi.
Tym razem jego pocałunki były bardziej natarczywe i niemalże nie nadążała za jego tempem. Ogarnęła ją niezwykła ekstaza, a plecy wygięły się w łuk. Potrzebowała bliskości, a mimo to nadal było tego za mało. Więcej! - krzyczało jej ciało. – Skóra przy skórze! - On jakby na jej zawołanie zrzucił w jednej chwili koszulę, przybliżając do niej swe biodra. Z jego krtani uleciał silny, gardłowy dźwięk, a ona odpowiedziała mu swoim natychmiastowym skomleniem. Po chwili Edward wydobył język ze swych ust, przeciągając nim po jej dolnej wardze. Prosił o wejście, na które mu pozwoliła. W chwili gdy rozpoczął swój taniec, jej świat zawirował i nastała ciemność.
Ciepły głos doktora Cullena wyrwał ją z zamroczenia.
- Wszystko w porządku, skarbie? – zapytał Carlisle.
- Co się stało? – odpowiedziała pytaniem, sięgając ręką do swego czoła, jakby starała się coś sobie przypomnieć.
- Wyziębiłaś się na deszczu, a potem straciłaś przytomność i nasz lokaj Mike znalazł cię na drodze w lesie – powiedział, uśmiechając się do niej przyjaźnie.
Powoli jej umysł zaczął wytwarzać urywki obrazów, ale wciąż nie miała pojęcia, co się wydarzyło w owym borze. Podniosła się lekko na łokciach, by zaobserwować, iż znajdują się w sali kominkowej.
- Musisz być głodna - stwierdził doktor. – Udajmy się w takim razie na strawę. Myślę, że kolacja jest już gotowa, nieprawdaż Jessico? – spojrzał się pytająco na staruszkę siedzącą nieopodal.
- Ależ oczywiście, panie. Panicz Edward już czeka przy stole – odpowiedziała mu grzecznie i udali się w stronę jadalni.
W pomieszczeniu faktycznie owy panicz już się znajdował, a gdy Bella zbliżyła się do stołu, podniósł głowę znad zastawy. Gdy jego złote oczy spotkały jej wzrok, w jednej chwili skrawki wspomnień ułożyły się w całość. Wiedziała, co się stało w tamtym ciemnym lesie, a gdy realizacja zdarzeń ją dopadła, jej źrenice rozszerzyły się w przestrachu. Edward nie powiedział nic, ale jego zagadkowy uśmiech wszystko wyjaśniał. To nie był jeszcze koniec. Wyjrzała ze zdenerwowania za okno. Deszcz nadal padał. Zacierał zewnętrzne ślady, które najprawdopodobniej już na zawsze będą pulsować w jej kuszącej krwi.

Rozdział 1


Rok 1814:
- Wujku Aro! Wujku Aro! – krzyczała rozradowana dziewczyna, biegnąc w objęcia starszego mężczyzny.
- Witaj, słoneczko – powiedział z radosnym uśmiechem na twarzy, łapiąc ją w ramiona. Obrócił głowę na lewo i spoważniał, kierując wzrok ku Charlesowi.
- Mamy sprawę – rzekł krótko.
- Bello, kochanie, pobaw się na zewnątrz – powiedział jej ojciec, marszcząc brwi. Dziewczyna udała się ku sieni, lecz ciekawość nie pozwoliła jej przekroczyć progu drzwi. Nim Aro zdążył wyczuć obecność dziecka, usłyszała okropne słowa przesiąknięte niesamowitym cierpieniem. – Straciłem go, straciłem syna… i dlatego ją potrzebuję… teraz.
- Daj mi jeszcze trochę czasu, proszę – wychrypiał Charles.
- Rok, zostawiam ci dokładnie rok – zażądał wuj.

Chwila obecna:
- Angelo! Pomóż mi z tym praniem – krzyknęła Bella, przecierając czoło z potu.
- Już idę panienko! – odpowiedziała zafrasowana dziewczyna zza krzaka róż.
- Och, przecież coś ci już mówiłam na ten temat – skomentowała Bella. – Jak miałaś mi mówić?
- Isabella? – odpowiedziała niepewnie.
– Może być, ale lepiej byłoby po prostu Bella. – Uśmiechnęła się do niej serdecznie.
Stały teraz przed drewnianą balią, nieopodal drogi wjazdowej. Wokół porozwieszane były liczne sznury, na których wisiało już kilka białych koszul. Przepięknie kontrastowały z zielenią przykrywających je konarów. Z sadu dobiegały wdzięczne świergoty ptaków. - Mali zalotnicy - pomyślała Isabella. – Tylko przyjdzie wiosna, a już się prężą. Ciepły wiatr obmywał jej delikatną twarz i poczuła, że się uśmiecha. Euforia rozpierała ciało dziewczyny. Sięgnęła dłońmi ku wodzie i po chwili wyrzuciła je w górę.
- Co robisz? – zapytała Angela, przecierając mokrą głowę.
- Uch, przepraszam, ochlapałam cię, nieprawdaż? – odpowiedziała Bella z miną niewiniątka.
- Nie szkodzi – powiedziała dziewczyna, łapiąc niespodziewanie za gąbkę i odpłacając koleżance. Bella zaczęła piszczeć i sięgnęła po namokniętą koszulę z miski, rzucając nią w Angelę. Skakały i biegały po całym ogrodzie, hałasując przy tym niesamowicie. Angela rzuciła kolejnym ubraniem w Bellę. Nagle służka ucichła.
- Angela, co ty…? – zaczęła zdziwiona Bella. Oczy były przesłonięte materiałem, a jej sukienka znajdowała się w godnym politowania stanie. Policzki miała zaróżowione od wysiłku, ale i tak poczuła, że czerwienieje w więcej niż tylko jednym miejscu, gdy usłyszała chrzęst zatrzymujących się kół. Uchyliła lekko rąbek koszuliny, by zerknąć na przybysza. Zza drzwi wyłoniła się postać Carlisle`a, ale był tam ktoś jeszcze.
- Witaj, moje dziecko – powiedział doktor, gdy ta ucałowała mu dłoń, kłaniając się.
- Zrobiłaś pranie… przecież kazałem ci… - zaczął.
- Przepraszam, ale czułam, że muszę coś zrobić.
- Nic nie musisz, słońce - powiedział, gładząc jej długie włosy. Skierował wzrok ku służce.
– Angelo, idź proszę i przygotuj pokój. Mamy gościa. Mój syn powrócił – wyszeptał ostatnią część zdania drżącym głosem, niemal ze łzami w oczach. W tym samym czasie na zewnątrz wyszedł wysoki mężczyzna o smukłej sylwetce. Twarz jego miała zaostrzone rysy, jakby pod wpływem doświadczeń życiowych. Brązowo - ruda czupryna odbijała się barwnymi refleksami. Zastanawiała się, czy są tak miękkie, na jakie wyglądają. Wtem jego wzrok ją osłupił. Znieruchomiała. Ostre spojrzenie przeszyło ciało na wskroś, choć tak naprawdę poczuła, że robi jej się gorąco. Jego tęczówki miały taki ciepły kolor. Barwa płynnego złota. Jak mogły wyglądać teraz tak surowo? Nie wymienili ze sobą żadnych zdań i zbeształa siebie za dziecinne zachowanie.Powinnam była mu okazać należyty szacunek, a nawet się nie ukłoniłam. Nim niezręczna cisza obciążyła atmosferę, mężczyzn otoczyła służba z parasolami. Osobiście Isabella nie rozumiała całych tych cyrków, bo przecież nie ma nic lepszego niż ciepłe, słoneczne promienie otulające ciało, ale cóż ona miała do powiedzenia? Zupełnie nic. Czuła, że tu nie pasuje. Papa Charlie opuścił ten świat, gdy ukończyła 14 lat. Najprawdopodobniej jej także by tutaj nie było, ale los zesłał jej doktora Cullena. Młoda i głupia, wyrzucona na ulicę i wzięta pod opiekę niejakiej madame Victorii, nie wiedziała, co czyni. Myślała, że kobieta jej dopomoże w trudnej sytuacji. Niestety prawda okazała się być inna. Madame prowadziła dom publiczny i potrzebowała tylko świeżego mięsa na strawę dla wygłodniałych starców, spragnionych życia seksualnego. Pieniądze mogły w tych czasach kupić wszystko, nawet kobiecą godność. Kiedy mąż Victorii zaczął się do niej dobierać, zrozumiała, co się stało. Chciał zabrać jej niewinność. Jego zimne, oślizgłe dłonie zbliżały się do zakazanego miejsca i Isabella czuła do siebie wstręt. Była nikim, dlatego traktowano ją jak przedmiot, świecącą zabawkę do rozrywki, zwykły paproch wyrzucony na pognitą ziemię. Broniła się, zadając kilka nieprzyjemnych ciosów mężczyźnie i chyba tylko fakt, że Madame go przyłapała, ocalił jej kwiecie. Nie poratował natomiast jej stanu fizycznego i psychicznego. James wyrzucił ją na zimny bruk. Uderzyła o kamień z taką siłą, iż poczuła w ustach krew. Koła powozów dudniły w jej uszach i było jej niedobrze. Wtedy to znalazł ją Carlisle. Była posiniaczona, wyziębiona i zakrwawiona. Usta miała spuchnięte, sukienkę podartą, a z oczu płynęły jej rzewne łzy. Nigdy nie zapomni tego, co dla niej zrobił i będzie spłacać dług do końca życia. Nie bała się tej drogi, w końcu dokąd miałaby się udać. Wszędzie indziej zniszczyliby ją. Nie miała rodziny, więc pozostawało jej tylko jedno wyjście - właśnie to, które obrała sobie za cel.
Patrzyła, jak tłum powoli odchodzi, a Carlisle uśmiechnął się do niej przepraszająco. Poskładały wraz z Angelą pranie i zaczęło już zmierzchać. Zbliżała się pora kolacji i posłano po nią, by się przygotowała. Było to w zupełności zbędne, bo nie zwykła jadać z panem, ale doktor nalegał. Nigdy nie traktował jej jak służby i właściwie to nią nie była. Chciała tylko mu jakoś podziękować. Dla Carlisle`a była córką, której nigdy nie miał bądź o której nie słyszała i nie ośmielała się sprzeciwiać jego woli. Dlatego gdy przebywał w posiadłości, robiła co jej kazali, a kazali nie robić nic. Pławiła się w luksusach, które ją onieśmielały. Ponadto doktor był taki hojny. Ubrała ładniejszą suknię, upięła włosy i zeszła na dół do jadalni. Przy stole krzątali się już zapracowani ludzie. Kobiety przynosiły tace pełne dziczyzny, ziemniaków i innych tworów kucharki. Na końcu szerokiej ławy siedział zaabsorbowany rozmową z kamerdynerem Carlisle i jego mocno poirytowany potomek. Podniósł na chwilę wzrok, by zauważyć przybysza i spojrzał z powrotem na zastawę. Isabella nie ośmieliła się kierować oczu w jego stronę. Carlisle skinął lekko głową na znak przywitania i wrócił do konwersacji ze staruszkiem. Odsunięto jej krzesło i zasiadła przed stołem. Cała kolacja miała krótki przebieg i raczej mało kto zamieniał słowa, aż do czasu, gdy palce Belli i Edwarda się spotkały. Sięgała po trunek, kiedy on przygotowywał sobie kawałek mięsa do strawienia. Panicz upuścił nóż, a jego dłoń odskoczyła niczym porażona piorunem. Podobnie zresztą zareagowała i ona. Otarła dłoń palcami i spojrzała mu w twarz. Usta miał wykrzywione w dziwny sposób, a miodowa barwa tęczówek pociemniała do tego stopnia, że niemalże równały się kolorem z czarnymi rzęsami. Czy był na nią wściekły? Co też takiego zrobiła, że tak jej nienawidził? Może się jej brzydził? Niezręczną chwilę przerwał woźnica Mike, który podał doktorowi korespondencję. Nagle jedno z krzeseł zaskrzypiało i potomek Carlisle’a powstał, udając się w kierunku schodów.
- Dokąd to, Edwardzie? – spytał zdziwiony ojciec.
A więc Edward to jego imię. Równie piękne jak osoba je nosząca, szkoda tylko potencjału – pomyślała Bella.
- Posiliłem się już i dlatego chciałbym jeszcze do kogoś napisać, jeżeli można – odpowiedział, patrząc na podłogę.
- Ależ oczywiście.
- Dziękuję – rzekł krótko i wszedł na górę.
- Bardzo cię przepraszam, Isabello. Ostatnio nie jest sobą – zwrócił się do niej zatroskany Carlisle, wracając zaraz potem do poprzedniej rozmowy.
Bella zamyśliła się na chwilę.Może faktycznie nie był sobą, ale nie zmienia to faktu, że nie traktuje się tak nowopoznanych, nawet jeśli są to marne, nic nie warte wieśniaczki. Cóż, po prostu będę musiała to jakoś przetrwać, a i wątpię, że jego osoba powinna niepokoić moje sumienie. To jest tylko i wyłącznie jego sprawa.
¬Wstała od stołu.
– Carlisle, chyba nie czuję się zbyt dobrze. Czy wybaczycie mi państwo, jeśli udam się na spoczynek? – spytała.
- Tak, moja droga, myślę, że przyda ci się sen. Dobrze ci zrobi na żołądek. Nie krępuj się – odpowiedział mężczyzna.
- Dziękuję – powiedziała i odeszła.
Tej nocy prawie nie zmrużyła oka.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez windy dreams dnia Nie 19:20, 06 Cze 2010, w całości zmieniany 11 razy
Zobacz profil autora
Prawdziwa
Dobry wampir



Dołączył: 21 Sie 2009
Posty: 573
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 63 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ze sklepu ;p

PostWysłany: Śro 14:45, 31 Mar 2010 Powrót do góry

Na początek chcę pogratulować Ci pomysłu. fajnie, że z pojedynkowej miniatury postanowiłaś zrobić coś więcej.
Co do prologu to oceniałam twój pojedynek i w tamtym temacie powinno być wszystko napisane co sądzę o nim. Nie chcę pisać jeszcze raz tego samego.
A pierwszy rozdział mogę napisać, że był bardzo udany. Piszesz tak, że przed oczyma momentalnie pojawia się obraz wydarzeń. na początku wyobrażam sobie jakiś dwór ciepłego, wiosennego dnia. Typową sielankę. Zaraz potem barwy się zmieniają. Robi się ponuro i dramatycznie. Może trochę za szybko jak dla mnie, ale ogólnie OK.
czekam na następny rozdział.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
xxxvampirexxx
Wilkołak



Dołączył: 27 Paź 2009
Posty: 155
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraina Czarów ;)

PostWysłany: Śro 15:27, 31 Mar 2010 Powrót do góry

Nie mogę się do niczego przyczepić. Jedynie w prologu zraziło mnie używanie wszech......., które użyłaś. Podoba mi się, jednak nie lubię gdy tak mało używane słowo w ff jest powtarzane w małych odstępach.
Co do pierwszego rozdziału nie przyczepie się do niczego. Piękne opisy, które urzekają swoją naturalnością. Można było sobie łatwo wyobrazić dane miejsce.
Czekam na kolejny rozdział.

Życzę weny.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
esterwafel
Wilkołak



Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 181
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 16:14, 31 Mar 2010 Powrót do góry

Pomysł mi również się podoba. Lubię takie nawiązania do przeszłości. Czasy pięknych sukien i bogatych domów bardzo mnie pociągają. Jestem ciekawa, co będzie dalej. Kim jest Edward tak naprawdę?
Kontynuuj i nie każ czekać długo na kolejne rozdziały.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Jagienka
Wilkołak



Dołączył: 10 Maj 2009
Posty: 109
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Miasto Królów Polskich

PostWysłany: Śro 17:49, 31 Mar 2010 Powrót do góry

Powiem Ci, że tytuł mnie bardzo zaciekawił, a ja z racji tego, że nie mam ostatnio dużo czasu i czytam tylko te, które śledze. Dzisiaj miałam ochotę na coś nowego i proszę jestem tutaj. Tytuł mi się bardzo, bardzo podoba. Co do treści: lubię w ogóle te czasy do XIX w., więc to opowiadanie + wątek, którego nie da się rozszyfrować tak za bardzo, błędów nie widziałam, trzyma w napięciu no i trzymać tak dalej. Będę twoją wierną czytelniczką i postaram się zostawić po sobie jakiś ślad, gdy wyjdzie nowy rozdział, bo zaciekawiło mnie to:D
Co Ci życzę to cały wielki olimpijski basen Weny do tego opowiadania i czekam na następny rozdział.
Pozdrawiam i Wesołego Zajączka
HM

P.S. Zapomniałbym to chyba jedno z bardzo niewielu ff, które umieszczone jest w tych realiach, więc coś nowego fajnie dobranego Wink


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Jagienka dnia Śro 17:54, 31 Mar 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
behappy
Wilkołak



Dołączył: 25 Lis 2009
Posty: 159
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 19:44, 31 Mar 2010 Powrót do góry

Ciekawy tytuł więc weszłam i nie żałuję. Prolog bardzo ciekawy choć mówi co będzie kiedyś i czytelnik wie czego może się spodziewać.
Cytat:
- Daj mi jeszcze trochę czasu, proszę – wychrypiał Charles.
- Rok, zostawiam ci dokładnie rok – zażądał wuj.
Nie rozumiem tego i tej całej sytuacji. Może się to wyjaśni w dalszych rozdziałach.
Edward jest wampirem- to pewne bo po pierwsze zmienia się jego kolor tęczówki a po drugie potrzebował parasoli w słoneczny dzień.
Pozdrawiam i czekam na dalszy ciąg.
B. Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
unusual
Człowiek



Dołączył: 31 Gru 2009
Posty: 77
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Niebo;)

PostWysłany: Czw 20:37, 01 Kwi 2010 Powrót do góry

Na wstępie chciałam powiedzieć, że cieszę się, iż postanowiłaś rozwinąć swoja miniaturkę w coś dłuższego:-D Sama mini zapowiada, że opowiadanie będzie naprawdę dobre. Co do pomysłu: jest naprawdę ciekawy. Mam już kilka teorii co do Edwarda, jednakże po samym początku nie mogę być niczego pewna i to jest dużym plusem. Twoje opowiadanie wprowadza pewną tajemniczość, nie ma z góry przewidywalnego biegu wydarzeń. Prolog zapowiada, iż pomiędzy Edwardem i Bellą będzie gorąco, chociaż pierwszy rozdział na to nie wskazuje.

Pozostaje mi tylko przede wszystkim życzyć weny: bo to ona jest najważniejsza i oczekiwać na dalsze rozdziały. Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
maraa17
Nowonarodzony



Dołączył: 28 Lis 2009
Posty: 44
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Pią 13:39, 02 Kwi 2010 Powrót do góry

Ciekawa fabuła tego ff. Zapowiada się niezła akcja ... więc pisz dalej :)

Czekam na kolejny rozdział ...

Pozdrowienia i weny życzę Wink

P.s. Nie daj nam długo czekać na następny rozdział Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dilena
Administrator



Dołączył: 14 Kwi 2009
Posty: 1801
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 158 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 8:35, 05 Kwi 2010 Powrót do góry

Drogie użytkowniczki!
Komentarze takie, jak powyższy będę karane ostrzeżeniem.
Nie, nie są jednolinijkowcami, ale proszę spojrzeć na treść:


Ciekawa fabuła tego ff. Zapowiada się niezła akcja ... więc pisz dalej :)

Czekam na kolejny rozdział ...

Pozdrowienia i weny życzę Wink

P.s. Nie daj nam długo czekać na następny rozdział Wink

Takie kilka słów mogę pójść i wkleić do Uwikłanych, potem otworzę temat z Drzwiami do przeznaczenia wkleję i tam, a na końcu odwiedzę Odkochanie, ponownie wciskając CTRL+V.
To chyba jasne, że żadna z autorek nie będzie miała pewności, że czytałam Jej ff, bo o treści nie ma ani słowa.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
windy dreams
Wilkołak



Dołączył: 24 Sie 2009
Posty: 129
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 22:22, 11 Kwi 2010 Powrót do góry

Wracam z kolejnym rozdziałem. Co tu dużo mówić akcja trochę się rozkręca...(a może i nie). Wielkie podziękowania dla lilczura za to, że podniosła mnie trochę na duchu i zbetowała tekst w ekspresowym tempie. Jesteś wielka!

Piosenka do drugiego rozdziału

Rozdział 2

Stat rosa pristina nomine, nomina nuda tenemus.*
— Umberto Eco
Imię róży

Noc nie dawała jej spokoju. Cienie szumiących drzew zza okien i lekka poświata księżyca nie mogły rozwiać natarczywych myśli. Nawet słodkie szemrania potoku zdawały się tylko pogarszać sprawę, aniżeli koić nerwy. Złote oczy, złote oczy, złote… Pot wstąpił na jej czoło. Co z nim jest nie tak?! Czy to moja wina!? Dlaczego?! Wstała z łóżka. Nie było sensu w nim leżeć, skoro i tak nie dawał należytego odpoczynku. Pozostawało jedno miejsce: biblioteka. Jej cichy zakątek, tam, gdzie myśli wędrowały do innego świata. Uwielbiała czytać, zwłaszcza iż kolekcja dr Cullena była bardzo bogata. Tyle rozdzielnych dróg, których szlaku mogła zasmakować w każdej z poszczególnych ksiąg. Zapaliła świeczkę i podążyła w stronę ciemnego korytarza. Pomieszczenie znajdowało się na samym końcu. Długie, wzorzyste dywany zdobiące drewniane podłogi holu za każdym razem były dla niej jak śmiertelna pułapka. Jeden zły ruch i lądowała na pośladkach. Dlatego szła bardzo ostrożnie, oświetlając drogę pod nogami. Dotarła do wielkich dwuskrzydłowych drzwi i uchyliła je lekko. Pomimo obszerności regałów otaczających pomieszczenie z prawie wszystkich stron, biblioteka sprawiała wrażenie bardzo przytulnego miejsca. Ściany oblepione wyblakłą tapetą z roślinnymi motywami wyróżniały się teraz lekko swoją pstrokatością w mlecznym świetle płynącym z okna. Duże, zielone kotary ozdabiały kontury białych framug szyb. Postawiła delikatnie świeczkę na eleganckim stoliku, chwyciła za swoją ulubioną książkę i zasiadła na krześle. „Duma i uprzedzenie” Jane Austen wydawała się być idealną powieścią na jej potargane nerwy. Szybko jednak zrozumiała, że przybrała mylną postawę, gdy doszło do pierwszego spotkania pomiędzy Elizabeth a Darcy`m. Zarozumiałość i duma jaką ukazywała postać zamożnego pana od razu skojarzyła jej się z paniczem Edwardem. Być może nie dostrzegała błyskotliwości swoich myśli i dlatego odrzucała choćby najmniejszą istotną informację, która zbliżałaby ją choćby w najmniejszym stopniu do Lizzy, lecz wciąż widziała podobieństwa pomiędzy dwoma światami. Rzeczywistość książki zlała się z prawdziwym życiem i wydawało się, że nic już nie ukoi strapionej duszy. Mimo to brnęła przez lekturę w pokornej ciszy, czytając jedno zdanie po kilka razy. Z westchnieniem zamknęła ciężkie stronice i zerknęła ku podwórzu. Gdy wpatrywała się w niebo pełne gwiazd, ciężkie powieki zaczęły powoli opadać ze zmęczenia. Już po chwili bezwzględną ciszę przerywały drobne pomrukiwania dziewczyny i zatracona w snach miała nadzieję ujrzeć lepsze jutro. Zamglone myśli i wizje obarczały wyczerpany umysł. Urywki wspomnień z dzieciństwa niemające sensu tylko denerwowały. Widziała ten moment w swoim życiu, gdy miała zaledwie siedem wiosen życia. Rodzice śmiali się z niej niesamowicie, kiedy oznajmiła, że wkrótce wyjdzie za mąż i będzie zarządzać gospodarstwem nieopodal. Głupie dziewczęce myśli nie miały najmniejszej szansy rzeczywistego bytu, ale jej rodzina dostrzegała dojrzałość dziewczynki. Isabella nigdy nie była zwyczajna. Była jedyną ze swego rodzaju. Żadne z dzieci nie chciało się z nią bawić, dlatego używała towarzystwa swego wdzięcznego psa - Jake`a. Błyskotliwa, inteligenta i nieznośnie wręcz uparta. Ta ostatnia z cech sprawiła, że Aro dostrzegł w niej to, czego ona sama nie widziała. Bella była darem dla rodziny. I stanowiła coś więcej niż zwykły prezent od losu. Ona była wyróżniającym się ogniwem, które miało zmienić wszystko dzięki walce. Życie jednak przybrało inny tor losu. Tego dnia Aro zabrał Bellę do swojej rezydencji. Gdzieś w połowie spaceru po komnatach usłyszała przeraźliwe krzyki. Nie chciała myśleć, co mogło dziać się za grubymi murami i spojrzała tylko z politowaniem na wuja. Oni wszyscy ją okłamywali i była tego w pełni świadoma. Świat otaczający małe dziecko nie był normalny, ale przecież ona również taka nie była. Wiedziała, że Aro nie jest zwyczajny, bo czy kiedykolwiek jakiś kmieć posiadał oczy tak mgliste i o tak szkarłatnym odcieniu, że gdy spoglądały na ciebie spod długich, ciemnych rzęs, człowieka ogarniał niesamowity lęk? Z pewnością nie. Jednakże Bella nie obawiała się wuja z ani jednej strony. On sprawiał, że w dziwny sposób czuła się bezpieczna. Zawsze jej powtarzał, że jest wyjątkowa i że doprowadzi do cudownej rzeczy w przyszłości. Kiedy usłyszał o tym, jaka skora była do małżeństwa, zaśmiał się tylko i dodał, że jej małżonek będzie z pewnością kimś wspaniałym oraz utalentowanym, tak jak i ona. Mówił o tym z takim przekonaniem, że wydawać by się mogło, iż ma przyszłość przed oczyma. Ścisnął wtedy jej dłoń mocniej i zmarszczył brwi, patrząc ku podłodze. Wzrok miał zamglony bardziej niż zwykle, długie, czarne włosy zakryły wyraz twarzy tak, że nie mogła wyczytać nic więcej. Był w pełni świadom swego ciała i to ją ciekawiło, bo chciała znać całą prawdę. Każdy jego ruch maskował dwuznaczne zdania. Nigdy jednak się nie dowiedziała, co nim kierowało, że miał tyle tajemnic. Podążając tamtym starym korytarzem, za tymi jękami zza ścian i rozpaczliwym płaczem, odnalazła siebie z powrotem w świecie żywych na w pół przytomną i zwiniętą w białej pościeli. Jakimś z bliska nieopisanym sposobem znów znalazła się w sypialni. Pomieszczenie rozświetlały promienie popołudniowego słońca i dotarło do niej, że musiała przespać większą część dnia. Martwiła się, co sobie o niej ludzie pomyślą i obawiała się, że dla kogoś pokroju panicza Edwarda musiała w tej chwili wypaść na leniwą osobę. Na pierwszą jednak myśl rzucało się pytanie: W jaki sposób się tu znalazłam? Kiedyś już zdarzyło jej się zasnąć przy książkach, ale zawsze znajdowała siebie w tej samej pozycji i w tym samym miejscu, gdzie traciła przytomność. Przetarła zmęczone oczy i spojrzała w lewo. Na nocnym stoliku leżał egzemplarz „ Dumy i uprzedzenia” , który jeszcze wczoraj miała w rękach, a tuż przy książce stała taca pełna jedzenia. Nalała sobie szklankę soku i pociągnęła porządnego łyka. Owocowy płyn zwilżał powoli jej gardło, a ona sama zaczęła kartkować powieść. Gdy doszła do tytułowej strony, niemalże zadławiła się. Białe tło zdobiły czerwone płatki róż, a pod spodem widniał napis: Pour ma dame, qui est aussi doux que le parfum de la rose du matin** . Przełknęła powoli miąższ soku i mrugnęła, by przyjrzeć się pismu. Kiedyś posyłano ją na wszelakie lekcje, w tym również francuskiego, ale jedyne co mogła zrozumieć z tych kilku słów to : Dla mojej pani i… róża. Kochała te kwiaty. Ich niesamowita woń często przyciągała do swoich krzaków, a kolorowe ubarwienie mogło mieć tyle znaczeń. Tak różnych i tak bliskich… Miłość, pasja, rządza, przyjaźń, wybaczenie… Ktoś musiał o tym wszystkim wiedzieć. To było zresztą nieistotne. Zwykła strata czasu. W dodatku nie mogła teraz zwrócić książki. Przez resztę życia będzie ją dręczyć przez to sumienie, a na koniec okaże się, że nadawcą był Mike, który pomyślał, iż Isabella pójdzie z nim w końcu na ugodę, gdy on wykorzysta marne kilka zdań z francuskiego. Znając jego, najprawdopodobniej podebrał je od Laurenta, tutejszego ogrodnika. To by się zresztą zgadzało z tym napomknieniem o różach i faktem, iż Laurent był rodowitym Francuzem. Głupi wieśniak, co on sobie myślał?! Trzasnęła książką o stół i wstała sfrustrowana. Nie miała na to nerwów i serca. Nie chciała ranić czyichś uczuć, ale ile razy można komuś dawać sugestywnie do zrozumienia, że nie jest się zainteresowanym? Wiedziała, że w wieku dwudziestu jeden lat powinna była zacząć starać się o pomyślny ożenek, ale sprawy w jej życiu przybierały zbyt szybki obrót, by mogła poważnie przemyśleć propozycje matrymonialne. Ledwie co zaczęła udzielać się towarzysko i to tylko dzięki łaskawości dr Cullena, a już groziło jej staropanieństwo? Nie była na to gotowa. Wciąż jeszcze rozdmuchiwała sprawy z przeszłości i to, o czym mówił jej Aro: Będziesz miała wspaniałego męża. Michael z pewnością nim nie był i nie będzie. Nie dla niej. Westchnęła, zabierając się do porannej toalety. Duże, brązowe oczy spoglądały na nią z powrotem z uczuciem, jakiego wcześniej nie zauważała. Czy było to zmęczenie? Czy miała już dosyć tajemnic i swojej marnej egzystencji? Tuż pod linią rzęs twarz okalały wielkie, sine worki. Wzrok, który niegdyś potrafił natchnąć niejednego poetę nadzieją, stracił swój blask. Jeszcze wczoraj chciała się śmiać i cieszyć z tego, co ma, ale dziś… dziś zdała sobie sprawę, że czegoś w jej życiu brakuje. Że żyje w obłudzie i nie tylko ludzie, którzy ją otaczali okłamywali ją, ale ona sama robiła to każdego dnia. To się nazywało ignorancja. Jej serce było w chwili obecnej skute grubym lodem, ściśnięte jak najmocniej się da, by nie wydawać nawet najmniejszych oznak życia. W ten sposób nic nie bolało. Znajomi mogli o niej mówić, że jest pogodną osobą, ale to tylko kurtyna. Przeżycia, jakich doświadczyła w przeszłości sprawiły, że chowała się za swoim materiałem pozornego szczęścia, kiedy tak naprawdę przeżywała mentalne piekło. Ale ten dotyk… on przywrócił bicie. Tchnął życie w zabity organ. Nie miała pojęcia, co o tym wszystkim myśleć i próbowała sobie wmawiać, że tylko jej się wydawało. Że patrząc tam na powrót przy stole pełnym kolacji, nic nie miało miejsca. Było jednak za późno, by przywrócić osłonę i ignorować czynniki zewnętrzne. Coś w niej pękło, by znów przywrócić czucie. Jak ślepcowi wzrok, jak sparaliżowanemu ruch. Ona coś poczuła. Tak długo szukała ciepła i miłości u drugiej osoby, że zatraciła się w swoim rozumowaniu. Owszem, dr Cullen opiekował się nią i być może nawet kochał jak własną córkę, ale Isabella zawsze wmawiała sobie, że to tylko litość, że tak naprawdę nie powinna liczyć na zbyt wiele. Czułe uczucia rodzinne zawsze były czymś przyjemnym i miłym, ale ona poszukiwała czegoś innego. Chciała pasji, żaru i namiętności, bo chyba tylko to mogło ją wyrwać z monotonni. Zawiły labirynt, gdzie drogę musiała odnaleźć ona sama. Na każdym zakręcie pojedyncze potknięcie. Aż gdzieś w końcu tej całej kakofonii znajdzie się jeden dźwięk, który wskaże, jak dojść do końca. Chciała tego ognia, chciała się w nim zagmatwać. A kiedy Edward zaledwie musnął jej dłoń, poczuła cząstkę tego uczucia. Nie była nim nasycona. Nie mogła sprecyzować, co to dokładnie było, ale wciąż szukała z zapałem. Od wczorajszego wieczoru nie było minuty, by o nim nie pomyślała. Intrygował ją i przerażał jednocześnie. Najgorszy był jednak fakt, że nie miała u niego szans. Patrzył na nią z pogardą i to było właśnie dla niej niezrozumiałe. Czy mieli już okazję kiedyś się spotkać? Być może, ale jak ktoś taki jak Edward mógł pozostać niezauważony w jej pięknych oczach, kiedy już po tych kilku minutach jego obraz był tak dobrze wyryty w psychice? Zatoczyła błędne koło. Wciąż powracała do tego samego toku myślenia. Zamknęła oczy, ciężko odetchnęła i wyszła na zewnątrz. Była na tyle rozkojarzona, że uderzyła w coś, a raczej w kogoś z dużą siłą.
Dreszcze na ciele…
Ten sam dotyk...
To samo uczucie...
Elektryczność...
Podniosła oczy i natychmiast napotkała chłodne spojrzenie Edwarda. Jednak gdzieś daleko, pomiędzy ciemnymi refleksami tęczówek tańczyły cicho złote promienie. Jeden krótki błysk dawał nadzieję. Panicz odchrząknął głośno i zabrał swoje ręce z jej tali. Kiedy one się tam znalazły? Skóra w tym miejscu piekła po stracie, a Bella próbowała ukryć niesforny rumieniec, który wymykał się na lica. Czy mogła zachować się jeszcze głupiej?
- Przepraszam – wybąkała zawstydzona.
Nic. Cisza. Oczekiwała jakiejś odpowiedzi, chociaż jednego słowa, ale nie otrzymała niczego takiego. Myślała, że już sobie poszedł, kiedy motyle w jej żołądku poczęły ponownie tańcować. Jego palce podniosły twarz Isabelli, by mogła spojrzeć ku górze. Przyglądał się jej sceptycznie, oceniając każdy detal twarzy i znów poczuła, że różowieje. Nie lubiła, kiedy ktoś wpatrywał się w nią aż tak dogłębnie. W ogóle nie lubiła zbyt dużej uwagi. Chciała coś powiedzieć i przerwać ten nonsens, ale nie miała siły odmówić sobie odrobiny przyjemności. Zimne palce wędrowały po miękkim policzku i zapragnęła dotknąć jego twarzy, tak jak on dotykał jej. Gdy podniosła rękę, odtrącił ją i obrócił się w kierunku okna. Co znowu zrobiłam nie tak? - pytała się niebios. Podeszła do okna.
- Piękne, nieprawdaż? – spytała, wskazując na pluskające się w fontannie ptaki. – Takie żywe. – Chciała ogrzać nieco atmosferę. Edward przeczesał ręką włosy w sfrustrowanym geście. Co mu się stało? Jaką rozterkę mógł też przeżywać? Zdaje się, że jest jak ci beznadziejni romantycy: za dużo myśli, za mało robi. Miała już tego dosyć. Skoro nie chciał nic mówić, w takim razie ona mu dopomoże w bezsensownym przeżuwaniu wargi. Jednym, szybkim ruchem przyparła go do ściany, nim zdążył zareagować.
- Igrasz z ogniem, Bello – wysapał, ale jego ruchy mówiły same za siebie. Powoli ją obejmował i przybliżał swoje ciało.
Bello... jak pięknie brzmi moje imię w jego ustach… Zaraz! Bello! Skąd wiedział, że mało kto nazywa mnie Isabellą? Coś tu jest nie tak… Zatrzymała swoje ruchy i puściła go. Był nieco zaskoczony i wściekły. Odwróciła się na pięcie i poszła w kierunku pokoju. A więc tak pogrywasz ze mną mój panie? Wiedz, że nie będzie łatwo.
- Dziękuję za książkę – rzuciła przez ramię, gdy stąpał rozwścieczony w przeciwnym kierunku. – Na pewno się przyda - dodała pod nosem z podstępnym uśmieszkiem.

* Dawna róża trwa w nazwie, nazwy jedynie mamy.
** Tł. Dla mojej pani, która jest tak słodka, jak zapach róży o poranku.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez windy dreams dnia Pon 5:18, 12 Kwi 2010, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
lilczur
Wilkołak



Dołączył: 14 Maj 2009
Posty: 141
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 14 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z daleka

PostWysłany: Pon 15:05, 12 Kwi 2010 Powrót do góry

Właściwie większość tego, co myślę o tym tekście napisałam autorce przy wysyłaniu poprawy tekstu, ale chciałabym dodać co nieco.
To opowiadanie należy do tego typu tekstów, przy których beta nie musi się w ogóle wysilać. Zdarzają się takie teksty, że podczas poprawy niemalże zmienia się tekst i potem tak naprawdę nie wiadomo, czy chwali się kunszt autorki czy bety. Tu zaś cała zasługa, że to opowiadanie jest takie, a nie inne, jest wynikiem pracy autorki. Ja przeprowadziłam wyłącznie drobniutkie poprawki.
To opowiadanie jest urzekające, porywa w wykreowany świat i pozostaje wyraźny ślad w duszy. Napisany pięknym, poetyckim językiem, z zachowaniem słownictwa typowego dla opisywanych czasów. Opowieść rozkwita powoli, ale nie ma się wrażenia, że się wlecze, czy że coś jest niejasne. Autorka wprowadza nas małymi kroczkami w zaklęty świat tajemnic bohaterów i wprost trudno się oderwać od jej bajecznej opowieści. Bella jest w nim roztropną panienką, która wie, czego chce i choć ma świadomość tego, że jej pozycja społeczna nie jest zachwycająca, to potrafi walczyć o swoje i nie poddaje się biernie losowi.
Z wielką przyjemnością czytam to opowiadanie.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
behappy
Wilkołak



Dołączył: 25 Lis 2009
Posty: 159
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 14:10, 13 Kwi 2010 Powrót do góry

Rozdział nawet fajny. Dużo opisów więc mam wielką nadzieję, że w następnym będzie więcej akcji.

"Duma i uprzedzenie"- muszę to w końcu przeczytać, już dużo o tym słyszałam i w Twilight też była wzmianka. A co do powieści Umberta Eco to czytałam. "Imię róży" jest dość długie i to może zniechęcać innych, ale ja jakoś dotrwałam do końca. Było tam dużo opisów ale czytałam dalej, żeby dowiedzieć się kto jest mordercą(mam nadzieję, że się nie pomyliłam z jakąś inną książką).

A ten ff jest też utrzymany w takiej samej atmosferze jak "Imię róży" i podoba mi się to. Czuje jakbym przeniosła się w czasie. Z reguły nie czytam takich starych książek ale ten ff jest fajny.

Cytat:
dlatego używała towarzystwa swego wdzięcznego psa - Jake`a.
Duzo można tak powiedzieć, przeczytałam ff-ów, ale nie spotkałam się, żeby Jake był takim zwyczajnym psem, a może się mylę i też był jakąś bajkową postacią??

Bella igra z ogniem i w dodatku nie wie o jakiej sile. Zostawiła Edwarda takiego nienasyconego, ale widać, że gdy przejęła inicjatywę to podobało mu się.

Pozdrawiam i życzę dużo weny do dalszego pisania.
B. Very Happy


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
esterwafel
Wilkołak



Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 181
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 22:37, 19 Maj 2010 Powrót do góry

Czekam z niecierpliwością na dalszy ciąg :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
windy dreams
Wilkołak



Dołączył: 24 Sie 2009
Posty: 129
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 19:25, 06 Cze 2010 Powrót do góry

Kochani! Przykro mi, że tak późno ten rozdział tutaj zawitał. Szczerze mówiąc to jest jego skrócona wersja, bo niestety mój komputer w pewnym momencie szlak trafił i niestety musiałam wszystko nadrabiać.

Betowała jak zwykle lilczur.

rozdział 3- piosenka

Rozdział 3

Ślady deszczu kreśliły na szybach smutne smugi. Znów padało. Zdaje się, że Bella nie powinna była spodziewać się czegoś innego. Owszem, zdarzały się w miejscu takim jak to słoneczne dni. Bywało ich nawet kilka w tygodniu, ale póki co tęskniła za swoim prywatnym słońcem. Tęskniła za Jake`iem. W zasadzie to tęskniła za wszystkim, co wiązało się z czasami dziecięcej beztroski.
Westchnęła mocno, przyglądając się swojemu lustrzanemu odbiciu i zaczęła szczotkować skołtunione włosy. Nagle przed oczami mignęła jej postać.
- Paniczu Edwardzie! – podskoczyła na krześle, łapiąc się w bezdechu za serce. On zawsze pojawia się znienacka.
- Wybacz pani, nie było to moim zamiarem, by przestraszyć cię w niespodziewanej wizycie. Chciałem tylko zapytać, czy lektura była udana? - spytał słodkim głosem. A to ci dopiero. Jaka metamorfoza!
- Panie Cullen, zapewniam pana, że książka byłaby udana, gdybym śmiała jej dotknąć. Odniosłam jednak wrażenie, że nie przystoi mi przyjmować prezentów z nieznanego źródła. – Grała z nim w gierki, choć tak naprawdę dużo wcześniej wyraźnie dała mu do zrozumienia, iż wie, kto jest ofiarodawcą. Sięgnęła po lekturę i włożyła ją w ręce Edwardowi.
Nie mógł uwierzyć, że potraktowano go w taki sposób. Podarował jej cząstkę siebie, a ona tak zwyczajnie ją odrzuciła. Chyba jednak w ogóle nie znał dziewczyny, z którą miał teraz do czynienia. Na zawsze uwięziony przez kajdany czasu.
- Jedna kropla zła nasącza jadem całe nasze dobro* – wyszeptał po chwili, patrząc niewidomym wzrokiem w przestrzeń. Gdyby kiedykolwiek mógł uronić jedną łzę, zapewne płakałby jak dziecko nocami nad człowieczeństwem, które utracił. A potem, jeśli byłoby to możliwe, usnąłby ze zmęczenia. Nawet na śmierć nie dane było mu już zasłużyć.
Od samego początku łączyła ich nadzwyczajna więź. Jedno odczuwało ból drugiego, a ona wiedziała, po prostu wiedziała, że to coś naprawdę istnieje i w tej chwili chciała z nim dzielić wszystko, co przeżywał.
- Jedni przez grzech się wznoszą, inni przez cnotę upadają ** – odpowiedziała mu słabym głosem. Mógłby przysiąc, że w tej jednej, słodkiej sekundzie serce na powrót zabiło długim łoskotem. Wciąż jednak nie dawał sobie nadziei. Od stu lat wiódł życie cierpiętnika. Czy nadal tak musiało być? Przysunął się do niej bliżej i położył zimną dłoń na policzku. Odsunął lekko mahoniowe włosy z ramion i nachylił głowę, puszczając parę chłodnego powietrza na zaróżowioną skórę.
- Może mógłbym… - zaczął niepewny swojej przyszłości. – Może dałbym radę… - ponowił próbę.
- Zrób to – nakazała mu. – Nie wierzę w krztę zła, jakim prawisz się nazywać. Nie boję się, nawet jeśli mam żałować na drugi dzień.
Ale nie potrafił. Odwrócił się na pięcie, przeczesując ze zdenerwowania czuprynę. Nie, wcale nie dałbym rady znieść tego, co chciałem uczynić. Nie zniósłbym większego okrucieństwa.
- A więc to tak! – krzyknęła za nim, gdy usiłował jak najszybciej wyjść z pomieszczenia w ludzkim tempie. – Uciekaj, tchórzu! – kontynuowała podniesionym głosem. Po chwili upadła bezsilna na podłogę. – Głupia dziewka… głupia – beształa siebie pod nosem. Ale jego już nie było. Znalazł się na korytarzu i słuchał cichych szlochów dziewczyny. Nieżywe serce krajało się na tysiące kawałeczków. Ona nie wiedziała, o co prosi – tłumaczył sobie, gdy wyrzuty sumienia toksycznie okupowały umysł zmęczony od wysłuchiwania wywodów w głowie innych. Tylko ona… tylko ona dawała kojącą ciszę. Na tę ciszę czekał od stu lat, ale co miał z nią zrobić teraz, gdy wolałby poznać myśli niedoszłej małżonki. Prychnął pod nosem. Gdyby tylko wiedziała o całym planie. Gdyby miała pojęcie. Wtedy brzydziłaby się bardziej wstrętnego podstępku, aniżeli jego osoby. Nagle łkania zza ściany ustały i stała się rzecz niezwykła. Taka sama, która zadecydowała o decyzji Aro sprzed piętnastu lat.

Retrospekcja:

- Wujaszku! Wujaszku! Spójrz, jakie fajne butki uszykowałam dla Betty! – krzyknęła sześcioletnia Bella, unosząc dumnie szmacianą lalkę. Aro, zaciekawiony zabawami dziecka, podszedł, przyglądając się kukle.
- Skąd to masz, dziecko? – zapytał zdenerwowany. Wyrwał jej Betty z rąk.
- Znalazłam w takim dużym pokoju. Zeszłam tam bardzo krętymi schodami. Ale wujku, tam było tyle ślicznych witraży… – odpowiedziała dziewczynka, mrużąc lekko oczy. Nie miała pojęcia, co mogło aż tak wyprowadzić go z równowagi. Przecież to tylko kawałek starego, poszarpanego materiału, w dodatku obwiązanego słomą.
- Nie wchodź tam nigdy więcej, słoneczko. Dobrze? – powiedział, opanowując głos.
- Dobrze – wyszeptała.
Tego wieczoru jej ojciec wybrał się jak zwykle na wieczorną wartę, załatwiać interesy. Nie wiedziała, jakież to sprawy miały miejsce o tej porze. Matka starała się ułożyć ją do snu, lecz po jakimś czasie, gdy wydawać by się mogło, że dziewczynka już słodko drzemie, sama udała się w przyjemny niebyt. Bella jedynie udawała, aby nie sprawiać kłopotów. Nie mogła zasnąć. Nie bez Betty. Po dwóch godzinach wyślizgnęła się z łóżka. Poszła po wierną przyjaciółkę do posiadłości Volturich. W zasadzie rezydencja znajdowała się parę kroków od jej własnej, skromnej chatki. W budynku światła jeszcze się paliły, więc nie powinno być problemu. Wujek Aro na pewno się nie pogniewa – myślała. Uchyliła lekko wielkie wrota i weszła do rezydencji od strony dla służby. Tak było szybciej. W środku było niesamowicie cicho.
- Wujku Aro – powiedziała głośno. Cisza. – Wujku Aro – odezwała się jeszcze głośniej. Nadal nic. Postanowiła złamać zakaz i włamała się do zakazanej sali. Była niemalże przekonana, że znajdzie tam swoją przyjaciółkę. Nie zważając, zeszła schodami do pomieszczenia. W środku było ciemno i zimno. Z okien wcale już nie padały kolorowe promienie słońca. Komnata nabrała mrocznej atmosfery.
- Chodź tu do mnie, dziecko – wychrypiał nagle stary głos, łapiąc ją za nogę, gdy zamierzała już wychodzić. Schyliła się, spoglądając w czarne niczym węgiel tęczówki. Na podłodze leżała zakrwawiona staruszka o drapieżnym spojrzeniu. Nie miała w sobie nic, co przypominałoby typową babcię z ciasteczkami. Wyglądała raczej tak, jakby miała ją zaraz pożreć. Dziewczynka przeraziła się i zaczęła krzyczeć ile sił w gardle. Wierzgała się i rzucała, ale nic nie pomagało. Nagle wszystko nabrało sensu. Poczuła w sobie nadzwyczajną siłę. Taką, która zaczęła ją przerastać. Piękne, kolorowe witraże wnet popękały wraz z każdym innym szklanym przedmiotem w pomieszczeniu. Kobieta, która jeszcze przed chwilą pastwiła się nad dzieckiem, teraz zwijała się na podłodze z bólu. Uszy przebijał jej nieprzyjemny dźwięk, a przez umysł przepływały nieprzyjemne obrazy. Krew, przemoc i wewnętrzny ból. To wszystko męczyło małą dziewczynkę i tym się jej odwdzięczyła. Anielską melodię, która płynęła w jej myślach, przekształciła w przeraźliwy krzyk wołający o pomoc. Niczym upadły anioł. A potem rzeczywiście zemdlała i nie pamiętała tego zdarzenia aż do dzisiejszego dnia.

Koniec retrospekcji

- Bello, kochanie, czy mnie słyszysz? – słodki głos szeptał jej do ucha, budząc. Nie chciała wstawać. Nie miała pojęcia, w której chwili straciła przytomność, ale była nazbyt zmęczona, żeby pobudzić zmysły do pracy. Ale on nie dawał spokoju. Do tej pory nie miał pojęcia, co sprawiało, że była tak ważna dla Aro, ale teraz… teraz chociaż część układanki została rozwiązana. Wciąż jeszcze był otumaniony po tym, co nieświadomie Isabella wydobyła z siebie. Zaskoczyła go, bo po raz pierwszy usłyszał jej głos. A dokładnie precyzując, był to przeraźliwy krzyk.
Powoli otworzyła oczy przekonana, że miała kolejny koszmar. Wciąż je miewała, ale czy w tych oto snach mogło być zakopane ziarno prawdy? Przecierając powieki doszła do siebie, spoglądając w lekko zatrwożone i zatroskane oczy Edwarda.
- Nie martw się. Wszystko będzie dobrze – szepnęła, dotykając jego policzka. Tym razem nie uchylił się od ciepłego dotyku. Myślał jedynie o tym, że musi jak najszybciej skontaktować się z Eleazarem.

*,**- Szekspir


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez windy dreams dnia Nie 19:34, 06 Cze 2010, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
zawasia
Dobry wampir



Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D

PostWysłany: Nie 20:44, 06 Cze 2010 Powrót do góry

a to dlatego Edi przyjechał... i wszystko teraz jasne...
nowa Pani Cullen jak fajnie... dobrze, że Bells jest zakochana już więc będzie łatwiej... jak dowie się prawdy... tylko czemu te koszmary ją męczą...
musiałam od nowa przeczytac dobrze, że jak na razie tego mało jest, ale boję się pomyslec co będzie potem jak napisanych będzie co raz więcej rozdziałów zawsze od nowa zaczynac, tak wplywasz tym opowiadaniem, że chce sie go czytac:D
to do nastepnego
pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin