FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Mroźny poranek [NZ][+18] 16.02.2010 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Poll :: JAK OCENIACIE TO OPOWIADANIE?

A) FATALNY
10%
 10%  [ 3 ]
B) NIEZŁY
3%
 3%  [ 1 ]
C) DOBRY
17%
 17%  [ 5 ]
D) ŚWIETNY
68%
 68%  [ 20 ]
Wszystkich Głosów : 29


Autor Wiadomość
serenithy
Człowiek



Dołączył: 29 Maj 2009
Posty: 82
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Śro 23:28, 27 Sty 2010 Powrót do góry

***

Colin potrząsnął mną lekko, wyrywając tym samym z objęć moich własnych wspomnień. Spojrzałam na niego, zamrugałam kilka razy, aby upewnić się, że to nie jest wspomnienie.
- To ty –szepnęłam cicho.
- Czy coś się stało? – Zapytał spoglądając na mnie zdziwionym wzrokiem.
- To ty, mój własny brat mnie zabił.
Colin cofnął się o parę kroków, jakby moje słowa go przerażały. Oparł się o ścianę i szepnął cicho.
- Przypomniałaś sobie.
- Zabiłeś mnie z zimą krwią.
- To nie tak jak myślisz, usiądź wszystko ci wyjaśnię.
- Co chcesz mi wyjaśnić? Chcesz mi może powiedzieć, że musiałeś to zrobić dla mojego dobra, ze nie było innego wyjścia?
- Tak, musiałem tak postąpić.
- To kłamstwo! Zabiłeś mnie z własnej próżności! Wiesz kim jesteś? Jesteś kłamcą, oszustem i mordercą!
- Nie rozumiesz nic, ja cię kochałem!
- I z tej miłości mnie zabiłeś!
- Zrobiłem to, co konieczne.
- Wynoś się nie chcę cię słuchać.
- Pozwól mi wyjaśnić.
- Co chcesz mi wyjaśnić! – Krzyczałam coraz bardziej oburzona.
- Pamiętasz moje urodziny?
- Tak.
- To wtedy wszystko się zaczęło. Miałem osiągnąć pełnię wieku i stać się mężczyzną. Rodzice zorganizowali ogromny bal. Zaproszono władców całej ziemi, prawie całej ziemi. Ojciec pominął władcę świata cieni.
- Marek – wtrąciłam.
- Tak. Cienie, tak ich nazywaliśmy wtedy były złymi istotami, nie miały w sobie życia, więc kradły je innym żyjącym istotom. Jednak mimo braku zaproszenia, on się zjawił. Chciałem go wyrzucić ze swojego przyjęcia, ale ojciec nie pozwolił, nie chciał kłopotów, zdawał sobie sprawę, jak potężne są istoty cienia. A on, nie dość, że zepsuł nastrój wszystkim gościom, samą swoją obecnością, swoim beszczelnym zachowaniem, to jeszcze przykleił się do ciebie jak pijawka. Nie odstępował cię na krok, traktował, niemal jak swoją własność. A ty byłaś jeszcze dzieckiem, nie zdawałaś sobie sprawy, jak wielkim może być dla ciebie zagrożeniem. Byłaś taka naiwna, nie mogłaś nawet podejrzewać, że flirtuje z tobą tylko po to aby odegrać się na ojcu za brak zaproszenia. Kiedy bal doszedł końca, myślałem że nasze kłopoty również, ale to był tylko początek. Ten nikczemnik szukał byle okazji, aby widywać się z tobą. Opętał cię, widziałem to w twoich oczach, ta radość na jego widok, te niby dyskretne uśmieszki. Kiedy wydawało się, że nie może być już gorzej, wydarzyła się tragedia, nasz ojciec zmarł. W naszej krainie zapanował niepokój, groziła nam nie tylko wojna domowa, ale również sąsiedni władcy, zwłaszcza on. Zgodnie z odwiecznym prawem, po śmierci jednego z lordów światłości w jednym z jego potomków objawiała się moc i stawał się on jego następcą. o ile wszystko było by prostsze gdyby to we mnie objawiła się moc, lordów światła, ale to ty zostałaś wybrana. Stałaś się najpotężniejszą istotą na świecie, od ciebie miały zależeć losy wszystkich istnień. Oczywiście on chciał cię mieć dla siebie.
- Przeszedł zwycięsko próbę – wtrąciłam, przypominając mu iż Marek zgodnie z prawem miał prawo ubiegać się o moją rękę i jako jedyny przeszedł próbę.
- Ale jak ja mogłem na to pozwolić? Ty i on stali byście się niepokonani. Ty sama w sobie dzierżyłaś w sobie moc tak wielką, a i on był bardzo potężny. Razem mogli byście… Nie mogłem na to pozwolić, ukryłem cie w bezpiecznym miejscu, tam gdzie władca mroku nigdy nie mógł cię znaleźć. Ale on cię szukał, domagał się swojej wygranej. Natarł na nasze królestwo z miażdżącą przewagą, nie mieliśmy szans, ale chronienie ciebie było warte każdej ceny.
- To kłamstwo! Nikt nie powinien umierać, zgodnie z prawem przeszedł próbę. Domagał się tylko tego co mu się należało. To ty dla swoich bzdurnych ideałów chciałeś pogrążyć świat we krwi. Nawet kiedy Marek się wycofał, dalej napierałeś na niego, chociaż dobrze wiedziałeś, że nie masz najmniejszych szans! Tej nocy kiedy przyszłam prosić cię abyś powstrzymał to szaleństwo zabiłeś mnie. Wydawało ci się że kiedy zginę moc, którą posiadałam, zostanie dana tobie.
- Musiałem chronić świat! Nie rozumiesz, są rzeczy ważniejsze niż głupie pożądanie!
- To co łączy mnie i Marka, to odwieczna siła, z którą nigdy nie wygrasz. To ona stworzyła świat i podtrzymuje go w istnieniu, to miłość. Z nią nie możesz walczyć, nawet jeśli znowu mnie zabijesz, to ona będzie trwać na zawsze, bo jest wieczna i odwieczna.
- Mylisz się. to on zaklął twoją duszę nie pozwolił ci odejść, nie wiem jakim sposobem to zrobił, ale nakazał twojej duszy odrodzić się.
- To nie możliwe, przecież każda dusza żyje tylko raz!
- A jednak jemu się udało, zginęłaś tamtego dnia, ale stoisz tu teraz przede mną po tylu tysiącleciach, prawdziwa ty, tak sama jak wtedy.
To wszystko było takie dziwne, ten nowe, stare wspomnienia, i to, że się odrodziłam, jak to możliwe, zakręciło mi się w głowie i nagle otoczyła mnie ciemność.

***


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
m4rzenuch444
Nowonarodzony



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 8
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 9:39, 28 Sty 2010 Powrót do góry

Witam!! Dziękuję za kolejny fragment i z niecierpliwością czekam na kolejne :)
Życzę weny i masy wolnego czasu :) Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
serenithy
Człowiek



Dołączył: 29 Maj 2009
Posty: 82
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Czw 23:50, 28 Sty 2010 Powrót do góry

***

Przestawało mi się podobać to ludzkie życie, ciągłe utraty świadomości i ten ból. Chciałam jak najszybciej znów być wampirem, znów być taka jak Marek. Moje wspomnienia wróciły już całkowicie, pamiętałam każdą chwile. Nie rozumiałam tylko jednego, skoro zabił mnie Colin, to dlaczego ostatnia rzecz, jaką pamiętam to ja w ramionach Marka. I ta kobieta mówiła, że to Marek mnie zabił. Chciałam dowiedzieć się całej prawdy, wiedzieć, dlaczego Marek ukrywał to wszystko przede mną. Postanowiłam iść do niego natychmiast, kiedy otworzyłam drzwi okazało się jednak, że przestałam być gościem zamku, a stałam się jego więźniem. Pod moimi drzwiami stali strażnicy. Dawniej dwóch dobrze zbudowanych mężczyzn nie byłoby dla mnie żadnym problemem, ale to ciało było do niczego. Musiałam się ich jakoś pozbyć, ale w głowie miałam pustkę. Kręciłam się po pokoju, próbując znaleźć jakieś rozwiązanie, kiedy nagle mnie olśniło – moce. Nie byłam pewna czy nie zniknęły wraz z moją przemianą. Skoncentrowałam się, próbując wytworzyć kulę ognia, udało się bez trudu. Jednak najważniejsze dla mnie było, aby co innego zadziałało. Sko9ncentrowałam się na strażnikach za ścianą, próbując zassać ich energię życiową. Dawno tego nie robiłam, przynajmniej odkąd znowu byłam człowiekiem. Jednak nie zawiodłam się, chociaż nie byłam już potężnym wampirem, nadal miałam zdolność pochłaniania energii, w końcu miałam ją przed przemianą, tylko wtedy nie wiedziałam o niej. Powolutku odbierałam energię strażnikom, tak, aby nie zorientowali się, że coś się dzieje i nie podnieśli alarmu. Kiedy znużeni opadli z sił, zapadli w sen. To była kolejna z możliwości wykonania moich mocy, nie musiałam zabijać, mogłam ich osłabić i wprowadzić w sen. Ostrożnie wyszłam pokoju, nie wiedziałam jak mocny jest ich sen, więc starałam się zachowywać bardzo cicho. Na korytarzach kręciło się więcej strażników, to dziwne, bo nigdy nie widziałam tu tylu ludzi. Nie mogłam iść najprostszą drogą do Marka, kluczyłam poprzez ciemne korytarze starając się nie wpaść na nikogo. Kiedy usłyszałam jednak podniesiony ton, postanowiłam przystanąć na chwilę, tym bardziej, iż głosy były mi dobrze to Colina i Justina, rozmawiali ze sobą, a raczej kłócili się, bo słyszałam ich, mimo iż stałam dość daleko od pokoju, z którego dochodziły głosy.
- Ona umrze… coś poszło nie tak… powinniśmy… wiedzieć… – nalegał stanowczo Justin.
Mimowolnie zaczęłam przysuwać się bliżej, aby lepiej słyszeć ich rozmowę, szkoda, że nie mogłam już korzystać z doskonałego wampirzego słuchu. Nagle rozległ się huk, a zaraz potem głośny krzyk Colina.
- Nie! Po tym wszystkim, co zrobiliśmy nie pozwolę na to!
- Nie mamy na to wpływu, w jej ciele wciąż toczy się walka, może gdyby…- tłumaczył rzeczowo Justin.
- Nie! Prosić go o pomoc, co on może, może tylko ponownie ją zatruć - krzyczał gniewnie Colin.
Moje serce biło szybko i nie miarowo, zdawałam sobie sprawę z tego, że mówią o mnie. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że jestem już prawie pod drzwiami pokoju, z którego dobiegała rozmowa. Mężczyźni dalej wymieniali ostro poglądy, nie wszystko rozumiałam, ale coraz więcej faktów zaczynało do siebie pasować.
- Czas się nam kończy…
- Nie możemy niczego przyspieszać, ona potrzebuje czasu – spokojnie mówił Justin.
- Ale my nie mamy czasu, to za trzy dni świat się zatrzyma!
- Ona nie jest jeszcze gotowa!
Zastanawiałam się, o czym oni rozmawiają, co miało się stać za trzy dni? W końcu zaczęłam rozumieć skąd te omdlenia i to złe samopoczucie, nadal toczyła się we mnie walka, nie byłam ani człowiekiem, ani wampirem. I do tego miałam umrzeć… Cofnęłam się, teraz jeszcze bardziej chciałam być przy Marku, mieć w nim oparcie. Zamknęłam oczy, zdałam się na swoje zmysły, kiedy otworzyłam oczy stałam przed ogromnymi schodami. Zaczęłam szybko schodzić w dół, nie przewidziałam tylko jednego, kolejnej straży, ale wiedziałam już jak sobie z nimi poradzić. Postąpiłam z nimi tak samo jak ze strażnikami pod moim pokojem. Nie miałam pewności, kiedy się ockną, miałam mało czasu, dlatego nie zwlekałam z przejściem przez lustro.

***


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Juliette22
Człowiek



Dołączył: 15 Paź 2009
Posty: 62
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 14 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Pią 11:45, 29 Sty 2010 Powrót do góry

*aaaaaaaaaaaaaaaaa*krzyczy na autorkę*
No na litość wszystkich Edwardów, czemu to zawsze musi się kończyć w takim momencie!!
Dostarczasz mi tym ff wiele mieszanych uczuć.
Fabuła pomimo tego, że coś się wyjaśnia dostarcza nowych zagadek.
Mam ochotę udusić tego „brata” od siedmiu boleści, a Mareczka kopnąć w …
Czemu faceci zawsze są beznadziejni??
Czasu, weny, dłuższych fragmentów Wink i miłego dnia :*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
serenithy
Człowiek



Dołączył: 29 Maj 2009
Posty: 82
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Pią 20:42, 29 Sty 2010 Powrót do góry

WŁAŚNIE PISZĘ DLA WAS NOWY ROZDZIAŁ, BĘDZIE DUŻOOOO TEGO CO LUBICIE NAJBARDZIEJ!!!! DZIĘKUJĘ ZA WSZYSTKIE KOMENTARZE ONE... PO PROSTU DODAJĄ MI SKRZYDEŁ!!!
I OTO DOKŁADNIE POMIĘDZY POJAWIA SIĘ ON... NOWY FRAGMENT! MIŁEGO CZYTANIA!

***

Jak zwykle w więzieniu Marka panował mrok. Trudno było mi zlokalizować, gdzie dokładnie jego pozycję, ale moje zmysły mówiły mi, że na pewno jest tu. Czułam też jego wzrok, na swoim ciele, ponieważ nie miałam czasu na dłuższe wyjaśnienia, rzuciłam tylko zdawkowo, starając się nie okazać, jak wielkie uczucia mną szarpały.
- Musimy porozmawiać.
- O czym chcesz rozmawiać – zapytał znużony, obojętny głos tuż za moimi plecami.
- O nas, ale nie możemy tu zostać, nie wiem co dokładnie się tu dzieje, ale nie jesteśmy tu bezpieczni.
- Ty jesteś tu bezpieczna, to twój dom.
- Nie będziemy tu rozmawiać, choć, znam odpowiednie miejsce.
- Nigdzie nie idę – odpowiedział stanowczo.
- Nie mam czasu na przekomarzanie się – powiedziałam i postanowiłam osłabić go.
Nie chciałam go skrzywdzić, musiałam tylko zabrać mu część mocy, tylko na tyle, aby mi się nie sprzeciwiał. Marek jednak doskonale wiedział, o co mi chodzi i od razu zauważył, że korzystam ze swoich mocy. Zerwał się nagle i powalając mnie na ziemie, zaczął warczeć niczym zranione zwierze.
- Przestań! - Warknął groźnie.
- Dlaczego? – Zapytałam.
Jego boskie zimna ciało przygniatało mnie do zimnej podłogi, jego oddech wywoływał dreszcze na mojej skórze. Pragnęłam go, chciałam się unieść, aby muc złożyć, choć jeden pocałunek na jego ustach. Nie mogłam się jednak ruszyć, trzymał mnie mocno, znacznie ograniczając mi jakikolwiek manewr. Przechyliłam głowę na bok, odsłaniając swoją szyję, widziałam jak jego oczy zmieniły się, wpatrywał się we moje tętnice, jak zahipnotyzowany. Zaczęłam zasysać coraz więcej energii, mając nadzieję, że osłabiony nie oprze się mojej krwi. Złamanym głosem zapytał.
- Dlaczego mi to robisz?
- Bo odkąd cię zobaczyłam, znowu jako człowiek, o niczym nie marzyłam tak bardzo, jak o tym abyś mógł napić się mojej krwi. Chce dać ci z siebie to, co mam najcenniejszego – życie.
- Nie mogę tego zrobić, skazałbym cię na śmierć.
- I tak umrę…
Nie powinnam chyba była tego mówić. Oczy Marka stały się nieprzeniknione niczym mroczna otchłań. Z moich oczu popłynęły łzy. To był ten moment, Marek uciekł myślami gdzieś daleko, a ja musiałam nas stąd wydostać. Skoncentrowałam się i jednym gwałtownym uderzeniem wyssałam sporą część mocy mojego ukochanego. Marek spojrzała na mnie ze zdziwieniem, jakby nie wiedział, dlaczego to robie, niemal upadł przygniatając mnie swoim ciałem. Był tak blisko, chciałam się do niego jeszcze mocniej przytulić, czuć jego boskie ciało na każdym centymetrze mojego. Chciałam, aby znów zapłonął żar, który niegdyś łączył nasze ciała, na chwile odpłynęłam myślami próbując znaleźć kolejne sposoby, aby dać mu z siebie jeszcze większą rozkosz. Trudno było wyrwać się z tych fantazji, ja Marek w blasku księżyca, zanurzeni w sobie… Jednak priorytetem było wydostanie się stąd. Marek mimo sporego osłabienia, wciąż więził mnie w swoich ramionach. Spokojnie, lekko go odpychając zaczęłam mówić.
- Marku, najdroższy musimy się stąd wydostać, jesteśmy w wielkim niebezpieczeństwie. Nie wiem, co planuje Colin, ale za trzy dni ma się coś stać, i to na pewno nie będzie nic dobrego.
- Jeśli stąd wyjdę, oboje zginiemy – odpowiedział głosem drżącym, lecz była w tym głosie nutka zawahania, jakby pytał mnie, co ma zrobić.
Dla mnie odpowiedź była prosta.
- A czym jest dla mnie życie bez ciebie, jeśli nie śmiercią?
Oczy Marka rozbłysły, ujrzałam w nich cień nadziei. Podniósł się, co nie było do końca przyjemne, bo mimo twardej posadzki pod plecami, pozycja ta mi odpowiadała, gdyby jeszcze tak rozpiąć tą niepotrzebną koszulę i zanurzyła ręce w… Nie – warknęłam w myślach na siebie, najpierw ucieczka, a potem… Dziewczyno opanuj się! Musisz mieć jasny, czysty umysł. Ale jak tu mieć czysty umysł, kiedy takie myśli po nim krążą. Marek podał mi rękę pomagając mi wstać. Spojrzał na mnie i szepnął cicho.
- Idź sama, wtedy, chociaż ty będziesz miała szanse wyjść z tego cało. Pojedź do Woltery, Aro i Kajusz ochronią cię, a potem…
Marek przerwał, widząc jak kręcę głową. Chwycił mnie za ramiona, spojrzał prosto w oczy i łagodnym tonem zapytał:
- Czy istnieje jakaś rzecz na niebie albo na ziemi, która przekonałaby cię do samotnej ucieczki?
Uśmiechnęłam się promiennie, wiedziałam, że Marek zinterpretuje to we właściwy sposób. Nie myliłam się, westchnął głęboko przybliżył się do mnie chcąc mnie pocałować, tym razem to ja się odsunęłam. Reakcja Marka była natychmiastowa, całe jego ciało naprężyło się, jego oczy pociemniały, a on cicho szepnął:
- Przepraszam.
- Nie masz, za co przepraszać, ale muszę być teraz skoncentrowana, a uwierz mi, już jest trudno, a ty wcale tego nie ułatwiasz.
W odpowiedzi otrzymałam najpiękniejszy z uśmiechów Marka, to był ten stary dobry, mój Marek. W tej chwili uwierzyłam, że wszystko będzie dobrze. Dopóki on jest przy mnie, reszt mnie nie obchodzi.

***

Wyjście z komnaty okazało się o wiele trudniejsze, niż przypuszczałam. Ja mogłam swobodnie poruszać się przez przejście w lustrze, ale Marek nie. Gdy zbliżał się do lustra, zdawało się ono być kamienną ścianą. Co prawda Marek mógłby roznieść ją gołymi rękami, ale chcieliśmy się wymknąć, a nie urządzić krwawą rzeź. Nie tylko moje ciało się zmieniało, jeszcze parę dni temu, na myśl o uczcie krwi, wraz z Markiem drżałabym z podniecenia, a teraz nie chciałam, aby komukolwiek stała się krzywda. Musiałam pomyśleć, dlaczego Marek nie mógł przejść przez lustro, a ja mogłam. On był wampirem, a ja człowiekiem, lub czymś podobnym. Musiałam oszukać przejście, ale jak sprawić, aby wampir, przestał być wampirem?
- Idź sama, i tak nie mogą mnie zabić.
Skomentowałam to tylko gniewnym spojrzeniem. Gdybym mogła to warknęłabym, ale teraz wyszedłby z tego tylko śmieszny jęk. Marek podniósł ręce w geście poddania i szepnął pod nosem:
- Musiałem spróbować.
Byłam zirytowana, miałam przed sobą trudną łamigłówkę, a on tylko mnie rozpraszał, wpatrując się we mnie z taką intensywnością i pożądaniem. Zastanawiałam się, czego teraz pragnie bardziej mojego ciała czy mojej krwi.
- Krew – właśnie znalazłam odpowiedź.
- Co? – Zapytał Marek, jakbym nie słyszał, co mówiłam.
Wydawało mi się, że wyrwałam go chyba z jakiegoś transu. Zastanawiałam się, nad czym tak intensywnie myśli, ale nie było teraz na to czasu. Uśmiechnęłam się do niego podeszłam i szepnęłam wesoło, odsłaniając jednocześnie włosy tak, aby odsłonić nagą szyję.
- Czas na kolację.
Marek cofnął się i powiedział stanowczym tonem.
- Nie!!!
- To jedyny sposób, aby stąd wyjść.
- W takim razie ja zostaje – odpowiedział i aby to podkreślić usiadł na tronie, który stał na środku sali.
- Zrozum, ja mogę przechodzić przez to przejście i nie sprawia mi to żadnego problemu, jeżeli będzie w tobie płynąć moja krew, być może lustro cię przepuści.
- Nie jesteś pewna? Nie będę ryzykować dla być może.
- To żadne ryzyko! Czyżbyś już mnie nie pożądał, nie pragniesz już mojej krwi? Już nic dla ciebie nie znaczę?
Włożyłam w te słowa tyle kokieterii, ile tylko miałam. Zrobiłam wielkie prawie załzawione oczy upadłam na kolana przed nim i jęknęłam, jeszcze, aby podkreślić dramatyzm sytuacji.
- Jestem tak obrzydliwa, że nie weźmiesz nawet łyka.
Byłam zdziwiona reakcją Marka, zamiast się poddać jak przewidywałam on wybuchł gniewem i zaczął krzyczeć na mnie, miotając się po komnacie.
- Jesteś… ach Marny los każdego, kto stanie na twojej drodze! Jak możesz mówić, że cię nie pragnę, ani na sekundę nie mogę przestać myśleć o tobie, jesteś piękna, pociągająca, trudno mi utrzymać się z dala od ciebie, ta komnata jest taka mała, przesycona twoim boskim zapachem. Tracę zmysły, próbując nie rzucić się na ciebie. Nawet gdybym to zrobił to nie wiedziałbym, czego pragnę bardziej: twojego ciepła, twoich pieszczot czy twojej… krwi. Marek podszedł do mnie podniósł mnie z ziemi i poparzył na mnie, jego mina wyrażała ból, ale i fascynację.
- Jeszcze do tego to nieznośne bicie, takie… kuszące.
Z początku nie rozumiałam, o co mu chodzi, dopiero po chwili, to do mnie dotarło. Byłam tak blisko niego, a moje serce w tej chwili biło wyraźnie i szybko, nabierając niezdrowego rytmu. Jego dłonie, na moich nadgarstkach wyraźnie wyczuwały tętno, a jego wzrok wbity był w główną arterię szyjną. Przysunęłam się bliżej, już chciałam powiedzieć: skosztuj, choć troszeczkę. Ale nie zdążyłam nic powiedzieć, bo Marek odsunął mnie od siebie, ciągle jednak trzymał mnie mocno, jakby walczył ze sobą.
- Nie mogę, nie mogę cię teraz ukąsić, nie wiem, co by się stało.
Wiedziałam, że gdyby mógł płakać, to teraz, nie tylko moje łzy spadałyby na kamienną posadzkę.
Sięgnęłam do kieszeni w nadziei, że nadal znajduje się tam nóż, którym ostatnio się zraniłam. Kiedy nie natrafiłam na kieszeń uświadomiłam sobie, że mam na sobie całkiem inną sukienkę. Nie miałam czasu na zastanawianie się, kto mnie przebrał. Musiałam szybko wymyślić, w jaki sposób się zranić, aby krew popłynęła dość mocnym strumieniem. Gdybym znalazła coś ostrego, rozejrzałam się po komnacie, niestety Marek to zauważył i szybko zareagował.
- Nawet o tym nie myśl – powiedział srogo.
- Ale o czym? – Zapytałam niewinnie, próbując przysunąć się do tronu.
Kątem oka zauważyłam, że nie jest on zwykłym meblem, a wykutym w litej skale tronem. Miałam nadzieje, że jego krawędzie nie są oszlifowane i znajdę, chociaż jedną dość ostrą krawędź. Marek przyglądał mi się badawczo, cieszę się, że nie umiał czytać w myślach, gdyby tak było, mój plan nie miałby szans. Ale Marek, mimo iż wpatrywał się we mnie i próbował przewidzieć, co mam zamiar zrobić, powoli podążał za mną, wciąż jednak mocno ściskając moje dłonie. Uśmiechałam się niewinnie, nie mogłam wzbudzić w nim podejrzeń. W końcu byłam u celu, stałam tuż za tronem. Udałam, że potknęłam się, upadając do tyłu, szukałam jakiejś ostrej krawędzi, Marek musiał być bardzo zamyślony, bo nie zdążył mnie złapać. Upadając ocierałam dłonią dokładnie każdy kawałek wykutego siedziska. W końcu osiągnęłam cel, nie wiedziałam gdzie powstało skaleczenie, zauważyłam jednak reakcje Marka, odskoczył on pod przeciwną ścianę. Uśmiechnęłam się, a potem próbowałam zlokalizować miejsce, z którego płynęła krew. Na rękach nic nie widziałam, szyja też była cała. Podniosłam wzrok i zobaczyłam, że Marek stoi tuż przede mną. Jego ręce chwyciły moją talię, zadrżałam, zaczęły zsuwać się coraz niżej. Zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, Marek klęczał już u moich stup. Jego ręce przesuwały się coraz niżej. Za jego dłońmi podążał mój wzrok, kiedy dotarł do linii sukni wsunął ręce pod spód i zaczął przesuwać je coraz wyżej. Byłam jak zaczarowana, Marek podniósł moją stopę, pocałował ją. Niemal umarłam w tej chwili, a on dalej obsypywał pocałunkami moją stopę, potem łydkę. Kiedy podniósł suknię wyżej, zobaczyłam, że jednak udało mi się osiągnąć swój cel. Z niewielkiej rany nad kolanem sączyła się krew, bałam się, że jest zbyt mała, ale dobrze wiedziałam, że wampiry są w stanie wyssać całą krew człowieka, z rany nie większej niż łepek szpilki, co prawda jest to bardziej bolesne dla ofiary, ale dość skuteczne. Marek spojrzał na mnie, jakby chciał powiedzieć, przepraszam, a potem przyssał się do mojej rany. Poczułam chłód jego warg, a potem mrowienie w nodze, wydawało mi się, jakby stawało się coraz zimniej. Nie miałabym mu za złe, jeśliby mnie przez przypadek zabił, patrzyłam na niego z miłością, kochałam go, ponad wszystko, nie ważne, co się stało, co nim kierowało, byłam skłonna wybaczyć mu wszystko. Włosy opadały mu na czoło, chciałam je tylko delikatnie odsłonić, aby nie zasłaniały mi tego pięknego widoku. Dla Marka musiał być to sygnał, bo oderwał usta od mojej nogi. Jakby wstydził się tego, co zrobił, wstał szybko i podszedł do ściany, mówiąc:
- Wypróbujmy twoją teorię.
Wyciągnął dłoń w stronę przejścia i uśmiechnął się, gdyż jej część zniknęła za ścianą. Drugą dłoń wyciągnął w moją stronę, ale nie spojrzał na mnie. Byłam zadowolona z siebie, chociaż powinnam mieć wyrzuty sumienia, bo żeby osiągnąć swój cel użyłam podstępu, ale najważniejsze było to, że w końcu stąd wyjdziemy. Dalsza droga wcale nie była prostsza, po korytarzach snuli się strażnicy. Nie wyglądało na to, żeby już się zorientowali, że zniknęłam, ale musieliśmy być ostrożni. Zamek był niekończącym się labiryntem, ciemnych korytarzy, nie mogliśmy znaleźć wyjścia, w końcu Marek przystanął, przy jednym z okien. Domyślałam się, co chce zrobić, bałam się, to głupie po jeszcze niedawno sama skoczyłabym, bez mrugnięcia okiem. Nie miałam szans protestować, Marek chwycił mnie i bez zastanowienia wyskoczył. Do ziemi było jakieś 150 metrów, moje serce zamarło, poczułam się tak, jak po pierwszym skoku. Zaczęłam się śmiać, Marek spojrzał na mnie, nadal był poważny, jednak na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu. Biegł, trzymając mnie w ramionach i tego właśnie chciałam, być blisko niego.

***


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez serenithy dnia Sob 0:01, 30 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
m4rzenuch444
Nowonarodzony



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 8
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 10:11, 30 Sty 2010 Powrót do góry

To było gorące!!!!!!!!!!!!! :)
Nareszcie wrócił dawny Marek i w końcu są razem!!!!!!!
Fragment jak zawsze cudowny i jak zawsze z niecierpliwością czekam na kolejny!!!
Pozdrawiam :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
capricorn
Człowiek



Dołączył: 17 Wrz 2009
Posty: 71
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Sob 15:48, 30 Sty 2010 Powrót do góry

Ja też się cieszę, że powrócił dawny Marek.
no i jak zwykle skończone w takim momencie.. ja chyba zwariuje przez Ciebie. ;p


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Vicki
Nowonarodzony



Dołączył: 20 Sty 2010
Posty: 24
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Sob 22:20, 30 Sty 2010 Powrót do góry

Szczerze mówiąc na początku nie chciało mi się
tego czytać , ale się przełamałam i przyznaje , że było warto .
Jest tylko jeden minus ... nie masz bety?
Bo strasznie dużo wyłapałam błędów.
No ale czekam na dalszy ciąg .. weny życzę Rolling Eyes Wink
i pozdrawiam vicki Smile


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Vicki dnia Sob 22:30, 30 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
serenithy
Człowiek



Dołączył: 29 Maj 2009
Posty: 82
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Sob 23:32, 30 Sty 2010 Powrót do góry

WITAM PONOWNIE OTO KOLEJNA ODSŁONA. ODPOWIADAJĄC NA WASZE LICZNE PYTANIA O BETĘ, MUSZĘ PRZYZNAĆ, ŻE BARDZO SIĘ ROZCZAROWAŁAM. TE Z KTÓRYMI MIAŁAM STYCZNOŚĆ, ALBO PRZETRZYMYWAŁY DŁUGO TEKST, ALBO GO W OGÓLE NIE ODSYŁAŁY, ALBO REZYGNOWAŁY PO KRÓTKIM CZASIE. WIELE MI OBIECYWAŁY, A POTEM... DŁUGO SZUKAŁAM BETY, DAŁAM WIELE OGŁOSZEŃ BO ZDAJE SOBIE SPRAWĘ Z NIEDOSKONAŁOŚCI MOJEGO TEKSTU, NIESTETY NIE UDAŁO MI SIĘ ZNALEŹĆ NIKOGO. STARAM SIĘ JAK NAJLEPIEJ PISAĆ I JAK NAJSZYBCIEJ PUBLIKOWAĆ, BO PISZĘ DLA TYCH, KTÓRZY CHCĄ CZYTAĆ MOJE OPOWIADANIA. TAKŻE WYBACZCIE, ALE POSTARAM SIĘ OBYĆ BEZ BETY I PROSZĘ O WYROZUMIAŁOŚĆ. OBIECUJĘ TEŻ, ŻE JUŻ NIEDŁUGO ROZWIĄŻE TAJEMNICE, CO NIE KONIECZNIE UŁATWI ŻYCIE BOHATEROM. POZDRAWIAM SERDECZNIE.


***

Kiedy Marek się zatrzymał, nadal kurczowo trzymał mnie w swoich ramionach, jakby bał się, że gdy mnie wypuści, to już nigdy mnie nie zobaczy.
- Możesz mnie już puścić – powiedziałam nieśmiało.
- Wolałbym nie, jeśli pozwolisz – odpowiedział.
Chciałam krzyczeć z radości. O tak! Nareszcie! Wtuliłam się jeszcze mocniej w jego ramiona, a on uśmiechnął się do mnie. Byłam pewna, że umarłam, bo znalazłam się w niebie.
- Chciałaś ze mną porozmawiać? – Zapytał.
- Tak, ale nie tu, za tym wzgórzem jest mój dom, tam będziemy bezpieczni.
- Nie, tam będą nas szukać, ale znam miejsce gdzie żaden z nich nie ośmieli się wejść.
- Co to za miejsce?
- Przedsionek piekieł.
Miałam nadzieje, że to tylko nazwa geograficzna, nie brzmiało to zbyt bezpiecznie. Marek znów zaczął biec, nie zwolnił, kiedy dotarliśmy do wielkiej przepaści. W dole nie było widać nic prócz złowrogiej mgły. Marek skoczył, jego ciało naprężyło się, a jego ramiona ścisnęły mnie jeszcze mocniej, zadając mi ból. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak jestem delikatna, aż do tej chwili. Czułam się jak by dusił mnie ogromny ciężar brakowało mi tchu. W końcu Marek wylądował, a ja resztką sił szepnęłam:
- Dusisz mnie!
Mój ukochany spojrzał na mnie przerażony, postawił mnie na ziemi, omal nie zemdlałam. Zakręciło mi się w głowie, na szczęście jego silne ramiona zdążyły mnie złapać zanim upadłam. Kiedy otworzyłam oczy, zauważyłam, że znów trzyma mnie na rękach, tym razem jednak nie tulił mnie do siebie, a jedynie trzymał na prosto wyciągniętych rękach. Jego mina była zbolała, uśmiechnęłam się, chciałam powiedzieć, że nic się nie stało, że to tylko przez przypadek o mało, co mnie nie udusił, ale wiem, jaka byłaby jego odpowiedź. Zamiast więc wdawać się w bezzasadną dyskusję, rozejrzałam się dookoła. Byliśmy w jakiejś dolinie, panował tam mrok, gdyż mgła zalegająca nad nami blokowała jakiekolwiek promienie słoneczne, nawet blask księżyca tu nie docierał. Dookoła otaczały nas wyschnięte drzewa, panowała tam absolutna cisza, nawet lekki wiatr nie docierał do tego przeklętego miejsca. To miejsce zasługiwało na swoją nazwę.
- Musisz mi zaufać, tam, dokąd idziemy, nie może wejść nikt żywy, dlatego…
- A nie moglibyśmy iść gdzieś indziej?
- Tylko tu będziemy niewidoczni, nie znajdą nas, spokojnie nie skrzywdzę cię.
- Co chcesz zrobić?
- Muszę wprowadzić cię w stan podobny do śmierci.
- Och – wyrwało mi się.
Z jednej strony dziwiła mnie ta zmiana w Marku, niedawno nie chciał pić mojej krwi, bojąc się, że może mi zrobić krzywdę, a teraz chciał mnie zabić. Bałam się, ale ufałam mu. Kiwnęłam głową na znak, że daje mu przyzwolenie, na to, co zamierzał zrobić. Nie wiedziałam, czego mam się spodziewać, mógł mnie zabić na tysiące sposobów. Spojrzał na mnie i zapytał szeptem:
- Ufasz mi na tyle, aby powierzyć mi swoje życie?
- Tak – odpowiedziałam bez zastanowienia.
- Zamknij oczy – zamruczał uwodzicielsko.
Marek podszedł do mnie chwycił mnie na ręce, musnął dłonią mój policzek, a potem pocałował mnie. Jego wargi niemal miażdżyły moje, ale było to cudowne uczucie. Czułam ciepło i zimno, które na zmianę zalewały moje ciało. Kiedy Marek przesunął językiem po mojej wardze, czułam, że moje serce stanęło z zachwytu. Było mi tak dobrze. Nagle oderwał się od moich ust i szepnął czule:
- Możesz otworzyć oczy, już jesteś bezpieczna.
Nie rozumiałam, co mówi, wciąż byłam zauroczona, zaczarowana magicznym pocałunkiem. Marek chwycił mnie jeszcze mocniej, zaczął wirować dookoła, obsypując moją twarz pocałunkami, wciąż szeptał mi do ucha, że jestem piękna, że mnie kocha, oraz że strasznie tęsknił za mną. Odepchnęłam go z całych sił, patrzyłam na niego groźnie.
- Postaw mnie na ziemi! – Zażądałam.
Widziałam, że sprawia mu to ból, ale postawił mnie na ziemi. Jego wzrok był jednak ciągle wbity we mnie tak, że niemal czułam jego ciężar.
- Musisz mi parę rzeczy wyjaśnić, bo trochę się pogubiłam.
- Co tylko chcesz najsłodsza – odpowiedział uśmiechając się i znów chwycił mnie na ręce, niczym szmacianą lalkę.
- Postaw mnie, duszę się!
- Tak, muszę się przyzwyczaić do twojego nowego ciała.
- O co chodziło z tym stanem zbliżonym do śmierci, myślałam, że chcesz mnie zabić, a potem ożywić, czy coś w tym rodzaju, a ty mnie…
Marek uśmiechnął się, niewyobrażalnie szybko chwycił moją twarz w swoje dłonie i pocałował, jego usta były twarde, ale całowały mnie tak delikatnie, gładził moje włosy i znów to samo, moje serce biło jak szalone, a potem się zatrzymało, Marek odsunął się powoli uśmiechając się i szepnął:
- Kiedy cię całuję, twoje serce się zatrzymuje czasem, a jeśli nie bije to znaczy, że nie żyjesz. To dziwne, ale za każdym razem niemal umierasz w moich ramionach. Dlatego mogliśmy przejść przez wejście do przedsionka piekieł, witaj w moim królestwie.
Rozejrzałam się dookoła, zawsze wyobrażałam sobie piekło, jako miejsce podobne do wnętrza wulkanu, gorące z płomieniami i lawą. Przedsionek piekieł natomiast wyglądał, jak pałac królowej śniegu, wszystko było pokryte lodem, błyszczało i lśniło dzięki wpadającemu tu blasku księżyca, to było piękne miejsce. Panował w nim przytulny mrok, ale było jednocześnie, tak pięknie. Z sufitu zwisały sople, jakby zamarzła płynąca rzeka. Moje oczy nie mogły pojąć tego piękna, niestety było tu strasznie zimno. Lekki powiew wiatru, wywołał u mnie dreszcze. Marek zauważył to, pociągnął mnie za sobą w głąb ogromnej jaskini. Nie pomyślałam, że w środku lata będzie mi potrzebna ciepła kurtka, byłam w cieniuteńkiej, zwiewnej sukience. Nie byłam już wampirem, dla którego temperatura, nie była niczym istotnym. Czułam, że skostniałam już całkiem, było mi bardzo zimno, do tego byłam nieco zmęczona i zaczynałam być senna. Marek wciąż mówił do mnie abym nie zamykała oczu, ale moje powieki były takie ciężkie. Posadził mnie na lodowym tronie, zdoił koszulę, na co moje ciało zareagowało płomiennym rumieńcem. Okrył mnie nią i szepnął.
- Pójdę znaleźć coś ciepłego dla ciebie, nie będzie mnie tylko chwilę, nie wolno ci zamknąć oczu, ani na sekundę.
W jego oczach szalał niepokój, moje powieki był bardzo ciężkie, ale obiecałam, że nie zamknę ich. Marek zniknął, ja zostałam otulona jego koszulą, ten zapach wprowadzał mnie w euforie, przynosił na myśl wspomnienia, gorących nocy, spędzonych w ramionach mojego boskiego kochanka, pieszczoty, którymi mnie obsypywał, uśmiechnęłam się do swoich myśli. Wydawało mi się, że rozgrzewają one moją duszę. Nagle zrobiło mi się ciepło szkoda, że nie było tu Marka, powiedziałabym mu, że już nic nie jest mi potrzebne, bo jego miłość mnie rozgrzewa. Moje powieki stały się ciężkie, pomyślałam, że zamknę je, choć na chwilę i zaraz otworzę. Było mi tak przytulnie, miło, wkrótce przyszedł sen.

***

Byłam już w tej jaskini, wyglądała ona wtedy inaczej. Tam stał kominek, płonął w nim ciepły płomień, przy kominku stało ogromne łóżko, pościel była atłasowa, delikatna w kolorze ochry. Stałam z boku i spoglądałam na osoby w nim leżące, mężczyzna był dobrze zbudowany, obejmował w swoich ramionach jakąś drobną postać. Ona spała, oddychała spokojnie, widać czuła się bezpieczna w jego ramionach. On nie spał, wpatrywał się w nią, delikatnie głaskał jej włosy. Dopiero po chwili przyjrzałam się twarzy mężczyzny, to był Marek, wyglądał jakoś inaczej, ale nie mogłam się dopatrzeć, co nie pasowało mi w obrazie jego twarzy. Wpatrywałam się intensywnie, jak głaszcze złote włosy swojej ukochanej. Zapłonęłam zazdrością, chciałam wiedzieć, kim jest osoba, którą traktuje niemal z namaszczeniem, jak boginię. Podeszłam bliżej, wystarczyły tylko dwa kroki i ujrzałam ją… przetarłam oczy, nie mogłam uwierzyć w to, co widziałam. Ta drobna istotka w jego ramionach, to byłam ja, tylko młodsza, mogłam mieć może szesnaście lat. Spałam spokojnie, uśmiechałam się przez sen, a Marek szeptał mi coś do ucha, muskał przy tym ustami płatek mojego ucha. Nagle wstał, rozglądał się dookoła, przez moment, bałam się, że mnie zauważy, ale minął mnie. Wyszedł bardzo szybko, nie zauważyłam nawet, w którym kierunku dokładnie poszedł. Sądziłam, że poszedł w stronę wyjścia, wspięłam się po schodach, dookoła nie było nic po za lodem. Nagle usłyszałam jakieś podniesione głosy, jeden z nich należał do Marka, drugi też był znajomy. Przysunęłam ucho do ściany, aby lepiej słyszeć, nagle przeniknęłam przez nią, niczym duch znalazłam się po drugiej stronie. Wpadłam pomiędzy dwie kłócące się osoby, chciałam dojrzeć, kim była druga osoba, ale stała w cieniu. Nie mogłam skojarzyć, do kogo należał ten głos, ale znałam go. Marek był wzburzony, miotał się i wykrzykiwał.
- To ja jestem władcą i ja decyduje o zakończeniu wojny, mam już to, czego chciałem.
- To nie rozsądne wycofywać się, kiedy wygrana jest tak blisko.
- Powiedziałem wycofaj wojska, masz wykonywać polecenia!
- To osłabi twoją pozycję, osłabi morale, wśród naszych żołnierzy.
- O to się nie martw!
- Martwię się o ciebie, stałeś się taki ostrożny, słaby, niemal dobry. I do tego chcesz się z nią związać, ona jest dzieckiem światła, wasz związek wprowadzi chaos.
- Dość!
- Posłuchaj mnie, dobrze ci radzę, zatrzymaj ją sobie, nie mam nic przeciwko, trzymaj ją w łóżku i nie obnoś się za bardzo z tym, a na prawowitą królową wybierz jedną z naszych księżniczek.
- Nie, już niedługo Sylwia stanie się prawowitą królową i nikt nie będzie tego kwestionował. Poddani pokochają swoją królową, a jeśli nie, to ich do tego zmuszę. A teraz zejdź mi z drogi, zamierzam zapolować i wrócić, jak najszybciej do mojej wybranki.
- Tak Panie – odpowiedział głos z ciemności.
Kiedy Marek odszedł, z ciemności wyłoniła się postać. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Cofnęłam się przerażona, omal się nie potknęłam i nie upadłam. Mężczyzna zrobił kilka kroków do przodu, rozglądał się jakby czegoś szukał. Przez chwilę wydawało mi się, że mnie widzi, niemal przestałam oddychać ze strachu. Cała drżałam, jak to możliwe? Sen przestał być przyjemny, jaskinia zniknęła, powoli pojawiały się przede mną sceny straszne. Widziałam siebie stojącą przed Colinem, widziałam jak wbija nóż w moje serce. Potem pojawił się kolejny obraz, ja niesiona przez Marka, widziałam jak pochyla się nade mną i wgryza w moją szyję. Potem była ciemność i zimno, tak bardzo było mi zimno! W ciemności usłyszałam cichy głos, który wołał mnie.
- Sylwio! Kochan, otwórz oczy. Błagam nie zostawiaj mnie!
To był głos Marka, dobiegał z oddali, chciałam zawołać, że jestem tu, chciałam żeby po mnie przyszedł, ale nie mogłam wydobyć z siebie żadnego głosu, było tak ciemno, nie wiedziałam, w którą mam iść stronę, bałam się, bo byłam sama. Kocham cię Marku, nie gniewaj się na mnie, ale nie mam siły iść dalej – pomyślałam, zamykając powoli oczy.

***


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
trueblood
Nowonarodzony



Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 15
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 20:49, 31 Sty 2010 Powrót do góry

A mi nie przeszkadza, że nie masz bety. w końcu to forum nie jest dla zawodowców tylko dla amatorów, a większe błędy widziałam w wydrukowanych pozycjach. za to fabuła w twoim przypadku jest tak porywająca, że nawet literówki nie są ważne. piszesz z taką fantazją, jak by to było dla ciebie łatwością, jednocześnie nie porzucasz zaczętych wątków ale pięknie je przeplatasz. ja też bardzo się ciesze z powrotu dawnego Marka. Twoja zapowiedź brzmi bardzo groźnie ale i interesująco. mam nadzieje że wyjaśnisz nam w swoim czasie kogo Sylwia zobaczyła w jaskini, bo skręca mnie z ciekawości. Ale najbardziej interesuje mnie jak to się skończy, bo zauważyłam, że szczęśliwe zakończenia nie są w twoim stylu. To z resztą interesujące, zazwyczaj inaczej wygląda fabuła: najpierw początek, zawiązanie akcji, coś się dzieje, problemy, a potem długo i szczęśliwie, ty masz wyjątkowy sposób pisania, zawsze gdy kończysz pozostaje pewna nutka nadziei, a może jednak... Po za tym zawsze chce się czekać na następny fragment. Myślę że m4rzenuch444 ma racje, może powinnaś spróbować swych sił dla szerszego grona odbiorców. miło by było mieć Polską A. Rice, albo S. Mayer albo R. Caine.
Życzę dużooooo weny i czekam na kolejny fragment!!!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Vicki
Nowonarodzony



Dołączył: 20 Sty 2010
Posty: 24
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Pon 19:42, 01 Lut 2010 Powrót do góry

Dobra bez bety też będę czytać ;]
Wiele osób ma bety i robi więcej błedów
więc nie jest aż tak znowu źle Laughing
No dobra to pisz dalej pisz

pozdrawiam V.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
m4rzenuch444
Nowonarodzony



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 8
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 10:16, 08 Lut 2010 Powrót do góry

Witam! Mi również nie przeszkadza brak bety - bardzo przyjemnie czyta się Twoje opowiadanie. Przy tylu wydarzeniach i takiej akcji nie jestem wstanie skupiać się na błędach :) i oczywiście z niecierpliwością czekam na kolejne fragmenty :)
Pozdrawiam!! :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
ajaczek
Zły wampir



Dołączył: 05 Lut 2009
Posty: 477
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Śro 14:17, 10 Lut 2010 Powrót do góry

Jak zwykle jestem pod mega wrażeniem!!! Znowu namieszałaś, gdy już myślałam że akcja trochę zwalnia, że wiem kto jest dobry a kto zły Ty burzysz moje teorię! Świetnie budujesz napięcie, totalnie zaskakujesz, akcja goni akcję i właśnie dlatego uwielbiam twoje ff! Jest nieprzewidywalne! Pisz długo i dużo a obiecuję że będę czytać do końca :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
serenithy
Człowiek



Dołączył: 29 Maj 2009
Posty: 82
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Pią 23:37, 12 Lut 2010 Powrót do góry

***

Było mi tak przyjemnie, już nie drżałam z zimna. Otaczała mnie przyjemna ciemność, byłam spokojna. Jednak tą harmonie zakłócał mi jakiś natrętny głos. Chciałam zatkać uszy, żeby go nie słyszeć, ale przeszkadzał mi niczym natrętna mucha. Ciągle krzyczał na mnie, kazał mi otworzyć oczy, a przecież miałam je otwarte. Cała ta sytuacja męczyła mnie, chciałam wstać i nakrzyczeć na ten głos, żeby dał mi spokój, bo jest mi tu dobrze i nie chce nigdzie iść. Ale głos był coraz głośniejszy i wyraźny, nagle wpadłam w jakąś dziurę, moja noga ugrzęzła. Zaczęło mnie wciągać, krzyczałam, żeby mnie zostawiono, ale im bardziej się szarpałam tym bardziej mnie wciągało. Nagle znów zrobiło mi się zimno, a nad moją głową ktoś mówił coś niewyraźnie. W końcu zaczęłam rozumieć, poszczególne słowa, błagalny głos, przemawiał wciąż do mnie.
- Sylwio, kochanie nie zostawiaj mnie, ja nie umiem żyć bez ciebie. Przysięgam, że jeśli mnie zostawisz, znajdę sposób, aby w końcu ze sobą skończyć. Tyle czasu na ciebie czekałam…
- Dlaczego mnie budzisz? – Zapytałam, pretensjonalnym tonem.
Gardło strasznie mnie bolało, a mój głos był ochrypły. Ból promieniował również w moich dłoniach i nogach. Mimo to, Marek uśmiechnął się do mnie, przytulił mnie mocno do siebie, zapominając po raz kolejny, że może połamać mi wszystkie kości w ten sposób.
- Duszę się!!!
- Przepraszam, tak się cieszę, że żyjesz. Myślałem, że jest już za późno, to był zły pomysł z przyprowadzaniem cię tu. Zaraz cię stąd zabiorę, znajdę inne miejsce.
- Nie, nie trzeba, ja tylko na chwilę zamknęłam oczy… chyba zasnęłam.
- Sylwio, ty omal nie zamarzłaś! Jak mogłem być tak lekkomyślny, nigdy sobie nie wybaczę, że naraziłem cię na takie niebezpieczeństwo.
Podniosłam rękę do jego twarzy, poczułam palący ból w mięśniach, mimo to dotknęłam go, uśmiechając się delikatnie przybliżyłam swoje usta do jego i dotknęłam ich delikatnie. Czułam jak nagle Marek napiął się i wstrzymał oddech. Odsunęłam się szybko, bo uświadomiłam sobie, że sprawiam mu ból. Spojrzałam na jego oczy były czarne, co oznaczało, że jest głodny.
- Marku, powinieneś się pożywić, ja dam sobie radę!
Marek spojrzał na mnie gniewnie, jakby chciał powiedzieć, chyba oszalałaś. Zamiast tego spokojnym tonem powiedział:
- Wytrzymam jeszcze trochę.
Wstał i podszedł do kominka, który pokryty był lodem. Rozejrzałam się dookoła, dopiero teraz zauważyłam, że leżę na łóżku z mojego snu. To ta sama grota, widocznie znajdowała się trochę głębiej. Te same schody i ja w tym samym miejscu. Marek chodził z zawrotną prędkością wokół mnie, narzucając na mnie kolejne warstwy kocy. Ich ciężar przyciskał mnie tak mocno, że nie mogłam się poruszyć. Marek starał się rozpalić ogień, ale nawet drewno zamarzło. Udało mi się wyswobodzić jedną rękę, utworzyłam w niej małą i bardzo słabą kulę ognia i rzuciłam nią w kominek, ogień w końcu zapłonął. Marek obejrzał się na mnie, zjawił się zaraz koło mnie i kręcąc głową z dezaprobatą wsunął moją rękę powrotem pod górę okryć. Chwycił łóżko i jednym szarpnięciem, przysunął je bliżej kominka. Usiadł na jego rogu i wpatrywał się we mnie.
- Powinnaś odpocząć – stwierdził surowym tonem.
- Powinieneś zapolować – odpowiedziałam, starając się naśladować jego głos.
Oboje uśmiechnęliśmy się. w końcu, Marek całując mnie w czoło zaproponował.
- Zróbmy więc tak, kiedy uśniesz i będę pewny, że jest ci ciepło, wtedy wybiorę się na polowanie, zgoda?
- Pokiwałam głową, dając znak, że się na to zgadzam.
Przesunęłam się, robiąc miejsce dla Marka, on jednak bał się chyba położyć koło mnie. Widocznie jego głód był większy, niż się do tego przyznawał. Siedział sztywno i wpatrywał się we mnie. Chciałam też przyglądać się jemu, byłam taka szczęśliwa, jednak w końcu zmęczenie wygrało i zasnęłam.

***

Kiedy się obudziłam, czułam ciepło i leżącego obok mnie Marka. Delikatnie gładził moje włosy, czułam jego oddech na karku.
- To się już zdarzyło.
- Tak bardzo dawno temu, byłem szczęśliwy, leżąc u boku bogini. Jednak tamto kryształowe marzenie zostało zniszczone, dlatego teraz moje sny są z diamentu, aby nikt nie mógł ich zniszczyć.
- Wtedy to była moja wina, nie umiałam kochać cię tak, jak ty kochałeś mnie.
- To nie była twoja wina najsłodsza. To świat nie rozumiał naszego uczucia, ten świat jest zbyt zepsuty, aby mógł udźwignąć tak wielki ciężar, naszej miłości.
- Marku, pamiętam już prawie wszystko, rozumiem, że z jakiejś przyczyny ukryłeś to wszystko przede mną…
- Ja…
- Ciiii – powiedziałam, zatykając mu usta dłonią, - to nie jest ważne teraz, kiedy trzymasz mnie w swoich ramionach. Ufam ci ponad wszystko i wiem, że zrobiłeś to co musiałeś. Ale jednego zrozumieć nie mogę, nawet dzieci światłości takie jak ja podlegają pewnym prawom. Żadna z istot stworzonych nie może ponownie się odrodzić, przecież nie istnieje nic takiego, jak reinkarnacja. A jednak ja umarłam i odrodziłam się, a przecież to nie możliwe, prawda?
- Tak, takie są prawa tego świata, to co raz umiera, już nigdy się nie rodzi, ale ja te zasady trochę nagiąłem. Związałem twoją duszę z moją, nie pytaj mnie jak to zrobiłem, bo wstydzę się tego co z tobą zrobiłem.
- Marku ale ja nie mam ci tego za złe… - zaczęłam, ale urwałam widząc minę mojego ukochanego.
- Nie! To co zrobiłem było niewybaczalne. Powinienem, pogodzić z tym, że odeszłaś, pochować cię i opłakiwać się w sercu. Ale ja nie mogłem, czułem się jakby ktoś wyrwał mi serce i kazał mi patrzeć jak ono umiera. W tym dniu, kiedy umarłaś, złożyłem przysięgę i przypieczętowałem ją naszą krwią. Przysiągłem iż zabije każde stworzenie na ziemi, jeśli cię nie odzyskam. Przysiągłem, że cała ziemia utonie w krwi niewinnych jeśli…
Patrzyłam na niego z przerażeniem, ale nie umiałam w nim dostrzec potwora. Dopiero teraz zrozumiałam, jak bardzo musiał być zdesperowany po mojej śmierci, że z jego ust padały takie bluźnierstwa. I dopiero teraz uświadomiłam sobie coś co dotychczas było dla mnie tajemnicą, przez tyle tysięcy lat , nikt nie znał odpowiedzi na pytanie skąd się wzięły wampiry. Było wiele hipotez, mówiących o tym, iż były to demony wygnane z piekła za okrutność jaką się wyróżniali, albo potomkowie Kaina, a jeszcze inni twierdzili, że to wynik kazirodczego związku demona z aniołem. Wszyscy oni się mylili.
- To moja wina… - wbijając wzrok w płomień kominka, jak zahipnotyzowana. – to moja krew stworzyła wampiry, ja byłam pierwszą ofiarą, a jednocześnie ode mnie się wszystko zaczęło. To moja krew sprawiła, że każdy kto ją wypił, na zawsze już nie mógł się żywić niczym innym.
Marek patrzył na mnie, jakby słuchał od czteroletniego dziecka wykładu na temat filozofii Blaise Pascal. Jego oczy w kolorze szkarłatu zdradzały tak wiele uczuć, zażenowanie, dumę, gorycz i rozpacz, a jednocześnie nadzieję. W końcu przestał się tak wpatrywać, opuścił głowę i szepnął.
- Tak… byłaś pierwszą w historii świata ofiarą wampira. Nie wiem jak i dlaczego do się stało, ale twoja krew wypełniła moje żyły i wypaliła znamię, od tamtej chwili, każdy kto miał kontakt z moją krwią, stawał się tym czym ja się stałem. Twoja krew stała się jadem, czułem że wypala mi żyły, pragnąłem jej… a nie mogłem mieć, dlatego żywiłem się krwią innych. Dawał mi siłę i nie pozwalała umrzeć, kazała mi czekać na ciebie.
- Dlatego mówili, że musieli nas rozdzielić.
- Co? - Zapytał zdenerwowany Marek.

***


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Vicki
Nowonarodzony



Dołączył: 20 Sty 2010
Posty: 24
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Sob 0:29, 13 Lut 2010 Powrót do góry

Super kolejny rozdział !
Hym... szczerze mówiąc to nie wiem co napisać więc może poczekam na następny rozdział i w tedy mnie coś większego natchnie do pisania. Teraz jestem po pierwsze strasznie zmęczona chociaż jest dopiero kilko minut po północy, a po drugie hym.. co mogę powiedzieć a raczej napisać ; pp uważam że masz talent do pisania i jakbyś miała wystawiać jakieś nowe ff to daj znać a na pewno z chęcią przeczytam Wink Więc jak już powiedziałam czekam na następny rozdzialik i oczywiście

pozdrawiam
V. Wink


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Vicki dnia Sob 0:31, 13 Lut 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
serenithy
Człowiek



Dołączył: 29 Maj 2009
Posty: 82
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Nie 22:13, 14 Lut 2010 Powrót do góry

***

- Tak różni, a połączyła was niewyobrażalnie silna namiętność. On miał na ciebie ogromny wpływ, zaczęłaś się zmieniać, byłaś coraz bardziej podobna do niego. Przestałaś się troszczyć o to, co kiedyś było dla ciebie ważne. Liczył się tylko on, musieliśmy powstrzymać to szaleństwo… tak powiedziała ta kobieta, kiedy mnie tu sprowadzono.
- Zaczęłaś się zmieniać? – Powtórzył Marek.
Wtedy przypomniałam sobie rozmowę, którą odbyłam dawno temu, kiedy byłam w liceum. Interesowałam się wtedy moją duchową stroną sądziłam, że jestem powołana do czegoś większego. Spotkałam wtedy siostrę zakonną, która mówiła mi o miłości, jej słowa dźwięczały mi teraz w uszach:
Ludzie nie zdają sobie sprawy jak wielką siłą jest miłość czy wiara. Im wydaje się, że to tylko takie ideały, że prawdziwa miłość nie istnieje. A przecież miłość jest silniejsza od śmierci! Ty moje dziecko jesteś naznaczona szczególną miłością, to da się wyczuć, ona promienieje z twoich oczu, wypełnia twoje ciało, płynie w twojej krwi.
Jak to u nastolatki bywa po paru miesiącach, moje zainteresowania całkowicie zmieniły. Zajęłam się wróżbiarstwem, wydawało mi się, że będę wielką wróżbitką, zapisałam się nawet na lekcje u takiej starej, trochę zwariowanej wróżbitki. Ona uczyła mi i z zasady nie wróżyła swoim uczniom ani bliskim, ale kiedyś, nasze oczy się spotkały, a ona spojrzała na mnie takimi zamglonymi oczami i zaczęła coś bredzić, tak mi się wtedy wydawało, ale teraz jej słowa nabierały sensu:
Stara dusza, potężna miłość, krew pomsty szuka…
Po tym powiedziała, że się nie nadaje i odprawiła mnie, oddając mi pieniądze za lekcje. Patrząc na to z perspektywy czasu widziałam, że to cały czas we mnie wzrastało. Przypomniały mi się sny o pięknym nieznajomym, którego twarzy nie mogłam nigdy dojrzeć. Te wszystkie dziwne sytuacje to wszystko zmierzało do tego żeby mnie odpowiednio przygotować całe moje życie było oczekiwaniem, wszystko układało się tak, abym go znowu spotkała. Moje małżeństwo, gdyby nie było takie… nieudane to nigdy bym nie wracała tak późno z pracy, specjalnie zostawałam jak najdłużej, wymyślałam kolejne powody. Gdyby nie było takie, nigdy nie wyszłabym tej nocy, gdy go spotkałam. Gdyby nie umarli zaś moi rodzice, to nie wyszłabym za niego. Marek przyglądał mi się niecierpliwie, widząc jak zastygłam w zamyśleniu. Spojrzałam na niego i szepnęłam:
- Całe moje życie było szukaniem ciebie! Już wiem jak to się stało.
- Jak? Powiedz! – Ponaglał mnie.
- Nasz lud wierzył w mądrość, jaka rządzi wszechświatem. Pamiętam jak ojciec opowiadał mi, że jeśli na świecie staje się coś strasznego, tak potwornego i nie sprawiedliwego, że wywiera to wpływ na cały świat, to wtedy czas się zapętla.
- Co to znaczy i co to ma wspólnego z nami?
- Chodzi o to, że miłość, która nas połączyła, mimo iż byliśmy od siebie tak różni, była tak potężna, że kiedy próbowano ją rozerwać, czas się zapętlił.
- To znaczy, że od tego momentu czas robił koło, aby wrócić do miejsca supła i go rozwiązać?
- Tak i ten czas się już zbliża.
- A co jeśli supeł nie zostanie rozwiązany?
- Nie wiem, to były tylko legendy, może zrobi kolejne koło…
- A może się zatrzyma?
- Nie wiem…

***


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Vicki
Nowonarodzony



Dołączył: 20 Sty 2010
Posty: 24
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Pon 23:54, 15 Lut 2010 Powrót do góry

Stanowczo, stanowczo za krótki Wink No ale ciekawy ; pp
Oby następny był trochę dłuższy bo ja już przeczytałam
połowę ff z tego forum, ale obserwuje tylko te,
które mnie zaciekawiły i gdzie zapowiada się
ciekawy koniec więc mam nadzieje, że się
na tobie nie zawiodę Wink

Vicki Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Karema
Nowonarodzony



Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 19:19, 16 Lut 2010 Powrót do góry

To jest fantastyczne, dzięki Tobie pokochałam Marka i nie jestem już w stanie czytać Fan fiction z Edwardem i Bellom . To opowiadanie przynosi mnie takie piękne emocje: smutek,radość,podniecenie i ekscytację ! Uwielbiam Cię i ten FF :) Błagam nie kończ , nigdy, przenigdy ! Niech to ff trwa wiecznie ! Dodam,że zazdroszczę bohaterce tego opowiadania, ach ten Marek .. TEAM MAREK :D Nie mogę się doczekać na dalsze losy, błagam Cię ! Dodawaj szybko !


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
potargany_kapeć
Nowonarodzony



Dołączył: 24 Paź 2009
Posty: 13
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 19:53, 16 Lut 2010 Powrót do góry

dlaczego to jest takie krótkie?! no pytam dlaczego?!
zaczynam czytać, chcę coraz więcej i nagle.... koniec.

zgadzam się z moimi poprzedniczkami.
można czytać u czytać.
i ten Marek... ehhhh

z niecierpliwością czekam na resztę!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
serenithy
Człowiek



Dołączył: 29 Maj 2009
Posty: 82
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Wto 23:15, 16 Lut 2010 Powrót do góry

WITAM FRAGMENTY SĄ KRÓTKIE Z PROSTEGO I PROZAICZNEGO WZGLĘDU, BRAKU CZASU! GDYBYM MIAŁO GO WIĘCEJ CAŁKOWICIE POŚWIĘCIŁABYM SIĘ PISANIU, UWIELBIAM TO ROBIĆ I MAM TYLE POMYSŁÓW... ALE CÓŻ ŻYCIE! OBIECUJE JEDNAK ŻE BĘDĘ PISAĆ W MIARĘ REGULARNIE POZDRAWIAM!

***

Od naszej rozmowy minęły już trzy długie godziny, a marek dalej siedział posępnie, wpatrując się w płonący w kominku ogień. Bałam się odzywać, wydawało mi się, że był zły na mnie. Odkąd zabrał mnie w to miejsce, które pieszczotliwie nazywał przedsionkiem piekieł był bardzo ostrożny i taki wycofany. Z początku myślałam, że wynika to z głodu i z tego, że nagle stałam się potencjalną przekąską, ale to było coś jeszcze. Dręczyły go jakieś myśli, z którymi nie chciał się ze mną podzielić. Sama zaczęłam się zastanawiać nad tym wszystkim, doszłam do wniosku, że tak naprawdę nie znałam prawdy, przez ostatnie lata byłam karmiona kłamstwem, coraz to wymyślniejszymi historyjkami, aby ukryć przede mną prawdę o tym, kim jestem.
- Dlaczego nie powiedziałeś mi prawdy na samym początku? – Zapytałam wprost.
- hmy?
Marek widocznie odbiegał daleko w swoim rozmyślaniu, bo nie usłyszał mojego pytania. Byłam zła, przyprowadził mnie tu, a nawet nie chciał mnie przytulić, nie podziękował mi za to, że go stamtąd wyrwałam, że go odnalazłam. Ja poświęciłam tak wiele, a on zdawał się być, ciągle nieobecny, jakby był kimś obcym. Nie miałam ochoty z nim rozmawiać, dlatego nie ponowiłam pytania, tylko raptownie wstałam i rzuciłam zimnym tonem:
- Chcę stąd wyjść, duszę się tu!
- Nie możesz wyjść.
- I jak to sobie wyobrażasz? Będziesz mnie tu trzymał jak zwierze w klatce! Ja mam teraz inne potrzeby! Nie jestem już wampirem, muszę jeść i…
- Przyniosę ci tu wszystko, co ci będzie potrzebne – odpowiedział beznamiętnym głosem.
- Nie jestem twoim więźniem! Mogę wyjść sama!
- Brama nie wypuści cię stąd żywej.
- Nic mnie to nie obchodzi, muszę wyjść, czuje się jakbym już była martwa!
Marek spojrzał na mnie oczami przepełnionymi bólem, ale ja byłam zbyt zła żeby o tym myśleć. Wzięłam głęboki wdech i obróciłam się w stronę wyjścia. Nie zdążyłam jednak zrobić ani jednego kroku, bo Marek chwycił mnie za ramiona i w oka mgnieniu unieruchomił w bolesnym uścisku.
- Puść mnie, natychmiast! – Wrzasnęłam.
Marek nie obrócił mnie w swoją stronę, ale stojąc za mną szepnął cicho:
- Zostaniesz tu aż nie minie ten czas, nie pozwolę na to, aby historia się powtórzyła, choćbym miał cię zatrzymać tu siłą, zrobię to! – Moje ciało zadrżało, to brzmiało jak groźba. - Nie próbuj uciekać, bo będę musiał cię związać – dodał.
W innych okolicznościach, myśl o moim ciele, związanym, lżącym bezbronnie na łóżku obok Marka doprowadzałaby mnie do szaleństwa, ale dreszcz, który mnie przeszył nie był spowodowany podnieceniem, a ogromnym strachem. Wiedziałam, że Marek nie żartuje, jego groźby nigdy nie były bezpodstawne, ale z drugiej strony jak daleko mógłby się posunąć, aby mnie tu zatrzymać? Marek jakby czytając mi w myślach dodał z całą złością, jaka się w nim kumulował:
- Nawet, jeśli miałbym wypić, prawie całą twoją krew, aby cię tu zatrzymać – zrobię wszystko abyś była bezpieczna.
- Jak mogę być bezpieczna, skoro ciągle pilnuje mnie wampir? – Odpowiedziałam z sarkazmem.
Czułam jego oddech na moich włosach i wiedziałam, że sprawiam mu ból tymi słowami, podświadomie chciałam, żeby cierpiał, tak jak ja cierpiałam teraz. Ale on zamiast zezłościć się jeszcze bardziej, uśmiechnął się, wypuścił mnie i zaczął się śmiać.
- Z czego się śmiejesz głupi wampirze! – Warknęłam, odwróciłam się i zaczęłam wchodzić w głąb jaskinie, której się znajdowałam.
Marek nie poszedł za mną, usiadł na łóżku i podśmiechiwał się ciągle, co wprawiało mnie w jeszcze większą wściekłość. Szłam przed siebie, jaskinia, zaczynała się robić coraz ciemniejsza, a śnieg powoli zaczął znikać, robiło się mi coraz cieplej. Dziwiła mnie ta anomalia, jaskinia miała, nie tylko dziwną budowę i przerażającą nazwę, ale sama w sobie była tajemnicą. To, co zobaczyłam za następnym zakrętem wprawiło mnie w zdumienie. Nagle jaskinia się kończyła ogromną przepaścią, nad którą rozciągała się mgła. W dole z trudem dostrzegłam rzekę lawy, która była skuta lodem. Nie wiedziałam jak to było możliwe, oparłam się o ścianę, żeby nie stracić równowagi i przyglądałam się temu zadziwiającemu zjawisku, które przeczyło wszelkim prawom fizyki.
- Kiedyś było to piękne miejsce.
Podskoczyłam aż, kiedy obok siebie usłyszałam głos Marka. Zapomniałam, że wampiry poruszają się szybko i bezszelestnie. Nadal byłam na niego zła, ale ciekawość tym razem wzięła górę.
- Co się tu stało?
- Wszystko zamarzło.
- Ale dlaczego?
- Wszystko ma swój czas, rodzi się, żyje i umiera. To miejsce jednak nie chciało umrzeć, dlatego zatrzymało się w miejscu, aby trwać wiecznie postanowiło nie dojrzewać, zatrzymało się i… nie jest ani żywe, ani martwe.
- Jak ty…
- Tak jak ja.
Zebrał się we mnie tak ogromny smutek, że nawet nie wiem, kiedy łzy zaczęły płynąć mi po policzkach, dawny Marek wrócił, przytulił mnie do siebie, delikatnymi pocałunkami zaczął zbierać moje łzy. Nie umiałam już być na niego zła, kiedy on był taki dobry. Usiadłam na krawędzi przepaści i zapytałam jeszcze raz:
- Dlaczego nie powiedziałeś mi prawdy?
- Bałem się.
- Czego?
- Samotności, bałem się, że nie będziesz umiała mi tego wszystkiego wybaczyć.
- Gdybyś powiedział mi prawdę, uniknęlibyśmy wielu nieporozumień.
- Nie mogłem, każdego dnia i każdej nocy drżałem ze strachu, że przypomnisz sobie cokolwiek i znienawidzisz mnie już na zawsze. Dlatego wolałem wymyślać nowe kłamstwa niż powiedzieć ci, chociaż ułamek prawdy. Kiedy zamknęłaś się na mnie po tym jak ja zabiłem Feliksa, myślałem, że wiesz. Wydawało mi się, że twoje zachowanie, jest konsekwencją tego, co zrobiłem, myślałem wtedy, że straciłem cię na zawsze, a kiedy uciekłaś byłem tego pewien, dlatego cię nie szukałem. Ale nie umiałem żyć bez ciebie, patrzenie na ciebie każdego dnia, było jak kropla wody na umierające wargi. I potem wróciłaś, byłem przekonany, że po to, aby dokonać zemsty, byłem na to gotowy, dlatego czekałem. Śmierć z twoich rąk byłaby rozkoszą, ale ty dalej nic nie pamiętałaś, więc wymyślałem kolejne kłamstwa i karmiłem nimi nie tylko ciebie, ale wszystkich, którzy mnie otaczali.
- A Aro, on przecież może poznać myśli.
- Tylko te, do których dałem mu dostęp, byłem zbyt potężny i zbyt długo żyłem, aby mógł poznać wszystko, nie był jednak głupi, wiedział o tym, że jest coś, co przed nim ukrywam, dlatego zakazałem mu dotykania twojej ręki, nie mogłem pozwolić na to, aby poznali prawdę i abyś ty się dowiedziała.
- Ale oni coś wiedzieli, tej nocy, kiedy uciekłam z Woltery, kłóciłeś się z nimi, a potem, kiedy odeszłeś, oni dalej rozmawiali, Kajusz powiedział wtedy coś czego nie rozumiałam: On wie, w głębi serca zdaje sobie z tego sprawę, ale nigdy jej nie skrzywdzi. Poświęci wszystko dla niej. Ale jej przeznaczenie jest jasne, jego nie da się oszukać. Kiedy się przebudzi, nastanie koniec naszego istnienia. Mówili: To nasze zadanie, stać na straży naszego świata. Musimy bronić Marka za wszelką cenę, nawet za cenę jego szczęścia. Jeśli on przestanie istnieć, to my wszyscy zginiemy.
- Oni nigdy by cię nie skrzywdzili, kochali cię jak własną siostrę.
- Nie zapominaj, że to mój brat mnie zabił poprzednim razem. Ja też nie chcę w to wierzyć, ale patrząc na to perspektywy czasu, oni ciągle robili wszystko, aby nas rozdzielić.
- Ale to oni cię odnaleźli i sprowadzili do Woltery!
- Bo byłam w Bonn! Tak blisko miejsca gdzie to się działo, a z drugiej strony, nie mogli dopuścić do tego, abyś popełnił samobójstwo z rozpaczy.
- Niby masz rację, ale oni przez tyle wieków byli mi oparciem, trudno mi w to uwierzyć.
- Zastanów się, a jeśli świat nie zatacza pierwszego, koła, jeśli to jest kolejne koło?
- To znaczyłoby, że świat się nie zatrzyma, ale krąży wciąż w koło, a ja odradzam się w każdym wieku, ale nigdy dotąd się nie spotkaliśmy, nie zdążyliśmy.
- To tylko hipotezy, bez dowodów, to prawda, ale musimy teraz przeanalizować je wszystkie, musimy poznać prawdę i pomyśleć, co zrobić, aby tym razem nie udało im się nas rozdzielić, jeśli tego oczywiście chcesz?
- Jak Możesz w to wątpić?
- Zachowujesz się tak…
Marek znów roześmiał się, a ja nie wiedziałam, z czego, po chwili uspokoił się i nadal rozbawionym tonem dodał:
- To ze względu na twoje kości jestem taki… ostrożny. Nie jest mi łatwo, kiedy spacerujesz przede mną w lodowej jaskini, prawie naga.
- Gdybyś był bardzo delikatny, moje kości na pewno by sobie poradziły – szepnęłam kusząco i przysunęłam się do niego.
- Twoje kości może tak, ale nie zapominaj, że jestem wampirem, a ty teraz jesteś taka… - nie dokończył zdania tylko mruknął, jak przeciągający się kot, który właśnie upatrzył swoją ofiarę.
- Chyba zaryzykuję – szepnęłam i objęłam jego szyję.
Marek patrzył na mnie przez chwilę szklistymi oczyma, stopniowo jego wola topniała, aż w końcu całkiem znikła, chwycił mnie na ręce i już o chwili leżałam na łóżku przygnieciona jego ciałem. Moje ubrania znikły, chyba gdzieś po drodze, bo leżałam całkiem naga. Marek był bardzo delikatny, widać każdy jego ruch był zaplanowany i przemyślany. Szczerze mówiąc nie myślałam o tym, cieszyłam się każdym wyrazem pieszczoty, którą mi ofiarowywał. Jego chłodne usta rozpalały moje ciało. Jego dotyk wywoływał gęsią skórkę i dreszcze podniecenia, był taki ostrożny, jakby obchodził się z jajkiem, a nie z człowiekiem z krwi i kości, chociaż może to nie najlepsze porównanie. W sumie można było mnie porównać z kieliszkiem wina, byłam dla niego Mouton Rothschild 1945 zapakowanym w kruchy kryształowy kieliszek, tak delikatny, że powiew wiatru mógłby go stłuc. Kochał mnie zdradzał to każdy jego ruch, każde spojrzenie. Chciałam odwzajemnić jego pieszczoty, jednak on mi nie pozwalał, wiedziałam jak trudno mu to przychodzi, dlatego starałam się mu tego nie utrudniać, to było takie cudowne, jak pierwszy raz.

***


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez serenithy dnia Wto 19:57, 27 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin