FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Mroźny poranek [NZ][+18] 16.02.2010 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Poll :: JAK OCENIACIE TO OPOWIADANIE?

A) FATALNY
10%
 10%  [ 3 ]
B) NIEZŁY
3%
 3%  [ 1 ]
C) DOBRY
17%
 17%  [ 5 ]
D) ŚWIETNY
68%
 68%  [ 20 ]
Wszystkich Głosów : 29


Autor Wiadomość
serenithy
Człowiek



Dołączył: 29 Maj 2009
Posty: 82
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Pon 16:55, 28 Wrz 2009 Powrót do góry

DZIĘKUJE ZA TE WSZYSTKIE SŁOWA, TO DZIĘKI WAM PISZE. OTO KOLEJNY FRAGMENT LOSY SYLWII JESZCZE BARDZIEJ SIĘ SKOMPLIKUJĄ ALE W KOŃCU ZACZNIE ODKRYWAĆ KIM JEST NAPRAWDĘ, ZACZYNAM TROCHĘ ODCHODZIĆ OD KONCEPCJI STEFANI ALE MAM NADZIEJE ŻE WAM SIĘ TO SPODOBA! ZAPRASZAM DO CZYTANIA I CZEKAM NA WASZE OPINIE. POZDRAWIAM WSZYSTKICH CZYTELNIKÓW I ŻYCZĘ MIŁEJ LEKTURY. A TAK NA MARGINESIE CZY NIE TĘSKNICIE ZA MARKIEM?


***

Całą noc błąkałam się bez celu po okolicy. W końcu znalazłam trochę spokoju nad urwiskiem. Usiadłam na skarpie i zatonęłam w myślach. Co miałam teraz zrobić? Nie miałam pojęcia, czułam wściekłość, żal i litość tyle uczuć na raz. Wydawało mi się, że eksploduje. Jak on mógł się tak zachować? A może to był mój błąd. Nie byłam z nim do końca szczera, powinnam jasno określić zasady. Wyjaśnić mu lepiej całą sytuacje, a zamiast tego rzucam nim o ścianę. Z drugiej strony, to co wtedy poczułam, było takie cudowne. Poczułam się bezpieczna w jego ramionach, było to irracjonalne uczucie, bo jak słaby człowiek, nie mógł zapewnić mi bezpieczeństwo. Postanowiłam go przeprosić. Powinnam mu wytłumaczyć, że doceniam to wszystko co robi, ale dla swojego bezpieczeństwa, powinien unikać takich gestów. Wstałam i pobiegłam w stronę zajazdu. Kiedy się zbliżałam, poczułam coś niepokojącego, wampirzy zapach. Przyspieszyłam, miałam złe przeczucia. Wskoczyłam do pokoju. Rozejrzałam się, ale Marcela nie było. Cały pokój przesycony był wampirzym zapachem, ale nie zwykłym. Był to zapach najpiękniejszy na świecie, to mogło oznaczać tylko jedno. Marek tu był, znalazł mnie. Zamarłam. Co miałam zrobić? Zostać? Uciekać? Upajałam się tym zapachem, za którym tak tęskniłam. Wszystkie wspomnienie, które próbowałam wyprzeć ze swojej świadomości, wróciły do mnie ze zdwojoną siłą. Rozejrzałam się po pokoju, na łóżku znalazłam kartkę. Od razu rozpoznałam to szlachetne pismo, kartka była przesycona zapachem Marka. Usiadłam na podłodze i zwinęłam się w kłębek. Nie miałam odwagi jej przeczytać, przycisnęłam ją do swojego martwego serca. Oczy piekły mnie, jak zawsze, kiedy wspominałam te cudowne chwile z Markiem. Kiedy przypominałam sobie powód, dla którego musiałam go zranić, ból rozrywał mnie na kawałki. Nie wiem jak długo trwałam w takim stanie. Nie mogłam się podnieść, czułam jakby jakaś niewidzialna siła napierała na moje ciało. Czułam, że mnie miażdży, wgniatając moje ciało w podłogę. Nie mogłam się poruszyć, moje mięśnie odmawiały mi posłuszeństwa. W końcu odważyłam się przeczytać kartkę. Rozłożyłam ją i spojrzałam na, pięknie zakaligrafowaną kartkę.

Zabrałaś mi część mnie, zostawiając pustkę.
Zabrałaś mi słońce i porzuciłaś w mroku.
Oddaj mi moje słońce, bo bez niego nie mogę istnieć.
W domu znajdziesz to czego szukasz.
Wróć i rozświetl, ogarniającą mnie ciemność.
Jesteś życiem, ocal to co pokochałaś.

Czytałam ten tekst, ciągle od nowa, niczym mantrę. Kiedy w końcu znałam go już na pamięć, udało mi się podnieść z podłogi. Co miałam zrobić? Wrócić do Woltery – do domu? Wiedziałam, że jeśli tego nie zrobię Marcel zginie, o ile jeszcze żył. Ale jeśli teraz wrócę do Woltery, już nigdy nie będę w stanie odejść. Nie tylko dlatego, że Marek mi nie pozwoli, ale dlatego, że ja nie będę miała już na to, tyle siły. Poprzednim razem o mało nie oszalałam z bólu, kiedy musiałam zostawić, wszystko to, co kochałam ponad swoje życie. Byłam pewna, że nie ma we mnie tyle siły, aby to powtórzyć. Z drugiej strony wiedziałam, że Volturi nie pozwolą odejść Marcelowi wolno. Jego życia i tak już nie mogłam uratować, więc może powinnam uciec? Zostawisz go po tym co dla ciebie zrobił – karcił mnie mój wewnętrzny głos - on ci zaufał, pokochał. Nikt mu nie kazał! Toczyła zażartą bitwę, ze swoimi myślami. W końcu spakowałam swoje rzeczy, zeszłam do recepcji, wymeldowując się uregulowałam rachunek. Wsiadłam do samochodu, zaczęłam jechać przed siebie. W głowie wciąż huczały mi słowa listu. Co za ironia, nazywać mnie słońcem i życiem, kiedy to właśnie ja miałam przynieść na świat śmierć.

***

Nie zwracałam uwagi na to, jak szybko jadę. Okiełznanie rozpędzonego auta, nie było dla mnie, żadnym problemem. Gnałam przed siebie, auto wyło wyczerpane moim stylem jazdy. Ale ja nie miałam czasu do stracenia. Nagle stało się coś dziwnego, na drodze przede mną zobaczyłam leżącego mężczyznę. Zaczęłam hamować, nie było to łatwe, bo jechałam z ogromną prędkością. Chciałam wymanewrować, aby go nie przejechać. W końcu zdołałam wyhamować auto cudem, unikając tragedii. Wysiadłam z auta i podbiegłam do mężczyzny. Oddychał, ale jego tętno było bardzo słabe.
- Cholera – zaklęłam cicho.
Nie miałam na to czasu. Ale nie mogłam go tak zostawić. Rozejrzałam się dookoła, droga była pusta, z obu stron otoczona lasem. Nikogo żywego w zasięgu mojego wzroku, ani słuchu. Podniosłam mężczyznę z ziemi i zaniosłam go do auta. Pachniał on strasznie dziwnie, jakoś tak nieprzyjemnie. Położyłam go na tylnim siedzeniu, wsiadając za kierownice układałam nowe plan działania. Postanowiłam nie zbaczać z drogi, gdzieś po drodze musi być jakiś szpital. Dodałam gazu i zaczęłam jechać przed siebie. Nie ujechałam daleko, kiedy poczułam turbulencje.
- Niech to szlag, co znowu?!
Zatrzymałam się wysiadłam z auta. To co zobaczyłam po prostu mnie zamurowało. Miałam przebite wszystkie cztery opony, tkwiły w nich jakieś dziwne kolce. Kopnęłam z całej siły auto, przesunęło się ono o parę metrów, na szczęście nie przewróciło się na bok. Kipiałam złością i co miałam teraz zrobić. Stoję pośrodku pustki, bez samochodu i z obcym facetem na tylnim siedzeniu. No właśnie, powinnam zobaczyć co się z nim stało. Podeszłam do auta, ale go tam nie było. Rozejrzałam się dookoła i nagle poczułam przeszywający mnie ból. Nie zdążyłam się nawet odwrócić. Upadłam na ziemie. Byłam całkowicie świadoma, ale nie mogłam się poruszyć. Nagle zobaczyłam swojego napastnika, był nim mężczyzna którego zabrałam z drogi. Co tu się działo, nie rozumiałam całej tej sytuacji. Mężczyzna wyciągnął z kieszeni komórkę, wybrał numer, i lakonicznie poinformował swojego rozmówce:
- Mam ją, przyjedź natychmiast, jest bardzo silna, nie wiem jak długo eliksir będzie działał.
Odłożył komórkę do kieszeni. Przykucnął nad moim ciałem i przyglądał mi się uważnie. Nie wiedziałam co się dzieje. Jakim cudem ten śmiertelnik zdołał mnie sparaliżować, nie mogłam nawet użyć swej mocy. W oddali usłyszałam odgłos nadjeżdżającego samochodu. Zatrzymał się on, przy moim samochodzie. Była to jakaś stara rozlatująca się furgonetka. Wysiadło z niej dwóch mężczyzn, podeszli do mnie przyglądając mi się. Jeden z nich odezwał się do mężczyzny pochylającego się nade mną.
- Niewiarygodne, złapałeś ją!
- To niesamowite i nawet cię nie zraniła – dodał drugi.
- To nie było takie trudne, wziąłem ją z zaskoczenia. Nie wiem czemu, ale w ogóle się tego nie spodziewała – odpowiedział mężczyzna podnosząc moje unieruchomione ciało z ziemi.
Mężczyźni pomogli mu mnie włożyć do tyłu samochodu. Nie wsiedli jednak z nim, zostali przy moim aucie. Mężczyzna wsiadł za kierownice i ruszył w szaleńczym tempie w głąb lasu. Jechaliśmy jakąś polną ścieżką. Strasznie rzucało mną po samochodzie. Nie mogłam nic na to poradzić. Stopniowo zaczęłam wyczuwać, że zbliżamy się do jakiegoś miejsca. Słyszałam jakieś szepty między drzewami, bijące serca. Nieprzyjemny zapach, który poczułam od mężczyzny zaczął się nasilać. W końcu zatrzymaliśmy się. Zanim drzwi się otwarły wszystkie niezrozumiałe szepty ucichły. To co zobaczyłam po otwarciu drzwi było niesamowite. Staliśmy na skraju ogromnej przepaści. W skale, tworzącej jej krawędzi, wyrzeźbione były budynki. Był to piękny widok, nigdy nic takiego dotąd nie widziałam. Mężczyzna wyciągnął mnie z samochodu, wziął mnie na ręce. I podszedł do przepaści, przykucnął i zeskoczył w dół. Nie bałam się o siebie, wiedziałam, że nic mi się nie stanie, ale co robił ten szaleniec? Kiedy wylądował, zaczęłam zastanawiać się, czy czegoś nie przegapiłam. Spoglądałam na jego twarz, była ludzka, lekko zaróżowiona i ciepła. Słyszałam jego oddech, płynącą w jego żyłach krew i głośno bijące serce. Widziałam, że stara się unikać mojego wzroku, kiedy zbliżaliśmy się do zimie zrobiło mi się go nawet żal. Ale mężczyzna nie rozbił się o ziemie tylko z gracją wylądował. Spojrzał na mnie i szepnął:
- Taka piękna, co za potwór ci to zrobił.
Westchnął głośno i zaczął iść w kierunku ogromnych wrót wykutych w ścianie. Zastanawiałam się, kim jest ta istota? Nie pachniał jak człowiek, a jednak na pewno był żywy. Powoli poczułam, że odzyskuje częściowo władze nad sobą. Czułam się jakbym była spętana jakąś siłą. Wysiłek włożony w otwarcie ust, wydawał mi się strasznie karkołomnym czynem. Udało mi się wydobyć jęk z moich ust, sprawiało mi to ból, ale postarałam się zapytać:
- Kim jesteś?
Mężczyzna nie odpowiedział, zaklął tylko cicho pod nosem i zaczął biec w kierunku kamiennych wrót. Stanął przed niemi. Wiedziałam, że żaden człowiek, nie byłby w stanie ich otworzyć. Mężczyzna szepnął coś pod nosem, nagle drzwi zaczęły lśnić i delikatnie zaczęły się rozchylać. Mimo doskonałego słuchu nie rozumiałam co mówi. Mężczyzna nie czekał, aż całkowicie się otworzą. Przecisnął się przez nie, gdy tylko otwarły się na tyle, by mógł się w nich zmieścić. Znaleźliśmy się w jakiejś wielkiej jaskini, która przypominała ogromną salę. Była piękna, wyrzeźbiona w litym kamieniu. Mężczyzna przeszedł ją szybko. Dziwiło mnie, że biegł ze mną na rękach, a jednocześnie nie męczył się, jakby był wampirem. Czułam, jak powoli odzyskuje władze nad swoim ciałem, a co najważniejsze nad swoim darem. Nie miałam czasu dowiadywać się co się stało i kim jest mężczyzna. Musiałam, jak najszybciej jechać do Woltery, aby ocalić Marcela. Zaczęłam wysysać energie z mężczyzny. Najpierw delikatnie, a potem coraz mocniej. Jego energia nie była ludzka, nie była też wampirza, była taka delikatna i subtelna. Mężczyzna w końcu zatrzymał się. Wypuścił mnie z rąk. Już prawie wszystko wróciło. Odskoczyłam od niego. Widziałam, jak wije się w bólu, nie chciałam go skrzywdzić. Przestałam więc wysysać jego energie. Podeszłam do niego, leżał na ziemi i patrzył na mnie. W jego oczach nie było lęku, napiął mięśnie, jakby czekał na coś. Chciałam go zapytać o parę rzeczy, ale nie miałam czasu, Volturi nie należeli do zbyt cierpliwych. Odwróciłam się i chciałam odejść, gdy usłyszałam za sobą jego głos.
- No na co czekasz? Zabij mnie!
- Dlaczego miałabym cię zabijać? - Zapytałam.
Mężczyzna spojrzał na mnie nieco skonsternowany.
- No jak to ty jesteś wampirem?
Wiedział kim jestem, to niesamowite. Ale nadal nic nie rozumiałam.
- I co z tego? Jeśli chcesz umrzeć to poproś innego wampira o to, ja nie mam czasu.
Powiedziawszy to zaczęłam iść w stronę wrót, dostrzegłam, że zaczynają się zamykać. Rzuciłam się biegiem w ich kierunku, ale zanim znalazłam się przy nich zdążyły się zamknąć. Chciałam je pchnąć, ale stały nieugięte. Mimo mojej nadludzkiej siły, wrota nawet nie drgnęły.
- Cholera - zaklęłam cicho.
Wróciłam do mężczyzny, który powoli zaczął podnosić się z ziemi. Patrzył na mnie jakby zobaczył co najmniej ducha. Wnioskując z tego co wiedział, nie byłam pierwszym wampirem którego spotkał. Więc dlaczego patrzył na mnie, jak na dziwoląga?
- Pewnie nie powiesz mi jak otworzyć te wrota? – Zapytałam retorycznie. – Może powiesz mi chociaż, jak stąd wyjść?
- Nie! - Powiedział hardo.
- Naprawdę nie mam czasu, więc bardzo cię proszę nie denerwuj mnie.
- Jesteś jakaś inna, czy wiesz kim jestem?
- Nie obchodzi mnie kim jesteś! Muszę natychmiast jechać do Woltery, bo inaczej mój przyjaciel zginie! A ty stoisz mi na przeszkodzie.
- To słodkie – powiedziała z ironią. – Od kiedy wampiry przyjaźnią się między sobą?
- Marcel nie jest wampirem, on jest człowiekiem, z resztą nie mam czasu na wyjaśnienia. Albo mi powiesz jak się stąd wydostać, albo mnie bardzo rozłościsz.
- Nie boję się śmierci!
- Kurde co z tobą jest nie tak? Nie możesz zrozumieć, że nie chce cię zabić. Chce tylko stąd wyjść! – Powiedziałam poirytowana.
- Skoro nie chciałaś mnie zabić, to po co mnie zabrałaś z drogi?
- Wyglądałeś na chorego, chciałam cię zawieść do szpitala, ale widać powinnam cię przejechać. Nie musiałabym wtedy, tracić czasu i ryzykować życia mojego przyjaciela przez ciebie.
Mężczyzna spoglądał na mnie jakbym mówiła mu właśnie, że jestem kosmitką, a nie wampirem. Zresztą w moim przypadku to wszystko jest możliwe. W końcu mężczyzna ostrożnie wstał i podszedł do mnie. Wyciągnął rękę w moją stronę, cofnęłam się zapobiegawczo. Jednak on podszedł znowu, Znieruchomiałam. Swoją dłonią odgarnął moje włosy do tyłu, patrzył na mnie, jakby czegoś szukał. Po chwili znów się odezwał:
- Masz bliznę po ugryzieniu, a jednak jesteś, taka inna. Musi zobaczyć cię reszta.
- Jaka reszta?
Chwycił mnie za rękę i pociągnął za sobą. Biegł w ludzkim tempie, nie jakoś specjalnie szybko, ale po piętnastu minutach takiego biegu, jego oddech w ogóle się nie zmienił. Jego serce nie przyspieszyło, jakby nie sprawiało mu to żadnej trudności. Po chwili znaleźliśmy się przed kolejnymi drzwiami.
- Mówiłam ci, że nie mam czasu, chce stąd wyjść.
- Uspokój się, możesz wyjść tylko tędy!
Znów wypowiedział jakieś niezrozumiałe dla mnie słowa. Wrota rozbłysły i po chwili otwarły się. Za nimi była ogromna jaskinia, która wyglądała imponująco. Na samym środku stał okrągły stół i dwanaście krzeseł. Na ścianach wisiały ogromne lustra, dwa przy każdych z dwunastu ogromnych wrót. Sufit wydawał się być rzeźbioną kopułą. Cała komnata rozświetlona była światłami pochodni. Wyglądała przepięknie, przez myśl mi przemknęło, że ta sala jest urządzona w stylu Volturich. Urządzona ze smakiem, wielkim rozmachem i majestatem.
- Po co mnie tu przyprowadziłeś? I może w końcu powiesz mi kim jesteś?
- Mam na imię Joel, jestem łowcą.
- Łowcą czego?
Mężczyzna uśmiechnął się, po czym szepnął coś pod nosem. Nagle wszystkie wrota rozbłysły i zaczęły się otwierać. Cofnęłam się nieco zdezorientowana. Za nich wyłoniły się zakapturzone postacie, które nie zwracając na nas uwagi, zasiadły przy stole. Ich ruchy były takie zsynchronizowane. Jakby poruszali się w jednym tempie. Próbowałam zidentyfikować te postacie. Pachniały równie źle co Joel. Ale wyglądali jak ludzie. Nie wiedziałam co się dzieje i strasznie mnie to irytowało. Postacie ściągnęli kaptury i w końcu zauważyli naszą obecność. Usłyszałam ten dziwny szept i zauważyłam poruszenie wśród nich. Dopiero teraz się zorientowałam, że za pomocą tych dziwnych szeptów, oni porozumiewają się między sobą, pozostając dla mnie niezrozumiałymi. Wśród postaci było dziewięcioro mężczyzn i dwie kobiety. Jedno miejsce było puste, podejrzewałam, że należy ono do Joela. Wszyscy oni wyglądali dość młodo, jakby byli w jednym wieku. Wzrastała we mnie irytacja, szepty wypełniały moją głowę. W końcu nie wytrzymałam.
- Dość! – Krzyknęłam.
Ich oczy skierowały się w moją stronę.
- To próbuje wam właśnie wyjaśnić – powiedział Joel, uśmiechając się do mnie.
Wokół mnie znów zaczęły huczeć szepty. Moja irytacja sięgnęła zenitu. Przykucnęłam szykując się do skoku. Widziałam przerażenie w twarzy Joela, mimo to ugięłam kolana i skoczyłam na sam środek stołu. Postacie drgnęły niepewnie, zdziwione moim zachowaniem.
- Wiem, że mówicie o mnie. Nie mam pojęcia po co mnie tu sprowadziliście, ale informowałam już waszego kolegę, że nie mam na to czasu. Więc teraz z łaski swojej pokażcie mi wyjście, bo mam misje do wypełnienia.
- Musisz pilnie kogoś zabić wampirzyco? Zapytał jeden z mężczyzn przy stole.
Syknęłam ostrzegawczo i wtedy jeden z mężczyzn wstał i warknął głośno:
- Spokój!
Spojrzałam na niego zaciekawiona, widocznie był on przywódcą całej tej dziwacznej grupy. W końcu szepty, całkiem ucichły. Wszystkie oczy skierowały się na mnie. Joel podszedł do stołu i zajął ostatnie puste miejsce. Nie ładnie było stać na stole, ale skoro nie przewidzieli dla mnie miejsca, co mogłam zrobić. Postanowiłam usiąść na środku stołu. Skrzyżowałam nogi i usiadłam po turecku. Postacie patrzyły na mnie z zaciekawieniem. W końcu mężczyzna, który ich uspokoił, również usiadł i zaczął mówić do mnie:
- Jestem Samir, przywódca łowców.
- Jakich łowców? – Zapytałam niegrzecznie się wtrącając.
- Wampirzyco, czy nigdy nie słyszałaś o łowcach?
- Nie.
- To niebywałe – jęknął jeden z mężczyzn.
- Wiecie co, miło mi jest was poznać, ale naprawdę mi się spieszy. Zniszczyliście moje auto i przetrzymujecie mnie tu wbrew mojej woli. Więc powiedzcie mi, o co chodzi, bo każda sekunda mojego czasu jest na wagę życia.
- Ty mówisz o życiu, przecież jesteś martwa! Co możesz wiedzieć o życiu? – Wrzasnął mężczyzna, siedzący za moimi plecami.
- Uspokój się Raphaelu!
- Dlaczego? Powinniśmy ją zniszczyć, jest jedną z nich. To krwiopijcy!
Odwróciłam się w stronę mężczyzny. Posłałam mu mordercze spojrzenie. Mężczyzna wstał od stołu i podniósł rękę. Przyglądałam mu się uważnie. Nagle w jego dłoni pojawiła się kula ognia. Patrzyłam na to jak zaczarowana. Pierwszy raz w życiu widziałam coś takiego. Nagle mężczyzna rzucił tą kulą we mnie. Nie wiem dlaczego nie odskoczyłam, wyciągnęłam przed siebie rękę. Czułam się, jakby ktoś inny, sterował moim ciałem. Patrzyłam, jak kula zbliża się do mnie i nagle zatrzymała się przed moją dłonią. To było niebywałe uczucie, trzymałam w dłoni kule ognia i nie czułam bólu. Nie wiem czemu tak się działo, czułam energię tej kuli i nagle ją wchłonęłam. To było naprawdę dziwne. Ale jeszcze dziwniejsze było to, co czułam w sobie. Postacie wpatrywały się we mnie. Raphael natomiast nie zamierzał odpuścić, rzucił we mnie kolejne dwie kule ognia. Tym razem poderwałam się i odskoczyłam. Zanim zdążyłam cokolwiek pomyśleć, w mojej dłoni pojawiła się kula ognia. Patrzyłam jak mieni się w mojej dłoni, rzuciłam ją wprost stopy atakującego mnie mężczyzny. Wszyscy przyglądali się jak rozwinie się sytuacja.
- Dość! - Krzyknął Samir.
- To nie ja zaczęłam – powiedziałam pretensjonalnie.
- Tak wiem, czy możesz wrócić z powrotem na miejsce wampirzyco?
- Mam na imię Sylwia – odpowiedziałam zarozumiale.
- Jak? – Zapytał.
- Sylwia – powtórzyłam, podchodząc z powrotem do stołu.
Znów usłyszałam szepty wokół mnie. Samir musiał zauważyć moją irytacje, odchrząknął znacząco, po czym zwrócił się do mnie.
- Od jak dawna jesteś wampirem? – Zapytał łagodnie Joel.
- Od dziesięciu lat – odpowiedziałam, wskakując ponownie na stół.
- Kto cię zabił? – Pytał dalej.
- Wampir – odpowiedziałam zdawkowo.
- Czy zauważyłaś coś dziwnego, coś co odróżnia cię od twoich pobratyńców?
- Ja naprawdę nie mam czasu… - jęknęłam
- To bardzo ważne – nalegał Samir
- Ja… nie potrzebuje krwi, mogę ją pić, jest to nawet przyjemne… – po sali rozległy się znów szepty -…ale nie konieczne. Do tego moja przemiana trwała tylko jeden dzień, a nie trzy, jak zwykle. Po za tym, nie wydaje mi się czymkolwiek odbiegać, od swojej rasy.
- To ona - szepnął Samir.
- To nie możliwe - oburzył się Raphael! – Ona jest krwiopijcom!
- Czy ktoś mi może wyjaśnić, o co tu chodzi?
- Otóż moja droga Sylwio. Od tysięcy lat tropimy i zabijamy wampiry.
- Dlaczego?
- Bo to żądne krwi potwory, nieposiadające żadnych uczuć. Wasze istnienie, jest gwałtem na naturze – syknął jadowicie Raphael.
- To nie prawda! – Wrzasnęłam wściekle. – Nic o nas nie wiecie, my też potrafimy kochać!
- Ty potrafisz kochać Sylwio, ale ty jesteś wyjątkowa. Od tysięcy lat czekamy, na wybraną. Legendy mówią, że kiedy pojawi się wybrana, nasza misja dobiegnie końca. Ona położy kres całemu złu, zniszczy wszystkie wampiry.
- Oki, w takim razie czekajcie sobie na tą wybraną, ja nie mam czasu, muszę ratować przyjaciela!
- Ty jesteś wybraną Sylwio! – Szepnął Joel.
- To bzdura! - Syknęłam – ja jestem wampirem!
- Tak mówi legenda:

Oto pojawi się wśród was wybrana,
bardziej podobna do nich, lecz taka jak wy.
Posiądzie ona całą moc i położy kres waszym wrogom.
A jej imię brzmieć będzie po wieki - Silvana.

- Nie - Warknęłam gniewnie. - To nie ja! Mylicie się!
- Nie Sylwio - szepnął Joel – To prawda, zobacz sama.
Joel wyciągnął swoją dłoń w moim kierunku. Patrzyłam na niego ze zdziwieniem, on znowu odgarnął moje włosy, przyłożył swoją dłoń do mojej blizny po ukąszeniu. Blizna nagle zaczęła piec i boleć.
-Auuu to boli! – Jęknęłam głośno.
- Zaraz zobaczysz sama, wytrzymaj – szepnął troskliwie.
Po chwili ból ustał. Joel cofnął swoją dłoń i uśmiechnął się w pełni zadowolony. Wszystkie oczy zdradzały zdziwienie, a ja nadal nie wiedziałam, o co chodzi. Dotknęłam swojej szyi i poczułam dziwną wypukłość. Jednym susłem skoczyłam ku jednemu z ogromnych luster zawieruszonych na ścianie. Odchyliłam głowę i przejrzałam się swojej szyi. Zamiast błyszczącej blizny po ukąszeniu na mojej szyi widniało coś dziwnego. Był to jakiś dziwny znak, przedstawiał chyba górę nad którą wschodzi słońce. Wpatrywałam się w to z rozdziawioną buziom. Po chwili zauważyłam, że wygląda to jak znak Volturich, tylko, że do góry nogami i to dziwne słońce nad nim, wyglądało jakby naprawdę płonęło. Patrzyłam na to i nie wierzyłam w to co widzę.

***


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Pon 19:12, 28 Wrz 2009 Powrót do góry

to było interesujące... przyznam szczerze, że zwrot akcji zaskoczył mnie mile... co prawda nie wiem czy to dobrze... odejście od konwencji i dodanie nowych nieznanych bohaterów może zbyt dużo namieszać, ale sama symbolika jest ciekawa :)
masz coś co zrobiłam z przepowiedni, jak się spodoba to się cieszę :P

Oto pojawi się wśród was wybrana,
sami to sprawią na swą zgubę
trójca wystawi ją na próbę.
Zimna jak oni, lecz taka jak wy.
Posiądzie moc i spełni wasze sny.
Przez jednego ukochana, lecz nas wyczekiwana
A jej imię brzmieć będzie po wieki - Silvana.

pozdrawiam serdecznie
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
serenithy
Człowiek



Dołączył: 29 Maj 2009
Posty: 82
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Pon 19:26, 28 Wrz 2009 Powrót do góry

DZIĘKUJĘ KIRKE TO JEST NAPRAWDĘ LEPSZE OD MOJEGO KAWAŁKA ALE Z CZASEM ZOBACZYSZ ŻE TE SŁOWA NABIORĄ SENS, ZA DUŻO MUSIAŁABYM ZMIENIĆ WPROWADZAJĄC TEN TEKST ALE JEST BARDZO DOBRY JESTEŚ PRAWDZIWĄ ARTYSTKĄ! AJACZEK TA CZĘŚĆ ODPOWIE NA TWOJE WCZEŚNIEJSZE PYTANIE A JUŻ W NASTĘPNEJ CZĘŚCI... ALBO NIE BEZ SPOJLERÓW! MIŁEGO CZYTANIA!


***

Cała trzęsłam się ze zdenerwowania. To dlatego Kajusz i Aro mnie okłamywali przez te pięć lat. To dlatego chcieli nas rozdzielić! Musieli znać prawdę, to o tej przepowiedni wtedy mówili. Przywołałam ze wspomnień ten ostatni dzień w Wolterze. Jak co noc po odejściu Marka czułam przerażający ból. Siedziałam na swoim oknie, które było jedyną rzeczą łączącą mnie z rzeczywistością. Byłam na skraju obłędu. Postanowiłam, że nie wytrzymam już więcej tych smutnych oczu Marka. Chciałam mu wszystko wyjaśnić. Wyszłam z wierzy. Szłam za zapachem Marka, kiedy usłyszałam jego głos. Strasznie na kogoś krzyczał!
- Ona należy do mnie! Nigdy nie pozwolę wam jej skrzywdzić! – Krzyczał bardzo zdenerwowany.
- Ależ Marku, ona jest naszą zgubą. – Mówił Aro.
- Powinniśmy ją zniszczyć – inaczej ona zniszczy nas wszystkich – krzyczał Kajusz.
- Nie! –Ryknął gniewnie Marek i wyszedł z komnaty.
Ukryłam się w ciemnym korytarzu, aby Marek nie natknął się na mnie przypadkiem. Nie poszłam za nim, zostałam, mimo iż powinnam. Chciałam wiedzieć o czym rozmawiali, co sprawiło, że mój ukochany tak się zezłościł. I wtedy usłyszałam prawdę. Kajusz i Aro dalej ze sobą dyskutowali.
- Co mamy zrobić, on nas nie słucha, - mówił Kajusz.
- Nic nie możemy zrobić!
- A jeśli ona dowie się prawdy? Jeśli dowie się, że ją okłamywaliśmy tą bajką o Adonisie i Dalili?
- Ona go kocha, zrozumie, że robiliśmy to dla jego dobra. Jest idealna, poświęci siebie dla niego, za wszelką cenę. Może powinniśmy powiedzieć jej…, o przepowiedni.
- Nie – warknął Kasjusz. – To zbyt niebezpieczne, jeśli zda sobie sprawę ze swojej mocy, będziemy wobec niej bezbronni.
- Dlaczego to właśnie ją musiał wybrać Marek! Decyzja byłaby o wiele łatwiejsza, gdyby była naszym wrogiem. Gdyby Marek wybrał zwykłą…
- Marek sam jest niezwykły – westchną Aro.- Nie wyobrażam sobie go u boku innej kobiety, skrzywdziliśmy ich Kajuszu.
- Czy mieliśmy inny wybór?
- Nie wiem, oni są dla siebie stworzeni. Pamiętasz ten błysk w jego oczach, kiedy oznajmił nam, że się zakochał?
- Tak, naiwnie zapytałem, kto to? – Rozpamiętywał Aro.
- A on roześmiał się, powiedział, że nigdy nie uwierzymy.
- No tak, jego wybór był dość… nietypowy – śmiertelniczka. Pamiętam, jak ją przyprowadził, był taki szczęśliwy. Nigdy, nie widziałem go takiego wesołego, jego oczy błyszczały – mówił z zachwytem Aro. - Od razu wiedziałem, że jest idealna – westchnął Aro. - Ona kochała go, to było dziwne, jakby przesłonił jej cały świat.
- Tak miała coś w sobie – przyznał Kajusz.
- Odmieniła na zawsze Marka!
- Tak, on był całkiem inny.
- A teraz oni cierpią, i to dlaczego? W imię jakiejś głupiej przepowiedni, może nie powinniśmy ingerować? Ach przeklęty dzień, w którym zmusiłem Marka, aby ujawnił mi swoje myśli. Gdybym mógł cofnąć czas, posłuchałbym go, gdy mówił, że sam sobie z tym poradzi i że to jego sprawa. Ale ja chciałam wiedzieć, naciskałem. I dowiedziałem się, choć wolałbym nie wiedzieć. Patrzenie na nich było rozkoszą, ich szczęście udzielało się wszystkim, a teraz żyją, jak cienie, nie razem lecz obok siebie. Marek snuje się jak duch po zamku, nic go nie interesuje. A Sylwia, to piękne stworzenie, od miesięcy się nie poruszyła nawet, siedzi na tym oknie jak zaczarowana. I to wszystko nasza wina.
- To nasze zadanie, stać na straży naszego świata. Musimy bronić Marka za wszelką cenę, nawet za cenę jego szczęścia. Jeśli on przestanie istnieć, to my wszyscy zginiemy – usprawiedliwiał się Kasjusz.
- Może powinniśmy powiedzieć o wszystkim Markowi?
- On wie, w głębi serca zdaje sobie z tego sprawę, ale nigdy jej nie skrzywdzi. Poświęci wszystko dla niej – powiedział Kajusz. – Ale jej przeznaczenie jest jasne, jego nie da się oszukać. Kiedy się przebudzi, nastanie koniec naszego istnienia.
- Tak, jak mówi przepowiednia: śmierć pierwszego, zapoczątkuje ich koniec.
Pamiętam, jak się wtedy czułam. Weszłam do komnaty, cała dygotałam z gniewu, strachu i bólu. Aro i Kajusz patrzyli na mnie tak dziwnie, teraz wiem, że po prostu się bali. Zdołałam zadać tylko jedno pytanie:
- Czy to prawda?
Tamtego dnie odeszłam z Woltery. Przysięgłam, że nigdy tam nie wrócę. Myślałam, że w ten sposób wymknę się swojemu przeznaczenie. Gdybym wtedy wiedziała, że nie uciekam, tylko pcham się w jego łapska.

***

- Sylwio – zawołał Joel, wyrywając mnie z zamyślenia. – Jesteś wybraną!
- Nie! - Warknęłam gniewnie. – Mylicie się! Ja nie chce, nie mogę!
- Nie masz na to wpływu, to przeznaczenie – powiedział Samir.
- Wy nic nie rozumiecie, ja go kocham, nigdy go nie skrzywdzę. On jest częścią mnie, bez niego… nie mogę istnieć. On jest sensem…
Wszyscy przyglądali mi się. No tak nic nie rozumieli, nie wiedzieli pewnie o Volturich. Nie wiedzieli kim jest Marek i jaki on jest dla mnie ważny. Próbowałam im wytłumaczyć.
- Nie mogę ich zniszczyć, jestem jedną z nich. Oni są moją rodziną, moimi przyjaciółmi, mój ukochany jest wampirem. Nie wszystkie wampiry są złe. My mamy uczucia, potrafimy cierpieć. A teraz wypuście mnie stąd. Muszę uratować przyjaciela.
- Nikt cię tu nie trzyma, wampirzyco – powiedział jadowicie Raphael.
- Jesteś jedną z nas – powiedział Samir – nic tego nie zmieni, twoim przeznaczeniem jest…
- Dość! – Warknęłam gniewnie. - Nic mnie nie obchodzi jakieś przeznaczenie. Jestem wampirem! Jeśli nie macie mnie zamiaru zabić, to żegnam! Powiedziałam rozwścieczona i zaczęłam iść w stronę jednych z drzwi, co prawda nie miałam pomysłu, jak je otworzyć, ale nie chciałam już tego więcej słuchać! Kiedy podeszłam dość blisko wrót zaczęły one błyszczeć i powoli się rozchylać. Zaczęłam biec przed siebie. Nie miałam pojęcia, jak mam wyjąć z tej krypty, ale nie chciałam tam być, ani sekundy dłużej. Słyszałam za sobą kroki, to Joel próbował mnie dogonić, nie nadążał jednak, za moim wampirzym tempem. Wołał mnie, ale ja nie chciałam już słuchać tych bzdur o przepowiednie, przeznaczeniu i o zniszczeniu wampirów. Joel nie dawał za wygraną, wciąż krzyczał:
- Sylwio, poczekaj… błagam zatrzymaj się…
Nie miałam na to ochoty, ale nie umiałam się wydostać z tego labiryntu. Zatrzymałam się i czekałam, aż mnie dogoni.
- Wskaż mi wyjście – zażądałam.
- Dobrze jeśli pozwolisz mi ze sobą jechać.
- Nie! – Warknęłam gniewnie.
- Beze mnie nigdy się stąd nie wydostaniesz, te tunele mają setki kilometrów.
- Dla mnie to nie jest duża odległość! – Powiedziałam zuchwale.
- Możesz błądzić tu miesiącami, a podobno zależy ci na czasie? – Przemądrzał się łowca.
- Tylko do granicy – jęknęłam zrezygnowana.
- Świetnie, choć za mną, przy południowym wyjściem stoi moje auto. – Powiedział dumnie.
- Ta stara furgonetka? – Zaszydziłam.
- No co ty, furgonetka jest na wampiry, robicie dużo szkód!
W końcu doszliśmy do kolejnych wrót, za którymi w końcu pojawiło się wyjście. Przed wejściem do jaskini stało czarne porsche. Wychodząc z jaskini upewniłam się, że nie świeci słońce. Autko było naprawdę ładne, co prawda nie miało przyciemnianych szyb, które były podstawą dla kogoś takiego jak ja, ale zrobiło na mnie wrażenie.
- Ładne, gdzie kluczyki? – Zapytałam radośnie na myśl o tym, co można zrobić takim cudeńkiem.
- O nie ma mowy, ja prowadzę – powiedział Joel, podchodząc do auta.
Zdążyłam wyprzedzić go. Spojrzał na mnie, jakby chciał mi powiedzieć: i co szpanujesz wampirzyco.
- Albo ja prowadzę, albo nigdzie nie jedziesz – powiedziałam wsiadając na miejsce kierowcy.
Joel stał dość długo zastanawiając się nad decyzją. Zaczęło mnie to już irytować, w końcu zaczęłam trąbić zniecierpliwiona.
- No co jedziemy?
- Ci… zastanawiam się, przeszkadzasz mi! - Powiedział
Nie no tego było już za wiele. Co on sobie myślał? Już miałam wysiąść i zostawić go ze swoim autkiem, kiedy podał mi kluczyki, mówiąc:
- Jeśli go zarysujesz, to zapomnę, że jesteś wybraną!
Wybuchłam śmiechem, mówiąc:
- Już nie mogę się doczekać.
Ruszyłam z piskiem opon. Ostro dodawałam gazu, rozpędzając autko do niemal 300 km/h. Silnik wył pod maską. Wszystko rozmywało się po drodze, drzewa stawały się tylko ścianą zieleni. Joel siedział bardzo spięty, mnie natomiast bardzo to bawiło. No tak mógł nie wiedzieć, że moja spostrzegawczość i szybkość reakcji jest o sto razy lepsza od ludzkiej. Nie chciałam go zbytnio uświadamiać. Dość długo jechaliśmy w ciszy, w końcu po jakiś trzystu kilometrach Joel rozluźnił się.
- I co nie jest tak źle? – Zapytałam.
- Co? –Zapytał nieco roztargniony.
- O czym myślałeś?
- Wiesz, nigdy nie miałem okazji porozmawiać z wampirem, no wiesz…
- Nie, nie wiem, o co ci chodzi?
- Jak to jest być wampirem?
- Normalnie – odpowiedziałam z sarkazmem.
- No bo wy jesteście tacy silni, no i w ogóle.
- Jakie w ogóle? – Zapytałam poirytowana.
- Jesteście najpotężniejszymi, nie magicznymi stworzeniami. Macie siłę, szybkość, zwinność. Bardzo trudno was zranić, jesteście nieśmiertelni. Macie lepiej rozwinięte zmysły i w ogóle, to chyba fajnie być wampirem.
- Nie wiesz, jaką cenę musimy, za to płacić.
- No tak, oprócz tego jesteście krwiożerczymi potworami, które za nic mają żyjące istoty.
- To nie prawda! To nie nasza wiana, że pragniemy krwi, ty nie wiesz jak to jest. To nie jest zwykły głód. Nigdy nie będziesz w stanie tego zrozumieć, to tak jakby krew cię przyciągała. Bronisz się przed tym, ale ona krzyczy do ciebie. Pragnienie szarpie twoje ciało, zagłuszając wszystko wokoło! Tak jakby nic nie istniało, po za tobą i pragnieniem.
- Skąd tyle wiesz o tym, podobno ty nie pragniesz krwi?
- Do niedawna tak było, ale wtedy spotkałam swojego przyjaciela - Marcela. Tylko jego krew tak na mnie działa. Trudno mi przebywać z nim, ale on jest. Musisz go poznać, jest bardzo podobny do ciebie, tak samo odważny i pewny siebie. A przy tym tak, bardzo podobny do… - urwałam na chwilę. - Ja mam łatwiej pragnę tylko jednej krwi, a wyobraź sobie zwykłego wampira, którym szarpią tysiące pragnień.
- Nie próbuj ich usprawiedliwiać! – Powiedział gniewnie Joel. – To bezwzględni mordercy, nie powinni nigdy zaistnieć. Nie mają uczuć to potwory!
- Ja jestem jedną z nich – szepnęłam cicho. – Po za tym mylisz się, mamy uczucia. Potrafimy kochać i nienawidzić. Czujemy i to stokroć bardziej, niż ludzie. Umiesz wyobrazić sobie taki ból, albo tęsknotę? Może i jesteśmy wieczni, ale czas nie leczy naszych ran. Nigdy nie zapominamy, sen nie koi naszego bólu. Łzy nie przynoszą ulgi, bo nigdy nie płyną.
- Nie wiedziałem – szepnął Joel.
- A mimo to wydajesz o nas sądy i dokonujesz wyroków.
Przez chwile trwała niezręczna cisza. Widocznie moje słowa, musiały zapaść głęboko w jego duszy. Bo spojrzał na mnie i powiedział:
- Teraz rozumiem was lepiej, ale mimo to, nie wątpię w słuszność naszej misji. Gdyby wszystkie wampiry były takie jak ty, może moglibyśmy razem koegzystować.
- Nie jestem w niczym lepsza od innych. Też zabijałam ludzi. A może nawet jestem gorsza. Bo nie zabijałam z pragnienia, ale po to, by nie czuć się odmieńcem. Aby czuć przynależność do jakiegokolwiek gatunku. Nie zdajesz sobie sprawy, jakim brzemieniem jest być inną. Być jedyną w swoim rodzaju – to przekleństwo!
Znów zapadła cisza, nie miałam pojęcia, co on myśli. Pewnie uważa mnie za najgorszego potwora na świecie. Tym właśnie byłam, egoistycznym potworem! W końcu cisza zaczęła mi ciążyć. Postanowiłam wykorzystać jego obecność, aby dowiedzieć się czegoś pożytecznego. Nie bardzo wiedziałam od czego zacząć, więc rzuciłam po prostu:
- Wy też nie jesteście ludźmi.
- To nie prawda! – Uniósł się Joel. - Jesteśmy ludźmi. Jesteśmy żywi, nie tak, jak wy, chodzące trupy!
Nie mogłam mu zaprzeczyć. Tym właśnie byłam, mimo to zabolało mnie to, co powiedział. Nigdy nie zdawałam sobie z tego sprawy, że tak naprawdę od dziesięciu lat jestem martwa. Jakaś dziwna moc, nie pozwala mojej duszy, oddzielić się od ciała. Zawsze to wiedziałam, ale w jego ustach, zabrzmiało to, jak obelga. Spuściłam wzrok i poczułam dziwne ukłucie. Joel zmieszał się trochę i szepnął:
- Przepraszam…
- Nie szkodzi, to prawda, jestem martwa. Umarłam, nie raz, ale wiele razy.
Joel chciał załagodzić sytuacje. Czułam, że nie chciał mnie tak naprawdę obrazić. No cóż prawda boli, ja to wiedziałam doskonale. Joel próbował mnie przeprosić szepnął skruszony:
- Przepraszam, nie powinienem tak do ciebie mówić, przecież nie miałaś na to wpływu.
- Mylisz się…- szepnęłam cicho.
Joel spojrzał na mnie, w jego oczach malowało się zdziwienie.
- Jak to? – Zapytał zaszokowany.
- Kiedy poznałam Marka, opowiedział mi o wszystkim. Dał mi wybór, wiedziałam, jakie będą konsekwencje mojego wyboru. To była moja decyzja.
- Nie, nie rozumiem. Wiedziałaś, że staniesz się potworem i zgodziłaś się na to?
- Tak – szepnęłam.
- Dlaczego? – Wrzasnął na mnie.
- Zakochałam się – odpowiedziałam spokojnie. Nie żałuje swojej decyzji, mimo iż płacę tak wysoką cenę. Ten czas z nim spędzony… był tego wart.
Uśmiechnęłam się nieśmiało.
- Jak można kochać wampira, potwora który żywi się ludzką krwią?
- To łatwe, kiedy jest się, takim samym potworem.
- Nie chciałem cię urazić, ale nie umiem tego pojąć. Miłość jest czymś czystym, pięknym i…
- I co? Potwory takie, jak my nie mają do niej prawa? – Oburzyłam się.
- Tego nie powiedziałem. – Zaprotestował Joel.
- Ale pomyślałeś.
Dalszą część drogi, aż do zmroku jechaliśmy w milczeniu. Oboje nie mieliśmy ochoty dalej brnąć w tą dyskusję. Zastanawiałam się, co ja tak właściwie mam zrobić. Co przyniesie przyszłość? Jadę do Woltery, ratować jedynego przyjaciela jakiego mam. I co za ironia, muszę go uratować z rąk mojego ukochanego. A co jeśli będę musiała wybrać? Jeżeli ta podróż jest częścią przeznaczenia? Musiałam dowiedzieć się czegoś więcej, o tej przepowiedni. Więc nieśmiało zapytałam:
- Joelu, czy mogę cię o coś zapytać?
- Jasne, pytaj o co chcesz. – Odpowiedział, zachęcając mnie do rozmowy.
- Co wiesz o tej przepowiedni?
- Przepowiednia to słowa przekazywane z pokolenia na pokolenie. Od wielu tysięcy lat, tropimy i zabijamy wampiry. Jesteśmy antidotum, na skarżenie, które niosą. Legenda głosi, że jeden z krwiopijców zakochał się w śmiertelniczce, chciał ją przemienić, ale ona nie stała się wampirem - umarła. Matka dziewczyny była czymś w rodzaju wyroczni, chciała pomścić śmierć swojej córki. Odnalazła potwora w jego kryjówce, nie dała jednak rady pomścić córki. Potwór i jego pobratyńcy zabili ją, ta jednak, zanim wyzionęła ducha wyklęła, ich słowami:

Oto pojawi się wśród was wybrana,
bardziej podobna do nich, lecz taka jak wy.
Posiądzie ona całą moc i położy kres złu.
A jej imię brzmieć będzie po wieki.

Kiedy ludzie w mieście dowiedzieli się co się stało, poprzysięgli, że nie spoczną do póki nie zniszczą wszystkich wampirów. W tym celu wybrali z pośród siebie dwunastu. Byli to pierwsi łowcy, którzy zaczęli tropić i zabijać wampiry.
- A te kule ognia?
- To nasza broń przeciwko wampirom, tylko ogień trawi wasze ciała. Nie wiemy skąd w nas ta moc. Po prostu każdy łowca to potrafi.
- Tak w końcu to taka zwykła zdolność, czemu ja się w ogóle dziwię – syknęłam z ironią.
- Jasne, dla nas to normalne, tak jak dla was zabijanie!
Zahamowałam dość ostro. Zanim samochód całkowicie się zatrzymał wyskoczyłam z niego. Nie chciałam więcej tego słuchać. Może i nie byłam obiektywna, ale miałam dość tego wszystkiego. Byliśmy, jak ogień i woda, po prostu wykluczaliśmy się. Byliśmy wrogami i te wszystkie, narosłe przez wieki nieporozumienia, sprawiły, że nigdy nie będziemy w stanie się normalnie porozumieć. Zaczęłam biec przed siebie. Musiałam znaleźć jakieś auto, bo nie mogłam się zbytnio rzucać w oczy. Straciłam dość dużo czasu, nie wiedziałam czy nie jest za późno. Słyszałam za sobą, próbujący mnie dogonić samochód, zgubiłam go jednak, kiedy skręciłam do lasu. Jego słowa wciąż brzmiały mojej głowie: normalne, jak dla was zabijanie, potwory bez uczuć, chodzące trupy…

***


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez serenithy dnia Pon 19:28, 28 Wrz 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Pon 20:04, 28 Wrz 2009 Powrót do góry

hehe... następny twój plus, że nie trzeba długo czekać na kolejne części, ale ja dalej jestem za tym, żebyś zainwestowała w betę... dla mnie jest to naprawdę kłopotliwe... tym bardziej, że czytam szybko...

co do samej treści jak zwykle zastanawiająco... próbuje coś przewidzieć, ale nie mogę... ciągle zastanawiam się, co jeszcze wymyslisz.. :)

pozdr.
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Fanka Twilight
Nowonarodzony



Dołączył: 29 Mar 2009
Posty: 43
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 7:04, 29 Wrz 2009 Powrót do góry

Bardzo mnie zaciekawiłaś. Już nie mogę się doczekać następnej części. Błędów kilka jest, ale nawet z nimi czyta się dość płynnie. Po prostu w kilku miejscach dałaś za dużo przecinków i raz pomyliłaś się i zamiast napisać w I osobie napisałaś w III. Ach ten Marek...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
ajaczek
Zły wampir



Dołączył: 05 Lut 2009
Posty: 477
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Wto 10:27, 29 Wrz 2009 Powrót do góry

Rozdział jak zwykle świetny!!! Znowu mnie zaskoczyłaś! Sądziłam że teraz Sylwia pojedzie do Voltery i dam rozegra się główna akcja tego rozdziału a tu totalne zaskoczenie - zaserwowałaś nam znowu totalnie zaskakujący zwrot akcji, stworzyłaś nowe postacie, nowe legendy i wpasowałaś w swój ff. Ty to masz fantazję :)
Piszesz długie rozdziały, które zawierają oryginalne pomysły, zaskakujące zwroty akcji a fabuła hipnotyzuje, czaruje i przenosi w świat twoich bohaterów dodatkowo bardzo szybko jej dodajesz, czego sobie więcej życzyć? Abyś pisała, pisała i pisała i cągle nas zaskakiwała :)
Pozdrawiam
ajaczek
p/s
Teraz rzeczywiście sprawa się trochę rozjaśniła z tą jej ucieczką :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
trueblood
Nowonarodzony



Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 15
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 12:32, 29 Wrz 2009 Powrót do góry

Ja też jestem zachwycona! dwa fragmenty w jeden dzień jesteś po prostu niesamowita! ten rozdział był naprawdę dobry, mam tyle niewiadomych w głowie, w sumie z tego miejsca akcja może potoczyć się w każdą stronę, chociaż mam cichą nadzieję że już nie długo Marek wróci do fabuły, strasznie polubiłam jego postać! ach to taki ideał faceta, takiego prawdziwego faceta, nie jest taki lukrowany jak Edward który o wszystko się troszczy, a odpowiadając na twoje pytanie serenity, tak tęsknie za nim! aż mnie korci, nie mogę się doczekać co będzie dalej najbardziej nurtuje mnie co będzie z Marcelem? no bo Volturi raczej dobrowolnie go nie wypuszczą i co się wtedy stanie. czy Sylwia stanie pomiędzy markiem a Marcelem i kogo wybierze? nie sądzę, żeby uciekła to raczej nie byłoby w jej stylu i ta nowa moc, o co z tym chodzi, czyżby Sylwia nie do końca była wampirem? tyle pytań, tyle pytań, a odpowiedzi masz tylko ty. no nic pozostaje mi liczyć, że następna cześć pojawi się równie szybko co poprzednie! życzę dużo weny i czekam!!! z niecierpliwością!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez trueblood dnia Wto 12:37, 29 Wrz 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
serenithy
Człowiek



Dołączył: 29 Maj 2009
Posty: 82
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Wto 16:29, 29 Wrz 2009 Powrót do góry

DZIĘKUJE ŻE WCIĄŻ CZYTACIE MOJE OPOWIADANIE, WIEM ŻE SERWOWAŁAM WAM OSTATNIO SAME KŁOPOTY I KOMPLIKACJE WIĘC MOŻE CZAS NA CHWILĘ WYTCHNIENIA? ZAPRASZAM DO CZYTANIA I KOMENTOWANIA!

***

Do Woltery dotarłam o poranku. Nie mogę powiedzieć, że przemknęłam przez miasto niezauważalnie. Spodziewano się mojego przyjazdu. Zauważyłam swoje towarzystwo, kiedy tylko przekroczyłam granice Włoch. Nie próbowałam jakoś specjalnie ich zgubić wiedziałam, że to nie ma sensu, skoro oni i tak wiedzą dokąd jadę. Kiedy minęłam bramę miasta, wróciły do mnie wszystkie wspomnienia. Przypomniały mi się godziny spędzone na oknie wieży w pałacu Volturich. W tym mieście czas płynął całkiem inaczej. Mimo iż, nie było mnie tu pięć lat, nic się nie zmieniło. Te same uliczki, te same zapachy i wampiry czające się w cieniu. Musiałam przyznać, tęskniłam za tym. Oczy zapiekły mnie, kiedy zobaczyłam zamek, w którym spędziłam swoje pierwsze wampirze lata. Poczułam dziwne ukłucie, kiedy pomyślałam, że już niedługo zobaczę Marka. Czy zmienił się przez te lata? Oczywiście że nie, wampiry się nie zmieniają! Jak zareaguje na mój widok? Czy zabije mnie, za to co zrobiłam? Zdawałam sobie sprawę, że Volturi nie ściągali mnie do Woltery w celach towarzyskich. W najlepszym razie, znów zamkną mnie w zamku. A co z Markiem? Czy on nadal czuje do mnie to co ja do niego? W mojej głowie rodziło się tysiące nowych pytań, na które nie znałam odpowiedzi. Najważniejsze jednak dla mnie, było uratowanie Marcela. To po to tu przyjechałam – próbowałam sobie wmówić. Oszukiwałam się, myśląc, że robię to ze szlachetnych pobudek. Prawda była taka, że kiedy poczułam zapach Marka, w tamtym hotelu, nie umiałam już wytrzymać dłużej bez niego. Nie jestem nikim szlachetnym. Jestem głupią egoistką, która nie potrafi się poświęcić i zabije tym swojego ukochanego. Wzięłam głęboki wdech, kiedy parkowałam przed zamkiem Volturich. Zatrzymałam się w cieniu, przed głównym wejściem. Nie byłam zdolna do tego, aby wysiąść odrazu z auta. Siedziałam zamrożona w nim, nie wiem jak długo to trwało. Martwo wpatrywałam się w wejście, kiedy nagle coś dostrzegłam. Stał tam, nonszalancko oparty o drzwi wejściowe. Mój osobisty ideał, niemal bóg. Wiatr mierzwił jego idealne włosy, taki sam, jak go zapamiętałam. Otwarłam drzwi samochodu, wysiadłam i zaczęłam iść w jego stronę. Nie poruszył się ani o milimetr, bałam się jak zareaguje. Byłam gotowa na wszystko, cokolwiek zrobi, będzie to najlepsze wyjście. Nawet jeśli zadecyduje, że mam umrzeć, będę szczęśliwa. Moje serce było martwe, ale kiedy zbliżałam się do niego, czułam niemal, jakby znowu zaczynało bić. Ta chwila była cudowna, chciałabym zatrzymać czas, aby mogła trwać wiecznie, tylko taka wieczność miała dla mnie sens. Każdy krok, przybliżał mnie do niego, jego zapach upajał moje zmysły i przynosił na myśl te wszystkie chwile, które spędziłam w jego ramionach. Wiedziałam, że nie mogę mieć zbyt wielkich oczekiwań, w końcu swoim odejściem bardzo go zraniłam. Podeszłam, stanęłam jakiś metr przed nim czułam, że głos utknął mi w gardle. Włożyłam wiele wysiłku w to, aby ochrypłym głosem powiedzieć:
- Witaj.
Marek powoli podniósł głowę i spojrzał na mnie. Jego oczy były czarne, jak smoła, a cienie pod oczyma ogromne jak nigdy dotąd, wydawały się być martwe, przeraził mnie ten widok. Poczułam ogromny ból, widząc go w takim stanie. Podeszłam do niego, nie myślałam nad tym co robię. Podniosłam rękę ku jego twarzy. Kiedy go dotknęłam, poczułam jakby przeszył mnie cały ból, który skrywały jego oczy. Byłam przerażona, jak wampir może doprowadzić się do takiego stanu?
- Marku, co się stało? – Szepnęłam z troską.
Uśmiechnął się delikatnie, chwycił moją dłoń i pocałował. Oczy zaczęły mnie piec, nie zdawałam sobie sprawy, że moje odejście tak na niego wpłynie. Myślałam, że to ja będę cierpieć najmocniej. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że mogę się mylić. Skóra Marka była niemal przezroczysta wyglądała na bardzo kruchą. Musiałam to przyznać, Marek wyglądał okropnie, mimo to, stojąc tak blisko niego, czułam się jak w niebie. On tylko patrzył na mnie, jakby widział mnie pierwszy raz.
- Marku co ty zrobiłeś? – Zapytałam niemal wpadając w obłęd.
Ale on nic nie odpowiadał, tylko patrzył na mnie. Bałam się, że postradał zmysły, wiedziałam czego mu potrzeba - krwi!
- Marku, choć zabiorę cię na polowanie, musisz odzyskać to, co przeze mnie straciłeś.
Chciałam pociągnąć go w stronę samochodu, ale on stał niczym posąg. Podniósł rękę do mojej twarzy i dotknął jej delikatnie, jakby była niezwykle krucha. Jego dłoń zadrżała, kiedy mnie dotknął, dla mnie było to najrozkoszniejsze uczucie. Uśmiechnęłam się i chciałam wtulić twarz w jego dłoń, ale on ją cofnął, jakby się czegoś wystraszył.
- Choć czekają na nas – szepnął, odwracając się w stronę wejścia.
Jego głos był taki cudowny. Sprawił, że pożądanie jakie poczułam było tak ogromne, że wywoływało niemal ból.
- Nie! – Powiedziałam stanowczo.
Marek odwrócił się w moją stronę, zmarszczył brwi i spojrzał na mnie pytająco.
- Najpierw polowanie, potem reszta – zarządziłam.
Myślałam, że wybuchnie gniewem, ale on uśmiechnął się tylko tajemniczo, po czy zapytał:
- Czy jeśli udamy się na polowanie, obiecasz mi, że zostaniesz w Wolterze?
Zdziwiło mnie to pytanie. Dlaczego miałam obiecać, że zostaną? Mógł mnie do tego zmusić. Przecież po to mnie sprowadził, żebym została. Co miały oznaczać te słowa? Nie miałam czasu się zastanawiać, Marek wyglądał na potwornie głodnego. Co prawda nie miałam pojęcia jak się czuł, ale każde jego zmartwienie, czy ból, były dla mnie udręką. Dlatego bez dłuższego zastanowienia odpowiedziałam:
- Tak.
Marek uśmiechnął się łobuzersko, jakbym obiecała mu najpiękniejszy na świecie prezent. Chwycił mnie za rękę i nie zważając na nic, zaczął biec przed siebie.

***

Czułam się szczęśliwa, widząc jak oczy Marka zmieniają się z czarnych na rubinowe. Patrzyłam na niego z zachwytem. Wydawał się taki beztroski, jakby nic się nie zmieniło, jakby nie minęły lata od naszego ostatniego polowania, ale zaledwie godziny. Powinnam czuć wyrzuty sumienia, widząc jak Marek wysysa krew z młodej dziewczyny, ale nie czułam. Sprawiało mi rozkosz, patrzenie na mojego ukochanego, wysysającego życie z jej ciała. W jego oczach znów pojawia się błysk. To co mówił Joel, było prawdą, jestem potworem. Nie pomyślałam ani przez chwile, co będą czuć bliscy tej dziewczyny, rozkoszowałam się widokiem jej śmierci. Jej krew sprawiała, że mój ukochany nabierał sił i tylko to się liczyło. Kiedy skończył, uśmiechnął się do mnie. Oddałabym tysiąc żyć, za to, aby ujrzeć taki uśmiech. Marek podszedł do mnie, chwycił mnie za ręce i przyciągnął do swojego boskiego ciała. Umarłam i jestem w niebie – pomyślałam. Jaka byłam naiwna, myśląc, że mogę żyć bez niego. Tak dawno nie czułam się tak, jak teraz. Marek odsunął mnie od siebie, pocałował w czoło i szepnął:
- Dziękuję, że wróciłaś.
Nagle jego ciało przeszył jakiś dziwny dreszcz. Odsunął się ode mnie i szepnął:
- Przepraszam.
Nie wiedziałam o co mu chodzi, nie zrobił nic, za co musiałby przepraszać. Brakowało mi go tak bardzo, ale on widocznie nigdy nie przebaczy mi zdrady, jakiej się dopuściłam. Zachowywał się tak dziwnie. Cały czas był taki ostrożny, zdystansowany. W sumie nie mogłam mu się dziwić, zasłużyłam sobie na takie traktowanie. Czego się spodziewałaś, że wrócisz i będzie tak jak dawniej, jakby nic się nie stało – pytałam samą siebie.
- Powinniśmy wrócić, wszyscy czekają na nas - powiedział, wyrywając mnie z zamyślenia.
- Dobrze – odpowiedziałam.
Jego chłód ranił mnie, ale w pełni na niego zasłużyłam. Wróciliśmy do zamku, znów ożyły wspomnienia. Marek całą drogę powrotną milczał. Nie patrzył na mnie, wręcz starał się uniknąć mojego wzroku. Chciałam zapytać co robił przez te pięć lat, ale nie miałam odwagi. Weszliśmy do windy, mijając po drodze Aleca i Jean, którzy w ogóle mnie nie poznali. No tak, Volturi kazali zmienić pamięć wszystkich wampirów tak, aby nikt nie pamiętał, kim jestem. Nikt nie pamiętał historii z przed dekady. Tak miało być lepiej. Nigdy nie kwestionowałam decyzji triady, wiedziałam, że wszystko to robią dla dobra Marka. Zatrzymaliśmy się przed wejściem do głównej sali, Marek uśmiechnął się i zapytał:
- Gotowa?
Tak samo, jak kiedy pierwszy raz mnie o to zapytał, tak i teraz nie byłam na gotowa na to co ma się stać. Wiedziałam jednak, że to konieczne, tak jak było wtedy. Co by się stało gdybym wtedy się zawahała? Nie miałabym tych cudownych wspomnień, które zawdzięczałam swojej decyzji. Wzięłam głęboki wdech i szepnęłam:
- Jak zawsze nie, ale chodźmy.
Marek otwarł drzwi. A ja przygotowałam się na spotkanie ze swoim przeznaczeniem. Na końcu sali, w tym samym miejscu co zawsze, stały trzy fotele. Na dwóch skrajnych siedzieli Aro i Kajusz. Środkowy był zakurzony, jakby nie był dawno używany. Spojrzałam pytająco na Marka, ale on tylko uśmiechnął się niewinnie, podając mi swoje ramię, zaczął iść w stronę braci. Czułam się tak samo, jak pierwszego dnia. Niepewność, strach te same uczucia, tylko że teraz sytuacja była całkiem inna. Kiedy Aro zobaczył, jak podaje rękę Markowi poderwał się i podszedł do nas, obejmując nas oboje szepnął:
- Jak dobrze was widzieć razem.
Kajusz stał z boku, jak zwykle trzymał się na dystans.
- Miło być znowu w domu – powiedziałam bez zastanowienia.
Marek odsunął się ode mnie, wyrywając się z objęć Aro, podszedł do Kajusza. Aro nadal mnie ściskał, było to nieco krępujące. Po tym wszystkim co zrobiłam, tak cieszy się na mój widok. W końcu uwolnił mnie ze swoich żelaznych objęć, nie przestając się uśmiechać spojrzał na swoich braci. Sytuacja była niezwykła, bo to właśnie Aro najbardziej cieszył się z mojego powrotu. W końcu odważyłam się odezwać.
- Witaj Kajuszu, wiem że…- zaczęłam mówić.
Kajusz podszedł do mnie w mgnieniu oka, przytulając mnie równie mocno co Aro, szepnął mi do ucha:
- Cieszę się, że wróciłaś.
Nie tego oczekiwałam. Myślałam, że jak tylko tu wejdę, zostanę rozszarpana na kawałki, a oni witają mnie jak swoją siostrę. Byłam zdezorientowana. Całkowicie zapomniałam, po co tu przybyłam. Marek wydawał się najbardziej obojętny z nich. Starał się na mnie nie patrzeć i trzymał się z daleka ode mnie. Nie dziwiłam się mu, po tym wszystkim co mu zrobiłam, to i tak zachowywał się nienagannie.
- Miło mi was widzieć – odpowiedziałam grzecznie.
Marek nagle ożywił się, spojrzał gniewnie na swoich braci, którzy bezsensownie zachwycali się moim powrotem. Jego twarz wyrażała jakieś niezrozumiałe dla mnie uczucia: złość, ból i coś jeszcze. W końcu odezwał się, mówiąc zimnym i wyrachowanym tonem.
- Aro, Kajuszu, Sylwia wróciła tu w określonym celu.
Czułam przechodzący przez moje ciało dreszcz. Głos, który słyszałam, nie należał do mojego Marka, ale do jakiegoś wyrachowanego wampira. Patrzyłam na niego, jak na kogoś obcego. Mimo wszystko, każdy kawałek mojego ciała pożądał go, to był prawdziwy powód mojego powrotu. Kajusz i Aro spuścili wzrok, niczym dzieci przyłapane na kradzieży cukierków. Marek podszedł do mnie, trzymał się jednak na dystans, przemówił znów tym zimnym tonem:
- Sylwio, chce żebyś wiedziała, że nic o tym nie wiedziałam. Aro i Kajusz zrobili to bez mojej wiedzy.
Spojrzałam na niego i nie wiedziałam, o czym mówi. Dopiero kiedy Aro wtrącił się w słowo Markowi, zrozumiałam o co chodzi.
- To było konieczne Marku, baliśmy się o ciebie – powiedział skruszony Aro. – Sylwio od kiedy odeszłaś, Marek przestał polować, zamknął się w wieży i…
- Zachowywał się całkiem irracjonalnie, tak jak ty, kiedy… – szepnął Kajusz.
Spojrzałam na Marka. Byłam samolubna i egoistyczna, myśląc, że lepiej będzie odejść. Tak naprawdę, nikomu nie wyszło to na dobre. Marek cały czas trząsł się ze złości, w końcu nie wytrzymał i wrzasnął:
- Dość! To nie powód, żeby porywać jej…- głos mu się załamał, jakby słowo które miał wypowiedzieć go dusiło.
- Marcel – szepnęłam, orientując się o czym mówią.
- Nie bój się, nic mu nie jest. Jest tu możesz go zobaczyć, kiedy tylko zechcesz. Przepraszam cię za zachowanie moich braci, żaden powód ich nie usprawiedliwia – powiedział srogo Marek, posyłając braciom mordercze spojrzenie.
Przez chwile nie wiedziałam co powiedzieć. W końcu nabrałam powietrza w płuca, podchodząc do Kajusza i Aro zaczęłam mówić:
- Kochani, dziękuje wam za wszystko.
Obydwoje podnieśli głowy i spojrzeli na mnie zdziwieni. Jeszcze większe zdziwienie rysowało się na twarzy Marka, ja natomiast kontynuowałam:
- Dziękuje wam, że zaopiekowaliście się Markiem, kiedy ja…, kiedy ja go zawiodłam. Wiem, jaki uparty potrafi być i doceniam to, że nie przebieraliście w środkach, aby mnie tu sprowadzić. Co do ciebie natomiast – zwróciłam się do Marka – jesteś głupim, upartym i niemądrym wampirem.
Aro i Kajusz wybuchli śmiechem, słysząc jak wpadam w złość. Tylko mina Marka była nieodgadniona. Czułam wzbierającą we mnie wściekłość. Nawet nie zauważyłam, kiedy podeszłam do niego.
- Co ty sobie myślałeś?! Głodzić się, dla kogoś takiego, jak ja? Nie warto! Nie wiesz jak bardzo bolało mnie to, że musiałam odejść, ale gdybym wiedziała, co się z tobą stanie, jak odejdę…
- To co? – Zapytał odwracając się ode mnie.
Nawet nie zorientowałam się, kiedy Aro i Kajusz wyszli. Byłam im wdzięczna za to, miałam wiele do wyjaśniania.
- Marku rozumiem, jesteś na mnie wściekły, nienawidzisz mnie, ale to nie powód żeby zadawać sobie przeze mnie ból. Czy ty postradałeś zmysły?
- Tak! Nie wiedziałaś o tym? To wszystko przez ciebie! Sylwio ja niczego od ciebie nie wymagam. Rozumiem, że z jakiegoś powodu przestałaś mnie kochać. Nie możesz jednak wymagać ode mnie, żebym ja, przestał kochać ciebie. To tak jakbyś rozkazała, żebym przestał być wampirem. Z resztą to nie ważne, możesz zabrać swojego człowieka i odejść w każdej chwili. Nigdy nie byłaś więźniem, nic cię tu nie trzyma.
- Jak możesz tak mówić? – Powiedziałam płaczliwie.
- Sylwio! To co do ciebie czuje, nigdy się nie zmieni, nic na to nie poradzę.
- Ty nic nie rozumiesz!
- Więc wyjaśnij mi! – Wrzasnął na mnie.
- Marku, to co ja do ciebie czuje, też nigdy się nie zmieniło, z czasem stało się jeszcze mocniejsze. - Marek patrzył na mnie ze zdziwieniem. Jakbym mówiła w niezrozumiałym dla niego języku. - Jestem niebezpieczna, nie chciałam cie skrzywdzić, dlatego odeszłam. Przez cały ten czas, nawet przez sekundę nie przestałam o tobie myśleć i tęsknić. To co zrobiłam było głupie! Myślałam, że dam radę żyć bez ciebie, co za idiotka ze mnie. Chciałam odejść, aby nie móc cię nigdy już skrzywdzić. Nie wiedziałam, że bardziej może cię zranić moje odejście, niż ja sama. Wiem, że teraz jest już za późno, ale chcę cię bardzo przeprosić.
Marek stał tyłem do mnie, cały się trząsł. Rozumiałam jego złość, w końcu zachowałam się niewybaczalnie. Odwróciłam się i chciałam wyjść. Nie wiedziałam, co mam z sobą zrobić, chciałam zapaść się pod ziemię.
- Nigdy nie byłaś dla mnie zagrożeniem – szepnął cicho Marek.
- Marku, ty nie wiesz o mnie wszystkiego – powiedziałam, obracając się w jego stronę.
- Wiem więcej, niż ktokolwiek inny.
Stałam niczym posąg. Jego słowa przygniatały mnie, nie pozwalając mi się poruszyć. A on dalej mówił:
- Wiedziałem, że jesteś inna. Jako człowiek oddziaływałaś na mnie, tak silnie. Na początku myślałem, że będziesz bardzo utalentowanym wampirem. Ale po twojej przemianie, kiedy wyznałaś mi, że nie czujesz pragnienia, byłem już pewien. Dlatego prosiłem, abyś nie mówiła o tym nikomu. Bałem się, że Aro i Kajusz będą chcieli cię zniszczyć, a wtedy ja musiałbym… Ale oni pokochali cię, jak siostrę. Czyż mógłbym być bardziej szczęśliwy?
- Wiedziałeś od początku? I mimo to ryzykowałeś?
Marek odwrócił się w moją stronę i uśmiechnął się. Chciał podejść do mnie, ale zdążyłam odskoczyć. Poczułam ból w oczach. Marek nie dawał za wygraną, doskoczył do mnie i przycisnął mnie swoim ciałem do ściany. Spuściłam wzrok, to było ponad moje siły. On chwycił mój podbródek i zmusił mnie, abym popatrzyła na niego. Jego oczy płonęły dziwnym płomieniem, czułam się tak dobrze, kiedy był przy mnie.
- Kochasz mnie? – Zapytał.
- To nie ma znaczenia Marku, nie możemy być razem, ja mogę cię skrzywdzić, nawet niechcący.
- Kochasz mnie? – Zapytał ponownie.
- Czy ty mnie słuchasz w ogóle?! Wiele się zmieniło od naszego rozstania, ja jestem inna. Nie zasługuje na kogoś takiego, jak ty.
Marek potrząsnął głową, wciąż patrzył w moje oczy i zapytał po raz trzeci:
- Kochasz mnie?
- Tak – szepnęłam cicho.
Marek pochylił się nade mną. Jego usta dotknęły moich. Poczułam niewyobrażalną rozkosz. Jego miękkie, aksamitne ust, namiętnie i łapczywie całowały moje. Nawet jeśli powinnam się obronić, to nie potrafiłam. Od dekady nie czułam się tak wspaniale. Wróciły wszystkie wspomnienia, tych nocy, dni i poranków, które spędziłam w jego ramionach. Byłam całkowicie bezbronna, wobec tego co się działo. Całkowicie straciłam kontrole nad swoim ciałem. Myślałam tylko o tym, by być bliżej niego. Nie zwróciłam nawet uwagi, kiedy Marek chwycił mnie na ręce i zaniósł do jakieś komnaty. Nic nie było ważne! Byłam w jego ramionach, czułam jego dotyk, jak przenika przez moją skórę. Każda jego pieszczota doprowadzała mnie do obłędu. Myślałam, że już nigdy nie będzie dane mi, zaznać takich rozkoszy. Bez względu na to, jak wysoką cenę przyjdzie mi zapłacić, za te chwile szczęścia, byłam gotowa zapłacić. Wciąż czułam niedosyt, wciąż chciałam go więcej. Nie liczyłam czasu, kiedy byłam przy nim. Każda sekunda rozkoszy, była na wagę złota. Kochaliśmy się bez opamiętania. Czułam z każdym dotykiem pragnienie Marka. Każdy jego gest przesycony był miłością i pożądaniem. Wszystko było jak dawniej, zniknął też ten dziwny dystans między nami. Marek był taki jak dawniej stanowczy, namiętny i czuły. Doskonale pamiętał jak doprowadzić mnie na skraj obłędu. Wszystko było tak jak dawniej. Byłam w niebie.

***


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez serenithy dnia Wto 16:33, 29 Wrz 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
ajaczek
Zły wampir



Dołączył: 05 Lut 2009
Posty: 477
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Wto 17:00, 29 Wrz 2009 Powrót do góry

Ja też jestem w niebie jak czytam twoje rozdziały!!!! Twój ff jest fenomenalny!!! Uwielbiam twój styl, który świetnie opisuje wszystko a w szczególności emocje a ich jest tu dostatek! Świetnie przedstawiasz związek MArka z Sylwią (i mam nadzieję że nie pozwolisz ich rozdzielić?!). Mam także nadzieję że nie skrzywdzisz Marcela? Mogłabym tak godzinami wychwalać twój ff...
Chcę więcej i więcej! To chyba nazywa się uzależnienie?!
pozdrawiam
ajaczek


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ajaczek dnia Wto 17:01, 29 Wrz 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
serenithy
Człowiek



Dołączył: 29 Maj 2009
Posty: 82
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Wto 17:55, 29 Wrz 2009 Powrót do góry

NAPRAWDĘ MIŁO MI TO SŁYSZEĆ AJACZKU, MUSZE NA KILKA DNI ZNIKNĄĆ BARDZIEJ PRZYZIEMNE RZECZY WZYWAJĄ, ALE SPOKOJNIE OBIECUJE ŻE WRÓCĘ ZA TYDZIEŃ Z NOWYMI ROZDZIAŁAMI, A OTO MÓJ PREZENT POŻEGNALNY! ŻYCZĘ MIŁEJ LEKTURY I JAK ZWYKLE CZEKAM NA WASZE OPINIE! PS. SPECJALNE PODZIĘKOWANIA DLA KIRKE - JESTEŚ NIESAMOWITA DZIĘKUJĘ Z CAŁEGO SERCA!!!

***

- Co teraz Marku? – Zapytałam, kiedy na moment uwolnił moje usta.
- Teraz będziemy razem, na zawsze, już nigdy nie pozwolę ci odejść – odpowiedział dumnie, znów mnie całując.
- Marku ale ja…
- Co kochanie? – Zapytał troskliwie.
- Boję się…
- Przy mnie nie musisz się niczego bać. Ja cię obronię.
- A kto obroni cię przede mną?
Marek spojrzał na mnie i wybuchnął śmiechem. Nie rozumiałam, o co mu chodzi. Podniosłam się z łóżka na którym leżałam. Chciałam się ubrać, ale moje ubrania nie nadawały się do chodzenia. Popatrzyłam z wyrzutem na Marka.
- Moje ubrania też nie nadają się już do niczego - powiedział Marek, spoglądając na ich resztki porozrzucane po pokoju. – Poczekaj chwile kochanie, zaraz przyniosę ci coś odpowiedniego.
Podszedł do ogromnej szafy, ubrał się w mgnieniu oka i wyszedł z komnaty. Zostałam sama. Podeszłam do okna. Słońce było wysoko na niebie i świeciło bardzo mocno. Po ulicach przemykali rozweseleni ludzie. Dzieci kąpały się w fontannach. Dziwne, jakby cały świat cieszył się moim szczęściem. Ptaki śpiewały tak radośnie, wszystko wydawało mi się bardziej kolorowe. I wtedy przypomniałam sobie, coś bardzo ważnego. Jak mogło mi to wylecieć z głowy. Kiedy Marek wrócił z naręczem sukienek, chwyciłam pierwszą z brzegu i ubrałam się szybko. Marek spojrzał na mnie niezadowoloną miną.
- Co? – Zapytałam zdezorientowana.
- Myślałem, że jak przyniosę ci kilka sukienek, nie będziesz mogła się zdecydować i będę mógł dłużej zachwycać się twoim pięknym ciałem.
Pokiwałam tylko głową z dezaprobatom. Tak łatwo było przy nim zapomnieć o reszcie świata. Ale przecież miałam uratować Marcela, musiałam o tym pamiętać. Wiedziałam, że Marek wpadnie w złość, słysząc moją prośbę. Musiałam jak najszybciej się z nim zobaczyć, sprawdzić, czy nic mu nie jest. Zebrałam się na odwagę i zapytałam nieśmiało:
- Czy mogłabym się zobaczyć z Marcelem?
Mina Marka spoważniała. Rzucił resztę sukienek na łóżku i chwytając mnie za rękę, pociągnął mnie za sobą. Przemykaliśmy korytarzami pałacu Volturich, aż dotarliśmy do celu. Staliśmy przed drzwiami, nie były to jednak zwykłe drzwi, to za nimi spędziłam pięć pierwszych lat swojego wampirzego życia. Marek zatrzymał się, spojrzał na mnie i zaczął mówić szeptem:
- Nie ważne, co cię z nim łączyło i co się wydarzyło. Chce wiedzieć tylko, czy go kochasz?
- To dlatego tak dziwnie reagowałeś? Trzymałeś się na dystans, bo myślałeś, że…
- Kochasz go? – Zapytał stanowczo, poirytowany Marek.
- Jedyna istota, którą jestem w stanie pokochać, stoi przede mną i zadaje mi absurdalne pytania. Marcel jest moim przyjacielem. To niebywałe, ale on jest taki podobny do ciebie i…- urwałam.
Marek wyciągnął z kieszeni klucz i otwarł drzwi. Na jego twarzy widniał tryumfalny uśmiech. Weszłam ostrożnie do wieży. Marcel siedział na łóżku. Gdy tylko mnie zobaczył poderwał się i podbiegł do mnie, rzucając mi się na szyję. Marek warknął gniewnie za moimi plecami. A ja zesztywniałam. Zapach Marcela uderzył w moje nozdrza, budząc we mnie pragnienie. Ściągnęłam go ze swojej szyi, mówiąc przez zaciśnięte zęby:
- Nigdy się nie nauczysz.
Marcel odsunął się nieco ode mnie, dopiero teraz zauważył, że nie jestem sama. Obydwaj patrzyli na siebie, jak zahipnotyzowani.
- A nie mówiłam, jesteście jak dwie krople wody – stwierdziłam tryumfalnie.
- To niebywałe - szepnął Marek.
Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, jakie Fux pass popełniłam, powiedziałam:
- Panowie się nie znają. Marku, to jest Marcel Kranz. Marcelu, to jest właśnie Marek Volturi.
Marek nie ukrywał niechęcie do Marcela, mimo wszystko, wyciągnął rękę w powitalnym geście. Marcel odważnie chwycił jego rękę i po chwili na jego twarzy pojawił się grymas.
- Marku! – Warknęła.
- Przepraszam, tak rzadko mam do czynienia z ludźmi – powiedział z sarkazmem.
Pokiwałam tylko głową z dezaprobatą. Spojrzałam na Marcela i nieśmiało, uśmiechając się zaczęłam mówić do niego spokojnym i łagodnym tonem.
- Marcelu, przepraszam, że wplątałam cię w to wszystko. Jestem ci bardzo wdzięczna za wszystko, co dla mnie zrobiłeś. Jesteś wolny, możesz opuścić Włochy, kiedy tylko będziesz miał na to ochotę, nie jesteś już więźniem. Marku czy mógłbyś…
Marek nie czekał aż skończę, wyszedł z komnaty. Oddałabym wiele, aby znać w tym momencie jego myśli. Miał taki nieprzenikniony wyraz twarzy.
- Co teraz? – Zapytał Marcel.
- Nie bój się, jesteś bezpieczny, już niedługo wrócisz do domu. Załatwię ci też wspaniałe wspomnienia, może ze zwiedzania muru chińskiego? To będą milsze wspomnienia, niż te, które masz teraz.
- A ty?
- Nie podjęłam jeszcze decyzji – odpowiedziałam zdawkowo.
- Ale ja nie chce o tobie zapomnieć.
- To konieczne, żebyś mógł stąd wyjść, żywy.
- Chce zostać z tobą!
- Nie wiesz o co prosisz! – Warknęłam gniewnie.
- Margarit! Pozwól mi zostać. Jako niewolnik, jako sługa - cokolwiek. Moje życie nabrało sensu, kiedy pojawiłaś się w nim ty. Nie chce tego stracić.
- To absurdalne! Nie mogę ci zapewnić bezpieczeństwa! Czy myślisz, że Volturi będą tolerować kogoś takiego jak ty, człowieka i to, tak łudząco podobnego do Marka! Ciesz się, że jesteś jeszcze żywy.
- Nie chce żyć bez ciebie!
W tym momencie do sali wszedł Marek z białowłosym wampirem. Pamiętałam go był u mnie, w dzień po moim przebudzeniu w Wolterze. To on był odpowiedzialny za zmianę wspomnień? W mojej głowie pojawiły się pewne wątpliwości. Czy on majstrował wtedy coś przy mojej pamięci? Czy zdarzyło się wtedy coś, o czym nie pamiętałam? W komnacie zapadła krępująca cisza.
- Jesteś głupcem Marcelu! Nie wiesz o co prosisz! To jest niewykonalne – powiedziałam wściekła.
Marek podszedł do mnie, objął mnie w talii i szepnął mi do ucha:
- Jeśli chcesz go zmienić, nie będę miał nic przeciwko.
- Wy wszyscy poszaleliście! Nie ma mowy! – Wrzasnęłam wściekła.
- Ale kochanie, jeśli on tego chce?
- O co chodzi? - Zapytał zdezorientowany Marcel.
- Czy chcesz być jednym z nas? - Zapytał Marek.
- Nie! - Wrzasnęłam. - Nigdy się na to nie zgodzę, nie pozwolę ci tego zrobić!
Obróciłam się do niego przodem, zasłaniając jednocześnie swoim ciałem Marcela. Kipiałam złością. Czułam jak moje ciało, ogarnia dzika furia.
- Nie pozwolę! Wrócisz do Bonn, jako człowiek. Koniec rozmowy! – Powiedziałam do Marcela.
- Margarit dlaczego się upierasz! To moja decyzja, nic ci do tego.
Odwróciłam się do niego, spojrzałam wściekle na niego. Sytuacja była naprawdę napięta i zmierzała w niebezpiecznym kierunku. Stałam miedzy ukochanym, a przyjacielem. Wszystko zależało teraz od Marka. Prędzej sama go zabije, niż pozwolę go przemienić! – Pomyślałam.
- Rób co do ciebie należy! – Zwróciłam się do białowłosego wampira.
Marek podniósł rękę do góry, zabraniając mu wykonać moje polecenie. Byłam wściekła, wiedziałam, że jeżeli Marek podejmie decyzje, to nie będzie już innego wyjścia. Musiałam działać szybko, widziałam, że zastanawia się jaką decyzje podjąć. Miałam dwa wyjścia, albo obiecać mu coś w zamian, albo odwołać się do decyzji Kajusza i Aro. Oba posunięcia były niezwykle ryzykowne. Ja jednak czułam, że muszę ocalić jego życie, za wszelką cenę. Może to było głupie, ale czułam, że uratuje mały kawałeczek swojej duszy, jeżeli uda mi się go ocalić. W końcu postawiłam wszystko na jedną kartę.
- Marku, czego najbardziej pragniesz? – Zapytałam zalotnie.
Oczy Marka zabłysły. W tym momencie uświadomiłam sobie, że on to zaplanował. On wcale nie chciał przemienić Marcela, chciał mieć tylko gwarancje na to, że nie odejdę. Co za… Marek podszedł do mnie, chwycił w dłonie moją twarz i szepnął słodko:
- Ciebie.
- Jesteś pewien? – Zapytałam.
- Tak.
- Skoro chcesz mnie, to po co ci on? Wypuść go.
- Byłby przydatny, może powinniśmy… - Zaczął tłumaczyć Marek.
Moje ręce zjechały powoli po jego plecach. Czułam jak przeszywa go delikatny dreszcz. Musnęłam swoim językiem jego ucho, szepcząc:
- Marku! Cierpię, musząc się z tobą spierać. Zakończmy już tą bezcelową dyskusję i oddajmy się przyjemniejszym rzeczom.
Marek popatrzył na mnie, uśmiechnął się łobuzersko i powiedział:
- Nadal jesteś najniebezpieczniejszym stworzeniem na świecie, cieszę się, że wróciłaś. – Powiedział słodko, po czym zwrócił się do stojącego z boku wampira – wyczyść jego wspomnienia, od dnia kiedy się spotkali, zastąp je czyś innym, a potem odstaw go na lotnisko i dopilnuj, żeby nic mu się nie stało.
- Niech myśli, że był na wycieczce w Chinach i zwiedzał mur Chiński – dodałam, po czym zwróciłam się do Marcela. - Uwierz mi tak będzie lepiej. Żegnaj Marcelu, dziękuje ci za wszystko.
Chciałam podejść i pożegnać się, ale ręce Marka zaciskały się nerwowo na mojej talii. Nie chciałam ryzykować, odwróciłam się i zaczęłam iść w stronę wyjścia. Nie zatrzymałam się, nawet kiedy krzyczał:
- Nigdy cię nie zapomnę, kocham cię!
Ciągnęłam za sobą Marka, chciałam być pewna, że nie zmieni zdania. Kiedy doszliśmy do jego komnaty czułam, że oczy mnie pieką. Ten człowiek mimo wszystko, był dla mnie ważny. Marek widział, że jestem strasznie spięta, chwycił mnie na ręce i zaniósł na łóżko. Położył się koło mnie, przytulił się i głaskał mnie. Nie rozumiałam, co się ze mną dzieje. Czułam żal i tęsknotę. Ze mną jest nie tak - pomyślałam. Dlaczego przeze mnie wszyscy muszą cierpieć? Jestem przekleństwem dla każdego, kto mnie spotka. Marek dość długo wpatrywał się we mnie, w końcu zapytał:
- O czym myślisz?
- O niczym konkretnym – odpowiedziałam zdawkowo.
- Mimo to, chciałbym wiedzieć – nalegał.
- Zastanawiałam się, co zrobiłam złego, że los mnie przeklął. Wszyscy mężczyźni dziwnie się przy mnie zachowują.
- Wcale się im nie dziwię – szepnął mi do ucha.
- Nie rozumiem.
- Czy ty kiedyś siebie widziałaś?
- Oczywiście, ale co to ma wspólnego, z tym, że jestem przeklęta?
Marek wstał i pociągnął mnie za sobą. Podszedł do ogromnej szafy. Nie rozumiałam, o co mu chodzi do póki nie postawił mnie przed ogromnym lustrem. Nie widziałam w nim nic specjalnego, oczywiście po za wampirem stojący za mną.
- Popatrz na siebie. Jesteś absolutnie najpiękniejszym stworzeniem na świecie. Idealna figura, piękne oczy, długie rzęsy. Idealna cera, cudowne włosy, te kształty – powiedział przesuwając delikatnie rękę po moich piersiach, talii, zatrzymując się na pośladkach. - Nie dziwię się, że mężczyźni tracą dla ciebie głowę, sam ją straciłem.
- Tylko dlatego, że jestem ładna?
- Oczywiście, że nie, jesteś mądra i stanowcza, wiesz jak uzyskać to co pragniesz. Poruszasz się niczym anioł i masz w sobie tyle powabu. A w łóżku… - wymruczał mi do ucha.
Odwróciłam się zaciekawiona w jego stronę, czekałam aż dokończy. Niestety przerwało nam natarczywe pukanie do drzwi. Widziałam, że Marek też jest niezadowolony z takiego rozwoju sytuacji. Niemal warknął na osobę za drzwiami:
- Wejść!
Czekałam zniecierpliwiona na to, kto pojawi się za drzwiami. Nie znałam wampira, który wszedł do komnaty, ale widziałam, że Marek nie darzy go zbytnią sympatią. Wampir skłonił się nisko, mówiąc:
- Dostojny Aro prosi, abyś przybył do głównej sali…
Zanim ten skończył mówić, Marek syknął nieprzyjemnie, a potem, całując mnie w policzek, wyszedł za wampirem. Nie zastanawiałam się zbytnio nad tym, o co mogło chodzić. Sprawy dworu Volturich w ogóle mnie nie obchodziły. Tym większe było moje zdziwienie, kiedy po chwili wampir wrócił, prosząc abym za nim poszła. Wampir trzymał się na dystans, zastanawiało mnie, dlaczego Marek tak oschle się do niego zwraca. Nie wiem czy wypadało mi zapytać, ale ciekawość wzięła górę nad rozsądkiem i etykietą. Idąc za nim zapytałam:
- Jesteś tu nowy prawda?
- Jestem na dworze Volturich od dziewięciu lat, Pani.
Nie pasowało mi to, znałam wampiry z dworu Volturich z tamtego okresu, większość co prawda tylko z widzenia, ale on był całkiem obcy.
- Wiesz zastanawia mnie, dlaczego Marek tak odnosi się do ciebie. On zazwyczaj taki nie jest…
- Od kiedy się tu pojawiłem, nie wiem dlaczego, dostojny Marek traktuje mnie gorzej od psa! Ja znam swoją pozycje w szeregu, ale niczym sobie na to nie zasłużyłem.
- Jak się nazywasz – zapytałam jeszcze bardziej zżerana ciekawością.
- Feliks
Za moich warg wyrwało mi się samowolne warknięcie. Wampir odsunął się zapobiegawczo, widząc jednak, że nie szykują się do ataku, powiedział:
- Dostojny Marek, tak samo zareagował, jak mnie poznał.
- Przepraszam, to przez zbieżność imion, to nic osobistego, powiedziałam dochodząc do głównej sali.
Wampir uśmiechnął się niepewnie, po czym otworzył przede mną drzwi. Weszłam do środka. Marek, Aro i Kajusz siedzieli na swoich tronach. Przed nimi stała jakiś postać. Feliks zamknął drzwi i oddalił się. Dziwiło mnie zachowanie Volturich. Zawsze otaczali się wieloma wampirami, nie tylko ze straży przybocznej, a teraz przyjmowali gości na osobności. Coś było nie tak. Podeszłam do nich bliżej i wtedy rozpoznałam zapach wampira. Syknęłam głośno i zatrzymałam się. Wampir odwrócił się w moją stronę. Wyglądał na zdziwionego moim widokiem.
- Po co mnie tu sprowadziliście? – Zapytałam oschle.
- Jeremiasz ma pretensje do ciebie, podobno zabiłaś całą jego rodzinę, bez powodu. – Powiedział Aro – oczywiście nie mamy ci tego za złe – dodał, co wywołało przerażenie na twarzy Jeremiasza – ale ciekawią nas okoliczności.
Podeszłam bliżej. Nie miałam zamiaru kłamać. Powiedziałam prawdę.
- Jeremiasz, jego partnerki Katrina i Monik oraz dwa inne wampiry, wtargnęli do mojego pokoju hotelowego. Złożyli mi propozycje nie do odrzucenia, grożąc, że zabiją mojego przyjaciela, jeśli nie przystanę na nią. Chcieli dostać nagrodę, którą wyznaczyliście za mnie.
Widziałam jak Marek spogląda na swoich braci. Ci natomiast, udając, że o niczym nie wiedzą, uśmiechnęli się niewinnie.
- Ostrzegłam ich, że szukaliście mnie, ponieważ jestem wyjątkowo niebezpiecznym wampirem. Doradziłam im, że najlepiej będzie dla nich, jeśli odejdą, pozwalając mi wyjechać. Prosiłam ich żeby zapomnieli o tym, że mnie w ogóle widzieli i nie kazałam was powiadamiać o całym zajściu. Oni jednak nie posłuchali mojej rady i zaatakowali mnie.
Marek niemal zerwał się ze swojego miejsca. Zdezorientowany wampir spoglądał raz na mnie, raz na członków triady. Aro wstał, podchodząc do wampira powiedział uprzejmym głosem:
- Skoro zostaliście ostrzeżeni, nie widzę żadnego problemu. Sylwia nie zaatakowała was bez powodu, jak uprzednio zeznałeś, a jedynie broniła się.
- Wierzysz jej! Ona zadawała się z człowiekiem, chroniła go, to pewnie jej…
- Dość! – Wrzasnął Marek, podnosząc się z tronu, więcej szacunku.
- Szacunku?! Dla tej renegatki! Sami ją ścigaliście, a teraz jej bronicie.
Widziałam jak w Marku wzbiera coraz większa wściekłość, żal mi było tego wampira, więc odezwałam się, próbując załagodzić sytuację.
- Otóż drogi Jeremiaszu, należą ci się pewne wyjaśnienia. Kiedy ostatnio się spotkaliśmy, prosiłeś mnie, abym wyjaśniła ci, dlaczego Volturi wkładają tyle wysiłku w odnalezienie mnie. Odpowiedziałam ci wtedy, że to dlatego, że jestem bardzo niebezpiecznym wampirem, była to jednak tylko połowiczna odpowiedź. Szukali mnie oni również dlatego, że ukradłam im coś bardzo cennego, dlatego nie chcieli mojej śmierci.
Jeremiasz patrzył na mnie, na jego twarzy rysowało się zdziwienie i wściekłość. Marek wstał i podszedł do mnie, przyciągnął mnie do siebie i zaczął szeptać słodko:
- Zabrałaś mi część mnie, zostawiając pustkę. Zabrałaś mi słońce i porzuciłaś w mroku. Oddaj mi moje słońce, bo bez niego nie mogę istnieć. W domu znajdziesz to czego szukasz. Wróć i rozświetl, ogarniającą mnie ciemność. Jesteś życiem, ocal to co pokochałaś.
- Dlatego wróciłam – odpowiedziałam, wpatrzona w oczy Marka.
- Żądam prawa do pomszczenia moich bliskich! – Powiedział hardo Jeremiasz.
Było mi to na rękę. Wiedziałam, że on musi umrzeć, inaczej wróciłby do Bonn i mścił się na Marcelu. Niestety Kajusz, trzymając rękę na pulsie włączył się do rozmowy.
- Nie będziesz stawiał nam żadnych żądań! Pamiętaj z kim rozmawiasz! - Uniósł się Kajusz.
- Ależ Kajuszu, dlaczego odmawiasz, kiedy twój przyjaciel i sługa, tak usilnie prosi cię o łaskę? – Zapytałam łagodnie.
Volturi spojrzeli na mnie z zaciekawieniem. Marek, uśmiechnął się i z powrotem usiadł na swoim tronie. Jeremiasz również uśmiechnął się, nie widząc nawet, że przypieczętowuje swój los. Kajusz spojrzał na mnie, jakby szukał jakiejś odpowiedzi. Mrugnęłam do niego i uśmiechnęłam się najpiękniejszym uśmiechem, jaki mogłam z siebie wydobyć. On odwzajemnił mój uśmiech, po czym zwrócił się do Jeremiasza:
- Zgoda więc. – Powiedział pewnie Kajusz.
- Na śmierć i życie? – Zapytał Jeremiasz.
To nie było zbyt dobre określenie. Mówienie o życiu i śmierci w naszym przypadku, było całkowitym nieporozumieniem. Zachowanie Jeremiasza, było mi to bardzo na rękę, mogłam bez wzbudzania podejrzeń nadmierną troską o Marcela, zapewnić mu bezpieczeństwo. Widziałam jak Marek kiwa głową dając do zrozumienia, że się zgadza. Wiedziałam, że się o mnie martwi, ale ufał mi.
- I nie będziecie mieli mi za złe, że ją unicestwię, pozwolicie mi potem wolno odejść? – Zapytał niepewnie Jeremiasz.
- Tak, jeśli dasz rade – powiedział Marek.
Wampir uśmiechnął się tryumfalnie, odskoczył w bok, szykując się do ataku. Ja natomiast stałam swobodnie. Nawet mnie to bawiło. Nie miałam zamiaru pozwolić mu odejść wolno, postanowiłam rozdrażnić go i załatwić to jak najszybciej.
- Muszę cię ostrzec Jeremiaszu – powiedziałam łagodnym głosem – jestem jeszcze bardziej niebezpieczna, niż przy naszym ostatnim spotkaniu, a przecież wtedy było was pięcioro. Łudzisz się, że sam dasz mi radę?
Widziałam jak wzbiera w nim złość. Zaczął krążyć wokół mnie, nie chciałam pierwsza atakować. Jeremiasz przykucnął i skoczył w moją stronę. Stałam spokojnie. Kontem oka widziałam, jak Marek zaciska pięści, wiedziałam dobrze, że nie był by w stanie dotrzymać obietnicy, jaką złożył wampirowi. Obserwowałam, jak wampir zbliża się do mnie, czekałam do ostatniej chwili. Wyciągnęłam rękę przed siebie. Volturi obserwowali moje dziwne zachowanie z zapartym tchem. Zanim zdążyłam pomyśleć cokolwiek, w mojej dłoni pojawiła się ognista kula. Było to wspaniałe uczucie, czuć tak ogromną moc w swoich rękach. Obróciłam się i rzuciłam kulą ognia w wampira. Volturi z wrażenia, aż wstali ze swoich miejsc. Ciało Jeremiasza stanęło w płomieniach i zanim zdążył mnie dotknąć, zostały po nim tylko prochy. Aro i Kajusz stali oniemiali tym widokiem. Marek natomiast poderwał się z miejsca i podbiegł do mnie, mocno mnie do siebie przytulił. Widziałam, jak Kajusz, ukradkiem dotyka dłoni Aro. Widocznie chciał mu przekazać swoje spostrzeżenia. Aro odpowiedział mu, mówiąc:
- Jeszcze nie całkowicie.
Nie wiem o co im chodziło. Szepnęłam cicho w pierś Marka:
- Mówiłam, że jestem niebezpieczna.
- To nic kochanie, już nic nas nie rozdzieli – uspokajał mnie Marek.
Domyślałam się co myślą jego bracia. Mimo iż, nic nie mówili, widać było jak wielki lęk ich ogarnia. Zdawali sobie sprawę, że jestem niebezpieczna, pewnie teraz opracowywali kolejny plan w stylu: jak obronić Marka, przede mną i przed nim samym. W końcu Aro otrząsnął się z tego zamyślenia, uśmiechając się do mnie szeroko, zapytał rozbawionym nieco głosem:
- Sylwio, moja doga, czy mogłabyś nie używać za często tych płonących kul?
- Tak – dodał równie rozbawiony Kajusz, - no bo wiesz, my jesteśmy dość łatwopalni.
Nagle wszyscy trzej wybuchli śmiechem. Nie mogłam uwierzyć. Jak oni mogli tak bagatelizować zagrożenie, jakie stwarzałam.
- Jesteście niemożliwi – warknęłam wściekle – wy nic nie rozumiecie, mogę was zniszczyć!
- Więc dobrze, że jesteś po naszej stronie – szepnął mi do ucha Marek.
Z praktyki wiedziałam, że rzadko kiedy, Volturi kierowali się zdrowym rozsądkiem. Wiedziałam też, że na Marka rozsądne myślenie nie miałam co liczyć, ale na Aro i Kajuszu zawiodłam się. Pokręciłam głową z dezaprobatą, obróciłam się i wyszłam. Marek wyszedł ze mną, wciąż podśmiechując się. Byłam wściekła, poirytowana, nie chciałam wracać do komnaty. Postanowiłam wyjść na spacer, a ponieważ zapadł już zmrok, nie było ku temu żadnych przeszkód. Widząc, że kieruje się ku wyjściu, Marek zapytał:
- Dokąd idziemy?
- Ja idę zwiedzać miasto – odpowiedziałam szorstko.
Marek próbował stłumić śmiech, niestety nieudolnie. Dogonił mnie i chwycił za rękę. Wywróciłam oczami z dezaprobatą, choć w głębi duszy, te gesty były naprawdę miłe.

***


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez serenithy dnia Wto 18:00, 29 Wrz 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Wto 17:58, 29 Wrz 2009 Powrót do góry

cóż jak zwykle pociągająco i genialnie :)
to, że Marek wiedział o wszystkim mnie jednak nie dziwi - nawet u Meyer zajmował wyjątkowe miejsce... jako chyba jedyny był w miarę racjonalnie chłodny, co lubię ;P

zwroty akcji są jak zwykle zabójcze... czyli to twój zwyczajny normalny tekst - właśnie w twoim stylu - zaskakującym :P

pozdr.
kirke


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kirke dnia Wto 18:33, 29 Wrz 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
trueblood
Nowonarodzony



Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 15
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 18:59, 29 Wrz 2009 Powrót do góry

TYDZIEŃ!!!!to gorsze niż detoks! po tym co nam zaserwowałaś, czuję głód! chce więcej i więcej! no cóż tydzień to nie tak długo, może jakoś to wytrzymam, ale obiecaj że będzie dużo literek! a teraz koniec żartów kolejne części są coraz bardziej zaskakujące, Volturi wypuścili Marcela? nie no coś czuje że to nie tak łatwo pójdzie, myślę że zaplanujesz tej postaci jakiś com back! a co do Marka i Sylwii to po prostu achhhhhh! to takie cudowne, że oni są znów razem i aż się boję tego co wymyślisz! no nic nie mam wyboru muszę czekać! ale tylko tydzień prawda?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Fanka Twilight
Nowonarodzony



Dołączył: 29 Mar 2009
Posty: 43
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 19:55, 29 Wrz 2009 Powrót do góry

Rozdziały fantastyczne, ale takie są zawsze. Ubóstwiam twojego Marusia. Jest taki słodki. Od początku wiedziałam, że Maruś dalej ją kocha, a jest taki zimny, bo myśli, że ona jego nie. Uwielbiam Cię! Mam nadzieję, że szybko zleci czas bez Twojego Poranka, zwłaszcza, że jest ono moją najlepszą odskocznią po męczącym dniu. Tylko jeden błąd rzucił mi się w oczy- nie piszemy z przed tylko sprzed! Reszta bez zarzutu.
Wracaj szybko
F.T.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
ajaczek
Zły wampir



Dołączył: 05 Lut 2009
Posty: 477
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Śro 14:46, 30 Wrz 2009 Powrót do góry

Rozdział jak zwykle fenomenalny! Ale czegoż możnabyło się spodziewać?! Uwielbiam twojego MArka, jest tak obłędnie zakochany, świata poza nią nie widzi. Taka miłość rzeczywiście jest bardzo niebezpieczna bo łatwo zamienia się w obsesję... MAm nadzieję że twoja Sylwia nie zostawi już go teraz, bo jest mi go ogromnie żal. Ciekawi mnie dalszy rozwój sytuacji, jak tam przeznaczenie Sylwii i jej nowe umiejętności? Licze że zaskoczysz mnie jeszcze nie raz ich przygodami!
Czekam na kolejne rozdziały zafascynowana twoim ff, I wiem że wytrzymam ten tydzień w oczekiwaniu na nowy rozdział, chcoaiż przyzwyczaiłaś nas do codziennego dodawania rozdziałów :) Ale czego nie robi się dla jednej ze swoich ulubionych autorek ff :)
pozdrawiam
ajaczek


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
serenithy
Człowiek



Dołączył: 29 Maj 2009
Posty: 82
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Czw 18:52, 01 Paź 2009 Powrót do góry

HEJ DOSTAŁAM NOWĄ PRACĘ, JESTEM SZCZĘŚLIWA! CHCE SIĘ DZIELIĆ TYM SZCZĘŚCIEM! TRZYMAJCIE ZA MNIE KCIUKI! PS. COŚ SPECJALNEGO DLA WAS!!!

***

To było naprawdę cudowne, spacerować po uliczkach Woltery, trzymając za rękę mojego ukochanego. Widziałam zazdrość w oczach innych kobiet, w końcu spacerowałam z najpiękniejszą istotą na świecie. Ludzie mijali nas bezwiednie, nie zdając sobie sprawy z tego kogo właśnie minęli. Woltera była uroczym miastem. Maiła swój niepowtarzalny charakter. Na każdym kroku mieszkańcy podkreślali swoją niepowtarzalność. Dziwiło mnie, że miasto szczyciło się z obecności wampirów. Tak naprawdę nikt w mieście nie zdawał sobie sprawy, że to co próbowano wmówić turystom, było prawdą. W gruncie rzeczy było to najbezpieczniejsze miejsce na świecie, jeśli chodziło o ataki wampirów, ponieważ dla bezpieczeństwa swojej tajemnicy Volturi wprowadzili absolutny zakaz polowania na terenie miasta. Wampiry nie ośmielały się polować nawet w wioskach oddalonych o sto kilometrów od Woltery. Volturi nie byli pobłażliwi, a zwłaszcza jeśli chodziło o ich miasto. Marek wciąż mi się przyglądała, ciekawa byłam o czym myśli, ale nie chciałam dać mu poznać, że już się na niego nie złoszczę. Jego ignorancja była niewybaczalna. W pewnym momencie, nie wytrzymałam. Zatrzymałam się i zapytałam:
- Dlaczego mi się tak przyglądasz?
- Zastanawiam się czy nie zmieniłaś zdania.
- Nie rozumiem.
- Nadal chcesz ubrać czerwoną suknię na swój ślub? – Zapytał.
- Marku, nie podjęłam jeszcze decyzji czy zostanę, a po za tym i tak nie mogę za ciebie wyjść.
- Dlaczego nie możesz? – Zapytał zdziwiony.
- Bo mnie o to nie poprosiłeś, – powiedziałam zarozumiale.
Marek zatrzymał się. Spojrzałam na niego, miał bardzo poważną minę, przyglądał mi się, tak intensywnie.
- A zgodziłabyś się, gdybym się zapytał?
Uznałam to za żart, więc odpowiedziałam:
- Musiałbyś się zapytać, żeby poznać odpowiedź.
To co się stało po moich słowach, nie śniło mi się nawet w najpiękniejszych snach. Marek przyklęknął na jedno kolano. Chciałam go powstrzymać, jednak na placu znajdowało się mnóstwo ludzi i nie tylko. Nie chciałam robić scen, byliśmy na środku rynku, przy fontannie i wielu ludzi zwróciło już na nas uwagę. Nie myślałam, że Marek potraktuje to poważnie. Szepnęłam do niego bardzo cicho, że nawet najbliżej stojący nas ludzie, nie zdołali nic usłyszeć:
- Nie musisz tego robić!
Marek uśmiechnął się do mnie, chwycił moją rękę i zaczął mówić:
- Sylwio najdroższa, kocham cię i będę cię kochał po kres swojego istnienia, bo to ty właśnie nadałaś mu sens. Sprawiłaś, że w moim ponurym i monotonnym istnieniu pojawiło się słońce. Jesteś najcudowniejszym stworzeniem na świecie. Chcę cię prosić, abyś uczyniła mnie najszczęśliwszą istotą, jaka chodzi po ziemi i została moją żoną. W zamian niestety nie mogę obiecać ci nic, oprócz tego, że będę cię kochał, szanował, opiekował się tobą i nigdy cię nie opuszczę. Sylwio czy zostaniesz moją żoną?
To, jak się w tej chwili czułam, było nie do opisania. Czułam, że zalewa mnie tak ogromna fala szczęścia, że nie pomieści się w moim martwym sercu i rozerwie je na strzępy. Wszystkie oczy na placu skierowały się w moim kierunku. Dobrze wiedziałam, że nie tylko ludzie, obserwują tą scenę. Część mojej świadomości zastanawiała się, czy Marek to zaplanował. Nie mogłam nic zrobić na oczach tylu świadków. Mogłam tylko udzielić mu odpowiedzi. Wzięłam głęboki wdech i odpowiedziałam:
- Tak.
Nagle wszystko zawirowało. Marek wstał, podniósł mnie nad ziemię i pocałował. Usłyszałam oklaski i bijące dzwony. To była najszczęśliwsza chwila w moim życiu. Wiedziałam, że dzwony to sprawka Aro, on uwielbiał tworzyć nastrój. Nawet nie zauważyłam, kiedy pojawił się koło nas Feliks. Marek jak zwykle rzucił mu gniewne spojrzenie. Feliks skłonił się nisko i powiedział:
- Dostojny Kajusz i Aro, prosili mnie, aby przekazać ci wiadomość dostojny Marku – powiedział wręczając mu list.
Marek przeczytał go i uśmiechnął się pod nosem. Zgniótł kartkę i powiedział do Feliksa:
- Nie ma mowy!
Zanim Marek zdążył wyrzucić kartkę, złapałam ją i przeczytałam:
„Nawet nie waż się znikać znowu na długie dni, pozwól i nam cieszyć się swoim szczęściem.”
Marek wyglądał na rozłoszczonego, widocznie przeczuwał co chce powiedzieć. Opuścił mnie na ziemię i zrobił nadąsaną minę.
- Chodźmy, - powiedziałam. - Będziemy mieli jeszcze nieskończenie wiele czasu dla siebie samych.
Marek nie odezwał się ani słowem, przez całą drogę do zamku. Cały czas wydawał się zły. Nawet, kiedy Aro i Kajusz gratulowali nam, nic nie powiedział. Wieczór minął bardzo szybko i nastała noc.

***


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez serenithy dnia Czw 19:04, 01 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Pią 5:53, 02 Paź 2009 Powrót do góry

jak dla mnie fajerwerki :) ale o tym już wiesz ;P
czekamy z niecierpliwoscią dalszych części :)
to też już wiesz...

chyba nie będzie w moim poscie nic nowego ;P

pozdr.
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
serenithy
Człowiek



Dołączył: 29 Maj 2009
Posty: 82
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Pią 17:03, 02 Paź 2009 Powrót do góry

***

Przez kilka kolejnych dni, Marek nie odstępował mnie nawet na krok. Gdybym była człowiekiem, byłoby to z pewnością bardzo krępujące. Ale mi to nie przeszkadzało, trudno mi było oprzeć się mu. Świat mógłby przestać istnieć, a ja nie wiem, czy bym to zauważyła. Dla mnie liczył się tylko on. Wiedziałam, że szczęście nie trwa wiecznie i bałam się, że znowu coś stanie na przeszkodzie, naszemu szczęściu. Pewnego wieczora, po porcji rozkosznych pieszczot, postanowiłam wybrać się na spacer. Marek nie chciał nawet słuchać, że chce wyjść sama. Dopiero kiedy obiecałam, że wrócę za nie więcej jak godzinę z niespodzianką, zgodził się. Tak naprawdę nie miałam ochoty na spacer. Kiedy tylko wyszłam z komnaty Marka, skierowałam swoje kroki w kierunku osobistych komnat Ara. Mój wampirzy słuch pozwolił mi ustalić, że siedzi właśnie sam w swoim gabinecie. Udałam się tam natychmiast. Zapukałam, po chwili rozległ się jego głos.
- Wejdź Sylwio.
Wzięłam głęboki wdech i weszłam. Aro siedział za biurkiem, pochylony nad jakimiś dokumentami. Gdy mnie zobaczył, odsunął je na bok, uśmiechając się do mnie serdecznie i zapytał:
- Jak zdołałaś wyrwać się z objęć Marka?
- To nie było łatwe – odpowiedziałam, uśmiechając się.
- Co za ważna sprawa cię do mnie sprowadza? – Zapytał wskazując mi miejsce naprzeciwko biurka.
- Chcę porozmawiać – powiedziałam, siadając na wskazanym miejscu.
- O czym?
- O Marku! Ale najpierw chcę żebyś coś zobaczył. – Powiedziałam wyciągając w jego stronę moją rękę.
Aro poderwał się z miejsca i odsunął ode mnie. Musiał zauważyć moje zdziwienie, bo po chwili, zaczął tłumaczyć swoje zachowanie.
- Nie zrozum mnie źle moja droga. Kocham cię jak siostrę i pragnę wszystkiego najlepszego dla was, ale już raz się wtrąciłem w wasze sprawy i tylko cudem nie popsułem wszystkiego. Powinniście z Markiem sami załatwiać swoje sprawy, bardzo cię przepraszam, ale nie mogę ci pomóc.
- Marek ci zabronił prawda? – Zapytałam.
Aro spuścił głowę, nie musiał mi nic więcej mówić, znałam już odpowiedź.
- Aro, przecież wiesz, że jeśli chodzi o mnie, to Marek nie słucha zdrowego rozsądku. Ja pragnę tylko jego dobra…
- Przykro mi moja droga – przerwał mi. – Ja wiem, że Marek wie co robi, zaufaj mu.
Aro podszedł do mnie i ucałował mnie w czoło. Wiedziałam, że nic więcej nie wskóram. Nie miałam też co próbować z Kajuszem. Zrezygnowana chciałam wrócić do komnaty Marka. Kiedy wyszłam z gabinetu Aro, Marek czekał już na mnie. Stał, nonszalancko oparty o ścianę, kiedy mnie zobaczył, podszedł do mnie. Przytulił mnie mocno do siebie i szepnął:
- O nic się nie martw, zaufaj mi.
Nie miałam innego wyboru. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, jaką egoistką byłam, chcąc wszystkich obciążać swoimi problemami. Aro miał racja musiałam sobie z nimi poradzić sama.

***

Przygotowania do ślubu szły pełną parą. Aro, jak zwykle zajął się wszystkim. Niestety miało to też swoje złe strony, mogłam się spodziewać absolutnie wszystkiego. Ja z Markiem praktycznie w ogóle nie pojawialiśmy się publicznie. Marek nie miał ochoty opuszczać komnaty i zawsze znajdował odpowiednie argumenty, aby mnie do tego przekonać. W końcu, kiedy sińce pod oczami Marka zrobiły się już naprawdę duże, zdołałam go przekonać, że powinniśmy udać się na polowanie. Volturi mieli w zwyczaju spożywać wspólnie „posiłki” w głównej sali. Ale ze względu na mnie, Marek zaprzestał tej praktyki. Nie chodziło tu tylko o względy moralne, ale również o moją wyjątkowość. Marek starał się polować jak najrzadziej. Zawsze powtarzał, że wytrzyma jeszcze trochę, mimo iż niczego takiego od niego nie żądałam. W końcu namówiłam go, aby połączyć przyjemne z pożytecznym i wyrwać się na weekend z Woltery. Marek rzadko mi odmawiał, więc gdy tylko padła propozycja zaczął szykować się do wyjazdu. Raz tylko opamiętał się na chwile i zapytał:
- Dokąd chcesz jechać?
W sumie to nie wiedziałam. Było jedno miejsce, które chciałam odwiedzić, ale bałam się jak Marek zareagowałby na tą propozycje. Po za tym, powrót do Bonn, był nie tylko niemądry, ale i niebezpieczny. Przypomniałam sobie za to te cudowne chwile spędzone z Markiem w górach i zapragnęłam tam wrócić.
- Może pojedziemy w góry? Pamiętasz ten uroczy domek w górach? – Zapytałam zalotnie.
- Wiesz, to nie najlepszy pomysł – powiedział nieśmiało.
- Dlaczego? – Zapytałam zdziwiona.
- Bo… po twoim odejściu szukałem cię, pojechałem tam, mając nadzieje cię tam zastać i… Nie wiele z niego zostało, szczerze mówiąc.
- Co jeszcze zniszczyłeś, po moim odejściu?
Marek spuścił wzrok. Miał bardzo smutną minę. Milczał przez dłuższy czas. Wziął głęboki oddech, siadając na łóżku zapytał:
- Dużo tego było, możemy do tego nie wracać?
- Marku, bardzo cię przepraszam – powiedziałam, siadając na podłodze u jego stup. Wiem, że nigdy nie będę w stanie, wynagrodzić ci tego, co działo się przez ostatnią dekadę. Nie rozumiem też, jak mogłeś mi to wybaczyć. Postąpiłam tak…
- To nie ważne, jesteś przy mnie i tylko to się liczy, - powiedział Marek.
- Nie możesz tak mówić, wiele przeze mnie wycierpiałeś i…
- To nie jest ważne – powtórzył Marek.
- Czy mogę cię o coś zapytać?
- Tak o wszystko, przecież to wiesz.
- W takim razie, powiedz mi proszę, co się działo z tobą przez te pięć lat, kiedy mnie tu nie było?
- Nie o to! – Odpowiedział srogo.
Wstał i podszedł do okna. Widziałam odbicie jego twarzy w szybie okna. Był smutny. Zdawałam sobie sprawę z tego, że pytałam o bardzo bolesne sprawy. Ale przez te pięć lat, nie było ani sekundy, abym nie myślała o tym, co się dzieje z Markiem. Myślałam, że o mnie zapomniał. Łudziłam się, że wszystko, jest tak, jak przedtem.
- Dlaczego nie?
- To już przeszłość kochanie, po co chcesz do tego wracać?
- Marku, ja wiem, że bardzo cię zraniłam. Wiem, że nigdy nie zdołam ci tego wynagrodzić. W każdej sekundzie, kiedy okazujesz mi swoją miłość, czuję się winna, bo wiem, że nie zasłużyłam na nią.
- Czy nie lepiej zostawić to? Żyć tym co jest teraz, zapomnieć o przeszłości?
- Wolałabym wiedzieć… - szepnęłam cicho.
Marek westchnął głęboko, usiadł powrotem na łóżku, spojrzał na mnie i zaczął mówić:
- Ja, nie wszystko dokładnie pamiętam. Tej nocy, kiedy zorientowałam się, że zniknęłaś, wpadłam w szał. Zacząłem niszczyć wszystko, co miałem pod ręką. Zachowywałem się bardziej, jak zwierze niż, jak… W pewnym momencie, straciłem nad tym kontrole. Chciałem cię znaleźć, ale nie myślałem logicznie. Nie jestem dumny z tego, co wtedy się ze mną działo. Nie pamiętam, jak długo trwałem w takim stanie. W końcu Aro i Kajusz odnaleźli mnie, nie chciałem wracać, ale wiesz oni mają swoje sposoby. Sprowadzili mnie do Woltery. Bali się o mnie, więc zamknęli mnie w wieży i wtedy…
- Zrobiłeś to co ja… - wtrąciłam.
- Tak, myślałem, że pozwoli mi to zrozumieć. Siedziałem tam, wpatrywałem się, próbując dostrzec to, co ty zobaczyłaś. Aro i Kajusz próbowali mnie przekonać, że nie wolno mi się załamywać, w końcu jestem Marek Volturi. Tylko, że mnie to w ogóle nie obchodziło. Aro martwił się moją psychiką, próbował bawić się w psychologa. Kajusz natomiast, często przysyłał tu jakiś ludzi, ale ja straciłem apetyt, na cokolwiek. Moje pragnienie mogłaś ugasić tylko ty. Czas przestał się dla mnie liczyć. Aż do tamtego dnia…
Spojrzałam na niego, wiedziałam, że mówienie o tym sprawiało mu ból. Podeszłam do niego, usiadłam u jego stup i czekałam na dalszy ciąg opowieści. Marek spojrzał na mnie i bardzo niechętnie, wznowił swoją opowieść.
- Aro przyszedł o poranku, był bardzo podekscytowany. Oznajmił mi to, co chciałem usłyszeć od dawna, że wracasz. Nie masz pojęcia, jak ja się wtedy czułem. Wraz z wschodzącym słońcem i dla mnie wstał w końcu dzień. Oczywiście zaraz potem pojawiły się setki pytań. Ale najważniejsze dla mnie było to, że wracasz, tylko to się liczyło. Kajusz nie podzielał naszego entuzjazmu, chciał oszczędzić mi rozczarowań. Opowiedział mi dokładnie w jaki sposób zmusili cię do powrotu. Wytłumaczył mi, że powodem twojego powroty jest pewna intryga, którą uknuli. Początkowo byłem na nich wściekły, ale w głębi duszy byłem im wdzięczny. Czekałem na ciebie, nie byłem pewny czy mimo tych wszystkich zabiegów, przyjedziesz do Woltery. I wtedy zobaczyłem przemykające po wąskich uliczkach czarne auto. Ciemne szyby, ogromna prędkość, byłem stu procentowo pewny, że to ty. Nikt inny nie ośmieliłby się łamać przepisów w tym mieście. Chciałem zobaczyć cię, jak najszybciej. Stanąłem przy drzwiach i czekałem. Nie wiedziałem czego mam się spodziewać, krzyku, milczenia, obojętności, a ty… To było, jak najpiękniejszy sen, martwiłaś się o mnie. Byłaś taka jak kiedyś, moja Sylwia – przytulił mnie mocno do siebie, wciągając mnie na swoje kolana. - Resztę już znasz.
- Marku – zaczęłam chrapliwym głosem. – Nie zdawałam sobie sprawy, że to tak będzie wyglądać. Wydawało mi się, że po prostu o mnie zapomnisz i będzie tak, jakbyś nigdy mnie nie spotkał. Gdybym wiedziała…
- To nic kochanie – powiedział Marek, jeszcze mocniej mnie tuląc do siebie. – Jesteśmy razem i tylko to się liczy. Już wszystko jest w porządku.
Oczy piekły mnie, zadając mi ból. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak wiele cierpienia mu sprawiłam. Marek przytulał mnie mocno do siebie i delikatnie kołysał w swoich ramionach. Długo trwaliśmy tak wtuleni w siebie. Było nam dobrze, byliśmy stworzeni dla siebie.

***

Czas w Wolterze mijał mi bardzo szybko. Nigdy więcej nie wracaliśmy do tamtej rozmowy. Wiedziałam, że dużo kosztowała go ta rozmowa. Nie nalegałam również na wyjazd z Woltery. Polowaliśmy nocami w odległych wioskach. Znów zaczęłam regularnie żywić się krwią, chciałam zapomnieć o swoim przeznaczeniu. Chciałam być zwykłym wampirem. Wieści o naszym ślubie rozeszły się błyskawicznie po świecie. Aro zobligował do przybycia chyba wszystkie istniejące wampiry, bo lista gości była ogromna. Mi oczywiście marzyła się mała, skromna uroczystość, ale znając Aro, nie pozwoliłby mi nawet o tym wspomnieć. Zresztą, jak twierdził wszystko jest już gotowe. Byłam naprawdę szczęśliwa i myślałam, że już nic, nie jest w stanie tego popsuć. Niestety przewrotny los znów szykował się by uderzyć w nas i rozbić naszą bajkę. Tamtego dnia od rana czuła, że coś jest nie tak. Około godziny siódmej rano, przyszedł Feliks prosząc Marka, aby zjawił się w głównej sali. Znów mieli do omówienia sprawę wagi państwowej. Wykorzystałam czas, kiedy go nie było, na odprężającą kąpiel, uwielbiałam leżeć w wannie z lodowatą wodą. Często dosypywałam sobie jeszcze kostki lodu, aby temperatura była odpowiednia. Kiedy wyszłam z wanny, Marek zdążył już wrócić. Siedział na łóżku zgarbiony. Twarz schował w dłonie, widać było, że go coś trapi. Nie chciałam się wypytywać i wtrącać w sprawy Volturich, z drugiej strony nie mogłam patrzeć na niego w takim stanie. Usiadłam na podłodze koło niego i położyłam głowę na jego kolanach. Po chwili, poczułam jak delikatnie głaszcze moje włosy. Siedzieliśmy tak bez słowa. Po chwili Marek westchnął i szepnął cicho:
- Muszę wyjechać.
Podniosłam głowę i spojrzałam na niego. Oczy miał przepełnione smutkiem. Ostrożnie zapytałam:
- Dokąd jedziesz?
- Do Bonn.
Jego słowa zamroziły mnie. Marek i Bonn?! To był najgorszy pomysł na świecie! Oczywiście on nie zdawał sobie sprawy z tego, jak wielkie niebezpieczeństwo mu tam grozi. Musiałam zrobić wszystko, żeby go powstrzymać.
- Nie możesz jechać do Bonn! – Wrzasnęłam.
Marek popatrzył na mnie ze zdziwieniem. Moje zachowanie było irracjonalne. Nie mogłam mówić Markowi Volturi co mu wolno, a czego nie. Ale nie mogłam mu pozwolić tam jechać, nie mogłam go znów stracić. Nie teraz, kiedy wszystko znów zaczęło się układać.
- Kochanie, błagam nie wyjeżdżaj! – Jęknęłam.
On przyglądał mi się, przez dłuższą chwilę, po czym uśmiechnął się i powiedział:
- Muszę jechać, taka jest moja rola. Tamtejsze wampiry poprosiły nas o interwencje, nie możemy odmówić.
- Ale dlaczego właśnie ty! Czy nie może pojechać tam Aro albo Kajusz?
- Tak będzie lepiej, muszę odzyskać swój autorytet, trochę podupadł, przez ostatnią dekadę. Nie martw się, wrócę zanim zdążysz zatęsknić. Nawet nie zauważysz, że mnie nie było.
- Już tęsknie – szepnęłam cicho.
Marek wciągnął mnie na swoje kolana i przytulił mocno do siebie.
- Pojadę z tobą.
- Nie! – Warknął gniewnie mój ukochany. – Jedzie ze mną Alec i Jean, oraz pięcioro wampirów ze straży przybocznej.
- Alec i Jean to żadna ochrona dla ciebie! Pozwól mi jechać ze sobą.
- Kochanie nie zachowuj się, jak rozkapryszone dziecko. Zresztą to już postanowione, wyjeżdżam pojutrze i nie zmienię swojego zdania! Nie rozumiem czemu się tak upierasz!?
- Ty nic nie rozumiesz – powiedziałam, wyszarpując się z jego objęć.
- To mi wytłumacz! – Krzyknął Marek.
- Po co? Skoro zdania i tak nie zmienisz.
Marek spojrzał na mnie karcącym wzrokiem. Byłam na niego wściekła. Odwróciłam się i zaczęłam iść w kierunku drzwi. Słyszałam za plecami jeszcze jego głos, wołający mnie:
- Sylwio, wróć tu, nie skończyłem z tobą rozmawiać!
Zignorowałam go, wyszłam, trzaskając drzwiami. Była to nasza pierwsza kłótnia. Marek myślał, że jestem przewrażliwiona. Ja natomiast byłam pewna, że to jest najgorszy w życiu pomysł. Bałam się. Przeczuwałam, że ta sprawa ma coś wspólnego z łowcami, dlatego nie chciałam, żeby tam jechał. Wiedziałam, że Aro mi nie pomoże. Nie mogłam też liczyć na Kajusza, ostatnim razem, stanął po stronie Marka. Co mi pozostało? Kręciłam się po zamku bez sensu, szukając jakiegoś wyjścia. Nic nie przychodziło mi do głowy. W końcu udałam się do wieży, wchodząc do niej poczułam przenikający mnie dreszcz. Tyle wspomnień, tyle myśli mnie z nią łączyło. Wskoczyłam na okno, przyglądałam się krajobrazowi rozciągającemu się za oknem. Nie umiałam się rozluźnić i przestać martwić. Kiedy zaszło słońce, obserwowałam wampiry wychodzące na ulice. Zastanawiałam się nad tym, jak ubogie są ludzkie zmysły, że nie dostrzegają tak oczywistych różnic. Czułam, wzbierającą we mnie frustracje, spowodowaną tym, że nie mogę nic zrobić. Wzbierała we mnie chęć niszczenia. Wyciągnęłam przed siebie dłoń, otwarłam ją, w jednej sekundzie pojawiła się w niej kula ognia. Wpatrywałam się w nią, zastanawiałam się, jak to działa? Dlaczego ogień nie parzy mojej dłoni? Czy to oznacza, że całe moje ciało jest na niego odporne? Wyciągnęłam drugą dłoń nad ogień. Nic nie czułam, nawet kiedy włożyłam ją wprost w strumień ognia. Moja skóra, nie zmieniła się. To znaczy, że jestem niezniszczalna? Rzuciłam kulą w łóżko stojące na środku komnaty. Bardzo szybko zajęło się ono ogniem, zaraz po nim zapaliły się dywany i zasłony przypięte na ścianie. Siedziałam i wpatrywałam się jak ogień trawi wszystko. Płomienie powoli zaczęły sięgać w moją stronę, a ja siedziałam jak zahipnotyzowana. Wpatrywałam się w ten piękny taniec płomieni. Usłyszałam kroki, na korytarzu. Widocznie mój pożar, musiał zaalarmować inne wampiry. Pierwszy do komnaty wpadł Marek. Przerażony tym widokiem, wrzasnął:
- Nie ruszaj się kochanie, zaraz cię wyciągnę.
Spojrzałam na niego obojętnie. Widziałam, że zbiera się tłum ciekawskich wampirów. Po chwili w drzwiach stanęli Aro i Kajusz. Nie chciałam, żeby Marek zrobił sobie krzywdę, więc mimo iż całkiem przyjemnie mi się siedziało powiedziałam:
- Sama zejdę.
- Nie ruszaj się! – Wrzasnął zdezorientowany Marek.
Kajusz przytrzymywał go, aby nie skoczył w płomienie, Aro natomiast rozkazał wszystkim odejść. Kiedy tylko tłum się rozszedł, zeskoczyłam na podłogę, wprost w szalejące pode mną płomienie.
- Nie! –Krzyknął rozpaczliwie Marek!
To było niebywałe uczucie. Stałam w strumieniu ognia i nie czułam absolutnie nic, żadnego bólu, nawet najmniejszego dyskomfortu. Równie dobrze mogłam stać właśnie na dnie oceanu. Przez płomienie widziałam jak Marek, próbuje wyszarpnąć się braciom. Poszłam w ich kierunku. Chodzenie w ogniu było niezapomnianym wrażeniem. Otulające mnie płomienie, rozkoszny ich szmer tego nie da się opisać. Kiedy wyszłam z płomieni, oczy Volturich były wlepione we mnie. Cała trójka przyglądała mi się, na ich twarzach malowało się głębokie zdziwienie. Podeszłam do nich, Kajusz, ściągnął swój płaszcz i okrył mnie. Nawet nie zauważyłam, że moje ubranie, nie przetrwało tego eksperymentu. Wszyscy stali, jak posągi. Spojrzałam na Marka i szepnęłam cicho:
- Ty nie jesteś taki jak ja, pchasz się w sam środek pożaru, i możesz spłonąć.
Minęłam ich i poszłam w stronę garażu. Moje stare autko stało, jak zawsze na swoim miejscu. Był to prezent od Marka, dostałam go dziesięć lat temu, ale jeździłam tylko parę razy. Samochód nie był zamknięty, a kluczyki były w stacyjce, nikt nie ośmieliłby się ukraść samochodu wampirom, a co dopiero Volturim. Wsiadłam, przycisnęłam pedał gazu, wydawało mi się, że auto samo mnie prowadzi. Jechałam bez celu, po prostu przed siebie. To, czego się o sobie dowiedziałam, dzisiejszego wieczoru, niemal rozrywało mnie na strzępy. Jestem nie tylko nieśmiertelna ale i nie zniszczalna. Skoro tylko ogień może doszczętnie zniszczyć, na zawsze ciało wampira, a mi nie robi krzywdy, to znaczy, że ja nigdy nie przestanę istnieć. Czy to znaczy, że jestem Bogiem? W mojej głowie huczało tysiące pytań. W końcu zatrzymałam się, nad przepaścią. Myśli nie dawały mi spokoju. Czułam się jakbym miała wybuchnąć za chwile i wtedy wpadłam na szalony pomysł. Skoro jestem niezniszczalna, to nic mi się nie stanie jeśli zjadę z tej skały. W dole szalały rozwścieczone fale, które rozbijały się o brzeg skały. Moja noga mimowolnie zaczęła opadać na pedał gazu. Dopiero po chwili, zorientowałam się, że coś jest nie tak. Koła boksowały, ale samochód nie poruszył się ani o milimetr. Spojrzałam w lusterko i wtedy go zobaczyłam. Stał tam, przytrzymując nadwozie auta. Jego twarz wyrażała gniew, niemal wściekłość. Jednym ruchem odrzucił auto na bok. Auto przeturlało się i zatrzymało się na drzewie, przygniatając mnie w środku. Marek stał nieruchomo, nie miał zamiaru pomóc mi się z niego wydostać. Wyrwałam drzwi i wyszłam na zewnątrz. Spojrzałam na kupę złomu, która przed chwilą była jeszcze moim samochodem. Po czym westchnęłam z pretensjonalnie:
- Zniszczyłeś moje auto.
Marek podszedł do mnie, chwytając mnie za ramiona, mocno mną potrząsnął, pytając:
- Co ty robisz?
- Nie wiem, o co ci chodzi – powiedziałam obojętnie.
- Co chciałaś zrobić nad tą przepaścią?
- Nic.
- Czy ty nic nie rozumiesz?
- To ty nic nie rozumiesz! – Wrzasnęłam.
Marek popatrzył na mnie, zmarszczył brwi, a potem przytulił mnie do siebie.
- Kochanie, bez ciebie moje istnienie nie ma sensu, gdyby coś ci się stało…
- O to właśnie chodzi! – Warknęłam gniewnie. – Mi nic nie może się stać! Nie mogę się udusić, bo nie muszę oddychać. Nie można mnie zastrzelić, zasztyletować, ani otruć, bo ja już nie żyję. Nie można mnie też spalić, bo jak sam widziałeś, ogień nie robi mi krzywdy! Czym ja jestem?
Czułam jak moje ciało ogarnia histeria. Miałam chęć niszczyć, palić, zabijać, jakby budziło się we mnie coś potwornego. Cała, aż trzęsłam się z wściekłości. Marek próbował mnie uspokoić, głaskał mnie delikatnie i szeptał cicho:
- Spokojnie kochanie, uspokój się wszystko będzie dobrze.
- Wcale, że nie! – Warknęłam odpychając go od siebie. – Ty nic nie wiesz, ja nie powinnam istnieć. Powinieneś mnie zabić, tamtej nocy, kiedy jeszcze miałeś taką możliwość. Zamiast tego dałeś mi tak wielką władzę, tak ogromną moc, że mogłabym zniszczyć cały świat. Nikt nie powinien mieć takiej mocy jak ja!
- A co ja mam powiedzieć? Myślisz, że ja nie wiem, jakie to wielkie brzemię musisz nosić? Nie jesteś najpotężniejszą istotą na ziemi, o to nie musisz się martwić.
Spojrzałam na niego z zaciekawieniem. To, co mówił było dla mnie niezrozumiałe.
- Nie rozumiem.
Marek westchnął głęboko i przykucnął nad brzegiem przepaści, po czym zapytał:
- Czy Aro opowiadał ci kiedyś, o moich narodzinach?
- Nie, wspomniał tylko, że nie pamiętasz nic z przed przemiany – odpowiedziałam zaciekawiona.
- To co ci teraz powiem jest moją najskrytszą tajemnicą. Nie wiedzą o niej nawet moi bracia. Ufam tobie bezgranicznie i tylko dlatego ci to mówię. To prawda, nie pamiętam, żebym kiedykolwiek był człowiekiem, w końcu przestałem wierzyć w to, że kiedyś nim byłem. Wydaje mi się, że po prostu od zawsze byłem, taki jak teraz. Zawsze wiedziałem, że jestem inny. Kiedyś myślałem po prostu, że natura mnie bardziej obdarzyła. Ale z czasem dotarło do mnie, że stanowię całkiem inny gatunek. Czułem się samotny, ludzie którzy zauważali moją inność, traktowali mnie, jak potwora. Do tego to nieustanne pragnienie krwi. Postanowiłem sprawdzić, czy są na świecie istoty podobne do mnie. Długo podróżowałem po świece, widziałem stworzenia, o których istnieniu nawet nie marzyłem. Przemierzyłem cały świat i nie znalazłem nikogo takiego jak ja. Byłem jedyny, sam jeden na świecie. Wpadłem w rozpacz. Chciałem się unicestwić, ale okazało się to nie możliwe. I wtedy całkiem przypadkiem odkryłem, że mogę tworzyć istoty podobne do mnie. Wystarczyło ukąsić, człowieka, mój jad sprawiał, że ludzie stawali się do mnie podobni, większość nie przeżywała transformacji ale udało mi się stworzyć dziesięcioro istot, podobnych do mnie. Poczułem się szczęśliwy. W końcu nie byłem jedyny, a istoty te miały być moją rodziną. Niestety stworzenia, które stworzyłem były dzikie i nieokiełznane. Całkowicie zatraciły swoją ludzką część. Władały nimi pożądanie i głód. Poniosłem klęskę, jako stwórca. Stworzone przeze mnie istoty były potworami, nie miały żadnych uczuć, były jak zwierzęta. Musiałem naprawić swój błąd, nie mogłem pozwolić, aby tak niebezpieczne stworzenia chodziły po świecie. Z początku myślałem, że są dokładnie takie same jak ja. Później odkryłem różnice, które pozwoliły mi je zniszczyć, co do jednego. Postanowiłem wtedy, że nigdy już nie stworzę takiej istoty. Po tym wszystkim, zaszyłem się wysoko w górach na tysiąc lat. Oczywiście nie przewidziałem tego, że istoty, które stworzyłem, miały możność tworzenia istot podobnych sobie i zdążyły przez krótki czas swojego istnienia, to uczynić. Kiedy postanowiłem zobaczyć, jak świat się zmienił przez tysiąc lat odkryłem, że nie jestem jedyny na świecie. Ku mojemu zdziwieniu było ich dość dużo, ludzkość stała niemal na skraju wyginięcia, bo wampirów było niemal tyle samo co ludzi. Wiedziałem, że to wszystko moja wina. Postanowiłem niezwłocznie działać. Zacząłem wybijać wszystkie napotkane wampiry. Unicestwianie ich było dla mnie niczym zabawa, nie sprawiało mi żadnych trudności, były o wiele słabsze ode mnie. Nie zastanawiałem się nawet nad tym, czy powinienem to robić. Dotarłem w końcu do Włoch, gdzie trwała akurat wojna. Tam właśnie poznałem Kajusza i Aro. Dopiero wtedy zorientowałem się, że te wampiry, różniły się od tych, które ja stworzyłem. Potrzeba było im tylko praw, które będą zapewniać równowagę miedzy nami, a ludźmi. Nie byłem już sam, miałem dwóch braci. Życie z nimi było całkiem znośne. Z czasem Aro i Kajusz znaleźli sobie partnerki, ich istnienie dopełniło się. Nie rozumiałem tego, ale to było piękne. Bracia często próbowali opisać mi to uczucie, opowiadali mi jak to uczucie ich zmieniło. Sam zresztą to obserwowałem, ale nigdy nic takiego nie poczułem. Myślałem, że to nie będzie mi dane i wtedy poznałem ciebie. Cały świat wywrócił mi się do góry nogami. Było dokładnie tak, jak opowiadał Aro, zacząłem wszystko inaczej postrzegać. Wiedziałem, że jesteś niezwykła, tobie jedynej udało się poruszyć moje martwe serce. Nie liczyło się nic, oprócz ciebie. Byłaś pierwszą i jedyną istotą, która potrafiła na mnie oddziaływać. Pragnąłem cię. Chciałem żebyś była jak najbardziej podobna do mnie, dlatego mimo, iż przysiągłem, że nigdy już tego nie zrobię postanowiłem, że sam cię przemienię. Było to bardzo ryzykowne, nie wiele istot to przeżyło, ale udało się. Stworzyłem cię, i ku mojemu zdziwieniu jesteś dokładnie taka sama jak ja – wieczna!
Wszystkie słowa Marka wydawały mi się snem. To co mówił, wywróciło mój światopogląd do góry nogami. To co myślałam, w co wierzyłam, to wszystko było takie nieprawdopodobne. Marek wstał i popatrzył na mnie, uśmiechnął się i zapytał spokojnym głosem:
- Czy teraz, przestaniesz się o mnie martwić?
Wzruszyłam ramionami.
Nie wierzysz mi – zapytał rozdrażniony. – Rzuć we mnie kulą ognia – rozkazał.
- Nie – szepnęłam.
- Jeśli mnie kochasz i ufasz mi to zrób to!
W mojej dłoni pojawiła się ognista kula, ale czułam niemal fizyczny ból, próbując wymierzyć ją w Marka. Widząc moje zmaganie, Marek podszedł do mnie i szepnął:
- Nie bój się, nic mi się nie stanie.
Po czym włożył dłoń w żarzącą się w mojej dłoni kulę. Cały czas uśmiechał się do mnie, nie było widać bólu na jego twarzy. W końcu całe jego ubranie zajęło się ogniem, ale on sam nie spalał się. Był to piękny widok, patrzyłam jak ubranie Marka trawi ogień, odsłaniając jego idealne ciało. Stałam tam i przyglądałam się temu. To wszystko było takie nieprawdopodobne.
Bardzo długo męczyłam, Marka pytaniami. Chciałam, jak najwięcej wiedzieć, o nim, a jednocześnie o sobie. Ciekawiło mnie skąd we mnie te dodatkowe zdolności. Marek nie potrafił wysysać energii ani rzucać ognistymi kulami, za to jak mówił posiadał swoje sposoby na unicestwianie wrogów. Nie chciał mi do końca wytłumaczyć, o co chodzi, ale zapewniał mnie, że potrafi się obronić. Na miejsce jednej odpowiedzi pojawiały się trzy pytania. W końcu Marek chwycił moją dłoń i szepnął:
- Czas wracać, na pewno Aro i Kajusz zamartwiają się o nas.
- Ile oni wiedzą? – Zapytałam.
- Tyle ile trzeba. Zapewne teraz, bardziej wyraźnie zaczną widzieć, różnice między sobą, a nami. Podejrzewam, że Aro domyśla się, a na pewno przypuszcza, że to ja jestem pierwszy.
- Czy to znaczy, że my dwoje jesteśmy innym gatunkiem?
- Tego jeszcze nie wiem, czas pokaże.
To w, jak lekki sposób Marek mówił o tych sprawach, doprowadzało mnie niemal do szału. Opowiadał o losach świata jakby to była opowieść na dobranoc. Mimo iż on zapewniał mnie, że nie ma powodu, żebym się o niego martwiła, to ja nie umiałam przestać. Wciąż miałam złe przeczuci co do tego wyjazdu.

***


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez serenithy dnia Sob 12:39, 03 Paź 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Pią 17:41, 02 Paź 2009 Powrót do góry

jak Steven Spielberg... zaczynasz od trzęsienia ziemi... potem napięcie tylko rośnie...

nie wiem jak to robisz ale podoba mi się i o dziwo nie miesza...
jak zwykle czekam następnego rozdziału... Wink

pozdr.
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
trueblood
Nowonarodzony



Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 15
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 19:19, 02 Paź 2009 Powrót do góry

Wpadam tu po ciężkim dniu i co? no poprawę humoru dostaje kolejne wspaniałe fragmenty pięknego i wspaniałego opowiadanie i jak tu człowiek ma się nie uśmiechnąć! przeczytałam scena zaręczyn jak z bajki a potem, aż zapiera dech w piersiach! kirke ma racje jak u Spilberga, jestem zachwycona i chce dużo dużo dużo więcej............!!!! czekam z niecierpliwością i pozdrawiam serdecznie!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
serenithy
Człowiek



Dołączył: 29 Maj 2009
Posty: 82
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Sob 12:29, 03 Paź 2009 Powrót do góry

***

Wieczorem miał się odbyć tajemniczy bal. Tajemniczy ponieważ wiedziałam o nim tylko dlatego, że Marek kazał mi się ładnie ubrać. Co to znaczy ładnie? Zawsze miałam z tym problem. Kiedyś mogłam liczyć na Agnes.
- No właśnie Agnes! – Wrzasnęłam podekscytowana.
Zaczęłam zastanawiać się co się z nią stało, w końcu byłam w Wolterze już od paru tygodni i ani razu na nią nie trafiłam. Była ona moją jedyną przyjaciółką na dworze Volturich. Postanowiłam zapytać o nią. Marek niezbyt chętnie chciał mi o niej opowiedzieć, odesłał mnie do Ara. Ten, dopiero po dłuższej chwili nakłaniania, zdawkowo wytłumaczył mi, że Agnes poprosiła o zezwolenie na odejście z dwór Volturich, i otrzymała taką zgodę. Trochę mnie to dziwiło, zastanawiałam się co się stało. Miałam jednak na głowie jednak dość zmartwień, żeby nie poświęcać tej sprawie zbytniej uwagi. Długo stałam przed moją nową garderobą, próbując wybrać coś odpowiedniego, niestety nie umiałam podjąć decyzji. Nie miałam już czasu na zakupy, postanowiłam więc wybrać na chybił trafił. Zamknęłam oczy, wstrzymałam oddech, zaczęłam przesuwać dłonią po materiałach. W końcu natrafiłam na coś bardzo delikatnego, wydawało mi się, że dotykam mgiełki. Otworzyłam oczy, ku mojemu zdziwienie zobaczyłam przed sobą Marka. Trzymał w ręku czerwoną, niemal przezroczystą sukienkę. Widząc moje zdziwienie, szepnął cicho:
- Cieszę się, ze ją wybrałaś, bardzo mi się podoba.
Nie należałam do osób, które wstydziły się swojego ciała, dlatego taka odważna sukienka zrobiła na mnie wrażenie. Postanowiłam od razu ją przymierzyć. Widziałam błysk w oku Marka, kiedy na mnie patrzył. Sukienka leżała idealnie. Była długa, do kostek i miała ogromny dekolt, na tył zabrakło chyba krawcowej materiału, bo znajdowały się tam jedynie cienkie paseczki materiału. Obróciłam się, dookoła i zapytałam:
- Jak wyglądam?
- Olśniewająco – powiedział zachwycony Marek, po chwili jednaj jego mina spoważniała. – Nie możesz tak iść na przyjęcie – dodał po chwili. – Jest zbyt wyzywająca i praktycznie nic nie zasłania.
- To nie możliwe, czy ty jesteś zazdrosny, mój panie? Zapytałam żartobliwie.
- Oczywiście, że tak! Nie wyjdziesz, po za tą komnatę w takim stroju! - Powiedział rozgniewany Marek.
- Nie bądź śmieszny – powiedziałam, zakładając czerwone sandałki.
Marek podszedł do mnie, chwycił moją twarz w swoje dłonie i szepnął do mnie:
- Nie rób mi tego!
- Nie rozumiem o co ci chodzi? Nigdy nie kwestionowałeś tego, jak się ubieram, a teraz sam wybrałeś sukienkę i nie pozwalasz mi jej ubrać. Zachowujesz się jak tyran!
Nagle usłyszałam trzask materiału. Odsunęłam się i spojrzałam na swoją sukienkę, była rozdarta z boku. Byłam wściekła na Marka, jak on mógł się tak zachować.
- W takim razie pójdę nago!
Marek warknął gniewnie. Czułam jak wzbiera we mnie wściekłość. Zacisnęłam dłonie w pięści. Zanim zdążyłam pomyśleć, w mojej dłoni pojawiła się kula ognia, nie wiem jak to się mogło stać, nie wiedziałam co mną zawładnęło, ale bez namysłu, rzuciłam kulą w Marka. Ten nie odskoczył, kula natychmiast strawiła jego, staranie przygotowany strój. Cała aż trzęsłam się ze złości, jakbym przestała nad sobą panować. Marek rzucił się na mnie powalając mnie na podłogę, po komnacie rozległ się ogromny huk. Marek przygniótł mnie swoim ciałem do podłogi, rzuciłam w niego jeszcze kilkoma kulami ognia, nieudolnie trafiając w zasłoni i łóżko, które natychmiast stanęły w płomieniach. Szarpałam się i wiłam, próbując wydostać się z uścisku Marka. Nagle do komnaty wbiegł Kajusz, widząc tą niezręczną sytuacje, uśmiechnął się tylko i szepnął pod nosem:
- Ach… ci młodzi kochankowie.
Dopiero teraz oprzytomniałam, nie wiedziałam, co się ze mną działo. Marek patrzył na mnie, w jego oczach płonął ogień. Wiedziałam że był zły, sama na siebie byłam zła, jak można było wywołać taką kłótnię o głupią sukienkę.
- Przepraszam jęknęłam cicho.
Marek wciąż wpatrywał się we mnie, była to jedna z nielicznych chwil, kiedy naprawdę się go bałam. Z drugiej strony, co było to całkowicie niezrozumiałe, czułam strasznie silne podniecenie. Jego oddech, powodował dreszcze na mojej skórze. On tylko patrzył, a ja niemal upajałam się w ekstazie. Było to całkiem irracjonalne uczucie. Nic mnie nie obchodziło, nawet to że płomienie zajęły już całą komnatę. Czułam tak silną rządzę, jak nigdy dotąd. Cała drżałam, Marek pochylił się nade mną i szepną cicho:
- Czy skończyliśmy już rozmawiać na temat tej sukienki?
Jego głos przeszył na wskroś moje ciało. Nie mogłam wytrzymać, przestałam nad sobą panować. Ogarnął mnie jakiś szał, zachowywałam się jak zwierze, pragnąc tylko zaspokoić swoją rządzę. Pragnęłam go mocniej, niż kiedykolwiek, był lekarstwem na moje pragnienie. Z każdym jego ruchem wpadałam w coraz większą ekstazę, nie umiałam przerwać nawet wtedy, kiedy płomienie, pochłonęły nasze ciała. Czułam się jednością z Markiem, jakbym była jego częścią. Widziałam jak reaguje na moje pieszczoty, które chwilami były dość brutalne, to było coś niebywałego. Wgryzłam się w jego szyję, oprzytomnił mnie dopiero smak jego krwi. Nigdy nie podejrzewałam, że jestem zdolna do tego. Spojrzałam na Marka, i natychmiast odskoczyłam od niego. Byłam przerażona tym co zrobiłam. Nigdy nie sądziłam, że potrafię się tak daleko posunąć. Weszłam do łazienki i zamknęłam się w niej. Cała trzęsłam się z nadmiaru skumulowanych we mnie emocji. Po chwili Marek wszedł za mną, wyrywając drzwi z zawiasów. Podszedł do mnie, odskoczyłam natychmiast na bok, ale jak zwykle był szybszy. Przygniótł mnie do ściany, wykręcając mi jednocześnie rękę, abym nie mogła się uwolnić. Potem zapytał:
- Co się stało?
- Nie wiem – jęknęłam. - Przepraszam nie wiem co we mnie wstąpiło. Nie chciałam ci zrobić krzywdy.
- O czym ty mówisz? – Zapytał zdenerwowany Marek.
- Ugryzłam cię, ja…
- Czy ty całkiem postradałaś zmysły, - Zapytał Marek, rozluźniając nieco uścisk w jaki mnie więził. – Przepraszasz mnie za to że dajesz mi rozkosz jakiej nigdy w swoim istnieniu nie zaznałem?
- Rozkosz?! Ugryzłam cię, aż do krwi!
- I jak ci smakowała? – Zapytał nieco podekscytowany.
- Ty oszalałeś prawda? – Zapytałam całkiem poważnie.
- Kochanie doprowadziłaś mnie do takiego stanu, że byłem w stanie odczuwać tylko rozkosz, którą mi dawałaś. A to ugryzienie, nie było mocniejsze od tych, które ja ci zadaje, a uwierz mi sprawiło mi niewypowiedzianą rozkosz. Zastanawiam się tylko jak smakuje?
- Bosko - westchnęłam. Ale boję się, że zrobię ci krzywdę.
- Gdzie się podziała moja kotka? Która nie zawahała się, rzucić we mnie kują ognia. Która była taka… mrrry. Zrozum wreszcie, nie możesz mnie skrzywdzić. Dając mi siebie, możesz dać mi tylko rozkosz – wymruczał mi do ucha.
Uśmiechnęłam się niepewnie. Do głowy wpadł mi nagle szalony pomysł. Wiedziałam, że spodobałby się Markowi, ale bałam się mu to zaproponować. Marek od razu odczytał moje zamyślenie i bez zastanowienia powiedział:
- Zróbmy to!
- Skąd wiesz co mam na myśli? – Zapytałam podejrzliwie.
- Nie wiem, ale chce spróbować, jednego z twoich niegrzecznych pomysłów, - powiedział przywierając do mnie jeszcze ściślej.
- Ugryź mnie, tak jak ja ugryzłam ciebie, chce żebyś skosztował jak smakuje.
- Kochanie, wiem jak smakujesz, miałem okazje już cię skosztować.
- Zrób co mówię - powiedziałam stanowczo.
Marek spojrzał na mnie. Pochylił się nad moją szyją, złożył na niej z pocałunek, a potem przyciągając mnie mocno do siebie, wgryzł się w moją szyję. To co poczułam było cudowne. Nie czułam bólu ale dziką rozkosz. Czułam jak wysysa ze mnie krew, jak coraz mocniej jej pragnie. Przycisnęłam jeszcze mocniej jego głowę do siebie. Oplotłam nogami jego pas i zawieszając się na nim znów go ugryzłam. Tym razem piłam jego krew bez strachu. Czułam się nieziemsko. Było to cudowne uczucie. Picie nieśmiertelnej krwi, było cudownym uczuciem. Marek oderwał swoje zęby od mojej szyi, zrobiłam to samo, spojrzałam na niego. Wyglądał na oszołomionego, na ustach wciąż miał moją krew. Czekałam na jego reakcje. Popatrzył na mnie, pocałował, a potem cały świat zawirował.

***

Szybko przemierzaliśmy korytarze zamku Volturich, próbując jak najszybciej dotrzeć do głównej sali. Byliśmy sporo spóźnieni, na szczęście udało nam się szybko opanować pożar w naszej komnacie. Marek mówił, że mam się tym nie przejmować, bo i tak planował przeprowadzkę do innej części zamku. Mnie natomiast najbardziej martwiła reakcja Aro na nasze spóźnienie, miałam nadzieje, że oszczędzi sobie niewybrednych komentarzy przy gościach. Niestety było gorzej niż się spodziewałam. Aro i Kajusz czekali na nas przed salą. Kajusz gdy tylko nas zobaczył uśmiechnął się, Aro natomiast miał nieprzenikniony wyraz twarzy. Wyglądał, jakby miał zaraz wybuchnąć, mimo to kiedy do nich podeszliśmy, zapytał niezwykle grzecznym tonem:
- Kajusz mówił, że zatrzymała was jakaś paląca sprawa, możecie mi wytłumaczyć o co chodzi?
Kajusz i Marek zaczęli chichotać, co wzbudziło jeszcze większą irytacje w Aro. Podeszłam do niego, chwyciłam pod ramie i odciągnęłam na bok szepcząc cicho:
- To wszystko wina Marka.
Aro spojrzał na mnie zdezorientowany, po czym spojrzał na wciąż, śmiejących się braci. Wiedziałam, że takie zdawkowe wyjaśnienie mu nie wystarczy, więc mówiłam dalej.
- Nie spodobała mu się sukienka, którą chciałam założyć na dzisiejsze przyjęcie i doszło do małej sprzeczki.
- Malej sprzeczki? - Powtórzył zdezorientowany wampir.
- No może nie takiej małej, trochę mnie poniosło, ale uwierz mi to była wyłącznie jego wina.
- No a potem musieli się pogodzić - wtrącił Kajusz.
- Ach tak! A ślady na waszych szyjach pochodzą z kłótni czy z...
- Drogi bracie, powiem ci tylko tyle, że Sylwia nie tylko smakowicie wygląda - powiedział Marek, odciągając mnie od Aro.
Aro w końcu rozluźnił się i uśmiechnął, po czym dodał:
- Ach ta młodzież.
Na te słowa wszyscy trzej wybuchli śmiechem. Tylko mi nie było do śmiechu, wciąż nie wiedziałam, po co to całe przyjęcie i czego mogę się spodziewać po wejściu do głównej sali. Zapytałam więc wprost:
- Czy mogę wreszcie się dowiedzieć z jakiej okazji jest wyprawiane to przyjęcie?
- Z okazji twoich urodzin, moja najdroższa — odpowiedział Marek.
- Urodzin? - Zapytałam zdezorientowana.
- Tak, dokładnie dziesięć lat temu, po raz pierwszy skosztowałem twojej krwi.
- Dziesięć lat temu, stałaś się jedną z nas - Dodał Kajusz
-I na zawsze zmieniłaś nas wszystkich, dlatego chcemy to uczcić - powiedział Aro.
Nie wiedziałam co powiedzieć. Byłam szczęśliwa, cieszyłam się, że pamiętali, a jednocześnie, że nie odczuwali mojego przybycia, jako ciężaru, mimo tylu problemów, które im sprawiłam.
- Dziękuje szepnęłam cicho.
- Podziękujesz, jak zobaczysz prezenty - powiedział Kajusz. - jestem ciekaw, który ci się najbardziej spodoba.
- Nie musieliście... - zaczęłam mówić.
- Chodźmy, już dość długo kazaliśmy na siebie czekać, twoim gościom - powiedział Aro.

***

Przyjęcie było cudowne, było na nim mnóstwo wampirów. Sala była pięknie przystrojona, wszyscy gratulowali mi ukończenia dekady. Otrzymałam wiele wspaniałych życzeń. Był to bal z prawdziwego zdarzenia, wyraźnie widać w tym było rękę Aro. O północy, Aro ogłosił, iż czas na prezenty. Kajusz zarządził, że jego miał być pierwszy. Podszedł do mnie i wręczył mi kluczyki, mówiąc:
- Myślę, że ci się spodoba, jest zrobione specjalnie dla ciebie, nie ma drugiego takiego na świecie, licznik sięga do 380 km/h, powinnaś być zadowolona. Mam tylko jedną prośbę, nie testuj go na ulicach Woltery.
Uśmiechnęłam się szeroko, objęłam go serdecznie i szepnęłam:
- Dziękuje Kajuszu.
- Nie ma za co, dawanie ci prezentów, jest dla mnie przyjemnością.
- No dość już - powiedział zniecierpliwiony Aro, podchodząc do mnie. - Czas na mój prezent. Uwierz mi, że nie łatwo było wybrać coś dla ciebie. Jesteś taka niezwykła, wspaniała, zasługujesz na wszystko co najlepsze. Mam nadzieje, że ci się spodoba.
Kiedy skończył mówić, drzwi od sali otwarły się, czekałam, aby zobaczyć, co to za tajemniczy prezent. Wiedziałam, że Aro postawi na coś wyjątkowego. I wtedy do sali weszła Agnes, trzymając w rękach jakieś pudełko. Aro widział mój zachwyt. Rozpierała mnie ogromna radość. Przemierzyłam w mgnieniu oka odległość, jaka nas dzieliła i rzuciłam się wampirzycy na szyję, szepcząc:
- Dobrze, że wróciłaś, tęskniłam. Nie wiesz przez co musiałam przechodzić, bez ciebie.
Agnes uśmiechnęła się i szepnęła:
- Będziemy miały jeszcze czas, żeby o tym porozmawiać, teraz powinnaś zachwycić się, właściwym prezentem - powiedziała podając mi pudełko, które trzymała w rękach.
Otworzyłam je i zobaczyłam najpiękniejszą w życiu biżuterię. Platynowa kolia wykładana ogromnymi diamentami, do tego kolczyki i bransoletki.
- Aro, to jest cudowne, dziękuję - powiedziałam podchodząc do niego i mocno go przytulając.
Cieszyłam się, że traktują mnie tak serdecznie, jak siostrę. Zastanawiało mnie, czy po ślubie będę musiała być taka sztywna, jak żony Kajusza i Aro. Rzadko kiedy było widać żeby się poruszały, albo coś mówiły. Wyglądały pięknie i dostojnie, jak figury woskowe, zastanawiałam się z czego to wynika i czy ja też taka się stanę. Szczerze mówiąc to wyglądały one raczej na ozdoby, niż małżonki Volturich. W sumie uświadomiłam sobie, że nigdy z nimi nie rozmawiałam, więc może zbyt pochopnie wydaje o nich sondy, co nie zmieniało mojego nastawienia do nich. Napawała mnie lękiem myśl, że i ja kiedyś będę tylko cieniem. Z zamyślenia wyrwał mnie Marek, który podszedł do mnie i wyrywając mnie z objęć Aro powiedział:
- Dość tego! Nie zapominajcie, że ona jest moja!
Kajusz i Aro wybuchli śmiechem, co jeszcze bardziej poirytowało Marka. Strasznie mi pochlebiało to, jak traktują mnie Aro i Kajusz, dlatego nie rozumiałam, dlaczego Marek jest taki poirytowany. Widziałam, że coś jest nie tak, chciałam załagodzić sytuację więc zapytałam mojego ukochanego:
- Czy będziesz łaskaw, zaprosić mnie do tańca?
Marek uśmiechnął się w końcu. Z wielką gracją podał mi rękę, wyciągnął na środek sali. Widziałam iż orkiestra stoi w gotowości, czekając na jego znak. Przybierając odpowiednią pozycję zawołał w kierunku orkiestry:
- Zagrajcie woltę!
Trochę przeraził mnie wybór Marka, nigdy nie byłam zbyt dobra w tańcu, a wolta wymagała ogromnego zaangażowania od tancerzy. Kiedy zabrzmiały pierwsze nuty, moje obawy okazały się bez postawne. Moja krew zaczęła pulsować w rytmie muzyki, która zawładnęła moim ciałem. Wspaniale było tańczyć z Markiem, mogłam wyrazić w tańcu swoje uczucia. Marek wybierał dość skomplikowane figury z licznymi podnoszeniami. Rozejrzałam się dyskretnie dookoła sali i zauważyłam, że wszyscy nas obserwują. Widziałam podziw i zazdrość w ich oczach. Nie dziwiłam się, byłam wyjątkową szczęściarą gdyż kochała mnie najcudowniejsza istota na ziemi, kiedy melodia zaczęła dobiegać końca, Marek chwycił mnie w tali i wygiął do tyłu, tak mocno, że głową dotknęłam niemal swoich kostek, położył rękę na moim brzuchu i zaczął powoli przesuwać ją ku górze, jednocześnie mnie podnosząc. Wszyscy zamarli, widząc ten odważny ruch Marka. Jego ręka przesuwała się wolno po moich piersiach, dekolcie, szyi aż dotarł do moich ust. Przesunął delikatnie kciukiem po moich ustach, nie odrywając ode mnie oczu. Zastygliśmy tak wpatrzeni w siebie, otrzeźwiły nas dopiero oklaski. Widziałam, że oczy Marka płoną dziwnym ogniem, uśmiechnęłam się i ukłoniłam, dziękując za taniec. Słyszałam jakieś szepty w około siebie, ale nadal byłam zahipnotyzowana wzrokiem Marka, w końcu Aro wstał i podszedł do nas, pytając:
- Czy pozwolisz, że teraz ja zatańczę z naszą jubilatką?
Marek spojrzał na Aro, jakby nie rozumiał jego słów. Otrząsnął się po chwili i podał moją dłoń Arowi. Sam natomiast poszedł zająć swoje miejsce. Aro zażądał, aby zagrano walca i już po chwili wirowaliśmy po sali. Dokładnie obserwowałam Marka, który martwo patrzył w naszym kierunku. Aro widocznie to zauważył, bo zapytał mnie:
- Czy coś jest nie tak?
- Czy nie uważasz, że Marek jakoś dziwnie się zachowuje.
- Nie martw się, pewnie uświadomił sobie, że rano będzie musiał się z tobą rozstać.
- Nie wiem, coś go gnębi. Wiesz w ogóle mi się nie podoba to, że Marek jedzie do Bonn. To nie jest odpowiednie miejsce dla wampirów. Czy to naprawdę konieczne?
- Niestety tak. Ale nie martw się o niego, poradzi sobie, nic go nie powstrzyma przed powrotem do ciebie.
- Obyś miał racje.
Kiedy orkiestra przestała grać, Aro pocałował moją dłoń i przekazał ją Kajuszowi, który czekał już z boku, aby mnie przechwycić. Byłam ciekawa, jaki taniec wybierze. Spojrzałam na niego, czekając na jego wybór. On tylko uśmiechnął się tajemniczo i powiedział łagodnie:
- Orkiestra - Tango!
Już po chwili objął mnie dość mocno i rozpoczął taniec. Był doskonałym tancerzem, czułam się bardzo swobodnie, jego ruchy były płynne, a jednocześnie stanowcze.
- Czy mogę ci powiedzieć, dostojny Kasjuszu, że jesteś doskonałym tancerzem?
- Hmmyy... tak, pod warunkiem, że nie powtórzysz tego Markowi.
Spojrzałam na niego podejrzliwie, nie wiedziałam, o co mu chodzi. Kajusz delikatnie przyciągnął mnie do siebie, po czym szepnął:
- Spójrz na Marka.
Zrobiłam jak mi kazał, Kajusz żeby mi to ułatwić, wykonał efektowne przejście, a potem odepchnął mnie od siebie w misternym obrocie. Widziałam, że Marek siedzi spięty i wciąż się nam przygląda. Niemal dygotał ze złości, a ja nie rozumiałam dlaczego. Przy kolejnej figurze, zapytałam Kajusza:
- Czy wiesz dlaczego się tak zachowuje?
- Tak - odpowiedział zdawkowo Kajusz.
- Więc wytłumacz mi, bo dla mnie jest to całkowicie irracjonalne.
- Marek jest zazdrosny.
- Nie rozumiem. Przecież nie robię nic niestosownego.
- Nie podoba mu się, nasze zachowanie względem ciebie.
- Jest zazdrosny o ciebie i o Aro? - Zapytałam zaszokowana.
-Tak.
- To jest śmieszna!
- Nie do końca. Widzisz, ty jesteś całkiem inna, niż pozostałe wampirzyce. Jakby zostały w tobie ludzkie cechy. Jesteś odważna, bezpośrednia, bije od ciebie dziwny blask. Przebywanie z tobą, jest dla nas przyjemnością. Wniosłaś pewną świeżość na nasz dwór. Dlatego, traktujemy cię jak naszą siostrę.
- Tak chyba powinno być prawda?
- Marek uważa, że jedynie on ma prawo, do cieszenia się twoim blaskiem. Wyraził się jasno, na ten temat i denerwuje go, że nieprzestrzegany zasad. Zrozum go, odzyskał cię po tak długim czasie i teraz nie chce się tobą dzielić.
- Rozumiem - powiedziałam smutno.
Kajusz zatrzymał się, orkiestra natychmiast przestała grać. Kajusz odprowadził mnie i przekazał Markowi, który wydawał się być strasznie poirytowany. Łapczywie chwycił mnie za rękę, pytając:
- Czy mogę ci teraz dać mój prezent?
- Ty jesteś dla mnie największym prezentem, twoja miłość jest jedyną rzeczą której tak naprawdę pragnę. Nie musisz dawać mi nic więcej.
- Ale chce – wyszeptał słodko.
- Chciałem dać ci coś wyjątkowego – zaczął mówić, uroczystym tonem. Długo myślałam nad tym myślałem i postanowiłem dać ci obietnice. Moja najukochańsza, najdroższa obiecuję ci, że będę cię kochał, szanował, dbał o ciebie, bronił cię i zrobię wszystko, żebyś była szczęśliwa.
- Marku, dałeś mi już to czego najbardziej pragnę, dałeś mi swoją miłość. A jeśli chcesz dać mi coś jeszcze, to podaruj mi jeszcze jedną obietnicę.
- Jaką obietnice?
- Obiecaj mi, że wrócisz.
- Oczywiście że wrócę, nie musisz się o to martwić. Zawsze będę do ciebie wracał.
- Obiecaj mi że wrócisz, tylko tego teraz pragnę.
- Więc dobrze, Sylwio, moja najdroższa – zaczął mówić. – Przysięgam ci na wszystko, co kocham, że choćby nie wiem co się stało, nic mnie nie powstrzyma i wrócę do ciebie.
- Dziękuję, to najpiękniejszy prezent, jaki dziś dostałam.
Marek przyciągnął mnie do siebie i przytulił. Długo tak staliśmy, żadne z nas nie chciało oderwać się od drugiego. Najchętniej tak właśnie spędziłabym swoją wieczność – w ramionach Marka. Niestety każde z nas zdawało sobie sprawę z tego, że niedługo nastanie kolejny mroźny poranek, który znów rozdzieli nas. Nigdy wcześniej nie chciałam bardziej zatrzymać czasu niż w tym momencie.

***


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez serenithy dnia Sob 14:07, 03 Paź 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin