FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Mroźny poranek [NZ][+18] 16.02.2010 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Poll :: JAK OCENIACIE TO OPOWIADANIE?

A) FATALNY
10%
 10%  [ 3 ]
B) NIEZŁY
3%
 3%  [ 1 ]
C) DOBRY
17%
 17%  [ 5 ]
D) ŚWIETNY
68%
 68%  [ 20 ]
Wszystkich Głosów : 29


Autor Wiadomość
serenithy
Człowiek



Dołączył: 29 Maj 2009
Posty: 82
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Czw 21:35, 19 Lis 2009 Powrót do góry

***

Dobrze wiedziałam, co trzymało Marcela przy mnie, ale jego sny nie miały szansy się spełnić. Mimo, iż w każdym nawet najdrobniejszym geście przypominał mi Marka, to tak naprawdę nim nie był. Łowcy wciąż stali i przyglądali się mi. Nie wiedziałam, co mam zrobić, stałam jak słup soli na zalanej księżycowym światłem polanie. Chciałam zapaść się pod ziemię, przestać istnieć.
- Chcemy ci kogoś przedstawić – powiedział cieniutki głos Laury.
Odwróciłam się i zaczęłam iść w stronę ciemnej i zimnej ściany lasu. Słyszałam ich głosy proszące mnie o to, abym ich wysłuchała, nie miałam jednak na to ochoty. Czułam się jakby świat zawalił mi się na głowę, oczy zaczęły piec, a martwe serce rozrywał niewyobrażalny ból. Miałam już wzbić się potężnym skokiem w powietrze, kiedy nagle jeden z łowców szepnął cicho:
- Marek…
Na dźwięk tego imienia, napięły się wszystkie moje mięśnie, w jednej sekundzie znalazłam się przy postaci, z której ust wyrwało się to magiczne słowo. Chwyciłam mężczyznę krzycząc
- Co z nim, czy wiesz gdzie on jest?
W tej samej chwili usłyszałam ciche chrupniecie łamanej kości, mimo to nie puściłem go, potrząsając nerwowo wciąż pytałam z nadzieją:
- Czy coś wiesz? Powiedz mi!
Laura podeszła do mnie spokojnie, chwytając moją rękę powtórzyła wcześniej wypowiedziane słowa:
- Chcemy ci kogoś przedstawić.
Spojrzałam na nią, szukając w jej oczach odpowiedzi na moje pytania. Mężczyzna w moich rękach jęknął z bólu, spojrzałam na niego i mimo, iż miałam ochotę cisnąć jego ciałem o drzewo i napawać się widokiem jego konania, to wypuściłam go z uścisku. Mężczyzna osunął się na kolana i upadł u moich stup. Spojrzałam na niego, musiałam go przerazić, bo widziałam strach w jego oczach.
- Kogo chcecie mi przedstawić? – Zapytałam nerwowo.
- Kogoś, kto może ci pomóc.
- Pomóc może mi tylko Marek – warknęłam złowrogo.
- Ona kazała cię przyprowadzić, powiedziała, że jesteś już gotowa.
- Gotowa, na co?
- Ona wszystko ci powie – tłumaczyła spokojnie Laura.
- Więc chodźmy – powiedziałam, starając się przybrać łagodny ton głosu.
Pomyślałam sobie, że jeśli nie po dobroci, to sama wydobędę z tej istoty potrzebne mi informacje, kropla po kropli.
- Nie tak szybko, powiedział Justin wyłaniając się w końcu z cienia. Najpierw musisz dowieść nam, że jesteś godna.
- Nie mam czasu na żadne zabawy- warknęłam.
- To nie zabawa – warknął Colin podnosząc się z ziemi.
- Musimy mieć pewność, że nie narazimy jej na niebezpieczeństwo. Jeżeli zaufasz nam na tyle, iż pozwolisz się nam pojmać, zaprowadzimy cię do niej.
- Zgoda – powiedziałam bez zastanowienia, doskonale wiedziałam, że nic na tym świecie nie jest w stanie mnie powstrzymać, a skoro da im to złudzenie bezpieczeństwa to, dlaczego nie. Zdawało mi się tylko że są mądrzejsi i wyciągnęli jakąś naukę.
- Oddaje się do waszej dyspozycji – szepnęłam wyciągając przed siebie ręce, na znak tego, iż się poddaję.
Kiedy to powiedziałam Laura podała mi jakiś flakonik, spojrzałam na nią pytająco.
- Musisz to wypić – powiedziała łagodnie.
- Nie pije niczego, po za krwią.
- Doskonale o tym wiemy - powiedział arogancko Colin.
Laura skarciła go i znów łagodnie przemówiła do mnie.
- To tylko cię unieruchomi, musimy mieć pewność, że cię nie poniesie i…
- I że was nie zabije?
Laura uśmiechnęła się niepewnie, nie musiała nic więcej mówić. Wzięłam buteleczkę z jej ręki i wypiłam zawartość. Po chwili poczułam przeszywający mnie ból. Upadłam na ziemie. Byłam całkowicie świadoma, ale nie mogłam się poruszyć, więc to o to chodziło, już raz podano mi ten specyfik. Ten wydawał się być mocniejszy, bo nie mogłam nawet poruszyć wargami. Justin podniósł mnie z ziemi i chwytając moje ciało w swoje ramiona zaczął biec. Zawsze zastanawiałam się, czym są łowcy, czy jeszcze ludźmi? Posługiwali się eliksirami, nie mieli jakiś po za ludzkich zdolności, oprócz mocy rzucania ognistymi kulami. A jednak ich serca nie biły szybciej w biegu, jakby się nie męczyli. Łowca mocno przyciskał mnie do siebie, dziwiło mnie to zachowanie, przecież byłam ich wrogiem, a on wydawał się mnie nieść, jak najcenniejszy skarb. Zastanawiałam się przez chwilę czy jestem całkowicie bezbronna, skoncentrowałam się i okazało się, że jednak nie mogę użyć swoich mocy jak ostatnio, widocznie łowcy wyciągnęli naukę z naszego pierwszego spotkania. To było irracjonalne uczucie, ale czułam się bezpieczna w ramionach tego obcego mężczyzny, co dowodziło tego, iż, nie mogłam już polegać na swoich zmysłach.

***

Długo przemierzaliśmy las, zapuszczaliśmy się w nieznane mi zakątki. Zapamiętywałam dokładnie drogę. W końcu łowca przystanął nad przepaścią. Nadal nie mogłam się poruszać, byłam niczym bezwładna kukiełka w rękach nieprzyjaciela, nieprzyzwyczajona do bierności starałam się poruszyć, jednak na nic były moje starania. Spojrzałam w dół i mimo, iż nie mogło mi się nic stać to zadrżałam, gdy łowca przykucnął do skoku. Na chwile nasze spojrzenia się spotkały, to dziwne, ale mężczyzna nie patrzył na mnie z nienawiścią, a przecież tyle złego wyrządziłam jego braciom. Przez ułamek sekundy wydawało mi się, że widzę uśmiech na jego twarzy, a potem poczułam tylko delikatne lądowanie. Skała, z której skoczyliśmy musiałam mieć z 50 metrów, a wydawało mi się, że przeskoczyliśmy jedynie niewielką kałużę, musiało być coś ponadnaturalnego w tych istotach, bo przecież żaden człowiek by tego nie przeżył. Rozejrzałam się dookoła, byliśmy na cudnej polanie, na której środku znajdował się uroczy staw. Oczy zapiekły mnie z bólu, gdyż ta polana była tak bardzo podobna do tej, na którą Marek mnie często zabierał, jeszcze przed wyjazdem, do Woltery. Księżyc w pełni odbijał się od tafli wody rozświetlając to niemal magiczne miejsce. Świetliki tańczyły nad srebrzystą wodą, upajając się nieznanym mi zapachem. Podziwianie tego miejsca zakłócała mi niekomfortowa sytuacja, w jakiej się znajdowałam, sama bezbronna w rękach obcego mężczyzny, co za ironia, ja najsilniejsza istota na ziemi zdana na łaskę swych wrogów.
- Ona już czeka – powiedziała Laura.
- Więc, na co czekamy? – Zapytał retorycznie, trzymający mnie mężczyzna, po czym przykucnął do kolejnego skoku.
Nim mężczyzna wzbił się w powietrze ja dokładnie przewidziałam tor jego lotu, mimo iż wiedziała, że nie uda mu się przeskoczyć stawu nie mogłam jednak nic zrobić. On wydawał się pewny, parę centymetrów nad taflą wody ułożył swoje ciało tak, aby delikatnie wylądować. Choć byłam przygotowana na kąpiel, okazało się, iż woda w ogóle nas nie zmoczyła. Przecinając jej tafle, czułam się jakby rozstąpiła się, aby umożliwić nam przejście. Czułam się dokładnie tak samo jak w dzień, kiedy podpaliłam pokuj w Wolterze, wtedy szłam w płomieniach, a teraz przechodziłam przez wodę. Trwało to może ułamek sekundy, ale było to niesamowite uczucie, jak skok z okna hotelowego w ramionach Marka, ale mężczyzna, który mnie trzymał, nie był moim Markiem. Znaleźliśmy się w jaskini, której sklepienie było zrobione z wody. Mimo iż znajdowała się ona na górze, to nie spadała na dół, jakby trzymała ją jakaś bariera. Poprzez tafle wody nadal widać było księżyc. Łowca zaczął iść w kierunku tlącego się w oddali światełka, i już po chwili znaleźliśmy się w kamiennej sali, bardzo podobnej do tej, którą widziałam ostatnim razem, kiedy widziałam łowców. Tym razem jednak nie było luster i drzwi, a jedynie jedno ogromne krzesło, niczym tron w sali Volturich. Mężczyzna podszedł do niego i kładąc mnie na nim delikatnie powiedział:
- Oto twoje miejsce, Pani.
Nie wiedziałam, co się stało, czemu mnie tak traktowali i kim była istota, dla której mnie tu sprowadzono. Nadal nie mogłam się poruszyć, ale czułam, że już za chwile coś się wydarzy. Każda komórka mojego ciała przeczuwała nadciągające kłopoty, mimo to byłam całkowicie bezbronna.

***


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez serenithy dnia Pią 23:33, 20 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Jere
Nowonarodzony



Dołączył: 18 Lut 2009
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z krainy wyobraźni!

PostWysłany: Sob 17:30, 21 Lis 2009 Powrót do góry

lubisz trzymac w niepewnosci?? Wink)
bardzo ciekawy kawalek
ale po nim jeszcze bardziej nie moge doczekac sie nastepnego!
z niecierpliwoscia czekam na jeszcze,
pozdrawiam i życze dalszej weny!!!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
ajaczek
Zły wampir



Dołączył: 05 Lut 2009
Posty: 477
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Wto 21:43, 24 Lis 2009 Powrót do góry

Jak zwykle wciskasz w fotel swoim ff. Tak bardzo tęskniłam za tym:) Cieszę się że dodałaś te ostatnie fragmenty, pozwoliły mi znowu przenieść się w twój zaczarowany świat. Swiat w którym Sylwia nadal cierpi, a Ty tak dobrze to opisujesz że to wszystko odczuwam... Intrygujesz jak zwykle zwrotami akcji, obrazowo opisujesz uczucia, oczarowujesz czytelnika i za to uwielbiam ten ff. Mam nadzieję że każesz nam długo czekać na kolejne rozdziały bo przyznam się szczerze że chyba się uzależniłam od twojego ff :)
Pozdrawiam
ajaczek


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
serenithy
Człowiek



Dołączył: 29 Maj 2009
Posty: 82
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Nie 0:34, 29 Lis 2009 Powrót do góry

TROCHĘ PONOSI MNIE FANTAZJA I WYCHODZĘ PO ZA RAMY ZMIERZCHU, ALE MAM NADZIEJE ŻE WAM SIĘ TO SPODOBA I MI TO WYBACZYCIE, SERDECZNIE POZDRAWIAM I ZAPRASZAM DO CZYTANIA.

***

Wampiry nie śnią, nigdy nie zasypiają. Są istotami, którym zakazano wstępu do krainy Morfeusza. Przeklęte przez ludzi i Boga, skazane na wieczność. Zimne, szybkie i ponad naturalnie silne i niebezpieczne, żywiące się krwią tych, którzy mają życie. Cóż zaś ze mnie zostało? Bezwolna istota szarpana nienawiścią, żywiąca się bólem, oszalała z rozpaczy i na dodatek bezbronna. Siedziałam na czymś, co kształtem przypominało tron, porzucona i opuszczona, nie mogłam się poruszyć, zresztą nie miałam na to ochoty. Po raz pierwszy w moim życiu żałowałam, że jestem wampirem lub raczej czymś na kształt wampira. Marzyłam o śmierci, chciałam po prostu zamknąć oczy i przestać istnieć. Ale cichy natarczywy głos w mojej głowi szeptał złośliwie: musisz żyć, aby moje życie miało sens. Przypomniały mi się słowa Marka, które wypowiedział w najszczęśliwszej chwili mojego istnienia:
Najdroższa, kocham cię i będę cię kochał po kres swojego istnienia, bo to ty właśnie nadałaś mu sens. Sprawiłaś, że w moim ponurym i monotonnym istnieniu pojawiło się słońce. Jesteś najcudowniejszym stworzeniem na świecie. Chcę cię prosić, abyś uczyniła mnie najszczęśliwszą istotą, jaka chodzi po ziemi i została moją żoną. W zamian niestety nie mogę obiecać ci nic, oprócz tego, że będę cię kochał, szanował, opiekował się tobą i nigdy cię nie opuszczę.
Wyryłam te słowa na samym dnie swojego serca, to one kazały mi wierzyć, ponad wszystkie przeciwności, że jeszcze kiedyś ja i Marek… tak ciężko przychodziło mi wspominanie go. Ból wdzierał się w moje ciało, zapowiadając kolejną porcję agonii. Dziwne, ale brakowało mi Marcela, mimo iż był bezbronny wobec mojej siły, to poczucie, że czuwa nade mną dodawało mi otuchy. Ale jego już nie ma przy mnie, może tak będzie lepiej? To dziwne, ale jeszcze niedawno pragnęłam spalić świat z żalu, a teraz pragnęłam tylko spokoju. Kiedy ból zawładnął moim ciałem, pomyślałam o tych wszystkich minutach, godzinach, dniach spędzonych w ramionach ukochanego i mimo iż każde wspomnienie ciało moje serce niczym ostrze z diamatu to chciałam pamiętać, tylko to mi zostało. Kiedy tonęłam w oceanie bólu, przytłoczona falą beznadziei, nagle usłyszałam głos:
- Sylwio… ukochana…
Tego głosu nie mogłam pomylić z żadnym innym, rozbrzmiewał tak dźwięcznie, pieszcząc najmniejsze komórki mojego ciała. Rozkoszowałam się nim, gdy nagle obcy, ochrypły głos wyrwał mój umysł i sprowadził go z powrotem do ciała mówiąc:
- On wzywa cię.
Rozejrzałam się szybko chcąc zlokalizować miejsce, w którym znajdowała się osoba ośmielająca się wyrwać mnie z objęć szaleństwa, jakie serwował mi mój umysł. Istota stała na końcu sali, dokładnie naprzeciwko mnie. Stara, pomarszczona kobieta o długich siwych włosach, przyglądała się mi jakby próbowała coś wyczytać z mojej twarzy. Powoli otworzyłam usta, aby wydobyć z nich jakiś zrozumiały dźwięk, ale mikstura była nadal silniejsza ode mnie i zamiast myśli, z ust wydobył się jedynie niezrozumiały bełkot. Pogarbiona postać, podpierając się na lasce zaczęła iść w moją stronę. Jej kroki były ostrożne i niezgrabne, jak na starego człowieka przystało. Bez wątpienia, miałam do czynienia z człowiekiem, zdradzał ją zapach, gesty i swoista niezgrabność. Jej serce łopotało szaleńczo, nie byłam tylko pewna czy to oznaka strachu czy ekscytacji. Kobieta podeszła do mnie i niczym matka spojrzała na mnie litościwie, szepcząc cicho:
- Moje biedactwo.
- Nie potrzebna mi twoja litość -warknęłam gniewnie, czując że moje siły powracają.
Kobieta zamiast się obruszyć, spojrzała na mnie z jeszcze większą miłością. Nie potrzebowałam litości byłam oburzona, czując że mikstura ustępuje chciałam się poderwać i rozszarpać tą istotę, mimo iż nic ni nie zrobiła, jej obecność strasznie mnie drażniła.
- Po co mnie tu sprowadzono? – Zapytałam arogancko.
- Abyś poznała prawdę – odpowiedziała spokojnie kobieta lekko się uśmiechając przy tym.
- Jaką prawdę?
- Prawdę o tym kim naprawdę jesteś.
- Jestem wampirem – warknęłam.
Kobieta uśmiechnęła się a potem szepnęła cicho:
– Już czas, abyś się przebudziła. Zanim jednak to nastąpi chcę żebyś wiedziała, że nie winię cię za to co się ze mną stanie.
- A co się z tobą stanie?
- Zabijesz mnie po przebudzeniu, kiedy wszystko sobie przypomnisz, ale najpierw wysłuchaj mnie i tego, co chcę ci powiedzieć, musisz zrozumieć, co nami kierowało.
- Nie rozumiem, mów jaśniej.
- Dawno temu, zanim jeszcze ludzie ujarzmili ogień, świat wypełniony był istotami takimi jak ty. Władaliście ziemią sprawiedliwie, szanując każde życie dbaliście o zachowanie harmonii i ładu w całym wszechświecie. Nikt nie zaznał cierpienia i niedostatku pod waszymi rządami. Jako że byliście najpotężniejszymi istotami jakie kroczyły po ziemi, nikt nie ośmielił się sprzeciwić waszej woli, aż do czasu.
Słuchałam tej opowieści, jak bajki na dobranoc. Nie wiedziałam kompletnie o czym ta obłąkana kobieta. Mówiła o tak odległych czasach, jak ja mogłam mieć z tym coś wspólnego? Przecież ja nie mogę mieć z tym nic wspólnego. Ale kobieta nie przestała mówić.
- Jego przybycie od samego początku nie wróżyło nic dobrego. Patrzył na ciebie z tak ogromną chciwością, wykorzystywał każdą okazję, aby choćby przez sekundę znaleźć się blisko ciebie. Całkowicie straciłaś dla niego głowę. Byłaś głucha, nie widziałaś nic po za nim, on stał się całym twoim życiem. Wasza miłość jednak nie była możliwa, on był księciem ciemności, a ty… to nigdy by się nie udało. On nie mógł żyć w świetle dnia, ty zaś z światła czerpałaś siłę. On żywił się bólem, cierpieniem i strachem, ty byłaś zaś źródłem dobroci. Tak różni, a połączyła was niewyobrażalnie silna namiętność. On miał na ciebie ogromny wpływ, zaczęłaś się zmieniać, byłaś coraz bardziej podobna do niego. Przestałaś się troszczyć o to, co kiedyś było dla ciebie ważne. Liczył się tylko on, musieliśmy powstrzymać to szaleństwo…
- Jesteś obłąkana – powiedziałam, podnosząc się z miejsca, na którym siedziałam. – Tracę tu tylko czas wysłuchując tych bredni. Jeśli nie wiesz nic o tym gdzie przebywa Marek, to nie mamy o czym rozmawiać.
- Marek Volturi, co on ci powiedział o sobie?
- Nasza rozmowa właśnie dobiegła końca – odpowiedziałam arogancko.
- Czy powiedział ci kim naprawdę jest? Jak zareagował kiedy cię spotkał? Nadal nie rozumiem jak to się stało, skoro ty nic nie pamiętasz, to jak on może pamiętać? Co ci powiedział?
- Mówił mi, że żyje od bardzo dawna, że nie pamięta, aby kiedyś był człowiekiem, jak inne wampiry.
- To oczywiste, on nigdy nie był człowiekiem – przerwała mi kobieta, aby po chwili, znów zachęcić mnie do mówienia – co jeszcze ci powiedział?
- Dlaczego miałabym ci to powiedzieć?
Kobieta uśmiechnęła się, po czym dodała:
- Nie oczekuję, że mi wybaczysz, ale zrozum, dwie tak potężne istoty jak wy, mogłyby pogrążyć cały wszechświat w niekończącej się ciemności. Musieliśmy was rozdzielić, wymazać z pamięci wasze życie, nie było innego wyjścia.
- To wy zabraliście Marka!? – Warknęłam gniewnie.
- Już czas, abyś odzyskała swoją tożsamość, córko.
Kiedy dziwaczna kobieta wypowiedziała te słowa jedne z drzwi znajdujących się po mojej prawej stronie się otwarły. Zza nich wyłonili się Laura, Colin i Justin. Byłam zdezorientowana, nie wiedziałam, co się dzieje. To wszystko było takie dziwne, nowe a jednocześnie znajome.
- Żegnaj, mam nadzieje, że kiedyś mi wybaczysz – powiedziała spokojnie stara kobieta.
- Dokąd idziesz? – Zapytałam odruchowo.
- Mój czas już nadszedł, jestem gotowa na śmierć. A czy ty jesteś gotowa, aby dowiedzieć się, kim naprawdę jesteś?
Nie byłam przekonana do tego wszystkiego, ale mimowolnie odpowiedziałam:
- Tak.
- Czas więc abyśmy zaczęli.
Kobieta zaczęła szeptać coś w niezrozumiały dla mnie sposób, nagle poczułam ogromny ból, upadłam na podłogę i zaczęłam wić się z bólu, tym razem jednak ból był wyjątkowa dotkliwy.
- Przestań! To boli! Przestań!

***


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez serenithy dnia Nie 12:17, 29 Lis 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
brand new eyes
Nowonarodzony



Dołączył: 27 Lis 2009
Posty: 24
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Nie 1:13, 29 Lis 2009 Powrót do góry

serenithy napisał:
Są istotami którym zakazano wstępu do krainy Morfeusza.

Przecinek przed "którym".
serenithy napisał:
Przeklęte przez ludzi i Boga, skazani na wieczność.

Istoty - przeklęte. Istoty - skazani? Coś nie stykło. Powinno być "skazane", tak myślę.
serenithy napisał:
żywiące się krwią tych którzy mają życie.

Zabrakło przecinka przed "którzy".
serenithy napisał:
Siedziałam na czymś na kształt tronu, porzucona i opuszczona,

Powtarza się "na". Zdanie mogłoby brzmieć: "Siedziałam na czymś, co kształtem przypominało tron".
serenithy napisał:
Najdroższa, kocham cię i będę cię kochał po kres swojego istnienia, bo to ty właśnie nadałaś mu sens. Sprawiłaś, że w moim ponurym i monotonnym istnieniu pojawiło się słońce. Jesteś najcudowniejszym stworzeniem na świecie. Chcę cię prosić, abyś uczyniła mnie najszczęśliwszą istotą, jaka chodzi po ziemi i została moją żoną. W zamian niestety nie mogę obiecać ci nic, oprócz tego, że będę cię kochał, szanował, opiekował się tobą i nigdy cię nie opuszczę.

Wydaje mi się, że te słowa powinny być objęte kursywą, bądź wzięte w cudzysłów, aby "oddzielić" je jakoś od reszty tekstu.
serenithy napisał:
Dziwne ale brakowało mi Marcela

Przecinek przed "ale".
serenithy napisał:
to poczucie że czuwa nade mną dodawało mi otuchy.

Przecinek po "poczucie".
serenithy napisał:
Tego głosu nie mogłam pomylić z żadnym inny

"innym"
serenithy napisał:
Tego głosu nie mogłam pomylić z żadnym inny, rozbrzmiewał tak dźwięcznie, pieszcząc najmniejsze komórki mojego ciała. Rozkoszowałam się tym głosem, gdy nagle obcy ochrypły głos wyrwał mój umysł i sprowadził go z powrotem do ciała mówiąc:

Zbyt często powtarza się "głos". Można to zapisać w jakiś inny sposób.
serenithy napisał:
chcąc zlokalizować miejsce w którym znajdowała się osoba

Przecinek przed "w którym".
serenithy napisał:
Istota stał na końcu sali

"stała"
serenithy napisał:
Kobieta podeszła do mnie i niczym matka spojrzała na mnie litościwie szepcząc cicho:

Przecinek przed "szepcząc".
serenithy napisał:
Już czas abyś się przebudziła, zanim jednak to nastąpi chce żebyś wiedziała, że nie winie cię za to co się ze mną stanie.

Przecinek przed "abyś"; zamiast przecinka po "przebudziła" umieściłabym kropkę i zaczęła nowe zdanie; nie "chce", a "chcę", tak samo jak nie "winie", a "winię"; przecinek po "za to".
serenithy napisał:
ale najpierw mnie wysłuchaj tego co chce ci powiedzieć,

Bez sensu. Albo "wysłuchaj mnie i tego, co chcę ci powiedzieć", albo "wysłuchaj tego, co mam ci do powiedzenia". No i nie "chce", a "chcę".
serenithy napisał:
musisz zrozumieć co nami kierowało.

Przecinek po "zrozumieć".
serenithy napisał:
zanim jeszcze ludzi ujarzmili ogień

"ludzie"
serenithy napisał:
Władaliście ziemią sprawiedliwie, szanując każde życie dbaliście o zachowanie harmonii i ładu w całym wszechświecie. Nikt nie zaznał cierpienia i niedostatku pod waszymi rządami. Jako że byliście najpotężniejszymi istotami we wszechświecie, nikt nie ośmielił się sprzeciwić waszej woli, aż do czasu.

Powtarza się "wszechświat".
serenithy napisał:
Nie wiedziałam kompletnie o czym ta obłąkana kobieta.

Czyżby niedokończone zdanie? Nawet jeśli, po "kompletnie" powinien wylądować przecinek.
serenithy napisał:
aby choćby przez sekundę, znaleźć się blisko ciebie.

Ten przecinek pomiędzy "sekundę" a "znaleźć" jest całkiem niepotrzebny.
serenithy napisał:
Tak różni, a połączyła was tak silna namiętność. On miał na ciebie tak ogromny wpływ,

Zbyt często pojawia się "tak".
serenithy napisał:
Przestałaś się troszczyć, o to co kiedyś było dla ciebie ważne.

Przecinek powinien wykonać wędrówkę z miejsca, gdzie go umieściłaś do wolnej przestrzeni między "to" i "co".
serenithy napisał:
powiedziałam podnosząc się z miejsca na którym siedziałam

Przecinek po "powiedziałam" jak najbardziej wskazany, tak samo jak przed "na którym".
serenithy napisał:
Czy powiedział ci kim naprawdę jest? Jak zareagował kiedy cię spotkał?

Przecinek przed "kim" i "kiedy".
serenithy napisał:
Mówił mi że żyje od bardzo dawna, że nie pamięta aby kiedyś był człowiekiem, jak inne wampiry.

Przecinki przed "że" i "aby".
serenithy napisał:
Nie oczekuje, że mi wybaczysz,

"oczekuję"
serenithy napisał:
Już czas, abyś odzyskała swoją tożsamość córko.

Przecinek przed "córko".
serenithy napisał:
Za nich wyłonili się

"Zza"
serenithy napisał:
nie wiedziałam c się dzieje

"co", a przed tym przecinek.
serenithy napisał:
nie wiedziałam c się dzieje to wszystko było takie dziwne, nowe a jednocześnie znajome.

Skończyłabym to zdanie na "dzieje". Dalej można zacząć nowe.
serenithy napisał:
aby dowiedzieć się kim naprawdę jesteś?

Przecinek przed "kim".
serenithy napisał:
Więc zaczynajmy

O ile dobrze mi się wydaje, nigdy nie zaczyna się zdania od "więc".
serenithy napisał:
nagle poczułam ogromny ból upadłam na podłogę

Przecinek po "ból".

Dosyć ciekawy ten rozdział, ale znalazłam dużo błędów, co widać u góry. To trochę przeszkadza w czytaniu, przynajmniej mnie.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
serenithy
Człowiek



Dołączył: 29 Maj 2009
Posty: 82
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Nie 20:31, 29 Lis 2009 Powrót do góry

OTO KOLEJNY FRAGMENT, JAK MNIE ZA MOCNO PONOSI TO MÓWCIE, ALE SĄDZĘ ŻE KOLEJNE CZĘŚCI ZACZNĄ WNOSIĆ WIĘCEJ AKCJI DO FABUŁY I ROZWIĄŻĄ PARĘ TAJEMNIC. MAM NADZIEJE ŻE SIĘ WAM SPODOBA, PISZCIE CO O TYM MYŚLICIE, JESTEM WDZIĘCZNA ZA WSZYSTKIE UWAGI!!!!

***

Ból coraz głębiej wdzierał się w zakamarki mojego umysłu, wyciągając z jego głębi jakieś nieskładne obrazy. Szarpana konwulsjami wiłam się po podłodze, próbując, choć na chwile znaleźć ulgę. Cierpienie było tak ogromne, że odbierało mi zmysły, nie wiem ile czasu to wszystko trwało, ale nagle migające mi przed oczyma wspomnienia, zaczęły układać się w jakąś sensowną całość. Wijąc się z bólu widziałam Marka, dostojnego uśmiechał się do mnie, a jego oczy zniewalały mnie. W jego oczach płonęło pożądanie. Nie wiem, co ale coś nie pasowało mi w tym obrazie, niby wyglądał tak samo, ale coś było inaczej. Kolejne fale bólu przynosiły kolejne obrazy, tym razem wspomnienia dotyczyły jakiejś wojny. Żołnierze w srebrzystych zbrojach, które lśniły w promieniach zachodzącego słońca, walczący przeciwko armii cieni. Niebywały widok, wraz z zachodzącym słońcem, lśniący żołnierze wycofywali się, ugięci pod przewagą siły cienistych żołnierzy, by znów poderwać się do walki i wraz z wschodzącym słońcem, przepędzić cienie z jaśniejącej polany. Niekończąca i nie roztrzygniona walka, trwająca wciąż i nieprzerwanie. Powoli zaczynałam wszystko rozumieć, ta wojna, te ofiary, śmierć i zniszczenie, to wszystko przeze mnie. To ja byłam powodem tej walki, ja byłam winna tego okrucieństwa. Słyszałam odgłosy bitwy i cicho nuconą melodię. Zamknięta nie mogłam nic zrobić, błagałam by mnie zabito, jednak nikt nie mógł spełnić mojej prośby, nikt poza nim. Ale on był głuchy na moje prośby, zaślepiony uczuciem, które wywołało wojnę. Powoli ból opuszczał moje ciało, lecz ja przygnieciona ciężarem wspomnień wciąż leżałam na posadzce. Kobieta podeszła do mnie, chyba cały czas przy mnie była i głaskają mnie delikatnie po głowie, szeptała cicho.
- Nie było innego wyjścia, nie mogliście być razem. Musiałam cię poświęcić, mimo iż kochałam cię nad życie. Wiem, że mi nigdy nie wybaczysz, ale z czasem zrozumiesz, że to było jedyne wyjście.
- Nie pamiętam jeszcze wszystkiego – przyznałam szczerze, - ostatnie moje wspomnienie to Marek, siedzący przy mnie. Siedział i uśmiechał się do mnie mówił, że wszystko będzie dobrze, że teraz musimy się rozstać, ale już niedługo mnie odnajdzie i będziemy na zawsze razem i że już nic nas nie rozdzieli.
Uśmiechnęłam się mimowolnie, przypominając sobie, z jaką czułością i delikatnością całował mnie wtedy, a potem była tylko ciemność i nic więcej. Próbowałam przypomnieć sobie, co było potem, ale była tylko pustka.
- Jakbym przestała istnieć…
- Bo przestałaś, tego dnia twój ukochany zabił cię i zaklął twoją duszę.
- Nie rozumiem – przyznałam, trochę zmieszana jej słowami.
- Czy pamiętasz kim jesteś?
- Jestem… byłam kiedyś księżniczką… ja… - zmarszczyłam brwi, próbując przywołać najdalsze wspomnienia – ja byłam istotą…
- Spokojnie, proces się jeszcze nie zakończył stopniowo wszystkie wspomnienia wrócą, teraz musisz odpocząć.
- Ja nie potrzebuje odpoczynku – odrzekłam surowym tonem.
- Ach tak, on cię zmienił, ale niedługo z powrotem będziesz sobą. Znów staniesz się księżniczką światłości.
- Nie chce się zmieniać, jest mi tak dobrze, chce tylko go znaleźć, chce znaleźć mojego Marka.
- To nieuniknione proces się już zaczął.
- Jaki proces? O czym ty mówisz?
- Twoje oczy już niedługo zajaśnieją tym samym blaskiem, co dawniej.
Nagle przeszył mnie dreszcz. Byłam zdziwiona, bo dawno wyzbyłam się takich uczuć. Nie odczuwałam ani chłodu, ani żaru. Spojrzałam na swoje ręce, nadal silne i blade niczym marmur, ale teraz wydawały mi się bardziej ludzkie.
- Co ty mi zrobiłaś! – Wrzasnęłam, przygniatając jednocześnie kobietę do posadzki.
- Zwróciłam ci wolność, księżniczko.
Nagle przez mój umysł zaczęły się przesuwać wspomnienia, obrazy dotyczące kobiety, którą właśnie dusiłam. Widziałam jak chwyta mnie na ręce i przytula do swej piersi. Widziałam jej roześmianą twarz, kiedy patrzyła w moje oczy. Widziałam żal, który czuła, widząc moje łzy. Była taka piękna i wyglądała jak ja. Nagle obrazy zniknęły, a ja ujrzałam to, co zrobiłam. Wstałam przerażona i szepnęłam cicho:
- Zabiłam ją, zabiłam własną matkę.
Z moich płuc wydobył się żałosny krzyk – NIE! Od razu podbiegi do mnie Laura i Colin, podtrzymując mnie abym nie upadła, czułam się taka bezsilna, taka mała.
- Tak musiało się stać – szepnął za moimi plecami Justin.
- To nie musiało tak wyglądać! – Szepnęłam ocierając kapiące po policzkach łzy. – Łzy! Przecież ja nie mogę, to nie możliwe, przecież wampiry nie płaczą!
- Pani ty już nie jesteś wampirem, twoje ciało się odradza.
- Odradza się?
- Pani jesteś księżniczką, jesteś dzieckiem światłości, twoja dusza ożywia twoje ciało. Powinnaś odpocząć, aby przemiana mogła dobiec końca.
Już chciałam odpowiedzieć, że nie potrzebuje snu, kiedy moje ciało ogarnęło ogromne zmęczenie. Powieki zaczęły ciążyć mi niczym żelazne kurtyny. Colin chwycił mnie na ręce i zaczął iść, chciałam protestować, ale nie miałam siły, przez chwile jeszcze rozglądałam się próbując ustalić, dokąd mnie zabiera, lecz po chwili moje powieki opadły, a ja zasnęłam.

***


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
trueblood
Nowonarodzony



Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 15
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 13:19, 30 Lis 2009 Powrót do góry

Śledzę każdy nowy fragment z zapartym tchem, ty nie tylko wychodzisz po za ramy fan ficiton, ale równocześnie zaczynasz tworzyć swoją historię. trochę żałuję że nie ma w tej części Marka, uwielbiam jego postać! mam nadzieję że już niedługo się pojawi bo i Sylwia marnieje bez niego. te nowe wątki nie powiem strasznie mnie intrygują, chce wiedzieć więcej! cieszę się że przyspieszyłaś tępo i prawie co dzień serwujesz nam kolejną dawkę swojego talentu! czekam z niecierpliwością na kolejne chwile emocji!!!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
m4rzenuch444
Nowonarodzony



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 8
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 10:49, 19 Sty 2010 Powrót do góry

Witam! Wczoraj przez przypadek znalazłam ten ff i się po prostu zakochałam.
Widzę, że dawno nie było nowego rozdziału i ogólnie trochę mało się tu dzieję i tak się zastanawiam czy to koniec tego ff czy autorka ( na co mam ogromną nadzieję ) będzie kontynuować. Z góry dziękuję za odpowiedź i pozdrawiam :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
serenithy
Człowiek



Dołączył: 29 Maj 2009
Posty: 82
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Czw 22:48, 21 Sty 2010 Powrót do góry

PRZESTAŁAM DODAWAĆ, BO MYŚLAŁAM ŻE TO NIE MA SENSU, ŻE JUŻ NIKT TEGO NIE CZYTA. ALE SKORO KTOŚ CHCE WIEDZIEĆ CO DALEJ TO PROSZĘ SPECJALNIE DLA CIEBIE, KOLEJNY FRAGMENT ŻYCZĘ MIŁEJ LEKTURY.

***

Przebudziłam się w dziwnej komnacie, bardzo wysokiej zewsząd otoczonej wdzierającym się przez zakamarki światłem. Podniosłam się, wszystko wydawało się jakieś zamglone i niewyraźne. Nagle otwarły się drzwi do mojego pokoju, a ja, podskoczyłam aż z wrażenia. Zazwyczaj z dala słyszałam nadchodzące kroki, a dziś moje zmysły były przytłumione i nie mogłam na nich polegać. Chciałam warknąć ostrzegawczo na przybysza, ale zamiast tego z moich ust wydobył się śmieszny jęk. Byłam przerażona. Nie wiedziałam gdzie jestem, byłam bezbronna, jakby naga.
- Dzień dobry księżniczko! – Radośnie zawołała istota, krzątająca się po komnacie.
I wtedy wszystko do mnie wróciło, to nie był zły sen, ja naprawdę przestałam być wampirem. Spojrzałam na swoją skórę która wydała mi się zaróżowiona i taka ciepła i miękka. Dość długo się jej przyglądałam. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że nie odpowiedziałam na powitanie.
- Dzień dobry – jęknęłam cicho.
Mój głos był ochrypły i już nie tak dźwięczny jak przedtem. Wszystko wydawało się trudniejsze, nawet wstanie z łóżka.
- Gdzie jestem? – Zapytałam zdezorientowana.
- W swoim pokoju – odpowiedziała dziewczyna, uśmiechnęła się przy tym serdecznie.
- A gdzie konkretnie?
- Zobacz sama Pani!
Wyjrzałam przez otwór w ścianie to było skalne miasto, siedziba łowców, ale teraz wyglądało jakoś inaczej. Mieniło się wszystkimi kolorami zieleni. Jakby zaczęło żyć.
- Co tu się stało? – zapytałam zdziwiona.
- To dzięki tobie Pani, wszystko wraca do życia. – Odpowiedziała dziewczyna, promieniście się uśmiechając.
Chciałam wstać ale miałam obolałe mięśnie, jakbym przesadziła z wysiłkiem. Przetarłam oczy i spojrzałam jeszcze raz na miasteczko. Na gołych skałach rosły kwiaty i bluszcze, wszystko wyglądało na jakiś cud. Te kolory i barwy napawały mnie szczęściem. Czułam się błogo, tak lekko mimo bólu, jaki odczuwałam przy poruszaniu się.
- Jestem głodna – przyznałam nieśmiało.
Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie kolejny raz, po czym wybiegła z pokoju, zanim zrozumiałam co się dzieje, dziewczyna była już z powrotem z tacą przepysznie wyglądających owoców. Już miałam powiedzieć, że ja nie żywię się w taki sposób, kiedy doszedł mnie przepyszny aromat owoców. Winogrona pachniały tak świeżo i apetycznie, chwyciłam je łapczywie i zaczęłam jeść, niemal połykając je w całości. W moich ustach rozbrzmiewała symfonia aromatów i smaków, ta różnorodność była cudowna. Każdy owoc miał swój wysublimowany smak. Mango, papaja, figi i ananas wszystko było soczyste i pyszne. Czułam, że sok kapie mi po szyi ale wciąż mi było mało, chciałam poczuć ten aromat rozkoszować się każdym kęsem, to było cudowne. Czułam jak jakaś wewnętrzna siła rozpiera mnie od środka i napełnia uczuciem sytości. Tak dawno nie czułam tego… i nagle uderzyło we mnie, jaka próżna i samolubna jestem. Przez ostatnie parę godzin zapomniałam o tym, co dla mnie najważniejsze. Ból mojego samolubstwa uderzył we mnie, zgięłam się w pół, odczuwając jak mnie rozrywa.
- Marek...
Dziewczyna spojrzała na mnie, jakby nie dziwiło ją to, że upadłam na podłogę i zaczęłam się wić w konwulsyjnym bólu. Czułam jakby coś miało mnie rozerwać od środka. Dziewczyna uśmiechnęła się i wyszła, bez pośpiechu. Po chwili drzwi się otwarły i jakiś głos szepnął:
- Wiem czego ci potrzeba – to były ostatnie słowa jakie usłyszałam.

***

Nie pamiętam co działo się potem, ocknęłam się w ciemnej komnacie. Czułam chłód, który wywołał gęsią skórkę na moim ciele, poczułam zapach, piękny upajający. Podniosłam się, delikatnie, wstałam próbując wyczuć cokolwiek. Kiedy oczy przyzwyczaiły się do ciemności dostrzegłam nikłe światło księżyca wpadające otworem w ścianie, moje serce biło dość szybko i nie miarowo, jakby podekscytowane, a jednocześnie czułam strach.
- Już wszystko dobrze, to skutki przemiany - powiedział ciepły głos Colina.
Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że nie jestem w komnacie sama. Tęskniłam za moimi wampirzymi zmysłami, które od razu pozwoliłyby mi to zauważyć. Podciągnęłam się na rękach do pozycji siedzącej i dokładnie przyjrzałam się miejscu, z którego dochodził głos. Stał przy oknie, niedbale oparty o ścianę, jego twarz ukryta była w ciemności. Lekko pochylony, włosy opadały mu na czoło i wtedy poczułam ukłucie w sercu. Nie rozumiałam go z początku, dopiero po chwili dotarło do mnie, jak bardzo przypominał on Marka. Tak samo jak on w dniu w którym wróciłam do Woltery stał oparty o ścianę. Przyglądałam się jak zaczarowana, przecierając oczy, tak bardzo chciałam w nim zobaczyć mojego Marka.
- Jesteś wciąż słaba, powinnaś więcej odpoczywać – powiedział cicho.
Nie wiem dlaczego, ale w jego głosie wyczułam smutek i jakby nutę zmartwienia.
- Nie chce odpoczywać! Muszę go znaleźć! – powiedziałam stanowczo podrywając się na równe nogi. To był błąd, bo zakręciło mi się w głowie i upadłam z powrotem na łóżko.
- Nie powinnaś wstawać, to cię może… osłabić.
- Muszę go odnaleźć, muszę go zobaczyć, tylko tego chce!
- Zaprowadzę cię do niego, jak nabierzesz więcej siły – powiedział łagodnie Colin.
Poderwałam się znów, podbiegłam do niego, chwyciłam go za koszulę, zaczęłam szarpać go i krzyczeć.
- Ty wiesz gdzie on jest? Powiedz mi natychmiast! Słyszysz, rozkazuję ci!
- Musisz nabrać siły – odpowiedział spokojnie Colin.
Wszystko we mnie wrzało, on wiedział gdzie jest Marek, i nie chciał mi powiedzieć, coś we mnie pękło. Podniosłam rękę, nieświadoma tego co robiĘ wymierzyłam cios prosto w jego twarz. Colin nie poruszył się ani o centymetr, aby uniknąć ciosu. Patrzył na mnie takim nieprzeniknionym wzrokiem. Byłam zła, wściekła wymierzałam cios za ciosem, a on nie osłonił się ani razu. W końcu poczułam, że tracę siły.
- Zaprowadź mnie do niego, natychmiast! –Zażądałam.
On wciąż tylko na mnie patrzył. Jego oczy były chłodne jak lód, w końcu skłonił się nisko i szepnął cicho:
- Jak sobie życzysz.
Z jednej strony Czułam wstyd i żal, a z drugiej rozpierało mnie szczęście, nie mogłam w to uwierzyć w końcu go zobaczę. Po tych sekundach rozłąki, godzinach udręki, dniach tortur i długich miesiącach cierpienie w końcu znów będziemy razem. Spojrzałam na Colina, stał nadal, nie poruszył się ani o krok.
- Na co czekamy? – Zapytałam zniecierpliwiona.
- Na świt – odpowiedział zdawkowo.
Po tym wszystkim nie powinnam czuć wyrzutów sumienia, w końcu osiągnęłam cel. To dziwne, zabijałam, torturowałam żeby osiągnąć swój cel, a teraz nagle było mi wstyd z powodu paru uderzeń. Nie chciałam już nic na nim wymuszać. Poczekałam tyle, poczekam i do świtu, w końcu ile to może być godzin? Ile minut? Ile sekund? Czekanie wynagrodzi mi wieczność, która już niedługo nastąpi. Nerwowo chodziłam po pokoju, wyczekując wschodu słońca, kiedy niebo rozpaliło się czerwienią, moje serce wpadło w dziki szalony rytm, to już – pomyślałam. Byłam zła, że Colin tak się ociąga, ale po tym co zrobiłam, bałam się zwrócić mu uwagę, że to już czas, w końcu nie byłam już potężnym wampirem. Kiedy pierwsze promienie słoneczne rozbłysły nad horyzontem, spojrzałam na niego znacząco. Zrozumiał od razu o co mi chodzi, bo westchnął głęboko, po czym przeszedł w stronę drzwi. Szłam krok w krok za nim, niemal depcząc mu po piętach.
- Może chcesz najpierw coś zjeść? – zapytał grzecznie.
- Nie – odpowiedziałam szybko.
Uśmiechnął się ukradkiem, po czym zaczął mówić, spokojnym opanowanym tonem.
- Musisz zrozumieć, że zrobiliśmy to tylko dlatego. abyś mogła się przebudzić i przypomnieć sobie wszystko. Teraz kiedy to już nastąpiło, jego istnienie jest w twoich rękach. Nie zmierzaliśmy go skrzywdzić, zresztą to nie w naszej mocy, chcieliśmy tylko… odzyskać cię. To nie sprawiedliwe, że on sobie przywłaszczył ciebie na własność. Uczynił cie złą!
- On tylko mnie kochał, na swój sposób.
- On jest panem zła, jak mógł pokochać ciebie? To nie miłość to rządza czegoś, co było poza jego zasięgiem!
- Skąd ty możesz to wiedzieć?
Colin zatrzymał się i chwytając mnie za ramiona potrząsnął mną. Patrzył mi prosto w oczy.
- Powiedz mi jedno, gdybyś miała ponownie wybierać? Między całym światem, a nim, co byś wybrała? Powiedz, co byś wybrała?
- Zawsze wybór jest taki sam życie czy śmierć. Wybrałabym życie, życie z nim, bo bycie bez niego, jest dla mnie śmiercią.
- Więc to wszystko na marne, tyle istnień tyle żyć, to wszystko na nic. Historia znów się powtórzy, ale tym razem zapanuje mrok, bo już nikt nie powstrzyma tego szaleństwa.
- Szaleństwem było nas rozdzielać!
- To było jedyne wyjście, szansa… ale to już nie ma znaczenia.
- Tak, nic po za nim, nie ma dla mnie znaczenia!
Dalszą drogę długimi korytarzami przemierzaliśmy w ciszy. W końcu dotarliśmy do wielkich schodów które wiły się w dół, niczym w otchłań piekielną. Zaczęliśmy schodzić, coraz niżej i niżej. Zaczęłam odczuwać zmęczeni, co było dla mnie nowym uczuciem, takim ludzkim. Ale w końcu nastał kres schodów i stanęliśmy przed ogromnymi wrotami. Colin wyszeptał jakieś słowa i brama rozbłysła, po czym zaczęła się powoli otwierać. Miałam ochotę wbiec i ujrzeć co kryje się za nimi, ale powstrzymałam się widząc chłód jego spojrzenia. Wrota zaczęły ujawniać wielki hol, rozświetlony światłem pochodni. Zdawało mi się, że nigdzie nie prowadzi, ale na końcu znajdowało się ogromne lustro. To dziwne, wszędzie było pełno luster, a tu tylko jedno, za to ogromne, nagle przypomniałam coś sobie. Rozpędziłam się i biegłam wprost na lustro, przez chwilę, gdy się do niego zbliżałam pomyślałam, że mogę się o nie rozbić, ale co miałam do stracenia wstrzymałam oddech i całym ciałem naparłam na lustro.

***


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
m4rzenuch444
Nowonarodzony



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 8
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 9:33, 22 Sty 2010 Powrót do góry

Na początek bardzo chciałam podziękować za kontynuację - nawet nie wiesz ile radości mi dostarczyłaś. Uwielbiam Twój FF ( jest tak inny od pozostałych, że przez to bardzo wyjątkowy dla mnie ). Jak zawsze cudowny fragment :)- szkoda tylko, że w takim momencie zakończony :) Życzę weny oraz powrotu wiernych czytelniczek :)
Pozdrawiam i dziękuję :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Juliette22
Człowiek



Dołączył: 15 Paź 2009
Posty: 62
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 14 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Pią 10:24, 22 Sty 2010 Powrót do góry

Ok, zmusiłam swojego faceta, żeby to napisał, ale co mi tam...
Włos się na głowie jeży!
Dziewczyno, nie pisz, że nikt nie czyta!!
Wiem, że ciężko jest pisać jak się ma mało komentarzy, ale zapewniam, że masz czytelników. Choćby jednego - mnie!
Wiem, że osoby na tym forum boją się jak ognia KK, sama się boję...
Moim zdaniem wyrażenie opinii na temat czyjegoś FF i tego co się myśli, chociażby w 3 zdaniach, jest KK.
Ale dość tych bzdur...
Fragment, rozdział, czy jak to mam nazwać znów mnie zadziwił i ucieszył.
Twoje opowiadanie jest naprawdę wciągające, że już nie wspomnę zaskakujące.
Proszę... pisz dalej :) ja naprawdę je lubię Wink
Pozdrawiamy!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
serenithy
Człowiek



Dołączył: 29 Maj 2009
Posty: 82
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Pią 23:41, 22 Sty 2010 Powrót do góry

DZIĘKUJĘ, NIE ZDAJECIE SOBIE SPRAWY Z TEGO JAK WASZE OPINIE WPŁYWAJĄ MOTYWUJĄCO NA MOJĄ PRACĘ, OTO DLA WAS W PODZIĘKOWANIU ZA TO ŻE CZYTACIE KOLEJNY FRAGMENT! POZDRAWIAM SERDECZNIE.


***

Mimo moich obaw, nie uderzyłam o ścianę, ale upadłam na zimną posadzkę, po drugiej jej stronie. Nie było to przyjemne uczucie, gdybym była wampirem zwinnie i lekko wylądowałabym na posadzce, a tak po prostu na nią upadłam. Zaraz za mną wkroczył dumnie Colin wyciągając w moją stronę pomocną dłoń. Nie chciałam jego pomocy wstałam na równe nogi sama, nerwowo rozglądałam się po komnacie, ale panowała w niej absolutna ciemność. Colin podszedł do ściany, tworząc małą kulę ognia w swej dłoni, rozpalił pochodnie, jedną, potem drugą i następną. Mrużąc oczy starałam się dostrzec cokolwiek i nagle moje serce zamarło. Powoli w świetle płomieni zaczęłam dostrzegać rysy i kontury. Zabrakło mi tchu, przestałam oddychać, moje oczy widziały cud. Na środku małej okrągłej komnaty, stał kamienny tron, a na nim postać z moich snów. Czułam, że nogi przyrosły mi do podłogi i byłam już gotowa je odgryźć, byle muc się dalej poczołgać. Wszystko przestało dla mnie istnieć, przestałam cokolwiek dostrzegać oprócz niego. Siedział tam ze opuszczoną głową, nie podniósł na mnie wzroku, ale całym ciałem czułam, że to on. Na ustach poczułam słony smak łez i jedyne, co mogłam teraz zrobić to rzucić się mu w ramiona, ale on nie patrzył na mnie. Musiał przecież poznać mój zapach, coś było nie tak, nie rozumiałam, co się z nim dzieje. Odrzuciłam niedorzeczną myśl o tym, że mógł nie żyć, to nie było możliwe. Zrobiłam nieśmiały krok do przodu, nadal się nie poruszył.
- Zostaw nas samych – warknęłam do Colina, który wciąż rozpalał pochodnie.
- To nierozsądne, może zrobić ci krzywdę – usłyszałam jego odpowiedź.
- Wynoś się stąd! Natychmiast! – Warknęłam gniewnie.
Kiedy upewniłam się, że wyszedł, powoli nieśmiało podeszłam do Marka, cicho szepnęłam:
- To ja, uwolnię cię.
Rozejrzałam się dokładnie, nie mogłam zauważyć żadnych więzów, które by go przytrzymywały. Ale to niedorzeczne, przecież nie siedziałby tu z własnej woli, wiedząc, że ja szaleje z rozpaczy i tęsknoty.
- Marku, co oni ci zrobili?
Wyciągnęłam drżącą dłoń, aby choć dotknąć jego twarzy, ale on wciąż milczał. Łzy płynęły mi gęstym strumykiem, bałam się, co się mogło stać. Zaczęłam drżeć, moja ręka była coraz bliżej jego twarzy, ale nie odważyłam się jej dotknąć. Upadłam na kolana, obok jego stup, zaczęłam zanosić się niepohamowanym płaczem, nie wiedziałam, co się stało, dlaczego nie chce na mnie spojrzeć.
- Marku, tak bardzo cię przepraszam, szukałam cię tak długo, przepraszam.
Bałam się spojrzeć do góry na niego, a nawet dotknąć choćby rąbka jego płaszczu. Siedział niczym posąg, gdy ja u jego stup wiłam się z bólu. Traciłam zmysły, on był tak blisko, a jednak taki nieobecny.
- Nie płacz, to jedyne, czego znieść nie mogę!
Przemówił do mnie, więc mnie poznał, podniosłam wzrok do góry i wtedy zobaczyłam ocean jego oczu. Patrzył na mnie. Wzięłam głęboki wdech i podniosłam rękę ku jego twarzy. Odsunął się nieznacznie, jakby bał się tego dotyku, ale ja wciąż podążałam w kierunku jego twarzy. Kiedy opuszki moich palcy dotknęły jego policzka, przeszedł mnie dreszcz, byłam oszołomiona, niczym porażona prądem. On zauważył to i chciał się odsunąć, ale ja mu na to nie pozwoliłam chwyciłam jego twarz w obie ręce. Był taki zimny, ale ja czułam, że rozpala moje ciało. Zamknęłam oczy i mimowolnie podążyłam w górę by swoimi ustami odnaleźć jego, ale nasze usta się nie spotkały, a ja upadłam na podłogę. Odsunął się, zanim się zorientowałam gdzie stoi przez moją głowę przebiegło tysiąc pytań. Dlaczego to zrobił? Czy on mnie jeszcze kocha? Dlaczego nie uciekł, skoro nic go tu nie trzyma?
- Marku… – szepnęłam cicho.
Czułam jak ból rozrywa moje ciało i sieka je na milion kawałków. To był ból odrzucenia, czułam wściekłość i żal i chęć niszczenia. Wstałam i spojrzałam na niego, przez łzy ledwo widziałam zarys jego sylwetki, wyszeptałam tylko jedno słowo.
- Dlaczego?
Nie usłyszałam żadnej odpowiedzi, tylko głucha pustka.
- Dlaczego? – Zapytałam żałosnym, złamanym głosem.
Zamiast odpowiedzi usłyszałam tylko odgłos łamanego serca - mojego serca.
- Jesteś na mnie zły, rozumiem, ale znalazłam cię, teraz już wszystko będzie jak dawniej, znów będziemy szczęśliwi.
Zamiast potwierdzenia usłyszałam tylko chłodne oskarżenie.
- Nie jesteś wampirem!
- To o to chodzi? Zrobiono to wbrew mojej woli, możemy to zmienić, wystarczy jedno ugryzienie, możemy to zrobić nawet teraz, cokolwiek chcesz najdroższy.
- Nigdy nie będziesz taka jak ja.
- Dlaczego? Dlaczego już mnie nie kochasz? Oddam wszystko - dla ciebie, zrobię wszystko tylko jedno słowo…
Nie zdążyłam dokończyć, poczułam, że wiszę w powietrzu przygnieciona do ściany, zanim mój umysł wszystko przeanalizował moje oczy utonęły w głębi spojrzenia Marka. Trzymał mnie mocno i patrzył na mnie. Czułam się bosko w jego ramionach, mimo iż jego twarz nic nie zdradzało to wiedziałam, jak trudno musi mu być opanować się przy mnie. Patrzył na mnie a ja wiedziałam, o czym myśli, odchyliłam głowę do tyłu naprężając szyję. Szepnęłam zachęcająco:
- Ugryź, a wszystko będzie tak jak dawniej – szepnęłam zachęcająco.
Widziałam jak usta Marka zbliżają się do mojej szyi, poczułam chłód jego oddechu, i wtedy znów odsunął się ode mnie rzucając mi zdawkowo:
- Nie mogę.
- Dlaczego – zapytałam po raz kolejny, jak mantrę powtarzałam to pytanie w ciągle.
- Tego chcesz? Po raz kolejny umrzeć?
- Tak chcę umrzeć dla ciebie, po to żeby być z tobą.
- To nie możliwe – odpowiedział surowym tonem.
A ja poczułam, że ziemia pode mną się rozstąpiła, aby mnie pochłonąć.
- Jak to nie możemy być razem, jesteśmy stworzeni dla siebie. Ty i ja odwieczni, jak ogień i woda, jak dobro i zło, jak światłość i ciemność na zawsze razem.
Chciałam podejść do niego, paść mu u stup i błagać, aby choć spojrzał na mnie, ale jego oczy wciąż wpatrywały się jedynie w zimną podłogę. Nie chciał już nic mi powiedzieć. Ponownie usiadł na swoim tronie i martwo wpatrywał się w swoje ręce.
- Marku chodźmy stąd, napijesz się krwi, wzmocnisz, a potem porozmawiamy spokojnie.
- Nie! – Warknął zdawkowo, w jego głosie było tyle gniewu.
Spojrzałam na niego, nic nie rozumiałam. Czułam złość i rozczarowanie. Jak mógł przestać mnie kochać, ja ani na minutę nie zapomniałam o nim, nie było sekundy w moim życiu abym nie pragnęła tylko jednego, być z nim.
Podeszłam do ściany, kiedy jej dotknęłam przejście się otwarło, a ja zobaczyłam hol i stojącego w nim Colina, zrobiłam kilka kroków, zakręciło mi się w głowie i...

***

Nie pamiętałam, w jaki sposób znalazłam się w łóżku. Za oknem zapadał już zmrok, a może właśnie zaczynało świtać. Z początku nie byłam pewna czy to wszystko, co się stało było snem, czy naprawdę go widziałam. Dopiero, kiedy podeszłam do lustra i ujrzałam zaschniętą stróżkę łez, uświadomiłam sobie, że to wszystko jest rzeczywistością. Nie chciałam dopuścić do siebie tego, co usłyszałam. Nie mogłam uwierzyć w to, że przestał mnie kochać, czułam ogromny ból rozdzierający nie tylko moje serce, ale również pulsujący w skroniach, mimo to postanowiłam znów do niego pójść, miałam tyle pytań. Zapomniał chyba, że mnie tak łatwo nie można zbyć. Przed wyjściem rozejrzałam się po komnacie, szybko dostrzegłam błyszczący przedmiot, którego szukałam. Schowałam go głęboko do kieszeni i postanowiłam zejść do podziemi. Ciemne korytarze w blasku pochodni wyglądały wszystkie tak samo, nie trwało długo, kiedy zaczęłam błądzić. Cholera – zaklęłam cicho, gdybym była wampirem nigdy bym się nie zgubiła. W końcu trafiłam na schody, bardziej wiedziona sercem niż rozumem zaczęłam schodzić w dół. Czułam się nie zbyt dobrze, chłodne, stęchłe powietrze przyprawiało mnie o duszności. Trochę kręciło mi się w głowie i niezbyt wyraźnie widziałam schodki, ale w końcu dotarłam do ich końca. Stanęłam przed wrotami, które gdy tylko podeszłam rozświetliły się. Nie znałam hasła, które je otwierały, zmęczona schodzeniem oparłam się o nie i szepnęłam cicho:
- Otwórzcie się proszę.
Wrota jak zaczarowane, zaczęły się rozsuwać odsłaniając ogromny hol, który wydawał mi się teraz przedsionkiem piekieł. Przejście przez niego było dla mnie torturą. Nękały mnie wątpliwości i strach. Szarpały mną gniew i rozpacz, rozrywał mnie na strzępy ból. W końcu doszłam do lustra, wyciągnęłam w jego kierunku drżącą dłoń, kiedy go dotknęłam pojawiły się na nim okręgi i zaczęło falować niczym zmącona woda. Powoli wsunęłam rękę głębiej i poczułam jego chłód, w końcu moje ciało całe przeniknęło przez nie. Przez chwilę jeszcze bałam się otworzyć oczy, ale kiedy poczułam odurzający mnie cudowny zapach postanowiłam je otworzyć, aby i oczy mogły nacieszyć się tym cudem. Siedział tam idealny, przyglądał się mi, jego oczy były dziś czarne jak smoła, nie zdradzały żadnego uczucia. Nieruchomy niczym posąg siedział i patrzył. Moje ciało mimowolnie zadrżało czując rozkosz z samego patrzenia na niego.
- Witaj najdroższy – szepnęłam cicho.
Przez chwilę wydawało mi się, że widziałam błysk w jego oku, podeszłam, więc bliżej uważnie stawiając krok za krokiem. Nie zwracał na mnie uwagi podeszłam blisko tak, że mój oddech poruszał kosmyki jego włosów. Chciałam go pocałować, ale bałam się, że znów zniknie, dlatego musnęłam tylko jego twarz opuszkami i powtórzyłam:
- Witaj najdroższy.
Marek nie zareagował na moje powitanie, ale ja w końcu nie przyszłam tu, aby mnie zbywać, ale z konkretnym planem. Sięgnęłam do kieszenie i zaczęłam spokojnie mówić:
- Możesz udawać, że cię nic nie obchodzę, możesz próbować być obojętny, ale tego oszukać nie możesz – mówiąc to, wyciągnęłam z kieszeni nóż do owoców, który zabrałam z pokoju i przecięłam swój nadgarstek tak mocno jak tylko umiałam. Poczułam przerażający ból, ale już po chwili na moich ustach pojawiał się uśmiech, bo z mojej przeciętej ręki zaczęła się sączyć ciepła, czerwona lepka ciecz. Jej zapach nie pociągał mnie jak kiedyś, ale w końcu to nie na mnie miał działać. Skutki mojego czynu były natychmiastowe, zanim się obejrzałam byłam już przyciśnięta do ściany, na mojej dłoni zaciśnięta była stalowa obręcz w postaci dłoni marka. Czułam się bosko, czułam jak cały drży, przyglądał się mojej ranie, a w jego oczach był ogień. Czułam jak zbliża się do mojej ręki, niczym w transie, zadrżałam czując iskrzące między nami podniecenie. Kiedy jego usta już niemal dotykały mojego nadgarstka stało się coś niesłychanego. Niemal już czułam chłód jego ust, kiedy nagle wylądowałam na podłodze. Puścił mnie, pozwolił mi upaść. Oparł się mojej krwi, jak to możliwe. Łzy płynęły mi ciurkiem, podkreślając moje upokorzenie. Porzucona niczym niechciana zabawka. Wezbrał we mnie gniew, wezbrał we mnie niepohamowaną falą. Wstałam podeszłam do niego, stał niedbale oparty o ścianę niczym, całkiem nieświadomie podniosłam przeciętą dłoń i z całej siły wymierzyłam w niego policzek. Nie było to dość przemyślane, ale całkowicie spontaniczne i mimo iż czułam, a nawet słyszałam chrupnięcie kości, które poległy w starciu z twarzą Marka, wrzasnęłam z całej siły:
- Mnie się tak nie traktuje! Co ty sobie wyobrażasz, że tak po prostu mnie wyrzucisz! Co ty sobie myślisz? Ode mnie nie można odejść i pozostać przy życiu!
Usta Marka wykrzywiły się w ironicznym uśmiechu a on sam przemówił do mnie:
- A co mi zrobisz?
Zbił mnie z tropu tym pytaniem, bo co ja mogłam mu zrobić? Pogrozić? Czułam się bezsilna i słaba.
- Czego ty chcesz? – Zapytałam zrezygnowana.
- Spokoju – jęknął beznamiętnie.
- Zgoda, odzyskasz wolność, dostaniesz, co tylko chcesz pod jednym warunkiem.
- Jakim?
- Pocałuj mnie, tak jak kiedyś, a potem powiedz, że już mnie nie pragniesz. Jeśli to uczynisz, nie zobaczysz mnie już nigdy więcej, oczywiście, jeśli potrafisz to zrobić.
- Jeśli to zrobię… - zaczął niepewnie.
- dostaniesz wszystko, o co poprosisz – dokończyłam.
Marek zrobił jeden niepewny krok w moją stronę. Moje serce zaczęło bić jak szalone, a policzki zaczęły płonąć czerwienią. Marek niepewnie zatrzymał się, lecz po chwili podszedł do mnie, nieco zmarszczył nos, pewnie nęcił go zapach mojej krwi, która wciąż ciekła z rany. Spojrzał na moją rękę, a potem na moje oczy. Wyciągnął dłonie w kierunku mojej twarzy i musnął ją delikatnie koniuszkami palcy. Poczułam dreszcz, przysunął się jeszcze bliżej tak, że jego oddech owiewał moją twarz. Chwycił moją twarz w swoje dłonie i był coraz bliżej, patrzyłam jak z każdą chwilą jego usta są bliżej moich, aż w końcu się połączyły. Moje ciało drżało jak liść na wietrze, jego usta były zimne i twarde, lecz delikatnie pieściły moje. Zaplotłam ręce wokół jego szyi i przysunęłam się do niego całym ciałem. Jego dłonie delikatnym ruchem gładziły moje włosy. Musnęłam językiem delikatnie jego wargę i usłyszałam cichy jęk, po czym naparłam na niego całym ciałem, zamknęłam w żelaznym uścisku, chwyciłam jego włosy i śmiało przesunęłam językiem po jego ostrych zębach. Całował mnie tak delikatnie, ale czułam, że sam zapomina się w tym pocałunku. Wszystko było takie cudowne, wydawało mi się, że widzę gwiazdy w jego oczach. Całowałam go do utraty tchu i nagle świat wokół mnie zawirował.

***


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
m4rzenuch444
Nowonarodzony



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 8
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 20:27, 23 Sty 2010 Powrót do góry

Jesteś wspaniała!!! -tak często wstawiasz kolejne fragmenty :)
Ciesze się, że w końcu pojawił się Marek ale mam nadzieję, że zmieni swój stosunek do Sylwii :)
Bardzo dziękuję za wstawkę i czekam na kolejną dawkę tego cudownego opowiadania :)
Pozdrawiam
( wierna czytelniczka) :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
ajaczek
Zły wampir



Dołączył: 05 Lut 2009
Posty: 477
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Sob 23:03, 23 Sty 2010 Powrót do góry

Śledzę od samego początku twoje ff i jestem nim zafascynowana!!! Stworzyłaś coś tak oryginalnego, nieprzewidywalnego i totalnie innego że czasami brakuje mi słów aby Ciebie wychwalać!!! Szczerzę się przyznaję że ostatnio długo tu nie zaglądałam ale dziś to nadrabiam!!! A to tylko dla twojego ff, skręcało mnie z ciekawości jak dalej potoczą się losty bohaterów, wiedziałam że mogę liczyć na totalne zaskoczenie i jak zwykle się nie pomyliłam!!! Kolejne rozdziały twojego ff przeniosły mnie w zaczarowany świat twoich bohaterów. Przyznam się szczerze że liczyłam na zakończenie w stylu: Sylwia znalazła Marka i żyli długo i szczęśliwie ale wiedziałam też że ty napewno nie zaserwsujesz nam tak banalnego zakończenia! I się nie pomyliłam, dalej zaskakujesz, dalej intrygujesz, dalej przeniosisz w magiczny świat i jestem za to Ci bardzo wdzięczna. Bo własnie po to są ff aby nas oczarowywały.
Jestem twoją wierną fanką i gwarantuję Ci że nie pozbedziesz się mnie do końca swojego ff Wink Bo muszę szczerze się przyznać że jest ono jedno z najlepszych jakie czytałam. Trochę odczuwa się brak bety - błędy nieraz się zdarzają i utrudniają czytanie, ale fabuła rekompensuje wszystko. Mam nadzieję że jeszcze długo będziesz nas oczarowywać swoim ff!!!
P/s
Tylko nadal bardzo ubolewam nad tak małą liczbą twoich czytelniczek. Życzę Ci aby było ich conajmniej 1000 :) I liczę na szybkie dodanie kolejnego rozdziału :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
inezzzka
Nowonarodzony



Dołączył: 13 Sty 2010
Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 23:15, 23 Sty 2010 Powrót do góry

Znalazłam to opowiadanie wczoraj i nie mogę się od niego oderwać ! Wspaniale piszesz, tak pięknie opisujesz uczucia, uwielbiam Twojego Marka ! Nie udzielam się na forum tylko czytam ( pewnie takich jak ja jest więcej ), a Twoje ff jest najlepsze jakie dotąd przeczytałam, zaskakuje i wciąga. Z niecierpliwością czekam na więcej !!! Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
majaczki
Nowonarodzony



Dołączył: 30 Wrz 2009
Posty: 6
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 23:24, 23 Sty 2010 Powrót do góry

Pomówieniem jest że nikt tego nie czyta. Warto z reszta pisać dla samego pisania. Tak myślę.
Namawiam Cie do kontynuacji. Bardzo. Strasznie namieszałaś z fabuła i teraz musisz to doprowadzić do końca. To wszystko było na początku jasne, potem zrobiło się ciekawie. I teraz ciekawość zjada mnie kawałek po kawałku.
Twoje wszystkie postacie się zmieniają. Jak w kalejdoskopie zmienia im się charakter, zachowanie względem siebie nawzajem. A przy tym jest to uporządkowane. Logiczne. Da się ich lubić. Voltiri szczególnie, w Marku się zakochałam bez pamięci.
Nie mam siły pisać, czegoś logicznego, wybacz. Oczy na zapałkach i współlokatorom przeszkadza klikanie. Dlatego dostaniesz ode mnie zbiór moich ulubionych cytatów z Twojego opowiadania.
Za pozwoleniem pozwolę sobie bezczelnie zacząć cytować.

Wy próbujecie wszystko wytłumaczyć w sposób racjonalny, przez co odpychacie od siebie prawdę. Wolicie wierzyć w kłamstwa niż poznać prawdę, a prawda jest taka, że nie jesteście jedynymi istotami, zamieszkującymi ten świat.
- Więc jesteś kosmitą! – powiedziałam pewna swojej tezy.

– Jestem bardzo zazdrosnym wampirem, nie pozwoliłbym żeby ktoś inny cię dotykał, a co dopiero gryzł. A po za tym – zawiesił głos.
- A po za tym? – nalegałam, aby odpowiedział.
- Nie mógłbym sobie odmówić picia twojej rozkosznej krwi – powiedział nieco zawstydzony.
Dotknęłam jego lodowatego policzka i spojrzałam mu prosto w oczy, pytając:
- Naprawdę tak rozkosznie pachnę?
- Naprawdę, a mi jest coraz trudniej nad sobą panować. Chodźmy, zanim się na ciebie rzucę.

- Czy to naprawdę konieczne, aby robić to z takim melodramatyzmem?

- Ty, ty głupi wampirze! Postradałeś całkiem rozum! Po prostu jesteś szalony! O mało cię nie zabiłam, a ty mnie przepraszasz! Mówisz, że jestem idealna? Nie no, po prostu brak mi słów.

- Nie powinieneś w swoim wieku robić nam takich żartów – powiedział i ryknął śmiechem.

- Krzywdzą mnie twoje słowa, ty nigdy mnie nie skrzywdzisz – powiedział, przytulając mnie mocniej.
- Nie przestajesz mnie zadziwiać, jesteś…
- Tak, tak wiem – przerwałam mu i obrzuciłam gniewnym spojrzeniem.

Podała mi też małe pudełeczko, w której znalazłam coś na kształt misternej koronki, dopiero po chwili zorientowałam się, że jest to bielizna, skrzywiłam się na myśl, że miałabym ją włożyć. Agnes jednak uśmiechnęła się i powiedziała wesoło: - Możesz iść bez.

Marek zrobił minę dziecka, które właśnie zostało nakryte na tym, że rano nie zjadło śniadania. Pochylił się nade mną i ze smutną miną i spuszczonym na podłogę wzrokiem, w końcu wydusił z siebie:
- To miała być niespodzianka – wyszeptał skruszony.

- Puść mnie! Puść mnie, ty szalony wampirze! Natychmiast mnie puść, bo cię ugryzę!
Nagle doszło do mnie, że nie tylko Marek jest świadkiem tej sceny. Wszystkie szumy rozmów jakie dotąd słyszałam, ucichły.

- Musisz wygrać, postawiłem na ciebie.
- Dziękuje Kajuszu.

Marek chwycił mnie za ramiona i ściskając mocno szepnął:
- Byłaś taka sexy.
- Nie wyjdę stąd tak ubrana – powiedziałam.
- Zawsze mogę cię wynieść – uśmiechnął się łobuzersko.

- Masz trzy minuty na zakupy, a jeśli spóźnisz się choć o ułamek sekundy, rozerwę ten butik na strzępy i zrobię sobie ucztę z ekspedientek!
- Tak jest panie - odpowiedziałam zadowolona z siebie.
Marek skomentował to tylko cichym warknięciem. Kiedy drzwi od windy się otworzyły wyszłam starając się zachować ludzkie tempo. Za plecami usłyszałam głos Marka:
- Pamiętaj, strzępy!

- Z jakiej okazji?
- A musi być okazja?

W końcu poprosiłam Marka, żeby był grzeczny, bo mam problem z kontrolą, na co on roześmiał się serdecznie i zabrał ode mnie swoje ręce. Niestety nie na długo, już po pięciu minutach nachylił się nade mną i zaczął całować moje ramiona, kiedy go upomniałam westchnął tylko i szepnął do mnie
- Cóż ja mam dokładnie ten sam problem co ty.

Byłam adorowana i rozpieszczana przez nieziemsko przystojnego wampira, który cały czas tylko na mnie patrzył. Marzenie każdej dziewczyny.

Marek patrzył na mnie jak trzęsę się ze śmiechu, po czym powiedział ze smutkiem w głosie:
- Nie jestem człowiekiem, ale dalej jestem mężczyzną i właśnie ranisz moje ego.

Marek roześmiał się, po czym stwierdził z dumą:
- Jestem naprawdę taki dobry?

- Ja tam nie rozumiem, po co kobietom bielizna, tak jest o wiele lepiej.

Kajusz roześmiał się. Zrozumiał dokładnie o co mi chodzi. Po czym zwracając się w stronę Demetriego powiedział:
- Widocznie ja nie jestem zbytnio atrakcyjny

- To nie ja zaczęłam – powiedziałam pretensjonalnie.

- Bo to żądne krwi potwory, nieposiadające żadnych uczuć. Wasze istnienie, jest gwałtem na naturze

- Jeśli go zarysujesz, to zapomnę, że jesteś wybraną!

- Nie wiedziałem – szepnął Joel.
- A mimo to wydajesz o nas sądy i dokonujesz wyroków.

- Dziękuje wam, że zaopiekowaliście się Markiem, kiedy ja…, kiedy ja go zawiodłam. Wiem, jaki uparty potrafi być i doceniam to, że nie przebieraliście w środkach, aby mnie tu sprowadzić. Co do ciebie natomiast – zwróciłam się do Marka – jesteś głupim, upartym i niemądrym wampirem.

- Kochasz mnie? – Zapytał.
- To nie ma znaczenia Marku, nie możemy być razem, ja mogę cię skrzywdzić, nawet niechcący.
- Kochasz mnie? – Zapytał ponownie.
- Czy ty mnie słuchasz w ogóle?! Wiele się zmieniło od naszego rozstania, ja jestem inna. Nie zasługuje na kogoś takiego, jak ty.
Marek potrząsnął głową, wciąż patrzył w moje oczy i zapytał po raz trzeci:
- Kochasz mnie?
- Tak – szepnęłam cicho.

- Myślałem, że jak przyniosę ci kilka sukienek, nie będziesz mogła się zdecydować i będę mógł dłużej zachwycać się twoim pięknym ciałem.

- Nadal jesteś najniebezpieczniejszym stworzeniem na świecie, cieszę się, że wróciłaś.

- Sylwio, moja doga, czy mogłabyś nie używać za często tych płonących kul?
- Tak – dodał równie rozbawiony Kajusz, - no bo wiesz, my jesteśmy dość łatwopalni.

Z praktyki wiedziałam, że rzadko kiedy, Volturi kierowali się zdrowym rozsądkiem.

Aro martwił się moją psychiką, próbował bawić się w psychologa. Kajusz natomiast, często przysyłał tu jakiś ludzi, ale ja straciłem apetyt, na cokolwiek.

Nagle do komnaty wbiegł Kajusz, widząc tą niezręczną sytuacje, uśmiechnął się tylko i szepnął pod nosem:
- Ach… ci młodzi kochankowie.

- Czy mogę ci powiedzieć, dostojny Kasjuszu, że jesteś doskonałym tancerzem?
- Hmmyy... tak, pod warunkiem, że nie powtórzysz tego Markowi.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
trueblood
Nowonarodzony



Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 15
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 23:28, 23 Sty 2010 Powrót do góry

Jak to nikt nie czyta, a ja? Ciesze się że wróciłaś do pisania i widzę nowy powiew weny. kolejne fragmenty są bardzo dobre, trochę nie oszlifowane, ale w końcu diament to diament! Uwielbiam twoje opowiadanie śledzę je z zapartym tchem i też mam nadzieje, że Marek zmieni swoje nastawienie. Z twoimi bohaterami jest tak jak w wierszyku o żurawiu i czapli, mam nadzieje, że skończy się inaczej i jednak w końcu się zejdą! Ciekawa jestem jakie jeszcze wrażenia nam zapewnisz, dlatego czekam... i czekam... mam nadzieje że moja cierpliwość już niedługo zostanie nagrodzona!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
capricorn
Człowiek



Dołączył: 17 Wrz 2009
Posty: 71
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Pon 20:19, 25 Sty 2010 Powrót do góry

jestem oczarowana. Wink
dzięki temu ze jestem chora pozwoliłam sobie na dłuższe przeglądanie FF i napotkałam na Twoje opowiadanie. Przeczytałam calutkie.
życzę weny i mam nadzieję, że bardzo szybko pojawi się nowy rozdział. Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
serenithy
Człowiek



Dołączył: 29 Maj 2009
Posty: 82
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Śro 0:26, 27 Sty 2010 Powrót do góry

DZIĘKUJĘ! NIE WIECIE, JAK WAŻNE JEST WIEDZIEĆ, ŻE KTOŚ INNY CIESZY SIĘ Z EFEKTÓW MOJEJ PRACY. WASZE KOMENTARZE DODAJĄ MI SKRZYDEŁ I ZACHĘCAJĄ DO TWORZENIA. POSTARAM SIĘ PISAĆ DLA WAS JAK NAJLEPIEJ, ZASKAKIWAĆ WAS JESZCZE BARDZIEJ NIŻ DOTYCHCZAS I WYJAŚNIĆ WSZYSTKIE NURTUJĄCE WAS TAJEMNICE A TERAZ ZACHĘCAM D CZYTANIA I KOMENTOWANIA! POZDRAWIAM WSZYSTKICH!

***

Myślałam, że serce mi pęknie z nadmiaru szczęścia. Nie wiem, co się dokładnie stało, po prostu odleciałam, kiedy `odzyskałam panowanie nad sobą i moje zmysły zaczęły powracać poczułam ciepło, co już powinno być dla mnie niepokojącym znakiem. Otworzyłam oczy próbując zorientować się, co się dzieje. Wokół panowała ciemność. Czułam, że się poruszam, ale nie o własnych siłach, ktoś mnie niósł. Myślałam, że to Marek, opamiętał się i wynosi mnie z tego potwornego miejsca, ale, mimo iż bardzo tego pragnęłam, moje zmysły mówiły mi, że to nie Marek mnie niesie. To nie był jego zapach i to ciepło nie pasowało do wampira. Mimo wszystko wciąż miałam nadzieję na cud. Marzenie jednak prysło, kiedy usłyszałam głos Colina.
- Zaraz dotrzemy do twojego pokoju, nie martw się wszystko będzie dobrze, już jesteś bezpieczna – szeptał, próbując uspokoić raczej siebie, niż mnie.
Byłam całkowicie zdezorientowana, nie wiedziałam, co się tak naprawdę stało. Ostatni obraz w mojej głowie to Marek i ja, przylegający do siebie i całujący się aż do utraty przytomności, co było bardzo dosłowne w moim przypadku. Byłam zła na siebie, bo nie wiem, co się stało i skąd nagle wziął się Colin. Spojrzałam na niego nieśmiało, nigdy dotąd nie przyglądałam mu się z tak niewielkiej odległości. W gruncie rzeczy był to przystojny, dobrze zbudowany mężczyzna. Miał niemal białe włosy i dość jasną cerę. Jego oczy były niebieskie i zawsze czułam chłód, kiedy na mnie spoglądał. Teraz szedł przed siebie, szybkim, lecz miarowym krokiem, patrzył przed siebie i nie spojrzał na mnie, nawet wtedy, kiedy chłodny powiew wywołał u mnie dreszcze. Czułam się nie swojo, taka słaba i krucha w ramionach obcego mężczyzny, jeszcze kilka dni temu byłoby to, nie do pomyślenia. Droga do pokoju, nigdy nie wydawała mi się tak długa, każda sekunda wlekła się nieznośnie. W końcu dotarliśmy do drzwi, chciałam dać mu znać, że poradzę sobie sama, ale zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć Colin dość mocnym kopniakiem pchnął drzwi i wniósł mnie do ciepłego, przytulnego pokoju. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo byłam zmarznięta, cała dygotałam. Colin posadziła mnie na łóżku, sięgnął po ciepły koc i otulił mnie nim. Usiadł na brzegu łóżka i wpatrywał się w płomień, który trawił polana w kominku. Odezwał się dopiero po dłuższej chwili.
- Nigdy was nie zrozumiem.
- was? - Zapytałam zaciekawiona.
- was, istot obdarzonych wiecznym życiem. Macie tyle możliwości, tyle czasu, a marnujecie go na to żeby się go pozbyć. Zamiast myśleć o tym ile dobrego moglibyście zrobić, ciągle tylko próbujecie się zabić.
- Ja nie próbowałam się zabić – zaprotestowałam.
- to może mi wyjaśnić, co próbowałaś zrobić, bo z tego, co widziałem to…
- A co widziałeś? – Zapytałam, przerywając mu w połowie słowa.
- Ciebie w ramionach tego potwora, który próbował wyssać z ciebie życie. Po tym wszystkim, co uczyniliśmy, aby ponownie cię ożywić ty po prostu sama do niego idziesz!
Odpowiadając atakiem na atak, podniosłam się i zaczęłam krzyczeć na niego.
- czy ktoś w ogóle was prosił o to żebyście cokolwiek robili. Byłam szczęśliwa z Markiem, aż do chwili, kiedy pojawiliście się w moim życiu. Jeszcze może mam być wam wdzięczna za ten ratunek? Ja wolałam być… - wyrzucając z siebie kolejne oskarżenia, nagle doznałam olśnienia, popatrzyłam na Colina uważnie i zapytałam – co masz na myśli mówiąc wysysa życie?
- to chyba oczywiste, on… to obrzydliwe!
- Pił moją krew?
Colin skrzywił się na moje słowa, co jednoznacznie było odpowiedzią twierdzącą. Moje serce omal nie wyrwało się z mojej piersi. Spojrzałam na dłoń, nie była zakrwawiona, a nacięcie na ręce było blade, i mało widoczne. Sądząc po wyglądzie sukienki, która cała była w krwi, można było odrzucić hipotezę, mówiącą o tym, iż rana była płytka i nie krwawiła zbyt mocno. Przyglądałam się jak zaczarowana swojej dłoni, zlizał każdą kroplę, na mojej ręce nie ma jej śladów. To było cudowne uczucie, wiedziałam, że nie byłam mu obojętna, co prawda nie wiedziałam, dlaczego zachowuje się w ten sposób. Teraz, gdy wiem, że coś czuje, choćby to miała być nienawiść nie poddam się, dowiem się, o co chodzi i odzyskam mojego Marka. Chciałam natychmiast do niego pójść, wstałam z łóżka i podeszłam do drzwi, Colin zastąpił mi drogę i wzrokiem chłodnym, jak mroźny poranek wpatrywał się we mnie, mierząc mnie od stup do głów. Podążyłam za jego wzrokiem i spojrzałam na siebie. Moja sukienka była brudna i poszarpana, plamy krwi zdążyły już wyschnąć.
- Chcesz do niego iść?
- Tak.
- Nie zgadzam się.
- Nie powstrzymasz mnie.
- Wiem, ale mogę cię prosić. Proszę cię, opanuj się, losy świata zależą od ciebie, a ty myślisz tylko o tym potworze.
- Dla mnie świat mógłby nie istnieć, ważny jest tylko on!
- Co on z tobą zrobił. Byłaś taką radosną dziewczyną, pełną życia, kochającą piękno i dobro, a on zatruł cię, sprawił, że jesteś…
- Śmiało powiedz to… jestem potworem! Słyszałam to już tyle razy… jesteś potworem, wy nie potraficie kochać… przecież wy myślicie tylko o zabijaniu… nie macie uczuć…
- Nie to chciałem powiedzieć!
- Nie rozumiesz mnie, ja nie potrafię bez niego żyć, jest powietrzem, którym oddycham. On jest tym, co nadaje sens mojemu życiu, jest moim słońcem, powodem, dla którego chce rano otworzyć oczy. Gdyby jego nie było ja też nie mogłabym istnieć.
- To nie prawda! Byłaś szczęśliwa zanim go poznałaś, byłaś pełna życia, a teraz emanuje od ciebie tylko mrok, strach i śmierć.
- Skąd ty możesz wiedzieć, jaka byłam przedtem?!
Nastała niezręczna cisza, widać było, że Colin nie chce dalej kontynuować tej bezsensownej sprzeczki, jednak nadal nie odstępował drzwi, tarasując mi jednocześnie wyjście. W jego oczach płonął ogień i wtedy przeszedł mnie dreszcz, przypomniałam sobie te oczy i ten ogień w nich, kiedy na mnie patrzył, był taki znajomy.
- Ja… - jęknęłam niepewna tego, co chcę powiedzieć.
Colin przyglądał mi się badawczo jakby cały czas czekał na to, co mam za chwilę mu powiedzieć. Niczym piorun błyskawicy, reszta moich wspomnień wróciła. Dotychczas nieuporządkowane strzępy wspomnień zaczęły tworzyć spójną całość. Przypomniałam sobie wszystko całe swoje poprzednie życie.

***

Biegłam w białej sukni po przez spalone zgliszcza, byłam szybka jak łania. Rozglądałam się dookoła czy nikt za mną nie podąża, ale wokół mnie była tylko martwa cisza. Wypalona ziemia zdawała się być cała we krwi, nie mogłam na to patrzeć. Musiałam biec jak najszybciej, aby dotrzeć na czas, zostało mi już niewiele czasu do zachodu słońca, musiałam się spieszyć. Moje serce biło szybko i nierówno. Gęstwiny, przez które się przedzierałam szarpały moje włosy, kaleczyły moją skórę, ale ja nie zważałam na ból, moje zadanie było najważniejsze. Słońce powoli zachodziło za horyzontem, miałam coraz mniej czasu. Wszędzie unosił się zapach śmierci. Przystanęłam przy drzewie, aby złapać oddech i po chwili ruszyłam dalej. Byłam już blisko, czułam to. W końcu dotarłam na skraj miejsca, które kiedyś było lasem moich przodków. Jeszcze jeden krok, a będę dalej niż kiedykolwiek w swoim życiu. Mimo iż łzy płynęły mi ciepłym strumieniem po policzku, moje ciało drżało z zimna. Bałam się tego, co miałam zrobić, ale to było jedyne wyjście, aby zakończyć tą bezsensowną walkę. Wiedziałam, że zobaczy mnie, kiedy tylko wejdę na jego terytorium, to był tylko jeden krok. Wzięłam głęboki wdech i przeszłam tylko jeden krok, nagle jakby wiatr się zerwał, zahuczało coś wokół mnie a potem poczułam zimny oddech za sobą. Nie musiałam się oglądać, wiedziałam, że to on, kto inny mógłby zjawić się tak szybko.
- Witaj dostojny Panie – powiedziałam, wciąż nie odwracając się.
Po czułam na ramionach jego oddech, przeszył mnie dreszcz. Nie chciałam jednak zbyt łatwo poddać się uczuciu, które się we mnie wzmagało, musiałam być silna inaczej nie będę zdolna ocalić ani swoich bliskich, ani reszty świata.
- Ranisz mnie ukochana, mówiąc do mnie w ten sposób – odpowiedział spokojnie.
- Czy wiesz, po co tu jestem? – Zapytałam.
Przeszedł on dookoła mnie przyglądając mi się uważnie i zatrzymał się dokładnie naprzeciwko mnie. Nie śmiałam podnieść wzroku i spojrzeć na niego, wiedziałam, że wtedy utonęłabym w jego ozach i wszystko straciłoby sens.
- Domyślam się, że chcesz prosić, abym wycofał swoje wojska z ataku na wasze ziemie.
- Tak, chcę cię prosić, abyś odstąpił od wojny i zostawił moich bliskich przy życiu.
- Jesteś o wiele mądrzejsza niż twój brat. Colin, tak ma na imię prawda?
- Tak – szepnęłam cicho.
Zdawałam sobie sprawę z tego jak poczuje się Colin, kiedy dowie się o tym, co zrobiłam, że oddałam się sama w ręce wroga. Ale jeśli to ma uratować mu życie to zrobię wszystko. Całe szczęście, że nie wiedział całej prawdy. Obiecał ojcu, że będzie się mną opiekować, uważał, że oddanie mnie władcy ciemności to gorsze niż śmierć.
- Nie mogę odstąpić od wojny, twój brat złamał daną mi przysięgę i znieważył mnie, a co za tym idzie wszystkich moich braci. Musi za to zapłacić życiem.
- Ofiaruje ci moje życie, za jego życie.
- Jesteś tego pewna? – Zapytał, coraz bardziej przysuwając się do mnie.
- Tak.
- To dziwne, jesteście tacy różni. Ty jesteś piękna i odważna, pełna poświęcenia i… - nie skończył zdania, tylko zamruczał jak kot i zmierzył mnie wzrokiem pełnym pożądania. – On natomiast jest wyniosły i zapatrzony w siebie i do tego jest… - nie dokończył, aby mnie nie urazić, ale widziałam, co chce powiedzieć.
Chociaż kochałam mojego brata nad życie, to wiedziałam, że popełnia błąd lekceważąc tak wielkiego przeciwnika jakiem był Marek.
- On tylko chciał mnie chronić – szepnęłam cicho.
- Chronić! – Wrzasnął oburzony Marek- Stwierdził, że nie jestem godzien twojej ręki! Jak on to powiedział? Prędzej oddałbym ją na śmierć niż tobie za żonę. Powiedz mi, w czym ja jestem gorszy od innych, że tak mnie potraktowano?
- Colin to dobry człowiek, on po prostu…
- Dość! – Przerwał mi stanowczo.
Opuściłam wzrok i wbiłam go w ziemię. Nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać, był tak wzburzony, że mógłby mnie zabić tylko jednym ruchem, ale ja nie bałam się śmierci. Po chwili zaczął mówić dalej.
- Czy jesteś gotowa błagać o życie dla swojego brata?
- Tak – odpowiedziałam bezzwłocznie.
- Nawet na kolanach?
Nie patrzyłam na niego, ale padłam przed nim na kolana. Nie było to dla mnie upokarzające, walczyłam o życie najbliższych mi osób.
- A czy jesteś gotowa oddać mi swoje życie, za życie swego brata?
Podniosłam wzrok i mimo iż, bałam się śmierci, bez lęku odpowiedziałam.
- Tak.
Marek upadł na kolana, chwycił moją twarz w swoje silne i zimne jak lód dłonie, moje ciało zadrżało, ale nie z zimna. Moje serce zaczęło bić w szalonym tempie, tracąc zdrowy rytm. Wydawało mi się, że jestem gotowa na to, co zaraz miało nastąpić. Wzięłam głęboki wdech i czekałam cierpliwie na śmierć. Lecz ona nie przyszła, zamiast niej poczułam rozkosz, która sączyła się z ust Marka. Pocałował mnie, naprawdę to zrobił, nasze usta spotkały się. Nie miałam, co się okłamywać to było sto razy lepsze niż to, co dotychczas sobie wyobrażałam. Tysiące razy myślałam jak by to było, ale rzeczywistość przerosła moje oczekiwania. Nie mogłam się okłamywać moje serce należało do niego, kochałam go od samego początku. W dniu, w którym zjawił się na balu, niezaproszony, taki śmiały i odważny, poprosił mnie do tańca a ja już nie umiałam śnić o nikim innym jak o nim. Wtedy nie rozumiałam jeszcze słów, które do mnie mówił, ale wiedziałam, że szczęśliwa mogę być tylko z nim. Mój brat tego nie rozumiał, uważał, że nie wolno nam się z nimi bratać, nazywał ich synami ciemności, bo swą siłę czerpali z mroku. Potem wydarzenia potoczyły się tak szybko, pamiętam to doskonale jakby to było wczoraj. Śmierć ojca, rozpacz matki, ten głupi turniej, od którego wszystko się zaczęło i wojna, długa i bezlitosna wojna. Ile jeszcze żyć miała kosztować nasz miłość? Teraz nic nie było ważne, byłam w jego ramionach i czułam, że mogłabym zrobić dla niego wszystko. Miałam mu za złe, że oderwał swoje usta od moich, pozbawiając mnie ich słodyczy. Byłam tak podekscytowana, czułam, że moje ciało zostało stworzone tylko dla niego, że moja dusza jest na zawsze z nim związana. Przyglądał mi się z taką intensywnością, jakby chciał zamknąć mój obraz w swojej duszy na zawsze. To była najpiękniejsza chwila mojego życia. Koniec wojny początek nowego życia. Niestety nie wszystko potoczyło się tak jak sobie wyobrażałam. Mój brat nie odpuścił. Mimo iż, wojska Marka się wycofały, Colin nadal je atakował. Nie wierzył, że dobrowolnie oddałam się w jego ręce, nie chciał zakończyć walki. Chciałam się z nim spotkać, wyjaśnić mu wszystko, ale Marek mi nie pozwalał, uważał, że to zbyt niebezpieczne dla mnie. Nie posłuchałam go, przecież to był mój brat, jak mógłby mnie skrzywdzić?

***


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
m4rzenuch444
Nowonarodzony



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 8
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 12:17, 27 Sty 2010 Powrót do góry

Witaj!! Nie wiem jak to robisz, ale za każdym razem kiedy myślę, że już nic nowego nie może się wydarzyć - Ty wprowadzasz jeszcze ciekawsze historie. Z taką wyobraźnią i pomysłami już dawno powinnaś zacząć pisać książki dla szerszej publiczności :) Jeszcze raz gratuluję i z niecierpliwością czekam na kolejne odsłony.
Pozdrawiam :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin