FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Ten pierwszy raz [NZ] +18 (19.01)--> 10 rozdział ZAWIESZO Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
AlicjaC
Wilkołak



Dołączył: 30 Lip 2009
Posty: 150
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z krainy czarów

PostWysłany: Nie 21:15, 30 Sie 2009 Powrót do góry

Wiedział, że Alice wyjdzie z tego cało :P
Ale zrobiłaś z Rose histeryczkę. Tego się nie spodziewałam. Ale fajnie jak, chociaż raz, Rose jest bardzo emocjonalna :)
Och... ciekawe jak potoczy się ta mejor dating Wink W końcu ma być najlepsza Uwaga
Czekam na kolejny rozdział.
Życzę weny.
Pozdrawiam :P


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Rumbarbari
Człowiek



Dołączył: 06 Mar 2009
Posty: 85
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Nie 21:56, 30 Sie 2009 Powrót do góry

Nie jestem jakoś specjalnie zachwycona, ale nie jestem też negatywnie nastawiona. Broń Boże. Wszystko wydaje mi się jednak jakioś dziwnie chaotyczne... Może tylko ja mam takie wrażenie. Ostatnio mało sypiam :P
Nie jestem fanką Belli, która od razu idzie z facetem do łóżka (co prawda tej się to nie zdażyło, ale nie wiele brakowało), ale jest to twój fanfick, ty decydujesz, mi pozostaje akceptować twoją wersję. Strasznie rozbawiła mnie "pewna dziurka" w płucu (poprostu brzmi to tak, jakby płuco było kawałkiem materiału czy coś podobnego) i podziemne pastwisko krów. Edward w roli chodowcy bydła... To dopiero coś! (Może kiedyś ktoś rozważy napisanie historii z takim motywem przewodnim :P) Major dating? Przekonamy się. Może gwiazdka pomoże.

Właściwie, to nie miałam komentować, ze względu na to, że konstruktywność nie bardzo mi wychodzi (co z resztą widać), ale zmusiła mnie ciekawość, zalogowałam się i oto czytasz moją skromną wypowiedź. Ciekawoś moja dotyczyła bowiem fragmentu o roślinkach znajdujących się w gabinecie Edwarda. Wspomniałaś o focusie. Czy nie chodziło ci o fikusa? Bo o ile wiem, nie ma focusa. Ale jeśli się mylę, to przepraszam i zwracam honor :)

Aby wen cię nie opuszczał!
R.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Rumbarbari dnia Nie 22:00, 30 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Renesmeee
Nowonarodzony



Dołączył: 05 Cze 2009
Posty: 48
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z Gdańska, takie małe Forks; )

PostWysłany: Nie 22:32, 30 Sie 2009 Powrót do góry

Też się cieszę, że Alice z tego wyszła.
No cóż, szkoda by było uśmiercić takiego fajnego bohatera...
Jeżeli chodzi o tą randkę... Powiem tylko, że będzie ciekawie... I nie będzie nudno.
Tak, to chyba pierwszy taki fanfick, gdzie Rose jest bardzo emocjonalna. Spodobał mi się ten pomysł. Ale zdaje mi się, że nie jest zły (?)
Rumbarbari- Tak, Edward w roli hodowcy bydła- to dopiero byłaby sensacja.
Jeżeli chodzi o chaotyczność. Postaram się pisać mniej chaotycznie. Czasami tekst sam przychodzi do głowy, nawet nie zauważysz, jak już napisałaś to zdanie o którym myślałaś. Wink
Tak, przepraszam bardzo. Fikus. O tym myślałam. Miała na myśli fikusa a nie fokusa.

Cóż... Dziękuję za komentarze, są naprawdę bardzo ważne, zwłaszcza, gdy autor chce poznać opinię fanficka. Także dziękuję i niedługo powinnam dodać następny rozdział, bo już dodałam go becie. ; )
Pozdrawiam,
Ania.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
villemo
Wilkołak



Dołączył: 29 Sie 2009
Posty: 114
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: wzgórze czarownic

PostWysłany: Pon 7:20, 31 Sie 2009 Powrót do góry

dobrze, ze Alice zyje, chociaz gdyby umarla to byloby to cos nowego, ale tak jest lepiej za duza rozpacz by byla.
Opowiadanie bardzo mi sie podoba:D
Czekam na dalsze rozdzialy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Renesmeee
Nowonarodzony



Dołączył: 05 Cze 2009
Posty: 48
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z Gdańska, takie małe Forks; )

PostWysłany: Czw 20:27, 03 Wrz 2009 Powrót do góry

Tak więc... Dziękuję za poprzednie komentarze...
Postaram się poprawić to, co robię źle.
Napisałam nowy rozdział, tak więc wstawiam go i jutro( piątek) zaczynam pisać nowy. Zajmie mi to jakiś dzień lub dwa, bo jak piszę to po 4-5h( tak na marginesie). Chciałam bardzo, bardzo podziękować mojej becie- Jest wspaniała, dziękuję Ci, kochana;*

Tak sobie pomyślałam, że dam wam taki mały sneek speak, czyli co będzie w kolejnych rozdziałach...
Bella i Edward... No cóż... Bardzo się do siebie zbliżą. Nie tylko pod względem erotycznym, jak mogę to tak nazwać. :P
Mam zamiar utrudnić życie bohaterom opowieści. Ale nie martwcie się, nie pozabijam nikogo. Na razie :)
I... Chciałam powiedzieć, że... Niedługo do TEN PIERWSZY RAZ dołączy nowy bohater... James.
No, to tak na tyle. Miłego czytania. Niedługo powinien być nowy rozdział, tak więc... Proszę o komentarze dotyczące rozdziału.

________________________

Beta: nieznana, dziękuję;*


Pewien mądry człowiek kiedyś powiedział: "Miłość jest pełna niespodzianek". Chciałabym go poznać. Nie tylko po to, by wytłumaczył mi to zdanie, ale również po to, by pomógł mi ją zrozumieć. Tak, zrozumieć miłość. Nie wiem, czemu ona tak boli. Czemu wszystko, co jest takie piękne, musi boleć? Najpierw jest tak cudownie. Wszystko jak z bajki. Człowiek niczym się nie martwi. Korzysta z życia. Jest mu dobrze. Najchętniej zatrzymałby czas. Ale, dlaczego jest tak, a nie inaczej?! Jeżeli ktoś zna odpowiedź - proszę, niech się ze mną skontaktuje. Mogę mu nawet podać numer, nie widzę problemu.
Moja przeszłość jest straszna. Nie wiem, czy kogoś zdziwiło to zdanie.
Jestem pechowcem. Czarna karta As-pik. Najstraszniejsza, najbardziej pechowa karta. Oznacza, że... No po prostu nie ma się szczęścia. Hm... Powiedzmy, że już się przyzwyczaiłam.
Od początku moje życie było do dupy. Moja matka urodziła mnie trzynastego w piątek, trochę podejrzane. Mam dwadzieścia cztery lata. Mam dwie, wspaniałe siostry; Rosalie, jest ode mnie o rok starsza, i Alice - najmłodsza, ma dwadzieścia dwa lata. Gdy byłam mała, nie miałam przyjaciół. Zawsze byłam sama jak palec. Jedynymi towarzyszkami zabaw były moje siostry. Ale to nie zastąpi przyjaciółki na dobre i na złe. Jak miałam sześć lat, życie Rosalie zaczynało "błyszczeć". Według rodziców, to właśnie ona miała największy talent, który mógł się jej przydać w życiu, mianowicie urodę. Taa, muszę się z tym zgodzić. Była jak lalka Barbie, którą każde dziecko chciało mieć. Piękna, niebieskooka blondynka z długimi, prostymi nogami i przepięknym uśmiechem. W wieku siedmiu lat rodzice posłali ją na casting do reklamy ubrań. Od razu producent zwrócił na nią uwagę. Oczywiście bez gadania dostała rolę. Od tego czasu do naszych rodziców wciąż dzwoniły telefony od różnych agentów firm, proszących o kontrakt z ich najstarszą córką. Rosalie występowała w najróżniejszych reklamach telewizyjnych, począwszy od ubrań do zabawek i telewizorów skończywszy. Nasi rodzicie tylko zacierali ręce z radości. No pewnie, bo po takiej reklamówce na ich konta napływały wielkie sumy pieniężne. Haha, nawet tata zatrudnił dla niej agenta. Rose miała wszystko, o co poprasiła. Gdy była starsza, tak gdzieś w gimnazjum, miała każdego chłopaka, którego chciała. Piłkarz, chłopak z drużyny matematyków, przewodniczący samorządu. Każdy. A ona tylko śmiała się od ucha do ucha. Lubiła z nimi rozmawiać i przyciągać ich do siebie. W sumie, wcale się im nie dziwie. Ale... No właśnie. Jest tylko jedno ale. Nie rozumiem - i chyba nigdy nie zrozumiem - jak ci wszyscy chłopacy widząc Rose, rzucającą jednego po drugim, nadal do niej legli. To było wręcz brutalne. Jesteś z jednym, całujecie się, dotykacie i w ogóle, a potem mówisz mu: "Sorry, ale musimy się rozstać. Nie pasujemy do siebie. Ale wiesz, życzę ci dużo szczęścia. Jednak nie jesteś mi pisany. Au revoir*!". Ten tekst potrafiłam słyszeć kilka razy w miesiącu. No, może zmieniała pojedyncze wyrazy. Pytałam się jej tyle razy i zawsze słyszałam to samo:
"- Rosalie, czemu ty to robisz? Nie rozumiem cię! Co on ci złego zrobił?"
"- Bello, Bello i jeszcze raz Bello. Jestem od ciebie starsza i bardziej doświadczona w sprawach chłopców. Musisz się jeszcze dużo nauczyć."
"- Rose! Ale byłaś z nim kilka dni! On ci powiedział, że mu na tobie zależy! Dlaczego robisz krzywdę każdemu, z kim jesteś! Czy tak będzie zawsze?!"
"- Nie mam zamiaru rozmawiać z tobą na ten temat."
"- To z kim, jak nie właśnie ze swoją siostrą, hę?"
"- Z Alice, ona też nią jest i o stokroć bardziej wyrozumialszą od ciebie. Czy ty kiedykolwiek miałaś chłopaka?"
I właśnie w tym momencie najbardziej się czerwieniłam.
"- To nie znaczy, że możesz nimi wszystkimi pomiatać!"
"- Ha, złapałam cię malutka. Nigdy go nie miałaś, ba, pewnie się jeszcze z nimi nie całowałaś! Buhahaha."
W tym momencie zazwyczaj kończyłam rozmowę i szłam do swojego pokoju, by móc w spokoju przemyśleć słowa siostry i popłakać w ciszy. Zawsze lubiłam być sama w swoim pokoju. Odizolowana. Sama. Tak, zdecydowanie lubię to słowo. Samotność. Ale nie do końca życia, broń Boże. Nie chodziłam na imprezy, nie uczestniczyłam w balach. Byłam raczej typem samotnika.
Co do Alice... Oh, ta to zawsze była zakręcona. Nie dziwmy się. Przy porodzie nasza mała Alice, zaplątała się w brzuchu mamy. Była tak tam zakręcona, że lekarze musieli wyjmować ją operacyjnie. Później nie chciała spać, tylko patrzała się tymi małymi oczkami na wszystko, jakby chciała tego dotknąć, lepiej poznać, doświadczyć.
Alice od zawsze była radosną dziewczyną. W wieku pięciu lat, pomagała mamie w organizowaniu przyjęć. Miała najlepszy gust w kupowaniu prezentów. No, może nie kupowała ich samodzielnie, bo nie było to możliwe, ale chodząc na zakupy z rodzicami, zawsze potrafiła doradzić im, co dla kogo najlepiej wybrać i za każdym razem miała rację. Jej prezenty były jak strzał w dziesiątkę. Dlatego rodzicie uwielbiali chodzić z nią po galeriach i centrach handlowych. A ona to kochała. Sprawiając przyjemność rodzicom, sprawiała go również sobie. I wszyscy byli szczęśliwi.
Bozia nie dała jej takiej urody jak Rose, ale była niezwykła. Nie miała długich, blond włosów ani nie była wysoka, ale za to miała najpiękniejszą, małą twarzyczkę, jaką kiedykolwiek widziałam. Miała małą buzię, krótkie, kruczoczarne włoski odstające z każdej strony (nie potrzebowała żelu, by je artystycznie roztrzepać), małe usteczka i wielkie, brązowe oczy. Miała swoją własną urodę. Gdy zawierała głos, nie było możliwości, by kogoś do niego dopuściła. Nikt jej nigdy nie przerywał. Nawet nie chciał. Wszyscy uwielbiali opowieści Alice. Jej dowcipy o blondynkach, Jasiu i policjantach. W szkole średniej oczywiście była organizatorką dyskotek i przyjęć. Nigdy na nie nie chodziłam. Raz siostry wyciągnęły mnie na bal zakończenia liceum. Wtedy powiedziałam sobie w duchu: " O ku***!". Impreza była tak zajebiście zorganizowana, że ja pierdolę! Balony, dekoracje, muzyka, wszystko idealnie dopasowane. Gdybym wiedziała, że przegapiłam tyle imprez (Alice robiła dyskoteki i bale na każdą okazje, od walentynek do balu bożonarodzeniowego), to z pewnością bym chodziła na większość. Nawet, jeśli nie miałam partnera. W szkole średniej, Alice, miała chłopaka. Nazywał się Jack. Prawdziwy typ buntownika. Był na swój sposób słodki, choć mnie nie za bardzo pociągał. No, ale ja mam swój typ chłopaka. Okazało się, że żaden chłopak z liceum nie był mnie wart. Haha, może inaczej to powiem. Żaden mi sie nie podobał. A nawet gdyby któryś się trafił, to ja nie byłam dla niego odpowiednia. Jak już kiedyś powiedziałam, nie byłam pięknością. Wracając do chłopaka Alice, ona bardzo go lubiła i on ją też. Rozstali się w dziwnych okolicznościach. Jack kończąc liceum, powiedział jej, że fajnie było przez ten czas, że będzie super wspominał to, ale sorki, on jedzie na studia do Paryża, do swojego brata bliźniaka - Samuela. Powiedział jeszcze, żeby go nie szukała, bo uważa, że prędzej czy później jakaś laska sama wskoczy mu do łóżka i życzy jej szczęścia. Nie za bardzo się tym przejęła. Powiedziała mu tylko: "ch*j ci w dupę i goodbye dick**". Nie powiem, Alice miała kilku chłopaków, ale tylko jego historia utkwiła mi w pamięci. No cóż... Nie codziennie facet mówi ci, że fajnie było, ale się skończyło. Palant.
Po długich rozmyślaniach, nawet nie zauważyłam, że już jestem w szpitalnej kawiarni. Zobaczyłam Rose i podeszłam do niej. Widać było, że jest trochę zdenerwowana. Ciekawe ile musiała na mnie czekać? Mam nadzieję, że nie za długo. Nie mam zamiaru słyszeć kolejnych żalów na mój temat.
Usiadłam. Nastąpiła cisza. Rosalie patrzała mi się w oczy i zdaje mi się, że czekała aż coś powiem. No, ok. Zacznę rozmowę. Jak chcesz, kochaniutka.
- Hej Rose. Czy coś się stało? Chcesz ze mną o czymś porozmawiać? Czy może wolisz mi coś powiedzieć? Słucham. Tylko, proszę, pamiętaj, że nie mamy za dużo czasu, bo jeszcze musimy zajść do Alice i wrócić do domu. Nie mam auta, a to oznacza, że dziś naszym transportem powrotnym będzie autobus.
- Okey, Bello. Muszę ci coś powiedzieć. Raczej muszę cię ostrzec. Ale najpierw zadam ci pewne pytanie. Przepraszam, że mówię tak chaotycznie, ale staram się powiedzieć ci coś ważnego i cholernie się boję, że źle to odbierzesz. Tylko mi nie przerywaj kochanie, proszę.
- Ehm... Rose. Dobrze, nie będę ci przerywała. Posłucham do końca tego, co masz zamiar mi powiedzieć. Ale najpierw pytanie, tak?
- Tak. Oczywiście. Pytanie. Bez pytania nawet nie chce zaczynać rozmowy. Bez sensu by było.
- Słucham cię uważnie.
- Na pewno mi odpowiesz? – Widać, że się strasznie stresowała.
- Tak, obiecuję. Nie stresuj się tak. Wszystko ci powiem pomalutku. Rozluźnij się. Nikt cię przecież nie zabije – ostatnie zdanie powiedziałam z małym rozbawieniem. No bo przecież jej nie zabiję za to, że chce mnie o coś spytać.
- Czy spałaś z Edwardem?
Ups. Kurczę, zdefiniuj słowo "spałaś"?
- Ee, zdefiniuj słowo "spałaś"?
- Spałaś, czyli kochałaś się z nim, bzykaliście się, wkładał ci coś do bobra, robiliście miłość, ss...
- Nie, Jeżeli o to chodzi, to nie.
- A o co myślałaś?
- To takie małe... Nieporozumienie. Dużo gadania. Nie wiem, czy chcesz, to słyszeć. Zwyczajne bzdury.
- Nie, chce wiedzieć. Mamy przecież trochę czasu. Mi sie nie spieszy.
- Ok. Zaczęło się od tego, że poszłyśmy do tego klubu. Pamiętasz?
- Oczywiście, że pamiętam. Gdybyśmy pozostały w domu, nic by się nie wydarzyło.
- Tylko mi nie przerywaj. Proszę. To dopiero początek...
- Ok. Nie przerywam. Kontynuuj.
- Tak, więc... Poszłyśmy do klubu. Wy od razu zaczęłyście tańczyć z jakimiś facetami. Wiesz, że nie przepadam za tańczeniem, więc poszłam usiąść przy barze. Zamówiłam sobie coś do picia. Wypiłam kilka drinków. Nie pamiętam ile. Po jakimś czasie poznałam faceta. Okazało się, że to Edward. Tańczyliśmy...
- Ej, mówiłaś, że nie tańczysz?
- ROSE! Nie przerywaj. Tak, nie lubię tańczyć, ale jak już ktoś tak prosi, to nie wypada odmówić. Jak już mówiłam, tańczyliśmy. Nie wiem, jak to sie stało, ale po jakimś czasie pojechaliśmy do jego mieszkania. Ty w tym czasie byłaś w toalecie z jakimś facetem.
Rose zrobiła się czerwona jak burak. Widziałam, że chciała się jakoś obronić, ale nie zdążyła zacząć zdania, bo powiedziałam:
- Rose, nie obchodzi mnie, co tam robiłaś. Nie ważne. Rób, co chcesz. Jesteś dorosła. Na dodatek starsza.
Trochę się rozluźniła i uśmiechnęła. Pokazała gestem, że mogę kontynuować.
- Weszliśmy do jego mieszkania. Rose, nie uwierzysz, ale jego mieszkanie jest po prostu genialne. Ten, kto je zaprojektował i umeblował jest geniuszem. Przez duże "G". Potem poszliśmy do jego sypialni. Mianowicie do łóżka.
- Eee... Bello. Czy to nie ty mi mówiłaś niedawno, że jesteś... Że jeszcze nigdy...
- Tak. Rose. Nigdy. Nie. Uprawiałam. Seksu.
- Czyli... To znaczy... Że... To miał być twój pierwszy raz...?
Kiwnęłam głową. Rosalie po prostu zatkało.
- O jasna cholercia, Bello! Ty w ogóle wiedziałaś, co robisz!?
- Rose, nie przerywaj mi proszę. A tak w ogóle, to nic nie zaszło. A nawet gdyby, to nie twoja sprawa. Ty w ogóle pamiętasz, z kim straciłaś dziewictwo? I kiedy?
- Oczywiście. Miałam piętnaście lat. Było to na boisku od baseballa. Po meczu, mój chłopak Bill postanowił uczcić zwycięstwo swojej drużyny. I tak jakoś wyszło.
- Oooo!
- No, dokładnie. Ale muszę ci powiedzieć, Bill świetnie całował. Mów dalej, Bello.
- Tak jak już mówiłam... Edward i ja... Prawie... Naprawdę mało brakowało... I tu nagle zadzwonił jego telefon. Okazało się, że dzwonili ze szpitala. Jakaś dziewczyna miała wypadek. Przeprosił mnie za to, co się stało i szybko zaczął się zbierać. Tak jakoś wyszło. Potem zadzwoniłaś ty i potwierdziłaś, że to nasza siostra i to wszystko.
- Dżentelmen. Przeprosił cię. Wow. A myślałam, że powie: "Bello, wypierdalaj z mojego łóżka, idę do pracy". Buhaha.
- Rose! Przestań. Ten facet uratował życie twojej siostry. Przynajmniej okaż mu jakiś szacunek.
- Ok. Spróbuję. Ale nie myśl, że od tak go polubię. A o czym rozmawiałaś z nim przed chwilą? Wiesz, że wypiłam trzy kawy expresso? Długo kazałaś mi na siebie czekać. Długo.
- A, o niczym takim.
- Mów.
- Yyyy... Powiedział, że... Chce to kontynuować... I, że...
- Że co?!
- Umówiliśmy się na piątek o siedemnastej.
- Szybcy jesteście. No nic, nie komentuję tego. Potem ci teraz to, co chciałam. Ok? Tylko błagam, nie przerywaj.
- Jak ci obiecałam, Rose, nie będę przerywać.
- Dobrze. A zatem Izabello. Wiesz, że cię kocham. Bardzo, bardzo mocno. I nie chcę cię skrzywdzić. Jesteś moją siostrą i chcę byś była szczęśliwa. Obie wiemy, że twój związek z Tomem był... porażką. Tak, Bello. Życiową porażką. W twoim życiu spotkało cię wiele przykrych chwil, złych doświadczeń. Jesteś silną kobietą. Poradziłaś sobie. Nie złamałaś się. Jednak, tam głęboko, jesteś przerażoną, małą Bellą, która boi się, że ktoś ją skrzywdzi. Boi się, że następnym razem sobie nie poradzi i się załamie. Zamknie się w sobie. Tak jest, siostro. Uwierz mi. Dlatego tak bardzo boję się o ciebie. I z całego swojego serca apeluję; Uważaj! Wiem, że może sądzisz, iż Edward Cullen, to chłopak dla ciebie. Pewnie sądzisz, że przy nim będziesz bezpieczna. Że to właśnie on, jeden na całe twoje życie. Że to z nim postarzejesz się, to jego dzieci będziesz rodziła. Że to właśnie on będzie twoim mężem, twoją miłością. Bello, uważam, że nie jest to facet dla ciebie. Ale to twoje życie. To ty wybierzesz sobie tego, z kim chcesz być. Mam taką nadzieję, że to ja się mylę. Że ty będziesz miała rację i Edward będzie twoim szczęściem. Uważaj jednak, bądź ostrożna. Już ktoś złamał ci serce. I uwierz mi, może to zrobić również on. Kocham cię i życzę ci wszystkiego, co najlepsze. Lecz zapamiętaj moje słowa. Każdy facet to fiut. Również Edward. Nie pozwól się omotać i zranić. Wierzę, że podejmiesz dobrą decyzję. Ja zawsze będę stać za tobą. Wspierać cię. Pamiętaj. Kocham cię. – Wzruszyłam się. Nie mogłam nic powiedzieć. Nie miałam już sił, wstrzymywać łez. Poleciały po mojej twarzy niczym górski potok.
- Ja też cię kocham, Rose. Dziękuję.
I tak zaczęłyśmy się przytulać. Oh, jak się cieszę, że mam siostry. Że nie jestem sama na tym świecie. Dziękuję.
Po naszej rozmowie poszłyśmy w stronę sali, gdzie leżała Alice. Dziwne, zdawało mi się, że widziałam kogoś siedzącego pod salą. Hm... Może mam coś z głową? Ale nie... Tam na serio ktoś siedzi. Tylko kto...
-Emmett? – krzyknęła Rosalie. Kto to?
-Rosalie. To ty. – Chłopak uśmiechnął się wesoło. Ej, czy ja o czymś nie wiem? – Oh, jak się cieszę, że w końcu przyszłaś. Edward powiedział mi, że poszłaś do kawiarni, ale nie byłem tego na sto procent pewny. – Chłopak, raczej Emmet, wyglądał na bardzo szczęśliwego. Gdy siedział sam, był taki pogrążony w myślach, taki... smutny. Lecz gdy Rose wykrzyknęła jego imię, głowa chłopaka momentalnie odwróciła się w naszą stronę, oczy powiększyły, a usta wykrzywiły się w wielkim uśmiechu. Tak, to oznaczało, że ten facet zdecydowanie się ucieszył. Miło z jego strony, że odwiedził Rosalie.
- Tak, poszłam do kawiarni. Wypiłam trzy kawy, porozmawiałam z siostrą... A właśnie. Emmett, poznaj moją siostrę Bellę. Bello, to Emmett. Poznaliśmy się w klubie.
Chłopak uradowany ścisnął moją dłoń i grzecznie się przywitał.
- Miło mi, Bello.
- Mi również. Dziękuję, Emmett.
Dziwiło mnie tylko jedno, skąd on zna Edwarda? Moje pytanie wyprzedziła siostra.
- Em, skąd ty znasz Edwarda?
- Rose, Ed to mój starszy o trzy lata brat. Nie mówiłem ci?
- Najwyraźniej nie.
Nie chciałam im przeszkadzać, tak więc grzecznie się pożegnałam i powiedziałam Rose, że jak coś jestem u Alice. Pokiwała głową na znak potwierdzenia, a ja weszłam do pokoju. Usiadłam na krześle koło siostry. Biedulka spała. Zapomniałam zamknąć drzwi, więc niechcący słyszałam rozmowę mojej siostry z nowo poznanym kolegą - bratem Edwarda.
- Rose... Chciałbym... Z tobą porozmawiać.
- Wiesz, chciałam ci podziękować, za to, że przywiozłeś mnie tu, do szpitala. Dziękuję. Byłam pewna, że pojechałeś do domu.
- Nie, czekałem na ciebie. Najpierw szukałem Edwarda, ale gdy dowiedziałem się, że to on przeprowadza operację, wiedziałem, że jesteś w kiepskim stanie, martwisz się o siostrę. Nie chciałem ci przeszkadzać.
- Nie, nie przeszkadzasz. Tylko... Emmett... Ja naprawdę... Nie chciałam...
Usłyszałam płacz. Rosalie. Rose płakała, a ktoś cicho mówił:
- Spokojnie, wiem, to co dziś widziałaś... Nikt nie chciałby tego widzieć... Nie... Ciii...
- Już... Już... Dobrze. Jest dobrze. Tak. Hmm... To, o czym chciałeś ze mną porozmawiać?
- Wiedz, że wspaniale się dziś bawiłem. Dzięki tobie. Jesteś wspaniałą tancerką.
- Oh, dziękuję. Ty też wspaniale się ruszasz na parkiecie. I nie tylko.
Usłyszałam głośny wybuch śmiechu. Kobiety i mężczyzny.
- Heh, dzięki. Ale to nie to chciałem ci powiedzieć. Nie, również to, ale chciałem ci powiedzieć... Boże! Ehm... To, co mam ci do powiedzenia, to to, że... Rose! Chciałbym by ten wieczór nie oznaczał końca naszej znajomości!
- Co to... Znaczy?
- Chciałbym cię zaprosić w piątek o szesnastej na randkę!
- Emmett, bardzo ci dziękuję za zaproszenie, ale nie wiem, czy...
- Rose, wierz mi lub nie, zależy mi na znajomości z tobą. Bardzo. I nie myśl, że jestem jakimś pedofilem lub kimś podobnym. Po prostu, dłużej nie mogę... To, co? W piątek? O szesnastej?
- Tak. Dobrze. Piętek o szesnastej. Proszę, tu masz mój adres. Dziękuję za zaproszenie. Na randkę.
- Do usług.
- Emmett, mam prośbę. Wiesz, nie mamy z Bellą, czym wrócić do domu i...
- Jasne, Rose. Ok. To ja poczekam na zewnątrz. Wy porozmawiajcie z siostrą. Widzimy się za... trzydzieści minut przed szpitalem?
- Tak, będziemy punktualnie. Dzięki.
Po jakimś czasie zobaczyłam Rose wchodzącą do pokoju. Była całą czerwona. Widocznie, nie tylko ja mam problemy z okazywaniem stresu.
- Bello... Czy ty... Wszystko słyszałaś?
- Tak. I powiem ci, że Emmet to naprawdę miły chłopak.
- Tak sądzisz? – Widać było, że to – że mam o facecie takie, a nie inne zdanie – robi na niej duże wrażenie.
- Tak, tak właśnie sądzę.
- To super. To słyszaś, że Em zaprosił mnie na randkę w piątek o szesnastej?
- Tak. Coś obiło mi się o uszy.
- Osz, ty... W każdym razie chciałam powiadomić cię, że jutro idziemy na zakupy.
- Rose...
- Nie, Bello. Jutro. Bez dyskusji.
- Rose, jutro idę szukać studiów psychologicznych. Mówiłam ci o tym tydzień temu. Wiesz, że nie mogę.
Chwila milczenia.
- A tak, zapomniałam. To, może wtedy... Po jutrze.
- Ale Rose, jest czwarta rano. Już jest dziś. Dziś szukam studiów. Dziś!
- Ach, no tak. To w takim razie jutro robimy wycieczkę po sklepach. Kupię sobie coś krótkiego i ślicznego... Może… Szalik?
- Tak, Rose. Szalik. Na pewno myślałaś teraz o szaliku.
Puściła mi oczko.
- Ach, ty moja mała siostruniu. Kocham cię, baaaardzo mocno, wiesz?
- Wiem, ty mój mały jelonku.
- Ej, tylko nie jelonek.
- No, ale wiesz, jelonek jest taki słoodki...
- Nie jelonek, wolę... Łasiczka.
- O, godnie. Łasiczka. Dobra, łasiczko, chodźmy już, bo twój łasic czeka.
- A Alice? Byłyśmy u niej chwilę.
- Ty byłaś. Ja byłam jakieś dwadzieścia minut.
- Ach, no tak. Dobra, najwyżej jutro przyjdę. Może Alice się obudzi. Bo widać było, że bidulka jest zmęczona.
- Rose... Ty nie widziałaś jej, jak była przytomna.
- No, ale na pewno była. Ty też byś była.
- No, na pewno. Chodź, idziemy już. Chce mi się spać. Dziś przede mną ciężki dzień.
- Taa, bardziej jutro, jak będziesz siedziała w przymierzalniach caaały dzień. I nie zapominaj o fryzjerze.
- Ach, coś mi się zdaje, że to wiedziałam - kiedyś mnie zabijesz.
- Nie tym razem, złotko. Chodź.
I tak przez całą drogę przekomażałyśmy się. No cóż... Jak się kogoś kocha, to się tak ma. Mam nadzieję, że nie zasnę w wozie Emmetta, bo coś mi się wydaje, że niedługo moje oczy się zamkną. I to na amen. No, taki kilku godzinny amen. Bo już za jakieś siedem godzin muszę iść w poszukiwaniu studiów psychologicznych. Bo to chce robić w życiu. Pomagać ludziom. Na przykład, takiej Belli Swan. A teraz życzę sobie dobranoc. I proszę uprzejmie, by odwiedził mnie jakiś sen dotyczący Edwarda. I jego seksownego torsu... O tak...
Nagle poczułam zbliżający się sen. Opadające powieki. Ciemność.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
PaCiik
Człowiek



Dołączył: 03 Maj 2009
Posty: 63
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wall Street.

PostWysłany: Pią 13:05, 04 Wrz 2009 Powrót do góry

Rozdział fajniutki, choć z rozdziału na rozdział tępo akcji się zmniejsza.
Mam wielką nadzieję, ze James coś porządnie namiesza. ; ))
Lubię strasznie czytać w których nie ma tylko "romansu", ale i dzieje się. Jest jakaś porządna afera ; DDD
Jak wcześniej pisałam w moich komentarzach super się czyta.
Jeśli chodzi o błędy nie widzę ich. Być może inne osoby coś wyłapią.

Chętnie przeczytam kolejne rozdziały więc będę na nie czekała.
Pozdrawiam
PaCiik ; **


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Renesmeee
Nowonarodzony



Dołączył: 05 Cze 2009
Posty: 48
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z Gdańska, takie małe Forks; )

PostWysłany: Nie 14:26, 11 Paź 2009 Powrót do góry

Dodaję rozdział 6.
Mam nadzieję, że się spodoba.
Liczę na komentarze, czyli co sądzicie o rozdziale.

Beta: po raz ostatni nieznana;(


- Bello, zrób to jeszcze raz... Bello. O tak... Jeszcze... Agrr!
- Tak dobrze? Może wolisz... Tu? – I jeszcze raz obciągnęłam jego „małego” przyjaciela. Chyba mu się spodobało, a mi nie przeszkadzało to robić. Nie wiem czemu, ale to przychodziło samo z siebie.
- O Boże... Tak. Bello, jeszcze. Przez ciebie robię się jakiś... niewyżyty. Co powiedzą pacjenci? Bell... A jak przyjdzie pielęgniarka!?
- Uwierz mi albo nie, ale ja będę twoją ulubioną i jedyną pacjentką. Nie dam cię nikomu i niczemu, co chodzi, lata, czy pełza. A niech pielęgniarka spierdala na drzewo, bo jedyne, co dam jej poczuć, to smród z dupy, jak będę się podcierać. A teraz mi nie przeszkadzaj!
- Skacze? – Edward zaczął swoją wędrówkę do moich ust. Po drodze podgryzając moją nagą szyję. Nie wiem czemu, ale bardzo to lubiłam.
- Przestań, Edwardzie. Będę twoją "Number One". A może wolisz... O tam? – Mój kciuk powędrował na główkę penisa Eda. Nigdy nie powiedziałabym, że „on” jest taki umięśniony. Nawet nie wiem, czy użyłam dobrego słowa. Był doskonały. Taki... Mój! Idealny.
- Mmmm... Bello, dłużej nie wytrzymam. Muszę cię posiąść tu i teraz. – Widać było po jego oczach, że nie dość, że był tak napalony jak nastolatek przy oglądaniu filmu z czerwonym kółeczkiem, to na dodatek rzucił się na mnie jak małpa w poszukiwaniu banana na pustyni.
Ręce Edwarda powędrowały do moich piersi, przy okazji ściągając mój niebieski top. Gdy zobaczył mój koronkowy stanik w ciasteczka, mogłabym przysiąc, że poleciała mu ślinka. No cóż, nie jestem bezguście od spraw bielizny. Mam jej troszkę w szufladzie, ale nie tak dużo jak Rose czy Alice. Ba, one nie mają już pewnie miejsca do jej trzymania. Te wszystkie staniki, figi, stringi, bokserki, podwiązki. Boże! Milion par, milion kolorów i milion przebieranek. Czasami zastanawiam się, czy one przypadkiem nie wykupiły całego LA? Wracając do stanika... Edward, tak jak każdy facet, miał problem z rozpięciem mojego ciasteczkowego biustonosza. Po chwili – no może po takiej dłuższej chwili, udało mu się go rozpiąć.
- Ile to się chłopak musi namęczyć, by zobaczyć to, co widzi – zaśmiałam się na głos. No co?
To było śmieszne. I ta jego zacięta mina na twarzy. Bezcenne.
- Bello, nie śmiej się ze mnie! Myślisz, że noszę stanik? Nie. A dla... Takich cudownych piersi warto się męczyć z zapięciem godzinami. Cudowne... Piękne... Tak, i wszystko dla mnie. – Wziął je w dłonie i zaczął delikatnie masować. Potem wpił mi się w usta i zaczął swój namiętny pocałunek. Z chwilą przyspieszył rękoma, wprawiając moje piersi w błogi stan. Również nasze pocałunki były coraz bardziej zachłanne. W chwili, kiedy Edward przegryzał moją małżowinę uszną, szepnęłam mu do ucha moim nowo poznanym uwodzicielskim głosem:
- Edward, jestem bardzo mokra. Chce, żebyś mnie rżnął tu i teraz. Proszę.
Dłużej nie musiałam prosić. Jego bluzka została zdjęta w bardzo ekspresowym czasie, moje spodenki wraz z majtkami rozerwane. Byłam naga. Usłyszałam cichy szept Edwarda skierowany do mojej pochwy.
- Taka mokra. Boże, nie mogę w to uwierzyć. Chodź to tatusia, moja ty cipko.
Usiadłam na niego okrakiem. Edward również był cały nagi... Przeze mnie. Nie muszę chyba mówić, że jego ciało było... perfekcyjne. Ale chyba już to kiedyś wspomniałam. No, ale cóż... Mogłabym o nim gadać w nieskończoność.
Złożyłam na jego mokrych wargach niewinny pocałunek. Miał on oznaczać, że tego chce.
- Bello! Bello! Bello! Bello! Beeelllo! Wstawaj, śpiochu! Dziś jest wielki dzień! Wstawaj! No, ruszaj dupkę! Pamiętaj, żeby ładnie wyglądać musisz się ruszyć, bo chyba nie chcesz, by Edward zobaczył cię z taką szopą na głowie! Bello! Wstawaj, nie okrywaj się kołdrą. To i tak nic nie da! Bello! Proszę! Nie zapominaj o mnie! Nie będę na ciebie czekała w nieskończoność.
Obudziłam się. Tak. Dokładnie. Mój cudowny, erotyczny sen z Edwardem w roli głównej legnął w gruzach. Dzięki ci, moja droga siostrzyczko.
- AAAAAAA! Rose! Spierdalaj!
- Bello, zważaj sobie na słowa! Wstawaj, śniadanie jest w kuchni i gorąca kawa. No, ale jak będziesz tak długo leżała w tym łóżku, to nie dość, że jak Edward cię zobaczy – ucieknie, to na dodatek kawa ci wystygnie. Więc jedynym rozwiązaniem jest pocałować mnie w policzek i powiedzieć „Rose, masz rację, kochana. Muszę się ruszyć”, ubrać się i usiąść grzecznie na krześle i poddać się mi. A potem... – tu zaśmiała się złowieszczo – Do fryzjera. Przydałyby mi się jakieś... miodowe pasemka. Nie sądzisz?
- Rosalie. Przerwałaś mój sen. Jestem zła.
- A cóż ci się śniło? – Zaczerwieniłam się pewnie tak mocno, że Rose to zauważyła. Super. – Bello, pieprzyłaś się z Edziem? Hoho, no wiesz, jak ładnie się ubierzesz i uczeszesz, może trafi ci się małe... Bzykanko. W tych czasach przelecieć Edzia to nie lada sztuka. A on... lekarz, może cię, hm... zbadać. No. Czas ruszać. – I wypędziła mnie z wyrka. Aaa! Było takie cieplutkie.
- ROOOSE! Jak coś nie wyjdzie, zabije cię! Przynajmniej mogłam być w łóżku! Marzenia nic nie kosztują. Tak mi się zdaje.
- No właśnie. To nie rzeczywistość, kochana. Jedz już. Ja idę po mleko do sklepu.
I wyszła. Genialnie. Zostałam sama w domu. Nikogo nie było. Pff... Zachciało się jej iść po mleko. Ale... Coś tu nie gra.
Spojrzałam w dół mojej koszulki. Coś czułam. Co to było!? Wstałam, podniosłam powoli koszulkę do góry i...
- Nie! Edwardzie Cullen! Czemu, powiedz mi czemu, nawet przez sen sprawiasz, że jestem mokra!?
- Bello! Jesteś mokra!? – Super. Zapomniała czegoś z domu. Jaka ja jestem mądra. To tak głupie, że aż śmieszne.
- Miałaś iść po te pieprzone mleko, Rose! – I pobiegłam do toalety. Nie wytrzymałam napięcia. Wskoczyłam pod prysznic. Wzdrygnęłam się nieco, gdy poleciała zimna woda. Jednak po chwili rozkoszowałam się jej gorącym strumieniem. Zaraz trzeba się ubrać i iść z Rosalie na zakupy do galerii. No bo nie pójdę w dresie. Nie wypada.
Pomyślmy. Ubrania, jakieś może nowe buty i... fryzura? Nie. Moje artystyczne kłaki jak najbardziej mi się podobają. Odpowiednia długość, kolor. Wszystko jest ok. Ale pewnie siostra będzie chciała odwiedzić swój nowo poznany salon. Co ona zawsze bierze? Blond farba, jasne pasemka, odpowiednie skrócenie, ułożenie i... modelowanie? Nie wiem. I masz! Rachunek zwala z nóg – trzysta dolców. A za taką kasę kupisz jakieś sześćset bochenków chleba. Jestem żałosna.
Po piętnastu minutach rozmyśleń, postanowiłam się umyć. „Szczotka, pasta, kubek, ciepła woda, tak się zaczyna wielka przygoda...”*. Muszę przyznać, że śpiewałam całkiem nieźle. Ha! Nagrajcie mnie i do neta! Nie boję się!
Tak po moich rozmyślaniach, kąpieli i wodnej piosence wyszłam z łazienki. Oczywiście wszystko było już przygotowane. Zapiekanki z serem i szynką, kawa z mlekiem i ciastko z kokosem. Pycha. Żeby nie było, dbam o linię, ale mam to w dupie sto kalorii kokosowego ciastka. Takie barbie nie wiedzą co dobre. Rose jak zawsze była śliczna. No a jak, wszystko do wszystkiego pasowało. Różowa bluzka na ramiączkach z odkrytymi plecami, krótkie dżinsowe spodenki, do tego malinowe balerinki i malinowy szal. Jakby to powiedział krytyk „perfekcyjna w każdym calu” . A ja? Miałam modę w wielkim poważaniu. Ubrałam moje ulubione, poprzecierane, granatowe rurki, biały top i kurtkę w rękę. Nie miałam czasu, żeby coś zjeść, więc wzięłam tosta w drugą rękę i krzyknęłam do Rosalie:
- Rusz dupę, stara krowo, bo jak ci wykupią twoje szpileczki, to przez cały dzień będziesz mi jęczała nad uchem, więc GO ON!
Wybiegłyśmy obie przed dom i wsiadłyśmy do jej samochodu (był o wiele większy od mojego Citroena), zapięłyśmy pasy i w drogę.
Rose nie była takim wspaniałym kierowcą jak mój lekarz. Była, jak to powiedzieć, ostrożna. Nie lubiła szybkiej jazdy. Zawsze jechała swoją normalną prędkością, czyli jakieś siedemdziesiąt kilometrów na godzinę. Najszybciej potrafiła jechać sto, choć jej samochód potrafił wyciągnąć prędkość dwa razy taką. W sumie była mądra. Na cholerę jej potrzeba jechania z dużą prędkością po LA!? No spoko, są fajne drogi ale bez przesady. Popieram jej tok myślenia. Hoho, chyba pierwszy raz.
Włączyłam cicho radio, właśnie leciała piosenka Miley Cyrus „Fly on the Wall”. Ponieważ Alice bardzo lubiła ją śpiewać, byłam zmuszona znać ten tekst. Szczerze? Nawet mi się podobała, chociaż lubiłam troszkę inne klimaty. Po chwili ciszy Rose zaczęła rozmowę:
- Więc byłaś mokra, Bello – Jej mina była bezcenna.
Nie wiedziałam, co mam odpowiedzieć. Od razu moje policzki się zaczerwieniły.
- Tak, byłam. Co ci do tego?
- Nic. To normalne, jeżeli masz jakiś erotyczny sen lub o czymś podobnym myślisz, wyobrażasz sobie. Ja na przykład uwielbiam czytać takie książki, są takie... Nie wiem, jak mam to opisać. Wyobrażasz sobie to wszystko, wytężasz mózg. Wiem, że gadam bzdury, ale uwierz mi, Bello, nie tylko ty budzisz się z wilgotnymi majtkami.
- Rose, mogę cię o coś zapytać?
- Of course, my darling!**, dajesz.
- Czy jestem ładna?
- Izabello, muszę odpowiadać na to pytanie?
- Jeżeli będziesz milczeć, uznam to za odpowiedź negatywną.
- Oh... Bello, jesteś ładna. Czemu sądzisz inaczej?
- Ponieważ nikt mnie nie chce. Czasami czuję się taka samotna. A jeżeli Edward uzna, że ja nie jestem go warta? Co ja wtedy zrobię?! nie znosie kolejnej zdrady albo odrzucenia...
- Kochanie, jesteś cudowną dziewczyną i kobietą. Zasługujesz na wszystko co dobre. Na pewno w twoim życiu znajdzie się mężczyzna ciebie godny. Czasami warto poczekać niż brać byle co. Uwierz mi, wiem, co mówię. To, że jestem blondynką nie znaczy, że jestem bez mózgu.
- Dziękuję. A tak poza tym... Jak układa się między tobą a Emmettem?
- Dobrze, dziękuję. Sądzę, że to nie będzie nasza pierwsza i ostatnia randka. Zależy mi na nim. Wydaje się spoko. Jest przystojny, zabawny, opiekuńczy. Obiecuję, że jak się dowiem czegoś więcej, jeśli chodzi o nas, dowiesz się od razu.
Już się nie odzywałyśmy. Myślałam o tym, co powiedziała mi siostra. Może ma rację. Mam taką nadzieję, że kiedyś w moim życiu znajdzie się facet, który będzie chciał się związać z taką ciotą jak ja. Edward...
- Bello, wysiadka. Bello? Śpisz?
- Eee... Yyy… Nie spałam? Przepraszam. Wiesz, jak lubię twoje auto. Nie ma nic lepszego niż skórzane Audi A3 z klimatyzacją. – Uśmiechnęłam się. Mówiłam prawdę. Jeżeli jesteś zmęczony, zamyślony, czy po prostu chcesz się odprężyć, ten samochód jest dla ciebie odpowiedni.
- Ok, wiem, Bello. Ale czas na zakupy.
Weszłyśmy do wielkiej galerii. Nie za bardzo lubię chodzić po sklepach, ale czasami robię wyjątek i, jak to mówi Alice, szaleję. Osobiście wolę chodzić po księgarniach i tam spędzać czas. Al natomiast kocha sklepy muzyczne. Płyty CD, DVD, koncerty, muzyka instrumentalna, filmowa, karaoke (szczególnie w nasze sobotnie wieczory) i wiele innych. Niedawno (przed wypadkiem) oznajmiła, że kupuje sobie gitarę elektryczną. Rose oznajmiła, że najlepiej by było, gdyby nauczyła się wpierw na niej grać, bo nie ma zamiaru słuchać brzdęków amatorki.
Schopping, schopping, schopping***. Najpierw odwiedziłyśmy ulubiony butik blondyny. Zawsze, gdy tam wchodzimy, zachowuje się jak mała dziewczynka, która została zamknięta na noc w sklepie z zabawkami. Po jakiś czterdziestu minutach opuściłyśmy go zadowolone. No, niezupełnie. Ja kupiłam dwie bluzki, a Rose trzy pary dżinsów, dwa sweterki i getry. Siostrze nie spodobało się to, że bluzka która „niby” jest dla niej stworzona, jest na nią za wielka.
- Można ją zawsze zwęzić, czy coś w tym stylu – powiedziałam na pocieszenie.
- Nie, Bello. Nie rozumiesz!? Nie można tak robić! Albo jest dobra, albo nie. Widocznie ta bluzka nie była mi przeznaczona. A szkoda, bo super by pasowała do tej spódniczki i tych nowych kozaczków zamszowych, co dostałam od ciebie na święta.
- Rose, nie załamuj się. Patrz, ile jeszcze sklepów w tej galerii. Na pewno znajdziesz coś równie fajnego. Rozchmurz się.
Dziewczyna uśmiechnęła się dosyć radośnie, złapała mnie za rękę i poszła przed siebie w poszukiwaniu kolejnych ciuchów.
Zwiedziłyśmy jakieś dwadzieścia parę sklepów, z tego jakieś cztery były z butami, pięć z bielizną, jakieś dwie restauracje, ponieważ Rose je tylko kebab wegetariański (ma uczulenie na to mięso z metalowej rury). Ja zjadłam sałatkę z kurczakiem i popiłam colą light.
Mogę powiedzieć, że jestem zadowolona. Nie wydałam za dużo pieniędzy. Kupiłam dwa topy, jedną parę spodni, sweter, trzy podkoszulki, parę bielizny... No co? Nie mogłam się oprzeć! Gdy weszłam do sklepu od razu ją zobaczyłam. Wisiała na wieszaku, na samym środku sklepu. Czarna, koronkowa. Na środku pupy z tyłu widniało wycięte serduszko. Jednym słowem – słodka. Nie musiałam przymierzać, bo znałam swój rozmiar z tego sklepu. Po prostu wzięłam biustonosz siedemdziesiąt pięć „C” i figi „M”, i podeszłam do kasy. Po chwili wychodziłam ze wspaniałym zakupem w ślicznej torbice.
Rose kupiła tego... Ehem, troszkę więcej. No, ale przecież to Rosalie, nie?
Jadąc schodami ruchomymi, przypomniałam sobie o bardzo ważnej rzeczy:
- Rose! Byłaś zapisana na wizytę u fryzjera na szesnastej! Która godzina?
- O matko! Racja! Jest, pięć po. Dobra skarbie, ja lecę, fryzjer musi zrobić ze mnie boginię, żebym jutro wyglądała niebiańsko na randce z Emmettem. Jesteś pewna, że nie chcesz małej odmiany?
- Rosalie, ostatnio mówiłaś to Alice, gdy ścinała włosy. Ściął jej jakieś trzy czwarte włosów i teraz jest chochlikiem!
- Właśnie! Wspaniała odmiana. Może tobie też byłoby dobrze w krótkich włoskach? Zawsze możesz się przekonać, nieprawdaż?
- Prawdaż, prawdaż, ale to nie stanie się w najbliższym czasie. Do zobaczenia w domu.
- Pa, kochana.
I poleciała. Nie wiem, jak można biec w piętnastocentymetrowych szpilkach przez praktycznie całą galerię i nie dowiem się, zapewne.
Gdy schodziłam po ruchomych schodach, postanowiłam wyjść tylnym drzwiami galerii. I tak muszę zamówić taksówkę, by jakoś wrócić do domu.
Przechodziła koło różnych sklepów; Artykuły RTV AGD, ubrania, ubrania, buty, telefony, restauracja, ubrania, alkohole, sklep z zabawkami, garnitury... Przepraszam, czy mnie oczy nie mylą?! Czy to nie Edward w garniturze!? Hę!
Tak. To on. Rozczochrane włoski, wspaniała budowa ciała, wysoki, jak zawsze piękny. Tym razem pokazał się w czarnym garniturze z krawatem. Zdaje mi się, że go przymierzał.
Uśmiechnęłam się sama do siebie. Może kiedyś to ja będę wiązała mu krawat i szykowała do pracy, czy na przyjęcia. Wszystko jest możliwe. Zadowolona i szczęśliwa zamówiłam taksówkę, i wróciłam do domu.
Odłożyłam wszystkie ubrania do szafy, przebrałam się w mój ulubiony dres i zaczęłam robić obiad. Rosalie pewnie nie najadła się ekstra-małym wegetariańskim kebabem, więc pewnie wróci głodna. Dziś również Alice wraca ze szpitala, około dziewiętnastej, więc za jakieś pół godziny. Wspaniale. Powinnam zdążyć wysmażyć kotlety. Dawno już nie było mięsa. A Rose nie ma wyboru, zje kotleta z kurczaka. Dobry, zdrowy, chrupiący. Tak więc... Do roboty!
Siekać, kroić, smażyć, trzeć, kroić...Srututututututu... Labambababalabamba... Edward... hej, hej, hej... Nie wiem, co śpiewałam, ale na serio, nawet dobrze mi to wychodziło. Nagle ktoś otworzył drzwi od mieszkania i krzyknął radośnie:
- Wróóóóóóóóóóciiłaaam!
- Alice! To ty! Jak dobrze cię widzieć! – Podbiegłam do niej, zostawiając kotlety i przytuliłam ją z wielką miłością.
- Boże! Alice! Jak się czujesz? Dobrze? Na pewno jesteś głodna, właśnie robię kotlety z kurczaka, ziemniaki zaraz się ugotują, surówka gotowa, tylko nakryć stół. Rose zaraz wróci od fryzjera i pogadamy wszystkie trzy.
- Tak, tak. Wszystko dobrze, Bello. Ja też za tobą tęskniłam. Widziałyśmy się przecież tyle razy w szpitalu, ale to nie jest to samo, co w domu jedząc porządny obiad z własną siostrą. Idź, rób te kotlety i będę ci wszystko opowiadać.
W czasie robienia obiadu, Alice mówiła mi wszystko o tym, co było. Opowiadała mi różne szpitalne historie; jak wylała zupkę na pielęgniarkę, jak prawie zepsuła telewizor. Opowiedziała mi dokładnie, co pamięta z wypadku. Ja również powiedziałam jej o sprawie z Edwardem. Alice wcale nie była tym zaskoczona. Wprost przeciwnie. Była pewna, że gdy zobaczyła mnie i jego, od razu zauważyła, że coś między nami będzie. Ach, ten chochlik. Jak go nie kochać?
Gdy obiad został zrobiony, nałożyłam każdej z nas o porcji i usiadłyśmy do stołu. Po chwili przyszła Rose z pełną siatą ciuchów. Jej fryzura była zaskakująca. Praktycznie taka sama jak wcześniej, ale dokładnie ułożona, wymodelowana, troszkę ścięta i...
- Dziewczyny, patrzcie! Zrobiłam sobie grzywkę!
Szybko nałożyłam Rose obiadu, wszystkie usiadłyśmy do stołu i z wielką chęcią zaczęłyśmy rozmowę. Trwała ona do późna. Śmiechy, chichy, łzy, złość. Po tym wszystkim byłam tak zmęczona, że pożegnałam się z siostrami i poszłam spać. Zasnęłam od razu. Żaden sen nie przyszedł do mnie tym razem. A szkoda. Myślałam, że za wczorajszy trud w sklepie, jakieś nocne, Edwardowe macanko mi się przytrafi, a tu guzik... No, może innym razem.
Nagle coś zaczęło mnie potrząsać. Ledwo otworzyłam oczy, a promienie słońca zaczęły razić mi w oczy. Usłyszała krzyki:
- Bello! Bello! Zapomniałam! Wczoraj, jak wracałam, w skrzynce był list do ciebie! Z uniwersytetu! Co to może być!? – Alice i Rose skakały nade mną tak bardzo, że nie wiedziałam, co ma robić. Dziewczyny, zrozumcie, ja nie kontaktuje rano, szczególnie, gdy kilka minut temu została obudzona!
- To jest... Eee... Chyba list z odpowiedzią na studia... Tak mi się zdaje... Daj kopertę. Zaraz się dowiemy, czy będę zdawała psychologię czy nie.
Dziewczyny patrzyły się na kopertę z wielkim skupieniem. W sumie ja też. Było to dla mnie przecież bardzo ważne. Dźwięk rozerwania. Otwarcie. Czytam. Bla. Bla. Bla. Bla. Bla...
Zamarłam. Już wszystko stało się jasne.
- Dziewczyny, Alice i Rosalie...
- Tak?
- UDAŁO SIĘ!!!
Po przeczytaniu listu wiedziałam, że nic nie popsuje mi dzisiejszego dnia. Nic. Wiedziała, byłam pewna, że randka z Edwardem wypadnie tak samo dobrze jak odpowiedź listu na studia.


* [link widoczny dla zalogowanych]
** Oczywiście, kochanie
*** sklepy, sklepy, sklepy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Nie 17:41, 11 Paź 2009 Powrót do góry

hm... akcja pędzi... to tu tam siam... a tak bo tak.... ale się nie pogubiłam...
taki specyficzny humor masz... lekko zawiewa dziecinadą, ale bardzo przyjemną - jak wspomnienie dawnych lat - to bardzo miłe :)
pomieszałaś trochę z tą Bellą... zdecydowaną i uwidzicielską (do tego dziewicą)... chwilami się dziewczyna zachowuje jakby miała 11 lat i była na bieżąco z "Pierwszą miłością" czy innym tym podobnym w wolnych chwilach doczytując Twista i jego porady na temat związków...

nie ma Jaspera.... czy mam się martwić ? ;>

czyta się lekko... mimo wszystko przyjemnie... ja nawet lubie pomieszanie z poplątaniem :)

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Renesmeee
Nowonarodzony



Dołączył: 05 Cze 2009
Posty: 48
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z Gdańska, takie małe Forks; )

PostWysłany: Pon 17:18, 26 Paź 2009 Powrót do góry

Przeprasza, że tak długo to wszystko trwało...
miałam hm. pewne problemy z komputerem.
No, ale rozdział jest! ; D


i jeszcze jedna mała sprawa dotycząca mojego ff.
Rozumiem, że może się on kilku osobom nie podobać mój styl pisania, bo za potoczny czy wulgarny czy za dużo +18. Rozumiem. Postaram się to zmienić. Tak właściwie to już nad tym pracuję. Mój język zmienia się, nie chce by w nim było nic innego niż sex. Nie. Nie o to w tym chodzi.
Od następnego rozdziału OBIECUJĘ pojawi się ktoś, kto pomiesza wszystko i wszystkich. Nie będzie tylko słodycz, sex itp. itd. Proszę o jedno, dajcie temu szansę. Dziękuję za wysłuchanie i dodaję nowy rozdział Wink
Ania.



ROZDZIAŁ 7

beta: kirke i Suhak, dziękuję ;*

Szczęście. Zaskoczenie. Radość. Podniecenie. Zdziwienie. Nic nie mogło określić tego, jak się czułam w tym momencie. Minutę temu, gdy obudził mnie mały potworek z ADHD, byłam zła. Przerwano mi sen, było dosyć wcześnie, a ja chciałam się wyspać. Przecież miałam randkę z Edwardem, nie mogłam wyglądać tak, jakbym nie spała całą noc, prawda? Dokładnie. Wyglądałoby to mniej więcej tak: Edward- chodzący model-lekarz-ideał. Ja? Straszna maszkara z wielkimi worami pod oczami. Nie dość, że ogólnie wyglądam makabrycznie, to na dodatek byłabym byłą żoną zombie. Edward na pewno uciekłby do domu i mnie zostawił. Nie zdziwiłabym się, gdyby tak było. Sama bym tak zrobiła. Normalne zachowanie człowieka.
Teraz...Po minucie, wszystko stało się jasne. Dostałam się na studia psychologiczne. Wciąż nie mogę w to uwierzyć. Przecież, na jedno miejsce było jakieś piętnaście osób! Czemu wybrali akurat mnie? Nie wiem i szczerze powiedziawszy, nie obchodzi mnie to. Będę chodziła na wykłady, uczyła się po nocach, aż w końcu dostanę dyplom, mam nadzieję, że z wyróżnieniem, i założę własny gabinet. Problemy, porady, to właśnie to, czym będę się zajmowała. Magister psycholog Isabella Swan. Bosko.
Nagle moje rozmyślania przerwała Alice:
- Bello, nie wiesz nawet jak bardzo się cieszę! Jest to dla mnie jak dar z niebios! Dostałaś się na studia! Wiesz, co to oznacza?! Zaczniesz życie studentki! Nowy rozdział w twoim życiu się otwiera, panno Swan.
- Tak, tak, Alice. Też się cieszę. A ty, Rose, co sądzisz na ten temat?
Rosalie siedziała na łóżku z zamyśloną miną. Patrzyła się w jeden punkt. Dziwne, myślałam, że się cieszy z mojego szczęścia.
- Rosie? Kochanie? Halo? Ziemia do ROSE!
- Co, proszę? Przepraszam, zamyśliłam się. Co mówiłaś?
- Rose... O czym myślałaś? Czy coś się stało?
- Nie, nic się nie stało. Ale wiesz... Ty się dostałaś na psychologię. Wiesz, jestem z ciebie dumna. W ogóle jestem dumna z takich sióstr jak wy, ale...
- Co się stało, Rosalie? - zapytała Alice. Było widać, że się zmartwiła. Zrobiło mi się jej szkoda. Nie wiem nawet czemu, ale...Rosalie miała naprawdę smutną minę. Coś musiało się stać.
- Rosalie. Powiedz nam. Otwórz się przed nami. Nie gryzę.
- No, ja czasami, ale to tylko jak naprawdę mam potrzebę. - Alice jak zawsze chciała sprawić, by atmosfera rozmowy była mniej napięta. Rose trochę się rozchmurzyła.
- No bo wiecie... Jak już mówiłam, Bella ma zamiar zdawać psychologię. Ty, Alice, mówiłaś niedawno, że spodobała ci się fotografia i możliwe, że kiedyś będziesz się tym zajmować w przyszłości. Nie jestem tylko blondynką z długimi nogami. Denerwuje mnie to, że ludzie myślą, że jak blondynka, to głupia i do niczego się nie nadaje. To nieprawda. Ja też chcę coś życiu robić. Wyznaczyłam sobie w życiu cele i na pewno nie pozwolę, by moja matka utrzymywała mnie przez całe życie.
Cóż mam powiedzieć, pochodzę z zamożnej rodziny. Moja matka, Renee jest założycielem dużej filmy z meblami. Skończyła ekonomię, założyła własną firmę. Interes się rozkręcił, w końcu postanowiła, że firma będzie działała na inne miasta, niż tylko Forks. Okazało się, że to był strzał w dziesiątkę. Tak jakoś wyszło, że po jakimś czasie firma matki stała się znana.
Nasz ojciec, Charlie, zginął w wypadku samochodowym. Wracając z pracy (tata był sprzedawcą w sklepie monopolowym) miał wypadek. Jego samochód rozbił się o drzewo. Jechał z nadmierną prędkością, ponad 120km/h. Podejrzewano, że był pod wpływem alkoholu.
Renee dawała nam, co chciałyśmy. Nigdy nic nam nie zabrakło. Rosalie uwielbiała pieniądze. Kochała je. Mogłaby siedzieć w sklepie cały dzień. Nigdy nie było jej mało. Zapytałam się jej kiedyś, czemu kupuje tyle ubrań. Odpowiedź była prosta. „Kochana Bello, zrozum, jeżeli mam biustonosz koloru zielonego, to przecież muszę kupić sobie do niego pasującą bluzkę.” Pomyślałam sobie, przecież stanika nie widać pod bluzką, prawda?
W przeszłości Alice interesowała się sztuką. Bardzo lubiła malować, rysować, wyklejać i tym podobne. Zawsze malowała mnie lub Rose, częściej Rose ze względu na jej długie, blond włosy. Na każdy dzień matki, urodziny, imieniny, święto dziękczynienia robiła własnoręczny prezent. Pamiętam, jak raz zrobiła szkatułkę z muszelek, a w środku było nasze rodzinne zdjęcie (niestety bez Charliego, ponieważ wypadek zdarzył się, gdy byłyśmy jeszcze całkiem malutkie, nie wiem ile miałyśmy lat, może trzy). Szkatułkę mam do dzisiaj, trzymam w niej biżuterię i rzeczy dla mnie ważne.
Ja natomiast kocham czytać. Nie ma książki, której bym nie przeczytała. Nie, no jest. „Anaruk, chłopiec z Grenlandii”. Czytałam to, kiedy byłam w piątej klasie podstawówki. Myślałam, że umrę z nudów, gdy Anaruk opisywał zabawy polegające na zrobieniu jak największego balonu z tłuszczu wieloryba. Książka miała około trzydziestu stron, czytałam ją chyba ze dwa miesiące.
- Rosalie, przecież kiedyś na ten temat rozmawiałyśmy. Na pewno jest coś, co chcesz robić w przyszłości...Kiedyś, jak byłaś mała, lubiłaś bawić się w weterynarza, pamiętasz? - Odpowiedziała Alice posyłając Rose miły uśmiech.
- No, w sumie tak, ale wiecie, jak brzydzę się krwi. Nie mogłabym ratować życia ludzi jak i zwierząt ze względu na obrzydzenie. Wiem, to dziwne, ale jak widzę krew po prostu zbiera mi się na wymioty.
- Hm... To może tancerka?
- Nie, odpada. Nudzi mnie. Po kilku tańcach bolą mnie zresztą nogi, a w ogóle nie widzę w tym nic ciekawego. Tylko ruszasz dupą w prawo i w lewo, i może tak kilka kroczków w przód lub w tył.
- Rose - odparłam. - Jak my nie wiemy, to kto ma wiedzieć? Zamiast chodzić po sklepach, pomyśl nad tym. Albo... Mam pomysł... Jak będziesz na randce z Emmettem, zapytaj się go, w czym by cię widział. Faceci czasami mają takie coś, że potrafią przewidzieć, w czym dana osoba jest dobra. - No, no, no. Muszę przyznać, że mój pomysł nie tylko mi się podobał. Alice również była pod wrażeniem. O Boże! Nagle zauważyłam, że zbliża się czas spotkania z Edwardem! Przecież muszę wstać, umyć się, pościelić łóżko, zjeść śniadanie, ubrać się, wyszykować i po południu Edward przyjdzie po mnie i idziemy na randkę. Już jest 11:43, a ja nadal siedzę w łóżku! O nie! Niemożliwe! Wstaję!
I wyszłam z łóżka. Kiedyś musiałam to zrobić.
- Bello, a tobie co tak śpieszno?
- Alice, za chwilę mam randkę. Nie mam zamiaru się na nią spóźnić, więc wybaczcie, dziewczęta, ale idę się na nią przygotować. Tobie też to polecam, Rose.


Tik-tak. Tik-tak. Tik-tak. ku***. Tik-tak. Zbliżała się godzina zero. Apokalipsa. Godzina, w której Emmet i Edward przyjdą po nas. Oficjalnie wiadomo, że pierwszy ma przyjść pan Emmet, brat Edwarda. Jego braciszek powinien przyjść godzinę później. Ale kto tam wie? Pewnie któryś się spóźni, a z moich nerwów zostanie tylko pyłek. Spokojnie Bello, czym ty się do cholery denerwujesz?! Niczym. Tylko tym, że Edward zaprosił cię na randkę. Looz.
Przygotowywania przebiegły pomyślnie. Alice bardzo mi pomogła, bo nie wiedziałam w co się ubrać. Hm... Gdybym ubrała się w dżinsy, a okazałoby się, że zaprosił mnie na kolację w restauracji, troszkę głupio bym się czuła. Z drugiej strony, gdybym miała ubrać sukienkę wieczorową, a Edward postanowiłby zabrać mnie na przykład do lunaparku, zrobiłaby z siebie totalne pośmiewisko. Alice doradziła mi, żebym ubrała sukienkę. Tak dokładniej, to tą białą w delikatne kwiaty, którą dostałam od mamy na dzień wiosny. Prawie nigdy jej nie nosiłam, bo nie miałam okazji. Teraz się nadarzyła. Ubrałam tę sukienkę, do tego nałożyłam wygodne białe balerinki. Alice zrobiła mi delikatny a zarazem śliczny makijaż. Oczy podkreśliła białą kredką, a rzęsy dokładnie wytuszowała. Na koniec odrobina jasnoróżowego błyszczyku i wyglądałam naprawdę nieźle. Rose za to wiedziała, jak się ubrać. Emmet powiedział jej przez telefon, że zabiera ją do kina. Rose ubrała swoją krótką mini, do tego bluzka z napisem „ I'm hot” oraz jej ulubione szpileczki w panterkę. Nie mogłam równać się z Rosalie, ale uważam, że dla przeciętnego faceta wyglądałam dobrze. Nie skarżyłam się.
Dryn-dryyyn.
O nie. Ktoś zadzwonił do drzwi. Spokojnie Bello, nie panikuj. Spokój to podstawa.
Alice szybko pobiegła i jednym zgrabnym ruchem otworzyła drzwi.- Emmet? O, jak miło. Jestem Alice, zwariowana siostra Belli i Rosalie. Tak, to ja miałam wypadek. Tak... Dobrze, już dobrze się czuję... Nie, od czas do czasu bolą mnie plecy, ale to nic. Gdzie Bella? A, pewnie siedzi w pokoju i czeka na zbawienie... Tak, na Edwarda. Miał przyjść godzinę po twoim przyjściu. Na serio? Punktualnie? To się nazywa wyczucie czasu w takim razie. Dobra, chcesz wejść? Nie? To w takim razie wołam Rose. Miłego wieczoru.
Słyszałam tylko cichy stukot obcasów, krótką rozmowę w stylu: „cześć, cześć, gotowa, bawcie się dobrze” i trzask zamykanych drzwi.
-Bello, czemu siedzisz tutaj sama? Jeszcze po ciemku?
-Aaa, tak sobie myślałam.
-Nie myślałaś. Czekasz na niego. Tak? Oh, Bello, przecież on zaraz przyjdzie. Czym się denerwujesz, kobieto?
-Wszystkim i niczym. Mogłabyś zostawić mnie samą na chwilę, proszę?
-Emm... Tak, jasne. Nie martw się.
Wyszła. Jeżeli chodzi o Alice, zawsze szanuje prywatność drugiej osoby. Jest wspaniałą siostrą.
Tak sobie myślałam o wszystkim. O moim życiu. O siostrach. O studiach. O przyszłości. O rodzicach. Tak do nich wracając, powinnam zaprosić mamę na obiad kiedyś, bo nawet nie widziała mieszkania, a to ona w większej części nam je kupiła. Po dłuższych rozmyślaniach, nawet nie wiem, kiedy minęła godzina.
Dryn-dryyyn. O nie. Tym razem to na pewno po mnie. Wstałam z łóżka. Zapaliłam światło. Podeszłam do lustra.- Spójrzmy, jak strasznie wyglądam... Tak, bardzo strasznie.- Chwile pogadałam do siebie( Tak, wiem, że to choroba), poprawiłam włosy, przejechałam błyszczykiem po ustach i wyszłam.
Więc, Izabello, zobaczmy jak się trzymasz. Mózg podpowiadał mi, że nie najlepiej, ale czułam, że jakoś to przeżyję. Za to każda komórka mojego ciała aż rwała się do faceta, który teraz zapewne stoi w drzwiach mieszkania. Boże! Endorfiny* miałam pewnie tyle, że wystarczyłoby jej na całe miasteczko. Cieszyłam się strasznie, że ponownie go zobaczę. Gdy pomyślałam o tym, że go dotknę (szczęściara ze mnie, wiem) moje serce przyspieszało i miałam problemy z koncentracją. Edward, Edward, Edward, ku***, Bello, uspokój się.
-Bello, Edward już jest. Nie chowaj się w kącie. Przecież i tak wiemy, że gdzieś tu jesteś, więc wyjdź, kochana!
Ach, ta Alice. Dziewczyna po raz kolejny ma rację. Nie można uciekać ani kryć się przed czymś, co lubisz. To tak jakbym unikała najwspanialszych książek jakie zostały napisane. To jak jakbym bała się stanąć twarzą w twarz z przeznaczeniem. Dobra, wychodzę. Co ma być to będzie.

Wychodząc z pokoju starałam utrzymać spokój jaki panował na razie w moim duchu i ciele. Wiedziałam, że nie potrwa on długo. Byłam pewna, że gdy zobaczę Edwarda, będą się działy ze mną dziwne rzeczy. Najprawdopodobniej zwariuję. Poprawka. Już zwariowałam. Jego piękne, wielkie, zielone oczy, cudowne, miękkie usta... Żeby tak tylko się w nie wpić... Oh, Bello. Już kompletnie ci odwaliło wiesz? Nie dość, że nawet z nim nie jesteś, a to dopiero wasza pierwsza randka, to jeszcze gadasz do siebie. Brawo. Powodzenia w późniejszym życiu.
Minąwszy kuchnię skręciłam w stronę przedpokoju, gdzie było słychać rozmowę Alice z Edwardem. Słyszałam śmiechy siostry, piękny baryton głosu mężczyzny. Gdy znalazłam się w przedpokoju, oczy rozmówców zwróciły się w moją stronę.
-A nie mówiłam, że zawsze się spóźnia. Prawda? Bello, czemu ty zawsze musisz się tak grzebać... Co ty do diabła robiłaś? Smażyłaś jajka czy co!?- Czy ona zawsze musi tak dramatyzować?
- Nie grzebałam się. A zresztą nie muszę ci się tłumaczyć.- Widziałam, że Edward uśmiechał się w moją stronę. Boże, był taki cudowny. I pomyśleć, że ja, taka szara myszka, idzie na randkę z takim ciasteczkiem jak on. Co ja gadam! Ciasteczko? Jeśli mam go porównywać do czegoś (bez obrazy), byłby wielkim, czekoladowym tortem z wielką ilością bitej śmietany i wisienką na górze. Pf. Ciasteczko.
- Witaj, Bello.- Przywitał się ze mną, przy okazji pokazując komplet śnieżnobiałych zębów. Przysięgam sobie, że kiedyś nadejdzie taki dzień, w którym zapytam się jakiej pasty do zębów używa. Ta myśl normalnie prześladuje mnie po nocach...
- Hej, Edwardzie.- Starałam przesłać mu jeden z najpiękniejszych uśmiechów jaki mogłam mu dać. Nie wiem, czy mi wyszło, ale zapewnie nie. Edward chyba zrozumiał, co miałam na myśli, bo nagle zaczął się do mnie szczerzyć. Tak Edwardzie, to takie śmieszne... Boki zrywać. Chyba za długo się zamyśliłam, bo niechcący nakryłam go na pożeraniu mnie wzrokiem. Tak dokładnie to chyba patrzył mi się na biust. Albo nogi? Pf. Co za różnica, nie? Kolego? Wiem, że jesteś głodny, ale jeszcze nie pora na kolację. Dziś mnie nie skosztujesz. Chyba.
- Oh, Bello. Cudownie wyglądasz. Jak zawsze zresztą.- Posłał mi swój łobuzerski uśmiech. Zajebiście. Poczułam na twarzy dwa wielkie, czerwone rumieńce. Nie, tylko nie to... Dobra, koniec tego dobrego. Moje rumieńce zostały zauważone przez dwóch obserwatorów znajdujących się w przedpokoju razem ze mną. Alice zaczęła się szczerzyć (wiedziałam już, że jak wrócę, będzie wypominała mi moją nieśmiałość chyba przez najbliższy miesiąc), a Edward łagodnie się do mnie uśmiechnął. Zdaje mi się, że wahał się pomiędzy pogłaskaniem mnie po twarzy. Tak, Edward! Zrób to! Proszę, nawet nie wiesz jak tego potrzebuję. Chłopak jednak zamyślił się na moment i ręka, która była uniesiona do góry, opadła na dół. Cholera. A byłoby tak przyjemnie...
-Dziękuję. Ekhm... Idziemy już, Edwardzie?- Posłałam mu błagalną minę. Wiedział już, że nie chce tutaj być, dlatego od razu rzekł, raczej do Alice niż do mnie:
-Tak. Tak. Idziemy. Miło się rozmawiało, moja nowa koleżanko. Zawsze jesteś mile widziana u mnie w szpitalu. Dzwoń i przyjeżdżaj jak będziesz czegoś chciała.- O, jaki gentleman. Jestem przekonana, że Alice odwróci to przeciwko mnie samej. Na sto procent.
- Jasne, Edi.- Edi? Jak ona go nazywa do cholery!?- Dzięki bardzo. Życzę wam miłych...ekhm chwil i bawcie się dobrze. - Alice, za te teksty nie dam ci spać przez miesiąc...Przysięgam.
- No to pa, Alice.- Szybko złapałam chłopaka za rękę, wyszłam i trzasnęłam drzwiami. Boże... Brakowało jeszcze, by krzyknęła za sobą:" Nie zapomnijcie o prezerwatywie, chyba, że chcecie mieć Bellę junior!". Uff. Mieszkanie z Alice jest naprawdę fajne, ale czasami miałam ochotę ją udusić, utopić, zastrzelić, udusić, pobić na śmierć i związać liną, wrzucić do worka i wyrzucić gdzieś daleko, daleko, że hej. Kto by pomyślał... Metr sześćdziesiąt w kapeluszu, a tak wk***ia. Normalnie nie daje czasem żyć. Ale na szczęście wyszliśmy w porę i nic już nam nie przeszkodzi. No, może zamach terrorystyczny, ale sądzę, że moje lekcje karate w gimnazjum załatwiłyby sprawę.
Wyszliśmy w milczeniu z mieszkania. W końcu byliśmy sami. Nareszcie. Szczerze? Myślałam, że nigdy stamtąd nie wyjdziemy. Byłam pewna, że Alice zaraz rzuci tekst typu:" A może jednak zostaniecie? Porozmawiamy sobie spokojne, poznamy się bardziej... Wiecie, nie musicie wychodzić, prawda, kochana siostrzyczko? Mój ty mały pulpeciku?" Gdyby takie lub podobne słowa wyszły z jej ust, nie wytrzymałabym i możliwe, że przyłożyłabym jej. Edward by mnie nie powstrzymał. Odpłaciłabym się jej za każde ośmieszenie mnie przy ludziach. Zasłużyłaby sobie. Jeden siniak na mordce tylko dodałby jej uroku.
Szłam powoli za Edwardem w stronę jego srebrnego volvo. Milczeliśmy. Lubię ciszę. Jest taka spokojna i przyjemna. Po prostu ludzie idą i rozkoszują się jej dźwiękiem. To takie miłe. Gdy doszliśmy do samochodu, Edward spojrzał na mnie, wskazał mi lewe drzwiczki samochodu i je otworzył. Bez kitu! Gentleman w każdym calu. Gdy usiadłam na fotelu, pozwoliłam swojemu ciału rozluźnić się. Bello, kochanie, za dużo stresu. Moje ciało odprężyło się. Zamknęłam oczy i pozwoliłam sobie głęboko wdychać zapach Edwarda w samochodzie. Nie chcę słodzić, ale trzeba przyznać, ten zapach zniewoliłby większość kobiet na świecie i nie tylko... Możliwe, że zwierzęta też by przyciągnął, no ale do rzeczy. Czułam miętę, wanilię, pomarańczę, piwonię i lilię, jeżeli czegoś nie pominęłam. Wyobrażałam sobie siebie, kiedyś, za kilkanaście lat, w tym samochodzie, znowu wdychającą ten upojny dla zmysłów zapach. Byłoby mi tak dobrze. Czułabym się tak bezpiecznie. Nie ze względu na to, że siedziałabym w bardzo bezpiecznym samochodzie, tylko dlatego, że byłabym z nim. Wdychałabym ten zapach dwadzieścia cztery godziny siedem dni w tygodniu. Każda noc i każdy dzień z nim. Każdy poranek i wieczór. I nigdy nie byłoby mi go dość. Ba, chciałabym więcej.
Nie wiem, ile tak siedziałam z zamkniętymi oczami, ale nagle ktoś puścił radio albo płytę. Nie wiem, co, bo przecież nic nie widziałam. Była ona spokojna, łagodna. Nie jestem pewna, jak się nazywała, ale podobała mi się. W duszy, cichutko tam, powiedziałam sobie: "Punkt dla ciebie, Edward, za dobry gust muzyczny". Uśmiechnęłam się. Dobra, czas stanąć twarzą w twarz z Edwardem. Otworzyłam oczy i co się okazało - Edward patrzył na mnie z fascynacją w oczach. Było to przyjemnie, nie powiem, że nie. Chłopak przybliżył się do mnie i delikatnie pogłaskał mnie po policzku. Ani na chwilę nie straciliśmy ze sobą kontaktu wzrokowego. Gdy jego ręka dotknęła mojego gorącego policzka, poczułam silną elektryczność pomiędzy nami. Czułam, jak żołądek podchodzi mi do góry. Mrowienie wewnątrz mnie. Pierwszy raz doznałam takiego uczucia. Było to takie...Dziwne, lecz zarazem fantastyczne. Chciałam więcej. Moje serce krzyczało "Edward, once again**". Edward uśmiechnął się do mnie uprzejmie i musnął moje usta swoimi. Gdy nasze wargi się spotkały, pragnęłam pogłębić pocałunek, lecz wiedziałam, że to nie byłby za dobry moment. Ten buziak był bardzo słodki i romantyczny. Dotykałam jego pełnych warg, oddawałam pocałunki z takim samym zapałem. Usiadłam bliżej niego, nadal nie przestając go całować. Edward pewnie wiedział, że chciałam więcej, więc złapał mnie za głowę i delikatnie przygryzł moją dolną wargę. Jęknęłam mimowolnie. Jednym, pięknym ruchem przyciągnęłam go do siebie, łapiąc go za włosy. Edward dłużej nie wytrzymał i pogłębił pocałunek. Yeah. O to chodziło. Teraz nasze języki walczyły o dominację. Nawzajem ssaliśmy swoje dolne wargi, mruczeliśmy, jęczeliśmy sobie w usta. Nie wiem, ile trwał nasz pocałunek, nie obchodziło mnie to za bardzo. Teraz liczył się tylko on i jego powiększone przyrodzenie napierające na mnie, dokładniej? O moje prawe udo. Prawdę powiedziawszy, nie tylko on w tym samochodzie był podniecony. Było to czuć dosyć mocno, zważywszy na to, że moje koronkowe, białe figi były dosyć cienkie a wilgoć... No, chyba nie muszę definiować tego słowa.
Edward zauważył, że nasze zachowanie może doprowadzić do różnych, "nieprzewidzianych" rzeczy, więc powoli kończąc nasz pocałunek, wstał ze mnie (z każdą minutą naszego pocałunku przybliżaliśmy się do siebie coraz bardziej, więc po jakimś czasie ciało chłopaka wylądowało na moim). Poczekaliśmy chwile, by nasze oddechy się wyrównały. Edward wyglądał tak seksownie, gdy dyszał "prawie" jak pies. No co? Stwierdzam tylko fakt. Ale dla mnie, jak ma mnie tak całować, może dyszeć nawet jak słoń. Mi to wisi i powiewa. Nie przeszkadza. Powiem tylko, że było zajebiście. Gdy mój oddech unormował się pozwoliłam sobie pierwszej udzielić prawo głosu:
-Eh, to było...
- …wspaniałe - dokończył za mnie. Wygląda na to, że nie tylko mnie się podobało...
- Tak. Em...-Chwila ciszy. Edward nadal nie odrywał ode mnie wzroku.- To...Co...
- …robimy? - przerwał mi nagle. - Zabieram cię gdzieś, gdzie pewnie nigdy nie byłaś. - Doprawdy?
-Tak? To gdzie mnie pan zabiera, panie Cullen? - Moja cwana minka mówi wszystko. Edward zaczął się śmiać i zrobił mi małego czochradła. Ej, tak to ja się nie bawię.
-Bello, oh, Bello. Nie ważne, zaraz się przekonasz jak dojedziemy na miejsce. Ale obiecuję ci, będziesz się świetnie bawić. Gwarantuję ci to. - No, pewnie Edwardzie, bo z tobą. Chciałam to powiedzieć, ale w ostatnim monecie ugryzłam się w język. Bello, opamiętaj się na moment.
Tym razem odgarnął moje włosy z czoła i pocałował mnie w nie delikatnie.
- Zachowuj się, kochanie. Jedziemy, bo jak tak dalej będzie, nigdy tam dojedziemy, będzie już po ptakach.
-Po pierwsze, Edward, to ty pierwszy mnie pocałowałeś. Ja tylko oddałam całusa. Po drugie, nie mów, proszę, zagadkami, bo nie mam zamiaru bawić się w takie gierki.
Edward pokiwał poziomo głową, śmiejąc się cicho. Jakbym słyszała jak powiedział ledwo słyszalnie "Gierki, powiadasz?". Tak, Edwardzie, gierki. Już niedługo przekonasz się, do czego zdolna jest Bella Swan.
Edward w końcu odpalił samochód i wyruszyliśmy w "nieznane". Mimo wszystko czułam się bezpieczna. Wiedziałam, że raczej nie wywiezie mnie na jakąś pustynię czy coś podobnego. A nawet gdyby? Pf, ważne, że z nim.
Waśnie w radiu leciała piosenka Wojciecha Gąsowskiego "Gdzie się podziały tamte prywatki***". Haha, znam tą piosenkę! Śpiewałyśmy ją w pewien sobotni wieczór, gdy Alice kupiła karaoke. Nagle, ni stąd ni zowąd zaczęłam śpiewać:
-Gdzie się podziały tamte prywatki niezapomniane
Elvis, Sedaca, Speedy Gonzales albo Diana...- Z racji swojej, że nie miałam zadatków na wokalistkę, miałam to w dupie i śpiewałam dalej, uśmiechając się do zaskoczonego Edwarda, który pewnie zdziwił się, że znam tak starą piosenkę. Ale, nie. Edward musiał mnie jak zawsze przebić i zaczął śpiewać razem ze mną:
-Pod paltem wino a w ręku kwiaty wieczór, Bambino i Ty
Same przeboje Czerwonych Gitar, tak bardzo chciało się żyććććć!!!- W tym momencie z mojego solo zrobił się duet. Muszę przyznać, że na upartego moglibyśmy założyć zespół i nagrać płytę. Może moja mama by się zlitowała i kupiła ją w przecenie za 9.99$ na ostatniej półce. No, ale jeden egzemplarz by zszedł z półki, nie? To zawsze coś.
- Like a virgin, touched for the very first time....


*tzw. hormon szczęścia
** jeszcze raz
*** [link widoczny dla zalogowanych]

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Przez całą drogę śpiewałam z Edwardem najróżniejsze piosenki, które leciały w radio. W przerwie Edward stwierdził, że dość już tego śpiewania i że opowie mi coś o sobie. No, muszę przyznać, chciałabym wiedzieć trochę więcej niż to jak się nazywa i gdzie pracuje.
- Tak jak już zauważyłaś, nazywam się Edward Anthony Cullen. Edward, ponieważ moja matka, Esme, przez całe swoje życie była strasznie zakochana w listonoszu, który co sobotę przynosił listy do skrzynki. Też nazywał się Edward, tylko, że nie Cullen, ale Kowalski. Esme wzdychała do niego dniami i nocami, aż w końcu miała dość tego, że ją olewał, więc pewnej soboty powiedziała mu wszystko, co o nim sądzi. Wygarnęła mu, że przez te wszystkie lata kochała go, próbowała z nim flirtować, nawet raz klepnęła go w tyłek, a on nic. Ograniczał się tylko do zwykłego "cześć" i "gdzie są rodzice, bo potrzebuję podpis". Wtedy listonosz powiedział jej, że jest...Gejem. Esme z nadmiaru informacji zemdlała i obudziła się w szpitalu w Los Angeles. Wtedy pierwszy raz poznała mojego tatę, Carlisle'a. Zakochali się w sobie od pierwszego wejrzenia. Pamiętam, że mama mówiła mi, że ojciec zaprosił ją pierwszy raz na randkę, kiedy pobierał jej krew na badania. Ach, po jakimś czasie oświadczył się jej, została panią Cullen i urodziłem się ja - taki mały ktoś.
- Nieźle, też chciałaby, mieć własną historię swojego imienia. Pf, Izabella. Co to za imię?
- Śliczne - Puścił mi oczko. ku***. Ale ja jestem szczęściarą. Nie myślałam, że osoba z najgorszą kartą w tarocie, może się tak poszczęścić. O ja cie pieprze.
Posłałam mu delikatny uśmiech i kiwnęłam głową, że może kontynuować.
-Em, więc... Pracuję w szpitalu w LA Hospital i jestem lekarzem. Mój ojciec jest tam ordynatorem, więc mam przyjemność widzieć się z nim codziennie-Po jego minie można było wywnioskować, że nie za bardzo się cieszy.- Mam młodszego brata Emmetta, którego prawdopodobnie poznałaś, oraz starszego brata Jaspera. Jasper ma 25 lat i zajmuje się robieniem stron internetowych. Emmett za to jest szefem klubu w Los Angeles. Hm... Co jeszcze ci powiedzieć...
Lubię oglądać stare filmy, szczególnie westerny. Nie przepadam za filmami fantastycznymi, ale Gwiezdne wojny i Harry Potter to wyjątki. Uwielbiam oglądać filmy z Bradem Pittem. Uważam, że to wspaniały aktor, również z wyglądu. Tylko błagam, nie myśl sobie, że lubię chłopców. Tylko mówię, że chyba każdy facet chciałby wyglądać jak on.
- Edward, sądzę, że jesteś o wiele bardziej przystojniejszy niż Brad. Chociaż masz rację, jest bardzo przystojny. - Pogłaskałam go po policzku, żeby wiedział, że żaden facet na świecie nie jest lepszy od mojego "małego" misia.
- Kontynuując, Bello - podkreślił moje imię, by zaznaczyć, że nie chce bym mu przerywała - skończyłem na moim ulubionym aktorze. Muzyka? Słucham wszystkiego po trochu. Red hot chili Peppers, The beatles, Michael Jackson, Dido, nie pamiętam wszystkiego. Moim ulubionym kolorem jest granatowy i bordowy. Uwielbiam jeść lody czekoladowe, a naleśniki najlepsze są z sosem, bitą śmietaną i wiśniami. Kocham chodzić do teatru. Płaczę na filmach. Na każde święta Bożego narodzenia czytam "Przeminęło z Wiatrem". Co jeszcze chciałabyś wiedzieć, bo nie mam już pomysłu, co mam ci o sobie powiedzieć?
Hm, dobrze pytanie. Co chciałabym wiedzieć? O, już wiem.
-A może opowiedz mi o tym, co cię niedawno spotkało? Haha, słuchamy cię, Edwardzie. Baaardzo uważnie.
Edward spojrzał mi w oczy, wziął głęboki oddech i zaczął opowiadać.
- No więc tak, może zacznę od tego, że...Bello , na pewno chcesz wiedzieć?- Spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem. Edwardzie, czy ty coś przeskrobałeś?
- Tak?- Zapewniłam go. Edward, nie ma rzeczy, która by mnie od ciebie odciągnęła, nie pojmujesz?
- No dobra, więc...Kiedy byłem na studiach, byłem popularny, ludzie mnie znali, rozmawiali ze mną, dziewczyny kręciły się koło mnie. - Spojrzałam na niego pytająco. - Bello, one nic dla mnie nie znaczyły. Byłem młodym mężczyzną, któremu nie przeszkadzało zainteresowanie kobiet. Tak jak wcześniej mówiłem, lubiłem być lubiany. Tak więc, by być jeszcze bardzie popularny, chciałem zrobić coś głupiego a zarazem śmiesznego, by po prostu ludzie mówili; "Patrz, Cullen jest najbardziej zajebistym kolesiem jakiego znam".
Zdziwiłam się trochę. Edward?- Mówili tak?
-No, niezupełnie. Mówili, ale nie zajebisty, tylko "Edward, coś ty idioto zrobił!?"
-Edward...Co ty zrobiłeś?!- Co on zrobił do cholery? Powoli zaczynało mnie to irytować. Ta niewiedza doprowadzała mnie do szewskiej pasji.
- Powoli, Bello. Wszystko stało się wtedy, kiedy wszyscy z grupy z profesorem jechaliśmy na wycieczkę pod namioty. Pod wieczór wszyscy usiedliśmy w kółku i zaczęliśmy pić. Wszyscy byli upici, może to mnie trochę usprawiedliwia. Była również z nami w kółku dziewczyna profesora. Profesora nie było, bo poszedł na nocne ryby. Upici, postanowiliśmy pograć w pytania i zadania. Oczywiście, chciałem być fajny, więc zawsze wybierałem zadania. Akurat butelką kręciła dziewczyna profesora, Tanya. Była ładna. Nie powiem, że mi się nie podobała. Była modelką. Występowała w reklamach strojów kąpielowych i najczęściej bielizny. Była raczej w moim wieku, może klika lat starsza. Chodziły plotki, że spotyka się z profesorem tylko dla jego pieniędzy. Nie za bardzo mnie to obchodziło. Byłem idealistą. Wierzyłem tylko, że mogę być z idealną dziewczyną i tylko ona będzie mnie warta. Bello, nie patrz się tak na mnie. Byłem młody!- Edward był dosyć zdziwiony, że zareagowałam w taki, a nie inny sposób. A co ja zrobiłam? No właśnie. Zrobiłam minę przestraszonej dziewczynki z odrobiną obrzydzenia. No co? To było odrzucające.- Nie, Edward. Kontynuuj. Może coś wyniknie z tego pozytywnego.- Powiedziałam. Więc...Po raz kolejny zamieniam się w słuch.
- Tak więc butelka kręcona przez Tanye kręciła się i kręciła, aż zatrzymała się i zatrzymała się naprzeciwko mnie. Dziewczyna uśmiechnęła się złowieszczo i zapytała "Pytanie czy zadanie?". Bez zastanowienia wybrałem zadanie. Ta powiedziała, "Chodź za mną, Edwardzie". Wstałem i poszedłem za nią wzdłuż lasu. Gdy nie było nas już widać, Tanya podparła mnie do drzewa i zaczęła mnie całować. Nie wiedziałem o co chodzi. Przecież miała mi dać zadanie, a nie zacząć mnie całować.
- Co ty robisz?- Spytałem, próbując wyswobodzić się z jej uścisku.
- To twoje zadanie. Przeleć mnie.- Na początku myślałem, że się przesłyszałem. No, wybaczcie, nie codziennie słyszę takie zdanie od dziewczyny profesora.
- To co słyszałeś. Przeleć mnie.
- A co z profesorem? Przecież ty jesteś z profesorem!?
- Mam go w dupie! Fajnie by ci było pieprzyć się z kobietą o trzydzieści lat od ciebie starszą!?- A więc tak, Tanya była z nim tylko dla forsy. A to suka.
- Tanyo, nie mogę. Zostaw mnie!- Powiedziałem donośnym głosem. Ona nadal nie przestawała mnie całować. Tym razem podjęła się próby ściągnięcia ze mnie koszuli.
-Zostaw mnie, suko!- krzyknąłem. No, ku***, nie pozwolę, by dziewczyna ściągała ze mnie ubrania.
- Edward, jestem już taka napalona. Proszę, weź mnie tu i teraz. Obiecuję, nic się nie stanie. Uwierz mi, pomogę ci ze studiami... Namówię starucha, żebyś dostał lepszą ocenę... Edward, nawet nie wiesz jaki jesteś seksowny.- Tym razem to ona zaczęła się rozbierać. Boże! Nie chcę na to patrzeć!
- Nie rób tego. Zostaw mnie!- Zaczęła się ze mną szarpać, gdy chciałem stamtąd odejść.
- Nie, Edwardzie. Jeżeli nie chcesz mnie posiąść tu i teraz, nie pozostawiasz mi wyboru.- Tanya zaczęła rozrywać sobie ubrania, szybko rozmazała sobie makijaż i zaczęła krzyczeć: "Ratunku, Edward mnie gwałci! Pomocy!". W jednej chwili popchnęła mnie na siebie, leżeliśmy na mchu w lesie. Zaczęła mnie całować i krzyczeć "Pomocy! Ratunku! Edward, złaź ze mnie". Ludzie nagle przybiegli i wyglądało to tak, jakbym to ja chciał zgwałcić Tanye! Ale podstępna żmija z niej była, straszna. Sprawa trafiła do sądu o rzekomą próbę gwałtu. Na szczęście dzięki kontaktom ojca sprawa ucichła. Tanya dostała od ojca pokaźną sumę pieniędzy, tak więc zadowolona wyjechała z miasta, przy okazji zrywając z profesorem. Profesor zaś porozmawiał ze mną bardzo poważnie na ten temat. Obgadaliśmy to i owo i postanowił, bym dalej uczył się w tej grupie i skończył studia. Do tego czasu Tanya nie pokazała się ani mi, ani profesorowi. Z profesorem mam jeszcze kontakt, to bardzo uprzejmy człowiek, parę razy pomógł mi w moich prywatnych sprawach. I to chyba koniec mojej opowieści.- Widać było, że Edward powiedział już wszystko, co chciał powiedzieć. Muszę przyznać, że ta Taryja czy Tanya nieźle go wkopała. Biedny... Nie zasłużył sobie na takie coś. Nie on. Lekarz, dobry człowiek, który ratuję codziennie życia ludzi. Posądzony o gwałt?! Chyba żartujecie.
- Edward, tak mi przykro. Ja...
- Nic się nie martw, Bello. Chciałaś wiedzieć najbardziej dziwną rzecz jaka mnie spotkała. Już wiesz. Tak więc, odbiegając od tematu, jesteśmy już na miejscu.
O Boże, nawet nie zorientowałam się, że Edward wyjął kluczyki ze stacyjki. A gdzie ja jestem? O MY GOD!* Nie mówcie mi chyba, że Edward zabrał mnie do... Wesołego miasteczka. Nie mogłam w to uwierzyć. Nie byłam w wesołym miasteczku od czasów dwunastych urodzin Alice. Karuzele, wata cukrowa, niezdrowe jedzenie, prezenty, kolorowe światełka, baloniki, zabawne, klauny, tłumy ludzi, pokój luster, młoty, wielkie młyny...
-Bello, wysiadamy.- Edward stał już przy moich drzwiczkach, otworzył mi je i podał mi rękę. Nie do wiary! Jestem w wesołym miasteczku.
- No, Bello, na co najpierw masz ochotę?- Spytał wesoło, łapiąc mnie za rękę. Od razu wiedziałam, czego chce spróbować najpierw.
-Może pójdziemy na górską kolejkę?- Zrobiłam piękne oczka Edwardowi. Przez ten krótki moment chłopaka najwidoczniej zatkało, bo początkowo nie wiedział, gdzie jest. Ach, te kobiece sztuczki.
- Bello, czy ty chcesz bym zrobił coś czego nie chcesz?- Edward powiedział te słowa bardzo, ale to bardzo seksownym głosem. Zrobiło mi się gorąco.
- Ale o czym ty mówisz?- Starałam się z nim pogrywać tak długo, jak mogłam. No co? Nie wiem, kiedy będę mogła to powtórzyć.
Edward przyciągnął mnie do siebie jednym ruchem i szepnął do ucha:
-Nie bądź niegrzeczna, chyba, że chcesz by spotkała cię kara...
-Naprawdę?
- Oh, ty mała, niegrzeczna...- i wpił mi się w usta. Nasze języki od razu znalazły swoje prawdziwe miejsce. Po długim... buziaku oderwaliśmy się od siebie i z trudem łapaliśmy oddech.
- Przepraszam. Od teraz będę grzeczna.- Odpowiedziałam z udawaną skruchą w głosie.
- Ach, doprowadzasz mnie do...
- Kto chce balonika!!??- Zdanie Edwarda zakłócił mężczyzna sprzedający dwumetrowe, kolorowe, podłużne balony.
- Ja chcę! Ja chcę!- Oczywiście, że chcę. Co to ma być? Lunapark bez balonika? No way!**. Złapałam mojego chłopaka za rękę i pociągnęłam w stronę baloników. Sprzedawca od razu zwrócił na nas uwagę, ponieważ tylko my pchaliśmy się w jego stronę. Ale z nas głupki.
- No, no, no. Może kupi pan śliczny balonik dla ślicznej dziewczyny? Niech pan spojrzy jak się rumieni! Taka kobieta to skarb, mówię panu!- Oczywiście, musiałam się zarumienić. Normalka.
- Tak, weźmiemy jednego. Niech pan zrobi z niego... Bello, co chcesz z balonika? Jakie zwierzątko? Czy coś innego?
- Tylko wie pan, wieloryba nie potrafię, z góry uprzedzam.- Facet zaczął żartować sobie z Edwardem. Ja za to myślałam, co bym chciała. AA. już wiem.
- Chcę pieska. Czerwonego.- Odparłam zdecydowana.
- Niech będzie.- Edward pocałował mnie w czoło i dał mu odpowiednią sumę za balonik. Gdy pan skończył robić mojego pieska, podał mi go i rzekł do Edwarda:
- Tylko nie pozwól jej uciec.
Edward złapał mnie w pasie, uśmiechał się i powiedział najsłodszym szeptem jaki słyszałam:
-Nie pozwolę.- I złożył na mych ustach cudowny pocałunek. Tym razem taki krótki, bo oboje zdawaliśmy sobie sprawę, że niedługo zamykają wesołe miasteczko a jeszcze nie byliśmy na żadnej karuzeli.
Przez kolejne dwie godziny byliśmy prawie na każdej dostępnej atrakcji. Zaczynając od radosnych filiżanek do strasznej jamy smoka. Najbardziej podobało mi się w gabinecie luster. Żeby nie było, to ja chciałam tam jechać, Edward mi tylko zaproponował. Rozumiecie to? Tylko. Cwaniak.
W gabinecie luster byłam strasznie wysoka, szczupła, niska i... Gruba!
- Jestem gruba! Nie patrz na mnie- Ze wstydu dramatycznie zasłoniłam twarz rękoma. Edward podszedł do mnie, przytulił i powiedział:
-Nie jesteś gruba, a nawet gdybyś była i tak bym cię lubił. Jesteś wspaniała. I nie chowaj tej pięknej buzi w swoje ręce, bo się rozzłoszczę. Nie mogę jej nie widzieć. To by było niesprawiedliwe.- Wziął moje ręce w swoje i delikatnie po kolei zaczął całować każdy mój palec. To było takie niewinne. Ten gest miał w sobie taką... Miłość. Nie, Bello co ty gadasz, przecież on nie może... Dobra, zmieńmy temat. Pomyślisz o tym innym razem.
-Dziękuję, Edwardzie. Chodźmy dalej. Mam dosyć tych zakichanych luster.
Za to w tunelu miłości było... Dziwne. W kółko leciała ta sama piosenka, którą w tym momencie znam na pamięć. W tunelu były różowe lampy, pełno rozstawionych wszędzie świec i zapach kadzidełek. Było tak strasznie słodko i...Sztucznie. Wcale nie było romantycznie. Edwardowi też się to nie podobało, więc znudzeni tym różem objęliśmy się i czekaliśmy aż w końcu wypłyniemy z tego piekła. Kiedy dopłynęliśmy do brzegu, Edward zaczął krzyczeć: "Ziemiaaa!!!!!". Zaczęłam się z niego mimowolnie śmiać. Nic nie mogłam na to poradzić. Również się cieszyłam, więc zaczęłam krzyczeć razem z nim: " Uratowani!!!". My naprawdę powinniśmy się leczyć, bo ludzie patrzyli się na nas jak na psychicznie chorych. Walić ich. Liczy się tylko ja i on. I mój czerwony piesek.
Gdy zaczynało się ściemniać, nadszedł czas by opuścić lunapark. Zrobiło mi się naprawdę smutno. Czemu wszystko co dobre, tak szybko musi się kończyć?
Edward zauważył moje przygnębienie i powiedział cicho:
- Nie smuć się, niedługo tu wrócimy. Teraz chodź. To nie koniec wycieczki, panno Swan.


* O Mój Boże
** Nie ma mowy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
nieznana
Zły wampir



Dołączył: 07 Cze 2009
Posty: 410
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 22 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z cudownego miejsca

PostWysłany: Pon 19:37, 26 Paź 2009 Powrót do góry

Cytat:
Ja też chcę coś życiu robić. Wyznaczyłam sobie w życiu cele i na pewno nie pozwolę, by moja matka utrzymywała mnie przez całe życie.


Nie chcę być jakaś złośliwa, czy coś. W końcu sama zrezygnowałam z betowania, po części przez wypisywanie marnych błędów, ale tu trochę za dużo tych żyć.
Co do błędów, strasznie się dziwie, że jeszcze są, choć miałaś 2 bety. To na tyle co chciałam powiedzieć, jeśli chodzi o stronę techniczną :D

A tak z treści to fajny rozdzialik Ci wyszedł i miło się go czytało :D Myślę, że będziesz coraz lepsze pisała i zawsze chętnie będę je czytać!

pozdrawiam
nz


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Pon 19:54, 26 Paź 2009 Powrót do góry

błędy to pewnie moja sprawka :(
w następnym tygodniu mam okulistę :P

rozdział już komentowałam, ale zrobię to jeszcze raz...

jest lekko podniecająco... tkliwie czasami... czasami się gubię, ale zawsze znajduję... nie wszystko mi całkiem pasuje, ale ogólnie czytało mi się jak najbardziej dobrze :)

wspieram Wink
czytam :)
chwalę :)

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Renesmeee
Nowonarodzony



Dołączył: 05 Cze 2009
Posty: 48
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z Gdańska, takie małe Forks; )

PostWysłany: Sob 22:18, 02 Sty 2010 Powrót do góry

Oto 8 rozdział " Ten pierwszy raz". Napisałam go inaczej, ponieważ zmieniam styl pisania na mniej potoczny. Mam nadzieję, że się spodoba. Proszę o szczere komentarze. :)


Rozdział 8

Wszystko było takie wspaniałe. Długi spacer na plaży, zachodzące słońce, uśmiechy na naszych twarzach. Nigdy nie pomyślałabym, że kiedykolwiek los uśmiechnie się do mnie i da mi kogoś takiego jak Edward. Czy komuś przyszłoby na myśl, że akurat taka przeciętna osoba jak ja, może dostać tak dużo od życia w tak krótkim czasie? Niestety, wszystko co dobre musi się kiedyś skończyć, nieprawdaż? Mam wielką nadzieję, że w moim przypadku szczęście zawita do mnie nie raz i nie dwa.
Błękitne niebo,promyki słońca, cieplutki piasek pod naszymi stopami, trzymające się ręce. Bella. Edward. Razem. Uwierzylibyście, że właśnie teraz jestem na romantycznym spacerze z najlepszym facetem pod słońcem? No właśnie.
Po chwili Edward się zatrzymał i powoli obrócił mnie w stronę morza. Zamknęłam oczy. Smugi słonecznego światła odbijały się prosto na moją twarz. Chłopak złapał mnie w pasie i zaczęliśmy się kołysać w rytm uderzających fal. Czułam jego ciepły dotyk na mojej talii. Jego szczęka na moim barku. Kosmyki włosów delikatnie pobudzały i tak już rozpaloną skórę. Pocałunki Odwróciłam się i bez problemu znalazłam usta ukochanego. Edward zawsze całował mnie z taką pasją, namiętnością. Był wobec mnie bardzo delikatny. Czułam się bezpieczna. Moja ręka instynktownie złapała go za gęste włosy i przyciągnęła bliżej do siebie. Natomiast druga gładziła jego gładką, szczękę. Gdy jęknął mi w usta, nie mogłam dłużej wytrzymać. Czułam, jak moja wilgoć zaczynała się rozprowadzać po bieliźnie oraz w dół, po wewnętrznej części moich ud. Dzięki Bogu miałam na sobie spodenki. Mam nadzieję, że nie wyczuł już i tak dużego podniecenia.
Zbliżyłam się jeszcze bliżej i niechcący nacisnęłam swoim ciałem na jego męskość. Och, widocznie nie tylko ja byłam w tym momencie pobudzona. Edward zamarł na chwilę i delikatnie odsunął się ode mnie. Głupia Bello, zawstydziłaś go.
- Bello... Chyba trzeba już się zbierać. - Mina Edwarda mówiła wszystko. Zawstydzenie, przykrość, smutek. Co ja znowu zrobiłam?
- Edwardzie... Nie możemy jeszcze tutaj zostać? Jest tak romantycznie.
- Hm, może powiem to inaczej. Jak zostaniemy tu, na tej plaży, jestem pewny, że za moment nie wytrzymam i posiądę cię właśnie tu. Jeżeli zaś wrócimy, odwiozę cię do domu, nie będzie dzikiego seksu na plaży i nikt nie będzie niczego żałował. Więc jak, piękna?
- Emm. Nie chcesz mnie posiąść? - Poczułam wielki smutek. Może jednak mnie nie chce?
- Oczywiście, że chcę. Jesteś wspaniałą kobietą. Ale nie w taki sposób.
- A w jaki? Nie rozumiem.
- Nie chcę by nasz pierwszy raz wyglądał jak dziki seks nastolatków, którymi w tym momencie rządzą hormony i nic poza tym. Rozumiesz? Mam zamiar zrobić to gdy oboje będziemy wiedzieli, że teraz nadszedł ten moment. Nie chcę, byś niczego żałowała. Nie chcę nic zepsuć. Zależy mi na tobie.
- Zrozumiałam. Ah, te hormony, wszystko musicie zepsuć. - Uśmiechnęłam się do niego i poszliśmy w stronę samochodu.
Jazda była przyjemna. Rozmawialiśmy na tematy związane z kulturą i teatrem. Okazało się, że jego ulubioną sztuką był „Tristan i Izolda”. Muszę powiedzieć, że akurat ta sztuka nie przypadła mi do gustu. Nie rozumiałam Izoldy od samego początku. Jeśli chodzi o Tristana, uważam, że jest beznadziejny i nie jest godny naśladowania. Jestem taka jaka jestem. Ale mam swoje zdanie.
Gdy dojechaliśmy na miejsce, Edward zatrzymał samochód i zwrócił się do mnie:
- Dziękuję ci, że zgodziłaś się spędzić ten dzień ze mną.
- Oh, nie ma za co. Świetnie się bawiłam.
- Tak się zastanawiałem, czy chciałabyś to powtórzyć?
- Z chęcią.
- Zdzwonimy się?
- Jasne.
- Okej. To do zobaczenia, Bello. - Raptem zauważyłam, że pochylam się nad nim i moje usta są strasznie blisko jego. Z przejęcia zagryzłam dolną wargę. Chłopak zauważył to i chwilę później nasze języki złączyły się. Złapał mnie jedną ręką za plecy i prostym ruchem przybliżył mnie jeszcze bardziej do siebie. Nasze języki były tak zsynchronizowane, że mogłabym powiedzieć, że idealnie do siebie pasowaliśmy. To tylko moje przypuszczenia, jednak coś w tym było. Po jakimś czasie mój mózg zrozumiał, że musiałam zaczerpnąć powietrza. Odsunęłam się od niego. Patrzeliśmy sobie chwilę w oczy i szepnęłam mu do ucha:
- Dobranoc. Śnij o mnie.
- Będę. Bello?
- Tak ? - Odwróciłam się na chwilę. Drzwi od auta były już otwarte.
- To było słodkie.
Hehe, dzięki Cullen. - Puściłam mu oczko i niechętnie wyszłam.
Widziałam jak srebrne volvo znikało z zasięgu mojego wzroku. „ Nie martw się, zadzwoni. Jak nie ty, to on”, pomyślałam. Szczęśliwa, wróciłam do mieszkania, nadal czując jego smak na swoich ustach.




6 miesięcy później

-Odbierz!
- Nie. Jestem zajęta. Zadzwoni za pięć minut.
- Nie. Odbierz teraz.
- Alice. Ile razy mam powtarzać? Nie odbiorę tego cholernego telefonu.
- Jak nie ta ja odbiorę.
- Nie!
Mój iPhone 3G zawibrował kolejny raz na stole. Irytował mnie ten dźwięk, lecz jak już powiedziałam, nie odbiorę. Byłam zajęta pakowaniem się i wybieraniem książek na moje pierwsze zajęcia z psychologii. Jutro zaczynam mój pierwszy dzień na studiach. Nie mogę się teraz martwić się telefonami. Edward ( zapewne to on) zrozumie i zadzwoni za moment. Przecież się nie rozdwoję,prawda?
Alice popatrzała się tu na mnie, tu na telefon. Ten wzrok oznaczał tylko jedną możliwą opcję. Za późno. Alice wyciągnęła rękę w stronę telefonu i jednym zwinnym ruchem złapała iPhone i dotknęła na ekranie napis „ Odbierz”. Cholera.
- Tu Alice, siostra Belli Swan. O, hej, Edward.
A nie mówiłam.
- Nie, nie jest zajęta. Grzebała w książkach. Nie, wcale się nie złości, że odbieram jej telefony. Wcale. Wiem, też ją kocham. Już daję. Bello? Telefon do ciebie, kochanie.
- Ughh. Tak słucham? - Mój głos mówił sam za siebie.
- Umm, Bella? Co u ciebie słychać?
- Nic ciekawego. W zasadzie robiłam porządek z książkami do szkoły. - Wiesz, jutro mój wielki dzień.
- Wiem, wiem. Dlatego miałem zamiar zaprosić cię na kolację dziś wieczorem. Co ty na to?
- Dziś? Nie może być jutro? Nie zrozum mnie źle, ale chciałam przygotować się na jutrzejszy dzień. Pakowanie, przygotowanie ubrań. To wszystko zajmie mi...
- Chwilę - Dokończył za mnie. - Bello, proszę cię. Zgódź się. Dziś o 19? Przyjdę po ciebie. Do zobaczenia.
Rozmowa zakończona. Pięknie. Zero szans na wykręcenie się. Nawet nie miałam co powiedzieć! I w co ja się ubiorę?
- Alice. I w co ja się ubiorę?
- Zostaw to mnie. Ty się tam pakuj, a ja idę szukać ci odpowiedniej kreacji na dziś wieczór.
Kreacji? To już zwykła sukienka na ramiączkach nie wystarczy?
Oh, Bello, Bello. Wiele cię muszę jeszcze nauczyć.
I wyszła z pokoju. No dobrze, Bello. Idź się pakuj ,a Alice znajdzie ci coś odpowiedniego. Zapewne.



Kilka godzin później


- Bello, wyglądasz cudownie. Kto cię tak załatwił, mm?
- Dzięki tobie Alice, ale nie zapominaj, że jeszcze muszę się zobaczyć. - Wierzę ci na słowo, że wyglądam dobrze, ale wolałabym się zobaczyć tak czy siak.
- Jasne, jasne. Rose! Jak wygląda nasza Bella?
- Powiem tylko jedno. Edward padnie jak cię zobaczy. W pozytywnym tego słowa znaczeniu. Alice, przynieś jej lustro. No wiesz, te wielkie z mojego pokoju.
- Już się robi. Bello, przygotuj się na wielki szok.
Chwilę później Alice stawiała przede mną lustro. Wielkie lustro ze złotą oprawą. Zamknęłam oczy, nie chcąc widzieć efektu starań przyjaciółki.
- Już Bello. Możesz już otworzyć oczy..
Jedyne co mogłam powiedzieć to „ O jasna cholerka”. Miałam na sobie długą, jedwabną, czerwoną sukienkę wiązaną na szyi. Bardzo ładnie ukazywała moje kobiece krągłości. Duży dekolt uwydatniał moje piersi a kolor dodał mojej osobie charakteru. Można powiedzieć, że kreacja ta uzewnętrzniała moje „prawdziwe” ja. Była idealna. [ [link widoczny dla zalogowanych] ]
- Skąd ty...?
- Ode mnie, siostrzyczko. Alice zadzwoniła do mnie, bo potrzebowała pomocy z wybraniem dla ciebie odpowiedniego stroju na dziś wieczór. - Bello, czuję to w kościach, że coś dziś się stanie!
- Nie gadaj bzdur, Rosie.
- Nie gadam. Mówię, to co myślę. Nie lekceważ moich słów, kochanie. A jak podoba ci się makijaż, co?
- Jest bardzo efektowny. Dobrze dopasowany. Nie wyglądam ani na dziwkę, ani na starą babcię. Buty również są wspaniałe, ale mam mały problem z utrzymaniem się na wyżej niż pięciocentymetrowych obcasach. Pamiętacie?
- Oh, Manolo to Manolo, Bello. Poradzisz sobie.
- A jak je zepsuję, hę?
- Nie zepsujesz. Sama nazwa butów mówi sama za siebie. Będziesz bardziej uważała na te buty niż na samą siebie, uwierz mi. Pokochasz te buty tak jak ja pokochałam moją nową torebkę od Prady. Cudowna.
No cóż. Buty były idealne. Kolor, nawet ten straszny obcas. Ogólnie cały efekt był niesamowity. [ [link widoczny dla zalogowanych] ]

Wybiła godzina 19.00 . Edward nigdy się nie spóźniał. Zaczynałam się denerwować. Stuk - puk. Stuk – puk.
- Bello, przestań stukać obcasem. To irytujące.
- Nie moja wina, Rose, że się denerwuje.
Niespodziewanie usłyszałyśmy ciche puk - puk. Poczułam jak moje narządy podeszły do góry. Mało co nie puściłam pawia.
- Bello, wyglądasz...
- Jak gwiazda porno? - Powiedziała Alice. Śmieszne, Alice. Bardzo.
- Nie, Bella wygląda naprawdę... Dobrze.
- Dziękuję. Ty również prezentujesz się pozytywnie, Edwardzie.
Gotowa?
- Z tobą zawsze i wszędzie. - Edward uśmiechnął się łobuzersko, złapał mnie w talii i wyszliśmy z mieszkania.
- Gdzie jedziemy?
- Do restauracji. - Edward wydawał się być bardzo spokojny. W sumie, nie wiem, czym się denerwowałam. Ogólnie rzecz biorąc, nie denerwowałam się tak od dawna. Bello, spokojnie. Wdech. Wydech. Od razu lepiej.
Weszliśmy do samochodu. Edward był bardzo dobrym kierowcą. Prowadził znakomicie. Nie za szybko, nie za wolno. Nigdy nie bałam się z nim gdzieś jechać. Jak byłam mała i tata prowadził auto, zawsze obawiałam się wypadku z jego strony. Ojciec był alkoholikiem i bardzo często zdarzało mu się prowadzić samochód po wypiciu jednego piwka czy czegoś mocniejszego. Ach, ten tata..
Po jakimś kwadransie znaleźliśmy się przy restauracji Tribeca. Z tego co słyszałam, była to jedna z najbardziej drogich i ekskluzywnych restauracji w mieście. Podszedł do nas kelner, zabrał mi płaszcz. Edward oddał mu kluczyki od samochodu. Weszliśmy do sali. Kelner zaprowadził nas do stolika, który znajdował się na środku sali. Wszędzie były lilie, róże, piwonie. Wiele gatunków kwiatów widziałam tylko ze zdjęć. Na kremowych ścianach wisiały wielkie obrazy. Ukazywały piękno. Z fortepianu wydobywała się delikatna muzyka, która koiła nerwy i sprawiała, że wieczór potrafił być idealny. Wszystkie stoliki były zajęte, a wszyscy ludzie byli ubrani bardzo elegancko. Ciesze się, że nie ubrałam jednak tej sukienki na ramiączkach. Gdy zajęliśmy nasze miejsca, podszedł do nas kelner, przedstawił się i podał nam menu. Wybrałam saltimboccę, Edward natomiast zamówił krewetki zawijane w cienkie ryżowe placki. Do tego lampka czerwonego wina, a na deser mus czekoladowy z odrobiną mięty.
Rozmowa była równie interesująca jak jedzenie. Wznosiliśmy toasty, śmialiśmy się, trzymaliśmy za ręce. „Nigdy nie zapomnę tego wieczoru”, mówiłam sobie w duszy..
- Bello.
- Tak, Edwardzie?
- Dobrze się bawisz, kochanie?
- Oczywiście. To wszystko jest takie magiczne. To miejsce. Nawet nie przypuszczałam, że kiedykolwiek będę w takim pięknym miejscu jak to.
- Cieszę się bardzo, że ci się podoba. Bello?
- Hmm?
- Znamy się już 8 miesięcy.
- Tak. 8 miesięcy.
- Każdy dzień z tobą jest boski.
- Mogę powiedzieć to samo tobie.
- Codziennie myślę o twoim uśmiechu. Jestem szczęściarzem, że mam taką kobietę jak ty.
- Oh, ja...
- Wiesz, gdy dwoje ludzi spotyka się przypadkiem... Nawet nie wiedzą, że są sobie przeznaczeni.
- Nie wiedziałam co powiedzieć, więc tylko patrzałam się na niego a on mówił dalej:
- Bello, nie wiem, co bym zrobił gdybym nie poszedł wtedy do tego klubu. Gdybym nie spotkał tam ciebie. Moje życie byłoby puste bez ciebie. Z dnia na dzień zależy mi na tobie coraz bardziej. Jesteś biciem mojego serca. Dzięki tobie oddycham. Gdyby nie ty, moje życie byłoby puste. Izabello Marie Swan... - Edward cały czas patrząc się na mnie, wstał i wyjął z kieszeni garnituru małe, czarne, satynowe pudełeczko. Puścił moją rękę i uklęknął przy mnie. Otworzył pudełeczko. Znajdował się tam srebrny pierścionek z wielkim brylantem. Był idealny. Światło odbijało się od kamienia. Nie mogłam wykrztusić słowa. To było takie... Nawet nie umiem nazwać teraz moich uczuć.
Widziałam takie pierścionki na filmach. Pięknej kobiecie oświadczał się przystojny mężczyzna. Oboje żyli długo i szczęśliwie. Mieli piękny dom, wspaniałe dzieci. Kochali się. Ona kochała go. On kochał ją. Czy również ja mogę mieć takie życie? U boku Edwarda Cullena?
- Bello, kocham cię. Zawsze będę cię kochać. Wyjdziesz za mnie?
Jestem młodą studentką. Mieszkam z dwiema szalonymi dziewczynami. Moje życie nie było usłane różami. Lecz spotkałam w swoim życiu mężczyznę, którego prawdopodobnie kocham. Jest mi z nim wspaniale. Oświadcza mi się w romantycznej restauracji. Wyznaje mi miłość po raz pierwszy w życiu. Jednak, czy chcę spędzić z nim resztę swojego życia? Mieszkać z nim? Budzić się rano i widzieć jego twarz codziennie obok mojej? Urodzić mu dzieci? Zestarzeć się z nim? Odpowiedź jest prosta.
Przyglądałam się w pierścionek z dobre pięć minut. Edward wpatrywał się we mnie. Widziałam przerażenie w jego oczach. Bał się. Bał się, że go nie chcę. Przecież odpowiedź jest prosta, a on ma obawy, że go nie wybiorę? Litości. Wyszłam z transu, uśmiechnęłam się do niego i powiedziałam długo wyczekiwanie słowo:
- Tak, Edwardzie.
Edward uśmiechnął się promiennie, założył mi pierścionek na odpowiedni palec, po czym wstał, wziął mnie w ramiona i zaczął mnie całować. Był tak strasznie szczęśliwy. Nigdy go takiego nie widziałam. Był taki radosny, prze szczęśliwy. Gdy zdołał się pohamować od nadmiernej ilości pocałunków, szepnął mi do ucha:
- Pani Cullen.
- Mhhm?
- I am yours.
I tak wieczór minął bardzo szybko, po czym Edward odprowadził mnie do mieszkania., czule pożegnał i odjechał. Byłam za szczęśliwa, by cokolwiek powiedzieć Alice i Rose. Nie chciałam ich budzić, bo było już późno. Umyłam się szybko, ubrałam piżamkę i przed snem powiedziałam tylko to, co byłam w stanie powiedzieć: „ Miałam dziś ciężki dzień”.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Renesmeee dnia Sob 22:30, 02 Sty 2010, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
villemo
Wilkołak



Dołączył: 29 Sie 2009
Posty: 114
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: wzgórze czarownic

PostWysłany: Nie 9:48, 03 Sty 2010 Powrót do góry

O mamciu już się bałam, że ten ff zostanie zawieszony, ale kiedy zobaczyłam nowy rozdział to zaczęłam skakać ze szczęścia:D Musiałam przeczytać całość od początku, bo niektóre fakty umknęły z mojej głowy. Piękna sukienka Belli i buty też. Głównym wątkiem w tym rozdziale są te cudowne, bajkowe zaręczyny, o takich marzy każda z nas... zatkało mnie i Belle też. Martwi mnie trochę pojawienie się Jamesa, pewnie nieźle namiesza, ale mam nadzieję, że Edward skopie mu tyłek:D
Pozdrawiam i dziękuję.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Pon 0:04, 04 Sty 2010 Powrót do góry

Cytat:
Ojciec był alkoholikiem i bardzo często zdarzało mu się prowadzić samochód po wypiciu jednego piwka czy czegoś mocniejszego. Ach, ten tata..
nigdy tak nie pisz... zabijasz sens zdania czymś zdawkowym...
Cytat:
- Pani Cullen.
- Mhhm?
- I am yours.
nie, nie i jeszcze raz nie... piszesz po posku... to pisz po polsku, chyba, ze to jakaś miejscowość albo nazwa własna... ale cholera, nie tak...
Cytat:
Zawstydzenie, przykrość, smutek.
co to jest przykrość?
Cytat:
- Hm, może powiem to inaczej. Jak zostaniemy tu, na tej plaży, jestem pewny, że za moment nie wytrzymam i posiądę cię właśnie tu. Jeżeli zaś wrócimy, odwiozę cię do domu, nie będzie dzikiego seksu na plaży i nikt nie będzie niczego żałował. Więc jak, piękna?
- Emm. Nie chcesz mnie posiąść? - Poczułam wielki smutek. Może jednak mnie nie chce?
posiąść? nikt tak nie mówi...
gość powiedział, że nie chce dzikiego seksu na plaży:
a) jest szalony
b) jest gejem
c) próbuje udać, że ją szanuje
gość zasugerował, że żałowałby seksu z nią:
a) jest gejem
b) jest szalonym szczęściarzem, bo nie dostał w mordę

dlaczego Bella nie przestawił mu szczęki?

pomimo tego co wypisałam od razu widać, że się postarałaś :) i rozdział podoba mi się pomimo tych małych potknięc...
do następnego :)

pozdrawia
k.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Renesmeee
Nowonarodzony



Dołączył: 05 Cze 2009
Posty: 48
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z Gdańska, takie małe Forks; )

PostWysłany: Sob 23:34, 09 Sty 2010 Powrót do góry

Tym razem rozdział dałam trochę szybciej. Mam nadzieję, że się spodoba. Również mam nadzieję, że styl jest trochę inny, niż poprzednie rozdziały. Miłego czytania. Proszę o szczere komentarze.
_________
Rozdział dedykuje mojej siostrze, Patrycji. Kocham, cię, mała ;**


ROZDZIAŁ 9



„Czasami miłość co w sercu tkwi
Wychodzi nagle zamyka drzwi
I dzień , słoneczny złoty dzień
Przyćmiewa nagle chmur szary cień.''


Gdy otworzyłam oczy, nie mogłam uwierzyć faktom. Po pierwsze, byłam zaręczona z mężczyzną którego kocham. Po drugie, miałam na palcu wielki pierścionek zaręczynowy. Nie potrafiłam odwrócić od niego wzroku. Co chwile moja ręka unosiła się do góry, by móc jeszcze raz zobaczyć tą srebrną obrączkę. Była ona marzeniem każdej kobiety. Świadectwem miłości ukochanego. W moim przypadku był nim Edward Cullen. Przy okazji, miał świetny gust.
Wszystko wydarzyło się tak szybko. Kolacja, nieoczekiwane zaręczyny, powrót do domu. Byłam tak zmęczona, że pierwszą rzeczą jaką zrobiłam było pójście spać. Oznacza to, że ani Alice ani Rose nie wiedzą o wczorajszym zdarzeniu, które w pewien sposób zmieniło moje życie. Cholera. Alice będzie wściekła. Chyba nie muszę mówić, że niepoinformowana Alice to zła Alice. Jak wrócę z zajęć, muszę im wszystko opowiedzieć. O propos zajęć... Która godzina? O cholera. Zajęcia zaczynają się o godzinie 830, a jest teraz 743. Tylko nie to. Zaspałam. Boże, nie pozwól mi spóźnić się na pierwsze zajęcia!
Gdy zorientowałam się, że do rozpoczęcia zajęć zostało mi zaledwie 47 minut, wybiegłam z łóżka i pobiegłam szybko do łazienki. Po 10 minutach poszłam się ubierać. Ponieważ nie miałam czasu na znalezienie odpowiednich ubrań, wyjęłam szybko ciuchy, które były na wierzchu szafki. Wypadło na ciemne rurki, biały podkoszulek z rysunkiem Spongebob'a ( [link widoczny dla zalogowanych]) i granatową bluzę z kapturem. Na makijaż niestety nie miałam czasu, więc wzięłam potrzebne rzeczy do szkoły, zamknęłam drzwi od mieszkania i wyleciałam z domu tak szybko, jak tylko się dało. Dzięki Bogu miałam samochód, bo nie uśmiechało mi się w tym momencie czekać na autobus. Jeszcze raz spojrzałam na zegarek. Uff. 810. Zdążę. Włączyłam radio i akurat leciały wiadomości. Co ciekawego na świecie? Kolejna wojna w Iraku, problemy polityczne Stanów Zjednoczonych, a jutro jest Międzynarodowy Dzień Tolerancji. Nic ciekawego. Przełączyłam radio na inną stację i akurat śpiewała Rihanna - Russian Roulette. Ogólnie, nie przepadałam za tą piosenkarką, ale muszę przyznać - Dziewczyna ma głos. Nie każda jej piosenka mi się podoba, lecz Russian Roulette jest bardzo dobra.
Dojechawszy na miejsce, szybko wysiadłam z samochodu. „ Bello, nie będzie aż tak źle. Tylko nie zrób z siebie idiotki” pomyślałam cicho. Odgarnęłam spadające włosy z twarzy i weszłam do budynku.
Panował tam niesamowity chaos. Ludzie biegali z jednego korytarza do drugiego. To chyba oznaczało, że za moment zaczynają się zajęcia. Zdenerwowanie mówiło samo za siebie. Kolejny raz spojrzałam na zegarek. Była godzina 832. ku***. Szybko otworzyłam torebkę, w której był napisany numer sali, gdzie zaczynają się lekcje. Sala numer 439. Gdzie ona jest? Zaczęłam panikować. Nie chciałam się spóźnić. Szybkim krokiem zaczęłam iść głównym korytarzem. Skręciłam w prawo. Nie, to nie tu. Zaczynałam coraz bardziej się denerwować. Nienawidziłam spóźnialskich. Sama również staram się nie spóźniać, bo wiem, jak to irytuje ludzi. Na korytarzu nie było już nikogo. Po prostu świetnie. Genialnie, Bello.
Idąc dalej w głąb korytarza, spostrzegłam chłopaka siedzącego przy sali. Miał długie, ciemne blond włosy związane w kitka, był dosyć wysoki i dobrze zbudowany. Był ubrany w błękitną koszulę i jasne, sprane dżinsy. Miał na sobie czarne trampki. Musiałam powiedzieć, że z jakimś powodów intrygował mnie. Widocznie za długo się na na niego gapiłam, ponieważ chłopak odwrócił wzrok w moją stronę i nasze spojrzenia się spotkały. Jego tęczówki miały kolor ciemno brązowy. Chłopak zrobił zdziwioną minę. Pewnie myślał „Czemu, do cholery, ta dziewczyna się na mnie lampi ? ”. Moje poliki nabrały koloru wściekłego szkarłatu. Szybko spuściłam głowę w dół i zdecydowanym krokiem poszłam szukać sali dalej. W końcu ją znajdę, nieprawdaż?
Po chwili usłyszałam pewien głos. Nie, żeby to nie był ten chłopak, proszę.
- Czyżbyś się zgubiła? - Podniosłam głowę i ujrzałam blondyna, który uśmiecha się do mnie pokazując przy okazji swoje białe zęby. Rozejrzałam się dookoła, bo być może mówił do kogoś innego niż do mnie. Nikogo nie było. Tylko ja i on. Jeszcze raz na niego zerknęłam, a on jeszcze bardziej się do mnie wyszczerzył.
- Eee... Nie mogę znaleźć sali, a zdaję sobie sprawę, że jestem spóźniona. Nie wiem, co mam zrobić.
- Jak nazywa się twój wykładowca?
- Brown. Michael Brown.
- Znam gościa. Prawdopodobnie będziemy mieli razem zajęcia. Sala 439?
- Dokładnie.
- Właśnie tam idę. A tak w ogólne to sorki, że się nie przedstawiłem. James. - Chłopak wyciągnął rękę w moją stronę, nie odwracając ode mnie wzroku. Jego wzrok był taki... Dziwnie nieprzyjemny.
- Izabella. Ale mów do mnie Bella.
- Dobrze, Bello. Idziemy?
- Tak, pewnie. - I poszliśmy. Okazało się, że jesteśmy na złym piętrze. Nasza sala wykładowa była dwa piętra wyżej. Szybko weszliśmy na nasze piętro i zajęliśmy miejsca. Na szczęście wykładowcy jeszcze nie było. Położyłam rzeczy na stole i odetchnęłam z ulgą. Udało się. Nagle poczułam, że ktoś coś do mnie mówi. Odwróciłam się i zobaczyłam pewną dziewczynę. Miała krótkie, czarne włosy i pełne, duże usta. Zza okularów mogłam zobaczyć jej duże, niebieskie oczy. Uśmiechała się do mnie.
- Cześć, jestem Angela Weber. Będziemy razem chodzić na zajęcia.
- O, hej. Bella Swan. Cieszę się, że w końcu kogoś poznałam. Jestem dosyć nieśmiała i bałam się troszkę, że nikogo nie poznam.
- Bałaś się? Przestań. Wyglądasz na bardzo miłą osobę. Skąd jesteś?
- Z Forks, ale niedawno...
Nie mogłam dokończyć zdania, bo przyszedł nauczyciel. Był to dojrzały mężczyzna. Wyglądał na około czterdzieści lat. Miał czarne, krótkie włosy. Z twarzy wydawał się być miłym człowiekiem, ale nie ocenia się książki po okładce. Pan Brown stanął przy swoim biurku i zaczął się przedstawiać.
- Dzień dobry. Nazywam się Michael Brown. Serdecznie witam was w Rice University Department of Psychology. Cieszę się, że wybraliście psychologię jako wasz kierunek studiów. Nauczycie się tu nie tylko pojęcia psychologia, ale również wielu innych, przydatnych dla was rzeczy. Nie pożałujecie, że wybraliście akurat tą uczelnię. Chciałbym również przypomnieć, że nic was nie zwalnia z przestrzegania pewnych zasad tej szkoły. Zawsze możemy podziękować uczniom, którym widocznie daliśmy za dużą szansę na przyszłość w tym tutaj miejscu. Inni na pewno będą chcieli przyjść tu na ich miejsce. Mam przyjemność uczyć was trzech przedmiotów : Wprowadzenia do psychologii, procesów poznawczych oraz emocji i motywacji. Zaraz rozdam wam kartki na których będziecie mieli wasz plan zajęć oraz numery poszczególnych sal i nazwiska nauczycieli. Pod koniec semestru każdy będzie musiał napisać tak zwaną pracę semestralną, która zostanie poddana ocenie. Żeby zdać semestr, trzeba napisać pracę semestralną oraz być obecnym na 50% zajęć wykładowych. Dzisiejsza lekcja jest lekcją organizacyjną. Czy macie może do mnie jakieś pytania? Proszę, nie krępujcie się.
Cisza.
- W takim razie, dobrze. - Po chwili Brown rozdał nam plan lekcji i inne potrzebne materiały. Po jakieś godzinie rozmów pan Brown powiedział:
- To już koniec na dziś. Do zobaczenia jutro. Życzę miłego dnia.
Wszyscy zaczęli opuszczać salę.
- Bella, poczekaj – James zaczął za mną biec. Nawet się nie zorientowałam, że praktycznie byłam już przy wyjściu, rozmawiając z Angelą. Kompletnie o nim zapomniałam. Ale ze mnie miła koleżanka, nie ma co.
- Och, przepraszam. Zupełnie o tobie zapomniałam. Sorki. - Moje czerwone poliki znowu dały o sobie znać. - Bym zapomniała, Angelo, to jest James. Pomógł mi odnaleźć salę i dzięki niemu nie spóźniłam się na zajęcia. - Uśmiechnęłam się do niego. - Gdyby nie on prawdopodobnie byłabym niezłym pośmiewiskiem w grupie. Jamesie – Zwróciłam się do kolegi – To Angela.
- Cześć.
- Cześć. - Coś mi się wydaje, że Angeli nie spodobał się James.
- No, to milutko, że wszyscy się znamy. Bello, masz ochotę iść ze mną na kawę? - Zapytał James.
- Wiesz, bardzo bym chciała, ale niestety jestem troszkę zajęta.
- Trudno się mówi. To może jutro po zajęciach? Co ty na to?
- Zgadzam się. To do jutra do... - Wyjęłam plan zajęć i sprawdziłam na którą jutro zaczynam lekcje. Cholera. 8 00. Znowu się nie wyśpię. - Do 8?
Jasne.
- To ja lecę. Do jutra. - Pomachałam Angeli i Jamesowi i weszłam do samochodu. Odjeżdżając, dałabym głowę, że James ciągle patrzy się w moją stronę z tym nieprzyjemnym uśmiechem. Jakby mnie obserwował. Bello, Bello, z tobą jest coraz gorzej. Przecież James ci pomógł, prawda? A poza tym wydaje się miły i sympatyczny. Mógłby być moim przyjacielem. Angela również wydaje się być bardzo miła i przyjazna. Byłaby z niej fajna koleżanka.
Jechałam jakieś trzydzieści minut, po czym wróciłam do mieszkania. Byłam sama. Przebrałam się w wygodny dres, włączyłam muzykę i zaczęłam tańczyć w jej rytmie.


It's gettin late*
I'm making my way over to my favorite place
I gotta get my body moving shake the stress away
I wasn't looking for nobody when you looked my way
Possible candidate (yeah)
Who knew
That you'd be up in here lookin like you do
You're makin' stayin' over here impossible
Baby I must say your aura is incredible
If you dont have to go don't


Muszę powiedzieć, że jak na studentkę psychologii, tańczyłam całkiem nieźle. Szczególnie w mojej białym podkoszulku za pośladki i majteczkach w Snoopiego (
[link widoczny dla zalogowanych] ). Moje biodra ruszały się tu w prawo, tu w lewo. Och, teraz zrozumiałam, że mam wielką ochotę pójść się zabawić. Jakaś pobliska dyskoteka? Czy może jakiś klub? Ratunku! Gdzie jesteś, Alice?

I wanna take you away
Lets escape into the music
DJ let it play
I just can't refuse it
Like the way you do this
Keep on rockin to it
Please don't stop the
Please don't stop the
Please don't stop the music


- Please, don't stop the music! - Zaczęłam śpiewać. Niestety, nie wychodziło mi to za dobrze, no, ale skorzystałam z okazji wolnego mieszkania. - Please don't stop the... Please don't stop the... Please don't stop the music!
- No przecież jej nie wyłączam, Bello! - Odwróciłam się i zobaczyłam Alice. Moja Alice, właśnie zeszłaś mi z nieba!
- ALICE! Kochana siostrzyczko! - Rzuciłam się nią, nawet nie miała jak zostawić siatek z zakupami.
- Bello, co ci się stało, że się tak cieszysz? To tylko ja. Och, ja również cię kocham.
Zaczęłyśmy się przytulać. Po prostu było to nam potrzebne.
- Alice, muszę z tobą porozmawiać na bardzo poważny temat.
- Słucham. Tylko proszę, nie mów mi, że chcesz się przefarbować na blond. Już jedna Rose mi wystarczy.
- To nie o farbie do włosów chce rozmawiać. Chodzi o Edwarda. - Alice...Wczoraj nie chciałam was budzić, a dziś rano zaspałam, więc nie było czasu na rozmowę.
- Rozumiem cię.
- Nie, Alice... Będziesz zła.
- Nie będę. Kocham cię. Najwyżej będę się na tobie wyżywać przez trzy miesiące, ale to minie. Mów.
- No dobrze. Alice... Zobacz, co mam na serdecznym palcu lewej dłoni.
Alice popatrzyła się na mnie z wielkim przerażeniem w oczach i po chwili jej wzrok powędrował na mój palec z pierścionkiem. Jej źrenice powiększyły się. Usta otworzyły, jednak nic nie powiedziała. Po chwili usłyszałam szept:
- Bello... Czy to, co widzę to pierścionek zaręczynowy?
- … Tak.
- Opowiadaj!!! - To się nazywa zmiana nastroju.
Zaczęłam opowiadać wszystko od początku. Kiedy skończyłam, Alice dostała słowotoku. Jej emocje można by było porównać do chwili, kiedy wygrała bon o wartości 50 000$ na ubrania w markowym sklepie Channel. Mówiła i mówiła, czasami nawet nie miałam siły słuchać jej piskliwego głosiku. Jednak wiedziałam, że Alice właśnie tak okazuje swoje szczęście i radość. Po godzinnych rozmowach na temat zaręczyn, pierścionka, kolacji, Alice uspokoiła się na tyle, by powiedzieć mi coś równie ważnego.
- Bello. Ja również muszę ci coś powiedzieć.
- Zamieniam się w słuch.
- Niedawno byłam sama w domu i trochę mi się nudziło, więc postanowiłam wejść na chat. Wiem, wiem, strata czasu. No, ale weszłam, chyba do pokoju o nazwie „ Samotni”. Po chwili pisze do mnie pewien chłopak o loginie JasperQ. Myślę sobie „ Boże, jaki normalny człowiek wymyśla sobie nick o takiej beznadziejnej nazwie? ”. Mój nick był o wiele lepszy od niego, bardzie oryginalny - Niuńka69. Nie śmiej się, Bello! W końcu jestem samotna, tak? Kontynuując, zaczęłam z nim pisać. Okazało się, że nazywa się Jasper i mieszka właśnie w Los Angeles! Czy to nie zbieg okoliczności? Pisałam z nim dobre kilka godzin, do momentu, aż Rosalie przyszła do domu z treningu. Pisałam z nim już jakieś cztery razy. Mówię ci, jest niesamowity. Interesuje go detektywistyka, ale również lubi chodzić do kina i słuchać dobrej muzyki. Bello, nie wiem czemu, ale uwielbiam z nim pisać. Nawet przesłaliśmy sobie nasze zdjęcia. Jest niesamowicie przystojny! I na dodatek wolny, Bello, wolny!
Umówiliśmy się dziś na gadu – gadu na 20 00. Co o tym sądzisz, Bello?
- Dobrze o tym wiesz, że nie popieram kontaktów przez internet... Ale jeżeli cię to uszczęśliwia to...
- Bardzo uszczęśliwia, Bello.
- No rozumiem. Żeby się tylko nie okazało, że Jasper ma pięćdziesiąt lat.
- Nie, nie ma. Jasper ma 25 lat. Nie oszukałby mnie.
- Jeżeli tak stawiasz sprawę, to pisz z nim dalej.
- Dziękuję ci, Bello. Twoja opinia jest dla mnie bardzo ważna. Rosalie uważa, że to świetny pomysł.
- Gdzie jest Rosalie?
- Nie mówiła ci? Jest na randce z Emmetem. I najprawdopodobniej nie przyjdzie dziś na noc. Będą... Hmm, zajęci.
- Dobrze wiedzieć. Alice, czy byłaby szansa, byśmy w ten piątek wieczorem poszły do klubu potańczyć? Mam taką ochotę, że szok.
- Jasne, kochanie. Dziś jest... Poniedziałek, tak?
- Tak, głupku.
- Więc w piątek wieczorem idziemy się zabawić. Będzie godnie, Bello. Ja spadam się uczyć, kochanie.
Alice poszła do swojego pokoju. Natomiast ja na dobranoc chciałam wykonać pewien telefon. Poszłam do swojego pokoju i zamknęłam drzwi na klucz. Położyłam się na łóżko, zdjęłam podkoszulek, wyjęłam telefon i wybrałam pewien numer.
Jeden sygnał... Drugi sygnał... Trzeci sygnał...
- Halo?
- Cześć, kochanie.
- Cześć, Bello. Co tam?
- Nic. Tęsknię za tobą...
- Ja za tobą też. Nawet nie wiesz jak... Co dziś robiłaś? Jak tam pierwszy dzień na studiach?
- Nieźle. Poznałam pewną dziewczynę Angelę i chłopaka Jamesa. James pomógł mi znaleźć salę wykładową i okazało się, że będę chodziła z nim na zajęcia. I powiedziałam Alice o naszych planach na przyszłość.
- I co ona na to?
- Nie znasz Alice? Jest tak szczęśliwa, że lepiej nie mówić. A co ty dziś robiłeś?
- Pracowałem. Wykonałem dwie operacje. Wracając do domu, przypomniałem sobie, że lodówka jest pusta, więc zrobiłem zakupy. - Teraz odpoczywam. Jestem zmęczony.
- Leżysz na łóżku?
- Tak, bo co? - Mam pewien pomysł.
- Wiesz... Ja też leżę na łóżku... - Popatrzałam się na mój biustonosz. Firmowy, czarny, koronkowy stanik od Alice.
- Do czego pijesz , Bello? - Edward wydawał się być nieco zdziwiony. Pozwoliłam sobie podpowiedzieć chłopakowi, co mam na myśli.
- Jestem sama. Alice poszła się uczyć, jest na drugim końcu mieszkania. W swoim pokoju.
- Nadal nie rozum... Bello, czy ty właśnie...
- Tak, Edwardzie. - Próbowałam, by mój głos był jak najbardziej seksowny. Nigdy nie bawiłam się w sex – telefon, ale zawsze chciałam spróbować. Jeżeli Edward na to przystanie, będzie bosko.
Usłyszałam, jak przełyka głośno ślinę.
- Co...C-co masz na sobie, Bello?
- Jestem w trakcie ściągania górnej części bielizny.
Cisza w słuchawce.
- Jesteś, Edwardzie?
- Tak. Jestem.
- Co teraz robisz, Edwardzie? Dołącz do zabawy, kochanie.
- Myślę o tym, co by było gdybyś koło mnie leżała. - Usłyszałam cichy mruk zadowolenia.
- Nie leżałabym, tylko bym klęczała.
Znowu cisza.
- Och, Bello, jesteś bardzo, bardzo niegrzeczną dziewczynką.
Wiem. Zasługuje na karę. Ale najpierw uklęknęłabym, rozpięłabym ci rozporek... Bardzo wolno... Potem ściągnęłabym ci bokserki zębami i polizałabym go od początku do końca również bardzo wolno...
- Och, Bello...
- Następne polizałabym czubkiem języka główkę i wzięłabym ją całą do buzi...
Jęk. O to chodziło. Od samego opowiadania zrobiłam się mokra.
- Dobrze się czujesz, Edward? - Spytałam się grzecznie. No co? Nie mam zamiaru zmuszać Edwarda do niczego. Jak nie chce się bawić ze mną, to trudno.
- Nie, dobrze Bello. Nawet nie wiesz jak dobrze.
- Domyślam się... Na czym skończyłam? A tak... Zaczęłabym ssać, ciągnąć główkę z całej siły. Wyssałabym każdy sok wydobywający się z niej. Potem, gdy zobaczyłabym, że jesteś u kresu wytrzymałości, wzięłabym w go całego w rękę i zaczęłabym poruszać nim w górę i w dół.
- Ughhh... Bello...
- Na koniec wzięłabym go całego do buzi i zaczęłabym robić takie rzeczy o jakich nie śnisz. Uwielbiam lizać, gryźć, drażnić. Gdybyś spuściłbyś mi się do ust, zlizałabym wszystko do ostatniej kropelki. Byłbyś w niebie, Edward.
- Bello, przyjedź teraz do mnie. Proszę.
- Nie mogę, Edward. Jutro muszę iść na uczelnię.
- Bello, pragnę cię.
- Musisz się jeszcze trochę wstrzymać, kochanie. Gdy będziesz robił sobie dobrze, pomyśl o mnie dobrze? Ja idę spać.
- Właśnie muszę iść do toalety, bo mam... Dosyć duży problem w ręku.
- Zlizałabym to do ostatniej kropelki, nic by nie zostało. Wiesz o tym?
- Oh, Bello, wiem. Ale na serio muszę iść, bo mi kapie.
- Dobrze, dobrze. Idź już.
- Bello?
- Tak?
- Spotykamy się jutro na kawę?
- Nie mogę, Edwardzie. Obiecałam Jamesowi, że dam mu się zaprosić na kawę. Ale za to chętnie pójdę z tobą na obiad, jak nie masz nic przeciwko.
- J- asne, że nie mam. Świetny pomysł, kotku. Miałabyś może ochotę pójść jutro do kina?
- Jasne, oby wieczorem. Dobranoc, Edwardzie. Miłych snów.
- Tobie też, Bello. Całusy... Tak, gdzie lubisz najbardziej.
- Pa, skarbie.
Po takiej rozmowie zasnęłam od razu. Hmmm, muszę się zapytać Edwarda, czy jestem dobra w sex - rozmowie. Ciekawi mnie to.





W tym samym czasie....

-Cześć. Jestem James Thompson i jestem zajebistym hujem. Wykorzystuję kobiety i jestem napalonym golfistą i fanem piłki nożnej. To, co teraz czytasz to mój prywatny pamiętnik. Gówno mnie to obchodzi, co o mnie myślisz. Wisi mnie twoja opinia o tym, jak się zachowuję. Mam nadzieję, że nigdy się nie spotkamy, śmierdzący gnoju. Jednym słowem, miałbyś przejebane.


Lista „hot” przeleconych dziewczyn:

1. Sarah Moore
2. Marie Smith
3. Lisa Anderson
4. Veronica Ramirez
5. Sandra Nilsson
6. Anne Rodriguez
7. Sophia White
(…)
164. Cindy Jackson


Do zdobycia na „Teraz” → Izabella Swan




* Rihanna – Don't stop the music (http://w394.wrzuta.pl/audio/aHAO2ZwdvO8/please_don_t_stop_the_music)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Renesmeee dnia Sob 23:38, 09 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
scrittore
Człowiek



Dołączył: 09 Sty 2010
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Polska

PostWysłany: Nie 13:41, 10 Sty 2010 Powrót do góry

Zacznijmy od tego: To mój pierwszy koment i proszę o zrozumienie
Dobra, dobra, nie będę tu ludzi denerwować:

Błędów nie wytykam, nic nie zobaczyłam. Na starość już oczy się psują

Tekst wciąga i bardzo szybko się czyta. Ładnie, stylistycznie i prawdziwie.
Nie lubię sztucznych ff - ów, takich które mogłyby służyć jako bajka na dobranoc -wszystko happy, Edward - książę, Bella - księżniczka z bajki i żyli długo i szczęśliwie To strasznie nudne.
Twój za to opisuje takie zdarzenia które mogłyby zdarzyć się naprawdę.
Sex-rozmowa - Bomba poprostu, Bella mogłaby robić to zawodowo
Za to wkurza mnie trochę, że w każdym ff - ie James gra złą rolę.
Ileż można?
Bella w tym rozdziale jest trochę za naiwna. Trudno mi uwierzyć, że tak od razu umówiłaby się z Jamesem. Jak sama mówiła w 1 rozdziale:


Zazwyczaj, gdy robię coś źle, mój instynkt samozachowawczy podpowiada mi, że mam przestać robić to, co robię. Że jest to złe. Że mam skończyć i najlepiej wracać do domu.

A przecież miała co do niego złe przeczucia.
Szkoda tylko, że tak przyśpieszyłaś akcję z oświadczynami. Dla mnie to trochę za szybko. No ale wen nie sługa i ma różne pomysły
Cały rozdział prezentuje się świetnie. Niestety już się skończył
No. To chyba tyle. Acha: Mam nadzieję, że Belli nic się nie stanie i Edek wyśle Jamesa do szpitala (Nie, nie mam sadystycznych zapędów)

Ps: Oczywiście życzę weny i jak najwięcej czasu.

Pozdrawiam:
scrittore


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Lipka
Gość






PostWysłany: Pon 22:11, 11 Sty 2010 Powrót do góry

Witam - dopiero dzisiaj wpadła na to opwoadanie i musze powiedzieć, że bardzo mi się podoba. Nie mogę się zgodzić z opnią, że akcja rozgrywa się zbyt wolno. Moim zdaniem jest ok.
Tak jak Scrittore podoba mi się bardzo, że wydarzenia wydają się yć bardzo relaistyczne a nie bajeczne. Mam nadzieje, że starczy Ci veny i zapału aby pisac to dalej i nie każesz nam czekać długo na dalszy ciąg :)
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Wto 15:24, 12 Sty 2010 Powrót do góry

co rzuciło mi się w oczy :
Cytat:
Pewnie myślał „Czemu, do cholery, ta dziewczyna się na mnie lampi ? ”. Moje poliki nabrały koloru wściekłego szkarłatu.

zgubiłaś mnie slangiem - czuję się coraz starsza, a przecież miałaś dbać o poprawną polszczyzne :)
Cytat:
- Musisz się jeszcze trochę wstrzymać, kochanie. Gdy będziesz robił sobie dobrze, pomyśl o mnie dobrze? Ja idę spać.
- Właśnie muszę iść do toalety, bo mam... Dosyć duży problem w ręku.
- Zlizałabym to do ostatniej kropelki, nic by nie zostało. Wiesz o tym?
- Oh, Bello, wiem. Ale na serio muszę iść, bo mi kapie.
to musiałam potrzymać się za brzuszek, który nieustannie próbował wyskoczyć z przyciasnych spodni - w skrócie, rozbawiłaś mnie... żeby obchodzenie się z mężczyznami było takie proste... to... byłoby nudnawo...

cóż... dodatek o Jamesie nie spodobał mi się tym bardziej, że pisze się CH*J :)

zobaczymy co to będzie, ale tekst w kilku miejscach był niedopracowany...

wciąż wspieram :)

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Sweet*Rose
Nowonarodzony



Dołączył: 31 Gru 2009
Posty: 20
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Mirosławiec

PostWysłany: Wto 8:29, 19 Sty 2010 Powrót do góry

Podoba mi się ten ff i jeśli będziesz wstawiać nowe rozdziały to zostanę twą zagorzałą fanką. Cieszy mnie, że starasz się nie używać stylu potocznego. Takie chapiki czyta się lepiej:)) Nic nie mogłam poradzić na to, że zaczęłam się śmiać gdy Ed powiedział: "Ale na serio muszę iść, bo mi kapie." Znalazłam kilka błędów, ale nie są zbyt rażące więc nie będę ich wypisywać. Poza tym dobre ff można czytać nawet z błędami. Proszę mnie uświadomić dlaczego mam wrażenie, że James (jak zwykle) wszystko popsuje??
Na chomiku zapowiadałaś, że rozdział 10 ukaże się 18, a dziś jest 19:PP Czekam zniecierpliwiona:**

Pzdr. Sweet*rose


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Renesmeee
Nowonarodzony



Dołączył: 05 Cze 2009
Posty: 48
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z Gdańska, takie małe Forks; )

PostWysłany: Wto 22:28, 19 Sty 2010 Powrót do góry

Kolejny rozdział "Ten pierwszy raz". Proszę o szczere komentarze. ; )


Rozdział 10

„Miłość nie pragnie,
aby jej dogadzano,
ani nie stara się wcale o własną wygodę;
lecz troszczy się o dobro innych
i buduje niebo pośród piekielnej rozpaczy.”



Jestem zadowolona z mojego obecnego życia. Mam wspaniałego narzeczonego, dwie cudowne siostry, dobrych przyjaciół i miejsce na jednej z najlepszych uczelni w kraju. Czy czegoś mi brak? Nie sądzę. Przynajmniej nic więcej nie potrzebuję.
Z Edwardem spotykam się praktycznie codziennie, chyba że musi zostać dłużej w pracy albo dokończyć swoją papierkową robotę. Jeśli chodzi o seks... Uważamy, że wolimy poczekać jeszcze trochę. Poprawka. Edward uważa. Nie chce mnie skrzywdzić. Bzdura! Chyba wiem, co chcę od życia? Czego oczekuję? Nieprawdaż? Edward jest słodki, przystojny i kochany, ale denerwuje mnie jego nadopiekuńczość. Niedługo z tym skończę.
Co ciekawego u Alice i Rose? Alice całymi dniami zajęta jest pisaniem z tajemniczym Jasperem, natomiast Rose z Emmetem zdecydowali się kupić wspólne mieszkanie.
Gdy dostałam się na studia, nie miałam za dużo przyjaciół. Teraz, oprócz Jamesa i Angeli, spotykam się z Tanyą, Joshem, Kasandrą i Davem. Tanya jest w moim wieku. Studiuje stosunki międzynarodowe. Ma długie, farbowane, blond włosy. Jest wysoka. Ogółem mówiąc, jest typową barbie, którą lubią mężczyźni. Gdy idzie po ulicy, ludzie gwiżdżą i proszą o numer telefonu. Żenada. Mi osobiście się ona nie podoba, ale trzymam się z nią, nie ze względu na popularność, lecz dlatego, że jest miła i sympatyczna. Josh i Kasandra to bliźniaki dwujajowe. Obydwoje są na trzecim roku prawa i administracji. Dave, razem ze mną i Jamesem, studiuje psychologię. Mieszka niedaleko uczelni, ale najczęściej nie ma go w mieście ze względu na chorą matkę. Angele od razu polubiłam. Jest bardzo otwartą osobą i dobrym słuchaczem. Jak mam jakiś problem, pomaga mi go rozwiązać. Jednak, gdy widzi, że nie chce poruszać pewnych tematów, daje mi spokój i mówi, że gdy będę chciała jej powiedzieć, to powiem. Nic na siłę. Za to ją lubię. Naturalność. Jeśli chodzi o Jamesa... że tak powiem „ Jest trudnym orzechem do zgryzienia”. Nikt oprócz mnie go nie lubi. Wszyscy go unikają, mijają, odwracają wzrok, gdy widzą, że idzie. Tylko czemu? Jak pytam się, dlaczego nie ma przyjaciół, od razu zmienia temat. Nie chcę się nikogo wypytywać o niego, zresztą nie interesuje mnie to. James w stosunku do mnie jest w porządku. Irytuje mnie w nim tylko jedno – Jego wzrok. Czasami jak się na mnie patrzy, czuję, że zaraz mnie zaatakuje. Wręcz mam gęsią skórkę. Jadąc do domu, mam przeczucie, że mnie obserwuje. Nawet zdarzyło mi się kiedyś, jak byłam z Edwardem w parku na spacerze, że za drzewem widziałam kawałek czyjeś kurtki. Nie wiem, czyja była to kurtka, ale miałam pewne znajome uczucie, że ktoś mnie śledzi. Ale to tylko moje przypuszczenia. O Boże, kto miałby mnie śledzić?Bello, opanuj się. A może James patrzy się tak na wszystkich, tylko ja tego nie widzę? Ale ze mnie wielki pępek świata.
Moje rozmyślania przerwał głos wykładowcy:
- Zostało 5 minut do końca egzaminu.
Cholera. Egzamin. Kompletnie zapomniałam. Długo się zamyśliłam. Na szczęście wszystko napisałam. Rozejrzałam się po sali. W większości wszyscy już skończyli. Szybko sprawdziłam swoje odpowiedzi, po czym wstałam i oddałam pracę.
- Profesorze, czy mogłabym już wyjść? Odrobinę mi się śpieszy. - Powiedziałam cicho do profesora, by nie przeszkadzać piszącym.
- Oczywiście, Izabello. Do zobaczenia jutro.
- Do widzenia. - Zwróciłam się do nauczyciela, potem do klasy. - Cześć wszystkim. - I wyszłam. Ze względu na brzydką, jesienną pogodę ubrałam płaszcz ( [link widoczny dla zalogowanych]) oraz szalik od Rose ( [link widoczny dla zalogowanych] ). Byłam już przy głównych drzwiach i właśnie miałam zamiar wychodzić, gdy nagle usłyszałam swoje imię:
- Bella, czekaj! - James biegł w moją stronę. Co on tutaj robił?
- Hej, co tutaj robisz, James?
- Hej, właśnie skończyłem test i chciałem spędzić z tobą trochę czasu.
- Brown cię wypuścił?
- Jasne. Powiedziałem, że muszę iść do szpitala, bo moja matka miała wylew.
- Wiesz, że nie powinieneś tak kłamać.
- Bella, spokojnie. Przecież nic się nie stało. I tak skończyłem test. Jak ci poszło?
- Nawet dobrze. Jeśli nie pomyliłam definicji, powinnam dostać 4. A tobie?
- Wszystko spieprzyłem. No, mówi się trudno.
- Gdzie idziesz?
- Nie wiem. Właściwie liczyłem, że pójdziemy na spacer a potem na jakiś obiad. Co ty na to?
- Nie wiem, James. Umówiłam się z Edwardem na obiad. Nie powinnam.
- To zadzwoń do niego i powiedz, że odwołujesz obiad i że zjesz go ze swoim przyjacielem. To takie trudne? Boże...
- Bez sarkazmu, proszę.
- Wybacz, Bello, ale to irytujące. Nawet nie możesz wyjść z przyjaciółmi do kina, bo on. Ciągle on.
- O jest dla mnie ważny, zrozum to.
- No, okej, Bello. Ale moim zdaniem robisz błąd. Posłuchaj rady przyjaciela. Przecież nie życzę ci źle.
- Dziękuję, James. - Nie lubię rozmawiać z nim na temat Edwarda. Ale jest w tym coś. Może James ma rację?
Nawet nie zauważyłam, jak byliśmy już pod kawiarnią. Chłopak otworzył mi drzwi, zajęliśmy stolik. Zamówiłam moje ulubione Latte z syropem karmelowym, James za to mocne espresso. Wyjęłam telefon i wybrałam numer Edwarda. Po kilku sygnałach usłyszałam głos ukochanego:
- Halo?
- Edward?
- Cześć, Bello.
- Cześć. Nie przeszkadzam ci?
- Nie, właśnie siedzę przy biurku i przeglądam akta pacjentów. Dziś o 14 na obiad, pamiętasz?
- Właśnie chciałam na ten temat z tobą porozmawiać. Nie mogę dziś iść z tobą na obiad.
- Coś się stało, kochanie?
- Właściwie to nic, ale dawno nie spotykałam się z przyjaciółmi a zostałam zaproszona, więc...
Cisza.
- Z kim się umówiłaś na ten obiad?
- Czy to ważne?
- Dobra, zapomnij. Muszę kończyć, Bello. Do usłyszenia.
Piiiiiiiiiiiip. Genialnie. Edward się rozłączył. Od razu zrobiło mi się smutno. Rozczarowanie. To było to. Rozczarowałam go. A przecież nic złego nie zrobiłam.
- Bello, coś się stało? - James złapał mnie za rękę i uścisnął ją w formie pocieszenia. Przynajmniej miałam taką nadzieję.
- Edward jest zły.
- Przejdzie mu.
Tak, przejdzie, tylko kiedy? Nie lubię kłócić się z Edwardem. Jestem wtedy taka ponura i przygnębiona. Nie powinnam się tak do niego odzywać. Przecież on się tylko pytał.
- Bello? Tu Ziemia! Jesteś?
- Emm, coś mówiłeś?
- Tak. Mówiłem. Pytałem się czy idziemy do kina? Proponowałem ci od piętnastu minut filmy, ale widocznie byłaś obecna tylko ciałem.
- Wybacz, zamyśliłam się.
- Na jaki film masz ochotę?
- James, nie obraź się, ale nie mam ochoty iść dziś do kina. Nie mam ochoty robić nic. Chyba wrócę do domu.
- Nie, Bello – James złapał mnie za nadgarstek i jednym, mocnym ruchem przyciągnął do siebie. - Nigdzie nie pójdziesz. Mieliśmy spędzić dzisiejszy dzień razem, pamiętasz? - Patrzył mi się prosto w oczy. Jego szczęka był mocno zaciśnięta i było widać, że był bardzo wściekły.
- Pamiętam, James, ała! Zostaw mnie, to boli! - Widziałam w jego oczach zaciętość i złość.
- Bello, obiecałaś mi. Nie chce się na ciebie złościć...
- Nic ci nie obiecałam, tylko powiedziałam, że możemy pójść. To nie obietnica, James. Teraz mnie puść, to boli! - Zaczynałam się bać.
- Nie. Masz pójść ze mną, Bello. ku***! Jak ten Edi jest na ciebie zły, to nie można z tobą normalnie porozmawiać! Widzisz do jakiego stanu mnie doprowadziłaś? Nie doprowadzaj mnie do białej gorączki! Idziemy, chodź! - James pociągnął mnie za sobą.
- Puść mnie, James. - Złagodziłam ton głosu. Nie chciałam go jeszcze bardziej wyprowadzać z równowagi. Nigdy jeszcze nie widziałam takiego Jamesa. Czy to jego prawdziwe oblicze?
James w końcu mnie puścił. Cholera. Rozejrzałam się z nadzieją, że na ulicy będą jacyś ludzie, którzy mi pomogą. Nikogo nie było. Co ja teraz zrobię?
- Bello, czy nie miło ci jak cię trzymam za rękę? - Znowu złapał mnie za rękę.
- Powiedzmy, że nie. James, zaczynam się ciebie bać, po prostu mnie zostaw.
- Bella! - Odwróciłam głowę i zobaczyłam biegnącego w moją stronę Edwarda. Dzięki Bogu. Po chwili był już koło mnie. James zrobił minę zdegustowania, ale nadal jego ręka trzymała mój nadgarstek. Edward zauważył to i natychmiast wyrwał moją rękę z jego uścisku.
- No, no, no. Miło mi poznać chłopaka mojej drogiej przyjaciółki. - James uśmiechnął się słodko do Edwarda.
- Chciałeś powiedzieć NARZECZONEGO. - Uwielbiam sarkazm Edwarda.
- Nie ważne. Jestem James. - Wyciągnął do niego rękę. Edward tylko na nią zerknął i jego wzrok powrócił z powrotem na niego.
- Edward Cullen. Chciałem ci tylko powiedzieć, że jak jeszcze raz zobaczę albo dowiem się od kogoś, niekoniecznie od Belli, jak ją traktujesz, nasze stosunki nie będą już takie miłe jak teraz. Do widzenia.
- Pa, Bello. Do poniedziałku w szkole. - Nasze oczy na chwilę się spotkały. Moje wyrażały strach, jego – Satysfakcję. James nałożył kaptur na głowę, po czym poszedł w przeciwnym kierunku. Chwilę potem już go nie widziałam.
W momencie, kiedy James znikł mi z oczu, w mojej głowie pojawiła się masa pytań. Nie mogłam sobie tego poukładać w głowie. Edward spojrzał a mnie. Widział w jakim jestem stanie. Natychmiast mnie przytulił. Gdy poczułam, że moja głowa leży na jego klatce piersiowej, zaczęłam płakać. Moje ręce powędrowały mu na plecy i ostatkiem sił zaczęłam ściskać jego kurtkę. Szlochając, próbowałam coś powiedzieć.
- E..Edward...
- Już dobrze, kochanie. Jestem tu.
- Przepraszam.
- Nie masz za co. Chodź, zabiorę cię do domu. Edward wziął mnie na ręce i zaprowadził do swojego Volvo. Podczas drogi powrotnej, nikt się nie odzywał. Ani on, ani ja. Nawet gdybym chciała porozmawiać z Edwardem na ten temat, na pewno nie teraz. Nie mam siły. Potrzebuję teraz tylko i wyłącznie spokoju i głębokiego snu. Spojrzałam na Edwarda. Był niespokojny. Widocznie o czymś myślał. Ręce mocno ściskały kierownicę. Usta Edwarda były w jednej linii a oczy przypominały martwy punkt. Matko Boska, co ja zrobiłam?!
Gdy dojechaliśmy na miejsce, Edward wyszedł z samochodu i otworzył mi drzwi. Po chwili rozmyślań wyszłam z Volvo, unikając pustego wzroku chłopaka. Szłam przed nim. Otwierając drzwi wejściowe do klatki, myślałam o tym, co a ten temat sądzi Edward. Odwróciłam się do niego i wyszeptałam:
- Co u...
- Porozmawiamy później, Bello. - Powiedział cicho.
Odwróciłam się szybko i zaczęłam wchodzić na schody. Dobrze, że w porę się odwróciłam, bo poczułam mokre, słone krople spływające po moich policzkach. Nie chcę, by widział jak płaczę. Otwierając drzwi, trzęsły mi się ręce. Po chwili otworzyłam drzwi. Szybko zdjęłam płaszcz, szalik i kozaczki, po czym weszłam do pokoju, gdzie czekał na mnie Edward.
- Rozbierz się. - Powiedział.
Zrobiłam trochę zdezorientowaną minę. Edward zrozumiał, że to co powiedział było dla mnie dwuznaczne i dodał:
- Nałóż piżamę do spania, kochanie. - Uśmiechnął się do mnie lekko.
- J-jasne. - Idąc w stronę komody, czułam jak się czerwienię. Czy to mi kiedyś minie? Pewnie nie.
Ponieważ nie miałam siły na szukanie czegokolwiek seksownego dla Edwarda, wzięłam koszulkę nocną, grube, różowe skarpetki i poszłam do toalety przygotować się do snu. Po umyciu zębów, szybkim prysznicu, rozczesaniu włosów i ubraniu się w strój nocny, wyszłam z łazienki. Powoli, moim ślimaczym tempem, poszłam do pokoju. Zamknęłam drzwi i westchnęłam sama do siebie. Nagle usłyszałam znany mi głos:
- Kochanie, chodź tutaj.
Odwróciłam się powoli i jeszcze raz spojrzałam. Tak, oczy mnie nie mylą. To Edward. On jeszcze nie wyszedł?
- O Boże! Edward, przestraszyłam się. Myślałam, że wyszedłeś.
- Jak chcesz żebym wyszedł, to wyjdę. - Edward wstał z łóżka i kierował się w stronę wyjścia. Nie tak szybko, kolego.
- Edward, Nie chcę. - Podeszłam do niego i złapałam go za ręce. - Po prostu nie wiedziałam, że zostaniesz.
- Jak będziesz chciała to chętnie zostanę. - Po chwili dodał:
- Nie chcę odchodzić od ciebie... W ogóle. - Wziął moją głowę w obie ręce i złożył na wargach delikatny pocałunek. Był on bardzo słodki i długi. Nie chcieliśmy go pogłębiać. Był to bardzo intymny moment. Z moich zamkniętych oczu zaczęły wypływać łzy. Cieszyłam się, że jestem w tym momencie z nim. Po jakimś czasie przerwaliśmy pieszczotę. Edward uśmiechnął się do mnie szczęśliwie i powiedział:
- Bello, jeśli nie chcesz rozmawiać dziś na temat tego, co dziś było, nie musimy.
- Ale chcę. To bardzo ważne.
Edward złapał mnie za rękę i poprowadził w stronę łóżka. Weszłam pod kołdrę i czekałam aż wejdzie razem ze mną. Edward tylko zrobił zdziwioną minę i gestem pokazał na siebie i na łóżko.
- Na co czekasz? Chodź tutaj. - Powiedziawszy to zdanie, mój mężczyzna uśmiechnął się i szybko ściągnął spodnie, bluzkę, skarpetki i w samych czarnych bokserkach wszedł do łóżka obok mnie. Objął mnie ramieniem, żeby było nam wygodnie i zaczęłam opowiadać, jak to się to wszystko zaczęło:
- Chciałam najpierw podkreślić, że nigdy nie zdarzyło mi się coś podobnego. Jamesa poznałam pierwszego dnia studiów, mówiłam ci o nim. Był dla mnie bardzo miły, chodziłam z nim na obiady, czasami na kawę. Był naprawdę dobrym przyjacielem. Aż do dziś. Chciał, bym poszła z nim na kawę i dała zaprosić się na obiad. Mówię mu, że nie mogę, bo jestem umówiona z tobą. On na to, że w ogólne nie dajesz mi spotykać się z przyjaciółmi.
- Mówił coś jeszcze o mnie?
- Nie przypominam sobie. - Oczywiście skłamałam. Przepraszam, Edwardzie, ale nigdy nie dowiesz się, jakie czasami podłe rzeczy James mówił o tobie. Oczywiście, mówiłam mu, żeby nie mówił tak o moim narzeczonym a on tylko się śmiał i od razu zmieniał temat. - Kontynuując, zadzwoniłam do ciebie. Powiedziałam ci to, że chcę iść na obiad z przyjaciółmi. Oh, Edwardzie, chciałam cię przeprosić za mój sarkazm, kiedy powiedziałam, że nie ważne z kim idę. Powinieneś wiedzieć. Przepraszam, że tak na ciebie naskoczyłam.
- Nic się nie stało, Bello. Na początku poczułem się troszkę nieswojo, lecz po chwili zrozumiałem cię. Miałem złe przeczucia, co do tego obiadu, dlatego poszedłem cię szukać. Broń Boże, nie śledziłem cię. Tylko chciałam zobaczyć, czy wszystko w porządku. Na szczęście przyszedłem w porę. Mówi dalej, kochanie. Nie będę ci przerywać. - Edward uśmiechnął się do mnie i pocałował mnie w czubek głowy.
- W momencie, kiedy się rozłączyłeś, zrobiło mi się bardzo smutno. Nie mogłam rozmawiać, jeść, pić kawy. Miała wielkie wyrzuty sumienia, że tak na ciebie naskoczyłam. Wiedziałam, że przesadziłam. James się bardzo zdenerwował, gdy zobaczył, że go nie słucham. Ponieważ James chciał iść do kina, powiedziałam mu, że nie jestem w humorze na oglądanie filmu i najlepiej będzie jak pójdę do domu. On się dosłownie wkurzył. Złapał mnie mocno za rękę i zaczął mi mówić, że nigdzie nie pójdę. Edwardzie, zaczęłam się bać. Na początku myślałam, że żartuje i zaraz mnie puści, ale z sekundy na sekundę zdawałam sobie sprawę, że robi mi krzywdę. Ręka zaczęła mnie coraz bardziej boleć, więc powiedziałam mu, że mnie to boli i żeby mnie puścił. Tak się cieszę, że mnie znalazłeś, Edwardzie. Tak się bałam. - Wtuliłam się w tors ukochanego.
- Już dobrze, Bello. Mam do ciebie prośbę, Bello. Obiecaj mi, że nie będziesz się z nim zadawała. Nie pozwolę, by ten typ jeszcze raz zrobił ci coś podobnego. Moim zdaniem to jakiś psychopata, który chce krzywdzić i wykorzystywać kobiety. Nie możesz się z nim widywać, Bello. To niebezpieczne. - Edward był w stu procentach poważny. I wiedziałam, że ma rację. Tylko, czy umiałam wytrzymać bez mojego przyjaciela? Czy zdołam go unikać i nie spotykać się z nim? Przecież chodzimy razem na zajęcia.
- Ale Edwardzie, chodzę z nim na wszystkie zajęcia. Jak mam go unikać, skoro widzę go codziennie na uczelni, w dodatku siedzimy razem w ławce...
- Ja się tym się zajmę. W poniedziałek wszystko załatwię i będziesz chodziła do innej grupy na wykłady. Nie będziesz się z nim widywała.
- Edwardzie, nie lepiej będzie, jak porozmawiam z nim na spokojnie?
- Nie, w żadnym wypadku. Bello, wiesz przecież, że to dla twojego dobra.
- Jeszce porozmawiamy na ten temat, dobrze?
- Hmm, ok. Ale i tak się od tego nie wykręcisz.
- Ciesze się, że jutro jest sobota. - W końcu zmieniłam temat.
- Ja też się cieszę, Bello. - Moje usta bardzo szybko odnalazły usta Edwarda. Jednym szybkim ruchem języka dostałam się do jego wnętrza i taniec naszych języków się rozpoczął. Języki walczyły o dominację jak dwa wygłodniałe lwy walczące o jedzenie. Z trudem, nie odrywając pocałunku, przesunęłam swoje ciało i teraz leżałam na nim całym swoim ciałem. Idealnie do siebie pasowaliśmy. Moje ręce zaczęły pieścić włosy ukochanego, natomiast Edward bardzo intensywnie zaczął masować moje pośladki. W tym momencie moje miejsce intymne leżało na jego bardzo podnieconym członku, co wyczuwałam od samego początku naszego pocałunku. Nie powiem, cieszyłam się, ponieważ nie każdy może podniecić Edwarda Cullena. Tylko ja mam taki przywilej.
Mam pewien pomysł. Moja prawa ręka opuściła gęste włosy chłopaka i zmierzała ku „większej rybie”. Powoli dotykałam go po klatce piersiowej. Jego reakcja była natychmiastowa. Gdy jęknął mi w usta, poczułam jak moje soki zaczęły przesiąkać przez bawełniane majtki. Chciałam przypomnieć, że miałam na sobie tylko koszulkę nocną, skarpetki i majteczki. Edward poczuł moje „płyny” i tylko się szerzej uśmiechnął. Byłam z siebie dumna, bo nadal nie zorientował się, co zamierzam zrobić. Ręka zniżała się dalej. Gdy była już na właściwym miejscu lekko musnęłam gumkę od bokserek i pociągnęłam ją lekko w dół. Edward od razu otworzył oczy, przerwał pocałunek i powiedział mi do ucha:
- Kochanie, nie dziś. Jesteś bardzo zmęczona. Musimy wypocząć, ponieważ jutro zabieram cię do mojego domku letniskowego do Phoenix. Tam będziemy mieli dużo czasu na różne rzeczy. - Ugryzł mnie delikatnie w ucho i pocałował ostatni raz w usta.
Wstałam z niego i położyłam się w dawnej pozycji. Pocałowałam go na dobranoc i szepnęłam cichutko:
- Kocham cię, Edward.
- A ja ciebie, Bello.


W tym samym czasie...

ku***. ku***. ku***. ku***. A było, ku***, tak wspaniale! Czy ten pojebany Edi musiał wszystko spieprzyć? Na to wygląda. Gdyby nie on to... UGH! Spierdolił wszystko, ku***! Ale nie na długo. Zobaczymy, czyja będzie Bella. Bo jak nie moja, to nikogo! Bo z Jamesem się, ku***, nie zadziera. Co za pojeb. Dobranoc. Wink


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Renesmeee dnia Wto 22:29, 19 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin