FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 To coś w powietrzu [NZ] Rozdzial Drugi 06.01.2010 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Swallow
Dobry wampir



Dołączył: 14 Paź 2008
Posty: 843
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Szczecin

PostWysłany: Sob 17:56, 02 Sty 2010 Powrót do góry

Image
by Athaya

Chciałam Wam przedstawić moje wypociny. Tekst napisałam ponad miesiąc temu i dopiero teraz postanowiłam się nim podzielić. Nie jest zbetowany, ale uważam, że wygląda lepiej niż niektóre, które przeszły przez betę. Jeśli tekst się podoba, a błędy będą bardzo radziły to poszukam kogoś do pomocy, a obecnie o to trudno.

Opowiadanie będzie o dzieciństwie i dorastaniu Alice. Niewiele o nim wiemy, dlatego podjęłam się tego wyzwania.

Liczę na opinie. Prolog jest dość krótki, ale to tylko wprowadzenie.


Prolog

- Jestem w ciąży.
Zapadła cisza. Chociaż przed sekundą przy stole panował sympatyczny gwar, te trzy słowa zmieniły wszystko.
Brunetka o niezwykłej urodzie otworzyła ze zdziwienia buzię, po chwili jedna przybrała groźny wyraz twarzy.
- Marto, mam nadzieję, że to jeden z tych twoich idiotycznych żartów, bo jeśli nie to...
- Nie, mamo - przerwała jej bardzo podobna do niej dziewczyna. Na oko miała osiemnaście lat, była drobna i naprawdę piękna. I to ona była Martą. - Naprawdę jestem w ciąży.
Ktoś upuścił widelec, ktoś zachichotał. Jednak czuć było napięcie, tak ogromne, że biedna Marta czuła, że za chwilę zemdleje.
- Wiedziałam, wiedziałam, że w końcu się z kimś puścisz. Jesteś taka jak twój ojciec.
Marta zerwała się z krzesła, pociągnęła za sobą obrus, a wszystko co leżało na nim wylądowało na podłodze.
Wybiegła na dwór. Pierś falowała jej gniewnie, wiatr rozwiewał włosy. Łzy chciały wyjsć na wolność, ale nie pozwoliła na to. Była silna.
Specjalnie to zrobiła. Specjalnie powiedziała o tym matce przy wszystkich, bo wiedziała jak zareaguje. Gdyby były same pewnie uderzyłaby ją, nie zważając na stan swojej córki. A tak przy wszystkich się powstrzymała, powiedziała tylko te słowa: "Wiedziałam, że w końcu się z kimś puścisz". To było okropne. I to porównanie do ojca, którego nawet nie znała. Nienawidziła swojej matki.
Zaczęła biec przed siebie. Wiedziała, gdzie zmierza. Tę drogę znała doskonale, chadzała nią tak często. W tajemnicy, za dnia i pod osłoną nocy. Myślała, że ta droga doprowadzi ją do szczęścia, do czegoś dobrego.
Teraz da mi bachora, pomyślała Marta z goryczą. Chciała mieć dziecko, ale nie teraz. Matka nie poznała jeszcze jej wybranka, ale Marta była pewna, że nie zaakceptowałaby go. Taka już była.
Suka.
Boże, jak ona nienawidziła swojej matki. Tej okropnej twarzy, jej mimiki, gestów. Jej głosu, sposobu w jaki się śmieje. Najgorsze było to, że Marta odziedziczyła większość tych cech po matce. I dlatego, chąc nie chcąc, znienawidziła też siebie.
Jeszcze dwadzieścia metrów. Piętnaście. Dziesięć.
W domu jest jasno, pewnie nie poszedł jeszcze do pracy. Opowie mu o wszystkim, co wymyśliła.
Marta próbowała się uspokoić, próbowała nie liczyć kroków.
Zastukała do drzwi. Po paru sekundach ktoś otworzył. I był to on.
Jaki on przystojny, przeleciało jej przez głowę. Ta twarz była piękna, szlachetna. Dziwiła się tylko, że należała do kogoś z biednej rodziny. Wszystkie książęta powinny tak wyglądać. Tak jak jej Colin.
Lubiła myśleć "mój Colin". To było egoistyczne, ale wiedziała, że należy jej się. Nie miała ojca, matki w sumie też. A Colin... Po prostu jakby stworzony dla niej.
- Cześć - powiedziała tylko i uśmiechnęła się. Odpowiedział jej tym samym i wpuścił do środka.
Weszła ostrożnie, bo obawiała się spotkania z jego ojcem. Był surowy i zawsze traktował ją z góry. Wiedziała, że nie darzy jej sympatią tylko dlatego, że jest zamożna.
- Nie bój się, nie ma nikogo - powiedział Colin. Przytuliła się do niego Pachniał wiosennym wiatrem, szarym mydłem i drewnem. Najpiękniejszy zapach na świecie.
Pocałował ją. Odwzajemniła to całą sobą. Czemu ona go tak kochała? Tak mocno, że oddałaby mu wszystko. Może dla niego zostawić rodzinę, która i tak jej nie kocha. Może zostawić wszystko, byle tylko z nim być.
- Czemu płaczesz? - Zapytał, odrywając się. Zachichotała, jakby przyłapano ją na czymś niedozwolonym.
- To wszystko jest takie... nierzeczywiste - wyznała mu. - Nie mogę uwierzyć, że kochasz mnie i, że akceptujesz to, że będziemy mieli dziecko.
Próbowała nie zauważać tego, że za każdym razem, gdy mówiła o dziecku wzdrygał się. Pocieszała się tym, że Colin obawia się tego jakim będzie ojcem. To normalne, ona też się bała. Bardzo, bardzo się bała.
Usiedli przy stole. Colin nadal trzymał ją za rękę, co przyjęła z ulgą.
- Powiedziałaś matce?
- Tak, przed chwilą. Wściekła się, ale nic mi nie zrobiła. Było za dużo osób.
Czuła się niepewnie mówiąc o tym.
- Zgodzi się na... no wiesz...
- Na co? - Zapytała zaskoczona. O co mu chodzi? Przecież wie, że urodzi dziecko mimo protestów matki.
Colin wyprostował się i spojrzał Marcie w oczy. Zaczynała się domyślać o co mu chodzi, ale odpychała od siebie tę myśl. Przecież on nie jest taki.
- No wiesz, na usunięcie...
- Słucham?!
Była oburzona tym co usłyszała. Chciał by usunęła dziecko? Myślała, że dogadali się jasno, gdy powiedziała, że zrobią to co najrozsądniejsze.
- Marta, przecież mówiłem ci, że to najlepsze wyjście...
- Mówiłeś, że będziesz mnie wspierać!
- Tak, ale chodziło mi o to, że będę przy Tobie jak... jak to się zdarzy.
Wyrwała rękę z jego uścisku. Znów chciało jej się płakać, ale teraz z innego powodu. Z bólu, z rozżalenia.
- Marta, błagam cię. Mam tylko siedemnaście lat, nie jestem nawet pełnoletni. Ojciec mnie zabije, gdy dowie się, że jesteś w ciązy.
- Myślałam, że jesteś bardziej odpowiedzialny. Myślałam... myślałam, że mnie kochasz. Że będziemy szczęśliwi i pokonamy wszystkie przeciwności losu. Marzyłam o wychowaniu dziecka na porządnego człowieka. Z Tobą...
Był zmieszany i widać było, że cała sytuacja go przytłaczała.
- Czemu mnie namawiałeś do tego? Bo żadna inna cię nie chciała? Nie dziwię się, jesteś okropny. Nie wiem czemu cię kocham, jeśli ty nie jesteś na tyle odpowiedzialny...
- Marta, ja też cię kocham. Ale ja jestem młody, nie chcę być ojcem. Kiedyś, ale nie teraz. Twoja mama ma pieniądze, ja też się dołozę. Na pewno damy radę opłacić...
- Nie mogę tego słuchać! Jak możesz?!
Chciała wyjść stąd jak najszybciej. Nie chciała więcej płakać w towarzystwie tego... tego chłopaka. Widocznie nie znała go tak dobrze jak myślała.
- Marta - złapał ją za rękę, ale wyrwała się. - Marta, możemy być razem, ale...
- Wygląda na to, że jednak nie możemy.
- Nie wiń mnie! Czy powiedziałaś o nas matce? Czy wie, że spotykasz się ze mną?
- Nie, ale...
- Czy wie, że straciłaś ze mną dziewictwo?
- Nie, nie powiedziałabym...
- Widzisz! Ty mówisz, że jestem tchórzem, ale zobacz jak ty się zachowujesz, jak ty postępujesz. Mój ojciec wie, że się spotykamy od samego początku...
- On mnie nienawidzi.
- To nie zmienia faktu, że próbujesz mnie oceniać, chociaż sama nie jesteś lepsza.
- Nie mogę tego słuchać. Zostaw mnie.
Otworzyła drzwi i wyszła. Było ciemno, a ona była pewna, że już nigdy nie wróci do tego domu w którym przyszlo jej doznać upokorzenia.
- Jesteś po prostu rozpieszczona! Myślisz o sobie, nie dziwię się, że...
Ale reszty już nie usłyszała, bo zaczęła biec. Biegła najszybciej jak umiała, bo chciała to zostawić za sobą. Ale tak się po prostu nie dało.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Swallow dnia Wto 23:49, 05 Sty 2010, w całości zmieniany 5 razy
Zobacz profil autora
Luiza Marie
Wilkołak



Dołączył: 12 Lut 2009
Posty: 116
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 18:30, 02 Sty 2010 Powrót do góry

Zaciekawiło mnie bardzo :). I masz rację - niektóre zbetowane teksty wyglądają gorzej, aczkolwiek znalazłam kilka błędów - przede wszystkim powtórzenia i niepoprawne zapisy dialogów.

Cytat:
- Cześć. - Powiedziała tylko i uśmiechnęła się.


Powinno być: - Cześć - powiedziała tylko i uśmiechnęła się.

Cytat:
A tak przy wszystkich się powstrzymała, powiedziała tylko te okropne słowa. "Wiedziałam, że w końcu się z kimś puścisz". To było okropne.



Cytat:
Czemu ona go tak kochała? Kochała tak mocno, że oddałaby mu wszystko. Może dla niego zostawić rodzinę, która i tak jej nie kocha.


Nie są one aż tak rażące, ale tekst będzie wyglądał o wiele lepiej, gdy się je usunie, więc mimo wszystko dobrze zrobisz, jak poszukasz bety :).

A co do treści: Strasznie mnie zaciekawiłaś. Alice uważam za jedną z najbardziej fascynujących postaci z książki i nie mogę przeboleć tego, iż w większości ff jest skrzatem tudzież chochlikiem, który to ma manię kupowania ubrań i bawienia się w Bella Barbie. Zaczęłaś od nietypowego momentu, ale przypadło mi to do gustu. Z pewnością tu zajrzę, gdy dodasz kolejny rozdział.

Życzę Ci dużo Weny, czasu i chęci przy dalszym pisaniu :).
Pozdrawiam,
Luiza Marie :).


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Luiza Marie dnia Sob 18:30, 02 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Holly Black
Nowonarodzony



Dołączył: 25 Lis 2009
Posty: 38
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 18:33, 02 Sty 2010 Powrót do góry

Powiem, że zaczęło się ciekawie.
Było kilka drobnych błędów:
Swallow napisał:
Brunetka o niezwykłej urodzie otworzyła ze zdziwienia buzię, po chwili jednak przybrała groźny wyraz twarzy.


Zabrakło literki :)

Swallow napisał:

Ktoś upuścił widelec, ktoś zachichotał. Jednak czuć było napięcie, tak ogromne, że biedna Marta czuła, że za chwilę zemdleje.


Powtórzenia.

Swallow napisał:
- Czemu płaczesz? - Zapytał, odrywając się.


Powinno być: - Czemu płaczesz? - zapytał, odrywając się.


Mimo to, tekst czyta się płynnie.
To dopiero był prolog, w dodatku bardzo krótki.
Jak napiszesz coś więcej, z chęcią przeczytam.
Życzę weny i pozdrawiam,
Holly Black


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Holly Black dnia Sob 18:44, 02 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
` Coco chanel .
Wilkołak



Dołączył: 24 Gru 2009
Posty: 139
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Bielsko - Biała ^^ <33

PostWysłany: Sob 18:53, 02 Sty 2010 Powrót do góry

` Zaczyna się bardzo ciekawie.
Już mi jest żal Marty.
` Nie lubię Colina.
Dobra, wiem, że 17 latek nie chce być ojcem,
ale trzeba było o tym pomyśleć wcześniej.
` Masz lekki styl, nie ma żadnych rażących błędów.
Masz rację. Niektóre zbetowane teksty wyglądają dużo gorzej;*
` Z niecierpliwością czekam na nexta;*
Weny, weny, weny;*

` CoCo


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
chochlica1
Gość






PostWysłany: Nie 1:39, 03 Sty 2010 Powrót do góry

Swallow napisał:
Brunetka o niezwykłej urodzie otworzyła ze zdziwienia buzię, po chwili jedna przybrała groźny wyraz twarzy.

Brakuje "k" w "jednak" ;)

Swallow napisał:
- Marto, mam nadzieję, że to jeden z tych twoich idiotycznych żartów, bo jeśli nie, to...

Przecinek przed "to"

Swallow napisał:
Marta zerwała się z krzesła, pociągnęła za sobą obrus, a wszystko, co leżało na nim, wylądowało na podłodze.



Swallow napisał:
Wybiegła na dwór. Pierś falowała jej gniewnie, wiatr rozwiewał włosy. Łzy chciały wyjść na wolność, ale nie pozwoliła na to.

Drobna literówka w "wyjść: ;)


Swallow napisał:
Specjalnie to zrobiła. Specjalnie powiedziała o tym matce przy wszystkich, bo wiedziała, jak zareaguje. Gdyby były same pewnie, uderzyłaby ją, nie zważając na stan swojej córki.


Swallow napisał:
Jej głosu, sposobu, w jaki się śmieje. Najgorsze było to, że Marta odziedziczyła większość tych cech po matce. I dlatego, chcąc, nie chcąc, znienawidziła też siebie.



Swallow napisał:
- Czemu płaczesz? - zapytał, odrywając się.


Swallow napisał:
- Nie mogę uwierzyć, że kochasz mnie i że akceptujesz to, że będziemy mieli dziecko.
Próbowała nie zauważać tego, że za każdym razem, gdy mówiła o dziecku, wzdrygał się. Pocieszała się tym, że Colin obawia się tego, jakim będzie ojcem. To normalne, ona też się bała. Bardzo, bardzo się bała.

Bez przecinka przez "że akceptujesz...".


Swallow napisał:
Czuła się niepewnie, mówiąc o tym.
- Zgodzi się na... no wiesz...
- Na co? - zapytała zaskoczona. O co mu chodzi? Przecież wie, że urodzi dziecko mimo protestów matki.



Swallow napisał:
Zaczynała się domyślać, o co mu chodzi, ale odpychała od siebie tę myśl. Przecież on nie jest taki.


Swallow napisał:
Była oburzona tym, co usłyszała. Chciał, by usunęła dziecko? Myślała, że dogadali się jasno, gdy powiedziała, że zrobią to, co najrozsądniejsze.



Swallow napisał:
- Tak, ale chodziło mi o to, że będę przy Tobie, jak... jak to się zdarzy.



Swallow napisał:
- Marta, błagam cię. Mam tylko siedemnaście lat, nie jestem nawet pełnoletni. Ojciec mnie zabije, gdy dowie się, że jesteś w ciąży.

...

przeciwności losu. Marzyłam o wychowaniu dziecka na porządnego człowieka. Z tobą...


Swallow napisał:
Nie wiem, czemu cię kocham, jeśli ty nie jesteś na tyle odpowiedzialny...

...

Twoja mama ma pieniądze, ja też się dołożę.


Swallow napisał:
Widocznie nie znała go tak dobrze, jak myślała.
- Marta. - Złapał ją za rękę, ale wyrwała się. - Marta, możemy być razem, ale...



Swallow napisał:
- Widzisz! Ty mówisz, że jestem tchórzem, ale zobacz, jak ty się zachowujesz, jak ty postępujesz. Mój ojciec wie, że się spotykamy od samego początku...



Swallow napisał:
Otworzyła drzwi i wyszła. Było ciemno, a ona była pewna, że już nigdy nie wróci do tego domu, w którym przyszło jej doznać upokorzenia.
- Jesteś po prostu rozpieszczona! Myślisz o sobie, nie dziwię się, że...
Ale reszty już nie usłyszała, bo zaczęła biec. Biegła najszybciej, jak umiała, bo chciała to zostawić za sobą. Ale tak się po prostu nie dało.



Mam nadzieję, że nie gniewasz się za wypisanie błędów :) Kurczę, przepraszam, ale... sama nie wiem. To wyłapałam i pomyślałam, że wypiszę :)

Ogólnie podoba mi się zamysł, by pokazać dzieciństwo Alice. To oryginalne i masz szerokie pole do popisu. Jestem ciekawa, jak to rozwiniesz i w jaki sposób ukażesz bohaterkę.
Co do prologu... faktycznie krótki, by coś więcej powiedzieć o Twoim stylu. Podobało mi się. Z tego, co cóż, hm, zauważyłam, piszesz ładnie, płynnie... takie mam odczucia po prologu. I chciałabym przeczytać więcej, zdecydowanie.
Dobrze, że pokrótce ukazałaś sytuację Marty i Colina. Takie rozwodzenie się nie miałoby większego sensu. Ogólny zarys jest? Jest. Więc nie ma się czego czepiać.

Co więcej mogę powiedzieć. Chyba nie będę Ci ględzić. Po prostu życzę weny i czekam na rozdział I.

Buziaki,
Choch ;*


Ostatnio zmieniony przez chochlica1 dnia Nie 1:41, 03 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
Invisse
Zły wampir



Dołączył: 19 Lip 2009
Posty: 355
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 43 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 9:47, 03 Sty 2010 Powrót do góry

I oto kolejna historia Alice ;)
Styl masz świetny, oprócz kilku porównań, które mnie rozśmieszyły (tia, wiem, mam spaczone poczucie humoru).
Podobało mi się ;)
Co by tu jeszcze bazgrnąć... Głupek z tego Colina? ;)
Aaa, właśnie, zabrakło mi troszkę opisu wyglądu, bo słowo "przystojny" ma bardzo szerokie zastosowanie, moja koleżanka na przykład mówi tak na chłopaka, który zupełnie urody nie ma ;) Także zaintrygowało mnie wyrażenie "o niezwykłej urodzie". Siedziałam i dumałam, co to może znaczyć.
Ale, ponieważ dużo rozdziałów jeszcze przed tobą, mam nadzieję, że to rozwiniesz ;)

Weny ;)
I.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Larissa
Wilkołak



Dołączył: 09 Lip 2009
Posty: 222
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 25 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Z dwóch miast: Piaseczno [PL] i Zohor [SK]

PostWysłany: Nie 9:51, 03 Sty 2010 Powrót do góry

Zachwyciłaś mnie już samym prologiem.
Zauważyłam błędy, raz nawet nie wstawiłaś
kropki na końcu zdania, ale mimo to tekst
czytało mi się dobrze, bez żadnych zgrzytów. :)
Nie jestem do końca pewna, ale z tego, co
zrozumiałam, Marta jest matką Alice.
A Colin to jej ojciec. A zła kobieta jest jej babcią. :)
Podoba mi się twój pomysł, na pewno przeczytam
następny rozdział.
Pozdrawiam i życzę weny
Larissa


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
behappy
Wilkołak



Dołączył: 25 Lis 2009
Posty: 159
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 10:46, 03 Sty 2010 Powrót do góry

Zapowiada się, że będzie warto czytania. Podoba mi się, że w tym ff jest pokazana historia Alice a raczej Marty.
Na razie nie ma za dużo informacji oprócz ciąży Marty.
Życzę dużo weny i czekam na rozwinięcie akcji.
B:-D


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Maya
Wilkołak



Dołączył: 10 Sie 2009
Posty: 244
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: krzesła. Obrotowego krzesła. o!

PostWysłany: Nie 13:43, 03 Sty 2010 Powrót do góry

Kurde, mam dosłownie chwilę, ale muszę skomentować.
Bardzo, bardzo mi się podoba. Czy błędy są, nie wiem, nie zwróciłam uwagi :)
Tekst jest ciekawy, bardzo dobrze sie czyta. Z utęsknieniem czekam na więcej :)
Pozdrawiam Serdecznie
Ave vena


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Swan
Zły wampir



Dołączył: 20 Lut 2009
Posty: 406
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 40 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Forks, Phoenix... ok no... Śląsk :P

PostWysłany: Nie 22:36, 03 Sty 2010 Powrót do góry

Dobra, ja też mam tylko chwilkę, ale obiecałam sobie, że skomentuję ^^
No więc:
Co do błędów to wyłapałam tylko interpunkcyjne: brak kropki, albo przecinek w miejscu, w którym ja bym go nie dała. Ale też mogę się mylić :)
A jeśli chodzi o sam rozdział... jako tekst no. Prolog wcale nie był za krótki. Był dłuższy niż rozdziały w niektórych spośród innych ff-ów :) No i jak dla mnie był w sam raz.
No a tematyka... W prologu w sumie pokazane jest jakie jest życie ciężarnej nastolatki. Poza tym udało Ci się mnie zaciekawić. I to nawet bardzo. Zazwyczaj nie lubię ff-ów o Alice, ale ten... No nie wiem. Coś w sobie ma. Prolog przynajmniej. :D
Uch, okropnie nieskładnie piszę. Powiem tak: póki co mi się podoba, niecierpliwie czekam na pierwszy rozdział i... przepraszam za mało konstruktywny komentarz :)
Pod rozdziałami się poprawię ^^

Weny!

Pozdrawiam,
Swan


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Nie 23:05, 03 Sty 2010 Powrót do góry

hm, witam, późna noc - myśle zaryzykujmy - nieznany autor... i oczywiście się pomyliłam, nie powinnam ryzykowac o tej porze... sama w pokoju... wsłuchując się w oddechy śpiacych domowników...
zostałam porwana... przez ciebie... nawet mnie nie uśpiłaś chloroformem... sadystycznie dostałam po głowie i wciąż w tej samej pozycji wgapiam się w ekran...
bardzo dobrze poprowadzona sytuacja... pomimo przewagi dialogów nad opisami jest zywa akcja i 'czuc' uczucia :) napięcie w powietrzu i całość okraszona dużym bólem...

prolog bomba... zobaczymy czy napięcie spadnie w pierwszym rozdziale... ale mam cichą nadzieje, ze nie...

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Swallow
Dobry wampir



Dołączył: 14 Paź 2008
Posty: 843
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Szczecin

PostWysłany: Pon 0:07, 04 Sty 2010 Powrót do góry

Naprawdę nie spodziewałam się tak dobrego przyjęcia. Jest to miłe, zwłaszcza dlatego, że od dawna nie pisałam - minie coś pół roku. Dodaję pierwszy rozdział.

Beta: Beatriz (specjalna dedykacja)

Rozdział pierwszy

Zaczął padać deszcz. Wielkie krople spadaly na suchą ziemię, użyźniając ją, a ta przyjmowała je w sposób wręcz zachłanny. W Kansas już od kilku tygodni była kompletna susza i zabawne, że ten wyczekiwany deszcz spadł właśnie dzisiaj-w dzień pogrzebu.
Czy to niebo płacze za dopiero co zmarłą osobą? Czy może po prostu, jak to bywa z pogodą, ma taki kaprys? Trudno było się domyślić, jednak to nie zmieniało faktu, że ów deszcz skomplikował uroczystość pogrzebową.
W małym kościele nieopodal Lawrence był tłum ludzi. Czarne stroje zlewały się za sobą, a ogromne kapelusze na głowach dystyngowanych dam robiły naprawdę przerażające wrażenie. Kto odszedł? Musiał być to ktoś ważny, ktoś liczący się w mieście.
- Podobno popełniła samobójstwo - szepnęła jedna z pań do drugiej. Ta pierwsza na oko miała czterdzieści lat, liczne zmarszczki na czole, jakby stale nad czymś myślała. Wyglądała też na pierwszoligową plotkarę. - Ale dziwne, że czekała do rozwiązania. Ja na jej miejscu bym już dawna wskoczyła do rzeki.
Ktoś się odwrócił i spoglądnął na obie panie. Te zamilkły zgodnie, nie chciały by ktoś słyszał o czym rozmawiają. To niegrzecznie mówić źle o zmarłym, ale kiedy już odszedł, to co im szkodzi chociaż podumać dlaczego?
- Penelope mówiła, że widziała ją w przeddzień śmierci. Podobno wyglądała na zadowoloną, szła dumnie przez główną ulicę miasta. Wątpię by to było samobójstwo - po pięciu minutach milczenia, druga z pań nie wytrzymała. - Ktoś musiał jej szczerze nienawidzić, skoro zabił ją tydzień po porodzie. Może to ten Colin, od Grayów. Podobno to jego dziecko.
Pierwsza kobieta prychnęła, dając znak, że rozumowanie jej koleżanki jest kompletnie błędne.
- Vincento, wątpię w to szczerze. Gray jest bawidamkiem, nie zabiłby dziewczyny, bo wiadomo, że pani White nie zechciałaby wziąć pod opiekę tego... tego bękarta. Podobno była wściekła, gdy dowiedziała się o ciąży córki. Pewnie teraz, gdy dziewczyna umarła, odetchnęła z ulgą - była plamą na honorze rodziny White. Śmierć córki była jej na rękę. Jak wiadomo są oni jedną z najbardziej liczących się rodzin w Kansas.
Obie zamilkły, kiedy ktoś znów spojrzał w ich stronę. Uroczystość właśnie się rozpoczynała.

- Czemu tam nie wejdziesz?
- Nie chcę tego widzieć. Czuję się już wystarczająco niedorzecznie.
Colin Gray, razem ze swoim bratem Tomem, patrzył z daleka na kościół w którym odbywała się uroczystość pogrzebowa. Popijali wino z butelek i tylko co jakiś czas wymieniali słowa.
- Wiesz, że najprawdopodobniej to dziecko powędruje do ciebie? - Zapytał się Tom, patrząc na brata niespokojnie. Był od niego młodszy o dwa lata, miał ledwie szesnaście lat. Jednak starał się patrzeć na tę chorą sytuację trzeźwo i dorośle, skoro jego starszy brat, jego bohater, nie potrafił...
Colin łypnął na Toma gniewnie. Po co mu to mówi? Jakby nie wiedział, że jego życie jest i tak kompletnie do dupy. Dlaczego namawiał tę idiotkę by poszła z nim do łóżka? Była urocza, śliczna, ale taka głupia... Nie wiedział, że po dwóch razach wpakuje się w dziecko. A teraz to. Wiedział, że wszyscy w Lawrence podejrzewają go o zabójstwo. Jak mógłby to zrobić? Nie był taki... ta sytuacja na nim ciążyła, ale na pewno nie rozwiązałby jej w taki sposób.
W pewnej chwili zaśmiał się na wspomnienie ślicznej twarzy, która na niego patrzyła, gdy pokazywał jej jak można doprowadzać ludzkie ciało do tak niezapomnianych doznań. Była taka niewinna...
- Z czego się śmiejesz?
- Z niczego.
Niby powinien dawać bratu dobry przykład, a jak narazie pokazał mu tylko jak wpakować się w totalne bagno. Może coś powie? W jego zamroczonym winem umyśle pojawialy się różne opcje.
- Tom - zaczął i objął brata. - Dam ci jedną radę: nigdy nie idź do łóżka z bogaczkami. I z dziewicami. To zło.
Zapadła cisza, a Colin wiedział dlaczego. Tom chodził z Brittany, piętnastolatką, całkiem uroczą. Z wyznań brata wiedział, że niedługo planują pójść ze sobą do łóżka, a Britt była dziewicą. Dobrze chociaż, że nie miała wysoko postawionej mamusi.
Deszcz wezbrał na sile, a ubrania braci były kompletnie przemoczone. Nie przeszkadzało im to - wszyscy od dawna prosili o deszcz, więc mogą się cieszyć nim, nawet jeśli to miałoby spowodować dwudniowe schnięcie najlepszych ubrań.
Z kościoła zaczęli wychodzić ludzie, powoli chowając się pod parasolkami. Na samym końcu wyprowadzono trumnę, którą niosło czterech osiłków. Poprowadzono ją do czarnego karawanu, który po chwili odjechał.
- Pewnie mnie zdradzała - powiedział po dziesięciu minutach Colin, opróżnił butelkę do końca i zaczął kierować się w stronę swojego domu.

Ktoś uderzył mocno w drzwi. Tom, przestraszony, w półśnie otworzył je niepewnie.
- Dzie-dzień Dobry, pani White.
- Gdzie on jest?!
Kobieta, nadal w czarnej, żałobnej sukience, weszła do środka bezceremonialnie. Za nią pojawiły się jeszcze dwie osoby, raczej onieśmielone zachowaniem swojej pracodawczyni.
- Gdzie on jest? - zapytała tym razem ciszej, ale z tą samą mocą. - Myślałam, że ma na tyle odwagi by stanąć ze mną twarzą w twarz na pogrzebie. Ale to tchórz! Wiedziałam, wiedziałam!
Nagle pojawił się Colin, zaspany i rozkojarzony.
- Ty.. ty! Nienawidzę cię!
Tego Colin na pewno się nie spodziewał. Kobieta rzuciła się na niego i zaczęła okładać go pięściami. Dopiero ojciec Colina zdołał ją powstrzymać.
- Samanto, uspokój się, uspokój!
- Jak śmiesz mówić do mnie po imieniu, Gray!
- Jak śmiesz atakować mojego syna w jego własnym domu!
Przez chwilę Samantha White i Thomas Gray mierzyli się wzrokiem. Colin w końcu rozbudził się na tyle by coś powiedzieć:
- Po co te nerwy? Proszę powiedzieć o co chodzi.
Pani White zaśmiała się ironicznie i usiadła na krześle. Jeszcze przez parę minut nie mogła uspokoić chichotu, jednak wszyscy wiedzieli, że nie był on spowodowany dobrym żartem czy zabawną uwagą.
- Jeszcze śmiesz się o to pytać, Colin! Moja córka, moja droga córka Marta zginęła przez ciebie! Zabiłeś ją, potworze!
- Nie mów tak do mojego syna. Zeznaliśmy komendantowi co sądzimy o całej sytuacji i jak to wyglądało, więc proszę cię: nie krzycz w moim domu!
Nastała cisza, a Thomas Gray, oddychając ciężko, położył dłoń na ramieniu Colina.
- Czego pani od nas chce?
Samantha White znów zaczęła wyć ze śmiechu, ale trwało to o wiele krócej niż ostatnim razem. Spojrzała w oczy Colinowi i przemówiła do niego jadowitym głosem:
- Ty zapłodniłeś, Ty masz.
- Słucham?
Z kąta wyłoniła się jedna z dziewcząt, które przybyły razem z nieoczekiwanym gościem. Trzymała w ramionach coś, co okryte było stertą kocy. Jak się okazało to coś bylo dzieckiem.
- Twoja córka, młody Grayu. Nie zamierzam trzymać pod moim dachem tego... tego bachora. Teraz możesz pokazać jaki jesteś dorosły, tak jak tamtej nocy, gdy postanowiłeś tknąć moją córkę swoimi brudnymi łapami.

Zapadła już noc. Deszcz ustał, słychać było tylko szum drzew. Jeszcze parę tygodni i nadejdzie zima, a w Kansas były zazwyczaj nieprawdopodobnie mroźne, szczególnie po tej stronie stanu.
Przed zaledwie paroma godzinami w jednym z domów w Lawrence wydarzyło się coś, co całkowicie zmieniło życie jednego z jego mieszkańców.
Colin Gray siedział przy stole, patrząc tępo w okno. Rozmyślał o pogodzie,o tym, jak wszystko się zmienia...i że jeszcze rok temu nie spodziewał się, że wszystko tak się potoczy. Zaklinał siebie za namawianie Marty do seksu, zaklinał siebie za samo poznanie jej. Po co pakował się w coś tak durnego? Ona była bogata, on biedny. To był najbardziej znany i najokrutniejszy powód uniemożliwiający związek wielu parom.
Ale on chciał dobrze! Chciał by zrobili to co najlepsze - usunęli dziecko. Miała kupę forsy, przekupiłoby się jakiegoś lekarza i byłoby po sprawie. Po tamtym wieczorze, gdy uciekła, miał wyrzuty sumienia, chciał z nią porozmawiać, ale się odgrodziła. Nawet myślał o tym, że gdyby urodziła pomagałby jej. Jednak Marta postąpiła osobliwie. Zaledwie miesiąc po ich rozstaniu oznajmiła wszem i wobec, że jest zaręczona z synem burmistrza. Colin doskonale wiedział, że zaaranżowała to jej matka. Mieszkańcy Lawrence nie dali się nabrać, ciążę było już widać gołym okiem, a nie wierzyli w to, by ojcem mógł być burmistrzowy syn.
Dał sobie spokój. Jeśli tak chciała to rozegrać, zaakceptował to. Niech żyje w kłamstwie i złudzeniach - tak myślał. Doskonale wiedział o jej słabości do niego. Widział to w oczach młodej Marty White.
A potem ta nagła śmierć. Słyszał, że urodziła, napisano o tym nawet w gazetach w rubryce "nowonarodzeni".
Teraz siedzi tu. Jest środek nocy, pije gorącą, gorzką kawę i przypatruje się co chwila zawiniątku na łóżku. To dziecko, ta dziewczynka jest jego.
Jest zdecydowanie za młody na bycie ojcem; tę mantrę powtarza sobie już od początku. Ale teraz stanął przed faktem dokonanym, nie ma odwrotu. Matka Marty powiedziała, że jeśli małej nie weźmie, odda dziecko do sierocińca. Ojciec Colina, który tam się wychował, w końcu skapitulował. Co to za czasy, że dzieckiem trzeba się licytować? Ale rzeczywiście, sąd uznałby, że lepiej gdyby był pod opieką ojca. Przynajmniej tak by było, gdyby Samantha White przekupiła sędziego, co było tak oczywiste jak to, że nie dojedzie się samochodem na księżyc.
- Jeszcze nie śpisz? - Głos Toma wyrwał Colina z rozmyślań. Młodszy brat próbował dodawać mu otuchy, ale nic nie pomagało. Czym tu pocieszać? Niczym. Kompletnie niczym.
- Nie, z jakiegoś nieznanego powodu nie mogę zasnąć - powiedział ironicznie. Tom usiadł na przeciwko niego i nic nie mówił. Czasem lepiej trwać w ciszy niż paplać bez sensu.
W pewnym momencie, całkowicie niespodziewanie, dziecko zakwiliło. Oboje, i Colin, i Tom, aż podskoczyli słysząc ten dźwięk. Podbiegli przestraszeni do łożka, skąd dobiegał odgłos.
- Co mu jest? - Zapytał Colin przerażony. Nie znał się na dzieciach, nie wiedział czego potrzebują. Jak przez mgłę widział swoją matkę, gdy zajmowała się Tomem.
- Nie mam pojęcia.
- Może coś mu jest? Może jest chore.
- Nie, nie - Tom starał się zachować trzeźwość umysłu. - Brittany ma malutkiego braciszka. Jak jest głodny lub narobi w pieluchę to wtedy płacze. Tak myślę.
Informacja ta jednak nie pocieszyła braci, którzy, mówiąc prosto, nie wiedzieli od czego zacząć. Colin, starając się robić to najdelikatniej jak umie, rozwinął koce w które dziecko było zakryte.
- Śliczna. - Powiedział Tom, pochylając się nad noworodkiem.
- Niepodobna do mnie.
Colin mial rację. Włosy dziewczynki były czarne jak smoła, dokładnie takie jakie miała Marta. Usta duże, a dolna warga wysunięta do przodu.
- Przypatrz się jej oczom. Są identyczne jak twoje.
Rzeczywiście, nawet w bladym świetle lampy było widać ich niebieski kolor, niemal turkusowy. Takie same miał Colin, jednak przy jego ciemno blond włosach nie wyglądało to tak egzotycznie jak u jego córki.
Córki. Boże, teraz to dopiero zaczął panikować.
- Nawet nie wiem jak ma na imię.
- Nie ma imienia - oznajmił Tom, nadal wpatrując się w dziewczynkę.
- Jak dziecko może nie mieć imienia? Trzeba jakąś ją nazwać, ale nie mam pomysłu.
Oboje zadumali się. Jakby tu ją nazwać?
Dziecko znów zakwiliło, dając o sobie znać.
- Sprawdź jej pieluchę - poradził Tom.
- Ż-Ż-Że co?
- Nie bądź taki delikatny, sprawdzaj.
Colin odchylił delikatnie pieluchę. Rzeczywiście, była cała brudna. Tom przyniósł ręczniki, mydło i wodę w misce.
Zaczęli delikatnie myć dziewczynkę, starając się robić to najdelikatniej jak to możliwe.
- Nigdy nie widziałem tych sfer ciała od tej strony.
- Tak, i pewnie nigdy nie byłeś tak delikatny dotykając ich - zauważył Tom i oboje wybuchnęli śmiechem.
Mała rzeczywiście się uspokoiła, a w kącikach jej ust pojawił się uśmiech. Czy trzytygodniowe dziecko może się uśmiechać? - zastanawiał się Colin.
- Czy mamy jakieś pieluchy w domu? - Zapytał.
- A skąd niby mielibyśmy je mieć? Od kilkunastu lat nikt nie myślał o tym by zaopatrzać dom w takie rzeczy.
- Ale jakieś stare muszą być. Ojciec nie wyrzuca takich rzeczy.
Tom poszedł do szafy i wyciągnął worki ze starymi rzeczami. Po dziesięciu minutach z wyrazem triumfu na twarzy, podał bratu tetrową, trochę pożółkłą pieluchę.
- Czy nie powinniśmy jej wyprać przed tym?
- Nie jest brudna - Colin powąchał materiał. - Na tę noc wystarczy.
Przez kolejne pół godziny kłócili się jak ją wiązać. W końcu zrobili to tak, że nie spadała, ale nie wyglądalo to zbyt dobrze.
- Idź to wypierz.
- Chyba żartujesz.
- Zrób to dla starszego brata.
- Czasem to ja czuję się w tym związku starszy.
Udało się. Colin ułożył córkę (ta myśl nadal brzmiała abstrakcyjnie) na poduszkach i przyglądał się jej dopóki nie zasnęła. Usiadł wtedy znów na krześle i pomyślał, że jego życie naprawdę się zmieni.

- Wiem! - Tom wszedł do pokoju widocznie z siebie zadowolony.
- Stól pysk, dopiero co zasnęła.
- Przepraszam. Wiem jak ją nazwiemy.
- No jak? - Colin nadal nie miał pomysłu, a dziecko nie mogło zostać bezimienne.
- Alice.
- Zwariowałeś? Tak nazywała się mama.
- No właśnie. Uważam, że to świetny pomysł.
- Ojciec nigdy się nie zgodzi. - Był tego pewny. W sumie pomysł Toma był całkiem niezły, a Alice brzmiało ładnie...
- Nie będzie miał nic przeciwko. Pewnie się ucieszy, że znów po ziemi będzie stąpać Alice Gray.
Może niegłupi pomysł? Jeśli się nie zgodzi, to wymyślą inne imię. Jest ich pełno, nawet mogą losować z gazety. Ale Alice było piękne i pasowało do tej czarnulki z turkusowymi oczami... takimi samymi jakie miała jego matka.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Swallow dnia Pon 0:16, 04 Sty 2010, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Larissa
Wilkołak



Dołączył: 09 Lip 2009
Posty: 222
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 25 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Z dwóch miast: Piaseczno [PL] i Zohor [SK]

PostWysłany: Pon 8:41, 04 Sty 2010 Powrót do góry

Rozdział bardzo mi się podobał.
Tylko jak zginęła Marta? Nie wierzę, żeby popełniła samobójstwo.
Zmagania Colina i Toma z brudną pieluszką nawet mnie rozbawiły.
:D No ale w końcu to mężczyźni - skąd mieli wiedzieć, jak zachować
się w sytuacji, w której dziecko płacze.
Czekam z niecierpliwością na następne rozdziały. Może coś się wyjaśni. :)
Pozdrawiam i życzę weny
Larissa


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Pon 10:57, 04 Sty 2010 Powrót do góry

dość ciekawe... a miałam pytać co to ma wspólnego ze Zmierzchem :P
calkiem całkiem, ale nasuwają mi się dość logiczne pytania: kto zabil Martę? co będzie z Alice?
urocza scena obu braci, kiedy przewijają dziewczynkę- naprawdę genialna... prawie się poryczałam... to takie naturalne...
znowu świetne dialogi... jest was dwie na tym forum, co potrafią z ludzkich prostych słów wykrzesać tyle energii... (nie powiem, kto drugi - to moja słodka tajemnica)

mam nadzieje, że znowu po moim komentarzu pojawi się kolejny rozdział :)

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
behappy
Wilkołak



Dołączył: 25 Lis 2009
Posty: 159
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 16:45, 04 Sty 2010 Powrót do góry

Bardzo a bardzo mi się podoba.
Aż na sercu zrobiło mi się ciepło czytając jak ta mała istotka wyglądała.
Ten ff pozyskał wierną fankę, nie mogę ani opisać to co czuję w tym momencie. Po prostu tak mi się podoba chociaż Colin zachował się niedojrzale nie przewidując co może się stać.
Życzę dużo weny i czekam z niecierpliwością.
B :-D


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Swallow
Dobry wampir



Dołączył: 14 Paź 2008
Posty: 843
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Szczecin

PostWysłany: Wto 15:34, 05 Sty 2010 Powrót do góry

Dziękuję za wszystkie dobre opinie.
Drugi rozdział najprawdopodobniej jutro. Dokańczam go pisać, pójdzie pod czujne oko bety, jeszcze raz go przejrzę i będziecie mogli czytać.
Pozdrawiam.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Beatriz
Nowonarodzony



Dołączył: 02 Mar 2009
Posty: 30
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Gwiazd.

PostWysłany: Wto 16:20, 05 Sty 2010 Powrót do góry

od razu czujne... Jak coś znajdziecie, mówicie ! Będę wiedziała na co bardziej zwracać uwagę...
Ale trzeba przyznać Swallow, że błędów za dużo nie robi ^^

wasza B.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Swallow
Dobry wampir



Dołączył: 14 Paź 2008
Posty: 843
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Szczecin

PostWysłany: Wto 23:45, 05 Sty 2010 Powrót do góry

Oddaję w Wasze ręce drugi rozdział mojego opowiadania. Przecudnie zbetowała go Beatriz, za co bardzo jej dziękuję. ;* I za wszystkie rady i rozmowy.
Na samej górze możecie ujrzeć "plakat" mojego opowiadania. Zrobiła go z własnej woli Athaya, co mnie zaskoczyło, oczywiście pozytywnie.
Liczę na opinie, które karmią wenę twórczą.

No, to już.


Rozdział drugi

- Jest prześliczna.
Brittany usiadła na łóżku, przyglądając się małej Alice z wielką uwagą. Sama miała braciszka, co prawda starszego, ale nadal malutkiego i słodkiego. Britt kochała dzieci i czuła, że dla tej małej brunetki będzie gotowa zrobić wszystko.
Po długich porannych negocjacjach Tom i Colin uznali, że najlepszym wyjściem będzie przyprowadzenie Brittany, by powiedziała co trzeba zrobić. Ojciec odmówił pomocy, uznał, że i tak dużo zrobił biorąc dziewczynkę pod swój dach i dając jej jeść.
- Dzięki, że przyszłaś. Jesteś moim zbawieniem - Colin usiadł na przeciwko niej, starając się nie patrzeć na dekolt swojej przyszłej szwagierki. To było niestosowne pod wieloma względami, a jednym z najważniejszych był ten, że Britt była dziewczyną jego brata. To automatycznie sprawiało, że starał się nie flirtować z tą piętnastolatką, która kiedyś się w nim kochała. Tom mu to wyznał któregoś dnia, gdy zauważył, że Colin uważnie przygląda się jego dziewczynie. Wymógł wtedy na nim przysięgę, że nigdy, ale to nigdy nie tknie Brittany. Zgodził się, ale pokusa była czasem aż za mocna.
- Umyliście ją? - Zapytała dziewczyna, głaszcząc małą główkę Alice.
- Tak, wczoraj. Narobiła w pieluchę i trzeba była przetrzeć to i owo.
To prawda, chociaż sytuacja w której wtedy się znalazł była nadzwyczaj krępująca.
- Ale nie umyliście jej całej?
- No nie.
- Oh - Brittany pokręciła głową z serdeczną troską. - Przynieś dużą miskę, mydło i parę ręczników. Trzeba umyć maleństwo.
Colin zrobił to co kazała z pokorą, co było dziwne w jego przypadku. Tym razem jednak wiedział, że jest na gruncie, którego całkowicie nie zna.
Wodę zagrzał w wielkim garnku, a gdy zrobiła się letnia, zgasił ogień. Zaniósł wszystko do swojej sypialni, gdzie obecnie... i pewnie przez jeszcze długi czas będzie centrum wydarzeń związanych z nową mieszkanką domu.
Brittany od razu wzięła się do roboty. Młody Gray przyglądał się jej sprawnym ruchom z uwagą. Nie ma co, dziewczyna była wprawiona- szybka, ale też delikatna. Alice wydawała różne dźwięki, z których wywnioskować można było, że jest zadowolona.
- Przyglądaj się dokładnie temu co i jak robię - Britt powiedziała rozkazująco. - Nie będę mogła wam pomagać codziennie, a poza tym córka potrzebuje kontaktu z ojcem. Wspólne mycie bardzo zbliża.
Złapała za ręcznik, rozłożyła go i po chwili położyła na nim Alice. Colin starał się skupić na wszystkim i zapamiętywać kolejne etapy mycia dziecka. Nie ma co, czekał go ciężki okres. Skąd mial wiedzieć, czy to jak trzyma córkę jej nie boli? Nie ma wyczucia, ma duże dłonie, które nigdy nie wykonywały specjalnie delikatnych ruchów.
- Dobra, zrobiłam co trzeba. Spójrz na córcię, jak wyjaśniała. Wy pewnie umylibyście ją dopiero za parę dni - Brittany mimo wszystko zachichotała.
Spojrzeli oboje na dziewczynkę, której ciemne włosy odstawały na wszystkie strony. Naprawdę wyglądała promiennie i w jednej sekundzie, w tej w której Colin ujrzał uśmiech małej, poczuł ogromne ciepło w okolicy serca. Wszystko będzie dobrze - powiedział sobie w myślach. Damy radę.

***

Jednak życie jest okrutniejsze. Kiedy myślisz, że będzie dobrze, że nic nie może się już złego stać, ono chłosta cię w twarz, jakby mówiło: "Głupcze, pamiętaj, że nie można myśleć 'już po wszystkim'. To nie istnieje". W jednej minucie widzisz tylko te jaśniejsze strony, a w drugiej zastanawiasz się, gdzie one się podziały.
Colin myślał o tym gorzko, gdy siedział przy łóżku chorego ojca. Minęły cztery miesiące od pojawienia się w ich życiu Alice. Były pełne ciepła, niepewności, ale też nadziei...która teraz ta umarła. Jak to się mówi? Ach, nadzieja umiera ostatnia... Jeśli więc już umarła, co będzie dalej?
Najgorsze było to, że za parę dni święta. Mróz już dawał o sobie znać, atakował całą swoją mocą. Rodzina Gray odczuwała to doskonale - dom nie należał do najlepiej przygotowanych na zimę. Chłodny wiatr potrafił budzić w środku nocy. Colin, który od samego początku spał przy Alice, starał się ją ochraniać przed tym chłodem. Opatulał ją mocniej, ubierał cieplej niż zwykle, a czasem po prostu chciał ogrzać ją swoim ciałem.
- To koniec - powiedział Thomas Gray i spojrzał w oczy starszego syna. - Koniec ze mną. Umrę, odejdę, a wy zostaniecie sami. Tak mi przykro.
Colin spojrząa na ojca zdziwiony jego wyznaniem. Przecież zawsze był hardy, niczego się nie bał.
- Co ty opowiadasz, tato. Jesteś silny i jeszcze młody. Będziesz bawił się na weselu Alice, oglądał dzieci Toma. - Mówił to z siłą, mocą i przekonaniem, ale ono nie udzielało się ojcu. Patrzył tylko uważnie na syna i uśmiechał się. Jego uśmiech był smutny, blady.
To nie może tak szybko się skończyć. Nie dadzą sobie rady. Gdyby byli oboje to może, ale teraz... Ojciec nie pomagał zbytnio w opiece nad Alice, ale dawał poczucie bezpieczeństwa samą swoją obecnością. Jeśli Colin przestanie czuć się bezpieczny, to jego córka tym bardziej.
Nie, nie może na to pozwolić.
- Wyzdrowiejesz - powiedział z przekonaniem. - Tom jedzie niedługo z rodziną Brittany do Topeki*. Pójdą tam do doktora i zapytają się co robić. Zobaczysz, będzie dobrze. Tato, zaufaj mi.
Ten nic nie odpowiedział. Nadal patrzył uważnie, kiwał czasem głową lub zaciskał usta, jakby starał się powstrzymać od komentarza.
- Muszę iść odciążyć trochę Toma. Pali w piecu i ma oko na małą. Powiem mu, żeby przyszedł, a sam zajmę się jego pracą.
Od kiedy on jest tak odpowiedzialny? - przemknęło przez głowę Thomasa Gray.
- Wiesz, chyba Alice mnie zmienia. Sam siebie nie poznaję, czuję, że mogę zrobić wszystko- nawet pokonać największe zło. To głupie, prawda?
Ojciec zaśmiał się serdecznie i pokręcił głową na znak, że syn się myli. Colin siedział jeszcze przy nim chwilę, otworzył usta, ale po chwili je zamknął. W końcu uśmiechnął się tylko, wstał i wyszedł.

- Martwię się - powiedział Colin, gdy za oknem było już ciemno, Alice słodko spała, a Tom przyszedł z wiadomością, że ojciec również zatonął w błogim śnie.
Na stole przy którym usiedli leżały książki oraz stos kartek. Na podręczniku od historii stał żółty kubek z parującą herbatą, a obok talerz z ciastem, które przyniosła Brittany.
- Jeszcze chwila i pomyślę, że jesteście małżeństwem - zaśmiał się starszy brat. To prawda- dziewczyna Toma tak bardzo przejęła się opieką nad Alice, że zaczęła też dbać i o nich. Codziennie przynosila coś do jedzenia, dzięki czemu nie groziła im klęska głodowa. Trzeba jej przyznać, że była naprawdę niezłą kucharką, można powiedzieć: świetną.
Tom jednak zignorował tę drugą uwagę.
- Też się martwię. Z ojcem jest coraz gorzej, ma gorączkę i czasem wydaje mi się, że majaczy.
- To nie może być coś poważnego, ale już ma swoje lata i nie oszczędzał się w ciągu tych ostatnich. Szczególnie od kiedy mama zmarła - zauważył Colin jedząc ze smakiem ciasto. Było pyszne, drożdżowe i aż rozpływał się z każdym następnym kęsem. - Jeśli czegoś szybko nie zrobimy, to w końcu będzie za późno.
Zapadła martwa cisza, słychać było tylko cichutkie oddychanie Alice. Colin starając się nie myśleć o najgorszym, zastanawiał się o czym śni ta mała osóbka. Podobno noworodki w snach widzą całe swoje przyszłe życie. Ale na to Alice jest już za duża. Niedługo będzie miała pięć miesięcy, rosła jak na drożdżach. Jej włosy stawały się coraz dłuższe i gęste, a co zadziwiające, jeszcze bardziej czarne. Identyczne jak u Marty.
Nie byl u niej na grobie, bał się tego. A gdyby do tego spotkał jej matkę...
Wszystko podchodziło mu do gardła, gdy myślał o pani White. Od konfrontacji parę miesięcy temu widział ją tylko kilka razy. Zawsze rzucała mu pogardliwe spojrzenia, czasem mówiła coś szeptem do osoby jej towarzyszącej. Dałby sobie rękę uciąć, że mówiła o nim. Starał się nie wychodzić do miasta z Alice, bo nie chciał dawać powodów do plotek. Wiele osób mówiło, że pani White oddała "bękarta" do sierocińca, inni nie wierzyli temu. Niech nie wiedzą jak najdłużej - pomyślał. I tak długo nie wytrzyma w Lawrence, w końcu się przeprowadzą. Jeśli Tom nie będzie chciał, co było prawdopodobne ze względu na Brittany, wyjedzie sam z Alice.
- Wiesz bracie - Tom wyrwał Colina z rozmyślań. - Czasem mi się wydaje, że od jakiegoś czasu za dużo myślisz. Wcześniej rzadko ci się to zdarzało.
- Stół dziób. Po prostu mam duże na głowie i...
- Panienki nie są najważniejsze - dodał Tom złośliwie. Od kiedy ten się zrobił taki bezczelny?
- Mam jedną panienkę i tak się składa, że ma dopiero parę miesięcy. Jak skończy rok będzie łatwiej. Myślisz, że mnie nie męczy brak kontaktów wyższego stopnia z płcią przeciwną? Przynajmniej tą, która nie nosi pieluch i śpioszek.
Tom westchnął teatralnie i poklepał brata po ręce.
- Chciałbym współczuć, ale nie mogę. Chociaż cieszę sie, że dzięki Alice robisz się odpowiedzialniejszy. Dziewczyny lubią dzielnych facetów z bagażem doświadczeń.
-Od kiedy stałeś się taki mądry? Masz szesnaście lat i nawet nie spałeś z Brittany.
Na policzkach Toma zakwitł najprawdziwszy rumieniec.
- Spałeś?! - Colin był zszokowany. Czemu mu nie powiedział, kiedy to było?
- Cicho. Prawie...
- Jak to prawie? - Colin nie rozumiał.
- No normalnie. Niemal już to robiliśmy, ale... ale nie wyszło.
Zamlikł i widać było, że nie zdradzi nic więcej. Zaprzestał więc próźb i uśmiechnął się do brata. Nie wyszło, następnym razem się uda. Tak się zdarza...
Tom wymamrotał parę niezrozumiałych słów, wstał i poszedł do swojego pokoju.
Colina znów naszły niepokojące myśli. Jak to będzie? Ojciec nie może odejść, nie zniósłby tego. Nie dałby sobie rady, przynajmniej teraz.
Alice zakwiliła ciuchutko. Colin jak sparzony wstał i usiadł na łóżku, tuż przy niej. Zabawne, że taka mała dziewczynka, jego córka, nie czuje niepokoju w powietrzu. Gdy nie śpi, uśmiecha się i obserwuje wszystko czujnie. Ma mądre spojrzenie, pełne uwagi i... zrozumienia? Czasem Colin czuł, że gdy nie udaje mu się jej dobrze przewinąć lub pokarm leje się na ubranko z jego winy, Alice patrzy na niego ze zrozumieniem, jakby dawała mu znać, że docenia jego starania.
Tom ma rację. Za dużo myśli i to tak niedorzecznie. Jak baba. Musi zaprzestać, bo niedługo sam siebie nie pozna.

*Topeka - stolica Kansas


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Swallow dnia Śro 19:44, 06 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
behappy
Wilkołak



Dołączył: 25 Lis 2009
Posty: 159
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 15:09, 06 Sty 2010 Powrót do góry

Już od wczoraj ten ff jest i czeka na czytelników , a tu nic.
Co się stało? Wszyscy wyginęli czy co?
Więc jestem pierwsza i na pewno nie zostawię Swallow bez komentarza.

Cytat:
Naprawdę wyglądała promiennie i w jednej sekundzie, w tej w której Colin ujrzał uśmiech małej, poczuł ogromne ciepło w okolicy serca.


Tak samo czuję się czytając ten ff.
Po prostu jest słodko, ale też dużo przemyśleń, które zachęcają do refleksji nad życiem.
Co więcej mam powiedzieć: styl b.fajny, brak błędów i wszystko do siebie pasuje.
Życzę DUŻO WENY!
B Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Śro 19:24, 06 Sty 2010 Powrót do góry

o przepraszam bardzo - nawet ja czasem sypiam Kwadratowy

jedna uwaga
Cytat:
próźb

otóż nie, próśb...

dobra... bardzo dojrzały rozdział... rozdział przemian i przemyśleń... cieszę się, że bohater dorasta do sytuacji i napotyka trudności, które musi pokonać, które też z kolei zmieniają jego osobowość... miło, że rozwija się psychicznie, choć wiem, że nie należy to do najłatwiejszych... zobaczymy co zrobi z umierającym ojcem, małym dzieckiem i dorastającym bratem, bo sprawa naprawde miło się komplikuje... nie zaprzeczę, że interesuje mnie co zrobisz z tym wszystkim i jak wprowadzisz Cullenów, bo czuję, że gdzieś będą...

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin