FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Jedna Wielka Niewiadoma [NZ][OOC] ROZDZIAŁ 3 - 16.07.2011r Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
angelafankatwilight
Nowonarodzony



Dołączył: 29 Kwi 2011
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 8:52, 01 Maj 2011 Powrót do góry

Mnie osobiście twoje opowiadanie się podoba. Ciekawy pomysł. Błędów wogóle się nie zauważa, o ile jakieś są.
Widzę, że jakiś czas minoł, od dodania pierwszego rozdziału i już nasuwa się pytanie, czy będziesz kontynuować ff? Oraz, czy rozdziały będą dodawane regularnie.
Zyczę dużo WENY!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
valentin
Zły wampir



Dołączył: 03 Kwi 2010
Posty: 426
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Pon 18:55, 23 Maj 2011 Powrót do góry

Rozdział 2

BPOV
Po skończonym wf’ie szybko się przebrałam i poszłam na szkolny parking. Edwarda jeszcze nie było, więc stanęłam przy jego aucie, opierając się o drzwi kierowcy. Nie trudno było zgadnąć, które auto należało do niego. Parę minut po dzwonku, zobaczyłam Cullena idącego w moją stronę, a gdy zobaczył, że już na niego czekam, uśmiechnął się do mnie szeroko. Kto by pomyślał, że będzie tak lgnął do ludzi... wegetarianin, nie wegetarianin, ale w końcu wampir… Pokonując dzielącą nas odległość, zaczął się zastanawiać, czy gdy mnie odwiezie, zaproszę go do środka. Znałam już odpowiedź na tą myśl i brzmiała ona: „nie”. Nie mogłam go zaprosić do domu i się zdradzić. Po za tym, nie po to tyle czasu stroniłam od naszych, by teraz od tak wejść z nim w jakiekolwiek bliższe kontakty. No i stety, bądź niestety, mam tam sporo rzeczy, które mogą świadczyć, iż jestem starsza niż mówię. Po powrocie do domu będę musiała pochować wszystkie rzeczy świadczące o mojej długiej egzystencji. I, jak znam życie, a znam je dość dobrze, nie sądzę, żeby Edward łatwo odpuścił i na pewno w końcu znajdzie pretekst, żeby do mnie wpaść i wolałabym się wtedy nie zdradzić. Z zamyślenia wyrwał mnie alarm, który pisnął, po czym Cullen wyłączył go pilotem. Podszedł do drzwiczek pasażera i otworzył je czekając, aż wsiądę do środka. Okrążyłam samochód i wsiadłam do auta.
- Dzięki – powiedziałam cicho, zanim drzwiczki pasażera zostały zamknięte. Po chwili mój towarzysz zajął miejsce za kierownicą i odpalił silnik, po czym wyjechał z parkingu szkolnego.
- Gdzie jest twój dom? – zapytał, zatrzymując się przed skrzyżowaniem.
- Podobno we Włoszech – odparłam wzruszając ramionami.
- Trochę by nam zajęło dotarcie tam – stwierdził, nadal zdezorientowany, ponieważ nie miał pojęcia, gdzie jechać. Miło było napawać się widokiem zdezorientowanego wampira… moim pobratymcom, nie zdarza się to często…
- Skręć w lewo – powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego słodko. Nagle zapanowała niezręczna cisza, którą nie wiedziałam jak przerwać, ale na szczęście Edward mnie uprzedził.
- Mówiłaś, że masz rodzinę we Włoszech. Z kim tu mieszkasz?
- Sama – odparłam obojętnie. Nie lubiłam rozmawiać o rodzinie, a w sumie to o bracie.
- Nie jesteś pełnoletnia, więc… - zaczął miedzianowłosy, ale ja mu przerwałam.
- Teoretycznie mieszkam z bratem, ale on tak naprawdę przebywa w Toskanii – wyjaśniłam.
- Nie wydajesz się byś smutna z tego powodu – stwierdził.
- Nie przepadam za bratem. A on niespecjalnie przepada za mną. Taki układ nam pasuje. To tutaj – powiedziałam, wskazując mój dom po lewej stronie ulicy. Cullen skręcił i zaparkował auto na moim podjeździe, po czym zgasił silnik i wysiadł, żeby otworzyć mi drzwi. Gdy już wysiadałam, pocałowałam go przelotnie w policzek i bez słowa poszłam do domu, zostawiając go oszołomionego. Dlaczego właściwie to zrobiłam? Zastanawiałam się, ile zajmie mu otrząśnięcie się z tego stanu. Dobrze, że przynajmniej się na mnie nie rzucił. Z doświadczenia wiem, że kontakt fizyczny człowieka z wampirem jest bardzo ciężki do zniesienia przez pierwsze pięćset lat i trzeba bardzo dużo samokontroli, żeby się wtedy nie zdradzić. Rzuciłam moją torbę na krzesło w jadalni, po czym w ludzkim tempie poszłam na strych po kartony, żeby schować w nich moje wspomnienia, a konkretniej, wszystkie moje rzeczy świadczące o długości mojej egzystencji. Znalezienie pudeł zajęło mi jakieś piętnaście minut. Zeszłam na dół i zaczęłam zbierać do kartonu takie rzeczy, jak zdjęcia z moim bratem, pamiętniki, które zostały już zapisane, świadectwa z przeróżnych szkół na całym świecie. Zastanowiłam się czemu trzymałam to wszystko na wierzchu… z drugiej strony, rzadko kto przebywał w moim domu… w którymkolwiek z moich dotychczasowych domów. Gdy już mi się udało to wszystko spakować, zabrałam pudła na strych i schowałam we wnęce za starą szafą. Miałam nadzieje, że nikt tego nie znajdzie, a zwłaszcza ciekawski wampir. Zeszłam na dół i wyjrzałam przez jedno z okien wychodzących na podjazd. Mimo że minęło ponad pół godziny odkąd wróciłam do domu, to Cullen nie ruszył się nawet o milimetr. Czy on na mnie czatuje? No bez przesady! Przestraszyłam się, co będzie, gdy sąsiedzi to zauważą, bo ostatnie czego chciałam to kłopotów. Wyszłam więc na dwór, żeby zrobić coś w celu pozbycia się miedzianowłosego. Udając zaskoczoną, podeszłam do niego i stanęłam w odległości dwóch metrów.
- Zapomniałeś czegoś? – spytałam, starając się zachować spokój.
W tym momencie wampir się otrząsnął i popatrzył na mnie zszokowany, po czym bez słowa zawinął się na pięcie i wsiadł do samochodu. Zrobił to za szybko, jak na człowieka, co świadczyło o tym, że nadal był wytrącony z równowagi. Patrzyłam jak odpala silnik i wyjeżdża z piskiem opon z mojego podjazdu. Odruchowo też rozejrzałam się, czy ktoś jeszcze obserwował tę scenę… ja to ja, ale nie potrzebowałam, by inni ludzie także zauważyli jego nietypowe zachowanie. Gdy tylko zniknął mi z pola widzenia, uśmiechnęłam się do siebie pod nosem. W pewien sposób zaczynało bawić mnie wyprowadzanie go z równowagi i miałam zamiar jeszcze trochę się z nim tak podroczyć. W sumie rzadko miałam okazję, by w ogóle móc poprowadzić taką grę, ponieważ większość z tych wampirów, które znałam, były gotowe zabić, zamiast się powstrzymywać, z czego nie było zabawy. Odwróciłam się w końcu na pięcie i wróciłam do domu, bo miałam do odrobienia lekcje. Jak zwykle nie sprawiły mi one problemu i zajęły zaledwie kilka minut. Potem postanowiłam posurfować po Internecie. Tak... To jedno z nielicznych wynalazków, które w ogólnym rozrachunku wyszły ludziom na dobre. Sprawdziłam pocztę, odpisując na wiadomości moich dwóch jedynych i najlepszych wampirzych koleżanek, które mieszkały w Volterze i służyły mojemu bratu .Proszę, proszę… mój brat na tyle spuścił swoich ludzi ze smyczy, by przynajmniej swobodnie mogli się komunikować z innymi przy pomocy nowinek technicznych… kto by pomyślał - pomyślałam z przekąsem. Obie chciały wiedzieć co u mnie słychać i jak się czuje w nowym miejscu. Już przyzwyczaiły się, że im nigdy nie mówię, gdzie jestem i nie podaje żadnych konkretów, tylko opisuję swoje odczucia i spostrzeżenia. Nie mówię im nawet jak się obecnie nazywam, ponieważ wiem od nich, że Aro cały czas mnie szuka. Chce mieć nadal nade mną kontrolę i nie podoba mu się, że ją utracił. Trudno… Z tego, co pamiętam, to w końcu ja go przemieniłam, nie on mnie. Trochę szacunku dla starszych. Pominęłam też w moich e-mailach informację, że poznałam nowe wampiry, ponieważ jest mało grup, w których żyją nasi pobratymcy, a to sprawia, że łatwiej byłoby mnie wytropić. Byłam świadoma tego, że mój braciszek wie o każdej wiadomości, którą dostaje ode mnie Kasandra i Martina. Tyle razy proponowałam im, by dołączyły do mnie… Spokojnie mogłabym im pomóc się zaaklimatyzować i nie musiałyby wykonywać bezsensownych poleceń Aro… No cóż, skoro one wolą taki tryb życia, to ich sprawa, nie będę ingerować na siłę. Z drugiej strony, dobrze jest mieć kogoś po swojej stronie, tam na miejscu… Przynajmniej jestem na bieżąco. Po odpisaniu na maile, postanowiłam sprawdzić, co się dzieje w świecie. Koło dwudziestej znudziło mi się czytanie wiadomości, więc wyłączyłam komputer i zdecydowałam się na relaksującą kąpiel z olejkami. Poszłam do garderoby po piżamę. Przywykłam już do ludzkich czynności, ponieważ, gdy przemieniałam swoje ciało w ludzkie, zużywałam bardzo dużo energii i musiałam się bardzo często pożywiać. Na szczęście czynności takie jak sen, jedzenie i picie, sprawiają, że mogę trochę rzadziej wyruszać na palowania. Zachowywałam się więc jak zwykły człowiek, ponieważ teraz, gdy żyje w jednym miasteczku z innymi wampirami, musiałabym jeździć bardzo daleko, by się pożywić i zawsze wymyślać jakąś wymówkę, dlaczego wyjeżdżam z miasta. Cholera… wcześniej tego nie przemyślałam. Pomyślicie, dlaczego wolę żyć w ciele człowieka, a nie onieśmielać wszystkich dokoła wampirzą aparycją? Odpowiedź jest prosta.
Łatwiej jest się schować wśród kilkunastu miliardów ludzi, niż w śród kilku tysięcy wampirów… Po za tym, palący głód krwi w gardle jest bardziej znośny w ludzkiej postaci, niż w wampiryzm ciele, no i jak by nie było, ludzka dieta jest bardziej różnorodna. Tak… Jak by się zastanowić, to jednak kruche, ludzkie ciało ma swoje zalety… Chociażby, gdy przychodzi odprężający sen po ciężkim dniu.
Poszłam do łazienki i odkręciłam kran; ciepła woda zaczęła napełniać moją ogromną wannę. Położyłam piżamę na stołku i podeszłam do lustra, żeby się w nim obejrzeć. Tym razem wyglądałam dokładnie tak, jak za życia i patrzenie na taką siebie, było dla mnie dziwne. Za życia, co prawda bardziej przykładałam wagę do stroju i ogólnego wizerunku. Bycie potomkiem rodu ostatnich Patrycjuszów zobowiązywało… Chociaż nie było to moją ulubioną czynnością. Robiłam to, ponieważ wymagali ode mnie wyglądu i zachowania damy z powodu arystokratycznego pochodzenia. A potem nastały nowe czasy i musiałam nosić te strasznie ciasne gorsety, które były cholernie niewygodne, więc cieszę się, że teraz wyszły już z użycia. Polowanie w czymś takim, było zdecydowanie nie możliwe, jeszcze nie zdarzyło mi się pożywić się w czymś takim tak, aby choć jedna z sukien wyszła z tego bez szwanku… Gdy szyba zaczęła zachodzić parą, wzięłam jakaś szmatkę z szafki pod umywalką i je przetarłam, po czym sięgnęłam po waciki i mleczko i zaczęłam zmywać makijaż, który miałam na twarzy. Następnie wzięłam się za zdejmowanie kolczyków, bransoletek i naszyjnika, a potem ubrań. Gdy odkładałam bluzkę do kosza na pranie, usłyszałam, że ktoś jest w moim pokoju. Od razu spięłam mięśnie i zaczęłam nasłuchiwać gotowa do ataku. W grę wchodziły dwa wyjścia… Nastraszyć ludzkiego rabusia i użyć należycie kija do baseballu, albo szybko i bezboleśnie rozprawić się z wampirem czatującym na potencjalne pożywienie... Zaczęłam więc węszyć, by rozpoznać sprawcę. Łazienka była pełna wilgotnego powietrza i zapachu lawendy, którą dodałam do kąpieli. Musiałam znaleźć się bliżej. Podeszłam po cichu do drzwi i zaczęłam węszyć przy szparze, która była przy framudze. Uspokoiłam się, gdy poczułam znajomy zapach Edwarda, który najwidoczniej buszował w moim pokoju jak to ciekawski wampir… W tym momencie cieszyłam się, że schowałam wszelkie pamiątki na strychu. Zastanawiałam się, czy udawać, że nie wiem o jego obecności, czy może jednak pokrzyżować jego plany. Nie ukrywam, że byłam ciekawa czego mój nowy znajomy szukał w moich rzeczach… Miałam też nadzieję, że nie wpadnie na genialny pomysł, by zakraść się na strych.
Zdecydowanie wolałam, żeby jednak tak się nie stało i miałam nadzieje, że gdy wejdę do pokoju, to on odejdzie z mojego domu. Nie chciałam ryzykować, więc otworzyłam drzwi i pewnym krokiem weszłam do swojej sypialni. Skierowałam się do komody pod pretekstem zabrania z niej spinki do włosów. Widziałam jak Cullen szybko z niego ucieka. Normalny człowiek pewnie by nie zauważył jego zwinnych i szybkich ruchów w cieniu, ale ja w końcu nie byłam człowiekiem… Podeszłam do komody i stanęłam przy niej obserwując kątem oka, czy aby na pewno mój gość odszedł na dobre, a nie został na drzewie, które rosło pod moim oknem. Zastanowiłam się, czy może nie byłoby lepiej ściąć to drzewo... Skoro Edward chce się tak bawić, niech się trochę bardziej postara... A Co! Z drugiej strony, szkoda mi było biednej rośliny. Gdy upewniłam się, że zniknął w lesie, wzięłam spinkę do ręki i poszłam w końcu wziąć odprężającą kąpiel.

PWE
Zgodziła się bym ją odwiózł, ale nie zaprosiła do środka…
Rozmawiała ze mną, ale wydawała się skryta…
Pełna sprzeczności Bella…
Nie wiem, co się ze mną stało. Wysiadła z mojego auta i pocałowała mnie przelotnie w policzek, bez słowa wchodząc do swojego domu. A ja? A ja teraz stałem jak skamieniały pod jej domem, bez najmniejszego ruchu, bez mrugnięcia okiem, bez zaczerpnięcia oddechu. Żywy posąg. Nasłuchiwałem każdego szelestu wydobywającego się z wnętrza jej domu. Czasem przed oczami majaczyła mi się jej sylwetka, gdy przechodziła nieopodal któregoś ze swoich okien. Jak cholernie frustrujące było to, że nie mogłem odczytać żadnej z jej myśli, czego niestety już nie mogłem powiedzieć o myślach jej sąsiadów… Swoją drogą mieli ludzie wyobraźnię… Nie miałem pojęcia, ile czasu minęło; pięć minut. czy pięć godzin. Wciąż nie byłem zdolny, by wykonać jakikolwiek ruch i zmusić ciało do wycofania się i powrotu do domu. Po pewnym czasie, drzwi otworzyły się, a zza nich wyłoniła się postać średniego wzrostu brunetki. Jej mina była nieodgadniona, w końcu jednak jej twarz przybrała wyraz zdezorientowania. Podeszła powoli do mnie i, gdy dzieliła nas przestrzeń zaledwie dwóch metrów, odezwała się delikatnie.
- Zapomniałeś czegoś? – spytała spokojnie i tama puściła… w końcu ocknąłem się z paraliżującego mnie letargu, mrugając kilkakrotnie. W nanosekundzie zdałem sobie sprawę ze swojej karygodnej głupoty… Jak najszybciej, bez słowa zawinąłem się na pięcie i po chwili odpaliłem silnik, by ruszyć z piskiem opon. Będąc już parę kilometrów od niej, wydałem z siebie nie artykułowany dźwięk. Ni to ryk, ni to jęk. Zacisnąłem dłonie mocno na kierownicy i docisnąłem pedał gazu. Zahamowałem gwałtownie na podjeździe swojego nowego domu i, czym prędzej, wpadłem do środka, kierując się prosto w stronę fortepianu. Nerwowo uderzyłem palcami w klawiaturę, by kakofonia dźwięków zmieniła się w różnorodną melodię opisującą targające mną odczucia. Opanowanie powoli zaczynało do mnie wracać, a muzyka stała się cichsza, delikatniejsza… i było by tak nadal, gdyby Alice w tym momencie nie przekroczyła progu salonu.
- Edwardzie… - zaczęła, ale przerwałem jej, moje palce znów nabrały żywszego tempa. Mówiłem, nawet nie odwracając głowy w jej kierunku.
- Widziałaś to. Widziałaś, co się stanie i nie powstrzymałaś mnie. Przez moją głupotę, mogłem narazić nas wszystkich, a ty to widziałaś i nie zrobiłaś nic, by mnie od tego odwieść. Jasna cholera, Alice! – Krzyknąłem ostatni raz uderzając z hukiem w klawisze i odwróciłam się w jej kierunku. Niemal od razu pożałowałem swojego wybuchu, widząc zbolałą minę mojej siostry.
- Edwardzie, przyhamuj się trochę, albo ja to za ciebie zrobię – powiedział Jasper, patrząc na mnie wymownie, kiedy obejmował dziewczynę ramieniem.
- Ed, jesteś już dużym chłopcem, mój dar nie służy do niańczenia cię. Nie wiedziałam, co masz zamiar zrobić i nie śledziłam w myślach twojego postępowania. Bo kto jak kto, ale to ty zawsze byłeś ten rozważny… Skarbnica mądrości, zaraz po Carlisle’u - wytknęła mi. – Po za tym…
- Po za tym, co? – fuknąłem, chociaż nie byłem już tak poirytowany. Dzięki, Jazz.
- To jeszcze nie tak… - jęknęła Al. – Problem w tym, że ja jej w zasadzie w ogóle nie widziałam. Gdy byłeś z Bellą, moje wizje były nieostre.
- Ja nie słyszałem jej myśli – dodałem w zamyśleniu.
- No właśnie. Bella nie jest ot, pierwszą lepszą zwykłą dziewczyną – stwierdził chochlik, wyrzucając ręce w górę w jakimś nieokreślonym geście. – Gdy wyostrzył mi się obraz ciebie, już wsiadałeś zdenerwowany do auta. Bella natomiast, wyglądała na lekko skonsternowaną, ale nie zaniepokojoną. Nie wzbudziłeś w niej specjalnych podejrzeń. Nie było sensu do ciebie dzwonić. I tak nic by się nie zmieniło – zakończyła bezradnym tonem. Skinąłem głową, przyjmując do wiadomości jej słowa.
- Przydałoby ci się teraz polowanie – zasugerował Jasper. Zbliżyłem się do Alice, przytulając ją i przelotnie całując w czubek głowy na pojednanie, klepnąłem jej partnera po plecach i czym prędzej wyszedłem z domu. Biegnąc przez las, wciąż biłem się z myślami dotyczącymi mojego zachowania. Moich reakcji na te ludzką dziewczynę, na to, jak bardzo chciałem ją poznać i na to, jak ona broniła się przede mną. Po raz pierwszy, to człowiek zbywał mnie półsłówkami. Zazwyczaj było na odwrót. Kilka godzin, oraz zabitych zwierząt później, nastał zmierzch, a ja podjąłem decyzję. Poznam cię, Bello, zrobię to, chociaż jeszcze o tym nie wiesz… – szepnąłem do siebie. Zawładnięty chęcią poznania jej, udałem się w wyznaczonym kierunku. Czym prędzej zakradłem się na tyły budynku, a rozłożysty klon, rosnący przy oknie, wyglądał wręcz zapraszająco. Zwinnie wspiąłem się po jego gałęziach. Intuicja mnie nie myliła, okno należało do jej sypialni. Najciszej, jak to możliwe, dostałem się do środka. Zapach Belli w tym miejscu był tak przytłaczający. Piękny i bolesny zarazem. Musiałem choć na chwilę wstrzymać oddech, by się opanować. Gdy odzyskałem już zdolność logicznego myślenia, rozejrzałem się po pomieszczeniu. Sypialnia była spora. Brzoskwiniowe ściany doskonale kontrastowały z ciemnymi drewnianymi meblami. Jej łóżko było duże, misternie wykończone, a narzuta na nim przyciągała wzrok ciemnymi barwami. Na półkach stało sporo bibelotów, figurki, cześć jej biżuterii, kosmetyki, perfumy… ale nic osobistego, żadnych zdjęć, jakiś szczególnych pamiątek.. nic, co by świadczyło o tym, skąd pochodzi i jaką ma rodzinę. Rozejrzałem się uważniej, oglądając póki z książkami… Homer, Dante, Szekspir, Austin, ale i Bułhakow, Dostojewski… Praktycznie same ambitne pozycję. Autorzy z całego świata. Bella miała niewątpliwie rozległy gust, co do literatury. To jeszcze bardziej spotęgowało chęć bliższego poznania jej. Myszkując po jej pokoju, doszedłem do wzniosu, że nie wygląda jak sypialnia nastolatki. Gdybym nie poznał Belli osobiście, byłbym przekonany, że stoję w pomieszczeniu należącym do dużo starszej osoby. I to coraz bardzie mnie nurtowało. Nagle jej ruchy były coraz głośniejsze. Dziewczyna otworzyła drzwi, wychodząc z łazienki odziana jedynie w szlafrok, a we mnie walczyły dwie sprzeczności. Zostać i ujawnić się, czy uciekać. Ta druga była silniejsza…
W mgnieniu oka zeskoczyłem na dół przez okno i szybko wbiegłem w głąb lasu. Dziewczyna nawet nie miała cienia szansy, by zorientować się, że byłem w jej domu…
Znalazłem się już na tyle daleko, by zwolnic swój pęd. Zatrzymałem się, dalej analizując swoje zachowanie i dodając nowe spostrzeżenia. Byłem pewny, że zawitam do tego domu nie raz… Z jej pozwoleniem lub bez… Zdając sobie sprawę z tego, że moje myśli powoli przeradzają się w obsesję, uderzyłem z hukiem w pobliskie drzewo, płosząc wszystkie zwierzęta w promieniu kilku mil…
- Kim jesteś, Bello Wickwright, i co ze mną zrobiłaś? – wyszeptałem na głos, łapiąc i tak nie potrzeby oddech i osuwając się powoli na ziemię…

W imieniu swoim i Katki proszę o szczere opinie zawarte w komentarzach :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
wampiromaniaczka
Wilkołak



Dołączył: 03 Lis 2010
Posty: 241
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Oświęcim

PostWysłany: Wto 20:29, 24 Maj 2011 Powrót do góry

Teraz tekst stał się dużo ciekawszy. Faktycznie, początkowo zanosiło się na nieudolną kopię sagi, ale teraz sprawy przybierają inny, dużo ciekawszy obrót. Wampir Cullen myśli, że Bella jest zielonookim człowiekiem? I może ona zmieniać swą postać? Wspomnienia Bella-Czarownik i siostra Ara chowa do pudełek; intrygujący pomysł, nie powiem.Cieszę się, że po nieudanym początku, ten FF rozkręca się , a autorka nie przejmuje się krytyką.Pierwsze koty za płoty.
Odkąd Valentin podjęła się betowania, tekst zyskał na spójności i to bardzo.
To może być intrygujący FF.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
valentin
Zły wampir



Dołączył: 03 Kwi 2010
Posty: 426
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Wto 20:41, 24 Maj 2011 Powrót do góry

Dziękuje w imieniu Katki i swoim za komentarz i tu chciała bym dać małe sprostowanie.
Ja jedynie poprawiałam gdzie niegadzie Stylistykę Katki, a i napisałam połowę tekstu. Nie jestem betą i przykro to mówić, ale nie nadaje się do tego, po mimo iż ciężko pracuje nad zwalczaniem skutków swojej dysleksji. Rozdział etowała moniaaa2712.
Chciałyśmy dodawać rozdziały w miarę sukcesywnie, niestety Monika zrezygnowała z betowania, a my wciąż jesteśmy na etapie szukania bety, przez co ten proces rozciąga się w czasie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez valentin dnia Wto 20:45, 24 Maj 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Lexa
Gość






PostWysłany: Pią 13:52, 27 Maj 2011 Powrót do góry

Więc tak: Zaintrygował mnie tytuł tego FF, ale po przeczytaniu prologu zastanawiałam się czy przestać czytać ten tekst, czy dać mu szansę i czytać ciąg dalszy. Wybrałam drugą opcję i nie żałuję. Very Happy Po niezbyt udanym początku nastąpiły ciekawsze 2 rozdziały a, najważniejsze że w końcu w drugim rozdziale opowiadanie zaczęło wyrażnie odbiegać od sagi. Ostatni rozdział zyskał na spójności. Sam pomysł bardzo ciekawy. Czekam na dalszy rozwój akcji. Wink


Ostatnio zmieniony przez Lexa dnia Czw 12:21, 02 Cze 2011, w całości zmieniany 3 razy
xxxvampirexxx
Wilkołak



Dołączył: 27 Paź 2009
Posty: 155
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraina Czarów ;)

PostWysłany: Pią 17:52, 27 Maj 2011 Powrót do góry

Może napiszę to tak - tekst w porównaniu z poprzednim jest lepszy. Wreszcie mam mały wgląd, jak piszecie teraz, a nie miliony lat temu. Zdarzały się błędy, zwłaszcza powtórzenia. Ale takie małe. Tekst był w miarę spójny, chociaż wydawało mi się, że część EPOV była nie potrzebna.
Jeśli ocenić, jako osobny to napiszę szczerze - dawno takiego lania wody nie czytałam. Właściwie mogłam opuścić sobie 3/4 rozdziału, bo opisywało - usiadłam, pisałam, wstałam, odkręciłam wodę itd. To jest nudne! Oczywiście, normalne życie, pokazujesz, że jej wygląda jak każdego, ale to chyba, każdy może się domyślić. Ta nonszalancja Belli wpędzi ją w kłopoty, bo wygląda, jakby się nie przejmowała. Mam wrażenie, że jakby się Cullenowie dowiedzieli, to mrugnęła by tylko i dalej żyła. A ona wydaje mi się trochę cyniczna. Co by nie mogła, co nie ona. Może to jest jej podejście, żyje długi czas, ale to trochę denerwujące.
Zachowanie Edwarda nie było najlepsze... Stanie, jak kołek, bo ktoś cię pocałował w policzek? Trochę przesadzone. Ok, może stać sobie pięć minut, ale bez przesady, że pół godziny. Pokazałaś, że wyładowywał się na fortepianie. Właściwie zastanawiam się, dlaczego go jeszcze nie zniszczył skoro z taką ekspresją grał... A Alice jest dziwna w wielorakim tego słowa znaczeniu.
Tak na marginesie, ja bym się kłóciła, czy wymyślenie Internetu jest dobre. Ma swoje zalety, ale bez przesady.
Chciałam coś jeszcze napisać, ale wyleciało mi to z głowy. Noż!

Ogólnie rzecz biorąc rozdział lepszy od poprzedniego. Jednak świetny to on nie jest.
No i wrócę, jestem ciekawa, czy nie zrobisz z tego coś do przewidzenia. Mam zarys w swojej głowie i mam nadzieję, że go nie napiszesz....

xxx.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
zawasia
Dobry wampir



Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D

PostWysłany: Czw 12:13, 02 Cze 2011 Powrót do góry

podoba mi się, naprawdę, jest troszkę inne
a najbardziej Bella jako najstarsza i to jest bardzo ciekawe.
zastanawiam się jak dalej zostanie pokazane ich życie, ale mam nadzieję że się nie zawiodę
pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
MIsia0712
Nowonarodzony



Dołączył: 08 Maj 2011
Posty: 13
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Nowa Ruda

PostWysłany: Pon 11:51, 13 Cze 2011 Powrót do góry

Em, to było za rąbiste, prosze o więcej takich i z nie cierpliwością czekam na kolejny rozdział, tej wspaniałego opowiadania.
Życzę Strasznie dużo WENY!
;D


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
valentin
Zły wampir



Dołączył: 03 Kwi 2010
Posty: 426
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Pon 16:50, 13 Cze 2011 Powrót do góry

Katka i ja dziękujemy bardzo :) Znalazłyśmy betę, także nowy rozdział powinien byc niedługo :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Katka
Wilkołak



Dołączył: 03 Sty 2009
Posty: 128
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 35 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Sob 20:39, 16 Lip 2011 Powrót do góry

Rozdział 3
PWB
Gdy obudziłam się rano od razu moje nozdrza uderzył zapach Edwarda. Mimo że wczoraj wietrzyłam pokój i tak nie pozbyłam się go. Słodka wampirza woń pobudzała moje wyostrzone zmysły dużo bardziej, niż zwykłego człowieka. Ponieważ miałam obecnie ludzkie ciało, które tak reaguje na wampiry, miałam chyba spory problem, ponieważ to sprawiało, że z drapieżnika stawałam się ofiarą.
Szybko podniosłam się z łóżka i podeszłam do okna, żeby je otworzyć i przewietrzyć jeszcze pokój przed wyjściem do szkoły. Nie wiem, co się zmieniło, ale zapach Edwarda oddziaływał na mnie bardziej niż wcześniej. Może to była sprawka tego, że już trochę za długo odwlekałam wyprawę na polowanie i stałam się przez to bardziej wyczulona i podatna na bodźce?
Postanowiłam nie zwlekać dłużej z wyjazdem i uznałam, że zrobię to dziś po szkole, żeby mieć to jak najszybciej z głowy. Zastanawiałam się tylko, jak zafundować sobie prywatność i być pewną, że nikt mnie nie śledzi. Biorąc pod uwagę, że Edward zawitał wczoraj do mojego pokoju, to mogę się po nim wszystkiego spodziewać.
Westchnęłam głośno, stojąc w otwartym oknie, po czym zaczęłam szykować się do szkoły. Denerwujące było to, że wszystko musiałam robić w ludzkim tempie, ponieważ nie mam gwarancji, że właśnie w tej chwili nie jestem przez kogoś obserwowana. Na dobrą sprawę największym utrapieniem były dla mnie wampiry, które widziały szybkie ruchy, natomiast ludzie myśleli zawsze, że im się przywidziało.
Ponieważ Forks jest małą miejscowością, to spokojnie wystarczyło, abym do szkoły wychodziła pół godziny przed pierwszą lekcją, a i tak, gdy dojeżdżałam do szkoły miałam jeszcze sporo czasu dla siebie. Wjechałam na parking i od razu zobaczyłam tam srebrne volvo Cullenów i całe rodzeństwo stojące przy aucie. Zaparkowałam na swoim stałym miejscu, wysiadłam na chłodne powietrze i rozejrzałam się dookoła. Przy wejściu do szkoły zobaczyłam Jessicę, z którą teoretycznie się przyjaźniłam. Nie zwracając uwagi na piątkę wampirów od razu podeszłam do blondynki i przywitałam się z nią, całując w policzek. Co zatkało kakao? Uśmiechnęłam się do siebie… Jakie to straszne, że Cullenowie po raz pierwszy zostali zignorowani, i to jeszcze przez zwykłego śmiertelnika. Trudno, przeżyją. – pomyślałam. Razem weszłyśmy do szkoły i udałyśmy się na pierwszą lekcję. Jess cały czas nawijała o jakiejś najnowszej kolekcji, i o tym jak bardzo chciałaby mieć choć jeden ciuch z niej. Nie zwracałam jednak za bardzo uwagi na jej paplaninę. Skupiłam się na podsłuchiwaniu rozmowy Alice z Jasperem, którzy szli za nami. Jestem pewna, że nie chcieli mieć przy niej widowni, ale co na to poradzić, że mam słuch równie dobry, co oni, a nie tak beznadziejny jak ludzie.
- Mój dar jeszcze nigdy mnie nie zawiódł, ale przy tej dziewczynie jestem bezradna, bo gdy ona się znajduje w czyjejś przyszłości, to widzę jak przez mgłę. To jest frustrujące – narzekała wampirzyca o wyglądzie chochlika.
- Ty przynajmniej nie musisz odczuwać jego dziwnej mieszanki odczuć. Ty jesteś tylko sfrustrowana, a ja przeżywam dokładnie to, co on i mam już tego dosyć – skarżył się blondyn.
Nie dałam rady usłyszeć nic więcej, ponieważ zadzwonił dzwonek i musiałam przyspieszyć, żeby zdążyć do klasy przed nauczycielem. Oczywiście udało mi się to i usiadłam na swoim miejscu parę sekund przed jego przyjściem. Lekcja była nudna jak zwykle, ponieważ wiedziałam już to wszystko o czym mówił nauczyciel, ale i tak skrzętnie notowałam. Już się nauczyłam, że nawet jak wszystko umiem, to warto robić notatki, ponieważ nauczyciele biorą mnie wtedy za pilną uczennicę. Kiedyś nie notowałam nic, a umiałam wszystko i byli w stosunku do mnie sarkastyczni i oschli, ponieważ mieli mnie za wyniosłą dziewczynę, która uważa, że wie lepiej od nich. W tamtych czasach miałam sporo problemów i zero znajomych, ponieważ nikt nie chciał się zadawać z geniuszem, któremu nauka przychodzi bez żadnego problemu. Z tego co zauważyłam, to w tej szkole już sześć osób zdążyło wyrobić sobie podobną opinię. Cullenowie. Nie robili żadnych notatek, więc byli uważani za wywyższających się i dlatego też nikt ze zwykłych ludzi do nich nie podchodził. Każdy uważał, że trzymają się w swoim gronie, ponieważ innych mają za nie wartych uwagi idiotów. Może nikt nie mówił tego na głos, ale ja to widziałam, ponieważ sama kiedyś byłam tak oceniana i to kiedyś mnie posyłano takie spojrzenia. Byłam ciekawa, co musieli zrobić, żeby tak szybko zyskać tak kiepską opinię. Rozległ się dzwonek, a ja spakowałam swoje rzeczy i wyszłam z klasy. Nagle zadzwonił mój telefon, informując mnie, że mam nowego maila. Szybko wyciągnęłam komórkę i spojrzałam na wyświetlacz. Nie zdążyłam nawet otworzyć maila, gdy zderzyłam się z czymś twardym, a siła była tak duża, że nie dość że upadłam, to do tego rozbolała mnie głowa. Spojrzałam w górę, żeby dowiedzieć się na co wpadłam, ale to co zobaczyłam mnie zaskoczyło. To nie było coś, tylko ktoś. Nade mną stał potężnie zbudowany wampir z zakłopotaną miną. Po chwili ukucnął i zaczął zbierać moje rzeczy, które rozsypały się dookoła, a ja tylko siedziałam i pocierałam czoło, które bolało mnie jak cholera. Stanowczo musiałam się posilić, ponieważ moje odczucia w tym ciele były coraz bardziej ludzkie, co w obecnej chwili coraz bardziej mi się nie podobało. Tak… Kiedy odczuwasz ból, to przypominasz sobie, że czasem lepiej mieć ciało wampira. Chłopak wstał, trzymając w jednej ręce moje rzeczy, a drugą wyciągając do mnie, żeby pomóc mi wstać. Chwyciłam ją i wstałam przy jego pomocy.
- Bardzo cię przepraszam. Zapatrzyłam się w telefon i nie zauważyłam cię – zaczęłam przepraszać, biorąc od niego swoje rzeczy, mimo że byłam świadoma, że musiał być czymś bardzo zajęty, żeby na mnie wpaść. Do cholery, to przecież wampir! Gdyby był tak nieuważny już dawno jego śniadanie by go upolowało. Niestety maniery wymagały tego, żebym go przeprosiła jak zwykłego chłopaka, a nie umarłego o wyczulonych zmysłach.
- To ja przepraszam. Nie zauważyłem cię. Jestem Emmett – powiedział, wyciągając do mnie ponownie dłoń.
- Bella – przedstawiłam się, biorąc swoje rzeczy do jednej ręki, a drugą ściskając jego wyciągniętą dłoń.
- To ciebie wczoraj odwoził Edward? – zapytał zaciekawiony.
- Tak – odparłam krótko. – Nie chcę być niegrzeczna, ale jak zaraz się stąd nie ruszymy, to spóźnimy się na lekcję.
- Och, no tak. To może usiądziesz z nami podczas lunchu? Jestem pewien, że reszta mojego rodzeństwa chętnie cię pozna – powiedział z wielkim uśmiechem, a ja pomyślałam, czy przypadkiem nie upatrzyli mnie sobie na ofiarę, ale i tak nie byłam w stanie mu odmówić. Teraz działał na mnie jak wampir na człowieka. Niech to szlag!
- Jasne. Do zobaczenia na stołówce – powiedziałam, wymijając go i prawie biegnąc na lekcję, ponieważ zaraz powinien dzwonić dzwonek, a ja nie lubiłam się spóźniać.

Historia, matematyka, nauki społeczne minęły mi dość szybko, a i francuski zleciał w mgnieniu oka. Alice zachowywała względem mnie pełny dystans, ale jej mowa ciała zdradzała, iż ledwo się powstrzymuję. Zastanawiało mnie, czym była spowodowana frustracja odbijająca się w jej spojrzeniu. Czyżby to przez ten jej dar, który zakłócam? Chociaż była ostrożna i podchodziła do mnie z rezerwą, widziałam, że ta dziewczyna odznacza się wielkim optymizmem i jest bardzo przyjacielskim stworzeniem. Czuję, że to tylko kwestia czasu, by przełamała narzucone sobie bariery i postanowiła się zaprzyjaźnić ze mną – człowiekiem… Pytanie, czy ja odwzajemnię jej starania? Cóż, póki jestem tym kim na razie jestem, a oni nie upatrzyli mnie na swoją potencjalną przekąskę, to właściwie czemu nie? Lekcja minęła i zanim się obejrzałam już szłam na stołówkę. Weszłam do środka i stanęłam w kolejce po jedzenie. Dziś wzięłam sobie spaghetti i sok pomarańczowy. Zapłaciłam za lunch i odeszłam od kasy, ale po chwili się zatrzymałam i popatrzyłam na stolik, przy którym zawsze siadałam ze znajomymi, po czym skierowałam się do tego najdalszego, przy którym siedziało rodzeństwo Cullenów z uśmiechem przyklejonym do twarzy. Zabawę czas zacząć.

PWE
Siedziałem na angielskim i patrzyłem przez okno, zastanawiając się, jak mam sobie radzić z obecnością Belli, gdy moją uwagę zwróciły myśli Emmetta. Zdziwiło mnie, czemu od początku lekcji tłumaczy całego „Hamleta” Szekspira na włoski, skoro ma teraz matematykę. Nie wiedziałem, o co chodzi, ale miałem zamiar dowiedzieć się, co takiego próbuje przede mną ukryć. Nadal się nad tym zastanawiałem, gdy nagle usłyszałem myśli Alice, która dla odmiany tłumaczyła na chiński „Romea i Julię”. Takie ostentacyjne zachowanie na pewno bardziej przyciągało moją uwagę… Gdyby chcieli coś zataić, wystarczyłoby, że myślami wrócą do swoich prozaicznych czynności… Cóż, jak widać, na to jeszcze nie wpadli. Stawałem się coraz bardziej zdenerwowany. Ta dwójka coś kombinowała, a ja chciałem wiedzieć, co. Gdy lekcja się skończyła, wyszedłem z sali i próbowałem złapać moje rodzeństwo na korytarzu, ale oni zwinnie mnie unikali. Stawałem się tym coraz bardziej zdenerwowany i przestraszony, ponieważ gdy oni coś wspólnie kombinowali, to nic dobrego z tego nie wynikało.
Unikali mnie na każdej przerwie, więc uznałem, że dopadnę ich i wypytam o co chodzi podczas lunchu. Do stołówki przyszedłem jako ostatni i zająłem miejsce obok Alice.
- Dobra, co jest grane? – zapytałem bez ceregieli. Rose i Jazz spojrzeli na mnie zdziwieni, nie wiedząc o co mi chodzi, a Emmett i Alice bawili się jedzeniem, które mieli na tacach.
- Nie mam pojęcia, o czym mówisz – powiedział zdezorientowany Jasper.
- Chochlik z miśkiem coś kombinują, ponieważ tłumaczą w myślach dzieła Szekspira na chiński i włoski.
- Nie wiem, o co ci chodzi – odparła Alice, uśmiechając się słodko, a ja nagle poczułem tą słodką woń, która mogła należeć tylko do jednej osoby. Po chwili na jedynym wolnym miejscu przy naszym stole, które znajdowało się obok mnie, usiadła piękna brunetka, a mnie zatkało. Nie byłem zdolny chociażby do mrugnięcia okiem. Mój wzrok śledził najmniejszy gest wykonany przez zielonooką.
- Bongiorno, bella ragazza - Zagrzmiał tubalny głos Emmetta, który jako pierwszy przywitał się z moją znajomą nieznajomą.
- Ciao, ragazzino. – Uśmiechnęła się do niego pobłażliwie, z tajemniczym błyskiem w oku. – Dlaczego, wszystkie nowo poznane osoby, chcą się zwracać do mnie po włosku? – Spytała niby od niechcenia, wywiercając Emmetta swoim spojrzeniem, kiedy na jej twarz leniwie wpełzną kąśliwy uśmieszek, a jej brew powędrowała lekko do góry.
- Może dlatego, że każdy chce się przed tobą pochwalić znajomością trzech zdań na krzyż w tym obcym języku i liczy na aprobatę z twojej strony. Ale nie bój się. Emmett po prostu wybrał sobie ten język obcy, zanim dowiedział się o twoim pochodzeniu – odpowiedziała od niechcenia Rose.
- Jestem Rosalie Hale – przedstawiła się jej. Cholera. Przecież to Rose? A u niej to oznacza wielką wylewność. Czyżby i ona spiskowała przeciwko mnie?
- Bella Wickwright. - Brunetka wyciągnęła dłoń w kierunku blondynki i uścisnęła ją pewnie, i bez żadnego skrępowania. Nawet chłód jej skóry nie wydawał się dla Belli niczym nadzwyczajnym. Tak samo, kiedy wymieniła grzeczności z Jasperem. Potem zaczęła się swobodna konwersacja między Bellą, a moim rodzeństwem. Oczywiście, zaczęło się kurtuazyjnie, od tego kim jest Bella, kim my teoretycznie jesteśmy, jak podoba nam się w Forks, i tak dalej...
- Nie wyglądasz jak prawdziwa włoszka – stwierdził rozbawiany Em.
- Dlatego też mieszkam w Stanach – odpowiedziała nie mniej rozbawiona. Mimo iż z pozoru chętnie odpowiadała na zadawane jej pytania, to widziałem jak zręcznie omijała pewne tematy, jak balansowała z odpowiedziami tak, aby jednak nie mówić o sobie za dużo. Zaciekawiło mnie to. Zazwyczaj ludzie na jej miejscu paplali by jak najęci, chwalili się na prawo i lewo, by choć trochę nam zaimponować i przykuć chociażby najmniejsze nasze zainteresowanie. A tu, co? Proszę bardzo, moje rodzeństwo jest szczerze zainteresowane, a ona niewiele chce opowiadać o sobie. Jej odpowiedzi są grzeczne, czasem żartobliwe, ale zawsze zdystansowane. Proszę, proszę... Kto by pomyślał, że nasze role kiedyś się odwrócą.
- Mieszkasz tu sama, bez rodziny? – zaciekawiła się Alice.
- Owszem i jak dotąd zdecydowanie mi lepiej jest w tym układzie – Bella odpowiedziała stanowczo. – Przepraszam, po prostu nie lubię opowiadać o moich stosunkach z bratem. To wszystko. – Dziewczyna spuściła z tonu, gdy wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się lekko do Alice. – Dla mnie moja rodzina to temat tabu i niech tak pozostanie – wyjaśniła.
Rosalie zmieniła temat rozmowy i tym samym nasza konwersacja z powrotem wróciła na właściwe dla nas i dla Belli tory. Zapytana o plany na weekend stwierdziła, że jest zajęta. Nie doczekaliśmy się ciągu dalszego jej wypowiedzi. Nawet Alice, której nie można się przecież oprzeć, skapitulowała po tym, jak dziewczyna uśmiechnęła się tajemniczo, mówiąc, iż to tajemnica. Przerwa na lunch w towarzystwie Belli minęła nam w mgnieniu oka. Na moją zgubę przez innych szczęściem zwaną, dzieliłem z nią także biologię. Frustrowało mnie to, jak bardzo chciałem przebywać w jej towarzystwie. Nic jednak na to nie umiałem poradzić. Bella przyciągała mnie jak magnez i skłamałbym, gdybym powiedział, że bardzo starałem się przed tym bronić. Zanim rozbrzmiał dzwonek obwieszczający rozpoczęcie zajęć, obserwowałem jej relacje z innymi uczniami. Miła dla wszystkich, uprzejma, każdego zaszczyciła swoim olśniewającym uśmiechem, a jednak widać było dystans... Za to moment, w którym ten blondyn... Mike zdaje się, zaczął się jej ostentacyjnie narzucać.... Cholera, zastanawiałem się nad tymczasową zmianą diety przez tego wymoczka. Ten... nie powiem kto, bo mój wrodzony takt mi na to nie pozwala, został jednak uratowany przez moją laboratoryjną partnerkę, która w iście mistrzowskim stylu spławiła go tak, że brak mi słów pochwał dla niej. Między wierszami wyczytałem jaki ma stosunek do niego. Cóż, on jednak nie posiada takiej umiejętności... Odszedł za to szczęśliwy, iż został obdarzony jej spojrzeniem. Czyżbyś była w tej miernej ludzkiej hierarchii królową szkoły, Bello?? Zastanawiałem się... Nie, jednak po jej zachowaniu stwierdziłem, że ona nie jest z tych, którzy chcą innym imponować na siłę. Ona była w centrum uwagi, nie starając się o to. Wiedziałem też, że nie zabiegała o jakiekolwiek miejsce w tej idiotycznej hierarchii…
Ona była ponad to.
Podczas lekcji nie zaszczyciła mnie ani jednym swoim spojrzeniem, skrzętnie notując to, co dyktował nauczyciel. Zabawne było obserwować jak marszczy nosek w momentach, gdzie program nauczania, a co za tym idzie i nauczyciel, mijali się czasem z prawdą. Tak jakby podświadomie zdawała sobie sprawę z tego, że niektóre fragmenty tego, co notuję były zwyczajnie stekiem bzdur. W mojej głowie szalał ogrom myśli, od dziewczęcych fascynacji mną i moim rodzeństwem, przez podziw dla Belli lub niedowierzanie, że ona może spokojnie przebywać w naszym towarzystwie i nie robi to na niej wrażenia... aż do mentalnych gróźb chłopców w moim kierunku i różnorakich fantazji z Bellą w roli głównej, w przeróżnych konfiguracjach...
Zacisnąłem pieści tak mocno, aż pobielały mi kłykcie. Dlaczego muszę się męczyć z tymi niedorzecznymi myślami tych, których wolałbym nie słyszeć, a ten jeden, jedyny, który interesuje mnie naprawdę, milczy. Dlaczego nie mogę cię usłyszeć, Bello? – głowiłem się.
W pewnym momencie nauczyciel zaczął mówić o temacie następnej Lekcji, na której zaplanowane były testy grup krwi... Coś czuję, że nadciągały właśnie pierwsze wagary w tej szkole. Spojrzałem kontem oka na Bellę i usłyszałem jej cichy jęk. Najwidoczniej jej także nie spodobał się temat przyszłych zajęć. Lekcja minęła. Bella sprawnie zgarnęła swoje rzeczy, zerkając w moją stronę. Uśmiechnęła się lekko do mnie, z jej ust padło zdawkowe „do widzenia” i zaraz po tym zniknęła za drzwiami. Skakałem mentalnie po myślach innych, by śledzić brunetkę, gdy sam podążałem na swoje kolejne zajęcia. Jasper już stał przy wejściu do sali od hiszpańskiego z tradycyjne znudzoną miną.
- Jak tam ekscytujące zajęcia? – zaśmiałem się do niego, widząc chłopaka w takim stanie.
- Proszę cię! – prychnął. - O tej porze, to uczniowie mają takie odczucia, że dzięki nim, to ja sobie mogę spać na stojąco.
- Przynajmniej możesz spróbować pospać – stwierdziłem, kręcąc głową w rozbawieniu. Blondyn tylko wywrócił oczami i wzdychając ostentacyjnie wszedł do klasy. Lekcja hiszpańskiego była… Cóż, słowo „nudna”, nawet nie oddaje jednej setnej rzeczywistego stanu.
Dziękowałem w duchu, że Rosalie dzieliła swoje ostatnie zajęcia z Bellą. W ten sposób mogłem obserwować ją, jak radzi sobie na w-f’ie względnie obiektywnie, bez żadnych nie potrzebnych tyrad. Dziewczyny wylądowały w jednym zespole, grając w siatkówkę i stworzyły świetny duet. Bella w niczym nie była gorsza od Rose. Oczywiście, biorąc poprawkę na to, że moja siostra nie wkładała w grę swoich stuprocentowych umiejętności. W innym przypadku, zaserwowana przez nią piłka przebiłaby ścianę sali gimnastycznej, zatrzymując się jakieś kilka set metrów dalej. Po skończonym meczu dziewczyny udały się do szatni. Brunetka rozstała się z koleżankami, życząc miłego weekendu i to by było na tyle, jeżeli chodzi o podglądanie jej oczami Rose.
- Nieźle sobie radzi ta mała. – Blondynka komplementowała dziewczynę, gdy wsiadaliśmy do auta.
- Wiem, widziałem – odpowiedziałem bez namysłu.
- Skoro śledziłeś już ją moim umysłem, to mogłeś zacząć patrzyć na nią trochę wcześniej, może byś coś zauważył… - stwierdziła trochę zgryźliwie, jednak nie kończąc swojej wypowiedzi, czym zwróciła na siebie nie tylko moją uwagę.
- Co masz na myli, Rosie? – Emmett wyprzedził moje pytanie.
- Gdy się rozgrzewałyśmy jedna z dziewczyn szepnęła drugiej, że Bella czasem zachowuje się jak robot, że nic nie może jej zmęczyć. Jest zbyt perfekcyjna – mówiła Rose. – Nasza mała stała dobre kilkanaście metrów dalej, jednak gdy na nią spojrzałam miałam wrażenie, że usłyszała tą wymianę zdań. Przecież musiałaby mieć nadnaturalny słuch, by to usłyszeć. Potem wydawało mi się jakby wyczekiwała na moment, aż te dziewczyny zwrócą na nią uwagę i potknęła się… Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że moim zdaniem zrobiła to specjalnie….
- Po co miałaby zrobić coś takiego? – drążyłem, jednak słowa Rosalie dały mi dużo do myślenia.
- Nie wiem. – Wzruszyła ramionami. – Może dlatego, by pokazać, że nie jest zbyt perfekcyjna? - Po jej komentarzu każdy z nas pogrążył się we własnych myślach.
Gdy wróciliśmy do domu, poczekaliśmy na Carlisle’a i razem udaliśmy się na polowanie.
Przez praktycznie cały weekend oddawałem się pierwotnym instynktom, starając się zagłuszyć swój umysł. Chciałem odpocząć od wiecznego udawania kogoś kim nie jestem, od wiecznej kontroli, i od praktycznie rzec biorąc, prześladowczych myśli dotyczących panny Wickwright….
Jako ostatni wracałem do domu i nie widząc sensu, by specjalnie się spieszyć, zwolniłem tempa, wkraczając na jedną ze ścieżek. Po jakimś czasie poczułem dziwnie znajomy zapach. W miarę gdy pokonywałem kolejne metry woń była silniejsza, aż w końcu kilkadziesiąt metrów dalej nad strumykiem ujrzałem ją. Dziewczynę, która wywróciła mój świat do góry nogami… Bella pochylała się nad wodą, kreśląc dłonią jakieś nieokreślone kształty po źródlanej tafli.
Brunetka nie była wstanie mnie dostrzec z tej odległości. Zwolniłem jeszcze bardziej swój bieg, by po chwali iść przez las spacerowym tempem. Nie rozumiałem dlaczego nie mogłem jej zignorować i po prostu skierować się do swojego domu… Niewiele się zastanawiając skierowałem się w jej stronę, udając zwyczajnego spacerowicza i miłośnika przyrody. Usiadłem po turecku nad brzegiem wody.
- Cześć. – Bella uśmiechnęła się, gdy mnie zobaczyła. Nie wyglądała jednak na specjalnie zaskoczoną moją obecnością.
- Jak ci minął weekend? – spytała, wracając z powrotem do pozycji siedzącej, za to zdjęła swoje tenisówki i zamoczyła stopy w wodzie. Było względnie ciepło, chociaż pogoda była pochmurna, nie sądzę jednak by było na tyle ciepło, by wkładać stopy do lodowatej wody… Nie, gdy jest się człowiekiem….
- W porządku. A jak twój? – spytałem - Miałaś na myśli spacerowanie po lesie, gdy mówiłaś, że będziesz bardzo zajęta…
- Moje ważne sprawy nie zajęły mi tak dużo czasu, jak się spodziewałam. Więc wyszłam z domu, korzystając z ostatnich ciepłych dni tu w Forks, ale tobie przecież nic do tego – odparowała, mrożąc mnie wzrokiem. Najwyraźniej mój ton zabrzmiał dla niej oskarżycielsko. Dziwne, że na nią nie działały nasze wampirze wdzięki…. Ta dziewczyna była cholernie intrygująca.
- Przepraszam, nie miałem na myli nic złego – odpowiedziałem, uśmiechając się przyjaźnie.
- Nie jest ci zimno, tak moczyć nogi? Forks nie słynie z ciepłych temperatur.
- Lubię zimno, ono mi nie przeszkadza. Nie przepadam za to specjalnie za deszczem – odpowiedziała, wyjmując nogi z wody. Potrzepała nimi osuszając je, by po chwili znów wsunąć stopy w skarpetki i buty. Spojrzałem gdzieś w bok i chyba się zawiesiłem, gdyż następne co poczułem, to parę zimnych kropel spływających po moim policzku.
- Hej, Edward! Obudź się – Zachichotała. – Ja wracam do domu. A ty? Idziesz czy zostajesz? Robi się późno – stwierdziła, wstając i otrzepując spodnie z trawy. Spojrzała w niebo, a jej oczy zdawały się migotać. Jej wzrok na chwilę stał się tak odległy, jakby nie patrzyła w niebo, tylko kilkanaście galaktyk dalej… Ja także podążyłem w jej ślady i ustawiłem swoje ciało w pionie. Zadrżała ledwo zauważalnie. Odruchowo zdjąłem swoją kurtkę. Po raz kolejny gratulując sobie w duchu, że moje ciuchy były nienaruszone i że nie miałem w zwyczaju bawić się jedzeniem jak Emmett. Oferowałem ją Belli, a ona przyjęła ją chętnie, uśmiechając się w podziękowaniu. Ruszyliśmy w drogę, nie rozmawiając ze sobą zbyt wiele. Cisza jednak była dla nas bardzo komfortowa. Bella była zamknięta w swoim świecie, uśmiechając się, gdy patrzyła w moją stronę, a ja nie mogłem zrobić nic innego jak odwzajemnić jej gest. Niestety, ta chwila skończyła się wraz z naszą podróżą, bo oto kolejny raz musiałem się rozstać z nią pod jej domem. Bella zdjęła moją kurtkę, wręczyła mi ją, składając ubranie na pół. Wdrapała się na palce, by obdarzyć mnie przelotnym pocałunkiem w policzek, a jedyne co usłyszałem to, równomierne bicie jej serca i cichy szept.
- Dobranoc, Edwardzie. Dziękuję za towarzystwo. – Zaraz po tym odwróciła się, otwierając drzwi do swego domu.
- Do zobaczenia jutro. – Uśmiechnęła się po raz ostatni zanim zniknęła za drzwiami, a ja oniemiały znów zostałem na jej podjeździe…

PWB
Chyba powinnam zatrudnić Edwarda jako posąg stojący na moim podjeździe. Bardzo dobrze mu to wychodzi….


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
valentin
Zły wampir



Dołączył: 03 Kwi 2010
Posty: 426
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Sob 22:14, 16 Lip 2011 Powrót do góry

W imieniu swoim i Katki, serdecznie zapraszam na 3 rozdział JWN
Od teraz pieczę na betowaniem dzielnie sprawuję Sarabi( Dziękujemy :) )
Życzymy miłego czytania i liczymy na szczere opinię :)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez valentin dnia Sob 22:17, 16 Lip 2011, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
zawasia
Dobry wampir



Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D

PostWysłany: Nie 20:18, 17 Lip 2011 Powrót do góry

jak się cieszę mogąc znów przeczytać kolejny rozdział tego opowiadania
jest świetne, nie wiem nawet dokładnie co pisać ale mam nadzieję, że kolejne rozdziały będą pojawiać się częściej
pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Anilla
Nowonarodzony



Dołączył: 01 Lip 2011
Posty: 15
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Forks :)

PostWysłany: Czw 18:15, 18 Sie 2011 Powrót do góry

Zaciekawiłaś mnie.
Akcja się rozkręca. Wyszło ci świetnie. Nie mam słów krytyki.

Weny ;D


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin