FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Dziecko Luny [NZ][+16] roz.10 / 19.05 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Poll :: Czy mam wstawiać kolejne rozdziały opowiadania?

tak
90%
 90%  [ 18 ]
nie
10%
 10%  [ 2 ]
Wszystkich Głosów : 20


Autor Wiadomość
Aathia
Nowonarodzony



Dołączył: 17 Kwi 2011
Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 15:32, 17 Kwi 2011 Powrót do góry

Cześć! Właśnie zyskałaś nową, wierną czytelniczkę. Very Happy Wczoraj znalazłam Twoje opowiadanie i pochłonęłam je w ciągu godziny, a przed chwilką się zarejestrowałam, żeby skomentować. Według mnie jest naprawdę świetne. Podoba mi się to, że u Ciebie wampiry nie powstały w wyniku ewolucji. Jakoś zazwyczaj bardziej odpowiada mi ich niezwykłe, nieziemskie pochodzenie. Prolog jest super, brzmi jak wieczorna opowieść przy ognisku, tak klimatycznie, zachęcił mnie do dalszego czytania, a późniejsze rozdziały były jeszcze lepsze. Mam nadzieję, że uda Ci się to opowiadanie równie dobrze zakończyć, byle nie za szybko, bo przecież akcja dopiero się rozwija. Strasznie mnie ciekawi, kto bedzie posiadaczem drugiego miecza i jaką rolę odegrają Cullenowie. Fajnie, że Kate jest już wampirem i to z szafirowymi oczami i błękitną krwią. Musi zabójczo wyglądać.
A na koniec małe pytanko. Akcja rozgrywa się w 2107 roku, czyli w dość dalekiej przyszłości. Czy w wykreowanym przez Ciebie świecie technologia zmieniła się tylko nieznacznie? Tak mi się wydaje, bo nie opisujesz czegoś takiego jak pełne zautomatyzowanie wszystkich dziedzin życia, co niektórym kojarzy się z postępem. Rozumiem oczywiście, że otoczenie w tym opowiadaniu jest niezbyt ważne, bo przecież Kate to niezwykły wampir i do pokonania innych nie będzie jej potrzebny pistolet laserowy czy coś w tym stylu, no ale 100 lat to szmat czasu i sadzę, że dużo rzeczy by się w tym czasie wydarzyło.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
zoya
Nowonarodzony



Dołączył: 22 Gru 2009
Posty: 35
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 22:21, 17 Kwi 2011 Powrót do góry

Bardzo się cieszę, że grono czytelników mi się powiększyło o ciebie, Aathia. Twój komentarz dodał mi skrzydeł i wiary, w to, że to opowiadanie może z czasem zyskać jeszcze wielu nowych czytelników Wink Jest mi naprawdę miło.

Co do twojego pytania, to sama do siebie mam żal, że nie wprowadziłam czytelników w nowy wiek i nowe technologie jak należy, i dlatego postanowiłam powoli wtajemniczać was w ten nowy świat, tak aby wszystko było zrozumiałe. Minus tego jest taki, że dopiero zacznę od rozdziału, w którym Kate wylatuje z Francji, bo wtedy najlepiej opisać kontrolę na lotnisku :) (można trochę pofantazjować na ten temat).

Hmm... No i to byłoby tyle na ten temat. Następny rozdział będzie po świętach.


Wesołego jajka i mokrego Dyngusa życzę wszystkim Mr. Green ! xmas


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez zoya dnia Nie 22:27, 17 Kwi 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Beatha
Zły wampir



Dołączył: 04 Lut 2010
Posty: 335
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Wto 20:20, 26 Kwi 2011 Powrót do góry

Przyszłam powiedzieć Zoyce, ze przeczytałam i czekam na więcej, Twój ff dodaje mi sił w bardzo trudnym dla mnie okresie. Naprawdę podoba mi się jak rozkręcasz akcje, niecierpliwie czekam na ciąg dalszy. Może mój komentarz nie jest konstruktywny i niczego nie wnosi, ale moja mama jest bardzo chora i po prostu nie mam siły pisać nic sensownego. chce żeby Zoyka wiedziała, ze jestem, czytam i czekam na więcej!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
zoya
Nowonarodzony



Dołączył: 22 Gru 2009
Posty: 35
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 7:31, 19 Maj 2011 Powrót do góry

Dziękuję za wszystkie komentarze i strasznie przepraszam, że tak długo czekaliście :) A oto kolejny, nowy rozdział.



Rozdział 10

beta: mTwil

W ciągu kilku minut znalazłam się na przedmieściach Paryża. Zajechałam do willi i poszłam rozpakować zakupy do kuchni. Uszykowałam sobie kilka kanapek z kiełbasą oraz pomidorem i sałatą, a potem skierowałam kroki do swojego pokoju na piętrze. Nie miałam ochoty przesiadywać w salonie, kiedy patrzyło na mnie tyle spojrzeń, ile pragnęłam uniknąć. Odłożyłam kanapki na stolik obok łóżka, a sama położyłam się, splatając ręce pod głową.

Mój pokój nie był kolosalnych rozmiarów, raczej średniej wielkości. Na ścianach można było zauważyć dwukolorowe paski - na jednej stronie miałam pionowe niebieskie i pomarańczowe, na przeciwnej poziome, a na dwóch następnych - ukośne. Ogólnie w tych miejscach powinny wisieć najróżniejsze plakaty modnych zespołów, wokalistek, gorących piosenkarzy, dyplomy ukończenia szkoły, fotografie, ale nie w tym wypadku. U mnie ściany zapełnione były kwiatami. Tak, były to najróżniejsze kwiaty. Wśród zieleni zawsze czułam się jak w prawdziwym domu. Na podłodze, w wielkich donicach, stały miniaturowe palmy i jeden bananowiec. W pokoju miałam dużo światła, ponieważ połowa jednej ze ścian była oszklona ze względu na wyjście na balkon. Teraz te wszystkie kwiaty były w Arros, a ja właśnie przebywałam w pustym pomieszczeniu.

Poczułam się beznadziejnie, spoglądając dookoła i czując przepełniającą mnie pustkę. Miałam już ustalone plany co do najbliższej przyszłości, wszystko dokładnie ustaliłam. Miałam siłę, której pozazdrościłby mi niejeden człowiek czy też wampir żyjący na ziemi, a jednak to wszystko ani trochę mnie nie uszczęśliwiało. Czy mogę stwierdzić, że gorzknieję z każdym następnym dniem czy to tylko moje ukryte usposobienie? Sama wyniszczam się od wewnątrz. Jestem jak rak, który infekuje swój własny umysł negatywnym nastawieniem do otaczającej rzeczywistości. A może zatrważającej rzeczywistości? Wszystko jedno. Przekręciłam ciało na bok, wsunęłam dłonie pod głowę i w pozycji embrionalnej, rozmyślając o tym, co ma przynieść następny dzień, zasnęłam.

Następnego dnia, wyspana, odświeżona i najedzona, udałam się do domu maklerskiego, któremu powierzyłam pieczę nad zakupem akcji, wydawałoby się nierentownego, czasopisma La mode. Zatrzymałam się przed budynkiem i spojrzałam na zegarek. Jedenasta. Za dwadzieścia minut nastąpi zwrot akcji na giełdzie, a wtedy będę mogła przekonać się, czy całe to zamieszanie i wkład pieniężny były tego warte. Postanowiłam przeczekać ten czas w samochodzie. Żeby nie wyjść na pozbawioną manier, odczekałam jeszcze dodatkowe dziesięć minut i weszłam do budynku. Wewnątrz panował mały rozgardiasz, klienci krzyczeli w oburzeniu, że stracili ogrom pieniędzy, który przez niekompetencję maklerów przepadł, personel starał się ich uspokajać, lecz zadało się to na nic. Tymczasem ja, najspokojniej jak mogłam, podeszłam do wolnego kontuaru, grzecznie się przedstawiłam i czekałam na potwierdzenie tożsamości.
- Ach tak, proszę chwileczkę poczekać. – Wykonała telefon do swojego szefa, a z tego, co usłyszałam, wynikało, że miał zająć się mną osobiście. Po paru minutach zostałam zaproszona do jego gabinetu.
- Witam, panno Poussin – przywitał się niezwykle miło.
- Dzień dobry. Chyba domyśla się pan, w jakiej sprawie tu przybyłam? – zapytałam, siadając na jednym z foteli naprzeciwko jego biurka.
- Oczywiście, została pani właśnie milionerką. Nie ukrywam, że jestem szczerze zdumiony. Była pani jedynym inwestorem, który zakupił akcje tej gazety. Nie mam pojęcia, jak pani to zrobiła, ale jestem pod ogromnym wrażeniem. – Uśmiechnął się. – Sam nie zdecydowałbym się na tak ryzykowny krok. A tu proszę.
- To się nazywa kobieca intuicja – odparłam z równie sztucznym uśmiechem jak jego. Już zdążyłam przyzwyczaić się do aktorskiego grymasu twarzy Claude’a, aby móc rozpoznać ten sam u innych. Znacznie ułatwiało mi to sprawę, kto jest naprawdę ze mną szczery, a kto po prostu podlizuje mi się.
- Czyli rozumiem, że chce pani nadal korzystać z naszych usług? – zapytał niepewnie.
- Oczywiście. Chciałabym, aby akcje zostały spieniężone – odparłam, wiedząc, że nie to ma na myśli.
- Wydaje mi się, że to trochę za wcześnie. Może zarobić pani znacznie więcej. Z pani intuicją może zostać pani miliarderką – zapewniał gorąco.
- Wystarczy mi to, co już zarobiłam. Jestem jak najbardziej usatysfakcjonowana z waszej dobrze wykonanej pracy. Kiedy będę mogła odebrać dokumenty potwierdzające spieniężenie akcji i czek? – zapytałam jak najbardziej uprzejmie.
- Za jakieś trzy godziny wszystko będzie gotowe, akcje zostaną spieniężone, a pani otrzyma dokumenty i czek – odparł beznamiętnie.
- Dziękuję w takim razie. – Wstałam, a kiedy wymieniliśmy uściski dłoni, wyszłam.
Z miejsca pojechałam do wypożyczalni aut, aby oddać samochód. Tym razem obsługiwała mnie inna osoba z personelu.

Z powrotem wracałam na piechotę, rozkoszując się widokami Paryża. Po drodze był park, więc postanowiłam tam odczekać resztę czasu, jaki mi pozostał do odebrania fortuny. Usiadłam na jednej z ławeczek. Nie zdążyłam się nawet rozluźnić, a już usłyszałam w oddali znajomy głos rozmawiający przez telefon.
- Tak, tak, wiem. Już niedługo oskubię tego starego pryka. Zgadza się. Nic nie będzie podejrzewał. Dokładnie. Niedługo się spotkamy. Nie wiem, ale się dowiem. Muszę już kończyć. Spokojna głowa. Na razie. – Claude zakończył rozmowę. Mój poziom adrenaliny niebezpiecznie wzrósł. Uspokój się, Kate, żadnych gwałtownych ruchów. Nie z takimi rzeczami już sobie radziliśmy. Podeszłam do niego i stanęłam, zasłaniając mu słońce.
- W czymś mogę pomóc? – zapytał, podnosząc głowę. Założyłam ręce na klatkę piersiową, żeby utrzymać siebie samą w ryzach.
- Przejdźmy się, Claude – odpowiedziałam najspokojniej, jak mogłam.
- Czy my się znamy? Nie wydaje mi się, abyśmy byli sobie kiedykolwiek przedstawieni – odpowiedział trochę ironicznie, trochę kpiąco. Nie wytrzymałam, normalnie nie wytrzymałam. Złapałam go za kark, nim się mógł zorientować i zaciągnęłam w pobliskie krzewy, aby nikt nie widział całego zajścia. Jego ciało całe się spięło i zaczął się gwałtownie szarpać. Czułam spływający po nim pot, ten fetor, jaki wydzielał. Było mi niedobrze, ale musiałam się przemóc. Jego serce waliło, jakby właśnie ukończył kilkunastokilometrowy maraton. Krew krążyła mu szybciej w żyłach. Typowa reakcja obronna organizmu. Oparłam gnoja o drzewo kilka centymetrów nad ziemią, łapiąc za gardło. Kipiałam złością.
- Nadal nie wiesz, kim jestem? Kate, córka twojego pracodawcy, którego próbujesz okantować, cholerny oszuście! – wrzasnęłam. Widziałam w odbiciu jego przerażonego wzroku własne kły, które w tej chwili wyglądały jeszcze niebezpieczniej niż podczas polowania.
- Już dawno sobie nagrabiłeś, ale dzisiaj przeważyłeś szalę. Mam ochotę zabić cię tu i teraz, i nawet nie wiesz, jaką będę miała z tego przyjemność – wysyczałam.
- Błagam, nie rób tego! Zrobię, co zechcesz tylko daj mi odejść – mówił przez zaciśnięte gardło. Płakał, on naprawdę płakał. Co za tchórz! Zaśmiałam się i przybliżyłam do jego twarzy.
- Masz zostawić mojego ojca i rodzinę, całą, w spokoju. Odejść i nigdy już nie wrócić. I żeby to było jasne, niedługo wyjeżdżam i zachowam wszystkie pozory, aby nikt się o tym nie dowiedział, ale jeśli spotkamy się jeszcze raz, to bez względu na okoliczności, przyrzekam, że cię zabiję, Claude. - Uśmiechnęłam się, wypowiadając ostatnie słowa. Puściłam jego szyję, a on upadł, zsuwając się po drzewie. Zaczął pocierać miejsce na szyi, które przed chwilą ściskałam. Kucnęłam naprzeciwko niego.
- Zrozumiałeś to? – zapytałam groźnym tonem.
- Ttt...tak – wyjąkał, uciekając wzrokiem na wszystkie strony, nie patrząc w moją. Chwyciłam jego podbródek i zmusiłam, aby spojrzał mi w oczy. Ścisnęłam mocniej i zapytałam ponownie:
- Czy to zrozumiałeś?!
- Zrozumiałem – odpowiedział, patrząc w moje szafirowe tęczówki. Puściłam go i wstałam, spoglądając na niego z góry.
- Mam nadzieję, że zrozumiałeś i gdy tylko znajdziesz się w Arros, zrezygnujesz z posady i wyjedziesz stamtąd jak najdalej. I żebym nie musiała sprawdzać czy zrobiłeś to, o co cię poprosiłam. – Odpowiedziałam, zerkając na zegarek. Zaraz muszę iść do biura maklerskiego – pomyślałam.
- Cóż, interesy mnie wzywają. Więc do następnego razu, Claude? Albo i nie, jeśli będziesz grzecznym chłopcem. – Uśmiechnęłam się, odchodząc i zostawiając go pod drzewem całego roztrzęsionego i zalanego potem.

Co za palant. Zawsze wiedziałam, że jest z nim coś nie tak. Jak nisko trzeba upaść, aby okradać ludzi, którzy w uczciwy sposób sami do wszystkiego doszli, i jeszcze takiego oszusta zatrudnili? Jakie trzeba mieć wartości moralne, aby w ogóle tak pomyśleć? Claude najwyraźniej od zawsze miał nijakie morale społeczne, żeby sumienie go ruszyło. Tylko mogę sobie wyobrazić, jak poprzez mnie albo Florence chciał przejąć część majątku ojca. Fabrice zdecydowanie nie umie dobierać sobie przyjaciół. Zdecydowanie.

Spokojnie udałam się do biura maklerskiego. Wszystkie dokumenty i czek były już gotowe, wystarczyło tylko podpisać się. Zerknęłam jeszcze na kwotę. Pięćdziesiąt milionów dolarów, a poniżej widniało moje nazwisko. Jeśli moim super talentem jest widzenie przyszłości, to jestem pewna, że nie ma nic lepszego od tego. Uśmiechnięta od ucha do ucha, udałam się do banku spieniężyć czek. Jestem milionerką! Teraz nie ma dla mnie żadnych granic – zauważyłam zadowolona.

W banku powstało małe zamieszanie w związku z wypłatą mojej należności. Sporadycznie zdarzało się w tym fachu, aby ktokolwiek wypłacał taką kwotę pieniędzy. Rzadko zdarzały się wypłaty powyżej dziesięciu milionów, a co dopiero pięćdziesięciu. Niestety zmiana tożsamości automatycznie spowodowałaby, że straciłabym możliwość na realizację czeku. Tak, nowe nazwisko będzie mi teraz potrzebne. Nie mogę zostawić pieniędzy na koncie kogoś, kto…- nie potrafiłam dokończyć zdania. Nie chciało mi to po prostu przejść przez myśl. Ponownie.

Po kilku godzinach czekania na wypłatę w końcu bankierzy zrealizowali czek. Kilka toreb zostało zapakowanych do mojego wozu, którym zdążyłam podjechać w międzyczasie, kiedy w banku liczono pieniądze. Pracownicy zdumionym wzrokiem odprowadzali mnie aż do drzwi wyjściowych. Czy bałam się wrócić do domu z taką fortuną u boku? Nie, bo nikt lepiej niż ja nie umiałby jej ochronić przed mafią i tym podobne. Jednakże słyszałam te szepty zdziwienia, przerażenia czy też zdegustowania, że bogaci zawsze są rozkapryszeni i mają nierówno pod sufitem. Przede wszystkim byli zmęczeni i wściekli, ze musieli siedzieć do późnych godzin nocnych, aby mnie zadowolić. Nic na to nie poradzę, że maja taką, a nie inną robotę – stwierdziłam nieczule.

W parę minut dotarłam do willi mustangiem. Muszę stwierdzić, że ojciec miał głowę na karku, sytuując sejf. Normalny biznesem ukryłby skarbonkę za jakimś drogim płótnem, żyjąc w przekonaniu, że jest to najlepsze miejsce na świecie i nikt nie jest w stanie przedrzeć się przez dodatkowe zamki. Niestety realia często okazywały się dość złudne i na końcu każdy z nich był rozczarowany i wściekły, kiedy dowiadywał się o obrabowaniu własnej posiadłości, tudzież metalowego pudła za bazgrołami wartymi setki tysięcy. I po co mu taka rozrzutność? Tymczasem ojciec wmontował sejf w wykafelkowaną podłogę piwnicy. Za regałem z konfiturami znajdował się malutki przycisk otwierający wejście do środka. Żeby nie ułatwić roboty złodziejom, wewnątrz pomieszczenia, które miało sto metrów kwadratowych, znajdowało się kilka sejfów na kody. Pierwszy raz byłam tutaj, kiedy składałam miecz. Wcześniej znałam go jedynie z opowieści ojca, wówczas, gdy oznajmił, który jest mój. Oczywiście kodem była data urodzin. Nic specjalnego. Złożyłam pieniądze i wyszłam z niego, zachowując wszelkie inne środki ostrożności.

Było już grubo po dwudziestej drugiej, czyli, krótko mówiąc, była to idealna pora, aby odwiedzić dzielnicę Saint Denis. Właśnie tam postanowiłam szukać kogoś, kto wyrobiłby mi fałszywe dokumenty. Oczywiście zabrałam ze sobą pewną część pieniędzy, żebym uchodziła na wiarygodną. Ogólnie rzecz biorąc, mogłabym teraz przekupić każdego za forsę, ale nie miałam zamiaru. Tego typu sytuacje będą naprawdę wyjątkowe, jeśli do nich dojdzie.

Saint-Denis – najbardziej niebezpieczna dzielnica Paryża. Kradzieże, morderstwa, rozróby, prostytucja, dilerzy narkotyków, brudne ulice i tynk odpadający z budynków – to wszystko było tam na porządku dziennym. Normalny człowiek nie zapuściłby się tam w dzień, a co dopiero w nocy. Pamiętam, że byłam tam tylko raz podczas zwiedzania Bazyliki St. Denis. Wracając z niej, przebiegł koło mnie czarnoskóry mężczyzna i wyrwał mi torebkę wraz z całą zawartością. Cenną zawartością. Próbowałam nie poddać się tak łatwo i trzymałam z całej siły pasek, ale był silniejszy i po prostu przewrócił mnie na chodnik. W taki właśnie sposób pozbyłam się kilku kart kredytowych, gotówki, telefonu i dowodu osobistego. Oczywiście wszystko jak najszybciej zostało zgłoszone, karty zablokowane. Przyrzekłam sobie, że już nigdy się tam nie wybiorę, ale dzisiaj okoliczności były inne. Przemawiały na moją korzyść.

W ciągu trzydziestu minut dotarłam do ulicy Rue Lorget, słynącej z prostytutek koczujących nawet w dzień. Zwolniłam kroku i zaczęłam się im przyglądać. Obcisłe lateksowe spódniczki w krzykliwe kolory wołające "Weź mnie! Jestem tania i chętna!", kozaki do kolan na dziesięciocentymetrowych szpilkach, futrzane bolerka obnażające część brzucha, wytapetowane twarze, natapirowane włosy - tak właśnie wyglądały paryskie kurwy. Nie mogłam powiedzieć, że to, co miały na sobie było eleganckie, ale wiedziałam jedno - wszystko to było tanie. Były zbite w grupki albo stały po kilka metrów jedna od drugiej. W tle odbijały się całe sieci sex shopów. Każda z nich zmierzyła mnie swoim zawistnym wzrokiem, zaciągając się papierosem. Milszej okolicy w życiu nie widziałam. W końcu skończyła się ulica i zza rogu wyłonił się klub, do którego zmierzałam. Właścicielem tego lokalu była mafia. Tylko w taki sposób mogłam uzyskać to, czego chciałam. Wystarczyło mieć kasę, aby móc załatwić sobie przeżycie w tej spelunie.

Jak na tak nędzną okolicę, budynek prezentował się całkiem nieźle. Czerwony neon wiszący nad wejściem głosił, że właśnie znalazłam się u drzwi "Piekła". Nie dało się nie zauważyć ogromnego ochroniarza przy wejściu, ogolonego na zero, pilnującego wrót do czeluści piekielnych. Stanęłam naprzeciwko niego i podobnie jak on, założyłam ręce na piersi.
- Chciałabym mówić z kimś, kto może załatwić mi lewe dokumenty - zaczęłam spokojnie.
- Panienka pomyliła chyba adresy – powiedział, śmiejąc się grubym, obrzydliwym i ropuszym głosem. Wyciągnęłam plik dolarów i pomachałam mu przed nosem.
- Mam kasę, dupku. Twój szef będzie bardzo zły, jeśli dowie się, jaką transakcję pozwoliłeś mu przepuścić. A wierz mi, że jeśli nie dostanę się tymi drzwiami, to wejdę innymi, jeśli nie innymi, to wepcham się oknem. Zrozumiałeś? - Spojrzał na mnie z ukosa, po czym wziął do ręki krótkofalówkę i skontaktował się z jakimś mężczyzną, który pozwolił mnie wpuścić. Wchodząc, uśmiechnęłam się do niego szyderczo. Weszłam do wąskiego i słabo oświetlonego pomieszczenia. Przy końcu spotkałam mężczyznę ubranego w drogie ubrania, wystylizowanego na modela jakiegoś prestiżowego miesięcznika. Przetasował mnie wzrokiem od góry do dołu, co bardzo mi się nie spodobało i powiedział:
- Grzeczne dziewczynki nie powinny przychodzić do takich klubów, seniorita - zaciągnął hiszpańskim albo portugalskim akcentem. - Czy to ty masz jakąś sprawę niecierpiącą zwłoki, kochaniutka? - uśmiechnął się zalotnie.
- Potrzebuję nowe dokumenty tożsamości - odparłam krótko i zwięźle.
- Zanim zaprowadzę cię do szefa, muszę sprawdzić, czy nie masz jakiejś broni. - Oblizał przy tym usta i spojrzał na mnie obleśnym wzrokiem. Zacisnęłam mocnej szczękę. Jeśli chcesz mieć te papiery, po prostu wytrzymaj to - przekonywałam samą siebie. Podszedł od tyłu i zaczął powoli dotykać jednej z moich nóg, jadąc coraz wyżej, ku udzie, jak to robią policjanci przy przeszukiwaniu kogoś. Jego dotyk był cholernie nieprzyjemny i lepki. Zacisnęłam pięści, zamknęłam powieki i zaczęłam głęboko oddychać, kiedy kończył sprawdzać drugą nogę. Następnie przeniósł te brudne łapy na moją talię, ale zamiast sprawdzać dalej, zaczął mnie obmacywać. Moje oczy automatycznie się otworzyły i szybkim obrotem wokół własnej osi ścięłam jego nogi, aż upadł na posadzkę. Skoczyłam na niego i zacisnęłam rękę na szyi mężczyzny, a drugą zdjęłam okulary przeciwsłoneczne, ukazując moje oczy.
- Jeszcze raz mnie dotkniesz, to pożałujesz tego, a teraz zaprowadź mnie do swojego szefa! - wrzasnęłam. W ciągu tych kilku chwil zadałam sobie sprawę z faktu, ile to już razy groziłam innym. Ileż razy to trzymałam ludzi za gardło i groziłam? Opamiętałam się i puściłam faceta, który przestraszonym wzrokiem wstał i zaczął poprawiać ubranie. Do pomieszczenia wszedł krępy i niezbyt wysoki mężczyzna z postępującą siwizną. Opierał się o drewnianą laskę, a wokół siebie miał tabuny napakowanych ochroniarzy.
- Co tu się dzieje?! - zadał pytanie swojemu podwładnemu, spoglądając w moje oczy. Założyłam na nos okulary, które trzymałam w ręku.
- Przyszłam do pana w interesach - odpowiedziałam, domyślając się rangi staruszka, który znajdował się w pomieszczeniu. Musiał to być szef pozostałych.
- Jakich to interesów może szukać tutaj taka młoda kobieta? - zapytał autentycznie zaciekawiony.
- Potrzebne mi są fałszywe dokumenty – odparłam, jak gdyby było to coś normalnego w dzisiejszych czasach.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, że nie jesteśmy tani? - zapytał powątpiewająco. Wyjęłam z torebki sto tysięcy dolarów, które tam włożyłam i powiedziałam:
- To jest zaliczka. Jak otrzymam dokumenty, zapłacę drugą część, znacznie większą. Zastanawiał się przez chwilę, oceniając czy gra jest warta świeczki, po czym odpowiedział:
- Zapraszam do mojego gabinetu. - Schowałam pieniądze z powrotem do torebki.

Na odchodnym zmierzyłam faceta, który mnie obmacywał. Uśmiechnął się głupkowato. Odpowiedziałam mu tym samym, obnażając swoje piękne i proste zęby, spośród których wyłaniały się dwa ostre kły. Automatycznie uśmieszek zgasł na jego twarzy i cofnął się o dwa kroki.

Weszłam za staruszkiem do pomieszczenia, gdzie ludzie bawili się w najlepsze. Jedni tańczyli w rytmie ogłuszającego techno, inni sączyli drinki albo zagorzale dyskutowali, wymachując rękoma. Reflektory non stop rozjaśniały wnętrze klubu tęczowymi kolorami. U podnóża sufitu kręciła się kula dyskotekowa, nadając blasku cieniom. Muzyka była ogłuszająca, ale i tak mogłam rozróżnić poszczególne rozmowy. Po prostu wiedziałam, o czym ludzie rozmawiają. Po piętach deptali nam ochroniarze, dlatego powstrzymywałam się od gwałtowniejszych ruchów, kiedy zaczęli wymieniać poglądy na temat mojego wyglądu. Mimo szeptu słyszałam każde ich słowo, przyprawiające mnie o mdłości i gniew.

W końcu dotarliśmy do gabinetu mężczyzny. Przy drzwiach zostawił kilku ochroniarzy. Światło we wnętrzu pokoju było stłumione, dając efekt przytulnego i gościnnego miejsca. W oddali stały regały zapełnione książkami w drogich oprawach. Ciekawe, czy zajrzał choćby do jednej z nich czy tylko stwarza pozory oczytania? - pomyślałam.
- Proszę usiąść. - Wskazał fotel naprzeciwko jego biurka, po czym sam zasiadł na swoim.
- Muszę stwierdzić, że zaimponowała mi pani. - Uśmiechnął się, zapalając cygaro.
- Nie rozumiem - odpowiedziałam.
- Rzadko zdarza się, aby klienci próbowali pobić mojego pracownika, kiedy przychodzą tutaj w interesach.
- Pański pracownik obmacywał mnie i jeśli chce pan, aby przeżył następnym razem, to odradzam przeszukiwanie mnie.
- Nie wydaje się pani ani trochę przestraszona, że zaatakowała jednego z moich ludzi na moim terenie.
- Nie w mojej naturze leży strach. Gdyby chociaż miał pan przyzwoitych współpracowników, obeszłoby się bez takich incydentów - odpowiedziałam zdegustowana.
- W dzisiejszych czasach trudno o takich, co nie oznacza, że mam coś do zarzucenia swoim podwładnym. Mogę stwierdzić, że spisują się całkiem dobrze jak na te trudne realia. - Uśmiechnął się. Spojrzałam z ukosa, dokładnie wiedząc, co ma na myśli.
- Mniemam, że jest pan dumny ze swojego biznesu?
- Zawsze mogłoby być lepiej, ale nie narzekam. Całkiem nieźle mi się powodzi - odpowiedział pewnie. - A więc chce pani, abym sfałszował jakieś dokumenty?
- Owszem i chciałabym, aby były gotowe na jutro.
- Jakaś nagląca sprawa? Strasznie szybko, za szybko - skwitował. Najwyraźniej chodziło mu o pieniądze. Tacy jak oni, gdy widzą szansę, oskubią każdego, co do grosza.
- Może spodziewać się pan solidnej zapłaty. Czterysta tysięcy wystarczy? - zapytałam.
- Ma pani smykałkę do interesów - odrzekł. - Jakie to mają być dokumenty? - kontynuował bez zbędnych ceregieli.
- Paszport i dowód osobisty na nazwisko Kate Sulivan. Tutaj ma pan resztę potrzebnych danych i wytyczne co do innych dokumentów – powiedziałam, podając mu zdjęcie i kartkę z danymi w zamkniętej kopercie.
- Muszę stwierdzić, że jest pani wyjątkowym klientem - zadumał się. - Ma pani niezwykłe spojrzenie. Czy to szkła kontaktowe? - zapytał zaciekawiony, zmieniając kierunek naszej rozmowy.
- Nie – powiedziałam, zdejmując okulary i wyzywająco spoglądając w jego błękitne i zmęczone latami doświadczeń oczy. Gdyby był równy mnie, byłby idealnym przeciwnikiem. Nawet nie drgnął pod wpływem naszego kontaktu wzrokowego. Jego zhardziała mina nie ujawniała najmniejszego drgnięcia mięśni mimicznych.
- Może zechce napić się pani ze mną? Taki interes trzeba koniecznie opić, pani Sulivan - zapytał niewzruszony zaistniałą przed chwilą sytuacją. Jakby w ogóle całe to zajście nie miało miejsca. Może chorował na schizofrenię?
- Niestety, ale czas mnie nagli. Może gdyby pańscy pracownicy nie zadawali mi zbędnych pytań, wygospodarowałabym więcej czasu na świętowanie. Poza tym, nie ma jeszcze co świetować. - Uśmiechnęłam się sztucznie.
- Rozumiem. Jutro o tej porze będzie mogła pani odebrać dokumenty – powiedział, odwzajemniając uśmiech. Wstałam i wyjęłam z torebki zaliczkę i położyłam przed nim.
- Jestem pewna, że i pan będzie zadowolony z naszej współpracy.
- Już jestem. - Również wstał i uścisnął moją wyciągniętą rękę. Zmarszczył brwi, kiedy nasze dłonie się zetknęły, ale nie zadawał żadnych pytań, co bardzo mi odpowiadało. Założyłam okulary na nos i już miałam wychodzić z pomieszczenia, kiedy powiedział:
- Miło było panią poznać. Naprawdę. - Podziękowałam mu lekkim skinięciem głowy i opuściłam biuro mężczyzny.

To był męczący dzień - mogłabym tak powiedzieć, gdybym była człowiekiem i odczuwała zmęczenie. Spojrzałam ostatni raz na neon rozświetlający zaciemnioną ulicę. Jutro znów powrócę do piekła - pomyślałam i odeszłam. Tym razem wybrałam inną drogę powrotną, aby nie natknąć się na tabuny roznegliżowanych dziwek.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Aathia
Nowonarodzony



Dołączył: 17 Kwi 2011
Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 20:40, 22 Maj 2011 Powrót do góry

Dzięki za miłe powitanie, zoya. Very Happy
Cieszę się, że jest już kolejny rozdział. Zachwycił mnie jak każdy z poprzednich. Postaram się go konstruktywnie skomentować, choć bardzo rzadko udzielam się na jakichkolwiek forach, więc nie umiem pisać dobrych komentarzy.

Zdziwiłam się trochę, że Kate tak się ujawnia. Pokazywanie kłów i przyduszanie faceta, który, gdyby nie była ona wampirem, byłby silniejszy od niej - to nie jest normalne, ludzkie zachowanie. Niby nikt nie powinien się domyślić, kim Kate naprawdę jest, a tym bardziej coś jej zrobić z tego powodu, ale ja na jej miejscu zachowywałabym większą ostrożność. Zwłaszcza, że puściła tego gnojka, Claude'a, wolno.

Nie znam się ani trochę na giełdzie, więc nie wiem, co robi się w takim przypadku, jaki opisałaś w ostatnim rozdziale, czyli gdy ktoś kupuje akcje, które nie mogły przynieść zysku, jednak przez nagły zwrot staje się milionerem. Pewnie byłoby to bardzo podejrzane, ale chyba nie można mu nic zrobić.

Próbowałam sobie wyobrazić, jak wyglądałoby te pięćdziesiąt milionów dolarów (wywnioskowałam tę kwotę z jednego fragmentu, mam nadzieję, że się nie mylę) na tylnym siedzieniu samochodu i doszłam do wniosku, że to musiało być duuuże auto.

Zauważyłam chyba kilka błędów, ale nie jestem ekspertką, więc przepraszam, jeśli się mylę.
powtórzenie
zoya napisał:
Miałam już ustalone plany co do najbliższej przyszłości, wszystko dokładnie ustaliłam. Miałam siłę, której pozazdrościłby mi niejeden człowiek czy też wampir żyjący na ziemi, a jednak to wszystko ani trochę mnie nie uszczęśliwiało.

brak przecinka pomiędzy "dniem" a "czy"
zoya napisał:
Czy mogę stwierdzić, że gorzknieję z każdym następnym dniem czy to tylko moje ukryte usposobienie?

zoya napisał:
A wierz mi, że jeśli nie dostanę się tymi drzwiami, to wejdę innymi, jeśli nie innymi, to wepcham się oknem.
Ja bym powiedziała "wepchnę się oknem".

Życzę weny i czekam z niecierpliwością na wszystko, co się dalej wydarzy w twoim opowiadaniu.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Aathia dnia Pon 19:10, 23 Maj 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
lavender_
Nowonarodzony



Dołączył: 11 Sie 2011
Posty: 1
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kętrzyn ;)

PostWysłany: Wto 14:11, 16 Sie 2011 Powrót do góry

Bardzo mi się spodobało to opowiadanie. Nareszcie coś co nie opowiada o Bellli i Edwardzie. Więcej.....


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin