FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Golden Moon [T] [NZ] r. XXXI Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
madam butterfly
Dobry wampir



Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 576
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 126 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z piernikowej chatki

PostWysłany: Pon 23:40, 28 Lis 2011 Powrót do góry

enjoy Wink

Rozdział XXIV
Wielorybia pieśń

beta: Pernix

- Jesteś głodna? – zapytał Jasper, delikatnie masując moje plecy. – Poprosiłem, by przygotowali bufet śniadaniowy.
Spojrzałam na niego.
- Zdajesz sobie sprawę, że jestem tylko jedną osobą? Nie potrzebuję całego bufetu.
Wyglądał na zmieszanego.
- Zapytali mnie, co przygotować, ale nie miałem pojęcia, jakie są twoje śniadaniowe preferencje, więc zasugerowali szwedzki stół.
- Założę się, że tak właśnie było – mruknęłam, uwalniając się z jego objęć. – Nie chcę nawet myśleć, ile kosztowało cię to w porównaniu z zamówieniem porcji jajecznicy.
Wzruszył ramionami. Wiedziałam, że koszty nie obchodziły go ani trochę.
- To właśnie lubisz jeść na śniadanie? Jajecznicę? – zapytał, zaciekawiony.
Westchnęłam.
- Mogę zjeść wszystko – odparłam. – Nie jestem wybredna. – Zdjęłam kurtkę i rzuciłam ją na oparcie kanapy. Podeszłam do bufetu, by sprawdzić, co może mi zaoferować. Musiałam przyznać, że jedzenie pachniało i wyglądało wyśmienicie. Pop-tartsy, które wchłonęłam dziś rano, zdążyły przetrawić się dzięki atrakcjom dnia. Chwyciłam talerz i zaczęłam zapełniać go jajkami, kiełbasą, plackami ziemniaczanymi i świeżymi owocami. Odstawiłam talerz, żeby nalać sobie soku pomarańczowego, po czym wzięłam jedzenie i zajęłam miejsce przy stole. Usiadł obok mnie.
- Wiesz, Jasper, - wymamrotałam między gryzami. – nie krytykuję cię, ani nie narzekam, ale nie musisz starać się tak mocno. Nie wszystko, co zrobimy dzisiaj, musi być doskonałe lub uwielbiane przeze mnie. Lubię spędzać z tobą czas i kropka. Wszystkie inne rzeczy są wspaniałe, ale nie miałabym nic przeciwko, gdybyśmy zostali u ciebie i pooglądali telewizję. Ty jesteś ważny, nie to. – Machnęłam ręką na pomieszczenie.
- Wiem o tym, Bello, - odparł – ale lubię cię uszczęśliwiać. Czy to ma sens? I zdaję sobie sprawę, że byłabyś zadowolona, siedząc w domu przed telewizorem, jednak nie uśmiecha mi się życie w jednopokojowym związku. Chcę robić z tobą wszystkie te rzeczy, co z moimi ograniczeniami nie jest takie proste. Nie mogę, ot tak, wmieszać się w tłum jak zwykły człowiek. To, od czasu do czasu, wciąż stanowi dla mnie wyzwanie, nie zapominając o promieniach słonecznych, które jedynie zwiększają problem. Wiem, że czujesz się niezręcznie, myśląc o kosztach, ale to nie problem dla mnie i mojej rodziny. To stosunkowo niska cena, skoro mogę spędzić z tobą dzień w taki sposób.

Gdy usłyszałam jego słowa, zaczerpnęłam gwałtownie powietrza, jednocześnie przełykając jedzenie. Pokarm przedostał się do mojej tchawicy, zaczęłam się krztusić. Złapałam sok pomarańczowy, rozpaczliwie próbując przepchnąć jedzenie w dół przełyku. Jasper spojrzał na mnie, zaalarmowany.

- Wszystko w porządku? Co mogę zrobić? – Wstał i poszedł do mnie, ale odpędziłam go, biorąc kolejny łyk soku. Wyszedł i wrócił w mgnieniu oka z kolejną szklanką.
- Jestem cała – wymamrotałam między kaszlnięciami. – Po prostu źle przełknęłam.
Poczułam na plecach jego zimną dłoń, zataczającą kręgi. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się z wdzięcznością.
- Wybacz, że tak dramatyzuję.
Zachichotał.
- Przyznaję, masz do tego smykałkę. Jesteś pewna, że już po wszystkim? Niczego nie potrzebujesz?
- Nie. Chciałabym dokończyć śniadanie, a potem przenieść się na kanapę i przestudiować te książki o wielorybach. Wolałabym wiedzieć, czego mam wypatrywać.

Kończyłam jeść, a Jasper w międzyczasie podszedł to odtwarzacza, by przejrzeć kolekcję płyt. Uśmiechnął się na widok jednej z nich i natychmiast umieścił ją w środku. Pokój wypełnił się spokojnymi, lecz jakby pochodzącymi nie z tego świata, dźwiękami.
- Wielorybie pieśni – wytłumaczył. – Wiedziałaś, że trzy stada orek, które na stałe zajmują terytoria wokół wyspy Świętego Jana, mają swoje odrębne dialekty? Naukowcy mogą rozróżnić stada, nasłuchując jedynie wielorybich rozmów.
Potrząsnęłam głową, przełykając ostatni kęs.
- Naprawdę nie wiem nic na temat wielorybów. Brzmi fascynująco. Co jeszcze?

Usiadł na większej kanapie i sięgnął po jedną z książek leżących na stole, podczas gdy ja wyszłam do kuchni, by włożyć naczynia do zlewu. Chciałam je umyć, ale nie znalazłam niczego, co mogłoby mi w tym pomóc, więc po prostu wróciłam na kanapę. Zdjęłam buty, usiadłam obok Jaspera i podciągnęłam nogi na jedną stronę, tak, by nachylać się w jego kierunku.
Tylko po to, żeby mieć lepszy widok na książkę, którą trzyma, powiedziałam sobie. Jasne. Kogo próbowałam oszukać?
Jasper spojrzał na mnie zaskoczony, ale nie rozczarowany. Otworzył ilustrowaną książkę, po czym objął mnie ramieniem, usuwając w ten sposób ostatnią barierę między nami. Wtuliłam się w jego bok. Siedzenie tak blisko niego, w pozycji, która była niesamowicie wygodna i nie stanowiła żadnego zagrożenia, było fantastyczne. Siedziałabym tak z Jake'iem, argumentowałam, więc to tylko przyjazny gest. Żadne wielkie halo.

Przeglądaliśmy książkę, oglądając różne zachowania orek. Fotografie były niesamowite.
- Myślisz, że zobaczymy dzisiaj jakieś okazy? – zapytałam, wskazując na zdjęcia wielorybów wykonujących salta, skoki grzbietowe i tworzących ogonami ogromne rozbryzgi i fale. – To znaczy, ucieszyłabym się, widząc ich sylwetki gdzieś na horyzoncie, ale widzieć coś takiego, - Ponownie wskazałam fotografie. – to dopiero byłoby spektakularne.
- To jest spektakularne. I mam nadzieję, że uda ci się to dzisiaj zobaczyć. Wieloryby z tutejszych stad na ogół są bardzo radosne i przyzwyczajone do bycia obserwowanymi. Czasami wydaje się, że lubią występować dla ludzkiej publiczności.

Nie potrafiłam sobie tego wyobrazić. Dzikie wieloryby wykonujące te same sztuczki, za których obejrzenie ludzie płacą w miejscach z trenowanymi zwierzętami, takich jak Podwodny Świat. Nigdy nie lubiłam tych widowisk, sądząc, że powinni zostawić te biedne zwierzęta w spokoju, zamiast zmuszać je do rzeczy, których nie chcą robić, dzień po dniu. Nie przyszło mi nawet na myśl, że na wolności mogą robić dokładnie to samo, jedynie bez motywacji opartej na darmowym jedzeniu pod koniec każdego przedstawienia.

- Kochani, zbliżamy się do pierwszego terytorium wielorybów, więc zwolnię, by zrównać się z liniami obserwacyjnymi. Spróbujemy dopłynąć do brzegu i dryfować równolegle do stada. Zbijają się dzisiaj w gromady i wyglądają na naprawdę rozbrykane – powinniście zobaczyć niezłe przedstawienie, jeśli przejdziecie na prawą burtę. – Głos kapitana dobiegał z głośnika zamontowanego na ścianie.
- Lornetki znajdują się w szafce pod półką z książkami obok wejścia na pokład. Skorzystajcie z nich, jeśli tylko chcecie.

Spojrzałam na Jaspera, zaskoczona.
- O mój Boże! – wykrzyknęłam z podekscytowaniem. – Wieloryby! Na serio zobaczymy wieloryby! – Zeskoczyłam z kanapy, szybko zakładając buty i sięgając po kurtkę. Jasper odłożył książkę na bok i również wstał. Podszedł do regału i pochylił się, by z ostatniej szuflady wyciągnąć lornetkę, która trafiła do mojej dłoni.

- Co z twoją kurtką? – zapytałam. Wiedziałam, że zimno nie będzie mu przeszkadzać, ale zaczęło delikatnie mżyć.
Wziął do ręki wiatrówkę z kapturem, którą zabrał ze sobą i natychmiast ją założył.
Chodźmy – powiedział z uśmiechem, biorąc mnie za rękę.
Wyszliśmy na pokład, Jasper wskazał mi kierunek, gdzie powinny znajdować się wieloryby. Zmrużyłam oczy, ale mój wzrok nie był w stanie zarejestrować nic, poza oceanem.
- Użyj lornetki – podpowiedział Jasper.
Przyłożyłam ją do oczu i wyostrzyłam obraz. Nagle zobaczyłam wyłaniający się właśnie ogromny ogon, który z pluskiem uderzył w taflę wody i ponownie zniknął. Odsunęłam lornetkę i spojrzałam na Jaspera.

- Widziałeś to? – spytałam, absolutnie zachwycona.
- Taa. Patrz dalej.
Wróciłam do mojej lornetki i zauważyłam kilka płetw grzbietowych wystających ponad powierzchnię wody – całe stado zgromadzone w jednym miejscu. Po chwili jedna z orek wyskoczyła do połowy z wody i zanurkowała. Inne podążyły za nią.

- Są bardzo szybkie i mogą zostać pod wodą przez długi czas – wyszeptał, chociaż byliśmy na pokładzie sami, a wieloryby były za daleko, by nas usłyszeć. – Spodziewaj się, że wypłyną daleko od tego miejsca. – Uchwycił moje ramiona i obrócił mnie w odpowiednim kierunku. – Obserwuj – powiedział. Kilka sekund później ujrzałam płetwy wyłaniające się z wody. Jedna z orek dosłownie wyrzuciła swoje ciało z wody, wykonała obrót tak, że jej brzuch przywitał się z niebem i ponownie zanurkowała.

- Jasper – jęknęłam zauroczona. – To jest niesamowite!
- Wiem – odpowiedział. – A to dopiero początek.
Nasz jacht stał w miejscu, ale wieloryby obrały sobie kurs w naszym stronę.
- Dopóki nie będziemy się ruszać – powiedział Jasper, - zasady dotyczące obserwacji wielorybów mówią, że możemy tutaj zostać, żeby orki mogły się zbliżyć.
Odłożyłam lornetkę a zaczęłam obserwować zbliżające się do nas stado, jego członków uderzających płetwami o powierzchnię wody, skaczących i nurkujących, jeden z nich zrobił wykonał nawet salto. Wszystko sprawiało wrażenie czystej, dziecięcej radości.

Jasper przesunął się i stanął za mną, jego prawa ręka spoczywała na relingu po mojej prawej stronie, a lewa masowała moje ramię. Pochylił się tak, że jego usta zrównały się z moim lewym uchem i wyszeptał: - Zawsze uważałem, że obserwowanie ich jest najbliższe doświadczeniu duchowemu, jakie może osiągnąć osoba bez duszy, ale oglądanie ich z tobą, widok twojej twarzy – to znacznie lepsze przeżycie. Tak bardzo cieszy mnie fakt, że zgodziłaś się ze mną to dzielić.

To było niczym oda do doskonałości wielorybów, która sprawiła, że nasza bliskość i zimne, pieszczące powietrze, odczuwane przeze mnie, gdy Jasper szeptał do mojego ucha, nie wprawiły moich zmysłów w ekstazę. Tego ranka byłam zbyt zauroczona, by myśleć o pociągu fizycznym. Chciałam skupić się jedynie na tych niesamowitych istotach i ich absolutnie majestatycznej, wolnej egzystencji.

- Cieszę się, że na to wpadłeś. Są takie przez cały czas? – zapytałam, niezdolna do odwrócenia oczu od wielorybów na tyle długo, by na niego spojrzeć.
- Nie zawsze są tak aktywne – odparł. – Jednak przyzwyczaiły się do tłumu gapiów i sadzę, że wiedzą, czego się od nich oczekuje.
- Ale to wszystko jest naturalne, prawda? To znaczy, nikt ich nie trenuje, ani nie wynagradza za sztuczki?
- Nie. To właśnie jest tak niesamowite. Wiodą tutaj szczęśliwe życie i nie mają chyba nic przeciwko obserwatorom.

Stado zaczęło się od nas oddalać, ale nie ruszyliśmy w jego ślady.
- Kapitan musi pozwolić innym statkom na zbliżenie się, skoro my zobaczyliśmy już nasze show – wytłumaczył Jasper. – Mamy szczęście, że nie przebywamy tutaj po południu, razem z resztą turystycznych łodzi i nie musimy czekać na swoją kolej.
Stado było już daleko. Ponownie przyłożyłam lornetkę do oczu w chwili, gdy niektóre orki uderzały ogonami o wodę, jak gdyby mówiły nam do widzenia.

Odwróciłam się tak, że plecami opierałam się o reling i spojrzałam na Jaspera.
- To była najbardziej niesamowita rzecz, jaką kiedykolwiek widziałam – powiedziałam z przejęciem. – Brak mi słów, żeby opisać to doświadczenie. I chyba nigdy nie wpadłabym na to, by zrobić to samej. Dziękuję ci!
Spojrzał na mnie, nic nie mówiąc. Oparł lewą dłoń na poręczy, skutecznie blokując mi jakąkolwiek drogę ucieczki. Nie, żebym narzekała. Z pewnością nie chciałabym być teraz w żadnym innym miejscu niż to, w którym się znajdowałam. Moje usta rozchyliły się nieco, gdy mój oddech stał się cięższy, i zwilżyłam językiem usta. Miałam wrażenie, jakby to wszystko działo się poza moim umysłem. Oczy Jaspera, całkowicie skupione na mojej twarzy, delikatnie pociemniały. Zwiększając ucisk na relingu, zaczął przysuwać się do mnie, jego twarz znajdowała się bardzo blisko mojej.
- Otrzymaliśmy raport, że widziano długopłetwowce w okolicy. Chcecie podążyć ich śladem?

Byłam tak zatracona w chwili, zagubiona w oczach Jaspera, że przez sekundę mój umysł nie zidentyfikował przeszkadzającego dźwięku. Po chwili zrozumiałam, że to głos kapitana.

Jasper zatrzymał się w połowie i błysk wściekłości przebiegł po jego twarzy, szybko zastąpiony pustką. Wymamrotał jakieś przekleństwo.
- Byłoby wspaniale, kapitanie – powiedział, nie kłopocząc się, by spojrzeć na mężczyznę, który, jak teraz zauważyłam, stał na krawędzi balkonu górnego pokładu.
Ponownie popatrzyłam na Jaspera. Jakiekolwiek siły zawładnęły nami kilka sekund temu, oboje wiedzieliśmy, że zniknęły. Wróciliśmy do bycia Jasperem i Bellą, parą przyjaciół przeżywającą przygodę z wielorybami. Odsunął się od mnie i relingu.
- Zrobiło się zimno i mokro, Bello – powiedział. – Może wejdziemy do środka i rozgrzejemy cię trochę? Wygląda na to, że mamy sporo czasu, zanim dotrzemy do następnego punktu.

Dopóki niczego nie powiedział, nawet nie zauważyłam chłodu i mżawki. Teraz, gdy adrenalina i podniecenie spowodowane spotkaniami bliskiego stopnia z wielorybami j Jasperem zniknęły, bezwiednie zadrżałam. Bez słowa minęłam Jaspera i wkroczyłam do salonu, Jasper natychmiast ruszył za mną. Zdjęliśmy i powiesiliśmy nasze kurtki, a ja ponownie zadrżałam.
- Wydaje mi się, że widziałem gorącą herbatę i kawę w bufecie. Miałabyś na coś ochotę?
- Gorąca herbata byłaby idealna.
Zanim zdążyłam mrugnąć, Jasper wkładał mi do ręki kubek z parującym napojem. Podeszłam do kanapy, usiadłam i wypiłam potężny łyk herbaty. Jasper wciąż stał przy stole, obserwując ocean przez wielkie okno. Jego postawa zdradzała wielkie napięcie i zaczęłam zastanawiać się, czy myślał o tym, co prawie wydarzyło się na zewnątrz. Wyjątkowo nie ja odpowiadałam za wszystko. To on prawie mnie pocałował. Z pewnością chciał to zrobić, widziałam pragnienie w jego oczach. I nie miałam wątpliwości, że zrobiłby to, gdyby nikt mu nie przeszkodził.
Czy miał sobie teraz za złe ten prawie-poślizg? Czy gardził sobą za chęć zdradzenia Alice? Nie potrafił znieść mojej obecności, kuszenia go, tego, że nie próbowałam go powstrzymać? Spojrzałam smętnie w mój kubek i wzięłam kolejny łyk herbaty.

Chciałabym móc powiedzieć coś, co ułatwiłoby mu całą sytuację, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Poczułam nagle, że zawiodłam samą siebie, bo, pomimo wszystkich moich prób poskromienia Samolubnej Belli, chciałam tego pocałunku i, przynajmniej w tamtej chwili, nie obchodziło mnie, czy Alice na tym ucierpi. Nie myślałam o nikim innym poza mną. Byłam potworem.

Wielorybie pieśni, wciąż lecące w tle, dobiegły już do końca i przerażająca cisza owiła nas jak chmura. Wiedziałam, że ktoś musi przegonić ten nastrój, który zagrażał naszemu wspólnemu czasowi.

- Często przyjeżdżasz obserwować wieloryby? – Mój głos był cichy, ale wiedziałam, że doskonale mnie usłyszy. Odwrócił się w moim kierunku, zastanowił się przez chwilę, po czym podszedł i usiadł obok na sofie.
- Mniej więcej raz do roku – odpowiedział. – Przyjeżdżałbym częściej, gdyby ktoś chciał mi towarzyszyć, ale moja rodzina… Nie byli zbytnio zainteresowani.
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Jak ktokolwiek mógł nie uważać wielorybów za fascynujące?
- Widzieli je chociaż raz?
- Pewnego razu wszyscy wybrali się ze mną. To była porażka. Emmett chciał tylko wskoczyć do wody i zacząć polowanie. Edward i Carlisle uważali to zajęcie za uspokajające, jak to określili, ale wybrali książki, Esme próbowała mnie pocieszać, ale wiedziałem, że wolała być w tej chwili w swoim ogrodzie. Rosalie brak cierpliwości – sądzę, że większość podróży spędziła w łazience, patrząc w lustro. A Alice wzięła ze sobą szkicownik i zaprojektowała całą kolekcję czarno-białych strojów. – Zaśmiał się na ostatnie wspomnienie. – Przynajmniej się zainspirowała , nawet jeśli nie w sposób, w jaki chciałbym, by to zrobiła. Ale po tej wycieczce już nigdy ich nie zaprosiłem, a oni nie narzekali.

Nie przestawałam się gapić, nie mając pojęcia, co mogę powiedzieć. Sięgnęłam do jego dłoni.
- Cóż, to chyba kolejny przykład mojego wiązania się ze źródłem naturalnego pokarmu – zażartował. – Nic dziwnego, że moja rodzina tego nie rozumie.
- Ja rozumiem. – odpowiedziałam cicho. – Więc jeśli kiedykolwiek będziesz w okolicy i zapragniesz towarzystwa, po prostu mnie zaproś.
Spojrzał na moją ręką, spoczywającą na jego, potem na mnie i uśmiechnął się.
- Dziękuję, maleńka – powiedział. – Mam nadzieję, że nadarzy się okazja, by to kiedyś powtórzyć.
- Kochani, chyba powinniście wyjść na pokład. Zauważyliśmy mnóstwo ptaków, co może oznaczać, że gdzieś tutaj znajduje się miejsce pokarmowe, więc mamy okazję zobaczyć kilka fok i lwów morskich. A poza tym zbliżamy się do miejsca, gdzie odkryto stado długopłetwowców. – Głos kapitana ponownie nam przeszkodził. Ten facet miał ewidentnie okropne wyczucie czasu.

Wstaliśmy, założyliśmy kurtki i wyszliśmy na pokład. Kapitan miał rację – ta okolica tętniła dzikim życiem. Z Jasperem u boku nie potrzebowałam przewodnika, książkowego ani personalnego. Wskazywał lwy morskie, odpoczywające na skałach i polujące w wodzie, ptaki krążące nad jej powierzchnią i, kiedy w końcu je zauważyliśmy, grupkę pięciu długopłetwowców.

- Są tak majestatyczne i interesujące. Koordynują nawet swoje polowania. Rozpraszają się i płyną spiralnie w kierunku powierzchni, tworząc ścianę bąbelków, by skoncentrować ofiary w jednym miejscu. Są też niezłymi akrobatami.
Jak na znak, wieloryby zaczęły „zamieszki” – wyskakiwały wysoko z wody i głośno zderzały się z taflą, gdy nurkowały. Wybuchnęliśmy śmiechem. Obserwowaliśmy długopłetwowce jeszcze przez chwilę, zanim zniknęły z pola widzenia.
- Gotowi, by ruszyć do Seattle? – Usłyszałam pytanie kapitana. Przynajmniej teraz w niczym nie przeszkodził.
- Tak, dziękujemy – odpowiedział Jasper. – Co za wspaniałe widowisko!
- Mieliśmy szczęście – zgodził się kapitan. – Odnalezienie stad orek nie jest trudne, ale długopłetwowce to prawdziwy rarytas.
Wróciliśmy do salonu i ponownie ściągnęliśmy kurtki. Byłam straszne podekscytowana tym, co zobaczyłam. Nawet mimo przymusu przebywania w pewnej odległości, uważałam to za lepsze przeżycie niż oglądanie programów o zwierzętach w telewizji. Bycie świadkiem tych wydarzeń zapierało mi dech w piersiach.

- Co teraz robimy? – zapytałam Jaspera, kiedy już usadowiliśmy się na sofie.
- Cóż, do miasta dotrzemy dopiero za jakiś czas, więc pomyślałem sobie, że możemy popracować nad twoim zadaniem z poezji. A kiedy już dotrzemy do Seattle, skierujemy się do podziemia.
Spojrzałam na niego, zaciekawiona.
- Do podziemia?
- Tak, zobaczymy Seattle jak za dawnych lat. Zakurzone, skurczone i, przynajmniej w tej chwili, pod ziemią.
- Hm. – To było wszystko, co potrafiłam powiedzieć.
- Spodoba ci się, uwierz mi – powiedział. I tak właśnie było.
Wstał, by przynieść moją torbę, którą zabrał z samochodu na początku podróży, po czym wyciągnął kilka książek Carlisle’a.
- A teraz znajdziemy ci idealny wiersz miłosny.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
zawasia
Dobry wampir



Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D

PostWysłany: Wto 14:54, 29 Lis 2011 Powrót do góry

kolejny rozdział za nami
nie myślałam że oglądanie orek, wielorybow i innych może byc takie ciekawe i też bym z chęcią to zobaczyła, ale w naszym kraju nie da rady chyba że fokarium
ale to nie to samo
dzięki za rozdziła kolejny, dzień poprawiony na lepsze
pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Bloody Night
Człowiek



Dołączył: 23 Paź 2010
Posty: 66
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 13:08, 01 Gru 2011 Powrót do góry

Przerwa w dodawaniu nowych rozdziałów była dość długo, ale widzę, że to nadrabiacie. Trzy rozdziały w ciągu miesiąca =)
Każdy z rozdziałów jest fantastyczny na swój sposób, zaskakujący, ciekawy.Cały czas dręczy mnie jedna sprawa a mianowicie prolog, nie wiem do końca o co w nim chodzi no, ale trudno niebawem zapewne się dowiem.
Jeżeli chodzi o rozdział XXIII zaciekawiła mnie ta rozmowa Belli z Jasperem.To jaka była ona wyrozumiała.Co do tej rozmowy nocnej zaciekawiło mnie zainteresowanie Belli o podróżnikach.To do niej nie podobne Kwadratowy.
Ostatnio dodany rozdział cudowny.Nie wiedziałam, że obserwowanie wielorybów jest tak ciekawym i zajmującym zajęciem.Czytając to sama nabrałam chęci na zobaczenie takich wielorybów.
No to chyba tyle co mam do powiedzenia.
Pozdrawiam i weny życzę


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
katia_black
Nowonarodzony



Dołączył: 19 Maj 2010
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Olkusz

PostWysłany: Czw 22:54, 01 Gru 2011 Powrót do góry

Kolejny rozdział jest naprawdę świetny. Twoje tłumaczenie czyta się tak jakby całość była pisana po polsku, mogę tylko z niecierpliwością śledzić temat i czekać na rozwój tłumaczenia. Jest to dla mnie na prawdę świetna sprawa, ponieważ z angielskim nie stoję za dobrze, a uwielbiam to opowiadanie, także życzę weny do tłumaczenia. Pozdrawiam Katia :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
milo
Nowonarodzony



Dołączył: 21 Maj 2011
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: świebodzin

PostWysłany: Pią 17:35, 02 Gru 2011 Powrót do góry

łiiii ! nareszcie nowe rozdziały i świetne jak zwykle. Jasper taki romantyczny ^^ 54 rozdziały zapowiada się ciekawie :)
Pozdrawiam.

Zapraszam do zapoznania się z regulaminem tego działu. Znajdziesz w nim informacje bardzo przydatne dla osób komentujących opowiadania na forum. Polecam również lekturę poradnika pisania konstruktywnych komentarzy - Twój jednolinijkowy, nic nie wnoszący wpis nadaje się do skasowania. Za takie rzeczy można również dostac ostrzeżenie. BB


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Aloha
Wilkołak



Dołączył: 25 Lip 2011
Posty: 198
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ha! z wanny Damona;>

PostWysłany: Pon 16:35, 05 Gru 2011 Powrót do góry

Aaaa! Kurka, tyle czekałam na kontynuację, że aż przegapiłam moment jej nadejścia<; Niesamowicie wciągające jest to opowiadanie.
I nie wiem jak pozostałym, ale mi podoba się fakt, że Jasper wiedział będzie więcej o życiu Belli niż Edward. Cóż... czyżby niechęć do tego pana przeze mnie przemawiała?
Być może. Najważniejsze teraz jest to, żeby tłumaczenia pojawiały się szybko, bo inaczej ja tu dziecko urodzę no!
Ale nie popędzam. I tak droga madam butterfly będę wychwalać Cię ponad niebiosa za dalsze tłumaczenia goldena. Ah! Nie mogę doczekać się kolejnych rozdziałów<;


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
madam butterfly
Dobry wampir



Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 576
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 126 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z piernikowej chatki

PostWysłany: Wto 15:08, 06 Gru 2011 Powrót do góry

Cieszę się, że zostałyście z nami, że jesteście niepoważnie cierpliwe i macie niewyczerpane pokłady wiary w nas. Mam nadzieję, że kolejny rozdział Was nie zawiedzie, chociaż wciąż znajdujemy się w Seattle. Wink

Enjoy!

Rozdział XXV
Podziemie

beta: Pernix


- Szukasz czegoś konkretnego przy wyborze wiersza? – zapytał Jasper. Zastanowiłam się nad odpowiedzią.
- Chciałabym znaleźć coś romantycznego, ale niezbyt wylewnego. Oczywiście wolałabym, żeby wiersz nie był długi, skomplikowany lub oczywisty. Coś, co nie będzie problemem dla Mike’a.
- Czyli szukamy słów nie przekraczających sześciu liter, hm? – zapytał sarkastycznie. Przewróciłam oczyma.
- Proszę, przestań. Nie wracajmy do tego i nie psujmy sobie dnia. Mike nie jest głupi i to mój partner w projekcie, więc możesz mi pomóc lub też nie, ale jeśli dalej będziesz taki kąśliwy, to równie dobrze możemy robić teraz coś innego.
Jasper odwrócił wzrok na moment, po czym spojrzał na mnie przepraszająco.
- Masz rację, Bello, wybacz. Zachowałem się niewłaściwie i zapewniam cię, że nie mam zamiaru zniszczyć naszego dnia. Miałaś okazję, by spojrzeć na wiersze, które ci zasugerowałem?

Potrząsnęłam głową i wyciągnęłam rękę w kierunku książki. Otworzyłam ją na pierwszej zakładce i przeczytałam wiersz. Definitywnie był to utwór miłosny, raczej krótki i prosty, ale z pewnością nie romantyczny. Przeskoczyłam do kolejnej pozycji, która okazała się być bardzo podobna. Przeczytałam resztę jego propozycji z tym samym rezultatem. Po zakończeniu lektury ostatniego zaznaczonego wiersza, zamknęłam książkę, podniosłam wzrok i zobaczyłam, że uważnie mnie obserwuje.
- I co o tym myślisz? – zapytał.

Nie odpowiedziałam od razu. Chciałam najpierw dokładnie ułożyć zdanie tak, by go nie obrazić. Nie potrafiłam pogodzić Jaspera, którego zaczęłam poznawać, z Jasperem, który wybrał te wiersze.
- Nie sądzę, żeby któryś z nich był odpowiedni – odpowiedziałam. – Po prostu nie wydają mi się właściwe, jakby czegoś w nich brakowało. – Podczas mówienia w mojej głowie pojawiła się pewna myśl. – Jasper, czy to naprawdę twoje ulubione amerykańskie wiersze miłosne? Czy ty je nawet lubisz?
Znów odwrócił wzrok.

- Nie, niespecjalnie. – odparł.
- Więc dlaczego mi je poleciłeś?
Spojrzał na podłogę i westchnął.
- Moje ulubione wiersze są zarezerwowane… Cóż, nie byłyby odpowiednie do projektu, który robisz z Newtonem. Pomyślałem, że te będą bezpieczniejsze. Nie pozwoliłyby mu na mylne przeświadczenia.

Zastanowiłam się nad tym przez chwilę. Teraz wszystko składało się w całość. Jasper, którego poznawałam, wybrałby złożoną, znaczącą i romantyczną poezję, która bez wątpliwości dałaby Mike’owi złudną nadzieję. Rozumiałam jego pobudki.

- Nie mówię, że nie doceniam tego, co próbowałeś zrobić, ale mój wybór wiersza nie może opierać się tylko na tym, co też sobie Mike pomyśli. Mam zamiar wytłumaczyć swój wybór i nie sądzę, że zrobiłabym to dobrze z tymi wierszami – powiedziałam, podnosząc książkę. – Chyba musimy zacząć od początku.
Ponownie otworzyłam książkę i zaczęłam ją kartkować strona po stronie, przeglądając inne wiersze. Znalazłam kilka utworów z potencjałem i odpowiednio je zaznaczyłam. Kiedy skończyłam, spojrzałam na Jaspera, przyglądającego mi się niepewnie.

- Chcesz się wymienić? – zapytał, oferując mi inny tomik. – Zmodyfikowałem moje propozycje – wyjaśnił.
- Pewnie – odparłam, przechwytując książkę. Ciekawiło mnie, jak bardzo pod wpływem naszej wcześniejszej dyskusji różniła się jego selekcja. Od razu zauważyłam, że mnie posłuchał. Wiersze, które zaznaczył, były dokładnie takimi, na które sama zwróciłabym uwagę.
- Wszystkie są wspaniałe, Jasper – powiedziałam z entuzjazmem. – Dzięki, chyba jestem już gotowa na jutro.

- Twoje propozycje też są świetne – przyznał. – Który wybierzesz do projektu?
- Nie jestem jeszcze pewna – wykręciłam się. Nie chciałam mówić mu o prawie weta, jakie uzgodniłam z Mike’m. – Będę musiała to jeszcze przemyśleć. Ostateczną decyzję podejmę jutro, muszę się z tym przespać.
- Nie zamierzasz nawet dać mi jakichś wskazówek? – Wyglądał na zawiedzionego.
- W porządku – zgodziłam się niechętnie, otwierając książkę z jego wyborami. – Podoba mi się ten:

Przycisnęła usta swe do moich.
Ileż lat musiałem tęsknić
Za dotykiem czyichś ust na moich.
Feromony, nowo narodzone, przepływały
Między nami. Brakowało niemal powietrza.
Pocałowała mnie znów, sięgając miejsca,
Wysyłającego wiadomości aż do palców,
A później trafiającego w miejsce przypominające dom.
Jakaś muzyka grała samotnie.
Nic nie jest podobne do kobiety, która wie
Jak całować odpowiednie miejsca w odpowiednim czasie,
I później całować miejsca, za którymi tęskni.
Jak mógłbym pragnąć mniej?
Myślałem, że to właśnie inteligencja,
Że to najmądrzejszy umysł,
Odkąd Wyrocznia szeptała do uszu Greka,
Wlewając weń rozsądek. To jest Dobro,
Definiujące samo siebie. Utraciłem swój umysł,
Ona go odnalazła. Pobraliśmy się tak szybko, jak tylko mogliśmy.


Jasper kiwnął głową.
- Też bardzo go lubię. To niesamowite, gdy miłość wykracza poza fizyczne bariery. Doskonale rozumiem autora – kobieta, która potrafi dosięgnąć twojego umysłu, jest wyjątkowa.
- Nie interesują mnie kobiety, więc nie mam opinii na ten temat – zaśmiałam się. – Ale spodobało mi się przede wszystkim to, że autor docenia inteligencję swojej żony. – Znów zaczęłam kartkować tomik. – Ten też zwrócił moją uwagę:

miłość jest miejscem
przez granice tego
miejsca przebiega
(cichym i jasnym przejściem)
każde miejsce

tak jest światem
i wewnątrz tego
świata legły
(w przytuleniu bratnim)
wszystkie światy
*

- Krótki, słodki i jednocześnie tak znaczący – powiedział z aprobatą.
- Tak. I napisany przez E. E. Cummingsa. Jest jednym z twoich ulubieńców, prawda?
- Lubię jego poezję – przyznał. – Coś jeszcze?
- Nie – odparłam. – Dwa wystarczą. I to tyle, jeśli chodzi o pracę domową – dodałam. – Czy dzisiaj gwoździem programu nie miały być przyjemności?
- Słuchanie ciebie czytającej wiersze jest dla mnie przyjemnością – powiedział. – No proszę, jeszcze jeden.
- W porządku, ostatni! – Skapitulowałam.

Przyszli, by wyznać mi Twoje winy,
Wymienili je wszystkie, jedna po drugiej;
Zaśmiałam się głośno, gdy tylko skończyli,
Już dawno tak dobrze je poznałam, -
Och, byli zaślepieni, zbyt ślepi, by zobaczyć,
Że przez winy Twoje kochałam Cię mocniej.


Bałam się spojrzeć na niego, gdy tylko skończyłam czytać. Czy odgadnąłby, że ten konkretny wiersz kojarzył mi się z nim i z zaletami, które inni i nawet on sam postrzegali jako wady, a to właśnie one przyciągnęły mnie do niego?
- To uosobienie prawdziwej miłości, czyż nie? – zapytał retorycznie. – Pokochać kogoś za jego wady, a nie pomimo ich. Uroczy utwór.
- Tak. Mówi tak wiele w zaledwie kilku linijkach. Działa też na wyobraźnię – z łatwością potrafię zobaczyć taką scenę. I na tym powinniśmy zakończyć.

Książkę, którą trzymałam w ręce, schowałam do plecaka, po czym to samo zrobiłam z drugą. Podeszłam do okna.
- Jak długo będziemy jeszcze płynąć?
- Niedaleko, jesteśmy już w Puget Sound. Chciałabyś wyjść na pokład i pozachwycać się otoczeniem?
- Pewnie, brzmi świetnie.

Przeciągnęłam się, rozluźniając delikatnie obolałe mięśnie – skutek siedzenia za długo w jednej pozycji. Ubraliśmy kurtki i razem wyszliśmy na pokład. Niebo wciąż było zachmurzone, ale już nie mżyło. Podeszliśmy do relingu i skierowaliśmy wzrok na wybrzeże.
- Dopisała nam pogoda – powiedziałam, a po chwili doszło do mnie, jak niedorzecznie brzmiałoby zdanie w uszach innego człowieka. – Żadnego promienia słonecznego w zasięgu wzroku.
- Twój uśmiech jest wystarczająco słoneczny, maleńka. – Przechylił głowę na bok i uśmiechnął się.
- Najmocniej dziękuję, szanowny panie – odpowiedziałam flirtującym tonem, próbując jednocześnie uśmiechnąć się z przesadnym zawstydzeniem i dramatycznie zatrzepotać rzęsami.
- Cała przyjemność po mojej stronie, panienko – powiedział, przeciągając samogłoski. Oboje wybuchnęliśmy śmiechem.

Zerknęłam na niego – stał tuż obok mnie, jednak wydawało mi się, że znajduje się za daleko. Zrobiłam krok w jego kierunku tak, że między naszymi biodrami nie było już wolnej przestrzeni. Spojrzał w moją stronę, odrobinę zdziwiony. Sprawiał wrażenie, jak gdyby nie złapał aluzji, więc zbliżyłam się jeszcze bardziej, uderzając moim biodrem o jego. Zmarszczył brwi, zdezorientowany, a jego oczy wypowiedziały nieme pytanie. Wyglądało na to, że całą robotę musiałam odwalić sama.
Odsunęłam prawe ramię Jaspera od jego ciała, po czym wślizgnęłam się pod nie, przyciskając całą siebie do jego boku, moja lewa ręka objęła go w talii. Drugą ręką oplotłam go z przodu i złączyłam dłonie nad jego prawym biodrem. Oparłam głowę o jego klatkę piersiową, twarzą zwróconą do wybrzeża tak, że wciąż mogłam wszystko obserwować.
- Dzięki za dzisiejszy dzień, Jasper. Jest fantastycznie.
- Nie ma za co – odparł. – I tak, masz rację, jest fantastycznie. Mam nadzieję, że reszta dnia sprosta twoim wymaganiom.
- Będziesz tam ze mną?
- Oczywiście!
- Więc pokocham każdą minutę.
Zaczerwieniłam się, gdy zrozumiałam, że powiedziałam „pokocham” na głos, ale widocznie nie zwrócił na to uwagi.

Staliśmy razem jeszcze przez chwilę, obserwując brzeg, podczas gdy jacht płynął w kierunku Seattle. Byłam przeszczęśliwa. Niemal znienawidziłam zarys miasta, który rósł przed naszymi oczyma. Jasper z pewnością zaplanował coś niesamowitego, ale ogromna część mnie wolałaby zostać w tej pozycji przez resztę dnia. Gdy w końcu dotarliśmy do miasta, zaczęłam obawiać się, że nastrój ulegnie zmianie i nasza idealna intymność zniknie. Jak gdyby próbując wzmocnić moją rosnącą frustrację, Jasper pochylił się nade mną i wyszeptał:
- Maleńka, za chwilę wrócę, muszę tylko ustalić pewne kwestie z kapitanem.
Niechętnie rozplątałam palce, by go wypuścić. Wrócił do środka, jednak ja wolałam zostać na pokładzie. Pochyliłam się do przodu, opierając przedramiona na barierce. Ciekawiło mnie, co jeszcze przygotował dla mnie Jasper na resztę dnia i uśmiechnęłam się. Cokolwiek by to było, z pewnością nie będzie subtelne. Nie byłam jedyną osobą na statku ze skłonnością do dramatyzmu.
Jacht wpływał właśnie do portu, kiedy poczułam silne ramiona zaciskające się na mojej talii.
- Jesteś gotowa na drugą fazę operacji: Burza Seattle? – wyszeptał teatralnie do mojego ucha.
Zachichotałam i oparłam się o niego. Nawet jeśli nie byliśmy dosłownie nierozłączni, dzień w towarzystwie Jaspera wciąż będzie wspaniały. W dodatku podekscytowanie w jego głosie udzieliło się również mnie.
- Absolutnie!

Poczekaliśmy, aż kapitan zakończy dokowanie. Potem, trzymając moją dłoń, Jasper poprowadził mnie do portowego parkingu, prosto w kierunku limuzyny. Zaczerpnęłam głęboko powietrza, gdy zdałam sobie sprawę, że szofer będzie nas woził po całym mieście, ale nic nie powiedziałam, zdeterminowana podtrzymać obietnicę nienarzekania.

- Pan Hale? – Kierowca upewnił się co do tożsamości Jaspera, gdy otwierał nam drzwi. Jasper kiwnął głową.
- Jasper – odpowiedział. – A to Bella.
Kierowca przytaknął.
- Nazywam się John – powiedział. – Gdybyście czegoś potrzebowali, dajcie mi znać.

Jasper pomógł mi wejść do limuzyny, po czym wsiadł za mną. Rozejrzałam się po wnętrzu, wyposażonym w obszerne centrum rozrywki i mini bar. Nigdy nie widziałam limuzyny poza filmami. Robiła wrażenie.
- Za dużo, Jasper – mruknęłam, potrząsając głową. – Przesadziłeś trochę.
Uniósł jedną brew.
- Jesteś pewna, że nie narzekasz?
Przewróciłam powoli oczami.
- Nie, to oznaczałoby zerwanie naszej umowy – odrzekłam. – Ja tylko komentuję rzeczywistość.

John usiadł za kierownicą, czekając na instrukcje.
- Plac Pionierów, jeśli można – zakomenderował Jasper. – Pub Doktora Maynarda.
Odwracając się w moją stronę, wytłumaczył:
- Publiczne środki transportu nie współgrałyby czasowo z naszym planem, jazda samochodem wymagałaby wypożyczenia go i lawirowania między parkingami, co wcale nie jest takie tanie, a biorąc pod uwagę, ile musielibyśmy zapłacić za taksówki, nic byśmy nie zaoszczędzili. Więc, jak widzisz, limuzyna naprawdę była najpraktyczniejszym rozwiązaniem.

Spojrzałam na niego sceptycznie. Jego wyjaśnienia były rozsądne, trochę zbyt rozsądne. Odniosłam wrażenie, że diabeł tkwi w szczegółach, jednak przypomniałam sobie, że dla niego pieniądze to nie problem i zwyczajnie starał się być miły. Lepiej od razu zignorować tę sytuację i zacząć cieszyć się resztą dnia.
W drodze na Plac Pionierów, nos miałam przylepiony do szyby jak dziecko przy witrynie sklepu z cukierkami, wchłaniając architekturę centrum Seattle. Mimo, że leżało niedaleko Forks, nie przyjeżdżałam tu często, więc podekscytowanie nowym miastem jeszcze mi nie minęło. Ani razu nie zerknęłam do tyłu, by potwierdzić moje przypuszczenia, ale czułam, że przez całą jazdę Jasper obserwował mnie z uśmiechem na twarzy. Wiedział, jak bardzo spodobała mi się ta część podróży.

Limuzyna podwiozła nas pod samo wejście baru Doktora Maynarda w centrum osobliwej, historycznej dzielnicy Seattle. Jasper zapisał numer komórki Johna, by dać mu znać gdzie i kiedy może nas później odebrać. Wewnątrz zebrało się już kilku ludzi, z podekscytowaniem oczekując rozpoczęcia wycieczki. Znaleźliśmy z Jasperem dwa miejsca z tyłu, by nie zwracać na siebie uwagi.

- Żadnej prywatnej wycieczki? Jestem w szoku – powiedziałam , drażniąc się z nim.
Spojrzał na mnie z połowicznym poczuciem winy.
- Przeszło mi to przez myśl – przyznał. – Ale zrozumiałem, że i tak nadwyrężam moje szczęście i twoją wytrzymałość w stosunku do reszty zaplanowanych przeze mnie rzeczy.
- Cieszy mnie fakt, że pozostały w tobie resztki zdrowego rozsądku – odparłam lekko.
- Nie jestem tego pewien – powiedział smętnie. – Trasa nie będzie prosta. Wielu ludzi w ciasnych, zatłoczonych miejscach – z pewnością czeka mnie test samokontroli.

Zaniepokoiłam się.
- Nawet o tym nie pomyślałam – zaczęłam zawstydzona, że całkowicie zignorowałam jego potencjalny dyskomfort. – Nie musimy tego robić.
Uśmiechnął się figlarnie.
-Żartowałem, Bello. Poradzę sobie, poza tym to jedna z najważniejszych atrakcji Seattle, więc musimy tu zostać. Byłem już kiedyś w podziemiach, nie jest tak źle. Z twoją pomocą z pewnością nic mi nie będzie.
- Co mogę zrobić, by ci pomóc? – zapytałam, trochę zdezorientowana.
- Pamiętasz, jak pomogłaś mi w czwartek w kuchni? Pomyślałem sobie, że jeśli ktoś zacznie pachnieć zbyt apetycznie podczas trasy, mógłbym, no wiesz, podmienić jego zapach na twój.
Zadrżałam na myśl o zdarzeniu w kuchni. Minęły zaledwie dwa dni? To uczucie, gdy Jasper wchłaniał mój zapach, było wystarczająco ekscytujące w świetle dnia. Nie wyobrażałam sobie nawet, co może się wydarzyć w ciemnym, bardziej odizolowanym miejscu. I, do diaska, czego miałam się teraz trzymać? Nie sądzę, by podziemie posiadało jakieś wygodnie umiejscowione blaty kuchenne.

- Hm, miejmy nadzieję, że do tego nie dojdzie – powiedziałam, wiercąc się na krześle. Spojrzał na mnie uważnie, najwyraźniej wyczuwając moje podenerwowanie i dyskomfort. Złapał moją dłoń i lekko ścisnął.
- Wszystko będzie w porządku, maleńka, obiecuję. Nie wiesz o tym? Kiedykolwiek jesteś przy mnie, nie zauważam nikogo innego.
Wstrzymałam oddech i spojrzałam na niego ostro. Poczułam kolejny dreszcz – musiał wiedzieć, że to, co właśnie powiedział było jednoznaczne. Wyczuwał zauroczenie, które wypływało ze mnie, nieważne jak bardzo próbowałam je zablokować. Wpatrywałam się w jego oczy, by znaleźć jakieś rozsądne wytłumaczenie, lecz mimo, iż jego wzrok nic nie zdradził, nie przyniosło mi to ulgi. Po raz pierwszy od naszej rozmowy na ten temat kilka nocy temu, zdałam sobie sprawę, że być może, jedynie być może, zauroczenie nie było jednostronne.

- Panie i Panowie, witamy na Podziemnej Trasie Billa Speidela. – Głos przewodnika przerwał moje rozważania. Spojrzałam w stronę baru, gdzie przewodnik wczuwał się w swoją wprowadzającą przemowę. Poczułam, jak Jasper jeszcze raz ściska moją dłoń, po czym wypuścił ją i oboje odwróciliśmy się, by wysłuchać mówcy.

Wycieczka była niesamowita! Nasz przewodnik okazał się miły i zabawny, a w dodatku przekazywał nam historię Seattle z takim zaangażowaniem, że niemal cofnęliśmy się w czasie. Dowiedzieliśmy się, że Seattle budowano wokół tartaku, że początkowo znajdowało się na wysypisku śmieci i że doświadczyło wielu problemów powodziowych spowodowanych przypływami. Przewodnik opowiedział nam o pożarze z 1889 roku, który zniszczył większość drewnianych budynków w mieście i o planie, by odbudować wszystko za pomocą cegieł i kamieni oraz by podnieść poziom miasta o dwanaście stóp, unikając w ten sposób dalszych powodzi. Ledwo wierzyłam, gdy mówił o ludziach tak niecierpliwych, że, nie chcąc czekać na podniesienie miasta, odbudowali swoje domy z dwoma wejściami – po jednym na starym poziomie i drugim piętrze, które wkrótce miało stać się parterem.
Opis odbudowanego Seattle, z domami z cegły i kamienia, stojącymi wzdłuż ulic, które naprawdę okrążały miasto około dwunastu stóp nad chodnikami, niczym Wielki Mur Chiński i ludzi, którzy musieli używać drabin, by przedostać się z jednej strony na drugą, ożywał w mojej wyobraźni. Byłam przekonana, że gdybym miała przez jeden dzień mieszkać w Seattle, z moim brakiem koordynacji nigdy nie opuściłabym swojej dzielnicy.

Nasza grupa zapuściła się w podziemia i dowiedzieliśmy się, jak zakryto dolne chodniki, ustawiając w niektórych miejscach szklane elementy, by naturalne światło mogło dostać się na niższy poziom. Wykorzystywano go jeszcze przez jakiś czas, ale wkrótce, w 1907 roku został zamknięty z powodów sanitarnych.
Przeszliśmy część trasy starymi chodnikami, podziwiając ówczesne reklamy i inne relikty ustawione w niecodziennych lokalizacjach. Byłam zadziwiona faktem, że dopiero w 1965 roku ktoś wpadł na pomysł, by otworzyć niektóre części podziemia i zachęcić ludzi do ich zwiedzania. Ogólna idea podziemia była dla mnie absolutnie fascynująca i zaczęłam się zastanawiać, czy kiedyś już o tym słyszałam.

Przez całą podróż trzymaliśmy się z Jasperem bliżej końca grupy. Z jego doskonałym słuchem, Jasper nie musiał stać z przodu, a z tyłu mogliśmy przebywać z dala od ludzi, dając Jasperowi więcej powietrza. Na każdym przystanku wycieczki ustawiał się blisko mnie, obejmował ramionami i szeptał prosto do ucha wszystkie słowa przewodnika, upewniając się, że niczego nie przegapię. W przeciwieństwie do poranka, gdy rozpraszały mnie wieloryby, tym razem jego zimny oddech pobudzał każdy nerw w moim ciele. Słodka tortura pogłębiała się jeszcze bardziej, gdy przewodnik przestawał mówić, a ja czułam, jak Jasper oddycha mną, moim zapachem, równie zmysłowo jak ostatnim razem. Musiałam wykorzystać każdy skrawek samokontroli, ale jakimś cudem udało mi się zachować zimną krew, oddychać spokojnie i utrzymać się na nogach.
Pod koniec trasy wydostaliśmy się z podziemia do pokoju wyglądającego na muzealny, zlokalizowałam więc drzwi łazienkowe. Wytłumaczyłam Jasperowi, że potrzebuję chwili na odświeżenie i zostawiłam go przeglądającego stare fotografie i dokumenty dotyczące Seattle. W łazience przeszłam moją regularną terapię zimną wodą i zdołałam się troszeczkę uspokoić. Zwymyślałam samą siebie za to, że nie przewidziałam takiej sytuacji – miałam nadzieję, że, cokolwiek będziemy robić przez resztę naszej podróży, spędzimy trochę czasu w większej odległości. Moja samokontrola była nadwyrężona, trzymała się na zaledwie kilku słabych włoskach, które mogły pęknąć w każdej chwili, a nie mogłam na to pozwolić.

Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Byłam lekko zarumieniona, ale reszta mojego wewnętrznego bałaganu była dobrze ukryta dla reszty świata. Oczywiście, dla Jaspera będzie to jasne jak słońce. Rumieniec na twarzy pociemniał. Wiedziałam, że nie mogę chować się w łazience już zawsze. Jasper będzie zaniepokojony, zwłaszcza biorąc pod uwagę nasze ostatnie wspólne doświadczenie, jeśli chodzi o łazienki publiczne. Zaserwowałam sobie jeszcze jeden strumień zimnej wody i wróciłam do pomieszczenia.

Fotografia wisząca na ścianie zwróciła moją uwagę, toteż podeszłam do niej, by przyjrzeć się wiktoriańskiej scenie.
- Ciężko jest sobie wyobrazić, że to wszystko znajduje się tutaj od ponad wieku, czyż nie? – Usłyszałam za sobą, odwróciłam się i zobaczyłam nieznajomego mężczyznę. Oceniłam go z ciekawością, zauważając przeciętny wzrost, brązowe włosy, ciepłe, piwne oczy i przyjazny, zachęcający uśmiech.
- Tak – odpowiedziałam. – To niemal nieprawdopodobne.
- Mieszkasz w Seattle?
- Nie, przyjechałam tu na jeden dzień.
- Odwiedzam z rodziną moje wujostwo. Wszyscy poszli dzisiaj do Akwarium, jednak osobiście nie jestem specjalnym miłośnikiem ryb, więc zdecydowałem się przyjść tutaj. Wygląda na to, że dokonałem właściwego wyboru.

Zarumieniłam się. Czy ten facet próbował mnie poderwać?
- Caleb – powiedział, wyciągając swoją prawą rękę.
- Bella – odpowiedziałam podekscytowana, potrząsając nią.
- Miło mi cię poznać, Bello. Masz coś w planach na teraz? Może wybrałabyś się ze mną na kawę?
Wciąż trzymał moją dłoń, kciukiem zataczając na niej kręgi.
- Yyy… - Byłam podenerwowana. Nie spodziewałam się tego – nigdy coś takiego mnie nie spotkało. Nie miałam pojęcia, jak odmówić awansom przystojnego nieznajomego. – Nie, dzięki. Jestem z kimś, tak jakby. – Próbowałam wyswobodzić dłoń, ale trzymał ją w mocnym uścisku.
- Tak jakby? – Uniósł brew. – Może, tak jakby, olejesz ich i pójdziesz ze mną na tę kawę?
Zaczynałam czuć się niekomfortowo. Facet ewidentnie nie rozpoznał aluzji. Ponownie spróbowałam wyciągnąć dłoń.
- Dziękuję, ale nie. Muszę wrócić do mojego… chłopaka. – Zawahałam się przy ostatnim słowie, wiedząc, że to kłamstwo, ale musiałam przekonać nieznajomego, że tak było naprawdę. Nie podziałało. Uniósł brew jeszcze wyżej, a moje zdenerwowanie wzrosło.
- Jeśli chcesz, żeby twoja dłoń wciąż była przymocowana do nadgarstka, radzę ci posłuchać tej damy i odejść. Natychmiast. – Głos Jaspera był niski i groźny, przeraził nas oboje. Odwróciliśmy się w jego kierunku. Caleb, zauważywszy ledwie powstrzymywaną furię na twarzy Jaspera, wypuścił moją dłoń, jakbym go nagle poparzyła. Podniósł obie ręce w obronnym geście i zaczął się wycofywać.
- Hej, nie ma żadnego problemu. Nie chciałem nikogo urazić, ona jest z tobą. Czaję.
Jasper przestał zwracać na niego uwagę. Podszedł do mnie i objął ramionami.
- Wszystko w porządku? – zapytał cicho. Kiwnęłam głową z ulgą, uspokojona faktem, że znów jestem blisko niego.
- Sądzę, że był raczej nieszkodliwy – odpowiedziałam. – Po prostu nie potrafił przyjąć odmowy. Wybacz, że musiałam nazwać cię moim chłopakiem.
- To ja przepraszam, że nie dotarłem tutaj wcześniej. Przybyłem, gdy tylko wyczułem twoje zdenerwowanie. Nie powinienem przebywać tak daleko – trudno jest przemieszczać się w tym tłumie. – Oboje wiedzieliśmy, że gdyby wymagała tego sytuacja, byłby tu w ułamku sekundy, ale to obnażyłoby jego prawdziwą naturę wszystkim ludziom w pomieszczeniu, czego musieliśmy unikać za wszelką cenę. Na szczęście sprawa z Calebem nie wymagała ponadprogramowych środków.
- W porządku, Jasper. Sprawiłeś, że sobie poszedł, to najważniejsze. Nie stało się nic złego, po prostu wynośmy się stąd, zgoda?
- Jasne, maleńka. Samochód czeka na zewnątrz.

---
* przekład S. Barańczak, pozostałe wiersze niestety są moim koślawym tłumaczeniem ^^


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez madam butterfly dnia Wto 15:11, 06 Gru 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
zawasia
Dobry wampir



Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D

PostWysłany: Wto 17:06, 06 Gru 2011 Powrót do góry

jeśli nawet sama tłumaczyłaś wiersze to wielki szacun,
widaż że duża prace trzeba było włozyć w to opowiadanie, ale podziękowanie od czytelnikow jest:)
kolejny rozdział i mam nadzieję, że nadal będę tak rozpieszczana tym opowiadaniem
pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Melena1821
Wilkołak



Dołączył: 10 Sie 2010
Posty: 156
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Meksyk

PostWysłany: Czw 17:29, 08 Gru 2011 Powrót do góry

Dziękuję za wstawienie kolejnego rozdziału ! Jesteś niesamowita Wink Jak zawsze wszystko czytało się lekko i płynnie. Cieszę się, że rozdziały są teraz tak szybko dodawane. To wielki plus dla Ciebie ! Jasper jak zwykle powala na kolana :D <3
Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo, dużo weny w dalszym tłumaczeniu.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
milo
Nowonarodzony



Dołączył: 21 Maj 2011
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: świebodzin

PostWysłany: Wto 20:20, 13 Gru 2011 Powrót do góry

Postać Jaspera cały czas mnie zadziwia. Nie mogę odgadnąć jego zamiarów wobec Belli. Ciekawe czy w dalszych rozdziałach pojawi się Alice i Edek :D również uważam, że tłumaczenie wspaniałe i życzę wytrwania, bo przed nami jeszcze sporo rozdziałów.
Pozdrawiam : )


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Invincibile
Nowonarodzony



Dołączył: 22 Kwi 2011
Posty: 36
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Szczecin

PostWysłany: Śro 18:02, 14 Gru 2011 Powrót do góry

Pięknie, pięknie. Jak już ktoś wcześniej napisał, opowiadanie czyta się, jakby od samego początku było pisane po polsku. Nie ma na co narzekać nawet, czyta się świetnie, a to przecież najważniejsze. No i faktycznie, rozpieszczasz nas teraz, rozdziały są podejrzanie często. Czyżbyś się szykowała na kolejną, długą przerwę?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Aloha
Wilkołak



Dołączył: 25 Lip 2011
Posty: 198
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ha! z wanny Damona;>

PostWysłany: Śro 21:41, 14 Gru 2011 Powrót do góry

czy tylko mnie rozczula to ciągłe 'maleńka'?^^
kurka, to niewiarygodne być może, ale zawsze takiego Jaspera sobie wyobrażałam. gdyby tylko Meyer pociągnęła w sadze coś więcej z jego prywatności, to sądzę, że taki właśnie by był. jest idealny, uwielbiam go. i Bella jest taka Bellowa. ktoś kurka pisał ładnie pod kanon postaci. czekam na kolejne części!

a btw- pytanie do drogiej Madam- ile jeszcze rozdziałów do końca, jeżeli można wiedzieć?<;


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
madam butterfly
Dobry wampir



Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 576
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 126 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z piernikowej chatki

PostWysłany: Sob 15:23, 17 Gru 2011 Powrót do góry

Dziękuję wszystkim za komentarze, naprawdę wiele dla mnie znaczy, że jesteście wciąż z nami i że wciąż chce się Wam komentować. Wink

Invincibile - nie, nie planuję żadnej przerwy, po prostu stwierdziłam, że należy Wam się takie przyspieszenie za okres mojej nieobecności.

Aloha - wszystkich rozdziałów jest 54, a więc zostało nam jeszcze 28 chapików. Wink

enjoy!



Rozdział XXVI
Space Needle
*
beta: Pernix


Siedząc w samochodzie, głowę miałam wciąż zaprzątniętą Calebem. Moja początkowa reakcja w stosunku do niego była całkowicie neutralna, być może nawet pozytywna. Polubiłam pewnego rodzaju ciepło w jego oczach. Poza tym, tak naprawdę, nie zrobił nic złego. Być może zbyt długo trzymał mnie za rękę, ponowił zaproszenie na kawę po pierwszej odmowie, gdy zrozumiał, że moje „nie” nie było stuprocentowo szczere, ale żadna z tych rzeczy nie czyniła go złym. Gdybym poznała go w innym miejscu i czasie, prawdopodobnie przyjęłabym jego ofertę. Dlaczego więc poczułam się urażona całym wydarzeniem? Wiedziałam, że odpowiedzią był Jasper i ten wniosek bardzo mnie zmartwił. Nie odrzuciłam propozycji Caleba tylko dlatego, że byłam dzisiaj z Jasperem. Chodziło raczej o to, że nie byłam zainteresowana, bo chciałam spędzać z Jasperem już każdy dzień. Chciałam, żeby Jasper naprawdę był moim chłopakiem.

Całkiem mi odbiło - fantazjowałam o kimś, kogo nie mogłam mieć. Musiałam, absolutnie musiałam odnaleźć w sobie jakąś miarę samokontroli i realizmu. Jasper może być moim przyjacielem, kropka. Nie mam podstaw, by żywić nadzieję na cokolwiek innego.
- Jesteś pewna, że wszystko w porządku, Bello? – zapytał Jasper, wyraźnie zaniepokojony.
Spojrzałam na jego zmartwioną twarz. Musiałam zebrać się w sobie, dla jego dobra. Zasługiwał na dzień pełen luzu. Odsunęłam na bok cały ten bezsensowny monolog, przynajmniej na czas, który spędzę w jego towarzystwie.
- Tak, w porządku. Chyba po prostu nie przywykłam do tego rodzaju uwagi.
- Nie rozumiem dlaczego. Wciąż wyrzucam sobie, że nie obserwowałem uważniej twojego otoczenia. Wiedziałem, co czuli praktycznie wszyscy faceci, gdy na ciebie patrzyli. Powinienem był przewidzieć, że któryś w końcu podejdzie.
- Jasper! – zachłysnęłam się. Nie potrafiłam uwierzyć w to, co sugerował.
- Bello… - Przeczesał palcami włosy, sfrustrowany. – Żałuję, że nie widzisz siebie w sposób, jaki widzą cię inni.

Przewróciłam oczyma i próbowałam się odwrócić, ale ujął moją twarz swoimi dłońmi i spojrzał mi głęboko w oczy.
- Jesteś taka piękna, maleńka, a fakt, że o tym nie wiesz, czyni cię jeszcze piękniejszą. Kiedy idziesz ulicą, praktycznie każdy mężczyzna odwraca się za tobą, bez względu na wiek czy stan cywilny. Nie wszyscy pragną cię w ten oczywisty sposób, ale to wystarcza, bym zwariował. Cieszę się, że nie możesz tego poczuć, bo gdyby tak było, nie wychodziłabyś z domu, przysięgam.
Moje oczy rozszerzyły się, podczas gdy umysł próbował zrozumieć wszystkie jego słowa. Sądził, że jestem piękna? Nie, to inni mężczyźni tak sądzili i to ich uczucia doprowadzały Jaspera do szaleństwa. Okej. Troszeczkę zabolało, ale jednocześnie utemperowało moją samokontrolę.

- Powinienem był wiedzieć, że muszę się trzymać dzisiaj blisko ciebie. Od teraz nie odstąpię cię na krok. Zapewniam, że nic podobnego już się nie wydarzy.
Westchnęłam, odsuwając jego ręce od mojej twarzy.
- Jasper, dziękuję ci za uratowanie mnie przed Calebem i za to, że nie wybuchnąłeś. Edward z pewnością… Cóż, nie byłby tak spokojny.
- Zawsze miał skłonności do dramatyzowania – mruknął.
- Cóż, to najwyraźniej nasza wspólna cecha – zaśmiałam się. – W każdym razie, dziękuję ci za wszystko, ale myślę, że teraz już trochę przesadzasz. To był jednorazowy incydent, nie wyolbrzymiaj go, dobrze? Nic mi przecież nie zagrażało.
- Ale byłaś skrępowana, czułem to.
- Cóż, owszem, nie czułam się za dobrze, ale życie polega na radzeniu sobie z takimi sytuacjami. Ty musisz przebywać wśród ludzi. Nie chcę być kontrolowana i chroniona bardziej od ciebie.

Wyglądał na pokonanego i w końcu pojął, co miałam na myśli. Zakrył twarz dłonią i wciągnął głęboko powietrze.
- Masz rację, zachowuję się jak kretyn.
Dotknęłam jego policzka.
- Hej, tego nie powiedziałam. Nawet nie miałam tego na myśli. Prawdopodobnie wysłałam ci jedną z fal, o których mówiłeś. Wiesz, „sprawiających, że chcesz mnie chronić”. Wyobrażam sobie, że trudno jest nie wisieć nade mną, zwłaszcza moim przyjaciołom. Ale weź to również pod uwagę, dobrze?
Kiwnął głową. – Ja…
Przyłożyłam palec do jego ust.
- Wyczerpaliśmy temat. – Uśmiechnęłam się. – Co teraz mamy w planach?
Znów przejeżdżaliśmy przez centrum miasta, wracając do dzielnicy portowej. Miałam nadzieję, że nasz dzień w Seattle nie dobiegł jeszcze końca, ale byłam zajęta swoimi myślami, gdy wsiadaliśmy do auta, że nie zwróciłam uwagi na instrukcje wydane kierowcy.
- Jesteś głodna?
Pytanie zbiło mnie z tropu. Tak bardzo pochłonęły mnie wszystkie dzisiejsze aktywności, że nie myślałam nawet o jedzeniu. Po zjedzeniu Pop-Tartsów i śniadania na jachcie nie mogłam powiedzieć, że umierałam z głodu, ale zdałam sobie sprawę, że powinnam coś przełknąć. Robiłam się marudna, gdy spadał mi poziom cukru, a nie chciałam marudzić przy Jasperze.

- Troszeczkę – odparłam szczerze.
- To dobrze, ponieważ mamy w planach posiłek i najwspanialszą panoramę miasta.
Samochód zatrzymał się przy krawężniku.
- Chodźmy – powiedział. – Zadzwonimy, gdy będziemy gotowi do wyjścia, John.
Opuściliśmy pojazd i rozejrzałam się dookoła, następnie podniosłam wzrok ku górze. Staliśmy u podnóża Space Needle. Z tej perspektywy budynek sprawiał wrażenie nieprawdopodobnie wysokiego, jak gdyby statek kosmiczny umieszczono na ogromnej szpilce.
- Byłaś kiedyś na samej górze? – zapytał Jasper.
Pokręciłam głową, a on uśmiechnął się w odpowiedzi.
- To dobrze. Miałem nadzieję, że nie zaserwuję ci powtórki z rozrywki. No chodź!

Pociągnął mnie za sobą, podekscytowany jak mały chłopiec. Podążyłam za nim z ociąganiem, wpatrując się w wierzchołek konstrukcji. Nie miałam lęku wysokości, ale całość nie wyglądała wystarczająco bezpiecznie. Sprawiał wrażenie, że mógłby w każdej chwili się zawalić. Przygryzłam dolną wargę z frustracją. Wyczuwałam, jak ważne jest to dla Jaspera, ale nie potrafiłam całkowicie pokonać mojej niepewności. Musiał to zauważyć, bo zwolnił i spojrzał na mnie.
- Nie chcesz iść?
Nie potrafił ukryć rozczarowania.
- Cóż… - Próbowałam grać na czasie. Nie chciałam potwierdzić jego przypuszczeń, ale jednocześnie nie mogłam im zaprzeczyć. – Tam jest tak wysoko…
Wykonując jedynie jeden krok, znalazł się bezpośrednio przede mną. Nasze ciała niemal się stykały. Sięgnął po moją drugą rękę i obie odsunął na boki. Odchyliłam głowę, chcąc na niego spojrzeć – on sam pochylił się, by zrobić to samo. Nasze oczy skrzyżowały się i utrzymały ten kontakt.

- Ufasz mi? – zapytał.
Kiwnęłam głową nieznacznie, nie chcąc stracić go z oczu.
- Więc powinnaś wiedzieć, że nie pozwoliłbym, by coś ci się stało.
Ponownie kiwnęłam.
- W takim razie nie ma powodu do obaw, prawda?
Tym razem pokręciłam głową.
- Wejdziesz ze mną na górę?
Posłusznie przytaknęłam. Całkowicie utonęłam w jego oczach. W tej chwili z ochotą podążyłabym za nim przez bramy piekielne, pewna tego, że potrafiłby mnie tam ochronić.
- Wszystko będzie w porządku, Bello, nie wydarzy się nic złego. Spodoba ci się, obiecuję – zapewnił mnie, chociaż już zupełnie niepotrzebnie. – Okej?
Kolejne przytaknięcie. Wciąż nie potrafiłam wydobyć z siebie głosu.
- Kot zjadł ci język? – zażartował.
- Być może. – Potrząsnęłam głową, próbując oczyścić umysł. – Nie miałam pojęcia, że potrafisz być tak przekonywujący.
Zaśmiał się.
- To tylko jeden z moich talentów. A teraz, jeśli naprawdę nie chcesz wejść na górę, możemy to pominąć. Ale gwarantuję ci, że jest tam całkowicie bezpiecznie.
Wzruszyłam ramionami. I tak już mnie miał.
- Prowadź – odparłam.

Skierowaliśmy się do windy, która wywiozła nas na sam szczyt. Kiedy jednak otworzyły się drzwi, wbrew oczekiwaniom nie ujrzałam tarasu widokowego. Znaleźliśmy się w pomieszczeniu wyglądającym jak lobby restauracji. Rzuciłam Jasperowi pytające spojrzenie.
- Musisz jeść, pamiętasz?
Prawdę powiedziawszy, zapomniałam. Gdy mówiliśmy wcześniej o jedzeniu, spodziewałam się czegoś w rodzaju hot doga lub paczki chipsów, a nie wyrafinowanej restauracji, która przynajmniej z naszego punktu widzenia sprawiała wrażenie pustej.

Jakiś mężczyzna zatrzymał się w lobby i założyłam, że zaraz poinformuje nas o naszej pomyłce, ale zamiast tego powitał Jaspera jako pana Hale i zaprowadził nas do stolika ustawionego bezpośrednio przy oknach.
- Hm, Jasper?
- Tak, maleńka?
- Ruszamy się!
Zaśmiał się.
- Tak, to ruchoma restauracja. Powoli wirujemy wokół osi konstrukcji. W ten sposób zobaczysz całą panoramę podczas posiłku.
Zastanowiłam się nad tym przez chwilę. Nie tylko znajdowaliśmy się na szczycie horrendalnie wysokiego, niestabilnego budynku, ale jednocześnie krążyliśmy wokół jego osi? Powróciła niewielka część mojego lęku.
- Szczerze, Bello, tu naprawdę jest bezpiecznie. Restauracja funkcjonuje od 1962 bez ani jednej usterki.
Przełknęłam ciężko ślinę i rozejrzałam się wokół. Poza mężczyzną, który zaprowadził nas do stolika, byliśmy jedynymi ludźmi w restauracji.
- Dlaczego jesteśmy sami?
- W weekendy restauracja zamykana jest między brunchem i kolacją, jednak biorąc pod uwagę rozkład naszej wycieczki, wykonałem parę telefonów i zgodzili się zrobić dla nas wyjątek.

Uniosłam brew. Miałam całkiem wyraźne wyobrażenie tego, jakich środków użył Jasper, by restauracja zrobiła dla nas wyjątek. Doskonale wiedział, co robi, gdy zmusił mnie do nienarzekania. Ale umowa była umową, więc westchnęłam, postanawiając delektować się sytuacją najlepiej, jak tylko potrafię. Spojrzałam na menu leżące na stole i dokonałam wyboru, niemal synchronizując decyzję z podejściem kelnera do stolika.
- Wszystko jest takie inne – powiedziałam. – Nie wiedziałam nawet, że takie miejsca istnieją. Widok jest niesamowity.
Rzuciłam okiem na panoramę Seattle. Niebo wciąż było zachmurzone, ale bez mżawki mogliśmy zobaczyć wyraźnie całe miasto.

- Sądzisz, że przesadziłem – zauważył. – Chciałem po prostu zrobić coś niezwykłego. A po fiasku z Calebem nie mogę skłamać, że jest mi przykro z powodu ekskluzywności naszego posiłku.
Musiałam przyznać mu rację. Nie istniało najmniejsze prawdopodobieństwo, że zaczepi mnie tutaj jakiś nieznajomy.
- Nie podejrzewałem jednak, iż będziesz miała opory przed przyjściem tutaj. Jak się teraz czujesz?
Pokiwałam głową z wahaniem. W zasadzie czułam się dobrze.
- Może mógłbyś jakoś rozgonić moje myśli? – zaproponowałam.
- Co konkretnie miałbym zrobić?
Kelner wrócił z moim zamówieniem złożonym z mrożonej herbaty i sałaty Louis z krabem i krewetkami. Przełknęłam kawałek sałaty i popiłam herbatą, zanim kontynuowałam:
- Jeśli obiecuję nie użyć go w projekcie, zdradzisz mi treść twojego ulubionego wiersza?

Twarz Jaspera pozostała bez wyrazu, gdy rozważał moją prośbę. Zawahał się, jednak kiedy zaczęłam myśleć, że odmówi, zaczął recytować:
Wiele rzeczy jest na świecie i Ty
Jedną z nich jesteś. Wiele rzeczy zdarza się i
Ty jedną z nich jesteś, i wydarzenie, którym
Jesteś, opada jak płatki śniegu
Na ziemię Nie-Twoją, przykrywając śmieszność, dopóki
Ulice i świat cały nie zadławią się śniegiem.

Ileż rzeczy pozostało niemych? Ruch uliczny
Został zatrzymany. Burmistrz
Najwyraźniej był niedbały i nie przygotował
Miasta na tak wielki kryzys. Także
I ja – tak, dlaczego miałoby to przydarzyć się właśnie mi?
Byłem zawsze praworządnym obywatelem.

Lecz Ty, jak śnieg, jak miłość wciąż spadasz,

I nie jest pewnym, czy świat nie zostanie
Przykryty brokatem krystalicznej bieli.

Cisza.


Wpatrywałam się w niego, sparaliżowana. Obrazy namalowane przez autora wyglądały pięknie, lecz przerastająca go miłość była złożona i niekoniecznie witana z otwartymi ramionami. Utwór mówił o rozterkach kogoś, kto sądził, że podąża właściwą ścieżką i nagle został zawrócony z tej drogi przez obezwładniającą siłę miłości, wciąż niepewny, czy spodobał mu się nowo obrany kurs.
Zastanawiało mnie, dlaczego Jasper wybrał akurat ten wiersz spośród swoich ulubieńców, ale odpowiedzi krążące mi po głowie były niemożliwe i beznadziejne. Idealny utwór, by przesłać wiadomość, ale z pewnością nie miał tego na myśli. Nie było sensu pozwalać sobie na głupie marzenia, by za chwilę przygniotła je rzeczywistość.

- Zdaje mi się, że odebrałem ci mowę – skomentował Jasper, obserwując mnie ostrożnie.
Zaśmiałam się nerwowo, zdając sobie sprawę, że popełniłam błąd, nie odpowiadając.
- Tak, chyba tak. Pomyślałam sobie, że w tym wierszu wiele rzeczy dzieje się między wierszami.
- Masz rację – zgodził się. Żadne z nas nie miało zamiaru powiedzieć niczego więcej. Wróciłam do mojej sałaty.
- Jak długo należy do twoich ulubionych? – zapytałam niezobowiązująco po kilku chwilach ciszy, pragnąc jednocześnie poznać odpowiedź i bojąc się jej.
- Prawdę powiedziawszy, jest stosunkowo świeży – powiedział, unikając mojego wzroku.
- Jest piękny.
- Tak.

Ponownie powróciłam do jedzenia sałaty, obserwując zmiany widoku spowodowane ruchem restauracji. Gdy jadłam, zaczęłam zastanawiać się nad relacjami z Jasperem. Grałam w niebezpieczną grę, której nie miałam szans wygrać, wiedziałam o tym. Cały ten czas, który z nim spędzałam, wszystkie intymne rozmowy, dotykanie i szczere dyskusje, każde jego słowo źle przeze mnie zinterpretowane, wszystko to miało mnie już wkrótce zacząć nawiedzać. Jasper odejdzie, nie mogłam tego uniknąć, a kiedy odejdzie, załamię się. I nie będzie obok mnie nikogo, kto poskłada mnie do kupy, nikogo, na kogo mogłabym się złościć, poza mną samą. Wystarczająco ciężko przeżyłam rozstanie z Edwardem. Praktycznie niemożliwa wydawała mi się szansa przebolenia utraty Jaspera, jeśli pójdę tą ścieżką. Niezależnie od mojej woli musiałam być z nim szczera, powiedzieć mu, co czuję, by pomógł mi pozbyć się naiwnych fantazji, tak jak kiedyś obiecał.

- Jasper? – zapytałam nieśmiało.
- Co się stało, Bello? – Wyglądał na zaniepokojonego.
- Powinniśmy porozmawiać.
Nie był zaskoczony.
- Zgadzam się. Co więcej, liczyłem na to, ale miałem nadzieję, że odłożymy to na później, kiedy będziemy wracać do domu.
- Och – powiedziałam. Więc zauważył moje sprzeczne emocje i wiedział, że miałam problem. Nie wiedziałam, czy powinnam być zawiedziona, czy poczuć ulgę. – Droga powrotna brzmi dobrze. – Nie było sensu niszczyć reszty dnia dołującą rozmową. Później będzie na to mnóstwo czasu.

Musiałam sprawiać wrażenie przerażonej, ponieważ pochylił się nad stolikiem i przykrył swoją dłonią moją.
- Wszystko będzie w porządku, Bello – zapewnił. – Jesteśmy świetni w wyjaśnianiu różnych problemów.
Miał świętą rację. Najlepszą rzeczą w naszym związku było to, że mogliśmy mówić praktycznie o wszystkim. Ciężko będzie mi rozmawiać z nim o tym osobiście, a nie przez telefon, ale wiedziałam, że pomoże mi przez to przejść.

Kelner wrócił, by zebrać naczynia i zapytać, czy życzymy sobie czegoś na deser lub kawy. Odmówiłam, a Jasper podziękował mu i dyskretnie wsunął mu do ręki banknoty, które z pewnością wystarczyły, by pokryć rachunek i zapewnić duży napiwek. Wstaliśmy i wyszliśmy z restauracji. Skierowałam się do tej samej windy, którą przyjechaliśmy, ale Jasper pociągnął mnie w zupełnie innym kierunku.
- Skoro już tutaj jesteśmy, równie dobrze możemy udać się na taras obserwacyjny – wytłumaczył.
Taras spełnił wszystkie moje oczekiwania. Początkowo nalegałam, by zostać w części wewnętrznej, studiując informacje i rozwiązując testy dostępne w sklepiku z pamiątkami. W końcu Jasper przekonał mnie, by wyjść na zewnątrz. Stojąc u jego boku, mój strach zniknął całkowicie i zaczęłam ekscytować się całym wydarzeniem.

Zatoczyliśmy koło, podziwiając miasto w dole i wskazywaliśmy miejsca, gdzie według mapy powinien znajdować się dany budynek, zachwyceni widocznym zarysem gór. Podeszłam do silnie przybliżającej lornety, próbując odnaleźć w porcie nasz jacht, ale to Jasper zobaczył go przede mną, nie potrzebując do tego żadnego teleskopu. Gdy przebąknęłam coś o braku aparatu, którym moglibyśmy zrobić pamiątkowe zdjęcia, Jasper natychmiast wyjął swój telefon i poprosił przypadkowego turystę o pstryknięcie nam fotki. Z trudnością dostrzegałam szczegóły na małym ekraniku, ale widok naszej dwójki, roześmianej i stojącej tak blisko siebie, bardzo mnie ucieszył. Zanim zdecydowaliśmy się wrócić do miasta, oplotłam ręce wokół szyi Jaspera w spontanicznym uścisku, całkowicie zapominając o ostrzegawczych myślach w restauracji.

- Bardzo ci dziękuję, że mnie do tego przekonałeś – powiedziałam, patrząc na niego z uśmiechem. – Nie wierzę, że mogło mnie to ominąć z powodu głupiego lęku!
Odwzajemnił uśmiech i pochylił głowę tak, by nasze czoła się stykały.
- Nie masz pojęcia, jak uszczęśliwia mnie twoja radość – wymruczał. – Warto było włożyć tyle pracy w ściągnięcie cię tutaj i zobaczenie uśmiechu na twojej twarzy. To najbardziej zapierającą dech w piersiach rzecz, jaką dzisiaj widziałem.


***

*http://www.seattlephotographs.com/seattle/space_needle.jpg


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez madam butterfly dnia Sob 15:25, 17 Gru 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
milo
Nowonarodzony



Dołączył: 21 Maj 2011
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: świebodzin

PostWysłany: Sob 16:31, 17 Gru 2011 Powrót do góry

Robi się coraz goręcej :). Nie mogę się doczekać momentu, kiedy Jasper i Bella pocałują się po raz pierwszy, a zapewne taki moment będzie :) Wszystko było takie romantyczne ... i ten wiersz wspaniały . Rozdział świetny, jak zwykle :P Czekam z niecierpliwością na następny .
Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
zawasia
Dobry wampir



Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D

PostWysłany: Sob 22:20, 17 Gru 2011 Powrót do góry

54 rozdziały to bardzo dużo i normalnie bym się zastanawiała co możnaby jeszcze tam wymyśleć więc jedynie pozostało czekać
ciekawi mnie przyszłość Belli i Jaspera jakby to było z nimi gdyby byli razem
uwielbiam Jaspera ale... no właśnie jest ale mam nadzieje że oni nie zostaną połączeni, że znajdzie się jakiś człowiek który zakocha się w Belli
chyba za dużo marzeń
dzięki za kolejny rozdział
pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
madam butterfly
Dobry wampir



Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 576
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 126 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z piernikowej chatki

PostWysłany: Sob 23:11, 17 Gru 2011 Powrót do góry

Zawasiu, dlaczego masz taką nadzieję?
Myślałam, że to właśnie o to chodzi, że wszystkie czekamy, aż Jasper będzie z Bellą, dlatego tak zdziwił mnie Twój punkt widzenia i aż muszę prosić Cię o wytłumaczenie. Wink

Milo, jeśli chodzi o pocałunek, niestety nie mogę tego zdradzić, musisz poczekać i przekonać się osobiście.

Ave, Motyl.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Malutka94
Nowonarodzony



Dołączył: 24 Kwi 2011
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 13:47, 18 Gru 2011 Powrót do góry

Eh rozdział dunowny:) pomiędzy Jasperem a Bella dzieje się coraz więcej;] czekam na następny rozdział mam nadzieję że bedzie równie wciągający jak reszta ;]


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Perunia
Człowiek



Dołączył: 01 Maj 2010
Posty: 50
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Nie 19:15, 18 Gru 2011 Powrót do góry

Muszę się zgodzić, rozdział rewelacyjny i też dziwię sie Zawsi, bo ja niecierpliwie czekam na połączenie Belli i Jaspera, którego wręcz ubustwiam szczególnie w tym wydaniu
czekam na kolejny rozdział, mam nadzieję, że jeszcze w tym roku Smile


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Melena1821
Wilkołak



Dołączył: 10 Sie 2010
Posty: 156
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Meksyk

PostWysłany: Nie 19:45, 18 Gru 2011 Powrót do góry

Ja też z niecierpliwością czekam na dalszy rozwój wydarzeń między bohaterami. I również mam cichą nadzieję, że w końcu do czegoś między nimi dojdzie. Ciekawe co na to Alice? Wink
Już nie mogę się doczekać kiedy to wzystko nastąpi ! Czekam na następny rozdział i dziękuję za dodanie tego ;* Bardzo miło się czytało ; )


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
zawasia
Dobry wampir



Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D

PostWysłany: Pon 21:10, 19 Gru 2011 Powrót do góry

madam butterfly,
Jasper w oryginale wraz z Emmetem to najlepsze postacie stworzone przez autorke...
w tym opowiadaniu Jasper jest chyba tylko po to żeby zakochać się w nim od samego początku i tak jest. Każda osoba, ktora przeczytała choć pierwsze 5 rozdziałów pokochała tego wampira, który z rozdziału na rozdział pokazuje co raz większe "serce" romantyka. na początku byłam za połączeniem Go z Bellą a teraz nie wiem co myśleć, to chyba przez wprowadzenie Caleba, zaczęłam zastanawiać się co by było gdyby jakiś człowiek pojawił się w życiu Belli...
niestety moje myśli płyną inaczej niż zamysły wielu ludzi ale cóż tak jest...
nie wiem co będzie dalej ale pewnie będzie ciekawie jak zawsze
WIdać że Bella jest zakochana w Jasperze i chciałaby spędzić z nim całe swoje życie, bo Jasper jest inny niż Edzio
zobaczymy co będzie dalej i pewnie jeszcze zmienię swoje zdanie
pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin