FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Historia Edwarda i Belli sto lat później [VII 20.08] [T] Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
solas
Człowiek



Dołączył: 08 Cze 2009
Posty: 55
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Zielona Góra

PostWysłany: Nie 18:48, 17 Lip 2011 Powrót do góry

Hmmm zaczęłam dopiero dziś czytać, ale chyba mogłoby mi się to spodobać :) Mam nadzieję, ze tym razem nie porzucisz tłumaczenia na tak długo :) Mała ilością komentarzy się nie zrażaj chociaż wiem, że wszelkie opinie są motywujące( nawet te nieprzychylne). Jeśli chodzi o błędy to wyłapałam chyba tylko jeden: zamiar gabinet jest kabinet Wink.
Zapowiada się ciekawie i z chęcią przeczytam dalsze części.
Pozdrawiam i życzę powodzenia w tłumaczeniu :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
KW
Zły wampir



Dołączył: 01 Sty 2011
Posty: 464
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ~ z krainy, gdzie jestem tylko ja i moi mężowie ~

PostWysłany: Nie 21:13, 17 Lip 2011 Powrót do góry

NO NIE WIERZĘ!
Powiem ci tak - dzięki tobie i twojemu opowiadaniu (a raczej tłumaczeniu) się znalazłam. I dzięki tobie znalazłam naprawdę zaje***te osoby tutaj, więc dzięki. Bardzo chciałam to opowiadanie doczytać, zalogowałam się nawet na tą ruską stronę, chciałam tłumaczyć przynajmniej dla siebie (przetłumaczyłam jeden rozdział) a tu bach ! A ja taki zonk na kompa, więc miło, że wracasz. Bardzo się cieszę, że to opowiadanie będzie kontynuowane. Mam nadzieję, że go już nie porzucisz.
Pozdrawiam, KW!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
KochamSiebie
Nowonarodzony



Dołączył: 15 Lip 2011
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z małego osiedla na końcu miasta.

PostWysłany: Pon 12:40, 18 Lip 2011 Powrót do góry

Bardzo się cieszę, że wróciłaś ze swoim tłumaczeniem na forum. :) Jestem ci okropnie wdzięczna! Już chciałam pisać w temacie "Poszukiwany, poszukiwana" żeby znaleźć to ff a tu bach! Wchodzę do Kącika i taka miła niespodzianka. Very Happy
Mam nadzieję, tak jak KochającaWampiry, ze już nie porzucisz forum i tłumaczenia (a to ff jest po rosyjsku, więc naprawdę szacun dla ciebie. ;p)
Czekam na rozdział piaty z niecierpliwością. Smile


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Ronniie
Nowonarodzony



Dołączył: 20 Cze 2011
Posty: 23
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 3/3
Skąd: z chatki za siedmioma górami.

PostWysłany: Pon 13:16, 18 Lip 2011 Powrót do góry

wybaczamy ci ;* opowiadanie jest świetne i mam nadzieję, że znowu go nie porzucisz.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Tsunade
Nowonarodzony



Dołączył: 14 Lut 2011
Posty: 8
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: lubuskie/Polska

PostWysłany: Pon 13:36, 18 Lip 2011 Powrót do góry

Witam :d. bardzo ciekawe opowiadanie, rzeczywiście trochę inne od opowiadań tego typu (sto lat później itp. ) Jest interesujące, wciąga i podoba mi się. Zauważyłam, że była dość długa przerwa między innymi rozdziałami a tym ostatnim. Widzę, że dopiera się rozkręca i zapowiada się bardzo "fajnie" :D. edward. Czyżby coś ukrywał ?? :p Z niecierpliwością czekam , na dalszy ciąg wydarzeń. Życzę weny :D pozdrawiam.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
valentin
Zły wampir



Dołączył: 03 Kwi 2010
Posty: 426
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Pon 14:16, 18 Lip 2011 Powrót do góry

Bardzo dziękuję za tłumaczenie :)
Jak zobaczyłam datę nowego rozdziału to chyba pare razy musiałam przetrzeć oczy ze zdumienia Wink
Od takich historii zaczęłam moją przygodę z ff i cieszę się ogromnie, że to tłumaczenie jest kontynuowane :)
Co do rozdziału… Krotki, aż za krótki.
Czy treściwy??? Chyba najbardziej fragment z Carlisle’m :) Chętnie bym przeczytała książkę z podobną teorią o jakiej rozmawiał z Bellą.
No i Edward , coś czuję że tu się zacznie sporo niedomówień…
Ogromnie jestem ciekawa ciągu dalszego i tego co przyszykowała dla nas autorka :)
Dziękuję bardzo.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Ellis
Nowonarodzony



Dołączył: 24 Lis 2008
Posty: 35
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Wto 15:25, 19 Lip 2011 Powrót do góry

Dziękuję za te kochane i ciepłe komentarze, warto było tu wrócić. to zaszczyt, że moje tłumaczenie pozmieniało coś w życiu niektórych. niewiarygodne. Wiecie, że tłumaczę tylko i wyłącznie dla was, po przeczytaniu prawie dwóch stron komentarzy i kilku wiadomości dotyczących tego fanfica. Jest to niezmiernie miłe i w zruszające, gdyż nie spodziewałam się takiego skucesu i 30 tysięcy odsłon. Aż zmotywowało mnie to do wrócenia po takim czasie. Kocham was za to <3

Dlatego też szybciutko przetłumaczyłam dla Was rozdział piąty!



Rozdział 5

Lekcje niemieckiego były jedynymi, na których nie było ze mną Edwarda. Był już nim zmęczony i wybrał francuski, przecież musiała istnieć w naszym życiu jakaś różnorodność. Weszłam do klasy i zajęłam drugą ławkę koło okna. Zawsze w niej siedziałam, zawsze sama. Jednak ludzie czuli się z nami niezbyt komfortowo, bali się. Chyba w tym przypadku działał instynkt samozachowawczy.

- Zajęte? – cichy głos wyrwał mnie z moich rozmyśleń. Na początku nawet nie zrozumiałam kto się do mnie zwraca.
- Chcesz usiąść obok mnie?
- Zawsze siedzisz sama i pomyślałam... że warto dotrzymać ci towarzystwa. Oczywiście, jeżeli nie masz nic przeciwko temu.
- Oczywiście, że nie. Siadaj, Elisabeth. Po prostu się tego nie spodziewałam i...
- Ludzie was unikają. Albo to wy nie chcecie utrzymywać z nimi kontaktów.
- Zauważyłaś to?
- Trudno tego nie zauważyć. Zawsze jesteś ze swoim rodzeństwem. Ale nie jesteście spokrewnieni?
- No... Tak. Zostaliśmy adoptowani przez Carlisle’a i Esme.
- Jesteście zupełnie inni, w ogóle nie podobni. Oczywiście, macie pewne wspólne cechy, na przykład bladość, ale...
- Po prostu mieszkaliśmy na Alasce, a tam słońce jest rzadkością.
- Tak, rzeczywiście. Cały czas spędzasz z Edwardem, jesteście...
- Kinder ,bitte nicht so laut! * - byłam wdzięczna nauczycielce, która w tak odpowiednim momencie przerwała naszą rozmowę.
- Entschuldigen Sie bitte.**
- Danke,Bella.
- Newton, antwort, bitte. *** - pani Larton zwróciła się do chłopaka, który siedział przed nami.

Newton? Czemu nigdy nie zwróciłam na niego uwagi? Mike był zapewne jego dziadkiem, młodszy Newton miał tak samo jasne włosy jak jego dziadek. Mike zawsze był taki opiekuńczy wobec mnie. Na swój sposób, tak po ludzku. A przecież teraz nie było nikogo... Nikogo do kogo mogłabym wpaść z wizytą w tym mieście. Charlie... wtedy gdy dostałam się do naszego starego domu, gdzieś w głębi duszy (jeżeli ją posiadałam, a wierzę w to, że tak) miałam nadzieję, że zobaczę Charlie’go siedzącego na kanapie w salonie, oglądającego ważny mecz. Chciałam zobaczyć tatę. Zrobiłabym dla niego obiad, a potem udałabym się do swojego pokoju, gdzie już czekałby na mnie Edward. Teraz rozumiem, dlaczego Edward tak bardzo chciał, abym pozostała człowiekiem. I Jacob. Jacob Black. Tyle dla mnie zrobił, a teraz... Westchnęłam zdenerwowana. Gdy przestałam dostawać listy od Renee, miałam ochotę umrzeć. Edward i Renesmee byli jedynym co utrzymywało mnie przy życiu. Lecz nie potrafiłam jej ochronić. Moja biedna córka. Pogubiła się w tym wszystkim, została okłamana. Lecz gdzie się teraz znajdowała? Ani na sekundę nie przestawałam myśleć o Nessie. Tamten straszny dzień zapamiętałam bardzo dokładnie. Edward próbował wytłumaczyć jej wszystko, wytłumaczyć, że została okłamana. Lecz ta miłość zaślepiła ją

- Bello, nie jesteście spokrewnieni, ale... ale jesteście prawdziwą rodziną. Tak bardzo wam zazdroszczę... – gdy nauczycielka przestała zwracać na nas uwagę, Elisabeth postanowiła kontynuować rozmowę.
- Wybacz, Elisabet. Co mówiłaś?
- Jak zostaliście tak zgraną rodziną?
- Nie wiem. Po prostu bardzo kochamy siebie nawzajem, a Carlisle... tak jakby jednoczy nas wszystkich. I Esme. Jest to bardzo trudne do wytłumaczenia. A co z twoją rodziną?
- Jest to trudna sytuacja do wyjaśnienia. Wątpię, że zrozumiesz.
- Spróbuję.
- Moi rodzice wcześnie się pobrali, byli bardzo młodzi. Sami nie wiedzieli czego chcą. A wtedy pojawiłam się ja. Mama wyprowadziła się do innego stanu i zabrała mnie ze sobą, lecz Lily sama potrzebowała opieki. Piętnaście lat później wyszła ponownie zamaż, a mną była zmęczona. W ten właśnie sposób trafiłam tutaj. Do Forks. Nie długo mieszkałam z tatą, gdzieś półtora roku.
- Co się wydarzyło?
- Był lokalnym szeryfem. A tutaj zawsze coś się dzieje. Nie jest to widoczne, ale w Forks zawsze coś jest... Nigdy tego nie zauważałaś?
- Hmm, nie. Nie.
- Mark został zabity. Wiesz... nie powinnam była, ale... Ogólnie rzecz biorąc, po jego śmierci zamieszkałam z ciocią, która mieszkała w Port Angeles, miała tam sklep z antykami. Dlatego mamy w domu wiele starych rzeczy, książek... prawdziwe muzeum! Wiesz, ona była pierwszą osobą, która naprawdę o mnie dba, potem była jeszcze jedna. Lecz... on odszedł. Trudno o tym mówić.
- Wybacz. Wiesz... rozumiem ciebie.
- Naprawdę?
- Tak.

Uśmiechnęła się smutno do mnie. Potem przegryzła dolną wargę i odwróciła się. Ona... nie wiedziałam w jaki sposób to wytłumaczyć, lecz... przerażało mnie jej podobieństwo do mnie. Do mojej przeszłości. Czy był obecny w jej życiu taki Edward, którego miałam? A być może... być może on tylko się pojawił.
Dzwonek. Wiedziałam, że Edward już czeka na mnie na korytarzu. Było to takie głupie, ale w ciągu tej lekcji zdążyłam się za nim stęsknić. Szybkim ruchem spakowałam swoje rzeczy i prawie wypadłam na korytarz, gdy zawołała mnie Elisabeth.

- Tak?
- Bella, wiesz... mało z kim utrzymuję kontakty i... och, cześć Edward. – dziewczyna zamilkła. Na jej twarzy zagościł rumieniec. Na jej bladej skójrze wyglądał wyjątkowo i... bardzo słodko.
- Dzień dobry, Elisabeth. Idziemy, Bello? – Edward badawczym wzrokiem patrzył na dziewczynę, która była gotowa zapaść się pod ziemię. Na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech.
- Tak, zaraz. Elisabeth, chciałaś czegoś?
- No nie. To nie jest takie ważne... lepiej pójdę, zobaczymy się później.
- Jasne, cześć.

Odwróciła się na pięcie i wyskoczyła za drzwi. Wyszliśmy za Edwardem za nią. Na korytarzu już jej nie było.

- Edward, wiesz... widziałam dzisiaj wnuka Mike’a Newtona. Oczywiście, że może ma tylko takie samo nazwisko... Dużo jest Newtonów... ale on jest taki podobny do Mike’a...
- Wszystko w porządku?
- Tak, po prostu ciężko jest być tu i wiedzieć, że już ich nie ma. Nikogo. Oczywiście, krótko się znaliśmy, ale...

Edward nie dał mi dokończyć, po prostu mnie tuląc do siebie. Na oczach całej szkoły. Dotknął ustami moich włosów. Ile to będzie nowych plotek... Ale było mi to obojętne. Byłam taka zmęczona, zagubiona. Jakby sto lat bez snu teraz prosiły się o odpoczynek i spokój. Płakałabym, gdybym mogła. Mowi się, że czas leczy, ale czemu leczy tak powoli? Czy czas nie pomaga takim jak ja – wampirom? Jak mam zmusić moje martwe serce by nie krzyczało z bólu? Gdyby nie było i Edwarda... nie mogłabym żyć. Po prostu bym nie mogła. On był moim lekarstwem, bez którego moja choroba był śmiertelna.

- Bella, jeżeli chcesz, możemy wyjechać. Jestem pewny, że wszyscy zrozumieją.
- Nie... jest... prawie w porządku. Po prostu... te wspomnienia... To minie. Bądź... Po prostu bądź ze mną.
- Będę. Zawsze z tobą będę.
- Dziękuję, Edwardzie.
- Wiesz przecież, że nie możemy żyć bez siebie. Nie mogę bez ciebie istnieć.
Gdy otworzyłam oczy, korytarz był już pusty. Ile czasu tak staliśmy?
- Bello, jesteś w stanie iść?
- Tak, jest mi już lepiej. Co mamy teraz?
- Fizyka, ale myślę, że nic strasznego się nie stanie, jeżeli ją opuścimy. Niczego nowego na pewno się nie nauczymy.
- Dobrze.
- Słuchaj, Bella. Wtedy na polowaniu, tak i nie obiecałaś mi... i...
- Edward, proszę cię. Co strasznego jest w tym, że koleguję się z Elisabeth? Proszę, pozwól mi przyjaźnić się z nią.
- Bello, ona... wydaję mi się, że coś jest z nią nie tak. Jej myśli są tak...
- Moich też nie potrafisz czytać.
- Nie o to chodzi, że jej myśli są takie ciche. Wtedy na stołówce... wiesz, one są bardzo dziwne. Nie są podobne do myśli zwykłego człowieka. Są tak chaotyczne... i...
- Po prostu się denerwowała, wszyscy ludzie się denerwują, kiedy znajdują się blisko nas.
- Czemu wtedy usiadła dziś z tobą?
- Ona jest taka samotna... i...
- Bello, ona nie jest taka przeciętna, na jaką wygląda i... Chodź lepiej do samochodu.
- Co? Dlaczego?
- Jesteś zmęczona. A w samochodzie jest spokojnie i cicho. Chodź.
- A nasza rozmowa?
- Zakończymy ją później, obiecuje. Chodźmy.
Skierowaliśmy się w stronę wyjścia. Nie rozumiałam, co się w tej dziewczynie tak nie podoba Edwardowi? Dlaczego on nie chce, bym utrzymywała z nią kontakt? Może istnieje jeszcze jakiś powód, o którym Edward nie chciał mi mówić?


Widziałam jak Edward i Bella skierowali się do wyjścia. Czemu jednak tak nagle? Chociaż, na pewno słyszał bicie mojego serca i oddech. Zrozumiał, że podsłuchuję. Bella była zbyt smutna, to było takie głupie, ale ona najwyraźniej nie zwróciła na mnie uwagi. A Edward... Może Edward wie coś o mnie? Ale skąd? Powiedział, że moje myśli są zbyt ciche, ale dlaczego tak pomyślał? Nie mógł być telepatą... Nawet jeżeli nim był... Chociaż nie powinnam była być taka pewna co do swojej wiedzy. Możliwe, że wszystko co o nich wiedziałam, było kłamstwem. Może on cały czas mnie okłamywał? Ale jak jest możliwe? Nie chcę wierzyć, że jego słowa były nieprawdą. Musiałam w jakiś sposób odnaleźć się w tym wszystkim, znaleźć sposób, by uśpić ból. Ból utraty. Ale miałam tak niewiele czasu. Za mało. Niedługo ostatecznie wyczerpię siłę, a ona jest mi jeszcze potrzebna. Potrzebna jak nigdy dotąd. Odwróciłam się i poszłam na drugi koniec korytarza. Musiałam jakoś skrócić czas, a na pójście na fizykę było za późno.



*Dzieci, proszę, nie tak głośno.
**Proszę o wybaczenie.
***Newton, proszę o odpowiedź.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Ellis dnia Wto 15:32, 19 Lip 2011, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Ronniie
Nowonarodzony



Dołączył: 20 Cze 2011
Posty: 23
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 3/3
Skąd: z chatki za siedmioma górami.

PostWysłany: Wto 15:52, 19 Lip 2011 Powrót do góry

uhuhu pierwsza! kocham cię i nie przestawaj go pisać. ;* mam nadzieję, że go nie porzucisz. ;D pozdrawiam i czekam

edit.
A co do tej dziewczyny podobnej do Bells to mam obawy. Naprawdę wydaje się dziwna i myślę, że ona też może być czymś nadprzyrodzonym. Jednak jej postać nadaje temu opowiadaniu smaku . weny ;*


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ronniie dnia Wto 16:02, 19 Lip 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
IssaBella
Wilkołak



Dołączył: 18 Lut 2011
Posty: 129
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 19:13, 19 Lip 2011 Powrót do góry

super że wróciłaś do tłumaczenia Wink
Myślę że Elisabeth trochę namiesza, jest strasznie tajemnicza i to jest fajne.
czekam na kolejny rozdział ;*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
valentin
Zły wampir



Dołączył: 03 Kwi 2010
Posty: 426
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Wto 21:04, 19 Lip 2011 Powrót do góry

Bardzo dziękuję za rozdział Wink
Ech, dlaczego ja mam dziwne wrażenie, że Elizabeth ma coś wspólnego z Renesme…
A tak w ogóle, to co takiego się stało?? Czym była ta tragedia która rozdzieliła matkę z córką??
Ach, pytania… coraz to nowe pytania się rodzą w mojej głowie, a chciałabym jak najszybciej poznać odpowiedzi.
Bardzo ciekawi mnie postawa Elizabeth!!!
I jak jeżycie życia Belli….
Rany, ja czuję przez kości, to normalnie! Nie ma bata by nie były jakoś spokrewnione!
I kim jest ten ktoś co mówił jaj coś na temat rodziny Cullenów…
Och, nie mogę się doczekać dalszej części! Bardzo dziękuję za to że tłumaczysz ten ff.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
KochamSiebie
Nowonarodzony



Dołączył: 15 Lip 2011
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z małego osiedla na końcu miasta.

PostWysłany: Śro 10:58, 20 Lip 2011 Powrót do góry

No to pomieszało mi się w głowie totalnie przez ten rozdział! Skąd Elizabeth wie o wampirach, o Cullenach? Czy ona ma coś wspólnego z Nessie? Jakaś straszna rzecz rozdzieliła Bellę z córką, ale jaka? Co Edward ukrywa przed żoną? Eh, mam tyle pytań na które chciałabym mieć odpowiedź, a liczę, ze one pojawią się w dalszych rozdziałach. Very Happy Tłumaczenie jak zwykle poszło świetnie, ale zauważyłam parę błędów (literówek).
Czekam na ciąg dalszy z niecierpliwością! :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Ellis
Nowonarodzony



Dołączył: 24 Lis 2008
Posty: 35
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Pią 23:53, 22 Lip 2011 Powrót do góry

Witam! W ciągu ostatnich paru dni totalny brak weny, ale jednak pod samą noc coś mnie naszło i jednym machem przetłumaczyłam szósty rozdział.

Proszę uprzejmie o opinie na temat stylu i czytelności, gdyż zazwyczaj tłumaczę bardzo szybko i nie zwracam większej uwagi na błędy, bo zwyczajnie ich nie widzę. Także wcześniej wiele osób skarżyło się na dużą ilość błędów, więc tym bardziej opinie są dla mnie cenne :)
Wezmę się też może za poprawienie pierwszych rozdziałów.

Pozdrawiam i życzę miłego czytania!


Rozdział szósty


W ciągu kilku tygodni nie wydarzyło się nic szczególnego. Prawie. Edward notorycznie znikał z domu na kilka godzin. Na nic zdawały się moje prośby, wytłumaczyć o co chodzi, bo on tylko uśmiechał się i rzucał bezsensownymi wymówkami. Rzecz jasna nie miałam sił by długo się na niego gniewać, ale coś ściskało się we mnie zdradziecko, gdy rozumiałam, ze on znowu zniknął. Nigdy nie mieliśmy z nim sekretów, więc musiała istnieć poważna przyczyna jego milczenia. Lecz co to była za przyczyna? Albo kto był ta przyczyną? Moim jedynym ratunkiem była Elisabeth. Każdego dnia siedziałyśmy razem na niemieckim. Znałam go trochę lepiej niż nauczycielka, a Lizzie nie za bardzo dbała o oceny, dlatego gadałyśmy prawie na każdej lekcji. Za ten krótki kawałek czasu zdążyłyśmy się zaprzyjaźnić. Ona stała się dla mnie prawdziwym przyjacielem, ale oczywiście nikt z Cullenów nie chciał się z nią zadawać. Elisabeth była bowiem człowiekiem. Nawet Alice nie zwracała na Lizzie uwagi, nie podobało jej się, że wszystkie wizje, które jej dotyczyły były jakieś słabe, niewyraźne, niczym widzialne za mgłą. Możliwe, że było to związane z jej cichymi myślami. Edwardowi też niezbyt pasowały moje stosunki z nią. Nadal nie wytłumaczył mi, dlaczego ona tak mu się nie podobała, ale nie przestawał namawiać mnie, bym zerwała z nią wszelkie kontakty. Było to bezużyteczne, i Edward wiedział o tym. Może bał się tego, że przywiąże się do niej za bardzo? Szczerze mówiąc, też bardzo się tego bałam. Ale było chyba za późno. Elisabeth rozumiała mnie bez słów, nie było między nami tajemnic. Oprócz jednej. Rzecz jasna nie mogłam wyjawić jej prawdy o tym, kim jesteśmy. Z czasem zaczęło mi to przeszkadzać. Nikt nie rozumiał mnie tak, jak ona rozumiała. Lecz czasem wydawało mi się, że czeka na coś z mojej strony. Ale nie rozumiałam na co,

Dzisiaj Elisabeth po raz pierwszy zaprosiła mnie do siebie. Chciała, bym u niej nocowala, ale powiedziałam jej, że Carlisle jest bardzo surowy i raczej mi na to nie pozwoli. Gdy wyobraziłam to sobie, kąciki moich warg drgnęły zdradziecko. W wyobraźni szybko narysowałam taki obrazek: Carlisle zabrania swojej stuosiemnastoletniej, adoptowanej córeczce przenocować u przyjaciółki. Za to Edward był do tego zdolny, ale tym razem zareagował na moją wieść bardzo delikatnie. Podejrzewałam, że będzie kręcił się gdzieś po okolicy, pilnując mnie. Skłamałam, nie dlatego, że nie chciałam zostać u Lizzie, ale dlatego, że jutro miało być bardzo jasno i nie mogłam ryzykować. Dlatego umówiłyśmy się, aby razem posiedzieć i odrobić lekcje.
Do domu Elisabeth zawiózł nas Edward. Jechaliśmy w ciszy, Edward ciągle rzucał na Lizzie spojrzenia. Jak dobrze znałam tę drogę. I teraz zapraszają mnie do mojego własnego domu, ale wiek później. Było w tym coś komicznego i smutnego zarazem.
Auto płynnie zatrzymało się koło domu.
- Bella, przyjadę po ciebie.
- Tak, jasne.
Dał mi całusa w policzek i wydało mi się, że chciał powiedzieć coś jeszcze. Wyszłyśmy z Lizzie z auta i Edward od razu wcisnął gaz.
- Edward lubi szybką jazde.
- Hmm, tak... Oni wszyscy tacy są.
- Oni?
- No tak. Wszyscy chłopcy lubią szybką jazdę. Dobra, wejdźmy do domu, Bello, zimno tutaj.
- Tak, chyba zimno.
- Zimno? Jak dla marca to mróz! Nie pamiętam, aby kiedykolwiek w marcu było aż tak zimno! A ty masz na sobie leciutką kurtkę!
- No, na Alasce zazwyczaj jest jeszcze zimniej.
- Ach, Alaska. No tak, jasne. Zapomniałam, że mieszkaliście tam. Wydaję mi się, że już mieszkacie tu od stu lat. – Słysząc ostatnie zdanie, poczułam słabość.
- Ehm, no tak, też mi się tak wydaję.
Weszłyśmy do tak dobrze znanego mi korytarzu. Elisabeth szybko oprowadziła mnie po domu, chociaż znałam go lepiej niż ona sama.
- A to jest mój pokój, Bello, jest dosyć mała, ale dla mnie jest tu wystarczająco miejsca. Czuj się jak u siebie. – To zdanie znowu wprawiło mnie w dziwny stan.
- Masz dużo starych książek.
- Tak, ciocia pozwala brać mi książki z jej sklepu za darmo. Wiesz, one są najmniej opłacalnym towarem. W sumie tak jak i cały jej antykwariat.
- Nie myślałam, że lubisz klasykę, Lizzie.
- Nie interesuję się współczesną literaturą.
- Ja bardzo lubię „Wichrowe wzgórza” i Jane Austin.
- Czytałam. Ale to już są zbyt stare książki. Podoba mi się literatura dwudziestego wieku. Czytałaś może „Śmiertelny wyrok”?
- Nie.
- Wydaję mi się, że powinnaś to przeczytać, Bella.
- Jest aż tak ciekawa?
- Bardzo prawdziwa.
- Opowiesz o czym jest?
- Dobrze. O zwykłej dziewczynie. Jej życie wydawało się składać z samych nieszczęść, ale wtedy pojawia się On. Ratuje ją, przeobraża jej życie w bajkę, o której ona nie mogła nawet marzyć, obiecał jej wszystko, a potem zostawił. Po prostu odszedł.
- To wszystko? Nie wrócił?
- Nie, Bello. Wiesz, lubię tę książkę za prawdę, rzeczywistość. A w rzeczywistości nie zawsze wszystko kończy się szczęśliwie.
- Mówisz tak pesymistycznie, Lizzie.
- Mówię tak jak jest. Czy ty naprawdę wierzysz w te bajki napisane przez Austin?
- Dlaczego miałabym nie wierzyć? Czy ty naprawdę nie wierzysz w ludzi?
- Mam na to swoje powody, Bella. Wiesz... nigdy nikomu o tym nie mówiłam... ale wiesz... mój ojciec... on umarł. Jakieś zwierzę go zabiło, rozerwało na strzępy.
- Pamiętam, mówiłaś mi o tym. Przykro mi, naprawdę i...
- Nie, ty nie rozumiesz. Pozwól, że ci wytłumaczę. Sęk w tym, że rodzice mieli mnie za ciężar. A ojciec w ogóle miał mnie za przyczynę jego rozstania z mamą. Kiedy on umarł... ja...
Dalej Elisabeth po prostu nie mogła mówić. Zawładnęły nią emocje, z oczu popłynęły łzy. Przytuliłam ją i ona z wdzięcznościa położyła głowę na moim ramieniu.
- Jest dobrze, Lizzie, jest dobrze, uspokój się.
- Ty niczego nie rozumiesz, niczego... nie rozumiesz.
- Po prostu jesteś zmęczona.
Jakiś czas później przestała płakać.
- Wesoły czas jednak razem spędziłyśmy, co nie, Bella?
- Wszystko ok. Następnym razem będzie weselej! Wymyślimy coś! Co ty na przejażdżkę do Port Angeles?
- Wspaniale! Ale czy ty naprawdę chcesz być ze mną?
- Niedoceniasz siebie. Jesteś tak wspaniałym człowiekiem.
- Człowiekiem? Tak, jestem zwykłym człowiekiem, Bella. Zwykłym człowiekiem. Nic nadzwyczajnego.
Znowu w jej oczach zalśniły łzy, ale ona szybko się z nimi uporała. Czemu tak bardzo raniły ją moje słowa?
- Wiesz, gdy jest mi źle, pewna osoba śpiewa mi kołysankę. To pomagało mi zasnąć... wcześniej. – Powiedziałam.
- Czy tą osobą jest Edward?
- Tak, to on... Chcesz bym ci ją zaśpiewała? A ty spróbujesz zasnąć.
- Mało kto tak o mnie dbał.
- Elisabeth, przecież jestem twoim przyjacielem.
Dziewczyna spojrzała na mnie i w jej niebieskich oczach było tyle wdzięczności i tyle... goryczy.
- Dziękuję ci.
Wprawdzie nie nuciłam tak dobrze jak Edward, ale naprawdę się starałam. Mój cichy, aksamitny głos szybko uśpił Lizzie, a na jej spokojnej twarzy zagościł nawet uśmiech. Wstałam ostrożnie, by jej nie obudzić. Koło samych drzwi, zrozumiałam, że nie zdążyłam obejrzeć pokoju. Ani dzisiaj, ani poprzednim razem... Cały czas coś odwracało moją uwagę.
Obejrzałam ją. Prawie nic się nie zmieniło. Mój wzrok zauważył na zdjęcie, które stało na biurku. Wstrzymałam oddech. Bałam się, że upadnę. Takie zbiegi okoliczności nie mogły istnieć! Dlatego nikt w szkole nie zdziwił się, gdy przyjechaliśmy. Te oczy, skóra, postawa, uśmiech... To oczywiste! Patrzył na mnie... to było niemożliwe... przytulał ją! Popatrzyłam na śpiącą Lizzie. Widocznie, nie byłam jedyną, która skrywała tajemnicę.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
IssaBella
Wilkołak



Dołączył: 18 Lut 2011
Posty: 129
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 11:02, 23 Lip 2011 Powrót do góry

normalnie umieram z ciekawości co dalej :)

twój styl mi się podoba jest czytelny i przejrzysty czyli taki jaki lubię Wink
czyta się szybko.
błędów nie szukałam więc ich nie zauważyłam

czekam na kolejny rozdział ;* z utęsknieniem


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
valentin
Zły wampir



Dołączył: 03 Kwi 2010
Posty: 426
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Sob 13:21, 23 Lip 2011 Powrót do góry

Błagam, chyba mi nie powiesz, że Jackob, był/ jest... Ojcem Elisabeth...!!!! A może to było zdjęcie z balu Belli i Edwarda?? Och powiedz, zdradź chociaż rąbek!!!! Och, tyle tajemnic... Cullenowie mają tajemnice, Liz ma tajemnice... Ech Enigma goni enigmę... i wiesz co?! I BARDZO DOBRZE!!!
Umiesz uwięzić czytelnika Wink
A tak w ogóle to bardzo dziękuję za rozdział... :) Jak mam wrażenie że coś pojmuję to ty tak kierujesz akcją, że nie mam już wiary w swój pomysł. Ach Ciekawa jestem co kombinuje Edward??? Czyżby szpiegował LIz??? A może Widuję się z Renesmee..
A może wszyscy wiedzą o czymś, tylko Belli nie mówią nic???
och, za dużoi niewiadomych... Potrafisz trzymać w napięciu. Bardzo dziękuję ci, za to że wróciłaś do tj historii i że dodajesz rozdziały z dobrą częstotliwością. Bardzo podoba mi się twój styl. Ciekawie prowadzisz akcję Wink ŻYCZĘ ci weny i czasu. pozdrawiam serdecznie Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Respire
Nowonarodzony



Dołączył: 28 Kwi 2011
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 16:28, 27 Lip 2011 Powrót do góry

Jak mogłaś przerwać w takim momencie? To opowiadanie jest świetne. Jestem ciekawa co to było za zdjęcie. Z niecierpliwością czekam na dalsze tłumaczenie. Powidzenia w tłumaczeniu Wink.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Vicki
Nowonarodzony



Dołączył: 20 Sty 2010
Posty: 24
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Pią 0:25, 19 Sie 2011 Powrót do góry

Zabrałam się za to opowiadanie już drugi raz. Nie żeby było złe, wręcz przeciwnie tylko strasznie długo czekałam na kolejny rozdział, aż odpuściłam.
Teraz właśnie od nowa zajrzałam na tą stronkę i muszę powiedzieć, że na prawdę wciągające opowiadanie. Ciągle pojawiają się nowe zagadki i aż prosi się aby czytać dalej i dowiedzieć się jak to wszystko się skończy. :) Miłego pisania

i pozdrawiam
Vicki.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Vicki dnia Pią 0:26, 19 Sie 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
ashash
Człowiek



Dołączył: 04 Maj 2011
Posty: 75
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 9:45, 19 Sie 2011 Powrót do góry

Przeczytałam (dopiero teraz) ... i tłumacz dziewczyno szybko, szybko :) naprawdę dobre opowiadanie. Edward grający na 2 fronty ? Nieźle :) i dlaczego Alice, i cała rodzina ukrywali prawdę przed Bellą? Kolejna rzecz - jakim dupkiem trzeba być, żeby mieć kochankę w tej samej wiosce ? :D Mam nadzieję, że Edi dostanie od Belli niezły łomot.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Ellis
Nowonarodzony



Dołączył: 24 Lis 2008
Posty: 35
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Sob 22:36, 20 Sie 2011 Powrót do góry

Rozdział 7


- Bella, jak spędziłyście ten wieczór? Fajnie było?
- Tak, super...
- Skoro było super, to co jest nie tak?
- Co? Edward o co ci chodzi?
- Jesteś jakaś spięta...
- Nie, wszystko w porządku... jedźmy do domu.
Edward wcisnął gaz i auto płynnie ruszyło. Obserwowałam szybko znikający dom Charlie’go... nie... teraz był to dom Elisabeth. Jak się to mogło stać? Na tym zdjęciu obok niej... Chociaż już raz to się stało... Sto lat temu. Wiedziałam, że muszę opowiedzieć o moim odkryciu Edwardowi, wszystkim Cullenom... Jednak nie byłam gotowa na to, aby stracić Lizzie. Czy miałam wybór? Jednak na razie nic się przecież nie stało! Elisabeth nikomu nic nie opowiedziała, a to znaczy, że jest tu w miarę bezpiecznie. Opowiem o tym Edwardowi, obiecuję, ale nie teraz. Potrzebowałam czasu, aby choć jeszcze trochę zostać z Lizzie. Możliwe nawet, że będę mogła z nią porozmawiać... bez tajemnic i sekretów.
- Czym się teraz zajmiesz, Bello?
- Chciałam poczytać jedną książkę.
- Jaką?
- Słyszałeś o „Śmiertelnym wyroku”?
- Tak. Czytałem kiedyś. Niezbyt przyjemna lektura.
- Źle napisane?
- Nie w tym rzecz... ale jeśli masz zamiar to czytać, to nie będę odkrywać przed tobą wszystkich tajemnic.
- A czym się ty zajmiesz?
- Chyba pójdę do garażu, wydaję mi się, że Ford ma jakieś problemy z silnikiem.
Podjechaliśmy pod sam dom i Edward otworzył mi drzwi.
- Niedługo wrócę, obiecuję.
- Wiem. Edwardzie?
- Tak?
- Ehm... nic.
- Bello, nic nie chciałaś mi powiedzieć?
- Nie... a ty mi?
- Nie.
Pocałował mnie przelotnie, po czym na odsunął się na sekundę, ale znikąd poczułam silne ukłucie samotności. Niczym oderwano ode mnie tą część bez której nie mogłam istnieć, bez której nie mogłam żyć. Wydało mi się, że on poczuł to samo, bo w następnej chwili przycisnął mnie do siebie tak mocno, jakby bał się, że wyrwę się z jego objęć i ucieknę. Lecz czy było to możliwe? On był częścią mnie, moją połową. On był dla mnie wszystkim.
- Edw...
- Bello. Proszę cię, daj mi jedną minutę, tylko jedną.
- Masz całą wieczność.
Nie wiem ile minęło czasu, nawet nie pamiętałam, kiedy Edward przestał mnie przytulać. Rozumiałam, że znowu gdzieś odchodzi. Chciałam zapytać, ale wiedziałam, że i tak mi nic nie powie. Może kiedyś. Musiał mieć poważną przyczynę by tak mnie niepokoić.
Weszłam do gabinet Carlisle’a, w jego bibliotece chyba było wszystko... Tak, oto i „Śmiertelny wyrok”, czarna, obtarta okładka pasująca do nazwy. Poszłam do naszego pokoju, zawsze czułam się tak dobrze i bezpiecznie. W domu było bardzo cicho, wszyscy Cullenowie pewnie byli w swoich pokojach. Zegar wskazywał pierwszą w nocy, ile czasu musiałam spędzić u Elisabeth? Jej ciotkę zapewne zatrzymało coś w sklepie. Nie warto było zostawiać jej samej, tym bardziej po... Nie chciałam jej zostawiać. Za każdym razem, gdy patrzyłam w jej niebieskie oczy, widziałam tyle bólu i samotności. Ja wiele lat temu przechodziłam przez to samo. To po raz kolejny dowodziło o naszym podobieństwie, podobieństwie naszych losów. Zamknęłam książkę, ponieważ i tak nie mogła się na niej skupić. Jakiś Halas dobiegający z dołu opanował mój umysł. Co to? Pianino?
Zeszłam na dół. Edward siedział przy dużym, czarnym fortepianie i grał jakąś nieznajomą melodię... Lubiłam słuchać jego gry, leżąc na nim. Wydawało mi się, że w ten sposób lepiej czuję jego muzykę. Choć najbardziej ważna przyczyną tego był fakt, że widziałam jego cudowną twarz, jego oczy. Czy one naprawdę były kiedyś zielone? Kolor jego oczu nie miał dla mnie dużego znaczenia, ważna była miłość, którą w nich widziałam. Miałam nadzieję, że w moich oczach Edward widzi to samo. Gdy z nim byłam, cały świat przestawał mieć jakiekolwiek znaczenie. Nawet jeśli Ziemia przestanie się obracać. Na jakąś chwilę przestał grać.
- Bella, wyglądasz tak pięknie na tym fortepianie, może częściej będziesz się na nim kładła?
- Jeżeli będziesz grał dla mnie...
- Wszystko, czego zapragniesz.
Edward zdjął z mojego palca wskazującego pierścionek i założył na serdeczny.
- Edward, przecież wiesz, że to może na wydać.
- Ale nie w tej chwili.
Pocałował moją rękę, tak przyjemnie było odczuwać delikatność jego ust na swojej zimnej, marmurowej skórze. Wstał, po czym przestraszyłam się, że odejdzie, ale zamiast tego Edward pochylił się nad moją twarzą, dotknął mojego policzka i pocałował. Jego dotyk był tak delikatny, jakby bał się, że mnie zrani... to sprawiało, że znowu czułam , że jestem człowiekiem. Delikatnym, śmiertelnym człowiekiem.
- Edward, proszę, zagraj dla mnie jeszcze.
Z powrotem zasiadł za fortepian i zaczął grać tę nieznajomą melodię. Rozkoszowałam się każdym dźwiękiem, każdą nuta. Czy istniało na świecie coś bardziej wspaniałego? Gdy skończył grać, nie mogłam się opanować.
- Edwardzie, to jest wspaniałe.
- Dziękuje.
- Jak się ona nazywa?
- Dopiero co ją wymyśliłem i ... ja... nazwałem ją Renesmee.
Ostatnie słowo sprawiło, że drgnęłam. Oczywiste, że nie byłam jedyną osobą, która za nią tęskni. Jedyną osobą, która każdego dnia ma nadzieję, że ona wróci. Nie jedyną, dla kogo ona była córką.

- Ona wróci? Czyż nie? Jestem pewna, że wszystko z nią w porządku. Mam nadzieję...
- Bello, posłuchaj, muszę...
- BELLA!!!
Na górze ktoś głośno krzyknął. Alice? Co mogło się stać? Chwilę później stałam w objęciach Edwarda, który mocno mnie ściskał. Jakby... broniąc mnie?
- Edwardzie, co się stało?
- To niemożliwe, nie może tak być, nie może być to prawdą... – Edward powtarzał te słowa, ale nie do mnie, mówił to sobie, starał się zapewnić o czymś...
Nagle pojawiła się przed nami Alice i była bardzo przestraszona, zagubiona. Z tyłu stał Jasper, on chyba też nie rozumiał tego, co się działo. Na schodach stali Emmett i Rosalie. Carlisle podszedł do Alice i uspokajająco położył dłoń na jej ramieniu, widziałam zmartwioną twarz Esme za jego plecami.
- Alice, co się stało?
- Carlisle, widziałam...
- Alice, ale jest to przecież niemożliwe! Sama dobrze wiesz, że to niemożliwe!
- Edward, widziałam to! Widziałam!!!
- Ale jak...
- Wiecie, byłoby nieźle, gdybyście i nam wytłumaczyli o co wam chodzi, - w głosie Emmetta wyczuwalne były napięcie i rozdrażnienie.
- Alice się pomyliła, Emmett.
- Może jednak opowiecie o zaistniałej sytuacji, Edward? Alice, powiedz wreszcie – co widziałaś? – Piękna twarz Rosalie nawet gdy się złościła pozostawała piękna.
- Alice, powiedz, co widziałaś? – Spokojny glos Carlisle’a zmusił ją oderwać wzrok ode mnie.
- Po prostu nie rozumiem... przecież... nie mogło się to stać... ale Bella... Widziałam, jak... umarła... nie wiem... rozbiła się o... spadła na skały. I...
Poczułam z jaką siłą Edward przytulił mnie do piersi przy tych słowach. Czy ja... umrę? Czy jest to w ogóle możliwe? Cisza, która nagle zapanowała tym pokojem cięła słuch. Czułam, jakbym przestała istnieć, stając się widzem tego niemego przedstawienia. Które nie miało ze mną żadnego związku. Może to Jasper próbował mnie uspokoić? Pierwszy odezwał się Emmett.
- Przecież to nas nie zabija, jesteśmy nieśmiertelni, prawda Carlisle? Czy mogła to być jakaś pomyłka?
- Świat się zmienia, lecz wątpię, że jest to możliwe, Bella nie jest śmiertelna. Alice, czy jesteś pewna co do tego, co zobaczyłaś?
- Oczywiście, że jestem pewna. Słyszałam jak Bella krzyczy, widziałam jak spada... Czułam, że ona umiera! I jakbym... wiedziałam, że jest martwa. Lecz... było tam coś jeszcze...
Jej słowa przerwało głośne ryknięcie Edwarda. Carlisle spojrzał na niego, jakby niewerbalnie prosząc o milczenie. Alice westchnęła głęboko i powiedziała coś, co praktycznie pozbawiło mnie wszelkich uczuć.
- Na skale, gdy Bella spadała... stał tam Edward.
- Jak? Ale... co on tam robił? Przecież próbował ją ratować, prawda? – w głosie Esme słychać było rozpacz.
- W tym tkwi sedno sprawy... on po prostu patrzył.

Gdy otworzyłam oczy, zegar wskazywał na drugą w nocy. Spojrzałam we wszystkie strony, Bella już poszła. Szkoda. Czy przywiązuję się do niej? Czy jest to możliwe? Nie może tak się dziać! Nie może. Wystarczająco nacierpiałam się w ostatnim czasie, czy nie zasługiwałam na szczęście? Jeśli nie podejmę się jakiś działań, ona też mnie opuści. Nie, nie, nie! Powinnam się cieszyć, że wkrótce zniknie z mojego życia, muszę być twarda i opanowana. Na tym świecie nikomu nie można ufać. Już zaufałam TOBIE i TY mnie zdradziłeś! Wzięłam do ręki zdjęcie, które stało na biurku i długo się wpatrywałam w Jego piękne oczy. Twoje oczy były sto razy wspanialsze niż tych Cullenów. Ale TY odszedłeś. Na moment zamarłam. Bella widziała zdjęcie. Może je nie zauważyła? Wątpię. To oznaczało, że... wie o wszystkim. A jeśli ona GO zna? Wie, jakie ma moce? Ale pewnie w takim rozwoju wydarzeń, na pewno by mnie obudziła i wyjaśniła wszystko, po co przeciągać sprawę? Do diabła! Z wściekłością rzuciłam zdjęcie na podłogę. Szklana ramka rozbiła się na setki małych odłamków. Trzeba działać, jeżeli wiedziała to nie pozostało mi zbyt wiele czasu. Wszystko się wali! Wszystko! I stało się to przez mój mały błąd, przez moją obsesję na twoim punkcie. Walnęłam pięścią o biurko, które za chwilę było już grudą trocin.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Ellis
Nowonarodzony



Dołączył: 24 Lis 2008
Posty: 35
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Sob 22:39, 20 Sie 2011 Powrót do góry

Dziękuję bardzo za te miłe komentarze! Motywują mnie strasznie. Przepraszam, że tak długo musieliście czekać na kolejny rozdział, ale komletnie zawładnęła mną apatia i nie miałam weny. Pozdrawiam!

Rozdział siódmy


- Bella, jak spędziłyście ten wieczór? Fajnie było?
- Tak, super...
- Skoro było super, to co jest nie tak?
- Co? Edward o co ci chodzi?
- Jesteś jakaś spięta...
- Nie, wszystko w porządku... jedźmy do domu.
Edward wcisnął gaz i auto płynnie ruszyło. Obserwowałam szybko znikający dom Charlie’go... nie... teraz był to dom Elisabeth. Jak się to mogło stać? Na tym zdjęciu obok niej... Chociaż już raz to się stało... Sto lat temu. Wiedziałam, że muszę opowiedzieć o moim odkryciu Edwardowi, wszystkim Cullenom... Jednak nie byłam gotowa na to, aby stracić Lizzie. Czy miałam wybór? Jednak na razie nic się przecież nie stało! Elisabeth nikomu nic nie opowiedziała, a to znaczy, że jest tu w miarę bezpiecznie. Opowiem o tym Edwardowi, obiecuję, ale nie teraz. Potrzebowałam czasu, aby choć jeszcze trochę zostać z Lizzie. Możliwe nawet, że będę mogła z nią porozmawiać... bez tajemnic i sekretów.
- Czym się teraz zajmiesz, Bello?
- Chciałam poczytać jedną książkę.
- Jaką?
- Słyszałeś o „Śmiertelnym wyroku”?
- Tak. Czytałem kiedyś. Niezbyt przyjemna lektura.
- Źle napisane?
- Nie w tym rzecz... ale jeśli masz zamiar to czytać, to nie będę odkrywać przed tobą wszystkich tajemnic.
- A czym się ty zajmiesz?
- Chyba pójdę do garażu, wydaję mi się, że Ford ma jakieś problemy z silnikiem.
Podjechaliśmy pod sam dom i Edward otworzył mi drzwi.
- Niedługo wrócę, obiecuję.
- Wiem. Edwardzie?
- Tak?
- Ehm... nic.
- Bello, nic nie chciałaś mi powiedzieć?
- Nie... a ty mi?
- Nie.
Pocałował mnie przelotnie, po czym na odsunął się na sekundę, ale znikąd poczułam silne ukłucie samotności. Niczym oderwano ode mnie tą część bez której nie mogłam istnieć, bez której nie mogłam żyć. Wydało mi się, że on poczuł to samo, bo w następnej chwili przycisnął mnie do siebie tak mocno, jakby bał się, że wyrwę się z jego objęć i ucieknę. Lecz czy było to możliwe? On był częścią mnie, moją połową. On był dla mnie wszystkim.
- Edw...
- Bello. Proszę cię, daj mi jedną minutę, tylko jedną.
- Masz całą wieczność.
Nie wiem ile minęło czasu, nawet nie pamiętałam, kiedy Edward przestał mnie przytulać. Rozumiałam, że znowu gdzieś odchodzi. Chciałam zapytać, ale wiedziałam, że i tak mi nic nie powie. Może kiedyś. Musiał mieć poważną przyczynę by tak mnie niepokoić.
Weszłam do gabinet Carlisle’a, w jego bibliotece chyba było wszystko... Tak, oto i „Śmiertelny wyrok”, czarna, obtarta okładka pasująca do nazwy. Poszłam do naszego pokoju, zawsze czułam się tak dobrze i bezpiecznie. W domu było bardzo cicho, wszyscy Cullenowie pewnie byli w swoich pokojach. Zegar wskazywał pierwszą w nocy, ile czasu musiałam spędzić u Elisabeth? Jej ciotkę zapewne zatrzymało coś w sklepie. Nie warto było zostawiać jej samej, tym bardziej po... Nie chciałam jej zostawiać. Za każdym razem, gdy patrzyłam w jej niebieskie oczy, widziałam tyle bólu i samotności. Ja wiele lat temu przechodziłam przez to samo. To po raz kolejny dowodziło o naszym podobieństwie, podobieństwie naszych losów. Zamknęłam książkę, ponieważ i tak nie mogła się na niej skupić. Jakiś Halas dobiegający z dołu opanował mój umysł. Co to? Pianino?
Zeszłam na dół. Edward siedział przy dużym, czarnym fortepianie i grał jakąś nieznajomą melodię... Lubiłam słuchać jego gry, leżąc na nim. Wydawało mi się, że w ten sposób lepiej czuję jego muzykę. Choć najbardziej ważna przyczyną tego był fakt, że widziałam jego cudowną twarz, jego oczy. Czy one naprawdę były kiedyś zielone? Kolor jego oczu nie miał dla mnie dużego znaczenia, ważna była miłość, którą w nich widziałam. Miałam nadzieję, że w moich oczach Edward widzi to samo. Gdy z nim byłam, cały świat przestawał mieć jakiekolwiek znaczenie. Nawet jeśli Ziemia przestanie się obracać. Na jakąś chwilę przestał grać.
- Bella, wyglądasz tak pięknie na tym fortepianie, może częściej będziesz się na nim kładła?
- Jeżeli będziesz grał dla mnie...
- Wszystko, czego zapragniesz.
Edward zdjął z mojego palca wskazującego pierścionek i założył na serdeczny.
- Edward, przecież wiesz, że to może na wydać.
- Ale nie w tej chwili.
Pocałował moją rękę, tak przyjemnie było odczuwać delikatność jego ust na swojej zimnej, marmurowej skórze. Wstał, po czym przestraszyłam się, że odejdzie, ale zamiast tego Edward pochylił się nad moją twarzą, dotknął mojego policzka i pocałował. Jego dotyk był tak delikatny, jakby bał się, że mnie zrani... to sprawiało, że znowu czułam , że jestem człowiekiem. Delikatnym, śmiertelnym człowiekiem.
- Edward, proszę, zagraj dla mnie jeszcze.
Z powrotem zasiadł za fortepian i zaczął grać tę nieznajomą melodię. Rozkoszowałam się każdym dźwiękiem, każdą nuta. Czy istniało na świecie coś bardziej wspaniałego? Gdy skończył grać, nie mogłam się opanować.
- Edwardzie, to jest wspaniałe.
- Dziękuje.
- Jak się ona nazywa?
- Dopiero co ją wymyśliłem i ... ja... nazwałem ją Renesmee.
Ostatnie słowo sprawiło, że drgnęłam. Oczywiste, że nie byłam jedyną osobą, która za nią tęskni. Jedyną osobą, która każdego dnia ma nadzieję, że ona wróci. Nie jedyną, dla kogo ona była córką.

- Ona wróci? Czyż nie? Jestem pewna, że wszystko z nią w porządku. Mam nadzieję...
- Bello, posłuchaj, muszę...
- BELLA!!!
Na górze ktoś głośno krzyknął. Alice? Co mogło się stać? Chwilę później stałam w objęciach Edwarda, który mocno mnie ściskał. Jakby... broniąc mnie?
- Edwardzie, co się stało?
- To niemożliwe, nie może tak być, nie może być to prawdą... – Edward powtarzał te słowa, ale nie do mnie, mówił to sobie, starał się zapewnić o czymś...
Nagle pojawiła się przed nami Alice i była bardzo przestraszona, zagubiona. Z tyłu stał Jasper, on chyba też nie rozumiał tego, co się działo. Na schodach stali Emmett i Rosalie. Carlisle podszedł do Alice i uspokajająco położył dłoń na jej ramieniu, widziałam zmartwioną twarz Esme za jego plecami.
- Alice, co się stało?
- Carlisle, widziałam...
- Alice, ale jest to przecież niemożliwe! Sama dobrze wiesz, że to niemożliwe!
- Edward, widziałam to! Widziałam!!!
- Ale jak...
- Wiecie, byłoby nieźle, gdybyście i nam wytłumaczyli o co wam chodzi, - w głosie Emmetta wyczuwalne były napięcie i rozdrażnienie.
- Alice się pomyliła, Emmett.
- Może jednak opowiecie o zaistniałej sytuacji, Edward? Alice, powiedz wreszcie – co widziałaś? – Piękna twarz Rosalie nawet gdy się złościła pozostawała piękna.
- Alice, powiedz, co widziałaś? – Spokojny glos Carlisle’a zmusił ją oderwać wzrok ode mnie.
- Po prostu nie rozumiem... przecież... nie mogło się to stać... ale Bella... Widziałam, jak... umarła... nie wiem... rozbiła się o... spadła na skały. I...
Poczułam z jaką siłą Edward przytulił mnie do piersi przy tych słowach. Czy ja... umrę? Czy jest to w ogóle możliwe? Cisza, która nagle zapanowała tym pokojem cięła słuch. Czułam, jakbym przestała istnieć, stając się widzem tego niemego przedstawienia. Które nie miało ze mną żadnego związku. Może to Jasper próbował mnie uspokoić? Pierwszy odezwał się Emmett.
- Przecież to nas nie zabija, jesteśmy nieśmiertelni, prawda Carlisle? Czy mogła to być jakaś pomyłka?
- Świat się zmienia, lecz wątpię, że jest to możliwe, Bella nie jest śmiertelna. Alice, czy jesteś pewna co do tego, co zobaczyłaś?
- Oczywiście, że jestem pewna. Słyszałam jak Bella krzyczy, widziałam jak spada... Czułam, że ona umiera! I jakbym... wiedziałam, że jest martwa. Lecz... było tam coś jeszcze...
Jej słowa przerwało głośne ryknięcie Edwarda. Carlisle spojrzał na niego, jakby niewerbalnie prosząc o milczenie. Alice westchnęła głęboko i powiedziała coś, co praktycznie pozbawiło mnie wszelkich uczuć.
- Na skale, gdy Bella spadała... stał tam Edward.
- Jak? Ale... co on tam robił? Przecież próbował ją ratować, prawda? – w głosie Esme słychać było rozpacz.
- W tym tkwi sedno sprawy... on po prostu patrzył.

Gdy otworzyłam oczy, zegar wskazywał na drugą w nocy. Spojrzałam we wszystkie strony, Bella już poszła. Szkoda. Czy przywiązuję się do niej? Czy jest to możliwe? Nie może tak się dziać! Nie może. Wystarczająco nacierpiałam się w ostatnim czasie, czy nie zasługiwałam na szczęście? Jeśli nie podejmę się jakiś działań, ona też mnie opuści. Nie, nie, nie! Powinnam się cieszyć, że wkrótce zniknie z mojego życia, muszę być twarda i opanowana. Na tym świecie nikomu nie można ufać. Już zaufałam TOBIE i TY mnie zdradziłeś! Wzięłam do ręki zdjęcie, które stało na biurku i długo się wpatrywałam w Jego piękne oczy. Twoje oczy były sto razy wspanialsze niż tych Cullenów. Ale TY odszedłeś. Na moment zamarłam. Bella widziała zdjęcie. Może je nie zauważyła? Wątpię. To oznaczało, że... wie o wszystkim. A jeśli ona GO zna? Wie, jakie ma moce? Ale pewnie w takim rozwoju wydarzeń, na pewno by mnie obudziła i wyjaśniła wszystko, po co przeciągać sprawę? Do diabła! Z wściekłością rzuciłam zdjęcie na podłogę. Szklana ramka rozbiła się na setki małych odłamków. Trzeba działać, jeżeli wiedziała to nie pozostało mi zbyt wiele czasu. Wszystko się wali! Wszystko! I stało się to przez mój mały błąd, przez moją obsesję na twoim punkcie. Walnęłam pięścią o biurko, które za chwilę było już grudą trocin.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
elektra21
Nowonarodzony



Dołączył: 26 Lis 2009
Posty: 29
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 19:16, 21 Sie 2011 Powrót do góry

Świetny rozdział. Ta Elizabeth to wariatka. Może ona w akcie zemsty, zmusi Bellę do skoku? Moim zdaniem Elizabeth w tej opowieści zakochała się w Jacobie, ale ten pokochał Nessie i ta chyba zabije Nessie, i dlatego Bella będzie chciała skończyć ze sobą, a Edward będzie zbyt otępiały po śmierci córki, że pozwoli na śmierć żony. Tak myślę, że się stanie. Albo Elizabeth może powiedzieć jej, że zabije ją z zamian za córkę? A Bella będzie tak zdeterminowana ocalić córkę, że się zabije, a Edward nie będzie umiał wybrać między życiem córki a żony?

Dlatego z przyjemnością poczekam na dalszy rozdział, aby poznac prawdę i dowiedzieć się czy miałam rację co do ukochanego Elizabeth bądź możliwości śmierci Belli.
To będzie interesujący rozdział. Dzięki, świetna robota!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin