FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Świat Sław [NZ] rozdział 21 [23.08.2011] Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
NaTaLKa9414
Nowonarodzony



Dołączył: 04 Cze 2009
Posty: 35
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 21:33, 23 Cze 2010 Powrót do góry

niestety muszę zawiesić moje opowiadanie i nie wiem, czy do niego powrócę. Pewnie tak, ale nie prędko. Niestety nie mam już wystarczająco czasu, aby kontunuować. W te wakacje zaplanowałam sporo nauki i naprawdę nie mam czasu na zajmowanie się tym. Sumienie mnie zżera niesamowicie, jednak kiedy widzę jak napisane są te rozdziały myślę, że musiałabym poprawić całe opowiadanie bo widzę masę błędów. Nie wiem, czy to ja zaczęłam dzięki Wam na nie zwracać uwagę, czy poprostu tak niezgrabnie mi to wyszło, ale teraz wymagam od siebie znacznie więcej i niezadawala mnie to, co tutaj widzę. Miał to być lekki, sympatyczny projekt, nie wiem czy mi wyszło, czy nie. Wiem za to, że bardzo Wam dziękuję za wszystko co mówiliście na ten temat. Szczególnie moim betom za cierpliwość i chęć współpracy. Wyrazy podziękowania składam również w ręce fanów jak i natyfanów opowiadania. Dzięki Wam wiem, co się podoba a co nie, nad czym muszę popracować, a co jest ok :) Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam Was wszystkich,

NaTaLKa9414


Edit: administrację prosiłabym o zostawienie tematu, jeżeli znajdą się chętni w przeciągu najbliższego tygodnia, jeżeli nie, prosiłabym o usunięcie tematu :)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez NaTaLKa9414 dnia Śro 21:38, 23 Cze 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Rosie Hale-McCarty-Cullen
Nowonarodzony



Dołączył: 01 Lip 2009
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: z Forks takiej małej dziury w stanie waszyngton

PostWysłany: Nie 21:21, 19 Wrz 2010 Powrót do góry

kiedy odwiesisz????????????
i dodasz newsa?????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????
czekam :)

Pomimo jednego osta od moderatora nadal piszesz takie komentarze, które nic nie wnoszą do dyskusji, nic nie mówią autorowi lub tłumaczowi. Dziś napisałaś takie cztery. Może lepiej zamiast pisac prawie to samo w czterech komentarzach, napisać jeden ale konstruktywny? Przykro mi, ale powyższy post skutkuje również ostrzeżeniem. BB


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
NaTaLKa9414
Nowonarodzony



Dołączył: 04 Cze 2009
Posty: 35
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 15:31, 08 Sty 2011 Powrót do góry

Witam!
Po długiej przerwie, ale jednak wróciłam (mam nadzieję, że do końca opowiadania). Naciskacie na mnie delikatnie, za co jestem Wam bardzo wdzięczna. Chwilowo nie mam bety (przerwa była dość długa, ale zapewniam Was, że potrzebna i dobrze wykorzystałam ten czas Wink i jeśli ktoś z Was chciałby spróbować ze mną współpracować, jestem otwarta na propozycje. Sporo się u mnie pozmieniało. Postanowiłam nie pisać od początku rozdziałów, ale dociągnąć do końca opowiadanie. Na początek mam dla Was (w ramach podziękowania) rozdział, który od dawien, dawna leżał sobie na moim dysku, nie publikowany na chomiku ani tutaj. (Teraz można go tam znaleźć w formacie .doc i .pdf jeśli ktoś by chciał. Wystarczy wejść na [link widoczny dla zalogowanych] wejść w zakładkę Twilight->CelebrityWorld-> Rozdziały Opowiadanie-> pojedyńcze rozdziały 10-19). Nie będę już przedłużać. Dodam jedynie, że byłabym bardzo wdzięczna za komentarze, gdyż chciałabym się przekonać ile osób byłoby zainteresowanych czytaniem mojego opowiadanka :) Liczę zarówno na ewentualne deklaracje, jak i krytykę.

! ROZDZIAŁ NIEBETOWANY !

Rozdział 18

Jakieś natarczywe pukanie do drzwi zakłuciło mój błogi sen. Otworzyłam na wpół przytomnie jedno oko, żeby natychmiast je zamknąć. Zasłony były rozsunięte, a w mieszkaniu unosił się smakowity zapach jajek. Usłyszałam, że ktoś porusza się po domu, ale nie zaniepokoiło mnie to zbytnio. Byłam przecież przyzwyczajona do ciągłego krzątania się w pobliżu setek pokojówek.
Ale ja przecież jeszcze nie mam pokojówek.
- Edward? - usłyszałam głos Alice. - Bella już wstała?
Zerwałam się z łóżka, gdy niczym niezrażona Alice wparowała do mojej sypialni.
- Alice, ona jeszcze śpi. Proszę, zostaw ją.
Edward zatrzymał ją chwytając za rękę a ja ogarnęłam w myślach sytuację. Co się tutaj dzieje? Mam na sobie wszystkie ubrania.
Odetchnęłam z ulgą.
Nie wygląda mi to na włamanie.
Ale co do cholery robi tutaj Edward?! I to jeszcze bez koszuli?!
Wzięłam głęboki wdech, jako że odrobinkę zrobiło mi się słabo na ten widok. I wtedy sobie przypomniałam.
Wczorajszy wieczór.
- Alice, to nie tak jak myślisz... - zaczął Edward.
- Doprawdy? A co ja sobie myślę? - zwróciła się do niego obojętnie po czym - o dziwo! - normalnym tonem do mnie - Bells zbieraj się, musimy lecieć.
Od kiedy to Ali się do mnie znów odzywa?
- Nie patrz tak na mnie, nadal jestem urażona. Obgadamy to później. Mam cię zawieźć na plan.
- Na plan... - powtórzyłam i zaczęłam się zbierać.
- Co to, to nie, moja droga. Najpierw weź prysznic - oświadczyła Alice, domonstracyjnie machając ręką przed nosem.
- Ale... - byłam conajmniej skołowana.
- Nie bój się, nie zniknę w międzyczasie. - Zapewniła.
Wzruszyłam ramionami i poszłam do łazięki. Czułam się dziwnie. Wiedziałam, że moje życie obierze nowy kierunek, ale nigdy nie sądziłam że tak szybko. Nie wiedziałam, że wszystko tak błyskawicznie się potoczy. Jeszcze wczoraj podjęłam spontaniczną decyzję i wróciłam do bycia sobą. Dziś już muszę powrócić na jakiś czas do wcielenia Izabelle. Mam nadzieję, że tym razem uda mi się równie swobodnie wykaraskać z jej skóry, jak w nią wskoczyć.
Rozmyślając tak, wskoczyłam pod prysznic. Szumiąca woda wyciszyła wszystkie moje myśli, zostawiając w głowie wyłącznie zbawienną pustkę. Nie trwało to jednak długo, gdyż zaraz po wyjściu moją uwagę zwróciły na siebie głosy zza przytłumionych drzwi.
- Tak, wiem. Do niczego nie doszło. Kapuje - zapewniała przemądrzałym głosem Alice.
- Alice, ja naprawdę tylko zgubiłem kartę do mieszkania... - odpowiedział zirytowany Edward.
- Yhy, wiem.
Weszłam do pomieszczenia. Przy stole siedział Edward, nadal bez koszuli, w ręku trzymając tost. Na talerzu przed nim widniało jeszcze kilka innych. Na krześle obok siedziała Alice, z radością pijąc moccachino i wcinając jakieś kanapki. Miejsce naprzeciw niej było również zastawione i najwyraźniej na kogoś czekało, aby wybrał spośród wielu przygotowanych potraw.
- Jedzenie? - zdziwiłam się.
- Siadaj. Jedz. Potrzebujesz tego. No i zaraz się zmywamy - odparła Alice.
- Skoczyłem do sklepu na dole jak spałaś. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko...
- Nie, skądże. - Usiadłam przy stole i zaczęłam nakładać sobie dobrze wyglądającą jajecznicę. - Pachnie smakowicie.
- No, już. Wcinaj. Zapachem się nie najesz - rzuciła Alice. - Mogę dolewkę tego pysznego trunku? - zwróciła się do Edwarda.
- Oczywiście. - Zabrał od niej kubek i dolał do kubka czarnej substancji.
- Co to? - spytałam zaciekawiona.
- Moccachino. - Odpowiedział. - Nalać? To takie Capuchinno, tyle że z czekoladą...
- Naprawdę - przerwałam mu - wiem co to moccachino, Edward. I tak, poproszę.
Zrobiła się niezręczna cisza, podczas której wszyscy jedliśmy śniadanie. Czułam się dziwnie. Moja przyjaciółka za to najwyraźniej nie widziała w tym nic nadzwyczajnego. Edward, z drugiej strony, najwyraźniej starał się zachowywać spokój. Nie czuł się komfortowo siedząc z naszą dwójką przy śniadaniu. Ale dlaczego? Wczoraj do bardzo późna rozmawialiśmy o mojej przeszłości, moich wnioskach i postanowieniach, Zrozumiał co miałam do powiedzenia, ale nadal nie potrafi wytłumaczyć sobie mojej decyzji odnośnie kontynuowania kariery. Uważa, że to mnie wyniszcza i skoro sama zdaje sobie z tego sprawę i nadal zamierzam to ciągnąć, to postępuję irracjonalnie. Ja natomiast sądzę, że nie może mnie prosić o rezygnację z żywotu Izabelle. To jedyne, co w życiu mi jakoś wychodzi. Jedyne co potrafię i w czym jestem dobra. Co więcej, czuję, że jak tylko będę uważać, jestem w stanie zapanować nad obiema moimi stronami. I nad szaloną Bellą, i nad pustą Izabelle. W życiu musi być równowaga. I ja muszę zachować równowagę pomiędzy obiema moimi ego. Pozatym, kim on dla mnie jest, żeby mnie prosić o rezygnację z czegokolwiek?
Niby wczoraj postanowiliśmy zostać przyjaciółmi, no ale jednak. Czy nie jest jeszcze za wcześnie na cokolwiek takiego?
- Więc... - zaczęłam - o czym rozmawialiście jak mnie nie bylo?
- Mmm... - zaczął Edward, ale zamknął usta. Spojrzałam na niego i na Alice. Uniosłam brew.
- Och, nic ważnego. Edward tłumaczył mi, że do niczego między wami nie doszło. - odparła optymistycznie.
- Bo nie doszło... - zaczęłam, gdy ona zerwała się z krzesła.
- Skończyłaś? - zapytała, a nim zdążyłam odpowiedzieć już chwytała moją torebkę i prowadziła do drzwi wyjściowych.
- Do zobaczenia Edwardzie - zdążyłam tylko wyksztusić.
- Pa. - usłyszałam od strony kuchni.
Nagle Ali się zatrzymała. Wpadłam na nią, kiedy szukała czegoś w torebce. Wyjęła z niej jakąś kartę.
- Edward? - zawołała go.
- Tak? - odparł wchodząc do przedpokoju.
- Twoja karta. - odpowiedziała z uśmiechem i położyła ją na półeczce przy drzwiach.
- No to ja spadam. Czekam na dole - rzuciła szybko i wybiegła.
Popatrzyłam na Edwarda a ten równie skołowany podszedł do przedmiotu pozostawionego przez małego chochlika. Przyjrzałam się dokładniej.
- Czy to... - zaczęłam
- Karta do mojego apartamentu? - dokończył. - Tak.
- To ja lece, pa - rzuciłam na odchodne. Zamknęłam starannie za sobą drzwi i pobiegłam w stronę wind, gdzie drzwi za Alice się zamykały.
- ALICE CULLEN! - ale nie zdążyłam dopaść windy zanim zjechała.



ROZDZIAŁ 19

Numerki na wyświetlacu windy zmniejszały się w niemiłosiernie wolnym tępie.
10... 9... no szybciej!
8... 7... rany, zaraz tu zwariuje!
6... 5... Ali, szykuj się lepiej...
4... 3... Już niedługo.
2... 1... no szybciej!
0... -1... nareszcie!
Drzwi zaczęły się rozsuwać, a ja z miną rozjuszonego byka wykroczyłam dziarskim krokiem z windy. Skupiłam wzrok na otoczeniu szukając, gdzie mogłaby się ukryć moja ukochana przyjaciółka. Biorąc pod uwagę jej rozmiary, wchodziło w rachube wiele potencjalnych kryjówek... Spojrzałam na sufit, na rury przy ścianach, sprawdziłam czy cienie słupów są takie same, czy nie ma w nich czegoś różniącego od innych, co mogłoby sygnalizować sylwetkę Alice za nimi.
- Już skończyłaś? – dobiegł mnie jej głos ze strony mojego samochodu. Ruszyłam bojowym krokiem spodziewając się, że zacznie uciekać, ale ta nadal opierała się dziarsko o mój samochód, jakby nigdy nic. – Doprawdy masz skłonności do dramatyzmu, Bells.
Stanęłąm jak wryta. No tak... najlepiej ukryte jest na widoku.
-Co mam?
-Wsiadaj, nie gadaj.- przewróciła oczami.
Odblokowałam drzwi i piorunując ją wzrokiem wsiadłam na kółko. Nie odzywając się ruszyłam w kierunku wyjazdu z garażu. Mały chochlik wciąż patrzył przez okno, więc skupiłam się na drodze. Nagle z głośników huknęła (tak, huknęła, innego określenia na to nie mam) muzyka. Oczywiście odrazu ją wyłączyłam.
Alice sięgnęła do guzika i znów włączyła radio. Więc je ponownie wyłączyłam. A ona zrobiła to samo.
- Dobra, Bells o co Ci znowu chodzi?- krzyknęła, gdy ponownie uciszyłam muzykę.
- Skłonności do dramatyzmu, mówisz? – zaczęłam urażonym głosem.
-No i się zaczyna... – mruknęła Alice.
- Co znów się zaczyna? O co Ci chodzi?- podniosłam głos.
- Właśnie o to mi chodzi, gwiazdeczko. Bycie Bellą przez jeden dzień to zbyt wiele, prawda? Musisz znów zmieniać się w Izabell? Sama popatrz – robisz wielkie halo z byle czego. – spokojnie odpowiedziała.
- Chyba sobie jaja robisz...
- Nie, Bells. Nie robię sobie jaj. I zauważ wreszcie, że zmiana w Bellę to nie tylko zmiana butów i torebek na inne. To bardzo ciężka zmiana przyzwyczajeń i zachowań, które można rzec weszły Ci w krew. Nawet nie widzisz jeszcze ile to będzie cię kosztować, moja droga...
Nie wiedziałam co mam na to odpowiedzieć. Przecież ja nie zachowuje się ciągle jak Izabell, prawda? I o co jej chodziło z tymi skłonnościami? No doprawdy, przecież to ona zrobiła coś niedobrego i powinna za to zapłacić! Zabrała kartę Edwarda! Nie, żebym narzekała na ostatnią noc, bo wspomnienia były doprawdy bardzo miłe, ale jednak. Nie powinna tego robić. A ja nie robię żadnych scen! Ja przecież tylko daje jej to, na co zasłuzyła. Nie powinna tego robić. To nie w porządku i ja jej to muszę pokazać.
- Alice, to co zrobiłaś z kartą Edwarda- zaczęłam.
- Jezus, nie rób z tego nie wiadomo czego, obydwie wiemy, że nie mówię o karcie. – zirytowała się.
- Jak to nie mówisz o karcie? Przecież o to...
- Mówię o Tobie, Bells.- Przerwała mi. – Mówię o tym, co zamierzasz. W stu procentach Cię wspieram, i mam to na myśli – powiedziała poważnie – ale musisz zdać sobie sprawę z tego, co robisz. To nie tylko zmiana butów i jadłospisu, Bells. To cała Ty. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak wiele się zmieniło...
- O, więc może teraz mnie uświadomisz, co? – odparłam zirytowana. – No jak wiele się zmieniło, Ali?
- Zmieniło się wszystko. Zmieniłaś się Ty. Myślisz, że tak łatwo będzie stać się Bellą po godzinach, kiedy nadal musisz być Izabelle na pełen etat?
Zatrzymałyśmy się na światłach. Poirytowana wciągnęłam głęboko powietrze, i już miałam jej coś powiedzieć... ale zorientowawszy się, że tak naprawdę nie mam co, zrobiłam głośny wydech.
Światło zmieniło się na zielone, więc pojechałam szybko w kierunku planu. Przez następne dwadzieście minut w samochodzie panowała cisza. Ja nie potrafiłam nic wydusić, a Alice nie naciskała, za co byłam jej wdzięczna. Może ona ma rację? Może bycie Izabelle wsiąkło we mnie tak mocno, że nie jestem w stanie sama zobaczyć jak wiele rzeczy robię nie tak?
Dzwonek telefonu wyrwał mnie z zamyślenia. Pośpiesznie chwyciłam za słuchawkę, wjeżdżając na plan.
- Halo?
- Witaj Bells. Masz sekundkę? – odezwał się Charlie.
- Poczekaj chwilkę, już będę miała – odparłam, odkładając telefon i parkując samochód.
Alice wysiadła bez słowa, podczas gdy ja ponownie podniosłam słuchawkę.
- No już. Co chciałeś? – zapytałam.
- Postanowiłem odnowić tradycję – organizuje rodzinny grill.
- Jasne, w weekend w posiadłości? – zapytałam ucieszona.
-Nie, głuptasku. Nie na tym kontynencie. Pakuj manatki, bo lecimy do naszej posiadłości w Polsce.
W tej chwili cały mój entuzjazm wyparował. Nie pamiętam kiedy ostatnim razem byłam w naszej posiadłości w tej części Europy...
- Chyba sobie żartujesz ze mnie... – zaczęłam, otwierając drzwi i powoli wysiadając.
- Bynajmniej – odparł Charlie poważnym głosem. – Mam dość twojego alienowania się, Bells. Naprawdę mi się to nie podoba. Pojedziesz na ten grill choćbym cię miał osobiście nafaszerować środkami nasennymi i wpakować do samolotu.
Kiwnęłam głową Rose, która jak tylko mnie zobaczyła zaczęła iść w moim kierunku.
- Charlie, jestem pewna, że nie będziesz sam na tej imprezie. Ja mam tutaj zobowiązania...
- Wręcz przeciwnie, młoda damo. – odparł Charlie. – Rozmawiałem z Laurentem i wszystkie Twoje zobowiązania przenoszą się na ten czas do Europy.
- Co? – byłam w szoku. – Co chcesz przez to powiedzieć?
- To, że macie już kilka sesji zaplanowanych na pobyt tutaj. W zasadzie, to cały grafik jest już zaplanowany. I tym razem sam zadbałem, żeby było tam wystarczająco dużo miejsca dla twojej rodziny z Anglii.
- Oni też tam będą? – przeraziłam się. To nie wyglądało dobrze. – Charlie, ja nie mogę jechać!
- Owszem, możesz, i pojedziesz. Mówiłem już, że choćbym miał...
- Terapia! – przerwałam mu. – Muszę iść na terapię!
Po drugiej stronie słuchawki zapanowała cisza, zaś ja powoli zaczynałam odczuwać smak zwycięstwa.
- Jestem pewien, że jest tam wielu znakomitych lekarzy... – zaczął Charlie.
- Ja muszę iść na terapię do Edwarda! – krzyknęłam.
- Bella, o czym ty mówisz? – zaniepokoił się Charlie, zbity z tropu.
- Charlie, posłuchaj, chodzę od jakiegoś czasu na terapię, do tego psychologa, Edwarda. Nie mogę po prostu przerwać terapii, bo...
- Załatwione – usłyszałam za sobą Rose, zamykającą klapkę telefonu. Podeszła do mnie i wyrwała mi wręcz moją komórkę. – Rozmawiacie o wyjeździe jak myślę? – powiedziała do Charliego.
- Mhm... Tak, tak. Ale już o to zadbałam – powiedziała pewna siebie. – do zobaczenia Charlie!
I rozłączyła się, po czym oddała mi słuchawkę.
- Co jest grane? – wpatrywałam się w nią jak w obraz.
- Nic. – rzuciła przez ramię kierując się w stronę kamer.
- Jak to nic? O co chodziło? – ruszyłam za nią.
- Tak, ciebie też miło widzieć, Izabelle.
Chwyciłam ją za rękę i zatrzymałam, pytając co jest grane.
- Edward leci z nami do Europy.
- Co? – wyksztusiłam.
- Nie co, a tak. Właśnie z nim rozmawiałam. Powiedział, że musi tylko coś załatwić i niechętnie się zgodził.
- Czy ty wiesz coś ty narobiła? – wszystko we mnie się aż rozgotowało.
- wiem. Ale zdaje się, że ty nie wiesz co robisz. Gdzie masz kontakty, sierotko?
Popatrzyłam się błyskawicznie w szybę najbliższego samochodu na parkingu. Nie założyłam kontaktów!
- Złapię cię później!- krzyknęłam, biegnąc w stronę samochodu. Powinnam je mieć w schowku. Zawsze tam trzymam dodatkową parę...
- Nie ma za co. – mruknęła Rose i poszła w kierunku przechodzącego reżysera.
Dwie godziny później, w pełnej charakteryzacji zeszłam z kadru, po ukończonej scenie. Za kulisami zobaczyłam Laurenta rozmawiającego z reżyserem.
- Ciekawi mnie o co im znów chodzi – dobiegł mnie głos Alice zza pleców.
- Nie mam pojęcia. – odrzekłam.
- Omawiają dokładniej promocję filmu w niemczech. – Rose pojawiła się znikąd, jak zwykle poinformowana.
- Co jeszcze wiesz na ten temat? – zapytałam odwracając się w jej kierunku. Nie lubiłam kiedy wiedziała więcej ode mnie.
- Nic więcej nie wie – usłyszałam głos Laurenta zza pleców.
- Rany, co wy macie z tym zachodzeniem mnie od tyłu? – warknęłam.
- Dziś wieczorem prześlę wam dokładne grafiki. – zwrócił się do wszystkich Laurent.
- Co do promocji – oczywiście wszyscy jesteście jedną wielką zgraną rodziną i tyle mnie, jako agenta, obchodzą wasze relacje między sobą. Izabelle, musisz sprawiać wrażenie, że czujesz coś więcej do Jaspera.
- Po co? – odparłam.
- Ile masz lat? – warknęła Rose. – Gracie parę w tym filmie. Jakbyś nie wiedziała jak to działa.
Zauważyłam lekki grymas na twarzy Alice, która stała naprzeciwko mnie, ale stwierdziłam, że zapewne coś mi się przewidziało. Zresztą jaki miałaby powód? To ja powinnam się krzywić...
- Po godzinach zabierzcie ze sobą kogo chcecie. Do jutra musicie wpisać partnerów na listę. Ja muszę lecieć. Dbajcie o siebie, drogie panie. – rzucił Laurent i tyle go widziałam.
W głowie dźwięczała mi jego ostatnia wypowiedź. „możecie zabrać kogo chcecie”. Już wiedziałam kogo zaproszę. Odrazu chwyciłam za telefon i wybrałam numer.
- Halo? – odezwał się niski głos w telefonie.
- Emmett? Mam dla Ciebie propozycję. – zaczęłam.
- Brzmi ciekawie. – ucieszył się. – Jaką?
- Co robisz od jutra przez najbliższych kilka tygodni? – zapytałam.
- Pracuję... – doparł.
- Oj. A nie masz ochoty wyrwać się do Europy? – zapytałam z nadzieją w głosie.
- Bella, nawet nie wiesz jak się cieszę, że pytasz, ale... naprawdę nie mogę.
- Dlaczego?
- Po pierwsze mnie nie stać, a po drugie mam pracę. Nie mogę wziąść wolnego, bo mnie wyleją, a ja naprawdę nie mam pieniędzy...
Zmartwiłam się. Sprawa była z góry przesądzona. Emmett był nie do przegadania. Porozmawiałam z nim chwilę, a potem się rozłączyłam. Nie mogłam nic zrobić, choć bardzo chciałam, żeby jechał z nami.
Z każdą chwilą w głowie zaczął mi się formować plan, ale potrzebowałam działać szybko...
- Izabelle, idziesz? – Alice pociągnęła mnie za rękę i praktycznie wepchnęła przed kamerę.
Teraz muszę jeszcze chwilę być Izabelle, ale jak tylko skończymy, Bella ma do rozwiązania pewien problem. I już najwyraźniej wie jak...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez NaTaLKa9414 dnia Śro 14:31, 22 Cze 2011, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
evelyn_s92
Nowonarodzony



Dołączył: 21 Cze 2011
Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 6:59, 22 Cze 2011 Powrót do góry

Nareszcie jest :) nie mogłam się doczekać. Mam tylko mała uwagę: zasuwac rozsuwac pisze się przez u. Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
NaTaLKa9414
Nowonarodzony



Dołączył: 04 Cze 2009
Posty: 35
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 20:55, 02 Lip 2011 Powrót do góry

witam!
Na początek kilka informacji: Opowiadanie jest dostępne na moim chomiku (http://chomikuj.pl/NaTaLKa9414), zarówno w formacie .doc jak i .pdf
Chciałam również przypomnieć, że nadal szukam nowej bety. Jeśli jest ktoś zainteresowany współpracą proszę o wiadomość na prv.
Liczę na konstruktywne komentarze.

___


Rozdział 20

- Ma pani całkiem niezły głos – usłyszałam od zbliżającej się do mnie sekretarki.
- Dziękuję – uśmiechnęłam się i wstałam z skórzanego fotela mieszczącego się w hallu firmy ochroniarskiej, w której pracował Emmett.
- Przepraszamy za zwłokę, lecz gdy tylko pan prezes usłyszał kto zaszczycił na swoją obecnością, od razu zapragnął przyjąć panią osobiście.
- Nic nie szkodzi. – Uśmiechnęłam się do niskiej rudej dziewczyny. – Jak pani słyszała, znalazłam sobie zajęcie.
- Tak, słyszałam – uśmiechnęła się – i pomyśleć, że pani naprawdę nieźle szło...
- Co proszę? – zatrzymałam się zszokowana. Czy ona właśnie poddała pod wątpliwość moje zdolności?
- Nie, nie, proszę mnie źle nie zrozumieć – zaczęła szybko się tłumaczyć a jej ton podniósł się ze zdenerwowania – jedynie większość gwiazd tak naprawdę nie potrafi śpiewać, no wie pani, playback i tak dalej... naprawdę nie chciałam...
- Nic się nie stało – powiedziałam, lecz mój humor wcale się nie poprawił. Nie raz spotykałam się z takimi założeniami. Zazdrośni ludzie po prostu nie potrafią przyjąć do wiadomości, że są po prostu gorsi w niektórych rzeczach od nas. Gdybyśmy naprawdę nic nie potrafili, to sądzę, że nie stalibyśmy przed kamerami. Naszym zadaniem jest pokazać co umiemy, a ich oglądać. To normalne, że zazdroszcząc szukają spisków wszędzie wokoło.
Nawet nie zauważyłam kiedy znalazłam się w gabinecie prezesa, który najwyraźniej nie potrafił usiedzieć spokojnie. Jego energia była wszędzie wokoło. Serio, ten koleś ma coś z głową, pomyślałam jak po raz kolejny wstał z krzesła, żeby położyć na nim nogę, jakby miał na nie wejść, po czym entuzjastycznie opowiadając mi o swojej córeczce usiadł spowrotem, krzyrzując ręce na biórku.
- Mam do pana sprawę – przerwałam jego paplaninę, zaś on wpatrywał się we mnie jak w kosmitę, który właśnie zaczął mówić. – Potrzebuję ochrony na wyjazd międzynarodowy.
- Oczywiście, droga pani Izabelle. Nie będzie najmniejszego problemu . Dysponujemy dość kompetentną i wszechstronną załogą. Jestem w stanie zapewnić pani ochronę na najwyższym poziomie. Ponadto...
- Chcę Emmetta – przerwałam mu.
- Proszę? – zapytał zbity z tropu.
- Interesuje mnie jedynie Emmett Masen.
- Emm... – zmieszał się prezes. – Zapewniam panią, że mamy całą masę bardziej doświadczonych ochroniarzy...
- Albo Emmett, albo żaden. – Wstałam z fotela i ruszyłam w stronę drzwi.- Wierzę, że jest pan to w stanie załatwić. Samolot rusza jutro o godzinie ósmej rano.
Przeszłam szybkim krokiem przez szklane drzwi, zmierzając w kierunku windy. Nie musiałam się oglądać, żeby wiedzieć, że prezes ruszył swe szanowne cztery litery i idzie za mną.
- Szczegóły podróży zostaną podane bezpośrednio panu Masen przez mojego menagera.
Weszłam do windy i obróciłam się w momencie, kiedy drzwi zamykały się, zostawiając szanownego pana prezesa po drugiej stronie.
Więc jedno jest już załatwione, pomyślałam zadowolona z siebie.
***
- Bella, jeszcze raz dziękuję ci za to co zrobiłaś...
- Nie ma sprawy, Emmett – odparłam do osiłka siedzącego na fotelu za mną.
Rosalie obdarzyła mnie promiennym uśmiechem i powiedziała bezgłośnie „dzięki”, co nie zdażało jej się często. Wszyscy siedzieliśmy na pokładzie prywatnego odrzutowca, który miał nas zabrać do Europy. Samolot był średnich rozmiarów, bardzo nowoczesny. Naprzeciwko mnie siedziała Rosalie, która była zajęta grą w szachy z Jasperem i Laurentem. Rozłożona na stoliku przed nimi szachownica była metalowa, żeby magnesowe pionki nie przemieszczały się podczas turbulencji. Alice z Caroline siedziały na obszernej kanapie, przed którą był szklano – metalowy stolik. Były na nim rozłożone zdjęcia z sesji którą miałyśmy. Dziewczęta wybierały najlepsze ujęcia, które miały wylądować na bilboardach na całym świecie. Emmett siedział za mną, wertując jakąś książkę do matematyki i skrobiąc zażarcie równania w notatniku. Jeszcze kilkanaście godzin temu nie wiedział, że znajdzie się w tym samolocie. Nie zapomnę telefonu, który odebrałam od niego w godzinę po wyjściu z biura jego firmy.
- Bella, dziękuję! Jesteś najwspanialszą osobą na świecie! Jesteś niesamowita – krzyczał podekscytowany, podczas gdy ja stałam w korkach w downtown.
- Spokojnie Emmett – zaśmiałam się. – O co chodzi?
- Właśnie dzwonił do mnie mój szef. Mój szef! – zachwycał się basowy ton – we własnej osobie! I wiesz, co chciał?
- Domyślam się, ale oświeć mnie, proszę – odpowiedziałam niewinnie.
- Chce, żebym leciał do Polski! Nigdy nie byłem za granicą, nigdy nie opuściłem naszego stanu, a co dopiero lecieć na inny kontynent!
- Cieszę się, Em – uśmiechałam się do słuchawki.
- Jak tylko powiedziałem mu, że to wielki zaszczyt, ale nie mogę lecieć przez brak funduszy powiedział mi, że wszystkim się zajmie. Nie chciał słyszeć odmowy i podwojił mi pensję!
- To chyba dobrze.
- I w dodatku zaproponował mi awans! Powiedział, że skoro taka osobistość jak Izabelle Hamn zna mnie osobiście i o mnie prosi, to muszę być naprawdę ważny i zrobił mnie szefem waszej ochrony!
- Gratulacje, Emmett! – ucieszyłam się. Awans powinien mu służyć. Sława zawsze miała swoje zalety. Nie spodziewałam się jednak, że sam fakt, że się mnie zna jest podstawą do dawania awansów. Polityka tej firmy pozostawia wiele do życzenia, aczkolwiek nie zamierzam się mieszać. Nie chcę zaszkodzić przyjacielowi.
- Dobra, słuchaj Bells, muszę teraz zadzwonić do Laurenta i w ogóle, więc muszę kończyć.
- Nie ma sprawy. Trzymaj się, Em – mówiłam rozłączając się.
Edward poruszył się na fotelu obok mnie, wyciągając mnie z zamyślenia. Założyłam słuchawki na uszy, włączając radio. Nie minęła nawet chwila, kiedy odpłynęłam w objęcia Morfeusza.

Kilka godzin później obudził mnie głośny śmiech. Powoli otworzyłam oczy, żeby zobaczyć wszystkich moich przyjaciół stłoczonych na kanapie, którą wcześniej zajmowały Alice i Caroline.
- Spójrzcie, kto się obudził – zaświergotała Alice.
- Gracie w karty? – zapytałam widząc Edwarda tasującego najwyraźniej dwie talie kart.
- Nie, tak sobie tasuję karty – stwierdził sarkastycznie Edward. Popatrzyłam na niego zdezorientowana.
- Tak, gramy w makao. – Zirytowała się Caroline. – Doprawdy, a na co to wygląda?
Wywróciłam oczami i spojrzałam na zegarek.
- Chcesz zagrać? – spytał Jasper.
Wzruszyłam ramionami. – A o co gracie?
- Na wyzwania. – Powiedziała Rosalie, wiedząc, że mnie to zachęci.
- Mogę zagrać – uśmiechnęłam się i usiadłam z nimi.
Przez następną godzinę piliśmy drinki podawane przez stewardessę i graliśmy w karty. Jedynie Victoria i Laurent zniknęli w innej części samolotu, ale nie chcieliśmy im przeszkadzać. Przez cały lot siedzieli cicho, nie rozmawiając z nami. Ta dwójka razem zawsze zachowywała się jakby nikogo innego nie było na świecie poza nimi.
Tego dnia nie miałam szczęścia do kart. Przegrywałam jedno za drugim rozdaniem. Alice za to wygrywała niemalże wszystko, więc to jej przypadał zaszczyt wymyślenia mi porządnego wyzwania. Wszyscy zgodziliśmy się, że do tej części przejdziemy jak już znudzi nam się gra, żeby nie mieszać za bardzo i nie przedłużać.
Gra toczyła się dalej, zaś ja zbierałam coraz więcej „wyzwań” na swoje konto. W pewnym momencie zapaliła się lampka zapięcia pasów, a z głośników dobiegło oświadczenie pilota, że schodzimy do lądowania.
Posłusznie usiedliśmy na fotelach, tyle, że tym razem wylądowałam obok Alice.
Chochlik składał karty do pudełka, wyciągając się lekko na siedzeniu, aby szepnąć mi do ucha moje zadanie.
- Podczas tej podruży – zaczęła tak, że tylko ja ją słyszałam – będziesz się trzymała jaknajdalej Jaspera. Wiem – położyła mi palec na ustach nim zdążyłam zaprotestować – cii... wiem, że będzie to ciężkie, ale to twoje wyzwanie. A, i nie możesz tego nikomu powiedzieć – dodała, zabierając palec z moich ust.
Pięknie. Ja i Jasper mieliśmy udawać parę ze względu na promocję naszego filmu.
Zapowiada się ciekawy wyjazd...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez NaTaLKa9414 dnia Sob 20:56, 02 Lip 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
KW
Zły wampir



Dołączył: 01 Sty 2011
Posty: 464
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ~ z krainy, gdzie jestem tylko ja i moi mężowie ~

PostWysłany: Czw 1:42, 07 Lip 2011 Powrót do góry

Mam mętlik w głowie, nie wiem co i jak. Nie ma 17 rozdziału, nie wiem co się działo, a na chomika nie chce mi się wchodzić. Jeśli coś robisz, to powinnaś zrobić to porządnie a nie tak chaotycznie.
Wow, walnięta Bella z alter-ego. Tego jeszcze nie było.
Nie rozumiem - Edward całował się z nią, czyli Bellą? Czy Izabell? W ogóle potem to tak się pogmatwało, że nie wiem, czy on w końcu ją lubi, i czy jest szansa na ich związek. Pustka w głowie, nie wiem co myśleć. Za mało ładu i składu. Ale czekam na więcej, mam nadzieję, że nie będę żałować.
Pozdrawiam, KW.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
zawasia
Dobry wampir



Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D

PostWysłany: Nie 18:44, 10 Lip 2011 Powrót do góry

czytałam kiedyś te opowiadanko jeszcze przed zawieszeniem
i musze powiedzieć, że wtedy uważałam te opowiadanko za najlepsze jakie istnieje,
nie wiem co się stało, ale od momentu odwieszenia od stycznia te nowe rozdziały są jakieś inne, coś jest nie tak,
nie wiem czy to różnica czasu jaki minął czy jak, ale dziś przeczytałam całe od początku opowiadanie i czymś się różni
mam nadzieję, że następne rozdziały zmienią moją opinię i znów będę mogła go wychwalać
pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
NaTaLKa9414
Nowonarodzony



Dołączył: 04 Cze 2009
Posty: 35
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 21:46, 23 Sie 2011 Powrót do góry

Witam!
Dodaję kolejny rozdział CW. Chciałabym zaznaczyć, że w dalszym ciągu poszukuję bety.
Starałam się do tego rozdziału podejść nieco inaczej, jako, że czegoś podobno w nim brakuje. Chciałabym jedynie zauważyć, że jest to pisane z punktu widzenia Belli, która przechodzi obecnie trudne chwile :) Nic nie przychodzi tak łatwo, jak ona myślała, że będzie Wink
Życzę miłej lektury i liczę na komentarze :)

_________
Rozdział 21



Zastanawialiście się może kiedyś czym jest norma? Nazwijmy normą to, co uważamy za zwyczajne. Ale jest jeden mały haczyk; to, co dla nas jest naturalne, dla innych nie. Co mam na myśli? To proste: popatrzmy teraz na mnie. Siedzę sobie w samolocie i popijam capuchino z dwiema łyżeczkami białego cukru. To dla mnie normalne zachowanie, gdyż za każdym razem lecąc samolotem proszę stewardessę o kawę. Zawsze podaną w ten sam sposób. To dla mnie norma. Ale Alice siedząca na fotelu obok nie ma w ręku kawy. Nie popija jej poganiana przez stewardesse z powodu zbliżającego się lądowania. Dla Alice picie kawy w locie nie jest normalne. Więc kto z nas jest normalny? Ja, czy Alice? Czy może Jasper, Emmett, Edward, Victoria albo ktokolwiek jeszcze siedzący w tym samolocie? Każdy z nas ma swoje własne normy. Każdy z nas zachowuje się inaczej podczas lądowania. Każdy. Więc może to jest norma? To, że każdy z nas stara się być indywidualną jednostką – niepodrabialną, oryginalną... to paradoksalnie sprawia, że każdy z nas jest taki sam. Jako Izabelle nie jestem postrzegana przez społeczeństwo za normalną. Ale dlaczego? Czy to przez to, że po prostu mam więcej pieniędzy i spełniam swoje marzenia? Jako Bella ludzie widzą mnie jako zwyczajną dziewczynę. Nie wierzę, żeby kolor oczu był jedynym powodem. Jaka jest więc różnica pomiędzy moimi osobowościami? Co ja tak naprawdę mam zrobić, aby stać się na powrót normalną Bellą? Co muszę zmienić?
Po wylądowaniu na lotnisku w Krakowie, które trzeba zauważyć było nieporównywalnie małe w stosunku do naszych lotnisk w stanach, wsiedliśmy w kilka samochodów ustawionych przed wejściem. Laurent zadbał, żeby prasa nie dowiedziała się kiedy i gdzie przylatujemy. Dziennikarze myśleli, że pojawimy się dopiero dzień później na lotnisku w Warszawie. Naturalnie pokażemy się tam, gdyż promocja filmu zobowiązuje. Jedynie nie prosto ze stanów, a z posiadłości mojej rodziny...
Do tej pory nigdy nie rozumiałam dlaczego na lotnisku nie może czekać na nas limuzyna. Dopiero teraz zauważyłam, że polskie drogi są o wiele mniejsze od naszych. Limuzyna najzwyczajniej w świecie nie zmieściłaby się na tych rondach i rozjazdach. Plus, mieliśmy się przecież nie rzucać w oczy, nieprawdaż? I znowu wracamy do pojęcia normy...
Może to pieniądze? Może ilość zer na koncie jest wyznacznikiem normalności? Ale w którą stronę?
Dla różnych środowisk różne sumy są normalne... dla klasy wyższej normą jest kupić sobie jedne szpilki za trzydzieści tysięcy dolarów. Ba! Mieć całą szafę takich! Nie wspominając o innych elementach garderoby...
Ale jest też klasa niska, której zarobienie trzydziestu tysięcy zajmuje całe życie. Którzy są więc normalni, a którzy nie?
Przejazd z lotniska do naszej posiadłości trwał kilka godzin. Staliśmy w korkach na jakiejś remontowanej ulicy, co spowodowało, że spokojnie mogłam kontynuować swoje przemyślenia.
Może to ubranie? Może to jest wyznacznikiem normalności? Ale jeśli tak... to jakie ubranie jest normalne? Ubiór jest odzwierciedleniem naszego wnętrza. Ale i nie tylko. W moim przypadku ubiór jest starannie dobranym opakowaniem, mającym przyciągnąć jaknajwięcej fanów. To nie ja decyduje o tym jak wygląda mój wizerunek, ale głównie moi styliści. Oczywiście Alice bierze bardzo do siebie wszystkie moje skargi i zażalenia. To, oraz tak się składa, że się zgadzamy co do tego, ale... to, co dla mnie jest normalnym ubiorem – dla innych nie, bo kto normalny jeździ konno na sesji na bosaka? Albo widzieliście kiedyś normalną dziewczynę w tak ostrym makijażu jak ja mam na sobie na sesjach?
Przyjechaliśmy na miejsce z niemalże dwu godzinnym opóźnieniem, a ja wciąż nie miałam żadnych konkretów.
Nasza rodzinna posiadłość znajduje się jakieś czterdzieści, pięćdziesiąt kilometrów za Krakowem. Jest to ogromny teren... cały zamknięty. Pośrodku ogromnego, ogrodzonego lasu znajduje się wielka posiadłość z dwoma basenami (jednym na zewnątrz, drugim w środku), trzydziestoma sypialniami, z których każde dwie miały wspólną garderobę, przez którą można było przejść do sąsiedniej sypialni. Była też duża sala balowa, trzy mniejsze, w późniejszym czasie zwane konferencyjnymi i wielka jadalnia. Sztab ludzi pracował nad utrzymaniem porządku na całych hektarach naszej własności, o której nie wiedzieli mieszkańcy wsi znajdujących się na obrzeżach lasu. Conajmniej setka ludzi pracowała przy ogrodach, ogromnym białym budynku mieszkalnym i innych udogodnieniach. Takie budynki jak stajnia pełna koni, korty tenisowe, hala sportowa i garaż na 50 samochodów same o siebie nie dbają.
W wakacje czasem udostępniamy naszą posiadłość jako miejsce zjazdów różnych klubów, bądź na wakacje dla mojej odległej rodziny z Anglii i ich przyjaciół. Oczywiście nie za darmo.
W progu przywitała nas służba, każąc zostawić wszystkie bagaże przy samochodach i prosząc nas, żebyśmy wszelkie prośby kierowali do nich. Ruszyliśmy za dwiema szczupłymi pokojówkami, które zaprowadziły nas do przygotowanych pokoji. Na drzwiach każdego wisiała karteczka z imieniem osoby, która miała w nim zostać. Wszystkie sypialnie miały podwójne królewskie łóżka, łaziękę, oraz garderobę, jedną na dwa pokoje. Pamiętam jak byłyśmy małe i wraz z Caroline w nocy przechodziłyśmy z jednego pokoju do drugiego, żeby w nocy urządzać sobie bitwy na poduszki.
Odrazu po wejściu do swojej sypialni skierowałam się do łazięki. Nie zawracałam sobie nawet głowy zamykaniem drzwi, po prostu puściłam wodę do wanny i zaczęłam zrzucać z siebie wszystkie ubrania. Wchodząc do wody nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że ostatnim czasem jestem otępiała. Nic mnie nie interesuje, nic mnie nie obchodzi. Wszystko po mnie najzwyczajniej w świecie spływa. Czy to jakiegoś rodzaju reakcja obronna, wykształcona przez mój organizm? Ale przed czym miałabym się bronić?
Edward twierdzi co prawda, że w moim życiu jest masa stresu i muszę dać sobie trochę czasu.
- To nie będzie takie łatwe – stwierdził na naszej ostatniej terapii. – Musisz się pogodzić z tym jak wiele zmian cię czeka.
Tępo wpatrywałam się w okno, nie dopuszczając do siebie ani słowa z jego długiego monologu.
-To, że teraz wydaje ci się, że masz wszystko pod kątrolą jest jedynie chwilowe. Nadejdzie moment, kiedy wszystkie negatywne emocje, uczucia, stres, ból... dokładnie wszystko się na siebie nałoży i wyjdzie na wierzch. Nie unikniesz tego, nie uciekniesz przed tym, zaś udawanie, że to się nigdy nie stanie, nic dobrego nie przyniesie. Powinnaś się do tego przygotować – tak mówił.
Powinnam się przygotować. Ale jak? Jak człowiek przygotowuje się na załamanie nerwowe? No czy on oszalał? Czy załamanie się nie polega właśnie na traceniu kontroli? Nie można tego kontrolować, prawda?
Wzięłam kilka głębokich wdechów i pozwoliłam wodzie rozluźnić moje ciało i myśli.
Noc minęła mi szybko. Gdy tylko moja głowa dotknęła poduszki, zasnęłam. Nie śniło mi się nic, i to mnie cieszyło. Nie lubiłam snów, które mnie nawiedzały. Ale to już całkiem osobny temat...
Tydzień wolnego minął bardzo szybko. Zrobiło się małe przemixowanie w pokojach i w ten sposób Rosalie dzieliła garderobę z Emmettem (i założę się, że nie tylko garderobę...), Alice z Jasperem, ja z Edwardem a Caroline została sama. Laurent i Victoria nie wychodzili w ogóle z pokoju, jedynie pojawili się na grillu Charliego na jakiś kwadrans. Założę się, że czas spędzali bardzo... produktywnie. Emmetta, Jaspera, Alice i Rosalie dla kontrastu nigdy w pokojach nie było. Ciągle robili coś na polu albo na basenie. Jeździli konno, na kładach, nurkowali w pobliskim jeziorze, pływali na skuterach wodnych... Wracali późno, zazwyczaj tak zmęczeni, że nie było jak z nimi pogadać. Rodzice postanowili nadrobić cały stracony czas, więc ciągali Caroline po operach, koncertach, kinach, teatrach, muzeach i parkach. Ja zaś czułam się dziwnie. Jakby całe powietrze ze mnie uszło. Jakbym nie miała po co tam być. Biedny Edward połowę czasu spędził siedząc ze mną, drugą połowę wisząc na telefonie.
Ja zaś dziwiłam się z każdą godziną siedzenia bezsłownie i patrzenia się w ściany w myśl zasady „nudzić się we dwoje, to już jakieś zajęcie”. Chyba zrezygnował już z podejmowania jakichkolwiek prób przemówienia mi do rozumu. Nic mu na to nie poradzę... niestety. To on jest psychologiem, nie ja.
Nikt poza Edwardem nie wykazał większego zainteresowania moją osobą. Raz pod drzwiami słyszałam, jak Alice z Rosalie zastanawiały się czy do mnie nie zajrzeć, ale doszły do wniosku, że potrzebuję odpoczynku a chłopaki na nie czekają. Nie zapukały. Nie winię ich.
Dzień naszego oficjalnego przylotu do Polski był jak na wariackich papierach. Wszędzie wokoło błyskały się flesze, podczas, gdy my wychodziliśmy z terminalu. Zastanawiałam się czy ludzie naprawdę są tacy głupi, żeby myśleć, że latamy w pełnym makijażu, sukniach i szpilkach, zaś Jasper w garniturze? I uważajcie, bo ludzie wysiadający z szesnastogodzinnego lotu samolotem wyglądają tak nienagannie i są wypoczęci jak my... Jasne.
Prosto z lotniska zabrano nas na promocję „Dziewczyny Ameryki”, która tego dnia miała miejsce w Warszawskim Empiku. Nie było to jakieś niesamowicie duże miejsce. Pokazaliśmy się, odpowiedzieliśmy na kilka pytań i zwinęliśmy się szybciej jak weszliśmy.
Na miejscu była osobna firma ochroniarska, więc Emmett został na zapleczu razem z Edwardem, który miał się nie afiszować swoją obecnością tutaj. Co prawda prasa wiedziała, że jest moim terapeutą, ale bez przerwy insynuowali że jest między nami coś więcej. Dla dobra filmu miałam się jednak trzymać Jaspera, gdyż mieliśmy udawać szczęśliwą zakochaną parę. Jednakże, nie zapomnijmy o „zadaniu” od Alice, które, trzeba przyznać, szło mi z zadziwiającą łatwością. Trzymałam dystans na tyle, na ile mogłam sobie pozwolić.
Ten sam scenariusz powtarzał się podczas kolejnych wizyt promocyjnych w Niemczech i Szwajcarii... A ja z każdym dniem stawałam się coraz bardziej pusta w środku.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez NaTaLKa9414 dnia Wto 21:51, 23 Sie 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
szaulin
Nowonarodzony



Dołączył: 28 Kwi 2011
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Nowe Skalmierzyce/Kalisz

PostWysłany: Śro 13:14, 24 Sie 2011 Powrót do góry

Strasznie krotki rozdzial. I wydaje mi sie ze za szybko sie to potoczylo, troszeczke.
Czuje po kosciach ze Bella bedzie coraz bardziej popada w otepienie .
Jestem tez ciekawa jak sie potocza relacje Belli i Edwarda .
Pozdrawiam Szaulin


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
zawasia
Dobry wampir



Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D

PostWysłany: Śro 15:42, 24 Sie 2011 Powrót do góry

fajnie, że dodałaś nowy rozdział ale szkoda, że taki krótki
zbytnio nic się nie dzieje w nim, pokazujesz Belle, bardziej prowadzony monolog dziewczyny która chyba zaczyna popadać w depresję, od której nawet przyjaciele się odwrócili
troszkę to dziwne...
ale czekam na następny i mam nadzieje, że dłuższy
pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin