FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Świat Sław [NZ] rozdział 21 [23.08.2011] Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
NaTaLKa9414
Nowonarodzony



Dołączył: 04 Cze 2009
Posty: 35
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 23:21, 03 Lip 2009 Powrót do góry

witam!

Celebrity World

to mój debiut na forum i mam nadzieję, że się spodoba.
(dziś upływa miesiąc odkąd jestem zarejestrowana)
z racji, że tekst jest dosyć długi umieszczam go również na chomiku ( [link widoczny dla zalogowanych] ). na chomiku znajdziecie rozdziały i dodatki, takie jak zdjęcia ewentualnie muzykę do rozdziałów.
szukajcie w folderze twilight a dalej w Celebrity World.
hasło do folderu ;Celebrity Life

opowiadanie będzie raczej długie, ( chyba, że się nie spodoba, to zakończe szybciej ).

oznaczenia;
[OCC]
[AU/AH]

Uwaga jeżeli w rozdziałach pojawią się jakieś sceny +18 będę uprzedzać. Jak narazie takich nie przewiduje ale nie wykluczam. Uwaga


licze na szczere komentarze opływające w krytykę. nie uznaję spamu typu "fajne, ale krótkie, weny!" czy "super rozdział! kiedy napiszesz coś jeszcze?".
no to w zasadzie tyle ode mnie...

beta; Moniqe_Cullen
beta2; lilczur ( z wielkimi podziękowaniami!! )
________________________________________________________


CELEBRITY WORLD - ŚWIAT SŁAW


Do you wanna taste some celebrity life…? Are you sure about it? Because, if you enter this zone, there won’t be way back… *



PROLOG [BPOV]



Spod przymrużonych powiek widziałam zarysy cieni mojej rodziny i przyjaciół. Nieopodal w czarnej skrzyni znajdował się magnes sterowany urządzeniem, nad którym ktoś spędził chyba całą wieczność. Wprawiony w drganie wytwarza fale niewidoczne dla moich oczu. Powoduje to niesamowite wrażenie, gdyż wiem, że tam są, chociaż ich nie widzę.
Dźwięki.
To właśnie koduje w mojej podświadomości mózg. Dźwięki składają się w logiczne połączenia.
Takty. A takty w ósemki. Dwa takty to jedna ósemka.
Pierwsza jest pytaniem, na które odpowiada ta kolejna. Tak jest zazwyczaj, tak jest i teraz.
Zaczynam się przysłuchiwać ostremu brzmieniu, które nagle zmienia się w delikatną i pieszczącą ucho melodię. Ta jest podkreślana męskim głosem.
Teraz słyszę inny głos.
Z pewnością nie jest on męski.
I nie należy do piosenkarza.
Jest bardziej znajomy.
- Bella? Słyszysz mnie? No nie, nie mów, że znów odpłynęłaś, sis.
- Przepraszam, Caroline. Mówiłaś coś? - Spojrzałam zdezorientowanym wzrokiem na siostrę.
Znowu stwierdziłam, że pomimo całkiem innego wyglądu, jesteśmy do siebie niesamowicie podobne.
Uważam, że moja uroda jest pospolita.
Cóż wyjątkowego można znaleźć w wysokiej brunetce z czekoladowymi oczami? Nie dość, że na mojej głowie wiecznie panuje chaos spowodowany burzą loków, to jeszcze mam czekoladowe oczy. To właśnie jestem ja - Bella Swan.
Dla mojej rodziny i przyjaciół właśnie taka... Normalna.
Kto by przypuszczał, że kryłam tajemnicę.
Mało kto skojarzyłby przecież, że ta skromna, czerwieniąca się, pospolita i dobrze wychowana, zwyczajna córka angielskiego szlachcica oraz byłej aktorki i piosenkarki jest również rozwydrzonym, wulgarnym dziewczęciem, należącym do Celebrity World.**
Tak, to prawda, czerwienię się i zawstydzam bez przerwy! Nie wiem dlaczego, lecz kiedy przeobrażam się w Izabell Hamn, wszystko to znika. Staję się wtedy kimś innym...
Nie wiem tylko czy kimś lepszym, czy tylko zepsutą gwiazdą, niewrażliwą na płacz, głód i poświęcenie.
Celebrity Word to po prostu świat kierowany kasą.
Moja siostrzyczka, Caroline, czasami dołącza do mnie na czerwonym dywanie jako Carol Hamn, gdzie obie, dla niepoznaki, nosimy koloryzujące szkła kontaktowe. Mamy wtedy zielone oczy – takie jak nasza mama.
Caroline ma czarne, kręcone włosy, na razie jest średniego wzrostu, lecz mimo to posiada bardzo kobiecą sylwetkę. Ma też naturalnie brązową karnację i zawsze wygląda na opaloną, czego, nawiasem mówiąc, zawsze jej zazdrościłam.
- Och, nic takiego. Nie przejmuj się mną - odpowiedziała Caroline.
Wyczułam w tym sarkazm, co zmusiło mnie do otwarcia oczu i spojrzenia na moją małą siostrzyczkę.
Wyglądała na poirytowaną.
Rozejrzałam się dookoła.
Nadal leżałam na leżaku do opalania. Muzyka ciągle leciała w tle, lecz zrobiło się jakby trochę ciszej.
No cóż.
Wybierając leżak obok basenu zamiast altany, pod którą stał szwedzki stół, wiedziałam co robię. Nieopodal znajdowało się miejsce do tańca, a z boku, na trawniku poustawiane były ławeczki do rozmowy. Z miejsca, w którym się znajdowałam, roztaczał się wspaniały widok na ocean.
Teraz jednak było wszędzie pusto.
Wszyscy się gdzieś zmyli. Nie dziw, że tego nie zauważyłam, bo cała impreza była oddalona ode mnie o jakieś dobre sto metrów.
Ten cały grill rodzinny tak naprawdę przypominał hollywoodzkie standing - party. Mnóstwo szampana i tequili, muzyka do tańca, garnitury i suknie mające uchodzić za wytrawne. Tak naprawdę tych sukni to sporo nie było. Można by rzec, że ich właścicielki dbają o środowisko i nadmiar materiału uważają za zbędny.
Ja już do tego przywykłam.
Teraz jednak czułam się dziwnie.
- Gdzie są wszyscy? - spytałam jeszcze lekko oszołomiona, podnosząc się z leżaka i zakładając spodenki na bikini.
- Wyszli - odpowiedziała znudzona Caroline.
Wyszli?
Niemożliwe.
Mieli wyjść dopiero po dziewiątej na zakupy.
- Która jest godzina, sis? - zapytałam.
- Przed jedenastą. Zasnęłaś. Zostałam z tobą. Mama dzwoniła i powiedziała, że mam cię ściągnąć ze słońca. – Caroline zachichotała. Popatrzyłam na nią zdezorientowana.
- No to co robimy, siostrzyczko? - Uśmiechnęłam się do niej swoim najpiękniejszym uśmiechem.
- Co byś powiedziała na przejażdżkę? Dawno nie jeździłyśmy razem… - dziewczyna powiedziała to ze smutkiem, jakby żałowała, że to zrobiła.
Popatrzyłam na nią zdziwiona.
Racja, sama nie pamiętam, kiedy ostatnim razem wybrałam się do stadniny, zobaczyć co dzieje się z Lilie, moją bielusieńką klaczą czystej krwi arabskiej i Desperado*** - karym fryzem, którego sprezentowałam Caroline na dziesiąte urodziny.
Co prawda, nie potrafię sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz jeździłam z siostrą, jednak wiem, że konie mają zawodową opiekę i jedną z dziesięciu najlepszych trenerek na świecie.
Z tego co wiem, moja siostra też zbyt wiele czasu nie spędzała ostatnio w stadninie….
- Jasne. Zaraz zadzwonię, żeby nam przygotowali konie. I najpierw musimy skoczyć na zakupy. Co powiesz na Eskadron? Nie wiem jak ty, ale ja już się nie orientuję, co jest teraz w modzie na konie… - Obie zaczęłyśmy się śmiać i ruszyłyśmy w stronę willi.
Odnotowałam jeszcze fakt, że muzyka w tle się zmieniła.
No cóż, pomimo tego, że nikogo nie było, DJ nadal pracował. Trzeba go będzie pochwalić.
Śmiejąc się i wspominając dawne całodniowe wycieczki konne, weszłyśmy do domu i udałyśmy się do swoich sypialni, umawiając się za dziesięć minut w garażu przy srebrnym audi.
Wykonałam kilka telefonów, przebrałam się w komplet bielizny od La Perla - mojej ulubionej marki – oraz w zieloną, krótką sukienkę z falbankami na dole i górą wiązaną na szyję.
Potem poszłam w kierunku garażu.
Wsiadłyśmy z Caroline do umówionego samochodu i westchnęłam, widząc, że bak jest pusty.
- Co jest, siostrzyczko? Twoje ulubione autko nie działa? – spytała Caroline z ironicznym uśmiechem.
- Tak jakby. Nie ma benzyny. Zapomniałam zatankować i teraz nie ma nawet na tyle, żeby dojechać do stacji. Chyba musimy wziąć inny… - Sztucznie westchnęłam. - Co powiesz na Eclipse?
- Naprawdę?! Tak, tak! - Dziewczyna zaczęła piszczeć i rzuciła się na mnie. - Jesteś najfajniejszą siostrą na świecie.
Śmiejąc się, skoczyłam do szafki z kluczykami znajdującej się dziesięć metrów dalej pod ścianą.
Zwinnie przecisnęłam się pomiędzy linią nowoczesnych samochodów, żeby wreszcie dotrzeć do czerwonego mitsubishi eclipse spyder, gdzie już czekała moja siostra, promieniejąc szczęściem. Wybierając to auto, wiedziałam co robię.
Wskoczyłyśmy do środka i zapięłyśmy pasy.
Słuchając głośnej muzyki i śpiewając na całe gardło, ruszyłyśmy w stronę stadniny.
Po drodze zatrzymałam się jedynie przy sklepie i kupiłam nam całą masę rzeczy jeździeckich.
Ze sklepu wyszłyśmy już ubrane w ciuszki z najnowszej kolekcji. Za nami szedł jakiś asystent sklepowy z pełnymi rękami naszych toreb z zakupami.
Po załadowaniu sprawunków, ruszyłam prosto do stadniny.
Na miejscu czekały już przygotowane LiLiee i Desperado. Osiodłałyśmy je i wsiadłyśmy na konie.
Ruszyłyśmy w kierunku lasu, śmiejąc się i rozmawiając jak za dawnych czasów.
Urządziłyśmy sobie nawet małe zawody na łączce, zakończone skokiem przez potężne, powalone drzewo, którego wcześniej nie zauważyłam, wybierając trasę.
Całe szczęście, że obie miałyśmy spore doświadczenie w jeździe, złote odznaki jeździeckie i doskonale znałyśmy swoje konie.
Nie bez powodu Desperado*** uznano za niesamowicie cennego - jest w końcu koniem fryzyjskim w doskonałej formie, dosyć lekkim jak na swoją rasę, a dodatkowo skacze przez przeszkody, co mu wychodzi dobrze, pomimo tego, że nie powinien.
LiLiee też jest niczego sobie.
Niestety w trakcie małego odpoczynku dla koni zadzwoniła moja komórka.
Tego właśnie się spodziewałam.
Zatrzymałam konia i spojrzałam na wyświetlacz.


LAURENT

Czego on może chcieć ode mnie właśnie teraz? Przecież wie, że jestem z rodziną i raczej się nie wyrwę.
- Halo?
- Nareszcie, piękności. Izabell, gdzie ty się podziewasz?
- Jestem z siostrą na przejażdżce i świetnie się bawię. O co chodzi? Chciałabym spędzić trochę czasu z rodziną - powiedziałam poirytowana.
Kątem oka zobaczyłam, że Caroline się nieco rozchmurzyła.
W słuchawce panowała cisza.
- Izabell, co ty właśnie powiedziałaś? Mogłabyś powtórzyć, proszę? Chyba się przesłyszałem… - powiedział niepewnie Laurent.
- Nie, nie przesłyszałeś się. Moglibyśmy przejść do rzeczy? Koń mi się niecierpliwi. - W tyle Caroline się zaśmiała.
- Chciałbym tylko ci przypomnieć, że za dwie godziny masz ważny casting, gwiazdeczko.
Zamarłam.
- Jaki casting? - Myślałam intensywnie, ale nic mi się nie przypominało.
- Do filmu. Dziewczyna Ameryki. Na podstawie…
- …książki Meg Cabot - dokończyłam. - Zapomniałam na śmierć! Laurent, nie mogę teraz, naprawdę. Załatw to jakoś na jutro, teraz nie mam czasu.
- Nie ma takiej opcji, Bella. Nie denerwuj mnie, proszę. Kochanie, wiesz, że musimy dbać o pozory. Proszę cię więc uprzejmie - wpakuj swój kosztowny tyłeczek do samochodu, który czeka pod stadniną i jedź prosto na lotnisko albo zadzwonię po posiłki i się nie wykręcisz.
Zaśmiałam się do słuchawki.
- Posiłki? Proszę cię, Laurent, co ty mo….
- …Mogę na przykład zadzwonić do twojej kochanej mamusi i powiedzieć, jak sprawa wygląda - przerwał mi. Tu mnie miał i dobrze o tym wiedział. - Więc teraz bądź posłuszna i wsadź grzecznie tyłek do czarnego bmw na parkingu. Ochroniarz odwiezie Caroline do pałacu. A ty, księżniczko, postaraj się pośpieszyć, bo samochód czeka. Dobrze?
- Dobrze.
- Dziękuję. I przepraszam za takie metody. Inaczej się nie da. Buziaki.
- Wiesz, że mnie kochasz. Pa.
- Jasne, że tak. Trzymaj się, gwiazdeczko.
Rozłączyłam się i spojrzałam smutno na Caroline.
To nie będzie łatwe.
- Muszę wracać - zaczęłam.
Caroline odwróciła wzrok i wymruczała coś, co brzmiało jak "jasne".
- Przepraszam, siostrzyczko. Obiecuję, że w najbliższym czasie gdzieś wyskoczymy, dobrze?
Dziewczyna wyraźnie się rozchmurzyła.
- Obiecujesz? - spytała.
- Obiecuję. Brakuje mi ciebie, wiesz? A może to już najwyższy czas, żebyś do mnie dołączyła, nie sądzisz?
- Co masz na myśli? - zapytała zdziwiona Caroline.
- Przekonasz się niedługo. A teraz na trzy. Do stadniny. Raz... Dwa...
- Trzy! - zawołała Caroline i obie ruszyłyśmy galopem w stronę stadniny.
Tylko raz odważyłam się spojrzeć na siostrę, jednak szybko odwróciłam wzrok, gdy dojrzałam na zaciętej twarzy jedną maleńką łezkę, płynącą po jej delikatnym policzku…



So what's your choice? You In Or out?...****


___________
* Chcesz posmakować trochę życia sławnych ludzi? Jesteś tego pewien? Bo jeśli wkroczysz do tej strefy, nie będzie odwrotu...
** Celebrity World - Świat Sław . będzie się to powtarzało i proszę nie traktować tego jako błędu, gdyż tak właśnie Bella i reszta bohaterów będzie nazywać wydarzenia, w których uczestniczy jako osoba sławna i sławne osoby.
*** Desperado - jak już napisałam jest koniem rasy fryzyjskiej. Dla wyjaśnienia- konie fryzyjskie zawsze są kare, charakteryzują się puklami włosów przy kopytach. Są końmi ciężkimi, co oznacza, że nie skaczą przeszkód. mało który koń fryzyjski to potrafi i Desperado jest jednym z nich. Konie fryzyjskie są piękne i jeżdżą tylko zawody ujeżdżeniowe.
**** Więc jaki jest Twój wybór? Wchodzisz w to, czy nie?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez NaTaLKa9414 dnia Wto 21:52, 23 Sie 2011, w całości zmieniany 41 razy
Zobacz profil autora
latomeri
Dobry wampir



Dołączył: 17 Gru 2008
Posty: 630
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 85 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z domu. ;]

PostWysłany: Pią 23:36, 03 Lip 2009 Powrót do góry

Ogarnij nazwę tematu, bo to woła o pomstę.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Lady Vampire
Wilkołak



Dołączył: 10 Kwi 2009
Posty: 197
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ni stąd, ni zowąd

PostWysłany: Sob 10:14, 04 Lip 2009 Powrót do góry

Tak jak wyżej, tytuł w języku polskim.
Według mnie żyjemy w Polsce i językiem urzędowym nie jest angielski, więc nie ma sensu szpanowac na początku zdaniami w tymże języku. Nie wszyscy znają angielski. Jeśli już bardzo chcesz tak pisac i robic obcojęzyczne wtrącenia, zrób gwiazdkę (czy co tam za znaczek chcesz) i przetłumacz. To będzie z pożytkiem dla czytelnika. Niektórych napewno odtraszyłby tekst napisany np. cyrylicą.

Cytat:
dziś upływa miesiąc odkąt jestem zarejestrowana

odkąd

Cytat:
Nieopodal, w czarnej skrzyni magnes, sterowany urządzeniem, nad którym ktoś spędził chyba całą wieczność, wprawiony w drganie wytwarza fale niewidoczne dla moich oczu. Powoduje to niesamowite wrażenie, gdyż wiem, że tam są pomimo że, ich nie widzę.

Chyba opanowała mnie bezwładnośc umysłowa, bo nie ogarniam tego zdania. Właściwie zdań. Może to wina błędnie postawionych przecinków, szyku zdań, ale trudno je zrozumiec.

Cytat:
Nie bez powodu Desperado jest niesamowicie cenny - jest w końcu koniem fryzyjskim, w doskonałej formie, który jest dość lekki jak na swoją rasę i skacze przeszkody, co mu wychodzi dobrze pomimo tego, że nie powinien.
Liliee też jest niczego sobie.
Jednak później w trakcie małego odpoczynku dla koni, zadzwoniła moja komórka…
Tego właśnie się spodziewałam.
Zatrzymałam konia i spojrzałam na wyświetlacz.

Powtórzenia. Koń przeskakuje przeszkody. A robi to dobrze mimo, że nie powinien? Zaprzeczasz sama sobie.

Robisz mnóstwo błędów interpunkcyjnych. Przykład:
Cytat:
-…mogę na przykład zadzwonić do twojej kochanej mamusi i powiedzieć jak sprawa wygląda.-przerwał mi Lauri.

A Ty, księżniczko postaraj się pośpieszyć bo samochód czeka.

Spacje przed i po myślnikach. Zawsze. No prawie zawsze, ale tu wyjątków nie zauważyłam. Przecinek przed "bo".

Zdarzają się powtórzenia, np:
Cytat:
Tylko raz odważyłam się spojrzeć na siostrę, jednak szybko odwróciłam wzrok, gdy dojrzałam na jej zaciętej twarzy jedną maleńką łezkę, płynącą po jej delikatnym policzku…


Pomijajac błędy, których jest naprawdę dużo, to tekst mnie nie zachwycił. Masz pomysł, ale mam wrażenie, że nie do końca ubrałaś go w słowa. Inną rzeczą jest, że nie jest nowy. Trochę banalny, choc wplatasz jakieś wątki, których nie było. Mam wrażenie, że podobny tekst już czytałam i mogę się domyślec co będzie dalej. Trochę oklepane. Zaskocz czymś, mam nadzieję, że Ci się uda.
Mało emocji. Tak sucho. Musimy wiedziec co czuje bohater, dlaczego tak się zachował, jakie są tego przyczyny.
Teraz się czepiam, ale ta marka bielizny, to chyba La Perla.

WENY! I poprawy błędów.

EDIT.:
I od razu lepiej! Tekst jest bardziej przejrzysty i co za tym idzie, lepiej się go czyta.
Ale:
Cytat:
Powoduje to niesamowite wrażenie, gdyż wiem, że tam są, pomimo że ich nie widzę.

Powoduje to niesamowite wrażenie, ponieważ wiem, że tam są, chociaż ich nie widzę.

Cytat:
- Izabell, co ty właśnie powiedziałaś? Mogłabyś powtórzyć, proszę? Chyba się przesłyszałem….- powiedział niepewnie

spacja po kropce

I jeszcze:
Cytat:
Do you wanna tease some celebrity live…?

tease to drażnic, dokuczac komuś albo kpiarz, smakowac to taste. Niby literówka a zmienia wszystko.
BPOV - point of view

Mam nadzieję, że wraz z upływem czasu rozkręcisz się. Początki bywają trudne nie należy się zniechęcac. O akcji nie można wiele powiedziec, bo jeszcze nie została związana. Ale coś się już tam kreuje... Wink
Powodzenia.

EDIT.2:
life-życie
live-życ
celebrity life?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Lady Vampire dnia Sob 15:00, 04 Lip 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
NaTaLKa9414
Nowonarodzony



Dołączył: 04 Cze 2009
Posty: 35
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 12:11, 06 Lip 2009 Powrót do góry

na początku dziękuję za wszystkie Wasze komentarze a szczególnie za krytykę. Wink
rozdział jest już dostępny na moim chomiku. możecie też znaleźć tam dodatki. zapraszam [link widoczny dla zalogowanych] (hasło do folderu; celebrity life)

Rozdział 1

Bata; lilczur ( dziękuję!! )

Jak to się stało, że w przeciągu pół godziny z normalnej, śmiejącej się nastolatki, spędzającej czas wspólnie z siostrą, przeobraziłam się w zimną, oschłą i znudzoną gwiazdę show biznesu?
Nie mam pojęcia. Wiem jednak, że pół godziny temu zdawałam się być szczęśliwsza niż teraz. Zaraz po dotarciu do stadniny oddałyśmy wodze ludziom, którzy mieli zająć się naszymi końmi.
Pożegnałam się z siostrzyczką i wskoczyłam do czarnego bmw z ochroną, tak jak mi kazał Laurent. Zgodnie z tym, co powiedział mój menager, postąpił również drugi ochroniarz. Wziąwszy uprzednio ode mnie kluczyki od mitsubishi wsiadł za kółko i odwiózł moją siostrę do domu. Caroline miała pisać na bieżąco, dopóki nie wrócą rodzice. Teraz, gdy o niej myślałam, brakowało mi jej jeszcze bardziej. W tym momencie usłyszałam dzwonek sms.
Napisała Caroline:
Rodzice już dojechali.
Brakuje mi Cię, sis ;(
O której kończysz?

- Izabell, czy wolałabyś ubrać tę złotą sukienkę czy może tę niebieską? – spytała mnie Amely Hennesey. Prywatnie i zawodowo moja najlepsza przyjaciółka. Amely Hennesey to jej pseudonim artystyczny, ale i nazwa marki odzieżowej, którą tworzy. Jest projektantką i stylistką współpracującą między innymi z takimi firmami jak Versace czy Dolce & Gabbana.
W ostatnim czasie pracuje nad kompletem bielizny dla Victoria’s Secret. Na co dzień jednak – w swoim prywatnym życiu – posługuje się prawdziwym nazwiskiem, które znają nieliczni. Brzmi ono Alice Cullen.
Przyjaźnimy się od wielu lat. Rodzice uzasadniali mi zakaz kontaktowania się z Alice prostym argumentem - kierowali się zasadą „różnych sfer”.
Chodziło o to, że wychowywała się ona w domu dziecka i jedyną informacją, jaką posiadała na temat swojej rodziny, było właśnie nazwisko: Cullen. Alice w wieku 3 lat została adoptowana, jednak nie układało jej się w nowej rodzinie zbyt dobrze. W wieku 13 lat uciekła z domu i wtedy właśnie się poznałyśmy.
Pamiętam ten dzień bardzo dokładnie.
Byłam wtedy w Los Angeles i uciekłam ochronie na zakupach. Przed centrum handlowym widziałam bowiem fajny plac zabaw z huśtawkami. Wybrałam się tam i zobaczyłam dziewczynkę z króciutkimi, czarnymi włoskami o niskim wyglądzie chochlika.
Była smutna.
- Cześć. – Podeszłam do niej, by dowiedzieć się, kim jest.
- Cześć. Czy ty nie występujesz w telewizji? - spytała zaskoczona.
- Nie - skłamałam.
- Nieprawda. Występujesz. Grać umiesz, ale nie potrafisz kłamać.
Wstała z huśtawek i chciała odejść, złapałam ją jednak za rękę.
- Poczekaj, nie odchodź. Proszę! Uciekłam i będę się nudzić sama. – Spojrzałam na nią błagalnie.
- Ja też uciekłam. Jak masz na imię?
- Bella. Bella Swan. A ty?
- Dziwne. To zupełnie jak ta gwiazda telewizyjna, Izabella Hamn. Ja jestem Alice Cullen. Ale ty jesteś ładniejsza od tej dziewczyny z telewizji.
- Wiesz, ja… - zaczęłam niepewnie - chciałabym cię gdzieś zabrać.
Zaraz po tym, trzymając się za ręce, pobiegłyśmy do sklepu z odzieżą. Alice genialnie pomogła mi dobrać masę ciuchów, ja doradziłam, jakie ubrania będą odpowiednie dla niej i zapłaciłam za nie z mojej czarnej karty. Dziewczyna była bardzo zdziwiona, ale nic nie mówiła. Podobnie zresztą jak sprzedawcy. Zadziwiające, jakie wyjątki są w stanie zrobić, żeby sprzedać ubrania za taką cenę.
- A teraz gdzie idziemy? Gdzie mieszkasz? – spytałam po wspólnie spędzonym dniu. Cieszyłam się, że tak od razu się zakolegowałyśmy.
- Ja….. nie mam domu - odpowiedziała smutno, starając się zatamować potok łez, który uporczywie cisnął się do jej oczu.
- Ale… jak to nie masz? A twoi rodzice? – Zdziwiłam się.
- Nie mieszkają ze mną. Przez ostatnie dziesięć lat wychowywałam się w rodzinie zastępczej, ale nie mogłam tam wytrzymać. Mój ojczym był nieznośny i awanturował się, a przybrana matka bierze. Nie chciałam tam być. Tylko teraz nie wiem, co mam zrobić. – Zapłakała. Zadziwiające, jak szybko sobie zaufałyśmy.
- Mam pomysł. Daj mi chwilkę. – Wyjęłam telefon i zadzwoniłam po samochód. Gdy byłam w innym mieście, miałam zawsze do dyspozycji szofera, który musiał spełniać wszystkie moje zachcianki. Poszłyśmy na parking i kazałam kierowcy jechać do jedynego hotelu, jaki znałam. Oczywiście nie obyło się bez małej łapówki. Podjechaliśmy pod hotel Plaza. Zapłaciłam za apartament z mojej karty. Nikt nie zadawał pytań, bo wszyscy znali mnie z telewizji. Być może wiedzieli o mnie i mojej rodzinie więcej niż ja sama wtedy. Rodzice nie zwracali uwagi na moje małe wydatki. Nie robiło im różnicy kilkadziesiąt tysięcy miesięcznie wydanych na hotel, żywność i takie tam. Nawet tego nie zauważali.
W ten sposób zaczęła się moja przyjaźń z Alice. Była świetna w kwestii mody, pomagała mi w doborze garderoby i kreowaniu mojego wizerunku. W związku z tym, że bez przerwy była za kulisami, szybko wyłowili ją znani projektanci. Po trzech latach, jako asystentka głównej projektantki w Versace, Alice założyła własną markę - Amely Hennesey i zaczęła sama zarabiać tyle co ja.
Od tej chwili byłyśmy przyjaciółkami już nie tylko na co dzień, ale także i na czerwonym dywanie.

Ktoś pocałował mnie delikatnie w usta, wyciągając mnie z wiru wspomnień.
- Cześć gwiazdeczko. Jak tam weekend? – usłyszałam szept w moim uchu. Zauważyłam w nim nutkę sarkazmu, lecz postanowiłam na razie się tym nie przejmować.
- James, czemu teraz pytasz? Mogłeś do mnie zadzwonić, to już byś wiedział – odpowiedziałam do mojego narzeczonego.
Niewysoki brunet o krótkich włosach i wyraźnych rysach podniósł mnie delikatnie i usadził na swoich kolanach na kanapie. Orli nos otaczał jego dwoje przerażająco czerwonych oczu, a jego ciało było efektem wielu mozolnych ćwiczeń na siłowni z trenerami. Oparłam się o jego umięśnioną klatkę.
-Ooo…nie, nie, nie gwiazdeczko. - James odsunął mnie stanowczo od siebie. – Nie ma mowy. Jesteś cała umazana tymi specyfikami od Amely. Pobrudzisz mi koszulę. Mam cię tylko zawieźć, żeby zrobili nam zdjęcia i spadam.
Spojrzałam na niego zszokowana. Był strasznie oschły.
Znacznie się zmienił od czasu, gdy poznaliśmy się na planie filmu „Adam, Zosia i Pies Burek”. James grał wtedy Adama, a ja Zosię. Świetnie się z bawiłam na planie. Wtedy był czuły i delikatny. Zawsze troszczył się przede wszystkim o mnie.
Byliśmy parą od zawsze, więc nie zdziwiły mnie jego oświadczyny miesiąc temu, jednak od tamtej pory James stał się innym człowiekiem. Ostatnio zachowywał się, jakbym była jego własnością.
Nie podobało mi się to i z pewnością nie zamierzałam tego tolerować. Musiałam w najbliższej przyszłości z nim porozmawiać.
- Dobra, musimy się zbierać kochani - Alice przerwała nam chwilę, podczas której usiłowałam znaleźć odpowiedzi w jego oczach. Spojrzałam na nią znacząco.
- Mamy już tylko kwadrans, by dotrzeć na casting. Izabell jest już gotowa. James, mógłbyś nas podwieźć? Bo nie zdążymy. - Alice nie czekając na odpowiedź, już pakowała nasze rzeczy do czarnego porsche 911 Jamesa, mamrocząc pod nosem. Ten tylko wymruczał do niej coś niezrozumiałego i wszyscy wsiedliśmy do auta.
Mój narzeczony jechał z zawrotną szybkością.
Tak jak przewidziała Alice, dotarliśmy na styk. Poprosiłam Jamesa, żeby na mnie zaczekał, aż skończę. Niechętnie się zgodził.
Weszłam do budynku prowadzona przez Alice.
Skierowałyśmy się do Laurenta, siedzącego w bufecie na parterze. Widząc nas, poderwał się z krzesła, pocałował w policzek na dzień dobry i pociągnął mnie przez labirynt korytarzy, aż doszłam do sceny.
Ludzie od castingu nie wydawali się być zdziwieni moją obecnością. Wytłumaczenia mogły być dwa: albo zostali uprzedzeni, albo ktoś z Celebrity World już tu był…
Szybko odegrałam jakąś scenkę i ani się obejrzałam, a było już po wszystkim.
Schodząc ze sceny, chwyciłam za telefon i napisałam do Caroline:
Hej, sis. Co powiesz na mały wypad do kina?
Dziś o 8:00 ? Fast & Furious?
Potem weźmiemy Alice i zrobimy pubtour*.
Zaczynamy od Tropicana Club.
You In Or Out? **
xoxo ***


Wychodząc, wydawało mi się, że zauważyłam Jamesa całującego wysoką blondynkę, jednak moją uwagę przyciągnął dzwonek sms.
Caroline:
I’m In****. Będę gotowa przed 8:00.
xoxo


Rozejrzałam się, czy ktoś poza mną widział tam Jamesa, czy tylko mi się przewidziało i odłożyłam telefon. Mojego narzeczonego i blondi już nie było.
Zadzwoniłam jeszcze do Alice.
- Tak sobie myślałam, że może wyskoczyłybyśmy wraz z Caroline na pubtour?
Z drugiej strony słuchawki usłyszałam krzyk radości. Ten wieczór zapowiadał się wspaniale. Już dawno nie spędzałam większej ilości czasu z siostrą i najlepszą przyjaciółką.
Natomiast incydent z Jamesem i jakąś blondynką uznałam za wymysł mojej wyobraźni.
Dziś miałam udany casting i zamierzałam to świętować. Nieważne czy z Jamesem, czy bez. Dziś będę się świetnie bawić z dwiema najdroższymi mi Celebrity Sis***** na świecie.
Celebrity World – szykuj się!
Dziś w nocy nadchodzimy!!

Około dziewiętnastej byłam już gotowa do wyjścia. Skoczyłam jeszcze tylko do pokoju Caroline. Ta wraz z Alice kończyła już przygotowania.
Moja kochana przyjaciółka przyniosła nam ciuszki z jej najnowszej kolekcji.
- I jak, gotowe? – spytałam, wchodząc do pokoju i wrzucając szybko portfel do torebki.
Nie czekając na odpowiedź, rozsiadłam się na łóżku mojej siostry i wyciągnęłam telefon z torebki. Sprawdziłam godzinę i zaczęłam szukać numeru do kierowcy limuzyny.
Rzuciłam jeszcze okiem na ciuszki moich Best. Podniosłam jedną brew.
- Alice, słonko… – zaczęłam powoli.
- Nie, kochana. Nie zamierzam nic zmieniać. Znam ten ton i tym razem nie pozwolę ci zrujnować wielu godzin mojej pracy spędzonych nad doborem stroju dla twojej siostry. – Spojrzała na mnie groźnie. - Nie tym razem.
Alice była niska i słodka, jednak czasami napawała grozą. To był właśnie ten moment, w którym nie zamierzałam się z nią kłócić.
Spojrzałam jeszcze raz na moją siostrę. Wyglądała na zadowoloną i pewną siebie. Grzywkę miała spiętą do tyłu głowy, a wszystkie opadające włosy starannie pokręcone. Dość mocno podkreślone oczy za pomocą kredki, eyelinera oraz srebrnych cieni do powiek. Policzki lekko zaróżowione i usta podkreślone różowym błyszczykiem. W uszach miała długie, srebrne kolczyki.
Ubrana była w króciutką sukienkę na srebrnych ramiączkach. U góry i na dole widniały srebrne tasiemki. Przez środek przebiegał srebrny pasek średniej grubości na sprzączkę, podkreślający jej talię. Cała reszta sukienki była czarna. Na nogach miała czarne szpilki. Obcas i znajdująca się na dole aplikacja były koloru srebrnego.
Westchnęłam i wcisnęłam zieloną słuchawkę na klawiaturze telefonu. Już po dwóch sygnałach odebrał kierowca.
- Tak? Co mogę dla panienki zrobić? – spytał uprzejmy głos młodego mężczyzny.
- Witam. Chciałabym przyśpieszyć nieco moje wyjście. Czy mógłby pan podjechać pół godziny wcześniej? – poprosiłam. Forma grzecznościowa była tu zbędna, lecz postanowiłam być miła. Facet nie miał wyjścia.
Wstałam i podeszłam do lustra, przyglądając się sobie uważnie.
- Tak, oczywiście. Jak pani sobie życzy. Będę o siódmej trzydzieści. Zatem do widzenia.
- Dziękuję – zakończyłam rozmowę. Przyjrzałam się dokładnie moim włosom. Były nieco pofalowane. Nie loki czy spirale, ale po prostu lekko i puszyście wyglądające fale opadały mi na ramiona.
Mój makijaż był delikatny. Tylko oczy i usta zostały uwydatnione. Kredka do oczu, biały cień i subtelny, jasny błyszczyk. No i tusz do rzęs. To było wszystko.
Zjechałam wzrokiem w dół, spoglądając na białą, krótką sukienkę na szyję z głębokim dekoltem, obcisłą w talii i na biodrach, marszczoną na dole, z uroczym wykończeniem trójkątnymi zasadami materiału opadającymi ku dołowi, symetrycznie rozłożonymi na obu mych udach. Idealna sukienka.
Na nogach miałam doskonale dobrane kozaczki, sznurowane z przodu. Cała noga w zasadzie była goła, ale wyglądały bosko.
Wykonałam jeszcze jeden telefon.
Czekałam kilka sygnałów. W końcu, po długim czasie, mój narzeczony odebrał.
- Tak? - zapytał oschle. Mówił z wysiłkiem, jakby był wykończony ćwiczeniami fizycznymi.
- Cześć kochanie. Zastanawiałam się, czy może chciałbyś pójść ze mną, moją siostrą i Alice na pubtour? – zapytałam.
Alice stanęła przy mnie przed lustrem, poprawiając mi fryzurę. W tej samej chwili, po drugiej stronie słuchawki usłyszałam Rosaliene.
- Słuchaj, nie wiem, kim jesteś i nie obchodzi mnie to, ale właśnie nam przerwałaś w ważnym momencie, więc miej choć trochę godności i spadaj. – Po tym Rosaliene się rozłączyła, a ja stałam jak osłupiała, patrząc w lustrze na Alice.
Miała włosy spięte w kok z tyłu głowy. Nie wiem, jak ona to zrobiła z tak krótkimi włosami. Postanowiłam się skupić na jej wyglądzie, żeby odgonić złe myśli na potem, pomimo że łzy cisnęły mi się na oczy. Chciałam być dobra i silna dla Caroline. To był nasz wieczór.
Spojrzałam jeszcze raz na Alice. Ubrana była w niebieską sukienkę na srebrnych ramiączkach i ze srebrnym wykończeniem na dole, takim samym jak u Caroline. Miała głębszy dekolt, ale nie tak głęboki jak mój. Pod jej biustem widniała kwadratowa, srebrna broszka.
Na nogi natomiast założyła niebieskie szpilki Zara, z przodu jakby potargane.
- Gotowe? - spytała Caroline naszą dwójkę i stanęła obok nas przed wielkim lustrem.
- Tak – odpowiedziałam.
- Celebrity World! Uwaga! Nadchodzimy! – krzyknęła Alice i wszystkie uśmiechnięte wyszłyśmy z pokoju.
Zeszłyśmy na podjazd, gdzie czekała na nas limuzyna. Wsiadłyśmy do środka i ruszyłyśmy w kierunku Tropicana Club.



*pubtour – wieczór albo noc spędzona na odwiedzaniu różnych pubów w danym mieście. W żadnym miejscu nie zostaje się na długo.
** wchodzisz w to czy nie?
*** xoxo - odpowiednik „;*;*” stosowany w emailach.
**** wchodzę w to
*****Sławnymi Siostrami (tak mówią o sobie Alice, Bella i Caroline)


nie tłumaczę tego, co już zostało wyjaśnione w poprzednim rozdziale


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez NaTaLKa9414 dnia Pon 14:27, 06 Lip 2009, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
Lady Vampire
Wilkołak



Dołączył: 10 Kwi 2009
Posty: 197
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ni stąd, ni zowąd

PostWysłany: Pon 13:19, 06 Lip 2009 Powrót do góry

Od błędów zacznę, ana zpozytywach skończę.

Widzę, że zmiana bety wyszła na zdrowie tego tekstu. Lepiej się go czyta i błedy nie rażą w oczy. Ale nie zaczynaj "odstraszac" takimi kwiatkami:
Cytat:
szczegulnie

Szczególnie!

Cytat:
Pożegnałam się z siostrzyczką i wsiadłam do czarnego bmw z ochroną, tak jak mi kazał Laurent. Zgodnie z tym, co powiedział mój menager, (...) postąpił również drugi ochroniarz. Wziąwszy uprzednio ode mnie kluczyki od mitsubishi wsiadł za kółko i odwiózł moją siostrę do domu.

Powtórzenie i wydaje mi się, ze w miejscu nawiasu należałoby wstawic słowo podobnie, ale to moja sugestia Wink

Cytat:
Jest ona projektantką i stylistką współpracującą między innymi z takimi firmami jak Versace czy Dolce & Gabbana.

Zaimek jest zbędny, wstawiaj zamki (ona, on) tylko, gdy to konieczne.

Cytat:
Wziąwszy uprzednio ode mnie kluczyki od mitsubishi wsiadł za kółko i odwiózł moją siostrę do domu. Caroline miała do mnie pisać na bieżąco, dopóki nie wrócą rodzice.

Bardzo często powtarzają się zamki, popracuj nad tym Wink

Rzuciło mi się jeszcze imię "Rosaliene". Zapewne chodziło Ci o "Rosalie". Rzadziłabym pozostac przy oryginale.

Twój styl nie jest zły, ale czegoś mi brakuje. Lekkości? Nie wiem, ale wszystko można nadrobic dobrym pomysłem. Wink
Tytuł filmu wspomiany w opowiadaniu mnie zabił. Leżę inie mogę się podnieśc. Bella gra chyba w mało ambitnych produkcjach.
James + Rosalie? Tego jeszcze nie było, a to plus.
Mam wrażenie, że powoli zaczynasz się rozkręcac, akcja idzie do przodu i łatwiej Ci pisac.

WENY!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Mufineczka
Nowonarodzony



Dołączył: 17 Maj 2009
Posty: 13
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: w mieście marzeń. ;*

PostWysłany: Pon 14:42, 06 Lip 2009 Powrót do góry

Zacznę od tego, że bardzo razi mnie, kiedy ktoś używa "sis". Dla mnie jest to takie... No nie wiem sama, niestosowne? Po prostu mi to nie pasuję do twórczości literackiej. No, ale cóż... ^^
Co do fabuły to się lekko pogubiłam. xD Tzn. niby wiem, o co chodzi, ale tak nie do końca. Jakby ktoś ominął jakieś dosyć ważne zdanie w tekście. Ale może to tylko ja mam takie odczucie. Wink Styl? Całkiem dobry, ale trochę przytłaczający. Myślę, że z każdym rozdziałem będzie się poprawiał. Wink Będę śledzić to opowiadanie, więc mam nadzieję, że się nie zanudzę i, że wydarzy się coś ciekawego.
Jeszcze jedno! Brakuje mi dokładniejszych uczuć i przemyśleń Belli. Wszystko jest takie jakby nieokreślone. xD

Weny! ;*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
NaTaLKa9414
Nowonarodzony



Dołączył: 04 Cze 2009
Posty: 35
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 15:54, 09 Lip 2009 Powrót do góry

dziękuję za komentarze i proszę o dalszą krytykę Wink
szczególne podziękowania dla mojej niezastąpionej bety!
rozdział i dodatki są dostępne na moim chomiku ( [link widoczny dla zalogowanych] ) hasło do folderu; celebrity life


___
rozdział 2

beta; lilczur (dzięki niezastąpiona! ;* )


Obudziłam się w swoim łóżku. W zasadzie to zostałam obudzona przez potężny ból głowy. Jedyne co pamiętam, to nasz pubtour i Jamesa z Rosaliene w jednym z klubów. Potem była kłótnia, łzy, kłótnia, alkohol, jeszcze raz alkohol, jakiś przystawiający się do mnie koleś, więcej alkoholu i James odwożący mnie do domu…. Boże, to był pracowity wieczór.
Wstałam z łóżka i zauważyłam, że ktoś ściągnął ze mnie ciuchy. Byłam tylko w bieliźnie. Hmm… ciekawe…
Weszłam do łazienki i puściłam ciepły strumień wody w otwartym prysznicu, umieszczonym na środku pomieszczenia. Zdjęłam z siebie bieliznę, rzucając ją na ziemię pod ścianą. Tam zazwyczaj umieszczałam rzeczy do prania. Ktoś mógłby to nazwać niedbalstwem, jednak i tak nigdy ich tam nie znajdowałam. Służba szybko je zbierała. Weszłam pod strumień letniej wody i pozwoliłam na oczyszczenie się moich myśli.
Tego dnia ojciec planował przyjęcie w naszej posiadłości w Nowej Zelandii. Moja rodzina poleciała już wczoraj. W związku z tym moja siostrzyczka wzięła naszą limuzynę i pojechała prosto na lotnisko, gdy tylko rodzice zadzwonili przed dziesiątą.
Ja miałam nie jechać, jednak po dłuższym zastanowieniu zmieniłam zdanie. A co tam. Nie zaszkodzi mi. Jadę.
Pół godziny później byłam już ubrana w jeansy i czarną tunikę z długim rękawem. Wzięłam jeszcze pasek i pasującą do ubrania biżuterię. Włosy wyprostowałam, związałam w kucyk i założyłam okulary.
Spakowałam się do podręcznej walizki i rzuciłam ją na łóżko.
Zadzwoniłam jeszcze na lotnisko z prośbą o przygotowanie mojego samolotu i do rodziców, informując ich, że przylatuję.
Wychodząc, zawołałam kamerdynera i kazałam mu wynieść walizkę przed dom.
Poszłam do garażu i wyciągnęłam rękę po pierwsze z brzegu kluczyki. Czarne mitsubishi pajero zamrugało światłami, gdy nacisnęłam guzik na kluczyku.
Niech będzie. Wygodne.
Wyjechałam z garażu i zatrzymałam się na podjeździe. Wyjęłam kluczyk i wcisnęłam znaczek bagażnika. Ten otworzył się i lokaj włożył moją walizkę.
Krzyknęłam „dziękuję” i ruszyłam na autostradę.
Po jakichś 10 minutach drogi usłyszałam dzwonek telefonu.

Laurent.

- Tak? – zapytałam, przykładając telefon do ucha.
- Cześć gwiazdeczko. Co porabiasz? – usłyszałam.
- Właśnie jadę na lotnisko. Lecę na imprezę rodzinną.
- Świetnie się składa. Widzisz, nie będę przedłużał, mam dla ciebie dwie wiadomości: dobrą i złą. Od której zacząć? – spytał.
- Może od tej złej? – zasugerowałam. Cokolwiek by nie było, zawsze na pocieszenie zostaje ta druga wiadomość….
- Dobrze. Masz oficjalną naganę od menagementu za wczoraj. Nawaliłaś się, słonko i musiałem uciąć sobie pogawędkę z niejakim Jamesem. Gorzej, że prasa pocykała wam foty. Zapłaciliśmy 40,000 za te atrakcje, gwiazdeczko. – Wyraźnie było słychać, że jest rozdrażniony.
- Przepraszam, nie wiem, co się ze mną działo. A propos, nie widziałeś może mojego pierścionka zaręczynowego? – spytałam roztargniona.
- Widziałem – potwierdził Laurent krótko.
- A gdzie? – kontynuowałam.
- W locie.
- Mógłbyś to dokładniej zdefiniować? – Teraz byłam już naprawdę rozdrażniona.
- Proszę bardzo: poruszał się ruchem jednostajnym prostoliniowym. Został wprawiony w ruch siłą mięśni twoich rąk, złotko i pomykał w stronę twarzy Jamesa, tuż przed tym, jak uderzył w jego nos – odparł rozbawiony.
-CO?! – Przeżyłam szok.
- No tak. Potem zabawnie było patrzeć, jak szukał na czworaka zaledwie 1,5 mln dolców, które upadły gdzieś na ziemię po tym, jak rykoszetem odbiły się od jego twarzy. – Zaśmiał się mój agent. Mnie tam nie było do śmiechu. Nie wydałam z siebie ani słowa. Dojechałam właśnie na lotnisko i zaparkowałam.
- Zaczekaj, ty naprawdę nic nie pamiętasz, złotko? – spytał niepewnie Laurent.
- Nie, nie bardzo… ale chyba dowiem się z prasy. Przynajmniej to jeszcze mam. –Westchnęłam i wysiadłam.
Podbiegł do mnie jeden z chłopaków pracujących w naszej ochronie i zabrał moje bagaże. Schowałam kluczyki do torebki i poszłam w kierunku wejścia.
- Dobra, Lauri, muszę kończyć, jestem już przed halą odlotów. Lecę, papa. Wiesz, że mnie kochasz.*
- Wiem, gwiazdeczko. Trzymaj się i odpocznij. – Po tych słowach się rozłączył.
Wyłączyłam telefon i schowałam do torebki. Im szybciej, tym lepiej. Potem skierowałam się prosto do VIP strefy.
Odprawa trwała stosunkowo krótko.
W czasie lotu zasnęłam i obudziłam się dopiero przed lądowaniem.
Na lotnisku znowu poszło błyskawicznie. Ani się obejrzałam, a siedziałam za kółkiem, zmierzając w kierunku naszej nowozelandzkiej posiadłości. Przypomniałam sobie, że mój telefon jest cały czas wyłączony. Wyjęłam go więc z torebki i włączyłam. Zauważyłam, że przyszedł nowy SMS.

Od: James

Jesteś pojeb**a? Co? Co ty
sobie myślisz s*ko, co?
Przez ciebie straciłem
półtora miliona dolców!
Idź do diabła.
Aha, i jestem z Rosaliene.
A ty się goń.



Patrzyłam na telefon jak oniemiała. Łzy cisnęły mi się do oczu. Właśnie wtedy dotarło do mnie, że to już koniec. Koniec mojego długoletniego związku. Koniec wszystkiego.
Zapomniałam, że kieruję samochodem.
Usłyszałam tylko głośny pisk i zobaczyłam, że jadę bokiem. Poślizg. Nie mogłam już nic zrobić. Za lewym oknem słup przybliżał się coraz bardziej.

Dramatycznie kręciłam kierownicą we wszystkie strony, ale to nic nie dało.

Nie wydusiłam z siebie żadnych dźwięków.

Koniec zbliżał się nieubłaganie.

Zobaczyłam już tylko jedną twarz.

Caroline.

Nie, potem jeszcze jedną.

Alice.

Mama?

Tata?

Czy to Laurent?

James?

Potem był już tylko huk i ból w czaszce.

Nie otwierałam oczu.

Poczułam charakterystyczny zapach soli i chloru.

Krew?

A potem była już tylko cisza.

Spokój otaczał mnie zewsząd.

A może to po prostu otępienie?

Nie było już nic.

Tylko ja i moje myśli.

W końcu i one ustały.

Usłyszałam czyjeś krzyki.

Szeptane krzyki?**

Przestałam zwracać uwagę na otoczenie.

Było mi dobrze.

A potem wszystko ustało wraz z ostatnimi uderzeniami mojego serca...

___
*Bella nie zadaje pytania, tylko stwierdza fakt.
**powtórzenie jest celowe. Bella powoli traci kontakt z otoczeniem i zastanawia się nad tym, co do niej dociera. wszystkie dźwięki dochodzą do niej z oddali i są przytłumione. Bohaterka wie, że ktoś krzyczy, lecz wydaje jej się to ciche niczym szept. z tąd się wziął oksymoron (oksymoron to metaforyczne zestawienie wyrazów o przeciwstawnym, wykluczającym się znaczeniu, np. gorzkie szczęście, biały kruk, gorący śnieg czy szeptany krzyk) Wink. proszę nie traktować tego jako błąd.



rozdział narazie najkrótszy, ale kolejne nadrabiają normy Wink


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez NaTaLKa9414 dnia Czw 18:37, 09 Lip 2009, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
Yvette89
Zły wampir



Dołączył: 06 Kwi 2009
Posty: 258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 37 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z piekiełka :P

PostWysłany: Czw 16:32, 09 Lip 2009 Powrót do góry

Kurcze! Zabiłaś mnie tą końcówką!
Rozdział spodobał mi się :D Bells, Alice i Caroline jako rodzina :)
Dla nastolatki życie celebrity nie jest łatwe, tym bardziej, że nie może widzieć się normalnie z rodziną. Mimo wszystko musi o niebo szybciej dojrzeć od pozostałych. Nagrodą za to są pieniądze, dużo kasy, jednak czy zawsze są one tego warte? Widać, że Bells cierpi...I to jeszcze przez osobę, która powinna ją kochać i wspierać. Jednak nie, jej narzeczony to skończony idiota, który po tak długim czasie bycia razem a potem oświadczynach przygruchał sobie jakąś lalę...Tylko pieniądze mają dla niego znaczenie. Szkoda mi naszej gwiazdy. Mam nadzieję, że nic złego jej się w sumie nie stanie i szybko w miarę wróci do zdrowia. Czekam na kolejny rozdział Wink

Czasu i weny :)
Pozdrawiam :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
nieznana
Zły wampir



Dołączył: 07 Cze 2009
Posty: 410
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 22 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z cudownego miejsca

PostWysłany: Czw 17:16, 09 Lip 2009 Powrót do góry

Jak na razie mi się spodobało... Bella gwiazdą... i ten sukinsyn James... Wrrr.... Zabić... Pobić.... Zgwałcić... Co za popapraniec z niego.... Jak on się zachowuje??? Czy on jest poważny... Obchodzi go pierścionek a nie jej uczucia... Szkoda że ten pierścionek nie był 5 razy droższy... nie to i tak było by za mało.... powinien więcej za to zapłacić... Jak mógł... To po cholere jej się oświadczył... jak pewnie sypiał z innymi, na każdym kroku.... I jak on śmiał nazwać ją suką?? Przecież to nie ona się puszcza na prawo i lewo!!! Wrrr.... Zabić!!! Tylko szkoda mi Belli, że trafiła na takiego dupka!!! I jeszcze do tego ten cholerny sms... co spowodował wypadek... tylko dorwać ch***... i połamać mu wszystkie kości... wykastrować... A i Rosali bym dorwała... Ale już nie wiem co bym jej zrobiła... Wrr...

Dobra trochę mnie emocję poniosły więc przepraszam za wulgaryzmy... <wstydzi>

Co do fabuł spodobała mi się, ale poczekam na rozwinięcie akcji. Bo jak przypuszczam taka jeszcze nastąpi... :)

Weny

pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez nieznana dnia Czw 17:17, 09 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
glowka
Nowonarodzony



Dołączył: 10 Kwi 2009
Posty: 21
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Środa

PostWysłany: Czw 17:39, 09 Lip 2009 Powrót do góry

Dopiero co zaczęłam czytać to FF, ale bardzo mi się spodobało. Zwykle bogaci są pokazywani jako "elita, która zadaje się tylko z VIP-ami", co mi się nie podoba. Ty mimo tego, ze od początku w twoim FF widac, iż Bella i jej rodzina są bogaci, to Bella nie jest "pustą lalą" (sory za określenie, nie znalazłam innego; mam nadzieję, że wiadomo, o co mi chodzi.) Pomaga Alice, która (przynajmniej tak się domyśliłam) nie ma grosza przy duszy. Zaimponowałaś mi tym.
Mam nadzieję, że dodasz szybko nowy rozdział, bo nie mogę się doczekać ... Boję się, co będzie z Bellą. Mam nadzieję, że nie umrze. Myślę, że zostanie wampirem, ale to czas pokaże ...
Życze Weny :)
Główka

EDIT: wytłumaczono mi, że Bella nie może zostać wampirem, bo oznaczenia mówią, że wszyscy będą ludżmi :)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez glowka dnia Czw 19:08, 09 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Lady Vampire
Wilkołak



Dołączył: 10 Kwi 2009
Posty: 197
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ni stąd, ni zowąd

PostWysłany: Czw 18:19, 09 Lip 2009 Powrót do góry

Hmmm...
Jak zwykle zacznę od tego co mi się nie podobało. Chciałaś krytykę - mówisz, masz Wink
Cytat:

Usłyszałam czyjeś krzyki.
Szeptane krzyki?

Powtórzenia, ale krzyku i tak nie da się wyszeptac.

Więcej błędów podobnego typu nie zauważyłam. Plus dla Ciebie. Ale:
Czytajac ten rozdział wydawało mi się, że mam do czynienia z rozwiniętym planem wydarzeń. To zdecydowanie nie jest dobre. EMOCJE! Wyjaśnienie takie jak: był płacz, ból i krzyki mnie nie przekonuje. Chciałabym wiedziec, na przykład, jak się dowiedziała o zdradzie i co w tym momecie myślała. To mogłoby zainteresowac ewentualnego czytelnika. Piszesz też czsami na kształt sprawozdania: zjadła, rozebrała się, umyła, ubrała spodnie, bluzkę, buty, okulary etc, pomalowała usta błyszczykiem etc. ... co za dużo to niezdrowo!
I "ogłaszanie", że nadszedł SMS... Nienajlepsze rozwiązanie.

Praktycznie żadnych błędów. Brawo! Wink
Zaskoczyłaś mnie tym, że Bella i Laurent są w takich bliskich stosunkach i zakończenie rozdziału także wbija w fotel. I muszę szczerze przyznac, że nie mogę doczekac się momentu, kiedy w twoim opowiadaniu pojawi się nasz Edward. Trzeba też nadmienic, że akcja rozwija się coraz bardziej, a sama treśc staje się bardziej wciągająca. Dobrze przewidziałam, że się rozkręcisz.
Nawet dobrze wykreowałaś postac Jamesa. Opis jest kompatybilny z moim wobrażeniem.

WENY!

Edit.: Jęsli to oksymoron to zgoda. Czasem ciężko wyłapac czy to zamierzony sprzeczny epitet. Wink


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Lady Vampire dnia Czw 19:05, 09 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
NaTaLKa9414
Nowonarodzony



Dołączył: 04 Cze 2009
Posty: 35
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 10:09, 13 Lip 2009 Powrót do góry

na samym początku chciałabym podziękować, za krytykę Wink. cenie sobie Waszą opinię i staram się stosować do Waszych rad.
dla tych, którym brakowało emocji i opisów uczuć; ten rozdział powinien Wam się podobać. o to Wam chodziło? ;D
nie zamierzam dziękować za pochwały dotyczące braku błędów, bo to nie moja zasługa. Zamiast tego zamierzam podziękować mojej becie ( lilczur ) bo gdyby nie ona, błędów byłoby duuuużo... ! nie wiem jakim sposobem znajdujesz cierpliwość!! ;** ;**

liczę na dlasze komentarze opływające w cenną krytykę Wink piszcie co się podoba, co nie. :)

______________

Rozdział 3

beta; lilczur



„To moje serce jest jakieś takie dziwne. Jakby to nazwać… Fika i fika, i pika, i bzika. Heheheh.”
To była pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy. Pojawiła się znikąd i była inna. Jakby nie moja. Potem przyszła kolejna: „Serce fika-bzika-bum-bum. Serce pika, a ja mam bzika. Hahahaha. Oh, to fikuśne serce”.
- Widzę, że się obudziłaś - usłyszałam.
„Dziwne. To serce mówi? Nie dość, że jest takie swawolne, to jeszcze się do mnie wypowiada. Gadatliwe, heheh.”- pomyślałam znów.
Głos delikatnie się zaśmiał. Przywodził na myśl miód i słońce.
W tym momencie zdałam sobie sprawę, że zaczynam myśleć. A skoro teraz myślę, to wcześniejsze słowa musiały wydobyć się z moich ust! A właściciel głosu najwyraźniej mnie słyszał!
Poczułam się zażenowana.
- Wyglądasz na zmartwioną i zawstydzoną - usłyszałam znowu głos. Chciałam otworzyć oczy, żeby przyjrzeć się właścicielowi owego brzmienia, lecz on mnie powstrzymał.
- Nie, nie otwieraj oczu – powiedział stanowczo, acz delikatnie. – Nie rób tego, proszę, dla swojego dobra. W pomieszczeniu jest dość jasno, a ty nie widziałaś światła od tygodni. Dla twojej wiadomości - jestem twoim lekarzem prowadzącym, nazywam się Carlisle Cullen. Choć w zasadzie od dziś będzie się tobą zajmował doktor Thomas Anderson.
Nie podobała mi się ta informacja. Nie chciałam żegnać się z miodowo – słonecznym brzmieniem, nie wiedząc do jakiej twarzy owe dźwięki przypisać.
- Nie denerwuj się, proszę. Nic się nie dzieje, jesteś bezpieczna. A tak przy okazji, wiedziałaś, że mówisz przez sen, Izabell?
Zarumieniłam się.
Oczywiście, że wiedziałam. I nie podobało mi się to bardzo, lecz nie miałam na to wpływu.
- Nie mam pojęcia, kim jest ten cały James, ale z tego co zdążyłem usłyszeć, to nie sądzę, żeby długo pożył. Przynajmniej nie wtedy, kiedy ty masz w stosunku do niego nieco inne plany – dodał wesoło, ot tak, jakby wcale nie udowadniał mi, że zna mój umysł dokładniej niż ja. Zaczęłam się wściekać i – co zupełnie niezrozumiałe – chichotać. Zdziwiłam się i zachichotałam jeszcze bardziej.
- Co jest? – wykrztusiłam.
- Oj, to nic. Morfina jeszcze działa. Jesteś, jakby to powiedzieć, hmm… trochę odurzona jej działaniem. Reasumując: lekko naćpana – wyjaśnił lekarz wesoło.
Jasne, zabawne. Dla niego. Z pewnością nie dla mnie.
- Dobrze, ja już muszę iść. Mam nadzieję, że nieprędko się zobaczymy ponownie. A przynajmniej nie w takich okolicznościach – powiedział, wstając. Potem jednak się zawahał i dodał po chwili: - Hmm… twoja siostra i niejaka Amely Hennesy są tutaj. Poszły do bufetu, lecz jestem pewien, że niebawem wrócą. Do widzenia.
- Do widzenia – wymruczałam cicho i skupiłam całą swoją uwagę na wzmiankach doktora. Alice i Caroline są tutaj. Za chwilę wrócą. Doktor zwracał się do mnie per Izabella, więc występuję tu służbowo. Jestem na haju i rozmawiałam z doktorem, dlatego przypuszczam, że znajduję się w szpitalu. Gdy chciałam otworzyć oczy, nie pozwolił mi, bo od wielu dni nie widziałam światła… Do tego James… Co to znaczy?
I wtedy wszystko powróciło.
Wspomnienia.
Cała masa wspomnień sprzed jakiegoś czasu.
Widziałam kolorowe zarysy postaci. Pierwszy plan był ostry, lecz tło zamazane.
Wszystko zmieniało się nadzwyczaj szybko.
James i Rosaliene.
Carol, Amely i ja w klubie.
Alkohol.
Więcej alkoholu.
Samochód Jamesa.
Łóżko.
Telefon.
Samolot.
Samochód.
Sms.
Światłość.
Krzyki ciche, niczym wyimaginowany szept wiatru.
Krew.
Cisza.
Pikanie.
Nie wytrzymałam. Krzyknęłam. W pokoju zrobiło się głośno. Szuranie butów o posadzkę, krzyk wbiegającej Alice. Szamotanina w drzwiach. To chyba Alice i Caroline. Szloch mojej siostry. Moja przyjaciółka musiała ją powstrzymać przed wejściem, żeby ta nie widziała mnie w takim stanie. Byłam jej za to wdzięczna.
Nie chciałam, żeby Caroline zobaczyła na łóżku, na którym powinna znajdować się jej siostra - mnie. Oszalałego z bólu potwora z posklejanymi włosami zakrywającymi twarz, trzymającego w rękach swoje oblicze i kiwającego się niczym ofiara choroby sierocej – w przód – i w tył – w przód – i w tył….
Skopane prześcieradło i łzy przerażenia spływające w dół. Różniły się jedynie położeniem. To pierwsze niegdyś miało chronić moją delikatną skórę przed nieprzyjemnym kocem umieszczonym pod nim, teraz faliście opadało u nóg kobiety o demonicznym wyglądzie, przerażonej samą sobą, o czym świadczyły kaskady łez opadających zgrabnie wśród harmonii dźwięków znacznie mniej przyjaznych ludzkiemu uchu, niżby się pragnęło.
Przestraszona i zaaferowana swoją metamorfozą, pomimo bacznego śledzenia wszystkich ludzi w pomieszczeniu i nie dopuszczania ich do siebie, przeoczyłam jedną z pielęgniarek. Musiała podejść ciszej i subtelniej, niż reszta by chciała. Niemalże na nią warknęłam, lecz ta pomimo tego uśmiechnęła się do mnie. Miała długie, ciemne włosy i rysy Azjatki. Była wysoka i szczupła. Dobro ducha wręcz biło z jej postawy, a uśmiech upewniał w tym, iż jest życzliwa. Na fartuchu widniała plakietka, mówiąca, że nazywa się Angelika Weber.
Zauważyłam, że wszystko dzieje się coraz wolniej. Dostrzegłam tylko strzykawkę w jej ręku i opadłam bez sił na poduszkę.
Odpłynęłam.





Obudziłam się jakiś czas później z poczuciem suchości w ustach. Chciało mi się pić. Otworzyłam powoli oczy, pamiętając, jak to się skończyło ostatnim razem, gdy uczyniłam to za szybko. Nic się nie zmieniło.
Odnotowałam jedynie butelkę wody na kuszetce obok łóżka.
Sięgnęłam po nią i skrzywiłam się, widząc, że jest niegazowana. Jednym haustem wypiłam praktycznie całą półlitrową butelkę.
Rozejrzałam się wokoło, lecz nie napotkałam wzrokiem kolejnej.
Po chwili zastanowienia nacisnęłam przycisk wzywający pielęgniarkę.
Po kilku sekundach w drzwiach pojawiła się zdezorientowana, ciemnowłosa dziewczyna.
Angelika.
- Emm… - odchrząknęłam. - Angelika, zgadza się? – zaczęłam niepewnie.
- Owszem. - Uśmiechnęła się. - Ale wolę po prostu Angela.
Odwzajemniłam jej uśmiech. Potem jednak uświadomiłam sobie, że po ostatnim zajściu musiała myśleć, że jestem psychiczna.
- Yyy… ja przepraszam za to wcześniej… - zaczęłam, lecz dziewczyna uśmiechnęła się szerzej i przerwała mi.
- Nic się nie przejmuj, proszę. Większość ludzi tak reaguje. – Rozejrzała się po pokoju i podeszła do mojego łóżka. – Nazywamy to szokiem powypadkowym. – Sprawdziła już chyba wszystko, co miała sprawdzić i zapisała coś w karcie. Potem podeszła do krzesła obok łóżka i spytała: – Mogę?
- T…tak. Szok, mówisz? – zachęciłam ją do dalszych wywodów.
- Tak. Wiele przeszłaś. Twoja psychika musiała dojść do siebie. Muszę przyznać, że dość dobrze sobie poradziłaś. Doktor Anderson mówił, że nie miałaś żadnych ciężkich obrażeń z wyjątkiem krwotoku z nosa i wstrząśnienia mózgu. – Spojrzała na mnie przepraszająco.- Krwotok był spowodowany uderzeniem w poduszkę powietrzną. Złamałaś nos. Już wszystko jest w porządku – powiedziała szybko, widząc, jak z przestrachem dotykam twarzy. - Doktor Cullen operował zaraz po tym, jak wykluczono jednak wstrząśnienie mózgu. Miałaś operację plastyczną, jednak wyglądasz nadal tak samo. Doktor Cullen jest jednym z dziesięciu najlepszych chirurgów na świecie.
- Yyy… ja nie wiem, co powiedzieć… to wszystko… było tak szybko…
- Tak, to zrozumiałe. Będę się już zbierać, bo myślę, że twoja siostra zaraz tu będzie. Codziennie przychodzi o tej porze. Bardzo jej na tobie zależy. – Mrugnęła do mnie, po czym wyszła.
Nie minęło sporo czasu, kiedy do sali weszły promieniujące szczęściem Alice i Caroline.
Ta druga od razu się rzuciła do mojego łóżka, mówiąc z zadziwiającą szybkością. Jedyne, co wyłapałam, to coś na kształt: „Tak się o ciebie martwiłam, byłam tu codziennie, o Boże, już wszystko dobrze, kocham cię siostro! Jak mogłaś?! Od dziś nie jeździsz sama, mama i tata…..” - dalej już nie słuchałam. Nie chciałam wiedzieć.
Alice uśmiechnięta stała przy drzwiach. Wtem ktoś wszedł i powiedział jej coś na ucho. Oczy dziewczyny zwęziły się w szparki, a ona sama wyglądała, jakby miała kogoś zamordować. Kimś, kto wszedł, okazała się być Angela. Spojrzałam na nie pytająco. Alice popatrzyła na mnie ze skruchą, poruszając ustami, jakby mówiła „Przepraszam, kocham” i wyszła. Angela wyszeptała tylko „Będzie na to czas” i także opuściła pokuj. Skupiłam się na Caroline.
- Jak się czujesz? – rozpoczęłam rozmowę.
- Jak JA się czuję?! Przeszłaś przez piekło i pytasz się mnie jak JA się czuję? – zapytała zdziwiona i rozdrażniona.
- No cóż, jak dla mnie zawsze byłaś na pierwszym miejscu. Jesteś moim małym aniołkiem.
- Hmm… niech będzie. Czuję się… hmm…. Szczerze mówiąc, to jestem wykończona…
- Kiedy ostatnio spałaś? – Zmartwiły mnie cienie pod jej oczami.
- Czy to ważne? Wierz mi, ty nadrobiłaś normy za nas obie.
Zaśmiałam się szczerze.
- Tak. To chyba prawda. Jak długo byłam nieprzytomna? – spytałam nagle.
- Miesiąc i dwa tygodnie – odpowiedziała Caroline
- Co? A co ze zdjęciami? Z castingiem? Z filmem? – zaczęłam wypytywać zestresowana.
- Spokojnie. Mama i Laurent wszystkim się zajęli. Casting wygrałaś. Zdjęcia miały się rozpocząć dwa tygodnie temu, ale ze względu na twój stan zdrowia kręcą na razie sceny bez ciebie. Są skłonni zacząć z tobą jak najszybciej. A zdjęcia… hmm… właściwie to chciałam o tym porozmawiać.
Spojrzałam na nią zaciekawiona.
- Widzisz, kiedy byłyśmy z Alice na obiedzie, wpadłyśmy na świetny pomysł. Widzisz, jak byłyśmy na koniach to powiedziałaś, że może już czas, żebym do ciebie dołączyła i… widzisz, przemyślałam to i myślę, że masz rację. – Uśmiechnęłam się triumfalnie, słysząc te słowa. - Widzisz, dziś na lunchu wspomniałam o tym Alice. Rozmawiałyśmy między innymi o twoich sesjach, jej nowej kolekcji, którą planuje i Alice wymyśliła, żebym była twarzą jej najnowszej kolekcji „Sweet Girl”. Powiedziała, żebym z tobą porozmawiała, co o tym sądzisz i czy mi pomożesz przy debiucie oraz rozkręcaniu kariery. W końcu jesteś twarzą Amely Hennesy Collection, a w dodatku moją siostrą…. Więc? Co o tym myślisz?
Udawałam, że rozważam przez chwilę tę propozycję, tak naprawdę powtarzając w myślach jej wypowiedź i licząc, ile razy powiedziała „widzisz”. To było zabawne. Swoją decyzję już znałam, musiałam po prostu podroczyć się z Caroline. Wyraz jej twarzy, na której teraz gościła niepewność, był bezcenny.
Nie mogłam już dłużej wytrzymać.
- No jasne! To wspaniale. – Uściskałam ją. – Oczywiście, że ci pomogę!
Potem siedziałyśmy jeszcze chwilkę rozmawiając. Po niedługim czasie przyszli w odwiedziny nasi rodzice.
Tak jak obiecałam siostrze, przekonałam mamę do tego pomysłu, biorąc na siebie odpowiedzialność za debiut Caroline. Renee się zgodziła, chodź nie była zachwycona tym pomysłem. Nie dziwota. Jedna córka w Celebrity World to ciężka sprawa, a co dopiero dwie.
Po długiej debacie doszliśmy wspólnie do wniosku, że Renee zostanie menagerką Caroline, a moim głównym agentem będzie nadal Laurent.
Charlie nie był zachwycony decyzją jego trzech kobiet, lecz tak naprawdę to mama nosi spodnie w naszej rodzinie. On zresztą jest zbyt zajęty organizowaniem swoich grilli rodzinnych. Nikt nie ma mu tego za złe – to świetna zabawa, ale nie dla mnie. Brakuje mi ojca, który nie byłby taki nieśmiały i małomówny.
Po jakimś czasie rodzice wyszli.
Miałam już zasnąć, gdy ktoś delikatnie zapukał do drzwi.
- Proszę - powiedziałam sennie.
- Cześć – przywitała się Angela i weszła do pokoju razem z jakimś wielkim, osiłkowatym chłopakiem.
Miał kręcone włosy, złote oczy i dość masywną sylwetkę. Na początku nie wiedziałam, czego się spodziewać. Chłopak był bardzo ostrożny. Miał na sobie kurtkę firmy, w której Laurent zazwyczaj załatwia mi ochronę. Już go wcześniej widziałam. Tak! To on odwiózł Caroline ze stadniny do domu. Siostra mówiła, że jest bardzo sympatyczny, jednak widząc jego postawę, wątpiłam w to.
- Cześć Angela. I witam. Pan…?
- Emmett Masen, miło mi. – Chłopak ukłonił się i posłał mi sympatyczny uśmiech. Wszystko to wyglądało komicznie. Dwumetrowy osiłek cieszy się jak dziecko widzące najnowszy model lalki Barbie. – Jestem tu na polecenie pana Laurenta. Po dzisiejszych zajściach postanowił zadbać o pani ochronę i przesyła najlepsze życzenia powrotu do zdrowia.
Odwzajemniłam uśmiech.
- Dziękuję. Proszę, mów mi Bella.
- Dobrze, Bello. – Wyszczerzył się znów. – A do mnie możesz zwracać się Em. Teraz zostawię was same.
Uśmiechnął się i wyszedł.
Angela podeszła do mojego łóżka, pytając wzrokiem, czy może usiąść na fotelu. Przytaknęłam głową.
- Co to były za dzisiejsze okoliczności? – spytałam powoli, usiłując ukryć zdenerwowanie i zdezorientowanie.
- Ach, to. – Dziewczyna spojrzała mi w oczy, mówiąc: – Widzisz, ja… nie chciałam wam przerywać… to znaczy tobie i twojej siostrze, więc zgodziłyśmy się z Amely, że….
- Czy mogłabyś, proszę, mówić jaśniej? – poprosiłam poirytowanym, acz życzliwym tonem. Nie chciałam dziewczyny wystraszyć, bo wiedziałam, że i tak jest już wystarczająco podenerwowana.
- Hmm… jakby to powiedzieć… Pojawiło się tu trochę ludzi – zaczęła.
- Ludzi, powiadasz? – Siliłam się na spokojny ton. Nie nabrała się jednak na tę maskaradę, gdyż pikanie oznajmujące bicie mojego serca przyśpieszyło w dziki galop na monitorze.
- Tak, nikt taki. Tylko…- urwała, widząc moją reakcję. Podniosłam jedną brew, a ona wyszeptała koniec swojej wypowiedzi - …prasa.
Auć.
Ile już tu byłam? Półtora miesiąca. Tyle czasu spokoju to za dużo? Najwyraźniej tak.
- Jak? – spytałam tylko.
- Zauważyli twoje zniknięcie, ktoś rozpoznał Amely, Carol, a następnie Renee Hamn – uśmiechnęłam się w duchu na wspomnienie pseudonimu artystycznego mojej matki – i Charlie’go… To wszystko się im poskładało. Amely odciągnęła ich od szpitala, jednak wrócą. Teraz są już pewni.
- Za ile dni mogę się wypisać? – zapytałam spokojnie.
- Z tego co mi wiadomo, lada moment. Celowo trzymaliśmy cię w śpiączce, aż wszystko będzie w porządku. Jutro możesz wyjść.
- Świetnie – powiedziałam usatysfakcjonowana. Zapytałam jeszcze o kilka drobnych szczegółów: czy mogę wrócić do pracy, wychodzić na słońce, czy mam brać jakieś leki. Angela nie znała wszystkich zaleceń co do mojej osoby, więc przyprowadziła doktora Andersona. Ten odpowiedział na moje pytania i zgodził się mnie wypisać rano oraz pomóc opuścić szpital bez sensacji.
W nocy jednakże nie było tak różowo.





Byłam w wielkim, czarnym domu.
W równie czarnym pokoju stało białe pudełko.
Leżało na środku różowego dywanu.
Wiedziałam, że jest tam coś ważnego.
Podeszłam do pudełka. Zdjęłam pokrywkę i zajrzałam do środka.
Wewnątrz pudełka leżała tubka czarnej farby.
Wtem usłyszałam za sobą śmiech. Śmiech Jamesa.
Odwróciłam się szybko, żeby zobaczyć, jak tnie piłą mechaniczną na kawałki białe krzesełko.
Śmiał się przy tym, jakby oglądał jakąś dobrą komedię.
Był cały czerwony. Wtem zrozumiałam, jak to w śnie bywa, że to co jest w pudełku, może się do czegoś przydać.
Chwyciłam farbę i spostrzegłam, że moje ręce są szare. Wszystko wokół było czarne, białe lub różowe (z wyjątkiem Jamesa) tylko nie ja.
Nagle James odwrócił się do mnie twarzą i zaczął się zbliżać. Chwyciłam tubkę farby i zaczęłam nakładać ją na siebie jak najszybciej. Zdążyłam zaledwie posmarować ręce, kiedy farba się skończyła.
Moje ręce zniknęły w tym dziwnym świecie. Byłam tam i nie mogłam nic zrobić, wiedząc, że James mnie skrzywdzi. Jakimś cudem udało mi się wstać. Zauważyłam drzwi. Nie miały klamki. Rozpędziłam się, czując na sobie wzrok Jamesa i uderzyłam w nie całym ciałem. Nic się nie stało. James był coraz bliżej.
Powtórzyłam zabieg.
Drzwi ani drgnęły.
James był tuż za mną.
Przywarłam do nich, podczas gdy on wyszeptał: „Zapłacisz mi za wszystko”…





Obudziłam się z krzykiem wyrwana z kolejnego koszmaru. Ostatnimi czasy takie scenki śniły mi się często. James był w nich postaciami z horrorów, które mnie ścigały. W dalszym ciągu krzyczałam i płakałam.
Zaalarmowany Emmett wbiegł do pokoju i zapalił światło. Rozejrzał się w poszukiwaniu źródła mojego wrzasku.
Zobaczył jednak tylko, jak kulę się w łóżku ze łzami w oczach. Powoli do mnie podszedł. Widząc mój stan, postanowił wezwać doktora. Wyciągnął rękę w stronę przycisku, lecz byłam szybsza. Złapałam jego rękę i popatrzyłam błagalnym wzrokiem.
Nie wiedział, co ma zrobić. Wyciągnął drugą rękę w kierunku guzika. Wtedy wychlipałam przez łzy coś na kształt: „Nie, proszę…”, w związku z czym nie wezwał lekarza. Zdawał się rozumieć, co się dzieje. Podszedł bliżej, z łatwością lekko mnie unosząc. Nawet nie zauważyłam, kiedy znalazłam się w jego silnych ramionach, płacząc w ochroniarską kurtkę. Zaczęłam drżeć z zimna, więc Emmett chwycił błyskawicznie koc, którym mnie owinął.
Trwaliśmy tak jakiś czas.
Gdy się już uspokoiłam, delikatnie uniósł mój podbródek i spytał lekko:
- Co się stało, księżniczko?
- N...ni...nic – wychlipałam.
- Rozumiem - odparł delikatnie. – Może teraz położysz się spać?
- Nie – stwierdziłam stanowczo. – Nie, bo wtedy on wróci.
- Och, koszmary? – domyślił się. Był taki czuły. Nie spodziewałam się tego po nim.
Pokiwałam głową w odpowiedzi i spuściłam wzrok zawstydzona.
- Powiesz mi, kim jest ten „on”? – spytał delikatnie.
A co mi tam. Już mnie widział. Teraz wolałabym, żeby wiedział, dlaczego tak, a nie inaczej się zachowałam.
- To mój eks – powiedziałam szeptem.
- Ekschłopak? – zapytał tonem terapeuty. Idealnie opanowany.
- Nie… - odrzekłam cichutko. Wyczułam, że się zdziwił. - Eksnarzeczony – dodałam jeszcze ciszej. Pomimo tego, że mój szept był cichszy od ruchu skrzydeł ćmy, on go usłyszał. Przycisnął mnie do siebie mocniej i znów się uspokoiłam.
- Skąd wiedziałeś, co zrobić? – zagadnęłam, już w pełni odzyskawszy samokontrolę.
- Widzisz, ja… - zastanawiał się nad czymś przez chwilę i zdecydował się na szczerość -mieszkałem w domu dziecka od siódmego roku życia. Wiele razy widziałem załamane dziewczyny i wiem, że tylko to skutkuje. Jesteś delikatna i wywnioskowałem z twojej postawy, że tego potrzebujesz. Leki nasenne z pewnością nie przyniosłyby komfortu psychicznego.
- Dlaczego trafiłeś do domu dziecka?
- Nie mam pojęcia, co się stało z moimi rodzicami. Wiem tylko, że moje rodzeństwo zostało przeniesione do innego domu dziecka. Tak, miałem siostrę i brata – powiedział, widząc moje pytające spojrzenie. - Oboje młodsi ode mnie – kontynuował. - Na początku byliśmy razem. Troszczyłem się o nich i broniłem przed resztą. To dlatego nauczyłem się walczyć. Wtedy też zacząłem korzystać z siłowni. Co prawda, sprzęty nie były zbyt wyrafinowane, ale starczyły. Szybko pojąłem jednak, że najważniejsze jest wykształcenie. Zainteresowałem się szkołą. Byłem dobry, zwłaszcza z matematyki, chemii i fizyki. Z plastyki też podobno niczego sobie, ale to mnie nie kręci. – Uśmiechnął się do mnie, a ja pokazałam gestem rąk, żeby kontynuował.
Tak dowiedziałam się, że gdy tylko skończył osiemnaście lat, wyprowadził się z domu dziecka. Chodził do szkoły, lecz musiał zrezygnować z liceum na rzecz pracy. Ta okazała się jego zbawieniem. Nie tylko pozwalała na zapłacenie rachunków za jego małe mieszkanko na przedmieściach, ale także opływała w podróże. Zachłanna wiedzy o nowym przyjacielu pytałam o szczegóły, a on odpowiadał. Gdy doszłam już do siebie, Em położył mnie do łóżka, a sam siadł na fotelu obok.
Teraz to ja opowiadałam mu najróżniejsze szczegóły z życia. Od znajomości z Alice, przez stosunki z rodzicami, zdradziłam mu nawet swoją prawdziwą tożsamość. Przebrnęliśmy również przez temat Jamesa. Rozmawialiśmy o moich doświadczeniach z planów filmowych, sesji, pokazów mody, itd. Największą ciekawość jednak wzbudziła u Emmetta Alice. Usłyszawszy jej historię, był pod wrażeniem.
- Nie mogę się doczekać, aż zobaczę tę całą Alice. Musi być świetna. – Zaśmiał się.
- O tak, jest. Tylko jej nie podpadaj – ostrzegłam z rozbawieniem w głosie.
- Dlaczego? – zdziwił się Emmett, napinając muskuły. Widząc to, ryknęłam śmiechem.
- Alice może i wyglądem przypomina chochlika, ale wierz mi – zachichotałam – tam w środku siedzi terminator.
Oboje parsknęliśmy śmiechem.


„Kto by pomyślał – pomyślała jeszcze Bella podczas bezsennej nocy - że taka beznadziejna nocna mara przyniesie w skutkach prawdziwego przyjaciela…”
Miała rację.
Nawet najgorsza sytuacja może zainicjować szczęśliwe zakończenie.
Bella przeszła przez wiele doświadczeń. Nocny koszmar był piekłem. Ktoś jednak dał jej coś niezwykłego. Otwartość, szczerość, czułość i oddanie. Otrzymała dobro w postaci człowieka, drugiej osoby, z którą chce się przeżyć wszystko.
Przyjaciela.
„Widzisz, piekło nie jest takie złe, jeśli możesz zatrzymać ze sobą Anioła…” - jak to Emmett powiedział swego czasu...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez NaTaLKa9414 dnia Wto 14:14, 14 Lip 2009, w całości zmieniany 8 razy
Zobacz profil autora
lilczur
Wilkołak



Dołączył: 14 Maj 2009
Posty: 141
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 14 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z daleka

PostWysłany: Wto 11:36, 14 Lip 2009 Powrót do góry

Zdziwiło mnie to, że nikt nie napisał komentarza. Może nie powinnam się wypowiadać, bo betuję to opowiadanie, ale przyznam, że z rozdziału na rozdział jestem coraz bardziej zaintrygowana. Autorka pisze coraz lepiej i nawet gdybym nie poprawiała tego ff, czytałabym je na pewno z wielką przyjemnością.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Lady Vampire
Wilkołak



Dołączył: 10 Kwi 2009
Posty: 197
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ni stąd, ni zowąd

PostWysłany: Wto 12:52, 14 Lip 2009 Powrót do góry

Zgadzam się z lilczurem, że autorka pisze coraz lepiej. I coraz ciekawiej.
Faktycznie, w tym rodziale mamy więcej emocji. I pojawił się Emmett. Ale ja i tak czekam na Edwarda. Wink
Niezmiernie cieszy mnie fakt, że w tym rozdziale nie pojawiła się żadna wiadomośc sms. Od razu lepiej sie czyta, chociaż to tylko moje zdanie.
Rozkręcasz sią dalej.

Cytat:
Gdy chciałam otworzyć oczy, nie pozwolił mi, bo od wielu dni nie widziałam światła….

Coś mi się wydaje, że po wielokropku nie stosuje się już kropki.

Cytat:
Tak, nikt taki. Tylko….- urwała, widząc moją reakcję.

Zaczynasz po myślniku z małej litery, więc kropka jest zbędna, a później nawiązujesz do tego urwanego zdania. Tak czy inaczej brakuje spacji.

Cytat:
N..ni..nic

Wielokropek to trzykropek. Zawsze.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
lilczur
Wilkołak



Dołączył: 14 Maj 2009
Posty: 141
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 14 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z daleka

PostWysłany: Wto 13:38, 14 Lip 2009 Powrót do góry

Lady Vampire, dzięki wielkie.:) Ja po czytaniu kilku różnych tekstów z wielokropkami (jakoś ostatnio modne się to zrobiło) już dodatkowych kropek nie zauważam, a Ty słusznie zauważyłaś, że po wielokropku kropki być nie powinno. Co do ostatniego z zacytowanych zdań, to przyznam, że też miałam wątpliwości, czy tak może to wyglądać, ale ostatecznie uznałam, że niech będzie taki oryginalny zabieg stylistyczny. Ale faktycznie, nie jest to do końca zgodne z polską pisownią.
Jeszcze raz dziękuję, bo nawet przy największych staraniach nie zawsze da się wszystko zauważyć i takie wskazanie błędu jest bardzo pomocne.:):):)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
NaTaLKa9414
Nowonarodzony



Dołączył: 04 Cze 2009
Posty: 35
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 10:09, 22 Lip 2009 Powrót do góry

rozdział można znaleźć również na moim chomiku ( [link widoczny dla zalogowanych] ) hasło do folderu: celebrity life.

mam nadzieję, że pojawią się komentarze z cenną krytyką.


beta: lilczur

Rozdział 4




Praktycznie całą noc nie zmrużyłam oka. Emmett dzielnie siedział ze mną przez ten czas. Rozmawialiśmy na wiele różnych tematów. Muszę przyznać, że cieszę się z faktu, iż wszystko potoczyło się tak, a nie inaczej.
Teraz już wiem, że mając możliwość zmiany choć jednego epizodu w swoim życiu, zostawiłabym wszystko tak, jak jest. Obecna sytuacja może i jest ciężka, lecz równocześnie jest jedyna w swoim rodzaju. Dlaczego?
Bo jest moja.
Poznawszy lepiej mojego ochroniarza, który stał się dla mnie nowym przyjacielem, jestem zadowolona, że tejże nocy się załamałam. W innym przypadku nigdy nie poznałabym jego historii i poglądów. Pewnie do teraz miałabym go za wielkiego osiłka, podczas gdy można go porównać raczej z wielkim miśkiem. Być może jestem egoistką. Ba, na pewno nią jestem.
Mniejsza o to.
Jeśli miałabym moc zmiany przeszłości Emmetta, nie uczyniłabym tego. Gdyby nie to, co przeszedł, gdyby nie jego nieszczęścia, wzloty i upadki, nie pomógłby mi, kiedy go potrzebowałam. Zresztą, on sam nie byłby wtedy tym, kim jest. Miałby zupełnie inną osobowość.
Tej nocy doszłam do wielu wniosków.
Jednym z nich była konkluzja dotycząca nie tylko mnie samej, ale nas wszystkich jako jednostek.
Zastanawiałam się nad tym, co decyduje o tym, kim jesteśmy.
Myślałam o tym długo. Wymyśliłam nawet swoją własną teorię.
Naszą osobowość kształtują własne, ale i innych zachowania w sytuacjach, które przeżyliśmy. Rozwija nas zarówno otoczenie, jak i to, co nie dotyczy bezpośrednio nas samych.

Bo to właśnie jesteśmy my: ludzie.

I to właśnie jestem ja: Bella Swan.

Ja, czyli nie tylko mój wygląd czy charakter. Nie, to wszystko jest bardziej złożone. Ja, to także ludzie, którymi się otaczam. Ja jako Bella Swan, ale również jako Izabell Hamn. Jestem także wszystkim, co mnie otacza: miejscami, w których przebywam, jedzeniem, które lubię spożywać, książkami, które czytam…. Jednym słowem: tym, co kocham.
Człowiek zdaje sobie sprawę z tego, czy coś lub kogoś kochał dopiero po stracie.

Najlepszym podsumowaniem naszych decyzji dotyczącym ich słuszności jest bowiem to, jaki ma się pogląd na podmiot zamieszania po zakończeniu wszystkich związanych z tym czynności.
Przykładowo: to, czy dobrą decyzją było związanie się z Jamesem, poznanym w wieku 4 lat na planie filmowym, a co gorsza usilne łączenie z nim każdej decyzji i chwili w życiu, mogę ocenić dopiero teraz.
I wziąwszy pod uwagę całokształt tej sytuacji, zdając sobie sprawę, że tak naprawdę mi go nie brakuje, a wręcz odczuwam pewnego rodzaju ulgę, upewniam się w stwierdzeniu, iż była to zła decyzja.
Decyzja, której nie mogę żałować, gdyż jest częścią mnie i ukształtowała mnie taką a nie inną w tym momencie.

Teraz jestem silna, z bagażem doświadczeń z sześcioletniego fałszywego koleżeństwa, ośmioletniego fałszywego związku i miesięcznych fałszywych oświadczyn.

Nie żałuję.

Teraz jestem silna.

Muszę być.

Od dziś.

A nowy etap mojego życia – ten bez Jamesa – zamierzam rozpocząć od zaraz. Nie zniosę jego widoku ani chwili dłużej.
Teraz zamierzam pojechać na plan mojego najnowszego filmu i pokazać wszystkim, że jestem w doskonałej formie.
Rozejrzałam się wokoło. Stałam w sali szpitalnej, w której spędziłam ostatnie kilka tygodni.

Byłam już ubrana w dżinsy i bluzkę na ramiączkach w poprzeczne błękitne i czarne paski. Na ramionach miałam niebieskie bolerko, na szyi długie, niebieskie korale opadające na moją bluzkę. Usiadłam na krześle i założyłam jeszcze niebieskie balerinki z czarnymi serduszkami.

Dzisiaj nie chciałam się wyróżniać, więc poszłam za radą Alice i ubrałam się „jak normalna dziewczyna” a nie jak hmm… cóż… nie jak JA.
Rezygnacja ze spódnic i szpilek na rzecz dżinsów i balerinek była…ciężka.
Ale skoro Alice mówi, że tak ma być, to tak ma być.
Co prawda wiem, że nie wyglądałam jak „normalna dziewczyna”. To było oczywiste.

Powiedzcie mi, czy ktoś taki nosi ubrania z Amely Henesy Colection, które nie są dostępne dla „normalnych dziewcząt”?

Nie odpowiadajcie.

- Bella? Bella, słyszysz mnie, gwiazdeczko? – Ktoś machał mi uparcie ręką przed nosem. Spojrzałam na niego i ze zdziwieniem zdałam sobie sprawę, że to Laurent Normand – mój manager – stoi przede mną i uparcie usiłuje coś do mnie powiedzieć.

Lauri, jak zwykłam go nazywać, jest wysokim blondynem ze średniej długości włosami. Jego oczy są czarne i wyraźne. Wygląda bardzo męsko i dystyngowanie. W biurze: zawsze idealnie dobrany garnitur, krawat i włoskie buty. Teraz: przetarte dżinsy z łańcuszkami, czarny podkoszulek z czerwonymi napisami, opinający jego umięśnioną klatkę piersiową, na nogach zaś adidasy.

Coś przyciągnęło moją uwagę w drzwiach. Opierając się o futrynę, stała tam wysoka, ruda dziewczyna, przywodząca na myśl geparda. Długie, kręcone włosy oraz brązowe oczy nadawały jej drapieżny wygląd. Spory udział miały w tym też jej piegi, często przecież zaburzające urodę, lecz nie w jej przypadku. Dziewczyna zauważyła moje spojrzenie i odezwała się do mnie nieco skrzeczącym głosem:
- Witaj, Bello. – Moje imię wymówiła z wyższością.
- IZAbello – poprawiłam ją. – Co cię tu sprowadza, Victorio?

Zauważyłam, że zwykłaś unikać mojego towarzystwa - zaczęłam drwiąco. Laurent westchnął z rezygnacją. Doskonale wiedział, że jego żona nie przepada za mną i wszystkim, co ze mną jest związane. Zazwyczaj nasze opływające w sarkazm rozmowy nie kończą się dobrze.
- Victoria przyjechała tu, aby mi towarzyszyć – przerwał Laurent.
- Już jestem – powiedział Emmett, wkraczając do pomieszczenia i podchodząc do mnie.
- Cześć, Em. – Uśmiechnęłam się i podeszłam do niego seksownym krokiem. Zbliżywszy się, dałam mu buziaka w policzek na przywitanie. Spod drzwi dobiegło mnie westchnienie rezygnacji.
- Widzę, że nie próżnowałaś, Izabello – usłyszałam. – Kiedy zerwałaś z Jamesem, co? Miesiąc temu? Dwa? – drwiąco ciągnęła Victoria.
- To moje prywatne sprawy, kotku – odparłam, nie odwracając się w stronę żony mojego managera. Wspięłam się za to na palce i wyszeptałam wprost do ucha Emmetta:
- Błagam, zabierz mnie stąd, bo jej przywalę.
Na te słowa mój ochroniarz zaśmiał się swoim tubalnym śmiechem. Zniżył się do mojego ucha i wyszeptał uroczo:
- Patrz i ucz się. – Po czym dodał na głos: – Dobrze, czas ucieka. Musimy się pośpieszyć, jeśli Bella chce zdążyć dziś na plan.
- Racja – poparł go Lauri. – Kochanie, może zechciałabyś poczekać na nas pod szpitalem, w samochodzie?

Victoria jedynie kiwnęła głową i wyszła. Gdy tylko drzwi się za nią zamknęły, Laurent zwrócił się do nas.
- Dobra, plan jest taki: Victoria wychodzi właśnie głównym wyjściem, które jest zabezpieczone. Cała prasa jest przekonana, że tamtędy właśnie będziesz opuszczała szpital. Ty i Emmett razem z doktorem Andersonem, który powinien się zjawić lada moment, wyjdziecie na podziemny parking dla lekarzy. Tam czeka na was srebrne volvo s 60. Poznacie je po włączonym silniku. Izabell, nie narzekaj. I nie patrz tak na mnie. Musieliśmy dobrać jakiś w miarę normalny samochód. Spokojnie, na obrzeżach miasta czeka srebrny lexus LF-A. - Wsiądziesz za kółko, Bella pokaże ci, który to – powiedział do Ema, rzucając mu kluczyki.
- A wracając do planu: – zwrócił się znów do mnie Laurent – w czasie, gdy wy wyjedziecie z parkingu, ja wyjdę głównym wyjściem i poinformuję prasę, że się spóźniła – uśmiechnął się zadziornie.

Mój manager uwielbiał bawić się z dziennikarzami w kotka i myszkę. To był jego moment.
- Aha, jeszcze jedno. – Znów na mnie spojrzał. – Jeśli jesteś zainteresowana, to dziś zdjęcia do filmu odbywają się w Stanach. Radziłbym ci się na nich pojawić za 20 godzin. A nasz samolot odlatuje za jakieś cztery godziny, czyli za trzy masz być na odprawie. Do tego czasu masz wolne.
- Masz się nią zająć i zabrać ją, gdzie zechce. I nie zapomnij dopilnować, żeby coś zjadła – rzucił do mojego ochroniarza, otwierając drzwi, za którymi stał doktor Anderson.
- Dobrze, że pan już jest. Zaczynajmy – powiedział do doktora, po czym poszedł w stronę windy.
- Powodzenia – życzył na odchodne, znikając za zamykającymi się drzwiami.
- Dobrze, mamy mało czasu. Chodźcie za mną – poprosił zdenerwowany doktor i ruszył korytarzem w kierunku przeciwnym do wind.

Poszliśmy za nim: najpierw ja, a zaraz za mną Emmett.
Przeszliśmy do innego korytarza, pełnego zakrętów i wyglądającego na opuszczony. Doszliśmy do obskurnych schodów i zaczęliśmy schodzić w dół. Widać było doskonale, że była to część wyłącznie dla personelu, zdecydowanie nieprzeznaczona dla oczu zwykłego pacjenta.
Zeszliśmy prawie na sam dół. Byłam bardzo zmęczona, pokonaliśmy chyba z czterdzieści pięter.
Nikt się nie odzywał.
Przeszliśmy jeszcze jeden poziom niżej i doktor otworzył drzwi za pomocą jakiejś karty.
- To tutaj – powiedział, odwracając się w naszą stronę. – Miło było państwa poznać.
Wyglądał, jakby chciał coś dodać, ale nie za bardzo wiedział, jak to powiedzieć.
- Tak, doktorze? – spytałam, widząc jego zmieszany wzrok.
- Nie, nie, nic – powiedział szybko.
- Proszę powiedzieć.
Emmett wyminął nas zwinnie i podszedł do srebrnego auta z włączonym silnikiem.
- Widzi pani, nie wiem, czy wolno mi o to prosić, ale gdyby pani mogła… - zaczął nieśmiało, a ja już wiedziałam, o co chodzi, gdy tylko zaczął coś wyjmować z teczki trzymanej w ręce.
- Nie ma sprawy – uśmiechnęłam się, po czym wzięłam od niego magazyn z moim zdjęciem na okładce i pisak.
- Dla kogo napisać? – spytałam.
- To dla mojej córki, Aurelii - powiedział zmieszany.
Uśmiechnęłam się, wypisując autograf.
- Ile córka ma lat? – zapytałam, oddając magazyn o modzie.
- Dziesięć – odrzekł ucieszony. Oddałam mu również pisak i zaczęłam zdejmować korale.
- Dziękuję – powiedział doktor Anderson.
- Nie ma za co. Mam prośbę, mógłby pan jej to dać ode mnie? – poprosiłam i podałam mu korale.
- O nie, nie mogę tego przyjąć…- zaczął, wycofując się.
- Pan niczego nie będzie przyjmować. To prezent dla pańskiej córki, nie dla pana – stwierdziłam ostro.
- Dobrze, dziękuję – odparł, odchodząc.
- I proszę pozdrowić Angelę – zawołałam, podczas gdy drzwi już się za nim zamykały. Nie zdążyłam usłyszeć odpowiedzi, bo Emmett zawołał mnie do samochodu.

Podbiegłam do auta i wskoczyłam na tylne siedzenie. Emmett zamknął drzwi, obszedł samochód i wsiadł z drugiej strony. Gdy tylko to zrobił, kierowca nacisnął gaz i ruszyliśmy z parkingu z piskiem opon. Gdy wyjechaliśmy, ostatni raz rzuciłam okiem na szpital, żeby dostrzec Laurenta stojącego w błysku reflektorów na schodach przed głównymi drzwiami.

Nikt nie zdawał się zwracać na nas uwagi. Znowu wszystko poszło po myśli mojego managera.

Spojrzałam na Emmetta siedzącego obok mnie i uśmiechnęłam się do niego. Odwzajemnił uśmiech ze słowami:
- Co pani sobie życzy robić, zanim dotrzemy do samolotu?
Zaśmiałam się i odpowiedziałam;
- A na co masz ochotę? – spytałam. W samochodzie rozległ się tubalny śmiech. Ja tymczasem dodałam zapobiegawczo: – Oczywiście w granicach rozsądku.
- To ogranicza mi pole manewru.
- Bywa – odpowiedziałam i wyjrzałam za okno, oddając się znów wirowi wspomnień i rozmyślań.





Trzy godziny później dotarliśmy na czas na lotnisko. Jeszcze się uśmiechałam na myśl o ostatnich dwóch godzinach spędzonych w wesołym miasteczku. Nie przypominam sobie, kiedy ostatnim razem byłam w takim miejscu.

Nowa Zelandia jest świetna!

Przeszliśmy odprawę i wsiedliśmy do samolotu. Lecieliśmy jednym z moich prywatnych odrzutowców.
Poza załogą składającą się z dwóch pilotów, lekarza i trzech stewardess, była nas tam piątka: ja, Emmett, Victoria, Laurent i jeszcze jeden ochroniarz. Przedstawił się jako Mike Newton i nie zaprzestawał w próbach flirtowania ze mną. Denerwował mnie do tego stopnia, że poprosiłam Ema, aby coś z tym zrobił.

Wziął więc na chwilę Mike’a na bok i powiedział mu coś, po czym chłopak zaczął zmieniać kolejno kolory: z bladego na zielony, z zielonego na niebieski, z niebieskiego na fioletowy, z fioletowego na czerwony, z czerwonego znów na biały. Potem poszedł do przedziału Victorii i Laurenta, jednak szybko stamtąd wyszedł. Nie mogąc znaleźć sobie miejsca, skierował się ku tej części samolotu, w której znajdował mini barek. Od tej chwili nie widziałam go przez cały czas lotu.

Podczas szesnastu godzin podróży nie zmrużyłam oka. Przez pierwsze dwadzieścia minut Emmett opowiadał mi dowcipy. Potem poszedł zająć się Mike’em, a jak wrócił, zagraliśmy w karty. Jednak po drugiej godzinie lotu Emmett zasnął na kanapie obok mnie. Wyjęłam więc laptopa i zaczęłam przeglądać portale internetowe.

Znalazłam jakieś informacje o Jamesie i Rosaliene, ale nie zwracałam na nie większej uwagi.

W prasie były już zdjęcia sprzed szpitala w Nowej Zelandii. Laurent wyszedł na nich uroczo. W czasie następnej godziny uzupełniałam swoją stronę internetową i sprawdzałam maile. Skorzystałam również z drukarki pokładowej i wydrukowałam sobie plan zdjęć i scenariusz do nowego filmu. Sprawdziłam, które sceny mamy kręcić na początku i zaczęłam się uczyć moich kwestii na pamięć. Następnego dnia zdjęcia na planie rozpoczynały sceny z udziałem mojej filmowej starszej siostry. Liczyłam na to, że będzie ją grała jakaś fajna dziewczyna. Do tej pory nie wiem, dlaczego zdecydowałam się na ten prymitywny film dla nastolatek.
Mam tylko nadzieję, że nie będę tego żałowała.




Całą resztę lotu Victoria i Laurent nadal spędzali w swoim towarzystwie, a ja wolałam nie myśleć o tym, co robią w moim samolocie. Wiedziałam bowiem, że od dłuższego czasu starają się o dziecko. Mike nie pokazał się już więcej, załoga przynosiła zamówione posiłki, a Emmett spał. Obudził się dopiero przy lądowaniu.

Ja natomiast umiałam już praktycznie cały scenariusz na pamięć. Po odprawie poszliśmy wszyscy do kawiarni w VIP strefie. Usiedliśmy przy stole i Laurent poinformował nas, co mamy robić. On i Victoria wybierali się do swojego mieszkania. Mike jechał z nimi. Emmett natomiast miał się zatroszczyć o mnie.

Wyszliśmy z lotniska i skierowaliśmy się na VIP parking – prosto do mojego czarnego mitsubishi pajero. Wsiadłam za kierownicę, podczas gdy Em wrzucał bagaże do bagażnika. Potem podszedł do mnie i stanowczo poprosił mnie o kluczyki.
- Co? – spytałam zszokowana.
- To, co słyszałaś. Nie możesz prowadzić auta. Wyższy rozkaz. Nie ode mnie zależy –powiedział przepraszająco. Widząc, że nigdzie się nie ruszam, westchnął, wziął mnie na ręce bez wysiłku, obszedł samochód, otworzył drzwi i pomimo moich krzyków oraz desperackich prób wyrwania się, usadził mnie na fotelu pasażera i zapiął pas. Następnie usiadł za kierownicą. Odpalił silnik i ruszył w kierunku domu moich rodziców.




Pół godziny później byłam już na miejscu, dałam buziaka Emowi na pożegnanie i poszłam do siebie. Potem wskoczyłam pod prysznic. Moje bagaże w międzyczasie zostały dostarczone do pokoju. Pokojówki właśnie zbierały z nich brudne rzeczy do prania, a czyste chowały do szaf.
Podeszłam do jednej z komód zamocowanych na ścianie i otworzyłam drugą szufladę od góry. Wybrałam jeden z jednoczęściowych strojów kąpielowych z Victoria’s Secret i wyszłam z pokoju z gumką do włosów w ręce.

Po drodze na basen spotkałam jeszcze Caroline. Przywitałyśmy się i moja siostrzyczka postanowiła się do mnie przyłączyć. Z racji, że wróciła dopiero ze stadniny, postanowiła najpierw się odświeżyć. Umówiłyśmy się na basenie pół godziny później.

Gdy Caroline wyszła w ślicznym, czarnym bikini od Verasce, leżałam już na leżaku, sącząc sok pomarańczowy. Widząc siostrę, wstałam i nie tracąc czasu, obie wskoczyłyśmy do basenu. Długo pływałyśmy, rozmawiałyśmy i śmiałyśmy się. W międzyczasie Caroline zdążyła się ze mną podzielić wrażeniami z pracy nad „Sweet Girl”. Gdy wylegiwałyśmy się na leżakach, dostałam SMS.

Od: Laurent
Cześć, gwiazdeczko!
Szykuj się, bo niedługo
zjawi się twój ochroniarz.
Amely przyjedzie z nim.
Na mailu masz plan na
najbliższe dni
i kilka propozycji bali
dobroczynnych do wyboru.
Przemyśl i powiedz,
co wybierasz.
3maj się, słoneczko!
xoxo



Chwilę później Caroline dostała SMS od mamy.
- Wiesz może, co mam teraz zrobić? – spytała skołowana.
- Nie wiem, póki mi nie pokażesz esa – odpowiedziałam sarkastycznie.
- Oj, przepraszam. – Uśmiechnęła się i podała mi telefon.

Od: Mama;*
Cześć, słodziutka!
Twoja siostra dziś
wybierze harmonogram
na ten tydzień.
Zaraz po tym dostaniesz
na maila swoje rozkłady.
Wybierz, co ci pasuje
najbardziej i daj mi proszę
znać.

xoxo




- Słodziutka? – zaśmiałam się.
- Nie moja wina. – Caroline przewróciła oczami. – To przez nazwę kolekcji.
- Jak to?
- Sweet Girl. – Wzruszyła ramionami moja siostrzyczka.
- Podoba mi się. – Uśmiechnęłam się.
- Taaa, jasne – oburzyła się - GWIAZDECZKO!
Obie zaczęłyśmy się śmiać, a ja zawołałam służbę.
- Przynieś nasze służbowe laptopy – rzuciłam niedbale do jakiegoś rudego chłopaka.
- Już się robi – odpowiedział, a w tym samym czasie Caroline zapytała:
- Nasze?
- Tak, siostrzyczko. Nie wiedziałaś? – Zaśmiałam się. – A co myślisz, że bez komputera sobie poradzisz? Te są malutkie. I łatwe w obsłudze – ciągnęłam, gdy służba przyniosła dwa macbook’i pro. Jeden złoty, a drugi biały z wzorkami.
– Ten już widziałaś – powiedziałam, wskazując biały i otwierając go. – Złoty jest twój – dodałam.
- Jest piękny! – zawołała. – I taki lekki! I cieniutki! Rany, on się nie złamie? – spytała podekscytowana.
- Nie, z pewnością nie. – Zaśmiałam się. – Sprawdź skrzynkę, ja już skończyłam – dodałam rzeczowym tonem.

Doskonale znałam procedurę: firmy, z którymi współpracuję, przysyłają możliwe terminy sesji, fanmeetingów, zdjęć… Managerowie dodają bale i imprezy. To idzie do ludzi układających kilka możliwych schematów.
Potem odsyłają to do managerów. Ci wybierają pięć najlepszych szablonów. Potem to trafia do „priorytetów” czyli osób, które mają główne role w tych wszystkich szopkach: najważniejsze modelki, aktorzy grający pierwszoplanowe role, liderzy zespołów. My odsyłamy jeden wybrany schemat. Potem managerowie rozsyłają reszcie osób ich plany zgodne z naszymi.

Ja wysłałam mój szablon jakąś minutę temu, czyli Caroline dostanie swój rozkład wyjść za hmm…. Dwie minuty…

Minutę…

Trzydzieści sekund….

Dwadzieścia…

Trzy sekundy…

Dwie…

- Sprawdź skrzynkę – poprosiłam.
- Dopiero co odświeżyłam. Jeszcze nic nie ma – stwierdziła zrezygnowana.
- Sprawdź teraz – powtórzyłam stanowczo.
- O! Już jest! Dobra, przyjrzyjmy się. Ej! Mam dwa plany! – powiedziała zachwycona.
- Teraz przejrzyj oba i wybierz ten, który ci bardziej pasuje.
- Ale to jest to samo – powiedziała. - Co za różnica?
- Pokaż.

Wzięłam od niej laptopa. Jej plany z pewnością nie były takie same. Jedyną rzeczą, która się powtarzała, były sesje ze mną, spotkania z Amely Henesy i zajęcia w szkole wizerunku. Cała reszta była całkiem inna. Jeden z nich był idealny, a drugi ułożony tak, że ja na jej miejscu we wtorek miałabym dość.

- Popatrz – zwróciłam jej uwagę. – W poniedziałek lepiej zacząć od czegoś lekkiego, jak na przykład jogging z Mery Camel. To fajna trenerka. Potem śniadanko – degustacja ciast w Oryginal Smith Cake Company. Mają tam pyszne ciasta. Następnie zajęcia w szkole wizerunku i spotkanie z Alice. Później lunch z rodzicami i targi samochodowe. Na koniec idziemy razem na bal dobroczynny. To idealne. Najpierw się obudzisz, potem coś zjesz i odwalisz robotę. Na koniec rozluźnienie. Zawsze tak to dobieraj. Sesje zdjęciowe zawsze rano albo późnym wieczorem. Nigdy po jedzeniu. Ćwiczenia fizyczne zawsze przed posiłkiem albo pod koniec dnia – mówiłam, pokazując jej zalety i wady obu planów.

- Więc ten pierwszy jest lepszy, a ten drugi do kitu, prawda? – spytała. Nie ma co, szybko się uczy.
- Tak to wygląda.
- Okay, postaram się zapamiętać. – Uśmiechnęła się do mnie, biorąc laptopa do rąk. – Dzięki - dodała.
- Nie ma za co. A teraz idę popływać – powiedziałam, kończąc sok.

Wstałam, odłożyłam mojego laptopa na stół obok leżaka i wskoczyłam do basenu. Gdy się wynurzyłam, usłyszałam głośne westchnięcie. Wiedziałam kto to, więc powoli się odwróciłam.
- To było gorące! – wrzasnął Emmett. – O, a kim jest ta laska? – wskazał na moją siostrę, a ja zachichotałam.
- Co jest, nie przedstawisz mnie? – spytał. Caroline zaczęła się śmiać.
- Jasne, czemu nie. Słodziutka, - celowo użyłam przezwiska – poznaj mojego przyjaciela, Emmetta.
-Emmett, – zwróciłam się do chłopaka – poznaj Caroline. – Przedstawiłam ich sobie i zanurkowałam.
Usłyszałam tylko głośne „CO?”, zanim zdążyłam zniknąć pod wodą.

Podpłynęłam do brzegu i wyskoczyłam z basenu, podpierając się na rękach.

- TO jest Caroline?! Ta sama, którą odwoziłem tu ze stadniny?! – pytał zszokowany.
- Tak. Więc lepiej trzymaj rączki przy sobie. – Zaśmiałam się. Caroline nie wiedziała za bardzo, o co ta heca. Musiała nie wiedzieć, jak wygląda.
- Caroline, muszę się zbierać na plan.

Podeszłam do siostry i dałyśmy sobie buziaki na pożegnanie.

Byłam podekscytowana na myśl o ponownym znalezieniu się przed kamerami. Przez ostatnie pół roku na srebrnym ekranie można było mnie oglądać w filmach „Czarna Dalia”, „Między zachodem a wschodem” i w „Upadając z wyżyn”, ale przed kamerą ostatnio stałam z osiem miesięcy temu.

Rozkojarzona myślami o moich doświadczeniach filmowych, wpadłam do łazienki. Na łóżku leżał biały pokrowiec od Alice. Jej dwie stylistki też już były.

- Dzień dobry pani – przywitała się wysoka blondynka. - Mam na imię Lauren, a to jest Jessica – powiedziała, wskazując kolejno na siebie, a potem na niską szatynkę z toną podkładu na twarzy.
- Gdzie jest Amely? – spytałam, lustrując je pogardliwym wzrokiem.
- Pani Henesy nie zajmuje się klientelą sama. My od tego jesteśmy – poinformowała mnie Jessica z wyższością.
- Och, klientelą, powiadasz? Wierz mi, mną się zajmie.
- Nie sądzę. Jesteśmy tutaj, aby dopilnować, żeby pani pięknie wyglądała.
- Mam nadzieję, że nie będę wyglądać tak jak wy.

Obie się zmieszały.

- Co ma pani na myśli? – spytała szatynka.
- To, że mam wyglądać ładnie – powiedziałam oschle.
- Mamy szczegółowe wskazania od pani Amely Henesy i jakbyś nie wiedziała, to my się zajmujemy najważniejszymi klientkami.
- Doprawdy? Od kiedy to jesteśmy na „ty”? – Mój głos ociekał ironią.

Wyjęłam telefon.

- Posłuchaj paniusiu. Albo będziesz miła, albo sobie pójdziemy i tyle nas oraz te rzeczy widziałaś. – Szatynka myślała, że jest panią świata.
- Lauren, tak? – spytałam ją słodkim głosem.
- Jessica. Widzę, że zmądrzałaś. A teraz odłóż tę słuchawkę – powiedziała usatysfakcjonowana.
- Nie zamierzam. Cześć, kochana – dodałam głośniej do słuchawki.
- Co jest, Bella? Rzeczy nie dotarły? Miały już być razem ze stylistami. Przepraszam, że mnie z tobą nie ma, ale mam dziś ważne sprawy do załatwienia i nie mogę – mówiła stanowczo za szybko.
- Spokojnie, Amely – uspokoiłam ją słodko. Lauren i Jessica zamarły.
- W takim razie co się stało, że dzwonisz? – spytała Alice.
- Widzisz, rzeczy są. Tylko ze stylistkami mam problem – stwierdziłam.
- Co masz na myśli? Jane i Alec powinni już tam być - zaniepokoiła się Alice.
- Jane i Alec? Och, nie. Mój problem polega na tym, że jakieś Lauren i Jessica myślą, że są wielkie i chcą się zająć „klientelą” należycie – powiedziałam wkurzona. – Czyli zrobić mnie na jawnogrzesznicę – dokończyłam.

-CO?! Skąd one się tam wzięły?! Daj mi je do telefonu! – zawołała Alice.

- Pani Amely Henesy chce z wami porozmawiać – zakomunikowałam zadowolona, podając słuchawkę jednej z nich. Obie były blade jak ściana.

Podeszłam do łóżka i zdjęłam pokrywkę z leżącego na nim różowego pudełka. Wyjęłam z niego śliczny zestaw białej bielizny z czarnymi zdobieniami. Poszłam wziąć prysznic i przebrać się w owe cacko Alice.

Kiedy już wróciłam do pokoju, Lauren i Jessiki nie było. Podeszłam do kolejnego, tym razem białego, pokrowca i wyjęłam z niego czerwoną bluzkę oraz jeansową, prostą spódniczkę mini. Założyłam oba ciuszki. Co prawda nie podobały mi się, jednak ufałam Alice. Wiedziałam, że ubrania nie pochodzą z jej serii, gdyż nie ona ubierała obsadę tego filmu. Tym razem była tylko moją stylistką, co oznaczało, że wybierała z ograniczonych zasobów ubrań. Miała poniekąd związane ręce. Wzięłam do ręki biały worek na buty leżący nieopodal. Wyjęłam z niego czarne baletki. Podniosłam jeszcze malutkie pudełeczko i wyciągnęłam z niego srebrne kolczyki w kształcie skrzydeł.

W tym samym momencie do mojej sypialni ktoś zapukał.

- Proszę – zawołałam.
- Dzień dobry. Mam na imię Alec, a to moja siostra Jane – rzeczowym głosem przywitał się niski blondyn. On i jego siostra wyglądali na kompetentnych ludzi.
- Witam. Jestem Izabella. – Uścisnęłam im dłonie.
- Przykro nam z powodu tego, co tu zaszło – przeprosiła Jane.
- Zapraszam do łazienki – powiedziałam i poprowadziłam ich za mną.

Od razu wzięli się do roboty.



Jakieś pół godziny później do pomieszczenia wszedł Emmet.
- Bella, zbieramy się. Mamy mało czasu.
- Już kończymy – powiedział Alec, spryskując moje włosy jakimś specyfikiem. W tym czasie Jane poprawiła mi usta szminką. Spojrzałam jeszcze w lustro. Miałam wyprostowane włosy i naturalny makijaż. Wyglądałam tak, jakby go w ogóle nie było. Idealnie.
- Świetnie. Dziękuję. Służba pomoże wam się zebrać – poinformowałam stylistów. - Emmett, idziemy - rzuciłam w stronę ochroniarza.

Wsiedliśmy do czarnego bmw czekającego na podjeździe i ruszyliśmy w stronę planu.
- Czemu nie malują cię w przyczepie czy coś? – spytał Emmett.
- A po co, skoro tam używaliby najtańszych wersji kosmetyków?
- Jak to? – zdziwił się Em.
- Widzisz, styliści na nawet najlepszych planach korzystają z materiałów zakupionych przez producenta, a ten na wszystkim zawsze oszczędza. Dlatego też gwiazdy malują się na własną rękę. Pomimo tego, że filmy są wysokobudżetowe – wyjaśniłam.
- Nie przeszkadza ci to? – spytał mój przyjaciel.
- Nie.
- Dlaczego?
- Nie robi mi to różnicy. A w sumie to nawet lepiej. Zazwyczaj Alice się mną zajmuje i mamy przy tym zabawę. – Uśmiechnęłam się na samą myśl o tym.
- Jesteśmy na miejscu – powiedział kierowca.
- Dokończymy potem – rzuciłam Emmettowi. Widząc, że jest niepocieszony, uśmiechnęłam się do niego słodko.

Wysiedliśmy z auta i ruszyliśmy w kierunku przyczep. Znajdowaliśmy się w jakiejś zwyczajnej dzielnicy, gdyż zdjęcia odbywały się w rodzinnym domu bohaterki, którą grałam.

Nagle całe te dwie doby bezsenności dały o sobie znać. Poczułam się niesamowicie śpiąca.

Podszedł do nas chłopak ze słuchawką i mikrofonem w uchu.
- Pani Izabella Hamn? – spytał.
- Tak. To mój ochroniarz. Będzie ze mną cały czas – poinformowałam chłopaka.
- Proszę za mną. – Zaczął nas prowadzić przez labirynt przyczep. Szliśmy przez chwilę, aż znaleźliśmy się obok jakiegoś faceta.
- Panie reżyserze, oto Izabella – powiedział chłopak do wysokiego blondyna o błękitnych oczach. Potem zwrócił się do mnie: – Czy czegoś pani potrzebuje? – spytał.
- Poproszę kawę latte z dwiema łyżeczkami cukru i śmietanką – powiedziałam od niechcenia.
- Oczywiście – odrzekł chłopak.

Tymczasem blondyn, któremu zostałam przedstawiona, zwrócił się do mnie.
- Witam, mam na imię Aro. Bardzo miło cię poznać i mam nadzieję, że będzie nam się dobrze współpracowało.

Też mam taką nadzieję – pomyślałam.

- Mnie również jest miło. – Uśmiechnęłam się sztucznie.
- Widzę, że jesteś już gotowa. – Było to bardziej pytanie niż stwierdzenie.
- Zaczekajmy tylko na moją kawę, proszę.
- Oczywiście. A tymczasem zachęcam do zapoznania się z resztą aktorów. Proszę za mną. - Poprowadził nas do jasnego namiotu znajdującego się nieopodal.

Byłam naprawdę śpiąca i miałam nadzieję, że moja kawa niebawem przybędzie.

Idąc w kierunku namiotu, dostrzegłam, że wszyscy się na mnie dziwnie patrzą i szepczą po kątach.
- Czy coś jest nie tak z moją twarzą? – spytałam.
- Nie, dlaczego? – zdziwił się Aro, zatrzymując się i spoglądając na mnie.
- Czuję się, jakby wszyscy mnie obgadywali – odparłam sztywno.
- Och, o to chodzi. Nie martw się, zastanawiają się jedynie, jak zareagujesz na obecność byłego narzeczonego i jego nowej dziewczyny.

Stanęłam jak wryta.

- Co proszę? – zapytałam zaskoczona.
- James i Rosaliene też tu są.

Ruszyłam powoli w stronę namiotu. Tuż przed nim stał wysoki blondyn o kręconych włosach i wyglądzie greckiego boga.

Znałam go aż za dobrze.

Jackson Vannesse.

Brat bliźniak Rosaliene Vannesse.

Szłam jednak dalej.

- Bella – usłyszałam, jak ktoś woła moje imię. Jackson podszedł do mnie bliżej.
- Witaj Jas… Jackson. – Omal nie wymsknął mi się niewybaczalny błąd.
- Możemy pogadać na osobności? – spytał.
- Jasne. Przepraszam was na chwilę – powiedziałam w kierunku Aro i Emmetta. Ten drugi wyglądał na nieźle skołowanego.

Odeszliśmy kawałek i usiedliśmy na schodach czyjejś przyczepy.
- Co tam u ciebie? – zaczął Jackson.
- Przepraszam, omal się nie wygadałam – powiedziałam, nie odpowiadając na pytanie.
- Nie ma sprawy. Zresztą, nawet jakbyś powiedziała do mnie moim prawdziwym imieniem, to nic by się nie stało. – Wzruszył ramionami. – Przecież nikt by się nie domyślił.
- Tak, podwójna tożsamość to praktycznie podstawa, czyż nie? – Uśmiechnęłam się.
- Zgadzam się. – Odwzajemnił uśmiech. – Ale nie martw się, Swan. Wszystko pozostaje w rodzinie.
Zaczęłam się śmiać.
- Tak, to prawda.
Jackson i Rosaliene Vannesse tak naprawdę nazywają się Jasper i Rosalie Hale. Są bliźniakami. Ich rodzice zostawili ich w kilka dni po urodzeniu.
Rodzeństwo adoptowali przyjaciele mojego ojca – Eleazar i Irina Denali.

Jako dzieci spędzaliśmy sporo czasu w szóstkę: Alice, ja, Caroline, Rosalie, James i Jasper. Dwa lata temu wydawało mi się, że zakochałam się w Jasperze. Zerwałam z Jamesem i zaczęłam chodzić z bliźniakiem. Rosalie czuła się zdradzona, ale nic nie mówiła. Dopóki jej brat był szczęśliwy, nie odezwała się ani słowem. Usiłowała jedynie przeciągnąć Alice „na swoją stronę”. Jednak po kilku tygodniach doszliśmy z Jasperem do wniosku, że nie powinniśmy być razem. Ja miałam wtedy kręcić jakiś film w Europie, on leciał do Kanady na sesję zdjęciową, gdyż został wybrany na twarz Hugo Boss. Rozstaliśmy się i wkrótce wróciłam do Jamesa. Rosalie nigdy mi nie wybaczyła rzekomego złamania serca jej brata. Wtedy rozpoczęła karierę jako Rosaliene i zabierała mi wszystko spod nosa: od sesji zdjęciowych, przez role w filmach, po Jamesa teraz.
- Czemu nie widziałem cię na ostatnim przyjęciu Charliego? – spytał Jasper.
- Miałam małą przygodę na autostradzie. A na tym wcześniejszym uciekłam na basen.
- Tak, słyszałem. Miałem się tam wybrać, ale nie mogłem – powiedział przepraszająco.
- Gdzie, na basen? – Uśmiechnęłam się.
- Myślisz, że kiedyś będzie tak jak kiedyś? – spytał z nadzieją Jasper.
- Myślę, że raczej nie - powiedziałam powoli.

Podszedł do nas jakiś chłopak z moją kawą.
- Dzięki – rzuciłam i wypiłam za jednym razem pół kubka, parząc sobie język.
- Rany! Swan! Nie wiedziałem, że tak pijasz kawę! – zaśmiał się.
- Ja też nie.
- Masz wąsy. – Zaśmiał się i wyciągnął chusteczkę.
- Naprawdę? O rany! – Chciałam zakryć twarz rękami, ale mi nie pozwolił. Chwycił jedną ręką moją dłoń i odsunął ją. Delikatnie starł chusteczką wąsy z mojej twarzy, nadal nie zwalniając uścisku. W tym samym momencie drzwi przyczepy się otworzyły i Rosalie z Jamesem stanęli jak wryci.
- Bella? Jasper? Co wy tu…- zaczęła Rosalie, ale James jej przerwał.
- A więc dlatego ze mną zerwałaś, tak?! – wydarł się. Jasper szybko wypuścił moją dłoń i wstał.
- Nie mów do niej takim tonem! Nie waż się, śmieciu! – krzyknął. Trzeba przyznać, że czasem miał w sobie coś z lwa. – Myślisz, że nie wiem co się działo? Idioto, Bella od miesięcy chodziła jak zombie! Miała pusty wzrok, nie myślała! Niczym się nie przejmowała! Grała tylko swoje role i spełniała twoje oczekiwania! A ty co?! Kur**!! Ty tylko pie****łeś jakieś dz***i na prawo i lewo! Nie zauważyłeś może, że twoja dziewczyna ma depresję?! Bo ja to ku**a zauważyłem, nie rozmawiając z nią, ty śmieciu! Wszyscy wiedzieli, a ty nie! Wypier****j stąd! – wrzasnął Jasper.

Pierwszy raz się go bałam.

Chwycił go za koszulę i szarpnął ze schodów. James cudem się nie potknął.

Wtedy pojawił się Emmett. Złapał mojego byłego narzeczonego i wyprowadził go. Dopiero teraz się zorientowałam, że z moich oczu kapią łzy.
- Muszę iść na chwilę. Zaraz wrócę. Dobrze? – zwrócił się do mnie Jasper.
- Idź, ochłoń - powiedziałam łamiącym się głosem. Rosalie stała nadal na schodach. Poczekała, aż jej brat zniknął za zakrętem i zeszła na dół.
- Po to tu przyszłaś? – wrzasnęła. - Nie dość już go skrzywdziłaś? Do jasnej cholery! Długo go jeszcze będziesz wykorzystywać?! – darła się na mnie. Nie wytrzymałam i wstałam. Byłam kłębkiem nerwów.
- Co?! O czym ty mówisz?! – wrzasnęłam histerycznie.
- O tym! – krzyknęła Rosalie. – Wykorzystujesz wszystkich, egoistko! Nie masz przyjaciół! Ci, których tak nazywasz, tak naprawdę dla ciebie pracują! Wykorzystałaś mojego brata! Nie umiałaś zająć się Jamesem, a teraz się znów dopieprzasz do Jaspera!!
-O nie, nie, nie! – przerwałam jej. – Nie waż się nawet mówić, że nie umiałam zająć się Jamesem! Wiesz, że to ty zniszczyłaś ten związek! Naszą przyjaźń zresztą też! To ty wszystko zjeba**ś!! Nie jest to moja wina, do cholery jasnej!! I uważaj co mówisz, su*o!
- Widzisz, słoneczko. Nie ja zniszczyłam ten związek. James sam do mnie przyszedł – powiedziała spokojnie, co jeszcze bardziej mnie zirytowało.
Jak mogła mówić bez emocji, podczas gdy ja się cała gotowałam?! – Sam mi wskoczył do łóżka. Nie wiesz, jak to jest, prawda? Dalej jesteś dziewicą, więc nie masz pojęcia… - mówiła słodko, szyderczo się uśmiechając.

W tym momencie nie wytrzymałam i pół gorącego kubka kawy wylądowało na dekolcie idealnie białej bluzki Rosalie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez NaTaLKa9414 dnia Śro 11:05, 22 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Ivett
Nowonarodzony



Dołączył: 09 Maj 2009
Posty: 45
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: tam gdzie na mapie kończy się papier...

PostWysłany: Śro 17:47, 22 Lip 2009 Powrót do góry

... Ja to normalnie kocham tego ff :D Naprawdę dla mnie jest świetny! I nie chodzi tylko o temat opowiadania, ale też o to jak piszesz... Baaaardzo mi się to podoba... :) Przyjemnie się czyta... Super ciekawie wszystko opisujesz!

Hmmmm... Dziwne... Tu już czwarty rozdział, a Edwarda jak nie było tak nie ma...
Ale ja i tak będę to czytać... Niezależnie od tego co napiszesz... ^^
Także sukcesów życzę i zachęcam do pisania...! Czekam na następny rozdzialik z niecierpliwością!

Pozdrowionka^^,
Ivett


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ivett dnia Śro 17:50, 22 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Seanice
Człowiek



Dołączył: 29 Cze 2009
Posty: 82
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 20:45, 22 Lip 2009 Powrót do góry

A ja się cieszę, że nie ma Edwarda. I mam nadzieję, że go nie będzie. Po dziurki w nosie mam związek Edwarda z Bellą. Co do FF, jest po prostu cudowne. Czyta się lekko i sprawnie, a błędów nie wyłapałam co jest dużym plusem dla Ciebie jak i dla bety. Fabuła ciekawa. Tylko szkoda, że Rosalie znów okazała się pustą lalunią. No trudno. Mam nadzieję, że Bella będzie z Emmettem, to będzie z pewnością miła odmiana.
Czekam na ciąg dalszy, życzę weny i chęci.
Pozdrawiam Seanice.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
nieznana
Zły wampir



Dołączył: 07 Cze 2009
Posty: 410
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 22 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z cudownego miejsca

PostWysłany: Pią 19:34, 24 Lip 2009 Powrót do góry

Ach... naprawdę uwielbiam twoje!! Emmet jest taki słodki i kochany tak samo jak Jasper, to wywnioskowałam z jego słów skierowanych do Jamesa... A co do Rosali... Wrrr.... wnerwia mnie!!!!!! Jest tak wredna!!! Nie lubię jej... jest taką wredną suką!!! Wrrr... Co do rozdziału to fajny :) nie mogę się doczekać kiedy zagości Edward?? I czy w ogóle będzie ??? Czekam na kolejny rozdział

pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Sob 7:48, 25 Lip 2009 Powrót do góry

Muszę powiedzieć, że piszesz coraz lepiej :) I mimo że moim zdaniem nie doszłaś jeszcze do perfekcji, to ostatni rozdział tego opowiadania napiszesz jak zawodowiec :D
co do postaci:
po pierwsze: czekam na Edwarda (bo ja tam związków B&E nie mam nigdy dość), chociaż nie powiem, że jak byś związała Bellę i Emmeta to byłabym przeciwna Wink
po drugie: błagam, nie wiąż teraz Rose z Emmettem bo to by było jak dla mnie za bardzo naciągane... (hmm ciekawie by było jakbyś tak spiknęła Emmetta i Caroline... Twisted Evil )
Pozdrawiam i życzę wena :)


Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Sob 7:55, 25 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin