FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Szachor Zeew [NZ][+18] [Rozdział 14] - 21.12.2011r. Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Landryna
Zły wampir



Dołączył: 17 Kwi 2009
Posty: 353
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 38 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Zawiercie/Ogrodzieniec / łóżko Pattinsona :D

PostWysłany: Śro 22:11, 28 Paź 2009 Powrót do góry

Maxsia dziękuję za wytknięcie błędów. Przyznam szczerze, że do tego rozdziału nie przyłożyłam się tak, jak powinnam, za co jest mi cholernie wstyd i obiecuję poprawę.
Rozdział czwarty jest już u mnie, więc jeśli nie będę miała jutro dużo nauki, to zabiorę się za niego. W piątek/sobotę wyślę go do Ani Wink.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Maxsia
Człowiek



Dołączył: 02 Wrz 2009
Posty: 74
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Forks

PostWysłany: Śro 22:59, 28 Paź 2009 Powrót do góry

Landryno! Nie wytknęłam błędów, nazwałabym to małą korektą. Niestety sama nie znam się wiele na betowaniu (mój tekst bez bety byłby w opłakanym stanie).
Jednak pomyślałam, że warto by poprawić coś jeszcze, w końcu takie błedy stylistyczne są rzeczą umowną - jednym pasuje taki układ tekstu innym nie.
Zwracaj uwagę na powtórzenia autora co do imion, w becie mogłabyś zasugerować odpowiednie synonimy.

W końcu my autorzy, nie podchodzimy z rezerwą do swoich prac i trzeba nam pomagać :) (ładniutki uśmieszek w stronę moich bet :) )


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Paramox22
Zły wampir



Dołączył: 15 Sie 2009
Posty: 281
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 32 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: znad morza... no prawie xD

PostWysłany: Czw 19:54, 29 Paź 2009 Powrót do góry

Rozdzial krotki, ale wnosi to co powinien. Tak sie zaczytalam, ze kiedy zobaczylam koniec, to sie rozczarowalam. :) Czyli jednym slowem, a raczej dwoma: super rozdzial.

Podoba mi sie caly przebieg rozmowy Anny z Cullenami. Nie jest do nich milo nastawiona, co lubie. Chyba jak kazdemu rowniez i mi nasuwa sie pytanie: Co ja laczylo z Carlislem?? Dzialanie na wlasna reke, musi byc ciekawe. Jak jedna wilczyca moze pokonac Volturi? Skoro podjela sie tego wyzwania musi miec wielka moc.
Ciesze sie, ze Cullenowie ida na drugi plan :D
Pozdrawiam i zycze weny,
Paramox


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Lys
Zły wampir



Dołączył: 21 Mar 2009
Posty: 352
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka Klausa.

PostWysłany: Czw 20:32, 29 Paź 2009 Powrót do góry

A-M, powinnaś mnie biczować za to, że dopiero teraz wzięłam się za czytanie Twojego FF'a.
Jest cudownie.
Ja wiem, ile ty dajesz własnego bólu w tą historię Anny, wiem... I naprawdę Ci z całego serca współczuję.
Historia jest tak ciekawa, że po tych trzech rozdziałach wciągnęłam się maksymalnie i błagam wręcz o szybkie pojawienie się następnego rozdziału.
Na błędy nie zwracam uwagi, bo najważniejsza jest treść. A ta powala na kolana.

Gratuluję i czekam na kolejne części :*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
A-M
Zły wampir



Dołączył: 28 Gru 2008
Posty: 418
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Sob 4:31, 31 Paź 2009 Powrót do góry

Witam,

Dziękuję wszystkim za zainteresowanie opowiadaniem i za liczne komentarze!
Dajcie energię do dalszego tworzenia. Uwielbiam Was!

Jak zwykle beta, moja przyszła żona - Landryna. :*
Zapraszam do czytania i komentowania!

PS. Chciałam jeszcze podsycić Waszą ciekawość i powiedzieć, iż dzisiaj kończę już siódmy rozdział ]:- >
Ach, i staram się pisać na przynajmniej kilka stron, ale też nie zanudzać długością, więc nie krzyczeć, że są za krótkie bądź długie.





Rozdział IV





Edward spojrzał na Carlisle smutno.
- Ona nadal cierpi, prawda?
- Teraz widzę, jak wciąż ją to pali żywcem. Nigdy mi tego nie wybaczy.
- Czego? – zapytała Bella. – Dlaczego tak bardzo cię nienawidzi?
- To długa historia… Pamiętajcie, że opowieść o Czarnych Kłach opowiedziała mi Anna. Złożyła mi relację osobiście, ponieważ wiele lat temu żyliśmy razem. Ja i ona. Byliśmy jak brat z siostrą. Kompletnie nie przeszkadzało nam to, że ja jestem wampirem, a ona wilczycą.
Było to już po tym, gdy Volutri zaatakowali jej wioskę, a jeszcze przed tym, zanim przyłączyłem się do nich. – Wykrzywił twarz ze złości. - Anna była niesamowitą osobą. Mimo że zabrali jej wszystko, co miała, nie poddawała się. Dużo podróżowaliśmy i studiowaliśmy coraz to nowsze księgozbiory. Byliśmy nietypową parą.
- Gdzie ją poznałeś? – spytał zaciekawiony Jasper.
- Pamiętacie, gdy po przemianie leżałem w kanałach cały obolały? Anna musiała usłyszeć moje jęki i zawodzenia, które dla uszu człowieka były niesłyszalne. Zeszła tam do mnie, nie patrząc na to, co może zastać. Czuła, że musi pomóc tej istocie, która tak bardzo cierpiała. Gdy ją zobaczyłem, myślałem, że to sama śmierć po mnie przybyła. Była przerażająca, ale przynajmniej nie miała czarnych oczu. Teraz widzę, że jest jej ciężko wrócić do normalnego koloru. Widzicie, Anna dość nietypowo wyrażała swoją złość i gniew. Zawsze gdy wpadała w furię, nie drgnęła jej nawet dłoń, ale jej oczy zalewały się czernią. Wiedziałem wtedy, że lepiej się z nią ewakuować, jeżeli nie chcieliśmy mieć kłopotów. Choć czasem sam jej wzrok przyprawiał o gęsią skórkę. Tak więc Anna pomogła mi wyjść ze stanu, w jakim się znajdowałem. Potrafiła uzdrawiać z niebywałą siłą. Aż sam byłam w szoku, co czasami potrafiła zdziałać używając swoich mocy. Pomagała walczyć mi z głodem. Nie pozwalała, żebym polował na ludzi, więc wybieraliśmy się na polowania na zwierzęta. Nie przeszkadzało jej to, że się tak diametralnie różniliśmy. Mnie natomiast odrzucała moja własna osoba. Anna zawsze jednak podtrzymywała mnie na duchu. Mówiła, że jesteśmy jak bliźnięta syjamskie. Nic nas nie rozłączy. Wtedy też tak myślałem… - Posmutniał nagle i zamyślił się przez chwilę. Westchnął głęboko i kontynuował opowieść :
- Miały lata, a my żyliśmy w ukryciu, bojąc się tego, że Volturi dowiedzą się o przyjaźni między wampirem a wilkołakiem. To byłoby niedopuszczalne. Sądzę, że dopóki mieliśmy siebie, Anna nie myślała o zemście na Volturi. Była jeszcze za słaba, żeby samej stanąć z nimi oko w oko. Cieszyłem się, że nie chciała zrobić nic głupiego, czego moglibyśmy żałować. Pewnego razu byliśmy we Włoszech. Akurat byłem na polowaniu w pobliskich lasach, a Anna została sama w mieście. Z racji, że była dość atrakcyjną kobietą, wielu mężczyzn patrzyło na nią przymilnym wzrokiem. Jednak ona sama patrzyła na nich z pogardą. Do teraz zupełnie nie wiem dlaczego. Być może jest to uraz z przeszłości? Sam nie wiem. W każdym razie, jakiś jeden typ postanowił się do niej zalecać. Anna nie reagowała, dopóki ów adorator nie postanowił się do niej dobrać. Wpadła w taki szał, że zmieniła się w ogromnego wilka, co wywołało przerażenie u mężczyzny. Jak się potem okazało, był to jeden ze strażników Volturi, który nie omieszkał poinformować swoich panów, że w mieście grasuje wilczyca.
Volturi początkowo nie pomyśleli o tym, że może to być Anna. Bardzo szybko nas złapano. Tak, nas – powtórzył, widząc zdziwienie na twarzy Jaspera. – Mówiłem, że byliśmy jak rodzeństwo. Nieoderwalni od siebie. Nie mogłem jej samej zostawić.
- Poszedłeś z nią na pewną śmierć – powiedział cicho Jasper.
- Też tak myśleliśmy. Jednak jakież było nasze zaskoczenie, kiedy Volturi nawet nie przypomnieli sobie o Annie. Nie zawracali sobie tym głowy. Większym zniesmaczeniem dla nich było to, że wampir żyje w zgodzie z wilkołakiem. Nie chcieli nawet jej wysłuchać. Rozmawiali tylko ze mną. Powiedziałem im kim jesteśmy, co robimy i jak żyjemy. Zainteresowali się mną. Moją wiedzą i doświadczeniem. Dali mi delikatnie do zrozumienia, że chcą, abym został z nimi, a zostawił moją przyjaciółkę.
- Zrobiłeś to? – spytała Bella.
- Nie miałem wyjścia – odpowiedział smutno.
- Jak to nie miałeś? – oburzyła się.
- Widzisz, Volturi chcieli zabić Annę. Nie mogłem do tego dopuścić. Wolałem ją zostawić, niż pozwolić na to, aby zginęła z ich rąk. Tak więc się stało. Anna opuściła terytorium Volturi pod postacią wilka, co rozjuszyło wampiry do tego stopnia, że puścili się za nią w pościg, z rozkazem zabicia jej.
- Ale umowa była inna.
- Tak. Dokładnie tak. Aczkolwiek jak już się dało słowo, trzeba było go dotrzymać. Przez długi czas rozpaczałem po jej stracie. Nie mogłem sobie wybaczyć tego, że byłem wtedy na polowaniu.
- Nie możesz mieć do siebie pretensji. – Esme chwyciła go za ramię. – To nie twoja wina.
Carlisle schował twarz w dłoniach.
- Co było dalej? Czy to dlatego tak bardzo cię nienawidzi? – spytała delikatnie Alice.
- Potem zdałem sobie sprawę, że to jednak nie ma sensu. Nie wiem, co miało wpływ na moją nową decyzję, ale postanowiłem odciąć się raz na zawsze od Anny, sądząc, że przyniesie ze sobą pasmo nieszczęść do mojego nowego życia. Jak wiecie, odszedłem od Volturi. Nie trzymali mnie już, sądząc że nie wrócę do Anny. Nie mylili się. Nie szukałem jej wcale. To ona znalazła mnie. Byłem w szoku, że jej nie zabili. Okazała się potężniejsza, niż sądziłem. Nie wiedziałem, jak mam jej powiedzieć to, że już nie chcę z nią żyć i że ma to żadnego sensu. W międzyczasie uratowałem Esme, jak wiecie. Zakochałem się w niej, odkąd tylko przywieźli ją do szpitala. Było to zupełnie inne i nieznane mi uczucie. Z Anną łączył mnie inny rodzaj miłości. Postanowiłem powiedzieć Annie prawdę, nie okłamywać jej i nie dawać złudnych nadziei. Zabolało ją to okropnie. Widziałem to w jej oczach. Ogromny żal, jaki z niej emanował, nie pozwalał mi trzeźwo myśleć. Musiałem odejść na chwilę, żeby ogarnąć myśli. Wiedziałem, że gdy powiem jej o Esme i o tym, że to z nią chcę spędzić resztę życia, przybiję jej ostatni gwóźdź do trumny. Jednak musiałem to zrobić. Podczas mojego wywodu, Anna stała twardo na ziemi. Pięści miała zaciśnięte tak mocno, że w końcu zaczęła z nich płynąć krew. Gdy skończyłem, zapytała tylko, czy mam dla niej jeszcze jakąś nowość, bo chyba dostarczyłem jej za mało wrażeń. Widziałem jak cierpi. Chciałem ją pocieszyć, ale nie było sensu. Musiała odejść, i to jak najszybciej, a ja musiałem o niej zapomnieć. Spojrzała na mnie ostatni raz. Był to wzrok, którego zawsze się bałem. Przenikliwy i głęboki. Widok jej czarnych oczu, był nie do zniesienia. Gdyby mogła, zabijałaby nimi. Odwróciła się, nie mówiąc nic więcej, i do tej pory jej nie widziałem.
Carlisle spojrzał na resztę domowników.
- Uczyniłem jej wielkie zło, ale nie miałem innego wyjścia. Mam nadzieję, że mnie rozumiecie.
- Ja cię nie rozumiem! – Bella zerwała się na nogi. – Jak mogłeś ją tak potraktować?! Co ci przyszło do głowy, żeby ją zostawiać?! Nagle uzmysłowiłeś sobie, że jest wilkołakiem?
- Bello, posłuchaj mnie… – spróbował Carlisle
- Nie będę cię słuchać. – Bella opadła z powrotem na kanapę, zakładając ręce na piersi. Była pełna złości.
- Dobrze, ale może kiedyś mnie zrozumiesz – powiedział smutno.
- Nie ma co wspominać tego, co było – rzekł z powagą Edward. – Najważniejsze, że jest tutaj. Nieważne z jakich powodów. Mam nadzieję, że gdy dojdzie do konfrontacji, nikt na tym nie ucierpi. Przynajmniej z naszej strony. – Spojrzał czuło na Bellę.
Rosalie prychnęła.
- Co z tego, że jest tutaj z nami, skoro nie może nawet na nas patrzeć?
- To tak jak my na nią – zaśmiał się Emmett.
- Słuchajcie, dopóki tutaj jest, nie możemy zrobić nic głupiego. Jest naszą jedyną deską ratunku, więc jeśli nie życzy sobie, żebyśmy wchodzili sobie nawzajem w drogę, musimy to uszanować – zakończył rozmowę Carlisle.
- Teraz pozostało nam tylko, oczekiwać przybycia Volturi i ich wojsk – powiedział cicho Edward.





Nie, nie, nie! Dlaczego? Och, dlaczego? Za co muszę cierpieć? Pali żywcem. Wszędzie ból. Muszę być silna. Nie pozwolę na kolejny upadek. Będę twardo stać na nogach. Dopiero teraz uciekną w popłochu. Głupcy. Niedowiarki. Jeszcze nie wiedzą, co ich czeka. Nie zdają sobie sprawy, na co mnie stać. Z każdym dniem jestem coraz silniejsza. Potężniejsza. Moja moc będzie w nich. Poczują ją. Już ja tego dopilnuję. A on? Niech sobie będzie tym, kim jest teraz. Mnie to już nie dotyczy. Wybaczyć? Czy to słowo przemknęło mi przez głowę? Wybaczyć mu? Nie. Nie ma takiej możliwości. Nie zasługuje na to. Nie będę mścić się na nim. Niech pozna moje dobre serce, ale musi zapamiętać jedno - ja nigdy nie przebaczam.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez A-M dnia Sob 4:33, 31 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
ih8it
Dobry wampir



Dołączył: 22 Lut 2009
Posty: 718
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 35 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 11:03, 31 Paź 2009 Powrót do góry

Biedna, biedna, biedna Anna.
Nigdy bym nie pomyślała, że Carlisle i ona sie przyjaźnili [chociaż mam wrażenie, że se strony Anny to nie była 'tylko' przyjaźń]. Mogli się znać lub kolegować, ale nie przyjaźnić i wspólnie żyć.
Dziwie się, że Anna tak dobrze przyjęła wiadomość Carlisle o jego odejściu. Chociaż w sumie to nie było aż takie dziwne - urażona duma nie pozwala na proszenie o powrót.
Nie mogę sie doczekać kolejnego spotkania Anny z wampirami - tego jak obie strony sie zachowają itp.
Rozbawiłaś mnie Bellą Very Happy Nie wiem, czy efekt zamierzony, czy też chciałaś ją zrobić 'zbulwersowanym dzieckiem' ale wyszło Ci cudnie Very Happy


Miałam przeczucie co do nowego rozdziału i cieszę się, ze tu weszłam, bo teraz dzień wśród mycia i sprzątania nie będzie dniem straconym Very Happy
Dziękuję, za nowy rozdział i życzę cierpliwości Tobie i Twojej Becie Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Lys
Zły wampir



Dołączył: 21 Mar 2009
Posty: 352
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka Klausa.

PostWysłany: Sob 11:32, 31 Paź 2009 Powrót do góry

ooo ja. : <
biedna Anna. Z jej strony pewnie nie było tylko przyjaźni, ale coś więcej.
Bella genialna. XD jak naburmoszone dziecko, któremu mama nie chce kupić lizaka :D
Czekam na kolejny rozdział :D

PS. Landryna jest coraz lepsza! XD


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
A-M
Zły wampir



Dołączył: 28 Gru 2008
Posty: 418
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Sob 12:05, 31 Paź 2009 Powrót do góry

Oj, widzę, że wyszła opinia miłości między nimi.
Muszę Was zaskoczyć, że jednak nie łączyła ich uczucie. To był rodzaj przyjacielskiej i braterskiej miłości.
Złość Anny wynikła z tego, że została skrzywdzona przez kolejnego mężczyznę (a kto był pierwszym dowiecie się dalszych rozdziałach, ale i tak już za dużo napisałam).
Została zraniona i porzucona. Nie chodziło tu wcale o to, że Carlisle ją zostawił, bo jej nie kochał w taki sposób. Nie, nie. Jak pisałam, byli jak jedno, ale w innym sensie, niż z Esme.

W ramach wyjaśnień piszę tylko.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Sob 16:59, 31 Paź 2009 Powrót do góry

hm, no cóż... jakoś mi dziwnie....
ogólnie napisane zrozumiale i płynnie... styl dobry... jakieś tam błędy są, ale pal licho - nie psują rozumienia tekstu, więc mnie nie obchodzą...

ale sama tematyka...
jakoś sobie inaczej wyobrażałam tę historię - nie żebym miała gotowy plan, ale nie kupuję tej wersji... jakaś sztuczna... Volturii zapomnieli ? no way !
Volturi kogoś wypuscili - oni sa pewni siebie, więc to akurat pasuje do Ara...
ale oni nie zapominają...

pozdrawia
kirke,
która czeka na część następną...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Paramox22
Zły wampir



Dołączył: 15 Sie 2009
Posty: 281
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 32 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: znad morza... no prawie xD

PostWysłany: Sob 19:38, 31 Paź 2009 Powrót do góry

Wow, będę nieoryginalna, ale biedna Anna.
Carlisle nie zachował sie według mnie w porządku, powinien jej to delikatniej wyjaśnić.
Podoba mi sie to cale oburzenie Belli i ciekawa jestem jak teraz postąpi Anna. Skoro nie chce sie mścić ani przebaczyć...
Pozdrawiam i życzę weny,
Paramox


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Landryna
Zły wampir



Dołączył: 17 Kwi 2009
Posty: 353
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 38 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Zawiercie/Ogrodzieniec / łóżko Pattinsona :D

PostWysłany: Nie 2:46, 01 Lis 2009 Powrót do góry

Okej, znalazłam chwilkę czasu, więc skomentuję.
Rozdział mi się podobał, nawet bardzo. Nie było w nim akcji, ale była historia. Ciekawa i zaskakująca.
Cieszę się, że nie boisz się pokazać Carlisle'a z takiej strony. Podoba mi się to, że sama tworzysz jego własną historię i nie boisz się tego. Może wydawać się to zaskakujące i myślę, że tak też odczuwają to Twoi czytelnicy. Czasami trochę się w tym wszystkim gubię, ale jednak cały czas mam wrażenie, że opowiadasz nam to, co zataiła Meyer. Jest to oczywiście plusem. Myślę, że największym zaszczytem dla pisarza jest to, gdy jego czytelnicy wierzą w to co pisze. A ja wierzę.
Błędów robisz coraz mniej, bez względu na to, jak bardzo czerwony jest rozdział, kiedy Ci go wysyłam. Starasz się, abym miała jak najmniej pracy, i ja to widzę oraz doceniam.
Przepraszam, ale jest 2.45 i nie napiszę już nic bardziej konstruktywnego.
Chciałabym życzyć ci weny, ale tą akurat posiadasz w nadmiarze, więc co?
Ah, no tak.
Życzę Ci, aby grono Twoich czytelników wzrastało z dnia na dzień.
Pozdrawiam, Twoja beto-żona, Landryna.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
nellkamorelka
Wilkołak



Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 102
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sosnowiec

PostWysłany: Nie 15:46, 01 Lis 2009 Powrót do góry

hmm... właśnie przeczytałam ten ff i jak na razie podoba mi się pomysł. Ciekawa jestem jak się to dalej rozwinie i w jakim kierunku postanowisz poprowadzić postaci. Anna budzi we mnie instynkty opiekuńcze, nawet pomimo swojej wściekłości. Widać w tym tłumiony od wieków ból...
trzymaj tak dalej a na pewno zyskasz stałe grono czytelników:)
Pozdrawiam
Nellka


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Mary Sue
Zły wampir



Dołączył: 04 Sty 2009
Posty: 486
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Wto 12:33, 03 Lis 2009 Powrót do góry

Boże, przeczytałam już wcześniej nie mając czasu skomentować, więc powracam z odsieczą teraz.
Wink
Lubię opowieści Carlisle'a. Widzę tego blondyna i wszystko co mówi przed oczami. To jest przejmujące.
Dzięki tobie, bo gdyby nie twoje słowa, nigdy byśmy tego nie przeczytali. Anna nie wybaczy mu? Mścić się też nie będzie? Czy jeszcze jakiś wątek poboczny będzie wtrącony?
Wink
Pozdrawiam!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
A-M
Zły wampir



Dołączył: 28 Gru 2008
Posty: 418
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Wto 18:46, 03 Lis 2009 Powrót do góry

Witam serdecznie,

Z całego serca dziękuję za wszystkie komentarze.
Tyle pozytywnych słów, że aż się miło robi i daje powera do dalszego tworzenia.
Dziękuję jeszcze raz!

Zapraszam do czytania piątego już rozdziału.
Idziemy niczym burza!
Mam nadzieję, że dość jeszcze nie macie.


Beta - kochana żona Landryna. :*








Rozdział V






To wręcz nie do wiary! Zrobiłam to! Jednak to zrobiłam. Przybyłam. Znalazłam w sobie tyle siły, by temu podołać. Teraz już nie ma odwrotu. Tak miło jest patrzeć na te dziecięce, roześmiane buźki, piękne kobiety żegnające swoich mężów, którzy wybierają się do pracy, by móc zarobić na utrzymanie rodziny. Kiedyś tak nie było. Nie. Kiedyś było zupełnie inaczej.




Anna niepewnie dreptała po terenach, gdzie niegdyś był jej dom. Sfora nie wiedząc co zrobić, przybiegła za nią z powrotem na polanę, gdzie pierwszy raz ją spotkali.
Stała pośród ciszy. Nie zaszeleścił nawet najmniejszy listek. Było tak głucho, że wręcz dziwne i niepokojąco. Oddychała głęboko, a oczy miała zamknięte. Co jakiś czas na jej czole pojawiały się drobne zmarszczki, jakby nad czymś się zastanawiała.
- Jak myślisz, co ona robi? – spytał Jacob Sama.
- Nie mam pojęcia. Może próbuje sobie coś przypomnieć?
- Co przypomnieć? – Jacob zmarszczył brwi.
- Jak tu kiedyś wyglądało. Przecież tutaj była jej wioska i jej dom – odpowiedział cicho.
Nagle wilczyca otworzyła oczy i spojrzała na nich surowo, po chwili jednak uśmiechnęła się delikatnie.
- Stoimy w miejscu, gdzie stał mój dom. Sama go zbudowałam. Był taki piękny i trwały. Żadna burza i żaden wiatr nie był mu groźny. Przetrzymywał dosłownie wszystko – rzekła.
Uklękła i zaczęła przeczesywać trawę dłonią, potem podniosła ją do nosa i mocno wciągnęła zapach.
- Wciąż go czuję.
Powoli podniosła się i spojrzała na swoich towarzyszy.
- Macie takie niepewne miny, a wasze myśli są chaotyczne i wątpliwe. Boicie się mnie. – Spojrzała na nich smutno i oddaliła się w stronę lasu.
- Nie! Zaczekaj – krzyknął Sam. – Nie boimy się ciebie. Nie zrobisz nam krzywdy, prawda? – spytał.
- Gdybym chciała was skrzywdzić, zrobiłabym to już przy waszych nieudolnych próbach wezwania mnie.
Sfora spojrzała po sobie z lekkim strachem.
- Jesteście wilkami. Jak mogłabym skrzywdzić swoich pobratymców? – zapytała, wpatrując się w nich. – Wilki nie mordują bez przyczyny. – Jej oczy pokryły się czernią, mężczyźni odruchowo cofnęli się. - Nie, nie, przepraszam – powiedziała szybko, zasłaniając oczy i oddychając głęboko. – Dajcie mi chwilkę – poprosiła cicho.
Przez moment słychać było tylko jej miarowy oddech. W końcu spojrzała na nich znów, tym razem mając już tęczówki w kolorze ostrej zieleni.
- Staram się nad tym panować jak tylko potrafię, ale nie zawsze mi to wychodzi, pomimo upływu lat. Wybaczcie – powiedziała przepraszająco.
- Nie ma sprawy.- Jared uśmiechnął się szeroko, co automatycznie rozładowało atmosferę.
- Cóż, będę musiała zbudować jakiś szałas. – Rozejrzała się po polanie, w poszukiwaniu odpowiedniego miejsca.
- Nie możesz tutaj mieszkać. – Paul nastroszył brwi.
- Oczywiście, że mogę. Mieszkałam tu tyle lat w podobnych warunkach, jakie mam zamiar zaraz sobie zorganizować – powiedziała, uśmiechając się.
- Znajdziemy ci jakieś miejsce. – Paul nie dawał za wygraną.
- To bardzo miłe z waszej strony, ale nie mogę. I tak już samo moje pojawienie się tutaj, może wzbudzić wiele problemów. Lepiej ich nie prowokować – odpowiedziała, tym razem z powagą.
- Problem będzie, kiedy zacznie padać deszcz albo gdy z lasu wyjdzie jakaś dzika zwierzyna – zdenerwował się Jacob.
- Ani jedno, ani drugie nie jest mi obce i straszne. – Spojrzała ku niebu i nagle na jej dłoń przyleciał wielki, czarny kruk. Spojrzał na nią swymi czarnymi ślepiami i zakrakał głośno. – Widzicie? Żadne zwierzę nie jest mi groźne. Jestem ich opiekunką. Nie krzywdzimy się wzajemnie, tylko pomagamy sobie. – Uśmiechnęła się szeroko do ptaka, który po chwili odleciał w stronę lasu.
- Nie, nie, nie i jeszcze raz nie. – Jacob wywracał oczami. Nagle jego ślepia rozjaśniły się. – Poczekajcie chwilę, dobrze? Zaraz wrócę. – Odwrócił się i pobiegł w las.
Wszyscy spojrzeli lekko osłupieni.
- Co mu się stało? – zapytała niepewnie Anna. – Mam nadzieję, że nie przestraszył się mnie – powiedziała smutno.
- On? Nigdy w życiu – zaśmiał się Quil. – Nie ma rzeczy, której Jake by się bał. To raczej jego powinni.
Wszyscy zaczęli się śmiać, nawet Samowi drgnęły wargi.
- Jesteście tacy młodzi, tacy pełni życia i radości. – Uśmiechnęła się smutno wilczyca.
- Pobędziesz z nami przez jakiś czas, to i tobie się to udzieli – zapewnił ją szczerze Jared.
- Och, wątpię. Moje serce…Umysł są przepełnione mrokiem i gniewem. Trudno wyjść z czegoś takiego.
- Nie przesadzaj. Opowiadali nam niestworzone historie na twój temat, a ty się okazujesz całkiem w porządku – powiedział nieśmiało Quil.
- To miłe, że tak mówisz. Jednak uwierz mi, że w większości to, co słyszeliście na mój temat, to niestety prawda. Gorzka prawda. Nie ma już we mnie nic pozytywnego.
Paul wywrócił oczami.
- Czy wy, baby, zawsze musicie tak się użalać nad sobą?
Reakcja Anny była natychmiastowa. Nagle spośród drzew wyleciało stado czarnych kruków, które leciały wprost na Paula. Ten cofnął się w przerażeniu.
Jej oczy znów stały się czarne. Rozłożyła ręce, tuż przed hordą ptaków, jakby w ostatnim momencie chciała je zatrzymać. Kruki, jak na rozkaz, zwolniły tempo zatrzymując się za wilczycą.
- Nigdy… Więcej… Nie mów mi, że użalam się nad sobą – powiedziała głosem tak mrocznym, że ich ciała pokryła gęsia skórka.
Pozostali nie wiedzieli co zrobić. Paul wpatrywał się na zmianę w towarzyszy, ptaki i Annę.
Ptaszyska natarczywie krakały, żądne wydania pozwolenia na przejście przez niewidzialną barierę, oddzielającą je od Paula.
Na twarzy Anny pojawiły się liczne, wychodzące spod skóry, ciemne żyły. Wyglądała przerażająco. Teraz rozumieli, dlaczego mówili, iż sam jej widok potrafił napędzić stracha.
Sam postanowił przemówić do niej, mimo poruszenia:
- Anno, spokojnie. Nie musisz się denerwować. Paul nie powiedział tego specjalnie, wierz mi. Znam go dłuższy czas i czasem palnie coś, zanim to przemyśli. Proszę, nie rób mu krzywdy. Sama powiedziałaś, że nas nie skrzywdzisz, prawda? Wiem, że dotrzymasz słowa.
Wyciągnął ku niej nieśmiało dłoń.
Przez dłuższą chwilę Anna spoglądała w stronę Paula, posyłając mu mordercze spojrzenie. Pustka w jej oczach była nie do wytrzymania.
Niemy rozkaz, jaki dała krukom, był zdumiewający. Ptaki natychmiast rozproszyły się w różne strony polany i lasu. Po kilku sekundach nie było słychać nawet ich odgłosów.
Oczy Anny z powrotem wróciły do swej naturalnej, trawiastej zieleni. Podeszła do Paula. Była dość drobną i niską osobą, więc sięgała Paulowi ledwo do ramion. Wyglądało to dość komicznie, mimo nieciekawej sytuacji. Podniosła wzrok ku niemu i powiedziała:
- Jeśli ci życie miłe, więcej nie rób takich rzeczy. Masz szczęście, że Sam jest dobrym rozjemcą i porządnym przywódcą, bo nie mam w zwyczaju kogokolwiek słuchać, kto nie należy do mojej sfory, a tym bardziej takiego nieokiełznanego wilka, jak ty.
Paul tylko na nią spojrzał i nic nie był w stanie z siebie wydukać.
W tym samym momencie wrócił Jacob z szerokim uśmiechem, jednak ten szybko zszedł mu z twarzy, widząc towarzyszy.
- Oczywiście jak zwykle coś mnie ominęło? – zapytał z przekąsem.
- Jeżeli chciałeś zobaczyć jak kruki rozszarpują Paula, to się spóźniłeś w ostatnim momencie – powiedział Jared, nie mogąc się prawie powstrzymać, żeby nie wybuchnąć śmiechem.
- To nie jest zabawne, Jared – skarcił go Sam.
Spojrzał na Paula wzrokiem, który mówił „ostatni raz obroniłem twój wilczy zad”.
- Okej, skoro wszyscy znów się kochamy, mam wspaniałą nowinę. – Uśmiechnął się szeroko w stronę Anny. – Rozmawiałem z Billym i mamy świetny pomysł!
Wszyscy spojrzeli na niego niepewnie, a najbardziej Anna.
- Nie wiem, czy chcę poznać ten plan – powiedziała cicho, jakby domyślając się propozycji.
- To rewelacyjny pomysł! – Jacob klasnął w dłonie. – Wprowadzisz się do nas!
- Co to, to nie – powiedziała spokojnie, patrząc mu w oczy.
- Ale dlaczego nie? – Jacob nie tracił nadziei.
- Bo to nie mój dom. Mój dom jest tutaj. – Otoczyła dłonią całą polanę.
- Tutaj nie ma twojego domu. – Wywrócił oczami Jacob.
Sam bał się, żeby zaraz nie doszło do podobnej sytuacji, jak przed chwilą z Paulem.
- Jake, jeżeli Anna chce tutaj zbudować sobie schronienie, nie możesz zmusić jej do tego, by zamieszkała z wami – zaczął tłumaczyć.
- Jest teraz na naszym terytorium i musimy udzielić jej schronienia. – Nie dawał za wygraną Jacob.
- Możemy jej pomóc, jeśli tylko sobie tego zażyczy. To moje ostatnie słowo i podejrzewam, że Anny również. – Spojrzał na wilczycę.
Ni z tego, ni z owego, zaśmiała się. Zaczęła śmiać się tak głośno i szczerze, że nawet oni po chwili zaczęli się niepewnie uśmiechać.
- Och, Jacobie Black, jesteś taki uroczy w tej swojej upartości.
Jacob nie wiedział co powiedzieć, więc tylko uśmiechnął się szeroko.
- Nie zmienia się to faktu – powiedziała znów z powagą. – Że Sam ma rację. Zostaję tutaj.
Znów zaczęła się wesoło śmiać. Była z tego powodu chyba bardzo szczęśliwa.
- Nie musisz się martwić, że nie będę miała dachu nad głową. Spójrz tylko.
Odwróciła się na pięcie i pobiegła na środek łąki.
Spojrzała we wszystkie strony świata, po czym rozłożyła ręce. To co zaczęło się dziać, występowało tylko w filmach fantastycznych.
Z jednej strony zaczęły przylatywać pnie drzew, z drugiej wielkie kamienie. Był to niesamowity widok.
Anna dyrygowała tym spektakularnym tańcem. Pnie zaczęły zmieniać się w deski, głazy rozłupywały się na mniejsze części, trawy same wyrywały się z ziemi, pozostawiając ciemny i twardy grunt, na którym zaczynały spoczywać kolejne deski i kamienie.
Wilczyca tylko naprowadzała wszystko na swoje miejsce. Podeszła do małego strumyka i nabrała wody w dłoń. Następnie spojrzała na nią i szeroko się uśmiechnęła. W tej samej chwili, zamiast wody, zobaczyli idealnie gładkie szkło. Sprawnie wykonała jeszcze kilka „wodnych szkieł” i odpowiednie je umiejscowiła. Sfora stała osłupiona tym, co działo się przed ich oczami. Nie mogli się nadziwić, co też ona wyprawiała. Nie minęło kilka chwil, gdy „dom” był gotowy. Nie był to może szczyt marzeń, jednak przypominał dom. Miał wszystko to, co powinien mieć.
Anna założyła ręce na biodrach i przekręciła z zaciekawieniem głowę.
- Wyszedł całkiem nieźle, prawda? – zaśmiała się.
Widok cieszącej się dłuższą chwilę Anny, był dość nadzwyczajny i niezwykły.
- Niech mnie! Jak ty to zrobiłaś? – Jacob prawie kwiczał z podniecenia.
- Tak, jak widziałeś. Pomachałam trochę rękoma i proszę - mamy domek. Nadal uważasz, że nie mam dachu nad głową? – Spojrzała na niego zaciekawiona.
- Nie, no, teraz to zupełnie inna sprawa. – Jacob wyszczerzył zęby w uśmiechu.
Wszyscy zaczęli wesoło chichotać.
- Okej, to dajemy ci teraz trochę odpoczynku, ale nie omieszkamy wpaść później na parapetówę – wypalił Quil.
- Parapetówę? A cóż to takiego? – spytała Anna.
Quil zmieszał się trochę i już chciał odpowiedzieć, kiedy wyprzedził go Jared:
- To rodzaj imprezy, którą się organizuje, kiedy przybywa ktoś nowy i wprowadza się do nowego mieszkania.
- Hm, wiecie? Kiedy jeszcze żyłam ze swoim ludem, co jakiś czas organizowaliśmy pewnego rodzaju zabawy z żuciem koki, piciu chichy i tańczeniu przy ognisku. Z chęcią bym to odnowiła, jeżeli nie będziecie mieli nic przeciwko.
- Ja nie mam absolutnie nic przeciwko, tylko przedtem wytłumacz nam co to jest koka i chicha, bo nie brzmi to najlepiej – powiedział figlarnie Jacob.

- Wszystko w swoim czasie – odpowiedziała Anna. – A teraz zmykajcie, jestem dość zmęczona. Zbyt dużo wrażeń, jak na jeden dzień. Ach, bym zapomniała. Jeżeli będziecie chcieli tu przyjść kiedykolwiek z którymś z wampirów, nie znajdziecie mnie – powiedziała groźnie. – Nie mam zamiaru widzieć na tym terytorium krwiopijców. Dom będzie widoczny tylko dla was. Rozumiemy się? – Spojrzała na wszystkich po kolei.
Kiwnęli głowami na znak, że wszystko jasne.
- Z tego co wiem, jeden z nich potrafi czytać w myślach. Nie musicie się martwić o to, żeby kontrolować swoje myśli przy nim. Dysponuję potężniejszą mocą telepatyczną i zablokowałam wam wizję tego spotkania. Nie ujrzy go. Będzie jedynie wiedział, że zostało ono umyślnie zamknięte przed nim. Chyba go to trochę zdenerwuje, ale jakoś specjalnie mnie to nie rusza. – Wzdrygnęła ramionami. - Do zobaczenia później. – Pożegnała się i ruszyła w stronę swojego nowego lokum.
- Jest niesamowita, prawda? – powiedział z podziwem Jacob.
- Przerażająca i upiorna – warknął Paul.
- Sam jesteś sobie winien – upomniał go Sam. – Gdybyś czasem pomyślał, zanim coś ci się nawinie na język, też by było dobrze.
Paul spojrzał na niego spod łba.
- Chodźmy. Musimy wrócić i przekazać wszystko Billy’emu – zarządził Sam.
- Może powiemy też Cullenom? – zaproponował Quil.
- Anna mózg ci odebrała przy okazji? – powiedział uszczypliwie Jared.
Quil puścił tę uwagę mimo uszu.
- W żadnym wypadku. – Sam pokręcił głową. – Anna nie chciała, żeby wampiry dowiedziały się tego gdzie jest, i tak ma zostać.
- To co im powiemy? – spytał ponownie Quil.
- Nic. Powiemy im… - zaczął Sam, ale Jacob go wyprzedził:
- … Żeby się nie wtrącali. I tak niech się cieszą, że wilczyca tu jest. Nie muszą wiedzieć wszystkiego – odpowiedział z powagą. – Zresztą i tak się nie dowiedzą. Anna już o to przecież zadbała.
- Cieszę się, że chociaż do nas jest pokojowo nastawiona – powiedział z ulgą Jared.
Wszyscy jednocześnie przemienili się w wilki i pobiegli przez las, w stronę domu Jacoba.





Dom. Choć tak naprawdę mój dom już dawno nie istnieje, to jednak czuję, że znajdę tu ukojenie. Jeszcze nie wiem jakie i gdzie, ale moje zmysły mi to mówią. Sfora tak bardzo chce mi pomóc. To takie miłe uczucie. Przez tyle lat byłam skazana sama na siebie, że gdy ktoś teraz oferuje pomoc, nie wiem co czynić. Zapomniałam jak to jest. Zostanę. Będę przy nich. Młode wilki. Tak wiele jeszcze przed nimi. Nie mogę pozwolić, by stała się im krzywda, a na pewno już ze strony tych poczwar. Sromotna będzie ich klęska. Odpłacą nam wszystkim z pełną nawiązką. Dopilnuję tego, bracia i siostry.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez A-M dnia Wto 20:01, 03 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Landryna
Zły wampir



Dołączył: 17 Kwi 2009
Posty: 353
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 38 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Zawiercie/Ogrodzieniec / łóżko Pattinsona :D

PostWysłany: Wto 19:17, 03 Lis 2009 Powrót do góry

*Landryna poprawia swoją bolącą nogę**Landryna bierze klawiature na kolana**Landryna uderza się klawiaturą w swoje kulawe kolano**Landryna wyje z bólu**Landryna bierze się za pisanie*
Uh, dobra, przeżyłam.
Jak wiesz, rozdział bardzo mi się podoba, co pisałam ci już na gg, ale powtórzę jeszcze raz. Jest to najlepszy rozdział jaki do tej pory napisałaś.
Serio.
Było lekko, z humorem, a w dodatku ciekawie. Czego chcieć więcej? Dla mnie bomba. Nie wiem, jak odbiorą to twoi czytelnicy, ale widać, że wzięłaś sobie ich rady do serca i postarałaś się, aby było jak najwięcej odpisów.
Wiesz, nie sądziłam, że kiedykolwiek to powiem, ale zaczynam lubić sforę. Srysly. Wszystko przez ciebie! :D
I te moce Anny...Wiedziałam, że posiada ogromną moc, ale nie sądziłam, że aż taką. Cóż, mogę ci tylko pogratulować świetnie stworzonej postaci.
Jestem ciekawa reakcji Edwarda na to, że Anna zablokowała wspomnienia wilków. Będzie zły, right? :D
Nie pozostaje mi nic innego, jak zabrać się jutro za rozdział VI Wink.
Ściskam, całuję i te inne duperele :*.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
bluelulu
Dobry wampir



Dołączył: 09 Cze 2009
Posty: 974
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 85 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Hueco Mundo

PostWysłany: Wto 20:22, 03 Lis 2009 Powrót do góry

No, nareszcie.

Gdyby nie ostatni rozdział pomyślałabym , że wilczyca Anna jest kobietą z wiecznym napięciem przed-miesiączkowym lub stanem przed klimakterium , ale w praktyce to ona chyba faktycznie ma klimakterium. Z czego zrozumiałam Anna posiadała syna , którego jej zamordowano ( przy okazji bardzo smutne : ( ) , ale czy wilczyca aby była w stanie zajść w ciążę? Według Twojej teorii tak , przynajmniej nie była jak Leah "ślepym zaułkiem genetyki".

Pojawi się Seth? ;p

Strasznie mnie zdziwił wybuch emocjonalny Belli względem Doktorka Cullena , niby owa Bella trochę kanoniczna ale według Meyerowej zapewne uroniła by kilka słonych łez w zaciszu swojego pokoju zamiast tak eksponować swoje emocje , generalnie - zaskoczyło mnie to.

Jacob jest fajny , Jacob i jego nawijanie ;>


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Mary Sue
Zły wampir



Dołączył: 04 Sty 2009
Posty: 486
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Wto 20:27, 03 Lis 2009 Powrót do góry

Dobra, Anna jest nieobliczalna, upiorna i w ogóle, uosobienie grozy. Moim zdaniem idealnie - tak wilkołak powinien wyglądać: siać strach i respekt swoją mocą.
Przy okazji wampiry też mogłyby odrobinę mieć więcej w sobie z wampira niż baranków.
;-D
Świetny opis uczuć Anny, chociaż trochę przeraziła mnie wizja, jak budowała sobie dom. Zabrzmiało to tak niesamowicie, że nie potrafiłam sobie wyobrazić, jak zamiast wody staje się szkło, a z pniaka deska. A wino w krew też potrafi zamienić? ;-D

Cytat:
- Nie zmienia się to faktu – powiedziała znów z powagą. – Że Sam ma rację. Zostaję tutaj.

Ten dialog jest przedłużony, więc powinien wyglądać tak:
- Nie zmienia się to faktu – powiedziała znów z powagą – że Sam ma rację. Zostaję tutaj.

Koka i chicha?
Nie mam bladego pojęcia, co to jest.
Laughing

Edit:
Przecież tylko Leah twierdziła, że nie może być w ciąży. Ten wątek w BD nie został przybliżony, więc nie wiadomo, czy mogła nie mieć faktycznie dzieci (chociaż ja przeciwwskazań nie dostrzegałam).


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Mary Sue dnia Wto 20:29, 03 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Paramox22
Zły wampir



Dołączył: 15 Sie 2009
Posty: 281
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 32 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: znad morza... no prawie xD

PostWysłany: Czw 17:13, 05 Lis 2009 Powrót do góry

Ok, to teraz ja.
Rozdzial mi si bardzo spodobal, to jest pierwsze moje przeczytan opowiadnie nie na temat wampiow i podoba mi sie. Z kazdym rozdzialem coraz bardiej doceniam ich obecnoosc.
Naprawde super opisujesz wielkie moce Anny. Budowani domu jest nisamowite i te wszystkie sprzeczki miedy wilkami, a Anna.
Pozdrawiam i zycze weeny,
Paramox :D


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
nellkamorelka
Wilkołak



Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 102
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sosnowiec

PostWysłany: Nie 22:05, 08 Lis 2009 Powrót do góry

hmm.. jak mogłam zapomnieć napisać komentarz? niedobra Nellka !!!
ale już się poprawiam i piszę:)
Bardzo mi się podoba dawkowanie emocji w Twoim ff... Anna taka pełna przeciwstawnych uczuć, raz groźna jak w jakimś horrorze a raz łaskawa i nawet z poczuciem humoru - dla mnie rewelacja:)
Podoba mi się też jak przedstawiasz Sama - prawdziwy przywódca, stonowany - zawsze wie jak się zachować - prawdziwy przywódca i zapomniałam dodać mężczyzna:)
Ciekawa jestem co będzie dalej i mam nadzieję, że nie dasz nam zbyt długo czekać?:)
Pozdrawiam serdecznie:) Nellka


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
A-M
Zły wampir



Dołączył: 28 Gru 2008
Posty: 418
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Pon 6:39, 09 Lis 2009 Powrót do góry

Witam serdecznie,

Kochani, rosnę w piórkach i oblewam się samozachwytem.
Dziękuję za to, że jesteście, zwłaszcza tym, którzy są od samego początku ze mną. Padam

Nie pozwolę Wam dłużej czekać. Wrzucam następny rozdział.


Beta - ukochana żona, Landryna.








Rozdział VI






Muszę być ostrożna. Nie dać się zaskoczyć. Nie pozwolić na zawładniecie znów sobą. Będę silna. Pokażę, na co mnie stać. Padną na kolana, prosząc o przebaczenie, a wtedy powiem: „Nie znam takiego słowa”. Ukoję swój ból. Moja rozpacz odejdzie w nicość. W końcu zaznam spokoju… Szczęko Niedźwiedzia, Szare Oczy, Szybki Grzmocie i Szkarłatny Orle; czuwajcie nade mną, moi bracia. Nadejdzie moment, że i o was się upomnę.




Minęło kolejnych kilka dni. Anna oswajała się na nowo, z miejscem swojego dawnego terytorium. Starała się nie opuszczać swojej polany, toteż nie poznała reszty z rezerwatu. Sądziła, że na razie tak będzie lepiej. Zadowalało ją to, co miała. Starała się nie wchodzić nikomu w drogę i tego samego oczekiwała od innych. Oczywiście Sam, Jacob i reszta, to zupełnie co innego. Czuła się za nich w pewnym sensie odpowiedzialna i nie wiedziała, czym było to spowodowane. Być może tym, że tak bardzo przypominali jej tragicznie zmarłych braci? Chciała im zaufać, a oni jej. Transakcja wiązana.


Billy wraz z resztą starszyzny, debatowali nad tym, cóż czynić teraz z Szachor Zeew.
Jak na razie nie sprawiała problemów, ale też nikt bez przyczyny nie chciał się zapuszczać w las. Nikt, prócz sfory, którzy z wielką chęcią odwiedzali Annę w jej prowizorycznym domu. Szczególnie polubił ją Jacob. Nie czuł obaw z jej strony. Wiedział doskonale, że go nie skrzywdzi i uważał, że zbyt długo była sama, żeby jeszcze teraz, kiedy jest wśród „swoich”, zostawiać ją na pastwę.
Billy za każdym razem, gdy Jacob się do niej wybierał, prosił o wzmożoną ostrożność. Taki wilk jak on, był nikim w stosunku do potężnej wilczycy. Młody Black jednak nic sobie z tego nie robił.


Tego dnia niebo było wręcz granatowe. Zbliżała się potężna burza. Wszystkie leśne zwierzęta uciekały do swoich schronień.
Anna wyszła przed drzwi i rozejrzała się powoli po sklepieniu nieba.
Wzięła głęboki wdech i uśmiechnęła się. Uwielbiała taką pogodę. Zaczęły padać pierwsze krople. Zamknęła oczy i pozwoliła, aby deszcz pieścił ją po twarzy. Siąpienie przerodziło się w ulewę, a Anna wciąż stała niezrażona tym, że moknie.
Zdjęła buty i zaczęła spacerować boso po trawie. Uwielbiła czuć ziemię pod sobą. Dawało to jej prawdziwą bliskość z naturą. Podchodziła do kwiatów i liści. Napawała się ich zapachami. Zerwała mały niebieski kwiatek z krzewu i wsadziła sobie za ucho.
Deszcz wciąż padał, a wszędzie panował nieprzyjemny mrok. Jedynym światłem na polanie był lampion, zawieszony przed drzwiami domu. Dawał ciepło i miły blask. Zapraszał wręcz do środka.
I nagle przestało padać. Anna spojrzała zaciekawiona w stronę nieba, które mimo wszystko nadal było ciemnoniebieskie. Znów wzięła głęboki wdech. Zapach po deszczu był jednym z najpiękniejszych, jaki znała.
Zaczęła krążyć po polanie, zbierając zioła. Cieszyła się, że znalazła szałwię, szczaw i szmaciak gałęzisty. Odkąd tylko nauczyła się chodzić, stare kobiety z jej plemienia pokazywały sposoby zbierania, przyrządzania i wykorzystywania najróżniejszych ziół. Niektórych przypadków i dolegliwości nie dało się zastąpić niczym innym, jak porządnie przygotowanymi ziołami. Była z tego powodu bardzo dumna, bo wielu zapomniało, jakie wspaniałe dary daje nam Matka Natura. Trzeba je wykorzystywać jak najlepiej.
Udało jej się jeszcze zebrać kilka innych roślin i kiedy akurat zrywała świdośliwkę, zobaczyła zbliżającą się sylwetkę. Nie musiała zbytnio wytężać wzroku, ponieważ od razu zobaczyła, że idzie do niej Jacob Black. Jak zwykle wesoło pogwizdywał. Był taki radosny i pełen życia. Wyczuwała, że się nie boi, co w pewnym sensie przynosiło jej ulgę. Nie potrafiła się jednak jeszcze tak otworzyć jak on i tak, jakby tego oczekiwał, ale starała się ze wszystkich sił. On rozumiał i nie naciskał, za co była mu wdzięczna.
- Witaj, wilku – przywitała się ze swoim gościem.
- Hej! – Jacob, jak zwykle, rozbroił ją szerokim uśmiechem.
- Przyszedłeś w samą porę. Pomożesz mi zbierać zioła.
- Co to, to nie. Jeszcze bym kogoś potruł – Jacob zaczął się bronić.
- Jesteś niepoprawny – skarciła go. – Spójrz. Tak wygląda maniok. – Wyciągnęła ku niemu dłoń, na której leżało kilka liści i małych bulw. – Nie sposób go nie znaleźć. Proszę. – Wręczyła mu roślinę. – Żebyś nie zapomniał, jak wygląda. Uda ci się na pewno. Znajdź proszę, to bardzo ważne dla mnie. – Spojrzała mu głęboko w oczy. – Sam się przekonasz, a teraz do roboty! – Wręczyła mu koszyk i oddaliła się w innym kierunku, schylając się co chwilę i zrywając kolejne zioła do koszyka.
Jacob stał z rośliną i wpatrywał się w nią.
- Jezu, nie mogła mi kazać zrywać muchomorów? Wyszłoby mi to lepiej, niż szukanie ciebie – zwrócił się ze złością do bulwy.
- Słyszałam! – krzyknęła Anna z daleka.
Jacob wywrócił oczami i zaczął niechętnie dreptać w stronę lasu, w poszukiwaniu roślinki.
Jakież było jego zdziwienie, gdy ledwo wszedłszy w bór, ujrzał przed sobą całe tuziny wystających brązowych główek, które po wyrwaniu okazały się maniokiem.
Zaśmiał się cicho i zaczął zbierać po kolei rośliny. Nagromadził tego prawie cały kosz.
Wracał dumnie, wymachując nim i ukazując ile udało mu się nazbierać.
- Proszę, proszę – zaczęła Anna, widząc pełny kosz manioku. – A tak się wzbraniałeś.
- Bo się do takich rzeczy nie nadaję.
- Nadajesz się, nadajesz. Dzięki ci wielkie. Nawet nie wiesz, jak bardzo go będę potrzebować.
- A, tak właściwie, do czego?
- Dużo by opowiadać. Chodź do środka, to ci wytłumaczę.
- Jak dla mnie bomba. – Jacob wyszczerzył zęby w uśmiechu.
Anna zaparzyła herbatę z mieszaniny ziół, jakie zebrała i podała wielki, parujący kubek swojemu gościowi.
Aromat, jaki się unosił po izbie, był niepowtarzalny. Czuć było miętę, szałwię, rumianek i pokrzywę. Jacob nigdy nie pił czegoś takiego, ale widząc zadowoloną minę Anny, sam zaczął kosztować naparu. Zdziwił się bardzo, bo nawet mu zasmakowało. Siedzieli przez jakiś czas w ciszy, napawając się smakiem i zapachem.
Jacob lubił ciszę w Annie. Aura jaką roztaczała, nie pozwala momentami na to, by coś powiedzieć czy zapytać. Była okryta płachtą tajemnicy i ogromnego bagażu przeszłości.
Intrygowała go, ale nigdy nie naciskał, aby cokolwiek mu wyjawiła. Mało o sobie mówiła, ale Jacob miał nadzieję, że z czasem to się zmieni. Nie był ciekawski. Nie. Chciał jej pomóc, wspierać i dodawać otuchy. Nie patrzył na nią jak inni. Nie patrzył na nią z trwogą i strachem. Nie wymawiał jej imienia z obawą. Była niczym nierozwinięty kwiat, którzy potrzebował czasu na otworzenie się. Wiedział, że gdy to nastąpi wyjdzie z niej kwiat o pięknej barwie.
Zastanawiał się, dlaczego tak jest. Dlaczego nie boi się jej, dlaczego to właśnie on czuje nieodpartą potrzebę, podania jej pomocnej dłoni? Reszta sfory także starała się otoczyć ją opieką. Sam bardzo tego pilnował, aby nie stała się jej krzywda. Ale czy komuś takiemu jak ona, może stać się w ogóle jakakolwiek krzywda? Fizyczna na pewno nie. Tak. Z jej psychiką było krucho. Ciężar dawnych tragedii dalej dawał o sobie znać. Nie musiała nic mówić. To wszystko było w jej oczach. Ból, strach, gorycz, gehenna, rozpacz, smutek i żal. Tuż obok furia, szał, wściekłość, amok, gniew oraz wzburzenie. Tyle emocji w niej było, że Jacob zastanawiał się, jak dawała sobie z tym wszystkim radę. Było to dla niego niepojęte.
Anna również, dość skrzętnie, blokowała swój umysł przed resztą wilków. Nie dziwili jej się. Nie była gotowa na to, żeby całkowicie się przed nimi otworzyć.
- Okej, więc co to jest ten cały maniok? – Jacob przerwał nagle ciszę.
Anna spojrzała na niego, potem na swój kubek i spytała:
- Naprawdę cię to interesuje, czy pytasz z grzeczności?
- Nigdy się nie pytam czegoś z grzeczności. – Wywrócił oczami. – Jasne, że mnie to interesuje. Nigdy o tym nie słyszałem, a wyglądało na całkiem przyjazne warzywko.
Wilczyca uśmiechnęła się delikatnie.
- Jacobie Black, jesteś najbardziej odbiegającym od normy wilkiem, jakiegokolwiek w swoim życiu spotkałam.
- Wciąż to słyszę, cóż mam z tym zrobić? – Podniósł w poddańczym geście ręce.
- Dobrze, opowiem ci coś.
Jacob klasnął w dłonie, odłożył kubek, podparł rękoma brodę i zaczął wpatrywać się w Annę.
Lekko to ją zdezorientowało, ale po chwili widząc, że Jacob żartuje, rozluźniła się.
- Maniok, to bardzo użyteczna roślina – zaczęła. – Ma wiele zastosowań. Można na przykład po wysuszeniu i wyprażeniu zetrzeć ją, co da coś na rodzaj mąki, z której można wypiec kassawę. A co to jest kassawa to zaraz ci opowiem – powiedziała, widząc, że otwiera już usta. – Same liście są również pyszne. A co do wytworów z kassawy, to taki indiański chleb. Teraz wątpię, żeby go wytwarzano, bo jest to dość pracochłonne i żmudne. Acz, taki chleb nigdy nie pleśnienie.
- Dlaczego? – zdziwił się Jacob.
- Ma w sobie śladową zawartość cyjanku potasu. - Jacob wybałuszył oczy. – Nie masz się co zamartwiać, są to takie ilości, które nie zaszkodzą – uspokoiła go natychmiast.
- Dla mnie bez różnicy, bo i tak bym go nie wziął do ust – zaparł się.
- Wziąłbyś, wziął. Aż by Ci się uszy trzęsły.
- Na pewno nie! – dalej przystawał przy swoim.
- Ależ z ciebie uparty wilk, Black.
- Nic na to nie poradzę. – Jacob zaczął się rechotać.
- Dobrze. Koniec kulinarnych opowieści.
- To opowiedz mi coś innego – zaproponował.
- A co?
- Nie wiem. Może jakąś starą legendę twojego plemienia?
Anna spojrzała w palący się ogień w kominku, w którym wesoło trzaskały czerwone iskry.
- Niech pomyślę, cóż bym ci tu mogła opowiedzieć. – Spojrzała na niego, jakby szukała na jego twarzy odpowiedzi. – O, już wiem. Opowiem ci taką jedną legendę. Pewnego razu był sobie Kojot, który zabił swoją żoną Bizonicę. Bardzo chciał ją zjeść, w wyniku niefortunnych dla niego zbiegów okoliczności. Ofiara jednak została zjedzona przez liczne ptaki i zwierzynę. Zrozpaczony Kojot rozejrzał się za skórą i resztkami ciała, ale nie został ani jeden kawałeczek. Rozglądał się także za kośćmi, ale nie było ani jednej. Poszedł za tropami zwierząt. Udało mu się znaleźć kilka kości, więc rozpalił ognisko i rozłamał je. Znalazł pęcherz swojej ukochanej i włożył weń szpik. Starczyło w sam raz, by go wypełnić. Związał pęcherz i położył na bok, aby ostygł. Położył się tuż obok i powiedział: „Będę go pilnował, a jak wystygnie, zjem”. Kilka razy sprawdzał, ale pęcherz wciąż nie stygł. „Włożę go do wody” – rzekł. Zaniósł pęcherz do jeziora i zanurzył w wodzie, ale ten nadal nie chciał stwardnieć. Ujrzał nagle, że w pobliżu pływa Piżmoszczur. „Złap pęcherz za koniec i popłyń z nim na głęboką wodę, żeby się ostudził, aż tłuszcz w nim nie skrzepnie” – powiedział Kojot do Piżmoszczura. Potem ni z tego, ni z owego tupnął łapą i przestraszył Piżmoszczura który schował się pod wodę. Kojot uważał, że to świetna zabawa, więc pomyślał: „Jak wypłynie na wierzch, będę miał jeszcze więcej uciechy”. Gdy Piżmoszczur wynurzył się, Kojot ponownie tupnął łapą. Piżmoszczur zanurzył łeb tak gwałtownie, że rozdarł pęcherz Bizonicy i wyciekł z niego cały szpik. Kojot natychmiast wskoczył do wody, żeby nałapać trochę szpiku, ale nabrał samej wody. Rozzłoszczony, porwał kij i wskoczył jeszcze raz, żeby ukarać Piżmoszczura, ale ten uciekł i nie można było go złapać. Głupi i niemądry Kojot stracił i żonę, i mięso. Odkąd szpik rozlał się w wodzie, po powierzchni niektórych jezior pływa oliwa lub coś, co ją przypomina.
Jacob wpatrywał się w nią z otwartą buzią. Rozśmieszyło to Annę i musiała mu pomachać ręką przed oczami, żeby do niej „wrócił”.
- Halo? Ziemia do Jacoba!
Ocknął się i zaśmiał.
- To było super! Nigdy nie słyszałem takich opowieści, mimo że jesteśmy z jednego terenu.
- To bardzo stare legendy sprzed wielu, wielu lat. Nie dziwię się, że ich znasz, bo nie miał kto ich dalej przekazać. Chcesz, posłuchać jeszcze czegoś?
- Pytanie! Jasne! – odpowiedział wesoło.
Anna znów się zamyśliła, jednak coś wyraźnie ja dekoncentrowało.
- Wszystko w porządku? – Jacob spytał w troską.
- Tak, tylko dawno nie opowiadałam tych legend. To takie… Wzruszające. – Spojrzała na niego, a w jej oczach zaszkliły się łzy.
Jacob chciał ją pocieszyć, ale nie wiedział kompletnie jak. Gdyby to była Bella, wziąłby ją w ramiona i mocno do siebie przytulił. Jednak to nie była jego przyjaciółka. Musiał delikatnie to rozegrać.
- Słuchaj, jak mam już sobie pójść, to powiedz.
- Nie, nie o to chodzi. Po prostu… - Wzięła głęboki wdech. – To miłe, że chcesz tego wszystkiego słuchać. Niepotrzebnie się rozkleiłam. Głupia. – Szybkim ruchem przetarła oczy. – Przepraszam.
- Nie masz za co, naprawdę – powiedział ciepło.
Żeby ją rozśmieszyć, spytał pierwszą rzecz jaka mu przyszła do głowy:
- Może pozbieramy więcej manioku?
Anna spojrzała na niego ze zdziwieniem, po czym wybuchła śmiechem.
- Rozbroiłeś mnie. Nie, nie potrzeba nam więcej. To co mamy, w zupełności starczy.
- Okej. Jakby co, jestem teraz znawcą manioku, więc możesz na mnie liczyć. – Wypiął dumnie pierś.
- Oczywiście. Będę to miła na uwadze – odpowiedziała, siląc się na powagę. – Słyszałeś kiedyś o chichie? – spytała nagle.
Jacob spojrzał na nią zdumiony.
- Chi…? Co?
- Chicha. Dobra, biorę to za znak, że jednak nie obiło ci się o uszy. Ach, ta dzisiejsza młodzież. Zupełnie nie wie co i jak. – Wywróciła ostentacyjnie oczami. - Chicha to rodzaj dość ekstremalnego indiańskiego alkoholu. Nie chcę ci psuć apetytu przed kolacją, więc opowiem ci o nim kiedy indziej.
- No, tak. Zostawisz mnie na pastwę niepewności. – Zrobił usta w podkówkę.
- Oj, nie przesadzaj. Zresztą, zapytaj Billy’ego. Powinien wiedzieć co to jest. Tylko błagam, nie rób tego podczas jedzenia – poprosiła błagalnie, uśmiechając się od ucha do ucha.
- Okej, okej. Postaram się – zawtórował jej Jacob. - Wiesz, zastanawiałem się nad czymś przez drogę do ciebie – powiedział nagle.
- Nad czym kontemplowałeś, mój drogi Jacobie? – spytała Anna z udawaną powagą i wyższością.
- Za kilka dni urządzamy ognisko. Będą kiełbaski, śpiewy, tańce, mroczne opowieści, legendy i dużo ludzi z rezerwatu.
Twarz Anny stężała i poszarzała.
- Nie, nie mogę. Wiesz o tym.
- Nie, że nie możesz i nie wiem o tym – zaparł się.
- Jacob, to naprawdę zły pomysł. Wiem, co ludzie o mnie myślą. – Posmutniała – Wyobrażasz sobie, co będzie gdy się pojawię? – Wzdrygnęła się mimochodem.
- Tak. Wiem, co będzie. – Spojrzał jej prosto w oczy. – Pomyślą, że to się ich boisz, a nie masz zupełnie czego. Uwierz mi. Nie masz ośmiu rąk i pięciu par nóg. Nie wystaje ci nic z pleców i nie masz dodatkowej głowy, więc ja osobiście nie widzę problemu. A jak ja nie widzę problemu, to znaczy, że go nie ma i koniec kropka – skończył swój wywód na jednym wdechu.
Anna wiedziała, że z nim nie wygra w tej bitwie.
Upiła łyk, zimnych już, ziół i spojrzała na niego. Wpatrywała się długo i mocno. Jacob ani na chwilę nie spuścił wzroku.
- Dobrze – powiedziała w końcu. – Ale obiecaj mi jedną rzecz – poprosiła.
- Jasne, nie ma sprawy.
Spuściła na moment wzrok, chwyciła mocniej kubek i ponownie spojrzała na towarzysza.
- Będziesz przy mnie cały czas?
Przez chwilę Jacob sprawiał wrażenie, jakby go zamurowało, jednak zaraz się zreflektował.
- Oczywiście. Jeżeli to sprawi, że pójdziesz, nie ma żadnego problemu. – Posłał jej spojrzenie, które mówiło, że nie ma się czego obawiać i że dotrzyma słowa.
- Nawet nie wiesz, ile dla mnie znaczy mieć w tobie oparcie.
Bardzo zdziwiły go te słowa, ale nie dał tego po sobie poznać. Czuł, że zaczyna zyskiwać zaufanie Anny i czuł z tego powodu pewien rodzaj radości, której nie potrafił jeszcze opisać i określić. Najważniejsze, że łączyła ich pozytywna więź. Tak przynajmniej sądził.




Wyjdę do ludzi. Po tylu latach. Ognisko, śpiewy, tańce i opowieści! Och, ileż to się nasiedziało przy wieczornych rozmowach. Dziękuję Wam: Duchu Nieba, Duchu Ziemi, Duchu Słońca, Duchu Księżyca i Duchu Gwiazdy Porannej! Bądźcie przy mnie. Bądźcie przy nas. Bądźcie przy nich. Czuwajcie i chrońcie nas.


Przełom.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin