FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Waiting For Dr Right [T] [NZ] [+18] R.6 cz.1(06.03.11r.) Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
villemo
Wilkołak



Dołączył: 29 Sie 2009
Posty: 114
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: wzgórze czarownic

PostWysłany: Pią 10:24, 26 Lut 2010 Powrót do góry

Och... powiało świeżością Very Happy Fajny, luźny ff z ciekawą fabułą i sporą dawką humoru. Rozwaliła mnie akcja jak Ed dzwonił z łazienki Very Happy ale Emmet zafundował mu randkę. Mam nadzieję, że będzie nam dane z bliska poznać Alice, Emmeta i resztę rodzinki. Jestem ciekawa ich charakteru.
Pozdrawiam i powodzenia życzę.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
zawasia
Dobry wampir



Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D

PostWysłany: Pią 13:13, 26 Lut 2010 Powrót do góry

kocham te opowiadanko, jest genialne mimo ze dopiero 2 rozdziały,
z jednej strony szkoda ze tak szybko doszło do zblizenia miedzy nimi, ale z drugiej ciesze sie ze wkoncu tak sie stalo.
czekając na kolejne
pozdrawiam:)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Kristens
Nowonarodzony



Dołączył: 23 Lut 2010
Posty: 11
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 16:07, 06 Mar 2010 Powrót do góry

uau.
No, no jestem mile zaskoczona Wink
Świetne opowiadanie i do tego bardzo ładnie piszesz ... Tak lekko i tak miło to się czyta, że chciałabym jeszcze więcej ! He he, mała Lexi udaje swatkę taak ? No nie źle xD Oj, ale widzę, że ostatni rozdział był 12 lutego. A przecież dzisiaj jest 6 marca ! Hej, hej tylko nas nie opuszczaj, bo jestem bardzo ciekawa jak akcja się rozwinie Wink
Pozdrawiam , życzę veny i czym prędzej dodaj następny rozdział !

Kristens


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Pon 19:59, 08 Mar 2010 Powrót do góry

hm, to może ja tak; tłumaczenie jak dla mnie bez zarzutu :) dziękuję za popełnienie go, jest mi niezwykle miło czytać :)

sama treść to dość ciekawa sprawa... zaraz ujawnię jedną z większych tajemnic moich - czytałam The Red Line i tam też się spotkałam z układem Tanya nie żyje, była żoną Edwarda i mają razem dziewczynkę... całkiem inaczej to wyglądało - powiem od razu :P

chwilami śmieszą mnie te sytuacje, ale naprawdę pocieszne było, gdy Lexi stała się cieniem Bells, a Edward poprosił ją o niańczenie córeczki podczas, gdy on polazł na randkę :P

Cytat:
- Bello, tu Edward.
- Edward? Dlaczego do mnie dzwonisz? – zapytałam, szybko się prostując i krzywiąc, kiedy usłyszałam skomlejącą Alexis, zwijającą się w kulkę ze swoim pluszakiem. – Jeżeli sprawdzasz jak sprawy idą, to wszystko jest w porządku. Alexis jest…
- Nie, nie dzwonię w tej sprawie… - szybko mi przerwał. – Pamiętasz jak powiedziałaś mi o wymykaniu się do łazienki, tylko po to, żeby mieć wymówkę i zadzwonić do przyjaciela, ponarzekać na katastroficzną randkę?
- Tak, czy to jest właśnie to, co teraz robisz?
- Ta.
a to było po prostu mistrzostwo ;P ubawiłąm się po pachy czytając ten fragment, choć myślałam, że autorka przeciągnie trochę ich podchody :P

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
bluelulu
Dobry wampir



Dołączył: 09 Cze 2009
Posty: 974
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 85 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Hueco Mundo

PostWysłany: Wto 20:01, 09 Mar 2010 Powrót do góry

Cytat:
- Jasne i hej, Edward, myślę, że to dobrze, iż otwierasz się na świat, ponownie. Randka nie oznacza jeszcze wieczności, po prostu starasz się poznać kogoś nowego. – Zaoferowałam mu pocieszający uśmiech.
- Dzięki, zapamiętam to sobie
.

Jakie kłamstwo. Kłamstwo i nic więcej. To straszna cecha ale desperacja związana z utrzymaniem kontaktu z innym człowiekiem popycha nas do dawania mu rad które właściwie samych nas krzywdzą. Coś w stylu "beze mnie będzie Ci lepiej"
Cytat:

- Pa dyniaczku, bądź grzeczna. – Pomachał jej na pożegnanie, zanim zamknął drzwi na klucz
Dyniaczku?! Pierwszy raz słyszę takie urocze określenie. No po prostu fanatyczne : ))
Cytat:

- Ależ musiałem. Przyszłaś niańczyć, a skończyłaś na mizianiu się z tatusiem. – Wyszczerzył zęby w próżnym uśmiechu
Laughing

uroczy rozdział i świetne tłumaczenie jak zwykle (:
nie mam nic więcej konkretnego do powiedzenia prócz pochwalenia wspaniałego tłumaczenia. Tekst wybrałaś sobie bardzo dobry, lekki ale nie do przesady. Momentami czuję lukier ale pewnie coś się jeszcze wydarzy. Nie oceniam tego ff po tylko takiej ilości rozdziałów. Dużo się jednak wydarzyło. Edek dzieli się historią z Bell a później było usta-usta. ;d

pozdrawiam, Uskrzydlona.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Sonea
Wilkołak



Dołączył: 01 Maj 2009
Posty: 104
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Kielce

PostWysłany: Śro 15:34, 10 Mar 2010 Powrót do góry

Bardzo mi się podoba to opowiadanie. Nie wiem dlaczego, ale mam odczucie, że jest spokojne harmonijne, a dopiero 2 rozdziały były. Przypomina mi to "Porywaczkę", tam też Bella zajmowała się dziećmi, może w inny sposób, ale zawsze:)
Mam nadzieję, ze rozdziały będą często dodawane bo jestem ciekawa dalszych losów Belli i Eda:)

Pozdrawiam, Sonea


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
windy dreams
Wilkołak



Dołączył: 24 Sie 2009
Posty: 129
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 15:55, 17 Mar 2010 Powrót do góry

Jest już nowy rozdział i strasznie,ale to strasznie przepraszam, że tak późno. Tłumaczenia nie porzucam, absolutnie nie! Jak zwykle betowała rodzynka_

Rozdział 3

Pogadanka z Jake`usiem pierdołą*

Całą drogę powrotną do domu przegadałam z Alice, ględząc o tym, co się wydarzyło. Powiedziałam jej o dzwoniącym do mnie Edwardzie, aby wydostać się z randki, o tym co się stało z jego żoną… skróconą wersję oczywiście, o naszym pierwszym pocałunku, jak się czułam, kiedy powiedział mi, że chciał tego od pierwszego dnia, w którym się spotkaliśmy i jak wyraził chęć umówienia się ze mną. Była taka szczęśliwa z mojego powodu. Przez sześć miesięcy wysłuchiwała moich żalów i usychania z tęsknoty za tym nieosiągalnym mężczyzną lub jak raczej myślałam osiągalnym, tylko że dla innych kobiet.
Nigdy więcej. Dzięki Bogu. Edward nie odzywał się przez cały weekend, co spowodowało, że stałam się kłębkiem nerwów. Po prostu uważałam, iż zadzwoni do mnie w celu ustalenia naszej randki, ale nic takiego nie miało miejsca. Nawet Alice zaczęła się na mnie wkurzać, kiedy w kółko sprawdzałam mój telefon, podczas naszego przełożonego, babskiego spotkania w sobotę.
Może przemyślał to wszystko jeszcze raz i uznał, że ten pocałunek to pomyłka. To znaczy, powiedział, iż chciał to zrobić, ale biorąc pod uwagę Alexis i wszystko inne… ugh, czemu faceci muszą być tacy mylący? Powinnaś była do niego zadzwonić, Bello. Może i powinnam była zadzwonić, albo chociaż wysłać SMS-a, żeby zapytać jak minął mu weekend, ale nie, musiałam oczywiście zdecydować się na własne tortury, ze ściskającym żołądkiem. To by wyjaśniało, dlaczego jestem tak zmęczona tego poranka. Ten dzień od razu zaczął się źle. Zaspałam, zapomniałam nastawić wodę w czajniku, a mój iPod zdechł, więc nie mogłam nawet zapuścić dobrej muzy, żeby polepszyć sobie humor. Dla jakiegoś bliżej nieokreślonego powodu wszyscy i bracia tych wszystkich, postanowili wybrać się do pracy o tej samej porze co ja, więc korki stały się dzisiaj niesamowitą zdzirą . Ledwo co wyrobiłam się na czas, a musiałam przecież zobaczyć Edwarda… mamy teraz prawie siódmą trzydzieści.
Koło dziewiątej usłyszałam jak drzwi się otwierają i Alexis krzyczy: „Bella!”. Spojrzałam znad projektu plastycznego, który właśnie wykonywałam z grupą dzieci i uśmiechnęłam się na widok mojej małej, ulubionej dziewczynki. Mój uśmiech powoli wyblakł, kiedy zorientowałam się, że to nie Edward ją przyprowadził. Zamiast niego, jej rękę trzymała piękna kobieta średniego wzrostu, o takim samym kolorze włosów co Alexis i Edward. Zielone oczy i jasna cera. Nie wyglądała nawet na czterdzieści lat. Wstałam z siedzenia i podeszłam do biurka.
- Hej, Alexis. Jak się masz? – zapytałam z uśmiechem na twarzy.
- Dobrze. Ja tęsknię za Bellą – odpowiedziała, wyciągając swoje malutkie rączki w moim kierunku, żebym ją podniosła, co z resztą zrobiłam.
Jak można się nie uśmiechnąć na widok tej małej dziewczynki. Chyba nie ma takiej rzeczy, którą by zrobiła, żebym widziała ją w złym świetle.
- Naprawdę? Wiesz, ja za tobą też tęskniłam, Alexis – powiedziałam, dając jej eskimoski pocałunek. Dziewczynka po prostu się zaśmiała, mówiąc – Łaskocze. – I sprawiła tym samym, że ja sama zaczęłam rechotać.
- Cześć, babo**. – Pomachała Alexis.
- Czy nie jesteś, aby na zbyt chętna , żeby się mnie pozbyć? – Uśmiechnęła się kobieta. – Cześć, jestem Esme, matka Edwarda i dumna babcia, albo jak ta młoda dama twierdzi, baba.
- Miło mi cię poznać, Esme. Jestem Bella. – Przedstawiłam się, ściskając jej dłoń.
- A więc, to ty jesteś Bella – powiedziała, mierząc mnie wzrokiem. Nagle poczułam się winna, poznając matkę faceta, którego lubię, bez jego obecności. To on tu powinien być buforem.
- Dużo o tobie słyszałam. Jesteś tak piękna, jak Edward powiedział, że będziesz. – Z tym komentarzem, mogłam poczuć jak do moich policzków napływa ciepło.
- Dziękuję – powiedziałam, patrząc w dół.
- Nie ma za co, moja droga. Zobaczmy czy jeszcze pamiętam jak to się robi. Minęło tyle czasu. – powiedziała, chwytając za długopis. – Muszę ją tylko wpisać i jeżeli ktoś inny będzie przy odbiorze, to też wpisuję jego imię?
- Tak. Czy byłaś tu już wcześniej? – zapytałam.
- Oh, parę lat wcześniej. Pozostała dwójka moich wnucząt tu uczęszczała. Mają teraz po sześć lat. To właśnie w ten sposób Edward dowiedział się o tym miejscu. Jego bratowa poleciła je, ale zapewne jej chłopcy musieli tu chodzić, zanim znalazłaś się w tym przedszkolu. Jak długo już tu pracujesz?
- Jakieś dwa lata. Mój najlepszy przyjaciel jest mężem Lei i w zasadzie to zajęłam jego miejsce, kiedy otworzył swój własny warsztat. – wspomniałam.
- Masz na myśli Jake`a? Oh, chłopcy go adorowali. Zawsze, gdy tu wchodziłam, napotykałam ich w zapasach. Wymęczał ich i byłam mu za to wdzięczna. Tak się cieszę, że Edward ma dziewczynkę, bo dwóch chłopców zdecydowanie mi wystarcza, a to mówi wiele, skoro właściwie wychowałam dwójkę swoich.
- Ta, przy chłopcach trzeba się dużo napracować, ale uwielbiam z nimi biegać, rzucając piłkę futbolową, bądź też koszykową w te i z powrotem. Nie robię teraz tego często przez tą malutką. Zajmuje mój cały czas, nieprawdaż? – zapytałam Alexis, łaskocząc ją w brzuszek.
- Przestań, gilgocze Bello, gilgocze Bello. – Zachichotała.
- No dobrze, przestanę.
- Mam kilka spraw do załatwienia. Alexis odbierze Edward. Chciał ją tu podrzucić, ale wyglądał na takiego zmęczonego przez ten cały weekend pracy, że nakazałam mu wracać do łóżka – powiedziała, puszczając do mnie oczko.
Czy to jest aż tak oczywiste? Mój puls przyspieszył, gdy tylko pomyślałam o ponownym spotkaniu z tym mężczyzną. Na twarzy wykwitł mi uśmiech.
Dwa dni to zdecydowanie za dużo czasu spędzonego bez tych oczu i tych ust, złożonych na moich wargach. Czuć je na szyi. O Jezuniu, śnię o synu tej kobiety na jej oczach. Ocknij się, Bello.
Potrząsnęłam głową, by oczyścić myśli.
- Mam nadzieję na kolejne spotkanie z tobą, Bello i uwierz mi, wiem, że będę miała okazję. – Uśmiechnęła się, zanim pożegnała szybko wnuczkę i wyszła.
- Alexis, myślę, że Bella zrobiła z siebie totalną idiotkę przed babą – skomentowałam, prowadząc ją z powrotem do stołu.
Wygląda na to, że czas dłużył się i dłużył, od momentu przybycia dziewczynki. Liczyłam minuty do ponownego spotkania z Edwardem. Nie pomagała nawet zabawa w chowanego z czterolatkami.
Byłam na zewnątrz, sprzątając zabawki, które dzieci pozostawiały, kiedy poczułam jak para silnych rąk łapie moją talię od tyłu i ściska, sprawiając, że zaczęłam skakać i krzyczeć. Obróciłam się, by zobaczyć mojego najlepszego przyjaciela, zwijającego się ze śmiechu.
- O Boże, Jacobie Blacku, nieomalże doprowadziłeś mnie do pieprzonego zawału serca. Dobrze wiesz, że mam łaskotki w tym miejscu, dupku – zganiłam go, uderzając w ramię najmocniej jak tylko mogłam. – Au – powiedziałam, potrząsając dłonią. - Matko, Jake, masz wystarczając dużo czasu by pakować, ale dla najlepszej przyjaciółki nigdy nie znajdziesz chociaż chwilki?
- Oh Bello - Bell, nie wywołuj u mnie poczucia winy. To nie w porządku. Wiesz przecież, że byłem zajęty pracą. Przyszedłbym do ciebie w innym wypadku, ale przeważnie w tych godzinach odsypiam. Jestem szczęściarzem, jeżeli w ogóle mam okazję zobaczyć Leę – wyjaśnił, pocierając ręką o szyję.
- Wiem, Jake. Po prostu daję ci wycisk. Przecież masz pojęcie, jak bardzo jestem z ciebie dumna. Kto by pomyślał, że mały Jacob Black z La Push, przeprowadzi się do Seattle i otworzy swój własny warsztat samochodowy, w dodatku dobrze prosperujący? – drażniłam się z nim.
- Mały? Kogo nazywasz małym, karzełku? – zapytał, zawieszając rękę na moich ramionach, kiedy objęłam go w tali, ściskając. – Więc jak się mają sprawy, Bello – Bell? Leah mówiła mi, że masz nowego faceta w swoim życiu? – spytał, całując mnie w czubek głowy.
- Tak jakby, no – wykręcałam się.
- No dalej, powiedz Jake`usiowi pier***e o co chodzi. – Dokuczał mi, wykorzystując ksywkę, jaką zwykłam używać, kiedy wołałam tak na niego w dzieciństwie. Kiedyś tego nienawidził i mówił, iż sprawiała, że czuł się jak dziecko, ale teraz uważa ją za ujmującą, tak samo jak moją Bellę – Bell. – Nie ukryjesz się przede mną. Wiem o tobie wszystko. Przecież zwykliśmy się kapać we dwoje. Nawet przechwalam się, że byłem pierwszym facetem, który widział cię nago. – Zaśmiał się.
- Zamknij się, bo jak nie, to zbiorę wszystkie dzieciaki, żeby nazywały cię Jake`usiem pierdołą. Nie ma za dużo do opowiadania. Wciąż jestem skołowana z powodu całej sprawy.
- Myślę, że wycieczka do Starbucksa jest na miejscu. Pozwól mi pogadać z Leą i zobaczyć, czy pozwoli mi cię ukraść dziś wcześniej. Zasługujesz na to, po tych wszystkich szalonych godzinach, spędzonych w pracy dla tego tajemniczego mężczyzny – powiedział, poruszając sugestywnie brwiami. Uderzyłam go w klatkę piersiową nim zdążył odejść.
Kiedy Jake był w środku, skończyłam porządkować zabawki.
- Ahem.
Obróciłam się, by ujrzeć Edwarda stojącego parę stóp ode mnie z łobuzerskim uśmiechem, goszczącym na jego ustach. – Cześć.
- Cześć – powiedziałam cicho. – Jak się masz?
- Teraz lepiej – odpowiedział, a jego oczy zabłyszczały. – A ty?
- Ja również. – Uśmiechnęłam się.
Powoli podszedł do mnie, zmniejszając dystans.
- Bello, chciałbym… - zaczął mówić, kiedy Jake mu przerwał.
- Bello- Bell, Leah mówi, że możemy się zwijać – wrzasnął mój przyjaciel, otwierając drzwi.
- Cholera, Jake. – Zwątpiłam. – Będę za sekundkę – powiedziałam mu, kierując wzrokiem pomiędzy nim, a Edwardem.
- Oh, sorki. Będę czekał. - odpowiedział, zamykając drzwi.
- Przepraszam – powiedziałam, posyłając mu skruszony uśmiech. – Mówiliśmy o…?
- Nieważne – odpowiedział, spoglądając na dół i odwracając się, żeby sobie pójść.
- Zaczekaj – powiedziałam, łapiąc go za rękę, przesyłając tym samym falę szoku przez moje ramię. Mogłam powiedzieć, że czuł to samo, gdy jego otworzyły oczy się w zdumieniu. – Edwardzie, co chciałeś mi powiedzieć?
- To nie istotne – powtórzył ponuro.
- To musiało być ważne skoro przyszedłeś do mnie, żeby porozmawiać. Po prostu mi powiedz.
Przysięgam, że jeśli teraz mnie nie zaprosi na randkę, to zrobię to sama. Te umysłowe gierki zaczynają mnie wkurzać.
- Spójrz, wiem, że to wszystko jest dla ciebie nowe, ale ja też nie jestem w tej kwestii jakąś ekspertką. Wszystko co wiem, to to, że cię lubię i ja…
- Bello, umówisz się ze mną? - wypalił.
- Przecież już mnie o to pytałeś – zażartowałam. – Kiedy i gdzie?
- Chciałem, żeby to był piątek, ale nie mogę czekać tak długo. – uśmiechnął się zażenowanie. – Więc co powiesz na jutro wieczór?
- Jutro wieczorem, ou, nie wiem – powiedziałam, przygryzając dolną wargę, rozmyślając nad propozycją tylko po to, żeby się napocił. Kazał mi czekać cały weekend, wobec tego może poczekać te parę minut.
- Więc, Bello? Zabijasz mnie przez to oczekiwanie. Poruszałam głową w tył i przód, udając, że mocno myślę. Potem uśmiechnęłam się i pokiwałam głowa, na znak zgody.
- Tak? – uśmiechnął się, a jego oczy zabłyszczały.
- Z przyjemnością pójdę jutro z tobą na randkę.
- Świetnie. Już załatwiłem opiekunkę.
- Zaczekaj, co? Chciałeś stąd wyjść nie pytając mnie? – zapytałam troszkę poirytowana.
- No, bo straciłem odwagę – przyznał.
- Przysięgam, Edwardzie. Proszę cię, nigdy więcej nie trać nerwów przy mnie. Nie mogę znieść, kiedy wątpisz w samego siebie.
- W takim razie – powiedział, przybliżając się do mnie. Chwycił za policzek, unosząc moją twarz do góry i przykładając swoje smakowite usta do moich. Delikatnie poruszał swoim wargami z moimi własnymi. Westchnęłam do niego. Nie mogłam uwierzyć w to, jak dużo ciepła jego dłoń może wytwarzać na moim policzku i jak nasze usta zdawały się wyznawać uczucia, jakie czuliśmy w stosunku do siebie.
Nigdy nie chcę go puścić – pomyślałam, kiedy przytrzymywałam jego nadgarstek z moją drugą ręką wtopioną w jego tylną część szyi, przybliżając go do siebie. Chciałam pogłębić pocałunek, ale wiedziałam, że TO nie było stosowne w tym miejscu. Mimo wszystko nie mogłam się powstrzymać. Byłam świadoma, iż w momencie, gdy się rozdzielimy, poczuję stratę, lecz na nieszczęście, nasze ludzkie potrzeby wołały o tlen. Dwa niewinne pocałunki później, Edward się ode mnie odsunął, by spojrzeć mi w oczy.
- No, teraz to rozumiem. – Uśmiechnęłam się.
Edward nic nie powiedział. Po prostu kontynuował wpatrywanie się w moje oczy. Mogłam poczuć, jak jego kciuk wędruje w tę i z powrotem po mojej spuchniętej, dolnej wardze.
- Edwardzie, o czym myślisz? – zapytałam, przytomniejąc.
- Mógłbym się zgubić w twoich oczach. Są takie piękne – skomentował. Zarumieniłam się i opuściłam głowę. Natychmiast podniósł ją z powrotem, żebym znów na niego patrzyła. – Proszę, nigdy nie ukrywaj ich przede mną.
- Edwardzie! Chodź, Alexis się niecierpliwi – zawołała do niego z drzwi wysoka, piękna blondynka.
- Już idę, Rose! – odkrzyknął, nawet na nią nie patrząc. Gdyby nie ten pocałunek wcześniej, mogłabym być zazdrosna, ale wiedziałam, że jego oczy skierowane tylko dla mnie.
- Prawdziwy świat wzywa – wyszeptałam.
- Ta, no właśnie. Czy mogę do ciebie zadzwonić wieczorem?
- Z chęcią – powiedziałam.
- Chodź, chciałbym przedstawić cię paru ludziom. Bardzo szybko – powiedział umieszczając kolejny, krótki pocałunek na moich ustach. Jego ręka powędrowała w dół mojej szyi, wzdłuż ramion, do przegubu, zatrzymując się na dłoni. Otoczył ją swoimi palcami, ściskając mocno. Wszystkie miejsca, gdzie mnie tylko dotknął, nagle stanęły jakby w płomieniach, ale nie w bolesny sposób.
Podążyłam za nim do środka. Tam stała już Leah, Jake i blondynka obserwująca Alexis oraz dwóch chłopców, którzy układali puzzle.
- Nareszcie, Edwardzie – powiedziała kobieta. – Aiden i Ethan robią się głodni, a Emmett wydzwania do mnie, zastanawiając się, gdzie jesteśmy. Najwyraźniej twój brat nie może się powstrzymać, jeśli chodzi o jedzenie.
- Możemy wkrótce wychodzić, Rose. Jestem pewien, że gdy z nim porozmawiam, na pewno zrozumie – wspomniał, wskazując na mnie głową.
Kobieta uśmiechnęła się i przedstawiła. – Cześć, jestem Rosalie, ale możesz mówić mi, Rose. Jestem żoną brata, tego godnego politowania człowieka.
Uścisnęłam jej dłoń. – Bella, miło mi cię poznać. – Uśmiechnęłam się.
- Mi również. Więc, co miałeś zrobić, to już zrobiłeś, bo jak już mówiłam, musimy się zwijać – zapytała matczynym tonem. Przysięgam, że poczułam się jakbym była z powrotem w liceum i miałam wrażenie, że Edward również poczuł się w ten sposób, bo zauważyłam jak jego policzki różowieją.
- Dziękuję, że mi przypomniałaś, MAMO – powiedział.
- O Boże, Edward, wyluzuj. Masz dwadzieścia osiem lat, więc przestań być takim nastolatkiem – skomentowała, zwracając swoją uwagę na chłopców. – W porządku dzieci, posprzątajcie puzzle. Wujek Edward jest gotowy do wyjścia.
- Przepraszam za Rosalie, najwyraźniej wyłączyła dziś swój filtr – powiedział, ściskając moją dłoń.
- Oh, nie mam nic przeciwko. Myślałam o tym samym. – Drażniłam się z nim.
- Lepiej uważaj co mówisz. Pamiętaj, że jutro będę miał twoją niepodzielną uwagę i planuję dowiedzieć się o twoich wszystkich sekretach – odpłacił mi się.
- Mogę ci w tym pomóc człowieku – przerwał Jake. – Jestem Jake, najstarszy, najbliższy sercu i najlepszy przyjaciel Belli – powiedział, wyciągając dłoń do uściśnięcia w stronę Edwarda.
- Edward – odpowiedział, odwzajemniając uścisk. – Miło mi cię poznać. Rozważę twoją ofertę, może mi się przydać. Dzięki.
- Więc zgaduję, że będziesz musiała się jutro urwać z pracy, Bello? – zapytała Leah.
- Właściwie to mogę zostać do siódmej, przecież możemy iść na późną kolację? – zaczęłam mówić, pytając jednocześnie Edwarda o zdanie, który uśmiechnął się i pokiwał głową.
- Myślę, że to będzie uczciwe, jeżeli wypuszczę cię wcześniej, tak koło piątej, skoro zostawałaś do późna dla mnie. Uwierz mi, Jake i ja jesteśmy ci serdecznie za to wdzięczni. – Uśmiechnęła się, obejmując Jacoba.
- Łee, Leah, to obleśne. To co robicie za zamkniętymi drzwiami, to nie moja sprawa, zwłaszcza, gdy dzieci są w pomieszczeniu. Potrzebujemy ogólnego dostępu, a nie powyżej trzynastego roku życia***.
- Edwardzie Anthony Cullen, jeżeli nie zjawisz się tu w ciągu pięciu minut, to przysięgam… - oburzyła się Rosalie, mówiąc z drzwi, gdzie czekała ze swoimi chłopcami i Alexis.
- To była przyjemność, poznać ciebie Jacob. Musimy się kiedyś spiknąć. I Bello, zadzwonię do ciebie dziś wieczorem jak położę już Alexis. Brzmi dobrze?
- Oczywiście. Cześć, Edwardzie. – Pocałował mnie w czoło, ściskając dłoń przed jej puszczeniem i poszedł do Rosalie z dziećmi. Podniósł Alexis, która posłała mi całusa i już ich nie było. Mogłam poczuć jak ramiona mi opadają na stratę jego ciała, tej bliskości.
- Leah, myślę, że nasza mała Bella dorasta – skomentował Jacob.
- O czym ty mówisz, Jake? - zapytałam, potrząsając głową.
- Jesteś utopiona po uszy. Mogę zobaczyć jak zębatki przekręcają się w twojej głowie. Ty już obrazujesz swoją przyszłość z tym mężczyzną, a nie byliście jeszcze nawet na randce. Chodźmy po jakąś kawę, mój skarbeńku – powiedział, biorąc mnie za rękę. – Papa kochanie. Widzimy się w domu. – Dał Lei szybkiego całusa i wyciągnął mnie za drzwi. Dzięki Bogu, że moja torebka była na wierzchu i zdążyłam za nią chwycić, wychodząc.

W Starbucksie~

- Okej, Bello- Bell, gadaj – powiedział Jacob, w momencie, gdy usiedliśmy z naszymi napojami.
- Nie wiem co to jest, Jake. Nigdy się tak nie czułam w stosunku do faceta – powiedziałam mu. – To znaczy, wiem o nim różne rzeczy, ale nic na zbytnio głębokiego. Żadnych ciemnych sekretów i tym podobne.
- Co o nim wiesz?
- Jest doktorem, a dokładnie pediatrą. Ma trzyletnią córkę. Był żonaty, a jego żona zmarła w wypadku samochodowym. Przeprowadził się tu z Chicago. Jego rodzina tu mieszka i wychowano go w tym miejscu. Uczęszczał do college`u w Chicago, gdzie poznał małżonkę. Ma dwadzieścia osiem lat. Adoruje swoją małą dziewczynkę. Na powrót zaczyna się bawić w randkowe gierki – powiedziałam chaotycznie. – Sprawia, że jestem szczęśliwa, Jake. To znaczy wiem, że zawsze byłam, ale teraz czuję się pełna, gdy go widzę. Kiedy mnie dotyka, nawet w najmniejszym stopniu, moje serce przyspiesza swoje bicie. Jego usta są absolutnie fantastyczne. Nie ma chyba niczego, co wolałabym robić bardziej niż po prostu go całować. Mogłabym tak stać i całować go całą noc. I znasz mnie, nie jestem raczej typem publicznego okazywania uczuć, ale gdy jestem z nim wszystko inne znika. Zapomniałam nawet dziś, że czekasz na mnie w środku i, że Alexis też tam jest. Jak okropne to jest? – wylałam dla niego swoje całe serce, bo znał mnie lepiej niż wszyscy inni, nawet Alice.
Jacob wziął moją dłoń w jego, nacierając na niej małe kółeczka swoim kciukiem.
- To wszystko ma dla mnie sens. Zapomniałaś z kim rozmawiasz? Pamiętasz jak ci mówiłem, o tym pierwszym razie, gdy zobaczyłem Leę. Jak czułem ten pociąg do niej, jakbyśmy byli dwoma magnezami, które muszą być złączone? Cieszę się z twojego powodu, Bello- Bell. Zasługujesz na to, by być w pełni szczęśliwą, chociaż raz w życiu. Przecież miłość nie była dotychczas twoim najlepszym przyjacielem. – Uśmiechnął się, wiedząc o wszystkich moich randkowych historiach. – Jestem po prostu troszkę zmartwiony. Twoja sytuacja jest bardziej skomplikowana. On ma dziecko, Bello. W jego życiu jest ktoś jeszcze, kto stawiany jest na pierwszym miejscu, a ty zasługujesz na kogoś, kto wywyższy się nad wszystko. Nie chcę, żebyś była czyjąś drugą – powiedział szczerze.
- To naprawdę słodkie, Jake. Uwierz mi, myślałam już o tym. Miałam całe sześć miesięcy, żeby to wszystko sobie rozjaśnić i bez względu na to jak mocno starałam się zapomnieć o Edwardzie i tych uczuciach, to nie mogłam. Moja głowa mówi „nie”, ale serce i ciało krzyczy „tak”. A już zwłaszcza moje serce podpowiada mi, że to jest właściwe. Mam to uczucie i ono staje się coraz silniejsze za każdym razem, gdy go widzę –powiedziałam o wszystkim, biorąc łyk napoju.
- W porządku, Bello. Ufam ci. Ale myślę, że chyba za dużo razy robiłaś wypady z Alice, z całym tym gadaniem o uczuciach – zażartował, starając ożywić nastrój.
- Powiem Alice, że tak powiedziałeś i skopie ci tyłek. Lepiej uważaj na tyły, bo ten mały skrzat nie lubi, gdy mówi się źle o jej „przeczuciach” – odszczekałam, umieszczając w powietrzu cytaty, wokół słowa „przeczucia”. – Nie zapominaj, że to ona powiedziała ci o Lei, zjawiającej się w twoim życiu, a ty jej nie uwierzyłeś.
- No co? Powiedziała, że ciemnowłosa piękność pojawi się w moim życiu, jak powinienem to zinterpretować? Przecież już mam dwie ciemnowłose piękności w moim życiu. – Puścił mi oczko. – Ty i Alice wystarczałyście mi w zupełności i nie potrzebowałem następnej.
- Jesteś takim dupkiem, Jake. Jestem pewna, że Leah chciałaby posłuchać tego wyznania.
- Oh, ona już wie o tym, że jej nie lubiłem. To znaczy, tak, byłem przyciągany do niej przez jakąś bliżej nieokreśloną moc, ale cholera, nienawidziłem, kiedy otwierała swoje usta. Była jak wy dwie, razem wzięte. Mój najgorszy koszmar, a tym samym największy pociąg jaki czułem. Kocham moją, Alphenę.
- Oh, proszę cię, nie idź w stronę sypialnianych ksywek. – Udałam, że wymiotuję. – Wiem, że poszłam trochę w ckliwą stronę, ale zachowuję rozmowę na dozwolonym poziomie.
- Co, nie chcesz wiedzieć o tym ruchu, który Leah używa, by sprawić, że…
- Przestań, przestań!- krzyczałam, zakrywając uszy.
- Daj mi znać, kiedy ty i doktorek dojdziecie do tego stadium związku, wezwę Leah, by dala ci kilka rad. Wiem, że twoi poprzedni partnerzy pozostawiali cię nieusatysfakcjonowaną - wyrzucił ofertę. Uderzyłam go w ramię.
- Okej, teraz myślę, że pora już iść – powiedziałam, wstając kompletnie zażenowana.
- Hej, ja tylko mówię. Widziałem jak się dzisiaj całowaliście. Nie zajmie to dużo czasu, zanim obydwoje będziecie nadzy i zapracowani. Pamiętaj tylko o zabezpieczeniu. Nie potrzebujemy małej Belli, biegającej po okolicy. – Tym razem podskoczyłam, otoczyłam ręką jego szyję, opuszczając mu głowę i blokując ją, czochrając. –Złaź ze mnie. No weź, Bello, przecież nie mamy już dziesięciu lat, nieprawdaż? –zapytał rozdrażniony, wydostając się z mojego uścisku. Zaśmiałam się tylko na jego zniszczoną fryzurę i zaczerwienioną twarz, gdy szliśmy do naszych samochodów.
- Hej, Jake, dzięki ci za to- powiedziałam, obejmując jego talię, gdy dotarliśmy do celu.
- Nie ma sprawy, Bello. Po prostu postaraj niczego nie przyśpieszać. Wiem, że to głupia rada, bo ty już obściskujesz się z facetem , a nie byliście jeszcze nawet na randce.
- Spróbuję, Jake – odsunęłam się od niego, otwierając drzwi do samochodu.
- Oh, Bello, on wie co poniektóre rzeczy o tobie – wspomniał.
- Co? – zapytałam zdziwiona.
- Ta, Leah mówiła, że kiedy nie pracowałaś, wypytywał się o ciebie. Powiedziała mu tylko o podstawach, takich jak na przykład, że jesteś z Forks, twoi rodzice się rozwiedli, mieszkałaś z tatą, jesteś jedynaczką , gdzie uczęszczałaś do college`u, rzeczy takie jak te.
- Oh. Dzięki, Jake. Widzimy się później.
- Życzę ci dobrej zabawy na randce, w razie, gdybyśmy się nie zobaczyli do jutra.
- Dziękuję. Pa. – W tym momencie wsiadłam do samochodu, rozmyślając nad tym co powiedział mi Jake.
Pytał się o mnie. Tak jak ja, chciał wiedzieć więcej. Nie mogłam być o to na niego zła. Byłam szczęśliwa, rozradowana i nawet bardziej zniecierpliwiona w stosunku do randki. Nie mogłam się odczekać wieczornego telefonu.

* Oryginał: "JakeyPoo" – postanowiłam mimo wszystko przetłumaczyć tą ksywkę, choć do końca to się nie da zrobić tak dokładnie Wink
** Oryginał: "nana"
*** Oryginał: "We need G here, not PG-13."--> ograniczenia wiekowe Wink


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez windy dreams dnia Śro 16:00, 17 Mar 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
zawasia
Dobry wampir



Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D

PostWysłany: Śro 18:19, 17 Mar 2010 Powrót do góry

swietne jest te opowiadanko...
a ta dziewczynka na zdjeciu jaka slodziutka, nie da sie jej nie kochac, tak super jest opisana i jej zachowanie, ze czytajac zakochujemy sie w małej Alexis
wkoncu randka, chociaz troszke szybko tu idzie wszystko
pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Sarabi
Człowiek



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 79
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Śro 19:19, 17 Mar 2010 Powrót do góry

Mrau. Bardzo lubię ten tekst. Jest słodki. Może to nie jest najlepsze określenie, ale mam nadzieję, że zrozumiesz o co mi chodziło. Po prostu, jak go czytam, to robi mi się cieplutko na serduchu. Też tak chcę, niestety w przedszkolach są same panie, a przydałby się jeden pan przedszkolanka, oczywiście dla mnie Smile
Pozdrawiam, czekając z niecierpliwościa na kolejny rodział.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Czw 17:42, 18 Mar 2010 Powrót do góry

Cytat:
Przecież zwykliśmy się kapać we dwoje.
kąpać chyba...

autorka tak opisała Rose i Esme, że nie miałam najmniejszych wątpliwości co do odkrycia ich tożsamości ;P nawet, nawet...
rozdział na pewno zabawny, ale wiele nie ujawnia... prócz tego, że autorka ma tendencje do przeslodzenia chwilami wszystkiego i całość humoru od czasu do czasu wypada dość kiepsko... przynajmniej mnie śmieszyło to w połowie tak bardzo jak śmieszyć powinno...
czekam na ich pierwszą randkę, bo powinno być coś ciekawego Wink
dziekuję za tłumaczenie :)

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
maraa17
Nowonarodzony



Dołączył: 28 Lis 2009
Posty: 44
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Pią 8:56, 19 Mar 2010 Powrót do góry

Ten rozdział jest kapitalny :) Świetnie piszesz !!! Edward ojcem ... coś nowego . Super pomysł. Mam nadzieję, że rozdziały będą dodawane szybciej,

CZekam na kolejne.

Pozdrawiam i życze WENY :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Kristens
Nowonarodzony



Dołączył: 23 Lut 2010
Posty: 11
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 21:06, 21 Mar 2010 Powrót do góry

Hej ;-)
Ale fajne opowiadanko ;-) Jestem ciekawa jak będzie wyglądał przebieg randki ... ;-D Ale wydaje mi się, że coś się spaprze... że Bella coś znajdzie, albo coś takiego... Za sielankowo tu jest ;-D Jestem ciekawa cd. ;D

Pozdrawiam i veny życzę !!

Kristens


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Fresz
Gość






PostWysłany: Sob 10:03, 27 Mar 2010 Powrót do góry

Zabiłaś mnie. Zabiłaś mnie tym "mizianiem". Ostatnio mam sentyment do tego słowa Wink
Zdiwił mnie troszkę ten przeskok czasowy, ale teraz przynajmniej coś między Bellą a Edwardem zaiskrzyło po sześciu miesiącach znajomości, choć tak właściwie, to w drugim rozdziale. Podoba mi się ta dojrzała, aczkolwiek lekko szalona Bella i poważny Edward.
Wspaniale tłumaczysz, normalnie gites majonez Wink Miejscami czułam, że to przekład, ale niekiedy zatracałam się, jakby to było nasze rodzime opowiadanie.
Podoba mi się trzeci rozdział, a szczególnie jego tytuł Wink Myślałam już, że między Bellą a Edwardem rzeczywiście będzie źle, ale widocznie się pomyliłam. Póki co jest kolorowo i ciekawi mnie, kiedy to się skończy... Nadal urzeka mnie sama Alexis. No i Jake, taki ciepły, bliski przyjaciel...
Pozdrawiam i życzę czasu na tłumaczenie!
windy dreams
Wilkołak



Dołączył: 24 Sie 2009
Posty: 129
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 13:32, 01 Maj 2010 Powrót do góry

W końcu wstawiam rozdział 4. Dziękuje za dotychczasowe komentarze.
Betowała rodzynka_
Miłego czytania;)

Rozdział 4

Randka z dr Właściwym


- Alice, co o tym sądzisz? – zapytałam się jej , wychodząc tego wieczoru z garderoby chyba z dziesiąty raz. Dochodziła już siódma trzydzieści, czyli za chwilę Edward powinien po mnie przyjechać, a ja nie byłam nawet ubrana. Każda sukienka, którą mierzyła, po prostu nie wyglądała dobrze. Albo była za bardzo zwyczajna, albo zbyt kunsztowna, za długa, za krótka, za mało widocznego dekoltu. Nie mogłyśmy zdecydować się na jedną. To była bardzo frustrujące przeżycie. – Dlaczego nie mogę założyć po prostu jeansów, Alice? – zapytałam kolejny raz, skoro nie odpowiedziała za poprzednim.
- Ponieważ DOKTOREK widzi cię w jeansach… każdego… dnia - zaczęła mówić, kiedy po jej twarzy przemknął złowieszczy uśmieszek. – Ta sukienka, to ta właściwa. Jest idealna. – Zakręciła na mnie palcem, żebym się obróciła. – Włóż na nogi parę tych ślicznych baletek, dodaj czarny kardigan i jesteś gotowa do wyjścia.
- Naprawdę tak myślisz? – zapytałam, przeglądając się w lustrze. Miałam na sobie bawełnianą sukienkę o barwie śliwek z długim wycięciem w kształcie „V” z przodu i z tyłu, wiązaniami na ramionach i rozbudowanym dekoltem. – Nie wydaje ci się, że to wygląda zbyt zwyczajnie?
- Z płaskimi butami, sweterkiem i sposobem w jakim upięłam twoje włosy, będzie idealnie. No, a teraz idź po te resztę ubioru.. Dr DILF zjawi się tutaj w ciągu pięciu minut, a ja muszę ci sie przyznać, że jestem niecierpliwa i po prostu muszę poznać tego mężczyznę. – Posłała mi skruszony uśmiech.
- Nie zrób mi obciachu, Alice. Wiesz, że ja naprawdę lubię tego faceta – prosiłam, wychodząc z szafy.
(Puk puk)
- Eeee, on już tu jest – Alce zaczęła klaskać i skakać w górę i dół. – Kocham mężczyzn, którzy pamiętają o punktualności. Wpuszczę go.
- Bądź miła – przestrzegłam ją, kiedy wybiegała z pokoju.
Usłyszałam jak otwiera drzwi i przedstawia się. Z pewnością mogę powiedzieć, że Edward był na tyle szarmancki, iż spadały jej majtki z wrażenia. Nie gadała tyle co zwykle.
No, a teraz, gdzie się podziały moje buty? Naprawdę , ale to naprawdę muszę posprzątać w szafce, a Alice powinna przestać robić dla mnie zakupy. Nigdy w życiu nie kupiłabym tych czterocalowych butów z BCBG – totalnie śmiertelna pułapka. Jestem święcie przekonana, że ktoś doceni je bardziej niż ja. Oooo, tu jesteście.
Włożyłam moje baletki, chwyciłam za kardigan, torebkę i wyszłam z pomieszczenia na spotkanie z Alice i Edwardem. Siedzieli właśnie na kanapie, rozmawiając.
Wygląda na to, że Alice w końcu znalazła język w gębie.
Mój oddech przyspieszył w momencie, gdy zobaczyłam podnoszącego się Edwarda. Miała na sobie ciemne, wytarte jeansy i jasną koszulkę polo. Nie założył pod spód podkoszulka, co sprawiało, że linie materiału były podkreślone przez stonowane mięśnie. Włosy były wystylizowane w najseksowniejszy sposób, a oczy spoglądały w tę i z powrotem, jakby chciał opuścić kolacje i zabrać mnie prosto do sypialni, czemu z resztą bym się nie sprzeciwiła, ale przecież Alice przebywała teraz w tym samym pomieszczeniu. Moja szczęka opadła mi mimowolnie.
Cholera, ten mężczyzna staję sie seksowniejszy za każdym razem.
Posłał mi ten seksowny uśmieszek, dając mi znać, że podoba mu się moja reakcja i uważa ją za zabawną.
Zarozumiały dupek.
Podszedł do mnie, zahaczając palcem pod brodę, zamykając mi usta i całując delikatnie.
- A teraz oddychaj. – Uśmiechnął się kokieteryjnie, gdy wypuściłam powietrze z płuc. – Tak w ogóle to wyglądasz niesamowicie.
- Dziękuję i myślę, że zdajesz sobie sprawę, iż pochlebiam to co masz dzisiaj na sobie – powiedziałam, przygryzając z boku dolną wargę, uśmiechając się jednocześnie.
Edward zamknął oczy, przykładając palce do czubka nosa. Wypuścił powietrze z ust.
Hm, zastanawiam się ile mu już zleciało. Dla mnie był to prawie rok, ale to tylko i wyłącznie dlatego, że praca w przedszkolu nie daje zbyt wielu okoliczności do poznawania singli. Dodać jeszcze do tego, że nie jestem typem dziewczyny, która idzie do klubu sypiając z pierwszym lepszym poznanym tej samej nocy.
- Okej, chodźmy – powiedział, łapiąc mnie za rękę. – Miło było mi cie poznać, Alice. Powinniśmy się kiedyś umówić na podwójną randkę – rzucił przez ramię.
- Załatwię to. Bawcie się dobrze. – Pomachała nam, kiedy wyszliśmy za drzwi.
- Oh, więc wydaje ci się, że ta randka pójdzie tak dobrze, iż będzie następna? – zaczepiłam go, schodząc za nim ze schodów.
- Oh, wiem, że na pewno znajdzie się jeszcze jedna. – Mrugnął do mnie.
I znowu ten arogancki dupek, ale, o matko, to tak mnie kręci.
- Skąd wziął się ten pewny siebie Edward? – zapytałam, gdy otworzył dla mnie drzwi do samochodu, zamykając je za mną. Obszedł pojazd i wsiadł do środka.
- Powiedziałaś mi, żebym w siebie nie wątpił przy tobie, więc już tego nie robię. Mam nadzieję, że zrobisz to samo dla mnie – powiedział, włączając silnik.
Biorąc z niego przykład, jaki dał mi wczoraj – W takim wypadku – przybliżyłam się do konsoli, kładąc rękę na jego szyi i przyciągając twarz bliżej do moje, przyłożyłam swoje usta do jego. Poczułam jak się uśmiecha pod moimi wargami i musiałam powstrzymać chichoty jakie z wolna próbowały wybuchnąć. Nigdy jeszcze nie byłam taka odważna przy facecie, ale tak jak już wcześniej mówiłam Jacobowi, po prostu czuję, że to co robię jest właściwe. Całowaliśmy się oboje do czasu, aż nie zabrakło nam powietrza.
- Bella – westchnął. – Mógłbym tu zostać i całować cie przez całą noc, ale wydaje mi się, że gdzieś tam, jeszcze w twoim mieszkaniu, słyszałem jak burczało ci w żołądku. Chodźmy więc i nasyćmy ten twój brzuszek. Będziemy mieli jeszcze mnóstwo czasu na pocałunki później – powiedział, dając mi krótkiego całusa, odsuwając się i zapinając pasy, gdy wyjeżdżał.
- Więc, gdzie tak w ogóle mnie zabierasz? – zapytałam, usadawiając się w fotelu.
- Do tej restauracji w śródmieściu, która nazywa się Palomino. Słyszałaś o niej? – zwrócił się na chwilę do mnie, by potem znów spojrzeć na drogę.
- Właściwie to tak. Alice i Jasper często tam wpadają. Mówiła mi, że jedzenie jest naprawdę dobre.
- Tak właśnie powiedział mi mój brat. – Edward złapał mnie za rękę, krążąc kciukiem w tę i z powrotem. Siedzieliśmy w niezręcznej ciszy, aż dojechaliśmy na miejsce.

Palomino~

Edward otworzył dla mnie drzwi i wprowadził do środka, zatrzymując rękę na moich plecach. Miejsce było amerykańską restauracją, inspirowaną typowymi wpływami z Europy. Ciemne drewno na około z odrobiną wiśniowej nutki przy stołach i dobranych krzesłach. Być może to nie było najbardziej romantyczne zestawienie, ale wcale tego nie potrzebowałam. Chciałam tylko poznać Edwarda bliżej. Równie dobrze, mógłby mnie zabrać do McDonalda i niemiałabym nic przeciwko.
- Czy mogę w czymś pomóc? – Hostessa uśmiechnęła się, mierząc Edwarda wzrokiem wzdłuż i wszerz. Widok cukiereczka najwyraźniej bardzo jej się spodobał. Przeszyłam kobietę wzrokiem, który mógł zabijać.
Edward przesunął dłoń tak, że okalała moją talię i przysunął na swoją stronę, zakłócając moje groźne spojrzenie.
- Tak, potrzebujemy stoliku dla dwojga – odpowiedział, ściskając mnie lekko. Zaczęłam się wiercić. Spojrzał się w moim kierunku, marszcząc brwi.
- Mam łaskotki w tym miejscu. – Uśmiechnęłam się przepraszająco.
- Oh, nie powinnaś była mi tego mówić. – Uśmiechnął się, ponownie ściskając.
- Edward, przestań – zachichotałam.
- Przestanę… na teraz – powiedział, wskazując na mnie palcem.
- Ahem – hostessa oczyściła gardło. – Proszę tędy. – Poprowadziła nas na tyły restauracji. Byłam wdzięczna, że miejsce było trochę cichsze. – Ktoś powinien się za chwilę zjawić, by przyjąć zamówienie. – Podała nam po egzemplarzu menu, uśmiechnęła się do Edwarda i zniknęła z oczu, kręcąc biodrami. Potrząsnęłam głowę w zwątpieniu i zwróciłam swoją uwagę z powrotem na moim facecie.
- Co? – spytał się.
- Nie zauważyłeś jak cię obczajała? – zapytałam sceptycznie.
- Nie, nie zauważyłem. Czy to dlatego rzucałaś piorunami w jej kierunku, gdy tam staliśmy? – zaśmiał się.
- To nie jest śmieszne, Edwardzie- powiedziałam, ukrywając uśmiech, gdy wywróciłam oczami. – Jesteś bardzo przystojny, nie lubię, gdy kobiety w ten sposób pożerają cię wzrokiem. Wystarczy mi fakt, że to samo robią mamusie w przedszkolu.
- Więc, tylko ty jesteś do tego uprawniona? – Spojrzał na mnie.
- Tak – stwierdziłam pewna swego wywodu.
W tym momencie kelner postanowił nam przerwać.
- Dzień dobry, jestem Gene i będę was dzisiaj obsługiwał – powiedział, oglądając się za mną. Po prostu wywróciłam oczami i spojrzałam na Edwarda, który nie wyglądał na zbyt zadowolonego. – Co mogę wam podać do picia?
- Wezmę dietetyczną colę – odpowiedziałam mu.
- Dla mnie colę, proszę.
- Oczywiście. Czy jesteście gotowi by zamawiać? – Zapytał Gene.
Żadne z nas nie miało czasu, by zajrzeć do menu, bo byliśmy zaabsorbowani konwersacją, więc podnieśliśmy je i otworzyliśmy, aby przejrzeć.
- W porządku. Nie spieszcie się. Za chwilę wrócę z waszymi napojami i może wtedy coś zamówicie. – powiedział, odchodząc i posyłając mi oczko.
- Okej, teraz już wiem, co masz na myśli mówiąc mi o wpatrujących się ludziach i byciu zaborczym – powiedział, kładąc menu na stół. – Chciałem uderzyć tego faceta. Patrzył się prosto w twoje cycki. – Wskazał na moją klatkę piersiową.
- Czy to oznacza, że ty również spoglądałeś w tym kierunku? – kokietowałam go, odkładając swoje menu.
- Przyznam się, że tak. Cóż mogę rzec? Jestem mężczyzną. – Wzruszył ramionami.
- Tak szczerze mówiąc, to był jeden z powodów dla którego wybrałam tę sukienkę – napomknęłam, przybliżając się i opierając brodę na pięści. Edward zamknął oczy i potrząsnął głową, śmiejąc się.
- Więc, co wygląda dla ciebie na smakowite? – zapytał, zmieniając temat i podnosząc ponownie menu.
- Hmm… Jestem rozdarta pomiędzy kurczakiem Marsala*, a smażonym makaronem z krewetkami– odpowiedziałam, przeciągając palcem po każdej z wydrukowanych nazw z wyjaśnieniem – A ty?
- Myślałem o tym samym. Co jeśli zamówimy po jednym i będziemy się dzielić?
- Brzmi dobrze – powiedziałam.
Kelner wrócił z naszymi napojami i byliśmy już gotowi, by zamawiać. Powiedzieliśmy co chcemy: ja zamówiłam kurczaka, a Edward danie z makaronem. Kiedy znów odchodził, ponownie do mnie mrugnął przez ramię.
- Może powinienem przysunąć twoje krzesło bliżej do mojego – napomknął Edward. – Może wtedy złapie haczyk, że ty jesteś tu ze mną.
- Oh, myślę, że lubię twoją zaborczość. – Uśmiechnęłam się, wyciągając swoją rękę nad stołem, by chwycić jego.
- W porządku, przejdźmy w końcu do tej randkowej konwersacji. Czy Bella to twoje pełne imię, czy też może zdrobnienie?
- Zdrobnienie. Moje prawdziwe imię to Isabella. Po prostu zawsze sądziłam, że za bardzo do mnie pasuje.
- Drugie imię?
- Marie. A twoje to Anthony? – zapytałam, przypominając sobie, co mówiła Rosalie.
- Tak. Opowiedz mi trochę o sobie. Gdzie dorastałaś? Co robili twoi rodzice? Do którego college`u chodziłaś? Powiedz mi wszystko – zapytał niecierpliwie.
- Zobaczmy… urodziłam się w Forks, które nie jest tak daleko stąd. Mój tata, Charlie jest tam szefem policji. On i moja matka, Renee rozwiedli się, kiedy byłam młodsza. Zabrała mnie do Phoenix, gdzie poznała swojego obecnego męża, Phila. Wróciła do Forks, kiedy się pobrali. Miałam wtedy siedemnaście lat. Po liceum uczęszczałam do University of Washington, gdzie ukończyłam literaturę angielską. Po zakończeniu zrobiłam stopień nauczyciela.
- Skoro masz ukończone dwa kierunki, to dlaczego pracujesz w przedszkolu?
- Parę tygodni po tym jak skończyłam studia, Jacob otworzył swój warsztat. Zanim to się stało przedszkole prowadzili tylko on i Leah. Więc kiedy jego już nie było Leah potrzebowała pomocy. Wtedy wkroczyłam do akcji i okazał się, że bardzo to lubię. Mam na myśli to, iż coś dobrego jednak z tego wyszło. – Wzruszyłam ramionami.
- Coś dobrego? Powiedziałbym raczej, że wyszło z tego wszystko co dobre, Bello. – Puścił do mnie oczko.
- Gdybyś nie pracowała dla „New Moon”, to co byś robiła?
- Prawdopodobnie nauczała, ale wiem, że teraz mam o wiele lepszą fuchę. Mogę bawić się z dziećmi, uczę ich jak czytać, liczyć i wymawiać abecadło, pisać, tworzyć sztukę oraz inne rzeczy.
- Które klasy chciałabyś uczyć?
- Najprawdopodobniej liceum. Z powodu umownej listy lektur. Klasyczna literatura to mój faworyt.
- Czy twoja mama nadal mieszka w Phoenix?
- Nie, Renee i Phil przeprowadzili się do Jacksonville. Ona jest nauczycielką w podstawówce**, a on trenerem baseballu w liceum. Kochają to.
- Często ich widujesz?
- Nie bardzo. Moja matka, tak jakby, stworzyła teraz swoje własne życie… Jestem szczęśliwa z jej powodu. Ten okres jest jej najszczęśliwszym, jaki kiedykolwiek miała.
- Ale?
- Ale co?
- Brzmiałaś tak, jakby miało być jakieś ale. Czy coś przeoczyłem?
- Nie, chyba nie – westchnęłam. – Ale to naprawdę jest do dupy, że w końcu dojrzała i stała się dorosłą po tym jak wyjechałam. Renee nigdy nie była typową matką. Była młoda duchem i sercem, i przez to ja musiałam tak szybko dojrzeć. Musiałam stać się dorosłą osobą, sprawdzając czy rachunki były zapłacone, czy jedzenie było gotowe i na stole. Nie zrozum mnie źle, kocham ją, ale ja nigdy nie miałam dzieciństwa.
- Tak naprawdę to nie mogę obwiniać twojej matki za to kim jest, bo lubię osobę, jaką ty się przez to stałaś. Jesteś piękna, mądra, troskliwa, zabawna, wyrozumiała i energiczna – powiedział, przybliżając się do mnie i kładąc mi rękę na policzku. – Gdybyś mnie nie pocieszała tamtego piątkowego wieczoru, pewnie nigdy byśmy się nie pocałowali i nie byłoby nas tu dzisiaj. Jednak z drugiej strony, może próbowałem cię wtedy pocałować w drzwiach, ale stchórzyłem. – Zaśmiał się.
- W takim wypadku, jestem szczęśliwa, że zaryzykowałam swoim kalectwem, skacząc z tego łóżka, bo ten pocałunek i te wszystkie pocałunki były najlepszą częścią zabawy. Nie wierzę, że ci to mówię, ale przez te sześć miesięcy śniłam o tych ustach, a ten sen i tak nie oddawał rzeczywistości – powiedziałam mu, kiedy moje policzki obrzuciły sie czerwienią.
- Nie wstydź się – odpowiedział mi, unosząc moją dłoń i całując jej tył - bo przez te sześć miesięcy ja śniłem o tobie. – Ten komentarz tylko pogorszył sprawę, ponieważ moje policzki stały się jeszcze czerwieńsze. – To kolejna rzecz, którą w tobie lubię. Sposób w jaki się zawstydzasz, gdy ktoś prawi ci komplementy.
- Czy myślisz, że to jest dziwne? To co mamy pomiędzy sobą? – zapytałam, marszcząc brew.
- To nie jest zwykły sposób w jaki zaczyna się związek i tak uważam, że jesteśmy w związku. Nie wiem jak ty, ale ja nie chodzę naokoło całując, ot tak, publicznie ludzi. – Pokręciłam głową, gdy uniósł na mnie brew w pytającym geście. – Dobrze, bo myślę, że to właśnie jest w nas wyjątkowe. Nasz pierwszy pocałunek mamy już za sobą, więc pod koniec naszej randki, wieczór nie będzie taki niezręczny. Wiesz już o tym, że mam dziecko, dlatego nie będę musiał wykładać kawy na ławę, patrząc jak uciekasz z krzykiem. Jest nam wygodnie, gdy jesteśmy koło siebie, kiedy się dotykamy i muszę przyznać, że bardzo to lubię. Wiem, że jestem w tym wszystkim nowy, ale podoba mi sie kierunek ,w którym to zmierza. Czuję się bardziej wyzwolony przy tobie, zero ukrywania, zero zwątpienia, tylko proste zachowywanie się pod wpływem impulsu. Nie wiem jak ty się z tym czujesz, ale muszę ci powiedzieć, że myślę, iż to jest dla mnie właściwe. Ty i ja… razem.
- Wiem co masz na myśli. Mówiłam wczoraj o tym samym Jake`owi. Wiem, że tak właściwie to nie mogę narzekać, skoro moje poprzednie związki zaczynały się w ten sam, stary sposób, więc może jeżeli rzeczy zaczną się troszkę na odwrót to wszystko się uda.
Kelner wrócił z naszymi zamówieniami, a ja razem z Edwardem na powrót oparliśmy się o swoje krzesła. Nie zdałam sobie nawet z tego sprawy, że się nad sobą pochylaliśmy, bo to wydawało się być takie naturalne dla mojego ciała, by być blisko niego.
Jedliśmy i gadaliśmy na zmianę. Nakarmił mnie swoim makaronem, który był absolutnie przepyszny i zdecydowanie lepszy od mojego kurczaka, którym zresztą też go pożywiłam. Skończyliśmy na tym, że wyżarłam połowę jego dania. Na szczęście nie miał nic przeciwko, jedynie śmiał się ze mnie.
- Więc dlaczego pediatria? Słyszałam o twoim ojcu i dziadku, że są lekarzami, ale wyczułam, iż tutaj raczej chodzi o chirurgów – powiedziałam pytająco, odkładając widelec i upijając szybko napój.
- Tak, owszem, byli i są chirurgami. Miałem takie uczucie podczas praktyk, podobnie do ciebie zakochałem się w pracy przy dzieciach. One są takie szczere i otwarte, niczego nie ukrywają. Nie mają takiej potrzeby. Podczas kiedy dorośli maskują swój ból do ostatniej chwili, a to według mnie jest przypadek bycia wielkim bachorem.
- Nie wiem czy masz rację, ale wiesz, niektóre dzieciaki z przedszkola stać na naprawdę wiele. Staramy się nauczyć je, żeby wstawały i śmiały się z tego, że jeszcze przed chwilą się skaleczyły. Nawet jeśli w pobliżu znajdzie się krew, próbujemy je rozśmieszyć albo przynajmniej Leah z Emily to robią. Ja uciekam. – Zaśmiałam się, przypominając sobie o ostatnim incydencie z zadrapaniem.
- Uciekasz? – zapytał ciekawsko.
- Ta, bo tak jakby mdleję na widok i zapach krwi, co jest bardzo śmieszne, zważywszy na fakt, że jest totalną ciamajdą. Wchodziłam i wychodziłam przez szpitalne drzwi więcej razy, niż mogę policzyć. Kiedy jeszcze mieszkałam w Forks zafundowali dla Charliego jego własne miejsce parkingowe, bo tak często tam bywaliśmy.
- Co robiłaś, że tak często tam bywałaś? – zapytał, zatroskany.
- Chyba mój ulubiony wypadek zdarzył się, gdy miałam osiemnaście lat. Zrobiłam się nieco odkrywcza i zdecydowałam, że chcę nauczyć się jeździć motorem. Więc Jacob odnowił dwa motory, które znalazłam gdzieś na poboczu drogi i uczył mnie. Za pierwszym razem wjechałam prosto w krzaki z drzewami i zaliczyłam wielkie rozcięcie na czole. Jacob zaczął świrować i to była najśmieszniejsza część. Udało nam się pojechać do szpitala i z powrotem do domu tak, że Charlie nigdy się o niczym nie dowiedział.
- Co mu powiedziałaś, że się wydarzyło? – zapytał troszkę zszokowany.
- Że byliśmy w garażu Jacoba, a ja poślizgnęłam się na młotku i leżałam na podłodze. To również kiedyś już sie zdarzyło.
- Czy wciąż jeździsz? – zapytał, przybliżając się i biorąc moją rękę w swoje dłonie.
- Minęło trochę czasu. Charlie dowiedziała się o motorach i zabronił mi ich używać – odpowiedziałam. – Dlaczego pytasz?
- Tak się składa, że mam jeden w posiadaniu i sprawiłoby mi to ogromną przyjemność, by zabrać cię na przejażdżkę jednego dnia.
- Naprawdę? – spytałam podekscytowana, przybliżając się do niego.
- Naprawdę – odparł z błyszczącymi oczami.
- Byłoby fantastycznie, Edwardzie. – Posłałam mu olbrzymi uśmiech.
Kelner nam przerwał i zaczynał być w tej chwili bardzo irytujący. Odsunęliśmy się od siebie, ale Edward zachował moją dłoń na miejscu, gdy mężczyzna zabierał talerze.
- Czy mogę skusić was na deser? Mamy tą świetną…
- Nie, ja już mam swój deser – skomentował Edward ze swoim zawadiackim uśmiechem. Natychmiastowo opuściłam swoją głowę, chowając różowe policzki.
- W porządku, zaraz przyjdę z rachunkiem – napomknął, odchodząc z naszymi talerzami.
Odkąd Edward był za daleko, żeby go uderzyć, postanowiłam go kopnąć w goleń.
- Au, no co? –zapytał niewinnie.
- Edwardzie, to było niegrzeczne i żenujące – powiedziałam mu, zwężając oczy i próbując odepchnąć rękę z jego objęć.
- Oh, no proszę cię, Bello. Musiał wiedzieć, że nie jesteś singielką i mógłbym przysiąc, że powiedziałaś przed chwileczką, iż podoba ci się moja zaborcza. – Złożył pocałunki na każdym z moich przegubów.
- Ja… ja – zająknęłam się, wskazując na niego palcem. - Niech cie szlag trafi! I nie jestem już singielką? Wiec co, awansowałam na twoją dziewczynę po jednej randce? – droczyłam się z nim.
Postawiłam pytanie. Co teraz powie? Przygryzłam dolną wargę, czekając na jego odpowiedź, ale on wciąż przytrzymywał mnie w niepewności. To musi być zapłata za wczorajsze igranie z nim.
- Nie – odpowiedział. Mogłam poczuć, jak moja twarz opada. – Jesteś moją dziewczyną po sześciu miesiącach gadania, kilku późnych obiadach z moją córką, jednej nocy w roli opiekunki, dwóch fantastycznych incydentach z całowaniem i teraz z jedna randką na koncie. Jak kto brzmi?
- O wiele lepiej i nie tak szalenie. – Uśmiechnęłam się szeroko. Czułam się jak kretynka okazując mu swoją radość w stosunku do jego odpowiedzi, ale nic mnie to nie obchodziło. W środku tańczyłam jak małą dziewczynka. Ponownie, nie byłam jedną z takich, ale przy Edwardzie wszystko mogło się wydarzyć. Kochałam to, że chciał mnie nazywać swoją i chciałam nazywać jego moim.
- Tu jest wasz rachunek. – Gene umieścił folder na środku stołu. Edward szybko za niego złapał, spojrzał, wyciągnął portfel i włożył do niego pieniądze.
- Zachowaj resztę – powiedział, oddając mu go.
- Dziękuję i proszę nas jeszcze kiedyś odwiedzić. – Mrugnął do mnie po raz trzeci dzisiejszego wieczoru i odszedł.
Edward zaśmiał się i potrząsając głową, wstał. Wziął mnie za rękę, podnosząc. Przycisnął do swoje piersi, zakładając ręce naokoło mnie i umieścił pocałunek na czubku moje głowy. Odsunęłam się troszeczkę, by móc spojrzeć w te boskie zielone oczy, stanęłam na palcach, założyłam ręce na tył jego głowy i przybliżyłam twarz do mojej, żeby pocałować go delikatnie.
- Mmm, smakujesz jak tamten makaron – powiedziałam, oblizując usta.
- Tak jak i ty. Chodź, zabierzemy cię do domu? – zasugerował Edward, umieszczając kolejny pocałunek na moich ustach i łapiąc mnie za rękę, by wyprowadzić na zewnątrz.
Podróż powrotna do mojego mieszkania była cicha. Co chwila spoglądałam na Edwarda. Jechał z jedną dłonią na kierownicy, a druga spoczywała na mojej własnej. Patrząc na jego profil, wyglądała na spiętego. Tak jakby myślał o czymś intensywnie i cokolwiek to było, toczyło teraz bitwę w jego głowie. Mogłam zobaczyć zmarszczki na jego czole i te pulsujące żyły, gdy zaciskał szczękę. Ścisnęłam delikatnie jego dłoń i zaoferowałam drobny uśmiech, kiedy spojrzał w moją stronę. Odwzajemnił słaby uśmiech.
Świetnie, znów powątpiewa w swoje możliwości. Nie łapię tego. Przecież przyznaliśmy, że to wydaje się być dla nas właściwe. Jak może przejść od Pana Zarozumiałego i Pewnego Siebie do kogoś takiego? Nie wiem, co jeszcze mogę zrobić, żeby mu pokazać, że to co robimy jest dobre.
Zaparkował pod moim domem. Nie spojrzał na mnie, ale nie zabrał też swojej dłoni. Odpięłam pasy i obróciłam się, by na niego spojrzeć. Moja lewa noga ugięta na siedzeniu.
- Chcesz wejść na górę? – zapytałam nerwowo.
- Robi się późno, powinienem odebrać Lexi i zabrać ją do domu – odrzekł, unikając kontaktu wzrokowego.
- Oh – powiedziałam zawiedziona, patrząc na zegarek. Była prawie jedenasta wieczorem. – Chyba masz rację. – Wyjęłam swoją dłoń z jego. – Dziękuję za świetną kolację, Edwardzie. Naprawdę mi się podobało. Widzimy sie jutro. – Złapałam za torebkę i pociągnęłam za klamkę od drzwi, otwierając je. Wyjęłam jedną nogę na zewnątrz i zatrzymałam się, deliberując przez sekundę.
Czy naprawdę zamierzam opuścić jego samochód bez pocałunku na dobranoc? Nazwał mnie swoją dziewczyną. Jesteśmy teraz parą. Wicie jak to mówią, że jeżeli chcesz zrobić coś dobrze, zrób to sam.
Odwróciłam się, a on znów na mnie nie patrzył. Pod wpływem impulsu, złapałam za jego twarz, wpijając swoje usta w jego. Musiałam mu pokazać, co do niego czułam, cokolwiek to było, prawdziwe i czyste. Nie mogłam dopuścić do tego, by w siebie wątpił, bo to by znaczyło, że zastanawiam się nad naszym związkiem. Wiedziałam, że go zaskoczyłam, gdyż minęła minuta, nim zaczął poruszać swoimi wargami w rytm moich. Tak szybko, jak to zrobiły, oblizałam jego dolną moim językiem, poszukując wejścia. Musiał sie trochę przyzwyczaić, ale w końcu mnie wpuścił. Poczułam jak jego ramiona zataczają okrąg, wokół moje tali i przyciągają mnie do niego bliżej, kiedy nasze języki tańczyły razem. Moje ręce wczepiły się w jego włosy, siłując się z nimi. Nigdy nie miałam go dosyć. Przerwaliśmy, by zaczerpnąć powietrza, ale jego usta kontynuowały wędrówkę mokrych pocałunków po mojej żuchwie i szyi. Przechyliłam głowę, żeby miał lepszy dostęp. Uczucie jego warg na innych częściach mojego ciała było niesamowite. Powrócił do moich ust, przejmując tym razem kontrolę i włożył swój język do środka. Jęknęłam w jego usta i nagle poczułam, że sztywnieje. Odsunął sie ode mnie na tyle, że umieścił szybki pocałunek na moich ustach i oparł się o drzwi. Próbowałam przyciągnąć jego twarz z powrotem do mojej, ale nie dał się złamać. Dałam za wygraną, krzyżując ręce na klatce piersiowej i wydymając wargi. Tak, naburmuszyłam się, jak dziecko. Byłam wkurzona, a Edward miał jeszcze czelność śmiać się ze mnie.
- Co? Więc teraz jestem dla ciebie śmieszna? – zapytałam poirytowana.
- Ty wydymająca wargi? Ta, to jest dla mnie śmieszne. – Fuknęłam na ten komentarz. – Okej, przepraszam za śmianie się z ciebie. – Zaśmiał się. – Och, no weź, Bello, nie bądź na mnie zła – powiedział, próbując rozluźnić moje ręce.
- Podaj mi chociaż jeden powód, dla którego nie powinnam być teraz na ciebie zła? – patrzyłam się na niego wyczekująco.
- Naprawdę chcesz sie obściskiwać w moim samochodzie? – zapytał, przeczesując rozczochrane włosy.
- Zainicjowałam to, nieprawdaż? I jeżeli pamięć mnie nie myli zapytałam, czy chcesz wejść na górę. Moglibyśmy być w tej chwili na miłej, wygodnej kanapie.
- A ja odrzuciłem tą propozycję, nie dlatego, że tego nie chciałem, bo przecież i tak nie mógłbym odmówić twoim ustom…
- Z pewnością nie miałeś najmniejszego problemu zrobić to jeszcze przed sekundą – wymamrotałam.
- Tak, z powodu twojego jęku. Nie chciałem byśmy zabrnęli za daleko, w końcu jesteśmy w moim samochodzie. Czyżbyśmy znowu znaleźli się w liceum? I Bello, tak, oczywiście, że mamy dzielimy z sobą te uczucia, które dla kogoś innego nie miałyby najmniejszego sensu, ale to wciąż nasza pierwsza randka.
- Rozumiem cię – burknęłam.
- Co to miało być? – zapytał, szczerząc zęby w złowieszczym uśmieszku.
- Widzę o co ci chodzi – powiedziałam głośniej.
- To dobrze. Teraz chodź, odprowadzę cię do drzwi. – Edward wysiadł z samochodu, okrążając go, by stanąć z mojej strony. Otworzył mi drzwi i wyciągnął dla mnie rękę. Kiedy wstałam, przyciągnął mnie do siebie, składając słodki pocałunek na czole. – Jesteś niedorzeczna, Bello. – Poprowadził mnie w kierunku schodów. Zatrzymując rękę na moich plecach. O mały włos nie przewróciłam się, gdy przestałam zwracać uwagę na drogę, ale Edward złapał mnie za talię, zanim moja twarz ucałowałaby drewnianą podłogę.
- Bello, spędziłem dziś z tobą niesamowity wieczór – powiedział, kładąc ręce na moich biodrach. –Chciałbym jeszcze kiedyś gdzieś cie zabrać. Co powiesz na przykład na sobotę?
- Dlaczego nie piątek? – zapytałam, zanim pomyślałam, co mówię.
Zaśmiał się. – Bo obiecałem Rosalie i Emmettowi, że zaopiekuję się ich chłopcami w piątek wieczór, skoro oni wzięli dzisiaj pod swe skrzydła Lexi.
- W takim razie, niech będzie sobota. – Umieściłam swoje ręce na jego bicepsach i uścisnęłam lekko mięśnie.
- Czy zechciałabyś mi może pomóc w niańczeniu? – spytał, unosząc brew.
- Nie wiem ile w tym wszystkim znalazłoby się owego niańczenia. –Uśmiechnęłam się.
- Masz rację. Jestem tylko szczęśliwy, że nie będę musiał czekać kolejnych czterech dni, żeby cię znów zobaczyć. Do jutra rano – powiedział, przyciągając mnie bliżej, całując pobieżnie usta. To zdecydowanie mi nie wystarczało. Przemieściłam swoje dłonie na tył jego głowy, przybliżając go do siebie, żeby pogłębić pocałunek. Przyjął moją potrzebę, nie odsuwając się, dlatego ja zrobiłam to pierwsza.
- Widzimy się jutro rano. – Uśmiechnęłam się, przygryzając dolną wargę.
Edward spuścił głowę, potrząsając nią roześmiany, przyprawiając mnie tym samym o falę śmiechu.
- Wiem, że wszystko tylko utrudniam, ale wcale nie jest mi przykro. Mówiłam, że te usta doprowadzają mnie do robienia szalonych rzeczy.
- Najwyraźniej tak robią i muszę mieć jakąś zajebistą moc powściągliwości, skoro odrzucam twoje zaloty. Słodkich snów, Bello.
- Oh, na pewno będą słodkie. – Puściłam do niego oczko. – Dobranoc, Edwardzie. Dziękuję za dzisiaj. – nachyliłam się, żeby szybko go pocałować, zanim sobie pójdzie.
- Dobranoc, Bello. – Patrzyłam jak odchodzi, czochrając włosy ręką.
Odwróciłam się, otworzyłam drzwi i weszłam do środka, przygotowując się do spania. Tam, gdzie będę śnić po raz kolejny o dr Edwardzie Cullenie.

* [link widoczny dla zalogowanych]
** Konkretnie w 1-3


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez windy dreams dnia Sob 13:35, 01 Maj 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
zawasia
Dobry wampir



Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D

PostWysłany: Sob 14:42, 01 Maj 2010 Powrót do góry

"a oczy spoglądały w tę i z powrotem, jakby chciał opuścić kolacje i zabrać mnie prosto do sypialni, czemu z resztą bym się nie sprzeciwiła, ale przecież Alice przebywała teraz w tym samym pomieszczeniu. " :D:D:D:D:D:D to było boskie:D
świetny rozdział i naprawde naczekałam sie na niego, ale było warto
jak zawsze Alice i jej ADHD... wybór sukienki to coś trudnego dla ALice przecież...
randka ciekawie i długo opowiedziana, ale mimo wszystko bardzo romantyczna
dobrze, że nie wszedł do mieszkania, wkońcu to pierwsza randka i już nie mogę się doczekać niańczenia piątkowego chłopców Ema i Rose to może być ciekawe:)
w oczekiwaniu na następny
pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Swan
Zły wampir



Dołączył: 20 Lut 2009
Posty: 406
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 40 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Forks, Phoenix... ok no... Śląsk :P

PostWysłany: Sob 20:35, 01 Maj 2010 Powrót do góry

"- Powiedziałaś mi, żebym w siebie nie wątpił przy tobie, więc już tego nie robię. Mam nadzieję, że zrobisz to samo dla mnie – powiedział, włączając silnik.
Biorąc z niego przykład, jaki dał mi wczoraj – W takim wypadku – przybliżyłam się do konsoli, kładąc rękę na jego szyi i przyciągając twarz bliżej do moje, "

Po pierwsze: mojej, nie: moje.
Po 2, bardziej by mi pasowało w 1 zdaniu: ...żebym przy tobie w siebie nie wątpił...
:)

Czepiam się, cholernie się czepiam, wiem.
"- Edward, przestań – zachichotałam.
- Przestanę… na teraz – powiedział, wskazując na mnie palcem. "

Pewnie było: for now, czy jakoś tak? To nie błąd, czy coś, ale po prostu bardziej pasowałoby mi: póki co, zamiast: na teraz.

" - To nie jest śmieszne, Edwardzie- powiedziałam, ukrywając uśmiech, gdy wywróciłam oczami"
Spacja po: Edwardzie.

"- W porządku. Nie spieszcie się. Za chwilę wrócę z waszymi napojami i może wtedy coś zamówicie. – powiedział, odchodząc i posyłając mi oczko."
Bez kropki po: zamówicie.

"- Zobaczmy… urodziłam się w Forks, które nie jest tak daleko stąd. Mój tata, Charlie jest tam szefem policji."
Zgaduję, że było: Let's see... Czy coś takiego? Zobaczmy jest dobre, ale też po polsku bardziej by było odpowiednie: zastanówmy się.
Ale to zależy jedynie od tłumacza :)

"- Parę tygodni po tym jak skończyłam studia, Jacob otworzył swój warsztat. Zanim to się stało przedszkole prowadzili tylko on i Leah. Więc kiedy jego już nie było Leah potrzebowała pomocy. Wtedy wkroczyłam do akcji i okazał się, że bardzo to lubię. Mam na myśli to, iż coś dobrego jednak z tego wyszło. – Wzruszyłam ramionami."
okazało :)

"- Minęło trochę czasu. Charlie dowiedziała się o motorach i zabronił mi ich używać"

Charlie - ON.

"- Au, no co? –zapytał niewinnie. "
spacja

" Oh, no proszę cię, Bello. Musiał wiedzieć, że nie jesteś singielką i mógłbym przysiąc, że powiedziałaś przed chwileczką, iż podoba ci się moja zaborcza."
A nie "zaborczość"?

"Przycisnął do swoje piersi, zakładając ręce naokoło mnie i umieścił pocałunek na czubku moje głowy."
swojej, mojej

"Patrząc na jego profil, wyglądała na spiętego."
ON!

"Dziękuję za dzisiaj. – nachyliłam się"
Nachyliłam z dużej litery.

Jeszcze brakuje paru spacji, albo jest jakieś zdanie gdzie, np. jest:
Mamo ,nie jadłam obiadu.
Przecinek jest przyklejony do słowa przed nim, nie po :)

Wiem, jestem czepialska, wybacz :)

Ale i tak podoba mi się Twoje tłumaczenie i jestem szczęśliwa, że wybrałaś akurat ten tekst. Gdybyś go nie tłumaczyła na 99% nigdy bym na niego nie trafiła, więc naprawdę jestem Ci wdzięczna :)
Chciałabym rozwinąć jakoś bardziej moją opinię, ale pod oknem mam bar, w którym zebrali się kibice, którzy wrócili z wygranego meczu. Śpiewają, irytują mnie i cholernie rozpraszają. :P
Życzę weny, czasu, no i wytrwałości w tłumaczeniu, bo naprawdę dobrze Ci idzie (tylko niech beta się bardziej postara, bo większość błędów to literówki, albo brak spacji, czy też ona w złym miejscu). :)

Pozdrawiam,
Swan


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Swan dnia Sob 20:36, 01 Maj 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Sarabi
Człowiek



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 79
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Śro 21:18, 05 Maj 2010 Powrót do góry

Od początku kibicuję temu tłumaczeniu.
O błędach nie bedę pisała, bo wyłapała je Swan. Odniosę się do fabuły Smile
Powiem tak - mrauuuu. Może nie jest to bardzo konstruktywny komentarz, ale oddaje dokładnie moje uczucia: zostałam mile pogłaskana i domagam się więcej Smile
Domyslam się, że pojawią się kolejni członkowie rodziny (no dobrze, przyznam się - czytam oryginał), którzy dostarczą nam duzo rozrywki.
Tekst jest lekki, choć o lekkich sprawach nie traktuje (w końcu miłość to bardzo poważny temat), trafnie oddaje lęki randkowania. Ciekawe, czy pojawią sie rozdziały oczami Edwarda, to dopiero byłaby gratka, zwłaszcza dla osób w podobnej lub identycznej sytuacji.
Konstruktywnie chyba jednak nie wyszło. Czekam na kolejne rozdziały i dziekuję za tłumaczenie.
Mayah


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Czw 14:58, 06 Maj 2010 Powrót do góry

cóż... było zabawnie... chociaż raz czy dwa przez moją głowę przemknęły myśli w stylu: sprytny jest - poderwie opiekunkę i będzie z kim za darmola dzieciaka zostawiać, ale oczywiście to były pomysły jednorazowe :)
randka była przezabawna i przeurocza... choć oczywiście mój wrodzony sarkazm nakazał mi zastanowić się nad tym, kiedy dorośli ludzie przestaną zachowywać sie jak dzieci i bawić w takie podchody... a może ja nie rozumiem po prostu zasad panujących na randkach :P

tłumaczysz bardzo dobrze...
zmieniłaś nick, co mnie odrobinkę zaskoczyło, bo zazwyczaj pamiętam autorów i tłumaczy, a przynajmniej nie mam problemu z dopasowaniem ich do tytułów Wink
no dobra - z mojej strony jeszcze podziękowania za świetny rozdział :)

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
windy dreams
Wilkołak



Dołączył: 24 Sie 2009
Posty: 129
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 20:20, 29 Wrz 2010 Powrót do góry

Miałam nie kontynuować i rzucić to wszystko, ale odżyła we mnie chęć. Wszystko przez to, że czasami braknie czasu, życie się komplikuje ino i do tego matura w tym roku, ale nie jest tak jak myślałam. Znalazłam czas no i zjawia się nowy rozdział. Niestety nie zbetowany, wiec wybaczcie za wszelkie błędy, powtórzenia itd. po prostu mi się spieszyło i muszę odnowić kontakt z betą, a jak nie to znaleźć nową.

Ave cherries, wasza WD Wink

A teraz enjoy!

Rozdział 5


Lunch i kolacja z doktorkiem

W sobotni wieczór Edward zabrał mnie na kolację. Musiał pewnie wiedzieć, że mam słabość do włoskiej kuchni, bo miejscem, w które się wybraliśmy była „Serafina”. „Serafina” to urocza restauracja po sąsiedzku z pomarańczowożółtymi ścianami, które świetnie odzwierciedlają toskańskie krajobrazy, przynajmniej te znajome mi z książek i filmów. Posiłek wydawał się przebiegać w bardziej intymnej atmosferze w porównaniu do naszej pierwszej randki, najprawdopodobniej z powodu klimatu restauracji. Ona aż krzyczała romansem.
Rozmowa przy kolacji właściwie pozostawała na tematach o nasze rodzinie. Opowiedziałam mu o moim ojcu, Charliem. O tym jak poznał Renee w liceum, jak się w sobie zakochali, pobrali i w końcu o moim rychłym przyjściu na świat, gdy mieli zaledwie po dwadzieścia lat.
- Więc twoja mama zabrała cię ze sobą, gdy miałaś cztery lata?
- Tak. Powiedziała mu, że nie może zostać w miasteczku tak małym i nudnym, jakim jest Forks. Że nie chce zapuszczać tu korzeni. Wmówiła mu, iż czuje się uwięziona i potrzebuje rozwinąć skrzydła, by znaleźć samą siebie. Wciąż jeszcze pamiętam wyraz twarzy mojego ojca w tamtej chwili. Był zdruzgotany – wyjaśniłam, obrzydzona zachowaniem mojej matki.
- Przecież ją kochał. Nie spodziewałbym się innej reakcji.
- Ale ona nigdy tego nie widziała. Uważała, że przestał ją kochać wieki temu.
- Dlaczego?
- Charlie nie jest z gatunku uczuciowych mężczyzn. Jest mu niezręcznie, gdy mówi o uczuciach. To podręcznikowy przykład typowego faceta. Ja to rozumiem, bo kiedyś również taka byłam – powiedziałam, patrząc na dłonie, złożone na kolanach.
- Edward złapał moją prawą dłoń, pocałował ją na przedzie i umieścił na swoim kolanie. Posłałam mu słaby uśmiech, spoglądając na niego spod rzęs. – Myślę, że długie godziny pracy też nie pomagały. Chciał wyżywić rodzinę, a Renee nie zawsze była szczęśliwa z tego powodu. Kiedy świat nie kręci się wokół niej, znajduje sposób by zmienił bieg . Nawet jeśli oznacza to ucieczkę.
- Twoja matka przeniosła cię do Phoenix i tam dorastałaś. Czy często widywaliście się z ojcem? – zapytał, łykając wino.
- Każdego lata zanim nie ukończyłam dwunastu lat, wracałam do Forks. Nie robiliśmy zbyt wiele. Zazwyczaj było to łowienie ryb, albo wypady do rezerwatu z Jake`iem i jego ojcem. – Wzruszyłam ramionami.
Edward popatrzył na mnie sceptycznie. – Nie mogę sobie wyobrazić ciebie w roli rybaka.
- Wcale mnie to nie kręciło, ale podrzuć mi dobrą książkę i słońce, a jestem prawie na miejscu. Pamiętam jeszcze pierwszą naukę łowienia. – Zaśmiałam się, potrząsając głową, gdy wspomnienie pogrywało w mojej głowie. – Nauczył mnie jak zarzucać wędkę i wytłumaczył, że cała gra polega na czekaniu. Zmusiłam go, żeby włożył mi robaka na haczyk, bo nie było mowy, o dotykaniu tej obślizgłej, ruszającej się paskudy.
Edward zaśmiał się na ten komentarz.
- Więc leżałam ze spuszczoną w dół wędką, wyciągnęłam książkę, odchyliłam się do tyłu i czekałam. Chyba wciągnęło mnie aż tak, że nie zdałam sobie sprawy, iż wędka wypadła za burtę, holowana przez jakąś rybę. Charlie pierwszy się zorientował i zaczął krzyczeć. Narzekał jak to nasza kolacja odpłynęła, a teraz my będziemy umierać z głodu. Musiał też wspomnieć o tym, że tą nowiuśką wędkę pożyczył od najlepszego przyjaciela. Powiedział, że mam ją zabrać, więc zanurkowałam w wodzie, w pełni ubrana. Myślałam, że był na mnie zły i chciałam odpowiedzieć za swoje błędy. Kiedy przez dłuższy czas nie wypływałam na powierzchnię, Charlie wskoczył za mną, przestraszony, że mogłam rozbić sobie głowę i tonę pod wpływem błogiej nieświadomości – próbowałam wytłumaczyć przez chichoty, dobiegające z moich ust.
- Niestety nie miał pojęcia o tym, że przepłynęłam całą drogę w poszukiwaniu za wędką. Wynurzyłam się na powierzchnię, krzycząc „Mam ją” i spojrzałam na pustą łódkę bez jego osoby. Zaczęłam świrować. Popłynęłam z powrotem w stylu Tarzana, szukając go. Byłam w połowie, gdy wypłynął na zewnątrz, wyglądając na przerażonego. Krzyknęłam „tato”, a ulga jaka zagościła na jego twarzy była jak nic dotąd, co zdążyłam dotąd doświadczyć. To był pierwszy raz, gdy zdałam sobie sprawę, jak wiele dla niego znaczę – powiedziałam, zaczynając się uśmiechać.
- Ile miałaś wtedy lat? – zapytał Edward, zakładając kosmyki włosów za moje ucho.
- Prawie siedemnaście.
- Gdzie nauczyłaś się tak pływać?
- Jeszcze w Phoenix byłam członkiem drużyny pływackiej. Mój trener mówił mi, że mam potencjał, ale nigdy nie dowiedziałam się, jak duży, bo Renee następnego roku wypisała mnie z drużyny.
- Ojciec miał z tobą urwanie głowy, mogłabyś doprowadzić do jego śmierci pewnego dnia. Pomiędzy twoimi nurkowaniem za zbłąkanymi wędkami, przejażdżkami na motorach i wrodzoną niezdarnością, jestem zaskoczony, że w ogóle pozwalał wychodzić ci na zewnątrz. – Zaśmiał się. – Jak sprawy mają się między wami w chwili obecnej?
- Jest wspaniale. Dzwonimy do siebie kilka razy w tygodniu, by nadrobić stracony czas. Czasami dostaję od niego listy. Nie jest zbytnio za postępem technicznym i ciągle wmawia mi jak bardzo nienawidzi posterunkowych komputerów. Żartuję z niego i odpisuję. Co najważniejsze nie narzekał jeszcze na mój straszliwy styl pisania. Staram się powracać do Forks na wizyty wraz z Leą i Jake`iem i właściwie to jedna zbliża się już niedługo – wspomniałam, notując sobie w głowie.
- A teraz skoro powiedziałam ci już o Charliem i Renee, to chcę też usłyszeć o twojej rodzinie. Wiem, że twój tata jest doktorem, ale co takiego robi twoja mama? – zapytałam, podekscytowana perspektywą usłyszenia więcej o nim. Jego rodzina była zdecydowanie ciekawsza od mojej.
- Więc, moja mama jest projektantem wnętrz. Właściwie to w jakiś dziwny sposób ją to wciągnęło. Widzisz, to, że mój ojciec jest doktorem i odziedziczył pieniądze dziadka sprawiło , iż wcale nie musiała pracować. Zaprojektowała wnętrze rodzinnego domu, tak jakby było prosto z katalogu Pottery`ego Barn`a*. Przyjaciele pokochali jej pracę tak bardzo, że zaczęli pytać o jej usługi w ich domach. Coraz więcej ludzi szukało pomocy w dekorowaniu i wkrótce czuła się przytłoczona. Rose ma swój własny biznes i zasugerowała mamie, żeby i ona zaczęła swój. Więc to zrobiła. Myślę, że ma może z pięciu ludzi, którzy dla niej pracują, ale w każdy projekt wtrąca swoje pięć groszy. - Czy to ona urządziła twój dom? – zapytałam, kładąc łokieć na stole i opierając podbródek o pięść.
- Tak, to ona.
- Wiedziałam, że wygląda na zbyt domowo, by urządzał go facet – zażartowałam.
- Ej, no. – Uniósł brew, tykając mnie palcem w bok.
Od tego momentu, Edward opowiedział mi wszystko o reszcie rodziny. Jego starszy brat, Emmett, ma trzydzieści lat i jest trenerem drużyny footballowej w jednym z lokalnych liceów. Pomaga także w firmie Rosalie, a konkretnie w restauracji i sprzedaży klasycznych samochodów. Rose znajduje wóz, które potrzebuje odnowy, a potem sprzedaje go po godziwej cenie. Oh, jest także mamą dwóch sześcioletnich chłopców bliźniąt. Nie mam zielonego pojęcia jak może podźwignąć to wszystko i wyglądać jak supermodelka w wieku dwudziestu dziewięciu lat. Edward powiedział, że Emmett i Rosalie poznali się w ostatniej klasie liceum, zostali razem w czasie college`u i mniej więcej, gdy go ukończyli, pobrali się. Jakoś rok później na świat przyszli Aiden i Ethan. Powiedział, że jego rodzina jest ze sobą naprawdę blisko i pomimo faktu, iż nie byli szczęśliwi, gdy zdecydował się wyjechać daleko do szkoły, to wszyscy bardzo go wspierali. Powiedział, że zwłaszcza jego mama była zachwycona pomysłem, iż jej „chłopczyk” wrócił do domu.
- A tak przy okazji moja mama chciała, żebyś przyszła na sobotni brunch** - wspomniał nonszalancko, biorąc trochę deseru z talerza.
Prawie, że nie zakrztusiłam się winem. Poczułam jak palące uczucie przesiąka moje gardło i zakaszlałam w serwetkę. Upuścił łyżeczkę i zaczął pocierać mi plecy.
- Wszystko w porządku, Bello? Proszę, wypij trochę wody.
Złapał za szklankę, umieszczając mi ją przy ustach, bym mogła nadpić. – Przepraszam, nie wiedziałem, że zareagujesz w ten sposób. – Wytarł moje łzy, które wypłynęły podczas ataku kaszlu, swoim kciukiem i przytrzymał mnie w tej pozycji aż do momentu, gdy wyschły już całkowicie.
- Wyskakujesz tak nagle z brunchem u twoich rodziców i myślisz, że jak zareaguję? – zapytałam, niedowierzając.
- Nie, ja nie… to nic takiego. Przecież już poznałaś moją matkę i Rose. Teraz masz okazję by poznać mojego ojca i brata. – Wzruszył lekko ramionami, pieszcząc moje policzki kciukami.
- Ja… ja.. Edwardzie ja nie mogę – jąkałam się, kierując wzrok ku kolanom. Nie byłam jeszcze gotowa, żeby poznać jego rodzinę w tych warunkach.
- W porządku, Bello. Rozumiem, że to za wcześnie. – Przybliżył się do mnie i złożył delikatny pocałunek na ustach. Potem odsunął się, oparł o krzesło, wziął łyżeczkę, wracając do deseru.
Położyłam mu rękę na nodze i nachyliłam się do niego. – Edwardzie, chcę poznać resztę twojej rodziny, ale czy nie możemy z tym poczekać tydzień, albo dwa? Wolałabym wpierw dowiedzieć się czegoś więcej o tobie i posłuchać historii z twoich ust, nim usłyszę je od twojej rodziny. – Uśmiechnęłam się do niego, spoglądając spod rzęs, co jak wcześniej usłyszałam uwielbiał.
- Kiedy tak na mnie patrzysz, jak mógłbym ci odmówić? – spytał, umieszczając swoje dłonie na moich.
- Chodź tu, doktorku – zażądałam, kładąc mu palce na policzkach. Pocałowałam go namiętnie, nie używając języka. On był zarezerwowany na później.
Opuściliśmy restaurację, wracając do mojego mieszkania. Edward odprowadził mnie do drzwi tuż po tym, jak po raz kolejny postawił nogę na swoim i sprzeciwił się obmacywaniu w samochodzie. Znów zapytałam, czy nie zechciałby wejść do środka, ale grzecznie odmówił. Nie mogłam być zbytnio zawiedzona. W końcu podarował mi na pożegnanie jeden, wielki , wyśmienity pocałunek.
Kiedy nachylił się, obejmując mnie ramionami wokół tali, ja podniosłam się na palcach, zarzucając ręce na jego szyję. Nasze wargi spotkały się i jak zwykle poczułam tą iskrę zapalającą moje usta w żarliwe płomienie. To najwspanialsze uczucie na świecie i miałam nadzieję, że będzie trwało wiecznie za każdym razem, gdy się całujemy. Tym razem pocałunek poszedł nieco dalej. Wodził swoim językiem po mojej dolnej wardze. Otworzyłam usta specjalnie dla niego, dając lepszy dostęp. Przytrzymał mnie mocniej, podnosząc z ziemi. Chciałam go objąć nogami, ale ze względu na to, że nosiłam sukienkę, nie wyglądałoby to najkorzystniej. Z drugiej jednak strony pieściłam się ze swoim chłopakiem, tuż przed moimi drzwiami. Moje palce zaplątały się w jego włosach i oboje jęknęliśmy z przyjemności na to uczucie. Czekałam na to aż Edward zastygnie i postawi mnie z powrotem na moje stopy, życząc dobrej nocy, ale chwila nie nastała. Kontynuował pocałunek, póki potrzeba zaczerpnięcia powietrza stałą się nie do wytrzymania. Nawet wtedy, przytrzymywał mnie w uścisku, składając czułe pocałunki na twarzy i opierając swoje czoło na moim.
Nie wiem jak długo tak staliśmy, wpatrując się sobie w oczy. Wydawało się, że były to godziny, chodź tak naprawdę były to minuty. Chciałam rozszyfrować jego myśli na ten moment. Mogłam ujrzeć radość, pragnienie, żądzę, a może nawet wyrzuty sumienia i odrobinę smutku. Czy myślał tak samo wobec mnie, jak ja wobec niego? Czy widział radość , pożądanie, a może nawet miłość w moim spojrzeniu? Nawet nie wiedziałam czy mogę to już nazwać miłością, ale miałam pojęcie, że się w nim zakochuję.
Przybliżyłam swoją głowę do przodu, przyciskając lekko do niego usta. Wiedziałam, że to czas by iść i że muszę być tą pierwszą by powiedzieć do widzenia. Miałam pojęcie, że Edward walczy ze swoimi emocjami. Powinnam była robić tą samą rzecz . W końcu to była nasza druga randka, ale nie mogłam. Moje ciało nie chciało mnie puścić. Było zupełnie tak , jak gdybym ruszyła się choćby milimetr od niego, to już poczułabym stratę.
- W porządku, doktorku, myślę , że ta moja cierpliwość musi powrócić z powrotem do swojego pokoju zanim zrobi coś nieprzyzwoitego. Dziękuję za kolejną, wspaniałą noc – powiedziałam, całując go przelotnie, jeszcze raz. Potem zwolniłam swój uścisk z jego szyi , a on postawił mnie z powrotem na stopy. Wzięłam krok do tyłu.
-Cała przyjemność po mojej stronie, Bello. Zadzwonię do ciebie jutro, żeby opowiedzieć jak poszedł sobotni brunch z rodzinką. – Puścił do mnie oczko.
- Brzmi dobrze. Nie mogę się doczekać, aż zobaczę cię w poniedziałek. – Uśmiechnęłam się.
- Słodkich snów, piękna.
- Dobranoc, Edward. – Patrzyłam jak odchodzi i znika w dole schodów, zanim nie otworzyłam drzwi i weszłam do środka.
We środę, Edward napisał do mnie z pytaniem czy chcę się z nim spotkać na lunchu. Zdecydowaliśmy się na „Zoka Coffee Roaster & Tea Company”***, bo lokal znajdował się blisko naszych miejsc pracy.
Dotarłam na miejsce pierwsza i zamówiłam dwie kanapki z indykiem oraz mrożone herbaty, znajdując stolik. Pracownik przyniósł nasz posiłek w czasie, gdy Edward właśnie wszedł.
- Witam, śliczności – powiedział ciepło.
Przemknął do swojego siedzenia obok mnie i umieścił pocałunek na moich ustach. Miał na sobie zielone spodnie lekarskie, które pogłębiały jego spojrzenie. Moje kolana zmiękły pod widokiem.
- A dzień dobry, lekarzyno. – Uśmiechnęłam się. – Jak się dzisiaj masz?
- Eh. – wzruszył ramionami. – To był ciężki dzień, który zainicjował te nasze spotkanie. Naprawdę musiałem cię zobaczyć. – Westchnął.
Wyglądał na zmęczonego i miałam nadzieję, że nasze późne rozmowy nie wyciągały z niego zbyt dużo energii.
Musnęłam palcem jego wory pod oczami i przesunęłam rękę niżej, chwytając za policzek.
- Chcesz o tym pogadać? – zapytałam, oferując słaby uśmiech.
- Nie, nie chcę zrujnować naszego lunchu, rozmawiając o moich problemach – powiedział, fundując mi swój firmowy uśmiech. Wziął moją rękę w jego, ucałował dłoń i umieścił ją na swoich kolanach. – Ale dziękuję za propozycję.
Wywróciłam oczami. – Edwardzie, przecież od tego są właśnie pary. Jeżeli masz zły dzień, powinieneś mi o nim opowiedzieć. Chcę wiedzieć co się z tobą dzieje.
- Jestem po prostu zestresowany. W szpitalu jest tyle pielęgniarek, które nie wiedzą, co to znaczy nie – wspomniał, biorąc kęs kanapki.
Co? Jakieś ździry podrywają mojego chłopa? Myślę, że muszę kiedyś złożyć doktorkowi dogłębną wizytę w czasie pracy.
- No wiesz, mogłabym ci zawsze dopomóc, waląc prawdą bezpośrednio między oczy – zaproponowałam, mrugając.
- Dzięki, kochanie. Mogę skorzystać. Jak minął twój dzień?
- Nie był tak obfitujący w wydarzenia, jak twój najwyraźniej. Z drugiej jednak strony, jeden z chłopców przyniósł mi dzisiejszego ranka bukiet kwiatów, gdy byliśmy na zewnątrz. Najśmieszniejsze było to, że błoto i korzenie dostałam gratis. Potem rzucił mnie dla Alexis.
- Najwyraźniej mam kompetycję od czterolatka. – Przytaknął głową ze złowieszczym uśmieszkiem. – Będę musiał się nim zająć później.
- Chris niestety ma pecha, bo lubię starszych facetów.
- Jak bardzo starszych? Czy mówimy tu o dziesięciu, piętnastu latach? No bo ja jestem tylko trzy lata starszy…
- Na twoją korzyść, panie Cullen, trójeczka wydaje się byś magicznym numerkiem – powiedziałam, nachylając się do niego.
- Szczęście nie ma nic do tego. Gdyby różnica była większa, po prostu musiałbym pomóc ci zmienić zdanie. – Posłał mi seksowny uśmieszek, a potem podarował kolejnego buziaka.
- Mmm, myślę, że powinniśmy umawiać się na te lunche znacznie częściej.
- Muszę się z tobą zgodzić. Nie wiem dlaczego nie pomyślałem o tym wcześniej.
Ponieważ mieliśmy mniej niż godzinę, zjedliśmy nasze kanapki, wypiliśmy napoje i porozmawialiśmy trochę o dzieciństwie.
Opowiedziałam Edwardowi o lekcjach tańca, na które zapisała mnie moja matka. O tym jak wielką stratą pieniędzy był cały eksperyment. Był zgięty w pół i pochłonięty śmiechem, gdy mówiłam mu o wiosennym recitalu tańca. Kopałam, albo przewracałam wszystkie dziewczęta, oczywiście kompletnie z przypadku. Na koniec przedstawienia pojawiały się cykające świerszcze. Stałam na scenie zupełnie sama, kompletnie zburaczona. Chciałam uciec, ale moje małe nóżki ruszały z miejsca. Wszystkie pozostałe dziewczynki leżały na podłodze, płacząc, a garstka z nich posyłała mi śmiertelne spojrzenia. Wtedy na estradzie zjawiło się morze matek, sprawdzających stan swoich córek. Miałam pięć lat.
Kiedy już w końcu przestał się śmiać, opowiedział mi o swoim muzycznym talencie.
- Mama powiedziała mi, że byłem fortepianowym geniuszem. Wysłałaby mnie pewnie do Julliardu, gdyby mogła zdzierżyć kontakt na odległość. Nic mnie to nie obchodziło, jeżeli miałem możliwość grania. – Wzruszył ramionami.
- Czy wciąż sobie pogrywasz?
- Czasami, kiedy jestem u rodziców, mama prosi mnie żebym ją zabawił swoim występem. Moje serce po prostu przestało to czuć. Tanya kochała mnie słuchać. Zmuszała mnie bym grał dla niej każdej nocy, kiedy była w ciąży z Alexis. – Zauważyłam, jak uśmiechnięte oczy Edwarda, zaszły na chwilę smutkiem, gdy wspominał o swojej byłej małżonce.
Czy nie pośpieszamy zbytnio wszystkiego? Czy on nie jest jeszcze gotowy? Czy kiedykolwiek mu przejdzie, czy też może ona zawsze będzie powracać do jego myśli? To ona była jego pierwszą miłością i matką jego dziecka, to chyba oczywiste, że na zawsze tam pozostanie. Czy gdyby chciał przestać i pozostać przyjaciółmi, czy byłabym gotowa to zaakceptować?
Instynktownie, smagnęłam się ręką po czole, mamrocząc o własnej głupocie.
- Bello, dlaczego uderzasz samą siebie? – spytał, próbując powstrzymać śmiech.
- Um, nie jestem pewna. Moja dłoń tak jakby sama się poruszyła – odrzekłam. Unikałam kontaktu wzrokowego, kompletnie zawstydzona własnym zachowaniem.
- Zawsze mnie zachwycasz, Isabello Swan.
- Tak, to ja, Isabella Swan. Nieustannie zaskakująca ludzi, robiąc nieoczekiwane rzeczy – wymamrotałam. Włożyłam dolną wargę między zęby.
- Przestań się gryźć w usta, Bello – nakazał, przeciągając palcem po mojej wardze. – Skrzywdzisz siebie, sprawisz, że zacznie krwawić, a wtedy będzie cię bolało przy moim pocałunku. Nie chcę, żeby coś nam stało na przeszkodzie. – Uśmiechnął sie zadziornie. – Załapałaś to? – zapytał, chwytając mnie za policzek. Przesunął kciukiem po mojej dolnej wardze.
- Tak, załapałam. – Mruknęłam.
(Beep, beep, beep)
- Kurdę – przeklął Edward.
Uwolnił moją dłoń z uścisku I wyjął pager ze spodni. Spojrzał na niego smutno i skierował swoją uwagę z powrotem na mnie.
- Muszę lecieć, ale nie chcę w ten sposób zostawiać naszej rozmowy.
- Nie, w porządku. Robota wzywa. – Uśmiechnęłam się. – Nie mogę być na ciebie zła, o taką błahostkę. To tylko jedna z kolejnych rzeczy jaką w panu kocham, doktorze Cullen.
- Bello, mówię poważnie. Chcę to dokończyć później. – Chwycił moją dłoń, ściskając ją. – Coś się dzieje w tej twojej malutkiej główce, a ja chcę wiedzieć, co to konkretnie może być. – Ucałował moje czoło i przybliżył bliżej do siebie. Puściłam jego dłoń i owinęłam palce wokół wspaniałej, męskiej talii. Przytuliłam się do jego piersi, wdychając mydlany zapach Irish Spring****.
Kocham fakt, że nie nosi na sobie wody kolońskiej do pracy.
- Widzimy się koło siódmej. Przekaż Lexi wielkiego przytulasa ode mnie – wymruczał. Poczułam jak ściska mnie jeszcze mocniej.
- Tak zrobię. Miłej reszty dnia, doktorku – powiedziałam. Podniosłam głowę, spoglądając mu w oczy.
- Tobie również, piękna.
Nachylił się, przyciskając swoje usta do moich. Myślałam, że to będzie tylko słodki buziaczek na pożegnania, ale on mnie zaskoczył. Przytrzymywał mnie sowim ramieniem wokół talii, a druga ręką przybliżała moją twarz do jego. Czułam, jak rozpływam się w jego objęciach, czułam się po prostu jak w domu.
Czy wyczuł moje myśli z wcześniej? Czy próbuje odpowiedzieć na moje pytania? Cokolwiek to jest, biorę.
Odsunął swoje usta zbyt wcześnie i zaskomlałam na stratę.
- Cześć, śliczności. Jedź bezpiecznie.
Pocałował mnie w czoło i puścił wolno.
- Do widzenia, Edwardzie. – Uśmiechnęłam się,
Patrzyłam, jak przeszedzi przez ulicę, wsiada do samochodu i odjeżdża.
Mam nadzieję, że zapomni o tej rozmowie. Nie chcę, żeby wiedział o mojej niepewności w naszym związku.
Poczułam ulgę, gdy Esme przyjechała odebrać Alexis o szóstej. Dała mi znać, iż Edward utknął z pracą papierkową tej nocy. Byłam zawiedziona, ze go nie zobaczę, ale jednocześnie szczęśliwa, że nie będziemy musieli rozmawiać.
Nie jestem nawet pewna, jak dużo zdołałalibyśmy sobie powiedzieć z Alexis w pokoju. Staraliśmy się zachowywać w mojej pracy profesjonalnie. Nigdy nie całujemy się, ani ściskamy, gdy podrzuca córkę z rana. Jeśli Alexis jest ostatnim dzieckiem w przedszkolu, wtedy razem z Edwardem odprowadzają mnie do samochodu, gdzie szybko sie całujemy, ściskami i mówimy sobie dowidzenia.
Parę minut po siódmej wyłączyłam wszystkie światła, złapałam za swoje rzeczy i ruszyłam do wyjścia. Zamykałam drzwi, kiedy usłyszałam za sobą kroki, z każdą chwilą coraz głośniejsze. Mogłam poczuć, jak serce łopocze mi w klatce piersiowej, a oddech przyspiesza w strachu. Było już późno, a wokół ani żywej duszy.
Poczułam, jak moje włosy są przesuwane na bok szyi, a osoba za mną całuje nowo wyeksponowaną skórę. Wdychając powietrze, moje ciało momentalnie się zrelaksowało, kiedy nozdrza wyczuły ulubiony, świeży zapach.
- Witaj, piękna.


*- Wysokiej klasy, amerykański sklep meblowy: [link widoczny dla zalogowanych]
**- posiłek stanowiący połączenie śniadania z obiadem
***- Taka sobie kawiarnia Wink : [link widoczny dla zalogowanych]
****- Już wspominałam o tym mydełku: [link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez windy dreams dnia Śro 20:22, 29 Wrz 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
zawasia
Dobry wampir



Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D

PostWysłany: Śro 21:29, 29 Wrz 2010 Powrót do góry

nawet nie myśl o tym, żeby przestac kontynuowac
nawet nie zdajesz sobie sprawy jaką radośc przynosi mi każdy nowy rozdział
czekałam 4 miesiące na nowy i opłacało się
uwielbiam to opowiadanie jest takie słodkie, tylko szkoda, że krótkie, ale to nie ważne, bo nadzieja jest, że jak napisałaś piaty rozdział i powróciłaś to będą i następne
pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin