FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Opowieść Bree [M] 05.07.2010 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
new life
Zły wampir



Dołączył: 13 Sie 2008
Posty: 489
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 31 razy
Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Pon 18:07, 05 Lip 2010 Powrót do góry

Witam Very Happy Na wstępie chciałabym zaznaczyć, że pierwszy raz pokazuję moją małą pracę, zawsze czytałam, lecz jeszcze nigdy sama nie ośmieliłam się wstawić swojej miniaturki. Jakiś czas temu, CoCo, namówiła mnie abym wzięła udział w konkursie na stronie [link widoczny dla zalogowanych]l , opisującym dalsze losy Bree Tanner. Przekonuwała mnie abym opublikowała moją pracę na forum, lecz ja zgodziłam się, ale dopiero po wynikach. I o to właśnie one się pojawiły. "Opowieść Bree" dostała wyróżnienie, dlatego chciałabym Was zaprosić do przeczytania tej krótkiej opowieści.
Mam nadzieję, że Wam się spodoba.

beta: CoCo

Opowieść Bree

Biegłam, nie patrząc, dokąd zmierzam, biegłam, uciekając od nich, od niej. Wciąż w moich myślach czaiły się te oczy, słodki, piękny uśmiech pojawiający się na jej twarzy. I myśl porażki, jaką odniosłam, nie dawała mi spokoju, dając tym samym jej wygraną. Jednak planowałam zemstę, musiałam tam wrócić nawet wtedy, kiedy będą na mnie czekać. Byłam wdzięczna doktorowi, że wstawił się za mną, jednak ciągle czułam w sobie ślady Jane i Felixa, którzy próbowali mnie zabić. Nienawidziłam tych, którzy mnie skrzywdzili, zabili mnie, zatrzymali moje serce i chociaż wciąż żyłam - nie byłam już sobą. Wampir, którym się stałam, pragnął krwi, ludzkiej krwi.
Dotarłam do szosy i patrzyłam na mijające mnie samochody. Czarne włosy były w nieładzie, dlatego delikatnie poprawiłam je rękami. Późną i cichą noc zakłócał ryk nadjeżdżających samochodów. Wokół roznosił się zapach wilków, sprawiając, że zaprzestałam oddychania. Męczyło mnie to ciało, tym kim się stałam, bo pragnęłam swojego starego, tak lekkiego i kruchego, którego pożądało tak wielu mężczyzn.
Zauważyłam zbliżającą się ciężarówkę, dlatego poprawiłam ubranie i machnęłam kilkakrotnie dłonią. Nie pomyliłam się. Zazwyczaj mężczyźni zatrzymują się na jezdni, podwożąc tak młode autostopowiczki.
- Dobry wieczór – powiedziałam, witając się z kierowcą.
Starszy mężczyzna, około pięćdziesiątki, uśmiechał się do mnie, lustrując dokładnie moje ciało. Znałam jego myśli, często tak się na mnie patrzono.
- Dobry wieczór, młoda damo – uśmiechnął się, pokazując żółte zęby, zaciągając się jednocześnie papierosem. – Dokąd, dziecino, cię podwieźć?
- Do Seattle – odpowiedziałam, zaczerpując powietrza, wchłaniając zapach jego krwi. Ciągle był uśmiechnięty, jakby myślał, że jestem zwykłą, zupełnie bezbronną szesnastoletnią dziewczyną. Jakże się mylił.
- Wiesz co, chyba mamy problem – stwierdził, patrząc się na licznik.
- Tak, jaki?
- Musimy się zatrzymać, mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko? – Naiwniak myślał, że się niczego nie domyślam.
- Oczywiście – uśmiechnęłam się, rozsiadając wygodnie na siedzeniu. Po chwili zatrzymaliśmy się i skręciliśmy w nieznaną mi uliczkę.
- Wjedziemy tutaj i nie będziemy robić nikomu przeszkody na drodze. – Fakt, ciężarówka była duża, co nie znaczyło, że musieliśmy tak daleko się zapuszczać.
- Jasne. – Zatrzasnął drzwiczki, wychodząc na zewnątrz. Byłam ciekawa, co robi, chciałam zobaczyć tę sławną usterkę, jednak ulepszony słuch bardzo dużo mi pomagał. Słyszałam każde dotknięcie silnika, zgrzyt narzędzi. I mimo tak ważnej usterki, nie napracował się dużo, prawie w ogóle. Uświadomiłam sobie, że kieruje się w moją stronę. Wiedząc, że zaraz otworzy moje drzwiczki, uprzedziłam go.
- Pomóc? – Zdziwienie malowało się na jego twarzy.
- Tak, jeśli możesz.
Wyskoczyłam z pojazdu, nie robiąc przy tym dużego hałasu. Praktycznie nie było słychać moich kroków, kiedy razem okrążaliśmy samochód. Już na samym początku dał mi do potrzymania różne narzędzia, które mimo wyglądu ważyły niewiele. Posprawdzał kilka rzeczy i zamknął kabinę. Odłożyłam trzymane narzędzia, kiedy wyczułam, że zaraz mnie dotknie.
- Mamy trochę czasu, do Seattle jeszcze kawałek drogi, a ja tak dawno nie miałem kobiety – usłyszałam odrażający głos przy swoim uchu. Na sam jego dźwięk robiło mi się niedobrze, ale zapach jego krwi przyciągał mnie do mężczyzny.
Odepchnęłam go delikatnie, co wyglądało na niewinną zabawę, chociaż nie zdawał sobie sprawy, że to właśnie on jest ofiarą, nie ja. Kokieteryjnie uśmiechnęłam się do niego, uciekając przed ponownym dotykiem.
- Widzę, że lubisz ostrzejsze zabawy. – Rozpromienił się, nie kryjąc swojego uzębienia. – Ja też tak lubię. No, chodź – poprosił.
I poszłam, a raczej skoczyłam, rozszarpując jego ubrania, powalając na ziemi. Otworzył szeroko oczy, uświadamiając sobie, że ta niewinna szesnastolatka nie jest taka bezbronna.
- Co ty… - Nie dokończył, bo wpiłam się w jego szyję.
Szarpał się, krzyczał. Jego ruchy w moich oczach stawały się coraz wolniejsze, co z miłym zachwytem starałam się obserwować. Było to dla mnie nowe i dziwne doświadczenie. Przez to straciłam na chwilę uwagę. Udało mu się wyrwać. Zaczął biec, uciekać. Ręką starał się zatamować krew wylewającą się szyi. Przez to stawał się dla mnie jeszcze bardziej apetyczny. Nie było już odwrotu. Potykał się o gałęzie, wystające korzenie, których nie widział. W przeciwieństwie do mnie. Każdy szczegół i rysa były dla mnie teraz bardziej widoczne. Jego postać leniwie ruszała się po lesie. Nie musiałam biec, aby go dogonić. Trochę więcej wysiłku, a znalazłam się przed nim. Krzyknął. Echo rozeszło się po pustym lesie, na co mój słuch wychwycił każdą tonację jego głosu. Wystarczył jeden skok i stanęłam przed nim. Ręką odchyliłam głowę mężczyzny, umożliwiając sobie dostęp do żył. Krew trysnęła z jego szyi, na co kły samoczynnie zaostrzyły się, przygotowując do ataku. Brałam, ile mogłam, wypróżniając go do ostatniej kropli krwi. Ciało bezwładnie opadło na trawę, kiedy podniosłam się, wycierając krew o rękaw, zostawiając czerwony ślad. Nie czułam już pragnienia, zamiast tego miałam siłę. Zaczęłam biec, mijając drzewa, mogłam spokojnie wyprzedzać samochody, a kierowcy nawet by tego nie zauważyli. Kiedy spostrzegłam światła latarni, coraz więcej ludzi wokół, wiedziałam już, że jestem na miejscu. Seattle. Powróciłam do poprzedniego tempa, poruszając się tak jak zwykli ludzie. Mijając przechodniów, słyszałam przyspieszone bicia ich serc, spowodowane moim widokiem. Cała we krwi, skręciłam w jedną z nieoświetlonych uliczek, gdzie w śmietniku poszukałam jakiegoś nakrycia. I znalazłam. Stary i o wiele za duży płaszcz, który okrywał dokładnie moje ubranie. Szczelnie się nim opatuliłam, wychodząc na ulicę.
Mijałam sklepy, kolejne osiedla. Obce osoby patrzyły się na mnie dziwnym wzrokiem, a ja poczułam coś, czego nigdy nie odczuwałam. Samotność. Radość z bycia kimś lepszym, innym, szybko minęła, kiedy uświadomiłam sobie, że nie znałam nikogo takiego, jak ja. Patrzyłam na przechodniów, młode pary, zakochane, szczęśliwe. Uciekałam wzrokiem, chowałam się przed nimi. Płaszcz ułatwiał mi zadanie. Przemierzałam kolejne uliczki, kiedy moje nogi zatrzymały się. Przede mną stał znajomy dom, mój dom.
Chciałam zapłakać, lecz nie mogłam. To kolejna niespodziewana cecha bycia wampirem. Wspomnienia napływały szybkim tempem, czego nie dało się powstrzymać. Zdałam sobie sprawę z tego, że teraz pamiętałam wszystko wyraźniej. Twarze, wydarzenia. Zdawało się, jakbym to właśnie przeżywała. Już miałam iść dalej, kiedy światło na ganku zostało zapalone. Instynktownie schowałam się za krzaki, jednocześnie ukradkiem spoglądając na dom. Wtedy go zauważyłam.
Tony’ego, mój chłopak, z którym spotykałam się już ponad dwa lata. Mimowolnie na mojej twarzy pojawił się uśmiech, kiedy wspomnienia napływały, a ja przypominałam sobie wspólnie spędzone chwile. Miał tę samą skórzaną kurtkę, którą razem kupowaliśmy, moją ulubioną. Już miałam do niego biec, przytulić się, jednak to, co zobaczyłam, sprawiło, że moje ciało nie mogło się ruszyć. Kiedy myślałam, że będzie już odchodził, Tony odwrócił się z uśmiechem w kierunku mojej siostry.
- Dziękuję za miły wieczór, kochanie – usłyszałam tak dobrze, jakbym sama znajdowała się koło niego.
A potem pocałował ją, długo i namiętnie. Dopiero teraz spostrzegłam, że Susan, moja siostra, miała na sobie jedynie różowy, skąpy szlafrok.
- Może w końcu jej powiesz? – zapytała. – Mam dość ciągłego ukrywania się. - Tony uśmiechnął się, pokazując swoje równe białe zęby, a uroczy dołeczek pokazał się na jego prawym policzku.
- Jak tylko wróci, kochanie. Będę musiał być delikatny, a chyba nie chcesz, aby twoja siostrzyczka czuła się zraniona? – zapytał udawanym, zatroskanym głosem.
- Oczywiście, że nie, w końcu to moja siostra. – Powiedziawszy to, oboje wybuchli głośnym śmiechem.
Nie wiem, co się stało, ale czułam ogień. Jakby jad ponownie roznoszący się po moim ciele. Palce zacisnęły się w pięść, a kły zahaczyły o dolną wargę, kiedy usłyszałam ich czułe słówka. Zbliżyłam się do nich, ponownie chowając się w krzakach znajdujących się w ogródku.
- Słyszałeś? – zapytała.
- Co takiego? – Oderwał się od jej ust, rozglądając się wokół. – Niczego tam nie ma.
- Naprawdę wydawało mi się, że coś słyszałam – zapewniła.
- Może to był kot albo wiatr coś zrzucił, tutaj nikogo nie ma – uśmiechnął się, powracając do jej ciała, ręką dotykając pośladków.
- Może masz rację, stałam się przewrażliwiona. – Pocałowała go na pożegnanie. – Idź już, bo jeszcze Bree wróci i nas zobaczy.
- Ok, ale jutro, jeśli jej nie będzie, daj znać. – Puścił oko, pokazując chytry uśmieszek.
- Dobrze, głuptasie, odezwę się – uśmiechnęła się promiennie.
Chwilę potem już go nie było, poprawił kaptur i założył go na głowę, następnie ruszył do domu. Susan, po zamknięciu drzwi, skierowała się na piętro, gdzie znajdowały się nasze pokoje. Słyszałam odkręcany kran oraz wpływającą wodę do wanny. Upewniwszy się, że już zatopiła się w gorącej kąpieli, ruszyłam do drzwi. Otworzyłam je, znajdując się tym samym w środku. Nic się nie zmieniło. Wszystkie rzeczy były na swoim miejscu, w powietrzu unosił się znajomy zapach jaśminu. Zrzucając brudny płaszcz, ruszyłam spokojnym krokiem na górę, skąd dochodziły dźwięki śpiewu mojej siostry. Zawsze, kiedy była z czegoś zadowolona, szczęśliwa, śpiewała. I chociaż nie miała za grosz talentu, każdy musiał znosić jej piski, mimo że niejednokrotnie uświadamiałam jej brak talentu.
Pokonawszy ostatni stopień, zauważyłam światło wydostające się z łazienki, gdzie drzwi były lekko uchylone. Zbliżając się coraz bardziej, mój słuch przeżywał jeszcze większe katusze. Wolałabym teraz w ogóle go stracić, lecz nie mogłam. Podeszłam do łazienki i ręką odchyliłam do końca drzwi, mając idealny widok na całe pomieszczenie. Para unosząca się z wanny rozniosła się po całej łazience, sprawiając, że zrobiło się duszno. Już po wejściu, zamknęłam drzwi i skierowałam się do wanny. Susan nawet nie zauważyła mojej obecności, mimo że poruszałam się jak normalny człowiek. Tak jak mogłam się tego spodziewać, w uszach miała słuchawki, naśladując śpiew piosenki wydobywającej się z iPoda znajdującego się na półce koło wanny. Podeszłam tak blisko, abym mogła rzucić na nią swój cień, zasłaniając dostęp światła. Tym razem mnie spostrzegła. Zaniepokojona otworzyła oczy, lustrując moją postać.
- Bree? – Przestraszyła się, kiedy zbliżyłam się do niej, zdając sobie sprawę z własnego wyglądu. – Bree? – krzyknęła, wyjmując słuchawki z uszu. – Ależ mnie przestraszyłaś.
- Drzwi były otwarte, dlatego weszłam. Pukałam, ale nie słyszałaś – skłamałam.
- Jak ty wyglądasz? – zapytała, ignorując moje wyjaśnienie. – Idź się przebrać, a po drodze podałabyś mi szlafrok. – Spojrzałam na pralkę, gdzie znajdował się znajomy, różowy szlafrok.
Kiedy wzięłam go do ręki, poczułam znajomy zapach. Perfumy Tony’ego, które razem miesiąc temu kupowaliśmy.
- Hm, poznaję te perfumy, Tony tu był? – zapytałam, delektując się odgłosem jej bijącego i zdenerwowanego serca, kiedy usłyszała moje pytanie. Polubiłam nową wersję siebie..
- No był – Głos jej zadrżał – ale dawno temu, przyszedł cię odwiedzić.
- I dlatego twój szlafrok jest cały w jego perfumach? – Odwróciłam się do niej, sprawiając, że dokładnie przyjrzała się moim oczom. O tak, teraz zauważyła.
- Bree, co ci się stało z tęczówkami? Są takie… czerwone. – Przestraszyła się, przesuwając się jak najdalej w wannie, kiedy kierowałam się w jej kierunku. – Bree, proszę, to nie tak.
- Nie tak? To wyjaśnij mi to – rozkazałam, opierając zimną dłoń na krawędzi wanny. – No, słucham! – krzyknęłam, czując pojawiające się kły.
- Bree, nie strasz mnie i zdejmij te soczewki – poprosiła, a w oczach pojawił się strach.
- To nie soczewki, Susan, a to – Pokazałam wystające kły – nie sztuczna szczęka.
- Bree! – wrzasnęła, kiedy moja ręka zacisnęła się na jej szyi.
Starała się wyrwać, chlapiąc przy tym wodą. Wyciągnęłam ją z wanny, coraz mocniej zaciskając się na jej gardle.
- Bree – wydyszała, starając się zaczerpnąć jakikolwiek oddech.
Jednak ja nie reagowałam. Uczucia do tej kobiety, które kiedyś były, zniknęły, a w oczach pojawił się głód. Bestia wróciła. Przybliżyłam jej ciało do siebie, wsłuchując w szybki rytm serca, krążącą krew w żyłach, która kusiła, aby jej skosztować.
- Podobno jesteś moją siostrą, a odbierasz mi faceta! Tak się nie robi – krzyknęłam jej w twarz, kiedy z braku oddechu traciła przytomność.
Byłam na tyle silna, aby rzucić gołe ciało o ścianę, gdzie tylko odbiło się z hukiem, lądując na zimnej posadzce. Szybko, aby ludzkie oko nie mogło tego zarejestrować, znalazłam się przy niej, odchylając na bok głową, mając lepszy dostęp do szyi. Nie śpieszyłam się, miałam czas.
- Widzę, że popełniliśmy błąd puszczając cię wolno? – usłyszałam głos za swoimi plecami, pochodzący od strony drzwi.
Odwróciłam się zupełnie zaskoczona tym, że udało się komuś do mnie podejść zupełnie bezszelestnie. To była ona, mała, drobna dziewczynka o oczach przypominających ogień, włosach o odcieniu słońca, twarzy pozbawionej jakichkolwiek uczuć.
- Jane? – zapytałam, chociaż doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że nie musiałam pytać.
I wtedy poczułam znajomy ból. Ponownie to robiła, zabijając mnie od środka. Chociaż nie dotykała ciała, była we mnie, panosząc się w środku i raniąc. Jednak niespodziewanie wszystko zniknęło, wycofała się.
- Bree? – usłyszałam, kiedy otrząsnęłam się po jej ataku. – Mamy dla ciebie propozycję.
- Tak? – zapytałam, podnosząc się z podłogi.
- Domyślam się, że masz nieuregulowane sprawy z pewną śmiertelniczką? – Wiedziałam, o kogo jej chodzi, jednak był to nieosiągalny cel.
- Bella – powiedziałam przez zaciśnięte zęby.
- Tak, nasza cudowna Bella. Teraz spędza upojne chwile ze swoim Edwardem, a ciebie – Weszła do łazienki, stając nad ciałem mojej siostry – zostawili samą, zagubioną. – Przeciągnęła palcem po moich ustach, ciągle zaplamionych krwią.
- Czego ode mnie chcesz? – Odchyliłam głowę, uciekając od jej dotyku. – Co cię tu sprowadza? – zapytałam. – Bo chyba nie pofatygowałaś się tylko dlatego, żeby mnie zabić.
- Nie. – Niewinny uśmiech pojawił się na jej twarzy. – Nie tylko dlatego. Mamy pewien plan, aby Alice i Edward przyłączyli się do nas, bo z nimi będziemy niepokonani.
- Rozumiem, ale co z Bellą? Cały czas przebywa z Edwardem.
- Tak, dlatego to jest twoje zadanie, a my ci to umożliwimy.
- Dlaczego? – zapytałam. – Dlaczego tak ci na tym zależy?
- Zapamiętaj sobie, nikt nie będzie lepszy ode mnie, a tym bardziej odporny na moją moc. Nie pozwolę, aby jakaś śmiertelniczka ze mnie drwiła. – Spojrzała na mnie. - Więc jak, Bree, przyłączasz się?
Wiedziałam, że to moja jedyna szansa, aby zranić ich tak, jak oni mnie. Aby zranić ją. Jedyne czego pragnęłam, to była zemsta.
- Tak. – Kiedy te słowo uwolniło się z moich ust, obydwie wybuchłyśmy śmiechem.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez new life dnia Pon 18:43, 05 Lip 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin